Wicher wojny. Militarna historia II wojny światowej

Page 1


ANDREW ROBERTS

WICHER WOJNY

Militarna historia II wojny światowej

Przekład

WŁADYSŁAW JEŻEWSKI GRZEGORZ WOŹNIAK

Znak HORYZONT

Kraków 2025

Tytuł oryginału The Storm of War

© Andrew Roberts 2009

Projekt okładki

Marcin Słociński

Ilustracja na okładce © Bettmann / Getty Images

Opieka redakcyjna Karolina Pawlik Bartłomiej Nawrocki

Opieka promocyjna Karolina Domańska

Korekta Joanna Kłos

Opracowanie typograficzne i łamanie Dariusz Ziach

Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025

ISBN 978-83-240-9038-9

Znak Horyzont www.znakhoryzont.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2025. Printed in EU

Spis treści

Spis ilustracji 11

Spis map 15

Przedmowa 53

Preludium 57

CZĘŚĆ I. Napaść

Rozdział 1. Cztery najazdy 73

Rozdział 2. Führer Imperator 107

Rozdział 3. Wyspa ostatniej nadziei 149

Rozdział 4. Walki o przymorze 184

Rozdział 5. Rozbijanie drzwi 203

Rozdział 6. Tokijski tajfun 254

CZĘŚĆ II. Przesilenie

Rozdział 7. Wieczna hańba ludzkości 293

Rozdział 8. Pięć minut pod Midway 325

Rozdział 9. Północ w Ogrodach Szatana 356

Rozdział 10. Rodina zwycięża Vaterland 391

Rozdział 11. Fale na morzu i w powietrzu 423

Rozdział 12. Na półwyspie wąskim jak gardziel 454

CZĘŚĆ III. Klęska

Rozdział 13. Bitwa na łuku kurskim 491

Rozdział 14. Okrutna rzeczywistość 511

Rozdział 15. Podbój Normandii 541

Rozdział 16. Z zachodu do Berlina 573

Rozdział 17. Od wschodu do Berlina 603

Rozdział 18. Kraj zachodzącego słońca 648

Epilog 663

Skróty 695

Przypisy 697

Bibliografia 731

Indeks 767

ROZDZIAŁ 1

Cztery najazdy

wrzesień 1939 – kwiecień 1940

Niech Bóg się nad nami zmiłuje, jeśli przegramy tę wojnę.

Hermann Göring do Paula Schmidta, tłumacza Hitlera, 3 września 1939 roku1

Jakkolwiek sytuacja międzynarodowa i wojownicze gesty Hitlera wobec Polski, a wykonywał je już od miesięcy, wskazywały, że atak na ten kraj nie będzie niespodzianką, Führer liczył słusznie, że nowa taktyka Blitzkriegu całkowicie zaskoczy Polaków. Doktryna „wojny błyskawicznej” opierała się na zmasowanym uderzeniu ściśle współdziałających ze sobą szybkich jednostek pancernych, lotnictwa i zmotoryzowanej piechoty. Niechęć Hitlera do statycznej taktyki wojny pozycyjnej była niejako naturalną reakcją na jego własne doświadczenie z lat 1914–1918, kiedy służył jako Meldegänger, łącznik batalionu, w 16 Bawarskim Pułku Piechoty. Kiedy miał dostarczyć meldunek, czekał na przerwę między salwami artyleryjskimi, wyskakiwał z okopu i biegł skulony, kryjąc się w lejach po bombach. Sam zapewne nie zabił żadnego wroga, ale był odważnym i sumiennym żołnierzem, odznaczonym Krzyżem Żelaznym II i I klasy. Odmawiał jednak awansów, bo to oznaczałoby rozstanie z kolegami, a jak wspominał później adiutant pułku Fritz Wiedemann: „dla kaprala Hitlera pułk był domem”2.

Tak więc po czterech latach walk pozycyjnych, w wieku 29 lat, kiedy wojna dobiegła końca, Hitler wiedział, że element zaskoczenia zapewnia bezcenną przewagę na polu bitwy. Pisał później w Mein Kampf: „Nawet trzydziestoletni człowiek może się jeszcze sporo w życiu nauczyć, choć to tylko uzupełni jego wiedzę”. Przez całą swoją polityczną karierę rewolucjonisty Hitler starał się działać przez zaskoczenie, na ogół z powodzeniem. Próba puczu w roku 1923, zwanego monachijskim bądź piwiarnianym, zaskoczyła nawet jego tytularnego przywódcę, generała Ludendorffa, a Ernst Röhm nie miał pojęcia, że szykuje się „noc długich noży”. Polacy jednak spodziewali się najazdu, bo dokładnie tydzień przed 1 września granice Polski przekroczył niewielki oddział Niemców, do którego nie dotarła wiadomość, że atak, pierwotnie planowany na świt 26 sierpnia, został przełożony na później.

Plan ataku na Polskę, „Fall Weiss” („Plan Biały”), zakładał między innymi, że niewielkie oddziały ludzi ubranych w Räuberzivil, czyli po cywilnemu, przekroczą granicę w nocy przed właściwym rozpoczęciem operacji i zajmą kluczowe punkty strategiczne. Tajna jednostka Abwehry (wywiadu) wyznaczona do tego zadania otrzymała eufemistyczną nazwę 800 Szkoleniowej Kompanii Budowlanej do Zadań Specjalnych. Oddział w sile 24 ludzi pod dowództwem porucznika

dr. Hansa Albrechta Herznera miał utorować drogę 7 Dywizji Piechoty, zajmując stację kolejową Mosty w pobliżu Przełęczy Jabłonkowskiej, aby zapobiec zniszczeniu tunelu, przez który prowadził najkrótszy szlak łączący Wiedeń z Warszawą3. Ale po przekroczeniu granicy 26 sierpnia o 00.30 oddział Herznera stracił orientację i w ciemności podzielił się. Niemniej o godzinie 3.30 Herznerowi z trzynastoma ludźmi udało się zająć stację, ale nie przerwali łączności telefonicznej. Oddział chroniący tunel ostrzelał Niemców, raniąc jednego z nich. Herzner nie wiedział, bo nie mógł wiedzieć, nie mając łączności ze swoim dowództwem, że kilka godzin wcześniej, wieczorem poprzedniego dnia, Hitler nakazał przełożenie realizacji „Fall Weiss” o tydzień. Wiadomość ta dotarła do wszystkich oddziałów oprócz grupy Herznera. Dopiero o godzinie 9.35 Abwehrze udało się nawiązać łączność z Herznerem, który tymczasem w potyczce stracił jeszcze jednego rannego. Nakazano mu uwolnienie zatrzymanych na stacji polskich robotników i natychmiastowy powrót do bazy.

O 13.30, nie bez kłopotów, oddział Herznera wrócił na terytorium Niemiec. Władze Trzeciej Rzeszy przeprosiły Polaków, tłumacząc, że incydent był spowodowany pomyłką wynikającą z braku wyraźnie oznaczonej linii granicznej na obszarze leśnym. Ponieważ operacja nie miała oficjalnie charakteru wojskowego i przeprowadzona została w czasie pokoju, Herzner z niemiecką skrupulatnością złożył podanie o zwrot kosztów w wysokości 55 marek i 86 fenigów4. Władze, z tych samych powodów, odrzuciły zrazu wniosek o nadanie mu Krzyża Żelaznego II klasy. (W końcu odznaczenie dostał, co jednak nie przyniosło mu szczęścia; w 1942 roku złamał kręgosłup w wypadku motocyklowym, a później utonął podczas rehabilitacji).

Dwudziestego ósmego sierpnia Hitler zerwał niemiecko-polski pakt o nieagresji z 1934 roku, co nawiasem mówiąc stanowiło dość dziwny i niezwykły akt legalizmu z jego strony. Dla Polaków był to najwyraźniejszy z możliwych sygnał, że Niemcy szykują się do napaści na ich kraj. O doktrynie Blitzkriegu, wtedy jeszcze domenie niektórych niemieckich i brytyjskich teoretyków wojskowości, Polacy mieli jednak blade pojęcie. Mogli wprawdzie przewidywać w miarę dokładnie, gdzie i kiedy mniej więcej nastąpi atak, ale jak będzie on wyglądał, tego wiedzieć nie mogli. W tej sytuacji postanowili rozmieścić swoje główne siły w pobliżu granicy z Niemcami. Kryzys monachijski z jesieni poprzedniego roku i zajęcie przez Hitlera Czech i Moraw wiosną tego roku sprawiły, że granica Polski z Rzeszą i Wolnym Miastem Gdańskiem, licząca pierwotnie 2011 kilometrów, wydłużyła się i łącznie z linią graniczną ze Słowacją, gdzie weszły wojska niemieckie, wynosiła 2818 kilometrów. Tak długiej granicy polskie wojsko nie mogło skutecznie bronić. Naczelny wódz, marszałek Edward Śmigły-Rydz, stanął więc przed wyborem, czy rozlokować główne siły za linią Wisły, Sanu i Narwi, stanowiącą naturalną rubież obronną, czy też chronić ośrodki przemysłowe i najlepsze tereny rolnicze na zachodzie kraju.

Śmigły-Rydz zdecydował, że wojsko powinno bronić każdej piędzi polskiej ziemi, co spowodowało, że było za bardzo wysunięte ku granicy. Rozmieścił swoje oddziały wzdłuż całego frontu, od granicy z Litwą na północnym-wschodzie po Karpaty na południu. Trzecią część sił skoncentrował w Poznańskiem i w tak zwanym polskim korytarzu na Pomorzu. Założenia więc przyjęto odważne, jak zresztą wiele razy w historii

tego biednego, umęczonego kraju. Zresztą w przeciwnym wypadku

Śmigły-Rydz musiałby po prostu oddać wrogowi tak ważne miasta, jak Kraków, Poznań, Bydgoszcz i Łódź, leżące na zachód od wspomnianej linii trzech rzek. Z drugiej jednak strony trudno nie zgodzić się z generałem majorem Friedrichem von Mellenthinem, podówczas oficerem wywiadu niemieckiego III Korpusu, że polskim planom „brakowało poczucia rzeczywistości”5.

W czwartek 31 sierpnia 1939 roku o 17.30 Hitler wydał rozkaz rozpoczęcia działań wojennych następnego dnia o świcie. Tym razem nie było już mowy o przekładaniu terminu. O 4.45 1 września wojska niemieckie przystąpiły do realizacji „Fall Weiss”, który został ostatecznie opracowany w czerwcu tego roku przez Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych, Oberkommando des Heeres (OKH). W skład OKH wchodził naczelny dowódca wojsk lądowych, sztab generalny wojsk lądowych, biuro personalne wojsk lądowych oraz naczelny dowódca Armii Rezerwowej, Ersatzheer. Nad OKH, w kwestiach dotyczących wielkiej strategii, sytuowało się Naczelne Dowództwo Sił Zbrojnych, Oberkommando der Wehrmacht (OKW). Organ ten powołał Hitler w lutym 1938 roku, wkrótce po objęciu zwierzchnictwa nad wojskiem, jako sztab wojskowy funkcjonujący pod jego osobistym kierownictwem, z Keitlem jako szefem. Blomberg nie potrafił przełamać oporu wojsk lądowych i marynarki wojennej w kwestii powołania jednolitego dowództwa, ale Hitler nie pozwolił na żadne sprzeciwy i plan taki przeforsował. W sierpniu 1939 roku, kiedy rozpoczęła się powszechna mobilizacja, OKW składało się z biura szefa sztabu (Keitel), centralnego oddziału administracyjnego, biura administracyjnego sił zbrojnych, urzędu dowodzenia sił zbrojnych (pod kierownictwem Jodla), który informował Hitlera o bieżącej sytuacji militarnej, biura wywiadu z admirałem Wilhelmem Canarisem na czele, zarządu produkcji wojskowej oraz kilku pomniejszych jednostek zajmujących się wojskowym wymiarem sprawiedliwości i finansami.

„Fall Weiss” przewidywał potężne uderzenie dwoma skrzydłami przy pozostawieniu stosunkowo słabych sił w centrum. Oddziały Wehmachtu miały zamknąć Polskę w kleszczach, rozbić jej siły zbrojne i zdobyć Warszawę. Grupa Armii „Północ” generała pułkownika Fedora von Bocka miała przeciąć „polski korytarz”, zająć Gdańsk i szybkim manewrem

uderzyć na Warszawę od północy. Jeszcze silniejsza Grupa Armii „Południe” pod dowództwem generała pułkownika Gerda von Rundstedta otrzymała zadanie wbicia się klinem między większe polskie jednostki na swoim kierunku działania, nacierania dalej na wschód aż do Lwowa i także zaatakowania Warszawy, od zachodu. (Na Przełęczy Jabłonkowskiej Polakom udało się zniszczyć tunel kolejowy, który otwarto dopiero w roku 1948).

Od dłuższego już czasu naziści wykorzystywali „polski korytarz”, ustanowiony przez architektów traktatu wersalskiego w celu zapewnienia Polsce dostępu do Bałtyku, jako casus belli. Podobnie traktowali etnicznie niemiecki Gdańsk. Ale na konferencji z generałami w maju 1939 roku Hitler postawił sprawę jasno: „Nie chodzi o Gdańsk. Naszym prawdziwym celem jest zdobycie przestrzeni życiowej na wschodzie, która zapewni nam zaopatrzenie w żywność”6. Kierował się wszelako nie tylko względami natury praktycznej. Konflikt miał charakter fundamentalny, chodziło o urzeczywistnienie wizji, jaką przedstawił w swoim politycznym manifeście, Mein Kampf. Niemiecka rasa panów miała zgodnie z nazistowskim pojęciem wyższości rasowej zapanować nad Słowianami (uważanymi za Untermenschen, „podludzi”) i eksploatować ich ziemie w imię nowej aryjskiej cywilizacji. Tak więc wojna, która właśnie się rozpoczynała, była pierwszą w świecie wojną o charakterze ideologicznym. I to też – taka jest teza niniejszej książki – stało się główną przyczyną klęski nazistów.

Strategia polegająca na wyprowadzeniu potężnych uderzeń oskrzydlających była błyskotliwa. Uważa się, że jej ideę zaczerpnięto z ogłoszonego przed pierwszą wojną światową studium feldmarszałka Alfreda von Schlieffena na temat taktyki Hannibala w zwycięskiej bitwie pod Kannami. Ale nawet jeśli pomysł został zapożyczony, to trzeba stwierdzić, że strategia zdała egzamin. Armie niemieckie weszły klinem między armie polskie i niemal jednocześnie natarły na Warszawę z różnych kierunków. Sukces wynikał nie tyle z ogromnej przewagi Niemców w ludziach i sprzęcie, ile właśnie nowej doktryny Blitzkriegu. Polska stanowiła znakomity poligon doświadczalny dla sprawdzenia nowej taktyki. Chociaż kraj ten obfituje w jeziora i lasy i ma złe drogi, jest płaski i rozległy, a spieczona letnim słońcem ziemia była idealnym wprost terenem dla czołgów.

W obawie przed nadchodzącą inwazją niemiecką rządy brytyjski

i francuski udzieliły Polsce 31 marca 1939 roku gwarancji. Premier Neville Chamberlain oficjalnie przyrzekł „wszelką pomoc wojskową” ze strony aliantów w przypadku, gdyby Polska padła ofiarą ataku. Hitler musiał więc zostawić sporą część swoich 100 dywizji na zachodzie, aby obsadzić Linię Zygfryda – pas nieukończonych jeszcze fortyfikacji i umocnień szerokości 5 kilometrów, rozciągający się wzdłuż zachodniej granicy Niemiec. Obawa przed wojną na dwa fronty sprawiła, że Führer poświęcił nie mniej niż 40 dywizji na ubezpieczenie swoich tyłów. Trzy czwarte tych sił składało się jednak ze słabo wyszkolonych jednostek drugiego rzutu z amunicją tylko na trzy dni7. Najlepsze jednostki, w tym wszystkie dywizje pancerne i zmotoryzowane, a także większość sił, którymi dysponowała Luftwaffe, Hitler wykorzystał do ataku na Polskę.

„Fall Weiss” opracowali sztabowcy z OKH, Hitler zatwierdził tylko ostateczną wersję. Na tym wstępnym etapie wojny Hitler i jego generałowie darzyli się autentycznym szacunkiem, czemu sprzyjał fakt, że ten pierwszy nie wtrącał się jeszcze w szczegóły planowania i dyslokacji wojsk. Poza tym dwa Żelazne Krzyże dawały Hitlerowi pewien prestiż. Führer był głęboko przekonany do swoich racji w kwestiach militarnych, co mogło wynikać z poczucia wyższości, typowego dla żołnierzy frontowych, którzy uważali, że to właśnie oni dźwigali największy ciężar w czasie Wielkiej Wojny. Szef OKW Wilhelm Keitel i szef urzędu dowodzenia Wehrmachtu Alfred Jodl byli artylerzystami, a w czasie pierwszej wojny światowej oficerami sztabu, nie brali więc bezpośredniego udziału w walkach, choć Keitel został ranny. Generał Walter von Reichenau, generał pułkownik Walther von Brauchitsch, a także generał Günther von Kluge również byli artylerzystami, generał Ewald von Kleist i generał porucznik Erich Manstein służyli w kawalerii (ten ostatni też został ranny w czasie wojny). Inni generałowie, jak choćby Heinz Guderian, byli łącznościowcami, a jeszcze inni, na przykład Maximilian von Weichs, przez niemal całą wojnę służyli w sztabie generalnym. Tak czy owak Hitler, inaczej niż można by oczekiwać po byłym kapralu, nie miał wobec swoich generałów żadnych kompleksów. Choć był ledwie prostym żołnierzem, to jednak zdobył dużą wiedzę w zakresie taktyki. Możliwe, że gdyby był obywatelem Niemiec, otrzymałby patent oficerski. Miał zresztą tego świadomość, a w każdym razie był pewien,

że potrafiłby dowodzić batalionem, do czego nie doszło tylko z przyczyn formalnych8. Wielu generałów, dowodzących wojskami w 1939 roku, w latach dwudziestych służyło we Freikorpsach, ochotniczej organizacji paramilitarnej, bądź w „traktatowym”, nielicznym wojsku, na jakie zezwalał traktat wersalski. Przed dojściem nazistów do władzy mogli zajmować się co najwyżej planowaniem, szkoleniem i pracą sztabową, a zdobyte w toku takiej służby stopnie nie robiły na Hitlerze żadnego wrażenia. Były podpułkownik Winston Churchill zwykł był kpić ze stopnia kaprala, którego Hitler dosłużył się w okopach. Ten jednak nie miał żadnych kompleksów. Czuł się równie swobodnie, obcując z prostymi żołnierzami, jak i z tymi, którzy przewyższali go stopniem w czasie poprzedniej wojny.

Zgodnie z „Fall Weiss” do ataku na Polskę wyznaczono 60 dywizji, w tym 5 pełnoetatowych dywizji pancernych – każda z 300 czołgami –2 improwizowane dywizje pancerne i 4 dywizje lekkie (z mniejszą liczbą czołgów) oraz 4 w pełni zmotoryzowane dywizje piechoty, a także 3600 maszyn Luftwaffe i sporą część tego, czym dysponowała Kriegsmarine. Polska miała zaledwie 30 czynnych i 9 rezerwowych dywizji piechoty, 11 brygad kawalerii, 2 brygady zmechanizowane, 300 średnich i lekkich czołgów, 1154 działa polowe oraz 400 samolotów (z których tylko bombowce Łoś nie należały do przestarzałych), 4 nowoczesne niszczyciele i 5 okrętów podwodnych. Wojsko Polskie liczyło około 1 miliona żołnierzy. Co prawda w ostatniej chwili zarządzono mobilizację, ale nie zdołano jej przeprowadzić do końca, gdy na Polskę ruszyło 630 000 żołnierzy dowodzonych przez von Bocka i 886 000 przez von Rundstedta.

Z nastaniem świtu 1 września 1939 roku bombowce Heinkel He-111, o udźwigu dwóch ton bomb i maksymalnej szybkości 350 kilometrów na godzinę, oraz Dorniery i bombowce nurkujące Junkers Ju-87 Stuka (sztukasy) rozpoczęły bombardowanie polskich dróg, lotnisk, węzłów kolejowych, ośrodków mobilizacyjnych i miast, łącznie z Warszawą. Jednocześnie szkolny pancernik Schleswig Holstein cumujący w Gdańsku rozpoczął ostrzał polskiego garnizonu na Westerplatte. Sztukasy wyposażono w specjalne syreny, które włączano w czasie nalotu. Ich wycie siało przerażenie wśród ludności. Luftwaffe błyskawicznie zyskała przewagę w powietrzu – w toku całej sześcioletniej wojny czynnik ten odgrywał

ogromną rolę. Odwaga pilotów nie wystarczała, polskie samoloty nie mogły się mierzyć z myśliwcami Messerschmitt Bf-109, osiągającymi prędkość ponad 500 kilometrów na godzinę. Polska obrona przeciwlotnicza okazała się zupełnie niewystarczająca, tam gdzie w ogóle istniała. Dwiema dywizjami pancernymi i dwiema zmotoryzowanymi, wchodzącymi w skład Grupy Armii „Północ”, dowodził generał Heinz Guderian, wielki i długoletni orędownik doktryny Blitzkriegu. Potraktował on swój korpus jako zwarty związek taktyczny i odniósł ogromny sukces, prąc do przodu przed głównymi siłami piechoty. Działania obronne utrudniał Polakom chaos na drogach, wypełnionych tłumami uchodźców. Bombardowania i ostrzał z powietrza chaos ten jeszcze potęgowały.

Hitler nadal obawiał się ataku na froncie zachodnim, chciał więc kampanię w Polsce zakończyć jak najszybciej. Tymczasem dopiero o 11.00 w niedzielę 3 września rząd Neville’a Chamberlaina wypowiedział Niemcom wojnę. Rząd francuski uczynił to dość niechętnie sześć godzin później. Rychło jednak stało się oczywiste dla wszystkich, poza zawsze ufnymi i żywiącymi nadzieje Polakami, że zachodni sojusznicy nie zamierzają zaatakować Linii Zygfryda, choć przeciwko 40 dywizjom niemieckim Francuzi mogli skierować 86 dywizji. Obawa przed masowymi nalotami niemieckimi na Paryż i Londyn może po części wyjaśnić bierność sojuszników. Ale nawet gdyby Wielka Brytania i Francja rozpoczęły działania na Zachodzie, Polski nie dałoby się już ocalić. Tymczasem Wysunięty Oddział Uderzeniowy RAF dotarł do Francji dopiero 9 września, a Brytyjski Korpus Ekspedycyjny pod dowództwem lorda Gorta zaczął przybywać do Francji dopiero następnego dnia. Alianci zdecydowanie nie doceniali wówczas lęku Hitlera przed atakiem z zachodu. W liście do zastępcy naczelnika więzienia w Norymberdze w 1946 roku Wilhelm Keitel pisał: „To, czego Führer obawiał się najbardziej i o czym stale mówił, to możliwość tajnego porozumienia między francuskim i belgijskim sztabem generalnym w sprawie ataku przez terytorium Belgii francuskich oddziałów zmotoryzowanych na Zagłębie Ruhry oraz desantu wojsk brytyjskich w Holandii w celu zaatakowania Niemiec od północy”9. Obawy Hitlera okazały się jednak nieuzasadnione, bo ani Wielka Brytania, ani Francja, ani tym bardziej neutralne Belgia i Holandia, nie rozważały podobnych kroków, wymagających wyobraźni i odwagi. Co prawda Neville Chamberlain wprowadził

do rządu znanego od lat antynazistę Winstona Churchilla, powierzając mu zwierzchnictwo nad Royal Navy jako Pierwszemu Lordowi Admiralicji. Było to najbardziej wojownicze w tym okresie posunięcie Londynu, jeśli pominąć nieudany nalot bombowy na Wilhelmshaven i zrzucenie 12 milionów ulotek wzywających Niemców do obalenia Hitlera, na co zresztą nie można było liczyć, bo ten miał właśnie odnieść jedno z największych zwycięstw w historii Niemiec.

Niemiecka propaganda inspirowana i kierowana przez dr. Josepha Goebbelsa, człowieka, który w pełni zasłużył na miano „diabelskiego geniusza”, od dawna przekonywała Niemców i nie tylko ich, że Trzecia Rzesza dysponuje w Polsce „piątą kolumną”, a więc gromadą swoich popleczników. To oczywiście potęgowało w Polsce atmosferę podejrzliwości i nieufności. Taktykę tego typu miano stosować także w przyszłości, ale wówczas przyniosła ona tragiczne owoce, bo około 7000 etnicznych Niemców poniosło śmierć z polskich rąk10. Ów nieszczęsny skutek uboczny rasowej wojny totalnej rozpętanej przez Hitlera miał niestety powtarzać się później w całej Europie w monstrualnych rozmiarach. Ale jeśli Polacy działali z lęku przed zdradą, Niemcy rychło wzięli odwet z zimną krwią i na bez porównania większą skalę.

Piątego września „polski korytarz” został ostatecznie odcięty. Armia „Pomorze” wycofała się na południe i trzy dni później połączyła się z Armią „Poznań”. Resztki Armii „Łódź”, która walczyła z 10 Armią generała Waltera von Reichenaua i 8 Armią generała Johannesa Blaskowitza, obsadziły twierdzę Modlin, natomiast Armia „Kraków” po ciężkich walkach z 10 i 14 Armią (dowodzoną przez generała Wilhelma Lista) skapitulowała 19 września. Rząd Rzeczpospolitej ewakuował się najpierw do Lublina, a stamtąd do Rumunii, gdzie zrazu został przyjęty z honorami, później jednak, pod naciskiem Hitlera, internowany. W nocy 6 września Francja przypuściła atak na Niemcy, a przynajmniej z formalnego punktu widzenia tak to wyglądało. Chcąc dać Polakom odrobinę oddechu, dowódca naczelny francuskich sił zbrojnych Maurice Gamelin zarządził natarcie w rejonie Zagłębia Saary na odcinku o szerokości ponad 20 kilometrów i głębokości około 8. Francuzi zajęli kilka opuszczonych niemieckich wiosek. Niemcy wycofali się za Linię Zygfryda. Ponieważ Francja nadal prowadziła mobilizację, po pięciu dniach operację zakończono; oddziały francuskie wycofały się na pozycje

wyjściowe z rozkazem prowadzenia działań rozpoznawczych. Trudno to określić jako „pomoc wszystkimi siłami” będącymi do dyspozycji aliantów. Nie ma dowodu, aby Hitler na skutek akcji na Zachodzie odwołał choćby jednego żołnierza ze Wschodu.

Ósmego września 10 Armia generała Reichenaua dotarła do przedmieść Warszawy. Tu jednak spotkała się z zaciętym oporem. Na początku września 1939 roku w Warszawie zaczęto wznosić zaimprowizowane barykady, kopać rowy przeciwczołgowe i szykować beczki z terpentyną. Hitler chciał zająć Warszawę przed 21 września, a więc przed rozpoczęciem sesji amerykańskiego Kongresu. Chciał postawić świat wobec faktu dokonanego. Tak się jednak nie stało.

„Polska armia już się nie wyzwoli z niemieckiego uścisku” – chełpił się Göring 9 września. Do tego czasu Niemcy prowadzili wręcz podręcznikowy atak. Tego jednak dnia generał Tadeusz Kutrzeba, dowódca Armii „Poznań”, wspólnie z Armią „Pomorze” w błyskotliwym manewrze przekroczył Bzurę, atakując skrzydło niemieckiej 8 Armii. Podczas wielodniowej bitwy nad Bzurą wyeliminował całą niemiecką dywizję. Dopiero odsiecz niemieckich oddziałów pancernych ściągniętych spod Warszawy zmusiła Polaków do odwrotu. Niemiecka i włoska propaganda głosiły później, że polska kawaleria lancami i szablami próbowała atakować czołgi. Jest to absolutny fałsz. Warto natomiast przytoczyć uwagę von Mellenthina, który pisał, że „fantazja i odwaga Polaków nie mogła jednak wyrównać braku nowoczesnej broni i solidnego wykształcenia taktycznego”11. Wehrmacht szkolony był w sposób nowoczesny, z naciskiem na elastyczność. Ten sam żołnierz mógł walczyć jako piechur, artylerzysta czy nawet czołgista. Podoficerów przygotowywano do objęcia stanowisk oficerskich, gdyby wymagała tego sytuacja. Oczywiście Niemcy byli agresorami, więc to oni wybrali dogodny dla siebie moment rozpoczęcia wojny.

W roku 1944 oficer gwardii i przyszły historyk wojskowości Michael Howard wziął udział w kursie na temat niemieckiej armii. „Dowiedział się wszystkiego o organizacji, umundurowaniu, doktrynie, personelu, taktyce, uzbrojeniu – wszystkiego poza jednym: dlaczego ta armia była tak piekielnie skuteczna”12. Część odpowiedzi na to pytanie można znaleźć w dziejach osiemnastowiecznego państwa pruskiego, kiedy to młodym i zdolnym junkrom otwierano drogę do awansu w wojsku. Wolter pisał,

że „na ogół państwa mają armie, w Prusach jest odwrotnie, to armia ma państwo!”. Współczesny mu hrabia de Mirabeau zgadzał się z nim, mówiąc, że „wojna jest narodowym przemysłem Prus”. Mundur oficerski oznaczał wysoki status społeczny, szacunek i prestiż. Wielkie narodowe odrodzenie w roku 1813 nauczyło Niemców, że liczy się przede wszystkim dyscyplina; nie zapomniano o tym nawet po klęsce 1918 roku. Hindenburg, choć przegrał wojnę, został wybrany na prezydenta. Niemcy toczyli piątą wojnę napastniczą w ciągu 75 lat i jak notuje Howard, jeśli idzie o rycie okopów i naprowadzanie artylerii na cel, byli po prostu lepsi od aliantów. Blitzkrieg wymaga ścisłego współdziałania poszczególnych rodzajów broni, Niemcy opanowali tę sztukę w sposób doskonały. Musiało minąć pół wojny, nim alianci też się tego nauczyli.

Mając nieliczny Korpus Ochrony Pogranicza do obrony wschodniej, liczącej prawie 1300 kilometrów granicy, Polacy zostali kompletnie zaskoczeni, kiedy o świcie 17 września Sowieci najechali ich kraj zgodnie z tajnym aneksem do sowiecko-niemieckiego paktu o nieagresji z 24 sierpnia. Sowieci pragnęli zemsty za klęskę w wojnie z Polakami w latach 1919–1920. Chcieli także zyskać wolną rękę wobec państw bałtyckich i przesunąć granice kraju na zachód. Korzystając z okazji, osiągnęli wszystkie trzy cele. Nie spotkali się z żadnym praktycznie oporem. Stracili zaledwie 734 zabitych13. Jako casus belli Stalin użył bardzo wątpliwego argumentu o rzekomo „kolonizatorskich” praktykach Polski na Ukrainie i Białorusi. Argumentował, że Armia Czerwona wkroczyła na teren Polski wyłącznie po to, aby „przywrócić pokój i porządek”. Tak oto Polacy podwójnie umęczeni znaleźli się między hitlerowskim młotem i sowieckim kowadłem. Wolność i niepodległość mieli odzyskać dopiero pół wieku później, w 1989 roku. Wiosną 1940 roku Sowieci dokonali jednej z najohydniejszych zbrodni podczas całej wojny, mordując strzałami w tył głowy 21 857 polskich jeńców, wziętych do niewoli jesienią poprzedniego roku. W lesie katyńskim pod Smoleńskiem zginęło 4100 polskich oficerów. Egzekucjami w Twerze kierował Wasilij Błochin, naczelny kat w służbie NKWD. Ubrany w skórzany kombinezon, taki sam fartuch i rękawice prawie do łokcia, aby krew i szczątki mózgów mordowanych nie powalały mu munduru, osobiście wykonał wiele wyroków. Posługiwał się niemieckim pistoletem Walther, bo tylko ten

nie zacinał się od gorąca po wielokrotnym użyciu14. (Ale pod koniec trzeciego dnia egzekucji skarżył się, że dostał odcisków na palcu, którym pociągał za spust). Po najeździe Niemców na Rosję Ławrientij Beria przyznał, że rozstrzelanie polskich jeńców było „pomyłką”. Kiedy 17 kwietnia

1943 roku Goebbels ujawnił światu fakt zbrodni katyńskiej, propaganda sowiecka z miejsca zaprzeczyła odpowiedzialności ZSRS, twierdząc, że mordu dokonali hitlerowcy. Brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych świadomie zaakceptowało to oczywiste kłamstwo, trwając przy nim aż po rok 1972, mimo że w czasie procesu norymberskiego nie dowiedziono Niemcom winy.

Około połowy września Niemcy dotarli na tereny wschodniej Polski, zajmując Brześć. Musiało więc dojść do niezamierzonych starć między Rosjanami a Niemcami. W jednej takiej potyczce zginęło dwóch Kozaków, w innej 15 Niemców. W tej sytuacji niemiecki minister spraw zagranicznych Ribbentrop udał się znów do Moskwy, aby uzgodnić linię demarkacyjną. Potraktowano go z honorami, zapraszając najpierw do teatru Bolszoj na Jezioro łabędzie. Negocjacje z Mołotowem rozpoczęły się po spektaklu i trwały do 5 rano. Uzgodniono przesunięcie wspólnej granicy na linię Bugu zamiast Wisły, a Litwa, wraz z pozostałymi państwami bałtyckimi, znalazła się w sowieckiej strefie wpływów. Niemcy wycofali się z Brześcia i Białegostoku i w ten sposób dokonał się czwarty w historii rozbiór Polski. Mołotow powinien był jednak zwrócić uwagę na to, co Hitler deklarował wiele lat wcześniej w  Mein Kampf. „Niech nikt nie mówi, że zawierając sojusz z Rosją, nie powinniśmy myśleć o wojnie albo że nie możemy się do niej gruntownie przygotować. Sojusz, którego cel nie przewiduje wojny, jest bezsensowny i bezwartościowy. Sojusze zawiera się wyłącznie po to, by walczyć”15. Po całodziennym nalocie Luftwaffe 25 września, nie mając już żadnej nadziei na poważniejszą pomoc ze strony zachodnich aliantów, w sytuacji gdy Śmigły-Rydz stracił łączność z wojskiem, a Rosjanie rozwijali ofensywę na wschodzie, wygłodzona i pozbawiona leków Warszawa skapitulowała 28 września. Dopiero trzy dni później Niemcy zobowiązali się, że udzielą rannym mieszkańcom niezbędnej pomocy. Dla wielu jednak było już za późno, a niemiecka pomoc też miała propagandowy charakter. Kuchnie polowe rozstawiano wyłącznie na użytek kamer kroniki filmowej. Opór Polaków ustał ostatecznie 5 października.

217 000 polskich żołnierzy trafiło do niewoli sowieckiej, a 693 000 –do niemieckiej. Na szczęście około 90 000–100 000 żołnierzy zdołało zbiec z kraju przez Rumunię, Węgry i Litwę. Udawali się na Zachód, aby wstąpić do polskiego wojska organizowanego przez generała Władysława Sikorskiego, premiera rządu na uchodźstwie, powołanego przezeń w Angers we Francji. Tymczasem NKWD na okupowanym przez siebie terytorium Polski rozpoczęło masowe aresztowania, przede wszystkim ziemian, intelektualistów, działaczy społecznych, księży, polityków, weteranów wojny 1920 roku – wszystkich tych, którzy mogliby stanąć na czele narodu. W ten sposób około 100 000 Polaków trafiło do sowieckich łagrów. Wrócili nieliczni.

W czasie czterotygodniowej kampanii w Polsce Niemcy stracili 8082 zabitych i 27 278 rannych. Polacy – 70 000 poległych i 130 000 rannych żołnierzy oraz 25 000 zabitych cywilów. „Żołnierze zaprawili się w boju, i w tym sensie «próba krwi» miała istotną wartość – pisze Mellenthin. – Wojsko pojęło, na czym polega różnica między manewrami na poligonie w czasie pokoju a prawdziwymi działaniami wojennymi z ostrą amunicją”. Była to rzeczywiście „wojna błyskawiczna”. 5 października triumfujący Hitler udał się do Warszawy, aby odebrać defiladę zwycięstwa. Podróżował swoim pociągiem specjalnym, noszącym nie wiedzieć czemu nazwę Amerika. „Obejrzyjcie to sobie dokładnie –powiedział dziennikarzom, pokazując Warszawę. – Oto, co mogę zrobić z każdym europejskim miastem”16. Nie kłamał.

Politykę terroru, Schrecklichkeit, Niemcy zaczęli wdrażać od pierwszego dnia. Aby rasa panów mogła zyskać „przestrzeń życiową”, należało zlikwidować miliony słowiańskich i żydowskich „podludzi”. W czasie całej wojny Polska straciła 17,2 procent ludności! Theodor Eicke, dowódca trzech pułków Totenkopf SS, kazał swoim podwładnym „uwięzić lub zgładzić” wszystkich wrogów narodowego socjalizmu, jakich napotkają, posuwając się za oddziałami frontowymi17. Ponieważ nazizm opierał się na fundamencie ideologii rasowej i politycznej, szerokie rzesze Polaków automatycznie kwalifikowały się do klasy wrogów, a dla wrogów nie mogło być litości. W tych działaniach Wehrmacht brał aktywny udział. Cywilną administrację na okupowanych terenach ustanowiono dopiero 26 października, niemal dwa miesiące po rozpoczęciu wojny. Wystarczyło, aby w tym czasie wojsko, nawet bez specjalnego rozkazu, spaliło

531 wsi i miasteczek i wymordowało tysiące jeńców18. Twierdzenie, które wielu wehrmachtowców powtarzało między sobą i wobec alianckich oficerów śledczych, że byli tylko żołnierzami, że nie brali udziału w ludobójstwie, którego ofiarą padali Słowianie i Żydzi, a co najwyżej tylko coś tam słyszeli, jest zwyczajnym kłamstwem.

Die Schutzstaffeln, oddziały ochronne, w skrócie SS, powołano pierwotnie jako autonomiczną formację partyjną mającą dbać o bezpieczeństwo NSDAP. Na czele SS stanął Reichsführer Heinrich Himmler. Jeszcze przed wybuchem wojny, a tym bardziej w jej trakcie, SS wyrosło na samodzielną potęgę, stało się, jak trafnie pisano w alianckich materiałach informacyjnych, „państwem w państwie, instytucją ważniejszą od partii i rządu”. Po dojściu Hitlera do władzy zadania SS określano oficjalnie jako „działania na rzecz bezpieczeństwa wewnętrznego Rzeszy”. Za tym eufemizmem krył się bezlitosny i okrutny terror. „Wiem, że są miliony Niemców, których brzydzi czarny mundur SS – pisał Himmler w 1936 roku w broszurze przeznaczonej dla jego podwładnych, zatytułowanej Die Schutzstaffeln. – Zdajemy sobie z tego sprawę, ale też nie oczekujemy powszechnej miłości”19.

Na początku SS zajmowało się ochroną nazistowskich działaczy i mówców wiecowych. Szybko jednak, zwłaszcza po likwidacji konkurencji w postaci SA, zaczęło potężnieć, uaktywniać się w wielu dziedzinach życia i działalności państwa. Funkcjonowało jako straż przyboczna Führera, a jednocześnie propagowało ideę „Rasy i krwi”, zdominowało organa policji, wystawiło własne liczące w 1945 roku 830 000 ludzi oddziały, Waffen SS, które brały udział we wszystkich kampaniach poza norweską i afrykańską, zorganizowało Totenkopfverbände, specjalne, samodzielne jednostki zarządzające obozami koncentracyjnymi, opanowało wywiad cywilny, Sicherheitsdienst (SD), dbało o własne zaopatrzenie, prowadziło słynące z brutalności ośrodki szkoleniowe. W strukturze organizacyjnej SS istniały komórki i referaty do spraw gospodarczych, budownictwa, pracy, finansów, kwestii prawnych, przedsięwzięć w przemyśle i rolnictwie, spraw medycznych, personalnych, rasowych, rodzinnych, przesiedleń, dyscypliny, budowy obozów, spraw regionalnych, łączności, wymiaru sprawiedliwości, w tym ułaskawień, a także szkół ludowych, repatriacji etnicznych i czystych rasowo Niemców. Organa SS działały niezależnie od instytucji państwowych20. Hitler osobiście

wymyślił w 1931 roku dewizę SS Meine Ehre heisst Treue (Mój honor to wierność). Chciał mieć ludzi, którzy przedłożą lojalność wobec jego osoby ponad wszelkie zasady moralne.

Charakter działań SS szybko stał się oczywisty. Od 5 września do końca listopada 1939 roku esesmani wraz z innymi formacjami niemieckimi zamordowali tysiące cywilów w Bydgoszczy, a w Piotrkowie Trybunalskim puścili z dymem całą żydowską dzielnicę. 6 września w miejscowości Mrocza zastrzelili 19 polskich oficerów oddających się do niewoli.

Jednocześnie zaczęto zamykać w gettach ludność żydowską. Już wówczas wojna przeciw Żydom była dla hitlerowców ważniejsza niż wojna z aliantami. W Yom Kippur (Dzień Pojednania), największe żydowskie święto, Niemcy zamknęli tysiące bydgoskich Żydów w synagodze, nie pozwalając im korzystać z toalet i zmuszając ich w ten sposób do używania tałesów zamiast papieru toaletowego. Ale najgorsze miało dopiero nastąpić.

Pakt Ribbentrop–Mołotow z 24 sierpnia 1939 roku i układ o przyjaźni niemiecko-sowieckiej, podpisany w następnym miesiącu, dawały Stalinowi absolutnie wolną rękę na północy, z czego też natychmiast skorzystał. Z myślą o zabezpieczeniu Leningradu przed ewentualnym atakiem ze strony Niemiec zamierzał przemienić Zatokę Fińską w sowiecki akwen, nie licząc się z tym, że północne brzegi zatoki należą do Finlandii, a południowe w większości do Estonii. Łotwę, Litwę i Estonię zmusił do przyjęcia traktatów, na mocy których Armia Czerwona obsadziła kluczowe punkty na ich terytorium, a w czerwcu 1940 roku położył kres pozorom suwerenności tych krajów, anektując je. Otoczone przez Związek Sowiecki z trzech stron, kraje te nie miały w istocie żadnego wyjścia. Mogły tylko ulec przeważającej sile. Ale z Finlandią nie poszło już tak łatwo, choć Finów było wielokrotnie mniej niż mieszkańców

Związku Sowieckiego, a granica między tymi państwami liczyła ponad 1200 kilometrów.

W październiku Stalin wezwał Finów do Moskwy, aby przedstawić im sowieckie żądania. Na czele fińskiej delegacji stał przywódca Partii

Socjaldemokratycznej Väinö Tanner, człowiek „twardy, bezpośredni, uparty i często złośliwy”. Był to wybór dość dziwny, jeśli zważyć, że decydował się los państwa. Jednocześnie Finowie ogłosili powszechną

mobilizację. Stalin z Mołotowem zażądali oddania w trzydziestoletnią dzierżawę bazy morskiej Hanko, najbardziej na południe wysuniętego portu Finlandii, odstąpienia zachodniej części Półwyspu Rybackiego w rejonie Petsamo, portu nad Morzem Barentsa, oraz pięciu wysepek w Zatoce Fińskiej. Zażądali także przesunięcia granicy na Przesmyku Karelskim, która wtedy przebiegała zaledwie 35 kilometrów od Leningradu. W zamian za 2770 kilometrów kwadratowych terytorium Finlandii Rosjanie proponowali 5550 kilometrów kwadratowych terenów w rosyjskiej Karelii w rejonie Repola i Porajorpi. Na pierwszy rzut oka oferta zdawała się rozsądna, jeśli jednak zważyć, że Sowieci domagali się obszarów i punktów o istotnym znaczeniu strategicznym, widać, że jej przyjęcie zagrażało suwerenności Finlandii. Finowie postanowili więc nie ulegać, lecz chwycić za broń. Polubownemu załatwieniu sprawy nie pomogła też uwaga Tannera „jestem mienszewikiem”: fiński minister chciał podkreślić w ten sposób wspólną ze Stalinem lewicową przeszłość, ale wódz bolszewików uznał to za zniewagę. 28 listopada Związek Sowiecki wypowiedział zawarty w 1932 roku sowiecko-fiński pakt o nieagresji; dwa dni później, bez wypowiedzenia wojny, Rosjanie zbombardowali Helsinki, a 1,2 miliona czerwonoarmistów przekroczyło fińską granicę. Zaczęła się zaciekła, trwająca 105 dni wojna – fińskie Termopile, jak chcą niektórzy, porównując obrońców do starożytnych Spartan.

Świat szykował się na kolejną odsłonę znanego już dramatu: wielki, totalitarny monolit miażdży małego sąsiada. Armia fińska liczyła wszystkiego 10 dywizji. Na jedną przypadało zaledwie 36 dział, wyprodukowanych przed 1918 rokiem. To samo dotyczyło broni strzeleckiej (poza znakomitymi skądinąd pistoletami maszynowymi Suomi kalibru 9 mm). Lotnictwo fińskie miało niewiele nowoczesnych maszyn. „Finom brakowało wszystkiego – pisał historyk – oprócz odwagi i dyscypliny” 21 . Rosjanie tymczasem rzucili na front 1500 czołgów i 3000 samolotów. Zakładali, że kampania zakończy się błyskawicznym sukcesem, jak w Polsce22. Armia Czerwona przystąpiła do natarcia na czterech kierunkach. 7 i 13 Armia miały przełamać fińską obronę na tak zwanej Linii Mannerheima na Przesmyku Karelskim i zająć Viipuri (Wyborg), drugie co do wielkości miasto w Finlandii. Jednocześnie 8 Armia miała obejść jezioro Ładoga i uderzyć na Viipuri od północy. Zadanie 9 Armii

polegało na przecięciu terytorium Finlandii w najwęższym miejscu, a 14 Armia miała zdobyć Petsamo i Nautsi, odcinając Finów od Morza Arktycznego. Plan ów jeden z historyków nazwał „pomysłowym, elastycznym i kompletnie nierealistycznym”23.

Owszem, 14 Armia osiągnęła zakładaną rubież w dziesięć dni, ale w ciągu następnych dwóch miesięcy Rosjanom nie udało się już nic więcej. 7 Armia, złożona z 12 dywizji, trzech brygad pancernych i korpusu zmechanizowanego, nie zdołała przebić się przez zasieki, stanowiska ogniowe, zapory przeciwczołgowe i świetnie ukryte schrony Linii Mannerheima. Do drążenia okopów Rosjanie często musieli używać dynamitu – zmarznięta ziemia nie poddawała się łopatom. Choć Finowie nigdy jeszcze nie mierzyli się z czołgami, a w istocie nie mieli żadnej broni przeciwpancernej, przynajmniej dopóki nie zdobyli jej na Rosjanach, dali sobie radę – znaleźli sposób, by powstrzymać stalowe kolosy. Jak na ironię, to właśnie oni wymyślili nazwę „koktajle Mołotowa” na określenie butelek z benzyną i kawałkiem płonącej szmaty jako zapalnikiem24. Działało to znakomicie, zwłaszcza na początku kampanii, gdy czołgi słano bez wsparcia piechoty. Finom sprzyjała także północna aura i długie arktyczne noce.

Siedemdziesięciodwuletni „Obrońca Finlandii”, feldmarszałek baron Carl von Mannerheim, którego nazwiskiem nazwano rubież obronną na Przesmyku Karelskim, okazał się wybitnym dowódcą. Trzymał swe odwody na południu i trafnie przewidywał kolejne posunięcia przeciwnika – być może dlatego, że całą pierwszą wojnę światową przesłużył jako oficer w carskiej armii. Rosyjscy żołnierze, których przekonywano, że fiński proletariat powita ich jako wyzwolicieli, przeżyli szok, widząc, jak cały naród jednoczy się wokół swego „Obrońcy” i nie życzy sobie „wyzwolenia”.

Największe straty poniosła złożona z pięciu dywizji 9 Armia nacierająca na środkową Finlandię. Rozległe puste przestrzenie, tak to przynajmniej wyglądało na mapie, zdawały się sprzyjać najeźdźcom. Tylko że owe przestrzenie porastały lasy i znaczyły liczne jeziora. Nieznający terenu Rosjanie raz po raz wpadali w pułapki, a temperatura tej wyjątkowo mroźnej zimy spadała do minus 50 stopni. Na szlaku kolejowym Leningrad–Murmańsk było tylko jedno rozgałęzienie prowadzące do Finlandii i chociaż Rosjanie dość szybko zajęli przygraniczne miasto

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.