3 minute read

O wrażliwości na ludzkie cierpienie i niedole

IRENE STURM | Palm Springs, CA

Nie masz już, nie masz w Polsce żydowskich miasteczek, W Hrubieszowie, Karczewie, Brodach, Falenicy Próżno byś szukał w oknach zapalonych świeczek, I śpiewu nadsłuchiwał z drewnianej bożnicy. * siądz prałat Jan Poddębniak urodził się 11 czerwca 1907 roku we wsi Gawrony w powiecie opoczyńskim. Jego rodzice Marianna i Stefan byli rolnikami. Po ukończeniu szkoły podstawowej w Opocznie wstąpił do Gimnazjum biskupiego w Lublinie. Świecenia kapłańskie przyjął z rąk biskupa Mariana Fulmana w 1934 roku. W latach 1941 - 1946 pełnił obowiązki kanclerza Kurii Biskupiej w Lublinie a od roku 1955 był w Niedrzwicy Kościelnej wikarym a potem proboszczem w tamtejszej parafii. W czasie, gdy ksiądz J. Poddębniak był wikarym w Niedrzwicy wybuchł wielki pożar. Wiosce groziła zagląda. Maria Niezgoda świadek tamtego wydarzenia napisała później we wspomnieniach:

Advertisement

„Ówczesny ksiądz wikary Jan Poddębniak przybiegł z obrazem świętej Agaty i modlił się żarliwie, obchodząc teren pożaru. Po pewnym czasie wiatr zmienił kierunek i zaczął wiać w stronę pól, co uratowało wiele domostw.”

Z Niedrzwicy ks. Poddębniak został przeniesiony do Czemiernik, gdzie pełnił funkcję proboszcza przez 40 lat.

Nie ma już tych miasteczek, gdzie biblijne pieśni

Wiatr łączył z polską piosnką i słowiańskim żalem, Gdzie starzy Żydzi w sadach pod cieniem czereśni

Opłakiwali święte mury Jeruzalem.

Ksiądz J. Poddębniak był kapłanem wrażliwym na ludzką niedolę i cierpienie, pomagał zbłąkanym i tym którzy byli w potrzebie. W czasie drugiej wojny światowej narażając własne, uratował życie dwom młodym siostrom pochodzenia żydowskiego: Sarze Brass - Frenkel oraz Lenie Brass, mieszkankom Lublina. Sara Brass - Frankel zamieszkała później w Antwerpii (Belgii) relacjonowała:

Ja, Sara Brass i moja siostra Lena Brass miałyśmy 21 i 16 lat. Był rok 1943. Staliśmy w rozpaczy przed bramą obozu na Majdanku i nie chciałyśmy oddać się na śmierć. Po zamordowaniu naszych rodziców ukrywaliśmy się na cmentarzu głodne i opuszczone. Stojąc przed brama obozu widziałyśmy kolumny przybyłych tam więźniów. Kiedy dostrzegliśmy trupa wynoszonego z transportu opanował nas lek i postanowiliśmy walczyć o własne życie. Poszliśmy do ochronki przy ulicy Ogrodowej, do siostry Marii. Przyjęła nas bardzo serdecznie, dala jeść (kluski z mlekiem) i posłała nas do księdza Poddębniaka, który mieszkał w domu przy kościele Wizytek. Ksiadz Poddębniak przyjął nas bardzo serdecznie i ciepło.

Zapytał - Dzieci w czym mogę wam pomóc?

Powiedziałam krótko: „Proszę księdza, wniosku, że w tej sytuacji najlepszym wyjściem będzie wysłanie nas na roboty do Niemiec. Załatwił nam wszystkie dokumenty związane z wyjazdem. W tym momencie ryzykował własne życie dla ratowania naszego. W swoim domu przetrzymywał nas aż do dnia wyjazdu. Załatwił zaświadczenia lekarskie i na drogę dał nam chleb i kiełbasę i błogosławił nas. Kiedy przy pożegnaniu zapytałam jak my się odwdzięczymy za ten czyn - odpowiedział:

- Jest jeden Pan Bóg i wszędzie, w jakimkolwiek języku zwrócicie się do Pana Boga, On was nie opuści i wysłucha.

Przez cały czas do końca wojny interesował się naszym losem, pisał do nas listy i podtrzymywał na duchu. Te listy sprawiły, że nikt nie podejrzewał nas, iż jesteśmy żydówkami. Bo skoro pisze do nas ksiądz katolicki. Listy pisane do nas przechowuje jako najdroższą pamiątkę po księdzu Janie Poddębniaku, człowieku, który uratował nam życie.

Po wojnie i odzyskaniu wolności odnalazłam księdza Poddębniaka. Bedzie istniał w moim sercu do końca mojego życia. Za ten czyn ksiądz Jan Poddębniak został nagrodzony medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Zasadził drzewko oliwne w Jerozolimie, podczas uroczystość dekoracji w październiku 1987 roku.

Nie ma już tych miasteczek, przeminęły cieniem, I cień ten kłaść się będzie między nasze słowa, Nim się zbliżą bratersko i złączą od nowa Dwa narody karmione stuleci cierpieniem.

Po długiej chorobie ksiądz prałat Jan Poddębniak odszedł do domu Ojca 17 kwietnia 1994 roku i został pochowany, zgodnie z jego wolą na czemiernickim cmentarzu. Dwie siostry, Sara i Lena, które uratował od śmierci ufundowały pomnik, na płycie którego widnieje napis: jak będziecie chcieli to my będziemy żyły.

On na to: Co ja mam z wami zrobić?

Odpowiedziałam: Posiadamy sfałszoowane metryki - ja mam na imię i nazwisko Stanisława Gorczyca, a moja siostra - Maria Taracha, które nam załatwił pan Janczarek.

Ksiądz Jan Poddębniak doszedł do

„Zachowajmy jego na zawsze w serdecznej pamięci jako człowieka, który uratował nam życie. Niechaj Bóg da jemu najlepszą nagrodę u siebie. Sara Brass - Frenkel, Lea Brass, Manfred Frenkel”.

* wiersz pt.: „Elegia miasteczek żydowskich” Antoni Słonimski, 1947 rok

Na góralską nutę

This article is from: