Książki magazine – Agnieszka Gogola

Page 11

nę. Bez dwóch zdań mieli za to nieograniczone możliwości brania i wykazywali kosmiczną życzliwość wobec wszystkich, niezależnie od ich koloru skóry, wyznania i stanu upojenia. Ich najbardziej ujmującą cechą była wspaniałomyślność. Przez całą noc taki Smiley był gotów zrobić dla ciebie dosłownie wszystko. Zawołać taksówkę, przejść pieszo wiele mil, żeby w środku nocy znaleźć coś do jedzenia, przytrzymać ci włosy, kiedy wymiotujesz, wysłuchać rozwlekłych narzekań na rodziców i przyjaciół - i potwierdzić, że wszystkie twoje żale są uzasadnione - mimo że, wszystkie osoby stanowiące przedmiot dysputy były dla niego kompletnie obcymi ludźmi. Wbrew twoim początkowym podejrzeniom Smiley nie chciał się z tobą przespać, okraść cię ani w żaden sposób oszukać. Po prostu niezmiernie ważne było dla niego to, żebyś się dobrze bawiła, tutaj, teraz, z nim... „I jak, czujesz?” - to było jego nieśmiertelne pytanie. „Czujesz? Bo ja czuję. Czujesz już?”. I to, żebyś ty czuła wydawało się dla niego niemal ważniejsze od tego że, on sam czuł. Czy to była radość? Prawdopodobnie nie. Ale całkiem udane jej naśladownictwo. Zawierało w sobie, w odpowiednio mniejszej skali, wielkie zmagania, jakie poprzedzają zwykle radość, a także uczucie - kiedy jest się już „w” radości - że jako podmiot doświadczający w pewnym sensie wniknęło się w tę emocję i rozpuściło w niej. Przyjemność można dawać i brać; jest to uczucie, którego chce się doświadczać, które chce się mieć. Urlop nad morzem to przyjemność. Nowa sukienka to przyjemność. Ale wtedy, na parkiecie, ja byłam radością, czy też jednym z jej małych kawałków, obok setek innych tańczących ludzi, z których każdy też stanowił jej część.

DONIEDAWNA DOZNAŁAM W ŻYCIU RADOŚCI ZALEDWIEPIĘĆ, MOŻE SZEŚĆ RAZY. ZA KAZDYM RAZEM USIŁOWAŁAM O NIEJ JAK NAJSZYBCIEJ ZAPOMNIEĆ - ZE STRACHU, ŻE JEJ WSPOMNIENIE PRZYTĘPI I ZNISZCZY WSZYSTKO INNE Taki Smiley i jemu podobni na swój sposób rozumieli tę istotną różnicę. Tłumaczyłoby to ich zaabsorbowanie tym, co czują inni. Bo dopóki chemiczna ekstaza trwała, czuli się tak, jakby wykroczyli poza własne ego. I mogłaby to być prawdziwa radość, gdyby nieodmiennie nie następował później ranek. Nie chodzi mi tylko o morderczy ból głowy, nieostre widzenie i bóle brzucha. Możliwość uznania tego doświadczenia za radość przekreślało to, że kiedy odtworzyło się w pamięci rzeczywiste zdarzenia minionej nocy, przychodziła brutalna świadomość, że każda chwila wzniosłego piękna - każda rozmowa, która sprawiała wrażenie dotykającej sensu istnienia, każdy utwór, który wydawał się arcydziełem - teraz, w bezlitosnym świetle poranka, nie miała ani krzty wartości. A najgorsze upokorzenie czekało w salonie, kiedy wreszcie udało się zwlec z łóżka i tam dotrzeć. Tam oto, na matczyną kanapę, w miejsce istoty o błyskotliwym dowcipie, uduchowionego, animistycznego zbawcy, którego, jak ci się wydawało, poznałaś zeszłej nocy, ktoś podrzucił przeraźliwie nudnego chuderlawego ćpuna, który palił już jointa i prosił, żeby pożyczyć

mu dwie dychy na taksówkę. Nie była to jednak kompletna strata czasu. Na poziomie neuronowym takie doświadczenia uczą, jak można by odczuwać radość „nie pod wpływern”. Dzięki nim łatwiej było później rozpoznać radość, gdy przychodziła. Neurobiolog pewnie umiałby jasno wytłumaczyć, dlaczego moment po urodzeniu dziecka pojawia się uczucie ekstazy, podobnie jak podczas pływania z kimś drogim sercu w górskim jeziorze w Walii. Może w te same synapsy, w które fałszywie uderza ecstasy, autentycznie uderzają chłodna woda, niektóre środki do znieczulenia zewnątrzoponowego i oksytocyna. A kiedy siedzi się na wysokim wzgórzu na południu Francji i nagle przybiega ktoś, kto miał dostęp do telefonu, i przekazuje wiadomość, że dwa lata napięcia, mozolnej nauki i szkolnych lęków nie poszły na marne - może te same synapsy czy jak je zwać, zrywają się do szczęśliwego tańca. Nie trzeba być neurobiologiem żeby wiedzieć że intensywne stany zakochania szczególnie jeśli towarzyszy im niebezpieczeństwo - wprowadzają umysł w coś w rodzaju ekstazy, ale tak jak w padku narkotyku o tej nazwie niedługo potem na stępuje zwykle zgroza i rozczarowanie. Kiedyś, kiedy znajdowałam się w takim stanie.. chodziliśmy z ukochanym po muzeum tak długo, że nie zauważyliśmy, kiedy zamknięto je na noc. Chcąc się wydostać, weszliśmy na otaczający jego teren wy soki mur, a gdy się okazało, że z drugiej strony jest on jeszcze wyższy, zastanawialiśmy się, co lepsze: połamane nogi czy niewygodny sen na kamiennym lwie Ostatecznie pomógł nam zejść przechodzień, wszystko stalo się prozaiczne i po kilku miesiącach zakochanie minęło. To, co wydawało się miłością, okazało się tylko teen spirit. Ale jakie to było cudowne siedzieć tak na murze, w odurzeniu radością, i nic a nic nie przejmować się wizją połamania nóg... Prawdziwa miłość pojawiła się dużo późnie. Prowadziła do niej długa, męcząca droga i aż do ostatniej chwili byłam przekonana, że się nie zdarzy. Jej pojawienie się tak mnie zaskoczyło, byłam na nie do tego stopnia niegotowa, że zaplanowłam na ten dzień zwiedzanie muzeunl w Auschwitz. W pociągu, z którego mieliśmy się przesiąść do busa, położyłam ci stopy na kolanach. W bliskiej perspektywie mieliśmy wszystko, przez co życie jest nie do zniesienia, a czuliśmy to jedno, dzięki czemu warto żyć. To niewątpliwie była radość. Ale myślenie czy mówienie o niej nic nie da. Nie ma dla niej miejsca obok kłótni o to, kto ostanio posprzątał dom czy odebral dziecko. Jest bez znaczenia, kiedy siedzi się spokojnie i ogląda stary film czy naśladuje scenkę ze sklepu z udziałem dwóch starszych pań, czy kiedy ja delektuję się sorbetem na patyku, a ty patrzysz na mnie z krzywą mina czy kiedy pracujemy na różnych piętrach tej samej biblioteki. Radość nie pasuje do codzienności. Nikt o tym nie mówi, ale prawdziwej przyjemności; w niej bardzo niewiele. A jednak gdyby się nie zdarzała, przynajmniej raz w życiu, jak dalibyśm radę żyć? Ostatnia myśl: czasami radość niebezpiecznie się pomnaża. Sławetnym przykładem są dzieci. Niewystarczająco straszne jest to, że w pewnym momencie utraci się ukochanego człowieka, z którym dzieliło się autentyczną radość? Dlaczgo do tego koszmaru dokładamy jeszcze dziecko, którego utrata gdyby do niej doszło, oznaczałaby całkowitą zagładę.

12


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.