Wiesław Waszkiewicz - Tak blisko - Wydawnictwo Warstwy

Page 1




…Postanowiłem opisać tą historię. Dość zaniechanych pomysłów, odkładania na później i ślizgania się po życiu. Żeby sprawa oparła się o konkret, uroczyście postanowiłem: jutro, jak już przetrzeźwieję, powiedzmy o osiemnastej, siadam przy komputerze i zaczynam pisać. Postanowione, przyklepane i wszystko jasne…


Cyferki zegara na ekranie popchnięte elektroniczną mistyką z bezwzględnością esesmana przeskoczyły z osiemnastej trzydzieści sześć na osiemnastą trzydzieści siedem, i w tym właśnie momencie zacząłem opisywać tę historię. Nie wiem, dlaczego teraz, a nie, powiedzmy, o osiemnastej trzydzieści dziewięć. Kiedyś trzeba zacząć, więc dlaczego nie o osiemnastej trzydzieści siedem? Mniejsza z tym kiedy, ważne, żeby zacząć. A zrobić to już postanowiłem. Skończyłem tłumaczyć list Bladego Julka, jak zwano go w Kowarach, a właściwie Juliusa Stillera, ale pozostał we mnie jakiś niedosyt, jakby praca nie została jeszcze zakończona. Więc o osiemnastej usiadłem przed komputerem, żeby to sprytnie jakoś zamknąć i uzupełnić. Korzystając z pretekstu zaczęcia tak śmiałego planu, skręciłem przyzwoitego blanta, otworzyłem piwo – słodki banał – i zacząłem zastanawiać się nad ciągiem zdarzeń, który sprowadził mnie w to miejsce i posadził nad pracą, jakiej jeszcze kilka tygodni temu za nic bym się nie spodziewał. Siedzę bowiem w byłym domu Juliusa, gdzieś między Kowarami a Bukowcem, tłumaczę jego list-życiorys i za cholerę nie potrafię powiedzieć, kiedy to się zaczęło. Wtedy, kiedy on postanowił zostać artystą? A może w momencie, gdy Kopiowy Jasiu dostał swój pierwszy ołówek? A może, kiedy dziadek Bronek, wygnany po wojnie z ukochanego Wilna, zdecydował się osiąść w Kowarach?

5


Czy to wszystko mogło potoczyć się inaczej? Wszyscy zbieramy od życia po dupie, ale dlaczego niektórzy tak boleśnie i niesprawiedliwie? Dlaczego spotyka to ludzi prawych, a omija kanalie? Dlaczego musiał doświadczyć tego wszystkiego właśnie Blady Julek? Zdawałoby się przecież, że los nie mógłby załatwić mu lepszej pozycji startowej – każdy by chciał urodzić się w Szwajcarii, w bogatej rodzinie, ominąć wojny i kryzysy, statecznie się utuczyć i elegancko zignorować nieszczęścia sąsiadów. Jednak jego przeznaczeniem było przedrzeć się przez to wszystko, co tak ślicznie wystrugaliśmy w tym popieprzonym XX wieku. Gdy przyglądam się tym czasom, niedoświadczonym przeze mnie osobiście, lecz złowieszczo wyłaniającym się z mieszaniny filmów, tekstów literackich, reportaży lub zwykłych ludzkich opowieści, to moja fascynacja – zawsze obecna w nas przy kontaktach ze skondensowanym złem – walczy z jakąś niewiarą, niechęcią do akceptacji intelektualnej lub infantylną ucieczką w stwierdzenie: „Ludzie przecież tak nie robią”. Myśli w rodzaju: „Jak Pan Bóg mógł do tego dopuścić?”, będące rezultatem stosowania dość prostackiej teodycei, dawno odrzuciłem. W końcu to nie Stwórca, jakie by nie było jego oblicze, stworzył Auschwitz, Sołowki i nie on wprowadził w życie aberracje polityczne w stylu Czerwonych Khmerów na przykład. Te rzeczy robili Niemcy, Rosjanie, jeśli trzymać się swojego podwórka, zaś pozostałe nacje działały gdzieś dalej, czasami z równie dobrym skutkiem, choć trzeba przyznać, że nasi sąsiedzi przejawiali w tych tematach ekstraordynaryjną zmyślność, zaradność i bezwzględność. Czasami zastanawiam się, w jakiej formacji służyłby Jan Sebastian Bach, gdyby wpadł w pętlę czasową i został wypluty w latach trzydziestych XX wieku. Może byłby jakimś Hauptkapellmeistrem der SS, jeżeli coś takiego istniało, i stworzyłby Sonatę Hitlerowską? Befehl ist Befehl.

6


Dziwnie to się toczy. Ale wróćmy do mnie. Moim zasadniczym zadaniem, zleconym i szczodrze opłacanym, było przetłumaczenie z niemieckiego wspomnień – a może listu? – Juliusa Stillera, który napisał je dla Kopiowego Jasia i przekazał mi na przechowanie do czasu odnalezienia się adresata. Ale co zaczęte, to można ciągnąć. Łatwiej już leci. Może więc wprowadzę Was – ze względu na wygodę postanowiłem zwracać się do bliżej nieokreślonej grupy ludzi, czyli Was – w genezę mojej aktualnej sytuacji. A stan obecny wygląda nieciekawie: kobieta, z którą przeżyłem ostatnie pięć lat i łączyło nas, tak przynajmniej do pewnego momentu sądziłem, uczucie, zmieniła front i kierunek natarcia – już nie ja jestem celem. Dalej: policja grozi mi strasznymi rzeczami, a poniekąd ma podstawy – do tego wrócę na pewno. I wreszcie: kierowniczka biblioteki, w której pracuję, twierdzi, że musi ze mną „naprawdę poważnie porozmawiać, jeżeli nie jest już za późno”. Kazała mi wykorzystać zaległy urlop i „przemyśleć swoje nastawienie” albo jakoś tak. Podejrzewa mnie o nadużywanie „podejrzanych substancji”. Cholerny babiszon, zdrowo odjechany czasowo i sądzący, że ludzie powinni rozmawiać jak Gustaw Holoubek z Tadeuszem Konwickim. Mąż od niej odszedł. Wybacz mi, Panie, ale raduje to serce moje – jest coś w człowieku ze skurwiela. A przecież utknąłem w identycznej sytuacji lirycznej, że tak to określę. Tak to chyba już jest, że niewolnika cieszą baty smagające grzbiet takiego samego frajera. Na koniec: mój prywatny, na co dzień przesympatyczny, diler powołał się na coś w rodzaju esprit de corps łączącego kupca i sprzedawcę, potem na stojącą za nim grupę „ludzi z pierwszej ligi” o bardzo specyficznej moralności, by wreszcie otwartym tekstem, że „inaczej pożałujesz”, wyjaśnić mi moje położenie. Rzecz

7


dotyczy wspomnianego śledztwa w sprawie mojego rzekomego udziału w handlu narkotykami, a to niepokoi mojego dostawcę i ludzi z nim związanych. I to by było już chyba wszystko, może poza wszechobecną mgłą smutku – taką, jaka spowija nam mózg, gdy wysłuchujemy relacji z superimprezy, na którą nas nie zaproszono – towarzyszącą zazwyczaj pięćdziesięcioletnim bankrutom. Szufladka „Pozytywy” zawiera tylko zlecenie na właśnie wykonywaną pracę i związane z nią widoki na niezły zarobek. Pozwala mi ona na chwile oderwania od tego Mordoru za drzwiami. Eksponując jednak genezę, muszę materiał nieco rozdrobnić i omówić oddzielnie. Zacznijmy więc od mojego życia emocjonalnego. Nie skupiając się na detalach, powiem krótko, że było to klasyczne, jak to się gdzieniegdzie mówi, „puszczenie w rogi”. Bolało. Choć z czasem pewnie stępieje, jak wszystko w naszej entropijnej zupce zwanej życiem. Swoją drogą uważam, że wszelkie procesy dotyczące nas i Natury w ogóle mogłyby być mniej brutalne, dramatyczne, wrednie szybkie i takie ostateczne, bez klawisza „backspace”.

Książkę można nabyć m.in. tutaj.


Wiesław Waszkiewicz Tak blisko

Redakcja i korekta: Emil Pasierski Projekt graficzny i skład: Studio Temperówka Druk i oprawa: Zakład Poligraficzny Moś i Łuczak sp.j. Copyright © by Wiesław Waszkiewicz, 2018 Copyright © by Wrocławski Dom Literatury | Wrocławskie Wydawnictwo Warstwy, 2018 Wrocławskie Wydawnictwo Warstwy Przejście Garncarskie 2, 50-107 Wrocław www.wydawnictwowarstwy.pl Redaktor naczelny: Irek Grin Redaktor prowadzący: Dawid Skrabek Kroje pisma: Unna Regular, Unna Italic, Krona One, TeX Gyre Adventor Papier: Alto 1.5 90 g/m2 | Panta Zdjęcia autora: Michał Łagoda Podpisano i oddano do druku: 13 lipca 2018 Wydanie I ISBN

978-83-65502-94-0

Wrocław 2018


instagram.com/wydawnictwo_warstwy

facebook.com/warstwy

wydawnictwowarstwy.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.