8 minute read

NIEOCZEKIWANIE MÓJ 52 SEZON OKAZAŁ SIĘ JEDNYM Z LEPSZYCH W KARIERZE

Szczepan Mazur i Maciej Janikowski po zwycięstwie Moonu w biegu o Nagrodę Skarba.

NIEOCZEKIWANIE

Advertisement

MÓJ 52 SEZON OKAZAŁ SIĘ JEDNYM Z LEPSZYCH W KARIERZE Rozmowa z trenerem Maciejem Janikowskim

AUTOR: JAN ZABIEGLIK ZDJĘCIA: TOR WYŚCIGÓW KONNYCH SŁUŻEWIEC

Razem z Andrzejem Walickim stanowicie unikalną parę trenerską na Służewcu. Macie za sobą już 52 sezony i wcale nie zamierzacie na tym poprzestać. Pan w tym roku uzyskał bardzo wysoki procent zwycięstw - 41 w 153 startach - 26,8. Takiego wyniku najstarsi bywalcy toru nie pamiętają. Średnio biorąc, co czwarty start Pańskiego konia był zwycięski. Zajął Pan też bardzo wysokie, trzecie miejsce w czempionacie trenerów. Czy spodziewał się Pan, że ten sezon będzie aż tak udany?

Maciej Janikowski: To był rzeczywiście jeden z lepszych sezonów w mojej 52-letniej karierze trenera. Szkoda tylko, że tym razem w rywalizacji trzyletnich i starszych folblutów moja stajnia nie odniosła znaczących sukcesów. Gryphon, na którego bardzo liczyliśmy, po wygraniu Nagrody Irandy (I gr.), był piąty w Derby oraz drugi w Pink Pearla i Korabia. Do dekoracji wychodziliśmy tylko po zwycięstwach rewelacyjnej dwuletniej klaczy Moonu, która zdobyła nagrody Skarba oraz Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Natomiast araby spisywały się bardzo dobrze. Alsahr wygrał Janowa i Derby oraz był trzeci w biegu o Nagrodę Europy, a derbista sprzed dwóch lat Dragon zwyciężył w Bandosa i Michałowa. Najważniejsze jednak, że udało mi się wraz z załogą utrzymać dobrą formę stajni przez cały sezon, stąd ten wysoki procent zwycięstw, czym sam jestem zaskoczony. W tym roku trenowałem przecież stosunkowo nieliczną stawkę - około 30 koni.

Czy długoletnie doświadczenie odgrywa w Pańskim zawodzie decydującą rolę?

Maciej Janikowski: Na pewno jest ważne, ale nie jest regułą. Najbardziej liczy się jakość koni otrzymywanych do treningu.

A jak było, patrząc historycznie, w Pańskim przypadku?

Maciej Janikowski: W czasach, gdy z moim przyjacielem Andrzejem zaczęliśmy prowadzić stajnie, czyli w 1970 roku, a także przez ćwierć wieku, były one w większości przypisane do konkretnych państwowych stadnin. Ja dostawałem konie z Kozienic, natomiast Andrzej najpierw teoretycznie drugi sort z najlepszej w historii polskich wyścigów stadniny w Golejewku, bo pierwszy trafiał do stajni Stanisława Molendy, który szczególnie w latach 1962 – 1970 był trenerskim królem Służewca. Dość powiedzieć, że wtedy jego konie sześć razy wygrały Derby i cztery razy Wielką Warszawską. Sytuacja zmieniła się na początku lat 70, po wygraniu Derby i Wielkiej Warszawskiej przez Daglezję w 1971 roku. Wtedy hodowca z Golejewka inż. Maciej Świdziński docenił talent Walickiego, dzięki czemu Andrzej przez następne dziesięciolecia stale dostawał dobre konie i był najczęściej numerem 1 na torze, choć oczywiście zdarzało się, że sukcesy odnosili także trenerzy otrzymujący konie z Widzowa (Józef Paliński) i Mosznej (Stanisław Dzięcina) oraz w drugiej połowie lat 80 i na początku 90. z Jaroszówki (Stanisław Sałagaj). Mówiąc żartem, także mnie, jak ślepej kurze, zdarzało się czasem wyjątkowe ziarno. Najpierw trenowałem świetną kobyłkę Czeczmę, ale najlepszy był trójkoronowany w 1974 roku Czerkies. W swej karierze przegrał tylko raz o krótki łeb w Iwna. Wcześniej wygrał łatwo Rulera, potem Derby i St. Leger. Z powodu kontuzji nie wystąpił

Triumfalny gest Kirgiza Sanzhara Abaeva po wygranej w Arabskich Derby na Alsahrze. Dżokej Abaev z dorobkiem 62 zwycięstw zwyciężył w sezonie 2021 w czempionacie jeźdźców.

Maciej Janikowski i Marian Ziburske, właściel niemieckiej firmy Westminster, partnera głównego ostatnich trzech sezonów na Torze Służewiec.

w Wielkiej Warszawskiej. Jako czterolatek zdobył nagrody Widzowa i Prezesa Rady Ministrów. Podczas tego ostatniego występu odnowiła się jednak kontuzja i ten wspaniały koń zakończył karierę. Jego imię nosi do dziś moja stajnia. Następne Derby wygrał dla mnie w 1983 roku Chryston, który nie był koniem wybitnym, miał problemy z barkami i na treningach ledwo łaził. Niełatwo było go przygotować do wyścigu. Na szczęście pracował u mnie doświadczony dżokej Albin Rejek. Miał on duży udział w wygraniu Nagrody Iwna i wyścigu o błękitną wstęgę.

Przez kolejnych 21 lat nie udało się Panu wygrać Derby dla folblutów, a pierwsza Wielka Warszawska padła Pana łupem dopiero w 1997 roku. Jak Pan znosił długi okres średniej prosperity?

Maciej Janikowski: No cóż, w naszym zawodzie trzeba być cierpliwym. Tak na marginesie dodam, że w końcu lat 70. dyrektor z Kozienic postanowił, że konie z tej stadniny będą losowane wśród trenerów. Nie miałem szczęścia w losowaniu i dlatego przyszły derbista Skunks (1979 r.) trafił do Dzięciny, a wicederbista Czubaryk do Arkadiusza Goździka. Starsi bywalcy toru pamiętają, jak wspaniałe były to konie. W międzyczasie wygrałem trzykrotnie Derby dla arabów (Sarenka - 1978, Europejczyk - 1986 i Wilczur -1987), zdarzały się także mniejsze sukcesy folblutów, szczególnie na krótkich dystansach, a w 1986 roku moszniańska Maracana wygrała Oaks. Jednak tak naprawdę moja stajnia ożyła dopiero w końcu lat 90. i na początku nowego wieku, kiedy trenowałem świetne klacze. Oprócz Zagary, prywatnej hodowli oraz własności Grzegorza Kaczmarka, która wygrała pod Józefem Gęborysem Oaks i Wielką Warszawską, także mosznianską oaksistkę, córkę Maracany, Magentę, a także prywatnej hodowli i własności również oaksistkę Szantę (wygrała wcześniej Wiosenną). Ponadto zwyciężczynię Nagrody Iwna Uranię, a także bardzo dobrą golejewską Nobilę (Wiosenna i Soliny), a z ogierów trzech zimowych faworytów na Derby: Delatora -1996 (niepokonanego w wieku 2 lat w czterech startach, jako trzylatek wygrał Rulera), Hipokratesa -1999 (niepokonanego dwulatka w czterech występach) i Ahwara - 2001, ponadto Nowatora (Widzowa i Prezesa Rady Ministrów – 2001 r.), świetnego Dandolo (9 zwycięstw, w tym po dwa kategorii A i B), własności mojego przyjaciela Janusza Szweycera, i wreszcie syna Magenty Montbarda, który został derbistą w 2004 r. W celowniku przegrał z Królową Śniegu, ale za crossing została ona przesunięta przez Komisję Techniczną z pierwszego miejsca na trzecie.

Drugim po Czerkiesie w Pańskiej karierze ważnym folblutem polskiej hodowli, tym razem prywatnej - Stanisława Guły, był w latach 2008-2009 Merlini. Dokonał Pan nie lada sztuki doprowadzając go po ciężkiej kontuzji do zwycięstw najpierw w Widzowa i Wielkiej Warszawskiej, a w następnym sezonie w Prezesa Rady Ministrów i St. Leger.

Maciej Janikowski: Zwycięstwa Merliniego podniosły

Dragon pokonujący Wasmę Al Khalediah w biegu o Nagrodę Michałowa.

mnie na duchu, ale już wtedy wszyscy przeczuwaliśmy, że era wspaniałej polskiej hodowli powoli się kończy. Derby w 2008 roku wygrał sprowadzony z USA Ruten. Co prawda błękitnymi wstęgami zostały udekorowane jeszcze polskie konie w latach 2009 (Soros, hodowli i własności Tadeusza Sobierajskiego), 2010 - Infamia (z Jaroszówki, własności Totalizatora Sportowego), 2011 (hodowli i własności Romana Piwki) oraz w 2013 r. Patronus (hodowli Andrzeja Zielińskiego, własności Millennium Stud). Ale od 2014 roku Derby i Wielką Warszawską wygrywają już wyłącznie folbluty kupowane na zagranicznych aukcjach. Trzeba było się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć, żeby utrzymać pozycję w czołówce trenerów.

I ta sztuka z finansową pomocą współpracujących z Panem właścicieli koni świetnie się Panu udała. Szczególnie zakup Va Banka okazał się Pana życiowym strzałem w dziesiątkę!

Maciej Janikowski: Ja jeszcze w 2013 i 2014 roku miałem w treningu dwa bardzo dobre polskie konie Andrzeja Zielińskiego: Pillara i Predatora. Oba wygrały Nagrodę Iwna, ale w Derby pierwszy z nich był trzeci, a drugi dopiero szósty. Miałem już wtedy także w treningu niezłe „importy”, zakupione przez współpracujący ze mną właścicielski duet Janusz Piotr Zienkiewicz i Katarzyna Głowicka. Najlepszym ich koniem był najpierw Lucky Peter, a później wicederbista Sorento. Dla Piotra i Kazacha B. Abdrakhmanova wylicytowałem Va Banka jesienią 2013 roku. Właściciel chciał go koniecznie sprzedać, ponieważ, o czym podczas licytacji nie wiedzieliśmy, koń doznał poważnego urazu nóg jako źrebak. Rutynowo dokładnie obejrzałem jego nogi i niczego szczególnego nie zauważyłem. Intuicja mnie nie zawiodła. Va Bank okazał się koniem niezwykłym. W wieku dwóch i trzech lat wygrał najważniejsze gonitwy na Służewcu. Był niepokonany w 12 startach! To dwunaste zwycięstwo szczególnie smakowało, bo Va Bank jako pierwszy koń w polskim treningu wygrał w Europie (w Baden-Baden) wyścig światowej III grupy, pokonując wysoko notowane niemieckie konie. Można powiedzieć, że byliśmy w siódmym niebie.

Z nieba niedaleko do piekła. Dlaczego w 13 występie VaBank doznał pierwszej porażki?

Maciej Janikowski: Po wygranej w Baden-Baden powtórne zwycięstwo w Wielkiej Warszawskiej wydawało się bardzo realne. Dlatego zdecydowałem, że tym razem pojedzie Marek Brezina, żeby mu wynagrodzić trud włożony w codzienną pracę z Va Bankiem. On przecież też wcześniej na nim wygrywał. Jak się jednak okazało, nie zdołał wykorzystać tej życiowej szansy. Dosiadający bardzo dobrego konia, derbistę Cacciniego Tomáš Lukášek, który na Służewcu wygrywał najważniejsze gonitwy od 2011 roku, po prostu Marka przechytrzył i koniec pieśni. Nie chcę już do tego wracać. Najlepsi dżokeje doznawali spektakularnych porażek. Po wyścigu każdy jest mądry.

Po Va Banku jeszcze dwukrotnie miał Pan szansę wygrać Derby. W 2018 roku liczony w dalszej kolejności Cape Ducato jeszcze 10 m przed metą był pierwszy, ale Szczepan Mazur wykonał rzut na

taśmę i Fabulous Vegas zwyciężył o łeb. Rok później Ophelia’s Aidan finiszował już wyraźnie jako drugi za Nemezis.

Maciej Janikowski: Początkowo byłem po tych biegach bardzo poirytowany, bo szczęście wydawało się tak blisko. Ale gdy ochłonąłem, pomyślałem sobie, iż drugie miejsca też są dobre, zwłaszcza że ani Cape Ducato, ani Ophelia’s Aidan nie zaliczały się do koni wybitnych.

Takim okazał się natomiast polskiej, moszniańskiej hodowli Magnetic (wnuk Magenty), własności Eweliny Lasoty, który w wieku trzech lat wygrał cztery ostatnie gonitwy grupowe z rzędu, a rok później (2018) zwyciężył również cztery razy z rzędu, ale już w pozagrupowych gonitwach: Widzowa, Prezesa TS, Kozienic i Westminster Freundschaftspreis. Równolegle z Va Bankiem bardzo dobrze biegały na krótkich i średnich dystansach Staight Away i Kokshe. Klacz w wieku 4 lat (2015 r.) wygrała z rzędu nagrody: Przedświta, Mosznej i Criterium, a w następnym sezonie Nagrodę Syreny, a ogier dwukrotnie zwyciężył w Memoriale Fryderyka Jurjewicza i po razie w Syreny, Criterium i Haracza. Wygrał też na zakończenie kariery Nagrodę Zamknięcia Sezonu w 2019 r. Wtedy chyba po raz pierwszy w historii tej gonitwy w celowniku z przewagą zameldowały się trzy konie z jednej, Pańskiej stajni. Druga o nos była Dreamline, a trzeci Cape Ducato. Sukcesów od 2015 roku było więc co niemiara.

Maciej Janikowski: Cóż mogę powiedzieć. Może adrenalina, którą wyzwalają emocje, a zwłaszcza sukcesy wyścigowe wpływa też na moje samopoczucie, zdrowie i kondycję. A propos Magnetica. Biegał jeszcze w tym roku, ale bez powodzenia i już zakończył karierę. Mam nadzieję, że w jego ślady pójdzie jego młodszy półbrat Magic, który po zwycięskim debiucie, w drugim starcie doznał nieoczekiwanej porażki z bardziej doświadczonym koniem. Ale z tego powodu nie rozdzieram szat, bo zacznie nowy sezon z niższego pułapu, czyli z drugiej grupy.

Mówiliśmy na początku o tym, że o sukcesie trenera decyduje głównie jakość koni, ale dobrze rokujące konie wymagają odpowiedniej opieki, pracy treningowej i dobrego karmienia. Jaką wagę przywiązuje Pan do obsady stajni i organizacji pracy?

Maciej Janikowski: Można powiedzieć - kluczową. Zawsze starałem się zatrudniać najlepszych dżokejów. Czerkiesa dosiadał Jan Filipowski. Po Rejku pracowali u mnie Józef Gęborys, Piotr Piątkowski, Wiaczesław Szymczuk i Tomasz Dul. Na Merlinim i Va Banku najważniejsze zwycięstwa, oprócz tego w Baden-Baden, odniósł szwedzki czempion Per-Anders Graberg. Od kilku sezonów pracuje u mnie Aleksander Reznikov, a jeszcze dłużej Aleksander Kabardov. Bardzo ważni są dla mnie pracownicy stajenni. Obecnie chyba jako jedyny trener na Służewcu zatrudniam koniuszego. Moja załoga jest liczna, ale nie żałuję na to środków, bo przecież nawet dobre konie same z siebie dobrze nie biegają. Musi zostać wykonana odpowiednia praca treningowa. Musi istnieć zespół, który ma cele podobne do moich. Wtedy nawet mając tylko trzydzieści koni można spróbować powalczyć z dwukrotnie liczniejszymi stajniami.

Gryphon i Lady Joanna po finiszu w biegu o Nagrodę Irandy

This article is from: