6 minute read

DZIECI SYBERYJSKIE (cz. 3)

Polski Komitet Ratunkowy formalnie powstał 16 września 1919 roku we Władywostoku. Początkowo finanse miały opierać się na wpłatach prywatnych. Nie były one jednak wystarczające. Z tego powodu komitet zwracał się o pomoc finansową, na przykład do grup polonijnych w Stanach Zjednoczonych. Wyznawali zasadę, że pomoc humanitarna jest wolna od działań politycznych. Szybko odcięli się od organizacji działających w obrębie wspomnianych tematów, jednocześnie nawiązując jak najszersze kontakty wśród społeczności lokalnych. Polski Komitet Ratunkowy skupił się na działaniach w sferze socjalnej, kulturalnej i opieki wychowawczej, głównie wydawali posiłki, produkty długiego terminu czy odzież. Pomagali w kwestiach mieszkaniowych, znalezieniu pracy czy pomocy medycznej, organizowali ośrodki nauczania oraz grupy harcerskie. Nie było to wystarczające, a sytuacja – szczególnie dzieci – pozostawała dramatyczna. Jeszcze w 1924 roku, mimo doraźnej pomocy komitetu, w gazetach można było znaleźć ogłoszenia o poszukiwaniu czasowego schronienia dla maluchów.

Treść ogłoszenia w „Tygodniku Polskim”, 1924 r. Źródło: mbc.cyfrowemazowsze.pl

Polski Komitet Ratunkowy zdecydował się na pomoc przede wszystkim dzieciom – sieroty wojenne lub żyjące w skrajnym ubóstwie. Zdecydowano o organizacji ucieczki do Polski. Na przełomie 1919 i 1920 roku nie było możliwości przejazdu drogą lądową między Syberią, a Polską. Początkowo zaplanowano wyprawę drogą morską do Stanów Zjednoczonych. Dzieci miały tam uczęszczać do szkoły, wrócić do sprawności fizycznej, a następnie pojechać do ojczyzny. Pomysł ten został poparty przez pełnomocnika Czerwonego Krzyża z USA. Niestety Polski Czerwony Krzyż chciał odsunąć zarządzanie komitetem przez Annę Bielkiewicz, zaczęto nawet kierować oskarżenia o defraudacje pieniędzy w ich stronę. Kontrole nie wykazały żadnych nieprawidłowości, ale Bielkiewicz postanowiła przenieść działalność do Japonii oraz odciąć się od Czerwonego Krzyża już w lipcu 1920 roku. Komitet pozostał samodzielnym bytem.

W latach 1919-1923 komitet doprowadził do trzech udanych akcji ewakuacyjnych z Syberii i Mandżurii do Polski. Każda z nich była przeprowadzona drogą morską, a finał tych podróży był w Wejherowie. Pierwsza z akcji rozpoczęła się podróżą Jakóbkiewicza z Władywostoku do Irkucka, w związku z wojną trwającą na tamtych terenach dojechał przez Harbin do Czyty. Zebrał grupkę 60 dzieci w ciężkiej sytuacji życiowej i trafił z nimi do wili Edwarda i Bronisława Sienkiewiczów, która znajdowała się w Sedance pod Władywostokiem. Tam dzieci podzielono na grupy wiekowe i objęto opieką szkolno-wychowawczą. Nauczyciele skupiali się głównie na opanowaniu przez podopiecznych umiejętności czytania i pisania w języku polskim. Połowę kosztów działalności ośrodka ostatecznie pokrył ówczesny polski rząd, swój wkład finansowy i organizacyjny miała również francuska misja wojskowa.

Bielkiewicz rozpoczęła poszukiwania finansowania w Chinach oraz Japonii. W drugim z tych krajów uzyskała zapewnienie o kompleksowej pomocy japońskiego Czerwonego Krzyża, a MSZ Japonii wydało w sprawie pomocy specjalny dokument. Jakóbkiewicz z kolei udał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie uzyskał gwarancje przyjęcia oraz późniejszego przetransportowania około 300 dzieci przez polską organizację. Podczas trzech akcji, które trwały przez 4 lata, łącznie ewakuowano około 880 dzieci. Pierwszy oraz drugi transport trafił drogą morską do Japonii. Najpóźniejszy z nich był już w stanie przejechać koleją do Moskwy, a następnie do granicy z Polską.

Najbardziej medialnym i spektakularnym wyjazdem był pierwszy z nich. Japończycy witali przybyszów, obdarowywali ich upominkami czy słodyczami. Po zejściu ze statków odśpiewano hymn Polski oraz Japonii. Dzieci zostały przyjęte w ośrodku Fukudenkai w Tokio. Nie tylko powitanie było tak ciepłe. Dzieci były bardzo często odwiedzane przez Tokijczyków, którzy zalewali ich przeróżnymi prezentami. Każdy chciał przyczynić się jakkolwiek do pomocy. Bogatsze dzieci widząc stan rówieśników potrafiły zdjąć część ze swoich ubrań i je podarować, a nastoletnie arystokratki chodziły 3 razy w tygodniu pomagać w praniu.

Zdjęcie towarzyszące konkursowi Trudne drogi dzieci syberyjskich do Polski (1919–1923). Źródło: manggha.pl

Bezprecedensowym wydarzeniem była wizyta cesarzowej Japonii. Jedno z dzieci syberyjskich w swoich wspomnieniach opisuje, że pamięta jak po ogłoszeniu wizyty, wszyscy w ośrodku zaczęli uczyć się hymnu Japonii. Po upływie kilkudziesięciu lat, dalej go pamięta.

Audiencja rozpoczęła się 6 kwietnia 1921 roku. Główna część rozpoczęła się, gdy po wstępnych powitaniach każdy stanął na zaplanowanym dla siebie miejscu. Według japońskiej tradycji między cesarzową, a resztą osób powinien być zachowany dystans około 30-40 metrów. Kolejną z zasad jest to, że nie może wypowiedzieć podczas takich spotkań ani słowa. Jednak gdy zobaczyła dzieci, dała znak, aby podeszły bliżej. Po paru krokach dalej były daleko. Cesarzowa przemówiła, żeby podeszły jeszcze bliżej. Panowała konsternacja wśród wszystkich zebranych. Ostatecznie dzieci podeszły bardzo blisko, zaśpiewały hymn Japonii, później Polski. Cesarzowa wysłuchała i przemówiła ponownie. Pragnęła zobaczyć najmłodsze z dzieci w ośrodku. Zdumieni urzędnicy nie wiedzieli, co mają zrobić. Cesarzowa sama wstała i podeszła do Bielkiewicz, pytając o najmłodsze z dzieci. Bielkiewicz odpowiadała w języku francuskim, co było od razu tłumaczone dla Cesarzowej. Przyprowadzono 3 letnią dziewczynkę. Cesarzowa położyła na głowie dziecka ręce oraz zaczęła je głaskać. Odchodząc od niego, spojrzała jeszcze raz na zebrane dzieci i zwróciła się do Bielkiewicz z życzeniami pomyślności i nadziei zdrowia dla tych dzieci. Powiedziała, że sama będzie monitorować ową sytuację, a Polka podziękowała za całą pomoc i zapewniła o swoim poświęceniu dla sprawy. Cesarzowa przed tym spotkaniem nigdy nie spotkała się z dziećmi z innego kraju.

Opisując ośrodek, należy wspomnieć o tragicznej historii z tamtych lat. Jedna z grup przybyłych do Japonii padła ofiarą tyfusu. Wśród personelu zajmującego się dziećmi, gdy te potrzebowały hospitalizacji była pielęgniarka Fumi Matsuzawa. Niestety po kontakcie z dziećmi sama zachorowała, a parę dni później zmarła. „Echo Dalekiego Wschodu” wspominało ją jako siostrę miłosierdzia i jedną z bohaterek naszego narodu.

W 1922 roku list z podziękowaniami do Cesarzowej za pomoc w uratowaniu dzieci syberyjskich wysłał Naczelnik Państwa, Józef Piłsudski. W jego treści możemy wyczytać między innymi, cytat:

„To dzięki temu, że otrzymały tak wielką pomoc ze strony Waszego rządu i Japońskiego Czerwonego Krzyża, dzieci te mogły powrócić do swojej ojczyzny. W imieniu swoim i całego polskiego narodu chciałbym wyrazić głębokie uznanie i podziękowanie dla Jego Cesarskiej Mości i jej Wysokości Cesarzowej.

Szczerze oddany Jego Cesarskiej Mości J. Piłsudski” (1).

Losy dzieci po trafieniu do Polski były różne. Część została odebrana przez rodziny, ale zdecydowana większość trafiła do sierocińców w całej Polsce. Niektóre z tych zakładów były w fatalnym stanie. Zdarzały się takie, które nie posiadały toalet. W jednym z nich dzieci były zmuszone spać jedynie pod cienkim kocem, a podstawowym daniem była kasza i suchy chleb. Taki stan rzeczy doprowadził do decyzji Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej o utworzeniu Zakładu Wychowawczego Dzieci Syberyjskich w Wejherowie, prowadzonego przez Bielkiewicz i Jakóbkiewicza.

Borys Szymański

NA OSTATNIĄ CZĘŚĆ HISTORII ZAPRASZAMY DO KOLEJNEGO WYDANIA GAZETY

(1) T. Matsumoto, W. Theiss, Dzieci Syberyjskie, Warszawa 2018 r., s. 66.

This article is from: