
WITKIEWICZ, OJCIEC WITKACEGO NATALIA BUDZYŃSKA w YDAw N ic T wo ZNAK K r AK ów 2022
Witkiewicza, archiwum Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, AF-N-005729 Redaktor prowadzący Adam OpiekaGutkowskiredakcyjna i adiustacja Katarzyna Węglarczyk BarbaraKorekta Gąsiorowska
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
ArturIndeksCzesakŁamanieDariuszZiachCopyright©by Natalia Budzyńska © Copyright for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2022 ISBN 978-83-240-6533-2
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, 2022. Printed in EU Projekt okładki Justyna FotografiaChowaniecnaokładceautoportretStanisława
NIE-OJCIEC
Pomnik budowano już za jego życia, atmosfera panowała wokół niego wzniosła, czuł się wyjątkowy i dla wielu taki był. Orkan świetnie to ujął w jednym zdaniu: „Tak siedząc w Zako panem, w Ślimakowej izbie na Krupówkach, jak pająk z bajki pod strzechą, gdy przesuwała się przed nim cała niemal Polska, szli doń jak do proroka ludzie – sprawdzał, obserwował, przezierał spod swej strzechy całą gamę dusz i charakterów”1. Nie wspomniałam, że był też ojcem? Specjalnie.
Kim był? Można wymieniać do woli: Malarzem, pisarzem, krytykiem. Mędrcem, nauczycielem, moralistą. Synem, bratem, mężem. Patriotą, mentorem, myślicielem. Prorokiem, wizjonerem. Marzycielem, utopistą. Indywidualistą, społecznikiem. Tradycjonalistą, buntowni kiem. A poza tym: człowiekiem prawym czy hipokrytą? Człowiekiem skromnym czy pyszałkiem? Skrajnym egoistą czy altruistą? Bezkompromisowym nonkonformistą czy wręcz przeciwnie? Zapracowującym się twórcą czy stwarzającym takie pozory leniem? Nazywał siebie aniołem, prorokiem i jurodiwym. Inni pisali, że był apostołem, szamanem (Limanowski), Sokratesem (Orkan), wiecznym wojownikiem (Korniłowicz), królem pol skich krytyków (Siedlecki), bożnicą wiecznie otwartą (Asz), duchowym wodzem (Pini).
Janie Prosperze zamordowanym skryto bójczo przez Moskali kształtowała wyobraźnię chłopca sie dzącego przy stole w dworku na Żmudzi. W przyszłości będzie ją opowiadał swojemu synkowi, a potem, gdy ten dorośnie, postawi mu swego stryja Jana za wzór do naśla dowania. „Pomyśl o Nim i o tym życiu, które przeszło ponad małostkowymi nędzami bytu” – napisze do dwudziesto ośmioletniego
Biografie najczęściej zaczynają się od metryki chrztu. Ja zacznę od Legendalegendy.ostryju
Stanisława Ignacego schorowany ojciec. Witkacy niewiele sobie wtedy z tego zrobi, a i wiele lat później w Niemytych duszach stwierdzi, że owszem, historyjka jest ciekawa, ale właściwie nie ma się czym chwalić.
LEGENDA O WALLENRODZIE
Dawno temu, w 1808 roku, urodził się w Poszawszu na Żmudzi inny chłopiec, a rodzice dali mu na imię Jan Prosper. Najpierw uczył się w domu, a potem w gimnazjum w Krożach oddalo nych od domu o trzy godziny jazdy konnej. Kiedy jeden z jego nauczycieli, filomata Jan Sobolewski, został aresztowany,
9 Rozdział I CHŁOPIEC
10
Jan Prosper ze starszymi kolegami założyli tajne stowarzy szenie Czarnych Braci. Działali trochę bez planu, chaotycznie i z niejasnym przekonaniem o tym, że należy w jakiś sposób pomóc nauczycielowi oraz innym więzionym w Wilnie filaretom, w tym Mickiewiczowi, a przy okazji oczywiście aktywnie sprzeciwić się jawnej niesprawiedliwości i doku czyć zaborcy. Wspólnie czytali książki o historii Polski, pisali patriotyczne wiersze i rozpowszechniali je wśród uczniów. Jan Witkiewicz pisał takie: „Niech jasność między nami ściśle dochowana Stanie się już grobowcem podłego tyrana”.
„Wolności ulubiona, drogi niebios darze, Czemuż cię Bogu złożyć nie można w ofiarze”. „Dziś się skończy władza i to panowanie, Dziś się wszystko odmieni, wolny rząd nastanie”1. Dyrektora szkoły zdenerwowały zwłaszcza wywrotowe listy wysyłane przez chłopców do ważnych osób z miasta, doniósł więc na nich do władz. Zostali aresztowani, kiedy tylko przyznali się, że ich celem było wyzwolenie ojczyzny. Zaborca potraktował organizację jako spisek i w lutym 1824 roku ogłoszono bardzo surowy wyrok. Piętnastoletnie go Witkiewicza, który podobno wykazał się wyjątkową hardością podczas przesłuchań, oraz dwóch innych chłopców, w tym trochę starszego Cypriana Janczewskiego, skazano na śmierć, resztę – na dożywotnie ciężkie roboty i zesłanie na Sybir. Ostatecznie na skutek interwencji rodzin wyrok został złagodzony. Jana Prospera ukarano pozbawieniem szlachec twa i dożywotnią służbą wojskową bez prawa awansu w jednej z twierdz granicznych na tak zwanej linii orenburskiej
11 wzdłuż rzeki Ural. Podczas wywózki na ulicach miasta sta ły tłumy ludzi, mimo że była to późna wieczorna godzina. Panowała całkowita cisza, ludzie ze współczuciem patrzyli na młodych chłopców w kajdanach, niektórzy płakali. Skazani nie okazywali żadnej skruchy, dumnie podnosili głowy. Ten właśnie moment opisał w III części Dziadów Adam Mickiewicz:„Wywiedli
Janczewskiego – poznałem: oszpetniał, Sczerniał, schudł, ale jakoś dziwnie wyszlachetniał. Ten, przed rokiem swawolny, ładny chłopczyk mały, Dziś poglądał z kibitki, jak z odludnej skały”2.
Siedem miesięcy trwała piesza podróż w kajdanach, tak zwanymi etapami, zanim Witkiewicz dotarł na miejsce przeznaczenia. Został skierowany do służby wojskowej w twier dzy w Orsku. Wprawdzie nie była to katorga, ale zesłańcy trafiający jako szeregowi żołnierze do armii carskiej też nie mieli łatwo. Bezustanne musztry, surowe kary (w tym cielesne) za jakiekolwiek nieposłuszeństwo, bezsensowne i żmudne zajęcia koszarowe, ciągłe poniżanie miały za zadanie pozbawić nadziei i złamać ducha. Wokół rozciągały się stepy, a zadaniem żołnierzy była ochrona wypraw hand lowych, dyplomatycznych i badawczych przed napadami plemion kazachskich. Zdarzały się sytuacje bardzo niebezpieczne, potyczki nieraz ciągnęły się przez kilka dni. To był prawdziwy „Dziki Wschód”; grupy tubylców napadały tak że na osady położone na zachodnim brzegu rzeki Ural, po rywając osadników. Żeby się przed tymi napadami bronić, wysyłano w stepy ekspedycje karne, w których brali udział między innymi wzięci w sołdaty Polacy.
Tymczasem te trudne warunki wcale nie złamały młode go ducha Jana Prospera, który w ciągu pierwszych kilku lat pobytu na zesłaniu okazał wielki talent do nauki języków, jakimi posługiwały się okoliczne plemiona, i ciekawość do poznawania ich świata. Potrafił wzbudzić zaufanie i sympatię nie tylko swoich towarzyszy, ale także dowódcy. Wyruszał coraz częściej i coraz dalej od murów twierdzy w ramach ekspedycji karnych, które wykorzystywał do zacieśniania więzi z sułtanami kirgiskimi. Tu zaczyna się kolejny rozdział rodzinnej legendy. Otóż w 1829 roku do Orska zawitał profesor Alexander von Hum boldt, znany niemiecki podróżnik i geolog. Był wówczas w badawczej podróży na Ural. Do końca nie wiadomo, jak znalazł się w kwaterze Witkiewicza, w każdym razie zaskoczył go zgromadzony przez Polaka księgozbiór, a w nim książka jego autorstwa, oraz świetna znajomość tubylczych języków (inny krożanin Alojzy Pieślak twierdził, że Witkie wicz znał ich w sumie – łącznie z europejskimi – dziewięt naście). Przejął się losem zdolnego młodzieńca, Jan miał przecież dopiero dwadzieścia jeden lat, duży talent i żadnych perspektyw wykorzystania go. Zachowały się pisma Humboldta pisane do cara Mikołaja I z prośbą o złagodze nie kary, a co najciekawsze – car przystał na nią i umożliwił Witkiewiczowi awans i otrzymywanie za swą służbę żołdu. Odtąd los Jana się odmienił i przez najbliższe lata Witkiewicz zdobywał wiele cennych doświadczeń, stając się specjalistą od stosunków panujących wśród licznych plemion afgańskich i kirgiskich.
12
Rosjanie mieli jeden cel: przywłaszczyć sobie tereny wysunięte jak najdalej na wschód. Z tego powodu zamieszkujące te okolice plemiona kirgiskie traktowały Rosjan jako największych wrogów. Witkiewicz nieraz spotykający się z kazachskimi bejami, a nawet rozsądzający międzyple mienne spory, był człowiekiem dialogu szanowanym przez tubylców. Zdawał sobie sprawę, że jako żołnierz carski jest przedstawicielem kolonizatorów, jednak jak tylko mógł, usiłował ograniczać skutki tej kolonizacji. Musiał być uzna wany za uczciwego i szczerego, skoro zyskał przydomek „Batyr”, co oznacza w lokalnych językach „rycerz”, „dziel ny człowiek”, „wspaniały jeździec”. W 1832 roku otrzymał stopień podoficerski, a dwa lata później został oficerem i adiutantem gubernatora Wasilija Perowskiego, człowieka dobrego i sprawiedliwego, który Jana otaczał wyjątkowymi względami i dawał mu dużą swobodę. Na przykład umożliwił Witkiewiczowi wyjazd na święta Bożego Narodzenia do rodziny. Niewiele wiadomo o Wigilii 1834 roku w Poszawszu oprócz tego, że Jan Witkiewicz pojawił się w domu wraz z towarzyszącym mu Kirgizem. Zaraz po powrocie do Orenburga zaczął przygotowania do nowej misji dyplomatycznej. To już nie był wypad naukowy, nie występował w nim jedynie jako tłumacz, to była misja handlowa, ale czy tam, gdzie chodzi o pieniądze, nie miesza się też polityka? W Bucharze Witkiewicz jako przedstawi ciel rządu rosyjskiego miał zbadać aktywność angielskich agentów handlowych, bo to Rosja przede wszystkim chcia ła prowadzić handel z Bucharą 3 . Ta pionierska wyprawa nadzwyczaj się powiodła i Witkiewicz został wezwany do
13 SZPIEG, ZDRAJCA CZY PODWÓJNY AGENT?
Jan Prosper „Wallenrod” Witkiewicz.

15 Petersburga, gdzie Komisja Azjatycka przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych przedstawiła mu kolejne zadanie do wykonania. W 1837 roku chłopak, który jako kilkunastolatek został skazany za spisek przeciwko carowi, otrzymał mianowanie na rosyjskiego agenta dyplomatycznego w Kabulu. Był pierwszym dyplomatą noszącym rosyjski mundur oficerski w Afganistanie, no i pierwszym Polakiem, który tam się znalazł. Jego działania wywołały niezłe zamieszanie wśród agentów brytyjskich, którzy wkrótce wysłali niepokojącą notę do rządu rosyjskiego, że „pewien agent nazwiskiem Witkowitch, który także niekiedy Omar beyem się nazywa, (…) podburzał Afganów przeciwko Anglii, na mawiając, aby całą swą ufność w Rosji pokładali”4 . Mistrz kamuflażu, raz w turbanie, raz w mundurze, zaczął chyba mieszać w polityce, być może wdał się w podejrzane znajomości, komuś pomieszał szyki, doprowadził do zachwia nia delikatnej równowagi sił dwóch mocarstw gdzieś na wschodnich rubieżach. Car się wystraszył i kazał sytuację załagodzić, odwołując Witkiewicza i zaprzepaszczając zdobycze dyplomatyczne jego kilkunastomiesięcznej misji. Polityka Rosji w sprawach perskich i afgańskich uległa zmianie, o czym poinformowano Witkiewicza w Petersburgu, dokąd dotarł w maju 1839 roku. Kilka dni później odnaleziono Jana Prospera martwego, z przestrzeloną skronią, w hotelowym pokoju. Obok leżał jego ordynans, również martwy5 . Petersburska żandarmeria otoczyła sprawę tajemnicą. Podobno znaleziono przy zwłokach list pożegnalny napisany do ro dziny, sporządzono jego odpis, oryginału jednak rodzina ni gdy nie otrzymała, czy więc ogóle istniał? Mówiono też, że wszystkie dokumenty dyplomatyczne Jan Prosper własnoręcznie spalił w kominku.
16 Według rządu carskiego Witkiewicz popełnił samobój stwo. W Poszawszu nikt w to nie uwierzył, bo Jan pisywał listy do rodziny po polsku, nigdy po rosyjsku. Wątpliwości było wiele. Od razu pojawiły się w jego otoczeniu różne podejrzenia, mówiono, że być może został zamordowany przez wywiad brytyjski, a może przez tajną rosyjską poli cję. Wdał się przecież w sprawy dotyczące najwyższej wagi państwowej. Nie wykluczano też samobójstwa, ponieważ dzień wcześniej w brytyjskiej prasie oskarżono Witkiewicza o zdradę. Przedziwne, że wszystkie dokumenty związane ze sprawą jego działalności i okoliczności śmierci zaginęły i do dziś ta zagadka nie została wyjaśniona6. Rodzina Witkiewiczów nie miała jednak żadnych wątpli wości. Jan Prosper był podwójnym agentem, w carskim mundurze działał na szkodę Rosji, udając lojalność. Nie ma żadnych historycznych dowodów na tego rodzaju misję Jana Witkiewicza. Być może był po prostu młodym człowiekiem, który usiłował żyć na zesłaniu, wykorzystując swoje ta lenty, ciekawość, energię. W końcu awans, sukces i wizja przyszłości jako dyplomaty mogła dodawać mu skrzydeł. Miał trzydzieści jeden lat, kiedy w 1839 roku przyjechał do Petersburga; był znany, rozpoznawany, zapraszano go na sa lony, przebywał wśród arystokracji. Tyle że reprezentował rosyjski rząd, a to dla rodziny Witkiewiczów było z pewnością nie do przełknięcia. Legenda dopisywała się więc sama. Że języków kirgiskich i perskich uczył się, ponieważ początkowo miał zamiar uciec z miejsca zsyłki, więc i zna jomość tamtejszych kultur była przydatna do przeżycia. Że rozczytując się wraz z towarzyszami niedoli w wydanym w 1828 roku Konradzie Wallenrodzie, postanowił sam być „lisem i lwem”. Że jego celem było sprowokowanie Anglii
i ludów wschodnich do wojny z Rosją, która umożliwiłaby odzyskanie przez Polskę niepodległości7. Mit rósł, wspomagany być może wyrzutami sumienia. Janowi nie zawsze było po drodze z rodziną, która – wiemy to z listów Tomasza Zana, który przez kilka lat przebywał z Witkiewiczem na zesłaniu – odmawiała mu pomocy finan sowej, a nawet nie odpisywała na listy. Zan nie przebierał w słowach, pisał wprost o nieczułości i podłości Witkiewiczów, którzy nie chcieli podzielić się wpływami z majątku z Batyrem. Kiedy kilka lat po śmierci Jana Prospera Zan odwiedzi Poszawsz i przekaże pamiątki po nim jego bliskim, Ignacy poweźmie decyzję o opisaniu losów brata, „prawdzi wego Wallenroda”. Jan urośnie w jego oczach do rangi już nie rodzinnego, lecz narodowego bohatera8. Ignacy, przyszły ojciec Stanisława Witkiewicza, w odróżnieniu od starszego brata prowadził życie zwykłe. Był stu dentem Uniwersytetu Wileńskiego, gdzie wciąż żywa była pamięć procesu filomatów po wybuchu powstania listo padowego. Dołączył do oddziału dowodzonego przez jego ojczyma Kazimierza Narbutta, brał udział w krwawej potyczce pod Szawlami 8 lipca 1831 roku pod wodzą generała Antoniego Giełguda. Narbutt wtedy zginął, a wraz z nim jego trzej synowie i kilkunastu innych młodych ludzi. Ignacy był wśród dwudziestu pięciu, którym udało się przeżyć. Został pojmany, lecz wkrótce zwolniony z powodu młodego wieku. Wstrząśnięty wszystkim, co widział i w czym brał udział, wybrał życie spokojne: zajął się pracą na roli i do glądaniem majątku. W roku śmierci brata ożenił się z dziewiętnastoletnią Elwirą pochodzącą ze znanego na Żmudzi rodu Szemiotów, herbu Łabędź. Majątkiem Szemiotów były Dykteryszki
17
18 oddalone od Poszawsza niecałe czterdzieści kilometrów. Dziadek, ojciec, a także brat Elwiry sprawowali ważny urząd, byli marszałkami szlachty szawelskiej. Drugiego z braci, Franciszka, los połączył z Ignacym Witkiewiczem w 1831 roku, spotkali się w bitwie pod Szawlami. Franciszek był wtedy majorem, po powstaniu listopadowym wyruszył w świat, szukając okazji do walki o wolną Polskę. Miał nadzieję na walkę u boku Egipcjan przeciwko Turcji, którą popierała Rosja. Gdy ten pomysł nie wypalił, wrócił do Europy i wziął udział w bitwie pod Nowarą po stronie Sardynii przeciwko Austrii, a o jego odwadze pisał Zygmunt Krasiński. W koń cu osiadł we Francji – najpierw gdzieś w Bretanii, potem w Paryżu – i dobrze mu się wiodło. Wspomagał finansowo rodzinę swojej siostry, wielu Polaków na emigracji, wśród nich Adama Mickiewicza, którego był bliskim znajomym. Mógł się także pochwalić znajomością ze Słowackim, któ ry zadedykował mu jeden ze swoich wierszy, napisany w 1846 roku Do Franciszka Szemiota. Legendarna brawura Szemiota i kręgi, w jakich się obracał, wpłynęły na przekonania młodszej siostry i jej gorący patriotyzm. Rodzice Stanisława Witkiewicza pobrali się w październiku 1839 roku i osiedli w Poszawszu. Ignacy zajął się zie mią, Elwira – pałacykiem. Chciała go upodobnić do swego rodzinnego domu w Dykteryszkach, który robił wrażenie na wszystkich gościach. Dwór Witkiewiczów, choć niemały, nie mógł się jednak równać z pałacem Szemiotów, częściowo piętrowym, z wielkim tarasem, portykiem opartym na sześciu toskańskich kolumnach i z pięknym parkiem. Mimo to miał swój urok. Otoczony klombami, kwitnącymi krze wami, obsadzony drzewami, był jednym z ważnych symboli beztroskiego dzieciństwa dla Stanisława i jego rodzeństwa.
W miarę jak przybywało dzieci, guwernantek i odwiedza jących krewnych, dwór w Poszawszu był rozbudowywany, aż w końcu liczył aż trzydzieści sześć pokoi. Pierwsze dziecko urodziło się Ignacemu i Elwirze w 1840 roku: córka, po matce Elwira. Potem następne, niemal rok po roku: Angelika (zmarła w niemowlęctwie), Wiktor, Anna (też zmarła szybko), Barbara, Jan, Ignacy, Stanisław, Justyna (zmarła), Maria, Aniela i Eugenia. Ostatnie dziecko Elwira urodziła w 1856 roku, miała wtedy trzydzieści sześć lat. Ignacy sprezentował żonie złotą bransoletkę, na której wygrawerowane zostały imiona wszystkich dzieci. Zacho wał się jeden jedyny list Ignacego do Elwiry, pełen czułych słów: najpierw „Droga Dusionio!”, potem „Elwiniu”, „anioł ku”, a na koniec podpis: „Twóy do grobu przywiązany mąż i zawsze Cię uwielbiający kochanek”. Elwira była delikatna, ale energiczna. Ubierała się w czarne, zapięte pod szyję suk nie, ciemne włosy nosiła gładko upięte. Mimo że ciągle była albo w ciąży, albo w połogu, a czasami w żałobie, to przecież trzymała w garści całą służbę, kucharki, ogrodników i bony, dbała o to, żeby w domu było przytulnie i miło, lubiła przyjmować gości i troszczyła się o edukację dzieci. Brzmi zbyt idealnie? To jeszcze dorzućmy, że goście chętnie odwiedzali dwór w Poszawszu, tym bardziej że czekały na nich zawsze suto zastawione stoły. Wspaniałe było wszystko: wędliny z własnych wędzarni, ryby z własnych stawów, owoce z własnych drzew, konfitury, że palce lizać, i drożdżowe ciasta prosto z pieca. Elwira nie dość, że dbała o własne dzieci (w czym pomagały jej mamki i niańki), to jeszcze interesowała się dziećmi z folwarku. Założyła dla nich szkołę, a dla pracują cych dla Witkiewiczów włościan – niewielki szpital, w którym często sama pomagała. W ogóle jej i Ignacego stosunek
19
Ignacy Witkiewicz, ojciec Stanisława, w Tomsku (1868).

Pola dawały dobre zbiory, bydło się rozmnażało, drzewa rodziły soczyste owoce. Ogród rozbrzmiewał śmiechem dzie ci, rozmowami dorosłych – po prostu sielanka. I tak sobie spokojnie żyli, w Tomsku (1868).Witkiewicze na litewskiej wsi dwadzieścia dziewięć lat.
Dzieci wieczorami słuchały romantycznej poezji i opo wieści o przodkach i ich bohaterskich czynach, „o wielkich ofiarach, które się dokonały w narodzie i w (…) rodzinie”10 –a więc o stryju Prosperze i wuju Franciszku.
21 do poddanych był pełen bezinteresownej troski i takiej po stawy nauczone były również dzieci Witkiewiczów. Oprócz języka polskiego znały też żmudzki i litewski, którego uczyły się wspólnie z dziećmi chłopskimi. Charakterystyczne śpiewne przeciąganie z litewska zostanie im do końca życia. Jest pewne zdjęcie, wykonane jeszcze przed tornadem, które przewróciło do góry nogami spokojne życie tej rodziny. Jest rok 1848, Stanisława nie ma jeszcze na świecie, na fotografii Elwira z Barbarą na kolanach, obok stoją synkowie: Wiktor i Jan. Wszyscy mają przeraźliwie smutne miny. To nie są czasy pozowania do fotografii z uśmiechem, mimo to nie można się oprzeć wrażeniu, że z ich oczu wyziera bezna dzieja, choć przecież powinni być szczęśliwi, niczego im nie brakowało. Poszawską beztroskę chętnie przywoływali po latach i Stach, i jego siostry. „Wspomnienia dzieciństwa dotąd nie zatarte w pamięci – pisał Stach do matki – mówią mi o tym żywym uczuciu, które budziła wiosna; raz szczególniej, kiedym chorował na odrę i pierwszy raz wyszedłem na ganek, a było to w maju i cały nasz ogród barwił się bujnym kwieciem bzów, a powietrze przepełnione było ich zapachem, zrobiło to na mnie tak silne wrażenie, że dotąd o nim pamiętam”9.
Zbliżał się rok 1863.
22 STALUTEK
W domu mówiono na niego Stalutek. Dziewiąte dziecko, czwarty syn. Urodził się 21 maja 1851 roku. Oczy miał błękitne po matce, dużo płakał. Dzieciństwo spędził szczęśliwie i zwyczajnie, w gromadzie braci i sióstr nabił sobie niejedne go guza, kolekcjonował siniaki i darł spodnie. Początkowo uczył się w domu pod kierunkiem jednego z wielu guwernerów, kiedy zaś skończył dziesięć lat, zdał egzaminy do gimnazjum znajdującego się w pobliskich Szawlach. Zamieszkał tam na kwaterze wraz ze starszymi braćmi, uczniami tej sa mej szkoły. Rodzice zaeksperymentowali, wysyłając synów w towarzystwie tylko jednego dorosłego – kucharza. Za na ukę odpowiedzialni byli sami chłopcy, nikt ich nie pilnował i nie sprawdzał zadań domowych. Szło im nieźle. W połowie trzeciej klasy Stalutek powrócił z braćmi do domu, bo Litwę ogarnęło powstanie. Była zima 1863 roku, we dworze atmosfera panowała bardzo podniosła, matka w patriotycznym uniesieniu, ojciec jakby mniej. Niby nic nowego, z mniejszym natężeniem było tak już od kilku miesięcy, może od roku. Czyli od czasu gdy najstarszy brat Stanisława, Wiktor, rozpoczął studia na uniwersytecie w Kijowie i zbliżył się do tajnego Związku Trojnickiego, który należał do stronnictwa czerwonych, czyli radykalnych zwolenników zbrojnego powstania przeciwko zaborcy. Kiedy Wiktor odwiedzał Poszawsz, zawsze roztaczał wokół siebie atmosferę tajemniczości i spisku. Dom stawał się wtedy centrum aktywności politycznej, a matka w czarnej sukni pierwsza intonowała w kościele pieśń Boże, coś Polskę w wersji zakaza nej. Zamiast obowiązujących w Rosji słów: „naszego cara zachowaj nam, Panie”, śpiewano: „Ojczyznę wolną racz nam
23 wrócić, Panie”. Elwira namawiała proboszcza w pobliskich Kurtowianach, żeby odprawiał msze żałobne ku pamięci pierwszych ofiar styczniowego zrywu w Warszawie. Przetłumaczyła hymn polski na język litewski i agitowała wśród litewskiego ludu. Była bardzo pobożną katoliczką, uważała jednak, że przykazanie miłości bliźniego nie dotyczy przed stawicieli carskiej władzy ani carskiego wojska. Kochać na leży każdego człowieka z wyjątkiem Moskali – mówiła. Jej patriotyzm górował dosłownie nad wszystkim, nie istniało nic ważniejszego, a trzeba przyznać, że była uparta i odważna, choć wydawała się słabowita i nieporadna. Gorącej agitacji Elwiry Witkiewiczowej ulegli podobno nawet sza welscy Żydzi11 . Już za tę działalność groziło jej zesłanie, ale hrabia Adolf Czapski interweniował u gubernatora Wilna, ostrzegając, że wywiezienie pani Witkiewiczowej może pociągnąć za sobą rozruchy chłopsko-żydowskie. Skazano ją więc tylko na areszt domowy. No, a kiedy powstanie już wybuchło, jej mąż Ignacy został mianowany naczelnikiem cywilnym okręgu szawelskiego, odpowiedzialnym między innymi za dostarczanie oddziałom powstańczym koni, żywności i broni. Ona była pełna nadziei, on wręcz przeciwnie, obawiał się dramatycznego końca. Na początku lutego 1863 roku Prowincjonalny Komitet Litewski ogłosił manifest, w którym zapisano, że należy oddawać chłopom ziemię na własność. W kolejnych tygodniach uwłaszczeniowe dekrety były ogłaszane we wsiach, na Żmudzi ustami księży katolickich. Żmudzini, wzywani do walki w obronie wiary i oj czyzny, wstępowali do oddziałów powstańczych z ochotą, lecz niewiele rozumiejąc 12 .
Dla Elwiry było oczywiste, że powstaniu należy się poświęcić całkowicie, na sto procent, nawet kosztem życia.
24
Wiktor, który sam nie mógł wal czyć z powodu słabego zdrowia, w imieniu władz powstań czych werbował ochotników do oddziałów, zbierał pieniądze na cele powstańcze. Podobną działalnością zajmowała się też dwa lata młodsza od niego Barbara ze swoim narzeczonym. Siedemnastoletni Jan wstąpił do oddziału Jana Staniewicza, którego żoną i trzymiesięcznym dzieckiem zaopiekowała się Elwira, udostępniwszy im pokoje w poszawskim dworku. Młodsze dzieci całymi dniami rwały płótno na opatrunki, rozluźniając specjalnie tkaninę, aby lepiej wchłaniała krew rannych. Pomagały drzeć jedwabne koszule nocne matki na bandaże. Robiły na szydełku szale dla mężczyzn nocujących w lasach, bo choć była już wiosna, to jednak chłodna. Do dworu tymczasem przyjeżdżali obcy goście, rozsiadali się w salonie i dyskutowali podniesionymi, pełnymi entuzjazmu głosami z gospodarzami.
Dzieci wychowane w kulcie niepodległościowym wiedziały o wielu rzeczach, zdawały sobie sprawę z konspiracji i z tego, że nie należy się przed obcymi rozgadywać na pewne tematy, a w ogóle to należy być odważnym i sprytnym. W powstanie zaangażowali się wszyscy mieszkańcy dworu, służba i lud. Dwudziestojednoletni
Inni podjeżdżali tylko na chwilę, przekazywali rozkazy, jakieś listy, różne wiadomości, gasili pragnienie, nie schodząc z konia, i szybko odjeżdżali. Wspomnienia z tego okresu są przefiltrowane przez upływający czas: zmitologizowane, tworzą legendę, w której jest miejsce na przygodę. Opowieść układa się według schematu: sielskie dzieciństwo pozbawione problemów, przerwane przez dramatyczne, ale pełne bohaterstwa wydarzenia, wskutek których następuje utrata dawnego życia. W pamięci pozostają anegdoty i za ledwie cień prawdziwych cierpień. Zamiast historii indywidualnej dostajemy historię wpisaną w losy powstańców.
SPIS TREŚCI ŹródłaPodziękowania / 491IndeksKalendarium / 476Bibliografia / 471Przypisy / 447Epilog / 445RozdziałRozdziałRozdziałRozdziałRozdziałRozdziałRozdziałOsoby / 5Nie-Ojciec / 7I.Chłopiec / 9II.Malarz / 47III.Ojciec / 121IV.Twórca/stwórca / 207V.Kochanek / 259VI.Autorytet / 325VII.Pacjent / 387osób / 482ilustracjizamieszczonychwksiążce / 492
