MM Trendy #05 (95)

Page 1

MAJ 2021 NUMER 05 (96) / WYDANIE BEZPŁATNE

Współczesny romantyzm JOANNA HOFFMANN


#reklama

zabiegi podologiczne odciski, modzele, nagnioty, wrastające paznokcie, klamry ortonyksyjne, usuwanie brodawek wirusowych, rekonstrukcja paznokci

pedicure kosmetyczny pedicure hybrydowy manicure manicure hybrydowe ul. Bema 11, szczecin tel: 883 636 433 | tel: 91 48 91 682


#05

#spis treści maj 2021

30

Helena Majdaniec

#06 Newsroom Wydarzenia, podsumowania, sukcesy, nowe projekty, inwestycje

#16 Temat z okładki Joanna Hoffmann i podróż po romantycznym świecie Freakery

#22 Edytorial Love&Braun, moda męska

#28 Moda Od małej czarnej do dżinsu

#30 Sylwetka miesiąca Helena Majdaniec, szczecinianka

#38 Styl życia

z urodzenia, paryżanka z wyboru

Lalki Hanny Zabrockiej

#34 Rozmowa miesiąca

Ceramika Zuzanny Gurgacz

Rozmowa z Ewą Ornacką, byłą

Legendy Mirosława Wacewicza

#54 Sport

o jej nowej roli jako jednej ze

#44 Dom

#58 Moto

scenarzystek serialu TV „Skazana”

Prostota i minimalizm w ogrodzie

dziennikarką „Głosu Szczecińskiego”,

#50 Zdrowie i uroda Sekrety jogi Zdrowie psychiczne w pandemii King Szczecin Samochody elektryczne

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

3


Agata Maksymiuk redaktor naczelna

#okładka: NA OKŁADCE: JOANNA HOFFMANN ZDJĘCIE: NATALIA SOBOTKA

FOTO Natalia Sobotka / MUA & STYL Agnieszka Szeremeta

#05

#redakcja Romantycy muszą zginąć, dzisiejszy świat nie dla nich. Tak przynajmniej twierdził Bolesław Prus. Ale czy można ufać sentencji sprzed 100 lat, podpisanej zmyślonym nazwiskiem? Cóż. Niezależnie od modelu interpretacji, który przyjmiemy, trzeba przyznać, że w naszej kulturze, jak chyba w żadnej innej, romantyzm przetrwał i ma się całkiem dobrze. Po pierwsze jako zjawisko estetyczno-filozoficzne, po drugie jako zjawisko narodowo-polityczne (takie z nutą urojonej martyrologii). Od polityki trzymamy się z daleka, więc chyba już wiecie, o czym będzie to wydanie (uśmiech). Naszą inspiracją była Joanna Hoffmann. Szczecinianka szerzej znana jako Freakery. Najpierw daliśmy się uwieść jej zdjęciom, wraz z poetyckimi opisami, zamieszczanymi na Instagramie. Później przyszedł Youtube i bogate w wiedzę filmy o historii mody. Wreszcie udało nam się zaaranżować spotkanie i zupełnie przepadliśmy. Gdyby powiedziała nam, że podróżuje w czasie, najpewniej byśmy uwierzyli. Asia ma w sobie coś z innej epoki, coś co przekierowuje myśli w stronę romantyzmu. Ignoranci mogą nagrodzić te przemyślenia drwiącym uśmiechem, ale gwarantujemy, że koło Freakery nie da się przejść obojętnie. Zajrzyjcie do magazynu i przekonajcie się sami. Po drodze zwróćcie też uwagę na kilka innych materiałów. W tym miesiącu gościmy zupełnie nowych bohaterów. Rafał Podraza, autor książki o Helenie Majdaniec „Jutro będzie dobry dzień”, podzielił się z nami opowieścią i zdjęciami o Królowej Twista pochodzącej ze Szczecina. Ewa Ornacka zdradziła nam kulisy powstawania serialu „Skazana” na podstawie swojej książki. Hanna Zabrocka, utalentowana rękodzielniczka, zabrała nas w podróż po świecie unikatowych lalek. Mieliśmy też szansę poznać Zuzannę Gurgacz, zajmującą się ceramiką. Nie możemy pominąć Mirosława Wacewicza, Legendziarza. Jeśl założymy, że romantyzm jest pewnym rytuałem, gestem czy formą, pamięci to myślę, że udało nam się stworzyć bardzo romantyczny numer. Udanej lektury!

4

Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Agata Maksymiuk Product manager: Aleksandra Bukowiec Reklama: tel. 604 192 342 Aleksandra.Bukowiec@polskapress.pl Redakcja: Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Szymon Wasilewski, Jakub Lisowski, Ynona Husaim-Sobecka, Adriana Reczek, Maurycy Brzykcy Prezes oddziału: Piotr Grabowski Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: F.H.U. „ZETA” Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy


#reklama


fot. Sylwia Dąbrowa, Polska Press

fot. materiały prasowe

| NEWSROOM |

„Letnie brzmienia” na Łasztowni. Koncerty wrócą już latem Kwiat Jabłoni, Nosowska, Mrozu, Krzysztof Zalewski i inni wystąpią na Łasztowni w ramach letniego cyklu koncertowego Letnie Brzmienia. Program Letnich Brzmień rozkłada się na cały okres wakacyjny, podczas którego odbędzie się ponad sto koncertów w całej Polsce. Usłyszeć będzie można m.in. autorkę największego przeboju minionego roku, czyli sanah, promującego najnowszy album „Zabawa” Krzysztofa Zalewskiego, porywającego pop-soulową „Aurą” MROZA, czy duet Kwiat Jabłoni, który przypomni, że „mogło być nic”, a jest wszystko. W niektórych miastach wystąpi także KRÓL, który zagra materiał ze swojej najnowszej płyty „Dziękuję”. Ze znakomitymi interpretacjami piosenek Andrzeja Zauchy wystąpi Kuba Badach. W projekcie „Tribute to Andrzej Zaucha. Obecny” zaprezentuje piosenki z płyty o tym samym tytule. W programie również koncerty Brodki, zespołu LemON, Darii Zawiałow, Nosowskiej, Jazz Bandu Młynarski-Masecki oraz wielu innych. Cykl jest kontynuacją pomysłu, który zrodził się w 2020 roku w związku z reorganizacją życia kulturalnego, spowodowaną przez pandemię koronawirusa. W ubiegłym roku kilkadziesiąt koncertów odbyło się w sercu Poznania, w malowniczej przestrzeni Parku Starego Browaru, oraz we Wrocławiu. Na plenerowych scenach wystąpili topowi polscy artyści. Wszystko odbywało się zgodnie z obowiązującym reżimem sanitarnym: na wejściu każdy uczestnik proszony był o założenie maseczki, w wielu miejscach zlokalizowane były stacje dezynfekcji rąk, a na ziemi narysowano pasy wyznaczające przestrzeń, w której mogą poruszać się uczestnicy koncertu. (mk)

6

Założycielka zespołu Szczecinianie będzie odpowiadać za folklor w regionie Ewa Ott-Kamińska, założycielka i dyrektor artystyczny Zespołu Pieśni i Tańca „Szczecinianie”, została mianowana przez Prezydium Polskiej Sekcji Międzynarodowej Rady Stowarzyszeń Folklorystycznych, Festiwali i Sztuki Ludowej CIOFF na Komisarza Regionu Zachodniopomorskiego. Komisarz ma za zadanie reprezentować CIOFF w regionie, a przede wszystkim promować i rozwijać Ruch Polskich Tańców Narodowych, który istnieje już ponad 20 lat. Ideą Ruchu jest nauka kroków, figur i choreografii polskich tańców narodowych dzieci, młodzieży oraz dorosłych. Najlepsze pary taneczne z różnych stron Polski, pod okiem instruktorów przygotowywane są do udziału w Turniejach Tańców Polskich, w trakcie których oceniane są przez sędziów i ekspertów. Przy ocenie brane są pod uwagę następujące kryteria: muzykalność, styl i charakter tańca, technika, ogólny wyraz artystyczny, przestrzeganie repertuaru kroków, ozdobników i figur tanecznych. Tancerze podzieleni są według wieku i umiejętności na poszczególne kategorie wiekowe oraz klasy. Turnieje organizowane są w różnych Ośrodkach w całej Polsce. Zespół Pieśni i Tańca „Szczecinianie” jest jednym z 35 rekomendowanych przez Komisję DS Tańców Polskich PS CIOFF ośrodków w Polsce i jedynym na Pomorzu Zachodnim. Na przestrzeni dekady, zespół skupiający początkowo kilkoro tancerzy, rozrósł się i dziś angażuje w swoją działalność blisko dwustu artystów, podzielonych na różne grupy wiekowe. Każdy zainteresowany nauką, współpracą, czy promocją Polskich Tańców może się z zespołem skontaktować telefonicznie lub mailowo. ZPiT Szczecinianie w przyszłym roku planuje zorganizować I Ogólnopolski Turniej Tańców Polskich w Szczecinie. Będzie to wielkie i prestiżowe wydarzenie na mapie kulturalnej i tanecznej naszego województwa. (mk)


#Szczecin Blog Showcase #1

#4 #7

www.eatrunlove.pl

www.haniabeza.pl

www.nikonorov.pl

Autorski blog Kamili Lewdańskiej. Gratka dla miłośników wege-kuchni, podróży, ale przede wszystkim fotografii.

Kulminacja kreatywności Hani Komór, czyli Youtube, Instagram i Spotify w jednym miejscu. Wszystko to z bezą i Szczecinem w tle.

Adres, pod którym projektantka mody Milita Nikonorov zdradza tajniki swojej pracy, zostawia porady, wskazówki oraz instruktaże krawieckie typu - zrób to sam.

#2 #5

#8

www.motywatorka.pl

www.ashplumplum.com

www.mieszkamwszczecinie.com

Pod tym adresem Paulina WysockaŚwieboda, stworzyła miejsce, gdzie można dowiedzieć się, jak poradzić sobie jednocześnie z nadprogramowymi kilogramami i z własną głową.

Blog modowy Joanny Biernackiej lub inaczej miejsce do przekazywania sobie doświadczeń na temat mody, szczególnie vintage, podróży i szeroko rozumianego lajfstajlu.

Ujście dla miejskich ciekawostek architektonicznych. Zbiór wyjątkowych fotografii i opisów. Autorką jest Ola Poncyljusz.

#9 #3

#6

www.tamaragonzalezperea.com

www.mamowymioczami.pl

www.cudacelestyny.pl

Blog, pochodzącej ze Szczecina Tamary Gonzalez Perea’y, jest w całości poświęcony artykułom z zakresu rozwoju osobistego, pracy nad świadomością i ciałem, rozwoju relacji interpersonalnych, ekologii, kulturze, modzie i urodzie w ujęciu „slow fashion” oraz „slow beauty”.

Blog lajfstajlowo-parentingowy Agnieszki Kowalewskiej. Autorka założyła go… z nudów podczas urlopu macierzyńskiego. Nie spodziewała się, że strona i jej profile w mediach społecznościowych zdobędą ogólnopolską popularność.

Miejsce dla osób, które lubią gotować, dbają o swoje zdrowie i dobre samopoczucie. Strona poświęcona racjonalnemu żywieniu i zdrowym słodyczom autorstwa Celestyny Krajczyńskiej.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

7


Nowy lokal w śródmieściu! Kąsek dla wszystkich miłośników prawdziwych burgerów Sir Burger to lokal, który zasłużył nie tylko na tytuł honorowy Sir, ale też uznanie wszystkich miłośników burgerów. Nowa kameralna restauracja otworzyła swoje podwoje przy ulicy Kolumba 1, w sąsiedztwie Dworca PKP. Już od pierwszych dni zasłynęła solidnymi porcjami i niepowtarzalnym smakiem dań. W ofercie królują Burger Klasyczny z solidną porcją wołowiny, boczkiem, ogórkiem kiszonym, czerwoną cebulą i sosem BBQ - również w opcji XXL, Burger z Chrupiącym Kurczakiem, pomidorem, czerwoną cebulą i sosem firmowym według własnego przepisu czy burgery w stylu wege z kotletem brokułowo-kalafiorowym lub z panierowanym serem i żurawiną albo Fish Burger z rybą. Na uwagę zasługują również chrupiące frytki, szczególnie te serowe, dzięki specjalnej metodzie smażenia nie tracą swojej jakości podczas dostawy. Burgery można zamawiać pojedynczo lub w zestawach, które jak twierdzą klienci, są tak duże, że nie do przejedzenia na raz. Kompozycje smakowe burgerów to zasługa właścicieli, małżeństwa, które samodzielnie prowadzi lokal. Swoje doświadczenie budowali działając w foodtruckowym okienku - mogliście ich spotkać na Łasztowni zamawiając zapiekankę czy burgera z dziczyzny. Dziś działają na znacznie większą skalę i z sukcesami wdrażają w życie swoje kulinarne pomysły. Musicie ich spróbować! Wszystkie pozycje menu są dostępne z dowozem do domu lub odbiorem własnym w lokalu. Menu można znaleźć na stronie www.burger.szczecin.pl. Okazja do spróbowania specjałów Sir Burger nadarzy się również podczas majówkowych wypadów. To właśnie wtedy ruszą dwa sezonowe punkty w Morzyczynie przy Amfiteatrze i Zieleniewie przy samej plaży. Zapraszamy! Menu można znaleźć na stronie www.burger.szczecin.pl ul. Kolumba 1 (obok dworca PKP Szczecin) zamówienia +48 889 223 303 e-mail smaczny@burger.szczecin.pl SirBurger

8

# REKLAMA

| NEWSROOM |

Feeria prawdziwych włoskich smaków w... Twoim domu Restauracja Emilio to miejsce, które powinien znać każdy miłośnik włoskich smaków. Lokal mieści się w samym centrum Szczecina przy Alei Papieża Jana Pawła II 43/U2. Od początku działalności doceniają go goście nie tylko z Polski, ale też z Włoch, Anglii czy Niemiec. Zagraniczni smakosze przyrównują go do najlepszych na rynku! Jednak nie chodzi tu o komplementy, a o smak. A ten wyrósł z marzeń i prawdziwej pasji do gotowania Iwony Szulc. Zaczęło się od wizyty na Sycylii, która szybko przerodziła się w niepowtarzalny kurs kulinarny, ugruntowany nową przyjaźnią. I choć szczecinianka nie miała doświadczenia w prowadzeniu restauracji, miała doskonałą intuicję i poczucie smaku. Można się o tym przekonać zamawiając takie pyszności jak choćby Risotto z truflami czy Pasta alla Forma, również ze świeżymi truflami. Inną propozycją jest, uwielbiana przez Włochów, jagnięcina czy zupa z owoców morza. Ważne miejsce w karcie zajmują też klasyki, czyli Spaghetti aglio, olio e peperoncino alla Emilio i deser Tiramisu. Jak podkreśla właścicielka - wszystkie dania są robione od podstaw, na miejscu, z oryginalnych produktów od niewielkich rodzinnych producentów z Włoch. Osobiście pracował nad nimi Szef Kuchni restauracji Sergio. Nie ma tu miejsca na półprodukty czy gotowce. Przysłowiową wisienką na torcie smaków Restauracji Emilio są wina. Szeroki wybór i przekrój cenowy pozwala dobrać bukiet uzupełniający każde danie z karty. Wina można zamawiać na kieliszki lub standardowo na butelki. To wszystko oprawione jest prawdziwą rodzinną atmosferą. Buduje ją i dba o nią zespół lokalu. Pracownicy nie tylko ze sobą pracują, ale też się ze sobą przyjaźnią, a to przekłada się na wyjątkowy klimat, który jak magnes przyciąga gości. I niech lockdown Was nie zwiedzie. Wszystkie dania można zamówić z dostawą do domu lub odbiorem własnym w lokalu. A jeśli zaistnieje potrzeba można zamówić pełen catering z obsługą kelnerską do domu. Więcej dowiecie się bezpośrednio w restauracji. Jana Pawła II 43, Szczecin tel. +48 508 224 177 | info@restauracjaemilio.pl @EmilioRestaurantSzczecin @restauracja.emilio.szczecin


#materiał partnerski

Pracownia LandscapeDesign.pl - ogród trzeba zacząć od projektu Ogród, dawniej urozmaicenie otoczenia, dziś zielone przedłużenie domu. A kto zdecydowałby się wybudować dom bez projektu? Jeśli ten argument to za mało, to Łukasz Frąckowiak, właściciel Landscape Design.pl, ma w zanadrzu jeszcze kilka. - Dobrze zaprojektowany ogród to przede wszystkim funkcjonalny ogród - przekonuje architekt krajobrazu. - Łatwiejszy w utrzymaniu i zachwycający o każdej porze dnia i nocy, a także roku. Projekt pozwala uniknąć błędów, zaoszczędzić pracy i pieniędzy. Do tego działając z architektem krajobrazu, mamy okazję poznać całe spektrum możliwości jakie oferuje nasz teren. A tych jest dziś sporo. Idealny trawnik, bujna roślinność, drewniany taras czy elegancki podjazd to tylko początek długiej listy realizacji dedykowanych nieruchomościom. Jej głównymi punktami są obecnie kuchnie, salony, a także baseny ogrodowe. Przestronne miejsca relaksu, gdzie można spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi podczas wspólnych posiłków, przyjęć czy po prostu leniwych weekendów. - O wprowadzeniu tych elementów warto pomyśleć już na etapie budowy domu - dodaje Łukasz Frąckowiak, LandscapeDesign. pl. - Pozwoli to m.in. właściwie przygotować działkę, zadbać

| NEWSROOM |

o rozprowadzenie odpowiednich przyłączy i instalacji czy zabezpieczyć warstwę gruntu cennego dla roślin. Ale bez obaw, jeśli dom jest już gotowy, również sobie poradzimy. Najważniejsze to określić swój budżet i przemyśleć, co powinno znaleźć się w ogrodzie, ale absolutnie nie zaczynać prac samodzielnie. - Klienci często chcą pomóc - wyjaśnia architekt krajobrazu. - Inwestują w ziemię, kupują rośliny, sami dokonują nasadzeń. Później okazuje się, że wszystko trzeba zmienić, że zapomnieli o danej warstwie ogrodu, że z czegoś trzeba zrezygnować, że czegoś jest za dużo. A my przecież jesteśmy od tego żeby pomóc. Podpowiedzieć najciekawsze rozwiązania i pamiętać o tym, o czym klienci najczęściej zapominają. A często zapominają choćby o oświetleniu. Drobiazg, ale jak ważny. Szczególnie po zmroku, kiedy siadając po pracy w wygodnym fotelu, za oknem widać ogród, a nie ciemność. Poza tym światło eksponuje wszystkie detale, uwydatnia rośliny, donice, ozdoby, sprawia, że jest przyjemniej. - Na pewno nie ma przestrzeni, z którą byśmy sobie nie poradzili - podkreśla Łukasz Frąckowiak. - Nie ważne czy mówimy o dużych działkach czy małych. Płaskich czy na podwyższeniu. Przygotowanie projektu zajmuje średnio miesiąc, jednak ważna jest dostępność klienta w tym czasie. Sama realizacja to już bardzo indywidualna kwestia. Możemy mówić o dniach, tygodniach a nawet miesiącach - wszystko zależy od zakresu. Prace realizujemy od a do z, czyli od zaplanowania wszystkiego, przez nadzór czynności formalno-prawnych, po zamówienie wszystkich potrzebnych rzeczy i wykonanie. Oferujemy również pielęgnacje roślin. Dysponujemy odpowiednim sprzętem i mamy świetny doświadczony zespół. Zapraszamy do współpracy!

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

9


| NEWSROOM |

fot. Sebastian Wołosz

fot. Andrzej Szkocki

Najnowocześniejsza biblioteka w Szczecinie. Wypożyczysz książkę, pograsz w gry

Uruchomiono nową filię Miejskiej Biblioteki Publicznej. Mieści się przy pl. Matki Teresy z Kalkuty 8 i trzeba przyznać - wygląda imponująco. Nowa placówka oferuje książki i audiobooki dla dzieci, dorosłych i młodzieży oraz zbiory muzyczne. Nowością w ofercie biblioteki są gry planszowe. Filia ta jako jedyna biblioteka w Szczecinie wyposażona jest w konsole do gier wideo w specjalnie przygotowanych pokojach gamingowych. Obecnie znajdziemy w nim oprócz wypożyczalni i czytelni, kameralną salę warsztatową, dużą salę przygotowaną na spotkania autorskie i inne wydarzenia oraz strefę gier. Obiekt spełnia najnowsze standardy i jest dostosowany do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Powierzchnia nowej biblioteki to ponad 1000 m2. - Biblioteki w Szczecinie są potrzebne, ale muszą to być nowoczesne, z nowymi funkcjami. To nie mogą być tylko miejsca wypożyczania książek, ale też dostęp do nowych technologii i miejsce spotkań - mówi Piotr Krzystek, prezydent Szczecina. Siedziba biblioteki jest budynkiem historycznym, zaprojektowanym w 1884 r. jako wolnostojący budynek szkolny. W okresie powojennym nadal pełnił funkcję szkoły podstawowej, a w latach 80. XX w. został adaptowany do funkcji bibliotecznych. W latach 2017-2020 Miejska Biblioteka Publiczna przeprowadziła kapitalny remont i modernizację obiektu sfinansowany ze środków Gminy Miasto Szczecin. Koszt to to prawie 10 mln zł. Filia nr 7 czynna będzie od poniedziałku do piątku w godzinach 8-20 oraz w soboty od 9-17. (mk)

10

Urszula Golema ze Szczecina najbardziej wpływową kobietą w Polsce Czytelnicy gazet i portali internetowych Polska Press Grupy, wybrali w ogólnopolskim plebiscycie Urszulę Golemę Najbardziej Wpływową Kobietą 2020 roku w całej Polsce. Pod koniec kwietnia redakcja uhonorowała Urszulę Golemę statuetkami jedną za zwycięstwo w wojewódzkiej edycji plebiscytu i drugą za ogólnopolską edycji, a także książkami, w których jest główną bohaterką i także specjalnym voucherem na pobyt dwuosobowy w SPA. Restauratorka zdobyła zwycięskie głosy za akcję, jaką przeprowadziła wraz z całą załogą i rodziną w czasie pierwszego lockdownu. Przypomnimy, w lokal „Karczma pod Kogutem” wydał ponad 3,5 tysiąca obiadów dla medyków. - To był trudny okres dla całej służby zdrowia wspomina dziś Urszula Golema. - Gotowaliśmy wtedy (i nadal gotujemy) obiady dla klientów na wynos i pomyśleliśmy, że nie będzie to specjalnym dla nas kłopotem ugotować obiady dla pracowników służby zdrowia. Nikt wtedy się nie spodziewał, że zamknięcie gastronomii będzie tak długo trwało, a wiedzieliśmy, że medycy w czasach pandemii dają z siebie wszystko. Chcieliśmy się im odwdzięczyć. Relacja z wręczenia nagrody jest dostępna na portalu www.gs24.pl (bs)


#reklama


Nowe życie ubrań. O szczeciniance, która ze zwykłych ubrań robi unikaty „To człowiek tworzy metamorfozy” śpiewała w swojej piosence Kora. Metamorfozy dotyczą nie tylko ludzkich charakterów czy wyglądu. Człowiek potrafi przeobrazić również wiele przedmiotów, nadając im niepowtarzalny charakter. Kasia Pietrzak, szczecinianka, potrafi na przykład zamienić zwykłe ubrania w unikatowe. Zanim dostała pierwszą maszynę do szycia prace wykonywała ręcznie. - Coś odcięłam, coś przyszyłam, czasem pofarbowałam - mówi Kasia i dodaje - jestem z pokolenia, kiedy jeszcze nie można było wszystkiego kupić. Umiejętność przerabiania ubrań dawała możliwość kompletowania ciekawej garderoby. Kasia przerabia ubrania korzystając nie tylko z umiejętności szycia, ale również malowania. W ten sposób zdobi ubiór własnoręcznie wykonanymi pracami. - Kiedy odkryłam w sobie smykałkę do malowania, moja twórczość nabrała wiatru w żagle - wspomina. Zapytana o najciekawszy projekt nie może się zdecydować, ale po chwili zastanowienia, z uśmiechem, opowiada o ostatnio wykonanej przeróbce. - Jeansowa katana z koniem - mówi. - Na zwykłej jeansówce namalowałam konia. Grzbiet konia to rękaw. Kurtka została wzbogacona o grzywę z frędzli, odstające uszy i uzdę. Zdecydowanie koło takiej kurtki nie da się przejść obojętnie. Podkreśla, że łatwiej jej malować, bo kocha to robić, a szycie opiera na improwizacji, którą uwielbia. Uważa, że właśnie dzięki temu to, co tworzy jest jedyne w swoim rodzaju, a to daje jej wiele satysfakcji. W Internecie Kasia ukrywa się pod pseudonimem Weird Cat Space. (ar)

12

Pianista ze Szczecina zaskakuje kolejnym utworem Michał Martyniuk, pianista pochodzący ze Szczecina, nie przestaje zaskakiwać kreatywnością. Tym razem do sieci trafił jego nowy singiel nagrany wspólnie z brytyjską wokalistką Vanessą Freeman. Utwór nosi tytuł „How Do We Make It?” i jest już dostępny we wszystkich streamingach. Nagranie powstało w ramach projektu „Reconciliation EP”. Album jest skrzyżowaniem jazzu, hip-hopu, klubowej elektroniki, chilloutu i jeszcze kilku innych zjawisk, których wspólnym mianownikiem jest uwodzicielski groove. Pierwszy singiel w ramach nowej płyty zatytułowany „New Things” feat. YaniKa, trafił do sieci pod koniec 2020 roku. Kawałek „How Do We Make it?” ma być odpowiedzią na nastroje panujące w obecnym świecie. Przypominamy, że Michał Martyniuk to pochodzący ze Szczecina pianista i kompozytor jazzowy, który od ponad 10 lat mieszka w Nowej Zelandii. Na swoim koncie ma nominację do Fryderyka w kategorii Debiut Roku, a także nominację do NZ Music Awards w kategorii Best Jazz Artist. (RED.)

fot. materiały prasowe

fot. Kasia Pietrzak - Weird Cat Space

| NEWSROOM |


Zamieszkaj w sercu miasta i odkryj znaczenie prawdziwej wygody 15 unikatowych mieszkań o metrażu 31 - 62 m2 niepowtarzalna architektura #reklama

duże przeszklenia oryginalny charakter wnętrz stan deweloperski z możliwością wykończenia w wysokim standardzie pod klucz miejsca parkingowe oraz komórki lokatorskie

Cena już od 8,4 tys. zł za m2! Inwestycja GOLD APARTAMENTY to odpowiedź na potrzeby osób ceniących sobie nietuzinkowe przestrzenie i komfort życia w centrum Umów się na prezentację już dziś! Szczegóły pod numerem telefonu 690 894 777 lub mailem extra@extraconsulting.eu


| NEWSROOM |

fot. archiwum

Dr inż. Katarzyna Szkolnicka z Katedry Toksykologii, Technologii Mleczarskiej i Przechowalnictwa Żywności ZUT opracowała nową recepturę lodów. Dzięki zastosowaniu maślanki zwiększy się ich objętość i puszystość. Nowa technologia wpłynie również na walory smakowe oraz jakość mrożonego deseru. - Maślanka posiada naturalne właściwości emulgujące, które mogą pozwolić na produkcję naturalnych lodów bez stosowania sztucznych dodatków. Za lodami z maślanki przemawia wysoka zawartość fosfolipidów i sfingolipidów. Związki te korzystnie oddziałują na nasz organizm, są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania układu nerwowego i wspomagają koncentrację oraz proces uczenia się – wyjaśniła dr Szkolnicka. - Poprawę jakości lodów uzyskaliśmy za pomocą polarnych lipidów i białek występujących naturalnie w maślance, dzięki którym wykazuje ona działanie emulgujące i stabilizujące w deserach lodowych. W skład polarnych lipidów maślanki wchodzą fosfolipidy i sfingolipidy. Według dr Szkolnickiej lody z maślanki mogą opóźniać procesy starzenia, sprzyjają dobremu samopoczuciu, możliwościom intelektualnym, jak również urodzie. Wyniki badań nowatorskiej metody produkcji lodów opublikowano na łamach czasopisma naukowego Food Science and Nutrition. Współautorkami technologii są: prof. Izabela Dmytrów oraz prof. Anna Mituniewicz-Małek. (mk)

14

Nowy singiel szczecińskiej wokalistki

fot. materiały prasowe

Lody z maślanki? Badaczka z ZUT-u opracowała nową recepturę lodów

Mieszkająca w Szczecinie Agata Gołemberska wypuściła nowy singiel „Nie na zawsze”. Teledysk do utworu zrealizował lokalny kolektyw Kinomotiv. Agata Gołemberska jest wokalistką, songwriterką, a także producentką. O swoich kompozycjach mówi jako o „splocie vintage inspiracji i nowoczesnej popowej formy”. Doskonale odnajduje się na pograniczu gatunków takich jak soul, syntwave, funk, r&b, reggaeton. Jej soulowy, charakterystyczny głos można usłyszeć w utworach, za którym stoją tacy producenci jak Suwal, Phil Hollins i Tropiki. Z ostatnim z nich stworzyła dwa utwory, które pojawiły się na krążku „Nieznane wody”. W styczniu 2021 roku Agata wydała w ramach projektu My Name Is New utwór „Uda się”, który pojawił się na antenach lokalnych oraz ogólnopolskich stacji radiowych. Został on również wyróżniony przez Macieja i Antka Orłosiów, którzy wyemitowali teledysk do piosenki w swoim youtube’owym programie „W Telegraficznym Skrócie”. Jej najnowsza, również pozostawiona w klimacie vintage popu, piosenka „Nie na zawsze” opowiada o obawie przed niedoświadczoną jeszcze stratą, która jednak jest nieunikniona. Artystka zadaje też w niej pytania o trwałość wszystkiego, czego w życiu doświadczamy. Utwór zawiera także naiwną próbę przewidzenia zdarzeń tak, aby uniknąć bólu. Piosenka „Nie na zawsze” Agaty Gołemberskiej jest już dostępna w największych serwisach streamingowych. (mk)



| TEMAT Z OKŁADKI |

Współczesny romantyzm

Joanna Hoffmann

16


| TEMAT Z OKŁADKI |

Moda, a dokładniej historia mody i wyjątkowe poczucie estetyki jak magnes przyciągają do niej ludzi. W sieci obserwuje ją kilkadziesiąt tysięcy osób. Znajdziecie ją pod nazwą Freakery. I wierzcie lub nie, ale spotkanie z nią jest jak przerwa poza czasem i przestrzenią od codziennej gonitwy. Ma w sobie coś z poprzednich epok, coś, co przeminęło, wraz z wielkimi poetami. Cząstkę tego zostawiła w naszym wywiadzie, resztę musicie sami odkryć. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK FOTO NATALIA SOBOTKA, FOTOSOBOTKA MUA: AGNIESZKA SZEREMETA, CREO ACADEMY, MIEJSCE KOOPERATYWA ŁAŹNIA, ul. Koński Kierat 14/15, Szczecin KWIATY MAŁGORZATA SIEMIANOWSKA KWIACIARNIA ARABESKA, ul. Wyszyńskiego 4F, Police

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

17


| TEMAT Z OKŁADKI |

Słyszałam, że wystarczy wspomnieć epokę w modzie, żeby cię uruchomić. Co powiesz na romantyzm? - Powiem, że z wykształcenia jestem filologiem, a moim konikiem jest literatura brytyjska i amerykańska. Prócz lat 60., szczególnie umiłowałam sobie epokę wiktoriańską i właśnie romantyzm. Podczas studiów pociągały mnie wszelkie nawiązania modowe z tych okresów. Przyznam się, że od tego wykiełkowało moje zainteresowanie historią mody. Choć moda zawsze była mi bliska. Odkąd pamiętam, temat ubrań i zaklętych w nich historii były żywo poruszane w mojej rodzinie. Dorastałam w prawdziwym babińcu (uśmiech). Wymiana ubrań i pieczołowite dbanie o nie było dla nas czymś naturalnym i ważnym. Połączenie tych czynników sprawiło, że zaczęłam coraz bardziej zanurzać się w historię mody. I mimo że mój własny styl jest osadzony raczej w XX wieku, to odkrywanie zaczątków trendów pochłonęło mnie bez reszty. Na przykład czy wiedziałaś, skąd wziął się czerwony kolor na podeszwach szpilek? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałam sięgnąć aż do czasów Ludwika XIV, kiedy poszczególne elementy ubioru były wyznacznikiem statusu społecznego i w sumie tak pozostało do dziś. No i widzisz. Rzeczywiście, uruchomiłam się (śmiech). O to przecież chodziło (śmiech). Tylko skąd to się wzięło i skąd ta dociekliwość? - Wydaje mi się, że to przez dzielenie się wiedzą z innymi. Miałam w swojej karierze epizod nauczycielski. Poza tym w domu i na studiach zawsze uczono mnie, by kwestionować to, co już wiadome i sięgać głębiej, nieustannie zadawać sobie pytanie - dlaczego? Czasem rzeczywiście trochę za dużo gadam (uśmiech). Myślę, że to powód, dla którego moją formą wypowiedzi stały się zdjęcia i przypisane im historie, filmy i czasem artykuły na temat historii mody. Gdybyś mogła wybrać dowolny czas i miejsce, zrealizować swoją największą modową fantazję, gdzie i kiedy powinniśmy cię szukać? - To pytanie, o które często się ocieram, pewnie ze względu na moje zdjęcia i na codzienną estetykę.

18

Lubię ją opisywać jako senny romantyzm. Może nawet taki z nutą mroku i tajemnicy, trochę jak w epoce wiktoriańskiej, w której materiały były ciężkie, ale bogate. Zgrzebne suknie szczelnie kryły pod spodem feerię kolorów. Mam na myśli choćby kolorowe pończochy o szalonych wzorach. Wiele osób nie wie, że tamte czasy nie były tak konserwatywne i zimne, jak nam się wydaje. Myśląc o wzbogaceniu swoich inspiracji, chyba wybrałabym właśnie epokę wiktoriańską. Ale z drugiej strony mój styl, ten, który reprezentuję na co dzień, to zdecydowanie efekt wpływów lat 60. i 70. U mnie w domu muzyka była bardzo ważna - Beatlesi, Stonesi... tym nasiąknęłam. Więc chętnie przeniosłabym się do tego okresu. Lata 70., swingujący Londyn, życie jak w amerykańskim filmie drogi. Poczucie czegoś dzikiego, niewiadomej do odkrycia. Często sama o sobie mówisz „stara dusza”. Są ludzie, którzy wierzą, że „stara dusza” to dusza, która przeszła już całą swoją ziemską wędrówkę i ma ostatnią misję do spełnienia. Masz poczucie takiej misji? - Odkąd pamiętam, towarzyszyło mi poczucie, że nie pasuję do tych czasów. Kiedy moi rówieśnicy interesowali się tym, co popularne, ja wolałam sięgać w przeszłość do muzyki, filmów czy książek. I nie zrozum mnie źle, to nie był wyraz snobizmu, kreowany wyłącznie po to, aby się wyróżnić - bo przecież tak czasem bywa. Po prostu przeszłość sprawia, że moje serce potrafi szybciej zabić, a przez ciało przechodzi dreszcz. Jestem okropnym wrażliwcem (uśmiech). Dlatego idę przed siebie z poczuciem upływu czasu. Poruszają mnie historie innych ludzi, szczególnie ludzi starszych. Historie o czasach, które już nie powrócą. Kiedy byłam mała, siadałam babci na kolanach i skrzętnie notowałam jej wspomnienia. Zbierałam stare fotografie i starałam się uchronić je od zapomnienia. Podobnie jest teraz z historią mody. Wierzę, że przedstawiając dany temat, ocalam go i jego bohaterów przed niepamięcią. Lubię przeprowadzać taki drobny eksperyment na sobie i innych - odtwarzam stare filmy z XIX wieku w kolorze. Na-

gle wszystkie te postacie ożywają, a ich historie są takie prawdziwe. Nie wiem, czy to właśnie jest moja misja, ale zaczynając działać w internecie, zauważyłam, że brakowało mi przystępnych, polskojęzycznych źródeł o historii mody. Może to właśnie one mogą nam pomóc spojrzeć na codzienność inaczej, zmienić perspektywę czy zwolnić? Myślisz, że w kulturze, w której żyjemy, jest miejsce na rozpatrywanie romantyzmu w kategoriach, o których mówimy? Romantyzm w Polsce to jednak martyrologia lub nieaktualne, trochę nachalne postawy. - W swojej pracy zawsze staram się zrobić pomost między tym, co było, a tym, co jest. Dzięki temu wiele osób pisze do mnie, że w końcu udało im się odkryć sens danego zagadnienia – dlaczego coś było w danym czasie popularne? Dlatego myślę, że jeśli oderwiemy się od schematów, czyli od spojrzenia na romantyzm jako, często nieumiejętnie, przedstawianej epoki literackiej i artystycznej czy postrzegania go jako zbioru przestarzałych gestów być może odkryjemy w nim unikatowy rodzaj wrażliwości. Podobnie jest z modą. Kiedy staram się ją powiązać ze sztuką, filmem czy książką, nagle staje się najprostszą formą kultury. Każdy ją widzi, każdy ją rozumie. I jeśli tylko podpowiesz, w którym kierunku zmierzać z jej interpretacją, wszystko staje się jasne. Więc, tak. Wydaje mi się, że jak najbardziej, w naszej kulturze jest miejsce na szersze spojrzenie na romantyzm niż to, które wynieśliśmy ze szkół. Szczególnie teraz, kiedy spędzamy więcej czasu w domach. Kiedy mamy możliwość skupienia się na sobie i odbudowaniu zapomnianej wrażliwości. Zastanawiam się, czy wszystko da się wyjaśnić modą? Bo co można wyjaśnić panującymi trendami, powrotem do lat 80. i 90.? To „nie najładniejszy” modowy okres. - Moda interesuje mnie również jako zjawisko w psychologii. - Dlaczego jedne trendy nas ciekawią, a inne nie? Obserwując historię, szybko zauważymy, że trendy wracają średnio, co 20 lat. To powód, dla którego lata 90. właśnie teraz odżyły. Ty i ja jesteśmy w podobnym


| TEMAT Z OKŁADKI |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

19


| TEMAT Z OKŁADKI |

Specjalne podziękowania dla Kooperatywnej Łaźni w Szczecinie za wsparcie i udostępnienie przestrzeni do sesji zdjęciowej oraz dla Małgorzaty Siemianowskiej, właścicielki Kwiaciarni Arabeska w Policach, za piękne świeże kwiaty.


| TEMAT Z OKŁADKI |

wieku, więc ta moda może nam wydawać się okropna czy „nie najładniejsza”, bo ją pamiętamy z dzieciństwa. Ale dla innych, którzy tego okresu nie pamiętają lub mieli okazję uczestniczyć w takim powrocie, może to być romantyczne. Dla nas to czasy kablówki i pierwszych komputerów. Dla nich przestrzeń do dopowiedzeń. To przestrzeń, którą chętnie wykorzystują też największe domy mody. Jednak obserwując wybiegi, łatwo poczuć konsternację potęgowaną pytaniem na co właściwie patrzymy? Modę można dziś rozpatrywać w kategorii sztuki współczesnej? - Haute couture to twórczy wyścig zbrojeń, kompletnie oderwany od mody ulicznej. To, co widzimy dziś na wybiegach, to modowy zaczyn, który zaowocuje dopiero w przyszłości. Musimy zrozumieć, że moda czasem bywa sztuką dla sztuki, a innym razem pokazem zasobności portfela i spełnieniem najskrytszych fantazji. Jedni zdecydują się kupić piękną, szytą ręcznie suknię, inni t-shirt, który mógłby kosztować 20 zł, ale kosztuje znacznie więcej. Ale myślę, że tak, że współczesną modę można rozpatrywać w kategorii współczesnej sztuki. Przynajmniej ja tak robię (uśmiech). Jak ma się do tego tempo, w którym żyjemy? Niedawno słyszałam stwierdzenie - nic tak nie wzrusza jak niemarnowanie czasu drugiej osoby. Podobno, zgodnie z tą myślą, nawet na randkę można pójść na dwa osobne filmy, a później szybko wymienić się opiniami, bez zbędnej otoczki, jak kawa czy wino. - Ja to stwierdzenie rozpatrzyłabym inaczej, bo ta otoczka jest dla mnie ważna. Dlatego moja zgoda na to, co powiedziałaś, przejawiałaby się raczej w pozbyciu się wszelkich rozpraszaczy typu - telefon i pełnym skupieniu na rozmówcy. Bycie offline jest dziś największym luksusem i chyba największym wyrazem romantyzmu, na jaki jesteśmy sobie w stanie pozwolić. Nasza uwaga i czas jest najpiękniejszym, co możemy podarować drugiej osobie. Niestety, często o tym zapominamy. Czy z twoim podejściem do życia łatwo było ci się osadzić w internecie? - Za-

skakująco tak. Mimo że w dużej mierze jestem „analogowa” i dość późno weszłam do świata wirtualnego, to łatwo się w nim odnalazłam. Mój kanał na Youtube jest młody, istnieje dopiero 3 - 4 lata. Absolutnie nie jestem wyjadaczem w tej dziedzinie. Czytuję blogi i podejmując decyzję o formie wypowiedzi, z którą chciałam się związać, rozważałam blog. Jednak nie mogłam uciec od wrażenia, że to forma, która powoli się przedawnia, a ja mam tyle do opowiedzenia. Najłatwiej to objaśnić na przykładzie - żeby zaprezentować historię, o której opowiadam w filmie przez 20 min, musiałbym napisać 10 stron tekstu - których pewnie nikt by nie przeczytał. Wideo stało się jedynym słusznym rozwiązaniem (uśmiech). Od zawsze mam w sobie dużą potrzebę mówienia. Objawia się to również na Instagramie w moich opisach, muszą być poetyckie. Wiele osób uważa to za romantyczne (uśmiech). Instagram jest też rodzajem mojego pamiętnika, unieśmiertelnianiem wybranych momentów. Pamiętam wszystkie emocje związane z każdym zdjęciem, to, co miałam ówcześnie w głowie. Cieszę się, że udało mi się stworzyć takie miejsce. Dodam też, że nigdy w sieci nie spotkała mnie żadna przykrość. Jeśli ktoś zwraca mi uwagę, to bardzo merytorycznie, bez hejtu. Na takie uwagi zawsze jestem otwarta. Poruszasz bardzo ambitne treści, trudno tu o hejtera (uśmiech). Pozbycie się fałszu i postawienie na rzetelność kluczem do sukcesu? - Moją społeczność tworzą osoby o podobnych zainteresowaniach i poglądach. W końcu każdy z nas ma swoją bańkę. Nie ukrywam, że żyję z tego, co robię, ale zawsze było dla mnie ważne, by robić wszystko na własnych warunkach. Nigdy nie pozwoliłabym sobie na sztampową reklamę czy opublikowanie gotowej treści i co gorsza polecenie czegoś, z czym się nie zgadzam. To, co robię, traktuję poważnie. Uporządkowanie materiałów, nagrania i montaż zajmują mi, w uproszczeniu, około dziesięć godzin. Ale za tymi dziesięcioma godzinami kryją się jeszcze tygodnie przygotowań, poszukiwań i zgłębiania

tematów. Jest różnica między streszczeniem a dzieleniem się wiedzą. Czułabym się wysoce nie w porządku, publikując streszczenie. Wybieram myśli, które wiem, że mogą kogoś zaciekawić i zmienić czyjąś perspektywę. Z tego powodu, kiedy ostatnio wróciłam do lat 70., zajrzałam też do lat 90., bo w latach 90. nastąpił nawrót do lat 70. Trochę to zagmatwane (śmiech). Mniej ambitne treści łatwiej się pozycjonują. Wystarczy spojrzeć na filmy, którymi w ubiegłym roku się zachwycaliśmy. - Tego, co robię, nie robię dla liczb. Ale zwróć uwagę, że to, o czym mówisz, nie jest domeną naszych czasów, ludzie od zawsze lubili trochę „poznęcać się” nad sobą. Kiedy wiedzą, że coś jest złe, ciągną do tego, jak mogą. Myślę, że to powód popularności filmów, które wspomniałaś. Tak samo było z popularnością horrorów klasy Z w latach 50. Były tak złe, że aż zabawne. Nie neguję i nie wartościuję tego, że są odbiorcy, którzy lubią takie produkcje i potrafią się przy nich zrelaksować. Rozrywka jest jednak dziwnym tworem, a my mamy w sobie dużo sprzeczności. Na co dzień elegancka kobieta, w środku może być punkówą. Przypomnijmy sobie Cyrk dziwadeł i wszystkie te wyrafinowane panie z wyższych sfer, które tłumnie ruszały na widownię, by pooglądać makabreski. Ówcześnie to była najniższa z możliwych rozrywek, ale jej prostota była jej sukcesem. Teraz działa to w ten sam sposób czy tego chcemy, czy nie. To chyba czas na podsumowanie. Bolesław Prus pisał - romantycy muszą zginąć, dzisiejszy świat nie dla nich. Myślisz, że miał rację? - Nie, nie mogą. To prawda, że wrażliwcy mają trudniej. Sama zawsze mówię, że czuję bardziej. Są dzieła, które potrafią rozbić mnie na kawałki na kilka dni. Ale dzięki temu ja i ludzie mi podobni w sposób niewiarygodny potrafimy obnażać emocje i przekazywać je dalej. Wydaje mi się, że romantycy są jedynym ratunkiem dla tego świata. Są siłą i odwagą, która pozwala wyciągać na powierzchnię to, co prawdziwe.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

21


| EDYTORIAL |

Love &Braun Photographer Ed Mehravaran @edmehravaran

Art Director/Stylist Krzysztof Komorowski @christopherkeyy_styling Model Julian Braun @julianbelluci Mua Agnieszka Szeremeta @agnieszkaszeremeta.pl Hair Jacob Nawra @jacob.galway

Naszyjnik Barbara Kranz @riomodeschmuckberlin

22


| EDYTORIAL |

Kurtka Balmian/Marcello Store

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

23


| EDYTORIAL |

Koszula i sweter Dolce & Gabbana / Marcello Store

24


| EDYTORIAL |

Kmizelka i koszula Robert Kupisz @robert_kupisz | Torba Dsquared2 / Marcello Store

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

25


| EDYTORIAL |

Kurtka Dsquared2 / Marcello Store | Pants Samuel Acebey @artisan_acby | Shoes Valentino / Marcello Store

26


| EDYTORIAL |

Szelki Samuel Acebey @artistan_acby

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

27


| MODA | 4.

Od małej czarnej do dżinsu... Niektóre trendy w modzie są nieśmiertelne, inne znikają na chwilę i wracają. Niektóre ubrania nigdy nie wychodzą z mody, o innych dosyć łatwo zapominamy. Dlaczego? TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ARCHIWUM GS24.PL

Moda zatacza koło. Moda nie przemija, tylko ulega pewnej transformacji. Zawsze będziemy nosić koszule, swetry, sukienki, spódnice czy spodnie. Zawsze, tylko jaki one będą miały krój? To zależy od trendów, od sezonu, od pomysłów projektantów. Ale te projekty często opierają się na dawnych pomysłach, wystarczy lekko je podrasować. Białe kozaczki kiedyś były synonimem obciachu, a w tej chwili białe botki i kozaki są w niemal każdej kolekcji. Co jakiś czas wraca mini, maxi, wracają dzwony, a potem rurki i tak na zmianę.

28

Jeśli pogrzebiemy w szafach naszych mam i babć, znajdziemy tam rzeczy, które bez problemu możemy nosić również dziś. A jak nie dziś, to jutro na pewno. - Moda zatacza kręgi. Widać, że lata 60. i 70. wracają do łask. Mam na myśli kroje, wzory, kolory. Niektórzy nawet odgrzebują z babcinych szaf różne stylizacje i pozytywnie wyróżniają się na ulicach - mówi Małgorzata Różniecka-Ofman, współorganizatorka wydarzenia Moda Polska w Szczecinie. - Czy wyobrażam sobie kobietę w strojach z Dany na przykład na ulicy Wyszyńskie-

go w Szczecinie? Oczywiście! To byłoby wspaniałe. Jedyna różnica to detale, które są teraz inne niż kilka dekad temu. Moda to... niewygoda W Szczecinie w czasach PRL i krótko potem królowały dwa zakłady odzieżowe - Odra i Dana. Dla szczecinianek, ale też dla całej Polski były one wyznacznikiem dobrego gustu. Posiadać ubranie z Dany to było coś. Bogdan Bombolewski projektował przez trzy lata dla Zakładów Przemysłu Odzieżowego Odra modę męską. Projektował


| MODA |

też dla zespołu muzycznego ABC, dla Haliny Frąckowiak i innych, dla słynnego żeglarza Krzysztofa Baranowskiego. - Moda się zmienia, ale ja uważam, że człowiek powinien nosić to, w czym dobrze się czuje i co mu pasuje - mówi Bogdan Bombolewski. - Z mody należy wybierać właśnie takie rzeczy. Jeżeli kobieta nie jest szczupła, powinna unikać dużej kraty czy poziomych pasów, choćby nie wiem, jak były modne. A to są trendy, które regularnie powracają. Kiedy projektowałem ubrania dla Odry, otrzymywaliśmy wytyczne z Centralnego Biura Wzornictwa Przemysłu Lekkiego. Tam była osoba, która jeździła do Paryża i Londynu, a potem zbierała nowinki modowe i opracowywała wytyczne dla przemysłu odzieżowego, a my musieliśmy się stosować do tych wytycznych. Mimo to wychodziłem z założenia, że nasza oferta powinna być szeroka. Właśnie dlatego, żeby każdy mógł wybrać coś dla siebie. Jednak żeby wybrać coś dla siebie i wyglądać oryginalnie, trzeba mieć dużo odwagi. Każdy z nas ma potrzebę przynależności i nie chce nosić czegoś, czego nie noszą inni, bo będzie się źle czuć. To dlatego czasami nosimy rzeczy wbrew sobie. Moda też bywa niewygodna. Męczymy się w szpilkach, chociaż ich nie lubimy, ale to takie seksowne. Męczymy się w rurkach, które nas uwierają w brzuch przy siedzeniu i marzymy o dniu, kiedy wrócą dzwony albo mom dżins. Nie ma co się przejmować, wrócą na pewno. Powracające trendy Trendy, które możemy uznać za nieśmiertelne to te, które doskonale się sprawdzają w określonych sytuacjach. Jeżeli mamy w planach wieczorne wyjście, zawsze nas uratuje mała czarna. Odkąd ją wylansowała Chanel, czyli 100 lat temu, prosta czarna sukienka wisi niemal w każdej szafie. Przydaje się również kostium, marynarka, biała koszula, ołówkowa spódnica midi w ciemnym kolorze. W tych ubraniach załatwiamy różne sprawy i nic tego nie zmieni. Szpilki, mimo że

niewygodne, też warto mieć. Nieważne, że nie umiemy w nich chodzić, bo zazwyczaj nie chodzimy, ważne, że jakby co, to mamy. Baleriny, trampki, mokasyny, wszystko, co na płaskim obcasie, też trzeba mieć. A cała reszta to po prostu zabawa stylizacjami. Dżins niebieski i zielony Jednym z nieśmiertelnych trendów jest dżins. Yves Saint Laurent powiedział niegdyś „Jedyne, czego w życiu żałuję, to tego, że nie wymyśliłem dżinsu”. Dżins po raz pierwszy wykorzystany przez Leviego Straussa do produkcji odzieży roboczej dla rolników i farmerów. Z czasem ten rodzaj spodni zaczął znajdować coraz to szersze zastosowanie. Od ogrodniczek zaczynając, przez kultowy model Levisów 501 aż po te bardziej kobiece modele, podkreślające biodra i zwężane ku dołowi. Wcześniej utożsamiany z wolnością lub nawet łamaniem zasad, dzisiaj jest uniwersalnym elementem każdej garderoby. Dżinsy dostępne są w każdej z sieciówek oraz w kolekcji większości wielkich projektantów. - Dwie rzeczy o tym zadecydowały mówi Bogdan Bombolewski. - Po pierwsze, była to nowinka z Zachodu, a my w zasadzie wszystko importowaliśmy z Zachodu. Mało było sztuki ludowej, chociaż Dana wprowadziła kolekcję inspirowaną sztuką ludową. Fascynacja dżinsem wynikała po trochu również z fascynacji amerykańskimi filmami, westernami, w których bohaterowie nosili dżins. A po drugie, to był materiał nie do zdarcia i dlatego szybko się przyjął. Ja swoje pierwsze dżinsy kupiłem od kolegi, który miał wujka, który te spodnie skądś przywiózł. Niestety, te moje pierwsze dżinsy były zielone. ZPO Odra nie produkował materiału na dżins, tylko same ubrania, a materiał sprowadzony z Polski był kiepskiej jakości. Dżinsy były cienkie, bawełniane, a przecież oryginalny dżins jest gruby. Ale i tak wszyscy je chcieli mieć. Potem zaczęła się moda na różne „przecierki”, dziury. Mnie się to wszystko podoba. Dżins jest

nieśmiertelny. Jest uniwersalny i pasuje do wszystkiego. Na ludowo Co jakiś czas powraca moda na elementy ludowe w stroju. W Polsce nosi się kożuchy i chusty góralskie, haftowane bluzki i sukienki. Takie ubrania święciły triumfy w latach 70. ubiegłego wieku. Teraz znowu wróciły. Zofia Zdun–Matraszek, projektantka ZPO Dana, wymyśliła sukienki typu „chłopki”. Była to cała seria sukienek na opartych na motywach ludowych. Zgrabne, kolorowe, dziewczęce. Bardzo się spodobały, przebojem wzięły rynek. Szybko okazało się, że rozpoczęły nowy etap w historii zakładów. W ślad za „chłopkami” w następnych latach narodziły się kolejne kolekcje. Prawdziwą furorę zrobiły słynne i wówczas bardzo modne spódnice bananowe. Bardzo podobały się sukienki z brązowo-białej pepitki, ozdobione falbankami, białymi koronkami lub kolorowym haftem. Piękna była kolekcja sukienek pod nazwą „Kwiaty polskie”. Kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy rozeszło się błyskawicznie. Podobnie było z inspirowanymi folklorem kolekcjami kurpiowską i piastowską. Jak świeże bułeczki rozchodziły się ubiory szyte z tweedu, lnu, jedwabiu. Dziś te wszystkie rzeczy możemy dostrzec na światowych wybiegach. Hitem tej wiosny są ubrania szydełkowe - sukienki, bluzki, nawet spodnie i kapelusze. Sprawdźcie w starych rzeczach mamy, może tam coś w tym stylu znajdziecie. Tak naprawdę jednak nie należy sztywno trzymać się mody i trendów. W końcu moda to zabawa. - Ślepe podążanie za modą to jest snobizm. Z jednej strony chcę pokazać, jaki jestem luzak i oryginał, a z drugiej strony za wszelką cenę chcę wyglądać jak inni, być w trendach. Moda nie powinna usztywniać człowieka, powinna być funkcjonalna - uważa Bogdan Bombolewski.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

29


| SYLWETKA MIESIĄCA |

Królowa twista w Paryżu Helena Majdaniec. Szczecinianka z urodzenia. Paryżanka z wyboru. Królowa twista. Królowa paryskich kabaretów. Ma swoją gwiazdę i w opolskiej Alei Gwiazd i przy szczecińskiej Willi Sorrento. Szczeciński Teatr Letni nosi jej imię. W 2021 roku skończyłaby 80 lat. W przyszłym roku minie 20 lat od jej śmierci. TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE

Właśnie ukazała się książka „Mój Paryż. Śladami Heleny Majdaniec” w opracowaniu Rafała Podrazy. Znalazło się w niej 55 zdjęć z prywatnej sesji, którą Helena Majdaniec zrobiła sobie w Paryżu. „Stolica Francji to miasto, o którym marzy każdy artysta. Każdy chce w nim żyć, tworzyć. Pomagałam więc wielu młodym i zdolnym Polakom się przebić, trafić do galerii czy na scenę. Uważałam to za swój obowiązek. (...) Na pewno czekałam na coś więcej. Nie czuję się zupełnie spełniona, ale mam satysfakcję, że przez tyle lat zarabiałam na życie, śpiewając. Tym bardziej że nad Sekwaną zaczynałam od zera” - czytamy w książce. - Cała zabawa pod tytułem „Paryż” zaczęła się w 2013 roku, kiedy szykowałem książkę o Helenie Majdaniec „Jutro będzie dobry dzień” - mówi Rafał Podraza, autor książki. - Miałem wtedy dostęp do prywatnego archiwum zdjęć Małgosi Majdaniec, bratanicy Heleny. Natknąłem się na przepiękną sesję z lat 70. zrobioną w Paryżu. Pomyślałem wtedy, że tę sesję muszę kiedyś pokazać światu, bo jest za piękna, żeby o niej zapomnieć. W tym roku jest 80. rocznica urodzin Heleny i to jest dobry moment, żeby wydać książkę z tymi zdjęciami. Jest w niej 55 zdjęć ze spaceru Heleny po Paryżu, po najbardziej charakterystycznych miejscach tego miasta. Na zdjęciach jest przepiękna Helena z roku 1970. Do książki dołączyliśmy

30

płytę, na której jest sześć francuskich piosenek Heleny Majdaniec, które nagrała dla wytwórni płytowej Phillips. Po masteringu słyszymy troszeczkę inną Helenę, bo na płycie są elementy, których wcześniej nie było słychać. W ogóle z całego wydawnictwa, a szczególnie z książki jestem zadowolony, bo jest inna - przeważają w niej zdjęcia, a jest co pokazać, bo Helena wygląda na tych zdjęciach przepięknie. To prezent dla fanów królowej twista. Gwiazda bigbitu. Znana z przebojów „Rudy rydz”, „Zakochani są wśród nas” czy „Czarny Ali Baba”. Dla jednych spełniona i szczęśliwa, dla drugich na zawsze pozostanie postacią tragiczną. Kim jest Helena Majdaniec dla szczecinian? Helena Majdaniec ukończyła renomowane I Liceum Ogólnokształcące przy alei Piastów 12, prowadzone przez zasłużoną dla szczecińskiego szkolnictwa Janinę Szczerską. Zainteresowania muzyczne wyniosła z domu. Jej ojciec był utalentowanym klarnecistą samoukiem. Wiedzę muzyczną zdobywała najpierw w szkole podstawowej, a później w średniej Szkole Muzycznej I stopnia przy al. Wojska Polskiego 115 w Szczecinie – obie w klasie fortepianu.

Zawsze lubiła śpiewać, interesowała się jazzem, piosenkami, światowymi przebojami. Podziwiała Ellę Fitzgerald, Brendę Lee, Elvisa Presleya. Dzięki ojcu chrzestnemu, który był marynarzem, miała bogatą kolekcję płyt. Śpiewała w klubach studenckich Pinokio i Skrzat, w Chórze Politechniki Szczecińskiej. Przełomem okazał się 1962 rok i Festiwal Młodych Talentów, który odbywał się w Szczecinie. Helena zaśpiewała „Monikę”, „Tańczące Eurydyki” i znalazła się w Złotej Dziesiątce obok Czesława Niemena, Karin Stanek, Wojciecha Kordy. Tak zaczęła się jej kariera. Okrzyknięto ją Królową Polskiej Piosenki a w plebiscycie tygodnika „Dookoła Świata” znalazła się w Wielkiej Piątce Roku 1963 obok Ireny Dziedzic, Lucjana Kydryńskiego, Barbary Kraftówny. Kiedy na festiwalu w Soczi zdobyła pierwsze miejsce za wykonanie piosenki w języku rosyjskim, w nagrodę dostała miesięczny kontrakt w Paryżu. Została tam na dłużej, aż do lat 90. Ponad ćwierć wieku śpiewała w paryskich kabaretach. Carewicz i Gwiazdy Moskwy już nie istnieją. Znikły. Gdy na początku lat 90., po upadku imperium, fala Rosjan pojawiła się w Paryżu, moda na Rosję przestała być ekscytująca. Helena coraz częściej zaczęła bywać w Polsce, w Szczecinie. Wzięła udział w koncertach: Old Rock Meeting w Operze Leśnej


| SYLWETKA MIESIĄCA |

w Sopocie, Karin Stanek Show, Niebiesko -Czarni – Adzie Rusowicz. Wystąpiła w dwóch koncertach w Szczecinie „Ten stary - młody Szczecin” i „Dinozaury szczecińskiego big-beatu”. Była dwukrotnie w jury wznowionego w Szczecinie Festiwalu Młodych Talentów. Spotykała się z przyjaciółkami ze szkoły średniej. Helena Majdaniec była piękną kobietą, która zachwycała nie tylko śpiewem, ale i wyglądem. Jej występ miał okazję obserwować na żywo Tomasz Raczek, który w książce „Mój Paryż. Śladami Heleny Majdaniec” opisuje ten wieczór tak: „Śpiewała rosyjskie romanse w taki sposób, że mężczyzn doprowadzała do ekstazy, rwali się na estradę, chcieli ją nosić na rękach. Przy „Jadą wozy kolorowe” wtórowała jej cała sala.”. „Choć mam dwupokojowy apartament w prestiżowej dzielnicy Paryża, przy rue Volter nad Sekwaną, to moim domem jest Szczecin. Często do niego wracam. Jestem ptakiem, który fruwa po świecie, ale zawsze wraca do gniazda w Szczecinie” to fragment książki Rafała Podrazy.

Helena Majdaniec zawsze była związana z rodzinnym miastem. Planowała udział w koncercie 40-lecia Dinozaurów Rocka w warszawskiej Sali Kongresowej 12 lutego 2002 roku. 16 stycznia 2002 r. wzięła udział wraz z Karin Stanek w nagraniu Rozmów w toku. Dwa dni później zmarła nagle w swoim rodzinnym domu w Szczecinie. 24 stycznia 2002 urnę z prochami piosenkarki złożono w rodzinnym grobie na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie (kwatera 24 A). Jej imię nosi Teatr Letni w Szczecinie. W roku 2012 dawni sąsiedzi artystki nie zgodzili się na umieszczenie poświęconej jej tablicy pamiątkowej na kamienicy, w której wspólnie mieszkali. 12 lipca 2013 odsłonięto tablicę pamiątkową, jako jeden z etapów cyklu „Niezwykli szczecinianie i ich kamienice”. Na nagrobku artystki umieszczono słowa piosenki „Jutro będzie dobry dzień”, które były mottem życiowym artystki.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

31


| TEATR |

Mit Wokulskiego Już w maju na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie premiera „Lalki” Bolesława Prusa. Ci, którzy spodziewają się wiernego odwzorowania szkolnej lektury, szybko muszą zmienić nastawienie. Adaptacja Joanny Kowalskiej w reżyserii Piotra Ratajczaka to, jak sami mówią, spektakl bardzo popowy. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ

która jest szalenie ceniona w powieści Prusa. Takie tematy nie elektryzują młodych ludzi. W naszym spektaklu może nie próbujemy odbrązowić lektury szkolnej, ale na pewno staramy się wyciągnąć z tej realizacji to, co aktualne. J.K. - A aktualne są takie kwestie jak krzywda, zemsta, miłość, podział klasowy i emocje z nim związane. W szkołach uczymy się przede wszystkim „łatek”. Próbujemy odpowiedzieć na pytanie - Wokulski pozytywista czy romantyk? My jesteśmy już po tym etapie. Pomysł inscenizacyjny jest szalony, a nasza ingerencja w tekst bardzo duża. Dlatego ten spektakl nie może być dla młodzieży zamiennikiem lektury. Natomiast może być drogowskazem interpretacyjnym. Co to znaczy, że pomysł inscenizacyjny jest szalony?

„Lalka” czytana w dorosłości brzmi tak samo jak „Lalka” czytana w liceum? Po latach wróciliście do szkolnej lektury, jaki był to powrót? P.R. - To był fascynujący powrót. Po latach byłem w stanie docenić to rozedrganie Wokulskiego. Tę emocjonalną amplitudę, ale przede wszystkim resentyment tej historii. Obecnie wiele kinowych hitów, jak „Joker”, „Paradise” czy „Hejter”, odwołuje się do klasowego buntu. Klasa nie wytrzymuje dysproporcji i zaczyna mścić się na elitach. Zmienność osobowości Wokulskiego jest dla mnie przejmująca i szalenie nowoczesna. Jego osobowość wymyka się wszelkim ramom i wciąż zaskakuje. J.K. - „Lalka” nie zainteresowała mnie w szkole, ale dziś jestem nią zachwycona. Z perspektywy czytelnika najbardziej przyciągnęły mnie fragmenty mówiące o społecznym anturażu, o tym, co dzieje się w kamienicy Łęckich. Jednak najlepsza, w mojej ocenie, była scena procesu o skradzioną lalkę. Czyli podobało mi się wszystko to, co musieliśmy wykreślić z naszej adaptacji (uśmiech). Nowy kształt historii zdejmie z powieści Prusa łatkę obowiązkowej lektury szkolnej? P.R. - Dla młodzieży „Lalka” jest piekielnie trudną lekturą. Sam w szkole miałam problemy z jej przeczytaniem. Mamy tu do czynienia z wiwisekcją 40-letniego mężczyzny, który z jednej strony walczy z rozterkami emocjonalnymi, a z drugiej żywi się poczuciem krzywdy, której doświadczył jako osoba z niższych sfer społecznych. Ciężar tej postaci nie jest czymś, z czym utożsamiałaby się młodzież. Podobny problem dotyczy panoramy społeczeństwa,

32

P.R. - Nasza „Lalka” to spektakl bardzo popowy. Opowiada współczesną historię nowoczesnym językiem. Akcja dzieje się podczas nocnej Gali Biznesu, gdzie spotyka się śmietanka towarzyska. Przyjęcie ma charakter tematyczny, motywem przewodnim jest wiek XIX, dlatego wszyscy są w kostiumach. Osoby, które znają powieść, mogą być zaskoczone, że wydarzenia, które dzieją się na przestrzeni trzech lat, my zmieściliśmy w jednym wieczorze. J. K. - Właśnie to miałam na myśli, mówiąc, że adaptacja jest szalona. Zmierzyliśmy się z książką, która ma ponad tysiąc stron. Nadaliśmy jej tempo zupełnie inne niż to książkowe. Wokulski w ciągu jednego wieczoru zachwyca się Łęcką, zakochuje się, próbuje ją zdobyć i przeżywa załamanie nerwowe. Z kolei wyjazd ucieczka do Paryża, dzieje się jedynie w jego głowie. Jeśli nie będzie to konfrontacja pozytywizmu z romantyzmem, to o czym będzie to spektakl? O miłości? Opis spektaklu mocno to sugeruje. P.R. - Miałem okazję czytać wywiad z młodą nauczycielką języka polskiego, która opowiadała, jak zachęca w szkole dziewczyny do przeczytania „Lalki”. Mówi im, że Wokulski jest stalkerem, a cała powieść dotyczy stalkingu. To całkiem fajne podejście i my trochę z niego korzystamy (uśmiech). J.K. - To prawda. Podczas wspólnego czytania, razem z realizatorami, zwróciliśmy uwagę, jak nieracjonalne jest zachowanie Wokulskiego. Tak się nie zdobywa kobiety! To, co on robi w książce, to szaleństwo. Wokulskiemu wydaje się, że uczucie, którym darzy Izabelę, to miłość romantyczna, ale kiedy popatrzymy na jego działania z boku, szybko zrozumiemy, że tak nie jest. To, co robi, to wręcz masochistyczne dążenie do zaimponowania tym, którzy nim gardzą, a to, czym darzy Izabelę, jest toksyczne i zmyślone. Izabela


jest dla niego widmem, pewną figurą, którą wielbi. W jego wyobraźni to anioł stąpający po chmurkach. Ale czy jest to prawdziwa kobieta? - Raczej nie. Po części jest to spektakl o miłości, ale nie miłości romantycznej. Postacie stworzone przez Prusa uważane są za ponadczasowe i uniwersalne charakterologicznie, ale tu można odnieść wrażenie, że następuje pewne przewartościowanie. Wokulski jest tym złym, a Izabela tą dobrą? J.K. - Tu nie ma bohaterów dobrych i złych. Wokulski jest skrzywdzony przez los i kieruje nim zawiść, ale równocześnie jest społecznikiem, pomaga ludziom, ma w sobie sporo empatii, jest świetnym biznesmenem. A Izabela? Izabela jest próżną, młodą kobietą wychowaną w bardzo bogatym domu. Zdaje sobie sprawę, że jako kobieta ma pewne obowiązki do wypełnienia i nie może sobie na wszystko pozwolić, bo mogłaby stracić swój status. Aktualność pragnienia przynależności do elit to mit, z którym sztuka się rozprawi? W czym dziś przejawia się chęć lub potrzeba posiadania wysokiego statusu? J.K. - Jakiś czas temu w internecie pojawił się wątek poszukiwań korzeni szlacheckich. Sfera publiczna zawrzała i nagle obudziło się grono samozwańczych książąt i szlachciców. Nasze społeczeństwo, w znacznej większości, pochodzi od chłopów, więc ten zryw jest w pewien sposób absurdalny. Ale pokazuje, że mit Wokulskiego jest wciąż żywy. P.R. - Wiele kwestii jest nam dziś narzucanych. Odrobiliśmy lekcję i wyszliśmy z lat 90. Jesteśmy dobrze ubrani, ogoleni, uczesani, ładnie pachniemy, ale badając tę postawę na głębszym poziomie, odkryjemy, że jest to mentalność folwarczno-chłopska. Mamy ją mocno zakorzenioną, ale nieuświadomioną. Realizacja tego spektaklu wymagała od was specjalnego przygotowania? Ustalenia pewnych ram interpretacyjnych? J.K. - Przygotowując się do spektaklu, czytaliśmy „Ludową historię Polski” Adama Leszczyńskiego. Nie wykorzystujemy jej fragmentów, ale traktujemy ją jako pewną wskazówkę i ramę interpretacyjną tekstu. P.R. - „Ludowa historia Polski” stawia przed nami hipotezę, że do XX wieku duża część społeczeństwa żyła w systemie, który, mówiąc w uproszczeniu, był systemem niewolniczym. Ta mentalność w nas pozostała. W ostatnich latach objawia się szczególnie w polityce, w resentymencie ludu, w agresji wobec elit. Ale to nie jedyna książka, która była istotna z punktu widzenia przygotowań do spektaklu. Drugą jest „Prześniona rewolucja” Andrzeja Ledera. Zderzamy się w niej z hipotezą, że Polska przeszła nie do końca uświadomioną rewolucję w czasie II wojny światowej. To właśnie wtedy chłopstwo zajęło miejsce Żydów, czyli praktycznie całego mieszczaństwa. Elity i chłopstwo zostały zniszczone przez Holokaust i komunizm. Wiele osób o tym nie wie albo raczej nie chce wiedzieć. J.K. - I właśnie dlatego postać Wokulskiego jest pewną aktualną metaforą naszego społeczeństwa. Tak jak on mamy silne aspiracje, i tak jak on nie możemy pogodzić się z tym, kim naprawdę jesteśmy.


| ROZMOWA MIESIĄCA |

Serial „Skazana” na motywach książki pisarki ze Szczecina, wkrótce trafi na ekrany

Rozmowa z Ewą Ornacką, byłą dziennikarką „Głosu Szczecińskiego”, o jej nowej roli jako jednej ze scenarzystek serialu TV „Skazana”. Film będzie można obejrzeć już we wrześniu tego roku. Obraz „Skazana” powstał na motywach książki „Skazane na potępienie”, którą Ewa Ornacka napisała dwa lata temu. ROZMAWIAŁA BOGNA SKARUL / FOTO PLAYER ORIGINAL, ANDRZEJ SZKOCKI

34


| ROZMOWA MIESIĄCA |

Ewo, przede wszystkim gratulacje. Wielu autorów książek wręcz marzy o tym, aby ich dzieło można było zobaczyć też na ekranie. - Dziękuję! Gratulacje od redakcyjnej koleżanki liczą się podwójnie. Jestem jedną z trzech scenarzystek w tym serialu, najmniej doświadczoną. Do tej pory pisałam scenariusze jedynie do seriali i filmów dokumentalnych (m.in. „Zbrodnie niedoskonałe”, „Kobiety i mafia”, „Świadek”). Fabuła to coś zupełnie innego. Tu trzeba wymyślać, tworzyć konflikty, a nie bazować na faktach. Można powiedzieć, że zmieniłam zawód, chociaż na razie czuję się jak studentka scenopisarstwa. To dla nas, tu ze Szczecina, szczególny projekt, bo biorą w nim udział aż trzy przedstawicielki regionu! - W projekcie pt. „Skazana” są dwie szczecinianki: Agata Kulesza – odtwórczyni głównej roli i moja skromna osoba. Zachodniopomorską część zespołu wspiera nasza konsultantka ze Świnoujścia, czyli Beata Krygier, bohaterka książki „Skazane na potępienie”. Jest więc moc! Jak do tego doszło, że opisane przez ciebie losy Beaty postanowiono zekranizować? - W ubiegłym roku stacja TVN wykupiła od wydawnictwa Rebis prawa do ekranizacji mojej książki sprzed dwóch lat pt. „Skazana na potępienie”, której akcja rozgrywa się w największym polskim więzieniu dla kobiet. Odnoszę ważenie, że po głośnej medialnie sprawie Tomasza Komendy, niesłusznie skazanego na 25 lat za zabójstwo, telewizja otworzyła się na tematykę zza krat. Popularność zagranicznych seriali o kobietach w zakładach karnych, m.in. „Orange is the new black”, zrealizowanego przez Netflix na motywach książki Piper Kerman („Dziewczyny z Danburry”) zapewne też nie była bez znaczenia. Historia skazanej na więzienie Beaty Krygier ze Świnoujścia, narratorki mojej książki, która w przeszłości sama wydawała wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej (była asesorem sądowym w Wydziale Cywilnym Sądu Rejonowego w Gryficach, a potem prowadziła swoją kancelarię w Świnoujściu) stała się inspiracją filmowej opowieści o sędzi Alicji Mazur. W tej właśnie roli zobaczymy szczeciniankę Agatę Kuleszę. Do tej pory pisałaś reportaże i to przede wszystkim o przestępczości zorganizowanej. A tu zupełnie inny temat, bo o kobietach i zupełnie nowa twoja rola – scenarzystki. Nowe wyzwanie? Nowy zawód? - Do niedawna pisałam scenariusze jedynie do filmów i seriali dokumentalnych, m.in. „Zbrodnie niedoskonałe”, „Kobiety i mafia”, „Świadek”. Fabuła to zupełnie inny świat, bazujący na nieskrępowanej wyobraźni i tworzeniu napędzających akcję konfliktów, a nie – jak w przypadku dokumentu – na faktach. Kiedy włączono mnie do zespołu scenarzystek, miałam problem z przestawieniem się na fikcję. Oponowałam: „Seks dyrektora z osadzoną? Nie ma technicznych możliwości”, „Nóż pod ma-

teracem w celi? To nie może się zdarzyć”. Ale w filmie (i więzieniu) niemal wszystko może się zdarzyć. Ważne, aby nie przedobrzyć z wyobraźnią i trzymać się realiów polskiego systemu penitencjarnego. I rzecz najważniejsza dla scenarzysty – podobnie jak dla dziennikarza - warsztat. Nad tym mozolnie pracuję. W swoim zawodowym życiu mam wiele szczęścia, bo zawsze trafiam na lepszych od siebie, którzy chcą mnie uczyć. Czerpię z nich garściami. Moim pierwszym mistrzem był reportażysta „Głosu Szczecińskiego”, niedościgniony Bogdan Czubasiewicz. Teraz uczę się nowego zawodu od dwóch świetnych scenarzystek: Karoliny Szymczyk-Majchrzak (m.in. „Rozmowy nocą”, „Jak poślubić milionera”, adaptacja serialu „Krew z krwi”) i Ewy Popiołek (m.in. serial „Plebania”, „Londyńczycy”, „Pod powierzchnią”, „Tajemnica zawodowa”). Najpierw o książce. Co cię tak zafascynowało w historii Beaty, że postanowiłaś ją opisać w książce? - Była sędzia w więzieniu? To przecież dziennikarski samograj! Beata Krygier stanęła przede mną z otwartą przyłbicą, ujawniając nazwisko i akta sądowe spraw, które przeciwko niej się toczyły, niczego nie ukrywając. Krytyczna wobec siebie i tego, za co została skazana. Jest prawnikiem, zatem realnie patrzy na rzeczywistość w więzieniach, nazywa po imieniu rzeczy szokujące, jak choćby zesłanie dziewczyny po udarze mózgu na najgorszy oddział zwany Syberią, gdzie zamiast pomocy medycznej doczekała się ponownego udaru. Opowiedziała mi historie innych kobiet, o których głośno było w mediach, i to, jak potoczyły się ich losy po wyroku (np. dzieciobójczyni Katarzyny W. – matki małej Madzi, czy skazanej za nękanie sierot siostry Bernadety z zakonu boromeuszek). Ma fotograficzną pamięć do szczegółów, mówi piękną polszczyzną i wiem, że w swojej opowieści trzyma się faktów, ponieważ – z dziennikarskiego obowiązku – weryfikowałam je, pisząc „Skazane na potępienie”. - A ona sama za co została skazana? - Za oszustwa i wyłudzenia. Wyrok łączny, jaki zapadł w jej sprawach przed sądami pierwszej instancji w Szczecinie i Świnoujściu, skazał ją na cztery lata i osiem miesięcy pozbawienia wolności. Najcięższy zarzut prokuratury, dotyczący rzekomego wyłudzenia 400 tysięcy złotych, okazał się mafijną mistyfikacją. Wrobiono ją, by dobrać się do pieniędzy jej rodziców, prowadzących znaną firmę turystyczną - rodzice odmówili gangsterom zapłaty horrendalnego haraczu. Podobnie jak w przypadku filmowej sędzi Alicji Mazur Beata Krygier została podstępnie pozbawiona przez swojego adwokata prawa do skutecznej obrony w sądzie wyższej instancji. Dopiero po czasie, kiedy narratorka mojej książki była już za kratami, inny adwokat, Michał Marszał ze Szczecina, dokonał rzeczy niebywałej - przywrócił przegapiony przez poprzednika termin do złożenia apelacji od wyroku, jaki zapadł w pierwszej instancji. Kobieta została prawomocnie uniewinniona od tamtego zarzutu, a za podpisanie fikcyjnej umowy wymierzono jej karę 10 miesięcy pozbawienia wolności. A ona

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

35


| ROZMOWA MIESIĄCA |

za kratami spędziła dwa lata i sześć miesięcy. - Dlaczego Beata zdecydowała się opowiedzieć ci swoją historię? Ludzie raczej nie lubią chwalić się, że byli w więzieniu. - Zacytuję jej wypowiedź z książki: „Moja historia jest dowodem na to, że wolność nie jest dana raz na zawsze. Zamknę tamten rozdział w życiu tylko w jeden sposób – gdy o nim opowiem (…) Nie robię tego z chęci rozgłosu, ale dla mojej córki Marty. Ona nigdy we mnie nie zwątpiła, nie zadawała trudnych pytań. Kiedy rozgrywały się wszystkie najgorsze dla mnie wydarzenia, nie potrafiłam z nią rozmawiać. Byłam otumaniona sytuacją i lekami. Mój umysł nie pracował, więc nie umiałabym wytłumaczyć, dlaczego znalazłam się w okratowanym świecie. Wielu rzeczy nawet nie mogłabym jej powiedzieć. Musiałam ją chronić przed ludźmi, którzy by jej nie oszczędzili. Teraz jest właściwy moment na prawdę”. - A teraz trochę o filmie. Film „Skazana” to opowieść o losach Beaty czy również o innych kobietach w więzieniu? - Beata Krygier będzie zapewne kojarzona z filmową sędzią Alicją Mazur, chociaż tak naprawdę ich historie są różne. Filmowym początkiem akcji jest zabójstwo, za które znana z surowości sędzia zostaje niesłusznie skazana. W więzieniu spotyka recydywistkę, która poprzysięgła jej śmierć… Wspólny mianownik Beaty i Alicji, czyli tej prawdziwej postaci i filmowej, które obie są prawniczkami to wykształcenie, silny charakter i pobyt w więzieniu. W filmie zobaczymy całą plejadę barwnych postaci: kobiet z wyrokami, oddziałowych i strażników więziennych, kontrowersyjnego kierownika penitencjarnego, którego gra Tomasz Schuchard (znany m.in. z serialu „Bodo”), złych i dobrych śledczych, adwokata diabła i genialnego, acz zbyt często zapijaczonego prawnika – w tej roli zobaczymy Bartłomieja Topę. - Producenci serialu podkreślają, że film powstał na motywach twojej książki. Domyślam się, że z czegoś trzeba było zrezygnować, z czego i czy ci nie jest żal tych opowieści? - W miejsce starych opowieści powstały nowe, budowane mocą naszych scenarzystek wyobraźni, więc nie ma czego żałować. Książka to inspiracja, pomysł, klimat. Filmowe postaci mają swoje pierwowzory w realu, ich problemy są prawdziwe. Dla mnie, jako autorki książki, to fascynujące doświadczenie. - A wątek Patrycji? - Prawdziwa Patrycja, z którą w więzieniu zaprzyjaźniła się Beatą, odsiaduje teraz w Zakładzie Karnym w Grudziądzu wyrok 25 lat za zabójstwo taksówkarza. Tamtego dnia, w dniu zabójstwa, była u progu pełnoletności, z premedytacją dokonała okrutnej zbrodni. Usłyszała surowy i sprawiedliwy wyrok. Tym-

36

czasem filmowa Pati trafiła do więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci – w swoje urodziny naćpała się, napiła i ukradła samochód, żeby poszaleć po mieście. Potem spaliła auto, aby zatrzeć ślady. Nie wiedziała, że w samochodzie na tylnym siedzeniu spało niemowlę… - Dlaczego prawdziwa Beata tak polubiła prawdziwą Patrycję? - Dostrzegła w niej kogoś lepszego niż opisywaną w mediach zabójczynię. To rzadka sztuka – zobaczyć człowieka w człowieku, nie oceniać przez pryzmat fatalnej przeszłości. Pomóc w oswajaniu demonów, prowadzących do notorycznych samookaleczeń. Dzisiejsza Pati ma za sobą większość wyroku i w niczym nie przypomina tamtej nastolatki, która nieżyjącemu już taksówkarzowi odcięła palec, aby zabrać jego obrączkę. Filmową Pati zagra Aleksandra Adamska. Kiedy zobaczyłam zdjęcia z planu i jej charakteryzację, pomyślałam, że to wypisz, wymaluj prawdziwa Pati z Grudziądza. Ona też, jak jej imienniczka, przejdzie w więzieniu prawdziwą metamorfozę. - Co teraz dzieje się z Beatą, bohaterką twojej książki? Zżyłyście się? Macie jakieś wspólne plany? - Nie widziałyśmy się od dwóch lat, ale często ze sobą rozmawiamy. Wiem, że nie było jej lekko po wyjściu z więzienia. Ona jest twarda, nie lubi roztkliwiać się nad sobą, chociaż jej demony też nie śpią. Przez jakiś czas była bez pracy. Ponieważ jest osobą karaną, nie może prowadzić kancelarii. Ale stanęła na nogi, ma w życiu misję. Dziewczyny „spod celi” piszą do niej listy i dzwonią, a ona wysyła im paczki, jest ich powierniczką i prawniczką. Tamtej kobiecie po dwóch udarach, która miała krótki wyrok, a wyszła z więzienia kaleką, Beata prowadzi sprawę odszkodowawczą – kobieta nie byłaby upośledzona ruchowo, gdyby w zakładzie karnym zapewniono jej niezbędną po udarze rehabilitację. Beata Krygier pomaga też nam, scenarzystkom, jest konsultantką serialu. I aktorkom grającym skazane. Panie spotkały się na zoomie, czyli w formie telekonferencji. Aktorki przeczytały wcześniej książkę, zatem znały jej losy. Miały mnóstwo pytań, także bardzo osobistych. Najwięcej pytań zadawała Agata Kulesza – robiła to profesjonalnie i z dużym taktem. Jestem absolutnie pewna, że będzie niesamowita w tej roli. - Nad czym teraz pracujesz? Nowy scenariusz, nowa książka? - Właśnie zaczynam pracę zespołową nad drugim sezonem „Skazanych”. Mamy już zatwierdzone przez stację TVN tzw. storyline, czyli główne wątki akcji. Aż mnie korci, żeby coś o tym opowiedzieć, ale wylaliby mnie z roboty na zbity pysk (uśmiech).


#materiał partnerski

| STYL ŻYCIA |

Jakość i tradycja Sadów Rajewscy, teraz w nowym punkcie na Rynku Pogodno Poszukiwali idealnego smaku soku i znaleźli - w swoim sadzie. Wielopokoleniowa tradycja sadownicza rodziny Rajewskich sięgająca roku 1964 to dziś nie tylko jabłka i gruszki, ale również wysokiej jakości soki jabłkowe. Produkty dostępne są w ponad 100 punktach na terenie Pomorza Zachodniego oraz w tym jednym, w który włożyli własne serca, na Rynku Pogodno. Dziś wytwarzają soki z jabłek klasy premium - nie z przemysłowych jak większość producentów, i dostarczają je do ponad 100 punktów w naszym regionie. Jednak to nie wszystko. Rodzina Rajewskich postanowiła pójść krok dalej i uruchomić własny sklep, który nie tylko oferuje ich autorskie produkty, ale też zjednoczył lokalnych producentów żywności. - Jesteśmy członkami Sieci Dziedzictwa Kulinarnego, m.in. dzięki temu, mamy okazję poznawać wielu wspaniałych, lokalnych hodowców i rolników, którzy pochłonięci pracą, nie mają czasu na promocję - wyjaśnia Karolina Rajewska. - Dlatego zdecydowaliśmy, że w naszym sklepie oprócz kilkunastu odmian jabłek, owoców sezonowych i naszych soków, będziemy również oferować produkty naszych przyjaciół. Tak powstał punkt „Rajewscy i przyjaciele” na Rynku Pogodno. W ten sposób na półki trafiły takie wyroby jak np.: kiszonki, konfitury, nabiał, ryby, jajka oraz warzywa szklarniowe. Są też oryginalniejsze smaczki jak keczup z buraka czy masło z jabłek. Wszystkie osobiście wybierane przez rodzinę Rajewskich od zaufanych dostawców. Jak podkreślają - sprzedają to, po co sami sięgają i co im smakuje. A nawet do czego jakości sami się dokładają. Trzeba zaznaczyć, że Sady Rajewscy działają w oparciu o idee zero waste. Mówiąc prościej, w tym gospodarstwie nic się nie marnuje. Zdrowe, duże owoce najwyższej klasy trafiają na sklepowe półki, owoce równie ładne, ale nieco mniejszego kalibru na przetwórstwo, z kolei te ze skazami do rolnika dla krów mlecznych. I nie trzeba wiele, by się domyślić, że mleko od tego rolnika można kupić w rodzinnym punkcie na Ryneczku. Soki i jabłka, wyróżniające się na sklepowych półkach charakterystycznym logiem Sadów Rajewscy, szybko zdobyły uznanie smakoszy z całego województwa. Zresztą nie tylko uznanie, bo i liczne nagrody. Nic dziwnego, dla sadowników jakość ma pierwszorzędne znaczenie, a tą zawdzięczają tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Wszystkie drzewa owocowe uprawiają sami w niewielkiej miejscowości Karwowo pod Szczecinem. Sami zajmują się również tłoczeniem soków. - Smak i aromat wysokiej jakości jabłek to coś, co znamy od dziecka wyjaśnia Karolina Rajewska. - Im popularniejsze stawały się na rynku boxy z tłoczonym sokiem jabłkowym, tym zacieklej szukaliśmy smaku, który byłby właśnie „tym” smakiem. Na próżno. Postanowiliśmy zakasać rękawy i uruchomić własną tłocznię. Nie ukrywam, że inspiracją była dla nas też babcia Rajewska, która na przełomie lat 60 i 70 również zajmowała się przetwórstwem.

- Z roku na rok widzimy, że mieszkańcy Szczecina coraz świadomiej wybierają produkty - podsumowuje Karolina Rajewska - Liczy się dla nich jakość i pochodzenie. Zwracają uwagę na kontekst ekologiczny i odżywczy. Lubią poznawać kulisy powstawania produktu. Jesteśmy dumni z naszych plonów i tego, co z nich tworzymy, dlatego tak chętnie i otwarcie rozmawiamy z każdym kto chciałby nas lepiej poznać. Punkt „Rajewscy i przyjaciele” na Ryneczku, nie jest naszym pierwszym punktem sprzedażowym, ale jest naszym nowym punktem. Niedawno zmieniliśmy lokalizację. Mam jednak nadzieję, że każdy z łatwością nas znajdzie. Na pewno warto.

Rynek Pogodno – pawilon nr 27 www.facebook.com/rajewscyiprzyjaciele www.sadyrajewscy.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

37


| STYL ŻYCIA |

Lalka, dawniej zabawka, dziś element wystroju wnętrz O jedynych w swoim rodzaju ręcznie szytych lalkach oraz ich funkcjonalności opowiada Hanna Zabrocka, szczecinianka, właścicielka marki Hania Made oraz autorka książki „Pora uszyć lalkę”. ROZMAWIAŁA ADRIANA RECZEK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE

Niedawno wydałaś książkę „Pora uszyć lalkę”. Opowiadasz w niej m.in., jak odkryłaś w sobie pasję do szycia lalek. Dlaczego zdecydowałaś się opowiedzieć o tym na łamach książki? Co to za historia? - To historia mojego życia z perspektywy rękodzielniczki. Nie uczę w niej szycia lalek, ale dzielę się swoimi myślami. Kiedy siedzę i szyję, jestem w procesie twórczym. Umysł się uspokaja i przychodzą do głowy różne myśli. Zadaję sobie pytania - po co ja to robię? Co myśli moja córka, patrząc, jak szyję po nocach? O czym myśli inna artystka np. w Japonii, która tak jak ja właśnie tworzy? Rękodzieło ma to coś, co potrafi rozczulić. No właśnie, co? Dlaczego wg ciebie ludzie tak cenią ręcznie wykonane upo-

38

minki? - Bo mamy już wszystko i możemy pozwolić sobie na wszystko. Wszystko już jest dostępne na milionach stron internetowych, drogie i tanie. Dostajesz na urodziny jakiś drogi kosmetyk, voucher, a do tego modny sweterek i nawet czasem kwiaty, ale… nikt nie pomyśli, by zwyczajnie wypisać odręcznie kartki i przykleić na niej wycięte serduszko. Rękodzieło jest częścią mnie i stylem mojego życia. Szyjąc lalkę, myślę o tej osobie, chociaż jej nie znam, wypisuję własnoręcznie dla niej kartkę, pakuję upominek najpiękniej, jak tylko potrafię, bo chcę, żeby poczuła ciepło i radość, że ktoś to zrobił z myślą o niej. I jeszcze jedno, jestem pewna, że takiego prezentu jak lalka portretowa w życiu osoby obdarowanej jeszcze nie było!

Kiedyś szyte lalki służyły dzieciom do zabawy. Teraz częściej ludzie dekorują nimi swoje wnętrza. Jak myślisz, z czego to wynika? - Tworząc swój dom, chcemy czuć się w nim beztrosko, spokojnie, mieć co wspominać. Uszyte przeze mnie lalki kojarzą się z dzieciństwem, bajką i sztuką. Ludzie mają dużą przyjemność z oglądania i dotykania lalek. A kiedy lalka prezentuje ich samych albo jest kolorystycznie lub stylistycznie dopasowana do wnętrza, to codziennie patrzy się na nią z uśmiechem. Co twoje lalki wnoszą do mieszkania? Jak zmieniają atmosferę domu? - Lalki portretowe są odmianą portretu, a ponieważ przedstawiają swojego właściciela - przyciągają uwagę gości. Łazienko-


wa Wróżka jest z kolei lalką funkcjonalną. Jest ubrana w szlafrok i koszulę nocną, pod którą chowa tubę z wacikami. W rękach trzyma kubeczek z patyczkami do uszu. To jest niesamowita atmosfera, kiedy w twojej łazience pojawia się wróżka, która podaje ci patyczki do uszu! Twoim znakiem rozpoznawczym stały się właśnie lalki portretowe. Powiedz nam, czym taka lalka różni się od tej klasycznej? I jak zabierasz się za jej wykonanie? - Na początku zawsze proszę o zdjęcie, na którym widać, jak się ubiera osoba, jaki ma kolor włosów i fryzurę. Potem rozmawiamy o tym, co lubi, co robi, żeby ewentualnie stworzyć bardziej spersonalizowane dodatki (torebka, książka, okulary, walizka, karimata, kwiaty, flaga itd.). Dużo omawiania jest przy lalkach portretowych ślubnych, kiedy tworzę lalki pary młodej idealnie w takich samych wystrojach, jak w dniu ich ślubu. Następnie szukam odpowiednich materiałów. Widzę w myślach lalkę i zaczynam ją tworzyć. Do Szczecina przyjechałaś z Białorusi i zdaje się, że mocno związałaś się z miastem (uśmiech). Ukończyłaś tu studia, wzięłaś ślub, założyłaś rodzinę, rozpoczęłaś własny biznes… Nie wpłynęło to jednak na twoją miłość do Białorusi.

Niedawno uszyłaś lalki dla bohaterek z Białorusi. Opowiedz nam o tej akcji. - Kocham Polskę, a Szczecin jest domem. Jestem Polką. Na Białorusi się urodziłam, mam tam rodziców i przyjaciół z dzieciństwa. Zawsze marzyłam, by na Białorusi ludziom żyło się tak, jak w Polsce, by ludzie wreszcie obudzili się ze snu. I w sierpniu 2020 roku tak się stało! Jak bym mogła nie wspierać walki o wolność, demokrację i prawdę dla swoich najbliższych? Wtedy byłam tuż po porodzie. Nie mogłam pojechać tam i walczyć z nimi. Czułam, że muszę coś robić. Zaczęłam szyć lalki Białorusinki w kolorystyce białoruskiej flagi narodowej (biało-czerwono-białej) i wysyłać je swoim przyjaciółkom na znak solidarności. Wśród tej kolekcji jest lalka wybranej prezydentki Białorusi Światłany Ciechanouskiej, Niny Bagińskiej i Marii Kolesnikowej. Dzięki białoruskiej diasporze lalki trafiły w ręce właścicielek! Nie mogły być wysłane pocztą (przesyłki teraz nie dochodzą), więc były przekazywane z rąk do rąk, z miasta do miasta… Czuję, że uczestniczę na swój sposób w ruchu partyzanckim. Czy osiągnęłaś zamierzony efekt? Myślisz o kontynuowaniu lub poszerzeniu takiej inicjatywy? Na ten moment przez

swoje działania nie mogę pojechać na Białoruś – grozi mi więzienie. Tworzę coś w zakazanej symbolice, piszę w mediach o protestach, opowiadam, jak jest na Białorusi – to wystarczający powód. Nie zamierzam przestawać. Nie wiem, ile jeszcze będę się zajmować rękodziełem protestu. Tyle, ile będzie trzeba! Do zwycięstwa, do wolności! Wśród wielu zajęć prowadzisz też warsztaty dla kobiet. Czego można się na nich nauczyć? I co z panami? Czy gdyby mężczyzna chciał nauczyć się tworzyć lalki, przyjęłabyś go? (uśmiech). Na warsztatach uczę szycia lalek. Zawsze są one tematyczne: przed Dniem Mamy uczę szycia Łazienkowej Wróżki, a przed świętami - Świętego Mikołaja. Mężczyźni na razie są głównie moimi obserwatorami. Z wielką przyjemnością nauczyłabym szycia lalek również mężczyznę! Jakie są twoje plany na przyszłość? Po urlopie macierzyńskim chciałabym zacząć prowadzić warsztaty zdalnie. Czekam też na możliwość zorganizowania spotkania autorskiego przy swojej książce. I oczywiście dalej będę tworzyć najróżniejsze lalki, inspirować ludzi i pokazywać, jaki niesamowity jest świat rękodzieł

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

39


| STYL ŻYCIA |

Magia GLINY

- Grudka ziemi, która przy kontakcie z wodą staje się plastyczna, a pod wpływem wysokiej temperatury zamienia się w trwały obiekt użytkowy. To brzmi prawie jak magia. Tak o ceramice opowiada Zuzanna Gurgacz, która tworzeniem z gliny zajmuje się już kilka lat, a od roku prowadzi własną pracownię. ROZMAWIAŁA ADRIANA RECZEK / FOTO KAMILA LEWDAŃSKA, ZUZANNA GURGACZ

Jak wpadłaś na pomysł, żeby zająć się ceramiką? - Kilka lat temu postanowiłam pójść na kurs ceramiki i zakochałam się w tym materiale. Początkowo tworzyłam na warsztatach, później w domu. Wiedziałam, że chcę związać z tym swoją przyszłość. W maju 2020 roku wynajęłam pracownię. Od tamtego czasu tworzę swoje ceramiczne perełki i prowadzę warsztaty. Czy wytwarzanie ceramiki to trudne zajęcie? - Absolutnie nie. Co więcej, nie trzeba mieć dużych umiejętności manualnych, żeby stworzyć coś z gliny. Niezbędne są natomiast: podstawowa wiedza o tym materiale, trochę cierpliwości i uwaga nad tym, co robimy. Ceramika jest niewątpliwie sztuką użytkową. Skąd się bierze zapotrzebowanie na nią i dlaczego nie traci na popularności? - Ceramika to nie tylko przedmioty codziennego użytku, kubki, talerze czy wazony, ale także umywalki

40

i toalety, a nawet rzeźby i kafle. Od tysięcy lat znajdujemy coraz to nowe sposoby na wykorzystanie tego daru ziemi. Myślę, że jej popularność wynika z ogromu możliwości jakie nam daje i trwałości o ile zaspani nie upuścimy naszego ulubionego kubka na ziemię (śmiech). Chodzi tylko o możliwości, jakie daje glina? - Wszystkie te rzeczy są zrobione ręcznie, a co za tym idzie - są niepowtarzalne. Niezwykłe jest również to, że jest to bardzo tradycyjny i ekologiczny materiał - grudka ziemi, która przy kontakcie z wodą staje się plastyczna, a pod wpływem wysokiej temperatury (wypalam prace w 1250 °C) zamienia się w trwały obiekt użytkowy. To brzmi prawie jak magia. W sztuce ceramiki chodzi bardziej o produkt czy proces twórczy? - Jedno bez drugiego nie może istnieć. I każdy twórca pewnie docenia inne etapy pracy przy ceramice. Dla jednego satysfakcjo-

nujące jest jej projektowanie, dla innego praca z materiałem, niektórzy kochają proces szkliwienia, a inni ten moment, kiedy otwierają piec i pierwszy raz widzą swoje dzieło. Na warsztatach spotykam różne osoby. Niektórzy przychodzą z gotowym planem tego, co chcą stworzyć, inni poddają się chwili i temu, jak ich poprowadzi glina. Czy praca nad ceramiką może mieć działanie terapeutyczne? - Oj tak! Ogromne! Te krótkie spotkania potrafią nas wiele nauczyć o sobie. Sama pamiętam to pierwsze uczucie po kontakcie z gliną. Miałam wrażenie, że wyszłam ze SPA dla mózgu. Praca z ceramiką to również prawdziwa lekcja bycia tu i teraz. Po warsztatach dostaję mnóstwo wiadomości o przespanych nocach, oderwaniu się od problemów, wiele przemyśleń na temat swoich mocnych i słabszych stron. Każdy docenia coś innego w tym procesie i znajduje ogromną radość tworzenia niepowtarzalnych rzeczy.


| STYL ŻYCIA |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

41


| STYL ŻYCIA |

Czasami legendy do mnie wracają Rozmowa z Mirosławem Wacewiczem, szczecińskim Legendziarzem, przewodnikiem i pisarzem. ROZMAWIAŁ SZYMON WASILEWSKI / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ

Kim właściwie jest legendziarz? Przede wszystkim jestem pasjonatem. Z pasji wynikają moje marzenia, które staram się spełniać. Moją pasją jest historia, zarówno ta związana z datami, postaciami, ale również ta bardziej tajemnicza, legendarna, intrygująca. Poza tym jestem też osobą, która uwielbia wędrować. Będąc członkiem ROS PTTK, zdobyłem uprawnienia przewodnika turystyki pieszej. Tak rozpoczęła się moja przygoda z oprowadzaniem ludzi. Od tamtej pory organizuję i prowadzę różnego rodzaju wycieczki, rajdy, spacery. Ponadto zawsze marzyłem, aby napisać i wydać książkę. I to się udało. Tak, zawsze, przygotowując się do rajdów, robię notatki. Również podczas wędrówek mam ze sobą notes, aby w razie pomysłu, zapisać uwagi i refleksje. Pierwszą moją publikacją był „Młyn prochowy - baśń” wydany w ramach zeszytu z cyklu „Legendy Pomorza Zachodniego”. Jej akcja toczy się w Puszczy Bukowej. Wyszły cztery publikacje z tego cyklu, ostatnio „Kościoły starego Szczecina, czyli legendy w gotyckiej cegle zaklęte”. Zawiera on 30 legend dotyczących szczecińskich kościołów, zilustrowanych przez Marcina Yperyta Przydatka, z którym stale współpracuję. Po co nam właściwie dziś legendy? Mamy zabiegany świat, który jest bardzo racjonalny. Dla mnie to jest sposób na oprowadzanie, na organizowanie różnych imprez, na opowiadanie o historii, bo to bardziej ciekawi ludzi niż takie suche fakty i daty, które raczej mogą znudzić. Z kolei jeżeli oprowadzając po pewnych miejscach, opowie się jeszcze jakąś tajemniczą, czasami mroczną historię w formie legendy, jest ciekawiej, to działa na wyobraźnię. Szczecin jest miastem pełnym legend? Tak, chociażby miejsce, gdzie obecnie się znajdujemy (rozma-

42

wiamy na terenie Zamku Książąt Pomorskich), czy znajdująca się nieopodal Baszta Siedmiu Płaszczy, zwana też Basztą Panieńską. W Szczecinie było wiele kościołów, z których część już nie istnieje, o nich też krążą legendy. Dziś na przykład nie ma już śladu po kościele św. Katarzyny, czyli kościoła klasztornego konwentu cysterek, który znajdował się pod dzisiejszą Trasą Zamkową. Jego ostatnie ślady zniknęły w latach 70. XX wieku, gdy budowano estakadę. Mówiąc o tym, możemy pomyśleć, jak przemija chwała tego świata. Przecież to był bardzo bogaty zakon, te panny miały wielkie majątki. Kto wtedy przypuszczał, że nic z tego nie zostanie? Jest pan przewodnikiem, dokąd najchętniej zabiera pan turystów? Niestety, obecnie przez pandemię to działanie jest bardzo mocno ograniczone, ale moim ulubionym miejscem spacerów jest Puszcza Bukowa. To jest taka moja kraina baśni i legend. Zawsze staram się pokazać jej piękno. Chociaż, niestety, jest to coraz bardziej rozjeżdżone i pocięte. Mimo wszystko wciąż ma swój urok i swoje tajemnice, jest w tej puszczy pełno legend. A poza tym każde miejsce, gdzie można stworzyć jakąś opowieść, gdzie można coś pokazać, jest dobre. Czasem wystarczy, że zwolnię, a ludzie, którzy mnie wyprzedzili, cofną się i posłuchają. Staram się właśnie pokazywać chociażby drzewo np. mające nietypowy kształt, inny troszeczkę, albo zwrócę uwagę na jakiś detal. Czasami się zdarza, że słyszę od ludzi „tyle razy tutaj przechodziłem, a nigdy tego nie widziałem”. Każde takie miejsce, które możemy odkryć, a które kryje jakąś historię, jest dobre do pokazania. A kusi pana, żeby te legendy jeszcze jakoś ubarwiać? Legendy przez bardzo długi czas były przekazywane ustnie, dopiero później zaczęto je spisywać. Ktoś coś usłyszał, przekazywał dalej swoją wersję, czasem trochę zmienioną, ale zazwyczaj sedno pozostawało to samo. Ja też czasem tak robię, chcę, aby to ziarno pozostało, ale znam na przykład kilka wersji jednej legendy. A tak przy okazji, to mogę powiedzieć, że parę moich opowiadań doczekało się tego, że wróciły do mnie pod postacią legend, ktoś inny mi je po prostu powiedział. Co ciekawe, nie przyznawałem się, że są moje. Na co dzień pracuje pan w Stoczni Szczecińskiej. Czy jest to legendarne miejsce? I nie pytam o legendę Solidarności. Śmieję się, że pracuję z bogami. Szczególnie słowiańskimi. Wielu kolegów stoczniowców nigdy nie wiedziało, że mają w ręku palnik do spawania, gdzie na rączce jest napisane na „Perun”.


#materiał partnerski

| STYL ŻYCIA |

13 jednostek czarterowych i coś jeszcze... Tu można odbyć kursy żeglarskie i motorowodne, wyczarterować jacht lub motorówkę, popłynąć w rejs morski czy zapisać dziecko na półkolonie. Przy okazji zajrzeć do sklepu z żeglarskim klimatem. Nową, większą przestrzeń na naszą działalność znaleźliśmy na Wyspie Grodzkiej – mówi Katarzyna Zgolak prezes Domu żeglarskiego Mila. „Szczecin wraca nad wodę” to hasło często powtarzane w ostatnich latach. Czy rzeczywiście Szczecin wraca nad wodę, a wszelkie wodne aktywności zyskują na popularności? - W ostatnim czasie, rzeczywiście podejmuje się więcej działań, aby „odzyskać” niedostępne czy zniszczone tereny, przylegające do Odry. Kiedyś miasto było związane z wodą poprzez gospodarkę, dzisiaj stara się być związane z wodą przez rekreację i turystykę. Mieszkańcy to doceniają, chętnie spędzając czas na Bulwarach czy na Łasztowni, która jest nazywana „sercem Szczecina”. Od kilku lat na Wyspie Grodzkiej z powodzeniem działa miejska plaża, a od roku jesteśmy też tam i my! Państwa oferta jest bardzo bogata - szkolenia, egzaminy, obsługa jachtów, czartery… Długo można wymieniać, dlatego proszę powiedzieć, które usługi - cieszą się największym zainteresowaniem? - Wiosna, wczesne lato i jesień to przede wszystkim szkolenia i rejsy morskie. Okres wakacyjny to głównie czartery jachtów motorowych i żaglowych oraz półkolonie. Przez cały rok obsługujemy jachty naszych klientów, których z roku na rok przybywa. Właściciele jednostek oczekują od nas kompleksowej obsługi począwszy od napraw poprzez bieżącą konserwację. Niedawno poszerzyliśmy naszą działalność o sklep Nautical Home. Uruchomiliśmy go w pierwszy dzień wiosny. Ma to znaczenie symboliczne, kojarzy się ze słońcem i optymizmem. Taki jest też klimat naszego sklepu. Łatwo się można o tym przekonać. Wystarczy nas odwiedzić (śmiech). Co znajdziemy na półkach Nautical Home? To sklep dla sportowców czy również amatorów? - To może być sklep dla każdego. Wystartowaliśmy z lifestylową kolekcją polskiej odzieży Sailing Machine. Doskonała jakość materiałów oraz świetne wzornictwo. Kolekcje dedykowane są dla kobiet, dzieci i mężczyzn. Jest też troszkę akcesoriów: torby, nerki, czapki i inne. Asortyment sklepu sukcesywnie powiększamy o podstawowe artykuły przydatne żeglarzom, m.in. bosaki, liny, koła ratunkowe, przejściówki elektryczne, szekle i literaturę żeglarską. Oczywiście na pamiątkę można nabyć kilka fajnych rzeczy, sygnowanych logiem Domu Żeglarskiego. (uśmiech)

Sklep może odwiedzić każdy, a czy każdy może nauczyć się żeglować albo chociaż obsługiwać łódź motorowodną? Jakie są warunki do podjęcia nauki i zdobycia uprawnień? - Każda osoba po ukończeniu 14- roku życia może uzyskać patent motorowodny lub żeglarski. Nasze autorskie programy szkoleniowe umożliwiają zdobycie odpowiedniej wiedzy podczas kilkudniowych zajęć motorowodnych lub kursu żeglarskiego. Szkolenia takie można zakończyć egzaminem na patent państwowy lub międzynarodowy certyfikat ISSA. Jaki obszar Dom Żeglarski Mila obejmuje swoim działaniem? Na jakich wodach pływacie? - Rejsy morskie w okresie letnim to Bałtyk, Morze Norweskie i Islandia. Miesiące zimowe zazwyczaj spędzamy w Hiszpanii, Portugalii i Wyspach Kanaryjskich, co oczywiście tej zimy było niewykonalne. Za to cudownie udały się mikołajkowe i świąteczne rejsy morskie. Do tej pory chylę czoła przed odważnymi. Do wyzwań niezmiennie zaliczyć możemy Biskaj 
z zaskakującą pogodą, a do najbardziej urokliwych – fiordy Norwegii. W naszych okolicach
 w pamięć zapadają klify na Rugii, porty Bornholmu czy maleńka wyspa Christianso. Tych, których udało się namówić na rejs śródlądowy w kierunku Berlina wracają zachwyceni widokiem niemieckiej stolicy oglądanej od strony wody oraz rozlewiskami Meklemburgii. Są jeszcze tacy co kochają jachting, czyli spędzanie czasu w portach lub w porcie ze znajomymi. Ta grupa osób szybko się rozrasta…. Też fajny pomysł na wolny czas. Dom Żeglarski Mila - Nautical Home Wyspa Grodzka, Szczecin | www.domzeglarski.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

43


| DOM |

Prostota i minimalizm w ogrodzie Tworząc ogród, a nawet niewielką przydomową przestrzeń zieleni, warto uwzględnić swoje upodobania i styl życia i zaopatrzyć się w odpowiednie oraz praktyczne urządzenia, dzięki którym pielęgnacja ogrodu będzie formą przyjemnej aktywności i jednocześnie zapewni więcej czasu na relaks. TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK

44

Jakie style ogrodów są dzisiaj najchętniej wybierane przez właścicieli? Jakie trendy są najmodniejsze? - Aktualnie najchętniej wybierany styl ogrodowy to styl nowoczesny, dopasowany do architektury domu, który charakteryzuje prostota, minimalizm, staranny dobór materiałów, także roślin - mówi Luiza Nowak z firmy Green - Art Luiza i Paweł Nowak. - Obecne życie w pandemii dużo w nas, ludziach, zmieniło, a trendy w ogrodach to życie w zgodzie z naturą, postawa proekologiczna. Dużo osób interesuje się i chce mieć własne warzywniki. Ludzie chcą widzieć ładny zielony krajobraz za oknem, który będą mogli podziwiać cały rok, nie tylko wiosną.

Ogród nowoczesny Piękny ogród to nie tylko roślinność, ale także elementy wystroju. Tu także panują różne trendy. - Oprócz roślinności, bardzo ważnym elementem wystroju w ogrodzie są różnego typu donice (podświetlane, z doprowadzeniem automatycznego nawodnienia, z odprowadzeniem wody itp.) - mówi Luiza Nowak. - Oprócz donic, dobrze dopasowane meble ogrodowe są czymś, co nadaje charakter miejscu i powoduje, że mamy chęć zostać w ogrodzie na dłużej. Ostatnio również bardzo często w ogrodach pojawiają się różnego typu automatyczne zadaszenia tarasów i w ogóle


| DOM |

automatyka w ogrodzie (automatyczne kosiarki, automatyczne nawodnienie roślin, a także podziemne zbiorniki na wodę deszczową).

Radość w wygodnym fotelu Czy tendencje zakupowe końcówki roku 2020 mocno wpłyną na trendy w meblach 2021? Nowe kolekcje mebli ogrodowych z pewnością zaczerpnęły nieco inspiracji ze specyfiki tych modeli, które cieszyły się dotychczas największym uznaniem konsumentów. Meble charakteryzuje kilka wyraźnych cech, które w danym sezonie czy roku mogą decydować o ich popularności. Pierwszą z nich jest na pewno materiał, z którego zostały wykonane. To on w dużej mierze wyznacza bowiem kolejne parametry, jakimi są wytrzymałość czy względy wizualne. Funkcjonalność i prostota, grafitowe odcienie, miękkie poduszki, elegancja, wygoda oraz solidny materiał - takie będą trendy 2021. Meble ogrodowe będą musiały za nimi nadążyć. Trendy to przede wszystkim aranżacje w stylu skandynawskim, nie brakuje więc dużych, białych stołów i krzeseł ogrodowych na wysokich i wąskich nogach. Sporą popularnością cieszą się również jasnobrązowe meble ogrodowe z technorattanu w stylu boho. - Meble ogrodowe na sezon w 2021 roku to przede wszystkim naturalne materiały: drewno, plecionka, lekkość i miękkość oraz wygoda. Lekkie i ażurowe konstrukcje z miękkimi poduchami mają nas zachęcać do wypoczynku na świeżym powietrzu - mówi Luiza Nowak z Green Art Luiza i Paweł Nowak. Do najpopularniejszych materiałów, z jakich tworzone są meble ogrodowe, należą: drewno, plastik, metal i rattan. Dzięki odpowiednim meblom w ogrodzie zapewnimy relaks sobie i swoim najbliższym. Elementy mebli ogrodowych powinny oczywiście harmonijnie współgrać z aranżacją otoczenia, dzięki czemu zyskamy również efekty wizualne. Na balkony doskonale pasują krzesła i stoły, które możesz kupić w małych rozmiarach. Wśród mebli ogrodowych wypoczynkowych znajdziesz mnóstwo modeli, które z łatwością zmieszczą się na ograniczonej powierzchni. W ogrodzie czy na tarasie doskonale sprawdzą się zestawy ogrodowe z sofą, na których przyjemnie spędzamy czas. W zacienionym miejscu przyda się ławka ogrodowa, na której można usiąść i odetchnąć od palącego słońca.

Taras jako przedłużenie domu Taras, zwłaszcza w cieplejszych miesiącach roku, staje się bijącym sercem niejednego domu. Dlatego warto zaaranżować to miejsce tak, aby stało się przytulną i bezpieczną przestrzenią dla całej rodziny. Funkcje, jakie pełni taras, a także specyfika jego otoczenia wpły-

wają zasadniczo na wybór materiałów, którymi wykończymy jego powierzchnię. Na podłodze najlepiej spisują się płytki gresowe i klinkierowe, które są odporne na zmieniające się warunki pogodowe - w tym na działanie mrozu, wilgoci oraz wysokich temperatur, przez wiele lat zachowują niezmieniony wygląd, ciesząc oryginalną estetyką, wytrzymują większe natężenie ruchu. Wzornictwo zaczerpnięte ze świata przyrody sprawi, że płytki z kolekcji staną się idealnym tłem dla bujnej zieleni ogrodu. Inspirowane kamieniem płytki w czterech kolorach to uniwersalny sposób na to, by podkreślić architekturę budynku i nadać charakteru tarasom i ogrodowym ścieżkom. Drewniana podłoga na tarasie pozwoli stworzyć modną aranżację tej przestrzeni - m.in. w stylistyce rustykalnej, eko, skandynawskiej czy prowansalskiej, ale także bardziej eleganckiej i klasycznej. Klimatu całości dodadzą także np. drewniane balustrady oraz donice z kwiatami. Warto pamiętać również, że płytki tarasowe drewnopodobnie to niejedyne rozwiązanie, na jakie się można się zdecydować. Równie ciekawym pomysłem jest sięgnięcie po gres imitujący teksturę betonu. Takie wykończenie tarasowej podłogi wprowadzi tam industrialno-loftowy klimat. Czasem zbyt porywisty wiatr lub palące słońce skutecznie uniemożliwia w pełni cieszenie się z otaczającej nas natury. Dlatego przydatne są parasole ogrodowe i osłony oraz pawilony, które chronią od złej pogody. - Na początku powinniśmy się zastanowić, co najbardziej doskwiera nam na tarasie, przed czym chcemy się ochronić? Czy szukamy jedynie ochrony przed słońcem? Jeżeli tak, to najbardziej odpowiednie będą markizy i lekkie zadaszenia. Te produkty wybierzemy również wtedy, jeżeli mamy mały taras. Jest mały, więc lepiej nie zagracać go dodatkowo dużymi słupami czy niepotrzebnymi budowlami - mówi Marta Tkaczyk, specjalista ds. produktu z firmy SPIN Bobko i Staniewski. - Wybierając markizy musimy pamiętać, że mają one niską odporność wiatrową. Kolejną propozycją do zadaszenia tarasu to Pergola Zen. Niech jej lekkość nikogo nie zmyli, jest bardzo wytrzymała. Mocna konstrukcja aluminiowa nawet przy największym wymiarze zadaszenia (25 mkw.) daje jej 3. klasę odporności wiatrowej. Jest niewiele droższa od markizy, a jej głównym atutem jest to, że nawet w wietrzne dni możemy jej ciągle używać. Kolejnym atutem będzie poszycie, jakiego używa się do produkcji pergoli Zen – całkowicie wodoodporny materiał i delikatny spadek poszycia ochroni nas przed deszczem. Jej charakterystyczną cechą są równo układające się fałdy materiału, tworzące bardzo ozdobny baldachim. Wspomnianymi systemami można sterować ręcznie lub elektrycznie. Markizę rozwiniemy za pomocą mechanizmu korbowego, pergolę Zen linką. Urządzanie ogrodu i tarasu jest równie ważne, jak urządzanie domu. W końcu ogród to nasza oaza zieleni, która pozytywnie wpłynie na nasz nastrój.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

45


| DOM |

#materiał partnerski

Luksusowe przestrzenie szyte na miarę potrzeb klientów Zdarza się, że pomysły na wnętrza przychodzą do projektantki Synteosis już podczas pierwszego spotkania z klientem. Proces jej pracy koncentruje się przede wszystkim na ludziach i ich potrzebach. Sam styl studia wyróżnia płynne połączenie ergonomii z elegancją, prostotą i luksusem. Nic dziwnego, że doceniają je klienci z całej Polski. Studio Synteosis działa na rynku już od 6 lat. Jego projektantka budowała swoje doświadczenie pracując m.in. w luksusowej branży wnętrz jachtów. Dzięki temu, jak nikt inny, potrafi maksymalnie wykorzystać istniejącą przestrzeń. Projektantka studia Synte-

46

osis w każde wnętrze wkłada cząstkę siebie. Jak mówi, często te najmniejsze, najbardziej wymagające miejsca dają najciekawsze efekty. Doskonałym przykładem są tzw. kawalerki, w których na stosunkowo niewielkim metrażu, trzeba zmieścić wszystkie potrzebne funkcje mieszkania. Rozwiązanie problemu technicznego czy ergonomicznego zawsze przynosi największą satysfakcję. Satysfakcję porównywalną z radością i zadowoleniem klientów podczas pierwszej prezentacji wizualizacji projektów. Kluczem do sukcesu studia Synteosis jest pełne skupienie na potrzebach klienta. Wzięcie pod uwagę gustu i estetyki zamawiającego jest konieczne do stworzenia udanego projektu - w końcu to praca nad przestrzenią, w której zamawiający ma czuć się komfortowo. Synteosis najczęściej tworzy projekty apartamentów, mieszkań i domów jednorodzinnych, rzadziej pojedynczych pomieszczeń. Czas przygotowania projektu zależy od jego zakresu, czyli od liczby pomieszczeń, które trzeba opracować w formie wizualizacji i dokumentacji technicznej oraz dostępności czasowej klienta. Współpracę ze studiem Synteosis można podjąć nie tylko na terenie Pomorza, ale i na terenie całej Polski. tel. kontaktowy 509376823 | www.synteosis.pl


TARG RYBNY

WĘDZARNIA

SMAŻALNIA

Oferujemy świeże ryby

Tradycyjna wędzarnia

Nasze ryby filetujemy

z Morza Bałtyckiego

otwarta cały rok

na miejscu

Centrum Rybne Belona położone jest w urokliwym i spokojnym miejscu przy porcie rybackim Belony. Malowniczy widok na rzekę uzupełniamy starannie przyrządzanymi smakowitościami naszych potraw z ryb. Jesteśmy rodzinną firmą z wieloletnim doświadczeniem w poławianiu ryb i ich znakomitym przyrządzaniu. CENTRYM RYBNE BELONA - DZIWNÓW SŁOWACKIEGO 21D


| ZDROWIE I URODA |

#materiał partnerski

Terapia hiperbaryczna już dostępna w Szczecinie! Poznaj lecznicze właściwości tlenu Na Zachodzie już uznana, w Polsce dopiero odkrywana. Terapia hiperbaryczna, czyli nieinwazyjny sposób na poprawę swojego stanu zdrowia, jest dostępna w Tlenobarium przy ul. Łubinowej 75. Kuracja jest polecana m.in. ozdrowieńcom po COVID-19, ale nie tylko. Jej zastosowanie jest naprawdę szerokie. Na czym polega i jak działa? Odpowiedź na to pytanie czeka w Tlenobarium. Kameralny gabinet jest nowością na naszym rynku. Jego głównym punktem jest kapsuła hiperbaryczna OMNIOXY. Sesja rozpoczyna się po wejściu klienta do komory. Urządzenie stopniowo podnosi ciśnienie do 1.3 ATA. dzięki czemu dochodzi do uruchomienia dodatkowych nośników tlenu w postaci płynów ustrojowych, tj. osocza, limfy i płynu mózgowo-rdzeniowego, rozszerzenia naczyń krwionośnych i zaabsorbowania większej ilości tlenu do organizmu klienta. Spokojnie, wszystko odbywa się zupełnie bezboleśnie. Efektem jest kompletne odżywienie komórek i pobudzenie ich do działania. - Często nie zdajemy sobie sprawy jak wiele właściwości ma tlen - wyjaśnia Ewa Krzywania-Gmińska, właścicielka gabinetu. - Jest niezbędny w tysiącach reakcji zachodzących w naszym organizmie. Dzięki odpowiedniej stymulacji, podczas sesji jesteśmy w stanie m.in. uruchomić produkcję kolagenu, złagodzić zmiany trądzikowe i łuszczycowe, zregenerować organizm po intensywnym wysiłku, przygotować wsparcie w rehabilitacji pourazowej, ale też doprowadzić do remisji powikłań nieleczonej cukrzycy czy wzmocnienia układu odpornościowego. Lista zastosowań jest długa. Można podsumować ją kierując sesje do konkretnych grup, takich jak: ozdrowieńcy po COVID-19, osoby zainteresowane poprawą urody, sportowcy, seniorzy, osoby zmagające się z boreliozą, autyzmem a nawet porażeniem dziecięcym. A to oznacza, że terapia hiperbaryczna jest nie tylko dla osób dorosłych, ale też dla dzieci i młodzieży. - Polecamy ją młodym ludziom szczególnie teraz, kiedy od roku przebywamy w domach - dodaje właścicielka. - Spadek koncentracji, rozdrażnienie czy problemy ze zmotywowaniem się do działania i nauki są najczęściej spowodowane

48

właśnie niedotlenieniem. Terapia hiperbaryczna wpływa na poprawę skupienia, zmniejsza lękliwość, poprawia nastrój, może też wpłynąć na polepszenie przyswajania wiedzy i naukę języków. Do komory można wejść pojedynczo, lub jak w przypadku dzieci, z rodzicem. Czas trwania sesji to od 80 do 110 min. Kompresja i dekompresja trwają średnio po 8 min. Urządzenie ma kształt tuby, której średnica wnętrza wynosi 90 cm. W jej ścianki są wbudowane okienka. Podczas natleniania można używać smartfona, słuchać muzyki lub czytać książkę. W zależności od oczekiwanych rezultatów specjalista dobiera odpowiednią liczbę sesji. Najczęściej, pierwsze efekty odczuwane są już po 3 sesjach. - Wiele zależy od indywidualnych predyspozycji i potrzeb - wyjaśnia właścicielka. - Przed rozpoczęciem terapii przeprowadzamy z klientem wywiad. Inaczej będzie prowadzony klient, który chce się zrelaksować czy przyspieszyć gojenie ran po operacji plastycznej, a inaczej osoba z zespołem stopy cukrzycowej. Musimy ustalić, dlaczego klient zdecydował się na terapię, czego oczekuje i czy nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań zdrowotnych. Podajemy klientowi pełną listę ograniczeń i możliwych skutków ubocznych. Jeśli coś budzi nasze wątpliwości, konsultujemy to z lekarzem. Bezpieczeństwo jest dla nas najważniejsze. Więcej o terapii hiperbaryczncznej można dowiedzieć się kontaktujac bezpośrednio z gabnetem lub odwiedzjąc stronę www.tlenobarium.pl

ul. Łubinowa 75 | tel. 724 030 141 | FB / tlenobarium


#reklama


| ZDROWIE I URODA |

Sekrety jogi

Joga - nastrasza technika samodoskonalenia, która łączy w sobie trening ciała i ducha, w ostatnich latach przybrała na popularności. W czym tkwi jej sekret i jak rozpocząć przygodę z jogą? Podpowiadamy. AUTOR TOMASZ WERSOCKI, POLSKA PRESS / FOTO ARCHIWUM


| ZDROWIE I URODA |

Kwiat lotosu czy półksiężyc to najpopularniejsze z pozycji jogi zw. asanów jogi. Jednak niejedyne. System pochodzący z Indii jest najstarszą techniką samodoskonalenia, która łączy w sobie trening ciała oraz ducha. Niektóre pozycje tego starożytnego systemu są bardzo skomplikowane, ale jednocześnie można wśród nich odnaleźć także te łatwiejsze dla początkujących.

Słowo joga oznacza między innymi: „łączyć” oraz „jednoczyć”. Ten system treningu utożsamiany jest z ujarzmieniem własnego ciała oraz umysłu poprzez ograniczanie swoich popędów, które przeszkadzają w samodoskonaleniu. Inne znaczenie jogi nawiązuje do drogi. Ćwiczenia można praktykować każdego dnia. Efekty pojawiają się bardzo szybko. Ważna jednak jest przede wszystkim systematyczność. Bez tego każdy włożony wysiłek w ćwiczenia ulega zmarnowaniu. Istotnym aspektem w jodze jest oddech, którego trzeba się nauczyć. W tym przypadku głównie wykorzystujemy górną część płuc.

Strój ma znaczenie Kiedy ćwiczymy po raz pierwszy jogę trzeba zwrócić uwagę na odpowiedni strój. Warto zadbać o to, aby czuć się w nim swobodnie. Tutaj należy postawić głównie na naturalne materiały, w których ciało będzie mogło komfortowo się poruszać. Ubranie powinno być niezbyt dopasowane – w miarę możliwości luźne.

Ciasny i sztuczny strój może powodować obtarcia. Za to idealnymi ubraniami będą: top, kamizelka zakładana przez głowę czy bokserka. Ważnym elementem stroju są również spodnie. Jednak najistotniejsze jest to, aby nie ograniczały swobody ruchów w trakcie wykonywania ćwiczeń. Odpowiednie przy tego rodzaju wysiłku fizycznym będą legginsy lub swobodne spodnie ze ściągaczami. Zbyt ciasny strój ograniczy możliwość rozciągania ciała. Osoby o zgrabnej sylwetce mogą wykonywać ćwiczenia w krótkich spodenkach. W takim przypadku osoba nadzorująca poszczególne pozycje będzie mogła je na bieżąco kontrolować. O buty w przypadku uprawiania jogi nie należy się martwić, ponieważ wszystkie pozycje tzw. asany ćwiczy się na boso. Dla wyjątkowo zdeterminowanych istnieje oczywiście specjalne obuwie do jogi – antypoślizgowe oraz niezwykle lekkie.

Liczą się chęci nie wyposażenie W domu początkujący powinni się skupić przede wszystkim na dwóch rodzajach asanów: rozciągających oraz relaksacyjnych. Przed rozpoczęciem tych mało skomplikowanych ćwiczeń należy zagospodarować pewną domową przestrzeń. Sprawi to, że nie tylko swoboda naszych ruchów będzie większa, lecz także oczyścimy umysł. Na wstępie przygody z jogą nie warto kupować specjalnej maty – nie wiadomo w końcu czy ta forma ćwiczeń będzie nam

odpowiadać. Zamiast niej można wykorzystać złożony na pół koc umieszczony na dywanie. Od których pozycji zacząć? Te mniej skomplikowane pozycje na dobry początek to m.in.: • pozycja do góry, • pozycja nieboszczyka, • pozycja kota, • siad skrzyżny ze skrętami, • pół mostka oraz pozycja wielbłąda

Joga nie jedno ma imię Warto mieć na uwadze, że istnieją różne odmiany jogi – od spokojnych do tych bardziej dynamicznych i angażujących nasze ciało. Jeżeli chcielibyśmy spalić zbędne kalorie powinniśmy postawić na te drugie. Ashtanga to dynamiczna forma jogi, w której ruchy poszczególnych pozycji zsynchronizowane są z oddechem. Tego rodzaju joga pomaga spalić 351 kalorii na godzinę. Hatha Joga jest najbardziej popularna na zachodzie. Polega na ciągłym ruchu, gdzie w trakcie jednej godziny sesji spalimy 189 kalorii. Natomiast Bikram Yoga jest najprawdopodobniej najlepszą formą odchudzania. W trakcie sesji należy wykonać 26 pozycji i dwa ćwiczenia oddechowe. Dzięki takiemu wysiłkowi nasz organizm spali 477 kalorii na godzinę. Z kolei uprawiając Vinyasa Yogę w ciągu godziny spalimy 594 kalorie. Ważne, by asany wykonywać tylko tak długo, jak jest to komfortowe. Podobnie jest z przekraczaniem ograniczeń ciała – wykonanie pozycji nie powinno powodować silnego bólu, nigdy nie należy przekraczać granicy komfortu.


| ZDROWIE I URODA |

Jak poradzić sobie z codziennością pandemii? Psycholog Maria Rotkiel podpowiada ROZMAWIAŁA DOROTA KOWALSKA, POLSKA PRESS

Wydaje się, że jesteśmy coraz smutniejsi, że jakoś się w sobie zapadamy. Pandemia i wszystko, co z nią związane trwa już bardzo długo. - Tak, jesteśmy zmęczeni. Fakt, że my tę rzeczywistość zaczynamy znać coraz dłużej ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że wypracowaliśmy pewne strategie, wiemy, na co warto uważać. Minus jest taki, że ta sytuacja długo trwa. Kiedy zaczynała się epidemia, mówiłam, że pomocna powinna być dla nas perspektywa czasu. Niestety, ten argument traci już trochę na znaczeniu, ponieważ walka z pandemią trwa, ile trwa. Kiedy brak perspektywy szybkiego końca, znacznie trudniej się żyje, prawda? - Dokładnie, jak mówiłam, rok temu można się było odwołać do takiej perspektywy, która jest bardzo ważna w wspieraniu osób w sytuacji kryzysowej. Kiedy jesteśmy w stanie wybiec trochę w przyszłość i zwizualizować sobie koniec, powrót do normalności, na pewno jest o wiele łatwiej. Niestety, teraz trudno to zrobić. To, co obserwuję, to przede wszystkim smutek, ale on jest wtórny do poczucia bezradności i rezygnacji, czujemy się po prostu bezradni. Pytamy sami siebie: Kiedy to się skończy? Jak w takim razie o siebie dbać?

- Przede wszystkim musimy bardzo dbać o swoje zdrowie. Uważam, że dużo trudności psychicznych bierze się stąd, że my się po prostu zaniedbaliśmy. Kiedy moje koleżanki i koledzy po fachu, ale też lekarze i specjaliści, czyli fizykoterapeuci do znudzenia powtarzali: „Ćwiczmy w domu, na ogródku, na balkonie”, to mam wrażenie, że część osób traktowało te zalecenia z przymrużeniem oka. Kiedy dietetycy mówili o zasadach odżywiania się, o tym, że fakt, iż mamy teraz biuro w domu, krok od lodówki, nie oznacza, że mamy sobie co 10 minut robić przerwę na przegryzkę i wsadzać głowę do tej lodówki, to też mam wrażenie, że część osób traktowała te rady z przymrużeniem oka. Kiedy osobiście mówiłam o tym, jak ważne jest zarządzanie przestrzenią w domu, zarządzanie czasem, zarządzanie rytmem dnia, to miałam wrażenie, że było to traktowane jak nie do końca użyteczne porady. Wiele osób wszystkie te kwestie zaniedbało, a to poważny błąd. Nasz sposób zarządzania rzeczywistością i bardzo drobnymi jej elementami, jest podstawą naszego dobrego funkcjonowania. Oczywiście, mamy też rzeczy, które są mniej wymierne i trudniejsze do zarządzenia, choćby utrzymywanie relacji z innymi, ale to, że nie możemy się z kimś fizycznie spotkać, nie może oznaczać, że nie mamy z tą osobą kontaktu. A co z dostrzeganiem pozytywów? - Bezsprzecznie, to podstawa. Podczas rozmów i wywiadów o takiej, czy innej trudnej sytuacji zawsze zalecam, żeby wypisać sobie plusy, które ta sytuacja ze sobą niesie, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie: co się w moim życiu zmieniło na plus? Na pewno mniej czasu tracimy na dojazdy, nabyliśmy nowych umiejętności, nowych kompetencji, zaczęliśmy myśleć i pielęgnować w swojej świadomości pewne wartości, które nam na co dzień umykały. Chociażby fakt, że można się spotkać z zaszczepionymi dziadkami i z teściową, której się nie widziało od roku – dzisiaj człowiek się cieszy z tych spotkań. Doceniamy wartość pójścia na spacer, doceniamy fakt, że można się spotkać w pracy, czy będzie się można spotkać – drobne rzeczy, ale, moim zdaniem, to jest ogromna wygrana. To jest jedna z bitew, którą wygraliśmy. To bitwa o poczucie sensu życia, o nasze wartości.


Joga spiralna Yin joga Joga czakralna

Joga daje wsparcie w budowaniu siły i miękkim, bezpiecznym otwieraniu się na doświadczenia życiowe, które mogą być bardziej lub mniej przyjemne. Niektóre trudne sytuacje dają szansę na wzrost, trzeba tylko się na nie otworzyć i mieć właściwe wsparcie. Tym jest właśnie joga. Zajęcia odbywają się w każdą środę oraz piątek.

Namaste Joga | Aleja Papieża Jana Pawła II 42 www.koloryjogi.pl

Kolory Jogi - Maja Bromowska

@maja_joga


| SPORT |

Wygrali marketingowo, przegrali sportowo King Szczecin przez kilka miesięcy był jednym z najpopularniejszych klubów w Polsce. To za sprawą transferów, jakie klub przeprowadził zimą. Do Szczecina trafiło m.in. dwóch zawodników z przeszłością w NBA. Jednym z nich był Maciej Lampe. TEKST MAURYCY BRZYKCY / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

King Szczecin to klub, który jest małym ewenementem w skali Energa Basket Ligi. W ekstraklasie koszykarzy występuje już od siedmiu lat, ale wciąż czeka na swój pierwszy sukces. Klub istnieje i nadal rywalizuje z najlepszymi niemal wyłącznie głównie dzięki Krzysztofowi Królowi. To właśnie jego firma – King - łoży potężne środki na grę Wilków Morskich w ekstraklasie. Prezes Król jest cierpliwy, ale już kilka razy zapowiadał koniec sponsorowania koszykarzy. Na razie jednak wciąż jest w klubie, a w tym sezonie postawił wszystko niemal na jedną szalę. W połowie sezonu zmienił trenera i dodał kilku nowych zawodników. Nie wszystko wypaliło jak należy, ale na pewno klub zyskał marketingowo.

W Kingu zimą zatrudniono hiszpańskiego trenera Jezusa Ramireza (zastąpił szczecińskiego szkoleniowca Łukasza Bielę) oraz takich zawodników jak Lampe czy Rodney Purvis. Ten pierwszy to wielka postać polskiej koszykówki, choć dopiero w barwach Wilków Morskich zaliczył swój debiut w polskiej ekstraklasie. Lampe w swojej karierze grał m.in. w Realu Madryt, FC Barcelonie czy kilku klubach NBA. Polak z takim CV raczej prędko się nie pojawi, tymczasem Kingowi udało się go ściągnąć do Szczecina. Lampe ostatnio występował w Chinach i skorzystał z przerwy w tamtejszych rozgrywkach. Były gracz Realu miał nawet zapis w kontrakcie, według którego po uzgodnieniach z klubem i w przypadku dobrej oferty z Chin, mógł z Kinga odejść przed końcem sezonu. Ostatecznie w zachodniopomorskim klubie został do końca fazy play off, ale drużyny nie zbawił. A na to liczyli kibice Wilków. Tymczasem znowu drużyna zatrzymała się na pierwszej rundzie

54

fazy play off, która jak na razie stanowi przeszkodę nie do przeskoczenia dla Wilków. A nasi koszykarze próbowali tego dokonać już czterokrotnie (w tamtym roku znaleźli się w najlepszej ósemce, ale rozgrywki zostały anulowane). Wydawało się, że dokonają tego w tym sezonie. Oprócz Lampego w zespole był także Purvis, który w NBA występował dla Orlando Magic w kilkunastu meczach. On też nie okazał się zbawienny dla taktyki trenera Ramireza. King dysponował jedną z silniejszych kadr w całej lidze, a jednak szybko zakończył przygodę w play off. Częściej mówiło się w przypadku Kinga o problemach z halą, o Macieju Lampem czy o zmianach w składzie niż o wynikach i dużych postępach w grze. W pewnym momencie Lampe stał się głośniejszy niż cały klub. O środkowym pisały wszystkie media w kraju, dziennikarze ustawiali się w długich kolejkach do rozmów z nim, a reportaż o koszykarzu pojawił się także w mało sportowym programie Dzień Dobry TVN. Można było odnieść wrażenie, że sprowadzenie Macieja Lampego było skuteczniejszym pociągnięciem marketingowym niż sportowym. Sporo fanów miało byłemu reprezentantowi Polski wiele do zarzucenia. Kibice nie zawsze mają całą wiedzę na dany temat, ale często lubią się wypowiadać. Zarzucali Lampemu, że właściwie w Szczecinie to tylko odcina kupony i inkasuje dużą pensję. Podkoszowy przez trzy miesiące wystąpił tylko w ośmiu meczach (cztery w sezonie zasadniczym, cztery w 1. rundzie play off przeciwko Legii Warszawa). Uzyskał średnią 13 punktów i ponad 4 zbiórek w każdym meczu. Oliwy do ognia dodał jego pierwszy występ po odejściu z Kinga. Lampe kończy sezon w lidze francuskiej i już w pierwszym meczu, a był to Puchar Francji, zanotował 21 punktów i 13 zbiórek. Takich liczb, zwłaszcza w tej drugiej rubryce, w Szczecinie nie notował. Projekt Kinga na sezon 2020/21 nie wypalił z różnych względów. Tuż przed startem w fazie play off w zespole po raz pierwszy pojawił się koronawirus, więc spotkania trzeba było przekładać, a sami zawodnicy także nie byli w szczytowej formie po chorobie. Przyjście Lampego sprawiło, że Wilki Morskie były upatrywane w gronie faworytów nawet do medalu, tymczasem skończyło się tylko na pojedynkach z Legią Warszawa. Na pewno jednak King zyskał marketingowo na tym sezonie. Klub pojawił się w wielu informacjach prasowych, wzrosły zasięgi klubu w internecie i mediach społecznościowych, no i przede wszystkim wszyscy dowiedzieli się, że King potrafi zatrudniać gwiazdy i stać go na nie, co w przyszłości może zdecydowanie pomóc w kontraktowaniu nowych koszykarzy.


#materiał partnerski

W pełni elektryczne Volvo XC40 RECHARGE P8 już dostępne w Volvo Auto Bruno To była długo wyczekiwana premiera. W pełni elektryczne Volvo XC40 jest już dostępne dla klientów salonu Volvo Auto Bruno w Szczecinie. Czy charakterystyczna sylwetka i energiczny rys przełamują stereotypy i odmieniają wyobrażenia na temat elektromobilności. - W jaki sposób? - Na to pytanie opowiedział nam Michał Janeczko, Doradca Handlowy Volvo Auto Bruno. Auta elektryczne kojarzą się raczej z małymi, kompaktowymi samochodami do poruszania się po mieście. A jak jest w rzeczywistości?- Dziś auta elektryczne to atrakcyjne wzornictwo, sportowy i nowoczesny charakter. Mocna sylwetka o szybkim i energicznym rysie. Nawet nie będące w ruchu auto daje takie poczucie. Najlepszym przykładem jest właśnie Volvo XC40. Model jest zaprojektowany od podstaw jako auto elektryczne. Wszystkie rozwiązania zastosowane w tym samochodzie są przemyślane i dobrze zaplanowane. Przestronne wnętrze, zmyślne schowki, praktyczne rozwiązania dają poczucie ładu i swobody korzystania z przestrzeni wewnątrz auta. Należy zaznaczyć, że elektryczne Volvo XC40 osiąga imponujące wyniki jeśli chodzi o przyspieszenie do 100 km z wynikiem ok. 4,9 s. Co jest też ważne, puszczając hamulec gazu, samochód samoistnie hamuje praktycznie do zera. Dzięki temu mamy ogromne możliwości sprawnego i bezpiecznego manewrowania. Cena to czynnik, który często odstrasza lub bardzo zniechęca osoby zastanawiające się nad zakupem samochodu elektrycznego. Z czego wynika wartość aut elektrycznych i jakie są możliwości finansowania w Volvo? - Jeśli chodzi o cenę Volvo XC40 RECHARGE P8 to waha się ona między 246 tys. a 290 tys. zł. Warto przeliczyć sobie korzyści płynące z codziennego użytkowania samochodu elektrycznego, bo wtedy w podsumowaniu, okaże się, że jest ona bardzo korzystna. Jeśli chodzi o finansowanie to proponujemy w tym przypadku leasing klasyczny. Z pakietem serwisowym dodawanym do XC40 Recharge użytkownicy mają poczucie bezpieczeństwa i spokoju podczas użytkowania samochodu. Dlaczego? Dlatego, że przez 3 lata pokrywamy koszty przeglądów i wybranych części eksploatacyjnych. Klient może również skorzystać z atrakcyjnego ubezpieczenia. A co z zasięgami? Czy nowym elektrycznym XC40 możemy wybrać się na wypad np. do Krakowa? - Oczywiście, że możemy się wybrać do Krakowa, musimy jednak pamiętać, aby zrobić przerwę na odpoczynek, a przy okazji na ładowanie samochodu. Przy 100 proc. naładowaniu akumulatora jesteśmy w stanie przejechać oko-

| MOTO |

ło 400 km. Wbudowana funkcja planowania trasy może ostrzegać o konieczności naładowania na długo przed wyczerpaniem się energii akumulatora. Funkcja ta oferuje również rekomendacje dotyczące czasu i miejsca ładowania, które pozwolą się zrelaksować i cieszyć podróżą. Jak często musimy ładować w pełni elektryczne Volvo i jak długo to trwa? - W przerwie podróży można szybko naładować akumulator od 20 do 80 proc. pojemności w około 40 minut. Takie efekt daje ładowaniem prądem stałym 50 - 150 kW. W domu zalecamy zainstalowanie ściennej stacji Walbox. Szybkie ładowaniem prądem zmiennym 11 kW / ze stacji Wallbox to 8 do 10 godz. Aby maksymalnie wykorzystać żywotność akumulatora w samochodzie elektrycznym, zalecamy ładowanie akumulatora prądem zmiennym do 90 proc. jego pojemności na potrzeby typowych codziennych dojazdów, najlepiej nie dopuszczając przy tym do spadku poniżej 20 proc. pojemności. Jakie udogodnienia i systemy bezpieczeństwa oferuje nam elektryczne XC40 RECHARGE P8? - Elektryczne Volvo XC40 posiada intuicyjną technologię i wbudowane usługi Google. Do tego dzięki widokowi 360° i czujnikom parkowania 3 generacji, pozwalającym monitorować obiekty znajdujące się wokół samochodu, system pomoże bezpiecznie zaparkować nawet w ciasnym miejscu. Zarówno w dzień, jak i w nocy inteligentna technologia wspomagająca bezpieczeństwo może pomóc w wykrywaniu i omijaniu innych pojazdów, pieszych, rowerzystów i dużych zwierząt. Ważny jest system bezpieczeństwa Intellisafe Surround zawierający: Blind Spot Information System (BLIS) martwe pola widoczności, Cross Trafic Alert ostrzeganie o zbliżających się obiektach z tyłu pojazdu. Oczywiście to tylko fragment listy systemów bezpieczeństwa. Auto można już zamówić przez internet i odebrać w salonie. Jak wygląda zakup samochodu przez internet? - Samochód można już kupić przez internet. Ścieżka zakupowa jest bardzo intuicyjna i prosta. Osoby, które preferują jednak kontakt z Doradcą mogą odwiedzić nasz salon, porozmawiać, uzyskać wszelkie informacje, rozwiać wątpliwości i zamówić samochód w salonie przez Internet. Nasi Doradcy chętnie służą pomocą. Jeśli chodzi o Polskę to realizacji zamówienia należy spodziewać się w czwartym kwartale tego roku. W razie pytań, zapraszamy!

Auto Bruno - Autoryzowany Dealer Volvo ul. Pomorska 115B, Szczecin | tel. 91 4 200 200 salon@autobruno.dealervolvo.pl | autobruno.dealervolvo.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

55


Pierwszy kontakt z elektromobilnością umów się na przejażdżkę! Transfery na lotniska w całej Europie

· Przejazdy indywidualne oraz VIP · Teslą do ślubu

FB / TeslaRentSzczecin email: teslarent.szczecin@gmail.com nr tel: +48 601 749 566


#reklama


| MOTO |

Elektryczność kusi kierowców To już pewne, auto elektryczne na dobre wyszło ze strefy wyobrażeń i pojawiło się na naszych ulicach. Czy tego chcemy, czy nie, najprawdopodobniej, wybierając następne auto, będziemy testować właśnie elektryka. Nie chodzi tylko o kuszący pakiet ulg i benefitów, ale o plany największych producentów branży moto. A ci, już oficjalnie, rozpoczęli przesiadkę na napęd elektryczny. TEKST AGATA MAKSYMIUK / FOTO MATERIAŁY PRASOWE

Kiedy Elon Musk, prezes Tesla Motors, stanął na scenie pod koniec września 2015 roku w Kalifornii, by ogłosić premierę modelu Tesla X, nazwanego „najbezpieczniejszym SUV-em świata” oklaski nie miały końca. Oto oczom publiczności ukazał się wizjoner na miarę Steve’a Jobsa. Od tego czasu elektryczna machina rozpędziła się na dobre, a hasło „elektryczne auto” weszło na stałe do naszych słowników. I choć lokalnie nie

58

możemy jeszcze mówić o zatrzęsieniu e-samochodów na drogach, to na pewno możemy mówić o ich rosnącej popularności.

Zainteresowanie rośnie Rok 2020 w Szczecinie zakończyliśmy z wynikiem nieco ponad 100 samochodów osobowych z napędem elektrycznym oraz prawie dwoma tysiącami

z napędem hybrydowym. To wciąż mało, ale dla porównania, jeszcze cztery lata temu w Szczecinie zarejestrowane były zaledwie 2 samochody elektryczne i 322 hybrydy. Rosnącą tendencję potwierdza również Adam Zalas, kierownik działu sprzedaży i floty Polmotor, Szczecin. - Polski rynek samochodów elektrycznych pomimo wielu problemów związanych z brakiem odpowiedniej infrastruk-


| MOTO |

tury ładowania oraz programu wsparcia ze strony rządu notuje wzrost liczby zarejestrowanych pojazdów - wyjaśnia. - Samochody elektryczne zdecydowanie są przyszłością motoryzacji, zwłaszcza na rynku europejskim. Spowodowane jest to m.in. wdrażaniem coraz bardziej restrykcyjnych norm emisji spalin, które w ciągu kolejnych lat będą jeszcze bardziej śrubowane. Obecne samochody z silnikami spalinowymi nie są w stanie spełnić tych norm, dlatego też w ostatnich latach obserwujemy coraz szerszą ofertę samochodów elektrycznych oraz hybrydowych typu plug-in. Miasto również stara się nadążyć za zmianami i sukcesywnie zwiększać liczbę elektryków na drogach, przy pomocy licznych udogodnień dla ich właścicieli. Wśród nich są m.in. nowe stacje ładowania pojazdów, jazda buspasem, darmowe parkowanie czy ulgi podatkowe. Mimo tego, wielu wciąż trawią obawy. - Czy na pewno stać mnie na zakup takiego auta? - Jeśli elektryczny samochód się zepsuje, jak kosztowna będzie jego naprawa? - Pytają kierowcy.

Nie tak drogo, jak się wydaje Jak twierdzą eksperci, to tylko kwestia czasu, aż koszty związane z zakupem samochodu elektrycznego ulegną zmianie. - Ceny samochodów elektrycznych będą maleć wraz z tzw. efektem skali, gdy będą one znajdować więcej nabywców - wyjaśnia Przemysław Joniec, kierownik dzia-

łu sprzedaży Volkswagen Cichy-Zasada w Szczecinie. - Samochody napędzane energią elektryczną są po prostu lepsze od spalinowych. Pokładamy w nich spore nadzieje i są one kluczem do redukcji emisji dwutlenku węgla. Różnica w cenach pomiędzy samochodami elektrycznymi i spalinowymi już teraz zaczyna się zacierać – dla przykładu Volkswagen ID.3 oferowany jest w cenie zbliżonej do analogicznie wyposażonego Golfa z silnikiem spalinowym. Mówiąc o kosztach, auto elektryczne może być też szansą na ich obniżenie. Coraz więcej właścicieli nieruchomości postanawia rozpocząć produkcję własnej energii elektrycznej, w sposób przyjazny dla środowiska, stąd też jednym z najszybciej rozwijających się sektorów odnawialnych źródeł energii stała się fotowoltaika - mówi Adam Zalas, kierownik działu sprzedaży i floty Polmotor, Szczecin. - W związku z tym, widząc ogromny potencjał wśród użytkowników korzystających z tego źródła energii, jako potencjalnych nabywców samochodów ekologicznych, KIA wprowadziła specjalny program rabatowy o nazwie „EKO DRIVERS”. Jest skierowany właśnie do osób posiadających instalację fotowoltaiczną w swoich gospodarstwach domowych zarówno osób prywatnych, jak i klientów biznesowych.

Koniec z wizytami na stacjach Rozwój technologii pozwala dziś posia-

daczom samochodów elektrycznych na zamontowanie stacji ładowania we własnym garażu. A to oznacza większą wygodę i pożegnanie ze stacjami w mieście. - Stacja ładowania może być montowana w garażu lub na zewnątrz budynku na terenie posesji - wyjaśnia Beata Radziwanowska, prezes zarządu Clear Energy Sp. z o.o. - Jest niewielkich rozmiarów, a jej koszt jest stosunkowo niski, tym bardziej że na tego typu urządzenia będą dotacje w ramach nowej edycji Programu Mój Prąd, która rusza 1 lipca 2021r. - Ładowarka zostaje podłączona do sieci elektrycznej - kontynuuje Beata Radziwanowska. - Oczywiście, idealnym rozwiązaniem jest posiadanie własnej instalacji fotowoltaicznej, aby koszty ładowania samochodu zredukować do zera. Aby wszystko działało jak należy, trzeba dobrać odpowiednią ładowarkę dostosowaną do funkcjonującej w budynku sieci 1-fazową lub 3-fazową oraz do modelu auta. Podłączenia ładowarki, szczególnie w instalacji 3-fazowej, powinien wykonać uprawniony elektryk SEP. Najczęściej producenci ładowarek ściennych uzależniają od tego ważność gwarancji. W grę wchodzi tu też bezpieczeństwo użytkowników. Uruchomienie ładowarki ściennej do użytku prywatnego nie wymaga decyzji Urzędu Dozoru Technicznego. Jeśli chodzi o czas ładowania baterii pojazdu, jest on uzależniony od mocy ładowarki. Można przyjąć, że w przydomowej

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

59


| MOTO |

stacji ładowania czas ten będzie wynosił od 6 do 13 godzin. W stacjach szybkiego ładowania dostępnych w mieście czas ten może wynosić od 30 do 60 minut.

Dalekie podróże Pozostaje jeszcze kwestia zasięgu. Posiadanie samochodu elektrycznego dla wielu osób oznacza wyrzeczenia. Boimy się małego zasięgu, niedużych gabarytów i długiego czasu ładowania baterii. Co na to eksperci? - Nasze modele z rodziny ID, czyli ID.3 i ID.4 oferują już ponad 500 km zasięgu na pełnym ładowaniu - uspokaja Piotr Pszczółkowski, kierownik działu sprzedaży Volkswagen Cichy-Zasada w Szczecinie. - To wartości pozwalające na użytkowanie auta bez obaw o konieczność ich częstego ładowania. Średnio wg GUS Polacy przejeżdżają nieco ponad 30 km dziennie, więc w przypadku naszych modeli elektrycznych oznacza to konieczność ładowania auta rzadziej niż raz w tygodniu. Poza tym oferujemy 8-letnią gwarancję na baterie wysokiego napięcia dla naszych modeli elektrycznych. Nowa technologiczna mapa drogowa koncernu, oprócz stworzenia zunifikowanych ogniw akumulatora i uruchomienia własnej produkcji akumulatorów, przewiduje także przemysłowy recykling akumulatorów.

Coś dla planety Temat elektromobilności jest najczęściej podejmowany w kontekście ekologii, ale w Polsce prąd (w większości) pochodzi z elektrowni węglowych. Jak to

60

wpływa na ekologiczność aut elektrycznych. - Zespoły napędowe składające się z akumulatorów i silników elektrycznych są najmniej uciążliwe dla środowiska spośród wszystkich rodzajów napędu, także w Polsce – taki wniosek wynika z wielu badań naukowych, między innymi organizacji Transport & Environment - podaje Patryk Witkowski, kierownik działu sprzedaży Skoda Cichy-Zasada w Szczecinie. - W podsumowaniu tego najnowszego badania można przeczytać: „Wzięliśmy pod uwagę wszystkie możliwe kryteria, takie jak ilość CO2 emitowanego podczas produkcji energii elektrycznej czy spalania paliwa, a także ślad węglowy powstający podczas wydobycia pierwiastków potrzebnych do produkcji akumulatorów. Z badań wynika, że samochody elektryczne w Europie emitują średnio prawie 3 razy mniej CO2 niż porównywalne samochody napędzane benzyną i olejem napędowym. W najgorszym przypadku samochód elektryczny z akumulatorem produkowanym w Chinach i użytkowany w Polsce nadal emituje 22% mniej CO2 niż auto zasilane olejem napędowym i 28% mniej niż samochód benzynowy. W najlepszym przypadku samochód elektryczny z akumulatorem wyprodukowanym w Szwecji i używany w Szwecji może emitować 80% mniej CO2 niż samochód z silnikiem Diesla i 81% mniej niż benzynowy. Przewidujemy także, że samochody elektryczne zmniejszą emisję CO2 czterokrotnie do 2030 r., dzięki rosnącemu udziałowi energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych.

Oczekując na wsparcie Chęci są, pierwsze działania też. Tylko co dalej? Sytuację elektromobilności w Polsce miał poprawić Program Rozwoju Elektromobilności, jeden ze strategicznych programów opublikowanej w 2016 r. Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju do roku 2020 (z perspektywą do 2030 r.). Przewidziano w nim m. in. program „E-bus”, który miał stymulować projektowanie i produkcję polskich pojazdów elektrycznych na potrzeby komunikacji miejskiej.

Z kolei program „Samochód elektryczny” miał wspierać rozwój technologii, produkcji i rynku samochodów elektrycznych. W marcu 2017 roku Rada Ministrów przyjęła Plan Rozwoju Elektromobilności w Polsce „Energia do przyszłości” oraz „Krajowe ramy polityki rozwoju infrastruktury paliw alternatywnych”. Według „Krajowych ram polityki” do 2025 r. po polskich drogach ma jeździć milion pojazdów elektrycznych. Co dziś brzmi dość niewiarygodnie. Z kolei ustawą o elektromobilności wprowadzono m.in. obowiązek wykorzystywania samochodów elektrycznych przez instytucje publiczne oraz do świadczenia zadań publicznych. Dla poszczególnych okresów określono minimalną wielkość udziału samochodów elektrycznych we flotach. Niestety, wizja elektromobilności zawarta w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, ujęta następnie w rządowych dokumentach operacyjnych, nie została zrealizowana w przewidywanym kształcie. Winne były opóźnienia w realizacji poszczególnych zadań oraz brak konsekwencji we wdrażaniu zaplanowanych instrumentów. Na szczęście to nie zniechęca dużych producentów, obecnych również w naszym kraju i regionie. - Volvo Cars podejmuje wiele konkretnych działań w temacie ekologii - mówi Aneta Liebelt-Gapińska, specjalista ds. marketingu Auto Bruno, Autoryzowany Dealer Volvo, Szczecin. Jednym z nich jest to, że do 2030 roku Volvo Cars „przesiądzie się” całkowicie na napęd elektryczny. Z firmowego portfolio znikną modele z silnikiem spalinowym, w tym hybrydy. Nie ukrywamy, że za tą decyzją stoją także wciąż oczekiwane zmiany przepisów legislacyjnych oraz szybki rozwój niezbędnej infrastruktury. Mowa o dostępności coraz większej liczby stacji szybkiego ładowania. Zdajemy sobie sprawę, że główną przeszkodą w transformacji na rzecz klimatu nie jest brak przyjaznych inteligentnych zielonych technologii, ale możliwość i tempo ich wdrożenia. Transformacja wymaga całościowego podejścia do rozwijania innowacji oraz ciągłej współpracy między wszystkimi interesariuszami.


#reklama


FOLIE OCHRONNE SAMOREGENERUJĄCE

KOREKTY LAKIERU/ POLEROWANIE

Najlepsze zabezpieczenie lakieru przed uszkodzeniami mechanicznymi

Odnowimy każdy lakier, usuniemy mikrozarysowania, zmatowienia, wżery

RENOWACJA SKÓRZANEJ TAPICERKI I PIELĘGNACJA WNĘTRZA

POWŁOKI CERAMICZNE I KWARCOWE

Usunięcie przetarć, kompleksowa renowacja, impregnacja wnętrz

Poprawa wyglądu, łatwiejsza pielęgnacja, ochrona przed UV, wysoka twardość

Największe doświadczenie w regionie! ul. Kurza 7, Szczecin | tel. 513 578 217 | FB CarDetailingSzczecin

PODARUJ SWOJEJ SZCZĘCE ODROBINĘ LUKSUSU Nasze ochraniacza to komfort, bezpieczeństwo i najlepsza ochrona wykonana indywidualnie dla Ciebie tel. 501 422 096

@ZetLabSzczecin


#reklama

PRZYDOMOWE STACJE ŁADOWANIA


#reklama


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.