Magazyn Lokalny Prestiż - Siedlce 03.2018

Page 1

EGZEMPLARZ BEZPŁATNY Nr 3 (65), MARZEC 2018 r. Nakład 5 000 szt. ISSN 2299-5781

Wielkanoc 2018


REKLAMA

Znajdziemy Ci

tańsze

facebook: Prestiż Magazyn Lokalny

www.prestizmagazynlokalny.pl

WSTĘPNIAK

oc

Adres Redakcji: ul. Wyszyńskiego 33/51 08-110 Siedlce kontakt@agencjaprestige.com.pl R e d a k t o r N a c z e l n y: Marcin Mazurek +48 797 709 094 marcin@agencjaprestige.com.pl

Z

Marcin Mazurek

KREDYTY

gotówkowe i konsolidacyjne

D y r e k t o r H a n d l o w y: Konrad Czarnocki +48 797 709 091 konrad@agencjaprestige.com.pl

ima z wiosną walczą o prym. Po kilku dniach względnego ciepła powracające mrozy wbiły wielu z nas w negatywne nastroje. Jednak warto przypomnieć, że w ubiegłych latach śnieg obficie sypał jeszcze w kwietniu czy nawet 1 maja. Może wraca takie zjawisko jak przedwiośnie? Z pogodą nigdy do końca nie można być niczego pewnym. To oczekiwanie na ciepłe dni nie musi wiązać się tylko z potrzebą wysokich temperatur. Może być też efektem potrzeby zmian. Dlatego każda, nawet najmniejsza różnica w pogodzie, oczywiście ze wskazaniem na ciepło, jest tak niecierpliwie oczekiwana. Święta wielkanocne są między innymi okazją do kolejnej porcji życzeń. Dlatego pozwolę sobie na to, aby naszym czytelnikom właśnie w ten sposób zwrócić uwagę na sens wielkanocnych symboli. Nowe – to słowo klucz. Symbole pustego grobu, jajka i w ogóle rodzącej się po zimowej przerwie do życia przyrodzie, można określić jako dążenie do czegoś nowego. W związku z tym, życzę wszystkim odwagi w patrzeniu w przyszłość, podejmowaniu decyzji związanych z nową rzeczywistością czy wyzwaniami. A „nowe”, choć nieznane, bo ukryte jeszcze w przyszłości niech nikogo nie odstrasza. Niech te święta będą dla wszystkich okazją do odnowienia tego co zapomniane, a dobre i warte kontynuowania, okazją do spotkań w gronie przyjaciół i najbliższych.

S p e c j a l i s t a d s . r e k l a m y: Przemysław Krawczyk +48 797 709 092 przemyslaw@agencjaprestige.com.pl Grafika skład: Artur Kościesza +48 513 979 909 artur@agencjaprestige.com.pl Dawid Jaworski +48 797 709 093 dawid@agencjaprestige.com.pl Kinga Mędrzejewska +48 798 404 161 kinga@agencjaprestige.com.pl Michał Jarząb +48 510 575 202 michal@agencjaprestige.com.pl Współpraca: dr Rafał Dmowski, dr hab. Adam Bobryk, Piotr Ługowski, Tomasz Jerzy Zadrożny Korekta: Angelika Ratyńska Druk/Wydawca:

Nakład: 5 000 egz. Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam i materiałów promocyjnych, jednocześnie zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych tekstów. PRESTIŻ Magazyn Lokalny jest bezpłatny. Sprzedaż magazynu jest zabroniona.

Numer konta: Bank PEKAO S.A. o/Siedlce 09 1240 2685 1111 0010 4644 7932 acebook/PrestizMagazynLokalny www.prestizmagazynlokalny.pl

Poznaj szeroką ofertę kredytową Pozn

i wy wybierz sposób kredytowania odpowiedni dla Ciebie. odp Wiele dróg prowadzi do Twojego celu,

pomożemy Ci wybrać najkorzystniejszą. pomo

nr 3 (65)

REKLAMA

REKLAMA

3


www.prestizmagazynlokalny.pl

nr 2 (64)

Świętując Wielkanoc w dzisiejszych czasach łatwo zatracić istotę święta. Albo poziom religijności nie wymusza sięgnięcia do źródeł Wielkiej Nocy, albo natłok informacji nie zawsze rzetelnie podanych, skutecznie rozmywa ideę i fakt zmartwychwstania. Postaramy się więc teraz dotrzeć do dowodów wydarzeń sprzed 2000 lat, które świętujemy, z różnych przyczyn, nie zawsze świadomie. TEKST:Marcin Mazurek

DOWODY NA ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA

U

W ŚWIECIE GRECKO-RZYMSKIM ŚWIADECTWO KOBIET NIE BYŁO UZNAWANE ZA WIARYGODNEE

krzyżowanie Jezusa, Jego śmierć i zmartwychwstanie w świetle relacji świadków i dokumentów zachowanych do dzisiejszych czasów to fakty historyczne. Czyli nie traktujemy tych wydarzeń jako legendy, ale jako wydarzenia, które rzeczywiście miały miejsce. Ostatnie 3 lata życia Jezusa i wydarzenia związane z Jego śmiercią i zmartwychwstaniem były dokładnie opisywane. Te opisy są w najstarszych dokumentach uznanych przez współczesnych naukowców. Tak jak śmierć Jezusa rozeszła się głośnym echem, tak i fakt zmartwychwstania nie był przemilczany. I to już następnego dnia w szeregach rzymskiej armii stacjonującej w Jerozolimie, nastąpiło ogromne poruszenie wywołane niewytłumaczalnym zniknięciem ciała ukrzyżowanego Jezusa. Pilnujący grobu pod groźbą kary otrzymali rozkaz rozgłaszania nieprawdziwych informacji. Jednym z mocnych dowodów są kolejne świadectwa spotkania wcześniej ukrzyżowanego. W świecie grecko-rzymskim świadectwo kobiet nie było uznawane za wiarygodne, a to właśnie REKLAMA

kobiety jako pierwsze poinformowały uczniów Jezusa o tym, że grób jest pusty a Nauczyciel żyje. Autorzy przekazów ewangelicznych z pewnością zatailiby rolę kobiet w obawie o rzetelność swojego przekazu. Dwa płótna, które dzisiaj można oglądać, a które według tradycji są świadkami i dowodami zmartwychwstania Jezusa mówią o tym wydarzeniu wiele. Całun Turyński, bo o nim mowa, jest najczęściej badanym obiektem na świecie. Z płótnem pogrzebowym Jezusa „zmagały się” największe umysły świata. Do tej pory nikt nie jest w stanie sporządzić dokładnej kopii płótna a raczej wizerunku na nim, bo współczesna nauka nie wie jak on powstał. Prace badawcze prowadzone przez najrozmaitszych naukowców o różnych przekonaniach i światopoglądach w wielu przypadkach prowadziły do stwierdzenia bezradności wobec tajemnicy płótna i często kierowały naukowców na drogę poszukiwania wiary czy wręcz nawróceń. Drugim materiałem, który jest równie zaskakującym w każdej materii jest chusta, którą możemy oglądać w małym

facebook: Prestiż Magazyn Lokalny

kościele w Manopello we Włoszech. Materiał błędnie nazywany chustą św. Weroniki przedstawia twarz podobną do tej z Całunu Turyńskiego. Dlaczego należy sądzić, że chusta jest związana ze zmartwychwstaniem? Materiał, z którego jest wykonana to bisior. Jest to bardzo drogi materiał wykonywany z nici wytwarzanych przez małże. Trudno podejrzewać aby Weronika zdecydowała się użyć tak drogiego płótna, aby wytrzeć twarz skazańca, po drugie oblicze widniejące na materiale nie przedstawia osoby cierpiącej. Co prawda są tam ślady urazów czy krwi, ale osoba na płótnie ma otwarte oczy i usta, jednak trudno doszukiwać się w nich grymasu cierpienia. Podobnie jak w przypadku Całunu Turyńskiego naukowcy nie są w stanie określić w jaki sposób oblicze osoby zostało naniesione na materiał. Nie można też określić jakich farb czy innych barwników użyto do powstania wizerunku. Gdy nałoży się płótna na siebie (całun Turyński i Chustę z Manopello) można stwierdzić, że rysy twarzy pasują do siebie idealnie, plamy krwi znajdują się w tych samych miejscach. Ze 100 procentową pewnością można więc stwierdzić, że i całun i chusta skrywały ciało tej samej osoby. Niezwykłość ich materii kieruje nas w stronę Jezusa i Jego Zmartwychwstania. To na co warto jeszcze zwrócić uwagę to fakt, że najbliżsi uczniowie Jezusa zginęli śmiercią męczeńską. Oddali życie za ideę i przekonanie, którego nauczał ich Jezus. Byli pewni, że śmierć nie jest rzeczą ostateczną, dzięki świadectwu ich Mistrza, którego spotkali po śmierci i zmartwychwstaniu. Dzisiaj kwestia wiary w zmartwychwstanie Jezusa wypływa raczej z relacji wierzących ze zmartwychwstałym. W czasach, gdy można zakwestionować najpewniejsze dowody, tylko żywa relacja z Jezusem może dać przekonanie o tym, że po śmierci na krzyżu, powstał z martwych i żyje. I to właśnie świętują wierzący na całym świecie w czasie świąt Wielkiej Nocy.

komunikacyjne ie c y ż a n e w o k t ą maj e n z c y t s y r u t rolne

REKLAMA

4

TANIE

OC

U nas za ubezpieczenićie możesz zapłac kartą! Gdzie nas znajdziesz?

GALERIA SIEDLCE, I piętro ul. Piłsudskiego 74, 08-110 Siedlce tel. 504 252 099


6

www.prestizmagazynlokalny.pl

nr 2 (64)

M

NA GRANICY

ŚWIATÓW Jeden bardzo rzeczywisty, bo można go dotknąć, drugi mimo, że nie materialny równie rzeczywisty choć duchowy. W szczególnych warunkach granica pomiędzy tymi światami zaciera się. Ma to związek z coraz popularniejszymi w polskim Kościele modlitwami i mszami o uzdrowienie. TEKST:Marcin Mazurek

ichał z pojęciem - modlitwa o uzdrowienie spotkał się już 3 lata temu. Ktoś z jego rodziny cierpiał na przewlekłe, zawroty głowy. Lekarze nie wiedzieli jak pomóc. Ulgę przyniosła właśnie modlitwa, choć nie za pierwszym razem. Po kilku wyjazdach na takie modlitwy nie tylko mineły zawroty głowy, ale zmianie uległo także jego życie. Zmianie na lepsze. Kierowany chęcią takich zmian, Michał postanowił również wybrać się na modlitwy do Częstochowy. - Jeszcze przed wyjazdem, byłem poinstruowany, że mogą tam mieć miejsce różne dziwne zdarzenia. Nie powinienem się jednak niczego obawiać. Tak naprawdę nie wiedziałem czego się spodziewać, bo nikt nie zdradził mi żadnych szczegółów. I choć czułem pewne obawy, to miałem też na tyle silną motywację, że zdecydowałem się wziąć w nich udział – opowiada Michał. - Spotkanie rozpoczęło się mszą św. odprawianą przez egzorcystę diecezji częstochowskiej ks. dr Włodzimierza Cyrana. Jest on jednocześnie Moderatorem Wspólnoty Przymierza Rodzin Mamre, która jest organizatorem tego nabożeństwa. Po mszy, była krótka przerwa na posiłek. Kolejnym punktem programu było spotkanie ewangelizacyjno-modlitewne. Tuż przed rozpoczęciem drugiej części zostaliśmy poinformowani, że podczas modlitw mogą wystąpić różne zjawiska i pojawiać się różne odgłosy. Zapewniono nas, że nie należy się ich bać, że nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo (wszystko jest pod kontrolą). W zakrystii w razie konieczności można było skorzystać z pomocy lekarza dyżurującego, a dodatkowo nad bezpieczeństwem modlących czuwała służba porządkowa. Nakazano nam wyłączyć telefony, zakazano nagrywania i filmowania. Informacje te spowodowały, że atmosfera spotkania robiła się coraz bardziej tajemnicza i wzniosła. Przygotowywała nas na nadejście czegoś niezwykłego, niespotykanego w codziennym życiu. Mimo to, cały czas nie wiedziałem czego się spodziewać. Ksiądz wyszedł do nas i rozpoczął modlitwę. Najpierw modlił się nad wybranymi członkami wspólnoty Mamre”, którzy później posługiwali modlitwą “ wstawienniczą. Następnie zrobił coś z czym nie spotkałem się nigdy wcześniej - dmuchał w mikrofon, jak się później dowiedziałem było to tchnięcie Ducha Świętego na wiernych. Uczynił to jeszcze dwa razy. Nagle za moimi plecami usłyszałem płacz dziewczyny. Szlochała coraz głośniej i nie mogła nad tym zapanować. Zainterweniowała służba porządkowa i zaprowadziła ją pod ołtarz do księdza egzorcysty. Moderator modlił się nad nią i dziewczyna się uspokoiła. Wokół księdza tłumnie zaczęli gromadzić się ludzie. Każdy chciał doświadczyć jego modlitwy o uzdrowienie. Ksiądz zaczął przemieszczać się w głąb kościoła. Wydawało się, że losowo wybierał po jednej osobie, podchodził do niej, dotykał ramienia lub dłoni, chwilę rozmawiał, a następnie modlił się o jej uwolnienie i tchnął na nią Ducha Świętego. Wówczas taka osoba asekurowana przez służbę porządkową opadała bezwładnie, lekko i ze spokojem na ziemię. Teraz wiem, że był to spoczynek w Duchu Świętym, który z zewnątrz wyglądał jak zwykłe omdlenie. Osoba w tym stanie nie traci świadomości, ani nie zmienia się jej tętno. Ludzie będący pod wpływem Ducha Świętego doznają odprężenia na poziomie fizycznym, psychicznym i duchowym. Duch Święty ogarnia człowieka swoją mocą, powoduje wewnętrzne uspokojenie i rozprężenie mięśni,

facebook: Prestiż Magazyn Lokalny

czego efektem jest upadek. Gdy kapłan podszedł do mnie, ujął mnie za dłoń i przycisnął do mojego serca. Po cichu wypowiedział moje grzechy i zapytał, czy się ich wyrzekam. Byłem zaskoczony, czułem, jakby ten człowiek znał mnie na wskroś. Następnie modlił się nade mną po czym doświadczyłem spoczynku w Duchu Świętym. Nic mi się nie stało, zostałem podtrzymany przez porządkowych, którzy zawsze towarzyszyli księdzu i czuwali nad wiernymi. Ogarnął mnie głęboki wewnętrzny spokój, którego już od dawna nie odczuwałem. To co widziałem, słyszałem i czego doświadczyłem, to efekty modlitwy o uzdrowienie i teraz wiem, że nie należy się niczego obawiać – podsumowuje siedlczanin. Podczas tego rodzaju spotkań w jakimś sensie urzeczywistnia się świat duchowy. Zarówno dają o sobie znać duchy, które zniewalają człowieka i sprowadzają na niego cierpienie, dolegliwości fizyczne i duchowe, ale także manifestowana jest moc Boga, który uwalnia potrzebujących spod władzy złych duchów. Wszystko dzieje się dzięki wstawiennictwu księdza egzorcysty i osób świeckich. Organizatorzy spotkań często proszą zgromadzonych wiernych, by następnym razem zabierali ze sobą kapłanów, którzy mogliby pomóc przy posłudze w konfesjonale. Brak odpowiedniej liczby kapłanów sprawia, że kolejki do konfesjonałów są długie, a spotkania trwają po kilka godzin. Mimo to cieszą się coraz większym zainteresowaniem wiernych. Wielu z nich przyjeżdża po pomoc, po umocnienie wiary. Są także tacy, którzy szukają wyłącznie sensacji. Nie da się ukryć, że towarzyszące modlitwie znaki są efektowne i fascynujące, bo rzadko spotykane w Kościele. To jednak wiara powinna być magnesem przyciągającym ludzi do Boga, a nie widowisko. Michał wiedziony wiarą trafił na modlitwę o uzdrowienie i jego prośby zostały wysłuchane. – Wybieram się jeszcze raz na to spotkanie. Chcę wytrwać i podtrzymać zmiany, jakie zaszły w moim życiu po tym spotkaniu. Nie chcę wracać do złych nawyków, których się tam pozbyłem. Dzisiaj czuję się dużo lżej, moje życie nabrało zupełnie innej jakości. Nie chcę tego utracić, a wiem, że gdy tego nie będę pielęgnował, jestem narażony na jeszcze gorsze sytuacje – mówi Michał. Fakt, że żyjemy w rzeczywistościach świata materialnego i duchowego jest nie do podważenia. To, jak do tego będziemy podchodzili zależy od nas. - Większość przypadków uzdrowień, które tam widziałem to były uwolnienia od różnych zniewoleń, nałogów. Jednak w czasie modlitwy, w której uczestniczyłem wydarzył się też jeden przypadek, gdzie ksiądz prowadzący zmuszony był do odprawienia egzorcyzmów. Można więc wywnioskować, że większość osób potrzebuje modlitwy wstawienniczej, a egzorcyzmy, czyli modlitwy nad opętanymi dotyczą niewielkiej liczby osób. Organizatorem wyjazdów jest wspólnota Cristeros.  Cristeros Siedlce

ŚWIĄTECZNY STÓŁ

Czy biały obrus, czy kolorowy. Ozdoby, czy prostota? To pytania, które przed świętami zadają sobie niektóre z gospodyń domowych. Zapytaliśmy eksperta o to, jak powinien wyglądać świąteczny stół.

R

TEKST:Marcin Mazurek

obert Golec ze Stowarzyszenia Kelnerów Polskich uważa, że stół świąteczny powinien być przygotowany zgodnie z tradycją panującą w danym domu. - Warto jednak zwrócić uwagę na to, żeby ułożenie stołu było praktyczne i nie stwarzało problemów siedzącym przy nim ludziom. Dekoracje ustawiamy jako pierwsze, zanim pojawią się na stole talerze, sztućce i szkła. Dekoracja powinna być tak skomponowana, żeby osoby, które siedzą przy stole nie miały problemów z porozumiewaniem się czy sięganiem po podane potrawy. Przykładem może tu być dekoracja z kwiatów. Jeśli są one zbyt wysokie utrudnią kontakt wzrokowy z osobą siedzącą po drugiej stronie. Idealnie jest ozdabiać stół w taki sposób, aby wystrój kojarzył się z konkretnymi świętami – mówi ekspert. Coraz większą popularnością cieszą się obrusy w różnych kolorach. Czy rezygnując z białego REKLAMA

popełniamy błąd? – Tu istnieje dowolność. Biały kolor obecnie jest zarezerwowany dla uroczystości komunijnych. W tym przypadku cały czas jeszcze panuje konserwatywne podejście do wystroju. Warto pamiętać, że istnieją dodatki, którymi możemy wprowadzać różne kolory na stół. Na białym obrusie mogą pojawić się różne kolory serwet. Pamiętajmy też o tym, że jasne kolory są przyjazne i wprowadzają dobrą atmosferę. Przy takim stole siedzi się dużo przyjemniej niż przy kolorach przytłaczających – tłumaczy Robert Golec. Nawet najpiękniej przystrojony stół nie zastąpi i nie zapewni atmosfery, którą możemy wytworzyć sami. Warto o tym pamiętać, że siadając do wspólnego stołu powinniśmy robić to w zgodzie ze wszystkimi, a jeśli siadamy, wykorzystać ten czas do zapomnienia i wybaczenia przewinień i zatargów.


8

www.prestizmagazynlokalny.pl

nr 2 (64)

CZYLI KTO WYGRA BITWĘ

O HANDEL?

TEKST:Marcin Mazurek FOT.:Arch. Prywatne

MOŻNA? - MOŻNA!

A

gnieszka po studiach swój rozwój zawodowy poprowadziła tak skutecznie i odważnie, że została dostrzeżona przez znaną firmę, światowego giganta elektronicznego, który zaprosił ją do teamu reprezentującego Polskę podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Korei. Jak sama twierdzi, satysfakcja jest ogromna, jednak codziennie rano wstając ma nowe cele, nowe wyzwania, bo jest nastawiona na działanie.

– To kwestia pracy i wytrwałości i wiary w siebie. Bez względu na to skąd się jest, gdzie się studiuje czy w ogóle coś się studiowało, to nie są wyznaczniki i niezbędne wymagania do osiągnięcia czegoś – mówi Agnieszka. Jako bardzo dynamiczna i pracowita osoba, w czasie, kiedy biznes, który prowadziła wydawał się coraz mniej satysfakcjonujący, zgłosiła do realizacji kilka projektów. Między innymi właśnie z producentem elektroniki, współpracowała nad wprowadzeniem usprawnień dla klientów z wadą słuchu. Ta współpraca zaowocowała właśnie decyzją przedstawicieli partnera igrzysk o zaproszeniu Agnieszki do kadry sztafety

REKLAMA

nr 3 (65)

NOWY POCZĄTEK,

Sukces jest możliwy tylko dzięki determinacji i działaniu. Nieważne z jakimi deficytami się urodziłeś. Dzięki niezłomności w dążeniu do celu, pomagamy życiu w zaskakiwaniu nas. Agnieszka Osytek nie jest zawodowym sportowcem, mimo to reprezentowała Polskę na Olimpiadzie w Korei. Biegła w sztafecie niosącej ogień olimpijski.

niosącej ogień olimpijski już w samej Korei. – Do dzisiaj mam problem z uwierzeniem, że to faktycznie miało miejsce. Przeżyłam tam połączenie skrajnych emocji. W związku z różnicą czasu i krótkim czasem pobytu dokuczał mi tzw. jet lag, czyli zespół nagłej zmiany strefy czasowej. Do tego dodajmy entuzjazm organizatorów, którzy traktowali nas jak VIPy. Dodatkowo doszły emocje związane z samym wyjazdem, to wszystko zsumowało się w ogromne emocjonalne przeżycie – opowiada siedlczanka. Nasza bohaterka źródło tej przygody widzi w swoim zaangażowaniu w pomoc osobom głuchym. Od lat działa i pracuje z osobami niesłyszącymi i wykorzystuje każdą okazję do tego, aby mówić światu o ich problemach i o tym jak im pomóc. – To co robię, robię

facebook: Prestiż Magazyn Lokalny

P

z szacunkiem i wdzięcznością dla tych osób. Chciałabym, aby wszyscy zdobyli się na szacunek do osób głuchych – kwituje. Agnieszka Osytek biegła w polskiej części sztafety olimpijskiej jako 8. z kolei, 69. dnia trasy sztafety po Korei. Obok niej w 20-osobowej reprezentacji Polski niosącej ogień olimpijski znalazły się takie osobistości jak: Ewa Błaszczyk, Artur Żmijewski, Marek Kamiński, Janina Ochojska, Joanna Jędrzejczyk, Michał Pol i inne znane osoby, które swoją działalnością niosą ludziom pomoc i inspirację do walki o siebie.

onad 70 lat temu rozpoczęła się w Polsce tzw. „Bitwa o handel”. Jej celem była marginalizacja sektora prywatnego. Skierowana była głównie przeciwko małym sklepikom. Oficjalnym uzasadnieniem była troska o klientów, poprzez zwalczanie drożyzny i ograniczenie zysków z handlu. Faktycznie chodziło o umacnianie dominacji partii rządzącej i wzmocnienie kontroli w gospodarce. Doprowadziło to do likwidacji wielu małych, prywatnych sklepów. By je zastąpić tworzono sieci handlowe, których właścicielem było państwo lub miało istotny wpływ na ich funkcjonowanie. W okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej zasadniczo nie prowadzono handlu w niedzielę. Były tylko niewielkie wyjątki. Przykładowo w połowie lat osiemdziesiątych, w Siedlcach, mieście wówczas wojewódzkim, zamknięte były wszystkie sklepy. Natomiast w Lublinie, liczącym wtedy ponad 300 tys. mieszkańców, w niedzielę był otwarty jeden sklep, gdzie na ten dzień zwiększano ceny produktów. Demokratyzacja systemu w Polsce, a następnie jego całkowita zmiana, charakteryzowała się m.in. znoszeniem szeregu ograniczeń w handlu. Symbolem sukcesu gospodarczego jawiło się wówczas łóżko polowe na którym sprzedawcy rozkładali swoje towary, a właściciele „Szczęk” (kto jeszcze dzisiaj je pamięta?) to była ówczesna elita biznesu. Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to widok ulic opanowanych przez drobny handel. Usuwanie straganów bardzo często wymagało wsparcia oddziałów prewencji. Znacznie większe efekty niż decyzje administracyjne przyniósł jednak rozwój gospodarki i oczekiwania klientów. Powstało wówczas wiele osiedlowych sklepików, obsługujących najbliższe osiedle. Rozwój wolnego rynku prowadził jednak, po początkowym rozkwicie małych sklepów, niejednokrotnie również do ich upadku, gdyż klientów pozyskiwały duże sieci handlowe, poprzez różnego rodzaju

promocje, bogatszą ofertę i konkurencyjne ceny. Sklepy wielkopowierzchniowe, czy galerie powstawały w coraz liczniejszych miejscowościach, co sprawiało, iż drobny handel nie był w stanie częstokroć wytrzymać konkurencji. Duże sklepy wydłużały stopniowo czas pracy. Jednym z przejawów było także handlowanie w niedzielę. Wpływało to również na styl życia mieszkańców, którzy w znacznym stopniu zakupy zaczęli dokonywać w dni wolne od pracy. Pojawił się więc postulat

dr hab. Adam Bobryk profesor Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach

administracyjnego ograniczenia handlu w niedzielę, co miałoby dotyczyć przede wszystkim dużych sklepów. Dzień 11 marca stał się symbolem początku eliminowania niedzieli jako dnia handlowego. Jednocześnie pojawiło się szereg działań zmierzających do obchodzenia nowego zakazu. Mamy aktualnie niewątpliwie do czynienia z wielką zmianą społeczną. Kto zaś wygra obecną bitwę o handel zobaczymy za jakiś czas… REKLAMA

Placówka Partnerska

ul. Piłsudskiego 14 08-110 Siedlce T: +48 504 252 299, +48 513 377 508 siedlce.pp1@partner.nestbank.pl Godziny otwarcia pn. - pt. 9:00 - 17:00

9


10

www.prestizmagazynlokalny.pl

nr 2 (64)

facebook: Prestiż Magazyn Lokalny

nr 3 (65)

DWÓR W SABNIACH

HELENA MNISZEK, foto. wikipedia.org

H

elena Mniszek urodziła się 4 lutego 1880 r. (wg niektórych źródeł 24 maja 1878 r.) w majątku Kurczyce na Wołyniu. Była córką Marii i Michała Mniszek – Tchorznickiego (pierwotnie pisano nazwisko Tchorznicki, dopiero z biegiem lat zmieniono na Tchórznicki), plenipotenta hrabiego Mącińskiego. Jeżdżąc wraz z ojcem po Ukrainie, często przebywała w dworach ziemiańskich, gdzie wysłuchiwała ciekawych opowiadań. One prawdopodobnie wpłynęły na późniejszą twórczość Heleny. Już w dzieciństwie otrzymała gruntowne wykształcenie domowe. Władała swobodnie czterema językami obcymi. W 1899 r. poślubiła Władysława Chyżyńskiego i wtedy osiadła w Platerowie na Litwie, gdzie powstał pomysł na powieść „Trędowata”. Tam urodziła dwie córki: Janinę i Marię.

„MAM W SERCU TEN NIESZCZĘSNY NERW BAZGRANIA…” ----------------------------------

pisarce. W herbie gminy znajduje się otwarta książka, nawiązująca do autorki „Trędowatej”. Szkoła Podstawowa w Celinach koło Trzebieszowa także przyjęła imię Heleny Mniszek. Była autorką wielu romansów, przez jednych

Helena Mniszek

TEKST:Tomasz Jerzy Zadrożny

Po śmierci męża, w 1903 r., przyjechała do majątku rodziców w Sabniach (pow. Sokołów Podlaski). Tam poznała młodego ziemianina Adolfa Lortscha, który stał się pierwowzorem postaci bohatera w powieści „Panicz” (wydana w 1912 r.). W liście kierowanym do Kornela Makuszyńskiego, Helena Mniszek pisała: „Mam w sercu ten nieszczęsny nerw bazgrania..”, sama twierdząc też, że „…pióro jej przeistacza się w niesfornego wierzchowca i niesie jak opętane…”. Przy wsparciu finansowym ojca Michała, w 1909 r. wydała dwa tomy swojej pierwszej powieści „Trędowata”. Rękopis był recenzowany przez przyjaciela rodziny – Bolesława Prusa. Krytyka literacka przyjęła

„Trędowatą” dość pozytywnie, a nakład szybko zniknął z księgarń. Recenzje drukowały poważne czasopisma, jak: „Biesiada Literacka”, „Bluszcz”, „Przegląd Powszechny”, a podpisywali je: Edward Słoński, Wiktor Gomulicki, Antoni Lange. Krytyczne recenzje pojawiły się dopiero później. W 1910 r. Helena Mniszek poślubiła Antoniego Rawicz Radomyskiego i wyjechała z nim do kupionego majątku Rogale koło Łukowa. W 1915 r. urodziła bliźniaczki: Irenę i Hannę. Włączyła się w działalność społeczną, zakładała szkółki dla dziewcząt, ochronki, była przewodniczącą Koła Ziemianek i należała do Przysposobienia Wojskowego. W Rogalach powstawały jej kolejne powieści.

Kolejnym miejscem pobytu Heleny Mniszek, był majątek Kuchary w płockiem, gdzie mieszkała do 1940 r. Po wyrzuceniu jej przez hitlerowców wraz z córkami z domu, wróciła do Sabni, do swojej siostry Józefy Moniuszko. Była już po raz drugi wdową - maż zmarł nagle w 1931 r. Helena Mniszek kontynuowała powieściopisarstwo w majątku w Sabniach, gdzie zmarła 18 marca 1943 r. Pochowana została na rodzinnym cmentarzu Mniszek – Tchorznickich i Moniuszków, w pobliskim Zembrowie, pow. sokołowski. Imieniem Heleny Mniszek nazwano Zespół Szkół w Sabniach, a przed Urzędem Gminy odsłonięto pomnik poświęcony

LUCJUSZ MONIUSZKO

określanych, jako grafomania, przez innych, klasyką literatury popularnej. Jej najbardziej znane dzieło – „Trędowata” doczekało się adaptacji filmowych. W 1926 r. powieść sfilmował Puchalski, z Jadwigą Smosarską w tytułowej roli, a w 1936 r. główną rolę zagrała Elżbieta Barszczewska. Sfilmowano także dzieło Heleny Mniszek – „Ordynat Michorowski”. Premiera odbyła się 20 marca 1937 r., a w filmie wystąpiły tak znane gwiazdy polskiego kina, jak: Franciszek Brodniewicz, Mieczysława Ćwiklińska, Tamara Wiszniewska. Jak stwierdził prof. Krzyżanowski: „Bezsporną zasługą Mniszkówny jest fakt, że po przez swoje ckliwe powieści powiodła o krok naprzód prymitywnego czytelnika do nowoczesnej literatury”. Wspomnianą „Trędowatą” wydano także w języku czeskim i litewskim, gotowe było tłumaczenie na język niemiecki, lecz wybuch wojny uniemożliwił wydanie. Wszystkie dzieła Heleny Mniszek zostały w 1951 r. objęte cenzurą i podlegały natychmiastowemu wycofaniu z bibliotek. ŻYCIE RODZINNE I TOWARZYSKIE W MAJĄTKU SABNIE W majątku w Sabniach tętniło życie towarzyskie. Często gościli tam znajomi ziemianie,

wypędzeni ze swoich posiadłości przez okupanta. Rodziny Moniuszków i Mniszków były bardzo życzliwe w stosunku do gości, jak i służby dworskiej. Jerzy Rostowski, żołnierz września, tak wspomina swój pobyt w Sabniach: „Państwo Moniuszkowie słynęli z gościnności. Szczególnie zaś pani Józefa wrażliwa była na wszelką ludzką krzywdę. Toteż wszyscy znajomi zagrożeni represjami czy też innymi kłopotami, chętnie korzystali z ich zaproszenia. Niewielki, stary modrzewiowy dworek w Sabniach często pękał w szwach. Szczególnie w 1940 roku, kiedy oprócz domowników zgromadziło się tu około 15 znajomych oraz zjechała z płockiego Helena Mniszkówna ze swoimi bliźniaczkami. Nosiła w owym czasie nazwisko drugiego męża – Radomyska. Była obłożnie chora, zmógł ją paraliż”. „Pobyt w Sabniach zaliczam do swego najlepszego okresu w czasach trwającej okupacji. Pomimo wielkiego natłoku gospodarze bez szemrania znosili ten balast, usiłując utrzymać w całym gronie domowników rodzinną atmosferę. Należy im się za to ogromne uznanie. Sama tylko ilość posiłków (około 30 dziennie) świadczyła o ponoszonych nakładach. A przecież Sabnie nie były wielkim gospodarstwem (300 ha). Sytuacja okupacyjna, a zwłaszcza związane z nią kontyngenty, nie sprzyjała osiąganiu wielkich zysków z gospodarstw rolnych, położonych z dala od wielkich miast”. (www.turystykawschodniegomazowsza.pl) O gościnności właścicieli majątku w Sabniach wspomina

także Pani Agnieszka Debolska z d. Dzwonkowska: „Mama opowiadała, że zimą, gdy zjeżdżali na święta do Sabni, to Ciocia Ziuta (Józefa Moniuszko) wysyłała, jak to się mówiło, konie na stację. I żeby moja Mama nie zmarzła, to była wysyłana kareta, ocieplana, pikowana w środku. To był jedyny raz w roku, kiedy ta stara kareta była wyciągana z powozowni i czyszczona”. „…Gdy zaczęła się wojna, moja Mama miała już 10 lat. I ponieważ Warszawa głodowała, to Ciocia Ziuta zapraszała często Dziadków, czy chociaż samą Mamę, na dożywianie, bo w majątku zawsze łatwiej było o jedzenie, niż w mieście…”. „Wiem, że Helena czytała tam (na ganku) na głos swoje powieści pracownikom dworu, niepiśmiennym w większości…”. Dzięki uprzejmości Pani Agnieszki Debolskiej mogę przedstawić unikalne zdjęcia rodziny Moniuszków i Mniszków oraz wygląd dworu w Sabniach. Pani Agnieszka tak wspomina związek z tymi rodzinami: „Moi Dziadkowie to Jadwiga z Szumowiczów (herbu Rawicz, majątek Sasiny) Dzwonkowska, doktor wszech nauk medycznych, i Aleksander Dzwonkowski (herbu Przegonia Płomieńczyk, Przytuły)) inżynier i artysta malarz”... „Mój Dziadek, Aleksander, zawsze przyjaźnił się z p. Lucjuszem Moniuszko, czyli mężem Ziuty z domu Mniszek, siostry Heleny. Ta przyjaźń była na pewno od czasów szkoły, jeszcze w Mińsku (teraz białoruskim), potem czasy studenckie w Moskwie przed I wojną, no i potem Warszawa, Sabnie...”.

R E K L A M A

11


12

www.prestizmagazynlokalny.pl

nr 2 (64)

FOTOKRONIKI MILADY

facebook: Prestiż Magazyn Lokalny

w dużych ilościach, np. sarny spotykam w rudlach zimą po 22 sztuki. Widziałam watahę dzików, zaczęłam liczyć i przestałam na 33 sztukach. Łosie też spotykam, ale nie więcej jak po 5 sztuk i to nawet blisko mnie. Zajęcy zaczyna być coraz więcej. Nie ma u nas jeleni.

MUSZYŃSKIEJ

- Nie wszystkie zdjęcia są udane, ale staram się uchwycić ciekawe momenty. Rzeczywiście jest dość sporo gatunków zwierząt i ptaków. Przygodę z obserwowaniem przyrody rozpoczęłam jeszcze będąc dzieckiem być może dlatego, że byłam wychowywana w ogrodach pełnych kwiatów, różnych mniejszych zwierzątek i ptaków. Ojciec mój z racji swojego wykształcenia (artysta malarz) rozwijał we mnie zainteresowanie pięknem przyrody.

W wieku 10 lat dostałam od dziadka pierwszy atlas ptaków. Od momentu, gdy zamieszkałam na wsi, która jest moim miejscem na ziemi i mam mniej obowiązków, gdyż jestem na emeryturze, a córka wyfrunęła już z gniazda, mogłam rozwijać swoje zainteresowania, które przerodziły się w pasję. Nigdy nie interesowało mnie fotografowanie martwej natury. Fotografuje to co naprawdę podoba mi się, czyli to co związane z otaczającym mnie światem.

przy teleskopie, czy leżeć na swoim ulubionym, jak mówią koledzy, że astronomicznym leżaku i po prostu gapić się w ten bezkres wszechświata.

by nie spłoszyć dzikich kaczek, bo są bardzo płochliwe.

FOTOGRAFUJE PANI RÓWNIEŻ OBIEKTY I ZJAWISKA ASTRONOMICZNE. TU TEŻ POTRZEBA CIERPLIWOŚCI.

TEKST:Marcin Mazurek FOT.: Milada Muszyńska

FOTOGRAFIE PANI AUTORSTWA PRZEDSTAWIAJĄCE PRZYRODĘ ZAPIERAJĄ DECH W PIERSIACH. PEWNIE NIE JESTEM JEDYNĄ OSOBĄ, KTÓRA NIE SPODZIEWAŁA SIĘ TAKIEGO BOGACTWA FAUNY W NASZYM REGIONIE. CZY FOTOGRAFOWANIE WZIĘŁO SIĘ Z OBSERWACJI PRZYRODY CZY WCZEŚNIEJ FOTOGRAFOWAŁA PANI INNE OKOLICZNOŚCI?

nr 3 (65)

JAKIE WOBEC TEGO PTAKI CZY W OGÓLE ZWIERZĘTA MOŻNA ZOBACZYĆ TU W NASZYM REGIONIE? - Jest różnorodność wśród ptaków i zwierząt dzikich. W czasie wiosny i wczesnym latem nie można nie słuchać ptasich koncertów. Wczesnym rankiem budzą mnie wyśpiewujące kosy, drozdy i klangor żurawi. Potem już słychać i widać takie ptaszki, jak kopciuszki, dzwońce, sikory rożne, sójki, wilgi, szczygły, pliszki,

cały dzień i nawet w nocy się czasem odezwie. W maju nocami prawdziwe koncerty dają słowiki ze wszystkich stron świata, kukułki też mnie parę razy okukały. No i dudki są, oj, jak one pięknie dudkają. Bociany oczywiście też są, w pobliżu jest parę zamieszkałych co roku gniazd, nawet czarnego widuję. Na polach słychać derkacze, kuropatwy i bażanty. Na pobliskich stawach widywałam bielika, czaple siwe i białe, łabędzie nieme i krzykliwe, kaczki dzikie i perkozy.

- Tu trzeba wiedzieć przede wszystkim co będzie o danej godzinie widać na niebie. Przy przelotach ISS (Międzynarodowa Stacja Kosmiczna) trzeba wiedzieć, o której godzinie będzie leciała na moim niebie", " a Flary Iridium to nawet, żeby zrobić prawidłowe zdjęcie, to trzeba znać czas co do sekundy. Gorzej jest z meteorami, bo trzeba nieraz wyczekiwać kilka godzin aż coś wpadnie w kadr,

PRZYRODA NIE JEST ŁATWYM OBIEKTEM DO FOTOGRAFII. ZWIERZĘTA SZYBKO SIĘ PŁOSZĄ. POTRZEBNA JEST TU WYJĄTKOWA CIERPLIWOŚĆ?

dzierzby czy pokrzewki. Najczęściej w locie, tokujące, czy jako obserwatorzy na czubkach drzew, widać myszołowy i krogulce. Ptaszek o nazwie zaganiacz potrafi wyśpiewywać

W zimę prym wodzą dzięcioły, sikory i mazurki. W tym roku pierwszy raz przylatywał do mojej ptasiej stołówki grubodziób i został moim ulubieńcem. Zwierzęta dzikie są i to

- Ja robię zdjęcia, można powiedzieć, spontanicznie. Idę na spacer, jak zobaczę jakiegoś zwierzaczka czy ptaszka, zachowuję tylko ostrożność, by nie wypłoszyć i robię zdjęcie. Tylko jak jadę na pobliskie stawy to ubieram strój maskujący i tu wymagana jest cierpliwość,

cały czas robiąc zdjęcia, często się nie udaje nic złapać, a lecą tam, gdzie nie jest ustawiony aparat i to jest smutne. Najmniejszy problem jest z gwiazdozbiorami, ale już z Księżycem nie, bo robię czasem po kilkanaście zdjęć, by jedno było godne pokazania. Tak samo jest z plamami na Słońcu, tu jest wymagana większa cierpliwość i precyzja, bo najmniejsze drgnięcie aparatu czy statywu i już plamy wyjdą poruszone.

CZY JEST PANI BARDZIEJ FOTOGRAFEM CZY PRZYRODNIKIEM A MOŻE ASTRONOMEM? - Zdecydowanie miłośnikiem astronomii!!! Astronomia to

moja wielka pasja od kilkunastu lat. Choćby patrzenie w bezchmurne nocne niebo mnie uspakaja, a jeszcze wiedząc na co się patrzy, to dopiero jest frajda. Mój astronomiczny przyjaciel Sławek Miernicki i jednocześnie szef STMA, śmieje się pozytywnie, że ja ze wszystkich miłośników astronomii najwięcej nocy spędziłam pod gwiazdami. Coś w tym jest z prawdy, gdyż jak tylko zobaczę czyste niebo, to naprawdę muszę być na zewnątrz, czy

ABY FOTOGRAFOWAĆ ZWIERZĘTA I ZJAWISKA ZACHODZĄCE W KOSMOSIE POTRZEBNY JEST WYSOKIEJ KLASY SPRZĘT? CZY AMATORSKIM APARATEM DA SIĘ COŚ CIEKAWEGO UCHWYCIĆ? PYTAM W IMIENIU TYCH, KTÓRZY STOJĄ BYĆ MOŻE NA POCZĄTKU DROGI Z PASJĄ FOTOGRAFII. - Z pewnością im wyższej klasy sprzęt, tym lepiej do fotografowania wszystkiego. Ja używam naprawdę typowo amatorskiego i to nie najwyższej klasy aparatu, a teleskopu najbardziej prostego w obsłudze i jednocześnie najbardziej popularnego wśród miłośników astronomii. Najważniejsze to jest poznać swój aparat. Wy-

bór jest teraz tak duży, że każdy znajdzie coś dla siebie.

CZY MARZY PANI ALBO PLANUJE WYDANIE JAKIEGOŚ ALBUMU ZE SWOIMI FOTOGRAFIAMI? A MOŻE JUŻ TAKIE DZIEŁO POWSTAŁO? - Do tej pory wszystkie zdjęcia kolekcjonuję", ale myślę " o wydaniu kalendarza ze zjawiskami na nocnym niebie tak na dobry, mam nadzieję, początek. Zobaczę co dalej?!

13


14

www.prestizmagazynlokalny.pl

nr 2 (64)

facebook: Prestiż Magazyn Lokalny

CIEKAWE SPOSOBY

PRZEPĘDZANIE

ZIMY

NA KUCHENNE PROBLEMY OŚCI T E ST Ś W I E Ż

JAJ E K

DAWNE OBRZĘDY I ZWYCZAJE W okresie Wielkiego Postu odbywały się, praktykowane od czasów pogańskich, obrzędy przywoływania wiosny. W czwartą niedzielę postu, starodawnym zwyczajem, palono i topiono kukłę w kobiecej postaci, zwaną Marzanną, Moreną, Marzoniokiem (na Śląsku), Śmiercią lub Smiercichą. Była ona wyobrażeniem zimy, chorób, śmierci i innych utrapień. W ten sposób nie tylko symbolicznie żegnano zimę, ale także zapraszano długo wyczekiwaną wiosnę. TEKST:Tomasz Jerzy Zadrożny

K

ukłę najczęściej robiono ze słomy, często przyodziewając ją w białe płótno. Czasami Marzanna ubierana była w kobiecą odzież. Marzannę niosły starsze i małe dziewczęta w uroczystym orszaku. Kukła wędrowała od drzwi do drzwi każdego gospodarstwa, zabierając ze sobą zło i zmartwienia. Orszak przestrzegał hierarchii. Rozpoczynał drogę od plebanii, odwiedzając następnie dom sołtysa, nauczyciela, znaczącego gospodarza, aby następnie udać się do pozostałych domostw. W każdym z domów kukła czyniła gest ukłonu, a orszak

śpiewał okolicznościowe przyśpiewki, żałośnie zaciągając. Po zakończeniu przemarszu Marzannę wynoszono poza granice wsi, rzucano na ziemię, zdzierano z niej szaty, a następnie podpalano. Jeszcze płonącą kukłę wrzucano do rzeki lub stawu. Uczestnicy tego obrzędu wracali do domów, uważając, aby nie REKLAMA

oglądać się w kierunku płonącej jeszcze kukły. Nie należało także dotykać pozostałości Marzanny, gdyż „mogła od tego uschnąć ręka”. Wierzono, że nawet strzępy kukły mogą mścić się i wyrządzać krzywdę a nawet uśmiercać. Zwyczaj topienia Marzanny nie zawsze był akceptowany przez kościół. W 1420 r. biskup Andrzej Łaskarz pisał: Nie dozwa” lajcie, aby w Niedzielę, która zwie się Białą, Laetare odbywał się zabobonny zwyczaj wynoszenia jakowejś postaci, którą śmiercią zowią i w kałuży topią…”. Utopienie Marzanny było wstępem do obrzędu gaika. Następnego dnia po utopieniu Marzanny, do wsi wprowadzano Gaik Zielony. Zwyczaj ten zwany był także Latem, Lateczkiem, Latorośkiem. Według tradycji, była to duża, sosnowa gałąź, przybrana wstążkami, karbowanym papierem w różnych formach, wydmuszkami. Z gaikiem obchodzono wieś, w kolejności, jak z Marzanną. W tym czasie śpiewano radosne przyśpiewki, a orszak był częstowany przysmakami lub obdarowywany drobnymi pieniędzmi. Obecnie zwyczaj topienia Marzanny powraca m.in. w niektórych przedszkolach i młodszych klasach szkolnych. Czasami jego uproszczoną formą są wycieczki do lasu lub nad wodę, połączone z paleniem ogniska i pieczeniem kiełbasek.

1 - 3 dni

Każdy kto, choć raz próbował przyrządzić coś więcej niż kanapkę spotkał się z mniejszymi lub większymi trudnościami. Nawet przy kanapce możemy natrafić na twarde jak kamień masło. Takich pułapek w kuchni jest więcej. Okazuje się, że rozwiązania są prostsze niż nam się wydaje. TEKST:Marcin Mazurek

25 - 26 dni

10 - 12 dni

S

koro już wywołaliśmy to twarde masło, spróbujmy rozsmarować je na kromce chleba. Jest to praktycznie niemożliwe. Aby uniknąć pociętych palców czy zdeformowanej kostki masła wystarczy zetrzeć masło na tarce. Powstałe wiórki maślane rozsmarujemy na kromce bez najmniejszego problemu. W ten sposób możemy też zaoszczędzić czas i nerwy przy posiłku. Jak sprawdzić czy jaja są świeże? Przechowywane w lodówce mogą stracić świeżość zanim się zdążymy zorientować. Do tego nie wiemy ile dni mają jajka, gdy kupujemy je w sklepie. Aby sprawdzić ich świeżość wystarczy zanurzyć je w wodzie. Budowa skorupki jaja pozwala na to, aby powietrze z zewnątrz dostawało się do środka. Im jajko starsze, tym

więcej ma w sobie powietrza i jest lżejsze. Tak więc świeże jajo zatonie, stare będzie pływało jak korek. Co zrobić z resztką sosu pomidorowego? Kiedy przepis podaje, że do danej potrawy potrzebujemy tylko pół puszki sosu pomidorowego, to co pozostanie najlepiej zamrozić. Na tackę do robienia kostek lodu wylejmy pozostałość sosu i wstawmy do zamrażalnika. Kiedy wszystko zamieni się w bryłę lodu umieszczamy to w spożywczym worku foliowym i wkładamy na przechowanie do zamrażalnika. W ten sposób unikniemy marnowania żywności i co za tym idzie pieniędzy. Czosnek, choć swoim aromatem wzbogaca smak naszych potraw, kiedy podczas przyrządzania pozostawia

REKLAMA

zapach na naszych palcach nie należy do najprzyjemniejszych zapachów. Aby uniknąć kontaktu ząbków czosnku z palcami podczas obierania, najlepiej spodkiem nieco rozgnieść ząbki i wrzucić je do zamykanego pojemnika, a następnie energicznie potrząsać. Oddzielenie łupin jest w tym przypadku wyjątkowo proste. Co zrobić, aby kupione w supermarkecie lody, przechowywane w zamrażarce nie były twarde jak skała. Okazuje się, że znowu winne jest powietrze. Paczkę lodów włóżmy do plastikowego worka spożywczego i usuńmy z niego jak największą ilość powietrza. Następnie zamknijmy jego dopływ. Brak powietrza sprawi, że lody pozostaną zimne, ale nie będą twarde. Żeby unieruchomić suwającą się po blacie deskę do krojenia, należy podczas jej używania położyć pod nią wilgotny płat ręcznika papierowego. Krojenie i inne czynności staną się od razu prostsze i bezpieczniejsze. Jak przedłużyć świeżość sałaty? Wystarczy do pojemnika, w którym ją przechowujemy włożyć złożony płat ręcznika papierowego. Ten wchłonie wilgoć, która jest odpowiedzialna za procesy gnilne. Kolejnym, ciekawym i przydatnym sposobem na przedłużenie świeżości ziół jest zamrożenie ich w oliwie z oliwek. Szczypior, pietruszka czy inne zioła zalewamy oliwą w tacce do robienia kostek lodu. Tak powstałe kostki w workach foliowych możemy przechowywać w zamrażarce. Możemy je na przykład użyć do przygotowania pieczeni z mięsa czy duszonych warzyw.


16

www.prestizmagazynlokalny.pl

nr 2 (64)

WIELKANOC WE FRANCJI

KORESPONDENCJA Z PARYŻA Lata laicyzacji i obecnie napływ wyznawców islamu skutkują tym, że dla katolików we Francji święta Wielkanocne są szczególnym czasem. Zarówno w wymiarze religijnym, jak i społecznym, kuriozalnie, wypierane z rzeczywistości francuzów święta, zyskują na znaczeniu. RED:Marcin Mazurek

Ś

więta Wielkanocne we Francji zwane: la fête de Pâques trwają 8 dni. Polacy często dodają określenie „chrześcijańskie”. Podkreślenie słowa chrześcijańskie, jest tu w Europie zachodniej istotne, gdyż niestety dla olbrzymiej części obywateli stał się to okres jedynie kilku dni wolnych od pracy. Sens i znaczenie tych dni powoli się zatraca! Mimo to w wielu kościołach można w tym czasie spotkać ludzi. Dla praktykujących chrześcijan, czas Wielkanocy rozpoczyna tu we Francji „La Semaine Sainte” – Wielki Tydzień. Obchody rozpoczyna „Dimanche des Rameaux”, czyli niedziela palmowa. W progu kościoła rozdawane są często przez harcerzy, zielone gałązki bukszpanu, które dostarcza najczęściej parafianin, właściciel posiadłości ziemskiej, parku lub ogrodu. Każdy wchodzący następnie do kościoła za drobna opłatą zabiera ze sobą gałązkę bukszpanu, która święcona jest podczas mszy jako symbol gałązki palmowej. Dla starszych Francuzów mają one znaczenie symboliczne. Po przyniesieniu ich do domu zatykają je za obrazami lub Krzyżem na ścianie. Wielka Środa, Wielki Czwartek, Wielki Piątek oraz Wielka Sobota, to czas dla praktykujących do przygotowania się do Niedzielnej Rezurekcji. Przeżywając ten czas wspólnie z praktykującymi Francuzami ma się poczucie powrotu do

czasu Pierwszych Chrześcijan. Ci najwierniejsi, najgorliwsi i zazwyczaj najstarsi wierni wypełniają kościoły. Okres Wielkanocy to przede wszystkim dla wierzących Francuzów okazja do świętowania spotkań rodzinnych. Często kilka generacji spotyka się wokół dobrego posiłku. Tradycyjnym daniem niedzieli Wielkanocnej jest l’Agneau Pascal (jagnięcina). W tym dniu można również spotkać rodziny piknikujące w plenerze. Na wspólne posiłki w parku pozwala wiosenna pogoda oraz chęć podtrzymania tradycji, jaką jest la chasse aux oeufs pour les enfants, czyli zbieranie czekoladowych jajek przez najmłodszych, rozsypanych, pochowanych w trawie. W tym okresie Francuzi zajadają się czekoladą. Cukiernie prześcigają się w ilościach sprzedawanych czekoladowych: jajek, zajączków, dzwoneczków, tutejszych symboli tego święta. Szukając naszych, polskich tradycji Świąt Wielkanocnych tu we Francji znajdziemy je dzięki polskim parafiom prężnie działającym w całym okręgu paryskim Ile-de-France (Concorde, Bagnolet, St Denis…) oraz innych większych miastach, które skupiają polonię, jak choćby Lyon. Polacy mimo że, jak oblicza Polska Misja Katolicka jedynie 4% zamieszkujących Francję jest praktykującymi katolikami, licznie w tym okresie odwiedzają polskie kościoły i parafie. Tu mogą zakupić kartki świąteczne, baranki z cukru, polska prasę a nawet polskie wędliny czy chleb. Tu można spotkać dawno już nie widzianych polskich znajomych, porozmawiać w ojczystym języku. Poszukujący odnajdują namiastkę wspomnień z kraju, pojednują się z Bogiem i odradza się w nich przy okazji Świąt Wielkiej Nocy poczucie współuczestniczenia w wydarzeniach, które łącza Polaków na obczyźnie.

facebook: Prestiż Magazyn Lokalny

nr 3 (65)

Wielokrotnie byłem świadkiem dyskusji dotyczących młodego pokolenia. Że nie wiedzą co to znaczy powisieć na trzepaku, że nie grają w piłkę na podwórkach i że spędzając dnie przed komputerami tracą czas i narażają się na utratę zdrowia. Na portalach społecznościowych co pewien czas ktoś wrzuci fotografię z lat 80 z podpisem, że dzisiaj dzieciaki nie wiedzą co to dobra zabawa. TEKST:Marcin Mazurek

W POSZUKIWANIU ALTERNATYWY

N

ajbardziej skrajne wypowiedzi dotyczą właśnie zwisania głową w dół z trzepaków, spadania z drzew i mimo ogólnych potłuczeń płynącej z tego radości. Ok, sam doświadczyłem tego wiele razy, ale nie czuję się lepszym od dzisiejszej młodzieży mając takie doświadczenia. Jednak warto tu zastanowić się nad tym czy dzisiejsze dzieciaki mają w ogóle szanse na chociażby spróbowanie tego co było codziennością kiedyś. - Tam, gdzie jako młody chłopak z kolegami z podwórka graliśmy w piłkę dzisiaj jest parking – pisze w mailu do redakcji nasz czytelnik. – Z tego co zdążyłem się zorientować takich miejsc jest więcej – dodaje. Rzeczywiście wystarczy przejść się po dawnych „boiskach” osiedlowych. Na jednym stoi supermarket, na drugim rzędy samochodów. Taki los spotkał też boiska przyszkolne, czego najlepszym dowodem jest obecny parking, przy LO im. B. Prusa. Jeśli chodzi o trzepaki, to ich też jest jak na lekarstwo. Być może dlatego, że dzisiaj mało osób decyduje się na trzepanie dywanów. Wszystko załatwiają super nowoczesne odkurzacze i firmy piorące dywany. Odpowiedzią na te narzekania są profesjonalnie przygotowane orliki dla miłośników gier zespołowych. Dla tych, którzy chcą wypróbować sprawność na trzepaku są osiedlowe siłownie na świeżym powietrzu. Ok. Ale jest to małe ale. Na orlikach trenują młodzieżowe drużyny siedleckich sekcji piłkarskich. Nie brakuje też dawnej

młodzieży, która po pracy szuka relaksu. To jednak jest do zaakceptowania, bo między innymi po to powstały orliki. Chodzi bardziej o to czego dzisiaj dzieciaki nie mają. Te dawne osiedlowe place do gry, często budzące wiele kontrowersji wśród starszych mieszkańców bloków, były niemal pod nosem. Dzieciaki nie musiały wybierać się

ZAKAZ ZABAW I GRY w PIŁKĘ na wycieczki, żeby pograć w piłkę. Po prostu ktoś przynosił piłkę i był mecz. Garaże służyły jako bramki, tak jak trzepaki. Nie trzeba było umawiać się na godzinę, chyba że akurat grali starsi chłopcy. Chodzi o to, że ten podwórkowy sport był dostępny ot tak, po prostu. O każdej porze i w każdym miejscu. Dzisiaj jest inaczej. REKLAMA

Wszystko jest uporządkowane i profesjonalnie przygotowane. Jednak w jakimś sensie dostęp jest ograniczony. Nie ma wątpliwości, że dzisiejsze orliki i siłownie nie są złe. Zapewniają świetne warunki do rozwoju talentu. Wymagają jednak więcej wysiłku, żeby z nich korzystać. A to nie wszystkim przedstawicielom młodego pokolenia nie sprawia problemu. Może być przeszkodą, która skieruje ich energię w kierunku konsoli czy komputera. Alternatywą mogą w tym przypadku być mini – orliki czy jakieś naprawdę niewielkie miejsca, gdzie można poodbijać piłkę. Istotą miałaby być dostępność tych miejsc, im ich więcej tym lepiej. Wtedy połączyli byśmy dwa odległe od siebie w czasie światy. A może gdzieś takie rozwiązania już są?

17


nr 2 (64)

KOŚCIÓŁ ŚW. ANNY W KODNIU

www.prestizmagazynlokalny.pl

facebook: Prestiż Magazyn Lokalny

nr 3 (65)

Piotr Ługowski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Warszawie. Naukowo związany z Instytutem Sztuki PAN

SŁÓW KILKA O ARCHITEKTURZE

Nasza peregrynacja po dziełach sztuki związanych z regionem tym razem wiedzie nas do miejsca kultu maryjnego jakim jest Kodeń. Od początku XVI, aż do końca XVIII wieku, miejscowość ta należała do rodu Sapiehów. W początku XVI wieku wojewoda witebski Iwan Sapieha zakupił majątek, wzniósł w Kodniu zamek i ufundował cerkiew p.w. św. Michała Archanioła. Syn Iwana ufundował parafię i wzniósł cerkiew zamkową św. Ducha. Przyczynił się także do rozbudowy miasta.

Kodeń. Kościół św. Anny. Kopuła.

O

Kodeń. Kościół św. Anny. Fasada.

18

becna świątynia parafialna św. Anny wybudowana przy historycznym rynku miejskim powstała z fundacji Mikołaja Sapiehy, kasztelana wileńskiego, w latach 1620-1624 według projektu Paolo Francesco Negroniego. Po 1625 roku według projektu Negroniego zaczęto wznosić okazałą kopułę ozdobioną (podobnie jak reszta świątyni) sztukateriami typu lubelskiego, umieszczoną w nawie głównej. Świątynię konsekrowano w 1636 roku. Wówczas także wprowadzono do wnętrza cudowny wizerunek Maki Boskiej, dotychczasowo przechowywany w kaplicy na zamku. Istniejące kaplice boczne wybudowano dopiero w latach 40. XVII wieku. Wskutek wojen ze Szwedami świątynia została w 1657 roku złupiona i znacznie zniszczona, zaś w 1680 dotknął ją pożar, który strawił większość jej wyposażenia. Jej odbudową zajął się wojewoda trocki Kazimierz Władysław Sapieha. Wówczas kolator przelał na nowo dzwon, położył nową marmurowa posadzkę oraz wystawił chór muzyczny z organami. Organmistrzem budującym instrument był Marcin Woźnicki z Łęcznej k/Lublina, zaś snycerz z Łucka Wojciech Prochenkowicz wykonał prospekt. Prace związane z modernizacją kościoła podjął syn Kazimierza Władysława Sapiehy, kanclerz wielki litewski - Jan Fryderyk. Temu ostatniemu świątynia zawdzięcza obecną fasadę wybudowaną w latach 1712-1714 przez nieznanego dotąd architekta. Sam fundator pisał o niej w ten sposób „W ostatku niech wierzy kto chce świadectwu cudzych oczu

przyznających, iż niedawno wystawiona facjata tego Domu Bożego, siła ma podobieństwa do Watykańskiej Bazyliki, wyjąwszy wielkość i materię”. Jan Fryderyk Sapieha nigdy nie był w Rzymie, a przywołanie Bazyliki św. Piotra jako wzoru zdaje się nadto przesadzone. Natomiast architekt projektujący fasadę musiał znać rzymskie realizacje, o czym świadczy nawiązanie w środkowej jej kondygnacji do rozwiązania świątyni San Biagio e Santa Rita (San Biagio in Campitelli) projektu wybitnego rzymskiego architekta Carla Maderny z 1665 roku. W obu obiektach mamy zbliżony wielopłaszczyznowy układ kompozycyjny poszczególnych elementów. Wraz z nową fasadą kościół zyskał dodatkowe dwie boczne kaplice umieszczone po bokach, dedykowane św. Kazimierzowi oraz św. Antoniemu. Architektura świątyni jest więc połączeniem tendencji panujących w początku XVII wieku, które odnajdujemy w korpusie głównym i dekoracji typu lubelskiego (idącej za kościołem bernardynów w Lublinie) z późnobarokowym charakterem fasady o rzymskich reminiscencjach.

19


REKLAMA

Pasja Pomysł Projekt

DRUKARNIA - REKLAMA - GADŻETY STUDIO GRAFICZNE - STRONY WWW Adres biura:

Telefon:

Internet:

08-110 Siedlce ul. Wyszyńskiego 33/51

+48 797 709 091 +48 797 709 092

kontakt@agencjaprestige.com.pl www.agencjaprestige.com.pl


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.