J e r z y S o sn o w s k i
Co było od początku, co usłyszeliśmy, co zobaczyliśmy oczyma naszymi, co ujrzeliśmy i ręce nasze obmacywały, o Słowie życia; i życie uczyniło się widocznym, i zobaczyliśmy i zaświadczamy i oznajmiamy wam życie wieczne, które było przy Ojcu i uczyniło się widocznym nam; co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy, oznajmiamy i wam, abyście i wy wspólnotę mieli z nami6.
To nie jest nieumiejętność, ponieważ później powraca normalny tok zdania, pojawiają się klarownie wyłożone wskazania moralne – to tylko początek brzmi jak słowa człowieka obudzonego naraz z proroczego snu, oderwanego niespodziewanie od rozmowy z Bogiem, półprzytomnego w chwili przejścia. Jakby autor przez moment nie pamiętał, że mowa ludzka, pewnie inaczej niż mowa aniołów, pozostaje linearna i że reguł języka nie daje się naginać bez końca. I jeszcze ta zmysłowa dosadność: „nasze ręce obmacywały” Tajemnicę! Jesteśmy już blisko granicy światów, gdzie kończą się możliwości dekonstrukcji, sceptycyzmu, redukcjonizmu, nieraz zresztą trafnych, choć innym razem składających zbyt zuchwałe obietnice. A na samej krawędzi milczenia rozbrzmiewają jeszcze zaprzeczenie, paradoks i oksymoron, te dreszcze zamierającego organizmu języka, który w zwykłych warunkach pozwala nam przecież porozumiewać się, opowiadać i pytać, rozkazywać, a także kłamać, gdy słowo widomie nie zgadza się z uchwytnym stanem rzeczy. Oksymoron – jak w ś w i e t l i s t e j chmurze, która o c i e n i ł a uczniów na górze Tabor. Paradoks – jak w okrzyku „Boże, czemuś mnie opuścił?” w ustach umierającego Boga wcielonego. Jak w scenach nierozpoznawania i zaraz potem rozpoznawania Jezusa po Zmartwychwstaniu. Jak w Zmartwychwstaniu samym – tym najradykalniejszym zaprzeczeniu, bo jest to zaprzeczenie samej śmierci. W świat wkroczyła siła, która zakłóciła porządek i (przeraźliwą) logikę rzeczywistości; nakazała nam nadstawiać drugi policzek, obiecała, że ostatni będą pierwszymi i że kto chce żyć, musi umrzeć. Biblia to dla mnie ślad uczynionego przez nią wyłomu, a raczej ludzką ręką uczyniony ślad tego śladu. Nabrzmiewanie ściany, dzielącej ten i tamten świat w Starym Testamencie – i pęknięcie, rana Nowego. To oczywiste, że jako ludzie reagujemy po ludzku na to Wydarzenie, więc także pisząc, a potem pisząc i mówiąc o tym, co napisano. Ale ten akurat święty tekst wskazuje poza siebie, poza to, co nas otacza. W tym może sensie pozostaje miejscem mediacji między tym, co ludzkie – więc poddające się krytyce, interpretacji i również, czemu nie, podejrzeniom – a tym, co boskie. Cokolwiek epitet „boskie” znaczy. Gdyż kontynuator teologii apofatycznej Pseudo-Dionizego, Anioł Ślązak pisał: Nikt nie wie, kim jest Bóg; ni światłem, ni jednością, Ni duchem, ni prawdą, ni Jednią, ni tym, co zowią boskością, Ni mądrością, ni rozumem, ni miłością, ni dobrocią, ni wolą, Ni rzeczą, ni nie-rzeczą, ni sercem, ni istotą.
Grecko-polski Nowy Testament, wydanie linearne z kodami gramatycznymi, dz. cyt.
6
84
WIĘŹ Maj–Czerwiec 2012