3-4/2011

Page 1

ELŻBIETA DZIKOWSKA PĘDZI MNIE CIEKAWOŚĆ

AUSTRIA

NARTY W TYROLU

TAJLANDIA

TAK MUSI WYGLĄDAĆ RAJ

JAPONIA

RYŻU NASZEGO POWSZEDNIEGO

USA

10. ROCZNICA ATAKU NA WTC

BEZ WIZ I DEWIZ PODRÓŻE W ETERZE

REJS POLONUSA OD HOORNU DO NATALU

Egipt

Idealny o każdej porze roku MAŁOPOLSKA Białe szaleństwo

MAROKO

Kolorowy zawrót głowy

VANUATU

Wyspa Ducha Świętego

• BIAŁKA TATRZAŃSKA • BIECZ • KANAŁ ELBLĄSKI • EŁK • POWIAT POLSKA BESKIDZKA5 GORLICKI • MIELNIK • PODKARPACKIE • SANOK • GMINA SĘKOWA • ŚWIĘTOKRZYSKIE


Jeden szuka komfortu luksusowych hoteli, inny chce żyć w harmonii z przyrodą. W Uzdrowisku Vyšné Ružbachy luksus, wysoki standard usług, a z drugiej strony pokora i szacunek do tatrzańskiej przyrody idą ze sobą w parze.

UZDROWISKOWE ŻRÓDŁA TERMALNE POMAGAJĄ W LECZENIU: Y chorób krążenia Y zaburzeń metabolicznych Y chorób kobiet i chorób ginekologicznych Y chorób nerek i dróg moczowych Y chorób zawodowych Y schorzeń onkologicznych Y chorób psychicznych Y chorób układu pokarmowego Jako jedyni na Słowacji posiadamy Centrum Rehabilitacji Sercowo-Naczyniowej, które świadczy usługi w zakresie: Y Stany po operacjach serca Y Stany po rekonstrukcjach naczyń krwionośnych Y Stany po ostrym zapaleniu mięśnia sercowego Y Wady zastawek Y Choroba ischemiczna serca Y Stany po wszszepieniu rozruszników serca Y Stałe nadciśnienie Y Aterosklerotyczne schorzenia tętnic Y Stany po zakrzepicach i zapaleniu zakrzepowym żył ZAKWATEROWANIE: W przepięknym środowisku parku zdrojowego usytuowane są: Grand Hotel Strand**** dla całych rodzin, hotele Travertin I, II *** oraz Szwajcarskie domki***. W części kompleksu Grand Hotel Strand**** znajdują się Termalny Basen Izabela 34°C i Aqua Thermal Wellness (czynne przez cały rok). POBYTY SPECJALNE: Kompleksowy pobyt leczniczy * Pobyt dla rodzin z dziećmi * Pobyt relax * Pobyt dla seniorów * Wellness weekend * Pobyt dla firm * Atlantyda (pływanie z niemowlęciem i z dziećmi od 3 mies.) * Pobyt dla pań (bioodnowa organizmu) * Pobyt dla menadżerów Pobyt narciarski * Pobyt sylwestrowy KÚPELE VYŠNÉ RUŽBACHY, a.s. 065 02 Vyšné Ružbachy 48, Słowacja tel. 00421 52 42 66 111, 444 – recepcja fax 00421 52 42 66 560 e-mail: ruzbachy@ruzbachy.sk

www.ruzbachy.sk

Marzysz o odpoczynku i relaksie? Marzysz o cudownym pokoju w hotelu z wellness? Nie marz, przyjedź do Uzdrowiska Vyšné Ružbachy!


Podróżnicze plany Urlopowe i wakacyjne wojaże już za nami. Czas zatem pomyśleć o nowych wypadach. Jesień to dobra pora na przedłużenie sobie lata na przykład w Egipcie. Ceny wyjazdów w ostatnim kwartale roku zazwyczaj mocno spadają, często nawet o połowę, a temperatura tam oscyluje ciągle między 20 a 30 stopni. Kraj Faraonów warto odwiedzać przez cały rok – dla fascynującej historii, pustyń, plaż i raf koralowych. Po przeciwległej stronie Afryki Północnej na turystów i podróżników czeka Maroko, które zachwyca swoim wyjątkowym stylem w sztuce, zarówno tej użytkowej jak i zdobniczej. Natomiast kto chce zamienić zimę w lato, ten powinien udać się na półkulę południową. Archipelag Vanuatu na pewno zachwyci każdego swoją pacyficzną naturą i historią podwodnych pamiątek po II wojnie światowej. Zapraszamy też do Tajlandii i Japonii, gdzie spotkamy morskich cyganów i poznamy nieznane nam wierzenia i mity. Jak zwykle odkryjemy kolejne ciekawe miejsca w naszym kraju, przy okazji polecając Państwa uwadze specjalne wydanie Obieżyświata pn. POLSKA DLA CIEBIE, dostępne w krajowych sieciach kolportażowych RUCH, KOLPORTER i EMPiK. Redakcja OBIEŻYŚWIATA

W NUMERZE

4 Egipt

Idealny o każdej porze roku 8 Wyspa Ducha Świętego Vanuatu

12 Tak musi wyglądać raj Tajlandia

14 Ryżu naszego

powszedniego Japonia

16 Kolorowy zawrót głowy Maroko

22 Święty Antoni

od szalonych zjazdów Austria

24 Podróżniczy lans Z notatnika podróżnika

25 Informacje

Wakacje bez przykrych niespodzianek Wyprawy obieżyświatów 2012

26 Bez wiz i dewiz

46 Nowy wymiar zimy

w Beskidzkiej 5

woj. ślaskie

47 Kraina tajemniczości

i osobliwej przyrody

woj. małopolskie

48 Na narty do Małopolski woj. małopolskie

51 Białka Tatrzańska woj. małopolskie

52 W krainie Łemków

i Pogórzan

woj. małopolskie

53 Biecz – Miasto Kata woj. małopolskie

54 Zapach nafty i tytoniu woj. podkarpackie

57 Sanok

Brama do Bieszczad woj. podkarpackie

Turystyka krótkofalarska

12 | TAJLANDIA

28 Podróże w eterze Hobby i turystyka

29 Od Hoornu do Natalu Rejs „Polonusa”

OBIEŻYŚWIAT – niezwykłe podróże zwykłych ludzi Magazyn turystyczny, kwartalnik, ISSN 1641-4861 Zespół redakcyjny i współpracownicy: Bogusław Matuszkiewicz – redaktor naczelny, Łukasz Dobrzyński, Jagoda Koprowska, Irena Matuszkiewicz, Grzegorz Micuła, Bogusław Nowak, Łukasz Wall, Monika Witkowska, Kamila Zabrocka Tłumaczenia: Marek Łukasik Marketing i reklama: Jakub Matuszkiewicz, tel. +48 695 382 943 ul. Świętokrzyska 36/31G, 00-116 Warszawa Druk: ArtDruk www.artdruk.com Kolportaż: RUCH S.A., KOLPORTER S.A., POLPRESS Okładka: Rafa Morza Czerwonego – fot. T. Schultz, fotolia.com, Narciarze – fot. Arena Narciarska Jaworki Homole, Casablanca – fot. B. Matuszkiewicz, Vanuatu – fot. Oyster Island Resort

30 Nauczyłem się

blokować pamięć

USA

34 Książki, multimedia

i konkurs 35 Polska nieodkryta Polska dla Ciebie Nie zwlekaj! EGO czeka.

36 Pędzi mnie ciekawość Wywiad z Elżbietą Dzikowską

40 Kanał Elbląski

42 Przystanek Mielnik

Wydawnictwo nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń, nie zwraca niezamówionych materiałów i zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych tekstów.

45 Białe szaleństwo

Powielanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody SUPER URLOP jest zabronione. Zabrania się sprzedaży numerów bieżących i archiwalnych bez umowy kolportażowej oraz po innej cenie niż podana na okładce.

16 | MAROKO

woj. warmińsko-mazurskie

Adres redakcji i wydawcy: SUPER URLOP, ul. Norwida 61, 76-200 Słupsk tel./fax +48 (0) 59 842 49 53, e-mail: kolumb@obiezyswiat.com www.obiezyswiat.com

© Copyright by SUPER URLOP. Wszelkie prawa zastrzeżone.

8 | VANUATU

woj. podlaskie

prawie… w centrum miasta

woj. świętokrzyskie

53 | BIECZ


NA TURYSTYCZNYM CELOWNIKU

EGIPT

Urocze zakątki w Parku Narodowym Ras Muhammad

Idealny o każdej porze roku Egipskie lato trwa przez cały rok. Wybierając się na urlop do Hurghady, Sharm El Sheikh, Marsa Alam czy do Taby możemy być pewni, że nawet w środku zimy czekają nas rajskie wakacje. Złote plaże, turkusowe morze i słońce, które świeci każdego dnia – to największe atuty egipskich kurortów.

W

Egipcie każdy turysta spragniony wypoczynku znajdzie coś dla siebie – samotne zakątki, w których słychać tylko szum fal lub usiane parasolami plaże, na których od rana do zachodu słońca przy dźwiękach muzyki można zażywać kąpieli słonecznych. Wybrzeże Morza Czerwonego oferuje mnóstwo atrakcji, zarówno dla amatorów „świętego spokoju” jak i miłośników aktywnego wypoczynku. Najbardziej popularne i najchętniej wybierane przez przybyszy z całego świata kurorty to Hurghada i Sharm El Sheikh.

Hurghada

Hurghada to dawna rybacka wioska, która z biegiem lat przeistoczyła się w tętniący życiem ośrodek turystyczny z doskonale wyposażoną bazą noclegową na każdą kieszeń, od skromnych hoteli

4

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

z niemal rodzinną atmosferą do luksusowych resortów oferujących niezliczone atrakcje. Niezależne od tego, który wariant wybierzemy, będziemy mogli w pełni korzystać z uroków Hurghady, zważywszy na niezwykle bogatą ofertę tego kurortu. Nie brak w nim eleganckiej promenady z licznymi sklepami i kawiarniami oraz luksusowej mariny, gdzie delektując się kolorowym drinkiem, możemy podziwiać jachty z całego świata. Z drugiej strony, będąc w Hurghadzie, warto zagłębić się w uliczki najstarszej dzielnicy Dahar i zobaczyć jak wygląda życie prawdziwych Egipcjan, potargować się w tutejszych sklepach i skosztować lokalnych specjałów. Od gwaru ulic można odpocząć na hotelowej plaży, podczas wycieczki na pustynię lub w trakcie rejsu po morzu. Każdego dnia z rozsianych po całym mieście przystani wypływają setki statków, zabierając na pokład amatorów snorklingu i nurkowania. Tutejsze rafy słyną ze swojego bogactwa kolorów, a przy tym nie ma tutaj silnych prądów, które pojawiają się w innych częściach Morza Czerwonego. Dla tych, którzy nie przepadają za morskimi kąpielami dobrym rozwiązaniem może być wycieczka łodzią podwodną „Sindbad”, zanurzającą się na głębokość 22 metrów, skąd „na sucho” można podglądać kolorowe ryby i rafy koralowe. Innym popularnym sportem chętnie uprawianym w okolicach Hurghady jest kitesurfing. Prawdziwą mekką miłośników pływania na desce z „latawcem” jest położona na północ od Hurghady El Gouna. Miejscowość przecinają liczne kanały i laguny. Kolejną propozycją dla amatorów silnych wrażeń jest wyprawa quadem na pustynię. Uczestnicy tzw. „quad safari” powinni zawczasu zaopatrzyć się w chustę ochronną i okulary słoneczne, gdyż podczas jazdy piasek bezlitośnie wdziera się do oczu. Po kilkugodzinnej przejażdżce turyści biorą udział w egipskim show, podczas którego mogą podziwiać

www.obiezyswiat.com


Wystarczy zanurzyć się z maską i fajką do snorklingu by podziwiać bogactwo Morza Czerwonego.

El Gouna

Sidi Bou Saïd Biała Pustynia

W zakamarkach Daharu

nie tylko piękne tancerki wykonujące tradycyjny taniec brzucha, ale także „wirującego derwisza” lub zaklinacza węży. Dzisiejsza Hurghada jest najnowocześniejszym kurortem oferującym liczne formy wypoczynku oraz rozrywki. Turyści mogą przebierać w bogatej ofercie luksusowych wellness i spa. Region może też poszczycić się znaczną liczbą profesjonalnych centrów konferencyjnych, świadczących usługi na najwyższym poziomie dla ludzi ze świata biznesu. W bezpośrednim sąsiedztwie miasta leżą mniejsze miejscowości, takie jak Safaga, El Gouna, Makadi Bay i Sahl Hasheesh. Cały region jest dobrą bazą wypadową w dalsze regiony Egiptu, m.in. do Kairu i Luxoru. Ciekawostka: nazwa Hurghada pochodzi od czerwonych jagód krzewu z rodzaju łużnik (Nitraria), z którego Beduini robią orzeźwiający napój.

Sharm El Sheikh

Miasto jest zupełnie inne niż Hurghada i czasami trudno się oprzeć wrażeniu, że każdy jego skrawek powstał z myślą o turystach. Sharm niczym nie ustępuje światowym kurortom. To tutaj znajdziemy najbardziej luksusowe hotele w Egipcie, sklepy światowych marek oraz ekskluzywne restauracje i kluby. Tutejsze rafy cieszą się ogromną popularnością wśród nurków z całego świata, głównie za sprawą bliskości Parku Narodowego Ras Muhammad, słynącego z bogactwa podwodnych gatunków fauny i flory. Przez wielu ludzi park ten uznawany jest za najpiękniejszy podwodny ogród na świecie. Tłumy turystów każdego dnia podziwiają niezliczone gatunki korali i ryb. Warto spróbować swoich sił i udać się na podwodną wycieczkę. Na miejscu działają liczne centra nurkowe, a wiele z nich zatrudnia polską obsługę, która zadba o to, by nasza przygoda była całkowicie

www.obiezyswiat.com

bezpieczna, a wrażenia z nurkowania niezapomniane. Chętni mogą na miejscu rozpocząć swoją „profesjonalną” przygodę z nurkowaniem zapisując się na kurs nurkowania. Wystarczą cztery dni nauki pod okiem wykwalifikowanego instruktora, aby móc pochwalić się licencją uznawaną przez wszystkie centra nurkowe na świecie. W okolicach Sharm do dyspozycji nurków jest ponad 250 raf koralowych, a szacunkowa liczba gatunków ryb przekracza tysiąc! To właśnie Sharm El Sheikh jest najczęściej odwiedzanym kurortem na Półwyspie Synaj. Wspaniałe warunki klimatyczne, doskonałe miejsca do nurkowania oraz bogata oferta hoteli sprawiają, że jest to miejsce idealne na wypoczynek o każdej porze roku, nawet wtedy, gdy w Polsce temperatura spada poniżej zera. Sharm El Sheikh kusi także bogatą ofertą rozrywek oraz ekscytujących sportów wodnych. Poza wspomnianym już nurkowaniem, region ten z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom żeglarstwa, windsurfingu i kitesurfingu. W Sharm El Sheikh można sprawdzić się nawet w skokach ze spadochronem z helikoptera. Popularne są także – safari po pustyni, wycieczki do niezwykłego klasztoru Św. Katarzyny czy wyprawy w majestatyczne Góry Synaj. O zdrowie ciała i ducha można natomiast zadbać w jednym z profesjonalnych ośrodków spa. Ciekawostka: nazwa tego kurortu pojawiła się po raz pierwszy na mapach w XVII wieku. Przez wiele lat była to mało znana wioska rybacka. W języku arabskim „sharm” oznacza zatokę, a „el Sheikh” – starego, mądrego człowieka.

Marsa Alam

Dla turystów ceniących przede wszystkim spokój idealnym miejscem wypoczynku będzie Marsa Alam. Miejscowość ta, położona ok. 300 kilometrów na południe od Hurghady, dopiero

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

>> 5


NA TURYSTYCZNYM CELOWNIKU

Widok z góry Mojżesza na Półwysep Synaj

Gościnni Beduini

Rafa tuż przy brzegu w Sharm El Sheik

Obowiązkowe spotkanie z dromaderem

zaczęła zyskiwać popularność, dzięki czemu nie ma tu>> niedawno taj jeszcze tylu gości co w innych egipskich kurortach. Samo Marsa Alam to malutkie miasteczko, w którym życie skupia się na jednej głównej ulicy z nielicznymi, aczkolwiek urokliwymi, knajpkami i niewielkimi sklepikami. Hotele rozlokowane w rejonie Marsa Alam są rozproszone w dużych odległościach od siebie i w większości stanowią całkowicie niezależne, samowystarczalne kompleksy. Większość z nich oferuje swoim gościom liczne atrakcje. Na miejscu można zaopatrzyć się w pamiątki i skosztować dań w hotelowych restauracjach. Marsa Alam oferuje możliwość relaksu z dala od zgiełku miasta, w zacisznej atmosferze, tym bardziej, że tutejsze hotele wyglądem przypominają rajskie ogrody z dużymi basenami, bungalowami i szerokimi plażami. Z każdym rokiem coraz więcej turystów decyduje się odwiedzić ten rejon, a wśród nich jest również wielu nurków, których przyciągają tutejsze przepiękne rafy koralowe. Dlatego też miejsca nurkowe dla doświadczonych nurków dostępne z Marsa Alam zaliczają się do najbardziej atrakcyjnych w rejonie Morza Czerwonego. Nienaruszone rafy koralowe i bogactwo gatunków fauny morskiej, wśród nich diugonie, żółwie i delfiny – to najważniejsze atuty Marsa Alam.

Nowowczesne hotele w Tabie

6

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

Port Ghalib Marina w Marsa Alam

Nowy port jachtowy Port Ghalib Marina w Marsa Alam to siedziba luksusowych hoteli, ośrodków wypoczynkowych oraz setek eleganckich jachtów. Region ten jest znany na całym świecie wśród miłośników kitesurfingu. Ponadto, jest to idealny punkt wypadowy na wyprawy w dzikie rejony Synaju. Ciekawostka: w czasach starożytnych w okolicznych górach wydobywano złoto i szmaragdy. Dziś można zwiedzać niektóre ze starożytnych kopalni.

Taba

Wyjątkowe położenie Taby, miasta zwróconego w stronę Arabii Saudyjskiej i usytuowanego pomiędzy Afryką i Azją w górnej części Zatoki Akaba, sprawiło, że miasto pełniło rolę przystanku na szlaku karawan, począwszy od XIV wieku. Dziś Taba to kwitnący ośrodek turystyczny odwiedzany przez gości z całego świata, którzy poszukują dziewiczych plaż i unikatowych raf koralowych. Taba ma jednak do zaoferowania znacznie więcej niż tylko wypoczynek na plaży i nurkowanie. Zaledwie kilka godzin jazdy dzieli ten region od wywierającego kolosalne wrażenie kolorowego kanionu, inspirującego klasztoru Św. Katarzyny i potężnej fortecy Saladyna. Dzięki bogatej ofercie co roku miliony turystów odwiedzają kurorty położone na wybrzeżu Morza Czerwonego. Ta różnorodność sprawia, że każdy może spędzić tu niezapomniane chwile w wyjątkowej atmosferze. Aż trudno uwierzyć, że te wszystkie skarby są na wyciągnięcie ręki. Wystarczy wsiąść na pokład samolotu, by po czterech godzinach lotu znaleźć się w egipskim raju. Ciekawostka: region Taba zwrócił na siebie uwagę świata w roku 1970, kiedy stał się magnesem przyciągającym turystów podróżujących z plecakami, poszukujących miejsca na prowadzenie prostego, hipisowskiego życia. W celu uzyskania szczegółowych informacji na temat Egiptu można zwrócić się do Biura ds. Turystyki przy Ambasadzie Egiptu, ul. Niepodleglosci 69 (9 pietro), 02- 626 Warszawa, tel 22 322 71 21, e-mail: info.pl@egypt.travel, www.egypt.travel

www.obiezyswiat.com



ŚWIAT DO GÓRY NOGAMI

Vanuatu

Wyspa Ducha Świętego Wielu podróżników i wczasowiczów unika olbrzymich ośrodków z typowymi hotelowymi pokojami z obowiązkowa plazmą, plażami, na których trzeba uważać, żeby nie oberwać piłką zagrywaną przez miłośników siatkówki plażowej, albo przez przypadek nie nadepnąć na żonę sąsiada. Oczywiście, niektórzy lubią taki rodzaj wypoczynku i nic w tym złego. Inni, w tym ja, wolą odmienne klimaty i miejsca z dala od gwaru nadmorskiej promenady.

T

akie miejsca znalazłem na Vanuatu. Kto nie wie, gdzie to jest, podpowiem. Vanuatu jest niezawisłym państwem, republiką, leżącą na 83 wyspach rozrzuconych po wodach południowego Pacyfiku. Jedną z wysp, największą na Vanuatu, Espiritu Santo, odwiedziłem w czerwcu tego roku. Przyciągnęła mnie jej różnorodność i mili, życzliwi ludzie – Melanezyjczycy oraz imigranci z Australii, Nowej Zelandii, Chin i innych państw.

drzew, jak chlebowe, bunya, papaja, kauri, figowce czy bandana. Zachwyt wzbudzają tropikalne bluszcze owijające się wokół konarów drzew. Długie i mocne liany przypominają filmy o Tarzanie, zaś rozłożyste liście taro zastępują miejscowym parasol. Natomiast korzenie tej popularnej rośliny to jedno z podstawowych warzyw w diecie ludów całego Pacyfiku Południowego.

Wyspa, która uzdrawia

Bazą do penetracji Espiritu Santo było w moim przypadku bardzo kameralne miejsce – Wyspa Ostryg, wysepka leżąca ok. 200 m od brzegów głównej wyspy. Aby się dostać do małego Oyster Island Resort uderzyłem kawałkiem drewna w pustą butlę po gazie, która pełniła tu rolę gongu i po kilku minutach przypłynął po mnie oryginalny prom. Jak to w takich ośrodkach się przyjęło, powitano mnie tropikalnym drinkiem i zaprowadzono do schludnego bungalowu bez telewizora,

Mieszkańcy Espiritu Santo uważają, że tak nazwał ich wyspę sam Bóg, który posłużył się w tym celu żeglarzem portugalskim Pedro Fernando de Quirosem. Na początku XVII wieku wydawało mu się, że odnalazł wielki kontynent południowy i nazwał go właśnie Espiritu Santo – Duch Święty. Wkrótce okazało się, że jest to duża wyspa jak na Pacyfik, bo licząca ok. 4 tys. km². Pokrywa ją gęsta tropikalna dżungla z wieloma gatunkami egzotycznych

8

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

Na Wyspie Ostryg

radia i budzika. Telewizję zastępuje tu widok słonecznej laguny i tropikalnej roślinności, a budzik nie jest potrzebny, bo na śniadanie można wstać nawet w południe. Rolę kasyna pełni stolik z zestawem do szachów i warcabów. Czas mierzy się tutaj inaczej. Ma znaczenie tylko wtedy, kiedy trzeba zdążyć na samolot odlatujący z lotniska w Luganville, stolicy Espiritu Santo. W ośrodku znajduje się 11 bungalowów. Kiedy jest komplet gości na wysepce znajduje się najwyżej 50 osób, wliczając w to obsługę. Architektura bungalowów i restauracji nawiązuje do budownictwa lokalnego. Dachy są z liści z drzewa bandana, a ściany wykonano z polakierowanego bambusa. Łazienka mojego bungalowu jest tylko częściowo pod dachem. Natrysk usytuowano pod gołym niebem. Oczywiście, ściany i podłogę łazienki wyłożono płytkami ceramicznymi. Prysznic bierze się pod gwiazdami lub z dodatkowym natryskiem, kiedy z nieba spadają strugi trowww.obiezyswiat.com


Oyster Island z lotu ptaka

pikalnego, ciepłego, deszczu. Przed bungalowem znajduje się uroczy ganek z hamakiem. Podczas wysokiego przypływu woda niemal łaskocze stopy. W domku nie ma klimatyzacji, ale bryza od laguny i zawieszony u sufitu wiatrak zupełnie wystarczają.

Cisza i spokój Obcokrajowiec nie może kupić ziemi na Vanuatu. Może natomiast kupić prawo do jego użytkowania nawet na 60 czy 70 lat. Tak jest w przypadku resortu na Wyspie Ostryg. Jego właścicielem, ale nie ziemi, jest biznesmen z Nowej Zelandii, który zatrudnił nowozelandzkie małżeństwo do prowadzenia interesu. W tym resorcie goście szybko nawiązują znajomość. Ja spotkałem parę Australijczyków z Gold Coast i nauczycielkę z Brisbane, która opowiedziała mi o swojej kilkuletniej pracy nauczycielki języka angielskiego w drugiej połowie lat 90. w Bydgoszczy. Bardzo mile wspominała ten okres. Zapewniała, że do Polski jeszcze pojedzie, bo nie wszystko zwiedziła i zobaczyła. Wspomniani Australijczycy przyjechali na Espiritu Santo, bo wypoczynek na zatłoczonym Gold Coast przestał być dla nich atrakcyjny. Mają dosyć wypoczynku na plażach niemal dotykających wysokich apartamentowców i hoteli. W dodatku bardzo wzrosła tam przestępczość. Chcą wypoczywać w spokoju. Wyspa Ostryg, www.obiezyswiat.com

na której poza ośrodkiem, nie jest zamieszkała jest jednym z takich miejsc.

Wodna dziura i Tusker Nudzić się tutaj nie można. Czas wypełnia kąpiel w czyściutkiej, bezpiecznej wodzie laguny lub w falach znajdującego się po drugiej stronie otwartego oceanu. Puste plaże z żółtym piaskiem zachęcają do lenistwa. Dla bardziej aktywnych do dyspozycji są kajaki i sprzęt do snorkelingu. Ja skorzystałem z tej możliwości i w towarzystwie wspomnianych Aussie (tak potocznie określa się Australijczyków) popłynąłem kajakiem przez lagunę na brzeg głównej wyspy a stamtąd w górę rzeki, wijącej się między tropikalną roślinnością. Po 45 minutach dopłynęliśmy do miejsca, które nazywa się blue hole (błękitna dziura). Te wodne dziury uformowane zostały w miękkiej skale przez źródła słodkiej wody bijące z dna rzeki. Wodna dziura, w której się kąpaliśmy miała ok. 20 m głębokości. Czyściutka woda rzeczywiście ma niezwykły kolor i zachęca do kąpieli, która po wiosłowaniu pod prąd była doprawdy nieziemskim przeżyciem. Źródeł słodkiej wody jest bardzo dużo na Vanuatu i może dlatego miejscowe piwo Tusker jest bardzo smaczne.

„Ale tata” Wrażenia z kajakowej wyprawy, która zajęła nam w sumie pòł dnia, wzbogaciła nie-

zwykła, tropikalna roślinność oraz widok prymitywnych wiosek z życzliwymi i uśmiechającymi się mieszkańcami. Trzeba dodać, że na całym archipelagu Vanuatu żyje prawie 120 różnych plemion i każde posługuje się swoim narzeczem. Językiem urzędowym jest bislama – specyficzna mieszanka języków angielskiego i melanezyjskich narzeczy z elementami języka francuskiego. Przykładowo angielskie: „thank you” to w języku bislama „tankyoumas”, „goodbye” to z kolei „ale tata”, co łatwo nam, Polakom zapamiętać. W resorcie na Wyspie Ostryg pracuje młody Belg – Gregory. Na Espiritu Santo mieszka już ponad 5 lat. Jest z zawodu informatykiem i instruktorem nurkowania. Przyjechał na Espritu Santo na krótki kontrakt uczyć turystów nurkowania. Jak często bywa z kilku miesięcy zrobiło się kilka lat. Gregory zakochał się w tej wyspie. Uczy tutaj nurkowania oraz jako przewodnik spływa z turystami rwącą, na kilku odcinkach, rzeką w dżungli. Jest to forma wolnego raftingu w kamizelce ratunkowej. Belg namówił mnie na taką eskapadę i zapewniam, że jest to wielka atrakcja.

Nożownicy i kava Podróżujący po Espiritu może na początku odnieść wrażenie, że jest to państwo nożowników, bowiem niemal wszyscy, kobiety i mężczyźni, a nawet młodzież, chadzają z budzącymi grozę maczetami. Poczucie OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

>> 9


>>

zagrożenia szybko jednak mija, bo „nożownicy” przyjaźnie się uśmiechają i serdecznie pozdrawiają turystów. Na Vanuatu maczeta jest narzędziem potrzebnym na co dzień, ale nie do zabijania ludzi czy zwierząt lecz do wycinania krzaków w dżungli czy obcinania owoców z drzewa papaja lub chlebowego. Maczetą kosi się trawę i wycina korzenie krzewu kava, z którego miejscowi wytwarzają popularny na Pacyfiku napój – kava. Korzenie się suszy i następnie w kamiennych moździerzach rozciera na proszek koloru popiołu. Proszek wsypuje się do czegoś w rodzaju skarpety, zanurza się w chłodnej wodzie i wyciska gołymi rękami. Napój ma ponoć właściwości relaksujące i lekko odurzające. Kavę pije się od wieków ze skorup orzechów kokosowych. Miejscowi twierdzą, że ich kava w porównaniu z fidżijską czy salomońską jest mocniejsza. Ja nie jestem zwolennikiem tego napoju i pewnie nie działa na mnie, bo po wypiciu kilku czarek mój organizm w ogóle nie reagował. Mimo, iż proces przygotowywania napoju może budzić zastrzeżenia higieniczne, to mój zaprawiony kuchnią wielu narodów żołądek dzielnie zniósł i ten przysmak. Osobiście wolę normalną czarną kawę, którą także uprawia się na Vanuatu, na wyspie Tanna. Jest to kawa organiczna, suszona na słońcu, bardzo aromatyczna w smaku. Smakuje wybornie. Namawiam do jej wypicia na Vanuatu. A wracając do maczety. Nie słyszałem o przypadkach zaatakowania maczetą turysty przez Melanezyjczyka na tym archipelagu czy w ogóle o jakiejkolwiek napaści na turystę. Vanuatu to bezpieczny kraj. W innych rejonach świata widok grupy wyrostków z maczetami wywołałby u przyjezdnego przerażenie.

Najlepsza wołowina Wioski melanezyjskie są biedne, ale ludzie nie głodują. Uprawiają warzywa i owoce, typowe dla tropików, a ponadto hodują krowy i świnie. Wołowina z Vanuatu jest najlepsza, jaką jadłem. Te opinie potwierdziło

10

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

Spływ w ciepłych wodach rwącej rzeki w dżungli Espiritu Santo

wielu turystów, z którymi się spotkałem. Mięso nie jest tłuste i ma w sobie jakiś aromat, który być może daje naturalny pokarm jakim jest szerokolistna tropikalna trawa i rośliny ziołowe, którymi żywią się krowy. Na Espiritu Santo przejeżdżałem obok dużych stad krów, które pasą się między palmami kokosowymi. Świnie z kolei nie przypominają europejskich krewnych. Są chude i łażą swobodnie po wioskach. Świnia to narodowy symbol Vanuatu i jedno z głównych dań mieszkańców.

Amerykańskie ślady Nurkowanie i snorkeling w licznych miejscach – to główne atrakcje na Espiritu Santo. Najsłynniejszym celem podwodnych wypraw jest wrak amerykańskiego statku pasażerskiego SS President Coolidge, który w czasie II wojny światowej przewoził żołnierzy USA. W pobliżu głównego miasta i portu wyspy Luganville statek samobójczo nadział się na przeznaczoną dla Japończyków minę i zatonął kilkadziesiąt metrów od brzegu. Obecnie to największy i najbardziej dostępny dla nurków wrak i jedna z największych sztucznych raf na świecie. Opodal Coolidge znajduje się One Million Point, miejsce również blisko brzegu, gdzie Amerykanie zatopili setki maszyn i sprzętu budowlanego wykorzystywanego w czasie wojny do budowy lotnisk, dróg, koszar czy szpitali. Po zakończeniu wojny chcieli ten sprzęt sprzedać za grosze administracji brytyjsko-francuskiej (do 1980 roku Vanuatu było kondominium obu tych mocarstw), ale ta odmówiła. Kolonialni biurokraci liczyli na to, że Amerykanie tak czy inaczej sprzęt pozostawią, bo koszty transportu z powrotem do USA przewyższyłyby jego wartość, a oni przejmą to za darmo. Zdenerwowani jankesi postanowili sprzęt zatopić. Cóż, chytry dwa razy traci. Dzisiaj wraki ciężarówek, koparek, buldożerów obrosły koralowcem a dla nurków stały się miejscem podmorskich wypraw. Warto przy okazji dodać, że z tego okresu pozostała sympatia miejscowych dla

Ameryki i Amerykanów. Melanezyjczyków ujęła bezpośredniość żołnierzy USA. Kontrastowało to z lekceważącym, pełnym dystansu i wyższości, traktowaniem autochtonów przez kolonialnych włodarzy Nowych Hebrydów (ówczesna nazwa Vanuatu). Ciemnoskórzy Melanezyjczycy z podziwem patrzyli, jak Amerykanie potrafili w ciągu kilku miesięcy wybudować kilkaset kilometrów dróg i kilka lotnisk, czego nie udało się przez lata Anglikom i Francuzom. Amerykanie zatrudniali miejscowych do pracy przy wojennych inwestycjach, dobrze im płacili, a dzieci melanezyjskie obdarzali słodyczami. W czasie walk na Pacyfiku na Vanuatu znajdowała się baza dla 100 tys. żołnierzy amerykańskich, z czego połowa stacjonowała na Espritu Santo. Niektórzy wierzą, że Duch Święty zesłał Amerykanów i uratował „swoją wyspę” przed inwazją japońską.

Dżungla i ocean Miłośnikom tropikalnej przyrody polecam także wyprawy w dżunglę, najlepiej z miejscowymi przewodnikami. Łatwo się bowiem zgubić w gęstwinie. Na wyspie są niewysokie, jak na standardy europejskie, góry, ale wspinaczka na szczyty ze względu na gorący klimat wymaga dobrej kondycji. Dla lubiących relaks pozostają spacery po plażach i kąpiele morskie. Plaże Espiritu Santo są przepiękne. Najsłynniejszą z nich, niektórzy mówią, że najpiękniejszą w świecie, nazywa się Szampańską Najlepszy czas na zwiedzanie Santo to okres od czerwca do października włącznie. Jest to pora suchsza, nie piszę „sucha”, bo w tropikach pada często. W tym jednak okresie pada znacznie mniej, jest mniejsza wilgotność i jest znacznie mniej komarów. Ponadto drogi, również te szutrowe, są przejezdne. Wyspa niegdyś zapomniana przez świat od kilku lat jest ławo dostępną za sprawą codziennych połączeń lotniczych z Port Villa, np. dla wygody Australijczyków otwarto niedawwww.obiezyswiat.com

Zdjęcia: autor, Oyster Island Resort

Oyster Island z uroczym ośrodkiem wypoczynkowym


Głębokie, źródlane baseny, zwane błękitnymi dziurami, są idealne dla orzeźwiającej kąpieli w dżungli Espritu Santo.

no bezpośrednie połączenie Brisbane-Luganville. Dodatkowo w ubiegłym roku pokryto asfaltem ponad 80-kilometrową drogę biegnącą wzdłuż całego wschodniego wybrzeża od Luganville do Port Olry. W Luganville jest kilka wypożyczalni samochodów, a że ruch uliczny jest skromny, można więc samemu podróżować. Wspomnianą drogę trzeba koniecznie przejechać, zatrzymując się na plażach i w uroczych zatokach, jaką jest np. Zatoka Rekinów. Pamiętać jednak trzeba, że na niektóre plaże, w tym wspomnianą Szampańską, można wejść za zgodą miejscowego plemienia po uiszczeniu kilkuset vatu, czyli kilku dolarów amerykańskich.

Warto tu wracać Vanuatu gościło już na łamach „Obieżyświata”. W tej relacji skoncentrowałem się tylko na jednej z rajskich wysp – Espiritu Santo. Ale jeżeli ktoś wybierze się w te strony, zachęcam do odwiedzenia innych wysp – Tann z aktywnym wulkanem Yasur i potężnymi

Olbrzymie drzewo banyan

www.obiezyswiat.com

Autor artykułu z melanezyjską „kasjerką” na Szampańskiej Plaży

drzewami bunyan, Pentecoast, gdzie co roku od kwietnia do czerwca odbywa się rytuał Nagol – forma inicjacji chłopców, czyli skoki z wysokich (niektóre do 30 m) wież specjalnie do tego celu przygotowanych. Te skoki zainspirowały Nowozelandczyka A. J. Hacketa do stworzenia współczesnej odmiany Nagol, czyli bungy jumping. Oczywiście nie można ominąć Efate, najbardziej rozwiniętej wyspy z Port Vila, pulsującą życiem stolicą Vanuatu. Wyspy archipelagu leżą w strefie malarycznej, ale przypadków malarii jest coraz mniej, co wiąże się z programem spryskiwania substancjami przeciwko komarom melanezyjskich wiosek. Ja podczas swoich podróży na Vanuatu nie zażywałem tabletek przeciw malarii, nie biorą ich mieszkający tam Australijczycy i Nowozelandczycy, ale to kwestia indywidualna. Kogo komary lubią powinien się przed nimi chronić. W tropikach trzeba mieć zawsze pod ręką repelenty w spray’u. Na Vanuatu zawsze wracam z przyjemnością. Tak wiele jest jeszcze do zobaczenia.

Odwiedziłem zaledwie 10 wysp tego archipelagu, a do zobaczenia jest jeszcze kilkadziesiąt. Dla poszukujących niekonwencjonalnych miejsc do eksploracji i wypoczynku wyspy Vanuatu to rzeczywiście raj. Mam trochę pamiątek z Vanuatu, jak drewnianą świnkę (na szczęście) i piękną melanezyjską maskę z tropikalnego kauri, a z ostatniej zaś podróży na Espiritu Santo przywiozłem długą maczetę wyprodukowaną w Brazylii. Nie, nie zamierzam z nią chodzić po ulicach Auckland w Nowej Zelandii, gdzie mieszkam, aby nie wywołać popłochu wśród przechodniów. Przyda się natomiast w przydomowym ogródku. BOGUSŁAW NOWAK Green Lite Travel w Auckland organizuje na przełomie czerwca i lipca 2012 roku wyprawę na Vanuatu. Ilość miejsc ograniczona. Więcej informacji: bogdan@greenlitetravel.co.nz

Plaża na Oyster Island nawet w sezonie nie jest zatłoczona. OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

11


PODRÓŻE MARZEŃ

Tajlandia

Tak musi wyglądać raj O czym marzy przeciętny Polak, kiedy nadchodzą zimne i dżdżyste jesienne dni? O zalanej słońcem plaży, ciepłej krystalicznej wodzie, do której wchodzi się wprost spod pochylonej ku wodzie palmy. A do tego, gdy jeszcze jest bielusieńki piasek, a wokół prawie pusto – ma on poczucie, że tak musi wyglądać raj!

M

ożna oczywiście szukać tego raju na Malediwach czy na Seszelach – za duże pieniądze. Ja postanowiłam sprawdzić ile jest prawdy w zachwytach wielu globtroterów, że prawdziwie rajskie wyspy znajdują się w Tajlandii na południowych wodach Morza Andamańskiego.

Koh Lipe Mój wybór padł na jedną z najmniejszych wysepek Archipelagu Tarutao – Koh Lipe, leżącą kilka kilometrów od morskiej granicy z Malezją. Ma ona zaledwie 4 kilometry kwadratowe powierzchni, ale za to własne źródła słodkiej wody, trzy piękne plaże i całkiem sporą bazę turystyczną. Koh Lipe leży ponad 75 km od Półwyspu Malajskiego i można się na nią dostać tylko łodzią lub wodolotem. Wybieram ten drugi wariant. Z Pak Bara w prowincji Trang, wodolotem suniemy po łagodnych falach, mijając po drodze bezludne wysepki porośnięte tropikalną roślinnością, okolone śnieżnobiałymi plażami. Płynie ze mną kilkunastu podróżników o jaśniejszej karnacji skóry i kilkunastu ciemnoskórych Tajów z pakunkami przewyższającymi ich wzrost i posturę. Ci, którzy mają kręcone włosy muszą być Urak Lawoi, czyli morskimi cyganami – jedynymi rdzennymi mieszkańcami tych wysp. Po II wojnie światowej, ci na wpół nomadzi dostali akty własności ziemi na niektórych wyspach i od pewnego czasu prowadzą osiadły tryb życia. Na Koh Lipe mieszka ich kilkuset. Mają tu swoją wioskę, szkołę i szpital pobudowany przez amerykański Czerwony Krzyż. To z nich rekrutują się wodni taksówkarze na swych długich łodziach. Jeden z nich przywozi mnie z wodolotu na brzeg. Wyspa jest tak mała, a wody wokół niej tak płytkie, że większy prom czy wodolot nie mają szansy przycumować do brzegu. Mój cygan-przewoźnik proponuje nie tylko podwózkę na Sunrise Beach, ale również nocleg w swoich domkach zbudowanych z bambusa i palmowych liści. Po bliższych oględzinach decyduję się jednak wynająć domek przy plaży, który ma na zapleczu coś,

12

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

co przypomina łazienkę. Moje domostwo, podobnie jak i okoliczne domki, stoi na palach, ma wygodne legowisko z moskitierą i rodzaj tarasiku, z którego na dobrą sprawę można by się w ogóle nie ruszać. Z hamaka zawieszonego pod palmowym dachem można słuchać szumu fal i podziwiać wschody słońca. Od podziwiania zachodów jest Pattaya Beach albo jeszcze lepiej malutka, urokliwa Sunset Beach.

Czas dla siebie Jest początek marca, czyli na Koh Lipe powinien być wysoki sezon, ale wokół pusto. Na plaży przed moim domkiem samotnie delektuję się rajskimi widokami. Dopiero pod wieczór schodzi się kilka par, żeby po zachodzie słońca zjeść w tutejszej restauracyjce jedną z jej specjalności: sałatkę z zielonej papai, owoce morza w sosie słodko-kwaśnym lub grillowane królewskie krewetki. Kto chce posmakować kuchni tajskiej z innych regionów lub skosztować dowolnej ryby, jakich bogactwo wystawione jest na wieczornych straganach, musi przespacerować się główną uliczką, która przecina wyspę z południowego zachodu na północny wschód. Po kolacji można pójść obejrzeć mecz bokserski, oczywiście w jego tajskiej postaci, albo skorzystać z tajskiego masażu. Sporo


usług turystycznych świadczą też mieszkańcy wyspy przybyli niedawno z lądu – z Trangu lub Pak Bara. To dla nich wybudowano w głębi wyspy meczet i świątynię buddyjską. Mają tu agencje turystyczne sprzedające bilety na wszelkie połączenia komunikacyjne w tym rejonie Tajlandii, prowadzą sklepiki z pamiątkami, oferują przeróżne wycieczki we wszystkie zakątki morskiego Parku Narodowego Tarutao. To drugi taki Park Narodowy w Tajlandii założony w 1974 roku, w którym można zobaczyć między innymi tak rzadkie gatunki zwierząt jak diugonie, delfiny, rekiny wielorybie czy rzadkie odmiany żółwi morskich.

Morscy cyganie Miejscowi cyganie morscy trudnią się połowami, dowożeniem amatorów snorkelingu i nurkowania w najciekawsze miejsca okolicznej rafy koralowej. A jest w czym wybierać, bo w promieniu kilku kilometrów jest i Koh Kra i Koh Usen – wysepki z niezwykłymi rafami koralowymi i bogatym życiem podwodnym dla snorkelingu. Ci, którzy nurkują ze sprzętem mogą liczyć na dowiezienie w miejsca, do których trafiają tylko nieliczni miłośnicy podwodnych wrażeń: Koh Chabang, Koh Sawang i Koh Hung. Wody wokół tych wysp mają ogromną przejrzystość. Dużą atrakcją jest tutaj wrak statku-przetwórni obrastający rafą, w którym można spotkać barakudy. Czasami żony morskich cyganów dorabiają piorąc rzeczy turystom lub gotując wieczorami na straganach. Jednak nie przypominają w pracy cichych i pracowitych Tajek, bowiem wśród Urak Lawoi kobieta ma bardzo silną pozycję. Tutaj tradycja nakazuje najwięcej czasu poświęcać na spotkania z rodziną i sąsiadami, ot chociażby na bardzo wśród nich popularną grę w karty. Stąd wę-

www.obiezyswiat.com

drując po wyspie, czy obserwując przygotowania do wypłynięcia w morze, ma się nieodparte wrażenie, że cyganie morscy mają inny stosunek do czasu i najbardziej ze wszystkiego lubią wpatrywać się w horyzont.

Nigdy stąd nie wracać Po kilku dniach w takiej atmosferze, w wiecznie ciepłej wodzie, w której po kilkudziesięciu metrach można już obserwować życie rafy, białoskóry Europejczyk nabiera rumieńców i przestaje nerwowo szukać bankomatu czy kafejki internetowej. Jego życie zwalnia i nabiera radości – a to pokopie z miejscowymi dzieciakami w piłkę, a to przejdzie się płyciznami na sąsiednią wyspę Koh Adang, a to usiądzie i zapatrzy się w dal. Sama tego doświadczyłam i do dziś tęsknię za tamtym wyciszeniem. Nic więc dziwnego, że na Koh Lipe poznałam wielu, którzy rozmyślali co by tu zrobić by stąd nigdy i nigdzie nie wracać? Większość jednak pakuje swoje plecaki w ostatni dzień urlopu czy wakacji i wsiada do łodzi zaprzyjaźnionego już cygana. Ten dopłynie spokojnie do prowizorycznej platformy na głębszej wodzie, do której cztery razy w ciągu dnia przybijają promy lub wodoloty. Można stąd popłynąć na inne wyspy Morza Andamańskiego lub na malezyjski archipelag Langkawi. Najczęściej jednak wyjeżdżający spieszą do Pak Bara i dalej na pociąg, samolot lub autobus do Hat Yai. W porze monsunu połączeń jest mniej i wysoka fala nie gwarantuje przyjemności podróży, ale od listopada do końca kwietnia droga na ląd ma w sobie coś nostalgicznego i już wtedy większość podróżnych zaczyna tęsknić za rajską Koh Lipe. Tekst i zdjęcia:

JAGODA KOPROWSKA

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

13


MITY I WIERZENIA

Japonia

Ryżu naszego powszedniego Lis-spryciarz, lis-złodziej, lis-przechera – z taką cenzurką niełatwo trafić na ołtarze. Jednak w Japonii i dla lisa znajdzie się w świątyni trochę miejsca.

J

edna, dwie, trzy... – poszarzałe kształty bram torii, symbolizujące święte miejsca religii shinto, układają się w ciasny szpaler. Cztery, pięć, sześć, siedem... Już wieczór, a przyjaciele zabierają mnie do małej świątyni na szczycie wzgórza. Długo pniemy się pod górę, licząc pomalowane na czerwono bramy. Po dwusetnej tracimy rachubę. Powietrze jest gęste i ciężkie od wilgoci. Idziemy kilkuosobową grupką, a jednak mrok i cienie w zaroślach budzą irracjonalny niepokój. – Co to za miejsce? – pytam. – Lisia świątynia – kolega szczerzy zęby w uśmiechu. Rzeczywiście komainu (pary kamiennych psów lwów lub lisów) przy wejściu do sanktuarium i figury strzegące ołtarza przedstawiają lisy. Niektóre trzymają w pyskach grube zwoje. Wszystkie mają na szyjach czerwone płócienne kołnierze. Jak dowiaduję się później, to jedna z wielu świątyń tego typu. Tak zwane Inari jinja rozsiane są po całej Japonii. Najsłynniejsza i najstarsza z nich, pochodząca z VIII wieku Świątynia Bóstwa Inari Odradzającego Ryżem – Fushimi Inari-Jinja znajduje się w Kioto. Według starej legendy, pewnego lutowego dnia 711 r. na górze w pobliżu miejsca, gdzie dziś znajduje się świątynia, ukazał się bóg Uka no Mitama. Świadkiem tego wydarzenia był pewien bogaty szlachcic, który zdał zeń relację cesarzowi. Imperator niezwłocznie zlecił wielmoży wybudować małą świątynię ku czci bóstwa. Wkrótce potem pola rolników z okolic Kioto pięknie obrodziły ryżem. Od tej pory wszyscy japońscy chłopi zapragnęli tak wspaniałego opiekuna, w związku z czym na wyspach zaczęły powstawać tysiące świątyń Inari. Już noc, a o tej porze małe shintoistyczne sanktuarium na szczycie wzgórza robi niesamowite wrażenie. Śmiejemy się i żartujemy, ktoś nawet zaczyna śpiewać pio-

14

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011 1(25)/2011

senki, ale nie bardzo to pomaga. Świątynia jest mroczna, w najczarniejszych zakamarkach wolnostojących pawilonów czają się zjawy i demony, pnie sosen poruszane lekkim wiatrem cicho skrzypią – wyobraźnia płata nam figle. Plamy księżycowego światła padające na kamienne figury lisów nadają im dość upiorny wygląd. Lis – posłaniec życiodajnego bóstwa ryżu, w nocy nie wygląda przyjaźnie. Zdaje się pokazywać swoje drugie oblicze, co gorsza, chyba to prawdziwe. Wychodzimy na skraj sosnowego zagajnika, oglądamy nocną panoramę – w dolinie setkami ciepłych światełek mruga do nas pokrzepiająco niewielkie miasteczko. Może lepiej wracajmy. Nocą to miejsce oczekuje pewnie na zupełnie innych gości. W pośpiechu i – co tu gadać – z ulgą opuszczamy świątynię. Cztery lata później w upalne, czerwcowe przedpołudnie znowu staję u stóp tego samego wzgórza. – Idziemy do Inari jinja, kochanie? – pyta mnie mój mąż? – No chodź – zachęca – chodź, tam jest tak ładnie. Zgadzam się pod warunkiem, że policzymy bramy torii. Okazuje się, że jest ich ponad czterysta. Słoneczne plamki skaczą po ziemi jasnymi zajączkami. Wydaje się, że jest inaczej, choć mimo światła, mimo dnia, tajemnicza atmosfera dalej trwa w świątyni. Letni upał łagodnieje nieco w cieniu sosen. Oprócz nas nie ma nikogo wśród pomalowanych na czerwono pawilonów. Ostre dźwięki cykad tną powietrze niczym piły mechaniczne. Mąż wyczytał, że żródłem nazwy inari jest wyrażenie i ni naru (produkować pożywienie). Oczywiście, w końcu bóstwo Uka no Mitama ma zapewniać obfite plony i dobre stosunki rolników z sąsiadami. Lis jest sługą i posłańcem boga lub bogini przedstawiany, a to jako brodaty mężczyzna trzymający w dłoniach dwa snopki ryżu, a to jako długowłosa kobieta, która je-

dzie na białym lisie. Uka no Mitama jest nie tylko bóstwem urodzaju, ale również odrodzenia i wzrostu, chroni przed ogniem i jest czczone jako uosobienie nieskończonej cnoty i prawości. Dlaczego niebiosa na swego sługę wybrały właśnie lisa? Trudno zgadnąć. Wiadomo jednak, że w lisich świątyniach pątnicy składają często w ofierze rodzaj smażonego twarożku sojowego, zwanego inari, który uważa się powszechnie za „przysmak lisa”. Czy rzeczywiście lisy tak lubią inari? Cóż... niewykluczone, w końcu to bardzo smaczna potrawa. Jeśli będą Państwo kiedyś w japońskiej restauracji, polecam zamówić np. sushi inari, by samemu się o tym przekonać. Mąż pije czystą wodę ze źródełka. Krążę między pawilonami, robię zdjęcia. – Trochę tu dziwnie – mówię. – I strasznie. Mąż marszczy brwi. – Dziwnie i straszwww.obiezyswiat.com


nie to może być w katakumbach – powiada. – Tu jest ciepło, światło i powietrze. Tu człowiek modli się do boga o ryż, którego nigdy nie powinno zabraknąć. Byłaś kiedyś naprawdę głodna? Wbijam zawstydzony wzrok w zakurzone sandałki, czuję się jak produkt zepsutej zachodniej cywilizacji. Cóż, byłam głodna, ale szybko udało mi się o tym zapomnieć. Teraz nawet czasem wyrzucam resztki zapleśniałego chleba, wylewam niedojedzoną zupę. Mimo, że nie jest wyznawcą bóstwa urodzaju, mąż modli się cicho przed jego ołtarzem, tak samo jak wtedy, kiedy przekraczał progi chrześcijańskich czy buddyjskich świątyń. Bogom należy się szacunek, a pożywienia nie wolno marnować. Mąż nigdy nie wyrzuca ryżu. Tak dba o jego zapasy, żeby nic się nie zepsuło. Po jedzeniu jego miseczka zawsze jest pusta – nie www.obiezyswiat.com

zostaje w niej ani jedno ziarnko. Trochę to może dziwne, a nawet śmieszne, jest bowiem jasne, że żelazne zasady męża nie pomogą napełnić brzuchów milionów głodujących na całym świecie. Ale pewnie nie o to chodzi, bo najważniejszy jest po prostu szacunek dla naszego powszedniego chleba, ryżu, kukurydzy lub ziemniaka. Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba wracam już niedługo. Patrzę, czytam, słucham, a przecież wciąż niewiele rozumiem. Ciągle jestem tylko głuchą, gapowatą turystką, prawie ślepą na codzienne oczywistości japońskiego świata. Schodząc ze szczytu wzgórza po kamiennych stopniach między czerwonymi słupami bram torii, mam poczucie, że tak będzie zawsze Tekst i zdjęcia:

MARTYNA TANIGUCHI

Dwa światy: ten ze stali, supernowoczesny, oświetlony neonami japońskich megalopolis, świat współczesnego Japończyka przywykłego do najnowszych osiągnięć techniki, żyjącego bez wytchnienia w ciągłym biegu oraz ten z papieru, czyli dawna Japonia pełna tradycji, legend i starych budowli, spotykają się co dnia w każdym punkcie na mapie wysp japońskich. Ta bogato ilustrowana książka jest zbiorem felietonów napisanych zarówno przez Japończyków, Polaków, jak i osoby innych narodowości – ludzi w różnym wieku, różnych profesji i na różne sposoby związanych z Japonią. Tematyka felietonów jest różnorodna – począwszy od historii i kultury, poprzez reportaże z Japonii dnia dzisiejszego i refleksje samych Japończyków na ten temat a kończąc na tak praktycznych informacjach, jak ABC turysty w Japonii. Czego m.in. można dowiedzieć się z tej książki? Kogo musieli pytać o zgodę na małżeństwo ziemscy posiadacze z epoki Edo? O czym rozmawiała Cesarzowa z polskimi studentami? O czym należy pamiętać, wchodząc do japońskiej przebieralni w domu towarowym? Jaki skarb kryje w sobie japońska dziesięciojenówka? W jaki sposób dziewczyna z ludu Ainu daje chłopakowi kosza? Czego plagiatem jest słynna amerykańska animacja „Król Lew”? Jak najtaniej i najprościej przyrządzić potrawę sukiyaki? Ile razy przebiera się japońska panna młoda? Jak pewna znana pszczółka trafiła do nas z Japonii? Czy Polska sąsiaduje z Hiszpanią, czyli co wiedzą o nas japońscy studenci i wiele innych rzeczy! Więcej informacji na stronie: www.waneko.pl Świat z papieru i stali. Okruchy Japonii. Tom 1 z serii: Japonia – Kultura – Manga. Praca zbiorowa pod redakcją Martyny Taniguchi i Aleksandry Watanuki. Wydawnictwo WANEKO. Warszawa 2011. 268 str. i 32 str. kolorowe na kredzie. Cena 34,50 zł. OBIEŻYŚWIAT 1(25)/2011 OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

15 15


EGZOTYKA W ZASIĘGU KIESZENI

MAROKO

Kolorowy zawrót głowy Ten kraj spodobać się może każdemu. O wizycie w nim wielu marzy, a ci, którzy już tam byli często do niego powracają. I niekoniecznie w te same miejsca, bo jest to kraj rozległy i zróżnicowany geograficznie.

M

amy tu tereny górzyste z pasmem Atlasu, pustynie Sahary i zielone, soczyste obszary w pobliżu Atlantyku i Morza Śródziemnego. Maroko leży w odległości zaledwie 4-5 godzin lotu z Polski. Dostępne jest także dla naszych kieszeni, bo wczasy lub wycieczkę kupić można już za cenę poniżej dwóch tysięcy złotych.

Kraj kontrastów i kolorów Jest to również kraj niesamowitych kontrastów. W jego północnej części czułem się

16

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

niemal jak w południowej Hiszpanii czy Francji. Na każdym kroku czuło się tu europejskość – dobre drogi, banki, stacje benzynowe, biurowce w dużych miastach... długo by jeszcze wymieniać. A z drugiej strony w oczy uderza niesamowity kalejdoskop barw na ulicach czy na miejscowych bazarach zwanych sukami. Ogrom kolorowych przypraw, owoców i wyrobów rzemiosła artystycznego każdego przybysza tu zadziwia i zachwyca. Marokańczycy, którzy w większości są Berberami, słyną z przepięknych i misternie wyko-

nanych przedmiotów ze szkła, ceramiki, skóry, tkanin, kości, metalu, czy drewna lub z połączenia niektórych materiałów razem. Na tle innych krajów islamskich, które odwiedziłem w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, Maroko pod względem bogactwa sztuki użytkowej i zdobniczej, niesamowitych wzorów i kontynuacji tradycji dawnego rzemiosła znacznie się wyróżnia. Właściwie chciałoby się kupić tu wiele rzeczy – i piękne, misternie rzeźbione meble, i lampy, i dywany, i lustra wykańczane metalem oraz

www.obiezyswiat.com


kośćmi z wielbłąda. No i pewnie trzeba by przy okazji wynająć samego wielbłąda, który by nam to wszystko zawiózł, przynajmniej do najbliższego portu. Kończy się więc ta zabawa zazwyczaj tylko na drobnych zakupach, by nie przekroczyć zbytnio 20 kg bagażu głównego. Ale jak tu się tego ustrzec, jeśli nie tylko towary kuszą, ale również i sprzedawcy mocno namawiają do ich kupna. Niektórzy z nich nawet zachęcają po polsku: „Taniej niż w Biedronce!”. No cóż, znają nas tu już trochę. A co na to właściciele „Biedronki”? – chciałoby się zapytać, tym bardziej, że od tych cen jeszcze mocno się można potargować. Z europejskością w Maroku kontrastują też z pewnością niektóre dzielnice miast,

www.obiezyswiat.com

jak choćby medyna (medina) w Fezie, gdzie czas rzeczywiście stanął w miejscu i gdzie poczuć się można jak po wyjściu z wehikułu czasu, który przemierzył przynajmniej kilka wieków wstecz. A wszystko to jest bardzo autentyczne i bez „turystycznego kitu”.

Filmowa Casablanca Zanim jednak znalazłem się w Fezie wylądowałem najpierw w Casablance, największym porcie morskim Maroka. Miasto znane jest w świecie przede wszystkim dzięki hollywoodzkiej produkcji filmowej „Casablanca” – dramatowi wojennemu, w którym w rolach głównych wystąpili Humphrey Bogart i Ingrid Bergman. Dziś film ten uznawany jest

za klasykę kina amerykańskiego (i światowego), a Rick’s Cafe gdzie nakręcono wiele scen przeżywa swój renesans. Można tam jednak wejść tylko w celach konsumpcyjnych i przy okazji obejrzeć filmowe pamiątki. Ceny w menu nie należą jednak do niskich. Sama Casablanca to wielkie, tętniące życiem miasto, na wskroś europejskie, w którym pozostało też wiele śladów zakończonego w 1956 roku protektoratu francuskiego, jak na przykład eleganckie dzielnice willowe. Mimo, że islam jest tutaj religią państwową w mieście udało mi się odwiedzić synagogę i kościół katolicki, ale jednak największe wrażenie na mnie wywarł Meczet Hassana II. Świątynia ta wznosi się na sztucznym

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

>> 17


Brama do pałacu króla w Casablance

ponad wodami Oceanu Atlantyckie>> nasypie go z grzywami białych fal, które widoczne są przez przeszkloną podłogę. Niekiedy otwierany jest też ogromny dach, aby wierni zgodnie z nauką Koranu, mogli podziwiać boski ocean i nieboskłon jednocześnie. Meczet Hassana II jest trzecim, największym meczetem na świecie. W głównej sali modlitewnej może zmieścić się 25 tysięcy muzułmanów, a na jego rozległym dziedzińcu dalsze 80 tysięcy. Do świątyni przylega minaret o wysokości 210 metrów, co czyni go najwyższym minaretem na świecie i najwyższą budowlą w Maroku. Jako jedna z niewielu muzułmańskich budowli sakralnych w Maroku Meczet Hassana II otwarty jest dla wyznawców innej wiary.

Wielkomiejski Rabat Casablankę opuszczam ze smakiem przepysznego turbota w ustach, delikatnej ryby flądrokształtnej, którą zaserwowano mi

Sztuka rodzi się na ulicach.

w portowej restauracji. Krótki postój w Rabacie, wielkomiejskiej stolicy kraju, poświęcam na oglądanie Wieży Hassana z XII wieku, symbolu miasta. Co ciekawe ma ona 44 metry z planowanych 80 metrów wysokości, a obok niej znajduje się sporo podstaw kolumn z nieukończonej w przeszłości budowy meczetu, którego wieża ta miała być minaretem. Po przeciwległej stronie znajduje się Mauzoleum Muhammada V – olbrzymi grobowiec o typowej, marokańskiej architekturze. Ruiny, Wieża i Mauzoleum tworzą wspólny kompleks zabytkowy, będący jedną z największych atrakcji turystycznych Rabatu.

Zachwycający Fez Fez od razu mnie zachwycił i była to miłość od pierwszego wejrzenia ze wzgórza, u stóp którego zobaczyłem stare, przeogromne i otoczone murami miasto w kolorze piaskowym. Przypomniałem sobie widok na

hiszpańskie Toledo, który kiedyś mnie w podobny sposób zafascynował. Ale tutaj niesamowite są nie tylko wrażenia wzrokowe! Gdy wstałem o 5. rano, z okien mojego, położonego na wzgórzu hotelu zobaczyłem nie tylko surrealistyczną panoramę budzącego się o świcie do życia średniowiecznego miasta, ale również usłyszałem niezwykły koncert setek głosów muezinów wzywających do porannej modlitwy. Był to z pewnością przegląd kilku oktaw, od dźwięków najwyższych aż po bardzo basowe, niemal ryczące. Gdy jedne głosy milkły, inne niespodziewanie się odzywały z różnych miejsc lub nakładały się na siebie. Słychać je było nie tylko w promieniu stu osiemdziesięciu stopni, ale dobywały się również z bliska i z daleka. Takiej naturalnej stereofonii zapewne nie przekaże najlepszy sprzęt audiofilski, choćby z powodu braku tej ogromnej przestrzeni, która wyraziście

Meczet Hassana II Meczet Hassana II

18

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

www.obiezyswiat.com


Mauzoleum Muhammada V w Rabacie

podkreśliła kontury tego niesamowicie plastycznego „obrazu dźwiękowego”. Już tylko dla niego warto było odwiedzić Fez. Prawdziwa moja fascynacja miastem pogłębiła się jednak, gdy przez kilka godzin zacząłem błądzić bardzo wąskimi uliczkami medyny, którą trudno nazwać starówką w naszym polskim wyobrażeniu, bo jest to osobna dzielnica otoczona murami. Pierwsze wrażenie – to autentyczność, zarówno architektury jak i życia, które można tu obserwować z zapartym tchem godzinami. Tak z pewnością musiało wyglądać ono w czasach średniowiecza i nieco późniejszych. Życie przede wszystkim toczy się tutaj na ulicach, na których widać „ludzką krzątaninę” w walce o przeżycie. Egzystencjalizm w czystej postaci! Sami toczymy codziennie tę samą walkę, ale w sposób bardziej ukryty. Tu każdy coś robi, choć gdy słońce sięgające zenitu i często nawet 50 stopni, nie pozwala już na pracę, wielu mieszkańców drzemie w cieniu murów lub baldachimów rozpostartych nad sukiem i niektórymi uliczkami.

Producent i sprzedawca grzebieni

www.obiezyswiat.com

Panorama Fezu

Tu można zobaczyć setki autentycznych warsztatów produkujących w prymitywnych, ulicznych warunkach cuda, cudeńka sztuki użytkowej i zdobniczej. Tu można również zobaczyć sklepiki na szerokość sprzedawcy, który jednocześnie jest producentem na przykład grzebieni. Można wejść do niewielkiej piwniczki, w której znajduje się piekarz i jego piec chlebowy a pieczywo sprzedawane jest od ręki. Można podejrzeć jak garbuje się od tysięcy lat skóry lub farbuje tkaniny. Można na ulicy kupić sobie kurę, w tym samym miejscu ją ukatrupić (lub poprosić o to sprzedawcę) i wypatroszyć. Na chwilę tylko budzimy się z tego snu i wracamy do teraźniejszości, gdy widzimy osiołka wiozącego butlę z gazem lub skrzynki z coca colą. A swoją drogą, na te upały lepsze byłoby zimne piwo, ale takich trunków tu się nie sprzedaje, bo alkoholu wyznawcy islamu nie spożywają. I ta galeria ludzi w medynie, ich wyrazistych, charakterystycznych, często umęczonych gorączką i niełatwym życiem, twarzy, które wciąż mam przed oczami... Wielu mieszkańców

Garbarnia w Fezie

medyny niechętnie spogląda na obiektywy turystów. Zasłaniają się lub wręcz ostro protestują. To jest ich życie, ich świat... który wolą zachować dla siebie. Nie są tu na pokaz dla turystów! Należy to uszanować i wcześniej zapytać przed pstryknięciem fotki. Jest też oczywiście pewna grupa ludzi, która w turystach upatrzyła sobie łatwe i szybkie źródło dochodu, każąc sobie płacić za skierowanie obiektywu w swoją stronę lub natrętnie oferując różne towary. Są oni jednak w zdecydowanej mniejszości. Fez, założony przez Idrisa I w VIII wieku n.e., był pierwszą stolica kraju i do dziś stanowi jego główne centrum kulturowe i naukowe, a medyna w 1981 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Z całej podróży pobyt w Fezie był dla mnie chyba najważniejszy. A skończył się w restauracji hotelu Riad Amine. Był to kontrastowo odmienny świat półmroku i pałacowego wnętrza z niewielkim basenem, przy którym na lutni grał i śpiewał miejscowy artysta. Poczułem się ugoszczony po królewsku.

Uliczna farbiarnia OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

19


Hotel Riad Amine w Fezie

>> Upalny Marakesz

Piece do wypalania ceramiki

Miasto to również okazało się bardzo gościnne, a wieczór spędzony w restauracji Narwama (Nirwana) należał do niezapomnianych. Panuje tu półmrok, głównie rozświetlany świecami. Nastrojowa, wokalno-elektroniczna muzyka w tle i różne oblicza Buddy tworzą nieziemski klimat. W centrum restauracji znajduje się fontanna, która emanuje czymś, co wydaje się być skrzyżowaniem ognia i wody. Efekt jest bardzo oryginalny. W menu znajdują się tradycyjne potrawy marokańskie i curry tajskie oraz szereg znakomitych deserów. Kuchnia marokańska jest jedną z najciekawszych wśród arabskich. Podczas ramadanu spożywana jest harira – zupa ze świeżej kolendry, soczewicy, fasoli i jagnięciny. Tażin (tagine) to mięso (baranina, wołowina, drób) z cebulą i innymi warzywami oraz różnymi dodatkami jak zioła i przyprawy. Równie popularnym nie tylko w Maroko jest ku-

Meczet Kutubijja w Marrakeszu

20

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

skus, tradycyjna potrawa piątkowa. Na deser podawane są ghoriba, czyli ciastka z migdałami lub sezamem. Do popicia Marokańczycy przyrządzają mieszankę herbaty zielonej. Zazwyczaj jest to gunpowder z miętą i cukrem (znana jest ona w Polsce pod nazwą Marokańska lub Tuareg). Po wizycie w restauracji uczestniczyłem jako widz w 46 Festivalu National Des Arts Populaires (29.06.-03.07.2011), który de facto okazuje się być ogromną manifestacją sztuki afrykańskiej. Występ, na który trafiłem, był spektaklem typu światło i dźwięk z udziałem wieloosobowych grup tanecznych i wokalnych z różnych regionów kraju. Muzyka popularna w Maroku ma silne afrykańskie uderzenie, mocne brzmienia, a sam spektakl oparty był głównie na tańcach i pokazach akrobatycznych. Do autokaru wracaliśmy o północy przez słynny plac Djemma el Fna, który wprawia ludzi w magiczny trans. W nocy serwują tam zupę

Nie wszystko złoto co się świeci.

Uliczna piekarnia w Fezie

ze ślimaków, pyszny wywar z miejscowymi przyprawami. Wizyta na festiwalu wieczorową porą dała trochę wytchnienia po upalnym dniu, w którym temperatura dochodziła do 47 stopni. Trudno było wytrzymać. Przed upałem chronił zadaszony suk, restauracja w porze obiadowej no i czasami autobus. W takich upałach naprawdę zaczyna się doceniać klimatyzację jako rzecz niezbędną.

Polskie ślady w As-Sawira As-Sawira (Essaouira), zwana kiedyś Mogador – to portowe, urokliwe miasteczko z fortecą z XV wieku. Kiedyś było ono ważnym portem. W okolicy osiedlili się brytyjscy kupcy i Żydzi, także Portugalczycy, Berberowie, Arabowie, Francuzi i Gnawa – ciemnoskórzy potomkowie niewolników sprowadzonych tu w XV wieku przez Portugalczyków do pracy na plantacjach trzciny cukrowej. A ja spotkałem tutaj również polskie ślady.

Kozy na drzewach arganowych

www.obiezyswiat.com


Festival National Des Arts Populaires

Hotelem Dar L’Oussia zarządza Alan Budzyk. O sobie mówi płynną polszczyzną, że jest Francuzem, ale jego dziadkowie byli Polakami. On urodził się już we Francji, Polskę zna, a nawet w niej pracował jako dyrektor telewizji Canal +, stąd ta bardzo dobra znajomość języka. Hotel jest niewielki, ale ma artystyczną duszę, a z jego tarasu na dachu rozciąga się fantastyczny widok na zatokę, plażę i medynę. Więcej informacji o hotelu na stronie: www.darloussia.com. Wśród zabytków miasta warto zobaczyć starówkę oraz dawne wały i forty obronne. Sam port z niebieskimi łodziami i ogromem mew robi miłe wrażenie. W 2001 roku medyna w As-Sawirze wpisana została na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Rozkoszować się tu można urokami miejskiej plaży, na której spotkałem grupę młodych „królów życia”. Czas odmierzany jest głównie wykonywaną przez nich muzyką. Moż-

W oczekiwaniu na turystów

www.obiezyswiat.com

Muzykowanie na plaży w As-Sawira

na się było dosiąść i po prostu razem z nimi pomuzykować. Ot, po prostu tak z marszu.

Agadir – uwaga na okulary! Nocą 29 lutego 1960 roku, w przeciągu 15 sekund Agadir został prawie doszczętnie zniszczony przez trzęsienie ziemi. Zginęło wtedy około 15 tysięcy osób, a 20 tysięcy straciło dach nad głową. Miasto trzeba było praktycznie w całości odbudować. Od 1970 roku znany włoski dekorator Coco Polizzi, pasjonat tradycyjnego budownictwa, marzył o rekonstrukcji medyny w jak najbardziej autentyczny sposób. Pierwszy kamień węgielny położono dopiero w 1992 roku. Medyna zajmuje cztery i pół hektara i zbudowana jest z kamieni, ziemi i drewna pochodzących z okolicznych regionów. Prace nad ukończeniem tej części miasta nadal trwają. Agadir jest głównym atlantyckim kurortem i dumą Marokańczyków. 10 kilome-

trów piaszczystych plaż oraz średnio 300 słonecznych dni w roku sprawia, że jest najpopularniejszą nadmorską miejscowością wypoczynkową w tym kraju. Ciągle rozwijająca się baza hotelowa sprawia, że i Polacy coraz częściej wybierają się tutaj na urlop. Sam również pobyczyłem się trochę nad „grzywiastym” oceanem, który lubi czasem sobie z kąpiących pożartować. Na przykład potrafi porwać okulary. Sam tego doświadczyłem, gdy dwumetrowa fala, która uderzyła mnie w plecy zmyła mi z nosa okulary w ciągu ułamka sekundy. Na szczęście znalazły się szybko, nieco zmaltretowane! Było dużo śmiechu i zabawy. Z Agadiru przyleciałem liniami Royal Air Maroc do Warszawy z postanowieniem, że do Maroka jeszcze powrócę. Koniecznie! Tekst i zdjęcia:

BOGUSŁAW MATUSZKIEWICZ

Atlantycka plaża w Agadirze OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

21


BIAŁE SZALEŃSTWO

Austria

Święty Antoni od szalonych zjazdów Oglądaliście film „Szaleńczy zjazd”, w którym Robert Redford szusuje na nartach? Są tam sceny kręcone w tyrolskim St. Anton am Arlberg. Niewielkie miasteczko, a właściwie położone nad nim stoki, to dla narciarzy jedno z kultowych miejsc, i bynajmniej nie wcale z powodu Redforda.

F

ilm powstał dobre 42 lata temu. Nie wiem czy Redford później jeszcze w St. Anton na nartach jeździł, ale tajemnicą poliszynela jest to, że ludzie znani z pierwszych stron gazet często tu bywają. Na przykład szwedzki król Karol Gustaw XVI wraz z żoną królową Sylwią. Albo słynny śpiewak operowy José Carreras wraz z rodziną.

Na granicy landów Planując wyjazd pamiętajmy, że miasteczek o nazwie St. (Sankt) Anton jest w Austrii kilka. W tym przypadku chodzi o St. Anton am Arlberg. Arlberg to znajdująca się na wysokości 1793 m n.p.m. przełęcz, stanowiąca granicę między dwoma landami: Tyrolem od wschodu i Voralbergiem od zachodu. Tereny narciarskie są z obydwu stron przełęczy – foldery i strony z Internetu zachwalają, że na jeden skipass (tak zwany Arlberg Card) mamy dostęp do 85 kolejek i wyciągów obsługujących 280 km ubitych nartostrad i 180 km tras dla fanów jazdy w głębokim śniegu. Dość powiedzieć, że Arlberg to jeden z najlepszych regionów narciarskich nie tylko Alp, ale świata.

22

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

Pamiętajmy jednak, że wspomniane 280 km nartostrad dotyczy całego Arlbergu, który obejmuje dwa niezależne podregiony. Jeden z nich to położone po stronie Voralbergu stoki wokół miasteczek Lech i Zürs, drugi – tyrolskie miejscowości St. Anton, St. Christoph i Stuben. Pomiędzy jednym i drugim podregionem nie ma połączenia wyciągami (jest planowane, ale nie zgadzają się ekolodzy). W sumie po stronie tyrolskiej na narciarzy czeka 122 km tras,

Wyciągi na miarę XXI wieku

z czego 49 km niebieskich (łatwych), 49 km czerwonych (średniotrudnych) i 24 km czarnych (trudnych).

Pół tysiąca na starcie Chociaż z położonego na wysokości 1300 m n.p.m. St. Anton możemy dostać się na nartostrady różnymi wyciągami, ciekawość pcha nas do najsłynniejszego – gondoli Galzigbahn. Nazwa dotyczy pierwszej w Austrii kolejki linowej, uruchomionej w 1937 roku. W 2006 roku zastąpiono ją super nowoczesną konstrukcją przypominającą „diabelskie koło”, które przenosi pasażerów z parteru na poziom startowy. Po dwóch przesiadkach na kolejne gondole docieramy do najwyższego punktu, do którego można dotrzeć wyciągiem, a dokładniej na sięgający 2811 m n.p.m. szczyt Valluga, nazywany z estymą „królową Arlbergu”. Kiedy stajemy na przykutym do skał niewielkim tarasie, z wrażenia nie zwracamy już uwagi na zatykający dech porywisty wiatr – zachwycamy się panoramami Alp Tyrolskich tworzącymi istne „morze gór”. Wracamy kolejką do miejsca gdzie zaczyna się normalna trasa, po czym mamy frajdę z liczącego 10,2 km szusowania do samego St. Anton. Końcowy odcinek, zakończony stadionem z miejscami dla publiczności, to trasa z homologacją FIS – wykorzystuje się ją m.in. przy zawodach narciarskiego Pucharu Świata, a w 2001 roku odbywały się na niej Mistrzostwa Świata. www.obiezyswiat.com


Przerwa na obiad

Wjazd na Vallugę

Którą trasę teraz wybrać?

Obiad w St Christoph

Co roku odbywa się tutaj też słynny masowy wyścig „Weisse Rausch”, czyli w luźnym tłumaczeniu: „Biały Dreszcz”. Najsłynniejszy jednak wyścig kojarzony z St. Anton to „Arlberg-Kandahar”, który po raz pierwszy odbył się w 1928 roku.

Kolebka alpejskiego narciarstwa Położone w dolinie, wzdłuż biegu rzeki Rosanny, miasteczko St. Anton wydaje się spore, bo jest mocno rozciągnięte. W rzeczywistości na stałe mieszka tu zaledwie 2,5 tys. osób, chociaż trzeba doliczyć jeszcze 10 tys. turystów, mogących się zakwaterować w licznych hotelach i pensjonatach. Zdecydowanie bardziej kameralne jest St. Christoph, bo liczy tylko 30 mieszkańców! Ulokowane niemal tuż przy Przełęczy Arlberg, zasypane śniegiem budynki, wyglądają wręcz pocztówkowo – to jeden z moich ulubionych alpejskich widoków. O miejscu tym zrobiło się głośno już w XIV wieku, kiedy to miejscowy pasterz, Heinrich Findelkind wybudował schronisko dla wędrowców pokonujących trudny, górski szlak. Z czasem spartańskie lokum zamieniło się w jeden z najlepszych alpejskich gościńców, słynący z doskonałej kuchni i dobrze zaopatrzonej piwniczki z winem. To właśnie tutaj, w 1901 roku, dewww.obiezyswiat.com

lektując się zawartością kielichów, zebrane towarzystwo wpadło na pomysł, aby założyć klub narciarski. Powstały wówczas Ski Club Arlberg (SCA) był pierwszym w całych Alpach, a przyjęte wówczas logo – dwie skrzyżowane narty z kołem ratunkowym w tle, na przestrzeni dziesięcioleci stały się jednym z najlepiej rozpoznawalnych symboli w narciarskim światku. Klub istnieje do tej pory, ciesząc się opinią jednego z najstarszych na świecie, a zarazem najbardziej prestiżowych, przy czym obecnie liczy 6,5 tys. członków z 47 krajów. Wychowankami SCA były takie narciarskie sławy jak Trude Jochum-Beisert, Karl Schranz oraz Gertrud Gabl czy Mario Matt.

Święty i grzeszny Nazwa „Sankt Anton” to nic innego jak „Święty Antoni”. Tyrolczycy od wieków słynęli ze swojej pobożności. „Świętych” miejscowości jest zresztą w okolicy więcej – wspomniany przysiółek na przełęczy, czyli Święty Krzysztof (St. Christoph), a także sąsiedni Święty Jakub (St. Jakob). Dzisiaj o „świętości” przypominają co najwyżej kościoły. W St. Anton jest ich kilka, przy czym najstarszy i najważniejszy, bo parafialny, to wybudowany w końcu XVII wieku kościół pod wezwaniem świętego Antoniego.

Zdecydowanie większym powodzeniem niż Domy Boże cieszą się jednak liczne w miasteczku bary i kluby nocne. Kiedy późnym wieczorem spaceruję po reprezentacyjnym deptaku, spotykam wielu narciarzy, którzy dzielnie dzierżąc narty dopiero wracają, bynajmniej nie ze stoków. Ich chwiejny krok dowodzi, że bardzo zaangażowali się w zabawę w ramach tak zwanego après-ski. Inni wolą inny układ – drink po nartach, potem odpoczynek i zabawę do świtu. Do najsłynniejszych barów, w których sprowadzani z różnych stron świata didżeje gwarantują imprezy do godziny szóstej rano, należy „Kandahar”. Konkurencja jest jednak spora, bowiem każdy lokal próbuje zaproponować coś oryginalnego. Choćby „Bar Cuba” gdzie jedną z propozycji jest drink o jakże działającej na wyobraźnię nazwie „Sex on the Piste” („Seks na nartostradzie”). A co jeśli wolimy mniej rozrywkowy, bardziej sportowy styl wakacji? Oprócz nart możemy skorzystać z któregoś z torów saneczkowych – najdłuższy z nich ma 4,3 km długości i jest podświetlany, tak więc można się na niego wybrać choćby po kolacji. Koniecznie trzeba też zobaczyć dumę miasta – obiekt zwany Arlberg-Well.Com. W nowoczesnym budynku jest wszystko, czego możemy potrzebować na wakacjach: basen, siłownia, lodowisko do jazdy na łyżwach i do alpejskiego curlingu, kryte korty tenisowe, no i ośrodek spa z propozycjami do których należy specjalny „masaż dla narciarzy”. Jedno jest pewne: trudno St. Anton nie polubić. Kiedy spotkani na stoku znajomi mówią mi: „To już nasz trzeci urlop w tym miejscu” – zupełnie mnie to nie dziwi. MONIKA WITKOWSKA Zdjęcia: Paweł Witkowski

Informacje praktyczne Dojazd: Z Warszawy do St. Anton jest 1200 km. Trzeba pamiętać o konieczności kupienia winietki upoważniającej do korzystania z austriackich autostrad i dróg szybkiego ruchu (przy przejeździe przez Czechy również). Dolot: Najbliższe lotniska znajdują się w Innsbrucku (100 km), w Monachium (190 km) i w Zurychu (200 km). Skipassy: 1-dniowy karnet dla dorosłych kosztuje 43-45,50 euro, 6-dniowy 208-219 euro, dzieci do 8 lat jeżdżą gratis, seniorzy i młodzież mają zniżki. Muzeum: Eksponaty dotyczą narciarstwa, historii regionu oraz budowy tunelu pod przełęczą Arlberg. Wstęp – 4 euro, czynne codziennie oprócz poniedziałków od godziny 15 do 21. Centrum sportowe: W sezonie zimowym otwarte codziennie od 10 do 22. Ceny: basen – 12,50 euro (od godz. 19-9,50), basen z saunami – 17,50 euro (po godz. 19 – 14,50), siłownia – 8 euro, lodowisko – 3,50 euro, masaż całego ciała (50 min.) - 49 euro. Szczegóły: www.arlberg-well.com Internet: www.arlbergerbergbahnen.com, www.arlberg.com, www.arlberg.net, www.stantonamarlberg.com OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

23


Z NOTATNIKA PODRÓŻNIKA

Podróżniczy lans N

ie ważne jak o nas mówią, byleby nie przekręcili nazwiska. Ta maksyma odnosi się wprawdzie do celebrytów, ale nie ma co kryć, że chyba w każdym środowisku nie brak osób które wiele zrobią, aby „zaistnieć”. Pamiętam jak kiedyś pisząc artykuł o malowaniu na szkle przyjechałam do Zakopanego z zamiarem odszukania osób, które ową sztuką się jeszcze zajmują. W ten to sposób trafiłam do domu pewnej góralki, poniekąd przesympatycznej kobieciny, która zdaje się nigdy dalej niż do Nowego Targu nie miała okazji się wybrać. Ku mojemu zaskoczeniu kobiecina wyjęła bardzo ładnie wydane foldery, z fachowo przygotowaną reklamą jej wyrobów i krótkim CV, z którego wynikało, że w którymś tam roku w Wielkiej Brytanii została… Kobietą Roku! Zamurowało mnie z wrażenia! – Gratuluję! – wydukałam, a pani z dumą pokazała stosowny medal. – No ale jak ci Brytyjczycy panią odszukali? – zaczęłam dociekać. – Ach, to syn mnie zgłosił! Za granicą mieszka, wypełnił jakiś druczek, zapłacił ze sto dolarów, a potem mi to przysłali – zupełnie szczerze wyjawiła domorosła artystka, o której „sławę” w tym przypadku zadbał nowocześnie myślący potomek. Marketing – sprawa ważna. Wiem jak to działa, bo kiedyś też mi zaproponowano, abym napisała o sobie do „Leksykonu najwybitniejszych polskich dziennikarzy” (czy jakoś tak). W tym przypadku propozycja była nawet darmowa, tyle że trzeba było się zobowiązać do kupna dwóch egzemplarzy owego „dzieła”. Powiedziałam, że wybitna się absolutnie nie czuję i propozycję odrzuciłam, nie omieszkałam jednak sprawdzić kilka notek, które koledzy po fachu o sobie stworzyli. Charakterystyczną cechą było to, że im mniej dokonań miała dana osoba na koncie, tym notka była dłuższa, a z jej treści wynikało, że ma się do czynienia z niedocenionym kandydatem do Nagrody Pulitzera. Nie ma co kryć, że w podróżniczym światku jest podobnie. Przez grzeczność,

a także żeby nie uszczuplić sobie grona znajomych, których poniekąd bardzo lubię, nie będę podawała konkretnych przykładów, nie zmienia to jednak mojego poglądu, że są (albo przynajmniej powinny być) w podróżniczej autopromocji jakieś granice. O co mi chodzi? Choćby o notki pisane przez siebie o sobie i zamieszczane w Wikipedii czy na różnych portalach, w których nie brak takich sformułowań jak „wybitny”, „niezwykle ambitny”, „ceniony”, „jeden z najbardziej obiecujących podróżników młodego pokolenia” etc. (podkreślam – chodzi o informacje WŁASNORĘCZNIE pisane, dla niepoznaki w trzeciej osobie). Ze szczególnym uwielbieniem odnotowuje się w takich notkach swój udział w mediach. A to że „wybitny podróżnik” pojawił się w krótkiej migawce poświęconej grupie osób i powiedział jedno zdanie albo żadnego, to już inna sprawa. Gdyby to jeszcze chodziło o osoby takie jak Olgierd Budrewicz, czy nieżyjący Tony Halik albo Stanisław Szwarc-Bronikowski, których można nazwać Podróżnikami przez duże „P”. Tylko, że oni nigdy by tak o sobie nie napisali, bo nie pozwoliłaby im skromność i kultura osobista. W dzisiejszych czasach łatwo zostać „podróżnikiem”. Mało tego – to po prostu modne. Nie ważne, że ktoś jedzie na wyjazd zorganizowany czy służbowy (w sumie jedno nie wyklucza drugiego). Wystarczy że był w różnych miejscach świata, albo może nawet odbył jedną, jedyną podróż z plecakiem i już zostaje „podróżnikiem”. Szczególnym zjawiskiem są wspomniani na wstępie tego felietonu celebryci, którzy dzięki rozpoznawalnym twarzom zapraszani są na różnego typu sponsorowane wyjazdy, na których przy okazji coś tam promują. Sorry, ale moim skromnym zdaniem samo „bywanie”, jeśli wszędzie nas dowiozą, nakarmią, zorganizują, nie upoważnia do miana „podróżnika”. Ja w każdym razie swoich dziennikarskich czy nawet pilockich wojaży nie zali-

-czam do globtroterskich osiągnięć, podciągając je co najwyżej pod hasło „turystyka”. W końcu to jednak coś zupełnie innego niż wyjazdy z plecakiem, autostopem, w stylu typowych trampingów, które nawiasem mówiąc nadal są moją ulubioną formą poznawania świata. Autopromocję można też uprawiać tworząc relacje z wyjazdów. Ponieważ znam wiele opisywanych w książkach, artykułach czy w Internecie miejsc (również tych pokazywanych w telewizji), dzięki czemu mogę zorientować się czy autor jest w owej relacji uczciwy, czy też nagina fakty tak, aby pokazać jakim to nie jest podróżnikiem, czy nawet „odkrywcą”. Nie można z parku narodowego, w którym chodzi się po szlakach, robić dżungli przez którą wygląda na to, że trzeba torować sobie drogę maczetą. Albo odwiedzaną przez wycieczki autokarowe wioskę egzotycznego plemienia opisywać jako zapomniany przez cywilizację „koniec świata” lub technicznie wejście na Kilimandżaro przedstawiać jako wspinaczkę trudniejszą niż zdobywanie K2. Ale to i tak nic przy słynnej sprawie autora jednego z przewodników Lonely Planet, który jak się okazało, w opisywanej przez siebie Kolumbii nigdy nie był. Wystarczyły mu informacje ściągnięte z Internetu, różnych źródeł, a przede wszystkim przebogata inwencja. Ten to dopiero miał fantazję. MONIKA WITKOWSKA www.monikawitkowska.pl

FESTIWAL 17. POŁUDNIK W dniach 10-11 grudnia 2011 r. w kinie „Lwów” przy ul. Hallera we Wrocławiu odbędzie się Dolnośląski Festiwal Podróży i Fotografii Podróżniczej. Nazwa Festiwalu „17. Południk” określa położenie Wrocławia. Organizatorami Festiwalu są: Dolnośląska Organizacja Turystyczna, szkola-fotografowania.pl oraz portal podróżniczy wyprawy.info.pl. Impreza niewątpliwie wpisze się w kalendarium wydarzeń promujących Wrocław jako Europejską Stolicę Kultury 2016. Entuzjaści podróży i fotografii będą mieli niezwykłą oka-

24

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

zję doskonalenia swoich umiejętności aż w 6 różnych warsztatach oraz spotkania się z fotografami profesjonalistami. W programie Festiwalu pojawią się również prezentacje z podróży uczestników wyłonionych drogą eliminacji, wystawa fotografii podróżniczej, kiermasz turystyczny oraz konkursy. Ponadto w pierwszy dzień Festiwalu odbędzie się projekcja kultowego filmu dokumentalnego „Home – S.O.S. Ziemia!” Zgłoszenia do udziału i więcej informacji o festiwalu na stronie: www.dfp.org.pl www.obiezyswiat.com


INFORMACJE

Pamiętaj przed wyjazdem!

Wakacje bez przykrych niespodzianek B

iegunka może przydarzyć się nam zarówno podczas wyprawy do egzotycznych krajów, jak i na działce niedaleko miejsca zamieszkania. Choć jest to dolegliwość, która nie stanowi zagrożenia życia, to jednak potrafi skutecznie pokrzyżować plany urlopowe i być przyczyną nawet kilkudniowej niedyspozycji.

Aby zapobiec biegunce, należy przestrzegać kilku podstawowych zasad: zawsze należy myć ręce przed posiłkiem lub jego wykonaniem, unikać pokarmów i wody z nieznanego źródła – najbezpieczniejsze są napoje butelkowane (w firmowym opakowaniu, bez oznak wcześniejszego otwierania), a także myć owoce oraz obierać je ze skóry. Warto też unikać drinków z lodem. Idealna pomoc przy biegunce to IMODIUM® Instant. Warto zapakować je do wakacyjnej apteczki! Jest to tabletka rozpuszczająca się na języku w ciągu 2-3 sekund. Idealnie nadaje się w podróży, bo nie wymaga popijania. Skraca także czas trwania biegunki. Tabletka ma formę przyjazną dla dzieci powyżej 6 roku życia i przyjemny, miętowy smak. IMODIUM® Instant szybko pozwoli Ci z powrotem cieszyć się urlopem. Dostępne w aptece bez recepty. Cena ok. 9 zł/6szt.

Przed użyciem zapoznaj się z ulotką, która zawiera wskazania, przeciwwskazania, dane dotyczące działań niepożądanych i dawkowanie oraz informacje dotyczące stosowania produktu leczniczego, bądź skonsultuj się z lekarzem i farmaceutą, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu. Imodium® Instant, jedna tabletka zawiera 2 mg loperamidu chlorowodorku. Wskazania: W objawowym leczeniu ostrej i przewlekłej biegunki. U pacjentów z wytworzoną przetoką jelita krętego produkt Imodium Instant może być stosowany w celu zmniejszenia liczby i objętości stolców oraz zwiększenia ich konsystencji. Przeciwwskazania: dzieci poniżej 6 roku życia, nadwrażliwość na substancję czynną lub którąkolwiek substancję pomocniczą. Nie należy stosować, jako leczenia zasadniczego u pacjentów: z ostrą czerwonką; z ostrym rzutem wrzodziejącego zapalenia jelit; z bakteryjnym zapaleniem jelita cienkiego i okrężnicy spowodowanym chorobotwórczymi bakteriami z rodzaju Salmonella, Shigella i Campylobacter; z rzekomobłoniastym zapaleniem jelit, związanym z podawaniem antybiotyków o szerokim zakresie działania. Podmiot odpowiedzialny: McNeil Products Limited.

WYPRAWY OBIEŻYŚWIATÓW 2012 Z

apraszamy do udziału w przyszłorocznych wyprawach z red. Łukaszem Wallem, naszym redakcyjnym kolegą, sprawdzonym i wytrawnym podróżnikiem, organizatorem egzotycznych i dalekich podróży. Na Daleki Wschód – styczeń 2012 W programie dwa kraje – Wietnam i Kambodża. Wietnam to żyzna delta Mekongu, piękne górskie krajobrazy, rozlewisko owianej legendami Zatoki Ha Long, Sajgon, Hue i Hoi An, Hanoi, gdzie duchy przeszłości egzystują w symbiozie ze współczesnością. Z kolei Kambodża to dawne Imperium Khmerów, zapomniany klejnot Azji. Etiopia dla koneserów – marzec/kwiecień 2012 Koneserom proponujemy odkrywanie Abisynii – trekking w Górach Siemen, wędrówkę na Ras Dashen (4620 m n.p.m.), poznawanie rzadko odwiedzanych kamiennych kościołów z IV w. n.e. w Wukro i wizytę w świętym mieście islamu – Harar, z ponad 100 meczetami. Marokańska przygoda, z wizytą w państwie Berberów – maj 2012 Maroko to kraj wielu kontrastów przyrodniczych: większą jego część zajmują góry www.obiezyswiat.com

Atlas z najwyższym szczytem Dżabal Tubkal 4265 m n.p.m., od południa i wschodu wdzierają się piaski Sahary, a wybrzeża to kwitnące i zielone oazy, pełne gajów daktylowych, oliwkowych i pomarańczowych, a także pięknych, szerokich i piaszczystych plaż. Tybet, Kraj na Dachu Świata – czerwiec 2012 Tybet, zwany Krajem na Dachu Świata, często utożsamiany jest z legendarną krainą Shangri-la, gdzie ludzie nie starzeją się, nie chorują, żyją bez zmartwień lub kojarzony jest z krainą Yeti. Wędrując bezdrożami Tybetu dotrzemy do najtrudniej dostępnych miejsc na świecie, m.in. do przepięknie położonych jezior Namco i Yamdrok, do stolicy Lhasy, miast Gjance, Szigatce i do wielu innych miejsc. Mały Tybet – Ladakh, kraj wysokich przełęczy – lipiec 2012 Ladakh, dawne buddyjskie królestwo w zachodnich Himalajach, często zwany Małym Tybetem, to dla odwiedzających prawdziwa Shangri La. Piękne górskie krajobrazy, przełęcze na 5000 m n.p.m., szafirowe jeziora w górach, buddyjskie klasztory i świątynie położone na wzniesieniach, ale prawdziwą atmosferę tego miejsca tworzą ludzie.

Na końcu świata: Argentyna, Chile – październik 2012 Argentyna – ósmy co do wielkości kraj świata z bogatą historią, wspaniałą przyrodą, o urozmaiconym klimacie z niezliczonymi atrakcjami. Buenos Aires, wodospady Iguazu, Ziemia Ognista, Ushuaia, Patagonia, a dodatkowo Chile z pięknymi parkami narodowymi czekają na nowych ODKRYWCÓW. Afryka Zachodnia: Mali, Benin, Burkina Faso, Togo, Ghana – listopad 2012 Afryka Zachodnia to niezwykle barwna kraina z mieszanką plemion – Fulanów, Bambara, Aszanti, Hausa, Mandinka, Wolofów i Sererów. Ta część Afryki różni się znacznie od części północnej, wschodniej czy południowej. Osoby zainteresowane proszone są o kontakt: info@wyprawy.info.pl, tel. 514 72 44 42, 607 52 62 33. Również można zaprenumerować newsletter dotyczący wypraw na stronie www.wyprawy.info.pl Redakcja OBIEŻYŚWIATA OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

25


TURYSTYKA KRÓTKOFALARSKA

Bez wiz i dewiz

Dubrownik

Czy można poznawać świat bez wiz i dewiz? To przecież niemożliwe, powie większość czytelników. A jednak są tacy hobbyści, którzy bez wychodzenia z domu, potrafią penetrować różne kraje i nawiązywać przyjaźnie z ich mieszkańcami. To krótkofalowcy. Przy pomocy własnej radiostacji wielkości tomu encyklopedii i anteny drutowej rozciągniętej między domami nawiązują łączność z innymi krótkofalowcami na całym świecie.

T

o duża przyjemność siedzieć w domu i rozmawiać przez eter z radioamatorem z innego kraju. Znając niewiele angielskich słów można mu powiedzieć swoje imię, nazwę miejscowości, w której mieszkamy i podać aktualną pogodę. Krótkofalarstwo motywuje znakomicie do nauki języków obcych. Ci, którzy znają trochę język angielski mają doskonałą okazję do konwersacji. Można się umówić z krótkofalowcem na rozmowy poprzez eter w kolejne weekendy.

Radio zamiast przewodnika Duża część rozmów dotyczy turystyki. A oto przykład. W czerwcu br. zamierzałem pojechać na Chorwację, a ściślej do Dubrownika. Już wczesną wiosną podawałem wywołanie kierunkowe tylko dla radioamatorów z okolic tego miasta. Zgłaszali się nadawcy, którzy odpowiadali mi na różne pytania dotyczące atrakcji turystycznych tej perły Adriatyku. Mówili mi też, jakie są ceny wycieczek na okoliczne wysepki oraz

26

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

wskazywali jak najlepiej dojechać w określone miejsca. Od kilku krótkofalowców dowiedziałem się wiele praktycznych wiadomości, których nie znalazłbym w żadnym przewodniku. Bardzo mi się one przydały. Jednego z nadawców odwiedziłem. Była to miła i przyjacielska wizyta u takiego jak ja, pasjonata krótkich fal. Parę kieliszków miejscowej „rakii” rozwiązało nam języki. Wizyta u Radowana trwała kilka godzin. W podobny sposób można poznać radioamatorów z innych krajów. Często takie rozmowy przeradzają się w przyjaźnie i owocują zaproszeniami np. do Grecji lub Włoch.

Z radiem w plener W ostatnich latach w Polsce bardzo popularna stała się turystyka krajoznawcza z radiostacją przenośną. Mając auto i radiostację samochodową turysta krótkofalowiec wybiera się np. na „aktywację” zamków i warowni. Jest bowiem wydawany ciekawy dyplom dla tych, którzy nawiążą łączności z nadawcami chwilowo zatrzymują-

cymi się koło jakiegoś zamku. Każdy zamek daje określoną ilość punktów. Można w ten sposób uzyskać, po zaliczeniu kilkudziesięciu zamków, dyplom szlachecki, rycerski lub kasztelański. Dla turysty z przenośną radiostacją jest to okazja do poznania historii danego zamczyska i jego najbliższej okolicy. Są też i tacy radioamatorzy, którzy nadają z parków narodowych i krajobrazowych oraz latarni morskich. W ten sposób nadarza się okazja do zdobycia kolejnych ciekawych dyplomów.

Zamki w eterze O swojej turystyce zamkowej tak mi kiedyś opowiadał mój serdeczny kolega Zbyszek Grogolewski z Bydgoszczy: - W 2007 roku opanowała mnie nowa pasja, praca z radiostacją z zamków. To spełnienie trzech upodobań naraz: krótkofalarstwa, turystyki i poznawania historii naszego kraju. Wycieczki z radiem to nie tylko rekreacja, to także poznanie ciekawych, a często zapomnianych historii regionu lub konkretwww.obiezyswiat.com


Wieże i latarnie morskie są dobrymi miejscami do powieszenia anten.

Pałac Biskupi we Włocławku

Z wysokiego obiektu antenę trzeba przerzucić na wierzchołek drzewa.

Komputer wspomaga pracę krótkofalowców.

nej budowli historycznej. Zamek w Grocholinie leży niedaleko Bydgoszczy. Wiele razy go mijałem, ale dopiero wtedy, kiedy zacząłem nawiązywać z niego łączności doceniłem jego piękno i bogatą historię, o której opowiadałem kolegom poprzez eter. W Lubartowie chciałem nadawać z pałacu Sanguszków. Otrzymałem propozycje ustawienia radiostacji w pięknej sali rycerskiej. W zamian za ten gest obiecałem propagować obiekt w eterze – wspomina Zbyszek. Jednym z najaktywniejszych turystów „zamkowych” w Polsce jest Zbyszek Gołębiewski z Malborka. O swej pasji tak mówi: – Aktywowałem w eterze wszystkie zamki w województwach: zachodniopomorskim, warmińsko-mazurskim, podkarpackim i kujawsko-pomorskim. Zwiedziłem też z radiostacją zamczyska w Lubelskiem, na Mazowszu oraz na Śląsku. Warto tu dodać, że w Polsce jest 1200 zamków i warowni, z tego 250 na Śląsku. Mam więc zapewnione wyprawy na wiele lat. Każde uruchomienie radiostacji na przedzamczu lub na dziedzińcu sprawia mi wiele radości. Poznałem prawdę historyczną i legendy, a także podania ludowe, które usłyszałem od okolicznych mieszkańców. Nocuję w samochodzie, namiocie lub gospodarstwie agroturystycznym. Krótkofalarska turystyka zamkowa to ciekawe wyzwanie dla tych chętnych, którzy chcą poznać nasz kraj, nie tylko bywww.obiezyswiat.com

wając na utartych szlakach. Spróbujcie, bo warto – gorąco zapewnia Zbyszek.

Nic trudnego Czy trudno zostać krótkofalowcem? Ależ nie! Wystarczy skontaktować się z Polskim Związkiem Krótkofalowców. Najlepiej wejść na stronę internetową tej organizacji www.pzk.org i stamtąd dowiedzieć się gdzie znajduje się najbliższy oddział terenowy PZK. Tam koledzy udzielą niezbędnych informacji. Można również nawiązać kontakt z Ligą Obrony Kraju lub oddziałem wojewódzkim Urzędu Komunikacji Elektronicznej i tam szukać kontaktu z klubami krótkofalarskimi. Poprzez uczestnictwo w zajęciach klubowych można poznać tajniki tego hobby. Po kilku miesiącach warto przystąpić do egzaminu państwowego i po jego zdaniu adept otrzymuje licencję i własny znak wywoławczy swojej radiostacji. Ja mam znak SP4BBU. SP to Polska, cyfra 4 to północno-wschodnie rubieże naszego kraju, a sufiks BBU jest moim nazwiskiem krótkofalarskim. Dzięki temu pięknemu hobby nawiązałem mnóstwo eterowych znajomości w Polsce i za granicą, ale warto byłoby poznać kolegów osobiście. Kluby krótkofalowców organizują w tym celu spotkania w różnych miejscach kraju. W tym roku byłem na turystycznym zlocie na Opolszczyźnie. Pozna-

Radiowe łączności w terenie odbywają się w atmosferze pikniku.

łem tam osobiście kolegów, których znałem tylko z eteru od wielu lat. Uczestniczyłem też na zjeździe na Górze Czterech Wiatrów niedaleko Mrągowa i na Górze Dylewskiej koło Ostródy. Spotkania turystyczno-krótkofalarskie przy ognisku to niezapomniane chwile. Każdy z nas chętnie dzieli się doświadczeniami z kolegami. Przed dwoma laty wpadłem na pomysł, żeby ocalić od zapomnienia bogate życiorysy wieloletnich nadawców. Ich przygody w eterze aż prosiły się, aby je spisać. Rozpisałem konkurs w czasopiśmie „Świat Radio” i zebrałem oraz opublikowałem w książce pt. „Wywołanie ogólne” ponad 60 wspomnień krótkofalowców z Polski i zagranicy. Jestem przekonany o tym, że po zapoznaniu się z ich przygodami krótkofalarskimi wielu czytelników zechce zdobyć licencję i podróżować w eterze bez paszportu i wiz. Drogi Czytelniku, może kiedyś spotkamy się na trasie turystycznej, gdy to z własnej radiostacji ustawionej na stoliku obok auta będziesz nawiązywał łączność z radioamatorami z Polski lub krajów zamorskich. Jeśli Ciebie zobaczę w akcji to na pewno zatrzymam się, aby poznać Cię osobiście. Do zobaczenia zatem gdzieś w Polsce i do usłyszenia się w eterze. Ryszard Reich SP4BBU www.sp4bbu.pl Zdjęcia: Krystian Kwiatkowski OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

27


HOBBY I TURYSTYKA

Podróże w eterze

Autor książki Ryszard Reich SP4BBU

O

lsztyński dziennikarz, zagraniczny korespondent prasy polskiej, pisarz, zapalony krótkofalowiec i krajoznawca Ryszard Reich SP4BBU zebrał kilkadziesiąt wspomnień radioamatorów z Polski i innych krajów. Najstarsze wspomnienie, nieżyjącego już nadawcy z Przemyśla, dotyczy początków radiofonii w okresie międzywojennym. 17-letni wówczas chłopak zbudował radiostację telegraficzną na jednej lampie radiowej z mocą tylko jednego wata (moc żarówki od latarki) i nawiązywał łączności ze wszystkimi kontynentami. Wzruszające jest inne wspomnienie przedwojennego krótkofalowca, któremu niemiecki oficer podczas II wojny światowej uratował życie. Gdy przyszedł go aresztować i zobaczył na ścianie dyplomy krótkofalarskie powiedział: – Ja też jestem krótkofalowcem. Napiszę w raporcie, że Ciebie nie zastałem w mieszkaniu. Uciekaj z Poznania. Henryk Pacha SP6ARR, nieżyjący już dziennikarz TVP Wrocław wspomina: „Pamiętam jak przed ponad 25 laty, zupełnie

Krystian Kwiatkowski SP2RKK przy radiostacji

28

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

przypadkowo, brałem udział w akcji ratunkowej rosyjskiego kosmonauty Klimuka. Tekstem otwartym w paśmie 145 MHz wołał on o pomoc w palącej się kapsule pojazdu „Sojuz”. Potwierdziłem mu wtedy odbiór radiodepeszy SOS. Skontaktowałem się z podanym mi numerem telefonu podając czas łączności z kosmonautą i pełną treść komunikatu, który mi podał. Podziękowano mi krótko. O tym, że uratowałem mu życie dowiedziałem się osobiście od niego, chyba po roku od nieszczęścia w kosmosie. Odwiedził on wtedy Wrocław i Głogów razem z naszym kosmonautą Mirosławem Hermaszewskim”. Wspaniałe opowieści zafundował czytelnikom polski pilot Jumbo Jeta. Przylatując do różnych krajów na świecie już kilka godzin wcześniej nawiązuje przy pomocy małej prywatnej radiostacji łączność z krótkofalowcami kraju, do którego leci. Ci przeważnie już na lotnisku czekają na niego i wspólnie zwiedzają okolicę. Super ciekawe są wspomnienia radioamatorów z ich wypraw turystycz-

Radiowe „łowy” w terenie

Ryszard Reich. Wywołanie ogólne – wspomnienia krótkofalowców. Wydawnictwo KENGRAF. Kętrzyn 2011. 398 str. Cena 35 zł z kosztem wysyłki. nych po całym kraju. Przy pomocy przenośnych anten rozstawionych na przydrożnych łąkach nawiązują kontakt z radioamatorami regionów, które chcą odwiedzić. Porywające przygody miał radiooperator stacji badawczej na Spitsbergenie, a potem na Antarktydzie. Ciekawe są wspomnienia polskiego misjonarza krótkofalowca, który utrzymuje kontakt z krajem będąc w brazylijskim interiorze. Z dużym zainteresowaniem czyta się wspomnienia polskich radioamatorów od wielu lat zamieszkałych w Ameryce i Kanadzie. Ich opowieści nie da się opowiedzieć nawet w skrócie. Trzeba je przeczytać w całości. Każdy jednak, kto interesuje się historią radia czy nawet turystyką, znajdzie w sfabularyzowanych opowieściach wiele przygód, które sam chciałby przeżyć. Książka jest unikatowa w polskiej literaturze i warto ją mieć w swojej biblioteczce. Można ją nabyć u autora przelewając na jego konto kwotę 30 zł v za książkę i 5 zł za przesyłkę, razem 35 zł. Dane do przelewu: Ryszard Reich, ul. Żytnia 84, 10-803 Olsztyn, nr konta: 74 1020 3541 0000 5502 0184 5775. W tytule przelewu należy wpisać: książka, swoje imię, nazwisko i adres z kodem pocztowym oraz ewentualnie znak wywoławczy nadawcy lub nasłuchowca. Autor wpisze wtedy imienną dedykację. Kontakt e-mailowy: ryszardreich@vp.pl oraz sp4bbu@wp.pl. BOGUSŁAW MATUSZKIEWICZ www.obiezyswiat.com


REJS „POLONUSA”

Od Hoornu do Natalu 28 maja jacht „Polonus” wypłynął ze Szczecina. Początek wielkiego rejsu wokół Ameryki Południowej poprzedził „etap zerowy” na Bornholm, podczas którego testowano nowe wyposażenie i urządzenia. Przed rozpoczęciem rejsu załoga pozostawiła w Świnoujściu w depozycie butelkę siwuchy, która jak każe nowa świecka tradycja wypita zostanie po szczęśliwym powrocie.

Od Hoornu do Cabo Verde 1 czerwca jacht prowadzony przez Marka Grzywę wypłynął w kierunku Kanału Kilońskiego, który przeszedł w 11 godzin przy wspaniałej pogodzie. Zachwyt wzbudziły ponad stumetrowe klify na niemieckiej wyspie Helgoland na Morzu Północnym. Później przy znakomitej pogodzie jacht przepłynął wewnętrznymi wodami Wysp Fryzyjskich do miejscowości Hoorn w Holandii, dawnej stolicy Fryzji Zachodniej skąd pochodził William Schouten. Opłynąwszy południowy kraniec Ameryki Południowej nazwał on dla uczczenia rodzinnego miasta najtrudniejsze miejsce nowego szlaku właśnie Hoorn (obecnie Horn). W Amsterdamie nastąpiła pierwsza wymiana załogi. Kapitan Jarosław Borówka poprowadził jacht przez Londyn i Portsmouth do francuskiego Lorient na południu Bretanii, niegdyś gniazda francuskich korsarzy a podczas ostatniej wojny bazy niemieckich okrętów podwodnych – postrachu konwojów atlantyckich. W kolejnym etapie kapitan Zbyszek Przybyszewski przeprowa-

„Polonus” pod żaglami

www.obiezyswiat.com

Załoga „etapu zerowego”

dził „Polonusa” przez łaskawą tym razem Zatokę Biskajską do Lizbony.

Ku Wyspom Zielonego Przylądka Stąd pod wodzą kapitana Piotra Molendy jacht wyruszył w atlantycki rejs na portugalską Maderę, gdzie „Polonus” stanął na kotwicowisku przy stolicy wyspy – Funchal. Dalej była jazda z silnym wiatrem (7-8 w skali Beauforta) od rufy. Pokonano 550 mil morskich w 4 dni docierając na Wyspy Kanaryjskie. W Santa Cruz de Teneryfa nastąpiła częściowa wymiana załogi. Część żeglarzy wybrała się na wycieczkę na wulkan El Teide, najwyższy szczyt całej Hiszpanii. Później popłynięto do Porto Mogan na południu wyspy, uroczego portu ukrytego pośród czarnych bazaltowych urwisk. Uzupełniono zaopatrzenie i „Polonus” wyruszył na południe. Przy silnym, atlantyckim wietrze w 7 dni pokonano 820 mil do wysp Zielonego Przylądka. Ten piękny archipelag, odkryty przez Portugalczyków w XV wieku, od stuleci znany jest marynarzom i żeglarzom z produkcji znakomitego grogu i z przyjaznych mieszkańców. W miejscowości Mindelo na wyspie St. Vincent jest jedyna marina na archipelagu, bardzo zresztą nowoczesna. Wszystko tam jest na kartę magnetyczną, nawet wejście do śmietnika! W porcie stało tylko kilka jachtów. Dotrzeć tu nie jest łatwo, bo trzeba zmierzyć się z kawałkiem Atlantyku. Każda wyspa tego ciekawego archipelagu jest inna. Żeglarze odwiedzili cztery z nich. Poza St. Vincent także San Lucię, wyspy Sal oraz San Nicolau z górzystym Parkiem Narodowym Monte Gardo. Jest to piękne miejsce odwiedzane w ciągu roku przez zaledwie 600 turystów. Na dole znaj-

Capo Verde

dują się wysuszone skalne urwiska, ale na wysokości 800 metrów nad poziomem morza wśród gęstych mgieł rosną bujne lasy tropikalne zwane laurisilva. – Jachty stają na kotwicy w portach rybackich. Na Santa Lucii nurkowaliśmy z maską i rurką podziwiając kolorowe ryby i żółwie. Na wyspie Sal dopłynęliśmy do portu Palmera – mówi właściciel jachtu Piotr Mikołajewski. – Wiza kosztuje 50 €, ale ponieważ śpimy na jachcie płacimy tylko 1€. Jest tu międzynarodowe lotnisko, dlatego wyspa żyje z turystyki. Są tu porządne hotele, a miasto ma charakter europejski. Byliśmy w restauracji prowadzonej przez Włocha, który mówi po polsku. W miejscowości Santa Maria z piękną plażą i wspaniałą roślinnością, znajdują się luksusowe hotele i spotkać tu można niewielu turystów. Całe życie skupia się na molo, gdzie skosztować można znakomitych lodów.

Przez Atlantyk Kolejny 5 etap rejsu „Polonusa” dowodzonego przez kpt. Jarosława Gabryjelskiego prowadził z Cabo Verde (Republiki Wysp Zielonego Przylądka) do brazylijskiego Natalu. Podczas przecinania Atlantyku, żeglarzom towarzyszyły nieliczne ptaki oraz stada delfinów i ryb latających. W okolicy Natalu znajdują się wspaniałe rafy koralowe oraz bujna tropikalna roślinność. Aktualne informacje o rejsie można znaleźć na stronie: www.pagaj.pl GRZEGORZ MICUŁA OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

29


KORESPONDENCJA Z NOWEGO JORKU

10. rocznica ataku na WTC

NAUCZYŁEM SIĘ BLOKOWAĆ PAMIĘĆ Od 1998 roku jako główny inżynier w firmie Tully Construction w Nowym Jorku realizowałem bardzo ważny projekt. Była to budowa drogi szybkiego ruchu przed budynkami World Trade Center. We wrześniu 2001 roku wykonywałem ostatnie roboty wykończeniowe. Tam też zastała mnie katastrofa WTC. Zaczął się wtedy najtrudniejszy okres w moim życiu.

D

o dzisiaj niełatwo mi wracać myślami do tamtych dni. Każdy z Nowojorczyków dobrze pamięta datę 11 września 2011. Na pewno każdy z nas trochę inaczej zareagował na tą tragedię, ale wszyscy byliśmy nią wstrząśnięci i przesiąknięci grozą.

Nie mogłem uwierzyć Jeszcze długo po zapadnięciu się budynków WTC nie mogłem uwierzyć, że to się stało. Budziłem się codziennie rano z myślą, że może to wszystko, co się zdarzyło, było tylko nocnym koszmarem. W tych pierwszych minutach po obudzeniu się każdego nowego dnia, próbowałem wierzyć, że normalny i bezpieczny świat, jaki znaliśmy kiedyś, nadal istnieje, że nie otacza nas chaos i zniszczenie. Pamiętam, że nieraz pracując pod WTC jeszcze przed 11-tym września zastanawialiśmy się, co by się stało, gdyby te gigantyczne budynki z jakiegoś powodu się zawaliły. Oczywiście nikt wtedy jeszcze nie myślał o atakach terrorystycznych. Próbowaliśmy obliczyć, jak duży obszar pokryłyby gruzy i zastanawialiśmy się czy udałoby nam się wydostać z życiem z takiej katastrofy. Nikt z nas w najmniejszym stopniu się wtedy nie spodziewał, że za kilka lat staniemy w obliczu takiej sytuacji.

Szukaliśmy żywych ludzi Ponieważ moja budowa była w pobliżu WTC, zostaliśmy natychmiast zatrudnieni przy akcji ratunkowej i odgruzowywaniu. Pierwsze godziny i dni pracy w „strefie zero”, jak później nazywane było to miejsce, upłynęły pod znakiem rozpaczliwych prób ratowania ludzi, którzy byli gdzieś tam pod gruzami. Pracowało nas tam setki, jeżeli nie tysiące. Podzieleni byliśmy na brygady i pod kierownictwem strażaków wydzieraliśmy gołymi rękoma kawałki betonu i stali z niewyobrażalnie wielkiej góry gruzów. Próbowaliśmy znaleźć szczeliny w rumowisku, żeby się dostać do jego wnętrza. Za każdym razem, kiedy odkopywaliśmy jakieś miejsce, w którym mogliby być ludzie, wszyscy przestawali pracować. Najpierw wołaliśmy w głąb gruzów, czekając na jakaś odpowiedź. Po chwili któryś ze strażaków wciskał się do środka szukając śladów życia. Po jakimś czasie wracał na zewnątrz rozczarowany, że nic nie znalazł. Zapadała chwila martwej ciszy, po czym ludzie, wygląda-

30

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

jący jak duchy pod powłoką białego pyłu, zawzięcie zabierali się znowu do pracy.

Trudno mówić o sukcesie W pierwszym tygodniu odgruzowywania WTC czułem się trochę zagubiony. Pracowały tam największe firmy nowojorskie. Roboty prowadzone były przez najlepszych inżynierów. Trudno mi się nawet było dowiedzieć w czym mógłbym pomóc. Wszystko działo się spontanicznie, bez większej organizacji. Po kilku dniach postanowiłem wziąć inicjatywę w swoje ręce. Wszyscy skoncentrowani byli po zachodniej stronie WTC, gdzie był najłatwiejszy dostęp do gruzów. Zabrałem swoich ludzi i maszyny na stronę wschodnią. Musiałem najpierw utorować sobie drogę do WTC, bo wszystkie sąsiednie ulice były zasypane. Zacząłem usuwać przeszkody od strony południowej. Na pierwszy ogień poszły samochody, które często stały na środku ulicy, pozostawione przez uciekających właścicieli. Ale i te legalnie zaparkowane musiały być usunięte. Przykro było patrzeć na spustoszenie, jakie robiły moje maszyny. A dodam, że używaliśmy najcięższego sprzętu budowlanego. Samochody były zgniatane, miażdżone i przenoszone na wyznaczone składowisko. Po kilku dniach takiej pracy, dostałem się do WTC od strony południowej. Sprowadzając coraz więcej ludzi i maszyn, stopniowo zacząłem odgruzowywanie wschodniej części terenu. Moje wysiłki spotkały się z uznaniem ze strony władz miasta, które po miesiącu akcji ratowniczej przejęły pełną kontrolę nad wszelkimi pracami w strefie zero. Wybrały one kontrahentów, którzy mieli pozostać przy odgruzowywaniu WTC i podzieliły między nich pracę. W wyniku tego otrzymałem kontrolę nad 50% strefy zerowej. Był to dla mnie i dla mojej firmy wielki zaszczyt, chociaż trudno było myśleć i mówić o sukcesie, kiedy osiągnięty on został w wyniku takiej strasznej tragedii. Po następnych dwóch miesiącach firma, w której pracowałem, przejęła kontrolę nad całością prac w strefie zero.

Niebezpieczne chwile Techniczna część mojej pracy była bardzo trudna. Nigdy przedtem nie pracowałem przy rozbiórkach. Poza tym rozbiórki są

www.obiezyswiat.com

>>


ZDJĘCIA WYKONANE MIMO ZAKAZU FOTOGRAFOWANIA, PUBLIKOWANE PO RAZ PIERWSZY.

11 września 2001 roku pracownicy Tully Construction w strefie zero

Koło jednego z samolotów, które wbiły się w budynki, znalezione pięć ulic od WTC.

Mimo niebezpiecznych warunków podczas całego okresu odgruzowywania nikt nie stracił życia, a tylko jednemu robotnikowi Tully Construction belka przygniotła nogę.

www.obiezyswiat.com

Autor artykułu, inż. Jan Szumański, z jedyną szybą (z 81 piętra!), jaka ocalała z obydwu wież.

Zdjęcie wykonane 18 września 2001 roku z dachu budynku.

Wszystko trzeba było usunąć.

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

31


KORESPONDENCJA Z NOWEGO JORKU

kontrolowane, natomiast tutaj często mieliśmy do czynie>> zwykle nia ze zdradzieckimi zwałami gruzu. Każdego dnia układaliśmy plany na dzień następny, tylko po to by je potem zmieniać. Decydowaliśmy się na posunięcia, które zagrażały naszemu życiu. Pamiętam jak pewnego dnia jedna z moich maszyn, wyciągająca stalowe belki na środku gruzowiska, zaczęła się zapadać. Pod nami było jeszcze 7 pięter. Patrząc na to miałem wrażenie, że spada ona na dół w zwolnionym tempie. Nadal nie wiem czy to przerażenie i nerwy stworzyły to wrażenie, czy tak się działo naprawdę. Pamiętam rozpacz na twarzy mojego operatora, który nie mógł nic zrobić. Maszyna przebiła się przez trzy piętra i nagle zatrzymała się. Wszyscy czekaliśmy w bezruchu na to, co miało nastąpić. Myśleliśmy, że wszystko raptem się obsunie i maszyna zostanie zasypana gruzem. Po chwili jednak operator ostrożnie otworzył drzwi. Kiedy wyszedł, nie mógł ustać na nogach, które sprawiały wrażenie jakby zrobione były z gumy. Z trudem wyciągnęliśmy go na zewnątrz. Takie zapadnięcia zdarzyły się jeszcze wielokrotnie. Strach był nie tylko przed tym, że można było spaść na dół, ale również przed tym, w co by się wpadło. Pod tą rampą z gruzów, po której się poruszaliśmy, były olbrzymie niewygaszone ogniska. Temperatury sięgały tam nawet kilku tysięcy stopni. Zdarzało się często, że koparki zanurzały swoją łopatę w gruzy i zamiast betonu wyciągały rozpaloną, płynną substancję. Mimo tych niesamowitych warunków, udało nam się przetrwać ten okres bez fatalnych wypadków. Pył, kurz i dym był wszędzie. Trudno było oddychać. Wszyscy naturalnie mieliśmy maski, ale nie zawsze dało się je używać. Ja ciągle musiałem wydawać polecenia przez radio, co w masce trudno byłoby zrobić, więc w większości czasu wisiała ona bezużytecznie na mojej szyi. Dymiło się tak z tych popiołów aż do stycznia następnego roku. Pod koniec nie był to już ogień, tylko para i dym z gorących materiałów. Trudno było w to uwierzyć, że prawie 5 miesięcy po zawaleniu się WTC jeszcze coś się tam nadal tliło.

Nie chcę o tym pisać O ludziach, którzy tam zginęli pod gruzami i odkopywaniu ich ciał nie będę pisać. Próbuję o tym jak najmniej myśleć. Nauczyłem się kontrolować moje emocje i blokować pamięć. Teraz mogę nawet już mówić o znajdowaniu tych ciał pod warunkiem, że nie będę wdawał się w szczegóły. Wtedy nie było to takie łatwe. Zdarzały się momenty, w których nie potrafiłem panować nad sobą. Czasami, kiedy po ciężkim dniu pracy jechałem do domu samochodem, pojawiały się przede mną obrazy tego, co widziałem w gruzach w ciągu dnia. Zaczynałem się wtedy trząść, często nawet płakać i nie byłem w stanie dalej jechać. Musiałem zatrzymać się na poboczu, żeby dojść do siebie. Często wpadałem w taki stan będąc w domu, a czasami nawet gdzieś na przyjęciu albo w restauracji. Po pewnym czasie nauczyłem się blokować pamięć i obrazy, które tworzyła moja wyobraźnia.

Odbudowa metra W styczniu 2002 roku moja firma wygrała przetarg na odbudowę metra, które zostało zniszczone pod gruzami WTC. Moi szefowie chcieli, żebym poprowadził i tą budowę. Nie bardzo mi się to uśmiechało, bo byłem wykończony fizycznie i psychicznie. Odbudowa obliczona została na trzy lata, ale ponieważ chciano jak najszybciej przywrócić miasto do normalnego życia, postanowiono, że będziemy pracować 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę.

32

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

Moja firma oceniła, że może tą budowę wykonać w ciągu 8 miesięcy. Kiedy to usłyszałem zacząłem się śmiać, bo wydawało się to całkiem nierealne. Po wielu rozmowach z moimi szefami przyjąłem w końcu kierownictwo tej budowy i oddałem metro do użytku w ciągu 6 miesięcy.

Wspólne cierpienia Ten rok spędzony w strefie zero dał mi też dużo możliwości do rozważań nad moim polskim pochodzeniem i moim obecnym statusem jako obywatela amerykańskiego. W wywiadach jednym z głównych pytań, jakie mi zadawano było to, czy czuję się bardziej Polakiem czy Amerykaninem. Doszedłem do wniosku, że nie ma na nie prostej i jednoznacznej odpowiedzi. Ameryka jest moim domem już od 30 lat. Jej problemy i cierpienia, tak jak to, co się stało w World Trade Center, są moimi cierpieniami. Również sukcesy tego kraju odczuwam jak swój osobisty sukces i dumny jestem, kiedy swoją pracą mogę przysłużyć się do wzrostu siły i dobrobytu tego państwa. Ale jestem w dalszym ciągu w pełni świadomy mojej polskości i czuję, że moje więzy z ojczystym krajem są nadal tak silne jak były zawsze.

Polska flaga nad gruzami Przy odgruzowywaniu strefy zerowej pracowało ze mną wielu Polaków. Niektórych z nich przyjąłem do mojej firmy kilka lat wcześniej, inni pojawili się już po ataku na WTC. Przychodzili na ochotnika, żeby w czymś pomóc i zwykle ich zatrudniałem. Nawet moja żona pracowała ze mną przez trzy tygodnie, bo jej biuro, które było w pobliżu WTC zostało tymczasowo zamknięte. W pobliżu strefy zerowej spotkałem też kilku Polaków, którzy stracili kogoś w tej katastrofie. Krążyli oni po tej okolicy właściwie bez większego celu. Przychodzili tam, żeby być bliżej tego wszystkiego, co się tam działo, choć wiedzieli doskonale, że nikomu to nie pomoże i niczego to już nie zmieni. Rozmawiałem z nimi często i widziałem ich cierpienie. Wtedy właśnie postanowiłem wywiesić polską flagę nad gruzami. Zrobiłem to z moimi polskimi pracownikami. Powiesiliśmy polską flagę obok amerykańskiej na zgliszczach budynku nr 6, który był wtedy najwyższym punktem na gruzach WTC. Przez kilka dni było cicho, ale po tygodniu zaczęły mnie dochodzić słuchy, że inne grupy narodowościowe się buntują, zwłaszcza Włosi. Po kilku tygodniach były już oficjalne skargi. Niektórzy twierdzili, że polska flaga wisi wyżej niż amerykańska. Ja wprawdzie tego nie zauważyłem, ale żeby uspokoić sytuację obniżyłem polską flagę o kilka centymetrów. Nie było to jednak wystarczające, bo wiele osób domagało się, żeby polską flagę zdjąć. Doszło w końcu do tego, że przedstawiciel władz miasta wezwał mnie do siebie i kazał się wytłumaczyć. Kiedy opowiedziałem mu o tej całej sytuacji, zdecydował, że Polacy zasłużyli na to żeby ich flaga wisiała nad gruzami WTC i pozwolił ją zostawić. Nie zmieniło to jednak opinii publicznej i nadal naszą flagę próbowano zerwać. W końcu zdałem sobie sprawę z tego, że nie mogę pilnować jej przez 24 godziny na dobę i postanowiłem ją zdjąć. Zabrałem naszą flagę do domu, gdzie trzymam ją na pamiątkę tego tragicznego wydarzenia. Tekst i zdjęcia:

JAN SZUMAŃSKI

www.obiezyswiat.com


Ciężko było to wszystko zdemontować i przetransportować.

10 grudnia 2001 roku ekipa inż. Szumańskiego znalazła kolejne ciało.

Jedyna ściana, która pozostała z budynku nr 1.

Autor artykułu przy kuli z pomnika-fontanny, która stała na głównym placu między dwoma wieżami WTC.

Polska flaga na ruinach WTC wielu się nie spodobała.

Odbudowa metra. Nad tą jego częścią wszystko zostało zniszczone a potem usunięte.

www.obiezyswiat.com

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

33


KSIĄŻKI I MULTIMEDIA

Mu lt imed ia l n y

Obieżyświat

Ksi ążki

d o po dró ż y

rekomenduje Grzegorz Micuła

Himalaje i okolice

Żydzi w Polsce i ich odrodzony świat Świat polskich Żydów, historia, kultura nierozerwalnie związana z religią oraz współczesność to wszystko w jednym, wyjątkowym albumie, którego autor, wybitny znawca tematyki judaizmu, wprowadza nas w bogaty świat żydowskich zwyczajów, symboli, świąt i codziennego życia. Przybliża również znane postacie i miejsca z historii polskich Żydów. Niezwykły klimat albumu tworzą wyjątkowe zdjęcia, które dają czytelnikowi niepowtarzalną szansę uczestnictwa w życiu współczesnej społeczności żydowskiej.

Konstanty Gebert, Anna Olej-Kobus, Krzysztof Kobus – Polski alef-bet.

Kwiat lotosu to święty symbol buddyzmu i ludzkiej duszy. Kiedy kwiat lotosu rozkwita na powierzchni zawsze jest czysty i pachnący – niezależnie od tego jak brudna, mętna i błotnista jest woda w sadzawce. I taki powinien być też człowiek – uczciwy, dobry i czysty w myślach i słowach, bez względu na to ile zła jest dookoła. Autorka odkryła to i wiele innych wierzeń i zwyczajów podróżując po Tybecie, Sri Lance i hinduistycznych Indiach.

Beata Pawlikowska – Blondynka w kwiecie lotosu. . Wydawnictwo G+J RBA. 300 str. Cena 52,49 zł

Wydawnictwo CARTA BLANCA. 240 str. Cena 89 zł

Pielgrzymim szlakiem Album prowadzi nas przez miejsca kultu rozsiane na całym świecie. Odwiedzamy najsłynniejsze sanktuaria chrześcijaństwa. Gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli – we Włoszech, Portugalii, Izraelu, Etiopii czy Meksyku, wszędzie spotkamy ludzi rozmodlonych i uduchowionych, wspierających się na trudnych etapach pielgrzymki. Zobaczymy na ich twarzach cierpienie, nadzieję i rozmodlenie. Podpisy są tylko uzupełnieniem pięknych zdjęć. Mówią o kraju, o miejscu, o tym czyj kult sprawuje się w danym sanktuarium.

Pietro Tarallo – Od Jerozolimy do Santiago de Compostela.

Wydawnictwo ARKADY. 288 str. Cena 80 zł

Niezwykłe podróże hajera Hajer to po Śląsku prawdziwy górnik. Mieczysław Bieniek jest górniko-podróżnikiem z Katowic. Wybrał się on znienacka w daleką podróż do Azji, którą opisał w tej ciekawej i zabawnej książce. Podczas swoich wypraw starał się docierać do ludzi, zaprzyjaźnić się z nimi, poznać ich świat. Bieniek to facet, dzięki któremu zwykłe szare życie przemienia się w ciąg niekończących się przygód. Wydanie II zawiera ponad 300 barwnych, sugestywnych fotografii autora.

Mieczysław Bieniek – Hajer jedzie do Dalajlamy.

PO

SOIAT URYŚW 2011 NK IEŻ 27)/ B O -4( 3

KU

KO

KONKURS

W JAKIM MIEŚCIE ZNAJDUJE SIĘ TRZECI Z NAJWIĘKSZYCH MECZETÓW NA ŚWIECIE?

N WY

www.waneko.pl

4 x PC CD-ROM w cenie 2 Cena promocyjna kompletu:

39,80 zł zamiast 79,60 zł (wysyłka na koszt wydawcy)

Zamów:

kolumb@obiezyswiat.com tel. 059 842 49 53 Płyty do odtwarzania na komputerze PC z Windows 95/98/2000/XP

Wydawnictwo ANNAPURNA. 312 str. Cena 38 zł

Wśród osób, które do 31.12.2011 roku przyślą prawidłową odpowiedź na kartkach pocztowych wraz z doklejonym kuponem konkursowym pod adres: MT OBIEŻYŚWIAT, ul. Norwida 61, 76-200 Słupsk, wylosujemy trzy książki „Świat z papieru i stali. Okruchy Japonii”, tom 1 z serii „Japonia – Kultura – Manga” ufundowane przez wydawnictwo Waneko. Prawidłowa odpowiedź w konkursie z nr 2(26)2011 brzmiała – Stolicą Bhutanu jest Thimphu. Książki „Magia Azji, czyli niekończąca się podróż” wylosowali – Helena Piecuch z Jasionki k/Rzeszowa, Krzysztof Baranowski z Lublina i Józef Stadler z Jemielna. Gratulujemy! Nagrody prześlemy pocztą.

Prawie 6500 starannie posegregowanych i opisanych zdjęć, 155 minut filmów, 15 godzin radiowych opowieści podróżników i muzyki etnicznej oraz 400 ekranów tekstu zawarte są na 4 płytach CD-ROM multimedialnej wersji magazynu OBIEŻYŚWIAT. Płyty te powstały w latach 20022004 ze zgromadzonych i opracowanych przez Wydawnictwo KOLUMB relacji polskich podróżników z wypraw na 7 kontynentów. Trasy biegną przez kilkadziesiąt państw – od Nowej Zelandii i dalej m.in. przez wyspy Pacyfiku, Australię, Indonezję, Malezję, Laos, Tajlandię, Sri Lankę, Indie, Nepal, Tybet i Chiny, syberyjskie połacie Rosji, Oman, Jemen, Turcję, Syrię, Egipt, Togo, RPA, Norwegię, Finlandię, Litwę, Łotwę, Estonię, Słowację, Hiszpanię, Portugalię, USA, Boliwię, Peru aż po Antarktydę. Wystarczy tego na 60 godzin oglądania, słuchania i czytania. Jest to uczta duchowa dla każdego, kto kocha podróże i pomoc dydaktyczna w nauce geografii.

Nowa Zelandia „Nowa Zelandia – daleka i bliska”

to tytuł 2 uzupełniających się publikacji. Książka – to pierwszy polski przewodnik po Kraju Kiwi (240 stron, 90 zdjęć, 42 mapy i ilustracje, cena 35 zł) Komplet 2 publikacji: CD-ROM – to multimedialny przecena 64 zł wodnik po Nowej Zelandii (in(wysyłka na koszt wydawcy) teraktywne mapy, ponad 800 Zamów: zdjęć, 40 min. filmu, 90 min. opokolumb@obiezyswiat.com wieści i muzyki maoryskiej, 150 tel. 059 842 49 53 ekranów tekstu, cena 29 zł)

Płyta do odtwarzania na komputerze PC z Windows 95/98/2000/XP


POLSKA nieodkryta „Warmia i Mazury regionem zjednoczonej Europy”. Projekt dofinansowany ze Środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury na lata 2007–2013.

POLSKA DLA CIEBIE Już w sprzedaży! „Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie!” – tak brzmi staropolskie przysłowie, którego ludowa mądrość aktualna jest do dzisiaj. I rzeczywiście, często podróżujemy do obcych krajów, wychodząc z błędnego założenia, że Polskę zdążymy jeszcze poznać na stare lata. Nie łudźmy się – nie zdążymy, bo nasz kraj jest zbyt duży i ma coraz więcej nowych atrakcji do zaoferowania. W magazynie turystycznym OBIEŻYŚWIAT od dłuższego czasu namawiamy właśnie do podróżowania po Polsce. Teraz czynić będziemy to dodatkowo w specjalnych wydaniach pn. POLSKA DLA CIEBIE, w których przekażemy informacje o ciekawych atrakcjach turystycznych i sprawdzonych miejscach wypoczynku. Mamy nadzieję, że zainspirują one naszych czytelników do kolejnych wypadów, nawet tych weekendowych. W pierwszym wydaniu polecamy głównie krainy, które są oazami spokoju – Warmię i Mazury, Iławę, Ostródę oraz Pomorze, gdzie nawet w tak wielkim mieście jak Szczecin znajdziemy dziewicze zakątki natury. W kolejnych edycjach odwiedzimy inne regiony. Uroki naszego kraju odkrywają również obcokrajowcy, jak na przykład nasz rozmówca Conrado Moreno, który osiadł tu ze względu na gościnność, dobrą kuchnię, dziką przyrodę, urodę krajobrazów i... kobietę. Odkrywajmy zatem Polskę razem i nie zapominajmy o tym, że jest ona piękna przez cały rok! Odkryjmy również nowe oblicze magazynu OBIEŻYŚWIAT w jego specjalnym wydaniu POLSKA DLA CIEBIE, które nabyć można w krajowych sieciach kolportażowych KOLOPORTER, RUCH i EMPiK. Redakcja OBIEŻYŚWIATA

www.obiezyswiat.com

Nie zwlekaj! EGO czeka.

Zajrzyj na www.egoturystyka.pl

K

raina EGO (Ełk, Gołdap, Olecko) to miejsce gdzie można naprawdę odpocząć, spotkać ciekawych ludzi i zgromadzić energię, która na pewno przyda się po powrocie z urlopu. EŁK od lat dba o to, by nosić zaszczytne miano Kulinarnej Stolicy Mazur organizując imprezy z regionalnymi kulinariami. „Podróże ze smakiem” oraz „Frutti di Lago” i „Fiesta Kartofella”, czyli spotkanie kulinarne z ziemniakami w roli głównej. GOŁDAP jako jedyna gmina na Warmii i Mazurach posiada status uzdrowiska. Można tu zobaczyć tzw. polską tajgę, czyli Puszczę Romincką, w której znajduje się sześć rezerwatów przyrody. OLECKO kusi pięknymi wschodami i zachodami słońca, malowniczymi krajobrazami, wypożyczalnią sprzętu wodnego, możliwością nurkowania oraz doskonałą bazą agroturystyczną. W dniach 10-11 września br. odbyła się tutaj V Ogólnopolska Akcja Sprzątania Jeziora Oleckie Wielkie. Starostwo Powiatowe w Ełku ul. Piłsudskiego 4, 19-300 Ełk tel. 87 621 83 34, faks: 087 621 83 39 www.powiat.elk.pl, promocja@powiat.elk.pl Projekt „egoturystyka.pl-produkt turystyczny Krainy EGO” dofinansowany z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Osi priorytetowej Turystyka, działanie 2.2 promocja województwa i jego oferty turystycznej, Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury 2007-2013. Publikacja dofinansowana ze Środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury na lata 2007-2013.

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

35


WYWIAD Z ELŻBIETĄ DZIKOWSKĄ

Pędzi mnie ciekawość Rozmowa z Elżbietą Dzikowską, historykiem sztuki, sinologiem, podróżniczką, reżyserem i operatorem filmów dokumentalnych, autorką wielu książek, programów telewizyjnych, audycji radiowych, artykułów publicystycznych oraz wystaw sztuki współczesnej i fotograficznych. Wraz z mężem Tonym Halikiem realizowała dla Telewizji Polskiej oraz prowadziła popularny podróżniczy program telewizyjny „Pieprz i wanilia”. W ostatnich latach pani Elżbieta zasłynęła jako autorka serii książek podróżniczych o ciekawych miejscach w Polsce pt. „Groch i kapusta”. Jest Pani znana głównie jako popularyzatorka egzotycznych miejsc na świecie, ale od kilkunastu lat podróżuje Pani również po naszym kraju, odkrywając jego piękne zakątki. Czyżby świat już się Pani znudził? Zajmowaliśmy się światem z moim mężem wtedy, kiedy on był dla Polaków zamknięty, a teraz popularyzuję Polskę, ponieważ wydaje mi się, że nasi rodacy za bardzo cenią sobie wyjazdy zagraniczne a nie dostrzegają tego, jak piękny jest ich kraj. Przecież już dzieci z rodzicami, jeśli ich na to stać, zaczynają podróżowanie od Chorwacji, Tunezji czy Egiptu, a nie od Polski, więc chciałam otworzyć oczy Polakom na ich ojczyznę. Uważam, że Polska jest równie ciekawa i że należy najpierw ją poznać zanim wyruszy się w świat, choćby dlatego, aby wiedzieć o czym w tym świecie opowiadać. A może nie jest tak do końca jak Pani mówi, bo zauważyłem, że spora grupa osób dzieli sobie urlop na dwie części i jedną z nich spędza za granicą a drugą właśnie w Polsce, na przykład nad morzem? To prawda, ale nad morzem przeważnie te osoby siedzą bądź leżą na plaży a nie zwiedzają okolicy. Tak samo na południu kraju turyści głównie chodzą po górach, ale nie zaglądają zbyt często np. do Dębna, gdzie jest wspaniały kościół z cudowną, gotycką polichromią, czy do Niedzicy, gdzie jest przepiękny zamek i do wielu innych miejsc. Albo jak chodzą po Karkonoszach to nie wiedzą, że na Dolnym Śląsku jest więcej zamków i pałaców niż nad Loarą, które również warto zobaczyć. Chciałabym wszystkich zachęcić do tego, aby gdy będą chodzić po moich ukochanych Bieszczadach przy okazji poznawa-

36

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

li też wspaniałe cerkwie, odwiedzali skansen w Sanoku i inne ciekawe miejsca na Szlaku Ikon. I właśnie dlatego zrobiłam zdjęcia ponad stu cerkiewek – na zewnątrz i wewnątrz. Mają one swoja stałą wystawę w Hotelu Górskim PTTK w Ustrzykach Górnych, żeby zachęcić miłośników Bieszczad do poznawania tego, co świadczy o kulturze regionu. Kiedyś była inna sytuacja. Byliśmy odizolowani od świata politycznie i – co tu ukrywać – również ekonomicznie. Warto przypomnieć młodszym czytelnikom, że średnia pensja w Polsce w latach 60., 70. czy nawet 80. ubiegłego stulecia wynosiła 15-30 USD na miesiąc, więc trudno było wtedy z taką zawartością portfela zawojować świat. Może dlatego wówczas właśnie turystyka krajowa tak pięknie kwitła? Z pewnością tak. Paszport można było dostać do ręki tylko składając za każdym razem wniosek na milicję. Odmów było bardzo dużo. Kiedyś trzeba było też iść do banku i czekać aż nam przyznają prawo do wymiany niewielkiej ilości dewiz zachodnich, czy walut ówczesnych krajów socjalistycznych na tzw. książeczkę walutową. Pamiętam jak po raz pierwszy pojechałam do Ameryki Południowej na trzy miesiące to miałam 180 USD. Za te pieniądze zwiedziłam Meksyk, podróżując lokalnymi środkami lokomocji, i byłam szczęśliwa. Ale teraz już Polacy na ogół nie są szczęśliwi mając dużo lepsze warunki podróżowania, zakwaterowania i wyżywienia. Lubią standard all inclusive i pewnie tego by szukali w Polsce, a ja póki jeszcze mam siłę (a zawsze mam ochotę!) – zarówno po świecie jak i po naszym kraju wędruję poznawczo. Pędzi mnie ciekawość. Każdego dnia jestem gdzie indziej i nie wyobrażam sobie, abym gdzieś

leżała pod zakurzoną palmą przez dwa tygodnie i piła wino przy hotelowym basenie. To dla mnie byłoby strasznie nudne. Jesteśmy bogatsi niż kiedyś, paszporty mamy w domach, albo często ich w ogóle nie potrzebujemy, znamy coraz lepiej języki obce, zwłaszcza język angielski. Czyż to nie są kolejne argumenty na to, aby częściej wyjeżdżać za granicę niż w tym samym czasie zwiedzać Polskę? Tak, a do tego dochodzą z drugiej strony pewne złe stereotypy myślenia o Polsce, jak na przykład przekonanie, że nie mamy dobrej infrastruktury turystycznej. I rzeczywiście kiedyś tak było, ale w ostatnich latach dokonały się ogromne zmiany. Przybyło nowych hoteli, spa, pensjonatów, gospodarstw agroturystycznych, a więc zakwaterowania o różnym standardzie. Zawsze można coś znaleźć na miarę własnej kieszeni. Nie wszyscy o tym wiedzą. Chcę przełamywać te stereotypy a przede wszystkim staram się rozbudzić w czytelnikach moich książek o Polsce ciekawość własnego kraju. Uważam, że każdy Polak powinien odbyć pielgrzymkę narodową, niekoniecznie do Częstochowy, ale na pewno – Szlakiem Piastowskim, od Gniezna, przez Ostrów Lednicki, Kruszwicę, Strzelno, Przemeszno, Czerwińsk czy Płock, bo to jest nasza historia i to są nasze korzenie. Każdy powinien je poznać. Czy nie uważa Pani, że w czasach globalnej wioski, Internetu, telewizji satelitarnej słowa takie jak „historia”, „korzenie”, czy propozycja „pielgrzymek narodowych” mogą do wielu osób już nie trafiać? Ale czy to dobrze??? Uważam, że nie i dlatego staram się pisać w sposób prosty oraz przystępny, aby również młodzi ludzie

www.obiezyswiat.com

>>


www.obiezyswiat.com

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

37


WYWIAD Z ELŻBIETĄ DZIKOWSKĄ

Kotlina Biebrzy widzina podczas lotu balonem

Plażowanie w Bornym Sulinowie

di Bou Saïd Klasycystyczny ratusz w Jeleniej Górze

>>

38

czytali moje książki i się nimi zainspirowali. Na spotkania ze mną przychodzi najwięcej osób pamiętających programy telewizyjne „Pieprz i wanilia”, ale jest też sporo młodych czytelników, których staram się zainfekować „Grochem i kapustą”. À propos „infekowania”, czy często jada Pani groch i kapustę? To jest moja firmowa przystawka, bardzo smakowita, jak wnioskuję, bo wszyscy ją chwalą. Podzieliła Pani Polskę w swojej serii książek „Groch i kapusta” na cztery duże regiony. Który z nich jest najbliższy Pani sercu? Kiedy mnie wielokrotnie pytano, gdzie najchętniej jeżdżę, to odpowiadałam – WeOBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

Magiczne Bieszczady

necja, Paryż, a po chwili milczenia dodawałam... i Ustrzyki Górne. I tak zostałam obywatelem honorowym wsi, która liczy ok. 100 mieszkańców. Kocham Bieszczady, które zachwalam z nieco rozdartym sercem. Z jednej strony chciałabym, aby jak najwięcej Polaków poznało te urocze tereny a ich niezbyt bogaci mieszkańcy mogli coraz lepiej żyć dzięki turystom, a z drugiej martwię się, aby te moje ukochane Bieszczady nie zostały zadeptane. Więzy krwi łączą mnie z Podlasiem, bo pochodzę z Międzyrzecza Podlaskiego, a więc urodziłam się na terenach dawnego Księstwa Litewskiego. W tym regionie pokochałam Białowieżę, Szlak Tatarski, a szczególnie Dolinę Biebrzańską, która jest moim ulubio-

nym terenem penetracji – naziemnej i podniebnej, ponieważ uwielbiam latać o każdej porze roku balonem na gorące powietrze. Tej zimy udało mi się latać z Andrzejem Ćwikłą, byłym mistrzem Polski. Tam też mam wielkiego przyjaciela – króla Biebrzy Krzysztofa Kawenczyńskiego w Budach i wielu, wielu innych „biebrzniętych”. Zresztą sama się do takowych zaliczam. Jest to naprawdę przepiękny region, w którym wśród natury można odpocząć, wiele się nauczyć i dobrze zjeść. A zatem najbardziej fascynują Panią tereny Polski wschodniej? Tak, ale nie tylko. Dzięki „Grochowi i kapuście” odwiedziłam wiele innych regionów. Odkryłam Dolny Śląsk, którego nie znałam. www.obiezyswiat.com


Zachwyciły mnie jego pałace, zamki, inne zabytki i kultura. Wymienię tylko Wojanów, Bolków, Miłków, Grodziec, czy Jelenią Górę z festiwalem Silesia Sonans i niesmowitymi linorytami Józefa Gielniaka. Wspomnę też o Karpaczu ze świątynią Wang, najstarszym w Polsce kościołem drewnianym z XII/XIII wieku, który przeniesiony został z mojej ukochanej Norwegii. Odkryłam także Wielkopolskę, do której stanowczo za rzadko jeździmy na urlop. Antonin, Rogalin, Kórnik, Muzeum Arkadego Fiedlera w Puszczykowie – długo by wymieniać ogrom atrakcji tego regionu. A Pomorze – to nie tylko plaże i Bałtyk, to również mnóstwo niezatartych śladów niedawno minionej historii, że wspomnę tylko o nieczynnym niemieckim lotnisku wojskowym w okolicach Kołobrzegu, czy o dawnych koszarach Armii Radzieckiej w Bornym Sulinowie. Polska czeka na swoich odkrywców. Skąd u Pani tyle energii? Ciekawość świata pcha mnie do przodu. Byłam w Peru jedenaście razy, w Meksyku niewiele mniej. Jesienią po raz drugi lecę do Indii północno-wschodnich na festiwal miejscowych plemion, który nie jest organizowany dla turystów. Bycie raz w jednym miejscu budzi we mnie ciekawość jego głębszego poznania, a z drugiej strony chciałabym poznać miejsca, w których jeszcze nie byłam. Poznaję je nie tylko dla siebie, ale również dla moich czytelników i dla tych, którzy zechcą oglądać wystawy moich zdjęć. Chcę poznawać i rozumieć świat. Chcę tą wiedzą dzielić się z innymi. Czyli świat nie znudził się Pani, mimo że w ostatnich latach zajęła się Pani głównie Polską? Nie, absolutnie nie. Połowę czasu spędzam w Polsce, a drugą połowę na podróżach zagranicznych. Święta Bożego Narodzenia spędziłam na Filipinach, Wielkanoc – w Katalonii, ale już w niedzielę wyjeżdżam w Bieszczady, aby je powąchać, bo kwiaty wydzielają tam przecudną woń. Sfotografuję je na nowo, albowiem przygotowuję nową wersję albumu o Bieszczadach. Jest mi też niezmiernie miło, że na szlakach spotykam podróżników z moim subiektywnym przewodnikiem po Polsce „Groch i kapusta”, którego nowe wydanie ukazało się właśnie na półkach księgarskich. Cieszę się też bardzo, że na przykład w małym mieście Głownie, którego jestem honorową obywatelką, powstał mój funclub i tropem książek „Groch i kapusta” jego członkowie organizują wycieczki pod hasłem „Poznajmy Polskę”. W naszym kraju jest naprawdę mnóstwo ciekawych miejsc do zwiedzania. Proszę zatem moich rodaków, aby w wolnych chwilach, nawet w weekend, wsiadali na rower, motocykl, do samochodu i poznawali swój kraj. Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na szlakach w Polsce. ROZMAWIAŁ BOGUSŁAW MATUSZKIEWICZ Zdjęcia: Elżbieta Dzikowska

www.obiezyswiat.com

Groch i kapusta Podróżuj po Polsce!

III wydanie kultowego przewodnika Elżbiety Dzikowskiej „Nie ma ludzi niezastąpionych” – to znane powiedzenie zupełnie się nie odnosi do Elżbiety Dzikowskiej, która jest nie do „podrobienia”! Niezmiennie pełna energii, po zwiedzeniu najdalszych zakątków globu i zainspirowaniu kilku pokoleń Polaków do podróżowania, teraz przybliża nam cudowne zakątki naszego kraju. To obowiązkowa lektura dla tych, którzy „cudze chwalą, a swego nie znają”! Jestem fanką zarówno osobowości autorki, jak i jej książek. „Groch i kapusta” to pyszne, pięknie podane danie, a przy tym lekkostrawne - można jeść bez ograniczeń. Gorąco polecam! Martyna Wojciechowska

Północny zachód Na północnym zachodzie naszego kraju są miejsca, które winien poznać każdy Polak. Przede wszystkim Szlak Piastowski wiodący od Gniezna przez Ostrów Lednicki, Kruszwicę, Strzelno, Trzemeszno, Mogilno, Czerwińsk do Płocka. Polecam też Kaszuby z „najdłuższym paskiem Polski”, czyli Półwyspem Helskim, przepięknymi lasami, jeziorami i kręgami megalitycznymi. Na Pomorzu – ciągle pełne tajemnic Borne Sulinowo. Ciekawe zabytki, piękna przyroda, ludzie z pasją. Warto poznać ten region. Elżbieta Dzikowska – Groch i kapusta. Podróżuj po Polsce. Północny zachód Rosikon Press. 288 str. Cena 45 zł

Północny wschód Północny wschód to region szczególny. Przede wszystkim wspaniała przyroda: jeziora na Warmii i Mazurach, urokliwa Suwalszczyzna, Podlasie z Puszczą Białowieską i przepiękną Kotliną Biebrzy. Ale także niezwykłe zabytki, świadectwo współżycia wielu kultur. Ciekawy Szlak Tatarski, z meczetami, cmentarzami i smakowitym jadłem, wiekowe cerkwie prawosławne, piękne świątynie katolickie, także synagogi i cmentarze żydowskie. Jest co zwiedzać, fotografować, przeżywać i smakować. Elżbieta Dzikowska – Groch i kapusta. Podróżuj po Polsce. Północny wschód Rosikon Press. 224 str. Cena 45 zł

Południowy zachód Na południowym zachodzie jest wiele niezwykle ciekawych miejsc, choćby na Dolnym Śląsku, gdzie mamy więcej zamków i pałaców niż nad Loarą. Na Górnym – wspaniałe trasy pod ziemią i na ziemi. Bielsko–Biała to najbardziej zwarty w Polsce zespół architektury secesyjnej, a w Cieszynie warto zobaczyć nie tylko romańską rotundę, ale i „małą Wenecję”. Podróżując tam, możemy też spotkać fantastycznych ludzi z pasją, poznać nasze tradycje, obyczaje. Zacznijmy je odkrywać! Elżbieta Dzikowska – Groch i kapusta. Podróżuj po Polsce. Południowy zachód Rosikon Press. 280 str. Cena 45 zł

Południowy wschód Południowy wschód to ziemia magiczna. Niepowtarzalny urok Bieszczadów nie tylko złoto-czerwoną jesienią, ale nawet zimą, bo tu zawsze śnieg i słońce. Wspaniałe miasta Sanok, Przemyśl, Tarnów, Sandomierz, Zamość. Piękne pałace i zamki, wśród których największa i najbardziej imponująca w Polsce ruina w Ujeździe, zwana także Krzyżtoporem. Niezwykłe miejsca w Górach Świętokrzyskich, wśród nich Jaskinia Raj i arcyciekawa, neolityczna kopalnia krzemienia w Krzemionkach. Rewelacja! Elżbieta Dzikowska – Groch i kapusta. Podróżuj po Polsce. Południowy wschód Rosikon Press. 320 str. Cena 45 zł

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

39


WOJEWÓDZTWO

WARMIŃSKO–MAZURSKIE

Pochylnia w Całunach

KANAŁ ELBLĄSKI Nowe biuro podróży W

e wrześniu 2011 Żegluga Ostródzko-Elbląska Sp. z o.o. uruchomiła własne biuro turystyki przyjazdowej w Elblągu. Od kilku lat Kanał Elbląski oraz cały jego region jest intensywnie promowany przez samorządy oraz lokalne organizacje pozarządowe. Ten unikatowy systemem wodny scalający Mazury Zachodnie z Zalewem Wiślanym, niezwykły ze względu na zespół pięciu pochylni, które umożliwiają siłami natury pokonanie 100-metrowej różnicy poziomów wody, stał się jedną z czołowych atrakcji turystycznych województwa warmińsko-mazurskiego. Jednak jak dotąd nikt nie zdecydował się na połączenie wszystkich atrakcji turystycznych znajdujących się wokół kanału w spójną i interesującą ofertę pobytową, atrakcyjną dla zagranicznych i polskich turystów. Od przeszło roku Żegluga intensywnie współpracuje z lokalnymi hotelami, touroperatorami i przewodnikami turystycznymi, rozszerzając ofertę i dostosowując ją do wymagań swoich klientów. Utworzenie własnego biura turystycznego to kolejny krok w kierunku profesjonalnej komercjalizacji produktu turystycznego, jakim jest Kanał Elbląski. – Obecnie jesteśmy w trakcie układania oferty biura na kolejny sezon. Planujemy połączyć rejsy po Kanale Elbląskim, jedynym

40

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

tego typu na świecie zabytku sztuki hydrotechnicznej, ze zwiedzaniem innych atrakcji w okolicy. W pobliżu Elbląga jest przecież Malbork, Frombork czy Gdańsk – mówi Tomasz Esden-Tempski, dyrektor marketingu Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej. Z rejsów oferowanych przez Żeglugę w poprzednim sezonie skorzystało ponad 50 tys. turystów z kraju i zagranicy. Jednak zaledwie niewielka część tych osób zdecydowała się na wybór okolicznych miejsc noclegowych, gastronomii czy innych atrakcji turystycznych.

Port w Elblagu

– Większość naszych dotychczasowych klientów to turyści, dla których rejs Kanałem jest tylko elementem dłuższej wycieczki. Z naszych statków schodzą wprost do autokarów i jadą dalej – najczęściej do Trójmiasta. Tymczasem w regionie posiadamy bardzo atrakcyjną bazę noclegową, liczne prestiżowe zabytki, wyjątkową przyrodę oraz rozbudowującą się z każdym rokiem infrastrukturę turystyczną. Dzięki podjętej wcześniej współpracy z regionalnymi usługodawcami turystycznymi wiemy, że istnieje duże zapotrzebowanie na połączenie wszystkich tych


Urokliwy Kanał Elbląski

Jezioro Druzno

Jezioro Druzno

Przy nabrzeżu Kanału w Elblągu

walorów regionu w dostosowane do potrzeb odbiorców oferty pobytowe. Dzięki kilkudziesięcioletniemu doświadczeniu w turystyce oraz otwarciu na współpracę jesteśmy w stanie zbudować zróżnicowaną i bogatą ofertę dostosowaną do istniejącego na rynku popytu. W ten sposób możemy na dłużej zatrzymać w regionie turystów korzystających z rejsów – dodaje Tomasz Esden -Tempski. KINGA WIŚNIEWSKA Żegluga Ostródzko–Elbląska ul. Wodna 1b, 82-300 Elblag tel./fax 55 232 43 07, elblag@zegluga.com.pl

www. zegluga.com.pl

Widok ze statku na zamek w Malborku

SPECJALNE OFERTY ŻEGLUGI OSTRÓDZKO–ELBLĄSKIE J:

Wycieczki ornitologiczne Miłośnikom przyrody polecamy wyjątkowe wycieczki po rezerwacie jeziora Druzno. Jezioro jest zbiornikiem unikatowym w skali europejskiej. Trudno dostępne trzęsawiska i szuwary są doskonałym schronieniem i miejscem lęgowym ptaków jak również ich odpoczynku w czasie sezonowych wędrówek. Na terenie rezerwatu zaobserwowano 110 gatunków gnieżdżących się ptaków oraz liczne gatunki żerujące i przelatujące. Łącznie odnotowano 210 gatunków ptaków, co stanowi około 50 proc. składu awiofauny Polski. Wyjątkową atrakcją wycieczki jest obserwacja unikatowej czapli białej i licznie gniazdujących tu orłów bielików. Przy odrobinie szczęścia można spotkać także goszczące na jeziorze pelikany.

Oferta dla szkół W maju i wrześniu wycieczki szkolne odbywające się w dni robocze od poniedziałku do piątku mogą liczyć na 30 % rabat od ceny katalogowej rejsu przez wszystkie pochylnie Kanału Elbląskiego na trasie Elbląg – Buczyniec lub Buczyniec – Elbląg. Promocja obejmuje wycieczki liczące co najmniej 40 uczniów. Opiekunowie wycieczek (jeden opiekun na każde 10 osób) płyną gratis. W przypadku większych grup rezerwujących rejs na trasie Elbląg – Buczyniec lub rejs powrotny Buczyniec – Elbląg oferujemy 50% rabat od cen katalogowych rejsów.

Ostródzki Węzeł Wodny Żegluga Ostródzko–Elbląska 4 czerwca 2011, po ponad czterdziestoletniej przerwie, przywróciła rejsy turystyczne na odcinku z Ostródy do Starych Jabłonek. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę. W czerwcu i lipcu trasę Ostróda-Stare Jabłonki-Ostróda przepłynęło ponad tysiąc pasażerów! Turystów przyciąga malownicza trasa rejsu wiodąca z jeziora Drwęckiego przez jeziora Pauzeńskie, Szeląg Wielki oraz Szeląg Mały. Nie lada atrakcją są także emocje związane z przejściem przez Śluzę Mała Ruś, zaledwie kilkanaście centymetrów szerszą niż statek. Pelikan na jeziorze Druzno OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

41


WOJEWÓDZTWO

PODLASKIE

Pomnik przyrody „Brama Mielnika”

Ośrodek „Panorama”

Odkrywkowa kopalnia kredy

Ośrodek „Panorama”

Przystanek Mielnik Zaledwie w odległości 15 minut jazdy samochodem od Siemiatycz płynie jedna z najpiękniejszych polskich rzek. Nieuregulowany przez człowieka Bug leniwie toczy swoje wody, począwszy od przygranicznego Niemirowa poprzez Mielnik w kierunku Drohiczyna i Broku. Brak uciążliwego dla środowiska przemysłu i unikatowe walory krajobrazowe regionu powodują, że już od wczesnej wiosny turyści przyjeżdżają tutaj całymi rodzinami na wakacje i niedzielne pikniki.

N

a terenie gminy Mielnik znajdują się całoroczne obiekty noclegowe i gastronomiczne oraz wiele kwater i gospodarstw agroturystycznych o zróżnicowanym poziomie cen i usług. W okolicy jest wiele znakowanych szlaków pieszych i rowerowych przebiegających nad rzeką i w Puszczy Mielnickiej. Nie ma potrzeby zabierania ze sobą sprzętu turystycznego, ponieważ na miejscu jest wszystko. Wystarczy zatrzymać się w odległości 300 metrów od Bugu w ośrodku Panorama w samym centrum Mielnika. Jego właściciele dysponują rowerami, kajakami, motorówkami, kapokami, zapewniając sprzęt i nawet ratowników WOPR dla dużych grup. Możliwy jest katering na trasach spływów. Turystom pozostaje jedynie pływać

42

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

i podziwiać piękno okolicy. W ośrodku znajduje się ponad 40 miejsc noclegowych, w pokojach 1, 2 i 3-osobowych, przestronna restauracja, taras widokowy oraz odgrodzony od ulicy wysokim żywopłotem zaciszny ogród z placem zabaw i basenem dla dzieci. Taras, sala konferencyjna, ogródek z miejscem na grill otoczone są starannie wypielęgnowaną zielenią. Panuje tutaj spokój i cisza sprzyjająca relaksowi i wypoczynkowi. Więcej informacji na stronie: www.mielnik.pl Trasa z Niemirowa poprzez Mielnik i Drohiczyn to 45-kilometrowy, chyba najpiękniejszy odcinek dzikiej, nieujarzmionej przez człowieka rzeki. Można go podzielić na trzy 15-kilometrowe odcinki. Najczęściej połowę dnia spędza się na wodzie a po południu na wycieczce autokarowej po okolicy.

W upalne lata rzeka odsłania przed kajakarzami piaszczyste łachy a po deszczach szeroko wylewa na okoliczne łąki nie czyniąc szkody okolicznej ludności. Ten urokliwy zakątek Nadbużańskiego Podlasia najlepiej jest poznać podczas wycieczek rowerowych i kajakowych. W zależności od stanu wody, rzeka zmienia się w wielu miejscach nie do poznania. Warto zabierać ze sobą lornetkę, bo okoliczne łąki i nadbrzeżne pastwiska pełne są ptactwa. Wędkarze od lat przyjeżdżają tu przez cały rok. Rzeka hojnie ich obdarza taaaką rybą. W samym centrum Mielnika znajduje się czynna kopalnia odkrywkowa kredy z miejscem widokowym, a 300 metrów dalej – florystyczny rezerwat przyrody z Górą Uszeście z unikatowymi gatunkami roślin i drzew. Chroniona tu jest roślinność kserotermiczna, ciepłolubna, zbliżona do tej występującej w basenie Morza Śródziemnego. Po drugiej stronie głównej ulicy znajdują się ruiny kościółka z początku XV wieku, grodzisko z XI wieku, stadion piłkarski nad brzegiem rzeki a także murowana cerkiew prawosławna p.w. Narodzenia NMP z 1825 roku i kościół p.w. Przemienienia Pańskiego z lat 1912-20. www.obiezyswiat.com


„Ziołowy Zakątek” w Korycinach Podlaski Ogród Ziołowy Góra Grabarka

„Eternite Spa & Wellness”

Piękny sum

Bug przed Drohiczynem

„Eternite Spa & Wellness”

Na sąsiadującym z ośrodkiem Panorama wzgórzu stała przed laty prawosławna cerkiew Matki Boskiej Wspomożycielki, która później została przeniesiona na Świętą Górę Grabarka. Jest to miejsce kultu Spasa Izbawnika (Chrystusa Zbawiciela) a zarazem najważniejsze w Polsce święte miejsce wyznawców prawosławia. Na Grabarkę prowadzi kilka szlaków rowerowych a także nowa droga asfaltowa. W zależności od kondycji turystów, trasę można pokonać w przeciągu kilku godzin zabierając ze sobą nawet małe dzieci. U podnóża Grabarki przepływa strumyczek, w którym pielgrzymi obmywają twarze, ręce i nogi wierząc w uzdrawiającą moc tej wody. Tuż obok znajduje się święte źródełko krynoczka. Pielgrzymi od lat przynoszą na wzgórze obok cerkiewki krzyże wotywne. Nikt już nie wie ile ich jest tutaj. W lasach Puszczy Mielnickiej (Nadleśnictwo Nurzec) do dzisiaj znajdują się tereny, o których miejscowa ludność zachowała ustne przekazy dotyczące świętych miejsc i źródeł z uzdrawiającą wodą. Przed laty Mielnik i Drohiczyn były największymi miastami na trasie z Krakowa do Lwowa. Aby do nich dotrzeć trzeba było się przeprawiać przez Bug. To tutaj wiodły główne szlaki. W Drohiczynie obowiązkowymi punktami do zwiedzania są – katedra, Kolegium Pijarów, kościół pofranciszkański, cerwww.obiezyswiat.com

kiew Św. Mikołaja Cudotwórcy, góra zamkowa i Muzeum Diecezjalne. Natomiast jadąc drogą z Mielnika przez wieś Mętna dotrzemy do szosy 640 prowadzącej do przepięknej cerkwi w Koterce. Program każdego dnia może być wypełniony po brzegi. Także tydzień wakacji na ten region Nadbużańskiego Podlasia to zdecydowanie za mało. W tym roku Mielnik obchodzi 510. rocznicę podpisania Unii Mielnickiej i nadania miastu praw miejskich magdeburskich przez Aleksandra Jagiellończyka. Więcej informacji na stronie: www.mielnik.com.pl Warta odwiedzenia jest też Wólka Nadbużna, położona około 6 km od Siemiatycz, gdzie otwarto w tym roku nowoczesne Centrum Odnowy i Folkloru Podlaskiego „Eternite SPA i Wellness”. W sosnowym lesie, tuż nad brzegiem rzeki, można odetchnąć pełną piersią. Są tu pokoje o zróżnicowanym standardzie – od luksusowych apartamentów typu studio, pokojów rodzinnych, apartamentów z aneksem kuchennym po mniejsze i bardziej kameralne pokoje usytuowane na poddaszu. Skośne dachy, skośne stropy, bardzo widne pomieszczenia, balkony i duże łazienki zaprojektowano ze smakiem. Basen, 3 sauny, solarium, pokoje do zabiegów, masaże, grota solna, sale fitness, kręgielnia, sale konferencyjne, 2 bary, wszystko wyłożone drewnianymi balami. Po prostu luksus, którego trochę kiedyś brakowało w regionie Po-

wiatu Siemiatyckiego. Więcej informacji na stronie: www.eternite.pl Niecałe 40 km jadąc w kierunku Siemiatycz drogą do Korycin znajduje się Ziołowy Zakątek – gospodarstwo agroturystyczne Mirosława Angielczyka. Na powierzchni 15 ha znajdziemy ponad 600 gatunków roślin i ziół, istny ogród botaniczny. W ciągu 5 lat powstał nie tylko ogród z licznymi ścieżkami dydaktycznymi, ale i karczma, miejsca noclegowe, przestronny parking, biesiadne ławy z miejscem na grill i ogniska, usytuowane wokół sceny na wolnym powietrzu. Poza spacerem wśród niezliczonych gatunków roślin możemy także kupić na miejscu zioła, esencje do produkcji własnych nalewek. A wszystko to umieszczono w stylowych chatach, otoczonych ogródkami. Podwórka i obejścia sprawiają wrażenie, jakby się czas tutaj zatrzymał. W budowie jest centrum edukacyjne dla młodzieży szkolnej, gdzie będą odbywać się warsztaty i zajęcia z przyrody. Więcej informacji na stronie: www.ziolowyzakatek.pl Tekst i zdjęcia:

ŁUKASZ DOBRZYŃSKI Więcej informacji o regionie:

Biuro Informacji Turystycznej tel. 85 655 58 56

www.wirtualne.siemiatycze.pl OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

43


ETERNITE SPA & WELLNESS Wólka Nadbużna 66, 17-300 Siemiatycze tel. +48 503 095 906, +48 606 766 826 e-mail: kontakt@eternite.pl, www.eternite.pl

Spa & Wellness Centrum Odnowy i Folkloru Podlaskiego „ETERNITE” Wólka Nadbużna położona jest w malowniczej Dolinie Bugu, której największym walorem jest rzeka o naturalnym korycie z wieloma skarpami; wyjątkowe bogactwo fauny i flory z udziałem rzadkich i chronionych gatunków roślin i zwierząt oraz oczywiście piękne lasy. Obiekt „ETERNITE” jest znakomitym miejscem do czynnego wypoczynku i rekreacji, organizacji szkoleń, spływów kajakowych, konferencji, wczasów oraz imprez okolicznościowych, rodzinnych jak i biznesowych. Naszym gościom oferujemy: basen, 3 sauny, masaże, solarium, grotę solną, kręgielnię z bilardem, 2 bary, restaurację i 2 sale konferencyjno - bankietowe na 120 i 250 osób. Obiekt posiada również 56 pokoi hotelowych różnego rodzaju: 2, 3, 4-osobowe z łazienkami, apartamenty biznesowe oraz pokoje z aneksami kuchennymi z możliwością wynajmu na dłuższy okres.


WOJEWÓDZTWO

ŚWIĘTOKRZYSKIE

Białe szaleństwo prawie… w centrum miasta

Dziecięca stolica narciarstwa

Takie piękne stoki znajdziemy niemal... w samych Kielcach.

Niestachowie oferuje narciarzom aż pięć stoków.

N

iewiele jest w Polsce miejsc, gdzie stoki narciarskie są położone niemal w… centrum miasta. A stolica Gór Świętokrzyskich, czyli Kielce, tym właśnie kusi turystów zimą. Zresztą w całym województwie znajdziemy wiele innych miejsc, wręcz idealnych dla tych, którzy chcą zaszczepić w swoich pociechach miłość do białego szaleństwa. Ponieważ Góry Świętokrzyskie należą do najstarszych w Europie, nie znajdziemy tu wysokich szczytów czy ekstremalnych zboczy gór. Ale ci, którzy chcą przyjechać na zimowy wypoczynek z dziećmi i jeszcze chcą te dzieci nauczyć jazdy na nartach, powinni koniecznie wybrać ten region jako cel zimowego szaleństwa. Dlaczego? - Bo dzieci mogą się uczyć jazdy w profesjonalnych szkółkach narciarskich, na bezpiecznych stokach, gdzie nikt nie rozwija zawrotnych prędkości. Nie ma więc większego ryzyka wypadku, a to dla wielu rodziców ma znaczenie, podobnie zresztą jak dla samych dzieciaków – mówi prezes Regionalnej Organizacji Turystycznej Województwa Świętokrzyskiego, Jacek Kowalczyk.

Znane i lubiane świętokrzyskie ośrodki narciarskie to Niestachów, Pierścienica, Telegraf, Tumlin, Krajno, Szwajcaria Bałtowska i Bodzentyn. Niestachów oferuje stoki zarówno dla dorosłych, w tym trasę o długości 450 metrów i z wyciągiem orczykowym, jak i dla dzieci trasy o długości 100 metrów i z wyciągiem bezpodporowym „na linę”. W Niestachowie nasza pociecha może uczęszczać do narciarskiego przedszkola. Ośrodek chwali się jednym z najnowocześniejszych w Polsce automatycznych systemów naśnieżania. Sprawdzianem umiejętności dla narciarza jest kielecki Telegraf. Wyciąg znajduje się w granicy miasta. Dojeżdżają tu miejskie autobusy. Stok na tej górze ma 500 metrów długości i jest najbardziej stromy ze wszystkich w województwie świętokrzyskim. Spore zmiany czekają bywalców wyciągu na górze Pierścienica, również znajdującej się w granicach miasta, co pozwala na dojazd miejskimi autobusami. Narciarze cenią ten ośrodek także z powodu widoków na Kielce, jakie można oglądać ze szczytów Pierścienicy. Długość stoku wynosi 500 metrów.

Projekt współfinansowany przez Unię Europejską z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Świętokrzyskiego na lata 2007-2013 „...dla rozwoju Województwa Świętokrzyskiego”

www.obiezyswiat.com

Szwajcaria Bałtowska w Bałtowie to kolejna propozycja dla narciarzy, o tyle ciekawa dla dzieci, że po sąsiedzku mogą oglądać tutejszy słynny JuraPark czy Zwierzyniec Bałtowski. Dłuższy stok ma 570 metrów długości zaś krótszy – 340 metrów. Kolejny ośrodek narciarki godny uwagi turystów znajduje się w Bodzentynie. Tutejszy stok „Baba Jaga” na Górze Miejskiej (426 m n.p.m.) to urokliwe miejsce, z którego widać wspaniałą panoramę Gór Świętokrzyskich. Stok ma aż 650 metrów długości. Działa tu wypożyczalnia sprzętu, szkółka narciarska, a na głodnych gości czeka karczma z domowym jedzeniem. Tumlin i tutejsza Góra Wykieńska to kolejne ulubione miejsce świętokrzyskich narciarzy. Stok dłuższy ma 500 metrów długości, zaś krótszy - 320 metrów. Tu także znajdziemy wypożyczalnię sprzętu, a na początkujących narciarzy czeka instruktor. Co ważne, można tu także dojechać z Kielc miejskim autobusem. Na koniec zostawiamy sobie stok narciarski „Sabat”. Z górnej stacji wyciągu rozciąga się tu piękny widok na Dolinę Wilkowską oraz położone dalej na północ Pasmo Klonowskie. Po prawej stronie widać pasmo Łysogór ze słynną Łysicą. Zjazd ma około jednego kilometra długości, jest łagodny i ma dwa ostrzejsze nachylenia, które dodają nieco adrenaliny początkującym narciarzom. To także idealne miejsce do rekreacyjnego narciarstwa dla całej rodziny. Regionalne Centrum Informacji Turystycznej 25-007 Kielce, ul. Sienkiewicza 29 tel. 41 348 00 60 informacja@swietokrzyskie.travel

www.swietokrzyskie.travel OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

45


WOJEWÓDZTWO

ŚLĄSKIE

Nowy wymiar zimy w Beskidzkiej 5

Raj dla narciarzy i snowboardzistów! Zapraszamy do Beskidzkiej 5 – serca Beskidu Śląskiego. W naszym regionie działa ponad 80 wyciągów a narciarze i snowboardziści mogą korzystać z ponad 100 km tras, w większości ratrakowanych i sztucznie naśnieżanych. Co roku do przyjazdu zachęcają świetnie przygotowane trasy, zarówno te trudne i atrakcyjne dla doświadczonych narciarzy, jak i łagodne i niezbyt długie przeznaczone dla osób stawiających pierwsze kroki na stoku. Pamiętajmy, że zima w Beskidach to nie tylko okazja do uprawiania narciarstwa, ale także niezwykłe przeżycie estetyczne. Więcej na stronie: www.beskidzka5.pl Brenna – siła spokoju, ale i niezwykłych ekscytujących przeżyć. U nas spotkać można trenujących młodych narciarzy ze szkółek z całego Śląska. Tutaj znajdują się też bezpłatne parkingi. Zimą można wystartować w prestiżowych zawodach dla amatorów narciarstwa alpejskiego o „Puchar Beskidzkich Groni” albo

w zawodach w narciarstwie wysokogórskim, a nowo otwarty w samym centrum Park Turystyki zaprasza na super zabawę na lodowisku czynnym codziennie do wieczora. Świetna kuchnia na stokach i w licznych restauracjach i knajpkach zachwyci podniebienie niejednego smakosza. Więcej na stronie: www.brenna.org.pl Istebna – siła tradycji, gdzie zimowy wypoczynek związany jest tradycyjnie z narciarstwem, kuligami przy dźwiękach góralskich kapel, ale i z narciarstwem biegowym, skitourowym, czy modnym ostatnio skiglaidingiem. Gmina posiada oświetlone i dośnieżane stoki na Złotym Groniu oraz w Koniakowie. Koleją linową wyjeż-

Szczyrk – siła energii, którą poczuć można korzystając z największej liczby tras i wyciągów narciarskich w Polsce. W Szczyrku czekają na amatorów białego szaleństwa profesjonalnie przygotowane stoki oraz nowopowstałe trasy narciarstwa biegowego. Szczyrk oferuje ponad 40 km tras o zróżnicowanym poziomie trudności,

z których 80% jest dośnieżanych. Ponadto w tym sezonie obowiązuje zniżka 50% na parkingach w Szczyrkowskim Ośrodku Narciarskim. Po aktywnym dniu zapraszamy na chwilę relaksu do SPA oraz do restauracji na kuchnię regionalną. Więcej na stronie: www.szczyrk.pl Ustroń – siła zdrowia, którą odczuwa się odwiedzając jeden z największych ośrodków uzdrowiskowych w Polsce. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie – łagodną trasę do narciarstwa biegowego usytuowaną nad brzegiem rzeki Wisły, całoroczny tor saneczkowy na Równicy, kolej linową na Czantorię i Palenicę oraz świetnie przygotowane trasy do narciarstwa zjazdowego, snowboardu i ski alpinizmu.

Wisła – siła źródeł! To tutaj prawdopodobnie powstanie pierwszy skipass na terenie Beskidzkiej 5 już w tym roku! Do przedsięwzięcia przystąpiły największe wiślańskie wyciągi krzesełkowe. Zapraszamy miłośników sportów zimowych do skorzystania z kilkunastu wyciągów narciarskich oraz kilkudziesięciu tras zjazdowych o zróż-

46

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

dżamy do góry, a po uczcie ze wspaniałymi widokami czeka na nas uczta dla ciała, w postaci chińskich smakołyków w aquaparku. Także tradycje narciarstwa biegowego na trasach Kubalonki znane są już od lat. Położenie sprawia, że pokrywa śniegowa utrzymuje się blisko 5 miesięcy. Więcej na stronie: www.istebna.eu

A jeśli kogoś znuży codzienne szusowanie, to może udać się do nowo otwartego na Zawodziu Parku Zdrojowego: pijalni wód i inhalatorium solankowego, albo może skorzystać z ośrodków SPA, krytych basenów czy kortów tenisowych, siłowni, saun. Tam warto oddać się słodkiemu lenistwu w urokliwych karczmach przy dźwiękach góralskiej muzyki. Więcej na stronie: www.ustron.pl

nicowanym stopniu trudności. Nowością w tym sezonie jest możliwość spaceru „Pętlą Cieńkowską” – wyjechania kolejką „Cieńków”, zwiedzenia skoczni im. A. Małysza i podziwiania urokliwych widoków roztaczających się z wieży startowej. Więcej na stronie: www.wisla.pl

www.obiezyswiat.com


WOJEWÓDZTWO

MAŁOPOLSKIE

Gmina Sękowa

Kraina tajemniczości i osobliwej przyrody G

mina Sękowa to malownicza środkowa części Beskidu Niskiego z licznymi dorzeczami Sękówki, które przecinają pasma Magury Wątkowskiej (842 m n.p.m.) i Magury Małastowskiej (813 m n.p.m.). Od południa przebiega tutaj bezpośrednio granica ze Słowacją, a od północy granica z miastem Gorlice. Od północnego zachodu część gminy objęta jest Magurskim Parkiem Narodowym a od południowego wschodu znajdują się stacje narciarskie.

Zdjęcia: Wojciech Kurcab, Michał Przybyło, SKIPARK MAGURA

Historia i narty Zapomniane wsie łemkowskie, liczne cmentarze I wojny światowej stwarzają atmosferę tajemniczości. Bogactwo świata przyrody, liczne gatunki zwierząt i roślin, łąki pachnące ziołami, zdziczałe sady, które przypominają, że kiedyś tętniło tutaj życie, zostawiają w przybyszach niezapomniane przeżycia. Wieczorem, jeśli zdołamy przezwyciężyć zmęczenie i nie zaśniemy przy kolacji, to wysłuchamy opowieści gospodarza o Bitwie Gorlickiej, gorączce naftowej i osobliwościach przyrody. Zima to już całkiem inna bajka. Otwarte przestrzenie, latem wykorzystywane jako pastwiska i zaciszne mało uczęszczane drogi

Kościół pw. świętych Filipa i Jakuba w Sękowej

leśne, sprawiają, że bieganie na nartach jest tutaj czystą przyjemnością. Kuligi z pochodniami, pieczeniem kiełbasy przy dźwiękach góralskiej muzyki i regionalnych trunkach są dodatkową atrakcją. Zwolennicy narciarstwa zjazdowego mogą szaleć na Magurze Małastowskiej i mniejszych wyciągach w Małastowie i Sękowej.

Warto zobaczyć Charakterystycznym elementem krajobrazu są piękne drewniane cerkwie, z fantazyjnymi kopułami, potrójnymi krzyżami oraz malarstwem ikonowym wewnątrz. W cerkwi greko-katolickiej w Bartnem znajduje się obecnie Muzeum Sztuki Cerkiewnej. Natomiast jeden z najwspanialszych zabytków budownictwa drewnianego w Polsce – kościół pw. świętych Filipa i Jakuba w Sękowej, zbudowany w 1520 roku, uhonorowany prestiżowym medalem Prix Europa Nostra, w lipcu 2003 roku został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Bitwa pod Gorlicami, mająca miejsce podczas I wojny światowej, zostawiła tutaj rozsiane pośród gór cmentarze projektowane przez znakomitych architektów m.in. Hansa Mayera i Duszana Jurkowicza. Szlak węgierski, biegnący przez gminę, był za czasów króla Kazimierza Wielkiego jedną z 10ciu najważniejszych arterii komunikacyjnych w Królestwie Polskim. Na przeszkodzie wędrowcom stały grasujące bandy zwane „Beskidnikami”. Ich kryjówki znajdowały się ponoć w pobliskiej jaskini w Kornutach. Teren gminy stał się w XVIII wieku kolebką przemysłu naftowego. Geologią tego

Szlak Radocyna - Konieczna

zakątka interesował się ks. Stanisław Staszic. Już w 1791 roku na tzw. Pustym Polu w Sękowej powstały pierwsze studnie ropne, a od 1852 roku pracował w Siarach pierwszy na świecie szyb naftowy. W Sękowej powstał Skansen Przemysłu Naftowego. Na terenie gminy znajduje się Wapienne Zdrój – uzdrowisko o zasięgu ogólnopolskim, będące jedną z mniejszych miejscowości uzdrowiskowych w kraju. W obecnym zakładzie uzdrowiskowym wykorzystywane są wody siarczkowe, wodorowęglanowo-wapniowo-sodowe i magnezowe. Warunki w kwaterach agroturystycznych są dobre i nie porażają cenami. Przyjazna atmosfera, życzliwość ludzi i smaczne regionalne jedzenie są dodatkowym atutem. Gmina Sękowa zachwyciła już wielu przybyszy, więc warto ją odwiedzić i zostać tu na dłużej. Urząd Gminy Sękowa Sękowa 252, 38-307 Sękowa tel.: 18 351 80 16, ugsekowa@sekowa.pl

www.sekowa.pl

Magura Małastowska OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

47


WOJEWÓDZTWO

MAŁOPOLSKIE

NA NARTY DO MAŁOPOLSKI

Białka Tatrzańska

Małopolska, jak żaden inny region w Polsce, przyciąga amatorów sportów zimowych. Na tutejszych karpackich stokach odpowiednią dla siebie trasę znajdą zarówno zaawansowani narciarze jak i zupełni nowicjusze. To właśnie tutaj można uprawiać wszystkie rodzaje sportów zimowych. Wielbiciele białego szaleństwa mają do dyspozycji prawie 100 stacji narciarskich, w tym liczne trasy narciarskie o różnym stopniu trudności jak również trasy do wędrówek na rakietach śnieżnych oraz trasy biegowe.

W

ychodząc naprzeciw potrzebom narciarzy Małopolska Organizacja Turystyczna uruchomiła portal: www.domalopolski.pl W nowej szacie graficznej w serwisie znajdziemy prezentację wszystkich najważniejszych stacji narciarskich, usystematyzowanych w trzech kategoriach. Duże ośrodki narciarskie, średnie stacje narciarskie aż po pojedyncze wyciągi. W serwisie jest zakładka dla akcji „Bezpieczny stok” i najważniejsze telefony ratunkowe GOPR i TOPR. Poszerzona została część dotycząca apres-ski, w serwisie znajdziemy prezentację karczm regionalnych, aquaparkow i basenów termalnych, miejsc noclegowych i atrakcji turystycznych, w tym informacje o Szlaku Architektury Drewnianej.

dwa wyciągi orczykowe, naśnieżane trasy zjazdowe i biegowe. Więcej na stronie: www.rytro.pl Piwniczna Zdrój – to gmina położona w dolinie pomiędzy górskimi pasmami Radziejowej i Jaworzyny Krynickiej. Do uzdrowiska prowadzi malownicza trasa z Nowego Sącza przez Stary Sącz, Rytro i dalej do Muszyny i Krynicy. Warunki klimatyczne sprzyjają tu uprawianiu sportów zimowych, do czego okolica jest przygotowana dysponując stacjami narciarskimi m.in. w Suchej Dolinie, Kokuszce i Wierchomli. Więcej na stronie: www.piwniczna.pl

Beskid Sądecki Rytro – położone jest w sercu Beskidu Sądeckiego, nad brzegiem Popradu. Miłośnicy białego szaleństwa mają możliwość skorzystania z oferty przygotowanej przez Stację Narciarską „Ryterski Raj” – ośrodek sportów zimowych wyposażony w nowoczesny 4-osobowy wyciąg krzesełkowy,

48

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

Wierchomla

Muszyna – narciarskie miejscowości tej gminy położone są na wysokości 450-550 m n.p.m. w dolinie Popradu oraz wzdłuż jego dopływów – potoków Muszynka i Szczawnik. Najwyższym szczytem jest Jaworzyna 1114 m n.p.m. Zimą długo utrzymująca się pokrywa śnieżna oraz wyciągi narciarskie w Powroźniku, Złockiem, Żegiestowie i Stacja Narciarska „Dwie Doliny Muszyna–Wierchomla” w Szczawniku – stwarzają bardzo dobre warunki do uprawiania narciarstwa. Ofertę zimową uzupełnia sztuczne lodowisko. Więcej na stronie: www.muszyna.pl Tylicz – dla rodzin z dziećmi. To małe miasteczko położone jest u zbiegów potoków Muszynka i Mochnaczka, w kotlinie góry Szwarcowa (795 m n.p.m.) i góry Łan (742 m n.p.m.), zaledwie 6 km od Krynicy Górskiej oraz 3 km od granicy ze Słowacją. Zimą Tylicz zmienia się w wioskę narciarską: oświetlone wyciągi (w tym krzesełkowy na Stacji Narciarskiej Tylicz), naturalne lodowisko, trasy do uprawiania narciarstwa biegowego, górki dla maluchów, wypożyczalnie sprzętu, szkółki narciarskie i białe kuligi to tylko niektóre z oferowanych atrakcji. Więcej na stronie: www.tylicz-ski.pl www.obiezyswiat.com


Jaworki Homole

Czorsztyn SKI

Jaworki Homole

Do dyspozycji narciarzy oddano kolej linową firmy Leitner (długość 621 m, przepustowość 1200 os./godz.) oraz 2 wyciągi orczykowe dla początkujących. Jest tu 8 tras zjazdowych o łącznej długości ponad 4400 m, zakwalifikowanych jako łatwe (niebieskie) i średnio trudne czerwone, co przy ich dużej rozległości sprawia, ze ośrodek jest idealnym miejscem do bezpiecznej nauki jazdy na nartach i deskach snowboardowych. Dla dzieci przygotowano Tubing Park do jazdy na oponkach, a dla „zawodowców” trasę z tyczkami i pomiarem czasu firmy Tag Heuer. W ośrodku działa Licencjonowana Szkoła Narciarska oferująca narciarzom szkolenie na każdym poziomie, aż do jazdy baletowej włącznie. Dobrze wyposażona wypożyczalnia oferuje klientom ponad 230 par nart carvingowych i klasycznych, 70 snowboardów, kaski i gogle. W ośrodku działają 2 punkty gastronomiczne: Bar przy dolnej i Szałas „Bukowinki” przy górnej stacji kolei – z pięknym widokiem na okoliczne pasma górskie. Firma oferuje organizacje i obsługę zawodów narciarskich dla klubów, szkół i zakładów pracy. Więcej na stronie: www.arenanarciarska.pl

Czorsztyn SKI Kraina Śpiącego Wulkanu

Czorsztyn SKI

Krynica – Stacja Narciarska Jaworzyna Krynicka posiada 7 tras o różnej długości i różnym stopniu trudności i sprawia, że przyciąga niczym magnez wszystkich tych, którzy lubią narty i chcą popróbować swoich sił w różnych warunkach. Jest tutaj 1000 metrowa czarna trasa FIS z orczykiem, trzy czerwone „Rodzinne” FIS również z wyciągami orczykowymi, 650-metrowa niebieska, krótka 250-metrowa zielona oraz najdłuższa czerwona trasa FIS – 2600 m obsługiwana przez gondolę i orczyk. Najłatwiej dostać się na górę wygodną koleją gondolową. Każdy wagonik zabiera 6 osób i w przeciągu zaledwie 7 minut jesteśmy na szczycie. Przy dolnej stacji znajduje się duży parking na 1000 samochodów, wiele barów i punktów z ciepłymi posiłkami i napojami. Dodatkowo w Krynicy jest także tor saneczkowy i kryte lodowisko. Więcej na stronie: www.jaworzyna-krynicka.pl Kompleks Narciarski „Słotwiny” jest najstarszym ośrodkiem narciarskim w Krynicy. Jest tu wyciąg krzesełkowy i dwa orczyki. Trasy są sztucznie naśnieżane, ratrakowane i oświetlone. Trasy posiadają homologację FIS, co pozwala na organizowanie międzywww.obiezyswiat.com

narodowych zawodów narciarskich. Więcej na stronie: www.slotwiny.pl

Pieniny po sąsiedzku – Szczawnica Szczawnica wraz z pierwszymi opadami śniegu przekształca się w centrum sportów zimowych. W centrum miasta, w Jaworkach i pod Durbaszką znajdują się wyciągi narciarskie oraz trasy zjazdowe. Narciarzy o większych umiejętnościach ucieszy sztucznie naśnieżana trasa na stoku Palenicy, posiadająca homologację FIS, na której rozgrywane są zawody alpejskie. Możliwość pełnej satysfakcji z uprawianego narciarstwa, także i zwolennikom jazdy rekreacyjnej, dostarczy oddana do użytku oświetlona trasa zjazdowa o długości 1800 m – Palenica II. Na amatorów snowboardu natomiast oczekuje umiejscowiona na szczycie góry rynna do halfpipe. Więcej na stronie: www.szczawnica.pl

Arena Narciarska Jaworki Homole W jednym z najpiękniejszych zakątków Polski, na styku pasma Radziejowej i Małych Pienin położona jest działająca całorocznie „ARENA NARCIARSKA JAWORKI–HOMOLE”.

Kraina Śpiącego Wulkanu położona jest w miejscowości Kluszkowce pomiędzy Nowym Targiem (20 km) a Szczawnicą (15 km) nad brzegiem Jeziora Czorsztyńskiego, w sąsiedztwie pasma Pienin i Gorców. Zimą jest to znana i lubiana Rodzinna Stacja Narciarska Czorsztyn Ski, zaś latem – Górski i Wodny Ośrodek Sportu, Wypoczynku i Dobrej Zabawy. Wyciąg krzesełkowy zawozi turystów na górę Wdżar (766 m n.p.m.), zbudowanej ze skały wulkanicznej, skąd rozciąga się panorama na całą okolicę. Zimą mikroklimat powoduje, że na Śpiącym Wulkanie, nawet przy niesprzyjającej pogodzie można korzystać z dobrze przygotowanych tras. Jest tu 10 armatek śnieżnych i ratraki. O stoki dba wytrawny znawca tego przedmiotu Mariusz Staszel, wieloletni trener kadry studentów i kadry narodowej alpejczyków. Trasy przygotowuje bardzo starannie, dzięki czemu warunki do jazdy są bardzo dobre i bezpieczne. Czynna jest też nowoczesna wypożyczalnia, w której dostępne są świetnie przygotowane Rossignole i Salomony. Na stoku są cztery wyciągi. Najmłodsi amatorzy białego szaleństwa korzystają z oślej łączki pod okiem instruktorów. W tym roku będzie oddana do użytku 4-osobowa kolej linowa krzesełkowa współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach projektu „Kraina Śpiącego Wulkanu – etap II”. Z naszych wyciągów można korzystać wykupując karnet TatrySki, który obowiązuje również w stacjach narciarskich w Kaniówce: ON „Kotelnica Białczańska”, „Bania”, „Kaniówka” oraz „Hawrań” w Jurgowie. Więcej na stronie: www.kluszkowce.com.pl OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

>> 49


WOJEWÓDZTWO

MAŁOPOLSKIE

>> Miejsce pełne relaksu

Terma Bania, otwarta dla gości w czerwcu bieżącego roku, to ciekawy punkt na turystycznej mapie Podhala. Białka Tatrzańska, znana do tej pory głównie fanom śnieżnego szaleństwa, zyskała całoroczną atrakcję, oferującą wiele form rozrywki i relaksu. Jak się okazuje, także i tych, które wychodzą daleko poza definicję wodnego odprężenia. Obiekt przyciąga uwagę od samego początku. Ciekawy projekt architektoniczny, a zwłaszcza zielony, pokryty naturalną roślinnością falisty dach, na pierwszy rzut oka zasadniczo wyróżnia białczańską termę. Ta, wpisana w malowniczy lokalny krajobraz, kryje w sobie wiele form relaksu – doskonałych dla gości w różnym wieku, o odmiennych potrzebach i preferencjach. Możliwe jest to dzięki podziałowi na strefy oferujące zróżnicowane formy rekreacji. Strefa Głośna, dedykowana rodzinom z dziećmi – to miejsce, w którym goście znajdą aquaparkową rozrywkę, przeznaczoną także dla najmłodszych. Strefa Cicha, jak wskazuje już sama nazwa – to propozycja dla tych, którzy szukają spokoju, ciszy i oderwania się od chaosu. Odprężeniu służą tutaj baseny wyposażone w stacje masażu, gejzery denne oraz leżanki wodno-powietrzne. Dzięki basenom zewnętrznym obydwu stref, wodny wypoczynek połączyć można z kontemplacją malowniczego tatrzańskiego krajobrazu. Do dyspozycji gości pozostaje rozbudowane saunarium, w którym znajduje się aż pięć kabin różnego rodzaju. Urozmaiceniem pobytu są seanse prowadzone przez profesjonalnego sauna–majstra. Twórcy

50

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

białczańskiej termy silnie zaangażowali się w propagowanie poprawnej kultury saunowania, która w Polsce niestety wciąż pozostawia wiele do życzenia. Profesjonalny personel, służący radą wszystkim gościom saun, pozwala na wykorzystanie maksimum możliwości, jakie dają saunowe kąpiele. Terma Bania to również Instytut Wellness & SPA, w którego ofercie goście znajdą zabiegi na ciało i twarz oraz relaksujące masaże, doskonałe po zimowym szaleństwie na stokach. Wizyta w nim to obietnica zmysłowego relaksu, luksusowego odprężenia dla ciała i ducha. Twórcy Termy Bania silnie angażują się w propagowanie jej roli na turystycznej mapie Podhala. Przez całe lato, pod auspicjami Termy, odbywał się cykl Kultura na Bani, którego goście mogli uczestniczyć w koncertach, spektaklach teatralnych i pokazach filmowych. Na białczańskiej scenie pojawili się między innymi Gooral, Henryk Miśkiewicz i Trebunie Tutki. W październiku rozpoczął się cykl Wodne Kino pozwalający na udział w filmowych seansach połączonych z relaksem w termalnych wodach. Różnorodne filmowe propozycje, w nietypowej aranżacji, od samego początku wzbudziły szerokie zainteresowanie. Dzięki atrakcyjnej lokalizacji w malowniczej części Podhala, w sąsiedztwie białczańskich stoków, rokrocznie przyciągających rzesze fanów zimowego szaleństwa, Terma Bania wydaje się być idealnym miejscem dla tych, dla których ważny jest relaks, zdrowy styl życia, a także dobra forma rekreacji. Prozdrowotne właściwości termalnych wód i ich wysoka temperatura mają dobroczynny wpływ na ludzki organizm. Termalne kąpiele polecane są zwłaszcza tym, którzy cierpią na brak wewnętrznej równowagi, borykają się z codziennym stresem i zmęczeniem. Wszystko to czyni z Termy miejsce wręcz idealne dla tych, którzy choć na chwilę pragną oderwać się od otaczającego ich zgiełku. Jest to miejsce, w którym goście znajdą relaks, odprężenie i nabiorą nowej energii. Więcej na stronie: www.termabania.pl /ŁD/


WOJEWÓDZTWO

MAŁOPOLSKIE

Nowa 6-osobowa kolej krzesełkowa– zima 2011/2012

Białka Tatrzańska

Najpopularniejszy ośrodek narciarski w Polsce

Nowe bramki SKIDATA

„U nas jest ino dziesięć miesięcy zimy a resta to samo lato” – mówią górale z Białki Tatrzańskiej, wsi położonej w sąsiedztwie Tatr polskich i słowackich. Nie tylko mówią, ale też wykorzystali oni te warunki pogodowe i uczynili w ciągu ostatnich 10 lat ze swej miejscowości najpopularniejszy ośrodek narciarski w kraju. W przeprowadzonej zimą 2010/2011 roku ankiecie portalu Onet.pl (ponad 40 000 ankietowanych), w której pytano o najlepszy ośrodek narciarski w Polsce, Białka Tatrzańska uzyskała najwięcej, bo 20,69% wszystkich głosów, czyli tyle, ile w sumie dwie kolejne miejscowości w tym rankingu. Trzy największe tereny narciarskie Białki Tatrzańskiej: „Kotelnica Białczańska”, „Bania” i „Kaniówka” połączone są systemem wspólnego karnetu. Łączna zdolność przewozowa kolei krzesełkowych i wyciągów utworzonego w ten sposób kompleksu wynosi 19 tys. osób/h, a długość tras to ok. 20 km. Pomiędzy trzema współpracującymi ośrodkami oraz w obrębie całej miejscowości kursują ski-busy, które wożą turystów za darmo. www.obiezyswiat.com

Białka Tatrzańska oferuje wspaniałe tereny narciarskie, w większości łagodne, z szerokimi trasami, sztucznie naśnieżane, oświetlone, z dobrym zapleczem gastronomicznym i bazą noclegową. Obok wyciągów znajdują się obszerne, bezpłatne parkingi dla samochodów osobowych i autokarów. Do dyspozycji gości pozostają serwisy i wypożyczalnie sprzętu sportowego, a także szkoły narciarskie i snowboardowe. Dla miłośników narciarskiego i snowboardowego freestylu udostępniony jest snowpark. Miejscowość cieszy się szczególnym powodzeniem wśród miłośników narciarstwa rodzinnego. Jest to także dobre miejsce dla narciarzy zaawansowanych, dla których powstają wciąż nowe trasy. Najdłuższa z nich liczy 1400 m. Dwie z nich posiadają homologację FIS (Międzynarodowa Federacja Narciarska) do rozgrywania zawodów sportowych. Tereny narciarskie Białki Tatrzańskiej obsługiwane będą w sezonie zimowym 2011/2012 przez 6 nowoczesnych krzesełkowych kolei linowych i 10 wyciągów orczykowych i talerzykowych. Ośrodek ciągle się rozwija, w nadchodzącym sezonie przewidziane jest otwarcie supernowoczesnej 6-osobowej krzesełkowej kolei linowej z podgrzewanymi siedzeniami i osłonami przeciwwietrznymi. Ale to nie jedyne nowości, wzdłuż ww.

kolei powstaną dwie nowe trasy zjazdowe o długość 1100 m, w górnej części średnio trudne, a w dolnej łatwe. Wyposażone będą w automatyczny system naśnieżania, a jedna z nich zostanie oświetlona najwyższej klasy projektorami. Powstanie także nowy system kontroli dostępu do wyciągów i kolei linowych firmy SKIDATA. Niewątpliwie największym atutem nowego systemu dla klientów ośrodka jest możliwość korzystania z kart dalekiego zasięgu, które mogą być odczytywane w kieszeniach kurtek narciarzy nawet z odległości 60 cm. Jedną z najbardziej oczekiwanych nowości jest TatrySki, wspólny skipass obowiązujący już od najbliższej zimy w ośrodkach narciarskich Białki Tatrzańskiej, Jurgowa i Kluszkowców. Jest to pierwszy w Polsce system regionalnego karnetu narciarskiego na taką skalę. Za jego pomocą korzystać będzie można w sumie z 27 wyciągów i kolei linowych na Podhalu. Wspaniałym uzupełnieniem nowości narciarskich w Białce Tatrzańskiej jest otwarty w lecie br., w bezpośrednim sąsiedztwie tras zjazdowych na Kotelnicy, najnowszy i jeden z najnowocześniejszych w Polsce, kompleks basenów termalnych – Park Wodny TERMA BANIA. Więcej na stronie: www.bialkatatrzanska.pl OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

51


WOJEWÓDZTWO

MAŁOPOLSKIE

Powiat gorlicki

W krainie Łemków i Pogórzan Ziemia Gorlicka – to początek Polski i Małopolski! To tutaj słońce wstaje wcześniej niż gdzie indziej i swój początek biorą rzeki. Stąd też, jak twierdzą Gorliczanie, jest blisko do nieba, do ziemi, a przede wszystkim – do ludzi.

T

ę ziemię odwiedzali królowie. W Bieczu przebywali: Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło i Święta Jadwiga Królowa, a król Władysław Łokietek nosił się z zamiarem przeniesienia stolicy Polski z Krakowa do Biecza. Gorlicki rodowód mają: malarz Włodzimierz Kunz, światowej sławy kompozytor Zbigniew Preisner oraz reżyser Jerzy Hoffman. Ziemia Gorlicka jest regionem wielu kultur. W Bobowej znajdujemy ślady kultury żydowskiej: synagogę i kirkut z kaplicą sławnego cadyka Salomona ben Natana Halberstama wraz z dwunastoma zachowanymi macewami (płytami nagrobnymi). Kulturowy dorobek Łemków wciąż się odradza i rozwija stanowiąc niezwykle interesujący element tego regionu, czego przykładem są doroczne Watry Łemkowskie w Zdyni, do której zjeżdżają Łemkowie rozsiani po wszystkich kontynentach. Dowodem ich wielowiekowej obecności jest ponad 30 cerkwi, a także przydrożne krzyże i kapliczki. Na Ziemi Gorlickiej w 1915 roku toczyła się największa bitwa I wojny światowej na froncie wschodnim, a Gorlice nazywane są

Małym Verdun. Pozostałością po walkach jest około 80 cmentarzy, na których spoczywa w wiecznej zgodzie blisko 20 tysięcy żołnierzy niemieckich, rosyjskich i austriackich. Cmentarze to prawdziwe dzieła sztuki zaprojektowane przez tak wybitnych architektów jak Duszan Jurkowicz, Jan Szczepkowski i Hans Mayer. Unikatem na skalę światową jest także mnogość kilkusetletnich drewnianych kościołów. Dwa z nich, w Sękowej i Binarowej są wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. W Zagórzanach koło Gorlic znajduje się grobowiec w kształcie piramidy, w którym spoczywa rodzina Skrzyńskich, a wśród nich Aleksander, były premier i minister spraw zagranicznych II RP. Warto wiedzieć, że Ziemia Gorlicka to kolebka przemysłu naftowego. To właśnie tutaj, w Siarach, powstała pierwsza na świecie kopalnia ropy naftowej, a Ignacy Łukasiewicz w Gorlicach zapoczątkował proces destylacji ropy i zapalił pierwszą na świecie uliczną lampę naftową. Ziemia Gorlicka to także doskonałe miejsce do wypoczynku i rekreacji przez okrągły rok. Latem można pływać, żeglo-

wać i uprawiać windsurfing na jeziorze w Klimkówce oraz przemierzać szlaki Beskidu Niskiego pieszo, konno lub na rowerze. Zimą miłośnicy białego szaleństwa mogą korzystać ze sztucznie dośnieżanego stoku Magury Małastowskiej oraz wyciągów dla zaawansowanych i początkujących narciarzy. Nie brakuje także tras dla sympatyków narciarstwa biegowego. Wszyscy, którzy pragną podziwiać piękne widoki z grzbietu konia powinni skorzystać z oferty największej w Europie Stadniny Koni Huculskich Gładyszów – Regietów, gdzie czekają najbardziej przyjacielskie konie na świecie czyli hucuły. Stamtąd już tylko krok do granicy państwa, przejścia w Koniecznej i słowackiego Bardejowa. Starostwo Powiatowe w Gorlicach ul. Biecka 3, 38-300 Gorlice tel. 18 353 53 80, starostwo@powiat.gorlice.pl

www.powiatgorlicki.pl

Pałac rodziny Długoszów w Siarach

Skansen w Szymbarku Wóz maziarski i cerkiew w Łosiu

52

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

Konie huculskie

Zalew w Klimkówce


WOJEWÓDZTWO

MAŁOPOLSKIE

Biecz

Miasto Kata

Miasto nazywane Małym Krakowem oraz Polskim Carcassonne z uwagi na zachowany do dziś układ przestrzenno-urbanistyczny oraz fragmenty średniowiecznych murów. Biecz jest też miastem kata, Mistrza Świętej Sprawiedliwości, u którego terminowało wielu następców tej profesji.

Zdjęcia: Wacław Bugno, Marta Bartuś, Mariusz Kozień, arch.UM w Bieczu

W

1616 roku Biecz otrzymał prawo miecza, czyli prawo do skazywania i wykonywania wyroków śmierci oraz do posiadania własnego urzędu kata. W Bieczu można było łatwo ukończyć terminowanie w tym zawodzie, ponieważ chwytano w całej okolicy rozbójników, którzy napadali na kupców jadących szlakami handlowymi. Pojmanych opryszków osadzano w tak zwanej turmie, gdzie byli poddawani różnego rodzaju torturom. Jednym z najciekawszych zabytków miasta jest ratusz, najwyższa budowla w Bieczu. Jego wystrój pochodzi z początków XX wieku a wieża jest ozdobiona sgraffitem. Codziennie w południe oraz wieczorem z wieży ratuszowej rozbrzmiewa hejnał. W piwnicy pod wieżą znajduje się loch zwany turmą, do którego wtrącano skazańców. Na jej ścianach do dziś zachowały się różne napisy i kalendarze wyryte przez nich. Wyżej znajdowała się cela, gdzie dziś można oglądać kopie średniowiecznych narzędzi tortur. Kościół Bożego Ciała stanowi czołowy zabytek późnogotyckiej architektury w Małopolsce. Wyposażenie jego wnętrza pochodzi

z trzech epok: gotyku, renesansu i baroku. Do najcenniejszych elementów wyposażenia kościoła należą: stalle renesansowe, piękne renesansowe pomniki, obraz „Zdjęcie z krzyża” w ołtarzu głównym namalowany przez artystów z kręgu Michała Anioła. W drugiej i trzeciej kondygnacji ołtarza znajdują się przedstawienia wykonane przez Stanisława Stwosza syna Wita. Barokowy kościół Franciszkanów z XVII wieku należy do pierwszych klasztorów reformackich powstałych na ziemiach polskich. Po bokach ołtarza głównego znajdują się witraże wykonane według projektu Stanisława Matejki, bratanka Jana Matejki, natomiast po lewej stronie obok ołtarzu głównego znajduje się obraz namalowany przez artystów z kręgu El Greca. W podziemiach kościoła został pochowany poeta Wacław Potocki. W klasztorze znajduje się biblioteka z cennym księgozbiorem, którego początki sięgają 1624 roku. Na wschodnim cyplu miasta znajduje się Szpital św. Ducha, najstarszy szpital

Ratusz

Kościół Bożego Ciała

w Polsce, powstały z fundacji królowej Jadwigi, która wiele razy przebywała w Bieczu. Szpital ten został hojnie uposażony dobrami ziemskimi. Natomiast na zachodniej pierzei rynku stoi Kamienica Chodorów, należąca do Zbója Becza – legendarnego założyciela miasta. Tuż przy kościele Bożego Ciała stoi piękna kamienica z renesansową attyką, fryzem sgraffitowym, tzw. Stara Apteka. W niej mieściła się najstarsza apteka na Podkarpaciu. Dzisiaj znajduje się tam muzeum, a w nim wystawa aptekarska oraz ekspozycje dawnej muzyki i rzemiosła. Bieczem inspirowało się wielu artystów, którzy zachwyceni jego pięknem uwieczniali miasto w swoich dziełach. Byli nimi: Jan Matejko, Stanisław Matejko, Stanisław Wyspiański, Tadeusz Rybkowski, Józef Mehoffer, Włodzimierz Tetmajer. Z Biecza pochodzi malarz Apolinary Kotowicz, uczeń Matejki. Urząd Miejski w Bieczu ul. Rynek 1, 38-340 Biecz tel.: 13 447 11 13, um@biecz.pl

Stara apteka

www.obiezyswiat.com

Kat w podziemiach wieży ratuszowej

www.biecz.pl

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

53


WOJEWÓDZTWO

PODKARPACKIE

Rynek Starego Miasta w Przemyślu

Zapach nafty i tytoniu Z dzieciństwa pamiętam dziadka pykającego fajkę walatówkę wykonaną z drewna wiśniowego, który siedząc przy lampie naftowej, opowiadał nam o Łukasiewiczu i pierwszych szybach naftowych na Podkarpaciu. Ilekroć odwiedzam rejon Rzeszowa, Przemyśla, Ustrzyk, Sanoka, Krosna i Jasła, zawsze towarzyszy mi zapach nafty i tytoniu.

W

ojewództwo podkarpackie, położone w południowo-wschodniej części Polski, obejmuje rejon Pogórza Karpackiego i Kotliny Sandomierskiej. Ten uroczy zakątek naszego kraju wciąż jest jeszcze mało znany turystom. Z centralnej Polski dojazd pociągiem, autobusem czy samochodem do Rzeszowa zajmuje nieco ponad pięć godzin.

Synagogi i podziemne korytarze Rzeszów otrzymał przywilej lokacyjny i prawa miejskie w 1354 roku z rąk króla Kazimierza Wielkiego. W 1638 roku stał się własnością rodu magnackiego Lubomirskich. Miasto zasłynęło z licznych pracowni złotniczych, z Kolegium Pijarów i pierwszej szkoły średniej. Intensywnie rozwijał się tu handel i rzemiosło. Niestety w 1772 roku Rzeszów znalazł się w zabo-

54

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

rze austriackim i przez 146 lat należał do Habsburgów. Z cennych zabytków, które warto obejrzeć, należy wymienić secesyjne kamieniczki przy rynku z imponującym ratuszem. Na uwagę zasługują także – Zamek i Pałac Letni Lubomirskich, dwie synagogi, kościół farny św. Stanisława i Wojciecha oraz kościół Ojców Bernardynów. W okolicy miejskiego ratusza znajduje się wejście do największej atrakcji miasta – Podziemnej Trasy Turystycznej, mieszczącej się w głębokich piwnicach, połączonych licznymi korytarzami biegnącymi pod kamienicami

i główną płytą rynku. Pierwsze podziemne chodniki pochodzą z XV wieku. Korytarze znajdują się na trzech kondygnacjach na głębokości od 0,5 do 10 m. Zwiedzającym udostępniono prawie 370 metrów trasy (15 korytarzy i 25 piwnic). Dawniej lochy służyły jako magazyny, warsztaty rzemieślnicze a nawet sklepy. Były też schronieniem dla mieszkańców Rzeszowa podczas wojen. Znajdziemy tutaj fragmenty średniowiecznych murów z cegły tzw. palcówki, resztki krat a także ekspozycje muzealne w postaci broni białej i palnej oraz replik zbroi. W salach zgromadzono kolekcje przedmiotów codziennego użytku – ceramikę, naczynia, zabawki, ilustrujące życie Rzeszowian w ubiegłych stuleciach.

Twierdza, fajki i dzwony Przemyśl słynie z warownych fortów i posiadało trzecią co do wielkości spośród dwustu największych twierdz w Europie. Jego fortyfikacje zaliczane są do najcenniejszych zabytków architektury militarnej (część fortów to projekty inż. Daniela Salis Soglio). Budowę rozpoczęto w okresie www.obiezyswiat.com


Rynek w Rzeszowie

Replika zbroi w Pozdziemnej Trasie Turystycznej Muzeum Dzwonów i Fajek w Przemyślu

Muzeum Dzwonów i Fajek w Przemyślu

Podziemna Trasa Turystyczna

wojny krymskiej a w trakcie licznych modernizacji (w latach 1870-90) powstały tutaj bardzo nowoczesne jak na tamte lata forty, wyposażone w szybkostrzelne armaty, obszerne koszary, magazyny wojskowe i prochownie. Twierdza składa się z dwóch pierścieni z licznymi stanowiskami artyleryjskimi – zewnętrzny o długości 45 km oraz wewnętrzny liczący 15 km. I co ważne – twierdza nigdy nie została zdobyta! Przemyśl to również królestwo fajek i dzwonów. W 1908 roku powstała pierwsza Krajowa Wytwórnia Przyborów do Palenia Wincentego Swobody. 14 lat później rozpoczął tu pracę Ludwik Walat, od nazwiska którego powstała nazwa fajek „walatówek”. W 1945 roku po upadku firmy Swobody, bracia Ludwik i Jan Walat założyli swój warsztat rzemieślniczy. Słynne na cały świat fajki wyrabiano z drewna wiśni, orzecha, gruszy, czereśni a najcenniejsze z drewna wrzośca. Do dziś tradycje te kontynuowane są przez kilka mniejszych wytwórni. Co roku organizowane jest Święto Fajki połączone z kiermaszem oraz międzynarodowym turniejem. Wygrywa ten, kto będzie palił w fajce najdłużej trzy gramy tytoniu W Wieży Zegarowej przy ul. Władycze 3 znajduje się unikatowe muzeum fajek i ludwisarstwa. Pracownia Ludwisarstwa Fel-

Wnętrze Synagogi w Łańcucie

czyńskich od 200 lat swoją produkcją rozsławia dobre imię miasta. Nic nie zmieniło się tutaj w kompozycji odlewu dzwonów i nadal używa się tych samych stopów metali i gliny z dodatkiem końskiego łajna. Technologia i tajniki wiedzy przekazywane są z ojca na syna. Największy jak dotąd dzwon pracownia wykonała dla bazyliki w Licheniu. Gigant waży 11,6 tony a jego serce – 270 kilogramów.

Kraina Łemków i Bojków Na Białej Górze w Sanoku usytuowane jest Muzeum Budownictwa Ludowego.

W tym liczącym prawie 40 hektarów parku etnograficznym znajduje się wiele w pełni wyposażonych w oryginalne sprzęty budynków mieszkalnych i gospodarczych. Podzielone one zostały według grup etnicznych, które zamieszkiwały te tereny – Łemków, Bojków, Pogórzan i Dolinian. W skansenie obejrzeć można stare świątynie, kościoły i cerkwie oraz młyn wodny, wiatraki, starą karczmę z zajazdem i warsztaty rzemieślnicze, w których przez cały rok organizowane są pokazy ginących zawodów. Pracują tu m.in. warsztat tkacki, garncarski, kołodzieja, wikliniarzy, warsztat łyżkarza oraz kuźnia.

Szlak Judaica Przed II wojną światową teren Podkarpacia zamieszkiwały duże skupiska ludności żydowskiej, m.in. w rejonie Rzeszowa, Leska, Lubaczowa, Rymanowa, Dukli oraz Sieniawy. Do najciekawszych obiektów wartych obejrzenia zaliczyć można synagogę w Lesku i synagogę w Łańcucie z przepiękną dwuwejściową bimą (centralne podwyższenie) i bogato rzeźbioną szafą (Aron haKodesz), w której przechowuje się święte zwoje Tory. Stanisław Lubomirski w 1761 roku kazał wybudować w stylu wschodnim synaOhel Cadyka w Leżajsku

www.obiezyswiat.com

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

55


WOJEWÓDZTWO

PODKARPACKIE

Skansen w Trzcinicy

Synagoga w Lesku

Szyby naftowe koło Krosna

Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku

gogę w Łańcucie. Już w planach budynek miał być niższy niż kościół i ratusz a na zewnątrz dosyć skromnie dekorowany. Natomiast wnętrze synagogi kryje do dziś olbrzymią ilość doskonale zachowanych polichromii, oryginalnych tablic z tekstami modlitw, rzeźb, elementów drewnianego wykończenia oraz bogatego wyposażenia liturgicznego. Kolejnym ciekawym miejscem jest Leżajsk, gdzie co roku w rocznicę śmierci cadyka Elimelecha Weisbluma (zmarł w 1786 roku) ściągają z całego świata tysiące ortodoksyjnych chasydów. Jego ohel (grób) jest miejscem licznych pielgrzymek, ponieważ za życia był duchowym przywódcą społeczności żydowskiej, jednym z pierwszych przedstawicieli chasydyzmu w Polsce. Wędrowny duchowny osiadł w Leżajsku w 1772 roku i założył pierwszą szkołę chasydzką. Do dziś chasydzi wierzą, że w dwudziestym pierwszym dniu żydowskiego miesiąca Adar (przełom lutego i marca w kalendarzu gregoriańskim) jego dusza powraca na ziemię i jest gotowa przekazać ich prośby Bogu. Pielgrzymi modląc się, kołyszą się w charakterystyczny sposób, potem tańczą i śpiewają. Każdy przynosi małe karteczki (kwietłech) z prośbami do mistrza duchowego. Synagoga w Łańcucie oraz ohel w Leżajsku są własnością Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego.

Czarne złoto Karpat Krosno i Jasło znane jest od lat z szybów naftowych, kiwonów, kopanek i historii Ignacego Łukasiewicza, polskiego chemi-

56

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

Podkarpacki Szlak Winnic

ka, farmaceuty, sławnego wynalazcy lampy naftowej, twórcy przemysłu naftowego. W 1854 roku założył on pierwszą na świecie kopalnię ropy naftowej w Bóbrce koło Krosna. Łukasiewicz znany był też jako wielki społecznik. Wspomagał budowy szkół, szpitali, dróg i mostów. Tworzył pierwsze fundusze emerytalne, zakładał kasy zapomogowe, leczył ludzi i walczył z alkoholizmem. W Muzeum Podkarpackim w Krośnie mieści się ekspozycja poświęcona Łukasiewiczowi, ropie i lampom naftowym. Znajduje się tu bogaty zbiór prawie 900 eksponatów związanych z czarnym złotem Karpat. Natomiast w Trzcinicy, niedaleko Jasła, pod koniec czerwca tego roku otwarto Skansen Archeologiczny „Karpacka Troja”, który jest oddziałem wspomnianego muzeum. Cały kompleks składa się z terenu grodziska z epoki brązu sprzed ponad 4000 lat temu oraz z parku archeologicznego leżącego u jego podnóża.

W krainie winnic Jasło leży tylko o krok od skansenu Karpackiej Troi i jest malowniczo położonym miastem z tradycją historyczną, sięgającą XII wieku. Leży u podnóża Karpat otoczone trzema rzekami Ropą, Jasiołką i Wisło-

Podkarpacki Szlak Winnic

ką. Jasło stało się bez wątpienia nową stolicą nowoczesnego polskiego winiarstwa i jest głównym punktem na mapie Winiarskich Ścieżek Podkarpacia. Do winnic prowadzą szlaki piesze jak również konne. Tradycyjnie podczas ostatniego sierpniowego weekendu odbywają się w Jaśle Międzynarodowe Dni Wina - święto winiarzy z Polski i z zagranicy. Nigdzie w Polsce nie spotyka się na raz tylu wystawców prezentujących swoje wina, gdzie można spróbować i porównać tylu różnych win polskich i zagranicznych. Na stoiskach można zaopatrzyć się w niezbędny sprzęt i uzyskać fachowe porady jak założyć i pielęgnować własną winnicę oraz produkować własne wina. Imprezie towarzyszą degustacje kuchni regionalnej, kiermasz sztuki ludowej i rękodzieła artystycznego. Turystów przyciągają ciekawe koncerty, dobra muzyka, wino i przednia zabawa. ŁUKASZ DOBRZYŃSKI

Więcej informacji na stronie:

www.wrota.podkarpackie.pl www.obiezyswiat.com

Zdjęcia: Łukasz Dobrzynski, Dariusz Hop, Roman Myśliwiec, Mirosław Rymar, arch. Muzeum Dzwonów i Fajek w Przemyślu, arch. Muzeum Zamkowe w Łańcucie, arch. Urząd Miasta w Jaśle

Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku


WOJEWÓDZTWO

PODKARPACKIE

SANOK

BRAMA DO BIESZCZAD

N

ie sposób poznać duszy Bieszczadów bez zwiedzenia Sanoka. To miasto wielu kultur typowych dla narodowości tej części starej Galicji. Zlokalizowane jest w bardzo korzystnym turystycznie regionie bieszczadzkim, na skrzyżowaniu głównych dróg wiodących z Rzeszowa, Przemyśla i Krakowa nad Zalew Soliński oraz w Bieszczady Wysokie, a także do przejść granicznych: z Ukrainą w Krościenku oraz ze Słowacją w Radoszycach. Duża liczba terenów zielonych i okalający miasto Park Krajobrazowy Gór Słonnych, powodują, że sanocka zabudowa zdaje się wręcz „tonąć w zieleni”. Ponad czterdziestotysięczny Sanok z atrakcyjną bazą hotelową, sportową i ośrodkiem akademickim, postrzegany jest jako miasto ogromnych perspektyw, zwłaszcza w zakresie rozwoju turystycznego. Do najciekawszych zabytków należą: Muzeum Budownictwa Ludowego – skansen, posiadający liczne ekspozycje stałe i czasowe oraz Muzeum Historyczne, mieszczące się w renesansowym zamku z najcenniejszą w kraju kolekcją ikon, cerkiewnych

utensyliów i zbiorem prac Zdzisława Beksińskiego. Warto zobaczyć również katedralny Sobór Prawosławny pw. Świętej Trójcy z XVIII w., kościół i klasztor oo. Franciszkanów z XVII w., ratusz miejski z XVIII w., dom mansjonarzy z XVIII w., Małą Synagogę Sadogórską i synagogę „Jad Charuzim”, zajazd z XVIII w. – dawny szynk „Bacówka”, cmentarz żydowski na Kiczurach, czy liczne świątynie, które prezentują praktycznie całe dzieje ewolucji drewnianej architektury cerkiewnej. Kolorytu miastu dodają pracownie ikon. Sanok jest również pierwszym miastem w Polsce, które miało „pomnik” Józefa Szwejka (bawiącego tu w 1915 r.) bohatera powieści Jarosława Haszka oraz uliczkę jego imienia. Jest to, podobnie zresztą jak i szlak jego przygód, jeden z magnesów, przyciągających turystów. Rekreację umożliwiają liczne szlaki: piesze, rowerowe, wodne, konne, górskie, przyrodnicze i kulturowe. Dla miłośników profesjonalnego sportu zbudowano nowoczesną halę widowiskowo-sportową, dwa stadiony, sztuczny tor do jazdy szybkiej na lodzie i tereny rekreacyjne. Niedaleko od miasta działają wyciągi narciarskie i stadniny koni. Całość uzupełnia dobrze rozwinięta sieć gastronomiczno-hotelowa. Specyficzna atmosfera Sanoka sprawia, że każdy, kto raz go odwiedzi, zakocha się w nim i będzie tu wracał, a stąd wyruszy z pewnością w Bieszczady. Urząd Miasta w Sanoku ul. Rynek 1, 38-500 Sanok tel.: 13 465 28 11, umsanok@um.sanok.pl

www.sanok.pl

OBIEŻYŚWIAT 3-4(27)/2011

57


HOTEL PLUS** w Bratysławie posiada 235 miejsc noclegowych. Znajduje się w miejskiej dzielnicy Trnávka przy obwodnicy D61, w pobliżu Portu Lotniczego. W odległości 700 m od hotelu mieści się Centrum Handlowe Avion Shopping Park. Z głównego dworca kolejowego oraz z dworca autobusowego Mlynské Nivy można dojechać trolejbusem do Hotelu Plus i również do oddalonego o 5 km centrum miasta. Dzienna taksa turystyczna dla osób dorosłych wynosi 1,65 €.

ZAKWATEROWANIE • 56 NOWYCH pokoi Standard Plus** • Apartament** • 24 Pokoje Studio System* 2- i 3-osobowe z TV, z łazienką i toaletą. Dogodne dla grup i rodzin.

USŁUGI GASTRONOMICZNE • Restauracja • Degustacja wina • Uroczyste kolacje z muzyką • Lobby bar, Bufet, Bistro POZOSTAŁE USŁUGI • Kantor • Wifi internet • Biliard, rzutki, tenis stołowy • Parking dla samochodów i autobusów na terenie hotelu

Dyrektor hotelu Milan Dvorský zaprasza na lampkę wina.

WYCIECZKI Z BRATYSŁAWY: • Organizujemy ZWIEDZANIE ELEKTROWNI ATOMOWEJ www.porteuropa.eu/atom

SU PER CEN Y

dla młodzieży 1 osoba/1 noc już od:

13 €

w zależności od sezonu

• Wiedeń /60km/ • termalne kąpielisko Mosonmagyarovar /36 km/ • Aquapark Senec /29 km/

ZA PR AS ZA MY

DO OD NO WIO NYC H POKOI




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.