Nowy Gwozdz Programu

Page 1

Nakład 5000 egzemplarzy

ISSN 1427-4120 | Nr 57 | cena 0zł

listopad | grudzień | 2011


allianz_ogl_148x210_druk.pdf

1

11-10-18

09:49


4

Aleksander Roj

Zatańczysz ze mną jeszcze raz

Myślenie jest homo

Łukasz Ogorzałek

Szalone miasto Dubaj

10 11

Mariusz Pałka

12

Katarzyna Brodowska

Energie Transmiłości (...)

Annamaria Stawska

14

Nie o to chodzi, by wywrócić kanon

Natalia Jankowska

16

Irańskie kino na cenzurowanym

Magdalena Goczoł

18

Kulturalny Kulturalno-społeczny

Kulturalny

Komu w drogę

9

Marcin Kawka

W galerii ludzkich obrazów

W krzywym zwierciadle

8

Magdalena Izydorska

Droga autobusowa zmoro W krzywym zwierciadle

7

Łukasz Ogorzałek

Jak kupują mężczyźni

Medialne szaleństwo

Jakub Pluta

Czyli dlaczego Battlefield 3 jest lepszy od strzelania do polityków.

wydawca Niezależne Zrzeszenie Studentów Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach redaktor naczelna Nina Bocheńska z-ca redaktora Roksana Nowak redaktor prowadzący Nina Bocheńska redakcja Anna Domańska, Natalia Jankowska, Jakub Pluta, Marcin Kawka, Magdalena Izydorska, Łukasz Ogorzałek, Anna Ślęczkowska, Katarzyna Brodowska, Mariusz Pałka, Roksana Nowak, Aleksander Roj, Magda Goczoł, Annamaria Stawska. korekta Anna Gawryś

6

Ania Domańska

Pewnego lipcowego dnia

Społeczny Społeczny Społeczny

Felieton

A może polskie morze?

5

Roksana Nowak

Gwóźdź Programu

W mieście Felieton Felieton

Sportologia

2

Nina Bocheńska

19

projekt okładki Agnieszka Kotulska skład i opracowanie graficzne Ƥaweƭ Ƥalaʀczƴƙ, Agnieszka Kotulska marketing i reklama Nina Bocheńska (n.bochenska@gmail.com) druk DRUKAT Sp. z o.o. ul. Mikołowska 100a, 40-065 Katowice adres redakcji ul. 1 Maja 50, 40-287 Katowice, Tel./fax (0 32) 257 72 19 �: ngp.redakcja@gmail.com Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i nie zwraca materiałów nie zamówionych. Zastrzega sobie prawo skracania i adjustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Opinie zawarte w artykułach nie muszą być zgodne z poglądami Redakcji.

© Wszelkie prawa zastrzeżone

|spis treści|

Uwierzmy w Katowice!


|w mieście| Nina Bocheńska

Gdy w kwietniu 2010 roku władze Katowic oficjalnie zaczęły bój o Europejską Stolicę Kultury 2016 dla stolicy Górnego Śląska, większość mieszkańców miasta i regionu pukała się w czoło. Katowice, do tej pory kojarzone wyłącznie z przemysłem ciężkim i górnictwem, wydawały się być ostatnim miastem w Polsce, które zasługiwałoby na tytuł stolicy kultury.

Na szczęście entuzjazm i energia kilku osób powoli zalewała początkowo miasto, a następnie cały region. Ślązacy uwierzyli w siłę swojej stolicy dopiero, gdy Katowice znalazły się w finale konkursu na ESK 2016. Pomysłem na wykreowanie nowego wizerunku miasta było odświeżenie wizji Katowic, jako miasta ogrodu. Marek Zieliński, twórca idei Miasta Ogrodów proponuje, aby traktować ten slogan metaforycznie. Najtrudniej było przekonać samych Katowiczan do tego pomysłu. Jednak gdy już to się udało Katowice nie spoczęły na laurach. Od tego momentu Katowiczanie powoli zaczęli zmieniać swoje nastawienie do uczestnictwa w konkursienareszcie zaczęli postrzegać tą aktywność jako działalność, która realnie zmienia ich miasto na lepsze, nowocześniejsze, kulturalniejsze. Wizja Miasta Ogrodów kiełkowała z początku dosyć wolno, jednak gdy ziarno pomysłów i energii trafiło na podatny grunt zainspirowanych pomysłem mieszkańców, pomysł Pana Zielińskiego wydał barwne kwiaty. Liczba fanów katowickiego profilu ESK na Facebooku rosła z dnia na dzieńpodczas finału zmagań polskich miast o Europejską Stolicę Kultury profil Katowic miał ponad 14 tysięcy wielbicieli.

| 02 | Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |

Ogród Światła W Katowicach pojawiło się wiele projektów i inicjatyw bezpośrednio odnoszących się do idei Miasta Ogrodów. Stowarzyszenie Moje Miasto wraz z Dominikiem Tokarskim zainicjowało projekt o nazwie „Ogród Światła”, który nawiązywał do wizerunku XX-wiecznych Katowic, które były miastem neonów. Twórcy tej idei chcieli ożywić nieco Śródmieście wprowadzając więcej kolorowego światła, tworząc tym samym miejskie muzeum neonów- elementów tak bardzo kojarzących się w Katowicami lat 70-tych.

SuperOgród Podczas gdy świet(l)ne ogrody rozrastały się na terenie Śródmieścia Katarzyna Jendrośka miała swoją własną wizję Miasta Ogrodów. Wspomniana studentka ASP chciała zmienić Superjednostkę- katowicką maszynę do mieszkania, w prawdziwy miejski ogród. Mieszkańcy 270 mieszkań tego katowickiego kolosa wsparło inicjatywę SuperOgrodu sadząc na swoich balkonach otrzymane od Biura ESK sadzonki. Inną formą ukwiecania miasta było rozdawanie Katowiczanom darmowych sadzonek słoneczników, jednego z symboli starań Katowic o tytuł ESK 2016. Do katowickich domów i mieszkań trafiło około 20 tysięcy sadzonek, urzeczywistniając tym samym wizję Katowic jako Miasta Ogrodów.


|w mieście|

Pole słoneczników Promocja stolicy Górnego Śląska odbywała się szeroko poza granicami województwa. W Brukseli, przed gmachem Parlamentu Europejskiego wyrosło wielkie pole charakterystycznych słoneczników, które promowało Katowice jako Europejską Stolicą Kultury. Pomysł instalacji Sunflower 2016 został doceniony zarówno przez europosłów jak i turystów czy mieszkańców Brukseli.

Alternatywna Stolica Kultury Ogrom starań, które zostały poczynione przez władze Katowic i przede wszystkim przez mieszkańców nie zostały jednak do końca docenione. W czerwcu 2011 roku bój o ESK 2016 wygrywa Wrocław. Z początku Katowiczanie, jak i mieszkańcy całego regionu wspierający kandydaturę Katowic na ESK, poczuli się zawiedzeni. Na ulicy Mariackiej, gdzie odbywała się relacja z Konferencji Komisji Selekcyjnej ESK zapadła cisza, następnie głosy niezadowolenia i poczucia przegranej. Jednak po pierwszych negatywnych reakcjach przyszła mobilizacja. Momentalnie na FB pojawił się profil Katowic, jako ALTERNATYWNEJ Europejskiej Stolicy Kultury. Ludzie zaczęli przekonywać się, że Miasto Ogrodów dopiero co zaczęło kiełkować, że przed nami jeszcze jest wszystko co najlepsze. Kandydatura Katowic poruszyła miastem. Dzięki walce o ESK, Katowice pokazały całemu kraju, że nie zostały zakopane w hałdzie z poprzedniej epoki, a są znaczącym punktem na kulturalnej mapie Polski. Katowice stały się gospodarzem wielkich wydarzeń na skalę europejską. Mowa tu przede wszystkim o Tauron Nowa Muzyka, Off Festival, SK 2010 Street Art Festival czy też Ars Independent Katowice.

Co dalej? Znaczącym krokiem na przód była deklaracja władz miasta co do dalszego wspierania inicjatyw zapisanych w programie starań Katowic o ESK 2016. Miasto oraz Marszałek Województwa przyznali budżet na realizację wszystkich zaplanowanych imprez i wydarzeń kulturalnych. Biuro ESK zostało przekształcone w Instytucję Kultury „Katowice. Miasto Ogrodów”, by pod zmienionym szyldem móc dalej realizować projekt ukulturalnienia miasta. Tak naprawdę kandydatura Katowic była katalizatorem zmian, które już teraz da się zauważyć w regionie. Coraz więcej młodych ludzi identyfikuje się z miastem, wiąże swoją przyszłość z tym regionem i wierzy, że jeśli spotkają się odpowiedni ludzie w odpowiednim miejscu to wiele da się zmienić. Katowice mają wielki potencjał do wykorzystania, zarówno w kulturze jak i biznesie. Starania Katowic o miano Stolicy Kultury były impulsem, który wywołał lawinę energii i wiary w potencjał jaki drzemie w tym regionie oraz chęci odczarowania czarnego wizerunku miasta.

I chociaż szkoda, że Katowice nie uzyskały tytułu Europejskiej Stolicy Kultury to ja osobiście wierzę, że wysiłek wniesiony przez tak wielu ludzi nie poszedł na marne. Wszystkie te działania kulturalne przybliżają nas do osiągnięcia wyznaczonego w 2010 roku celu. Przecież chyba każdy z Nas, żyjących w Aglomeracji Górnośląskiej chce, aby Katowice były europejską stolicą kultury. Nie tylko w 2016, nie tylko oficjalnie.

| Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 03 |


Aleksander Roj

|felieton|

Mecz Anglia – Brazylia. Zawodnicy z Ameryki Południowej ostro zabalowali i wpadli na kapitalny pomysł. Mecz z synami Albionu rozegra w pojedynkę Ronaldinho. Godzina 20, na murawę w żółtej koszulce i niebieskich spodenkach wybiega tylko jeden zawodnik, podczas gdy jego koledzy odsypiają zarwaną noc. Po spotkaniu Brazylijczycy budzą się i słyszą w wiadomościach, że w meczu padł remis 1:1! Szybko dzwonią do swojego kolegi i pytają się jak do tego doszło. Wielkie było ich zdziwienie, gdy w 89. minucie Ronaldinho ukarany został czerwoną kartką. To tylko średniej jakości dowcip, ale jestem pewien, że taki mecz cieszyłby się znacznie większym zainteresowaniem niż niejeden szlagier MŚ czy Ligi Mistrzów. I to nie ze względu na jego treść, ale przede wszystkim formę. Im dłużej zwlekałem z napisaniem tego artykułu, tym częściej potykałem się o argumenty opowiadające się za moją tezą. Może jestem przewrażliwiony na punkcie komercji, która wkłada swoje łapska w każdy zakamarek naszego życia, a może po prostu jestem przesiąknięty zestawem pudełkowych wiadomości o lekkim zabarwieniu sportowym? Może Ty też, Drogi Czytelniku, coraz częściej napotykasz się na informacyjne śmieci okołosportowe? Może też odnosisz wrażenie, że włosy Cristiano Ronaldo lśnią i tak bardziej niż rywale, którzy grają o dziwo lepiej w danym meczu, mimo, że nie machają jakoś dziwacznie nogą nad piłką i nie mają kilograma żelu na głowie. Też uważasz, że nie tylko kolarze mają podczas

| 04 | Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |

wyścigów pod górkę, ale cała ich dyscyplina, o której pisze się dla szerszego audytorium tylko wtedy, gdy porusza się kwestię dopingu. Mam tu na myśli Lance’a Armstronga, który pojedynek z resztą świata toczy już od dobrych kilku lat. Ten kto nie ma zbyt częstych kontaktów z siatkówką żeńską przypomni sobie o niej tylko wtedy, gdy wybuchnie afera zazwyczaj wywołana przez Andrzeja Niemczyka, którego bliskim kuzynem jest niejaki skandal. Fani NBA z pewnością dokleją tu zaraz wątek LeBrona Jamesa, który w przerwie międzysezonowej zakończył swoją transferową telenowelę realityshow a’la „Wybacz, przepraszam”, kiedy to przez cały program dukał o powodach swojego wyboru, dopiero na sam koniec informując, że zagra jednak w Miami Heat. Wróćmy do Anglii – tam najszybciej piłka nożna goni za pieniądzem. Premiership zaczyna mieć coraz intensywniejszy Katar i to właśnie na Wyspach szejkowie zaczynają się czuć jak w sklepie z zabawkami. Katarem zaczyna być zarażana Hiszpania (Malaga najmocniej zaczyna kichać katarskimi pieniędzmi), a kto wie, czy nie skończy się to wszystko nowotworem, po tym jak organizację wielkich imprez (od wyścigu F1, przez klubowe MŚ w siatkówce, po te w piłce nożnej) przekazano. Dlatego zamiast na widowiskach czy analizach meczów, skupiamy się na abstrakcyjnych nowinkach (vide złota formuła w siatkówce) czy biadolimy, jak to sportowcy są zmęczeni dalekimi wyprawami. Przy okazji, nikt nie zastanawia się przy wydawaniu petrodolarów, po co w Manchesterze City tylu defensywnych pomocników – lepiej podać dwie lub najlepiej 3 cyferki przy liczbie milionów wydanych na transfery.

Najlepszym dowodem na to, że sport w sporcie schodzi na dalszy plan, są dwie osoby – Anna Kurnikowa i Tiger Woods. Pierwsza lepiej machała kawałkiem spódniczki niż rakietą na korcie i dzięki temu mieliśmy modelkę na korcie, o której pisano również w rubrykach sportowych. Z kolei u największego golfisty (a może powinienem napisać: skandalisty?) świata to sprawy prywatne wypłukały pamięć o jego sukcesach ze świadomości wielu kibiców Amerykanina. Natomiast najnowszy produkt na polskim rynku, w wydaniu Pudzianowsko- Najmanowskim przypomina prezent na wystawie pod choinką. MMA jest ładnie opakowana, ale w środku trudno znaleźć coś bardziej wartościowego niż samo pudełko. Mimo to, wielu daje się złapać na tę komercyjną papkę o raczej krótkim terminie ważności. Nie mogę jeszcze nie wspomnieć o polskiej reprezentacji w piłce nożnej. Rozumiem, że po meczach białoczerwonych ciężko czasem cokolwiek napisać. Ale to nie powód, aby przekraczać pewne granice i małą iskierkę rozdmuchiwać do wielkości pożaru. Mówiąc krótko – dziwię się dziennikarzom, że dopiero teraz zorientowali się, że polscy piłkarze nie gustują tylko w napojach energetycznych. Takie informacje, popularnie mówiąc newsy, mogą zainteresować tych, którzy lubują się w kolorowych gazetach z pomponikiem, pudelkiem czy literką F w tytule, a sport nieszczególnie ich interesuje. Dlatego proponuję, że skoro polityka doczekała się politologii, to sport również zasługuję na coś podobnego, ale takiego z przymrużeniem oka. Jest jednak jeden warunek – niech sportologia nie wchodzi z buciorami do świata sportu. Guzik mnie obchodzi, że Obraniak nie ma problemu z zębami odkąd jego nową dziewczyną została dentystka. Bardziej interesuje mnie, czy Ludo potrafi ukąsić z dystansu.


Roksana Nowak

|felieton|

Trzynasta edycja Tańca z Gwiazdami dobiega końca, tylko pięć par walczy o Kryształową Kulę. Nie wiem kto zajął siódme miejsce, bo na portalach plotkarskich piszą, że Urbańska kiepsko prowadzi i do tego Józefowicz patrzy na nią krytycznie, chociaż prawie w ogóle jej nie widzi. Tym sposobem program rozrywkowy stał się dla mnie smutny, chociaż pani Natasza mówi, że to tylko i aż Mistrz. Po tym jak dowiedziałam się, że Paweł Zduński się oświadczy, a ktoś nagrał porno skacząc ze spadochronem, mogę poinformować tych z Was, którzy nie mają w ogóle pojęcia o TzG, że z programu odpadła Katarzyna Pakosińska. W programie zostali: Michał Szpak, Kacper Kuszewski, Weronika Marczuk, Bilguun Ariunbataar, Katarzyna Zielińska. Gwiazdami wciąż są Iwona Pavlović i Agustin Egurrola. Ale kto wystąpi w kolejnej, czernastej (!) edycji? Niestety ja jeszcze nie dostałam propozycji (daję sobie czas do pięćdziesiątej edycji), ale czekając na nią przygotowałam listę osób, które producenci muszą

zatrudnić. W każdej edycji musi tańczyć co najmniej jeden średnio znany polityk albo dziecko/żona/ mąż/ojciec/matka/babcia/sąsiad polityka bardzo znanego. Niech ta jubileuszowa czternastka będzie Tańcem z Gwiazdami Polityki. Pierwszy na boisko powinien wybiec Jan Tomaszewski (bo w dobrej edycji, musi być też sportowiec – na listę rezerwową wpisuje się Władysław Kozakiewicz). Rola przystojniaka dla Pawła Poncyljusza, bo Poncyljusz Jest Najprzystojniejszy, a dzięki treningom w Egurrola Dance Studio może zostać nawet Prezydentem. Chwytliwe hasło zapewniło miejsce na liście także Zbigniewowi Ziobro. Jak śpiewał Andrzej Rosiewicz „wystarczy cztery ziobra i Polska będzie dobra”, a jeśli trzeba będzie coś zmienić w formule programu to powstanie list, może nawet po angielsku. Gwiazdą zapomnianą, ale wciąż żywą będzie Agent Bartosz Arłukowicz. W razie czego wyleczy, a także pomoże pozbierać się wykluczonym, na których widzowie nie będą głosować. Z dowcipem mógłby się wypowiadać Tadeusz Ross. No i dostawałby wysokie noty od Jolanty Fraszyńskiej (Beata Tyszkiewicz już nie występuje) za grę aktorską.

Ostatni, ale nie najgorszy, to Janusz Korwin-Mikke. Bardzo chcę zobaczyć jak będzie traktować partnerkę – nauczycielkę. Ślicznotką edycji niech będzie Sylwia Ługowska. Młoda, zdolna (?) i obyta z mediami, do tego piękne stroje, czyli wróżę finał. Sportowcem wśród kobiet może być Iwona Guzowska. Jeśli pojedynek z innymi gwiazdami nie będzie fascynujący, to może chociaż szanowne jury będzie mieć zastrzeżenia do Mistrzyni. Gwiazdą zapomnianą powinna być Renata Beger. Za dobre wynagrodzenie na pewno wystąpi i jeszcze polubi występy. Może nawet jak koń owies. Zobaczyć chciałabym też pojedynek Małgorzaty Gosiewskiej z Beatą Gosiewską. Raczej niemożliwe, by tańczyły w jednej parze, więc proszę o sklonowanie Rafała Maseraka. Jeśli się nie uda, to myślę, że Maserak da sobie radę na dwa fronty. A tego wszystkiego będzie doglądać Matka Założycielka – Joanna Senyszyn. Tak mi dopomóż TVNie!

| Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 05 |


Polskie Morze

Ania Domańska

|felieton|

A może

Wprawdzie o lecie nikt już dzisiaj nie pamięta, ja uwielbiam w jesienne deszczowe wieczory otworzyć folder „wakacje” i powspominać te beztroskie, wolno płynące dni. Zawsze wprawia mnie to w pozy­ tywny nastrój, którym chce się podzielić. Nie mam zamiaru jednak opowiadać o chorwackiej plaży czy 40-stopniowym egipskim upale. Wole powspominać nasze piękne polskie krajobrazy od gór, przez jurę, aż po Bałtyk. Uprzedzę tutaj zdziwienie zwolenników zagranicznych wojaży – nie jestem przeciwniczką słonecznych wakacji w Hiszpani czy na Karaibach, bo tam na pewno jest wspaniale. Po prostu coraz rzadziej słyszę o wędrówkach po Polsce, a szkoda. Na początek góry. Nie jestem zapaloną piechórką, ale jednodniowa wycieczka w Beskidy to dobry pomysł na rozpoczęcie wakacji. Wyjazd o 6 rano z Katowic do Ustronia, a potem kilkugodzinny marsz górami do Wisły Głębce. Może nie zdobyłam wielkich szczytów, ale nawet z tych niewielkich jest powalający widok. Wieczorem 22, powrót do miasta, wprawdzie krótko ale czuję, że wakacje się zaczęły! Dalej mamy Jurę Krakowsko-Częstochowską, którą odwiedzam co roku od pierwszej podstawówki. Grzybobrania, grillowanie, ogniska przy dźwięku gitary i przyjemne leniuchowanie na soczyście zielonej trawce,

dookoła słysząc jedynie świergotanie ptaków i widząc łany zboża przeplatane makami i chabrami. Wierzcie mi, to jest naprawdę coś wspaniałego! Najmilej wspominam chyba wakacje przed trzema laty, kiedy kupiliśmy mapę turystyczną i zamurowało mnie jak zobaczyłam tak wiele jest ścieżek rowerowych, o których wcześniej nie wiedziałam. Ponad setka kilometrów w czasie tygodnia wypraw między zamkami na Szlaku Orlich Gniazd naładowała mnie tak ogromną energią, że aż trudno to opisać. Liczę, że w następne wakacje już nic mi nie stanie na przeszkodzie, żeby móc to powtórzyć. A na koniec trzykrotny cel mojej podróży, a mianowicie Hel. Tutaj naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Możecie wierzyć lub nie, ale półwysep jest bez wątpienia wart dwunasto godzinnej męczarni w pociągu! No i oczywiście nocleg na polu namiotowym. Bez tego nie mogłoby się obejść. Wiadomo, nad Bałtykiem z pogodą bywa bardzo różnie, dlatego z planowania czegokolwiek nici. Jak świeci słońce i jest odpowiednio ciepło to nikt się nie zastanawia tylko bierze ręcznik, strój kąpielowy i czym prędzej na plażę. Masa osób pyta mnie co można robić we wszystkie pozostałe dni? Odpowiedź jest bardzo prosta – zwiedzać! A miejsc do zobaczenia na półwyspie nie brakuje. Nie przepadam zbytnio za zwierzętami ale zakochałam się w bałtyckich fokach od pierwszego wejrzenia. Najfajniej jest odwiedzić fokarium w porze karmienia, które połączone jest z treningiem medycznym. Wprawdzie jest tam wtedy mnóstwo ludzi ale zachowania fok są po prostu słodkie.

| 06 | Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |

?

Polecam również spacer po molo w Juracie i po portach w Jastarni i Władysławowie, gdzie dla chętnych wycieczki po morzu lub Zatoce Puckiej motorówkami, żaglówkami, kutrami przerobionymi na statki piratów lub łodzie wikingów. A dla miłośników militariów cała masa bunkrów i innych pozostałości powojennych, w tym Muzeum Obrony Wybrzeża z kolejką wąskotorową. Zapraszam również na D-Day Hel, czyli rekonstrukcję wydarzeń z Normandi z 1944., połączoną z pokazami pojazdów wojennych w tym amfibii i człogu, które jak gdyby nigdy nic jeżdżą przez cały tydzień uliczkami Helu. Oprócz tego dużo, dużo, dużo innych ciekawych miejsc do których najlepiej dojechać autostopem. Bynajmniej nie chodzi tylko o zmniejszenie kosztów wakacji, a bardziej o możliwość poznania naprawdę interesujących ludzi. A wieczorami znowu milion opcji. Jest tu knajpek „do wyboru do koloru”, a w każdej coś innego – dyskoteka, koncert akustyczny, szanty albo tradycyjna kaszubska muzyka. To samo tyczy się zimowych wypadów na narty. Infrastruktura w polskich górach cały czas się rozwija, dlatego warto dać szansę Polsce i pokochać na nowo piękne Tatry, Beskidy czy Karpaty. Bo tak naprawdę nie pogoda ani turystyczne luksusy, tylko pozytywne nastawienie i fajni ludzie decydują o świetnym wyjeździe. Liczę, że przekonałam tym artykułem choć jedną osobę do polskich krajobrazów.


Łukasz Ogorzałek studia to miejsce wyłącznie dla ludzi z potencjałem intelektualnym i wrodzoną systematycznością. Odsiewając spośród pełnoprawnych studentów- leni i gamoni- zostają jeszcze studenci z grubym portfelem. Studia to także miejsce dla ludzi z forsą. Zapyta ktoś, gdzie podział się mit życia studenckiego? Opowieści o zupkach chińskich, romantycznym „klepaniu biedy” przy lekturze? Jest coraz drożej i coraz mniej ludzi może pozwolić sobie na to by ich dziecko poszło na studia do innego miasta. Uczelnie nie mają pieniędzy by wspierać studentów z trudną sytuacją materialną. Nawet rynek pracy nas młodych ludzi z potencjałem i dyplomami na ręce, wymienia na dorabiających emerytów bez potencji. Rozmieniamy nasze talenty na drobne, gubimy czas i siły na naukę na dorabianie przy układaniu towaru w marketach. Czy to wystarczający powód do nie krytykowania młodych-zagubionych? Sprawa świadczenia usług seksualnych, bądź erotycznych przez studentów ma też drugą stronę. Szperając w ogłoszeniach internetowych czytam treści brzmiące mniej więcej: „Dwie młode atrakcyjne studentki poszukują pana(powyżej 35 roku życia) kochanka i sponsora w jednym do wspólnych zabaw erotycznych z nami, będzie ci dobrze jak w niebie, zapomnisz o wszystkim!!” bądź: "Dwie b. atrakcyjne 18-latki o wysokiej kulturze osobistej, bez nałogów, szukają przyjaciela z klasą i kasą na wysokim poziomie, zadbanego, dbającego o higienę, kulturalnego, wyluzowanego,

|społeczny| |felieton|

Pewnego lipcowego dnia, gdy pogoda nie rozpieszczała i częstowała kraj obfitymi porcjami deszczu- ja, skulony pod parasolem, biegałem po swoim mieście szukając dorywczej pracy. Jest to scenariusz znany zapewne wielu studentom. Przeklinając przesiąknięte buty i nasycony do granic możliwości rynek pracy oberwałem w twarz mokrą gazetą. Zażartowałem sobie, że pierwszy raz w życiu moja twarz znalazła się na okładce i odklejając mokry papier z facjaty i celując nim do kubła na śmieci moją uwagę przykuł tytuł prasowy „Studencki sex-biznes”. Po modelarskich zabiegach zachowania spójności mokrej gazety- zabrałem się do czytania rozpływającego się druku. Czytam tam: „Studenci udając młode kobiety, piszą erotyczne smsy nakłaniając tym klienta do wydania nawet 1800zł a sami zarabiają przeszło 1300zł miesięcznie”. „Młode zagubione studentki dorabiają grając w tandetnych filmach pornograficznych lub świadcząc usługi erotyczne”. „Jedna piąta studentów zarabia w seksbiznesie. Decydują się na to ze względów ekonomicznych, bo to bardzo łatwy zarobek.” Moja pierwsza reakcja czytając ten tekst, to lekkie rozbawienie spowodowane moim mocnym niedowierzaniem. Sądziłem, że utrzymywanie się na studiach płacąc lekkimi obyczajami to problem o charakterze incydentalnym. Jednak czy problem tkwi znacznie płycej niż w obyczajowości poszczególnych ludzi? Trzeba wziąć pod uwagę jak wiele ambitnych i zdolnych osób nie ma wystarczającego finansowego wsparcia ze strony rodziny czy strony uczelni. Jak wielu młodych i zdolnych ludzi przepada gdzieś w trybach codzienności. Należy pozbyć się mitu, że

dyskretnego do stałego układu. My zapewniamy Tobie mile spędzony czas, Ty w zamian wynajmiesz Nam kawalerkę + 5.000 miesięcznie na życie. Jesteśmy uczącymi się dziewczynami w trudnej sytuacji finansowej, pierwszy raz zdecydowałyśmy się, żeby pomóc sobie w taki sposób. Interesuje nas mężczyzna w wieku od 40+ lat. Zapewniamy pełne zadowolenie i dyskrecję. Zastanów się." Zastanawiam się młode panie, zgodnie z waszym życzeniem. Zastanawiam się czy problem „sex-sponsoringu” wynika tylko z braku innego sposobu na utrzymanie się na studiach, czy także ze zwykłej pazerności na „łatwy” sposób życia. Granica moralności jest cienka i przebiega pomiędzy poniżeniem a godnością. Sypiając z obcym facetem za mieszkanie lub pieniądze na czesne zaciera się tą granicę. I częściej podróżuje się z kraju godności do kraju poniżenia. Rzadko odwrotnie. Młoda kobieta, która może wycenić sama siebie, metkować swoje ciało i wystawiać na sprzedaż młodość w pakiecie z uległością, powinna zrozumieć, że nawet dochowanie dyskrecji przez „pana z klasą i kasą”, nie pozwoli zapomnieć jej samej. Zarabianie ciałem nawet w imię wykształcenia- nie jest kształtujące. Jest miałkie i śliskie. Mówiąc słowami Oscara Wilde’a jest to cios poniżej intelektu. Jak uważacie sami? Lepiej rozstawiać towar na półkach czy własne nogi?

| Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 07 |


Łukasz Ogorzałek

|społeczny|

„Nie ma książek moralnych czy niemoralnych, są tylko książki dobrze napisane bądź źle”. Niech te słowa mojego ulubionego zagranicznego pisarza Oscara Wilde’a służą za wstęp, bo o tym będzie tutaj mowa. O czym? O książce, która wstrząsnęła swego czasu opinią publiczną i dorobiła się etykiety książki ”skandalicznej”.

Świat, ten w którym żyjemy i ten który już dawno za nami- zawsze był oparty na społecznych manierach, konwencjach i moralności narzucanej odgórnie, poprzez wychowanie i tradycję. Jednak pojawiały się jednostki które burzyły ład społeczny, za nic miały obowiązujące zasady i powszechne poglądy. Dla jednych były to jednostki wybitne, pociągające tłumy – dla innych były to jednostki niewygodne. Niewygodne bo wolne od szablonów. Dla mnie są to z pewnością jednostki odważne. Mamy 6 kwietnia 1895 roku, wspomniany Oscar Wilde zostaje aresztowany i oskarżony o kontakty homoseksualne, które w XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii były zabronione przez prawo. Pisarz zostaje skazany na 2 lata ciężkich robót. Po odbyciu wyroku nigdy nie odzyskuje wcześniejszej renomy i równowagi zdrowotnej, w efekcie czego w roku 1900 umiera w podrzędnym hotelu. Tak kończy jeden z najbłyskotliwszych pisarzy XIX wieku. Pisarz który całym swoim dorosłym życiem brnął w ekstrawagancję, oryginalność i nieprzeciętność. Także w swoim życiu artystycznym. Zasłynął książką

| 08 | Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |

która wywołała skandal, powieścią „Teleny”, która opowiada o miłości seksualnej pomiędzy francuskim dandysem Camillem a węgierskim pianistą Rene Telenym. Powieść zawiera mnóstwo, zawstydzających wrażliwego czytelnika, pikantnych opisów życia seksualnego tej szczególnej pary. Powieść uznana jest za bunt przeciwko zimnemu, wyzbytemu erotycznych emocji życiu społeczeństwa wiktoriańskiego. Dzieło napisane zwięźle, pełne pasji, namiętności i uczucia. Jestem pewien, że ta książka jest w stanie podzielić społeczeństwo nawet w dzisiejszych czasach. Do czego zmierzam. Artykuł ten nie jest obroną, ani atakiem na mniejszości seksualne. Wziąłem na tapetę ten temat ponieważ kilka razy spotkałem się z krytyką tej książki, przez ludzi którzy nawet jej nie przeczytali, i nie zamierzają gdyż, jak to rzeczą „pedalska szmira”. Najcięższą chorobą jest nabyta głupota i godzenie się na nią. Jawne krytykowanie czegoś czego się nie zna świadczy o wąskiej perspektywie.

Czytałem tę książkę, odbierałem ją różnie- ale mimo to uważam ją za dzieło skończone i warte zaznajomienia. Patrzę na nią jak czytelnik na literaturę, nie jak Korwin-Mikke na „marsz równości”. Czytając tę książkę nie stałem się gejem. Z każdą stroną więcej nie stawałem się mniej hetero. Nie podpisywałem petycji dla legalizacji związków homoseksualnych. Nie zmieniłem własnego światopoglądu, ale go poszerzyłem. O to chodzi. Przeczytałem „Teleny” i nadal pociąga mnie moja piękna dziewczyna. Coś nie tak. Piszę o tym, bo wymagam od ludzi tolerancji. Nie tolerancji na rzeczy sprzeczne z ich spostrzeganiem świata. Wymagam tolerancji dla własnego intelektu. Szacunku dla własnego samodzielnego myślenia. Do zapoznawania się z faktami i konstruktywnej krytyki. Nie cierpię ludzi którzy swoje zdanie wygłaszają jednym ciągiem za szeregiem ograniczonych imbecyli beczących jak owce. Nie ma nic gorszego niż szykanowanie bez znajomości tematyki, a spotykamy to na każdym kroku. Wyrzuć do śmietnika myśli skrępowane nienawiścią, nietolerancją i uprzedzeniami których nie jesteś wstanie argumentować. Sapere aude.


Magdalena Izydorska

|społeczny| |felieton|

Powszechnie uważa się, że mężczyźni niespecjalnie lubią robić zakupy i nie są zbyt aktywni na tym polu. Ciężko ich nawet skłonić, aby byli cierpliwymi towarzyszami w czasie kobiecych wypraw na zakupy. Ale czy to dotyczy wszystkich panów? Czy wszyscy nie lubią zakupów? A może po prostu mają inny system kupowania. Przecież kobiety i mężczyźni różnią się od siebie pod każdym względem, dlaczego więc nie mieliby różnić się także w kwestii zakupów? Istnieją mężczyźni, którzy lubią zakupyznam nawet kilku takich, ale oczywiście są oni w zdecydowanej mniejszości. Na co dzień częściej do czynienia mamy z panami, którzy zakupy traktują jak zło konieczne. Powodem, dla którego panowie rzadziej widywani są w sklepach może być fakt, że częściej są klientami sklepów i aukcji internetowych. Osobnicy płci męskiej są wygodni. Nie ruszają się z domu, a jednak nabywają nowe rzeczy. Fakt faktem panowie jednak szybciej dokonują zakupów. Zastanawiałam się nad tym stanem rzeczy i po rozmowie z kilkoma kolegami doszłam do jednej z przyczyn takiego stanu rzeczy. Dowiedziałam się, że niektórzy z mężczyzn stosują system tzw. 5 min, najczęściej w przypadku sklepów odzieżowych. Na czym to polega? Wchodzą do sklepu, rozglądają się po półkach, jeżeli przez pierwsze pięć minut przebywania w nim nic nie rzuci im się w oczy, wychodzą i idą do kolejnego. Po co marnować czas. Szybciej oglądają towary. Jeżeli natomiast osobnik płci męskiej znajdzie produkt, którego szuka, nie zastanawia się długo nad jego wyglądem. Bierze produkt do ręki i prawie natychmiast jest gotowy do kupienia go, nie czerpiąc najwidoczniej żadnych przyjemności z możliwości poszukiwania i wybierania. Ważniejsza dla niego jest funkcjonalność produktu. Zjawisko szybkich zakupów wyjaśnia amerykański naukowiec - Daniel Kruger, za pomocą psychologii ewolucyjnej. Panowie mają w głowie konkretny przedmiot, który chcą kupić, wchodzą do sklepu, kupują go i wychodzą. Kruger uważa, że jest to spowodowane tym, że panowie od dawien dawna mieli za zada-

nie wybrać się na polowanie, upolować zwierzynę i z mięsem jak najszybciej wrócić do domu, by ochraniać rodzinę. Mężczyźni z resztą bardzo racjonalnie podchodzą do zakupów. Facet przychodzi do sklepu z określonym celem zakupowym, który realizuje w najprostszy dla siebie sposób. W przeciwieństwie do kobiet, dla których emocje odgrywają dużą rolę w decyzjach zakupowych, mężczyźni dokładnie wiedzą, po co przyszli do sklepu i chcą mieć to pod ręką. Owszem, są podatni na akcje promocyjne, ale bardzo duża grupa mężczyzn jeszcze przed wizytą w sklepie ma z góry ustaloną listę zakupów. Inaczej jednak jest w przypadku zakupów spożywczych. Zdecydowanie rzadziej spotykam mężczyzn w supermarketach. Podczas codziennych zakupów płeć męska rzadziej zwraca uwagę na takie aspekty jak korzystna cena, ciekawa promocja, samoobsługowa forma obsługi klienta. Mężczyźni nie robią zakupów regularnie. Czekają, aż w lodówce zostanie tylko otwarta puszka jedzenia dla kota i pól cytryny. Wtedy idą na zakupy. Mężczyzna kupuje wszystko co dobrze wygląda, bo nie wie, który produkt jest dobry. Nie są tak zorientowani w dobrach spożywczych, jak kobiety. Zanim dojdą do kasy, ich rachunek zaczyna przewyższać Mount Everest. Przeciętny mężczyzna po wejściu do sklepu nie szuka od razu kontaktu z obsługą. Przychodzi na zakupy przygotowany i wystarczy mu znajomość kilku najważniejszych cech poszukiwanego produktu. Sam znajduje odpowiedni dział, przegląda ofertę i próbuje znaleźć dobro, które spełnia postawione wymagania. Jeśli facet nie może sobie poradzić, próbuje znaleźć materiały informacyjne i dopiero w ostateczności decyduje się poprosić o pomoc obsługę. Nie jedzie także po lepszy model do drugiego sklepu, bo kolor i dodatkowa funkcja nie mają dla niego dużej wartości. Nie czuje się zobowiązany wobec sprzedawczyni, nawet jeśli z nią rozmawiał, ponieważ nie nawiązuje z nią więzi emocjonalnej. Jednym słowem mężczyzna jest na zakupach

indywidualistą. Z własnych obserwacji jednak wiem, że kiedy obsługa sklepu ma okazję porozmawiać z klientem płci męskiej jest o wiele łatwiej go przekonać do produktu niż kobietę. Mężczyźni są bardziej podatni na sugestie, wierzą opinii specjalisty, łatwiej nakłonić ich do kupna, szczególnie kiedy obsługa jest miła i kompetentna, albo przynajmniej taką udaje. Według pani Jadwigi Berbeki przedstawiciele płci męskiej przy robieniu zakupów w największym stopniu kierują się marką towaru. Można sądzić, że wynika to z jednej strony ze słabej znajomości poszczególnych rynków przez mężczyzn i w takiej sytuacji podstawowym zastępczym kryterium wyboru staje się marka, a z drugiej strony z prób budowania prestiżu poprzez zakup markowych produktów. Znaczenie marki jest u mężczyzn szczególnie istotne przy zakupie samochodów i sprzętu RTV. Zresztą w miejscach gdzie można nabyć te produkty panowie są najczęściej widywani. Uwielbiają oglądać nowe sprzęty i auta, porównywać oferty, marzyć o tym, jakby to było mieć takie cudo. Uważam, że niejeden facet mógłby zamieszkać w salonie samochodowym. Podsumowując uważam, że niewielu jest już takich stereotypowych mężczyzn nienawidzących zakupów. Panowie lubią chodzić po sklepach, ukrywają to przed nami kobietami, aby ich męskość nie została poddana pod wątpliwość. Dlatego właśnie mężczyźni szybko przemierzają sklepowe alejki i udają niezainteresowanych produktami. Nie chcą aby ich duma ucierpiała, ale kiedy nikt nie widzi idą np. do salonu samochodowego albo sklepu ze sprzętem RTV i mogą tam przesiadywać godzinami. To właśnie tam jest ich mały świat. Toteż nie pchajmy się do niego tylko udajmy się na szaleńcze zakupowe z pełnym portfelem w gronie przyjaciółek bez męskiego akcentu. Niech dalej panowie udają, że nie lubią zakupów. Ja i tak znam już prawdę.

*

* J. Berbeka, Płeć a zachowania konsumentów, „Marketing w praktyce” 1999, nr 1, s. 35 i nast. | Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 09 |


|w krzywym zwierciadle|

Chociaż widzieliśmy się już nie raz i nie dwa, nigdy nie mieliśmy okazji ze sobą porozmawiać. Jestem cichym widzem, obserwatorem Twoich poczynań. Pewnie nie zdajesz sobie sprawy z mojego istnienia, ja jednak wiem o Tobie już całkiem sporo. Ostatnio wsiadłaś do naszego wspólnego autobusu na Estakadzie w Chorzowie. Pamiętasz? Wgramoliłaś się po ośnieżonych stopniach, z największym rozbawieniem spojrzałaś na wiszący nieopodal kasownik i z gracją, której nie powstydziłaby się sama królowa angielska opadłaś na siedzenie. Zwróciłaś swoją zadumaną twarz w oszronione okno i oczyma duszy swojej próbowałaś odgadnąć co też dzieje się za mroźną kurtyną. Po chwili ledwo wyszeptałaś zmarzniętymi ustami, parę słów, z których mogłem jedynie domyślać się kontekstu całości. Usłyszałem między innymi: ‘banda złodziei’, ‘nieroby’, ‘XXI wiek’, ‘europejski poziom’, ’KZK GOP’ . Całość dobitnie podsumowałaś siarczystą ‘ku*wą’, dając wyraz swojemu zaniepokojeniu losem górnośląskiego przewoźnika. Pewnie nikt ze stojących obok pasażerów nie zwrócił na twoje lamenty szczególnej uwagi.

| 10 | Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |

Ja owszem. Co więcej, jeszcze długo później zastanawiałem się nad Twoimi słowami. Pomyślałem sobie (wiem jestem marzycielem), że gdybyś (wybacz proszę moją impertynencję) skasowała bilet, być może dziś KZK GOP wyglądałby nieco inaczej. Wybacz proszę osobistą refleksję i nie złość się na mnie, Autobusowa Zmoro. Jakiś czas później znów dane było się nam spotkać... Autobus właśnie dotarł do mojego przystanku. Wolno wjechał w zatoczkę i piskiem wysłużonych amortyzatorów dał znak osiągnięcia celu. Drzwi rozwarły się a mroźny wiaterek owiał twarze podróżujących. Gdy oczy przyzwyczaiły się już do blasku bijącego z zewnątrz, dostrzegłem Ciebie- Autobusowa Zmoro. Stałaś dokładnie naprzeciwko mnie. Poprawiłaś pomarańczowy szalik, mocno ścisnęłaś trzymaną w dłoni torebkę i ruszyłaś mi na spotkanie. Na nic zdały się próby ominięcia, przeskoczenia, przeczołgania. Ty już byłaś w środku, ja nadal nie byłem na zewnątrz. Byłaś szybsza i zwinniejsza, wszystko to zapewne za sprawą długoletnich ćwiczeń. W tyle pozostawiłaś konkurencję oczekującą na przystanku i w autobusie. Zagrałaś nam wszystkim na nosie droga Zmoro, następnym razem jednak pozwól najpierw wysiąść podróżującym, oni i tak już nie zajmą Twojego miejsca.

Pamiętam, że raz jeden próbowałaś do mnie zagaić. Stanęłaś blisko, tak bardzo, że mogłem wyczuć Twoje perfumy. Słodkawa woń sygnowana przez samą Hannę Montanę (moja młodsza siostra też jej używa). Chyba nie w smak była Ci monotonia jazdy, bo już po chwili zaczęłaś grzebać w torbie. Najpierw zniknęła w niej twoja dłoń, później łokieć. Gdy już prawie traciłem Cię z oczu, zrobiłaś gwałtowny odwrót. Ze zwycięską miną wyjęłaś komórkę. Obserwowałem jak Twoje długie, wypielęgnowane paznokcie szybko szturchają klawisze telefonu. Ja- głupek, stałem jak wryty. Pochłaniałem oczami każdy Twój ruch i gest. Nagle stało się. Z maleńkiego głośniczka telefonu rozległ się grzmot, zawtórował mu pisk. Ktoś uderzył w bęben, w oddali brzdęknęła gitara. Uśmiechnęłaś się, widać ten rumor sprawił Ci nie lada przyjemność. W zasadzie nie dziwię się, Justin Bieber to wartość sama w sobie. Tylko Baby, czy oby na pewno dla wszystkich? Spotkaliśmy się jeszcze wiele razy. Raz Autobusowa Zmoro byłaś kloszardem popijającymi „Châteaux de Yabeaulle” siedzącym tuż obok, innym razem rozsiadłaś wraz ze swoimi zakupami na całym krześle. Za każdym razem gdy Cię spotykam wpadam w podziw i zadumę. Nie przejmuj się proszę sarkaniem zazdrośników i kontrolerów biletów. Oni nadal jeszcze nie rozumieją Twojej zjawiskowości. Właściwie ja też nadal jeszcze jej całkiem nie zrozumiałem… Siedzący obok Marcin Kawka


stan wyposażenia stanowiska z obuwiem. Wydaje się, że jest to logiczne. Właśnie – wydaje się. Wszędzie biegają rozwścieczone dzieciaki z „mamooooo, proszęęęęę, kuuuuuup mmmmiiii tooooo” na ustach, hostessy próbują wciskać filety śledziowe w sosie pomidorowym po obniżce o 29 groszy. I weź tu nie kup, weź odmów, to zasypią Cię trudnymi do odparcia argumenntami. „Przecież to obniżona cena, taniej już nie będzie, niech Pan się zastanowi, niech Pan spojrzy na Grecję, Irlandię, Portugalię – oni tych filetów nie kupowali!, kto ich z tych długów wyciągnie, kto im obligacje wykupi?!”. No dobra, z drugą połową tego zdania trochę przesadziłem. Choć zapominam o najpiękniejszym zaprzedaniu się supermarketowemu szatanowi, oddaniu mu swojej duszy, stąpaniu po cienkim lodzie oddzielającym Ocean Arktyczny ludzkiej żenady i kompromitacji na własne życzenie od świata posiadającego jeszcze jako takie moralne wartości. Wystarczy położyć na palecie 100 telewizorów z CD, DVD, srititi, pitii, a już kilka godzin przed wejściowymi drzwiami ustawiać się będą koczownicy w kocach, z namiotami, śpiworami i gorącą „Inką”. Dziecko samo się wyprawi do przedszkola, szef przymruży oko na spóźnienie, a telewizorek, zaraz po walce na pięści z innymi pozbawionymi resztek człowieczeństwa, żądnymi okna na świat homo (?) sapiensami, w domku zagości.

Mariusz Pałka

|w krzywym zwierciadle|

Stoję na ruchomych schodach. Piszę wyraźnie: stoję na schodach. Co z tego, że się ruszają, skoro to dalej schody. Przede mną szczęśliwa rodzinka: ojciec słodkimi oczyma patrzy na swoją żonkę, trzymającą córeczkę za rączkę, czułe słówka, słodycz spływa po poręczach. Nic to. Chcę iść wyżej, w końcu, myślę sobie, to schody, więc chyba mogę po nich stąpać. Nieprawda. Zarówno lewa jak i prawa ich strona zajęta. Stoją. Mogliby mi zrobić szczelinę po lewej stronie – ja bym sobie tylko czmychnął. Odetchnąłem głęboko. Wchodzę do sklepu. Nie ma koszyków. Wózki na parkingu oddalonym o jakieś dwie minuty (cztery – ruchomymi schodami). Kieruję się ku półkom z obuwiem. Zwykłe halówki - 15zł. Cena współmierna do mojego talentu. Nie zdążę spojrzeć czy to mój numer, nagle, przede mną staje pracownica sklepu z klasycznym pytaniem „Czy mogłabym jakoś pomóc?”. Ja uśmiecham się z bezradności i odpowiadam, równie klasycznie, „Tylko się rozglądam”. Czy wyglądam na takiego, kto nie umie sobie wziąć halówek z półki, wyciągnąć zbędne paprochy, włożyć na swą kształtną stópkę, po czym z radością udać się do kasy i, dokonując najprostszego mechanizmu handlowego, jakim jest operacja „kupno-sprzedaż”, opuścić tę świątynie przybytku, to odarte z jakichkolwiek pozytywnych wartości targowisko próżności? Gdybym miał jakiekolwiek problemy z moimi wymarzonymi halówkami, których, zupełnie nie wiedzieć czemu, nie mogę uraczyć na sklepowej półce, z pewnością zwróciłbym się do osoby odpowiedzialnej za tak fatalny

Idę po wyczyszczonych do białości kafelkach w jednym z dąbrowskich supermarketów. Moja twarz odbija się w (g)lazurowym lustrze. Wszystkim nagle zachciało się zakupów. W Polsce kilkadziesiąt procent ludzi żyje poniżej minimum socjalnego, a w „ha endemie” kolejki jakby futra z norek za darmo dawali. Przechodzę obok. Nawet nie spoglądam jak długa może być ta kolejka. Chcę dostać się na I piętro. Ruchome schody. Nie znoszę ich. Coraz więcej ludzi w mej ojczyźnie powinno sobie zafundować liposukcję, w kebabach zatrzęsienie, a oni jeszcze stoją jak te kołki. Z torbami wypchanymi ciuchami, które w lumpeksie kupiłbym za 1/3 ceny. Chcę uciec. Czuję, że nie mam dokąd. A to dopiero 2 minuty w centrum handlowym. Jeśli kupię 30 rolek papieru, 2 dodatkowe dostaną gratis. Gdy połaszę się o barszcz czerwony w kartonie, dostanę żurek w proszku; kiedy kupię żurek w proszku, dostanę pasztet z drobiu gratis; zakupię pasztet z drobiu, dostanę.. a, nie, tu nie ma żadnej promocji. Ciągle prześladuje mnie myśl, że gdyby nie było gratisów, promocji, dodatków, połowa towarów ciągle walała by się na sklepowych magazynach. Normalnie wchodzi człowiek, kupuje to, co mu zaradna żona na kartce wypisała, po czym wychodzi. Ale! Jak można oprzeć się obniżonej o 33% czekoladzie (która przed tą promocją kosztowała jeszcze taniej niż obecnie)? Jak nie zwrócić uwagi na wiertarkę udarową z kompletem wierteł gratis (to nic, że mamy niemal identyczną w domu; nie chcesz DARMOWYCH wierteł?). W końcu: jak ominąć uroczą hostessę, która nieomal wciska Ci do rąk nowe perfumy, skoro dostaniesz za nie w kasie 4000 tryliardów punktów, które możesz później wymienić na plażowy (dość twarzowy) materac. Po piętnastominutowym staniu w kolejce, wysłuchiwaniu przy tym utyskiwania Polaków na zbyt wysokie ceny, na Smoleńsk, na Smudę, na Tuska, na ciotkę Halinę, co na urodziny ostatnio nie przyjechała, na Nergala, co się „z Dodą ponoć zaś spiknął,” wychodzę z supermarketu. Strużka potu spływa mi po czole. Ale to ożywcze uczucie. Wiatr na zewnątrz doprowadza mnie do porządku. W domu orientuję się, że kupiłem za małe halówki. Postanawiam nie wracać. Będę grał w ciasnych. Wytrzymam. Muszę.

| Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 11 |


|komu w drogę|

Godzina 15.10, lądowanie w Dubaju. Pierwsze wrażenia, natłok myśli i uderzenie gorąca – dosłownie. Odprawa i długa kolejka niesamowicie ubranych kobiet, które przyjechały tu w poszukiwaniu lepszego jutra. Już po wszystkim, w końcu mogę zaczerpnąć świeżego, chciałam powiedzieć gorącego powietrza. Bo powietrze i atmosfera wokół była niezwykle gęsta i lepka. Spotkało mnie to pierwszy raz w życiu i pierwszy raz w życiu nie mogłam uwierzyć, że powietrze może być tak gorące! A jednak było. I to uczucie jakby człowiek znajdował się w piekarniku z termo obiegiem – bezcenne…

Na początek Burj Al Arab, siedmiogwiazdkowy hotel położony na sztucznej wyspie, niezwykle rozpoznawalny i bardzo ekskluzywny. Swoim kształtem przypomina żagiel. W budynku znajduje się kilkanaście restauracji, platforma widokowa, dwie wielko powierzchniowe pływalnie, dwa głębokie baseny do nurkowania, lądowisko dla śmigłowców oraz kilkupiętrowe akwarium z kompletną, żywą rafą koralową. To tylko niektóre z atrakcji, jakie oferuje hotel. Cena przewyższa moje najśmielsze oczekiwania, dlatego nacieszę swoje oczy pozostając na zewnątrz.

Wieczór, po chwili wytchnienia można wyruszyć na miasto by w końcu zaspokoić swoją ciekawość. Temperatura nie spada poniżej 40 stopni pomimo tego, że jest już prawie północ. Klimatyzowane miasto budzi się do życia. Wsiadam w metro i jadę dwie stacje. Ciągle zastanawiam się czy trafię z powrotem do hotelu, bo nawet nie pamiętam jego nazwy. Ale jak tu nie być spontanicznym w Dubaju? Z niecierpliwością czekam jednak na dzień jutrzejszy. Przede mną największe atrakcje Dubaju!

| 12 | Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |

Przejazd z lotniska był dziecinnie śmieszny, bo każdy podświadomie szukał czegoś niesamowitego: drapaczy chmur, bogactwa i przepychu. Czegoś, co do tej pory mógł zobaczyć tylko w telewizji czy internecie, w końcu Dubaj z tego słynie. Nie zawiódł.

Duże wrażenie robi sama przejażdżka i bardzo dobrze rozwinięta infrastruktura. Bądź co bądź osiem pasów ruchu w jedną stronę robi wrażenie. Do tego naziemne metro, wznoszące się ponad miastem, mknące sprawnie między wieżowcami – tak, między perełkami architektury, które kwitną tu niczym róże pustyni, olśniewając swoim blaskiem.

Burj Khalifa – moja osobista atrakcja. Najwyższy budynek świata mierzący 828 metrów, trzecia najwyższa konstrukcja budowlana, jaką kiedykolwiek zbudowano, o najwyżej położonym tarasie widokowym na świecie (124 piętro). Musicie uwierzyć na słowo, że robi wielkie wrażenie. W takich chwilach przychodzi mi tylko jedna myśl do głowy: „jak ktoś mógł wymyślić coś tak niesamowitego?”. Architekci prześcigają się w wyścigu o najwyższy budynek świata dlatego to pewnie kwestia czasu, kiedy Burj Khalifa przestanie górować w rankingu najwyższych ale wciąż będzie górować i wznosić się dumnie nad Dubajem i cieszę się, że to właśnie ją mogłam zobaczyć jako tą najwyższą. Z pewnością na to zasługuje.


Zima w środku lata? Dlaczego nie! Dubaj Mall przygotował coś również dla miłośników zimy, których na pustyni pewnie nie brakuje… Ice Rink czy Ski Dubai do doskonałe warunki dla narciarzy i łyżwiarzy. Aż nie chce się wierzyć, że ktoś mógł wpaść na pomysł, by na środku pustyni, w centrum handlowym wybudować lodowisko czy stok narciarski z wyciągiem krzesełkowym! Tak – taki właśnie jest Dubaj, znajdziesz tu wszystko czego dusza zapragnie. Oczywiście przyda się do tego trochę wypchany portfel.

Dubaj to bez wątpienia wyjątkowe miejsce. Już teraz ma tak wiele do zaoferowania a przecież ciągle się zmienia i rozwija. Drapacze chmur – największe, najwyższe i najdroższe, to tylko nieliczne z atrakcji jakie posiada. Dubaj to jednak przede wszystkim dowód na to, że nie ma rzeczy niemożliwych i że jest na ziemi jedno małe miejsce, do którego warto przyjechać.

Nie mogę zapomnieć i wręcz grzechem byłoby nie wspomnieć o Dubaj Mallu, znajdującym się tuż przy Burj Khalifie. To ogromne centrum handlowe o wielkości ponad 50 boisk piłkarskich, w którym znajduje się około 1200 sklepów! Ogromną atrakcję stanowi Dubai Aquarium & Underwater Zoo. Odwiedzający mogą zobaczyć ponad 33 tysiące morskich zwierząt, w tym ogromne rekiny i co najważniejsze sam widok jest bezpłatny. Dla ciekawskich i bardziej wymagających polecam zakupienie biletu, który upoważnia do przejścia specjalnym tunelem pod akwarium ale jak dla mnie jest to zwyczajnie zbędne. Pieniążki lepiej przeznaczyć na coś innego.

Za mną dość intensywny dzień pełen wrażeń a przede mną kolejny.. Dzisiaj coś dla miłośników przygody czyli w sam raz dla mnie! Desert safari czyli całodniowa wyprawa jeepami na pustynię, uwieńczona zachodem słońca i orientalną kolacją. Jedziemy, kolor piasku ma mu tu bardzo specyficzny kolor a przy zachodzie słońca wygląda tak, jakby się żarzył. Jest gorąco ale radość z podróży sprawia, że staje się to zupełnie nieistotne. Wokół słychać krzyki „szybciej, szybciej!”. W końcu dojeżdżamy do wioski, w której mamy zjeść kolację. Wszystko jest przygotowane: tradycyjne potrawy, muzyka i mnóstwo atrakcji. To ciężki ale jednocześnie wspaniały dzień. Mam świadomość, że moja wyprawa powoli dobiega końca…

Na mnie już czas. Wsiadam do samolotu, za chwilę start. Ostatni rzut oka na Dubaj, tym razem z lotu ptaka. Burj Khalifa robi jeszcze większe wrażenie…

Katarzyna Brodowska

U podnóża Burj Khalify znajduje się największa fontanna na świecie – kolejna niezwykła atrakcja, która w połączeniu z nastrojową muzyką i najwyższym budynkiem świata daje niesamowity spektakl, na który warto przyjechać nawet do Dubaju. A wszystko to za darmo, w otoczeniu setek ludzi, którzy przybyli, by zobaczyć to wzruszające widowisko. Byłam wzruszona i niewątpliwie był to najlepszy przystanek w Dubaju, którego nigdy nie zapomnę.

| Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 13 |


|kulturalny|

SPACER Z DIABŁEM Moi drodzy. „The Devil’s Walk” to szczęśliwa siódemka w dyskografii niemieckiego artysty. Apparat - a szerzej znany jako Sascha Ring - tworzy muzykę elektroniczną w bardzo szykowny i precyzyjny sposób. Żeby nie powiedzieć, że z niemiecką precyzją. ;) Pewnie niektórzy z Was będą go kojarzyć ze współpracy z Moderatem. Kawałki Pana Saschy są pozbawione tej stereotypowej niemieckości, bowiem utwory nie są szortkie, mają głęboką warstwę muzyczną i na długo pozostają w pamięci słuchacza. Momentami wokalista rozpaczliwie śpiewa niczym uwielbiany przeze mnie Jared Leto. Ale przyznaję, że ta emocjonalna barwa w głosie jest całkiem sympatyczna. Na płycie doszło do zderzenia wielu muzycznych cząstek. Elementy folkowe („Your House Is My World”) rodem z utworów Fleet Foxes czy a’la chórki w „Sweet Unrest” do tylko przedsmak tego, co faktycznie na płycie się znajduje. Co z pozostałymi dźwiękowymi wpływami? Proszę bardzo, na pierwszy ogień: PRZEGENIALNE „A Bang Of The Void”! Bajeczne intro, mieszanina pourywanych dźwięków czy nutki przypominające spadające krople przenoszą na inną orbitę świadomości. Ciekawą kompozycją jest też „Candil De La Calle”. Wydaje mi się, że ta piosenka cudownie pasuje w repertuar zawarty na tej płycie. P-E-R-E-Ł-K-A! Zdecydowanie. Tego nie da się opisać, trzeba przesłuchać. Godne uwagi jest jeszcze przyjemnie niespokojne „Song Of Los”, które wprowadza w lekki transik. Natomiast ambientowe wstawki, nieśmiałe szmery oraz przytłumione głosy połączone z subtelnym i narastającym refrenem w „Goodbye” wprowadzają w magiczny świat i powodują, że masz ochotę non-stop śpiewać. To niesamowicie uczuciowy kawałek. Powiem tak: materiał na płycie jest po prostu śliczny. Mogłabym tego krążka słuchać w nieskończoność. Ale… Troszeczkę się zastanawiam czemu album nosi tytuł „The Devil’s Walk”. Po nazwie płyty spodziewałam się raczej czarnych dźwięków, ostrej elektroniki i demonicznej aury. Podczas przesłuchiwania krążka byłam pozytywnie zaskoczona. Kolejne kompozycje wydają się mieć sporo słońca i miłej energii. Słuchacze powinni zwrócić uwagę (i ucho) na to wydawnictwo, naprawdę i szczerze polecam. Powiedzenie „Nie taki diabeł straszny jak go malują” zyskuje chyba nowe znaczenie, a co się tyczy spacerów z Diabłem – jeśli one tak miło wyglądają to ja proszę o więcej takich przechadzek.

ZŁOTE CZASY APOKALIPSY Co się kryje pod interesującą nazwą Thundercat? Osoba Stephena Brunera. Pan ten coraz częściej bywa nazywany żywą, ludzką przyszłością basu. Na „złotej” płycie figuruje 13 odrębnych muzycznych historyjek i nie jest to pechowa liczba. Płytka wydaje się cieplutka, fajniutka i wcale nie jest taka króciutka. Wyjątkowo teraz nie wyszydzam, sympatycznie się tego słucha. Do tego bardzo interesujący wokal… Szczególnie w popowej „Is It Love?”. Ta piosenka wydaje się nowoczesna, jednakże gdy zamkniecie oczy, myślami można się przenieść w czasie albo na plaże Kalifornii… Zapachniało oldschoolem, prawda? Do tego taka romantyczna końcówka, ładnie, ładnie. „Apokalipsa” to artystyczne boom składające się z funkowych sznytów, wesołego luziku, śmiesznych melodyjek okraszonych smooth-jazzikiem. Płytę otwiera utwór zatytułowany „Hooooooo” który trwa aż 23 sekundy, następnie w kolejce plasuje się pozytywnie zakręcone „Daylight”. Tak naprawdę każdy, kolejny utwór jest coraz bardziej szałowo-wesoły a uśmiech pojawia się na twarzy. Kolejny przykład. Leciutkie i taneczne „Jamboree” - misz-masz syntezatora, funkowych pociągnięć, popowego beatu z jazzową perkusją. Kapitalne! Trochę świrowate te kompozycje. A sama Apokalipsa całkiem smaczna i lekkostrawna. Jeśli co roku dopada Was jesienna chandra, ten longplay jest idealny na wpuszczenie odrobiny słońca do Waszego życia. ;)

| 14| Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |


GORĄCO JESTEM Z TOBĄ

Niby nie tracą na swojej papryczkowej charyzmie oraz na rozpoznawalnym stylu, choć nie trudno przeoczyć popowe zagrywki i po prostu – nowoczesne elementy muzyczne. W nagrywaniu albumu niestety zabrakło Johna Frusciante, który postanowił ponownie opuścić zespół. Nie tylko skład się zmienił, również wąsik frontmana, Anthony'ego Kiedisa. Odnosi się wrażenie, że zespół próbuje czegoś nowego, otwiera nowy rozdział w swojej wieloletniej historii. Wyszła z tego kolejna płyta o lekkim zabarwieniu miłosnym… Piosenką-kotwicą jest z pewnością „Brendan’s Death Song”, z genialnymi partiami gitarowo-perkusyjnymi. Nawet wpadającą w ucho jest pieśń o tytule „Look Around”. Wśród grona szaleńczo zakochanych fanów, ta piosenka ma spore zadatki na to by stać się hiciorem. Natomiast w poszczególnych songach czuć różne inspiracje i kombinacje. Płytę zamyka „Dance, dance, dance”, które mimo wszystko nie powala na kolana, choć nie można tej piosence odmówić melodyjności. Powiem tak, szału nie ma, ale moja ogromna sympatia do czerwonych pozostaje. Album jest milutki i nieszkodliwy, z każdym kolejnym „odsłuchem” można skupić się na innych częściach muzyczno-tekstowych. Chłopcy, nie jest źle. Tylko Johna żal.

|kulturalny|

„I’m With You” to dziesiąty studyjny album megagrupy, Red Hot Chilli Peppers. Panowie idą z duchem czasu co wyraźnie a przede wszystkim słyszalnie przekłada się na jakość i styl grania. Na płycie znajduje się czternaście soczystych kawałków.

ENERGIE TRANSMIŁOŚCI „Trans-Love Energies” to piąty berbeć w elektronicznej rodzince zespołu. Death In Vegas, bo o nich mowa, to brytyjski skład mający w swojej historii dość porywający kawałek Aisha. Po tej płycie zastanawiam się czy jest jeszcze taki utwór który - może nie pobije rekordu popularności – ale zostanie choć minimalnie zapamiętany i kojarzony.

Annamaria Stawska

Na transmiłosnych energiach zmieściło się dziesięć mrocznych kawałków. Po pierwszej i zaangażowanej analizie treści stwierdzam, że electrodark nie do końca do mnie przemawia. Enigmatyczny i niczym za mgłą wokal początkowo może przynudzać i przysmucać, jednakże w następnych dźwiękowych partiach muzyczna akcja nabiera tempa. Ale nie można powiedzieć, że zespół w pełni rozwinął żagle. Piąty album w dyskografii wydaje się być już „czymś” w historii zespołu. Moim zdaniem ta płyta po sobie nic nie zostawia. Nie pamiętam ani melodii, tym bardziej tytułów owych piosenek. Jedyną, ciekawą kompozycją jest „Your Loft My Acid”. Damski głos jest tu przyprószony lekkim orientalizmem. Ok, ale co dalej? W przypadku „Drone Reich”, podczas słuchania tego kawałka, miałam wrażenie, że ktoś przejeżdża rozgrzanym żelazkiem po strunach gitary. Mało ambitne szuranie czy szmery raczej nie porwą tłumów. Szczerze? Czasami bywałam znudzona tym zlepkiem wszystkiego i niczego co podobno stanowi jakąś piosenkę. Niektóre utwory idealnie nadają się do tego by przy nich sprzątać. Bo na ciekawą imprezkę bym nie liczyła. Może płycie trzeba dać trochę czasu, pewnie kompozycje zyskują w naszych uszach przy bliższym poznaniu. Choć twardo uważam, że ten album przeznaczony jest dla wytrawnych i cierpliwych słuchaczy. Sama nie wiem czy nagrania mi się podobają, może troszkę.

| Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 15 |


Natalia Jankowska

|kulturalny|

Kino niezależne, choć wciąż uznawane za niszowe i trudne w odbiorze, doczekało się swojego święta w górniczej stolicy Śląska. Mowa oczywiście o Katowicach, które od czerwca 2011 mogą pochwalić się swoim własnym MFF. Jeśli tym razem ARS Independent kogoś ominął, koniecznie musi nadrobić to za rok.

Obrazy wprost z najważniejszych europejskich festiwali filmowych, liczne premiery, koncerty i spotkania z twórcami z całego świata to tylko niektóre propozycje na to, jak można było spędzić tych sześć dni. Na początku czerwca w mieście zaczęły pojawiać się tajemnicze plakaty inspirowane różnymi filmami z charakterystycznymi katowickimi plenerami w tle. Podróż czerwonego balonika wśród kamienic w centrum, Prosta historia w okolicy kopalni Katowice, czy też Marzenie jedzie tramwajem przed Teatrem Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego. Niezależne środowisko Katowic szykowało się na przyjęcie festiwalu. Dla organizatorów oraz uczestników był to niezwykły tydzień osadzony w postkomunistycznej rzeczywistości miasta, która doskonale zgrywała się minimalistyczną atmosferą i nastrojem seansów. Prezentowane filmy, chociaż tak różne i z różnych stron świata, posiadały wiele wspólnego. Skupiały się na prezentowanym problemie, wprowadzały coś niecodziennego i świeżego. Po kilku dniach festiwalu znani już sobie oraz pracownikom kin widzowie mijali się z cichym pozdrowieniem. Tylko nieliczni spośród ludzi spacerujących katowickimi ulicami wiedzieli, że właśnie minął ich reżyser któregoś z filmów lub jeden z jurorów konkursu filmów amatorskich KilOFF. Wszystko to stworzyło niepowtarzalny klimat, który można poczuć jedynie podczas festiwali. Żelazna wyspa dystrybucji Wydawać by się mogło, że pojęcie cenzury jest obce współczesnemu kinu. Nic bardziej mylnego. Przekonali się o tym uczestnicy panelu dyskusyjnego „Żelazna wyspa”. Kino na celowniku władzy. Gośćmi wydarzenia byli uznany węgierski reżyser awangardowy Béla Tarr, Tobias Morgan – niezależny reżyser oraz współzałożyciel organizacji filmowej Cine Foundation International, a także dyrektor mię-

| 16 | Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |

dzynarodowego festiwalu filmowego WATCH DOCS, Maciej Nowicki. Problem barier wciąż jest obecny w kinematografii, o czym świadczy przypadek dwóch reżyserów irańskich, Jafara Panahiego i Mohammada Rasoulofa, uwięzionych przez rząd za swoje poglądy polityczne. Cenzura została tu odarta z wszelkiej użyteczności. Założeniem kina jest swoboda twórcza, której artystom nie powinno się odbierać. Pojedyncze głosy o pozytywnych aspektach tego typu ograniczeń zostały stłumione przez zaproszonych. Argumenty o rozkwicie polskiej kinematografii pod wpływem cenzury, kiedy to reżyserzy zmuszeni byli do opowiadania wszystkiego w zawoalowany sposób, również zostały obalone. Tym bardziej poruszający jest dramat Jafara Panahiego, który karę za odwagę w wyrażaniu myśli będzie płacił przez kolejne dwadzieścia lat. Paradoksalnie i tutaj cenzura zaowocowała stworzeniem czegoś nowego. Pozbawiony prawa do wykonywania zawodu reżyser wymknął się systemowi kręcąc swego rodzaju manifest o własnym filmie, który nigdy nie powstał. Obraz został wyświetlony na międzynarodowych festiwalach jako wyraz poparcia akcji przeciwko więzieniu Irańczyków. Obiektem dyskusji na międzynarodowej konferencji było także nowoczesne rozprowadzanie kina niezależnego. Problemem było stworzenie platformy dystrybucyjnej na skalę europejską, czym w przyszłości miałaby zaowocować współpraca różnych instytucji. Również dystrybucja darmowa ma przyciągnąć potencjalnych widzów i zachęcić do sprzedaży. Jak na razie podejmują się jej tylko niezależni twórcy we własnym zakresie, ale to również niedługo się zmieni.

Zainteresowane sprawą organizacje mogą być bardzo pomocne w promocji szczególnie filmów węgierskich i greckich, gdzie obecnie panuje kryzys. Od samego Béli Tarra uczestnicy dowiedzieli się o braku środków na kulturę na Węgrzech, natomiast o problemach Greków słyszy się niemal w każdych wiadomościach. Sam festiwal uroczyście rozpoczął się seansem filmu Offside Jafara Panahiego, inaugurując tym samym retrospektywę nowofalowego twórcy. Podczas trwania imprezy widzowie mogli obejrzeć jego najważniejsze obrazy, między innymi przełomowy w karierze reżysera Biały balonik. Nietypowe podejście do stawianej problematyki oraz częste ukazywanie świata z perspektywy dziecka zaowocowały niepowtarzalnym stylem artysty. Wolność artystom Założeniem konkursu głównego było różnorodne podejście twórców do filmowej formy i szablonów. Być może właśnie dlatego laureatem nagrody głównej został hiszpański film Finisterrae, który zakładając powstawanie filmu od obrazu, przez scenariusz po dialogi niewątpliwie był najbardziej oryginalny spośród konkursowej szóstki. Na uwagę zasługiwał również The Most Important Thing in Life is Not Being Dead zespołu fimowego OLPAMA. Opowieść o niezwykłym przypadku pewnego stroiciela fortepianów spotkała się z ciepłym przyjęciem festiwalowej publiczności. Także kontrowersyjny Gandu przyciągnął niemałą liczbę zainteresowanych na swój premierowy pokaz. Historia tytułowego „frajera” nie była jedyną szokującą pozycją w

↑ Zdjęcie z koncertu Grabka w Rondzie Sztuki → Z panelu dyskusyjnego ‘Żelazna wyspa’ (od lewej: prowadząca Joasia Malicka, Maciej Nowicki, Tobias Morgan, Bela Tarr) (autorem tych zdjęć jest Wojtek Nowak)


ny sekcja „Panorama”, prezentująca filmy młodych reżyserów, które nie mogły zostać zakwalifikowane do konkursu. Ich ocena pozostawiona została widzom. Miłośnicy pokazów plenerowych, oprócz wspomnianego już Angelusa, mogli wybrać także pokaz specjalny, czyli Prostą historię o miłości Arkadiusza Jakubika. Wszystkie filmy wyświetlone podczas festiwalu łączy niezależność i swego rodzaju wolność w sztuce. Twórcy prezentują różnorakie podejście do filmowej materii, bawią się formą i założeniami kina, dzięki czemu powstaje coś zupełnie nowego i niespotykanego. Nagrodzony Finisterrae wziął udział w projekcie Big Cin, który był swoistym podsumowaniem festiwalu. Niezwykła idea stworzenia największego kina świata za pomocą symultanicznego wyświetlenia zwycięskiego filmu w sześciu polskich miastach do roku 2016 ma zwiększyć swój zasięg na całą Europę. W ten sposób kino, chociaż niezależnie, może trafić do jak najszerszej liczby odbiorców, a o to przecież chodzi w festiwalach filmowych. Na koniec muzyczna ballada o seksualnej zależności Dodatkowym smaczkiem tegorocznego MFF ARS Independent były niezwykłe koncerty zarówno artystów polskich, jak i zagranicznych. Fani Arkadiusza Jakubika mogli zobaczyć go poza ekranem, na scenie klubu 50x50 wraz z zespołem Dr Misio. Również twórcy filmu Gandu pokazali się od muzycznej strony, grając soundtrack tej produkcji w katowickim Rondzie Sztuki. Ponadto rewelacyjne show dała Barbara Morgenstern oraz polski artysta Grabek.

Prawdziwe zwieńczenie festiwalu stanowił jednak niezwykły pokaz fotografii Nan Goldin o intymnym tytule The Ballad of Sexual Dependency. Zdjęcia robione od czasów jej wczesnej młodości stworzyły niezwykle osobistą opowieść o życiu artystki, podzieloną trafnie na tematyczne rozdziały, którym akompaniowała idealnie dopasowana muzyka. ARS Independent niewątpliwie jest niezwykle interesującą pozycją na liście polskich festiwali filmowych, a jego niezaprzeczalnym atutem jest atmosfera miasta, w którym się odbywa. Kino niezależne praktycznie zawsze spotyka się z trudnościami przy szerszym odbiorze, jego klimat niejednokrotnie jest surowy i ascetyczny, podobnie jak klimat Katowic. Prezentowane filmy na długo pozostają w świadomości, pozostawiając lepsze lub gorsze wrażenie, ale można być pewnym, że zapadają w pamięć. Nie wywracają kanonu, jednak operując nietypową formą bezbłędnie uderzają w ludzkie uczucia i emocje i często przyciągają niecodziennymi rezultatami. Chociaż oprócz filmów ARS Independent kusi różnymi dodatkowymi wydarzeniami, twórcy festiwalu nie dali zapomnieć o tym, że to filmy były tu najważniejsze. Tegoroczne, dobrane z rozwagą i pomysłem zdecydowanie dobrze prognozują przyszłym edycjom.

|kulturalny|

tegorocznym programie festiwalu. Najbardziej radykalne filmy znalazły się bowiem w sekcji „Transgresje”, która chociaż zgromadziła jedynie dwa obrazy, to cieszyła się sporą popularnością. Miłośnicy odmienności mogli również wybrać się na pokazy awangardowego kina według Themersonów oraz Pawła Wojtasika. Krótkie metraże zaskakiwały oryginalnością, a niejednokrotnie także tematyką. Można je było obejrzeć także podczas pokazów KilOFFa, w którym zwycięskie Grand Prix zgarnął Jakub Radej ze swoim Ghetto Gospel. Poruszający dokument, ukazujący trudności jednego z nastolatków marginesu nie był jedynym ciekawym punktem konkursu. Jury w składzie Arkadiusz Jakubik, Bodo Kox oraz Tobias Greslehner przyznało wyróżnienie humorystycznemu spojrzeniu na otoczenie w Ubierz mnie autorstwa Małgorzaty Goliszewskiej. Pojawiły się także pokazy filmów krótkich z wrocławskiego Focus On: Kan oraz Focus On: Kastylia-La Mancha. Ciekawe pozycje „Middle East Spectrum”, których widzowie zapoznali się z kinem Bliskiego Wschodu, niejednokrotnie rozjaśniły sytuację panującą w tamtejszych krajach. Kontrast z rewolucyjnym charakterem niektórych pozycji tej sekcji stanowiła retrospektywa filmów Jafara Panahiego, które za pomocą ascetycznego stylu przekazują podstawowe wartości, bez zbędnego upolityczniania. Drugim reżyserem, z którego twórczością mogli zaznajomić się festiwalowicze był Lech Majewski. Retrospektywa prezentowała najważniejsze pozycje w filmografii artysty, jak niskobudżetowy, nagrodzony wieloma nagrodami Wojaczek, Szklane Usta, czy też rewelacyjny Angelus. Ponadto pojawiła się dopełniająca Konkurs Głów-

Więcej o kulturze przeczytacie na:

http://5kilokultury.wordpress.com/

| Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 17|


Magdalena Goczoł

|kuturalno-społeczny|

Irańskie kino na cenzurowanym

Swoboda wypowiedzi i prawo twórcy do wyrażania poprzez dzieło swojego stosunku do rzeczywistości jest dla nas, w obecnych czasach, czymś naturalnym i często nie skłaniającym do refleksji. Z jednej strony często nadużywamy wolności słowa, z drugiej nie mamy się przeciwko czemu buntować. Dlatego też zadaniem festiwali, w tym festiwali filmowych, jest pokazanie nam, widzom z tej części świata, której nie dotyczą poważne konflikty państwowe, dzieł twórców, którzy działają pod presją władzy. Podczas pierwszej edycji katowickiego Festiwalu Ars Independent głównym zagadnieniem, jakie poruszyli organizatorzy, była rola cenzury w kinie i kwestia uwięzienia irańskich reżyserów – Jafara Panahiego i Mohammada Rasoulofa. Jednym z zaproszonych na Festiwal gości była znająca doskonale sytuację uwięzionych, Katayoun Shahabi, dystrybutorka i właścicielka praw do filmu Żelazna wyspa w reż. Rasoulofa. Wzięła udział w konferencji dotyczącej nowych modeli dystrybucji kina niezależnego. We wrześniu została ona, wraz z 5 innymi filmowcami uznana za „niewygodną” dla władzy i uwięziona pod zarzutem kolaboracji z BBC Persian. Jeszcze w czerwcu jako jeden z najważniejszych gości Festiwalu, Katayoun wypowiadała się na temat trudności, z jakimi

| 18 | Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |

zmaga się irański rynek filmowy. Głośno mówiła o tym, za co właśnie została zatrzymana – za nie podzielanie poglądów rządzących i promowanie dzieł irańskich reżyserów na międzynarodowych festiwalach. Zarzuty o współpracę z zakazaną w Iranie stacją telewizyjną była jedynie pretekstem do zastosowania represji wobec osób, których stosunek do władzy nie jest jednoznaczny. Sytuacja na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w krajach takich jak Iran nie sprzyja filmowcom, artystom – czyli ludziom z racji wykonywanego zawodu niezależnym. Wszystko co niezależne, jest pod cenzurą. Podporządkowanie jest gwarancją w miarę spokojnej egzystencji. Rządy Chomeiniego, duchowego przywódcy Iranu w latach 1979-1989 doprowadziły do ustanowienia szariatu jako obowiązującego prawa. Radykalna wersja tego islamskiego prawa rości sobie pretensje do regulowania wszystkich sfer życia obywateli. Władza kontroluje też społeczeństwo ograniczając dostęp do mediów dających kontakt ze światem. Tą fundamentalistyczną i autorytarną drogą idzie też obecny przywódca kraju, prezydent Ahmedinedżad. Przeciwko stosowanym

przez niego nadużyciom skierowana była nieudana Zielona Rewolucja z 2009 roku, która jest tematem filmu Alego Samadi Ahadiego Jana Kruegera Green Wave. Jej klęska doprowadziła do zwiększenia kontroli nad mediami w kraju, ograniczono dostępność Internetu i zakazano odbioru stacji takich jak BBC Persian. Nie można zaakceptować reżimu, który zmusza do milczenia kolejnych filmowców. Kino od zawsze było najbardziej czułym na przemiany społeczne medium, dlatego tak bardzo wszelka autorytarna władza obawiała się jego oddziaływania. Jafar Panahi skazany na 6 lat więzienia i 20 lat zakazu pracy twórczy przekonał się o tym najdotkliwiej. Tematem jego filmów był zawsze sprzeciw wobec reżimu, wobec zasad opartych na niesprawiedliwości. W filmie Na spalonym wyśmiewa te zasady przenosząc je na stadion piłkarski, który jest metaforą wszystkich dziedzin życia przesiąkniętych system nakazów i zakazów. Jego ostatni film został przemycony na Festiwal w Cannes w ciastku! Starania o uwolnienie ludzi kultury czynione przez organizacje takie jak założona przez Tobiasa Morgana „Cine Foundation International” są często jedyną formą protestu przeciwko paradoksalnym ograniczeniom. Każdy może podpisać petycję i zaznaczyć swój sprzeciw wobec łamania praw człowieka.


Jakub Pluta

NGP: Kampania 2011 – kampania nudów czy raczej nieustannych emocji? MJ: To bardziej kampania eksperymentalna, bawienia się marketingiem bez znajomości jego zasad, prób dotarcia do nowych grup, segmentów, ale raczej nieudanych. Które z narzędzi marketingowych jest Pana zdaniem najbardziej efektywne w kontekście kampanii wyborczej? Ja na kampanię staram się patrzeć z zupełnie innej perspektywy niż to robi większość wyborców. Oczywiście dostrzegam plakaty i spoty reklamowe, natomiast oceniam te działania promocyjne w kontekście czegoś głębszego co staram się dostrzec – tzn. patrzę na kampanię jako na element strategii i to nawet nie tyle marketingowej, ale strategii politycznej, która realizowana jest na przestrzeni wielu lat. Oceniając kampanię staram się dociekać co jest rdzeniem oferty, jaka jest wizja, misja podmiotu. Potem identyfikuję cele, segmenty, grupy docelowe, by w końcu ocenić, czy narzędzia zostały trafnie dobrane, a także, czy realizacja zamierzeń przebiegła tak, jak oczekiwano. Najlepsza kampania to taka, która oznacza autentyczną wymianę korzyści między politykiem a wyborcą. Wierzę, że to jest możliwe. Co więcej, są politycy, którym to się udaje. Podczas ostatniej kampanii wyborczej mieliśmy okazję „podziwiać” różnorodne spoty reklamowe. Czy Pana zdaniem zróżnicowanie w tej kwestii, przytaczając chociażby przykład heavy metalowego Jędrzeja Wijasa z SLD, czy „Aniołków PiS” to zmierzanie w dobrym kierunku, czy raczej polityczne faux pas? Mogłoby być to nowoczesne podejście, gdyby było spójnie zaplanowane. Jeśli chodzi o kampanie młodego kandydata z SLD – w polityce trzeba umieć zachować umiar między próbą dotarcia do bardzo wąsko zakreślonego segmentu, a próbą uzyskiwania głosów wśród

szeroko rozumianego elektoratu. Pan Wijas opracował spot, w którym posługiwał się mocnym heavy metalem trafiającym do wąskiej grupy odbiorców, zwłaszcza tych posługujących się Facebook’iem, czy też Youtube’em, ale jednocześnie mających zainteresowania polityczne. Nie łudźmy się - to jest absolutna nisza. Na tym pierwszym portalu spot otrzymywał bardzo pozytywne komentarze od użytkowników lubiących muzykę typu grunge. Z chwilą, gdy jego przekaz trafił do szerszej grupy odbiorców, poprzez takie media jak Gazeta Wyborcza, czy Onet, komentarze wypowiadane były już przez ludzi, którzy nie należeli do grupy docelowej. Uznać, że były negatywne – to eufemizm. Ta kampania była przykładem realizowania strategii skoncentrowanej na wąskim segmencie. Takich działań w polityce raczej nie stosuje się, bo wąska grupa odbiorców bardzo rzadko daje pewność osiągnięcia sukcesu. Z punktu widzenia partii politycznej osoby takie jak Jędrzej Wijas są cenne, bo docierają do nowych, węższych fragmentów rynku, natomiast polityk podejmujący tego typu decyzje jest całkowicie skazany na niepowodzenie w realizacji partykularnych interesów. Zupełnie innym przykładem są „aniołki” Prawa i Sprawiedliwości. To była próba odświeżenia wizerunku PiS, kolejna zresztą. Plakaty wyborcze, w których bodajże sześć kandydatek zaprezentowało się wspólnie, nie prezentowało jednak żadnej oferty programowej, a przekaz koncentrował się na atrakcyjności fizycznej tych Pań i młodości. Osoby, które protestują przeciwko przedmiotowemu traktowaniu, same pokazały się jako obiekt seksualny i w związku z tym oczekiwały, że zostaną wybrane. Tak na marginesie - jeszcze dalej posunęła się kandydatka SLD, która publicznie obnażyła się w swoim spocie reklamowym. Jeśli ten trend się utrzyma, za 4 lata reklamy polityczne będą publikowane tylko po godz. 23. Generalnie problem z PiSem polega na tym, że jego kampanie są na wysokim poziomie technicznym, ale realizowane są „od Sasa do lasa”. Z jednej strony mamy Prezesa, który zwraca się z apelem do braci Rosjan, łagodząc tym swój wizerunek, potem publikuje książkę, w której ujawnia

|gwóźdź programu|

Czy heavy-metal przyciąga do urn, a aniołki mają skrzydła. Rozmowę z Michałem Jaśniokiem, doktorem nauk ekonomicznych w zakresie nauk o zarządzaniu, specjalistą od marketingu politycznego i nieprzerwalnie od 13 lat radnym miasta na prawach powiatu przeprowadził Jakub Pluta.

informacje dotyczące swojego stosunku do kluczowych osób decyzyjnych w Europie, i to negatywne. W tym samym czasie próbuje się podzielić w niej informacjami, świadczącymi o jego uwielbieniu do filmu, pragnąć budować wizerunek intelektualisty. Sztuczny wizerunek szybko jest identyfikowany jako fałsz. Przykładowo, łatwo przecież sprawdzić, że aktorka, dla której rzekomo oglądał film prezes Kaczyński, w tym filmie nigdy nie występowała. Zamiast planowanego celu ośmieszył się kandydat, a odpryski poraziły też innych kandydatów partii. A tak z innej beczki, grał Pan w gry flash’owe, w których można było postrzelać do Jarosława Kaczyńskiego, czy Donalda Tuska? Nie, ale widziałem te gry. Z tego typu rozrywki nie czerpię satysfakcji. Myślę, że „Battlefield 3” dostarcza więcej emocji w tym zakresie (śmiech). Gry są także elementem próby dotarcia do określonej grupy wyborców. Tworzone są przez Internautów, wspierane przez sztaby wyborcze i kolportowane metodą marketingu wirusowego.. Były gry, za pomocą których sztaby utrwalały pewne skojarzenia, np. wyścigi czerwonym trabantem SLD w roku 2007. Schemat myślowy typu „jesteśmy w twoim wieku, wiemy, co cię może bawić, dlatego baw się razem z nami”. Ale to jest za mało, żeby kogokolwiek przekonać do poparcia w polityce. Partie cały czas przyjmują założenie, że prymitywny przekaz jest najlepiej dopasowany do możliwości intelektualnych wyborców. To błąd. Krótkoterminowe rozrywki?

Właśnie, te wszystkie rzeczy o których rozmawiamy to krótkoterminowe decyzje i to, co jest dla marketingu politycznego najbardziej szkodliwe, to oparcie strategii na założeniu, że walka trwa do wyborów. Potem jest okres zamrożenia i wracamy znowu do momentu na pół roku przed kolejnymi wyborami. Tak się nie da. Te wszystkie projekty, które zostały stworzone wcześniej osiągnęły sukces. Kampania Ruchu Poparcia Palikota, wprawdzie niedoskonała, układała się jednak w pewien logiczny przekaz, który został przez wyborców doceniony.

| Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 19 |


|gwóźdź programu|

Wspomniał Pan o Ruchu Poparcia Palikota, który osiągnął niebywały sukces plasując się na „pudle”. Czy to zasługa wyszukanego programu politycznego? Czy może obsadzenia list wyborczych homoseksualistami, byłymi księżmi, czy transseksualistami? Jaką rolę w osiągnięciu tak dobrego wyniku odegrały sztandarowe postulaty – legalizacja marihuany, opodatkowanie kościoła, in vitro, czy związki partnerskie? Jak one pobudziły świadomość wyborców? Ile wyborców czyta programy polityczne partii? Niewielu. Ja uważam, że nawet kandydaci nie znają tych programów. One są tworzone po to, żeby sprawiać wrażenie, że partie dysponują kapitałem intelektualnym, jakąś polityczną, dojrzałą koncepcją. Czasem są potrzebne, by obronić się ewentualnie przed atakiem konkurenta, który oskarża o to, że tego programu nie ma. Tym, co kupują wyborcy jest nadzieja na to, że pewien zestaw korzyści zostanie zrealizowany. Te korzyści mogą dotyczyć różnych rzeczy – obniżenia obciążeń podatkowych, doprowadzenia do nowych relacji pod kątem światopoglądowym, itd. To, że program PO ma 190 stron a RPP - 9, nie ma żadnego znaczenia. Idzie o to, kto koncepcję dającą wyborcom nadzieję lepiej prezentuje. Palikot jest politykiem zewnątrzsterowalnym, to jest taki polityczny przedsiębiorca, który pewnie ma swoje własne opinie, natomiast specjalnie stara się nimi nie dzielić. To jest ktoś, kto słucha, co myślą wyborcy, a właściwie część wyborców, czyli segment docelowy i oferuje te korzyści, które segment zgłasza. Przecież doskonale wiemy, że to człowiek, który do niedawna wydawał ultrakatolicki magazyn Ozon. Dzisiaj Janusz Palikot dostrzegł nowy segment, który stara się obsłużyć. Kaczyński – przeciwnie. Ma swoje poglądy i to wyborcy muszą się dopasować do niego. Łączy ich jedno – pragnienie władzy. Niedaleko naszej uczelni wisi plakat „Tusk=Palikot w rządzie”. Czy szef RPP kojarzony jest bardziej z Platformą, czy alternatywą dla podstarzałej lewicy z SLD? Nie ma żadnych wątpliwości, że RPP przejął znaczną część byłych wyborców SLD. Scena polityczna po lewej stronie podzieliła się na dwie części – jedną w ofensywie, drugą w defensywie. Ruch Poparcia zaadresował przekaz do tzw. nowoczesnej lewicy, czyli ludzi młodych, zainteresowanych kwestiami światopoglądowymi, natomiast SLD

| 20| Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |

jeszcze póki co może liczyć na poparcie tzw. starej lewicy, ludzi starszych, o liberalnych poglądach w sferze gospodarczej, a jednocześnie bardziej zamkniętych w sferze obyczajowej. Palikot to zrozumiał, dlatego nie poruszał kwestii gospodarczych, tylko ewidentnie nawiązywał do kwestii światopoglądowych. Pierwsze inicjatywy klubu odnosiły się tylko i wyłącznie do tych kwestii. Palikot miał problem, bo będąc jeszcze w PO był odpowiedzialny za realizację programu Przyjazne Państwo. W którym się nie sprawdził. Nie sprawdził się, bo okazało się, że nie jest dobry w budowaniu, znacznie lepiej sprawdza się w opowiadaniu. Jak długo wg Pana RPP pociągnie na wizerunku Palikota? Czy wg Pana RPP powinien zmienić nazwę by nie być partią jednego człowieka? Na strategię polityczną wpływa nie tylko zamiar, ale zasoby, którymi się dysponuje. Do Sejmu dostali się ludzie nieznani, w związku z czym pierwszy okres trwania partii będzie oparty na wizerunku wodza. Będą się tworzyły struktury lokalne, ale skupią się wokół lidera. Z punktu widzenia interesu tej organizacji nazwisko założyciela powinno w nazwie pozostać. Kolejnym krokiem będzie poszerzenie grupy liderów. Gdy będzie stosunkowo duża – podjąć można próbę zmiany nazwy. Może wydawać się dziwne, że polityk tworzy ruch na rzecz poparcia samego siebie, ale to przecież jedna z wielu kuriozalnych sytuacji i w natłoku innych nawet specjalnie nie jest dostrzegana. Wyborcy nie wnieśli do tej nazwy zastrzeżeń. System identyfikacji wizualnej został opracowany w sposób przemyślany: skrzydła to symbol otwartości, lekkości myśli, nowości. Jest to przekaz adresowany do segmentu open-minded. Kolor pomarańczowy kojarzy się z nowym typem rewolucji, z Pomarańczową Alternatywą w Polsce w latach 80. i na Ukrainie w 2004. Przede wszystkim to kolor, który nie występował w systemie identyfikacji wizualnej żadnej większej partii. RPP znajduje się teraz w komfortowej dla siebie sytuacji, bo prawdopodobnie nie będzie rządzić. Te pierwsze 4 lata mogą zostać wykorzystane do zgłaszania śmiałych projektów przy pełnej świadomości, że nie zostaną one zrealizowane. Zdjęcie krzyża, legalizacja związków partnerskich, to są rzeczy, które w krajowych uwarunkowaniach nie mają najmniejszych szans na powodzenie, ale świadczyć będą o tym, że RPP jak lew stara się realizować obietnice, ale wszyscy „niedobrzy” konkurenci się temu sprzeciwiają. Co może spowodować, że za 4 lata poparcie RPP będzie jeszcze wyższe.

SLD osiągnęło najgorszy wynik wyborczy w swojej historii. Z perspektywy kampanii wyborczej w czym Pan dopatruje się ich porażki? SLD kiedyś miało konkretny produkt, który miał konkretny rdzeń. Na początku tego wieku program SLD był bardzo podobny do obecnego miksu obietnic Palikota. SLD jest tą partią, która konsekwentnie przez wiele lat pokazała, że nie zamierza tego programu realizować. Przykładowo, wspieranie segmentu LGBT (lesbian-gay-bisexual-transsexual) skończyło się przygarnięciem liderów tego środowiska, potem pokazaniem im dolnych miejsc na listach, w końcu – i to prawdziwe kuriozum – publicznym wyśmianiem ich preferencji seksualnych (słynna wypowiedź Wiklińskiego). Wiele z kluczowych postulatów SLD miało taką właśnie „trajektorię strategiczną”. A to jest rzecz, której politykom się nie wybacza. Porażka porażką, ale czas na zmiany. Leszek Miller pokonał Ryszarda Kalisza i został szefem klubu parlamentarnego SLD. Czy w tym wypadku ponowne wejście do tej samej rzeki to dobry ruch? Jeśli SLD będzie kierować przekaz do tej starej, tradycyjnej lewicy, a RPP do tej nowoczesnej, to decyzja o wprowadzeniu na pierwszy plan Leszka Millera jest ugruntowaniem tych skojarzeń. Tylko, że one spowodują, że SLD godzi się na posiadanie poparcia rzędu 7%. Na dzień dzisiejszy widać, że strategia SLD jest strategią defensywną, próbuje się obserwować sytuację i ewentualnie przystąpić do ofensywy w bliżej nieokreślonej przyszłości. Pierwszym, kluczowym przeciwnikiem będzie Ruch Palikota. Obie partie walczą o strategiczne zasoby. Najcenniejszym zasobem w polityce jest wyborca. Czy Jarosław Kaczyński dobrze postąpił wizerunkowo, odmawiając udziału w debatach przedwyborczych? Pewna grupa żelaznego elektoratu PiS nie oczekiwała od swojego Prezesa, by z kimkolwiek prowadził debaty przedwyborcze. Oni i tak wiedzieli, na kogo będą głosować. Jarosław Kaczyński odmawiając debaty nie stracił poparcia w segmencie docelowym. Tyle tylko, że koncentrowanie się na „żelaznym elektoracie” konserwatywnym powinno pozbawiać złudzeń uzyskania wyniku wyższego niż 30%. Zaskakujące może wydawać się więc ogłoszenie przez prezesa PiS, że celem kampanii tej partii jest zwycięstwo. Prawdopodobnie intencją było zmobilizowanie struktur partyjnych do działania, natomiast w zwycięstwo nikt nie wierzył.


To była debata Jarosława Kaczyńskiego z Jarosławem Kaczyńskim i myślę, że Jarosław Kaczyński tę debatę przegrał. Czy Pana zdaniem PiS po kolejnych przegranych wyborach powinien zmienić swojego prezesa? Jeśli tak, kto byłby w Pana oczach faworytem do objęcia tej funkcji? Przyjmuje się, że jak się jest w polityce, to dąży się do tego, aby objąć władzę wykonawczą. Ale wg mnie być w polityce to żyć zgodnie z własnym sumieniem. Nawet w sytuacji, gdy ma się świadomość, że poglądy mogą nie być akceptowane przez większość wyborców. Problem PiS zaczął się w momencie, gdy ogłoszono cele wyborcze w postaci pozyskania samodzielnie władzy. Ta poprzeczka została postawiona zbyt wysoko. To wywołało późniejsze rozczarowanie i uruchomiło proces rozliczeń. Odejście prezesa PiS ze stanowiska może doprowadzić do upadku partii, bo to jest partia ewidentnie autokratyczna. Myślę, że Prezes pozostanie, ponieważ wszyscy ci, którzy prezentują się jako jego wewnętrzna opozycja rozumieją, że ich byt uzależniony jest od trwania Jarosława Kaczyńskiego w polityce. „Tuskobus” pokonywał setki kilometrów wychodząc naprzeciw wyborcom i ich oczekiwaniom, czy pytaniom. Czy wg Pana osobisty udział Premiera przechylił szalę zwycięstwa na stronę PO? Osobiste prowadzenie kampanii przesądza o zwycięstwie. Jeżeli na poziomie lokalnym większość z kandydatów komunikuje się z wyborcami za pomocą prostych plakatów i ulotek wrzucanych do skrzynki, a jeden z kandydatów uruchomi kampanię „drzwi do drzwi”, to jest w stanie wyeliminować wszystkich. Co więcej, pozostali nawet nie będą odczuwać zagrożenia, bo nie zobaczą ulotek konkurenta! Każda z nich zostanie precyzyjnie dostarczona wprost do rąk wyborcy. „Tuskobus” to bez wątpienia forma kampanii bezpośredniej i to bardzo wyczerpującej. Był jeden problem, ale za to fundamentalny – gdy się uruchamia kampanię bezpośrednią, trzeba mieć coś do powiedzenia. Premier Tusk nie miał zbyt wiele nowych spraw do przekazania, bo natychmiast pojawiało się pytanie, co z wieloma wcześniejszymi obietnicami. Premier przepraszał. Potem już tylko słuchał. Zrozumiano błąd, nie zapraszano już „obcych” kamer, informowano tylko o lokalizacji

busa. Początki tej historii zostały jednak najlepiej zapamiętane, a była to kampania przeciwskuteczna, która obnażyła PO. Mówił Pan o niespełnionych obietnicach. „Polska w budowie” – hasło wyborcze Platformy to Pana zdaniem asekuranctwo ze strony szefostwa partii, czy rzetelne przedstawienie obecnej sytuacji? Z punktu widzenia tej sytuacji hasło było wyśmienite. Cztery lata temu, bez zażenowania, obiecywano ludziom rzeczy niestworzone. Po 4 latach rewolucji nie ma. Kolejne gruszki mogłyby już oderwać się z wierzby, więc zaproponowano ufnym wyborcom hasło „potrzebujemy jeszcze 4, 8, może 12 lat”. Nie wyobrażam sobie dzisiaj innego hasła dla Platformy. Jego przebiegłość jest fascynująca. Kontrowersyjny spot KW PO „Oni pójdą na wybory, a Ty?” wywołał burzę w mediach. Czy w dzisiejszych czasach nienawiść i agresja zdominowała scenę polityczną? Czy groźba powrotu sytuacji społecznopolitycznej z czasów rządu PiS to odpowiedni motywator do pójścia na wybory dla elektoratu PO? Niestety tak. Nie lubię kampanii negatywnej, szczególnie kiedy ujawnia się informacje o postępowaniach konkurentów zupełnie nie związanych z polityką, czyli tych dotyczących kwestii obyczajowych. W tym przypadku PO zastosowało subtelną kampanię negatywną, tzn. pokazano nie tyle kontrkandydatów, ale pewną sytuację, która dla Polski, zdaniem tej partii, jest niebezpieczna. Pokazano agresję w równie agresywny sposób, ukazując nie polityków, tylko ludzi popierających tych polityków. Dosyć przewrotny pomysł, prawda? W końcówce kampanii balansowano pomiędzy elektoratem emocjonalnym i racjonalnym. „Polska w budowie” to było hasło zaadresowane ewidentnie do elektoratu racjonalnego, interesującego się polityką. Natomiast ostatnia część kampanii była próbą dotarcia do wyborców głosujących emocjonalnie. I to nawet nie była kampania nakłaniająca do głosowania na PO, a raczej aktywizująca, oparta na strachu. PSL stara się zerwać z przylegającą do niego etykietką partii chłopskiej. Czy taki zabieg może być skuteczny? Coś, co nazywamy w marketingu repozycjonowaniem marki to proces długotrwały. Wyborcy mają wiedzę, kto jest kim i jaka tej osobie lub partii towarzyszy historia. Widać, że PSL dąży do zmiany wizerunku i wydaje mi się, że robi to bardzo umiejętnie, pomału i z konsekwencją, a wyniki wyborów pokazują, że pomysł budzi aprobatę tej części rynku. Jest grupa osób, która oczekuje stabilizacji. Wojna między

PO i PiS sięgnęła poziomu rynsztoka, czeka nas niedługo to samo w wykonaniu SLD i RPP. PSL stoi z boku, unikając ciosów. Gdzie czterech się bije, tam piąty korzysta. Czy ta kampania zyskałaby więcej animuszu, gdyby zamiast dopatrywania się wad u swoich przeciwników, partie polityczne podkreślałyby swoją wartość? Oczekuje Pan od kampanii, że doda wyborcom animuszu? Ja bym chciał, żebyśmy kiedyś w kampanii rozmawiali o kwestiach programowych. Tylko że ja reprezentuje elektorat racjonalny, staram się podejmować decyzje na zasadzie analizowania informacji. W Polsce znaczna część wyborców oczekuje spektaklu, w którym poleje się krew i w końcu jedna partia wgniecie w ziemię drugą. I ten produkt tej grupie wyborców jest dostarczany. Natomiast rozmowa o rzeczach konkretnych jest dla szerszej grupy odbiorców śmiertelnie nudna. Pamięta Pan debatę Balcerowicz-Rostowski? Mieli się tam zderzyć tytani. I zderzyli się, mówili rzeczy zupełnie różne ale konkretnie, podpierając się racjonalną argumentacją. Ludzie zasypiali przed telewizorami! Ja oczekuję takich debat, ale wiem, że rynek nie akceptuje jeszcze takich rozwiązań w polityce. Polityka w bardzo wielu aspektach w Polsce i na świecie idzie w stronę zderzenia emocjonalnego z bardzo prostego powodu. Partie przestają się różnić jeśli chodzi o ocenę kwestii technicznych, ekonomicznych. Co – tak naprawdę – różni PO i PiS, np. na poziomie lokalnym? Przebieg drogi na północ realizuje postulaty konserwatywne czy liberalne? Te partie, w wielu samorządach, żyją w pełnej symbiozie. Co więcej - politycy czasem nie potrafią ogarnąć nowej sytuacji, zrozumienie współczesnych zjawisk przekracza ich możliwości intelektualne. Najłatwiej spierać się o kwestie światopoglądowe, bo tu specjalistyczna wiedza nie jest potrzebna.

|gwóźdź programu|

Dużo mówiło się w mediach o rozmowie Prezesa z Tomaszem Lisem w telewizyjnej „Dwójce”. Zdania są podzielone, kto kogo „zagiął”, kto komu bardziej „dogadał”.

Czy myśli Pan, że w kolejnych wyborach 60-70% społeczeństwa pójdzie do urn? Cóżby miało się wydarzyć przez te 4 lata, żeby tak się stało? Rewolucja… I szczerze mówiąc dostrzegam jej początek.

| Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 21 |


|relaks| | 22 | Nowy Gwóźdź Programu | Nr 57 |


- Faktycznie sporo zalet. Czym jeszcze wyróżnia się to konto na rynku? - Na pewno atutem jest wydawana do niego wygodna karta zbliżeniowa, wykorzystująca najnowocześniejsze dostępne obecnie technologie. Za jej pomocą można dokonywać transakcji zbliżeniowych, do kwoty 50 zł bez używania PIN-u czy podpisu. W ten sposób można dokonywać płatności w całym kraju między innymi w sieciach McDonald’s, Empik, Merceri’s Coffee czy Euroaptekach. Wiemy jak ważny dla młodzieży jest czas - wystarczy tylko zbliżyć ją do specjalnego czytnika i w przeciągu sekundy zapłacić w ten sposób za zakupy. Lista wszystkich punktów, które akceptują płatności zbliżeniowe znajduje się na stronie www.visa.pl. Karta może być także darmowa, jedynym warunkiem jest dokonanie i rozliczenie 1 transakcji w miesiącu. - Nowoczesna karta to jedno, ale Internet jest obecnie światem młodych. - Doskonale o tym wiemy, dlatego Konto<30 daje możliwość wykonywania wszystkich operacji internetowych za darmo. Jesteśmy obecni na facebooku, gdzie można znaleźć informacje o konkursach, promocjach, związanych z kontem. I mogę zapewnić, że w sieci dzieje się sporo, a to co proponujemy jest atrakcyjne - o czym świadczy duża aktywność naszych użytkowników w Internecie. Dbamy także o ich bezpieczeństwo w sieci. Jako jedyny Bank w Polsce korzystamy z usługi 3D Secure, która wymaga dodatkowej autoryzacji przy dokonywaniu zakupów w sklepach obsługujących ten system i zapewnia dodatkową ochronę coraz popularniejszych zakupów w sieci. Dodam także, że Bank Zachodni WBK gwarantuje także dostęp do bankowości mobilnej. Dzięki usłudze BZWBK24 mobile, klienci mają dostęp do konta także w telefonie komórkowym.

- To jakaś nowa usługa? Na czym polega? - BZWBK24 mobile to dodatkowa funkcjonalność w ramach usługi BZWBK Internet, dostępna przez urządzenia mobilne z przeglądarką internetową, takie jak telefony komórkowe czy palmtopy. Usługa ta pozwala zarządzać kontem w najbardziej dostępny sposób przy użyciu telefonu komórkowego, który jest niejako atrybutem naszej codzienności i z którym zazwyczaj młodzi ludzie nie rozstają się prawie w ogóle. Tak więc w każdym miejscu i o każdej porze za pomocą telefonu komórkowego można m.in: uzyskać informacje o stanie salda i danych szczegółowych kont osobistych lub rachunków bieżących, rachunku karty kredytowej i rachunków lokat terminowych, uzyskać informacje o historii operacji na rachunkach, złożyć dyspozycję przelewu na rachunek własny, złożyć dyspozycję przelewu na rachunek obcy, o ile odbiorca został wcześniej dopisany do listy odbiorców niewymagających potwierdzenia smsKodem/z tokenem. - Czy będąc studentami możemy również zaciągać kredyty czy korzystać z innych produktów banku? - Tak, specjalnie dla studentów stworzyliśmy kartę kredytową Mastercard<30 z limitem do 1500 złotych, dostępną dla studentów wszystkich uczelni, którzy ukończyli pierwszy semestr studiów i wydawaną również za darmo po spełnieniu łatwego wymogu dokonania 3 transakcji w okresie 3 miesięcy od wydania decyzji kredytowej. Oczywiście, nasi młodzi klienci mogą także zaciągać kredyty mieszkaniowe, mogą kredytować zakup samochodu, a nawet zadbać o swoje emerytury, co umożliwia im Otwarty Fundusz Emerytalny AVIVA BZ WBK. Wiemy, że młodzi ludzie chcą od życia jak najwięcej – a my jako bank, który daje klientom więcej myślimy o nich całościowo. Stan na 1 kwietnia 2011 r.

|sponsorowany|

Bank Zachodni WBK przygotował specjalne konto. Jest pozbawione opłat za najważniejsze czynności, pomaga młodym klientom spełniać marzenia i realizować pasje. O tym, dlaczego to właśnie e-Konto>30 powinni wybrać młodzi ludzie rozmawiamy z Anną Bańkowską, regionalnym menedżerem ds. zarządzania biznesem. - Bank Zachodni WBK przygotował specjalną ofertę dla Klientów poniżej 30. roku życia, skąd taki pomysł? Dlaczego wybrana została akurat ta grupa? - Może zabrzmi to banalnie, ale dla nas każdy klient jest ważny i staramy się tak konstruować ofertę, żeby każdy znalazł coś dla siebie. W naszym banku wystrzegamy się uniwersalizmu. Staramy się tak przygotowywać oferty, aby trafiały one bezbłędnie w gust i potrzeby grup, do których są adresowane. Mamy więc w ofercie Konto<30, ale także specjalne konto dla seniorów – Konto 50+, czy dla kobiet Konto na Obcasach. Nasza propozycja dla ludzi poniżej trzydziestego roku życia ma pomóc w realizacji ich marzeń i pasji, a jednocześnie uwzględniać fakt, że w tym wieku liczy się każdy grosz. Dlatego młodym ludziom proponujemy nowoczesne konto, w którym wszystkie najważniejsze funkcjonalności są za darmo. - Za darmo? Jak to możliwe? - Dokładnie tak, posiadacze naszego Konta<30 nie płacą nic za jego prowadzenie, za przelewy internetowe, dostęp do konta za pośrednictwem usług bankowości elektronicznej BZWBK24, mogą także za darmo wypłacać gotówkę w sieci 1040 bankomatów Banku Zachodniego WBK na terenie całej Polski, no i wreszcie bez żadnej dodatkowej prowizji mogą z tego konta doładowywać komórki - zarówno przez Internet, jak i w bankomatach. Dodatkowym bonusem są rabaty na wiele produktów i usług, które można znaleźć na stronie www.wystarczysiec.pl. „Perełką” wśród nich jest 15% rabatu na kurs językowy w szkole British School.

które się należy młodzieży | Nr 57 | Nowy Gwóźdź Programu | 23 |


Warszawa, 26 września 2011

WRACAMY DO SZKOŁY – CZAS NA BAZGROŁY! RED BULL SZTUKA BAZGROŁÓW, 1 PAŹDZIERNIKA – 20 GRUDNIA 2011

Wraz z rozpoczęciem roku akademickiego na trzydziestu polskich uczelniach rusza nietypowy konkurs skierowany do wszystkich studentów, których na co dzień ponosi artystyczna ekspresja – Red Bull Sztuka Bazgrołów. To, co do tej pory skrzętnie tworzyli na ostatnich stronach swoich zeszytów, ma niepowtarzalną szansę by ujrzeć światło dzienne i zawalczyć o tytuł najlepszego bazgroła! Red Bull Sztuka Bazgrołów to nie lada gratka dla amatorów rysunków, bohomazów i szkiców często powstających podczas przydługich wykładów. Konkurs, który cieszył się ogromnym powodzeniem podczas kilkunastu edycji na całym świecie, po raz pierwszy zostanie rozegrany w naszym kraju. Tym razem polscy studenci będą mogli zawalczyć o tytuł akademickiego Picasso czy Warhola. Przez cały październik na trzydziestu wybranych uczelniach w Białymstoku, Krakowie, Warszawie, Wrocławiu, Katowicach, Łodzi, Toruniu, Poznaniu, Olsztynie, Szczecinie, Trójmieście i Lublinie zostaną rozstawione konkursowe urny, do których będzie można wrzucać prace powstałe na specjalnie przygotowanych do tego kartkach w rozmiarze A4. Oprócz swojej nieograniczonej fantazji, studenci tworząc swoje dzieła mogą korzystać z dowolnego narzędzia do pisania (w dowolnej kolorystyce). Spośród wszystkich zgłoszonych prac jury wybierze trzy zwycięskie rysunki oraz sto dodatkowych prac, które od 15 listopada na stronie www.redbullsztukabazgrolow.pl zostaną poddane pod ocenę internautów. Osoby, które odwiedzą wirtualną galerię, będą mogły oddać głos na najlepszy według nich bazgroł, dopingując tym samym reprezentantów swojej uczelni. Głosowanie potrwa do końca listopada i wyłoni czwartą zwycięską kreację. W grudniu tego roku prace finalistów oraz prace wybrane do konkursu internetowego zostaną zaprezentowane na wystawach na terenie kampusów wyróżnionych autorów, którzy zaskarbili sobie największą sympatię jury oraz internautów. Dodatkowo cztery najlepsze projekty znajdą się na limitowanych koszulkach polskich firm streetwearowych Femi Pleasure oraz RUSH DNM. Autorzy zwycięskich grafik otrzymają również smartfony Red Bull MOBILE. Więcej informacji o projekcie, regulamin oraz listę uczelni biorących udział w konkursie można znaleźć na stronie www.redbullsztukabazgrolow.pl


… w końcu chodzi o 5 tysięcy…

Taki mamy nakład, a TY przecież – tak stojąc i czytając te słowa – z pewnością stwierdzisz, że czas już najwyższy… Damy Ci szansę sprawdzenia się, pokazania, a co najważniejsze – tworzenia razem z nami tego czasopisma! Nawet nie myśl o tym, ile czasu możesz czekać na kolejną taką propozycję. Daj się poznać już dziś, napisz do nas!

ngp.redakcja@gmail.com

Odwiedź nasze forum i stronę internetową... ... bo zależy nam na Twojej opinii! Masz sugestie, pomysły? Chcesz wyrazić swoją opinię na temat numeru? Zapraszamy na forum i stronę internetową:

http://www.ngpkatowice.fora.pl/ http://issuu.com/nowygwozdzprogramu


DARMOWE e-KONTO<30

0รฏRG]L P\ฤ Oร ฤ H ZV]\VWNR LP VLร QDOHฤ \ =D GDUPR , VรฏXV]QLH ER Z %DQNX =DFKRGQLP :%. P\ฤ OLP\ SRGREQLH 0รฏRGRฤ ร WR QLH F]DV NWรถU\ ZDUWR WUDFLร QD WR DE\ R ZV]\VWNR ZDOF]\ร L ]DELHJDร 3U]HGVWDZLDP\ UHZROXF\MQH H .RQWR :V]\VWNR ]D ]HUUR ER PรฏRG]LHฤ \ VLร QDOHฤ \

.RQWR SURZDG]RQH MHVW ]D GDUPR GR URNX ฤ \FLD ]รฏ ]D NDUWร ]EOLฤ HQLRZร SRG ZDUXQNLHP UR]OLF]HQLD SU]H] %DQN Z SRSU]HGQLP PLHVLร FX SU]\QDMPQLHM WUDQVDNFML EH]JRWรถZNRZHM GRNRQDQHM SU]\ Xฤ \FLX NDUW\ 1D]ZD H .RQWR MHVW QD]Zร PDUNHWLQJRZร .RQWD 6]F]HJรถรฏ\ RIHUW\ LQIRUPDFMH R RSรฏDWDFK L SURZL]MDFK GRVWร SQH Z SODFรถZNDFK %DQNX =DFKRGQLHJR :%. ฤผ RSรฏDWD ZJ FHQQLND RSHUDWRUD 6WDQ QD U


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.