Zielone miasto 7

Page 1

3|2013

magazyn zielonej polityki, cywilizacji i stylu Ĺźycia

naturalna transformacja

3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

W NUMERZE:

04 Zielona pięść w Stambule KATARZYNA JAGIEŁŁO

12 Zielona transformacja miasta GRZEGORZ MŁYNARSKI

Wydawca: Fundacja Przestrzenie Dialogu Partner: Fundacja im. Friedricha Eberta – Przedstawicielstwo w Polsce.

Znakomite i budujące przykłady działalności nowoczesnych kobiet w zielonej gospodarce! Lidia Geringer de Oedenberg Kwestor w Prezydium Parlamentu Europejskiego

Polka powiatowa jest tego warta! – finansowego napędu z zielonych technologii i satysfakcji z samowystarczalności nie tylko energetycznej. Ta książka podpowiada, jak to zrobić w zgodzie ze sobą i otoczeniem. Kobieca zielona modernizacja zmieni świat. Magdalena Środa Członkini Rady Programowej Kongresu Kobiet

Do pobrania na: http://issuu.com/przestrzeniedialogu/docs/polka_powiatowa


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

ZMIENIAMY SZ ARE MIASTO NA MIASTO ZIELONE

17 Bzyk w wielkim mieście PATRYCJA BUKALSKA

21 1 Energia obywatelska a LILIANA RELIGA A

24 GMO – niesmaczny kąsek KATARZYNA JAGIEŁŁO

28 Sałata z serca Londynu Kolaże: Agnieszka Kraska

PATRYCJA BUKALSKA


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

Zielona pięść w Stambule TEKST I ZDJĘCIA: KATARZYNA JAGIEŁŁO

Zielona pięść wpisana w pień drzewa albo w pacyfę stała się symbolem masowych walk o wolność i prawa człowieka w jednym z największych miast świata. „Wśród protestujących panowała niezwykła życzliwość – opiekowaliśmy się sobą nawzajem, brodząc po omacku w chmurze gazu, płacząc i krztusząc się.”

Stambuł – gigantyczna turecka metropolia, jedno z największych miast na świecie. Mieszka w nim trzynaście milionów ludzi, a za siedem lat ma ich być więcej niż mieszkańców Polski. W tym ogromnym miejskim oceanie niewielki park Gezi z pięknymi drzewami jest kroplą. Ale ta właśnie kropla przepełniła czarę goryczy. Bo w Stambule jest niewiele zieleni – trudno znaleźć miejsce, w którym można by pobiegać, usiąść w spokoju. Próba odebrania ludziom tego skrawka przestrzeni i postawienia w tym miejscu meczetu lub galerii handlowej wywołała ostrą reakcję, zdeterminowaną walkę. Na począt-

ku do parku przyszła grupa około 50 protestujących, wkrótce jednak protest objął całe miasto i połączył tysiące ludzi. Jego symbolem stała się zielona pięść wpisana w pień drzewa lub w pacyfę. Transformacja miasta wykluwa się z buntu przeciwko zamienianiu zielonej przestrzeni publicznej w miejsce kultu – pieniądza lub religii. Drzewo z parku Gezi jest symbolem. Bój toczy się o coś innego: o rzeczywistą demokrację, prawa człowieka, wolność decydowania o sobie. Jedna z uczestniczek tej walki, Dafne Suman, w liście skierowanym do świata napisała: „Cały kraj jest sprzedawany

korporacjom pod budowę centrów handlowych, luksusowych mieszkań, autostrad, zapór i elektrowni jądrowych. Rząd szuka wszelkich pretekstów do zaatakowania Syrii wbrew woli swoich ludzi. Na samym szczycie tego wszystkiego jest kontrola rządu nad życiem osobistym obywateli, która stała się w końcu nie do zniesienia. Państwo, w ramach swojego konserwatywnego programu, zatwierdziło wiele ustaw i przepisów dotyczących aborcji, cesarskiego cięcia, sprzedaży oraz spożywania alkoholu, a nawet koloru szminek używanych przez stewardesy. Ludzie, którzy maszerują do centrum Stambułu, żądają [respekto-


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

wania] swoich praw – do życia w wolności oraz przestrzegania sprawiedliwości, ochrony i szacunku ze strony państwa. Żądają prawa do udziału w decyzjach dotyczących miasta, w którym żyją. W zamian otrzymali ogromne ilości gazu łzawiącego uderzającego prosto w ich twarze. Trzy osoby straciły wzrok. Jednak nadal

będą maszerować. Dołączyło do nich sto tysięcy osób. Kolejne kilka tysięcy przeszło na piechotę przez most Bosforski, by wesprzeć ludzi w dzielnicy Taksim”. Funkcjonowanie społeczeństwa Stambułu jest oparte na dyktacie silniejszego, a nie na umowie spo-

Protestowano w trzech strefach: Beskitas – strefa najbardziej polityczna, najbliżej siedziby premiera, miejsce zdecydowanej i mocnej politycznej deklaracji. To w niej dochodziło do najgorętszych starć z policją. Plac Taksim – fiesta, mnóstwo ludzi, sprzedawcy owoców i kukurydzy, muzyka, spotkania ludzi, którzy nie widzieli się od lat; wszyscy bardzo ucieszeni, ogromne ilości piwa. W tłumie czuło się ogromną masę ciał i ich siłę. Park Gezi – konstruktywnie, pokojowo – debaty, dyskusje. Wykorzystano każdy centymetr przestrzeni tego maleńkiego placu.

łecznej. Ale tacy ludzie jak premier Turcji, który nazwał protestujących „wandalami i anarchistami, którym trzeba dać nauczkę”, odchodzą w przeszłość. Są jak mamuty – potężne, ale pochodzące z zamierzchłej przeszłości, nieprzystające do rzeczywistości, do współczesnych wyzwań.

05


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

06

Hasła, plakaty i flagi ściśle wypełniały przestrzeń, tak jakby niezadowolenie nagromadzone wskutek zbyt długiego milczenia wreszcie znalazło ujście. Co bardziej trafne hasła fotografowano i przekazywano dalej – media społecznościowe wypełniły się relacjami z miejsca wydarzeń, mimo że w celu połączenia się z siecią trzeba było opuścić strefę wydarzeń: policyjne nadajniki zakłócały łączność, nawet sms-y docierały z dużym opóźnieniem.

Na Placu Taksim co jakiś czas tworzyły się spontaniczne mikrodemonstracje, organizowane przez przedstawicieli różnych ugrupowań: od anarchistów, queeranarchistów, po związki zawodowe, organizacje kobiece. Podobnie jak podczas protestów przeciwko GMO w Polsce (na które przychodzili i ludzie z Radia Maryja, i anarchiści), dopóki nie pojawiają się postulaty, nie ma podziałów, i każdy wypełnia niszę protestu swoją potrzebą.


07

W obronie drzew odwoływano się do działań z pogranicza sztuki i magii.

3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

Na słynnym zdjęciu kobiety w czerwonej sukience agresywnie atakowanej gazem przez policjanta, to on góruje nad nią. Na tym plakacie proporcje są odwrócone, a napis brzmi: „Im bardziej nas gazujecie, tym bardziej rośniemy w siłę”. Podczas protestów w Stambule policja w dzień i w nocy wystrzeliwała pojemniki z gazem łzawiącym, głównie po to, żeby tłum nie podchodził pod siedzibę premiera. Zużyto 130 tysięcy pojemników; zapas 50 tysięcy, który zwykle wystarcza na rok, policja zużyła podczas pierwszych 20 dni protestu. W niektórych miejscach można było brodzić w tych pojemnikach; patrząc na miasto od strony azjatyckiej widać było rozległą chmurę dymu.


Mieszkańcy Gezi dbali o zajmowaną przestrzeń, udomowiając ją pieczołowicie i z dbałością o szczegóły. Do latarni przywiązywano popielniczki wykonane z plastikowych butelek, stawiano znaki informacyjne, nadawano nazwy alejkom.

Tańczy się wszędzie! Wystarczy kilka taktów, aby zebrał się krąg. Tradycyjna muzyka jest wciąż żywa, pobrzmiewa na przystankach, w kawiarniach, taneczne kroki znają młodzi i starzy. Zmienia się tekst piosenek, bywa adaptowany, może być prześmiewczy lub pełen gniewu. Anarchiści i kobiety w chustkach tańczą razem, przełamując tradycyjne linie podziału. 08

Besiktas przez wiele dni przypominał strefę działań wojennych. Nie tylko strzelano pociskami z gazem i używano armatek wodnych, ale pociski z gazem zrzucano także z helikopterów, wystrzeliwano z niewielkiej odległości. Wynosiliśmy rannych z tłumu, wśród nas krążyli młodzi lekarze i studenci. Panowała niezwykła życzliwość – opiekowaliśmy się sobą nawzajem, brodząc po omacku w chmurze gazu, płacząc i krztusząc się. Gdy w zawierusze zgubiłam maskę ochronną, natychmiast wyciągnęły się w moją stronę pomocne ręce z nową maską. Ktoś wciskał mi sok z cytryny do oczu, ktoś odprowadził na bok. Podnosiliśmy tych, którzy się potknęli i upadli.

Centrum Kultury ltury im. im Ataturka zostało przejęte przez protestujących, wywieszono bannery i flagi. Na wielu budynkach otaczających plac Taksim pojawiły p j y się odezwy, chociaż ociaż nigdzie nie było ich tak k wiele, jak na budynku Centrum. um. Wiem, że już po moim wyjeździe policja przejęła gmach, a wszystkie bannery nnery zdjęto i zniszczono. ono.


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

W protestach biorą udział reprezentanci różnych grup, nad tłumem powiewają flagi o rozmaitych barwach. Ruch LGBT jest wyraźnie widoczny – w Gezi ustawiono dobrze zaopatrzone stoisko, z którego rozdawano pieczywo i ulotki.

Tęczowe flagi ruchu LGBT przyciągały wzrok, protesty zjednoczyły nawet skrajnie wrogie grupy i wspólnoty. Maszerowali kibice Fenerbahce i Galatasaray, powiązane szaliki powiewały w powietrzu.

09


10

3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

Zestaw demonstranta dostępny dla każdego na wypadek nowego ataku policji: maalox, mleko, sok z cytryny i ocet.

Autonomiczna strefa parku Gezi była najsumienniej zagospodarowaną przestrzenią spośród wszystkich trzech stref stambulskich protestów i być może najgęściej zamieszkaną przestrzenią w mieście. Zielony skrawek zieleni wypełnił się namiotami, karimatami i kartonami. Władza, która nie szanuje przyrody, na pewno nie szanuje także obywateli. Protest w obronie drzew przeznaczonych do wycinki przemienił się w ogólnonarodową batalię o prawa obywatelskie, a Gezi stało się miasteczkiem wypełnionym gwarem rozmów; recytowano wiersze, odczytywano manifesty, dyskutowano. Megafony, głośniki, muzyka ze sceny, z ławek, z trawników, dźwięki mieszają się w radosnej kakofonii.


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

Któregoś dnia protestu ludzie z całej Turcji i ze świata zamówili przez internet ponad tysiąc posiłków dla protestujących, wskazując jako miejsce dostawy park Gezi.

Uliczni handlarze zareagowali błyskawicznie. Krążyli z wózkami, rozstawiali stoiska z rewolucyjnymi gadżetami: goglami i maskami pływackimi chroniącymi oczy, maskami Anonymous, flagami, podobiznami Ataturka. Przedsiębiorczy i pracowici, reagowali na potrzeby demonstrujących, dostosowując asortyment do potrzeby chwili. Były stoiska z jedzeniem napojami, sprzedawano także i na alkohol – jednak nie spotkałam alko nikogo pijanego. niko

Gezi organizuje się oddolnie, z fragmentów wyburzonych budynków, z płyt chodnikowych budowane są nowe, tymczasowe struktury – jako jedna z pierwszych pojawiła się biblioteka wypełniona składkowymi książkami. Posadzono nowe drzewa i krzewy, w zamian za każde ścięte drzewo pojawiło się kilka nowych. Punkty informacyjne, stoiska z darmowym jedzeniem dostarczanym przez wspierających protest przechodniów, warsztaty – energia zebranych wypełnia to miejsce, które zmieniło się w laboratorium miejskich inicjatyw.

11

Buldożery niszczą park Gezi, wyrywając ostatnie skrawki zieleni z tkanki miasta. Premier Erdogan od lat wspiera wyburzanie zabytkowych budynków; coraz więcej przestrzeni przeznacza pod supermarkety. Na Gezi także miał powstać supermarket, chociaż najnowszy pomysł to postawienie w tym miejscu meczetu. Protest rozpoczął się w obronie niszczonych drzew, aby w końcu dać ujście wieloletniej frustracji działaniami coraz bardziej konserwatywnego i aroganckiego rządu.


Zielona transformacja miasta TEKST: GRZEGORZ MŁYNARSKI

Czymkolwiek były miasta przez wieki: ośrodkami administracyjnymi, miejscami kultu, grodami obronnymi, kluczowymi punktami komunikacyjnymi, osadami targowymi, technologicznymi klastrami, ośrodkami władzy, czy też centrami przemysłowymi, finansowymi i naukowymi, zawsze w jakimś stopniu pod względem sposobu organizacji stanowiły przeciwieństwo obszarów niemiejskich. Rewolucja przemysłowa, która przeorganizowała całkowicie strukturę miast i ciągów komunikacyjnych, oznaczała także dużą zmianę społeczną, której jednym z przejawów jest tzw. kult współczesności (za przykład może posłużyć postulowany przez Awangardę Krakowską nurt 3 x M – ”Miasto, Masa, Maszyna”). Rozwój przemysłowy dotyczący wszystkich sfer życia nie ominął szeroko rozumianej branży ogrodniczej, dzięki czemu zieleń – zamiast opuszczać miasta – splotła się z nimi na dobre (często dzięki powielanym przez media wizerunkom szczęśliwego życia np. w domu z ogrodem).

Od zarania dziejów koncepcje „zazieleniania” terenów miejskich pojawiały się cyklicznie w formie postulatów architektonicznych, strategii rządowych czy ruchów społecznych (jak w przypadku powszechnej mobilizacji do zakładania upraw warzywnych podczas II wojny światowej). Nasilanie się urbanizacji zmusiło wiele organizacji do prób prognozowania skutków kolejnych fal migracji. Najczęściej cytowany jest raport ONZ na temat zrównoważonego rozwoju (Resilient People, Resilient Planet: A futureworth choosing), z którego wynika, że do 2050 r. na terenach silnie zurbanizowanych zamieszka ponad 70 procent ludzkości (w Polsce w miastach mieszka obecnie prawie 60 procent populacji). Do wyżywienia wszystkich mieszkańców miast na świecie potrzebny będzie dodatkowy obszar ziemi uprawnej wielkości Brazylii i Libii razem wziętych. Co więcej, obszary silnie zurbanizowane, w przypadku rezygnacji z zieleni, wymagać będą alternatywnych technologii ułatwiających cyrkulację tlenu i wody.

12

Te diagnozy wywołały serię refleksji i pytań typu: Skąd wziąć dodatkowe tereny uprawne? Czy ma sens utrzymywanie ich z dala od miast? Jak zmieni się koszt uprawy ziemi, jeśli zmniejszy się liczba mieszkańców terenów wiejskich? Jak zwiększą się koszty transportu? Jak te procesy odbiją się na środowisku, chociażby na skutek zwiększonej emisji dwutlenku węgla z ciężarówek wwożących żywność do miast? W jaki sposób utrzymać właściwą temperaturę, wilgotność i cyrkulację powietrza w mieście pozbawionym zieleni? Jedną z odpowiedzi na te pytania jest tzw. urban gardening, czyli miejskie ogrodnictwo i miejskie rolnictwo. Chociaż nie rozwiążą one w pełni wszystkich problemów, wiara w to, że pomogą usprawnić działanie nowych miast, sprawiła, że wielu projektantów, aktywistów, inżynierów, badaczy z doświadczeniem życia poza miastem, ale też urzędników i organizacji pozarządowych w swoich działaniach wykorzystuje rozwiązania pozwalające jeszcze mocniej


Działania na pograniczu projektowania przestrzeni, wzornictwa, dialogu społecznego i sztuki stanowią idealne uzupełnienie nowej architektury powstającej w duchu zrównoważonego rozwoju i odpowiedzialnego społecznie biznesu.

ZUIDPARK W AMSTERDAMIE: NAJWIĘKSZA W EUROPIE FARMA MIEJSKA USYTUOWANA NA DACHU. FOTO: AMSTERDAMOLOGY.COM


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

zaszczepiać „zielone technologie” w tkance miejskiej i w przyzwyczajeniach mieszkańców miast. Dzięki ich pracy wieś i przyroda, postrzegane dotychczas przez pryzmat projektowania i twórczości charakterystycznych dla obszarów zurbanizowanych i miejskiego stylu życia, otrzymują nową formę wyrazu. Okazuje się bowiem, że działania na pograniczu projektowania przestrzeni, wzornictwa, dialogu społecznego i sztuki stanowią idealne uzupełnienie nowej architektury powstającej w duchu zrównoważonego rozwoju i odpowiedzialnego społecznie biznesu, a powstawaniu wielu zielonych inicjatyw w miastach sprzyjają liczne granty i dotacje. Przykłady realizacji urban gardening na całym świecie, pokazują, że urbanizacja nie wyklucza wiejskich form życia i kultury. Oto niektóre z nich.

14

Omotesando Farmco to japońska farma, nieco odmienna od europejskich i amerykańskich gospodarstw zakładanych na dachach. Aby zapewnić dostawę świeżej żywności,

obniżając jednocześnie koszty magazynowania i transportu, Iimura Kazuki otworzył w Tokio pierwszą podniebną plantację ryżu. W centrum ekskluzywnej dzielnicy handlowej i mieszkaniowej powstało gospodarstwo oferujące szesnaście działek rolnych, które wspólnoty mieszkaniowe mogą wynajmować dla swoich członków. Zastosowanie w nim mokrych pól koniecznych do uprawy ryżu pokazuje, że miejski krajobraz można dziś przekształcać dowolnie. Jak widać, zbliżamy się do sytuacji, w której miasto i znajdujące się w nim budynki zaczynają stanowić podesty pod ogrody, parki, pola, stawy, pewnie niedługo też lasy, jeziora i plaże. Władze Toronto (Kanada) uchwaliły w ubiegłym roku przepis nakazujący deweloperom aranżację zieleni na dachach wszystkich nowych budynków. Można sobie wyobrazić, że miasto z lotu ptaka wygląda tak samo jak tereny wiejskie, z tą różnicą, że w mieście poszczególne elementy przestrzeni znajdują się na różnych wysokościach, a drogi je rozdzielające

widać daleko w dole. To tak, jakby miasto wyniosło naturalny krajobraz nad pierwotnie uformowany poziom. Zielone dachy łagodzą klimat miejski: obniżają temperaturę tzw. wysp ciepła, zatrzymują wody opadowe, zwiększając tym samym wilgotność powietrza i odciążając kanalizację miejską, wzbogacają powietrze w tlen, zmniejszają zawartości CO2, pochłaniają pyły i gazy, tłumią hałas i działają jak dodatkowa izolacja dachu, zarówno termiczna, jak i chroniąca pokrycie dachu przed uszkodzeniami zewnętrznymi. Standard miejskiego życia zbliża się do wiejskiego na nieuświadamianym przez mieszkańców poziomie. Krajobraz staje się bardziej naturalny nie tylko w sferze estetyki dostępnej dla zmysłu wzroku, ale także w sferze doznań odbieranych pozostałymi zmysłami. Skutki zmian są odczuwalne na co dzień bez konieczności wchodzenia na dachy budynków. Co więcej, takie rozwiązanie pozwala mieszkańcom dużych ośrodków utrzymywać kontakt z przyrodą bez

URBAN GARDEN BARS FOTO: MARISA MCCLELLAN, FLICKR.COM


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

JADALNY PRZYSTANEK AUTOBUSOWY W LONDYNIE FOTO: MAUREEN BARLIN, FLICKR.COM

opuszczania miasta. Wśród wielu zrealizowanych koncepcji, na uwagę zasługuje centrum handlowo-biznesowe Namba Parks w Osace (Japonia). W miejscu zniszczonego stadionu, w samym środku tętniącego życiem miasta, wśród gęstej zabudowy pojawiła się zielona wyspa umożliwiająca odpoczynek i wytchnienie w przerwie między codziennymi obowiązkami. Oprócz przenoszenia lasów, stawów, pól i łąk do miast, próbuje się stworzyć warunki ułatwiające koegzystencję ludzi i zwierząt. La Vida en los Objetos („Życie wewnątrz

obiektów”) to seria przedmiotów użytkowych zaprojektowanych przez Martína Azua. Meble tego projektanta, pełniąc rzecz jasna tradycyjną funkcję, stanowią jednocześnie przystań dla roślin i zwierząt. Autor projektu chciał w ten sposób „otworzyć drogę do natury”, aby stała się ona częścią codziennego miejskiego życia. Zrównoważone projektowanie w tym przypadku dotyczy równego prawa do tego samego mebla dla trzech gatunków: roślin, zwierząt i ludzi. Ta metafora dotyczy szeroko rozumianego prawa do natury. La Vida en los Objetos pozwala na interakcję człowieka z roślinami

15

i zwierzętami. Funkcjonalne, trwałe i bardzo wyraziste w formie wygodne fotele pozwalają na hodowlę aromatycznych ziół i zapewniają schronienie najmniejszym pupilom: żółwiom, królikom, szynszylom. Inny pomysł, projekt domków dla ptaków Birdhouse holenderskiego studia Klaas Kuiken, uderza prostotą. W ceglanych budkach w miejscu tradycyjnej „podłogi” wbudowano dachówki, takie jak używane do krycia dachów, o standardowych kształtach. Po ich montażu na dachu budynku pojawiają się domki zachęcające ptaki do osiedlenia. W odpowiedzi na problem „bezdomności” ptaków w wyniku


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

postępującej urbanizacji i zmian standardów w budownictwie powstał także projekt Live with birds. Ten „ptasi standard budownictwa” pozwala upodobnić elewacje budynków do pni drzew, w strukturę budynku wprowadza dziuple, ponadto umożliwia oglądanie ptaków w ich nowych „mieszkaniach” dzięki przyciemnianym szybom, przez które można patrzeć tylko z jednej strony. 16

„Zaszczepianie” przyrody w mieście na większą skalę nie mogłoby się jednak odbywać bez obywatelskiego zaangażowania. Oprócz klasycznego obsadzania kwiatami balkonów, w wielu miastach na świecie rodzą się społeczne inicjatywy, które mają zachęcać ich mieszkańców do wspólnej zmiany przestrzeni i przyzwyczajeń. The Edible Bus Stop („Jadalny przystanek autobusowy”) to projekt, który przekształca

przestrzeń Londynu w sąsiedzką grę miejską. Jej uczestnicy włączani są w proces wspólnego uprawiania małych ogródków na zaniedbanych terenach w bezpośrednim otoczeniu przystanków autobusowych. W ten sposób powstaje sieć miejskich farm połączonych liniami autobusowymi. Projekt był inicjatywą oddolną i funkcjonuje na zasadzie wolontariatu, do którego zapraszani są wszyscy mieszkańcy, w tym przedstawiciele władz, urzędnicy, funkcjonariusze służb publicznych. W ten sposób odnawiane i podtrzymywane są więzi sąsiedzkie, a tożsamość miejsca i szacunek dla wspólnej przestrzeni zostają utrwalone. Jeszcze inny pomysł: amerykańska pracownia cukiernicza John&Kira’s przygotowała nową linię czekolad dla miejskich ogrodników: Urban Garden Bars. Składniki tych czeko-

lad uprawiane są przez uczestników programu AUNI (The Agatston Urban Nutrition Initiative) prowadzonego przez University of Pennsylvania w Filadelfii; studenci uczą się zakładać i prowadzić miejskie farmy w duchu zrównoważonego żywienia. Oprócz miejskiej farmy, do ich dyspozycji oddano laboratorium czekolady, kuchnię i interakcyjną i przestrzeń edukacyjna. Zaproszeni do projektu eksperci prowadzą lekcje gotowania, zajęcia ogrodnicze oraz degustacje czekolady. Projekt realizowany jest we współpracy z Neighborhood Foods, otwartą farmą miejską, dzięki czemu w produkcji czekolady może uczestniczyć lokalna społeczność. Przybyli na farmę goście mogą pomagać w uprawie lub kupować gotowe produkty. Pięć procent prowizji ze sprzedaży trafia do wspólnej kasy, z przeznaczeniem na rozwój miejskich ogrodów w Filadelfii.


Bzyk w wielkim mieście TEKST: PATRYCJA BUKALSKA

Jednym z pierwszych przejawów miejskiego pszczelarstwa był ul na dachu Opery Paryskiej. Dziś w Londynie przybywa uli w tak szybkim tempie, że już pojawiła się obawa, czy aby dla pszczół wystarczy nektaru. W Warszawie miód produkuje pół miliona pszczół na dachu hotelu Hyatt Regency. KIEDY W UBIEGŁYM ROKU DYREKTOR GENERALNY WARSZAWSKIEGO HOTELU HYATT, HEDDO SIEBS, ZOBACZYŁ PSZCZELARZY DEMONSTRUJĄCYCH W CENTRUM MIASTA – POSTANOWIŁ DZIAŁAĆ. NA HOTELOWY DACH TRAFIŁY DWA PIERWSZE ULE, A PSZCZOŁY BŁYSKAWICZNIE SIĘ ZADOMOWIŁY. FOTO: MAT. PRAS.


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

PSZCZOŁY DO DYSPOZYCJI MAJĄ OKOLICZNE PARKI, M.IN. ŁAZIENKI, STĄD NAZWA ICH MIODU „ŁAZIENKI GOLD”. FOTO: MAT. PRAS.

18

Pszczoły zamieszkały na dachu hotelu Hyatt Regency w Warszawie w ubiegłym roku. Najpierw były dwa ule, teraz jest ich sześć. Pół miliona pszczół pracowicie produkuje miód, który trafia potem na stoły hotelowych gości. Hotel Hyatt Regency jest jedynym hotelem w Polsce, który założył własną pasiekę, ale w innych krajach ule na dachach hoteli czy banków nie są już niczym nadzwyczajnym. O tajemniczym wymieraniu pszczół mówi się od lat. Zdaniem niektórych pszczelarzy winowajcami są niektóre pestycydy z grupy neonikotynoidów, którymi spryskuje się rośliny. Producenci pestycydów wykluczają taką możliwość, a kłopoty z pszczołami się nasilają. Owadom dokuczają także choroby, np. roztocza. W niektórych miejscach straty pszczelej populacji sięgają 50%. Problem nagłaśniają pszczelarze w wszystkich krajach – apelują o niestosowanie neonikotynoid i unikanie spryskiwania roślin w czasie kwitnienia. Kiedy więc w ubiegłym roku dyrektor generalny warszawskiego hotelu Hyatt, Heddo Siebs, zobaczył pszczelarzy demonstrujących w centrum miasta – postanowił działać. Na hotelowy dach trafiły dwa pierwsze ule, a pszczoły błyskawicznie się zadomowiły. Do dyspozycji mają okoliczne parki, m.in. Łazienki, stąd nazwa ich miodu „Łazienki Gold”. Miód został przetestowany w laboratorium, wykluczono zawartość w nim zanieczyszczeń, metali ciężkich i innych szkodliwych substancji. Z pomysłu dyrektora Siebsa płyną więc same korzyści: dla

pszczół, bo zyskały nowe, bezpieczne miejsce obfitujące w kwiaty; dla gości hotelu, bo jedzą pyszny ekologiczny miód na śniadanie; wreszcie dla samego hotelu, którego wizerunek zdecydowanie zyskał. Ule na dachach różnych instytucji znajdują się od lat. Trudno powiedzieć, gdzie pojawił się pierwszy, ale ten na dachu Opery Paryskiej na pewno był jedną z instalacji pionierskich. Jean Paucton spędził życie, budując dekoracje sceniczne w paryskiej Operze. Przed prawie 30 laty postanowił zająć się pszczelarstwem. Ukończył odpowiedni kurs w Ogrodach Luksemburskich i zamówił swój pierwszy ul z pszczołami. Zamierzał zabrać go do własnego domu, ale gdy dostarczono ul, dom nie był jeszcze gotowy na przyjęcie pszczół. Paucton postawił zatem ul na dachu opery, w której pracował, tymczasowo. Dwa tygodnie później okazało się, że pszczoły się zadomowiły i zdołały już zgromadzić zapasy. Ul został więc na dachu, a z czasem Paucton dodał do niego kolejne. W wywiadzie dla „New York Times” opowiadał, że jego pszczoły wyprawiają się do Lasku Bulońskiego, ponad trzy kilometry dalej, ale głównie odwiedzają kasztanowce na Polach Elizejskich i lipy przy Palais Royal. W 2010 r. w Londynie ule umieszczono w kilku miejscach, m.in. na dachu katedry św. Pawła oraz na tarasie na 10. piętrze gmachu Lloyda, w samym sercu City. Z tą ostatnią inicjatywą wyszła międzynarodowa


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

KIEDYŚ PSZCZOŁY JUŻ MIESZKAŁY W MIASTACH – GŁÓWNIE Z POWODU MIODU, KTÓRY BYŁ TAŃSZY OD CUKRU. ZNIKNĘŁY W LATACH POWOJENNYCH. TERAZ WRACAJĄ I TEN POWRÓT TO COŚ ZNACZNIE WAŻNIEJSZEGO NIŻ CHĘĆ ŻYCIA W KONTAKCIE Z NATURĄ I ROZWIJANIA EKOLOGICZNYCH PASJI. FOTO: HOTELS PARIS RIVE GAUCHE

19


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

firma ubezpieczeniowa Canopius, która ma tam siedzibę. Po przełamaniu lęku przed użądleniem pracownicy odkryli w sobie pszczelarskie powołanie. To oni, przeszkoleni przez zawodowych pszczelarzy, zajmują się ulami. Ponieważ Canopius wynajmuje swoje biura, musi też zapłacić za miejsce pod ule – stawkę ustalono na jeden słoik miodu rocznie… Pszczoły są mile widziane także w innych wielkich miastach, Berlinie i Nowym Jorku (odkąd w 2010 r. zniesiono tam zakaz ustawiania uli). Kiedyś pszczoły już mieszkały w miastach – głównie z powodu miodu, który był tańszy od cukru. Zniknęły w latach powojennych. Teraz wracają i ten powrót to coś znacznie ważniejszego niż chęć życia w kontakcie z naturą i rozwijania ekologicznych pasji. W miejskich aglomeracjach nie stosuje się oprysków na masową skalę, więc pszczoły mają większą szansę na przeżycie. Mają też do dyspozycji zdecydowanie bardziej różnorodną ofertę kwiatów niż

PRODUKUJ PR ĄD! Nowoczesne systemy do wytwarzania odnawialnej energii. ul. Mierosławskiego 21 Gdańsk 80-430 58-746-38-99

w w w.sunsol.pl

np. monotonne pola rzepaku na wsi. Jak pokazuje przykład miodu „Łazienki Gold”, to nieprawda, że miejski miód jest zanieczyszczony Wręcz przeciwnie. Pszczoły w mieście zapylają rośliny w coraz popularniejszych miejskich ogródkach i na balkonach, gdzie uprawia się warzywa i zioła, więc to dodatkowa korzyść z miejskich pasiek. Być może właśnie w miastach leży przyszłość pszczelarstwa. Chętnych do postawienia ula lub dwóch na dachu lub we własnym ogrodzie nie brakuje. W Londynie przybywa ich w takim tempie, że kilka lat temu pojawiła się obawa, czy aby dla pszczół wystarczy nektaru. Przy całym entuzjazmie wokół miejskich uli trzeba zatem pamiętać, że jak zawsze istotna jest równowaga. Jeśli chcemy mieć w mieście ule, to trzeba zadbać o odpowiednią ilość ogrodów i kwiatów, i to odpowiednich kwiatów – takich, które są dla pszczół dostępne. Puste trawniki, które dla pszczół są rodzajem pustyni, zastąpmy łąkami.


Energia obywatelska TEKST: LILIANA RELIGA

Nawet w najmniejszych miasteczkach rozwija się w Niemczech samowystarczalność gospodarcza.

FOTO: CAMPACT, FLICKR.COM

32


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

Arcyambitni Trzypiętrowa siedziba administracji w niemieckim Eberswalde jest pełna światła i jasnych barw. Oprócz biur urzędowych są tu też restauracje i punkty usługowe, a także największa na świecie wystawa prac artysty Paula Wunderlicha. Miejsce słynie jednak przede wszystkim z tego, że jest najbardziej efektywnym energetycznie budynkiem w Niemczech. Eberswalde to stolica rolniczego powiatu Barnim, który pod rządami lewicy od 2008 r. wdraża nowatorską strategię energetyczną. Efektem końcowym ma być zero emisji, a drogą do jego osiągnięcia – uniezależnienie od dostaw energii i tworzenie zielonych miejsc pracy z wykorzystaniem miejscowego potencjału

i miejscowych zasobów. W Barnim – położonym w Brandenburgii, na terenach byłej NRD, na północny wschód od Berlina – w którym pośród lasów, pól i jezior mieszka 180 tys. osób, ze źródeł odnawialnych (OZE) pochodzi 20% ciepła i 60% prądu. W 2010 r. emisja CO2 spadła o 47%, a zużycie energii – o 20%, w porównaniu z 1990 r. Wieś Brodowin ma jeszcze większe aspiracje: za kilka lat będzie produkować energię cieplną i elektryczną wyłącznie ze źródeł odnawialnych. Idzie za przykładem miasteczka Feldheim, które od czterech lat jest niezależne energetycznie.

Samowystarczalni Dążenie do samowystarczalności (autarkia) to nie wyjątek, a reguła niemieckiej transformacji energetycznej napędzanej przez społeczeństwo obywatelskie i lokalne władze, a nie przez biznes. W 2009 r. 25 regionów wyróżniono za arcyambitne strategie oparte na bioenergii, zmierzające do osiągnięcia neutralności węglowej, niezależności energetycznej bądź przejścia w 100% na energię odnawialną. Już 132 regiony zamieszkane przez 20 mln Niemców i Niemek produkują na swoje potrzeby zieloną energię. Na sąsiedzie wzoruje się Austria, która już może się pochwalić kilkunastoma gminami korzystającymi wyłącznie z lokalnie wyprodukowanej energii. Ewa Młynarczyk-Luft, przedsiębiorcza 40-latka, podobnie jak znacząca większość mieszkańców powiatu popiera zmiany, mimo wzrostu cen o 6%. Z dumą wspomina swoją współpracę z ekspertkami z biura regionalnego odpowiedzialnego za strategię zeroemisyjną przy kampanii „Przyszłość należy do energii odnawialnej”, która stworzyła pozytywną atmosferę wokół reform. Ludzie w gminie doceniają korzyści transformacji, parki wiatrowe, dobre warunki do inwestowania w ogniwa czy kotły na biomasę. Centrum odpowiedzialne za transformację energetyczną odwiedza rocznie 5 tys. osób, a 1500 otrzymuje indywidualne porady dotyczące wymiany oświetlenia i wykorzystania energii odnawialnej do ogrzewania domu. Na stronie internetowej biura można wyliczyć emisję CO2 własnego gospodarstwa, porównać ceny u różnych dostawców energii/gazu i znaleźć lokalne firmy termomodernizacyjne.

Zadowoleni z zamkniętego obiegu

NASZ ZACHODNI SĄSIAD WYTYCZA DROGĘ KU DEMOKRACJI ENERGETYCZNEJ – WŁĄCZANIU SPOŁECZEŃSTWA DO PROSUMPCJI (PRODUKCJI I KONSUMPCJI) ENERGII ZGODNIE Z REGUŁAMI ZRÓWNOWAŻONEGO ROZWOJU. FOTO: MAT. PRAS.

Plan powiatu zgodny z ideą ogólnokrajowej transformacji energetycznej (niem. Energiewende) zatrzymał falę emigracji zarobkowej. Co ważniejsze, zaktywizował społeczność do współtworzenia strategii rozwoju.W powiecie działają już cztery obywatelskie instalacje solarne. Dzięki systemowi wsparcia wkład w panele fotowoltaiczne zwraca się inwestor(k)om średnio po 12 latach. Tysiące mieszkanek i mieszkańców mogło też uruchomić instalacje lub firmy oparte na od-

22


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

nawialnych źródłach energii. Wśród nich Wolfgang Kasten, skromny, korpulentny Niemiec, który początkowo utrzymywał się z upraw, następnie wraz ze wspólnikiem założył zakład Renergiepartner Eberswalde wytwarzający „zielony prąd” z kilku turbin wiatrowych. Potem wpadł na pomysł, aby wykorzystywać odpady z pól (kiszonki z kukurydzy, trawy, zboża), więc wybudował biogazownię. Obecnie, dzięki dostawom biomasy od okolicznych rolników, wytwarza 500 kW energii, czyli zaopatruje w prąd 2100 gospodarstw rocznie. Oszczędności w emisji CO2: 2628 ton/rok. Idealny obieg zamknięty? Wolfgang Kasten pomyślał o ulepszeniu, czyli zagospodarowaniu „produktu ubocznego” tego procesu – ciepła. Biogazownia ogrzewa zimą okoliczne budynki publiczne – szkołę i żłobek dla ponad 300 dzieci, stołówkę, halę sportową i świetlicę, a latem służy do osuszania drewna. „Wbrew obawom budowie instalacji nie towarzyszyły protesty. Na samym początku zadbaliśmy o dokładne poinformowanie mieszkańców i obalenie mitów o „nieznośnych” warunkach produkcji biogazu. Potwierdziliśmy stanowczo, że nie przyjmiemy kukurydzy modyfikowanej genetycznie. To zapewnienie wzbudziło nawet aplauz zebranych” – śmieje się.

Demokratycznie ukierunkowani Warto podkreślić związki Eberswalde z Polską. Największy pracodawca w regionie, REpower, postawił już w naszym kraju farmy wiatrowe, a prezes firmy planuje kolejne inwestycje, doceniając nasz potencjał w rozwijaniu energetyki wiatrowej. Z kolei lider branży solarnej, Mp-tec GmbH, wraz z polskim przedsiębiorstwem założył spółkę joint venture z siedzibą w Sopocie. Szykuje się z 10-letnim programem inwestycji i prowadzi na Politechnice Warszawskiej dwie instalacje badawcze. Polsko-niemieckie centrum informacji i doradztwa w Eberswalde intensywnie współpracuje z regionem koszalińskim oraz z Ośrodkiem Szkoleniowo-Badawczym w Zakresie Energii Odnawialnej w Ostoi. Nasz zachodni sąsiad wytycza drogę ku demokracji energetycznej – włączaniu społeczeństwa do prosumpcji (produkcji i konsumpcji) energii zgodnie z regułami zrównoważonego rozwoju, czyli z korzyścią dla klimatu, społeczeństwa i gospodarki. Przyszłość należy bowiem do rozproszonej produkcji, odnawialnych źródeł i technologii bezemisyjnych. Ideę można lepiej poznać na cyklicznych warsztatach organizowanych

przez Fundację Przestrzenie Dialogu i Zielony Instytut. Skarbnicą wiedzy na temat Energiewende jest przetłumaczony na język polski portal energytransition.de. Dostępny online poradnik „Małoskalowe odnawialne źródła energii i mikroinstalacje” w przystępny sposób pokazuje możliwości wytwarzania zielonej energii w budynkach mieszkalnych, obiektach turystycznych, gospodarstwach rolnych i małych przedsiębiorstwach. „Krajowy plan mikroinstalacji odnawialnych źródeł energii do 2020 roku” analizuje polski potencjał pod kątem prosumpcji i korzyści z rozwoju energetyki obywatelskiej. Warto brać udział w konferencjach i letnich uniwersytetach Fundacji im. Heinricha Bölla z zakresu rozwoju odnawialnych źródeł energii i wspierania efektywności energetycznej. Świadomość potencjału demokracji energetycznej jest niezbędna, aby i na wsi, i w mieście żyło nam się sielsko. Liliana Religa – koordynatorka projektów zielonych fundacji politycznych. Współautorka publikacji dotyczących zielonych miejsc pracy, zrównoważonej konsumpcji, Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej i Zielonego Nowego Ładu; brała udział w rozbudowie portalu Green New Deal.

Fundacja im. Heinricha Bölla prowadzi portal poświęcony idei i strategiom niemieckiej transformacji energetycznej. Wielojęzyczna platforma omawia skutki Energiewende dla niemieckiej gospodarki, środowiska i społeczeństwa. Na energytransition.de/2013/03/pl/ dostępne są: kompendium wiedzy w formie e-booka, słowniczek najważniejszych terminów, FAQ, ekspertyzy oceniające zwrot ku źródłom odnawialnym z perspektywy różnych państw. Zapraszamy do komentarzy na portalowym blogu, Facebooku (Energy Transition), Twitterze (@EnergiewendeGER).

23


GMO – niesmaczny kąsek TEKST: KATARZYNA JAGIEŁŁO

Obszar wolności we współczesnym świecie wymyka się starym definicjom. Własny talerz jest jednym z ostatnich bastionów wolnego wyboru. Nie należy z niego rezygnować. Kwatera główna Monsanto zajmuje 20 hektarów żyznej ziemi w St. Louis w stanie Missouri. Kompleks obejmuje 29 budynków mieszczących centra badawcze i wdrożeniowe, biura, bazy danych; na terenie znajdują się jeszcze: hangar lotniczy, dwa niezależne agregaty prądotwórcze oraz cztery stacje przesyłowe. Być może to koszt utrzymania rozsianych po całym świecie budynków podsunął decydentom korporacji pomysł, żeby od produktów chemicznych przejść do biotechnologii rolniczej i zająć się sprzedażą łączoną: chemia plus nasiona. Od tego momentu zaczęła się światowa dominacja koncernu i jego dążenie do monopolu na rynku nasion. Dążenie skuteczne. Wystarczy wspomnieć, że dziś ponad 90 procent soi wysiewanej w Stanach Zjednoczonych należy do Monsanto. Na ten „sukces” pracuje tysiące ludzie, w tym kilkanaście osób uprawiających politykę obrotowych drzwi, czyli wymiany pracowników między państwem a prywatnymi korporacjami. Jednym

z najbardziej zasłużonych jest Michael Taylor, który od trzydziestu lat krąży między Departamentem Rolnictwa, FDA (Amerykańską Agencją do Spraw Żywności i Leków) a Monsanto; zmienił w ten sposób pracę co najmniej osiem razy. Był wiceprezesem Monsanto i wielokrotnie obejmował posady w agencjach rządowych, czynnie kształtując politykę państwa odnośnie produktów swojej dotychczasowej firmy.

Gorzkie owoce monopolu Trudno mówić o demokracji czy o wolności rynku, jeśli strategie lobbystyczne sprzyjają monopoliście. Jednak czasem przychodzi za nie słono płacić. W 2005 r. Monsanto przegrało proces o przekupstwo urzędnika wysokiego szczebla w Indonezji. Podobnie zakończyło się wiele procesów w innych sprawach, np. podawania (z premedytacją) fałszywych informacji o rzekomej biodegradowalności herbicydu (środka chwastobójczego) Roundup, którego Monsanto jest producentem, mimo uprzednich wyroków w tej sprawie w innych krajach. Mieszkańcom miasteczka Nitro w Zachodniej Wirginii firma musiała wypłacić 93 miliony dolarów

24


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

FOTO: NOELIA GONZÁLEZ CASIANO, FLICKR.COM

Roślina-owadobójca

odszkodowania za szkody wynikłe z produkowania w mieszczących się tam zakładach Agent Orange środka chemicznego używanego podczas wojny w Wietnamie. Weterani amerykańscy i poszkodowani Wietnamczycy od lat walczą o odszkodowania za szkody zdrowotne spowodowane przez zawarte w tym herbicydzie dioksyny, w tym wady wrodzone ich dzieci. Niechlubną listę można ciągnąć dalej. Po ponad trzydziestu latach stosowania i promowania przez koncerny słynny pestycyd DDT okazał się szkodliwy i został wycofany z użycia, ale do dziś stwierdza się jego pozostałości w glebie, roślinach i tkankach zwierząt. Hormon wzrostu używany do wymuszania na krowach większej produkcji mleka okazał się w takim stopniu podejrzany, że jego stosowanie zostało zakazane na terenie Unii Europejskiej. Obywatele Stanów Zjednoczonych od lat domagają się, by mleko i jego przetwory od krów traktowanych tym hormonem były wyraźnie oznakowane. Bez skutku. Efekt: produkt uznawany za szkodliwy dla zdrowia w Europie okazuje się być bez zarzutu w Stanach Zjednoczonych. Ach, ta magia granic.

Naukowcy popierający GMO wypowiadają się o naukowcach krytycznych w stosunku do GMO jak o szarlatanach, a same badania nazywają nienaukowymi. Z kolei przeciwnicy GMO uważają często, że badania stwierdzające nieszkodliwość genetycznie zmodyfikowanych organizmów są sponsorowane, a ich wyniki zafałszowane (w Stanach Zjednoczonych większość biotechnologów jest powiązana z biznesem). Dla przeciętnego zjadacza chleba nie ma to większego znaczenia, bo kiedy naukowcy toczą spór, nie jesteśmy w stanie zweryfikować twierdzeń żadnej ze stron. Nie ma dowodów na nieszkodliwość, które rzuciłyby na kolana tych, którzy twierdzą, że są dowody na szkodliwość. Dlatego warto poczekać, bacznie przyglądać się krajom, które otworzyły się na uprawy GMO, i przyjrzeć się cenom. Tylko w 2009 r. w Stanach Zjednoczonych ceny nasion genetycznie modyfikowanej soi wzrosły o 24 procent, a kukurydzy o 32 procent (od 2001 r. ceny nasion kukurydzy GMO wzrosły o 135 procent, a soi o 108 procent). Do tego

25


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

26

dochodzą opłaty licencyjne. Rolnicy, podpisując wieloletnie kontrakty, zobowiązują się do dorocznego zakupu nasion. W Stanach Zjednoczonych są kontrolowani, a jeśli złamią warunki umowy, pociąga się ich do odpowiedzialności. Rolnicy, których pola zostają zanieczyszczone GMO, przechodzą piekło rozpraw sądowych i ponoszą straty. Szczególnie poszkodowani są rolnicy ekologiczni, którzy w przypadku takich zanieczyszczeń tracą certyfikaty.

Cyberspołeczeństwo nauczyło się aktywnie szukać informacji. Duża część sprzeciwiających się GMO to ludzie niewierzący w to, że wszystko, co amerykańskie, musi z definicji być pożyteczne. GMO to nie rozprawka naukowa, lecz realne pytanie o przyszłość rolnictwa, własności intelektualnej i monopolizacji rynku nasion. Większe i bardziej rozwinięte od nas Niemcy i Francja zdecydowały się zaczekać z otwarciem na ekonomiczną ekspansję mega koncernów. Warto zadać sobie pytanie – dlaczego?

Sianie wiatru, zbieranie burzy

Na ulice niemieckich miast, np. Monachium, wychodzą kilkudziesięciotysięczne demonstracje. To samo dzieje się w całej Europie, od Sofii po Paryż. 25 maja na całym świecie przemaszerowały tysiące ludzi biorących udział w światowym Dniu Sprzeciwu Wobec Monsanto. W Stanach Zjednoczonych regularnie pojawiają się pozwy zbiorowe przeciwko koncernom i prawu patentowemu. W poszczególnych stanach ponawiane sa próby wprowadzenia wewnętrznych przepisów nakazujących znakowanie żywności zawierającej składniki modyfikowane genetycznie.

Na razie w Europie wolno uprawiać tylko kukurydzę MON 810 i ziemniaki Amflora, ale jeśli uda się zarejestrować chociażby buraki cukrowe, to będzie zupełnie inna rozmowa. Co się może wydarzyć, jeśli genetycznie zmodyfikowane zbiory okażą się nie dość obfite? Przy dużych inwestycjach w nasiona, nieodłącznie sprzedawany z nim herbicyd może się okazać, obciążeniem nie do udźwignięcia. Obecne na rynku zmienione genetycznie nasiona nie poprawiają odporności roślin na suszę, huragan, powódź, nie poprawiają ich smaku i nie dają większych plonów (różnice, jeśli są wykazywane, są minimalne i tylko w pierwszych latach zbiorów). Te modyfikacje uodparniają jedynie na Roundup lub sprawiają, że roślina sama produkuje toksynę zwalczającą szkodniki. A konsumenci nie chcą jeść roślin produkujących środek owadobójczy i nie obchodzi ich, że – wedle zapewnień koncernów – nic im ze strony takiej żywności nie grozi.

Modyfikowane przecieki Polscy obywatele protestujący w latach 2011 i 2012 w Warszawie i innych miastach przeciwko genetycznie zmodyfikowanej żywności, przeciwko nasionom biotechnologicznych koncernów w polskich uprawach, jak widać nie są osamotnieni.

FOTO: NOELIA GONZÁLEZ CASIANO, FLICKR.COM


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

Stosunkowo słabym echem odbiły się w Polsce przecieki z portalu Wikileaks, a były co najmniej zastanawiające. Oto urzędnicy ambasady amerykańskiej zjeżdżają tysiące kilometrów po dziurawych polskich drogach, lobbując za GMO. Przeprowadzają dziesiątki rozmów z polskimi urzędnikami, co zgrabnie podsumował Jacek Żakowski w „Polityce”: „depesza opisująca amerykański lobbing na rzecz GMO w Polsce opisywała m.in. spotkanie z wysoką urzędniczką, która też zachowała się nielojalnie wobec rządu, mówiąc, że ona jest za GMO, ale niestety minister ulega opinii publicznej. Moim zdaniem to sygnał, że trzeba zacząć rozmawiać o lojalności funkcjonariuszy wobec własnego państwa”. Nie zapominajmy bowiem, że nasz rząd w swoim stanowisku ramowym, niezmiennym od 2006 r., deklaruje, że Polska powinna być wolna od GMO. FOTO: NOELIA GONZÁLEZ CASIANO, FLICKR.COM

Oto kolejny kąsek: w depeszy wysłanej przez ambasadę amerykańską w Warszawie 7 sierpnia 2008 r. opisano rozmowę, w której z ust premiera Pawlaka padają rosyjskie przysłowie „tisze jediesz, dalsze budiesz” oraz deklaracja „miękkiego wyjścia” z twardej pozycji poprzedniego rządu odnośnie do GMO. W podsumowaniu depeszy napisano, że dzięki wsparciu kontrolowanego przez PSL Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi zawieszono zakaz importu pasz genetycznie modyfikowanych, a to „zwycięstwo” pozwala mieć ostrożną nadzieję, że proponowana przez premiera strategia cichego postępu odnośnie do GMO może przynieść lepsze rezultaty. Premier doniesieniom zaprzecza, co mało jest wiarygodne, bo Julian Assange i jego współpracownicy z Wikileaks mają problemy raczej z powodu prawdziwości ujawnianych danych, nie zaś z powodu ich fałszowania czy przeinaczania.

Talerz – obszar wolności Od stycznia 2013 r. obowiązuje w Polsce zakaz uprawy kukurydzy MON 810 i ziemniaków Amflora. Wieloletnie starania konsumentów i organizacji pozarządowych doprowadziły do wprowadzenia regulacji prawnych, dzięki którym dołączyliśmy do reszty europejskich krajów, które – idąc za głosem obywateli – wprowadziły moratoria i zakazy już wcześniej. Brakuje jeszcze kilku rozwiązań prawnych. Szczególnie dobrym wzorem do naśladowania w tej kwestii jest Austria, w której zakazany jest także obrót materiałem siewnym GMO. Istnieje wyraźna potrzeba jak najszczelniejszych regulacji, od wielu lat na autoryzację czekają liczne nowe odmiany roślin

FOTO: 4.BP.BLOGSPOT.COM

zmodyfikowanych genetycznie. Europa od dawna stanowi obiekt zakusów koncernów agrochemicznych. Nie należy oczekiwać, że skoro np. BASF (wedle najnowszych doniesień także Monsanto) wycofał się z prowadzenia upraw doświadczalnych w Europie, może to oznaczać pozostawienie Europy samej sobie. Obszar wolności we współczesnym świecie wymyka się starym definicjom. Coraz dokładniej opiekują się nami państwo i Unia Europejska. Kupujemy proste banany, wymiarowe ogórki i bezrefleksyjnie przyjmujemy fakt, że na etykietach często brak informacji o rzeczach dla nas istotnych, jak pochodzenie naszej żywności. A własny talerz jest jednym z ostatnich bastionów wolnego wyboru. Nie należy z niego rezygnować.

27


Sałata z serca Londynu KORESPONDENCJA: PATRYCJA BUKALSKA

Brick Lane we wschodnim Londynie wypełniają kolory i zapachy. „Od zawsze” to właśnie tam przybywały kolejne fale imigrantów – od francuskich hugenotów, przez Irlandczyków i Żydów, po Bengalczyków, tworząc barwną mozaikę kultur, języków i zwyczajów. To tam można kupić przyprawy z całego świata, ubrania vintage i stare płyty. Życie w tej dzielnicy nie zatrzymuje się nigdy, a piekarnia z bajglami działa 24 godziny na dobę. Tuż za rogiem rozciąga się jednak całkiem inny świat. O świcie, gdy wracający do domu po nocnych imprezach kupują ciepłe bajgle, na farmie Spitalfields budzą się zwierzęta: kozy, świnie, kury. Pieje kogut.

Jeden dzień dla innych Spitalfields City Farm jest jednym z 17 miejskich gospodarstw działających w brytyjskiej stolicy i jednym z najstarszych; powstała 35 lat temu. Głównym celem jej założycieli była edukacja – pokazanie dzieciom, jak wyglądają zwierzęta, jaki jest związek między krową a mlekiem, jak się nimi opiekować, jak uprawiać warzywa. „Dalej tak jest. Przychodzi

tu dużo dzieci, czasem z rodzicami, a czasem to zorganizowane grupy, które mają regularne zajęcia” – opowiada Alia, od pięciu lat związana z farmą Spitalfields. „Czasem gotują z tego, co udało im się wyhodować” – mówi i pokazuje miejsce przy ognisku. Tuż obok na drzewie zbudowano wspaniały domek, w którym dzieci mogą się bawić. Nie chodzi jednak tylko o małych rolników. Do Spitalfields City Farm przychodzą też dorośli. „To często osoby, które są na życiowym zakręcie i możliwość pracy w ogrodzie jest dla nich szansą i mobilizacją – wyjaśnia Alia. – Przychodzą tu też kobiety, które niedawno przybyły do Wielkiej Brytanii z Bangladeszu czy Karaibów. Tęsknią do swoich dawnych ogródków i tu starają się uprawiać warzywa i zioła z rodzinnych stron”. Na farmie działa Klub Kolendry, w którym spotykają się i pracują razem wyłącznie kobiety. „Dla niektórych to bardziej komfortowe niż grupy mieszane – mówi Alia. – Dziś jednak mamy tu spore zamieszanie i bardzo dużo ludzi”. Rzeczywiście, we wszystkich zakątkach farmy, zarówno w części warzywnej, jak i tam,

28

gdzie trzymane są zwierzęta, pełno mężczyzn i kobiet w białych podkoszulkach z napisem „Jeden dzień, by zrobić różnicę”. Porządkują grządki, malują zagrody, budują ogrodzenie nowego wybiegu dla zwierząt. „Jesteśmy z banku Lloyda” – mówi wysoki mężczyzna, która na chwilę przystanął z taczkami wypełnionymi ziemią. – Robimy to już od kilku lat. Przez jeden dzień w roku pracujemy poza firmą, staramy się zrobić coś bezpośrednio dla społeczeństwa”. Na farmie, wśród typowych dla gospodarstw zapachów, słuchając beczenia owiec i przyglądając się zieleni liści młodych ziemniaków, można zapomnieć o wielkiej metropolii wokół. Wrażenia nie burzą pociągi kolejki miejskiej mknące tuż za ogrodzeniem ani dominujące sylwetki londyńskich wieżowców, w tym słynnego „korniszona”.

Społeczności i warzywa Pierwszą londyńską farmę założono w 1972 r. w Kentish Town. Od tamtego czasu przybyło farm i rozszerzyły one zakres działalności. Nadal


Życie w dzielnicy Brick Lane nie zatrzymuje się nigdy. O świcie, gdy wracający do domu po nocnych imprezach kupują ciepłe bajgle, na farmie Spitalfields budzą się zwierzęta: kozy, świnie, kury. Pieje kogut.

W LONDYŃSKIEJ DZIELNICY HACKNEY 18 LAT TEMU JULIE BROWN WRAZ Z GRUPĄ DZIESIĘCIU WOLONTARIUSZY ZAŁOŻYŁA ORGANIZACJĘ GROWING COMMUNITIES. NAZWĘ MOŻNA PRZETŁUMACZYĆ NA DWA SPOSOBY: SPOŁECZNOŚCI, KTÓRE COŚ UPRAWIAJĄ, NP. WARZYWA, ALBO SAME ROSNĄ, ROZWIJAJĄ SIĘ. FOTO: GROWINGCOMMUNITIES.ORG


GŁÓWNYM CELEM ZAŁOŻYCIELI SPITALFIELDS CITY FARM BYŁA EDUKACJA – POKAZANIE DZIECIOM, JAK WYGLĄDAJĄ ZWIERZĘTA, JAKI JEST ZWIĄZEK MIĘDZY KROWĄ A MLEKIEM, JAK SIĘ NIMI OPIEKOWAĆ, JAK UPRAWIAĆ WARZYWA. FOTO: JANELLE, FLICKR.COM

tzw. farm patchworkowych, ulokowanych w opuszczonych ogrodach i na nieużytkach, gdzie decydują się pracować ludzie, którzy w ten sposób chcą zarabiać na życie. Jedną z takich farm, Castle Climbing Center, zakładała Sophie Verhagen, dziś opiekująca się jednym z ogrodów Growing Communities w parku Clissold.

najważniejsza jest edukacja: przybliżanie mieszczuchom uprawy warzyw i chowu zwierząt, uświadamianie im problemów związanych z zanieczyszczeniem środowiska, zachęcanie do „produkowania” własnej żywności. Pojawiły się także nowe priorytety – poważna uprawa warzyw na własny użytek i na sprzedaż. To oznacza organiczne uprawy, zdrową żywność, a także aktywizację lokalnych społeczności i nowe miejsca pracy. W londyńskiej dzielnicy Hackney 18 lat temu Julie Brown wraz z grupą dziesięciu wolontariuszy założyła organizację Growing Communities. Nazwę można przetłumaczyć na dwa sposoby: społeczności, które coś uprawiają, np. warzywa, albo same rosną, rozwijają się. Oba znaczenia mają sens; Julie Brown chodziło i o to, aby stworzyć alternatywę wobec dominującego globalnego systemu produkcji żywności, i o to, aby wesprzeć lokalną społeczność. Obecnie ruch Growing Communities ma trzy miejskie ogrody warzywne: Allens Gardens, Springfield i Clissold, oraz coraz więcej

W Clissold Park W czwartkowe popołudnie w parku nie ma dużo ludzi. Właśnie wyszło słońce, które szybko osusza po deszczu trawniki; nieliczni spacerowicze z przyjemnością wygrzewają się na ławkach i tarasie pobliskiej kawiarni. Dla Sophie i jej wolontariuszy dobra pogoda to jednak zbyt cenny czas, by posiedzieć w słońcu. W tym roku brytyjska wiosna jest wyjątkowo zimna i wszystko się spóźnia. Liście jarmużu i rukoli wyglądają już jednak nieźle. „Dziewięć kilo” – mówi Sophie. – W ubiegłym tygodniu zebraliśmy tu dziewięć kilo liści”. Właśnie w szeroko rozumianej „zieleninie” specjali-

30


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

17

FOTO: GIANPAOLO FUSARI, FLICKR.COM

że zmieniłam swoje życie i zostałam ogrodniczką” – mówi Sophie. – Jestem jedną z kilkorga pracowników Growing Communities, którzy otrzymują pensję. Reszta to wolontariusze. Muszę przyznać, że mamy do nich szczęście. Czasem to ludzie, którzy poważnie myślą o ogrodnictwie, czasem po prostu szukają swojego miejsca na ziemi”.

zuje się ogród w Clissold: różne rodzaje sałaty, szczawiu, ziół, botwinka. To pierwsze w Londynie zielone warzywa, które oficjalnie uznano za wyhodowane organicznie… Tygodniowy plon Growing Communities to około 90 kg warzyw, które trafiają do lokalnych restauracji oraz „warzywnych worków”. Worki to pomysł na dystrybucję plonów w najbliższej okolicy. Można zamówić mały lub duży worek do odebrania raz w tygodniu. Znajdzie się w nim to, co w tym czasie urosło, zawsze jest to trochę niespodzianka, a przy okazji wspiera się lokalnych rolników i ogrodników.

Imogen przed zakończeniem pracy zagląda jeszcze do foliowego tunelu, w którym rosną zioła i buraki. „U mnie sprawa była prosta. Zwolnili mnie z pracy, a w moim wieku trudno mi znaleźć nowe zatrudnienie – opowiada. – Pomyślałam: O nie, tak to się nie może skończyć! Przyszłam do Sophie i tak zostałam ogrodniczką. Jestem tu od dwóch lat”. Imogen jest z zawodu nauczycielką, specjalizowała się w uczeniu dzieci ze specjalnymi potrzebami. Jej doświadczenie bardzo się przydaje – raz w tygodniu do ogrodu w Clissold Park przychodzi grupa dzieci i młodzieży z problemami z nauką. „Zajęcia tutaj to dla nich świetna zabawa, ale też swego rodzaju terapia” – mówi Imogen.

Zanim jednak worki będzie czym napełnić, trzeba się napracować. Sophie uśmiecha się serdecznie, ale mimo szczerych chęci nie ma czasu na rozmowę. Co chwila podchodzi któryś z wolontariuszy, pyta, radzi się, prosi o decyzję w sprawie którejś grządki. „Z zawodu jestem fotografem, ale jakoś tak wyszło,

31


3 | 2 0 1 3 | Z I E L O N E M I A S T O | n a t u r a l n a t r a n s fo r m a c j a

worek pełen warzyw. Kolejna dostawa będzie za tydzień. Jest już popołudnie, więc mały sklepik z kaczymi i kurzymi jajami oraz drewnianymi zabawkami dla dzieci właśnie jest zamykany. Za to Frizzante dopiero się ożywia. Przeważają matki z dziećmi, które czują się tam swobodnie. „Tu można karmić piersią” – zachęca napis przy ladzie, a miła sprzedawczyni poleca ciasto z marchewki. „Z naszej marchewki, z farmy”.

„Tę ziemię dostaliśmy w użytkowanie od lokalnych władz, za darmo. W zamian jednak robimy coś dla ludzi w tej okolicy. Wstęp do ogrodu też jest za darmo – każdy może tu przyjść i czegoś się nauczyć” – wyjaśnia Sophie. – Muszę jednak powiedzieć, że o ile z naborem woluntariuszy nie ma kłopotu, to nowe działki na patchworkowe farmy coraz trudniej uzyskać. Wydaje mi się, że teraz, kiedy zwracamy się do kogoś z prośbą o udostępnienie jego pustego ogrodu, to on sam zaczyna się zastanawiać, czy aby nie zacząć go jednak uprawiać. To jednak dobry znak, bo to znaczy, że nasz pomysł się przyjął”.

W ogrodzie warzywnym pracuje kilka kobiet w kurtkach przeciwdeszczowych, bo pogoda jest wyjątkowo kapryśna. Ostatni odwiedzający biegną za dziewczyną, która niesie kilka sporych butelek z mlekiem – to pora karmienia jagniąt. Większość zwierząt schodzi już z pastwiska do swoich zagród, tylko kury spacerują swobodnie. Najwyraźniej pora jednak zakończyć dzień, bo pstrokaty biało-czarny kogut groźnie stroszy się i podskakuje, przeganiając ciekawskich. W końcu kury też potrzebują spokoju, aby ich jaja trafiły następnego dnia do sklepiku i restauracji. Na farmie powoli zapada cisza. Tuż za jej ogrodzeniem Londyn przypomina nieustannym szumem silników aut i ludzkich rozmów, że jest wielomilionowym miastem.

Worki z Hackney Miejscem, w którym można odebrać „warzywne worki” Growing Communities, jest kolejna miejska farma w Londynie, Hackney City Farm. Szafka, jakby przeniesiona ze szkolnej szatni, stoi przy jednej z alejek wybrukowanych kocimi łbami, tuż koło restauracji Frizzante. Mężczyzna podjeżdża na rowerze, otwiera szafkę kodem i wyjmuje wielki

PIERWSZĄ LONDYŃSKĄ FARMĘ ZAŁOŻONO W 1972 R. W KENTISH TOWN. OD TAMTEGO CZASU PRZYBYŁO FARM I ROZSZERZYŁY ONE ZAKRES DZIAŁALNOŚCI. POJAWIŁY SIĘ TEŻ NOWE PRIORYTETY. FOTO: TRANSITIONHEATHROW.COM

32


Omega Press

Drukujemy książki czasopisma foldery reklamowe tanio i solidnie

poleca nas Zielone Miasto

Omega Press Sp. z o.o. 41-203 Sosnowiec ul. Szosowa 12 +48 32 725 04 12 www.omegapress.pl biuro@ omegapress.pl

Zapraszamy do współpracy


Magazyn zielonej polityki, cywilizacji i stylu życia nr 3/2013 (7) Wydawca Zielony Instytut Warszawa www.zielonyinstytut.pl

Kontakt biuro@zielonyinstytut.pl Redaktorka naczelna Beata Maciejewska beata.maciejewska@ zielonyinstytut.pl tel. 609 770 793 Projekt graficzny i skład Agnieszka Kraska Ultra-Fiolet www.ultra-fiolet.pl Promocja Natalia Wadhwani natalia.wadhwani@ zielonyinstytut.pl tel. 787 603 450 Zespół numeru Patrycja Bukalska, Katarzyna Jagiełło, Grzegorz Młynarski, Liliana Religa, Zofia Psota Dwumiesięcznik Nakład: 2500 egzemplarzy Objętość: 36 stron magazyn bezpłatny www.zielonemiasto.org www.facebook.com/ZieloneMiasto www.issuu.com/zielonyinstytut Prawa autorskie do tekstów: Zielony Instytut. Zdjęcia: zgodnie z licencją wskazaną przez autorów.



Najważniejszy w Polsce think-tank zielonej polityki www.zielonyinstytut.pl www.zielonapolityka.pl www.issuu.com/zielonyinstytut

RADA PROGRAMOWA:

OBECNE OBSZARY DZIAŁAŃ:

Edwin Bendyk publicysta „Polityki” i dyrektor Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas Robert Biedroń poseł na Sejm RP, założyciel Kampanii Przeciw Homofobii Ludomir Duda chemik i audytor energetyczny

DEMOKRACJA ENERGETYCZNA

POLITYKA ŻYWNOŚCIOWA I ROLNA

Anna Grodzka posłanka na Sejm RP, szefowa stowarzyszenia „Społeczeństwo FAIR” Bogumił Kolmasiak przewodniczący Stowarzyszenia Ostra Zieleń i członek władz krajowych Partii Zielonych Milo Kurtis muzyk, założyciel zespołów Maanam i Osjan

ZIELONY NOWY ŁAD

KAMPANIA EUROPEJSKA PRAWO DO WODY

Dorota Metera ekspertka od polityki żywnościowej i rolnej Andrzej Potocki wiceprzewodniczący Europejskiej Partii Demokratycznej i Stronnictwa Demokratycznego Mira Stanisławska-Meysztowicz prezeska Fundacji Nasza Ziemia

ZAPRASZAMY DO WSPÓŁPRACY

Pracom Rady przewodniczy Dariusz Szwed, ekonomista i wieloletni przewodniczący Zielonych


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.