WesternNET 2019 Wiosna

Page 1

Wiosna 2019

DLACZEGO WARTO WEJŚĆ W HUCUŁA Anastazja Iwanowska

12

DOMINACJA Beata Schwenk

26

CZŁOWIEKU! DOSIAD PÓŹNIEJ Ola Przydryga

44

POSTSCRIPTUM Mirek Banaszak

50

GDZIE HUCUŁY PONIOSĄ Aleksandra Dąbrowska

74

MONTANA TU TRZEBA BYĆ TWARD TWARDYM YM Klaudia Turner

78

EMOCJE NA WODZY Agata Wiatrowska

90

POPRZECZKA WYŻEJ Hanna Iwanow

94

BEZ SŁÓW Anita Kaczor

100


współautorzy

2

NET

Western


SPIS TREŚCI Came Back

4

Słowo Ojca Redaktora

6

Dlaczego warto wejść w hucuła

12

Dominacja

26

Nasza Szkapa, Czyli Vivat Koń Szkółkowy

34

Człowieku! Dosiad później

44

Postscriptum, czyli dopowiedź trenera

50

Ja muszę mieć

54

Koń poliglota, radość czy sromota

62

Książka do kulbaki

73

Gdzie hucuły poniosą

74

Montana– tu trzeba być twardym

78

Emocje na wodzy

90

Poprzeczka wyżej, czyli Olimpiada Specjalna

94

Bez słów

100

Anastazja Iwanowska

Agata Wiatrowska

Przemysław Michalak

Hanna Iwanow

Beata Schwenk Ola Przydryga Mirek Banaszak Wojtek Ginko Aleksandra Dąbrowska

Autorzy zdjęć:

Anita Kaczor Justyna Papierzyńska Anita Kaczor Mariusz Schwenk Joanna Bondarowicz Grażyna Olszewska

3

WesternNET Pismo redagowane przez sympatyków rekreacyjnej jazdy konnej w stylu western i nie tylko

www.westernhobby.pl westernhobby@gmail.com equuseko@gmail.com


came back

P

o długiej przerwie zdecydowaliśmy się, na „comeback” z naszym WesternNETowym wydawnictwem. Po pięciu latach wydawniczej przerwy przyszła refleksja i po retrospektywnym spojrzeniu na stare numery decyzja nastąpiła niemal naturalnie. Po tych paru latach stwierdziliśmy, że warto było zapisywać tamte myśli i chwile. Wiele z nich zachowało sens, a niektóre teksty nie tylko są nadal aktualne, ale nabierają nowego znaczenia. Warto też przypomnieć sobie tamten czas oglądając zdję-

4

cia. Widać też jak uczyliśmy się redagowania i z numeru na numer WesternNET podnosił poziom merytoryczny i warsztatowy. Bo kolejne wydanie miało być lepsze od poprzedniego, ale pogodzenie coraz ambitniejszych wymagań i innych równoległych projektów natrafiło w końcu na kres wytrzymałości. Mimo to warto zaglądać do archiwalnych wydań WesternNET, bo zamknęliśmy tam kawałek Waszej i Naszej historii, a wydanie dzisiejsze to inny wymiar… w końcu minęło pięć lat milczenia.


Western 5

NET

warto zaglądać do archiwalnych wydań WesternNET, bo zamknęliśmy tam kawałek Waszej i Naszej historii,


SŁOWO OJCA REDAKTORA

C

Jeszcze do niedawna (czyli około 25 lat temu... tak wiem, że niektórych ćwierć wieku temu nie było jeszcze na świecie) poszukując odpowiedzi na jakieś pytanie spoglądałem na półki mojej biblioteki i bywało tak, że biblioteka okazywała się niepełna właśnie o ten czy inny temat. Wtedy rozpoczynałem poszukiwania u znajomych lub w księgarniach albo po prostu zadając pytania. Taki proces intelektualnych poszukiwań był naturalny. Mijały lata, a natura człowiecza nie specjalnie się modyfikowała.

o przynosi nowy WetsernNET?... Oprócz nowej grafiki zauważycie, że to wydanie opiera się na tekstach pisanych głównie przez „koniarzy blogerów” lub autorów znanych ze społecznościowych platform internetowych. Tak to jest, że konie zmuszają nas często do artykułowania myśli, zapisywania spostrzeżeń i dzielenia się wiedzą o nich, bo po prostu są fascynujące. Czasy są takie, że Internet rządzi. Opublikować można wszystko i mądrze i głupio. Niestety informacyjnych śmieci jest więcej. Przytłaczają swoją ilością, a serwery przyjmują każde kilobajty, bez względu na treść.

I nastąpił ten epokowy moment, kiedy zirytowany, po kolejnej nieudanej próbie znalezienia potrzebnej odpowiedzi, zapytałem młodego człowieka, czyli osobistą latorośl; „Słuchaj, czy może wiesz ….” jeszcze nie zdążyłem skończyć zdania, a już dostałem instrukcję na jednym wydechu: … „Sobie znajdź w necie.” I to było wydarzenie epokowe! Coś na kształt przejścia z ciosania koła w kamieniu na kupienie alufelgi z ogumieniem Michelina w markecie. W końcu wiadomo, że jak czegoś się nie

Z racji tego, że mój nr PESEL jest już stary a i temat koni jest ze mną prawie od zawsze poczułem się w obowiązku pomóc młodszym w potrzebie. Oczywiście tak sobie wmawiam, bo nikt mnie o to nie prosił, i wielu z czytających ten tekst nie odczuwa potrzeby. Jednak intuicja mi podpowiada, że w tym internetowym tyglu jest problem, problem z nadmiarem informacji.

6


wie to się wygoogla. Ale ta googlowa świadomość tkwi w umysłach nowych czyli tych z epoki smartfona i instagrama. Ja musiałem przejść metamorfozę, zerwać ze światem analogowym i zanurzyć się w cyfrowy matrix... zapewne tak jak każdy dzisiaj.

Właśnie w tym momencie pojawia się nowy WesterNET i już nigdy rzeczywistość nie będzie taka sama... a mówiąc poważnie; w tym wydaniu skorzystaliśmy z takich internetowych perełek. Autorzy artykułów, są czasem z różnych światów. Wspólnym mianownikiem jest oczywiście koń. Ułożenie tych tekstów, wyjętych z autorskich blogów lub stron internetowych, nie jest przypadkowe. Czytając to wydanie polecam nie czytać pojedynczych artykułów, co oczywiście nie jest zabronione, ale rozpocząć od początku. Zobaczycie, że treść układa się w logiczną opowieść, a poszczególni autorzy wprowadzą was w różny nastrój. Mam też taką cichą nadzieję, że zrozumiecie zamysł tej opowieści i znajdziecie wiele cennych myśli. Nie ukrywam, że liczę na czytelniczy odzew i na interakcję, bo przecież po to jest internetowa sieć. Nie wykluczone, że w następnej opowieści na łamach WesternNET znajdzie się Twój rozdział i Twoja opowieść o koniach i ludziach... Póki co zapraszam do czytania. Gospodynią tego wydania jest Anastazja Iwanowska. To jej „wyznania” nadały rytm i jej w tym numerze jest najwięcej. Ale przy każdym autorze znajdziecie odnośnik do blogu lub strony. Linki, oglądane na komputerze, powinny być aktywne i dawać możliwość przeniesienia do indywidualnych światów poszczególnych autorów. Tak że ta WesternNETowa opowieść jest interaktywna i może was zaprowadzić dalej niż tylko do ostatniej karty tego wydania.

Piszę o tym historycznym momencie mojego życia dlatego, że mimo wszystko moja życiowa percepcja, zakorzeniona jest gdzieś tam w przeszłości, w świecie bez komputerów, smartfonów i internetu. Dzięki temu ma pewną staroświecką właściwość. Po pierwsze nie do końca ufa cyfrowym przekaźnikom. Po drugie nabyte doświadczenie pozwala łatwiej weryfikować internetowe efekciarstwo od prawdziwych intelektualnych perełek. W temacie koni prawda i doświadczenie to wartości nie do przecenienia. Przeglądając fora internetowe często pojawiają się pytania wrzucane przez „użytkowników” koni, którzy czasami rozpaczliwie szukają odpowiedzi. Odpowiedzi są często naiwne, dziwne, nawiedzone, niekompetentne, głupie... Najczęściej, starzy koniarze milczą, bo wiedzą, że koń jako zagadnienie samo w sobie to temat wysoce analogowy i nie nadaje się do internetu. Jednak dzisiejsza rzeczywistość to internet i zalew informacyjny. Użytkownik internetu to czytelnik piktogramów, motikonów, memów i innych skrótów myślowych. Jest też dobra wiadomość; 5% informacji w sieci to cenne źródło wiedzy, a 0,5% to perełki informacyjne. Niestety te ułamki procentów są porozrzucane po całym cybernetycznym kosmosie... i jak to ogarnąć?

Western 7

NET

Miłej lektury


A MOŻE KUPIĘ SOBIE KONIA

T

jest przed taką decyzją. Nie wiem czy mam dobry przegląd sytuacji, ale wydaje mi się, a w zasadzie jestem bliski pewności, że w temacie konia dla westowego amatora, „rekreanta” mamy permanentny stan ogólnej końskiej mizerii. Cały czas koń rekreacyjny to odrzut ze sportowych hodowli albo jakiś totalny przypadek.

a opowieść rozpoczyna się od myśli; „A może kupie sobie konia...Bo dlaczego nie... od zawsze marzyłem o koniu i przecież teraz to jest możliwe. Ale jakiego konia? No to trzeba wygooglać…”

Czy nie taki teraz ma początek realizacja marzeń? Sprawa jednak nie jest taka prosta, bo niby wybór jest, ale nie za bardzo. Wielu z nas spotkało się z takim momentem życiowej decyzji, albo też

Już parę lat temu zastanawiałem się nad tym, czy możliwa jest w Polsce hodowla konia westernowego, z predyspozycją do

8


leśnych wędrówek po polnych bezdrożach i kniejach. Musiałby to być koń dzielny, o spokojnym temperamencie bezproblemowy w obsłudze, nie za wysoki bo i po co, no i ładny, rodzinny co by dzieciaki mogły mieć radość. I jakbym nie kombinował to wychodziło mi, że American Quarter Horse pasuje idealnie... tylko rasa jakby mało krajowa.

Ośmieliłem się zatem zagadnąć o ową piękność huculską z prowokacyjnym zagajeniem, że „gdyby te hucuły takie bardziej quarterowe były to kto wie...” Zagajenie niezbyt mądre, to prawda, ale ku mojemu zdziwieniu Nastka powiedziała, że jej hucuły to takie quarterowe i w ogóle to dużo by gadać... Nieopatrznie pociągnąłem temat i… się zaczęło. Dostałem parę artykułów do przeczytania i zobaczyłem obraz huculskiej fanatyczki. W dobrym tego słowa znaczeniu. Czyli młodą ale już całkiem doświadczoną hodowczynie koni. Wszechstronną instruktorkę o dużym dystansie do świata, o lekkim piórze, która żywo i emocjonalnie opisuje swoją końską przygodę.

Aż tu pewnego dnia serfując po sieci takie coś znajduje; klacz Pełnia – Tabun. „No prawie jak quarter!” - myślę sobie. Ten prawie quarter okazał się klaczą huculską. A zaistniała owa klacz swym pięknym obliczem na stronach internetowych za sprawą Anastazji Iwanowskiej. Nastkę poznałem na kursie instruktorskim u Pawła Dolaty kiedyś tam.

klacz Pełnia – Tabun

9


O

hucułach w WesternNET pisaliśmy w roku 2013. Już wtedy temat konia dla rekreanta w stylu west nakierował mnie na tę rasę. Jednak wtedy powstał artykuł niejako z dziennikarskiego obowiązku i z pozycji obserwatora bardziej niż użytkownika („HucułyKonie Przyjazne” Anita Kaczor, WesternNET marzec 2013).

10


M

oje doświadczenie z hucułami jest mizerne. Jednak ta rasa co jakiś czas pojawia się w kręgu moich zainteresowań i muszę przyznać, że hucuły coraz bardziej budzą moją sympatię. Na początku zniechęcał mnie do nich ich wrodzony upór, ale z biegiem czasu docierało do mnie, że ten upór jest jednocześnie wynikiem ich specyficznej inteligencji. Na okładce naszego debiutanckiego wydania, z 2011 roku, jest właśnie hucuł o wdzięcznym imieniu Szatan, który w owym czasie szkolił się westowo u Mirka Banaszaka i o którego reiningowych manewrach, a zwłaszcza cofaniach, krążyły legendy. Chociaż dzięki Szatanowi pierwszy raz w życiu galopowałem po brzegu naszego morza, to nigdy później nie miałem jeździeckiej styczności, ani z nim ani z tą rasą. W między-czasie dowiedziałem się o aktorskich sukcesach Szatana, który miał swój epizod na deskach teatru, co jeszcze bardziej świadczy o unikalnych predyspozycjach tych koni. Szatan niestety już powędrował do „krainy wiecznie zielonych pastwisk”, ale pamięć o nim jest nadal żywa. Jednak pytanie cały czas po głowie się kołacze; czy hucuł to dobry kandydat na konia rekreacyjnego pod westowym siodłem? O hucułach niech opowie fachowiec. Bezspornie takim fachowcem jest Anastazja, która żyje z tymi końmi 24 godziny 7 dni w tygodniu i wie o nich wszystko. Zatem czy warto wejść w hucuła?

11


DLACZEGO WARTO WEJŚĆ W HUCUŁA C

zmem. Znamiennym jest dziedziczenie tak typowej dla hucułów cechy, jaką jest dzikość, prymitywność konia, słowem: opryszek.”

zo to ten hucuł?

Tak mówi Wikipedia: „Koń huculski - Rasa konia domowego, pochodząca od tarpana. Jest to prymitywna rasa koni górskich. Są to konie żywotne, silne i odporne. Koni tych używano niegdyś głównie jako jucznych. Konie tej rasy bez problemów mogły przenosić ciężkie ładunki nawet po wymagających górskich ścieżkach. Rasa tych zwierząt nadaje się do rekreacji, turystyki górskiej, rajdów terenowych i do zaprzęgu. Obecnie, ze względu na swą łagodność i inteligencję, używane są często w hipoterapii.”

Co mówię ja: Po pierwsze: Ta praca naukowa opisała wszystko wprost BAJECZNIE. Po drugie: Hucuł też koń. Diabelnie inteligentny i ekspresyjny zarówno w przekazie jak i odbiorze. Stanowczy, ale skory do zmiany zdania po konstruktywnej konwersacji. Dodatkowo nie obca jest mu definicja wybaczenia i to nie tylko w teorii. I już nie raz cytowałam tekst, który zasłyszałam od starszego pana, który również był i nadal jest hodowcą hucułów, a mianowicie: „Ludzie dzielą się na dwa typy. Na tych, którzy hucuła nie życzyliby najgorszemu wrogowi i na tych, którzy za hucuła oddaliby swoje życie”. Szczera prawda w jednym zdaniu. I nie trudno się chyba domyśleć, że należę do tego drugiego typu.

Tak mówi praca naukowa (A. Bordzoł, M. Jackowski): „W ciągu ostatnich lat praca hodowlana prowadzona była głównie w kierunku zachowania rasy, z utrzymaniem unikalnych cech hucuła. Od dłuższego już czasu, równolegle, zaczęto także przyjmować ocenę ich wartości użytkowej jako jeden z priorytetowych czynników w procesie selekcji. Bowiem współczesne hucuły, tak jak ich przodkowie, charakteryzują się dużą inteligencją i wytrwałością oraz wszechstronnością w pracy. Stały kontakt z człowiekiem przyczynił się niewątpliwie do ukształtowania ich charakteru. Z reguły są to łagodne i pojętne zwierzęta. Dobre traktowanie szybko potrafią docenić i tym samym odpłacić; w przeciwnym przypadku mogą stać się nerwowe, a nawet złośliwe. Jak większość koni ras górskich, które same musiały sobie „radzić w życiu” – są nadal wielkimi indywidualistami, co przez niewprawnych może być rozumiane jako upór. Konie te charakteryzują się często żywym temperamentem i trudnym charakterem, spowodowanym olbrzymim indywiduali-

Kilka cech faktycznych. Hucuł tak jak mówiłam też koń. Można jednak powiedzieć, że koń specjalnej troski, bo o takiego hucuła to trzeba się troszczyć bardzo specjalnie. Dlaczego? Z powodu psychiki, na którą składa się: · kilka cech wrodzonych, a jeżeli mamy być całkiem szczerzy to wręcz cech wyselekcjonowanych hodowlanie (czyt. Selekcja hodowlana, którą prowadził człowiek miała ugruntować te cechy) ·

12

kilku cech, które wprowadziły warunki środowiska (hucuł – koń górski).


ANASTAZJA IWANOWSKA

13


Jakie są więc te cechy: · INTELIGENCJA i MĄDROŚĆ - Selekcja/Środowisko · Chęć przebywania z człowiekiem– Selekcja · Spokój - Selekcja · Indywidualizm (w tym „wyrazistość” ) – Środowisko/Selekcja · Zawziętość - Środowisko · Dzielność użytkowa – Selekcja · Chęć współpracy – Selekcja/Środowisko

z blogerowych stron https://huculprawdepowie.home.blog 14


I

ANASTAZJA IWANOWSKA

nteligencja/mądrość – Wyjaśnijmy najpierw czemu wymieniłam te cechy oddzielnie. Osobiście skłaniam się ku osądowi, że inteligencja jest wrodzona (postrzeganie bodźców, ich analiza, szybkość reakcji, rodzaj reakcji, szybkość uczenia się np. zobaczyłem coś co się rusza – szybko uciekam, bo może to chce mnie zjeść), a mądrość – nabyta ( zebrane doświadczenie, wykorzystywanie zapamiętanych schematów, dojrzałość np. zobaczyłem coś co się rusza… aaaa to torebka.. nie uciekam, bo torebki nie jedzą fajnych koni). I wiecie co? Są to dwie cechy, które zawsze mnie przerażają i wprawiają w zachwyt. Dlaczego? Bo głupiemu można po prostu kazać, a mądremu trzeba wytłumaczyć. Jak wytłumaczy się źle to ma się kłopot, bo potem trzeba najpierw wytłumaczyć czemu wytłumaczyło się źle, a dopiero kolejnym etapem jest tłumaczenie dobrze. I oby tym razem to było DOBRZE, a nie tak-mi-się-wydaje-że-będzie-dobrze. W przypadku hucuła, każdy bodziec czy dobry czy zły jest weryfikowany i zapamiętywany, ba, utrwalany w tempie lotu odrzutowca w systemie zerojedynkowym. Każdego, kto pracuje z końmi przyprawiłoby to o ciarki i koszmary. Jednak pytanie jest też takie czy lepiej rozmawia nam się z kimś kto ma własne zdanie, czy z kimś kto po prostu nam potakuje? Ja osobiście jestem fanką dyskusji. Nic tak nie wprawia mnie w euforię jak dobra, porządna i podparta racjonalnymi faktami wymiana poglądów, dążąca do zadowalającego konsensusu. Inteligentny koń nie oznacza tak jak wszyscy myślą łatwej pracy. Inteligentny koń oznacza dużą odpowiedzialność. Ale inteligentny i mądry koń oznacza przyjaciela na lata.

O koniach i ludziach, jeździe konnej i otaczającej nas rzeczywistości https://huculprawdepowie.home.blog

C

hęć przebywania z człowiekiem – każdy hucuł, który nie zraził się w młodym/starszym wieku do człowieka lubi ludzi. Nie potrzebuje ich do pełni szczęścia, ale lubi. Nie zawsze musi to jawnie okazywać poprzez dążenie do kontaktu. Jednak gdy już ten człowiek się przypałęta, rzadko który hucuł, a już na pewno oswojony, będzie uciekał od dotyku. Ta cecha jednak może stać się problemem w dwóch przypadkach. Pierwszy następuje wtedy, gdy hucyk żąda miłości i uwagi „na siłę”. Potocznie nazywa się to „namolnością”. Gdzie się nie obrócisz tam jest on – niecierpliwie czekający na Twoją atencję. Nie jesteście sobie tego w stanie wyobrazić? Pięknymi przykładami są Zdunek i Pacanka. I o ile „ciućmokanie” się z nimi jest urocze, o tyle nie cały czas. Drugim przypadkiem złego wariantu tej cechy mówimy gdy hucuł nie wyraża chęci do kontaktu z ludźmi. Oczywiście nie wynika to samo z siebie. Takiemu koniowi człowiek musiał „coś” zrobić, albo (i tu Was zdziwię) musiał „czegoś” nie zrobić. Przez zrobienie czegoś mam na myśli na przykład złe traktowanie, zły trening, złe korekty oraz nadmiar pracy, są to jednak rzeczy które na psychikę każdego konia wpłyną negatywnie. O co jednak chodzi z tym „nie zrobieniem czegoś”? Chodzi o najprostszą rzecz na świecie – kontakt. Hucuł, który od małego był pozostawiony sam so-

15


bie, bez kontaktu z człowiekiem, nie uczony, nie oswajany, nie korygowany wyrośnie na małego dzikusa, często wręcz niebezpiecznego w reakcjach. Dlaczego? Dlatego, że nie rozwijnął zaufania, które jest podstawą cechy jaką jest towarzyskość – chcę być przy Tobie, ponieważ Ci ufam, a ufam Ci, ponieważ byłeś ze mną od zawsze. Skąd to jednak wynika? Hucuł jest koniem górskim, hodowanym przez górali z Huculszczyzny. Taki góral to miał maksymalnie po kilka koni, najczęściej jednak dwa, może trzy. I takie konie góralskie i górskie to nie są byle jakie konie, ponieważ góry to nie plac zabaw. W takich warunkach koń musiał ufać człowiekowi, a człowiek koniowi. Konie przebywały więc zawsze blisko domu, miały stały kontakt z ludźmi, a sam człowiek „marnował” swój czas na te konie, które wykazywały jak największą chęć zaufania. Wariaty, sztuki płochliwe, czy nie ufne szły na kotlety – bo lepiej było takiego konia zjeść lub sprzedać wrogowi, niż skończyć zrzuconym w przepaść.

księdze, a hucuł to nie dość, że czyta płynnie to jeszcze i szybko. Jednak nie zawsze wykorzystuje to co przeczytał na naszą nie korzyść. Wiele razy ktoś się skarży „mój hucuł to nie chce zagalopować!”. Leń – to pierwszy wyrok, który pada. A gdyby tak dodać do tego czynnik, że owy skarżący się po prostu boi się galopować, więc i sygnały wysyłane są sprzeczne - bez przekonania każe galopować, ale jak tylko koń chce to całe jestestwo człowieka mówi mu „nie”. Co robi hucuł? Nie galopuje, bo jeździec się boi. I teraz pytanie: Leń czy Empata?

I

S

pokój – Pod tą cechą kryje się kilka znaczeń. Spokój oznacza łagodność, stateczność, stanowczość, ale i akceptację zarówno każdego jak i praktycznie wszystkiego. Na pewno nie oznacza bezmózgiego poddania. Takie kwiatki to nie z hucułem. Każdy koń czyta w nas jak w otwartej

16

ndywidualizm – Ilu ludzi – tyle różnych osobowości. Ile koni – tyle różnych…koniobowości. Nie ważne czy to hucuł, czy kuc szetlandzki czy hanower. Jednak powodem czemu wszyscy twierdzą, że hucuł jest indywidualistą, wynika z ekspresji i wyrazistości wysyłanych nam sygnałów, które odbieramy od razu, bez żadnych zakłóceń. Wszyscy koniarze, a często nawet i nie-koniarze zaznajomieni są z faktem, że konie używają ciała jako swoistego języka (tu na przykład kłania się Monty Roberts ze swoim językiem Equus – językiem gestów). My jako ludzie też używamy mowy ciała, często jednak odbieramy ją tak podświadomie, że nawet nie zwracamy na nią uwagi. Wracając jednak do koni. Większość z nich do nas po prostu szepcze, mała część mówi, a hucu-


ły? Hucuły to jawnie do nas wrzeszczą… Wszystkie sygnały są pełne ekspresji, nacechowane mocą i chęcią przekazania, po prostu wyraziste. To troszkę tak jak u rocznego dziecka – niby jeszcze nie mówi, ale każdy wie o co mu chodzi. Kwestia jest tylko taka czy chcemy podsycać ten indywidualizm i wyrazistość – jesteś super, z moją pomocą będziesz kimś na miarę swoich możliwości, czy na siłę chcemy uskuteczniać swoje schematy i ambicje – mnie nie interesuje jaki jesteś, chcę żebyś był taki. Pierwszy przypadek – super hucuł. Drugi przypadek – totalnie nie-super hucuł.

Z

awziętość – Zawzięty jest ktoś, kto dąży do celu z zapałem, jest pewny siebie i swoich poglądów jednak otwarty na zdanie innych. Proszę nie mylić zawziętości z uporem. Uparty jest ktoś, kto na siłę obstaje przy swoim, jest nieugięty i nieustępliwy. Tak więc zawziętość ma w sobie dozę elastyczności, natomiast upór jest jak beton – czołem to go nie przebijesz. Dobry hucuł musi być zawzięty, zawziętość oznacza wolę walki, a wola walki oznacza dobrze wykonaną pracę. Daleko szukać przykładu nie trzeba - Pestka, czysta definicja zawziętości. Zły hucuł jest uparty, a uparty zrobił się dlatego, że nikt nie słuchał jego postulatów. Postulaty nie wysłuchane wprawiają hucuła w złość. Czy ktoś kiedyś próbował racjonalnie dyskutować z kimś kto był wkurzony? Jeśli tak to wiecie, że taka osoba obstaje „przy swoim” chociaż miałoby to ją zabić.

D

zielność użytkowa – Idealna. Sprawdzana od zawsze. Najpierw po prostu, podczas pracy w górach. Obecnie poprzez próby dzielności – Ścieżki Huculskie. Hucuł w terenie nie ma sobie równych, a jeszcze jeżeli w owym terenie są góry to hucuł jest istnym Boeingiem wśród koni - statecznie, bezpiecznie, do celu. Gdy hucułowi brakuje dzielności oznacza to tylko jedno – siedział zamknięty w czterech ścianach i świata nie oglądał.

DLACZEGO WARTO WEJŚĆ W HUCUŁA

17


C

uczony na sygnał, a wszystkim wmawiałam, że „z niego to jest kochany koń, ale wariat” – kolejnym etapem było zgodne potakiwanie publiki i klepnięcia po ramieniu ze stwierdzeniem „wow, ale Nastka z ciebie jest jeździec, że sobie radzisz!”. No wybitny wręcz, po prostu jest się czym chwalić…<baaaardzo sarkastyczny ton> Tak więc większość hodowców nadal opowiada bujdy, byle by tylko pokazać, że oni sobie radzą z TAKIMI końmi. Dodatkowo często atmosfera zawodów sprzyja takim popisom, ponieważ konie ogólnie są nakręcone jak korkociągi. Nie daj Bóg jak trafi się jeden, który powie „a mój to jest grzeczny” usiądzie na krzesełku, a koń stoi przy nim i przysypia. Wstyd na całego. I wiecie co? Ja to Wam się pochwalę, że od kilku lat to często i bardzo się wstydzę i jestem z tego dumna!

hęć do współpracy – Nie przez przypadek jest to cecha wymieniona na końcu. Bo hucuł to, albo ma ową chęć, albo jej nie ma. I jedyne co może zrobić dobry trening to albo wzmocnić tę cechę, sprawiając że hucuł wychodzi z siebie żeby dostać marchewkę jeśli chęć już była lub ją „zbudować” jeśli jej nie było. Natomiast zła praca może hucuła tej chęci pozbawić - jeżeli ona była, albo sprawić, że hucuł zmieni się w małego, wrednego i działającego na przekór potwora – jeśli tej chęci nie było.

Opinie po świecie krążące

Są jak zwykle dwie. Dobra i zła. Bo w końcu mamy dwie strony – prawą i lewą. Jest też góra i dół. Może być też ciemno i jasno. A o dniu i nocy to nawet troszkę wstyd wspominać. Z resztą trudno się dziwić po takim zestawie cech, które mogą z hucuła zrobić konia z marzeń, albo konia z koszmarów. W przypadku hucułów niepokojący jest jednak fakt, że opinią dominującą jest ta zła. Ciężko uwierzyć znając nasze hucuły, prawda? I wcale nie jest tak, że moje hucuły to przyleciały z kosmosu i dlatego one są takie „inne”. Po prostu ja mówię o nich prawdę, bo każdy mój hucuł to anioł, ale z dużą nutą indywidualizmu i pikanterii (pamiętajcie, że szef piekieł Lucyfer z łacińskiego „Niosący Światło”, kiedyś była archaniołem). Dlaczego więc dominuje opinia zła? Z dwóch powodów. Pierwszy to głupota ludzi, a drugi to… głupota ludzi. Wstyd się przyznać, ale wszystko zaczyna się już trochę u hodowców. Nie wiem czemu, ale hodowcy UWIELBIAJĄ opowiadać sobie co to ich koń nie na wywijał. Ten to kopie, z tego to jest niezłą cholera, ten wredny, ten to przez połowę jazdy do chodzi na dwóch nogach. Swego czasu sama popadałam w to czyste szaleństwo i jak gdzieś jechałam na Byrcynie, to kazałam mu dębować, bo jest tego na-

18

Zaraz po hodowcach są osoby prywatne co to hucuła mają najczęściej w jednym egzemplarzu. Takich osób dotyka zgoła inny problem. Problemem tym jest brak wiedzy lub wyśmiewanie. O ile z brakiem wiedzy w niektórych przypadkach da się coś zrobić o tyle gorzej jest z wyśmiewaniem przez innych. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy w stajni dominują konie od 160 cm w górę. Co ma zrobić ten biedny właściciel stajennej „piłeczki”, a no mówi, że jego koń może i mały, ale za to wariat. Nie pomaga też fakt, że hucuł do pełnej stymulacji mózgowej potrzebuje drugiego hucuła, a jak go nie ma to taki samotny, inteligentny koń zaczyna wymyślać, a jak zaczyna wymyślać to nie ma drzwi, pastucha czy armii, która by go powstrzymała. Zła opinia – załatwiona! Kolejne są stajnie posiadające hucuły w max 3 egzemplarzach. Tu też panuje lekceważąca opinia dotykająca głównie niewielkiego wzrostu. Obraźliwe epitety typu „kurdupel” „grubas” są codziennością. Nie zapominajmy, że hucuł koń honorowy. W końcu jego nazwa wywodzi się od górali - Hucułów. Już widzę jak, ktoś na ulicy podchodzi do górala i mówi mu „Ej Ty! Z piórem na czapce! Ale z Ciebie kurdupel!”, no szybki bilet na SOR murowany xD Hucuły może nie znają znaczenia słów, ale ich intonacja i cała lekceważąca postawa jest dla nich czytelna jak wielki czerwony napis. A jak ktoś nas olewa, to robimy co nam się, rzewnie podoba. I najczęściej nie są to mądre rzeczy… Dodatkowym problemem jest brak indywidualnej pracy i kontaktu, a jedynie rypanie na jazdach.


Kolejną smutną rzeczą, która wpływa na złą opinię hucułów jest to, że hucuł przez wszystkie swoje psychiczne predyspozycje należy do koni „szybkich” pod względem pracy. Gdy koń huculski nie ma żadnych urazów psychicznych należy on do typu „wsiadł i pojechał”, co bardzo kusi zarówno hodowców do „szybkiego zrobienia = szybkiej sprzedaży” oraz niedoświadczonych jeźdźców do „szybkiego = nieprzemyślanego” zakupu. A tak naprawdę, mimo że pierwsze etapy zajeżdżania w wieku 2,5-4 lat są „szybkie” to prawdziwa praca zaczyna się dopiero potem i tak naprawdę hucuł nabiera masy mózgowej zdolnej do czegokolwiek dopiero, gdy ma 5-6 lat, a kompatybilność pracy mózgu i fizycznego wyśmigania nabiera mocy w wieku 7-8 lat. 19


N

klaczki hucułki 7 i 8 miesięczną. Niedługo je do siebie transportuję. Wygląda na to że mogę sobie nie poradzić (…)” . A forumowcy, oczywiście służą radą jak bardzo można sobie z hucułem nie poradzić, bo skoro oni sobie nie radzą (lub udają, że ich hucuły to zło, żeby wszyscy się nimi zachwycali) to ktoś inny to sobie nie poradzi na pewno…

o i na koniec zostawiłam oczywiście Internet. Fora, grupy i inne trupy rozpisują się o tym jakie to hucuły są lub nie są. Nie będę tu ich wszystkich cytować. Nie ma to totalnie sensu. Jeżeli ktoś chce się z nimi zapoznać wystarczy wejść na przykład na znany portal Re-volta w wątek o hucułach (http://re-volta.pl) desperackie opowieści typu „Czytam i czytam na tym forum i się wystraszyłam. Właśnie kupiłam dwie 20


HUCUŁ JEST KONIEM DLA… KOLEKCJONERA

I

powiedzcie mi czy wszystkie te „złe” opinie wynikają z tego, że hucuł jest zły, czy ludzie to troszku gamonie?

Ale, ale! Dobre opinie też są! Hucuł jest koniem dla…kolekcjonera. To trochę tak jak z dobrymi winami, każdy w towarzystwie mówi, że lubi czerwone, wytrawne z 1895 roku, o złożonym bukiecie, a w domu pije Leśny Dzban. Albo gdy ktoś kupuje Bugatti z 1936 roku za 40 milionów dolarów - dla tego kogoś jest to spełnienie marzeń, a dla mnie jest to nie dość, że stary samochód, to jeszcze brzydki. A hucuł? Hucuł da się lubić. Bardzo. Za całokształt. Więc poza złymi opiniami, wiąż krążą też te dobre. Hucuł przez swój zespół cech jest koniem wrażliwym i dobrym (pod względem emocjonalnym). Z łatwością rozpoznaje nasze braki i postanawia ich nie wykorzystywać na naszą nie korzyść. Hucuł lubi się opiekować stąd predyspozycje do hipoterapii. Lubi też dbać o swoje stado i nawet jeśli czasem zdarza się awantura, to gdy tylko pojawi się zagrożenie to wszystkie niesnaski idą w zapomnienie, bo o stado trzeba dbać i kropka. I nie ważne czy stado składa się z samych czterech nóg, czy czasem przypałętają się też dwie. Ta sama wrażliwość połączona z ekspresyjnością sprawia, że z hucuła to jest taki antydepresant w koncentracie, bo nie dość że wyczuje że mamy się źle, to jeszcze zastosuje szybką terapię poprawy humoru. Spokój i łagodność, głównie przejawiająca się przez brak gwałtownych odruchów sprawia, że nie jeden jeździec wyleczył swoje traumy na huculskim grzbiecie. Wszechstronność – hucuły skaczą, jeżdżą ujeżdżenie, małe WKKW, kiedyś było ich sporo w westcie, rajdy zwykłe i długodystansowe, zaprzęgi, hipoterapia etc. etc. Wiadomo, wszystko na miarę ich możliwości, ale jednak! No i dzielność użytkowa. Tu to nawet nie ma co dyskutować. Mam kolegę, który notorycznie kiedyś podśmiewał się z hucułów. Dopóki nie pojechał w Bieszczady. Wtedy śmieszki się skończyły, a pojawił się szczery szacunek. Po prostu hucuł w terenie nie ma sobie równych.

21


...z każdego hucuła da się coś wyrzeźbić

Nie jesteście przekonani? Spoko, znam miejsce gdzie Was o tym przekonają… I jest jeszcze jedno, co osobiście wpływa na moją twardą linię obrony dobrego imienia koni huculskich. Mianowicie jest to fakt, że z każdego hucuła da się coś wyrzeźbić. Chodzi mi tu o to iż nie sztuką jest dostać pięknego konia o super ruchu i zrobić z niego gwiazdę czworoboku, czy mistrza pokazów. Sztuką jest dostać „takie tam coś ” i zrobić z tego konia, który nie dość że wygląda to jeszcze się pokazuje. Jak poradzić sobie z hucułem? Jeżeli czekacie na gotowy przepis, to tu niestety go nie będzie. Każdy hucuł to inny przypadek kliniczny. Ale… Po pierwsze hucuł jest trochę jak biszkopt. Gdy się uda – słodziutki i puchaty, a jedzenie to czysta przyjemność. Gdy coś zrobimy źle to w najlepszym wypadku wyjdzie zakalec, a w najgorszym zaszkodzi naszemu zdrowiu. Biszkopt też jest jeden, a sposobów żeby go upiec to jest co najmniej z 6 (jak nie więcej). Z hucułem jest tak samo, bo wszystko „zależy”. Ja osobiście lubię pracę od początku (nawet gadam do źrebaków jak są jeszcze w brzuchu :D ), bo daje ona praktycznie 99% pewności powodzenia. Lubię poznawać predyspozycje i chęci moich koni, żeby potem móc szastać podniosłymi hasłami typu „ten to do skoków” „ten to d ujeżdżenia” „a z tego to będzie konik cyrkowy”. Wszystko sprowadza się jednak do tego, że jeżeli hucuł robi to co lubi, będzie robił to z pełnym zaangażowaniem, ba, jeżeli będzie MÓGŁ robić to co lubi, zrobi też to czego nie lubi, bo on rozumie, że to będzie tylko tak na chwilę. Bajecznie sprawdza się też system kar, nagród i obojętności. Problem polega jednak na tym, że u hucuła stosowanie i jednego i drugiego i trzeciego jest bardziej skomplikowane. Tu nawet jest mi trudno opisać Wam o co mi chodzi. Jednak sprawa sprowadza się do tego, że kary w równym stopniu dotyczą zarówno dobrych jak i złych nawyków, jednak agresywna kara zawsze prowadzi do pogorszenia sytuacji, a nie jej korekty. Sprawa nagrody tyczy się dobrych reakcji, ale sama nagroda może w przyszłości stać się powodem nabudowania złych reakcji. Sama obojętność dotyczy jedynie złych nawyków, ale nie każdy zły nawyk da się zwalczyć obojętnością.

22


ANASTAZJA IWANOWSKA htts://huculprawdepowie.home.blog

z blogerowych stron I wszystko to trzeba robić szybko i precyzyjnie. Doliczając do tego czas na udzielanie odpowiedzi na ulubione pytania 4ro latka „po co? dlaczego? jak? kiedy? etc.”, bo w końcu hucuł to umysłowo jest na poziomie 3-4 latka (dla porównania pies na około 2 latka). To w końcu warto w tego hucuła czy nie?

Tak więc mamy jedną rzecz i sześć możliwych reakcji (kara prowadząca do złego, kara prowadząca do dobrego, nagroda prowadząca do dobrego, nagroda prowadząca do złego, obojętność prowadząca do dobrego, obojętność prowadząca do złego.), co daje nam 18 (!) różnych zakończeń sprawy (6 (wyżej wymienionych reakcji) x 3 (bo może wpłynąć źle, może nie wpłynąć, może wpłynąć dobrze)). Sporo, prawda?

23

Warto. Jak w każdego konia. Hucuł = wszechstronność. Jednak jeżeli ktoś leci na fali odurzenia jakimś „już zrobionym” hucułem, i myśli, że da radę z młodziakiem, to może się lekko pośliznąć i walnąć głową w mur. Hucuł każdy guziczek do sterowania ma połączony z innym guziczkiem, a ten z jeszcze innym. Gdy jednak ogarnie się hucuła, praktycznie żaden koń nie stanowi już wyzwania. A takiej skali satysfakcji to jeszcze nikt nawet nie stworzył. Zachwyt tłumu – nie policzalny. Przyjemność z pracy czy z jazdy – niemierzalna żadną znaną miarą. Hucuł wie, hucuł czyta w myślach, praktycznie sam jedzie. No istne, po prostu, szaleństwo. I nie ważne, że mały, że gruby, że w porównaniu do innych koni skacze tylko 70, albo macha nogami tylko do klasy N, bo wtedy dla nas to nie jest „tylko”, a „aż”! Hucuł? Tak, polecam. Ale hucuł to nie pluszak, to odpowiedzialność. (tak jak każdy koń!)


24

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ … CZY TO JEST KOCHANIE ?


T

ak... Hucuł prawdę Ci powie. Zapewne nie tylko hucuł. Każdy mądry opiekun i użytkownik konia wie co to znaczy końska mowa ciała i warto konia czasem posłuchać. Dla początkujących to magia i tajemnica, jakiś mistyczny szyfr. Dlatego w sieci pojawiają się najróżniejsi „kryptolodzy” i zaklinacze od końskiej magii. Wszystko okraszone bezgraniczną aureolą miłości do konisi. Ilość lajków, serduszek, uśmiechniętych buziek świadczy o tym jak temat wzbudza sympatię i zapewne wypieki na twarzy, kiedy pojawia się kolejna fotka „na oklep bez ogłowia”. Zauroczeni fejsbukowymi relacjami, zatracamy się w człowieczym widzeniu świata koni. W mojej głowie zapala się żółte światełko, kiedy słyszę opowieści o przyjaźni, wręcz miłości z koniem. W wielu przypadkach owe ciepłe uczucia pojmowane są w sposób wybitnie ludzki, bez refleksji, że uczłowieczanie konia to zły pomysł. Nie rzadko ta miłość do konia przypomina uczucie do dziecka i co za tym idzie podobna troska. Zdarza się zatem, że opiekunowie do przesady chcą uchronić konia, przed stresem i zapominają, że koń to jednak koń i natura przygotowała go do życia w świecie dzikim i dość niebezpiecznym. Nie pora teraz opisywać konkretne przypadki, ale wierzcie mi czasem te relacje końsko – ludzkie przybierają karykaturalne formy. No tak, ale co znowu ma począć młody koniarz, który pełen dobrych intencji googluje w poszukiwaniu najlepszej odpowiedzi na pytanie o twarde i niepodważalne podstawy? Otóż odpowiadam krótko i na temat; Podstawą podstaw w relacjach końskich jest Przywództwo, inaczej Dominacja oraz Hierarchia. I już widzę te skrzywione miny w geście dezaprobaty. Jeżeli jeszcze dodam, iż konie lubią być zdominowane, bo dzięki temu czują się komfortowo, to już słyszę klikanie w klawikord komputera lub w ikonkę „exit”. Jeśli jednak nie ewakuowaliście się intelektualnie z tej opowieści to przeczytajcie najlepsze, jakie do tej pory znalazłem, wytłumaczenie pojęcia Dominacji napisanej przez Beatę Shwenk. Bo jeśli macie już pod opieką konia, a zwłaszcza hucuła, to warto termin DOMINACJA dobrze zrozumieć. I nie jest to tylko podpowiedź dla zakochanych w koniach, ale i tych mniej kochających też. Następny artykuł jest dla każdego obowiązkowy.

25


DOMINACJA... K

Dominacja jest niczym innym jak zapewnieniem bezpieczeństwa. Wiem, co robić, by konie przetrwały i czuły się bezpiecznie. Co oznacza, że decyduję, co mają robić i gdzie iść. Jeśli nie potrafię sprawić, by mnie słuchały, odbiorą to jako moją słabość. Zaczną robić, co chcą, zaczną się bać i czuć się niepewnie. Same będą przejmować kontrolę. Wszystko po to by przetrwać.

ojarzona jest z agresją i rzekomo wyklucza partnerstwo. Ale to nie tak. Jest właściwie niezbędna, by w relacji z końmi osiągnąć harmonię.

26


„Chodzi o poczucie bezpieczeństwa, które ja muszę im zapewnić. Tylko wtedy będą chciały ze mną być.”

N

z blogerowych stron

ie dziwmy się, że ciągle sprawdzają, czy nadal nadajemy się na prowadzącego. Tu chodzi o przetrwanie, a ich instynkt w tym względzie jest bardzo silny. Choć wilk nie czyha już za (każdym) rogiem, ewolucja nie działa tak szybko. Zresztą, pozbycie się takiej umiejętności jak błyskawiczna ucieczka przed (potencjalnym) zagrożeniem, byłoby dla zwierząt roślinożernych, na które polują drapieżniki, czystym samobójstwem. To nie ich głupota, że uciekają od szeleszczącego krzaka. To ich mądrość, która pozwoliła im przetrwać miliony lat.

Beata Schwenk Link do mojej strony: https://www.facebook.com/Psychologia-koni-Beata-Schwenk-144019609351650/? eid=ARA1rBq151Bz3U2No_K2dQD8IhkKNJvwsDjPuzloe6Svl2B8Huun9XGedppBEIfLEv2 yhV21O-NNMmEk https://www.youtube.com/channel/UCioKd5K-1KaTyPcmPHTFYHQ? view_as=subscriber

27


J

ak zatem sprawić, by mnie słuchały? Tu chodzi raczej o siłę osobowości i autorytet. Pamiętam w szkole nauczycieli, którzy wchodzili do klasy i zapadało milczenie. Nawet największe rozrabiaki milkły. Taki nauczyciel niewiele w sumie robił, by to osiągnąć. Inny natomiast krzyczał i dawał masowo jedynki, a i tak nikt go nie słuchał. Był tylko hałas i chaos. Brzmi niewymiernie? Bo tak w istocie jest. Nie ma tu konkretnej recepty. To kombinacja naszych cech osobowości, emocji i zasad obchodzenia się z końmi. Gdy komuś zabraknie owej siły wewnętrznej, siły osobowości, by wzbudzić szacunek i ustalić granice, może sięgnąć do przemocy. Gdy koń go nie słucha, będzie go bił. Właściwie w ten sposób objawi tylko swoją słabość, czyli coś od czego koń ucieka i efekt będzie odwrotny.

28


29


30


W

cale nie chodzi o to, że konia tylko nagradzamy i go rozpieszczamy. Wręcz przeciwnie, ustalamy wyraźne zasady zachowania w sposób sprawiedliwy, ale przyjazny. A więc nie bójmy się słowa dominacja. Tu nie chodzi o bicie koni ani podporządkowanie ich sobie jak niewolników. Chodzi o poczucie bezpieczeństwa, które ja muszę im zapewnić. Tylko wtedy będą chciały ze mną być. Robią, o co je proszę, strofuję je, gdy próbują się wyłamać, rozmawiam z nimi i negocjuję nieustannie. Ale jest tak, jak ja ustalam. Jeśli nie potrafię tego osiągnąć - w sposób pokojowy i sprawiedliwy - jestem dla koni za słaby, by zapewnić im bezpieczeństwo. Znika harmonia, a zaczyna się przepychanka, walka z koniem i często nasza walka o przetrwanie…

Beata Schwenk Zdjęcia :

Mariusz Schwenk

31


Jazda na końskim grzbiecie to cały szereg kompromisów i negocjacji

32


Z

atem już wiadomo; DOMINACJA to priorytetowa sprawa. I nie dyskutujmy z prawami natury w świecie koni. Na niej zbudujemy całą psychofizyczną konstrukcję międzygatunkowej więzi. No tak, ale jak zacząć naukę o koniach. Specjalnie nie piszę „naukę jazdy konnej”, bo chcę aby mądry koniarz miał tę świadomość, że jazda konna to nie jazda na rowerze. To pewnego rodzaju układ, porozumienie, cały szereg kompromisów i negocjacji. Zwłaszcza na początku jeździeckiej przygody wyrozumiałość drugiej strony, czyli naszego partnera konia, musi być ogromna. Dlatego od samego początku, obok niezbędnego szukania równowagi w siodle, namawiam do uczenia się konia i jego koniobowości. Z biegiem czasu zobaczycie (albo nie, bo wszystko zależy od waszej spostrzegawczości) jak wrażliwym jest twój partner koń. Jednak gdzieś trzeba zacząć. Gdzieś, a raczej z kimś, bo w stosunku do koni nie odważam się pisać „z czymś”. Znakomita większość zaczyna w tzw. szkółce jeździeckiej. W szkółce jak to w szkółce są konie szkółkowe. Znam wiele osób, którym „koń szkółkowy” szybko wybił jeździectwo z głowy. Bo dobry koń szkółkowy to skarb. I trafić na taki skarb to wielkie szczęście. O tym poszukiwaniu szkółkowego skarbu i o wszelkich zagadnieniach z tym związanych w następnym artykule. … No to jedziemy dalej.

33


ANASTAZJA IWANOWSKA htts://huculprawdepowie.home.blog

NASZA SZKAPA czyli VIVAT KOŃ SZKÓŁKOWY! 1. Mówi się, że nie ma złych koni tylko jeździec dupa.

K

olejny temat, który chcę poruszyć, dotyczy koni szkółkowych. Inaczej nazywanych szkapami do pchania, wrednymi, głupimi wariatami, tępymi, leniwymi chabetami. Jak wiele w tym prawdy, a jak wiele w tym durnoty nic nie potrafiących jeźdźców?

Rozłóżmy to zdanie na czynniki pierwsze i spróbujmy na spokojnie przeanalizować. Otóż „ Mówi się” , oj i to często, dużo i nie zawsze zastanawia się co… „Że nie ma złych koni” – są i to całe hordy złych koni, ale żaden z tych koni nie jest zły bez przyczyny. To tak jak z ludźmi, przecież

34


z blogerowych stron

nikt nie rodzi się złodziejem, mordercą czy posłem. Człowiek staje się zły i tak samo dzieje się z końmi. „Tylko jeździec dupa”, niestety często to jest właśnie podstawa wszelkich problemów. Zły (tu. nie doświadczy) jeździec oznacza dużo problemów dla konia. Musisz o takiego dbać jak o jajko. Nie oddychaj, nie machaj ogonem i niech Bóg Cię broni, parskać! Wszystko w takim wywołuje panikę normalnie jakbym miał na jakimś grizzly jeździć. Na dodatek ten nieprzychylny wzrok instruktora gdy przesuniesz się choć o 3 milimetry… Brrry… A tu mucha gryzie, ziewać się chce i sprawdziło by się co ten delikwent przyniósł w tej fajowskiej torbie, a jeszcze lepiej poszło by się postać gdzieś z dala od tego całego zgiełku. A potem to-to wsiada, i szarpie i wali piętami, drapie się w czoło nie wypuszczając wodzy, wierci się, kręci się, a Ty musisz spokojnym statecznym kłusikiem przemierzać ujeżdżalnię walcząc z grawitacją i siłą odśrodkową, byleby delikwent został w siodle. I tak dzień w dzień, rok w rok, przez całe życie. Nie zapominajmy po drodze o wszystkich tych epitetach, którymi Cię obrzucają. Nie zbyt miła perspektywa, prawda? Ile byście

wytrzymali w takiej pracy? Miesiąc, tydzień czy 3 godziny? 2.„Koń! Królestwo za konia!” Królestwo, cesarstwo i pół świata! Za dobrego konia szkółkowego! Eeee… Czyli jakiego?? Dla mnie dobry koń szkółkowy, to przede wszystkim koń cierpliwy. Znoszący kopnięcia, szarpnięcia, głupotę jeźdźca i na koniec jeszcze lubiący go? Paradoks prawda? Dobry koń wie, że człowiek nie chce mu zrobić nic złego, że czasem zdarza się kopniak, klapnięcie tyłkiem w siodło, albo zadarcie rąk do góry. Jest to dla niego tak normalny fakt , jak to że trawa jest pyszna, a owies jeszcze pyszniejszy. Takie konie są bardzo ważne na początku przygody z jeździectwem – uczą, że koń to nie bestia połykająca w całości. Kolejny przypadek „dobrego” to koń cierpliwy i powolny. O raju obiecany dla uczących się jeźdźców, jednak istniejesz! Taki koń wywołuje najpierw stabilne poczucie bezpieczeństwa, a potem… frustrację, która utrzymana przez pewien czas na odpowiednim poziomie, pozwala rozwinąć

O KONIU SZKÓŁKOWY! JAK CENIĆ CIĘ TRZEBA, TEN TYLKO SIĘ DOWIE, KTO JEST NAUCZYCIELEM!

35


z blogerowych stron

skrzydła, bez zbytniego myślenia. Jednak jak Ikar lecący za blisko słońca przesiadamy się, pewni swoich umiejętności na konia cierpliwego i szybkiego. Trach! Wszystko musi przyspieszyć, reakcje sprecyzować się, a myślenie załączyć i zacząć pracować. Koń reaguje cierpliwie, ale wszystko (zwłaszcza tempo chodzenia) przyspiesza. Ten koń jest w pracy i pracuje, a nie udaje, że to robi. Przy przesiadce na takiego turbo konika, bardzo ważne jest złapanie oddechu i spokojna praca nad kontrolą oraz tempem 36

(ale o tym to już powinien wiedzieć instruktor, a nie koń czy jeździec). Co jednak z końmi, które nie są cierpliwe? Oczywiście, nie skreśla ich to z listy tych „dobrych”, jednak ich przeznaczenie jest z goła inne. Lepiej nadają się dla jeźdźców, którzy już wiedzą co nieco, panują nad ekscytacją i niekontrolowanymi odruchami. Uczą delikatności i finezji. Często są bardzo obrażalskie - „Szarpnąłeś, bez powodu? No to sobie nie pogalopujesz…”, albo udają, że nie rozumieją sygnału „Twoja łydka była przyłożona o 3,4 cm


za bardzo do tyłu, a kąt ustawienia nadgarstków w stosunku do szerokości geograficznej jest o 3’ i 33” za duży”. Co swoją drogą jest cudowne, ponieważ stanowi wstęp do nauki myślenia o tym co się robi i jak to się robi. Tak więc koń niecierpliwy, ale powolny w swoich reakcjach, będzie ideałem, dla jeźdźca, który szlifuje swoje umiejętności. Taki rumak wymaga, ale nie manifestuje ostro swojego niezadowolenia, czasami wlezie w pachołek, albo sprawdzi jak małe koło może zatoczyć nim jeździec skoryguje jego tor. Koń niecierpliwy, a szybki jest już raczej zabawką, dla bardziej doświadczonych jeźdźców, którzy chcą przetestować swoje umiejętności, sprawdzić swoje teorie i od razu mieć wynik podany do dwóch zer po przecinku. 3. Każdego konia kształtuje jeździec. Co z tymi „złymi” końmi, czy już zawsze będą szkółkowym horrorem, koszmarem z boksu za rogiem? Nie, takie konie nie na zawsze są wstawione do szufladki „zły”. Potrzebują czasu i pracy i jeszcze raz pracy i czasu. A wszyscy chcą wszystko na jużteraz-zaraz-natychmiast. Nie jest łatwo takim koniom. Często zmieniają właścicieli, którzy mają coraz lepsze pomysły na „okiełznanie ” ich i związane z tym zarobienie pieniędzy. Wszystko trwa do póki taki koń nie pęknie, a potem idzie albo na kotlety, albo trafi (jakimś anielskim cudem) na osobę kompatybilną (o tym też będzie tekścik) i z "horrora" zmienia się w anioła. Wracając jednak do tematu osobiście wiem, że do szkółki nie nadają się konie płochliwe i przerażone. Przy czym o ile z końmi, które boją się strasznego „wszystkiego” można coś zrobić o tyle z końmi, które boją się ludzi sprawa jest już dużo trudniejsza. Delikatnie strachliwy koń często może się nadawać do szkółki, musi mieć jednak zapewnioną specjalną atmosferę ochronną, czyli po pierwsze pewnego siebie jeźdźca i po drugie innego konia (najlepiej ustawionego wyżej w hierarchii ). Koń, który boi się własnego cienia totalnie nie nadaję się do szkółki. Choć nie można brać tego za pewniak, wszystko bowiem 37


zależy od powodu tego strachu. Sama mam klacz w szkółce, która boi się ludzi, którzy na niej siedzą. Dlaczego? Ozłocę tego, kto mi to powie. Została przeze mnie kupiona jako 3latka wstępnie zajeżdżona – cierpliwa, pewna siebie, odważna, z odpowiednią iskrą charakteru - przyszłe szkółkowe marzenie. Gdy przyjechała do mnie nagle wszystko pękło – nowe miejsce, separacja od stada (była źrebna) - klacz po pewnym czasie zaczęła się wahać, tracić pewność, a strach przyszedł zaraz po tym. Nikt nie pozna co to strach, póki nie będzie bał się cmoknięcia. Ona bała się mnie, a ja bałam się jej reakcji. Jedno jest jednak pewne… pewna ze mnie osóbka, więc założyłam pampersa i stwierdziłam, że tak nie może być! Wsiadłam i pokazywałam jej że człowiek nie gryzie, machałam nogami, rękami, wrzeszczałam, śpiewałam i chwaliłam, wciąż i wciąż ją chwaliłam. Im bardziej ona się bała tym spokojniejsza się robiłam i tym bardziej ją chwaliłam. Było to bardzo nie dydaktyczne, w końcu cały czas słyszymy „Był zły –ukarz go”, a ja robiłam totalnie na odwrót. Pomogło. W końcu robiłam głupie rzeczy, a ona zerkała i utwierdzała się w przekonaniu „Ten człowiek jest głupi, chyba musze o niego zadbać”. Ten kto dba o kogoś musi być odważny i pewny siebie. Mój koń zaczął do mnie wracać. Gorsza sprawa, że nadal zrzucała wszystkich, którzy mną nie byli. Czegoś brakowało, ale potem się znalazło, w znalezieniu pomógł tez człowiek kompatybilny (tak na pewno będzie o tym oddzielny tekst). Od czasów „dziczy i szaleństwa” minęły 3 lata, klacz

rozpoczęła swoją pracę w szkółce pod średnio- i zaawansowanymi. Każdy kto na niej pojeździ, chce wsiąść na nią ponownie. Tak więc mamy „zło” nawrócone. 4. „Zły koń! Zły, niedobry, niepozytywny koń!”. „Pan Logowego Ogrodu” – Jarosław Grzędowicz. Jeźdźcu uczący się! Koń na którym się uczysz często jest tysiące (jak nie miliony) razy mądrzejszy od Ciebie, albo przynajmniej jest zdecydowany i wie czego chce. A na pewno nie chce mu się męczyć. Jest dla Ciebie za wolny? Wsiadaj na araby po torach – ale od razu zamów sobie wywrotkę gipsu. Nie rusza? A Ty z przyjemnością budzisz się o 6 do szkoły/pracy? Nie skręca? Zacznij jeździć na rowerze, będzie skręcał za każdym razem, bo nie ma mózgu. Bryka i płoszy się? To akurat koń dla ułana nie dla uczącego się. Jeżeli już chcesz obrzucać konia szyderstwami proponuję zwroty : „Ty cierpliwy koniu”, „Ty powolny 38


39


NASZA SZKAPA czyli VIVAT KOŃ SZKÓŁKOWY!

ANASTAZJA IWANOWSKA htts://huculprawdepowie.home.blog

koniu”, ”Wiesz co?! Ale się dziś na Tobie dużo nauczyłem!”. Dlaczego takie? Już tłumaczę. Chodzi o to, że nie ma jazdy konnej bez doświadczenia. Doświadczenie zdobywa się nie w sterylnych i idealnie wyważonych warunkach, a w ich totalnej odwrotności. Czym jest to owo „doświadczenie”? Najkrócej ujmując doświadczenie jest składową sytuacji, które nam się przydarzyły, z których wyciągnęliśmy wnioski i co najważniejsze utrwaliły nam one pewne wzorce w pamięci. Przykład z życia – można dziecku milion razy powtarzać, że wrzątek jest gorący, ale zrozumienie i utrwalenie tej informacji przyjdzie dopiero wtedy, gdy dziecko do owego wrzątku włoży rękę. Rozumiemy to tak - każdy impuls wywołuje jakąś reakcję. Jeżeli brakuje pierwszego nie będzie też drugiego, a co gorsza bez drugiego nie będzie doświadczenia. Tak więc każdy koń i każda jazda uczy nas czegoś nowego. Jeżeli przez całą godzinę coś nam nie wychodzi, nauczyliśmy się, że trzeba popracować nad wcześniejszymi lekcjami. Gdy coś nam wyszło, wiemy że mamy już ten wzorzec utrwalony i można się zająć kolejnym. Gdy mamy jazdę z wygłupami uczymy się, że jazda jest super, a koń kochany, ponieważ wszystko zniósł z godnością. Swoje konie mam od trzynastu lat, niektóre przyjechały do mnie w młodym wieku inne urodziły się w mojej stajni. Rzec by można „znamy się jak łyse konie”, a za każdym razem jak usiądę w siodle, ba, nawet gdy tylko do nich przyjdę, uczę się czegoś nowego. Ja, która o tych koniach wiem prawie wszystko, potrafiąca jednym spojrzeniem ocenić ich nastrój i recytująca z pamięci ich ulubione przysmaczki i dodatki witaminowe. Uczę się za każdym razem, a one uczą się ode mnie. Na tym to wszystko polega.

40


5. Słowo się rzekło. Kobyła u płota.

to jak się zachowuje (zrelaksowany, miły koń = fajna stajnia). W większości jeźdźcy maja problem z poprawną jazdą w trzech podstawowych chodach i ich zebranej i wyciągniętej formie, a marzą im się piaffy i pasaże. Konie dydaktyczne po pierwsze potrafią pracować. Po drugie potrafią pracować dokładnie na odwrót niż wymaga jeździec. A my biedni uczniowie musimy się z tym pogodzić i zacząć doceniać ten fakt, ponieważ jeżeli nauczymy się pracować z takimi końmi, to żaden przypadek nie będzie nam straszny.

Często w szkółkach nie mamy wyboru, uczymy się na tym co jest akurat na stanie. Nie zawsze są to konie idealne zwłaszcza, że prawie każdy marzy o nauce na koniu poziomu Grand Prix. Spróbujmy jednak uzmysłowić sobie jak ciężka jest praca koni rekreacyjnych. Choć sama o swoich koniach mówię, że są dydaktyczne, a nie rekreacyjne. Dlaczego? Dlatego, że uwierzcie mi na świecie jest bardzo niewiele osób, które zaczęły od razu jeździć na chwalebnych koniach sportowych, choć by z prostego faktu – przejażdżki na kucykach, kto od nich nie zaczynał? Tak więc zamiast wypisywać po Internetach „żeby tylko nie były to rekreacyjne chabety” , warto się skupić na tym czego nas te „chabety” mogą nauczyć. Sama gdy wchodzę do innych stajni, nie patrzę na to czy koń kręci piruety w locie, a na to jak wygląda (w sensie zdrowotnym ) i na

Tak więc Vivat Koń Szkółkowy!

41


NA LUZIKU

42


N

a następnych stronach obalamy kolejny jeździecki mit. A może inaczej… odwracamy kolejność znaczeń, zmieniamy akcenty. Przyznam się, że zawsze irytowało mnie w większości ośrodków jeździeckich to „szlifowanie” dosiadu. Nieustanne zmuszanie żółtodziobów do osiągania doskonałości w operowaniu pomocami. Proste plecy, pięta w dół, stabilna ręka, łydka tu, kolano tam… Jak to wszystko zapamiętać, zsynchronizować kiedy trzęsie i koń jedzie gdzie chce. Nogi obtarte, dupsko obite, a koń… szkoda gadać. No i gdzie ta przyjemność z jazdy konnej? I kto to w ogóle wymyślił? Większość instruktorów i tak powie: „O co ci człowieku chodzi? Takie są początki i naturalna selekcja. Za trudno, za bardzo boli to wypad, nie nadajesz się” Chciałbym abyście przeczytali kolejny tekst instruktorów z Dębogóry. Myślę, że zarówno tekst Oli jak i uzupełnienie Mirka rzuca światło na rzecz niezwykle istotną i moim zdaniem ważniejszą niż perfekcyjny dosiad, a mianowicie na R O Z L U Ź N I E N I E . Odnalezienie w relacji koń-człowiek totalnego rozluźnienia, a co za tym idzie czerpania z tej współpracy przyjemności jest podstawą do robienia postępów i doskonalenia warsztatu.

43


CZŁOWIEKU! DOSIAD PÓŹNIEJ

Ola Przydryga https://www.facebook.com/debogoraranch/

O

bserwując na co dzień ludzi uczących się jeździć konno, często zadaję sobie jedno pytanie: dlaczego dzieci przeważnie jeżdżą lepiej niż dorośli i łatwiej przychodzi im realizowanie poleceń instruktora? Odpowiedź nie jest prosta ani oczywista. Pierwszą różnicę między dorosłymi a dziećmi zauważymy także przy uprawianiu innych sportów, których dzieci uczą się szybciej jak choćby pływanie, jazda na rolkach czy na nartach. Chodzi tu o giętkość ciała, płynność i swobodę ruchów oraz ich prostą, pierwotną energię. Wszystkie te cechy sprawiają, że dzieci szybciej uczą 44

się anglezować oraz podążać biodrami za ruchem konia w galopie. A przecież współpraca z koniem nie sprowadza się tylko do przepuszczalności ciała. To kontrola nad kilkusetkilogramowym zwierzęciem, które ma własną świadomość i wolę. To o wiele więcej niż wyczucie równowagi. To dialog. Moja przygoda z jazdą konną zaczęła się, jak u większości dzieciaków, od lonży. Skończyła się po kwadransie, kiedy przy pierwszej próbie kłusa (bez strzemion, by ćwiczyć dosiad) w spektakularny sposób zaliczyłam spotkanie z glebą. Ponieważ należałam do upartych dzieci, zwłaszcza gdy w grę


Im prostszy i bardziej czytelny komunikat, tym łatwiej jest zrozumieć

wchodziły konie, takich przygód było dużo więcej (ku zmartwieniu moich rodziców, których dziecko wybrało sobie za hobby sport wyjątkowo ekstremalny). Przez wszystkie początkowe lata nauki jazdy konnej towarzyszyły mi zawsze te same sformułowania: pięty w dół, palce do konia, łokcie przy ciele. Zdarzyło się, że wszystkie słowa, jakie padały z ust instruktora przez godzinę jazdy dotyczyły mojego dosiadu. W końcu dosiad przez większość osób uważany jest za bezwzględnie najważniejszy element jeździectwa. Nikt mi nie tłumaczył, dlaczego akurat w tym momencie koń odskoczył w bok, dlaczego pobiegł za innymi końmi, czego się przestraszył, dlaczego spadłam, co i w jaki sposób nim powodowało, kiedy nie byłam to ja. Czy poprawny dosiad (kolana do konia, plecy proste, nadgarstki równo) rzeczywiście jest najważniejszy? I jeśli tak, to w jaki sposób go budować? Receptą najczęściej jest wiele miesięcy jazdy na lonży pod okiem instruktora, praca w stępie i kłusie, również bez strzemion, powolne wprowadzenie galopu, jazda w kontrolowanych warunkach, wokół hali czy wokół placu po ścieżce udeptanej przez konia prowadzącego zastęp. Problem pojawia się, kiedy pojedziemy w teren i na ścieżkę wyskoczy sarna, a nasza pieczołowicie budowana postawa się rozsypuje.

Poprawny dosiad buduje się latami, jeżdżąc na różnych koniach, na różnych siodłach, w różnych stylach jeździeckich (!), pod górkę i z górki, po piasku, trawie i błocie, w deszczu i śniegu, w trzech podstawowych chodach. Skacząc przez przeszkody, przejeżdżając przez kawaletki, robiąc ciasny zwrot na zadzie czy chody boczne. Wiele z tych rzeczy trudno jest osiągnąć bez zrozumienia, co oznacza konkretne ustawienie końskich uszu czy parskanie. Niezbędny jest refleks, odpowiedni czas reakcji oraz świadomość, jaką reakcję należy w danym momencie zastosować. Oczywiście, usztywnione i nieprzepuszczalne ciało nie pozwoli na wykonywanie niektórych sygnałów i uniemożliwi komunikację z koniem. Tu właśnie wkraczają dzieci, które nie tylko uczą się szybciej ze względu na ich szybsze przyswajanie wiedzy, ale też w większości przypadków nie mają problemów ze sztywnością ciała, której doświadczają dorośli, rozpoczynający dopiero swoją przygodę z jazdą konną. Dlaczego jednak regularnie zdarza się, że konie najzwyczajniej w świecie są pod dziećmi bardziej posłuszne? Prosty przykład. Polecenie instruktora brzmi: dojedź do narożnika i się zatrzymaj. Zazwyczaj konie, przyzwyczajone do jeżdżenia w kółko wo45


kół hali, w każdym narożniku będą domyślnie skręcać. Dorosły to rozumie; jest świadom tego przyzwyczajenia. Ale dla dziecka polecenie jest proste — należy dojechać do narożnika i tam się zatrzymać, używając nauczonych wcześniej pomocy. Polecenie proste i zrozumiałe, zarówno dla konia, jak i dla jeźdźca. Dorosły potrafi zwątpić w siebie (Może użyłem złego sygnału?) i w efekcie koń skręca. Dzieci nie mają tego dylematu.

mi swojego ciała i oczekiwań wobec zwierzęcia, wyposażeni we właściwe narzędzia stają się dla konia doskonałym partnerem do rozmowy, a co za tym idzie — dobrym przywódcą. Skoro już mamy takiego odpowiedniego człowieka, to przyjrzyjmy się zwierzęciu, z którym będzie się on komunikował. Koń — zwierzę stadne, płochliwe, roślinożerne. Sukces udanego partnerstwa leży w przygotowaniu go do tego, jak odbiera i przyjmuje początkującego, rekreacyjnego jeźdźca. To nie duet, a trio — receptą na sukces jest współpraca pomiędzy

Im prostszy i bardziej czytelny komunikat, tym łatwiej jest go koniowi zrozumieć. Dlatego ludzie świado-

46


47


jeźdźcem, koniem i trenerem, który nadzoruje wykorzystywanie odpowiednich pomocy i rozumie zarówno wierzchowca, jak i osobę, która go dosiada. Rola instruktora sprowadza się w tym momencie nie tylko do tego, by pilnować, w jaki sposób jeździec opiera się na strzemionach i zachowuje równowagę w siodle. Zawiera się w niej zrozumienie indywidualnych potrzeb, możliwości i ograniczeń nie tylko zwierzęcia, ale też człowieka. Jest tu przygotowanie konia zawczasu do tego, by był bezpieczny i godny zaufania, by rozumiał podstawowe i uniwersalne komendy głosowe oraz by współpraca z nim była przyjemnością. Jest również zrozumie-

48

nie, czego można w danym momencie oczekiwać zarówno od konia, jak i od jeźdźca, nie tylko pod względem umiejętności, ale też pod względem anatomii czy dojrzałości emocjonalnej. A w końcu jest to też dopasowanie odpowiedniego konia do odpowiedniego jeźdźca tak, by uzupełniały się ich umiejętności, charaktery i potrzeby. Instruktor powinien poprowadzić jeźdźca tak, by ten potrafił porozumieć się z każdym koniem i by wiedział, dlaczego np. zadziałanie wewnętrzną wodzą pomoże zagalopować z właściwej nogi lub dlaczego jazda w kontrustawieniu przygotowuje konia do prowadzenia na jedną rękę.


I to wszystko można zrobić, zanim dosiad danego jeźdźca będzie perfekcyjny. Zanim równowaga na strzemionach będzie nienaganna, a linia pomiędzy ramionami, biodrami i piętami zachowana. Ba, na odpowiednio przygotowanym koniu każdy, nawet w pierwszych godzinach nauki, powinien być w stanie swobodnie, wygodnie i bezpiecznie galopować. W Dębogóra Ranch robimy wszystko, by przygotować nasze konie do tego, by każdy jeździec mógł w pełni korzystać z przyjemności, jaką jest obcowanie z nimi, a praca nad dosiadem

nie była katorgą polegającą na powtarzaniu w kółko tych samych ćwiczeń. Skupiamy się nad osiągnięciem porozumienia z koniem tak, by zostały uszanowane jego potrzeby, a komunikacja odbywała się poprzez stosowanie delikatnych sygnałów, których jeździec używa świadomie i z rozwagą. Wszystkiemu przyświeca zachowanie najważniejszych zasad bezpieczeństwa. Dzięki temu jeźdźcy mają okazję pracować nad swoim dosiadem w najróżniejszych sytuacjach: kiedy koń krzyżuje tylne lub przednie nogi, przechodzi gwałtownie z galopu do stępa, zawraca w miejscu, jedzie przez wodę czy porusza się kłusem tak wolnym, że na pierwszy rzut oka trudno odróżnić go od stępa. Jeśli tak budujemy umiejętności porozumienia się z końmi, siedzenie w siodle staje się zaledwie jedną z wielu części układanki. Począwszy od sprowadzenia z łąki, poprzez czyszczenie w boksie i prowadzenie na ujeżdżalnię, każdy element ma znaczenie. Siedząc na końskim grzbiecie łatwo zapomnieć, jak doskonały słuch czy węch mają te zwierzęta, słysząc bezbłędnie nasze bicie serca czy oddech. Tylko pełne, kompleksowe zrozumienie koni pozwala na osiągnięcie poprawnego dosiadu i rozwój umiejętności jeździeckich.

Ola Przydryga Instruktor Jazdy Konnej w stylu Western Autorki zdjęć: Joanna Bondarowicz, Grażyna Olszewska

49


Postscriptum, czyli dopowiedź trenera

T

ka fakultetów w specjalnościach jazdy western. Olchę znają wszyscy moi uczniowie, bo chyba nie ma człowieka, który odwiedzał Dębogóra Ranch i nie pobierał lekcji na tej klaczy. Dzisiaj Olcha ma 26 lat , nadal jest w dobrej formie i dzielnie pracuje z kolejnym pokoleniem młodych jeźdźców. Jak już wspomniałem koń nauczony jest wszystkich manewrów reiningowych. Spin, Rollback, cofania itp potrafi wykonać modelowo. Jest oczywiście koniem stabilnym emocjonalnie i przewidywalnym jak wszystkie konie, które pracują z moimi uczniami. Dzięki jej doświadczeniu i pozostałym wymienionym wyżej cechom często dosiadają ją dzieci… No właśnie, ale o tym za chwilę, bo chciałbym tylko dopowiedzieć o jednym „defekcie” w jej końskim CV. Otóż Olcha miała kłopot z płynnym wykonaniem lotnej zmiany nogi w galopie.

reningiem koni i ludzi zajmuje się prawie 30 lat.. Chciałoby się w tym momencie powiedzieć, że o koniach wiem wszystko. Jednak wielokrotnie konie udowadniały mi, że nie wszystkie tajemnice przede mną już odkryły. I nie wiem czy kiedykolwiek i ktokolwiek doszedł do poznawczego końca w tym temacie. Nie wszystko staje się jasne i proste, no i piękne w swej prostocie, bo nie zawsze jesteśmy gotowi na pełne zrozumienie tego co mówią do nas konie. Dla uważnego obserwatora i trenera zarazem, każdy dzień z końmi dodaje kolejną podpowiedź, wyjaśnienie. Czasami musi upłynąć dekada aby zobaczyć i zrozumieć co się widzi. Tym razem rzecz o koniu, który był ze mną prawie zawsze. Olcha to klacz, z którą przetrenowałem wszystko. Można powiedzieć, że ten koń skończył kil-

50


J

ednak pewnego pięknego dnia na grzbiecie Olchy pojawiła się dziesięcioletnia dziewczynka. Z urokliwie dziecięcym, niedoskonałym dosiadem, z uśmiechem na twarzy z dziecięcymi marzeniami i z dziecięcym rozluźnieniem, bo w końcu co może człowieka spinać kiedy ma się dziesięć lat i siedzi się na najlepszym koniu na świecie. Luźna wodza, jedno kółko, drugie kółko, dziewczęce 10 lat coraz bardziej zgrywa się z 26 letnim doświadczeniem konia. Dzieciaki szybko łapią pewność i zaufanie kiedy koń pokazuje swoją stabilność emocjonalną. Zatem po chwili mamy wpasowany, poddający się miękko ruch ciała w siodle i parskającego konia pod siodłem. Interakcja totalnej beztroski i rozluźnienia . Kolejne kółka miękkiego galopu w tempie westernowego lope i…. Hop zmiana kierunku na środku hali. Olcha wzorcowo zmienia w locie nogi. Tył i przód miękko i łagodnie ot tak po prostu . Oczywiście dziesięcioletnia cowgirl nie jest świadoma tego epokowego wydarzenia i dalej upaja się przyjemnością jazdy. Olcha oczywiście niesie tę dziecięcą radość na grzbiecie i jakby nigdy nic robi kolejną wyluzowaną lotną zmianę nóg. Stoję, patrzę i podziwiam mądrość końskiego odczuwania….

Często zdarzało się jej „zapomnieć” o zadnich nogach co oczywiście powodowało krzyżowanie. Wiadomo, że taki efekt jest spowodowany najczęściej usztywnieniem części końskiego ciała. Jednak Olsze nie pomagały najróżniejsze ćwiczenia rozluźniające podczas treningu. Nie przekonywały ją całe zestawy behawiorystycznych pakietów, które stosowałem na setkach koni. Olcha po prostu znała mnie na wylot. Gdzieś tam w przeszłości, dekadę temu, kiedy szlifowałem swoje umiejętności trenerskie zrobiłem coś źle, coś co Olcha zapisała w moich tajnych aktach. Tak ten koń ma na mnie teczkę i mimo, że po latach doświadczeń czuję się już dawno zrehabilitowany w oczach setek innych koni to Olcha wie i podświadomie pamięta. Oczywiście to powoduje jej podświadome usztywnienie i przeszkadza w całkowitym rozluźnieniu. Oczywiście mówimy tu o tak subtelnych odczuciach, że tę różnicę rzadko kto może dostrzec. Tę „niedoskonałość” Olchy przyjąłem w końcu za rzecz, która po prostu dodaje jej uroku, bo Olcha tak ma i już.

Jaki morał z tej obserwacji konia, który po dwudziestu latach nauczył się poprawnie wykonywać zmianę nóg w galopie? Ano taki, że wreszcie fizycznie i psychicznie zaistniały dla konia warunki do pełnego rozluźnienia, co pozwoliło Olsze zrobić to co każdy koń z natury swojej potrafi. I o zgrozo rozluźnienie nie przyszło wraz z mistrzowskimi umiejętnościami jeźdźca tylko z totalną dziecięcą naiwnością, takim szczerym maksymalnym zaufaniem, takim jaki tylko jest dostępny dziecięcej naturze. Zatem człowieku! Jazda konna to po pierwsze przyjemność, rozluźnienie, synchronizacja oddechu, bicia serca i cała ta magiczna reszta … Nad dosiadem popracujesz później. :)

dopowiedział: Mirek Banaszak, Instruktor jazdy konnej w stylu western, Właściciel ośrodka jeździeckiego Dębogóra Ranch Zredagował: Przemysław Michalak 51


J

eśli ktoś został „skażony” za młodu końskim bakcylem, to „choroba końska” będzie już mu towarzyszyć przez całe życie. Jest tylko kwestią czasu kiedy nadarzy się okazja aby taki nieszczęśnik zakręcił swoim życiem tak, aby wszystkie okoliczności złożyły się w konstelację sprzyjającą, czyli krótko mówiąc tak się jakoś dzieje, że stajnia jest niedaleko (fizyczna odległość ma z tym nie wiele wspólnego). Tydzień jest ułożony tak, że przynajmniej kilka dni poświęcamy na to aby nasze ubranie przesiąkło zapachem stajni. Jeśli to czyta ktoś spoza końskiego świata to nic nie rozumie i nie zrozumie też tego jak bardzo ta choroba pcha człowieka w nieuniknioną zależność, która musi się skończyć taką czy inną formą posiadania konia. Wyłączam oczywiście przypadki ciężkie, czyli takie, które doprowadzają człowieka do zawodowego związania się z końmi. Dla tych już nie ma ratunku… Natomiast Ci, którzy myślą o koniu jak o hobby, mają szansę na ocalenie. Może właśnie teraz jest czas na głęboką refleksję; czy aby mój przypadek końskiego zakręcenia jest na tyle poważny, aby stać się posiadaczem konia… a może koni? Zajrzyjcie na kolejne strony. Żeby nie było, że nie ostrzegamy…

52


Czy aby mój przypadek końskiego zakręcenia jest na tyle poważny, aby stać się posiadaczem konia…

53


JA MUSZĘ MIEĆ Z

nie możemy spać, jeść, pojawiają się tiki nerwowe i wiele, wiele innych ciekawych objawów. Czasem pojawi się na naszej drodze jakaś bariera, która ostudzi nasz zapał – rodzice/brak pieniędzy. Gdyby jednak poprowadzić hipotetyczne hipologiczne rozważania na temat, jakim jest posiadanie konia ja osobiście skłaniam się do oceny 0 w skali od -10 do +10, bo dobrze jest go mieć, ale czasem to lepiej go nie mieć.

bliża się wiosna. Ptaszki ćwierkają, śnieżyce zdarzają się już jedynie raz w tygodniu, a my zadowoleni zdejmujemy termoleginsy i zaczynamy częściej jeździć konno. Im częściej jeździmy tym bardziej boli nas w portfelu. I nagle pojawia się błyskotliwa, jak śpiew sióstr Godlewskich, myśl: „Co ja będę płacił/a, kupię sobie swojego, a co!”. Myśl ta jest tak obezwładniająca, tak oszałamiająca i wprawia nas w taką euforię (tak mnie też), że zapominamy o całym świecie,

54


„As

addictive as cocaine and twice expensive „ * „Jest uzależniające jak kokaina, ale dwa razy droższe”

P

lusów posiadania koni jest co najmniej kilka. Nie da się ich jednak wymienić pojedynczym zdaniem, od kropek, myślników czy literek alfabetu. Dlaczego? W końcu łatwo napisać „możesz jeździć kiedy chcesz, jest Twój, fajnie mieć konia, możesz się pochwalić znajomym, możesz startować w zawodach”… możesz też wiele różnych płytkich rzeczy… Minusów osobiście uważam, że jest więcej, ale można przejść nad nimi do rutyny, albo ich nie zauważać gdy są na głowie kogoś innego. Zacznijmy jednak po kolei. Możesz jeździć kiedy chcesz?

z blogerowych stron

Zapomnij! Jeździsz wtedy kiedy Ci się chce, albo kiedy masz czas, ale gdy masz czas najczęściej Ci się nie chce. Kończy się tym, że nie jeździsz, albo z poczucia winy bierzesz konia na lonżę/ na 15 minut na oklep/ dajesz mu

4 marchewki i stwierdzasz po jego wzroku, że mu się też nie chce i idziesz do domu leżeć na kanapie. Mnie od koni dzieli równe 25 kroków. Gdy mam wolny dzień do 15 marnuję go na nikomu niepotrzebne rzeczy (jak pisanie tych tekstów xD), a potem stwierdzam „kurczę, chyba wypadałoby wsiąść, bo któryś się nie najlepiej zachowywał” i jeżdżę po ciemku. Kurtyna. Dlaczego tak się dzieje? Z prostej przyczyny, albo raczej dwóch. Jeżeli nie masz zapału, żeby jeździć więcej niż raz w tygodniu gdy płacisz za jazdę, nie będziesz go miał, gdy nawet będziesz posiadaczem konia. Choć wiadomo, przez pierwszy tydzień to by się z tego konia nawet na jedzenie, spanie i szybkie potrzeby nie zsiadało. Druga jest taka, że jak ja się najeżdżę/ napatrzę jak jeżdżą to mnie się MARZY poleżenie na kanapie w ciepłym domu z herbatką w ręku.

ANASTAZJA IWANOWSKA htts://huculprawdepowie.home.blog

55


Możesz się pochwalić znajomym? To fakt. Tu nawet nie ma co rozważać, można się chwalić dowoli! I wszyscy Ci zazdroszczą. A Ty czasem robisz dobrą minę do złej gry. Nie wspominając już o tym, że wszyscy Ci znajomi chcą na tym koniu pojeździć, a im lepiej macha nogami tym bardziej oni napierają (zgodnie z zasadą – Mogę pojeździć na Twoim koniu? – A mogę robić Twoje auto?) Możesz jeździć jak chcesz? Tak, to również jest fakt. Nikt Ci nie mówi dziś jedziemy w teren, a dziś to siedzimy na ujeżdżalni. Sami jesteśmy sobie panami. Możemy jeździć z trenerem, możemy bez. Możemy jeździć na ujeżdżalni, możemy w teren. Możemy wszystko. Ważne jest jednak to, żeby to wszystko było z głową. Sama w swoim jeździeckim życiu przechodziłam różne etapy. Jeździłam tylko na oklep w tereny, jeździłam tylko na ujeżdżalni, jeździłam sama i jeździłam z trenerami. I osobiście wszystkimi kończynami podpisuję się pod teorią, że wszystko z umiarem. Trening konia musi być wszechstronny, a przez trening rozumiem wszystko, nawet zwykłe prowadzenie na uwiązie, ponieważ do kiedy przebywamy przy koniu jest on przez nas szkolony (!), a to czy uczymy go mądrych zachowań czy wręcz przeciwnie to już inna sprawa. Wracając jednak. Trening musi być wszech-stronny, więc i my musimy być wszechstronni, a jazdę bez trenera można porównać

do zdjęcia opon w samochodzie… wiadomo na felgach da się pojechać, ale czy daleko się zajedzie? I nie mówię tego tylko jako szkoleniowiec, mówię to również jako uczeń. Sama przecież wiem jak było gdy za młodu jeździłam sama sobie, a jak jest teraz gdy troszkę trenerów przerzuciłam. Powiem Wam tak, tylko trener średniej lub słabej rangi wstydzi się, że musi z kimś jeździć! Mój koń to będzie najcudowniejszy na świecie! Taaa, przez pierwsze dwa dni… Nasze zakupowe, różowe okulary działają przez kilka pierwszych godzin… U bardziej wytrwałych kilka tygodni… A potem? Trach! Mamy wrażenie, że to jest inny koń, serio, ktoś go normalnie podmienił! Tamten był grzeczny, a ten wymusza – podskubuje - stawia nogę nie tak jak byśmy chcieli – słucha się tylko naszego trenera. I co teraz? W końcu nie takiego konia chcieliśmy. Robić dobra minę do złej gdy? Dalej ćwierkać koleżankom o swoim „super-hiper-ekstra nabytku”, a na pytanie „to czemu na nim nie jeździsz?”, odpowiadać „eee, zostawiłam żelazko na gazie i bolą mnie plecy…”? Czy dobrze jest mieć swojego konia? Tak – jeżeli ktoś jest wyznawcą wdupiemienizmu. Kopią się? Luz. Nie dostał siana przez cały dzień?

56


Nasze zakupowe, różowe okulary działają przez kilka pierwszych godzin… U bardziej wytrwałych kilka tygodni… A potem?

57


z blogerowych stron

Luz. Urwało mu głowę. Chili i tak będzie żył!

Zaraz mu przygotują środki uspokajające.

Nie – jeżeli ktoś tej zasady nie wyznaje. Witaj Zespole Tourette’a! Karmisz, dbasz, pielęgnujesz. Nie panikujesz na widok otarć i wiesz jak poradzić sobie z większą raną, ale ludzie mają Cię za niespełna rozumu… Przykład? Rozmawiasz z kimś przez telefon: No i wiesz poszłam sobie na zakup… NIE WSADZAJ TAM ŁBA…zakupy i widziałam taką super… I TAK CIĘ WIDZĘ!..sukienkę. Taka różowa... NIE LIŻ TEGO. KOLKI DOSTANIESZ w granatowe grochy. ECT.

Ale przecież koń jest już osowiały…

Nie koniowi… Właścicielowi….

Nie – jeżeli ktoś jest końskim hipochondrykiem. Czy to otarcie to jest śmiertelne? Trzyma za bardzo głowę w lewą stronę – chyba umiera?!. Troszkę jak w historii „Właściciel konia, a wizyta weterynarza”

58

Kurtyna. Nie – jeżeli nie wiesz do czego służy taki koń. A na pewno nie służy jedynie do stania i żarcia siana (dosłownie i w przenośni $). Tak – jeżeli jesteś gotowy na dużo poświęceń i wyrzeczeń i ciężkiej pracy… Zawsze jest fajnie posłuchać „WOW, ale masz super wierzchowca!”, ale to co na nim wypociliśmy, nałzawiliśmy i na- denerwowaliśmy się to nasze.


A ja? Ja jakoś wytrzymuję z nimi wszystkimi… Czasem ledwo („Niech się ścierwa pokopią! Pozabijają! Nie obchodzi mnie to!”). Historię „przemian” Byrcyna

Tak więc fajnie jest mieć konia, jak się go nie ma…

59

htts://huculprawdepowie.home.blog

Och ile ja się tych więzi na oglądam! Normalnie cały repertuar! Normalnie więzi niczym sznury… z gumy do żucia… Wszystko idzie super, jest dobra passa, jazda idzie jak marzenie, pada więc standardowe zdanie (lub dwa): „Bo ten to jest najlepszy! Czy będzie go Pani sprzedawała?”, albo „a jeśli nie to my go chętnie wydzierżawimy!” … i… potem wystarczy jeden zły trening, nowy koń w stadzie i ten „najukochańszy” degraduje się do jedynie „lubianego”. I miłość prysła jak bańka mydlana. „Nowy” ulubieniec teraz jest naszym centrum wszechświata i to jego byśmy chcieli teraz kupić.

to zna już chyba każdy…Wiem jednak, że i w drugą stronę jest podobnie, bo zdarza się, że i konie ze mną mają ciężko. W trakcie swojej przygody jeździeckiej sprzedałam tylko jednego konia – ogierka , z którym jako 10cio latka nie byłam sobie wstanie poradzić (tata Byrcyna). Od tamtej pory, pomimo wielu gróźb jak na razie stado jedynie się powiększa… Wynika to jednak z tego, że wszyscy rozumiemy – i ja i konie. Dopóki będziemy szanować pewne granice i schematy, dopóty będzie nam się miło współpracowało. W końcu, kto jak kto, ale ja to wiem, że koń jako źrebaczek nie wyskakuje taki super już z brzucha… Przy czym u mnie jest jeszcze jeden warunek - muszą słuchać się też Was…

Anastazja Iwanowska

Mój koń ma ze mną więź


Taki koń-amator może być najszczęśliwszym zwierzakiem pod słońcem

60


P

W znakomitej większości koński świat składa się z koni amatorów i hobbystów. Użytkowane kilka razy w tygodniu po godzinie lub dwie. To takie idealistyczne wyobrażenie, bo wiadomo, że bywa różnie. Czy to dobrze czy źle, nie ma co się zastanawiać. Tak jest i koniec. Tylko niewielka grupa z was zostaje zawodowcami w tej profesji i skazana jest na wysoką specjalizacje. Natomiast owa znakomita większość po prostu bawi się tym swoim jeździectwem. I bardzo dobrze. Taki koń amator może być najszczęśliwszym zwierzakiem pod słońcem, ale nie za sprawą wyżej przywołanych akcesoriów, które drenują wasze skarbonki, tylko za sprawą racjonalnego treningu albo po prostu zabawy. Hmmm... trening. Ale jaki trening? Klasycznie, westernowo, a może skoki? Wszyscy przecież skaczą …. A w ogóle po co trening skoro my tylko do lasu na spacerki .

rzecież nie mam złudzeń. Jeśli ktoś jest chory na konie to żaden artykuł ani bloger go nie przekona. Jednak, jakby co to ostrzegaliśmy… i mamy to na piśmie. No dobrze, załóżmy, że stało się; jesteście szczęśliwym posiadaczem konia (bo nikt was nie zdołał przekonać do tego, że najlepiej to go nie mieć) albo dzierżawicie takiego wierzchowca i choć jest prawie rasowym hucułem to dla was jest najczystszej krwi rumakiem o unikatowym eksterierze, a jego chody przyprawiają widzów o zachwyt i zauroczenie... No może nie do końca tak jest, ale codzienne wasze starania, aby tak było są jak fale, które napływają do stajni przynosząc coraz to wymyślniejsze derki, uwiązy, kantarki, baciki, siodła, buty, czapsy, bryczesy... Szafki w siodlarni wypełniają się preparatami do kopyt, sierści, grzywy i ogona. Oczywiście internety służą pomocą w wydawaniu pieniędzy na te cuda i cudeńka. A co o tym myśli koń... no cóż. Trzeba by zapytać konia.

Czyli kolejny temat do przemyślenia na kolejnych stronach.

61


KOŃ POLIGLOTA RADOŚĆ TO CZY SROMOTA?

Koń wszechstronny… kiedyś był.

N

ie dawno, powiem więcej, przed czterema dniami, padło pytanie, które sprawiło, że mi (mi!) zabrakło słów. Przez chwilę chwytałam powietrze w panice zbierając myśli. Potem zaczęły drżeć mi ręce, a potem to już stwierdziłam, że sprawa i tak jest przegrana, i trzeba odpowiedzieć zgodnie z prawdą…

Fakt, bo teraz to już nie za bardzo jest. Obecnie panuje moda na „specjalistów” zarówno wśród ludzi jak i wśród koni, ba, wśród innych zwierząt też. Wyobraźcie sobie jednak, że w przypadku takiego schematyzowania skończymy na tym, że gdy przepali nam się żarówka w kuchni to będziemy dzwonić do elektryka, bo my, co za pech, mamy akurat magistra z filologii angielskiej i ta żarówka to jest poza naszymi kompetencjami. Ale za to jak się panu elektrykowi taka śrubka przy krześle odkręci, to pan elektryk będzie dzwonił do budowlańca, żeby mu ową jedną

„- Pani Nastko, a pani do czego uczy konie? - Yyyy… nooo…[gonitwa myśli]… w zasadzie to do wszystkiego…”

62


śrubkę wkręcił, bo to totalnie przekracza kompetencje pana elektryka. Za to pan budowlaniec będzie dzwonił do nas, bo śrubka produkowana w Anglii i mimo, że pan budowlaniec to pół życia spędził w Londynie to on się będzie pewniej czuł przy wsparciu filologa. Brzmi… śmiesznie. Co najmniej. A wcale śmieszne nie jest… To właśnie robimy koniom, gdy mówimy: „Ja to jeżdżę tylko skoki” „Ja to jeżdżę tylko ujeżdżenie” ect.ect. Lecz i sam „rynek” w szeroko pojętym znaczeniu wymusza na koniach specjalizację. Mamy linie skokowe, mamy linie ujeżdżeniowe, w samym westcie w obrębie jednej rasy jest kilka typów użytkowych. Nawet w samych polskich rasach, a czasem nawet i w ich obrębie występuje specjalizacja. Na przykład obecnie mamy stary i nowy typ konia śląskiego czy małopolskiego, równie dobrze można by je nazwać typ do powożenia i typ wierzchowy. Konie te już na pierwszy rzut oka różnią się w eksterierze i interierze [*budowie i mózgu]. To troszkę tak jak w ludzkim sporcie – różni się przecież sylwetka lekkoatlety od sylwetki boksera. Tylko… lekkoatleta tak jak bokser ma treningi siłowe, a bokser jak lekkoatleta ma treningi aerobowe i szybkościowe.

Dlaczego więc my jako jeźdźcy doprowadzamy do sytuacji, w której naszym koniom brakuje jednego z trzech składowych elementów, którymi są siła, szybkość, wytrzymałość? Gdzie nie spojrzę w Internetach wręcz huczy się, że „urozmaicanie treningów” „ujeżdżenie dla skoczków” „skoki dla ujeżdżeniowców” „tereny budują psychikę”. A gdy tylko nadarzy się okazja to nauki konia to zaraz pojawia się fala hejtu „jak tak można?” „mieszasz mu w głowie!” „nic dziwnego, że mu nie wychodzi, on uczył się czego innego!”. Nie wynika to jednak z winy owego konia. Wynika, jak w prawie 70 procentach innych przypadków z jeźdźca. Pamiętajmy, że nie zależnie od marki konia , firmy siodła, producenta ogłowia, ceny czapraka najważniejszym komponentem w jeździe konnej jest… jeździec. A jeździec świadomy zarówno umysłowo jak i fizycznie jest cenniejszy niż wagon diamentów. Wynika to głównie z ogólnie znanego, ale rzadko głoszonego faktu, że tam gdzie kończy się wszechstronność jeźdźca, kończy się również wszechstronność konia. Brak sprawności fizycznej, w tym równowagi, brak świadomości ciała, brak wiedzy, barak chęci, bariery psychiczne i cały ogrom powiązanych z tym czynników sprawia, że chcemy się specjalizować w tym, w czym jak nam się wydaje, jesteśmy najlepsi. Jest to zrozumiałe, w końcu już od przedszkola ktoś z nas woli czytać, inny liczyć, a jeszcze inny malować. Każdy też chce pokazać, że jest najlepszy w tym co robi. Specjalizacja jeździecka jest więc bezpieczną oazą, strefą komfortu, terytorium na któ-

I żeby nie było, ja to jestem straszliwą fanką specjalizacji. Ale jestem fanką specjalizacji rozsądnej. Takiej specjalizacji na 80%. Bo fakt, że głównie mówię i piszę o koniach, ale lubię na przykład też książki poczytać i to zdecydowanie nie o koniach, albo lubię też na snowboardzie pojeździć i piec ciasta, serio, bardzo lubię piec ciasta. Gdybym specjalizowała się w 100% w jeździectwie i hodowli koni, było by to dla mnie bardzo nudne i przykre.

63


A jeźdźcowi w głowie dano – w jednej rozum w innej… siano.

rym możemy głośno mówić, „że my to NIE, bo nie” i nikt nie zarzuca nam braku wiedzy czy umiejętności. Wręcz przeciwnie! Każdy gratuluje nam naszej konsekwencji, trudów i osiągnięć. Pytanie jest tylko jedno – czy płynięcie z prądem rzeki i zbieranie oklasków jest dobre dla nas czy dla naszego konia? Czyż jako jeźdźcy nie powinniśmy dbać by nasz koń pozostał niezrównanym atletą zarówno fizycznym jak i psychicznym? Nawet sam Bruce Lee powiedział, że jak trenujesz - tak będziesz walczył! Tak więc gdy będziesz trenował jedynie kopnięcia z półobrotu, to na-

wet jeśli będą one najlepsze, a ktoś zaatakuje cię z prawego sierpowego – przegrałeś, bo twoja obrona leży i kwiczy. I to w cale nie jest tak, że teraz każdy jeździec ma zostać super wszechstronnym atletą, który recytuje Szekspira z pamięci! Wystarczy, że każdy jeździec przestanie się bać krytyki i zacznie dzielnie badać najpierw samotnie, a potem w duecie ze swoim koniem obszary, które pozwolą na dążenie do doskonałości. Jak w drzewie, które ma mnóstwo korzeni i gałęzi, ale jeden solidny pień.

64


Trening wszechstronny? Tego tu jeszcze nie grali!

Pierwszym i najważniejszym celem treningu jest POPRAWA FUNKCJONOWANIA: ·

układu szkieletowego - kości, ścięgna, więzadła, stawy, kopyta

·

układu nerwowego w tym psychiki

·

układu krążenia - serce, naczynia krwionośne (w tym układ kapilarny)

·

układu oddechowego

·

układu mięśniowego

Mówi się, że trening powinien w równym stopniu rozwijać siłę, wytrzymałość oraz szybkość. Główny nacisk należy jednak położyć na „W RÓWNYM STOPNIU”, ponieważ wystarczy jedynie nadmierny wzrost jednego z tych trzech komponentów, aby równowaga była zachwiana, a nasz domek z kart… ekhem…upadł. Dość jednak mądrych słówek! W końcu nie będę Wam cytować moich wypracowań ze studiów! Jak taki trening wygląda w „realu”? A wygląda bardzo prosto, ale pracochłonnie, bo wcale nie trwa 3 dni i wymaga całych pokładów kreatywności. Wynikiem jest jednak otrzymanie konia do zadań specjalnych. Umówmy się już jednak w tym miejscu, że jesteśmy zgodni co do tego, że pomoce jeździeckie są jedne, niezależnie od stylu, bo koń jaki jest każdy widzi i łydka czy ręce jeźdźca nie różnią się niczym poza wielkością, masą mięśniowo-kostną i użytkownikiem, a owe jedne pomoce mogą po prostu prowadzić do innych reakcji (które są wyuczone). Przykład? Kiedy komuś od początku mówimy, że żarówka nazywa się stolik, nie zmieni to faktu, że świeci – po prostu dla nas świeciła będzie żarówka, a dla tego kogoś stolik. Gdy jeździec westowy dotyka konia ostrogą w stałym nacisku chce żeby koń pozostał w bezruchu i tego uczy konia, gdy jeździec skokowy naciska 65


ostrogą chce żeby ten w tri miga zawinął się nad przeszkodą, więc tego właśnie go uczy. Koń jak koń, jedna „pomoc”, a inna wyuczona reakcja.

ficzny interierowo. No słowem – szału nie ma. I gdybym teraz napisała, że każdy z nich pracuje w szkółce i potrafi wykorzystać swoje nabyte umiejętności w co najmniej dwóch dyscyplinach zabilibyście mnie śmiechem. Cóż… śmierci przybywaj, bo właśnie to musze Wam napisać. Muszę Wam też napisać, że zarówno dostosowane do wzrostu skoki, podstawowe elementy ujeżdżeniowe, kilka postulatów westowych, znajomość przeszkód crossowych, TRECowych, czy Ścieżkowych i wytrzymałość rajdowca nie

Wracając jednak do konia wszechstronnego. Wszechstronny nie oznacza „wszystko robi najlepiej” oznacza „jest na tyle dobrze przygotowany, że może zrobić wszystko najlepiej jak potrafi”. Realia oznaczają przykłady. Tak więc. Jestem właścicielką hucułów. Hucuł taki grubaśny, w zimę zarośnięty, nie grzeszący wzrostem, nie wybitny eksterierowo, i dość specy66


jest im obca. W końcu sama nie wiem kiedy i jaka ich umiejętność może mi się przydać! Taki koński poliglota jest na wagę trzech wagonów złota. Dodatkowo jest to koń, który ma wszystko w równowadze - zarówno psychicznie jak i fizycznie (u hucułów poza kontrolą jest jedynie przyrost tkanki tłuszczowej). Pamiętacie to porównanie do drzewa, które było kilkanaście zdań wyżej? Wszystkie te dyscypliny są korzeniami bądź gałęziami. Tylko jedna z nich może być pniem. Jednak pień nie istnieje bez korzeni i gałęzi. Jeżeli mój koń ma wytrzymałość (rajdy, skoki, cross/TREC/Ścieżka), siłę (skoki, ujeżdżenie) oraz szybkość (rajdy - w tym ściganki na łąkach ) oznacza to, że wiele go już w życiu spotkało i niewiele go zaskoczy (równowaga psychiczna). Koniec końców otrzymuję konia, który nie będzie bał się podjąć specjalizacji. Ba! Będzie owej specjalizacji wymagał, by móc pokazać swój pełny potencjał! Kto się kanarkiem urodził orłem nie umrze. W zasadzie w drugą stronę to powiedzenie też jest bardzo prawdziwe. Tak jak koń z linii skokowych nie zostanie ujeżdżeniowcem czy reiningowcem wysokiej klasy, tak i koń dresażowy najlepszym skoczkiem ani pleasure’owcem nie będzie. Nie róbmy jednak z tych koni inwalidów, bo nawet krowa skoczy do metra, a buldog francuski po operacji przegrody nosowej może normalnie oddychać. Tak też jest z końmi – gdy westowy koń skoczy kłodę nie czyni to z niego skoczka, ale jednocześnie stwierdzenie jeźdźca „mój koń trenuje reining, a nie skoki” prowadzi do świadomego upośledzenia konia, bo nikt tu przecież nie mówi o parkurze Dużej Rundy, a jedynie o ruszeniu zwojów mózgowych konia – „Pacz. To je kłoda. Kłoda nie zjada konia. Kłoda musi być przez konia pokonana. Bo jakby koń żył w naturze ta taka kłoda mogła by konia zaskoczyć na ścieżce. A konia akurat gonił by niedziwiedzieł. I koń musiał by uciekać. I żeby nie być skonsumowane przez niedźwiedzieła musi kłodę przeskoczyć. <Siup> Łoooo. Koń uratowan. Jak koń spotka kłodę na reiningowym Futurity to my wygrali. Bo koń wie co z tą kłodę począć” Amen. Zwoje konia zapracowały - znaczy koń ma w głowie małą burzę. Gdy ma burzę oznacza to, że myśli. A myślenie oznacza dla nas inteligentne zwierze,

Taki koński poliglota jest na wagę trzech wagonów złota.

67


którego nie można zanudzać i z którym trzeba rozmawiać i co gorsza, z którym trzeba pracować, bo organ nieużywany zanika. I nikt tu nie chce z przyszłej gwiazdy sliding stopu zrobić diamentu parkuru. Jedynymi przeszkodami jakie warto w takich przypadkach przeskakiwać są nasze: lenistwo, opinie, ego i zabobony. Koń Konie wojskowe już od czasów rycerstwa dzieliły się na kilka typów (dziękuję Ci przedmiocie nazywany Historio Jeździectwa). Były kanoniery, bojery, konie artyleryjskie różnych typów i wiele, wiele innych. Teraz linie koni specjalizują się. I to jest dobre. I to jest potrzebne. I na dodatek jest to w miarę mądre. Nie zapędzajmy się jednak w podziały, granice, tabelki, rodowody czy inne znaki stopu. Koń, który pomimo specjalizacji ma podstawy z różnych dyscyplin staje się zdrowym atletą. Atletą który później może zostać sportowcem, nauczycielem lub po prostu przyjacielem. Gdy jednak zamkniemy się w schematach, które wieją nudą i stęchlizną nie dziwmy się, proszę, że potem mamy całe chordy narwanych, wypalonych, pokontuzyjnych zwierząt, które sami stworzyliśmy swoim uporem. W końcu lubię czekoladę, ale dziś jem truskawkową, jutro marcepanową, a jak zjem za dużo skończy się to wymiotami. Sami chcemy być najlepsi – umieć jak najwięcej, wiedzieć jak najwięcej, mieć jak najwięcej. Tak samo jest z treningiem konia. Jeden dobrze wyszkolony koń oznacza minimum dwóch dobrze wyszkolonych jeźdźców. Dobrze wyszkolony jeździec oznacza minimum jednego wybitnie wyszkolonego konia. Wszechstronny koń daje wszechstronnego jeźdźca, a wszechstronny jeździec szkoli jedynie wszechstronne konie. Czy owa lawina wyszkolenia jest warta swojej ceny? Cóż… Shut up and Take My Money! A koń, który jest do wszystkiego w granicach rozsądku, w cale nie jest koniem do niczego!

68


69


J

wrażliwość i głębia odczuwania decyduje ile wrażeń i radości wynosimy z takich konnych wycieczek. Wszak dla człowieka bogatego wewnętrznie podróż z pokoju dziennego do kuchni może dać więcej przeżyć niż niejednemu wycieczka dookoła świata… no może trochę przesadziłem, ale tylko trochę.

ak zauważyliście, wydobyliśmy te teksty z internetowego wszechświata żeby zaakcentować kilka najważniejszych aspektów ludzko—końskiej relacji tak aby zobrazować wam ile musi się wydarzyć pomiędzy człowiekiem i koniem aby osiągnąć wymagany poziom zaufania. A co to znaczy? Może właśnie to co przedstawia obok zdjęcie, które zrobiłem spotykając tę trójkę w lesie na spontanicznym spacerze… Człowiek, koń, pies. Połączeni wzajemnym szacunkiem i zaufaniem. Bez smyczy, bez kiełzna, a jednak związani ze sobą naturalnymi więzami przyjaźni… jak to w stadzie być powinno :)

Dlatego w tym wydaniu szczypta doniesień z blogerowych publikacji na temat przeżyć z końskich wypadów… zobaczycie, że naprawdę miejsce to tylko pretekst. Ważne jest to co i ile daje nam obserwacja świata z końskiego grzbietu.

O

K, dość mędrkowania na temat posiadania konia, szkolenia i w ogóle końskiego behawioryzmu i o tym co ważne, a co mniej ważne. Koniec końców koń jaki jest każdy widzi i trudno zaprzeczyć, że wielu z nas bez koni nie wyobraża sobie życia. Ba konie wręcz potrafią stać się treścią życia, albo przynajmniej znacznego fragmentu naszego życia. O tym najlepiej się przekonać czytając książkę Wojtka Ginko, której krótki opis zamieściliśmy. Tak czy inaczej obcowanie z końmi staje się prędzej czy później przeżyciem tak ważnym, że o wrażeniach z końskich rajdów i wycieczek musimy się z kimś podzielić. Jest w tym taka magia, że nie ważne, czy rajd jest po mazowieckich polach i łąkach, czy po szlakach Montany. Zresztą to tylko nasza 70


71


72


aki b l u k o ad warto Książk czytać o Krótko

tym co

prze

J

eździecka Dolina Zbrosławice, czyli o koniach, ludziach i PRL-u to historia o czasach, kiedy władza traktowała jazdę wierzchem jak fanaberię przedwojennych ziemian i o tych, którzy taki sposób myślenia zmieniali. Trzysta stron, sporo zdjęć, nieznane dokumenty, fakty, anegdoty i wydarzenia, które brzmią jak z bajki choć nimi nie są. To co napisałem nie jest kroniką, a moimi wspomnieniami czasów kiedy zbrosławickie jeździectwo zajmowało mnie bez reszty. Wojtek Ginko. Było to normalne życie w PRL. Pod oficjalną strukturą organizacyjną socjalistycznego państwa funkcjonował całkiem przyzwoity kapitalizm. Tak było w Zbrosławicach, wsi w okolicy Tarnowskich Gór. W owych czasach Zbrosławice były mekką akademickiego jeździectwa w Polsce. To dzięki nim mamy dziś w kraju tysiące instruktorów, sędziów i trenerów. Działające w ośrodku wydawnictwo publikowało kompletnie nieobecną na polskim rynku zachodnią fachową literaturę jeździecką. Nikt inny tego nie robił. Wojtek Ginko napisał o tym miejscu książkę - "Jeździecka dolina Zbrosławice. O koniach, ludziach i PRL-u". Ale nie ma w niej ani słowa o tym, że Zbrosławice stworzył on. Wojtek eksponuje kierowców, instruktorów, masztalerzy i trudnych chłopców, którzy tam próbowali nawiązać kontakt z normalnym światem. Wybrzmiewa w tych wspomnieniach szacunek dla ludzi, koni, umiłowanie przyjemności i akceptacja ułomności. Widać, że autor kocha życie.

Kiedy mam pisać o sobie, to zawsze przypomina mi się kultowy Rejs… urodziłem się w Płońsku, w 1947 roku w kwietniu. Znaczy w drugiej połowie kwietnia. Dokładnie 27 kwietnia. I nigdy się nie nudziłem. Przy pierwszych symptomach nudy, zapalało mi się czerwone światło i natychmiast znajdowałem coś fantastycznie interesującego. Może dlatego pierwszy raz się upiłem jak miałem siedem lat, na licznych wagarach trenowałem wskakiwanie do towarowego pociągu, którym można było dojechać nad wodę, w nieparzystych klasach (3,5,7,9) miałem od góry do dołu same tróje (kiedyś napiszę dlaczego), studiowałem dziesięć lat na kilku różnych wydziałach politechniki w międzyczasie wyjeżdżając za granicę, uprawiając sport albo muzykę. Przez pierwszych dwadzieścia lat życia najbardziej interesował mnie rodzaj żeński, potem zauważyłem konie i zacząłem dzielić czas między jedno a drugie.

Genialnie i z humorem napisana przez Wojtka Ginko i opracowana graficznie przez Izę Świerad „Jeździecka Dolina Zbrosławice” to prawdziwa uczta nie tylko dla tych, którzy kochają konie, ale także dla tych, którym czasy PRL-u są bliskie sercu

Więcej o Wojtku Ginko na stronie: https://ginko.com.pl/o-autorze/

73


Gdzie Hucuły poniosą

z blogerowych stron

https://jakinaniebie.wordpress.com

Aleksandra Dąbrowska

Polami pełnymi złotego zboża, leśnymi ścieżkami po miękkim mchu i łąkami aż po horyzont. Korytem rzeki, wzdłuż drewnianych płotów i pustych torowisk, środkiem leniwych wiosek i chodnikami mazowieckich miasteczek. Wędrujemy, tam gdzie Hucuły poniosą…

74


S

amochodem jedzie się tam pół godziny. Praktycznie cały czas prosto, po nierównym asfalcie przez lasy i pola, wyhamowując przed zagubionymi pośród nich wioskami, dziurami w drodze i remontowanym mostem. Potem w lewo, przy żółtej reklamie z napisem ,,Węgiel" i w końcu w prawo za kapliczką. Dalej kończy się asfalt, jest tylko zagubiona pośród łąk tabliczka z numerami domów i długa piaszczysta droga obrośnięta leszczyną, i żółtymi kwiatami nawłoci. Na końskim grzbiecie będziemy tu za pięć godzin. Nad rzeką w Klembowie Nad rzeką w Klembowie, w wysokiej wilgotnej trawie, zgubił się ochronny kaloszek na kopyto. Po energicznym kłusie, zagryzanym w biegu kanapką z szynką, wypadłyśmy na chodnik tuż obok kościoła. Przeszłyśmy w bród na drugą stronę i poprawiając się w siodłach, z wysoko uniesionymi głowami, przeparadowałyśmy przez wieś czując się niczym kowboje na Dzikim Zachodzie. A kaloszek przepadł. Leżał pewnie beztrosko, grzejąc się w sierpniowym słońcu i wdychając zapach leniwego późnego lata, życzył temu drugiemu udanej podróży. Kawałek dalej, po poprawieniu luźnych czerwonych owijek na nogi i kolejnej pary ochraniaczy, wieś dobiegła wreszcie końca. Za torami zaczynał się las, zarośnięta droga wzdłuż nasypu i bagno… Las o smaku jagodowym Nie takie bagno straszne, jak je malują. Boczkiem, boczkiem i w nagrodę można się już rozkoszować zasłużoną jagodzianką, wycierając umazane fioletowym dżemem palce w czarną grzywę. Las w południe pachnie rozgrzanym igliwiem, rudzieje w oczach sosnowa kora, strzelają pękające pod naciskiem patyczki, a trącane kopytami szyszki toczą się przez chwilę po nierównym gruncie, znikając między krzaczkami pełnymi dojrzałych jagód. W Rezerwacie Dębina jest już nieco mroczniej. Szumią dostojne graby i dęby, ścieżka kończy się przy udekorowanej sztucznymi, różowymi kwiatami kapliczce, a spróchniałe powalone pnie przybierają niecodzienne kształty. Nie mamy wyznaczonej trasy. Łapiemy każdą z dróg, biegnącą w odpowiednim kierunku. Czasem tą szerszą, piaszczystą, na której zrywając się do galopu, mijamy ułożone w stosy bele ściętego drewna. Czasem tą węższą, przysłoniętą długimi gałęziami, naznaczoną bruzdami i kałużami pełnymi błota. Nigdzie nam się przecież nie spieszy, no może trochę – w następnej wiosce przystanek na drożdżówki z budyniem!

75


Co widać ponad płotem Pachniało musztardą. Może sarepską, a może bardziej tą dijon z dodatkiem odrobiny miodu. Tuż za podrdzewiałą tablicą z napisem Jadwinin, między zdziczałymi jabłoniami kwitła gorczyca. Ciemnożółta, wysoka i aromatyczna, a dalej znów był asfalt. Podziurawiony, miejscami nierówny, ciągnął się długą czarną linią prawie aż pod sam horyzont. Z obydwu stron otaczały go płoty – te niebieskie, dawno malowane, z łuszczącą się cienkimi płatami farbą; te nowsze drewniane, z równo wyciętych sztachetek błyszczących od lakieru i te masywne, niczym obronne mury, szare, ceglane lub bordowe. Ponad nimi złociły się dorodne mirabelki i różowofioletowe śliwki, gruszki ulęgałki i niedojrzałe jeszcze antonówki. Z końskiego grzbietu widać więcej, nawet z tego huculskiego, niewysokiego przecież. Zajrzeć można ponad te płoty, dosięgnąć palcami czubków drzew, zobaczyć w oddali stado pasących się krów. Tuk tuk, tuk tuk – przez wieś ciężko przejechać niezauważonym. Miarowy stukot podków roznosi się w zastygłym w ciszy przedpołudniu, przyciągając zaciekawione spojrzenia dzieci, uśmiechy mieszkańców i serdeczne pytania. – A gdzie to dziewczyny jedziecie? – Na Strachówkę! – A skąd to? – Z Helenowa. – Toż to kawał drogi, poważna wyprawa! Ano całkiem poważna, ale płynie szybko. Przez kolejne polne drogi mkniemy już galopem, wzbijając w powietrze

tumany kurzu. Przerzedza się zabudowa, cichną rozszczekane psy. Jesteśmy coraz bliżej! A jeśli dom będę miał, to będzie żółty koniecznie Przed domkiem kwitły złotliny, okna miały białe framugi, a dach błyszczał się na zielono w popołudniowym słońcu. Dojechałyśmy do celu! Nieco zmęczone, nieco głodne i spragnione, ale jakże szczęśliwe. Strachówka to miejsce zagubione w mazowieckiej przestrzeni. Z dala od zgiełku, rozpędzonych samochodów i skrzyżowań, z dala od wszystkiego.

76


https://jakinaniebie.wordpress.com

Samochód z chlebem i drożdżówkami przyjeżdża tu co dwa dni, do najbliższego sklepu można przejechać przez pole konno, a od sąsiadów dostać świeżego mleka, sera i racuchów z jabłkami. Nic nie zaciemnia światła gwiazd, w noc ciemną jak smoła, przy ognisku siedzieć można aż do świtu, gdy po okolicznych łąkach zaczynają snuć się białawe mgły. Można tu złapać oddech, wypić rano kawę na trawie z ukochanym wierzchowcem, szepcząc mu do ucha, że tak dobrze, że jest. – To takie płaskie Bieszczady. Klimat ten sam, a nie trzeba daleko jechać – zawyrokowała Nastka, gospodyni w żółtym domku, czarodziejka od koni, zostawiająca cząstkę serducha i duszy we wszystkim co robi. Przez pięć godzin wspólnego rajdowania nie można się z nią nudzić i na koniec świata jadąc, nie sposób by było. Odprowadziłyśmy konie na łąkę i same zaległyśmy w pachnącej trawie. Koty zaczęły buszować w stercie drewna, a my popijając chłodną jeszcze colę cieszyłyśmy się życiem. Tak po prostu…

77


Klaudia Turner www.horsemanshipinmontana.blogspot.com

Montana – tu trzeba być twardym

P

zwach jak Spanish Peaks, Tobacco Roots, Crazy Mountains i do tego to niekończące się niebo. Nie bez powodu nazywają Montane Big Sky Country (Kraj Wielkiego Nieba). Na co dzień dość często można usłyszeć, jak miejscowi pozdrawiają się mówiąc ,,Just another day in paradise” (,,kolejny dzien w raju”).

rzyleciałam do Montany w Listopadzie 2013r. Wiele odbyłam podroży po Europie, żeglowałam po oceanach, ale dopiero w Montanie odczulam prawdziwa przestrzeń. Preria otoczona pnącymi się ku niebu pasmami górskimi o dość niezwykłych na-

78


... dopiero w Montanie odczułam prawdziwą przestrzeń

Przechodzi tu szlak, którym podążali znany odkrywcy Lewis i Clark, prowadzeni przez legendarną już, młodziutka Indiankę Sacajawea. Przyleciałam, a tu zima. Przeżyłam dość mocny szok widząc konie na pastwiskach 24/7 w temperaturach spadających czasem nawet do -40 stopni Celsjusza. Bez derek, czasem nawet bez wiat, spokojnie wypasające się (przy dużych opadach śniegu można zaobserwować, jak grzebią kopytem w śniegu dokopując się do trawy) na pastwiskach wielkości kilkuset hektarów. Niewiele jest tu stajni, gdzie trzymane są konie w boksach. Taki przywilej zazwyczaj zarezerwowany jest dla koni sportowych. Konie rekreacyjne cieszą się życiem na świeżym powietrzu, jak ich przodkowie.

79


N

ajczęściej spotykane rasy w Montanie, to oczywiście American Quarter Horses, a także inochodźce jak Morgan Horses, Tennessee Walking Horses, Rocky Mountain Horses, czy tez legendarne Mustangi. Rasy goracokrwiste należą tu do zdecydowanej mniejszości. Wynika to głownie z celów użytkowych. Konie w Montanie wciąż pełnia bardzo ważna role w pracy wielkich rancz i w życiu kowbojów.

80


Typowym wyposażeniem zabieranym przez jeźdźców jest kapelusz, płaszcz … spray na niedźwiedzie jak i broń

B

ardzo ciekawym odkryciem był dla mnie sposób wyjazdu w konny teren Montańskich jeźdźców. Prawie każdy jeździ tu pick up’em i większość właścicieli koni posiada własne przyczepy. Rzadko kiedy spotyka się tu konia z problem załadunku, gdyż jazda przyczepa i załadunek należą tu do codzienności. Wyjazd w teren jest pewnego rodzaju wyprawą. Konie ładowane są do przyczepy, następnie wywożone w góry na jeden z wielu szlaków górskich. Tam następuje rozładunek, siodłanie i kilkugodzinny wyjazd w teren. Typowym wyposażeniem zabieranym przez jeźdźców jest kapelusz, płaszcz (pogoda w montańskich górach jest nieprzewidywalna), spray na niedźwiedzie jak i bron. Dlaczego spray i bron? Ponieważ w Montanie panuje dość duża populacja niedźwiedzi Grizzly, po górach grasują pumy, które nie wahają się zaatakować konia, czy człowieka, a także roi się od grzechotników. Nie wspominając już o łosiach, które (ku mojemu zdziwieniu) potrafią być bardziej niebezpieczne od niedźwiedzi grizzly. Większość jeźdźców wie, jak postąpić w przypadku ukąszenia ich konia przez grzechotnika. Najczęściej koń z ciekawości pochyla się zaciekawiony ,,grzechotaniem” i zostaje ukąszony w nozdrza. Należy wtedy działać szybko, aby zapobiec uduszeniu się konia od powstałego na skutek ukąszenia obrzęku zamykającego końskie nozdrza.

81


T

ereny w Montanie, to często wąskie szlaki na skraju urwiska. Istotne jest, aby mieć kontrole nad swoim wierzchowcem, nad jego nogami, ale przede wszystkim, aby mieć mocna relacje zbudowana na zaufaniu. Często na szlaku szerokości dwóch metrów zza zakrętu wyjeżdża górski rowerzysta. Normalnym widokiem są dziko wypasane krowy chowające się w krzakach. Przy spotkaniu z niedźwiedziem, czy łosiem nasze bezpieczeństwo leży w wielkości. Zarówno los, jak i niedźwiedź nie zaatakują konia z jeźdźcem, które dla nich wydają się być dziwnym, wielkim stworzeniem. Jeżeli koń się spłoszy, czy nas zrzuci, to sprawy mogą mieć dość nieciekawy obrót. Tu stawka jest życie. Dlatego tak ważne jest zaufanie i posłuszeństwo naszego wierzchowca.

Klaudia Turner www.horsemanshipinmontana.blogspot.com

82


83


K

olejnym ciekawym zjawiskiem, jest samodzielność właścicieli w obsłudze ich wierzchowców. W sklepach dostępne są szczepionki dla koni, lekarstwa, siano i często właściciele sami szczepią swoje konie, opatrują, werkują, czy odbierają porody.

84


85


86


W

większości użytkowanie koni jest na ranczach, Rodeo i polowaniach. Osobiście nie jestem fanka rodeo, jak i polowania i na nie nie uczęszczam. Widziałam jednak prace koni na ranczach z bydłem i jest cos pięknego w relacji, jaka kowboje maja ze swoimi końmi. Relacja ta zbudowana jest przez godziny spędzone razem, pot, ciężką prace, pokonywanie niebezpiecznych szlaków. Widziałam, jak kowboje zaganiają zagubione krowy po stromych urwiskach, a ich konie nawet przez chwile nie zawahają się postawić nóg tam, gdzie ich jeździec je nakieruje. Kiedy jeźdźcy zsiadają z koni,

87

rzucają wodze na ziemie i konie stoją dokładnie w tym miejscu, jakby były do tej ziemi przywiązane. To nie jest relacja wypracowana na roundpenie ze stickiem, klikerem i smakołykami (metody te jak najbardziej stosuje i popieram). Ta wieź wypracowana jest codziennością, partnerstwem i wspólna ciężką praca. Odnajduje w tym to surowe piękno Dzikiego Zachodu. Klaudia Turner Współwłaścicielka: Turner Horsemanship/ RockyMountainHorseman www.horsemanshipinmontana. blogspot.com


W

jeszcze jedną podróż chciałem Was zabrać z udziałem koni. To podróż do naszego wnętrza. Już dawno człowiek odkrył terapeutyczne właściwości obcowania z końmi. Teraz, w dobie nieustannego gonienia straconego czasu, pościgu za pieniądzem, gdzieś po drodze tracimy siebie. Gubimy pełną kontrolę nad emocjami, tracimy spokój, stabilizacje emocjonalną i Bóg wie co tam jeszcze owa cywilizacja XXI wieku wymiata z naszego wnętrza. Okazuje się, że koń ma w głębokim poważaniu zmiany cywilizacyjne i jak na przyjaciela przystało, podpowiada nam co nam ucieka, co dzieje się z naszymi emocjami i psychiką. Ostatnie dwa artykuły to krótkie zasygnalizowanie tematów, w których naprawdę dzieją się rzeczy niezwykłe, bo koń staje się przewodnikiem człowieka po skomplikowanej krainie emocji i wszystkim tym z czym ludzki mózg nie może sobie do końca poradzić . Moim skromnym zdaniem to rozdział życia koni i ludzi najbardziej niezwykły ale też chyba najtrudniejszy do zrozumienia i ogarnięcia. Wymaga wiedzy, skupienia, pokory i empatii na poziomie nieprzeciętnym…. Jeśli to się zdarza to pojawiają się cuda.

88


„Kiedy Bóg zobaczył, że człowiek nie daje rady… dał mu konia, aby się ogarnął” zasłyszane

89


Emocje na wodzy

Em

i koń nie reaguje jak się oczekuje. Dla konia to informacja podwójna czyli jedziemy do przodu, ale wiesz boje się, to może jednak nie…

ocje są dla koni podstawową informacją jako odbierają od nas ludzi. Każdej zastosowanej technice towarzyszy jakaś emocja. Te same „przyłożenie łydki” będzie inne w zależności od tego czy towarzyszy mu radość, czy niepewność. Można to sobie wyobrazić cofając się do początków uczenia się zagalopowania. Początkujący jeździec – przykłada łydki wg. Instrukcji – ale! W łydkach towarzyszy często napięcie związane z niepokojem przed nowym…

Jedną z dróg do rozumienia siebie, konia i świata jest właśnie rozpoznawanie emocji. Natomiast umiejętne zarządzanie nimi jest drogą do równowagi wewnętrznej, zdrowia i komunikacji. W komunikacji z końmi jest to niezastąpione narzędzie do rozumienia zarówno siebie, jak i konia oraz tego co się między nami a koniem wydarza. Wiele emocji współdzielimy z końmi, część jest typowo ludzkich.

Agata Wiatrowska - prowadzi ośrodek programów rozwojowych z końmi HorseSense. Autorka trzech książek: „Menedżer uczy się od koni”, „Koń jako trener. O facylitacji programów rozwojowych z końmi oraz lekcjach od koni trenerów”, „Psychologia relacji człowieka z koniem” oraz kursu online Odkryj tajemnice koni o psychologii relacji z końmi. www.horsesense.pl

90


Harmonijna i satysfakcjonująca relacja z końmi wymaga zarówno technicznych jak i psychologicznych umiejętności. Różnica między emocjami, a uczuciami

Co

Chcąc zrozumieć i uporządkować kwestie emocji, warto rozróżnić je od uczuć. Często pojęcia emocje i uczucia używane są używane zamiennie. Jednak emocje i uczucia oznaczają dwa przeciwległe bieguny tego samego kontinuum, przebiegające od prostych emocji takich jak np. strach, wstręt, poprzez emocje złożone, w których ważną rolę odgrywają wcześniejsze doświadczenia, aż do najbardziej złożonych uczuć, charakterystycznych dla przeżyć ludzkich takich jak np. przyjaźń czy miłość. Emocje są zazwyczaj zależne od określonych sytuacji i są na ogół krótkotrwałe. Emocje są wrodzone, a pod względem neurofizjologicznym wiążą się z procesami zachodzącymi w pniu mózgu. W emocjach impulsywność przeważa nad

to są emocje?

Emocje dotyczą stanu wewnętrznego człowieka/konia wyrażające się mniej lub bardziej w jego działaniach, stanie i zachowaniu. Nauka używa m.in. następującej definicje emocji: „emocja jest złożonym zespołem zmian cielesnych i psychicznych, obejmujących pobudzenie fizjologiczne, uczucia, procesy poznawcze i reakcje behawioralne wykonywane w odpowiedzi na sytuację, spostrzeganą jako ważną”.

91


refleksyjnością; są one związane z procesami fizjologicznymi człowieka. Emocje występuję zarówno u ludzi, jak i u koni.

(emocja), ale w głębi serca jest mi smutno (uczucie). Dla koni tak nieuporządkowane stany emocjonalne zamieniają się w hałas i jeśli im tylko pozwolimy same będą szukały w nas jasności i uporządkowania.

Uczucia są przeżyciami specyficznie ludzkimi. Od emocji różni je to, że są trwałe, chociaż często ta trwałość jest bardzo trudna do uchwycenia i określenia w czasie. Uczucia charakteryzują się transsytuacyjnością, co oznacza, że cechuje je brak bezpośredniej zależności od aktualnej sytuacji człowieka. Od strony neurofizjologicznej wiąże się to z procesami zachodzącymi w korze mózgowej i stąd w uczuciach występuje przewaga refleksyjności nad impulsywnością.

Pr

Najwięcej zamieszania u koni wprowadzają ludzkie uczucia. Dlaczego? Bo nie są związane z daną sytuacją. Mogę być poirytowana, bo coś się wydarzyło w pracy i nadal nieść te uczucie wieczorem do stajni… Koń patrzy, rozgląda się.. czuje te poirytowanie… Tylko nie widzi dla niego obiektu/powodu/ kontekstu.

zykłady emocji i uczuć:

Emocje - proste dzielone z końmi: radość, złość, smutek, strach, ciekowość, zdezorientowanie, irytacja, wdzięczność, spokój, zdezorientowanie, bezradność, zdziwienie.

Konie różnie na to reagują, czasami po prostu próbują nam te uczucia rozpuścić (niejako je z nas zdejmują). Po pobycie w stajni jest taki uczucie lekkości, i złość czasem po prostu znika. Dla niektórych koni to nie jest dostępna strategia. Co wtedy robią? Bardzo różne rzeczy.. głównie odbierane jako „trudności” i uprzykrzanie nam życia. Część z nich znika jeśli tylko zadbamy o swoje emocje.

Uczucia - złożone bardziej ludzkie nie dzielimy ich z końmi z pewnymi małymi wyjątkami,, często związane z korą mózgową, sposobem myślenia, światopoglądem, kulturą wychowaniem itd: wstyd, duma, nadzieja, poczucie winy, pogarda, wstręt, spełnienie, rozczarowanie, poczucie ulgi. W jednej sytuacji emocje i uczucia mogą być przeciwstawne np. złoszczę się na kogoś

92


93


Poprzeczka wyżej czyli Olimpiada Specjalna

c

zy istnieje wszechstronny koń rekreacyjny? Niezawodny kompan, odważny, posłuszny i oddany partner? Pewnie istnieje… najlepiej byłoby wyszkolić go samemu- od początku. Odpowiedni dobór rasy, umiejętności szkoleniowe, szeroko rozumiany behawioryzm z równoległym budowaniem więzi.. i chyba mamy idealnego konia rekreacyjnego. Ale postawmy poprzeczkę trochę wyżej; Czy istnieje idealny „koń hipoterapeuta” i co to takiego może znaczyć? Fachowcy powiedzą, że w hipoterapii trudno o takiego… A jednak zdarzają się. A co ze wszechstronnością w użytkowaniu koni? Czy taki koń terapeuta to jeszcze koń? Koń wszechstronny to też koń pracujący z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie i ruchowo. Wszechstronny partner w terapii.

Kanony, kanony…

W

szyscy wiemy czym jest hipoterapia ale niewiele osób ma świadomość terapeutycznych właściwości konia. Wszechstronny koń terapeuta pomaga pokonywać słabości, wzmacnia poczucie własnej wartości, usprawnia psychoruchowo. Żeby móc przybliżyć temat hipoterapeutycznej jazdy konnej muszę najpierw odnieść się do kanonu.

94


Okiem hipoterapeutki

Według Kanonów Polskiej Hipoterapii, hipoterapia to ukierunkowane działanie terapeutyczne mające służyć poprawie funkcjonowania człowieka w sferach fizycznej, emocjonalnej, poznawczej i społecznej, podczas którego, specjalnie przygotowany koń stanowi integralną część procesu terapeutycznego. I dalej według kanonu wyróżnia się też hipoterapeutyczną jazdę konną dla osób niepełnosprawnych rekreacyjną i sportową, która nie stanowi części hipoterapii ale jest ściśle z nią związana i może mieć aspekt terapeutyczny. Ale nie o kanonach nam przecież mówić...

P

onad rok miałam możliwość i przyjemność uczestniczenia w zajęciach przygotowujących do zawodów Olimpiad Specjalnych Klubu Olimpijskie Konie Poznań. Pod okiem mojej mentorki-Pani Danuty Lech istruktorki jazdy konnej, hipoterapeutki, która jest też sędzią WKKW, powożenia ,ujeżdżenia i skoków. Prowadziłam zajęcia z podopiecznymi niepełnosprawnymi intelektualnie w różnych stopniach. Teraz, gdy to piszę nasza reprezentantka PolskiMarta Borowska wraz z trenerką przygotowują się do startu w Abu Dhabi na Światowych Letnich Igrzyskach Olimpiad Specjalnych!

95


C

hciałam podzielić się moimi obserwacjami w temacie hipoterapeutycznej jazdy konnej odnośnie podopiecznych klubu i koni. Zajęcia odbywają się raz w tygodniu zawsze na tych samych koniach. Jakie są konie? Jaką relację mają z nimi podopieczni? Jak wygląda trening? Czy koń wie, że siedzi na nim jeździec niepełnosprawny intelektualnie? Jest to przecież zaburzenie rozwojowe dotyczące umiejętności poznawczych, językowych, społecznych i adaptacyjnych... Myślę, że nie. Koń działa tu i teraz. Koń nie widzi niepełnosprawności. My ją widzimy, my o niej wiemy. Czy koń wie, że upośledzenie umysłowe (jakkolwiek to źle brzmi) nie jest chorobą, lecz stanem który trwa przez całe życie jednostki i nie leczy się z niej tylko rozwija i usprawnia jej funkcjonowanie? Myślę, że nie wie. Dobrze wyszkolony, wszechstronny koń poddaje się silnej spastyce pacjenta, niekontrolowanym odruchom, nie reaguje na sytuacje w których czuje się zagrożony… daje siebie. Reaguje na sygnały i mowę ciała prowadzącego go hipoterapeuty. Punktem wyjścia w prowadzeniu zajęć jest poziom, który prezentuje zawodnik. Początkujący w miarę możliwości, uczą się podstaw obchodzenia się z koniem i trenują schemat ujeżdżeniowy tylko w stępie z hipoterapeutą, który prowadzi konia. Dbałość o szczegóły nie jest tak ważna, całość dopasowana jest do umiejętności jeźdzca. Pięty w dół, proste plecy, idealny dosiad czasem zaburza spastyka i ograniczenia ruchowe. Jazda na koniu to nieustająca stymulacja układu przedsionkowego, czucia i prio96


priocepcji czyli czucia własnego ciała... Są podopieczni, którzy pokonują schemat ujeżdżeniowy na wyższym poziomie. Przy pełnej sprawności ruchowej, opanowaniu wszystkich chodów i wieloletniej pracy dochodzą do całkiem niezłej sprawności. Konie są kluczem do ich osobistego sukcesu, a jazda konna dodaje im skrzydeł.

Co dają im konie... Wojtek i Havana. Para z którą pracuję na kolejne zawody Olimpiad Specjalnych. Moi faworyci. Wojtek ma mpd ze spastyką czterokończynową w stopniu lekkim od drugiego roku życia uczestniczy w zajęciach hipoterapii, teraz bierze udział w zawodach. Havana - klacz szybkościówka. Wojtek przez swoje ograniczenia ruchowe lubi jej aktywny stęp. Dlaczego Wojtek chce przyjeżdżać do Havany, czyścić ją, pomagać w siodłaniu, jeździć? Bo to klacz wszechstronna. Ma olbrzymią siłę przyciągania. Kiedyś była koniem rekreacyjnym teraz pomaga podopiecznym w hipoterapeutycznej jeździe konnej. Marta natomiast jezdzi na Havanie we wszystkich chodach i świetnie sobie radzi. Panuje nad koniem rewelacyjnie. Zawodniczka reprezentowała Polskę cztery lata temu na Igrzyskach Olimpiad Specjalnych w Los Angeles. Agnieszka i Liberate. Koń ,który wiele razy brał udział w zawodach ujeżdżeniowych. Spokojny, opanowany, świetnie wyszkolony, o pięknym ruchu. W przypadku ataku lęku Agnieszki, Liberate potrafi spokojnie czekać aż jej niepokój minie... 97


Zalecał On konie rodzimych ras prymitywnych takie jak hucuły, koniki polskie oraz ich krzyżówki. Z ras zagranicznych haflingery czy fiordingi. Oczywiście ważny jest nie tylko wzrost i budowa konia ale też jego psychika i chęć do współpracy.

Ogrom oczekiwań... Jakie mamy oczekiwania wobec koni? Czego od nich potrzebujemy? Czego od nich chcemy? Każdy szukający odpowiedzi w swojej końskiej dziedzinie ma swoje przemyślenia.

Według mnie wszechstronny koń rekreacyjny to koń bezpieczny, stabilny wrażliwy i czujący. Odczulony i wyczulony na bodźce, a zatem idealny do pracy w hipoterapii.

Podopieczni klubu chcą po prostu jeździć. Samodzielnie wyczyścić, osiodłać konia i poczuć moc sprawczą w powodowaniu tym zwierzęciem.

Prywatnie preferuję rasę koni AQH za ich wytrzymałość i pojętność w szkoleniu. Mam klacz tej rasy i czekam na jej potomka. To wyjątkowy, wszechstronny koń ,który zmienił moje życie i dodał mi skrzydeł...

Oczywiście ich celem jest udział w zawodach, do których przygotowują się cały rok. Jaki ma być ten idealny wszechstronny koń? Tu muszę znowu odnieść się do Kanonu Polskiej Hipoterapii gdzie zawarte są wytyczne opracowane przez Wincentego Smolaka cenionego hodowcy koni rasy huculskiej i honorowego prezesa PTH.

Hanna Iwanow Instruktor Rekreacji w secjalności HIPOTERAPIA

https://www.facebook.com/Olimpiady-Specjalne-WielkopolskiePozna%C5%84-299378623737695/

https://www.facebook.com/Olimpijskie-Konie-143211619181569/

98


,,Gdyby bo kto latać zapragnął, to nie masz między dziełami ludzkiemi więcej do tego podobnego, nad jazdą konną” Xenofot z Aten

Oddział Regionalny Olimpiady Specjalne Polska Wielkopolskie—Poznań jest jednym z 18 Oddziałów Regionalnych polskiego Programu Olimpiad Specjalnych. Oddział tworzy 41 klubów Olimpiad Specjalnych w których zrzeszonych jest około 1750 osób z niepełnosprawnością intelektualną.

99


BEZ SŁÓW ZDJĘCIA ANITY K. WesternNET nie byłby w tym czym jest bez zdjęć Anity Kaczor. Tym razem kilka obrazów z ostatnich zawodów w ośrodku Roleski Ranch. Te zdjęcia to nie tylko fotograficzna relacja, to artystyczny przekaz atmosfery, klimatu, piękna. Anita to moim zdaniem najlepszy fotograf świata west w Polsce i bardzo miło, że jest z nami :)

100


101


102


103


104


105


106


107


108

NET

Western


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.