TF # 46, February 2011

Page 1

INDEKS 233021

ISSN 1897-3655

CENA: 13zł w tym 8%VAT NR 46/02/2011 LUTY





48

34

28

64

22

58

48

Ondrash - „Przepraszam, czy to jest tatuaż?”

56 58 64 70

Street Team - Oskar Bachoń

Gonzo - AD 2011 No comments - Berlin 2010 Tim Orth - Piewca kobiecości Elvin Young - Nikt z ulicy Tiny Miss Becca - Dziewczyna z Essex Street art - Jerzy „Imp2k” Rojkowski Szabolcs Oravecz - Kwasoryt, miedzioryt, sgraffito… i tatuaż

Peter Lagergren - Dbałość o trwałość Kudi chick - Wilhelmina Ciekawe/nadesłane

CO

WA N

IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: styn Bła E: szc aS As zym zyńs ia ki czy k REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s

WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków NOWY NUMER TEL. 12 433 38 90

st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe

Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .

RA

Od redakcji, zapowiedzi

Max : Intro .com.pl DRUK ax ntrom www.i A: AM KL I RE com NG ail. ETI @gm t RK MA oofes : Y tatt IC et), : N to .n fo W A O a, k C g za DK A a s R ), R .ja ŁA O K ou ŁP pl w b Ó art. (ww Fa SP a. k W fal sza LI (3 a A k zJ ST are as D uk Ł

OP

6 8 16 22 28 34 40 44

ISSN 1897-3655

40

56

8

magazyn dla ludzi kochających tatuże

44

polski

16


Styczeń wyjątkowy był także ze względu na brak wyjazdów, dzięki czemu mój kot miał szansę

przypomnieć sobie, jak to fajnie kiedy pani jest w domu. W lutym będzie musiał przyzwyczaić się do towarzystwa nowego lokatora i jego agamy, bo wyżej wspomniana pani trzy weekendy pod rząd spędzi gdzieś daleko. Luty to już także coraz bardziej intensywne przygotowania do szóstej edycji naszego festiwalu, będziemy na bieżąco informować Was o kolejnych artystach, którzy zgłosili chęć swojego uczestnictwa i pozostałych atrakcjach.

/r ocknink/ w w w.inmove.de

polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże

M

inął pierwszy miesiąc pracy w nowym lokalu i kolejny raz stwierdzam, że zmiany, których się boję i wydają się być nie do przeskoczenia, zawsze wychodzą na dobre. Może pierwsze dni miesiąca, które zbiegły się z niedomaganiem Oli nie należały do najłatwiejszych, ale do zalet nowego miejsca muszę zaliczyć spokój, jakże relaksujący dźwięk lejącej się wody w fontannie obok (może dziwnie brzmi, ale faktycznie mamy tu coś na kształt fontanny), no a przede wszystkim, o czym Ola wspomina w jednym ze wstępów, nie musimy już do siebie krzyczeć. Dzięki biurkom stojącym obok dużo więcej rozmawiamy, praca idzie sprawniej a i Ola znalazła nowe hobby polegające na spisywaniu naszych co ciekawszych dialogów, które ostatnio systematycznie zaczęła publikować.

W

poprzednim numerze informowaliśmy już o konwentach, które planujemy odwiedzić. Choć impreza w niemieckim Chemnitz odbędzie się dopiero w dniach 13-15 maja, z pewnością warto zwrócić uwagę na jej tegoroczną edycję. Tym razem organizatorom udało się zaprosić świetnych tatuatorów, wśród których znaleźli się między innymi: Alex De Pase, Leńu, Boris, Carlos Torres, George Mavridis, Nikko Hurtado, Roman Abrego, Steve Soto z „Goodfellas Tattoo”. Drugą, dużą atrakcją imprezy są koncerty. W tym momencie potwierdzone są już występy kapel takich jak: Deadline, Roger Miret and The Disasters, Street Dogs, Rezurex oraz wielu innych. Organizator poinformował nas, że wciąż czeka na zgłoszenia tatuatorów z Polski. Gorąco zachęcamy do reprezentowania naszego kraju za zachodnią granicą! Mail, na który mogą pisać zainteresowani artyści: artists@rocknink.de

Co do 46. numeru TF, to mam ochotę napisać jak bardzo jaram się materiałem z Elvinem, Peterem… no właśnie, chyba musiałabym wymienić wszystkich artystów, których prace publikujemy. Wniosek jest jeden, udało nam się stworzyć naprawdę fajny numer! Kto mnie zna, ten wie, że bardzo rzadko mówię, że coś zrobiłam dobrze. Może jest wyjątkowo fajnie, albo zmieniam się nie do poznania. Krysia

D

o szóstej edycji festiwalu zostało już tylko kilka miesięcy. Pierwszych kilkadziesiąt nazwisk polskich i zagranicznych tatuatorów już Wam zdradziliśmy. Na liście artystów znalazł się między innymi Den Yakovlev z Moskwy, którego super realistyczne prace powaliły nas na łopatki. Uwaga! Den ma już nawet pierwszego klienta „zabukowanego” na jeden z dni konwentu. W tym roku nasz festiwal cieszy się sporym zainteresowaniem osób z krajów wschodnich, dlatego możecie liczyć na większą ilość wystawców z tych rejonów. Cieszy nas pojawianie się nowych gości, ale niemniej radosne jest to, że powracają „starzy przyjaciele” jak: Fat, Ed Perdomo, Alexandre Wuillot czy Szabolcs Oravecz.

TATTOOFEST 6

M

arcin „Doman” Domański znany z zamiłowania do starej szkoły, z końcem stycznia zasilił szeregi warszawskiego studia o wyszukanej nazwie „Stara Baba”. Kontakt z tatuatorem przez maila: marcindomanski@ hotmail.com facebook.com/ ta2doman


N

ashville Pussy to rasowy rock’n’rollowy zespół, prawdziwa petarda, słynąca z żywiołowych koncertów. Rozpoczęli działalność w 1996 roku w Atlancie. W tekstach poruszają zagadnienia takie jak przemoc, seks czy narkotyki. Nazwa grupy jest z płyty Teda Nugenta zatytułowanej „Wang Dang Sweet Poontang” z albumu „Double Live Gonzo”, dedykowanej „To all Nashville Pussies”. Zespół był nominowany do nagrody Grammy za piosenkę „Fried Chicken And Coffee” z 1998 roku. Przed Nashville Pussy wystąpią weterani polskiej sceny Jesus Chrysler Suicide oraz będący w szczytowej formie stoner rockowcy z Corruption promujący swój świetny album „Bourbon River”. Data: 19.02.2011 Miejsce: Klub „Kwadrat” ul. Skarżyńskiego 1, Kraków Start: 19.00 Bilety: 50/65 PLN dostępne w ticketpro.pl oraz bilety kolekcjonerskie: Kraków - Metal Shop, ul. Długa 17 Wrocław - sklep „Maksel” (SDH Feniks V piętro) Rynek 31/32 Kraków - sklep „All” ul. Mickiewicza 14 Warszawa - „Traffic Club” ul. Bracka 25 Organizatorzy: United Visions i Liveunion

Prenumerata

Tattoo Fest!! 1.

Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 433 38 90 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

2. Magazyn można także kupić

w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu/sklep • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą

TATTOOFEST 7


TATTOOFEST 8


C

hyba nigdy z takim uśmiechem nie redagowałam żadnego tekstu. Śmieszny ten Gonzo i do tego super dziara :). No a tak na poważnie, to prezentujemy postać, której nikomu przedstawiać nie trzeba. Sebastian Abramczuk był inspiracją dla wielu początkujących tatuatorów (jednego takiego z wąsem mam tu obok) i na trwałe zapisze się w historii polskiego tatuażu. Od 16 lat nieprzerwanie wraz z przyjacielem Leszkiem prowadzi szczecińskie „Tattoo Gonzo”, które cieszy się wielkim uznaniem. Tym razem przeczytacie nieco luźniejszy wywiad, jeśli będziecie mieć ochotę na więcej, odsyłam do najbardziej archiwalnego, pierwszego numeru TF. Krysia: Jesteś pierwszym polskim tatuatorem, który udzielił wywiadu na łamach „TattooFestu”, było to w kwietniu 2007 roku, od tego czasu nasz magazyn trochę się zmienił i zrobił się fajniejszy. Ty też się poprawiłeś? Gonzo: No mam nadzieję, że się poprawiłem. Ha, ha, ha, ale ta ocena nie należy do mnie, a raczej do moich klientów i znajomych. Od tamtej pory dużo wydarzyło się się tylko w życiu osobistym. Natomiast jeśli chodzi o studio, nie nastąpiło wiele zmian, poza tym że mam coraz więcej pracy, a mniej czasu na inne sprawy. Dalej sobie pracujemy z „Wełniakiem” (Leszkiem) i tyle, jest fajnie!

Krysia: Wiesz, że rozpuściłeś Edka i ciężko z nim teraz wytrzymać? Co masz na swoją obronę? Gonzo: A skąd to pytanie/oskarżenie? Nie przypominam sobie, żebym miał go w dowodzie. Ja go nie wychowałem, tacy już są niesforni ci małolaci w dzisiejszych czasach… Oprócz tego to fajny i czasami trochę niezrozumiały ziomal, jak my wszyscy w tej branży. Jeszcze wszystko przed nim, tak jak i przede mną. Ha, ha. Krysia: We wspomnianym już wywiadzie mówiłeś, że gdybyś mógł, to cały czas pracowałbyś w kolorze,

a jednak widzimy sporo twoich prac w szarościach, jak to jest? Niedobrzy ci klienci, co? Gonzo: No, bardzo niedobrzy. Ale co zrobić? Tak to już jest. To prawda, że większość moich prac jest w czerni i szarości, nie da się ukryć, ale nie ubolewam nad tym faktem. Staram się doskonalić swe umiejętności w czerni, to niesamowita zabawa, zwłaszcza cieniowanie na dużych powierzchniach i taka mega gradacja. A co do koloru, to i tak bardzo go lubię i obiecuję poprawę w przyszłości, jeśli tylko wystarczy mi cierpliwości.

Krysia: Kiedyś Leszek podczas rozmowy powiedział, że masz jeden feler - narażasz jego uszy na dziwne dźwięki. Czym tak bardzo go katujesz? Gonzo: Wełniak tak powiedział? To łobuz! Ha, ha, no tak, to prawda. Katuję go, a raczej katowałem muzą. Ostrymi kawałkami albo pojechanymi dźwiękami. Zwłaszcza jeden projekt Mike’a Pattona bardzo źle na niego wpływa, jest to „Mr Bungle”. Dla mnie jest to wielce niezrozumiałe, bo mnie osobiście ta płyta bardzo odpręża. A tak poza tym, to teraz ja wam się poskarżę jak on mnie męczy od bardzo, bardzo dawna grzebiąc w maszynkach i w kółko gadając, cytuję: „Słyszysz, słyszysz jak ona działa, pięknie co?” itd. itd.… jest w tym niezły. Ha, ha!

TATTOOFEST 9


Krysia: Myślisz, że można tak całe życie? Nie znudziło ci się jeszcze to tatuowanie? Gonzo: Nie, jeszcze nie i chyba nieprędko to nastąpi. Chociaż jak każdy w swojej pacy, mam załamania i mówię sobie po cichu „mam już tego dość”. Idę wtedy na urlop, a po paru dniach tęsknię za tworzeniem. Gdy tylko wracam do pracy, czuję się jak nowo narodzony. Jakbym robił to od niedawna, a nie kilkanaście dobrych lat. Trzeba też pamiętać, że w tej dziedzinie co chwilę coś się zmienia, a to moda na konkretny typ tatuażu, albo pojawiają się nowinki pomagające je tworzyć. Jednym słowem, nadal się rozwijam i chyba nigdy nie będę na tyle doskonały, żeby się znudzić i robić tatuaże mechanicznie. Krysia: Jak to jest w Szczecinie z tymi klientami z Niemiec, czy przyjeżdża ich wielu i czy czymś specjalnym się charakteryzują? Gonzo: Nie ma wielkich tabunów z Niemiec czy Skandynawii. Jest stała grupa klientów, którzy sukcesywnie zdobią u nas swe ciała i tyle. Zdecydowanie większość to rodacy z miasta i okolic.

TATTOOFEST 10

Krysia: Wiemy już, że nie jesteś od tatuowania Maryjek, co jeszcze wykracza poza twoje gusta, z jakim wzorem lepiej do ciebie nie przychodzić? Gonzo: A kto tak powiedział? Nie, tak wcale nie jest. Wykonałem dużo tatuaży o tematyce religijnej, choć nie jestem religijny, wręcz przeciwnie. Nie mam problemów z tym tematem. A z czym nie przychodzić? Hmmm, na pewno z gwiazdkami rozsianymi po ciele wyglądającymi jak opryszczka Rihanny. Takich i podobnych wzorów nie wykonuję. Krysia: Jakie cechy przejął po tobie twój pies? Gonzo: Ha, ha, ha, oj, można pisać i pisać. Faktycznie jest kilka cech łączących mnie z Bronkiem (choć tak na prawdę wabi sie Bronko), które są łatwo zauważalne. Najbardziej odczuwalne to chrapanie, pierdzenie (czasem nie do wytrzymania) i zarówno on jak

T

rzeba pa mię dziedzinie tać, że w tej co ch coś się z mienia, a wilę to moda na konkr etn albo poja y t yp tatuażu, w pomagają iają się nowinki ce je t wo rzyć.


TATTOOFEST 11


i ja długo nie możemy usiedzieć w jednym miejscu. Są też takie cechy, które nas totalnie różnią, jak np. nasze mordziaki. Od pierwszego spojrzenia widać tą różnicę… podpowiem, że Bronek to buldog francuski charakteryzujący się spłaszczoną mordką i wklęsłym noskiem :). Ale co najważniejsze, obydwaj jesteśmy przyjaźnie nastawieni, choć nie proponuję nikomu zaleźć nam za skórę, bywamy wredni :). Krysia: Czego najbardziej życzysz sobie w życiu zawodowym? Gonzo: Czego mogę sobie życzyć? Na pewno ciekawych wyzwań, nieupierdliwych klientów i cierpliwości co do niektórych, i tak naprawdę to nie wiem czego jeszcze po 16-stu latach pracy w studiu…

TATTOOFEST 12

Krysia: Gdybyś mógł wybrać dowolne miejsce na ziemi i tam polecieć, to byłoby to…? Gonzo: Jest ich wiele, na pewno poleciałbym tam gdzie jest ciepło, gdzie są fajni ludzie i gdzie nigdzie nie trzeba się spieszyć. Na dzień dzisiejszy jest to Tajlandia, bo tam tak właśnie jest. No i to wypasione żarcie, ciepła, morska woda i mieszające się zapachy. Tak, to jest życie, yeaaaaa - polecam! Korzystając z okazji (bo nigdy tego nie robiłem) chciałem pozdrowić moją rozrastającą się rodzinkę, Jonnego, moich przyjaciół, Wełniaka z rodziną i wszystkich mi bliskich. Pozdrawiam!

www.tattoogonzo.v.pl


TATTOOFEST 13




TATTOOFEST 16

Den Yakovlev, Negative Karma, Rosja

Kamil, Kamil Tattoo/F16, W. Brytania/Krak贸w


TATTOOFEST 17

Manuel, Signs & wonders, Berlin

George Mavridis, Tattooligans, Grecja

Miguel Ramos, Niemcy

Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin


TATTOOFEST 18

Florian Karg, Flo-vicious Circle, Niemcy

Ewald, Red Devil Tattoo, Austria

Ulrich Krammer, Face the fact tat2, Austria

Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin

Chris Schmidt, Farbschock Tattoo, Niemcy


Niki, Heidi Hay Tattoo, Szwecja

TATTOOFEST 19

Katerina Mikky Volkova, Bunker, Rosja

Erevoscreations, Grecja

George Mavridis, Tattooligans, Grecja


Maks Kornev, Artefact, Rosja

Marc, Sigis Tattoo Shop, Austria

Peter Bobek, Tribo, Czechy

TATTOOFEST 20 Den Yakovlev, Negative Karma, Rosja

Adriaan Machete, Kreuzstich Tattoo, Niemcy


Fadi, Triptyc Tattoo, Szwajcaria

Patrik, Paint & Design, Niemcy

TATTOOFEST 21

Anrzej Leńczuk, Alien, Wałbrzych


Czasem bywa tak, że zrozumienie wizji artysty i tego, co pragnie przekazać poprzez swoją sztukę niektórych przerasta. Może nie powinnam się przyznawać, ale tak właśnie było ze mną w tym przypadku. Myślę, że będzie lepiej, gdy zamiast zagłębiać się w intencje Tima Ortha, poprzestanę na oglądaniu prac. Już jako sześcioletni chłopiec, dzięki swoim rodzicom, miał on styczność ze sztuką, a po ukończeniu liceum plastycznego zajął się tatuowaniem. Obecnie wraz z rodziną mieszka w Atlancie, uwielbia zajmować się ogrodem, łowić ryby i spędzać czas z dala od zgiełku miasta, no i ma swego rodzaju misję…

TATTOOFEST 22


Krysia: W twoich tatuażach dominują nagie, ponętne kobiety. Opowiedz w jaki sposób ten motyw stał się tak istotny w twojej twórczości? Co chcesz przekazać przez swoje prace? Tim: Posługuję się wizerunkiem kobiet z różnych powodów. Przede wszystkim to potężne istoty dające życie. W moich pracach symbolizują naturę, ziemię i energię. Nie istnieje dla mnie bardziej ludzki sposób na oddanie uczuć, jak stworzenie czegoś pięknego. Przeżywam momenty, kiedy natura uderza z całą swoją siłą i kiedy jestem tak pozytywnie przytłoczony wszystkim, co znajduje się dookoła, że trudno mi określić to słowami. To tak, jakby matka natura sięgnęła do samego środka mnie i zasadziła tam ziarno nadziei. To taki rodzaj inspiracji i motywacji, który chciałbym przekazać w swoich obrazach. Chciałbym, żeby dzięki nim ludzie znów poczuli pasję, by odczuwali na nowo. Często egzystencja jest zakłócana przez tak wiele czynników, że w zasadzie nie jest to już realne życie. Ludzie pochłonięci są gromadzeniem pieniędzy,

dóbr materialnych, zdobywaniem pozycji i tracą z oczu to, na czym naprawdę powinno opierać się istnienie. Krysia: Nagie kobiety to nie wszystko, „japonia”, portrety… co więcej? Tim: Lubię tatuować motywy, które przemawiają do mnie samego, ale też wywołują emocje ludzi. Krysia: Robisz swoje maszynki, co jest w nich wyjątkowego, czy sprzęt dostępny na rynku nie był dla ciebie satysfakcjonujący? Tim: Pewnego dnia pomyślałem, że dobrze byłoby poznać budowę narzędzia, którym posługuję się na co dzień. Najlepszym na to sposobem było zajęcie się produkcją. Kiedy spróbowałem, od razu wiedziałem, że to coś, czemu z pewnością poświęcę więcej czasu. Raczej nie chodziło o to, że byłem niezadowolony z dostępnego sprzętu, tym bardziej, iż zawsze było go bardzo dużo do wyboru. Trzeba tylko pamiętać o zasadzie: przeważnie dostajesz to, za co zapłaciłeś. To samo tyczy się chyba tatuatorów…

Jeśli chodzi o jakąś unikatowość, to raczej o nią trudno, bo maszyny cewkowe praktycznie nie zmieniły się od ponad 100 lat. Nie jest łatwo wymyślić coś, na co jeszcze nikt nie wpadł. Usiłuję budować jak najlepszy sprzęt, za pomocą najlepszych, dostępnych materiałów, a przy tym jak najładniejszy. Krysia: Wiem, że uwielbiasz sztukę w ogóle, jakie inne jej gałęzie najbardziej się interesują? Tim: Kilka lat temu malowałem akrylami. W tym momencie z powodu natłoku pracy nie mam czasu na nic poza tatuowaniem. Kiedy to wszystko odrobinę się unormuje, chciałbym spróbować malarstwa olejnego. Krysia: Masz wiele zdjęć z różnych wypraw, znad rzek, z lasów, z pustyni… opowiedz o tym, co z nich przywozisz, co ci dają, kto ci towarzyszy? Tim: Jeśli nie musiałbym pracować, cały czas spędzałbym w lesie. To jedyne miejsce, gdzie odczuwam komfort i czuję się wolny. Mam głęboko zakorzeniony

TATTOOFEST 23


TATTOOFEST 24


TATTOOFEST 25


szacunek do natury i ziemi, którą ludzie na ogół wykorzystują bez zastanowienia. Nie poświęcają czasu, by znaleźć sposób na współistnienie z innymi stworzeniami. Ogólnie przyjętą i akceptowaną normą jest po prostu zaoranie wszystkiego, nie przejmując się zupełnie, co tak naprawdę niszczymy. Gdzie nas to zaprowadzi? Jakie korzyści z nas ma jakakolwiek żywa istota? Poprzez spędzanie czasu z dala od wszystkiego, co rozprasza moją uwagę, od miasta, od badziewia, które zwykliśmy nazywać rutyną, mogę na nowo odnaleźć mój cel. To nie ma nic wspólnego z karierą, obrastaniem w bogactwo czy z moim ego. To cel, który związany jest wyłącznie z rozwojem dogłębnego zrozumienia i świadomości tego, co mnie otacza i jak ja sam wpływam na najbliższe środowisko. Ludzie, którzy mi towarzyszą to rodzina, przyjaciele, znajomi artyści, którzy myślą podobnie. Nie chcemy zmieniać świata, tylko nas samych. Możemy mieć tylko nadzieję, że dzięki temu, damy przykład innym ludziom. Chcemy im pokazać, iż można robić pewne rzeczy inaczej niż nakazuje telewizja czy społeczeństwo. Krysia: Czy jest coś, co kolekcjonujesz? Co hodujesz? Tim: Siwe włosy :). Poza tym mam 3 bassety i sadzawkę pełną karpi koi. Krysia: Co masz wspólnego z… mydłem? Tim: Moja żona jest właścicielką firmy zajmującej się jego produkcją. To chyba tyle jeśli chodzi o czynniki wspólne… plus to, że używam go codziennie. „Painted Lady Soap Company” ma w swojej ofercie naturalne mydła w kostkach i płynie, balsamy, peelingi cukrowe… w zasadzie wszystko, co można wymyślić. Zanim otworzyła działalność, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że te produkty w ogóle się od siebie różnią. Dałem się wciągnąć i stałem się nieco rozpuszczony pod tym względem. Sprawdźcie jej stronę (www. paintedladysoap.com) i przekonajcie się sami. Krysia: Jak często bywasz w Europie? Co cię tu sprowadza? Tim: Staram się odwiedzać Europę dwa razy do roku. Jak do tej pory przebywałem tylko w Anglii. Zanim pojawię się w innych krajach, chciałbym nauczyć się choć trochę lokalnych języków. Biorąc pod uwagę ten czynnik, następna będzie Francja, bo przynajmniej co nieco rozumiem i umiem coś powiedzieć po francusku. Chciałbym jednak, żeby ta lista szybko się powiększyła. Jestem głodny przygód, poznania nowych ludzi i zmiany otoczenia.

Axis Irons www.axisirons.com www.timorthtattoos.com www.facebook.com/salvationlieswithin www.myspace.com/salvationlieswithin

TATTOOFEST 26


TATTOOFEST 27


ach studyjno przewija się rozmow to ęs cz io tn ta os e ór ze względu ie kt hater tego materiału w Singapurze, państw Bo a . zk zy ies led m ko g si un na Yo e in bi so Elv . I słusznie, tego, że upodobali je tatuażem orientalnym z cji ra się z m h yc Wa yjn zy kc ar oj da sk re – e alizmie i jest er wszej chwili zapewn przede wszystkim świetnie czuje się w re pi w e, ni ze od ch po na sumienności ale dzeniem ogromnej órczości nie brakuje, ier tw tw o po jeg w m ny ac lej pr h ko s kic ta przekazałby a na że gdyby tylko mógł, atorem. Elvin jest dl , str em ilu Wi m ). ity ją… ow ze ar am st es e ni nawiązania ni (a także tego, że się rdzo cieszy mnie fakt Ba ów h. jat ac Az ni i śc wa ito iło m ow za ac i e pr i rz właśnie Elvin, formacji o swojej kultu ng Long z poprzedniego numeru czy in ej ęc wi ele wi o m na Ca erzę, że do i ar tystom takim jak ch zakątków Azji. Wi zy ięk als dz , jd cy na ra z łp ów pó or ws at j te tatu Kr ysia chęć docierania do mam coraz większą . ele bardzo wi odkr ycia jest jeszcze TF: Ile lat zajmujesz się tatuowaniem, co sprawiło, że postanowiłeś spróbować? Elvin: Tatuuję od 12-13 lat. Wcześniej byłem ilustratorem i pracowałem jako wolny strzelec. Powód, dla którego zacząłem tatuować, to chęć poznania innych środków wyrazu. Okazało się, że była to najlepsza życiowa decyzja. TF: Powiedz o sobie coś, co pozwoli nam cię lepiej poznać. Elvin: Jestem bardzo nudną osobą, ha, ha! Kiedy mam wolny czas, oglądam telewizję, gram w golfa i oddaję

TATTOOFEST 28

się rysowaniu, najczęściej jednak przygotowuję projekty i oczywiście pracuję. Uwielbiam słuchać muzyki. Lubię jej wszystkie odmiany, ale najbardziej rock, metal i muzykę alternatywną.

TF: Jakie zwierzęta wyjątkowo lubisz przedstawiać w swoich pracach? Elvin: Psy, na pewno psy… Uwielbiam je tatuować. Kocham psy i jestem dumnym posiadaczem pięciu.

TF: Co w swoich pracach uważasz za najistotniejsze, jaka jest ich mocna strona? Elvin: Tak naprawdę, to nie mam pojęcia… nadal poszukuję własnego stylu. Jeśli jednak musiałbym odpowiedzieć na to pytanie, to wskazałbym na moją dbałość o detale.

TF: Opowiedz o studiu, w którym pracujesz? Elvin: Moje studio w zasadzie mieści się w moim domu. Mieszkam na piętrze dwupiętrowego budynku, a pracuję na dole. Nie mam nawet żadnego szyldu, ponieważ klientów umawiam wyłącznie telefonicznie i mailowo. Do studia nie przychodzi nikt z ulicy. Nie mam także żadnych współpracowników.


TATTOOFEST 29


TF: Na singapurskiej konwencji byłeś jednym z jurorów, pamiętasz chłopaków z Polski - Edka i Daveee’a? Elvin: Pewnie, poznałem Daveee’a i Edka. Są znakomitymi tatuatorami. Byłem pod wielkim wrażeniem ich prac. Szkoda tylko, że ze względu na ilość pracy nie mieliśmy czasu pogadać i bliżej się poznać. TF: Jesteśmy pod wielkim wrażeniem twoich rysunków i projektów. Jaka technika jest twoją ulubioną? Elvin: Dziękuję. Przeważnie używam grafitu, czasem kredy lub węgla. Nad jednym rysunkiem spędzam najczęściej dzień, maksymalnie dwa. Nie robię najpierw szkicu, po prostu zaczynam rysować i patrzę jak rozwija się praca. Pomysły

TATTOOFEST 30

projektów pochodzą głównie od moich klientów. Lubię rysować, zanim zajmę się tatuowaniem. Uważam, że to bardzo dobry nawyk, który nabyłem podczas lat pracy. To także bardzo dobre ćwiczenie.

TF: Czy jest jakaś tatuatorska impreza, w której szczególnie chciałbyś wziąć udział? Elvin: Bardzo chciałbym odwiedzić konwent w Amsterdamie, a także mieszkającego w Holandii Thomasa Kynsta. Niejednokrotnie rozmawialiśmy o wspólnym malowaniu, ale chyba obaj jesteśmy na to zbyt zajęci. Nieszczególnie lubię podróże, wolę spędzać czas w domu. Jestem raczej typem samotnika. Największą inspirację do pracy odczuwam w domowym zaciszu. Jednym z artystów, którego także pewnego dnia bardzo chciałbym spotkać jest Jeff Gogué. Uwielbiam jego styl, technikę i wizjonerstwo.

TF: Wiemy, że w wolnym czasie grywasz w golfa… Elvin: Golf to sport, który pozytywnie wpływa na ćwiczenie cierpliwości i koncentracji, a tego właśnie wymaga moja praca. To także dobry sposób na relaks. Gra sprawia mi bardzo dużą przyjemność i pozwala oderwać się od pracy. To dość zabawne, kiedy taki wytatuowany gość jak ja pałęta się po polu… wzbudzam spore zainteresowanie. www.elvintattoo.com * facebook.com/elvin.yong

Powód, d tatuowa la którego zacz ć, to chę ąłem innych ś ć rodków poznania Okazało w yrazu. najlepsz się, że była to a życiow a decyz ja.


TATTOOFEST 31


TATTOOFEST 32


TATTOOFEST 33


Be29c-cleatnia blondynka

to owych o nieco nietyp Szczerze zamiłowaniach. nieźle prezentowałaby m mówiąc, całkie e, ale naszej okładc się także na resuje. ej jej nie inte atorką modeling racz tu ta aścicielką i im Jest za to wł sk el gi Doe” w an studia „Jayne c, cą ch e chcąc ni Essex, która listką kolejną specja ą sz na em została st za tym, że je od ptaków. Po ie en za udziel jej wdzięczna kże ta to wywiadu, ie na trop mn ła zi naprowad jących osób, kilku interesu awem eb co na pewno ni korzystać. wy ę si postaram

Krysia: Na początek powiedz nam 5 najważniejszych rzeczy o sobie. Becca: Nie jestem pewna co jest na tyle istotne… uwielbiam herbatę, nie prowadzę żadnego życia towarzyskiego, mam bliźniaka, zbieram wypchane zwierzęta i wydaję zdecydowanie za dużo pieniędzy na Vivienne Westwood (przyp. red. angielska projektantka mody, wywarła wielki wpływ na współczesną modę punk). Krysia: Kto uczył cię tatuować, ustawiać maszynkę itp.? Becca: Odbyłam bardzo podstawowy, ogólnikowy i szybki staż bez nadzoru, podczas którego otrzymałam niewielką ilość wskazówek. Tatuowałam klientów już po 3 miesiącach. Całe lata zabrało mi wyplenienie złych nawyków nabytych na samym początku. Kiedy zaczynałam, tatuaże wykonywane były bardzo cienkimi linerami i przy użyciu bardzo wysokiego napięcia. Przechodzą mnie dreszcze na myśl o tym, ile osób skrzywdziłam. Krysia: Od kiedy funkcjonuje twoje studio i jakich skupia artystów? Becca: Otworzyłam „Jayne Doe” w 2009 roku. Pomimo tego, że mamy więcej miejsca, pracuje tu tylko 3 tatuatorów. Poza mną są to moi dobrzy przyjaciele - Simon Erl i Sam Ricketts. Wszyscy mamy dość podobne podejście, wolimy pracować niż imprezować, cieszymy się swoim towarzystwem i wspieramy wzajemnie. Krysia: Od razu widać, że uwielbiasz prace Larsa, z tego co wiem tatuuje twoje ręce, jakich jeszcze innych tatuatorów podglądasz i podziwiasz? TATTOOFEST 34

Becca: Ciężko wyrazić mi ogrom podziękowań jakie należą się Larsowi. Po czasie spędzonym u niego mogę powiedzieć, że został moim przyjacielem i jest tatuatorem, który bardzo pozytywnie wpłynął na moją pracę. Nigdy nie wytykał błędów i nie krytykował mnie, po prostu rozmawialiśmy, dyskutowaliśmy o rysunkach i kompozycji. Lars dał mi wiele wskazówek jak i gdzie szukać pomysłów czy alternatyw w trakcie przygotowań projektu. Szczerze, nie potrafię sobie wyobrazić jak wyglądałoby moje życie gdybym go nie poznała. Miałam też na tyle szczęścia, że udało mi się zaprzyjaźnić z Jurgenem

Eckelem. Ostatnio pracował gościnnie w studio i była to dla mnie niezwykła okazja, by wiele się od niego nauczyć. Nie mogę doczekać się jego ponownych odwiedzin pod koniec roku. Jestem szczęściarą, bo mogłam dostać pewne wytyczne i tak wiele inspiracji od artystów, których podziwiam. Do tej grupy zaliczam także przedstawicieli sztuki jak: Vania, James Jean i Dan Hiller, Mellisa Forman, Kris Knight, Natalie Shau oraz Virgin Ropers. Zbieram obrazy Chrissa Conna, Sandi Calistro i Setha Wooda, przepiękne ornamentowe tace wykonane przez francuską firmę „I-bride” oraz portrety zwierząt


TATTOOFEST 35


w ubraniach. Wiele ciekawych odwołań, które wykorzystuję w pracach, znajduję też w księgarni „Dovebook”. Zachowuję się tam zawsze jak dziecko w sklepie ze słodyczami. To wspaniałe źródło starych ilustracji i grafik, które nie są objęte prawami autorskimi. Myślę, że jest to tajemnicą w branży… ups, teraz chyba już nie :). Jeśli chodzi o tatuatorów, to uwielbiam prace Emily Rose, Rachi Brains, Ryana Masona, Valerie Vargas, Chrissa Dettmera, Uncle Allana, Javi Rodrigueza, Thomasa Hoopera, Setha Wooda, Cristiny Garcia… i wielu, wielu innych. Krysia: Jesteś kolejną prezentowaną tatuatorką, w której tatuażach licznie pojawiają się ptaki… Jakie jeszcze motywy preferujesz? Becca: Wszystko zaczęło się po jednym, konkretnym tatuażu, który wykonałam dziewczynie na dekolcie. Była to klatka oraz dwa ptaki i po tej pracy bardzo wiele osób chciało wytatuować u mnie coś podobnego. To pewnie przez to zaczęto mnie kojarzyć z tym motywem. Bardzo lubię przedstawiać zwierzęta, wkomponowywać w projekty różne przedmioty i ornamenty. W miarę dojrzewania jako tatuator, staram się zredukować liczbę elementów w tatuażu. Wcześniej umieszczałam w nich bardzo wiele detali, które sprawiały, że praca była zbyt skomplikowana. Krysia: Czym wyróżniają się twoi klienci? Becca: Mam dużo szczęścia, bo zazwyczaj pozwalają mi na swobodę w projektowaniu. Podrzucają mi raczej jakieś luźne pomysły i dają wolną rękę. Myślę, że zdają sobie sprawę jak wiele można zawrzeć w tatuażu, a przy tym wybierają mnie ze względu na styl, w jakim pracuję. Krysia: Czym pomagasz sobie w procesie powstawania projektu? Becca: Ostatnio mam silną potrzebę znalezienia równowagi pomiędzy naturalnymi zdolnościami artystycznymi i solidnymi punktami odniesienia, z których korzystam w pracy. Żeby zacząć rysunek i nadać mu dobre podstawy, stale posiłkuję się stroną Flickr czy wyszukiwarką zdjęć Google. Mam na myśli to, że jeśli masz narysować ptaka w locie, lepiej znaleźć piękne zdjęcie, niż próbować posłużyć się wyłącznie wyobraźnią. Jeśli główny zarys jest już wykonany, możesz wtedy dodać do niego swoją artystyczną wizję, czy swój własny charakter. Myślę, że w tym wszystkim chodzi o to, aby poprawność rysunku zgrała się z artyzmem. Krysia: Co jest dla ciebie najlepszą nagrodą za twoją pracę? Becca: Na pewno poznawanie nowych ludzi, nawiązywanie znajomości i prawdziwych przyjaźni, a także możliwość wyjazdów.

Krysia: Jaka zasada towarzyszy ci w pracy? Becca: Skromnie i wytrwale pracować. Myślę, że w tym momencie branża jest tak nasycona, że to właściwie jedyna opcja żeby się rozwijać. Poziom tatuowania w przeciągu ostatnich 5 lat stał się wprost fenomenalny i jeśli nie nastawisz się na ciężką pracę, pozostaniesz w tyle. Nigdy niczego nie biorę za pewnik, żeby utrzymać się w tej branży, potrzeba dużo determinacji, ćwiczeń, wytrzymałości i sporo poświęcenia. Krysia: Coraz więcej kobiet tatuuje, ale czy odczułaś kiedyś, że z racji płci ktoś potraktował cię mniej poważnie, czy może wręcz przeciwnie - bardziej przyciągasz? Becca: Myślę, że to sprawdza się w obu przypadkach. Uważam, że jest niemało zarówno artystycznych jak i technicznych różnic pomiędzy kobiecymi i męskimi stylami tworzenia. Do klienta należy wybór, u kogo chce się tatuować. Zdaje się, że zawsze świat tatuażu będzie zdominowany przez mężczyzn i byłoby naiwnie myśleć, że trzepot powiek pomoże w czymkolwiek jakiejś kobiecie. Często mam wrażenie, że my - kobiety, musimy pracować dwa razy ciężej żeby zyskać rozpoznawalność czy znaczenie w branży. Może jestem nieco stronnicza, ale w gruncie rzeczy wydaje mi się, że płeć nie miała większego wpływu na moją karierę. Ponad wszystko uważam, iż najbardziej liczy się jakość pracy. Krysia: Co uważasz za swój największy sukces? Becca: Na pewno własne studio, gdzie na co dzień mogę pracować otoczona zaprzyjaźnionymi klientami oraz w towarzystwie Simona i Sama. Ponadto odwiedzają nas niesamowici artyści jak Sandi czy Eckel. Robi mi się cieplej w sercu także na myśl o powracających klientach. Wciąż tatuuję ludzi, którzy pojawili się u mnie 6 lat temu. Cieszy mnie to, bo myślę, że świadczy to o mnie jako osobie, gdyż moje tatuaże nie były zbyt dobre w tamtym czasie. Krysia: Jak często pracujesz na konwencjach, gdzie można cię spotkać? Becca: Zazwyczaj pojawiam się każdego roku w Brighton i na Tattoo Jam. Planuję guest spoty w Melbourne i Brisbane pod koniec 2011 roku. Wybieram się do „Times Of Grace” w Essen. Nie podróżuję dużo, bo zbyt mocno zapuściłam korzenie w Essex i wolę zaszyć się we własnym studio, gdzie czuję się jak w domu i gdzie powstają moje najlepsze prace.

oo etatt oe o d e ayn e D com/j cca Jayn . e c a Be mysp www. acebook: F

TATTOOFEST 36


TATTOOFEST 37




Tym razem prezentujemy hiperrealistyczne produkcje, które namalowane nawet na niewielkiej powierzchni powalają precyzją wykonania. Imp2k opracował masę swoich patentów, dzięki którym malując spreyem osiąga efekty, które nawet przy użyciu aerografu byłyby niebywałe. Imp2k mistrzem jest i basta! To zresztą zobaczycie sami. Chciałem jednak przekazać kilka słów o Jurku - człowieku niesłychanie skromnym, dla którego przyjemność wspólnego malowania jest zasadniczym kryterium. Mieliśmy okazję współpracować podczas kameralnych imprez organizowanych w Żywcu. Jednak Jurek pojawia się w różnych miejscach, więc może i w Waszej okolicy. Bądźcie czujni! Dariusz 3fala.art.pl Z czego wywodzi się kultura? To, że człowiek jest jaki jest, a nie skacze do dziś po drzewach? W dużej mierze właśnie z malowania po ścianach, które było jednym z pierwszych przejawów rodzącej się kultury wyższej. Jakieś 30-40 tysięcy lat temu przyszedł taki moment, kiedy prehistoryczny homo zaspokoiwszy wszelkie konieczne do przeżycia i niewymagające specjalnego myślenia potrzeby biologiczne poczuł, że czegoś mu brakuje. Pojawiła się więc potrzeba duchowa stojąca ponad hormonami i pozostałymi, raczej zwierzęcymi instynktami. Upraszczając zaczęło się wyrabianie estetycznych przedmiotów i przedstawianie na ścianach jaskiń tego, co za pomocą tych przedmiotów udawało się upolować. Co było dalej, to już wszyscy mniej więcej wiedzą - zrodziła się kultura, a wiele jej najwybitniejszych przejawów to malarstwo, bardzo często ścienne, które swoje apogeum miało w Renesansie i Baroku, co nie znaczy, że po tych epokach się skończyło. Trwało i trwa nadal w różnych formach, tyle że dzisiejsze podejście odbiorców do niego znacznie się zmieniło. Sami odbiorcy również. Goniące po nocach małolaty ze sprayami niszczą wszystko wkoło, zwłaszcza nowe elewacje i zabytki, pisząc gdzie się da i co się da. Głównie hasła popierające jeden i „krytykujące” drugi piłkarski klub, grający często na poziomie estetycznym i merytorycznym owych haseł… Inne przejawy tej „twórczości” to liczne JP czy CHWDP. Zdewastowane ściany, przystanki, popisane tramwaje i pociągi, wszystko co namalowane sprayem to zło, które trzeba tępić i zniszczyć. Takie jest polskie potoczne wyobrażenie o graffiti czy street arcie. Malowanie i osoby malujące zawodowo nie cieszą się szacunkiem. Artysta to też stały bywalec nieustannych imprez, człowiek niepoważny, niezdyscyplinowany, żyjący w jakimś innym zupełnie nierzeczywistym świecie, pijący, biorący i palący wszystko co się da, do tego zawsze bardzo dziwacznie ubrany. Samo określenie kogoś mianem „artysty”, jest często z założenia negatywne. Osoby malujące na legalnych ścianach, czy wykonujące murale na zlecenie miast, są notorycznie spisywane

TATTOOFEST 40


www.imp2k.com

TATTOOFEST 41


przez straż miejską czy policję, bo jakiś „porządny” obywatel zawiadomił władze. Sam spray też ma złą sławę, bo przecież używają go tylko sami wandale. Do tego duża część ludzi sądzi, że wszystko co malowane tą techniką to totalny kicz… Kiepską opinię na tym polu spray zawdzięcza m.in. aerografowi (te prace bardzo często są kiczowate, bo to narzędzie wymusza pewną stylistykę i trudno jest się od niej uwolnić), oraz „kosmosom” malowanym puszkami na poczekaniu i sprzedawanym na placach miast ku uciesze zebranej gawiedzi. Zawodowe lub hobbystyczne zajmowanie się malowaniem sprayem wymaga zmierzenia się z tymi wszystkimi stereotypami wymienionymi powyżej i nie jest to łatwe ani miłe. Najlepiej doprowadzić do sytuacji, kiedy odbiorcy/klienci najpierw zobaczą efekty naszej pracy, a dopiero potem dowiadują się, że to też jest „graffiti”, czyli potocznie mówiąc, coś namalowane sprayem na ścianie. Maluję sprayami około 13 lat, skończyłem liceum plastyczne i design na ASP w Krakowie, w swojej pracy posługuję się wyłącznie sprayami (zarówno w przypadku dekoracji ściennych jak i obrazów), nie używam dodatkowych narzędzi jak szablony, maski itp., wszystko powstaje „z ręki” i przy użyciu odpowiednich końcówek i farb. Współpracuję z projektantami wnętrz oraz licznymi architektami, realizowałem zamówienia dla wielu dużych i poważnych firm. Tworzę fotorealistyczne dekoracje ścienne oraz obrazy wymagające lat praktyki i czasami tygodni pracy. Do osiągnięcia dobrych efektów w fotorealiźmie (w każdej technice) trzeba odpowiedniego charakteru, cierpliwości, praktyki i pasji, bez nich nie da się uzyskać dobrego rezultatu, nie bez znaczenia są też naturalne predyspozycje do tego rodzaju malarstwa. Każda praca jest wyzwaniem technicznym, celem jest doprowadzenie do jak najlepszej iluzji rzeczywistości - ideałem jest sytuacja, kiedy ktoś złapie za klamkę namalowanych na ścianie drzwi, następnie pomyśli że to wydruk, fototapeta… To dla autora bardzo miła reakcja. Warsztat jest tu bardzo ważny, każdy, nawet laik może dostrzec błąd. Nie mniej ważne jest to, co jest powiedziane za pomocą tych środków, jednak technika w tej konwencji jest priorytetowa i jeśli ona jest dobra, pomysł może się obronić. Do czego zmierza dziś to wszystko? Jak zawsze oceni historia… Ale odnotować można, że często w galeriach za sztukę uznaje się dziś obieranie ziemniaków lub np. wchodzenie i siedzenie przez „artystę” na drzewie… Niezwykle często miejsce ma tzw. „dorabianie ideologii” do „dzieł” niemających żadnej wartości estetycznej, warsztatowej ani merytorycznej. Informatyzacja doprowadziła do stanu rzeczy, kiedy wszystko w ogromnej ilości jest „na wczoraj” - jakość zawsze będzie tu cierpieć, estetyka też, najlepiej widać to w otaczających nas wszędzie fatalnych projektowo bilboardach, bannerach, ulotkach… Wszystko jest masowo produkowane w Chinach, są to rzeczy już nie tylko estetycznie bardzo niskiej jakości, ale też każdej innej. Podróbki, podróbki podróbek… Rzemiosło czy sztuka oparte na perfekcyjnym warsztacie i latach praktyki są wypierane przez przedmioty wytwarzane jak hamburgery w fast foodzie - wszystko odbywa się zgodnie z hasłem z plakatu autorstwa The Designers Republic: „Buy, Consume, Die”… Z kilograma mięsa mamy 3 kg „szynki”, ale za to taniej… Ogromna ilość rzeczy jest produkowana na tej zasadzie. Zapatrzeni w możliwości komputerów i filozofię, że wykonają one pracę za człowieka, „twórcy” produkują protezy dzieł - nieudolne symulacje malarstwa czy rysunku za pomocą tabletu, drukowane następnie na płótnach, bo gdzieś jeszcze drzemie w jakiejś dziwnej i szczątkowej formie szacunek i przekonanie, że jak na płótnie to jest to coś dobrego… Ale jest sztuczne, plastikowe, słabe. Jest jednak szybko. Niewielu dostrzega prawdziwe możliwości tych narzędzi i wykorzystuje je właściwie i w twórczy sposób.

TATTOOFEST 42


Na szczęście w Polsce organizuje się coraz więcej dużych imprez malarskich, gdzie twórczość proponowana przez ludzi takich jak ja, ma szansę przebić się do osób, które nie miały wcześniej jak do niej dotrzeć. Powstaje coraz więcej murali realizowanych przez malarzy, którzy posiadają wykształcenie artystyczne, a jednocześnie „wychowali” się i pierwsze szlify w malowaniu zdobywali na ulicy. Koło się zamyka, teraz jako profesjonaliści realizują na tej samej ulicy poważne zamówienia i często kształtują we właściwy sposób gusta odbiorców, niestety często już mocno wypaczone estetyką proponowaną przez media. Graffiti/street art były zawsze formą buntu przeciw systemowi, aparatowi państwa, narzucaniu siłą, że jedno wolno, a drugie nie. Swojego malowania nigdy nie traktowałem w ten sposób - nielegal nigdy mnie nie kusił, wolałem siedzieć długo i pracować w spokoju nad czymś, z czego być może będę potem zadowolony, lub przez co rozwinę swoje umiejętności. Patrząc na to, co dzieje się dziś w kulturze i jaka jest jej jakość, pojawia się uczucie buntu i chęci do walki, być może skazanej na niepowodzenie, bo mamy do czynienia z systemem znacznie potężniejszym i bardziej przebiegłym. Sztuka zawsze miała na celu otwierać ludziom oczy, które inni bardzo konsekwentnie (dawniej władza, dziś media) chcieli im zamykać, bo ludem głupim i niewymagającym łatwiej się rządzi, sprzedaje nic nie warte dobra, manipuluje… Trzeba z tym zjawiskiem walczyć na ile można i w jakiej formie się da, artyści (nie wandale) uliczni mają ułatwione to zadanie, bo dotarcie do odbiorcy odbywa się bez pośredników wpływających na to co robią. Ta sztuka była i jest wolna. Należy robić wszystko żeby nie stać się jak ten stary nauczyciel, który szedł z młodym po szkolnym korytarzu. Nowy był cały obładowany materiałami do zajęć: kserówkami, książkami, a weteran niósł tylko dziennik. Młody zapytał: - gdzie pan ma to wszystko? - w dupie. Jerzy „Imp2k” Rojkowski

TATTOOFEST 43


W naszym magazynie gościliśmy już dwóch tatuatorów z węgierskiego „Dark Art Tattoo”. Po Zsolcie Sárközim i Csabie Kolozsvárim, przyszedł czas na Szabolcsa Oravecza (połamię język przez tych Węgrów!). Tatuaże tego „bratanka” to wielka mieszanka styli, ale pewne jest, że pod okiem swojego szefa, Szabolsc poczynił spore postępy. Wspomnę jeszcze, że to jeden z zagranicznych tatuatorów, który w tym roku odwiedzi Kraków przy okazji naszego festiwalu. Zanim jednak to nastąpi, spotkamy się z nim za kilka tygodni na konwencji tatuażu w Budapeszcie. Krysia

TATTOOFEST 44


TATTOOFEST 45


TF: Mieszkasz w Budapeszcie od urodzenia? Wybieramy się tam w marcu, czego powinniśmy się spodziewać, co zobaczyć, co zjeść? Szabolcs: Urodziłem się w małym mieście Pásztó. Mam bardzo dobre wspomnienia związane z wczesną młodością i tym miejscem, ale okazało się ono zbyt spokojne dla artystycznej duszy. Z tego powodu przeniosłem się do większej miejscowości o nazwie Eger, węgierskiej mekki artystycznej. Tam ukończyłem szkołę z dyplomem nauczyciela sztuki i komunikacji wizualnej. Później spędziłem kilka lat za granicą, po powrocie w 2009 osiadłem w Budapeszcie. Tegoroczna konwencja będzie pierwszą międzynarodową po kilku mniejszych, które odbyły się we wcześniejszych latach. Mam nadzieję, że organizatorom uda się stworzyć przyjemną atmosferę i udział w niej będzie cennym doświadczeniem. Z pewnością wpłynie na to fantastyczny program, który ma obejmować seminaria i koncerty. Co do samego miasta, głównym pytanie nie powinno być „co zjeść”, ale co wypić, ponieważ węgierska kuchnia jest zbliżona do polskiej. Warto natomiast spróbować „Palinki” zrobionej z różnych owoców, ale pamiętajcie, z nią trzeba ostrożnie :). TF: Od jak dawna tatuujesz? Dlaczego zdecydowałeś podążać właśnie tą drogą? Szabolcs: Zacząłem tatuować mniej więcej w 2004-2005 roku. Nie jestem pewien, czy to co robiłem na początku to na pewno były tatuaże, ale cóż, trzeba było jakoś zacząć. Cały czas kręciłem się wokół całkiem niezłego studia w Eger, jeszcze podczas moich studiów na uniwersytecie. „Stigma Tattoo” prowadzone było przez bardzo precyzyjnego

TATTOOFEST 46

oldschoolowca Bottiego. Przekazał mi podstawowe wiadomości, których potrzebowałem w tamtym czasie. Prawdę mówiąc, zawsze chciałem być malarzem i maluję sporo od 1999 roku, ale pewnego dnia uświadomiłem sobie, że utknąłem w świecie tatuażu. Zebrałem wszystkie informacje jakie miałem i zacząłem polepszać mój warsztat poprzez dostępne magazyny, internet i wyobraźnię. Do wszelkich eksperymentów udało mi się pozyskać mojego kuzyna:). Oczywiście nie przestałem malować, ale jestem otwarty także na inne techniki jak kwasoryt, miedzioryt, sgraffito czy digital art. Ciągle staram się uczyć czegoś nowego, to moje życiowe paliwo. Zawsze poszukuję informacji na temat różnych technik i form sztuki, i zawsze coś tworzę. TF: Co powiesz o „Dark Art Tattoo”? Szabolcs: Byłem bardzo zadowolony kiedy wróciłem na Węgry (po blisko dwóch latach spędzonych w Irlandii) i po kilku tygodniach zostałem zaproszony przez Zsolta do pracy w „Dark Art”. To było niewiarygodne, ponieważ to studio jest jednym z najważniejszych centrów węgierskiej sceny tatuażu. Jesteśmy zgraną ekipą, dużo podróżujemy, cały czas dobrze się bawimy i nigdy nie narzekamy na nudę. Chcemy poznawać więcej artystów, dlatego zdecydowaliśmy się na goszczenie ich w naszym studiu kilka razy do roku. Może zaprosimy też kogoś z Polski… Zawsze podpatrujemy waszych tatuatorów na konwencjach, najczęściej spotykamy Andrzeja Leńczuka i Tofiego. TF: Który etap pracy jest twoim ulubionym? Szabolcs: Uwielbiam każdy z nich, od pierwszego spotkania z klientem, do

momentu, kiedy uśmiechnięty wychodzi ze studia. Myślę, że ta profesja należy do jednych z najbardziej kreatywnych. Cieszę się i jestem dumny, że mogę być tego częścią. Hmmm… może najciekawsze jest szkicowanie projektu, tworzenie planu pracy, który z każdą linią staje się bardziej klarowny. Na takim etapie można się zupełnie zapomnieć, stracić rachubę czasu i tworzyć automatycznie. Poza tym, to co lubię w tym zajęciu, to całkowita wolność. TF: Prace jakich tatuatorów najbardziej podziwiasz i dlaczego? Szabolcs: Jest kilku artystów, których podziwiam z różnych powodów. Dla przykładu, uwielbiam Jeffa Gogué za jego nowatorskość i ciągłe poszukiwanie nowych form. Ponadto tworzy niesamowite kompozycje i w fascynujący sposób korzysta z palety barw. Oczywiście do tego grona muszę zaliczyć Roberta Hernandeza, ze względu na jego perfekcyjne wykonanie detali i zdolności artystyczne. Jest ich wielu także w moim kraju, jak choćby mój przyjaciel Zsolt Sárközi. Kiedy zacząłem pracę z nim, byłem pod wielkim wrażeniem jego tempa i niesamowitych rezultatów. Oczywiście nie mogę pominąć Borisa i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego kocham jego twórczość. Na mojej topowej liście znajduje się też Nick Baxter i japoński mistrz Shige. Jeśli chodzi o Polaków, moi faworyci to: Leńu, Tofi, Darek Darecki i Anabi. TF: Z jakich powodów tak upodobałeś sobie realizm, co cię w nim fascynuje? Szabolcs: Ten głód realizmu wraca od kiedy na przełomie 2000 i 2001 roku zacząłem więcej malować. Próbowałem zagłębić się w tą formę wyrazu używając olei, ale było


TF: Twoje prace to realizm kolorowy, cieniowany, trochę „japonii”, trochę fantastyki… Czy nadal szukasz stylu, w którym będziesz czuł się najlepiej? Szabolcs: Mówiąc szczerze, jeszcze kilka lat temu zazdrościłem artystom, którzy mają swój charakterystyczny styl, jak Kamil czy Bugs, bo każdy momentalnie mógł rozpoznać ich prace. Dziś jestem zadowolony z wykonywania każdego typu tatuaży i podoba mi się podejście ludzi, którzy nie chcą cały czas tego samego. Moim celem jest wypracowanie własnego stylu na przestrzeni kilku najbliższych lat, ale na pewno nie zdominuje on mojej twórczości. Bardziej istotne jest dla mnie pozostanie skromnym,

godnym zaufania i to, bym tworzył coraz lepsze prace każdego dnia. TF: Wykonujesz prace zarówno w szarościach, jak i kolorze. Opowiedz o jednych i drugich, które wolisz i dlaczego? Szabolcs: Oba sposoby bardzo mi odpowiadają. Uważam jednak, że kolorowe kompozycje dają więcej wolności i pozwalają na więcej ekspresji, na przedstawienie atmosfery danego tatuażu. W pracy z kolorem moje podejście jest znacznie bardziej malarskie. Pracom czarno-szarym bliżej do grafiki, rysunku, kwasorytu i innych sztuk, gdzie bardziej istotne jest zestawienie światła i cienia. Żeby wykonać dobry tatuaż, trzeba uchwycić kontrast i natężenie światła. Oczywiście nie mówię tutaj o jakichś żelaznych zasadach. Bardziej chodzi o moje doświadczenia. TF: Niedawno wydałeś swój pierwszy sketchbook, opowiedz co w nim znajdziemy? Szabolcs: W tym roku miałem kilka projektów o tematyce orientalnej. Każdy z nich wykonałem nieco inaczej. Pewnego dnia spostrzegłem, że mam kilka zdjęć prac o podobnej atmosferze i wykonanych podobną techniką. Zdecydowałem, by stworzyć kilka więcej rysunków i zebrać je razem. W zasadzie są to motywy orientalne pokazane w nieco innym ujęciu jak samurai-szympans, czy gejsza ze słuchawkami od walkmana na uszach. Mam nadzieję, że całość się spodoba. To na razie pierwsze wydanie i zawiera tylko 30 stron, ale chciałbym rozwinąć ten temat w przyszłości. W tym momencie szukam odpowiedniej firmy lub wydawnictwa, ponieważ sam nie mam czasu, by wszystkiego dopilnować. Jeśli ktoś będzie zainteresowany zakupem sketchbooka, potrzebne

informacje znajdzie na mojej oficjalnej stronie, bądź na stronie „Dark Art Tattoo”. Oczywiście będą też dostępne podczas krakowskiego konwentu. TF: Co powiedziałbyś o sobie? Szabolcs: Uważam się za zwykłego gościa, który chce coś osiągnąć w życiu. W tym roku planuję się ożenić, niedługo skończę 32 lata i zaczynam odczuwać wewnętrzną potrzebę posiadania rodziny. Świadomość, że mam swoje miejsce w świecie, czyni mnie bardzo spokojnym i szczęśliwym. Oczywiście czasem, dla zachowania równowagi, lubię wyjść z przyjaciółmi, poimprezować lub po prostu wyluzować się nie robiąc nic konkretnego… ale to nie zdarza się często. Odczuwam jakąś szczególną więź z Polakami. W 2008 roku, kiedy przeniosłem się do Irlandii, razem z polskim artystą Krzysztofem Tyszko otworzyliśmy studio „Tribal Tattoo” w Dundalk, które całkiem nieźle funkcjonowało. Do tej pory przyjaźnię się z nim i jego polskimi znajomymi. Wiem sporo o waszej kulturze, a najwięcej o wódce… żartowałem. TF: Co najbardziej zapamiętałeś z zeszłorocznej konwencji w Krakowie? Szabolcs: To była jedna z najlepszych konwencji, na jakich byłem! Nadzwyczaj przyjaźni ludzie, świetne jedzenie i alkohole (może ta część była aż za dobra, bo zbyt łatwo się upijam :)). Czułem się u was bardzo swojsko, bo uważam, że Polacy i Węgrzy są do siebie bardzo podobni. Zbliża nas do siebie historia i sposób myślenia. Do zobaczenia ponownie w tym roku! Pozdrawiam Was wszystkich, tatuujcie się na konwencie! Wszystkiego dobrego!

www.oraveczartstudio.com www.darkart.hu

to dla mnie bardzo trudne. Czasem pracuję też na jakiejś ścianie i to jest chyba dla mnie najbardziej motywujące. Pamiętam, jak kiedyś pomyślałem, że to co robię jest dobre. Potem pojechałem na wystawę fotorealistyczną do Wiednia i zobaczyłam autoportret Chucka Close i uświadomiłem sobie, że jestem tylko chłopcem, który bawi się pędzlem. Nie wspominając nawet o niesamowitych pracach Franza Gertscha czy Istvána Sándorfiego. Ich dzieła wprawiają mnie w osłupienie… Każdy mały sukces uszczęśliwia mnie i daje siłę, by przekraczać swoje własne granice. A kto wie gdzie jest granica doskonałości? Z drugiej strony, postęp jaki osiągam przy pełnej koncentracji jest dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Kiedy mogę zamknąć się na otoczenie i skupić wyłącznie na progresie, czuję się najlepiej. To wspaniałe! Od zeszłego roku odnajduję się też w surrealizmie, w bardziej zniekształconych formach. Mam wrażenie, że w ten sposób oddaję mój wewnętrzny świat.

TATTOOFEST 47


.

Tatuaze TF: Szczerze mówiąc, gdy przeglądałyśmy twoje prace, pierwszy raz od dawna totalnie nie wiedziałyśmy, co myśleć. Zdajesz sobie sprawę, że twoja twórczość może wywoływać różne emocje, że może być trudna w odbiorze? Ondrash: Dziś już o tym nie myślę, czasem zdarzają się jeszcze zagorzali oponenci współczesnych trendów w tatuażu, ale przywykłem do różnych reakcji ludzi. Faktem jest, że wcześniej spotykałem się raczej z negatywnym odbiorem i opinią, że uwłaczam klasycznemu malowaniu akwarelami. Ale ludzie z zasady nie lubią, kiedy ktoś próbuje wprowadzić jakieś nowinki. Nie rozumieją, że bez eksperymentowania i próbowania nowych rzeczy stalibyśmy w miejscu. Nie boję się negatywnych reakcji. Dziś mam znaczną klientelę, dzięki której utrzymuje się mój optymizm

TATTOOFEST 48

i przeświadczenie, że to co robię, robię dobrze. O reakcjach innych słyszę raczej od powracających klientów. Przeważnie są to dość humorystyczne opowieści, ponieważ ludzie dookoła nie wierzą, że patrzą na tatuaż, tylko na pomalowane akwarelami ciało. TF: Jakie były twoje początki w branży? Ondrash: Pierwszy kontakt z szeroko rozumianym body artem miałem w wieku 13 lat. Podczas „bitwy” niefortunnie wbiłem mojemu przyjacielowi ołówek w dłoń. Grafit jest widoczny pod skórą do dziś :). Z tatuowaniem tuszem (na początku poprzez użycie tylko czarnego w tribalach) zaznajomiłem się dzięki mojemu nauczycielowi Vladimirowi Futakowi ze studia „Knockout Tattoo“ z Prerov. Powiedział mi ważną rzecz: „jeśli


umiesz rysować, umiesz też tatuować“. Jednak gdy przetarłem moją pierwszą linię wykonaną w kolorze, okazało się, że nie jest prosta. Vladimir skończył tatuaż, a mnie odesłał do czyszczenia rur. Nie wierzyłem w siebie. Pomimo, że rysowałem odkąd byłem małym chłopcem, nie ufałem swojej ręce. Za radą mojego przyjaciela, początkowo delikatnie skrobałem skórę, co powodowało tylko jej zaczerwienienie. Teraz wcale nie dziwi mnie to, że ludzie wracali do studia niezadowoleni. To nie trwało długo, gdy tylko miałem okazję wyjechać do pracy do Nowej Zelandii, od razu z niej skorzystałem. Tam, przez 8 miesięcy uczęszczałem na kurs tatuowania - to był właściwy początek.

TF: W jaki sposób powstają twoje projekty? Właściwie można by się zastanawiać czy w ogóle używasz czegoś takiego jak projekty, czy po prostu rysujesz na skórze? Ondrash: Lubię rysować bezpośrednio na skórze, wtedy linie pasują idealnie do ciała. Nie mam żadnych katalogów. Klienci piszą do mnie ze swoimi pomysłami, a ja staram się je zobrazować. Zazwyczaj umawiam się z jednym klientem dziennie, tak więc mam dla niego dużo czasu. Zawsze staram się zrobić coś oryginalnego i po mojemu, przez to każdy tatuaż jest wyjątkowy. TF: Twoje tatuaże są na pewno oryginalne i wyjątkowe, jakie jeszcze? Jak je postrzegasz?

TATTOOFEST 49


TATTOOFEST 50


TATTOOFEST 51


Ondrash

Ondrash: Dziękuję bardzo. Na pewno są bardzo osobiste dla moich klientów i oddają ich doświadczenia i uczucia. Praktycznie każda praca jaką wykonałem, ma swoją historię. Przekazanie jej poprzez tatuaż jest moim zadaniem i czasem wymaga wielu przemyśleń. TF: Jakich igieł używasz? Czy pośród twoich sprzętów jest coś niezwykłego? Ondrash: Mam klasyczną maszynę Sharpza, ale najczęściej używam rotacyjnych: Hyper Stigma i Hawk. Myślę, że sama technika pochodzi ze starej szkoły i nie robię niczego nadzwyczajnego. Za to często rozcieńczam barwniki. TF: Znamy kilku czeskich tatuatorów, ale w większości pracują oni w Pradze. Jak to jest mieć studio w takiej miejscowości jak Znojmo? Ondrash: Przeniosłem się do Znojmo, do mojej dziewczyny, zaraz po skończeniu studiów. Tu urodziła się nasza córeczka Adelka. Nie dzieje się tu zbyt wiele. Przez 9 miesięcy wytatuowałem

TATTOOFEST 52


może z 10 mieszkańców. Jestem bardzo wdzięczny wszystkim moim klientom, którzy często muszą przebyć daleką drogę z Anglii, Szwecji, Norwegii Słowacji, czy Austrii. Doceniam też chęci klientów z Czech i samej Pragi, w przypadku ich braku musiałbym częściej pojawiać się na guest spotach w praskim „Tribo”. TF: Czy ktoś pomaga ci w studiu, czy z kimś na stałe współpracujesz? Ondrash: Pracujemy we trójkę, poza mną tatuują jeszcze Venda i Kata. Obie dziewczyny stworzyły swój własny styl jeśli chodzi o liternictwo i bardziej skupiają się na pracach ornamentalnych. Venda lubi pogawędki, jest zabawna i zawsze ma na wszystko czas. Kata to raczej typ zarządcy, nadzoruje nas i otacza opieką. Jest dla nas jak matka, aktualnie oczekuje narodzin trzeciego dziecka. TF: Opowiedz o projekcie „Z lesů a hájů”? To wydaje się być bardzo interesujące?

Ondrash: Projekt „Z lesů a hájů” zrodził się jako opozycja do nudnych zdjęć prac, jakie zazwyczaj wiesza się na ścianach studia. Poza tym, że są atrakcyjniejsze, stanowią też przykład umiejętności tworzenia oraz pomysłowości moich klientów, która nie kończy się wraz z końcem tatuowania. Zamierzam zrobić wystawę zdjęć, które wykonali klienci. TF: Jakie imprezy tatuatorskie odwiedzasz? Masz swoją ulubioną? Ondrash: Odwiedzałem konwencje na samym początku, kiedy zaczynałem tatuować. Teraz nie mam wystarczająco dużo czasu. Wolę pracować w Znojmie i wyjeżdżać na guest spoty, wtedy mogę podróżować bardziej dla zabawy. Dziś mam sporo klientów i przede wszystkim muszę się opiekować rodziną. Jeśli w przyszłości nadarzą się jakieś ciekawe propozycje pracy w innych studiach, na pewno nie odmówię.

TATTOOFEST 53




TATUAŻE Wymień i opisz swoje tatuaże: postacie, owoce, słodycze, old schoole, kwiaty - cały jarmark wielkanocny Motywy, kto i kiedy wykonał, jak było z pomysłami: Pierwszy tatuaż został wykonany w garażu struną od gitary i tuszem kreślarskim, miałem wtedy 15 lat. Dalej były jaszczurki, elfiki, skrzydełka… później, kiedy zacząłem zarabiać pieniądze i stać mnie było na profesjonalne tatuaże, zacząłem realizować zachcianki, ochotki i inne fanaberie… Jakie masz plany związane z kolejnymi tatuażami: Planuję stworzyć „koszulkę”, która będzie mieszanką styli tworzoną u różnych artystów z Polski i świata. Ostatnia zajawka/ostatnio znaleziony artysta: Iza z „Kult Tattoo Fest”, wcześniej Grzesiek z „F16” Czy twój szef i najbliższa rodzina wie o twoich tatuażach: Ze względu na zawód jaki wykonuję, mogę pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa! Nigdy nie było to przeszkodą ani problemem w pracy, wręcz nawet wskazane było aby mieć swój styl czy coś odzwierciedlającego osobowość. W mojej branży większość ludzi ma tatuaże w różnych miejscach. Nie zaskakuje to już nikogo. Często klientki pytają, czy nasz salon to też studio tatuażu. Jak była ich reakcja: W domu mając 15 lat - miazga, prawie lanie!!! W pracy - luz! Doświadczenia konwentowe: pierwszy konwent odwiedziłem w 2010 roku, byłem pozytywnie zaskoczony ciekawymi ludźmi, szeroką ofertą artystów i koncertami.

TATTOOFEST 56

fot. Katarzyna Widmańska

Osk a r Bachon

TOP 5: Muzyka: rock, pop Filmy: „Sok z żuka”, „Gnijąca Panna Młoda”, filmy Tima Burtona Książki: „Berek” i „Bierki” Marcina Szczygielskiego, „Baśnie z dalekich mórz i oceanów” Wandy Markowskiej i Anny Milskiej Programy telewizyjne: „Top Model” Kawałek na chandrę: A. Chylińska „Zła” Imprezy domowe czy klubowe: domowe 5 rzeczy bez, których nie możesz żyć: telefon, praca, dobre jedzenie, sex, ludzie Uprawiany sport: leżenie, jedzenie Oglądany sport: łyżwiarstwo Większość wolnego czas spędzasz na: kształceniu, doszkalaniu Wakacje życia to: Brazylia. Klimat jest bardzo ciepły, przyroda wspaniała, a przede wszystkim mieszkają tam spontaniczni, otwarci, przyjaźni ludzie. Ich gościnność sprawia, że każdy przybysz może poczuć się choć trochę jak u siebie. Najlepsze jedzenie: pizza, „Big Mac”, owoce morza Ulubiony dowcip: Dlaczego blondynka liże zegarek? Bo stanął! Najdziwniejszy alkohol jaki piłeś: Wino „Sperma szatana” i „Leśny dzban” Psy czy koty: tylko psy Lody czekoladowe czy owocowe: gałki lubię każde!

fot. Katarzyna Widmańska

Imię, nazwisko: Oskar Bachoń Rocznik:1983 Czym się zajmujesz się zawodowo: kreowaniem wizerunku, jestem fryzjerem, stylistą, makijażystą Motto życiowe: „Może świat jest burdelem, ale ja nie mam zamiaru być kurwą”, „Jeżeli życie daje ci cytryny, to zrób z nich lemoniadę.” Twoja najlepsza strona: niepoprawny optymista Twoja najgorsza wada: gadulstwo Twój bohater: Sigma i Pi Z czego jesteś dumny: z osiągnięć zawodowych i prywatnych Bez czego nie wychodzisz z domu: telefonu, torebki, perfum Hobby: praca Rzeczy, które cię interesują: moda, uroda, sztuka, tatuaże Czego najbardziej nie lubisz: fałszu, obłudy, prostactwa


Iza, Kult Tattoo Fest, Kraków

Iza, Kult Tattoo Fest, Kraków

Iza, Kult Tattoo Fest, Kraków Oskar w pracy

fot. Katarzyna Widmańska

TF Street Te a m

fot. Katarzyna Widmańska

fot. Katarzyna Widmańska

TATTOOFEST 57


T Z

a materiałem z Peterem nie kryje się żadna wyjątkowa historia, przez przypadek znalazłam jego prace i spodobały mi się na tyle, że chciałam abyście także Wy zapoznali się z tym, co robi. I na odwrót Peter nie ma pojęcia o polskiej scenie tatuażu, a dzięki temu wywiadowi i przesłanym magazynom, może chociaż trochę zachęcę go, aby zagłębił się w ten temat. Jego prac jest sporo w sieci, prowadzi nawet swojego bloga, w którym bardzo, bardzo skrupulatnie uwiecznia prace w trakcie ich tworzenia.

TATTOOFEST 58

Krysia: Internet to kopalnia informacji, udało mi się wyszperać trochę również na twój temat. Powiedz o sobie coś, czego nie można wyczytać w sieci. Peter: Ha, ha, nie wiem, co udało ci się znaleźć. Ciężko byłoby odpowiedzieć na to pytanie nie zahaczając o sprawy prywatne. Krysia: Mieszkasz w Szwecji od urodzenia? Opowiedz jak wygląda wasza scena tatuażu, jaki styl jest najbardziej popularny, jakie konwenty warto odwiedzić? Peter: Tak, urodziłem się w Szwecji w mieście Linköping. To tam, w wieku 15 lat zacząłem swoją przygodę z tatuażem. Mój znajomy Nypa zaproponował mi staż, co oczywiście od razu bardzo mi się spodobało. Lokalna scena nie należała do rozwiniętych, a studio opierało się na klientach wybierających raczej pospolite wzory z katalogów. Na szczęście z czasem wszystko się zmieniło i można było wykonywać więcej prac autorskich. Kilka lat po tym jak rozpocząłem pracę, tatuowałem się u Charliego, ówczesnego właściciela sławnego w tamtym czasie „Tattoo World” w Malmö. Spytałem go, czy widziałby mnie w swojej załodze i wkrótce przeprowadziłem się tam. Malmö od razu prezentowało się znacznie ciekawiej, niemało ludzi decydowało się na duże, japońskie

kompozycje, które zawsze lubiłem wykonywać. Nawet pomimo, że znaczna część moich klientów nie mieszkała w tym mieście, nie mogłem narzekać na ich brak. Tatuowałem sporo ludzi przyjeżdżających z północy kraju, a także z zagranicy. Teraz wśród osób, które tatuuję jest wielu tatuatorów, co bardzo mnie cieszy. Staram się nie inspirować pracami innych, choć styl, w którym pracuję ma raczej dość tradycyjne podstawy. Bardziej w swojej pracy posiłkuję się zdjęciami i ilustracjami. Jeśli zaś chodzi o konwencje, te które zazwyczaj odwiedzam to „Inkbash” w Sztokholmie, imprezy w Trollhättan, Norrköping oraz oczywiście ta w Malmö. Krysia: Zauważyłam, że lubisz duże, skomplikowane kompozycje, tatuaże na których sporo się dzieje, jak tworzysz swoje projekty? Peter: Nieważne co rysuję, nawet jeśli tworzę pracę w nurcie traditional, zawsze staram się wymyślić coś nowego czy innego. Kiedy przygotowuję duży projekt, planuję „scenariusz” przedstawionej historii i poszczególne elementy. Wydaje mi się, że dzięki temu tatuaż jest przyjemniejszy dla oka, bardziej interesujący, zwłaszcza jeśli ktoś ma go nosić do końca swojego życia. Krysia: W wielu twoich pracach pojawiają się postacie i motywy

charakterystyczne dla tatuaży orientalnych, opowiedz o swojej inspiracji Japonią. Peter: Bardzo lubię stare drzeworyty Yoshitoshiego czy Kunisada, ale jak wspomniałem, staram się nie odwzorowywać niczego dosłownie. Jeśli chodzi o styl japoński, bardziej niż na motywach, koncentruję się na perspektywie i kompozycji, choć staram się potem przedstawiać je bardziej po swojemu :). Krysia: Jak pracuje się w „Old Bones Tattoo”? Peter: Jest ok. Jak wspomniałem wcześniej, przeniosłem się z Linköping, żeby pracować w „Tattoo World”. Niestety po około roku właściciel Charlie wypalił się całkowicie i sprzedał studio swojemu praktykantowi Jensowi, który zmienił nazwę na „Old Bones”. Poza mną pracuje tam jeszcze 4 tatuatorów: Johan, Hans, Karl i Jens. Krysia: Znasz jakichś polskich tatuatorów? Peter: Niestety nie mogę nic powiedzieć na ten temat, nigdy nie byłem w Polsce i nie znam prac żadnego tatuatora z waszego kraju. Krysia: Co najbardziej podoba ci się w stylu traditional, czy od początku byłeś na niego ukierunkowany? Peter: Zawsze starałem się wykonywać prace w różnych stylistykach. Przez to,


TATTOOFEST 59


że zaczynałem w street shopie, musiałem poprawnie zrobić każdy tatuaż. Jednak zawsze podobały mi się style tradycyjne, zarówno ten europejski jak i japoński, pomimo kolosalnych różnic. Powód, dla którego postrzega się je w taki sposób to pewnie to, że tak dobrze wyglądają i są trwałe. Znaczna część tatuatorów nie przejmuje się, czy ich praca utrzyma się na skórze dłużej niż 5 lat, co moim zdaniem jest przejawem braku szacunku do klienta. Swoje tatuaże staram się wykonywać w taki sposób, by zarówno po wygojeniu, jak i po 20 latach wyglądały dobrze. Przecież nie chodzi tylko o to, żeby zrobić super zdjęcie. Krysia: Znajdujesz czas na rysowanie, malowanie? Jaka technika jest twoją ulubioną? Peter: Ostatnio sporo maluję. Staram się wykonać kilka obrazów w ciągu roku, ale jest coraz trudniej, bo cały czas poświęcam na przygotowywanie projektów. Krysia: Masz jakieś specjalne wymagania względem swoich klientów? Peter: Raczej nie, tylko to, że powinni być otwarci na moje sugestie. Muszą też ufać, że kiedy coś rysuję, to w taki sposób, by otrzymali najlepszą z możliwych prac. Krysia: Jakie są twoje plany na najbliższy czas, gdzie wybierasz się w 2011 roku? Peter: Wiosną tego roku, mam bardzo napięty harmonogram. Po odwiedzeniu nowego studia „Kalle Södergrens” w Gothenburgu w styczniu, przyjdzie pora na konwent w Trollhättan. W kwietniu pojawię się na pierwszej odsłonie tatuatorskiej imprezy w Kopenhadze, która mam nadzieję będzie bardzo fajna. Potem wybieram się popracować przez tydzień lub dwa w Berlinie, a następnie mam zamiar pojawić się na kilku szwedzkich festiwalach. Do zobaczenia!

www.oldbonestattoo.com www.myspace.com/peterlagergren Facabook: Lagergren Peter www.peterlagergren.se

TATTOOFEST 60


TATTOOFEST 61




TATTOOFEST 64

fot. Mister Denial

W lutym w rolę Kudi wcieliła się alternatywna modelka z Francji występująca pod pseudonimem Wilhelmina Andersdotter. Podobnie jak w przypadku wcześniejszej dziewczyny z okładki, tym razem także będziemy poruszać się po nieco bajkowym świecie. Poprzez swoje zdjęcia Wilhelmina chce p r ze konać kobiety aby kocha ł y swoje ciało mimo pewnych niedoskonałości. Nie brakuje jej też dziwnych pomysłów – wpadlibyście na wytatuowanie ręki w owoce zagubione na wyspie??? Kto pracuje w studiu, ten na co dzień spotyka się z nietypowymi pomysłami klientów, ale ja osobiście dawno nie słyszałam nic lepszego!


fot. Diana Saranora fot. Styx fot. Ash Less D.C.

Krysia: Twój lewy rękaw wygląda jakby był wykonany przez TiRafa z francuskiego „Fresh Ink”? Opowiedz o waszej współpracy. Wilhelmina: Lewy rękaw nie był w całości wykonany przez niego, ale jest wynikiem kolaboracji TiRafa i Oliviera Jullianda („Glamort Tattoo Parlor”, Kanada). Olivier wykonał tatuaż od ramienia do łokcia, a TiRaf zrobił resztę. Co do projektu, to zaproponowałam postacie i pozwoliłam wszystko wykonać według jego uznania. Krysia: Kto jest autorem reszty twoich tatuaży? Wilhelmina: Moje pierwsze tatuaże zostały wykonane w studiu Jacka Ribeiro przez pracującego tam Davida, a stopy przez Jojo z niemieckiego „New School Tattoo”. Miałam wtedy nikłe pojęcie o tatuażu i uszczęśliwiało mnie robienie prostych motywów, ale od momentu kiedy trafiłam na stronę Oliviera i zobaczyłam, jak potrafi tchnąć życie we wszystkie swoje rysunki, zmieniłam swoje podejście. Zakochałam się w jego stylu, grubych liniach i postaciach z wielkimi głowami. Po tym jak wytatuowałam ramię podczas konwentu w Paryżu w 2008 roku, postanowiłam wykonać u Oliviera więcej prac, a także znaleźć kolejnych artystów, którzy mają swój „bajkowy świat”. Olivier pracuje teraz nad moim drugim rękawem, będzie to kompozycja złożona z owoców (zagubionych na wyspie). Myślę, że nie powinniśmy wahać się w podsuwaniu pomysłów tatuatorom, od których chcielibyśmy autorski tatuaż, który w jakiś sposób

odzwierciedlałby nas samych. Poza tym systematycznie wynajduję i kontaktuję się z artystami reprezentującymi różne style. Dzięki temu na moim lewym udzie powstaje całkiem niezła „fuzja” - dziewczyna w wykonaniu Poison Ivy („Tattoo you 2”, Francja) i Twixa („Eskimo Tattoo Shop”, Francja). Sowę ubiegłego lata wykonał Ulrich Krammer („Face The Fact”, Austria) i podobnie jak reszta moich tatuaży, to dzieło sztuki. Mam jeszcze ślepego kotka od Poison Ivy, znalazła na niego odpowiednie miejsce wśród gwiazdek na żebrach. Krysia: Mamy przynajmniej jedną wspólną cechę, obydwie kochamy bajkowe tatuaże… Dlaczego właśnie ten styl stał się twoim ulubionym? Wilhelmina: Też kochasz cartoon? Tak, to prawda, uwielbiam go, kolory, wielkie oczy… i nie mam pojęcia dlaczego. Może dlatego, że wewnątrz mnie wciąż drzemie dziecko, które nie chce dorosnąć. Odpowiada mi to, że ten styl nie jest w żadnym wypadku agresywny. Lubię też słuchać co dzieci mają do powiedzenia na temat moich tatuaży, i jak np. próbują zidentyfikować rasę psa, którego mam wytatuowanego. Krysia: Jazda na wrotkach – wyjaśnij nam o co chodzi? Nie narzekasz na nadmiar siniaków? Wilhelmina: Hell Yeah Roller Derby to dla mnie prawdziwa przygoda, która umożliwiła mi zapoznanie się z niesamowitymi kobietami o bardzo mocnych charakterach. To sport „tylko dla dziewczyn”, stworzony w oparciu o silne zasadny DIY (Do It Yourself - zrób to sam), który opiera się zarówno na sprawności fizycznej, jak i połączeniu elementów subkultury punk z estetyką trzeciej fali feminizmu. Wymaga też bojowego nastawienia i braku obaw przed poważnymi kontuzjami. Podczas zawodów bywa różnie, ale nie narzekam na stłuczenia. Odkąd trenuję, jestem bardziej wytrzymała i silniejsza. Jako ciekawostkę dodam, że mamy uniformy zainspirowane burleską i modą rockabilly. Możecie odwiedzić naszą stronę i udzielić nam wsparcia: www. rollerderbymetzclub.com. Krysia: Co robisz zawodowo? Wilhelmina: Oczywiście nie jestem modelką na pełen etat. TATTOOFEST 65


Pracuję w dziale administracji w małej firmie i uwielbiam to zajęcie. Cieszy mnie to, że nie jestem tu postrzegana przez pryzmat moich tatuaży i mogę być przez cały czas sobą.

TATTOOFEST 66

fot. Styx

fot. P-Mod

fot. Kirioux

fot. Ash Less D.C.

fot. Motiv

fot. Diana Saranora

Krysia: Co chcesz osiągnąć poprzez robienie sobie zdjęć i ich publikowanie? Wilhelmina: Chciałabym pokazać światu, że dziewczyny mogą przedstawić swoją osobowość poprzez zdjęcia, mogą być seksowne i atrakcyjne nie mając idealnego ciała.

Krysia: Wiem, że masz w domu małe zoo… Wilhelmina: Szaleję na punkcie zwierząt. Jeśli tylko byłaby taka możliwość, chciałabym mieć ich więcej. Mam psa Aldo, kotkę Lily i królika o imieniu Dude. Mojego psa, francuskiego buldoga adoptowałam 5 lat temu. Jest naprawdę świetny, uroczy i bardzo wierny. Powiedziałabym, że buldogi są jak ludzie – wiedzą czego chcą i jak to dostać. Aldo to też trochę taki mój ochroniarz, który podczas sesji

Zajmuję się modelingiem od 4 lat. Każda sesja jest dla mnie wciąż nowym doświadczeniem i motywacją do dalszej pracy. Lubię poznawać ludzi, brać udział w nietypowych sesjach, czy wcielać się w rolę kogoś zupełnie innego. Nie wiem jak rozwinie się to zajęcie w przyszłości, czy pojawią się nowe kontakty, propozycje podróży, ale na tą chwilę cieszy mnie fakt, że moje zdjęcia są inspiracją dla innych „modelek” i powodem do dumy ze swoich odmienności.


zdjęciowych zajmuje miejsce blisko mnie i trzyma na dystans innych ludzi.

Krysia: Twoje pierwsze skojarzenie z Polską? Wilhelmina: Żubrówka? Żartuję! Kiedy byłam młodsza, uwielbiałam lekcje historii i opowieści o Polsce. Nigdy nie miałam możliwości odwiedzenia waszego kraju, ale bardzo chcę przyjechać do Krakowa i spotkać się z Daveeem, którego miałam okazję poznać w Paryżu 2 lata temu.

Krysia: Jesteś rannym ptaszKrysia: Chciałabyś dodać kiem czy nocnym markiem? jeszcze coś od siebie? Wilhelmina: Hmmm… ZaWilhelmina: To prawdziwa wsze jestem zajęta, bo po przyjemność reprezentować prostu nie potrafię się nudzić. na waszych łamach francuNajczęściej robię jak najwięcej skie wytatuowane modelki się da, dzień zaczynam wczei być jedną spośród wszystśnie rano, wieczory spędzam kich pięknych dziewczyn, któw domu relaksując się lub na re znalazły się w waszym matreningach. Weekendy są gazynie do tej pory. Dziękuję zawsze dość intensywne, to za wywiad, mam nadzieję, że czas na podróże, spotkania spotkamy się podczas jakiejś z przyjaciółmi. W zasadzie konwencji. żyję aktywnie i nieprzerwanie i w dzień i w nocy. www.wilhelmina-andersdotter.book.fr facebook.com/wilhelmina.andersdotter

fot. Diana Saranora

fot. Ash Less D.C.

fot. Ludovic Florent

Krysia: Wszyscy wokół mnie mówią, że 2010 był bardzo złym rokiem, co dobrego i złego wydarzyło się w twoim życiu? Wilhelmina: Mój pechowy rok to 2009. Ten, który właśnie się skończył, był pełen świetnych okazji do spotkań, miałam możliwość pracy z rewelacyjnymi fotografami, podróżowałam, znalazłam swoją

dyscyplinę sportu. To był dla mnie bardzo dobry czas.

TATTOOFEST 67




cław

tilus, Wro

ków, Nau

yś Sławek M

Doman, Stara

Baba, Warszaw

TATTOOFEST 70

a

Kosa, Art Line, Rybnik

Jakub Kujawa, Jazz Tattoo, Pozn

Sławek Myśków, Nautil

us, Wrocław


Nautilus, Wrocław Sławek Myśków,

Jakub Kujawa, Ja

zz Tattoo, Poznań

Rogal, Jazz Tatto

o, Poznań

ń

o, Pozna

azz Tatto

Rogal, J

Osa, Shockin’ City, Austria

TATTOOFEST 71


Kosa, Art

nik

Line, Ryb

David Rudziński,

Darecki, Darknes

s Tattoo, Świdnica

Darecki, Darkness Tat

too, Świdnica

TATTOOFEST 72

Osa, Shockin’ Ci

ty, Austria

awa

Gulestus, Warsz


a, A

ce, rt For

Magd

wa

za Wars

Robson, F

16, Krak贸

w Edek, Kult

Piti, Kult Ta

ttoo Fest, K

rak贸w

Tattoo Fe

st, Krak贸w

arszawa ra Baba, W

Doman, Sta

TATTOOFEST 73





Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.