
2 minute read
Rozejm wigilijny
Chyba zrozumieliśmy to dopiero w czasie pandemii. Wcześniej zastanawialiśmy się, jak dobrze byłoby pracować z domu, prowadząc kancelarie zdalnie, czy też uczestniczyć w rozprawach siedząc w domku nad jeziorem. I gdy to nastąpiło, już po kilku tygodniach, może po miesiącu, mieliśmy dosyć. Brakowało nam bezpośrednich rozmów, odczytywania treści spojrzeń, zbyt głośnego śmiechu, uścisku dłoni, zapachów – czasem zbyt intensywnych – perfum rozmówcy.
Spotkania przez komunikatory zaczęły nam się wydawać jałowe. Łapaliśmy się na tym, że zbyt często nie potrafiliśmy zrozumieć intencji, nastrojów czy też sensu tego, co ktoś nam chce przekazać. Łatwo było nam to zrzucić na powikłania po covidzie (ale rzecz w tym, że od razu uzmysławialiśmy sobie, że przecież ostatni wynik testu robionego przedwczoraj był ujemny…).
Rozmowy – tak jak ekrany naszych komputerów – były po prostu płaskie.
Potrzebowaliśmy spotkania, potrzebowaliśmy siebie wzajemnie.
To normalne – zrozumienie rodzi się w bezpośrednim kontakcie. Gdy staniemy naprzeciw siebie, spojrzymy w oczy i zaczniemy rozmawiać. Tam, gdzie jest rozmowa znika nienawiść, rodzi się ciekawość. Nawet jeżeli spotkanie zaczyna się od krzyku, to ile można krzyczeć, aby się nie zmęczyć albo też zanudzić?
Gdy człowiek spotka człowieka, zawsze znajdzie sposób, aby zasypać nawet najgłębszy dzielący ich rów.
Dzisiaj będzie trochę inaczej. Nie, nie mylisz się, to nie obraz jakiegoś mało znanego impresjonisty.
Bardzo szybko po wynalezieniu fotografii zaczęto zastanawiać się, czy może być ona sztuką – wszak mechanicznie odwzorowuje jedynie rzeczywistość. Czy za jej pomocą można oddać uczucia? Czy jest możliwe poprzez zdjęcie przekazać idee? Czy zatrzymany obraz może nas poruszyć i wewnętrznie przemienić? Bardzo szybko znaleziono odpowiedzi. Dlatego chcę Ci pokazać to zdjęcie, zobacz: Linia frontu w grudniu 1914. Pierwsza Wigilia Wielkiej Wojny. Samotny żołnierz w polowym mundurze, stojąc w błocie unosi niewielką choinkę. Na niewyraźnej fotografii drzewko wydaje się być powyginane, zranione tak jak zryta okopami ziemia.
Fotografia uchwyciła jeden z epizodów tak zwanego rozejmu wigilijnego, kiedy to niemieccy i brytyjscy żołnierze spontanicznie, wbrew rozkazom dowódców wyszli z okopów, by wymienić się podarunkami, grać w piłkę, wspólnie śpiewać kolędy. Takich zdarzeń na linii frontu niedaleko Ypres było kilkaset. Po kilku dniach żołnierze, który zdążyli się już nawzajem nauczyć, jak mówi się „choinka” po niemiecku i „narzeczona” po angielsku wrócili na swoje pozycje. I nie potrafili już walczyć. Wspólne kopanie piłki, kawa wypita z jednego kubka, zdjęcia dzieci tak do siebie podobnych pozwoliły we wrogu – dostrzec siebie.
Po obu stronach frontu dowództwo musiało dokonać rotacji oddziałów. Naprzeciw siebie postawić ludzi, którzy nic o sobie nie wiedzieli. Wojna mogła toczyć się dalej.
Przed nami Boże Narodzenie, czas nowego początku, czas, gdy wszystko dopiero się zaczyna.
Spotykajmy się, rozmawiajmy – jak najczęściej.
Dziękuję Wam za kolejny rok wędrówek wśród obrazów i filozofii!
Adw. Marek Karczmarzyk