
7 minute read
WYGRYWANIE JEST DLA MNIE SUPERBONUSEM
AUTOR: JAN ZABIEGLIK ZDJĘCIA: TOR WYŚCIGÓW KONNYCH SŁUŻEWIEC
Patryk Gorczyca w stajni z roczną klaczą jeszcze bez imienia, wnuczką Galileo ze strony matki. mówi Patryk Gorczyca, właściciel koni wyścigowych
Advertisement
Gdyby w posezonowych wyborach wyróżniano najmłodszych stażem właścicieli koni, jednym z głównych kandydatów do takiej nagrody byłby Patryk Gorczyca, występujący w tej roli na wyścigach od dwóch lat. Jest on jednym z siedmiu współudziałowców derbisty Guitar Mana, a ponadto konie jego współwłasności z trenerem Adamem Wyrzykiem wygrały w 2021 r. trzy gonitwy: trzyletnia Alis Gloriae (2), dwuletni Groszek (1) oraz jego wyłącznej własności trzyletnia klacz Diamond Kitty (1).
W ostatnich tygodniach Patryk z trenerem Wyrzykiem, który zawsze ma decydujące zdanie przy wyborze koni, zakupili w Irlandii roczniaki, które w przyszłym sezonie będą debiutowały na służewieckim torze. Do sezonu 2022 Patryk przystąpi oprócz Guitar Mana, Elvas (w wieku 3 lat wystartowała raz, była czwarta w biegu, w którym doznała kontuzji), Alis Gloriae, Sigismundusa Rexa i Groszka, które są już znane służewieckiej publiczności, z dwoma dwulatkami jego własności oraz sześcioma końmi w syndykatach.
Skąd zauroczenie końmi i chęć ich posiadania?
Patryk wspomina, że gdy miał kilka lat, na wyścigi pierwszy raz zabrała go mama, która pracowała w wyścigowej kasie. Potem zdarzało się, że będąc uczniem liceum wybierał się w wyścigowe środy na tor... na wagary. Ale tak naprawdę, zaczęli z żoną Pauliną spędzać regularnie weekendy na torze z małą córeczką Lenką.
„Zamiast do parków miejskich, chodziliśmy na tor, który też jest, zwłaszcza wiosną, latem i jesienią pięknym parkiem. Można tu podziwiać konie najpierw podczas prezentacji na padoku, a potem ich emocjonującą rywalizację na bieżni. Czasami postawiliśmy jakiś zakład w kasie. Bardziej przyciągała nas jednak uroda tego miejsca i samo wyścigowe, barwne przedstawienie” - rozpoczyna swą opowieść Patryk.

Lenka wchodzi do „gry”
Trenera Wyrzyka poznał Patryk najpierw, jako głównego bohatera serialu „Życie na wyścigach”, emitowanego w Planete +. O tym serialu dowiedział się od Lenki, która obejrzała jeden odcinek i powiedziała „Tato, w telewizji pokazują wyścigi”. Potem już oglądali razem. Gdy w 2019 roku już po Derby byli niedaleko bomby na głównej trybunie, Lenka dostrzegła, że kilka metrów od nich stoi Adam Wyrzyk i poprosiła tatę o zdjęcie „z tym panem”. Trener z uśmiechem na to przystał i po krótkiej rozmowie zaprosił ich do swojej stajni. Od tego momentu zaczęła się ich znajomość. Po kilku dniach doszło do pierwszej wizyty w Podbieli. Poznali wtedy żonę trenera Elżbietę, córki Joannę, Monikę i Zosię i syna Michała.
Dwulatek Sigismundus Rex pod Joanną Wyrzyk Dekoracja po po zwycięstwie Guitar Mana w Derby. Syndykat triumfuje
Spełnia się marzenie
- „Szybko z Adamem znaleźliśmy wspólny język i się polubiliśmy. Ponieważ zawsze z żoną marzyliśmy, żeby mieć konia wyścigowego zapytałem, czy będzie miał miejsce i czy jest to możliwe. Powiedział, że przywiózł już kilka roczniaków z Irlandii i ma konia na sprzedaż, ale poprosiłem, żeby nas zabrał na swój następny wyjazd, tym razem do Francji, bo chcieliśmy z Pauliną osobiście uczestniczyć w kupnie, poczuć atmosferę aukcji. Pojechaliśmy w listopadzie 2019 r. do Deauville. Przeznaczyliśmy na zakup 10 tys. euro. Trener wybrał dla nas dwie klacze. Kupiliśmy Elvas za 3 tys. i Diamond Kitty za 6,5 tys. Gdy przeglądałem aukcyjny katalog bardzo podobała mi się Alis Gloriae, którą Adam kupił dla siebie. Po przyjeździe zgodził się, żebym został jej

Diamond Kitty pod Kalysbekiem Uulu

współudziałowcem. Elvas jako dwulatka wygrała z debiutu, a pod koniec sezonu była druga w Efforty. Alis Gloriae najpierw zajęła drugie miejsce (przegrała o łeb), a później pierwsze. Natomiast Diamond Kitty nie wygrała, była dwa razy trzecia, ale od początku wiedzieliśmy, że to dystansowa klacz. W tym sezonie jako 3-latka wygrała z przewagą 8 dł. na 2000 m, a w Soliny była po wyłamaniu czwarta. Derby ukończyła dziewiąta.”
Syndykat kupuje Guitar Mana
- „W październiku ub. roku pojechaliśmy do Newmarket, gdzie kupiliśmy m.in. wspólnie Sigismundusa Rexa, a potem w Doncaster nabyliśmy do spółki Groszka. Kolejne plany wyjazdowe udaremnił koronawirus, granice zostały pozamykane. Trener szukał jeszcze konia w treningu w roczniku derbowym. Zaproponował mi oraz lekarzowi weterynarii Karolinie Radwańskiej, z którą od lat współpracuje, wspólny zakup takiego konia. Dzięki Tomkowi Szumskiemu (trenował z sukcesami konie na Partynicach, a potem pracował w Irlandii), nawiązaliśmy kontakt ze słynną stadniną Coolmore. Dostaliśmy ofertę pięciu koni. Wybraliśmy Guitar Mana nie tylko dlatego, że ma topowy rodowód (jest synem Galileo i wnuczkiem Danehilla ze strony matki Beauty Bright), ale podobało nam się, jak się zaprezentował w swym debiucie w Dundalk 6 listopada, gdzie był szósty w stawce 14 koni. Po pełnym przebadaniu konia w Irlandii dzięki znajomym Karoliny wiedzieliśmy, że możemy go kupić. Tomek Szumski z racji tego, że uczestniczył w zakupie, też chciał dołączyć do syndykatu. Karolina zrobiła niespodziankę swojemu mężowi Łukaszowi i zaproponowała udział kuzynki Wioletty Pawelus. Ja namówiłem Marcina Białego, jednego z najlepszych kowali w Polsce, który kuje konie reprezentantów Polski w skokach. Ma on w tym syndykacie, oczywiście oprócz Adama, najdłuższy staż właścicielski. Był właścicielem między innymi Dusigrosza, który po ósmym miejscu w Derby 2016 roku odniósł zwycięstwo w St. Leger, a następnie finiszował jako drugi w Sac - a - Papier”.
Zwycięski debiut na Służewcu „Gitarzysty” podczas otwarcia sezonu
- „Guitar Man przybył do stajni Rosłońce tydzień przed Wigilią. Adam Wyrzyk nie spieszył się z wdrożeniem go do treningu, najważniejsza była kilkutygodniowa aklimatyzacja. Potem trenował już normalnie. Spokojnie podchodziliśmy do jego pierwszego występu w biegu o Nagrodę Generała Andersa (III gr., 1800 m). Tymczasem “Gitara”, jak o nim na co dzień mówimy, zaskoczył nas bardzo pozytywnie, odnosząc pewne zwycięstwo. Adam po tej wygranej wybrał główną ścieżkę do Derby, a więc Rulera (1600 m), a następnie Iwna (2200 m).”
Dwa trzecie miejsca i... sensacyjne zwycięstwo w biegu o błękitna wstęgę!
W Rulera oraz w Iwna Guitar Man finiszował pod Szczepanem Mazurem jako trzeci, najpierw ze stratą 4 dł. do Young Thomasa, a potem 6 dł. do tego samego rywala i Anatora. Oba te konie wpadły na celownik łeb w łeb. Zdobycie błękitnej wstęgi przez „Gitarzystę” za trzy tygodnie po tej dystansowej próbie wydawało się tak mało realne, że sam Szczepan wybrał Adahlena, w którym dostrzegał wtedy większy potencjał, a trener Wyrzyk w przedderbowych „Cynkach z Rosłonieckiej stajni” stwierdził, że na Guitar Mana „trzeba poczekać”. Adam Wyrzyk nie szukał innej męskiej ręki, lecz zapisał na Guitar Mana swoją córkę Joannę. Wiadomo było, że wcześniej
Runda honorowa Joanny Wyrzyk z Guitar Manem

w historii polskich wyścigów żadnej kobiecie nie udało się wygrać Derby. Gdy raz w 2004 r. Małgorzata Maroszek pierwsza minęła celownik na Królowej Śniegu, po proteście Komisja Techniczna przesunęła tę klacz za crossing na ostatniej prostej z pierwszego na trzecie miejsce. „Ja i inni członkowie syndykatu cieszyliśmy się, że pojedzie Aśka. To jest niezwykle dzielna dziewczyna, która zawsze daje z siebie wszystko. Nie wygrała Derby w ubiegłym roku na bitej faworytce Inter Royal Lady i wtedy w moim odczuciu niesłusznie wylała się na nią fala hejtu. To twarda dziewczyna, co jej nie zabiło, tylko mogło wzmocnić. Po cichu każdy z nas marzył o zwycięstwie, ale myślę, że nawet miejsce w trójce uznalibyśmy za duży sukces. Aśka nie miała z naszej strony żadnej presji. Jesteśmy pozytywnie nastawionymi ludźmi, którzy cieszą się wyścigami, a nie myślą tylko o zwycięstwach. Jechała na Guitar Manie po raz pierwszy. Koń miał nr. 1 i od początku był prowadzony najbliżej bandy w czubie wyścigu. Bardzo pomogła nam deszczowa pogoda. Podczas rozgrywania Derby stan toru nie wynosił 3,5, jak na początku dnia, lecz pewnie powyżej cztery. Adam genialnie założył, że najpewniej większość jeźdźców będzie przy wyjściu na prostą wyprowadzała konie na duże koło, dzięki czemu przed trzymającą się kurczowo bandy Aśką otworzy się duża szansa na ucieczkę przy kanacie. Dzięki temu uzyskała przewagę kilku długości. Na 300 m przed metą jednak błyskawicznie finiszowała, pod rutynowanym czeskim dżokejem Janem Wernerem, niemiecka Nania. Już była w przodzie o szyję, ale Aśka nie zrezygnowała z walki do ostatniego metra i Guitar Man ku naszej nieopisanej radości wygrał o krótki łeb. Tak naprawdę bardziej niż z wygranej konia wszyscy cieszyliśmy się ze zwycięstwa naszej Pani dżokej, która jako pierwsza kobieta w historii polskich wyścigów wygrała Derby. Nie można w tym sukcesie pominąć ekipy stajni Rosłońce, która każdego dnia ciężko pracuje przygotowując konie do wyścigów za co im dziękujemy”.
Flegmona przyczyną absencji derbisty w St. Leger i Wielkiej Warszawskiej
- „Po zdobyciu błękitnej wstęgi Guitar Man miał dłuższy odpoczynek. Niestety, nabawił się flegmony, zad mu tak spuchł, że z trudem się poruszał. O występie w St. Leger nie było mowy, ale do końca utrzymywaliśmy go w zapisie do Wielkiej Warszawskiej. Ostatecznie wspólnie postanowiliśmy, że nie chcemy go narażać na wielki wysiłek i został wycofany. Jest już zdrowy i spokojnie będzie przygotowywany do przyszłorocznych występów. Cierpliwie czekamy i mamy nadzieję, że jeszcze nie raz nas pozytywnie zaskoczy.”
Syndykat to jest to!
- „Lubię przeżywać wyścigowe emocje wspólnie z innymi, nie patrzę na występy koni przez pryzmat pieniędzy. One są ważne, ale nie są celem. Ewentualne wygrane są dla mnie superbonusem. Najważniejszy jest koń, jego zdrowie, fakt obcowania z nim, więź i emocje. Te w stajni i te podczas wyścigów. Forma syndykatu bardzo mi odpowiada. Umożliwia posiadanie konia wraz z przyjaciółmi, którzy mają wspólną pasję. Także pod względem ekonomicznym syndykat jest korzystny, bo koszty zakupu i utrzymania konia w stajni rozkładają się na kilka osób. Zachęcam wszystkich, którzy chcą poczuć, jakie emocje wyzwala posiadanie konia wyścigowego do przystępowania do syndykatów lub ich zakładania. Ja na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że na jednym się nie kończy ” - podsumował Patryk Gorczyca.