Ngp 75

Page 1


DROGOWSKAZY KARIERY JUŻ ZA NAMI! 03-07 kwietnia 2017 roku 13 szkoleń | 200 uczestników 8 partnerów biznesowych

Dziękujemy wszystkim uczestnikom!

Fot. Grzegorz Rosiński


NR

75 NGP SPIS TREŚCI 03 04-05 06-07 08

TRAPPIST-1 i jego gang

Paweł Danek

E-sport, czyli nowy wymiar rywalizacji

Paweł Kopiec

Wywiad

09-11 12-14

„Nie mów, a działaj!” Michał Rolnicki – aktor ciekaw wszystkiego

Weronika Dumin

Stawiaj na siebie!

Katarzyna Dybał

Kulturalny student

15 16-17 18-19 20-21

Ludzie ludziom

5 błędów czarnych charakterów

Aleksandra Popiel

Odśwież swoją szafę na wiosnę!

Paulina Wojtulek

Olaf Bień

Gdzie leży granica?

Adrianna Kochańska

Co byś zrobił, gdyby twój dochód był zabezpieczony? Do pracy gotowi.... START!

Kuba Janik Katarzyna Dybał

Kącik kulinarny

22

Przepisy!

Marta Griksa

Rozrywka

23

Horoskop

Wróżka GG

Projekty NZS

24

Nie Zamykajcie Serc

Krzyżówka

|Wydawca:| Niezależne Zrzeszenie Studentów Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach nzs@ue.katowice.pl |Redaktor naczelna:| Weronika Dumin dumin.weronika@gmail.com |Redakcja:| Olaf Bień, Mateusz Bidas, Halina Bujok, Maria Czekańska, Paweł Danek, Weronika Dumin, Katarzyna Dybał, Anna Dzieża, Magda Frej, Magda Gogół, Monika Góral, Marta Griksa, Rafał Grzesik, Bartosz Hornik, Kuba Janik, Justyna Kałuża, Paweł Kopiec, Nel Korytnicka, Adrianna Kochańska, Martyna Krupa, Michał Kubik, Edyta Kulej, Kamil Lelonek, Roksana Nowak, Dorota Pałka, Aleksandra Popiel, Kaja Pudełko, Ilona Ptak, Rafał Smuga, Barbara Stańczyk, Agata Szecówka, Amanda Trybus, Mateusz Wiatr, Paulina Wojtulek |Korekta:| Kaja Pudełko, Roksana Nowak, Magda Gogół |Projekt okładki:| Anna Wszelaka |Skład i opracowanie graficzne:| Anna Wszelaka |Marketing i reklama:| Weronika Dumin dumin.weronika@gmail.com |Druk:| Drukarnia Drukaat ul. Mikołowska 100a, 40-065 Katowice

Paweł Danek Martyna Bednarz

Adres redakcji Ul. 1 maja 50 40 – 287 Katowice Tel./fax (032) 257 72 19 @: ngp.redakcja@gmail.com Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i nie zwraca materiałów nie zamówionych. Zastrzega sobie prawo skracania adjustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Opinie zawarte w artykułach nie muszą być zgodne z poglądami Redakcji. © Wszelkie prawa zastrzeżone. ISSN 1427 – 4120 |Nr 75|Cena 0zł| Nakład 2000 egzemplarzy| Maj 2017


Wstępniak

Drodzy czytelnicy, Przyszedł czas na 75. numer „Nowego Gwoździa Programu”. W tym wydaniu czasopisma będziecie mieli okazję poznać kilka ciekawostek o Michale Rolnickim – aktorze, którego warsztat możemy podziwiać zarówno w polskiej telewizji, jak i na deskach pobliskiego Teatru Śląskiego. Dzięki tekstom zamieszczonym w magazynie studenckim zdobędziecie informacje na temat gwiazdy TRAPPIST-1 oraz e-sportu. W artykule „5 błędów czarnych charakterów” przedstawionych zostało kilka faktów wyjaśniających, dlaczego główne, dobre postaci naszych ulubionych filmów zawsze wygrywają ze złem. Paulina kolejny raz doradzi nam, jak ubrać się, żeby pozostać „na topie” niezależnie od okazji. Jak osiągnąć sukces w młodym wieku? O tym opowie Aleksander Szachorin, który w wieku 20 lat posiada już własną, dobrze prosperującą działalność gospodarczą. Katarzyna przedstawi dwa cykle warsztatów zaproponowanych przez jedną z organizacji studenckich Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Następnie doradzi, co powinniśmy zrobić, aby zostać bezkonkurencyjnymi na rynku pracy. Gdzie powinna leżeć granica naszego dążenia do celów? Może bezwarunkowy dochód podstawowy? Także te zagadnienia przybliżą dziennikarze „Nowego Gwoździa Programu”. Martyna opowie dodatkowo o projekcie „Nie Zamykajcie Serc”, który odbył się 20 kwietnia 2017 roku. Stałym już punktem w Gwoździu jest również kącik kulinarny. Tradycyjnie nasi dziennikarze przygotowali dla Was horoskop oraz krzyżówkę.

W imieniu redakcji życzę miłej lektury. Weronika Dumin Redaktor naczelna Zostań dziennikarzem profesjonalnego i opiniotwórczego czasopisma, które towarzyszy studentom od prawie 20 lat. Naszą redakcję tworzą studenci, którzy na łamach magazynu dzielą się swoimi spostrzeżeniami na temat podróży po świecie, kultury, problemów społecznych czy planów zawodowych. Pamiętaj, Twoje CV samo nie zapełni się doświadczeniem. Dlatego jeśli nie wiesz jak rozpocząć swoją karierę dziennikarską, dołącz do redakcji NGP-a! W zamian za Twoją sumienność, gotowość do pracy i niebanalne pomysły oferujemy Ci miejsce w zgranym zespole pozytywnie nastawionych ludzi! Uczelnia i kierunek studiów nie mają dla nas znaczenia, ponieważ talenty rodzą się wszędzie! Sami studiujemy na UE, UŚ i PŚ kierunki takie jak: Dziennikarstwo, Ekonomia, Finanse i Rachunkowość, Informatyka czy Analityka Gospodarcza. Znajdziesz wśród nas mieszkańców Katowic, Zabrza, Czechowic- Dziedzic, Sosnowca, Dąbrowy Górniczej, Częstochowy, Żywca, Radomska, Radzionkowa i Pierśćca. Chcesz pomóc także w public relations, marketingu i prowadzeniu strony internetowej, FB i bloga Gwoździa? Napisz do nas na adres ngp.redakcja@gmail.com

Znajdziesz nasz też na facebooku

NGPkato

oraz na issuu.com/nowygwozdzprogramu

2

Nowy Gwóźdź Programu

nr 75


Ludzie ludziom

TRAPPIST-1 i jego gang Odkrycie dokonane w lutym przez zespół astronomów z całego świata odbiło się tak szerokim echem, że z pewnością niemal każdy słyszał już o tym bardzo interesującym układzie planetarnym. Nawet ludzie niezbyt zainteresowani patrzeniem w gwiazdy rozbudzają swoją wyobraźnię na wieść o obcych planetach oraz tym, co może się tam znajdować. Jak wygląda układ TRAPPIST-1? Czy te planety są aż tak niezwykłe? Kiedy można będzie rezerwować tam wczasy? Zacznijmy od początku: TRAPPIST-1 to gwiazda, czerwony karzeł. W porównaniu do Słońca jest malutka, mierzy zaledwie 12% średnicy naszej gwiazdy. To niewiele więcej niż Jowisz. Aby planeta mogła utrzymać wodę w stanie ciekłym przy tak słabej gwieździe, musi krążyć bardzo blisko niej. I tak właśnie jest. Wokół TRAPPIST-1 krąży siedem planet, obiegają ją na ekstremalnie ciasnych orbitach. Na najbliżej orbitującej rok trwa dwie ziemskie doby, na najdalszej – 20! Jest tam zatem niesamowicie tłoczno. Co najlepsze, co najmniej szóstka z tej wspaniałej siódemki jest podobna do Ziemi. Mają one podobny rozmiar i masę, a więc również grawitację, być może pole magnetyczne i wodno-lądową powierzchnię. Jak tam jest? To z pewnością jedno z najciekawszych pytań na temat TRAPPIST-1. Pomimo dużej odległości, możemy coś powiedzieć o warunkach panujących na planetach. Przede wszystkim, ze względu na ciasną orbitę i oddziaływanie grawitacyjne, wszystkie podlegają efektowi libracji. Okres obiegu wokół gwiazdy jest zrównany z okresem obrotu wokół własnej osi. Tak jak nasz Księżyc do Ziemi, tak planety są zwrócone do karła TRAPPIST-1 stale tą samą stroną. Jedna strona planet pogrążona jest w wiecznej nocy, na drugiej bez przerwy trwa dzień. Sam dzień też wygląda inaczej. Gwiazda TRAPPIST-1 emituje słabe, czerwone światło. Dzień na planetach ma barwę zbliżoną do wiecznego zachodu słońca na Ziemi! Agencje kosmiczne już budują przyrządy, dzięki którym będzie można poznać skład atmosfery i warunki panujące na planetach. Najbardziej kluczowy jest oczywiście fakt istnienia wody oraz metanu lub tlenu. Warunki mogą być jednak znacznie różne od ziemskich. Dzienna strona planety jest zapewne dużo gorętsza niż ta, na której panuje noc. Różnica temperatur może być niwelowana właśnie atmosferą, jednak może również powodować huragany o olbrzymiej sile. Wiemy też, że gwiazda emituje silne promieniowanie X, co niestety napawa wątpliwościami. Dodatkowo prognozy pogody wyglądają tam stanowczo inaczej niż na Ziemi.

Paweł Danek

TRAPPIST-1 jest wyjątkowy przede wszystkim ze względu na największe skupisko ziemiopodobnych planet, krążących w odpowiedniej odległości od gwiazdy, aby mogły utrzymać życie. Znamy już ponad 2 tysiące egzoplanet. Większość z nich to gazowe olbrzymy. Przeszukując coraz dalsze zakamarki Wszechświata naukowcy odkryli niesamowite ciała niebieskie. Takimi są np. TrES-2b, która jest ciemniejsza niż węgiel albo czarna farba, lub 55 Cancri e, będąca w istocie jednym wielkim diamentem. Najciekawszymi oczywiście są planety mogące podtrzymać życie – a możliwe jest, że wszystkie siedem kandydatek z układu TRAPPIST-1 na to pozwalają. Przetrwanie życia na planetach wokół gwiazd podobnych do TRAPPIST-1 jest bardzo ważne. Takie gwiazdy mają dwie ważne zalety: są często spotykane oraz żyją znacznie dłużej. Kiedyś natknąłem się w odmętach Internetu na mem: Urodziłeś się zbyt późno, aby eksplorować Ziemię, ale zbyt wcześnie, żeby eksplorować Wszechświat. Nie zgodzę się. Dzięki odrobinie znajomości angielskiego i szczypty wiedzy można samemu stać się poszukiwaczem planet pozasłonecznych. W każdej chwili można na przykład dołączyć do projektu PlanetHunters.org, aby móc otrzymać dane z orbitalnego teleskopu Kepler, śledzącego gwiazdy, które okrążają planety. Po tutorialu można przystąpić do analizy wykresów jasności gwiazd. Oczywiście to zadanie wymaga cierpliwości, ale cóż to za cena, kiedy można zostać odkrywcą nowej planety? Poza tym to Polacy są pionierami w dziedzinie odkrywania egzoplanet, warto podtrzymać ten status. I jeszcze jedno – NASA ogłosiła konkurs na nadanie najbardziej romantycznych nazw dla tych siedmiu planet. Wystarczy napisać swoje propozycje na Twitterze pod hashtagiem #7NamesFor7NewPlanets i nazwać te fascynujące światy. A kiedy polecimy na planety wokół TRAPPIST-1? Raczej nieprędko. Choć 40 lat świetlnych to w zasadzie nasze kosmiczne sąsiedztwo, obecnie są one poza zasięgiem naszej technologii. Prędzej można będzie zobaczyć te planety, możliwe, że już dzięki budowanym obecnie ogromnym orbitalnym teleskopom. (PD)

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 3


Ludzie ludziom Paweł Kopiec

E-sport, czyli nowy Gdy w 1972r. na Uniwersytecie Stanforda odbył się pierwszy w historii turniej gier komputerowych, w którym nagrodą była roczna prenumerata "The Rolling Stone", zapewne nikt nie podejrzewał, jaką drogę przebędą zawody w tej właśnie dziedzinie – od nieoficjalnych zmagań garstki znajomych do kulturowego fenomenu, znanego jako e-sport, który zapełnia największe areny na całym świecie i przyciąga ponad 300 milionów widzów, generując wciąż rosnące, wielomilionowe zyski. E-sport (electronic sport) oznacza rywalizację graczy w grach komputerowych na szczeblu profesjonalnym. Do najpopularniejszych gier, w których stają w szranki gracze można zaliczyć: "Counter Strike: Global Offensive" – drużynową strzelankę strategiczno-zręcznościową oraz "League of Legends" – drużynową strategię. Choć można przytoczyć wiele innych tytułów, kilka rzeczy będzie wspólnych dla wszystkich – gracze testują swoje umiejętności podejmowania strategicznych decyzji, koordynacji z innymi członkami drużyny czy zdolność adaptacji do zmieniających się warunków rozgrywki. Większość rozgrywek transmitowana jest na żywo przez Internet z udziałem komentatorów, a same drużyny to profesjonalne organizacje, w których zmagania w grach traktowane są zupełnie poważnie – gracze otrzymują wynagrodzenie i szlifują swoje umiejętności kilka godzin dziennie, mając do swojej dyspozycji trenerów, psychologów, a nawet dietetyków. Nieprzypadkowo wybrałem ten temat. Od kilku lat w marcu Katowice stają się światową stolicą e-sportu, gdzie organizowany jest turniej Intel Extreme Masters, podczas którego Spodek odwiedza corocznie ponad 100 tys. fanów gier komputerowych z różnych zakątków Polski i całego świata. Czasy, gdy w gry grano tylko po to, by być w nich najlepszym, już minęły – teraz gry komputerowe to biznes. Cały rynek e-sportowy wygenerował w 2016 roku prawie 500 milionów dolarów obrotów, nagrody w poszczególnych turniejach wynoszą kilka milionów, a sam e-sport stał się na tyle poważną branżą, że swoje e-sportowe drużyny zaczęły tworzyć znane kluby sportowe, takie jak Schalke 04 czy Paris Saint-Germain.

4 Nowy Gwóźdź Programu nr 75 4 Nowy Gwóźdź Programu nr 75


Ludzie ludziom

y wymiar rywalizacji Sama nazwa e-sport i jej oczywiste powiązanie ze sportem może jednak wzbudzać nieco kontrowersji. Krytykowany jest zwłaszcza fakt, że tradycyjny sport wymaga dużej sprawności fizycznej, a sport elektroniczny wymaga jedynie wciskania klawiszy na klawiaturze. I choć nazwa ta słusznie może powodować lekkie zamieszanie, można wskazać kilka elementów wspólnych dla sportu tradycyjnego i elektronicznego, takich jak: rywalizacja, ustalanie strategii czy umiejętność działania w drużynie. Z tego względu e-sportowi bliżej raczej do gier, takich jak szachy czy „go”, niż np. do koszykówki. Chociaż gry komputerowe od dawna kojarzone są dość negatywnie jako ogłupiające i wzbudzające przemoc, a sami gracze zmagają się ze stereotypem zamkniętych w domu odludków, to tak naprawdę grają wszyscy – dzieci i rodzice, mężczyźni i kobiety, uczniowie i pracujący. W samej Polsce w gry komputerowe gra 12 milionów ludzi. I choć gry komputerowe mogą stać się niezdrową obsesją, to granie ze zdrowym rozsądkiem może być świetnym sposobem spędzania czasu. Poza zwyczajną zabawą pozwala ćwiczyć koncentrację, doskonalić języki obce, poznawać ludzi z całego świata czy poprawić umiejętności logicznego myślenia. Nie bez znaczenia jest też warstwa wizualna – gry przyciągają swoimi kolorami, dynamicznością i nieustanną akcją, a współczesna technologia pozwala twórcom wykreować cyfrowe dzieła sztuki. Z tych właśnie powodów bierze się rosnąca popularność gier. Jeśli do tego dodamy możliwość kibicowania ulubionej drużynie, olbrzymią społeczność w social mediach oraz nieustający rozwój branży komputerowej, otrzymujemy przyczyny coraz większego rozkwitu sceny e-sportowej. Poza tym kochamy wszystkie formy rywalizacji – a tej w e-sporcie jest mnóstwo. Jednak mimo rosnącej popularności, bardzo mało prawdopodobne wydaje się, by gry komputerowe wyparły gry karciane, planszowe czy żeby sam e-sport wyparł tradycyjny sport. Tak samo jak e-booki nie wyparły papierowych książek, a kino nie zastąpi zupełnie teatru. Gry komputerowe stały się po prostu nowym, łatwo dostępnym sposobem spędzania czasu, który pozwala na kilka chwil przenieść się w wirtualny świat. I choć ten wirtualny świat dostarcza zupełnie prawdziwych emocji, niemożliwe wydaje się, by dzieci na lekcjach wychowania fizycznego zamiast grać w piłkę, ćwiczyły przed ekranem komputera. I niech tak pozostanie. (PK)

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 5 nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 5


Ludzie ludziom

5 błędów

czarnych charakterów Lubię czarne charaktery. Może niekoniecznie chciałabym spotkać filmowych antagonistów w prawdziwym świecie, jednak oglądanie ich na ekranie wzbudza moją ciekawość. Oczywiście, o ile dana postać jest dobrze zbudowana. Niestety tworzenie czarnych charakterów to zmora niejednego twórcy. Większość z nich idzie w hollywoodzkie cliche i doprowadza do ogłupienia przeciwników naszego prawego protagonisty, co znowu objawia się następującymi błędami…

A teraz zdradzę ci mój plan! Tajemnicą nie jest, że antagoniści są aroganccy. Jednak w imię logiki czasami powinni nieco powstrzymać się od chełpienia. Każdy z Was zapewne zna tę scenę, w której główny bohater został złapany i osłabiono go na tyle, że nie może się ruszyć. Z trudem wychodzi mu z gardła jedno pytanie: „dlaczego?”. I wtedy zaczyna się wyjawienie całego planu. Ze szczegółami. Antagonista zdradza: o której, gdzie i w jaki sposób planuje czynić zło. Przejawia w ten sposób brak inteligencji, którego nie jest świadom. Czarny charakter jest przekonany, że pokonał swojego odwiecznego przeciwnika, więc właściwie co mu szkodzi wyjawić szatański plan? Taki monolog na pewno nie skończy się zbyt dobrze. Po pierwsze istnieje możliwość, że protagonista jednak pozbiera swoją godność z podłogi i w trakcie monologu przeciwnika pokona go. Po drugie główny bohater może komuś przekazać informacje na temat planu „tego złego” i przejęcie władzy nad światem nie dojdzie do skutku. Po trzecie czas monologu umożliwia szlachetnej postaci opracowanie planu ucieczki.

Aleksandra Popiel

Chcę to wszystko

6

Jak wcześniej wspomniałam – czarne charaktery są aroganckie, ale ich kolejną znaczącą cechą jest chciwość. Nie wystarczają im skutki zrealizowania własnego planu. Jeżeli pojawi się możliwość, aby móc zagarnąć jeszcze więcej – skorzystają z niej. Ten przykry element wykorzystają sprytni protagoniści (o ile sprytu im nie brakuje) i wtedy złoczyńca kończy z niczym.

Wysyłanie popleczników Mój dziadek mawiał: umiesz liczyć, licz na siebie. I myślę, że czarne charaktery powinny się tego nauczyć, ponieważ nadmierne zaufanie im szkodzi. Wysyłanie swoich popleczników, których poziom IQ zbliża się do zera wraz z każdą kolejną sekundą ich istnienia, nie kończy się dobrze. Antagonista daje jedno zadanie „zlikwidujcie mojego Nowy Gwóźdź Programu

nr 75


Ludzie ludziom przeciwnika”. Gwarantuję – nie zrobią tego. Co gorsza, mogą pomyśleć, że im się udało i oszukać swojego pracodawcę. Nie wierzycie, że to możliwe? Odsyłam do naszego dzieciństwa: Hadesa w „Herkulesie” pomocnicy zawiedli.

To ja już pójdę! W końcu się udało! Ten dobry i szlachetny został złapany! Co w takim przypadku? Opcja numer jeden: zostawię go swoim poplecznikom (patrz punkt wyżej). Opcja numer dwa: użyję machiny śmierci, która zlikwiduje swój cel za pół godziny. Ja jednak nie będę czekać na skutek i pójdę realizować resztę planu. Nie, to nie przyniesie zamierzonego efektu. Najpewniej ktoś uratuje tego dobrego albo on sam zadba o swoje bezpieczeństwo. Wtedy przejdziemy do cliche, w którym w ostatniej chwili antagoniście wytrąca się czerwony przycisk zagłady z rąk, a ten z pełnym niedowierzaniem powie „To niemożliwe!”.

Jeden na jednego Czarne charaktery są złe - to oczywistość, a jednak warto ją sobie przypomnieć, ponieważ nie każdy o tym pamięta. W związku ze swoją naturą, która raczej nie sprzyja przeprowadzaniu staruszek przez jezdnię, złoczyńcy mogą stosować nieczyste zagrania. A zatem, w przypadku gdy mamy kilku popleczników, powinni oni walczyć z naszym bohaterem w imię zasady „wszyscy na jednego”. Owszem, to nieuczciwe, ale kto wymaga uczciwości, gdy chce się pokonać Doctora Strange’a? Powyższe błędy rzucają się w oczy i niestety uprzykrzają śledzenie losów postaci na ekranie. Bo jak tu zachwalać błyskotliwość protagonisty, kiedy jego nemezis popełnia takie błędy? W takim przypadku obydwie strony tracą na wiarygodności, a twór popkultury na jakości. Na szczęście są jeszcze tacy antagoniści, których kreację można docenić. (AP)

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 7


Ludzie ludziom

Odśwież swoją szafę na wiosnę! Wiosna to moim zdaniem wyjątkowa pora roku. Wszystko wokół budzi się do życia. Ospałe niedźwiadki, zbudzone pierwszymi promykami słońca, wychodzą leniwie z jaskiń. Na błękitnym niebie widzimy stada bocianów wracających z tropików. Przez ostatnie pokrywy białej masy śniegowej przebijają się kolorowe krokusy i urokliwe przebiśniegi. Nadchodzi w końcu czas, kiedy możemy wrzucić do szafy ciężkie ,,buciory’’, długie wełniane szaliki, czapki z pomponem na samym środku oraz cieplutkie rękawiczki. Przecież już chyba każdy jest zmęczony tym ciągłym zakładaniem na siebie miliona warstw ubrań, żeby – broń Boże – nie chwycił nas jakiś paskudny katar, kaszel czy żebyśmy nie dostali gorączki. A ileż też można pić tej herbaty z cytryną i miodem na odporność ;). Wiosnę – choć przychodziła z oporami (pamiętacie chyba ten kwietniowy śnieg!) – czuć już wszędzie, przynajmniej ja ją czuję, kiedy idę ulicą, a delikatny, ciepły wiatr smaga mi włosy i twarz. Skoro nadeszła wiosna, można pomyśleć o nowej garderobie. Zdecydowanie ubrania na tę porę roku są dużo lżejsze niż na zimę. Może nie są tak zwiewne jak na lato, ale prawie tak samo przyjemne w noszeniu. W tym roku projektanci na pokazach mody zadbali o to, aby ubrania były ciekawe. Niewątpliwie w wielu prezentowanych kreacjach możemy odnaleźć ogrom różnych inspiracji, które pomogą nam w stworzeniu idealnych stylizacji na co dzień, ale także na specjalne okazje. Pokrótce postaram się przedstawić najważniejsze trendy, które również moim zdaniem warto wprowadzić do swojej szafy, aby i w niej definitywnie zagościła ta wyjątkowa pora roku. Najmodniejszym kolorem tej wiosny, szczególnie polecanym dla kobiet, jest fuksja. Przechodząc przez galerie handlowe, chyba nie widziałam ani jednej witryny bez jakiegoś detalu w tym właśnie odcieniu różu. Taką barwą każda z nas – kobiet – może ożywić swój strój i uczynić go na swój sposób wyjątkowym. Dla nieśmiałych polecam biżuterię bądź galanterię, natomiast dla bardziej odważnych dobrym pomysłem będzie sukienka lub spodnie w tym właśnie kolorze. Oprócz fuksji, drugim czołowym trendem są ubrania w kolorze mocno zielonym, takim jak zielona wiosenna trawa. Jest on idealny, ponieważ pasuje wielu osobom i jest odpowiedni zarówno na wyjścia koktajlowe, jak i poważne uroczystości. Wpływa też na dobre samopoczucie. W wersji dla mężczyzn świetna będzie elegancka zielona koszula, która przyciągnie wiele kobiecych spojrzeń ;). Oprócz wymienionych powyżej kolorów polecanymi na ten sezon są również: błękitny, ciemny żółty, czarny, biały, czerwony oraz jasny brąz.

Paulina Wojtulek

Chciałabym przedstawić Wam także moją ukochaną ,,trójcę’’ trendów, które są zdecydowanym must-have, jeśli chodzi o wiosnę 2017. Drogie wielbicielki romantycznego look’u i rozkloszowanych spódnic, w nadchodzącym sezonie każda z nas może bezkarnie pozwolić sobie na codzienne wyjście w tiulowej spódnicy lub sukience. Fankom tego materiału (do których sama też należę) zalecam odważyć się i pokazać w swoich ulubionych kreacjach innym. W tiulu, moim zdaniem, każda kobieta czuje się jak prawdziwa księżniczka. Oprócz tego promowane na pokazach są ubrania i dodatki w grochy. Zachęcam więc wszystkich do pogrzebania troszkę w szafie, a na pewno każdy z nas znajdzie coś w ten uroczy wzór. Ostatnim elementem są minitorebki. Dziewczyny, zmieści się do nich chyba tylko telefon! Przynajmniej więc nie będzie kłopotu z jego znalezieniem ;). Mam nadzieję, że wiele osób skorzysta z rad znajdujących się w tym artykule i wprowadzi do swojej szafy wiosenne innowacje. Moda to coś niezwykłego, bo my – jako jednostki – możemy kreować ją sami. Dlatego, Kochani, bawcie się nią i zaskakujcie swoich znajomych stylizacjami prawdziwie wiosennymi. (PW)

8

Nowy Gwóźdź Programu

nr 75


Wywiad

Olaf Bień

„Nie mów, a działaj!” W naszym społeczeństwie dominuje sposób myślenia o własnej działalności gospodarczej jako o czymś bardzo skomplikowanym i czymś, co raczej jest związane z osiągnięciem pewnego wieku i statusu społecznego. Nasz rozmówca – Aleksander Szachorin – pokazuje, że nie ma czegoś takiego jak „odpowiedni wiek” na założenie własnej firmy. W wieku 20 lat miał za sobą prowadzenie agencji pracy tymczasowej, a obecnie zajmuje się własną agencją marketingu internetowego – Marketing Heroes. Ponadto prowadzi facebookowy fanpage „1 mln do 20stki” – a wszystko to po przyjeździe z Ukrainy do Polski na studia. Agencja marketingowa jest Twoją drugą firmą. Czy ze względu na swój wiek czujesz, że przełamujesz pewne schematy, idziesz pod prąd?

wiem, czy idę pod prąd, ale staram się robić to, co lubię i po prostu działam.

A.Sz.: Powiem Ci tak, zauważyłem, że przy zakładaniu firmy jest prawie zawsze taki sam schemat. Kiedy zakładałem pierwszą firmę, to przez 6 miesięcy zarabiałem po dwa tysiące, z czego miałem pięćset dla siebie, potem nastąpił szybki wzrost zysków. Teraz, gdy mam agencję marketingową, jest dokładnie tak samo – pierwszy okres to jest taki czas przetrwania, jeżeli ten okres przetrzymasz, to potem będzie taki wzrost obowiązków, że to jego będzie wręcz trudno wytrzymać. Mam obecnie taki problem, że szukam osób do zespołu, bo nie wyrabiam się, nie mogę wykonać całej pracy. Jeżeli podejmuję z kimś współpracę, to tylko z dużymi firmami, ponieważ im mogę osobiście wszystko zrobić. Jakość przekłada mi się na pieniądze. Nie

A.Sz.: Dwa i pół roku temu przyjechałem tutaj na studia. Na samym początku, jeszcze kiedy byłem na Ukrainie, myślałem, że będę chirurgiem, ale nie było to coś, co lubiłem. Zmieniłem swoje nastawienie – przyjechałem tutaj do Polski na studia z przedsiębiorczości, miałem też opcję politologii na Uniwersytecie Śląskim, ale jednak wybrałem to, co „czułem” bardziej. Uczyli nas tam prawa, tego, jak założyć biznes. Miałem jeszcze 17 lat, musiałem pouczyć się ten rok, żeby dopiero w wieku 18 lat móc założyć jakąś swoją firmę (ukraiński system szkolnictwa pozwala szybciej rozpocząć studia niż jego polski odpowiednik). I tak się stało, te studia pomogły mi zdobyć papierek i rozpocząć spełnianie założonych celów.

Jak wyglądały Twoje początki w Polsce?

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 9


Wywiad Jakie były największe trudności na początku Twojej działalności? A.Sz.: Opowiem Ci jedną historię: kiedy przetrwałem te 6 pierwszych miesięcy w agencji pracy tymczasowej, poznałem człowieka, który wtedy uratował mój cały biznes. Agencja pracy tymczasowej wymaga dużej gotówki obrotowej – kiedy ja chcę wynająć pracowników jakiejś firmie, to muszę opłacić im hostel, dać pieniądze na start. Z tego powodu musiałem mieć jakieś pieniądze. Ten właśnie mężczyzna i moja rodzina pożyczyli mi trochę pieniędzy, które w następnym miesiącu już mogłem oddać.

Kto jest Twoją największą inspiracją i dlaczego? A.Sz.: Mam dużo takich osób. Ze względu na to, że uwielbiam marketing, bardzo lubię czytać biografie różnych osób i wychwytywać jakieś metody, które pozwoliły ich firmom szybko się rozwinąć. Takich osób jest bardzo dużo, chociażby obecny prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump – niesamowity człowiek, który parę razy bankrutował i potem zyskiwał jeszcze większy majątek. Ryan Deiss – człowiek, który jest chyba najbardziej znanym marketingowcem na świecie. Gary Vaynerchuk – tego w ogóle uwielbiam! Jest to bardzo ciekawa osoba. To przykład człowieka, który pochodzi z Białorusi, pojechał do Stanów i po prostu ciężko pracował, a dzięki tej podróży miał większą motywację, chciał działać. Tak samo Polacy wyjeżdżają do Anglii – oni nie tylko zarabiają więcej, bo tam są wyższe pensje, ale również mają większą motywację i chcą pracować. W moim przypadku było bardzo podobnie – przyjechałem do Polski, mam tu po prostu większą chęć do pracy. Takich przykładów, osób do naśladowania i inspiracji jest wiele.

Jak odkryłeś to, co chcesz robić? A.Sz.: Kiedy zaczynałem z wspomnianą już agencją pracy tymczasowej, myślałem, że to będzie to, co będę lubić i na czym zarobię dużo pieniędzy. Miałem plan. Wiedziałem, że ta firma może spokojnie osiągnąć wielkie przychody. Jak tylko zamknąłem tę firmę, to dostawałem mnóstwo pytań, jak założyć taką samą agencję – wszyscy myślą, że istnieje droga na skróty: jest Aleksander Szachorin, możesz się zgłosić i on ci wszystko

10 Nowy Gwóźdź Programu nr 75


Wywiad opowie, przedstawi cały ten schemat. Niestety nie – ja wiem, jak ten biznes budować, ale kiedy przyjechałem tutaj nie miałem żadnych kontaktów. Ze względu na to musiałem znaleźć swój sposób pozyskania pierwszych klientów. Tym sposobem okazał się Internet – zacząłem się w nim reklamować, zrobiłem stronę internetową i przez nią pozyskiwałem swoich pierwszych klientów. To pozwoliło mi również zrozumieć, że uwielbiam marketing. Gdy to robiłem, widziałem statystyki – jakie działania przyciągają klientów, ile wydaję na określonego klienta – wtedy odkryłem, że to jest to, co uwielbiam. W ten sposób odkryłem, że marketing to moja pasja.

Kto Cię wspiera w Twoich działaniach? A.Sz.: Zawsze się staram budować swoje otoczenia świadomie. Wybieram znajomych, którzy wspierają moją działalność, rzucają mi jakieś wyzwania. To jest fajne, kiedy moje środowisko nie pozwala mi „żyć spokojnie”, tylko ciągle ciągnie mnie do góry. Bardzo jestem wdzięczny również swojej dziewczynie, która zawsze mnie wspiera.

Jaki powinien być dobry marketingowiec? A.Sz.: Dobry marketingowiec to taki, który nie korzysta tylko z konkretnych, jednych metod, a stara się wykorzystać wszystko. Dużo marketingowców w Polsce stara się opierać na rynku amerykańskim – oni nie wiedzą, np. że w Rosji jest bardzo dobrze rozwinięta technologia i analityka, nie biorą nawet tego pod uwagę. Dobry marketingowiec stara się zebrać informacje z całego świata i wybrać to, co będzie najlepsze na danym rynku. Opiera się on też na swoim doświadczeniu – wie, co działa, co nie, buduje case study, w których pokazuje, że ta firma dzięki jego wskazówkom zarobiła. Dobry marketingowiec potrafi zdobyć klientów i zarobić.

Co Twoim zdaniem najbardziej odstrasza młodych ludzi od prowadzenia własnej firmy? A.Sz.: Wczoraj robiłem live – opowiadałem o tym, że dużo osób myśli stereotypowo, na przykład, że aby rozpocząć biznes to trzeba mieć sto, dwieście czy trzysta tysięcy. Myślą, że by otworzyć biznes, trzeba mieć dużo pieniędzy, przez to nawet nie starają się nic w tym kierunku zrobić. Biznes potrzebuje pracy, ale niekoniecznie pieniędzy. Ja na początku wydałem 30 zł na wyróżnienie ogłoszenia na OLX – zyskałem pierwszych klientów. Boją się też tego, że trzeba będzie zmienić swoje zachowania, otoczenie będzie ich hejtować, że nie potrafią tego robić, że nie zarobią, tylko stracą pieniądze. Wiesz, zawsze będą rzucać Ci jakieś

hasła, a Ty boisz się tych haseł. Jeżeli ja bałbym się hejtu, to nie miałbym teraz 15 tysięcy osób na fanpage’u, bo popełniam tyle błędów językowych...

Jak oceniasz stan marketingu w Polsce? A.Sz.: Miałem na studiach marketing, ale mieliśmy wykładowcę, który nie przychodził na zajęcia, nawet nas o tym nie uprzedzając. Ale patrząc na rynek marketingu w Polsce, to podstawowym błędem, który ciągle zauważam, jest to, że Polacy nie wiedzą, jak mają coś kupić – wchodzą na stronę i nie wiedzą, jak to zrobić. I to jest błąd tak banalny, że przez to dużo osób traci potencjalnych klientów. To jest też taki ogólnik, dzięki któremu można wyrazić specyfikę marketingu – wszystko jest zbyt skomplikowane. Trzeba uprościć proces od wejścia na stronę internetową do zakupu i wtedy marketing będzie lepiej działać.

Wydajesz swoją pierwszą książkę, prowadzisz bloga i firmę – znajdujesz czas na odpoczynek? A.Sz.: Oczywiście, odpoczynek to dla mnie taka rzecz, bez której nie potrafię normalnie pracować – jeżeli nie będę odpoczywał, to nie będę efektywny. Lubię gdzieś wyjechać i często robię to nagle – podejmuję decyzję spontanicznie – „jutro lecimy!”. Bez odpoczynku nie da się normalnie funkcjonować. Zawsze staram się spać te 6-8 godzin, wieczorami, gdy przychodzę do domu, nie robię już nic. Zawsze znajdzie się czas, jeżeli będziesz tego chciał, jeżeli nie będziesz chciał, to będziesz go tracił na jakieś niepotrzebne rzeczy – siedząc i oglądając filmiki na YouTube czy grając w gry oraz mówiąc „nie mam czasu”. Jest wiele takich rozpraszaczy, które marnują Twój czas, ale tak naprawdę, jeżeli zobaczysz swój dzień, przeanalizujesz go, to zrozumiesz, że w tym dniu możesz zrobić tyle samo, co ja.

Jaką radę dałbyś młodym ludziom w Polsce? A.Sz.: Działaj. Moja książka nazywa się „Nie mów, a działaj”. Dlaczego taka nazwa? Bo dużo osób mówi o biznesie i swoich marzeniach, ale nic z tym nie robi. Nie robią nic, co do tych marzeń by mogło ich przybliżyć – trzeba po prostu wziąć się do roboty. Wystarczy coś robić.

Dziękuję Ci za tę rozmowę i życzę powodzenia w dalszym rozwoju kariery! A.Sz.: Dzięki Ci, Olaf! Na razie!

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 11


Wywiad

MICHAŁ ROLNICKI

– AKTOR CIEKAW WSZYSTKIEGO

produkcje bardzo podniosły swój poziom. Zdarza się, że są to już dzieła sztuki i nie odstają jakościowo od filmu, który zawsze był nieco wyżej ceniony od seriali. Ja w każdym z tych środowisk (film, serial, teatr) czuję się dobrze. W każdym z nich praca wygląda inaczej. Specyfika pracy w teatrze jest następująca: spotykamy się codziennie przez średnio dwa miesiące. Tworzymy przez ten czas minirodzinę. W telewizji natomiast robi się z kolei jak najwięcej w jak najkrótszym czasie i często niestety za jak najmniejsze pieniądze. To niestety także widać. Film natomiast jest czymś pomiędzy telewizją a teatrem. Jest spokojniej niż w telewizji. Często odbywają się próby i jest czas na przygotowanie się do nagrań.

„Piękni dwudziestoletni”, fot. Krzysztof Lisiak

Weronika Dumin

Michał Rolnicki jest bez wątpienia aktorem z powołania. Liczne zainteresowania i wynikająca stąd chęć wchodzenia w różne role skłoniły go do podjęcia się zawodu aktora. Dzięki temu może spróbować różnych rzeczywistości i wersji siebie choćby po troszeczku. Utalentowany artysta współpracuje obecnie z Teatrem Śląskim w Katowicach, grywa na deskach teatrów warszawskich, a także występuje w serialach oraz filmach: Dotychczas mogliście go zobaczyć w „Mamuśkach”, „39 i pół”, „Przyjaciółkach” i nie tylko...

Wolisz grać role komediowe, romantyczne czy kreować czarne charaktery? W jakiej roli najlepiej się odnajdujesz?

Co Twoim zdaniem jest lepsze: film, serial czy teatr? M.R.: W moim środowisku najmniej ceniona jest telewizja. Są różne powody takiej sytuacji, jednak przede wszystkim jest to jakość. Powoli się to zmienia. Zagraniczne

12 Nowy Gwóźdź Programu nr 75

M.R.: Przede wszystkim lubię repertuar różnorodny. Można dzięki temu odkrywać w sobie różne umiejętności oraz cechy, o których się nie wiedziało. Staram się dbać o to, żeby osoby, które tworzę, były jak najbardziej różne. Opinii jest wiele. Koledzy z teatrów komediowych twierdzą, że komedia i farsa jest najtrudniejsza do zagrania, koledzy z dramatycznych mówią


Wywiad zaś odwrotnie. Ja jestem gdzieś pośrodku. Uważam, że fantastycznie jest przekazywać coś poważnego repertuarem dramatycznym, ale równie wspaniale jest rozśmieszać ludzi.

Którą rolę w telewizji wspominasz najlepiej? M.R.: W serialach robi się wszystko tak szybko, że nie zdążam się zapoznać ani polubić z postacią, w którą się wcielam. Przynajmniej nie na tyle, na ile bym chciał. Przyjmując rolę w telewizji, trzeba zgodzić się na to, że nie ma tam czasu na rozwinięcie postaci. Uogólniam, bo oczywiście są wyjątki. Należałoby również podzielić produkty telewizyjne na telenowele, sitcomy, seriale zamknięte oraz seriale, w których każdy odcinek stanowi odrębną historię. Inaczej się pracuje w przypadku każdej z tych produkcji i w inny sposób tworzy się bohatera.

M.R.: Siłą rzeczy jest to ta, nad którą obecnie pracuję. Zajmujemy się spektaklem pt. „Muzułmany” autorstwa śląskiego dramaturga Artura Pałygi. Na próbach ewakuacyjnych spotyka się czwórka bardzo różnych pracowników galerii handlowej. Przeprowadzają rozmowy ważne i nieważne, poważne i niepoważne. Mój bohater nie ma imienia, nazwany jest Młody i jest ciężko chory. Tyle na razie mogę powiedzieć. Zamykając to pytanie, większość swoich ról bardzo lubię – nie mógłbym inaczej. Jeżeli na wstępie nie lubię któregoś bohatera, to robię wszystko, żeby to zmienić. Staram się w okresie, w którym nie gramy danego spektaklu nadal pracować, rozwijać rolę, którą w nim gram. Nie lubiąc roli, nie byłoby to możliwe albo po prostu bardzo męczące.

Kto jest dla Ciebie wzorem aktora? M.R.: Wiele osób podziwiam zarówno w Polsce, jak i za granicą. Fascynują mnie najbardziej aktorzy, w których po prostu widać kawał osobowości we wszystkim, co robią. Niesamowici są ci, którzy pozornie nie robią nic, a i tak nie można od nich odwrócić wzroku. Tak miałem ostatnio. Przełączałem kanały. Chcąc nie chcąc zobaczyłem Meryl Streep, która tylko leżała na łóżku. Musiałem zostać na kanale do końca jej sceny.

Jakie jest Twoje największe marzenie związane z karierą, może reżyseria? M.R.: Chciałbym się kiedyś podjąć reżyserii. Staram się przy każdej pracy trochę „poreżyserować”. W telewizji i coraz częściej w teatrze zdarzają sie sytuacje, w których trzeba się samemu reżyserować. Nie wiem, czy to dobrze czy źle. Na pewno inaczej. Moim zdaniem im większa liczba osób pomaga nam i doradza, zwłaszcza na początku pracy nad rolą, tym lepiej.

oprac. Justyna Brząkalik

Która rola spośród zagranych przez Ciebie w teatrze jest Twoją ulubioną?

Nawiązałeś dłuższą współpracę z Teatrem Śląskim. Dlaczego wybrałeś właśnie ten teatr? M.R.: Zakochałem się w Teatrze Śląskim, w mieście, w ludziach, których tutaj poznałem, i w duchu tego miejsca. Czasem jest to kłopotliwe, ale przeżywam w zamian bardzo wiele fajnych sytuacji. One wynagradzają trud ciągłego przemieszczania się między Katowicami a Warszawą.

Co Ci się najbardziej spodobało w Katowicach? M.R.: Kiedy poznałem śląskich mieszkańców Katowic i okolic, to przede wszystkim ich mentalność. Ja pochodzę z Warszawy. Tam jest zdecydowanie inaczej. Tak samo inaczej jest w Krakowie, w którym spędziłem rok. Inaczej płynie czas, inaczej ludzie myślą o codzienności, inaczej ją spędzają. Bardzo mi się to podoba tutaj. Podoba mi się siła tego miejsca.

Co lubisz robić w swoim czasie wolnym? M.R.: Mój zawód pozwala mi na ogromny rozwój zainteresowań. Nie wiem przez to, co z tego wszystkiego jest pasją, a co chwilowym zauroczeniem. Moje krótkofalowe pasje zależą od roli, nad którą w danej chwili pracuję. Teraz, pracując nad „Muzułmanami”, zacząłem intensywniej zgłębiać tematykę

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 13


Wywiad związaną z religią. Kiedy pracowaliśmy nad „Weselem” z Radkiem Rychcikiem (naszą rzeczywistość weselną umieścił w Belfaście w Irlandii Północnej), dostarczano nam wiele materiałów na temat konfliktu brytyjsko-irlandzkiego. Wtedy moim marzeniem podróżniczym było udać się w tamte rejony, najlepiej w okolice Connemary. Ale przejdźmy do konkretów. Na pewno nie mógłbym żyć bez sportu i motoryzacji.

Dlaczego zdecydowałeś się na zawód aktora? M.R.: To nie był od samego początku mój pomysł na życie. Wieloma rzeczami chciałem się zajmować. Dlatego stwierdziłem, że muszę wybrać właśnie ten zawód. On daje możliwość kontaktu z wieloma dziedzinami. Miałem świadomość, że jest to zawód czasochłonny, wymagający ciągłego przemieszczania się. Jednak faktem jest, że daje mi szansę „podotykania” wielu dyscyplin, popróbowania wielu nowych rzeczy. Poza tym bardzo fascynuje mnie tworzenie rzeczywistości, a teatr czy też film dają taką sposobność.

Jeżeli miałbyś wybrać rolę spośród wszystkich obejrzanych filmów, seriali, spektakli, którą chciałbyś zagrać?

„Pod lodem”, fot. Krzysztof Lisiak

M.R.: Do momentu zagrania Hamleta był to oczywiście Hamlet. Jest wielu takich bohaterów. Ale na pewno chciałbym kiedyś zagrać gwiazdę muzyki ro-

14 Nowy Gwóźdź Programu nr 75

ckowej, ponieważ gwiazdom muzyki rockowej wolno wszystko – im sie wszystko wybacza.

Co myślisz o polskim kinie? M.R.: W polskim kinie przede wszystkim, mówiąc drastycznie i wprost, brakuje pieniędzy. Gdyby były środki finansowe, byłoby więcej możliwości. Należałoby także zmienić sposób myślenia osób decyzyjnych – mających wpływ na powstawanie np. filmu. Wydaje mi się, że problem jest także w scenariuszach, które są podstawą wszystkiego. Jeśli na początku mamy już problem, nie wróży to dobrze. Zdarzają się wyjątki, ponieważ widujemy filmy polskie, które są dobre, ale nie jest ich wiele. W Stanach Zjednoczonych jest sztab ludzi, którzy tworzą jeden scenariusz. Tak jak już wspominałem – moim zdaniem im więcej jest głosów w danej sprawie, tym lepiej. To niweluje pojawianie się błędów. Każdy coś doda od siebie, każdy coś poprawi. W telewizji i serialach np. amerykańskich czasami każda postać ma swojego scenarzystę. Jedna osoba zajmuje się tylko dialogami. W serialach komediowych jedna osoba ma za zadanie puentowanie scen. W Polsce jedna osoba robi wszystko. Czasem to się oczywiście udaje, ponieważ mamy wybitne jednostki. Jednak dużo większą szansę na sukces dają cztery wybitne jednostki.

Dziękuję bardzo za wywiad :-) (WD)


Kulturalny student

Stawiaj na siebie!

Nowa ja! Nowa Ty! Znane nam są slogany rodem z reklam najnowszych kosmetyków oraz karnetów na siłownię. Może w tym roku „nowe ja” skupić na biznesie i rozwoju własnych umiejętności, potrzebnych w przyszłym życiu zawodowym?

Zastrzyk prawdziwej energii potrzebny jest również w biznesie, motywując młodych ludzi do pracy, rozwijania umiejętności, kompetencji oraz swoich pasji. W końcu nasze zainteresowania mogą przerodzić się w dobrze prosperujący biznes. Trzeba tylko odpowiednio w niego zainwestować. Jak zacząć przygodę, której celem ma być stanie się liderem dobrego biznesu? Na to główne motto odpowiedzieć miały kolejne już z cyklu warsztaty organizowane na Uniwersytecie Ekonomicznym przez studencką organizację PRogress, zajmującą się szeroko pojętą branżą Public Relations.

Katarzyna Dybał

Pierwsze z nich – „Szpilki na studiach” – dotyczyły głównie studentek i miały w przeciągu trzech dni pomóc w odpowiedzi na pytania, czym tak naprawdę jest manipulacja w dobie współczesnych mediów internetowych, w jaki sposób stworzyć od podstaw własny projekt gamifikacji czy uświadomić, jak poprzez komunikację stać się świetnym przedsiębiorcą. Oprócz tematów związanych stricte z zastosowaniem nowoczesnych technologii w praktyce, wszyscy zainteresowani mieli szansę usłyszeć o perswazyjnym paradoksie „mówienia prawdy przy pomocy kłamstw” oraz o interesujących tajnikach, jakie skrywają za sobą rozmowy kwalifikacyjne. Nie brzmi zbyt kobieco​? A jednak! Zastosowana wiedza była przekazywana z praktycznego, a przede wszystkim kobiecego punktu widzenia. Podobnych doświadczeń, ale i dużej dawki mocy można było doznać podczas jednodniowych warsztatów „Superman na studiach”. Te spotkania, dla odmiany cieszące się głównym zainteresowaniem męskiej części publiczności, obejmowały obszary negocjacji, strategii komunikacyjnych, wystąpień publicznych oraz problematyki dotyczącej perswazyjnej mocy słowa, wokół której rozgorzała największa dyskusja wśród prowadzących oraz uczestników. Wszystkie tematy były przedstawiane nie tylko

z perspektywy spotkań biznesowych, ale również rozmów rekrutacyjnych. Prelegentami tegorocznych prelekcji byli przedstawiciele takich mediów i przedsiębiorstw jak: portalu internetowego Silesion, ogólnopolskiej firmy Play, organizacji Toastmasters International, międzynarodowej firmy Veo Worldwide Services czy niedawno powstałej grupy Enter2Life. Podczas cyklu warsztatów nie mogło zabraknąć również prelekcji wykładowców naszej Alma Mater, którzy z wielkim entuzjazmem, a jednocześnie profesjonalizmem przedstawili uczestnikom obszary swoich zainteresowań. Czy w takim razie tytułowe Szpilki oraz Superman dali uczestnikom to, czego zawsze oczekuje się od takich warsztatów, czyli wiedzę i umiejętności potrzebne do pracy w wymarzonym zawodzie? A może skłonili ich do przemyśleń na temat przerodzenia swojej pasji czy zainteresowań w biznes? Jedno wiemy na pewno – zarówno Szpilki, jak i Superman poprzez przekazaną wiedzę w postaci doświadczeń praktyków, wyzwolili w uczestnikach kreatywność, innowacyjne pomysły, odwagę oraz przede wszystkim – motywację do tego, by w końcu się przełamać i wejść w nowy etap swojego życia, ten zawodowy i to z wielkim przytupem oraz pozytywnym nastawieniem. W końcu nowe ja w obliczu biznesu to już wzniosłe postanowienie. Niech więc nasza moc i chęć dążenia do celu na PRogresie zawsze nam towarzyszy! (KD)

oprac. Kamil Kastelik

W zdrowym ciele zdrowy duch ­– mówi słynna sentencja, którą interpretujemy jako polepszenie własnego ego poprzez zadbanie o swój własny wygląd, kondycję oraz nawyki.

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 15


Kulturalny student

Gdzie leży granica?

Adrianna Kochańska

Codziennie setki zdjęć wyrzeźbionych damskich brzuchów i pośladków, niczym fala, zalewają Internet. Czy pokazywanie swojego ciała w tak prowokujący i dwuznaczny sposób stało się już normą? Może dziś wpasowanie się w panujący kanon piękna to sprawa kluczowa dla zdobycia uwagi i uznania wśród znajomych? Granica między tym, co wypada pokazywać, a czego nie, gwałtownie się zaciera. Czy na ratunek przyjdzie „Chodakowska od psychologii”? Zewsząd jesteśmy bombardowani zdjęciami „idealnych” sylwetek modelek, które dumnie prężą się w reklamach coraz to nowszych kolekcji bielizny. Takie obrazy działają na męskie oko, ale o dziwo, również bardzo silnie na kobiecą podświadomość. Nagle wszystkie kobiety chcą być jak modelki. Tłumnie biegną więc na siłownię, chwytają za hantle i drążki, które przecież kiedyś były zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Ten napływ nie wynika z chęci zaimponowania mężczyznom, tylko raczej z chęci wygrania wyścigu, w którym kobiety rywalizują z kobietami o to, która lepiej wpasuje się w aktualny trend. Obecnie na kreowanie swojego wizerunku w sieci ogromny wpływ ma to, jak dokładnie jesteśmy w stanie kopiować zachodnie trendy. Przykładowo, każda kobieta biorąca udział w wyścigu, aby zająć w nim dobre miejsce, jest wręcz zobowiązana do posiadania idealnie dobranego kolorystycznie stroju sportowego, drogich butów treningowych, nie byle jakich, najlepiej tych z rozpoznawalnych przez wszystkich logo. Zobligowana jest również do znajomości określonego układu ciała podczas robienia sobie zdjęć w lustrze, które nie dość, że mają eksponować kształty, to jeszcze zebrać „górę” lajków na Instagramie. Właśnie te lajki sprawią, że autorki zdjęć doznają gwałtownego wzrostu poczucia własnej wartości, a o to przecież w tym wszystkim chodzi, żeby czuć się lepszymi od innych. Nie chodzi o nic wartościowego, tylko o poczucie przodowania w wyścigu. Wszystko jest na pokaz. Kreowanie wizerunku w sieci opiera się na zunifikowanym obrazie. Wydawałoby się, że w dobie ubrań unisex niczym nadzwyczajnym nie jest to, że dziewczyny na zdję-

16 Nowy Gwóźdź Programu nr 75

ciach przybierają te same pozy, co koleżanki, chodzą na zakupy w te same miejsca, do przymierzalni wchodzą nawet z tymi samymi ubraniami w dłoni, tylko po to, aby skrupulatnie odwzorować coś, co „konkurentka” i tak już uwieczniła na zdjęciu z dopiskiem #polishgirl. W konsekwencji łączą się w tak samo ubrane hordy szukające poklasku, którego często nie dostają. Wydaje się, że ich egzystencja opiera się głównie na robieniu w lustrze zdjęć swojego brzucha w kusej koszulce i wrzucaniu tego na Instagram. Jest to bezmyślne kopiowanie i jawna utrata indywidualności, która niestety skutecznie „poprawia” wygląd w oczach innych, budzi zazdrość oraz podziw. Wśród dziewcząt podążających za głównym nurtem, zwanym też mainstream, nie istnieje to, co mądre, tylko to, co modne. Głębia czy inteligencja mają, co najmniej, drugorzędne znaczenie. Mainstream pociąga za sobą ogromną rzeszę młodych, a ci, na podstawie tego, co zamieszczają na portalach społecznościowych, oceniają swą wartość. Panuje więc brak chęci poznawania świata na własną rękę, bo to przecież męczące — prościej wybrać to, co łatwe i szybkie. Nie tylko grupa rówieśnicza ma wpływ na nas – młodych. Ogromne znaczenie mają również telewizja i Internet, które równie skutecznie manipulują społeczeństwem. Właśnie dlatego tak często osoby publiczne, niebędące specjalistami w konkretnej dziedzinie, stają się autorytetami. Filtrowanie informacji, które docierają do odbiorców, wydaje się czynnością sporadyczną. Media jedynie napędzają machinę, która mydląc oczy, zmienia system wartości w taki sposób, aby liczyło się tylko to, co na zewnątrz.


Kulturalny student

Dla ludzi poddających się propagandzie zdrowe, silne od wewnątrz ciało nie jest celem. Chodzi tu raczej o szybki efekt. Wszystko po to, aby móc się pochwalić innym. Idealnym przykładem takiego zjawiska jest popularność, jaką trzy lata temu zdobyła seria ćwiczeń mięśni brzucha, znana jako szóstka Weidera – sześciotygodniowy cykl ćwiczeń, wykonywanych codziennie. Ćwicząc zgodnie z zaleceniami Weidera, w bardzo krótkim czasie można było dorobić się kaloryfera. Niestety nikt, kto wykonywał szóstkę, nie wziął pod uwagę faktu, iż niepoprawne wykonywanie tych ćwiczeń może mieć wysoce szkodliwy wpływ na kręgosłup. Co więcej, sam pomysłodawca też nie zwrócił na to odpowiedniej uwagi. Dopiero dziś nagłośniona została sprawa konsekwencji, jakie te ćwiczenia za sobą niosą. Tym sposobem społeczeństwo, oszołomione modą na rzeczy instant, dostało narzędzie, dzięki któremu szybko zdobyło upragniony sześciopak i jednocześnie zyskało uznanie w oczach znajomych. Kto wie, ile już osób za upragnione lajki zapłaciło bólem kręgosłupa. W średniowieczu, gdzie znaczący wpływ na społeczeństwo miała religia, kaleczenie swojego ciała, związane z ascezą, było na porządku dziennym. Nawet wśród kobiet popularne było samobiczowanie czy wbijanie szpilek w ciało. Dziś, kiedy zyskaliśmy znacznie większą wol-

ność wyboru, wciąż się kaleczymy, tylko nieświadomie. Na księgarnianych półkach królują poradniki zawierające plany restrykcyjnych diet, obiecujących cudowną i szybką utratę wagi. Nieświadomy konsument, skuszony pięknym, szczupłym ciałem widniejącym na okładce, kupi taką książkę w nadziei, że niedługo jego ciało będzie wyglądać jak to okładkowe. Zastosuje się do podanego w książce modelu i po krótkim czasie przekona się, że ów model jest nieskuteczny. Kupi więc kolejną książkę, tym razem z innym planem, który również zawiedzie. I tak w kółko. Wiecznymi zmianami będzie kaleczył od wewnątrz swoje organy. Tymczasem świadomy konsument sięgnie dalej i wpadnie na pomysł, aby nie katować się żadną dietą, tylko zgłębić wiedze na temat zdrowego stylu życia. Porzuci wszelkie kanony i modele na rzecz świadomości tego, co dla ludzkiego organizmu jest po prostu zdrowe. Wiedza ta obecnie jest wręcz niszowa. Trzeba wyciągnąć po nią rękę, tym samym odsuwając się od tego, co obecnie modne. Idealny scenariusz przyszłości zakłada, że wszystko znajdzie swój nowy porządek albo po prostu wróci na właściwe miejsce. Będziemy potrafili świadomie i rozsądnie korzystać z wolności, jaką daje Internet. Kult ciała nie będzie już ograbiał ludzi z wewnętrznej głębi. Wreszcie zadbamy w pierwszej kolejności o zdrowie, a nie tylko o piękne ciało. (AK)

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 17


Kulturalny student

Co byś zrobił, gdyby twój dochód był zabezpieczony? Żadnej pracy i obowiązków, za to pewna, comiesięczna wypłata? Dzisiejsza abstrakcja jutro może stać się standardem. Bezwarunkowy dochód podstawowy coraz częściej przewija się w ekonomicznych dyskusjach. Ile w tym socjalnej utopii, a ile odpowiedzi na nadchodzące przemiany? Prekursorem mogą zostać Finowie. Od stycznia tego roku 2 tysiące losowo wybranych fińskich bezrobotnych otrzymuje comiesięcznie 560 euro. Kwota ma być stała i niezależna od tego, czy danej osobie uda się znaleźć pracę, czy też w ogóle zamierza jej szukać. Eksperyment potrwa do 2018 roku i jeśli okaże się sukcesem, to fiński rząd wprowadzi bezwarunkowy dochód podstawowy (w skrócie BDP) w wysokości 800 euro (suma oscyluje w granicach minimum egzystencjalnego) dla wszystkich obywateli. Kryzys gospodarczy oraz nagłośnienie problemu nierówności społecznych otworzyły dyskusje nad BDP również w innych krajach. Szkoci z zazdrością spoglądają na skandynawskie próby, w Dolinie Krzemowej od dłuższego czasu przymierzają się do podobnego eksperymentu, a Michael Faye i Paul Niehaus z GiveDirectly zapowiadają analogiczny program dla mieszkańców Kenii. Kwestią czasu jest, kiedy podobne badania przeprowadzą Włosi, Holendrzy oraz Kanadyjczycy. Co więcej, możemy znaleźć miejsca na mapie, w których taki dochód już w pełni funkcjonuje. Na Alasce od niemal 40 lat obowiązuje dywidenda od zysków ze sprzedaży ropy naftowej, a we włoskim Livorno 500 euro miesięcznie otrzymuje 200 najuboższych rodzin. BDP coraz częściej staje się częścią programów partii politycznych i to niezależnie od poglądów. W Hiszpanii namawia do niego lewicowa partia Podemos, a w Kanadzie Liberalna Partia Kanady. Co sprawia, że zwolenników tego rodzaju redystrybucji możemy odszukać zarówno po lewej, jak i po prawej stronie barykady? Po co społeczeństwu BDP? I najważniejsze, czym dokładnie BDP jest?

Kuba Janik

Wszystkim po równo Najważniejszą cechą BDP jest jego bezwarunkowość. W większości świadczeń socjalnych mamy do czynienia z warunkami, które determinują kwotę, jaka do nas spłynie (i czy w ogóle do nas spłynie) z rządowego garnuszka. Jeżeli przykładowo pobieramy zasiłek dla bezrobotnych, to po znalezieniu pracy nie możemy już na niego liczyć. Często takie świadczenie rozleniwia niepracującą część społeczeństwa i doprowadza do sytuacji, kiedy podjęcie pracy staje się zwyczajnie nieopłacalne. Czemu tracić wolny czas w zamian za niewielką poprawę sytuacji finansowej? Wpływa to również na rozwój szarej strefy. Natomiast zwolennicy BDP nie zamierzają wytyczać żadnych podziałów i granic. Niezależnie

18 Nowy Gwóźdź Programu nr 75

od statusu społecznego i dochodów każdemu przysługiwałaby stała kwota. Namiastkę tego typu dochodu możemy odnaleźć na naszym własnym podwórku, w programie obecnego rządu „500+”. Wprawdzie spotykamy się tam z warunkami (tylko drugie dziecko, inne podejście do samotnych matek itd.), ale najważniejszy czynnik nie jest tu w żaden sposób uwarunkowany. Chodzi oczywiście o wysokość dochodu potencjalnego beneficjenta programu. Nie ma znaczenia, czy jesteś milionerem, czy też dumnym przedstawicielem klasy średniej, kwota 500 złotych na drugie i kolejne dziecko należy Ci się tak samo. Po wprowadzeniu „500+” po stronie opozycji odezwały się głosy o dofinansowanie jedynie tych, którzy tego naprawdę potrzebują, uznając program za zbędne „rozdawnictwo”. Po co tracić pieniądze na rzecz kogoś, kto i tak niskiej sumy nawet nie odczuje? Jednak paradoksalnie mogłoby się okazać, że uszczuplenie grona profitentów jest… jeszcze bardziej kosztowne. Ustalenie odpowiednich progów świadczeń socjalnych, a przede wszystkim odpowiednia weryfikacja osób ubiegających się o nie, wytwarza ogromne koszty. Jeżeli uprościć zasady i subsydiować wszystkich po równo, w wielu przypadkach możemy więcej zaoszczędzić. BDP minimalizuje biurokrację i wydatki z nią związane. Mówimy jednak tylko o sytuacji, w której to BDP zastępuje inne świadczenia socjalne, a nie z nimi współistnieje. Dlatego wśród jego zwolenników możemy odszukać wielu wolnorynkowców, któ-


Kulturalny student rzy ową redystrybucję uważają po prostu za mniejsze zło. Guru szkoły chicagowskiej, Milton Friedman, uznawał BDP za mniej szkodliwą formę pomocy społecznej, natomiast Friedrich von Hayek twierdził, że jest on ubezpieczeniem i rekompensatą za krzywdy wyrządzone społeczeństwu przez interwencjonizm. Dla liberałów dochód podstawowy to możliwość pozbycia się innych świadczeń socjalnych i zastąpienie ich jednym, mniej destruktywnym. Kolejną ważną cechą BDP jest jego podstawowość. Kwota wypłacana obywatelom musi być równa lub większa od minimum egzystencji, inaczej świadczenie kompletnie traci swój sens. Przykładowe 800 euro, które rozważa fiński rząd, nie ma na celu zwiększenia popytu konsumenckiego, lecz umocnienie pozycji pracownika względem pracodawcy. Ten pierwszy nie będzie musiał akceptować niekorzystnych warunków, stawianych przez tego drugiego. Nie będzie odczuwał presji czasu i braku niezbędnych środków do życia. W ten sposób zyskujemy czas na znalezienie satysfakcjonującej nas propozycji oraz znika strach przed nagłym zwolnieniem lub zmianą branży. A po co to? A komu to potrzebne? O ile łatwiej uzasadnić sens dochodu podstawowego jako zamiennika dla innych świadczeń socjalnych, o tyle trudniej uargumentować jego rację bytu jako dodatkowego środka redystrybucji. Jednak i ku temu znajdziemy kilka przesłanek. Po pierwsze: dochód podstawowy już istnieje, jedynie nie wszyscy jesteśmy jego beneficjentami. Matt Bruenig, na łamach czasopisma „Jacobin”, przyrównuje BDP do zysków z kapitału. Bogato urodzeni są już z góry objęci pewnym dochodem, gdyż kapitał, który dziedziczą, sam na nich zarabia. Według wyliczeń francuskich ekonomistów (Piketty, Saez, Zucman) 30 procent z dochodów z gospodarek zachodnich stanowią dochody rentierskie. BDP ma zrównać ten przywilej osób bogato urodzonych z tymi, którym w życiu trochę mniej się poszczęściło. Przywołać możemy do tego bardzo popularny wzór wspomnianego już Thomasa Piketty, czyli „r>g” (zysk z kapitału większy od wzrostu gospodarczego), który świadczy o coraz mniejszym udziale dochodu z pracy w ogólnym dochodzie. Oczywiście są to teorie świeże, a Piketty po uzyskaniu w szybkim czasie sławy musi radzić sobie z coraz większą falą krytyki swoich założeń. Dochód bezwarunkowy potraktować można również jako pewną formę dywidendy dla społeczeństwa, wynikającej z dokonań poprzednich pokoleń. Trudno zaprzeczyć, że obecny stan gospodarki jest po części owocem pracy naszych dziadków i pradziadków, więc uczciwie byłoby ten owoc podzielić, w miarę możliwości, po równo. Inni ekonomiści w BDP widzą dodatkowo sposób na wynagrodzenie społeczeństwu wcześniejszych niesprawiedliwości. Ostatnią przesłanką i chyba najważniejszą jest coraz większa robotyzacja. Co jeżeli w niedalekiej przyszłości z rynku pracy wyprze nas rozwój technologii? Oczywiście takie pytania stawiane są przez ludzkość od czasów rewolucji przemysłowej, jednak w obecnych czasach problem

wydaje się aż nadto prawdopodobny. Wcześniej postęp technologii, likwidując pewne stanowiska, tworzył na ich miejsce nowe. Jeżeli ktoś zajmował się szyciem ręcznym, to wynalezienie maszyny do szycia nie zwalniało go z pracy, a jedynie zmieniało jej formę. Wprawdzie mogło to obniżyć cenę końcowego produktu, a co za tym idzie płacę szwacza, ale jednocześnie zwiększało jego wydajność. Dzisiaj, spoglądając w przyszłość, widzimy już znacznie mniej optymistyczną wizję. Roboty są coraz bardziej samodzielne i często nie potrzebują już żadnego ludzkiego nadzoru. Same potrafią uczyć się nowych rzeczy i dążą do samodoskonalenia. Co jeżeli obudzimy się jutro rano i 90 procent wszystkich obecnych stanowisk pracy będzie obsadzonych robotami? Podstawowy dochód może okazać się niezbędny do utrzymania populacji i popytu konsumenckiego. Kto za to zapłaci? A gdyby tak zdjąć z oczu różowe okulary „lewicowców” i spojrzeć na BDP bardziej wolnościowym okiem? Wtedy zauważymy szereg absurdów i nieścisłości związanych z wprowadzeniem dochodu podstawowego w życie. Podstawowym problemem wydaje się tutaj sytuacja ściśle finansowa. Czy kogokolwiek na to dzisiaj stać? Brak nam jakichkolwiek dokładnych wyliczeń w tym temacie, ale możemy się posiłkować prostą kalkulacją profesora Jeffreya Dorfmana z Univesity of Georgia. Założył on, że w USA BDP wynosić powinien w przybliżeniu 10 tys. dolarów rocznie. Jeżeli przemnożymy to przez liczbę mieszkańców uzyskamy koszty w okolicach 3,2 bln dolarów. Według amerykańskiego uczonego nawet, jeżeli zlikwidujemy pozostałe wydatki socjalne, to dodatkowo rząd USA musiałby podwoić wielkość podatków. Nie mówiąc już o tym, że przy obowiązującym bezwarunkowym dochodzie oraz coraz większym obciążeniu zarobków, chęć ludzi do podjęcia pracy zmalałaby stanowczo (a co za tym idzie również przychody z podatków). Prawdopodobnie właśnie z tego powodu ponad 70 procent Szwajcarów odrzuciła w 2016 roku, poprzez referendum, propozycję wprowadzenia BDP. Innym dylematem jest moralność takiego dochodu. Jak wytłumaczyć dziecku, że na wszystko musi zapracować? Czy jest możliwe utrzymanie w ludziach ambicji do pracy i dążenia do ciągłego postępu? Czy w tak wygodnych warunkach społeczeństwo nie przestanie się rozwijać lub nawet nie zacznie się w tym rozwoju cofać? Wszystkich niepewnych skutków takiej wizji zapraszam do zapoznania się z eksperymentem Calhouna z 1968 roku, który na podstawie myszy pokazał, co może się stać, jeżeli stworzymy populacji zbyt rajskie warunki do życia. Wprowadzając BDP, zrywamy więź, jaka dotychczas łączyła pracę z dochodem. Żaden z adwokatów dochodu gwarantowanego nie rozumie, że prawdziwy dochód to nie papierowy pieniądz, który można wydrukować, a dobra i usługi, które ktoś musi wcześniej ciężką pracą wyprodukować ­­– przestrzegał w 1966 roku ekonomista Henry Hazlitt. (KJ)

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 19


Kulturalny student

Do pracy gotowi.... START!

Bez pracy nie ma kołaczy! Wszyscy z założenia chcemy pracować, żeby dążyć do upragnionych celów i samorealizacji. Pieniądz to nie jedyny czynnik motywujący młodych ludzi do pracy. Chcemy pokazać przyszłemu pracodawcy, jak bardzo jesteśmy cenni, a więc zaprezentować swoją wiedzę, umiejętności i kompetencje. Tylko pytanie, czy my naprawdę odróżniamy od siebie te atrybuty?

Katarzyna Dybał

Szukanie pracy w zawodzie możemy porównać do... technik marketingu. A dokładnie - reklamy nowego produktu! Zaczynamy od fazy przekazania informacji o produkcie klientowi w postaci kreatywnego CV, przeczytanego przez potencjalnego pracodawcę. Następnie przechodzimy do etapu zapoznania z produktem oraz jego opakowaniem, co możemy zestawić z prezentacją własnej osoby podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Na koniec dochodzimy już do szczęśliwej transakcji w postaci zakupu, czyli zatrudnienia nas na konkretne stanowisko. Człowiek traktowany w ujęciu biznesowym jako „produkt” musi pokazać swoje unikatowe cechy i to „coś”, czym odróżnia się od swoich konkurentów. Jak wiemy, nie liczą się tylko wdzięk, aparycja czy głowa pełna pomysłów. Są to również: nabyta wiedza, umiejętności oraz kompetencje. Jak wiemy, wiedzę zdobywamy w szkole, na studiach, kursach czy warsztatach, gdyż ma ona podłoże teoretyczne, które pomaga zapoznać się z daną tematyką. Jeżeli chodzi o kwestie umiejętności oraz kompetencji, pozwalają one na wykorzystywanie naszych zdolności praktycznie, w codziennych, zawodowych sytuacjach. Problem w tym, że bardzo często słowa „umiejętność” oraz „kompetencja” traktujemy jak synonim, myśląc, iż mają one takie samo znaczenie. Jak jest w rzeczywistości?

20 Nowy Gwóźdź Programu nr 75


Kulturalny student Wyrażenie „umiejętność” odnosi się do naszych predyspozycji oraz biegłości w konkretnym działaniu. Inaczej nazywane zdolnościami są czymś, w czym jesteśmy dobrzy i co potrafimy wykonać najlepiej. Pisanie, fotografowanie, wystąpienia publiczne, tworzenie stron internetowych, granie na skrzypcach czy jazda na nartach to umiejętności, które dają nam satysfakcję z możliwości pokazania reszcie pracowników naszych mocnych stron. A te udało się ukształtować poprzez naukę, ćwiczenia i odpowiednie przygotowanie. Słowo „kompetencja” natomiast, zdaniem słownika polskiego jest połączeniem trzech atrybutów, takich jak: wiedza, umiejętności oraz doświadczenie. Kompetencje, w przeciwieństwie do umiejętności, są związane z określonym sposobem myślenia, tworzenia relacji czy działalności oraz funkcjonowania w społeczności zawodowej, w której jesteśmy. Udowadniają je różne dokumenty, certyfikaty, dyplomy oraz zaświadczenia mówiące o naszych sukcesach w branży. Może to być certyfikat językowy, dokument potwierdzający naszą znajomość programowania, dyplom ukończenia uczelni wyższej czy referencje firmy, z którą wcześniej współpracowaliśmy. Wszystko, co zostało przez innych specjalistów dostrzeżone oraz udokumentowane i ma przekonać przyszłego pracodawcę do naszego zatrudnienia, zalicza się do kompetencji zawodowych. Co jeszcze odróżnia je od naszych umiejętności? Kompetencje nie są stałe! Można je wciąż rozwijać i udoskonalać, dążąc do perfekcji w swoim fachu. Można je również uzupełniać o nowe, ucząc się od podstaw rzeczy, które w dalszej fazie życia zaczynają nas interesować. Być może to właśnie my chcielibyśmy się przebranżowić w przyszłości? Mawia się, że trening czyni mistrza. Do takiego treningu potrzeba czasu, cierpliwości i zaangażowania. Ale wszystkie te kwestie popłacają w wypadku starania się przez nas o posadę w wymarzonej agencji, studiu, salonie, firmie czy korporacji. Umiejętności i fachu uczymy się od dziecka, wydatkując na nie odpowiednią ilość czasu, energii i zawziętości. Kompetencje nabywamy trochę później, bardziej dojrzali, ale z apetytem na więcej, ponieważ wciąż możemy je rozwijać i finalnie stać się ekspertem w swojej ukochanej dziedzinie. Nasza motywacja, aktywność oraz upór w dążeniu do celu są równie ważne w znalezieniu pracy! Bez tych cech nasze umiejętności, nadzwyczajne zdolności, kompetencje czy samo doświadczenie nie będą mieć znaczenia, ponieważ nikt o nas nie usłyszy. Pokazujmy się więc! Piszmy, dzwońmy, rozsyłajmy po kilka, nawet kilkanaście CV dziennie i łapmy kontakty, które mogą nas wspomóc w przyszłości. Pokażmy siebie, swoje unikatowe cechy, umiejętności, kompetencje oraz niepowtarzalną osobowość, a „zostaniemy kupieni” i wygramy batalię o metę w wyścigu po pracę! (KD)

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 21


Kącik kulinarny Marta Griksa

PRZEPISY!

Zbliża się wiosna. Trzeba wreszcie wyjść spod pierzyny i rozruszać zmarznięte kości na świeżym powietrzu, a po słonecznym (lub deszczowym) spacerze, proponuję nieco pyszności. Tym razem mam przepis dla tych mniej cierpliwych, bo cała zabawa zajmie nie więcej niż godzinę. Babka kojarzy się zazwyczaj z Wielkanocą, ale nie tylko.

Zaczynamy! Pół kostki masła ucieramy ze 120 gramami cukru pudru na puszystą masę. Ciągle miksując, dodajemy 5 żółtek. Następnie, już delikatniej mieszając, dodajemy 250 gramów mąki (1/5 jej objętości można zamienić na mąkę ziemniaczaną) oraz – pod koniec – proszek do pieczenia, odrobinę soku z cytryny i wanilię dla smaku. W osobnym naczyniu ubijamy białka i je również dodajemy do masy. Jeżeli chcemy otrzymać dwukolorową babkę, przygotowane ciasto dzielimy na dwie części. Pierwszą część wylewamy do keksówki. Do drugiej dodajemy kilka łyżek gorzkiego kakao, dokładnie mieszamy i dodajemy do już przelanej części. Zależnie od tego, jaki efekt chcemy uzyskać, możemy wylać ciasto w środku, dookoła lub w kilku wybranych miejscach. Ciasto wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni pieca. Powinno być gotowe po około 45 minutach, ale najlepiej upewnić się, wtykając w nie drewniany patyczek. Gdy będzie suchy – ciasto jest gotowe. Babkę polecam podawać delikatnie oprószoną cukrem pudrem w towarzystwie popołudniowej kawki lub herbatki.

fot. Marta Griksa

Smacznego!

22 Nowy Gwóźdź Programu nr 75


Rozrywka

HOROSKOP BARAN 21.III – 19.IV

WAGA 23.IX – 22.X

BYK 20.IV – 20.V

SKORPION 23.X – 21.XI

BLIŹNIĘTA 21.V – 20.VI

STRZELEC 22.XI – 21.XII

Bądź otwarty na nowe doświadczenia. Nie trzymaj się kurczowo przyzwyczajeń czy utartych schematów. To jest dobry czas, aby rozejrzeć się i szukać nowych, innych dróg. Zaryzykuj, spróbuj czegoś, czego jeszcze nie znasz. Rezultat może Cię zaskoczyć.

Doceń siebie i nie zaniżaj swojej wartości, żeby ktoś inny poczuł się lepiej. Czasem trzeba spalić za sobą kilka mostów tylko po to, by nabrać dystansu i móc z właściwej perspektywy spojrzeć na swoje życie. Odetnij się od fałszywych przyjaciół i toksycznych związków.

Nie oczekuj, że problem sam zniknie. Niedomówienia i niewyjaśnione sprawy utrudnią Ci podjęcie ważnej decyzji. Lepiej postawić na szczerość. Bez względu na to, jak jest trudna i bolesna, może być jedynym rozwiązaniem Twoich zmartwień.

Wróżka GG

RAK 21.VI – 22.VII

Postaraj się znaleźć więcej czasu dla siebie. Wsłuchaj się w swój organizm, który wyraźnie podpowiada Ci, że potrzebuje odpoczynku. Dobrym pomysłem będzie ograniczenie niezdrowej żywności. Jedz więcej warzyw i owoców!.

LEW 23.VII – 22.VIII

Nie lekceważ szczegółów przykładając się do swoich obowiązków. Układ planet wskazuje, że w najbliższym czasie będziesz dokładnie rozliczony ze swoich działań. Otwórz się na konstruktywną krytykę, a może właśnie dzięki temu zyskasz cenne wskazówki, poprawisz swoją efektywność i dowiesz się interesujących rzeczy o samym sobie.

PANNA 23.VIII – 22.IX

Układ planet sprzyja Ci i zapewnia ogromną dawkę pozytywnego myślenia. Jesteś na dobrej drodze, żeby wykorzystać swoją energię i koncentrację w życiu zawodowym. Uda Ci się wkraść w łaski przełożonych i być o krok bliżej od wymarzonego awansu.

Wraz z pojawieniem się wiosny samotne wagi mają szansę na miłość! Nie oczekuj na fanfary czy drżenie ziemi, bo możesz ją przegapić. To może być ktoś, z kim na początku połączy Cię prawdziwa przyjaźń. Z czasem oboje odkryjecie, że to właśnie miłość, na którą czekaliście całe życie.

To jest Twój czas! Masz szansę na sukces. Nie poddawaj się, a Twoja ciężka praca wkrótce zostanie doceniona. Uda Ci się również zwrócić na siebie uwagę kogoś wartościowego. Pamiętaj tylko, że nie samą pracą człowiek żyje. Zachowaj równowagę, bo przez nadmiar stresu i obowiązku możesz stracić szanse na miłość.

Wierność wcale nie jest nudna. Nie rezygnuj ze swojego partnera tylko dlatego, że ma gorszy okres w swoim życiu. To jest właśnie czas, kiedy potrzebuje Cię najbardziej. Odgoń myśli o przelotnym romansie i skoncentruj się na ukochanej osobie. W przeciwnym wypadku możesz gorzko pożałować swoich nieprzemyślanych decyzji.

KOZIOROŻEC 22.XII – 19.I

Zgodnie z zasadą co Cię nie zabije, to Cię wzmocni nie poddawaj się i uparcie dąż do wyznaczonych celów. Po burzliwym okresie przyjdzie spokój i czas na relaks. Odkrywaj swoje pasje, nie bój się nowych wyzwań. Dzięki temu znajdziesz to, co pokochasz robić w życiu.

WODNIK 20.I – 18.II

Weź się w garść. Przestań na wszystko narzekać i przyjmij odpowiedzialność za swoje działania. Gdy już uporasz się ze swoimi problemami, wszystko dalej pójdzie jak z płatka. Nie rozpamiętuj przeszłości. Najbliższy czas będzie dla Ciebie kopalnią okazji. Wykorzystaj je.

RYBY 19.II – 20.III

Karty pokazują, że na Twojej drodze pojawi się ktoś wyjątkowy. Nie przegap tego! Tylko od Ciebie zależy, jak dalej rozwinie się ta znajomość. Nie oczekuj, że wszystko potoczy się samo. Czasem trzeba wykazać się inicjatywą. Jeśli tylko się postarasz, możesz zdobyć miłość, o której marzysz.

Paweł Danek

Krzyżówka

nr 75 Nowy Gwóźdź Programu 23


Projekty NZS Martyna Bednarz

Fot. Tymoteusz Staniek

Fot. Tymoteusz Staniek

Projekt „Nie Zamykajcie Serc” już za nami! Do „Przeglądu Kapel Studenckich” zgłosiło się naprawdę wiele fantastycznych zespołów, dlatego wybór najlepszego nie był łatwy. IV edycja PKS odbyła się 20 kwietnia 2017 roku. Zwycięskimi zespołami zostały: Rail, Slinkwood oraz Eder.

24 Nowy Gwóźdź Programu nr 75




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.