Verizane 22

Page 1

BEZPŁATNY MAGAZYN LOKALNY 22 | 26 lutegoISSN20162449-7916 ChmieleckiPiotrJestemotwarty

Do następnego numeru.

Piotr Chmielecki 16

Widziałem - felieton Remigiusza Grzeli 22 Carolina Cerowska 26

Jest w nich siła 14

cieszą, łechcą nasze ego i z powierzchownego punktu widzenia jest to stan normalny. Nie mogę jednak godzić się na to, aby sens, cel, a w wielu przypadkach misja naszej pracy zawodo wej, zostały przysłonięte niekontrolowanym pragnieniem zdobywa nia trofeów. Czara próżności nie może zostać przelana, gdyż grozi nam brodzenie w mule stęchłej obłudy. Do poruszenia tego błahe go z pozoru tematu, w porównaniu do problemów, z jakimi się na co dzień borykamy, skłoniły mnie ostatnie gale, w ramach których kapituły przyznają nagrody i tytuły najlepszym w poszczególnych dziedzinach naszego życia. Znając kulisy i okoliczności wyboru lau reatów, poczuć można gryzący swąd blagierstwa. Błazenada, jaka temu towarzyszy niszczy przyjętą wcześniej intencję honorowania architektów wartościowych przedsięwzięć. W wielu przypadkach laureat wcześniej organizuje sobie nominację, by już przed szerszym gremium odegrać spektakl z cyklu „Jak bardzo jestem zaskoczo ny/a”. Tfu! Winę na siebie powinni brać członkowie kapituł, którzy nie przykładają się do wyłaniania najlepszych. Nie chcę już wspo minać o braku obiektywizmu, gdyż niejednokrotnie ważniejszy jest interes grupy osób. Uczestniczyłem w kilku kapitułach. W jednym przypadku osoba siedząca obok mnie i widząca na kartce mój wybór zapytała ze zdziwieniem: „Nie głosujesz na naszych?”. Pytam się ja kich naszych? Wybieram przecież najlepszych. Innym razem, kiedy w otwartej dyskusji dopytywałem się jednego z członków kapituły, dlaczego uważa, że ten kandydat jest lepszy, usłyszałem w odpowie dzi: „bo ja tak chcę”. Ignorancja i brak odpowiedzialności za swoje wybory jest dla mnie niewytłumaczalna. Honorowanie osób, czy stowarzyszeń, które w swoim dorobku nie mogą pochwalić się reali zacją żadnego konkretnego działania, a jedynie chęcią i pomysłami (nawet interesującymi), deprecjonuje wartość nagrody. Pomija się natomiast inicjatywy zasługujące na uznanie. Przykładem jest cho ciażby grupa młodzieży, która w ubiegłym roku zorganizowała dwie edycje „Future is coming”. No i co? No i nic. Nikt tego nie zauważył. Wynika z tego, że weryfikacja przez kapituły składanych propozycji jest równa zeru.

Media też wykorzystują wysoki wskaźnik społecznej próżności. Ple biscyty, w których wybiera się tych naj… naj… naj…, tak naprawdę nie wyłaniają najlepszych, a jedynie napełniają kasę organizatora. Tylko zwycięzcy wiedzą ile pieniędzy i czasu ich ten triumf koszto wał. Jedno z wydawnictw poszło jeszcze dalej i nie dość, że zarabia ło pieniądze na SMS-ach i sprzedaży swoich gazet, to kosztami na stępnej edycji imprezy, zresztą firmowanej swoim tytułem, rok w rok obarczało „w nagrodę” zwycięzców. Najczęściej były to samorządy. Zakończę optymistycznie. W tym numerze przybliżamy kolejne cie kawe osoby i inicjatywy, które budują markę miasta i regionu. War to o nich się dowiedzieć, bo to w takich osobach jest siła.

Kolekcja 4

Wielki jubileusz szkoły w Jabłowie 6 Wierzyczanki 9

Kociewskie Pióra jubileuszowo 10

Prezenty na Światowe Dni Kociewia 11

Krzysztof Łach Redaktor Naczelny

32016 | 22 w numerze

niewątpliwieNagrody

Kinga Gergella 12

Rozmaitości 28

Redaktor naczelny: Krzysztof StarogardAdreszgodymateriałówRozpowszechnianiezai skracania.sobieniezamówionychRedakcjaCREATIVEAgencjaWszelkiecopyrightCREATIVEAgencjaWydawca:e-mail:Reklama:KrzysztofŁukaszMałgorzataZespółkrzysztof.lach@verizane.plŁachredakcyjny:RogalaRocławskiRudekreklama@verizane.plPrasowo-Reklamowa©2016prawazastrzeżonePrasowo-ReklamowaniezwracatekstóworazzastrzegaprawoichredagowaniaRedakcjanieodpowiadatreśćzamieszczanychogłoszeń.redakcyjnychpublicystycznychbezwydawnictwajestzabronione.redakcji:Gdański,ul.Reymonta1

zdjęcieMłynyDariusz

Olszewski

kolekcja

Wielki jubileusz szkoły w Jabłowie

społeczeństwo

Wszyscy pracownicy placówki długo za stanawiali się jak uczcić jubileusz 200-le cia istnienia. – Postanowiliśmy, że wszyst kie wydarzenia roku szkolnego 2015/2016 będą przybliżać historię naszej szkoły. Wydarzenia codzienne, cykliczne, okazjo nalne i każdy projekt jest dowodem na to, że jesteśmy zwykłą polską szkołą, ale za to z niepowtarzalnym potencjałem kadry pedagogicznej i najukochańszymi ucznia

6 22 |W2016kronice

tekst Małgorzata Rogala

Zespół Szkół Publicznych w Jabłowie śmiało nazwać można największym przed siębiorstwem na terenie tej miejscowości. Instytucja zatrudnia łącznie 42 osoby na 35,8 etatu. Aktualnie 79 dzieci uczęszcza do czterech oddziałów przedszkolnych, 163 uczniów uczy się w 9 oddziałach szko ły podstawowej, 95 uczniów to gimnazjali ści podzieleni na 4 klasy.

wej, gimnazjum, czy zespołu szkół nasza instytucja zawsze była „oczkiem w gło wie” mieszkańców Jabłowa i okolicznych miejscowości. W różnych latach była to placówka jedno-, dwu-, cztero-, sześcio-, czy ośmioklasowa. W okresie 01.09.1999 – 31.08.2002 w naszych murach funkcjo nowały dwie samodzielne szkoły: podsta wowa i gimnazjum. Jednak gospodarzem obiektów szkolnych był dyrektor szkoły podstawowej. Nie była to sytuacja łatwa, gdyż ówczesna młodzież gimnazjalna uważała, że dyrektor szkoły podstawowej „nic do nich nie ma” i dlatego kompetencje wychowawcze nauczycieli musiały (i nadal muszą) być na wysokim poziomie. Dzisiaj nasza placówka to Zespół Szkół Publicz nych w Jabłowie, w skład którego wcho dzą: zespoły wychowania przedszkolne go w Owidzu i Lipinkach Szlacheckich, a w samym Jabłowie oddziały przedszkol ne, szkoła podstawowa i gimnazjum –mówi dyrektor Małgorzata Siemieńska.

Działalność każdej placówki edukacyjnej dyktują czasy, w jakich ona funkcjonuje, liczba uczniów i nauczycieli. – Podstawowym zadaniem szkoły jest oczywiście nauczanie, jednak organa oświatowe, samorządowe, właściciele majątków, zarządcy, kierownicy, czy dy rektorzy zawsze odgrywali znaczącą rolę. Od szkoły niemiecko-ewangelickiej, pol skiej, powszechnej, publicznej, podstawo

szkolnej można przeczy tać, że „Szkoła w Jabłowie zosta ła zatwierdzona 24 lutego 1816 roku”. Do roku 1918 kronika była prowa dzona w języku niemieckim, ponieważ placówka była niemiecko-ewangelicka. W roku szkolnym 1918/1919 zapiski pro wadzone były w dwóch językach: polskim i niemieckim, a w latach kolejnych już tylko w naszym ojczystym języku.

ogród, stodoła (budynek gospodarczy) i studnia. W roku 1956 zbudowano nowy pawilon szkolny o powierzchni 369 m2 (cztery sale lekcyjne i dwa mieszkania na uczycielskie). Jako ciekawostkę dodam, że w roku 1986 zmieniono poszycie dachu z dachówki na eternit, a to dlatego, że w tym roku dobudowano dwa kolejne skrzydła szkoły o powierzchni 519 m2. Ostatnią część budynku szkolnego wraz z pełnowymiarową salą gimnastyczną o po wierzchni 1271,5 m2 oddano do użytku we wrześniu 2001 roku – dodaje pani dyrektor.

– Kiedyś obiektem szkolnym był budynek, w którym mieściły się dwie sale lekcyjne, mieszkanie dla kierownika szkoły oraz

W tym roku mija 200 lat od założenia szkoły w Jabłowie. Placówka przez cały ten czas rozbudowywała się i zmieniała, by iść z duchem czasów. Niezależnie od momentu funkcjonowania, zawsze była centralnym punktem Jabłowa. Skupia nie tylko dzieci i młodzież, ale całą lokalną społeczność, która chętnie angażuje się w organizowane przez nią akcje.

72016 | 22

mi. Środowiska, jakie udaje nam się zaan gażować w te działania w naszych oczach udowadniają, że współpraca z nami zosta wia ślad nie tylko w postaci fotografii, ale i wymierną zmianę w szkole, czy środowi sku oraz w sercach realizatorów, uczest ników i obserwatorów projektów – mówi dyrektor Zespołu Szkół Publicznych w Ja błowie Małgorzata Siemieńska.

jące zakończyć się festynem w miejsco wym parku. 4 czerwca natomiast w Staro gardzkim Centrum Kultury zorganizowana zostanie gala będąca wielkim finałem jubi leuszowego roku szkolnego. Zespół Szkół Publicznych w Jabłowie na tle innych placówek wyróżnia niezwykła otwartość oraz cykliczne imprezy przy gotowywane z niezwykłą starannością i rozmachem. Pracownicy szkoły organi zują między innymi Rajd Turystyczny im. Maryli Szarmach „Kociewskie wędrówki”, czyli dwudniowe wycieczki kociewskimi szlakami zwieńczone konkursem na te mat napotkanych ciekawostek przyrod niczych, architektonicznych, zabawami rekreacyjno-sportowymi. Wszystko to dla uczczenia pamięci zmarłej nauczy cielki, harcerki i przyjaciółki dzieci Maryli

Szarmach. W murach szkoły odbywa się także indywidualny i zespołowy Między gimnazjalny Konkurs Matematyczno -Przyrodniczy, Gminny Konkurs Edukacji Polonistycznej dla uczniów klas I-III szkół podstawowych, Powiatowy Przegląd Pio senki Niemieckiej i Angielskiej dla uczniów szkół podstawowych i gimnazjów oraz Dzień Otwarty Szkoły. – Jeśli na przykład organizujemy przegląd piosenki, to towa rzyszy mu też część językowa. Dokładamy wszelkich starań, żeby wszystko było jak najbardziej estetyczne i profesjonalne. Po naszych imprezach zawsze coś pozostaje. Doskonałym tego dowodem są chociaż by nagrane przez naszych uczniów płyty – opowiada Joanna Popielas, polonistka ucząca gimnazjalistów, dla której praca w jabłowskiej placówce miała być tylko

Do tej pory w ramach obchodów jubile uszu powstał Klomb Kwiatowy (dwieście różanych krzewów na 200 lat miejscowej oświaty). W myśl hasła „Przywracamy Ja błowu jabłonie” nasadzono rajskie jabło nie, które mają ozdabiać Aleję Edukacji. Rozpoczęto budowę 200 metrów chodni ka. Poza tym w planach jest jeszcze wykład pt. „Przeciwdziałanie przemocy rówieśni czej – co działa, co nie działa, a co szko dzi w szkole?”. 8 kwietnia dla wszystkich nauczycieli powiatu starogardzkiego wy głosi go profesor Uniwersytetu im. Ada ma Mickiewicza w Poznaniu, dr hab. nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki Jacek Pyżalski. W ramach inicjatywy lo kalnej „Kociewie – tradycja i przyszłość w kalejdoskopie zdarzeń – Dwa wieki edu kacji na Kociewiu 1816-2016” opracowa ne i osadzone mają być tablice pamiątko we. Przeprowadzone zostaną konkursy, w tym literacki „Młodzi piszą list do Świata”. 3 czerwca 2016 roku w jabłowskiej szkole odbędą się uroczystości jubileuszowe ma

społeczeństwo

Realia i potrzeby wiejskiej szkoły powodu

8 22 |krótkim2016

– Warto podkreślić, że nasza szkoła nie ustannie idzie z duchem czasów. Nie obce są nam technologie informacyjno-komu nikacyjne. W każdej sali mamy komputer z dostępem do Internetu, a w wielu tablice multimedialne. Łatwiej podać liczbę sal, w których ich nie ma – mówi Barbara Pola szek, która w Jabłowie uczy klasy I-III. W tym roku uhonorowana została Medalem Komisji Edukacji Narodowej.

ją, że każdy nauczyciel posiada kwalifika cje do nauczania kilku przedmiotów i nadal doskonali swoje kompetencje zawodowe. Najważniejsze jest jednak to, że całe gro no pedagogiczne wzajemnie się inspiruje. Nauczyciele nieustannie stawiają sobie nowe cele i pomimo przeszkód starają się je osiągać. Wielu pracuje w Zespole Szkół Publicznych od ponad 20 lat. To dzięki nim placówka cieszy się w lokalnym środowi sku zaufaniem. Młodsi stażem nauczyciele czerpią z ich wiedzy i doświadczenia, uczą się, a przy okazji wnoszą wiele świeżości. Kadra wychodzi naprzeciw możliwościom uczniów, którzy podążają za jej oczekiwa niami i stawianymi przez nią wyzwaniami. Odbywa się to zawsze przy wsparciu i zro zumieniu rodziców. Wszystko to pozwala na osiąganie sukcesów, między innymi w konkursach powiatowych, wojewódzkich, czy 200ogólnopolskich.latistnieniaszkoły to na pewno po wód do dumy i świętowania. Przez lata uczniowie, absolwenci, nauczyciele oraz wszyscy zatrudnieni w tej placówce pra cowali na jej dobre imię. Efektem tej pra cy jest fakt, że Zespół Szkół Publicznych w Jabłowie cieszy się zaufaniem lokalnej społeczności, której członkowie doceniają ważną rolę tej instytucji nie tylko w zakre sie edukacji dzieci i młodzieży, ale także w budowaniu dobrych relacji między miesz kańcami Jabłowa i najbliższych okolic.

społeczeństwo

epizodem, a stała się długolet nią przygodą. Od wielu lat szkoła gości w swoich progach uczestników gminne go i powiatowego Turnieju Kół Gospodyń Wiejskich. Współorganizuje spotkanie świąteczne dla chorych na stwardnienie rozsiane oraz Rodzinne Śpiewanie Kolęd, które na żywo transmitowane jest przez Radio Głos. Placówka jest także organi zatorem Gminnego Turnieju Tenisa Sto łowego o Puchar Wójta Gminy Starogard Gdański, którego uczestnikami są dwa pokolenia jej mieszkańców.

Każdy absolwent jest dumą dla kadry pe dagogicznej. Są jednak osoby, których osiągnięcia cieszą nauczycieli szczegól nie. – Najważniejsze, że nasi uczniowie ra dzą sobie w życiu, realizują się zawodowo i prywatnie. Podejmują pracę w Polsce i na świecie, w firmach prywatnych, czy mię dzynarodowych korporacjach, zakładają własną działalność. Na przykład Piotr jest doktorantem Uniwersytetu Gdańskiego, Gosia farmaceutką, Damian elektrykiem, Ewa dyrektorem Starogardzkiego Cen trum Kultury, Rafał budowlańcem, Magda fryzjerką, Artur geodetą, Łukasz handlow cem, Anita architektem, Czarek hydrau likiem, Patryk ratownikiem medycznym, Paweł kucharzem, Marianna absolwent ką Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Renata skarbnikiem Gminy Bobowo, Ma rek kierowcą, Julia choć jeszcze uczenni ca I LO w Starogardzie Gdańskim, to już współautorka zwycięskiego projektu do Budżetu Obywatelskiego i nie tylko. Wśród naszych absolwentów jest również wielu nauczycieli – cieszy się Małgorzata Sie mieńska.

W kategorii gospodarka Wierzyczankę za rok 2015 otrzymała Galeria Neptun. Nominacje otrzymali: Firma „Lakmet” Mariusz Kasicki, Firma „Sputnik” Toma sza Pastwy oraz SPZOZ Przychodnia Le Prezydentkarska. przyznał również dwie nagro dy honorowe Gazecie Kociewskiej, która w 2015 roku obchodziła jubileuszu 25-le cia istnienia na rynku wydawniczym oraz Starogardzkiemu Klubowi Sportowemu z okazji jubileuszu 90- lecia działalności.

Wierzyczanki 2015

W Kinie Sokół odbyła się gala wręczenia Wierzyczanek - nagród prezydenta miasta Gdańskiego w kategorii kultury, gospodarki oraz inicjatyw społecznych.

W kategorii kultura Wierzyczankę przy znano Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Ks. Bernarda Sychty. Nominacje do na grody otrzymali: Mirosław Begger, Bog dan Kruszona, film „Starigrod 1197”, Fundacja Oko-lice Kultury, Galeria Autor ska 24 B, Rafał Kośnik, Paweł Wyborski, Józef Olszynka.

wydarzenia

92016 | 22

Laureatem tegorocznej Wierzyczanki w kategorii inicjatywy społeczne został Wojciech Mokwa - długoletni komen dant Hufca Starogard Gdański, druh i harcmistrz. Nominowanymi byli też: Janusz Marek Nowak, Stowarzyszenie „Starogard 2030”, Marek Gawlik, Roma Kamrowska, LOK Adamantos, Punkt In terwencji Kryzysowej.

KociewskiePublicystyka:Pióro 2015 - Małgorzata Kruk z Tczewa nominowani - Alojzy Kosecki ze Skórcza, Ewa Zielińska ze Świecia, Krzysztof Łach ze Starogardu Gdańskiego

wydarzenia

Animacja kultury indywidualnie: Kociewskie Pióro 2015 - Zofia Sumczyńska ze Starogardu Gdańskiego nominowana - Kamila Maria Gillmeister z AnimacjaTczewa

10 22 | P2016omysłodawcą

Po raz 10. w Restauracji K2 w Borzechowie przyznano Kociewskie Pióra, czyli nagrody honorujące ludzi, którzy swoją pracą literacką, publicystyczną i kulturalną zasłużyli się dla Kociewia. Galę uświetnił koncert Po wręczeniu nominacji i statuetek odbył się koncert Tobiasza Staniszewskiego - finalisty programu „The Voice of Poland”.

zesem. Był też dyrektorem Tczewskiego Domu Kultury, działał w Dyskusyjnym Klubie Filmowym „Sugestia” w Tczewie, a wraz z Romanem Klimem organizował Spotkania Nadwiślańskie.

- Schola Cantorum Gymevensis - Chór Gregoriański z Gniewa, Harcerska Orkiestra Dęta z Tczewa nominowani - LOK „ADAMANTOS” Damy i Rycerze Księstwa Pomorskiego ze Starogardu Gdańskiego

Pióro” nieżyjącemu już poecie i muzykowi Grzegorzowi Ciechowskiemu oraz śp. prof. Pawłowi PomysłodawcąWyczyńskiemu.jakiwykonawcą statuetki „Kociewskiego Pióra” jest artysta rzeź biarz z Wirt, Bernard Ossowski.

Kociewskiego Pióra

Kociewskie Pióra jubileuszowo

kultury zespołowo: Kociewskie Pióro 2015

Do 2014 roku przyznano łącznie 75 sta tuetek, w tym jedno honorowe „Złote

KociewskieLiteratura:NAGRODZENIPióro2015

- Michał Majewski ze Starogardu Gdańskiego nominowany - Ks. Józef Słupski z Kalisk

jest Towarzystwo Społeczno-Kul turalne im. Małgorzaty Hillar, a nie strudzonym moderatorem tej inicjatywy był śp. Michał Spankowski, który zmarł w 2009 roku. Był on jednym z założycieli tczewskiego oddziału Zrzeszenia Kaszub sko - Pomorskiego i jego pierwszym pre

Za całokształt działalności: Kociewskie Pióro 2015 - zespół „Lubichowskie Kociewiaki” wyróżnienie - Waldemar Fura ze Świecia i Stefan Kukowski z Tczewa

Skład Kapituły: Tadeusz Linkner – prze wodniczący, Artur Herold, Alicja Gajewska, Małgorzata Mykowska, Hanna Bielang, Ewa Betcher, Emilia Bielska, Grzegorz Oller, Miro sław Kalkowski, Józef Ziółkowski.

- Skoro obchodzimy Święto Kociewia, powinny pojawić się również prezenty. Myślę, że to miły sposób na upamiętnienie Światowego Dnia Kociewia. Warto w ten szczególny dzień podkreślić, że nasza przyszłość, a więc również przyszłość

wątpienia leży w rękach młodego pokolenia, przede wszyst kim tych, którzy przychodzą teraz na świat. Jak będzie wyglądało Kociewie w przyszłości zależy od tego w jakim du chu będą wzrastały nasze dzieci. Chcemy mieć choćby symboliczny w tym udział, wręczając tego dnia nowo narodzonym mieszkańcom naszego powiatu praktycz ne upominki, które z pewnością przydadzą się w codziennym życiu – powiedział Pa tryk Gabriel, Członek Zarządu Powiatu SkładającStarogardzkiego.gratulacje i życzenia mamom narodzonych dzieci Starosta Starogardz ki Leszek Burczyk wyraził nadzieję, że akcja „Pierwszy prezent“ stanie się już doroczną tradycją.

112016 | 22

Amelka,

naPrezentyŚwiatowe Dni Kociewia

wydarzenia

Z okazji Światowego Dnia Kociewia, kórego obchody przypadają na 10 lutego, Starostwo Powiatowe w Starogardzie Gdańskim wraz z Fundacją Szpitala św. Jana w Starogardzie Gdańskim podjęły bardzo ciekawą inicjatywę. Polegała ona na ufundowaniu dziecięcych fote lików samochodowych wszystkim dzieciom, które urodziły się 10 lutego br. w starogardzkim Oddziale Ginekologiczno – Położniczym Kociewskiego CentrumKociewiaZdrowia.bez

Korneliusz, Olivier i Ma ciej - to imiona maluszków, któ re przyszły na świat w dniu tego święta. Z tej okazji, wypełniąjac wcześniejszą deklarację, Starosta Sta rogardzki - Leszek Burczyk oraz Członek Zarządu Powiatu Starogardzkiego - Pa tryk Gabriel wręczyli szczęśliwym mamom najmłodszych Kociewiaków ufundowane foteliki samochodowe.

Do tej pory jej dwie prace o tematyce allelopatii zostały nagro dzone wyróżnieniem I stopnia w Konkursie Prac Badawczych od bywającego się przy okazji Olimpiady Biologicznej. Dziewczyna jest także współautorką trzech publikacji naukowych, w których zamieszczone zostały wyniki przeprowadzonych przez nią ba dań. – Ogromnym wyróżnieniem było dla mnie zdobycie nagro dy II stopnia w Konkursie o nagrodę im. Małgorzaty Dominiak na najlepszego ucznia biologa ze szkoły średniej na Pomorzu. Pra cowałam indywidualnie w Instytucie Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego w Gdyni – powiedziała mi Kinga.

Bohaterka artykułu naukami przyrodniczymi zainteresowała się już w szkole podstawowej. Twierdzi, że głównie dzięki nauczy cielce przyrody, która była niezwykle wymagająca. Jej podejście

w Warszawie odbył się ogólnopolski Konkurs Naukowy E(x)plory, którego Kinga Gergella została lau reatką. Wygrała wyjazd na międzynarodową olimpiadę naukową INESPO (International Environment & Sustainability Project Olympiad) do Holandii. INESPO to wiodący międzynarodo wy konkurs projektów badawczych, w którym uczestniczy ponad 130 osób z 55 krajów. Kinga w czerwcu będzie reprezentowała Polskę ze swoim projektem na temat allelopatycznego oddziały wania sinic w Morzu Bałtyckim. O tym, jak ważne jest to zagad nienie świadczyć może zainteresowanie nim mediów, które po konkursie E(x)plory, przedstawiły temat pracy na swoich porta lach internetowych. – Nie mniejszym sukcesem, który odniosłam stosunkowo niedawno, a z którego jestem szczególnie dumna jest zakwalifikowanie się do centralnego, ogólnopolskiego etapu Olimpiady Biologicznej, do której przygotowuję się od pierwszej klasy liceum. Dzięki temu jestem o krok od uzyskania tytułu fina listy i tym samym zwolnienia z pisania matury z biologii – mówi Kinga Gergella.

Wgrudniu

światem kursachbadawczemiPasjateresowaćJużcącymmaturalnejKingaZafascynowanaprzyrodytekstMałgorzataRogalaGergellajestuczennicąklasywIIILiceumOgólnokształim.MarynarkiWojennejwGdyni.wszkolepodstawowejzaczęłainsięnaukamiprzyrodniczymi.tatrwadodzisiajiowocujeliczny-sukcesami,doktórychnależąpraceorazwysokiemiejscawkoniolimpiadach.ludzie

132016 | 22

Teraz największym marzeniem Kingi Ger gelli jest dostanie się na studia medyczne i pomyślne ich ukończenie. – Marzę o tym, aby praca lekarza sprawiała mi w przyszło ści dużo satysfakcji, dawała szczęście, po mimo że jest bardzo trudna i wymaga wie lu wyrzeczeń. Chciałabym także pracować naukowo i przyczynić się do rozwoju me dycyny. Marzeniem niezwiązanym z życiem zawodowym jest własny dom w górach w pobliżu tras biegowych – uśmiecha się dziewczyna. Mimo młodego wieku Kinga doskonale wie, czego chce. Ma marzenia, do realizacji których dąży konsekwentnie i wytrwale. Jeśli nadal tak będzie, wszyst ko musi się udać.

ludzie

mnie to przede wszystkim samodzielno ści, odpowiedzialności oraz zaradności. W Gdyni mieszka się świetnie. Do morza i bulwaru mam 3 minuty drogi, co chyba najbardziej mi się podoba. Zakochałam się w tym mieście i niełatwo będzie mi je opu ścić – powiedziała dziewczyna. – W „gdyń skiej trójce” poziom nauczania jest bardzo wysoki, zaś wymagania jeszcze większe. Trzeba o wszystko walczyć samemu. Nikt się nad uczniem nie rozczula. Praca, pra ca i jeszcze raz praca, zaś efekty tej pra cy sprawiają, że to liceum jest w czołówce polskich szkół. Czuję się tu dobrze. Panu je przyjazna atmosfera. Moja klasa jest bardzo zgrana. Sporo jest przyjezdnych. W klasie mamy może pięć osób z Gdyni, część dojeżdża z Gdańska lub Wejherowa. Pozostali mieszkają, tak jak ja, w Gdyni, a pochodzą z różnych miast i miejscowo ści, prawie z całej Polski. W szkole często rozmawiamy o naszych rodzinnych stro nach i ich urokach, jest tego ogromna różnorodność. Można się naprawdę wiele dowiedzieć – dodała Kinga.

To właśnie osoba związana z tym sportem od wielu lat jest dla niej autorytetem. Cho dzi oczywiście o Justynę Kowalczyk, która dla Kingi jest wzorem pracowitości, za wziętości i wytrwałości w dążeniu do celu. Dziewczyna bierze z niej przykład i konse kwentnie realizuje swoje zamiary. W tych wszystkich działaniach dopingują ją kole żanki oraz koledzy z klasy. Wspiera cała rodzina, a przede wszystkim rodzice, któ rzy popierają wszystkie naukowe działania nastolatki. Kinga zawsze może na nich po legać. Ta świadomość dodaje jej skrzydeł i wiary we własne możliwości.

przyczyniło się do tego, że Kinga nauczyła się naprawdę sporo, a zeszyty z V i VI kla sy ma do dzisiaj. Przez lata edukacji była wierna swoim zainteresowaniom i nadal nieustannie zafascynowana jest światem przyrody. – Przez dwa lata mieszkania w Gdyni mogłam przekonać się jak wielkim lokalnym problemem są toksyczne zakwity sinic w Morzu Bałtyckim, które nasilają się z każdym rokiem. To przez nie latem są za mykane nadmorskie kąpieliska. Obserwa cje tych masowych i szkodliwych zakwitów zainspirowały mnie do zbadania i lepszego poznania odpowiedzialnego za nie zjawi ska. W działalności naukowej pomagała mi dr Sylwia Śliwińska-Wilczewska, która pracuje w Instytucie Oceanografii Uniwer sytetu Gdańskiego w Gdyni, gdzie przez dwa lata przeprowadzałam badania. Gdy by nie jej pomoc i zaangażowanie, moja praca badawcza na pewno nie cieszyłaby się takim zainteresowaniem. Owocem na szej współpracy jest grant BMN, przyzna wany młodym naukowcom na prowadzenie badań naukowych, który otrzymałyśmy w celu kontynuowania pracy nad naszym projektem – opowiada Kinga.

Kinga Gergella uczy się w III Liceum Ogól nokształcącym im. Marynarki Wojennej w Gdyni. Niełatwo było jej wyjechać z ro dzinnego Starogardu Gdańskiego tuż po zakończeniu gimnazjum. – Sama decyzja o wyjeździe i podjęciu nauki w Gdyni było bardzo trudna, ale było warto. Nauczyło

Poza naukami przyrodniczymi bohaterka artykułu uwielbia taniec, zwłaszcza towa rzyski, pływanie oraz jazdę konną. Bardzo lubi też zimowe wyjazdy w Góry Izerskie, a jej największą pasją są biegi narciarskie.

Nastolatka uczęszcza do klasy o profilu biologiczno-chemicznym. – Chemię lubię, ale oczywiście w dużo mniejszym stopniu niż biologię. Jednak, ponieważ uczę się jej od trzech lat na poziomie rozszerzonym, to zdążyłam się z nią zaprzyjaźnić – mówi. Niedługo Kingę czeka egzamin dojrzałości. To matura jest dla niej teraz najważniejsza. Większość swojej uwagi skupia na przygo towaniach. Dziewczyna chciałaby zostać lekarzem, dlatego będzie walczyć o do stanie się na medycynę. Nie zdecydowała jeszcze jaką specjalizację wybierze, ale coraz częściej i poważniej myśli o chirur gii lub kardiologii dziecięcej, ponieważ lubi dzieci i ma z nimi bardzo dobry kontakt.

mentem treningu jest tak zwana zakładka. Jest to połączenie w jednym treningu jazdy rowerem z bieganiem, aby przyzwyczaić mięśnie nóg na zmianę konkurencji. Przy najmniej raz w tygodniu należy taki trening odbyć – mówi Robert Czerwiak. Trening uzależniony jest od dystansu, do jakiego zawodnicy się przygotowują. Pro porcja jest jasna, im dłuższy dystans, tym

trzymałość budują na ciężkich treningach. – W tygodniu trenujemy wspólnie trzy razy pływanie na basenie i jeden raz bieganie. Pozostałe treningi każdy prowadzi indy widualnie. W sumie trenujemy trzy razy pływanie, dwa, trzy razy bieganie i jazdę rowerem. Zimą jeździmy na spinningu lub na rolce, a jak już pogoda pozwala to w te renie na szosie. Od kwietnia ważnym ele

Triathlon to w dalszym ciągu niszowa dyscyplina sportu w naszym kraju. W Starogardzie Gdańskim jest jednak 40-osobowa grupa osób zrzeszona w stowarzyszeniu Tri STG, która systematycznie uprawia tę bardzo wymagającą dyscyplinę sportu.

T

Jest w nich siła

pasje

riathlon, jak wynika z nazwy, składa się z trzech konkurencji: pływania, jazdy rowerem i biegania. – Trenowanie trzech dyscyplin nie nudzi. Nie popada się w monotonię. Triathlon uczy również pokory, walki z samym sobą na dłuższych dystansach, a przy okazji ćwiczy charakter – mówi Robert Czerwiak. Triathloniści to ludzie twardzi. Swoją wy

– Magda stawała jeszcze kilkukrotnie na

Podczas zawodów triathlonowych w Su szu wysokie miejsca w kategoriach wie kowych zajęli Maciej Gabryel (5. miejsce) i Robert Czerwiak (4. miejsce). Dużo tzw. „pudeł” w poszczególnych kategoriach wiekowych reprezentanci Tri STG zajmu ją w zawodach biegowych za sprawą Da niela Jędrzejewskiego, Jarka Kowalskiego i wspomnianego już Roberta Czerwiaka. W tym roku dla grupy Tri STG najważniej szym startem będą zawody w Starogar dzie Gdańskim. Nie tylko będą startować, ale też zajmą się współorganizacją tej bar dzo ciekawie zapowiadającej się imprezy.

– Bardzo byśmy chcieli, żeby wszystko wy paliło, bo będzie to promocja Starogardu wśród przyjezdnych triathlonistów i kibi ców. Oprócz tego każdy z nas ma jeszcze kilka startów, w różnych miejscach w Pol sce. Jednym z wielu startów zasługujących na uwagę będą zawody ENEA Challenge Poznań na dystansie Ironman, podczas których będą rozgrywane Mistrzostwa Europy – mówi Robert Czerwiak, który wystąpi w tych zawodach. – Każdy z grupy w zależności od lat treningu i doświadcze nia stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej. Naszym okrzykiem jest „Siła” i niech ona nas nie opuszcza podczas wszystkich za wodów – dodaje.

– Trzeba się niemalże perfekcyjnie nauczyć gospodarować czasem, by pogodzić pra cę i obowiązki domowe z treningiem. Nasi partnerzy życiowi także nauczyli się akcep tować naszą pasję, ponieważ dużo czasu jesteśmy poza domem. Bardzo dziękujemy im za to, że stoją za nami murem i zawsze nas wspierają – mówi Robert Czerwiak. Starty w zawodach to też indywidualna sprawa. Średnio starogardzcy triathloni ści biorą udział w rywalizacji od 2 do 5 razy w roku na różnych dystansach, oprócz tego w imprezach biegowych nawet do 10 razy w roku. Dodatkowo, co niektórzy 2-3 razy w sezonie letnim biorą udział w maratonach pływackich, nie wspomi nając o wyścigach i rajdach rowerowych. Jest tego więc sporo. – Niestety wpisowe na zawody triathlono we są wyższe i kształtują się w przedziale od 100 do 1000 zł. Triathlon jest to droga pasja, bo sprzęt do tanich także nie na leży. Mamy już kilku sponsorów, którym dziękujemy za dotychczasowe wsparcie, ale nadal poszukujemy nowych – mówi To masz PrawdziwyCzerwiak.sprawdzian dla triathlonistów to Ironman, dlatego też każdy, kto go ukoń czy (pływanie 3,8 km, 180 km na rowerze, 42 km biegu) jest wielkim zwycięzcą. To masz Czerwiak, Seweryn Knuti i Aleksy Cylwik mają już na swoim koncie ukończe nie pełnego Ironmana. Sztuka ta udała się im w 2014 roku w Malborku. Zrozumiałe jest więc, że aby na poważnie zajmować się triatlonem trzeba mieć „końskie” zdrowie.

– Warto się przebadać, ponieważ jest to naprawdę wymagająca dyscyplina. Co prawda, organizatorzy imprez nie wyma gają badań, ale każdy uczestnik podpisuje oświadczenie, o tym że jest zdrowy i star tuje na własną odpowiedzialność. Badania każdy więc robi sam dla siebie, żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku. Staramy się je robić i zachęcamy do tego innych – mówi Robert Czerwiak. Starogardzka grupa triathlonowa ma już na swoim koncie kilka sukcesów. Oprócz wspomnianego wcześniej Ironmana, w ubiegłym roku w Suszu najmłodsza za wodniczka Tri STG Zosia Cybulska, zajęła 3. miejsce w aquathlonie. W tych samych zawodach wśród kobiet 3. miejsce zajęła Magda Lenz.

pasje152016 | 22

podium, w triathlonie w Stężycy, w Gdyni i w biegu w Skarszewach – opowiada Ro bert Czerwiak, któremu udało się stanąć na drugim stopniu podium w swojej kategorii wiekowej w zawodach w Dolinie Charlotty.

dłuższe treningi. Czasowo jest to od 10 do 20 godzin tygodniowo.

O działalności stowarzyszenia Tri STG można dowiedzieć się więcej odwiedzając stronę internetową: www.tristg.pl

Przyjaźń pomaga czy utrudnia prowadzenie biznesu? Na to chyba nie ma gotowego schematu. Czasami ułatwia, czasami utrudnia. Z jednej strony ma się do siebie nawza jem zaufanie. Wyznaczamy cele, dzielimy się zadaniami i je realizujemy. Nie ma potrzeby wzajemnego egzekwowania obowiązków. Nie ma potrzeby wzajemnie się kontrolować. I w tym sensie przyjaźń dużo upraszcza. Natomiast czasa mi, kiedy nie wszystko idzie dobrze, a tak się zdarza, w grę wchodzą emocje i wtedy to trochę przeszkadza. Zaburza beznamiętną analizę tego, co się wydarzyło.

rozmowa |

W ubiegłym roku Pana firma obchodziła jubileusz 25-lecia ist Ponadnienia. 25 lat temu czterech przyjaciół postanowiło, na ba zie tzw. ustawy Wilczka, założyć firmę, nie bardzo wiedząc, czym firma będzie się zajmować. Robili różne rzeczy. Na skutek zbiegu okoliczności, a właściwie przypadku, zaczę li produkować okna. Z czasem właścicieli zostało trzech. Agnieszka jako córka właścicielki-założycielki i ja jako syn właściciela-założyciela pracujemy w tej firmie do dzisiaj.

Kierowanie przedsiębiorstwem to zapewne niełatwe zadanie. Myślę, że każdy zawód, każda praca, jaką się wykonuje nie jest tak prosta, jak się wydaje tym, którzy jej nie doświad czyli. Oczywiście w każdej są inne trudności. Zarówno pre zes danej firmy, jak i jej wszyscy pracownicy, mają swoje problemy, z którymi muszą się zmierzyć i które muszą roz wiązywać. Na pewno nie uważam, że prezes to ktoś wyjąt kowy. Po prostu podjąłem się tego zadania, jestem świado my swojej roli i staram się jej sprostać najlepiej jak potrafię.

tekst Krzysztof Łach zdjęcia Krzysztof Rudek Z Piotrem Chmieleckim, prezesem zarządu Przedsiębiorstwa Produkcyjno-Usługowego OLA, rozmawia Krzysztof otwartyŁach.

Wydaje mi się, że w Pana firmie droga od stróża do prezesa nie jest aż tak odległa. Mam na myśli budowanie relacji z pracownika mi. Nie stwarza Pan chyba zbyt dużego dystansu. Muszę Panu powiedzieć, że to jest zupełnie obce mojemu charak terowi. Bardzo lubię ludzi, jestem otwarty i staram się, w miarę możliwości, pomagać im w różnych sprawach, z którymi się do mnie zwracają. Doceniam poświęcenie stróża, który musi pra cować w nocy, w niedziele i święta, spędzać je tutaj samotnie. To jest spore wyzwanie, z którym ja nie chciałbym się zmierzyć. Szacunek do drugiego człowieka, do wykonywanej przez niego pracy, jest bardzo ważny. Nie tylko w pracy, ale w ogóle ludzie powinni się nawzajem szanować, co niestety w dzisiejszej rzeczy wistości społeczno-politycznej nie jest takie oczywiste.

Jak wielką metamorfozę przeszło przedsiębiorstwo przez ponad 25 lat Założycieleistnienia?tej firmy, kiedy zdecydowali się na produkcję okien, mieli bardzo mgliste pojęcie zarówno o samej produkcji jak i o rynku stolarki otworowej. Zaczynali od zera. Oczywiście firmy, które zdecydowały się na współpracę z nami, które dostarczyły nam technologię i wyposażyły w maszyny, podjęły się też roli edukacyjnej. Ale właściwie wszystkiego uczyliśmy się na wła snych błędach. Kiedy zaczynaliśmy, dookoła nie było wzorców, na których można byłoby się oprzeć. Zarówno w sferze produkcji okien, jak i w ogóle w sferze budowania przedsiębiorstwa. Wszyst kie firmy, które powstały na początku lat 90-tych borykały się z tym samym. Nie było wiedzy, doświadczenia, kapitału, nicze go. Wszystko trzeba było tworzyć od podstaw. Jednym się udało, innym nie, pewnie z różnych powodów. Naszej firmie absolutnie nic nie było darowane. Wszystko musiała sama wypracować.

Widać po parku maszynowym, że skutecznie wykorzystujecie środki unijne. Wymaga to sporo zaangażowania. Nie boicie się takich wyzwań?

Dotacja unijna jest to bardzo poważny zastrzyk finansowy, a jednocześnie wyzwanie. Wiadomo, że wszyscy chcą się roz wijać. Dotacja pozwala skonkretyzować cele, do których firma dąży i potem je realizować. Kiedy pojawia się program unijny, który mówi, że na przykład do wykorzystania jest dotacja na kredyt technologiczny wymagająca wprowadzenia nowych rozwiązań, które nie były do tej pory stosowane albo były sto sowane bardzo rzadko, to jest to konkretny cel, do którego firma dąży, a jednocześnie przez to się rozwija. Także wprowa dza coś nowego na rynek, powiększa swój potencjał.

Wy skorzystaliście z możliwości, jakie daje nam Unia Europejska zakupując chociażby nowe maszyny. To bardzo nowoczesny sprzęt. Automatyczna linia zgrzewa jąco-czyszcząca czy centrum frezujące to bardzo precyzyjne i wydajne maszyny, które sprawiają, że nasz wyrób jest kon kurencyjny na całym świecie i w wielu krajach znajduje swo ich odbiorców.

rozmowa

Jeżeli ktoś oferuje pieniądze na rozwój, a firma nie ma wła snych środków, to jak najbardziej nie widzę problemu, żeby po nie sięgnąć. Trzeba tylko pamiętać, że nie jest to daro wizna. Dotacje unijne obwarowane są wieloma warunkami, które trzeba spełnić. Rozbudowana biurokracja, która czę sto temu towarzyszy, a także wnikliwe kontrole, z punktu widzenia przedsiębiorcy są startą czasu. Ale nie ma się co obrażać na rzeczywistość, takie są reguły tej gry, a my decy dujemy, czy w niej uczestniczymy. Ponadto unijne pieniądze wydajemy najczęściej na maszyny w tych krajach Unii, któ re składają się na nasze dotacje. A później kupujemy także u nich materiały, które wykorzystujemy do produkcji na tychże maszynach. To jest obopólna korzyść, ale myślę, że każdy rozumie reguły jakimi rządzi się idea Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej.

Lubię Bieszczady, ale moją największą miłością są Tatry. Bę dąc małym chłopcem często jeździłem z rodzicami w góry, ale nigdy nie byliśmy w Tatrach. Kiedy w ogólniaku pojecha liśmy z wycieczką szkolną w Tatry, to się po prostu w tych górach zakochałem. Jeździłem co roku. Potem urodziły się dzieci. Jedno, drugie. Tych wyjazdów już nie było. Gdy po 15 latach pojechałem, stanąłem na Równi Krupowej i spojrza łem na te szczyty, to aż zawyłem, dlaczego nie byłem tu tak długo i od tego czasu jeżdżę co roku. Lubię skałki. Nie chodzi o wspinaczkę, jednak też nie o zwykłe chodzenie i trampanie, ale o to, że gdzieś trzeba się czasem przytrzymać jakiegoś łańcucha. Bardzo chciałem pojechać w Alpy. Kiedy dotarłem tam pierwszy raz i zobaczyłem, że to jest taki ogrom, którego nigdy w życiu nie ogarnę, zostałem przy Tatrach.

W Tatrach Wysokich: przejście z Murowańca do Doliny Pię ciu Stawów przez Kozią Dolinkę. W taki sposób tego szlaku jeszcze nie przeszedłem.

Jakie góry lubi Pan najbardziej?

Konkurencja na rynku jest bardzo duża. Czym wyróżniacie się wśród innych firm? Każdy ma swój bagaż doświadczeń. Czasami trochę lżejszy, czasami cięższy. Najważniejsze, żeby się nawzajem z konku rencją szanować. Nie jestem zwolennikiem monopolu. Jak najbardziej dopuszczam istnienie konkurencji. To też nas samych stymuluje do rozwoju, czyli pozwala robić coraz lep sze produkty, a co za tym idzie coraz śmielej patrzeć naszym klientom w oczy. Muszę Panu powiedzieć, że to jest credo tego przedsiębiorstwa. Nie mamy ambicji być firmą najwięk szą ani najbogatszą, ale przede wszystkim chcemy być fir mą porządną. Z szacunkiem traktować każdego klienta. Nie patrzeć na niego jak na skarbonkę, którą rozbijemy, ale za oferować coś, czego rzeczywiście potrzebuje. Płacąc nam za usługę, musi mieć pewność, że jest to uczciwa wymiana.

Co w takim razie zostało jeszcze do zdobycia?

Trzeba mierzyć siły na zamiary? Nawet nie chodzi o to, że bałbym się wchodzić na te szczyty, tylko trochę przerażająca jest myśl, ile byłoby do zrobienia. W Tatrach byłem już prawie na każdym szlaku. Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć szlaki, na których nie byłem.

Firma swoją działalność prowadzi w Kaliskach. Pan od lat miesz ka w Starogardzie. Zresztą rodzina Chmieleckich jest mocno osadzona w historii stolicy Kociewia. Szczególnie związani je steście z ulicą Kościuszki.

schroniska i chodzimy po górach. Kiedy już dotrę w wyzna czone miejsce, to największą satysfakcję sprawia mi nie sam fakt, że jestem na górze, tylko że pokonałem swoje barie ry, bo nie cierpię wchodzić do góry. Męczę się, pocę i mam wszystkiego serdecznie dosyć, ale kiedy już jestem na szczy cie i patrzę sobie na ten krajobraz dookoła, doceniam włożo ny w to wysiłek. Osiągnięcie celu bez włożonej w to pracy nie dałoby mi poczucia spełnienia.

192016 | 22

rozmowa

Według Pana Kaliska i Starogard Gdański to dobre miejsca na prowadzenie biznesu?

Dzisiaj rynek jest tak globalny, że to nie ma chyba większe go znaczenia. Jest pewnym wyzwaniem atrakcyjność tych miejsc dla mieszkańców. Ludzie uciekają do dużych miast, a dojeżdżać do nas z Gdańska to już jest pewien problem. To jest chyba największy minus. Największym plusem jest nato miast to, że w Kaliskach nie ma korków, jest spokój i cisza. Coraz więcej ludzi docenia te walory. Ja, gdy przyjeżdżając tu rano i wychodząc z samochodu czuję zapach lasu, to aż chce mi się góry przenosić. To mi ładuje akumulatory. No właśnie. Skoro wywołał Pan już ten temat, to w jaki inny sposób ładuje Pan akumulatory? Relaks jest przecież potrzebny, bo kiero wanie przedsiębiorstwem wymaga wiele wysiłku i poświęceń. Odpoczywam w domu. Oboje z żoną poświęcamy pracy dużo czasu, ale weekendy spędzamy najczęściej wspólnie i może my się cieszyć sobą i naszymi dziećmi. Relaksuję się w gronie przyjaciół. To wspaniali ludzie, którzy jednym słowem po trafią sprawić, że słońce znów świeci. A akumulatory ładuję podczas wycieczek górskich. To może nie są jakieś wielkie osiągnięcia, nie mam ambicji wchodzenia na Mount Everest, czy zdobywania innych, ekstremalnie trudnych szczytów. Jednak raz do roku, na kilka dni, z kolegami jedziemy do

A co takiego wyniósł Pan z domu rodzinnego, co dzisiaj pomaga Panu w Uczciwość.biznesie?Nikt, komu przed śmiercią dany będzie czas na przemyślenia, nie będzie się zastanawiał, ile ma pieniędzy, samochodów, jachtów, tylko, jestem przekonany, każdy za stanowi się, czy był porządnym człowiekiem, czy nikogo nie skrzywdził. Nie będzie już czasu naprawić błędów. Dlatego zawsze staram się postępo wać uczciwie, żeby później niczego nie żałować.

Być może już całkiem niedługo ulica Kościuszki odzyska dawną świetność. Chyba w pełni na to zasługuje. Uważam, że jak najbardziej tak. Nadal jest jedną z najważ niejszych ulic w mieście, mieści się tu wiele ważnych dla mieszkańców instytucji. Także największa w ostatnich latach inwestycja w naszym mieście usadowiła się w jej bezpośred nim sąsiedztwie. Ja sam jestem z nią bardzo związany, miesz

Tak. Pochodziliśmy z rodziny ziemiańskiej, a mój pradzia dek postanowił, że będzie kupcem. Wybudował kamienicę, budynki gospodarcze i magazynowe, i tam rozpoczął swoją działalność. Niestety przedwczesna śmierć trochę pokrzyżo wała te plany. Potem interes prowadził mój dziadek. Później wydarzyła się ogromna tragedia, rok 1939. Po 1945 roku pry watna inicjatywa nie miała racji bytu. Rodzinny biznes zwią zany z kupiectwem rozpadł się, ale jak widać, geny pozostały. Jestem bardzo dumny z tego, że mieszkam w Starogardzie. Wszystkim swoim znajomym, którzy pochodzą z innych stron Polski przy każdej okazji mówię, że jest taki region, jak Ko ciewie, że jest takie miasto, jak Starogard i taka ulica, jak Ko ściuszki, która może nie cieszyła się dobrą sławą, ale jestem dumny, że stąd pochodzę. Oczywiście, kiedy byłem młody i mieszkałem przy tej ulicy, wiązało się to z różnymi dziw nymi przypadkami, których pewnie po prostu musiałem do świadczyć. To wszystko w jakiś sposób mnie ukształtowało.

Jest Pan patriotą lokalnym. To wynosi się z domu rodzinnego? Na pewno, każdy z nas ma coś takiego.

Kiedy sięga się do historii, okazuje się, że przy tej ulicy mieszka ło wiele ważnych dla miasta rodzin. Przed wojną była to jedna z głównych arterii miasta i osiedla li się tam ludzie, którzy mieli inicjatywę, chcieli coś zrobić. Kiedy w 1945 roku zmienił się ustrój, państwo osadzało tam najczęściej ludzi, którymi nie chciało zasiedlać nowych blo ków. W starych budynkach mieli mieszkać także tacy, którzy nie cenili sobie praworządności, a normy współżycia społecz nego określali sobie sami. Stąd się wzięła zła sława ulicy Ko ściuszki, czy też jej podobnych.

kam tu od ponad 40 lat. Były plany, żeby się przeprowadzić, ale gdzie będzie mi lepiej. Wszędzie mam blisko.

Jest Pan człowiekiem sukcesu. Tacy ludzie są łakomym kąskiem dla polityki. Ciągnęło Pana kiedykolwiek w tym kierunku? Nigdy mnie do tego nie ciągnęło. Nie wiem dlaczego nie po trafimy docenić ludzi, którzy mają umiejętności i wiedzę, by doprowadzić przedsiębiorstwa, które mieli odwagę często sami założyć, do sukcesu. Przed wyborami samorządowymi jechałem taksówką. Taksówkarz mówił: „Patrz Pan, ile tu teraz wszędzie wisi tych mord, które chcą się dorobić”. Od powiedziałem: „Może część chce się dorobić, a może część rzeczywiście chce coś zrobić. Niech Pan spojrzy na to z tej strony: proszę sobie wyobrazić, że jest Pan właścicielem fir my, której roczny obrót wynosi 150 milionów złotych, która zatrudnia 150 ludzi i której majątek wynosi, powiedzmy 1,5 miliarda złotych. Powierzyłby Pan ten swój majątek osobie, która nie ma odpowiedniego przygotowania? A takim przed siębiorstwem jest miasto. Ja bym chciał, by zarządzał nim ktoś, kto ma doświadczenie i radzi sobie w zarządzaniu.”. Nie pamiętam jak się ta rozmowa skończyła, nie ma to teraz większego znaczenia. Z założenia nie ufamy ludziom, którzy chcą coś zrobić dla społeczności, nie wierzymy w ich dobre

rozmowa

intencje. W taki właśnie sposób postrzegamy polityków, a ja tak postrzegany nie chciałbym być.

Jakie jeszcze, poza zwiedzaniem i chodzeniem po górach, ma Pan Bardzohobby?lubię historię. Czytam wiele książek i czasopism hi storycznych. Pochłaniam je. Zwłaszcza te, które opisują wy darzenia do momentu zakończenia II wojny światowej. Czy tam też oczywiście o tych bliższych naszym czasom faktach, ale uważam, że nie ma dobrych opracowań z tego okresu, bo wszystko o czasach nie tak bardzo odległych pisane jest mniejszymi bądź większymi emocjami. A w nauce, jaką jest historia, moim zdaniem emocje zaburzają rzetelny opis fak tów i ich skutków. Autorzy, którzy opisują wydarzenia sprzed 100, 200, czy 300 lat mają do nich dystans. Poza tym, pa sjami śledzę wszystkie wyniki sportowe. Nie jest to hobby, tak po prostu mam i nie umiem się tego pozbyć. Oprócz nu merów rejestracyjnych mojego samochodu, nie pamiętam żadnych innych. Numerów telefonów też nie pamiętam. Nie jestem w stanie zapamiętać żadnego ciągu cyfr, choćbym się nie wiem jak starał, ale wyniki sportowe sprzed 5, 15, czy 20 lat jak JaDziękujęnajbardziej.zarozmowę.równieżdziękuję.

21rozmowa2016 | 22

Czyli najchętniej wybiera Pan miejsca, które mają bogatą histo rię i Zdecydowaniekulturę. tak. Czuję się wspaniale w Krakowie. Gdy by tylko pogoda pozwalała, mógłbym tam na Starym Mie ście rozbić namiot i w nim siedzieć. Nie muszę mieć pięcio gwiazdkowego hotelu. Chłonę tę atmosferę.

Według Pana Polacy w większości są malkontentami? Często można odnieść takie wrażenie już przy pierwszej rozmowie. Uważam, że te 45 lat komuny zrobiły nam największą krzyw dę, nawet nie tyle w majątku narodowym, ile w naszej men talności. Mamy strasznie roszczeniowe podejście do życia. Wydaje nam się, że wszystko się nam należy. Jeżeli ktoś przy chodzi i mówi, że jemu się należy to, to i tamto, a w zamian nie chce niczego zaoferować, to o czym tu dyskutować? Zaś na nasze wieczne i chyba już przysłowiowe malkontenctwo, jako niepoprawny optymista, nie będę narzekał

Lubi Pan podróżować. Wspominał Pan przede wszystkim o pol skich górach. Wyjeżdża Pan czasem za granicę? Tak. Jeżdżę za granicę, przede wszystkim dla rodziny, która nie jest tak bardzo zakochana w górach jak ja, a pracując tutaj mam świadomość, że trochę tę rodzinę zaniedbuję. Dla tego chociaż dwa, trzy tygodnie w roku staram się poświęcić jej całkowicie. Rodzina lubi ciepło i wodę, ja uwielbiam też zwiedzać. Fascynuje mnie zwłaszcza starożytność i średnio wiecze. W takich krajach jak Włochy czy Grecja odnajdujemy idealny kompromis.

Po raz kolejny potwierdza Pan, że jest patriotą. Kiedy zastanawia się Pan nad miejscami z bogatą kulturą oraz historią, na myśl przy chodzi Kraków, a nie na przykład Rzym. Może wynika to też stąd, że nigdy tak naprawdę nie poznałem Rzymu. Byłem tam z wycieczką, której pilot realizował program zwiedzania. Przez kilka dni chodziliśmy szlakiem, którym podążają dziesiątki, a może i setki wycieczek jednocześnie. Wszędzie było tłoczno i zawsze było mało czasu, by podelektować się miejscem, poczuć te setki i tysiące lat historii. W Krakowie czuję się swobod nie. Dzięki rodzinie mojej żony, która tam mieszka i kocha to mia sto, poznałem je także od innej strony. Kiedyś wydawało mi się, że każdy powinien zobaczyć Paryż. Zaprosiłem tam więc żonę na 10. rocznicę ślubu. Wybraliśmy sobie taką wycieczkę, która pozwalała na pewną dowolność. Oczywiście był tam program, ale też dużo czasu wolnego, który można było sobie dowolnie spożytkować. Chodziliśmy po tym Paryżu. Pola Elizejskie to wielka ulica z całą masą samochodów, trzy pasy w jedną, trzy pasy w drugą stronę. Usiedliśmy w kawiarence, do której przychodzą artyści. Nie we szliśmy do środka, znaleźliśmy stolik na zewnątrz. Nie mogliśmy nawet w spokoju porozmawiać, bo tuż obok, za parawanem, jedna z głównych arterii miasta tętniła życiem w rytm tysięcy silników. Ani chwili spokoju, ciągły hałas i harmider. Zdecydowanie nie lu bię tłoku, a w Tatry, zwłaszcza wysokie, aż tak dużo osób nie cho dzi. Zwłaszcza, że my jeździmy tam we wrześniu, kiedy już znika największa fala turystów. Śpimy w schroniskach, w spartańskich warunkach, w pokojach sześcioosobowych na łóżkach piętrowych, ze wspólną łazienką, z prysznicem, w którym często ciepła woda jest tylko niespełnioną obietnicą. Godzimy się na to, ale w zamian mamy ciszę i spokój. Znika gwar. W Bieszczadach jest podobnie.

Dwadzieścia2016

adeusz Konwicki wydał kiedyś „Nowy Świat i okolice”, zbiór felietonów, opo wiastek i refleksji o szlaku jego space rów, miejscu, w którym mieszkał, i ludziach, jakich na trasie spotykał. Książka to urocza, migotliwa jak powierzchnia bańki mydlanej, a dla mnie po prostu ważna. Odmalował w niej pejzaż, jaki pamiętam, i jaki znam.

Zija/Piórofoto

RÓGOKÓLNIKWidziałemSwoim.tekstRemigiuszGrzela11A,ORDYNACKIEJ felieton

Tadzio Skórko i przyjechał ze Starogardu. Zna na pamięć teksty głównego bohatera - pisarza. Twierdzi, że jego ojciec znał go w przeszłości. Ma chlebak żołnierski wypeł niony rajskimi jabłkami i zaczyna pisarzowi towarzyszyć na jego szlaku do samospale nia. Okazuje się jednak kimś zupełnie innym, starszym, na usługach władzy, kto ma mieć pisarza na oku. Bardzo mnie postać Tadzia intrygowała, ale nigdy nie odważyłem się o nią zapytać. Tak jak nigdy nie odważyłem się na rozmowę z panem Tadeuszem Kon wickim, który przez wiele lat był częścią pej zażu miasta, jakie znam, a nawet dzisiaj jesz

Wielokrotnie pana Tadeusza Konwickiego spotykałem, a raczej mijałem, zawsze mówi łem „dzień dobry”.

Kiedy w starym ogólniaku z panią prof. Te resą Jankowską omawialiśmy jego „Małą Apokalipsę”, odważyłem się do autora napi sać. Intrygowało mnie, że nagle w powieści pojawia się chłopiec z prowincji. Nazywa się

Nowy Świat to był i mój świat. Pod numerem 69 mieści się Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, który kończyłem i na którym przez dziewięć lat wykładałem. Więc chyba tak naprawdę to mój pierwszy warszawski adres.

lat temu przyjechałem do Warszawy ciężarówką, w towarzystwie mamy. Jechaliśmy nocą. - Po prostu ktoś, kto przewoził towar zgodził się nas zabrać z tym, z czym mogłem za czynać – paroma kartonami książek, elektrycznym czajnikiem, małym telewizorem, którego – jak się okazało na pierwszej stan cji na Sadybie - jednak nie miałem prawa używać. Przez te lata spotkałem bardzo wiele fascynujących postaci i poznałem wiele miejsc, które dzięki nim stały się bliskie. I chyba najwyższy czas zapisać te fragmenty. Będę je regularnie publikował w „Veriza ne”, bo pomyślałem, że jeśli komuś je opowiedzieć, to po prostu –

cze jest w nim obecny. Wciąż mam wrażenie, że dziarskim krokiem, zgarbiony przemierza Nowy Świat i okolice.

T

Kiedy jechałem na egzaminy wstępne, tato pocieszał mnie: „Nie martw się, za

22 22 |

Tak się zrządzeniem losu stało, że kiedy wsiadłem w Tczewie do pociągu Gdynia -Warszawa, taszcząc ciężką torbę, po mógł mi uroczy człowiek, obok którego miałem miejsce. To był ks. prof. Józef Ti schner. Zapytał, dokąd i w jakim celu jadę. Kiedy powiedziałem ze strachem, że na egzaminy, nie znając mnie natychmiast skomentował: „Zdasz!”. Uznałem to za znak. Niewiele dziś pamiętam z rozmowy ale musiała być o literaturze, bo ksiądz za pytał, co czytam, a ja pokazałem egzem plarz zbioru reportaży Hanny Krall „Hip noza”. Pod koniec podróży poprosiłem o dedykację, i w tymże egzemplarzu wpi sał: „Remigiuszowi – Szczęść Boże”. Kie dy kilka lat później poznałem Hannę Krall, poprosiłem ją o autograf w tym samym egzemplarzu. Pani prof. Jankowska posta wiła mi na polskim trzy minus ze „Zdążyć przed Panem Bogiem”, bo nie pamiętałem, na jaki kolor matka Anielewicza malowa ła rybom skrzela, a powinienem wykazać się przynajmniej myśleniem, bo bym od powiedział, że malowała je na czerwono. Zresztą później przyznałem się Hannie Krall, jak sobie obniżyłem średnią ocen lekturą jej książki.

Kiedy pojechałem na, jak się później oka zało, jej ostatnie urodziny do Domu Aktora Weterana w Skolimowie, gdzie była pod koniec życia, wręczałem kwiaty w imieniu sąsiadów. Ale smutne to już było spotka nie, siedziała na wózku, jakby nieobecna. Szlak pani Ireny przecinał się ze szlakiem Tadeusza Konwickiego, który miał swoje

Po stancji na Sadybie, gdzie mieszkałem krótko zaraz po przeprowadzce do War szawy i po kolejnej, równie krótkiej, stancji na Woli, zamieszkałem w miejscu, które do dzisiaj uważam za swoje. Tuż przy Nowym Świecie, w narożnej kamienicy przy Okól nik 11a. Moje okna wychodziły na ulicę Ordynacką, tą od przedwojennego cyrku braci Staniewskich, a właściwie na balkon pani Ireny Kwiatkowskiej, którą godzina mi czytała na nim książki. Była namiętną czytelniczką. Widywałem panią Irenę na spacerach, lubiła zarówno Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, jak i Ogród Sa ski, gdzie siadywała przy fontannie. Lubi ła chodzić do kościoła św. Krzyża, tego, w którym spoczywa serce Chopina. Ale bardzo często przysiadała na ławce na tak zwanej „skarpie” na tyłach Akademii Muzycznej, która jest dokładnie vis a vis kamienicy przy Okólnik 11a. Sam lubiłem tam siadać, bo wiosną i latem słychać z otwartych okien studentów śpiewają cych na zajęciach wokalnych i fragmenty utworów granych na różnych instrumen tach. Pani Irena zawsze sprawiała na mnie wrażenie osobnej, na dystans, nie zajmu jącej sobą świata.

232016 | 22 feletion

Na studia zdałem. Od października już codziennie pojawiałem się na Nowym Świecie, mijając opisane przez Konwic kiego charakterystyczne typy ale też odwiedzając regularnie słynne miejsca. W „Małej Apokalipsie” wspomina choćby bar mleczny „Familijny”. Istnieje do dzi siaj. Ale my, studenci korzystaliśmy raczej z baru tuż przy bramie uniwersyteckiej, który zasłużył sobie na nieformalną nazwę „Karaluch”. Tam to dopiero bywały posta ci. Przychodził bezdomny, który zamawiał od razu siedem porcji naleśników z jabłka mi, chyba na cały tydzień, stawiał talerz przy talerzu na takiej ladzie pod ścianą i jadł je po kolei, przechodząc od talerza do talerza. Przychodziła pani, na któ rą mówiliśmy „arystokratka”, bo zawsze

wsze jeden ze wsi musi się dostać”. A Ma riusz Szczygieł, którego już wtedy znałem, mówił: „Zapewniam cię, że pozostali kan dydaci nie wiedzą, kim była Anna Walen tynowicz”. A panią Annę poznałem kiedyś na spotkaniu w Starogardzkim Centrum Kultury, polubiliśmy się i bywałem później wielokrotnie w jej mieszkaniu na Grun waldzkiej w Gdańsku, a nawet pomaga łem jej rozpowszechniać jej „zakazaną” jej zdaniem książkę. Opowiadała mi o Soli darności, o strajkach w Stoczni Gdańskiej i była to pasjonująca lekcja historii.

miała swoje haftowane serwetki, którymi wycierała sztućce, długo i namiętnie. Po czym wlewała do rosołu krople miętowe, zapach oparu pamiętam do dzisiaj. Pamię tam starszego pana w plastikowym hełmie i z atrapą karabinu. Opisała go w jednym z opowiadań Olga Tokarczuk. Tych osób już nie widuję, za to jedną z najbardziej warszawskich postaci jest nadal Czarny Roman, nazywany chodzącą legendą War szawy i pierwszym hipsterem. Wygląda jak jogin, chodzi szybko, choć na wszyst ko ma czas, bo lubi polegiwać godzinami jak kot w różnych miejscach, zazwyczaj ma totalnie schodzone szmaciane buty, których nie zamienia na cieplejsze zimą, ale i Roman przez te lata przeszedł meta morfozę, bo od czerni przeszedł do krzy kliwych kolorów – dzisiaj nie unika różu, czerwieni, nawet i kapelusz zdarza mu się różowy, a z kapeluszy Czarny Roman ni gdy nie zrezygnował. No i można z nim po gadać o wszystkim, bo jest filozofem, choć jak twierdzą niektórzy nic z tego, co mówi, nie jest prawdą. Myślę, że nieświadomie trochę wzorowałem na nim Belmonda, postać z mojej powieści „Złodzieje koni”, bo bezdomny Belmondo też tak żywił się prawdziwą i nieprawdziwą historią. Kie dy dłużej Romana w okolicach Nowego Światu nie widać, na Facebooku pojawiają się pytania, czy ktoś widział go ostatnio. A Roman po prostu gdzieś przysnął. Niestety dzisiaj na miejscu „Karalucha” jest francuska piekarnia z cukiernią i klien tela zdecydowanie inna.

24 22 |stałe2016

zajęć albo po nich. Było skromne, dawno nieremontowane, ale miało coś, co wszyscy lubili. Było gościnne. Kiedyś pod drzwiami do mojej klatki zobaczyłem siedzącego na plecaku Andrzeja Stasiuka. Ceniłem bardzo jego książki. Zapytałem wprost: „Dlaczego Andrzej Stasiuk siedzi na schodach do mo jej klatki?”. Odpowiedział: „Bo teść miał być k… w domu, ale go nie ma”. Zaprosiłem na „przeczekanie”. Ode mnie zadzwonił do te ścia raz i drugi (to było w czasie sprzed tele fonów komórkowych). W końcu teść odebrał. Mieszkał, jak się okazało, na moim piętrze. Pisarz zebrał swój plecak i wyszedł. Po chwili słyszę pukanie do drzwi. Wrócił ze swoją po wieścią „Dziewięć”, w którą wpisał mi najory ginalniejszą dedykację, jaką mam „Dzięki za Kiedywpuszczenie…”.wielelat

później pojechałem do So potu nagrywać rozmowy z panią prof. Jo anną Penson, lekarką Lecha Wałęsy, osobą najbardziej prezydentowi zaufaną, pytałem o jej dzieciństwo w Warszawie. Nagle opo wiedziała, że wychowała się właściwie na ulicy Okólnik 9a. Jej ojciec był dyrektorem biblioteki Ordynacji Krasińskich, która przy „naszej” ulicy się mieściła, niestety dzisiaj to

już ruina. Bardzo to było dla mnie symbo liczne, że mieszkaliśmy dosłownie dom w dom, choć epoka inna. Mówiła pani profe sor w naszej książce „Było, więc minęło”: „Pamiętam, jak Okólnikiem przechadzał się stary pan Tetmajer, który mieszkał na

feletion

punkty. Pisarz wyruszał z ulicy Gór skiego, gdzie mieszkał, to tył ulicy Chmiel nej, którą w dół szedł na kawę do Bliklego przy Nowym Świecie. Tam codziennie, przy tym samym stoliku spotykał się z Gusta wem Holoubkiem, Andrzejem Łapickim, Januszem „Kubą” Morgensternem. Wiele razy widywałem panów przy tym stoliku. Potem przemykał szybko w stronę Ordynac kiej, gdzie przybijał żółwika z siostrami pro wadzącymi kiosk z gazetami, czyli w moim kiosku, i już w dół Ordynacką i obok moje go domu na skarpę za Akademią. Można było zegarek regulować jego przemarszem. O dwunastej musiał być na placu Trzech Krzyży by wysłuchać hejnału w Instytucie Głuchoniemych. Stamtąd szedł wprost do słynnej stołówki Czytelnika przy Wiejskiej, gdzie miał swój stolik. I tam zdarzało mi się go również widywać. Często przemierzał ten szlak z żoną. Kiedy zmarła, nie złamał swoich przyzwyczajeń, o których zresztą kilkakrot nie chciałem z nim zrobić wywiad, ale nigdy się na to nie zgodził, nawet po rekomendacji jego córki, Marii, którą znam i z którą się chy ba Ponieważlubimy. mieszkałem najbliżej uczelni, kole dzy z roku lubili do mnie wpadać w przerwie

końcu ulicy. Już wtedy robił wrażenie wy cofanego, osobliwego, mówiło się, że ma problemy psychiczne. Na ulicy Okólnik 11a, czyli w budynku obok naszego, miesz kał pan Józef Wasowski, dziennikarz, ojciec Starszego Pana, przyjaciel mojego ojca. Jego żoną była Maria Strońska, aktorka. Pomiędzy domami 9A i 11A było ciemne podwórko, taka przestrzeń. Z jednej stro ny na dole kuchnia Wasowskich, z drugiej – na ścianie 9A – nasza. Zabawialiśmy się z bratem rzucaniem papierowych kulek do ich kuchni, bo latem okno było otwar te. Uprawialiśmy ten proceder przez jakiś czas i nikt nie wiedział, skąd w zupie pa

Remigiusz Grzela – dziennikarz, pisarz, dramaturg. Autor kilkunastu książek. Ostat nie to: „Było, więc minęło. Joanna Pen son – dziewczyna z Ravensbrück, kobieta Solidarności, lekarka Wałęsy”, „Złodzieje koni” (powieść), „Wybór Ireny”, „Obecność. Rozmowy”, „To, co najważniejsze. Irena Jun i Stanisław Brudny. Rozmowy”. Właśnie wyszła jego nowa książka „Krafftówna w krainie czarów” (Wyd. Prószyński i S-ka). Mieszka w Warszawie.

Ojciec pani profesor Penson przed woj ną sporządzał katalog wszystkich ksią żek, swoistą bibliografię. Niestety kata log, efekt jego wieloletniej pracy, spłonął w czasie Powstania, które Warszawę omal zrównało z ziemią. Dlatego ta podziemna Warszawa, miasto tamtego czasu, wydaje się tak znacząca, właściwie równoległa. Kiedyś w Skolimowie pewna stara aktorka nagle zaczęła mi opowiadać, jak w cza sie wojny w jednym z mieszkań przy ulicy Okólnik11A leżała nocą skryta pod gazeta mi, bo bała się, że nadlatujący samolot tak oświetli wnętrze, że będzie ją widać. Prze cież to mogło być i w tym „moim” miesz kaniu. I nie umiem o Warszawie inaczej myśleć jak o tej, po której ulicach chodzę i o tej, która jest pod tymi ulicami. I dzisiaj zdarzają mi się spacery Nowym Światem i jego okolicami. Ale wtedy wędruję też podziemnym miastem. I przecież oni wszy scy tam są.

feletion Galeria Szwarc (parter) ul.Rycerska 5 Starogard Gdański

252016 | 22

pierowe kulki. W końcu nam się oberwało”. Zawsze mnie, człowieka książek poruszała historia wojenna biblioteki Krasińskich na Okólniku. Opisał ją Bohdan Korzeniewski, który wszedł do niej po Powstaniu War szawskim: „Zajrzałem i doznałem uczucia oszałamiającej radości – wszystko leżało równo, nietknięte”. Jednak kiedy sięgnął po jedną z książek, wszystkie zamieniły się w pył, który dotąd „zachował jeszcze kształt woluminów i kart”. Dodawał: „Te książki i papiery musiały się palić długo, podlewane benzyną przez jakieś uparte komando”. Nazwał to, co zrobiono biblio tece „książkobójstwem”.

Tenis ziemny to dyscyplina sportu, która w Starogardzie Gdańskim nie ma wielkich tradycji, jeśli chodzi o sukcesy sportowe. To może się zmienić. Ciekawa przyszłość rysuje się przed Caroliną Cerowską, która swoje życie podporządkowuje tenisowi.

podporządkowanetenisowiklasytekstKrzysztofŁachŻyciezdjęciaTomaszBabinek

Miłością

do tenisa Carolina zosta ła zarażona przez swoją mamę Katarzynę, która biały sport ceni -szczególnie.Pojechałam z mamą na obóz. Miałam tro chę czasu, wzięłam rakietę, piłkę i poszłam poodbijać na ściankę. To była pożyczona rakieta stosowna do mojego wzrostu. Tak się zaczęła moja przygoda z tenisem –mówi Carolina Cerowska. Pierwszym szkoleniowcem utalentowanej nastolatki był Marek Gutjar, z którym tre nowała do 11 roku życia. Obecnie rozwija swój talent pod czujnym okiem Marcina Stanglewicza, który jako trener I

- Carolinę poznałem w 2012 roku. Od tamtej pory jej gra, jak i podejście do tenisa, zmieniły się ogromnie. Z dziewczynki bawiącej się tenisem zmieniała się w zawodniczkę z potencjałem na wygrywanie. Dążymy do tego, aby jej technika gry bardziej przypominała męski tenis. Piłka lecąca z dużą rotacją, odbijająca się wysoko stanowi problem dla przeciwniczek Caro. Do tego urozmaicony serwis i szeroki repertuar uderzeń pomaga jej wygrywać mecze. Liczymy, że ten i przyszły rok da owoce ciężkiej pracy w postaci triumfów w polskich, jak i międzynarodowych turniejach –trener Marcin Stanglewicz.

łatwo znaleźć sparingpartnerów, ale w Borkowie mam dwóch trenerów do gier sparingowych. Trenowała też ze star szymi dziewczynami, które zakończyły już karierę sportową i grają tylko dla siebie. Dzięki temu mam możliwość grania róż nego tenisa – mówi Carolina, dla której najważniejszym startem w tym roku będą Mistrzostwa Polski.

zycje i mocny nadgarstek, dlatego trener stwierdził, że sprzyja to mocno rotacji. Poza tym bardzo mało dziewczyn gra rota cją, więc będzie mi łatwiej później wygry wać mecze – mówi Carolina, która ma też swoich tenisowych idoli. - Bardzo podoba mi się tenis Sereny Williams. Nie dlatego, że jest najlepsza, tylko że podoba mi się jak gra. Poza tym wrażenie robi na mnie koncentracja Marii Szarapowej. Uwielbiam też patrzeć na grę Rogera Federera. Czy Carolina Cerowska wskoczy na po ziom zawodowego tenisa? Wszystko zale ży od niej samej i wsparcia osób, którym nie jest obojętna jej sportowa przyszłość.

sport

-niejów.Niejest

- Trenujemy na korcie przy Publicznej Szkole Podstawowej Nr 1 oraz w Borkowie – mówi Carolina. – Codziennie mam do zrealizowania dwa treningi tenisowe i je den ogólnorozwojowy. Muszę sobie jakoś radzić. Mam nauczanie e-learningowe. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Wspiera mnie mocno trener i mama, która jeździ ze mną na wszystkie turnieje. Bardzo przeżywa moje starty. Sam udział w nich jest wyczerpujący nie tyle ze względu na grę, co przez długie wyczekiwanie przed pojedynkami. Cały dzień oglądasz mecze czekając na swój. W tym roku ma być to zmienione, tak jak jest w Niemczech. Tam wcześniej przeprowadza się losowania i przyjeżdża na mecz o konkretnej godzi nie. Teraz jest tak, że trzeba przyjechać rano na weryfikację i czekać cały dzień, aby zagrać na przykład o 20.00. Udział w turniejach jest bardzo istotny do rankingu, który określa czołówkę tenisową kraju w poszczególnych kategoriach wie kowych. W 2014 roku Carolina Cerowska była sklasyfikowana na 14. miejscu w Polsce w kategorii 14-latek. Obecnie przygotowuje się do letnich tur

posiada duże doświadczenie trenerskie. Był sparingpartnerem wielu zawodniczek mających obecnie dużo do powiedzenia w zawodowym tenisie. Jako trener praco wał m.in. w Hiszpanii.

272016 | 22

- Trener nastawie mnie głównie na rotację, czyli grę wysoko nad siatką i rozrzucanie rywalki po całym korcie. Mam predyspo

- W końcówce roku Carolina grała turnie je, z których byliśmy bardzo zadowoleni. Ogrywała zawodniczki prezentujące wy soki poziom, z którymi wcześniej nie wy grywała, a teraz pewnie ich ograła. Dała tym samym sygnał, że wszystko zmierza we właściwym kierunku – mówi Daniel Tuskowski, trener od przygotowania fi zycznego.

Tenis ziemny to bardzo drogi sport. Kariera Caroliny jest oparta na finanso waniu przez mamę. Nie jest łatwo, gdyż miesięczny koszt uwzględniający trening, wyjazdy i udział w turniejach wynosi około 12 tys. złotych. Przydałoby się więc dodat kowe wsparcie finansowe. A potencjał w tej utalentowanej tenisistce jest. Kilkakrotnie była mistrzynią województwa oraz trium fatorką ogólnopolskich turniejów w singlu i deblu. Kiedy weszła na wyższy poziom gry zmieniły się też metody treningowe.

Wfacebookowym

alon Mody Męskiej PUERE – salon mul tibrand, czyli miejsce, gdzie można kupić odzież różnych firm. Dostępne są zarówno marki skierowane do mężczyzn klasycznych, jak i nowoczesnych, niezależ nych, ceniących sobie elegancki wygląd i –wygodę.Modamęska to nie tylko nasza praca, ale też pasja, którą staramy się zarazić wszystkich klientów naszego salonu. Cha rakteryzuje nas uśmiech, indywidualne po dejście do klienta oraz dbałość o jego zado wolenie z zakupów. Zapraszamy na ostatnie dni wyprzedaży do 70%. Pojawiła się już także kolekcja WIOSNA 2016. Od 9 lat znajdujemy się w Galerii Szwarc (od niedawna na parterze) przy ul. Rycerskiej 5 w Starogardzie Gdańskim . TO NASZE MIEJ SCE. Czekamy na Państwa – zaprasza wła ścicielka salonu Anna Bławat.

głosowaniu na 49 tysięcy głosów internauci aż 9 ty sięcy oddali na Kazimierza Deynę jako patrona szybkiego pociągu. PKP IC „Deyna” będzie jeździł między Warszawą a Łodzią, czyli połączy miasta, w którego klubach (ŁKS i Legia) nasz Kaz-Generał występował. To kolejny przykład no to, że wychowanek Włókniarza Starogard jest świetną marką, a legenda o nim zatacza coraz szersze kręgi społeczne. O Kaziku piszą książki, artykuły prasowe, śpiewają piosenki, realizują programy telewizyj ne, stawiają pomniki, produkują gadżety z jego wizerunkiem, organizują turnieje, a teraz nazywają też pociągi. To też poka zuje, ze obrany kilka lat temu kurs promo cji miasta z wykorzystaniem postaci naj wybitniejszego piłkarza

28 22 | S2016

Na dawnym Włókniarzu, czyli na stadionie, na którym pierwsze swoje kroki w piłkar skiej karierze stawiał Kazimierz Deyna, bę dzie można obejrzeć mecz pomiędzy olboy ami Starogardu i warszawskiej Legii, którzy pamiętają występy w Lidze Mistrzów. Orga nizatorzy zapowiadają przyjazd takich za

rozmaitości

wodników, jak: Maciej Szczęsny, Zbigniew Mandziejewicz, Radosław Michalski, Jacek Zieliński, Marek Jóźwiak, Jerzy Podbrożny, Cezary Kucharski, czy Wojciech Kowalczyk. Ponadto czynione są starania, aby pokazo wy trening przeprowadził trener młodzie żowej reprezentacji Polski Marcin Dorna.

30 kwietnia odbędzie się uroczyste otwarcie zmodernizowanego stadionu przy ul. Harcerskiej. Z tej okazji przygotowano szereg piłkarskich atrakcji.

Moda męska

13 marca z Łodzi do Warszawy swój pierwszy kurs odbędzie pociąg o bliskiej nam nazwie Deyna. Nazwa ta zwyciężyła w plebiscycie PKP Intercity na nazwy pociągów.

Deynanaszego.rusza na tory

Gwiazdy na Włókniarzu

292016 | 22

30 22 | 2016

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.