nowyczas2011/159/002

Page 1

lonDon 29 January – 11 February 2011 2 (159) FRee Issn 1752-0339 czas na wyspIe

»4

Co łączy księżnę z dziadkiem? Robert Małolepszy: Dla niej to nie są jakieś tam biedne dzieci z Polski. To jest Krzyś, Ania, Karolinka, Wojtek i cała gromadka ich rówieśników. Pomimo bardzo młodego wieku już dostali nieźle w kość od życia. Księżna Renata Sapieżyna stara się choć trochę polepszyć ich los.

czas na wyspIe

»7

Zdrowie według konserwatystów adam Dąbrowski: Szykuje się rewolucja w leczeniu. Rząd: – Będzie efektywniej i taniej. Opozycja: – Stracą na tym pacjenci.

na BIeżąco

»8

Emerytalna korekta Bartosz Rutkowski: Emerytury zgodnie

z nowymi zasadami będą większe – zapewnia minister Michał Boni, który jest wykonawcą pomysłu premiera Donalda Tuska, by realne pieniądze z Otwartych Funduszy Emerytalnych, które odkładali Polacy przenieść w zdecydowanej większości do ZUS.

styl życIa

»15

Wnętrzarskie trendy claudia Fabian: Obserwując najnowsze trendy wystroju mieszkań, przedstawione podczas londyńskiego Decorex (prestiżowej imprezy dla projektantów i stylistów wnętrz), można stwierdzić, że mieszkanie w jednym pokoju stało się jak najbardziej in vogue i jest jednym z najmodniejszych rozwiązań proponowanych na 2011 rok.

czas na Relaks

InGarden Gallery Kinetyczna rzeźba Bez tytułu, stworzona specjalnie na ostatnią ARTerię przez Tomasza Stando, czekała na swoje stałe miejsce ekspozycji. Rzecz niemała, odstręczała swoim

rozmiarem potencjalnych właścicieli. Przez czas jakiś gościła w Galerii Olgi Sieńko. I w końcu zadomowiła się w ogrodzie. Swoją obecnością zdominowała uśpioną jeszcze zimo-

wą przestrzeń londyńskiego ogródka. A jeśli spadnie śnieg, w białej otulinie też będzie jej do twarzy. ARTeria nabiera pędu w najbardziej niespodziewany sposób.

»22

Z plecakiem dookoła świata Mikołaj Hęciak tym razem zaprosił do

rozmowy Gosię i Pawła Krupińskich, którzy na co dzień pracują w londyńskim City, a urlop spędzają aktywnie na podróżowaniu dookoła świata. Dosłownie i w przenośni. Oprócz wrażeń z różnych zakątków, mają też dla czytelników „Nowego Czasu” przepis na szybkie danie.


2|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

” sobota, 29 styczNia, HaNNy, bolesława 1829

Dekret carski o utworzeniu Banku Polskiego w Warszawie jako centralnej instytucji emisyjnej i kredytowej. Bank skupia depozyty instytucji publicznych i osób prywatnych.

Niedziela, 30 styczNia, Macieja, sebastiaNa 1927 1937

Zakończyła się pierwsza edycja konkursu im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Laureatem został Lew Oborin z ZSRR. Adolf Hitler zakazał przyjmowania Nagród Nobla przez Niemców.

PoNiedziałek, 31 styczNia, FraNciszka, ludwika 1915 1956

W Niemczech, pochłoniętych udziałem w wojnie, wprowadzono racjonowaną sprzedaż chleba i mąki. Zmarł Alan Alexander Milne, angielski pisarz, autor popularnych baśni dla dzieci: „Kubuś Puchatek" i „Chatka Puchatka".

wtorek, 1 lutego, eMila, aNNy 1944

Szare Szeregi AK dokonały udanego zamachu na Franza Kutscherę, szefa SS i policji Dystryktu Warszawskiego.

Środa, 2 lutego, FiliPa, joaNNy 1948

Prezydent Stanów Zjednoczonych Harry Truman wygłosił orędzie, w którym zapowiedział całkowite zniesienie dyskryminacji rasowej.

czwartek, 3 lutego, błażeja, steFaNa 1870

Weszła w życie piętnasta poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, znosząca wyborczy cenzus rasy.

PiĄtek, 4 lutego, Mariusza, weroNiki 1943

Urodziła się Wanda Rutkiewicz, alpinistka; w 1978 jako trzecia kobieta na świecie oraz pierwsza Europejka weszła na Mount Everest. Zginęła pod wierzchołkiem Kanczendzongi w 1992 roku.

sobota, 5 lutego, agaty, jakuba 1937

Rząd polski podjął decyzję o utworzeniu Centralnego Okręgu Przemysłowego w południowo-centralnych dzielnicach Polski. Był jednym z największych przedsięwzięć ekonomicznych II Rzeczypospolitej. .

listy@nowyczas.co.uk Droga Redakcjo, popieram wasz upór i dociekliwość w obronie kolebki polskości na Wyspach – Fawley Court – robicie dobrą robotę! Ale z zakonem marianów będzie trudno wygrać, moim zdaniem. Trzeba bardziej zainteresować środowiska kombatanckie i polonijne. Dziwię się, że ta sprawa przebiega tak łagodnie. Miniony rok przejdzie do historii: katastrofa smoleńska o rozmiarze zamachu stanu, a teraz to mataczenie. Zaczyna się walka o krzyże, i to nie tylko w Polsce, i daje się we znaki problem otwarcia się Europy na tak zwaną tolerancję, bo powinno być tak – jak wejdziesz między wrony, to kracz jak i one, a nie wolność bez ograniczeń. Może trochę optymizmu przyniesie beatyfikacja Jana Pawła II. Znowu wielki zryw do Rzymu, biznesy zbiją kasę. Ale nasz papież świętym to zaszczyt dla Polaków i myślę, że dla całego kościoła, bo tak sprawnego i przewidującego papieża kościół nie miał, wysadził papieża z lektyki i przemienił w pielgrzyma. Pozdrawiam całą Redakcję ALEkSY IŻYCkI

Niedziela, 6 lutego, agaty, adelajdy bezdoMNoŚĆ cd. 1952 1989

Na tronie Wielkiej Brytanii zasiadła Elżbieta II z dynastii Windsor Początek obrad „okrągłego stołu”.

PoNiedziałek, 7 lutego, roMualda, ryszarda 1992 Przedstawiciele dwunastu państw członkowskich EWG podpisali traktat z Maastricht, który dotyczy integracji gospodarczej i politycznej krajów członkowskich EWG. wtorek, 8 lutego, HieroNiMa, Piotra 1940

Utworzenie getta żydowskiego w Łodzi.

Środa, 9 lutego, aPoloNii, cyryla 1970

Początek „procesu taterników” jednego z najgłośniejszych procesów karnych przeciwko opozycji w PRL.

czwartek, 10 lutego, jacka, scHolastyki 1920

1920

Generał Józef Haller dokonał symbolicznych zaślubin Polski z Morzem Bałtyckim. Tym samym potwierdzono wykonanie jednego z punktów postanowień traktatu wersalskiego przyznającego Polsce 140kilometrowy odcinek wybrzeża. Sowieci rozpoczęli masowe deportacje ludności polskiej z terenów zajętych po 17 września 1939 przez Armię Czerwoną. Ponad 200 tys. osób wywieziono do obozów (łagrów)

PiĄtek, 11 lutego, dezyderego, lucjaNa 1972

Na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Sapporo Wojciech Fortuna zdobył dla Polski pierwszy złoty medal na zimowej olimpiadzie.

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedaktoR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk); Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk); Jacek Ozaist, Daniel Kowalski (d.kowalski@nowyczas.co.uk), Alex Sławiński; WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Lidia Aleksandrowicz; FelIetony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski; RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota; zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Aneta Grochowska; WSpółpRaca: Małgorzata Białecka, Grzegorz Borkowski, Włodzimierz Fenrych, Tomasz Furmanek, Anna Maria Grabania, Stefan Gołębiowski, Katarzyna Gryniewicz, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Michał Opolski, Łucja Piejko, Roma Piotrowska, Fryderyk Rossakovsky-Lloyd, Wojciech Sobczyński, Agnieszka Stando

dzIał MaRketIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk), WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia. © nowyczas

W liście kierowanym do „Nowego Czasu” w wydaniu świątecznym poruszyłem sprawy bezdomnych nieco inaczej widziane, niż postrzega to przeciętny człowiek. Problem bezdomności jest złożony i indywidualny… Można zadać sobie pytanie, czy ludzie, którzy są zgromadzeni w ośrodkach organizowanych np. przez kościoły, są bezdomnymi w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dla mnie, niestety, tak, bo bezdomność to jednak brak własnego kąta (pokoiku), nawet tego wynajmowanego. By jednak wynająć pokój nawet o niewielkiej powierzchni, trzeba mieć tygodniowy dochód w wysokości co najmniej 50 funtów, a co dalej… Tak więc podstawowym problemem jest praca, no i jak ją pozyskać w czasach recesji. Jest wiele ośrodków, które w jakiś sposób starają się pomagać bezdomnym i potrzebującym emigrantom z Polski oraz Europy Wschodniej i do takich należy: PEEC Family Centre – chrześcijańskie centrum rodzinne dla Polaków i dla emigrantów z Europy Wschodniej. Działalność tej organizacji jest skoncentrowana nie tylko na pracy ściśle biurowej. Pracownicy PEEC Family Centre oraz współpracujący wolontariusze wykonują także wiele prac społecznych, pomagają np. w załatwieniu formalności związanych z pogrzebem (byłem świadkiem takiej pomocy), udzielają też pomocy w załatwieniu różnego rodzaju spraw bieżących, np. w otrzymaniu odpisu wyroku rozwodu z Polski. Przychodząc do biura, klient, petent, zainteresowany może mieć pewność, że zostanie wysłuchany w

Największą mądrością jest czas, wszystko ujawni. Tales z Miletu

spokoju, ze zrozumieniem, a pracownicy i wolontariusze dołożą wszelkich starań, by problemy, potrzeby bieżące zostały załatwione w sposób pozytywny lub by zainteresowani zostali skierowani do odpowiednich instytucji wraz z tłumaczem, w przypadku takiej potrzeby. Biuro bezpłatnych porad mieści się budynku Haringey Iris Centre, Pretoria Road. London N17 8DX, czynne jest w poniedziałki, środy, czwartki i piątki od godz. 9.00 do 17.00. Porady z różnych zakresów i dziedzin nurtujących polskich emigrantów można uzyskać również telefonicznie: 0208 365 9090, w takich sprawach, jak: mieszkaniowe, pracy, zdrowotne – np. skierowanie do polskojęzycznego lekarza GP, sprawy rodzinne, finansowe, wykształcenia i

edukacji (zasiłki, konta bankowe, tłumaczenia ustne, pisemne, na telefon, tłumaczenia dokumentów, listów, ubezpieczenia społeczne, karty CSCS, karta medyczna NHS, nauka języka angielskiego, wypełnianie form i aplikacji oraz inne porady bytowe czy inne, np. skierowania do grup AA. W biurze PEEC Family Centre można otrzymać też pomoc psychologiczną, a nawet zamówić książki. Szczególną troską organizacja PEEC otacza bezdomnych. Wspólnie z kościołem St Ignatius w Seven Sisters (27 High Street, London N15 6WD). W salce przy tym kościele są wydawane gorące posiłki, w poniedziałki w godz.14.00–15.30 i piątki w godz.13.00–14.30 (Polska Grupa). Z poważaniem JANuSZ FRĄCZEk

s a z C na prenumeratę Imię i Nazwisko.......................................................................................

Adres.......................................................................................................

................................................................................................................

Kod pocztowy..........................................................................................

Tel...........................................................................................................

Liczba wydań..........................................................................................

Prenumerata od numeru..............................(włącznie)

Prenumeratę

zamówić można na dowolny adres w UK bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na adres wydawcy wraz z załączonym czekiem lub postal order.

liczba wydań

UK

UE

12

£25

£40

24

£40

£70

Czeki prosimy wystawiać na: CZAS PUBLISHERS LTD

63 Kings Grove London SE15 2NA


|3

29 stycznia – 11 lutego| nowy czas

takie czasy W związku z zamieszczeniem artykułu Sławomira Cenckiewicza „Agenturalna przeszłość poety Tadeusza Chabrowskiego. Człowiek prozy czy rymu…” (NC 01/158), otrzymaliśmy list od bohatera artykułu, wzmocniony głosem z Nowego Jorku. Tadeusz Chabrowski miał być nagrodzony przez działający w Londynie Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Praktyka wykorzystywania przez podejrzanych, a nie poszkodowanych, nowelizacji ustawy o IPN (wprowadzonej po upublicznieniu tzw. listy Wildsteina) była w Polsce powszechna. Zwróciliśmy się do Instytutu Pamięci Narodowej o wyjaśnienie, o czym takie zaświadczenie mówi. Nie miejsce tutaj na ocenę moralną faktu wykorzystania przez „podkreślają-

cego swoją niewinność” Tadeusza Chabrowskiego ułatwień, jakie IPN wprowadził dla ludzi rzeczywiście pokrzywdzonych. Jeśli nowojorski poeta dowiedział się o nowelizacji ustawy, musiał też poznać zakres jej obowiązywania. Czy mógł nie zorientować się, że nie obejmuje ona jego osobistej teczki, znajdującej się w innych archiwach? Do teczki tej dotarł historyk Sławomir Cenckiewicz i na podstawie znalezionych tam materiałów napisał swój artykuł. Człowiek zapominający o swojej młodości, to tak jak naród zapominający o swojej historii.

Grzegorz Małkiewicz

komentarze>12, 13

Komunikat ZPPnO: Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie z siedzibą w Londynie z pr zykrością zawiadamia, że zapowiedziany na 5 lutego 2011 wieczór wręczenia Nagrody Literackiej ZPPnO za „Poezje wybrane” (książkę roku 2009) dla Tadeusza Chabrowskiego z Nowego Yorku został odwołany z racji infor macji o współpracy poety ze Służbą Bezpieczeńs twa PRL w latach 1961-63, które dotarły do Zarządu Związku i Jur y Nag rody już po wyborze laureata. Decyzja ta zos tanie utrzymana do czasu wyjaśnienia sprawy.

ANDRZeJ KRZeCZuNOWICZ Prezes ZPPnO

Szanowny Panie Redaktorze, artykuł Sławomira Cenckiewicza drukowany w „Gwiezdzie Polarnej” (2 grudnnia 2009 r.) i rozsyłany po portalach medialnych Polonii, ukazał się tym razem w Pańskim tygodniku „Nowy Czas”. W związku z pomówieniami rozsiewanymi przez S. Cenckiewicza proszę o umieszczenie zaświadczenia, które otrzymałem w związku z tą sprawą z Instytutu Pamięci Narodowej 3 listopada 2010 r.

Sławomir Cenckiewicz: To nie jest jakiekolwiek świadectwo niewinności Tadeusza Chabrowskiego. To jes t jedynie infor macja IPN, że zamieszczone na tzw. liście Wildsteina w 2004 r. dane osobowe nie dot yczą akurat jego (zbieżność nazwisk). Nowelizacja ustawy z 2004 r. nakładała na IPN obowiązek

wysłania takich pism do osób, które na podstawie spisu były pomawiane. To jest tylko to, i nic innego. W piśmie tym nie ma informacji, że Chabrowski nie był TW, pismo odnosi się t ylko do zbiorczych danych. To jest taki t ypowy dla agentów wykręt na pokazanie, że są czyści.

Z poważaniem Tadeusz Chabrowski

Instytut Pamięci Narodowej wyjaśnia: Z załacząnego zaświadczenia [Tadeusza Chabrowskiego – red.] wynika, iż IPN w Warszawie odpowiedział na wniosek złożony przez wnioskodawcę – Tadeusza Chabrowskiego w trybie art. 29a ustawy o IPN, który mówi, iż „Prezes Instytutu Pamięci Narodowej, na wniosek, informuje w ciągu 14 dni w formie zaświadczenia, czy dane osobowe wnioskodawcy są tożsame z danymi osobowymi, które znajdują się w katalogu funkcjonariuszy, współpracowników, kandydatów na współpracowników organów bezpieczeństwa państwa, o których mowa w art. 5, oraz innych osób, udostępnionym w Instytucie Pamięci od dnia 26 listopada 2004 r.”

Niniejszy tryb wprowadziła nowelizacja ustawy o IPN z marca 2005 r., będąca wynikiem pojawienia się na stronach internetowych katalogu funkcjonariuszy, współpracowników, kandydatów na współpracowników

organów bezpieczeństwa państwa oraz innych osób, zwanego powszechnie „listą Wildsteina”. Katalog ten jest spisem imion i nazwisk oraz przyporządkowanych im sygnatur akt, który od dnia 26.11.2005 roku był udostępniony w formie elektronicznej w czytelni jawnej IPN w Warszawie. Katalog powyższy nie wyczerpuje oczywiście zasobu IPN, ale złożenie wniosku w trybie art. 29a zawęża kwerendę jedynie do tego spisu – jednocześnie w archiwach IPN (centrala w Warszawie lub w oddziałach) mogą znajdować się dokumenty dotyczące wnioskującej osoby (akta rozpracowań, zapisy kartoteczne, akta świadczące o współpracy, dokumentacja Departamentu I, czyli wywiadu itp.). Zaświadczenie powyższe nieczego zatem nie rozstrzyga i nie może być w żadnym wypadku „świadectwem moralności”.

Ewa Zając (historyk, IPN)

list do redakcji Szanowni Państwo, z przykrością dowiaduję się, że młody, prężny dwutygodnik brytyjski „Nowy Czas”, gazeta, która w założeniu ma być skierowana do wykształconej części brytyjskiej Polonii uległa brzydkiej manipulacji Sławiomira Cenckiewicza i zamieściła obrzydliwy i kłamliwy artykuł na temat nowojorskiego poety Tadeusza Chabrowskiego, który otrzymał właśnie nagrodę Włady Majewskiej na najlepszą książkę roku wydaną poza granicami Polski. Zamieszczając artykuł Cenckiewicza nie zadaliście sobie trudu sprawdzenia faktów i wzięliście w ten sposób udział w nagonce na 76letniego poetę, który jest w posiadaniu dokumentu IPN, stwierdzającego, że nigdy nie był zarejestrowany jako współpracownik tajnych służb.

Nie wiem, jakimi motywami kieruje się Cenckiewicz, od wielu lat grasujący po Ameryce i ostatnio w Anglii i uzurpujący sobie prawo ferowania wyroków. Wiemy natomiast wszyscy, że jego pseudonaukowy warsztat budzi oburzenie wielu historyków i obrzydzenie uczciwych ludzi. Artykuł, napisany zresztą fatalną polszczyzną, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i fakt, że zamieściliście go w swojej gazecie zaprzecza dobrym obyczajom dziennikarskim. Nagroda ZPPnO została przyznana Tadeuszowi Chabrowskiemu za osiągnięcia poetyckie i drukując go podważyliście także kompetencje Związku Pisarzy Polskich na Obczyżnie oraz obraziliście samą fundatorkę nagrody, p. Władę Majewską. Izabela Barry Nowy Jork


4|

29 stycznia – 11 lultego 2011| nowy czas

czas na wyspie

Co łączy księżnę z dziadkiem? Dla niej to nie są jakieś tam biedne dzieci z Polski. To jest Krzyś, Ania, Karolinka, Wojtek i cała gromadka ich rówieśników. Pomimo bardzo młodego wieku już dostali nieźle w kość od życia. Księżna Renata Sapieżyna stara się choć trochę polepszyć ich los. Wladimir Bukowski w Little Brompton Oratory podczas konferencji smoleńskiej

Robert Małolepszy

N i e u l e ga ć … Grzegorz Małkiewicz Następnego dnia po Katastrofie Smoleńskiej „The Times” zamieścił felieton na temat nierozpoczętego jeszcze śledztwa. Autor nawiązał do Katynia i hańby ukrywania prawdziwych sprawców jeszcze długo po wojnie. W tym kontekście wyjaśnienie przyczyn katastrofy polskiego samolotu z Prezydentem RP na pokładzie jest sprawą tym bardziej pilną – dowodził. Pisał głównie o Rosjanach, którzy powinni zrobić wszystko, żeby historia Katynia się nie powtórzyła. To jedyna szansa, żeby odzyskać wiarygodność – podkreślał autor „The Times”. Stało się zupełnie inaczej. Bo Rosjanie swój interes pojmują inaczej. A jak, dowiedzieliśmy się z raportu MAK i z doniesień polskiej strony o nieprawidłowościach w prowadzonym śledztwie i utrudnianiu dostępu polskich ekspertów do materiałów dowodowych. Jednocześnie polski rząd zapewniał, że współpraca układa się dobrze. Najbardziej szokującym przykładem było niszczenie części samolotu, co udało się pokazać realizatorom programu „Misja specjalna”. O tych ewidentnych nadużyciach rosyjskiej strony, zaniedbaniach i zaniechaniach polskich władz mówili uczestnicy spotkania, pisaliśmy też o nich wielokrotnie na łamach „Nowego Czasu”. Ustalenie przyczyn Tragedii Smoleńskiej, które powinno być sprawą priorytetową, stało się za sprawą mediów, rządu i prezydenta dochodzeniem przypominającym – jak to określił Włodzimierz Cimoszewicz (z SLD, a nie z PiS) – włamanie do garażu na Woli. Londyńscy organizatorzy (Małgorzata Piotrowska i

Marek Laskiewicz) zorganizowali sesję, na którą czekały, jak się okazało setki Polaków. W zatłoczonej sali Little Brompton Oratory było ponad 200 uczestników, a trzeba zaznaczyć, że spotkanie nie było reklamowane w tutejszych mediach. Goście spotkania apelowali o to, by mieszkający poza granicami kraju Polacy wpływali na opinię publiczną kraju swojego zamieszkania. Potrzebna jest międzynarodowa komisja, która zbada wnikliwie wszystkie aspekty tej tragedii. Z kraju przyjechał Andrzej Melak, brat Stefana Melaka, który zginął w Smoleńsku, członkowie redakcji „Gazety Polskiej”, która prowadzi własne śledztwo – Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski, szefowa warszawskiego klubu „Gazety Polskiej” Anita Czerwińska i gość specjalny wieczoru, Wladimir Bukowski. Legendarny rosyjski opozycjonista jeszcze raz podkreślił mantrę sowietologów XX wieku – Zachód (i niestety obecne władze w Polsce) nie rozumiał systemu sowieckiego i nie rozumie obecnego, zmodernizowanego zgodnie z duchem czasu. – Chcecie nawiązać przyjazne stosunki z waszym sąsiadem, nawet kosztem wyjaśnienia przyczyn Katastrofy Smoleńskiej. Z kim? – pyta Bukowski. – Z byłymi funkcjonariuszami KGB? Bukowski nie pozostawił złudzeń. Kreml zrezygnował z nazwy, ale nie z treści systemu sowieckiego. Taka ocena wywołuje sprzeciw poprawnie myślących. W obieg wrzucana jest teoria spiskowa, dezawuowanie poglądów i ludzi takie poglądy głoszących. Obowiązuje mit „rosyjskiej demokracji”. Rozpoczynając swoją politologiczną opowieść Bukowski, jak przystało na długoletniego rezydenta Wysp, zaczął od anegdoty. Świnie się cieszą w zagrodzie. Gospodarz zaczął o nie dbać, nawet je myje. Ale jednej świni nasuwa się niepoprawna myśl: zbliżają się święta, pójdziemy pod nóż, stąd te zabiegi. – Oszołomka – krzyczą inne. Spiskowa wizja świata – dodają oburzone. Reszta może być milczeniem. Oskarżenie o spiskową wizję świata jest skutecznym hamulcem w debacie publicznej. Zasadnie postawione pytania na temat katastrofy stygmatyzują. Gorzej, jak zadają je specjaliści. A był też w Little Brompton i taki, znający z doświadczenia systemy sprowadzania samolotów do lądowania. Relacja z jego wystąpienia wymaga jednak dłuższego omówienia, co zrobimy w przyszłym numerze „Nowego Czasu”.

Mężczyzna po drugiej stronie telefonu nie tracił czasu na grzecznościowe niuanse. A może z wrażenia zapomniał przywitać się i przedstawić. Od razu padło pytanie: – Czy pomoże pani dzieciom z Polski? Księżna Renata, jak przystało na prawdziwą arystokratkę, przeszła do porządku dziennego nad drobnymi uchybieniami względem etykiety u nieznanego rozmówcy i zainteresowała się meritum sprawy. Chodziło bowiem o coś ważnego, wsparcie działalności Ognisk Dziadka Lisieckiego – placówek prowadzonych przez Fundację Przywrócić Dzieciństwo dla dzieci i młodzieży, które na co dzień wychowuje ulica. Jest to kontynuacja życiowego dzieła warszawiaka Kazimierza Lisieckiego, który otworzył pierwszy klub dla dzieci ulicy zaraz po I wojnie światowej i zajmował się ich kolejnymi pokoleniami aż do swojej śmierci w 1976 roku. Powszechnie nazywany był „Dziadkiem”. Ów „historyczny” już telefon odebrała Renata Sapieżyna przed… szesnastu laty. Niedługo potem założyła Fundację Przyjaciół Domów Dziadka Lisieckiego (Friends of the Lisiecki Homes in Poland). Z czasem po pomoc zaczęły zgłaszać się także inne instytucje, między innymi Schronisko dla Nieletnich w Falenicy, organizacje pozarządowe, kościelne i osoby prywatne. Renata Sapieżyna ma natomiast taką cechę, że gdy ktoś prosi o podanie pomocnej dłoni, to nie potrafi odmówić. Co więcej, nie poprzestaje na wysłaniu przelewu bankowego albo przesyłki z pomocą rzeczową. Żywo interesuje się osobami, którym udziela wsparcia.

MAłe Dzieci, Duże PROBLeMy Dla niej to nie są jakieś tam biedne dzieci z Polski. To jest Krzyś, Ania, Karolinka, Wojtek i cała gromadka ich rówieśników. Pomimo bardzo młodego wieku już dostali nieźle w kość od życia. – Staram się być w Polsce tak często, jak to możliwe. W minionym roku, niestety, mogłam pojechać tylko raz, ale rok wcześniej byłam aż pięciokrotnie. Mam nadzieję, że w 2011 uda mi się odwiedzić Polskę częściej – mówi Renata Sapieżyna. Wszędzie będzie witana przez uśmiechnięte buzie kilku- i kilkunastolatków wdzięcznych za okazane im serce. Wie jednak dobrze, że za tym uśmiechem zwykle kryje się smutek ich niewesołej codzienności. Takie spotkania, choć radosne, są też trudne. Czasem trzeba poznać ich dramaty, jak dwóch braci – ośmio- i jedenastolatka, którzy byli świadkami samobójczej śmierci ojca, albo kilkunastoletniej dziewczynki osadzonej w zakładzie wychowawczym za zabójstwo kochanka matki. Chwyciła za nóż, gdy „wujek” po raz kolejny zamierzał ją zgwałcić. Rozmowy z podopiecznymi oraz wychowawcami z Ognisk Dziadka Lisieckiego, ośrodka w Falenicy lub innych placówek zawsze w końcu schodzą na tematy ściskające za serce. Tak jest, gdy słucha się siedemdziesięcioletniej kobiety, która ma pod opieką dwunastoletnią wnuczkę i codziennie drży na myśl, że gdy jej zabraknie, to dziecko znajdzie się na ulicy. Bywają również sytuacje tragikomiczne – wychowawcy opowiadali o mamuśce użalającej się nad córką zarabiającą pod latarnią, a przecież mogłaby robić karierę jak mama. A gdzie pracuje mama? W... renomowanym domu publicznym. Zwykle jednak nie ma nic zabawnego w tych historiach. Stale napływają nowe prośby o pomoc. Z Polski nadchodzi także mnóstwo wyrazów wdzięczności. Fundacja wspiera, m.in. jedenaście domów dziecka i osiem klubów dla młodzieży. Są też podziękowania od osób indywidualnych, w tym ostatnio od rodziców czternastomiesięcznej Tosi, której dofinansowano operację nowotworu oka przeprowadzoną w Londynie. Violetta z ośrodka w Falenicy, samotna matka dwuletniego chłopca, dostała pieniądze na leki; Marzena na odzież dla nowo narodzonego dziecka, a była wychowanka placówki Magda na protezę zębów. W ubiegłym roku z konta Friends of the Lisiecki Homes in Poland wysłano do kraju 13 tys. 915 funtów. Tyle zdołała zgromadzić Księżna podczas koncertów, występów i spotkań, jakie zorganizowała w Londynie, Crawley i Eastbourne, gdzie mieszka.

JAK zWyKLe z KLASą Pierwszą tegoroczną kulturalną propozycją Fundacji był koncert w polskiej ambasadzie w Londynie, pod patronatem ambasador Barbary Tuge-Erecińskiej. Ani jedne-


|5

nowy czas | 29 stycznia – 11 lutego 2011

czas na wyspie go pustego miejsca, większość gości raczej nieczęsto widywana na imprezach polskiego Londynu. Wykonawcy – absolutna brytyjska „pierwsza liga” śpiewaków, sopranistka Sophie Bevan i tenor Mark Padmore – wystąpili przy akompaniamencie Susanny Stranders, pianistki koncertującej równie często na Wyspach, jak za Oceanem. Wspaniałe głosy tych dwojga artystów wprawiały w drżenie serca słuchaczy. Wydawało się, że przy pieśniach Beethovena, Straussa, Händela, Monteverdiego i Schumanna czasem lekko drżały nawet kryształowe żyrandole. Stali bywalcy wydarzeń firmowanych przez księżnę swoje uznanie wyrażali krótkim stwierdzeniem – było jak zwykle. Jak zwykle, czyli z klasą, na wysokim poziomie, interesująco, dużo miłych wrażeń oraz serdeczna atmosfera. Uczta dla ducha, a i coś dla podniebienia przy okazji. Jak zwykle również, wśród zaproszonych znalazły się osoby z tytułami szlacheckimi, ludzie ze świata biznesu, kultury i nauki, ale także ci niezaliczani do wielkich i możnych tego świata. Działalność Renaty Sapieżyny wspiera liczna rzesza Polaków oraz Brytyjczyków, którzy nie należą do high society, lecz po prostu chcą mieć udział w po-

Renata Sapieżyna i gwiazdy wieczoru (od lewej: Susanna Stranders, Sophie Bevan i Mark Padmore) w ambasadzie RP w londynie

lepszeniu losu Krzysia, Ani, Karolinki i ich kolegów w Polsce. Wiedzą przy tym, że cokolwiek przeznaczą na tę pomoc – trafi do potrzebujących. Nie czekają na poklask i miejsce na liście darczyńców. Podobnie księżna. Renata Sapieżyna nie nadużywa zresztą swojego tytułu. Jak mówi, przydaje się on tylko czasem w działalności charytatywnej. Księżną została, poślubiając księcia Lwa Sapiehę, ale też sama pochodzi z arystokratycznej rodziny z dziada, pradziada, więc to akurat dla niej nic nadzwyczajnego. Dziadek był austriackim generałem, a ojciec oficerem... Wojska Polskiego. We wrześniu 1939 roku miał rozpocząć karierę dyplomatyczną jako polski konsul w Londynie. Nie zdążył odebrać nominacji.

Szlachetność nieodzowna Działalność charytatywna to ciężka i odpowiedzialna praca. Może niekoniecznie wymaga szlachetnego urodzenia, ale z pewnością szlachetnego charakteru. Zaangażowanie, autentyczna bezinteresowność, jasny cel i wymierny pożytek z podejmowanych działań to tylko niektóre elementy prawdziwie charytatywnej misji. Takiej, jaką realizuje księżna Renata. Dzięki temu wciąż zyskuje nowych przyjaciół i sprzymierzeńców. Ludzie z pasją porywają swoim entuzjazmem innych. Można przypuszczać, że właśnie ta pasja i szczerość intencji są magnesem, który przyciąga artystów oraz ludzi chętnych do udziału w każdym kolejnym wydarzeniu Fundacji. Nie tylko zresztą do ambasady, ale też na koncerty, wieczorki lub imprezy rekreacyjne do nieco odległego od Londynu Eastbourne. I zapewne przyjeżdżaliby także, gdyby Renata Sapieżyna nie nosiła tego, skądinąd pięknego, zaszczytnego i bardzo już rzadkiego wśród Polaków arystokratycznego tytułu. Tekst i zdjęcia:

Robert Małolepszy

Dzwoń D zwoń d do od domu omu z T Twojej wojej k komórki omórki Polska za

2

p /min.

Podana cena ena obowiązuje obowiązuje n na an numery umery sstacjonarne tacjonarne

Zamów Z amów b bezpłatną ezpła atną k kartę artę S SIM IM - w wyślij yślij d darmowy armowy S SMS MS o ttreści reści N Nowy owy n na an numer umer 6 62828 2828

Przedpłacona P rzedpłacona K Karta arta S SIM IM Promocja P romocja kończy kończy ssię ię z dniem dniem 31 31 m marca arca 2 2011. 011. Na Na czas czas trwania trwania promocji, promocji, ceny ceny połączeń połączeń n na an numery umery sstacjonarne tacjonarne d do ow wybranych ybranych k krajów rajów zzostały ostały o obniżone bniżone do do 2 2p/minutę. p/minutę. W Warunki arunki p promocji romocji jak jak i aktualne aktualne cceny eny p połączeń ołączeń ssą ąd dostępne ostępne n na a sstronie tronie w www.lebara-mobile.co.uk ww.lebara-mobile.co.uk


6|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

czas na wyspie

Narodowy Spis Powszechny 2011 Przed Narodowym Spisem Powszechnym, który odbędzie się w Wielkiej Brytanii 27 marca br., Główny Urząd Statystyczny oraz władze dzielnicowe rozpoczęły kampanię zachęcającą lokalne społeczności do wzięcia w nim udziału. Jedną z organizacji zaangażowanych w będącą już w toku kampanię jest Community Action Southwark (CAS). Poprzez tę inicjatywę CAS chce włączyć najbardziej odizolowane i niezaangażowane społeczności mniejszościowe w dyskusję dotyczącą związku i bezpośredniego wpływu Spisu Powszechnego na jakość codziennych usług w danej dzielnicy. Kampania nie tylko wyjaśnia dlaczego wzięcie udziału w Spisie Powszechnym jest tak ważne dla każdego mieszkańca Southwark, lecz także wskazuje na długoterminowe skutki i korzyści z tego płynące. – Podkreślamy potrzebę zarejestrowania się i wzięcia udziału w Narodowym Spisie Powszechnym. Rozpoczęliśmy tę akcję, by poinformować o ważności tego programu – powiedział Juma Bah, Community Development Officer z CAS.

1. Po co przeprowadza się Spis Powszechny? Rząd, władze lokalne, służba zdrowia, edukacja, eksperci z różnych dziedzin, branża handlowa i organizacje pozarządowe muszą poznać i zrozumieć strukturę społeczeństwa, by zaplanować usługi odzwierciedlające potrzeby danej populacji. Wiele z usług, do których jesteśmy przyzwyczajeni w codziennym życiu, jest uzależnionych właśnie od Spisu Powszechnego. Dlatego tak ważna jest pewność, że liczą się potrzeby każdego z nas: bez względu na to, kim jesteśmy i gdzie mieszkamy.

Najlepszym sposobem, by się tego dowiedzieć, jest policzenie ludności i zapytanie bezpośrednio, jak zmieniło się ich życie i ich potrzeby, tak by rząd oraz władze lokalne mogły zaplanować, finansować i dostarczać usługi, na które jest największe zapotrzebowanie.

3. Jakie są pytania Spisu Powszechnego?

Jak zostać sędzią pokoju? SędziSędziowie pokoju – Magistrates lub Justices of the Peace (JPs), są to wolontariusze, którzy w trzyosobowym składzie rozstrzygają większość drobnych spraw karnych w Anglii i Walii, np. drobne kradzieże, zniszczenie mienia, zakłócenie porządku publicznego. przedzeniem, dlatego (np. w przypadku choroby) istnieje możliwość zamiany z inną osobą. Szkolenia zazwyczaj odbywają się poza godzinami pracy. Można wybrać sąd niedaleko swojego miejsca zamieszkania lub pracy. Pełna lista Magistrates Courts znajduje się w każdym sądzie lub na stronie internetowej www.hmcourts-service.gov.uk/HMCSCourtFinder. Sędziowie pokoju nie otrzymują wynagrodzenia. Przysługuje im jednak dieta i zwrot kosztów przejazdu. Aby zostać sędzią pokoju, należy najpierw skontaktować się z najbliższym Advisory Committee, gdzie można sprawdzić, kiedy będzie prowadzony nabór. Następnie trzeba wypełnić formularz www.direct.gov.uk/magistrates i wysłać go mailem lub pocztą do najbliższego Advisory

musi – zgodnie z prawem – wypełnić kwestionariusz Narodowego Spisu Powszechnego 2011.

5. Ochrona danych osobowych. Wszelkie informacje zawarte w kwestionariuszu zostaną wykorzystane do stworzenia statystyk i nie będą przekazane do innych departamentów rządowych czy firm marketingowych. W celu zapewnienia poufności danych osobowych systemy i programy Głównego Urzędu Statystycznego, a także pracownicy i podwykonawcy są zobowiązani do zachowania tajemnicy zgodnie z Data Protection Act, 1920 Census Act oraz Statistics and Registration Service Act 2007 (SRSA).

2. Dużo się zmieniło w ciągu ostatnich dziesięciu lat od ostatniego Spisu Powszechnego w 2001. Ale co dokładnie?

Jest 56 pytań, na które należy odpowiedzieć: 14 dotyczy gospodarstwa domowego, a 42 – osób mieszkających pod tym samym adresem. Pytania są związane z pracą, zdrowiem, tożsamością narodową, obywatelstwem, pochodzeniem, wykształceniem, posiadaniem drugiej

Żeby zostać sędzią pokoju, nie trzeba mieć wykształcenia prawniczego ani zdawać egzaminów. Po mianowaniu wszyscy sędziowie pokoju przechodzą szkolenia i mają wyznaczonego mentora, który wspiera ich w ciągu pierwszych miesięcy. Cechy, którymi powinien wyróżniać się kandydat na sędziego pokoju, to nieskazitelny charakter, poczucie sprawiedliwości, zdrowy rozsądek, dojrzałość, zaangażowanie oraz rzetelność. Przedział wiekowy dla kandydatów to 18–65 lat. Niezbędna jest również gotowość do uczestnictwa w minimum 26 południowych (w godz. 10.00–13.30) posiedzeniach rocznie. Osoby zatrudnione powinny otrzymać od pracodawcy dni wolne od pracy na czas wykonywania obowiązków sędziego pokoju. Posiedzenia sądu są planowane z dużym wy-

nieruchomości, językiem, religią, stanem cywilnym itp. To wszystko jest niezwykle istotne w uchwyceniu prawdziwego obrazu danej populacji w chwili przeprowadzania Spisu Powszechnego.

4. Co trzeba zrobić? To proste. Wystarczy odpowiedzieć na pytania. W przypadku większości z nich wystarczy zaznaczyć odpowiednie okienko lub wpisać swoją odpowiedź w przygotowanym do tego miejscu (okienku). W finansowaniu lokalnych usług chodzi o cyfry. Jeśli więc wyniki nie są zadowalające, niektóre społeczności mogą na tym stracić. Dlatego tak ważne jest, by każdy wziął w tym udział. Dlatego też każde gospodarstwo domowe

Udział w spisie powszechnym jest

OBOWIĄZKOWY! Kwestionariusz można wypełnić na stronie internetowej www.census.gov.uk albo w wersji papierowej, która będzie dostarczona do każdego domu.

Niedziela 27 marca 2011! Committee. Zazwyczaj odbywają się dwie rozmowy kwalifikacyjne, a cały proces rekrutacji może potrwać od sześciu miesięcy do jednego roku. Jakie korzyści może przynieść bycie sędzią pokoju? Przede wszystkim jest to okazja do zdobycia wiedzy z zakresu prawa, którą można następnie wykorzystać w życiu zawodowym. Bycie sędzią pokoju pozwala także rozwinąć umiejętności, które są wysoko cenione przez pracodawców (ale też przydatne w codziennym życiu), takie jak pewność siebie, umiejętność skutecznej komunikacji, pracy w grupie oraz podejmowania decyzji. Bycie sędzią pokoju jest zajęciem prestiżowym, gdyż sędziowie mogą używać tytułu JP – np. John Smith JP czy Jan Kowalski JP.

W lutym Tower Hamlets CVS organizuje bezpłatne szkolenie dla osób, które mieszkają lub pracują na terenie tej dzielnicy i chciałyby zostać sędziami pokoju. Osoby zainteresowane proszone są o kontkat: Katarzyna@nvsc.org.uk

FIRMA PROFIT TREE POSZUKUJE KIEROWNIKA I DWÓCH PRZEDSTAWICIELI NA TERENIE LONDYNU.

JEŚLI INTERESUJESZ SIĘ FINANSAMI WYŚLIJ CV NA:

rekrutacja@profittree.co.uk LUB ZADZWOŃ: 0208 849 8259 ZAPRASZAMY!


|7

nowy czas |29 stycznia – 11 lutego 2011

czas na wyspie

ZDrowie według konserwatystów szykuje się rewolucja w leczeniu. rząd: – Będzie efektywniej i taniej. opozycja: – stracą na tym pacjenci.

Adam Dąbrowski

Podczas kampanii wyborczej premier David Cameron robił wszystko, by pokazać, że nie jest wrogiem National Health Service. Z całych sił próbował zrzucić z konserwatystów wizerunek wolnorynkowych fundamentalistów, który przylgnął do torysów po okresie rządów Margaret Thatcher. „Partia Konserwatywna jest teraz partią NHS” – zapewniał Brytyjczyków w jednej z reklamówek wyborczych. I opowiadał wzruszające historie o swoim synu, który bez pomocy brytyjskiej służby zdrowia nie miałby szans na przeżycie. Bo nawet ci mieszkańcy Wysp, którzy bardzo zniechęcili się do laburzystów, oddawali lewicy zasługi na polu opieki zdrowotnej. Jeśli chodzi o ten temat, w Wielkiej Brytanii panuje konsensus. Brytyjczycy zawsze podejrzliwie patrzyli na próby majstrowania przy ich służbie zdrowia. A jednak dziś rząd zabiera się do reform.

dzać ci, którzy na co dzień spotykają się z chorymi twarzą w twarz. Jednym słowem, w brytyjskiej służbie zdrowia decyzję mają podejmować lekarze, którzy spotykają się z pacjentami na co dzień, a nie menedżerowie z centrali. – Zasoby NHS, podobnie jak proces decyzyjny, będą teraz tak blisko pacjenta, jak to tylko możliwe – obiecuje Lansley.

Wolność dla szpitali noWe Jeruzalem „Mam nadzieję, że kiedy będziecie państwo w stanie przeanalizować mój raport, spodoba się wam i wprowadzicie go w życie”. To od tych słów rozpoczęło się brytyjskie państwo opiekuńcze. Nie wypowiedział ich socjalista, a liberał – William Beverdige. Ekonomista ten zaczynał dzień zawsze tak samo – od lodowatej kąpieli o szóstej rano. Potem spędzał cały dzień, analizując statystki i pisząc raporty. W 1942 roku, gdy na Londyn spadały niemieckie bomby, a Wielka Brytania trwała jako jedyny europejski kraj, który wciąż opierał się Hitlerowi, Beveridge myślał już o kilka ruchów naprzód. Stworzył raport, który stał się podstawą dla budowy brytyjskiego systemu społecznego. Jego sercem był National Health Service. Gdy premier Clement Atlee (przywódca laburzystów w latach 1935–1955 oraz premier w latach 1945–1951) cytował Brytyjczykom wiersz Williama Blake’a i obiecywał im na Wyspach Nowe Jeruzalem, miał na myśli między innymi pierwszy na świecie system darmowej, powszechnej służby zdrowia. Dotychczas najbiedniejsi robotnicy mogli korzystać z usług lekarza za darmo. Ale na leczenie nie było stać nawet ich żon czy dzieci, a co dopiero mówić o bezrobotnych. Na szczęście, w 1948 roku miało się to zmienić na zawsze. Od tego czasu NHS kilkukrotnie już reformowano – pierwsze zmiany nastąpiły parę lat po utworzeniu systemu. Rząd zorientował się, że brakuje mu pieniędzy, i musiał wprowadzić opłaty za usługi dentystyczne oraz okulistyczne. A jak służba zdrowia zmieni się tym razem?

Ministerstwo zdrowia chce też dać więcej wolności szpitalom. Ma zamiar zdecydowanie poluźnić kaftan, w jaki dotychczas wpychała je centralizacja. To prawdziwa rewolucja, bo szpitale teraz będą miały niemal totalną swobodę w wydawaniu pieniędzy. Jednocześnie jednak stracą siatkę bezpieczeństwa pod sobą. Rząd umywa ręce: jeśli placówka będzie zarządzana nieefektywnie i straci płynność finansową, nie dostanie od państwa ani pensa. – Dyrektorzy szpitali chodzą dziś po cienkiej linie. Teraz rząd zabiera im asekurację. Założenie jest takie, że to poprawi funkcjonowanie poszczególnych jednostek. Być może to prawda, ale oznacza to też, że tego, kto upadnie, naprawdę zaboli – ostrzega Nigel Edwards z NHS Confederation. Gabinet Camerona pozwoli szpitalom leczyć tylu prywatnych pacjentów, ilu zechce. Dotychczas istniały roczne limity pieniędzy, które placówki mogły zarobić na ludziach płacących za leczenie z własnej kieszeni. Zarząd sam będzie decydował, jak wydawać swoje pieniądze i skąd je brać (pożyczki bankowe?). Szpitale będą też musiały stawić czoło konkurencji. – To wyzwanie. Niewątpliwie wprowadzenie współzawodnictwa zmieni nasz sposób myślenia o tym, jak działać, jak zapewniać najwyższą jakość usług przy najniższych kosztach – przyznaje w rozmowie z BBC szef jednego ze szpitali. A co, jeśli szpitale będą chciały oszczędzać na komforcie pacjentów i jakości usług? Torysi przekonują, że zapobiegnie temu specjalna komisja, która regularnie będzie kontrolować oddziały.

Władza W ręce lekarzy Dziś pieniędzmi na zdrowie zarządzają Primary Care Trusts. W całej Anglii jest ich 152. To one w gruncie rzeczy decydują o finansowaniu działania szpitali, klinik czy przychodni. Rząd chce zlikwidować wszystkie PCT i przekazać rozdzielanie pieniędzy bezpośrednio do lekarzy pierwszego kontaktu, którzy mieliby utworzyć własne jednostki. Dlaczego? Podstawowy powód to, rzecz jasna, pieniądze. W końcu kryzys nie popuszcza. Wyniki za ostatni kwartał zaskoczyły wszystkich – gospodarka się skurczyła! Primary Care Trusts to dla budżetu duże obciążenie. Od chwili ich utworzenia tempo wzrostu wydatków na administrację było większe niż nakładów na pacjentów. W nowym systemie biurokracja ma być pod kontrolą. Rząd wprowadzi odgórne limity wydatków na administrację. Ale jest też drugi powód. Dziś ludzie, którzy trzymają kasę, nie mają bezpośredniego kontaktu z pacjentami. To urzędnicy, nie lekarze. Minister zdrowia Andrew Lansley uważa, że system będzie bardziej efektywny, jeśli będą nim zarzą-

organizację. Pieniądze te powinny iść na opiekę nad chorymi. A gabinet Camerona prze naprzód mimo ostrzeżeń ekspertów. […] Poza tym obawiam się, że na dłuższą metę zmiany będą oznaczać otwarcie szpitali na pełną konkurencję […] – oświadczył John Healey z laburzystowskiego Gabinetu Cieni. Podobne obawy ma Karen Jennings ze związku zawodowego Unison. – W ciągu ostatnich dekad mieliśmy na Wyspach rynek, ale rynek kontrolowany. Teraz kontrola znika. Wkrótce będzie to pełny, prawdziwie wolny rynek. W rezultacie szpitale będą dzieliły się na silniejsze i słabsze. Te drugie upadną – ostrzega w rozmowie z BBC. Swoje zdanie dokłada też Robert Winston, lekarz i przedstawiciel lewicy w Izbie Lordów. – W czasach, gdy coraz większe wyzwania stawia przed nami starzenie się populacji czy choroby przewlekłe, lekarze powinni się skupić na pomaganiu pacjentom, a „zarządzanie maszynerią NHS” będzie im tylko zabierać czas, przekonuje w tekście dla „Daily Mirror”. Andrew Lansley nie zgadza się z podobnymi opiniami i obiecuje Brytyjczykom, że efektem reform będzie „jedna z najlepszych służb zdrowia na świecie”. Przycięcie biurokracji i oddanie władzy w ręce lekarzy ma sprawić, że „pacjent będzie sercem NHS. Naszym hasłem jest »nic o mnie beze mnie«” – przekonywał minister zdrowia, ogłaszając plany reformy w parlamencie. A premier Cameron mówi, że ze zmianami nie ma co czekać. Bo każdy rok oznacza bardzo wymierną stratę dla pacjentów. – Każdy rok opóźnień, każdy rok bez reformy zdrowia sprawia, że pozostajemy coraz bardziej w tyle za krajami z najlepszą służbą zdrowia na świecie. W tych reformach nie chodzi o teorię czy ideologię. Chodzi o ludzi […]. Więc jeśli nie dziś, to kiedy? Nie powinniśmy tego odkładać – przekonywał Cameron w połowie stycznia. Wygląda na to, że nie odkładamy.

Fala protestóW Te pomysły nie wszystkim się podobają. – Rząd wydaje trzy miliardy funtów na wewnętrzną re-

Zmia ny do ty czą t yl ko An glii. Br y t yj ska de cen tra li za cja ozna cza, że Szko cja i Wa lia sa me za rzą dza ją swo ją służ bą zdro wia.


8|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

na bieżąco

Emerytalna „korekta” uderzy Polaków po kieszeni Bartosz Rutkowski

Emerytury zgodnie z nowymi zasadami będą większe – zapewnia minister Michał Boni, który jest wykonawcą pomysłu premiera Donalda Tuska, by realne pieniądze z Otwartych Funduszy Emerytalnych, które odkładali polacy przenieść w zdecydowanej większości do Zakładu Ubezpieczeń społecznych. niestety, o ZUs nikt w polsce nie powie dobrego słowa. OBiETnicE, niE piEniąDZE – Przypomnę, że w ZUS są przechowywane nie pieniądze, lecz obietnice polityków – ostrzega profesor Leszek Balcerowicz. Premier mu na to podpowiada, że innym sposobem na łatanie dziury budżetowej jest głębsze sięgnięcie do kieszeni Polaków, a tego nie chce zrobić. Nie chce, dodajmy, bo ten rok jest czasem wyborów i taka decyzja mogłaby pogrzebać plany Tuska i Platformy na wygraną. Rząd boi się reform, a nawoływania, by przystąpić do szerokiej reformy systemu emerytalnego – przede wszystkim do podniesienia wieku przechodzenia na emeryturę – wydają się dziś nierealne. Co prawda, kiedy robili to Niemcy, wystarczyła im tygodniowa debata i nie było protestów. Ale otoczenie Tuska ma w pamięci gorące tygodnie prezydenta Francji, który przepychał ustawę podnoszącą wiek emerytalny. Dlatego Polska ograniczy się, niestety, do półśrodków, które jednak będą miały kapitalne znaczenie dla przyszłych emerytur. Ale o to niech się już martwią następne ekipy. Po tym manewrze, jak twierdzą analitycy, przeciętna przyszła emerytura Polaka będzie niższa o 500 złotych. Rząd zapowiada, że nowe przypisy wejdą w życie 1 kwietnia tego roku i nie będzie to Prima Aprilis, choć sprawa nie trafiła jeszcze do Sejmu.

– To, co proponuje rząd, to racjonalna korekta. Nie zmienia zasad, cech i charakteru tej reformy, ale dokonuje korekty ze względu na bezpieczeństwo finansów publicznych. To oznacza tworzenie warunków dla zmniejszenia długu, podtrzymanie stabilności i wiarygodności fiskalnej, a w efekcie możliwość finansowania wydatków rozwojowych – powiedział Boni. I dodał, że to właśnie zagrożenie wpadnięcia w spiralę zadłużenia przez Polskę jest główną przyczyną zmian w systemie emerytalnym. Tylko – jak z kolei mówi przeciętny wyborca – ktoś tę spiralę zadłużenia nakręcił, dlaczego mają teraz piwo nawarzone przez kolejne rządy pić polscy emeryci? Wprawdzie minister Boni zapewnia, że rządowy projekt trafi jeszcze do konsultacji społecznych, ale tak naprawdę wszystko jest przesądzone. Od początku kwietnia obecna składka do Otwartych Funduszy Emerytalnych, czyli 7,3 proc. zarobków brutto, zostanie podzielona. OFE dostanie 2,3 proc., a ZUS 5 proc. Mówi się, że potem fundusze dostaną więcej, ale tylko… mówi się. Stworzone zostałyby także dodatkowe sposoby indywidualnego oszczędzania na emeryturę. Ale nie warto nawet o nich wspominać, bo to już czysta fantazja. – Nie po to – jak mówi wielu ekonomistów – Tusk dobiera się do naszych pieniędzy, by nam je oddawać! Jak powiedział Boni, z wyliczeń rządu wynika, że w latach 2011-2020 zmiany w systemie emerytalnym powinny przynieść ulgę finansom publicznym do 234 mld zł, czyli prawie 15 proc. PKB.

cO OFErUJE BOni? Przesunięcie części składek emerytalnych z OFE do ZUS, zmiany limitów inwestycyjnych OFE i zachęty podatkowe do dodatkowego oszczędzania na emeryturę.

komentarz >13 Trzy filary polskiej emerytury >14

Jak aspiryna na raka – Te propozycje są szkodliwe – uważają ekonomiści, a w opinii prof. Stanisława Gomułki mogą one pomóc rozwiązać problem zadłużenia państwa, ale jedynie na krótką metę. Padają nawet głosy, że to podziała tak jak aspiryna na raka. Również były wiceprezes NBP prof. Krzysztof Rybiński krytykuje pomysły rządu. – Zmiany te idą w zaskakującym kierunku. Dług publiczny, który jest mierzony oficjalnie, będzie przyrastał wolniej, natomiast dług ukryty – szybciej. W sumie całkowity dług publiczny w wyniku tych zmian będzie przyrastał szybciej, niż gdyby ich nie było – mówi. – W efekcie tych zmian emerytury będą niższe, niż gdyby pozostawiono poprzedni system, a deficyt w ZUS będzie narastał i to spowoduje, że w przyszłości trudno będzie dotrzymać słowa i uzyskać emerytury zgodnie z zaproponowaną stopą inflacji. To rodzi ryzyko, że w przyszłości trzeba będzie ten system zmienić – tłumaczy. Dla opozycji pomysły Tuska to okradanie Polaków. Prawo i Sprawiedliwość oraz lewica chcą przedstawić swoje pomysły na to, jak nie odbierać ostatnich groszy emerytom. Donald Tusk bardziej jednak przejmuje się krytyką ze strony Balcerowicza. – Te propozycje są gorsze dla gospodarki i dla wysokości oraz bezpieczeństwa przyszłych emerytur. To złe propozycje, odnoszące się do jednej z

To złamanie umowy społecznej, bo ustawę wprowadzającą reformę emerytalną poprzedzono dwuletnimi pracami w trybie ponadpartyjnym. A dziś usiłuje się załatwić sprawę w trybie pilnym, jakby chodziło o walkę ze stonką ziemniaczaną. Prof. Leszek Balcerowicz

Co robi telewizja? Gabriel Maciejewski

DZiś BUZEk MilcZy A miało być tak pięknie, gdy wchodziły na polski rynek Otwarte Fundusze Emerytalne. Kiedy w 1999 roku podpis pod ustawą złożył prezydent Aleksander Kwaśniewski, Polacy zapamiętali słowa Jerzego Buzka o tym, że wreszcie będziemy mieli solidne i pewne emerytury. Dziś Jerzy Buzek jest czołową postacią Unii Europejskiej, wpływowym politykiem Platformy Obywatelskiej i nie mówi nic. Polacy pamiętają jeszcze reklamy – odkładasz pieniądze, wakacje spędzasz na… Hawajach! I choć były one przesadzone, to jednak dawały nadzieję, że dzięki oszczędzaniu wypracujemy sobie lepsze emerytury. Teraz to wszystko idzie do kosza, bo rząd ma dziurę w budżecie, a mamienie ludzi, że to tylko przejściowe przekładanie pieniędzy, to oszustwo. Ta ekipa nie będzie przecież rządziła do końca świata, niech się potem martwią inni. Ale tak naprawdę, prawdziwe zmartwienie zostawia się przyszłym polskim emerytom.

najważniejszych reform w Polsce po 1989 roku. Poza tym nie zostały poprzedzone rzetelną debatą – mówi prof. Balcerowicz. I ostrzega, iż: – Forsowanie tej reformy oznacza, że przyszłe emerytury będą niższe, bo zarówno nasze przyszłe dochody z pracy, jak i emerytury zależą od szybkości rozwoju naszej gospodarki, ta propozycja rządowa jest gorsza w porównaniu z kontynuacją reform. – Ucierpi szacunek dla prawa i państwa. Ustawa na taki temat ma być uchwalana w ekspresowym trybie, więc gdzie tu szacunek dla prawa? – pyta prof. Balcerowicz. – To złamanie umowy społecznej, bo ustawę wprowadzającą reformę emerytalną poprzedzono dwuletnimi pracami w trybie ponadpartyjnym. A dziś usiłuje się załatwić sprawę w trybie pilnym, jakby chodziło – ironizuje Balcerowicz – o walkę ze stonką ziemniaczaną.

W

ielu z nas pamięta pojawiające się w stanie wojennym napisy na murach i śmietnikach: telewizja kłamie! Chodziło, rzecz jasna, o telewizję Jaruzelską, gdzie gwiazdą była Irena Falska i kilku smutnych panów w mundurach bez dystynkcji. Chodziło o telewizję, w której pokazywał się Jerzy Urban i wypowiadał swoje słynne zdanie: „Rząd się sam wyżywi” – policzek wymierzony bezbronnemu społeczeństwu. I oto na przełomie lat 2010 i 2011 doczekaliśmy się telewizji, która, co prawda, nie pluje jeszcze na obywateli jadem, nie strofuje ich i nie stawia do kąta, ale z powodzeniem ogranicza udział programów publicystycznych prowadzonych przez dziennikarzy niewygodnych dla ekipy rządowej. Z anteny zniknęły już programy Bronisława Wildsteina i Rafała Ziemkiewicza, nie można już obejrzeć „Pod prasą” Tomasza Sakiewicza, nie ma

„Wojny światów” Tomasza Terlikowskiego i „Boso przez świat” Wojciecha Cejrowskiego. Nie ma, bo nie ma, i już. Ważą się losy jednego z najpopularniejszych programów publicystycznych w telewizji polskiej – „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego jest jeszcze na antenie, ale już zapowiedziano zatrzymanie emisji. Prawie od razu jednak pojawiły się pogłoski, że program zostanie. Jak będzie – zobaczymy na wiosnę. Miast publicystyki, którą jedni określają mianem „prawicowa” lub jeszcze lepiej – „skrajnie prawicowa”, a inni słowami „katolicko-narodowa” (ciekawe, swoją drogą, co Wildstein ma wspólnego z katolicyzmem) mamy w polskiej telewizji nieustający show taneczny przerywany co jakiś czas reklamami lub prognozą pogody. Publicystyka, jeśli już się ostanie po tych wszystkich czystkach, to będzie to publicystyka w wykonaniu Tomasza Lisa lub Jacka Żakowskiego. Popularność obydwu panów w Polsce jest nikła, nie przeszkadza to jednak władzom TVP lansować ich postaci, ich poglądów i ich języka. Jackowi Żakowskiemu, wykładowcy dziennikarstwa na uczelni Collegium Civitas, zdarzyło się nawet coś takiego, jak niewłaściwe zinterpretowanie słów pana prezydenta dotyczących katastrofy smoleńskiej. – Źle przepisałem – powiedział z rozbrajającą szczerością Jacek Żakowski – źle przepisałem. Zostawmy jednak Żakowskiego i jego publicystykę, której


|9

nowy czas |29 stycznia – 11 lutego 2011

na bieżąco

Polskie problemy na Litwie nasi dyplomaci zaczęli ostatnio głośniej upominać się o przestrzeganie praw polskiej mniejszości na litwie. jest to dobry krok, który może pomóc w rozwiązaniu problemu dyskryminacji naszych rodaków przez litewskie władze. jednocześnie państwo polskie traci ogromne sumy na największej inwestycji zagranicznej na litwie – rafinerii w małym miasteczku blisko granicy łotewskiej możejkach. Stanisław Mickiewicz Kiedy PKN Orlen, który nadal jest w rękach polskiego rządu, starał się o kupno właśnie tej rafinerii, w 2006 roku, w negocjacje aktywnie włączył się ówczesny rząd i prezydent Lech Kaczyński. Zapowiadano wielką ekspansję PKN Orlen, zabezpieczenie naszych interesów energetycznych oraz nowy, strategiczny sojusz z Litwą. Planowano też m.in. wspólną budowę elektrowni atomowej. Pokazowa zgoda z Litwą demonstrowana ze strony Pałacu Prezydenckiego była częścią polityki Lecha Kaczyńskiego, która miała w jego intencji bronić naszych interesów przed Rosją. Polska i Litwa blokowały decyzje korzystne dla Rosji w Unii Europejskiej, ale jednocześnie polskie władze przymykały oko na dyskryminację naszych rodaków na Litwie. Oczywiście, Rosji nie można było też całkowicie ufać. Sprzedaż Możejek odbywała się w atmosferze skandalu; rosyjski rząd sprzedawał rafinerię należącą do skazanego na czystkę Jukosu (po zamknięciu w więzieniu jej właściciela, oligarchy Michaiła Chodorkowskiego), a wcześniejszy, amerykański właściciel Williams musiał sprzedać rafinerię po tym, jak pojawiły się problemy z dostawami ropy z Rosji przez rurociąg „Przyjaźń”. W zeszłym tygodniu wyszło na jaw, dzięki opublikowanym przez Wikileaks depeszom amerykańskich dyplomatów w Moskwie, iż ówczesny wiceszef kancelarii prezydenta Rosji, Igor Sieczin, osobiście interweniował, aby zablokować umowę na dostawy ropy dla Możejek. Przed kupnem Możejek PKN Orlen otrzymał ofertę na dostawy ropy od koncernu TNK-BP, po czym szybko została ona wycofana. Powinno to było dać do myślenia naszemu ówczesnemu rządowi.

nieKorzystna inwestycja Kupno Możejek przez PKN Orlen jest typowym przykładem negatywnych skutków mieszania się polityków w inwestycje gospodarcze. Wbrew słusznej krytyce wobec tej akwizycji nowy „sojusz” z Litwą okazał się ważniejszy. Kłopoty z Możejkami zaczęły się natychmiast. Tak więc pod koniec lipca 2006 roku Rosjanie zgłosili awarię rurociągu „Przyjaźń”. Białoruska część została naprawiona, natomiast trasa do Możejek jest nieczynna do dzisiaj. Amerykańscy dyplomaci w ujawnionych depeszach nazwali tę niespodziankę „geopolityczną zemstą za Możejki”. Oprócz tego trzy miesiące po przejęciu Możejek, w październiku 2006 roku, w rafinerii wybuchł pożar, który kosztował firmę (łącznie ze straconą produkcją) 68 mln euro. Jednocześnie eksperci od początku uważali, że Orlen przepłacił za Możejki; wydano na to aż 2,4 mld dolarów. PKN Orlen także nie posiadał własnych pól naftowych,

tezy można obstawiać w ciemno, tak jak zwycięzcę w wyścigu ślimaka z hartem. Wróćmy do telewizji i jej prezesa, pana Dworaka, który jest jedną z najdziwniejszych postaci, jakie w ogóle przez tę instytucję się przewinęły, z mojego punktu widzenia. Jest pan Dworak jednym z najmniej widocznych prezesów telewizji w całej jej historii. Pamiętam dokładnie prezesurę pana Kwiatkowskiego, kiedy zawsze miałem wrażenie, że po otwarciu lodówki albo konserwy dla psa wyskoczy z niej pan prezes TVP i powie: – Cheese! Teraz mamy sytuację odwrotną. Dworaka nie widać, co nie znaczy, że jest lepiej. Niektórzy mogą tak myśleć – prezes się nie pokazuje, znaczy nie zależy mu na poklasku, woli pracę w zaciszu gabinetów. Obawiam się, że interpretacja ta jest mylna i nie oddaje istoty sprawy. Gdyby Jan Dworak robił bowiem to, co do niego należy, czyli dbał o pluralizm poglądów w zarządzanej przez siebie instytucji, wtedy Anita Gargas nie wyleciałaby z TVP za nakręcenie filmu o Jaruzelskim. Jeśli ktoś nie wie, o kim mówię, szczególnie ci, którzy zmęczeni są przeszłością w naszym życiu – przypominam – chodzi o tego Jaruzelskiego, który

co było dużo ważniejsze jako alternatywny cel strategiczny dla ekspansji zagranicznej. Wyniki finansowe rafinerii, od 2009 roku noszącej nazwę Orlen Lietuva, także zaczęły się pogarszać wraz z nadejściem kryzysu ekonomicznego i nową ceną ropy. Co prawda, firma zarobiła 2,8 mld dolarów w trzecim kwartale 2008 roku, ale zysk wyniósł zaledwie 1,2 mld dolarów na początku zeszłego roku. W 2009 roku firma straciła 165 mln złotych. Produkcja też maleje; na początku 2010 roku wykorzystano tylko 68 proc. mocy produkcyjnej.

drogi import surowca Gdy Rosjanie wstrzymali dostawy ropy w 2006 roku, Orlen został zmuszony korzystać z lokalnych usług i zdecydować się na import surowca drogą morską, który jest znacznie droższy od lądowego. Orlen głównie korzysta z terminalu w porcie w Kłajpedzie, ale nie jest to łatwe. Mimo że Orlen jest największym klientem tego terminalu, Litwini ostatnio nie pozwolili mu na eksport paliwa lotniczego; chętnie za to ułatwiają import paliwa dla rosyjskich gigantów naftowych. Na tym terminalu niedługo też zrobi się tłoczno, gdyż Białoruś zamierza sprowadzać ropę z Wenezueli właśnie przez port w Kłajpedzie. Orlen najchętniej chciałby kupić rurociąg prowadzący z Kłajpedy do Możejek, ale litewskie władze nie chcą o tym słyszeć, gdyż uważają, że Kłajpeda to dla Litwy gwarancja niezależności energetycznej. Ropa mogłaby także docierać do Możejek z portu w Windawie na Łotwie, ale w 2008 roku (oficjalnie z powodów oszczędności) koleje litewskie rozebrały 19 km torów prowadzących z rafinerii do łotewskiej granicy. Negocjacje w tej sprawie nic nie przyniosły, a teraz koleje litewskie liczą sobie więcej za transport ropy okrężnymi torami i za wyłączanie ich z obsługi pasażerskiej. Istnieje jeszcze możliwość korzystania z innego litewskiego portu, Butyngi. Niestety, warunki techniczne są tam dużo gorsze niż w Kłajpedzie, tankowce muszą być rozładowywane na morzu, co oznacza, że w czasie złych warunków atmosferycznych praca jest wstrzymywana. Oprócz tych wszystkich utrudnień doszedł ze strony litewskiej jeszcze jeden problem. Mianowicie w 2009 roku rząd litewski zażądał, aby PKN Orlen natychmiast wykupił 10 proc. jego akcji w Możejkach. Co prawda, Litwini mieli do tego prawo, a Litwa była pogrążona w kryzysie ekonomicznym i potrzebowała pieniędzy, ale Orlen też miał swoje problemy i musiał w ciągu 10 dni wydać 284 mln dolarów.

wprowadził stan wojenny, o tego samego, za którego rządów strzelano do górników w kopalni „Wujek”. O nim właśnie powstał film i za jego realizację znana dziennikarka została zwolniona z pracy. Okazało się bowiem, że 20 lat po odzyskaniu niepodległości, której grabarzem był między innymi pan generał, telewizja polska uważa powiedzenie kilku słów prawdy o nim za temat tabu. Tak właśnie. To nie geje, lesbijki, teletubisie z torebkami i marsze równości są w polskiej telewizji tematem zakazanym – jest nim przeszłość Wojciecha Jaruzelskiego, który – co nie powinno już nikogo dziwić – oficjalnie jest zapraszany na narady do prezydenta Komorowskiego jako wybitny ekspert w sprawach rosyjskich. To tak, jakby zapraszać Stalina na debatę o głodzie na Powołżu. Był wszak wybitnym specjalistą w tych sprawach, na pewno mógłby wiele interesujących rzeczy wyjawić. Jaruzelski, podobnie jak Wałęsa, nie nadaje się do tego, by grzebać mu w przeszłości. Czyniono tak już kilkakrotnie i zawsze kończyło się to awanturą. Lepiej więc milczeć i tańczyć z gwiazdami. Taniec bowiem to ruch, a ruch – jak wiadomo – to zdrowie.

Kłopotliwa przyszłość W sierpniu zeszłego roku PKN Orlen ogłosił, że wynajął renomowany japoński bank Nomura, aby przygotował szczegółową analizę przyszłości Możejek. Bank miał na to czas do końca roku. Orlen właśnie znowu opóźnił publikację wniosków analizy; mają być zaprezentowane na przełomie lutego i marca. Nie jest żadną tajemnicą, że z ekonomicznego punktu widzenia rafinerię trzeba sprzedać, chociaż Orlen dostanie około połowę mniej niż wydał i zainwestował (łącznie prawie 4 mld dolarów). Natomiast problemy pojawią się znowu ze strony polityków. Prezydent Litwy, Dalia Grybauskaite, stwierdziła w sierpniu, że podczas prywatnego spotkania Bronisław Komorowski obiecał jej, iż Polska nie sprzeda Możejek. Powód jest prosty. Jedynym realnym kupcem są Rosjanie, a w Polsce w tym roku odbędą się wybory parlamentarne. Partia, która oddałaby rafinerię paliwową Rosjanom, na pewno straci wiele głosów. A Litwini mogą dalej utrudniać działalność i wyciągać pieniądze od rafinerii Orlenu Lietuva.

polacy na litwie Odkąd Litwa odzyskała niepodległość w 1991 roku, nowe, demokratyczne władze nie szanowały praw polskiej mniejszości: pisowni imion i nazwisk po polsku, zwrotu ziemi, pełnej swobody działalności polskich szkół itd. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zapowiedział, że będzie otwarcie rozmawiał z władzami litewskimi o tych problemach. Jest to pewien postęp po ignorowaniu tych problemów przez poprzedni rząd. W kwietniu jednak litewski sejm odrzucił ustawę pozwalającą na polską pisownię imion i nazwisk. Oczywiście, Litwini są bardzo ostrożni wobec Polaków z powodów historycznych; najbardziej nie mogą darować przejęcia Wilna przez Polskę po I wojnie światowej. Jako mały kraj Litwa, ogólnie rzecz ujmując, bardziej boi się o własną niezależność. Niemniej jednak jako członek UE powinna natychmiast dostosować się do norm unijnych i złagodzić politykę wobec polskiej mniejszości. Pogorszenie stosunków z Polską jest na pewno na rękę lobby lokalnych nacjonalistów. Z kolei Polska powinna szukać rzetelnych partnerów dla przyszłych inwestycji zagranicznych i zadbać o interesy polskich mniejszości zagranicą.

Polityka w telewizji to jeden z wielu pretekstów do tego, by ograniczyć wolność słowa w Polsce. Polityka i kneblowanie ust dziennikarzom nie odbiera ochoty ludziom siedzącym przed telewizorami do wymiany poglądów. Siedzą sobie w domach i gadają. A jak już się nagadają między sobą, włączają internet i zaczynają wpisywać tam treści, które wcale nie są kompatybilne z komunikatami lansowanymi przez polityków PO. Piszą na przykład ludzie, że nie zgadzają się z tym, co mówi niejaka Anodina, albo że nie podoba im się Palikot i jego wieśniacki styl. Więcej – ludzie ci potrafią napisać także, że nie czytają „Gazety Wyborczej”, a ich ulubionym politykiem jest Jarosław Kaczyński. I to jest prawdziwa groza. Jarosław Kaczyński! Słuchajcie, słuchajcie! Nie Jaruzelski wcale – jak to usiłuje lasować telewizja polska, ale kartofel, człowiek skończony, polityczny bankrut, ba – polityczny trup, człowiek bez charakteru, który zbija kapitał polityczny na śmierci własnego brata. Skąd to wszystko wiemy? – należy zadać pytanie. Skąd wiemy to wszystko o Kaczyńskim? Z telewizji, oczywiście, która zdejmując z anteny programy

publicystyczne inne niż Żakowsko-Lisowe, napełnia jednocześnie informacyjne ramówki Jarosławem Kaczyńskim. Człowiek siada przed odbiornikiem i ma wrażenie, że to nie Ruppert Murdoch jest największym medialnym potentatem na świecie, ale Kaczyński właśnie. Wszędzie on, ze swoją zajadłą twarzą, ze swoją nienawiścią, ze swoją przewrotną logiką – czarne jest białe, a białe jest czarne, z półotwartymi ustami i wzrokiem wpatrzonym nie wiadomo gdzie. Oglądając polską telewizję – i właściwie nie ma znaczenia, który akurat kanał włączymy – możemy odnieść wrażenie, że Jarosław Kaczyński wykupił wszędzie czas antenowy, by nasycić go swoją osobą. Po co to czyni?! – pyta poczciwy ćwierćinteligent zasłuchany w publicystkę Żakowskiego. – Bo jest chory z nienawiści – odpowiada Lech Wałęsa. – I przebiegły – dodaje w myśli nasz poczciwiec. Tak sobie te występy w telewizorze bez problemu załatwia. Wszędzie go widać. Zgroza! Dobrze, że jest telewizja, która przed nim ostrzega. Można spać spokojnie. Właśnie – to marzenie – spać spokojnie.


10|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

fawley court

THE LIVING STONES ”ŻYWE KAMIENIE” ENTERPRISE – WHERE IS THE FAWLEY COURT APOSTOLATE CENTRE?

FAW L E Y C O U RT O L D B O Y S 82 PORTOBELLO ROAD, NOTTING HILL, LONDON W11 2QD tel. 020 7727 5025 Fax: 020 8896 2043 email: kr ist of.j@btinternet.com

In the winter/spring of 2000 the Marians announced an appeal, with Saint Faustina of the Divine Mercy – canonized 30 April 2000 – as the proposed patron saint of the new Apostolate Centre at Fawley Court. Today, ten years on, – the Marians having raised £350,000 in funds from the faithful, an army of trusting donors, and secured planning permission from Wycombe District Council to build the Apostolate Centre specifically at Fawley Court – there is nothing. Why? y 2004, the actual five-year appeal target of £350,000 for the new Fawley Court Apostolate Centre was successfully reached. Codenamed ”Żywe Kamienie” (Living Stones), it was launched by Fr Superior Wladyslaw Duda MIC in 1999, and based on a similar appeal from the 1950s when Fawley Court was purchased by the Poles in exile. Subsequently supervised by Fr W Duda himself, this Apostolate Centre appeal attracted over five hundred donors, including large donations from the Association of Marian Helpers in the USA. Today, these appeal funds compounded at commercial bank interest rates should stand at £500,000 (half a million pounds)! Each donation, with the donor’s name, was commemoratively marked by a specially inscribed (”living”) stone tablet and housed at St Anne’s Church, Fawley Court.

B

Why was the Apostolate Centre at Fawley Court never built? Where are the appeal funds? Were builders contracted and given a deposit? Where is the accounting? Where is the scheme’s initiator and steward, Fr Wladyslaw Duda? Why is the matter still being hushed up? Despite written assurances from the Charity Commission that this case, and the £400,000 (or is it £690,000?), from the (secret) sale, in 2006, of North Lodge, Fawley Court, would both be investigated, nothing has happened. Why?

On 16 May 2000, Wycombe District Council advised Tekton DPW Ltd., Architects & Designers, Ealing, acting innocently enough on behalf of the “Marian Fathers”, that planning permission (App No: 00/05516/LBC), for the new Apostolate Centre/Building at Fawley Court was ”granted consent”. This conflicts sharply with the Marians’ later postulations that they were refused planning consent. This is not the case, and falsely or otherwise, they abandoned the Apostolate project. Curiously, the ”Marian Fathers” as ”applicants”, do not give Wycombe District Council Planning Dept. a proper picture or true status of “Ownership” of Fawley Court. The Marians’ planning application received and dated 23 February 2000, appears flawed; sections under ”Certificate of Ownership (A and B)”, have been left blank, unsigned, or incomplete. It was at this same time that Fr W Duda deleted the original Divine Mercy College Charity Trust, (No. 251717) – the true owners of Fawley Court, as correctly registered

by solicitors Fields Seymour Parkes in the mid 1980s. The old trust deed was substituted with a new Trust (No. 1075608), thus paving the way in giving wrongful, if not illicit proprietorship of Fawley Court to the Marians. One does not have to wonder too deeply, why? Is this how they have allegedly duped us, and – it must be said – a supine, naively believing, and ultimately collaborative Charity Commission? It should be stringently noted here, that the Charity Commission never said that Fawley Court belonged to the Marians. It simply said that ”they could sell” Fawley Court. The crucial issue of ownership, and proper, legal title, (via trust deeds self-servingly varied by the Marians’ over the years), was however ”…a Land Registry issue”. FCOB’s legal brains are still puzzling this one out. It is clear however that the issue will be revisited, and the ”Battle of Leicester Land Registry” will be (successfully) re-fought. Incidentally, FCOB’s lawyers are still keenly awaiting a box of vital ”archives” from the Land Registry, and similarly, a long-time promised ”legal bundle” from PET, (Polish Educational Trust Ltd, company No. 6598300), otherwise longwindedly known as KOMITET OBRONY DZIEDZICTWA NARODOWEGO FAWLEY COURT – all of this should shed urgent fresh light on the true legal ownership, trust deeds, and land title history of Fawley Court. oing back to the years 2001/02/03, and the time of the Apostolate planning application, it should be borne in mind that an area between St Anne’s Church and the Pope John Paul II (Pilgrim’s) House, in early 2000, was cordoned off with tape; the topsoil leveled, and marked off as if for building footings/works. Many donors were assured that this was a plot earmarked for the new Apostolate Centre. Only later did it emerge that the subject of planning conversion application was the site North-West of the main red brick Fawley Court building, embracing the Grade II listed flint stable, and adjoining flintstone chapel. This same chapel has mercifully not as yet been deconsecrated by Peter Doyle, Bishop of Northampton. The former, (new build) might have cost £350,000, the latter, a simple conversion would at best have cost £90,000. Were the faithful army of loyal donors systematically duped? The Police, and Crown Prosecution Service (CPS), are already looking into the matter of the removal of human remains.

G

They might soon want to turn their attention to the Apostolate fund appeal, and possibly, an alleged conspiracy to defraud.

WE will not be in a position to realize this project. With this in mind WE came up with OUR “Stones” concept…

he news announcing the glad tidings about the appeal, and Fawley Court’s unique, new Apostolate Centre was first made by Fr W Duda himself, (cf. Zwiastun, Winter of 2000, No. 4. 14.pp 14-15). In discussing the funds already secured, Fr W Duda goes on to say how successful the Divine Mercy Shrine and Pope John Paul II Centre/Pilgrim’s House, at Fawley Court had become. He adds a strange caveat however; … with the large increase in activity… one of our greatest challenges has been to cope with the large increase in demand for material on Divine Mercy.” He goes on; Our premises (Fawley Court) at the moment are too small (sic!) to deal adequately with this rise in correspondence as well as not being able to provide the base for organizing conferences and retreats”. What, too small? Fawley Court’s resplendent forty-room mansion and labyrinthine basements, impressive sixty acres of grounds with parkland, some four acres of outbuildings with farm, vegetable garden, stables, workshops, unused office space, and chapel and a church with burial ground, was/is all not room enough?! Presumably the ‘bedsit’ in half an acre, currently inhabited by brotherpriests and trustees Wojciech Jasinski, and Andrzej Gowkielewicz at downsized Courtfield Gardens, West Ealing, London, is the Marians’ idea of a glorious upgrade? In the same Zwiastun journal, Father Superior Wladyslaw Duda MIC (as he then was), reaches out – cynically some might say – to Saint Faustina of Divine Mercy, for commercial, rather than moral or spiritual guidance/support. And here it is best to cite Duda’s responses in full, to some of the questions:

It it significant that you are launching your campaign shortly after Sister Faustina’s canonization?” Duda’s answer; Oh yes. This was an enormous sign for us. The Apostolate wants to serve in spreading the message of Divine Mercy, (from Fawley Court). This truth has been propagated throughout the whole history of our redemption. Sister Faustina Kowalska has played a vital role in bringing the world closer to this truth and still fulfills this role to this day. Her canonization serves to remind the world yet again, to search for the road, to look for the road signs for this new millennium in Divine Mercy – the salvation of the world. I deeply believe that sister Faustina will become a patron for this (Fawley Court) project. It has one goal – to help in shouting the truth of a God rich in Divine Mercy.

T

How can your members get involved in the building campaign? Marian priest and trustee Duda says; …I realize, the great expansion of our (Fawley Court) Apostolate’s activities is a great gift from God. The most important form of help we receive is prayer so that this Apostolate can be well prepared and realized for the glory of God. But as quick as you can bend down and rescue an orphaned fifty-pound note off the pavement, he swiftly adds; It is obvious however that such an undertaking requires FINANCIAL support. Without such help

uda’s last quote is largely nebulous rhetoric, and offensive to the religion, memory, spirit and works of Saint Faustina of Divine Mercy. The real truth today is that; bewilderingly there is no Apostolate Centre at Fawley Court, as promised, substantial funds are unaccounted for, and the great number of donors and beneficiary alike who feel severely betrayed. When are the authorities finally going to act?

D

Mirek Malevski Chairman FCOB

TO WHOM IT MAY CONCERN Re: FAWLEY COURT, HENLEY This notice is directed to any parties who may consider that they have a beneficial interest in Fawley Court, Henley. They should note that the sale of the property by the Marian Fathers to the new owners may be defective and that any new title may be vulnerable to challenge. Patrick Streeter and Co, Chartered Accountants 1 Watermans End, Matching, HARLOW, Essex CM17 ORQ Tel: 01279 731 308 email: sptstreeter@aol.com


|11

nowy czas | 29 stycznia – 11 lutego 2011

obituary

Celina Juhre 18.02.1915 – 20.12.2010 Celina Juhre was the last direct descendant of an ancient landowning Stafford -shire/Shropshire family. Born on 18th February 1915 at Hinstock in Shropshire during the time of the 1st World War, she was the only child of Dorothy Boughey of Aqualate; and Gerald, son of 3rd Viscount Hill of Hawkstone. Celina was the only direct descendent of her generation and therefore destined to become the first direct owner of the Aqualate Estate after 100 years. An accomplished horsewoman by the age of 10, she loved riding to hounds with the Albrighton and North Shropshire Hunts and cut a dash on the hunting field, as she was one of two ladies who rode sidesaddle. Occasionally she would stay with relatives and party in some of the great houses of Staffordshire and Shropshire. Her father Gerald died when she was 15 years old. During the mid 1930’s and the agricultural depression, she helped her mother Dorothy run the 400 acre farm, milking on the stool into the bucket, hoeing the turnips and beet, gathering sheaves in the corn fields and carting hay with the workmen. To her aristocratic aunts and family this was undignified and very unladylike for one who was destined to eventually become owner of Aqualate , at that time a substantial landed estate, so she was banned from visiting them at the Hall. Come September 1939 and the declaration of war everything changed. She felt a need to do her duty for King and country and became a WREN. Because she had learnt to drive a vehicle on the farm she soon became a transport driver billeted in digs behind what was then the Carnarvon Hotel by Ealing Common off the Uxbridge Road. Every day she would collect her army lorry from Chiswick depot and drive to the Admiralty for duty. Exactly 70 years ago she witnessed the terrible carnage of the London Blitz around St. Pauls and was herself nearly bombed in her lorry. At this time news was coming through about the brutal invasion of Poland and the terrible plight of the Polish nation. Celina was delegated to collect some of the first Polish military personnel being shipped into England across the Channel. Part of her duties was to transport Ministerial personnel and the diplomatic bags around London from the Admiralty. At this time she also started visiting Westminster Cathedral gaining an insight into the Catholic faith. Celina was transporting many destitute Polish soldiers and gradually learning of the terrible atrocities that befelled the Polish nation. Unable initially to converse with them, she decided to start learning this strange foreign language from a wind up gramophone record and from young Polish officers who found her a most attractive young WREN. One of the first Polish Officers she transported in her vehicle presented her with a tiny badge of the Polish eagle with a crown on it. The day before the unveiling of the Polish Memorial at the National Memorial Arboretum in September 2009, which she attended, she insisted it must be sewn onto her hat! She kept everyone inspi-

red to ensure a major Polish War Memorial was unveiled to commemorate the Polish allies during the second World War. At the start of the war there was no real army pay for many of the WRENS and most were trying to survive on meagre army rations. Celina spent a lot of time in the East End and the London docks waiting for boats to arrive with Polish evacuees fleeing from persecution. Celina was popular amongst the Cockneys at their soup kitchens where she was welcomed with a hot soup and bun. At the same time she was under family pressure over the future direction of her inheritance, the stress of which caused her to crash into a steam roller in Piccadilly Circus. Unfortunately she had an important English military diplomat on board. This resulted in her instant dismissal from the transport corps. So distressed was she with the attitude of her English relatives towards her and the lack of sympathy from the military authorities that in a fit of rage she stumped into the office of the then Polish Prime Minister Mikolajczyk (based in the Rubens Hotel) and demanded a job as an interpreter. As Celina had learnt to type she was appointed his secretary and her knowledge of Polish became invaluable in contacts with the British authorities. By this time several Polish officers were inviting her to the newly acquired Polish Hearth (Ognisko) Club at 55 Exhibition Road South Kensington. She soon became mesmerised by the wonderful rhythms of the Polish Polkas, Waltzes, Mazurkas and Polonaise. To make ends meet she applied for a job in the back kitchen of the club as waitress serving coffee/tea and cakes to military clientele. In early January 1942, on Christmas leave from Scotland, a group of 6 army officers came to the club, one of them being Janusz. He became interested in this young woman in English WREN uniform who spoke Polish, much to the amusement of his friends. Shortly after, a romance started even though Janusz had to spend a lot of time in Scotland till the end of the war. Many important Polish people were arriving at Ognisko and she became well known to Generals Haller, Anders and Bor-Komorowski (the latter staying for a short while in grandmother’s flat), also the later Presidents Sabbat and Kaczorowski. Some of the military work Celina was now involved in was top secret spying and smuggling. There were times when she was delegated to safe keep and smuggle gold which was used as barter with the Germans for the release of certain Polish high ranking personnel. Towards the end of the war a young Polish Military Forces chaplain Fr. Stanislaw Belch was living in the Kensington area and Polish Masses were being said at the Brompton Oratory. Soon Celina became known to him and he guided her to her Catholic Faith at Westminster Cathedral. On 16th April 1947 Celina and Janusz married at Westminster Cathedral. Two years later they came to live in Ealing at 119 Grange Road. All their children, apart from Marysia, were born at Grange Road and spent their childhood there. Celina strongly insisted that all her children should be able to speak fluen-

Celina and Janusz Juhre

tly in father’s tongue and know about his culture and country. Ealing, known as the Queen of the Suburbs, was starting to be settled by Polish people some of whom were relocating here when the Polish Squadron 303 at RAF Northolt was disbanded. It soon became a favourite place due to the many Catholic schools and Benedictine Catholic Community and the ease of communication into the Polish Corridor of Kensington and Knightsbridge where several Polish clubs were forming. Celina and Janusz soon became actively engaged with others in creating what has become the largest Polish Parish in Europe outside Poland. Janusz became the first chairman of the Polish school and Celina was helping in school affairs and was doing social work as interpreter and helping Polish families to settle in their new country. It soon became clear that the young teenagers that were emerging from the Polish community needed somewhere where they could gather and meet. The first Polish folk dancing classes were started on Florence Road. Soon afterwards the Polish Brownies and Girl Guides were formed and Celina for many years was their guardian. With the ever increasing growth in young people larger premises were required and Celina was often asked to be the intermediary between the Polish community and the Ealing Council in procuring better and bigger venues for the Polish school and dances. Following a short spell on the Parish Committee she moved over to the Parents’ Committee of the Polish school and became Vice-Chairman until the late sixties. In 1963 Celina started the youth club on Saturday evenings which she oversaw with the help of Janusz for three years before the new Marian fathers took it over in 1966. This was the thousand year anniversary of Christianity in Poland, so the club was called ‘Millennium’. In the mid 1950’s she had become acquainted with Marian Fathers – Jozef Jarzembowski and Pawel Jasinski . Later, when there occurred an interregnum in the parish follo-

wing the death of the parish priest, they sent her on a mission to the Primate of Poland Cardinal Stefan Wyszynski to ask for a new parish priest and an assistant and nuns to be sent to this parish. In 1961 Celina was decorated with the silver cross ‘Order of Merit’ by Father Jarzembowski at Fawley Court. After several private meetings with Cardinal Wyszynski an agreement was reached for them to take over the Parish of Ealing and Celina was asked to help them settle into their new role. On her third visit to Poland in 1968 she was presented with the painting of the Black Madonna of Czestochowa to whom she developed a special devotion. The picture was blessed by the Primate of Poland and was to be hung in the Parish Church, where today she looks down upon the faithful parishioners here. As a Polish Harcerka Druhna Juhre was actively involved with the Polish Scouts Friends’ Association ‘Kolo Przyjaciol Harcerstwa’ helping to organize scouting events and outings for the brownies and girl guides. With all this activity going on Celina and Janusz operated an open house policy for those who wished to visit. Their house at Grange Road was often used for guide meetings and young peoples gatherings. In 1970 Celina started the Anglo-Polish society to help those people in mixed Polish marriages interested in learning about the language, customs and traditions of both countries. Early in the year of 1973 Celina‘s aunt died and later that year she moved to Staffordshire to take on the daunting task of her inheritance at Aqualate where she has lived for 37 years, accepting the position of her forbears as custodian of her family estate, continuing in the tradition of service to the community as Chairman of the Parish Council and the local Conservative Party. In the spirit of her Family mottos she was always ready to do her duty neither seeking nor despising distinction; but always ready to go on. Celina and Janusz leave three daughters and son Tadeusz who is her successor.


12|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 King’s Grove London SE15 2NA

Niedosyt informacji Krystyna Cywińska

2011

Niedosyt informacji oczywiście posiadam – że zacytuję wypowiedź Bartosza Arłukowicza, posła SLD. Wielu z nas posiada niedosyt informacji w różnych dziedzinach. Na przykład, jak się posługiwać naszą piękną mową polską. Jak ją odchwaszczać z dziwolągów językowych. Z tej mowy-trawy, od której więdną uszy. Z tych banialuków sypanych z rękawa posłów. Mających nas, słuchaczy, za kretynów. Za durniów pospolitych, którzy wszystko przełkną.

Czasami słuchając poselskich bredni, kłótni i oszczerstw, mam ochotę wrzasnąć: dość już tego, dość! Zawiedliście moje nadzieje. Nie tego się spodziewałam po polskich politykach i Sejmie w wolnej ojczyźnie. Nie tak sobie wyobrażałam, ja, stara emigrantka, moich rodaków krajem rządzących. Szermujecie banałami w rodzaju demokracja, kultura polityczna, my Europejczycy. Odmieniacie słowo Polska przez wszystkie przypadki, a tak naprawdę – żeby użyć ulubionego określenia – mijacie się z prawdą. Zawiedliście starych emigrantów. I tych, którzy odeszli, i tych, którzy dożywają życia. Odebraliście nam wiarę w godność i rozwagę obywatelską. Wyborcy powinni was przegonić z Sejmu. Surowo was, polityków, zlustrować, opierając się nie na pogłoskach i wątpliwych dokumentach, nie na nienawiści i szkalowaniu, ale na racjonalnym przeglądzie waszych dokonań. Co piszę, dając upust własnej frustracji. Nie mając żadnych nadziei na spełnienie tych podstawowych wyborczych oczekiwań. Niedosyt informacji posiadają też różni dziennikarze i ludzie piszący. Co im nie przeszkadza w ferowaniu kategorycznie wątpliwych opinii. Także w zakresie tak zwanej lustracji osobistych przeszłości. Przeczytałam w „Nowym Czasie” artykuł Sławomira Cenckiewicza o niechlubnej przeszłości pisarza Tadeusza Chabrowskiego. Rzekomo donosiciela bezpieki. Artykuł ten ukazał się już kilka lat temu w amerykańskim piśmie polonijnym „Gwiazda Poranna”, a potem w internecie. Autor,

młody historyk, popełnił z kolegą jakiś czas temu grubsze odbrązowienie Lecha Wałęsy. Po co? – nie wiem. Komu to miało służyć? – też nie wiem. Prawda nigdy nie jest czysta ani oczywista. Czyli prawdzie i tylko prawdzie biografia ta chyba nie służyła. Z pewnością była przedwczesna. Nie mam zaufania do młodych, gorliwych węszycieli historii. I nie mam też zaufania do oceny przeszłości pisarza Chabrowskiego w interpretacji Cenckiewicza. Nie znam ani pisarza Chabrowskiego, ani jego przeszłości, ani jego twórczości. Być może był przysłowiowym leninowskim „pożytecznym idiotą” dla władz PRL-u. Nie on jeden. Ale brzydzi mnie grzebanie się w przeszłości osób, które ulegając warunkom i pogróżkom bezpieki, coś tam podpisały, z czego niewiele wynikło. Nasz emigracyjny wybitny pisarz, poeta, tłumacz (między innymi dzieł Jana Pawła II) i znawca teatru, zmarły niedawno Bolesław Taborski też padł ofiarą podobnych pomówień. Ciężko to przeżył. Być może stracił wtedy odporność na trawiącą go chorobę. A skąd wobec niego te podejrzenia? Ano stąd, że jako tak zwany emigrant często bywał w Polsce i utrzymywał kontakty z krajowymi pisarzami oraz światem literackim. Był twórcą dalekim od polityki, którą się brzydził. Brał za to cięgi od emigracyjnych niezłomnych i literackiego establishmentu na emigracji. Znalazł się na emigracyjnym marginesie. A Marek Żuławski, znany malarz i utalentowany pisarz, jeszcze bardziej odsunął się od emigracyjnego establi-

shmentu. Nie chciał mieć z nim nic wspólnego. I tak jak Bolesław Taborski naiwnie brzydził się polityką. W kraju bywał często, wystawiał swoje obrazy, wydał szkice o brytyjskim malarstwie, swoją autobiografię „Szkic do autoportretu”, wygłaszał odczyty, bywał podejmowany przez władze PRL-u. I co gorsze, a dla niezłomnych straszne, przyjaźnił się z niektórymi ambasadorami PRL-u w Londynie. Wszystko miał w nosie, poza swoją twórczością i liberalnym, romantycznym, dziecięco-naiwnym widzeniem świata, ludzi i politycznych perspektyw. Ale nikt nigdy nie podejrzewał go o konszachty z bezpieką. Obaj ci wybitni twórcy byli przez wiele lat moimi kolegami z Polskiej Sekcji BBC. Gdyby wobec Taborskiego były jakieś wątpliwości agenturalne, władze BBC na pewno by na nie zareagowały. To samo – co piszę na wszelki wypadek, znając nadgorliwość młodych historyków – dotyczy Marka Żuławskiego. I wreszcie casus poety emigracyjnego Jana Rostworowskiego, który przyjął paszport PRL-owski i wrócił do kraju. O niego kruszyły kopie z autorem „Nowego Czasu” Wacławem Lewandowskim pisarka Hanna Świderska i nieznana mi Jolanta Lane. Nie podobał im się, i chyba słusznie, felieton Wacława Lewandowskiego polemizujący z wizją poety pióra Reginy Wasiak-Taylor. Jan Rostworowski wrócił do kraju, bo wiódł na emigracji szary, jałowy żywot właściciela sklepu w Lancaster. Sam mawiał o sobie, że jest sprzedawcą kiszonej

kapusty i ogórków. Brakowało mu atmosfery i twórczego powietrza. Brakowało mu odbiorców jego czarującej poezji. Brakowało mu rodzinnego Krakowa i rodziny na krakowskich świecznikach. Kiedy wyjeżdżał, powiedziałam mu żartobliwie: – Jasiu, na twój powrót uderzą w dzwon Zygmunta. Smutno się uśmiechnął i powiedział: – Wystarczy, jak mi zagrają hejnał mariacki. Wiedział, wracając, na co się naraża establishmentowi emigracji. Tym niezłomnym, o których pisze pan Wacław Lewandowski. Tym, którzy odebranie paszportu PRL-u uważali za łajdacką zdradę. Takich niezłomnych, którzy dopuścili się tej zdrady, było sporo. Z różnych powodów. Szczególnie wśród przedsiębiorców emigracyjnych, prowadzących handlowe interesy z firmami państwowymi. Czy oni też byli łajdackimi zdrajcami? Zarabiali i łożyli przy okazji na emigracyjne wydawnictwa i cele. Nic nie jest proste ani łatwe do oceny naszej złożonej przeszłości. Niezłomność dla nas, ułomnych, jest krucha. I do dziś nie wiem, czy słusznie postąpiłam, nie wracając do kraju, by dzielić z moją rodziną i rodakami trudny wtedy los. Nie wiem. Wiem tylko, że łatwo być niezłomnym, jeśli sprzyjają temu warunki życia. I tak się okazuje, że dziwoląg posła Arłukowicza „niedosyt informacji oczywiście posiadam” powinien być hasłem przewodnim ludzi pióra i gęby. Dodaj swój komentarz na www.nowyczas.co.uk

Mój najlepszy przyjaciel Zupełnie przez przypadek zostałem ostatnio rozgrzeszony. Przez brytyjski urząd statystyczny, który opublikował najnowsze badania, z jakich wynika, że osoby na kierowniczych stanowiskach piją więcej i częściej. Parę dni wcześniej żartowałem ze swoją szefową – nie mogła namówić mnie do przyjścia do redakcji tylko dlatego, że po pracy wybierałem się na spotkanie z moim przyjacielem Guinnessem. Koniecznie trzeba dodać, że to mój bardzo dobry przyjaciel, o którym złego słowa powiedzieć nie mogę. Ale nie zawsze było tak dobrze. Na początku nie lubiliśmy się wcale. Pamiętam, kiedy pierwszy raz zostaliśmy sobie przedstawieni. Miałem ze 20 lat, a o Guinnessie w Polsce mało kto słyszał. Zostałem wówczas zaproszony przez znajomych z Londynu do jednego z warszawskich hoteli na kolację, po której męska część wybrała się do baru. To właśnie wtedy dowiedziałem się o jego istnieniu. Muszę przyznać, że z początku byłem bardzo sceptycznie nastawiony. Kto wówczas w Polsce słyszał o tym, żeby pić ciemne, by nie powiedzieć – czarne piwo. Piwo musiało być jasne, pełne i złociste. Nic więc dziwnego, że podchodziłem do nowego znajomego z dużą dozą nieufności i niespecjalnie darzyłem go za-

ufaniem. Byłem ciągle gówniarzem, wolałem dobre stare polskie piwo niż jakiegoś tam Irlandczyka. Co innego on. Od pierwszego spotkania wiedział, że to jedynie kwestia czasu i ulegnę jak nikt inny. On już wiedział, że to początek przyjaźni na całe życie. Wiedział i siedział cicho. Czekał i przyglądał się, jak powoli, z czasem, będę mu ulegał i robił się posłuszny niczym dziecko. Dzisiaj nie mam mu tego za złe. Lubię go i darzę szczególnym zaufaniem. Nie tylko dlatego, że Guinness jest oficjalnie zdrowy (zawarte w nim molekuły są podobne do tych, które można znaleźć w niektórych warzywach i owocach, a które spowalniają gromadzenie złego cholesterolu, ma też witaminę B), ale przede wszystkim dlatego, że śmiało mogę o nim powiedzieć, iż jest jednym z najlepszych przyjaciół, których mam. Cenię go za to, że zawsze, gdy go potrzebuję, ma dla mnie czas. Nigdy się nie spieszy, nie narzeka, że żona w domu czeka, że jutro trzeba do pracy znowu. Nie, on jest spokojny, cierpliwy. Lubi słuchać. Nie udaje, tylko słucha. Można mu wszystko powiedzieć w największej tajemnicy bez obaw, że następnego dnia inni będą już o tym wiedzieli. Prawdziwy kumpel, taki, który słowa nie piśnie nikomu.

Oczywiście, ma swoje humory, jak każdy z nas. I jest wymagający. Nie lubi się spotykać w byle jakim towarzystwie, przeważnie na spotkanie wybiera te lepsze bary, wie, że jak chcę z nim pobyć, to muszę płacić. Tak, to w sumie jedyna rzecz, której on nigdy nie robi. Nie płaci. To ja zawsze muszę wyciągać portfel. Ale mu to wybaczam. Gdy pod koniec ubiegłego tygodnia zostały więc opublikowane najnowsze wyniki badań dotyczących spożycia alkoholu, poczułem się lepiej. Nie dlatego, że w oczach urzędu statystycznego zostałem rozgrzeszony, ale przede wszystkim dlatego, iż uświadomiłem sobie, że takich ludzi jak ja, na kierowniczym stanowisku, którzy po godzinach wymykają się z biura na spotkanie z najlepszym przyjacielem, jest znacznie więcej, niż chciałoby się wierzyć. Nie byłem zazdrosny. Poczułem za to ulgę, o której dzisiaj musiałem napisać. I jeśli przez chwilę odnieśliście wrażenie, że czytacie wypociny starego alkoholika, to zapewniam, że jesteście w błędzie i nie zrozumieliście ani słowa. Piszę o tym, by przypomnieć, że można pić i się nie upić. Można czerpać przyjemność z każdego łyku i być OK. Wszystko zależy od punktu widzenia. Mój już znacie. Jaki jest wasz?

V. Valdi

nowyczas.co.uk


|13

nowy czas | 29 stycznia – 11 lutego 2011

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Felietonista to duch niepokorny, nieposkromiony. Instytucja sama w sobie, pokazująca wydarzenia nie tyle w krzywym zwierciadle, co przefiltrowane przez ich własną wrażliwość, doświadczenie czy próbę sprawdzenia wytrzymałości powszechnych przekonań czytelników. Brak niepokorności, podporządkowanie się linii, jakiejkolwiek, niszczy felietonistę. Takim rasowym koniem, w niewielkiej już stajni niezależnych felietonistów jest Krystyna Cywińska. Strzeliła do nas z antylustracyjnej lufy, jak zwykle z polotem. I bardzo dobrze, bo w ten sposób na łamach tej samej gazety otworzyła dyskusję lustracyjną. Po co nam ta lustracja, komu służy i czemu? W kraju od lat w użyciu były wszystkie możliwe argumenty, na emigracji (chociaż z definicji, będącej w centrum zainteresowania SB) o lustracji mówiło się szeptem albo przekazywało anonimowe donosy. Z czasem anonimowi lustratorzy-donosiciele stawali się antylustratorami z podniesioną przyłbicą. I to była ta chora sytuacja, która musiała doprowadzić do przesilenia. Lustracja zaczynała wyglądać jak zwierzę gorsze niż wszystkie ekscesy komunizmu, z którymi emigracja walczyła i z powodu którego stała się emigracją. Służby specjalne komunistycznego aparatu represji z upływem czasu w potoku lustracyjnych i antylustracyjnych argumentów stawały się grupką nieszkodliwych konfabulantów, pazernych na robienie kariery. W rozmowach z nimi przebiegli patrioci rozmawiali o poziomkach lub może deszczowej angielskiej pogodzie, z czego nic nie wynikało i nikomu nie zagrażało. Każdy ujawniony donosiciel, bez względu na swój stopień zaangażowania, opowiada, jak to przebiegle postępował z oficerem bezpieki. Ten swoisty fenomen donosiciela opisał już lata temu Sławomir Mrożek, co można znaleźć w bibliotece, a nie w archiwach zdeponowanych w IPN. Siła PRL-u polegała na tym, że co drugi obywatel (szacunek bardzo konserwatywny) był świadomym bądź nieświadomym in-

formatorem bezpieki. „Donoszę, że mój sąsiad też donosi” – ironizował profetycznie Mrożek. To była wiedza dosyć powszechna w czasach PRL-u. Tak zwana wolność przyniosła nam jedynie tę sensację, że do grupy współpracowników SB należeli też przedstawiciele polskiej elity. W momencie tzw. transformacji ustrojowej, a wiadomo, że transformacja polega na kompromisach, ustępująca z pierwszego planu władza wiedziała, jaka jest jej siła przetargowa. Ten rządzi, kto zna tajemnicę teczek, nieujawnioną. Chciałbym dołączyć do grona antylustratorów, ale nie potrafię przyswoić sobie rzeczywistości w formie farsy. Nie potrafię poruszać się w świecie opisanym przez Sławomira Mrożka. Nie potrafię wyobrazić sobie donoszenia na kogokolwiek, a zwłaszcza na najbliższych (żona Pawła Jasienicy) w ten wyrafinowany sposób gwarantujący, że im to nie zaszkodzi. Oficerowie SB też sobie takiego scenariusza nie wyobrażali, bo najmniejszy szczegół, jak na przykład kolor bielizny figuranta, potrafili wykorzystać w swoich operacjach zastraszania, pozyskiwania i upodlenia społeczeństwa. Na tym polegał system totalitarny, a reglamentacja prawdy o nim jest, niestety, jego kontynuacją. Ale jest to inna prawda niż prawda, o którą pyta Krystyna Cywińska. Tej prawdy nie znamy i nie poznamy. Piłat też o nią pytał i całe zastępy filozofów. Dodaj swój komentarz na www.nowyczas.co.uk

kronika absurdu – Nie będziesz krzyczała na mnie bezkarnie – triumfalnie oświadczyłem swojej żonie. – Jak to? – zapytała lekko zmieszana. Odkładając gazetę na bok, zacząłem porcjować tę niezwykłą wiadomość. – Od dziś – powiadam – Sąd Najwyższy w Wielkiej Brytanii wprowadził poszerzoną definicję domowej przemocy. – A co to ma wspólnego ze mną? – nie kryła zdziwienia żona. – Niestety – kontynuowałem z teatralnym współczuciem – zdaniem sędziów krzyk, kłótnia jest rodzajem przemocy. – Cisza też – włączyła się jej koleżanka. – Przez 17 lat mój były mąż ukrywał się za gazetą i ze mną nie rozmawiał. W ten sposób doprowadził do rozwodu. Cisza też może być przemocą, czego sędziowie nie uwzględnili. Baron de Kret

Wacław Lewandowski

„Liberalny” rabunek Rządzenie zmienia rządzących, co od dawna wiadomo. Trudno jednak nie zadziwić się, gdy nagle odkryjemy jak bardzo zmienia! Weźmy na przykład Donalda Tuska, który zawsze deklarował liberalizm – głosił potrzebę maksymalnych swobód dla przedsiębiorców, minimalizowania roli państwa, obniżania podatków. Ostrymi słowami krytykował tych, których podejrzewał o skłonność do podnoszenia obciążeń fiskalnych obywateli. Gdy jakiś, przepraszam za wyrażenie, Lepper pokrzykiwał, że „Balcerowicz musi odejść”, Tusk śmiał się z tej oczywistej głupoty i wychwalał dokonania Balcerowicza. Zanim zaczął rządzić, wielokrotnie powtarzał, że marzy o państwie „normalnym”, tj. takim, które nie jest skłonne nadmiernie ingerować w żywot i sprawy swych obywateli. I nagle okazuje się, że ten „liberał” jest zwolennikiem rozwiązania, które łamie zawartą kiedyś i skonsumowaną umowę pomiędzy obywatelem i państwem. To państwo bowiem, przyjmując onegdaj reformę systemu emerytalnego pozwoliło obywatelowi wybrać, czy chce płacić całość składek do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, czy też woli 7,3 proc. swojego wynagrodzenia wpłacać do któregoś z Otwartych Funduszy Emerytalnych. Państwo zachęcało do wyboru OFE, mówiąc, że tam pie-

niądze będą inwestowane i pomnażane, zatem przyniosą kiedyś zwyżkę emerytury. Pieniądze odłożone w ZUS są, jak wiadomo, od razu wydawane na wypłaty obecnych emerytur, więc składka w ZUS nie jest w obrocie inwestycyjnym i powiększa się jedynie o procent tzw. waloryzacji. Rząd Donalda Tuska zapowiada teraz zmianę systemu – do OFE będzie wolno przekazać nie 7,3 a jedynie 2,3 proc. wynagrodzenia. Reszta popłynie do kasy ZUS, co ma zmniejszyć dług publiczny państwa. Co gorsza, zapowiadając to zerwanie społecznej umowy i jawny rabunek części przyszłych świadczeń emerytalnych, premier ma czelność twierdzić, że ta zmiana nie umniejszy, ale zwiększy przyszłe emerytury! Na dowód organizuje konferencję prasową swego totumfackiego ministra Boniego, który przedstawia na niej jakieś pokrętne, zaiste bardziej polonistyczne niż rachunkowe (jest polonistą z zawodu!) wyliczenia, z których ma niby wynikać, że jeśli się przyszłych emerytów dziś okradnie, jutro oni na tej kradzieży zyskają! Tej jawnej arogancji i niekompetencji zbyt wiele było nawet profesorowi Leszkowi Balcerowiczowi, który nie wytrzymał i wystąpił z zasadniczą krytyką rządowych planów. Pokazał w szczegółach, że tu się planuje złupić obywateli i wskazał rządowi inne

sposoby zmniejszenia publicznego długu. Wydawałoby się, że „liberał” Tusk posłucha Balcerowicza, zwłaszcza że wybitny ekonomista nie krył dotąd swego poparcia dla PO i obecnego rządu. Tymczasem nic z tego! Tusk z Bonim wiedzą lepiej niż jakiś tam Balcerowicz. Lepiej wie też minister Rostowski, który pochwala plany „zmniejszenia długu”, choć można by od niego oczekiwać nakłaniania nieekonomistów w rządzie do likwidacji ekonomicznych absurdów, nie zaś poparcia dla absurdu kolejnego. Balcerowicz wskazał dodatkowe źródła dochodów państwa, takie, jakie liberałom powinny odpowiadać – m.in. prywatyzację, w szczególności wyprzedaż akcji spółek skarbu państwa. Prywatyzacja była zaś dotąd terminem liberałom miłym, nagle okazało się jednak, że miłym być przestała… Tuskowi i jego „liberałom” nie przyjdzie nawet do głowy, że samo wyegzekwowanie konstytucyjnej zasady równości obywateli przyniosłoby w Polsce zwiększenie dochodów budżetu. Mimo że mamy bowiem tę zasadę wpisaną w konstytucję, znaczna część obywateli nie musi płacić podatku dochodowego oraz płaci śmiesznie niską składkę emerytalną (rolnicy). Dodaj swój komentarz na www.nowyczas.co.uk


14|

29 stycznia – 11 stycznia 2011 | nowy czas

czas pieniądz biznes podatki nieruchomości

trzy filary polskiej emerytury Jeszcze w 1958 roku ekonomista, laureat nagrody Nobla Paul Samuelson przewidywał, że dzięki wzrostowi wydajności pracy i liczby ludności będzie możliwe wypłacanie coraz wyższych uposażeń kolejnym pokoleniom emerytów. Przewidywania te okazały się nadmiernie optymistyczne. Z dzisiejszej perspektywy prognozy na przyszłość wyglądają znacznie gorzej, czyli o emeryturach ciąg dalszy... W dzisiejszym odcinku przedstawiamy polski system emerytalny. Jaki obraz rysuje się przed brytyjskimi emerytami? – o tym za dwa tygodnie. Pierwsza część tego cyklu na: http://www.nowyczas. co.uk/news.php?id=853

POPULACJA:

2005 r.

2030 r.

2050 r.

w wieku przedprodukcyjnym

20,6%

14,9%

11,6%

w wieku produkcyjnym

64%

58,2%

50,3%

w wieku poprodukcyjnym

15,4%

26,9%

38,1%

Według powyższego zestawienia sporządzonego w 2006 przez Departament Statystyki ZUS tak wygląda/będzie wyglądał udział poszczególnych grup ekonomicznych w całej populacji. Liczby są zatrważające. Skoro już teraz emerytury są na żenująco niskim poziomie, a udział składki ZUS w wynagrodzeniu jest dość duży, to pomyślmy, co będzie za 30–40 lat? Opracowanie Departamentu Statystyki ZUS zawiera przewidywane salda roczne Funduszu Emerytalnego w trzech wariantach. W każdym wariancie jest ono ujemne – wydatki przewyższają wpływy. Oznacza to, że cały czas przewiduje się dopłacanie do Funduszu Emerytalnego z podatków lub kredytów. Wariant pesymistyczny przewiduje w 2050 roku saldo w wysokości aż 109 mld zł, a wariant optymistyczny tylko 16 mld zł. Rok 2050 to odległa przyszłość i jeszcze bardzo wiele może się zmienić. Najprawdopodobniej co jakiś czas będzie podwyższany wiek emerytalny, będą się zmieniać również płace. Emerytury za 30–40 lat to wielka niewiadoma. Jeśli spełnią się najbardziej pesymistyczne prognozy, w 2060 roku z budżetu do wypłaty emerytur trzeba będzie dopłacić 166 mld zl. Przyjrzyjmy się nieco bliżej strukturze polskiego systemu emerytalnego. Po reformie wprowadzonej w 1999 roku forma generowania oraz przyznawania świadczeń uległa znaczącym przeobrażeniom. Nastąpiło wówczas odejście od sytemu opartego na umowie międzypokoleniowej. W konsekwencji wysokość naszej emerytury zależy od kapitału zgromadzonego przez całe życie. Innymi słowy, jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz... Kiedy po wielu latach wytężonej pracy przejdziemy na emeryturę, pieniądze otrzymamy nawet z trzech różnych źródeł, tzw. filarów. Przekazywanie pieniędzy do pierwszego i drugiego jest obowiązkowe, natomiast trzeci filar jest zupełnie dobrowolny, a co za tym idzie, niestety, często pomijany.

FILAR PIERWSZY: Zakład Ubezpieczeń Społecznych

Tu trafia większość składek potrącanych co miesiąc z pensji. Pieniądze zgromadzone na indywidualnych kontach w ZUS nie są inwestowane, nie

podlegają dziedziczeniu. Pracodawca jest obowiązany przeznaczyć 19,52 proc. pensji brutto pracownika na składkę ZUS. Świadczenia z ZUS opierają się na systemie repartycyjnym i mają charakter umowy pokoleniowej. Wypłacane emerytury są finansowane ze składek osób obecnie pracujących. Niestety, tych osób z roku na rok jest proporcjonalnie coraz mniej. Wysokość emerytury w tym filarze jest ściśle związana z odnotowaną na indywidualnym koncie sumą odprowadzonych składek zgromadzonych w okresie całej aktywności zawodowej. Tak więc, ile kto uzbiera, tyle pieniędzy otrzyma. Zgromadzony kapitał zostanie podzielony przez tzw. statystyczną długość życia na emeryturze: • dla 60-latków – 18,1 roku, • dla 65-latków – 14,5 roku, • dla 70-latków – 11,4 roku. Jednym z założeń reformy z 1999 roku było odciążenie oraz przede wszystkim unowocześnienie niewydolnego już systemu Bismarckowskiego (o którym pisaliśmy w NC, nr 156–157). Podjęto wówczas decyzję o stworzeniu OFE.

FILAR DRUGI: Otwarte Fundusze Emerytalne

Tu każdy uprawniony może dowolnie wybrać fundusz. Pieniądze są przekazywane do OFE przez ZUS z wpłacanych tam składek. Powstały w ten sposób kapitał jest gromadzony na indywidualnym koncie w funduszu i inwestowany w różne instrumenty rynku finansowego. Dotychczas do OFE trafiało 7,3 proc. odprowadzanej składki, obecnie rząd proponuje obniżenie tej wartości do 2,3 proc. Wpłacane w drugim filarze składki są zwolnione z podatku dochodowego i w ograniczonym stopniu podlegają dziedziczeniu. Członkiem OFE stajemy się poprzez wypełnienie deklaracji lub, jeśli tego nie uczynimy w wyznaczonym terminie, w drodze losowania. Każdy musi być członkiem OFE. Nasz wybór dotyczy jedynie tego, w zyskach jakiego funduszu chcemy partycypować. Przechodząc na emeryturę, nie otrzymamy zgromadzonych pieniędzy do ręki. Możemy natomiast wybrać jeden z rodzajów emerytury: • indywidualną, wypłacaną aż do śmierci; • indywidualną, z gwarantowanym

okresem wypłacenia (co najmniej 10 lat), która w razie wcześniejszej śmierci będzie wypłacana wybranej osobie do końca zadeklarowanego okresu, • małżeńską, która będzie wypłacana po śmierci ubezpieczonego jego małżonkowi, aż do jego śmierci, • małżeńską z gwarantowanym okresem płatności (co najmniej 10 lat), która jeżeli oboje małżonkowie umrą wcześniej, będzie wypłacana wskazanej przez nich osobie do końca umówionego okresu. Jest to zatem dokładnie taki sam system wypłat, jak w przypadku prywatnych programów, tzw. renty gwarantowanej, z tą jednak subtelną różnicą, że dostęp do zgromadzonych środków otrzymujemy dopiero po osiągnięciu wieku emerytalnego. W przypadku programów prywatnych jest to 10 lat wcześniej. Uwaga: Każda osoba objęta ubez-

pieczeniem społecznym urodzona po 31 grudnia 1968 roku ma obowiązek przynależności do funduszu. Osoba taka ma siedem dni od rozpoczęcia pracy na zawarcie umowy z którymś z funduszy emerytalnych. Jeśli nie podejmie takiej decyzji w terminie, ZUS wezwie ją najpierw do zawarcia umowy, a później przydzieli do losowo wybranego funduszu.

FILAR TRZECI: PPE i IKE

Dla zwolenników, a jest ich coraz więcej, złotej zasady – umiesz liczyć, licz na siebie – w drodze reformy w 1999 roku wprowadzono tzw. trzeci filar, czyli dodatkową emeryturę pochodzącą z oszczędności w towarzystwie ubezpieczeniowym lub innej instytucji finansowej. Filar ten nie jest obowiązkowy, a wysokość wpłat na jego poczet jest uzależniona od naszych możliwości finansowych. Trzeci filar systemu ubezpieczeń społecznych obejmuje pracownicze programy emerytalne (PPE) oraz indywidualne konta emerytalne (IKE). Mianem trzeciego filaru określa się także wszelkie inne dobrowolne formy oszczędzania na emeryturę. • IKE – podstawową zaletą takiego oszczędzania jest zwolnienie z 19-procentowego podatku od zysków kapitałowych. Zwolnienie to uzyskuje się niejako w nagrodę za wytrwałość w oszczędzaniu, bo dopiero po skończeniu 60 roku życia, ewentualnie w chwili 55 urodzin, jeśli nabyliśmy już uprawnienia emerytalne. Istnieje jednak roczny limit wpłat na IKE. W 2010 roku na Indywidualne Konto Emerytalne będzie można wpłacić maksymalnie 9579 zł. Oszczędzanie można rozpocząć już w wieku 16 lat. Umowę o prowadzenie IKE można

zawrzeć tylko z towarzystwem funduszy inwestycyjnych, towarzystwem ubezpieczeniowym, bankiem lub biurem maklerskim. IKE cechuje duża elastyczność, bo nie trzeba dokonywać regularnych wpłat w określonych wysokościach. Ważne, by dokonać wpłat w co najmniej pięciu dowolnych latach kalendarzowych. Pieniądze zgromadzone na IKE można wypłacić przed przejściem na emeryturę. W takim jednak wypadku trzeba będzie zapłacić 19-procentowy podatek dochodowy. • PPE – pracownicze programy emerytalne są formą zorganizowanego, grupowego, systematycznego oszczędzania na przyszłą emeryturę. Cechą charakterystyczną PPE jest to, że są tworzone dobrowolnie przez pracodawcę, który chce zapewnić swoim pracownikom wyższą emeryturę. Składki uczestników programu są naliczane i odprowadzane przez pracodawcę do wybranej instytucji finansowej, która zajmuje się gromadzeniem i zarządzaniem tymi środkami. W poprzednim systemie emerytalnym odpowiedzialność za finansową przyszłość obywateli ponosiło państwo i jego instytucje. W obecnym systemie odpowiedzialność spada również na nas. Licznie przeprowadzane badania, sondaże, analizy i diagnozy społeczne pokazują, że Polacy nie zabezpieczają się finansowo. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że w najlepszym wypadku nasza emerytura będzie wynosić ok. 60 proc. tego, co udawało się zarobić, aktywnie pracując, a według prognoz może spaść nawet do 23 proc. Procent ten będzie tym mniejszy, im wyższe zarobki osiągał emeryt, zanim się nim stał. Wynika to z faktu, iż ZUS pobiera składki tylko od 30-krotności średniej krajowej pensji. Jeżeli ktoś zarabia w ciągu roku np. 35 średnich pensji, to i tak jego emerytura zostanie wyliczona ze składki pobieranej od 30-krotności średniej, krajowej pensji. Wówczas może się okazać, że pieniądze zaoszczędzone przez nas w pierwszym i drugim filarze w przyszłości mogą nam nie wystarczyć. Dlatego należy pamiętać, że aby móc godnie żyć na emeryturze, musimy już dziś zacząć w nią inwestować. Im dłużej zwlekamy, tym gorzej dla nas. Państwowa emerytura znakomitej większości Polaków zapewni po prostu przeżycie. Pytanie brzmi jednak, czy przeżyć znaczy żyć? W następnym odcinku cyklu emerytalnego przyjrzymy się bliżej systemowi angielskiemu oraz zastanowimy się, jaka jest korelacja pomiędzy jednym systemem a drugim.

Krzysztof Krupecki Profit Tree


|15

nowy czas | 29 stycznia – 11 lutego 2011

styl życia

Jak przełożyć trendy wnętrzarskie 2011 roku na nasz język? Zdecydowana większość emigrantów wynajmuje mieszkania. Czasem jest to tylko jeden pokój, który ma nam służyć jednocześnie za sypialnię, salon i gabinet do pracy czy nauki. Obserwując najnowsze trendy wystroju mieszkań, przedstawione podczas londyńskiego Decorex (prestiżowej imprezy dla projektantów i stylistów wnętrz), można stwierdzić, że mieszkanie w jednym pokoju stało się jak najbardziej in vogue i jest jednym z najmodniejszych rozwiązań proponowanych na 2011 rok.

Claudia Fabian

Nina Campbell, znana i ceniona brytyjska projektantka wnętrz, przedstawiła pomysł na elegancką łazienko-sypialnię, w której z gustem połączyła różne funkcje w jednym pokoju, nadając mu charakter ekskluzywnego buduaru. Pokój wygląda bardzo przytulnie, a zarazem elegancko, urządzony funkcjonalnymi, ale jednocześnie pięknymi w formie i wykonaniu meblami oraz dodatkami w kolorach pistacjowym i jasnoróżowym. Nina Campbell nie jest jedyną, która propaguje stylową wielofunkcyjność w jednym pomieszczeniu. Wystarczy przyjrzeć się nowoczesnym pokojom w hotelach-butikach, aby przekonać się do tego trendu. Tam łóżka ozdobione dużymi poduszkami świetnie komponują się z kanapą i fotelami, tworzącymi kącik wypoczynkowy, i z biurkiem, na którym zmieści się laptop oraz mnóstwo ważnych papierów. Istotnym elementem tego trendu jest kolorystyka, czyli zharmonizowane, dobrze ze sobą współgrające kolory zasłon, bielizny pościelowej, obić foteli czy akcesoriów, takich jak wazon na kwiaty czy abażury. Ważną rolę grają też idealny porządek i niezagracone blaty biurka czy stolika okolicznościowego. Warto więc zainwestować w łóżko z obszernymi szufladami w podstawie i po prostu nie znosić do domu niepotrzebnych rzeczy. Zachowanie umiaru w tym, co posiadamy, utrzymywanie idealnego porządku i podzielenie części pomieszczenia na odrębne funkcje pozwoli nam na bezstresowe życie w wielofunkcyjnym pokoju. To jednak nie koniec trendów na ten rok, przyjaznych emigranckiej kieszeni. Nastawione na konsumpcję, bogate społeczeństwa wysoko rozwiniętych gospodarek świata niedawno przeszły szok kryzysu finansowego, czego skutki są i wciąż będą odczuwalne w tym roku. Wszechwładny konsumpcjonizm przestał być modny wraz z zakończeniem dekady tanich kredytów. Bardziej niż przedtem zastanawiamy się nad tym, na co wydajemy nasz ciężko zapracowany grosz, i bardziej niż przedtem modne stało się posiadanie w domu czegoś, co zrobiliśmy sami.

Mogą to być własnoręcznie uszyte poduszki na kanapę, ulepione z gliny wazony czy ozdobione wyhaftowanymi monogramami ręczniki. Nie martwmy się, jeśli nie jesteśmy tak zwaną złotą rączką, bo wiele firm proponuje szybkie kursy nauki rękodzieła w różnych dziedzinach. Tak więc między innymi londyńska The Wallace Collection zaprasza na jednodniowe kursy, gdzie pod okiem instruktora artysty będzie można nauczyć się na przykład sztuki malowania na jedwabiu lub rysowania. Mówiąc o trendach 2011 roku, nie możemy pominąć produktów ekologicznych. Whirlpool wypuścił niedawno na rynek linię sprzętów gospodarstwa domowego, które racjonalnie wykorzystują energię, a tym samym nie naruszają równowagi ekologicznej. Od kwietnia tego roku rząd brytyjski rozpocznie propagandę projektu pod nazwą Renewable Heat Incentive i będzie oferował rekompensatę finansową tym, którzy zdecydują się na zmianę systemu ogrzewczego na bardziej przyjazny naturze. Możemy też zadowolić nasze ekopotrzeby, kupując sprzęty i akcesoria z przetworzonych materiałów. W znajdującym się w londyńskiej dzielnicy Chiswick sklepie Eco Age, będziemy mogli kupić serię kolorowych poduszek wykonanych z gustownie przetworzonych materiałów. Wystrój wnętrz w 2011 będzie się też wzorować na trendach w modzie. Coraz więcej projektantów mody idzie śladami Versace, Patricka Coxa czy Armaniego i otwiera własne ekskluzywne hotele, restauracje lub – jak Diane von Furstenberg – projektuje wnętrza dla znanych hoteli. W tym roku modne więc będą zdecydowane, wyraziste, wręcz krzykliwe kolory w mieszkaniach, a także wykorzystanie luksusowych dodatków, zarezerwowanych do tej pory dla ubrań. W swej kolekcji jesień–zima 2010 znany projektant James Lakeland przedstawił sweterki z krótkim rękawem ozdobione błyszczącymi kryształkami, a Fogal wypuścił na rynek czarne rajstopy również pokryte kryształkami. Mimo ceny 60 funtów za sztukę, sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Nic więc dziwnego, że kryształki ozdobią w tym roku tapety ścienne i akcesoria domowe.

Z gustem połączone różne funkcje w jednym pokoju, nadające mu charakter ekskluzywnego buduaru. Pokój wygląda bardzo przytulnie, a zarazem elegancko, urządzony funkcjonalnymi, ale równocześnie pięknymi w formie i wykonaniu meblami i dodatkami w kolorach pistacjowym i jasno-różowym Kryształki ozdobią w tym roku tapety ścienne i akcesoria domowe

Zdecydowanie nowym pomysłem na 2011 rok jest eksponowanie rzeźb w mieszkaniu. Urodzony w Indiach wybitny brytyjski artysta Anish Kapoor rozpowszechnił zainteresowanie tego rodzaju sztuką, pokazując duże architektoniczne projekty, takie jak np. Sky Mirror – olbrzymie lustra odbijające niebo i okoliczny krajobraz – czy udostępniając londyńczykom obejrzenie swych arcydzieł podczas popularnej wystawy w Royal Academy of Arts w 2009 roku. Gdy brytyjska firma designerska Mulberry ozdobiła witryny swych ekskluzywnych butików błyszczącymi naturalnych rozmiarów rzeźbami panter i lampartów w lecie 2010 roku, zachwyceni klienci domagali się sprzedaży wystawowych atrap. Drapieżniki były misternie wykonane, w kolorach srebrnym, złotym, amarantowym, niebieskim oraz zielonym i dzięki swej naturalnej wielkości mogły stanowić idealny punkt centralny każdego salonu. Kolejnym zupełnie nowym trendem jest posiadanie przedmiotów codziennego użytku,

ale wykonanych z luksusowych, półszlachetnych kamieni. Mogą to być uchwyty do szafek kuchennych lub kulki z agatu do ozdoby nieczynnego kominka czy też kunsztownie rzeźbione kandelabry. Jeden z projektantów wnętrz przedstawił na londyńskim Decorex efektowną kabinę prysznicową, wykonaną z płyt podświetlonego onyksu. Podsumowując trendy wnętrz 2011 roku, nietrudno dostrzec, że łączy je chęć posiadania funkcjonalnych, dobrze wykonanych mebli i indywidualnych w swym wzornictwie akcesoriów. Dawno minęły czasy, gdy brytyjskie domy były żywcem wyjęte z katalogu Ikea czy Argos. Jeśli chcemy mieszkać w ładnych pomieszczeniach, warto zdobyć się na wysiłek i poszukać w sklepach czegoś niekoniecznie drogiego, ale nietuzinkowego, czegoś, co sprawi, że chętnie będziemy wracali do domu. Tym bardziej że podwyższony do 20 proc. VAT niewątpliwie uderzy po kieszeni przy zakupie większych i droższych elementów wystroju wnętrza.


16|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

kultura

Gabriel Orozco w Tate Modern apa ra tu fo to gra f icz ne go, któ ra po twier dza się w do dat ku dwo ma uję cia mi zmon to wa ny mi w je den ob raz wi szą cy obok na ścia nie. Do ku men tal ny obiekt i przed miot dzia ła nia. Wi dzi my też tu wie le prac da to wa nych na 2007. Po le ga ją one na ści ska niu olej nej far by w zgię ciach pa pie ru. Jest w tych pra cach tra dy cyj na sy me tria, ale pod da na pew nym ma ni pu la cjom z uży ciem prze ciw staw nych kie run ków i wie lu osi zgi na nia. Dwa kształ ty i dwa zna cze nia. Abs trak cja i ana to micz ne sko ja rze nia. Du alizm jest nie roz łącz nym aspek tem sy me trii. Oroz co po twier dza swo je kro ki w tym kie run ku pra wie w każ dej pra cy, swo bod nie do bie ra jąc sy me trycz ne for my, i za mie nia je w sy me trycz ne my śli. To jest wspól ny mia now nik ar ty stycz ne go ję zy ka Oroz co, a tak że kla sycz ne wręcz po cią gnię cie warsz ta to we kon cep tu ali stów, do któ rych ar ty sta ten się za li cza, a któ rych dzia ła nia nie mo gą po prze stać wy łącz nie na czy sto twór czym pro ce sie. Do ku men ta cja dzia łań sta je się w re zul ta cie sa mym dzie łem. W ję zy ku ma te ma tycz nym prze strzeń w cza sie to wy pad ko wa zwa na czwar tym wy mia rem. Po dob nie jak pręd kość, któ ra jest wy pad ko wą dy stan su w cza sie czy też ener gia bę dą ca wy pad ko wą ma sy i pręd ko ści pod nie sio nej do po tę gi kwa dra to wej. W tych roz wa ża niach za uwa żam prze dziw ną zbież ność my śli współ cze snej na uki i sztu ki. My ślę, że wy sta wa ta jest god na po le ce nia dla wi dza, któ re go wy obraź nia po szu ku je in nych form wy ra zu niż te, we dług ja kich wspo mnia ny tu wcze śniej kry tyk oce niał jej war to ści. W piąt ko wy wie czór, tuż przed za mknię ciem ga le rii o godz. 22.00, znacz ny tłum zwie dza ją cych po twier dzał, że po szu ku ją cych jest wie le, a szu ka ją cy znaj du ją.

Wojciech A. Sobczyński

I

Instalacje ze strzępów szmat, skrawki opon samochodowych, klatka windy towarowej, zmodyfikowany Citröen DS, cykliczne fotografie, monotypie, przedmioty ceramiczne, puste pudełko po butach i surrealistyczny stół bilardowy o eliptycznym kształcie. To tylko krótka lista przedmiotów z wystawy meksykańskiego artysty, cieszącego się międzynarodową sławą od około dwudziestu lat. Dwa tygodnie temu Brian Sewell, znany krytyk sztuki, piszący w londyńskim „Evening Standard” skwitował twórczość Orozco jako mierną, pisząc, że Orozco to nie Paul Gauguin, Henry Moore czy inni wielcy artyści, a w ogóle skierował swój jakże cięty język pod adresem dyrekcji Tate Modern, podkreślając swój antagonistyczny stosunek znany już czytelnikom od lat. Zły czy dobry rozgłos zawsze jest reklamą i na wystawę poszedłem, by sprawdzić, po której stronie domniemanej bariery postawię swój krzyżyk. Sewell jest przecież mistrzem w swoim rodzaju. Wykształcony i uformowany w Courtauld Institute of Art, wychowanek słynnego Sir Anthony’ego Blunta. Podobnie jak jego mentor zasłynął wielką erudycją popartą ogromną znajomością tematu, nie oszczędzając nikogo, kto pojawi się na celowniku jego szybkostrzelnego pióra. Tym razem chyba jednak spudłował. Sztuka najnowsza nie jest łatwa i nie jest dopasowana do utartych definicji piękna. Swoją twórczość Orozco poddaje analizie na krótkim filmie, który należy oglądać przed wejściem na wystawę, a może po wyjściu też. „Nie jestem innowatorem, jestem re-interpretatorem”, mówi artysta. Zaciskając swe dłonie na kawałku ceramicznej gliny pokazuje nam trójwymiarowy negatyw swoich rąk. Jego kształt jest intrygującą bryłą w kolorze czerwonej cegły. Tytuł – „My hands are my hart”, 1991 (Moje dłonie to moje serce). Patrzymy na odcisk jego palców, utrwalony i wypalony w ceramicznym piecu. Kształt i kolor nasuwa skojarzenia z sercem wyjętym z ciała i gotowym do zabiegu transplantacji. To akcja zatrzymana w czasie jako rezultat działania migawki

PS. W tzw. ma szy now ni Ta te Mo dern znaj du je się obec nie ko lej na in sta la cja spon so ro wa na przez Uni Le aver. Tym ra zem chiń ski ar ty sta Ai We iwei po ka zu je wie lo to no wy pro sto kąt uło żo ny z ce ra micz nych pa cior ków imi tu ją cych na sio na sło necz ni ka. Pa trząc z da le ka, wi dzi się ogrom ne pro sto kąt ne sza re po le przy po mi na ją ce ogro dy bud dyj skich świą tyń w Ja po nii, zro bio ne ze sta ran nie uło żo nych ka mie ni. Gi gan tycz ne wy mia ry te go obiek tu, je go mo no chro ma tycz ność oraz sa ma prze strzeń, w któ rej za in sta lo wa no tę pra cę, zmu sza wi dza do kon tem pla cji i re f lek sji. Czy to jest mo że no wy izm? Je śli tak, to na zwał bym to zja wi sko neo eg zy sten cja li zmem i po le cam szcze gól nie go rą co czy tel ni kom, by po szli po pa trzyć tam w sku pie niu i ci szy. Wię cej in for ma cji: www.ta te .org.uk

Stoi w Londynie „Lokomotywa”

Polsko-angielskie wydanie wiersza „Lokomotywa” Juliana Tuwima trafi do bibliotek w Londynie

Naj now sze dwu ję zycz ne, zi lu stro wa ne za po mo cą fo to gra f ii otwor ko wej pol sko -an giel skie wy da nie wier sza „Lo ko mo ty wa” Ju lia na Tu wi ma tra fi do bi blio tek w Lon dy nie. Książ ka, wy da na w ra mach pol sko -ży dow skie go pro jek tu kul tu ro we go „Lo ko mo ty wa” re ali zo wa ne go przez Aka de mię Pstryk (Click Aca de my) w lu tym po ja wi się na pół kach kil ku lon dyń skich bi blio tek. Po czą tek 2011 ro ku Aka de mia Pstryk (Click Aca de my) za czę ła bar dzo pra co wi cie, ale jed no cze śnie nie zwy kle przy jem nie. W spo tka niach, ma ją cych na ce lu wy pro mo wa nie naj now sze go pro jek tu, uczest ni czy ło wie le ro ze śmia nych bu ziek naj młod szych wiel bi cie li li te ra tu ry. Fre kwen cja pod czas wy sta wy w Ma nier Gal le ry w Lon dy nie, któ ra od by ła się w po -

ło wie stycz nia, by ła uwień cze niem suk ce su ar tyst ki Mar ty Ko tlar skiej i ku ra tor ki Ol gi Gla zik. Lu ty za po wia da się rów nie cie ka wie, gdyż już w pierw szej po ło wie mie sią ca ko lej ne eg zem pla rze pol sko -an giel skiej „Lo ko mo ty wy” tra fią do lon dyń skich bi blio tek. Jed no cze śnie ozna cza to oka zje dla naj młod szych do spę dze nia mi łe go po po łu dnia w twór czy spo sób. Ko lej ne od bę dą się m.in. w Je wish Mu seum z oka zji ob cho dzo ne go w lu tym w Lon dy nie Ty go dnia Książ ki Ży dow skiej (Je wish Bo ok We ek), a tak że w May fa ir Li bra ry, Or ping ton Li bra ry, Brom ley Cen tral Li bra ry oraz Aner ley Li bra ry. Jak zwy kle, nie za brak nie nie spo dzia nek, za baw oraz du żej daw ki do bre go hu mo ru. Spo tka nia z Aka de mią Pstryk za in au gu ro wa no

w stycz niu w bi blio te kach w cen tral nym Lon dy nie oraz w To pol ski Cen tu ry (So uth Bank). Za mie rze niem au to rów jest do tar cie do jak naj szer sze go gro na od bior ców. 1500 eg zem pla rzy książ ki tra fi do bi blio tek pu blicz nych, szkół i przed szko li, bę dzie tak że roz da wa ne za dar mo pod czas im prez pro mo cyj nych. Ar tyst kom szcze gól nie za le ży na do tar ciu do pla có wek, do któ rych uczęsz cza ją pol skie dzie ci, pu bli ka cja ma wes przeć je w na uce ję zy ka an giel skie go. W do bie kom pu te rów, gier na kon so lach i wszel kich in nych no wo ści z ryn ku tech no lo gii cza sem zwy czaj nie bra ku je dzie ciom cza su, by zaj rzeć do książ ki, lub po pro stu nie ma ją ta kich za in te re so wań. Dla te go od naj młod szych lat war to dbać o pew ne na wy ki.


|17

nowy czas | 29 stycznia – 11 lutego 2011

kultura

ivONa P r i n c es s o f b u rg u n d ia

Walentynki inaczej, czyli jak spędzić najbardziej nieromantyczny dzień w roku.

The Sturdy Beggars' production of Witold Gombrowicz's 1938 play is a brilliantly funny yet at the same time, darkly tragic tale. It is set in an absurd reality of a royal court, ruled by empty conventions and masks. The characters, performed by an all-male cast, are like marionettes that cannot see through the illusion. They are dressed up in pompous costumes and cabaret-like make-up, and speak with certain artificiality. When Ivona appears on the scene, everything changes. Marzena Odzimek Maria Yumi Kaneko Her character has fascinated theatre makers ever since the play was written because there is no single way to interpret what she is. The bold, featureless girl with a haunted gaze hardly ever speaks; she seems completely indifferent to the external world, which provokes others to think that she is hiding something: the queen suspects that Ivona knows about her secret poetry writing, the king is afraid she will reveal his dark secret from the past. No matter what the others do, Ivona refuses to respond. The role is brilliantly performed by Bjorn Drori Avraham, who captures the protagonist as someone who seems to be extremely sensitive but does not externalize her feelings. Her ponderous gaze replaces words: it looks as there was a tense internal monologue going on inside her. Perhaps she is conscious that if she spoke, she too would become, as Gombrowicz would say, artificial. Anyhow, Ivona acts as an essence, which reveals the truth through her very presence. Firstly, it causes others to reveal their true colours, and secondly, it exposes a mechanism of vicious cycles. Prince Philip proposes to her in attempt to rebel against his parents, break with the convention. However, in the end he turns into everything that he has been escaping from. Willingly or not, Ivona turns the order upside down and in consequence, dies. Even though Ivona, Princess of Burgundia can be seen as a simple story, almost a fairy tale, it is a multi-layered play, which poses

Zbli ża ją się ko lej ne Wa len tyn ki i wie le osób być mo że ze znu dze niem my śli o ko lej nym bu kie cie róż i pu deł ku cze ko la dek. Nie jest na pew no za sko cze niem, że wie le par prze sta je świę to wać 14 lu te go, gdyż ten dzień ja wi im się je dy nie ja ko ko mer cyj na ży ła zło ta. Mo że war to jed nak zno wu wy ru szyć na po szu ki wa nia du cha Wa len ty nek i po da ro wać swój czas uko cha nej oso bie w bar dziej nie kon wen cjo nal ny spo sób? Wy bór ofert w Lon dy nie jest nie skoń czo ny, od ro man tycz nych ko la cji po sko ki na bun gee. Na le ży więc tyl ko zde cy do wać się na ro dzaj roz ryw ki i jak du żo chce my wy dać, a na stęp nie jak naj szyb ciej za re zer wo wać miej sca, aby unik nąć roz cza ro wa nia. Oto nie któ re z pro po zy cji: JuliaN JaCObsON PiaNO CONCert

many questions to the audience. What do we see when we look at Ivona? How do we react when confronted with the vacuum? In their interpretation of the play, The Sturdy Beggars put a lot of emphasis on the comic elements as well as the darker ones. The physical humour, grotesque-looking characters and exaggerated theatricality of the play fit well into the convention of the Theatre of the Absurd. The result is a surreal fairy tale, which displays the most interesting themes of this tragicomedy very relevantly, and at the same time, is very entertaining. Overall, a good production with some very fine performances and full of thoughtprovoking ideas. Ivona, the Pr ince ss of Burgund ia is being pe r formed as a par t of The St urdy Beggars ' BRAINDRAIN Season at The Network Theatre in Waterloo, London. www.s turdy-beggars.com

Dla mi ło śni ków mu zy ki kla sycz nej ku szą cą pro po zy cją bę dzie z pew no ścią kon cert for te pia no wy Ju lia na Ja cob so na w in tym nej at mos fe rze bla sku świec w jed nym z naj pięk niej szych ko ścio łów w Lon dy nie St Ja mes’s Pic ca dil ly w so bo tę 12 lu te go. W ce nę bi le tu wli czo na jest lamp ka szam pa na by uczy nić ten wie czór wy jąt ko wym. In for ma cje o pro gra mie i re zer wa cja bi le tów na stro nie www.bia er bec kan dhol mes.com lub pod nu me rem 0844 884 2920. GhOst stOries

Naj bar dziej kre atyw nym spo so bem spę dze nia week en du Wa len tyn ko we go mo że oka zać się po da ro wa nie so bie i uko cha nej oso bie 80 mi nut au ten tycz ne go stra chu w te atrze Du ke of York w ser cu Lon dy nu. Sztu ka ta zo sta ła en tu zja stycz nie przy ję ta przez wi dzów i kry ty ków w każ dej gru pie wie ko wej i gwa ran tu je au ten tycz ne do świad cze nie by cia w sa mym ser cu opo wie ści o du chach, cze go nie za pew ni ża den film. In for ma cje i bi le ty na stro nie te atru www.gho st sto rie sthe show.co.uk

air sPhere exPerieNCe FOr twO & lOver’s leaP buNGee JuMP

Po szu ki wa cze sil nych wra żeń i ad re na li ny ma ją oka zję wy pró bo wać swo je ner wy w to wa rzy stwie uko cha nej oso by. Air Sphe re Expe rien ce zlo ka li zo wa ne w Mil ton Key nes to spo sób na po łą cze nie sta cza nia się ze zbo cza z lo tem w pio no wy tu ne lu po wietrz nym w to wa rzy stwie dru giej oso by . Je śli to nie brzmi wy star cza ją co eks cy tu ją co, pa ry mo gą w tan de mie lub po je dyn czo sko czyć na bun gee w za pie ra ją cym dech Lo ver’s Le ap Bun gee Jump w wie lu lo ka cjach w Lon dy nie i in nych mia stach. ChOCOlate MaKiNG valeNtiNes DaY wOrKshOP with ChaMPaGNe

Je śli twój part ner ko cha cze ko la dę a ty ko chasz swo je go part ne ra, to mo żesz mu/jej po da ro wać nie za po mnia ne chwi le na kur sie ro bie nia cze ko la dy. Każ dy uczest nik zo sta nie po wi ta ny lamp ką szam pa na i nie ogra ni czo nym do stę pem do fon tan ny cze ko la dy z za pa sem świe żych tru ska wek. W trak cie dwu i pół go dzin nych za jęć uczest ni cy bę dą mo gli zro bić wła sne cze ko lad ki i po ma gać przy wy ro bie cze ko la dy. Każ da oso ba na ko niec otrzy ma wła sne wy ro by i do dat ko we pu deł ko cze ko la dek, aby móc de lek to wać się cze ko la do wym afro dy zja kiem po po wro cie do do mu. valeNtiNe’s DaY COMeDY NiGht – DiNNer & DriNKs

Dla par po szu ku ją cych cze goś wię cej niż tyl ko ro man tycz nej ko la cji we dwo je cie ka wą pro po zy cją jest po łą cze nie ko la cji, ka ba re tu i tań ca do ra na w po pu lar nym klu bie na Cla pham. Dziel ni ca ta sły nie z uzna nych wy stę pów ka ba re to wych i klu bów na mia rę West End. Po łą cze nie ko la cji, hu mo ru i tań ca jest gwa ran cją nie za po mnia nych wra żeń dla każ dej pa ry. Po wyż sze ofer ty, a tak że wie le in nych moż na ku pić on li ne na stro nie www.view lon don.co.uk/expe rien ces -va len ti nes.aspx

Słuchaj z Nowym Czasem

Grzegorz Turnau: Fabryka Klamek

Dla czytelników „Nowego Czasu” mamy trzy płyty do wylosowania. Prosimy wysyłać emaile do 10 lutego na adres: redakcja@nowyczas.co.uk z hasłem „Fabryka klamek”.

„Miesz kam w po bli żu fa bry ki kla mek, a żad na z nich jesz cze nie za pa dła...” – tak roz po czy na się pio sen ka, od któ rej bie rze na zwę no wy, au tor ski al bum Grze go rza Tur naua. Mo tyw po dró ży i prze mi ja nia, obec ny jest za rów no w tym utwo rze, jak i na ca łej pły cie. Czter na ście no wych pio se nek róż ni się od sie bie za rów no w war stwie mu zycz nej, jak i li te rac kiej. Ca łość po wią za na jest nie po wta rzal nym sty lem ar ty sty i sta no wi wspa nia łą po dróż. Do kąd? Niech oce nią to sa mi słu cha cze. Tek sty na pły tę na pi sa li Mi chał Za błoc ki, Le szek Alek san der Mo czul ski, Mi chał Ru si nek i sam Grze gorz Tur nau, któ r y jest rzecz ja sna tak że au to rem mu zy ki. Wy ją tek sta no wi pio sen ka „Zan zi bar”, po da ro wa na ar ty ście przez Ja na Kan te go Paw luś kie wi cza. Na pły cie – oprócz jej au to ra – za śpie wa li tak że go ście:

Do ro ta Miś kie wicz, Ba sia Gą sie ni ca Gie wont i Se ba stian Kar piel Bu łec ka. Do pro duk cji „Fa bry ki kla mek” Grze gorz Tur nau za pro sił wspa nia łych in stru men ta li stów: Ce za re go Kon ra da (per ku sja), Ro ber ta Ku bi szy na (bas), Jac ka Kró li ka i Mar ka Na piór kow skie go (gi ta ry), Lesz ka Szczer bę (sak so fo ny), Ma riu sza Pę dział ka (obój i ro żek an giel ski) oraz Sław ka Ber ne go (per ku sjo na lia). Na pły cie gra tak że Or kie stra Aka de mii Beetho ve now skiej pod dy rek cją Mi cha ła Ne ste ro wi cza. Ca łość z wiel kim pie ty zmem i dba ło ścią o ja kość aku stycz ne go brzmie nia za re je stro wał i zmik so wał Le szek Ka miń ski. Grze gorz Tur nau mó wi o pły cie: – Pły ta jest wy bo rem utwo rów, jak to u mnie zwy kle by wa, z kil ku lat dzia łal no ści na róż nych po lach. Nie je stem w sta nie ode rwać sie bie od sie bie, roz -

wią zać ze spo łu, któ rym nie je stem. Je stem na sie bie ska za ny. Po nie waż to co ro bię wią że się za rów no z dzia ła nia mi dla te atru, fil mu jak i dla po trzeb też in nych pro duk cji, to po tym wszyst kich istot nych dla mnie pra cach zo sta ją ja kieś waż ne ele men ty. Dla mnie wią za ło się to z tym, że za wsze by ło mi żal ja kie goś utwo ru, pra cy, któ ra mi nę ła. I tak jest w po ło wie na tej pły cie. To zna czy po ło wę tej pły ty sta no wią pio sen ki, któ re by ły już wy ko rzy sta ne, czy to w te atrze, jak so net Szek spi ra, czy w ta kich przed się wzię ciach, jak lau da cje dla na ukow ców, któ re pi sa li śmy z Mi cha łem Za błoc kim przez dwa la ta. Dru ga po ło wa to pio sen ki spe cjal nie pi sa ne na tę oka zję, z ta ką in ten cją, aby po wią zać wąt ki. Ja za wsze, sta ram się dbać o to, że by pły ta, mi mo że jest zbio rem utwo rów, któ re łą czy czas po wsta nia, by ła ja kąś opo wieścią.


18|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

spacery po londynie

Fitzrovia Demonolodzy, anarchiści, spiskowcy – wszyscy upodobali sobie Fitzrovię. Z pozoru dziś jest tu spokojniej. Ale uwaga, nigdy nie wiadomo!

Adam Dąbrowski

Jeszcze na początku XX wieku Fitzrovia nie istniała. Uliczkami składającymi się na mały zakątek w okolicy dzisiejszych Tottenham Court Road i Oxford Street podzieliły się Bloomsbury i Marylebone. Wschodnia część nazywana była Północnym Soho. Dopiero w latach trzydziestych przyjęła się inna nazwa tej okolicy na cześć najpopularniejszej tu tawerny: Fitzrovia Tavern.

pizza Na ChaRlotte StReet W rejonie tym usadowiło się parę włoskich knajpek. Warto szczególnie wspomnieć o dwóch. „Bertorelli’s” pod numerem 19 ma już niemal 100 lat – założyli ją emigranci z Półwyspu Apenińskiego. W latach pięćdziesiątych zbierał się tu Wednesday Club – klub literacki założony przez Phillipa Toynbee. Wpadali John Berger, Rex Warner i Thomas Stearns Elliot. Pizzera „Italiano Coffee” nie może pochwalić się takimi gośćmi. Ma za to jedną z najlepszych pizz w mieście. W przeciwieństwie do niektórych innych włoskich restauracji referencje wystawiają jej imigranci z południa, których zawsze jest tu pełno. Ich głośne rozmowy i nieformalna atmosfera sprawiają, że łatwo się tu poczuć jak we włoskim miasteczku. A ceny są wręcz sensacyjnie niskie.

MoRdeRStwo! Na tej samej ulicy zawiązał się pewien krwawy spisek. Pod numerem 78 mieściła się restauracja, którą upodobali sobie anarchiści. Częstym bywalcem był Enrico Malatesta – członek łotewskiego gangu, który w 1910 roku zorganizował napad na jubilera w Houndsditch. Wieść głosiła bowiem, że w sklepie znajduje się biżuteria należąca do samego cara Rosji! Ileż radości przyniosłaby świadomość, że dalsze

akcje terrorystyczne funduje znienawidzony monarcha! Niestety, wszystko poszło źle. Panowie wynajęli w okolicy mieszkanie, w którym planowali skok, ale sąsiedzi nabrali podejrzeń i wezwali policję. Wywiązała się strzelanina, zginęło trzech funkcjonariuszy. Scotland Yard uczynił ze sprawy priorytet, a łotewski gang wkrtótce został rozbity.

odRobiNa CzaRNej MaGii Ze wszystkich lokali w okolicy najbardziej znana jest, rzecz jasna, Fitzrovia Tavern powstała u schyłku XIX wieku. Obecną tu dekadencką atmosferę fin de sicle podkreśla fakt, że na liście gości – wśród innych artystów i wolnych duchów – znajdował się okultysta i magik Alistar Crowley. Ta złowroga postać w przerwach między wygłaszaniem mętnawych zdań w stylu: „Bądź silny, o człecze! Pożądaj, raduj się wszelkimi rzeczami zmysłu i zachwytu i nie obawiaj się, iż jakiś Bóg za to cię odrzuci”, i pisaniem przystępnych poradników („Magia bez łez”), zaprojektowała specjalnie dla tawerny... drinka. Siedząc przy jednym z tutejszych stolików, Crowley zajmował się obmyślaniem sposobów na przerwanie kurtyny rzeczywistości i przywołanie demonów z innych wymiarów, ale można go też było spotkać pochylonego nad szachownicą. Był bowiem zapalonym miłośnikiem tej gry. Dziś miejsce to bywa zatłoczone, zwłaszcza w porze lunchu. Obsługa wydaje się stawiać sobie za punkt honoru, by klient czekał na obsłużenie przynajmniej kwadrans. Regularnie odnosi na tym polu sukcesy i to bez pomocy czarnej magii.

SkaNdal z ClevelaNd StReet... „Szok! Skandal! Seksafera w sercu Londynu!” Gdyby w XIX wieku istniały tabloidy, pewnie takie nagłówki zobaczylibyśmy w 1889 roku w związku ze skandalem z Cleveland Street. Ówczesne gazety zachowały jednak

powściągliwość. Trudno się dziwić, bo w samym centrum afery znajdował się wnuczek królowej Wiktorii. Wszystko zaczęło się od wyznania chłopaka pracującego na okolicznej poczcie. Uwadze jego zwierzchników nie uszło, że ostatnimi czasy jego portfel jest podejrzanie wypchany. Oskarżyli go o kradzież pieniędzy z pocztowej kasy. Chłopak gorąco zaprzeczał i wymsknęło mu się, że szylingi dostaje „za chodzenie do łóżka z dżentelmenami” w domu przy Cleveland Street 19. Scotland Yard szybko odkrył, że na liście klientów domu publicznego były naprawdę grube szychy: Earl Euston, Lord Arthur Somerset i Albert Victor, drugi w kolejce do tronu. Podczas nalotu na ten przybytek jeden z jego zarządców próbował uciec w przebraniu księdza. Nie udało się. Poszedł siedzieć. A książę? Na jakiś czas postanowił pojechać sobie do Indii...

... i RabuNek z eaStCaStle StReet Także po II wojnie światowej Fitzrovię upodobały sobie typy spod ciemnej gwiazdy. To tu, w niewielkiej i mało ciekawej uliczce Eastcastle Street doszło do jednego z najbardziej zuchwałych napadów w historii Wysp. 21 maja 1952 roku przejeżdża tędy furgonetka pocztowa. Mija sprzedawcę gazet, sklepik spożywczy i pracujących w okolicy biznesmenów. Mija też grupkę aktorów kręcących film gangsterki. Ale chwileczkę! Oni właśnie zastępują kierowcy drogę i celują w niego bronią. Pistolet wcale nie wygląda na atrapę! Kierowca próbuje wycofać, ale w tylnym lusterku widzi, że droga ucieczki jest zablokowana przez auto „aktorów”. Ci z kolei wyciągają go z ciężarówki i odjeżdżają. Porzucają samochód nieopodal Regents Park i... rozpływają się w powietrzu. W śledztwie bierze udział 1000 policjantów. Premier Winston Churchill domaga się codziennych raportów na biurku. Ale paczek nie udaje się odnaleźć. Bandyci uciekają z

Marquis of Granby przeszedł natomiast do historii jako arena pionierskiej walki o równouprawnie nie gejów. Toczył ją poeta

łupem wartym 287 tys. funtów. Śledztwo zostanie umorzone dopiero po... 43 latach.

MuzeuM zabawek Morderstwa, spiski, rabunki, skandale... Po takiej dawce emocji czymś naturalnym jest szukanie spokojnego miejsca. W tutejszym muzeum zabawek nic nam chyba nie grozi, prawda? Domy dla lalek, pacynki i misie z pewnością nas uspokoją. Toy Museum powstało po I wojnie światowej w Hoxton. Potem przeniosło się w okolice Covent Garden, by wreszcie osiąść nieopodal Tottenham Court Road. Znajdziemy tam też pokaźną kolekcję rekwizytów z dziecięcych teatrzyków.

Są zabawki z Wysp, ale też z Indii, Chin, Afryki i Polski.

Na piwo Na RathboNe StReet Uspokajanie skołatanych nerwów można kontynuować na Rathbone Street, która od zawsze słynęła z pubów (każdy pretekst jest dobry, prawda?). Kilka ze znajdujących się tu lokali to prawdziwe instytucje. W Newman Arms pijał George Orwell. To właśnie tu trafia w poszukiwaniu prawdy o przeszłości bohater jego „Roku 1984”, Winston Smith. To na Fitzrovii Smith kupił też pamiętnik, w którym notował świadectwa swej nieprawomyślności. Stoi również Duke of York, słynący z ekscentrycznego właściciela Alfa Kleina, który kolekcjonował... krawaty klientów. Zakradał się do nieszczęśników i – ciach! – jednym ruchem nożyczek powiększał swoją kolekcję. Podobno uzbierał w ten sposób 1500 krawatów. Marquis of Granby przeszedł natomiast do historii jako arena pionierskiej walki o równouprawnienie gejów. Toczył ją poeta Dylan Thomas, a polegała ona na dawaniu w pysk miejscowym osiłkom, przychodzącym do baru specjalnie po to, by nabijać się z innych preferencji seksualnych.

››

Fasada domu przy Fitrzroy Square; z lewej: kawiarnia bertorelli, gdzie w latach pięćdziesiątych zbierał sięwednesday Club – klub literacki założony przez phillipa toynbee; u góry słynny pub Marquis of Grandby


|19

nowy czas | 29 stycznia – 11 lutego 2011

podróże po świecie

Świat nie dla każdego Paweł Kubiak

K

uba nie jest dla każdego. Nie ma pięknych ulic, nie ma wielkich centrów handlowych i tego całego konsumpcjonizmu. Poznawanie ludzi zaś to tu naturalna kolej rzeczy, i nie chodzi wcale o język. Przez ludzi poznajemy kraj. Nie znam hiszpańskiego poza kilkoma zwrotami, ale przecież jest jeszcze język ciała, poznawanie i wysyłanie sygnałów pozawerbalnych i innych. W każdym razie można porozumiewać się nie tylko językiem. Gdy podchodzę do kogoś, kto pije piwo, a nie ma ognia do cygara i zapalam mu je, staję się jakimś bliższym znajomym w tej nieznajomości pierwszego kontaktu. Wymienia się drobne grzeczności, by w końcu zagaić dalszą rozmowę. Wszystko polega na tym, kim jesteś i co cię interesuje w kulturze innego kraju. Wracając do Kuby. Samo wylądowanie na małym lotnisku, gdzie czeka się 45 minut na przejście przez okienko, mnie nie dziwi. Jestem wychowany w Polsce, znam kolejki i znam socjalistyczne realia. Jazda do centrum samochodem, który ma się zaraz rozpaść, też nie robi na mnie wrażenia. Spoglądam na pejzaż, który jawi się za szybą i po godzinie jazdy stwierdzam, że robi mi się jakoś nostalgicznie, a potem smutno. Nam tak dobrze, a wciąż na coś narzekamy, to na drogi, to na rząd, to na jeszcze coś, a inni mają po prostu biedę. Tutaj widać, że nasz kraj zrobił kolosalny postęp ekonomiczny. W Hawanie niepodzielnie króluje bieda, jest wszędzie, czai się prawie na każdym rogu, to jest ten smutek. Ale, jak mawiał hrabia Potworowski: zawsze jest jakieś ale! – tu również je znajduję… Ale jest tu niesamowity klimat oraz bardzo życzliwi ludzie. Serce mają na dłoni i są bardzo chłonni poznania innych nacji, a już jak powiesz, że przyjechałeś z Polski, to jest to dla nich coś bardzo interesującego. Nasz kraj jest bliski Kubańczykom, bo jak u nas kwitł socjalizm, wielu Kubańczyków nas odwiedzało w ramach socjalistycznych więzi. Mój gospodarz był w Warszawie, Gdańsku oraz Krakowie, znał dobrze nasze realia i pamiętał brak parówek w sklepach. Hawana wygląda tak, jakby przed chwilą zakończyły się tam walki rewolucyjne i wszystko zostało zostawione na później. Jest, owszem, dużo ciekawych budynków, ale ogólnie to miasto jawi się jak Bejrut po wojnie. Piękne, stylowe secesyjne wille, rozłożyste pałacyki, szerokie, zaniedbane ulice, tylko samochodów bardzo mało. Jest dokładnie tak jak w Polsce w latach siedemdziesiątych. Jedno mnie zaszokowało – myślałem, że oni mają dość tego systemu, jak my, ale tu się myliłem. Jest zupełnie inaczej, a może to sprawa klimatu, że im się po prostu nie chce, sam nie wiem. W każdym razie ani jedno hasło napisane na murze lub plakat z Castro czy Che nie jest zamalowany i zakreślony. U nas wszędzie były

oznaki walki, hasła, takie jak np. Polska Walcząca, były wszędzie, walkę z komuną widać było na każdym kroku, a tu odwrotnie. Jedynymi dobrami narodowymi wytwarzanymi przez Kubańczyków są rum i cygara, po za tym nic. Może chodzi o politykę, dać społeczeństwu używki, a reszta się jakoś sama rozwiąże, kto wie? Tak więc z jednej strony nie ma się co dziwić, a z drugiej władza zawsze sobie dobrze żyła, teraz też na pewno głodem nie przymiera. Jak mówi przysłowie: zamienił stryjek siekierkę na kijek. Kuba zrobiła to samo, zamieniła dyktatora Batistę na Castro. W sklepach półki nie uginają się od jedzenia, ale kolejki po jajka są śmieszne, zwłaszcza dla tego, co ma jajka w każdym sklepie. Gdy zwiedzam stolicę z aparatem, wszędzie wzbudzam ciekawość do tego stopnia, że pojawiają się naciągacze. Rozumiem to, gdyż u nas było to samo, pełno było koników, szmuglerów i naciągaczy, którzy na wszystkim chcieli zarobić. Gdy jesteś spokojny i odmawiasz stanowczo, nikt ci nic nie zrobi. Oczywiście, zdarzają się maniacy, którzy potrafią iść za tobą dokładnie przez pół miasta z powodu jednego peso, ale z każdym można sobie poradzić, ostatecznie dasz tego jednego peso. Siedzę sobie na murku przy fontannie publicznej i obserwuję taką scenę: jest zima kalendarzowa, a tu jakieś 34 stopnie gorąca. Podchodzi do fontanny starszy pan, trochę obszarpany, u nas byłby uznany za kloszarda, a w tym mieście tak bardzo nie rzuca się w oczy. Bierze wodę w butelkę i myje twarz. Podchodzi do

niego policjant i zwraca uwagę. Oczywiście, nie rozumiem, o czym rozmawiają, ale wygląda to mniej więcej tak: – Słuchajcie no, dziadku, jakby tak każdy nabierał sobie wodę z fontanny, to co! To by wody nie było! Po chwili dziadek z opuszczoną głową znika, lecz pojawia się chłopiec około 12-letni. Wyciąga ręce i pije wodę, znów podchodzi ten sam policjant i mówi: – No, chłopcze, co tu robisz? – Nic, pije wodę, bo gorąco! – No, no, jakby tak każdy pił sobie wodę z fontanny, to by wody zabrakło! Zmiataj mi stąd szybko. I tak scena powtarzała się jak z filmu Barei. Obserwowałem to i wydawało mi się, że mam deja vu czy coś w tym stylu, tylko że to nie może być przecież na Kubie, a jednak okazuje się, że może. I tu dostrzegam różnice – u nas już by ktoś odpowiedział policjantowi, a tu nie! Nie wspomnę o tym, że pijąc piwo wieczorem przy głównej ulicy, widziałem, że wszyscy Kubańczycy są legitymowani przez policję. Poza tym nie mogą spacerować promenadą przy oceanie, gdyż nie wolno im iść po tej samej stronie, gdzie znajduje się ambasada amerykańska, bo mogą przecież uciec do imperialistycznego kraju, jakim jest USA. Jadąc na wyspę stateczkiem, muszę pokazać paszport, gdyż tylko turyści mogą tam jeździć, Kubańczykom nie wolno. Dlaczego? Bo mogą uciec na oponie do Stanów, najbliżej jest przecież Floryda. Wszystko to jest to komiczne. Gdzie te wzniosłe ideały, za które ludzie przelewali krew? Pomimo biedy, ruiny budynków jest coś magicznego w tym miejscu, coś, co każe mi tam wrócić, nie wiem kiedy i jak, ale na pewno wrócę…

W HaWanie niepodzielnie króluje bieda, jest Wszędzie, czai się praWie na każdym rogu


20|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

co się dzieje

jacek ozaist

WYSPA [37] Życie nad Tamizą wcale nie było łatwe. Mieszkańcy dostawali szczegółową rozpiskę przypływów i odpływów, by wiedzieć, o jakiej porze rzeka zaleje bulwary aż po bramę ich posiadłości. Działało! Zawsze wiedzieliśmy, kiedy rzeka zacznie przybierać i kiedy łagodnie opuści te strony. Często przyjeżdżałem po Anetę i razem obserwowaliśmy regularne konwulsje wody. Bardzo lubiłem karmić tam ptaki. Cały chleb, jaki nam zostawał w domu, lądował w gardłach kaczek, mew i łabędzi urzędujących w tamtym rejonie. Pewnego razu tak zamaszyście rzucałem, że wyrwałem sobie z kieszeni telefon komórkowy, który poleciał daleko do rzeki. Pracodawczynie Anety często wyjeżdżały w interesach do Dubaju, Singapuru, Szanghaju. Cały dom zostawał wtedy w naszych rękach. Na parę dni stawaliśmy się prawdziwymi londyńskimi milionerami. Już samo korzystanie z przepastnej wanny z hydromasażem przenosiło człowieka w lepszy świat. Jednej nocy jednak nie było nam do śmiechu. Bardzo drogi żółw, który był po jakimś zabiegu weterynaryjnym, leżał w swoim akwarium pod kroplówką i nie jadł, nie ruszał się ani nie zostawiał odchodów. Przez pół nocy dzwoniłem pod różne telefony alarmowe, prosząc o przyjazd pogotowia ratunkowego dla zwierzątek. Nikt nie chciał przyjechać. Sugerowano raczej, bym ja przywiózł żółwika do nich. Najgorzej było wytłumaczyć, o co właściwie chodzi. Mój angielski nie był na tyle dobry, by w precyzyjny sposób opisać, jaki zabieg zwierzak przeszedł i dlaczego leży pod kroplówką. To było dla mnie bardziej stresujące niż egzamin końcowy po trwającym cztery lata lektoracie. Udało nam się nie wkurzyć szefowych Anety i niejako w nagrodę dostaliśmy ekstra robotę – sprzątanie dwupiętrowego biura architektonicznego na Vauxhall. W każdy weekend uganialiśmy się z odkurzaczami wśród niekończących się biurek inżynierów i projektantów. To był zresztą czas, gdy byliśmy niemal spółdzielnią pracy, z którą było związanych kilkanaście sprzątaczek i ogrodników. Kiedy zacząłem się nudzić i poszukiwać nowych możliwości w pubie Marka, coraz więcej pracy spadało na naszych współpracowników, aż wreszcie postanowiliśmy przekazać wszystkie kontakty zaufanym osobom. Niektóre więzi zostały podtrzymane, większość przepadła, bo nasi protegowani zaczęli zawodzić na całej linii. Ciągle przyjeżdżał do Londynu ktoś nowy, chodził i pytał o pracę, a gdy ją od nas dostawał, najczęściej zawodził. Miałem fajne kontakty w nepalskich i bangladeskich knajpkach. Kiedy było nam ciężko, zawsze ratowało nas roznoszenie ulotek albo dowożenie jedzenia. Chodziliśmy z ulotkami bardzo chętnie. Ja, Aneta, jej brat, a nawet nieustannie pijany Grześ. Ładowało się stosik w plecak, nakładało słuchawki na uszy i z melodią na ustach szło od domu do domu, nie bacząc na chłód, upał, deszcz, problemy z potrzebami fizjologicznymi czy rzucające się na wsuwaną w drzwi rękę psy. Nie było innej roboty, więc ulotki pozwalały zachować ciągłość zarabiania pieniędzy i płacenia rachunków. Wbrew pozorom bardzo łatwo w Londynie wypaść z obiegu i już do niego nie wrócić. Wystarczy parę tygodni bez pracy i człowiek właściwie ląduje na bruku. Czuję żal i złość, kiedy wspominam tych wszystkich ludzi, którym rzekomo było ciężko, ale rezygnowali z rozno-

szenia ulotek, sprzątania domów i strzyżenia trawników. Zauważyliśmy z Anetą pewną prawidłowość, że w latach 2007–2010 zaczęli przyjeżdżać do Londynu ludzie mniej zmotywowani i pracowici. Nasza fala miała w sobie wielki gniew i poczucie krzywdy, ale też niesamowitą zachłanność na pracę i pieniądze. Byliśmy ludźmi upadłymi, dla których nagle zaświeciło słońce. Za wszelką cenę chcieliśmy coś mieć. Pracowaliśmy jak wariaci, by po paru miesiącach kupić sobie samochód, po roku mieszkanie w Polsce, a po paru latach pokusić się o dom w Anglii. Mieć na kaprysy, zachcianki, kolacje w restauracji, dobre wakacje. Zaczęli przyjeżdżać tu ludzie, których nie rozumieliśmy. Niby chcieli pracować, ale, broń Boże, się nie zmęczyć. Nie było w nich ani pasji, ani chęci do pracy. Ot, wpadli sprawdzić, co u „zmywaków” słychać, pokręcić się, zakombinować i jakoś to będzie. Zanim się zorientowałem, spalili kilka dobrych kontaktów, które mogły pomóc w pierwszych dniach w Anglii ludziom naprawdę potrzebującym wsparcia. Czas trochę pomarudzić. Dla równowagi i przypomnienia sobie, że jest się Polakiem. Tak, jak mi kiedyś przepowiedział Archie, zgubiłem po drodze polskie atawizmy i przyjąłem uprzejmie narzucający się anglosaski luz oraz łagodny optymizm, więc dla równowagi trochę ponarzekam. Ostatnio wyczytałem gdzieś, że jeden z polskich emigrantów wrócił z tułaczki z 10 tys. euro w kieszeni. Po pięciu latach pracy uciułał tylko tyle, przez co stał się pośmiewiskiem pośród tych, którzy w kraju zostali. Tak wiele poświęcił, by zyskać tak niewiele. Nasz majątek to nie tylko żywa gotówka, ale liczne rucho- i nieruchomości. Łza mi się w oku kręci, gdy wspominam sielską scenkę, kiedy wraz z Anetą kupiliśmy wspólnie na Nowym Kleparzu wiklinowy kosz na bieliznę. Ona trzymała jedno ucho, ja dzierżyłem drugie. Szliśmy potem Alejami, bujając nim radośnie. Zataszczyliśmy to nasze cudo do pokoju w DS Akropol, a kilka miesięcy później, przenosząc się do pierwszego wspólnego mieszkania, musieliśmy już zamówić taksówkę bagażową. Kwiaty doniczkowe, telewizory, AGD, meble, książki, płyty CD, pudła okolicznościowych pamiątek – tego nikt nie zalicza do majątku. Także w Anglii, z każdą kolejną przeprowadzką wzywaliśmy większy samochód, dziwiąc się, że tyle tego wszystkiego mamy. Z pokoiku u ciecia Bobby’ego do naszego pierwszego mieszkania przenieśliśmy się łatwo, ale przeprowadzka stamtąd do dużego domu z ogrodem to już była prawdziwa operacja logistyczna. Nieraz człowiek sam nie wie, że gromadzi, zagarnia, kondensuje. Parę tysięcy euro tego kolesia nie robiło na mnie wrażenia. Martwiło mnie jedynie to, że wyjechał z tym, co sam zdołał unieść i tak samo wracał. Chciał mieć tylko wypchany portfel. Mieszkał w maleńkich pokoikach na poddaszu lub pod schodami. Nie używał życia, nie gromadził dóbr. A mimo to wracał ze śmieszną kwotą pieniędzy w szarej kopercie. Za żadne skarby świata nie zamierzałem podzielić jego losu.

cdn poprzednie odcinki

www.nowyczas.co.uk/wyspa JACEK OZAIST Z URODZENIA BIELSZCZANIN, Z SERCA KRAKOWIANIN, Z DESPERACJI LONDYŃCZYK. ABSOLWENT FILMOZNAWSTWA UJ PISZE GŁÓWNIE PROZĄ, POEZJĄ PARA SIĘ NIEREGULARNIE

Ha ve you eaten yet? In Chi na this is a stan dard gre- eting. No matt er how much we de- ny it, our li ves are rul ed by foo d. We die wi t ho ut fo od, we hav e di shes to die for, we are what we eat. Last sup per, sim ple me al, pla in fo od. Except that what is plai n to so me mi ght be anat hem a to others. You don’t ask for pork in Bagd ad. But you mig ht loo se your ap pe ti te, as I did when wan de ring trou gh the ba za ar in Iraq, tryi ng to pe er in to the big, bo iling cauld ron. ‘Don’t loo k’…my com pa nion war ned, too la te. A doz en of fre sh ly thrown in shee p’s ey eballs

@

we re lo oking at me, be for e ret rea ting in to the sou p’s und er world. A pho to gra pher friend, who liv es in Camb o dia has don e a se ries of pho tog rap hs of skinn ed dogs co- oked who le and pre pa red for a sim ple wint er me al. Is a de ep fried spi der a sim ple me al? Well, a snack ac tu all y, eaten li ke cris ps which I first enc o un ter ed in Chang Mai nea r La gos and Bur ma bord er. Ther e was a re staur ant nea r by with a gre en cro cod i le’s he ad as a lo go. How cu te, I thou ght. On ly to di- sco ver that rea l croc od i les’ stea ks

we re a spec ial ty, or smal ler liz ards, if you pref er red, rip ped in front of your ey es and flung half ali ve on a barb e que. Is it any diff e rent, tho ugh, than kil ling a cow? Or is the dif fer en ce in not se eing it do ne? Which re min ded me of The Expe- rien ce Nev er to be Forg ott en in a town of Gu ilin in Chi na. We asked the ta xi driv er to ta ke us to the best re stau rant in town and in vit ed him, too. The pla ce lo oked li ke a ca ve. The nar row, dim ly lit pas sa ge was li ned up with a do zen gig gling wa itres ses all dres sed up in red hats with long sticks in thei r hands. The back ro om was full of ca ges. We we re gi ven a stick and prompt ed to po int and po-

kino Blue Valentine Cichy, smutny, stonowany – te przymiotniki nie do każdego amerykańskiego filmu pasują. Ale „Blue Valentine” bliższy jest refleksyjnemu kinu europejskiemu niż „Avatarovi”. To portret rozpadającego się związku. Cindy i Dean myślą o rozstaniu. Dają sobie ostatnią szasnę i próbują wskrzesić atmosferę z czasu, gdy się poznali. Ale czy powrót do tego, co minęło, jest możliwy? King’s Speech Colin Firth, jako jąkający się król Jerzy zachwycił jurorów w Beverly Hills i zgarnął Złoty Globe dla najlepszego aktora minionego roku. Krytycy nie mają wątpliwości: zarówno aktor, jak i film mogą zdobyć Oscara. Firth zbiera świetne recenzje. Jak mówi, fascynuje go postać króla, który był dla niego postacią tragiczną. He didn’t expect to be King of England; he was judged to be the dull, uncharismatic younger brother of a very charming, dashing heir to the throne. He was unprepared, and he had this terrible stammer. It was just an incredibly unfortunate card to draw. He had no constitutional power, his job was to speak and that was his biggest obstacle – opowiadał aktor tygodnikowi “Time Out”. Zoolander Groteskowy, balansujący na granicy dobrego smaku i infantylizmu. Taki jest ten film, ale taki też jest świat, o którym opowiada. Złośliwa komedia nabijająca się ze świata męskich modeli. Ale nie tylko: wkrótce okaże się, że postać grana przez Bena Stillera wmieszana jest w spisek mający na celu zabicie premiera Malezji. Pewną rolę odgrywa tu sam… David Bowie. Prince Charles Cinema Środa, 9 lutego, godz. 20.50 Audrey Hepburn: retrospektywa

gdzie stworzyła niezapomnianą, rozmarzoną kokietkę. W repertuarze jest też „My Fair Lady” – musicalowa wersja „Pygmaliona” Bernarda Shawa. Nie zabraknie „Rzymskich wakacji”, filmu który przyniósł aktorce sławę i Oscara – głównie dzięki ekranowej chemii, jaka wytworzyła się między nią a Gregory Peckiem. BFI, Belvedere Road SE1 8XT The Ward Nowy film mistrza horroru Johna Carpentera, człowieka, któremu zawdzięczamy takie obrazy jak „Halloween” i „Christine”. Tym razem rzecz dzieje się na oddziale szpitala psychiatrycznego.

muzyka Acid Drinkers „Kwasożłopy” w kultowym klubie na londyńskim Camden! Trasa promuje płytę „Fishdick Zwei The Dick Is Rising Again” zawierającą przeróbki utworów innych artystów. Podczas koncertu usłyszymy między innymi „2000 Man” Stonesów, „Bad Reputation” Thin Lizzy, „Nothing Else Matters” grupy Metalicca i… „New York, New York” śpiewane między innymi przez Franka Sinatrę i Lizzę Minnelli. Sobota, 19 lutego, godz. 19.00 The Underworld, 174 Camden High Street, NW1 Closterkeller Gdzież indziej, jak nie w Camden, mogłaby zaśpiewać Anja Orthdox? To w końcu kolebka punka i gothic rocka. W kultowym „The Underworld” klasycy rocka gotyckiego i zimnej fali zafundują swoim miłośnikom przegląd całej dyskografii. Ale usłyszymy też trochę nowych utworów. Sobota, 12 lutego, godz. 18.00 "The Underworld" 174 Camden High Street, NW1

Buty na płaskim obcasie, mała czarna, ciemne okulary i fantazyjny kapelusz – po latach kobiety na całym świecie wciąż kopiują styl Audrey. Wciąż też drobniutka, nieco kapryśna piękność powraca do nas w szeregu filmów, które weszły do kanonu światowej kinematografii. BFI pokaże jej najsłynniejsze obrazy. Będzie „Śniadanie u Tiffany’ego” według prozy Trumana Capotego,

Usher

ke. It fi nal ly daw ned on me that it was the liv e din ner wai ting beh ind the bars I was to cho ose. The cre atu re lo oked not unlik e a giant hedg e hog, the si ze of a rab bit, the cu rio us black eye s wa iting. Dumbf o un ded I po in ted the stick. ‘Ho, Ho, Ho…they cho ru sed drag ging the cre atur e to the flo or. ‘Ho, Ho, Ho…..’ My friend, an act ress went pal e and sway ed. The tax i dri ver was al re ady at the ta ble, ant i ci pa ting, nod ding, smi ling. The chef app ea red with a knif e. He re- ached in sid e a lin en sack and pul led out a wrig gling sna ke. The tax i dri ver was ec stat ic. We we re to ha ve the best of the best, the li ve sna ke’s bi le and blo od mix ed with spir it for star -

ters. And a ste wed ca ne rat. Ap pa- ren tly, eaten in Fran ce, too. Is it re al ly so much wors e then raw, sal ted her ring kept in bar rels for mon ths, eaten with cre am and fried, or na ment al pond fish, kept in a ba th tub for days be for e… so unds fa mi liar? May be the Chi ne se wo uld be hor ri fied? So me ti mes pre par ing a me al can ha ve a fun ny si de in a fo rei gn co un try. A friend, young, French and fre shl y mar ried, trans plan ted to Lon don by her En glish hus band de cid ed to coo k him a sim ple French me al, a tru ly au then tic coq au vin. Eve r y bod y in Franc e knows what’s re q u ired for this me al, so off

Złote dziecko R&B, Raymond Usher przyjeżdża do Londynu, by promować swój ostatni krążek „Versus”. Asaf Sirkis Trio Urodzony w Izraelu, spędził swoje młodzieńcze lata między przybyszami z Północnej Afryki, Wschodniej Europy oraz Bliskiego Wschodu. W


|21

nowy czas | 29 stycznia – 11 lutego 2011

co się dzieje wieku 12 lat rozpoczął naukę na perkusji chłonąc rytmy i kulturę muzyczną swego międzynarodowego otoczenia, a w szczególności rytmy i melodie jemeńskie. Jako znany i ukształtowany artysta w roku 1999 przyjechał do Londynu i wkrótce stał się jedną z najbardziej znanych postaci na brytyjskiej scenie jazzowej. Asaf nagrywał płyty i występował wszędzie i ze wszystkimi muzykami, którzy liczą się w międzynarodowym jazzie. W zespole Asafa grają grecki gitarzysta Tassos Spilotopoulos i izraelski basista Yaron Stavi. Sobota, 5 lutego, godz.20.30 Jazz Cafe, POSK, King Street, W6 0RF Maurizio Pollini Uznany pianista Maurizio Pollini zmierzy się z trzema senatami Beethovena. Wtorek, 15 lutego, godz.19.30 Royal Festival Hall Belvedere Road, SE1 8XX Rockoteka

Najwcześniejsze datowane są na siedemnasty wiek. Jest teş jednak strój z początków dwudziestego. Wszystkie rekwizyty zostały wypoşyczone z muzeum przy pałacu cesarskim w Pekinie. Victoria & Albert Museum, Cromwell Road, SW7 2RL

Jak mĂłwi kurator wystawy: zabierajÄ… nas w podróş jednoczeĹ›nie do WiszÄ…cych OgrodĂłw i schronu przeciwatomowego.

teatry

wykłady/odczyty Media o Holocauście

Po drugiej stronie tęczy Współ cze sne od czy ta nie kla sycz ne go dra ma tu Wil lia ma Szek spi ra Na tio nal The atre So uth Bank, SE1 9PX

Wystawa obrazów Małgorzaty Rynarzewskiej od 6 do 18 lutego Galeria POSK King Street, W6 0RF

PowrĂłt Ulisesa

Erik Van Lieshout Instalacje wideo pochodzącego z Holandii artysty. Hayward Gallery Project Space Belvedere Road, SE1 8XX Malarstwo architektoniczne Imponujące obrazy Bena Johnsona pokazują odrealniony, sterylny krajobraz miast całego świata. National Gallery, Trafalgar Square, WC2N 5DN

Inspiracją dla Marcina Dudka (absolwenta Central Saint Martins College of Art & Design) są Katowice lat 70., industrialne miasto, w którym przemysł górniczy spowodował rewolucję architektoniczną. Betonowe twory szybko ukazały swój brak odniesienia do rzeczywistości. Ziemia pochłania miasto. Wystawa do 20 lutego www.watersideprojectspace.org Waterside Project Space Unit 8, Waterside 44-48 Wharf Rd, London N1 7UX

Zdjęcia autorstwa Micka Rocka. Idea Generation, Chance St, E2 7JB

Wonderland

Noc studencka

Przyszłość japońskiej mody

W kaşdy poniedziałek jeden z najmodniejszych klubów w mieści organizuje noc dla studiujących na niezliczonych uczelniach w Londynie Klub Oxygen 17-18 Iriving Street WC2H 7AZ Poniedziałki, godz. 21.00

W co będzie ubierał się najbardziej zakochany w gadşetach naród świata? A moşe inaczej: w co chcieliby go ubrać awangardowi projektanci mody z Kraju Kwitnącej Wiśni? Odpowiedź w Barbican Centre. Barbican Centre Silk Street EC2Y 8DS

Rockowe fotograďŹ e

Tadeusz Drozda w POSKU Zna ny sa t y r yk wy wo dzą cy się jesz cze z ka ba re tu „Eli ta�. Ko ja rzy my go z ta kich pro gra mów jak Śmie chu war te, Her bat ka u Tad ka czy Dy şur ny sa t y r yk kra ju. POSK, King Stre et, W6 0RF

Jak brytyjskie media informowałay o Zagładzie? Jak wiele informacji o Holocauście mieli mieszkańcy Wysp? Jak tę zbrodnię interpretowali brytyjscy komentatorzy? Wykład profesora Jeana Seatona, historyka mediów z Univeristy of Westminster. Czwartek, 3 lutego, godz. 19.00 Wiener Library Institute of Contemporary History 4 Devonshire Street W1W 5BH Wieczór francuski Z udziałem pisarzy przybyłych z Francji na Walne Zebranie PPnO. Wspomnienia o Tadeuszu Wyrwie, czytanie wierszy, prezentacja twórczości, m.in. Jana Winczakiewicza, Agaty Kalinowskiej-Bouvy, Stanisławy Chobian-Cheron, Jadwigi Dąbrowskiej, Krzysztofa Rutkowskiego. niedziela 6 lutego, godz. 16.30 Jazz Cafe, POSK, King Street, W6 0RF

Ryszard III Pre mie ra w słyn nym Old Vic. Ke vin Spa cey w ro li Ry szar da III. Old Vic The atre The Cut, SE1 8NB

O Bolesławie Taborskim wspomnienia i wiersze

BrĂśnte

I Will Eat This Sleepy Town Dwóch artystów, dwie instalacje, jeden temat: postęp. Potrzeba ciągłego parcia naprzód, wspinania się, rozwijania, odkrywania coraz to nowych lądów. Potrzeba, która często prowadzi ludzi zupełnie nie tam, gdzie sobie wyobraşali. Marcin Dudek i Ben Washington dotykają podobnych klimatów, choć z innej perspektywy.

Naj now sza in sce ni za cja wa ria cji Mon te ver die go na te mat „Ody seiâ€?. Re Ĺźy se ru je Be ne dict An drews, ktĂł r y na swo im kon cie ma miÄ™ dzy in ny mi „Woj nÄ™ Róşâ€? i „Tram waj zwa ny po şą da niemâ€?. Spek takl po wstaĹ‚ dziÄ™ ki współ pra cy Young Vic i En glish Na tio nal Ope ra. Young Vic, 66 The Cut, Wa ter loo, SE1 8LZ

% #( # '

Tiptina

galerie/wystawy

zwol nio ny i z cięş kim ser cem po wra ca. Cze ka go wal ka z sza leń stwem, go r y czą i al ko ho li zmem. A je go sio stry? Je go sio stry pi szą‌ Tri cyc le The atre Kil burnt High Ro ad, NW6 JR

Hamlet

Ostry rock i alternatywa w klubie w samym sercu Londynu. Klub the Den & Centro PiÄ…tki, godz. 22.00

Obiecujący zespół bluesowo-jazzowy. Energetyczne boogie – woogie podszyte klimatem Nowego Orleanu. Cafe Consort (przy Royal Albert Hall) Czwartek, 10 lutego, godz. 12.00 Royal Albert Hall Kensington Gore, SW7 2 AP

Wy sta wa ob ra zów Agniesz ki Stan do, za in spi ro wa nych po wie ścią Le wi sa Car rol la „Ali cja w kra inie cza rów�. The Por r ti co Gal ler, 23 Kni ghts Hill, West Nor wo od, SE 27U H5

&) &+ %"

# (' !! '( $&*$$ '( # $ " ! $"

Jest rok 1845. Bran well BrÜn te, brat trzech sław nych pi sa rek po wra ca do do mu. Pra co wał ja kiś czas na ko lei, ale wy rzu co no go za brak kom pe ten cji. Pró bo wał pu bli ko wać wier sze, ale nie zdo łał się prze bić. Po tem za ko chał się w şo nie Ed mun da Ro bin so na, któ r y zatrud nił Bran wel la ja ko pry wat ne go na uczy cie la. Mię dzy pa nią Ro bin son a BrÜn te na wią zał się ro mans wy kry t y po tem przez mę şa. Nasz bo ha ter zo sta je

W programie dokumentalny film córki poety Anny Taborskiej pt. „Ułamek istnienia�, wspomnienia przyjaciół i program poetycki „Dobranoc bezsensie". Spotkanie prowadzi Andrzej Krzeczunowicz. Sobota 5 lutego, godz. 16.00, Ognisko Polskie, 55 Princes Gate, SW7 2PN

Stroje z Zakazanego Miasta Niektóre z nich mają niemal czterysta lat. A wciąş nie straciły kolorów. Jeszcze całkiem niedawno zwykli śmiertelnicy nie mogli się do nich nawet zblişyć. Victoria and Albert Museum w Kensington zaprasza na wystawę prezentującą fantazyjne stroje naleşące niegdyś do cesarzy ostatniej dynastii rządzącej Chinami.

she went to a local butcher in Chiswick, and standing at t he counter with a long queue behind, declared in her newly acquired English: ‘I am in need of a cock‌’ Surprised by a deadly silence all around, she went on: ‘You know, for tonight‌’ Before any chance for a better explanation, the stony faced butcher turned to his two young assistants standing on the ot her sides of him: ‘Any of you available for tonight?...â€? JC Erhardt P.S. I did have a sip of snake’s blood. It tasted of sin. But that’s another story‌

ChiĹ„ski nowy rok Wszystkiego najlepszego z okazji Roku KrĂłlika! ChiĹ„czycy obchodzÄ… nowy rok nieco później niĹź my, ale za to bardzo efektownie. Wszyst ko za czÄ™ Ĺ‚o siÄ™, gdy be stia zwa na Nien na je cha Ĺ‚a na chiĹ„ skie wio ski po Ĺźe ra jÄ…c plo ny, by dĹ‚o, ale tak Ĺźe sa mych wie Ĺ›nia kĂłw. Ci prze bĹ‚a gi wa li jÄ… z ko lei zo sta wia nym na pro gu je dze niem, ale wkrĂłt ce przy stÄ… pi li do kontr ata ku. Na sze go smo ka wa wel skie go za Ĺ‚a twiĹ‚ szew czyk, je go kum pla z Chin uda Ĺ‚o siÄ™ po ko nać dziÄ™ ki chĹ‚op czy ko wi ubra ne mu na czer wo no. Gdy pew ne go dnia, pod czas jed ne go ze swo ich na jaz dĂłw, Nien uj rzaĹ‚ ma Ĺ‚e go ChiĹ„ czy ka no szÄ… ce go ten ko lor, uciekĹ‚, gdzie pieprz ro Ĺ›nie. Wie Ĺ›nia cy zro zu mie li, Ĺźe stwĂłr pa nicz nie oba wia siÄ™ czer wo nej bar wy. Dla te go te raz z po czÄ…t kiem kaĹź de go ro ku de ko ru jÄ… swo je do my czer wo ny mi la tar nia mi i ozdo ba mi. Po ja kimĹ› cza sie stwĂłr zgi nÄ…Ĺ‚ z rÄ™ ki jed ne go z mni chĂłw, ale tra dy cja po zo sta Ĺ‚a. SĹ‚o wo „nienâ€? zna czy dziĹ› po chiĹ„ sku „rokâ€?. ChiĹ„ ski ka len darz po wstaĹ‚ oko Ĺ‚o 2600 ro ku przed na szÄ… erÄ…. KaĹź de mu ro ku pa tro nu je je den z

dwu na stu zwie rza ków: agre syw ny Szczur, pra co wi ty Ba wół, uśmiech nię t y Ty grys, roz waş ny Kró lik, pięk ny Smok, spryt ny Wąş, uta len to wa ny Koń, de li kat na Ko za, ra do sna Mał pa, dum ny Ko gut, wier ny Pies lub su mien na Świ nia Prze łom ro ku to naj waş niej sze i naj bar dziej ro dzin ne świę to w Chi nach. To okres uczto wa nia i wiel kich zlo tów ro dzin nych. W no wy rok Chiń czy cy wcho dzą z bar dzo do kład nie wy sprzą ta ny mi miesz ka nia mi. Nim się roz pocz nie, trze ba spła cić sta re dłu gi i za koń czyć spo ry. Wi gi lię no we go ro ku wi ta się uro czy stą, tra dy cyj ną ko la cją. Obo wiąz ko wa jest ry ba, je się teş pie ro gi. Wcze śniej trze ba do kład nie wy pu co wać miesz ka nie. By po czuć at mos fe rę świę to wa nia wy brać się trze ba do Chi na town w oko li cach Le ice ster Squ are. Bę dą wy stę py mu zycz ne, stra ga ny z je dze niem i chiń ski mi ozdo ba mi. Świę to wa nie roz le je się teş na Tra fal gar Squ are. W nie dzie lę 6 lu te go od godz. 12.00 do 18.00 bę dzie my mo gli zo ba czyć ko lo ro wą pa ra dę z chiń ski mi smo ka mi, lwa mi, akro ba ta mi i tan ce rza mi w ro li głów nej. Lwy i smo ki bę dą prze cha dzać się po pla cu przy

akom pa nia men cie gło śnej i nie po ko ją cej mu zy ki bęb nów. To ko niecz ne, by sku tecz nie od stra szyć złe du chy i prze şyć na stęp ny rok w spo ko ju. Nie za brak nie teş mu zy ki. A na ko niec – po kaz sztucz nych ogni na Le ice ster Squ are. Dzień wcze śniej przyjść za to bę dzie moş na do Wal la ce Col lec tion na Man che ster Squ are. Tu ar tyst ka Ca ro li ne Dor set na uczy nas sztu ki ma lo wa nia na je dwa biu.

Adam DÄ…browski


22 |

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

czas na relaks

z PleCaKiem dOOKOła ŚWiaTa » Rozmawiam dzisiaj z Gosią i Pawłem

maNia GOTOWaNia

Krupińskimi, na co dzień pracującymi w londyńskim City, a urlop spędzającym aktywnie na podróżowaniu dookoła świata. Dosłownie i w przenośni. Poznaliśmy się przy początkach powstawania Stowarzyszenia „Poland Street”.

Mikołaj Hęciak Niedawno wróciliście z wyprawy na Kamczatkę. Było zimno?

Gosia: – Było to na przełomie sierpnia i września, więc z jednej strony dni nie były bardzo zimne, ale za to nocami, zwłaszcza gdy spaliśmy w namiocie, ubieraliśmy się w przysłowiową cebulkę. Niektórzy mieli inne sposoby na rozgrzewkę... M.: Skąd pomysł na Kamczatkę?

G.: – Kamczatka długo była zamknięta nie tylko dla obcokrajowców, ale nawet dla Rosjan. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych otworzono ją, ale nadal nie ma żadnej drogi łączącej półwysep z resztą świata. Tak więc ciekawość zobaczenia czegoś nowego, wulkany, niedźwiedzie... Te ostatnie to chyba największe niebezpieczeństwo, gdyż jest ich więcej na Kamczatce niż psów. Na szczęście, łososi w rzekach też jest sporo. A ludzie? Jak was przyjmowali?

Paweł: – Rosjanie byli bardzo gościnni i radośnie nastawieni do świata, co jest nie lada sukcesem, jako że mają tam tylko dziewięć miesięcy zimy , a reszta to lato, jak sami żartują. Miejscowych trudno spotkać, a gdy już ich znaleźliśmy, to raczej stronili od nawiązania kontaktu, zamknięci we własnym świecie, który nie jest dla nich nazbyt przyjazny ze względu na srogie warunki klimatyczne i całkowite odizolowanie od świata. Poznaliście się w Polsce w drużynie harcerskiej. Czy to właśnie harcerstwo zaszczepiło w was chęć podróżowania i radzenia sobie w trudnych sytuacjach?

G.: – Od dziecka rodzice starali się nam pokazać świat i zabierali na różne wyprawy, na ile tylko środki pozwalały. Harcerstwo poszerzyło nasze horyzonty – zwłaszcza przez to, że poznaliśmy ludzi, którzy również kochali podróżowanie. Harcerstwo pokazało nam, że wystarczy plecak i odrobina sprytu, aby zobaczyć świat. Jaką podróż pamiętacie najbardziej i wspominacie najlepiej?

G.: – Nepal, przemili, otwarci ludzie, odmienna kultura, no i przede wszystkim Himalaje. Po raz pierwszy udało się nam wejść na ponad 4000 m w okresie zimowym, więc było to dla nas nie lada wyzwanie. Niezapomniane widoki ośmiotysięczników, wspinaczka na wschód słońca o czwartej nad ranem, widok świeżej lawiny, która zatarasowała nam szlak, wszystko to zrobiło na mnie duże wrażenie. A najbardziej egzotyczne jedzenie?

G.: – Świnka morska w Peru. Smakuje lepiej niż wygląda, zwłaszcza gdy jest podana z głową i pazurami. Smakiem trochę przypomina naszego

Gosia i Paweł Krupińscy: z plecakami przez Tajlandię

kurczaka, tylko ma dużo małych kości. M.: – Czy jest coś, czego za żadne skarby nie wzięlibyście do ust? I czy byliście w takiej sytuacji, że trzeba było coś spróbować, co nie wyglądało atrakcyjnie dla Europejczyka? G.: – Przysmaków tajskich, czyli wszelkiego rodzaju smażonych robaków, no i na pewno nie tknęłabym psa. Czasem można obrazić gospodarza przez odmowę podanegdania. Na szczęście, do tej pory udawało się nam uniknąć stresujących sytuacji. Jedyną rzeczą, której do tej pory musieliśmy odmówić, był nadmiar alkoholu na Kamczatce. Jaka kuchnia najbardziej wam odpowiada?

G.: – No chyba kuchnia tajska, bardzo różnorodna, lekka, pełna przypraw i odmiennych smaków. P.: ‒ Dla mnie dalej kuchnia polska jest najlepsza! Czy próbujecie powtarzać jakieś potrawy w domu?

G.: – Możemy próbować naśladować,

Obiad z KamCzaTKi Dzisiaj przepis na obiad, który dostałem od Gosi. Jak to bywa z przepisami z podróży, nie zawierają one dokładnych proporcji, ale to właśnie pozwala złapać ten smak wolności, kiedy nie trzeba się trzymać ścisłych proporcji. Kotlety z łososia

Widelcem rozduszamy smażonego lub gotowanego łososia, możemy wykorzystać tzw. left overs. Dodajemy posiekaną cebulkę, sól, pieprz i wszystko razem mieszamy. Formu-

ale często brakuje podstawowych składników, takich jak np. mięso alpaki. Poza tym dal-bhat-tarkari chyba tylko może smakować w Nepalu, a siedem odmian ziemniaków jako obiad to chyba tylko na Amantani. Jedyną potrawą, jaką próbowałam odtworzyć w domu, to było danie z Peru, a mianowicie awokado nadziewane sałatką podobną do naszej sałatki warzywnej, bardzo smaczne z ryżem i z sałatką z buraków. M.: – Czy macie jakiś przepis dla Czytelników „Nowego Czasu”? G.: – Proste potrawy są dla mnie najsmaczniejsze: na Kamczatce bardzo często jedliśmy kotlety rybne z łososia z ryżem lub zapiekanymi ziemniakami i surówką z białej kapusty. Za dwa tygodnie wyruszacie na trekking do Argentyny. Życzę wam udanej wyprawy do krainy wina i steków.

G. i P.: – Dziękujemy! Już ostrzymy zęby na te steki... jemy kotleciki, które potem smażymy, bez żadnej panierki. Sałatka z białej kapusty

Świeżą, białą kapustę drobno kroimy lub ścieramy w robocie kuchennym. Dodajemy odrobinę marchewki i cebulki oraz natkę pietruszki. Wszystko podlewamy sosem śmietanowym doprawionym do smaku solą i pieprzem. Ziemniaki

Podajemy je na dwa sposoby: młode z wody z masełkiem i posypane koperkiem albo zasmażane z patelni. Smacznego!!!

Maciej Będkowski

Czego nie widać ludzkim okiem Jak wspomniałem w poprzednim artykule, wszystko jest wibracją, cały świat wibruje, a wraz z nim nasze komórki, narządy, ciało. Na tym założeniu opieram swoje zabiegi, łącząc bioenergoterapię z muzykoterapią oraz kilkoma innymi metodami także rosyjskich bioenergoterapeutów. Bioenergoterapia ma za zadanie zharmonizować biopole pacjenta, przywrócić naturalny balans energetyczny, wzmocnić siły witalne. Podczas zabiegu bioenergoterapeuta odnajduje bloki energetyczne w ciele pacjenta, likwiduje je, dodaje energii narządom wewnętrznym lub usuwa nadmiar nagromadzonej w nich energii. Wiele osób pragnących skorzystać z pomocy bioenergoterapeuty często zastanawia się, jak taki zabieg wygląda, ile czasu trwa i na czym to tak właściwie polega? Po wstępnej rozmowie na temat samopoczucia pacjenta zaczyna się skanowanie biopola w poszukiwaniu bloków oraz zastojów energetycznych. Badam strumienie energii przepływające przez biopole, pracuję z nimi i reguluję, jeśli zaistnieje taka potrzeba. Zależnie od dolegliwości mogę przeprowadzić detoksykację wybranych organów wewnętrznych, wzmocnić je lub przyspieszyć ich proces regeneracji. Podczas zabiegu używam dłoni, które w zależności od techniki przykładam w miejsca wymagające energetyzacji. Mogę to również zrobić bezdotykowo.Im bardziej pacjent jest w stanie zrelaksować się, tym łatwiej przekazywana energia będzie oddziaływać na procesy regeneracji. Pod koniec sesji ponownie skanuję biopole, tym razem dla sprawdzenia wyników harmonizacji przepływu energii. Czas trwania terapii to przeważnie od 20 do 45 minut, po czym jest zalecane wypicie sporej ilości wody, która ma za zadanie utrzymać na dłużej w ciele stan świeżej energii. W większości przypadków, by nastąpiły pozytywne efekty, wystarczą dwa lub trzy zabiegi. Dolegliwości mogą być wywołane przez wewnętrzne i zewnętrzne czynniki lub ich kombinację. Stan ogólnego zdrowia to stan dobrego fizycznego samopoczucia, poprawnego funkcjonowania ciała energetycznego i zdrowia psychicznego człowieka. Mimo iż wiele zarówno lekkich schorzeń, jak i ciężkich chorób poddaje się

działaniu bioenergoterapii, doradzam swoim pacjentom wzmacnianie procesu leczenia poprzez stosowanie środków ziołowych i zasięganie porad lekarzy, gdyż tempo leczenia jest wtedy znacznie szybsze. Chociaż przywracanie naturalnej równowagi energetycznej daje wiele wspaniałych wyników, bioenergoterapia ma również pewne ograniczenia. Na przykład może być konieczna jednoczesna zmiana sposobu odżywiania lub rozpoczęcie przez pacjenta regularnych ćwiczeń fizycznych. Czasem należy w miarę możliwości zmienić tryb życia, zacząć myśleć pozytywnie, być dobrym dla siebie i innych. Najczęściej opisywane reakcje to uczucie lekkości w okolicy ramion, nóg, zanik stanów bólowych, poprawa samopoczucia, ulga, większa energia. Pacjenci również mogą się śmiać lub płakać, co jest naturalną reakcją spowodowaną rozpuszczeniem blokad energetycznych i uwolnieniem emocji. Ludzie zadają mi pytanie: czy to jest bezpieczne? Tak, to jest bezpieczne. Bioenergoterapia jest metodą całkowicie bezinwazyjną, naturalną, podczas której pacjent przez cały czas jest świadomy całego procesu. Ma możliwość rozmowy, zadawania pytań i od niego zależy, jak bardzo otworzy się na proces harmonizacji przepływu energii. Jeśli mają państwo pytania związane z medycyną alternatywną, bioenergoterapią, z przyjemnością, w miarę moich możliwości, odpowiem na pytania na łamach „Nowego Czasu” lub odpisując bezpośrednio. Wszelkie zapytania proszę kierować na mój adres e-mailowy. W kolejnym artykule przedstawię zagadnienia głównych ośrodków energetycznych oraz ich funkcje w ciele człowieka. Zainteresowanych spotkaniem ze mną zapraszam na: www.bedkowskitherapy.com lub proszę kontakt mailowy: bioenergytherapy@wp.pl lub telefoniczny pod nr: +44 077681 72181.


|23

nowy czas | 29 stycznia – 11 lutego 2011

czas na relaks

Kolekcjonarka pawich piór ObRAZeK CZWARTy

Stara przyjaźń ma swoje przywileje, ale też zobowiązuje. Często jedziemy na drugi koniec świata na pogrzeb kogoś bliskiego, choć za życia nie podjęliśmy trudu zobaczenia się z nim. Znaleźć czas dla przyjaciół – oto moje nowe mocne postanowienie. Zaprosiłam na kolację długoletnią przyjaciółkę, która jest świeżo po bolesnym rozwodzie, zawieszona między wagonami życia. Ona wybrała restaurację, francuską brasserie. Mimo swojego pielęgnowanego od lat szyku, weszła, nie robiąc wrażenia, jak zawsze naturalna w swej paryskiej elegancji. Jej torebka z ostatniej luksusowej kolekcji Louis Vuitton symbolizowała jej status wyznawcy mody, mocno zaakcentowany apaszką Hermesa tworzącą na szyi orbitę zaplątaną w fantazyjny węzeł. Jej nieodłączny czteronogi towarzysz, czekoladowy labrador, pewnie jest na przechowaniu u portiera. Po rytualnych trzech pocałunkach w powietrzu, obie weszłyśmy w aurę dobrego samopoczucia. Spotkania z nią były zawsze dla mnie dużym przeżyciem estetycznym, lubiłam jej dobre maniery, naturalność, a przy tym światowość. Znając moje upodobania, zamówiła nasz ulubiony, klasyczny Möet Chandon. – Wybacz, że tak rzadko do ciebie dzwonię, ale ostatnio opiekuję się starszą panią po operacji. Robię jej zakupy, czytam – zaczynam rozmowę. – Ty zawsze chcesz robić coś dla innych, wielka samarytanka z ciebie. I to w imię czego ? – odpowiada z wyczuwalnym wyrzutem. – To się nazywa empatia, moja droga, takie współodczuwanie drugiego – odepchnęłam jej słowa. – Myślisz, że jak się wciągniesz w to biadolenie innych, to ci to da przepustkę do nieba? – Do nieba można się dostać z najbardziej zapadłego zakątka – dodaje. I zaraz po tym: – Tak, tak, a pamiętasz tego starego kloszarda z Nicei? On na pewno dostał się do nieba. To było ze 30 lat temu. Miał legowisko pod mostem niedaleko plaży.

ANIA GASTOL

ROMANTyCZNy MAKIjAż NA WALeNTyNKOWą RANdKę Walentynki to tradycja zakorzeniona w naszej świadomości już od lat. Choć to popularne Święto Zakochanych wzbudza wiele kontrowersji, ma jednak swoich zwolenników, i dla tych właśnie ten dzień powinien być pełen czaru i uroku.

– Wrzucałam mu na te jego łachmany – dodaje rozpromieniona – muszelki, butelki coca coli, a także magazyny pornograficzne z ładnymi dziewczynami... – Raz mu chciałam zrobić niespodziankę – przypominam sobie – i po tygodniu wakacji w mieście zaniosłam mu gruby stek z winem... – Niestety, dałaś mu także lornetkę i powiedziałaś, żeby nas dobrze pilnował. – Wiem, wiem, co chcesz powiedzieć... Ale kto mógł przewidzieć, że ten bezzębny bezdomny wypatrzy w nocy rabusiów i pożar w pobliskim muzeum? Z dnia na dzień stał się bohaterem miasta, udzielał wywiadów, a dziennikarzowi z telewizji powiedział, ze lornetkę dostał od dwóch młodych Angielek, aby pilnował muzeum, co sobie już sam wymyślił. – Pamiętasz, jak zmykałyśmy z francuskiego wybrzeża? Nawet pasztetu z gęsich wątróbek nie zdążyłyśmy kupić. Popijamy szampana, tę muzykę w płynie. Nasza rozmowa jest gęsta w zabawne epizody z przeszłości. Śmiejemy się głośno. – Czy chciałabyś prowadzić ze mną akcję pomocy dla rozbitków życiowych? Już od dawna rzucam im to koło ratunkowe. – Przestań mnie zmuszać – odparła zaczepnie. – Nie interesują mnie bóle innych, ty znowu chcesz wszystkich ustawiać, dyrygować i zarażać swoim zapałem. A co ty tak naprawdę wiesz na temat ciężkich przejść? – Czy własny ból przysłonił ci cierpienia innych? – spytałam. – Siedzisz niedostępna na tym piedestale i rozdajesz łaski! – odcięła się. – Jeśli i ja tam siedziałam, to spadłam z niego z hukiem. – Każdy zasługuje na takie życie, jakie ma. Ludzie przyciągają do siebie nie to, czego pragną, a to, kim sami są. Jak magnes ludzka natura przyciąga śmieci i chaos. Ona milczy, jakby się wsłuchiwała w zegar własnego bólu i cierpienia. Nerwowo napełnia

Nowa fryzura? Kupione specjalnie na tę okazję nowe perfumy? Komplet koronkowej bielizny? Jeśli zadbałaś o większość detali, do przemyślenia pozostaje ci tylko wyjątkowy na tę okazję makijaż. Przede wszystkim, by wyglądać seksownie i uroczo, każda z was powinna znaleźć chwilkę dla siebie i zrelaksować się przed wielką randką. Trzeba pamiętać, że makijaż nie będzie prezentował się dobrze na zmęczonej i niewypielęgnowanej skórze. Zafunduj sobie wizytę w salonie kosmetycznym lub urządź SPA we własnym domu – zazwyczaj wybieram to drugie, sącząc lampkę wina i słuchając ulubionej muzyki. Proponuję, aby zacząć od długiej, relaksacyjnej kąpieli z zapachowymi solami, oczyszczenia skóry twarzy delikatnym peelingiem i nałożenia nawilżającej maseczki – polecam Sanctuary Spa Perfect Skin z kolagenem. Po kąpieli zawsze należy wetrzeć w skórę balsam, by dostarczyć ciału odpowiedniego nawilżenia. W szyję i twarz delikatnie wklep krem nawilżający, przygotowując ją w ten sposób do nałożenia makijażu. Jeżeli już ustaliłaś swój strój, zadbaj o to, aby makijaż był dobrze dobrany. Jeśli

swój kieliszek i pije szybkimi łykami – Zapomniałaś? Kochaj bliźniego swego… – podchodzę swoją przyjaciółkę od innej strony. – Miłość i uczucia to nie moja dziedzina. Nie mam roszczeń do niebiańskiej head quarters. Mam sprawę tylko do ciebie. Zamawia następną butelkę szampana. Widać, że – zgodnie z francuskim przysłowiem – tylko pierwsza butelka jest droga. Jej genetyczne i kulturowe uzależnienie od alkoholu jest mi dobrze znane. – Bo tobie – zaczyna już jawnie swoją krucjatę przeciwko mnie – jest w życiu tak łatwo. Wszystko masz. Życie to dla ciebie scena, gdzie grasz główne role, nigdy w tle. Pewna siebie, siedząca zawsze w pierwszym rzędzie. A mężczyzn bierzesz w niewolę już na hello. – Wiesz – przerywam – przy urodzinach mogłaś ustawiać się w innych kolejkach niż tylko do Bachusa i jego krewniaków. Były też stoiska Minerwy, Demeter, Afrodyty czy Hestii. – Przestań się wymądrzać – syknęła – to ja studiowałam psychologię, a nie ty. Idziesz sobie przez życie bez lęku i oporu, jakbyś nie bała się wcale starości, biedy, samotności. Dla ciebie życie to egzotyczna podróż, która kończy się naturalnie… śmiercią. Odkrywam, że mój psycholog zmienia się w okrutnego psychopatę. – Wszystko zawsze wygrywasz, na parkiecie, na boisku, i pewno w sypialni też. Ta twoja arogancka pewność siebie, że należysz do tego świata. Błyszczysz jakimś światłem, kto ci je dał i co ci ludzie w tobie widzą? – wyrzuciła z siebie. Przysługuje mi prawo szacunku – zaczęłam przekonywać siebie. Jej epitety uderzały we mnie jak kule armatnie. Moja mistrzyni samoudręki przejawiała stan upojenia toksycznego, który jest wprost proporcjonalny do ilości wypitego wina. – Co tu się naprawdę dzieje? – pytam. – To na jakiej scenie ty chcesz grać, jaka jest twoja mi-

sja w życiu? Przestań się skradać przez życie niezauważona i ustaw się wreszcie tak, żeby świat cię zauważył! – Nie znoszę twoich rad i mądrości, i tych ładnych słówek – powoli zaczyna się jej język plątać. Widzę, że moje teorie są tu zupełnie bezbronne. Nawet lekarz, gdy widzi, że lekarstwo nie pomaga, przestaje zajmować się pacjentem. – Nienawidzę tej twojej beztroski życiowej, jakbyś nigdy za nic haraczu nie płaciła. Harmonia świata składa się ze sprzecznych elementów, mam natłok myśli. Życie jest grą przeciwności, porusza się wahadłowo od przyjemności do bólu. Tym razem mojego bólu. Może będę musiała odbrązowić tę przyjaźń. Czy przeżyję z taką raną? Całe lata pielęgnowałam w niej lojalność, a moja przyjaciółka obłudę. Miałyśmy różne konwencje współżycia. Ona i tak uważa się za emocjonalną sierotę i od dzieciństwa ciągnie za sobą obsesję, że jest zawsze gorsza. Pod każdą szerokością geograficzną zbieramy to, co zasiejemy, po wielokroć razy. Czas, by zrobić psychiczny peeling mojej przyjaciółce. Taki prezent ze zła koniecznego i bardzo wątpliwego dobra. Wypełniam kieliszki po brzegi i wznoszę toast za powrót do życia w optymizmie. – Znowu się wywyższasz – krzywi się. – Piszesz może jakiś scenariusz do bajki? – balansuje na krawędzi ironii i nieufności. Wino nawet tchórzów zagrzewa do walki, więc wyjmuję rękawice bokserskie i wyciągam ją na ring, po męsku. Zanim się spostrzegłam, ona już jest na ringu, boksuje, twardo idzie za ciosem, lewy, prawy… Ale przeciwnik jest niewidzialny, jakby patrzyła w jakieś lustro i walczyła sama z sobą, Na ringu widać cienie, fantomy i widma. Nie uda mi się pomóc mojej przyjaciółce. Nie tym razem. Pozostaje więc akceptacja. Ale ja mam swój złoty środek. Powszechna prawda jest zamknięta w winie. Szukam jej więc na dnie smukłego kieliszka.

Grażyna Maxwell

Rumieńce jak u lalki

wkładasz ciemną lub czarną sukienkę wieczorową, makijaż może być mocniejszy i wyzywający. Natomiast makijaż na dzień lub do delikatnej sukienki powinien być bardzo subtelny.

Powstaną wtedy, gdy zrobisz je różem dokładnie na środku policzków. Róż zawsze nakładaj od szczytu kości policzkowych (niezbyt blisko nosa), jednym ruchem grubego pędzla. Lekko opalizujące odcienie pastelowego różu wyglądają naturalnie i świeżo.

Romantyczny Do zrobienia romantycznego makijażu, który jest seksowny, uwodzicielki, a zarazem niewinny, potrzebujesz kilku jasnych cieni do powiek w kolorze beżowym, jasnego różu lub złota (używając tych cieni, sprawiasz, że oczy stają się znacznie większe, a spojrzenie głębsze). Nałóż delikatny róż na policzki, usta również powinny pozostać w jasnej tonacji – użyj różowego błyszczyka lub pomadki beżowej czy różowej. Kolor walentynkowy to odcienie cukierkowego różu oraz czerwieni (na większe wyjścia, np. do restauracji czy klubu, możesz dodać do tego makijażu akcenty czerwonej szminki i lakieru do paznokci w ty odcieniu).

wzdłuż górnej linii rzęs narysuj czarną kredką (lub eyelinerem) wyrazistą, grubą kreskę. Pociągnij ją poza powiekę i lekko zakręć w górę, żeby tworzyła kocie oko. Od połowy powieki linia powinna być grubsza. Linie brwi popraw delikatnie ciemniejszą kredką lub cieniem.

Pin-uP

Błędy w makijażu

Zwolenniczkom mocniejszego makijażu polecam wykonanie makijażu w stylu pin-up girl – zmysłowo czerwone usta i wyraziste oczy z fantazyjnie podkręconymi lub sztucznymi rzęsami. Po nałożeniu jasnych cieni na powieki,

Maska z podkładu

Tusz dookoła rzęs

Maskara lubi się rozmazywać i zostawiać ślady na skórze, jeszcze zanim skończysz się malować. Czasem tusz, który jest za suchy, kruszy się i obsypuje. Zrób poprawki po umalowaniu rzęs, używając patyczka higienicznego – wytrzyj nim ślady na skórze.

Upewnij się, że podkład jest idealnie dopasowany do koloru twarzy, tak by nie oddzielał się tonacją od szyi, i że jest dobrze rozprowadzony za pomocą pędzla lub gąbeczki.

Rozmazana szminka

Łatwiej utrzymać szminkę w miejscu, gdy użyjesz konturówki (z wiekiem u wielu kobiet zanika wyraźny kontur ust). Kolorem dopasuj konturówkę do szminki lub do pigmentu ust. Nie nakładaj zbyt dużo pomadki, aby nie zbierała się w kącikach. Użyj pędzelka do ust lub wklepuj szminkę palcami – niewielka ilość da trwały kolor. Przeczytacie o aplikacji makijażu „Krok po kroku” na moim blogu: makijazowesztuczki.blogspot.com Lekcje makijażu: szczegóły na str. 25


24|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

czas na relaks aby język giętki powiedział wszystko, co… przyjdzie palcom do głowyi

Błądzące wyrazy Lidia Krawiec-Aleksandrowicz Język jest jednym z najskuteczniejszych środków komunikacji – wydawać by się mogło. Myśli, uczucia i proste komunikaty można przekazać również mimiką i gestem. Znamy je wszyscy. Niektóre mają treści aż nadto… Jednakże słowem można wyrazić więcej. Słowo to słowo! Chodzi jednak o to, aby rzeczy dać to odpowiednie słowo, żeby odbiorca doskonale rozumiał nadawcę wypowiedzi. Czasami pewne wyrazy (choć – ogólnie rzecz biorąc – ich znaczenie jest jasne) błądzą, skacząc z jednej dziedziny do innej, i powodują mniejsze lub większe zamieszanie. Na przykład czasownik generować jest właściwie użyty, gdy mowa o systemach komputerowych, tworzeniu rozmaitych zbiorów, wytwarzaniu energii itp. itd., czyli ma się dobrze w języku specjalistycznym. Ostatnimi czasy, niestety, wyraz ten zadomowił się w codziennych komunikacjach. W niemałe zdumienie wprawiło mnie noworoczne postanowienie osoby obiecującej sobie, że w nowym roku wygeneruje lepszy sposób na życie, a także innej, która zamierza generować tylko pozytywne myśli. Swoją drogą, przydałoby się mieć taki generator. W zasłyszanej przeze mnie rozmowie dwie mamy opowiadały sobie o kłopotach

ze swoimi małoletnimi pociechami, konkludując utyskiwania stwierdzeniem, że dzieci ciągle generują kłopoty. O miłości i radości nie wspominały. I dobrze! W kontekście generowania nie zabrzmiałoby to bowiem najcieplej… Od generowania aż się roi również w publicystyce. O braku wyczucia stylistycznego autora świadczy zdanie, które przeczytałam ostatnio w eseju literackim: „Młoda Polska wygenerowała wielkich twórców”. Dobrze, że owi twórcy nie mogą tego przeczytać! Z innego zaś artykułu dowiedziałam się, iż: „Nie ma potrzeby generowania innych środków wyrazu wobec bogactwa istniejącego już języka”. Jakoś nie przekonuje mnie to bogactwo… ubóstwem trącące. Ma się z pyszna ktoś, kto znalazł się w kłopotliwych okolicznościach. O zarozumialcu możemy powiedzieć, że jest pyszałkowaty lub pyszny. Kiedy smakuje nam jakaś potrawa lub pieści podniebienie smakołyk, też o nich powiemy, że są pyszne. Dziwnie jednak brzmią słowa zachwytu pani, która będąc zadowolona z zakończonej pracy, wykrzykuje: Jest cudownie! Po prostu pysznie! Pysznie? Może sytuacja ta jest pyszna, ale – natychmiast chciałabym dodać – trochę przesłodzona. Przydałoby się doprawić ją pikantnie. Moda panuje również w języku, więc wyrazy modne często są używane, wręcz nadużywane. W konsekwencji język ubożeje, bo przecież jego atrakcyjność komunikacyjna polega na wykorzystaniu w mowie wielu form synonimicznych. Nie tylko modnych wyrazów. Błądzą owe słowa, szukając sobie miejsca w różnych dziedzinach. Może się to podobać lub razić – wszystko zależy od użytkownika, od jego wrażliwości i dbałości o piękno mowy. Dotyczy to jednak nie tylko po-

prawności języka czy też stylistycznego wyczucia. Rzecz ma się bowiem nieco inaczej, gdy owo błądzenie wprowadza również zamieszanie w wartościach. Ostatnio dość często jestem tego świadkiem w różnych sytuacjach, czytając lub słysząc słowa, które padają z ust publicystów, polityków, prawników czy też ludzi zajmujących się tzw. działalnością gospodarczą, a nawet w rozmowach towarzyskich. Odkąd nastała wolność, każdy może wziąć swoje sprawy w swoje ręce, ale przecież nie każdy to potrafi lub z różnych powodów tego nie robi, bo na przykład musiałby postępować wbrew swoim zasadom albo być na bakier z prawem. W opinii komentatorów jednak dziś taki ktoś jawi się jako człowiek niezaradny i naiwny. Przedsiębiorczym zaś jest teraz ten, kto osiąga swoje cele, nie przebierając w środkach. No bo przecież – według znanej maksymy – cel je uświęca! Czyż nie jest to wygodne usprawiedliwienie wszelkich poczynań? Oczywiście, nie znaczy to, że każdy człowiek przedsiębiorczy i umiejący sobie poradzić w różnych sytuacjach jest nieuczciwy! Chodzi mi tylko o to zamieszanie w nazwach, o zacieranie się znaczeniowych granic, o błądzenie określeń… Asertywność na przykład to przecież piękna postawa. To – najogólniej i słownikowo rzecz ujmując – umiejętność wyrażania swoich uczuć, poglądów i stanowisk, ale w sposób „nieuwłaczający godności innych osób, nienaruszający ich psychicznego terytorium”. Jak do tej bardzo skrótowej definicji ma się rzeczywistość? Okazuje się, że w dzisiejszych czasach asertywność też ma różne oblicza. Teraz tym mianem często się określa zwykłą niegrzeczność, grubiaństwo, wręcz bezczelność. Ciekawe, dokąd nas to wszystko zaprowadzi? O tempora! o mores!

krzyżówka z czasem nr 20

Poziomo: 1) polska pisarka, której „Medaliony” są mocnym protestem przeciwko zbrodniom faszyzmu, 7) klub sportowy w Poznaniu, 8) rura wielokrotnie wygięta w celu osiągnięcia na małej przestrzeni dużej powierzchni zwiększającej wymianę ciepła, 9) zwierzę z trąbą, 10) wykwit skórny, 13) pisarz, artysta zaliczany tradycyjnie do wzorowych, uznanych, 17) więdnie od słuchania przekleństw, 19) państwo powstałe przez połączenie krajów, kantonów, 20) … do popisu, 21) śpiewa piosenkę z czołówki serialu „Czterdziestolatek”.

Pionowo: 1) przyzwyczajenie, 2) mebel ze sprężynami, 3) wet za wet, 4) stop na pomniki, 5) zimny stan USA, 6) umożliwiają przechodzenie z jednego poziomu na inny, 11) głos żaby, 12) „Jaśnie pan…” to przedwojenny film polski z Eugeniuszem Bodo, 14) … Greene to odtwórca roli Bena Cartwrighta w amerykańskim serialu „Bonanza”, 15) największy letni kurort w Rosji, 16) samica konia, 18) autor podstępu, dzięki któremu Grecy wygrali wojnę trojańską. Rozwiązanie krzyżówki z czasem nr19: Fryderyk Chopin

sudoku

łatwe

6 1 4 7

średnie

2 9 8 7 5 9 2 4 6 1 3 2 6 8

8 2 5 1 6 2

4 7 2 3

4 9 1 2 3 5

3 4 6

5 6 8 4 3 4 2 5 7 5 9 1 6 8

trudne

8 1 9 7 5

7 9

1

3

6

5 6 9 7 4 3 9

7

9 6 1 4

9 3

2

7 6 2 4

8

5 4 8 5

5

8

6

3

1

8

1 5 8 4

6


|25

nowy czas | 29 stycznia – 11 lutego 2011

ogłoszenia Lekcje profesjonaLnego makijażu Użyteczne informacje dotyczące prawidłowego wykonania makijażu na własne potrzeby i zastosowanie ich w praktyce. Poznacie sztuczki pomagające zatuszować defekty i podkreślić zalety urody, nauczycie się, jak wykonać piękny, profesjonalny makijaż w domu. 5 lutego, godz. 14.00, Success House Old Kent Road, Elephant & Castle, SE1 5ZT

job vacancies LIVE-IN CARER Location: WARWICKSHIRE, ENGLAND, SOUTH WALES hours: 6-week on, 2-week off basis Wage: £360-490 Per Week Closing Date: 15 February 2011 Duration: Temp/permanet

Description: To provide care and support for eldery or disable people in their own homes, on a live-in basis. We provide seriveces to people with a range of conditions and illnesses from people who are phisically fit, but have early stages of dementia, to people who are severly disable and need full personal care and use of special equipment. Previous experience is not essential as a 5-day training is given. We expect enthusiastic and positive people, responsible and with good attitude to work. How to apply: For further details about job reference please check website: www.goodcare.eu SALES ASSOCIATE Location: LONDON, PECKHAM SE15 SE15 Hours: 10 HOURS WEEKDAY AND WEEKEND Wage: £6.36 TO £9.50 PER HOUR

6 lutego, godz. 12.00 „Your Style” Hair & Beauty Salon 75 Westow Hill, Crystal Palace, SE19 Employer: Holland and Barrett Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: You will be working in a fast paced, growth orientated sales/customer service environment. Previous retail experience is MUST. Knowledge of health food products would be advantageous but it is not essential as we will provide full training. You will need a positive attitude, highly motivated, confident in communication skills have passion around the products so you can meet the needs of the business. Applicants must be flexible and reliable. Some heavy lifting involved up to 25 kgs. All applicants will need to provide documentation which demonstrates their ability to work in UK without any restriction. This is an immediate start for the right candidate. How to apply: You can go and see the employer about this job without telephoning beforehand. Ask for Ahmed Khan at Holland and Barrett, Unit 9 Aylesham Centre, Rye Lane, Peckham, London, SE15 5EW.

POLIGRAFIA

WYSOKIEJ JAKOŚCI ULOTKI W KUSZĄCO NISKIEJ CENIE! A6 5000 – £75 A5 5000 – £130 AS Imaging LTD 21 Wadsworth Road, Unit 23 Perivale UB6 7LQ asimaging@easynet.co.uk

SZYBKO, TANIO, RZETELNIE!

Dzwoń do Polski za mniej niż 1p Bez przedpłat i abonamentu

Bez kontraktu

Bezpłatny wykaz połączeń online

Zadzwoń do nas na 0800 651 0055 lub zarejestruj się przez internet ZA DARMO! Twoja linia telefoniczna, abonament i numer telefonu pozostaje bez zmian. www.cheapcall1689.co.uk/polska

Polska 0.8p Polska tel. komórkowy Orange, Plus GSM 5p USA 0.8p Kanada 0.8p Czechy tel. stacjonarny 2p Irlandia tel. stacjonarny 1p


26|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

ogłoszenia London operating at the top end of the market. You will have the opportunity to add value to the rental. business and to create and develop the Estate Agency business with ARLA registration status. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Stefan Mases at Sofiahouse, stefan.mases@sofiahouse.co.uk.

job vacancies FIRMA PROFIT TREE POSZUKUJE KIEROWNIKA I DWÓCH PRZEDSTAWICIELI NA TERENIE LONDYNU. JEŚLI INTERESUJESZ SIĘ FINANSAMI WYŚLIJ CV NA: REKRUTACJA@PROFIT TREE.CO.UK LUB ZADZWOŃ: 0208 849 8259 ZAPRASZAMY! OFFICE ADMIN Location: LONDON W1W Hours: 10 HRS MON - FRI & 5 HRS SATURDAY Wage: £16000 TO £25000 PER ANNUM Employer: Sofiahouse Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: This is an exciting opportunity for first class Estate Agency Rental Manager to develop their career working with an established, forward thinking global branded independent Property Company. We have an existing portfolio of over 40 properties in Central

RETAIL SALES ASSISTANT Location: LONDON SW7 Hours: 5 SHIFTS OF 8 HOURS Wage: NEGOTIABLE Closing Date: 28 February 2011 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: As a sales assistant you are responsible for customer service.This includes scooping ice cream, preparing coffees and teas, and other products on the menu. Other duties include, cash handling, washing up, and keeping the shop clean and tidy. Skills required: be ready and able to work within a team, enjoy working with the public, have a polite and helpful. manner, be confident and assertive, have plenty of stamina.Previous experience in ice cream parlour is preferred. How to apply: For further details about job reference FUL/11768, please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearingimpaired people is 0845 6055 255. PASTRY CHEF Location: LONDON E3 Hours: 9am-6pm weekdays Closing Date: 18 April 2011 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Location: LONDON NW6 Hours: 40 HOURS PER WEEK OVER 5 DAYS Wage: NEGOTIABLE Employer: SBR Construction Ltd Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Bricklayers required for work in various London locations with immediate start. We are looking for Individuals who are time served with Preferable NVQ qualifications or equivalant. Works include boundry walls, Stitch repairs, repointing, new build projects. Good rates of pay for the right individuals. Employer has given an assurance that this vacancy enables workers to achieve a wage equivalent to the National Minimum Wage rate. Self Employment option available. Selfemployed people are responsible for paying their own N.I. contributions and tax. For information on how benefits are affected and whether entitlement may be lost, speak to a JCP advisor. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Jaz Dadhria at SBR Construction Ltd, info@sbrconstruction.co.uk.

Location: CROYDON CR0 Hours: 3/4 HOURS PER SHIFT Wage: £6 TO £8 PER HOUR Closing Date: 17 May 2011

p a1

24/7 Stałe stawki połączeń

Polska Obsługa Klienta

/min

Z tel stacjonarnego wybierz 084 4862 4029 a następnie numer docelowy np.: 0048xxx. Zakończ # i poczekaj na połączenie.

1p

5p

p a z

y m a z s a r

BRICKLAYERS

GARDENER

Description: Small company in East London Bethnal Green seeks

Polsk Bez zakładania konta

experienced pastry chef for Europeanstyle cakes. Part or full time working hours flexible. Wages negotiable. How to apply: For further details about job reference PAP/15130, please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearingimpaired people is 0845 6055 255.

Wybierz 084 4862 4029 Polska tel. stacjonarny USA Niemcy tel. stacjonarny Wybierz 084 4545 4029 Polska tel. komórkowy

nowa strona stary adres

nowyczas.co.uk Employer: Craster Consultancy Services Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must be an experienced gardener and have a reasonable plant knowledge. Would prefer if you have own transport due to travelling to various locations. Must have good communication skills and have a pleasant personality. Own hand tools are essential. Must be able to use own initiative. Clients are based in different areas. Duties to. include mowing, pruning,. weeding, hoeing, hedge cutting and all other related tasks as required. This is temporary vacancy which may be long term. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Henrietta Cole at Craster Consultancy Services, Acorn House., 74-94 Cherry Orchard Road., CROYDON., CR0 6BA or to henriettac@crasterconsultancyservices.c om. MULTI TRADE FINISHERS Location: LONDON NW6 Hours: 40 HOURS PER WEEK OVER 5 DAYS Wage: NEGOTIABLE Employer: SBR Construction Ltd Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: We are looking for Multi trade finishers in various London locations. The projects you will be required to work on are Kitchen Bathroom refurbishments. We are looking for time served individuals who can provide NVQ qualifications or equivalent, however we are considering applicants who can provide us with a proven track record within a similar field. Mastic. work and an eye for detail is a MUST when finishing the projects. Good rates of pay for the right individuals. Employer has given an assurance that this vacancy enables workers to achieve a wage equivalent to the National Minimum Wage rate. Self Employment option available. Selfemployed people are responsible for paying their own N.I. contributions and tax. For information on how benefits are affected and whether entitlement may be lost, speak to a JCP advisor. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Jaz Dadhria at SBR Construction Ltd, info@sbrconstruction.co.uk.

Orange, Plus GSM BEAUTY THERAPIST

6p www.auracall.com/polska

Wybierz 087 1518 4029 Polska tel. komórkowy Era

Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute, include VAT & apply from the moment of connection. BT call setup fee applies. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Prices to other Poland’s mobile networks will be charged at 20p/min. Prices correct at time of publishing: 13/09/2010. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Location: LONDON, WC2H WC2H Hours: 40 PER WEEK, MONDAY - SATURDAY, BETWEEN 10AM - 7PM Wage: £13,000 - £15,000 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must have an NVQ level 3 or equivalent in Beauty. Need to have good communications skills. Duties will include waxing, eye lash extensions, facials, manicure/pedicure, eye treatments, massage, electrical facials, Brazilians and Hollywood, meeting and greeting clients, confirming clients by telephone, stock levels, reception duties,

and training junior. members of staff. You will also undertake administration duties and there will be progression to management for the right candidate. How to apply: For further details about job reference IWM/69979, please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearingimpaired people is 0845 6055 255. CHEF/COOK Location: KINGSWAY, WEST END, LONDON WC2B Hours: 35 - 40 PER WEEK, 5 DAYS FROM 7, BETWEEN 7.30AM - 11PM Wage: £6 PER HOUR Employer: All Bar One Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Previous experience in a similar role is essential. Working within a busy pub kitchen, you will prepare and serve a selection of snacks and meals from a set menu. Other duties will include rotating and ordering stock and keeping the kitchen clean and tidy. You will adhere to Health and Safety requirements at all times. . Applicants are to bring CV in person between 3pm 4pm Monday - Friday How to apply: You can go and see the employer about this job without telephoning beforehand. Ask for Mr Ade Mapeerun at All Bar One, Kingsway, West End, London., WC2B6DX. HEAD CHEF Location: London, WC2E Hours: 48 HOURS PER WEEK. Wage: £26,000 - £28,000 PER ANNUM Employer: Appetite 4 Recruitment Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: This Vacancy is being advertised on behalf of Appetite 4 Recruitment who is operating as an employment agency. My client is an established and award winning restaurant expanding rapidly throughout the UK. We currently have a vacancy for an experienced Head Chef looking for a career offering development and progression working in high volume, fresh food . operations with fantastic company benefits!! You must have experience in running a branded restaurant kitchen, a good steady a progressive background, experience in a quality hotel or restaurant is essential, have good food knowledge, well organised and motivated. be a strong character, good man manager and have good communication skills. . How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Mark Tomlinson at Appetite 4 Recruitment, mark@appetite4recruitment.co.uk.


|27

nowy czas | 29 stycznia – 11 lutego 2011

sport

To nie chwilowa zachcianka Ostatnie tygodnie to dla Warty Poznań istne szaleństwo. Klub przeszedł prawdziwą rewolucję organizacyjną, a kibice poznali nową panią prezes. Została nią IZAbellA ŁuKOMsKA-PyżAlsKA, współwłaścicielka firmy Family House, lidera na rynku deweloperskim. Teraz modelka próbuje przebojem wejść w hermetyczne środowisko futbolu, zarezerwowane raczej dla mężczyzn. Co zdecydowało o tym, że postanowiła pani zainwestować w Wartę Poznań?

sennej na Stadionie Miejskim przy ul. Bułgarskiej pojawią się nowe twarze.

– Pochodzę z Poznania i od dłuższego czasu interesowałam się tym, co dzieje się w Warcie. Delikatnie rzecz ujmując, nie działo się najlepiej – klubowa kasa świeciła pustkami, a piłkarze przez długie miesiące nie dostawali wypłat. Postanowiłam wprowadzić nowe porządki – pozwala mi na to zarówno kapitał, jakim dysponuję, jak i wiele pomysłów na promocję tego zasłużonego klubu. Są to idee zarówno moje, jak i zaufanych współpracowników, którzy od dziś stworzyli nowy pion marketingu naszego klubu.

Wcześniej mecze Warty nie należały do porywających widowisk. Ogólnie rzecz biorąc, sama otoczka spotkań nie prezentowała się zbyt okazale...

Kobieta samodzielnie angażująca się w piłkę nożną – to niemal nierealne, tym bardziej że w środowisku panuje stereotyp kobiety nieorientującej się w futbolowych realiach. To na pewno pani suwerenna inicjatywa?

– Jak najbardziej. Oczywiście, otoczyłam się siecią zaufanych doradców, nie postanowiłam wejść w Wartę na ślepo. Po rozpoznaniu sytuacji i rozpatrzeniu wszelkich za i przeciw stwierdziłam, że warto być z Wartą. Moja wiedza na temat tego sportu na przestrzeni ostatnich tygodni zdecydowanie się powiększyła. Jednak nie mam zamiaru się wypowiadać na temat taktyki czy występów konkretnych piłkarzy. Do tego celu zostały zatrudnione odpowiednie osoby, takie jak choćby dyrektor Fajfer czy trener Baniak, z których doświadczenia zamierzam korzystać. A wprawa w prowadzeniu pani przedsiębiorstwa teraz jakoś zaprocentuje? Czy można te dwie kwestie w ogóle jakoś porównać?

– Pracuję w branży budowlanej i takiej firmy nie sposób prowadzić lekką ręką. Moje zadania jako szefa klubu to pilnowanie porządku, dyscypliny, żeby wszystko wyglądało tak jak powinno. Kiedy pięć lat temu otwierałam wspól-

– Wiem, że dziś mecz piłkarski to coś więcej niż walka o piłkę na murawie – także reakcje widzów, śpiewy, meksykańska fala i twarze pomalowane w klubowe barwy. Futbol gości nie tylko na stadionach, ale także na ulicach, a przede wszystkim w sercach wiernych kibiców. Mamy nadzieję, że już niedługo będziemy mogli zobaczyć tego rodzaju doping skierowany w stronę Warty Poznań.

nie z mężem firmę deweloperską, też nie mieliśmy doświadczenia. Nigdy nie przeczuwałam, że w ciągu tak krótkiego czasu staniemy się jednym z czołowych deweloperów w Poznaniu. Jaki cel stawia pani przed zespołem i jak chcecie ściągnąć na trybuny więcej kibiców?

– Chcemy przede wszystkim utrzymać się w lidze, ale też grać widowiskowo, miło dla oka. Na wejście na nasze mecze kibice nie wydadzą ani złotówki, ponadto każdy widz może spodziewać się niespodzianek, takich jak np. darmowe szaliki i kiełbaski. Liczymy na to, że nasza gra i inne atrakcje, jakie zapewnimy podczas naszych domowych meczów, przyciągną sporą liczbę fanów. Należy jednak pamiętać, że Warta Poznań już ma swoich wiernych sympatyków, jednak niewątpliwie chcielibyśmy, aby ich liczba wzrosła. Zdajemy sobie sprawę, że drużyna musi zapracować na swoją publiczność, ale potrzebujemy z jej strony swoistego kredytu zaufania. Liczymy zatem, że już od początku rundy wio-

Zakładając, że Warcie powinie się noga, nie spełni pokładanych oczekiwań i frekwencja drastycznie nie wzrośnie – wycofa się pani?

– Nie wyobrażam sobie takiego scenariusza. Nie chciałabym jednak gdybać – Warta nie jest dla mnie chwilową zachcianką i z pewnością trzeba liczyć się z tym, że nie od razu pojawią się sukcesy. Tymczasem jednak przyszłość wygląda bardzo różowo: dwa zgrupowania, w tym jedno zagraniczne, gruntowny remont szatni… Czy to nie zbyt duża rozrzutność?

– Przez długie lata w klubie brakowało komfortowych warunków dla piłkarzy i to, że teraz możemy sobie na to pozwolić, odzwierciedla zmiany, jakie w najbliższym czasie zajdą w klubie. Czas na profesjonalizm – krok po kroku będziemy dążyć do zmiany oblicza klubu. Mimo tylu przeobrażeń zachodzących w klubie pewne podejmowane do tej pory działania na pewno nie ulegną zmianie. Czy mogłaby pani je przybliżyć?

– Nasi gracze od lat spełniają marzenia dzieci z domów dziecka dzięki akcji „Poznańscy piłkarze dzieciom”. W ramach „Zielonej szkoły Warty” odwiedzamy placówki oświatowe, by promować najważniejsze wartości. Wszystkie tego rodzaju inicjatywy mają na celu promocję tolerancji, poprawę stanu zdrowia, rozwój indywidualnych umiejętności oraz przeciwdziałanie negatywnym zjawiskom – takim jak bieda, bezrobocie lub społeczne wykluczenie. Uprawianie sportu nie tylko przynosi pożytek zawodnikom i organizacjom sportowym, ale również wiąże się z potencjalnymi korzyściami społecznymi.

Rozmawiał: Karol Maćkowiak

Powrót Guerreiro Przed nami dwa spotkania piłkarskiej reprezentacji Polski. Podczas zgrupowania w Portugalii 6 lutego, w składzie krajowym, zagramy z Mołdawią, a dwa dni później z Norwegią. W drugim spotkaniu wystąpią już zawodnicy grający w klubach zagranicznych.

nicy: Ariel Borysiuk (Legia Warszawa), Maciej Rybus (Legia Warszawa), Michał Kucharczyk (Legia Warszawa), Tomasz Bandrowski (Lech Poznań), Rafał Murawski (Lech Poznań), Szymon Pawłowski (Zagłębie Lubin), Dawid Plizga (Zagłębie Lubin), Janusz Gol (GKS Bełchatów), Cezary Wilk (Wisła Kraków), Adrian Mierzejewski (Polonia Warszawa), Artur Sobiech (Polonia Warszawa).

Niespodzianką jest powołanie Rogera Guerreiro z AEK Ateny, który ostatni raz w koszulce z orłem na piersi zagrał ponad rok temu w debiucie Smudy z Rumunią. Później nasz selekcjoner dał wyraźny sygnał, że z usług naturalizowanego Polaka już nie będzie korzystać, jednak po ostatnich dobrych występach w lidze greckiej postanowił zmienić zdanie. W kadrze znalazł się również Wojciech Szczęsny, ale jego obecność nikogo nie dziwi, bo swoją przydatność udowodnił kilkoma udanymi występami między słupkami Arsenalu Londyn.

Kadra Polski na mecz z Norwegią. Bramkarze: Wojciech Szczęsny (Arsenal FC, Anglia), Przemysław Tytoń (Roda JC Kerkrade, Holandia). Obrońcy: Łukasz Piszczek (BV Borussia 1909, Dortmund, Niemcy), Kamil Glik (AS Bari, Włochy), Dariusz Dudka (AJ Auxerre, Francja), Grzegorz Krychowiak (Stade de Reims Champagne, Francja), Tomasz Jodłowiec (Polonia Warszawa), Maciej Sadlok (Polonia Warszawa), Arkadiusz Głowacki (Trabzonspor Kulübü, Turcja). Pomocnicy i napastnicy: Rafał Murawski (Lech Poznań), Ludovic Obraniak (LOSC Lille Métropole, Francja), Adam Matuszczyk (1.FC Köln, Niemcy), Kamil Grosicki (Sivasspor Kulübü, Turcja), Roger (AÉK ,Ateny, Grecja), Jakub Błaszczykowski (BV Borussia 1909, Dortmund, Niemcy), Robert Lewandowski (BV Borussia 1909, Dortmund, Niemcy), Ireneusz Jeleń (AJ Auxerre, Francja), Adrian Mierzejewski (Polonia Warszawa).

Kadra Polski na mecz z Mołdawią. Bramkarze: Grzegorz Sandomierski (Jagiellonia Białystok), Sebastian Małkowski (Lechia Gdańsk). Obrońcy: Hubert Wołąkiewicz (Lech Poznań), Grzegorz Wojtkowiak (Lech Poznań), Marcin Kikut (Lech Poznań), Maciej Sadlok (Polonia Warszawa), Tomasz Jodłowiec (Polonia Warszawa), Jakub Rzeźniczak (Legia Warszawa). Pomocnicy i napast-

Daniel Kowalski


28|

29 stycznia – 11 lutego 2011 | nowy czas

port

Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk info@sportpress.pl

PUCHAR ŚWIATA

Wielki sukces Stocha! To był niezwykle emocjonujący weekend dla fanów skoków narciarskich w naszym kraju. W Zakopanem rywalizowano w trzydniowym turnieju z cyklu Puchar Świata, a dwa z nich zakończyły się triumfem polskich skoczków. Groźny upadek zaliczył Adam Małysz, ale, na szczęście, wszystko zakończyło się na strachu. Daniel Kowalski Adam Małysz już od dłuższego czasu dawał nam sygnały, iż pod Wielką Krokwią będzie walczyć o najwyższy stopień podium. To właśnie tu czuje się najlepiej, niesiony głośnym dopingiem dziesiątek tysięcy widzów. Legenda polskiego narciarstwa nie zawiodła. W piątkowej rywalizacji już w pierwszej serii skoczek z Wisły uzyskał sporą przewagę, która pozwoliła mu wygrać minimalnie, choć bez wątpienia jak najbardziej zasłużenie. To był niezwykle długo oczekiwany sukces, albowiem ostatni raz Mazurka Dąbrowskiego grano mu 1399 dni wcześniej! W sobotę nasze apetyty były jeszcze większe. Małysz dzięki kolejnemu triumfowi mógł bowiem znaleźć na podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Naszemu skoczkowi nie wszystko jednak wyszło tak, jak założył, i ostatecznie uplasował się na szóstej pozycji. Tuż za nim sklasyfikowano Kamila Stocha. Już wtedy dał sygnał, że w niedzielę może być groźny. Zwyciężył czterokrotny mistrz olimpijski, Szwajcar Simon Ammann,

który najprawdopodobniej po tym sezonie zakończy karierę. Weteranowi światowych skoczni coraz częściej doskwiera ból pleców, a zdrowie jest przecież dużo bardziej cenne niż kolejne medale i puchary. Tak czy owak na razie Ammann radzi sobie rewelacyjnie i wszystko wskazuje na to, iż tegoroczny Puchar Świata zakończy na podium. Ostatni konkurs to dla biało-czerwonych prawdziwa huśtawka nastrojów. Najpierw kibice zamilkli, kiedy Małysz zaliczył nieszczęśliwy upadek, by już kilkadziesiąt minut później cieszyć się z nieoczekiwanego zwycięstwa Kamila Stocha. Sukces napawa radością tym bardziej, iż został odniesiony w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych, przy gęstych opadach śniegu. Stoch prowadził już po pierwszej serii, nikt się jednak nie spodziewał, że w drugiej nie pozwoli sobie odebrać zwycięstwa. To jest jego największy sukces w karierze i spełnienie sportowych marzeń. Kontuzja Małysza okazała się, na szczęście, mało groźna i już po kilku dniach mógł wrócić do normalnych treningów.

Wyniki konkursu piątkowego: 1. Adam Małysz (Polska) 269,9 pkt (138,5 i 128,5), 2. Andreas Kofler (Austria) 264,5 pkt (127,5 i 134,5), 3. Severin Freund (Niemcy) 264 pkt (137 i 130), ...17. Kamil Stoch (Polska) 236,2 pkt (121 i 128,5), 21. Piotr Żyła 229,8 pkt (123 i 126,5). Wyniki konkursu sobotniego: 1. Simon Ammann (Szwajcaria) 276,3 pkt (135,5 m i 129 m), 2. Thomas Morgernstern (Austria) 268,9 pkt (131,5 i 125,5), 3. Tom Hilde (Norwegia) 267,1 pkt (131 i 130), ...6. Adam Małysz (Polska) 262,3 pkt (133,5 i 123), 7. Kamil Stoch (Polska) 257,6 pkt (133,5 i 127,5). Wyniki konkursu niedzielnego: 1. Kamil Stoch (Polska) 254 pkt (123 i 128), 2. Tom Hilde (Norwegia) 249,5

pkt (123 i 127), 3. Michael Uhrmann (Niemcy) 247,7 pkt (124,5 i 125,5), ...13. Stefan Hula (Polska) 217,9 pkt (119 i 120), 29. Tomasz Byrt (Polska) 194,6 pkt (116 i 111,5), 31. Piotr Żyła (Polska) 184,5 pkt (123 i 101), 32. Adam Małysz (Polska) 92 pkt (120), 33. Rafał Śliż (Polska) 96,4 pkt (116,5). Klasyfikacja generalna Pucharu Świata 2010/2011: 1. Thomas Morgernstern (Austria) 1384 pkt, 2, Simon Ammann (Szwajcaria) 953 pkt, 3. Andreas Kofler (Austria) 915 pkt, 4. Adam Małysz (Polska) 835 pkt, ...11. Kamil Stoch (Polska) 362 pkt, 33. Stefan Hula (Polska) 88 pkt, 56. Piotr Żyła (Polska) 15 pkt, 63. Rafał Śliż (Polska) 7 pkt, 65. Marcin Bachleda (Polska) 6 pkt, Tomasz Byrt (Polska) 2 pkt.

Czy Wenger dorówna Fergusonowi? Tylko Arsene Wenger może w przyszłości dorównać osiągnięciom Alexa Fergusona. Jeśli chodzi o czas spędzony w jednym klubie, do Szkota traci aż 10 lat, jednak wszystko wskazuje na to, iż jego przygoda z Arsenalem potrwa jeszcze kilka dobrych lat, podczas gdy Ferguson – według wielu źródeł – już od dawna przygotowuje się do piłkarskiej emerytury. Wenger jako jedyny posiada też wysoki, bo 58 proc. wskaźnik zwycięskich spotkań. To tylko jedno oczko mniej od Fergusona, ale za to blisko 20 proc. więcej niż kolejny w klasyfikacji John Coleman z Accrington. Arsene Wenger pojawił się w Arsenalu ponad 14 lat temu i jest bez wątpienia jedną z największych ikon tego klubu. Za swe osiągnięcia jest szanowany w całej Anglii. To bowiem jedyny szkoleniowiec w historii Premier League, który zakończył ligowy sezon bez porażki. Stało się to w sezonie 2003/2004, kiedy zdobywał swój trzeci i ostatni, jak na razie, mistrzowski tytuł z Kanonierami. Francuz jest też pierwszym i jedynym trenerem spoza Anglii, który zdobył potrójną koronę (mistrzostwo Premier League, Puchar Anglii, Tarcza Wspólnoty). Uczynił to dwukrotnie w 1998 i 2002 roku. Trzeci w zestawieniu John Coleman z Accringtonem jest związany od ponad 11. Grał w mało znanych klubach, rywalizujących w niższych klasach rozgrywkowych (m.in. Kirkby

Town, Southport, Lancaster City). Z klubami nie osiągał większych sukcesów, jednak jako piłkarz wyróżniał się szczególnie. Ma na swoim koncie ponad 500 goli strzelonych na niższym szczeblu, swego czasu został też powołany do amatorskiej reprezentacji Anglii. W ponad dwudziestoletniej karierze wielokrotnie był wybierany najlepszym graczem sezonu w klubie. W 1997 roku został grającym trenerem w Ashton United, a dwa lata później objął Accrington, z którym jest związany po dzień dzisiejszy.

Z trenerów Premier League w najlepszej dziesiątce jest jeszcze David Moyes, który od blisko dziewięciu lat prowadzi Everton oraz Tony Pulis (Stoke), związany z klubem od lat czterech. Szansę na awans do tego szacownego grona ma w niedługim czasie jeszcze Mick McCarthy z Wolverhampton, który jest na 11 miejscu tej klasyfikacji (4 lata i 137 dni, 215 spotkań, z czego 41 proc. zakończonych zwycięstwami).

Daniel Kowalski


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.