PNT magazine V 2016

Page 68

źródeł Sanu. Utknął na „końcu świata”, szukając nypla pasującego do nowej starej szprychy. Dostaje go ode mnie i niebawem może ruszyć dalej. Spotykamy się później i sielskimi esami omijamy dziury w asfalcie, jadąc do Cisnej. Jednak to nie te spokojne spotkania, powoli przenikające w codzienność, tworzą najwyrazistsze wspomnienia. Przygoda jest tam, gdzie tętno wzrasta, a źrenice rozszerzają się w czarną dziurę, chłonącą wszystko i wszystkich dookoła. Przyspieszona akcja serca mocniej rzeźbi pamięć, mąci i wywraca do góry nogami znany świat. Od Starego Sącza jadę sam. Na Słowacji, w altanie widokowej parku ciemnego nieba, ze snu wyrywa mnie rechot młodzieży. Chcą spędzić nocne chwile w tym samym miejscu. Dojrzawszy mnie skulonego w śpiworze, uciekają bardziej przestraszeni niż ja, gdy z powrotem zasypiam. Na przejściu granicznym ukraiński pogranicznik-niedźwiedź przetrząsa mój bagaż. Na widok apteczki w worku strunowym pyta: „Drogi?”. O czarną butlę podwieszoną pod ramą – litr denaturatu, którym palę w kuchence z puszek po piwie – nie pyta.

W ślimaczym tempie trafiam na Ukrainę i nabieram rozpędu, by pokonać dystans dzielący mnie od pierwszego celu – Wołowca. Ukraina jest bardzo zróżnicowana, obwód obwodowi nie równy, jednak nigdzie indziej nie widać tego zróżnicowania bardziej niżeli w charakterze mniejszych rejonów. Daleki zachód i obwód zakarpacki to w przeważającej części kraina biedy. Rejon swalawski objawia się spalonym słońcem krajobrazem ubogich wiosek, głównie cygańskich, rozklekotanych ład 2106, wszędobylskich wozów konnych, nie do końca ufnych spojrzeń i dzieci próbujących w biegu sięgnąć po to, co tylko zwisa z roweru, zawadiacko rzucających nieszkodliwymi kamykami w stronę znikającej, niedoszłej ofiary zabaw. Wystarczy jednak przedostać się do sąsiedniego rejonu pereczyńskiego, znajdującego się za serią niewielkich wzniesień, by znaleźć się w zgoła innym świecie. Wioski z pomalowanymi chatami, zadbanymi ogródkami i sadami, w których rosną groszek, pomidory, śliwy i co tam jeszcze gospodyni miała fantazję zasadzić. Miejsca, gdzie to nie ja pierwszy mówię „dobryj deń”, gdzie starsza kobieta z uśmiechem spogląda na mnie zasapanego, wspinającego się jej naprzeciw po wiejskim bruku i żartobliwie napomina, że tam dalej drogi nie ma. Słowa te rozumiem dopiero, gdy ta rzeczywiście się kończy i staję przed rozrytym szlakiem.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.