3 minute read

In Memoriam Profesor Tadeusz Maciejewski

Podobno pewne w życiu są tylko śmierć i podatki, ale paradoksem pozostaje fakt, iż to pierwsze nieustannie nas zaskakuje. 16 listopada zmarł mój Teść, Tata. Odszedł od nas nagle. Wygrał wielką walkę o swoje życie z nowotworem, zaskoczyło go serce. Profesor Tadeusz Maciejewski. W Trójmieście, w kręgu mojego Męża, znali go wszyscy, ja wpisywałam go w wiadomą wyszukiwarkę kiedy pierwszy raz przyjeżdżałam do Gdańska. Miałam trochę ponad 20 lat i kończyłam w Łodzi psychologię. Historia prawa była dziedziną równie egzotyczną jak archeologia.

Powszechnie szanowany Pan Profesor był z mojego punktu widzenia niezwykle ujmującym, acz ekscentrycznym potencjalnym teściem. Zasiadanie z nim do stołu było prawdziwie intelektualną rozrywką, nie przepadał za small talkiem i rozmowami o charakterze pogodowo – kurtuazyjnym, uwielbiał konkrety i wypowiedzi niosące za sobą przemyślaną i nieco mądrzejszą treść. Przebywanie sam na sam z Tatą zawsze mogło zakończyć się pytaniem z gatunku Czy wiesz co to jest....? Tutaj padało jakieś wysublimowane słowo bądź wskazanie konkretnej rzeczy. Często wiedziałam, co spotykało się z wyraźnie uzewnętrznioną aprobatą. Często nie, co kończyło się w ogóle nie tajonym zawodem. Tata nie ukrywał, że rodzina powinna do siebie pasować.

Najbardziej zapamiętam jedno z takich pytań, które dotyczyło srebrnego naczynia umiejscowionego na parapecie. Z przerażeniem pomyślałam, że kojarzy mi się tylko z urną. Na szczęście instynkt podpowiadał, że Nie wiem jest zawsze lepsze niż głupie strzelanie na oślep. To był odpowiednio wiekowy cooler do szampana.

Z czasem poznaliśmy się bliżej, nie tylko od strony wzajemnego przepytywania. Nie brakowało między nami kontrowersyjnych spięć, ale czułam ze strony Taty dużo sympatii, z wzajemnością zresztą. Zawsze szczery, mówił co uważał i czuł. Choć nienagannie elegancki i swobodnie dystyngowany, do

służby dyplomatycznej chyba nie zostałby przyjęty. Jednocześnie był tak inteligentnym i fajnym człowiekiem, że nie można było go nie lubić. W zasadzie był powszechnie lubiany. Najbardziej odczułam to chyba po zakończeniu własnego wesela kiedy zorientowałam się, że przyjaciele i rodzina z mojej strony, którzy niekoniecznie bardzo przejmowali się jego tytułem, a historią i prawem – w ogóle, spontanicznie mówili wiele pozytywnego o moim nowym Tacie. Father – in law notabene. Wzbudzał sympatię tak po prostu, co tutaj w Trójmieście gdzie pozostawał przyodziany we wszystkie tytuły i zasługi było trudniej dostrzegalne.

Znał mnóstwo osób, mógł wejść w wiele układów, robić interesy w ciekawych miejscach Trójmiasta. Nigdy nie chciał, poświęcał się zawsze swojej własnej pracy i wielkiej pasji jaką była historia prawa. Wiele osób kojarzy dom, który wybudował jako spełnienie swoich marzeń, nie wszyscy wiedzą, że rozprawa doktorska (notabene doceniona II nagrodą w XXII Konkursie Państwa i Prawa na najlepsze prace doktorskie w 1981 r.) powstawała na parapecie małego pokoju w tzw. hotelu asystenckim będącym zwykłym akademikiem, który był pierwszym domem rodzinnym dla młodego małżeństwa z dwójką dzieci. Ciężko też wyobrazić sobie dzisiaj, że kilkadziesiąt lat temu teściowa Taty bardzo krytycznie patrzyła na swojego przyszłego zięcia, obawiając się o przyszłość swojej córki. Szybko okazało się, że nie było się czego bać. Tata w wieku 52 lat został jednym z najmłodszych profesorów zwyczajnych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

Był niesamowicie pracowity. Jego publikacje powstawały w większości bladym świtem. Lubił pracować kiedy panował jeszcze niczym niezmącony spokój. Nie znam jego rodzinnego domu na tyle, by wiedzieć czy stamtąd wyniósł ten etos. Pochodził z Ostrowa Wielkopolskiego, z majętnej rodziny. Kiedy jednak ukończył studia w Poznaniu, przyjechał do Trójmiasta i tutaj rozpoczął wszystko od początku. Szybko pokonywał kolejne etapy, ale nie bał się też innych wyzwań. W okresie kiedy jego młoda małżonka była bardziej zaangażowana zawodowo, to on z dwójką dzieci wystawał w kolejkach do sklepu. Chociaż ojciec z potomstwem w godzinach pracy dziś jest czymś naturalnym, wtedy był takim zjawiskiem, że przepuszczano go przodem. Wszyscy mieli przeświadczenie, że jest samotnym ojcem z dwójką dzieci.

Kochał podróże, zwiedził poza Antarktydą wszystkie kontynenty. Przez covid o dwa lata przesunęła się jego zaplanowana podróż do RPA z synem. Ostatecznie miała odbyć się w lutym 2023 r. Wydaje się jakby nie mógł się doczekać i wyruszył trochę wcześniej sam. Chcemy pojechać i sprawdzić.

Do zobaczenia Tato.

Adw. Dagna Maciejewska

This article is from: