Verizane 25

Page 1

BEZPŁATNY MAGAZYN LOKALNY 25 | 20 majaISSN20162449-7916 Lubimy to miasto Michał Chajewski

Broker ma 25 lat 30

Negatywna duchota przez lata nas tłamsiła, a więc otwórzmy się i dajmy szansę na pozytywne przewietrzenie. Nie miejmy komplek sów, które sami przez lata hodowaliśmy. Nie bójmy się podejmować odważnych decyzji, bo przecież tylko do odważnych świat należy. Do następnego numeru.

Maciej Kalinowski 8

32016 | 25 w numerze

Mieszkańcy stolicy Kociewia, po blisko rocznej przerwie, doczeka li się wreszcie powrotu plaży na starogardzki Rynek. Chyba nawet najwięksi malkontenci, którzy nie szczędzili słów krytyki wobec tego pomysłu, dostrzegają niewątpliwe ożywienie serca miasta. Pokazało to jak duże jest zapotrzebowanie na ten rodzaj rozrywki.

Kalendarium 13

Wydarzenia 29

Andrzej Ciosański 14 Michał Chajewski 16

Nasz Starogard z perspektywy 5 lat 10 Fotograficzna retrospekcja 12

Krzysztof Łach Redaktor Naczelny

wStarogardostatnimczasie

przechodzi ewidentną metamorfozę. Cieszy, że niebagatelny udział w poprawie wizerunku miasta ma też lokalny biznes, który przeszedł do ofensywy. Dzięki aktywności naszych przedsiębiorców wzrasta również poczucie wartości starogardzian, a to napędza przecież do działania.

25-lecie swojej działalności obchodzi firma Broker, której właściciel swoją biznesową odwagą nadaje miastu nowe oblicze. Inwestycje, które realizuje należy doceniać. I nieważne, że priorytetowym celem jest podnoszenie swego kapitału, bo to przecież przedsiębiorca. Do brze jednak, że sukces Mariusza Szwarca przekłada się też realnie na rozwój miasta.

W podobnym kierunku zmierza również firma Eurobud, której wła ściciel inwestując w branżę gastronomiczną podnosi też markę Sta rogardu. Browar Kociewski, o którym więcej możemy się dowiedzieć z rozmowy z Michałem Chajewskim, stał się swoistą perełką wśród naszych restauracji, podnosząc tym samym konkurencji poprzecz kę. Ku satysfakcji klientów powinno to zdopingować pozostałych, by ich oferta stała się równie atrakcyjna. Proces ten wydaje się być nieuchronny, gdyż jako klienci jesteśmy coraz bardziej wymagający. W produkcie szukamy przede wszystkim jakości, a gastronomii do tyczy to szczególnie. Starogardzianie powoli coraz szerszym łukiem omijają mizerię. Plany właścicieli Eurobudu są imponujące, więc na leży trzymać kciuki, by udało się je zrealizować.

Redaktor naczelny: Krzysztof StarogardAdreszgodymateriałówRozpowszechnianiezai skracania.sobieniezamówionychRedakcjaCREATIVEAgencjaWszelkiecopyrightCREATIVEAgencjaWydawca:e-mail:Reklama:KrzysztofŁukaszMałgorzataZespółkrzysztof.lach@verizane.plŁachredakcyjny:RogalaRocławskiRudekreklama@verizane.plPrasowo-Reklamowa©2016prawazastrzeżonePrasowo-ReklamowaniezwracatekstóworazzastrzegaprawoichredagowaniaRedakcjanieodpowiadatreśćzamieszczanychogłoszeń.redakcyjnychpublicystycznychbezwydawnictwajestzabronione.redakcji:Gdański,ul.Reymonta1

Kolekcja 4

Zawody, które giną 6

Widziałem - felieton Remigiusza Grzeli 22 Paweł Strehlau 26

kolekcja

Dawny browar ul. zdjęcieTczewskaKrzysztof Rudek

Otaczająca nas rzeczywistość nieustannie się zmienia. Dotyczy to wszystkich dziedzin życia. Postęp cywilizacyjny widać głównie na podstawie wykonywanych przez ludzi zawodów. Jeszcze nie tak dawno na rynku pracy było wielu zegarmistrzów, szewców, czy krawcowych. Dzisiaj te profesje wybiera coraz mniej osób.

6 25 | B2016

ednarz, bartnik, ostrzyciel noży, kataryniarz, pucybut, snycerz, kołodziej, garncarz, introligator, zecer, płaczka, a nawet kowal, czy zdun to zawody, których praktycznie już nie ma. Młodzi ludzie znają je tylko z opowiadań. Obecnie wiele

klienci przychodzą wymienić baterię –mówi zegarmistrz, który swój zakład prowadzi w Centrum Handlowym „Kupiec” w Starogardzie Gdańskim.

– Dzisiaj, żeby zegarmistrz mógł się utrzymać musi mieć oprócz naprawy też handel. Inaczej się po prostu nie da. My bazujemy przede wszystkim na naszych stałych klientach. Gdyby ktoś chciał założyć nowy zakład zegarmistrzowski,

jest na wymarciu. Jedną z nich jest niewątpliwie zegarmistrzostwo. Kiedyś w tym fachu pracowało wiele osób. Dzisiaj zegarmistrz zajmuje się głównie handlem, a w najlepszym wypadku wymianą baterii, paska, czy szkiełka. Ludzie wpadają po drobne usługi robione na poczekaniu. Dawniej na naprawę zegarka czekało się około tygodnia. Teraz klient woli kupić sobie nowy. Wynika to z pewnością z przystępnych bardziej niż kiedyś cen. – Kiedyś na zakup zegarka trzeba było przeznaczyć całą pensję, może nawet dwie. Wiadomo, że się je wówczas naprawiało. W tej chwili nawet za niewielką kwotę można dostać przyzwoity zegarek. Najczęściej

to zdecydowanie będzie bardzo trudne. Narzędzia są drogie, a klientów jest mało – dodał Jan Mokwa. Zakład, który prowadzi od dawna i który znany jest chyba wszystkim starogardzianom, odziedziczył po ojcu. – Zawodu uczyłem się jak każdy. Zaczynałem od sprzątania, potem powoli wchodziła naprawa. Ojciec uczył mnie starych zasad, jakich powinno się w tym fachu przestrzegać. Uwielbiam tę pracę. To całe moje życie. Gdy patrzy się na wspaniały zegarek z jego mechanizmem, który można na przykład na nowo uruchomić, to jest coś wspaniałego. Zawód zegarmistrza nie jest prosty. Taka osoba musi być wszechstronna. Czasem trzeba być stolarzem, ślusarzem, a niekiedy i szewcem. Można się tego wszystkiego nauczyć, ale trzeba mieć chęci, zamiłowanie i cierpliwość – mówił Jan Mokwa.

Zawody,profesji które giną

Na wymarciu wydaje się być również zawód szewca. Szewstwo to rodzaj rzemiosła polegający na naprawie i tworzeniu obuwia. Obecnie większość butów wykonywana jest w fabrykach, a ponadto młodzi ludzie niechętnie chcą się szkolić w tym kierunku. Współcześnie szewcy utrzymują się głównie z napraw, chociaż i tego wydaje się być coraz mniej. – Nie można powiedzieć, że ludzie dzisiaj niczego nie naprawiają. Ja od początku roku mam już ponad 5000 klientów. Faktem jest, że w ubiegłym roku było ich trochę więcej. Z każdym kolejnym jest coraz mniej. To na pewno tendencja spadkowa. Wykańcza nas możliwość kupienia taniego obuwia – mówi Marian Łuczak. Potwierdza również tezę, że adeptów szewstwa jest obecnie niewielu. – Wykształciłem pięciu uczniów. Wszyscy pracują w zawodzie. Nie jest on opłacalny, dlatego młodzież się do niego nie garnie –dodaje pan Marian.

Można odnieść wrażenie, że w naszym mieście punkty naprawy obuwia mają się

tekst Małgorzata Rogala

nowych adeptów. – W naszym mieście są chyba cztery zakłady zegarmistrzowskie.

Zegarmistrz Jan Mokwa uważa, że ten zawód wyginie przede wszystkim z powodu braku

społeczeństwo

Z tego, co wiem, żaden z nich nie szkoli nowych uczniów, a jak nie ma chętnych, to nie będzie kontynuacji zawodu. Trudno mi powiedzieć, kiedy miałem ostatniego ucznia. To były chyba lata 90-te. Z osób, które szkoliłem bardzo mało pracuje w zawodzie, chyba dwóch moich uczniów. Reszta szukała czegoś innego – powiedział.

Krawcowych, zegarmistrzów i szewców na lokalnym rynku nie będzie przybywało zbyt wielu. Potwierdza to Joanna Kosińska z Cechu Rzemiosł Różnych w Starogardzie Gdańskim. – Obecnie Cech ma 760 uczniów, którzy kształcą się w następujących zawodach: mechanik pojazdów samochodowych (167 osób), fryzjer (139 osób), stolarz (85 osób), kucharz (52 osoby), cukiernik (51 osób), elektryk (50 osób), ślusarz (43 osoby), elektromechanik pojazdów samochodowych (34 osoby), monter sieci instalacji i urządzeń sanitarnych (19 osób), tapicer (17 osób), monter zabudowy i robót wykończeniowych w budownictwie (16 osób), blacharz samochodowy (15 osób), lakiernik (13 osób), piekarz (13 osób),

72016 | 25

PracownicyKosińska.Cechu

spoełeczeństwo

całkiem nieźle. Są to miejsca, które na lokalnym rynku utrzymują się od lat. Na brak klientów nie narzeka nie tylko Marian Łuczak, ale również Maria i Wojciech Mikołajewscy. – Mamy mnóstwo stałych klientów. Zakład prowadzimy od wielu lat. Klienci bardzo nas lubią, ponieważ panuje tu ciepła, niemal rodzinna atmosfera. Jesteśmy dla ludzi, a nie dla pieniędzy. Nigdy nie naprawiamy niczego na siłę. Gdy widzimy, że naprawa nie ma sensu, szczerze o tym informujemy – powiedział Wojciech Mikołajewski. – Uczciwość popłaca. Najważniejsze, żeby klient do nas wrócił. Jednak w dzisiejszych czasach nie polecałabym otwierania nowego zakładu szewskiego. My bazujemy przede wszystkim na klientach, którzy dobrze nas znają – dodała Maria Mikołajewska.

Zapewne właśnie dlatego, że nie opłaca się otwierać nowych zakładów szewstwo ginie. Na rynku jest także coraz mniej krawcowych. – Nie oszukujmy się, większość osób ubrania kupuje w sieciówkach. Mało jest przeróbek krawieckich. Kiedyś w sklepach rzeczy było mniej. Nasze mamy polowały na „ciuchy”, a teraz jest nie tylko ogromny wybór, ale i ceny są w miarę przystępne. Chociaż moja koleżanka, która jest krawcową na brak pracy nie narzeka. Jednak, żeby mogło tak być dana osoba musi mieć już wyrobioną renomę, zakład w odpowiednim punkcie, a przede wszystkim musi być dobra w tym, co robi. Tak naprawdę krawcowych jest coraz mniej. Uważam jednak, że nadal warto kształcić młodzież w tym kierunku. Trzeba to lubić, interesować się tym. Tylko ktoś taki ma szansę odnaleźć się na rynku. Na pewno duże możliwości rozwoju dają wszelkie firmy modowe. To jest szansa dla młodych krawcowych. Jeżeli ktoś ma trochę wiedzy, umiejętności i zainteresowania to myślę, że może mu się udać. Najlepiej uczyć się

blacharz (12 osób), murarz-tynkarz (10 osób), elektromechanik (6 osób), wędliniarz (5 osób), monter-elektronik (4 osoby), mechanik monter maszyn i urządzeń (4 osoby), dekarz (3 osoby), kamieniarz (1 osoba), krawiec (1 osoba) – podaje pani Joanna. – Co roku w czasie naboru do szkół, w miesiącu wrześniu podpisujemy ok. 300 umów z uczniami o naukę zawodu. Jednak ta liczba z roku na rok się zmniejsza. Podczas naboru na rok szkolny 2015/2016 podpisaliśmy 230 umów a były lata, gdy podpisywaliśmy 290 umów. Z roku na rok uczniów podejmujących naukę w rzemiośle jest coraz mniej. W jakimś stopniu jest to wynik zauważalnego niżu, ale nie tylko. Cały czas pokutuje w naszym społeczeństwie przekonanie, że szkoły zawodowe to coś gorszego. Tymczasem pracodawcy ciągle szukają wykwalifikowanych pracowników w danej branży i chętnie zatrudniliby absolwentów z fachem w ręku od zaraz. Młodzieży brakuje informacji na temat tego, że wybranie zawodowej ścieżki edukacyjnej przyniesie im korzyści, pozwoli zdobyć dobry zawód i pozycję, a nawet umożliwi podjęcie studiów – powiedziała Joanna

od doświadczonego fachowca. Mnie na przykład szyć nauczyła szefowa. Bardzo spodobało mi się to zajęcie – mówi Mariola Pawłowska z Salonu Firan „Beata”.

Rzemiosł Różnych szczerze przyznają, że już tylko jednostki pobierają naukę w zawodzie kamieniarz, czy krawiec. Od kilku lat nie szkoli się już szewców, kaletników, kowali, zegarmistrzów. Nie można powiedzieć, że te zawody zaginęły, ale z pewnością są na wymarciu. Jeśli nie znajdą się młodzi adepci tych profesji, już niedługo znalezienie szewca, czy zegarmistrza będzie graniczyło z cudem.

Wyborysamorządowych.zakończyły

się dla Was sukce sem. Macie prezydenta, wiceprezydenta, z koalicjantami tworzycie większość w Radzie. Jak się zarządza miastem? Powiem tak, każdy dzień przynosi nowe wyzwanie. Nie podchodzimy do zarządza nia miastem z perspektywy problemów jakie ma, bo każda gmina ma swoje. My od samego początku, jeszcze przed wy borami, wiedzieliśmy co chcemy zrobić dla miasta. Wielokrotnie, zanim Janusz Stankowiak został prezydentem, oma wialiśmy to. Wiadomo, że nie jest łatwo przekonać innych do swoich poglądów, jednak jeśli chodzi o kierunek rozwoju miasta, udało nam się. Współpracujemy z każdym, kto zamiast o polityce chce roz mawiać o Starogardzie. W Radzie Miasta wspólnie z Prawem i Sprawiedliwością, Stowarzyszeniem Kociewskim i Klubem Radnych Razem tworzymy właśnie taką koalicję. Czy dobry obraliśmy kierunek? Ocenią nas na pewno nasi mieszkańcy, dzięki którym możemy wspólnie z nimi zmieniać nasze miasto.

Dlatego, że mieliśmy dosyć lokalnej polityki, która dla miasta nic nie wno siła. Przygotowaliśmy wiele ciekawych projektów, które właśnie ze względu na lokalną politykę nie były uwzględ niane. Przypomnę tylko naszą walkę o tzw. „Radę Organizacji”, która swój finał znalazła w sądzie, a zakończyła się przegraną Rady Miasta. Do naszej decyzji przyczyniła się także zmiana ordynacji wyborczej wprowadzającej okręgi jednomandatowe w wyborach

Chyba nie jest łatwo angażować ludzi w życie społeczne miasta?

Tak. Ale ja na to patrzę inaczej. Każda organizacja szuka swojej drogi rozwo ju, podejmuje różne działania, w któ re jedni chcą się angażować a drudzy nie. Jednak zawsze nowe osoby wnoszą świeżość. Daje to pewien progres, co jest niezwykle istotne w zespołowym funkcjonowaniu. Rozmawiając z osoba mi, które chcą być naszymi członkami zawsze mówię, aby zaangażowały się na tyle, ile mogą, aby to, co robią spra wiało im przyjemność.

Mija 5 lat działalności Stowarzyszenia „Nasz Starogard”. Jakie były jego po Stowarzyszenieczątki? powstało dokładnie 11 marca 2011 roku. Mieliśmy głowy peł ne pomysłów, które chcieliśmy zamie nić na konkretne działania. Poprzez ich realizację poznawaliśmy Starogard. Zo baczyliśmy jak jest w naszym mieście, jakie ma problemy i zastanawialiśmy się jak to zmienić.

Jako organizacja pozarządowa postano wiliście wziąć udział w wyborach samo rządowych. Dlaczego zdecydowaliście się wejść w świat lokalnej Starogard”.StowarzyszeniaKalinowskim,RozmowawspaniałychTrafiliśmypolityki?naludzitekstKrzysztofŁachzMaciejemprezesem„Nasz

Racja, nie jest łatwo. My jednak mamy to szczęście, że w ciągu tych 5 lat tra filiśmy na wspaniałych ludzi, którzy na rzecz naszego Stowarzyszenia bardzo mocno się Organizacjezaangażowali.istowarzyszenia borykają się często z rotacją kadrową. Was też ten problem dotknął?

8 25 | 2016

Jakie najbliższe cele stoją przed Waszym Działamy,Stowarzyszeniem?choć po wyborach jest to już inne działanie, bo większość swojej energii poświęcamy na sprawy zwią zane z miastem. Jednak mamy wielu aktywnych członków i to dzięki nim pojawiamy się w wielu akcjach, czy działaniach organizowanych w naszym mieście. Także co roku zapraszamy mieszkańców na Jarmark Świąteczny, w tym roku będzie to już po raz czwar ty. Korzystając z okazji chciałbym za te wspólne 5 lat wszystkim naszym człon kom, osobom które nas wspierają bar dzo serdecznie podziękować. Dziękuję za rozmowę.

Z jakich inicjatyw podjętych przez Wasze Stowarzyszenie jesteście najbardziej za Przezdowoleni?te5 lat było ich wiele. Do najważ niejszych dla nas na pewno należą: Jar mark Świąteczny, Imienne Głosowanie Radnych, Budżet Obywatelski, Dialog z Organizacjami Pozarządowymi, Pro jekty „Filmoteka Starogardzkiego Czło wieka” oraz „Świat bez krat”, Projekt Osobowość Prawna oraz Projekt Samo rządność 2014. To tylko te najważniej sze, jednak wiele wydarzeń w mieście odbyło się z naszym udziałem.

rozmowa | KorczakKrzysztoffoto

Służył Pan w marynarce wojennej, także na misjach stabilizacyjnych. Nie boi się Pan pewnie trudnych zadań, jakie trzeba Każdywykonać?się boi. Zależy jak się do nich podchodzi. Ja staram się dobrze do nich przygotować i przewidzieć proble my, jakie się z danym zadaniem mogą wiązać. Choć nie wszystko da się prze widzieć, najważniejsze, aby działać, bo bezczynność rodzi zawsze więcej pro Pracablemów.w samorządzie pochłania dużo energii. W jaki sposób najchętniej rege neruje Pan siły, relaksuje się? W wolnej chwili słucham muzyki, tak że gram w gry komputerowe, ale chyba najbardziej poprzez weekendowe spo tkania z moimi przyjaciółmi.

S

Miasta StarogardMiastoGdańskizmienia swój wizerunek i

swoje pomysły dla dobra miasta znajdzie tam swoje miejsce. Pra gnąłbym, aby w przyszłości, powiedzmy z okazji 10-lecia istnienia naszego Stowarzyszenia, moglibyśmy z dumą patrzeć na nasz do robek nie po to, aby akcentować osobiste zasługi poszczególnych osób, ale cieszyć się z faktu bycia dumnym mieszkańcem Starogar du, kochać go, dbać i szanować jako dobro wspólne.

Prezydent co najważniejsze coraz bardziej pozytywnie jest na zewnątrz.

towarzyszenie „Nasz Starogard” powstało w 2011 roku. Dwa lata później uzyskało status Organizacji Pożytku Publicznego (1%). Od początku swojego funkcjonowa nia bierze aktywny udział w działaniach mających na celu inte grację organizacji pozarządowych, organizowanie i wspieranie wydarzeń kulturalnych, sportowych i społecznych. W 2014 roku NS wystartował w wyborach samorządowych, w wyniku których kandydat Stowarzyszenia Janusz Stankowiak został prezydentem Starogardu. Do Rady Miasta Stowarzyszenie wprowadziło 5 radnych, do Rady Powiatu 2 radnych i jednego radnego do Rady Gminy. Nasz Starogard stara się współpra cować z innymi organizacjami pozarządowymi, samorządami oraz osobami prywatnymi na rzecz rozwoju promocji miasta i regionu. W swojej działalności kieruje się myślą, że droga do sukcesu wiedzie poprzez zwiększanie bezpośredniego udziału społeczności lokalnej w życiu publicznym.

postrzegane

Sięgając pamięcią do okresu kiedy powstawało Stowarzyszenie jestem przekonany, że jedną z najważniejszych inspiracji podjęte go działania była dla mnie chęć dokonania pozytywnych zmian w funkcjonowaniu naszego miasta. Zmian, które miały objąć swym zakresem możliwie jak najwięcej obszarów życia Starogardu. Naj trudniej było pogodzić się z faktem, że członkowie pewnej partii od samego początku postrzegali działanie naszego Stowarzyszenia w kategoriach politycznych. Zabrakło im wyobraźni, może wiedzy, że istnieją inne obszary aktywności, takie jak choćby samorządność, która jest bliższa mieszkańcom i lokalnym potrzebom. Dla nas było jasne, że tylko pobudzenie społecznej energii przy urucho mieniu dostępnych narzędzi jest drogą do sukcesu naszego mia sta. Jako starogardzianina z krwi i kości zawsze bolało i boli mnie nadal każda wypowiedź dyskredytująca Starogard w oczach jego mieszkańców, czy ludzi z zewnątrz. Budowanie poczucia dumy z przynależności do lokalnej społeczności postawiłem sobie za cel mojej pracy w ramach Stowarzyszenia.Gorące dyskusje podczas spotkań Stowarzyszenia określiły drogę, którą musieliśmy przejść, aby ten cel osiągnąć, dlatego wzieliśmy aktywny udział w minio nych wyborach samorządowych. Myślę, że odnieśliśmy sukces, który potraktowaliśmy jako swoiste zobowiązanie wobec miesz kańców naszego miasta. Wkroczyliśmy na drogę zmian, które w konsekwencji mają przywrócić Starogardowi należną mu pozycję miasta liczącego się na Pomorzu. Priorytetem jest rozwój gospo darczy i poprawa szeroko pojętej infrastruktury. To już się dzieje, a mamy apetyt na więcej i więcej. Istotne jest także aktywne propa gowanie idei społeczeństwa obywatelskiego, któremu stwarzamy możliwości wszechstronnego rozwoju. Miasto zmienia swój wizeru nek i co najważniejsze coraz bardziej pozytywnie postrzegane jest na zewnątrz również przez władze województwa pomorskiego. To cieszy, ale przed nami jeszcze ogrom pracy. Stowarzyszenie „Nasz Starogard” ma otwartą formułę i każdy, kto pragnie realizować

JANUSZ STANKOWIAK

Nasz Starogard z perspektywy 5 lat

OLSZEWSKI szef Klubu Radnych Rady Miasta “Nasz Starogard” Stowarzyszenie powstało jako odpowiedź na zapotrzebowanie społeczne do udziału w czymś pozytywnym. Podjęcie decyzji rodzi określone konsekwencje. Często godzić trzeba interesy różnych środowisk, czy grup społecznych.

Na samym początku działalności Stowarzyszenia nasza pra ca wyglądała inaczej niż teraz. Angażowaliśmy się przede wszystkim w rozpoznanie problemów i potrzeb sektora po zarządowego – stowarzyszeń. Jednym z głównych naszych celów jest wzmocnienie lokalnych organizacji. Nie jest to łatwe, ale żeby móc realnie wpływać na to, co dzieje się w naszym mieście, postanowiliśmy wziąć udział w wyborach samorządowych. Udało się. Jest to dla nas ogromny sukces, ale i o wiele większa odpowiedzialność. Każdą sprawę należy wnikliwie przeanalizować, bo podjęcie decyzji rodzi określone konsekwencje. Często godzić trzeba interesy różnych środo wisk, czy grup społecznych. Zmienił się też charakter naszej dotychczasowej pracy. Jako radny i zarazem szef Klubu Rad nych NS mam dużo nowych obowiązków. Większość swojej energii kieruję na działania służące rozwojowi całego miasta. Z ważnych inicjatyw, które zostały wprowadzone, wymienić mogę głosowanie imienne radnych miasta i Budżet Obywatel ski. W związku z planowaną przebudową węzła komunikacyj nego PKP aktualnie śledzę i analizuję możliwość wprowadze nia projektu: „Starogardzki Rower Publiczny”.

DANIEL

112016 | 25

EWA WiceprezesSOMMERFELDStowarzyszenia“Nasz Starogard”

Zazwyczaj wszelkie jubileusze i rocznice skłaniają do pewnych refleksji i podsumowań. Jak minęło ostatnie pięć lat? Przede wszystkim bardzo szybko. Był to okres niezwykle dynamiczny, pełen wytężonej pracy. Początki naszej działalności były trudne, napotykaliśmy na różne bariery. Jednak nasza pozytywna energia w połączeniu z ciekawymi pomysłami i chęcią robienia czegoś dla wspólnego otoczenia, a także praca zespołowa i radość z małych nawet osiągnięć, były motywacją do dalszych działań. Ogólnie można powiedzieć, że Stowarzyszenie powstało jako odpowiedź na zapotrzebowanie społeczne do udziału w czymś pozytywnym. Starogard słynie z tego, że ludzie lubią tu narzekać, my natomiast nie zadawaliśmy sobie pytania, co Starogard może zrobić dla nas, ale co my dla Starogardu. „Nasz Starogard” to przede wszyst kim LUDZIE, oni decydują o sukcesie, czy porażce jakiegokolwiek przedsięwzięcia. Jest wiele wspaniałych osób w naszym mieście i wiele z nich dołożyło przysłowiową cegiełkę do naszych działań. Z perspektywy 5 lat można powiedzieć, że z pewnością Stowarzy szenie „Nasz Starogard” co najmniej zaakcentowało swoją obec ność w naszym mieście. Na pewno jednak nie spoczniemy na laurach i dalej będziemy aktywnie pracować na rzecz rozwoju na szego miasta i regionu. Co bardzo ważne, Stowarzyszenie „Nasz Starogard”, od początku silnie angażując się w sprawy naszej małej ojczyzny, pobudziło ducha obywatelskiego wśród innych mieszkańców. To też było naszym celem od samego początku –budowa społeczeństwa obywatelskiego.

retrospekcja

12 25 | 2016Fotograficzna

132016 | 25 KALENDARIUM 2012 ROK - Wielka KarnawałowaParadadlaDzieci - FilmotekaCzłowiekaStarogardzkiego - XX Noc Bardów - W Krainie Świętego Mikołaja - I Jarmark Świąteczny w Starogardzie - Wsieranie koszykówkidrużyny„UżlisNieruchomości” 2013 ROK - „Klub Mam – spotkania edukacyjne dla rodziców i małych dzieci”. - „Świat bez krat” - projekt i produkcja gry „OdpowiedzialnaplanszowejAdopcja”-XXINocBardów - W Krainie Świętego Mikołaja - II Jarmark Świąteczny - Imienne GłosowanieInicjatywa obywatelska 2014 ROK - „Projekt Samorządność 2014 - 2018” - Wybory Samorządowe 2014 - „Pożegnanie Wakacji” - XXII Noc Bardów - Aktywny Starogard – inicjatywa NS mająca na celu zainteresowanie mieszkańców zdrowym trybem życia. 2015 ROK - Festyn POWITANIE WAKACJI - Dzień Dziecka dla dzieci z Polskim Związkiem Osób Niewidomych i Słabo Widzących - “KINO LETNIE” - XXIII Noc Bardów - III JARMARK ŚWIĄTECZNY - Spotkanie opłatkowe dla członków Koła Powiatowego Polskiego Związku-Niewidomych2012ROK-DzieńDzieckaXIXNocBardów

Kapitan Jędrek Sam o sobie napisał, że urodził się na ziemiach „onegdaj należących do panów pruskich”, czyli w Starogardzie Gdańskim. Obecnie jest przewodnikiem i gospodarzem Zamku Chojnik znajdującego się na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego. O historii opowiada jak nikt inny. Filmy na YouTubie z udziałem Andrzeja Ciosańskiego przyniosły mu popularność w całej Polsce. tekst Małgorzata Rogala z Zamku Chojnik

Dzisiaj Andrzej Ciosański jako zarządca Zamku Chojnik spełnia się realizując swoją pasję. W myśl zasady, że najlepiej jest robić w życiu coś, co się lubi. Połączył więc hob by z pracą zawodową. Obserwując rosnącą popularność Kapitana Jędrka, z pełną od powiedzialnością można stwierdzić, że to najlepsze z możliwych rozwiązań.

Wśróddego. murów czternastowiecznego zamku położonego malowniczo na szczycie góry Chojnik w Karkonoszach z pasją opowiada turystom o dawnej Polsce. Nie zamęcza ich jednak nazwiskami i datami. Mówi raczej o średniowiecznych zwyczajach przy stole lub też o tym jak często kąpał się Włady sław Jagiełło. Najczęściej jednak z jego ust padają opowieści o rycerzach, polskiej hu sarii, średniowiecznych bitwach oraz woj nach. Przy okazji zwiedzania Zamku Choj nik można przetestować dawną broń. An drzej Ciosański bez wątpienia jest jednym z najbardziej charakterystycznych i roz poznawalnych przewodników turystycz nych w Polsce. Popularność przyniosły mu przede wszystkim filmy z jego udziałem, które obejrzeć można na YouTubie. Wszyst kie mają imponującą ilość wyświetleń, a w umieszczanych pod nimi komentarzach znajdziemy przede wszystkim wyrazy za Kapitanchwytu. Jędrek, bo pod takim interneto wym pseudonimem Andrzej Ciosański jest znany, to prawdziwy pasjonat historii. Popularność bardzo go zaskoczyła. Filmy, których jest głównym bohaterem nie są jego pomysłem. – Szczerze mówiąc, ani ja nie robiłem tych filmików, ani nie zabie gałem o ich rozprowadzanie. To zupełny przypadek. Pracuję już w swoim zawodzie ponad dwadzieścia lat i zawsze robiłem to, co robię dzisiaj. Ktoś w końcu to nakręcił, to trafiło do Internetu i tak to się wszystko za częło. Cieszę się, że ludzie to oglądają. Tym bardziej, że nie jest to żadne celowe dzia łanie, tylko filmy przypadkowych osób. Na popularność staram się nie zwracać uwagi.

Dla Jędrka historia to przede wszystkim pasja. Zajął się nią trochę przez przypadek. Studiował zootechnikę. Od dzieciństwa związany był z końmi, które są przecież mocno zakorzenione w dziejach Polski. To za nimi jako młody człowiek powędrował ze Starogardu na południe kraju, żeby prowa dzić stadninę. Kiedy została ona zamknięta musiał znaleźć nowy pomysł na życie. Hob bystycznie brał udział w turniejach rycer skich. Założył pierwsze w Polsce bractwo rycerskie. Później trafił na Zamek Chojnik

Każdy filmik z Andrzejem Ciosańskim w roli głównej zasługuje na uwagę. Przewodnik nie tylko bardzo ciekawie opowiada o sta rych dziejach, ale dba również o odpowied ni wizerunek i rekwizyty. Często wygląda jakby naprawdę przeniósł się do czasów

Większość

z nas historię kojarzy głównie ze szkolnym przedmio tem pełnym nudnych dat i nazwisk podawanych często bez odpowiedniego kontekstu. Pochodzący ze stolicy Kociewia Andrzej Ciosański udowadnia, że o daw nych czasach można opowiadać naprawdę ciekawie i zafascynować nimi niemal każ

Najbardziej cieszy mnie, że ludzie zaczyna ją się dzięki temu interesować historią. Dzi siaj jest z tym duży problem i fajnie, że chcą oni słuchać tych moich opowieści. Nic się jednak u mnie nie zmieniło. To co robiłem, robię nadal – powiedział w wywiadzie dla portalu naTemat.pl, którego udzielił w maju 2012 roku tuż po tym, jak został zarządcą Zamku Chojnik.

średniowiecznych. To sprawia, że zarówno będący na miejscu turyści, jak i internauci wierzą we wszystko, co mówi i z uwagą słu chają jego opowieści.

i w taki oto sposób udało mu się rozpocząć pracę zawodową związaną z pasją. Został przewodnikiem po zamku i okolicach. Do skonale odnajdywał się w tej roli. Praktykę nabył już na swoich ukochanych turniejach rycerskich, na których jako organizator opowiadał o dawnych czasach. Przed każ dym turniejem poszerzał swoją wiedzę.

www.gildia-przewodnicy.plfoto 15sylwetki2016 | 25

tekst Krzysztof Łach

Z Michałem Chajewskim, menadżerem firmy Eurobud rozmawia Krzysztof Łach.

Atmosfera jest jak najbardziej sprzyjająca. Jak o nią dbacie? Kluczem, może jeszcze nie do sukcesu, ale do uzyskania dobrej atmosfery jest to, że cały czas uczestniczymy w ży ciu browarniczym. My jako rodzina Chajewskich i ludzie, których poznaliśmy w trakcie rozwijania Browaru. To są zaufane osoby, z którymi na co dzień współpracujemy.

Browar Kociewski chyba na dobre przyjął się już na lokalnym rynku gastronomicznym. W tym miejscu już po prostu wypa da Miłobywać.mi to słyszeć. Nie uważam jednak, że to jest takie miejsce, w którym trzeba bywać. Ma na pewno swoich zwo lenników. Ma też swoich fanów. Bardzo cieszymy się, gdy ludzie tutaj przychodzą. Dbamy o to, żeby atmosfera cały czas była fajna i żeby wszystkim jak najprzyjemniej spędza ło się tutaj czas.

Poszliście chyba w dobrym kierunku, bo opinie klientów są nie zwykle Powtórzępozytywne.się,ale naprawdę miło mi to słyszeć. Opinie, tak jak w każdej branży, są różne. Negatywnych opinii też staramy się wysłuchiwać. Wychodzimy im naprzeciw, po to, by cały czas dążyć do poprawy jakości.

Wasze piwo robi prawdziwą furorę. To nie może być przypadek. Wszystko zaczęło się od tego, że zakupiliśmy najlepszy pro dukt, jaki jest na rynku, niemieckie urządzenie firmy Kaspar Schulz. To warzelnia i unitanki. Cały proces technologiczny od

Michał Chajewski – 32 lata, wykształcenie wyższe licencjackie i inżynierskie na kierunku turystyka i rekreacja na Akademii Wychowania Fizycznego. Razem z żoną Sandrą i 4-letnim synkiem Jankiem mieszka w Starogardzie Gdańskim. Pasjonuje się motoryzacją.

zdjęcia Krzysztof Rudek

toLubimymiasto

Czego oczekują klienci? W dzisiejszych czasach oczekiwania klientów ciągle rosną. To już nie może być tylko pijalnia piwa. To już musi być gastrono mia na wysokim poziomie, dobry serwis. Cały czas małymi kro kami zmierzamy do tego, żeby było coraz lepiej, żeby klienci byli coraz bardziej zadowoleni. Opinie, jak już powiedziałem, są różne, natomiast dążymy do tego, żeby było jak najlepiej.

Zaczęliśmy od basenu. Potem pojawiła się kręgielnia. Później w naszych rozmowach coraz częściej pojawiał się temat regio nalnego piwa, piwa rzemieślniczego i restauracyjnego.

Znakiem firmowym lokalu, jak sama nazwa wskazuje, jest bro war. Skąd pomysł na lokal tego typu? Szczerze mówiąc, wszystko wyszło spontanicznie. Nie ma konkretnych powodów wybudowania Browaru. Pomysł wziął się tak naprawdę stąd, że zaczęliśmy rozbudowywać obiekt i szukaliśmy czegoś, co uatrakcyjniłoby nasz hotel.

rozmowa 24

Tak. Na portalach społecznościowych wymieniamy swoje spostrzeżenia, opinie. Opisujemy proces warzenia. Mamy sta ły kontakt, ponieważ eksperci cały czas są nam potrzebni.

Macie z nimi stały kontakt?

bywa się z tyłu Browaru. W tej chwili są to dwie największe kadzie restauracyjne w Polsce. Dbamy też o jak najwyższą jakość surowców, produktów, a potem efektu finalnego, ja kim jest piwo. Browary restauracyjne i rzemieślnicze na tle innych wyróżniają się tym, że składają się tylko z czterech naturalnych składników. Jest to woda, słód (bezpośrednio u nas mielony i dodawany do kadzi zaciernej), chmiel i droż dże. Nie ma żadnych ekstraktów, barwników, czy konserwan tów. Od około miesiąca butelkujemy nasze piwo. Sezonowo butelkujemy Piwo Pszeniczne i Bocka, a w ciągłej sprzedaży

Sam proces warzenia trwa od 8 do 10 godzin. Jest dość skom plikowany. Trzeba bardzo skrupulatnie dobierać wszystkie produkty, ściśle trzymać się receptury. W trakcie warzenia

mamy Pilznera i Lagera. Sprzedajemy je w trzech punktach: w recepcji hotelowej 24 godziny na dobę; w Browarze w godzinach pracy i na starogardzkim Rynku, tam również, w ogródkach sezonowych, mamy swoje stoisko, gdzie sprzeda wane są nasze piwa i butelkowane i w kadziach. Jeśli chodzi o samą technologię, od początku pomagali nam eksperci, któ rzy znają się na tym dużo lepiej niż my, bo my raczkujemy w tej branży. To, co widzimy dzisiaj jest ich zasługą. Zaangażo wali się, przyjechali do naszego kraju. Są wśród nich Niemcy, Finowie, Austriacy.

rozmowa18 25 | 2016

jest duży reżim technologiczny, który musimy zachować, żeby piwo było powtarzalne i cały czas smakowało jak te na sze pierwsze warki.

Masz już, jak widzę, obszerną wiedzę na ten temat. Jak wygląda proces warzenia piwa?

Wystrój lokalu również robi wrażenie. Kto pomagał Wam w pro jektowaniu Współpracowałwnętrz?z nami architekt wnętrz z Trójmiasta, któ ry zainspirował nas pewnymi pomysłami. Jednak my sami jako właściciele mocno angażowaliśmy się w ten wystrój. Na przykład kinkiety wykonywaliśmy sami. Jest tutaj trochę ele

Staraciejów.

Piwo górnej fermentacji oparte głównie na słodzie pszenicznym. Dzięki specyficznemu sposobowi zacierania piwo zyskuje bogate nuty bananowe rozkładany jest natomiast gluten. Piwo Pszeniczne z Kociewia zawiera bardzo dużą ilość aminokwasów których obecność objawia się jako wysoka i kremowa piana. Górna fermentacja odpowiada za większą niż w innych piwach ilość drożdży oraz charakterystycznąmętnośćpiwa.

Bock (pol. Koźlak)

Piwo dolnej fermentacji charakterystycznej jasnej – słomkowej barwie. Jasna barwa jest wynikiem nadzwyczaj miękkiej i czystej wody dostępnej w Pilźnie. Kociewski pils- Także produkowany jest z wody najwyższej jakości. Jego smak uzupełniony jest wyraźnie wyczuwalną nutą Słynnego chmielu Lubelskiego pochodzącego od polskich dostawców.

Lager (pol. Leżak)

Browar Kociewski słynie nie tylko z dobrego piwa, ale i smacznej Jesteśmykuchni. rodziną, która zna się na jedzeniu. Jesteśmy sma koszami wszystkich podawanych tutaj dań. Bezpośrednio najbardziej w proces dobierania kuchni ingerują moi rodzi ce. Bez wątpienia mamy też świetnych kucharzy, którzy cały czas wprowadzają coś nowego.

192016 | 25

Nazwa wzięła się od charakterystycznego dla piw dolnej fermentacji czasu leżakowania. Jest to najpopularniejszy na świecie rodzaj piwa. Określany jako piwo dla wszystkich. Lager Kociewski posiada złotą barwę delikatną pianę oraz przyjemny posmak chmielu oraz delikatne bąbelki pieszczące podniebienie. Jest to piwo nie pasteryzowane i nie filtrowane. Dzięki czemu każda szklanka zawiera żywe komórki drożdży. Są one źródłem wielu witamin z grupy B i D oraz białek.

Browar Kociewski to biznes rodzinny. Nie zawsze łatwo współ pracuje się z rodziną. Jak to wygląda u Was? Interes prowadzą głównie rodzice. Mój brat Maciej i ja do brze podzieliliśmy się obowiązkami. On jest odpowiedzialny za nasze betoniarnie i całą ich logistykę. Z sukcesem je rozwi ja. W tej chwili mamy sześć zakładów produkujących beton. Ja pracuję bardziej w wykonawstwie budowlanym, a ostatni mi czasy dość mocno w gastronomii i w Browarze.

Zapałałeś miłością do Browaru? Jestem tu bardzo często. Lubię tu być. Bardzo lubię ludzi, z którymi można tutaj popracować. Lubię rozmawiać z klienta mi. Słucham ich, staram się wychodzić naprzeciw ich oczeki waniom i tym sposobem uatrakcyjniać ofertę, a jednocześnie dbać o to, żeby na przykład jakieś błędy się nie powtarzały i żeby cały czas poprawiać jakość.

Styl piwny wywodzący się z miejscowości Einbeck. Potoczne wymawianie nazwy przez Niemców zniekształciło ją do „Ein Beck” czyli kozioł. Kociewski Bok swoją nazwę zawdzięcza piwu warzonemu w browarze wielkim w Starogardzie Gdańskim. Jest to piwo o charakterystycznym dla swojego rodzaju kolorze ciemno-bursztynowym. Warzone jest przy użyci najwyższej jakości słodów. Wysoki ekstrakt sprawia że piwo posiada wyjątkowo pełny słodowy smak oraz najwyższy poziom alkoholu.

mentów, które powstały bezpośrednio pod nasz gust i ocze Waszymkiwania.celem było stworzenie odpowiedniego klimatu? Zdecydowanie tak. Miało być przestrzennie. Naszą myślą przewodnią było to, żeby były zróżnicowane miejsca siedzą ce. Jeśli chcesz sobie usiąść na wygodnym fotelu, to takie miejsce jest. Jak chcesz się spotkać z kumplami na piwie przy meczu, też na takie miejsce możesz liczyć. Jak chcesz lożę, czy sofę, też ją u nas znajdziesz. Chodziło o to, żeby ta duża powierzchnia nie okazała się jakąś halą, tylko żeby w każdym miejscu było z jednej strony przestronnie, z drugiej intymnie i po prostu ciekawie.

Pszeniczne (niem. Weizen)

się też wzbogacić ofertę o koncerty muzyczne. Tak. Chcemy, żeby przynajmniej raz w miesiącu odbywał się tu jakiś koncert. Prawdopodobnie będą to piątki. Ostat nio występowała u nas wokalistka ze Stanów Zjednoczonych. Wcześniej odbył się koncert grupy rock’n’rollowej Deadly Plants. Często odwiedza nas MC Glenskii. Cały czas staramy się dostarczać atrakcji.

Niektórzy klienci z pewnością polubili poszczególne dania. Kar ta jest stała, czy chcecie ją zmieniać? Kartę na pewno będziemy zmieniać. Oprócz tego, że wprowa dzimy danie dnia w jeden lub dwa dni w tygodniu, zrobimy wieczorki tematyczne, na przykład jeden wieczór z kuchnią włoską, inny może z kuchnią japońską. Chcemy wszystko cały czas uatrakcyjniać nie tylko lokalnym piwem, ale też tradycjami gastronomicznymi zapożyczonymi z różnych kra

W Waszym przypadku decyzja o rodzinnym biznesie okazuje się być wyjątkowo trafna. Zawsze ktoś z Was jest na miejscu i roz mawia z Rodziceklientami.wychowali nas tak, że cały czas jesteśmy mocno za angażowani. To przynosi efekty. Jak widać, restauracja cie

Pils (pol. Pilzneńskie)

rozmowa

Na dniach do użytku oddajemy salę, którą nazwaliśmy „Sło dowa”. Z powodu Browaru wszystko będzie nawiązywało do browarnictwa. „Sala Słodowa” znajduje się na końcu par kingu. Jest to sala weselno-bankietowa. Pomieści około 200 osób. Została wykończona w skandynawskim stylu. Polecam do obejrzenia i organizowania imprez. Poza tym skończyła nam się już działka. Nie mamy dalekosiężnych sprecyzowa nych Nazwaplanów.„Browar

Jakie wartości życiowe i biznesowe Tobie przekazali rodzice?

szy się coraz większym powodzeniem. Ambicje mamy jeszcze większe, także cieszę się, że to jest zauważalne i zawsze ktoś powie o nas coś dobrego.

Rady życiowe i biznesowe są ze sobą bardzo powiązane. Ro dzice są mocno zaangażowani i bardzo pracowici. To, co do tej pory udało im się osiągnąć mają tylko i wyłącznie dzięki swojej ciężkiej pracy. Jestem im wdzięczny przede wszystkim za to, że mnie tej ciężkiej pracy nauczyli. Dzięki nim nie boję się pracy, nie wstydzę się pracy. Myślę, że zarówno ja, jak i mój brat te same wartości będziemy starali się przekazywać naszym dzieciom.

Kociewski” wskazuje na to, że mocno utożsa miacie się z regionem. Tak rzeczywiście jest? Nazwa „Browar Kociewski” jak najbardziej nawiązuje do re gionu, z którym my bardzo się utożsamiamy. Co prawda, nie mieszkamy tu od zawsze. Z nas wszystkich tylko mój brat Maciej oraz nasze dzieci urodziły się w Starogardzie. Mama, tata i ja urodziliśmy się w Gdańsku. Rodzice w prezencie ślubnym dostali działkę. Wybudowali tutaj dom i tak zaczę ła się nasza przygoda ze Starogardem Gdańskim. Trwa ona do dziś. Czujemy się Kociewiakami, starogardzianami. Bar dzo lubimy tu przebywać, lubimy to miasto i chętnie robimy coś zarówno dla niego, jak i dla mieszkańców. Jeśli chodzi o mnie, to często pracuję w Trójmieście, ale mieszkam oczywi ście w Starogardzie i tutaj, podobnie jak moja rodzina, spę dzam większość czasu.

Zdradzisz naszym Czytelnikom swoje marzenia? Moim marzeniem jest szerzenie wartości rodzinnych oraz roz wój rodziny. Poza tym chciałbym w dalszym ciągu rozwijać rodzinny biznes regionalny, jakim stał się Browar Kociewski. Życzę spełnienia tych marzeń i dziękuję za rozmowę.

rozmowa212016 | 25

Jesteś młodym, ale zapracowanym człowiekiem. W jaki sposób najchętniej spędzasz wolne chwile? Często zdarza się tak, że zabieram rodzinę i przychodzę do Browaru. Lubię też wyjechać na wakacje, które są człowie kowi bardzo potrzebne. Trzeba przecież czasem odpocząć od codziennego życia. Jestem fanem motoryzacji. Lubię rower MTB i szosę. Staram się trochę czasu poświęcić na ruch. Mam małego, 4-letniego synka, więc muszę też zadbać o rodzinę. Czasu mam coraz mniej, ale ten dla bliskich jest najważniej szy i zawsze muszę go znaleźć.

W tym miejscu, wokół hotelu i Browaru tworzy się fantastyczny kompleks. Z tego, co wiem, plany macie naprawdę ambitne. Mo żemy coś zdradzić?

„Chciałabym, żebyś napisał scenariusz z tych felietonów. Nie możesz odmówić, pi szesz dzięki mnie, inaczej zostałbyś akto rem” – zażądała Ewa. Natychmiast przypo mniałem sobie, jak będąc w liceum, poja wiłem się w jej domu w Gdyni i poprosiłem o radę, czy zdawać do szkoły teatralnej. - „Umiesz pisać, to pisz. Za dużo widziałam w tym zawodzie sfrustrowanych aktorów, nie warto”. Teraz dawała mi szansę na na

Dwadzieścia2016

Tak mało mamy słońca, więc skoro już jest, pomyślałem, że tym razem zaproszę do Hiszpanii, wakacyjnie.

lat temu przyjechałem do Warszawy ciężarówką, w towarzystwie mamy. Jechaliśmy nocą. - Po prostu ktoś, kto przewoził towar zgodził się nas zabrać z tym, z czym mogłem za czynać – paroma kartonami książek, elektrycznym czajnikiem, małym telewizorem, którego – jak się okazało na pierwszej stan cji na Sadybie - jednak nie miałem prawa używać. Przez te lata spotkałem bardzo wiele fascynujących postaci i poznałem wiele miejsc, które dzięki nim stały się bliskie. I chyba najwyższy czas zapisać te fragmenty. Będę je regularnie publikował w „Veriza ne”, bo pomyślałem, że jeśli komuś je opowiedzieć, to po prostu –

zagrać Patty. Tylko ją albo Lolo Ferrari” – usłyszałem. Był to czas, kie dy zrobiło się głośno o Ferrari, aktorce por no, którą zabił jej własny, odnotowany jako

ULICAMADRYT,WidziałemSwoim.tekstRemigiuszGrzelaFRANCISCONAVACERRADA 24 felieton

Zija/Piórofoto

22 25 |

największy na świecie, biust. Umarła zadu szona nim w Grasse, na Francuskiej Riwie rze, mieście najsłynniejszych perfumerii. Ferrari to jednak nie była żadna literatura. Wytwór własnej kreacji. Inaczej sprawa miała się z Patty Diphusa, uważaną przez lata za alter ego samego Almodovara.

„Czy znasz Patty Diphusa?” – zagadnęła mnie kiedyś Ewa Kasprzyk. Odpowiedzia łem, że owszem, znam tę światowej sławy gwiazdę porno, którą ciągał po imprezach Andy Warhol, bo jestem tuż po lekturze jej felietonów. To znaczy po lekturze felie tonów Pedro Almodovara, pisanych jako Patty Diphusa (wydanych nakładem Świata „ChciałabymLiterackiego).

wiązanie relacji ze sceną. Czy może dostać lepszą propozycję ktoś, kto kocha filmy Al modovara i chodzi na nie z zaprzyjaźnioną zakonnicą bezhabitową, jego absolutną fanką. Wspólne wyjścia do kina na „Kikę”, „Kwiat mego sekretu” czy „Zwiąż mnie” zachowywała oczywiście w największej tajemnicy i to ona, kiedy radziłem się, czy pisać, powiedziała: „Masz moje pełne bło gosławieństwo”. Natychmiast wypożyczy łem wszystkie dostępne tytuły i obejrzałem raz jeszcze. Zrozumiałem, że Patty Diphu sa dała reżyserowi możliwość mówienia bez autocenzury i ograniczeń, pokazania świata, który się w tej kreacji przegląda jak w lustrze. Patty mówi: „Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie rozumiał, a zwłaszcza

„Please, please, please...”

232016 | 25 feletion

„No, nie wiem...”

„Ale łumaczyłam, że Pedro nie daje zgody na przetwarzanie jego tekstów. Jest nam miło, ale to jest niemożliwe”. - „Bez szans?” - „Przykro Odłożyłemmi”.słuchawkę. A może po prostu zrobić adaptację i ją posłać? Przecież nikt nie zabroni mi posłać Almodovarowi tek Siedziałemstu? kilka dni z felietonami „Patty Diphusa”, próbowałem ułożyć w jakąś opo wieść. Napisałem scenariusz ze szczegó łowymi didaskaliami, jak sobie wyobrażam całość na scenie. Pozostało przygotować wersję hiszpańską, by ją wysłać do El De seo. Nie znałem hiszpańskiego, Ewa nie znała na tyle, by przełożyć tekst scenariu sza, mąż Ewy, znał lepiej, ale też nie wystar czająco. Już nie pamiętam, skąd w naszych rękach znalazło się hiszpańskie książkowe wydanie „Patty Diphusa”. Przyszedł mi do głowy pomysł, którego się wstydzę, ale w ogóle uprawialiśmy partyzantkę i trudno. Postanowiłem porównując z polską książ ką wyłapać te fragmenty w hiszpańskiej wersji, które znalazły się w scenariuszu, sk serować te strony, powycinać nożyczkami,

„Czy może pan przeliterować nazwisko?” Zapisywała, a ja powtarzałem dwukrotnie, w końcu usłyszałem w słuchawce: „You know, it is even more difficult than psia krew”, czyli, że to trudniejsze od psiej krwi. Skąd u niej to polskie psiakrew, nie wiem, zacząłem się śmiać, pani Chaplin bawiła się równie dobrze.

Usłyszałem chrząknięcie, ale po chwili miałem już kontakt mailowy do Barbary

Na szczęście brak kompetencji jeszcze ni gdy mnie nie powstrzymał przed zaanga żowaniem się z entuzjazmem. Najprostsze rozwiązania zawsze są najlepsze, więc wykręciłem numer informacji o telefonach międzynarodowych. Wiedziałem przecież, że Pedro Almodovar mieszka w Madrycie. O, dziwo moje pytanie o jego numer tele fonu nie zrobiło żadnego wrażenia, jakby codziennie ktoś dzwonił w tej sprawie. Te lefonistka dyktowała numer, a ja trzy razy upewniłem się, czy rzeczywiście dobrze usłyszała moje pytanie i postanowiłem jeszcze przeliterować imię i nazwisko re „Przecieżżysera. nie jestem głucha: Almodovar!” –krzyknęła w słuchawkę. Byłem tak oszołomiony, że postanowiłem na tej fali natychmiast zadzwonić. Usłyszałem automatyczną sekretarką in formującą, że to firma El Deseo, której nazwę znałem doskonale z napisów końco wych jego filmów. El Deseo, czyli Pożądanie.

Po chwili usłyszałem też dźwięczny kobiecy głos, pytający w jakiej sprawię dzwonię. Przedstawiłem się. Nastąpiła cisza. Pani poprosiła o powtórzenie nazwiska. Nagle uświadomiłem sobie, że te wszystkie „rz”, „sz” nie robią dobrego wrażenia. Przelite rowałem więc po angielsku i natychmiast wytłumaczyłem, że dzwonię z Warszawy i że chciałbym uzyskać zgodę na adaptację teatralną „Patty Diphusa”.

„Ale dlaczego ja?” – zapytała, kiedy po prosiłem ją o pomoc w zdobyciu praw. „Nie mam racjonalnego wytłumaczenia. Nikt inny mi nie przyszedł do głowy” – powie działem uczciwie. - „Jeśli Pedro mówi nie,

„Tu Remek” – tym razem skróciłem swoje imię – „Z Warszawy...”

„Byłem zdesperowany”.

„To niemożliwe” – usłyszałem – „Pedro nigdy nie zgadza się na adaptowanie jego tekstów ani scenariuszy”.

To wielkie wyzwanie adaptować teksty Al modovara, ale jak pozyskać do nich prawa?

to znaczy nie... ale dobrze, wszystko, co mogę to zadzwonić do El Deseo i pana po Poprzeć”.kolejnych kilku dniach, postanowiłem zadzwonić do Madrytu. Tym razem już po prosiłem o połączenie z Barbarą Peiro.

„Remek, to znowu ty?!” – zapytała zdziwio na – „To ty dzwoniłeś do Geraldine?”

„Ale„Tak”.to niemożliwe”.

„Ale... Czy może mi pani podać jakiegoś maila, chciałbym państwu opisać swój po mysł... przedstawić się...”

Peiro, która była wówczas asystentką Pe dro Almodovara. Pomyślałem, że to dobry początek. Gorzej, nie miałem pomysłu. Po stanowiłem jednak przedstawić dwoje za paleńców, to znaczy Ewę Kasprzyk i siebie. Wysmażyłem list po angielsku, opisałem rolę Ewy w „Belissimie” Artura Urbańskie go, za którą dostała właśnie nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Telewizyjnym w Wenecji, zaproponowałem, że przyślemy ten film. Czekałem kilka dni, ale odpowiedź nie nadeszła. Byłem zdesperowany. Skoro z biura numerów dostałem telefon Almodovara, to może dostanę i numer Geraldine Chaplin, która zagrała u niego wspaniałą rolę w filmie „Porozmawiaj z nią”. Dlaczego miałaby nie pomóc? Wiedziałem tylko, że mieszka w Szwajcarii. To biuro numerów było cudowne! Po chwili miałem jej domowy numer. W gorączce wykręci łem go, spodziewając się, że odbierze jakiś asystent, włączy się sekretarka, ale nie, to była Geraldine Chaplin! Przedstawiłem się. Znów milczenie.

„Ale...” - „Bardzo dziękujemy za pana zain teresowanie”. Rozmowa była zakończona. Następnego dnia, mniej więcej o tej samej porze, znów zadzwoniłem.

próbował naśladować. Nie ma nic bardziej beznadziejnego niż słyszeć echo własnych słów. Kim JA jestem, że mogę narzucać zły gust i grubiaństwo? Jestem pewna, że to Bóg mnie ukarał. Kiedy zobaczyłam swoje odbicie w innych ludziach, poczułam po gardę dla samej siebie. I to mi się nie podo ba. Dlaczego musiałam zmienić się w MIT? Chciałam jedynie zarobić dużo pieniędzy i być szczęśliwa”.

„To z panem rozmawiałam wczoraj?”

24 25 |

feletion

nakleić2016

Almodovarowi, jak on sam założył z bratem El Deseo, w 1986 roku w myśl zasady „zrób to sam”. Wcze śniej Pedro Almodovar związany był z ru chem movida, charakteryzującym się m.in. brakiem szacunku dla profesjonalizmu. Ewa zaczęła poszukiwanie teatru. Ale dy rektorzy bali się Almodovara. Od jednego z nich usłyszała nawet: „Jeszcze nam ktoś okna Skoropowybija”.niemieliśmy teatru, zaczęliśmy szu kać reżysera. Spotykaliśmy się u Ewy pra wie co wieczór, dzwoniąc do reżyserów i pytając o współpracę, szukaliśmy kontak tów i mówiliśmy za każdym razem: „Tylko prosimy o dyskrecję”. Gosia Bernatowicz, córka Ewy, dzisiaj jest znakomitą wokalist ką, uświadomiła nam, że Warszawa dzieli się na tych, którzy już naszą propozycję do stali i tych, którzy ją dostaną. Kiedy jeden z zainteresowanych reżyserów zapropono wał Ewie, by wystąpiła w stroju King Konga, który z siebie zrzuci, a pod nim będzie miała dolepione obwisłe sztuczne piersi, zaczęła mnie kopać pod stołem. Kiedy reżyser wy szedł do łazienki, powiedziała: „Zrób coś!”. Któregoś dnia w metrze spotykam kole żankę ze studiów, Martę Ogrodzińską. Opo wiedziałem perypetie. Marta na to: „Almo dovar? Boże, moje marzenie. Mogłabym mu herbatę parzyć na planie”. Marta stu diowała właśnie drugi kierunek, reżyserię i miała robić pod okiem Gustawa Holoubka egzamin z monodramu, na małej scenie w Teatrze Ateneum. Na początku próby odby wały się u Ewy, potem w różnych dziwnych miejscach, na przykład w praktycznie już zamkniętym Teatrze Nowym u Adama Ha nuszkiewicza. Na jednej z prób dziewczy nom wyskoczył spod stolika wielki szczur. Na nic nie było pieniędzy, ale Ewa postano wiła sama kupić kostium, zaczęła od mali nowej peruki. Kiedy próbowały w Ateneum pod okiem Gustawa Holoubka, wielki aktor widząc Ewę wchodzącą na salę przebraną za Patty zapytał: „Kim jesteś, dziecko?” I tak pierwszy publiczny pokaz „Patty Diphu sa” odbył się w Ateneum. Po udanym egza minie ktoś rzucił, że trzeba z tym pójść do klubu Le Madame. Nie było tam jeszcze sce ny teatralnej. Krystian Legierski przygarnął spektakl. Wszystko odbywało się niejako w podziemiu. Ludzie informowali się o datach spektakli, numer telefonu Le Madame był

na papier i ułożyć z nich scenariusz, oczywiście całość kserując, by sprawiała wrażenie jednak tekstu, który nie został or dynarnie naklejony. Tyle że nie mieliśmy di daskaliów. Jerzy, mąż Ewy zgodził się w koń cu przełożyć je na hiszpański i przepisał je na maszynie. Didaskalia zostały doklejone do scenariusza w odpowiednich miejscach, całość skserowałem i posłałem taki egzem plarz do Hiszpanii. Jedna kopia zachowała się i patrzę na nią z zażenowaniem, krzywo ponaklejany tekst, didaskalia na maszynie, koszmar. Nastąpiła kilkutygodniowa cisza. Znów postanowiłem zadzwonić do Madry tu, poprosiłem o rozmowę z Barbarą Peiro, kiedy odebrała sprawiała wrażenie, że nie wie, o co chodzi, że nie pamięta itd. Byłem Azałamany.może działać po bożemu i wystąpić o zgodę na użycie tych tekstów po prostu do ZAIKS-u, zrzucając na instytucję wysiłek pozyskania praw? Zadzwoniłem do ZAIKS -u. Usłyszałem, że to raczej niemożliwe, bo już dwie znane aktorki występowały o prawa do „Patty Diphusa” i Almodovar ka tegorycznie odmówił. Zacząłem dzwonić do Madrytu, ale już nikt nie chciał mnie łączyć z Barbarą. Jednak po paru dniach dostałem odpowiedź, że jest zdziwiona stanem eg zemplarza, który dotarł, że wprawdzie po kazała go Pedro i Augustinowi, jego bratu,

nam wytłumaczyła, że „Hiszpania” przesy łała jej wszystkie moje maile i oczywiście formularz, z którego wynika, że trochę w nim nakłamaliśmy... Ale mimo to gratulu je i teraz będziemy prostować informacje podane w formularzu. Jak mogło mi nie przyjść do głowy, że ZAIKS dostaje wszyst ko do Chybawiadomości?przypomnieliśmy

Po paru tygodniach wiadomość z Madrytu: „Pedro i Augustin przeczytali tekst. Bardzo gratulują. Pedro Almodovar udziela wyłącz nych praw na wyprodukowanie spektaklu w Polsce. O skutkach prawnych poinformuje hiszpańskie Stowarzyszenie Autorów, Pe dro Almodovar rezygnuje z należnej mu za liczki Myślałem,autorskiej”.że padnę. Mamy wszystko... oprócz teatru. Tymczasem zgłosił się do nas polski ZAIKS, który miał dalej pośred niczyć w podpisaniu umowy. Pani grzecznie

ale woleliby nie komentować. Przeprosiłem oczywiście. Pomyślałem jednak, że jest nie źle – skoro już udało nam się zaskoczyć re żysera, jego brata i asystentkę, nawet jeśli działało to na moją niekorzyść. Zaczęliśmy z Ewą tłumaczyć scenariusz na angielski, wpisując go rzetelnie do komputera. Już nie będę mówił, że w biurze ks. Arkadiu sza Nowaka, za którego spotkania i kalen darz byłem wówczas odpowiedzialny. Nie raz zdarzało się Ewie dzwonić do księdza Arka, żeby mnie „zwolnić” z pracy, bo pi szemy razem „Almodovara”. Postanowiłem próbować do skutku. Trwało to trochę, ale zawziąłem się. Teraz już elegancki, wypiesz czony egzemplarz posłałem do Madrytu. Po trzech tygodniach przyszła odpowiedź: „Pedro i Augustin przeczytali tekst. Pedro od dawna nie identyfikuje siebie jako alter ego Patty. Dziękujemy za zainteresowanie”. Rzeczywiście, jest w książce Almodovara fragment, który umieściłem w scenariuszu, w którym Patty mówi do Pedro, że jest dla niego tym, co ludzie nazywają „alter ego”. Było jednak coś ważniejszego, wydawało się, że jesteśmy coraz bliżej. Kolejne wersje zaczęły trafiać do Almodovara. Powsta ło ich 9 lub 10, i kiedy pracowałem nad ostatnią, otrzymałem z hiszpańskiego od powiednika ZAIKS-u formularze licencyjne do wypełnienia. Ale również informację, że „Pedro Almodovar czeka na ostateczną wersję tekstu i po niej podejmie decyzję”. Mieliśmy uzupełnić dokuemnty o nazwę teatru, adres, ilość miejsc na sali, przewi dywany wpływ z kasy jednego wieczoru, przewidywaną liczbę spektakli zagranych w sezonie. Przecież nie mieliśmy teatru. Sie dzieliśmy u Ewy w kuchni, trochę szczęśliwi, a trochę załamani i zaczęliśmy wypełniać formularz wpisując dane właściwie z sufi tu. Nazwa teatru: Kampania teatralna Var sovia. Adres: mieszkanie Ewy. Ilość miejsc. Ewa, ile mamy miejsc, 200? Nie, może 150. To co, 180? I tak dalej. Chodziło nam o uru chomienie procedury. Teatr znajdzie się później. Posłaliśmy formularz. Dostaliśmy informacje o wysokości tantiem i zaliczce, jakiej hiszpański ZAIKS od nas oczekuje. Była niemała.

się Luke (Lola jest Francuzem). Kiedy Ewa wróciła do formy, a Klub zaczął mieć pro blemy z władzą, na jednym ze spektakli po jawił się Grzegorz Jarzyna. W spektaklu w kilku miejscach gaśnie światło, Ewa komen tuje, że „faza poszła”, a potem „o, wróciła”, mówi też „co to za buda!”, wpuszczana jest ścieżka dźwiękowa z filmów porno. Oczywi ście efekt jest zamierzony. Grzegorz Jarzy na, kiedy światło zgasło po raz drugi, wyjął latarkę i zaczął Ewie świecić a po spekta klu zaproponował przeniesienie do Teatru Rozmaitości, tłumacząc, że tam nie będzie problemów z techniką. Nie wiem, czy Ewa kiedykolwiek wyjawiła, że problemów żad nych nie było. Z Teatru Rozmaitości „Patty Diphusa” przeniosła się do Teatru Polonia Krystyny Jandy.

– dziennikarz, pisarz, dramaturg. Autor kilkunastu książek. Ostat nie to: „Było, więc minęło. Joanna Pen son – dziewczyna z Ravensbrück, kobieta Solidarności, lekarka Wałęsy”, „Złodzieje koni” (powieść), „Wybór Ireny”, „Obecność. Rozmowy”, „To, co najważniejsze. Irena Jun i Stanisław Brudny. Rozmowy”. Właśnie wyszła jego nowa książka „Krafftówna w krainie czarów” (Wyd. Prószyński i S-ka). Mieszka w Warszawie.

Remigiuszdzwonka.Grzela

A potem znów zacznie się zabijać. Aż do na stępnego

Nagle dowiedzieliśmy się, że do Polski na uroczystość wręczania Europejskich Na gród Filmowych przylatuje Almodovar. Mu sieliśmy zawalczyć o spotkanie. Udało się. Wręczyliśmy reżyserowi komplet materia łów ze spektaklu – recenzje, zdjęcia, plaka ty. Był wyraźnie ucieszony, pytał o powo dzenie u publiczności i obiecał, że na pewno pojawi się kiedyś na spektaklu.

na odwrocie. Traktowałem je jako absolutną relikwie reżysera z La Manchy, ale bez bólu oddałem na aukcję charytatywną na lecze nie Oli Partyki ze Starogardu. A z tamtym spotkaniem z Pedro Almodovarem wiąże się jeszcze jedna stop-klatka. Siedzieliśmy przy długich stołach. Zaczęła się kolacja po wręczeniu nagród. Nagle zauważyliśmy, że Almodovar pokazuje nasz plakat Penelope Cruz, po czym wskazał Ewę ręką, tłuma cząc, że to jest aktorka z plakatu. Penelope, rozbawiona, do nas pomachała. Więc i my Taodmachaliśmy.Pattydała nam wszystkim dużo satys fakcji. Ewa gra kolejne monodramy, bo ma już odwagę, Marta nie tylko reżyseruje ale i wykłada reżyserię na Akademii Teatralnej. Ma dzisiaj nazwisko Miłoszewska, jest żoną znanego pisarza, Zygmunta. Ja raz po raz skręcam do teatru, napisałem pewnie z dziesięć sztuk, które były i są wystawiane. Patty odchodzi, ale tylko do teatralnej gar deroby. Słysząc dzwonek przed kolejnym spektaklem, znów przyklei swoje długie, plastikowe rzęsy, obsypie dekolt broka tem, narzuci na siebie futro, sprawdzi, czy w walizeczce są schowane kryształowy pe nis i torebka krewetek, również kiczowata składana kartka od Lalusia, która po rozło żeniu wygrywa melodię „Ne me quite pas” – „Nie opuszczaj mnie”. Za chwilę inspicjent da znać. Usłyszymy pisk opon, trzaśnięcie drzwi auta, z którego wyskoczy Patty Di phusa i rytmicznym, tanecznym krokiem do piosenki Glorii Gaynor „I will survive” wpadnie na scenę. I znów zacznie swój słynny monolog:

jeszcze tajny, żeby zrobić rezerwację, trze ba było mieć kontakt do kogoś, kto może mieć kontakt z klubem. W tym właśnie pod ziemiu „Patty Diphusa” zaczęła swoją le gendę. Ludzie przychodzili, bo chcieli zoba czyć spektakl, ale też chcieli zobaczyć klub. To było wariactwo, nadkomplety. Aż pew nego dnia Ewa zerwała ścięgno Achillesa. A nie mogliśmy zrezygnować z grania, bo kończył się kontrakt z agencją Almodovara i żeby go odnowić konieczna była ciągłość w graniu. Ewa postanowiła zaangażować drag queen Lolę Lou. Zaproponowała Loli rolę Addy Possa, nieznośnej przyjaciółki Patty – narkomanki, chodziło m.in. o to, aby wwozić Patty na wózku inwalidzkim, poma gać jej wykonać różne czynności, a w prak tyce partnerować jej. Ewa zaproponowała Loli również, aby śpiewała w spektaklu. I tak się stało. Lola włączyła do „Patty Diphusa” piosenkę „Piensa en mi”, którą w jednym z filmów Almodovara wykonywała Luz Casal. To było szaleństwo. Patty Diphusa i Addy Possa rywalizowały o publiczność. Jedna próbowała przysłonić drugą. Wygryźć z za wodu. Marta wymyśliła świetne zmiany in scenizacyjne i tak powstało coś jak „special

edition”. Ewa Kasprzyk i Lola Lou zagrały kilka razy, między innymi w Białymstoku. Już wyobrażam sobie białostocką publicz ność, kiedy Lola Lou w blond peruce i su kience mini wiezie na inwalidzkim wózku Patty Diphusa w malinowej peruce, obsypa ną brokatem. W hotelu recepcjonistka nie rozumiała, dlaczego pokój zarezerwowany jest na nazwisko Lola Lou, a to pan i nazywa

„Dla kogoś takiego jak JA, czyli kogoś, kto ma tyle do powiedzenia, najtrudniejszą rzeczą jest zacząć. Nazywam się PATTY DI PHUSA i należę do tego typu kobiet, które nie przechodzą nie zauważone w epoce, w której żyją”.

Poprosiliśmy też o podpisanie plakatów, na pamiątkę naszej walki o ten spektakl. Mnie napisał: „Eremi, dziękuję za tyle uwagi. Chciałbym zobaczyć spektakl. Mam nadzie ję, że będę miał okazję. Powodzenia, Pedro Almodovar”. Eremi, znów to imię powodują ce trudności. W następnym roku dostałem też kartonowe zdjęcie Betty Davis z życze niami noworocznymi od Pedro Almodovara

feletion

252016 | 25

Paweł Strehlau jest założycielem oraz członkiem honorowym Starogardzkiego Towarzystwa Fotograficznego im. Józefa Walińskiego. W tym roku skończył 80 lat. Z tej okazji zorganizowana została wystawa „80 zdjęć na 80-te urodziny”. Zaprezentowane na niej fotografie to tylko niewielka część z ogromnego dorobku solenizanta. tekst Małgorzata Rogala Zatrzymać chwilę RudekKrzysztofzdjęcie

Wernisaż

Rok przed egzaminem dyplomowym pan Paweł zaczął trenować podnoszenie cię żarów. – Miałem odpowiednią do tego sportu budowę ciała. Byłem przygotowa ny fizycznie. Co ciekawe, pisałem pracę na temat szkodliwego wpływu wyciskania ciężarów na kręgosłup – mówi. W latach 60-tych Paweł Strehlau pełnił funkcje: II trenera Kadry Polskiej w podnoszeniu ciężarów, Prezesa Okręgowego Związku Podnoszenia Ciężarów w Warszawie oraz szkoleniowca kadry instruktorskiej w tej dziedzinie sportu. Od czasu ukończenia studiów do roku 1973 pracował w szko

łach średnich w stolicy Kociewia. Następ nie pełnił funkcję Gminnego Dyrektora Szkół gminy wiejskiej w Starogardzie. Za całokształt pracy zawodowej i społecznej został odznaczony między innymi Krzy żem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Medalem Polskiego Ruchu Olimpijskiego, czy też Medalem Polskiego Związku Podnoszenia BohaterCiężarów.artykułu w 1988 roku przeszedł na emeryturę. Mógł wrócić do swojej wielkiej pasji, czyli fotografii amatorskiej. Okazała się ona rewelacyjną metodą na aktywne spędzanie wolnego czasu oraz relaks na łonie natury. Paweł Strehlau bar dzo lubi robić zdjęcia przyrody. – Chodzę na spacery i szukam inspiracji. Patrzę na to, czego inni nie widzą. Jeśli coś takiego uda się zauważyć, można zrobić naprawdę ciekawą fotografię. To na przykład wyglą da jak kra, a jest to przecież nasza Wie rzyca, którą ująłem pod światło, kiedy po marszczyły się fale – tłumaczy pan Paweł pokazując mi jedną ze swoich prac. Uwielbienie natury to jedno, ale założyciel STF-u na swoich fotografiach uwielbia przedstawiać przede wszystkim ludzi. –Zaczynałem od tworzenia reportaży. Kie dy pracowałem w szkole, fotografowałem na przykład uczniów Technikum Obuw niczego podczas robienia butów. Magia zdjęcia polega na uwiecznieniu pewnego momentu, zatrzymaniu chwili. Później można o niej zapomnieć, a dzięki fotografii wrócić do takiego, czy innego wydarzenia. Cieszę się, że przy pomocy moich prac, to się wielu osobom udaje. Człowiek jest dla mnie najwyższą wartością. Jak robię mu zdjęcie, to chcę mu je dostarczyć. Chcę, żeby mógł je zobaczyć. Sporo takich zdjęć krąży po znajomych. Pewien pan był cięż ko chory, nie pamiętał swojej żony, nie pamiętał mnie, ale zdjęcia, które zrobiłem i stało na półce, zabronił ruszać. Sporo zdjęć zwyczajnie rozdałem. Część tych, na których jestem ja, również otrzymałem w taki sposób od zaprzyjaźnionych pasjona tów fotografii. To są wspaniałe pamiątki, które bardzo lubię oglądać. Często do nich wracam – mówi Paweł Strehlau.

urodzinowej wystawy pana Pawła odbył się 29 kwietnia w Starogardzkim Centrum Kultu ry. Wydarzenie przyciągnęło imponującą ilość osób. Przerosło to najśmielsze ocze kiwania bohatera wieczoru. Przypuszczał, że nie zawiedzie rodzina, członkowie ST F-u, przyjaciele i znajomi. Miał rację. Nie spodziewał się jednak, że tych wszystkich osób uzbiera się aż tyle. Na wystawę, któ rą można było oglądać do 15 maja złożyły się fotografie wykonane na przestrze ni wielu lat. Paweł Strehlau zaczął robić zdjęcia pod koniec lat 50-tych XX wieku. –Na wystawie można było zobaczyć chyba sześć fotografii z lat 1959-1960. Jeden z gości zauważył na wernisażu, że tak samo dobrze wychodziły mi zdjęcia w dawnych czasach, jak i w tych obecnych. Stwierdził, że widać w nich jakąś ciągłość. Ja jednak miałem długą przerwę w fotografowaniu. Kiedy byłem aktywny zawodowo, obo wiązków było tyle, że nie starczało już czasu na realizację pasji – powiedział pan PawełPaweł. Strehlau urodził się w Starogardzie Gdańskim w 1936 roku. Studia wyższe z tytułem magistra i trenera II klasy ukoń czył na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie w 1957 roku. – Tę uczelnię, tuż przed maturą, poleciła mi moja polo nistka. Wyczytała, że w stolicy otwiera się nowa szkoła, która byłaby dla mnie ideal na. Nauczycielka wiedziała, że w sporcie jestem dobry. Podobało jej się jak ćwiczy łem gimnastykę. Nie było łatwo się dostać. Zgłaszali się głównie sportowcy, ale jakoś mi się udało. Przygotowywałem się z Ka zikiem Kropidłowskim, olimpijczykiem w skoku w dal. Biegaliśmy po naszych la sach, po Strzelnicy i Szpęgawsku. Na stu diach zajmowałem się głównie gimnastyką przyrządową, bo ten egzamin zdałem na piątkę. Z lekkoatletyki też poszło mi świet nie, chociaż słabiej wypadłem w biegu na 1000 metrów, bo byłem szybki, ale nie dość wytrzymały – opowiada pełen emocji Paweł Strehlau.

Dostałem wtedy, pamiętam, nominację do Wierzyczanki. Na gali redaktor Siezieniew ski powiedział do mnie po cichu: „Wie Pan, zakładać to każdy może, ale ważne żeby pociągnąć to dalej, a to nie będzie już takie łatwe.” Bardzo wziąłem sobie te słowa do serca i postanowiłem udowodnić, że jest to możliwe. Jak widać naprawdę jest, bo Starogardzkie Towarzystwo Fotograficz ne istnieje do tej pory. Nie tylko istnieje, ale cały czas się rozwija. Karolina Spren gel była pierwszą osobą, która bardzo mi pomagała. Napisaliśmy statut, w czym po mógł nam Tomasz Rogalski. Organizowali śmy wyjazdy na plenery, a już rok później mogliśmy zaprezentować efekty swojej pracy na wystawie. Oni robili wszystko, ja mogłem przyjść na gotowe, więc warto było założyc coś takiego – śmieje się ini –cjator.Kiedy szukałem siedziby, bardzo ładnie przyjął nas ówczesny dyrektor Staro gardzkiego Centrum Kultury, a dzisiejszy prezydent miasta Janusz Stankowiak. Do tej pory jestem mu za to bardzo wdzięcz ny, bo do dzisiaj korzystamy z tego po mieszczenia. Spotykamy się już nie, jak na początku, raz w miesiącu, ale raz w ty godniu, w każdy wtorek o godzinie 19:00. Prawie wszyscy przychodzą regularnie i siedzą do 22:00. Rozmawiamy o sprzę cie, nowych zdjęciach, no i o tym, jak się odrabiało zadanie domowe, bo co tydzień zadajemy nową pracę. Coś trzeba zrobić. Wspólnie wymyślamy temat. Może to być np. „Kłódka”, „Mgła”, „Złoto”. Potem o tym rozmawiamy, oglądamy swoje prace. Wybieramy najlepsze, przyznajemy drob ne upominki. Wszyscy członkowie Staro gardzkiego Towarzystwa Fotograficznego są wspaniali. Bardzo ich lubię i chętnie się z nimi spotykam – powiedział pan Paweł. Sympatia pana Pawła do osób związanych z STF-em jest jak najbardziej odwzajem niona. Dowodem jest nie tylko liczne przy bycie na wernisaż wystawy „80 zdjęć na 80-te urodziny”, ale i ogromna ilość ży czeń, podziękowań i prezentów dla soleni zanta. Najbardziej cieszy się on zawsze z dedykacji, jakie piszą dla niego znajomi na pierwszych stronach darowanych albu mów. Na własne oczy widziałam, że Paweł Strehlau ma ich w domu mnóstwo. Pamię ta o każdym z osobna. Szczególnie cenne są dla niego te, w których znalazły się po dziękowania za stworzenie Towarzystwa, w szeregi którego wstąpić może każdy pa sjonat fotografii i gdzie można doskonalić swoje umiejętności zatrzymywania chwili, co według twórcy STF-u jest istotą foto grafii.

272016 | 25

sylwetki

Do założenia Starogardzkiego Towarzy stwa Fotograficznego skłoniła go organi zacja drugiej autorskiej wystawy. Pierw sza odbyła się w 2005 roku. W 2007 zor ganizowano kolejną. – Wtedy pomyślałem, że większą grupą będzie łatwiej. Poza tym każdy mógłby czerpać z doświadczenia innych, co wszystkich rozwinie. Chodzi łem, pytałem… Wiele osób mówiło, że to się może udać. No i rzeczywiście się udało.

28 25 | 2016

W Zespole Szkół Zawodowych w Starogardzie Gdańskim odbyło się posiedzenie Komisji Edukacji Publicznej Rady Powiatu Starogardzkiego, podczas którego wręczono stypendia ufundowane przez Firmę Energa Operator SA w Gdańsku dla najlepszych uczniów w zawodzie technik elektryk.

jest organizowany w ZSZ tradycyjny sztafetowy bieg przełajowy, zwany „Biegiem Hubala”. Biorą w nim udział pięcioosobowe zespoły dziewcząt i chłopców reprezentujących poszcze gólne klasy. Impreza od trzydziestu lat rozgrywana jest na przełomie kwietnia i maja - w tym roku odbyła się 18 kwietnia. Biegi zorganizowano na terenach wokół dawnej „Strzelni cy”. Dziewczęta przebiegły trasę o długości 5x600 m, a chłopcy 5x1000 metrów. Tegoroczne biegi przygo towali i przeprowadzili nauczyciele wychowania fizycznego: Roman Ko towski, Wioletta Szarmańska i Monika Piotrowska.

2. Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich, sta cjonujący w naszym mieście, w budynku dzisiejszego Zespołu Szkół Zawodowych w latach 1926 - 1939.

P

292016 | 25

o klęsce wrześniowej 1939 roku był on pierwszym polskim ofice rem, który podjął walkę partyzanc ką. Zginął w walce w okolicach Anielina. Warto przypomnieć, że major Henryk Do brzański „Hubal” był związany ze Staro gardem. Jego macierzystą jednostką był

EnergaRzeczpospolitej.wspiera

WnaPowiattargachdniach7-8majaustóp

Nie dziwi więc fakt, że od 1986 roku szko ła nosi jego imię i poczytuje sobie za obo wiązek przechować pamięć o bohaterze. Jednym ze sposobów realizacji tego celu

esteśmy bardzo zadowoleni z udziału w tej targowej imprezie – podsumowuje Jacek Toczek Naczelnik Wydziału Kultury, Sportu i Promocji Regionu – są to kolejne targi tury styczne, w których zaplanowaliśmy swój udział w obecnym sezonie wiosenno – letnim. Dzięki temu możemy wykorzystywać werbalne meto dy zachęcania mieszkańców różnych regionów Polski do odwiedzin Kociewia i Powiatu Staro gardzkiego. Z naszych doświadczeń wynika, że wiele osób rozpoznaje nasz region i już przynaj mniej raz go odwiedziło, jednak w większości mieszkańcom tych dzielnic naszego kraju, któ rzy tradycyjnie wybierają inne kierunki swoich turystycznych wyjazdów, Kociewie jest niestety mało znane. Mamy więc w tym zakresie jeszcze sporo do zrobienia. Wiadomo jednak, że jest to proces rozłożony w czasie, a działania promo cyjne przynoszą efekty w dalszej perspektywie czasowej”... W tym roku pojawiła się też Strefa Globtrotera, czyli miejsce spotkań ze znanymi podróżnikami, warsztatami podróżniczymi i au torskimi prezentacjami. Imprezie towarzyszyły dodatkowo Targi Żywności i Produktów Eko logicznych ORGANIC. Co roku Piknik nad Odrą odwiedzają również turyści zagraniczni m.in. z Niemiec, Danii i Szwecji. O zainteresowaniu im prezą świadczyć może fakt, że w ciągu dwóch dni targowych łącznie przewinęło się przez sto iska ok. 50 tys. osób.

Szkoła pamięta

J

Uroczystego

Wałów Chrobrego w Szczecinie odbyła jedna z największych imprez plenerowych o charakterze turystyczno – promocyjnym w województwie zachodniopomorskim o nazwie Piknik nad Odrą. Najważniejszym wydarzeniem całej imprezy i wiodąca marką Pikniku nad Odrą były Targi Turystyczne MARKET TOUR. Swoją ofertę turystyczną promował również Powiat Starogardzki.

Dokładnie 30 kwietnia minęła 76. rocznica śmierci mjr. Henryka Do brzańskiego „Hubala” - wspaniałe go jeźdźca i olimpijczyka, legendar nego żołnierza kampanii wrześnio wej, nazywanego często Pierwszym Partyzantem

wydarzenia

najlepszych

wręczenia dokonali – Witold Sykutera – przewodniczący Komisji, Grzegorz Piwowarczyk – wiceprzewodniczący Komisji, Marek Gabriel – na czelnik Wydziału Edukacji Starostwa Powiatowego w Starogardzie Gdań skim, Andrzej Bona – dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych i pozostali członkowie Komisji. Należy podkreślić, że firma Energa Operator SA w Gdańsku funduje stypen dia w każdym semestrze dla pięciu najlepszych uczniów już od trzech lat. Wsparcie finansowe dla najlepszych uczniów w wysokości 300 – 400 zł miesięcznie jest wy datną pomocą materialną dla uczniów, którzy wykazują zaangażowanie w nauce. Należy wspomnieć, że firma Energa Operator SA nie tylko funduje stypendia, ale także doposaża w pomoce naukowe pracownię elektryczną w szkole, oraz organi zuje praktyki zawodowe w swych oddziałach i w innych spółkach. Dzięki tak owoc nej współpracy szkoła może zapewnić uczniom kształcącym się w zawodzie technik elektryk najwyższy poziom kształcenia.

Broker wydarzenia

J

est mi bardzo miło, że tak wiele zna mienitych gości zaszczyciło naszą uroczystość – mówił prezes zarzą du firmy Broker Mariusz Szwarc. – Nasza działalność obejmuje różne branże. Są tego plusy i minusy. Plusy to różnicowanie asortymentu usług, Obciążeniem jest to, że muszę znać się na wielu branżach, na handlu, produkcji, budowlance czy też rol nictwie. Dzięki tej różnorodności i podej ściu do biznesu z pasją, dziś czuję się półprawnikiem, pół- księgowym i pół- kadro wym, a przede wszystkim człowiekiem spełnionym i szczęśliwym. Jubileuszowa uroczystość skłoniła zarząd i pracowni ków firmy do wspomnień i podsumowań tego co udało się już osiągnąć oraz omó wienia planów na przyszłość. Lista zreali zowanych przedsięwzięć jest dowodem na to, że Broker skutecznie realizuje swoje cele i dąży do tego, by stać się liderem nie tylko na lokalnym szychwańwa,odbyłatrum25-leciegowePrzedsiębiorstwomarynku.25-latHandlowo-UsłuBROKERobchodziwtymrokudziałalności.7majawCenWypoczynkowym„TwardyDół”sięuroczystośćjubileuszoktórabyłaokazjądopodziękopracownikomjednejznajwiękfirmpowiatustarogardzkiego.

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.