Teberia 36

Page 1

Płynie gaz w płynie

Google stawia na Polskę

Pracownika IT zatrudnię

NUMER 6 (37) CZERWIEC 2014

NAUKA / TECHNOLOGIE / GOSPODARKA / CZŁOWIEK

Koreczki na 6 sposobów, czyli kosztowne menu komunikacyjne



4 NA CZASIE 6 TRENDY 10 KREATYWNI 12 KREATYWNI 13 TECHNOLOGIE 14 TECHNOLOGIE 16 NA CZASIE 18 UWAGA 20 PREZENTACJE 22 KREATYWNI 25 TRENDY 29 NA CZASIE 32 EDYTORIAL

Polska googlowatość Google stawia na Polskę Urlop szyty na miarę JEDI nigdy nie zginie Zwyciezcy wirtualnego wyścigu Eksperymentalny wał przeciwpowodziowy zdał egzamin Mobilne laboratorium powietrza Wirus atakuje sieci energetyczne zagrożone Pracodawcy prześcigają się w pozyskiwaniu pracowników IT Zatrudnić Polaka zagranicą Sherlybox, czyli ewolucja Sher.ly Crowdfunding w Polsce rośnie w siłę W Krakowie elektryczne autobusy jak trolejbusy

NA OKŁADCE

34 GOSPODARKA 46

Koreczki na 6 sposobów - czyli kosztowne menu komunikacyjne Płynie gaz w płynie

Wydawca:

Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie

Jerzy KICKI

Prezes Fundacji dla AGH

Artur DYCZKO

Dyrektor działu wydawniczo-kongresowego Fundacji dla AGH Dyrektor Zarządzający Projektu Teberia

Jacek SROKOWSKI Redaktor naczelny jsrokowski@teberia.pl

Biuro reklamy: reklama@teberia.pl

Studio graficzne:

Tomasz CHAMIGA

tchamiga@teberia.pl

Adres redakcji:

Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, pawilon C1 p. 322 A Al. Mickiewicza 30, 30-059 Kraków tel. (012) 617 46 04, fax. (012) 617 46 05 e-mail: redakcja@teberia.pl, www.teberia.pl f-agh@agh.edu.pl, www.fundacja.agh.edu.pl NIP: 677-228-96-47, REGON: 120471040, KRS: 0000280790

Konto Fundacji:

Bank PEKAO SA, ul. Kazimierza Wielkiego 75, 30-474 Kraków, nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 SWIFT: PKO PPLPWIBAN; PL 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391 Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. © Copyright Fundacja dla AGH Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment niniejszego wydania nie może być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.


EDYTORIAL

Polska googlowatość – Polska jest bardziej Googlowa niż inne kraje – stwierdził podczas niedawnej wizyty w Polsce Eric Schmidt, prezes wykonawczy Google’a oznajmiając, że w przyszłym roku firma otworzy w Warszawie Google Campus, ośrodek wspierania startupów. Kiedy przeczytałem te słowa od razu przypomniała mi się nieco głupiutka komedia, w której znani aktorzy Vince Vaughn i Owen Wilson wcielili się w rolę tytułowych stażystów w firmie Google. Aby uzyskać upragniony staż musieli udowodnić ekipie rekrutującej, że są bardziej googlowaci od innych konkurentów. „Stażyści” to w istocie prawie dwugodzinna reklamówka giganta z Krzemowej Doliny, ale dość precyzyjnie pokazuje codzienność pracy w siedzibie firmy w Mountain View, gdzie główną cnotą jest właśnie owa googlowatość. W czym Schmidt dostrzega googlowatość Polaków? – Polska jest krajem o tysiącletniej historii, a ludzie sprawiają wrażenie, że tak naprawdę wszystko na nowo zaczęło się 4 czerwca. To kraj inny, niż wszystkie pozostałe w Europie. I to w fundamentalny sposób. Ma swój charakter, asertywne podejście. I to w dobry sposób.

Ludzie mają mentalność, która nie godzi się z zastaną rzeczywistością. Jako Amerykanin czuję to od razu – uzasadnia Schmidt. I coś w tym jest. Prawda jest też taka, że polskie startupy są coraz bardziej widoczne w świecie i wielcy gracze rynku informatycznego zaczęli to dostrzegać. Google Campus w Warszawie to naprawdę ciekawa inicjatywa, która może przynieść wiele korzyści polskim startupom, ale trzeba pamiętać, że są i minusy współpracy z wielkimi, grubymi rybami. John Biggs jeden z autorów TechCrouncha stwierdził w wywiadzie udzielonym serwisowi Antyweb, że nie widzi sensu zachwytów nad Doliną Krzemową, bo m.in. jest tam Google, które kradnie Ci wszystko… z programistami na czele. Wnet się pewnie przekonamy czy z takiej współpracy płynie więcej korzyści czy zagrożeń. Więcej informacji na temat warszawskiego campusa znajdziecie w dalszej części numeru, do lektury którego serdecznie zapraszam.

Teberia 6/2014

Jacek Srokowski

4


Teberia 6/2014

5


NA CZASIE

Google stawia na Polskę Otwarcie w Warszawie ośrodka wspierającego młode firmy technologiczne zapowiedział Eric Schmidt, prezes wykonawczy Google’a. Będzie to trzeci taki obiekt na świecie.

E

ric Schmidt, prezes wykonawczy Google’a, który przyjechał do Warszawy 4 czerwca 2014 roku na obchody 25-lecia demokracji w Polsce, była to jego pierwsza wizyta w Polsce. 59-letni Schmidt, po śmierci Steve’a Jobsa, został w oczach wielu głównym rozgrywającym w Krzemowej Dolinie. Taki człowiek nie przyjeżdża pierwszy raz do Polski, by jedynie słuchać przemówień na rautach z okazji 25-lecia wolności. Podobnie jak przebywający w tym czasie w Polsce prezydent Barack Obama, który wykorzystał swoją wizytę do celów politycznych. Obama zapowiedział m.in. większą obecność militarną w Polsce. Schmidt zadeklarował za to większą obecność biznesowo-technologiczną poprzez stworzenie Google Campus w Warszawie.

Campus, ośrodek wspierania start-upów – młodych, innowacyjnych przedsiębiorstw działających w branży technologicznej zostanie otwarty w Warszawie w pierwszej połowie 2015 roku. Podobne centra istnieją tylko w Londynie i Tel Awiwie. Co prawda koncern dofinansowuje inicjatywy wokół środowiska startupowców we Francji, w Niemczech czy Bułgarii. Jednak nie mają one statusów kampusów i mogą liczyć na wsparcie w wysokości do miliona EUR. Inwestycja w campus w przypadku Google oznacza zazwyczaj inwestycje liczone nawet w dziesiątkach milionów euro. – Jesteśmy dumni z tego, że społeczność startupowa tak dynamicznie rozwija się w Polsce, także tutaj w Warszawie.

Teberia 6/2014

6


NA CZASIE

Google Campus w Londynie.

Mamy nadzieję, że warszawski Campus pomoże w rozwoju wielu technologicznych przedsiębiorstw, wzmocni ekosystem start-upów i zachęci do rozwoju innowacyjności w Polsce – powiedział Eric Schmidt po spotkaniu z polskim premierem Donaldem Tuskiem, podczas którego omawiane były szczegóły przedsięwzięcia. Jego pierwszym zwiastunem było uruchomienie w styczniu 2013 roku programu Google for Entrepreneurs w Krakowie. Google for Entrepreneurs jest programem o zasięgu globalnym, wspierającym inicjatywy powstające w lokalnych biurach Google. – W ramach Google for Entrepreneurs oddaliśmy społeczności 130m2 przestrzeni znajdującej się w tym samym budynku, w którym mieści się siedziba Google w Krakowie. Przestrzeń ma służyć organizacji spotkań, szkoleń, wykładów i warsztatów, zarówno tych przygotowywanych przez organizacje z regionu, jak również przez Google. Dając możliwość spotykania się społeczności dewelope-

rów i startupów, organizując szkolenia i meetupy, chcemy pomóc w budowaniu ekosystemu, który będzie nie tylko inspirował środowisko do opracowywania i realizowania idei zmieniających najbliższą okolicę, Polskę, świat, ale również skutecznie wspierał powstające projekty – deklaruje Paulina Mazurek, Program Manager, Google Kraków. Eze Vidra, szefowa Google for Entrepreneurs w Europie twierdzi, że dzięki programowi Google for Entrepreneurs Kraków, amerykańska firma mogła przekonać się, jak dynamicznie rozwijają się polskie startupy. Google Campus na poziomie podstawowym będzie biurem co-workingowym – przestrzenią przeznaczoną do wynajęcia dla start-upów, skłaniającą je do twórczej synergii.

Teberia 6/2014

7


NA CZASIE Ponieważ jednak Google tworzy wokół siebie środowisko wymiany wiedzy z zakresu technologii i przedsiębiorczości, firmy działające w jego Campusie będą mogły brać udział w licznych konferencjach, szkoleniach i spotkaniach ze specjalistami chcącymi dzielić się swoim doświadczeniem. Tak dzieje się w Londynie i Tel Awiwie. Na tym poziomie Campus będzie więc obszarem wymiany myśli i nawiązywania cennych kontaktów biznesowych, zapewniającym polskim start-upom solidne wsparcie poprzez programy Google’a skierowane do przedsiębiorców. Otwarcie takiego ośrodka w Warszawie to znak, że gigant branży technologicznej dostrzegł duży potencjał tkwiący w polskich startupach, których działania stają się coraz bardziej widoczne m.in. w międzynarodowych konkursach, w tym tak prestiżowych jak TechCrunch czy Le Web, gdzie Polacy ostatnio święcili triumfy.

Na razie o lokalizacji Google Campus w Warszawie nic oficjalnie nie wiadomo, nieoficjalnie mówi się jedynie iż może on być wielkości kampusu londyńskiego. Warto dodać, iż powstanie Campusu to element trwających inwestycji Google w Polsce i Europie ŚrodkowoWschodniej. Na początku kwietnia 2014 r., w partnerstwie z Uniwersytetem Warszawskim, powołano Digital Economy Lab. Kolejną inicjatywą jest kampania New Europe Challengers, która powstanie we współpracy z Res Publicą, Funduszem Wyszehradzkim i Financial Times, a jej celem będzie zidentyfikowanie nowej generacji liderów, napędzających innowacyjność w regionie. Wiadomość o warszawskim przedsięwzięciu Google’a rozbudziła wiele nadziei na rozwój polskiej sceny startupowej. – Osobiście pokładam w Google Campus bardzo duże nadzieje – głównie

Teberia 6/2014

8


NA CZASIE

Google Campus w Tel Awiwie.

związane z integracją społeczności i branży startupowej. Choć oczywiście statystyki Londyńskiego Campusu jeśli chodzi o to jak wpłynął on na branżę również budują apetyt. Liczę na to, że Google Campus wprowadzi Polskę na radary wszystkich tych którzy w branży technologicznej poszukują nowych projektów a Polską do tej pory się nie interesowali (a wbrew pozorom jest takich dużo) – komentuje Grzegorz Marczak z serwisu Antyweb.pl. Edwin Bendyk, publicysta „Polityki”, który miał okazję rozmawiać z Schmidtem podczas jego wizyty w Warszawie zastanawia się, na ile decyzja o utworze-

niu w Warszawie Campusu potwierdzi intuicję, że polska scena startupowa zaczyna dojrzewać i brakuje jeszcze kilku elementów, by zabłysła pełnią siły. – Te braki to m.in. niedostatek aniołów biznesu, którzy byliby w stanie wspierać inicjatywy na wczesnym etapie rozwoju, mamy też wyraźny deficyt mentoringu – sam pomysł nie wystarczy, żeby zaistnieć na rynku i przekonać do siebie inwestorów. Być może więc Campus dopełni choć w jakimś stopniu braki – uważa Bendyk.

Teberia 6/2014

Jac

9


TRENDY

Urlop szyty na miarę

internautów planujących wypoczynek szuka wakacji w sieci.

Według najnowszych danych, już 3 na 4 polskich internautów planujących urlop wypoczynkowy szuka ofert w internecie, a połowa dokonuje rezerwacji lub kupuje wycieczki właśnie w tym kanale.

S

ytuacja wygląda jeszcze lepiej w USA, gdzie e-konsumenci przeznaczą w tym roku aż 145 miliardów dolarów na wyjazdy i urlopy. W tym sezonie po raz pierwszy, częściej od komputera, wykorzystają do tego celu smartfony i tablety. Wg prognoz, sprzedaż wycieczek oraz usług turystycznych za pomocą urządzeń mobilnych wzrośnie aż o 60 proc. Okazuje się, że często klienci nawet nie muszą ich szukać, gdyż spersonalizowana oferta wypoczynku potrafi odnaleźć ich sama. Turystyka to obecnie jeden z najszybciej rozwijających się segmentów sprzedaży internetowej. Według raportu interaktywnie.com, 78 proc. ankietowanych internautów planujących wyjazd wakacyjny korzystało z sieci w celu znalezienia oferty turystycznej bądź zaplanowania wypoczynku. Połowa badanych zakupiła w ten sposób wyjazdy wakacyjne i inne usługi turystyczne, a 46 proc. dokonało przynajmniej rezerwacji. Obecnie internet stał się najlepszym miejscem, w któ-

rym bez trudu można znaleźć wiele ofert turystycznych. Jednak potrzeba sporo czasu by znaleźć najlepiej dopasowaną wycieczkę. Jak więc trafić na tę najbardziej atrakcyjną ofertę? Coraz bardziej świadome skuteczności reklamy osobistej, niektóre biura i agencje turystyczne już skorzystały z możliwości technologii RTB oraz streaming CRM. Okazuje się, że całą pracę zarówno za biuro podróży, jak i klienta mogą wykonać zaawansowane systemy rekomendacyjne. Wystarczy, że internauta zastanawiając się nad miejscem, w którym potencjalnie chce spędzić urlop, odwiedzi stronę tematycznie do niego nawiązującą, np. przeczyta artykuł o zatoce przy greckiej wyspie Zakynthos. – Niemal w czasie rzeczywistym, na kolejnych odwiedzanych przez niego stronach zostaną wyświetlone spersonalizowane reklamy z atrakcyjnymi ofertami noclegowymi w tym rejonie – wyjaśnia Maciej Wyszyński z Sociomantic Labs. – Wskazania reklam będą jeszcze bardziej

Teberia 6/2014

10


TRENDY precyzyjne, gdy wcześniej odwiedził stronę biura turystycznego lub touroperatora. Możliwe jest też, że dostanie spersonalizowaną ofertę e-mailem, jeśli wcześniej korzystał z usług danego biura – dodaje Wyszyński. Za cały ten proces odpowiada tzw. silnik rekomendacyjny, będący jednym z kluczowych elementów systemów dokonujących segmentacji użytkowników oraz generujących reklamy osobiste (ang. programmatic). Dzięki analizie ogromnej ilości danych (tzw. Smart Data) jest on w stanie przewidzieć i dopasować oferty do potrzeb danej osoby pod kątem nie tylko kierunku podróży, ale chociażby ceny wycieczki czy miejsca wylotu. To szczególnie ważne, gdyż klienci z reguły szukają konkretnego miejsca do wypoczynku z określonymi cechami oferty turystycznej. – Zastosowanie przez nas takiego rozwiązania przekłada się na większe zainteresowanie ofertami turystycznymi. Dodatkowo, klienci otrzymują oferty, jakich szukają, co wiąże się z dużą akceptacją takich przekazów reklamowych – mówi Radosław Damasiewicz, dyrektor marketingu i e-commerce w Travelplanet.pl. Dodatkowo reklamy w modelu RTB wspierają również sprzedaż ofert last-minute, a także mniej popularnych kierunków podróży, dla których zostały już wcześniej przygotowane programy wyjazdowe. Z reklam generowanych w czasie rzeczywistym mogą skorzystać również osoby, które jeszcze nie planują wakacji. Oferty, które zobaczą i tak będą dla nich bardziej atrakcyjne od tych, proponowanych przez tradycyjne reklamy internetowe. – Reklama osobista może również

być skierowana do nowych bądź niezdecydowanych internautów i nastawiona na promowanie konkretnych hoteli czy pensjonatów. Dodatkowo, możemy mieć pewność, że są to najbardziej atrakcyjne oferty na daną chwilę np. dzięki promowaniu miejsc, które zebrały najlepsze opinie klientów biura turystycznego w danym sezonie. Decyzja o tym, które z polecanych miejsc znajdzie się na reklamie, podejmowana jest automatycznie przez silnik rekomendacyjny, z uwzględnieniem bieżących zainteresowań internauty – tłumaczy Maciej Wyszyński z Sociomantic Labs. Co istotne, reklama osobista trafia do użytkownika bez względu na to z jakiego urządzenia korzysta: komputera osobistego, tabletu czy urządzenia mobilnego. Rozwój narzędzi umożliwiających analizę dużej ilości danych jest widoczny przede wszystkim w Europie Zachodniej i USA. Jednak również w Polsce korzysta z nich coraz więcej touroperatorów oraz pośredników, oferujących wyjazdy wakacyjne. Zyskują na tym przede wszystkim klienci, którzy łatwiej mogą odnaleźć na oferty ściśle dostosowane do ich potrzeb.

jm

Teberia 6/2014

11


KREATYWNI

JEDI nigdy nie zaginie

D

ziała dopiero od trzech miesięcy, a już wygrywa. Koło Naukowe JEDI z Politechniki Wrocławskiej zdobyło pierwszą i drugą nagrodę podczas „Parady Robotów - Droniada” w Krakowie. Jury zachwycił quadrocopter (wielowirnikowiec), który odbiera i wysyła sms-y. Zwycięski projekt JEDI (Just Everybody Drone It) to wielofunkcyjny statek powietrzny, który nigdy nie zaginie. „Można wysłać do niego sms-a, a on odeśle wiadomość zwrotną ze swoją aktualną pozycją. Jest to funkcjonalność chroniąca przed zgubieniem w przypadku, gdy zabraknie zasilania” – mówi dr inż. Bogusław Szlachetko, opiekun koła. Teberia 6/2014

12

Najmocniejszą stroną drona jest jego autonomiczność. Wyposażono go w dwa niezależnie zasilane moduły (odpowiedzialne za sterowanie i przetwarzanie obrazów) oraz systemy rozpoznawania i bezprzewodowego przesyłu obrazów przez wi-fi. Pojazd może samodzielnie wystartować i wylądować. Paradę dronów zorganizowano w ramach konferencji „Pięć żywiołów. Wolność – informacja – bezpieczeństwo”. Nasi studenci „w uznaniu innowacyjności” otrzymali puchar szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego wraz z zaproszeniem do odwiedzenia jego siedziby. Nagrodę specjalną ufundowała firma SAP Software & Solutions. Młodzi naukowcy przejdą szkolenia z zakresu „real – time computing” (algorytmy obliczeniowe z czasem rzeczywistym) oraz pojadą na konferencję SAP TechEd 2014 w Berlinie. JEDI, który powstał trzy miesiące temu na Wydziale Elektroniki, zrzesza pasjonatów bezzałogowych platform latających. Koło ma w planach uzbrojenie dronów w sztuczną inteligencję, która m.in. pozwala rozpoznawać otoczenie i reagować na komendy głosowe. Więcej o kole można przeczytać na stronie: www.jedi.pwr.edu.pl

jm


KREATYWNI

Zwycięzcy wirtualnego wyścigu D

rużyna polskich studentów z Need for C zajęła pierwsze miejsce w światowym konkursie Hello World Open, którego finał odbył się w Helsinkach. Srebrny medal wywalczyła brazylijska drużyna Itarama, a trzecie Resocar z Finlandii. Organizatorem, rozgrywanych po raz pierwszy zawodów była fińska firma technologiczna Reaktor i producent gier mobilnych Supercell. Zadaniem uczestników było stworzenie programu umożliwiającego jak najszybszą jazdę i pokonanie konkurentów w wirtualnym wyścigu Formuły 1. Najlepiej to zadanie wykonali polscy programiści: dr Wojciech Jaśkowski i Piotr Żurkowski z Politechniki Poznańskiej oraz Tomasz Żurkowski z Google. Dr Wojciech Jaśkowski, który pracuje jako adiunkt w Instytucie Informatyki Politechniki Poznańskiej, zaczął programować 16 lat temu i wciąż sprawia mu to wiele satysfakcji. „To jak tworzenie czegoś z niczego” - zaznacza Jaśkowski.

Tomasz Żurkowski programuje od 12. roku życia i od tamtej pory to zajęcie jest jego największą pasją. „Największa frajda zaczęła się na uniwersytecie, kiedy mogłem przez cały czas robić to, co sprawia mi najwięcej przyjemności, czyli programować” - przyznał. Jego brat Piotr kodowaniem zajął się pięć lat temu. W nagrodę polska drużyna otrzymała 5 tys. euro, a laureaci drugiego i trzeciego miejsca odpowiednio 3 tys. euro i 2 tys. euro. W rozgrywanych po raz pierwszy zawodach uczestniczyło ponad 2,5 tys. drużyn reprezentujących 90 krajów świata. W maju zawodnicy, podzieleni na trzy regiony świata, uczestniczyli w kwalifikacjach. Polscy reprezentanci mierzyli się z drużynami z Europy i Afryki. W czerwcu najlepszych osiem drużyn zmierzyło się w bezpośrednim starciu w Helsinkach.

Teberia 6/2014

źródło: PAP – Nauka w Polsce / www.naukawpolsce.pap.pl

13


TECHNOLOGIE

Eksperymentalny wał przeciwpowodziowy zdał egzamin Po kilku miesiącach testów przeprowadzanych na eksperymentalnym odcinku nowatorskiego wału przeciwpowodziowego, autorzy koncepcji – naukowcy z Politechniki Gdańskiej – poinformowali, że taki wał zbudowany z popiołów i osadów rzecznych sprawdza się w praktyce.

T

estowana konstrukcja wału powstała jesienią 2012 r. w miejscowości Trzcinisko przy brzegu Martwej Wisły, 20 kilometrów od Gdańska. Budowla składa się w 70 proc. z popiołu z gdańskiej elektrociepłowni oraz w 30 proc. z piasku pochodzącego z pogłębiania koryta Wisły. Przez kilka miesięcy eksperymentalny wał był pod-

dawany działaniu wody pobranej z Wisły, która miała symulować wezbraną w różnym stopniu rzekę. W czwartek na Politechnice Gdańskiej rozpoczęła się dwudniowa konferencja, podczas której naukowcy podsumowali fazę eksperymentalną projektu. Jak powiedział dziennikarzom prof. Zbigniew Sikora z Katedry Geotechniki, Geologii

Teberia 6/2014

14


TECHNOLOGIE i Budownictwa Morskiego Politechniki Gdańskiej, celem eksperymentu było m.in. sprawdzenie, czy konstrukcja wału będzie stabilna i bezpieczna dla środowiska. „Budulec, z którego wykonano wał, czyli piasek i popioły, może być w pewnym stopniu zanieczyszczony. Woda przesiąka przez wał i jej część przemieszcza się do gruntu, musieliśmy mieć pewność, że woda ta nie będzie groźna dla środowiska. Nasz eksperyment udowodnił wręcz, że woda z Wisły po przejściu przez wał była czystsza niż w momencie jej pobrania” – powiedział Sikora dodając, że dzieje się tak ze względu na specyficzną budowę i skład konstrukcji wału. Jak wyjaśnił Sikora, kolejną zaletą eksperymentalnej budowli jest fakt, że jest ona trwalsza od tradycyjnych wałów powstających najczęściej z piasku. „Poza tym, dzięki temu, iż do budowy takiego wału używa się odpadów, jest on tańszy od tradycyjnych umocnień przeciwpowodziowych” – dodał naukowiec. Poza przedstawicielami świata nauki, w konferencji biorą udział także m.in. pracownicy firm, które mogą być zainteresowane praktycznym wykorzystaniem pomysłu naukowców. „Technologia jest sprawdzona, więc można wykorzystać ją choćby jutro” – podkreślił Sikora. W czwartek wśród uczestników spotkania znalazł się m.in. Andrzej Brzostowski, ekspert specjalizujący się w doradztwie dotyczącym lotnictwa cywilnego. „Uczestniczę właśnie w projekcie związanym z budową na terenie Polski małych lotnisk, mogących przyjmować

niewielkie samoloty. Z tego, co tutaj słyszę, to opracowana przez naukowców technologia służąca budowie wałów, świetnie by się sprawdziła przy budowie pasów startowych na tego typu lotniskach” – powiedział Brzostowski. Prace naukowe nad innowacyjnym wałem przeciwpowodziowym realizowane są w ramach projektu Dredg Dikes z programu unijnego Południowy Bałtyk. Liderem przedsięwzięcia, do którego przed czteroma laty przystąpiła Politechnika Gdańska, jest Uniwersytet w Rostocku. Niemieccy naukowcy także testują zbudowany przez siebie na terenie Meklemburgii-Pomorza Przedniego prototyp wału przeciwpowodziowego. Niemiecko-polski projekt potrwa do końca tego roku. W jego ramach polscy naukowcy chcą przeprowadzać jeszcze dodatkowe testy zbudowanego przez siebie modelu wału. „Co więcej, chcemy wykorzystywać obiekt nawet po zakończeniu prowadzonego wspólnie z niemieckimi kolegami projektu. Model będzie stał w Trzcinisku jeszcze pięć lat, myślimy o sprawdzeniu z jego pomocą, jak w konstrukcji wału będą sprawdzać się inne niż popiół materiały odpadowe” – powiedział Sikora. Koszt projektu w wysokości ok. 1,8 milionów euro pokrywa w 85 procentach Unia Europejska – wkład własny Politechniki Gdańskiej wyniósł ok. 82 tys. euro, Uniwersytetu w Rostocku – 117 tys. euro, a pozostałych niemieckich partnerów – 69 tys. euro. Źródło: PAP - Nauka w Polsce / www.naukawpolsce.pap.pl

Teberia 6/2014

15


TECHNOLOGIE

Mobilne laboratorium powietrza

N

aukowcy Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) zaprojektowali i wybudowali mobilne laboratorium służące do badań jakości powietrza. Jedno z nielicznych tego typu urządzeń w Polsce pozwoli na szybką identyfikację zanieczyszczeń powietrza praktycznie w każdym miejscu a tym samym wpłynie na poprawę działań mających na celu ochronę naszego zdrowia.

Mobilne laboratorium to specjalny klimatyzowany kontener wyposażony w najnowocześniejszą aparaturę służącą do kompleksowej analizy powietrza. Składa się on m.in. z aparatury będącej w powszechnym użyciu przez Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska, nowoczesne analizatory, grawimetryczne poborniki pyłów jak również zestawy do pomiarów gazowych zanieczyszczeń powietrza, w tym tlenków azotu, tlenku

Teberia 6/2014

16


TECHNOLOGIE węgla i ozonu. Wkrótce laboratorium wyposażone zostanie w stację meteo z 10-metrowym masztem, kontrolującą warunki meteorologiczne panujące w miejscu pomiarów. „Nasze laboratorium, jako jedno z nielicznych w kraju, będzie mogło przeprowadzać kompleksową analizę składu frakcyjnego pyłów zawieszonych, identyfikując cząstki o średnicy nawet 20 nanometrów, a więc dwa tysiące razy mniejszych niż średnica ludzkiego włosa” – tłumaczy dr Jan Sernicki , Kierownik Zakładu Interdyscyplinarnych Zastosowań Fizyki, współtwórca projektu mobilnego laboratorium – „pyły zawieszone są niezwykle groźne dla naszego zdrowia, dlatego tak ważna jest szybka ich identyfikacja i analiza. Nasza praca jest odpowiedzią na zapotrzebowanie z zakresu ochrony środowiska ludzkiego życia”. Pył zawieszony składa się z mieszaniny cząstek będących w powietrzu i składających się z substancji organicznych i nieorganicznych. Może on zawierać także substancje toksyczne takie jak wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne (np. benzo/a/piren), metale ciężkie oraz dioksyny i furany. Pył taki to cząstki o średnicy mniejszej niż 10 mikrometrów, które mogą docierać do górnych dróg oddechowych i płuc powodując trudności z oddychaniem, kaszel czy zadyszkę a także zwiększając zagrożenia infekcjami układu oddechowego (astma, katar sienny czy zapalenie spojówek). Pyły o średnicy cząstek mniejszej niż 2,5 mikrometra mogą również przenikać do

krwi powodując m.in. choroby serca (nadciśnienie, zawał) lub choroby nowotworowe (rak płuc). Największą emisję pyłów zawieszonych powoduje spalanie węgla w starych i często źle wyregulowanych kotłach i piecach domowych oraz w dużych miastach ruch drogowy. Innym, mniejszym, ich źródłem jest przemysł energetyczny, chemiczny, wydobywczy i metalurgiczny. Przeprowadzane w województwie mazowieckim badania jakości powietrza pokazują, że blisko 45 proc. mieszkańców Mazowsza jest przez wiele dni w roku narażonych na wdychanie podwyższonego stężenia pyłu zawieszonego PM10 (o średnicy 10 mikrometra). Co więcej, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska zwraca uwagę, że dopuszczalny poziom pyłu zawieszonego PM2,5 jest przekraczany w wielu punktach pomiarowych na terenie województwa. Najgorsza sytuacja występuje w Żyrardowie, Otwocku oraz Ciechanowie (notowane są tam najwyższe stężenia spośród obserwowanych we wszystkich punktach pomiarowych w województwie mazowieckim). Z uwagi na skalę aglomeracji warszawskiej, trudna sytuacja jest także w samej stolicy.

Teberia 6/2014

17

jm


NA CZASIE

Wirus atakuje

sieci energetyczne zagrożone

Infrastruktura przemysłowa rzadko jest celem ataków złośliwego oprogramowania. Po głośnym Stuxnecie, który miał sabotować irański projekt atomowy, pojawiło się nowe zagrożenie – Havex, którego potencjalnym celem mogą być instalacje energetyczne.

S

kłada się on z dwóch komponentów: Remote Access Trojan, czyli oprogramowania, które daje administratorowi zdalną kontrolę nad urządzeniem, jakby miał do niego fizyczny dostęp, oraz serwera napisanego w języku PHP. Havex celował w systemy zarzą-

dzania ICS/SCADA, które odpowiadają za nadzór przebiegu procesów technologicznych i produkcyjnych. W trakcie prowadzonych obserwacji Laboratorium spostrzegło, że twórcy złośliwego oprogramowania szczególnie zainteresowani byli infrastrukturą energetyczną.

Teberia 6/2014

18


NA CZASIE

T

wórcy Havexa używali innowacyjnej i skomplikowanej techniki do infekowania komputerów. Otóż wszczepiali oni konia trojańskiego do oprogramowania, które można było pobrać ze stron producentów systemów ICS/SCADA. Złamane zostały zabezpieczenia stron internetowych co najmniej trzech firm, produkujących oprogramowanie tego typu. Pochodzą one z Belgii, Niemiec i Szwajcarii. Po instalacji aplikacji zainfekowane maszyny łączyły się z serwerami Command&Control i wysyłały na nie wykradzione dane. W trakcie prowadzonego dochodzenia Laboratorium F-Secure odnotowało, że na serwery Havexa trafiły informacje z około 1500 adresów IP. Ofiarami Havexa padły przede wszystkim instytucje i firmy z Europy, zajmujące się rozwiązaniami przemysłowymi. Wśród nich znalazły się m.in. dwa francuskie instytuty badawcze

i dwie niemieckie firmy, jedna produkująca aplikacje, druga – urządzenia na potrzeby przemysłu.

P

odsumowując można stwierdzić, że Havex został stworzony jako narzędzie do szpiegostwa przemysłowego. Techniki łamania zabezpieczeń stron internetowych należących do producentów oprogramowania oraz wszczepianie trojana w produkowane przez nich aplikacje pokazują, jak zaawansowane były to ataki. Co więcej, część kodu Havexa sugeruje, że jego twórcy oprócz wykradania danych o procesach przemysłowych mogli mieć również na celu wpływ na ich przebieg. Od czasów Stuxneta nie odkryto do tej pory podobnego zagrożenia.

Teberia 6/2014

19

jm


UWAGA

Pracodawcy prześcigają się w pozyskiwaniu pracowników IT

C

hoć w ostatnim czasie statystyki wskazujące na poziom bezrobocia wśród osób młodych są bardzo pesymistyczne, okazuje się, że są sektory, w których nadal istnieje wiele wolnych miejsc pracy, a więcej wysiłku w proces rekrutacyjny muszą wkładać pracodawcy niż pracownicy. W tej chwili niedobór kadry IT w Polsce osiąga poziom 25 – 30% i będzie się jeszcze pogłębiać, ponieważ jak wynika z danych opracowanych przez UE, do 2016 powstanie ponad 700 tysięcy nowych miejsc pracy dla osób z tego sektora. Dlatego Komisja Europejska gorączkowo chce zwiększyć liczbę potencjalnych pracowników sektora informatycznego. Badanie dotyczące umiejętności cyfrowych i zapotrzebowania biznesu wykazuje, że branża teleinformatyczna w przyszłości będzie potrzebować coraz większej liczby wykwalifikowanych pracowników. Do 2020 roku branża będzie potrzebowała 44 proc. więcej menedżerów i specjalistów IT w porównaniu do roku 2011. Zapotrzebowanie na innych pracowników z okolic branży wzrośnie o 16 proc. W miarę rozwoju automatyzacji i zwiększania wydajności zmniejszy

się zapotrzebowanie na techników i pracowników o niższych kwalifikacjach. A to oznacza, że koniecznością jest podniesienie poziomu kształcenia zwiększającego jakość i znaczenie e-umiejętności dostępnych na rynku pracy. A uczelnie i rynek pracy nie nadążają za potrzebami. Ponad 60 proc. wakatów w europejskim IT wykazują takie kraje jak Niemcy. Włochy i Francja. – Dziś umiejętności cyfrowe są niezbędne. Ich brak utrudnia zatrudnienie i rozwój sektora technologii, a w konsekwencji także innowacyjności i konkurencyjności Europy – komentuje Michel Barnier, komisarz ds. przemysłu i przedsiębiorczości. W maju tego roku ruszył projekt europejski „E-Skills for Jobs 2014”, którego celem jest promowanie umiejętności cyfrowych u młodzieży. Prowadzony jest równolegle w 30 krajach Europy, m.in. w Polsce, w ramach Wielkiej Koalicji dla Tworzenia Miejsc Pracy.

Teberia 6/2014

20


UWAGA Ma to umożliwić dostosowanie się młodych ludzi do wymagań współczesnego rynku pracy. Obecnie wśród wszystkich ofert pracy publikowanych w różnych źródłach, aż 20% dotyczy posad związanych z rynkiem IT. Przy obecnym rozwoju nowych technologii zapotrzebowanie na informatyków, programistów czy testerów cały czas rośnie i nic nie wskazuje na to, by ta sytuacja miała ulec zmianie w najbliższym czasie – stwierdza Bartosz Żyła z feender. com, portalu oferującego oferty praktyk i staży zagranicznych. – Niestety liczba osób mających wykształcenie lub doświadczenie w tej dziedzinie rośnie zbyt wolno w stosunku do obecnego zapotrzebowania. Dlatego też pracodawcy bardzo starają się pozyskiwać jak najlepszych specjalistów – dodaje. Firmy poszukujące specjalistów z branży IT starają się dotrzeć do potencjalnych pracowników na wiele sposobów. Głównym medium do publikowania ofert w tej dziedzinie jest Internet. Ponieważ oferty te kierowane są głównie do osób młodych, pracodawcy starają się być aktywni w przestrzeni internetowej. Korzystają ze stron skupionych na ofertach pracy, tworzą swoje własne zakładki kariera, a także są aktywni w mediach społecznościowych – tłumaczy Bartosz Żyła z Feender.com – okazuje się, że to właśnie te ostatnie, ze względu na codzienną obecność studentów i absolwentów, mają ogromny potencjał. Ponieważ specjaliści IT stają się w ostatnich latach pracownikami na „wagę złota”, specjalnie dla nich organizowane

są targi kariery. Tam zarówno goście jak i wystawcy są na co dzień zawiązani z najnowszymi technologiami. – To odpowiedź na potrzeby pracodawców, jak i samych aplikujących. Ci pierwsi zabiegają o pracowników z konkretnym doświadczeniem i umiejętnościami i wśród takich osób chcą się promować – wyjaśnia Anna Fulawka, organizator targów CareerCon i dodaje – studenci kierunków technologicznych i informatycznych z kolei są równie mocno ukierunkowani na jedną dziedzinę, w której się specjalizują. Mając poczucie, że na takich wydarzeniach znajdą konkretne oferty, których szukają są bardziej aktywni i zdeterminowani. Okazuje się jednak, że determinacja wśród rekrutujących jest czasami niewielka. Studenci już na pierwszych latach studiów są świadomi tego, ile obecnie warta jest ich praca i nie godzą się na niskie stawki. Wręcz przeciwnie – wymagają i potrafią się targować. To prawda, obecnie studenci kierunków związanych z branża IT zdają sobie sprawę z tego, że są bardzo poszukiwani i mogą wymagać. Dlatego właśnie pracodawcy starają się ich pozyskiwać na wiele sposobów. Zachętą ma być nie tylko samo wynagrodzenia, ale także dodatkowe bonusy proponowane przez firmy, jak nienormowany czas pracy, systemy premiowe, czy szybka możliwość awansu. A na samych targach organizują warsztaty, pokazy najnowszych sprzętów i technologii, a nawet konkursy z nagrodami – podsumowuje Anna Fulawka z CareerCon. jac

Teberia 6/2014

21


TECHNOLOGIE PREZENTACJE

KGHM uczestnikiem programu „Inteligentny start”

Zatrudnić Polaka zagranicą

R

usza program „Inteligentny start” wspierający zatrudnianie polskich studentów przez firmy z naszego kraju rozwijające się na rynkach zagranicznych. W podobny sposób od kilku lat działa m.in. KGHM International, który w chilijskiej kopalni Sierra Gorda zatrudnia wielu Polaków,

również członków miejscowej Polonii, i szuka kolejnych pracowników. Na takim modelu mogą skorzystać zarówno pracodawcy, jak i młodzi absolwenci, a także cała gospodarka. Resort spraw zagranicznych liczy na to, że będzie on alternatywą dla emigracji zarobkowej. – Pewne potrzeby związane z tym, że

Teberia 6/2014

22


PREZENTACJE polskie firmy wychodzą za granicę, spowodowały, że uruchamiano już wcześniej różnego rodzaju pomysły, natomiast one nie były nigdy skoordynowane – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Wojciech Kędzia, wiceprezes zarządu KGHM Polska Miedź. – Polskie firmy, które są za granicą, zatrudniają tam najczęściej miejscowych pracowników. I teraz jest pytanie, czy ten pracownik nie mógłby pochodzić z Polski? Przecież w takim układzie zyskujemy bardzo dużo, jeśli chodzi o rozumienie biznesu, o pewnego rodzaju wyznawane wartości. Prog ram „ Inteligent ny start”, uruchomiony przez fundację o tej samej nazwie i współfinansowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ma na celu właśnie wspieranie tego modelu zatrudniania. Dzięki niemu polscy studenci na zagranicznych uczelniach mogą wykorzystać wiedzę i umiejętności, pracując dla polskich firm. Program ma ułatwiać odbywanie praktyk lub staży, a także zdobywanie stałego zatrudnienia. To może być alternatywa dla emigracji zarobkowej. – Dzisiaj nasi rodacy, zdobywając doświadczenie, a często są to najbardziej dynamiczni, najbardziej wartościowi młodzi ludzie, przyczyniają się do powstawania dziesiątków miliardów euro bogactwa w innych krajach. A tymczasem nasze biznesy potrzebują tego typu ludzi. Jeśli chociaż część z nich będzie mogła znaleźć zatrudnienie w polskiej firmie o ambicjach międzynarodowych, to będzie oznaczało, że tacy ludzie

w przyszłości może wrócą do kraju – dodaje Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych. Sikorski ocenia, że taka inicjatywa nie tylko wspiera polskich przedsiębiorców, lecz także zwiększa kapitał społeczny całego kraju. Dodaje, że wpisuje się ona w rządowy program zachęcania Polaków do powrotu z emigracji. Kędzia podkreśla, że obecnie wielu polskich studentów nie wraca z zagranicy, podejmuje tam prace, więc dzięki zatrudnieniu ich przez polskie firmy odzyskujemy ich dla naszego kraju. Dodaje, że zagranicznymi oddziałami zatrudniającymi Polaków dużo łatwiej jest zarządzać. – Lepsze jest zrozumienie, lepsza jest komunikacja, lepszy jest duch podejścia do biznesu, bo my Polacy mamy może nie znacząco różne podejście do biznesu, ale lepiej potrafimy się komunikować, rozumieć i budować to, co jest w biznesie na końcu najważniejsze, czyli zysk – przekonuje Kędzia. Dodaje, że KGHM już od trzech lat prowadzi podobny program. Po kupnie kanadyjskiej Quadry FNX i budowie nowej spółki KGHM International, firma potrzebowała nowych kadr. Pracownicy miedziowego koncernu byli przygotowani merytorycznie, ale brakowało im przede wszystkim znajomości języków i kultury innych krajów. Spółka uruchomiła programy dla studentów ostatnich lat studiów. Jak podkreśla Kędzia, ich największą wartością jest otwartość na świat. Jednym z programów jest działająca od dwóch lat „Kopalnia talentów”.

Teberia 6/2014

23


TECHNOLOGIE PREZENTACJE Niektórzy uczestnicy „Kopalni talentów” już pracują w KGHM International. Kędzia chwali ich umiejętność zrozumienia innych kultur i podkreśla, że budują oni w ten sposób dodatkową wartość firmy. Podobnie jest w przypadku projektu Sierra Gorda w Chile. Tam KGHM zatrudnił m.in. wiele osób z chilijskiej Polonii i osób o polskim pochodzeniu. – Proces rekrutacji jeszcze trwa. Mamy również tam Polaków z Polonii, która od wieków zasiedlała Chile. Ci ludzie są szalenie dumni z tego, że oto polska firma pojawia się jako firma globalna i w tym rejonie jest firmą cenioną. Ich duma dodaje dodatkowej energii i przekonuje mnie o tym, że było warto wyjść za granicę – mówi Kędzia. Dwa lata temu do „Kopalni talentów” zgłosiło się 460 studentów, spośród których 12 otrzymało oferty. W ubiegłym roku aplikacji było ponad 800, a zwycięzców rekrutacji – 16.

Każdy z nich przechodzi dwuletni program zdobywania doświadczenia, w tym przez kilka miesięcy pracując za granicą. Część z nich na pewno otrzyma propozycję zatrudnienia w KGHM. Oferty staży i życiorysy kandydatów zamieszczane są na portalu www.inteligentny-start.org. By mieć do nich dostęp, wystarczy się zarejestrować. Fundatorem programu i założycielem prowadzącej go fundacji jest Krzysztof Domarecki, przewodniczący Rady Nadzorczej Selena FM S.A. W gronie firm-fundatorów znalazły się oprócz KGHM Polska Miedź również Fakro, Maspex Wadowice, Nowy Styl, PKO Bank Polski i Solaris Bus&Coach. Partnerem programu jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które w 2014 r. udzieliło programowi dofinansowania w kwocie 240 tys. zł.

Teberia 6/2014

źródło: newseria

24


TECHNOLOGIE KREATYWNI

Sherlybox, czyli ewolucja Sher.ly Kolejny polski startup technologiczny postanowił skorzystać z pomocy serwisu rowdfundingowego Kickstarter. Sher.ly zaprezentował swój nowy projekt – Sherlybox. To niepozorne urządzenie przypominające jajo, może zrewolucjonizować wymianę znacznych ilości danych między użytkownikami komputerów osobistych oraz sprzętu mobilnego. Pomysł spodobał się internautom. Wymaganą kwotę 69 tys. dol. zebrali w zaledwie pięć dni.

Teberia 6/2014

25


KREATYWNI

- Sherlybox to naturalna droga ewolucji aplikacji Sher.ly. Urządzenie zaprojektowano z myślą o osobach, które chcą mieć dostęp do swoich plików w dowolnym czasie, z dowolnego miejsca na ziemi, eliminując jednocześnie jedno z podstawowych ograniczeń aplikacji na komputerze - brak dostępu do danych, gdy urządzenie udostępniające zostanie wyłączone. Dzięki Sherlyboxowi, nawet w momencie wyłączenia komputera udostępniającego dane, będą one nadal dostępne dla zaproszonych użytkowników. Zaopiekuje się nimi właśnie Sherlybox, przejmując rolę serwera plików - dodaje Błażej Marciniak, CEO spółki. Działając pod kontrolą aplikacji Sher.ly, Sherlybox stanowi alternatywę dla dotychczasowych rozwiązań, związanych z wymianą danych przez Internet. - Naszym celem jest stworzenie nowego paradygmatu dostępu do naszych danych: stały, niezależny od naszej loka-

lizacji. Zapewniamy bezpieczny dostęp do wszystkich danych, bez błędnego koła synchronizacji, która nie ma sensu w świecie mobile. Chcemy stworzyć system plików dla danych rozproszonych, gdzie pliki nie są przypisane do określonego urządzenia. Teraz pliki w naszej sieci mają stałe adresy, jakby to były telefony stacjonarne. My chcemy dać plikom jakby telefony komórkowe, żeby dane były zawsze dostępne tam, gdzie są potrzebne - stwierdził Błażej Marciniak w wywiadzie udzielonym AK74. - Tworzymy Sher.ly tak, żebyś mógł je używać równolegle z Dropbox’em czy inną tego typu usługą. A z czasem, jak przyjdzie Ci zapłacić za więcej miejsca sam stwierdzisz, że mając te same funkcje w Sher.ly za 29$/rok nie ma powodu żeby płacić 3x więcej (roczny abonament Dropbox’e to 99 $ - red.) i oddawać swoje dane NSA czy innym trzyliterowym agencjom - przekonuje Marciniak.

Teberia 6/2014

26


TECHNOLOGIE KREATYWNI

W przypadku korzystania z chmury publicznej (usług takich jak np. Dropbox, Box, OneDrive czy Google Drive) pliki muszą być w pierwszej kolejności przesłane na serwer lub na nim stworzone. Wysyłanie większych plików trwa długo, a przestrzeń jest ograniczona i trzeba za nią dodatkowo płacić. Poufne dane mogą być także narażone na ingerencję podmiotów zewnętrznych. Sherlybox działa natomiast w zamkniętym środowisku. W odróżnieniu od chmury, np. Dropboxa, udostępnione pliki niezależnie od ich rozmiaru już po paru sekundach są widoczne dla członków grupy i już wtedy mogą być pobierane. Każdy z członków sam zadecyduje, które pliki są potrzebne, można też ustawić synchronizację dla wybranych plików czy folderów. Aby wysłać komuś dane przez Sher.ly wystarczy wysłać zaproszenie do grupy, wewnątrz której chcemy je współdzielić. Nic nie jest wysyłane do chmury publicznej. Sherlybox i inne urządzenia użytkownika stają się naszą prywatną chmurą. Technicznie Sherlybox działa niczym dysk NAS, jednak z o wiele prostszym systemem konfiguracji i intuicyjnym zarządzaniem przestrzenią dyskową z poziomu aplikacji na komputerze. Wystarczy tylko trzy razy wcisnąć guzik w kształcie logotypu Sher.ly na obudowie, aby połączyć Sherlybox z dowolnym komputerem z systemem Mac OSX, PC lub Linux. Teberia 6/2014

27


KREATYWNI

W środku znajdziemy moduł C Raspberry PI, 4 GB pamięci RAM i - w zależności od wersji - slot na dysk 2,5” lub wbudowany HD o pojemności 1 TB. Z zewnątrz urządzenie wyposażono w wejście USB 2.0, port HDMI oraz wejście audio. Dzięki kompatybilności z serwisem Plex.tv oraz platformą XMBC, z Sherlyboxa możemy oglądać filmy bezpośrednio na dużym ekranie telewizora lub monitora. Sher.ly pozwala dodatkowo zarządzać wszystkimi usługami w chmurze (Dropbox, Box, OneDrive, Google Drive) bezpośrednio z samej aplikacji, co sprawia, że mamy lepszą widoczność i kontrolę nad wszelkimi udostępnianymi danymi. Projekt został ufundowany w niecały tydzień, co oznacza, że urządzenia Sherlybox zostaną wyprodukowane, urządzenia powinny dotrzeć do swoich nowych właścicieli w grudniu 2014 roku Sprzedały się natomiast wszystkie dostępne urządzenia w wersji bez dysku, jakie twórcy wystawili na Kickstarterze.

Twórcy Sherlyboxa idą za ciosem i postanowili rozszerzyć zbiórkę do kolejnego progu kwotowego. Jeśli uda się uzbierać 250 tysięcy dolarów, sercem Sherlybox będzie Banana Pi — urządzenie około 4-6 razy wydajniejsze od Raspberry Pi używanego w prototypach. Pomysłodawcami Sherlyboxa są Marek Cieśla oraz Błażej Marciniak. O ich startupie zrobiło się głośno przy okazji ubiegłorocznego TechCrunch Disrupt w Berlinie. Marek to współtwórca popularnego odtwarzacza mediów ALLPlayer oraz pierwszego polskiego benchmarku Catzilla. Błażej Marciniak, absolwent AGH posiada zaś duże doświadczenie w zakresie rozwiązań bezpiecznej komunikacji w sieci. Jest również pomysłodawcą technologii GatelessVPN.

Teberia 6/2014

28

jac


TRENDY

Crowdfunding w Polsce rośnie w siłę Coraz więcej projektów w Polsce jest finansowanych poprzez crowdfunding. Miesięcznie na portalach internetowych dokonywanych jest ponad 50 tysięcy wpłat na kwotę przekraczającą 0,5 mln zł.

Teberia 6/2014

29


TRENDY

– Crowdfunding w Polsce na dobrą sprawę rozwija się od kilku lat. W tej chwili miesięcznie udaje się ponad 30 projektów, przynajmniej u nas, ale także na innych platformach. Polacy są zdecydowanie dużo hojniejsi niż kiedyś. W tej chwili na naszej platformie jest to ponad 40 wpłat i są to w sumie kwoty rzędu 300-400 tys. złotych miesięcznie. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy 70-75 proc. rynku, to można sobie przeliczyć jak mniej więcej ten crowdfunding w Polsce wygląda – tłumaczy w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Jakub Sobczak, menedżer projektu PolakPotrafi.pl. Działający od trzech lat portal PolakPotrafi.pl to lider polskiego rynku crowdfundingu. Na tym portalu odbywa się trzy czwarte całego finansowania społecznościowego w naszym kraju. Inicjatywy są bardzo różne: od dużych konferencji, takich jak łódzkie coroczne spotkanie Cohabitat Gathering, które

zebrało niemal 100 tys. zł, poprzez mniejsze wydarzenia, aż po inicjatywy zespołów muzycznych, a nawet sportowców. Z PolakPotrafi.pl korzystał w trakcie przygotowań do igrzysk olimpijskich w Soczi nawet Zbigniew Bródka, mistrz olimpijski w łyżwiarstwie szybkim. Sobczak dodaje, że nie zawsze osoby wpłacające środki – średnio 70-80 zł – liczą na udziały w zyskach. Często inicjatorzy oferują inne korzyści. Finansowanie społecznościowe jest regulowane przez prawo i może być dobrą alternatywę dla usług bankowych. – Mogłoby się wydawać, że crowdfunding to nowy pomysł, który w Polsce dopiero raczkuje, a tymczasem to stara idea – mówi Jan Mroczka, prezes zarządu Rank Progress SA. – Wielcy przedsiębiorcy, którzy są pierwsi na listach najbogatszych na świecie, korzystali z crowdfundingu, realizowali według tego pomysłu społecznościowe finansowanie.

Teberia 6/2014

30


TRENDY Chodzi w tym o to, by podzielić się ewentualnym zyskiem z ludźmi, dzięki czemu staną się oni potencjalnymi udziałowcami takiego przedsięwzięcia. Problemem dla rozwoju finansowania społecznościowego jest niskie zaufanie społeczne, nadszarpnięte m.in. przez aferę z Amber Gold. – Pamiętajmy, że Ministerstwo Gospodarki aprobuje crowdfunding, nie ma więc mowy o nielegalności – mówi Mroczka. – Ustawa reguluje, że finansowanie jest bezpieczne, że środki muszą być zwrócone, jeśli nie uda się uzbierać wystarczającej sumy. Nie ma tu czego się obawiać. Finansowanie społecznościowe, w przeciwieństwie do zbiórki publicznej, nie musi oznaczać inwestycji celu publicznego. Podpisana 1 kwietnia br. przez prezydenta ustawa o zbiórkach publicznych znosi regulacje dotyczące zbiórek internetowych. Jest to spore ułatwienie dla portali crowdfundingowych. Zdaniem Mroczki finansowanie społecznościowe może stanowić dobrą alternatywę dla kredytów bankowych. – Weźmy pod uwagę, że bank nigdy nie uruchomi finansowania, jeżeli nie mamy wynajętej powierzchni – mówi Mroczka. – Tymczasem kapitał możemy pozyskać, dedykując produkt osobom fizycznym, mniej lub bardziej majętnym. Wszystko zależy od tego, jak napisze się program i ile wyniosą składki. Prawda jest taka, że jako zwykłe osoby możemy robić to samo, co banki, i dzięki temu finansować i realizować dowolne pomysły. Sam prezes zarządu Rank Progress SA planuje rozpoczęcie pozyskiwania funduszy przez crowdfunding, zaczynając

od niewielkiego projektu w branży nieruchomości. – Finansować społecznościowo można praktycznie każdy projekt, na którego realizację potrzebne są większe lub mniejsze środki. Może to być np. wydanie książki, płyty czy zorganizowanie koncertu – wyjaśnia Mroczka. Środki uzyskane poprzez crowdfunding mogą w zależności od projektu wynieść od kilkuset do kilku milionów złotych. Inwestor może uzyskać udział w zyskach lub stratach (crowdfunding udziałowy) lub inne świadczenie zwrotne, takie jak np. usługi, bilety na koncerty czy inne bonusy. Z tej metody pozyskiwania środków korzystają, zwłaszcza przez internet, m.in. początkujący twórcy czy organizacje charytatywne. Jednak w ten sposób realizowane są także większe projekty. Finansowanie społecznościowe obejmuje także inwestycje infrastrukturalne, takie jak np. zakup biurowca w Krakowie czy budowa drapacza chmur w Bogocie. Oczywiście im większy projekt, tym dłużej trwa zbieranie niezbędnych środków.

Teberia 6/2014

źródło: newseria

31


NA CZASIE

W Krakowie elektryczne autobusy jak trolejbusy

O

d poniedziałku, 9 czerwca dwa autobusy elektryczne firmy Rampini, które kursują na linii nr 154 nie muszą już zjeżdżać do zajezdni, aby naładować baterie. Mogą to bowiem zrobić dzięki specjalnej stacji ładowania przygotowanej przy ul. Pawiej. Ładowanie odbywa się tam przy użyciu pantografu, zamontowanego na dachu

tych autobusów. Po ich podniesieniu baterie ładowane są energią pobieraną z sieci trakcyjnej. Ten sposób uzupełnienia baterii sprawia, że autobusy elektryczne mogą być doładowywane między jednym kursem a drugim. Stacja ładowania usytuowana jest bowiem tuż obok przystanku początkowego linii nr 154.

Teberia 6/2014

32


NA CZASIE Ładowanie baterii autobusów elektrycznych z sieci trakcyjnej jest bardzo efektywne – zaledwie kilka minut wystarczy, że podładować baterię autobusu. To pierwsze tego rodzaju rozwiązanie ładowania autobusów elektrycznych zastosowane w Polsce. Do tej pory autobusy elektryczne były ładowane po zjeździe na zajezdnię przy użyciu specjalnej wtyczki. Ładowanie baterii w ten sposób zajmowało czasem nawet do ośmiu godzin. Przypomnijmy, że regularna linia autobusowa obsługiwana autobusami elektrycznymi kursuje w Krakowie od 29 kwietnia. To pierwsza w Polsce linia, na której pasażerów przewożą trzy elektryczne autobusy. Kursują one na linii nr 154 z Dworca Głównego Zachód do Prądnika Białego. Autobusy, które kursują w Krakowie, to pojazdy wyprodukowane przez firmy: Solaris Bus & Coach SA, LBUS oraz Rampini. Są one eksploatowane w Krakowie w ramach testów, które pozwolą na dokładne sprawdzenie autobusów z napędem elektrycznym w regularnej komunikacji. Jak wyjaśnił prezydent miasta Jacek Majchrowski, na testy wybrano linię 154, by autobusy nie zanieczyszczały centrum miasta. Testowane pojazdy mogą zabrać od 50 do 70 pasażerów, co jest wystarczające – zdaniem prezydenta – do obsługi tej linii. Według zapowiedzi Majchrowskiego, jeśli Kraków otrzyma obiecane środki unijne, to po rocznym okresie testów zostanie wybrany najlepszy model, którego około 10 sztuk zostanie kupionych do stałej eksploatacji w mieście.

jm

Teberia 6/2014

33


TECHNOLOGIE NA OKŁADCE

Koreczki na 6 sposobów - czyli kosztowne menu komunikacyjne „Przepraszam, znowu korki na mieście…” – któż z nas nie tłumaczył w ten sposób spóźnienia, spotykając się zresztą z ogólnym zrozumieniem współobecnych. Cóż, taka cena za postęp technologiczny… Ale technologia może służyć także niwelowaniu skutków własnej ekspansji, dokonując swoistej autokorekty. Jak? Ano tak.

Teberia 6/2014

34


NA OKŁADCE

N

a początku XX wieku, kiedy możemy mówić o początkach motoryzacji, na ulicach i drogach panował zupełny chaos. Na równych prawach korzystały z nich konie, powozy i automobile. Tych ostatnich w przededniu wybuchu I wojny światowej było w Warszawie ledwo 400, ale i tak wkrótce okazało się, że liczba wypadków i zagrożenie dla pieszych stały się tak duże, że postanowiono wprowadzić nowe rozwiązania. Pierwsze zanotowane w historii „światła ruchu drogowego” strzegły wejścia do Izby Gmin Wielkiej Brytanii, z polecenia komisarza stołecznej policji, od grudnia roku 1868, kiedy nie było jeszcze samochodów. Były zwykłą latarnią gazową o wysokości 22 stóp, wyposażoną w dźwignię do zmiany światła - kolor zielony zezwalał pieszemu na przejście przez ulicę, czerwony ostrzegał woźnicę przed przeszkodą. Wynalazek działał jednak tylko kilkanaście dni. Pewnego wieczoru lampa wybuchła, zabijając obsługującego ją policjanta… Kolejną sygnalizację obsługiwano więc właściwie mechanicznie - w 1912 roku na środku paryskiego skrzyżowania Faubourg i Montmartre ustawiono coś w rodzaju przeszklonego słupa ogłoszeniowego z ruchomymi tarczami. Za pomocą korby policjant wysuwał czerwone tarcze nakazujące zatrzymanie się. Po trzech minutach następowała zmiana tarcz - czerwone się chowały, a wysuwały białe, co oznaczało wolny przejazd. Tymczasem za oceanem postawiono na sygnalizację zasilaną elektrycznie. Zainstalowano ją już w sierpniu 1914 na skrzyżowaniu Sto Piątej Wschodniej i Euclid w Cleveland w USA. Posiadała ona czerwone i zielone lampy, umieszczone na wysokości 15 stóp. Świateł używano łącznie z ostrzegawczym brzęczykiem. Trójkolorowe światła pojawiły się cztery lata później w Nowym Jorku. Do Europy system ten trafił w 1923 roku. Jako pierwsi zainstalowali go Francuzi. Teberia 6/2014

35


TECHNOLOGIE NA OKŁADCE

Ręcznie obsługiwana konstrukcja składała się z pojedynczego światła zapalanego w latarni z wymalowanym na szkle słowem „Halte”. Sygnał świetlny skoordynowany był z uderzeniami w gong, które miały ostrzegać kierowców o mającej nastąpić zmianie. Ich doświadczenia zaczęto powielać w innych krajach. W roku 1931 Liga Narodów uznała system sygnalizacji trójkolorowej za obowiązujący i do dzisiaj funkcjonuje on na całym świecie. W Polsce pierwsza sygnalizacja świetlna pojawiła się w Warszawie na skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej już w 1926 roku. Połączono w niej sygnał świetlny z dźwiękowym: piesi musieli zatrzymać się gdy paliło się światło czerwone, przechodzić zaś mogli na dźwięk dzwonu. Okoliczni mieszkańcy, nie mogąc tego znieść, doprowadzili po roku do zmiany - i odtąd dźwięk dzwonu zastępował kolor zielony. W roku 1934

wprowadzono trójkolorową sygnalizację. W ostatnich latach, zamiast wyłącznika czasowego stosuje się coraz częściej światła tzw. inteligentne, które sterują ruchem w zależności od jego intensywności. Dzieje się tak dzięki umieszczeniu na skrzyżowaniach czujników i kamer, rejestrujących liczbę pojazdów.

Kosztowne menu albo drogowe paradoksy Mimo funkcjonowania sygnalizacji świetlnej, a może właśnie dlatego, ogromnym problemem, z którym borykają się współczesne miasta oraz ich mieszkańcy, są… korki. Nie jest to tylko kwestia straty czasu, ale także – zgodnie z maksymą, że czas to pieniądz – uszczuplenia naszych finansów. Czas spędzony w korkach można byłoby przecież przeznaczyć na pracę lub odpoczynek. Zatem z ekonomicznego punktu widzenia jest

Teberia 6/2014

36


NA OKŁADCE to strata, której rozmiar można oszacować jako koszt utraconych korzyści. Zgodnie z danymi Texas Transportation Institiute na przykład, amerykańska gospodarka traci z tego powodu co roku ponad 78 miliardów dolarów. I trudno się dziwić, skoro najdłuższy zanotowany korek na świecie osiągnął długość 344 kilometrów. Miało to miejsce 23 maja 2014 roku w Sao Paulo w naprawdę niecodziennych okolicznościach - ludzie wyjeżdżali z miasta na weekend, z nieba lał deszcz, kierowcy autobusów strajkowali, a do tego demonstrowali przeciwnicy piłkarskich mistrzostw świata. Również w Polsce problem korków generuje koszty. Kierowcy pracujący w siedmiu największych miastach Polski – Warszawie, Łodzi, Wrocławiu, Krakowie, Katowicach, Poznaniu i Gdańsku - tylko w 2013 roku stracili stojąc w korkach łącznie średnio 13,1 mln zł dziennie, czyli 289 mln zł miesięcznie i 3,46 mld zł w skali roku. Wśród tych miast największe problemy z korkami ma Warszawa i to zarówno pod względem ich ilości jak i długości. Najlepiej zaś pod tym względem wypadają Gdańsk, gdzie wąskie gardło jest jedno i Katowice, gdzie… wąskich gardeł nie ma. Dlaczego Katowice radzą sobie tak dobrze? O tym za chwilę. Jednak w większości polskich miast korki to naprawdę spory problem. Jedną z przyczyn ich powstawania są właśnie tzw. wąskie gardła komunikacyjne, czyli odcinki drogi o długości co najmniej 500 metrów, na których łączny czas utrudnień w obu szczytach: porannym (godz. 7.30 – 9.30) i popołudniowym (godz. 15.00 – 18.00) wynosi średnio co najmniej 1,5 h dziennie.

Co może być receptą na problem wąskich gardeł? Pospolity umysł rzekłby, że poszerzanie, bo takie podejście jest najbardziej intuicyjne i – wydawałoby się – logiczne. Ale tak oto wchodzimy w sieć paradoksów, które znawcy i teoretycy problemów drogowych dostrzegli już wiele lat temu. Bo, niestety częstokroć, inwestycje w nowe drogi i rozbudowę starych, wbrew założeniom, nie poprawiają sytuacji transportowej w mieście, a wręcz przeciwnie – mogą ją pogorszyć. Najbardziej klasycznym przykładem paradoksu w sieciach transportowych jest tzw. Paradoks Braessa. Po raz pierwszy został opublikowany w 1969 roku przez niemieckiego matematyka Dietriecha Braessa w czasopiśmie Unternehmensforschung. Naukowiec ten twierdził, że istnieją sytuacje, w których dodanie przepustowości do sieci spowoduje zwiększenie przeciętnego czasu przepływu i zmniejszenie jej ogólnej efektywności. Tezę tę potwierdził przykład Seulu, gdzie zaobserwowano przyspieszenie ruchu po wyłączeniu autostrady, zbudowanej w ramach projektu renowacji dzielnicy Cheonggyecheon. Również w Stuttgarcie, mimo wielu inwestycji drogowych w 1969 roku sytuacja poprawiła się dopiero wtedy, gdy nowo zbudowaną drogę zamknięto.

Teberia 6/2014

37


TECHNOLOGIE NA OKŁADCE bec mieszkańców Kopenhagi, którzy płacą nawet za parking pod własnym domem.

Podobnie wiele lat później w 1990 roku Nowym Jorku, dopiero zamknięcie 42 ulicy znacznie zmniejszyło korki w całym obszarze. Ten ciekawy paradoks generuje zatem pytanie - czy, zamiast poszerzać ulice – lepiej je zamykać? Istotnie. A jeśli nie ma takiej możliwości? W Londynie i niektórych innych miastach Zachodniej Europy stosuje się na przykład opłaty za wjazd do centrum. Ten pomysł podchwycił już Wrocław, gdzie SISKOM (Stowarzyszenie Integracji Stołecznej Komunikacji) proponuje wprowadzenie opłat za wjazd do centrum już od Śródmiejskiej Trasy Południowej i całkowity zakaz wjazdu aut poza pierwszą fosę miejską. Według wyliczeń tej instytucji radykalnie zmniejszyłoby to korki nie tylko w centrum, ale również poza jego granicami. Rodzajem opłat tego typu jest również – powszechnie stosowana także w Polsce - opłata za parkowanie. Dobrym tego przykładem jest duńska Kopenhaga, gdzie ceny parkingów są ustalane tak, aby zachować ok. 10% wolnych miejsc. Kiedy rezerwa się kurczy, ceny za parkowanie są podnoszone. Co ciekawe, wymóg ten stosowany jest również wo-

Inną ciekawostką, mającą duże praktyczne zastosowanie jest tzw. paradoks Downsa-Thomsona, zwany również paradoksem Pigou-Knight-Downsa. Mówi on, że przeciętna prędkość osoby poruszającej się samochodem po mieście zależy od przeciętnej prędkości (od drzwi-do drzwi) osoby poruszającej się komunikacją zbiorową. Innymi słowy im lepsza będzie komunikacja zbiorowa, tym więcej osób będzie jej używać, a więc w sieci będzie mniej samochodów, z czego wynikną mniejsze korki. Dlatego też częstokroć odebranie jednego z pasów ruchu samochodom i przekazanie go komunikacji zbiorowej w formie wydzielonego torowiska bądź bus-pasu, w rzeczywistości zmniejsza, zamiast zwiększać korki samochodowe. Wynika to z przepustowości poszczególnych pasów ruchu. Łatwo zauważyć przecież, że zmotoryzowanych uczestników drogi, stojących w długim korku, łatwo byłoby przewieźć kilkoma tramwajami. Zgodnie z wyliczeniami Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia w jednym tramwaju jeździ średnio 200 osób, a w 6 samochodach przeciętnie 9 osób (1,4 osoby na samochód). Obie wersje zajmują tyle samo miejsca na ulicy...

Podgardle po warszawsku

Problemy, które zrozumiał już Wrocław, zrozumiała też Warszawa. W nowym planie zagospodarowania przestrzennego dla okolic placu Defilad, na wszyst-

Teberia 6/2014

38


NA OKŁADCE

kich ważniejszych ulicach bezwzględny priorytet ma dostać komunikacja miejska. Największe ograniczenia dla kierowców prywatnych aut szykują na Świętokrzyskiej i w Al. Jerozolimskich. Tu zostanie im tylko jeden pas ruchu w każdą stronę. Obok powstanie wydzielony pas dla autobusów, ścieżka rowerowa i szerszy chodnik. Na Marszałkowskiej kierowców czekają mniejsze ograniczenia - pozostaną po dwa pasy ruchu. Autobusy mają jeździć po torowisku razem z tramwajami. Jednocześnie niemal w całości wykluczone będzie parkowanie wzdłuż krawężników. Po dwa pasy ruchu zostaną też na ul. Emilii Plater. Na środku znajdzie się tam pas autobusowy i przystanki. A wszystko po to, by zniechęcić kierowców do wjeżdżania do centrum, zapewniając im w zamian dobrze działającą komunikację miejską To na pewno niezły sposób na problem rozładowaniu wąskich gardeł w mieście. Kierowcom w monitorowaniu na bieżąco sytuacji na drodze pomóc ma też, uruchomiony niedawno w Warszawie przez Targeo i Deloitte, licznik kosztów korków.

Pomaga w tym multimedialna tablica świetlna LED, prezentująca bieżące informacje o utrudnieniach w ruchu i aktualnych czasach dojazdu w różne miejsca Warszawy. Kierowcy mogą znaleźć tam trzy rodzaje informacji: o korkach wykrytych na trasie kierowców przejeżdżających obok tablicy (gdzie zaczyna się i kończy utrudnienie oraz ile czasu zajmie przejazd), czas dojazdu do wybranych popularnych punktów w zależności od kierunku jazdy oraz koszt korków za ostatni dzień roboczy i ostatnie cztery tygodnie (wraz ze zmianą procentową dla obu tych wartości względem poprzedniego mierzonego okresu). Raport Deloitte i Targeo.pl pokazał, że w ostatnich latach, jeżeli chodzi o utrudnienia w ruchu, Warszawa poprawiła swoją sytuację. W 2011 roku miesięczne opóźnienie spowodowane przez korki wynosiło niemal dziewięć godzin. W ubiegłym roku było to już siedem godzin i piętnaście minut. Można więc powiedzieć, że kierowca dojeżdżający w godzinach szczytu do pracy 10 km, oszczędza obecnie niemal dwie godziny miesięcznie w stosunku do czasu, który

Teberia 6/2014

39


TECHNOLOGIE NA OKŁADCE

tracił w korkach trzy lata temu – mówi Rafał Mikołajczak - Prezes Zarządu Indigo, operatora serwisu Targeo.pl W najnowszej edycji raportu pokazano dziesięć największych wąskich gardeł według danych z marca 2014. „Chcemy ułatwić utrzymanie tego pozytywnego dla stolicy trendu, między innymi poprzez dostarczanie na bieżąco aktualnych informacji o korkach i miejscach ich powstawania. To jeden z głównych celów, które stawiamy sobie uruchamiając licznik kosztów korków w Warszawie” – podkreśla Rafał Mikołajczak. Od godziny 7.30, czyli początku szczytu porannego, w ciągu godziny koszt korków dla warszawskich kierowców wyniósł prawie milion złotych (993 594 PLN). To spadek o 17 proc. w stosunku do ostatniego dnia roboczego, czyli poniedziałku oraz o 15 proc. w porównaniu do ostatniego miesiąca. O godz. 8.47 kierowca, który chciał dojechać z Ronda Romana Dmowskiego przykładowo na

Ursynów potrzebował 17 minut. Na dojazd do Piaseczna musiał poświęcić 30 minut. Tak radzi sobie Warszawa, miasto o największej ilości wąskich gardeł. A co z Gdańskiem, plasującym się w czołówce najmniej zakorkowanych miast. Jaki tam mają przepis na koreczki?

Śledzie po gdańsku na trzy sposoby

Okazuje się, że za dobry wynik Gdańska odpowiada najprawdopodobniej Tristar - inteligentny system sterowania ruchem, opracowany przez naukowców z Politechniki Gdańskiej - dr hab. inż. Kazimierza Jamroza i dr inż. Jacka Oskarbskiego. Prace nad jego uruchomieniem trwają etapami, już od 2006 r. Sercem systemu jest centralny komputer, połączony z centrami sterowania, zawiadujący sygnalizacją świetlną i regulujący ruch pojazdów komunikacji

Teberia 6/2014

40


NA OKŁADCE miejskiej. Nad wszystkim czuwają dwa centra dowodzenia - w Gdańsku i Gdyni oraz mały terminal w Sopocie, skąd do głównego komputera trafiają dane o np. kończącym się meczu lub koncercie. Tu operatorzy na bieżąco zarządzają ruchem drogowym, jednym przyciskiem zmieniając np. sygnalizację świetlną mogą też w jakikolwiek inny sposób zareagować na sytuację krytyczną w danym miejscu. Tristar kontroluje także parkingi (tablice świetlne kierują tam, gdzie znajduje się wolne miejsce), jest też przyjazny dla pasażerów komunikacji miejskiej – na specjalnych wyświetlaczach przystankowych pojawia się informacja o opóźnieniu autobusu czy tramwaju. W analizie ruchu drogowego bierze udział specjalnie zaprojektowana sygnalizacja świetlna, czujniki w jezdni, komputery w pojazdach komunikacji miejskiej, urządzenia nadawczo-odbiorcze, kamery, fotoradary i fotorejestratory czy tablice o zmiennej treści. W planach na najbliższy czas jest zainstalowanie kilku stacji meteorologicznych, informujących o aktualnym stanie pogody. Ruszy również strona internetowa, gdzie wszyscy zainteresowani otrzymają na bieżąco informację na temat aktualnych utrudnień na ulicach Trójmiasta. Dodatkowo pojawią się kamery, dzięki którym będzie możliwa wizualna obserwacja sytuacji w aglomeracji. Wprowadzenie systemu pozwala na inteligentne zarządzanie ruchem miejskim Trójmiasta z użyciem najnowszych technologii i zwiększa przepustowość dróg w Gdańsku, Sopocie i Gdyni o 20-30

proc. Koszt projektu to ok. 300 mln zł, a 85% tej kwoty pochodzi z funduszy unijnych, w ramach programu Infrastruktura i Środowisko. W całym Trójmieście do Tristara podpiętych będzie docelowo ponad 140 skrzyżowań. Dzięki danym zbieranym poprzez zainstalowane na nich pętle indukcyjne i stacje pomiarowe, poruszanie się w ruchu miejskim ma być łatwiejsze. W Gdyni ma on sterować ruchem na 60 skrzyżowaniach, z czego na razie podpiętych jest tylko kilkanaście. W pełni system powinien zostać uruchomiony do końca 2014. Zakorkowana Warszawa ma swój system, Trójmiasto radzi sobie Tristarem, a jak poczyna sobie lider rankingu przepustowości w ruchu miejskim, czyli Katowice? Okazuje się, że kluczem do sukcesu nie są tablice LED-owe, ani elektroniczne cuda warte miliony złotych, lecz inteligentny sposób prowadzenia dróg, czyli… pierścienie.

Korki a’la Władca pierścieni

Katowice przecinają dwie główne trasy, które pozwalają bez przeszkód przejechać przez miasto ze wschodu na zachód: autostrada A-4 i Drogowa Trasa Średnicowa wraz z tunelem pod katowickim rondem. Trudno nie docenić wagi tych dróg, ale ciekawym rozwiązaniem jest wprowadzenie w mieście ruchu po tzw. Pierścieniach. Ringi, czy pierścienie to pomysł nie nowy, funkcjonują już jako autostrady w Berlinie, a także ulice dwupasmowe (jak krakowska Aleja Słowackiego, Mickiewicza, Konopnickiej i Dietla).

Teberia 6/2014

41


TECHNOLOGIE NA OKŁADCE

W Katowicach w wyznaczaniu pierścieni pomogły już istniejące drogi. W mieście określono drogi, którymi poruszało się najwięcej aut. Była to autostrada i DTŚka. Wystarczyło je ze sobą połączyć. Od strony wschodniej trasą prowadzącą od węzła „Francuska” ulicami: Damrota, Graniczną i Dudy-Gracza. Zachodnim spinaczem obwodnicy śródmieścia powinna być ulica Grundmanna i nowa droga przez dzisiejsze tereny kolejowe i ulicę Adamskiego, aż do węzła „Mikołowska”. Sukces polega na tym, że ruch powinien odbywać się po mniej lub bardziej regularnych okręgach. Ważna jest sama zasada, która łamie przyzwyczajenia kierowców. W centrum wyznaczono więc dwa pierścienie, na których ruch powinien być jednokierunkowy. Kto zna Katowice ten wie, że podróż po pierwszym pierścieniu można zacząć np. na rogu ulicy Kopernika i Mikołowskiej. Gdy wjedziemy w jednokierunkową Kopernika, pojedziemy po okręgu w kie-

runku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, a więc najpierw do Placu Miarki, potem Jagiellońską dostaniemy się do Francuskiej. Warszawską dostaniemy się do Szkolnej, a stamtąd Moniuszki i Piotra Skargi do Sokolskiej, która od tego miejsca aż do placu Wolności będzie jednokierunkowa. Miejscy urzędnicy od dawna myślą o uspokojeniu ruchu w tym miejscu, więc ta propozycja powinna być im na rękę. Z placu Wolności wyjedziemy ul. Matejki na Mikołowską, aż do Kopernika. Obwód tego pierścienia wynosi około 4,5 kilometra. Ważny jest także mniejszy pierścień, który łączy południową i północną część ścisłego śródmieścia. Obejmuje on odzyskaną dzięki tunelowi część miasta. Ruch po wewnętrznym pierścieniu również jest jednokierunkowy, ale zgodny z ruchem wskazówek zegara. Wewnętrzny pierścień wyznaczają ulice Andrzeja, Mikołowska, Słowackiego, ukryta częściowo pod ziemią Dworcowa,

Teberia 6/2014

42


NA OKŁADCE Tylna Mariacka, którą wjedziemy w Wojewódzką. Stąd Kościuszki do Andrzeja. Wewnętrzny pierścień ma około dwóch kilometrów. W każdej chwili z pierścienia można zjechać w dowolną uliczkę w centrum miasta. Najważniejsze, że wprowadzenie tego planu w życie nie wymagało rewolucji. Nie było potrzeby budowy wielu nowych ulic, a wyburzenia można policzyć na palcach jednej ręki. Korzyść to brak korków i przejrzyste zasady ruchu w centrum. Co prawda nie zawsze jest tak różowo, jak może się wydawać, bo Katowice są miastem w permanentnej przebudowie, ale jak pokazują badania, nie jest źle. Czasem, jak widać nie trzeba wielkich pieniędzy ani skomplikowanych urządzeń, by miasto mogło skutecznie funkcjonować. Ciekawą inicjatywą wykazali się natomiast nasi sąsiedzi ze wschodu.

Koreczki na sposób wschodni

Bo korki to oczywiście nie tylko polski problem - ulice Moskwy czy Petersburga zatłoczone są daleko bardziej niż te warszawskie. Pozornie wydaje się, że zatory są dosyć demokratyczne – stoją w nich wszyscy – ci w starych, skorodowanych gratach i ci w wymuskanych limuzynach, wartych milion dolarów. Ale Rosjanie – jak wiemy – świetnie umieją radzić sobie z przejawami demokracji. Dlatego z właściwym sobie „sprytem” wymyślili swój sposób na tłok uliczny.

Jakie samochody mogą poruszać się w korku szybciej nic inne? Jak sama nazwa wskazuje – uprzywilejowane. Dlatego od kilku lat bogatsi Rosjanie zaczęli kupować samochody, które wyglądem przypominają ambulanse ratunkowe. Oczywiście w środku próżno szukać sprzętu do ratowania życia. Z typowej karetki, auta mają jedynie wygląd zewnętrzny i koguta na dachu. Samochody tego rodzaju sprzedają się świetnie, a kogo nie stać na kupno, może sobie taki pojazd wypożyczyć, a nawet… zamówić tego rodzaju ambulansową taksówkę… Wielokilometrowe korki to także codzienność Chin. To tu, w 2010 roku miał miejsce ok. 100 kilometrowy korek samochodowy, w którym kierowcy stali… 11 dni! - od 14 do 26 sierpnia. Pewnie między innymi to wydarzenie sprawiło, że chińscy inżynierowie wymyślili, jak rozwiązać ten problem i zaprojektowali gigantyczny autobus, zwany megaautobusem, jeżdżący… ponad jezdniami. Jest to wielki bus obejmujący dwa - szerokie na 6 metrów i wysokie na 4,5 metra - pasy ruchu, pod którym inne pojazdy będą mogły swobodnie się przemieszczać. O pojemności tego gigantycznego pojazdu świadczy też fakt, że będzie mógł zabrać na swój pokład ponad 1200 pasażerów. Megaautobusy zaprojektowane zostały w dwóch wersjach - jeden może przemieszczać się po torach, drugi – tradycyjnie na kołach, z laserowym systemem śledzenia namalowanych na jezdniach linii.

Teberia 6/2014

43


TECHNOLOGIE NA OKŁADCE Elektryczny napęd zasilany będzie z akumulatorów doładowywanych na przystankach. Niewątpliwą zaletą tych pojazdów jest ich cena - mają być o 90 proc. tańsze w eksploatacji niż metro. Oblicza się, że uda się w ten sposób oszczędzić 860 ton paliwa rocznie i zmniejszyć emisję dwutlenku węgla o 2640 ton. Chociaż cały projekt jest na razie tworem li tylko na papierze, w najbliższych latach stanie się zupełnie realny. W dzielnicy Mentougou w stolicy Chin, już trwają prace nad położeniem 186 metrów torowisk przeznaczonych pod te megaautobusy. Władze miasta chcą w ten sposób sprawdzić, czy projekt spełni ich oczekiwania. Ale zanim megaautobus rozwiąże problem korków w Chinach, działa tu – wzorowana być może na polskim „staczu kolejkowym” - profesja „stacza korkowego”. Polega ona na staniu w korku samochodowym za kogoś innego i działa w ten sposób, że stojący w korku bardzo spie-

szący się kierowca, może zadzwonić po odpowiednią firmę, określić swoją lokalizację i czekać na przyjazd dwóch osób na motorze. Jedna z tych osób wsiada do samochodu i stoi w korku, natomiast kierowca zostaje dowieziony na motorze w docelowe miejsce podróży. Funkcja ta jest najbardziej znana w Centralnych Chinach w mieście Wuhan, które słynie z największych korków w kraju.

A jak wygląda Twoje menu?

Jak widać, problem korków można rozwiązań inaczej niż tylko budując warte kilkaset milionów złotych estakady, tunele i bezkolizyjne skrzyżowania oraz poszerzając w nieskończoność już istniejące drogi. Często wystarczy dobry plan, poznanie potoków pasażerskich i odpowiednie sterowanie sygnalizacją świetlną. Często też problemem jest po prostu mądre i przemyślane poruszanie się po mieście, które każdy mieszkaniec dobrze zna.

Teberia 6/2014

44


NA OKŁADCE To trudne, bo w dzisiejszych czasach prawie wszędzie towarzyszy nam pośpiech. Ale warto czasem po prostu zerknąć na mapę i dokładnie przeanalizować alternatywne trasy prowadzące do celu. Może się okazać, że są one nieco dłuższe, ale dzięki mniejszemu natężeniu ruchu na miejsce dotrzemy jednak szybciej i bez stresu. W omijaniu korków pomogą też współczesne wynalazki. Producenci nawigacji GPS oferują systemy, które ustalają trasę z uwzględnieniem informacji o natężeniu ruchu i aktualnych utrudnieniach na drogach. Jedne – te tańsze i mniej efektywne, bazują na danych statystycznych o natężeniu ruchu na kluczowych drogach. Lepsze, ale i droższe pracują w trybie online (np. systemy TMC, TMC Pro, TMC z usługą V-traffic), czyli kierowca na bieżąco otrzymuje informacje o ruchu, więc szanse na sprawne ominięcie korków są znacznie większe. Dobrym rozwiązaniem, do którego trudno jednak się przyzwyczaić, są centra przesiadkowe lub parkingi zwane z języka angielskiego: Park and Ride (parkuj i jedź). Takie parkingi przeznaczone są dla osób, które do miejsca pracy znajdującego się w centrum miasta dojeżdżają z przedmieścia lub z okolicznych miejscowości. Można tu zostawić samochód i w bardzo dogodny sposób dostać się do celu przy wykorzystaniu komunikacji miejskiej. W Warszawie działa już 8 parkingów tego typu, a planowana jest budowa kolejnych. A jeśli cel naszej podróży nie jest zbyt odległy, warto postawić na jednoślady i siłę własnych. W Holandii aż 30% mieszkańców miast dojeżdża na co dzień do pracy właśnie na rowerze.

Jak widać, gigantyczne, warte miliony euro, inwestycje mogą wpłynąć na zmniejszenie korków w wielkich miastach, ale czasem wystarczy zacząć od siebie. Trawestując stare hasło wyborcze Johna Fitzgeralda Kennedy’ego – nie pytaj, co GDDKiA może zrobić dla ciebie, zapytaj, co Ty możesz zrobić (dla siebie!). W końcu nierzadko wystarczy zacząć od swoich przyzwyczajeń. A potem – co nie mniej ważne – trzeba tylko… wymyślić sobie zupełnie nowy powód ewentualnych spóźnień... Dominika Bara

Źródła: www.deloitte.com; http://regiomoto. pl; www.wynalazki.slomniki.pl; www. gdansk.pl; www.smartdriver.pl; www. archiwum.wyborcza.pl; Marek Karabon: Kontr-intuicyjne metody ograniczania korków w miastach [ www.tnn.pl]; www. topdycha.pl; www.dziendobry.bialystok. pl; www.tvp.info;

Teberia 6/2014

45


TECHNOLOGIE GOSPODARKA

Płynie gaz w płynie Kryzys na Ukrainie i konflikt z Rosją w sprawie cen pompowanego ze wschodu gazu zelektryzował opinię publiczną i polityków. Pytanie o bezpieczeństwo energetyczne Polski wróciło do mediów i pojawiło się na salonach politycznych w postaci tzw. unii energetycznej. Tymczasem prace nad ważnym ogniwem tego bezpieczeństwa dobiegają powoli końca - już za kilka miesięcy nasz pierwszy gazoport ma być gotowy do odbioru transportów gazu znad Zatoki Perskiej.

Teberia 6/2014

46


GOSPODARKA

Gaz w Polsce

Problem bezpieczeństwa energetycznego Polski zawsze należał do zagadnień ważnych, wymienianych jednym tchem z obecnością Polski w NATO i Unii Europejskiej. Mimo transformacji politycznej uzależnienie Polskiego importu surowców energetycznych od sąsiada ze wschodu pozostało bolesnym reliktem socjalistycznej przeszłości i oznaką dominacji Związku Radzieckiego nad krajami Europy Środkowej. Jednak rosyjski gaz nie jest aż tak ważny, a uzależnienie Polski tak duże, jak mogłoby się wydawać. Polska zużywa niemal 16 mld m3 gazu ziemnego rocznie i zajmuje pod tym względem 38 pozycję na świecie. Z samej pozycji w rankingu trudno jest jednak wyciągnąć rzeczowe wnioski, gdyż na ilość konsumowanego gazu wpływa wiele czynników takich jak ilość przedsiębiorstw, wydajność energetyczna gospodarki, a także sposób wykorzystywania gazu. Czechy, kraj o wiele mniejszy od Polski zużywa dwa razy mniej gazu; Ukrainy, kraj większy,

ale gorzej rozwinięty pochłania ponad 53 mld m3 błękitnego paliwa rocznie. W Polsce gazu potrzebuje przemysł (60% konsumpcji) – przede wszystkim zakłady chemiczne – oraz gospodarstwa domowe (30% konsumpcji). Elektrownie gazowe produkują śladową ilość energii elektrycznej – niewiele ponad 3%. Jednak ten stan rzeczy ma się stopniowo zmieniać, ze względu na zobowiązania klimatyczne nałożone na Polskę w ramach pakietu klimatyczno-energetycznego. Zgodnie z jego postanowieniami, do 2020 roku Polska powinna zmniejszyć, w porównaniu z rokiem 1990, emisję CO2 o 20%, zwiększyć o 20% efektywność wykorzystania energii i zwiększyć udział energii wytwarzanej z odnawialnych źródeł do 20%. Ponieważ podstawowym źródłem energii elektrycznej w Polsce są elektrownie węglowe, to w zrealizowaniu celów pakietu ma pomóc stopniowe zastępowanie ich elektrowniami gazowymi. Energia elektryczna produkowana z gazu jest czystsza od węglowej, a same elektrownie – bardziej wydajne.

Teberia 6/2014

47


TECHNOLOGIE GOSPODARKA

Dokument „Polityka energetyczna Polski do 2030 roku”, przyjęty pięć lat temu przez Radę Ministrów przewiduje, że w ciągu najbliższych piętnastu lat zapotrzebowanie Polski na gaz ziemny wzrośnie do ok. 20 mld m3 rocznie. Niestety, gazu ziemnego, w odróżnienia od węgla, jest w Polsce niewiele. Ze wspomnianych 16 mld m3 w kraju wydobywa się ok. 4,5 mld m3 i ilość ta – o ile nie dojedzie u nas do „rewolucji łupkowej” – raczej się nie zwiększy. Zwiększone zapotrzebowanie będzie więc musiało być zaspokojone gazem z importu.

Gazoport

Choć uzależnienie od gazu ze wschodu jest od dawna strategicznym problemem polskiego bezpieczeństwa, to całkowite uzależnienie energetyczne Polski od importowanych surowców energetycznych nie jest duże, bo wynosi ok. 30%. Niemcy uzależnione są od zewnętrznych dostaw

w ponad 60%, a Włochy czy Hiszpania – w prawie 90%. Problemem Polski jest uzależnienie od jednego dostawcy, który dyktuje ceny i jest gotów posługiwać się dostawami gazu i ropy w celach politycznych. Jednym ze sposobów na dywersyfikacja dostaw ma być terminal LNG, którego budowa w Świnoujściu ma niebawem zostać zakończona. Budowa gazoportu rozpoczęła się w 2011 roku, a jego koszt ma wynieść ok. 2 mld złotych – czyli mniej więcej tyle, ile kosztowała budowa Stadionu Narodowego w Warszawie. Prawdopodobnie świnoujski gazoport rozpocznie pracę w przyszłym roku, jednak pełną operatywność osiągnie dopiero w czerwcu, choć pierwotnie prace miały zostać zakończone pół roku wcześniej. Konsorcjum odpowiedzialne za budowę terminala walczy o zakończenie prac zgodnie z harmonogramem.

Teberia 6/2014

48


GOSPODARKA Według ostatniej informacji spółki Polskie LNG, budowa zakończona jest niemal w 90 procentach. Codziennie na placu budowy pracuje 1500 osób, zakończono instalowanie dwóch zbiorników na skroplony gaz, każdy o pojemności po 160 tyś. m3 i wysokości 52 m, zbudowane zostały również wszystkie estakady rurociągowe, w tym główna, mierząca 1,5 km estakada łącząca część morską z częścią lądową terminala. Budowę można na bieżąco obserwować na stronie spółki Polskie LNG. Terminal LNG to pierwszy taki projekt w Polsce – za jego pośrednictwem będzie można importować maksymalnie 7,5 mld m3 gazu ziemnego rocznie, czyli prawie połowę ilości konsumowanej obecnie w Polsce. Początkowo gazoport będzie miał możliwość odbierania 5 mld m3 gazu, a dalsza rozbudowa ma zwiększyć jego przepustowość do 7,5 mld m3. Dla porównania, Hiszpania importuje, za pośrednictwem sześciu terminali gazowych, niemal 30 mld m3 gazu. Zainteresowanie terminalem wyraziły polskie i zagraniczne firmy, które chciałyby za jego pośrednictwem sprowadzać gaz do Polski i dystrybuować go w kraju i w regionie. Gaz dostarczany do Świnoujścia będzie mógł być wykorzystany zarówno w krajowej sieci gazowej, jak też przeładowywany do cystern czy używany do bunkrowania (tankowania) statków. Zwłaszcza ta ostatnia możliwości może się okazać żyłą złota dla terminala, a wszystko to za sprawą tzw. „dyrekty-

wy siarkowej”. Dyrektywa, która weszła w życie dwa lata temu, przewiduje redukcję maksymalnej zawartości siarki w paliwach żeglugowych do 0,5%, a na Morzu Bałtyckim nawet do 0,1%. Armatorzy statków, które do tej pory korzystały z paliwa żeglugowego będą musieli albo zainstalować na nich specjalne urządzenia do odsiarczania, albo zastąpić je czystszymi jednostkami napędzanymi LNG. W rejonie Morza Bałtyckiego usługę bunkrowania statków gazem oferują jak na razie jedynie porty w Szwecji – kolejny będzie terminal w Świnoujściu, oferujący uniwersalny wachlarz usług, zarówno dla małych jak i dużych jednostek.

Kto nam sprzeda gaz?

Nie wiadomo jeszcze, skąd będzie pochodził gaz sprowadzany za pomocą gazoportu. Jak na razie podpisany został jeden kontrakt z Katarską firmą Qatargas – umowa zobowiązuje do dostarczania przez 20 lat 1,6 mld m3 gazu rocznie. Wiadomo już jednak, że umowa będzie renegocjowana. Po pierwsze, cena katarskiego gazu jest wysoka, wyższa nawet od tej, jaką płacimy obecnie Rosjanom. Po drugie, formuła kontraktu zobowiązuje odbiorcę do zapłaty za zamówiony gaz nawet wtedy, jeśli nie będzie w stanie go odebrać, a ze względu na półroczne opóźnienie w budowie gazoportu istnieje ryzyko, że terminal w Świnoujściu nie będzie do tego gotowy. Cały czas badane są alternatywne kierunki importu gazu.

Teberia 6/2014

49


TECHNOLOGIE GOSPODARKA Wiele nadziei wiąże się w Europie ze Stanami Zjednoczonymi, które są już największym producentem gazu ziemnego na świecie. Mariusz Zawisza, prezes spółki PGNiG odwiedził niedawno USA i jego zdaniem import gazu z tego kierunku mógłby się rozpocząć za około 3-4 lata. Termin ten wynika z jednej strony z konieczności przebudowy amerykańskich gazoportów, które powstawały z myślą o imporcie, a nie eksporcie błękitnego paliwa, z drugiej zaś od decyzji amerykańskiego regulatora rynku energetycznego, który musi wyrazić zgodę na eksport. Zdaniem Zawiszy, ceny gazu z USA mogą okazać się atrakcyjniejsze nie tylko od cen katarskich, ale nawet od tych, które Polska płaci w ramach kontraktu jamalskiego. Wciąż nie wiadomo, czy USA zdecydują się wesprzeć Europę eksportem taniego gazu, bo tematyka paliwowa jest miejscem starcia polityki wewnętrznej i zagranicznej:

z jednej strony amerykanie chcieliby osłabić gazowy oręż Rosji, z drugiej potrzebują taniego gazu dla własnego przemysłu i reindustrializacji kraju. Poza USA i Katarem PGNiG prowadzi także rozmowy z Kanadą. Niezależnie od tego, kto będzie ostatecznie dostarczał gaz do Polski, niewykorzystany potencjał terminala będzie dostępny dla stron trzecich, chcących za jego pomocą importować błękitne paliwo.

Tańszy gaz z Rosji

Powstanie gazoportu nie będzie jednak oznaczało ani uniezależnienia się od dostaw z Rosji, ani też zmiany dostawcy. Jak na razie gaz z Rosji jest najtańszy – nawet wziąwszy pod uwagę fakt, że Polska płaci za metr sześcienny gazu drożej niż Niemcy czy Austria. Ale pojawienie się alternatywnego kanału importu może spowodować dalszą obniżkę cen. Kontrakt jamalski obowiązuje do 2022

Teberia 6/2014

50


GOSPODARKA

roku, a już w 2017 strony mają rozpocząć negocjacje w sprawie jego przedłużenia. Gazoport może być w tych negocjacjach ważną kartą przetargową. Polska nie zrezygnuje z importu gazu ze wschodu również dlatego, że potrzeby naszego kraju w ciągu kolejnych piętnastu lat wydatnie wzrosną. Według wspomnianego już dokumentu „Polityka energetyczna Polski do 2030 roku”, w 2030 roku zużycie gazu w Polsce osiągnie poziom 20 mld m3 – terminal i jego możliwości posłużą więc raczej zaspokojeniu tej potrzeby, a nie wybiciu się na energetyczną niezależność. Przykładem skutecznego wykorzystania gazoportu w walce o niższe ceny jest Litwa, która dzięki ukończeniu budowy swojego terminala LNG uzyskała od Gazpromu 20% obniżkę. Litwa chce po-

czątkowo importować za pośrednictwem gazoportu 0,5 mld m3 gazu, by zapewnić mu funkcjonowanie. Pozostały wolumen będzie dostępny dla stron trzecich, które będą chciały sprowadzać za jego pośrednictwem gaz. W razie ewentualnego kryzysu w relacjach Wilna z Moskwą gaz sprowadzany za pomocą pływającego terminala w Kłajpedzie wystarczy na pokrycie całego zapotrzebowania Litwy.

Unia Energetyczna

Innym sposobem na wysokie ceny gazu może być zrezygnowanie z kontraktów długoterminowych albo ograniczenie surowca kupowanego za ich pośrednictwem. Ceny surowców energetycznych w wielu kontraktach długoterminowych są nierynkowe. Dotyczy to zwłaszcza tych zawartych przed kryzysem, kiedy oczekiwano, że ceny gazu będą rosnąć.

Teberia 6/2014

51


TECHNOLOGIE GOSPODARKA

Alternatywą dla takich kontraktów może być tzw. rynek spot, czyli rynek kontraktów krótkoterminowych, gdzie gaz kupuje się w mniejszych ilościach i po cenach będących wynikiem aktualnej sytuacji gospodarczej. Elementem walki o gazowo-naftowe bezpieczeństwo Polski i niskie ceny jest lansowana obecnie idea tzw. unii energetycznej. Jej trzonem miałyby być wspólne zakupy surowców energetycznych od zewnętrznych dostawców (głównie od Rosji) i dzielenie się nimi w ramach UE – cena gazu dla tak dużego odbiorcy musiałaby być niższa, co doprowadziłoby do wzrostu konkurencyjności europejskiej gospodarki i uodporniło niektóre państwa Unii na szantaż gazowy. Niestety, wiele wskazuje na to, że tej części planu nie uda się przeprowadzić. Wiele firm w Niemczech i Austrii, zwłaszcza z sektora chemicznego, korzysta z tego, że ich Polscy konkurenci muszą kupować droższy gaz. Los projektu unii energetycznej rozstrzygnie się być może już w czerwcu, na szczycie Rady Europejskiej. Do zwiększenia bezpieczeństwa może się jednak przyczynić inny element unii

energetycznej – rozbudowa wewnątrzunijnej infrastruktury i ujednolicenie rynku gazu. Rozbudowa interkonektorów łączących systemy gazowe poszczególnych krajów oraz dobudowanie nowych gazociągów pomogłoby również świnoujskiemu gazoportowi: dzięki temu importowany za jego pośrednictwem gaz mógłby być sprzedawany do różnych miejsc w Europie. Interkonektory łączą już Polskę z Niemcami i Czechami, planowane są dalsze połączenia ze Słowacją i Litwą. W sejmie trwają też prace nad nowelizacją tzw. specustawy o terminalu LNG. Poszerzona ma zostać lista inwestycji objętych uproszczeniem procedur, przede wszystkim gazociągów o długości ponad 3,500 km. Nowe gazociągi na terenie Polski są potrzebne do tego, by w przypadku zaprzestania dostaw ze wschodu można było rozprowadzić gaz importowany ze Świnoujścia po całym terytorium kraju.

Perski gaz?

Świnoujski gazoport, choć budowany z opóźnieniem, to zdecydowanie strategiczna inwestycja dla bezpieczeństwa Polski.

Teberia 6/2014

52


GOSPODARKA

Krytycy budowy terminala wskazują na wysoką cenę katarskiego gazu i brak alternatywnego źródła dostaw. Jednak nawet jeśli terminal w Świnoujściu nie będzie w pełni wykorzystany albo cena sprowadzanego za jego pomocą gazu wyższa, to sam fakt jego istnienia może spowodować obniżkę ceny gazu dostarczanego do Polski z Rosji. Ponadto terminal będzie eksploatowany przez wiele lat, a sytuację na rynku błękitnego paliwa trudno przewidzieć, bo w najbliższym czasie może się na nim pojawić nie tylko gaz z USA. Jeśli negocjacje z Iranem

doprowadzą do zniesienia embarga nałożonego na ten kraj, którego terytorium obejmuje 15% światowych złóż gazu, to wyczerpana sankcjami gospodarka może szukać chłonnych rynków zbytu - takich jak Polska.

Teberia 6/2014

53

Piotr Pawlik



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.