Verizane 53

Page 1

BEZPŁATNY MAGAZYN LOKALNY 53| 30 września 2019 ISSN 2449-7916

KRZYSZTOF ŁACH Redaktor Naczelny

Adres redakcji: Starogard Gdański, ul. Reymonta 1

REKLAMA

wcaleJesieńnie musi być szara i smutna. Wręcz przeciwnie. Pokazuje nam to przyroda, ale również nowe wydanie Verizane, w któ rym nie brakuje barwnych postaci. Takimi niewątpliwie są Kin ga Kossobucka i Krzysztof Krajnik, dla których wielką pasją jest fotografia. W rubryce „A Oni na to” wyrażają swoją opinię na temat odcieni jesieni i jej wpływu na ich stan ducha. Sporą dawkę refleksji można zaaplikować sobie czytając artykuł Małgosi Roga li, w którym nasza redakcyjna koleżanka opisuje historię „Czwór ki” – szkoły, która w tym roku obchodzi swoje 60-lecie. Należy pamiętać, że dorobek tej zasłużonej dla naszego miasta placówki stworzyli i tworzą ludzie. O relacjach międzyludzkich dużą wiedzę mają mediatorzy, którzy 17 października obchodzą swój dzień. Poznajmy więc osoby, które w fachowy sposób potrafią dopro wadzić do ugody zwaśnione strony. Tradycyjnie pokazujemy Państwu ludzi sukcesu, a do nich należy zaliczyć Beatę i Jaro sława Poznańskich, którzy pomimo różnicy charakterów tworzą doskonały team zarówno zawodowy, jak i rodzinny. O dobrze funkcjonującej grupie osób opowiada nam starogardzki filmowiec Łukasz Śliwa, który podczas niedawnych mistrzostw świata w koszykówce z bliska obserwował postawę naszej reprezentacji. Warto również przeczytać artykuł o świetnie zapowiadającej się formacji muzycznej „5/6”, w której wiodącą rolę odgrywa Kocie wianka Justyna Czarnota. Nie brakuje również tekstów naszych felietonistów – Remigiusza Grzeli i Sary Błąk. Do następnego numeru.

Wydawca: Agencja zabronione.bezmateriałówRozpowszechnianietreśćRedakcjaredagowaniazastrzeganiezamówionychRedakcjaReklamowazastrzeżonecopyrightReklamowaCREATIVEPrasowo-©2018WszelkieprawaAgencjaPrasowo-CREATIVEniezwracatekstóworazsobieprawoichi skracania.nieodpowiadazazamieszczanychogłoszeń.redakcyjnychpublicystycznychzgodywydawnictwajest

NA OKŁADCE: Beata i Jarosław Poznańscy foto Krzysztof Rudek

Redaktor naczelny: Krzysztof Łach krzysztof.lach@verizane.pl Zespół redakcyjny: Małgorzata Rogala, Łukasz Rocławski, Krzysztof Rudek Reklama: reklama@verizane.pl

Zaczyna się mimozami. Jest spokojna, pełna nostalgii, często deszczowa, ale przede wszystkim kolorowa. O barwach jesieni opowiedzieli nam fotografowie Kinga Kossobucka i Krzysztof Krajnik. Jesień kojarzy mi się z wyciszeniem. Z układaniem się w wygodnym łóżku do błogiego, spokojnego snu. Ten czas, od września do grudnia, pozwala fotografowi odkryć zupełnie nowe horyzonty wrażeń. Drzewa przybierają wów czas fantastyczne kolory. Od jasnej żółci brzozowych listków, przez pomarańcze, aż do głębokich barw czerwieni i brązów liści klonów. Możemy oglądać odlatujące bociany i żurawie. Słońce wschodzi później, co nie wymusza wstawania o ekstremalnie wczesnych porach, a zachodzi szybciej, sprzyja więc powstawaniu także fotografii noc nej. Nic nie przebija przyjemności obserwowania wrześniowej mgły podnoszącej się na kociewskich jeziorach, czy Wierzycy meandrującej przez pradolinę w okolicach Jaroszew. Uwielbiam, gdy sady są pełne drzew uginających się pod ciężarem dojrzałych jabłek, gruszek, śliwek, a lasy roją się od grzybów. Leśne zwierzęta uwijają się jak w ukropie, przygotowują ostatnie zapasy do nadchodzącej zimy, a w parku mam możliwość podglądania wiewiórek zajętych zbieraniem orzechów i żołędzi. Tak wiele się dzieje. Na polach wykopki, zbieranie ostatnich plonów lata. To wspaniałe tematy do jesiennych reportaży. Co więcej, spadające z drzew złote liście, delikatnie unoszone na wietrze, dywany z liści dekorujące parkowe aleje dodają wyjątkowej atmosfery, tego szczególnego uroku niespo tykanego w innych porach roku.

– ur. 11 czerwca 1975 r. w Starogardzie Gdańskim. Posiada wykształcenie techniczne. Z zawodu jest serwisantem. Uwielbia podró że, fotografię krajobrazową, portretową, re portażową, a także muzykę, motocykle i psy północy.

ONI

4V

zdjęcie LICHYEDYTA

Barwy jesieni

A na to

Krzysztof Krajnik

Kinga Kossobucka – ur. 18 września 1994 r. w Starogar dzie Gdańskim. Absolwentka marketin gu i nowych mediów w Wyższej Szkole Bankowej oraz kierunku intermedia, specjalizacja fotografia na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Poza foto grafią, pasjonuje ją muzyka.

5V

zdjęcie KOSSOBUCKAKINGA

Uwielbiam jesień. To dla mnie czas wyciszenia, przemijania, refleksji, podsumowań. Po energicznym czasie letnim jest to moment, by usiąść wygodnie z kubkiem gorącej herbaty, z dużą ilością cytryny i imbiru. W życiu zawodowym jako fotograf bardzo lubię przyglądać się zmianom i procesom związanym z tą porą roku. Jestem fanką ciepłych kolorów na zdjęciach, spełniam się w ta kich złocistych barwach.

Starogardzka „Czwórka”

Jest jedną z największych i najstarszych szkół podstawowych w Starogardzie Gdańskim. W tym roku obchodzi swoje 60-lecie. To doskonała okazja, by przybliżyć jej historię.

tekst MAŁGORZATA ROGALA

udowa szkoły rozpoczęła się w 1958 r. 3 paździer nika 1959 r. grono pedagogiczne oraz uczniowie przenieśli się do nowego budynku przy ul. Pomorskiej (obecnie al. Jana Pawła II). Na wniosek Miejskiej Rady Narodowej w Starogardzie Gdańskim 1 listopada 1959 r. placówka otrzymała nazwę „Szkoła Podstawowa Nr 4 im. Juliusza Słowackiego”. W ten sposób Rada Miejska uczciła 150. rocznicę urodzin tego wielkiego poety. W tym czasie szkoła składała się z tylko jednego 3-kon dygnacyjnego i podpiwniczonego budynku o tradycyj nym układzie konstrukcyjnym. Ściany murowane były z cegły, stropy ognioodporne, a schody żelbetonowe, Później dobudowano magazynki, scenę i salę gimna styczną. Powierzchnia użytkowa budynku wynosi obec nie 2 854 m2.

B

29 kwietnia 1961 r. zakład opiekuńczy Polfa przekazał szkole sztandar, który symbolizował łączność zakładu ze szkołą. W 19. rocznicę wyzwolenia Starogardu spod okupacji niemieckiej 6 marca 1964 r., odbyła się uro czysta akademia, podczas której odsłonięto popiersie patrona szkoły ufundowane przez Komitet Rodzicielski.

W czerwcu 1999 r. po raz pierwszy w historii placówki jej absolwentami stali się zarówno uczniowie klas ósmych, jak i szóstych. W związku z reformą oświaty, 1 września 1999 r. „Czwórka” stała się 6-letnią szkołą podstawo wą. Całą jej społeczność bardzo ucieszyło zachowanie numeru, do którego tak bardzo się przywiązała. Baza lo kalowa szkoły powiększyła się o budynek przy ul. Sien kiewicza, przejęty od Publicznej Szkoły Podstawowej Nr 1, przekształconej w Publiczne Gimnazjum Nr 1. 1 września 2001 r. w PSP 4 naukę rozpoczęła pierwsza klasa integracyjna. To ważny moment w historii placów ki. Po pierwsze dlatego, że integracja stała się dla jej

10 kwietnia 2002 r. po raz pierwszy przeprowadzony został obowiązkowy sprawdzian dla szóstoklasistów (zewnętrzne badanie wiedzy i umiejętności uczniów na zakończenie szkoły podstawowej).

W 1973 r. wybudowano pracownię zajęć praktycznych, którą oddano do użytku w 1975 r. W 1987 r. nadbu dowano nad nią piętro, które służyło dziewczętom. W związku z tym parter przeznaczony był na zajęcia prak tyczno-techniczne chłopców.

W 2009 r. wymieniono okna, przeprowadzono moderni zację węzła grzewczego oraz odnowiono elewację. Pra ce zakończyły się tuż przed rozpoczęciem roku szkolne go, 31 sierpnia 2009 r. 20 sierpnia 2010 r. zakończył się remont dachu budynku głównego i sali gimnastycznej, która dodatkowo docze kała się pomalowania elewacji. 30 września tego same go roku skończył się remont sanitariatów na I i II piętrze tzw. „starej szkoły”.

W 1969 r. zbudowano harcówkę, jednokondygnacyj ny budynek z możliwością nadbudowy jednego piętra. Pierwotnie był on wolnostojący. Następnie połączony ze szkołą dobudowywanymi obiektami. Harcówka wy budowana była w czynie społecznym. Szkoła do użytku otrzymała ją w 1970 r.

PSP 4 jest laureatem pierwszej edycji akcji „Szkoła z kla są” za rok szkolny 2002/2003.

1 września 1966 r., w związku z reorganizacją szkolnic twa, wprowadzono ośmioletnią szkołę podstawową. Uchwałą Rady Pedagogicznej Szkoły Podstawowej Nr 4 postanowiono upamiętnić jubileusz 1000-lecia Pań stwa Polskiego i w pobliżu boiska zbudowano pomnik. Jego uroczyste odsłonięcie nastąpiło 12 października 1966 r. Pod kryptą pomnika złożono urny z ziemią z miejsc, gdzie ginęli Polacy. Ziemia pochodziła z Grunwal du, Westerplatte, Szpęgawska, Sztuttowa, Warszawy i Kołobrzegu. Tego samego dnia nastąpiło przekazanie ufundowanego przez Komitet Rodzicielski sztandaru harcerskiego szczepowi „Orły Północy”.

W sierpniu 2013 r. szatnie dziewcząt i chłopców przy sali gimnastycznej przeszły kapitalny remont. W tym samym czasie w starym i nowym budynku wymieniono stolarkę drzwiową, a w salach 21, 23, 24, 25, 26, 29, 30, w pracowni dziewcząt oraz w sali pedagogów i logope dycznej parkiety wymieniono na tarket. 31 lipca 2015 r. podłogi wymieniono w salach 06, 07, 08, 203, 206, 207, 208, 209 oraz w gabinecie pielęgniarki.

W sierpniu 2017 r. zakończył się remont dachu biblioteki oraz starego i nowego budynku szkoły. Założono panele fotowoltaiczne. Docieplono także mury „nowej szkoły”, biblioteki i sali gimnastycznej. W całym budynku, oprócz piwnicy „starej szkoły”, lampy wymieniono na ledowe. Przez 60 lat placówka miała sześciu dyrektorów. Do roku 1990 stanowisko to piastował Albin Lubiński. W latach 1990 – 2004 Bożena Czyżewska, 2004 – 2014 Grzegorz Wróblewski, 2014 – 2017 Iwona Lewandow ska, 2017 – 2018 Martyna Wiśniewska, 2018 – 2019 Danuta Pawlisch. Obecna dyrektor Monika Sengerska

W tym samym roku odbyła się uroczystość odsłonięcia obelisku z wizerunkiem patrona szkoły. 8 sierpnia 1984 r. społeczność Szkoły Podstawowej Nr 4 zaczęła użytkować nowy, dwutraktowy budynek z 11 salami. Jego powierzchnia wynosi 1 138 m2. Rok 1993 był dla uczniów przełomowy. Wprowadzono nowy przedmiot – informatykę.

W październiku 1994 r. uroczyście obchodzono jubile usz 35-lecia szkoły.

społeczności jedną z naczelnych wartości, a po drugie od tej chwili pełna nazwa szkoły brzmi „Publiczna Szkoła Podstawowa Nr 4 z Oddziałami Integracyjnymi im. Juliu sza Słowackiego”.

historiikartz

Placówka ma swoje tradycje. Na pamiątkę otrzymania przez nią własnego budynku, 3 października stał się Świętem Szkoły. Każdego roku tego dnia odbywa się pa sowanie uczniów klas pierwszych. Zwyczajem są coroczne wymarsze młodzieży do Lasu Szpęgawskiego dla uczczenia pamięci pomordowanych w czasie II wojny światowej. Szkoła dba także o historię Kociewia. Posiada izbę regionalną, w której znajdują się liczne eksponaty.

historiikartz

PSP 4 przyświeca hasło „Tu szlifujemy diamenty”, które w bezpośredni sposób nawiązuje do hasła Starogardu Gdańskiego „Tu rodzą się gwiazdy”. Takie słowa idealnie pasują do placówki, bo wywodzą się z niej uznani spor towcy, naukowcy, lekarze, nauczyciele i profesorowie. Wśród jej absolwentów wymienić można chociażby ta kie nazwiska, jak Kazimierz Deyna, piłkarz Lechii Gdańsk Piotr Wiśniewski, czy wokalistka Ania Szarmach. Przez 60 lat Publiczna Szkoła Podstawowa Nr 4 prze szła wiele zmian, kilka reform oświaty, rozbudowała się i unowocześniła. Jej społeczność zawsze szła z duchem czasu i nigdy nie bała się zmian. Swój diamentowy jubi leusz świętować będzie już 25 października.

swoją funkcję pełni od niedawna. – Czuję się wyróżnio na mogąc kierować jedną z największych szkół podsta wowych w Starogardzie Gdańskim. 60-letnia tradycja naszej placówki oraz powierzone mi do nadzoru mienie zobowiązuje do bieżącego odpowiadania na zgłasza ne potrzeby modernizowania bazy placówki, zgodnie z dostępnymi środkami. W najbliższym czasie planowa ny jest generalny remont obejścia wokół szkoły wraz z drenażem, co zdecydowanie zwiększy bezpieczeństwo oraz wzbogaci całościowy wizerunek budynku. Pomi mo sukcesywnie wykonywanych remontów i często niewystarczającego doposażania sal, nasi nauczyciele potrafią uatrakcyjniać wygląd pomieszczeń klasowych oraz zapewniać optymalne warunki do realizacji celów dydaktyczno-wychowawczych. Żywię ogromny szacu nek do dorobku moich poprzedników i mam nadzieję nie zawieść pokładanego we mnie zaufania co do sprawne go i zgodnego z przeznaczeniem zarządzania placówką – powiedziała Verizane Monika Sengerska, dyrektor Pu blicznej Szkoły Podstawowej Nr 4 z Oddziałami Integra cyjnymi w Starogardzie Gdańskim.

Celem prowadzenia kampanii jest podniesienie wiedzy jak na jwiększej liczby mieszkańców Regionu Południowego na temat is toty segregacji odpadów oraz funkcjonowania systemu gospodar ki odpadami obejmującego zasięgiem funkcjonowania tereny, które przekazują odpady do ZUOK „Stary Las” Sp. z o.o.

W związku z powyższym Zakład zaprasza wszystkich do śledzenia Ekoro zważnych w następujących portalach: twitter, instagram, facebook oraz Komentujcie,pinterest! zadawajcie pytania, dzielcie się z nami swoimi pomysłami i spostrzeżeniami dotyczącymi gospodarki odpadami w naszym Regionie – razem zróbmy coś dla środowiska.

Jak wspomniano, jednym z elementów Projektu jest kampania promocyjno-edukacyjna prowadzona w mediach społecznościo wych (od 01.04.2019 r. do 31.08.2020 r.), która obejmuje swoim zakresem stworzenie interaktywnego serwisu internetowego (https://ekorozwazni.pl/) i umożliwia prowadzenie aktywnych działań internetowych w mediach społecznościowych wraz z akt ywizacją uczestników poprzez organizowanie cotygodniowych konkursów z nagradzaniem zwycięzców.

10V Zakład Utylizacji Odpadów Komunalnych „Stary Las” Sp. z o.o. informuje, iż uzyskał dofinansowanie na realizację projektu pn. „Rozbudowa i doposażenie RIPOK „Stary Las”” w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Po morskiego na lata 2014-2020, Osi Priorytetowej 11 Środowisko, Działania 11.2 Gospodarka odpadami współfinansowane go z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Bądź ekorozważny Więcej informacji o całym Projekcie można znaleźć na stronie internetowej Zakładu pod adresem: http://starylas.pl/index.php/projekty/rozbudowa-i-doposazenie-ripok-stary-las Hashtag projektu: #ekorozważni Uzyskane środki zostaną przeznaczone na rozwój infrastruktury Zakładu oraz dodatkowo na kampanię promocyjno-edukacyjną.

tekst SARA BŁĄK

już dawno dobiegły końca, zaczął się rok szkolny, powrót do nauki i pracy. Szara rzeczywi stość. Jednak w moim sercu nadal eldorado! Żyją wspo mnienia ubiegłego lata, takie cudowne i beztroskie… po prostu bajka. W dalszym ciągu myślami jestem na piasz czystej Saharze. Aż chce się tam wracać!

11V

Z hotelu wyjechaliśmy około trzeciej nad ranem i poprzez tzw. drogę rzymską dotarliśmy na kontynent afrykański.

Mieliśmy okazję również zobaczyć miejsca gdzie nagry wali „Gwiezdne Wojny” przyznam się, że oglądałam tylko jedną cześć i nie mam emocji związanych z tym akurat miejscem. Z bliska widać, że cała wioska była filmową de koracją, jak dla mnie trochę kiczowatą. I do tego niestety wszędobylscy natrętni sprzedawcy pamiątek.

Nie ma, nie ma… wody na pustyni (cz. 1)

Ta siedmiokilometrowa grobla sprawiała niesamowite wrażenie, gdyż po obydwu jej stronach rozpościerało się tylko morze! Rezydent Ahmed, chcąc wprowadzić nas w klimat wycieczki opowiadał nam historię Tunezji . Podob no ciekawie… Jednak niestety słuchając jego opowieści zasnęłam ,wczesna pobudka dała się we znaki.

W tym roku moja letnia eskapada przywiodła mnie do Tunezji, a ściślej mówiąc, na tunezyjską wyspę Djerbę położoną na Morzu Śródziemnym, w zatoce Mała Syria. Djerba jest cudownym miejscem na wypoczynek dla ca łej rodziny. Kusi turystów lazurową wodą, pięknymi plaża mi oraz oliwnymi i daktylowymi gajami. Moim kolejnym, ‘’nierealnym’’ wydawałoby się marzeniem do spełnienia było ujrzeć bezkresny krajobraz Sahary, największej i naj gorętszej pustyni na Ziemi. Fakt, sama z uwagi na moją niepełnosprawność nie dałabym rady, ale jeśli się ma wspaniałą rodzinę i przyjaciół, dzięki którym każda barie ra traci znaczenie, to nie ma rzeczy niemożliwych.

Ze snu wyrwało mnie gwałtowne hamowanie i chłodny prysznic. Miałam pechowe miejsce w autokarze, ponie waż nad moją głową skraplała się woda z klimatyzacji. Wyobrażacie sobie moją minę? Pierwszy przystanek mie liśmy w ogrodzie botanicznym, dojazd tam nie był jednak taki prosty. Musieliśmy zmienić środek transportu, prze siedliśmy się do bryczek. Woźnica całkiem sprawnie po sługiwał się językiem polskim, popisując się wierszykami typu „taniej niż w Biedronce”. Przed wejściem do ogrodu botanicznego rośnie ogromny eukaliptus, w środku jest mnóstwo zieleni, kwitną migdałowce, bananowce, hibi skusy i inne rośliny egzotyczne. Nie obyło się bez wido wiskowego show. Widziałam na własne oczy jak starszy Tunezyjczyk, sprawnie wspina się po palmie, by zerwać daktyle. Wyobraźcie sobie , że nie posiadał żadnych za bezpieczeń i miał bose stopy. Myślę, że teoria Darwina jest całkiem prawdopodobna . Niesamowite!

widać już żadnych punktów orientacyjnych, nikną resztki roślinności. Tylko wydmy ciągnące się po horyzont. Nasz kierowca szaleje. Wjeżdżamy na górkę i nagle spadamy w dół pod kątem 60* przy eskalacji naszych okrzyków. Ad renalina rosła, a kierowca z uśmiechem serwował nam kolejne atrakcje, fundując swoisty rollercoaster, drivtując i wykonując slalomowe ewolucje . Na szczęście siedzia łam z tyłu, ale zerkając na prędkościomierz zanotowałam 140km/godz. To była jazda! Były też chwile wytchnienia podczas krótkich postojów. Oczywiście ze względu na tu rystów pojawiły się stragany z pamiątkami i handel roz kwitł na całego. Róże pustynne, daktyle czy oprawione w ramkach skorpiony lub żmije rogate. Młodzi chłopcy widząc nadjeżdżające dżipy pędzili w naszym kierunku wciskając nam w ręce wycieńczone fenki( liski pustynne), abyśmy zechcieli zrobić sobie z nim zdjęcie. Oczywiście w celach zarobkowych, 2 dinary, nic za darmo. Dodam jesz cze, że było tam strasznie gorąco, zrywał się porywisty wiatr i obsypywał nas piaskiem. Okulary przeciwsłonecz ne ratowały nam życie. Chciałam koniecznie zdjąć buty i przemierzyć kawałek pustyni boso, choć nieporadnie, ale na własnych nogach. Musiałam porównać swoje wy obrażenie z rzeczywistością. Poczuć to. Piasek był taki biały, sypki, przyjemnie otulał stopy. Miałam wrażenie, że rozgrzewał mi je od środka. Cudowne doznanie. Całe szczęście nie natknęłam się na skorpiona!

Opuszczając plan filmowy drogą specjalnie zbudowa ną na potrzeby filmu zakończyliśmy nasz pierwszy dzień Spotkania z Saharą. Pozytywnie zmęczeni wróciliśmy na nocleg.

Po opuszczeniu ogrodów, nadal bryczkami pojechaliśmy do hotelu na pyszny obiadek. Po chwili wytchnienia ruszy liśmy w dalszą drogę. Tym razem dziewięcio- osobowym dżipem w głąb Sahary. Przed nami rajd Paryż-Dakar. By łam strasznie podekscytowana, uwielbiam szybką jazdę. Początkowo wiodła nas asfaltowa, zapiaszczona droga, przez tereny półpustynne. Omijaliśmy stadka wielbłądów, które co jakiś czas tarasowały nam drogę, traktując nas jak intruzów. Później zaczęła się jazda po bezdrożach, nie

Wakacje

MiędzynarodowyDzieńMediacjijestdniemszczególnym,ponieważwłaśnietegodniaobchodzonybędzieMiędzynarodowyDzieńMediacji.ZtejokazjiodbędąsięlicznewydarzeniaorganizowaneprzezSądyiośrodkimediacyjnewramachobchodówtzw.TygodniaMediacji,któryprzypadaod14do18października.WcałejPolscenaTydzieńMediacjiwcelupopularyzacjimediacji,atakżepromowaniapozasądowychmetodrozwiązywaniasporów,zaplanowanezostałykonferencjeorazspotkaniazmediatorami,którzybędąprzybliżaćideeikorzyścipłynącezmediacji.17października

13V

Administratywista, absolwent Wydziału Prawa i Administracji na Uniwersytecie Gdańkim oraz Wydziału Zarządzania i Ekonomii na Politechnice Gdańkiej w zakresie wyceny nieruchomości. Mediator wpisany decyzją Prezesa Sądu Okręgo wego w Gdańsku nr Adm. 0158-14/17 z dnia 7.06.2017 r. na listę stałych mediatorów przy Sądzie Okręgowym w Gdań sku oraz mediator koordynujący przy Sądzie Rejonowym w Tczewie ds. cywilnych, gospodarczych i karnych. Jako mediator gospodarczy certyfikowany przez Pomorskie Centrum Arbitrażu i Mediacji przy Regionalnej Izbie Gospo darczej Pomorza specjalizuje się w sprawach: cywilnych, administracyjnych, gospodarczych, oświatowych i pracow niczych. Jest osobą zaangażowaną w propagowanie kultury dialogu w przestrzeni publicznej i pozasądowych metod rozwiązywania konfliktów. W mojej pracy kieruję się słowami dr Marshalla B. Rosenberga: „Im jaśniej wypowiadamy, na jaką odpowiedź czekamy, tym szybciej konflikt zmierza w stronę rozwiązania”. Ponadto miłośnik płyt winylowych, fotografii analogowej i sympatyk KS Ring Kociewie.

Mówi o sobie, że w pracy mediatora łączy kilka profesji: prawnika, tłumacza i hydraulika...Skończyła Prawo, tłu maczem jest wtedy, gdy pomaga zrozumieć się skonfliktowanym stronom, a hydraulikiem, bo udrażnia komunikac ję. Bez względu na to, czego dotyczy spór. W ciągu 6 lat praktyki zawodowej przeprowadziła blisko 400 mediacji. Wspiera klientów, którzy szukali rozwiązania swoich sporów z własnej inicjatywy oraz skierowanych przez sąd. Dodatkowo pracuje jako trener biznesu i przygotowuje menadżerów różnego szczebla do zarządzania konfliktami oraz prowadzenia negocjacji. Jest stałym mediatorem sądowym, mediatorem Pomorskiego Centrum Arbitrażu i Mediacji oraz partnerem europejskiego projektu FOMENTO wspierającego mediacje w sprawach cywilnych i spad kowych. Angażuje się w przedsięwzięcia wspierające starogardzką społeczność, jak choćby mediacje w Społecznym Centrum Wsparcia Rodziny. Po godzinach robi zdjęcia i publikuje na instagramowym koncie „mymokiem”. Tworzy w ten sposób album z bliskich i dalekich podróży. Zawsze chętnie wraca do kochanego Starogardu, gdzie spełnia się jako mama dwóch nastoletnich synów.

Magdalena Dittmer

Starogardzcy mediatorzyArturLatuszewski

Niezwykle empatyczna i ciepła stała się inspiracją dla kobiet, które dokonując zmian w swoim życiu poszukują samospełnie nia, odkrywając na nowo samą siebie i swój potencjał. Kobieta, która potrafi wlać w serce wiarę w lepsze jutro, uświadomić poczucie własnej wartości, a w strumieniu łez wywołać uśmiech na twarzy. Posiada niesamowite pokłady siły do walki, zwłaszcza o dzieci, które często podczas batalii rozwodowej tracą prawo do szczęśliwego dzieciństwa.

Radca prawny Karolina Malinowska we wrześniu 2017 roku ukończyła szkolenie „Mediacje. Przygotowanie do wykonywania zawodu mediatora” i uzyskała certyfikat (nr 10/GDA9/2017) Centrum Szkoleń Prawnych poświadczające jej kompetencje. Postanowieniem Prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku z dnia 27 września 2017 roku została wpisana na listę Stałych Me diatorów Sądowych przy w/w Sądzie. W maju 2018 roku uzupełniła swoje uprawnienia o kurs „Mediator rodzinny - szkolenie specjalistyczne” certyfikat nr 1/MR-G-05/2018, natomiast w marcu 2019 roku „Mediacje cywilne i gospodarcze” - certyfikat nr 1/CIG-GDA/03-19. W roku akademickim 2019/2020 realizuje studia podyplomowe na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w przedmiocie „Profesjonalny Mediator Gospodarczy” w ramach unijnego projektu. Magister prawa Uniwersytetu Gdań skiego. Od 2013 roku prowadzi własną działalność gospodarczą - doradztwo prawne. Od 2015 roku prawnik, w ramach wolontariatu, Fundacji Centrum Praw Kobiet, gdzie udziela porad prawnych kobietom doświadczającym przemocy, dyskry minacji, czy innych trudności życiowych. Współpracownik „Centrum Kobieta i RozwóJd” w Starogardzie Gdańskim. Udziela pomocy pro publico bono w postaci szkoleń dla dzieci i młodzieży w zakresie prawa. Zwolennik ugodowego załatwiania spraw, prywatnie i zawodowo lojalna, otwarta i komunikatywna. Poza biurem - fotografia, moda, taniec.

Absolwentka prawa Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, stały mediator sądowy wpisany na listę sta łych mediatorów sądowych przy Sądzie Okręgowym w Gdańsku, prywatnie kochana, mama córeczki Karmen.

Przez ponad 20 lat pracowała w Sądzie Rejonowym w Starogardzie w Wydziale Rodzinnym Nieletnich. Dzięki tej pracy miała okazję obserwować ludzkie losy, losy konkretnych rodzin na przestrzeni wielu lat. Często widziała jak konflikty negatywnie wpływają na tych ludzi. Widziałam jak jeden niezałatwiony konflikt rodzi następny, frustracja rodzi agresję, chęć odwetu. Niekończąca się lawina zarzutów i oskarżeń. Procesy ciągnące się latami. Stwierdziła: Szkoda życia! Wtedy dowiedziała się, że jest coś takiego jak Mediacja. Zaczęła interesować się nią, czytać, zdobywać nowe informacje. Pomyślała, że chciałaby spróbować pracy mediatora, pracować z ludźmi i razem z nimi szukać rozwiązań w trudnych sytuacjach. Decyzja – skok na głęboką wodę – zwolniła się z pracy, założyła własną działalność – Biuro „Bliżej Sądu”. Podjęła studia podyplomowe w tym kierunku. Nauczyła się zasad i metod mediacji, poznała teorię. W Sądzie zdobyła wiedzę i doświadczenie, które bardzo pomaga jej przy mediowaniu. Lubi pomagać ludziom. Jest typem człowieka, który „jeśli nie drzwiami, to oknem” i to nasta wienie napędza ją do wymyślania wciąż nowych rozwiązań, które stara się podsunąć stronom sporu. Pracując w Sądzie, mo gła tylko słuchać o ich konfliktach. Teraz, jako mediator może więcej – robi wszystko, aby te konflikty pomóc rozwiązywać, łagodzić... i często jej się udaje, co zawsze przynosi ogromną satysfakcję. Wpisana na listę stałych mediatorów przy Sądzie Okręgowym w Gdańsku.

Karolina Malinowska

Bożena Olżyńska

Ewa Biesiada

Wartości, którymi kieruje się w życiu to: wolność, prawda, poczucie szczęścia, przyjaźń, akceptacja i harmonia. Niezmiennie powtarza, że mądrość życiowa towarzysząca jej na co dzień brzmi: „W życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę. Chodzi o to, żeby nauczyć się tańczyć w deszczu.” Prywatnie najbliższy jej sercu pozostaje od lat dziecięcych taniec, hobbistycznie trenuje boks i tenis.

Po czasie poszukiwań swojej zawodowej drogi poczynając od prawa medycznego, czy prawa sportowego odnalazła sens swojej pracy, skupiając się na prawie rodzinnym i opiekuńczym. Wykorzystując wiedzę zdobytą na studiach popartą szkole niami oraz warsztatami prowadzi działalność pod szyldem „KOBIETA i ROZWÓjD”, będąc w codziennej pracy wsparciem dla kobiet, które napotkały trudności i przeciwności życiowe.

14V

zdjęcia KRZYSZTOF RUDEK rozmawiał KRZYSZTOF ŁACH

Beata i Jarosław Różnimy się POZNAŃSCY charakterami

B.P.: Przez to, że znamy się długo (w tym roku obcho dziliśmy 20-tą rocznicę ślubu), znam wszystkie etapy kariery męża. Byłam nawet z nim na jego pierwszej roz mowie kwalifikacyjnej w firmie w Rojęczynie (śmiech).

Beata Poznańska: W naszym przypadku wspól ne prowadzenie biznesu nie koliduje z życiem ro dzinnym, a wręcz czasami pomaga nam sprostać wszystkim obowiązkom, jakie niesie ze sobą pro wadzenie rodziny. Mam na myśli szkołę, zajęcia do datkowe, wizyty u lekarza. Nikt z nas nie musi brać urlopu, by zostać z dziećmi w domu, czy zwalniać się z pracy, aby pójść na dodatkowe zajęcia. Za to kiedy trzeba zostać dłużej, to jedno jest w domu, a dru gie w pracy. Trudniej jest, gdy oboje musimy jechać na konferencję, czy targi. Wówczas jest problem z dziećmi, ale i z tym sobie jakoś radzimy. Mamy ro dziców, na których pomoc zawsze możemy liczyć.

FIRMA AMATECH ZAJMUJE SIĘ GŁÓWNIE SPRZEDAŻĄ MASZYN I CZĘŚCI ROLNICZYCH. SKĄD POMYSŁ NA TAKI PROFIL DZIAŁALNOŚCI GOSPODARCZEJ?

ROZUMIEM, ŻE W FIRMIE JEST MIĘDZY WAMI JASNY PODZIAŁ OBOWIĄZKÓW?

J.P.: W życiu często jest tak, że pierwsza praca, czy pierwsze doświadczenie zawodowe rzutują na naszą przyszłość. Tak było też i w moim przypadku. Przez 6 lat pracowałem jako przedstawiciel handlowy, a że jestem bardzo zaangażowany we wszystko, co robię, bardzo szybko poznałem wszystkie szczegóły branży. Własna działalność to w naturalny sposób kolejny etap życia zawodowego.

KTO ZA CO ODPOWIADA Z KOLEI W ŻYCIU RODZINNYM?

B.P.: W życiu rodzinnym większość niestety biorę na siebie. Mąż pomaga przy odwożeniu i zawożeniu dzieci. Uczy, szczególnie chłopców, majsterkowania i drob nych napraw. Sprawy porządkowe są podzielone na wszystkich domowników, co jest dobrym rozwiąza niem.

WSPÓLNIE PROWADZICIE BIZNES. NIE KOLIDUJE TO Z ŻYCIEM RODZINNYM?

Jarosław Poznański: Robimy coś razem dla nas i naszej rodziny z myślą o przyszłości. Tworzymy firmę, którą mam nadzieję przekażemy później młodszemu pokole niu. Już teraz w czasie wakacji dzieci przyglądają się naszej pracy, a czasem nawet pomagają. Różnimy się charakterami, więc czasem, przy podejmowaniu waż nych decyzji, zdarzają się zgrzyty. Wszystko staramy się jednak przedyskutować. Dużo rozmawiamy, nieste ty również w domu. To jest ten minus, że zamiast snuć plany na wakacje i rozmawiać o czymś innym, często poruszamy sprawy firmy. Zresztą wieczór to najlep szy czas na omawianie naszych planów biznesowych. Bywają momenty, że mamy dość tylko tematów firmo wych, jedziemy na kolację i ustalamy, że dziś nie rozma wiamy o firmie, czasem się to udaje czasem nie.

PROWADZENIE BIZNESU ZAJMUJE SPORO CZASU I WYMAGA DOBREJ ORGANIZACJI. KTO JEST BARDZIEJ ZORGANIZOWANY?

J.P.: Trudno to jednoznacznie określić. Dla branży rolni czej jest w roku kilka ważnych wystaw, które są plano wane z wyprzedzeniem i odpowiednio organizowane. Uzupełniamy się w działaniach.

J.P.: Zgadza się. W firmie mamy jasny podział obowiąz ków. Ja zajmuje się sprzedażą, a żona całą resztą. Ina czej trudno byłoby dojść do porozumienia.

NIEKTÓRYM SIĘ WYDAJE, ŻE LEPIEJ DLA DOBRA ZARÓWNO ZWIĄZKU, JAK I BIZNESU, ODDZIELIĆ TE DWIE RZECZY. CO O TYM SĄDZICIE? B.P.: Wspólne prowadzenie biznesu to trudna decy zja. W naszym przypadku dojrzewała przez kilka lat i tak naprawdę moje problemy zdrowotne zadecy dowały o tym, że postanowiliśmy prowadzić firmę razem. Opinie na ten temat są podzielone. Część znajomych odradzała nam ten pomysł, a część mó wiła, że to dobra decyzja. Postanowiliśmy zaryzyko wać i z perspektywy czasu stwierdzam, że dobrze zrobiliśmy.

JAKIE BYŁY POCZĄTKI FIRMY AMATECH. CHYBA NIE BYŁO ŁATWO?

JAKĄ OFERTĘ DLA KLIENTÓW MA WASZA FIRMA? Specjalizujemy się w sprzedaży i serwisie maszyn Ma nitou, Krone, Amazone, Kubota. Obsługujemy teren trzech województw pomorskie, kujawsko-pomorskie i warmińsko-mazurskie, na który świadczymy nasze usługi. Od kilku lat rozwijamy z sukcesem wynajem ma szyn. Jest to nowość na polskim rynku w naszym seg mencie rynkowym. Nie każdego stać na zakup maszyny może ją wynająć na określony okres czasu i wykonać pracę. Wiadomo też, że w każdej firmie sprzedającej maszyny istotny jest serwis. W naszej firmie stawia my na serwis mobilny, aby klienci nie tracili czasu na transport maszyny do naszej siedziby. Na wyposażeniu firmy znajdują się specjalistyczne urządzenia kontro lno-pomiarowe oraz kalibracyjne, które umożliwiają szybką diagnozę usterki i jej naprawę. Nasi serwisanci posiadają głęboką wiedzę i bogate doświadczenie w naprawie maszyn i urządzeń rolniczych. Ponadto pro wadzimy magazyn części, które szybko dostarczamy na zamówienie Klienta. Świadczymy usługi maszynami rolniczymi oraz prowadzimy ich wynajem.

B.P.: Początki zawsze są trudne. Gdy podjęliśmy decy zję o założeniu firmy, ja pracowałam w innym miejscu. Mieliśmy jedno małe dziecko, z drugim byłam w ciąży. Nie wiedzieliśmy jak to będzie i czy się uda, ale zaryzy kowaliśmy.

J.P.: Początkowo pracowałem sam i głównie w te renie. Kilka lat później kupiliśmy działkę w miejscu, gdzie obecnie stoi nasza firma, później kolejną. Na początku przez kilka lat stał tam kontener z po mieszczeniem handlowym, magazynem i toaletą. Dopiero w 2014 roku zbudowaliśmy budynek z salą sprzedaży, biurami i halą serwisową. Myślimy o budowie kolejnej hali serwisowo-magazynowej oraz o otwarciu nowego punktu.

J.P.: Ludzie kupując od nas maszyny obdarowują nas swoim zaufaniem. Jeśli je stracimy drugi raz nie przyjdą do nas i tak jest chyba w każdej bran ży. Dlatego też stawiamy na profesjonalizm, a na szych klientów darzymy szacunkiem.

B.P.: Sukces w biznesie osiąga się przede wszyst kim dzięki ciężkiej pracy i zaangażowaniu. Trzeba lubić to, co się robi i wierzyć że się uda.

JAKI JEST WASZ SPOSÓB NA SUKCES W BIZNESIE?

CO JEST TRUDNIEJSZE, PROWADZENIE BIZNESU CZY RODZINY?

J.P.: Obserwacja rynku jest niezmiernie ważna. Musimy wiedzieć co nowego się pojawia, aby móc zaoferować jak najlepszy towar klientowi. Co roku bierzemy udział w prezentacjach nowych produktów, a także wysta wiamy się z naszymi markami na corocznych targach, aby mieć stały kontakt z klientem. Często bierzmy udział w konferencjach dla danej grupy rolników, aby dobrać produkt do potrzeb. Jesteśmy też członkiem Polskiej Izby Gospodarczej Maszyn i Urządzeń Rolni czych. W tej branży, jak pewnie w każdej innej, trzeba iść z trendem.

B.P.: Czas wolny, który uda nam się wygospodarować spędzamy na podróżach i wyjazdach. Jeśli pogoda

MACIE SATYSFAKCJĘ Z TEGO JAK UDAŁO SIĘ ROZWI NĄĆ AMATECH?

B.J.P: To niezmierna satysfakcja, że od pracy handlow ca w terenie udało się stworzyć firmę o ugruntowanej pozycji rynkowej. Cały czas się rozwijamy i idziemy z trendem obecnych czasów.

W BIZNESIE TRZEBA OBSERWOWAĆ CO SIĘ DZIEJE NA RYNKU, A PRZY TYM SAMEMU SIĘ ROZWIJAĆ. JAK WAŻ NY JEST DLA WAS UDZIAŁ W KONFERENCJACH, SZKOLENIACH, CZY TARGACH?

JEŚLI WYGOSPODARUJECIE WOLNY CZAS, TO W JAKI SPOSÓB NAJCHĘTNIEJ GO WYKORZYSTUJECIE?

B.P.: Pieniądze to środek płatniczy, który warto mieć. Łatwiej się żyje i spełnia marzenia, jednak nie jest to cel sam w sobie.

B.P.: Oba zadania są trudne i trudno im sprostać, jednak zdecydowanie łatwiej jest prowadzić biznes. Zawsze można go zamknąć, sprzedać, czy zmienić branżę. Z rodziną już tak nie jest. Dzieci są na zawsze, trzeba je wychować i do każdego podejść indywidualnie. Mamy trójkę dzieci i każde jest inne, ma inne zainteresowania, temperament, potrzeby i niełatwo temu podołać.

sprzyja, jeździmy na rowerach, a ostatnio chodzimy na grzyby. Staramy się co dzień chodzić na spacer, aby doładować akumulatory.

DZIĘKUJĘ ZA ROZMOWĘ.

PIENIĄDZE TO NIE WSZYSTKO, ALE NA PEWNO UŁATWIAJĄ ŻYCIE. JAKI MACIE DO NICH STOSUNEK?

22V

Widziałem 30

tekst REMIGIUSZ GRZELA BYLI SOBIE RAZ

Nasze

mieszkania są jak muzea naszego życia – po wiedziała Larissa Baldovin, znakomita nowojorska fotografka, oglądając moją pracownię, tuż przed sesją, na którą mnie namówiła. I musiałem to zdanie zapisać, bo wydało mi się ważne. Od razu przypomniałem sobie powieść Orhana Pamuka „Muzeum niewinności”, o ob sesji przedmiotu i pamięci. – Kto jest na tym zdjęciu? – zapytała. – To człowiek, którego z ukrycia fotografu je moja koleżanka, kiedy jest w Lizbonie. Kiedyś zoba czyłem u niej to zdjęcie i skomentowałem, że chciałbym się tak zestarzeć jak ten facet na tle oceanu, mieć taki rozwiany siwy włos i taką spokojną twarz. Byłem pewny, że to jakiś nieznany mi pisarz… - To szef mafii - wyjaśni ła i podarowała mi zdjęcie… A to… Kiedy dowiedziałem się, że wychodzi ostatni drukowany numer amerykań skiego „Newsweeka”, kupiłem i oprawiłem, aby powiesić na ścianie. A niżej specjalny numer „Polityki”, dostępny wyłącznie na 90. urodzinach Mariana Turskiego, z jego portretem na okładce. Redakcja zrobiła taki prezent wieloletniemu szefowi działu historycznego. Poprosi łem, aby pan Marian, niekwestionowany autorytet, pod pisał mi tę okładkę… A tę fotografię dostałem kiedyś od Krzysztofa Kieślowskiego, bardzo ją lubię. Schował twarz w Opowiadałemdłoniach…tak,jakbym oprowadzał po muzeum swo jego życia. W tej pracowni czuję się naprawdę dobrze, i sporo w niej napisałem. Było mi miło, że właśnie Larissie i jej partnerowi, Michałowi Hochmanowi, bardowi, który jako pierwszy zaśpiewał „Konika na biegunach”, a które go dobrze zapowiadającą się karierę przerwał haniebny rok 1968, mogę pokazać to miejsce. Nasze przedmioty tworzą mapę naszego życia. Mówią o nas i ukrywają w sobie fragmenty historii, pasji, czasem rozstań. Zostaną dłużej niż my, ukrywając jeszcze bardziej, bo kto będzie wiedział, że tę muszlę, którą mam na biurku dostałem w prezencie od prof. Joanny Penson, bohaterki mojej

książki „Było, więc minęło” a ona od swojego szefa, Le cha Wałęsy z wakacji w Portugalii? Kilka lat temu byłem na Lanzarote. Wizjoner Cesar Manrique, malarz, rzeźbiarz i architekt postanowił za mienić ją w klejnot. Zaprojektował wiele wymykających się schematycznemu widzeniu miejsc i budynków, za topionych w kapryśnym pejzażu wulkanicznej wyspy. Sam mówił, że najlepszym obrazem jest przyroda. Kiedy zginął w wypadku samochodowym w 1992 roku, jego dwa domy udostępniono zwiedzającym. Nie zamieniając ich jednak w muzeum, a zostawiając je tak, jakby Man rique właśnie z nich wyszedł i zaraz miał powrócić. We wnętrzach słychać jego ulubioną muzykę, i rozpylane są jego perfumy. Oczywiście, że zwiedza się je trochę jak muzeum, ale właśnie takie, o jakim mówiła Larissa, mu zeum życia, nie pozbawione ducha i osobowości Man rique’a. Kochał soczyste kolory, elegancję i rozmach. Również na Lanzarote zwiedziłem położony nad oce anem dom portugalskiego pisarza Jose Saramago, lau reata nagrody Nobla. Pisał w swojej autobiografii: „W odpowiedzi na ocenzurowanie i zawetowanie zgłosze nia mojej książki – Ewangelia według Jezusa Chrystusa (1991) – do Europejskiej Nagrody Literackiej pod pretek stem, że obraża katolików, przeprowadziliśmy się, moja żona i ja, w lutym 1993 na wyspę Lanzarote, w archipela gu Wysp Kanaryjskich.” Tam mieszkał do śmierci w 2010 roku. Żona María del Pilar del Río Sánchez, dziennikarka i tłumaczka, udostępnia go zwiedzającym. Pracownicy Fundacji Jose Saramago chętnie oprowadzają po domu, opowiadając biografię pisarza, a na zakończenie wizyty zapraszają do kuchni, pozwalając wybrać sobie filiżankę do kawy. Kawę serwują na tarasie, z którego rozpościera się widok na rozległy ogród i ocean. Można też obejrzeć wielką bibliotekę, jaką Saramago zbudował po drugiej stronie ulicy i w której pomieścił kilkadziesiąt tysięcy książek. Tu zdarzało mu się również przyjmować gości,

Remigiusz Grzela – pisarz, dramaturg, dziennikarz, kierownik li teracki Teatru Żydowskiego im. Estery Rachel i Idy Kamińskich. Autor ok. 20 książek, ostatnie to „Krafftówna w krainie czarów”, „Podwójne życie reporterki. Fallaci. Torańska”, „Mała nocna muzyka. Gwiezdne skrzypce Wandy Wiłkomirskiej”.

na przykład Gabriela Garcię Marqueza. Sama świado mość, że dom nadal należy do rodziny Saramago, że tu spędził ostatnie szczęśliwe lata życia, także możliwość zajrzenia do jego księgozbioru a nawet wypicia kawy z filiżanek, których używał, wywołują wzruszenie. Kiedy dzisiaj myślę o jego literaturze, myślę również o azylu, jaki sobie stworzył.

24V

Inny charakter ma dom szwedzkiego lekarza i pisarza Axela Munthe na wyspie Capri. Słynna willa, którą spor tretował w znakomitej książce „Księga z San Michel”, jest pełna rzeźb i ważnych dzieł sztuki. Munthe miał 18 lat, kiedy trafił na Capri, i już wtedy wiedział, że któregoś dnia tu zamieszka. Bardzo ciężko pracował, aby zrealizo wać swoje marzenia, co stało się łatwiejsze, kiedy został nadwornym lekarzem szwedzkiej rodziny królewskiej. Na Capri wiódł harmonijne życie, otoczony zwierzętami, które kochał, ludźmi, z którymi lubił rozmawiać, artysta mi, których tu zapraszał. Do dzisiaj organizowane są tam koncerty i „Szczęściewystępy.możemy znaleźć tylko w nas samych, a żą danie go od innych jest próżną stratą czasu; niewielu ludzi posiada jego nadmiar” – napisał w „Księdze…” I tu jest jakieś sedno albo klucz. Bo każda z tych postaci, o których tu wspomniałem, każdy z wizjonerów, mógł re alizować swoje marzenia i plany, bo potrafił odnaleźć w sobie Domyszczęście.wielemówią o ich mieszkańcach. Dlatego jako dziennikarz żałuję, że coraz częściej wywiady odbywa ją się w kawiarniach, nie w domach. Kiedy wszedłem do paryskiego mieszkania aktorki i pieśniarki Anny Prucnal, natychmiast powiedziałem: „U pani w ogóle mebli nie ma…” Usłyszałem, że to z buntu. Bo w czasie wojny jej mama zajmowała się handlem starych, ciężkich gdań skich mebli i cały dom był nimi zagracony. Dom podsu nął mi temat rozmowy. Kilka tygodni temu odezwała się do mnie izraelska zna joma, wybitna tłumaczka polskiej literatury na hebraj ski Anat Zajdman. Napisała, że przyjeżdża z mężem do Warszawy, gdzie dostała stypendium translatorskie w mieszkaniu Tadeusza Konwickiego przy ul. Górskiego, tył Nowego Światu i Chmielnej. Kiedy umarł Konwicki a jego mieszkanie wystawiono na sprzedaż i pojawiły się głosy, żeby ministerstwo kultury kupiło je, by stwo rzyć tam muzeum, Jacek Dehnel napisał w „Gazecie Wyborczej”: „Ilekroć czytałem u Konwickiego o jego nyży, wyobrażałem ją sobie czasem węższą, czasem szerszą, z zasłonką (czasem szarą, czasem zieloną) czasem z lewej, czasem z prawej. Wyobrażałem sobie, jak podchodzi do niej kot i paca łapką pac-pac. Żyła w wyobraźni, pulsowała, zmieniała się. Odkąd zobaczy łem ją na zdjęciu agencji nieruchomości, już na zawsze będzie niepozorną wnęką, z boazerią na dole, obrazami na górze, z jakimiś półmiskami ułożonymi na tapczanie w pędzie pakowania. I nawet kiedy się to miejsce upo

rządkuje i odpacykuje, magiczność Nyży Konwickiego z jego książek będzie bezpowrotnie stracona(…) Niech te pieniądze pójdą co roku na to, żeby książki Konwickiego były ciągle dostępne – niech nowe ich wydania trafia ją do bibliotek i niech stoją na półkach księgarskich. Bo Mała apokalipsa czy Bohiń się nie starzeją. Niech będzie nagroda, przyzwoitej wysokości, za najlepszą pracę naukową o Konwickim. Fundusz dofinansowujący prze kłady Konwickiego na języki obce, złożony w Instytucie Książki i procentujący zagranicznymi publikacjami. Ba, niech miasto nawet wykupi to mieszkanie i zrobi tam re zydencję pisarską dla autorów polskich i zagranicznych, oczywiście imienia Konwickiego. Byle nie martwą skoru pę”. I tak też się stało. Instytut Książki pomysł podchwy cił, mieszkanie kupił dla tłumaczy polskiej literatury, wnętrza zaprojektowała na nowo Dorota Szelągowska, zostawiając jedynie pewne elementy z mieszkania pisa rza (jak meblościanka z lat 60.), pamiętając, że powstaje miejsce nowe, wygodne do pracy i życia, które nie po winno przytłaczać osobowością Tadeusza Konwickiego, a równocześnie go upamiętniać. Zostało zaledwie kilka fotografii, kilka jego książek. Jest i świetna książka jego córki, Marii „Byli sobie raz”, całkiem niedawno wydana. Kiedy spotkałem się z Anat i Avigdorem Zajdmanami u Bliklego na Nowym Świecie, w miejscu, które odwiedzał Konwicki, spotykając się tam w soboty z Gustawem Ho loubkiem i Andrzejem Łapickim, Anat zapytała nagle: „A chcesz zobaczyć mieszkanie Konwickiego?”. Moje oczy aż się uśmiechnęły. Przecież wiedziałem, gdzie mieszkał, spotykałem go w sąsiedztwie, jestem zaprzyjaźniony z Marysią, jego córką, ale nigdy w mieszkaniu na Gór skiego nie byłem. – No, pewnie – odpowiedziałem i po chwili znaleźliśmy się w środku. W końcu mogłem wejść na słynny balkon, sfotografowany przez Chrisa Nie denthala, z którego Konwicki patrzył na Pałac Kultury. I choć to mieszkanie nie jest już muzeum życia, żyje całą swoją pełnią. A dzisiaj piszę te słowa tuż po powrocie ze spotkania z Marią Konwicką w kawiarni Hotelu Bristol. Opowiadała mi m.in. o tym, jak przed laty musiała wyje chać do Ameryki, bo chciała żyć po swojemu, a nie być jedynie córką Konwickiego. I jak później wróciła do Pol ski, by zająć się ojcem. I znów jest córką Konwickiego. I jak brakuje dziś poczucia humoru, tego dowcipu, jaki kreowało pokolenie jej rodziców. Byli sobie raz. Kiedyś powiedzą to o nas.

tekst KRZYSZTOF ŁACH

Łukasz Śliwa swoją przygodę z filmowaniem rozpoczął w 2005 roku, w czasie kiedy YouTube pojawił się w sieci. Trafił dobrze, bo nawiązał współpracę z grającą w koszykarskiej ekstraklasie drużyną Polpharmy Starogard –Gdański.Jakopierwszy klub w Polsce robiliśmy skróty meczów, które wrzucaliśmy na YouTube. Były to amatorskie fil my, na które patrzę dzisiaj trochę z przymrużeniem oka – wspomina Łukasz Śliwa. – Na poważnie zająłem się fil mowaniem w 2009 roku, kiedy zacząłem pracować na profesjonalnym sprzęcie i trwa to do teraz. Starogardzianin z upływem czasu nabierał coraz więk szego doświadczenia, a jego produkcje były coraz bar dziej profesjonalne i coraz ciekawsze. Zostały zauważone nie tylko przez Polską Ligę Koszykówki, ale też związek. – Z Polskim Związkiem Koszykówki i Energą Basket Ligą współpracuję od 2013 roku. Powstało dużo świetnych materiałów. Wraz z Dawidem Gutjarem i Michałem Pa cudą zrobiliśmy w 2015 roku mini dokument pt. „Misja EuroBasket”. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej produkcji – mówi Łukasz Śliwa, dla którego był to początek współ pracy z PZKoszem. Kiedy nasza reprezentacja po 52 latach awansowała na koszykarskie mistrzostwa świata przyszedł czas na ko lejny projekt.

Nakręconynabasket

26V

We wrześniu koszykarska repre zentacja Polski zajmując 8. miejsce podczas mistrzostw świata rozgry wanych w dalekich Chinach odnio sła wielki sukces, którego naocznym świadkiem był starogardzianin Łu kasz Śliwa. Był bardzo blisko drużyny Mike’a Taylora. Jako jeden z nielicznych przyglądał się temu, co działo się tam również od kuchni.

– Prezes Radosław Piesiewicz zapoznał się z moim pro jektem i stwierdził, że to świetny pomysł. Moim zadaniem była realizacja materiałów lifestylowych, kulisów meczów, wywiadów i zbieranie materiałów do filmu dokumental nego, który ukaże się w pierwszym kwartale 2020 roku – mówi Łukasz, który filmując musiał jednocześnie tłumić emocje związane z meczami naszej kadry. – Starałem się być bardzo skupiony podczas filmowania. Wracając do hotelu, włączałem powtórkę meczu, ponieważ podczas pracy skupiałem się na dobrych ujęciach, aby móc w fil mie przekazać emocje, które towarzyszą podczas meczu. Nasi koszykarze dostarczali wielu emocji, ale także pięk nych chwil, które na długo pozostaną w pamięci kibicom koszykówki. Naszemu filmowcowi najbardziej utkwił w pa mięci mecz z reprezentacją Chin. – To była prawdziwa bitwa. 8 sekund do końca meczu, Chińczycy prowadzili 72:71, piłkę przechwytuje Mateusza Ponitka i zostaje faulowany. Trafia jeden z dwóch rzu tów i doprowadza do dogrywki, dzięki której wygraliśmy 79:76. Uważam, że to była kluczowa akcja na tych mi strzostwach, od tego wszystko się zaczęło. Cisza wśród 19 tysięcy chińskich kibiców zrobiło na mnie ogromne wrażenie – mówi starogardzianin. Podczas pobytu w Chinach miał okazję przekonać się jaką ekipą jest drużyna Taylora. – Drużyna Mike’a Taylora jest jak rodzina. Bardzo zżyta ze sobą grupa ludzi, która wiedziała, że stać ją na sukces. Bardzo dobrą decyzją związku jest kontynuacja i współ praca z trenerem Taylorem, który jest ojcem sukcesu tej drużyny. Wiem, że z tym trenerem stać ich na jeszcze więcej. Amerykański trener to tytan pracy, niesamowity motywator, a zarazem świetny człowiek – uważa Łukasz Śliwa, który podczas mistrzostw świata nie miał zbyt dużo wolnego czasu dla siebie.

Plac Tian’anmen, czy Zakazane Miasto w Pekinie, czyli dawny pałac cesarski dynastii Ming i Qing. To, co zauwa żyłem, każdy dzień w Chinach jest wyzwaniem i nawet najprostsza czynność lubi urastać do rangi problemu. A to wszystko za sprawą różnic kulturowych i ogromnej ba riery językowej. Brak jakichkolwiek zasad na drodze. Każ dy Chińczyk jedzie jak mu wygodnie. Przechodząc przez jezdnię, trzeba na siebie uważać, nawet kiedy jest zielone światło. Pozytywnie zaskoczyło mnie, że na ulicach jest bardzo czysto przy tak dużej ilości ludzi. W Pekinie są łącznie 22 linie metra, którymi miałem okazję podróżo wać. Bez problemu można było się poruszać, ponieważ wszystko było bardzo dobrze oznakowane w języku an gielskim. Ogromne budynki ładnie oświetlone w nocy ro bią duże wrażenie.

27V

– Jeśli zawodnicy mieli dzień wolny ekipa od social me diów przygotowywała reportaże. Jednak mimo wszystko udało się zwiedzić kilka ciekawych miejsc, między innymi

Mamy nadzieję, że przed Łukaszem jest wiele produkcji filmowych, które nie tylko przybliżą nam piękny sport, jakim jest koszykówka, ale też tych, dzięki którym prze żywamy wielkie emocje sportowe. – Za każdym razem, kiedy filmuję czuję ogromną satysfak cję, że robię to, co kocham. Jednym z większych projektów, przy którym pracowałem wspólnie z Dawidem Gutjarem był projekt „WF z Mistrzem” organizowany przez Minister stwo Sportu i Turystyki . Nasze produkcje były emitowane na kanale TVP Sport – mówi Łukasz Śliwa.

Zwycięstwo w kategorii pop and jazz na VII Międzynarodowym Festiwalu Chóralnym „Per Musicam Ad Astra” w Toruniu i nagroda specjalna Radia Gdańsk w konkursie Grand Prix Ladies’ Jazz Festival w Gdyni to największe tegoroczne sukcesy zespołu 5/6. Na swoim koncie wokaliści mają ich więcej, a są dopiero na początku swojej muzycznej ścieżki.

tekst MAŁGORZATA ROGALA

Do tej pory występowali między innymi podczas Li dzbarskich Wieczorów Jazzowych, Festiwalu Przyjemności Muzycznych, Festiwalu Chóralnego „Mundus Cantat” w Sopocie, czy Festiwalu „Młodzi Mają Głos” w Działdowie. W 2018 r. zdobyli I miejsce na VIII Międzynarodowym Festiwalu Chóralnym „Canco Mediterrania” w Barcelonie i Lloret de Mar w kategorii pop. Zespół 5/6, jak sugeruje nazwa, składa się z sześciorga młodych wokalistów. Justyna Czarnota, Małgorzata Olesz czuk, Renata Tuszyńska, Irena Zapolska, Wiktor Gabor i Paweł Orłowski to studenci tego samego roku Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku. – Na pierwszym roku postanowiliśmy wspólnie przygotować piosenkę a’capella na nasz pierwszy koncert akademicki. Było to „Mary Did You Know?” zespołu PENTATONIX. Pod koniec pierwszego roku dostaliśmy propozycję zagra nia pełnego koncertu, który odbył się w Oliwskim Ratuszu

Na sześć głosów

Kultury w Gdańsku. Z tego tytułu musieliśmy wymyślić nazwę grupy i setlistę, którą mieliśmy zaprezentować. Tak właśnie powstał zespół 5/6 – opowiada Gosia. – Nazwa pojawiła się po wielogodzinnych rozmowach. Każdy miał swój pomysł. Wszyscy chcieliśmy, żeby wska zywała nasze preferencje muzyczne oraz ilość osób w ze spole. Decyzja nie była łatwa. Padło na 5/6, bo wokalistów w zespole jest sześcioro, a jedna osoba, z powodu innych obowiązków, często nie mogła być z nami na koncertach. Zależało nam, żeby zaznaczyć naszą „niepełność” w takich sytuacjach. Pomogła nam w tym królowa nauk, matematyka – tłumaczy Paweł. Irena Zapolska jest absolwentką Akademii Muzycznej w Krakowie. – Najlepiej odnajduję się w muzyce jazzowej, co najprawdopodobniej wiąże się ze szkolnym zwyczajem improwizacji przy odpowiedzi. Tak mi już zostało – śmieje się Irka.

zdjęcie KUTKOWSKA

Renata Tuszyńska pochodzi z Hajnówki, ale do Gdańska dojeżdża z Białegostoku. – Można powiedzieć, że przez trzy lata studiów mieszkałam w dwóch miastach jedno cześnie (Białystok –Gdańsk). Jak u każdego artysty, PKP stało się moim tymczasowym domem. Moje hobby jest związane z pracą, którą wykonujemy razem z 5/6. Jest nim oczywiście muzyka, którą zajmuję się aktualnie i nie zmiennie. Od kilku lat uczę śpiewu. Mam też swój solowy projekt nata’tu, który związany jest z Podlasiem i prze siąknięty muzyką elektroniczną – zdradza nam Renia. Małgorzata Oleszczuk także z zawodu jest muzykiem. Tak, jak pozostali członkowie zespołu 5/6 studiuje woka listykę jazzową na gdańskiej Akademii Muzycznej. Pocho dzi z JustynaTerespola.Czarnota wywodzi się z Kociewia, a konkretnie z Borzechowa. To ona spowodowała, że postanowiliśmy przybliżyć zespół 5/6 Czytelnikom Verizane. – Moją pasją jest muzyka. Obecnie mieszkam w Gdańsku, gdzie stu diuję, ale kiedy tylko mogę jak najszybciej wracam do Bo rzechowa, bo tylko w Borzechowie potrafię się naprawdę zrelaksować. Mieszkańcy Starogardu niejednokrotnie mogli mnie usłyszeć na wielu uroczystościach – przypo mina PawełJustyna.Orłowski pochodzi z Legnicy. Z zawodu jest mu zykiem. Poza wokalistyką jazzową studiuje także dyry genturę chóralną. – Przyjaciele z zespołu mówią na mnie marzyciel. Interesuje się nie tylko muzyką jako wykonaw stwem, ale również pedagogiką w muzyce – mówi Paweł. Wiktor Gabor jest z Mostów (gm. Kosakowo). – Oprócz studiowania na Akademii Muzycznej i śpiewania w zespole 5/6 mam wiele pobocznych projektów, z których najważ niejszy to glam rockowy zespół Lady Killer. W ubiegłym roku wydaliśmy swój debiutancki album i wyruszyliśmy w ogólnopolską trasę koncertową. Ostatnio zacząłem też uczyć śpiewu w Studiu Artystycznym MUZA w Gdyni, gdzie kształcę młode talenty – powiedział Wiktor. Grupa 5/6 wykorzystując technikę śpiewu a’cappella, wykonuje utwory z szeroko pojętej muzyki rozrywkowej. Wokaliści najlepiej odnajdują się w takich gatunkach mu zycznych, jak: pop, jazz, funk. We współpracy z kompozy torem Krzysztofem Falkowskim tworzą własne aranżacje popularnych piosenek. Można tutaj wymienić chociażby „Titanium” (Sia), czy „Waiting All Night” (Rudimental). Muzycy pracują też nad autorskim materiałem. Dzięki sześciogłosowym aranżacjom, które są dopracowane specjalnie tak, aby poszczególne głosy nie traciły swojej barwy i charakteru, słuchacz otrzymuje wyjątkowy miks brzmieniowy, mocno zróżnicowany, ale jednocześnie bar dzo Podobniespójny.jest z członkami zespołu. Łączy ich miłość do muzyki, zwłaszcza wielogłosowego śpiewania, ale poza tym każdy ma jeszcze inne pasje. – Gosia w wolnych chwi lach zajmuje się fotografią. Irka podróżuje autostopem przez świat. Paweł nieustannie zgłębia wiedzę o emisji głosu. Renia kocha wszystkie psy. Najchętniej zabrałaby je ze sobą do domu, ale nie ma tyle miejsca. A Justę i mnie można znaleźć przed telewizorami oglądających skoki narciarskie – powiedział Wiktor. Niemal każdy twórca ma swoich idoli, którzy go inspirują. Nie inaczej jest w przypadku bohaterów artykułu. – Ce nimy przede wszystkim zespoły wokalne, które śpiewają w bardzo trudnych harmoniach, a na scenie potrafią zro bić show. Inspiracje czerpiemy od Pentatonix, New York Voices, The Manhattan Transfer, Take 6. Zespołów wo

29V

zdjęcie KUTKOWSKA

kalnych nie ma wcale zbyt wielu, dlatego sami dla siebie staramy się być inspiracją, tworzyć własny styl i własne brzmienie – mówi Renia. Mieszkańcy Kociewia mieli już kilka okazji, żeby posłuchać 5/6. – Jako pierwszy w tej okolicy zaufał nam Wójt Gmi ny Kaliska i to on zaprosił nas na uroczystość wręczenia Nagród Wójta –Słoneczników 2017, która odbyła się 17 marca 2018 r. w Gminnym Ośrodku Kultury w Kaliskach. 21 marca 2019 r. byliśmy gwiazdą wieczoru na rozdaniu nagród Starosty Starogardzkiego „Kociewski Gryf”. To były imprezy zamknięte, ale szersza publiczność mogła usłyszeć nas w lipcu na XXI Festynie Kociewskim w Zble wie i na Dniach Kalisk 2019. Osoby, które nie miały okazji posłuchać nas na żywo, zapraszamy na nasz kanał na YouTubie oraz na fanpage na Facebooku – zachęca Justa WokaliściCzarnota. 5/6 w planach mają wiele projektów, warsz tatów, konkursów, festiwali oraz koncertów. – Jednym z najbliższych i najważniejszych dla nas obecnie projektów jest nagranie naszej debiutanckiej płyty. Jesteśmy w trak cie ustalania szczegółów, poszukujemy sponsorów, któ rzy mogliby nam pomóc nie tylko w nagraniu płyty, ale również w dalszej jej promocji. Dlatego też prowadziliśmy zbiórkę w Internecie. Po wydaniu krążka, chcemy udać się w trasę promocyjną, aby dzielić się swoją twórczością ze wszystkimi, którzy w nas wierzyli i cały czas wspierają naszą działalność – powiedział Paweł. – Dwanaście utworów, które znajdą się na debiutanckiej płycie zespołu 5/6 to podsumowanie naszej dotychcza sowej pracy na scenie. Mają zróżnicowany charakter, po chodzą z różnych muzycznych okresów. Część z nich bę dzie wykonana z towarzyszeniem sekcji instrumentalnej, a część pozostanie a’capella – uzupełnia Irka. Wokaliści grupy 5/6 mają głowy pełne marzeń i celów. Aktualnie spełniają się pracując nad płytą. Zależy im, żeby była dopracowana oraz jak najbardziej profesjonal na. Chcieliby, żeby dotarła do jak najszerszej grupy od biorców w całej Polsce, a może i poza jej granicami. Są utalentowani, pracowici i konsekwentni, pozostaje więc życzyć im tylko szczęścia.

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.