Droga do niewolności

Page 1


DROGA DO NIEWOLNOŚCI

ROSJA • EUROPA • AMERYKA

T I M OTHY S NY D ER

PRZEKŁAD B ARTŁOMIEJ P IETRZYK

ZNAK HOR YZONT

KRAKÓW 2 0 22

KRAKÓW 2025

Tytuł oryginału

The Road to Unfreedom. Russia, Europe, America

Copyright © 2018 by Timothy Snyder

First published in the United States by Tim Duggan Books, an imprint of the Crown Publishing Group, a division of Penguin Random House LLC, New York.

Projekt okładki na podstawie wydania oryginalnego

Marcin Słociński

Projekt okładki oryginału

Christopher Brand

Opieka redakcyjna

Monika Basiejko

Weryfikacja merytoryczna

Patryk Masny

Adiustacja

Edyta Chrzanowska / e-dytor.pl

Adiustacja przedmowy

Maria Zając

Korekta

Aneta Iwan

Joanna Kłos

Indeks

Tomasz Babnis

Mapy

Beehive Mapping

Opracowanie map

Edycja

Łamanie

Edycja

Copyright © for the translation by Bartłomiej Pietrzyk, 2018

Copyright © for this edition by SIW ZNAK Sp. z o.o., 2025

ISBN 978-83-240-9059-9

Znak Horyzont www.znakhoryzont.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie III zmienione, Kraków 2025. Printed in EU

SPIS TREŚCI

PRZEDMOWA (2023)

Określenie „droga do niewolności” odnosi się do niezaprzeczalnej tendencji do odwrotu od demokracji w tajemniczej drugiej dekadzie XXI wieku. Jako historyka uderzyła mnie zarówno waga wydarzeń zachodzących w Rosji, Europie oraz Ameryce, jak i skłonność obserwatorów do odwracania wzroku, szukania usprawiedliwień czy udawania, że nic się nie dzieje. Z tego właśnie powodu mówię o „niewolności”, a nie o „tyranii” bądź „autorytaryzmie”, gdyż niewolność zakłada nasz współudział – rolę, jaką odgrywamy w upadku demokracji, świadomie ulegając dezorientacji lub popadając w niepotrzebne samozadowolenie.

W chwili, gdy piszę niniejszą przedmowę, obserwujemy jeszcze wyraźniejsze przejawy tej tendencji: podjętą przez Donalda Trumpa próbę zamachu stanu w USA i najazd Władimira Putina na Ukrainę. Amerykański prezydent usiłował obalić porządek konstytucyjny w swoim kraju, a rosyjski przywódca rozpętał w Europie okrutną wojnę napastniczą. Opisana przeze mnie niedawna historia zapowiadała te wydarzenia i pozwala wyjaśnić ich sens. W istocie książkę tę napisałem właśnie po to, by usunąć element zaskoczenia, który czyni nas bezbronnymi, a w pewnym sensie też współwinnymi. Nasze problemy z demokracją zaczynają się

od niezrozumienia historii. Moja książka traktuje nie tylko o współczesnym upadku demokracji, lecz także o błędach, które uniemożliwiają nam zmierzenie się z tym zjawiskiem. Do najważniejszych wydarzeń opisanych w niniejszej książce należą sfałszowane wybory w Rosji w latach 2011–2012, za sprawą których Putin powrócił do władzy, ukraiński Majdan i aktywnie toczona przez Rosję wojna z Ukrainą w latach 2013–2015, rosyjskie wpływy na rzecz kampanii Donalda Trumpa w latach 2015–2017 oraz to, co dzieje się współcześnie w Europie: wzrost znaczenia skrajnej prawicy, brexit i ataki na niezawisłe sądownictwo w Polsce. Starałem się wskazać podstawowe przyczyny tych wydarzeń: pojawienie się mediów społecznościowych, nierówności ekonomiczne i powrót idei faszystowskich. Najważniejszym krajem w tej książce jest Rosja – nie tylko dlatego, że w bezpośrednim ataku, jaki przypuszcza na demokrację w kraju i za granicą, posługuje się każdą możliwą bronią. Jest tak również dlatego, że uosabia ona pewne tendencje, które rysują się bardzo wyraźnie w Europie i Stanach Zjednoczonych. Uważna obserwacja tego, jak Rosja wykorzystuje słabe strony Europy i Ameryki, powinna nas skłonić do poważniejszego zajęcia się tymi problemami.

Książkę rozpoczynam od streszczenia idei zapomnianego już właściwie rosyjskiego faszystowskiego filozofa Iwana Iljina (1883–1954), gdyż jest on przewodnikiem po naszych czasach. Czterdzieści tomów dzieł zebranych Iljina służy mi za ilustrację tezy, że faszyzm stanowi istotną i trwałą tradycję, której nie da się unieważnić myśleniem życzeniowym ani powtarzaniem haseł takich jak „koniec historii”, „brak alternatywy” czy „triumf neoliberalizmu”. Faszystowskie idee nie powinny być dla nas kuszące – nie musimy ich nawet uważać za interesujące – powinniśmy jednak umieć je rozpoznać w swoim bezpośrednim otoczeniu.

Iljin opisywał świat obarczony pierworodną skazą, rozdrobniony i pozbawiony jedności. W takim świecie nic nie mogło być prawdziwe, a zatem samo pojęcie faktów nie miało znaczenia. W tej sytuacji niezbędny był polityczny odkupiciel – rosyjski przywódca, który doszedłby do władzy przemocą, stworzyłby potężne mity, sfałszowałby wybory i najechałby Ukrainę. Wszystko to, jak utrzymywał Iljin, było z ducha chrześcijańskie: tylko Rosji dano zdolność uzdrowienia świata, a więc ona sama oraz jej przywódca musieli kłamać i zabijać, by wypełnić tę misję. Rosjanie pozostawali bez winy niezależnie od tego, czego się dopuszczali, popełnienie przez nich grzechu było niemożliwością, gdyż ich działania zmierzały w każdym przypadku do odkupienia. Szczególną obsesję Iljin żywił na punkcie Ukrainy, której istnieniu zaprzeczał. Każdą wzmiankę o tym państwie uważał za oznakę międzynarodowego spisku przeciwko Rosji. Chociaż ten zestaw idei wywodzi się z Rosji, daje się go też dostrzec w pewnej formie u faszystów oraz zwolenników Putina w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Uznałem, że zamieszczenie dłuższego wywodu na temat Iljina ma sens, gdyż jego dzieła towarzyszyły Putinowi przez cały XXI wiek. Przed ponownym objęciem prezydentury w 2012 roku Putin zabezpieczył archiwum filozofa i doprowadził do jego ponownego pochówku. Od dawna regularnie odwoływał się również do jego myśli. W rozdziale pierwszym wskazuję, że po powrocie na urząd prezydenta nadal cytował Iljina oraz rozwijał jego idee, nawiązując do nich w swoich przemówieniach i pismach. Posiłkując się źródłami historycznymi, dowodzę, że na początku drugiej dekady XXI wieku rosyjski prezydent sformułował niezwykle wyraziste (i silnie pobrzmiewające faszyzmem) koncepcje na temat Rosji i Ukrainy: Rosja ma mianowicie być „cywilizacją”, nie zaś państwem, w związku z czym przysługuje

jej wyjątkowe prawo do określania znaczenia przeszłości i przeznaczenia swoich sąsiadów, a Ukraina, niezależnie od poglądów swoich mieszkańców, wchodzi po prostu w skład tej „cywilizacji”. Putin pozostawał w tych sprawach dość konsekwentny przez dekadę, a dopiero druga inwazja –w 2022 roku – sprawiła, że jego koncepcji nie dało się już dłużej ignorować. Podczas samej wojny wciąż powoływał się na Iljina, na przykład w przemówieniu uzasadniającym rosyjskie roszczenia do terytorium Ukrainy, w którym wyraźnie zaprzeczył, jakoby Rosja podlegała prawu. Oglądana każdego wieczoru przez miliony ludzi rosyjska propaganda telewizyjna posługuje się specyficznymi motywami chrześcijańskiego faszyzmu. Ukraińców przedstawia się w niej jako diabły i satanistów, co stanowi jeden z licznych argumentów za ich eksterminacją. Pogląd, że wojna i mordowanie są wymogami chrześcijaństwa, jest dziś powszechnie głoszony w rosyjskich środkach masowego przekazu.

Drugi rozdział dotyczy negatywnego związku między wspomnianymi ideami a praktykami demokratycznymi. Taki chrześcijański faszyzm stoi w jawnej i całkowitej sprzeczności z normalnie rozumianą demokracją. Iljin sprzeciwiał się „arytmetycznemu” liczeniu głosów, a w zamian opowiadał się za magicznym konsensusem powstającym z woli charyzmatycznego rosyjskiego odkupiciela.

Równie ważny okazuje się jednak sposób, w jaki działania zmierzające do zniszczenia demokracji, niezależnie od motywacji ludzi je podejmujących, stwarzają przestrzeń dla tego rodzaju idei. W tym bardziej politycznym w wymowie rozdziale kładę nacisk na bardzo prostą rzecz: celem demokracji jest zapewnienie mechanizmu sukcesji w nowoczesnych państwach. Oprócz wszystkich innych zalet demokracja daje obywatelom pewność, że państwo może przetrwać, gdy zmieniają się rządy. Trwający już trzecią

dekadę reżim Władimira Putina w Rosji można interpretować jako jeden długi kryzys sukcesyjny. Putin został zasadniczo namaszczony na prezydenta przez swojego poprzednika Borysa Jelcyna. Pierwsze wybory wygrał dzięki wojnie, którą rozpoczął za swojej krótkiej kadencji premiera, a także dzięki atakom terrorystycznym dokonanym najprawdopodobniej przez rosyjski rząd przeciw własnym obywatelom. Nawet w Rosji nie brano realnie pod uwagę ewentualności, aby Putin mógł przegrać jakiekolwiek głosowanie po 2000 roku. Po odbyciu dwóch kadencji prezydenckich, co stanowiło konstytucyjne maksimum, pozwolił swojemu premierowi na jedną, po czym powrócił na stanowisko w 2012 roku. Po tym, jak uwięził przeciwników, zniszczył niezależną prasę i zakazał działalności organizacjom społeczeństwa obywatelskiego, planuje ponownie „kandydować” w 2024 roku jako faszystowski przywódca czasu wojny*. Wszystko to było niestety do przewidzenia, podobnie jak jego coraz bardziej despotyczne i ekscentryczne rządy.

Rosja tkwi w zamrożeniu, gdyż Rosjanie nie zdołali dokonać zmiany na stanowisku władcy, a ten, na którego są skazani, nie miał pomysłu na rządzenie. Zaczął od planu okiełznania oligarchów, lecz w rezultacie sam został największym oligarchą. W tej sytuacji dalsze rządy prawa były niemożliwe i pojawiła się potrzeba stworzenia nowego zestawu idei. Gdy przyszłość zniknęła, atrakcyjności nabrały pojęcia takie jak „cywilizacja”. Prowadzono nieustanne

* Władimir Putin wygrał odbywające się w dniach 15–17 marca 2024 roku wybory prezydenckie, w których uniemożliwiono udział niezależnych kandydatów. Oficjalnie frekwencja wyniosła 77%, na urzędującego prezydenta oddano 88% głosów, co zapewniło mu piątą kadencję [przyp. tłum.].

kampanie wymierzone w „dekadencję”, którą definiowano zazwyczaj w kategoriach seksualnych. Kiedy prowadzenie polityki krajowej stało się niemożliwe, jej miejsce zajęły zagraniczne spektakle: inwazja na Ukrainę w 2014 roku, operacja wojskowa w Syrii w 2015 roku, wsparcie dla brexitu oraz Trumpa w 2016 roku i wreszcie druga inwazja na Ukrainę – w 2022 roku.

Tymczasem w Ukrainie wydarzyło się coś zupełnie przeciwnego. Inaczej niż w Rosji przeprowadzono tam wolne i uczciwe wybory oraz ustanowiono demokratyczny mechanizm sukcesji. Co najważniejsze, ludzie, którzy przegrywali wybory prezydenckie, ustępowali ze stanowiska. W ciągu trzech dekad niepodległości Ukrainy jej obywatele zdobyli doświadczenie nie tylko w wyborze przywódców, lecz także w obronie podejmowanych przez siebie decyzji. W latach 2004–2005 protestującym udało się zapobiec sfałszowaniu wyborów prezydenckich. Ukraińcy mają – jak każde inne społeczeństwo – różnorodne poglądy, jednak generalnie kojarzą demokrację z perspektywą przystąpienia do Unii Europejskiej. W 2013 roku protestowali, gdy wskutek rosyjskiego szantażu i przekupstwa ich prezydent nie podpisał umowy stowarzyszeniowej z UE. Kiedy użył wobec protestujących przemocy, ci się nie cofnęli. Po zamordowaniu kilkudziesięciu uczestników protestów ukraiński prezydent zbiegł do Rosji. Dokładnie wtedy kraj ten rozpoczął planowaną od miesięcy inwazję na Ukrainę. Podstawowym wątkiem rosyjskiej propagandy towarzyszącej najazdowi w 2014 roku, który stanowi główny temat rozdziału piątego, była wojna „cywilizacji”: Ukraina nie istnieje samodzielnie, gdyż wchodzi w skład Rosji, a żywiący odmienne przekonanie Ukraińcy dali się zwieść Zachodowi. Rosja wykorzystała media społecznościowe, by rozpowszechnić na Zachodzie przekaz dopasowany do tego, w co ludzie

Mimo dość innowacyjnego wykorzystania technologii moskiewska kampania w mediach społecznościowych służyła ponadczasowemu, nieoglądającemu się na prawdę faszyzmowi. Putin obawiał się Ukrainy ze względu na rodzące się tam społeczeństwo obywatelskie i odnoszącą sukcesy demokrację. Twierdził, że inwazja ma na celu ochronę ludności rosyjskojęzycznej, lecz było dokładnie odwrotnie: niebezpieczeństwo dla Rosji polegało na tym, że obywatele Ukrainy mogli swobodnie się wypowiadać, w tym po rosyjsku. Ukraina była najbardziej wolnym krajem spośród tych, w których językiem rosyjskim posługiwała się duża liczba ludzi, i to właśnie czyniło ją groźną. Ponownie stało się to oczywiste w 2019 roku, kiedy wybory prezydenckie z ogromną przewagą wygrał rosyjskojęzyczny Żyd. Wołodymyr Zełenski jest doskonałym przykładem tego, jak demokracja może wnieść do polityki efekt nieprzewidywalności i nowości. Wyniósł on wraz ze sobą do władzy młodsze, ukształtowane przez postsowieckie doświadczenia pokolenie Ukraińców – dokładnie takich ludzi, jacy nigdy nie mieli szansy rządzić w Rosji. Decydując się pozostać w Kijowie po rosyjskiej inwazji w 2022 roku, Zełenski postąpił wbrew oczekiwaniom niemal wszystkich.

Najbardziej spektakularne w tym stuleciu wyzwanie demokratycznemu mechanizmowi sukcesji rzucono w Stanach Zjednoczonych i była nim próba zamachu stanu podjęta na przełomie 2020 i 2021 roku przez Donalda Trumpa. Jak staram się pokazać w rozdziałach piątym oraz szóstym, kampania prezydencka Trumpa w 2016 roku była nierozerwalnie

VII byli skłonni wierzyć. I tak Ukrainę przedstawiono niektórym z nich jako skrajnie lewicową, innym – jako skrajnie prawicową, pewnym grupom jako element żydowskiego spisku, a kolejnym – jako nazistowski reżim. Chociaż był to nonsens, okazał się skuteczny.

związana z pierwszą inwazją Rosji na Ukrainę. Szef jego sztabu miał kontakty z prorosyjskimi politykami w Ukrainie i był ściśle powiązany z rosyjskim oligarchą. Te same osoby oraz instytucje z Rosji, które tworzyły wcześniej wymierzony w Ukrainę przekaz propagandowy, zwalczały teraz rywalizującą z Trumpem Hillary Clinton. Taktyka również była bardzo podobna: Amerykanom zaserwowano za pośrednictwem mediów społecznościowych rodzaj propagandy, na którą mieli być podatni. Rasistom mówiono, że Clinton kocha czarnych, a czarnych przekonywano, że jest rasistką.

Między tymi dwoma mężczyznami występowało też głębsze podobieństwo, gdyż Putin był właśnie tym, kim chciał stać się Trump: człowiekiem niezwykle bogatym, zdolnym pozostawać u władzy bez końca i swobodnie ją wykorzystywać do pomnażania swojego majątku. Jak argumentuję tutaj i jak potwierdziły przeprowadzone później badania naukowe, jest bardzo prawdopodobne, że Trump wygrał wybory w 2016 roku dzięki rosyjskiemu wsparciu. Niezależnie od tego, czy tak było, podczas swojej kadencji bez wątpienia sowicie wynagrodził Putina. Uczynił politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych dysfunkcjonalną, zraził do siebie europejskich i innych sojuszników, a przy każdej nadarzającej się okazji wychwalał dyktatorów. Być może najbardziej oczywistą synergią między Putinem a Trumpem było ich wspólne nastawienie moralne: w polityce nie ma żadnych wartości, wszystko i tak jest kłamstwem, liczy się tylko spektakl, zwycięzców się nie sądzi, a każdy, kto uważa inaczej, jest głupcem.

Dziś zwolennicy Trumpa gardzą Zełenskim i nietrudno zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Cały etos amerykańskiej administracji za prezydentury Trumpa polegał na tym, że wszyscy podporządkowywali się silnemu liderowi.

Traktował Putina jako swojego patrona i mu ustępował*. Zełenski stawił natomiast Putinowi opór, gdy Rosja najechała Ukrainę. Boleśnie ubodło to amerykańskich faszystów: oto przywódcy (Putinowi), który zdominował ich własnego przywódcę (Trumpa), rzucił wyzwanie ktoś wybrany demokratycznie i, co gorsza, pochodzący z kraju uznawanego przez nich na co dzień za nieistotny. Dla wielu faszystów z Ameryki problem stanowiło żydowskie pochodzenie Zełenskiego. Rozwijali w związku z tym jednoznacznie antysemickie toposy kradzieży, korupcji i oszustwa. Był to tylko jeden z wielu sposobów, na jakie wspierali rosyjski faszyzm. Wymowna była pierwsza reakcja Trumpa na wybór Zełenskiego w 2019 roku. Wstrzymał on wówczas dostawy broni do Ukrainy, by zmusić nowego prezydenta do udzielenia mu pomocy w jego kampanii wyborczej. Kiedy wyszło to na jaw, Trumpa postawiono po raz pierwszy w stan oskarżenia. Zdając sobie sprawę, że w 2020 roku prawdopodobnie przegra, zaczął tego lata przygotowania do zamachu stanu (jak już wówczas twierdziłem). Największym prezentem Trumpa dla kremlowskiego patrona była próba utrzymania się przy władzy nawet po tym, jak poniósł zdecydowaną porażkę w starciu z Joe’em Bidenem. Rosyjska propaganda była zachwycona obrazami, które świat zobaczył 6 stycznia 2020 roku – Amerykanie szturmujący siedzibę własnej legislatury, żeby obalić amerykański porządek konstytucyjny. Stworzyło to precedens dla użycia przemocy w celu zniszczenia demokracji, którym Putin posłużył się w 2022 roku. Próba zamachu stanu licowała nie tylko

* Po wyborze Donalda Trumpa na 47. prezydenta USA w 2024 roku stosunki nowej administracji z rządem Wołodymyra Zełenskiego pozostają napięte, a jej stanowisko w sprawie agresji Rosji na Ukrainy niejasne [przyp. tłum.].

IX

z zachowaniem Trumpa w 2020 roku, ale z wszystkim, co robił i mówił od chwili ogłoszenia swojej kandydatury. Jego działania i wypowiedzi opisałem w tej książce.

Podobieństwa między Trumpem i Putinem można rozumieć w kontekście problemu oligarchii, który definiuję w rozdziale szóstym. Putin i Trump reprezentowali na różne sposoby politykę oligarchiczną. Putin wykorzystał państwo, by stać się szefem wszystkich szefów w Rosji i najprawdopodobniej najbogatszym człowiekiem świata. Choć wydaje się mało prawdopodobne, aby Trump faktycznie miał wielkie pieniądze, przedstawił on pozory bogactwa jako swój tytuł do władzy. Prezydentury potrzebował, żeby zapobiec dochodzeniom – w tym karnym – dotyczącym jego faktycznej sytuacji finansowej. Swój urząd traktował jako rodzaj oligarchicznej fantazji, w której ludzie powinni identyfikować się z jego sukcesem, nie zaś oczekiwać, że rząd zrobi cokolwiek, aby umożliwić im samym odniesienie podobnego. Putin wcielił swoje oligarchiczne fantazje w życie. Podobnie jak wielu oligarchów na całym świecie, formułuje on dziwne koncepcje, których nikt w jego otoczeniu nie podważa – na przykład taką, że Ukraina nie istnieje. Zarówno na przykładzie Trumpa, jak i Putina widać, jak jeden z rodzajów skrajnej nierówności – dotyczący bogactwa – można chronić, rozgrywając różnice kulturowe lub rasowe. Usiłując podważyć wynik wyborów w 2020 roku, Trump twierdził, że była to sprawka czarnych wyborców. Choć brzmiało to absurdalnie, wielu Amerykanów miało swoje powody, aby przyjąć za dobrą monetę jego twierdzenie, jakoby padł ofiarą oszustwa. Nakazując w 2022 roku inwazję na Ukrainę, Putin utrzymywał, że Rosjanie są w rzeczywistości atakowani przez Ukraińców. To z kolei pozwoliło mieszkańcom jego kraju – którzy też mieli ku temu swoje powody – uwierzyć, że ich przywódca działa w słusznej sprawie, broniąc Rosji.

Liczni myśliciele – od Platona po Raymonda Arona –wskazywali już od dawna, że skrajne nierówności ekonomiczne uniemożliwia komunikację. Sam Putin jako główny oligarcha kontroluje rosyjskie media państwowe. Trump mógł liczyć na wsparcie należącej do oligarchicznego klanu Murdochów sieci Fox. W obydwu przypadkach wielkie kłamstwo wypowiadała jednostka, lecz było ono rozpowszechniane i znajdowało posłuch dzięki szokującym wprost nierównościom. Wielkim kłamstwem Putina było to, że Ukraina nie istnieje, a Trumpa – że wygrał wybory prezydenckie w 2020 roku. Możemy przyjąć za pewnik, że rosyjscy propagandyści zdawali sobie sprawę z bezsensowności tego, co mówi Putin. Teraz wiemy, że osobistości medialne Fox News świadomie mijały się z prawdą, powtarzając twierdzenia Trumpa. W rozdziale piątym oraz w książce zatytułowanej O wolności, którą właśnie kończę, dowodzę, że prawda jest niezbędna jako cel, do którego aspirują demokracje, a wstępem do wielkich kłamstw jest brak faktów. Nierówności ekonomiczne skutkują nierównym dostępem do wiedzy. W szczególności centralizacja mediów pociągnęła za sobą zniszczenie niezależnych lokalnych gazet i nadawców. Do procesu tego doszło najpierw w Rosji, a dziś osiągnął on już zaawansowany etap w Stanach Zjednoczonych. Kiedy Trump twierdził, że wybory w kilku miejscowościach sfałszowano, większości Amerykanów nawet nie przyszło na myśl zapytać, co pisali lub mówili lokalni dziennikarze. Jest tak dlatego, że takich dziennikarzy już w dużej mierze nie ma, a większa część kraju stała się „pustynią informacyjną” pozbawioną niezależnych lokalnych mediów – prasy, radia czy telewizji.

Wielkie kłamstwa pchają świat w kierunku niewolności. Jak zauważyła Hannah Arendt, kłamstwo o wielkim rozmiarze zmienia politykę bardziej niż tysiąc małych kłamstewek.

Hitler radził posługiwać się nieprawdą na taką skalę, by zwolennicy nie byli w stanie uwierzyć, że przywódca dopuści się zapowiadanych czynów. Uwierzyć w wielkie kłamstwo to wejść w świat spisków. Jeżeli Ukraina tak naprawdę nie istnieje, to wszyscy ludzie, którzy twierdzą, że są Ukraińcami, muszą w rzeczywistości służyć jakiejś globalnej elicie. Dokładnie coś takiego mówi Putin. Jeżeli Trumpowi skradziono zwycięstwo wyborcze, oznacza to, że demokraci są przestępcami, a instytucje są bez wyjątku skorumpowane. W ten sposób wielkie kłamstwa usprawiedliwiają przemoc. Atak na Ukrainę wydaje się słuszny, jeżeli kraj ten jest zaledwie częścią spisku z zewnątrz, który zmierza do osłabienia Rosji. Atak na Kapitol wydaje się słuszny, jeżeli ci, którzy są w środku, spiskują przeciwko prezydentowi. Nawet jeżeli wojna zostanie przegrana, a próba zamachu stanu zakończy się porażką, wielkie kłamstwa wyrządzają szkody w skali całych pokoleń. Rosjanie pozostawili w Ukrainie dziedzictwo ludobójstwa: doły śmierci, sale tortur, zrównane z ziemią miasta oraz puste domy, których mieszkańców deportowano. W Stanach Zjednoczonych Trump – aby uniknąć więzienia i nadal móc gromadzić bogactwa – zmuszony jest ponownie ubiegać się o urząd prezydenta. To oznacza, że możliwa jest kolejna próba zamachu stanu*. Putin będzie walczyć z Ukrainą, dopóki Trump nie zostanie prezydentem, gdyż w triumfie swojego klienta – drugiego wielkiego kłamcy – upatruje największej nadziei na zwycięstwo militarne. W tym sensie Trump jest osobiście współwinny tej wojny.

* W listopadzie 2024 roku Donald Trump wygrał wybory prezydenckie, pokonując kandydatkę demokratów, wiceprezydentkę Kamalę Harris, stosunkiem głosów 312:226 w Kolegium Elektorskim i 49,8% do 48,3% w głosowaniu powszechnym. Tym samym po przerwie w latach 2020–2024 został wybrany na drugą kadencję [przyp. tłum].

Rosyjska inwazja na Ukrainę to wojna imperialna i kolonialna. Skutkuje ona nie tylko okrucieństwami na okupowanych terenach, lecz także zagrożeniem dla porządku europejskiego. Jak staram się pokazać w rozdziale trzecim, podstawowa alternatywa, przed jaką stoi Europa, brzmi: imperium lub integracja. Europejczycy opowiadają sobie wprawdzie inną historię, ale jest ona nieprawdziwa. Zgodnie z oficjalną wersją, w którą powszechnie się wierzy, integracja europejska miała być rezultatem II wojny światowej: mieszkańcy kontynentu zrozumieli, że nie sposób dalej walczyć i trzeba budować pokój, opierając się o wymianę gospodarczą. To jednak zwyczajnie nieprawda: Europejczycy wciąż toczyli wojny na całym świecie, dopóki ich nie przegrali. Integracja europejska nie jest zjawiskiem powojennym, lecz postimperialnym. Swojego słynnego (i mądrego) europejskiego wyboru Charles de Gaulle dokonał po klęsce w Indochinach i Algierii. Zasadniczo to samo można powiedzieć o większości zachodnioeuropejskich mocarstw, które znalazły się wśród założycieli Wspólnoty lub dołączyły do procesu integracji na późniejszym etapie. Holendrzy po Indonezji, Belgowie po Kongu, Hiszpanie i Portugalczycy po Afryce – w każdym przypadku powtarzała się podobna historia. Integracja europejska była substytutem imperium. Wybrano ją nie ze względu na wiedzę zdobytą o wojnie jako takiej, lecz wskutek imperialnego wyczerpania. Dotyczy to zwłaszcza Niemiec.

Dla Hitlera II wojna światowa była sposobem na ekspansję kolonialną w Europie. Na cel wziął przede wszystkim stanowiącą spichlerz kontynentu Ukrainę. Zamierzonym skutkiem konfliktu miało być zniszczenie Związku Radzieckiego i przejęcie terytorium ukraińskiego jako niemieckiej kolonii, w której Ukraińcy byliby traktowani jak ludność kolonialna – głodzeni i niewoleni. Produkowana

XIII

przez nich żywność miała trafiać do Niemiec, by umożliwić im stanie się supermocarstwem zdolnym rywalizować z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi. W rzeczywistości Niemcy przegrały wojnę w 1945 roku, a Republika Federalna Niemiec musiała później szukać alternatywnej drogi rozwoju. Niemcom pozwolono zapomnieć o imperialnym charakterze II wojny światowej, podobnie jak innym Europejczykom o ich własnych podbojach na całym świecie. Tak właśnie działa mit polityczny zbudowany wokół integracji europejskiej. Niemcy, podobnie jak inni mieszkańcy Europy, mogli wmówić sobie, że wojna nauczyła ich wartości pokoju.

Ten standardowy mit o integracji europejskiej nigdy nie był niewinny i przyczynił się do wojny w Ukrainie. Europejczycy wierzyli, że pokój polega na wymianie gospodarczej, więc handel z Rosją wydawał się usprawiedliwiony nawet po jej inwazji na sąsiada w 2014 roku. Kategorie imperialne odsunęli na bok, by nie kolidowały z ich mitami narodowej niewinności, nie postrzegali zatem Rosji jako imperium i nie potrafili odpowiednio ocenić jej zachowania. Być może najbardziej rażące i niewybaczalne było przeoczenie przez nich faktu, że Ukraina stanowi tradycyjny cel imperiów, a tym samym niezrozumienie jej położenia jako ofiary nowej wojny kolonialnej.

Europejczycy (a zwłaszcza Niemcy) nigdy nie wykształcili samokrytycyzmu wobec swoich tradycji imperialnych, toteż mieli tendencję do postrzegania Ukraińców jako podporządkowany, skolonizowany naród. Ukraina, choć znalazła się w samym centrum II wojny światowej, nie figurowała w europejskiej historii tego konfliktu. Europejscy uczniowie nie dowiadywali się, że w jej trakcie zginęło więcej cywilów ukraińskich niż rosyjskich, ani że w walce z Wehrmachtem poległo więcej Ukraińców niż Francuzów,

Brytyjczyków i Amerykanów razem wziętych. Mieszkańcy kontynentu byli zbyt skłonni przyjmować za dobrą monetę rosyjskie imperialne stereotypy na temat Ukrainy: nie jest ona prawdziwym krajem, jest z natury skorumpowana, a jej mieszkańcy nie wiedzą tak naprawdę, kim są. Wojna ujawniła te błędy, a niniejsza książka traktuje o ich źródłach.

Aby zakończyć toczącą się na swoim terytorium wojnę, Europa będzie musiała zrozumieć samą siebie. Przyszłość potęgi Europy oraz projektu europejskiego zależy od tego, czy Europejczycy przyjrzą się własnej historii i wyciągną z niej właściwe wnioski. Przejście od imperium do demokracji wymaga wzniesienia się na wyższy poziom moralny, a nie technokratycznych opowieści o postępie. Rosja nie jest po prostu państwem z interesami, lecz imperium z ideologią. Jej inwazja na Ukrainę to nie zwykły konflikt – to imperialna wojna napastnicza. Jak pokazują dzieje kontynentu, kres żywotowi imperium może położyć tylko wyczerpanie. Stosowną kategorią nie jest zatem pokój, lecz porażka. Wojna zakończy się dopiero wtedy, gdy Rosja będzie wyczerpana. Europejczycy (poza Ukrainą) mogą do tego doprowadzić niewielkim kosztem dla siebie, ale muszą się na to zdecydować. Rosję trzeba pokonać nie tylko po to, by zakończyć zbrodnie popełniane w Ukrainie i dać Ukraińcom szansę na wypełnienie ich własnej europejskiej misji. Trzeba ją pokonać również dlatego, że w przeciwnym razie imperium zagrozi Europie zarówno od wewnątrz, jak i z zewnątrz. Jak dowodzi historia Europy, Rosję trzeba pokonać dla dobra jej samej. Jeżeli ma się ona zreformować, musi przegrać swoją imperialną wojnę. Wygrać może więc jedynie w wyniku przegranej. Każdy, komu zależy na Rosjanach, powinien działać na rzecz porażki Rosji w tej wojnie.

Konkluzja niniejszej książki i tytuły jej rozdziałów niosą przesłanie, że polityka nierozerwalnie wiąże się z etyką.

XV

Ukraińcy przypomnieli o tym nam wszystkim, opierając się totalitaryzmowi, oligarchii oraz kłamstwom i osiągając rzeczy, które właściwie wszyscy za granicą uważali za niemożliwe. Poza Ukrainą odwaga na tak wielką skalę nie jest potrzebna, niemniej musimy się nią w pewnym stopniu wykazać. W polityce zawsze trzeba dokonywać wyborów, a część stojących przed nami teraz opcji jest bardzo zła. Z drugiej strony musimy się utwierdzić w przekonaniu o słuszności właściwych decyzji, takich jak ta podjęta przez Ukraińców o oporze. Jeżeli odrzucimy etykę w czasach tak jasnych wyborów moralnych, oddamy pole tym, którzy twierdzą, że nic nie jest prawdą, a zatem wszystko jest dozwolone. Historię rozprzestrzeniania się takich koncepcji starałem się przedstawić w niniejszej książce. To, czy mają one przyszłość, będzie zależeć od wyborów, których dokonamy teraz.

Newport, stan Rhode Island, 3 maja 2023 roku

TIMOTHY SNYDER

Wybitny amerykański historyk, profesor Uniwersytetu Yale, znawca historii Europy Środkowej i Wschodniej. Doktorat uzyskał w Oksfordzie, przebywał również na stypendiach w Paryżu, Wiedniu, Warszawie i na Harvardzie. Członek Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu. Biegle mówi w kilku językach, w tym po polsku. Jako autor bestsellerowych książek słynie z nowatorskiego spojrzenia na podejmowane tematy.

Inne książki autora:

O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku

Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem

Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.