
3 minute read
Smakowa efemeryczność wspomnień
Jedzenie to nie tylko kwestia zaspokajania podstawowych potrzeb organizmu, to podróż w niesamowitą krainę doświadczeń wszystkich naszych zmysłów. Poniżej znajduje się subiektywny przewodnik tego, co warto, a czego nie warto próbować za granicą. Oby przydał się Wam w czasie wakacji.
Każdy, kto kocha podróżować, wie, że kuchnia jest nieodłącznym elementem każdego miejsca. Położenie geograficzne, mieszkańcy, historia i natura wpływają na lokalną kuchnię, a i ona ma niemały wpływ na wszystkie wymienione elementy. Nie da się opowiadać o Hiszpanii, nie wspominając o paelli czy tapas. Podobnie jak podróż do Włoch nie obędzie się bez wizyty w pizzerii czy bez zjedzenia typowego spaghetti, bo jak też być we Francji i nie spróbować ślimaków czy croissanta z owocową konfiturą. A niech podniesie rękę ten, kto był w Zjednoczonym Królestwie i nie zatrzymał się na fish and chips! Wszystkie te dania są punktami obowiązkowymi przewodników i relacji podróżniczych. Dania, instytucje, pomniki i symbole. W wielu krajach serwuje się ich mutacje, a każdy mieszkaniec Ziemi je zna. No dobrze, ale przecież mieszkaniec Włoch nie je „dzień w dzień” pizzy, a Anglik ryby w panierce. No więc… co jedzą na co dzień? I czy któreś z tych dań jest godne polecenia? A może coś jest na tyle nietypowe, że w ramach eksperymentu warto zadbać o nowe doświadczenie dla naszych kubków smakowych.
Poetyczne wnętrzności literata
Na pierwszy ogień idzie Haggis. Każdy słyszał, lecz niewielu miało odwagę spróbować. Jeśli ktoś nie lubi wątróbki, tekst: Ewa Zagdan – ewazagdan@gmail.com podrobów, kaszanki itd., to faktycznie lepiej to tradycyjne szkockie danie sobie odpuścić.
Czym jest Haggis? To nic innego, jak zmielone serca, wątroby i płuca z cebulką i mąką owsianą. Te wszystkie składniki tworzą farsz, którym nadziewa się owczy żołądek. Te delicje podaje się z ziemniakami i rzepą, a szczególnym uznaniem cieszy się ta potrawa wtedy, kiedy jest przyrządzona przez najstarszego członka rodu. Haggis doczekał się też własnego wiersza. Jego autorem był szkocki poeta Robert Burns.
Jadalne żniwa corridy Hiszpania to słońce, zabytki, uśmiechnięci mieszkańcy, tętniące życiem miasta i leniwe plaże. To też tomatina w Walencji, czyli wielka bitwa, w której udział biorą tysiące ludzi i turystów oraz całe morze soku pomidorowego. Ale Hiszpania to też corrida, w wyniku której zabijane są byki. A przysmakiem jest ogon byka zabitego właśnie podczas corridy. No i oczywiście criadillas, czyli bycze jądra, podawane najczęściej prosto z patelni z nutą pietruszki i oliwy. I chociaż bycze jądra to już powoli turystyczny standard, to w towarzystwie nadal robią wrażenie. Jeśli chcemy jednak zjeść coś bardziej tradycyjnego, a jednak nadal mamy ochotę na nowości, to polecam marmitako, czyli gulasz z tuńczyka, który nie ma nic wspólnego z tuńczykiem z puszki.
Alternatywa dla spaghetti
Kuchnia włoska jest ogromnie zróżnicowana, głównie ze względu na układ geograficzny kraju. Każdy z regionów ma swoje charakterystyczne dania, w wykonaniu których nie ma sobie równych, a przepisy przekazywane są z pokolenia na pokolenie. I tak, jak północ charakteryzuje się daniami z dziczyzny czy sosami z grzybów, jakich pełno jest w lasach Piemontu, tak tylko na południu możemy zjeść owoce morza prosto od rybaka oraz skosztować tak świeżej oliwy z oliwek, że jeszcze szczypie w język.
Ekstremalnym doświadczeniem może być ser Casu Marzu dostępny na Sardynii, który ma bardzo specyficzny smak i zapach. Najprawdopodobniej przez fakt jego ekstremalnego zepsucia oraz żyjących w nim larw, chociaż smakosze mówią, że to właśnie one i ich odchody nadają mu ten wyjątkowo kremowy smak.
Kto woli w sposób mniej radykalny dostarczać sobie nowych bodźców, ten może spróbować innego włoskiego sera. Ricotta forte, tym razem bez żadnych mieszkańców chociaż z zapachem co najmniej dyskusyjnym. I jeśli Wasz umysł w tej chwili myśli o pysznej, delikatnej, tradycyjnej formie sera ricotta, która jest możliwa do dostania bez problemu w Polsce, to proszę już o niej nie myśleć. Ricotta forte kojarzy mi się z przeterminowanym serem feta, nie jest to mój ulubiony smak, ale ma naprawdę wielu amatorów. Będąc we Włoszech, szczególnie w regionie Apuglia, polecam skosztowania frutti di mare crudi. Tak, tak, mówimy tu o surowych owocach morza, szczególnie scampi zasługują na uwagę. Wprawdzie trzeba usunąć pancerzyk, ukręcić główkę i oderwać nóżki, a potem już tylko delicje... Komuś brakuje pizzy? Polecam tę z chrupiącym boczkiem i pistacjami, no i koniecznie w wersji bianca, czyli bez sosu pomidorowego.


Niemcy są nudni, ale poprawni Buły Zungenwurst to nic innego, jak salceson. Ten jednak zrobiony jest z krwi wieprzowej, łoju, bułki tartej, płatków owsianych i kawałków wołowego języka. Chociaż kuchnia niemiecka nie przyprawia mnie o dreszcze podniecenia, to na pewno znajdziemy tam inne potrawy niż popularna kiełbasa w bułce. Godne polecenia są też Semmelknodel, czyli knedle z bułki popularne na południu kraju.

Francuskie pieski
Francja to kolejny kraj, który jest dumny ze swojej kuchni i można o niej pisać tysiące artykułów. Będąc we Francji, warto spróbować dań, które na lokalnym, polskim podwórku mogą być co najwyżej imitowane, chociażby ze względu na brak lokalnych produktów i konieczność zastępowania ich substytutami dostępnymi na naszym rynku. Do owych dań na pewno należy bouillabaisse. Jest to zupa rybna, jednak nie żadne głowy i ogony, tylko żabnica, halibut, krewetki, kalmary i małże. Zupa bogatego arystokraty, a nie biednego rybaka. Drugim daniem, które trudno podrobić, chociaż wielu próbuje, jest boeuf bourguignon, danie rozpowszechnione przez Julię Child, ogromną prekursorkę francuskiej kuchni w Nowym Świecie. Na koniec, we Francji warto spróbować jeszcze creme de cassis, sprawdźcie tylko, czy jest to oryginalny likier z czarnych porzeczek, a nie tania podróbka z monopolowego.