Tygodnik Panorama 2004_47/48

Page 1

U k a z u j e s i ę o d 16 m a j a 19 5 4

PL ISSN 0475-6347 Nr indeksu 368563 Y 9012 C

NR 47-48 (2611-2612) 21 XI - 28 XI 2004 CENA 1,50 Z¸ (w tym 7% VAT)

ISSN 0475-6347


Pot´ga doÊwiadczenia Z Maciejem Glatmanem, prezesem zarzàdu RC Transport sp. z o.o. w Czechowicach-Dziedzicach rozmawia Aleksandra Polanowska. - Z Rafinerià Czechowice jest Pan zwiàzany ju˝ ponad 30 lat, kierujàc transportem samochodowym w ró˝nych warunkach ustrojowych, politycznych i ekonomicznych... - D∏ugi sta˝ w bran˝y rafineryjnej zobowiàzuje do znajomoÊci najnowszych zagadnieƒ i przepisów w zakresie transportu drogowego produktów naftowych, które w stu procentach stanowià materia∏y niebezpieczne. W obecnej chwili z uwagi na wieloÊç powiàzaƒ kapita∏owych nieustannie trzeba dostosowywaç si´ do wcià˝ nowych realiów. W grudniu 2001 roku dawny Wydzia∏ Transportu Samochodowego Rafinerii Czechowice zosta∏ przekszta∏cony w samodzielnà spó∏k´, w której Rafineria ma 100 proc. udzia∏ów. Powsta∏a w ten sposób na majàtku Rafinerii firma transportowa zatrudnia 20 pracowników. Sà to wysoko wykwalifikowani specjaliÊci w zakresie przewozu produktów naftowych i innych materia∏ów niebezpiecznych. Mojà rolà w spó∏ce jest nieustanne pozyskiwanie nowych klientów, bowiem nowi przewoênicy nie zawsze potrafià sprostaç wymogom legislacyjnym w zakresie przewozu tak specyficznych towarów. W czasach zmieniajàcych si´ jak w kalejdoskopie realiów moje doÊwiadczenie jest wi´c nieustannie weryfikowane. - Da∏ si´ Pan poznaç jako osoba otwarta na nowe struktury. - Tak. W przeciwnym wypadku firma którà zarzàdzam nie mia∏aby ˝adnych per-

Bioràc pod uwag´ si∏´ ekonomiczna i organizacyjnà naszych koncernów paliwowych nierealnym jest, aby rafinerie sta∏y si´ historià. OczywiÊcie przysz∏oÊç krajowych rafinerii w du˝ym stopniu zale˝eç b´dzie od ogólnoÊwiatowych trendów. Ju˝ dziÊ polscy specjaliÊci oceniajà, ˝e jeÊli cena bary∏ki ropy naftowej przekroczy wartoÊç 60 dolarów, wówczas ekonomicznie uzasadnionym stanie si´ produkcja paliw z produktów powstajàcych z przeróbki w´gla kamiennego, wodoru lub innych êróde∏ alternatywnych. Dlatego te˝ koncerny naftowe nie zamykajà si´ w myÊleniu o swojej nienaruszalnej pozycji na rynku paliw. Âlàskie Zak∏ady Rafineryjne, w sk∏ad których wchodzi∏y Rafineria Czechowice i Rafineria Trzebinia, przesta∏y istnieç w 1985 roku. Rafineria Czechowice, po kolejnych przekszta∏ceniach kapita∏owych, wraz z Rafineriami Gdaƒskà, Jas∏o i Gorlice wesz∏a w sk∏ad Grupy LOTOS. spektyw i prawa istnienia na tym rynku. Stàd, mimo ˝e jesteÊmy firmà ma∏à, to równoczeÊnie jesteÊmy liczàcym si´ partnerem dla Rafinerii Czechowice a jednoczeÊnie cenionym przewoênikiem dla innych operatorów na rynku paliwowym. - Jak ocenia Pan perspektywy firmy? - Perspektywy sà obiecujàce, bowiem Grupa LOTOS buduje na terenie Rafinerii Czechowice i w sàsiedztwie naszej Spó∏ki nowy terminal paliwowy, który niebawem rozpocznie swojà dzia∏alnoÊç. Doskona∏a z naszego punktu widzenia lokalizacja terminalu daje nam szans´ bycia najbardziej dyspozycyjnym przewoênikiem, spe∏niajàcym najlepsze, konkurencyjne warunki. Nadto gwarancj´ najwy˝szej jakoÊci naszych us∏ug stanowi posiadany przez nas certyfikat ISO 9001:2000. Mamy zatem wszelkie warunki i potencja∏, aby wielokrotnie zwi´kszyç stan posiadania i mo˝liwoÊci firmy. - Wspó∏praca z Rafinerià Gdaƒskà to niewàtpliwie zupe∏nie nowe doÊwiadczenie? - Niezupe∏nie. Ma∏o kto ju˝ pami´ta, ˝e Rafineria Czechowice by∏a pierwszym w Polsce producentem olejów do silników okr´towych i ju˝ w Polowie lat 80. nasze specjalistyczne cysterny jeêdzi∏y na Wy-

brze˝e z paliwem okr´towym. Póêniej produkcj´ tego paliwa przej´∏a Rafineria Gdaƒska. - Aktualnie Grupa LOTOS w g∏ównej mierze korzysta z przewoêników zewn´trznych... - Taka jest polityka Grupy która, w odró˝nieniu do Orlenu w 90% korzystajàcego z transportu w∏asnego, opiera si´ na transportowych us∏ugach zewn´trznych. I chyba tak zostanie. - Czy handel tak specyficznym towarem uzale˝niony jest od zmieniajàcych si´ pór roku? - Tak. W naszej bran˝y szczyt przewozowy przypada na jesieƒ. Jak ∏atwo si´ domyÊliç w miesiàcach zimowych spada zapotrzebowanie na paliwa p∏ynne, stàd musimy precyzyjnie planowaç zmiany i dostosowywaç je do potrzeb naszych klientów. - Czy w zwiàzku z planami rozwojowymi firmy planuje Pan zakupy nowych autocystern? - Pracujàc w realiach dnia codziennego nieustannie planujemy i realizujemy wymian´ naszego taboru. Bez takiej polityki z czasem wypadlibyÊmy z rynku. - Dzi´kuj´ za rozmow´.

RC Transport spółka z o.o. ul. Łukasiewicza 2, 43-502 Czechowice-Dziedzice tel.: (0-32) 215 20 41 - 6 wew. 394, 132 fax: (0-32) 215 83 97 e-mail: rctransport@racer.com.pl


W numerze:

Co z tym paƒstwem? str. 11

Paj´czyna, która oplot∏a Europ´

str. 8

KiedyÊ b´dzie wielki...

Dacia Logan ju˝ w Polsce

str. 22

Non multa, sed multum Któregoś wieczora popijałam zimne piwo z moim przyjacielem z liceum. Wymieniliśmy uwagi na temat ostatniego samobójczego zamachu przeprowadzonego przez młodego Palestyńczyka w Tel Awiwie. Spokojna rozmowa przerodziła się w burzliwą, momentami agresywną dysputę. Nasze sposoby postrzegania konfliktu bliskowschodniego różniły się tak diametralnie, że znalezienie w nich punktu zbieżnego graniczyłoby z cudem. Nawet gdyby takowy był, nie doprowadziłby nas do konsensusu. W swoich opiniach byliśmy, i nadal jesteśmy, zacietrzewieni i przekonani o niepodważalności własnych opinii. Kłótnię zakończyliśmy po wielu godzinach bezowocnej konfrontacji słownej. Nie jest możliwe, by któreś z nas zmieniło zdanie i jeżeli znów dojdzie do podobnej rozmowy, będziemy zażarcie walczyć ze sobą. Tymczasem dyplomatycznie unikamy tematu i spieramy się o Czeczenię. Mieszkańcom Izraela i Palestyny trudno unikać konfrontacji. W swoich postawach są równie nieugięci i przekonani o świętości swoich racji. Porozumienie wydaje się nie być celem ani jednej, ani drugiej strony. Obawiam się wręcz, że przestaje być możliwe bez całkowitego unicestwienia jednej z nich. Żydów i Arabów w ich konflikcie dzieli dosłownie wszystko. Wszelkie próby rozmów kończą się całkowitym odrzuceniem racji przeciwnika. Każda ze stron widzi w sobie samej jedyną ofiarę, a swojej symbolicznej historii przypina niepodzielną palmę męczeństwa. Bo to wła-

str. 29

Wizja Arafata śnie symbole, religia i historia dają im odwieczne prawo do życia na ziemi, o którą spór toczy się już od ponad półwiecza. Skoro od 1948 r., kiedy to państwo Izrael ogłosiło niepodległość, a świat arabski nie uznał go w przekonaniu, że zaanektowane zostały tym samym palestyńskie terytoria, nikomu nie udało się rozsądzić tego sporu, i ja nie pokuszę się o ubarwienie tego obrazu w czerń i biel. Chciałabym jedynie zwrócić uwagę na swoistą retorykę tego konfliktu. Palestyńczyk to ten, który, oblepiony ładunkami wybuchowymi, wysadza się w powietrze w pełnym niewinnych cywili centrum handlowym Tel Awiwu. Palestyńskie metody walki są brudne i - tu zgadzam się z Arielem Szaronem - nie może być mowy o pokoju, póki trwają akty terrorystyczne. Dla terroryzmu nie ma wytłumaczenia, co do tego zgodni są wszyscy. Na hasło „samobójczy atak terrorystyczny“ każdy czuje odrazę. Natomiast „akcje zbrojne“, które wojsko izraelskie przeprowadza na „terytoriach spornych“ (lepiej brzmi niż „terytoria okupowane“) już nikogo tak nie oburzają. Niewinni Palestyńczycy (tak, tam też są cywile), którzy giną podczas tych działań, to przecież nie ofiary morderstw, gdyż przypadkowo znaleźli się w strefie wymiany ognia. Ariel Szaron ma teraz pole do popisu. Zarzekał się, że nie będzie prowadził rozmów pokojowych dopóki na czele Autonomii Palestyńskiej stoi Arafat, odpowiedzialny za wszystkie ofiary ataków w Izraelu. Jaser Arafat właśnie zmarł, więc teoretycznie nie ma już głównej przeszkody stojącej na drodze do pokoju. Tak naprawdę dopiero teraz okaże się, czy dla Szarona była to przeszkoda, czy wymówka. Domagał się, aby władze

Autonomii raz na zawsze rozprawiły się z działaczami Hamasu, podczas gdy sam wydał rozkaz zniszczenia całej infrastruktury gospodarczej i policji Palestyny, a także pozbawił ją wszelkich środków budżetowych. Trudno w takiej sytuacji podejmować jakiekolwiek działania. Izraelskie władze również nie przebierają w środkach, nawet izraelska komisja śledcza uznała Szarona osobiście odpowiedzialnym za masakry tysięcy palestyńskich cywili, ale ponieważ magiczne słowo „terror“ bywa stosowane wybiórczo, na nikim te masakry nie robią wielkiego wrażenia. Jaser Arafat powiedział ponad dwa lata temu na łamach „Rzeczypospolitej“: „Palestyna ma być krajem otwartym dla wszystkich wyznań, ponadwyznaniowym. Znajdujemy się przecież na Ziemi Świętej: świętej dla wszystkich chrześcijan, muzułmanów i żydów“. Trudno uwierzyć w takie słowa mówione przez osobę uważaną za największego wroga państwa Izrael, za terrorystę i sponsora krwawych zamachów (jednocześnie, paradoksalnie, laureata pokojowej nagrody Nobla). Wydaje mi się, że pod koniec życia Arafat nie tyle był winny, co bezsilny. Uwięziony przez wojska izraelskie w swojej siedzibie w Ramallah miał niewielkie pole manewru, a dla Palestyńczyków pozostawał jedynie, czy też aż, symbolem walki o niepodległość. Na terytorium Autonomii jest co najmniej kilka nieformalnych ośrodków władzy. Dla części z nich zepchnięcie Izraela do morza jest świętą misją. Misją, którą bardzo łatwo zaszczepić w rodakach, zmuszonych, by utrzymać się za dwa dolary dziennie, czyli w warunkach skrajnej nędzy i notorycznego poniżenia. KATARZYNA WYKA

• Zdjęcie na okładce: SŁAWEK BOROWSKI

WWW.ZEWPRESS.COM

Niezale˝na Gazeta Internetowa


Z archiwum Panoramy

Nie znacie jej? (36) Rok 1990 (cz´Êç 2.) Oto druga cz´Êç relacji z tego rocznika „Panoramy“. 22 lipca informacja o planowanym na 1996 rok uruchomieniu systemu telefonii satelitarnej p.n. „Irydium“. Prawie nikt

wówczas nie przypuszcza∏, ˝e ten system powstanie i pozostanie systemem elitarnym, natomiast Êwiat ogarnie goràczka telefonii komórkowej. 29 lipca reporta˝ o strzelaninie w motelu „George“ pod Warszawà, które to wydarzenie dzisiaj uwa˝a si´ za pierwszy sygna∏ o powstaniu rodzimej mafii. W 1990 roku wi´kszoÊç znawców tematu uwa˝a∏a jednak, ˝e mówienie w Polsce o mafii to co najmniej gruba przesada o ile nie bajka o „˝elaznym wilku“. W tym samym wydaniu reporta˝ o pierwszym znanym przypadku zabiegu eutanazji wykonanym przez amerykaƒskiego lekarza dr. Jacka Kevorkiana na

4

Janet Adkins. Smaczku ca∏ej sprawie dodaje fakt, ˝e „doktor Êmierç“ zbudowa∏ do tego celu specjalne urzàdzenie. Kevorkian twierdzi, ˝e w latach 1990-1999 pomóg∏ umrzeç co najmniej 130 pacjentom. Postawiony w stan oskar˝enia i skazany na kar´ wi´zienia za... sfilmowanie Êmierci pacjenta, któremu osobiÊcie poda∏ trucizn´, odbywa kar´ pozbawienia wolnoÊci. Obecnie w USA kr´cony jest film o losach jego i jego pacjentów. 5 sierpnia zamieszczamy artyku∏ o ucieczce z Polski Lecha Grobelnego, twórcy „Bezpiecznej Kasy Oszcz´dnoÊci“ - firmy parabankowej, w której oferowano odsetki wy˝sze od inflacji. Schwytany Grobelny, sp´dzi∏ kilka lat w wi´zieniu lecz depozytariusze BKO nigdy swoich pieni´dzy nie odzyskali. Na marginesie: klienci PKO równie˝ nie odzyskali nigdy swoich oszcz´dnoÊci i to zgodnie z prawem. W tym samym wydaniu publikujemy reporta˝ ze s∏ynnego berliƒskiego koncertu „Mur“ (lub „Âciana“), któ-

rego inspiratorem i g∏ównym producentem by∏ Roger Waters. W sierpniu Naczelnym „Panoramy“ zostaje Andrzej Wrazid∏o. 30 wrzeÊnia drukujemy dyskusj´ na temat powrotu lekcji religii do szkó∏ i artyku∏ „Mafia u nas?“. 7 paêdziernika znajdujemy reporta˝ o Barbarze Piaseckiej-Johnson i jej zaanga-

Panorama

˝owaniu finansowym w dalsze badania prowadzone prze profesora Stanis∏awa To∏p´ nad farmaceutycznym wykorzystaniu preparatów torfopochodnych do leczenia mi´dzy innymi chorób nowotworowych. Przypomn´, ˝e opublikowane przez profesora wyniki badaƒ nad skutecznoÊcià tych preparatów w leczeniu raka wzbudzi∏y sporà sensacj´. Warto równie˝ przypomnieç, ˝e wczeÊniej pani Barbara, amerykaƒska miliarderka polskiego pochodzenia, usi∏owa∏a (bez skutku) anga˝owaç si´ w ratowanie Stoczni


Gdaƒskiej. Z czasem okaza∏o si´, i˝ doniesienia o skutecznoÊci terapeutycznej torfu zosta∏y przesadzone, powsta∏a natomiast fabryka kosmetyków produkujàca ró˝ne preparaty na bazie wyciàgów z torfu. Czy skuteczne, nie wiem. 4 listopada publikujemy reporta˝ o finansowych problemach s∏u˝by zdrowia. Mimo, ˝e od tego czasu min´∏o 14 lat i dawno powinniÊmy si´ z tà kwestià uporaç, ciàgle drepczemy w miejscu liczàc chyba na cud, bo wszyscy dotychczasowi „naprawiacze“ okazali si´ nieudacznikami, partaczami albo hosztaplerami. 18 listopada znajdujemy charakterystyki kandydatów do Belwederu, natomiast 9 grudnia reporta˝ z pierwszej tury wyborów prezydenckich. Najwi´kszym szokiem jest przegrana Tadeusza Mazowieckiego z tajemniczym Stanem Tymiƒskim, p∏acàcego wysokà cen´ za niespe∏nienie oczekiwaƒ spo∏ecznych zwiàzanych z jego rzàdem.

16 grudnia informujemy o wyborze prezydenta Lecha Wa∏´sy. który zgodnie z oczekiwaniami w drugiej turze wyborów pokona∏ Tymiƒskiego stosunkiem g∏osów 3 do 1 uzyskujàc poparcie ponad 10 milionów wyborców przy ponad 50-procentowej frekwencji. Ale wówczas ludzie jeszcze wierzyli, ˝e uczestnictwo w tym przejawie demokracji ma sens...

Zmarł prof. Jerzy Duda-Gracz Jeden z najwybitniejszych polskich malarzy wspó∏czesnych, prof. Jerzy DudaGracz, zmar∏ na serce w ¸agowie (Lubuskie), podczas pleneru malarskiego. Jego malarstwo zawsze budzi∏o u widzów silne emocje. Duda-Gracz w swoich obrazach, za pomocà postaci ludzkich o karykaturalnie zdeformowanych cia∏ach oraz powszechnie czytelnych symboli, obna˝a∏ i wytyka∏ rodakom liczne wady - g∏upot´, nietolerancj´, zak∏amanie, chamstwo, lenistwo, Êlepà fascynacj´ pieniàdzem i kulturà amerykaƒskà... Ka˝dy obraz Dudy-Gracza oznaczony jest numerem i datà. Artysta t∏umaczy∏, ˝e ta dokumentacja mia∏a byç poczàtkowo czynnikiem dyscyplinujàcym m∏odego malarza. W ostatnim okresie czasu artysta odszed∏ nieco od znanego cyklu obrazów „arystokratycznohistorycznych“. Kilka lat temu, przy okazji jubileuszu 25-lecia pracy artystycznej, powiedzia∏, ˝e „˝egna si´ z publicystykà, bo przesz∏y mu ju˝ naiwne pasje poprawiania Êwiata“. Urodzony w 1941 roku profesor Jerzy Duda-Gracz by∏ absolwentem krakowskiej Akademii Sztuk Pi´knych - studiowa∏ w jej filii w Katowicach. By∏ wyk∏adowcà na Uniwersytecie Âlàskim w Katowicach oraz w Europejskiej Akademii Sztuki w Warszawie. Bra∏ udzia∏ w ponad 180 wystawach w kraju i zagranicà. Przez wiele lat wspó∏pracowa∏ z „Panoramà“. Z prawdziwym smutkiem ˝egnamy Wielkiego Mistrza. Redakcja

TADEK

Panorama

5


Moim zdaniem

Dyskurs o dekretach Po ostrze˝eniu o pe∏zajàcym zamachu stanu, pad∏ zarzut o demonta˝u III Rzeczpospolitej. Aleksander KwaÊniewski nie szcz´dzi ostatnio opozycji przygan utrzymanych w dramatyczno-patetycznym tonie. Opozycja nie pozostaje mu d∏u˝na, co wszystko razem wzi´te od biedy mo˝na nazwaç publicznà dyskusjà o przysz∏oÊci Polski. Tym razem prezydent zaatakowa∏ w sposób chyba najbardziej oficjalny z mo˝liwych, bo podczas swego przemówienia przed Grobem Nieznanego ˚o∏nierza w Âwi´to Niepodleg∏oÊci. Inspiracjà dla wi´kszoÊci jego zarzutów zdawa∏ si´ byç wywiad, jakiego troch´ wczeÊniej Lech Kaczyƒski udzieli∏ „Polityce“. To tam prezydent Warszawy, nie ukrywajàcy swoich ambicji zostania kolejnà g∏owà paƒstwa, powiedzia∏ o planach zmiany konstytucji. Nie by∏o zresztà ˝adnà tajemnicà tak˝e wczeÊniej, ˝e prawica zredagowanej przez SLD za swoich pierwszych rzàdów ustawy zasadniczej specjalnie nie ho∏ubi. I trudno si´ dziwiç. Szyta ona by∏a ewidentnie na miar´ prezydentury KwaÊniewskiego, a przynajmniej pod niego wykaƒczana. Bo proces legislacyjny nad konstytucjà zaczà∏ si´ jeszcze za kadencji Lecha Wa∏´sy. Wtedy lewica tworzy∏a podstawowy akt przeciwko prezydentowi, zak∏adajàc, ˝e Wielki Elektryk b´dzie rzàdzi∏ jeszcze przez kolejne cztery lata. Potem, gdy niespodziewanie dla samych post-

komunistów wybory w 1995 roku wygra∏ ich kandydat, trzeba by∏o troch´ odwróciç kota ogonem i do∏o˝yç prezydentowi uprawnieƒ. W rezultacie wyszed∏ z tego niez∏y potworek, b´dàcy potencjalnym powodem konfliktów. JeÊli bowiem zdarzy si´, ˝e prezydent jest z tej samej opcji politycznej co premier, jak to mamy w∏aÊnie teraz, to politycy ci nie skaczà sobie specjalnie do oczu, za∏atwiajàc konflikty po cichu. Gdy zaÊ nie ma „cohabitation“, czyli wspó∏zamieszkiwania szefa paƒstwa i rzàdu, spory sà wyraêniejsze. Rezultat jest taki, ˝e ten sam prezydent, sprawujàcy w∏adz´ na podstawie tych samych przepisów raz jest niekwestionowanym „pierwszym“, a drugi raz kimÊ w rodzaju notariusza, który podpisuje akty powo∏ujàce na najwy˝sze stanowiska w paƒstwie, podsuni´te mu przez prezesa Rady Ministrów. KwaÊniewskiemu teoretycznie nie powinno zale˝eç jaka b´dzie konstytucja po jego odejÊciu, ale jednak zale˝y mu ze wzgl´dów presti˝owych. Pod tekstem tej ustawy zasadniczej widnieje przecie˝ jego podpis jako prezydenta, on te˝ wczeÊniej, jako pose∏ SLD, by∏ przewodniczàcym Sejmowej Komisji Konstytucyjnej, redagujàcej poszczególne artyku∏y ustawy. Niestety, Kaczyƒski nie proponuje konstytucji o wiele lepszej. Wed∏ug niego w∏adza prezydencka powinna ulec wzmocnieniu, dajàc osobie sprawujàcej ten urzàd prerogatywy

niemal dyktatorskie. Mia∏by prawo odmawiaç powo∏ywania na urz´dy paƒstwowe osób tego niegodnych i wydawaç akty prawne z mocà ustawy. Mo˝e by∏oby to i dobre lekarstwo na niektóre bolàczki dzisiejszego ˝ycia publicznego, tylko jakà mamy gwarancj´, ˝e sam urzàd prezydencki nie dostanie si´ w r´ce jakiegoÊ karierowicza czy populisty, który potrafi zamàciç w g∏owach wyborcom. Polacy przecie˝ raz ju˝ omal nie wybrali Stanis∏awa Tymiƒskiego, który ewidentnie sprawia∏ wra˝anie „non compost mentis“, zaÊ dwa razy wybrali Aleksandra KwaÊniewskiego, dla którego publiczne mijanie si´ z prawdà (sprawa „Polisy“ czy dyplomu magisterskiego) nie stanowi∏o ˝adnego problemu. W innych miejscach wywiadu Kaczyƒski mia∏ racj´, na przyk∏ad kiedy mówi∏, ˝e do zbudowania sprawiedliwego paƒstwa potrzeba ludzi bezinteresownie oddanych tej sprawie. Pewnie jeszcze sà tacy idealiÊci w szeregach by∏ej opozycji antykomunistycznej, a dzisiejszej antypostkomunistyznej. Problem w tym, ˝e im te˝ wyborcy ju˝ chyba nie wierzà. Znaleêliby si´ te˝ zapewne sprawiedliwi i honorowi ludzie po lewej stronie politycznego spektrum. Prezydent Warszawy sam podpowiada nazwisko jednego z nich, kiedy wspomina szlachetnà inicjatyw´ Marka Borowskiego, który chcia∏ ustawy odbierajàcej ludziom Êrednio zamo˝nym kwot´ wolnà od podatku - raptem kilkaset z∏otych rocznie - dzi´ki czemu mo˝na by skutecznie przyjÊç z pomocà niedo˝ywionym dzieciom. Kaczyƒski przedstawi∏ to jako przyk∏ad s∏usznej sprawy do za∏atwienia wspomnianym dekretem z mocà ustawy, gdy˝ zbiorowy egoizm pos∏ów, dbajàcych z kolei o egoizmy zbiorowe swoich wyborców tak niepopularnego przedsi´wzi´cia nie pozwoli przeprowadziç.

„Staszic“ pod dyrekcjà Grzegorza Mierzwiƒskiego. Honorowy patronat nad galà objà∏ Ambasador Republiki S∏owenii. Wzorem lat

ubieg∏ych koncert poprowadzi∏a Gra˝yna Torbicka. Teatr Rozrywki w Chorzowie na kolejnà prapremier´, tym razem widowiska „KRZYK“, do którego muzyk´ skomponowali: Jacek Kaczmarski, Przemys∏aw Gintrowski, Zbigniew ¸apiƒski, L. Llach Grande. S∏owa piosenek napisa∏ Jacek Kaczmarski. KRZYK to swoista lekcja historii wspó∏czesnej, opowiadajàca o prawdzie, zbrodni, wolnoÊci i marzeniach. Tak˝e o skomplikowanych zachowaniach t∏umu, który kreuje artyst´ - przywódc´ duchowego, by najpierw go wielbiç, nast´pnie znudziç si´ nim i na koniec - zniszczyç go. Wt∏oczony w ramy systemu (i nie chodzi tu tylko o system komunistyczny) artysta, swoim buntem zapala t∏um do walki o w∏asne marzenia - taka donkiszoteria pojawia si´ co jakiÊ czas, i co jakiÊ czas mia˝d˝y jà przetaczajàce si´ w∏aÊnie ko∏o historii. Gorzkie, màdre i ponadczasowe piosenki Jacka Kaczmarskiego (nies∏usznie kojarzonego tylko z „SolidarnoÊcià“), stanowià kan-

Zaprosili nas

Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii prof. • Zbigniewa Religi na koncert „Serce za serce“, który odby∏ si´ 20 listopada, tradycyjnie w Domu Muzyki i Taƒca w Zabrzu oraz wr´czenie statuetek „Oskar Serca“. Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii prof. Zbigniewa Religi, we w∏asnym Instytucie Protez Serca, prowadzi badania naukowe i prace wdro˝eniowe nad polskim sztucznym sercem, biologicznà zastawkà serca, robotem kardiochirurgicznym oraz nowoczesnà terapià komórkowà. Jak co roku, najhojniej wspierajàcych te dzia∏ania nagrodzi∏a statuetkà „Oskar Serca“. Laureaci otrzymali „Oskara“ podczas koncertu „Serce za serce“, który odby∏ si´ 20 listopada, tradycyjnie w Domu Muzyki i Taƒca w Zabrzu. Ceremoni´ wr´czania statuetki uÊwietnili tym razem: s∏oweƒska grupa rockowa Siddharta oraz Orkiestra Symfoniczna KHW S.A. KWK

6

Panorama


W podobnym trybie (poprzez powo∏anie jeszcze jednej komisji specjalnej z nadzwyczajnymi uprawnieniami, m.in. do odbierania majàtków zdobytych bezprawnie) pragnà∏by prze∏amywaç egoizmy, chcia∏oby si´ rzec instytucjonalne, skrywajàce si´ za górnolotnymi sloganami mówiàcymi o trójpodziale w∏adzy, czy o zasadzie praw nabytych. Niewàtpliwie kartezjaƒski podzia∏ w∏adz na ustawodawczà, wykonawczà i sàdowniczà jest rzeczà dobrà, jeÊli w ramach poszczególnych segmentów tego trójkàta nie dosz∏o do patologii. Ale czy mo˝na dziÊ powiedzieç, ˝e w polskim sàdownictwie nie ma patologii? S´dziów na g∏ow´ mieszkaƒca mamy wi´cej ni˝ w niejednym paƒstwie z d∏ugimi tradycjami demokratycznymi, a sprawy ciàgnà si´ u nas latami, Polska nieustannie przegrywa procesy w Strasburgu ze swymi obywatelami, korporacje prawnicze prze˝arte sà korupcjà i nepotyzmem, ale w∏adza ustawodawcza nie mo˝e nic z tym zrobiç. Bo s´dziowie sà niezale˝ni i jeÊli sami nie uchylà na przyk∏ad immunitetu swojemu koledze po fachu, który jeêdzi po pijaku, to nikt im nic nie zrobi. Teoretycznie parlament móg∏by zmieniç ustaw´ o sàdownictwie, tylko po pierwsze w parlamencie jest silne lobby prawników, które do tego nie dopuÊci, a poza tym czy takiej ustawy nie uchylà znów inni s´dziowie, ci z Trybuna∏u Konstytucyjnego, sprawujàcy faktycznie nadzór nad parlamentem? Takich b∏´dnych kó∏, których êród∏em sà ró˝ne egoizmy grupowe, jest w naszym ˝yciu spo∏ecznym i gospodarczym wi´cej. Nie do ruszenia sà kasty zawodowych zwiàzkowców, samorzàdowców, lekarzy, górników, bankowców, duchownych, nauczycieli itd. Uporzàdkowanie dziedzin ˝ycia, którymi zaw∏adn´li tylko we w∏asnym interesie przy zachowaniu dziÊ stosowanych procedur wydaje si´ wr´cz niemo˝liwe. JakaÊ forma „zamachu majowego bez zamachu“ na te patologie wydaje si´ rzeczywiÊcie niezb´dna. Pytanie tylko czy da si´ przeprowadziç? SILEZJUSZ

w´ tego przedstawienia. Ze scenicznej opowieÊci wy∏ania si´ jednak nie tragiczna postaç samotnego barda, a raczej jego niepokoje, przemyÊlenia i gorzkie komentarze do wydarzeƒ bliskich nam i bardziej odleg∏ych. Piosenki Jacka Kaczmarskiego w zupe∏nie nowych aran˝acjach przedstawià artyÊci Teatru Rozrywki: Beata Chren, Ma∏gorzata Gadecka, Ewa Grysko, Izabella Malik, Maria Meyer, Ró˝a Miczko, El˝bieta Okupska, Anna Ratajczyk, Alona Szostak, Marta Tadla, Marta Wilk, Jacek Brzeszczyƒski, Marian Florek, Jacenty J´drusik, Dominik Koralewski, Andrzej Kowalczyk, Miros∏aw Ksià˝ek, ¸ukasz Musia∏, Robert Talarczyk oraz wyst´pujàcy goÊcinnie aktorzy: Dariusz Niebudek, Marcin Rychcik i Artur Âwi´s. Artystom towarzyszy zespó∏ baletowy Teatru Rozrywki oraz zespó∏ muzyczny pod kierownictwem Hadriana Filipa Tab´ckiego. Scenarzystà i re˝yserem widowiska jest Robert Talarczyk; scenografi´ zaprojektowa∏a El˝bieta Terlikowska zaÊ nad choreografià czuwa∏a Katarzyna Aleksander-Kmieç. Prapremiera - 20 listopada 2004.

Okruszki z warszawskiego sto∏u - Piosenka, która mia∏a byç kazachska - Niezwyk∏a promocja w ambasadzie Szwecji Ale˝ dosta∏ oklaski. Kto? Serik Aprymow, re˝yser z Kazachstanu. Gdzie? W kinie „Kultura“. Kiedy? 4 listopada. Z jakiej okazji? Nie z okazji filmu, który zapowiedzia∏, bo ten promowa∏, te˝ obecny na sali, Satyba∏dy Narymbetow, ale z powodu historii, którà widzom Arik przekaza∏ i którà... zaÊpiewa∏. „Mamy w Kazachstanie piosenk´ - stwierdzi∏ - o której zawsze myÊla∏em, ˝e jest nasza, kazachska. Dopiero kilka lat temu, kiedy by∏em po raz pierwszy w Polsce, dowiedzia∏em si´... a zresztà pos∏uchajcie Paƒstwo sami. ZaÊpiewam jà po kazachsku“. I wówczas, jaka˝ to piosenka z jego ust pop∏yn´∏a? Ano „Sz∏a dzieweczka do laseczka, do zielonego...“. Bo oczywiÊcie „Mazowsze“ te˝ by∏o w Kazachstanie. Tak rozpocz´∏y si´ Dni Kina Kazachskiego, które otworzy∏ ambasador Kazachstanu w Warszawie, p.Tuleutai Sulejmenow, podkreÊlajàc, ˝e to pierwsza taka impreza w Polsce. Pierwszym zaÊ filmem z ca∏ej serii pokazanych w czasie „Dni“, by∏a „Modlitwa Lejli“ z pi´tnastoletnià - i ju˝ Êwietnà - Ajanà Jasmagambetowà. Nie przyjecha∏a ona do Warszawy, poniewa˝ nie pozwolili jej na to rodzice, jako ˝e Ajana jest w szkole i nauki przerywaç nie mo˝e. „Modlitwa Lejli“ to naprawd´ cudowna opowieÊç o ˝yciu ma∏ej wioski pod Semipa∏atyƒskiem, której mieszkaƒcy nawet nie zdajà sobie sprawy, i˝ obok nich znajduje si´ radziecki poligon jàdrowy, nad którym pojawiajà si´ os∏awione „grzyby“ (13 lat temu, kiedy Kazachstan proklamowa∏ niepodleg∏oÊç, ówczesny i obecny prezydent paƒstwa, Nursu∏tan Nazarbajew, kaza∏ poligon zamknàç). O atmosferze filmu niech Êwiadczy taki oto wàtek, W Lejli kocha si´ do szaleƒstwa pi´kny i bardzo uzdolniony ch∏opak (cudownie Êpiewa), którego zamo˝na - jak na tamtejsze stosunki - matka pragnie zwiàzaç z Lejlà. Ale ch∏opak nie ma nóg, jeêdzi na prymitywnym wózku, i ani Lejla, ani jej matka go nie chcà. Matka ch∏opaka próbuje matk´ Lejli przekupiç pi´knà tkaninà oraz argumentem: „To nic, ˝e mój syn nie ma nóg, ale ma m´skie klejnoty“ czyli, ˝e Lejla jako jego ˝ona mo˝e rodziç dzieci. Tymczasem ona oddaje si´ Isaakowi Goldbladowi, staremu ˝ydowskiemu dysydentowi, zes∏anemu przez NKWD do wioski, poniewa˝ Isaak imponuje jej màdroÊcià, wykszta∏ceniem i dobrocià. Âmia∏a to kombinacja, Êwiadczàca o dojrza∏oÊci re˝ysera i o liberalizmie w∏adz. Skutek? Jeden z najlepszych filmów naszych czasów. ...Ambasador Szwecji w Warszawie, Mats Staffansson, oraz wydawca toruƒski dr Adam Marsza∏ek, urzàdzili 5 listopada w ambasadzie szwedzkiej spotkanie z pu∏kownikiem-pilotem w stanie spoczynku, Tadeuszem Cynkinem, w zwiàzku z ukazaniem si´ jego ksià˝ki pt. „˚ycie warte ˝ycia“. Dlaczego akurat w ambasadzie szwedzkiej? Dlatego, ˝e p∏k. Cynkin, z ˝onà Izabellà, od 33 lat mieszka w Szwecji, gdzie za∏o˝y∏ najwi´ksze - i najlepsze - biuro t∏umaczeƒ w ca∏ej Skandynawii. Na spotkanie przyby∏o wielu kombatantów, wÊród nich genera∏ Wojciech Jaruzelski. Za∏o˝enie w Sztokholmie biura t∏umaczeƒ wiàza∏o si´ z tym, ˝e p∏k. Cynkin sam dobrze zna angielski, rosyjski, niemiecki i szwedzki, a o jego przejÊciach - cz´sto naprawd´ tragicznych - niech Êwiadczy fakt nast´pujàcy. Po wkroczeniu wojsk radzieckich do Polski 17 wrzeÊnia 1939 roku, Cynkin zosta∏ wtràcony do wi´zienia NKWD we Lwowie. Siedzia∏ w jednej celi mi´dzy innymi z W∏adys∏awem Broniewskim, który go uczy∏ rosyjskiego, i z Niemcem, in˝ynierem Bohlhardem prawdopodobnie szpiegiem niemieckim, który go uczy∏ angielskiego. Warunki w wi´zieniu NKWD by∏y straszne. Mimo to, Tadeusz Cynkin kontynuowa∏ nauk´, ale nie za darmo - on musia∏ Bohlhardowi p∏aciç zabijaniem na jego ciele wszy. ˚yciowa epopeja Tadeusza Cynkina zaprowadzi∏a go od Pierwszej Dywizji KoÊciuszkowskiej w armii Berlinga do... Berlina, a poprzez b∏yskotliwà karier´ wojskowà w Polsce - do... wi´zienia, te˝ w Polsce, jako podejrzanego politycznie i wreszcie do Szwecji. Tam znalaz∏... „ojczymzn´“ - od s∏owa „ojczym“, co sam wymyÊli∏. Jest on przyk∏adem tych trudnych „losów polskich“, przez które tylu Polaków przesz∏o. ZYGMUNT BRONIAREK

Panorama

7


Podró˝e dalekie i bliskie

Camino

- pajęczyna, która oplotła Europę Setki kilometrów w´drówki przez cztery hiszpaƒskie prowincje doprowadzi∏y nas do Santiago de Compostela, a póêniej na „Koniec Ziemi“. Drodzy Czytelnicy - teraz czas na Was!

wanej pielgrzymom. Organizacje pozarzàdowe, koÊcielne i w∏adze roztaczajà nad w´drowcami solidnà opiek´. Na drodze cz´sto spotykaliÊmy patrole w samochodach. Op∏ata za schroniska, wyposa˝one w pokaênà liczb´ ∏ó˝ek wynosi od 3 do 6 Euro. Krajobraz miesza zielone góry i pagórki ze spalonymi s∏oƒcem równinami, a zabytki przeplatajà si´ z widokiem przechodzàcych tu˝ obok byków.

Rioja - kraina wina Zaledwie 60 kilometrów trasy wiedzie przez monotonny, równinno-pagórkowaty region. Pielgrzymi stàpajà wÊród zm´czonej przez s∏oƒce ziemi i plantacji winogron. Tutejsze wino jest dumà prowincji i uchodzi za jedno z najlepszych w Hiszpanii. Takich samych odczuç nie mo˝e budziç przygotowanie trasy. Opieka nad pielgrzymami i schroniska sà kiepskie. ˚ycie toczy si´ powoli i leniwie. Wyjàtkiem jest 125-tysi´czne Logrono, choç i tu widaç prowincjonalnoÊç tej cz´Êci kraju.

Pierwsza na drodze Przemierzajàc Navarr´ znaleêliÊmy si´ w cz´Êci kraju Basków, gdzie niezwykle widoczne sà dà˝enia do autonomii. Najwi´kszym na drodze pielgrzymów miastem jest Pamplona (Iruna). Jej 180 tysi´cy mieszkaƒców cieszy si´ s∏awà dzi´ki corocznej go-

8

nitwie byków opisanej przez Hemingwaya. Odr´bnoÊç kulturowa przejawia si´ w baskijskim j´zyku. Euskera jest codziennoÊcià, wszelkiej maÊci napisy i informacje istniejà w podwójnej formie. Camino ciàgnie si´ przez 150 kilometrów prowincji, której reklama „pierwsza na drodze“ ma odzwierciedlenie w goÊcinie ofero-

Panorama


kiem jest „castellano“ - nauczany równie˝ w Polsce. W granicach prowincji istniejà dà˝enia do roz∏amu. JeÊli jej nazwa oznacza Castilla i Leon (Castilla y Leon) - to na terenie Leon co krok natkniemy si´ na parafraz´ - Castilla sin Leon (Castilla bez Leon). Jest to najbardziej rozwini´ty region, który przemierzajà w´drowcy. Rozbudow´ i dziesiàtki projektów unijnych widaç go∏ym okiem. Najwi´ksze miasta posiadajà mnóstwo atrakcji turystycznych, warto zwiedziç: Burgos (166 tys.), Leon (137 tys.) Ponferrad´ (63 tys.) oraz Astorg´ (12 tys.). Pozosta∏e miasteczka nie przekraczajà zazwyczaj pi´ciu tysi´cy mieszkaƒców. Tworzà jednak pi´kne krajobrazy i niesamowity klimat, a cz´sto sà per∏ami architektonicznymi.

Gwiazdy Camino

Galicyjski bieg po ∏ó˝ko

Tak nazywajà si´ samochody patrolujàce Camino de Santiago na terenach Castilli y Leon. Podobnie mo˝emy okreÊliç te regiony Hiszpanii, odwo∏ujàc si´ do ich przygotowania na wizyt´ pielgrzymów. Rozbudowana jest sieç schronisk zarówno miejskich, parafialnych jak i prywatnych. Wiele z nich jest „donativo“, czyli p∏atnych „ile ∏aska“. W wi´kszoÊci znajduje si´ kuchnia i darmowy Internet. Specjalny numer telefonu pozwala wezwaç „Gwiazd´ Camino“, która bezp∏atnie zabierze kontuzjowanego lub wycieƒczonego pielgrzyma do punktu medycznego. Regularne dy˝ury lekarskie przy schroniskach dope∏niajà obrazu ca∏oÊci. Na czterystu kilometrach Castilli y Leon mamy do czynienia z ogromnym zró˝nicowaniem terenu i klimatu. Równiny, p∏askowy˝e i podejÊcia na blisko 1500 m. n.p.m. mieszajà si´ ze sobà. Obowiàzujàcym j´zy-

PowieÊç Paulo Coelho „Pielgrzym“ koƒczy swà narracj´ w górskim Cebreiro. Nast´pna kartka to fina∏, czyli Santiago de Compostela (88 tys.). G∏ównie dzi´ki w∏adzom prowincji, prawdziwa Droga Êw. Jakuba urywa si´ w malowniczo po∏o˝onym na wysokoÊci 1330 m. n.p.m. miasteczku. Camino w Galicji to 150 km., a jedynie sto wystarczy, aby otrzymaç „Compostele“. Dlatego wielu, bardziej turystów, ni˝ pielgrzymów zaczyna w´drówk´ dopiero tutaj. Infrastruktura jest na to zupe∏nie nie przygotowania, a iloÊç miejsc w êle wyposa˝onych schroniskach nieprzystajàca do potrzeb. Plusem jest fakt, i˝ wszystkie sà bezp∏atne. Ale co komu po darmowej nocy na pod∏odze? Pielgrzymka staje si´ biegiem po ∏ó˝ko. I jeÊli wczeÊniej spotykaliÊmy na szlaku prawdziwych w´drowców, tu zaskoczy∏y nas panie w spódniczkach z ma∏ymi torebkami na ramieniu (!).

Panorama

Z∏e wra˝enie zniwelowa∏y górskie widoki, kultura - j´zyk Gallego, zupe∏nie ró˝ny od hiszpaƒskiego oraz miejsca takie jak klasztor w Samos, które od tysiàca lat przyjmujà pielgrzymów.

Góra RadoÊci Jednym z takich miejsc sta∏o si´ równie˝ schronisko w Ribadiso. Szkoda by∏o opuszczaç to zaciszne albergue i jego kamienne domy po∏o˝one nad krystalicznie czystà rzekà. WyruszyliÊmy póêno - oko∏o ósmej. Do Santiago pozosta∏o nam 40 kilometrów. Choç nie by∏a to ma∏a odleg∏oÊç, wiedzieliÊmy, ˝e sobie poradzimy. T∏um „pseudopielgrzymów“ w Galicji sprawi∏, ˝e Camino pocz´∏a traciç swà magi´, wi´c dystans ten

9


Podró˝e dalekie i bliskie steli, czyli katedry, to oko∏o godzina drogi. ZejÊcie do oddalonego o rzut beretem centrum kusi∏o nieustannie. Powstrzyma∏y nas wiadomoÊci o braku miejsc w schroniskach ju˝ od 15-tej. Po raz kolejny ujawni∏a si´ nieporadnoÊç galicyjskich w∏adz. Szcz´Êliwie nocleg na Monte de Gozo awaryjnie zaplanowaliÊmy jeszcze na Êcie˝kach ostatniego etapu. Mimo, ˝e widok zachodu s∏oƒca ze szczytu nie by∏ tak imponujàcy jak si´ spodziewaliÊmy, decyzja okaza∏a si´ trafna. Czeka∏y na nas darmowe i wygodne ∏ó˝ka w niewielkim pokoju, dzielonym z zaprzyjaênionà, kataloƒskà parà. Do Santiago postanowiliÊmy dotrzeç o wschodzie s∏oƒca.

Objàç aposto∏a pod wielkim kadzid∏em Niewymuszona pobudka po szóstej umo˝liwi∏a nam wejÊcie do miasta razem z budzàcym si´ s∏oƒcem. Wybór znajdujàcego si´ przy drodze do starego miasta albergue Aquario okaza∏ si´ s∏uszny. Po kilku godzinach przyby∏a wi´ksza cz´Êç europejskich znajomych, których poznaliÊmy na Camino. Koszt, ka˝dej z trzech mo˝liwych do sp´dzenia tu nocy, wynosi 5 Euro. Osoby, które mia∏y „przyjemnoÊç“ spania w klasztorze, gdzie mieÊci si´ kilkakrotnie wi´cej pielgrzymów chwali∏y Aquario za rodzinnà atmosfer´ kontrastujàcà z obcesowym traktowaniem w tym pierwszym. Stare miasto, którego najwa˝niejszym punktem jest katedra, zosta∏o wy∏àczone z ruchu ko∏owego. Królujà tu pielgrzymi. Po przybyciu na przedkatedralny plac czeka ich uczestnictwo w specjalnej mszy. Wtedy te˝ mogà zobaczyç specyficznà cech´ budowanej od 1075 roku Êwiàtyni. Jest nià ogromne kadzid∏o - „botafumeiro“, które huÊta si´

sta∏ si´ normà. Wraz z mi´dzynarodowymi przyjació∏mi staraliÊmy si´ wybieraç na postój tylko najciekawsze lub mniejsze miejscowoÊci. Galicyjskie lasy, wioski, autostrady i turystyczne kurorty, które mijaliÊmy uwidacznia∏y zró˝nicowany rozwój regionu. Obrazu dope∏ni∏o lotnisko mijane kilka kilometrów przed podejÊciem na Monte de Gozo. Góra radoÊci - to pierwsze miejsce z którego w´drowcy dostrzegajà Santiago. MieÊci si´ tutaj olbrzymi kompleks dla pielgrzymów, który ma za zadanie roz∏adowaç ich t∏um w mieÊcie. Kulminacyjny punkt wspinaczki (380 m. n.p.m.) jest oddalony od przedmieÊç o zaledwie kilkanaÊcie minut, mo˝e pó∏ godziny spaceru w dó∏. Do serca Compo-

10

Panorama

na ∏aƒcuchu przywieszonym pod sufitem. Tradycjà jest te˝ obj´cie z∏otej figury Êw. Jakuba i wizyta w krypcie w której znajdujà si´ szczàtki aposto∏a. Po tych czynnoÊciach w´drowcy udajà si´ do pielgrzymiego biura odebraç „Compostel´“ - potwierdzajàcà ukoƒczenie pielgrzymki. Z tradycyjnym dokumentem w r´ce ruszyliÊmy na podbój miasta. Santiago de Compostela to wiele zabytkowych atrakcji. Obok katedry znajduje si´ Hotel Reyes Catolicos - niegdyÊ pielgrzymie schronisko, dziÊ prawdopodobnie najstarszy hotel Êwiata. PokonaliÊmy kilkanaÊcie niezwykle wàskich uliczek. WÊród wszechobecnych butików z pamiàtkami, restauracji, cukierni i knajpek co chwila pozdrawialiÊmy poznanych na Drodze pielgrzymów. Im równie˝ uda∏o si´ osiàgnàç cel. Mimo swego kosmopolityzmu Santiago nie powali∏o nas na kolana. Niewielkie stare miasto, poprzez wàskie uliczki i ma∏e place sprawia wra˝enie przyt∏aczajàcego. Nie odczuliÊmy atmosfery, tak charakterystycznej choçby dla Krakowa. Równie˝ inni pielgrzymi, pomijajàc imponujàcà katedr´, mówià liczyliÊmy na wi´cej. Jednak ˝aden z nich nie kwestionuje wartoÊci Camino de Santiago. Bo, wbrew licznym b∏´dnym t∏umaczeniom, to nie „Droga do Santiago“, ale „Droga Êw. Jakuba“. Nie cel si´ tu liczy, ale dziesiàtki niezwyk∏ych ludzi, magicznych miejsc i niespodziewanych wydarzeƒ przed nim.

Tam, gdzie s∏oƒce mówi dobranoc To sprawia, ˝e wielu pielgrzymów nie chce koƒczyç w´drówki. I wcale nie muszà. Idà dalej do miejsca zwanego „Koƒcem Ziemi“. Znajduje si´ ono zaledwie kilkadziesiàt kilometrów, czyli trzy dni drogi od Santiago. Fisterra to najdalej wysuni´ty na zachód punkt Europy. Legendy tego miejsca wià˝à si´ ju˝ z rzymskimi legionami, które oglàda∏y topiàce si´ w oceanie s∏oƒce. Tu w∏aÊnie okazuje si´, ˝e tak˝e Polacy potrafili zamie-


Polska

Co z tym państwem?

szaç w historii Camino. Jednym z pierwszych pielgrzymów, którzy opisali podró˝ na przylàdek jest nasz rodak. Jest to o tyle wa˝ne, ˝e stàd w∏aÊnie pochodzi najpowszechniejszy symbol Drogi Êw. Jakuba muszla. Docierajàcy nad ocean w´drowcy zabierali muszle jako dowód przebytej drogi. DziÊ mo˝na je kupiç na ca∏ej trasie, a najwi´cej oczywiÊcie w Santiago. „Koniec Ziemi“ to urokliwe miejsce wyznaczajàce ostateczny cel w´drówki. Pe∏no tu zarówno malutkich pla˝, dzikich ska∏ o które rozbijajà si´ fale jak i podÊwietlonych wieczorami murów oraz rybackich knajpek. Mo˝na odetchnàç morskim powietrzem i poznaç legendy, zarówno samego Cabo Fisterra jak i ca∏ego Wybrze˝a Âmierci, które sta∏o si´ miejscem wiecznego spoczynku dla wielu statków i ich za∏óg.

Odrodzenie w ogniu Z miasteczka Fisterra podà˝aliÊmy pó∏godzinnym, szybkim spacerem w stron´

latarni morskiej na kraƒcu przylàdka. MieliÊmy zobaczyç rozreklamowany cud zachód s∏oƒca nad Cabo Fisterra. Promienie s∏oneczne wpada∏y z pomaraƒczy w czerwieƒ gdy przed nami ukaza∏ si´ w´drowiec. Z ci´˝kim plecakiem i kilkutygodniowym zarostem, sprawiajàcy wra˝enie ob∏àkanego pielgrzym by∏ poch∏oni´ty jednà tylko myÊlà. Musz´ zdà˝yç przed zachodem, która jest godzina? - rzuci∏ na powitanie. Dlaczego tak si´ Êpieszysz - odparliÊmy. Ostatnio nie dotar∏em tam, nie ukoƒczy∏em drogi - odpowiedzia∏ ∏amanym angielskim - ju˝ widz´ latarni´! Musz´ spaliç swoje ubrania, aby odrodziç si´ na nowo, aby zakoƒczyç pielgrzymk´ wyt∏umaczy∏. Nie zdziwi∏o nas to - Camino zaskakuje na ka˝dym kilometrze. Za chwil´ kolejny w´drowiec mia∏ w tradycyjny sposób zakoƒczyç podró˝. Nast´pnego ranka z Saint Jean Pied-de-Port wyruszy w jego miejsce nowy. I tak od tysiàca lat. Tekst i zdj´cia DAWID W¸ADYKA, Wspó∏praca KATARZYNA SEPIELAK

POWRÓT Camino de Santiago jest drogą w jedną stronę. Korzystanie ze schronisk w drodze powrotnej nie jest możliwe, dlatego trzeba wcześniej zaplanować powrót. Niedaleko Composteli znajduje się lotnisko, nie posiada jednak bezpośrednich połączeń z Polską. Najlepiej będzie dostać się pociągiem do Barcelony (ok. 16 godzin) lub Madrytu i stamtąd wrócić autobusem rejsowym do kraju. Niestety, niedawno loty na trasie Barcelona - Katowice zawiesił WizzAir. Długodystansowe trasy w samej Hiszpanii obsługują też konkurencyjne dla kolei linie autobusowe. Duże zniżki przysługują posiadaczom karty Euro<26. Pielgrzymi, którzy dotarli do Santiago otrzymują kartę z 25% zniżką na pociągi regionalne. Na cały transport powrotny trzeba przeznaczyć około 700-1000 zł.

Panorama

Rozmowa z dr. Grzegorzem Mitrowskim, filozofem. - „Nie negocjujemy z terrorystami“ - deklarujà politycy na wieÊç o porwaniach w Iraku kolejnych zak∏adników. Uprowadzeni, ubrani w pomaraƒczowe bluzy, b∏agajà o litoÊç, a potem najcz´Êciej ginà z ràk rebeliantów. Zgoda. Z terrorystami uk∏adów si´ nie zawiera. Ciekawe tylko, co czujà w takich chwilach rodziny zak∏adników; czym jest dla nich paƒstwo, którego sà obywatelami? - Có˝ mogà czuç? Prze˝ywajà potworny dramat, uÊwiadamiajàc sobie swojà bezsilnoÊç wobec tworu zwanego paƒstwem. Zaczynajà rozumieç, ˝e ich jednostkowy los nie ma dla tego paƒstwa ˝adnego znaczenia i, chocia˝ wmawia si´ im wolnoÊç, tak naprawd´ sà niewolnikami systemu. Dziwi te˝ niepomiernie, dlaczego paƒstwo amerykaƒskie wzi´∏o si´ za wprowadzanie demokracji w Iraku, tymczasem nie chce mieniç si´, przyk∏adowo, wyzwolicielem narodu pó∏nocnokoreaƒskiego. Có˝ za potworna i odra˝ajàcà manipulacja obywatelami! - Mo˝na co prawda powiedzieç, ˝e ka˝da wojna wymaga ofiar, a nawet - w imi´ wartoÊci wy˝szych - zrzekni´cia si´ cz´Êci swobód obywatelskich. JeÊli jednak paƒstwo nie potrafi zagwarantowaç swoim obywatelom bezpieczeƒstwa podczas spaceru w parku, jazdy pociàgiem, zakupów; nie potrafi zapewniç opieki medycznej i socjalnej albo godziwych emerytur, to znaczy, ˝e anarchiÊci majà sporo racji. - Czas pokaza∏ bardzo wyraênie, ˝e obecnie paƒstwo jest tworem archaicznym - two-

11


Polska

rem sztucznym, skoƒczonym. W czasach liberalizmu oÊwieceniowego twierdzono jeszcze, ˝e paƒstwo to narz´dzie s∏u˝àce do zaspokajania potrzeb, których jednostka nie jest w stanie zaspokoiç. Skoro obywatele sà mordowani w pociàgach, na ulicy, umierajà z powodu spóênionego przyjazdu karetki pogotowia albo z braku miejsca w szpitalach pomimo p∏acenia sk∏adek na s∏u˝b´ zdrowia, to nie mo˝na si´ dziwiç, i˝ coraz wi´cej ludzi buntuje si´ przeciw paƒstwu i uwa˝a je za bezu˝yteczne. - Nie majà racji? - Ale˝ majà! Najgorsze jest to, ˝e politycy majà obywateli za g∏upców. Uwa˝ajà, ˝e mo˝na im „mydliç“ oczy okràg∏ymi zdaniami, odwo∏ywaniem si´ do Êwi´toÊci i najwy˝szych wartoÊci. Ale oni wiedzà, co robià i - co tu du˝o gadaç - w jakiejÊ cz´Êci udaje si´ im ludzi nabraç. Pami´tajmy jednak, ˝e kochamy byç oszukiwani. Ciàgle tkwi w nas mentalnoÊç zaborów - „Paƒstwo to oni, a nie my“. Gdyby by∏o inaczej, nie wybieralibyÊmy do parlamentu tych samych ludzi któryÊ tam raz z rz´du, nie s∏uchali populistów (osób niezbyt rozsàdnych, lecz z pianà na ustach) i nie dawali si´ zaczarowywaç ca∏ej tej ob∏udzie odzianej w szaty dostojeƒstwa i przyozdobionej wielce podejrzanym majestatem. Politycy sà przecie˝ ludêmi z ludu. Twierdzà to sami politycy utrzymujàc, ˝e obra˝anie przedstawicieli Samoobrony czy Ligi Polskich Rodzin to obra˝anie wyborców tych partii. To lud wyniós∏ wszystkich polityków na piedesta∏ i zezwoli∏ na poniewieranie sobà, co oznacza, ˝e wyborcy sà Êlepi. Co wi´cej - politycy karmià masy ideologicznym be∏kotem, a dziennikarze wcià˝ pokazujà, ˝e tego be∏kotu nie mo˝na traktowaç serio. Ale i tak lud popiera t´ be∏koczàcà grup´.

12

- Tomasz Lis pyta: „Co z tà Polskà?“. Ja natomiast pytam: „Co z tym paƒstwem?“. - Kto wie, czy to pytanie nie jest w∏aÊciwsze, tym bardziej, ˝e problemy naszego paƒstwa przesta∏y byç problemami wy∏àcznie polskimi. - A zatem...? - A zatem nic nowego powiedzieç nie mo˝na. Wcià˝ b´dziemy ˝yç otoczeni ideologicznym be∏kotem i ciàgle b´dziemy narzekaç na paƒstwo, jeÊli nie przewartoÊciujemy naszej ÊwiadomoÊci. Tylko, prosz´ pami´taç - gdy to nastàpi, pan nie b´dzie mia∏ o co pytaç, a ja nie b´d´ musia∏ odpowiadaç. Na razie, mówiàc o paƒstwie, mo˝na pos∏u˝yç si´ heglowskà alienacjà: ludzie stworzyli coÊ na swój po˝ytek, ale to obróci∏o si´ przeciwko nim. Bóg tak˝e zosta∏ wymyÊlony, by zaspokajaç pewne potrzeby, ale w wielu ludziach budzi ju˝ tylko strach. - Dlaczego dzisiejsze paƒstwo nie spe∏nia oczekiwaƒ obywateli? - Wybaczy pan, to pytanie brzmi absurdalnie. Dzisiaj nie rzàdzi przecie˝ polityka i moralnoÊç. Arche wspó∏czesnego Êwiata to pieniàdz. Reszta jest bez znaczenia. - Co wi´c majà powiedzieç ci, którzy tych pieni´dzy robiç nie mogà: ludzie starsi, schorowani albo niepe∏nosprawni? Jak pokazujà realia paƒstwo nie jest w stanie im pomóc. - Skoro paƒstwo nie jest w stanie zapewniç im pomocy, bo czci si´ jedynie pogoƒ za pieniàdzem, to za ca∏ym tym ideologicznym be∏kotem kryje si´ sposób traktowania takich ludzi w sposób spartaƒski - w bia∏ych r´kawiczkach i z politycznym smutkiem na twarzy rzàdzàcy „zrzucajà ich ze ska∏y“, skazujà na Êmierç albo przynajmniej n´dz´. Ich w∏asne paƒstwo gotuje im ten los. Co prawda wobec takich osób u˝ywa si´ grzecznych okreÊleƒ, wspó∏czuje im, ale tak naprawd´ politycy pokazujà, ˝e ich ˝ycie

Panorama

warte jest niewiele, bo to nie sà ludzie, którzy przynoszà paƒstwu zyski. - A humanitaryzm? - Humanitaryzm i humanizm to dzisiaj puste s∏owa. S∏owa bywajà wielkie i Êwi´te, ale wystarczy rozejrzeç si´ wokó∏, ˝eby dostrzec, i˝ nic nie znaczà. Czy pana to dziwi, skoro nawet ci, którzy powinni pracowaç w imi´ tych wartoÊci gonià za forsà, rozglàdajàc si´ chciwie, by odkryç, na jakim uniwersytecie albo w jakiej szkole mo˝na by pod∏apaç kolejnà fuch´. W takim paƒstwie, niestety, ˝yjemy. Inna rzecz, ˝e Polacy majà osobliwà mentalnoÊç. JeÊli powiedzieç m∏odemu cz∏owiekowi: „Oto twój bilet do wojska, spotka∏ ci´ wielki honor, konstytucja nak∏ada na ciebie zaszczyt s∏u˝by dla ojczyzny“, to m∏odzieniec wyÊmieje takie s∏owa. Ale jeÊli mu rzec: „Niemcy nazywajà Polaków Êwiniami i z∏odziejami kradnàcymi samochody“, oj, wtedy mo˝e byç goràco, bo takie stwierdzenia budzà w Polakach g∏´bokà ÊwiadomoÊç narodowà. - JeÊli obywatel zdaje sobie spraw´, ˝e paƒstwo go okrada, ˝e jego w∏adza - pomimo, i˝ przez wiele lat pracy p∏aci∏ paƒstwu sk∏adki daje mu lichà emerytur´ i ma w∏aÊciwie za nic jego zdrowie oraz codzienne potrzeby, to czy obywatel ma byç lojalny wobec takiego paƒstwa? - Mówi∏em ju˝, ˝e paƒstwo jest prze˝ytkiem. Dzisiaj pomoc najubo˝szym to nie rola paƒstwa, lecz organizacji charytatywnych albo fundacji. Ca∏e szcz´Êcie, ˝e paƒstwo pozwala na ich tworzenie i funkcjonowanie, chocia˝ i tak próbuje w sprytny sposób obcià˝yç takie podmioty podatkami, zgarnàç z nich pieniàdze na zasilenie armii nikomu niepotrzebnych urz´dników. Cieszmy si´ wi´c. - Ironizuje pan, ale czy widzi wyjÊcie z tej paƒstwowej zapaÊci? - Skoro arche to pieniàdz, zadanie paƒstwa musi polegaç przede wszystkim na dba∏oÊci o biznes, o jego rozwój. Chodzi o obni˝enie kosztów funkcjonowania paƒstwa, a tak˝e o to, ˝e owszem, paƒstwo zabezpiecza minimum socjalne, ale nie przeszkadza te˝ tym, którzy chcà dzia∏aç. Tymczasem obecnie dzieje si´ tak, ˝e ani ludzie nie sà w stanie wy˝yç za minimum socjalne, ani nie daje si´ im swobody dzia∏ania. Ustrój totalitarny polega mi´dzy innymi na tym, ˝e zabiera si´ obywatelom i tà drogà podà˝a do chaosu. Czy˝ w Polsce, Niemczech albo we Francji dzieje si´ inaczej? Przecie˝ politycy w tych paƒstwach równie˝ twierdzà, ˝e muszà zwi´kszaç podatki, zabieraç pieniàdze emerytom, rencistom i studentom. OczywiÊcie - emerytów, rencistów czy niepe∏nosprawnych okradaç naj∏atwiej, bo ci ani nie majà broni w postaci strajku, ani nie sà paƒstwu potrzebni. A kiedy to rzàd ju˝ okradnie, twierdzi bezczelnie, ˝e jako tako za∏ata∏ bud˝et. W przyzwoicie funkcjonujàcych paƒstwach nie zabiera si´ pieni´dzy obywatelom, lecz w∏adze myÊlà, w jaki sposób obywatele mogà si´ bogaciç. JeÊli obywatele sà bogaci, bogate jest tak˝e paƒstwo. - Dzi´kuj´ za rozmow´. Rozmawia∏ WOJCIECH SZCZAWI¡SKI


Nauka

K

iedy Êwiat obieg∏a informacja o zwolnieniu z wi´zienia po dwudziestu czterech latach Terry’ego Harringtona, którego amerykaƒski sàd skaza∏ na wyrok do˝ywocia za zabójstwo, wszyscy zrozumieli, i˝ mo˝liwoÊç czytania cudzych myÊli przesta∏a byç zjawiskiem obecnym jedynie w historiach science-fiction i w filmach z tego gatunku. Harrington zosta∏ uniewinniony na podstawie „Êladów pami´ciowych“ zapisanych na wykresie encefalografu. Naukowcy doszli do wniosku, ˝e ró˝nica pomi´dzy prawdziwym zabójcà a osobà niewinnie oskar˝onà o zbrodni´ polega na tym, i˝ w pami´ci mordercy zgromadzone sà szczegó∏y dotyczàce zbrodni, które encefalograf „rejestruje“. Natomiast wykres EEG cz∏owieka niewinnego takiego rejestru jest pozbawiony. Harringtona uniewinniono, poniewa˝ podczas badania EEG, gdy zadawano mu pytania dotyczàce pope∏nionego rzekomo przez niego zabójstwa i zadawano mu znaczàce dla niego pytania, jego mózg nie reagowa∏ w taki sposób, w jaki reaguje mózg mordercy. - Mo˝na powiedzieç - chocia˝ jest to sporym uproszczeniem - ˝e mózg jest organem i zwierciad∏em duszy - mówi dr hab. Adam Jastrz´bski, neurolog i psychiatra ze Âlàskiej Akademii Medycznej. - Zachodzà w nim rozmaite procesy. Przy obecnych osiàgni´ciach nauki poznajemy, które z nich odpowiadajà za takie czy inne dzia∏ania cz∏owieka. Stwierdzono na przyk∏ad, i˝ u seryjnych zabójców aktywnoÊç komórek nerwowych jest znacznie ograniczona w korze przedczo∏owej i uk∏adzie limbicznym. Natomiast wzmo˝ona aktywnoÊç w korze przedczo∏owej i ciemieniowej Êwiadczy o zdolnoÊci do koncentracji i rozwiàzywania trudnych problemów. Zapis encefalografu ujawnia te˝ takie uczucia jak nienawiÊç, zazdroÊç czy szacunek. Mo˝na wi´c mówiç o mo˝liwoÊci przeÊwietlania cz∏owieka, o poznawaniu jego intencji, preferencji - na przyk∏ad seksualnych, czy odpornoÊci na stres. To rodzi zrozumia∏e obawy, ale jest tak˝e wielkà szansà dla spo∏eczeƒstwa. Obawy sà na przyk∏ad takie, ˝e przeÊwietlaç pracowników mogà rozpoczàç w∏aÊciciele i w ten sposób decydowaç o ich losie. Nie jest przecie˝ tajemnicà, ˝e ju˝ teraz wielu szefów podczas przyjmowania do pracy nowych pracowników korzysta z tzw. wykrywacza k∏amstw, stosuje kamery do podglàdania czy stara si´ kontrolowaç poczt´ elektronicznà podw∏adnych. W dobie terroryzmu takiemu przeÊwietlaniu mogà te˝ byç poddawani obywatele paƒstw. Tym, którym wydaje si´ to ma∏o prawdopodobne, warto wskazaç na dowody osobiste albo odciski palców, których Amerykanie ˝àdajà od obcokrajowców zjawiajàcych si´ w Stanach Zjednoczonych. Zjawiska te mo˝na traktowaç jako preludium do coraz szerszej i dok∏adniejszej inwigilacji. - Âwiat mo˝e przeistoczyç si´ w krain´, którà opisa∏ Orwell w „Roku 1984“ - mówi prof. Adam ˚ar, socjolog z Polskiej Akademii Nauk. - Dzieje ludzkoÊci to nie tylko historia post´pu

Organ duszy cywilizacyjnego, ale tak˝e towarzyszàca mu walka klas, Êcieranie si´ przeró˝nych opcji politycznych, ch´ç kontroli jednych nad drugimi i przejmowanie tej kontroli w sposób jak najbardziej zakamuflowany. Skanowanie mózgu - jak to si´ nieraz okreÊla - daje o wiele bardziej zadowalajàce wyniki ni˝ wszelkie testy psychologiczne. Medycyna posiada ju˝ bardzo precyzyjne metody badania mózgu. Dzi´ki pozytonowej tomografii emisyjnej (PET) i elektroencefalografii (EEG) mo˝na na przyk∏ad wykryç chorob´ Alzheimera nawet dziesiàtki lat przed pojawieniem si´ jej objawów albo dysleksj´ u dzieci. Funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI) pozwala sprawdziç, w które miejsca w mózgu dop∏ywa wi´cej krwi, a co za tym idzie uzyskaç informacje, jakie jego obszary zu˝ywajà najwi´cej tlenu. Dzi´ki nowoczesnym metodom obrazowania mózgu naukowcy coraz lepiej potrafià te˝ ujawniaç ukryte sk∏onnoÊci cz∏owieka: podatnoÊç na doznania mistyczne, uprzedzenia rasowe, zdolnoÊci matematyczne bàdê podatnoÊç na pedofili´. Skanowanie mózgu daje t´ mo˝liwoÊç, nawet jeÊli badany stara si´ ukryç swoje preferencje. Podczas badaƒ przeprowadzonych w Princeton University ujawniono, ˝e fanatyczni mordercy majà zredukowanà aktywnoÊç w korze przedczo∏owej i w obszarach mózgu odpowiadajàcych za emocje. Z kolei z agresjà zwiàzana jest aktywnoÊç okolicy jàder migda∏owych. U terrorystów przeciwnie ni˝ zwykle przebiega for-

Panorama

mowanie sàdów moralnych, co tak˝e mo˝na wykryç poprzez skanowanie mózgu. Okaza∏o si´ wi´c, ˝e ludzki mózg jest mapà, z której mo˝na czytaç jak z kart. I znowu powstajà spory pomi´dzy naukowcami, zwolennikami ludzkiej „zwierz´coÊci“, determinacji genetycznej, i tymi, którzy twierdzà, i˝ w Êwiecie przyrody cz∏owiek jest istotà wyjàtkowà, bo wyposa˝onà w ducha. Ale to nie znaczy przecie˝, ˝e w imi´ bezpieczeƒstwa lub jakiejÊ ideologii mo˝ni tego Êwiata nie zechcà za pomocà skanowania mózgu rozszyfrowywaç tych, którzy ˝adnej w∏adzy nie majà; nie zechcà klasyfikowaç ich, a w ten sposób pozbawiaç równych szans. - Istota ludzka to coÊ wi´cej ni˝ mózg, geny i prawa biologii - mówi psychoterapeuta Wojciech Eichelberger. - JesteÊmy przecie˝ w stanie przezwyci´˝aç nasze sk∏onnoÊci i ograniczenia wynikajàce z natury. Fakt, dzisiejszy Êwiat stara si´ nam wmówiç, i˝ jesteÊmy ca∏kowicie zdeterminowani i uwarunkowani, a nawet ca∏kowicie zdani na post´p cywilizacyjny. Jednak w ˝yciu ka˝dego cz∏owieka, chocia˝ na sekund´, pojawia si´ myÊl o tym, ˝e mo˝e przezwyci´˝aç samego siebie, iÊç dalej w swojej sile, bo ta si∏a wyró˝nia go w przyrodzie i tylko on posiada takà cech´. Etyk Jan Kuciemba z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego uwa˝a, ˝e jest rzeczà niedopuszczalnà, ˝eby wydawaç sàdy o cz∏owieku jedynie za pomocà procesów biochemicznych jego mózgu albo wyrokowaç, jakie posiada sk∏onnoÊci. - Cz∏owiek zmienia si´, staje si´ mordercà w okreÊlonych okolicznoÊciach mówi. - Nawet osoby o niezwykle ∏agodnym usposobieniu mogà dokonaç straszliwych czynów, jeÊli zostanà do nich sprowokowane. Naszego przebiegu ˝ycia i naszych zachowaƒ nie da si´ przewidzieç a priori. Wielu badaczy twierdzi, ˝e post´pem cywilizacyjnym zaczyna si´ nas straszyç, przewidujàc jego katastrofalne skutki tylko dla robienia sensacji. To po pierwsze. Po drugie - Êwiat oszala∏, a szaleƒstwo to polega na tym, i˝ cywilizacja zdaje si´ s∏u˝yç przede wszystkim pomna˝aniu zysków ekonomicznych, wi´c jeÊli czai si´ w nas strach przed przeÊwietlaniem naszych mózgów, to przede wszystkim jest on zwiàzany z ekonomià naszego ˝ycia - aby nasz pracodawca nie szufladkowa∏ nas albo nie zwalnia∏ z firmy jedynie dlatego, ˝e nie zadowala go nasz wykres z encefalografu. Na razie zresztà perspektywa, i˝ takim badaniom zostaniemy poddani jest doÊç daleka. - Strach ma wielkie oczy - uspokaja dr Grzegorz Mitrowski, filozof z Uniwersytetu Âlàskiego. - Nie tak dawno przecie˝ tworzono ju˝ przera˝ajàcy obraz Êwiata zape∏niony ludzkimi klonami, straszono Ziemià z wymar∏ym gatunkiem m´˝czyzn. Wszystko to jednak fantazje albo przynajmniej pó∏fantazje. Nie poznamy w pe∏ni si∏ natury, nie przejmiemy ca∏kowicie roli Boga, a jeÊli to zrobimy, zdarzy si´ to w ostatniej sekundzie trwania ludzi we wszechÊwiecie. WOJCIECH SZCZAWI¡SKI

13


D z i e ń

Wieczny tułacz Kiedy w poczàtkach lat 50. studiowa∏ in˝ynieri´ w Kairze wys∏a∏ ponoç do genera∏a Muhammada Nagina - ówczesnego premiera Egiptu petycj´ napisanà w∏asna krwià zatytu∏owanà „Nie zapominaj o Palestynie“. Jaser Arafat, rozpoznawalna na ca∏ym Êwiecie postaç z czarnobia∏à chustà zwanà kufijà na g∏owie. Przywódca narodu ˝yjàcego przez wieki bez paƒstwa, krok po kroku zmierzajàcy do celu swego ˝ycia niepodleg∏ej Palestyny. Jeden z najbardziej znanych polityków drugiej po∏owy XX wieku. Niekwestionowany przywódca Palestyƒczyków, czczony przez nich jako bohater, zarazem przez innych uznawany za terroryst´, wr´cz bandyt´. Czy w tym regionie Êwiata; regionie w którym od blisko czterdziestu lat toczà si´ walki, po jego odejÊciu nastàpi pokój, czy raczej nale˝y si´ spodziewaç scenariusza odwrotnego? Czy w przysz∏ym roku, tak jak zak∏adajà mi´dzynarodowe porozumienia, w miejsce obecnej autonomii powstanie niepodleg∏a Palestyna? I czy mog∏aby powstaç, gdyby nie ten szósty syn palestyƒskiego handlarza ze strefy Gazy? W tym ostatnim przypadku odpowiedê mo˝e byç tylko jedna. Bez Arafata d∏ugo jeszcze ta idea pozosta∏aby w sferze marzeƒ. Wyst´pujàc na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych w 1974 roku, kiedy uznany zosta∏ przez Zgromadzenie Ogólne za reprezentanta spo∏ecznoÊci palestyƒskiej, oficjalnie legitymizowa∏ prawa do niezawis∏oÊci tego narodu. Gdy dwadzieÊcia lat póêniej otrzymywa∏ pokojowa

Nagrod´ Nobla zdawa∏o si´, ˝e w∏asne paƒstwo Palestyƒczyków jest na wyciàgni´cie reki. W naszych mediach bardzo cz´sto przywo∏ywany jest konflikt w Czeczenii, bardzo rzadko mówi si´ o konfliktach, które wybuchajà w ró˝nych cz´Êciach Êwiata a wynikajà z dawnego kolonialnego podzia∏u, podzia∏u bezceremonialnego i znacznie ju˝ póêniejszych bezceremonialnie przyznawanych niepodleg∏oÊci, kiedy zarzewia przysz∏ych konfliktów ∏atwe by∏y do przewidzenia. Jeszcze pod koniec XIX stulecia od˝y∏a idea odrodzenia paƒstwa ˚ydowskiego, zlikwidowanego przez Rzymian, w latach 70. ery nowo˝ytnej. Powstanie Izraela obiecywali ˚ydom g∏ównie Brytyjczycy, gdy˝ przede wszystkim ich interesy by∏y reprezentowane na „terenach biblijnych“ po zakoƒczeniu I Êwiatowej wojny. Po holokauÊcie II wojny, szeÊciu milionach zabitych i spalonych w krematoriach ˚ydów by∏o wiadomym, ˝e nie mo˝na im tylko obiecaç w∏asnej paƒstwowoÊci, stworzenie paƒstwa Izrael by∏o moralnym i politycznym imperatywem. W równym jednak stopniu potomkowie Dawida wywalczyli swoje paƒstwo terrorystycznymi akcjami. Wywalczyli kosztem Arabów, a zw∏aszcza Palestyƒczyków. Arafat równie˝ zaczyna∏ od bomb. By∏ niewàtpliwie terrorystà i dla wielu ˚ydów mieszkajàcych zarówno w Izraelu jak i innych cz´Êciach Êwiata pozosta∏ nim do koƒca. W najlepszym razie uznawano go za sprytnego lisa udajàcego niezdecydowanie, dzia∏anie na czas. Nigdy mu jednak nie wybaczono bomb wybuchajàcych w Tel Awiwie; zawsze uwa˝ano, ˝e nie próbowa∏ w sposób skuteczny wyst´powaç przeciwko

Opowiada Józef Broda z Koniakowa SZANUJ ZDROWIE NALE˚YCIE, BO JAK UMRZESZ, STRACISZ ˚YCIE Cz´Êç 3.

Ćwierć tuzina

1835, A. Fredro

Jak to jest, ˝e niekiedy zostawiamy dziecko przed zaÊni´ciem samo? Nie przykucniemy przy jego ∏ó˝ku, nie przytulimy, nie opowiemy o tym, co si´ w ciàgu dnia uda∏o, a co nie uda∏o, nie pog∏aszczemy, nie zrobimy krzy˝yka na czole, nie cmokniemy go, gdy ju˝ zasypia. Przecie˝ film, kolejny serial czy mecz mo˝e zaczekaç. Dlaczego rezygnujemy ze wspó∏uczestniczenia w sztuce ˝ycia naszych dzieci? Powo∏ujàc to nowe ˝ycie stajemy si´ poniekàd odpowiedzialni za nie. Stwarzajà si´ wówczas mi´dzy dzieckiem, a Tobà wi´zy, które nak∏adajà na Ciebie obowiàzek jego „oswojenia“ (pami´tasz scen´ z „Ma∏ego Ksi´cia“, w której lisek mówi, ˝e jest nie oswojony?). Musisz wi´c swego potomka - oby optymistycznie - oswoiç, wprowadziç w ˝ycie, by móg∏ w nim jak najlepiej zaistnieç. Dlatego spróbuj wieczorem dziecku opowiedzieç, ˝e „musi zamknàç na noc swoje p∏atki tak, jak kwiatek, ˝eby jutro o poranku je rozchyliç. A rankiem s∏oneczko zaÊwieci i b´dziesz mia∏ tyle nowych pomys∏ów. Mo˝e pójd´ z tobà po rosie i b´dziemy si´ w niej kàpaç, witajàc nowy dzionek. A mo˝e..., mo˝e..., mo˝e...“. Nie rezygnujmy z tego. Nie zas∏aniajmy si´ tym, ˝e mamy prac´, ˝e jesteÊmy zm´czeni. Ja nie pouczam. Wiem jak wiele takich momentów ju˝ nigdy w moim ˝yciu, jako ojca, nie wróci. Ale te˝ wiem, ˝e tam, gdzie mog´ zaistnieç jako „tacik“ (dziadek), to to, czego mo˝e nie da∏em moim dzieciom, b´d´ móg∏ daç wnukom. Kiedy si´ przegapi te chwile, sytuacje, tych kilka lat w dorastaniu dziecka, to tak, jakby si´ wspó∏uczestniczy∏o w odbieraniu mu ˝ycia - w sensie nowego doznania i poznania. Nie bàdê wówczas zdziwiony, ˝e Twój narodzony pójdzie przez ˝ycie obok Ciebie. Kiedy Ty b´dziesz mia∏ przyprószone siwiznà w∏osy i troch´ kresek pojawi si´ na skórze Twej twarzy, on, mocno „zakr´cony“, b´dzie daleko od Ciebie. Stanie si´ tak byç mo˝e dlatego, ˝e nie mia∏eÊ czasu, ˝eby z nim przysiàÊç, przykucnàç, przytuliç i okrasiç go kolejnà opowieÊcià o tym, ˝e ˝ycie jest samo w sobie najwi´kszà wartoÊcià. Wys∏ucha∏ GRZEGORZ P¸ONKA

14

d o

Panorama

S∏owa, s∏owa, s∏owa... W takich sytuacjach, które wymagajà natychmiastowej odpowiedzi na zadane pytanie i na dodatek jeszcze przekonywujàcej, same s∏owa nie za bardzo ju˝ dziÊ wystarczajà. Ich znajomoÊç, jak i te˝ sposób konstruowania z nich wypowiedzi - to troch´ za ma∏o. W okreÊlonych okolicznoÊciach sà potrzebne pe∏ne zestawy sformu∏owaƒ, gotowe zdania, podr´czne punkty odniesienia, nawiàzania, cytaty, zwroty, skojarzenia u∏atwiajàce szybkie pojmowanie - jednym s∏owem to wszystko, co pozwala w mgnieniu oka (jak si´ to powiada) spe∏niç czyjeÊ okreÊlone oczekiwanie, zareplikowaç, daç odpór, b∏ysnàç erudycjà, zgasiç skutecznie takiego, co si´ z nami nie zgadza i bruêdzi nam swoimi wàtpliwoÊciami. Tacy, co si´ zawodowo na co dzieƒ zajmujà ciàg∏ym gadaniem, majà w zanadrzu prawdziwy arsena∏ Êrodków, które im pozwa-


b r y. . . palestyƒskiej intifadzie, samobójczym zamachom i innym formom terroru. Formalnie jako przywódcy Organizacji Wyzwolenia Palestyny Arafatowi podlega∏y wszystkie organizacje bojowe, ∏àcznie z wojowniczym Hamasem. Lecz Arafat mia∏ ÊwiadomoÊç formalnoÊci owej podleg∏oÊci. Czy kiedy go zabrak∏o ∏atwiej b´dzie o pokój...? Bardziej ust´pliwymi stanà si´ ˚ydzi? ˚aden z przywódców palestyƒskich nie cieszy si´ estymà wÊród swoich. Co ciekawe, Arafat nigdy nie przypomina∏, nie zachowywa∏ si´ jak niekwestionowany autorytet. BezpoÊredni, ciep∏y, cz´sto niezdecydowany, pozwala∏ si´ krytykowaç przez swoich wspó∏pracowników. By∏ wodzem bez wodzowskich zap´dów i zachowaƒ. Naród mu bezgranicznie ufa∏, chocia˝ ponosi∏ kl´ski. Arabowie niezwykle wysoko cenià osobistà odwag´, a Arafat by∏ bardzo odwa˝nym cz∏owiekiem. Wielokrotnie w pe∏ni Êwiadomie nara˝a∏ si´ na niebezpieczeƒstwo. W 1982 roku nie ucieka∏ z Bejrutu, kiedy miasto otoczy∏y oddzia∏y izraelskie. Rok póêniej opuÊci∏ bezpiecznà Genew´ by dotrzeç do obl´˝onego Tripoli w Libanie. Mundur w kolorze khaki sta∏ si´ symbolem jego dostosowania do niewygód ˝o∏nierskiego ˝ycia, ciàg∏ej gotowoÊci do walki. Byç mo˝e nowy przywódca Autonomii b´dzie wy∏àcznie dyplomatà toczàcym boje przy stoliku rozmów. Lecz czy rozmowami Palestyƒczycy osiàgnà swój cel? Zda si´, i˝ w Izraelu tak˝e dojrza∏a wola powstania palestyƒskiego paƒstwa. Nie ma spokoju pod oliwkami i ta sytuacja wyczerpuje wszystkich. Ale na tamtym obszarze zbyt gorliwie realizuje si´ regu∏´ „chcesz mieç pokój, gotuj si´ na wojn´“. Autonomia Palestyƒska pozbawiona Arafata b´dzie niewàtpliwie os∏abiona. Niektórzy prognozujà, ˝e gór´ wezmà podzia∏y, nastàpi rozbicie wewnàtrz OWP. Jak na to zareagujà w∏adze Izraela? Z kim zechcà rozmawiaç? W jednej z zachodnich analiz przeczyta∏em, ˝e dopiero kiedy zabraknie Arafata, zobaczymy jakà rol´ odgrywa∏ ten wieczny tu∏acz. A to nie by∏aby dobra prognoza dla Êwiata... BOGUS¸AW MÑSIOR

lajà zawsze wyjÊç na swoje. Albo przynajmniej si´ z najgorszej nawet sytuacji jakoÊ wykaraskaç. Dlatego struktura owych Êrodków jest mniej wi´cej podobna. Bowiem uÊwi´ca te Êrodki cel. To znaczy potrzeba wspomnianego wyjÊcia na swoje i to za wszelkà cen´. DoÊç cz´sto nawet za cen´ obiektywnej prawdy. Kosztem ka˝dego, co si´ nawinie pod r´k´. A wi´c struktura owych Êrodków jest podobna, a ró˝nice pojawiajà si´ w materiale, z którego powstajà owe Êrodki. Uczeni znajdujà je w materiale naukowym, recenzenci w postrzeganym zakresie kultury, sztuki i literatury, dzia∏acze zwiàzkowi w sytuacji socjalnej swojej bran˝y, urz´dnicy w Êwiecie szeroko poj´tej administracji. I tak dalej, i tak dalej... Jak na tym tle wypadajà politycy? Wszystko zdaje si´ wskazywaç na to, ˝e politycy po prostu w Êrodkach nie przebierajà. Biorà bezkarnie to co si´ da, z czego si´ da i jak podleci. W ich wypowiedziach, przy pomocy których albo odpierajà zarzuty, lub te˝ sami komuÊ coÊ zarzucajà, argumentujà, postulujà itd., a które im przy okazji majà s∏u˝yç do zyskiwania popularnoÊci, wszystkie dziedziny mo˝na u˝yç jako skuteczne Êrodki. Trzeba tylko - zale˝nie od okolicznoÊci umieç k∏aÊç odpowiedni nacisk, przywiàzywaç do tego o czym aktualnie mowa nale˝ytà wag´, uderzaç gdy trzeba w nieprzejednane tony, wysuwaç zarzuty, po-

szukiwaç prawdy, populistycznie zwracaç uwag´ na odpowiednie szczegó∏y. Nieêle przy takich zabiegach sprzedaje si´ frazeologia apokaliptyczna rodzaju: karlejà wielkie wartoÊci, a ma∏ych ju˝ w ogóle nie widaç, proces spo∏ecznej degeneracji zaczyna dotykaç wszystko po kolei, w krajobrazie spo∏ecznym dominuje wcià˝ powi´kszajàca si´ przepaÊç pomi´dzy garstkà uprzywilejowanych a milionami n´dzarzy, zdumiewaç powinien obraz globalizacji n´dzy, krzywdy i nieopisanego wyzysku, który trwa pomimo ogromnego przyspieszenia rozwoju techniki i ludzkich mo˝liwoÊci. Emeryci i renciÊci wegetujà; ch∏opi, których gn´bià coraz bardziej rozszerzajàce si´ no˝yce cen, zostali doprowadzeni do desperacji; liczba bezrobotnych si´ zwi´ksza, ludzie nie majà oszcz´dnoÊci, ˝yjà cz´sto „na kresk´“. Pojawianie si´ tego rodzaju apokaliptycznych uogólnieƒ nie wyklucza frazeologii apologetycznej akcentujàcej otwartoÊç na nowe pomys∏y, dokonywanie w∏aÊciwych wyborów, szczególnie zaÊ w∏aÊciwe reagowanie na pojawiajàce si´ mo˝liwoÊci. Wyjàtkowo dobre wra˝enie robi lekkoÊç w szafowaniu retorycznymi obawami, kierowanymi ostro pro publico bono. Nawet, gdy nie wiadomo za bardzo pod jakim adresem. EDMUND WOJNAROWSKI

Panorama

Kadry Janusza Kidawy Stanis∏aw Manturzewski By∏ orygina∏em, typem cz∏owieka, co to albo wariat, albo geniusz. W wypadku Stasia jedno i drugie by∏o mo˝liwe. Przy czym wariatem by∏ nieszkodliwym, bo nie by∏o w nim za grosz agresji. Ale jak wi´kszoÊç „normalnych inaczej“, innych ludzi traktowa∏ jako upoÊledzonych i z wyrozumia∏oÊcià obna˝a∏ ich g∏upot´. Stasio widzia∏ wi´cej, jak sowa, i czu∏ lepiej - jak policyjny pies, ale z tych spostrze˝eƒ wysnuwa∏ absurdalne wnioski, które, gdy si´ tak bli˝ej przypatrzeç, takie absurdalne wcale nie by∏y. By∏ tak˝e dziwolàgiem, z wyglàdu podobny do stracha na wróble lub pustelnika, który miast zamieszkaç w puszczy, znalaz∏ si´ wÊród t∏umów. Nie przywiàzywa∏ wagi do ˝adnych wartoÊci materialnych, a poniewa˝ ma∏o jad∏ i nie mia∏ na∏ogów, móg∏ ˝yç prawie bez grosza. Gdy jednak przypar∏a go koniecznoÊç, po˝ycza∏. Cz´sto na mnie trafia∏o. Ale te po˝yczki te˝ by∏y nietypowe. Po˝ycza∏ na przyk∏ad: 5 z∏otych i 72 grosze. Dlaczego tyle? Bo tyle kosztowa∏a ksià˝ka, którà mia∏ zamiar kupiç. Ani grosza wi´cej. OczywiÊcie nigdy tych d∏ugów nie zwraca∏ i nikt nie mia∏ o to pretensji. Spotka∏em Staszka przypadkowo po d∏u˝szym niewidzeniu. Okaza∏o si´, ˝e jest na zes∏aniu w Siedlcach. Obserwujàc tamtejsze Êrodowisko jako cz∏owiek z zewnàtrz, przy swojej bystroÊci wy∏apywa∏ multum pysznych sytuacji nie zauwa˝anych przez innych. Zaczà∏ mnie goràco namawiaç do zrobienia filmu o Siedlcach. Poczàtkowo traktowa∏em to z dystansem znajàc jego talent do wyolbrzymiania rzeczy ma∏o wa˝nych. Jednak stopniowo przekonywa∏ mnie - taki portret psychologiczny prowincjonalnej zbiorowoÊci móg∏by byç interesujàcy. Jako kierownik domu kultury, Staszek mia∏ wejÊcia w ró˝ne Êrodowiska, w które móg∏ wprowadziç ekip´ filmowà nie wywo∏ujàc pop∏ochu. Poniewa˝ mia∏ poczucie humoru, opowiada∏ to wszystko dowcipnie. Przekonywa∏ mnie - to by∏a szansa zrobienia komedii dokumentalnej, o której w skrytoÊci ducha od dawna marzy∏em. Zaryzykowa∏em... i uda∏o si´, choç najwi´cej pomóg∏ nam fart - ten przys∏owiowy ∏ut szcz´Êcia. Stasio Manturzewski przy ca∏ej swej màdroÊci i zdolnoÊci analitycznej, by∏ niezwykle naiwny, czasem z mentalnoÊcià dziecka. Gdy skoƒczyliÊmy film, który przecie˝ mia∏ ostrà wymow´ krytycznà, koniecznie chcia∏ go pokazaç miejscowym w∏adzom. Troch´ si´ dziwi∏em, ale jeÊli tak uwa˝a∏... W jakiÊ czas po pokazie Stasio zjawi∏ si´ w Wytwórni. Szuka∏ pracy. Po˝yczy∏em mu na obiad w sto∏ówce i zaprowadzi∏em do naczelnego. Zaczà∏ pisaç scenariusze i komentarze, a gdy odchodzi∏em do fabu∏y by∏ ju˝ etatowym re˝yserem WFD.

15


Nasz goÊç...

Kocham teatr

Ze Stanis∏awem Mikulskim rozmawia Monika Kaniowska. - Swój „Êlad“ w postaci odlewu d∏oni na promenadzie gwiazd w Mi´dzyzdrojach odcisnà∏ Pan w 2004 roku. Tak naprawd´ to gwiazdà zosta∏ Pan ju˝ po filmie „Ewa chce spaç“, który odniós∏ przed laty du˝y sukces u publicznoÊci, a obecnie cz´sto wznawiany jest przez TVP 2. Pana partnerkà w tym filmie by∏a pami´tna Barbara Kwiatkowska. - Tak, ten film nakr´caliÊmy dawno, w 1958 roku. Zastanówmy si´, co to znaczy byç gwiazdà? Idol nie tworzy si´ sam, powstaje dzi´ki swoim wielbicielom, publicznoÊci. Aktor kszta∏tuje si´ dzi´ki re˝yserom. Mia∏em to szcz´Êcie, ˝e aktorskie szlify filmowe zdobywa∏em w filmie „Kana∏“ w re˝yserii Andrzeja Wajdy. Póêniej jakoÊ si´ nie spotykaliÊmy... przysz∏y laureat Oscara w swoich filmach „tworzy∏“ gwiazdy, które cz´sto potem same musia∏y sobie radziç. Rola powstaƒca w „Kanale“ by∏a dramatyczna, ale i w filmie„Ewa chce spaç“, choç to by∏a komedia, nie mia∏em roli kome-

16

diowej. Basia Kwiatkowska by∏a uroczà, utalentowanà dziewczynà, idea∏em swojego pokolenia. Pochodzi∏a z ma∏ej miejscowoÊci spod Gostynina, taƒczy∏a w zespole pieÊni i taƒca, wygra∏a konkurs tygodnika „Film“ - „Pi´kne dziewcz´ta na ekrany“. To by∏ jej filmowy debiut, po którym wystàpi∏a jeszcze w kilku Êwietnych polskich filmach. Wysz∏a za mà˝ za Romana Polaƒskiego, a potem wyjecha∏a za granic´. Szkoda, ˝e nie ma jej ju˝ wÊród ˝yjàcych. Zmar∏a w wieku zaledwie 54 lat. - Jakie nagrody aktorskie mia∏y dla Pana najwi´ksze znaczenie? - Aktor pracuje dla widza, najbardziej ceni´ akceptacj´ u publicznoÊci. OczywiÊcie ceni´ równie˝ wyró˝nienie, jakim jest uwiecznienie odcisku d∏oni na promenadzie gwiazd w czasie festiwalu, który stworzy∏ pan Waldemar Dàbrowski. Czu∏em si´ tu dobrze, towarzyszy∏a mi na festiwalu moja ˝ona. Nagrody aktorskie otrzymywa∏em nieraz, by∏y to na przyk∏ad polskie telewizyjne Z∏ote i Srebrne Maski, ale tak˝e nagrody telewizji czeskiej czy ówczesnej „enerdowskiej“.

Panorama

- Czy ceni Pan swoje wyst´py w teatrze? - Nieraz by∏em krytyczny wobec siebie, kiedy coÊ w filmie z moim udzia∏em nie uda∏o mi si´ zagraç na odpowiednim poziomie. Mam ÊwiadomoÊç, i˝ aktorskie b∏´dy ju˝ pozostanà na ekranie. Film dla przysz∏ych pokoleƒ b´dzie taki jak na premierze. Kiedy gramy jakiÊ spektakl sto razy przed publicznoÊcià, to mam mo˝liwoÊç skorygowania pewnych drobnych, ale istotnych elementów gry. Za to kocham teatr. W kinie tak naprawd´ nigdy nie dosta∏em dobrej roli, gra∏em sympatycznych ch∏opaków i to wszystko. - Telewizja traktowa∏a Pana dobrze? - W tym roku up∏ywa dok∏adnie 40 lat od momentu, kiedy przenios∏em si´ z Lublina do Warszawy. W Teatrze imienia Juliusza Osterwy w Lublinie pracowa∏em 12 lat. Jest to niewàtpliwie nobilitacja dla aktora, kiedy dostaje szans´ przeniesienia si´ do pracy w stolicy, mo˝e tylko jeszcze Kraków ma podobne znaczenie. Do Warszawy trafi∏em dzi´ki propozycji anga˝u od Adama Hanuszkiewicza, dyrektora Teatru Powszechnego. Jednak moja podstawowa kariera w latach 60. rozwija∏a si´ dzi´ki telewizji i roli J-23 w serialu „Stawka wi´ksza ni˝ ˝ycie“. Po latach TVP przypomnia∏a sobie o mnie powierzajàc prowadzenie teleturnieju „Ko∏o fortuny“. W tym okresie bardzo wzros∏a „oglàdalnoÊç“ tego programu. - Mia∏ Pan jakieÊ k∏opotliwe sytuacje zwiàzane ze swojà popularnoÊcià? - Na szcz´Êcie rzadko. Tak bywa czasem, gdy przyje˝d˝am na spotkania do ma∏ej miejscowoÊci i nie mog´ spokojnie zjeÊç obiadu w restauracji, bo ktoÊ mnie rozpoznaje. Nie zawsze koƒczy si´ to sympatycznie - to, ˝e znany aktor mo˝e nie mieç czasu by z ka˝dym porozmawiaç budzi niech´ç. Nic nie pomaga t∏umaczenie, ˝e przyjecha∏em do pracy, na spotkanie, które za chwil´ si´ rozpoczyna i nie mog´ napiç si´ „kielicha“.


- Znakomicie prezentowa∏ si´ Pan w mundurze w filmach. Wspomina∏ Pan, ˝e by∏ w wojsku na lubelszczyênie... - Tak, i to w s∏u˝bie czynnej - skoƒczy∏em szko∏´ oficerów rezerwy. Przeniesiono mnie do Zespo∏u PieÊni i Taƒca Warszawskiego Okr´gu Wojskowego. Mia∏ on siedzib´ w Lublinie. Zdarzy∏o si´, ˝e jakiÊ aktor zachorowa∏ i w ten sposób dosta∏em za niego zast´pstwo w sztuce... i w zespole tej sceny ju˝ zosta∏em. - Dlaczego z takim sentymentem wspomina Pan czasy lubelskie? - Prac´ w teatrze lubelskim uwa˝am za najlepszy okres mojej kariery teatralnej. By∏em ∏odzianinem. Trafi∏em do Lublina, tam koƒczy∏em s∏u˝b´ wojskowà... Z sentymentem wspominam tamte lata i to pomimo, i˝ by∏ to czas trudny. W 1952 roku by∏em m∏ody i nie przeszkadza∏y mi nawet nieustanne objazdowe wyst´py mojego teatru na scenach ró˝nych oÊrodków kultury Lubelszczyzny i Podlasia, od Tomaszowa Lubelskiego, ZamoÊcia, Bi∏goraja, po Che∏m, Pu∏awy i ¸uków. JeêdziliÊmy nawet w zimie ci´˝arówkà przerobionà na autobusik. W salkach o powierzchni parunastu metrów kwadratowych, gdzie widzowie czasem siedzieli w ko˝uchach, graliÊmy w stylowych kostiumach. Ci ludzie ∏akn´li teatru. Tamtej publicznoÊci nie mo˝na by∏o ani wtedy, ani teraz porównywaç z warszawskà, która ma wielki wybór scen teatralnych. Mia∏em du˝e mo˝liwoÊci wybierania ról, na przyk∏ad w sztukach szekspirowskich. By∏ taki moment, gdy mog∏em zagraç Hamleta lub Makbeta. Dyrektor teatru powiedzia∏, ˝e specjalnie dla mnie scena wystawi szekspirowskiego „Hamleta“ lub „Makbeta“. Wybra∏em Makbeta, czego do dziÊ ˝a∏uj´, bo mój wiek, w którym aktor mo˝e zagraç Hamleta, wtedy minà∏, a postaç Makbeta dojrzewa∏aby wraz ze mnà. Moim ostatnim dyrektorem na lubelskiej scenie by∏ Jerzy Toroƒczyk,

ojciec obecnego dyrektora teatru Narodowego w Warszawie. Na scenie lubelskiej nale˝a∏em do Êcis∏ej czo∏ówki aktorskiej. Moim teatralnym kolegà by∏ Jan Machulski. Czasem mówiono o nas - dwaj panowie M. (w nawiàzaniu do filmu „Dwaj panowie N“, w którym gra∏em). W teatrze Hanuszkiewicza by∏em ju˝ „w drugiej lidze“ aktorów. JeÊli w Lublinie gra∏em Cezarego w „PrzedwioÊniu“, to ju˝ w Warszawie Hipolita Wielos∏awskiego. W tej chwili jestem ju˝ na teatralnej emeryturze. - Zawsze by∏ Pan aktorem bardzo sprawnym fizycznie, gra∏ Pan role w trudnych filmach wojennych. - Zawsze patrzy∏em z podziwem na amerykaƒskich aktorów, na ich perfekcyjnie dopracowane i zmontowane niebezpieczne sceny, grajà je bez uszczerbku na przyk∏ad w westernach i filmach wojennych. W naszym filmie nie ma a˝ takiej dok∏adnoÊci. W polskich filmach wojennych próbowa∏em czasem smaku ryzyka. W 90. procentach moich zdj´ç na planie sam wystàpi∏em w niebezpiecznych scenach. Kaskader zastàpi∏ mnie w „Stawce wi´kszej ni˝ ˝ycie“ dwa razy. Wtedy, gdy mia∏em wybity bark w czasie treningu do sceny bójki, a trzeba by∏o wskoczyç do jadàcej ci´˝arówki, chwyciç si´ ty∏u za burt´ i wspiàç na gór´. Drugi raz - kiedy trzeba by∏o wejÊç przez ma∏e okienko (w scenie, gdy wysadzam w powietrze fabryk´) i nie mog∏em si´ w nim zmieÊciç. Potem to ju˝ samodzielnie schodzi∏em po linie. W Olsztynie kr´ciliÊmy scen´, kiedy Kloss chce nawiàzaç kontakt z partyzantami i jedzie pociàgiem do lasu. Re˝yserowali jà jak zawsze Andrzej Konic i Janusz Morgenstern. Musia∏em skakaç z pociàgu. RobiliÊmy kilka prób - wyskakiwa∏em bez k∏opotów. W czasie kolejnego „dubla“ Janusz siedzia∏ obok maszynisty i poleci∏ mu troch´ przyspieszyç. Wtedy to nie trafi∏em w to samo wyznaczone, bezpieczne miejsce i skr´ci∏em mocno kolano.

Panorama

Kilka dni póêniej kr´ciliÊmy ucieczk´ Klossa z wi´zienia. Skaka∏em z dachu na mniejszy daszek. Pot∏uk∏em si´. To by∏y „drobne“ kontuzje, wi´kszych na szcz´Êcie nie mia∏em, bo na przerw´ w zdj´ciach absolutnie nie mo˝na by∏o sobie pozwoliç. „Stawka...“ to nieustanny temat-rzeka moich rozmów z dziennikarzami i widzami, zw∏aszcza w okresie apogeum popularnoÊci tego Êwietnego zresztà serialu, na prze∏omie lat 60. i 70. - Obecnie temat „Stawki...“ powraca, poniewa˝ mówi si´ coraz cz´Êciej o kontynuowaniu tego serialu. Tak˝e o filmie fabularnym o Bitwie pod Monte Cassino. Szkoda, ˝e obecnie niewiele kr´ci si´ w Polsce filmów o II wojnie Êwiatowej. - Obawiam si´, ˝e nie jest ju˝ mo˝liwe, abyÊmy z Emilem Karewiczem w∏o˝yli nasze mundury ze „Stawki wi´kszej ni˝ ˝ycie“. JesteÊmy obaj ju˝ w póênym wieku, rezultat nie by∏by dobry. Jestem pewny jednak, ˝e filmy o tamtym okresie naszej historii sà bardzo potrzebne, bo przypominajà m∏odzie˝y prawdziwy obraz wojny. Nie wiem jednak, kogo móg∏bym zagraç w filmie o Monte Cassino? Chyba ju˝ tylko postaç wy˝szego rangà, starszego dowódcy. W roli oficera Abwehry Hansa Klossa mia∏em stopieƒ kapitana. Podobnym stopniem, kapitana rezerwy, legitymuj´ si´ faktycznie w polskim wojsku. - Jak Pan odpoczywa? - Mam dzia∏k´ na Mazurach i tam od wczesnej wiosny do jesieni uprawiam ogród, naprawiam p∏ot i robi´ inne porzàdki, które przerywam, gdy jad´ do Warszawy wykonaç jakieÊ zadanie aktorskie. - Bardzo dzi´kujemy za rozmow´.

17


Nasz goÊç...

Ciąg do sztuki Z Tomaszem Rzeszutkiem, malarzem, rysownikiem satyrycznym, poetà rozmawia Grzegorz P∏onka. - Podobno w Twoich ˝y∏ach p∏ynie krew znanego malarskiego rodu? - Istniejà Êladowe powiàzania mej rodziny, od strony matki mojego ojca, z rodem Kossaków. Ale zdolnoÊci plastyczne odziedziczy∏em równie˝ po kàdzieli - moja mama, posiadajàca artystycznà dusz´, zaznajamia∏a mnie w dzieciƒstwie z ˝ywio∏em farb i kredek. Wraz z babcià by∏y wielkimi sprzymierzeƒcami mojego rozwoju rysunkowo-malarskiego i dopingowa∏y mnie do ukoƒczenia Paƒstwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Szczecinie. - A jak ojciec postrzega∏ Twoje artystyczne aspiracje? - Z poczàtku podchodzi∏ sceptycznie, uwa˝ajàc, ˝e to strata czasu, bo „chleba z tego nie b´dzie“. Przera˝a∏a go wizja syna - biednego pacykarza. Dopiero gdy dyrektor Liceum, Guido Reck, na pierwszym szkolnym plenerze wysoko oceni∏ moje prace i powiedzia∏, ˝e rzadko si´ zdarza, aby w tak szczeni´cym wieku ktoÊ mia∏ takie rozumienie kolorów, ojciec da∏ mi swe b∏ogos∏awieƒstwo. - Zdawa∏eÊ na Akademi´ Sztuk Plastycznych? - Tak, lecz niestety nie dane mi by∏o studiowaç. Pierwszym razem zabrak∏o mi punktów za pochodzenie, a drugim, pomimo zdania egzaminów, nie dosta∏em si´ z powodu braku wolnych miejsc. - Czy prze˝ywana frustracja z tego powodu spowodowa∏a, ˝e zosta∏eÊ wtedy wrogiem akademickiego kszta∏cenia?

18

- Na poczàtku by∏o mi ˝al, ale nie przeku∏ si´ on w niech´ç do ASP. Uwa˝am do dziÊ, ˝e wy˝sze szko∏y artystyczne sà potrzebne, gdy˝ mogà daç m∏odym plastykom podstawy techniczne. Jednak na pewno nie dajà one „ciàgu“ na sztuk´, artyzmu, czyli czegoÊ, z czym si´ trzeba urodziç. Nie wszyscy którzy koƒczà studia, ˝yjà z malarstwa. To tak, jak mówi∏ Jan Cybis swoim studentom: Z waszego grona (kilkudziesi´ciu osób) tylko dwoje, troje b´dzie malowa∏o i z tego ˝y∏o. Ja natomiast, pomimo ˝e na ASP nie dosta∏em si´, jakoÊ zawsze t´ iskierk´ wiary, podtrzymujàcà „ciàg“ do malowania, w mym wn´trzu mia∏em i przyznam szczerze, nigdy nie potrafi∏bym sobie wyobraziç swego ˝ycia bez uprawiania Sztuki. - Jako malarz kroczysz drogami wytyczonymi przez takich mistrzów jak: Giorgione, Velazquez czy Cybis, preferujàcych w swych obrazach kolor nad rysunkiem. Czym dla Ciebie jest kolor? - Uwa˝am, tak jak ci wielcy mistrzowie, ˝e w malarstwie g∏ównie pos∏ugujemy si´ kolorem. Je˝eli rysunek stanowi rusztowanie obrazu, to kolor jest tym czymÊ, co spaja ca∏oÊç, co dêwiga ca∏à budowl´. Malarz niewra˝liwy na kolor jest jak niewidomy fotograf.

Panorama

- Który nurt w malarstwie jest Ci szczególnie bliski? - Bardzo lubi´ w malarstwie polskim okres zwany koloryzmem, który - niestety -dzisiaj bywa atakowany i od którego usi∏uje si´ wielu twórców odciàç. - Dlaczego? - W pewnym momencie minionego wieku nastàpi∏ odwrót od malarstwa rozumianego tradycyjnie, to znaczy tego z blejtramem, farbami lub szpachlà, na rzecz najnowszych noÊników typu komputer czy ró˝nego rodzaju instalacje. Nie jestem przeciwnikiem tego typu zjawisk, lecz irytuje mnie fetyszyzacja owych noÊników oraz to, ˝e twórcy, preferujàcy nowe kierunki, zacz´li bardzo ostro negowaç ca∏à tradycj´ malarskà, cz´sto uwa˝ajàc jà za coÊ archaicznego, nie rozwojowego. A przecie˝ jestem tego pewien, ˝e cz∏owiek, nazywajàcy si´ malarzem, musi umieç skomponowaç obraz musi umieç rysowaç i pos∏ugiwaç si´ kolorem. - A propos rysowania, jak to si´ sta∏o, ˝e zaczà∏eÊ paraç si´ rysunkiem satyrycznym? - Zawdzi´czam to szcz´Êliwemu zbiegowi okolicznoÊci - w latach 80. w Szczecinie (gdzie do dziÊ mieszkam) odby∏a si´ wystawa rysunków wspania∏ego rysownika Marka Polaƒskiego. Zg∏osi∏em si´ na ochotnika, aby zawieêç jego prace po wystawie do domu, do Katowic. Wzià∏em ze sobà kilkanaÊcie swoich rysunków. Marek (wtedy jeszcze Pan Marek) przejrza∏ je wprawnym okiem i powiedzia∏: natychmiast publikujemy. W ten sposób zaistnia∏em w Êlàskiej gazecie „Tak i Nie“. Od Marka Polaƒskiego (czeÊç i chwa∏a mu za to!) otrzyma∏em mas´ cennych i serdecznych uwag, które mnie bardzo uskrzydli∏y. I tak poczàtkowo ma∏a kulka puszczona z góry sta∏a si´ wielkà kulà. Bardzo szybko dosta∏em si´ do ogólnopolskich czasopism, ze „Szpilkami“ na czele, w których to mocno zaznaczy∏em swojà


Szlachetne zdrowie... Do redakcji „Panoramy“

obecnoÊç (by∏em mi´dzy innymi laureatem „Srebrnej“ i „Bràzowej Szpilki“). Pozna∏em wówczas Eryka Lipiƒskiego - guru polskich rysowników, który, co mnie wielce dowartoÊciowa∏o, pop∏aka∏ si´ ze Êmiechu, gdy po raz pierwszy oglàda∏ moje prace. On te˝ pomóg∏ mi podjàç póêniej wspó∏prac´ z pismem „Kultura“, gdzie moje rysunki sàsiadowa∏y z felietonami Marka Kasza. - Czy za „komuny“ by∏y ciekawsze czasy dla rysownika ni˝ dzisiaj? - Tak, dlatego, ˝e wtedy istnia∏a cenzura i trzeba by∏o tak sprytnie rysowaç, ˝eby pewne wa˝kie treÊci przemyciç. Poza tym w tamtych czasach by∏o sporo dobrych satyrycznych pism. Dzisiaj ich nie ma, a rynek satyrycznego rysunku bardzo si´ skurczy∏. - A jak oceniasz obecny poziom rysunku satyrycznego? - Uwa˝am, ˝e wi´kszoÊç rysunków wykonywanych dzisiaj jest bez polotu, fantazji i przekracza granic´ dobrego smaku. Aby zobrazowaç, o co mi chodzi, u˝yj´ takiego porównania - zdj´cie kobiety z zaledwie ods∏oni´tà cz´Êcià cia∏a jest o wiele bardziej przyjemne ni˝ zdj´cie dziewczyny w rozkroku, demonstrujàcej anatomi´. -W Twych artystycznych pracach zawarta jest g∏´boka wiwisekcja ludzkiej natury. Ostatnio dokonujesz jej nie tylko za pomocà p∏ócien oraz rysunków, ale i poezji. -Co prawda pisz´ ju˝ od doÊç d∏ugiego czasu, ale dopiero niedawno wyda∏em swój pierwszy autorski tomik „Gdy odchodzisz“. Jest to zbiór krótkich utworów poetyckich poÊwi´conych mojej mamie, opisujàcych jej zmaganie si´ ze Êmiercià (umar∏a na raka) i resztkami ˝ycia oraz odzwierciedlajàcych stany emocjonalne, w których si´ znajdowa∏em. Utwory te pisa∏em prawie na ˝ywo -cz´Êç z nich powsta∏a w autobusie, gdy wraca∏em ze szpitala. By∏ to swoisty zapis danej chwili, czyli coÊ, co moim zdaniem winna czyniç Sztuka. - Dzi´kuj´ za rozmow´.

Palenie tytoniu staje si´ coraz groêniejsze dla zdrowia ludzi i ucià˝liwsze dla ˝ycia w zbiorowoÊci spo∏ecznej. Koszty leczenia chorób odtytoniowych w znaczàcym stopniu obcià˝ajà bud˝ety s∏u˝by zdrowia wszystkich paƒstw. Producenci wyrobów tytoniowych zbijajà ogromne fortuny na produkcji i sprzeda˝y papierosów. Celem zwi´kszenia konsumpcji papierosów oraz wzrostu iloÊci palàcych, a to szczególnie w grupie m∏odzie˝y i kobiet, przemys∏ tytoniowy stosuje podst´pne metody w produkcji i reklamie. Wprowadza si´ celowo rozwiàzania technologiczne oraz substancje chemiczne pot´gujàce stan uzale˝nienia tytoniowego. Doprowadza to miliony ludzi do g∏´bokiego stanu fizjologicznego uzale˝nienia, a skutkiem tego do rozstroju zdrowia oraz zagro˝enia odtytoniowymi stanami chorobowymi. DziÊ ju˝ nie budzi wàtpliwoÊci, ˝e przemys∏ tytoniowy sprzedaje „zagro˝enie Êmiercià“. Nale˝y wspomnieç, ˝e w roku 2003 koncern Philips Morris zosta∏ skazany na wyp∏acenie 10 miliardów dolarów odszkodowania dla osób poszkodowanych uzale˝nieniem tytoniowym. Przemys∏ tytoniowy w swoich dzia∏aniach reklamowych oraz informacjach Êwiadomie zataja, ˝e w technologii stosowane sà ró˝ne substancje chemiczne zwi´kszajàce stany zgubnego dla organizmu, fizjologicznego uzale˝nienia, podobnego do uzale˝nienia od narkotyków. W oparciu o te fakty, we wrzeÊniu br. rzàd Stanów Zjednoczonych wszczà∏ proces sàdowy przeciwko koncernom tytoniowym, z ˝àdaniem odszkodowania w wysokoÊci 280 miliardów dolarów. Nazwa∏ je w swoim pozwie sàdowym organizacjami przest´pczymi dzia∏ajàcymi na szkod´ konsumentów. Jak nam wiadomo polski rzàd nie wyst´powa∏ i nie wyst´puje na podobnà drog´ sàdowà przeciwko przemys∏owi tytoniowemu w sprawie odszkodowania za zaistnia∏y stan uzale˝nienia tytoniowego palaczy oraz zagro˝enia ich powa˝nym uszczerbkiem na zdrowiu oraz chorobami odtytoniowymi. W zwiàzku z tym, w oparciu o polski Kodeks Cywilny, uruchamiamy zbiorowy pozew sàdowy z ˝àdaniem indywidualnego odszkodowania dla palaczy, którzy na skutek braku informacji na produktach tytoniowych o tzw. uzale˝nieniu, w efekcie palenia papierosów znaleêli si´ w stanie uzale˝nienia, a tym samym w stanie zagro˝enia rozstrojem zdrowia lub te˝ naruszeniem stanu zdrowia przez negatywne fizjologiczne skutki uzale˝nienia. Pozew sàdowy przygotowywany przez Polskie Stowarzyszenie Promocji Zdrowia i Edukacji Zdrowotnej (Rej. Sàdowy KRS nr 093076) jest oparty o dokument rzàdowy, tj. Narodowy Program Zdrowia (cel operacyjny nr 3) autorstwa Ministerstwa Zdrowia oraz program Âwiatowej Organizacji Zdrowia (WHO) zawarty w opracowaniu „Zdrowie 21. Zdrowie dla wszystkich w XXI wieku“, w zakresie zagro˝eƒ palenia tytoniu. Proces sàdowy prowadzony b´dzie w Sàdzie Cywilnym w Krakowie przez zespó∏ prawników powo∏any przy Stowarzyszeniu, oraz przy udziale bieg∏ych z 6 klinik uniwersyteckich, 2 centralnych instytucji rzàdowych, 3 uniwersyteckich katedr prawa oraz 3 instytutów Ministerstwa Zdrowia. W procesie tym na rzecz poszkodowanych, dla ka˝dej osoby wpisanej w zbiorczy pozew sàdowy, ˝àdaç b´dziemy odszkodowania w wysokoÊci 40, 60 lub 80 tysi´cy z∏otych, w zale˝noÊci od indywidualnych wskazaƒ palaczy w udzielonym nam pe∏nomocnictwie. Pozew sàdowy pozwoli na cz´Êciowà rekompensat´ za ból i krzywd´, zwiàzane ze skutkami zatajanych i niepublikowanych przez przemys∏ tytoniowy w swoich konsumenckich materia∏ach informacyjnych, informacji o uzale˝niajàcych w∏aÊciwoÊciach swoich produktów. Zapraszamy do udzia∏u w zbiorowym pozwie sàdowym wszystkich palàcych, którzy uznajà, ˝e: - zaistnia∏y stan uzale˝nienia wywo∏any paleniem tytoniu utrudnia∏, utrudnia lub uniemo˝liwia odzwyczajenie si´ od palenia papierosów; - odczuwajà w zakresie zdrowia negatywne objawy zwiàzane z paleniem. Osoby zainteresowane uzyskaniem indywidualnego odszkodowania w ramach zbiorowego pozwu sàdowego za zaistnia∏y stan uzale˝nienia od palenia papierosów oraz stany zagro˝enia zdrowia wynikajàce z uzale˝nienia od palenia papierosów oraz stany zagro˝enia zdrowia wynikajàce z uzale˝nienia, proszone sà o przys∏anie do Stowarzyszenia krótkiego pisma (z czytelnym adresem nadawcy) z proÊbà o dostarczenie ankiety zg∏oszeniowej oraz druku pe∏nomocnictwa. Do∏àczyç nale˝y znaczek pocztowy o wartoÊci 1,35 z∏ na list zwrotny. Po otrzymaniu listu Stowarzyszenie wyÊle zainteresowanym niezb´dne druki do podpisania (oÊwiadczenie i pe∏nomocnictwo) oraz informacj´ dotyczàcà uzale˝nienia wywo∏anego paleniem tytoniu. Dane w powy˝szych dokumentach traktowane sà jako poufne i b´dà udost´pnione jedynie sàdowi prowadzàcemu proces o odszkodowanie. Polskie Stowarzyszenie Promocji Zdrowia i Edukacji Zdrowotnej w Ârodowisku Pracy Sekcja Prawna 31-531 Kraków, ul. Âniadeckich 12B (bud. AWF), tel.: 012/430 07 47 e-mail: biuro@steduz.pl, www.steduz.pl

Panorama

19


RozmaitoÊci

W´drówki przedmiotów CZY GOYA MIA¸ CÓRK¢? Zupe∏nie nieoczekiwanie zosta∏em wplàtany w delikatne z natury kulisy ˝ycia rodzinnego wielkiego malarz hiszpaƒskiego Francisco Goyi (1746 - 1828) i co gorsze w te strefy ca∏kiem sekretne, wr´cz intymne. Ano có˝, bywa i tak na szlaku wielkiej przygody z obrazkami. A˝eby rzecz ca∏à wy∏uszczyç dok∏adnie, nale˝y si´ cofnàç w czasie a˝ do samego poczàtku, który nie zapowiada∏ póêniejszych niespodzianek. Na ma∏y, prawie miniaturowy portrecik (18 x 12,5 cm, p∏ótno na tekturze) natknà∏em si´ jak zwykle przypadkowo. Malowid∏o nie odznacza∏o si´ niczym szczególnym. Ot, stareƒki XIX-wieczny konterfekt smutnej panienki o du˝ych czarnych oczach. Obrazek delikatny, cienko malowany manierà dawnych mistrzów ale poziom artystyczny nie najwy˝szy, byç mo˝e praca zdolnego dyletanta lub osoby uczàcej si´ malarstwa. Mimo to wywo∏ywa∏ reakcje pozytywne. Twarz m∏odej kobiety czy mo˝e wra˝liwej dziewczyny, pe∏na powagi i napi´cia wewn´trznego uderza∏a szczeroÊcià wypowiedzi. Mo˝e autoportret? Subtelnà g∏ówk´ wy∏aniajàcà si´ z iÊcie rembrandtowskiego mroku zdobi∏ ni to kaptur ni kapuza, w okolicach dekoltu widnia∏a wiàzanka kwiatów. Niczego to niestety nie t∏umaczy∏o, ale by∏a za to sygnatura. W lewym

Sztambuch Pitery

Gra∏em z Tadziem w pokera... WieÊç o jego nag∏ej i przedwczesnej Êmierci przyjà∏em ze zdumieniem - ˝e taki wspania∏y facet, na oko okaz zdrowia, zszed∏ by∏ z tego Êwiata i wielkà przykroÊcià - ˝e nasza „telewizyjna“ przyjaêƒ nie rozwin´∏a si´, choç mia∏a na to wielkie szanse. By∏a wczesna wiosna, marzec 1973 roku. W bufecie katowickiej telewizji sta∏em w kolejce po kaw´ i nagle, tu˝ za sobà zobaczy∏em idola z okresu poczàtku moich studiów - bohatera filmu „Czarci ˚leb“, Tadeusza Szmidta! Zerkn´liÊmy na siebie, jednoczeÊnie si´ uÊmiechajàc, jakby w sekundzie nawiàza∏a si´ mi´dzy nami jakaÊ niç porozumienia. Po chwili, gdy ju˝ maszerowaliÊmy z naszymi kawami

20

dolnym rogu wykaligrafowano ∏adnym ale jakby dziecinnym charakterem pisma: „M. Weiss“. Oj, nie mog∏o byç gorzej! Nazwisko niemieckie, ale niezwykle popularne wsz´dzie - tak˝e u nas. Myszkuj´ jednak wytrwale po opas∏ych tomiskach ró˝nych êróde∏ i s∏owników, gdzie przeró˝nych Weissów dos∏ownie na kopy. Eliminuj´ jednego po drugim. Ten rzeêbiarz, tamten sztukator, jeszcze inny architekt. Ten za m∏ody, ów z innej epoki. I wreszcie we francuskim „Benezicie“ mam coÊ, co mi odpowiada: Hiszpaƒska artystka z 1 po∏. XIX wieku, Maria del Rosario Weiss, malarka rodzajowa i litograf, urodzona w Madrycie w 1814 r. zmar∏a w tym samym mieÊcie w 1845 r. Uczennica F. Goyi. Rytowa∏a portrety swego mistrza. Muzeum w Bordeaux przechowuje jej „Sylfid´“. Zaledwie tyle. Najpierw si´ ucieszy∏em, bo moja dziewczyna istotnie w iberyjskim typie a ulubione czernie Goyi znalaz∏y by tu kontynuacj´. Ale potem dosz∏a do g∏osu ostro˝noÊç. Nawiedzi∏y mnie wàtpliwoÊci i obawy. Mo˝e to bezczelnoÊç z mojej strony puszczaç si´ na a˝ tak ryzykownà nadinterpretacj´... Gdzie Madryt, Bordeaux a gdzie Katowice... Daleka droga. Przestraszy∏a mnie w∏asna odwaga. W koƒcu Êwiat a˝ si´ roi od przeró˝nych malujàcych M. Weissów...

do stolika (nawiasem mówiàc, odprowadzani zazdrosnymi spojrzeniami telewizyjnych kole˝anek i kolegów), dowiedzia∏em si´ od Tadeusza, ˝e zna dobrze mego warszawskiego stryja, krytyka filmowego i od razu przeszliÊmy na „ty“. Bo te˝, jak si´ póêniej okaza∏o, Tadeusz nie mia∏ nic z aktorskiej megalomanii - by∏ w uroczy sposób zwyczajny, pe∏en nieco sarkastycznego humoru. W tym czasie siedzieliÊmy w telewizji od rana do nocy, poniewa˝ on mia∏ próby spektaklu teatru telewizji pt. „Nie b´dzie zwyci´stwa Generale!“ w re˝yserii Zbigniewa Zbrojewskiego, ja zaÊ trzyma∏em nadzór autorski nad scenografià do recitalu Piotra Szczepanika. W trakcie przerw sporo rozmawialiÊmy o filmach Tadeusza, bo jako zagorza∏y kinoman nie mog∏em w ˝aden sposób przepuÊciç takiej okazji. Opowiada∏ mi o ciekawych i niecodziennych sytuacjach na planie „Czarciego ˚lebu“, „Przygody na Mariensztacie“ i „Morderca zostawia Êlad“. Ten ˝o∏nierski krymina∏ to dwie kreacje: Szmidta - który jak ma∏o kto pasowa∏ do ról mundurowych i Zbyszka Cybulskiego grajàcego kapitalnie jakiegoÊ handlarzyn´ w meloniku na g∏owie. W przedstawieniu „Nie b´dzie zwyci´stwa Generale“, oprócz Szmidta wystàpili

Panorama

Powoli trzeêwiejàc zrezygnowa∏em z dalszych poszukiwaƒ odk∏adajàc obrazek ad acta. Niezale˝nie jednak od wszystkiego postanowi∏em, przy pierwszej nadarzajàcej si´ okazji przyjrzeç si´ bli˝ej powik∏anym meandrom ˝ycia wielkiego Hiszpana. Tak na wszelki wypadek. Oglàdajàc niedawno ró˝ne pi´kne albumy w ksi´garni przy ulicy Skargi, natknà∏em si´ na najnowszà pozycj´ albumowà dotyczàcà

znani Êlàscy aktorzy, mi´dzy innymi Bernard Krawczyk czyli niezwykle popularny „Benio“ i Wincenty Grabarczyk. Wówczas katowicka telewizja nie nagrywa∏a jeszcze swoich programów na tzw. ampex, w zwiàzku z tym przygotowania, zw∏aszcza do wi´kszych widowisk trwa∏y d∏ugo i w czasie przerw ch´tnie graliÊmy w „krótkiego“ czyli pokera. Nie mog∏em wprost uwierzyç, ˝e gram w karty z cz∏owiekiem, którego jako student podziwia∏em na du˝ym ekranie, mo˝e nawet bardziej ni˝ aktorów z amerykaƒskich westernów. Tadeusz Szmidt by∏ znakomitym aktorem i niewàtpliwie zas∏ugiwa∏ na scenariusz pisany wy∏àcznie pod niego. Niestety, jak to cz´sto bywa, pozosta∏ niewykorzystany a z czasem nawet zapomniany. Spektakl w telewizji si´ skoƒczy∏, ja upora∏em si´ ze scenografià Szczepanika i po˝egnaliÊmy si´ na schodach katowickiego OÊrodka TVP. Powiedzia∏ do re˝ysera Zbrojewskiego: „To widzimy si´ nied∏ugo“ (chodzi∏o zapewne o jakàÊ nowà sztuk´). - Tak, tak - potwierdzi∏ re˝yser. - Tylko przyjedê. Dam Ci znaç kiedy. Przyjad´ na pewno - uÊmiechnà∏ si´ Tadeusz. I nie przyjecha∏... JERZY PITERA


Goyi (Taschen Art.). Toczàc heroiczne boje z przyrodzonym emerytowi skàpstwem, wybuli∏em za dosyç cienkà ksià˝eczk´ ponad 30 z∏. Na ok∏adce wdzi´czy∏a si´ za to do mnie przecudna Maja (niestety, ta ubrana) a na skrzyde∏ku obok autografu artysty znalaz∏em jego s∏awnà sentencj´: „Gdy rozum Êpi budzà si´ potwory“. Zaiste - westchnà∏em - uniwersalna maksyma; mój rozum zasnà∏ tylko na

chwil´ i natychmiast pojawi∏ si´ potwór rozrzutnoÊci... Otwieram zatem cennà ksià˝eczk´ i wertuj´ jà kartka po kartce, chcàc potwierdziç trafnoÊç wyboru. I nagle, jak to mówià, coÊ mnie tkn´∏o. Zapachnia∏o sensacjà! Wielkie nieba, ta twarz, ta kobieta czyli Leocadia Weiss na portrecie Goyi (str. 52) na pewno ma coÊ wspólnego z moim portrecikiem. Kszta∏t g∏owy, du˝e ciemne oczy, masywny nos no i usta niby mi´kkie ale jednak lekko zaciÊni´te, nieomal surowe. Co tu zresztà bawiç si´ w szczegó∏y, typ urody, psychologiczny wyraz twarzy obu paƒ Weiss jeÊli nie identyczny to mocno zbli˝ony do siebie. Wprost trudno daç wiar´ w∏asnym oczom. Niejako samo przez si´ nasuwa si´ domniemanie, ˝e mamy do czynienia z matkà i córkà - jak to lapidarnie wyra˝a staropolska przyÊpiewka: „Obok góry stoi górka Jaka maç taka i córka“. Ale nasze odczucia bywajà zawodne, pytam zatem kogo si´ da - domowników, goÊci, osoby przygodnie spotkane - czy dostrzegajà podobieƒstwo. Tak, tak - potwierdzajà indagowani - jest wyraêny zwiàzek mi´dzy tymi osobami. Teraz o to samo pytam tak˝e Szanownych Czytelników, zestawiajàc ze sobà odwa˝nie wiszàce w madryckim Prado popiersie towarzyszki ˝ycia Goyi z moim skromnym p∏ócienkiem. Pewne szczegó∏y dotyczàce biografii artysty wspierajà wyraênie mojà tez´, czyniàc jà

UÊmiechnij si´...

nieco mniej karko∏omnà. Goya owdowia∏ w 1812 r. a ju˝ rok póêniej zamieszka∏a z nim w jego „domu G∏uchego“ pod Madrytem nieÊlubna partnerka, 25-letnia Leocadia Weiss. Po 12 latach, jesienià 1824 artysta osiedli∏ si´ w Bordeaux we Francji razem z nià w∏aÊnie, i jej dzieçmi: synem i 10-letnià córkà Marià del Rosario. Ta przybrana rodzina towarzyszy∏a mu a˝ do Êmierci. Badacze ˝ycia Goyi dopuszczajà mo˝liwoÊç, i˝ biologicznym ojcem obojga dzieci pani Leocadii Weiss móg∏ byç w∏aÊnie on. Jest bardziej ni˝ prawdopodobne, ˝e Maria del Rosario Weiss jest nie tylko jak podaje „Benezit“ uczennicà Goyi lecz tak˝e osobà dalece bardziej mu bliskà... Data jej urodzin - ta w „Benezicie“ i ta w innych opracowaniach - pokrywa si´: rok 1814, Madryt. Tylko trzeba tu zadaç pytanie, jak mog∏a byç uczennicà swojego domniemanego ojca w tak m∏odym wieku, przed ukoƒczeniem 14 lat, tyle bowiem sobie liczy∏a w chwili zgonu artysty w 1828 roku. Prawdopodobnie uczy∏a si´ sama, podglàdajàc malarza podczas codziennej pracy. Jedynà szans´ rozwik∏ania zagadki daje muzeum w Bordeaux i konfrontacja przechowywanych tam prac Marii Weiss i jej podpisu z mojà minirewelacjà. Nie ma rady, trzeba pakowaç manatki i dalej w drog´! Jest jednak pewien szkopu∏, a raczej szczegó∏ w którym tkwi diabe∏... Otó˝: Wchodziç w drog´ F. Goyi zwyk∏y cz∏owiek si´ boi! a wi´c tak˝e... ANDRZEJ ¸OJAN

PROSTE JEDZENIE - PROSTE MYŚLENIE ZIEMNIAKI Z PIEKARNIKA Ziemniaki... Ka˝dy je zna, ale jak˝e rzadko decydujemy si´ na zrobienie z nich czegoÊ innego ni˝ w∏o˝enie do osolonej wody czy usma˝enie frytek. Przepis, który Wam dzisiaj proponuj´, jest równie szybki do wykonania, a ziemniaki smakujà dzi´ki niemu wyÊmienicie - sà bardzo aromatycznie, jak z jesiennego ogniska...

Przepis: 1 kg m∏odych ziemniaków, 3 - 4 ∏y˝ki oleju przyprawy do posypania: pieprz, bazylia, oregano, tymianek, kurkuma, papryka s∏odka, sól. Na wysmarowanej olejem blasze u∏o˝yç umyte i pokrojone w czàstki ziemniaki. Posypaç przyprawami i solà, piec w rozgrzanym piekarniku oko∏o 30 minut a˝ b´dà mi´kkie (mo˝na w ten sam sposób przygotowaç seler czy bak∏a˝any). Nie lubimy zmian, gdy˝ nowe cz´sto nas przera˝a, kojarzy si´ nam z dodatkowym wysi∏kiem. W kuchni jest jak w ˝yciu - spróbuj raz, drugi coÊ zmieniç i w efekcie mo˝esz nauczyç si´ prze∏amywaç stare przyzwyczajenia czy nawet strach. Mo˝e te˝ dzi´ki temu ∏agodniej spojrzysz na wszystko, co inne w Twoim ˝yciu. Tak˝e na ludzi wokó∏... EWA KMIECIK

Panorama

21


Wspomnienie o... JERZY DUDA-GRACZ (1941 - 2004)

Kiedyś będzie sławny By∏ rok 1971. Kole˝anka ze studiów zaproponowa∏a pójÊcie na wernisa˝ prac jej przyjaciela. - To znakomity malarz - powiedzia∏a.- KiedyÊ b´dzie s∏awny. Biuro Wystaw Artystycznych w Katowicach mieÊci∏o si´ na pi´trze kamienicy przy ulicy Dworcowej. Z okien widzia∏o si´ przeje˝d˝ajàce na wiadukcie pociàgi. Zaskoczenie. Takich obrazów, a raczej obrazków (dominowa∏y ma∏e p∏ótna) wówczas w Polsce si´ nie oglàda∏o. Dominowa∏a abstrakcja, formy kubistyczne, pejza˝e - a to by∏y scenki rodzajowe, sporo poÊwi´conych modnej wtedy „Silnej Grupie pod Wezwaniem“, z charakterystycznymi sylwetkami zwalistego Jacka Nie˝ychowskiego, kurduplowatego Kazimierza GrzeÊkowiaka i wiecznie zaskoczonego Krzysztofa Litwina. Ale i inne postaci na tych obrazach by∏y takie codzienne, odarte z jakiejkolwiek malarskiej tajemniczoÊci. Jeden z tych obrazów utkwi∏ mi na zawsze w pami´ci i spowodowa∏, ˝e zosta∏em admiratorem Jego twórczoÊci. Na niewielkiej p∏aszczyênie umieÊci∏ przysadzistego, szerokiego w barach, odzianego w grube sorty mundurowe sokist´, odbywajàcego rutynowy patrol na powierzonym mu odcinku torowiska. M´˝czyênie o prostackich rysach i surowym spojrzeniu towarzyszy∏ bezrasowy pies o sylwetce wilczura, z szerokà klatkà piersiowà i krótkimi ∏apami. åwierç wieku póêniej zobaczy∏em ten obraz w domu Artysty, w Jego osobistej galerii. Potem kole˝anka przedstawi∏a mnie chudemu m´˝czyênie o pszenicznych w∏osach, u∏o˝onych na „g∏upiego Jasia“ z grzywkà na czole, staropolskim wàsie majàcym przydawaç powagi i du˝ych okràg∏ych oczach. Ubrany by∏ w przyciasnawy jasnobràzowy garnitur ze sztruksu i przypomina∏ nieco postaci z wystawianych obrazów. - Jurek Duda-Gracz - przedstawi∏ si´. Zarówno pierwsza jak i druga cz´Êç nazwiska brzmia∏y ma∏o powa˝nie. Nie by∏ szczególnie mi∏y, sprawia∏ nawet wra˝enie bufona. Potem wielokrotnie spotykaliÊmy si´ na herbatce u Jolki, co jeszcze bardziej pog∏´bi∏o brak sympatii, ale nie zmieni∏o mojego odbioru jego sztuki. W 1978 lub ‘79 roku, ju˝ w nowoczesnym, obszernym katowickim pawilonie BWA mia∏

22

indywidualnà wystaw´. Jerzy Duda-Gracz by∏ ju˝ wówczas du˝ym nazwiskiem. Wiele si´ o Nim pisa∏o, Jego twórczoÊç stanowi∏a znakomity asumpt do dyskusji o dekadzie Gierka i has∏a „Aby Polska ros∏a w si∏´, a ludziom si´ ˝y∏o dostatniej“. Wr´cz symbolicznym sta∏ si´ du˝y obraz „Fucha, czyli jeêdziec Apokalipsy“ konterfekt polskiej klasy robotniczej, owej przewodniej si∏y narodu w pijanym galopie na lewizn´. Obraz klasy robotniczej w dziele Dudy-Gracza daleko odbiega∏ od przyj´tych zasad. Od „Podaj ceg∏´“ dzieli∏y go lata Êwietlne. Ale u Dudy- Gracza dostawa∏o si´ wszystkim: spragnionym letniej przygody, partyjnym urz´dnikom, duchownym i koÊcielnym dewotom. Do jego obrazów przylgn´∏a etykieta „publicystyczne“. Przez d∏ugie lata nie móg∏ si´ od niej uwolniç. To by∏a wygodna sytuacja, powo∏ywania si´ na Jego prace, popisywania znajomoÊcià z Nim. Jerzy sta∏ si´ pieszczochem warszawskich salonów, puszczajàcych oko, ˝e

Panorama

sà w opozycji do w∏adzy, tych partyjnych betonowych czó∏ek. OczywiÊcie ma∏o kto mia∏ odwag´ to uczyniç wprost, wygodnie by∏o bawiç si´ „a’la rebours“, co Êwiadczy∏o jednoczeÊnie o polocie, esprit. On sam mówi∏ mi wtedy, ˝e wyst´puje przeciwko g∏upocie, zak∏amaniu i ob∏udzie. Partia próbowa∏a go pozyskaç, opowiada∏ kiedyÊ jak jeden z miejskich sekretarzy namawia∏ go na namalowanie ogromnego portretu Lenina, który to portret przystroi∏by jakiÊ powa˝ny gmach z okazji rocznicy rewolucji. - Wszyscy to robià - przekonywa∏ sekretarz, obiecujàc niema∏e pieniàdze. Duda-Gracz powiedzia∏ mu- „zgoda, ale najpierw bior´ pieniàdze, a potem id´ na dwa lata odsiadki, lecz wy towarzyszu dostaniecie przynajmniej pi´cioletni wyrok i wilczy bilet do koƒca ˝ycia“. Takie dictum skutecznie ostudzi∏o zapa∏y partyjnego notabla. Kiedy wybuch∏a „SolidarnoÊç“ bardzo liczono na Jego zaanga˝owanie, tym bardziej, ˝e


Redaguje ANNA G¸UCH mia∏ opini´ artysty oÊmieszajàcego PRL-owskà rzeczywistoÊç. Powiedzia∏ mi wówczas: „A co, mia∏em tym rozglàdajàcym si´ za fuchà robociarzom domalowaç znaczek ‘SolidarnoÊci’; tym bo˝ym krówkom Êniàcym pijanym snem u∏o˝yç palce w charakterystycznym geÊcie?“. Miano Mu za z∏e, ˝e nie porwa∏ go wiatr odnowy, a ju˝ nigdy nie wybaczono Mu postawy po og∏oszeniu stanu wojennego. Miast zaszyç si´ w wewn´trznej emigracji, miast rysowaç sceny represji, zniewolenia narodu, zbojkotowa∏ bojkot, uwa˝ajàc, ˝e niezale˝nie od politycznych zawirowaƒ „pieʃ winna wyjÊç ca∏o“ - to znaczy nale˝y zachowaç, chroniç ˝ycie kulturalne i duchowe. Wtedy ca∏e to towarzystwo opozycyjne - w wi´kszoÊci sk∏adajàce si´ z miernot, frustratów, nieudaczników o wyolbrzymionych ambicjach - wyda∏o na Niego wyrok; wyrok nienawiÊci za brak w∏asnego talentu, w∏asne niepowodzenia, w∏asnà nikczemnoÊç. Przypominam sobie pewnego artyst´ (z racji posiadanego dyplomu Akademii), przekonujàcego mnie, ˝e mo˝e spojrzeç na swoje odbicie w lustrze, ˝e si´ nie zeszmaci∏. Zwyk∏y karierowicz, koÊcielny „przydupas“ móg∏ spokojnie patrzeç w lustro na swojà g∏upià g´b´, prawem wszystkich durni, którzy jak zetla∏e liÊcie uniós∏ wiatr historii 1989 roku. Administracyjnà decyzjà zamkni´to Jego galeri´ w bytomskim muzeum, w którym uda∏o Mu si´ stworzyç niezwyk∏y cykl spotkaƒ, rodzaj prawdziwie demokratycznego salonu, o jakoÊci którego nie stanowi∏ krój kreacji paƒ i marki samochodów panów. Traktowa∏ to pozornie ze spokojem. SpotykaliÊmy si´ przypadkowo na ulicy wymieniajàc nieweso∏e refleksje, potem w 1994 roku na szpitalnym korytarzu. By∏ po operacji. Chwali∏ si´, ˝e ma tytu∏ wicemistrza kliniki bodaj z szeÊcioma bypasami. Bezgranicznie wierzy∏ w wiedz´ i manualnà sprawnoÊç kardiochirurga profesora Andrzeja Bochenka. Nie czyni∏ z choroby tragedii, chocia˝ gdy kilka lat póêniej goÊci∏em w Jego domu, poddawa∏ si´ bez protestu rygorom sto∏owo-towarzyskim wyznaczonym przez lekarzy, a realizowanym przez Wilm´, Jego ˝on´, czyniàcà to z ogromnym wdzi´kiem i opiekuƒczoÊcià. Bardzo cz´sto mówiono o Nim: artysta kontrowersyjny. Nic bardziej b∏´dnego i absurdalnego. KtoÊ, kto tak mia∏ opanowany warsztat, tak ogromnà ∏atwoÊç malowania, ch∏onnoÊç, mistrzostwo tworzenia, postrzegania Êwiata, nie mo˝e byç ˝adnà miarà nazwany artystà kontrowersyjnym. Przypomina∏ troch´ Mozarta z „Amadeusza“. Tak jak tamtemu najpi´kniejsze melodie wyp∏ywa∏y lekko spod ràk, tak u Dudy rodzi∏y si´ obrazy. Mozart znalaz∏ z∏ego ducha w Salierim. Takich Salierich DudaGracz mia∏ wielu. Zazdroszczàcych Mu talentu, powodzenia, uznania. Po∏àczone si∏y miernot gotowe zniszczyç ka˝dy talent, nie tylko Jego. Owszem, by∏ kontrowersyjny jako cz∏owiek. ¸atwowierny, nazbyt otwarty, nie potrafi∏ przyjmowaç uwag. PrzeÊwiadczony o swoim talencie, swoich umiej´tnoÊciach, zawodzi∏ go instynkt samozachowawczy. Czasami brakowa∏o Mu umiej´tnoÊci dyplomatycznych, powiedzenia jednego s∏owa mniej. Mo˝e powinien czasami ferowaç mniej surowe oceny, wiedzàc, ˝e przecie˝ nie wszyscy zostali dotkni´ci „bo˝ym palcem“. A mo˝e to wynika∏o to z Jego wra˝liwoÊci, obawy o kolejne ataki antagonistów. By∏ „chory na Polsk´“. Stàd wiele si´ bra∏o i to wiele wyjaÊnia∏o. Polska to nie by∏ tylko krajobraz, tak wspaniale obecny w Jego obrazach, zw∏aszcza w tych z ostatnich dziewi´ciu lat. Polska by∏a dla Niego wartoÊcià nadrz´dnà. Byç mo˝e to tylko anegdota, lecz podobno nigdy nie posiada∏ paszportu. Nie pociàga∏ go lazur w∏oskiego czy francuskiego nieba, urok Êródziemnomorskich miast. Dlatego nie wyje˝d˝a∏ na swoje zagraniczne wystawy. Nie odnosi∏ tam zresztà wi´kszych sukcesów. By∏ niezrozumia∏y, nie dba∏ o marketing, chocia˝ Jego uczniowie, ci, którym pomaga∏ w postrzeganiu Êwiata, odnoszà poza granicami sukcesy. Bardzo si´ z tego cieszy∏. I by∏a to radoÊç najprawdziwsza. Malowa∏ du˝o. Pozostawi∏ ponad dwa tysiàce obrazów. I z czasem to one stanà si´ wy∏àcznà prawdà o Jerzym Dudzie-Graczu, tak, jak o innych wielkich mistrzach, gdzie ca∏a reszta s∏u˝y za anegdot´. A ja b´d´ pami´ta∏ jakby by∏o to wczoraj (no, mo˝e troch´ wczeÊniej) pierwszy kontakt z Jego sztukà, zapatrzenie w zwalistego sokist´ z psem i Jolk´, dumnà z takiego znajomego, mówiàcà: „To znakomity malarz, kiedyÊ b´dzie s∏awny!“.

Kultura

• WYDARZENIA • WYDARZENIA • ANTROPOLOGICZNE REWELACJE W INDONEZJI Arcyciekawego odkrycia dokona∏a mi´dzynarodowa grupa archeologów i antropologów na indonezyjskiej wyspie Flores. Znaleziono tam szczàtki osobników, których Êredni wzrost si´ga∏ oko∏o 1 metra, waga ok. 25 - 36 kg, a ich niewielka czaszka chroni∏a mózg wielkoÊci grejpfruta. Poczàtkowo wydawa∏o si´, ˝e sà to relikty jakiegoÊ m∏odego osobnika, lub po prostu ma∏py, jednak analiza uz´bienia jednoznacznie wskazywa∏a na to, ˝e sà to relikty nie tylko osobnika doros∏ego, ale tak˝e...cz∏owieka, poruszajàcego si´ na dwóch nogach, prawdopodobnie mówiàcego i wykonujàcego narz´dzia. Znalezione szczàtki datuje si´ na czas ok. 18 tysi´cy lat temu, a wi´c okres, gdy na terenie Europy od dawna nie by∏o ju˝ Neandertalczyka (tak samo w Azji), natomiast Homo sapiens wytwarza∏ ju˝ s∏ynne figurki paleolitycznej Wenus, a „chwil´ póêniej“ (dok∏adniej za tysiàc lat) malowa∏ wn´trza jaskini Lascaux, natomiast z ziem polskich ucieka∏ przed nadciàgajàcym akurat làdolodem. Naukowcy przypuszczajà, ˝e sà to przodkowie jakieÊ grupy Homo erectusa, którzy zatrzymali si´ na tej wyspie i ju˝ na niej zostali - przy nieodpowiednim po˝ywieniu, braku drapie˝ników oraz krzy˝owaniu si´ w obr´bie jednej grupy doprowadzi∏o to do ich skar∏owacenia. Znaleziono przy nich kamienne narz´dzia oraz szczàtki ró˝nych zwierzàt (niektóre by∏y najpewniej gotowane). Najstarsze koÊci Homo floresiensisa datuje si´ na 78000 i 94000 lat temu, a najm∏odsze byç mo˝e nawet na 13000 lat, wi´c przez jakiÊ czas „sàsiadowa∏“ on ze wspomnianym Neandertalczykiem i Homo sapiens. Przy tego typu odkryciach pojawia si´ wiele wàtpliwoÊci i pytaƒ czy aby na pewno odkryte narz´dzia by∏y wykonane przez tego Hobbita, jak nazwa∏y go od razu wszystkie media, czy mo˝e tylko przez niego zaadoptowane? Czy wybuch wulkanu by∏ koƒcem jego ˝ywota? Czy jacyÊ przedstawiciele tego gatunku przetrwali poza wyspà? Jak uda∏o si´ mu przetrwaç tak d∏ugo b´dàc ju˝ „zabytkiem“ ewolucji? Wreszcie, je˝eli tego typu odkrycia dokonano na tej wyspie, to czy w innych cz´Êciach Êwiata znajdziemy podobne rewelacje? Pytaƒ jest wiele, ale cieszy fakt, ˝e pojawiajà si´ nowe szczàtki cz∏owieka (zw∏aszcza tej rangi) dotyczàce jego ewolucji, dzi´ki czemu dyskusja nad jej przebiegiem jest wcià˝ ˝ywa. ˚ywa jak ostatni ju˝ przedstawiciel homo - Homo sapiens sapiens.

¸UKASZ WYRZYKOWSKI Foto ARC

Panorama

23


Kultura

Redaguje ANNA G¸UCH

• WYDARZENIA • WYDARZENIA • WYDARZENIA • WYDARZENIA • „TEATR ÓSMEGO DNIA“ MA JU˚ 40 LAT! Teatr Ósmego Dnia powsta∏ w 1964 r. Stworzyli go studenci polonistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Swà nazw´ zawdzi´cza aforyzmowi Ga∏czyƒskiego „siódmego dnia Pan Bóg odpoczywa∏, a ósmego stworzy∏ teatr“. Jak w programie Jubilaci napisali sami o sobie: „Teatr Ósmego Dnia jest jednà z kilku zaledwie wspólnot artystycznych na Êwiecie, które przetrwa∏y blisko pó∏ wieku tworzàc Teatr i uprawiajàc intensywnà dzia∏alnoÊç spo∏ecznà i kulturotwórczà. Spektakle Teatru Ósmego Dnia prezentowane sà na ca∏ym Êwiecie - seminaria, spotkania, wystawy Obchody 40-lecia istnienia tego niezwyk∏ego poznaƒskiego teatru rozpocz´∏y si´ 27 paêdziernika i potrwajà do grudnia br. Ten czas pozwoli zrealizowaç jubileuszowy projekt - „Osiem Dni Teatru Ósmego Dnia“, dajàcy mo˝liwoÊç zarówno nawiàzania do najwa˝niejszych wàtków prezentowanych przed laty, jak i do swoistego podsumowania dzia∏alnoÊci ju˝ w zupe∏nie innej rzeczywistoÊci ni˝ kiedyÊ, gdy wa˝nym kluczem do realizacji wizji artystycznych by∏a poetyka buntu, a wszelkie kontrkulturowe dzia∏ania i programowa polemika z istniejàcà rzeczywistoÊcià nie mog∏y liczyç nie tylko na uznanie, ale nawet na oficjalnà aprobat´ istnienia.

JAPONIA-POLSKA W LUBLINIE Ekspozycja „Japonia-Polska“ przygotowana zosta∏a w ramach projektu „Triennale 100 miast“ i zaprezentowana w Galerii Zamkowej w Lublinie. Sk∏adajà si´ na nià grafiki prawie 40. polskich i japoƒskich twórców. Wystawa pozwala doÊç miarodajnie poznaç to, co najlepsze we wspó∏czesnym obliczu grafiki w obu krajach. Swe prace prezentujà najwybitniejsi przedstawiciele gatunku, tworzàcy w najró˝niejszych technikach. Jest to wi´c tak˝e wartoÊciowy przeglàd stosowanych w grafice technik - od najstarszych (drzeworytu, miedziorytu) poprzez akwafort´, akwatint´ po serigrafi´ i grafik´ komputerowà.

24

i warsztaty twórcze przyciàgajà pokolenia widzów i uczestników. Nawiàzujàc do najwa˝niejszych wàtków swej historii chcielibyÊmy w ramach projektu Osiem Dni Teatru Ósmego Dnia przypomnieç to, co przez ostatnie lata okreÊla∏o sens naszej pracy, spotkaç si´ z widzami roboczo, pos∏uchaç, spojrzeç z dystansu i nabraç oddechu przed nowym rokiem, nast´pnym spektaklem, kolejnymi spotkaniami i rozmowami o najwa˝niejszych rzeczach w Polsce i Êwiecie“. W jubileuszowym programie Teatru znalaz∏y si´ m.in.: druga wersja spektaklu z 1973 roku „Ziemia niczyja“, spektakle „Taƒcz póki mo˝esz“, „Requiem“, „Tajemnica“ (wed∏ug Gombrowicza, wykonanie: Teatr Porywacze Cia∏), wystawa fotografii Joanny Helander (autorki g∏oÊnego filmu o poznaƒskich „Ósemkach“) i bardzo wa˝ne spotkania z dziennikarzem - wojennym korespondentem Wojciechem Jagielskim („Wie˝e z kamienia“) i poetà Ryszardem Krynickim.

Lubelska ekspozycja zosta∏a stworzona z dzie∏ takich twórców, jak m.in. Ikuta Koji, Tamekane Yashikatsu, Oa Kazuki, Jacek Sroka, Stanis∏aw Ba∏dyga i S∏awomir åwiek. Zdaniem krytyków, warsztat japoƒskich artystów stoi obecnie na najwy˝szym poziomie na Êwiecie. Grafika jako dziedzina sztuki jest tak˝e dzisiaj znacznie bardziej popularna w Kraju Kwitnàcej WiÊni ni˝ nad Wis∏à. Tym cenniejsza jest wystawa lubelska, potwierdzajàca jednoczeÊnie znaczenie projektu „Triennale 100 miast“, polegajàcego na popularyzowaniu twórczoÊci artystów grafików z ró˝nych krajów poprzez organizowanie akcji wystawienniczych w ró˝nych cz´Êciach Polski. Wystawa na Zamku w Lublinie czynna b´dzie do 5 grudnia br.

Panorama


Muzyka bez granic

Redaguje IZA LARISZ

• NOWOÂCI P¸YTOWE • NOWOÂCI P¸YTOWE • NOWOÂCI P¸YTOWE • ANTIMATTER Lights out Prophecy Production Drugi album brytyjczyków, po wydanym dwa lata temu debiutanckim krà˝ku Saviour, zamyka si´ w jasno okreÊlonej estetyce mrocznego rocka, charakterystycznej dla formacji Paterrsona (Anathema) i Mossa. I tym razem Antimatter osiàgn´li coÊ pomi´dzy soft gotykiem (w Polsce niepopularnym) i art rockiem. Repertuar tej p∏yty z powodzeniem pretenduje do muzyki filmowej jako Êcie˝ka do thrillera, tudzie˝ dreszczowca. Pomimo kilku niewàtpliwych atutów kompozycji - niezwykle rozbudowanych utworów, które w rezultacie osiàgajà efekt minimalistyczny, bogactwa efektów dêwi´kowych (pog∏osy, echa), dominujàcych partii instrumentalnych oraz wszechobecnego klimatu subtelnego mroku - za mankament p∏y-

ty nale˝y uznaç tendencyjnie zaz´biajàce si´ wzajemnie utwory, które ostatecznie dajà efekt zupe∏nie nie s∏u˝àcy tej p∏ycie, sprawiajàc, jakby album sk∏ada∏ si´ z jednego granego w kilku wersjach utworu, którego koƒca trudno si´ spodziewaç. W efekcie ogólnym p∏yta jest spójna i przewidywalna, nadajàca si´ do s∏uchania w okreÊlonym kontekÊcie czasu i miejsca, jednak jako materia∏ refleksyjny w naturalny sposób wymaga od s∏uchacza ogromnego skupienia. Przekornie konkludujàc: Antimatter wykreowa∏ niepopularnà mieszank´ art rocka i subtelnego gotyku, ocierajàc si´ o emo-rock i jednostajnoÊç formy, przez co p∏yta w ostatecznym rozrachunku wypada nudnawo. Pojawia si´ jednak cieƒ nadziei koƒca akustyczno-melancholijnego mroku b´dàcego dotàd wizytówkà Antimatter, zespó∏ bowiem koƒczy prac´ nad najnowszà produkcjà studyjnà, która

b´dzie nosiç tytu∏ Planetary Confinement , która jeÊli wierzyç Brytyjczykom, ma byç muzycznie znacznie ˝ywsza. Oby - Lights Out wypada bowiem bardzo przeci´tnie, z pewnoÊcià cieszàc jednak ucho fanów gotyku.

• JEDYNE TAKIE MIEJSCE • JEDYNE TAKIE MIEJSCE •

Met al Cave

O tym, ˝e dramatyczna sytuacja panuje w polskim przemyÊle muzycznym wie ka˝dy, kto choç elementarnie anga˝uje si´ w muzyk´, a któ˝ nie bardziej ni˝ fani, którzy nie mniej negatywnie oceniajà kondycj´ polskich klubów muzycznych uznajàc jà za tragicznà. Chodzi przecie˝ o miejsca, których idea zamar∏a w skamienia∏ej i pozbawionej znaczenia nazwie. Kluby - ostoja bardziej wyrafinowanych dyskotek, których ambicjonalne przeznaczenie sta∏o si´ jedynie chorym wyobra˝eniem ich w∏aÊcicieli. Kluby muzyczne, zw∏aszcza studenckie, uleg∏y prymitywnym schematom poda˝y i popytu, czego dowodem jest tradycyjne ju˝ schlebianie grupie docelowej - „wczesnemu liceum“, które przychodzi na „dicho“ zasmakowaç enigmatycznej doros∏oÊci, by przez kilka godzin poczuç si∏´ studenckiej dekadencji. Bananowa m∏odzie˝ wypar∏a z klubów muzycznych ich klubowy fluid oraz ambitny rockowy repertuar, eksmitujàc maluczkich rockmanów na ponury wieczorowà porà bruk, na którym pró˝no szukaç cywilizowanych form czerpania energii, jakà w normalnych warunkach winny zapewniaç kluby muzyczne. Szcz´Êliwie, czasem sprawy w swoje r´ce biorà odwa˝ni animatorzy rocka klubowego, a owocem tej˝e odwagi cywilnej jest nowopowsta∏y warszawski rockmetalowy pub Metal Cave, dzia∏ajàcy od paêdziernika tego roku. Ludzie z Metal Cave mówià, ˝e to jedyne takie miejsce w stolicy i nie ma w tym twierdzeniu cienia taniej kokieterii. Miejmy nadziej´, ˝e nie-

bawem b´dzie takich „jedynych miejsc“ w Polsce wi´cej. Klub promuje nie tylko dobrze znanà ju˝ scen´ - g∏ównie metalowà, ale stawia na m∏odych twórców umo˝liwiajàc debiutantom nagranie swojego pierwszego w ˝yciu singla, w ramach odbywajàcego si´ cyklicznie w ka˝dy wtorek konkursu M∏oda Krew, z którego raz na trzy miesiàce jury wybiera zwyci´zc´ ci´˝kiego grania. ZnakomitoÊç tego miejsca wynika przede wszystkim z niezale˝noÊci samego klubu i jego twórców. Prócz Êwietnie wyposa˝onego pubu, przystosowanego do profesjonalnych koncertów, jego wspó∏w∏aÊciciel - Jacek Melnicki (znany z formacji LSD oraz by∏y muzyk Riverside) jest tak˝e szefem doskonale znanego w kr´gach niezale˝nego rocka, warszawskiego studia DBX powsta∏ego w 1999 roku, które prócz równie doskona∏ego wyposa˝enia dysponuje znakomitymi muzykami sesyjnymi, wÊród których wymieniç nale˝y choçby: perkusist´ Piotra Pniaka (Proletaryatu i Ametrii), basist´ Jacka Woêniaka (Testor), Mart´ Frakstein - skrzypce (ex-Naamah) oraz wspomnianego Jacka Melnickiego odpowiadajàcego za klawisze, a tak˝e skompletowanà sekcj´ d´tà. Metal Cave nie jest kolejnym knajpianym wybrykiem na muzycznej mapie polskich pubów, w których wartoÊç browarnego p∏ynu wyrasta ponad epizodycznoÊç koncertów (to rzeczywistoÊç krajowych barów szybkiego sp∏awiania). Na odsiecz takiemu wizerunkowi nadwiÊlaƒskich knajp kroczy dumnie Metal Cave, którego Êciany ka˝dego dnia trz´sà si´ w posadach w rytm mrocznych akordów; bo kto tu te˝ nie gra∏ - Dissection (szwedzki pogromca melodyjnego black metalu), Schizma, Moja Adrenalina, Hermh, Luna Ad Noctum i ca∏e zast´py niezale˝nych twórców, od których grafik klubu na kolejne miesiàce p´ka w szwach. W tym barze (który przez cztery dni w tygodniu jest NORMALNYM pubem, a na zakàsk´ do piwa sàczy si´ do ucha b∏ogos∏awiony rockowo-metalowy repertuar), dziejà si´ prawdziwie dantejskie sceny -chocia˝by cotygodniowe imprezy metalowe prowadzone przez DJ-ów. Metal Cave daje nadziej´, rozchmurza depresyjne myÊli na temat kondycji polskiego rocka b´dàcego nieprzerwanie na wygnaniu nie tylko w mediach, tak˝e w przestrzeni publicznej. Ten klub mo˝e okazaç si´ koniem trojaƒskim palàcym przyjemnie i odnawiajàcym si´ naskórkiem na zranionej muzyce rockowej w tym kraju. Oby. Zaglàdajcie do Metal Cave - miejsca tworzonego przez ludzi z pasjà i nami´tnoÊcià do piekielnych dêwi´ków!

Panorama

25


Muzyka bez granic

• POLECAM • POLECAM •

• NEWS • NEWS • NEWS • NEWS

SACRIVERSUM Sigma Draconis MMP

Nowy Delight

W tym roku zespó∏ skoƒczy∏ 12 lat i nagra∏ najlepszà p∏yt´ w karierze. Nigdy nie przepada∏am za dêwi´kami tworzonymi przez ∏odzian, a ostatnia p∏yta Mozartia, która wysz∏a rok temu, bardzo mnie nu˝y∏a. Tym razem jest inaczej. Nie b´d´ jednak pisa∏a peanów pochwalnych, bo Sigma Draconis to porzàdny krà˝ek, ale nie rzuca na kolana. Zespó∏ nadal jest wierny mieszaninie death/gothic/heavy metal. Poza ostrymi riffami i melancholijnymi melodiami sà tak˝e progresywne fragmenty. Jest to zw∏aszcza uwypuklone w „Land Of Planet Hell“. Jeden z najlepszych kawa∏ków na p∏ycie. Fundament muzyczny Sacriversum jest wcià˝ ten sam. Ostry m´ski growling miesza si´ z czystym, kobiecym g∏osem, przestrzenne klawisze i last but not least, ci´te riffy i ciekawe solówki. Jednak kompozycje na nowym albumie sà zdecydowanie ciekawsze ni˝ poprzednie produkcje grupy. Zespó∏ jest na fali wznoszàcej i teraz z wi´kszym zaciekawieniem si´gn´ po ich kolejny krà˝ek.

Ukaza∏a si´ kolejna p∏yta Delight zatytu∏owana Od Nowa. Znalaz∏o si´ na niej jedenaÊcie utwór. Paulina MaÊlanka po raz pierwszy Êpiewa tylko po polsku (równoczeÊnie ukaza∏a si´ te˝ wersja angloj´zyczna). Delight postawi∏o na nowoczesnoÊç, i poza typowym instrumentarium rockowo-metalowym pojawiajà si´ sample i loopy. Zespo∏u ze Skawiny nie mo˝na obecnie okreÊliç jako reprezentanta gotyckiego rocka czy metalu, bo pojawiajà si´ tu równie˝ nu-metalowe riffy. P∏yt´ koƒczy pi´tnastominutowy instrumentalny utwór zatytu∏owany „Sen“, który zawiera muzyk´ eksperymentalnà.

22 p∏yty SBB 29 listopada uka˝e si´ 22-p∏ytowy box legendy polskiego rocka - grupy SBB (limitowana edycja - 1000 r´cznie numerowanych egz.). B´dzie to muzyczne kompendium wiedzy o SBB - zespole, który okrzykni´to bandem

• LIVE • LIVE • LIVE • LIVE • LIVE • LIVE • LIVE • LIVE • Samael, Flowing Tears, StrommoussHeld 30.10. 2004 MEGA CLUB Minitrasa Szwajcarów po Polsce zwiàzana by∏a z promocjà najnowszej ich p∏yty Reign Of Light. Krà˝ek ukazuje nowe oblicze zespo∏u, które jest mi obce. Weso∏a muzyczka do poruszania si´, poskakania i potaƒczenia. Zespó∏, który kiedyÊ by∏ uwa˝any za jeden z najmroczniejszych zespo∏ów metalowych na Êwiecie, zmieni∏ si´ nie do poznania. Eksperymenty na Passage, czy Eternal przypad∏y mi do gustu, czego ju˝ nie mog´ powiedzieç o Reign Of Light, zw∏aszcza kiedy przes∏ucha si´ ich poprzednie albumy i nowà p∏yt´. Jedyne podobieƒstwo to g∏os

26

Vorpha. Pomimo tego, ˝e w sk∏adzie nadal jest trójka: Voprh, Xy i Masmiseim zespó∏ powinien zmieniç nazw´. Ju˝ podczas ostatniego wyst´pu na Metalmanii, Samael bardzo mnie rozczarowa∏. W Mega Clubie widzia∏em ich po raz szósty i by∏ to zdecydowanie ich najgorszy wyst´p. Mojego sceptycyzmu nie podziela∏a jednak wi´kszoÊç fanów grupy, których by∏o oko∏o pó∏ tysiàca. Zespó∏ zosta∏ bardzo dobrze przyj´ty. Zresztà, w naszym kraju zawsze cieszyli si´ du˝à estymà. Obawiam si´, ˝e kolejna p∏yta Samaela b´dzie jeszcze bardziej popowa i ju˝ nied∏ugo znajdà si´ na listach przebojów. O to równie˝ b´dzie zabiegaç Flowing Tears, których muzyka podobnie jak Samael nie wiele ma wspólnego z metalem.

Panorama

Honoru ostrej muzyki broni∏ katowicki StrommoussHeld, który na koncertach wychodzi zdecydowanie agresywniej ni˝ na p∏ytach. Transowa, mocna muzyka. A.E.


Muzyka bez granic

Redaguje SABINA B¸A˚Y¡SKA

• NEWS • NEWS • NEWS • NEWS • NEWS • NEWS • NEWS • NEWS • 45-lecia polskiego rocka. Jest to pierwsze tak kompleksowe i obszerne przedsi´wzi´cie w historii fonografii polskiego rocka. Box obejmuje wszystkie katalogowe p∏yty SBB (SBB, Nowy horyzont, Pami´ç, Ze s∏owem biegn´ do Ciebie, Wo∏anie o brz´k szk∏a, Jerzyk, Follow My Dream, Amiga Welcome, Memento z banalnym tryptykiem, Live 1993, Live In America ‘94, Absolutely Live ‘98, W filharmonii: akt 1, W filharmonii: akt 2, Goodbye /The Golden Harp, Karlstad Live ‘75, Budai Ifjusagi Park - Live ‘77, Nastroje Gattingen, Alte Ziegelei ‘77). Wszystkie p∏yty sà zremasterowane i wzbogacone o ponad 60 bonusów (wÊród nich niepublikowane nagrania). P∏yty dost´pne wy∏àcznie w tym boxie! SBB to zespó∏-legenda w dziejach polskiego rocka. Zaczynali w 1971 roku jako Silesian Blues Band, póêniej dwa lata grali u boku Czes∏awa Niemena pod szyldem grupy Niemen, by wreszcie w 1974 roku zaistnieç pod skróconà nazwà SBB, rozwijanà jako „Szukaj, Burz, Buduj“. Józef Skrzek, Apostolis Antymos i Jerzy Piotrowski do roku 1980 nagrali szereg p∏yt z Polsce i poza jej granicami oraz zagrali setki koncertów w ca∏ej Europie, stajàc na jednej scenie obok takich gwiazd jak Bob Marley (Roskilde Festival '78), Elton John, Thin Lizzy, Canned Heat, Omega, czy Klaus Schultze. Na poczàtku lat 90. powrócili po ponad dziesi´cioletnim milczeniu w poszerzonym sk∏adzie, zagrali tak˝e szereg koncertów w USA. Kolejny powrót zespo∏u odby∏ si´ w roku 1998 - Jerzego Piotrowskiego zmieni∏ wówczas Miros∏aw Muzykant, a tego w 2000 roku zmieni∏ Paul Wertico, uwa˝any za jednego z najlepszych perkusistów Êwiata (wczeÊniej gra∏ przez 18 lat w Pat Metheny Group). W tym sk∏adzie zespó∏ dzia∏a do dziÊ. Box SBB - An-

thology 1974-2004 jest podsumowaniem dotychczasowej kariery zespo∏u. Ca∏oÊci dope∏nia 30-stronnicowa ksià˝eczka pe∏na zdj´ç i faktów z zawi∏ych losów zespo∏u. Wi´cej informacji na stronie internetowej www.sbb.pl

Powrót Pandemonium

Po odzyskaniu praw do oryginalnej nazwy na scen´ powraca legenda polskiej sceny lat 90. - ∏ódzki Pandemonium. Zespó∏ osiàgnà∏ du˝à popularnoÊç ponad dziesi´ç lat temu za sprawà kultowego demo Devilri oraz dobrze przyj´tego debiutu The Ancient Katatonia . Przez ostatnie kilka lat funkcjonowa∏ pod nazwà Domain. Nowa p∏yta b´dzie nosiç tytu∏ The Zonai. Paul, za∏o˝yciel zespo∏u, jest bardzo zadowolony z przebiegu nagraƒ: - Materia∏ zaczyna wyrastaç na ca∏kiem odwa˝nà, zdecydowanà i ciekawà produkcj´. Ufam, ˝e The Zonai zadowoli nawet najbardziej wybredne metalowe gusta. Nowe Pandemonium to synteza tradycji i nowego spojrzenia na muzyk´. Sà utwory nawiàzujàce do twórczoÊci Pandemonium z ubieg∏ego stulecia oraz tchnienie i duch w∏aÊciwe do obranego ju˝ jakiÊ czas temu kursu... B´dzie ci´˝ko i motorycznie. Dosz∏y klawisze i ró˝nego rodzaju... nazwijmy to: elementy elektroniczne. My jako Pandemonium jesteÊmy ogromnie zadowoleni z materia∏u. Zgodnie i jednog∏oÊnie! Premiera p∏yty The Zonai przewidziana jest na 29 listopada. Wydawcà b´dzie Mystic Production. Wiosnà przysz∏ego roku zespó∏ planuje intensywnie promowaç nowà p∏yt´ na trasie koncertowej, u boku Behemoth. Wszelkie informacje dotyczàce zespo∏u znajdziecie na stronie www.pandmonium.metal.pl.

• ODRADZAM • ODRADZAM • ODRADZAM • ODRADZAM • SYSTEM SHOCK Artic Inside Karmageddon/Mystic Nazwa System Shock dotychczas kojarzy∏a mi si´ z wytwórnià p∏ytowà. Tym razem mamy do czynienia ze szwedzkim bandem, który jest kalkà In Flames i Dark Tranquility. Ju˝ po pierwszym utworze „Devilwish“ mam dosyç. Ile mo˝na s∏uchaç klonów wspomnianych wczeÊniej zespo∏ów!? Takà muzyk´ okreÊla si´ melodyjnym death metalem, ale jedyne co ma to wspólnego z deathem to ostry, chropowaty wokal. Muzyka jest melodyjna, s∏odka i przyjemna. Otwierajàcy p∏yt´ „Devilwish“ wprowadza troch´ w b∏àd, bo w dalszej cz´Êci p∏yty jest ju˝ ciekawiej. Du˝à rol´ odgrywajà tutaj klawisze. Muzyka jest bardziej skomplikowana i mniej In Flamowska, jednak mimo tego p∏yta nie jest warta polecenia. Ok∏adk´ narysowa∏ nadworny artysta In Flames i Dark Tranquility, czyli Niklas Sundin, ale co z tego, skoro rysunek jest przeci´tny. „Gratulacje“ równie˝ za ksià˝eczk´ - aby przeczytaç teksty, trzeba zakupiç lup´.

Panorama

27


Pod §

Turnus mija, a ja niczyja - mawiajà ponoç niektóre panie, zawiedzione przebiegiem leczenia w sanatorium. W takich miejscach równie wa˝ne jak zabiegi lecznicze i rehabilitacyjne, jest poczucie w∏asnej wartoÊci kuracjusza. A jak kobieta ma czuç si´ dowartoÊciowana, jeÊli przez kilka tygodni nie zainteresuje si´ nià ˝aden m´˝czyzna? Mà˝ przyje˝d˝ajàcy na niedzielne odwiedziny oczywiÊcie si´ nie liczy. W s∏ynnym oÊrodku balneologicznym, tj. specjalizujàcym si´ w leczeniu poprzez kàpiele, facetów by∏o niestety jak na lekarstwo. Na domiar z∏ego, jak tylko jakiÊ m´˝czyzna jeszcze do rzeczy si´ pojawi∏, to z regu∏y mia∏ wielkie powodzenie u damskiego personelu uzdrowiska, którego Êrednia wieku by∏a wyraênie ni˝sza od tej samej przeci´tnej kuracjuszek. A ponadto personel ten mia∏ te˝ wyjàtkowe podejÊcie do swoich podopiecznych p∏ci m´skiej, o czym mo˝e Êwiadczyç chocia˝by fakt, ˝e kilka sanatoryjnych personelowopacjenckich romansów zakoƒczy∏o si´ ma∏˝eƒstwami. M´˝ów podczas zabiegów wodoleczniczych i borowinowych upatrzy∏y sobie chyba ze trzy kàpielowe, dwie piel´gniarki (w tym jedna naczelna) oraz - o zgrozo pewna pani doktor. Tak si´ jednak dziwnie sk∏ada∏o, ˝e jak tylko która zwiàza∏a si´ z by∏ym kuracjuszem w´z∏em ma∏˝eƒskim, to zaraz zmienia∏a prac´. Âwiadomi rzeczy mówili, ˝e nie dziwota, i˝ facet który na w∏asne oczy zobaczy∏ uzdrowiskowe ˝ycie towarzyskie, zabiera∏ czym pr´dzej stamtàd swojà ˝on´. Dosz∏o wr´cz do tego, ˝e mimo panujàcego bezrobocia, oÊrodek przejÊciowo boryka∏ si´ z problemami kadrowymi. W zwiàzku z powy˝szym dyrekcja kurortu (w ca∏oÊci m´ska) wyda∏a swojemu personelowi bia∏emu i nie tylko, kategoryczny zakaz zawierania bli˝szych znajomoÊci z kuracjuszami, pod groêbà kar regulaminowych, z zabraniem miesi´cznej premii w∏àcznie. Dyrekcji nie chodzi∏o tu tylko o zatrzymanie odp∏ywu si∏y najemnej, ale tak˝e o zmian´ opinii o firmie u kuracjuszy, a ÊciÊlej poddajàcych si´ zabiegom paƒ. WÊród kobiet bywajàcych u wód rozesz∏a si´ bowiem pog∏oska, ˝e s∏ynny oÊrodek balneologii zaniedbuje organizacj´ czasu wolnego swoich goÊci. Nie urzàdza wieczorków zapoznawczych, tylko sam wybiera sobie co przystojniejszych pacjentów, aby zawieraç z nimi prywatne znajomoÊci. Zorganizowano wi´c pierwszy od wielu turnusów wieczorek, ale impreza znów bardziej przypomina∏a babski comber ni˝ zabaw´ koedukacyjnà. Przydrepta∏o na nià wprawdzie kilku emerytów i rencistów, ale

28

nie dopisa∏ najm∏odszy i najprzystojniejszy z kuracjuszy, który ju˝ pierwszego dnia wpad∏ w oko wielu kobietom. A gdy jeszcze z biura meldunkowego jakimÊ cudem wynios∏a si´ wiadomoÊç, ˝e pan Marek jest stanu wolnego, to nawet niektóre panie z personelu gotowe by∏y dla takiej partii z∏amaç wspomniany zakaz. Facet tymczasem unika∏ towarzystwa, bo by∏ autentycznie chory. Na szcz´Êcie nic nie zagra˝a∏o jego ˝yciu, ale jeszcze przez pewien czas grozi∏a mu niepe∏nosprawnoÊç, po niebezpiecznie wyglàdajàcym wypadku w kopalni. Otó˝ ów sztygar wpad∏ by∏ do szybu g∏´bokiego na 650 metrów i, o dziwo, prze˝y∏. ˚ycie zawdzi´cza zarówno temu, ˝e wylàdowa∏ na dachu b´dàcej znacznie bli˝ej windy, jak równie˝ swojej przytomnoÊci. Spadajàc bowiem w ciemnà czeluÊç, uchwyci∏ si´ liny od wspomnianej windy, dzi´ki czemu stopniowo wytraca∏ pr´dkoÊç. Tym sposobem wyszed∏ z opresji ˝ywy, ale r´ce i nogi mia∏ poparzone od wielkiego tarcia, mimo posiadania odzie˝y ochronnej. Szczególnie jego d∏onie wymaga∏y rehabilitacji, wi´c jak mu by∏o iÊç na wieczorek zapoznawczy, gdzie trzeba podaç kobiecie r´k´, zataƒczyç, a potem uprzejmie otworzyç jakieÊ drzwi. Biedak w prozaicznych czynnoÊciach musia∏ byç wyr´czany przez piel´gniark´, co poczàtkowo by∏o dla niego doÊç kr´pujàce. AliÊci znalaz∏a si´ kuracjuszka, która gotowa by∏a z kolei wyr´czyç w sprawowaniu opieki nad panem Markiem sanatoryjny bia∏y personel. Cierpiàca na reumatyzm nauczycielka wychowania fizycznego, niejaka magister Agnieszka, podj´∏a si´ smarowaç in˝ynierowi sztygarowi chleb mas∏em, mieszaç herbat´ oraz wykonywaç za niego wiele innych czynnoÊci, wymagajàcych trzymania w r´kach drobnych przedmiotów. OczywiÊcie wszystkie posi∏ki Marek jada∏ nie w ogólnej sto∏ówce, a w swoim pokoju, dokàd Agnieszka mia∏a wst´p w∏aÊciwie nieograniczony. Nie znaczy to, ˝e goÊcinnoÊci gospodarza nadu˝ywa∏a. Z kolei on czu∏ si´ skr´powany prosiç jà o oddanie kolejnych przys∏ug, w zwiàzku z czym powsta∏o mi´dzy nimi jakieÊ niedopowiedzenie. Tymczasem dla paƒ z personelu wszystko by∏o jasne, wi´c serwujàca górnikowi zabiegi kàpielo-

Panorama

Foto Eugeniy Pavlov „Untitled“

Zabiegi u wód

wa wcale si´ nie zdziwi∏a, kiedy pani Agnieszka zechcia∏a jà wyr´czyç podczas dodatkowego hydromasowania Marka po kolacji. Nauczycielka sama zresztà leczy∏a w ten sposób swój kr´gos∏up, wi´c wiedzia∏a co i jak. Przyj´te na siebie zadanie podj´∏a si´ nawet wykonaç po omacku, twierdzàc, ˝e w ∏azience przepali∏a si´ w∏aÊnie ˝arówka. No, ale w przypadku masa˝y najwa˝niejsza jest dotykowa znajomoÊç anatomii. Aby dotyk by∏ jeszcze pe∏niejszy, terapeutka równie˝ wesz∏a do wanny, przy milczàcym przyzwoleniu masowanego. Zresztà cisza panowa∏a podczas ca∏ego zabiegu, jeÊli nie liczyç chlupania strumieni wody. Dopiero na koniec Agnieszka zapyta∏a Marka o wra˝enia, ale on nie odpowiada∏. Gdy poszuka∏a r´kami jego g∏owy, okaza∏o si´, ˝e jest ona ca∏kowicie zanurzona pod wodà. Nie bez trudu ochotniczka wy∏owi∏a pacjenta, ale ten nie dawa∏ znaków ˝ycia. Agnieszka w samym szlafroku pobieg∏a wi´c po pomoc. Dopiero zespó∏ reanimacyjny przywróci∏ Markowi oddech. Lekarz pogotowia nie móg∏ przemilczeç wypadku i zameldowa∏ o nim organom Êcigania, które bez trudu ustali∏y, ˝e dosz∏o do szeregu zaniedbaƒ i z∏amania medycznych procedur. Kobieta, która odstàpi∏a zabieg kuracjuszcze, nie mia∏a ju˝ szans poderwania kogokolwiek w sanatorium, gdy˝ zosta∏a wyrzucona z pracy. Wuefistka zaÊ jest oskar˝ona o sprowadzenie bezpoÊredniego zagro˝enia dla zdrowia i ˝ycia, choç jej ofiara nie obcià˝a∏a w swoich zeznaniach nikogo. MAGMA VII


Na czterech kó∏kach

Redaguje JACEK KUCHARSKI

Dacia Logan już w Polsce stanie tych samych elementów, które sprawdzi∏y si´ w innych modelach Renault daje klientom gwarancj´ niezawodnoÊci. Logan charakteryzuje si´ niskim zu˝yciem paliwa oraz niewielkimi kosztami eksploatacji. W cyklu mieszanym samochód w wersji silnikowej 1.4 l zu˝ywa jedynie 6,8 litrów paliwa na 100 km. Technologia Renault pozwoli∏a na zwi´kszenie przebiegów mi´dzy przeglàdami. W ten sposób wymiana oleju, Êwiec i filtra powietrza b´dzie wykonywana co 30.000 km.

Mi´dzynarodowe auto Logan spe∏nia równie˝ wszystkie mi´dzynarodowe i unijne standardy w zakresie emisji spalin i ha∏asu oraz powtórnego wykorzystania surowców u˝ytych do produkcji samochodu. Ten nowy model Dacii przystosowany jest do ró˝nych warunków atmosferycznych i zró˝nicowanej jakoÊci dróg. Samochód mo˝e bez uszkodzeƒ pokonywaç drogi o zniszczonej lub nawet nieutwardzonej nawierzchni oraz strome wzniesienia.

Rewolucja na rynku samochodowym Firma Renault wprowadza na rynek Polski samochód Dacia Logan - bezkonkurencyjny pod wzgl´dem relacji jakoÊci do ceny. Sprzeda˝ Logana rozpocznie si´ w lutym 2005, a promocyjna cena podstawowej wersji wynosi 29.900 z∏otych. Po raz pierwszy w Polsce Dacia Logan jest prezentowana w czasie targów Motor Show 2004. - WykorzystaliÊmy to co najlepsze w Renault, aby stworzyç nowoczesny, niezawodny samochód o bardzo atrakcyjnej cenie - mówi Olivier Murguet, Prezes Renault Polska. - Liczymy, ˝e jego wprowadzenie pozwoli Grupie Renault na zwi´kszenie jej udzia∏ów w rynku polskim do ponad 10% w 2005 roku. Cena przestronnego, rodzinnego Logana jest porównywalna do cen samochodów ma∏ych, które stanowià 10% polskiego rynku. - Dystrybucja samochodów marki Dacia, cz´Êci zamiennych i akcesoriów b´dzie prowadzona za poÊrednictwem wybranych koncesjonerów Renault, z którymi podpisane zostanà odpowiednie umowy. Ekspozycja odbywaç si´ bedzie w wydzielonych i odpowiednio oznakowanych strefach zarezerwowanych dla Dacii lub w salonach przeznaczonych wy∏àcznie dla tej marki. Poczàwszy od 15 listopada klienci obs∏ugiwani b´dà w 55 punktach sprzeda˝y. Od po∏owy lutego przysz∏ego roku sieç ta zostanie powi´kszona do 72 punktów - mówi Zbigniew Kowalski, Dyrektor Marki Dacia w Polsce. - Serwis Logana b´dzie wykonywany w stacjach obs∏ugi Dacii autoryzowanych przez Renault. Na terenie Polski otwartych zo-

stanie 78 takich punktów obs∏ugi technicznej. Cz´Êci zamienne dostarczane b´dà przez Centralny Magazyn Cz´Êci Zamiennych Renault w Âwi´cicach pod Warszawà. Dacia Logan to samochód, który ∏àczy w sobie nowoczesnoÊç, przestronnoÊç i niezawodnoÊç dla ca∏ej rodziny. Dzi´ki swoim licznym atrybutom ma on ogromne szanse zaskarbiç sobie uznanie polskich nabywców. Potencjalni klienci, do których kierowany jest Logan, najcz´Êciej decydujà si´ na zakup jednego samochodu wykorzystywanego przez ca∏à rodzin´. Specjalnie dla nich stworzono auto, które ma jak najlepiej spe∏niç rodzinne oczekiwania, a tak˝e sprawdziç si´ jako samochód u˝ywany tylko przez jednà osob´.

Rekordowa przestronnoÊç Nowy model Dacii to wielofunkcyjny sedan o charakterystycznej, nowoczesnej bryle nadwozia. Wyraênie zarysowana linia baga˝nika i tylnej cz´Êci dachu nie tylko podkreÊlajà imponujàce gabaryty pojazdu, ale zwi´kszajà znacznie przestronnoÊç kabiny, co sprawia, ˝e trzech wysokich pasa˝erów mo˝e podró˝owaç w komfortowych warunkach na tylnej kanapie samochodu. Niezwykle du˝a pojemnoÊç baga˝nika (510 litrów) oraz jego kszta∏t pozwalajà na za∏adunek przedmiotów o bardzo zró˝nicowanych formach. D∏ugoÊç Logana to 4250 mm, szerokoÊç 1735 mm, a wysokoÊç wynosi 1525 mm.

Niezawodny i trwa∏y Solidny i niezawodny Logan jest obj´ty 6letnià gwarancjà antykorozyjnà i 2-letnià gwarancjà na cz´Êci mechaniczne. Wykorzy-

Panorama

Bezpieczeƒstwo spe∏niajàce europejskie standardy Dacia Logan spe∏nia wszystkie standardy w zakresie bezpieczeƒstwa. Przy jego konstruowaniu wykorzystano ogromne doÊwiadczenie Renault w dziedzinie wytrzyma∏oÊci konstrukcji na zderzenia. Podczas zderzenia bocznego konstrukcja Êrodkowego s∏upka zapewnia ochron´ miednicy pasa˝era i kierowcy, uzupe∏niajàc zabezpieczenie jakie stanowi fotel oraz montowane w drzwiach wk∏ady poch∏aniajàce energi´. Przy uderzeniu czo∏owym, odpowiednie u∏o˝enie elementów w komorze silnika sprawia, ˝e podzespo∏y mechaniczne zgniatajà si´ nawzajem. Dodatkowym zabezpieczeniem jest deska rozdzielcza, która dzi´ki konstrukcji i materia∏owi, z którego jest wykonana, poch∏ania energi´ uderzenia oraz ogranicza skutki uderzenia w nià nóg kierowcy i pasa˝era.

Konkurencyjna cena Nowy samochód jest konkurencyjny pod wzgl´dem ceny zakupu i oferowanej przestronnoÊci oraz niskich kosztów eksploatacji. W wersji podstawowej kosztowaç b´dzie 29.900 z∏ w cenie promocyjnej. Celem Renault by∏o spe∏nienie oczekiwaƒ klientów, dla których nabycie samochodu stanowi znaczny wydatek i dla których cena, niezawodnoÊç i trwa∏oÊç nale˝à do najwa˝niejszych kryteriów zakupu. Uzyskano idealny stosunek jakoÊci do ceny produktu. Przyj´ta optymalizacja niezawodnoÊci pojazdów marki Logan oraz kosztów jego produkcji, a tak˝e wdro˝enie cyfrowego projektowania u∏atwi∏y zachowanie niskich kosztów opracowania pojazdu.

29


Moje 2/3

Dom wariatów

„Doktor nie przylecia∏“, „Unik doktora“, ma∏à wyobraênià wykazujà si´ redaktorzy wymyÊlajàcy tytu∏y gazetowych czo∏ówek. Przed wojnà istnia∏a ponoç instytucja redaktora tytu∏ów. Jego zadaniem by∏o znalezienie takiego, na który nie wpad∏aby konkurencja. Ale z wolna i ja zaczynam wierzyç, ˝e przed ‘39 rokiem wszystko by∏o lepsze, w czym przypominaç zaczynam Leszka Moczulskiego i innych „niepodleg∏oÊciowców“, ca∏kowicie gdzieÊ zagubionych w realiach III RP. Tak na marginesie: odnosz´ wra˝enie, i˝ powiedzenie „Boh trojcu lubit“ niewiele ma wspólnego z rzeczywistoÊcià i dlatego proponuj´ przenieÊç si´ od razu do VI RP, byleby najdalej byç od tej trzeciej. Je˝eli cokolwiek przejdzie z niej do historii to istna powódê afer, pomówieƒ, wylewanych pomyj, którymi popaprani zostanà wszyscy. Mówi si´, ˝e „Polak màdry po szkodzie“. Te˝ gówno prawda! Tak samo g∏upi! DoÊwiadczenia z sejmowà komisjà ds. tak zwanej afery Rywina jednoznacznie i niepodwa˝alnie przekona∏y nas, ˝e wybraƒcy narodu wystarczajàco Êmiesznie zachowujà si´ podczas obrad plenarnych i nie ma co ich obarczaç dodatkowym oÊmieszaniem, chyba ˝e chcemy z Parlamentu uczyniç wspó∏czesny teatr komedii Macka Sennetta, twórcy burleskowych komedyjek z lat 20. XX wieku, przy czym by∏y one nieme, zaÊ nasi pos∏owie czynià z siebie „zwariowany Êwiat“ gadaniem. Powo∏anie komisji, ju˝ nie wiem jak jà nazwaç, do spraw Orlenu, czy doktora Kulczyka, a mo˝e obywatela rosyjskiego A∏ganowa, czy uwalenia prezydenta KwaÊniewskiego spowoduje, ˝e nader aktualne stanie si´ powiedzenie XIX-wiecznego francuskiego polityka: „Dla Polaków mo˝na coÊ zrobiç. Nigdy z Polakami“. Jakie ma zadania komisja, której przewodzi pose∏ o owocowym nazwisku Gruszka kompletnie nie wiadomo i konia z rz´dem temu, kto potrafi to okreÊliç. Sami cz∏onkowie komisji tego nie wiedzà, a niektórzy majà chyba przeÊwiadczenie o swej nadprzyrodzonej w∏adzy. Przed laty Aleksander Ma∏achowski, cz∏owiek z zasadami, wiedzà a przede wszystkim godnoÊcià powiedzia∏ o Antonim Macierewiczu: „...tyle z∏ego co on zrobi∏ wewnàtrz ‘SolidarnoÊci’ nie uczyni∏a esbecja razem z milicjà“. Obecnie Macierewicz wyposa˝ony w immunitet czyni szkod´ Polsce. DoÊç przypadkowo oglàda∏em jedno z przes∏uchaƒ, w którym popisywa∏ si´ w∏adzà. Przez krótki czas para∏em si´ aktorstwem (grzech m∏odoÊci), ale na szcz´Êcie wybito mi z g∏owy owe ambicje. By∏em przera˝ajàco z∏ym odtwórcà, ale dzi´ki temu rozpoznaj´ miernoty aktorskie bez pud∏a. Tak jak si´ zgrywa∏ Macierewicz, jakie miny stroi∏, przechodzàc z przewracania oczami do bazyliszkowego uÊmieszku, modulujàc g∏os, takiej amatorszczyzny nie

oglàda∏o si´ w najn´dzniejszej remizie stra˝ackiej przy której dzia∏a∏ „teatrzyk marzeƒ“. A tu jeszcze godnie partnerujà mu m∏ody Giertych, którego winno si´ przebraç w zbroj´ Êredniowiecznego rycerza, majàcego przy boku giermka, syna by∏ego przewodniczàcego Zwiàzków Zawodowych. Nie broni´ tych którzy zasiadajà po drugiej stronie. Wart Pacpa∏aca a pa∏ac-Paca. Rzecz w minimalnej chocia˝by racjonalnoÊci. W Polsce prawa obowiàzuje Konstytucja (tak w ka˝dym razie byç winno), w której organem sprawiedliwoÊci sà niezawis∏e sàdy. I je˝eli istnieje podejrzenie o pope∏nienie przest´pstwa, sà odpowiednie s∏u˝by do sprawdzania, osàdzenia i ukarania, bàdê uwolnienia od zarzutów. W najbli˝szych wyborach parlamentarnych dzi´ki permanentnej wojnie z lewicà prowadzonej w mediach przy pomocy KoÊcio∏a Katolickiego, wiedzàcego gdzie sà konflikty, w Polsce odniesie zwyci´stwo prawica. Tyle, ˝e b´dzie to pyrrusowe zwyci´stwo. Nie broni´ lewicy, jej upartyjnionej reprezentacji. Ma to, na co zas∏u˝y∏a. Ma za reprezentatów, których jedynà troskà by∏a troska o w∏asny trzos. Ma za swoje ∏aszenie si´ do w∏adzy, która dogmatycznie nie z tej ziemi pochodzi. Ma za brak zdecydowania i ob∏ud´. Mój przyjaciel z racji mnóstwa wolnego czasu regularnie oglàda seanse komisji twierdzàc, ˝e jest to reality show bardziej nieprzewidywalne od tych proponowanych przez stacje komercyjne, w których jednakowo˝ sporà rol´ odgrywa re˝yseria. Chcia∏bym jednak˝e aby owe transmisje mia∏y bardziej swoisty i marketingowo chwytliwy tytu∏. I po kolejnym popisie komisji, ekspertów, osób wezwanych, przysz∏o mi na myÊl aby nazwaç to krótko i adekwatnie: „Dom wariatów“. Niedawno opowiadano mi anegdot´ zwiàzanà z latami PRL-u: Piotr Jaroszewicz, zapalony myÊliwy, zapragnà∏ zapolowaç na niedêwiedzia w Bieszczadach. Problem w tym, ˝e na po∏oninach, nad Solinà i w okolicach Ar∏amowa nie by∏o niedêwiedzi. Ale od czego inicjatywa miejscowych w∏odarzy. Jeden z nich zadzwoni∏ do Julinka z pytaniem czy majà mo˝e zb´dnego niedêwiadka. Dyrekcja cyrku ucieszy∏a si´, bowiem „na stanie“ by∏a stara, wys∏u˝ona niedêwiedzica. Zatem bez zb´dnej zw∏oki umyÊlnym transportem wys∏ano jà w Bieszczady. Premier z nagonkà rozpoczà∏ polowanie. Jak raz w pobli˝u przeje˝d˝a∏ ch∏op na rowerze. Zobaczy∏ wielkà niedêwiedzic´, zesra∏ si´ ze strachu, porzuci∏ rower i co si∏ w nogach zwia∏ gdzie go oczy poniosà. Premier Piotr ujrza∏ nagle zbli˝ajàcà si´ w jego stron´ niedêwiedzic´ na rowerze... Absurd PRL-u? Jak˝e normalny by∏ to kraj... ¸UKASZ WYRZYKOWSKI

Ukazuje si´ od 16 maja 1954 r. TYGODNIK ILUSTROWANY gospodarka, polityka, spo∏eczeƒstwo

Redaktor naczelny ¸UKASZ WYRZYKOWSKI tel. (0 32) 256 17 78 Zast´pca redaktora naczelnego MARIOLA SEREDIN Dyrektor Przedstawicielstwa w Warszawie JACEK KUCHARSKI tel. (0 508) 238 826 Stale wspó∏pracujà: Sabina B¸A˚Y¡SKA, S∏awomir BOROWSKI, Zygmunt BRONIAREK, Henryk CZARNIK, Anna G¸UCH Janusz KO˚USZNIK, Izabela LARISZ, Andrzej ¸OJAN, Jerzy PITERA, Grzegorz P¸ONKA, Wojciech SZCZAWI¡SKI, Edmund WOJNAROWSKI Katarzyna WYKA Sekretarz redakcji Mariola SEREDIN Adres redakcji: „Panorama”, ul. Brzoskwiniowa 32 43-190 Miko∏ów Adres do korespondencji: „Panorama”, 40-900 Katowice 2 skr. pocztowa 335 Wydawca:

43-190 Miko∏ów, ul. Brzoskwiniowa 32 DTP: AGENCJA REKLAMOWA Micha∏ Seredin 43-190 Miko∏ów, ul. Brzoskwiniowa 32 Kolporta˝: „Ruch” SA w Warszawie OKDP ul. Jana Kazimierza 31/33 00-958 Warszawa REDAKCJA NIE ODPOWIADA ZA TREÂå OG¸OSZE¡, NIE ZWRACA MATERIA¸ÓW NIE ZAMÓWIONYCH, ZASTRZEGA SOBIE PRAWO DO SKRACANIA TEKSTÓW I ZMIANY TYTU¸ÓW.

NUMER ZAMKNI¢TO 15 XI 2004 r.

e-mail: tygodnik.panorama @ neostrada.pl www.tygodnikpanorama.neostrada.pl


Demontaż państwa doktorów... Niezwykle rzadko zdà˝ajà si´ momenty, w których nie podzielam, a nawet ca∏kowicie si´ nie zgadzam z poglàdami ¸ukasza Wyrzykowskiego, mojego przyjaciela i redaktora naczelnego „Panoramy“. AliÊci, trudno mi nie z∏apaç za pióro i przejÊç do porzàdku dziennego po przeczytaniu felietonu, wy˝ej wspomnianego, z sàsiedniej strony. Kiedy trzy lata temu po amatorskich rzàdach prostodusznego profesora Jerzego Buzka, który da∏ si´ przekonaç, ˝e Polsce grozi przegrzanie koniunktury i w zwiàzku z tym poczà∏ realizowaç program sch∏adzania gospodarki (który to program, jak ∏atwo by∏o przewidzieç, skoƒczy∏ si´ zastojem, jeÊli nie regresem i totalnym pog∏´bieniem si´ i tak tragicznej stopy bezrobocia), kilka milionów Polaków z nadziejà posz∏o zag∏osowaç na „czerwonych“. Prospo∏eczna retoryka SLD i gromkie zapowiedzi Leszka Millera stwarza∏y mira˝ lepszego jutra. Prawie nikt nie bra∏ pod uwag´, nie widzia∏, lub te˝ nie chcia∏ widzieç, ˝e za pierwszym szeregiem z∏otoustych rzekomych socjaldemokratów czai si´ banda niedouczonych partyjnych aparatczyków, których jedynym marzeniem by∏ „skok na kas´“. Polska, Ojczyzna i s∏u˝ba spo∏eczna to dla nich jedynie puste has∏a, na których budowali trampolin´ do „skrojenia“ wszystkiego, co si´ tylko da. I ruszy∏y dziesiàtki tysi´cy tych barbarzyƒców po wspólne jak po swoje, nie baczàc na nic i nie liczàc si´ z nikim i z niczym. W swoim zaÊlepieniu, biegu do z∏otego cielca, nie zwrócili uwagi nawet na to, ˝e sà bacznie obserwowani, g∏ównie przez niech´tne im media. A˝ wreszcie mleko si´ rozla∏o. Ju˝ afera Rywina dowiod∏a kim sà naprawd´. I mimo rozpaczliwych prób zdyskredytowania powo∏anej do rozwik∏ania sprawy Sejmowej Komisji Âledczej, dla ka˝dego rozsàdnie myÊlàcego obserwatora wydarzeƒ zrzucili mask´ i pokazali swà wrednà g´b´. Prace kolejnej Komisji powo∏anej do rozwik∏ania kolokwialnie mówiàc „Afery Orlenu“ ods∏aniajà ju˝ ostatecznie i ca∏kowicie ich prawdziwe intencje, zamiary i czyny. Przeciwnikom Komisji Âledczej, a w∏aÊciwie przeciwnikom bezpoÊrednich transmisji z prac tej˝e mog´ przyznaç racj´ tylko co do tego, ˝e czasami przypomina ona tanià jatk´ albo te˝ jak kto woli cyrk. Bioràc jednak pod uwag´ fakt, ˝e Komisja nie stanowi ani ideologicznie, ani politycznie ani merytorycznie

monolitu, wr´cz przeciwnie, jest to zrozumia∏e i byç mo˝e dla wielu obserwatorów ma∏o czytelne lecz jednak oczywiste. Wracajàc jednak do potrzeby takich „spektakli“ to po pierwsze - jest dla mnie sprawà bezdyskusyjnà, ˝e jest to jak najbardziej stosowne miejsce do prania publicznych brudów. Gdyby rzecz tyczy∏a jednego czy drugiego obywatela, nie majàcego nic wspólnego z funkcjonowaniem organów paƒstwa, to oczywiÊcie odpowiem, ˝e jedynym miejscem na rozstrzyganie zgodnoÊci jego post´powanie z prawem jest Sàd. Jednak w przypadku funkcjonariuszy paƒstwa, rzecz si´ ma zgo∏a odmiennie. Po pierwsze dlatego, ˝e moim zdaniem jest ca∏kiem uprawnione aby w pewnym sensie to opinia publiczna ferowa∏a wyrok (przecie˝ polityczny, bo ˝aden inny) a po drugie, bioràc pod uwag´ zepsucie i zgnilizn´ jakie panujà w polskim wymiarze sprawiedliwoÊci (co notabene dowodzà przes∏uchania prowadzone przed komisjà orlenowskà) jestem przekonany, ˝e wszystkie ciemne sprawy i sprawki, o których si´ dowiadujemy, nigdy nie ujrza∏yby Êwiat∏a dziennego. Przykro to niestety powiedzieç, ale wbrew temu co mówi prezydent Aleksander KwaÊniewski, struktury paƒstwa ju˝ dawno zosta∏y stoczone przez raka hucpy, pazernoÊci, g∏upoty i totalnie bezczelnego kapitalizmu politycznego. I naprawd´ nie jest istotna forma w jakiej odbywajà si´ spotkania komisji Êledczej. Istotna jest treÊç.

W rzeczy samej, mo˝e Roman Giertych, Antoni Macierewicz, Konstanty Miodowicz i Zbigniew Wasserman nie sà najlepszymi aktorami, lecz przecie˝ nie majà, ba, nawet nie mogà nimi byç. Byç mo˝e sà zaÊlepieni w nienawiÊci do SLD i ich przedstawicieli, czemu bym si´ specjalnie nie dziwi∏, przyznaç jednak musz´, ˝e ich profesjonalizm jako Êledczych jest widoczny na ka˝dym kroku. I mimo kilku dziwnych i awykonalnych w obecnym stanie prawnym pomys∏ów, generalnie rzecz bioràc ich obecnoÊç a przede wszystkim profesjonalna aktywnoÊç w ∏onie komisji jest godna pochwa∏y. Nie sposób si´ równie˝ zgodziç ze zdaniem antagonistów twierdzàcych, ˝e komisja wychodzi poza zakres plenipotencji udzielonej jej przez Sejm. Jak widaç go∏ym okiem, rzecz nie tylko w tym, ˝e w celu umo˝liwienia zmiany na sto∏ku prezesa Orlenu bezprawnie dokonano aresztowania Modrzejewskiego. Rzecz w tym, ˝e przy okazji odkrywajà si´ ciemne mechanizmy funkcjonowania kapitalizmu politycznego „made in SLD“. Z tych wzgl´dów zrozumia∏y jest dla mnie krzyk i raban podnoszony przez przedstawicieli lewicy pod wodzà prezydenta KwaÊniewskiego. Krzyk w rzekomej obronie paƒstwa - III RP. Jakiego paƒstwa, pytam? Paƒstwa Aleksandra KwaÊniewskiego, doktorów Kulczyków i tak zwanych baronów SLD w rodzaju Andrzeja P´czaka? JeÊli tak, to niech to ich paƒstwo, bo przecie˝ nie moje, trafi szlag. Ca∏a sytuacja dowodzi, ˝e SLD nie jest zdolny do samooczyszczenia, do bolesnej operacji usuni´cia rakowej tkanki toczàcej jej organizm. Nie jest zdolny do zmiany pokoleniowej i oddania w∏adzy m∏odym, lepiej przygotowanym i byç mo˝e uczciwszym ideologicznie dzia∏aczom. Nadal straszy doÊwiadczonymi towarzyszami, którzy niczym „zombi“ czyhajà na kolejnà szans´ „nach∏eptania si´“ naszej krwi. Wi´c wbrew temu co Sojusz sam sàdzi, nie jest nikomu potrzebny. Niech odejdzie i da ˝yç nam wszystkim, a nie tylko „krewnym i znajomym królika“. TADEK SEREDIN


Malarskie wędrówki Dariusza Orszulika

WIATRAKI - MŁYNY WIETRZNE

Tel.: (0-501) 503 914

Szlachetne w swojej formie i przyjazne dla środowiska, na trwałe wpisały się w pejzaż Wielkopolski. Kiedyś zwane były młynami wietrznymi. Najstarsze pochodzą z XIII wieku. Technika mielenia ziarna należy do najstarszych, przy czym rozwój techniki polegał na stopniowym udoskonalaniu mechanizmu obrotowego dwóch kamieni - począwszy od ręcznych żaren, aż do młynów z napędem konnym, wodnym lub wietrznym. Najważniejsze urządzenie w wiatraku to mechanizm napędowy - charakterystyczne skrzydła, para kamieni młyńskich, urządzenie do sortowania, urządzenie podnośne i mechanizm obrotowy służący do nastawiania budowli wiatraka na stronę nawietrzną.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.