Wielka improwizacja - Numer 2

Page 1




PATRZĄC NA WARSZAWĘ… „I niechaj każdy wie: kto na nas szarpie się, To zara bokiem mu to wyjdzie - może nie? Na Warszawiaka nie ma cwaniaka – Chcesz z nami zacząć to se trumnę wcześniej kup.”

Tak brzmią słowa jednej z wielu piosenek o Warszawie. Dla nas, warszawiaków,(nie warszawian!), nasze miasto jest najważniejsze. Jesteśmy dumni z tego, że po pożodze ostatniej wojny zdołało się podnieść z ruin i znów tętni życiem. Tyle my, mieszkańcy Warszawy. A co o Warszawie wiedzą poza granicami Polski? Uczennica klasy trzeciej naszego Liceum zapytała o to znajomych ze Słowenii, Słowacji, Bułgarii, Łotwy i Finlandii. Oto, czego się dowiedziała: „ Mistrzostwa w piłce nożnej. To jedyne, co mi teraz przychodzi do głowy” (Słowenia) „ Stolica Polski i Układ Warszawski, to jest to, o czym wszyscy wiedzą” ( Słowacja) „ LOT i to, że Warszawa to Polska” ( Bułgaria) „Maria Curie, choć nie pochodziła z Warszawy kojarzy mi się z Warszawą i Polską, ponieważ interesuję się chemią; Mikołaj Kopernik, bo widziałam jego pomnik w Warszawie; szerokie ulice, pałac; miniatura Starówki, wykonana z miedzi, którą widziałam na Starym Mieście… Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłam…” (Łotwa) „ (Warszawa) to przede wszystkim jej historia, miejsce na mapie będące punktem zainteresowania wielkich przywódców i państw na przestrzeni dziejów. Z jednej strony nowoczesna architektura, a z drugiej stara część miasta wpisana na Listę UNESCO. Wspaniała kompilacja starego z nowym.” ( Finlandia) Cóż, z jednej strony wypada się cieszyć, że obcokrajowcy mają w ogóle jakiekolwiek skojarzenia z Warszawą, ale z drugiej…

Coś z tą promocją naszej Warszawy jest nie tak… Mamy tyle pięknych miejsc, muzeów, parków, tyle się dzieje w sferze kulturalnej i wydaje nam się, że to wszystko jest ważne nie tylko dla nas, stąd.Okazuje się jednak, że hasło „ Zakochaj się w Warszawie” można byłoby wywieźć za granice kraju i pokazać, że białe niedźwiedzie, które ciągle kojarzą się niektórym z Polską można zobaczyć wyłącznie w warszawskim Ogrodzie Zoologicznym, a i to nie zawsze!

REDAKCJA


11 LETNI PROJEKT BEZ TYTUŁU Recenzja Filmu „BOYHOOD” (2014)

Czy warto jest kręcić jeden film przez dwanaście lat? Najwyraźniej tak, bo właśnie tyle czasu zajęło nagranie scen opisujących życie jednego chłopca od szóstego do osiemnastego roku życia. Utwór ten ukazuje najzwyklejszą rzeczywistość, z którą spotyka się większość z nas, a także dorastanie, wydobywając z nich poezję i nakłaniając do refleksji. Twórca tego dzieła zdaje się mówić, iż o naszym życiu decydują nic nieznaczące wybory i „mini dramaty”, o których zapomina się po kilku tygodniach. Film porusza tematykę dorastania, ukazuje zarówno fizyczne, jak i psychiczne przemiany postaci. Są to 163 minuty opowieści o codziennym życiu rodziny z amerykańskiej klasy średniej. Na pomysł nakręcenia filmu pod tytułem Boyhood wpadł Richard Linklater w 2002 roku. Na ekranie możemy zobaczyć jego córkę Lorei Linklater grającą siostrę głównego bohatera, w którego wcielił się Ellar Coltrane, a jego rodziców zagrali Patricia Arquette i Eithan Hawke. Ekipa filmowców spotykała się co roku na parę dni, aby nagrać kilkunastominutowe sceny, które potem montowano w całość w taki sposób, że nie jesteśmy w stanie zauważyć ile czasu mogło minąć miedzy wydarzeniami. Płynny Praca nad filmem miała być montaż jest ogromną zaletą tego filmu. utrzymana w tajemnicy, Dzięki niemu możemy zaobserwować jednak już po dwóch latach zmiany na ekranie, postęp techniki a także informacja ta dotarła do w tle przewijają się modne w tamtych mediów, które próbowały latach filmy, gry czy nawet fryzury i style.

wykorzystywać każdą możliwą okazje, aby dowiedzieć się jak najwięcej o powstającym Boyhood.


Gdy zaczyna się nagranie Mason (Ellar Coltrane) ma 6 lat, jego rodzice są po rozwodzie a on wychowuje się z siostrą Samanthą (Lorei Linklater). Życie Masona pełne jest drobnych momentów, które kształtują jego charakter. To niesamowite, że możemy zauważyć tak wiele zmian, przez których sporą część sami przechodzimy i nie jesteśmy w stanie ich dostrzec. Upływ czasu dostrzegamy dopiero, gdy spojrzymy w naszą przeszłość. Linklater mówił w jednym wywiadzie „(…) Chciałem zrobić film o dzieciństwie. Zawsze podczas zdjęć myślałem, że nie tylko aktorzy, ale ja też nie będę już nigdy czuł się jak w tej chwili, gdy to kręcę. Tylko czy widownia też to poczuje?”. Trudno wyobrazić sobie wiarygodniejsze przedstawienie prawdziwego życia niż to, które zaproponował Richard Linklater. W Boyhood tak jak w życiu problemy nie pojawiają się znikąd i ciągną za sobą konsekwencje. Ukazywane na początku filmu dzieci dorastają na naszych oczach i pod koniec wkraczają już w dorosłe życie. Jest to trochę film bez fabuły, nie ma w nim żadnych intryg, punktu kulminacyjnego czy też spektakularnego zakończenia. Reżyser nie skupia się na momentach teoretycznie ważnych w życiu młodego człowieka, takich jak pierwsza bójka czy pierwszy pocałunek, lecz na pierwszy plan wysuwa chwile niby błahe, pozornie zupełnie nieistotne, o których bardzo szybko zapominamy. Nadaje im rangę przełomowych momentów kształtujących młodego chłopca, są to np. ścięcie włosów, uśmiech dziewczyny, gra w kręgle, rozmowy z ojcem przy ognisku czy z nauczycielem w ciemni. Doprowadzają nas do osiemnastoletniego chłopaka, z którym się rozstajemy. Sposób ukazania bohaterów sprawia, że dostrzegamy każdą zmianę w ich ciele, pojawiające się zmarszczki, zmiany kilogramów i także różnice w warsztacie aktorskim. Manson to wrażliwy nastolatek, inteligentny artysta, nieco dziwaczny wybitnie buduje swoją postać od dziecka aż po dorosłego mężczyznę rozpoczynającego studia.

Po obejrzeniu filmu przychodzi czas na zastanowienie się, refleksję. Po premierowym pokazie w Berlinie większość osób miała łzy w oczach. Boyhood okrzyknięto arcydziełem, filmem roku, a nawet dekady. Według mnie jest świetny i naprawdę godny polecenia..


Opowiedziana w nim historia przypomina, aby cieszyć się drobnostkami, które być może są banalne, lecz mimo to wyjątkowe. Zmusza do zastanowienia się, przemyślenia pewnych etapów naszego życia. Bohater przez cały czas trwania filmu jest opanowany, nie traci nad sobą kontroli. Jako nastolatek poszukuje samego siebie w tym, co robi i co chce robić, dokonuje trudnych wyborów. Warto jest też pozachwycać się samym tworzeniem filmu, które było nie lada wyzwaniem dla aktorów. Można nawet powiedzieć, że był to pewien eksperyment, w którym zgodzili się brać udział, ponieważ dwanaście lat to czas, w którym zmienia się nie tylko jeden człowiek, lecz zmienia się cały świat.

Boyhood to coś więcej niż film. Jest żywą historią, piękną, smutną, mądrą, niepoukładaną, intymną, bolesną i jest czymś więcej niż mógłby marzyć jakikolwiek twórca filmowy. Jestem pewien, że nigdy nie powstanie nic tak dobrego – HitFix, Drew McWeeny, Jul 9, 2014

SANDRA WYSMUŁEK


CUKIERNIE W WARSZAWIE Cheesecake Corner Pewnie wiele razy, kiedy Twój autobus zatrzymywał się na przystanku „Zwycięzców”, patrzyłeś przez okno i widząc zielony budynek, zadawałeś sobie pytanie: „Co to właściwie jest? Muszę kiedyś tam pójść”. To prawda! Musisz! Zanim powiem Ci, jakie rozmaite pyszności kryją się w Cheesecake Corner, kilka słów o samej firmie. Kojarzysz może amerykańskie „Cheesecake factory”? Nie? A restaurację, w której pracuje Penny z „Teorii wielkiego podrywu”? Bardziej? W każdym razie można powiedzieć, że Cheesecake Corner jest trochę jak jej polski odpowiednik. Jedyna różnica to brak dań obiadowych. Jednak myślę, że i tak bardzo Wam się spodoba. Sernik to dzisiaj jeden z najzdrowszych i najbardziej lubianych deserów na świecie. Coraz częściej przywiązujemy wagę do zdrowego trybu życia. Sernik to jedyna słodycz, na którą w czasach obowiązującego bycia „fit” może sobie chociaż czasem bezkarnie pozwolić każdy z nas. Lekki, prawdziwie naturalny ser, brak konserwantów i ograniczony do minimum cukier to jedyna tajemnica deserów odpowiadających zdrowemu modelowi odżywiania.


Cheesecake Corner to nie tylko serniki, ale również torty, od zupełnie klasycznych po oblewane belgijską czekoladą, flany, tarty i bezy wraz z niemającym sobie równych deserem pavlova.

Jeśli nie macie czasu upiec tortu i szukacie sprawdzonej cukierni, to już ją znaleźliście. Ja osobiście jeszcze nigdy nie zawiodłam się na tych wyrobach i za każdym razem znajomi są zachwyceni, gdy po raz pierwszy zabieram ich do Cheesecake Corner. Serdecznie polecam!

Lola’s Cupcakes Zaraz, zaraz… Gdzie zniknęły te przepyszne babeczki? Kiedyś, kiedy było się w Złotych Tarasach, te smakołyki potrafiły przyciągnąć wzrok bardziej niż wystawy sklepowe. Ale gdzie one się podziały? Już wam mówię. Zostały przeniesione na ul. Zwycięzców 23! Może specjalnie dla nas, kto wie? W każdym razie szkoda byłoby z takiej okazji nie skorzystać. Pomijając ich nieziemski wygląd, te babeczki smakują fantastycznie! Orzechowa? A może Tiramisu? Albo słodka truskawka? To twój wybór. Wystrój wnętrza lokalu także robi wrażenie. Wszystko zostało starannie dobrane i wykończone pastelowymi kolorami. Moim zdaniem styl „cafe” sprawdza się o niebo lepiej niż malutkie stoisko w centrum handlowym. Można tam usiąść, napić się kawy i poplotkować z koleżankami.


Lola’s cupcakes dopasuje się do Ciebie. Pragniesz, by na Twoich urodzinach pojawiły się babeczki w kształcie ciasteczkowych potworów? Nie ma problemu. Twoja koleżanka uwielbia Harrego Pottera? Zamów jej smakołyk z tarczą Gryffindoru! Na pewno będzie mile zaskoczona. Babeczkowy tort? Różnorodność form i smaków sprawi, że gusta każdego z gości zostaną zaspokojone a tort zniknie w mgnieniu oka. Sam zdecyduj, na co masz ochotę!

Cukiernia Nenette Masz ochotę na coś słodkiego, ale jesteś na diecie? Słodycze nie zawsze muszą być pełne cukru i zbędnych kalorii. Przedstawiam Cukiernię Nenette! To pierwsza w Polsce i Europie cukiernia, w której wszystkie produkty są bez cukru i bez glutenu. Znajdziesz tam pyszne ciasta, ciasteczka i pieczywo, które każdemu z nas wyjdą na zdrowie: zarówno tym dbającym o linię i wygląd, jak również osobom z problemami zdrowotnymi (np. cukrzycą, celiakią, wieloma rodzajami alergii).

Spotkanie w takim miejscu także będzie czymś nowym i interesującym. Osobiście gorąco polecam i życzę smacznego!


Nenette zachwyca różnorodnością produktów i sposobem ich wykonania. Zjeść ciasto bez cukru albo mleka? To możliwe a za razem przepyszne rozwiązanie! Skuś się na słodką chwilę bez łamania diety. Lokal przy ul. Chmielnej jest mały, ale już sam widok łakoci za szklaną witryną zaprasza nas na spędzenie chwili w towarzystwie ciasta i kubka gorącej kawy.

Tego typu wyroby są doskonałą alternatywą dla zwyczajnych słodkich wypieków. Koniecznie przekonaj się o tym osobiście!

ALICJA KEMPA


11 POWODÓW DO RADOSCI Recenzja Płyty „TITLE Nigdy nie miałem problemów ze znalezieniem piosenki, której miałbym ochotę posłuchać w autobusie w drodze do szkoły, w domu czy gdziekolwiek indziej. Nie przeszkadzało mi to, że słuchałem jednej piosenki przez bite trzy miesiące, co powodowało doprowadzanie wszystkich wokół do szału. Zawsze jednak przy okazji szukałem jakiegoś powiewu świeżości, czegoś nowego. Pełne kształty bywały inspiracją wielu malarzy, rzeźbiarzy i innych artystów. Przez wieki światopogląd ludzi powoli się zmieniał, powodując to, że dziś kobieta, która wygląda jak wieszak tylko po to, by ubranie na niej dobrze leżało, stała się ikoną stylu, urody i piękna. Nagle znikąd pojawia się Meghan Trainor, która stara się wbić ludziom do głowy pewne wartości.


TITLE (2015)

Jej najnowszy krążek „Title” podbił światową scenę muzyczną. Składanka jedenastu utworów, z czego każdy jest inny i jedyny w swoim rodzaju. Utwory są niesamowicie zaraźliwe, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Rytmika i czarujący głos wokalistki sprawiają, że nie da się posłuchać utworu jedynie dwa, czy trzy razy. Na brak przesłania zawartego w tekstach także nie możemy narzekać, biorąc jako przykład chociażby „All About That Bass” w którym wyraźnie zostało powiedziane, iż ciało w każdym rozmiarze jest perfekcyjne i nie warto go sztucznie upiększać w fotoshop’ie. Nic tylko słuchać. ZOBACZ W YOUTUBE: ALL ABOUT THAT BASS

LIPS ARE MOVIN

DEAR FUTURE HUSBAND


Płyta tętni od różnorodnych gatunków muzycznych, dźwięków oraz ciekawych i przyjemnych barw. Z jednej strony spokojne popowe melodie, z drugiej głęboki bas, namiastka rock’n’rolla i soul, jak chociażby w utworze „Lips Are Movin”. Składanka jest przeplatanką hitów m.in. właśnie wielki przebój „All About That Bass” czy „Bang Dem Sticks”, które rozruszają nawet najbardziej leniwe nogi oraz spokojnych ballad takich jak „Like I’m Gonna Lose You” lub „Close Your Eyes”, przy których można się bez problemu odprężyć. Fragment z teledysku „Marvin Gaye” – Charlie Puth ft. Meghan Trainor (2015)

Tak tworzy się dzisiaj muzykę. Meghan jest bez wątpienia utalentowaną dziewczyną, o czym może świadczyć to, że swój drugi singiel „Lips Are Movin” napisała w 8 minut.

„Lips Are Movin” podbiło światowe listy przebojów i powtórzyło sukces pierwszego singla „All About That Bass”


Kobieta ma pomysł na siebie. Barwa jej głosu bardzo pasuje do każdej ze ścieżek, a nawet powiedziałbym, że hipnotyzuje słuchacza. Jednakże w kilku utworach np. „What If I” lub „Title” głos artystki jest podkoloryzowany zupełnie niepotrzebnie. Piosenki nabierają zbytniej „sztuczności” i nieco obniżają przyjemność płynącą ze słuchania. Nie zmienia to faktu, że młoda amerykanka z Massachusetts ma szansę na jeszcze większą karierę.

Ogółem mówiąc, płyta jest rewelacyjna. Pełna uczuć, radości i pasji. Wszystko, czego potrzeba, by dobrze się bawić z uśmiechem na twarzy. Mam szczerą nadzieję, że artystka jeszcze nie raz nas czymś zaskoczy.

8,5/10

PIOTR TARNOWSKI


Tłum ludzi na Placu Świętego Piotra kipiał. Ludzie trzymając wielobarwne flagi krajów, z których pochodzili, wydawali z siebie wiwatujące okrzyki. Przepełnieni religijną ekstazą czekali, aż nadjedzie człowiek w białej sutannie. Zunifikowane pieśni religijne w ponad trzydziestu językach świata wydobywały się z gardeł pielgrzymów. Murzyni, Azjaci, Indianie i Skandynawowie zebrani na placu doznawali opracowywanego przez co najmniej dwa tysiąclecia, sterowanego zewnętrznie objawienia. Człowiek w habicie przed monitorem zwykł gardzić takimi przeżyciami. Zmienił kamerę, z której obserwował plac. Ponad setka owalnych przedmiotów zawieszonych pięćdziesiąt metrów nad ziemią zmieniła pozycje. Nikt tam w dole nie mógł ich dostrzec, a nawet gdyby, to pewnie by się tym nie przejął – na placu zaraz zjawi się PAPIEŻ. Zakonnik odstawił kubek z resztką bezkofeinowej kawy na pulpit. Rząd wytartych przycisków raz to zapalał się, raz gasł w wirującym tańcu. Niepozorny Arab stojący w drugim czy trzecim rzędzie wyjął pistolet. Specjalny mercedes wiozący najważniejszaą personę chrześcijańskiego świata poruszał się wolno, aby papież zdążył powitać swą pasterską trzodę. Mnich przed monitorem pstryknął przełącznikiem z wytartym napisem „autokorekta”. W momencie, gdy Arab naciskał spust pistoletu, kobieta, która trzy dni temu przyjechała wraz z wnukiem na wycieczkę do Rzymu, zachwiała się lekko na prawej nodze. Chcąc utrzymać równowagę, przytrzymała się stojącego najbliżej niej Araba. Zmieniło to, wprawdzie nieznacznie, lot kuli wystrzelonej z amerykańskiego pistoletu. Skurcz łydki zmienił też bieg historii. Papież upada na podest swojego mercedesa trafiony bezpośrednim strzałem między oczy. Czynności życiowe ustają jeszcze przed głuchym plaśnięciem ciała o aluminiowe nadwozie. Mnich widzi to na osobnym monitorze. Przekręcając pokrętło z naklejką „minuty” o dwadzieścia jednostek w lewo szepcze pod nosem: - Pieprzone cyborgi. Niczego nie potrafią zrobić dobrze. Trzeci raz to samo. Oj babciu, twój wnuczek chyba dziś rano ciężko się poparzy. Ogromna stalowa konstrukcja przesuwała się po nieboskłonie ze stałą prędkością. Wyglądała jak prawdziwy zamek, tylko z doczepionymi wirnikami śmigłowców. Zawieszona niemal dokładnie na wysokości chmur zdawała się dryfować w morzu w nich niczym latający holender. Thaddeus obudził się chwilę przed wyznaczoną przez budzik godziną. Otwarłszy powieki, studiował parę sekund blaszane obicie sufitu. Wszystko tu jest takie zimne – pomyślał i zsunął prawą nogę na metalową posadzkę. Każdy dzień zaczynał od tego samego-prawej nogi na zimnej metalowej posadce.


Nie był przesądny, ale wierzył, że wstawanie lewą nogą to zły omen. W jego zawodzie zły omen mógł oznaczać śmierć, w przybliżeniu, dziesięciu miliardów istnień ludzkich. Wolał dmuchać na zimne. Tak, w podniebnej fortecy wszyscy dmuchali na zimne. - Adiutańcie, plan dnia. Kawa zbożowa i zlecenie na jajecznicę z bekonem do stołówki. Prześlij wyniki wczorajszych obliczeń statystycznych z komputera głównego do mojego gabinetu – trzeba wypełnić raporty. -Wasza czasobliwość – zimny metalowy głos z głośnika wbudowanego w ścianie przemawiał syntetycznym, niemal wypowiedzianym od linijki angielskim starszyzna zakonu przysyła pilne zlecenie. Brat Zygfryd zachorował, potrzebny opiekun pierwszorocznych. Wycieczka po „kadziach”. -Odpowiedz pozytywnie i odwołaj śniadanie. Sylwetka barczystego mężczyzny zasłaniała okrągłe okno w burcie fortecy. Przypatrywał się ołowianym chmurom. Pierwszoroczni – pomyślał – czy aby na pewno nie pomyliłem dziś stóp? -Nazywam się brat Thaddeus. Nie lubię was prawie tak, jak wy zaraz nie polubicie mnie. Jestem tu w zastępstwie. Wy, marne kreatury, a jest was piętnastu, nie dożyjecie nawet trzeciego roku w Fortecy. Starszyzna potrzebuje jednak napływu świeżej krwi. Ktoś musi zajmować się prostymi obliczeniami, obsługiwać strefę socjalną dla starszych braci i dbać, aby cały ten bajzel nie zapadł się oddolnie. Zorganizowano dla was wycieczkę. Wszystko, co zobaczycie za tymi drzwiami, jest objęte najściślejszą klauzulą tajności. Żaden z was jednak, jak mniemam, nie znalazł się tu przypadkiem. Co najmniej dwóch z was zostanie, być może, Nadzorcą, tak przynajmniej mówią statystyki. Codziennie rano będziecie wstawać, jeść bezsmakową papkę i zmieniać przeszłość swoich dziadków. Zostaliście starannie wyselekcjonowani. Prześledzono wasze linie genetyczne trzysta lat wstecz. Jakakolwiek zmiana w historii świata, zgodnie z paradoksem dziadka, nie wpłynie na moment waszych narodzin. Oznacza to, że przez trzysta lat, losy waszych przodków w żaden znaczący sposób nie splotły się z najważniejszymi wydarzeniami historii świata. To wasza nagroda za bycie nic nie znaczącą kupą DNA. Od dziś rozpoczniecie żmudny proces ośmioletniej nauki, aby stać się jednym z zakonników dbających o czystość, przejrzystość i zgodność z oficjalną doktryną linii czasu. Zapnijcie pasy Dorotki i pożegnajcie się z Kansas. - Stalowy pancerz Thaddeusa lśnił chromowaną bielą. Zakładał go dwa razy do roku. Podczas oficjalnej wizyty u rady starszych, oraz na dorocznym plenarnym występie w Collegium Maiestaticus. Założenie galowego pancerza trzeci raz w roku wybije go z rytmu pracy nad najnowszą rozprawą naukową. Miał już co prawda ułożony tytuł, lecz wciąż brakowało dobrego zakończenia. „Wpływ globalny wprowadzenia na rynek zapalniczek typu zippo” musiał zaczekać do wieczora. Grupa wycieczkowa przestąpiła ciężkie metalowe drzwi wchodząc do wielkiej, zimnej, sterylnej sali wypełnionej niezliczoną ilością futurystycznego sprzętu komputerowego. Gdzieniegdzie podłużne cylindryczne pojemniki zawierały ciała unoszące się w czymś co na pierwszy rzut oka przypominało formalinę. Po plecach Kadeta Roberta przebiegł niespodziewany dreszcz.


-Te

kadzie chłystki to największy cud dzisiejszej techniki. Zawieszone w biocieczy ciała to oryginały najważniejszych ludzkich jednostek, jakie zrodziła cywilizacja ziemska. Mamy tu Hitlera, Ludwika XIV czy choćby tego polskiego dyktatora z przełomu XIX i XX wieku – Józefa Piłsudskiego. Kto mi powie, dzięki jakiemu prawu podmiana tych osobistości z opracowanymi przez nas cyborgami zaaplikowanymi bezpośrednio w miejsce oryginału jest możliwa? - Trzecie prawo Turinga o elektronicznych umysłach zespolonych uzupełnione poprawką Gatesa o oknach czasoprzestrzennych. -Brawo Dorotko, czegoś was jednak uczą na szkoleniu podstawowym. Które to złote dziecko? - spojrzał w kierunku podniesionej ręki kadeta Roberta Dostąpisz dziś w nagrodę zaszczytu zamykania naszego ćwierć inteligenckiego pochodu – Pilnuj swej studenckiej braci, żeby nie nabroili, może wspomnę w raporcie o twoich szlachetnych zasługach. A więc, drogie Dorotki, cała ta skomplikowana maszyneria działa w gruncie rzeczy dość prosto. Pożyczamy sobie oryginał delikwenta, który ma znaczący wpływ na historię dziejów, pakujemy w biociecz, ładujemy do kadzi i przyszpilamy mózg tysiącem kabelków do komputera głównego. On, analizując dane wejściowe, wypluwa propozycje korekcji zdarzeń elementarnych. Tu zaczyna się rola Nadzorcy. To on w swej mądrości musi wybrać zdarzenie, które w jak najprostszej postaci doprowadzi do pożądanego skutku, czyniąc najmniej szkód w danej rzeczywistości. Dajmy na to zabójstwo Księcia Ferdynanda i wybuch pierwszej wojny światowej. Bez tego wydarzenia nie nastąpiła by ucieczka rodziny Von Neumana do Niemiec, a następnie Stanów. W konsekwencji nie opracował by podstaw mechaniki kwantowej, fuzji atomowej i teorii gier. Efekt motyla lub kuli śnieżnej - jedno wydarzenie pociąga następne. Codzienna praca Nadzorcy polega na kontrolowaniu wycinka czasu, za który jest odpowiedzialny. Ma do dyspozycji agentów terenowych, jak i cyborga w postaci najbardziej kluczowej postaci danego okresu. Oczywiście nie steruje nim bezpośrednio, to była by zbyt wielka... odpowiedzialność. Kieruje zespołem agentów na miejscu wydarzenia i w odpowiednim momencie historii „zwalnia” cyborga z przestrzegania ścisłej linii czasu. Wtedy to jednostka centralna przejmuje władzę nad duplikatem, podejmuje najodpowiedniejsze decyzje i et viola, linia czasu biegnie najszybszą możliwą drogą do obecnego punktu. Oczywiście rolą nadzorcy jest ten proces również zahamować w odpowiednim momencie. Włączyć historycznego autopilota. Nie możemy od tak robić sobie zmian w czasie. Możemy korygować, nie zmieniać. Tu, drogie Dorotki, zaczyna się moja rola – Jestem badaczem. Poświęcam swoje życie na studiowanie archiwum, w celu wyłuskania pozornie nieistotnych zmian, które wpływają na jakość „dziś”. -Jaki to się ma do wczoraj? To znaczy czy to Wasza Czasobliwość decyduje o zmianie przeszłości? Na przykład słynna poprawka z 2008 roku kiedy Instytut Ekonomii Wieczności zdecydował o przebiciu bańki spekulacyjnej na rynkach finansowych? - zapytał któryś z kadetów.


-Nie ukrywam, Dorotko, że ta dyrektywa wiązała się bezpośrednio z moimi badaniami odnośnie niepohamowanego wzrostu ekonomicznego krajów azjatyckich w trzeciej dekadzie XXI wieku, lecz to czysty pragmatyzm. Gdyby nie przedłużający się kryzys, nie wybuchła by druga wojna krymska, a to właśnie jej wydarzenia prowadzą bezpośrednio do rozpoczęcia budowy Fortecy Pozakontynentalnej, na której się właśnie znajdujemy. Poprawka z roku 2008 znacząco przyspieszyła moment powstania naszego zakonu. Tego jednak nauczy was brat Tacyt na wykładach z historii bieżącej. My zaś skierujemy się teraz do maszynowni fortecy, omówimy działanie pól Hertza i sprawdzimy, czy któraś z was, panienki, ma zadatki na mechanika. Kadet Robert spojrzał na nagie, dryfujące ciało naczelnika Piłsudskiego. Sam był z pochodzenia Polakiem, mimo że narodowość w dzisiejszych czasach nie ma prawie znaczenia. Matka, żydówka wychowała go jednak w przywiązaniu do historii swojego państwa. Tej nieoficjalnej historii. Patrząc na zanurzone w zielonej cieczy wąsy, Robert niemal bezwiednie pstryknął przełącznikiem z wytartym napisem „autokorekta”. Burtą mesy oficerskiej wstrząsnął wybuch. Szary dym zasnuł całe pomieszczenie. Thaddeus zorientował się, że nie ma przy sobie broni – Pieprzony mundur galowy – przemknęło mu przez głowę, gdy padał na ziemię. Gdy opadła zasłona dymna, poczucie czegoś złego, nagłej zbyt bliskiej zamiany czasu skrystalizowało się tuż obok mnicha. Kadet Robert, zdezorientowany chyba najbardziej ze wszystkich w pomieszczeniu, stał okrążony czterema żołnierzami. Karabiny z laserowymi celownikami wymierzone w głowy oficerów sprawiały wrażenie bardzo zaawansowanej technologii. -Cel zlokalizowany i zabezpieczony. Drużyna „Kłos” - zakończyliście pobieranie danych? Odbiór. - W stalowym maskowaniu na mundurze wypowiadającego to żołnierza było coś nieznośnie zimnego. Podobny chłód panował w całym wystroju Fortecy. - Wycofujemy się, Kłos zaraz wyłączy jednostkę centralną. - Wojskowi eskortując kadeta Roberta do silikonowego tunelu w burcie mesy zniknęli równie szybko, jak się pojawili. Brat Thaddeus zastanowił się nad tym, czy wszystkie ofiary nagłej zmiany historii odczuwają podobnie jak on potworny dysonans poznawczy w chwili przed zmianą świadomości. - Kapitan Stefan Rydygier, Pierwsza Niezależna Jednostka Kawalerii Powietrznej do Zadań Specjalnych imienia Tadeusza Kościuszki. To zaszczyt pana poznać – jeden z wojskowych siedzących obok Roberta w ponaddźwiękowym odrzutowcu podał mu rękę. -Transportujemy Pana, wprost na uroczystość nadania tytułu bohatera narodowego czwartego stopnia. Order Wielkiej Polski wręczy sam nieśmiertelny Naczelnik Piłsudski. To dzięki Panu, od początku XX wieku Mikołaj Tesla projektuje dla polskiej armii. Cześć i chwała bohaterom Polskiego Imperium! Kadet Robert dostrzegł ogromną strukturę Fortecy osuwający się w oddali do oceanu spokojnego, przed chwilowym atakiem padaczki – naturalnej reakcji organizmu na galopujące zmiany pływów historii postępującej wokół.


Mnemotechniki czyli 100 państw i stolic w jeden wieczór cz.1 „Dobrze ten schował, kto schował w pamięci”, jak to kiedyś powiedział pewien mądry człowiek. Dla zainteresowanych powiem, że był to Dante Alighieri. Po dłuższym zastanowieniu trzeba mu przyznać rację… ale niby dlaczego? By odpowiedzieć na to z pozoru łatwe pytanie, należałoby najpierw poświęcić kilka akapitów „naukowemu bełkotowi”, czyli określić, czym jest pamięć i gdzie właściwie się znajduje. Pomyśl, jaki obraz przywołuje ci na myśl słowo „pamięć”. Nieskończone rzędy półek z książkami? Okrągła biblioteka zawieszona gdzieś ponad obszarami świadomości? Worek bez dna? Plik na mózgowym dysku twardym? A może studnia? Cokolwiek by to nie było, zauważ, że pamięć przywodzi na myśl obraz przedmiotu lub miejsca – podczas gdy jest tak naprawdę dynamicznym procesem. To aktywność, którą wykonujemy całym sobą, co jednak nie zmienia faktu, że głównym ośrodkiem gromadzenia i przetwarzania pozyskiwanych informacji jest mózg. Pamięć tam umiejscowioną dzielimy na:

1. 2. 3.

Pamięć sensoryczną. Pamięć krótkotrwałą. Pamięć długotrwałą.

Jeżeli informacja przebije się przez barierę pamięci krótkotrwałej i trafi na obszar pamięci długotrwałej, zostanie dobrze, a nawet trwale zapamiętana, co pozwala nam stwierdzić słuszność słów Dantego. Jednak, jak wkraść się na ten teren? Jak zapamiętać permanentnie? Otóż narzędziem, które nam to umożliwia, są właśnie mnemotechniki.


Narzędzia zapamiętywania, czyli mnemotechniki Mnemotechniki to ogólna nazwa sposobów poprawiania ludzkiej pamięci, mających na celu ułatwić szybkie zapamiętywanie, przechowywanie i przypominanie sobie informacji. Stanowią przy tym swoisty trening pamięci, jednocześnie poprawiając koncentrację. Mają szerokie zastosowanie przede wszystkim w życiu codziennym – za ich pomocą możemy uczyć się dat, kodów PIN, haseł, numerów telefonów, list, czy też obcojęzycznych słówek. Często używamy ich intuicyjnie, nie będąc tego świadomym, najczęściej poprzez skojarzenia. Mnemotechniki, jak każde techniki mają swoje zasady – w tym wypadku są to zasady skutecznego zapamiętywania, mówiące nam, czym się kierować, budując dobre wyobrażenie. Można by je rozgraniczyć na zasady główne i dodatkowe.

Zasady główne: - wyraźne, konkretne wyobrażenia, - dynamika/akcja, - niezwykłość skojarzeń,

Zasady dodatkowe: - humor, - powielanie elementów, - powiększanie/pomniejszanie - ,,ja” - wyobrażenie własnej osoby, - emocje.


W skrócie można by to ująć tak – im bardziej niecodziennie, przesadniej, niesamowiciej - tym lepiej. Sam(a) powiedz, czy łatwiej zapadłaby Ci w pamięć sytuacja, w której mama piecze muffinki, czy taka, w której samochód, który właśnie prowadzisz, niesiony silnym podmuchem wiatru, ku Twojemu przerażeniu, rozbija się o pobliski sklep z owocami?

Kilka podstawowych mnemotechnik Podstawową, najczęściej wykorzystywaną metodą, są tzw. ,,Haki”. Można z ich pomocą zapamiętać właściwie wszystko, co ponumerowane. Wystarczy, że skonstruujesz listę największych państw świata, największych miast Polski lub też chronologiczny spis cesarzy rzymskich, by umożliwić sobie ich użycie. ,,Haki” obejmują liczby od 1 do 10, z czego każda z nich odwołuje się do jakiegoś obrazka, mającego umożliwić nam ich wizualizację, a tym samych umożliwić skojarzenia. 1 (świeczka) 2 (łabędź) 3 (jabłko) 4 (krzesło – do góry nogami) 5 (dłoń – liczba palców) 6 (baran – baranie rogi) 7 (kosa) 8 (bałwan) 9 (balon) 10 (rycerz, 1 - miecz i 2 - tarcza) Jak używać „Haków”? Załóżmy, że pierwszą pozycją na naszej liście jest Warszawa. Zadanie polega na utworzeniu skojarzenia ze świeczką (1) i Warszawą-nic prostszego! Wystarczy, że wyobrazisz sobie osobę podpalającą świeczką kable na moście łazienkowskim, a jestem pewna, ze trudno będzie Ci zapomnieć, że Warszawa to największe miasto w Polsce.


Kolejną bardzo podobną i równie łatwą techniką, jest ,,Łańcuch”. Myślę, że nie raz jej użył(a/e)ś, przykładowo, próbując zapamiętać listę zakupów, zanim wypadła gdzieś na chodnik w połowie drogi do sklepu. Polega ona na budowaniu ciągu skojarzeń, z czego każde wiąże się z następującym po sobie, ale nie poprzednim. Możemy tak zapamiętywać ciągi wyrazów m.in. dopływy rzek, listy utworów, bogactwa naturalne krajów, nawet ciągi cyfr – łącząc tę metodę z metodą ,,Haków”. Załóżmy, że pragniesz zapamiętać dziesięć kolejnych utworów Sławomira Mróżka: „Słoń”, „Wesele w Atomicach”, „Policja”, „Indyk”, „Karol”, „Zabawa”, „Tango”, „Emigranci”, „Ambasador”, „Portret”. Jak w tym wypadku użyć ,,Łańcucha”? Dokładnie tak, jak sama nazwa wskazuje – najpierw tworzymy skojarzenia do każdego ze słówek (np. ,,Wesele w Atomicach” - młoda para w miejscu wybuchu bomby atomowej; ,,Karol” kolega z klasy o takowym imieniu; ,,Portret” - portret cioci wiszący w Twoim domowym korytarzu), chyba że są wystarczająco przejrzyste (jak np. ,,Słoń”, czy ,,Indyk”), a następnie tworzymy historyjkę z kolejnych wyrazów. Mogłoby to wyglądać tak: Słoń stratował młodą parę bawiącą się właśnie na swoim weselu w miejscu wybuchu bomby atomowej, przez co natychmiast zareagowała kręcąca się nieopodal policja jeżdżąca na indykach, a jak się później okazało, był wśród nich Twój kolega Karol.. itp. itd.


Człowiek, który biegł i

jednocześnie nie biegł. Mistrz amerykańskiego futbolu, wyróżniony Medal of Honor bohater wojny w Wietnamie, sławny astronauta, przyjaciel prezydenta, wirtuoz harmonijki ustnej i geniusz matematyczny. O kim mowa? Oczywiście o Forreście Gumpie!

Mimo posiadania wielkiego serca i niezwykłej tężyzny fizycznej był powszechnie uważany za człowieka niezbyt rozgarniętego, co i rusz nazywanym przez kogoś „idiotą”. Forrest to ucieleśnienie prostoty i niewinności. To miły i szczery facet, który całe życie boryka się z jednym problemem - jego rozwój psychiczny zatrzymał się na wieku około 7 lat, co utrudnia mu odnalezienie się wśród innych ”normalnych” ludzi. Sam siebie opisuje tak: "Jestem idiotą od urodzenia. Mój iloczyn rozumu wynosi niecałe 70, więc się kwalifikuję. Przynajmniej tak twierdzą ci, co się znają. Żaden ze mnie orzeł, fakt, ale nie jestem tak głupi, jak się ludziom zdaje" Forrest Gump jest głównym bohaterem bestsellerowej powieść Forrest Gump z 1986 roku. Jej autorem jest Winston Grom, amerykański pisarza, autor 7 książek, w tym głośnej powieści o Wietnamie Better Times Than These (W lepszych czasach). Za współtworzenie książki Conversations With the Enemy (Rozmowy z wrogiem) w 1984 był nominowany do nagrody Pulitzera, przyznawanej za wybitne osiągnięcia w dziedzinie literatury.


Książka Forrest Gump doczekała się w 1994 swojej ekranizacji. Film został zrealizowany przez Roberta Zameckisa w USA. W rolę Gumpa wcielił się wówczas Tom Hanks, który otrzymał za nią Oscara. Film Forrest Gump stał się ogólnoświatowym hitem i odniósł niezwykły sukces komercyjny. Był nominowany do Oscara w aż 13 kategoriach, przy czym otrzymał 6 statuetek. Został też nagrodzony trzema Złotymi Globami, w tym za najlepszy film roku. Oczywiście oba te działa różnią się od siebie, w końcu film nie musi być identycznym odwzorowaniem książki. Jednak jest w tej różnicy coś intrygującego… Często odnosimy wrażenie, że ekranizacje są tylko niewielką częścią tego, co oferują nam książkowe pierwowzory. W książkach poznajemy bowiem dokładne i bardziej szczegółowe historie niż te, które są przedstawione w filmie. W wypadku Forresta Gumpa jest trochę inaczej. Tutaj książka nie uzupełnia filmu, tylko przestawia inne losy tego samego bohatera. Czytając, poznajemy nieco inny scenariusz życia Forresta niż oglądając film. Wspólny dla obu dzieł pozostaje tylko sam Forrest i niektóre jego przygody. Reszta nie ma ze sobą za wiele wspólnego. Ponad połowa książkowych przygód Gumpa została pominięta w filmie i zastąpiona nowymi, wymyślonymi przez reżysera.


Dzieciństwo Forresta przestawione w powieści ma się nijak do jego młodości w filmie. W książce nie było szyn ortopedycznych, Elvisa Presleya ani nawet słynnego ,,Run, Forrest, run" wykrzyczanego przez Jenny. Cały wątek biegania i uciekania Gumpa w książce był niezauważalny. Dopiero w połowie historii jego filmowe i książkowe losy się splatają... , ale zaraz potem znowu podążają własną ścieżką. Czytając Forresta…, możemy poznać całkiem nowe, niewykorzystane w filmie przygody, na przykład lot wraz z małpą Zuzią w kosmos, trzyletni pobyt w wiosce ludożerców czy karierę zapaśniczą Gumpa. W powieści mogliśmy poznać też drugą stronę charakteru Forresta, czyli geniusza matematycznego. Doktor Mills przeprowadził badania i stwierdził, że Forrest jest rzadkim przypadkiem idiotsavant, czyli geniusza-idioty. Potrafi jednocześnie rozwiązywać niezwykle skomplikowane zadania matematyczne, być mistrzem szachowym, wirtuozem harmonijki ustnej i nie potrafić zrozumieć zasad gry w futbol. Poza rozbieżnymi przygodami Gumpa jest jeszcze jedna istotna różnica między powieścią a filmem. Tu i tu zostało inaczej przedstawione rozumowanie Forresta. W książce, główny bohater sam jest narratorem i opowiada o swoich losach. Dzięki temu możemy dokładnie dowiedzieć się, co też znajduję się w jego upośledzonym umyśle. Narracja charakteryzuje się tym, że Forrest myśli w bardzo dziwaczny sposób. Często przekręca słowa lub używa niewłaściwych określeń.


Na przykład, kiedy nasz bohater chciał podzielić się z czytelnikiem swoim żalem, wynikającym ze złego traktowania przez społeczeństwo, napisał tak: “Życie idioty to nie bułka z masłem. Ludzie śmieją się, tracą cierpliwość i tratują podle. Niby wszyscy wiedzą, że mają być wyrozumiali dla upośledzonych, ale wierzcie mi - wcale tak nie jest”.

Ogromna ilość błędów i przekręcanie wyrazów to typowa dla Gumpa narracja. Dzięki szczeremu i prostemu rozumowaniu Forresta książka ma niepowtarzalny charakter. Czytelnik już po przeczytaniu pierwszej strony zaczyna patrzeć na świat w inny sposób - oczami Forresta Gumpa. A jest to świat niezwykle prosty, który komplikują inni, mądrzejsi ludzie. Cały czas używają trudnych słów i wymagają niezrozumiałych zachowań. Gump nie potrafił zrozumieć wielu sytuacji, które przytrafiały się mu w życiu. Na przykład nie umiał pojąć przyczyn wojny w Wietnamie, w której walczył. Podsumował ją wówczas w ten sposób: "Po co ta wojna? Dlaczego wywieźli tysiące młodych chłopaków i kazali im bić się z niewidzialnym wrogiem?" Nie tylko Forrest miał z tym problem. Wielu jego towarzyszy broni nie miało pojęcia, za jaką sprawę giną. To jedna z wielu sytuacji, w których Gump wcale nie różni się tak bardzo od społeczeństwa. Można powiedzieć, że to on je momentami reprezentuje. Swoimi szczerymi słowami wypowiada myśli innych obywateli.


Wojna w Wietnamie nie jest jedynym ważnym wydarzeniem, w którym wziął udział Forrest. Zarówno w książce, jak i w filmie jego losy, jakby przypadkiem splatają się z losami najnowszej historii Ameryki. Gump spotyka osobiście trzech prezydentów, ratuje od utonięcie Mao Tse-Tunga i zostaje mistrzem ping-ponga. Trudno wyliczyć wszystkie wydarzenia, w których wziął udział. Większość jego życia było ingerencją w historię USA. Jednak jego udział był najczęściej przypadkowy i komiczny. Tylko od nas i naszej znajomości historii zależy, ile z jego przygód w pełni zrozumiemy. Mała wiedza powoduje gorszy odbiór opowieści o Forreście.

Tak samo książka jak i film są przepełnione optymizmem i pogodą ducha bohatera, który rzadko kiedy się czymkolwiek martwi. Forrest Gump jest żywym dowodem na to, że wcale nie trzeba być mądrym, by coś osiągnąć. Kto nie czytałpolecam książkę, a kto nie oglądał - polecam film. Świat już nigdy nie będzie taki sam, kiedy spojrzysz na niego oczami Forresta Gumpa!

IGA ŁUKASZEWICZ


Mnemotechniki czyli 100 państw i stolic w jeden wieczór cz. 2 Trzecią techniką jest ,,SCL”. Wykorzystujemy ją do zapamiętywania cyfr – najczęściej dat lub danych liczbowych. W tej mnemotechnice należy zapamiętać krótki wierszyk – Tam Nad Morzem Rośnie Las Wytną Go Jak Przyjdzie Czas – gdzie pierwsze litery każdego z wyrazów, oraz litery podobnie do nich brzmiące, odpowiadają odpowiedniej cyfrze – 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 0. Dokładnie wygląda to tak:

Jak używać ,,SCL”? Załóżmy, że chcemy nauczyć się kilu dat z historii. Weźmy na przykład te: 490 p.n.e. - bitwa pod Maratonem; 1096 – pierwsza wyprawa krzyżowa; 1517 – początek reformacji w Niemczech; 1138 – testament Bolesława Krzywoustego. Nasze zadanie polega na wybraniu konkretnych liter odpowiadających cyfrom w datach i ułożenie z nich wyrazów o takowych początkach, dodatkowo odpowiadających tematycznie dacie (jeżeli są to lata tysięczne, jedynka może być w domyśle): 490 p.n.e. - bitwa pod Maratonem (4 – R..ozróba; 9 – P..rzy; 0 – S..tadionie); 1096 – pierwsza wyprawa krzyżowa (1 – w domyśle; 0 – Z..łoto; 9 – P..ierwszej; 6 – W..yprawy); 1517 – początek reformacji w Niemczech (1 – w domyśle; 5 – L..uter; 1 – D..emoluje; 7 – K..ościół);1 1138 – testament Bolesława Krzywoustego (1 – T..estament; 1 – D..zieli; 3 – M..arzenia; 8 – J..edności).


Następną techniką, którą przedstawię, jest ,,MSK”. Tę metodę wykorzystujemy przy nauce obcojęzycznych słówek. Tak jak każda mnemotechnika, opiera się na skojarzeniach. Załóżmy, że chcemy zapamiętać kilka wyrazów z języka włoskiego: Ponte – most; Regalo – prezent; Rovere – dąb; Uccello – ptak. Jak używamy ,,MSK”? Najpierw znajdujemy słowo-klucz do obcojęzycznego wyrazu (np. ponte – ponton), a następnie łączymy skojarzeniowo nasze słowo-klucz z jego polskim odpowiednikiem (np. ponton i most – przepływanie pontonem pod mostem). Itp: Regalo – regał; regał i prezent – wyobraźmy sobie, że podczas urodzin układamy prezenty na naszym regale z książkami; Rovere – rower; rower i dąb – niechcący skręcamy kierownicą, rozbijając rower o drzewo na poboczu, które okazuje się być dębem po tym, jak z gałęzi spada na nas deszcz żołędzi; Uccello – uczony; uczony i ptak – tu na myśl przychodzi od razu klasyczny obrazek sowy w uczelnianym kapeluszu absolwenta. Techniki ,,MSK” możemy używać również przy nauce innych rzeczy łączących się ze sobą znaczeniowo, chociażby greckich imion bogów wraz z ich rzymskimi odpowiednikami. Ostatnią techniką jest ,,Sieć skojarzeniowa” - bardzo popularna metoda porządkowania informacji, znana nam również pod nazwą ,,Mapy myśli”. Jest wielka dowolność jej używania. Za jej pomocą, o ile jest dobrze wykonana, możemy nauczyć się treści praktycznie każdego tekstu. Jako iż wszyscy wiemy, jak to wygląda, dodam tylko kilka przydatnych (może nieco oczywistych) wskazówek co do tego, jak robić ,,Sieć”, by była skuteczna: - do sporządzania notatek najlepiej użyć dużej kartki czystego papieru (minimalnie A4); - zasadniczą ideę (temat) umieszczamy w centralnej obwódce; - główne, najgrubsze gałęzie (optymalnie od 2 do 6) odpowiadają głównym wątkom tekstu; - od gałęzi głównych odchodzą gałęzie szczegółowe, zgodne z porządkiem logicznym; - wszystkie gałęzie szczegółowe odchodzące od gałęzi głównej rysowane są tym samym kolorem co ona; - każdej gałęzi przypisana jest jedna informacja, najlepiej ujęta hasłowo (1-2 wyrazy); - informacje zapisujemy dużymi, wyraźnymi literami; - napisy umieszczamy nad gałązkami; - w strukturze sieci umieszczamy wyraźne, kolorowe rysunki lub symbole; - dbamy o estetykę, czytelność i przejrzystość ,,Sieci”.


System powtórek, czyli jak skutecznie przypominać Jeżeli jakiś materiał chcesz zapamiętać naprawdę na stałe, niekoniecznie nauczony przy pomocy mnemotechnik (np. swój PESEL), najlepiej wykorzystać system powtórek. Obejmuje on pięć etapów: 1 – powtórka tuż po zakończeniu nauki 2 – obszerna powtórka, po jednej godzinie 3 – krótsza, po jednym dniu 4 – stanowiąca odświeżenie materiału, po tygodniu 5 – miesiąc później Mnemotechniki są bez wątpienia przydatne i przynoszą efekty, ale budowanie skojarzeń, czy też rozpisywanie historyjek wymaga czasu i sporego zaangażowania, ponieważ dla mózgu jest to nic innego, jak praca. Aż chciałoby się zapytać: czy naprawdę warto? Przy odpowiedzi na te pytanie należałoby zatrzymać się na chwilkę, by przypomnieć drobny, aczkolwiek istotny fakt, że rzecz zapamiętana za pomocą mnemotechnik, przypominana w odpowiednich odstępach czasu, nie ginie, a przynajmniej nie bez walki. Pamiętaj o Alighierim i jego słowach odnośnie chowania w pamięci. Wracając do pytania: czy warto? Na pewno warto spróbować.

MAJA LIRO


Nienawiść Polaka do Malowanego ptaka Polskie Konserwy mają to do siebie, że wszystko biorą..., cóż..., do siebie. Jako tolerancyjny człowiek jestem zdania, że brak mózgu można nadrobić miłością, jędrnym ciałkiem i dużym dystansem. Jeśli poczułeś się urażany, drogi Czytelniku, to dalsze czytanie tego tekstu powinno w tym właśnie momencie spaść na sam koniec listy wykonywanych dzisiaj przez Ciebie czynności. Chociaż z drugiej strony – jeśli jesteś Konserwą, to na pewno tego nie czytasz, na pewno nie czytałeś Malowanego ptaka i w ogóle... czytać raczej nie masz w zwyczaju. Ale nie przejmuj się,bo i tak możesz nienawidzić Jerzego Kosińskiego... i jeszcze jednego Jurka, ale to akurat jest temat mocno oklepany. Józef Lewinkopf urodził się w Łodzi w '33. Koszmarne czasy i równie beznadziejne miejsce zmusiło jego rodzinę do zmiany nazwiska i ukrywania się na polskiej wsi podczas wojny. Józefowi, teraz już Jerzemu, udaje się przetrwać i po wojnie mieszka jeszcze parę lat w Polsce. Będąc człowiekiem mądrym, zdecydował się jednak w końcu przenieść na stałe do Stanów Zjednoczonych, gdzie w '65 roku światową sławę przynosi mu powieść – Malowany ptak (w skrócie-jest to wstrząsająca historia żydowskiego chłopca, wychowującego się na polskiej wsi, podczas wojny). Kosiński nie został jednak autorem jednego hitu – w ekranizacji jego późniejszej powieści Wystarczy być główną rolę zagrał Peter Sellers.


Mija trochę czasu, komuna w Polsce upada. Malowany ptak wreszcie zostaje przetłumaczony na język polski i staje na półkach polskich księgarni. Wtedy jeszcze Konserwy czytały, bo nie miały niczego do roboty, tak więc po lekturze wyciągają wnioski: 1. Autorem jest Żyd. 2. ...który urodził się w Polsce, a pisze po angielsku. 3. Książka porusza tabu zoofilii. 4. Autorem jest Żyd. 5. Polacy w niej nie są bohaterami. 6. Jaka dyskryminacja? Jaka inność? Co to za ptak? 7. Kosiński jest Żydem. Na szczęście Jerzy i tak na świecie jest znany, i tak jest ceniony. Żyje sobie jeszcze parę lat, odwiedza Polskę, wraca do USA i popełnia samobójstwo, ćpając barbiturany i zakładając torebkę foliową na głowę. Niektórzy dalej twierdzą, że Malowany ptak to antypolski, żydowski spisek; niektórzy szczerze nienawidzą Kosińskiego za to, co napisał, a twierdzą jednocześnie, że w 1965 roku Kosiński nie znał jeszcze angielskiego na tyle, by napisać książkę. Krócej: „spiseg”, zaprzaniec, Fronda, krzyż i ogień! Drogie konserwy, z takim podejściem do raju nie traficie, a następne wcielenie Kosińskiego ma Was w kloace i to właśnie z tej samego miejsca pochodzi to, co musicie zeskrobywać rano z przednich szyb Waszych samochodów.

TYMEK WALKIEWICZ


Gdybyście kiedyś się zgubili i wylądowali w samym środku lasu, stracili zasięg w komórce, a każda ścieżka, którą będziecie podążać, szukając wyjścia z tego iglastego i liściastego potoku gałęzi oraz krzewów, będzie prowadzić do punktu wyjścia, zatrzymajcie się. Nie ratujcie się przed psychopatami, którzy czają się tam (bo każdy jest psychopatą i od nich się nie uwolnicie…). Nie próbujcie szukać pożywienia ani ratunku. Uspokójcie się, zostańcie w miejscu, w którym jesteście przez kilka minut, usuńcie wszystkie zbędne myśli i głosy, zamknijcie powoli oczy i wytężcie słuch. Ten szelest liści, ten symfoniczny śpiew ptaków… A wszystkim dyryguje dzięciołek, stukając sobie w drzewo, bynajmniej tego świadomy. A kiedyś, gdy wyskrobie on z tego drzewa ostatki pożywienia, ludzie przerobią drzewo na trumnę. Mogłabym powiedzieć, że drewno pójdzie na książki, ale za takie myślenie, moja ekologiczna część duszy dałaby mi „z liścia”. Teraz otwórzcie oczy. Wszędzie ciemność. Czerń, jak najgłębsza pustka, wdziera się w duszę. Czujecie się, jakbyście spadali. Ciało zostaje unieruchomione. Nie wiedzieć czemu, bałam się wstać. Żadne niebezpieczeństwo na mnie nie czyhało... Prawda? Ciekawiła mnie ta całkowita ciemność, w której wylądowałam. Mrugam kilkakrotnie oczyma. Była prawdziwa. Lekki uśmiech pojawił się na twarzy. O ironio, „Wzrokowiec stracił wzrok?”- pomyślałam. Te miejsce napełniała woń sosny. Przypomniałam sobie wtedy sen. Dość dziwny. Byłam w nim w sterylnym pomieszczeniu. Na ścianach zielone kafelki. Wokół mnie żadnego sprzętu. Leżałam sobie spokojnie okryta białym prześcieradłem (chociaż nie wiem, czy słowo 'leżę' jest tu na miejscu...), a kobieta nade mną myrgała mnie dłońmi i wcierała podkład. Następnie wzięła pędzelek i wtarła nim puder, którego tak strasznie nienawidzę. Potem kolejnymi pędzelkami przejechała po oku oraz ustach. I jej nazwisko w tle: Michiro, Michiro. Pani Michiro. Pracuje ze mną jedna taka. Nazywa się Claire Michiro, malutka kobieta o włosach w kolorze écru. Nigdy nie widziałam jej w spodniach. Tak samo nieprawdopodobna była myśl o jej związku z tanatokosmetyką. Z drugiej strony, teraz trzeba brać się za różne zawody, żeby przeżyć. Zaczęła gadać z kimś. Język rozmowy przypominał łamany niemiecki. Tą drugą osobą była prawdopodobnie jej asystentka. Kobieta z francuskim akcentem. Podobny głos miała do Emmy, tej młodej, kruczowłosej. Jeszcze nie wiedziałam, aby jakiś chłopak podał jej krzesło.


Niepokojące, dlaczego coś takiego mi się przypomina. Ktoś zaczął mnie szarpać. Wziął moją rękę, wyrwał ze stawów. Potem drugą. Tak łatwo jak manekinowi. I szepnął mi do ucha: - Skoro nie wiesz, jak bardzo tobie mogą teraz pomóc, to chyba nie są już tobie potrzebne I wtem huk mnie otrząsnął. Zmysły zaczęły szaleć. Co to było?! „Dlaczego ręce miałyby mi pomóc?”, pomyślałam. Próbowałam je rozciągnąć. Coś mnie blokowało. Popukałam trochę. Kopnęłam w górę dla pewności. - No tak. Zapomniałam, że jestem w trumnie… Nie byłam jakoś specjalnie zdenerwowana sytuacją. Przecież sama chciałam w niej leżeć. W hotelu nie było miejsc do spania, a ponieważ oferował on sypialnie dla najdziwniejszych dzięciołów strugających figurki czy szukających weny/muzy, którzy zamiast pławić się w narkotycznej psychodelii wolą otoczenie natury i symfonii śpiewu ptaków, to miejsca do (wiecznego) spoczynku są równie ciekawe co takie osoby. Ot, jama smoka, spanie na suficie, domek dla lalek, baranek i a’ la Transylwania. Jakkolwiek by to nie brzmiało, trumny ładnie wyglądały. Trochę były niewygodne - taki ich urok. Leżałam sobie kilka dobrych minut, ale przecież w końcu był dzień. Wilki się ukryły, za oknem szelest liści poruszanych przez ludzi. Otworzę wieko i pójdę do recepcji oddać kluczyki. Próbuję je więc otworzyć. Mówili mi, że wystarczy lekko popchnąć. Z pięści uderzyłam- to też nic nie dało. Znowu huk. I kolejny. I następne, w równych odstępach. Wrzucają na grób kwiaty. Przynajmniej nie ma w nich róż, mam na nie uczulenie. I jeszcze to: -‘ Dobry Jezu a nasz Panie, daj jej wieczne spoczywanie’ – śpiewał mężczyzna, (lekko) upojony winem kościelnym Ja wam dam ‘dobry Jezu’. Ja wam dam ‘wieczne spoczywanie’… Ponury żart, myślę. - Możesz się tak nie drzeć? Śpiewy umilkły. Głosy zgromadzonego tłumu być może również. Prawdopodobnie brzmiałam dla nich jak Kenny z South Park. Nie zmienia to faktu, że jakiś głos w środku tej trumny o duszącym zapachu sosny, o dobry Jezu, usłyszeli. A chwilę potem – jakby nigdy nic - go zignorować. Czterech panów podniosło mnie. Położyli na platformie i powoli spuścili mnie sześć stóp pod ziemię. Ksiądz tymczasem zaczął swój standardowy monolog o popiele i wchłonięciu przez matkę Gaję. - Oj, daruj sobie. Bóg i tak nas nie wybawi, a Biblię, którą cały katolicki świat tak ubóstwia, napisało 50 facetów opitych arakiem Cóż. Musiałam powiedzieć coś kontrowersyjnego, żeby chociaż moherowe berety to zauważyły. Tłum zamilkł. Tym razem na pewno. Nikt nawet nie odważył się szepnąć..


Po chwili usłyszałam kroki powoli podchodzące do mojego grobu. - S-s-s-s-słyszysz nas? - rzekła owa odważna osoba - Jeśli t-t-tak to zastukaj Kopnęłam dwa razy w wieko. Jakież było zdziwienie i przerażenie tłumu gapiów... Poważnie, jakie? Tak chciałam zobaczyć ich miny! - Antychryst! - zawołała jakaś starowinka – jak śmie tak perfidnie obrażać Pana Boga?! Zakopać go! Mohery usłyszały. Nie wiem, jakim cudem, ale to już postęp. Minusem tego jest to, że ich banda, dość wkurzona i jak na swój wiek dość silna, zasypała moją trumnę ziemią. I to, jak się później okazało, trzema jej taczkami. Zatkała dziurki, przez które oddychałam. Reszta tłumu zaczęła powstrzymywać staruszków. Kilka osób zaczęło mnie odkopywać. Jedna grupa łopatami, ci bardziej przejęci - rękami. Zaczęłam ostro kasłać, bo jeszcze nie wyleczyłam się z przeziębienia i... nie miałam powietrza (zaiste, odkrywcze). Miałam go coraz mniej. Czas uciekał nieubłaganie, a czas oczekiwania wydawał się być wiecznością. I w tym momencie prawdopodobnie zasnęłam. Byłam jako tako przytomna, ale nie pamiętam, co się potem stało. Jakaś światłość, ludzie. Ogromny harmider. I gdzieś w tym szaleństwie rozpoznałam znajome głosy. Pierwszą osobą, którą ujrzałam podczas pobytu w szpitalu, do którego trafiłam po całym zajściu, była Kyoumei. Najbardziej nieprzewidywalna i pozytywnie zakręcona osobowość, jaką dane mi było poznać w moim życiu. Kolczyki z kobietami w bikini, sukienka z motywem lasu, którą wtedy miała na sobie. Kto inny miałby odwagę założyć takie rzeczy, jak nie ona? Kiedy spostrzegłam u niej kolczyki z dzięciołkiem Woodym, momentalnie parsknęłam nienaturalnym śmiechem : - Rozpuścili w twojej kroplówce LSD, nie? - spostrzegła Kyoumei - Nie, posłuchaj. Dzięcioł sobie stukał w kolejne drzewo. Ludzie z niego zrobią kolejną trumnę, w którą kolejne ciało włożą przez pomyłkę. - Jak ty trafiłaś... do trumny? - spytała z przerażeniem w głosie. Co ciekawe, to był chyba pierwszy raz, kiedy tak bardzo się bała. - Byłam bardzo zmęczona po podróży, więc musiałam sobie znaleźć nocleg. Trafiłam do dziwnego hotelu, gdzie właściciele wyraźnie inspirowali się horrorami klasy B. Wszystkie łóżka albo dobre, ale zarezerwowane, albo twarde. Ostatecznie zaprowadzili mnie do pokoju zwanego ,,Transylwania''. Trumny, wszędzie trumny. Takie były mięciutkie, a wszystko, co będzie wygodne, nie musi być normalne, kiedy człowiek po całodziennej i północnej wyprawie chce gdzieś spocząć. Tak czy siak - zostałam tam... - Przez przypadek ci z zakładu wzięli twoje ciało, bo było kropla w krople takie samo jak ciało jakiejś innej kobiety...


Nie musisz już kończyć, bo Emma mi opowiedziała. Tamta druga kobieta był jej dawną, dobrą znajomą. - Z zakładu? Pogrzebowego? - zdziwiłam się - Przecież to był hotel. - Chyba musiałaś być śmiertelnie zmęczona, że nie zauważyłaś stosu trumien w twoim pokoju. -Jakoś tego nie spostrzegłam. Chyba mój umysł uznał to za sen, następnym razem porządnie wypocznę przed wyprawą. - Następnym razem, lepiej nie denerwuj katolików. Ten, co wysypał ziemię na grób wyglądał na zaprzyjaźnionego ze sztangami. Dlatego staruszkowie wydawali mi się tacy silni. Reszta rozmowy nie była tak ciekawa, więc jej nie opiszę. Główny temat to praca i co drugie zdanie, wtrącenie ,,kiedy stąd wyjdziesz?”. Choć to dziwne dla mnie, cieszyłam się w duchu, że zespół, którym kierowałam, odszedł w świat. Kiedy Kyoumei wychodziła już z pokoju rzuciłam na pożegnanie cukierka z jej bombonierki: - Dzięki, dzięciołki - powiedziałam – miło, że przyszłyście. Podziękuj młodej za pomoc Włożyła czapkę z tarczą zegara, uraczyła uśmiechem i opuściła mnie. Popatrzyłam chwilę w leśny horyzont. Szpital umiejscowiony został w leśnym zakątku, więc było czym cieszyć zmęczony wzrok. Miał on swoje lata i nadawał się do gruntownego remontu, ale stare budynki, bądź ruiny mają swój urok. Tak się zastanawiałam nad sensem życia czy czymś podobnym. Jednakże, w potoku myśli, jedna wciąż mnie intrygowała. Jak ja w tej trumnie oddychałam? I teraz sobie spisuję ową historię, siedząc sobie w ,,kanciapie". Kiedyś służyła Kyoumei za rupieciarnię. Dziś to kolejna malutka, przytulna salka z czarnym, niedziałającym, kilku calowym telewizorem w kącie, w której spędzam większość czasu w pracy. Może ta opowieść nie jest logiczna, nie wszystko pamiętam. Spisuję sobie ją na przyszłość, by pośmiać się za lat naście. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Do tej pory nie pamiętam, jak się nazywam. Powiedz więc: kim jestem?


Powiedzieć Niewypowiadalne wszystko o mowie ciała Ludzie stosują wiele rodzajów komunikacji. Podstawowym sposobem jej klasyfikacji jest podział na mowę werbalną (za pomocą słów) i niewerbalną (bez użycia wyrazów). Według badań Alberta Mehrabiana, psychologa i emerytowanego profesora Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, najwięcej, bo aż około 55 %, informacji jest przekazywanych poprzez mowę ciała, zaliczaną do komunikacji niewerbalnej. Termin „mowa ciała” oznacza całą treść, którą przekazujemy, świadomie bądź nieświadomie, za pośrednictwem ruchów, postawy oraz wzroku. Oznacza to, że zaliczamy do niej gesty, mimikę, postawę ciała, odległość, jaką utrzymujemy z rozmówcą oraz kontakt wzrokowy. Mowa ciała pomaga nam w odgadywaniu nastrojów i zamierzeń innych, a co za tym idzie, także reagowania na intencje drugiego człowieka. Sami także informujemy innych naszą mową niewerbalną o swoim nastawieniu. Może to być całkowicie niekontrolowane (gdy się nad tym nie zastanawiamy- czyli przez większość czasu) lub kontrolowane częściowo (np. gdy staramy się kogoś sprowokować do określonego zachowania lub też kogoś oszukać).


Wielu ludzi jest przekonanych o prawdziwości informacji, które zdobyli obserwując mowę ciała innych osób. Należy jednak pamiętać, że jest to metoda wiążąca się z pewnym ryzykiem i nie daje całkowitej możliwości „rozszyfrowania kogoś” za pomocą tylko i wyłącznie interpretacji wzroku, postawy i mimiki. Wiele zachowań zostaje wyniesionych z czasów dzieciństwa i przejawianych w dorosłym życiu. Na przykład dzieci, które zasłaniają dłonią buzię po powiedzeniu kłamstwa często powtarzają to jako dorośli. Jednak nie jest udowodnione, że każdy będzie miał takie same gesty ani że u każdego będzie się to objawiać. Jest to pierwszy powód, dla którego warto uważać przy odczytywaniu mowy ciała. Wpływ na naszą mowę ciała ma także częsta zmiana nastroju. Jest ona spowodowana przede wszystkim niedawnym przejściami i ogólną sytuacją życiową, w której obecnie się dany człowiek znajduje. Osoba, która zwykle jest uśmiechnięta i życzliwa dla innych, może stać przygnębiona i zamknąć się w sobie, jeśli w jej życiu właśnie wydarzyło się coś złego. Będzie wysyłała wtedy „odstraszające” sygnały, by móc pobyć samemu i uporać się z problemem. Natomiast osoba zwykle skąpa i wywyższająca się może po wygraniu dużej sumy pieniędzy być otwarta na innych, pomocna i hojna. Będzie poprzez komunikację niewerbalną zapraszała do swego otoczenia ludzi, by podzielić się z kimś swoim szczęściem, jednak tylko przez pewien czas. Gdy pierwszy przypływ radości minie, znowu będzie taka jak dawniej. Humor może się zmieniać także z bardziej błahych powodów, jak na przykład niewyspanie, spóźnienie na spotkanie, głód, czy drobna sprzeczka.


Zmiany nastroju spowodowane tego typu czynnikami są bardzo częste, co skutkuje równie częstą zmianą nastawienia do rozmówcy, a przez to i odmiennością przekazywanych niewerbalnie sygnałów. Duże znaczenie ma także otoczenie. Każdy człowiek inaczej zachowuje się w miejscu, w którym czuje się bezpiecznie niż w takim, które budzi w nim niepokój. Ważne jest także nastawienie osób ze środowiska, w którym się obracamy. Nawet gdy jedziemy autobusem, zwykłe wrażenie, że któryś z pasażerów nas obserwuje, może wywołać lekkie spięcie i zdenerwowanie, zwłaszcza gdy jesteśmy sami. Zatem jeśli zależy nam na zrozumieniu czyjejś mowy ciała należy skupiać się nie tylko na obecnym zachowaniu danej osoby, ale także jej ogólnym usposobieniu, przeszłości i sytuacji, w jakiej się znajduje.

Trzeba także pamiętać o tym, że te same gesty mają często różne znaczenia. Na przykład podparcie głowy dłonią może oznaczać zainteresowanie, ale także znudzenie, prowokację, próbę ściągnięcia na siebie uwagi, czy kpinę. Innym przykładem jest śmiech. Zdarza się, że osoby najgłośniej i najczęściej śmiejące się w danej grupie starają się narzucić innym swój sposób myślenia, czy ich zdominować.


Mowa ciała jest bardzo przydatna przy zawiązywaniu relacji i zdobywaniu wiedzy na temat drugiego człowieka. Jednakże nie wolno przesadzać z analizowaniem zachowania drugiego człowieka. Nie ma nic bardziej intymnego niż umysł i usilne próby „dostania się do czyjejś głowy” są przejawem braku przyzwoitości, zrozumienia i szacunku. Swoją wiedzę najlepiej wykorzystywać przy poznawaniu samego siebie, znajdowaniu swoich wad i dążenia do doskonalenia samego siebie.

MARTA LASZCZKA


Nieznane oblicze znanej Kępy Aby opowiedzieć historię Saskiej Kępy, będę musiała cofnąć się do XIV w., kiedy to Kępa znajdowała się po drugiej stronie Wisły i przemierzając kolejne wieki, opowiedzieć o zabawach, polowaniach spacerach, lecz także o wojnach, bitwach i cierpieniach, jakich „świadkiem” była dzielnica ,by stać się dzisiejszą, piękną-Saską Kępą.

Kępę nie zawsze zwano Saską. W najstarszych źródłach historycznych przeczytać można, że najpierw nazywano ją Wiślaną, ponieważ często jej położenie zależało od nurtu Wisły. Wszyscy historycy zgadzają się w kwestii przynależności Saskiej Kępy do wsi Solec. Była wtedy ona nazywana Kępą Solecką. Jest jednak pewna niewyjaśniona kwestia, która wzbudza wiele dyskusji pomiędzy historykami. Jest to mianowicie jej historyczne położenie. Część badaczy, na czele z Aleksandrem Weinertem, uważa, że Saska kiedyś była położona po lewej stronie Wisły i to nurt rzeki oderwał ja ok. XIV w. na drugi brzeg. Reszta, m. in. Władysław Korotyński, twierdzi, że Kępa od zawsze należała do prawej strony Warszawy, a z Solcem łączyły ją tylko „urządzenia” t.j. prawa, funkcje, etc.


Do XVII w. Kępa nie była stale zamieszkana. Sprawiły to częste wylewy Wisły na tym terenie. Były tam głównie lasy, gęste zarośla i łąki. Materiały stamtąd pierwotnie były używane do budowy wałów i grobli. Z czasem zaczęto wykorzystywać ją jako magazyn chrustu itp. W tych czasach Kępa zwana była Kawczą od licznie gniazdujących kawek w przybrzeżnych zaroślach. Pierwsze zapisy o trwałym zamieszkaniu Kępy pochodzą dopiero z 1628r., kiedy to Holendrzy (zwani przez ówczesnych Polaków Olendrami), Flamandowie i Fryzowie zmuszeni byli uciekać ze swoich krajów z powodu prześladowań religijnych. Był to bowiem czas walk nie tylko w Polsce. Toczyli oni bitwę narodowowyzwoleńczą przeciwko hiszpańskim okupantom, żołdakom króla Filipa II. Byli prześladowani represjami przez dowódcę wojsk hiszpańskich, księcia Alby. Uciekali wszędzie, m.in. do Polski. Po podpisaniu magistratu, dostali oni możliwość zamieszkiwania tych terenów przez 40 lat. Władza zgodziła się na to, gdyż doceniano zdolności Niderlandczykow w tworzeniu różnego rodzaju budowli. W czasach zamieszkiwania Saskiej Kępy przez obcokrajowców, zwano ja Holenderską (bądź Olenderską), właśnie od pierwszych osadników pochodzenia Niderlandzkiego.

Budynek przy ulicy Niekłańskiej w 1953 roku.


Jako pierwszy, rekreacyjne walory Saskiej odkrył królewicz Jakub, syn Jana III Sobieskiego, który wielokrotnie urządzał tam modne ówcześnie, barokowe „fety na łonie natury”. Nie zawsze jednak Saska była miejscem wypoczynku, uczt i miejscem schronienia. Jest ona skalana niezliczona ilością walk, bitew o niepodległość, mordów w imię obrony kraju. Nie raz była świadkiem stacjonowania wojsk różnych krajów, na tym terenie. Pierwszym poważnym wydarzeniem jest bitwa ze Szwedami z 1656r., którzy najechali na Rzeczpospolitą i jej stolicę. Niedługo później, bo w latach 1701-1711, obozowały na niej wojska szwedzkie, saskie i rosyjskie. Ponownie armie saskie i rosyjskie przebywały tu w 1733r. podczas walki o koronę Polski. Po około 80 latach wojen nadeszły spokojniejsze i lepsze czasy dla Saskiej. Od 1735 r. do 1795 r. Król August III Sas urządzał na terenie Kępy liczne zabawy i polowania. Zwano ją Wyspą Saską, bądź Kępą Saską. Nazwa wzięła się właśnie od stacjonujących tam wojsk Króla Sasa i utrwaliła się ze względu na najdłuższe, 60-letnie rezydowanie na terenie dynastii Sasów. Historyk prof. M. M. Drozdowski pisał o tym, jak głośno było w Warszawie o schadzkach i zabawach króla z przepięknymi niewiastami. Chlubne czasy Saskiej nie trwały jednak zbyt długo. Już 4 listopada 1794 r. na terenach Kępy miała miejsce bitwa o Pragę pod wodzą Tadeusza Kościuszki. Kępa broniła się jak umiała najlepiej przed zapomnieniem, a jej bronią były cudowne widoki. Już w latach 20. XIX w. na jej terenie powstawały lokale rozrywkowe, strzelnice, kręgielnie, itp. Saska powróciła wtedy do życia towarzyskiego, była miejscem chętnie odwiedzanym przez rodziny, znajomych. Była idealnym miejscem na niedzielne spacerki. Dowodem na to był krotki opis Saskiej Adama Hamilkara Kosińskiego z 1851 r., który już wtedy widział walory rekreacyjne Kępy i uwiecznił je w swojej książce „Miasta, wsie i zamki polskie”.


W 1864 r. mieszkańcy Saskiej otrzymali status włościan, co oznaczało że nie musieli już płacić pańszczyzny, a Kępę włączono do gminy Wawer. Na początku XX w. nastąpił olbrzymi rozwój Saskiej. Przyczyną tej nagłej zmiany było m.in. zbudowanie Mostu Poniatowskiego, Wału Miedzeszyńskiego i Parku Skaryszewskiego. I Wojna Światowa nie była dla Saskiej dobrym okresem. Przez wysadzenie Mostu Poniatowskiego zatrzymano rozwój na kilka lat. Na wiosnę 1916 r., decyzją gubernatora Niemiec, Kępę inkorporowano do Warszawy, czyniąc pełnoprawną dzielnicą grodu stołecznego. W 1926 r. odbudowano całkowicie Most Poniatowskiego i po oddaniu go do użytku, Saska mogła prawdziwie odczuć skutki włączenia do Warszawy. Dynamiczny rozwój trwał aż do 1939 r., gdzie Saska Kępa była areną licznych starć z oblegającymi stolice wojskami niemieckimi.

W 1946 r. Saską włączono do dzielnicy PragaPoludnie. Znalazła się w miejscu, gdzie rozwój toczył się zupełnie inaczej. Walory architektoniczne Saskiej przeszkadzały ówczesnym, komunistycznym założeniom władz Rzeczpospolitej. Nie chciano, by Saska się wyróżniała i była lepsza pod jakimś względem od reszty miasta. Do willi domeldowywano przypadkowe osoby, tak by powstały wieloizbowe domki. W 1955r. wybudowano największy sportowy stadion stolicy, Stadion Dziesięciolecia. Następnie powstał szpital dziecięcy przy ul. Niekłańskiej. Pomimo, iż Kępa należała do Pragi, to w jej mieszkańcach tkwiło poczucie odrębności. W latach 70. powstało osiedle mieszkalne na Kępie Gocławskiej. Wyrazem dezaprobaty, dla zachodzących zmian, było określanie tego osiedla mianem Chamowa. Saska jednak nie poddała się i walczyła o pamięć o sobie sprzed wojny.

Blok przy ulicy Paryskiej 80 lat temu.

Róg ulic Katowickiej i Obrońców 80 lat temu


Zbudowano nowoczesny Kościół Parafialny Andrzeja Boboli. W 1974 r. powstała Trasa Łazienkowska. Rondo Waszyngtona uzyskało swoja obecna nazwę. Wcześniej nosiło miano Placu Poniatowskiego i znajdowało się w ciągu komunikacyjnym: Most Poniatowskiego – Aleja Poniatowskiego – Plac Poniatowskiego. Sąsiednie ulice od ronda nosiły (i do dziś noszą) nazwy związane z życiorysem Księcia Jozefa Poniatowskiego, który utopił się w Elsterze podczas bitwy pod wodzą Napoleona. Latem i jesienią 1989 r. miała miejsce ewakuacja ok. 6 tysięcy obywateli NRD. Było to ostateczne wycofanie wojsk z Polski. Od tamtej pory Saska Kępa cieszy się wolnością, rozwija się, staje się kulturową stolicą Warszawy.

KATARZYNA SKNADAJ


WIERSZE „Pewnego ciepłego dnia” Pewnego ciepłego dnia będziemy leżeć na ziemi, Patrząc na spadające gwiazdy, Trzymając się za ręce. Nigdy nie odejdę. Obiecuję. Pewnego ciepłego dnia spotkamy się ponownie. Moje dłonie w twoich włosach. Usta na ustach. Ulewny deszcz. Nigdy nie odejdę. Obiecuję. Pewnego ciepłego dnia będziemy tam ponownie. Taniec. Utrata kontroli. Czucie muzyki w żyłach. Nigdy nie odejdę. Obiecuję Agnieszka Snarska


„Miłość i przyjaźń” Słońce jest wysoko w górze. Świat wydaje się taki piękny. Otworzyłeś mi oczy swą miłością. Kiedyś bałam się wielu rzeczy. Deszcz padał każdego dnia. Hejterzy zabierali mi radość. Jednak rozświetliłeś mój świat. Pojawiłeś się niespodziewanie. I teraz wiem. Tak miało być. Gdy jesteś pośrodku ciemności. Rozdarty pośród własnych uczuć. Tracisz nadzieję na lepsze życie. Wiedz, że pojawi się ktoś pomocny. Ktoś, kto cię wzmocni, podniesie. I wtedy już wiesz dla kogo masz żyć. Agnieszka Snarska


„Duszą pisane” *** A może Spojrzelibyśmy na siebie zalotnie I może z odrobiną strachu Zakochalibyśmy się w sobie bez pamięci Może zamieszkali razem Chodzili na spacery Trzymali uparcie za ręce Jedli wspólne śniadania i kolacje Chodzili spać do jednego łóżka I może moglibyśmy żyć ze sobą Może właśnie z Tobą Mój może ukochany Przechodniu


*** Biją wrony w bramy Księżyc osamotniony mimo że wokół tyle gwiazd on jednyny ma blask świeci sam samotnie dla siebie nic nie robi czy taki to Księżyc? Mógłby zgasnąć pęknąć zniknąć rozpuścić się spaść do oceanu delikatnie i szeptem wzburzyć tafle wody Emilia Bronowska


„Cel” Dziś jest taki piękny i ciepły dzień. Idealny by spełniać marzenia. Na co czekasz? Ty wiesz, co jest dla ciebie najlepsze. Dokonuj wyborów samodzielnie. To twoje życie. Nie bój się być, kim naprawdę jesteś. Nie okłamuj samego siebie. Jesteś wyjątkowy. Życie jest krótkie, nie siedź w domu. Bądź dumny ze swoich dokonań. To jest twój cel. Agnieszka Snarska



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.