nowyczas2010/153/017

Page 1

2 LoNdoN 6-19 November 2010 17 (153) FrEE ISSN 1752-0339

CZAS NA WYSPIE

»4

Przy grobie ojca Józefa Nowi właściciele Fawley Court nadal zatrudniają Polaków. Na moją prośbę ochroniarz zawołał jednego z nich, który pracuje tam blisko dziewięć lat. Od niego dowiedziałem się, że grób ojca Józefa przed dniem Wszystkich Świętych został uporządkowany przez Polaków.

tAkIE CZASY

Sztorm pokonał Fryderyka »3

»19

Kartki z kalendarza Dojeżdżałem w swojskie strony wczesnym świtem w stanie przypominającym delirium. Przejazd przez Śląsk w kierunku Krakowa był szczególnie smutny. W porannej szarzyźnie stały szpalery szarych ludzi – przeważnie górników czekających na autobusy w drodze na poranną szychtę. Ich twarze były umęczone i bez radości, napiętnowane i jakby skazane na trudy życia.

PodróżE Po ŚWIECIE

»13

Bujając po Morzu Śródziemnym Przez okna podchodzącego do lądowania samolotu skały Sierra de Tramuntana wyglądają jak utopione we mgle klify wyspy King Konga z filmu Petera Jacksona. Wzburzone fale wspinają się po nich, daremnie próbując wedrzeć się po ścianach na ląd. Aż się wierzyć nie chce, że po minięciu tych gór od razu napotykamy rozległą, łagodną nizinę, która pokrywa resztę powierzchni Majorki.

Fawley Court Nothing is as powerful as an idea whose time has come. We call for a public inquiry and reversal of the "sale". Congratulations to the people in High Wycombe who have contacted Steve Baker MP. Anyone with documents of the early period of Fawley Court and/or correspondence with the Charity Commission from 2008 please contact fawleyoldboys@yahoo.co.uk urgently.


2|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

” soBota, 6 listopada, feliKsa, leoNarda 1917

W Piotrogradzie z krążownika Aurora padł wystrzał, który był sygnałem dla bolszewików do ataku na Pałac Zimowy. Wybuchła rewolucja paź dziernikowa, rozpoczął się proces budowania państwa komunistycznego.

Niedziela, 7 listopada, MarzeNy, KariNy 1939

Generał Władysław Sikorski został mianowany Naczelnym Wodzem i Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych.

poNiedziałeK, 8 listopada, BogdaNa, Bożydara 1939

Nieudany zamach na Hitlera w monachijskiej piwiarni, w której wygłaszał przemówienie z okazji kolejnej rocznicy puczu NSDAP.

WtoreK, 9 listopada, aleKsaNdra, elżBiety 1989

Rozpoczęło się burzenie muru berlińskiego. Był to symboliczny dzień końca podziału Europy na blok wschodni i zachodni.

Środa, 10 listopada, aNdrzeja, leoNa 1980

Zarejestrowany został Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność", jeden z głównych ośrodków masowego ruchu oporu przeciw komunistycznym rządom Polski Ludowej.

CzWarteK, 11 listopada, aliCji, MarCiNa 1940

Emigracyjne rządy Polski i Czechosłowacji ogłosiły w Londynie deklarację o zaprzestaniu sporów zachodzących w przeszłości i o podjęciu ścisłej współpracy po zakończeniu wojny.

piąteK, 12 listopada, gaBriela, reNaty 1919

Bracia Smith rozpoczęli pierwszy w historii lotnictwa lot z Anglii do Australii. Trasa przelotu wynosiła ponad 18 tysięcy kilometrów.

soBota, 13 listopada, arKadiusza, staNisłaWa 1924

Władysław Reymont, jeden z głównych przedstawicieli realizmu krytycznego w okresie Młodej Polski, otrzymał Nagrodę Nobla za powieść „Chłopi”.

Niedziela, 14 listopada, agaty, stefaNa 1922 1926

W Londynie zaczęła nadawać stacja BBC, główny brytyjski publiczny nadawca radiowo-telewizyjny i największa tego typu instytucja na świecie. W Parku Łazienkowskim w Warszawie odsłonięto pomnik Fryderyka Chopina projektu Wacława Szymanowskiego. W maju 1940 roku pomnik został wysadzony w powietrze i wywieziony na złom.

poNiedziałeK, 15 listopada, artura, leopolda 1988

Palestyński przywódca Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jaser Arafat ogłosił niepodległość tego kraju.

WtoreK, 16 listopada, edMuNda, łuCji 1849

Fiodor Dostojewski został skazany na śmierć za przynależność do tzw. Koła Pietraszewskiego, prozachodnie poglądy oraz krytykę zacofania kulturowego, społecznego i ekonomicznego Rosji. Wyrok tuż przed egzekucją zmieniono na zesłanie i służbę wojskową w stopniu szeregowca.

Środa, 17 listopada, WiKtorii, roCha 1989

Wyemitowano ostatnie wydanie Dziennika Telewizyjnego, głównego programu informacyjnego TVP w czasach PRL, nadawanego od 1958 roku.

CzWarteK, 18 listopada, agNieszKi, roMaNa 1965

Polscy biskupi wystosowali do niemieckiego episkopatu list w sprawie wzajemnego wybaczenia krzywd, ze słynnym zwrotem: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie".

piąteK, 19 listopada, Matyldy, seWeryNa 1655

Rozpoczęła się obrona Jasnej Góry i Klasztoru Paulinów, zaatakowanej przez Szwedów. Czyn ten stał się symbolem oporu i punktem zwrotnym podczas najazdu wojsk szwedzkich na Polskę.

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedaktoR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk); Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk); Jacek Ozaist, Daniel Kowalski (d.kowalski@nowyczas.co.uk), Alex Sławiński; WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Lidia Aleksandrowicz; FelIetony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski; RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota; zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Aneta Grochowska; WSpółpRaca: Małgorzata Białecka, Grzegorz Borkowski, Włodzimierz Fenrych, Tomasz Furmanek, Anna Maria Grabania, Stefan Gołębiowski, Katarzyna Gryniewicz, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Michał Opolski, Łucja Piejko, Roma Piotrowska, Fryderyk Rossakovsky-Lloyd, Wojciech Sobczyński, Agnieszka Stando

dzIał MaRketIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia. © nowyczas

Wydanie dofinansowane w ramach zlecania przez Kancelarię Senatu zadań w zakresie opieki nad Polonią i Polakami za granicą w 2010 roku.

listy@nowyczas.co.uk droga redakcjo!

serdecznie gratulacje z okazji wydania 150 numeru Nowego Czasu! Pamiętam dzień, kiedy wpadł mi do ręki Wasz 1 numer. Przebiegłam wzrokiem pierwszą stronę, ale pilne obowiązki nie pozwoliły mi zagłębić się w treść. Odkładając z żalem gazetę, wiedziałam, że będzie to moja ulubiona lektura, a szósty czy nawet siódmy zmysł podszeptywał mi, że „Nowy Czas” ma coś wspólnego z Redaktorem, Panem Grzegorzem Małkiewiczem, którego notabene ceniłam jeszcze w „starym czasie” i z tą samą siłą cenię do dziś. Przekonałam się bardzo szybko, że intuicja mnie nie zawiodła. Nie dość, że mój ulubiony Redaktor, to jeszcze dobrał sobie wspaniały zespół Współpracowników – jesteście THe BesT! Redagujecie ciekawą, na wysokim poziomie gazetę. Bardzo lubię Was wszystkich czytać. Polubiłam Wasze pismo od pierwszego przeczytanego słowa, a dziwnym zbiegiem okoliczności, kiedy wychodził 1 numer „Nowego Czasu”, dla mnie wtedy nastał również… nowy czas… Zawsze więc będziecie mi się kojarzyć z dobrym, najlepszym nowym czasem.... Oby tak dalej! Panu Naczelnemu i jego piszącym w pocie czoła Współpracownikom dziękuję i życzę, ażeby wena nawiedzała Ciało Redakcyjne bez przerwy, od rana do wieczora, ku ogólnemu zadowoleniu. Z podziękowaniem i pozdrowieniami a. Maćkowiak

Duch Czasu straszy nawet ateistów. Stanisław Jerzy Lec

antybullyingowej. To dyrektor szkoły został przesłuchany przez policję jako świadek i to szkoła dla rozładowania napięcia zapewniła o tym, że bezpieczeństwo uczniów i członków społeczeństwa jest dla niej najważniejsze. „Nowy Czas” zrobił to, co w demokracji należy do czwartej władzy – ujawnił problem i zapobiegł zamieceniu go pod dywan. Wbrew temu, co pisze pan Włodzimierz Fenrych właśnie proponowana przez niego rubryka „tym razem Polak napadł na...” byłaby na poziomie tabloidu, czyż więc powinna znaleźć miejsce w „Nowym Czasie”? Z poważaniem MaCiej Psyk

Aby wygrać dwa bilety na jedyny w Londynie koncert Kayah wystarczy odpowiedzieć prawidłowo na poniższe pytanie, a odpowiedź wraz z imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu przesłać do redakcji Nowego Czasu na adres: redakcja@nowyczas.co.uk lub SMSem na numer 0779 1582 949 do 9 listopada do godz. 18.00. Jaki jest tytuł singla, w którym Kayah zaśpiewała z Cesaria Evora? Zwycięzców, wyłonionych w drodze losowania, powiadomimy o wygranej telefonicznie.

s a z C na prenumeratę

Kurczak z trzema nogami?

komentarz pana Włodzimierza Fenrycha w poprzednim wydaniu „Nowego Czasu” (23.10, nr 16/152) przyjąłem z pewnym zaskoczeniem. Nie dlatego, że jest krytyczny wobec mojego artykułu (daj nam, Panie Boże, więcej takiej krytyki), tylko dlatego, że wydaje się podkreślać w nim treści, których nie widział ani autor artykułu, ani redakcja „Nowego Czasu”. W artykule „Dziecięcy rasizm?” nie chodziło bynajmniej o sensację i nawet nie o pobicie Polki, tak jak w obrazie nie chodzi o ruszanie pędzlem, a w krzyżówce o wpisanie liter. Mogłoby się wydawać, że wypowiedzi aż trzech przedstawicieli instytucji publicznych w tej sprawie są tego najlepszym potwierdzeniem. a jednak nie – z listu pana Fenrycha wynika, że z braku UFO, kurczaka z trzema nogami i porządnego morderstwa redakcja „Nowego Czasu” jako ostatniej deski ratunku w pogoni za sensacją chwyciła się pobitej Polki. Tylko czy zdają sobie sprawę z tego sami zainteresowani – Polacy w Luton, którzy rozpowszechnili gazetę z tymże artykułem lotem błyskawicy? To oni i ich dzieci przez kilka miesięcy doświadczali tzw. bullyingu, mimo wdrożonej przez ministerstwo edukacji i stanowczej polityki

KAYAH_KONKURS

Imię i Nazwisko.......................................................................................

Adres.......................................................................................................

................................................................................................................

Kod pocztowy..........................................................................................

Tel...........................................................................................................

Liczba wydań..........................................................................................

Prenumerata od numeru..............................(włącznie)

Prenumeratę

zamówić można na dowolny adres w UK bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na adres wydawcy wraz z załączonym czekiem lub postal order.

liczba wydań

UK

UE

12

£25

£40

24

£40

£70

Czeki prosimy wystawiać na: CZAS PUBLISHERS LTD

63 Kings Grove London SE15 2NA


|3

6-19 listopada 2010 | nowy czas

czas na wyspie

SZTorm PokoNał FryDeryka Podobno trzy najpiękniejsze rzeczy na świecie to kobieta w tańcu, pełnej krwi arabskiej koń w galopie i fregata pod pełnymi żaglami. Wiem na pewno, że polski bryg „Fryderyk Chopin” na pełnym morzu to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie w życiu widziałem. Gdy niedawno polski żaglowiec opuszczał port w Plymouth, nikt nie spodziewał się, że już dwa dni później rozegra się dramat. Dramat walki o ludzkie życie i statek.

Uczniowie Szkoły pod Żaglami szczęśliwie dobijają do brzegu

NieSPokojNy DZień Jest piątek 29 października. W Londynie słoneczny poranek. Zapowiada się spokojny weekend, gdy portal elondyn podaje informacje o kryzysowej sytuacji polskiego żaglowca. Chwilę później TVN24 podejmuje temat, a TVP, Polsat, Sky News i BBC również zaczynają relacjonować sytuację. Kłopoty „Fryderyka Chopina” zaczęły się jeszcze w nocy około stu mil morskich od brytyjskich wysp Scilly, gdy pogoda nagle się pogorszyła. Na pokładzie płyną m.in. gimnazjaliści ze „Szkoły pod żaglami”. Warunki, w których płynie żaglowiec, są bardzo ciężkie. Jest ciemno, szaleje silny sztorm. Załoga robi wszystko, aby utrzymać statek w tych trudnych warunkach. W pewnym momencie żywioł ukazuje swoją okrutną potęgę. Pod naporem wiatru i wody pęka bukszpryt, a chwilę później łamie się pierwszy maszt. O 8.03 „Fryderyk Chopin” nadaje sygnał SOS: „ ... jesteśmy w niebezpieczeństwie. Straciliśmy bukszpryt i fokmaszt ... walczymy o utrzymanie drugiego masztu. Pozostajemy w silnym sztormie…”. Komunikat odbiera brytyjska Straż Wybrzeża oraz jednostki w sąsiedztwie polskiego żaglowca. Załoga walczy jeszcze o drugi, ostatni maszt, który niedługo potem podzieli los pierwszego. Rozpoczyna się akcja ratunkowa, która potrwa trzy dni.

CZarNe ChmUry NaD FalmoUTh Dziś „Fryderyk Chopin” stoi w dokach Falmouth w Kornwalii. Medialny szum opadł, ale problemy pozostały. Koszty holowania i remontu są ogromne, a wizja odesłania do Polski dzieci biorących udział w rejsie przykra.

Tym bardziej że dzieci wcale nie chcą wracać do domu i deklarują chęć pomocy przy naprawie żaglowca. Rodzice wspierają ich zapał i podkreślają pełne zaufanie do kapitana Ziemowita Barańskiego oraz jego załogi. Mają też nadzieję, że wszystko zakończy się dobrze, a ich pociechy już niedługo popłyną dalej. Dzieci uczestniczące w „Szkole pod żaglami” to gimnazjaliści, dla których ten rejs miał być nagrodą za ich pracę na rzecz ludzi potrzebujących. Projekt polega na spędzeniu roku szkolnego na żaglowcu, dzieląc czas na naukę, pracę i zwiedzanie wszystkich portów w drodze na Morze Karaibskie. Armatorem żaglowca „Fryderyk Chopin” jest Wyższa Szkoła Prawa i Administracji w Warszawie, która użycza go w ramach tego projektu nieodpłatnie. W tej chwili dzieci przebywają na lądzie nieopodal Falmouth. Mają zapewnioną dobrą opiekę zarówno ze strony polskiego konsulatu (konsul Jakub Zaborowski pojechał do Falmouth, kiedy tylko dowiedział się, w jakiej sytuacji znalazł się nasz żaglowiec), jak i polskiej społeczności. Już w pierwszy dzień właścicielki polskiej naleśnikarni z Falmouth zaoferowały chęć pomocy polskim uczniom. Przyjazne są też lokalne władze i sami mieszkańcy Falmouth. Na pomoc przybyli również nurkowie z polskiego klubu płetwonurków „Waleń” z Londynu. Bezpłatnie usunęli zaplątane w ster i śrubę napędową liny. Dzięki nim „Fryderyk Chopin” mógł o własnych siłach wpłynąć do portu w Falmouth. Wszyscy są więc dobrej myśli, że już niedługo żaglowiec odzyska swój pierwotny stan, a dzieci popłyną dalej.

Tekst i fot.: Piotr Apolinarski

Zanim wypłynął na wielkie wodu można go było podziwiać przy brzegu Tamizy

p a z

y m a z s ra

nowa strona stary adres

nowyczas.co.uk


4|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

czas na wyspie

Ocalić i zachować Akcja sprzątania polskich grobów prowadzona od kilku lat z inicjatywy Poland Street odbyła się po raz kolejny. Tym razem objęła ona swym zasięgiem nie tylko londyńskie cmentarze. Za sprawą Polish Heritage Society oraz kilku innych organizacji na terenie niemalże całej Wielkiej Brytanii oczyszczono polskie groby i zapalono na nich lampki.

Alex Słwiński

Przy grobie ojca Józefa Marek Stella-Sawicki

W poniedziałek 1 listopada Philip Bujak (sekretarz) i ja (prezes Polish Herritage Society) dotarliśmy do Fawley Court w Henley on Thames około godz. 11. Data i czas wizyty były uzgodnione z nowymi właścicielami – za pośrednictwem ich prawników – dzięki talentowi organizacyjnemu Philipa. Nowi właściciele Fawley Court wiedzieli, że reprezentujemy Polish Herritage Society i wszystkich tych, dla których pamięć pochowanego w Fawley Court ojca Józefa Jarzębowskiego jest i była zawsze bliska. Stan jego grobu – o czym pamiętamy – był nie do zaakceptowania, nie tylko pod względem religijnym, moralnym, ale i czysto cywilizacyjnym. Firma ochroniarska strzegąca Fawley Court miała dane Philipa oraz jego samochodu, natomiast o mnie nic nie wiedziano. Dlatego moja obecność była powodem krótkiego opóźnienia wjazdu na tak dobrze mi znany od blisko 40 lat teren. Czekaliśmy zatem chwilę przy bramie północnej (osobne wejście, nie to główne), po czym dwóch uprzejmych ochroniarzy eskortowało nas w drodze do kościoła św. Anny oraz do grobu ojca Józefa. Główne wejście do Fawley Court, zabezpieczone podwójnym kordonem bram z drutem kolczastym, przypomniało mi przejazd przez wschodni Berlin w latach sześćdziesiątych. – To na wypadek włamań i prób wejścia ludzi – mówi ochroniarz. W myśli zaś dodałem sobie – których nowi właściciele nie chcą widzieć na swoim terenie.

Kościół św. Anny jest zamknięty na kłódkę wiszącą na pięknej kutej bramie z polskimi orłami. Powiedziano nam, że szczątki z grobów rodziny księcia Stanisława Radziwiłła – fundatora kościoła – będą prawdopodobnie przeniesione do Szwajcarii, zgodnie z życzeniem rodziny. Po drodze zauważyliśmy, że piękne popiersie kardynała Newmana stoi na dawnym miejscu. Troszkę dalej jest inne popiersie, polskie. Ochroniarze, choć bardzo zaambarasowani całą sytuacją, byli uprzejmi, ale nie pozwolili nam robić żadnych fotografii, z wyjątkiem grobu ojca Józefa. Jeden z nich był brytyjskim spadochroniarzem i słyszał o Arnhem oraz generale Sosabowskim, więc udało mi się nawiązać rozmowę i przełamać lody. Obaj ochroniarze powiedzieli nam, że mają wielki szacunek dla wszystkich pochowanych w Fawely Court. Grób ojca Józefa teraz był zadbany – nie było na nim ani jednego listka, wszystko pięknie uporządkowano, łącznie z okalającą go zielenią. W miejsce brakującej płyty kamiennej została założona drewniana pokrywa (widać to na zdjęciu), na której stały biało-czerwone kwiaty oraz znicz, co stanowiło olbrzymi kontrast ze śmietniskiem, które widzieliśmy na fotografii w ostatnim numerze „Nowego Czasu”. Wywołało to wówczas wielkie oburzenie wszystkich, którzy to zobaczyli. Pozwolono mi zapalić mały znicz w imieniu Polish Heritage Society. Nowi właściciele Fawley Court nadal zatrudniają Polaków. Na moją prośbę ochroniarz zawołał jednego z nich, który pracuje tam blisko dziewięć lat. Od niego dowiedziałem się, że grób ojca Józefa przed dniem Wszystkich Świętych został uporządkowany przez Polaków.

Sobota, 30 października, cmentarz Gunnersbury w zachodnim Londynie. Tam właśnie swój wieczny spoczynek znalazło wielu Polaków, którzy zasłużyli się zarówno w czasie wojny, walcząc z wrogiem, jak i w okresie powojennym, budując i aktywnie rozwijając polską społeczność w Wielkiej Brytanii. Groby wielu spośród tych osób są dziś zapomniane, zaniedbane, niejeden z nich nie był odwiedzany od lat. A jednak są. W Wielkiej Brytanii jest tych polskich grobów blisko 50 tys. Jak powiedziała Paulina Pyrkosz, przewodnicząca Poland Street, swoje zainteresowanie wzięciem udziału w tej akcji wyraziło kilkadziesiąt osób. Ostatecznie na cmentarzu Gunnersbury zjawiło się ich nieco mniej, jednak – jak to zazwyczaj bywa – bardziej liczyło się ich zaangażowanie niż sama liczba przybyłych. W ubiegłym roku skupiono się głównie na sprzątaniu grobów usytuowanych na północ od stojącego tam Pomnika Katyńskiego. Teraz zajęto się przede wszystkim tymi od południa. Mniej widocznymi i – niejednokrotnie – bardziej zaniedbanymi. A było nad czym pracować. Na cmentarzu Gunnersbury znajduje się półtora tysiąca polskich grobów. Jest wśród nich także nagrobek generała Tadeusza Bora-Komorowskiego. Stoi przy jednej z głównych alejek. Przekrzywiony, zapadający się w miękką ziemię. Zapaliłem na nim lampkę. Bo co innego mogłem zrobić? Ani ja, ani żadna z osób biorących udział w akcji nie byliśmy w stanie go wyprostować. Choć z pewnością jest gdzieś ktoś, kto mógłby się tym zająć… Prosto z Gunnersbury trafiłem na Ealing Brodway na spotkanie z dr. Markiem Stellą-Sawic-

kim, prezesem Polish Heritage Asociation. W tym roku to właśnie kierowane przez niego stowarzyszenie wzięło na siebie ciężar zorganizowania akcji. I dzięki niemu inicjatywa wspięła się na zupełnie inny poziom. – Zadzwonił do mnie Łukasz Boryczko z Poland Street, który koordynował ubiegłoroczną akcję na cmentarzu w Gunnersbury – mówi prezes. – Zorganizowaliśmy spotkanie w Ognisku Polskim przy Exhibition Road. Przybyli na nie również przedstawiciele Polskiej Macierzy Szkolnej, zakonu maltańskiego, Fawley Court Old Boys i wielu innych organizacji oraz harcerze. Na tym zebraniu postanowiono, że wspólna inicjatywa będzie prowadzona pod hasłem „Polski znicz na polskim grobie”. Ma ona na celu już nie tylko porządkowanie polskich grobów, ale przede wszystkim stworzenie dokładnej mapy mogił w całej Wielkiej Brytanii. – Wyczyścić grób to jest jedna sprawa – mówi dr Stella-Sawicki. – Chcę, żeby zapalić na czystym grobie świece, odmówić pacierz i zrobić zdjęcie. Chcę stworzyć bazę danych, w której znajdziemy nie tylko lokalizację, imię i nazwisko pochowanej tam osoby, ale także dołączone tam zdjęcie grobu. Bo za parę lat znalezienie tych mogił będzie wielkim problemem. W realizację projektu zaangażowała się spora grupa wolontariuszy. – Oprócz harcerzy zgłosiło się mnóstwo osób z polskich szkół. Większość z nich to młode nauczycielki uczące w szkołach sobotnich, często w takich miejscach, o których istnieniu pewnie nie słyszałeś. I tu Marek Stella-Sawicki podaje przykład polskiej społeczności w Somerset, gdzie mieszka i pracuje około 700 naszych rodaków. Mają swoją szkołę i kościół. Żyją w tym miejscu od kilku lat, jednak do tej pory nie wiedzieli o okolicy zbyt wiele. A właśnie tam znajdowały się trzy lotniska Polish Air Force.

U góry: dr Marek StellaSawicki przy grobie o. Józefa Jarzębowskiego, przykrytego tymczasową, drewnianą skrzynią w Fawley Court. Obok: na oryginalnej płycie z grobu założyciela Kolegium Miłosierdzia Bożego, która leży porzucona na cmentarzu komunalnym w Henley on Thames (mimo że sparwa eksumacji trafiła do sądu), też ktoś zapalił znicz i złożył kwiaty.


|5

nowy czas |6-19 listopada 2010

czas na wyspie Organizatorzy zdawali sobie sprawÄ™ z tego, Ĺźe nie bÄ™dÄ… w stanie zająć siÄ™ wszystkimi grobami jednoczeĹ›nie. Dlatego na poczÄ…tku postanowiono skupić siÄ™ na mogiĹ‚ach tych osĂłb, ktĂłre w Ĺźyciu polskiej spoĹ‚ecznoĹ›ci zapisaĹ‚y siÄ™ w sposĂłb szczegĂłlny – dowĂłdcĂłw wojskowych, oficerĂłw, a takĹźe ludzi sztuki, artystĂłw, przedstawicieli arystokracji‌ Jednak analizujÄ…c dostÄ™pne materiaĹ‚y – takie jak choćby dokumenty przekazane przez PolskÄ… AkcjÄ™ KatolickÄ… – doszukano siÄ™ miejsc, w ktĂłrych leşą powstaĹ„cy styczniowi czy listopadowi. Zlokalizowano groby, ktĂłre majÄ… juĹź prawie 200 lat. Ale teĹź i znacznie późniejsze, te powojenne, ktĂłre powoli popadajÄ… w zapomnienie, gdyĹź leşący w nich nie pozostawili po sobie bliskich. – Dlatego zmodyfikowaliĹ›my nieco swoje podejĹ›cie – dodaje Marek Stella-Sawicki – i zajÄ™liĹ›my siÄ™ nie tylko sĹ‚ynnymi osobami, ale takĹźe tymi, o ktĂłrych juĹź nikt nie pamiÄ™ta. Wydaje mi siÄ™ to bardziej humanitarne. – PracowaliĹ›my na ponad 50 cmentarzach – dorzuca prezes Polish Heritage Society. A mĂłwiÄ…c to, ma rĂłwnieĹź na myĹ›li siebie. Teraz siedzimy w zacisznej kawiarence w samym sercu Ealingu, jednak jeszcze przed chwilÄ… prezes sprzÄ…taĹ‚ groby na cmentarzu przy South Ealing. Na stoliku, obok wspaniale pachnÄ…cego cappuccino leĹźy jego ociekajÄ…cy wodÄ… kapelusz. – W Bristolu mamy 60 wolontariuszy. Akcja cieszy siÄ™ rĂłwnieĹź olbrzymim zainteresowaniem w Szkocji i Manchesterze. Tam wĹ‚aĹ›nie sÄ… harcerze prowadzeni przez harcmistrzyniÄ™ majÄ…cÄ… 90 lat. ZgĹ‚osiĹ‚o siÄ™ do mnie rĂłwnieĹź BBC w zwiÄ…zku z groba-

mi przy lotnisku w Coventry, gdzie leşy jedenastu polskich pilotów z dywizjonu 305, którzy zginęli, broniąc miasta podczas Coventry Blitz w 1940 roku. Okazuje się, şe zainicjowana kilka lat temu przez Poland Street akcja zaczyna nabierać całkiem innego niş dotąd charakteru. To juş nie tylko gest, oddanie hołdu tym, którzy dla Polski şyli, za nią walczyli i umierali. To równieş – a moşe przede wszystkim – próba zachowania dla nas tego, co juş wkrótce moşe przestać istnieć. Naszej historii i toşsamości. Polska historia nie tworzyła się tylko w Polsce. Bardzo często najwaşniejsze sprawy realizowały się daleko od naszych granic. Oprócz wielkich aktorów miała równieş swoich małych bohaterów. Wielu spoczywa dziś na brytyjskiej ziemi. Z pewnością większość z nich wcale nie chciała zostać bohaterami. Chcieli po prostu şyć. Normalnie, jak kaşdy z nas. Ktoś inny wybrał za nich‌ Tym bardziej więc nasza pamięć o nich jest waşna. ŝeby trud i przelana krew nie poszły na marne. „Odbierzcie im ich historię, a zabierzecie im przyszłość� – przypominam sobie przeczytane dawno słowa. To od nas zaleşy, kim będziemy w przyszłości – dumnym narodem, który łączy kultura i historia, czy teş przypadkową zbieraniną nieświadomych swoich korzeni ludzi. Wierzę jednak, şe – chociaşby dzięki takim akcjom jak ta zainicjowana przez Poland Street, a teraz poszerzona o Polish Heritage Society – pozostaniemy tym pierwszym.

Alex Sławiński

Na cmentarzu Gunnersbury było nad czym pracować. Jest tam ok. 1500 polskich grobów

Polski znicz na polskim grobie Akcja objęła swym zasięgiem teren całej Wielkiej Brytanii. Udział w niej wzięło ponad 500 osób. Uprzątnięto i zarchiwizowano groby na przynajmniej 50 cmentarzach. Organizatorzy otrzymali bogatą dokumentację fotograficzną liczącą kilkaset zdjęć. W inicjatywę, oprócz Poland Street i Polish Heritage Asociation, zaangaşowały się Polska Macierz Szkolna, BBC, harcerze i SPK. Nad koordynacją prac wolontariuszy czuwała Małgosia Alterman. Philip Bujak rozsyłał znicze, a dr Andrzej Meeson-Kielanowski i dr Marek Stella-Sawicki osobiście pomagali dziesiątkom ludzi dobrej woli, którzy włączyli się do projektu. Wszystkim, którzy poświęcili swój czas i energię, naleşą się podziękowania. Kolejna akcja juş za rok.

Â… $ 2 7 ' 1 2 , :<ÄŁ/ =<67.,( . &(* * 6 6 / 9 : 9 2 . 3 ÂŁ4 1$ : $ 7 $ ( : 3â 2 2 $ . â 1 67$ %$

Ĉ.$&+ 5 + & , 7:2 : 7 6 ( RWYBĂ“ %H]SĂ DWQD LQIROLQLD D ZZZ ZZZ PRQH\JUDP FRP PRQH\JUDP FRP P :<Äœ/,- =

I gdziekolwiek zobaczysz znak MoneyGram 3R]D RGQRÄ?Q\PL RSĂ DWDPL WUDQVDN WUDQVDNF\MQ\PL NF\MQ\PL ]D SU]HOHZ SU]HOHZ VWRVXMH VLĉ NXUV Z\PLDQ\ XVWDORQ\ X SU]H] žUPĉ 0RQH\*UDP OXE DJHQWD 2SĂ DWD 2 Z Z\VRNRÄ?FL Â… RERZLÄ„]XMH ]D SU]H SU]HND]\ ND]\ Z\NRQDQH QD REV]DU]H /RQG\QX Z JUDQLF JUDQLFDFK FDFK REZRGQLF\ 0 2SĂ DWD ]D Z\QRVL ]DVWRVRZDQ\ 0RQH\*UDP DJHQWyZ 0RQH\*UDP ,QWHUQD ,QWHUQDWLRQDO UHJXORZDQÄ„ SU]HND]\ VSR]D WHJR REV]DUX Z\QR RVL Â… 'RGDWNRZR GR RSĂ DW\ ]D SU]HND] ]D VWRVRZDQ\ ]RVWDQLH NXUV Z\PLDQ\ ZDOXW 0RQH H\*UDP OXE MHJR DJHQWyZ DWLRQDO /LPLWHG MHVW žUPÄ„ DXWRU\]RZDQÄ„ L UHJXOR RZDQÄ„ SU]H] )LQDQFLDO 6HUYLFHV $XWKRULW\ WDPL 0RQH\*UDP ,QWHUQDWLRQDO /LPLWHG Ä?ZLDGF F]Ä„F\P XVĂ XJL SU]HND]yZ SLHQLĉĊQ\FK 3RVW 2IžFH 2 L 3RVW 2IžFH ORJR VÄ„ ]DUHMHVWURZDQ\PL ]QDNDPL KDQGORZ\PL 3RVW 2IžFH /WG ‹ 0RQH\*UDP :V]\VWNLH SUDZD $XWKRULW\ 3RZ\ÄŠVL DJHQFL VÄ„ DJHQW DJHQWDPL Ä?ZLDGF]Ä„F\P ]DVWU]HÄŠRQH &6


6|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

fawley court

nyway, onto other more serious and uplifting matters. Our hearty congratulations go out to Polish Heritage, and in particular to both, Dr Mark Stella-Sawicki, and Philip Bujak on their splendid initiative in observing the time-honoured Polish tradition of Zaduszki (All Soul’s Day), by gaining formal access to Fawley Court and placing a znicz (glass guarded candle), at the grave of Father Josef Jarzembowski this Monday 1st November. Doubtless our spiritual guardians at Fawley Court; Fr. Josef Jarzembowski, Prince S Radziwill and Cardinal Blessed John Henry Newman, embraced warmly the visit of Polish Heritage on behalf of tens. if not hundreds of thousands from Polonia. It seems however that Mark Sawicki’s and Philip Bujak’s unique homage did not pass without its travails’; troublesome security guards at those dreaded Belsen ‘gates’, and a tragic, mock (wooden) tombstone/plinth at Fr Josef’s grave, passing as the real thing… (A first hand account of this special event from the authors’ themselves is carried in this week’s Nowy Czas, p.4). It goes without saying as to the overall, awful grotesque act being played out here. We have a minority bunch of young insensitive Marian ‘Trustees’ wearing the mantle of ‘priests’, hellbent on driving out their Founder, Fr Josef from his Fawley Court grave of near half a century! (They weren’t yet, even a twinkle in their Mothers’ eyes at the time of Fr Joseph’s funeral, let alone His founding of His school, Kolegium Bożego Miłosierdzia, and the beacon of freedom it proudly stood for). These young suited desperadoes ,in their occasional swinging cassocks ar in turn driven by the arrogant, misguided, mercenary, asset stripping desperation of their distant ‘Superior Trustee’ Pawel Naumowicz in Warsaw, whose sum total of visits to his parish at Fawley Court over ten years you can count on one hand, and you still have few fingers left (if you are lucky). His mantra is “money”. It’s a shame he can’t add. Was something lost in translation? £22million is not the same as a pathetic £13million. In any event Fawley Court is priceless, and is not Naumowicz’s or the Marians’ to sell. We have two testimonies from the Marians themselves confirming their own ecclesiastical and legally binding contract with Fr Josef ‘s testamentary wishes for him to remain in his grave at Fawley Court, in perpetuity. The first comes from their very own Trust Journal, the Zwiastun of Autumn 1997. In a funeral reminiscence from 1964, they write warmly ;”…that he (Father Josef Jarzembowski) be buried humbly facing the school (Divine Mercy College, Fawley Court), so that he could “watch his boys playing football” (in perpetuity). The second, equally telling testimony comes from no less an authority than the Marians’ own one-time Father Superior at Fawley Court, namely Fr.Antoni Papużyński MIC. In the foreword to their booklet Ave Maryja commemorating the twenty fifth anniversary of Fr Jarzembowski’s passing away (13 September 1964 – 13 September 1989) Fr PapużyĶski writes on behalf of the Marians; “As one stands over Fr Josef’s grave (at Fawley Court), twenty five years on, one is

A

THE RETURN OF VLAD! …and other matters Almost a year after FCOB and Nowy Czas started their search for Vladislav (Władyslaw) Duda, (formerly, Rev. Fr W DUDA MIC, Provincial Superior of the British Province of the Marian Fathers, and trustee of Marian Charities Nos 251717 and 1075608 ), we are happy to announce that he has now re-surfaced !

eaders will recall our search commenced on 2 December 2009,(”A Beautiful Part of England that is forever Poland” – letter to Andrew Hind, the former Chief Executive of the Charity Commission),wherein we invited you to contact the then Rev. Fr ,and Trustee, Vladislav Duda to explain the needless, and tragic ‘proposed sale’ of Fawley Court. Thereafter there was an eerie silence. Our letters and telephone calls to the MARIAN ‘TRUSTEES’ (under Charity Commission advice – hence guidance) all went unheeded. Readers will recall our plea to the Charity Commission itself, to “stay the sale” of Fawley Court until such time when awkward and searching questions could and should have been answered! This was ignored. In addition, three diplomatic, but firm interrogatory letters querying the bedevilled proposed ‘sale’ of Fawley Court were sent to messrs Pothecary Witham Weld, (Solicitors for the Marians) which were acknowledged but to which FCOB never even received the courtesy of an informed reply . Since then much has resurfaced shedding a totally radically different light on this ignominious dog’s breakfast; important Fawley Court copy/original documents, deeds, accounts, correspondence, notes etc – including now, our own Wladyslaw Duda! The cause for W Duda’s re-emergence is curious. He is unhappy about an item about Fawley Court in Private Eye and has written to Private Eye expressing his displeasure. At the same time we learn that he now works in London, in a community capacity and apparently; ”He’s very good at his job too”. In his email to Private Eye, W Duda

R

volunteers some very interesting information relating to his tasks’ and days’at Fawley Court. He informs us that he; ”…spent a lot of time in sorting out the Trust’s archives”. He adds; ”To my knowledge all documents were kept in safe file cabinets”, and fascinatingly for all of us concerned about the fate of Father Joseph Jarzembowski’s Museum, he also tells us in no uncertain terms; ”I would also like to point out that under my management, a complete evaluation of the museum was carried out and a full inventory was prepared with the help of several professional institutions (both English and Polish)… I did not play any role in selling Fawley Court.” Well, that may or may not be that then. But hang on a second, what about the building of the “New Centre for the Apostolate” at Fawley Court itself, which he, W Duda, was charged with to oversee, and for which he, on behalf of the Marian Charitable Trust(s), solicited sizeable donation commencing in the Winter of 2000 onwards ?! In fact, some two hundred and fifty individual Anglo-Polish donors, (we have the full list), contributed at least £220,000.00 by purchasing “living stones” for this worthy cause. (With bank interest compounded at a mean of 5% over ten years, today this outstanding sum stands at exactly £357,579.93p.). Where is this money and where is this new Apostolate Centre at Fawley Court for which Wycombe District Council granted planning permission ? Having long ago promised to “investigate” this problem (they call it “ a failed appeal”), and the whereabouts of £400,000.00, from the Marians secretive ‘sale’ of the North Lodge in 2006 – the Charity Commission are as usual still rooting around in this fiasco and quagmire, like a stumbling truffle pig with a blunt snout,and opaque sunglasses. Meanwhile, two hundred and fifty fleeced donors are all still waiting…and as the law demands – wanting. W Duda concludes his piece to Private Eye with an invitation “…if you would like to discuss it further please call (me) on:”… A mobile number (which obviously we cannot advertise) is given. To those given to superstition,and sensitive to numerical symbolism,suffice it to say that it contains three consecutive sixes…and for good measure another six…”6666”.

fully aware that His spirit prevails at this very spot, he literally reigns over Fawley Court. The good deeds he enacted here, are as relevant today as in his own time. Not far from his humble grave there stands, and continues to grow, the Sanctuary, containing the holy painting of Divine Mercy. In accordance with Father Josef’s own wishes,this Divine Mercy continues to blossom embracing an ever growing congregation and people who visit in large numbers to receive, and be touched, by a unique Divine Grace. And he adds further and importantly in the same foreword;

“Pragniemy, aby zgodnie z wolą o. Józefa fawley Court (!), ten Jedyny w swoim rodzaJu ośrodek katoliCki i Polski na emigraCJi, stawał się mieJsCem, w którym rozProszeni rodaCy będą mieli moŻliwość odnaJdywać i utwierdzać swoJą CHrześCiJaŃską i narodową toŻsamość.”

(“We desire, in keeping with Fr Joseph’s own will for Fawley Court, that this unique and the only one of its kind, Catholic and Polish sanctuary held by the Poles in exile, continues to be an abode for fellow (Polish) compatriots from all parts of the world, so that they have the opportunity to find themselves, and affirm their Christian faith and national identity”). That’s a Marian speaking on the 13 September 1989, on the 25th anniversary of Father Jozef Jarzembowski’s passing away. Let’s hear more from the good ones. Never a truer word has been spoken or written about Fawley Court and its real and original raison d’etre,(together with it should hastily be added The CY-PRES DOCTRINE and its legal application to the school Divine Mercy College, which is also the true, original reason why Fawley Court was bought by all of us). t is now time for some real support, cooperation and unity from all of Polonia, (and that includes the Polska Misja Katolicka…), in the campaign to save Fawley Court ! Let’s see it! Let’s hear it! Let’s win it! FAWLEY COURT ! Who knows,perhaps even Wladyslaw Duda may join us…?

I

Mirek Malevski, Chairman FCOB

Nothing is as powerful as an idea whose time has come. We call for a public inquiry and reversal of the "sale". Congratulations to the people in High Wycombe who have contacted Steve Baker MP. Anyone with documents of the early period of Fawley Court and/or correspondence with the Charity Commission from 2008 please contact fawleyoldboys@yahoo.co.uk urgently.


|7

nowy czas | 6-19 listopada 2010

drugi brzeg

Nad grobem Conrada Od lat wybierałem się odwiedzić grób Josepha Conrada Korzeniowskiego, mojego ulubionego pisarza. Z Londynu do Canterbury, gdzie przez kilka lat mieszkał i gdzie został pochowany, nie jest w końcu tak daleko. Dlaczego tyle lat to trwało? W tym roku, chociaż nic nie sprzyjało zrealizowaniu tego postanowienia (włącznie z deszczową pogodą), wyruszyliśmy w tę podróż z Tomkiem Stando – kuratorem ostatniej ARTerii – zgodnie z planem. Tomka nie musiałem namawiać, a dlaczego, zrozumiałem to w trakcie naszej godzinnej podróży. Podobnie jak ja od lat jest zafascynowany twórczością Conrada. Nie jest pierwszym artystą malarzem, dla którego Conrad był ważną inspiracją, również Francis Bacon twierdził, że Conrad był w jego twórczości inspiracją najważniejszą. Lektura Jądra ciemności poprzedziła powstanie najsłynniejszych tryptyków Bacona.

Człowiek zmagający się ze swoim piekłem. Człowiek upadły, człowiek zwycięski, człowiek nieznający kompromisu. Każdy artysta, bez względu na środki wyrazu, stoi przed podobnymi wyzwaniami. Niewielki, malowniczy, miejski cmentarz. Na mapce zaznaczone miejsce spoczynku Conrada, jedyny grób posiadający kategorię zabytku chronionego na XIX-wiecznym cmentarzu. Cmentarz pusty. Idziemy, milcząc, jakbyśmy za chwilę mieli spotkać Mistrza, który oświadczy, że nic więcej nie ma już nam do powiedzenia. Jego grobem jest milcząca skała granitu, nawet nie mówi, że był pisarzem i jaką przeszedł drogę. Tylko polskie nazwisko wskazuje na początek. A napis na skale nie przynosi pocieszenia żyjącym. W oddali monumentalna katedra przytłacza rozmiarem. Sleep after toyle, port after stormie seas, ease after warre, death after life, does greatly please (Spenser).

Grzegorz Małkiewicz

Tadeusz de Virion W wieku 84 lat zmarł Tadeusz de Virion, polski adwokat, dyplomata, pierwszy po II wojnie światowej niekomunistyczny ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Wielkiej Brytanii. Tadeusz de Virion (ur. 1926) prawnikiem został w wieku 22 lat. Był obrońcą w procesach politycznych. Bronił m.in. Karola Modzelewskiego, Jacka Kuronia, Adama Michnika, hutników z Huty Warszawa. Był jednak nie tylko prawnikiem. W 1990 roku został pierwszym niekomunistycznym ambasadorem RP w Londynie. Był również członkiem Trybunału Stanu w latach 1989-1991 i 1993-2005. W 1944 roku brał udział w powstaniu warszawskim. Występował jako obrońca w najgłośniejszych procesach. W 1965 roku bronił skazanego na śmierć w tzw. aferze mięsnej Stanisława Wawrzeckiego. Bronił też opozycjonistów w stanie wojennym. W III RP był obrońcą w procesach m.in. członków gangu pruszkowskiego, gangu „Rympałka”, był polskim obrońcą Jeremiasza B. „Baraniny”. Reprezentował prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w procesie z

gazetą „Życie”. Ostatnią głośną sprawą, w której występował, było wydanie Belgii na mocy Europejskiego Nakazu Aresztowania Adama G., który zamordował w Brukseli belgijskiego nastolatka. Został odznaczony m.in. Krzyżem AK, Warszawskim Krzyżem Powstańczym, Złotym Krzyżem Zasługi, Złotą Odznaką Adwokatury. Od 1980 roku był również członkiem Zakonu Kawalerów Maltańskich.

Ludwik Jerzy Kern W Krakowie po ciężkiej chorobie zmarł Ludwik Jerzy Kern, pisarz, poeta, satyryk, prawie całe swe zawodowe życie związany z legendarnym krakowskim „Przekrojem”, do którego – jak wspominał – wprowadził go w 1948 roku sam Konstanty Ildefons Gałczyński Był jednym z filarów tego tygodnika, obok Mariana Eilego, Zbigniewa Lengrena, Miry Michałowskiej, Lucjana Kydryńskiego, Daniela Mroza, Sławomira Mrożka. Z „Przekrojem” współpracował do 2002 roku , kiedy redakcja przeniosła się do Warszawy. Co tydzień przez wiele lat publikował wiersze, ale także reportaże oraz przekłady. Był autorem wybitnych książek dla dzieci: m.in. „Proszę słonia”, „Karampuk” oraz „Ferdynand Wspaniały”, przetłumaczony na 20 języków i znakomicie ilustrowany przez innego wybitnego krakowskiego artystę Kazimierza Mikulskiego. Był także autorem szlagierów m.in. „Lato, lato”, „Nie bądź taki szybki Bill” „Cicha woda” a także „Wojna domowa” – do sławnego komediowego serialu telewizyjnego. Ludwik Jerzy Kern urodził się w Łodzi, debiutował przed wojną na łamach popularnego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego", brał udział w kamanii wrześniowej, po upadku Powstania Warszawskiego przeniósł się do Krakowa. Miał 90 lat.

Ech, tak mi szkoda niezmiernie że już po Jerzym Kernie i skurczył jakoś się Kraków. Chociaż, co do Polaków, to jakoś... Nie uwierzę, by znali, kto zacz Ludwik Jerzy. Ech, przecież, takim cudnym słoneczkiem był Jerzy Ludwik... A Polak się kocha w powstaniach, martyrologiach, kazaniach, pogrzebach i ekshumacjach, phoezjach i khontestacjach i mu słoneczka nie trzeba. Z mało-polskiego nieba zszedł więc i został smutek. *** A on już z Piotrem! Filutek! Tomasz Januszkiewicz


8|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

takie czasy

Kartki z kalendarza

Wojciech Sobczyński

L

ata temu podróżowanie do Polski z Zachodu wiązało się z wieloma emocjami. Jedną z nich był prawdziwy lęk, czy na koniec podróży zostaniemy wypuszczeni na granicy. Związane z tym poczucie ryzyka pogłębiał refleksyjny nastrój. Gdy jechałem w taką podróż po raz pierwszy, żelazna kurtyna dzieląca dwa światy Europy trzymała się jeszcze bardzo mocno. Bezwzględni ludzie, którzy ją zawiesili, doprowadzili swój szaleńczy akt do perfekcji i w Orwellowski sposób sprawowali absolutną kontrolę. Moje pierwsze podróże do Polski zawsze odbywałem z uciążliwymi przystankami na granicy wschodnioniemieckiej i polskiej. Dojeżdżałem w swojskie strony wczesnym świtem w stanie przypominającym delirium. Przejazd przez Śląsk w stronę Krakowa był szczególnie smutny. W porannej szarzyźnie stały szpalery szarych ludzi – przeważnie górników czekających na autobusy w drodze na poranną szychtę. Ich twarze były umęczone i bez radości, napiętnowane i jakby skazane na trudy życia.

Dalej droga wiodła przez Olkusz i kończyła się w Kościuszkowskiej krainie koło pól bitewnych Racławic aż po Bronowice, na przedpolu Krakowa. Tam czekała na mnie wtedy, jak i teraz, nagroda… widok na kopiec Kościuszki, zawoalowany poranną mgłą i zaróżowionym światłem leniwego jesiennego słońca. Kiedyś, przed laty, miałem okazję trzymać w ręku dwa obrazy Stanisława Wyspiańskiego przedstawiające widok na kopiec, malowane właśnie z Bronowic, gdzie artysta mieszkał w chłopskiej chacie. Było na nich więcej bieli po pierwszych opadach śniegu i skrzących się

przymrozkowych szronów, które pojawiały się w wigilię Wszystkich Świętych. W tym roku wiatr halny przyniósł ciepłe powietrze z południa, pewnie aż z Bałkanów, dając szansę Polakom obchodzić jedno z najważniejszych świąt w kalendarzu szczególnie nastrojowo. Już blisko dwa tygodnie wcześniej na targowiskach, w sklepach lub wręcz improwizowanych stoiskach ulicznych pojawiły się cmentarne ozdoby, znicze i nieodłączne chryzantemy. Przy cmentarzach sznury ludzi obładowanych konewkami, wiadrami i wszystkim tym, co potrzebne, aby uporządkować mogiły rodzinne przed zbliżającym się świętem. W wigilię Wszystkich Świętych roboty cmentarne są zwykle ukończone i wieczorem zaczyna się rytualna wędrówka – najpierw na groby najbliższych, później znajomych, a dalej groby zasłużonych, pochylając nad nimi czoło. Po zmierzchu też wędrowałem wraz z miłymi mi ludźmi po cmentarnych zakamarkach starych cmentarzy Krakowa. Od krańca do krańca, jak okiem sięgnąć, migotały światełka zniczy, rozsiewając słodką woń palącego się wosku. Z pobliskiej kaplicy rozlegały się głosy żałosnej modlitwy o wieczne odpoczywanie dla zmarłych, a przecież także o spokój ducha dla nas żywych. Mnie ten nastrój udzielał się szczególnie, bo zaledwie dwa miesiące temu pożegnałem na zawsze moją staruszkę mamę, a najbliżsi przyjaciele stracili długo wyczekiwane, a jeszcze nienarodzone maleństwo. Będąc na cmentarzu widziałem nowe groby ofiar smoleńskiej katastrofy w Alei Zasłużonych. Krakowianie jednak największy hołd składali

ludziom kultury i teatru. Morzem zniczy zalane były miejsca spoczynku uznanych, między innymi Marka Grechuty (piosenkarza i poety), Tadeusz Kantora (malarza i twórcy Teatru Cricot2), Piotra Skrzyneckiego (współtwórcy kabaretu „Piwnica pod Baranami”), Jerzego Bińczyckiego (aktora i dyrektora Starego Teatru), Basi Kwiatkowskiej (aktorki teatru i filmu), a także Jerzego Panka (znakomitego polskiego artysty grafika). Ich życie, jak i wszystkich innych, w starych kamiennych grobach i świeżo uklepanych mogiłach byłoby tak jak te kartki, które wyrwane z kalendarza wiatr unosi w niepamięć. Ale my… nie chcemy zapominać i jak mówił Cyprian Kamil Norwid o ołtarzach pamięci, „gdzie się jeszcze Święty Ogień żarzy i my winniśmy im cześć”. No cóż, życie i śmierć są ze sobą nieodłączne, a cmentarne obrządki stanowią jakby pomost pomiędzy dwoma brzegami Styksu. Są to dni piękne w swojej głębi i zadumie, akcentowane też we wspaniałych audycjach Programu II Polskiego Radia, które są dostępne dla polskich słuchaczy poza granicami kraju poprzez internet. We wtorek był Dzień Zaduszny – jakby ostatni akt tej trylogii. Polacy wrócili do pracy, a wraz z nimi i ja. Myśląc nadal o Wyspiańskim i innych artystach, którzy ulegli urokowi Bronowic, poszedłem tam, by przymierzyć się do tego magicznego miejsca. Wypełniłem kilka kartek szkicownika, z czego jedną – kilkuminutowy rysunek – załączam dla czytelników „Nowego Czasu”.


10|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

takie czasy

BRUKSELA:

Polska umową gazową z Rosją zdradza Europę Bartosz Rutkowski Mamy nową umowę gazową z Rosją i od razu ogromne problemy z Unią Europejską. Już dziś w Brukseli mówi się, że Polska, która tak bardzo forsowała ideę solidarności energetycznej Europy (kiedy ja mam problemy, sąsiedzi przychodzą mi z pomocą np. w formie dostaw gazu), sama tę ideę grzebie w imię swoich partykularnych interesów.

BRuksela nas nIe wespRze – To działanie na krótką metę, jeśli na przykład wyjdą jakieś problemy z gazociągiem, który ma biec pod dnem Bałtyku z Rosji do Niemiec, wtedy Polska nie będzie mogła skutecznie oczekiwać na pomoc Brukseli – mówi jeden z polskich analityków zajmujących się problemami energii. Tymczasem Warszawa twierdzi, że podpisana umowa z Rosją do 2022 roku spełnia wszystkie warunki, jakie stawiała nam Unia Europejska. Bruksela zaś odpowiada: jak możemy oceniać warunki tej umowy, skoro Polska, powołując się na tajemnicę handlową, nie chce nam jej ujawnić. I błędne koło się zamyka. Polsko-rosyjskie targi o gaz pokazują, jak trudna jest europeizacja polityki energetycznej. Świadczą o tym najlepiej słowa europosłanki Leny Kolarskiej-Bobińskiej z ramienia Platformy Obywatelskiej, która mówi: – My walczymy o dobre zapisy w Parlamencie Europejskim, a w tym samym czasie polski rząd wprowadza niespójność i chaos. Odmawiając przekazania Komisji Europejskiej treści umowy o zarządzaniu rurociągiem jamalskim, sprawiamy, że jako główny bojownik o bezpieczeństwo energetyczne Europy tracimy twarz.

koMIsaRz został na lodzIe Sprawa jest o tyle dziwna, że to my prosiliśmy komisarza UE ds. energii Günthera Ettingera, by ocenił umowę gazową z Rosją. Sam Ettinger sugerował nawet, że mógłby uczestniczyć w podpisaniu tej umowy podczas swojej wizyty w Polsce. Zaproszenia jednak nie dostał. Umowę, do której dostępu domaga się KE, podpisała państwowa firma Gaz-System oraz polsko-rosyjska spółka EuRoPol Gaz. Nasz resort skarbu odmówił przekazania KE umowy, wysyłając tylko jej omówienie. Powód? Umowa stanowi tajemnicę handlową. – Żaden prawnik nie powie, że umowa jest w porządku, jeśli jej nie zobaczy – oburza się na postępowanie Warszawy rzeczniczka KE Marlene Holzner. Polski rząd zatwierdził porozumienie gazowe z Rosją, nie czekając, aż Komisja Europejska oceni, czy jego uzgodnienia są zgodne z prawem unijnym. A przypomnijmy, że wcześniejszą wersję porozumienia z Moskwą, jaką rząd Donalda Tuska zatwierdził w lutym, trzeba było zmienić, zastrzeżenia miała Komisja Europejska. Bruksela zwróciła uwagę, że po-

rozumienie gwarantuje monopol Gazpromu na wykorzystanie jamalskiej tranzytowej rury do Niemiec, co jest sprzeczne z europejskim prawem. Dlatego Bruksela czeka na tzw. umowę operatorską o zarządzaniu gazociągiem jamalskim. Władzom Unii Europejskiej zależy na dopuszczeniu do korzystania z rury konkurentów Gazpromu, bo tak stanowi unijne prawo.

tajeMnIca I tajeMnIca Dlaczego resort skarbu nie przekazał KE umowy? Jak mantrę nasi urzędnicy powtarzają, że jest ona objęta tajemnicą handlową i ma charakter poufny. Jedynie spółki będące stronami umowy mogą udostępnić jej treść podmiotom trzecim. Kiedy pada pytanie: kto i dlaczego zdecydował o utajnieniu umowy – Gaz-System czy EuRoPol Gaz? – rzecznicy polskich ministerstw solidarnie milczą. Dla Brukseli to zaskoczenie. – To nie kto inny, ale rząd Polski od lutego prosił nas o opinię, czy porozumienie z Rosją jest zgodne z prawem UE, i zwracał się do nas o prawną pomoc w negocjacjach. Jeśli teraz chce, byśmy ocenili, czy nowe porozumienie jest zgodne z prawem UE, to musi nas zapoznać z dokumentacją – mówi rzeczniczka KE Marlene Holzner. Sprawa jest poważna, bo już w lipcu KE zapowiedziała, że jeśli polski rząd nie zlikwiduje monopolu Gazpromu w jamalskiej ru-

rze, to Komisja pozwie Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Rosja zakłada pętlę Ale w cieniu tego starcia z unijnymi władzami jest też sprawa samego kontraktu, który początkowo miał obowiązywać do 2037 roku, co wielu nazwało nawet zdradą Polski. Ostatecznie zgodzono się na czas jej obowiązywania do 2022 roku. Być może poskutkowała krytyka takiego ruchu, która wskazywała, że tak długa umowa była poważnym błędem i to z kilku powodów. Po pierwsze nie mamy noża na gardle, by wiązać się z rosyjskim partnerem na tak długi czas. W razie problemów możemy się posiłkować zakupami gazu od krajów Europy Zachodniej. Po drugie powstaje w Świnoujściu Gazoport, tam będzie dostarczany gaz, który może być w przyszłości tańszy od rosyjskiego. To mogłoby sprawić, że wyrzucilibyśmy miliardy dolarów czy euro w błoto. Po trzecie Polska leży – jak potwierdził geologiczny zwiad – na złożach łupków, które – jak twierdzą z kolei Amerykanie – dadzą nam gazu nawet na 200 lat. Przy obecnych postępach technologii można sobie wyobrazić, że już za 10 lat będzie można ten gaz z łupków pozyskiwać. Pierwszy odwiert już wykonano kilka miesięcy temu. Może się więc okazać, że

jesteśmy nie tylko samowystarczalni, ale także, iż będziemy mieli gaz również na eksport. Jeśli dodamy do tego fakt, że rośnie też produkcja biomasy, np. z wierzby energetycznej używanej do celów grzewczych, która zastępuje gaz, to zaspokojenie naszych potrzeb na ten rodzaj energii będzie wystarczające. Następnym argumentem jest niepewność tempa, w jakim będziemy się rozwijali. Od tego jest uzależnione zapotrzebowanie na gaz. I jeszcze jedna sprawa. Do tej pory Polska importowała z Rosji 7 mld metrów sześciennych gazu. Zgodnie z nową umową ma to być 10,3 mld m sześc. Za 85 proc. zakontraktowanych dostaw musimy zapłacić, a więc nawet przy braku zapotrzebowania będzie to kwota ok. 9 mld m sześc. rocznie. W dodatku zostanie utrzymany zakaz odsprzedaży tego gazu.

koMpRoMIs(?) w ostatnIej chwIlI Sytuację pogorszyła wypowiedź premiera Rosji Władymira Putina, który stwierdził, że umowa będzie obowiązywała do 2045 roku. Putinowi zaprzeczył polski wicepremier Waldemar Pawlak pokazując dziennikarzom stronę tajnej umowy dotyczącą daty. W końcu strona polska pokazała umowę Komisji Europejskiej, ale jej tajność nadal obowiązuje. Obywatele Polski są mniej uprzywilejowani i nie poznają jej treści.


|11

nowy czas | 6-19 listopada 2010

kalejdoskop

PLan na powrót Wielka Brytania

Polski znaczek w najnowszej edycji Royal Mail Wielka Brytania Brytyjska Poczta Królewska 28 października wydała nową serię znaczków pocztowych związanych z National Memorial Arboretum, gdzie znajduje się również pomnik – odsłonięty rok temu – upamiętniający polskich żołnierzy, którzy zginęli na frontach II wojny światowej. Blok dziesięciu znaczków w cenie £13.50 można nabyć w większych oddziałach poczty albo za pośrednictwem internetu: www.royalmail.com/remembrance

£9.71 z każdej sprzedaży będzie przeznaczone na ośrodek spotkań, jaki ma powstać w Arboretum. Koszt całego projektu, którego patronem jest książę William, wyniesie 8 mln funtów. Polski znaczek przedstawia fragment pomnika (czapkę żołnierza z kampanii wrześniowej), który również zwrócił naszą uwagę w dniu odsłonięcia. Pisaliśmy wtedy w „Nowym Czasie”: „Kiedy opadły już emocje zauważyłem nieopodal pomnika samotną czapkę żołnierza. Ta rogatywka odlana w brązie jest najbardziej poruszającym symbolem tych, co polegli.” (gm)

Niedoszły zamach Wielka Brytania Brytyjskie służby specjalne rozbroiły bombę znajdującą się na pokładzie samolotu towarowego lecącego do Stanów Zjednoczonych. Jak się okazało, znalezienie bomby (dopiero przy drugim podejściu) było czystym przypadkiem. Pierwsze sprawdzenie samolotu po otrzymaniu informacji z zagranicy nie przyniosło rezultatu. Dopiero ponowne sprawdzenie doprowadziło do znalezienia ładunku wybuchowego w drukarce komputerowej. Eksperci zwracają uwagę, że fakt przesyłania drukarki z Jemenu do Stanów Zjednoczonych (co było o wiele droższe niż zakupienie drukarki na miejscu) powinien zwrócić uwagę kontrolerów na

lotniskach. W dalszym ciągu nie wiadomo, kiedy i gdzie na trasie samolotu terroryści planowali odpalenie ładunku. Mieli pełną, zdalną kontrolę za pomocą telefonu komórkowego i, zdaniem ekspertów, prawdopodobnie zamierzali doprowadzić do eksplozji w czasie przelotu nad terenem zabudowanym. Było to największe zagrożenie atakiem terrorystycznym w czasie kadencji Davida Camerona, o którym premier został poinformowany dopiero kilka godzin później. O zagrożeniu wcześniej poinformowano prezydenta Baracka Obamę. Konsekwencją tego niedoszłego zamachu z pewnością będą nowe restrykcje. Służby w wielu krajach pracują obecnie nad usprawnieniem procedur sprawdzających zawartość przesyłek. (gm)

Jesteś na Wyspach już jakiś czas, nieźle zarabiasz, być może masz kierownicze stanowisko. Ale ciągnie cię do kraju. Od czego zacząć układanie planu powrotu? Można zajrzeć na stronę powroty.gov.pl. Jej koordynator, Maciej Szczepański mówi, że emigranci znajdą tu narzędzie o nazwie „Powrotnik”.– To baza danych zawierająca aktualne informacje o wszystkich sprawach, o jakich musimy pomyśleć planując powrót. Są też informacje o tym, jak znaleźć na miejscu pracę, założyć swój biznes i odnaleźć się w podatkach. Jest też poradnik dotyczący służby zdrowia i opieki społecznej. Wracanie w ciemno nie jest dobrym pomysłem. – O powrocie trzeba myśleć jako o czymś bardzo skomplikowanym. Wielu reemigrantów wspomina, że łatwiej było wyjechać na Wyspy niż potem wrócić do kraju. Najlepiej byłoby, gdybyśmy jeszcze przed powrotem załatwili sobie pracę nad Wisłą – ostrzega Szczepański. Powracający mogą też przeżyć… szok kulturowy. – Można pomyśleć, że cztery, pięć lat na Wyspach to nie tak wiele, ale nasi eksperci ostrzegają, że nie jest to rzadkie. Ludzie, którzy na powrót osiadają w Polsce często nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo się zmienili i jak bardzo zmienił się świat wokół nich – mówi koordynator serwisu. Potwierdza to Christopher Hume z AERO International, firmy rekrutacyjnej, celującej przede wszystkim w ponownym sprowadzaniu nad Wisłę Polaków pracujących w bankowości, finansach i marketingu. – Wracając do kraju musimy być realistami i nie spodziewać się podobnych pieniędzy jak nad Tamizą. Nasze oczekiwania muszą być dostosowane do lokalnego rynku, choć możemy liczyć na nieco więcej pieniędzy. Pracodawca zapłaci nam bowiem więcej, ponieważ mamy dodatkowe kompetencje – mówi Hume.

Sylwia Kujawa spędziała sześć lat w Irlandii, pracując w Citi Bank i Price Waterhouse, a po powrocie do Polski w 2009 roku otrzymała wysokie stanowisko w Banku Zachodnim

Podczas sympozjum przygotowanego przez AER i Polish Professionals, Hume wymieniał zalety, jakie – z punktu widzenia pracodawcy – mają reemigranci: znajomość języka obcego; znajomość rynków międzynarodowych; radzenie sobie z odmienną kulturą korporacyjną; posiadanie kwalifikacji uznawanych na całym świecie (dyplomy, certyfikaty itp.) Ale nie wszyscy powracający automatycznie zyskują przewagę. – Jeśli pracujesz w sprzedaży, możesz mieć problemy, bo tu liczą się kontakty i znajomość lokalnego rynku. Nie mówię, że sobie nie poradzisz, ale korzyści z twojego czasu spędzonego na Wyspach będą mniejsze - tłumaczy Hume. Z danych AERO wynika, że przeciętny reemigrant, który „szczęśliwie ląduje” w Polsce ma 33 lata, przynajmniej od czterech i pół roku pracował na Wyspach jako specjalista (professional), posiada wyższe wykształcenie i zarabia około 42 tys. funtów rocznie.

Adam Dąbrowski

Fikcja jak rzeczywistość: wielka polityka w terenie Polska Jak na złość, polskie wybory lokalne zaczynają przypominać te zachodnie i to w najgorszym wydaniu, kiedy fikcja staje się rzeczywistością. Przykład? W wielkopolskich Dusznikach dotychczasowy wójt zmierzy się z emigrantką z USA. Kobieta nie ma jednak – jak bohaterka znanego serialu „Rancho” – na imię Lucy, a bliźniak wójta nie jest proboszczem. Choć Dorota Tułodziecka-Adams też mieszka w dworku, mówi po polsku nawet lepiej niż serialowa Lucy. Kandydatka ma 53 lata i została zgłoszona przez komitet wyborczy „Rozwój Przyszłość”. Ma wykształcenie artystyczne, zajmuje się fotografią. Serial „Ranczo” zna pobieżnie. – Oglądałam tylko kilka odcinków i widzę pewną wspólną sprawę: wydaje mi się, że emigranci wracający do

kraju mogą z dystansu ocenić pewne rzeczy ostrzej. Przez ostatnie półtora roku miałam okazję widzieć, co się dzieje w mojej gminie. Komitet „Rozwój Przyszłość” został założony z powodu wójta, który nie troszczy się o losy mieszkańców i o ich dobro – przekonuje kandydatka. A jej konkretne propozycje? Tułodziecka-Adams między innymi chce powstrzymać budowę farmy wiatraków w gminie. Nie jest przeciwna energii odnawialnej, ale – jej zdaniem – inwestycja ta przewidziana jest zbyt blisko zabudowań. Myśli też o rozwoju gminnych dróg. Adam Woropaj zdaje sobie sprawę, jak skończyła się kampania wyborcza w serialu „Ranczo”. Podkreśla, że nie można mylić polityki z serialem. – Jeśli niektórym osobom miesza się fikcja filmowa z rzeczywistością, to współczuję im. Mieszkańcy wiedzą lepiej, a to oni wybierają, a nie reżyser czy ktoś

inny. To mieszkańcy wezmą pod uwagę fakt, czy moja dotychczasowa działalność była dobra, czy chcą zmiany i wybiorą kogoś, kto nie ma nic wspólnego z tym terenem – mówi. Woropaj zaznaczył, że ma świadomość wpływu mediów na ludzi i nie lekceważy przeciwniczki. Dodał też, że zna Dorotę Tułodziecką-Adams. – Ta pani ma dworek w Grzebienisku, ona cały czas przebywała w USA, tu przylatywała tylko na wakacje i święta. Nie wiem, czy przyleciała tylko po to, by wystartować w wyborach, czy chce się osiedlić – powiedział. Mieszkańcy, poza kandydatem PSL-u, a zarazem obecnym wójtem i Dorotą Tułodziecką-Adams, będą mogli poprzeć w wyborach jeszcze trzeciego kandydata – Łukasza Walora, wystawionego przez komitet wyborczy „Nowoczesna Gmina”. Na szczęście to tylko odosobniona egzotyka, ludzie znają swoich kandydatów, a także ich słabe i dobre strony. (br)


12|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 King’s Grove London SE15 2NA

De profundis Krystyna Cywińska

2010

Starzejemy się szybciej niż pomniki, jakie stawiamy, zwłaszcza te nagrobne. Te anioły skrzydlate, te smutne wdowy zakute w marmurze. Te posągowe postacie mężów wybitnych albo i nie. Pomniki można odrestaurować. Dorobić im przetrącone skrzydła, nosy głowy. Oczyścić i tchnąć w nie nowe nagrobne życie. Z człowiekiem znacznie gorzej. Jak zacznie się starzeć, skrzypieć, kwękać i stękać.

Gdy łamią go kości i woda bulgocze mu w płucach, wzywa lekarza. Dzwoni do przychodni. Odzywa się katarynka. – Tu przychodnia. Żałujemy, przepraszamy, ale wszyscy asystenci są zajęci. Już nie sekretarki. Nie pielęgniarki, ale asystenci. Kości cię łamię, w płucach ci świszczy, ręce opadają. Wzywasz pogotowie. Zajeżdża karetka na sygnałach. Wszyscy sąsiedzi w oknach i drzwiach. – Ktoś umarł? – Nie, jeszcze żyje. Sanitariusze wskakują do domu z noszami i aparatami. Dopadają pacjenta. Badają mu ciśnienie. Podają mu tlen. Anioły pierwszej potrzeby. Po czym rozstawiają nosze i ładują na nie chorego. – Zabieramy cię do szpitala. Jak się nazywasz. – Adam. Ale ja nie chcę do szpitala – woła. – Nie pojadę. – Dlaczego? – Bo nie znam ani urdu, ani suahili, ani żadnego innego narzecza. Nie dogadam się w szpitalu. Pacjent ma już lekko przechlapane jako rasista. – Zbieraj się. Get your ars, jedziemy. I pojechali. Rodzina zdruzgotana. Dzwoni do szpitala. – Tu szpital pod wezwaniem św. Wita. Witajcie. W czym możemy pomóc? – Gdzie jest pacjent Adam, wczoraj w nocy przywieziony? – A jak się nazywa? Rodzina podaje nazwisko. – Jak? Rodzina literuje litera po literze. I czeka. Po jakimś czasie słyszy: – Jest na oddziale diagnostycznym. Łączymy. Na oddziale diagnostycznym go nie ma. Gdzie jest? – Na oddziale kardio-

logicznym. Łączymy. Tam też go nie ma. Był, ale go przeniesiono. – Gdzie? I tak przez kolejne oddziały. Wreszcie pacjent się znalazł. Siedzi Adam w fotelu na kółkach na korytarzu, na oddziale terapii i czeka na łóżko. Rodzina pędzi galopem do szpitala. A szpital jest jak miasto umierających, jak siódmy krąg przedpiekla. Rodzina kluczy po korytarzach, przedsionkach, oddziałach i salach. Bladych twarzy jak na lekarstwo. Czarne, smagłe, żółtawe twarze szwargoczą między sobą narzeczami z wieży Babel. – Doktora! – woła rodzina. Po godzinie doktor się zjawia. Smagły pan w średnim wieku, w wyszarzałych spodniach, w koszuli steranej w maglu i w przybrudzonych tenisówkach. Rodzina rodem z Polski oczekiwała postaci poważnej, w białym fartuchu, ze stetoskopem na szyi. Przy ogólnym zaskoczeniu zaniemówiła. Doktor okazał się Grekiem. Po paru popisach rodziny ze znajomości „Iliady” i „Odysei”, i greckiej mitologii lekarz został dopuszczony do diagnozy pacjenta. – Nic mu nie będzie, jak tu poleży z kroplówką, kateterem i dializą. Za mało moczu oddaje. Rodzina wyszła uspokojona, choć pacjent wybrzydzał na jedzenie. Pomyjami tu karmią! Nie szkodzi. Schudnie. Ale żona pacjenta orzekła, że to skandal. Skandal, żeby obsługa szpitalna w byle czym latała, a lekarze bez białego fartucha badali pacjentów. Nawet w PRL-u nie do pomyślenia.

I tak wyrzekając na upadek obyczajów szpitalnych w tym kraju, nadziała się na Sikha w turbanie wycierającego podłogę mopem z dezynfekcją. – W czasie Powstania Warszawskiego – burknęła – lepsze mieliśmy płyny dezynfekujące, mniej śmierdzące. I gdzie się podziały szpitalne matrons – postrach personelu, anioł stróż pacjentów? Dawno je zredukowano. Anglia jest krajem wielorasowym, wielojęzycznym i demokratycznym. A demokracja nakazuje równanie w dół. Żeby się nikt nie wyróżniał ubraniem i dystynkcjami. I wszyscy są teraz health carers. Począwszy od lekarzy, a skończywszy na sprzątaczach i kucharzach. Po dwóch tygodniach rodzina szykuje się do odebrania pacjenta. Dzwoni do szpitala. – Kiedy go karetka przywiezie? – Na razie niemożliwe, bo ma spuchnięte nogi. – Jak to? Wczoraj nie miał spuchniętych nóg, a teraz ma? – Tak, ma. Za mało moczu oddaje. Rodzina leci do szpitala. – Adam, pokaż nogi. – Po co? – pyta zdumiony Adam. – Bo masz spuchnięte. – Ja? Nie! To ten pacjent obok ma spuchnięte nogi. – Sorry, sorry – mała pomyłka. Nie odróżnili Adama od sąsiada Murzyna. I odstawiono pacjenta do domu po ośmiu godzinach czekania na korytarzu na karetkę. – A tej pacjentce po drugiej stronie – opowiada Adam – która się skarżyła na ból nóg, jak ją wypisywali, powiedzieli, niech jeździ taksówkami.

Nasz znajomy miał lekki atak serca. Gdy wychodził ze szpitala, czarny jak heban kardiolog powiedział mu: – Jak pan przyjdzie do mnie za dwa tygodnie, powiem panu, kiedy pan umrze. Taki widać miał czarny humor ten kardiolog. Rodzinny lekarz w przychodni zarządził dalszą terapię Adama. Ma mieć co tydzień pobieraną krew do analizy. I co tydzień zjawiają się różne postacie i kłują Adam bez miłosierdzia. Ma pełno siniaków. Po czym się okazuje, że analiza krwi przepadła w komputerze. A w leczeniu przecież komputer ma ostatnie zdanie diagnostyczne. – W Polsce chyba jest inaczej – rzekła żona pacjenta. Ale gdzie tu na tym wygnaniu szukać polskiego lekarza? Hydraulika, owszem, ale polskiego lekarza na zawołanie? Pewna Angielka wezwała hydraulika, żeby naprawił cieknący kaloryfer w pokoju jej chorego męża. I niech mu nie przeszkadza. Po pewnym czasie hydraulik wyszedł i powiada: – I’ve fixed a radiator and I’ve fixed your husband. – What? – wrzasnęła Angielka. – No tak. Bo w Anglii jestem hydraulikiem, a w Polsce lekarzem. Miała baba szczęście. Starzejemy się znacznie szybciej niż pomniki, jakie stawiamy na cmentarzach. Co sobie uświadomiłam, odwiedzając w Dzień Zaduszny przywrócone do życia grobowce. Z odnowieniem człowieka jest znacznie trudniej – co rzekł de porofundis.

Ludzie listy piszą (jeszcze) Cuda się jednak zdarzają! Przekonałem się o tym niedawno. Do redakcji trafił list od oburzonej Czytelniczki, która przeczytawszy jeden z moich felietonów, nie mogła zrozumieć, dlaczego używam słowa „kurde” i po co w ogóle wulgaryzmy w tak porządnej gazecie. Za list serdecznie dziękuję. Przypomniał mi on stare dobre czasy, kiedy przeważnie po każdym artykule przychodził chociaż jeden list do redakcji. Ludziom chciało się pisać. Było to tak dawno temu, że już nawet nie jestem pewien, czy tak było rzeczywiście, czy aby już pamięć mnie nie zawodzi. Gdy dostałem więc list od Czytelniczki w 2010 roku, podskoczyłem z wrażenia i byłem jak małe dziecko, które właśnie dostało nową zabawkę. Uwierzyłem w cuda! To warte podkreślenia, bo teraz – w czasach wszechobecnych telefonów komórkowych – mało kto jeszcze kusi się na napisanie czegoś więcej niż SMS. Owszem, czasem ktoś zostawi jakiś wpis na Facebooku lub Twitterze, ale to już bodaj wszystko, czego można się w tych czasach spodziewać. O listach (jako takich) przeważnie już wszyscy zapomnieliśmy. Pamiętam dobrze czasy, kiedy zawsze wypadało mieć w domu dobre koperty, papier listowy i kilka znaczków pocztowych pod ręką. Listy, wtedy jeszcze pisane wiecznym piórem lub co najmniej czarnym długopisem, wysyłało się często. Jedna strona, dwie strony, czasem więcej,

jeśli było o czym pogadać. Przeważnie było. Telefon (ten na kabel, nie komórkowy) był wówczas rarytasem, na który mało kto mógł sobie pozwolić. A jeśli już mógł, to i tak nie było to najtańsze. Co innego znaczek pocztowy. Do dzisiaj pamiętam słodkawy smak kleju. Tak, znaczki się wówczas lizało... Tak samo było z listami do redakcji. Niemal w każdej, w której wówczas pracowałem, był specjalny dział zajmujący się odpisywaniem na listy. Przeważnie zatrudniano tam panie, które zdawały się mieć więcej cierpliwości i większą wprawę w pisaniu na maszynie. Siedziały więc przy biurkach i stukały w klawisze przez cały dzień. Stuk, stuk, stuk, stuk… List napisany. Odpowiedź w kopercie. Aż do następnego listu. Byli tacy, którzy do redakcji pisali co tydzień. Albo i częściej. Jakby musieli z kimś pogadać o najważniejszych problemach. Pisali o wszystkim: co się dzieje w polityce i co ci ważni politycy powinni zrobić. Albo o pogodzie. To był też istotny temat. Najczęściej jednak pisali albo o przeczytanych artykułach, z którymi się przeważnie nie zgadzali, albo najzwyczajniej o sobie. Takich osobistych wyznań było bodaj najwięcej. Niektórzy uważali, że redakcja regularnie powinna być informowana o wszystkim, co się wydarzyło na podwórku pana Nowaka lub Kowalskiego. No i pisali. Również i na te listy odpisywaliśmy. Przynajmniej na

początku. Potem okazało się, że lepiej jest nie odpowiadać, bo to jedynie mobilizowało nadawców do częstszego sięgania po pióro. Co innego dzisiaj. W skrzynce znajduję jedynie rachunki. Czasem ktoś zrobi wyjątek i wyśle pocztówkę z wakacji. Ale i to zdarza się rzadziej, bo łatwiej zrobić zdjęcie telefonem komórkowym i wysłać elektronicznie, MMS dojdzie natychmiast i obywa się bez znaczków. Mniej kłopotów z szukaniem skrzynki pocztowej, łatwiej i wygodniej. Tylko czy aby na pewno? Co się stało z tymi wszystkimi starymi kanałami komunikacji, bez których jeszcze nie tak dawno trudno było żyć, a o których dzisiaj, zdaje się, już nikt nie pamięta? Jak w ogóle się ze sobą porozumiewamy w tych zwariowanych czasach? Czy mamy jeszcze czas na to, by w ogóle rozmawiać ze sobą, czy już tylko wystarczy nam krótka rozmowa przez telefon w drodze do pracy lub z pracy? Albo mniej lub bardziej sporadyczne wysłanie SMS-a załatwia sprawę? O kurde! (Tfu, przepraszam!). Zupełnie zapomniałem o liście pani Anny Kossowskiej. To ona sprowokowała mnie do takich nostalgicznych wynurzeń. Bardzo serdecznie dziękuję. Obiecuję poprawę.

V. Valdi

nowyczas.co.uk


|13

nowy czas | 6-19 listopada 2010

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Drogi Pawle, oczekujesz ode mnie wyraźnej deklaracji. Pytasz, po której jestem stronie. Może nie wprost, ale tak to odbieram. Odpowiedź jest prosta. Parafrazując Gombrowicza, mógłbym powiedzieć – nie jestem taki szalony, żeby być po jakiejkolwiek stronie, zwłaszcza w sporze toczącym się obecnie w Polsce. Niemniej jestem na tyle szalony, żeby coś na temat tego sporu mniemać. A spór to szczególny. Polska polityka, debata publiczna, nocne Polaków rozmowy zmieniły się w mecz futbolowy. Nie wymagaj ode mnie, żebym nagle stał się szalikowcem. Podziwiam oddanych kibiców, podziwiam dobrą piłkę, ale z dystansu, brakuje mi, niestety, zaangażowania. Być może jestem uboższy, nie znam tych uczuć i emocji, ale proszę Cię o wyrozumiałość dla wrażliwych inaczej. W demokracji, społeczeństwie, debacie, rozmowie nie chodzi o to, żeby zdobyć punkty, przesunąć się w tabeli, ukręcić przeciwnikowi łeb, pokonać go, zniszczyć. W demokracji, w debacie nie obowiązują reguły gier zespołowych. Oddani kibice największych partii to zaledwie niewielki element tej gry. Nie oni decydują o zwycięstwie. Tak zwana masa krytyczna to wyborcy niezdecydowani, pragmatyczni i często brutalni. W ich ocenie liczą się czyny, a nie pozory. Nikt też ich nie gani za brak oświecenia i sprzyjanie ciemnym siłom. Najlepszym przykładem są ostatnie wybory w Stanach Zjednoczonych. Wydawało się, że Amerykanie dwa lata temu dali przyzwolenie na radykalne reformy wybranemu na fali entuzjazmu prezydentowi Obamie. Kiedy doszło do sprawdzenia i oceny rezultatów, wycofali swoje poparcie, wybierając do Kongresu nawet przedstawicieli skrajnej prawicy. Wyrok zapadł i nikt tam nie mówi o skrajnej prawicy i niedojrzałości elektoratu. Tematem analiz jest prezydent, bo to on został oceniony. Prezydenckie przesłanie „yes we can” było nośne wiecowo, ale nie dało, w przekonaniu Amerykanów, wymiernych rezultatów. Nikt jednak – ani prezydent, ani komentatorzy – nie sugeruje, że zwyciężyła opcja moherowa.

W Polsce duży procent elektoratu jest poniżany i otwarcie zwalczany. Podział na my i oni, jaki jednoczył społeczeństwo w czasach komunistycznych, przeniesiony do Polski wolnej stał się katalizatorem niezgody społecznej, stygmatyzacji inaczej myślących i likwidowania tej części elektoratu, która dla procesów demokratycznych jest najważniejsza. Czyli części niezdecydowanej, pozostawiającej sobie swobodę oceny dokonań rządzących. Tej części chciałbym bronić, bo tylko w niej jest szansa na zachowanie zdrowego rozsądku i wolności myślenia. W moim odczuciu Twój wywód bierze często rozbrat z wolnością myślenia i oddaje się bezrefleksyjnie tej psychozie intelektualnej, która zastąpiła dyskurs. Jest przyzwoleniem na toczący się mecz futbolowy, na karykaturę rzeczywistości i naszych aspiracji. Krytykujesz prezesa, do czego masz prawo, za coś, czego nie powiedział, do czego prawa nie masz. Zdanie stwierdzające fakt: „Ten człowiek zginął za mnie”, umieszczasz w kontekście jakże dobrze nam, Polakom, znanym – zginąć za Polskę, wiarę, czyli w tym przypadku za prezesa, jego ideologię itd. Ale w drugim zdaniu tej samej wypowiedzi ten ganiony przez Ciebie uzurpator nie pozostawia żadnej dwuznaczności. „To ja byłem celem napastnika” – czyli „za mnie” znaczy „w zastępstwie” bez tej romantyczno-rewolucyjnej kreacji, którą sugerujesz. Taka brawura semantyczna jest, niestety, powszechna, dlatego wolę pozostać intruzem i malkontentem niezrzeszonym. Na razie dziwiącym się, dlaczego sprawy ważne dla kraju, jak chociażby umowa gazowa, ma klauzulę tajności i nikt nie protestuje. Czy państwo polskie jest własnością rządzących?

kronika absurdu Proboszcz parafii w Górce Pabianickiej w Łódzkiem zatroskany żmudną pracą parafian na miejscowym cmentarzu postanowił im życie ułatwić. Ściął wszystkie drzewa, nie ma już liści na grobach, nie ma wiekowych dębów. Zniknęły lipy, topole, osiki okalające nekropolię. – Było tak miło, ładnie. Teraz cmentarz wygląda jak łyse pobojowisko – skarży się niewdzięczna parafianka w „Gazecie Wyborczej”, która gospodarność proboszcza opisała. Skarży się też proboszcz: – Nikt nam nie będzie mówił, czy możemy ściąć drzewo, czy nie. Mamy wolność. Jeszcze trochę i zakażą nam oddychać świeżym powietrzem. Baron de Kret

Wacław Lewandowski

Jesiennie… Kończy się tzw. złota polska jesień, pluchy jeszcze wprawdzie nie nastały, ale już dzień krótki, chłód w powietrzu i coraz więcej szarości. Dziko żyjące w mieście bezpańskie koty, zwierzęta ciepłolubne, nie przepuszczą w tę porę żadnej okazji, by wpełznąć pod właśnie zaparkowany gdzieś samochód i wyciągnąć dla siebie jak najwięcej ciepła spod rozgrzanego jeszcze silnika czy wolno stygnącego katalizatora. Wrony i sroki, które w ostatnich latach opuściły wiejskie ścierniska i wyemigrowały do miast, gdzie byt pewniejszy i więcej pożywienia, sprytnie wyszukują w przydomowych ogrodach opadłych z drzewa orzechów i z właściwą sobie inteligencją oraz sprytem bombardują asfalt ulic zrzucaną w koszącym locie zdobyczą, wiele razy, aż pęknie łupina i można będzie wydobyć z jej wnętrza upragnioną i pożywną zawartość. Człowiek przygląda się temu z niejakim podziwem i uśmiechem uznania, a jeśli ma już jakieś doświadczenie życiowe, zaduma się też nad względnością ludzkiej wyższości pośród innego stworzenia… Piękne, podbarwiane brązem i błękitem sójki przysiadły na chwilę na płocie przed domem, jak zawsze parami, jak zawsze płochliwe i ostrożne. Wystarczy, że w zasięgu ich wzroku pojawi się przelatująca z

krzykiem sroka, a już kończą chwilowy postój, zrywają się do lotu i nikną człowiekowi z oczu. Mniej ostrożne są małe i pękate sikory, które już przyleciały tłumnie i z dumą prezentują swe barwne brzuszki. Zajęte skrzętnym wyszukiwaniem pożywienia mniej zwracają uwagę na otoczenie, zlatują zawsze w większej grupie, po kilka, kilkanaście sztuk, co może dodaje im poczucia pewności siebie. Takie widoki, dopełnione barwami opadłych, a jeszcze niegnijących liści i przebłyskami niskiego już słońca, właściwie powinny wprowadzać obserwatora w dobry nastrój oraz skłaniać ku myślom pogodnym i beztroskim. Dzieje się jednak inaczej – starsi stają się gderliwi i rozdrażnieni, ci, którzy minęli już połowę drogi swego żywota, popadają w melancholię, młodzież staje się rozleniwiona i zniechęcona do codziennych obowiązków. Niełatwo w taką porę poddać się z zapałem rygorom pracy, łatwiej za to wątpić w jej sens i pożytek, jaki mogłaby przynieść… Człowiek nabiera dystansu do spraw codziennych, zaczyna myśleć o sobie jako o drobinie, cząstce zabłąkanej w obszary nieodgadnionego przezeń porządku lub chaosu. I pewnie jak najtrafniej jest to pomyślane, że w taką porę wypada dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki, bo

przecież doświadczając jesienią niezwykle intensywnie przemijania, jakoś szczególnie odczuwając kruchość własną, jesteśmy bardziej odpowiednio nastrojeni do myśli o tych, których już tu pośród nas i pośród tej jesiennej aury nie ma, którzy już życie swe zakończyli. Łatwiej im teraz przeniknąć do naszych myśli, stać się obiektem przywołań i wspomnień. Myślimy więc o nich, wspominamy, czasem zastanawiamy się, jak – gdyby nadal byli – przebiegałyby dzisiaj nasze spotkania i rozmowy. Bywa też tak, że w te dni jesienne mamy wrażenie, iż nadal utrzymujemy z nimi kontakt i prowadzimy dialog, nadal potrafimy rozmawiać. Nawet z tymi, których miejsc spoczynku nie zdołamy w tym czasie odwiedzić, którym nie zapalimy zniczy ani nie położymy kwiatów na grobie. W taką porę skądś wiemy – albo mamy silne wrażenie, że wiemy – iż tym naszym Zmarłym bardziej niż na płomieniach zniczy i nagrobnych świątecznych dekoracjach zależy na tym, byśmy czasem takie rozmowy w myślach z nimi prowadzili i trwali w przekonaniu, że oni słuchają i słyszą, odpowiadają nam i nawet jeśli pozostawiają nas z jakimś niedosytem, wzbogacają nas równocześnie, obdarowują.


14|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

kultura Fot. Franco Chen

Tak jak obraz Łucja Piejko Ten dzień pamiętam bardzo dokładnie. To była jesień i za oknem jeleniogórskiej szkoły muzycznej zapadał zmrok. I właśnie wtedy, w czasie jednej z lekcji historii muzyki, usłyszałam zdanie, którego długo nie mogłam zrozumieć, mimo jego jasności i oczywistości. Po latach praktyki i nieustannego kontaktu z muzyką jednak pojęłam i, co istotne, zupełnie się zgadzam, że „do Mozarta trzeba dorosnąć”. Że pozorna prostota techniczna ma się nijak do emocjonalnej głębi twórczego geniuszu i że zdolność ogarnięcia tego geniuszu naszą muzyczną wrażliwością rodzi się z czasem. To chyba trochę tak jak z jazzem. Uważany często za muzykę raczej dla koneserów, za coś alternatywnego, wyszukanego i mało skomercjalizowanego, jazz jest nurtem wymagającym sporego nakładu energii i emocji. Bo nie jest to muzyka prosta, z czym na pewno każdy się zgodzi. Bogactwo stylów, technik i odcieni jazzu, od malowniczych pejzaży Patha Metheny’ego po eksperymenty dźwiękowe Milesa Davisa sprawia, że czasem musi upłynąć wiele nut i lat, by w pełni i z całą rozkoszą chłonąć jego piękno. Przyznać się muszę, że choć dojrzałam do Mozarta w pełnym znaczeniu tego słowa, wciąż jestem raczej początkująca, jeśli chodzi o jazz. Z tym większą radością przesłuchuję więc, raz za razem, najnowszą płytę Janusza Kohuta „Landscapes”, bo o niej mowa, która jest dla mnie płytą zupełnie wyjątkową. Dlaczego? Przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze więc, obecność trójki znakomitych muzyków, których

Od lewej: Yaron Stavi, Leszek Kohut, Tomasz Nowak, Jan Budziaszek po koncercie w Jazz Cafe POSK

Kohut zaprosił do artystycznej współpracy. Jest więc Tomasz Nowak, trębacz współpracujący między innymi z Nigelem Kennedym czy Leszkiem Możdżerem, jest Yaron Stavi, znakomity kontrabasista, członek Gilad Atzmon’s Band The Orient House Ensemble nagrodzonego BBC Jazz Awards w 2003 roku za najlepszą płytę jazzową (rozmowę z Yaronem Stawi opublikowaliśmy w porzednim wydaniu „Nowego Czasu”), jest i Jan Budziaszek, legendarny perkusista równie legendarnych Skaldów. Dream team? Chyba tak, bo efekt ich wspólnych artystycznych wysiłków jest, bez słowa przesady,

znakomity. Mieszanka barwnego i smakowicie podanego jazzu, przyprawiona elementami bluesa, folku, szczypty klasycznych brzmień i przede wszystkich unikalnego stylu Janusza Kohuta, tworzy całość tak smakowitą, że naprawdę trudno się oprzeć. Każdy landscape jest osobną opowieścią, osobną historią, osobnym muzycznym organizmem, który od pierwszej do ostatniej nuty żyje swoim życiem. Janusz Kohut powiedział kiedyś – w odpowiedzi na moje pytanie w jednym z wywiadów – że jego największym marzeniem jest uchwycenie całej formy muzycznej w jednym momencie, tak

jak ogląda się obraz. Po wielokrotnym rozkoszowaniu się Landscapes, z zamkniętymi oczami, mogę powiedzieć, że chyba mu się to wreszcie udało. Polecam. PS. Janusz Kohut z towarzyszącymi mu muzykami wystąpił w ubiegły weekend w POSK-u, najpierw w Sali Teatralnej, w pierwszej części koncertu (w drugiej wystąpił znakomity Leszek Możdżer). A w niedzielę 31 października w Jazz Cafe, przywołując krakowskie Zaduszki Jazzowe na londyńskiej scenie. Piękny, wzruszający koncert.

Groove Razors at The Roof Gardens By James Savage-Hanford

Appearing last Hallowe’en weekend as part of Jazz FM’s live music series at The Roof Gardens, Kensingtn, London-based fusion quintet the Groove Razors produced a set that was full of vitality, effortlessly stylish and technically superb. Founded in 2009 by pianist and composer Tomasz Zyrmont and drummer Laurie Lowe, musically this ensemble presents something of a mixed bag, both stylistically and generically. Zyrmont’s songs are obviously accomplished pieces of writing and were performed with great verve and fluency. But it was just how generically permissive, or flexible, his compositions seemed that made them so engaging. Aside from the more obvious funk and R&B-inspired grooves and rhythms that typify much jazz-fusion, there was also a tendency (most apparent in ballad numbers such as ‘Blask’ and ‘Ballad for Venus’) towards a more ambient, relaxed sound. It hinted at the more commercially ‘accessible’ genres of chillout or even smooth jazz. These slower numbers were fairly standard as far as ballads go, but they stood out in large part due to frontman Alan Short’s sensitive and often-mesmerising saxophone playing. Indeed, while his spoken introductions may have betrayed an air of befuddled unworldliness, Short’s playing (whether on alto sax or flute) was generally stunning. As for the remaining members of the

quintet, Lorenzo Bassignani was reliable and inventive on bass, and special guest Alex Hutchings often stole the show with his guitar solos. The group was at its best in those songs that successfully combined, or juxtaposed, constituent elements of this ambient ballad style with material that was more upbeat or rhythmically complex. It gave the musicians the opportunity to explore and exploit a truly broad expressive range. Short’s melancholic sax solo at the start of ‘Inspired Thoughts’, for instance, sounded almost like it belonged on a film noir soundtrack. But this gave way every so often to a more buoyant melodic riff, before lapsing into extended upbeat improvisation (again, Short’s screaming alto was quite something to experience). The riveting and darkly introverted ‘Night with You’, which followed, exaggerated the process but in reverse. A driving, repetitive melodic figure played in unison at the start dissolved into a hypnotic web of melodic figurations in the keyboards. On second listening, you can hear how these two different musical ‘worlds’ are alternated and developed (although I wonder if that initial unison riff becomes too repetitive when it’s heard again later in the song). ‘Spinning Groove’, whose rapid opening almost threatened to spin out of control, suddenly descended into a wonderfully broad, electronic soundscape before being recombined with Lowe’s unrelenting drum strokes.

Groove Razors podczas koncertu inaugurującego ich pierwszy album

What makes these numbers stand out is the way in which Zyrmont has crafted them into genuinely self-contained pieces that are also full of stylistic, generic and textural variety. This becomes more apparent through repeated listening, and at the same time as revealing deeper complexities within the music, the Groove Razors’ eponymously titled album successfully captures that same sense of tight, yet spontaneous ensemble playing that was so impressive live. No doubt this is thanks in large part to producer and recording engineer Norbert Skopinski, and for me ‘Night with You’ and ‘Blask’ stand out in particular. Inevitably, however, the one thing you always

miss on studio recordings are those little moments of improvisation that can make a live performance so special. Short’s saxophone fanfare while duetting with Hutchings in ‘Duke Dance’ (which doesn’t actually appear on the album) was pure musical irony. Similarly, Hutchings’ and Zyrmont’s conversational duet in ‘Tatitatune’ (which closed the first half) was compelling to say the least. For a band that was only formed last year, it was great to witness each of these musicians simultaneously interacting and engaging with this stylistically varied musical material with such conviction. It spells exciting developments for the future.


|15

nowy czas | 6-19 listopada 2010

Fot. Monika Lisiecka

rozmowa na czasie

Panie Jarku, koncertował pan wielokrotnie w Londynie, dzisiaj jednak mamy pierwszy koncert w Pizza express – duży, złożony z dwóch setów klubowy show the Jarek Śmietana trio. Czym jest dla pana ten koncert, czy ma on jakieś szczególne znaczenie?

– Bardzo się cieszę, że udało się nam zagrać w tym klubie, gdyż jest to bardzo prestiżowe miejsce. Rzeczywiście wielokrotnie grałem wcześniej w Londynie, w trio czy jako kwartet, grywałem też często z Nigelem Kennedym w bardzo prestiżowych salach, takich jak np. Ronnie Scott’s, ale było to zawsze z kimś czy przy kimś, kto również firmował to wydarzenie. Jestem więc pierwszy raz tutaj, w brytyjskim klubie, jako Jarek Śmietana. Grywałem też często w Jazz Cafe POSK, polskim klubie... można powiedzieć, że z Jazz Cafe POSk połączyła pana bliska, serdeczna współpraca i przyjaźń, która zaowocowała wieloma koncertami. Jakie były początki tej relacji?

– Po prostu zadzwoniono do mnie z pytaniem, czy przyjechałbym do Londynu? Bardzo lubię tu przyjeżdżać, gdyż mieszka tutaj moja córka [w „Nowym Czasie” opublikowaliśmy rozmowę z Alicją Śmietaną „Orchestra of Life? Nie… of Love”, NC 11/147 – red.], więc cieszy mnie i odpowiada mi każdy pretekst do pojawienia się tutaj. Przyjechałem więc i okazało się, że była tam wspaniała publiczność i że świetnie to zorganizowali. Byliśmy już w Jazz Cafe POSK kilka razy, zawsze mieliśmy tam bardzo udane koncerty przy nadkompletach publiczności. Jednakowoż jest to miejsce skupiające wokół siebie głównie polskich słuchaczy, natomiast tutaj, w Pizza Express, mamy okazję skonfrontować się z międzynarodową publicznością... Lubi pan Londyn?

Jarek Śmietana Bez wątpienia najwybitniejszy polski gitarzysta jazzowy, jego sława już dawno przekroczyła granice Polski. Grał i nagrywał z gwiazdami jazzu największego formatu, wymienię tu tylko kilka nazwisk: Art Farmer, John Abercrombie, Eddie Henderson, Joe Zawinul, Lee Konitz czy Freddie Hubbard... Lista mogłaby być długa. Laureat niezliczonej liczby nagród, nagrał 31 autorskich płyt. 30 października w prestiżowym londyńskim klubie Pizza Express Jazz Live na Dean Street odbyły się dwa koncerty The Jarek Śmietana Trio, które zostały zorganizowane z pomocą DeConstuction Project. Mistrz gitary wystąpił tam w towarzystwie Yarona Stavi grającego na kontrabasie i Adama Czerwińskiego – na perkusji. W przerwie między pierwszym, całkowicie wyprzedanym, setem a drugim (jak się później okazało uwieńczonym równie spektakularnym sukcesem) udało mi się odbyć rozmowę z Jarkiem Śmietaną – rozmowę wielokrotnie przerywaną podziękowaniami i gratulacjami od wdzięcznych i zachwyconych słuchaczy różnych narodowości.

– Londyn to niemalże całe moje życie, jak wspomniałem, moja córka mieszka tutaj, mój brat mieszka w Londynie od 30 lat, mój ojciec kiedyś bardzo często bywał w Londynie. Kocham Londyn, od dziecka, pamiętam, że z pasją uczyłem się języka angielskiego, w jakiś dziwny sposób czuję się związany z tym miejscem, może przez sentyment do lat sześćdziesiątych? Kocham Londyn lat z tych lat, mimo że go nigdy nie widziałem, gdyż w tamtych czasach byłem dzieckiem. To niesamowite, jakim tyglem kultury czy popkultury było to miasto w tym okresie. Myślę, że Londyn był i jest bardzo ważnym miejscem na mapie świata. Grał pan i nagrywał z gwiazdami jazzu największego formatu, ma pan na swoim koncie niezliczona liczbę sukcesów i nagród, chociażby takich jak laur Fryderyka w 1998 roku czy nagroda Prezydenta miasta krakowa za wybitne osiągnięcia, a także nagroda Państwowa za popularyzację polskiej kultury za granicą... Od 20 lat w ankietach pism fachowych jest uznawany pan za najwybitniejszego gitarzystę jazzowego nie tylko w Polsce. która z tych nagród była dla pana najważniejsza, co pan sam uważa za swój największy sukces?

– Uważam, że moim sukcesem jest to, że od 35 lat gram jazz, cały czas aktywnie, nigdy się nie poddałem nawet w najtrudniejszych czasach stanu wojennego w Polsce. Przez cały ten czas grałem jazz profesjonalny, nigdy nie pojechałem np. grać na statek, nigdy nie grałem w zespole Szczęka Teściowej (śmiech) itp., zawsze, przez 35 lat, grałem muzykę progresywną i fakt, że udaje mi się to w dalszym ciągu, uważam za sukces. Konsekwencja w działaniu, nagrywanie płyt, bycie

aktywnym muzykiem – uważam, że to jest wymierny sukces. Wszystkie inne nagrody to są rzeczy chwilowe, aczkolwiek bardzo miłe, utwierdzają mnie w działaniach. alicja, pana córka, skrzypaczka w Orchestra of Life nigela kennedy’ego jest absolwentką akademii muzycznej w krakowie oraz Guildhall School of music and Drama w Londynie. ma niewątpliwy talent, mieszka w Londynie i odnosi sukcesy. Czy wpłynął pan w jakiś sposób na wybór jej drogi życiowej, czy wierzy pan w muzyczny gen?

– Oczywiście, że wyborem moim i mojej żony było to, żeby Alicja została muzykiem, ale nie robiliśmy tego za wszelka cenę, daliśmy także jej wybór. Początki – jak to często u dzieci bywa – były trochę trudne, gdyż wymagały pracy, a ona nie za bardzo do tej pracy się garnęła. Przyszedł jednak moment, że tak zakochała się w muzyce, iż zaczęła podchodzić do tego z pasją. Bałem się, by nie zniechęcić jej nadmiernym przymuszaniem, i chyba to się udało. Efekty są piorunujące – jest wybitnie zdolna, odnosi sukcesy – ale to się stało w bardzo naturalny sposób.

rozmawiał tomasz Furmanek

Wladimir miller i mnm trio Sobota 6.11 , godz. 20.30 Bilety: £6 Muzyka zespołu Wladimira Millerato to interesująca fuzja współczesnej muzyki europejskiej i folkloru rosyjskiego. A MNM Trio to młody węgierski zespół, którego członkowie są rozrzuceni po całym świecie. Chęć wspólnego muzykowania jest tak wielka, że muzycy regularnie się spotykają na wspólne koncerty i sesje nagraniowe, zarówno tworząc własne kompozycje, jak i w nowatorski sposób interpretując znane standardy jazzowe.

Zespół aureliusza Sciuki niedziela 7.11, godz. 19.30 Bilety: £6 Po koncercie zespołu – jam session w wykonaniu młodych muzyków brytyjskich i wschodnioeuropejskich.

OXJam – Festiwal muzyczny na rzecz organizacji charytatywnej Oxfam Czwartek 11.11, godz. 18.00 Bilety: £10 OXJAM to impreza muzyczno-taneczna, której celem jest zebranie funduszy dla organizacji Oxfam pomagającej krajom dotkniętymi kataklizmami, a także wspierającej wartościowe projekty mające na celu poprawę warunków życia mieszkańcom krajów Trzeciego Świata. W Jazz Cafe zobaczymy i usłyszymy brytyjskie zespoły muzyczne, wokalistów oraz aktorów komediowych. Będzie też okazja do potańczenia przy muzyce, którą zapewni nasz DJ.

Gill manly z zespołem Sobota 20.11, godz. 20.30 Bilety: £5 W naszej opinii obecnie najlepsza brytyjska wokalistka jazzowa obdarzona przepięknym głosem i wielkim talentem interpretacyjnym. Gill śpiewa znane standardy wokalne z repertuaru takich gwiazd, jak Ella Fitzgerald, Nina Simone czy Joni Mitchell. W 2008 roku nagrała album „Z piosenką w mym sercu” będący wokalnym hołdem złożonym Elli Fitzgerald, który otrzymał entuzjastyczne recenzje od wszystkich liczących się krytyków muzycznych.


16|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

kultura

Pamiątki z Wenecji Agnieszka Stando

N

iedawno w jednej z angielskich gazet zobaczyłam reklamę wystawy Canaletto and his Rivals zorganizowanej przez National Gallery w Londynie we współpracy z National Gallery of Art w Waszyngtonie. Obrazek w gazecie przedstawiał gondolę pływającą po Trafalgar Square w blasku włoskiego słońca. Siła reklamy i warszawskie wspomnienie Canaletta skłoniły mnie do obejrzenia wystawy wkrótce po jej otwarciu. Wenecja – jeden z cudów świata, miasto piratów, w którym sztukę dzięki bogactwu i manii wielkości jej władców doprowadzono do najwyższego kunsztu. Na wystawie można zobaczyć kilkadziesiąt dużych płócien. Prawie wszystkie przedstawiają pejzaże miejskie w podobny sposób – to widoki architektury zagubionej między wielkimi płaszczyznami wody i niebem rozjaśnionym magicznym światłem odbitym od wszechobecnej wody. Dominują pastelowe kolory, tak widać je w rozproszonym świetle, gdy powietrze jest wilgotne. Pomiędzy budynkami i na łodziach mnóstwo drobnych postaci, namalowanych jak figurki na makietach architektów. To nie ludzie są tu podmiotem i nie natura, ale architektura wtopiona w ten powietrzno-wodny krajobraz. Jest to malarstwo kontemplacyjne, obrazy pełne porządku, harmonii i elegancji. Takie było moje pierwsze wrażenie. A po chwili przyszło mi do głowy pytanie, kto wymyślił taki kanon: dużo nieba i wody, pejzaże bez ziemi, z małymi figurkami ludzi i zwierząt i ten „turystyczny” sposób przedstawiania miejsca – nawet ktoś, kto nie był w Wenecji, rozpozna ją z łatwością. Ktoś tak malował już 100 lat wcześniej. Holendrzy? Skąd Holendrzy w świetlistej Republice Wenecji? Zajrzałam do katalogu. Rzeczywiście, czytamy tam: „XVIII-wieczna Wenecja była celem podróży wielu ówczesnych dygnitarzy i turystów, w tym również młodej arystokracji angielskiej. Ulubionymi pamiątkami przywożonymi masowo z podróży do Europy stały się widoki miast, tzw. weduty, po włosku le vedute. Mniejsze obrazy wywożono – jak fotografie – za granicę, a te ogromne były wykonywane dla lokalnych rezydencji magnackich. Wystawa bada proces rozwoju tej formy malarskiej na przestrzeni kilkudziesięciu lat, przedstawiając karierę najbardziej popularnego autora wedut, którym był Giovanni Antonio Canal, znany jako Canaletto, co po włosku znaczy mały kanał. Canaletto urodził się w 1697 roku, oczywiście, w Wenecji. W tym samym roku przybył tam niejaki Gaspar van Wittel, malarz holenderski, znany we Włoszech jako Vanvitelli, przywożąc ze sobą północną tradycję realistycznego przedstawiania pejzażu”.

kilkadziesiąt dużych płócien. prawie wszystkie przedstawiają pejzaże miejskie w podobny sposób – to widoki architektury zagubionej między wielkimi płaszczyznami wody i niebem rozjaśnionym magicznym światłem odbitym od wszechobecnej wody. Z północy również pochodzili Luca Carlevaris, który już w 1703 roku zapoczątkował konwencję, w jakiej przedstawiano znane widoki oraz ceremonie, a także Johan Richter, który po osiedleniu się w Wenecji malował zarówno bardzo znane miejsca, jak i mniej uczęszczane zaułki. Tak więc narodził się sposób malowania tak powszechny i dominujący, że obrazy Canaletta od prac jego rywali, czyli innych artystów weneckich, różni tylko nieznacznie technika lub raczej pociągnięcia pędzlem, które są tak specyficzne, jak charakter pisma. Obrazy, które możemy zobaczyć w National Gallery, przedstawiają zaledwie 15 najpopularniejszych miejsc Wenecji, tak znanych jak Piazza San Marco. Mamy więc rzadką okazję obejrzeć widok tego samego miejsca przedstawiony przez Canaletta oraz innych artystów. Dzięki temu można zobaczyć, jak manipulowali przedstawionymi obiektami, żeby oddać piękno najjaśniejszego miasta (po włosku La Serenissima Venecia), jego spektakularne obyczaje i wielkie wydarzenia publiczne. Wydaje mi się, że mimo indywidualnych różnic obrazy wszystkich „rywali”: czyli

Stan wyjątkowy Dana Parys-White Pytanie: dlaczego?, często pojawia się w naszych umysłach. Jesteśmy dociekliwi. Chcemy poznać przyczynę, nawet zanim zastanowimy się nad skutkiem. Dlaczego boli? Dlaczego powstało? Dlaczego nie ma? Dlaczego jest? Październikowy wieczór poetycki Anny Marii Mickiewicz, na którym zostało zaprezentowane drugie wydanie tomiku wierszy z okresu stanu wojennego pod nowym tytułem „Proscenium”, skłonił mnie do refleksji. Nieznośnie zagnieździło się w mojej głowie pytanie, dlaczego autorka wznawia publikację sprzed 25 lat? Czy to czysty sentyment, czy też coś znacznie istotniejszego, znacznie głębszego? Chciałam poznać odpowiedź. Na dodatek prezentacja ta miała być swoistym poetyckim amalgamatem pod hasłem „Oblicza przyjaźni”, gdyż została połączona z promocją

książki „Moja droga na księżyc”, autora zamieszkałego na stałe w Brazylii Tomasza Łychowskiego. Na spotkanie przybyło wyjątkowo dużo osób, z przekroju co najmniej trzech pokoleń, choć z reguły spotkania poetyckie nie przyciągają tak wielu różnorodnych słuchaczy. Wszak tkwimy w wyraźnie rozwarstwionym społeczeństwie polonijnym, izolującym się od siebie z własnej woli, więc skutecznie. Czyżby istniała platforma, na której może jednak siedzieć obok siebie były żołnierz armii Andersa i współczesny wojownik ostatniej dziesięciolatki, migracyjny poszukiwacz smaczniejszego chleba i lżejszego życia? Sama myśl, że jest to możliwe, podziałała na mnie jak wszechmocny Amol. Wieczór poprowadził prezes Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie Andrzej Krzeczunowicz, a wprowadziła słuchaczy w atmosferę prezentowanej w „Proscenium” poezji Urszula Chowaniec, doświadczony wykładowca literatury polskiej. Jej analiza tomiku Anny Marii Mickiewicz zaintrygowała mnie. Poruszała bowiem (oprócz oczywistych wartości literackich) z

Canaletta, Nichele Marieschiego, Bernarda Bellotta, Lucasa Carlevarisa i Francesca Guardiego, mają wiele cech wspólnych, wykraczających poza holenderski kanon. Są malowane laserunkowo, czyli cienką warstwą farby, spod której widać niekiedy kolor podłoża. Architektura jest narysowana uprzednio, tzn. na techniczny rysunek budynku nanoszony jest kolor, a na koniec gdzieniegdzie impasty, czyli grubsze pociągnięcia jasną farbą, by stworzyć wrażenie trójwymiarowości. Charakterystyczna jest perłowo-pastelowa tonacja, która dominowała w XVIII wieku – od peruk i strojów do mebli i architektury. Prawdopodobnie przy malowaniu wszystkich tych obrazów używano urządzeń optycznych – takich jak camera obscura – aby dokładnie oddać perspektywę i proporcje. Dzięki dokładności Bernarda Bellotta konserwatorzy i architekci rekonstruowali budowle Starego Miasta w zrujnowanej przez wojnę Warszawie. Bellotto, siostrzeniec Canaletta, zwany w Polsce… Canalettem (!), opuścił Wenecję, by zostać nadwornym malarzem Stanisława Augusta Poniatowskiego, ostatniego króla Polski. Wykonał on dekorację (freski) w Zamku Ujazdowskim, ale jego głównym dziełem są weduty Warszawy i pałacu w Wilanowie. Z 30 powstałych obrazów zachowały się do dziś 24, które można oglądać w Zamku Królewskim i Muzeum Narodowym w Warszawie. Chciałabym więc zwrócić uwagę na niezwykłą funkcję dokumentacyjną malarstwa wedutowego. Wenecja, laguna i niebo nad nią wyglądają, na szczęście, wciąż tak jak na obrazach sprzed 300 lat. Oprócz funkcji dokumentacyjnej te olbrzymie dekoracyjne obrazy pełniły rolę reprezentacyjną. Były też pamiątkami z podróży. Niektóre weduty przedstawiały ważne wydarzenia z życia miasta. Zbudowane jak komiksy z wielu scen mogły być oglądane wielokrotnie i wciąż budziły zainteresowanie. Mistrzem oddawania na płótnie takich ceremonii z udziałem dostojników w gondolach lub wyścigów łodzi wśród zachwytów tłumu zgromadzonego wzdłuż Canale Grande był Luca Carlevaris. Jego sposób malowania scen zbiorowych ciągle budzi podziw. Po wyjściu z National Gallery na Trafalgar Square nie zobaczyłam wprawdzie gondoli, ale przez resztę dnia nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jesienny blask słońca, srebrne światło odbite od fal Tamizy i jasne kolory budynków City of Westminster i ta wilgoć tak bardzo przypominają mi daleką Wenecję. Venice : Canaletto and His Rivals 13 October 2010 – 16 Januar y 2011, National Galler y, Trafalgar Square, WC2N 5DN

pozoru marginesowy aspekt publikacji, mianowicie jej szatę graficzną: – Mamy przed sobą tomik dziwny, który już był, już się wydarzył, miał swój czas i miejsce. Miał nawet swój tytuł. To już było. Ale, który, przychodzi do nas, Czytelników, raz jeszcze. Przychodzi na nowo i to w potrójnym znaczeniu, w potrójnej inności: w innej szacie […], z innym tytułem. W tym momencie został przekazany do rąk uczestników spotkania jedyny zachowany egzemplarz oryginalnego wydania z lat osiemdziesiątych XX wieku pod pierwotnym tytułem „Dziewanna”. Wiotki i kruchy papier, jak weselny welon mojej babci, zachował w sobie ducha tamtych lat i budził nieodpartą ciekawość. Cieniutka broszura, małego formatu, bez wyrazistej okładki, obłożona symboliczną bibułą wydawała się przedstawiać nagą prawdę dnia codziennego tamtych lat. Otworzyłam go delikatnie i przeczytałam parę wersów: Nawlekaj paciorki łez mych na nitkę – niech dźwięczą w nocy […] niech mówią, że to nie koniec. Obok mnie siedziała dosyć młoda dziewczyna. Okres stanu wojennego mogła zapamiętać jedynie oczami dziecka. Mgliście, jak wyrwane z kontekstu stopklatki. To mogła być radość z tego, że nie musi myć zębów, bo mama nie wystała w kolejce szczypiącej język pasty do zębów marki „Nivea”. Ale mógł to też być dziwny skurcz w klatce piersiowej na odgłos nocnego szurania maminych kapci, nerwowo zmieniających kierunek od okna do okna, kiedy mijała godzina 22, a jej taty jeszcze nie było w domu. Potem odgłosy tłumionych rozmów kuchennych i cichy szloch jej mamy jak pisk pluszowego


|17

nowy czas | 6-19 listopada 2010

kultura

Wystwa jesienna Rok 2010, bogaty w imprezy upamiętniające 200 rocznicę urodzin Fryderyka Chopina, dobiega końca. Sylwetkę tego, tak bardzo kojarzącego się z polskością, kompozytora wybrali artyści APA (Association of Polish Artists in GB) jako temat ich jesiennej wystawy w Galerii POSK.

Kuratorzy jesiennej wystawy APA w trakcie wernisaşu. Od lewej: Ryszard Szydło, Maria Kaleta i Marysia Jaczyńska

Artyści biorący udział: Janina Baranowska, Andrzej Maria Borkowski, Sławomir Blatton, Elşbieta Chojak-Mysko, Joanna Ciechanowska, Krystyna Dankiewicz, Andrzej Dawidowski, Manka Dowling, Wanda Garland, Raya Herzig, Marysia Jaczyńska, Jolanta Jagiełło, Kasia Kaldowski, Mariusz Kaldowski, Maria Kaleta, Krystyna Kaplan, Lydia Karpinska, Piotr Kirilo, Kinga Kozerska, Dariusz Krosta, Renata Lanowska, Elşbieta Lewandowska, Christopher Malski, Alicja Mazur-Marczewska, Halina Nekanda-Trepka, Sergiusz Paplinski, Andrzej Pass, Franek Pawlik, Jadwiga Pietraszewska, Olga Sienko, Ryszard Szydło, Paweł Wasek i Barbara Weintrub.

misia, którego (być moşe) przytulała wtedy mocno do siebie. Potem ranny telefon z informacją, şe ktoś bliski został aresztowany, bo sąsiad doniósł... i popłoch, i skurcz şołądka. A potem jeszcze cięşar milczenia podczas mijania tego sąsiada z ulicy i wzrok jej mamy dziwnie wbity w rozbiegane oczy męşczyzny, gdy jego: – Dzień dobry!, pozostało bez odpowiedzi. Wróciłam myślami do teraźniejszości. Rozpoczęła się bowiem prezentacja wybranych wierszy z „Proscenium� przez Monikę Lidke i Włodka Fenrycha. Wróciłam myślami do wstępnych słów Urszuli Chowaniec: – Oto wiersz pisany w sierpniu 1984 roku, w czasie smutnym, po euforii i straconych nadziejach Solidarnościowych i po czarnych chwilach stanu wojennego. W czasie zastygłym, jakby powiedział poeta, czasie szarym, naznaczonym piętnem ciągnących się w nieskończoność kolejek, długich rzędów zmęczonych twarzy. [...] Ale moşe to tylko jedna z narracji? Jedno tylko opowiadanie o tamtym czasie? Być moşe był jakiś innych czas, choć tego samego roku? Spokojny i słoneczny, którego wspomnieniem zaskakuje nas poetka na pierwszych stronicach swojego tomiku? Moje uszy chłonęły teraz recytowane przez Monikę i Włodka słowa-klucze. Zastanawiałam się, czy budziły podobny zgrzyt w umysłach skupionych słuchaczy, czy teş czas zmienił ich wydźwięk i ich znaczenie? Wyobraşałam sobie, şe dla jednych wiersze te otwierały zapomniane komnaty z osobistymi zmorami, dla innych rozchylały kotary nieznanego im horyzontu. Cokolwiek by to było, zmuszało do zastanowienia. Wieczór dopełniły piosenki Moniki Lidke z akompaniamentem Maćka Pysza. Kiedy słuchałam dźwięków gitary, jak wykaligrafowanych znaków fonetycznych, harmonijnie zestawionych z głosem Moniki, a skupione twarze trzech

APA jest zwiÄ…zkiem, ktĂłry dziaĹ‚a od 60 lat i zrzesza artystĂłw w róşnym wieku, o odrÄ™bnych stylach i technikach, malarzy, grafikĂłw, fotografĂłw, rzeĹşbiarzy, a ich jedynym wspĂłlnym mianownikiem jest Polska. Na wystawie sÄ… tradycyjne portrety, a takĹźe grafika komputerowa. RzeĹşba z kamienia i brÄ…zu oraz fotografia. Malarskie pejzaĹźe i prowokujÄ…ce widza instalacje o seksualnej nucie. Chopin uczyĹ‚ swoich uczniĂłw, Ĺźe technika jest tylko kluczem do ekspresji. MĂłwiĹ‚, iĹź palce powinny pieĹ›cić, a nie uderzać klawisze, Ĺźe technika bez uczucia jest jak wiersz recytowany na pamięć bez zrozumienia treĹ›ci. Czy moĹźna i trzeba takie kryteria stosować do malarstwa, rzeĹşby i fotografii? Czy rozerwana, rowerowa dÄ™tka na biaĹ‚ym pĹ‚Ăłtnie wzbudzi gĹ‚Ä™bsze uczucia niĹź widok nagiej kobiet siedzÄ…cej przy fortepianie? Czy pejzaĹź z wierzbami bardziej wzruszy niĹź sylwetka nĂłg w czarnych obcasach naciskajÄ…cych pedaĹ‚y pianina? Przyjaciel Chopina, malarz Delacroix dyktowaĹ‚ obrazy, ktĂłre kompozytor mazurkĂłw graĹ‚, znajdujÄ…c zaleĹźność miÄ™dzy rytmem i konturem, miÄ™dzy kolorem i tonem. DĹşwiÄ™k, tak jak barwa i ksztaĹ‚t, jest tylko Ĺ›rodkiem, ktĂłrym artysta wyraĹźa gĹ‚Ä™biÄ™ swojej wraĹźliwoĹ›ci. Chyba warto odwiedzić Galerie POSK i osobiĹ›cie siÄ™ przekonać, co gra w duszy Polaka artysty; koncert fortepianowy z peĹ‚nÄ… orkiestrÄ… czy samotny lot jaskółki w Nokturnie. Kuratorami jesiennej wystawy APA byli: Marysia JaczyĹ„ska, Maria Kaleta i Ryszard SzydĹ‚o. Wystawa jest czynna codziennie w godz. 10– 21, do 12 listopada.

' ( ) ) ) #* * # %

!" # $ % & !

'! )! $ * % +, -! . ! * ! +, $ / 00 *1 $+, 2 $ *( ( 1 % + 2 3 ! 4 *1 $+, 2 0 *2!'! 2 ! +, ! 1!! ! * 1! +

2# * +, ) !

3 *$!## +, ! 5.2 ! * +, 3 6 * + "! ! ! # # $ % ! & % % ! %

! !'! %! ! !

! ( % % ! ! "! ' !%

! ($ & % % ! %

Świat potrzebuje waszego śpiewu, aby język piękna dotarł do serc i wpłynął na spotkanie z Bogiem. Jan Paweł II, Rzym 1999 W listopadzie 2008 roku Chór im Jana Pawła II, pod batutą Anny Stein zainicjował spotkania chóralne o nazwie „Londyńska Jesień św. Cecylii�. Czas, w którym Kościół katolicki i prawosławny wspomina św. Cecylię, patronkę muzyki sakralnej, to dobra okazja do świętowania i wymiany doświadczeń chórów działających przy lokalnych parafiach. Wielokulturowość Londynu stwarza zaś niepowtarzalną szansę na to, by piękna inicjatywa wspólnego muzykowania nadała Festiwalowi prawdziwie ekumeniczną wymowę, zblişając narody, kultury, języki... Wszak tego orędownikiem był Jan Paweł II, którego imię przybrali organizatorzy Festiwalu. 4 listopada o godz.16.00 Kościół pw. Chrystusa Króla na Balham juş po raz trzeci, dzięki gościnności swojego Proboszcza ks. Władysława Wyszowadzkiego wypełni swe piękne wnętrze muzyką chóralną. Festiwal jest realizowany przy wsparciu Ambasady Polskiej w Londynie oraz Wandsworth Council. Zapraszamy!!!

polonijnych pokoleĹ„ zdawaĹ‚y siÄ™ Ĺ‚Ä…czyć podobnÄ… wraĹźliwoĹ›ciÄ…, pomyĹ›laĹ‚am o moim pytaniu, ktĂłre mÄ™czyĹ‚o mnie jeszcze przed spotkaniem. OdpowiedĹş wydawaĹ‚a siÄ™ formować w stan wyjÄ…tkowy. Taki stan, ktĂłry progresywnie ksztaĹ‚tuje oblicze naszego Ĺźycia. Jak odmienny stan Ĺ›wiadomoĹ›ci powracajÄ…cy nieustannie, choć zawsze nieco inaczej. Stan, kiedy: Ĺźycia rytm tak szlifuje z nas brylanty jak chce, Ĺ›wiat szlachetnie zdobimy lub pÄ™kamy na dnie (fragm. wĹ‚asnego wiersza „Szlifowani na brylantyâ€?), bo: W kruszynie ciaĹ‚a bĹ‚yszczy diament istnienia, jak piÄ™knie podkreĹ›liĹ‚a Anna Maria Mickiewicz w wierszu „Diamentâ€?. Jeden wniosek nasuwaĹ‚ siÄ™ nieodparcie, Ĺźe kaĹźda powtĂłrka jest stanem ksztaĹ‚cenia, stanem szlifowania spĂłjnoĹ›ci i jednoĹ›ci naszego Ĺźycia. ChwilÄ™ później Andrzej Krzeczunowicz przedstawiĹ‚ poetÄ™ i malarza intrygujÄ…cego pochodzenia i niezwykĹ‚ych losĂłw, urodzonego w Angoli, od lat mieszkajÄ…cego w Brazylii – Tomasza Ĺ yczowskiego. UjrzaĹ‚am dystyngowanego pana na tle jego malarskich pĹ‚Ăłcien. CiepĹ‚y wyraz jego twarzy piÄ™knie harmonizowaĹ‚ z gamÄ… kolorĂłw na jego obrazach, ktĂłre zdawaĹ‚y siÄ™ taĹ„czyć gorÄ…cÄ… sambÄ™. – Moja matka byĹ‚a NiemkÄ…, ojciec Polakiem – podkreĹ›liĹ‚ Tomasz Ĺ ychowski na wstÄ™pie swojej wypowiedzi. ByĹ‚ czas wojny i czas walki z wrogiem, a w sercach jego rodzicĂłw wciÄ…Ĺź kwitĹ‚a przedwojenna miĹ‚ość. Byli wiÄ™zieni na Pawiaku wraz z siedmioletnim wtedy Tomkiem. Wojna zesĹ‚aĹ‚a jego ojca do Auschwitz, a potem do Buchewaldu. PrzeĹźyli i chcieli wierzyć, Ĺźe da siÄ™ zbudować harmonijny dom w Polsce. Czy ojciec Ĺ ychowskiego mĂłgĹ‚ wtedy liczyć na bĹ‚ogosĹ‚awieĹ„stwo swoich

rodaków, na zrozumienie? Czy dlatego opuścili Polskę? Nie było to teraz istotne. Waşniejsza była istota pokoju i przyjaźni, jaka gościła w sercach rodziców Šychowskiego i przekazana synowi. Teraz to jego syn, Roderigo towarzyszył ojcu w jego „Drodze na księşyc�, bo taki właśnie tytuł nadał Šychowski swojej najnowszej publikacji. Intrygujące motto ksiąşki: „3 x Teraz – wczoraj, dzisiaj, jutro� (św. Augustyn), kusiło, by zajrzeć do środka. Opowieść rozpoczynaly sława: Rok 1934. Na fermie Quissala nieco oddalonej od Nova Lisbona w Angolii (Afryka Portugalska), kilkumiesięczne niemowlę walczy o şycie. Dalej opowieść snuła się wątkiem na kształt gawędy z „Poşegnania z Afryką�: Plantacja kawy mojego taty jakoś nie bardzo prosperpwała (‌). Z ogromną przyjemnością wysłuchałam fragmentu ksiąşki w wykonaniu Roderigo. Płynność jego języka budziła uznanie, a w moim sercu nadzieję, şe mój syn z takim samym pietyzmem będzie kiedyś pielęgnował znajomość języka swoich przodków. Spontaniczność Šychowskiego zainspirowała Reginę Wasiak-Taylor do nadprogramowego wystąpienia, by podzielić się ze słuchaczami garścią refleksji z ostatnich lat współpracy i przyjaźni członków Związku Pisarzy z tymşe poetą, który publikuje z reguły w trzech językach, polskim, brazylijskim i angielskim. Kiedy wróciłam do domu, siadłam w bujanym fotelu, który kołysze się od wieków, choć za kaşdym razem obiera nieco inny kierunek. Jego ruchy pozostawiają ścieşkę lekko przesuniętych znaków na podłodze. Czasami zygzakowatych, a czasami centrycznych. To znaki, których nie da się ani wyprostować, ani wytrzeć z podłogi. Są i zawsze będą. To właśnie te znaki, jak znaki-wiersze Anny Marii i twórczość Tomasza Šychowskiego – uświadamiają harmonię i ciągłość ludzkiego istnienia.


18|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

spacery po londynie

SOHO Soho eksplodowało nagle. W 1650 roku stało tu ledwie parę domów, ale w niecałe 20 lat później dzielnica tętniła już życiem. Wszystko dzięki pewnemu nieuważnemu piekarzowi z drugiego końca miasta. Adam Dąbrowski

2 września 1666 roku w piekarni Thomasa Farrinera na Pudding Lane wybuchł pożar, który zniszczył potężne połacie średniowiecznego City. Gdy po trzech dniach płomienie ugaszono, okazało się, że dach nad głową straciło około 100 tysięcy londyńczyków. Zamiast odbudowywać swoje domy na gruzach, zwrócili się oni na zachód, gdzie o rzut kamieniem od pałaców Westminster i Whitehall znajdowały się zielone pola Soho.

złOte lata SOHO Większość dzielnicy powstała tuż po pożarze. Arystokracja zostawiła po sobie na przykład Golden Square. Dziś są tu siedziby Absolute Radio i M&C Saatchi. Tygodnik „Time Out” nazwał plac „największym sekretem dzielnicy”: „To Soho Square minus tłumy i gołębie” – napisali dziennikarze. No właśnie, Soho Square. Zielony placyk z charakterystyczną pagodą na środku jest oazą oddaloną ledwie o trzy minuty drogi od niecichnącej nigdy Oxford Street. W pierwszych latach swego istnienia był jednym z najbardziej eleganckich miejsc Londynu. Upodobali go sobie dyplomaci. Mieszkali tu ambasadorowie Wenecji, Hiszpanii, Francji, Rosji i Szwecji. Na przełomie XVII i XVIII wieku był to też dom dla parlamentarzystów, w tym aż trzech speakerów. Dziś wygodnie rozsiadły się tu duże firmy. Pod numerem 1 znajdziemy należącą do sir Paula McCartney’a MPL. Jest tu też angielska siedziba 20th Century Fox. Latem na trawniku trudno znaleźć wolny skrawek; przesiadują tu turyści i studenci okolicznych szkół językowych.

Od agatHy cHriStie dO dylana tHOmaSa Złota epoka Soho nie trwała długo. Od połowy XVII wieku bogacze przenosili się do Mayfair i Bloomsbury, a dzielnica z wolna podupadała. Miejsce arystokratycznych kamienic zajęły domy publiczne, tanie pijalnie piwa i kabarety. „Gdy porządny londyńczyk chce się poczuć szatańsko, zmierza ku Soho, gdzie każda ulica jest piosenką” – notował w 1915 roku pisarz Thomas Burke. Przełomowe były lata dwudzieste ubiegłego wieku, kiedy do Soho, podobnie jak dziś do Shoreditch, zaczęli ściągać artyści. W latach dwudziestych przy Gerrard Street odbywały się spotkania Detection Club skupiającego autorów kryminałów. Należeli do niego chociażby Agatha Christie czy Gilbert Keith Chesterton. Dzielnicę odwiedzał Fred Astaire. Gośćmi Colony Club przy Dean Street byli Francis Bacon i Lucian Freud. Na pintę wpadali George Orwell i Dylan Thomas. Ten ostatni zostawił w jednym z pubów swój drogocenny rękopis. Szczęśliwy znalazca dostał za niego równowartość 40 tysięcy dzisiejszych funtów.

zagłębie Pubów i kawiarni Jeśli chcecie zobaczyć prawdziwe Soho, musicie się tu wybrać w piątek. Wtedy to spięty na co dzień Londyn oddycha pełną piersią i zaczyna się bawić w tutejszych pubach i kawiarniach. W latach pięćdziesiątych to właśnie tu zawitała nowość – coffee bars. Najsłynniejszy jest chyba Bar Italia przy Frith Street, działający nieprzerwanie od 61 lat. Jest otwarty całą dobę, więc po nocy spędzonej na clubbingu można zjeść tu wczesne śniadanie w towarzystwie listonoszy czy kierowców ciężarówek. Kawa jest podobno wyśmienita. Pro-

blemem są ceny. Właściciele sporo sobie życzą za przywiązanie do tradycji. W jesienne wieczory koniecznie trzeba się wybrać do kultowego Ronnie Scott’s – mekki fanów jazzu na całym świecie. Prawdziwą instytucją jest Coach & Horses na Greek Street. Dwa razy w miesiącu odbywają się tu bankiety pisma „Private Eye” zarezerwowane tylko dla wybranych. Na liście szczęśliwców są: dziennikarz Melvyn Bragg, feministka Germaine Greer, pisarz Salman Rushdie i była premier Margaret Thatcher. Interesujący jest też De Hems, istniejący – pod inną nazwą – od 1688 roku. Na początku ubiegłego wieku przejął go holenderski marynarz i – jako miłośnik skorupiaków – udekorował 300 tysiącami muszli po ostrygach. Ostatnie przetrwały do lat pięćdziesiątych. Dziś można się tu napić piwa z Holandii i Belgii (w tym fantastycznego, wiśniowego Krieka) i obejrzeć mecze reprezentacji Pomarańczowych.

pikantną bielizną i niegrzecznymi akcesoriami. Co ciekawe, niektóre z nich oferują – w bardzo dobrej cenie – wydawnictwa o sztuce i fotografii. Soho proponuje też coś fanom chińskiej kuchni. Nieopodal Gerrard Street, w China Town, rozsiadły się dziesiątki knajpek i bufetów. Trafić tu można bez mapy, po kuszącym zapachu. Wbrew pozorom Chińczycy obecni są w Soho stosunkowo od niedawna, bo od lat siedemdziesiątych. Wcześniej – w mniejszej wersji – Chinatown znajdowało się koło Limehouse. Jest też ślad polski. Poland Street nie jest, jak sądzą niektórzy, ulicą nazwaną ku czci naszego kraju. Kroniki wspominają, że w 1689 stała tu gospoda, której nazwa upamiętniała zwycięstwo Jana III Sobieskiego pod Wiedniem. Nazwisko naszego króla okazało się za trudne, więc nazwano ją po prostu „polską gospodą”. Z biegiem lat lokal – po którym dziś nie ma śladu – użyczył imienia całej ulicy. Dziś swoją siedzibę ma tu Instytut Kultury Polskiej.

Płyty, cHińSzczyzna, StriPtiz i SObieSki Po Soho trzeba pochodzić dłużej i zajrzeć w każdy zakamarek. Skrywają one coś niemal dla każdego: od szalonych kolekcjonerów płyt po miłośników bardziej pikantnych rozrywek. Pamiętacie Roba, maniakalnego fana rocka z powieści „Wierność w stereo” Nicka Hornby’ego? W Soho pełno jest sklepików dla takich zapaleńców. Powinni się oni wybrać zwłaszcza na Berwick Street. W Sister Ray czy Silk Sounds znajdziemy niemal wszystko – od winyli Motown z lat sześćdziesiątych, przez bootlegi Boba Dylana, po singla z autografem Elvisa Costello. Nie można nie wspomnieć o najciemniejszych zakątkach Soho. To właśnie tutaj – w okolicach Rupert Street, Brewer Street i Tisbury Court – znajduje się londyńska dzielnica czerwonych latarni. Choć rozmiarami nie dorównuje swojej odpowiedniczce z Amsterdamu, amatorzy striptizu czy tańca na kolanach klienta znajdą tu coś dla siebie. Pełno jest też sklepów z

David Hume. Sławny szkocki filozof, na którego do dziś powołują się sceptycy tego świata. Mieszkał przez dwa lata na Brewer Street. Za Londynem jednak nie przepadał. Zanotował potem, że swoimi pismami nie przysporzył sobie tu ani jednego wroga, „jeśli nie liczyć wszystkich wigów, torysów i chrześcijan”.

William Blake. Przyszedł na świat przy Golden Square. Kojarzymy go z charakterystycznych rysunków zawieszonych gdzieś między fantazjami El Greco a koszmarami Paula Nasha i monumentalnej poezji romantycznej, takiej jak „Jerusalem”. Dla współczesnych pozostał jednak anonimowy. Pochowany został w nieoznaczonym grobie na cmentarzu Bunhill Fields w Islington.

Karol Marks. Przybył tu po upadku Wiosny Ludów. Wynajął dwa pokoje przy Dean St. Warunki sanitarne były fatalne, a filozof nie miał pieniędzy. Stracił troje dzieci (powodami były: zapalenie płuc, ogólna słabość i epidemia cholery, która zdziesiątkowała populację Soho korzystającą z zainfekowanej studni na rogu Broad Street i Cambridge Street). Podczas swojego pobytu w Londynie Marks napisał „Kapitał”.

Casanova. Przybył do Londynu w 1764 roku. Osiadł na moment przy Greek Street, która już wtedy słynęła z doskonałych tawern i restauracji. Podobno romansował z mieszkającą nieopodal panią Betsy Green. Dama ta była ponoć bardzo wulgarna, ale nadrabiała wyjątkową urodą, na którą skusił się nawet kochanek wszech czasów.


|19

nowy czas | 6-19 listopada 2010

podróże po świecie

Bujając po Morzu Śródziemnym Przez okna podchodzącego do lądowania samolotu skały Sierra de Tramuntana wyglądają jak utopione we mgle klify wyspy King Konga z filmu Petera Jacksona. Wzburzone fale wspinają się po nich, daremnie próbując wedrzeć się po ścianach na ląd. Aż się wierzyć nie chce, że po minięciu tych gór od razu napotykamy rozległą, łagodną nizinę, która pokrywa resztę powierzchni Majorki.

Jacek Ozaist

Palma de Mallorca jest pełna masztów zacumowanych jachtów i kominów wielopokładowych promów pasażerskich. Jadąc wzdłuż wybrzeża, po jednej stronie można podziwiać wszystko, co zdołało zacumować w niemającym końca porcie, po drugiej – na zboczach luksusowe hotele, wspaniałe restauracje i kluby oraz fantazyjne budynki apartamentów do wynajęcia. Cumujemy w przestronnej kajucie na szóstym pokładzie Thomson Dream i czekamy na walizki. Kilka pokładów wyżej pracują pełną parą trzy restauracje, czekają kluby, kabarety, kawiarnie. Bulgocze spa, przelewa się czerpana wprost z morza woda w basenie, pokornie uginają się łóżka do opalania na górnych pokładach. Już niedługo, nocą popłyniemy w stronę południowych Włoch. Załatwić wszystko przed urlopem, spakować się, dojechać na lotnisko, dolecieć na miejsce, dojechać do promu, rozpakować się – te czynności zwykle kończą się w naszym przypadku wielkim spaniem. To nasza trzecia wyprawa promem. Wiemy, że gdy buja, śpi się najlepiej. Prom sunie wolno, pogoda dopisuje. Nawet nie czujemy, że pod nami drzemie przepaść pełna wody. Nazajutrz rano wita nas uśpiony morderca – Wezuwiusz. Jesteśmy w Neapolu, stolicy najbiedniejszego regionu kraju, mieście pełnym emigrantów, przestępców i szeregowych żołnierzy mafii. I rzeczywiście twarze napotkanych ludzi działają na wyobraźnię. Są ponure, nieogolone, idealnie pasują do rzezimieszkowatej legendy miasta. Wędrówka niesamowicie wąskimi uliczkami okazuje się pełna emocji z zupełnie innego powodu. Raz po raz przemykają nimi motocykle i samochody, trąbiąc niemiłosiernie na pieszych, by ustąpili choć trochę z drogi. Uskakujemy na bok, wtulamy się w ściany niebosiężnych kamienic i tak brniemy od placu do placu, bo tylko tam można nieco odetchnąć od ruchu kołowego. Po lunchu jedziemy zwiedzić Pompeje. Mieliśmy do wyboru wycieczkę wodolotem na wyspę milionerów, czyli Capri, lub wyjazd do Sorento, kurortu zbudowanego na niesamowitych klifach, ale postawiliśmy na historię. Ogrom zachowanego miasta przytłacza. Popiół wulkaniczny, jaki pokrył Pompeje w wyniku wybuchu Wezuwiusza w 79 roku naszej ery, idealnie zakonserwował budynki, uliczki, a nawet

uciekających, unieruchomionych w wyniku nagłej śmierci mieszkańców. W trakcie kilkugodzinnego, pełnego refleksji spaceru odwiedzamy domy, sklepy, świątynie, termy, amfiteatry jednego z najznamienitszych miast Imperium Rzymskiego. Podobno doskonale zdawano sobie sprawę, że budując miasto na morzu zastygłej przed laty lawy, można pewnego dnia spowodować jego zagładę, lecz nie wierzono, by wybuch mógł się powtórzyć. Dziś jest tak samo – dwa miliony mieszkańców Neapolu i okolic znajduje się w polu rażenia Wezuwiusza. Ewentualna erupcja nie będzie miała precedensu. Nocą płyniemy w kierunku Sardynii. Nie mamy wielkich planów dotyczących tej wyspy. Nie możemy dotrzeć do stolicy, czyli Cagliari, zawiniemy jedynie do prowincjonalnego portu Olbia. Zakładamy więc, że jedziemy na całodzienne plażowanie na jednej z najsłynniejszych sardyńskich plaż, która ma przypominać karaibskie. Szybko weryfikujemy ową karaibskość sardyńskiej plaży, która w części naprawdę składa się z delikatnego, miałkiego piasku, a w części z kolorowych kamoli. Ale dno morza przy plaży w istocie przypomina lagunę, w której pławiliśmy się na Jolly Beach na Antidze. Jest płytko, przyjaźnie i miękko. Skała Tavolara staje na wysokości zadania. Jest podobno największą wolnostojącą skałą na świecie, ale nie umiem tej informacji zweryfikować nawet w

››

Uśpiony morderca – Wezuwiusz i zastygły w lawie mieszkaniec Pompei; poniżej: port w Majorce

internecie. Spędzamy cały dzień na plaży u stóp Tavolary, rozkoszując się sardyńskim słońcem wraz z mieszkańcami pobliskiego kempingu. Nim zapada zmrok, mijamy przesmyk pomiędzy Sardynią i Korsyką. Z obu burt widać imponujące skalne wyspy, straszące urwiskami i niedostępnymi zatoczkami. Opuszczamy strefę włoską, zagłębiamy się we francuską. Do Tulonu wpływamy w rześki, niedzielny poranek. Lazurowe Wybrzeże, Prowansja, filmy

z Louisem de Funésem. Uśpione miasto szybko pozbawia nas złudzeń. Nie ma tam nic ciekawego, oprócz muzeum marynarki wojennej, przy którym cumują historyczne okręty wojenne. Jest niedziela. Miasto śpi. Czynne są jedynie knajpki na portowych bulwarach oraz bazar z warzywami i owocami. Ludzie kłębią się pomiędzy stoiskami z owocami morza, oliwkami, serami, pieczywem. Okręty wojenne robią lepsze wrażenie, gdy nasz prom opuszcza port. Cała flota jest widoczna jak na dłoni. Wpływając do portu w stolicy Katalonii, mało kto dałby wiarę, że wpływa do Barcelony. Żurawie, kontenery, silosy, nabrzeża przeładunkowe raczej nie grzeszą urodą. Ogołocone z zieleni zbocza też nie pomagają w ocenie pierwszego wrażenia miasta, które uchodzi za jedno z najbardziej romantycznych miejsc na świecie. Dopiero pomnik Krzysztofa Kolumba pokazującego swoją wymarzoną Amerykę rozpoczyna wędrówkę po prawdziwej Barcelonie. Idziemy wzdłuż Las Ramblas, najsłynniejszej alei miasta, pośród gęstego tłumu turystów. Atmosfera przypomina tę z krakowskiego rynku – trzeba usiąść w którejś z kawiarenek i zjeść paellę lub napić się piwa. Środkiem sunie tłum, omijając tysiące stolików z krzesełkami rozsianych wzdłuż słynnego deptaka. Docieramy do obu najsłynniejszych budynków Antonio Gaudiego – Casa Mila i Casa Batilo. Fantazyjne projekty okazują się piękniejsze niż ich legenda. Potem jedziemy do parku Güell, jednego z najpopularniejszych miejsc zaprojektowanych przez Gaudiego. Chyba każdy twórca komiksów czy autor science fiction chociaż raz był w tym miejscu. Baśniowe kolumnady, przedziwne pieczary, domki rodem z baśni braci Grimm – to tylko nieliczne motywy, które inspirowały świat artystów. W drodze powrotnej odwiedzamy bazylikę Sagrada Familia. Najbardziej znana świątynia na świecie okazuje się wciąż w budowie i nikt nie wie, kiedy budowla zostanie ukończona. Wracamy na Majorkę. Zamek górujący nad portem jest piękny jak nigdy. Uliczki Majorki w niczym nie ustępują uliczkom innych hiszpańskich wysp. Tu i ówdzie leje się wino, butiki proponują wcale nie najgorsze tkaniny i koszule, pamiątki oraz muszle. Już niedługo trzeba będzie wrócić na prom.


20|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

co się dzieje

jacek ozaist

WYSPA [32] Wiosna 2008. Wiosna? Niebo ponure, niczym przedsionek piekła, porywisty wiatr, gradobicie, deszcz. Czegoś takiego w Anglii jeszcze nie przeżyłem. Wiele słyszało się o fatalnej wyspiarskiej pogodzie. Myślałem jednak, że to tylko złośliwe legendy tworzone przez turystów z bardziej słonecznych krajów, którzy wpadli sfotografować się z Big Benem i trochę przy tym zmokli. Ile ja miałem radości przez ostatnie lata, gdy w styczniu było 15 stopni na plusie i nigdy nie padał deszcz!!! I było zielono. I kwitły kwiaty. A ludzie w kożuchach byli co najmniej 1500 kilometrów na wschód od Tamizy. Teraz trzęsę się z zimna i wygrażam srogiemu brytyjskiemu niebu, że wyjadę stąd i nigdy nie wrócę. Polską knajpkę w angielskim pubie otworzyliśmy 8 marca. W sobotę. Przesąd prawi, że należy to zrobić we wtorek lub w sobotę, bo wtedy wszystko dobrze się układa i dobrze wróży na przyszłość. To coś jak branie ślubu w miesiącu z literą „r” w nazwie – marzec, sierpień itp. Szkoda, że żaden socjolog czy antropolog nie zbadał, jaki procent rozwodów następuje mimo owego magicznego „r”, a także, ile knajp upada, mimo iż zostały otwarte we wtorek lub w sobotę. Zaczęliśmy więc w sobotę. Podczas ulewy i huraganowego wiatru. W ciągu kwadransa stojaki reklamowe z napisami: „Polska kuchnia” oraz „Obiady domowe” zostały roztrzaskane w drobny mak. Chwilę potem bardzo drogi baner stracił metalowe okucia, powiewając bezwładnie wzdłuż drzwi pubu. Na koniec tego ponurego spektaklu popękały kolorowe baloniki, a ich żałosne huknięcia zostały zagłuszone przez rozszalałą burzę. Moja skromna kampania reklamowa legła w gruzach. Gapiłem się w zalane deszczem okno i wymyślałem pogodzie na wszystkie sposoby. Ulicą przemykały nieliczne auta i porwane parasole. Z rzadka przebiegał samotny desperat. Było jasne, że tego dnia już nie pohandlujemy. Od całkowitej klęski uratowali nas stali bywalcy pubu i kilku przypadkowych Polaków, których zainteresowały plakaty w oknach. Sprzedaliśmy może 10 obiadów. Następnego dnia było jeszcze gorzej, bo bywalcy pubu uznali, że więcej nam się od nich nie należy, i spokojnie popijali piwo jak co dzień. Bez przegryzki. A burza za oknami szalała. Przez cały kolejny tydzień ziewałem, czekając na jakiegoś zabłąkanego wędrowca i wysłuchując pocieszeń naszego kucharza, że na czym jak na czym, ale na gastronomii to jeszcze nikt nie stracił. I że lada dzień wypogodzi się i zaczniemy pracę. Wieczorem, o ile akurat nie byłem pijany i od razu nie maszerowałem do łóżka, chowałem się w łazience, by uniknąć ironicznych spojrzeń Anety. Znałem już dobrze wszystkie: „a nie mówiłam”, „a trzeba było”, „gdybyś wtedy”, i te namolne refreny wolałem zostawić telewizji VIVA. Pewnego wieczoru zastawiła się jednak na mnie i do łazienki nie uciekłem. – Przepraszam. To przeze mnie – oświadczyła, tuląc mnie na pocieszenie. – Zawsze tak mam, że gdy bardzo czegoś pragnę, idzie jak po grudzie... – Ale przecież... ty tego bardzo nie pragniesz – zauważyłem. – Pragnę, żeby ci się udało... Milczałem. Dzielnie znosiłem wszelkie próby podkopania mojego niezachwianego morale przyszłego właściciela restauracji. O tym wszystkim marzyłem, gdy los mnie rzucił do tej dziwnej dzielnicy. Chciałem mieć gdzie się napić polskiego piwa, obejrzeć mecz, zjeść kotleta albo pierogi. I to wszystko osiągnąłem. Dlatego nie chciałem przyjmować do wiadomości tego, co się dzieje dookoła. Czytałem książki i gazety, gapiłem się w telewizor, w skrajnych przypadkach zakładałem słuchawki i słuchałem pogodnej muzyki. Lśniący sztandar mojego optymizmu hardo powiewał na tle czarnych londyńskich chmur. Punkt krytyczny osiągnąłem w Wielkanoc, kiedy nieoczekiwanie spadł śnieg. Wielkie jak czipsy białe płatki przesłoniły świat, dając mi do zrozumienia, że jeśli nadzieja umiera ostatnia, to ta chwila właśnie nadeszła.

Dzień wcześniej sprzedałem pięć obiadów, przez większość czasu drzemiąc na sofie. W pewnej chwili wyszedłem na zalaną deszczem ulicę. Niebo, gdyby mogło, wzruszyłoby ramionami, a Turcy i Arabowie z naprzeciwka uśmiechali się drwiąco. Oni byli tu od lat. Ich marne, ale tanie kurczaki, hamburgery i kebaby, które nazywałem karmą dla emigrantów, miały już swoją markę, zarobione wcześniej pieniądze zaś łagodnie amortyzowały skutki złej pogody. Patrząc na nich, znów zacząłem zastanawiać się, co tym razem zrobiłem nie tak, i na krótką chwilę poczułem się zagubiony i zrezygnowany, jak wtedy, na dziesiątym piętrze bloku krakowskiego osiedla, na dzień przed wyjazdem w nieznane. Tym razem jednak trwało to i znaczyło tyle, co nic. Po paru minutach dotarło do mnie, że nadal mogę malować mieszkania i strzyc trawniki, mogę iść do pracy, gdziekolwiek zechcę, a pieniądze wydane na stworzenie komercyjnej kuchni w Duke’u, to nie były ostatnie zaskórniaki. Królem życia może nie byłem, ale żebrakiem też nie. Zrozumiawszy różnicę między głębokim dołem w Polsce a angielskim dołkiem golfowym, pojąłem, że wcale nie straciłem animuszu ani woli walki. Wziąłem się do kupy i stwierdziłem, iż zawaliłem dwie ważne sprawy – nie sprawdziłem długoterminowej prognozy pogody i zaniedbałem kampanię reklamową. Nie miałem, rzecz jasna, ani określonego budżetu, ani ambicji, by iść do mediów, jednak lokalnie mogłem rozegrać to nieco inaczej. W Wielkanoc, mniej więcej w połowie dnia, śnieg przestał padać, a ja poczułem twórczą furię. Zleciłem druk ulotek i plakatów oraz zrobienie lepszych, trwalszych tablic reklamowych. Naprawiłem też baner. Byłem dziwnie spokojny, że wraz z lepszą pogodą nadchodzą lepsze czasy. I tak minęły następne cztery tygodnie. Stoimy z kucharzem twarzą w twarz i patrzymy sobie dziko w oczy. Atmosfera gęsta jak przed burzą. – Nie zaniosę klientowi tego placka – mówię z napięciem. – Jest spalony. Ostatnio zamiast gulaszu dałeś człowiekowi sam olej, a teraz to. – Moim zdaniem jest dobrze wysmażony – odpowiada, jak gdyby mówił do niesfornego dziecka, co doprowadza mnie do szewskiej pasji. – Odpuść i zanieś. – Usmaż następny – cedzę przez zęby. Głos kucharza staje się coraz bardziej bełkotliwy. Nie mam pojęcia, ile zdążył wypić, ale jestem pewien, że sobie nie żałował. – Jacek, ja to cię nawet lubię, ale to ja odpowiadam za kuchnię. Nie pouczaj mnie, co mam podawać, a czego nie. Gdzieś w środku czuję zwiastun końca naszej współpracy. Powtarzam łagodnie jak mogę: – Cezary, ja tu decyduję, co podajemy. Wydałeś mi już surowe gołąbki i puste w środku pierogi ruskie. Teraz, kiedy zaczął się ruch, nie pozwolę byś to zepsuł. Kucharz gwałtownie czerwienieje i tylko czeka na pretekst, by pokazać mi, do czego jest zdolny. Kawał z niego chłopa, więc cofam się krok do tyłu, rozglądając za czymś, co mogłoby mnie wspomóc w nierównej walce. – Jacek, bo sobie pójdę – mówi przez zaciśnięte zęby. – Zostaniesz z tym bajzlem sam... Nagle do kuchni wchodzi Aneta i widząc, co się święci, wyrzuca zwęglony placek po zbójnicku do kosza. – Cezary, tak dłużej być nie może. – Pewnie, że nie... Kucharz podchodzi do szafki i ostentacyjnym ruchem wyjmuje butelkę whisky, po czym wychodzi bez słowa. Przez moment stoimy bez ruchu. Kilkunastu klientów siedzących na sali nie ma pojęcia, że awantura w kuchni może pozbawić ich długo wyczekiwanego posiłku. – Co robimy? – pyta Aneta drżącym głosem. – Rzućmy monetą – śmieję się głupkowato, by rozładować napięcie. – Nie pójdę na salę! Obiecałam sobie, że już nigdy nie

cdn

@

xxpoprzednie odcinkix

www.nowyczas.co.uk/wyspa JACEK OZAIST

Z URODZENIA BIELSZCZANIN, Z SERCA KRAKOWIANIN, Z DESPERACJI LONDYŃCZYK. ABSOLWENT FILMOZNAWSTWA UJ PISZE GŁÓWNIE PROZĄ, POEZJĄ PARA SIĘ NIEREGULARNIE

kino Burke and Hare John Landis zabiera nas do dziewiętnastowiecznego Edynburga, by opowiedzieć historię dwóch cwaniaczków, którzy zarabiają na życie… wykradaniem zwłok z miejscowego cmentarza i odsprzedawaniem ich pobliskiej szkole medycznej. Reżyserowi (który na koncie ma pierwszą część „Blues Brothers” czy „Szpiegów takich, jak my” ) szczególnie zależało na oddaniu atmosfery dziewiętnastowiecznej stolicy Szkocji. Zdjęcia są więc wysmakowane i bogate w detale. Another Year Mike Leigh, człowiek, któremu zawdzięczamy „Sekret i kłamstwa” i „Happy Go Lucky” tym razem proponuje nam historię pary w średnim wieku i ich samotnych przyjaciół. Jak zwykle u tego reżysera śmiech będzie się mieszał ze łzami. Recenzenci są zachwyceni. Jackass 3D Co może być lepszego od oglądania faceta, który przez półtorej godziny kąpie się w szambie i je żywe dżdżownice? Oczywiście to samo, ale w wersji trójwymiarowej! No dobra, tak przynajmniej uważają twórcy „Jackass 3D” – paradokumentu, którego bohater znajduje perwersyjną przyjemność w aplikowaniu sobie najróżniejszych form tortur. Nie jest w tym najwyraźniej odosobniony, bo do kin ściągają tłumy.

południowych sąsiadów. Zobaczymy coś, w czym Czesi zawsze byli mocni: bajki animowane: „Kto się boi wilka” Marii Prochazkovej i „Ups, pomyłka” Anety Kyrovej. Dwa bilety w cenie jednego. 13 listopada, godz. 18.10 Riverside Studios , Crisp Road, Hammersmith, W6 9 RL

Weekend z Agathą Christie Zastanawiacie się, czy w XXI wieku staromodne kryminały Agathy Christie mogą jeszcze cieszyć się powodzeniem? Być może podpowiedzią będzie fakt, że bilety na „Morderstwo w Orient Ekspresie” wyprzedane zostały na miesiąc przed pokazem! Na szczęście wciąż jest z czego wybierać: od „I nie było już nikogo”, przez „Zło, które żyje pod słońcem” po… odcinek „Doktora Who”, w którym bohater cofa się w czasie do epoki pisarki. Weekend 19-21 listopada BFI South Bank, SE1 8XT

muzyka Polskie skrzypce na Southbank Będzie klasyka – Ravel i Bach – ale też coś nowego: premiera „Vocal Fanfare” Tima Brice’a. Wśród wykonawców – dwoje polskich skrzypków: Irmina Trynkos i Michał Ćwiżewicz. Poniedziałek, 22 listopada, godz. 19.30 Southbank Centre, Queen Elizabeth Hall, SE1 8XX

A Dog’s Heart POWTÓRKA Z ROZRYWKI: Nowe kino czeskie Riverside Studios zaprasza na dwa spotkanie z nowym kinem naszych

Premiera opery Aleksandra Raskatova, opartej na satyrze Bułhakowa. To opowieść o bezdomnym kundlu, który w wyniku eksperymentów medycznych zmienia się w człowieka.


|21

nowy czas | 6-19 listopada 2010

co się dzieje ulubione utwory z albumu debiutanckiego

Środa, 3 października, godz. 19.30 English National Opera, St Martin’s Lane, WC2N, 4ES

Poniedziałek, 15 listopada godz. 19.00

Mystery Jets

bookings@traductio.co.uk tel: 02079282558

Odrobina alternatywnego psychopoopu

wystawy/pokazy

Czwartek, 11 listopada, godz.19.00 Roundhouse, Chalk Farm Rd, NW1 8EH

Jazz wieczorową porą Wokalista i pianista Ian Shaw zaśpiewa nam klasyki amerykańskiej piosenki popularnej, wplatając między nie własne kompozycje. Czwartek, 18 listopada godz. 22.00 Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2AP

Piotr Anderszewski w Barbican „Piotr Anderszewski jest bez wątpienia jednym z najbardziej wyjątkowych i fascynujących pianistów naszych czasów” – tak o naszym muzyki napisał dziennik the Daily Telegraph. Podczas jego występu usłymy między innymi Suitę Angielską Bacha i dzieła Schummana.

Zdjęcia Mary McCartney Co zrobić, by wyjść z cienia sławnego ojca? Każde z dzieci Paula McCartneya miało inny pomysł. James zdecydował się grać niezależnego rocka, Stella projekuje ekskluzywne ciuchy, a Mary robi zdjęcia. Dzieła tej ostatniej podziwiać można w muzealnej kawiarni. National Portait Gallery, St. Martin’s Place WC2

Romantycy John Constable, Richard Dadd, Joseph Mallord WilliamTurner – to tylko niektórzy z artystów, których prace zobaczyć można podczas wystawy „Romantycy”. Największą atrakcją są rzadkie rysunki Williama Blake’a. Tate Britain, Millbank, SW1

Damian Ortega

7 grudnia, godz. 19.00 Barbican, 275 Pentoville Road, N1 9NL

Od połowy października przez miesiąc meksykański artysta zagląda do gazet i tworzy improwizowane instalacje dotyczące bieżących wydarzeń. Efekty można oglądać do 16 stycznia.

Wieczór z Juliette Greco

Barbican Centre, Silk Street EC2Y 8DS

Legenda francuskiej piosenki wystąpi w londyńskim Southbank po dziesięciu latach przerwy. Zaśpiewa piosenki takich twórców, jak Jacques Brel, Leo Ferré i Serge Gainsbourg. Nie zabraknie też utworów tworzących kanon jej repertuaru. Warto zamówić wcześniej bilety. Niedziela, 21 listopada, godz. 19.30 Purcell Room, Southbank SE1

Aleksandra Kwaśniewska & The Belgian Sweets

Plakatem w Mussoliniego Wystawa prezentuje oryginalne plakaty skierowane przeciwko reżimowi Benito Mussoliniego. Estorick Collection of Modern Italian Art., Canonbury Square N1 2AN

Twarzą w twarz Brytyjskie autoportrety z XX wieku. King’s Place Gallery, 90 York Way, N1 9AG

Zaklęty Kensington Palace LONDON TOUR NOVEMBER 2010 Jazz Café Posk, 8:00pm

Support Peter Sarik Trio. Niedziela, 14 listopada, godz. 20,00 POSK, 238 King Street, W6)RF

www.jazzcafeposk.co.uk Ronnie’s Bar, upstairs at Ronnie Scott’s

Aleksandra zaprezentuje utwory z nowego albumu, jak również

Wystawa poświęcona sławnym mieszkankom pałacu – księżniczkom Marii, Annie, Karolinie, Charlotte, Wiktorii, Małgorzacie i Dianie. Zobaczymy ich suknie, osobiste przedmioty i pamiątki a także scenki teatralne odtwarzające najważniejsze wydarzenia z czasu ich pobytu w budynku. Kensington Gardens, W8 4PX

Nagroda Literacka za rok 2010 Jury Nagrody Literackiej Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą uprzejmie informuje, że w roku 2010 nagroda za całokształt twórczości dla polskiego pisarza stale mieszkającego poza granicami Kraju – ufundowana przez Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii przyznana została pisarzowi z Londynu,

ROMUALDOWI WERNIKOWI. Wręczenie Nagrody nastąpi 7 listopada 2010 (niedziela, godz. 18:00) podczas Wieczoru Laureata w Sali Malinowej POSK-u. Uroczystość dopełni część artystyczna: „Poeci są wśród nas”. Lampka wina. Wstęp – wolny. Zapraszamy! (238-246 King Street, metro: Ravenscourt Park, London W6 0RF).

Festiwal Filmów Żydowskich Organizatorzy Festiwalu Filmów Żydowskich podkreślają, że nie chodzi tu tylko o filmy z Izraela, ale o każde dzieło dotykające poplątanej, żydowskiej tożsamości . W tym roku pokażą nam więc między innymi… chińską kreskówkę poświęconą Holocaustowi. Roześmiani, dobrze ubrani ludzi kręcą kółka na parkiecie i stukają się szklaneczkami w kawiarniach. Idylliczny obrazek, jeśli nie wiemy, na co dokładnie patrzymy. A widzimy warszawskie getto, takie jakie chcieli pokazać światu nazistowscy propagandziści. „Dokument” nigdy nie został ukończony, a w wiele lat po wojnie taśmy – bez dźwięku - odnalazły się stanowiąc dziś prawdziwy skarb dla badaczy Zagłady. Reżyser Yayel Hersonski zmontował te nieme obrazy i odszukał niektórych ludzi, których widać na taśmie. Dotarł również do SS-mana, który kręcił film. Efektem jest „Niedokończony film”, który zobaczymy na koniec przeglądu. Zupełnie inaczej na Holocaust spojrzał Wang Genf, autor „A Jewish Girl in Shanghai”, chińskiej kreskówki poświęconej Shoah. Reżyser zabiera nas do Szanghaju lat czterdziestych, nazywanym w owym czasie „Małym

Wiedniem” ze względu na dużą ilość napływających tu uchodźców pochodzenia żydowskiego. Dramat małej Żydówki splata się tu z losem Szanghajczyków będących w owym czasie pod okupacją japońską. Nie znaczy to jednak, że festiwal będzie zdominowany przez poważną tematykę. W programie dużo miejsca zarezerwowano dla lżejszych filmów. Będzie więc thriller szpiegowski „Dług” z Samem Worthingtonem i Hellen Mirren w rolach głównych. Niespodzianką jest z pewnością komedia „He’s my Girl” poświęcona romansowi dwóch homoseksualistów z przeciwnych stron arabsko – izraelskiej barykady. Jest też miejsce na akcent londyński. Film „Broken Lines” Sallie Aprahamian opowiada o żydowskim chłopcu z klasy pracującej i jego narzeczonej Zoe. Gdy pewnego dnia ojciec chłopaka umiera, ten wyrusza ku rodzinnemu domu na Finsbury Park w poszukiwaniu okruchów przeszłości. Ale na miejscu odnajduje też romans. Rolę Zoe gra Olivia Williams znana z An Education i Ghost Writera Polańskiego. Festiwal potrwa do 21 listopada. Więcej szczegółów na stronie www.ukjewishfilmfestival.org


22 |

6-19 listopada | 2010nowy czas

czas na relaks

AROUND THE WORLD WITH CLAUDIA » Today I am meeting CLAUDIA GREGORCZYK, Sales Co-ordinator

mANIA

at Novotel London Paddington hotel. I worked with her at the Novotel London Greenwich. We are sitting in a little cosy coffee shop hidden behind the Hilton Hotel. Claudia took 10 months off to travel. around the world, but let’s listen to her own story…

GOTOWANIA Mikołaj Hęciak Where did you get the idea of travel for a whole year?

– It was after my yearly appraisal with my general manager. I told him that I would like to work overseas, in a different environment. He asked if I have ever thought of going travelling as at the moment I have no family or a mortgage to stop me. So, two weeks later I went to his office and handed him my notice. – You can imagine, so I did some explanation and thanked him for his idea How did you organize your trip?

– Most of the preparation I did myself. A travel agency based in Angel, Global Village helped me to book my round-the-world tickets with British Airways. I booked an organized tour in Peru in South America to start with. It was nice to start with a tour to get you into to the backpacker’s life but afterwards it was good to do your own thing.

– To be honest, you don’t need much experience or education to help, still you have to apply through the website and attach a short CV with information about you and your background skills. Some of the charities ask for a minimum amount of time, 1 to 3 months. They will assess your skills and preferences, so you can use your own skills to share with local people and teach them to improve their life and environment. For example, there is very interesting restaurant Friends, in Phnom Pen, the capital of Cambodia. The restaurant is run by a charity and teaches street children how to cook, serve and sell food. So if you are a chef you could help there. I was able to help in the CCD, a non-governmental organization in Kratie (Cambodia), which looks after local small businesses and their development. You are from Germany, but with a Polish surname?

– My grandfather came from Opole and some of my family still live there. My grandparents met each other in Berlin and they lived in a little village close by. It was before WW2. I’ve seen Opole when I was a child, but I would like to see my family again. What is your favourite place? Where would you like to settle down?

– It’s not easy to say as each place is fantastic in itself. I would like to live in New Zealand. It is a beautiful country, with a great lifestyle; they offer a lot of outdoor activities. People are so helpful there and proud of their country. Cities are smaller and not as busy as London. Another of my favourite places is Vietnam.

Have you experienced the world as a small village?

I am sorry Claudia, it is never easy… Last question. Can you tell me about food in Cambodia, because you chose one of recipes you learnt there to share with our readers?

Have you got any tips how to prepare before you go travelling? You cannot know in advance what can go wrong?

Where did you find charity work?

What is required for a successful applicant for charity work?

good friend was with me and gave me good support and she persuade me to keep going. And I think my mum did want me to carry on as well. It was not an easy time specially being so far away.

– Yes, when you live with people from other cultures who feel the same way about the outcomes of life, family, work, and friends. Travelling is a bug. As soon as you have seen one part of a country you find another one which you should visit and another traveler tells you about place worth seeing… It’s never ending… I wish I could go back to China, as I found it very interesting and you can never see enough of China.

Was he surprised?

– There is a website which gives you all information needed, www.worldwidehelpers.org.

I do not think it changed me a lot either. But I think if you see more, if you see different places and people you start to see wider. But yes, I think I am closer to what I want to do in my life now.

Claudia wiht a friend in Cambodia

There are beautiful beaches, mountains, great people and lovely food. Part of my journey in Vietnam was on a back of a motorbike with an Easy Rider, a local driver, it was great fun. You travelled with Mr Ocean.

– Mr Ocean, exactly. Iit was beautiful to travel with him. I listened to other travelers and bought a trip on motorbike for 3 days and 2 nights. Mr Ocean showed me Vietnam from a totally different perspective. I met his family. His mother could not read or write. They live in a little fishing village and they are fishermen. I ate fresh seafood. It was amazing and everybody was so hospitable. You mention food a lot in your blog. Was it the dishes themselves or the combination of food, the people and the place?

– Everywhere I went, people were proud of their food and they wanted to show it, even in poor countries. People in poorer countries know what hunger means. If you want to give a present to a friend in these countries you give them a good meal. At one point you had the opportunity to cook German food for your host family. How on earth did you manage to find sausages and paté in Cambodia?

– In the major cities of Cambodia there are international stores selling food from USA or Europe, but is it too expensive for local people. I cooked a meal for my host family. They loved Leberwurst (pate in English), Camembert cheese and French baguette They really enjoyed it. Was your journey a search for the meaning of life? Did it change you?

– It was not a search for meaning of life for sure.

– That’s true. Preparation takes long time. In my case I spent half a year to prepare. It was a lot of work, to be honest. Getting the right vaccinations is important, the travel insurance is a must, buying the proper items to travel with, like clothes for warm and cold weather. Everything has to be very light as you have to carry it. My backpack was 18 kilos and it can be hard to carry. You can find a lot of information on-line. Always listen to other travelers and take advice. And always listen to your gut feeling. You have learnt so many new skills.

– Yes, I did. I did jump off a plane but there was nothing to learn as you are strapped onto a person with a paraglide. I did a Meditation course in Thailand which was a very interesting experience. I took my Pady Diving licence in Vietnam. It took three full days of theory and diving with an instructor. By the end you have to complete a test. It was very well organized and now I can use the licence anywhere in the world. When I was reading about your adventures like sky diving in NZ or diving in Vietnam I was so jealous. Most of your trips sound like big fun, except one day in New Zealand…when you got message that your Mum died. Can we talk about it?

– My mum was ill for many years and this didn’t come unexpected. Before I started my journey we had our farewell. On that day my

– Yes, I spent one month with a Cambodian family. They were proud of their food. They wanted me to try everything and I had food we never heard of in Europe. In the front yard they had mango tree, have you ever tried mango straight from garden? I wish…

– The grandmother cooked at home and sold to the local market later. She always brought fresh fish, fruit and meat and cooked it for the family, it was delicious. Roasted ants are a delicacy in Cambodia, they are very expensive and my host family bought them especially for me. It took me a while to eat them. Hygiene on market wasn’t of European standards; it was always 40 C, and flies were everywhere, but they have some ways to keep the food fresh. When you buy fish they will kill it for you, so you can take home really fresh fish. The crabs I saw always tried to escape. The food market was very interesting and colourful. Claudia, thank you very much for sharing your experiences with readers of Nowy Czas. You had an amazing journey and I wish I could hear more stories in the future.

Here is a recipe which Claudia tried in Cambodia. It is a unique recipe and sorry for not giving you exact quantities.

DESSERT PHLEI AY You need: Sticky rice flour, Palm tree sugar, grated coconut. Mix the sticky rice flour with cold water to make dough. Cut the palm tree sugar into little cubes, half a centimetre size. Take some of the dough and knead around the palm tree sugar cube. Make sure the sugar is totally covered with the dough. Afterwards put these little balls in boiling water for 10 minutes and then in cold water for a moment. Then sprinkle the grated coconut on top and enjoy!!!


|23

nowy czas | 6-19 listopada 2010

czas na relaks

kwiaty mówią… w wiktoriańskiej Anglii były popularne grube zielniki, gdzie wizerunek każdej rośliny był opatrzony miłosnym komentarzem. Ludzie pasjonujący się mową kwiatów potrafili skomponować bukiet, który był jednocześnie poematem. Prócz znaczeń doraźnie nadawanych roślinom od wieków istnieje rozbudowana symbolika flory mająca swe źródło w religii i pradawnych obrzędach.

róża jest różą Róża to milczenie. Obdarowanie kogoś różą jest samo w sobie gestem wyjątkowym, dajemy do zrozumienia, że słowa są zbędne lub zbyt miałkie, by wyrazić to, co czujemy. Mówi za nas kwiat. Związek róży z tajemnicą skrytą za milczeniem ma swe źródło w kulturze antycznej. Kupido przekupił różą Harpokratesa – boga milczenia, by ten nie rozpowiadał o miłostkach Wenus. Jest jeszcze jeden aspekt różanej tajemnicy: jeśli narysujemy rzut poziomy kwiatu różanego i połączymy linią prostą środkowe punkty od drugiego płatka, uzyskamy pentagram – gwiazdę pięcioramienną, prastarą figurę zaklęć, czarów i spraw tajemnych. Tak więc podarowanie kobiecie róży to jednoznaczna próba zaczarowania jej oraz zawładnięcia jej duszą i ciałem. W starożytności nad stołami, przy których toczyły się poufne rozmowy, wisiały pęki róż, co miało oznaczać, że rozmowy prowadzone są sub rosa (pod różą) i nic z omawianych tam spraw nie mogło być dalej przekazane ani ujawnione. W średniowieczu sale obrad rad miejskich miały wymalowany na stropie symbol róży, kwiat ten zdobił konfesjonały, a nawet ściany winiarni. Róża to symbol przepychu, także przepychu uczuć, ich obfitości i autentyczności. Prócz czysto symbolicznych znaczeń przypisywano jej także moc uzdrawiania. Różane wieńce na skroniach starożytnych hulaków miały ich nie tylko przyozdabiać, ale także wyleczyć z dokuczliwych bólów głowy wywołanych nadmierną ilością wina. W kulturze chrześcijańskiej róża ma wiele znaczeń, ale dwa są podstawowe – biała

MAkijAżOwe TreNdy SezONu jeSień 2010 ANNA GASTOL

symbolizuje niewinność, czerwona zaś męczeństwo. W symbolice miłosnej czerwona róża to ogniste uczucie o jednoznacznej wymowie seksualnej. Wręczenie komuś białej róży jest pytaniem o szczerość uczuć i jednocześnie zadeklarowaniem swojego oddania. Róża żółta oznacza uczuciową niepewność, czasem zazdrość. Bukiet białych i czerwonych róż to symbol wierności i stałości uczuć.

nieczuły KochaneK nimf W przeciwieństwie do róży z jej wieloznacznością i rozbudowaną symboliką znaczenie tego kwiatu jest bardzo klarowne. Narcyz był synem boga rzeki Kefisos w Beocji i nimfy Liriope. Był tak piękny, że wydawał się stworzony do rozkochiwania w sobie ludzi i bogów. Kiedy rodzice zapytali wyrocznię o przyszłość chłopca, wieszczka odpowiedziała, że będzie on szczęśliwy w miłości, jeśli nie pozna samego siebie. Narcyz gardził miłością dziewcząt i nimf mieszkających w lasach, czas spędzał na gonitwach za zwierzyną i zabawie w towarzystwie rówieśników. Chłopiec unieszczęśliwił zakochaną w nim bez pamięci nimfę Echo, która została ukarana przez Herę odebraniem głosu. Mogła tylko powtarzać słowa, które wypowiedzieli inni. Echo błądziła wśród dolin i lasów z nadzieją, że Narcyz zwróci kiedyś na nią uwagę. Przyszedł w końcu dzień, kiedy wypełniła się przepowiednia. Narcyz pochylił się nad źródłem, ujrzał swoje odbicie i zakochał się bez

Po lecie, przepełnionym tęczowymi makijażami, nadszedł czas na jesień. W tym sezonie dominującymi trendami w makijażu będą dramatyczne usta – podkreślone niczym w „Niebezpiecznych związkach”, migdałowy kształt oczu, mocno zarysowany ciemną kredką, oraz krzaczaste, grube brwi zaczesane do góry. W obowiązującej teraz modzie, zarówno w stroju, jak i wyglądzie, widoczny jest wpływ lat sześćdziesiątych. Od kilku sezonów nieustającym trendem są również tzw. smokey eyes – makijaż dość ciężki, polecany głównie na wieczór i weekendowe wyskoki. Polega on na nakładaniu na siebie poszczególnych warstw cieni – od jasnych szarości do czarnego lub stalowego koloru. Poszczególne cienie należy dobrze rozprowadzić, aby warstwy nie były widoczne. Nakładamy szarości od zewnętrznego kącika

pamięci. Umarł z tęsknoty za własnym odbiciem wsłuchany w nawoływania nieszczęśliwej nimfy Echo, która szukała go, obiecując miłość i wierność aż do śmierci. Narcyz jest więc kwiatem wyrażającym uczucia skomplikowane i niełatwe. Patronuje kochankom, którzy choć są spragnieni siebie, nie potrafią zbudować związku trwałego i silnego. Wręczenie komuś bukietu samych narcyzów oznacza, że nie jesteśmy pewni uczuć obdarowywanej osoby, a pewność taka jest nam bardzo potrzebna. Narcyz oznacza też fantazję, także seksualną – za pomocą bukietu z tych kwiatów można złożyć kobiecie śmiałe propozycje (zakładając, że rozumie ona mowę kwiatów). Jest to także kwiat rozstań, wielu zmęczonych daremnymi wysiłkami adoratorów wręcza swojej wybrance bukiet narcyzów, by powiedzieć jej: żegnaj, nie jesteś warta mojej miłości. Nigdy nie wręczamy kobiecie pojedynczego narcyza, zawsze cały bukiet. Lepiej przyjść na spotkanie bez bukietu niż z jednym smętnym narcyzem w garści. Jeśli kobieta miała co do naszej osoby jakieś złe przeczucia lub wahania, taki prezent tylko ją w tym utwierdzi

Kwiat miłości i wierności

związane z fizycznym aspektem miłości. Według Biblii lilia powstała z łez Ewy, która opłakiwała wygnanie z raju. W ikonografii chrześcijańskiej lilia jest atrybutem Marii i archanioła Gabriela, w scenach zwiastowania kwiat lilii pojawia się zazwyczaj w podwójnej roli: jako symbol czystości Marii i jako symbol czystości intencji boskiego wysłannika. Lilia występuje prawie nieprzerwanie we wszystkich kulturach Europy i basenu Morza Śródziemnego. W Egipcie zdobi kapitel kolumn, w tradycji żydowskiej z lilii biorą początek ramiona siedmioramiennego świecznika, lilia chrześcijańska to lilia królów i dziewic. Bukiet lilii lub tylko pojedynczy kwiat oznacza, że jesteśmy pewni swoich uczuć i że są one poważne. Lilia może być także interpretowana jako wstęp do oświadczyn. Inne barwy lilii mogą wyrażać temperaturę naszych uczuć, lilia niekoniecznie musi oznaczać niewinność i czystość, zawsze jednak jest symbolem stałości uczuć. Lilia złotogłów o intensywnej różowej barwie oznacza gorącą, bynajmniej nie platoniczną namiętność. Lilia żółta może być pytaniem o to, czy warto dalej iść razem. Może być także zarzutem pod adresem kobiety: kocham cię, a ty kłamiesz. Nauczmy się czytać mowy kwiatów.

Zawrotna kariera lilii rozpoczęła się w perskim mieście Suza, które słynęło z uprawy tych kwiatów. Lilia pierwotnie była symbolem początku życia, bujny i wspaniały kwiat wyrasta z czarnej, tłustej ziemi, podobnie jak człowiek – szlachetna i prawie boska istota – podnosi się z prochu. Lilia to kwiat królów i bogów, jej wizerunki zdobiły płaszcz Zeusa i chorągwie królów Francji. Lilia to przepych i pewność uczuć. Według Greków lilia powstała z mleka, którym Alkmena karmiła Heraklesa. Jest to więc kwiat siły i pozytywnej mocy. Obdarowanie nim ukochanej to zapewnienie jej o stałości i sile uczuć. W mitologii podobnie jak w kulturze chrześcijańskiej lilia jest symbolem czystości. Wenus stroni od lilii, woli róże, bo one są

po wewnętrzny, wyjeżdżając poza powiekę, niemalże pod sam łuk brwiowy. Następnie najciemniejszy cień na zewnątrz oka, a najjaśniejszy na wewnętrzny kącik. Ciemny cień nakładamy również delikatnie pędzelkiem pod oko, robiąc kreskę. Na koniec podkreślamy górną powiekę czarną kredką i nakładamy tusz na rzęsy. Zamiast szarości i czerni można użyć innych kolorów – obecnie na pokazach mody są polecane również Denim oraz ciemne fiolety. Sekretem jest wyraźne podkreślenie oka wyrażające głębię spojrzenia. Nie zapominajcie o brwiach! Są one oprawą twarzy, więc nie należy ich zaniedbywać, a utrzymywać w nienagannym porządku. Przerwy mię-

dzy włoskami można uzupełnić nieco jaśniejszym niż twój naturalny odcień brwi cieniem lub kredką i zaczesać szczoteczką lekko do góry. Jeśli zaś chodzi o czerwone, uwypuklone usta, królujące w sezonie jesiennym tego roku, należy do nich dobrać właściwy odcień czerwieni. Półki w działach kosmetycznych są przepełnione przeróżnymi czerwieniami – dostosuj je odpowiednio do swej urody i koloru oczu. Jeżeli nie jesteś pewna, jaka szminka pasuje do ciebie najlepiej, zapytaj o radę sprzedawczynię lub wybierz się na zakupy wraz z przyjaciółką, która pomoże ci w wyborze. Pamiętaj jednak, aby zdecydować się na tę czerwień, w której czujesz się najbezpieczniej i najbardziej sexy... Gdyby jednak nie przekonywało cię akcentowanie ust – zacznij od czerwonego błyszczyku, do którego możesz dodać odrobinę szminki, rów-

Gabriel Maciejewski

nomiernie rozprowadzając ją na ustach pędzelkiem. W następnym wydaniu „Nowego Czasu” poczytaj o technice nakładania makijażu – krok po kroku. Zapraszam do odwiedzenia mojej strony internetowej www.charismaticmakeup.com oraz blogu makijazowesztuczki.blogspot.com Jeżeli wraz z przyjaciółkami wybieracie się na imprezę, na której chcecie zabłysnąć – służę radą i wskazówkami! Wykonam dla was pokaz makijażu połączony z nauką. Jest to również świetne urozmaicenie wieczoru panieńskiego oraz doskonały prezent dla przyszłej panny młodej! Pod moim kierunkiem wykonasz swój profesjonalny makijaż. Wspólnie przeglądniemy twoją kosmetyczkę, dobierzemy odpowiednie produkty i kolory.


24|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

czas na relaks aby język giętki powiedział wszystko, co… przyjdzie palcom do głowyi

Eufemistycznie rzecz ujmując Lidia Krawiec-Aleksandrowicz Z wielu powodów w języku pojawiają się różne, czasami zadziwiające, konstrukcje. Niektóre upiększają mowę, inne natomiast są wręcz obraźliwe, ale wszystkie należą do użytkowników języka, którzy mówiąc czy pisząc, kierują się rozmaitymi względami. Jednym z nich jest na przykład tabu kulturowe, religijne, a nawet zabobon. Już w bardzo dawnych czasach słowom przypisywano moc sprawczą, więc niektóre skrupulatnie omijano, aby się nie ziściły, żeby nie przywoływały do rzeczywistości czegoś niepożądanego. Rzec by się chciało – aby słowo nie stało się ciałem, lub – po prostu – żeby nie wywoływać wilka z lasu albo czegoś nie zapeszyć. Jednak w życiu codziennym nie daje się omijać pewnych nawet niewygodnych czy smutnych tematów, więc już wówczas zaczęto takie słowa omawiać, zastępować innymi sformułowaniami, nie wypowiadać wprost, czyli używać eufemizmów. Zasada ta jest żywa do dziś i kierujemy się nią w wielu sytuacjach – chociażby ze względów towarzyskich, z uprzejmości, delikatności. Nie nazywamy na przykład podeszłego wieku starością tylko jesienią ży-

cia, a trzydziestoletnia kobieta nie jest w średnim, lecz w balzakowskim wieku lub jest kobietą doświadczoną. Jeśli przytyła – nabrała rubensowskich kształtów albo się zaokrągliła, mężczyzna z kolei stał się człowiekiem słusznej budowy czy też mocnej postury. O ludziach łysiejących można usłyszeć, że mają ministerskie bądź wysokie czoło albo że mądrej głowy włos się nie trzyma. Sytuacja finansowa to też zazwyczaj temat drażliwy, więc jeśli już trzeba powiedzieć, że ktoś ma mało pieniędzy, to najczęściej mówimy, że mu się nie przelewa, cienko przędzie, ma chudy portfel czy też trudno mu związać koniec z końcem. O skąpym z kolei – że jest oszczędny lub ma węża w kieszeni. Są też tematy, które wymagają niezwykłej delikatności, związane na przykład z chorobą określaną jako słabość czy też śmiercią nazywaną odejściem, przegraną walką z chorobą lub bardziej religijnie odejściem do Pana albo na łono Abrahama. Język polityki również obfituje w eufemizmy, czyli – ogólnie rzecz ujmując – łagodne wypowiedzi ukrywające prawdę. Ograniczę się tu do przykładów, powstrzymując się od komentowania tego zjawiska, gdyż temat jest zbyt obszerny. Tak więc kiedy rząd chce przygotować obywateli do podwyżek jakichś produktów, mówi się o regulacji cen. Gdy zaś polityk swojemu koledze z innej frakcji politycznej – zwłaszcza w grach przedwyborczych – chce zarzucić kłamstwo, mówi o mijaniu się z prawdą, zawodzącej go pamięci, nieścisłościach, które wkradły się do jego wypowiedzi, a, wreszcie, o konfabulacji. Jeśli z kolei jakaś partia ma na swoim politycznym sumieniu defraudacje lub inne tego typu grzeszki, wówczas słyszymy, że wzięła rozbrat z uczci-

wością. Określenia te, oczywiście, można też odnieść do zwykłych śmiertelników w innych sytuacjach. Głupota ludzka w wypowiedziach także bywa traktowana eufemistycznie, choć trzeba przyznać, że z jej określaniem bywa różnie. Czasem przyjmuje ono łagodne formy, gdy ktoś o swym bliźnim mówi, że jest inteligentny inaczej, zdarza się jednak też, iż nie są to wyrażenia – jak pisała o nich Anna Dąbrowska – „w rzeczy mocno, w sposobie łagodnie”. Wystarczy przywołać wypowiedź bohatera czeskiego serialu często potem powielaną w codziennej komunikacji: Gdyby głupota miała skrzydła, ciągle latałabyś pod sufitem. Z kolei kłopoty pewnej kandydatki na studentkę, która na egzaminie wstępnym na wyższą uczelnię nie potrafiła przekazać swoich wiadomości (bo tak naprawdę ich nie miała), zniecierpliwiony egzaminujący, nie chcąc nazwać rzeczy po imieniu, określił w rozbudowanej formie jako: Takie piękne błyszczące oczy niezmącone absolutnie żadną myślą. Mnie zaś dane było usłyszeć koleżeński dialog, którego uwieńczeniem było przyjacielskie podsumowanie zwierzeń kolegi. Słuchający tych opowieści najpierw stwierdził: Ty to jednak masz nierówno pod sufitem, a po chwili zapytał: Czy ta twoja jedyna szara komórka nie czuje się przeraźliwie samotna? Trzeba było widzieć minę tego, do kogo pytanie to było skierowane... Konkluzją zaś tej przyjaznej rozmowy była rada: Puknij się w czoło! Albo nie! Lepiej tego nie rób, bo ci echo czaszkę rozwali! No cóż, eufemizm nie zawsze bywa formą łagodniejszą... Może warto się czasem nad tym zastanowić, eufemistycznie rzecz ujmując.

krzyżówka z czasem nr 15

Poziomo: 1) jedyna w Europie stolica leżąca w bezpośrednim sąsiedztwie parku narodowego, 7) obraz w cerkwi, 8) przyrząd do mierzenia ciśnienia atmosferycznego, 9) odtwórczyni tytułowej roli w filmie „Panienka z okienka”, 12) barwna plamka na jednolitym tle, 13) broń osy, 14) miasto nad jeziorem Jeziorak, 17) gruczoł krokowy u mężczyzn, 18) gąbczasta, silnie ukrwiona tkanka wypełniająca kości, 19) wyspa grecka; w jej pobliżu w 480 r. p.n.e. miała miejsce bitwa między flotami grecką i perską.

Pionowo: 1) autor słów do Mazurka Dąbrowskiego, 2) dodatkowa świeca zapalana podczas rorat, ozdobiona białą lub niebieską wstążką symbolizującą Maryję, 3) urządzenie do przechowywania zamrożonych produktów spożywczych, 4) twórca kompozycji z barwnego szkła w oknach, np. kościelnych, 5) stolica Ghany, 6) dryf, 10) przywódca Libii, 11) w notacji muzycznej: pionowa klamra łącząca początki dwu lub kilku pięciolinii, 15) otwór w stole bilardowym, 16) dokonywany w księdze wieczystej. Rozwiązanie krzyżówki z czasem nr14: Piotr Adamczyk

sudoku

łatwe

8 2 4 1 5 6 3 8 2 6 8 4 5 4 2 3 1 9 3 8 7 5 9 5 2 6 4 3 9 4 7 2 6 1 4 9

średnie

8

trudne

9

6

1

6

7 5

5 1

9 5

8 5

4

9 8

6

6 8 3 5 7 4

8 3 7 2 6 9 5

8 4 2

2

5 3

1

9

9

1 4

3

6 4

1

7

3 9

2 1 8 5 7 6

7 4 3 2 6 1


|25

nowy czas | 6-19 listopada 2010

ogłoszenia

job vacancies COMPUTERS/IT EXPERT Location: LONDON W11 Hours: FLEXIBLE Wage: MEETS NATIONAL MINIMUM WAGE Employer: Music and Goods Exchange Ltd Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Music Goods Exchange Ltd is a busy, well-established retail company, and as such we require a skilled I.T. and computer systems expert. You will work in a small team and aid in supervise all manner of IT work. This provides the right applicant with a great opportunity to develop skills and become involved on a variety of exciting projects from the ground. level. Qualifications are desirable but not necessary if you feel you have comparable knowledge. Experience recommended. How to apply: You can apply for this job by telephoning 020 72210767 and asking for Personnel. DEMI CHEF DE PARTIE Location: GATWICK, WEST SUSSEX RH10 Hours: 5 DAYS OVER 7 Wage: EXCEEDS NATIONAL MINIMUM WAGE Closing Date: 25 November 2010 Employer: Copthorne Hotel Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Here at the Copthorne London Gatwick Hotel we are currently seeking a talented and enthusiastic Demi Chef de Partie. The successful candidate will have a flair for delivering superior cuisine and exceptional guest service. They will be able to turn their hand to any number of jobs within these busy hotel kitchens. Whether it be breakfast for 250, a banquet. for 600, fine dinning in our restaurant or a busy conference lunch. The successful candidate will be able to demonstrate the following skills

and attributes: Experience of all kitchen areas, Be able to maintain high standards, Banqueting experience, A team player, Previous hotel experience essential, Work well under pressure, Flexible approach, Friendly attitude. Must have NVQ level 2 or equivalent and proven, prior experience in a similar size property. Live-in accommodation available. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Jason Duffy at Copthorne Hotel, Copthorne Common, Copthorne, Crawley, West Sussex, RH10 3PG or to jason.duffy@millenniumhotels.co.uk. TEACHING ASSOCIATE IN POLISH Location: SHEFFIELD S10 Hours: 35 HOURS OVER 5 DAYS Wage: ÂŁ28139 TO ÂŁ35646 PER ANNUM Closing Date: 23 November 2010 Employer: University of Sheffield Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: The Department of Russian and Slavonic Studies within the School of Modern Languages, is seeking to appoint a Teaching Associate in Polish. You will teach the Polish language reading, comprehension and conversation classes for Bachelor of Arts BA students at all levels of study. You will promote Polish culture outside the classroom by organising. extra-curricular activities for students. You may have an opportunity to teach some Russian language, literature or linguistics according to your interests and area of specialisation. You will have completed, or be near to completing, a Master of Arts MA focusing on Polish or Russian language, linguistics or literature, or an MA in a related field. You will have native or near-native oral proficiency in Polish and ideally Russian. Online applications only. UOS001924. How to apply: You can apply for this job by visiting www.sheffield.ac.uk/jobs and following the instructions on the webpage. POLISH SPEAKING ADMINISTRATOR Location: ALTRINCHAM, Cheshire WA14 Hours: Monday to Friday 9 to 5 Wage: ÂŁ8.24 to ÂŁ8.24 Per Hour Employer: Essential Personnel Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Dzwoń do Polski za mniej niş 1p Bez przedpłat i abonamentu

Twoja linia telefoniczna, abonament i numer telefonu pozostaje bez zmian. www.cheapcall1689.co.uk/polska

Polska 0.8p Polska tel. komĂłrkowy Orange, Plus GSM 5p USA 0.8p Kanada 0.8p Czechy tel. stacjonarny 2p Irlandia tel. stacjonarny 1p

Description: Our client in Altrincham is looking for a fluent Polish speaker to work in their friendly offices. You will need to have previous experience in administration. This position will start on a temporary basis but it could go permanent. The role will involve creating spreadsheets and liasing with Polish customers. You will need to have a good knowledge of Word. and Excel and be fluent in Czech. Essential Personnel is operating as an Employment Business on behalf of our client. Please email your cv to cathy@essentialpersonnel.co.uk or call us on 01619684544. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Cathy Bates at Essential Personnel, cathy@essentialpersonnel.co.uk.

Location: READING RG1 Hours: 35 HOURS OVER 7 DAYS Wage: NEGOTIABLE Closing Date: 29 November 2010 Employer: Mangal Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

13

listopada, 2010

.LQJ 6W 326. /RQGRQ : 5) 6DOD 3UŮŒE 5HMHVWUDFMD RUD] ZLÄ•FHM LQIRUPDFML SRG DOHNVDQGHU#YLVLRQVHHGFRDFKLQJ FRP $JDWD ² 7HO Organizatorzy:

Patronat medialny:

Bezpłatny wykaz połączeń online

Zadzwoń do nas na 0800 651 0055 lub zarejestruj się przez internet ZA DARMO!

BARTENDER

Wprowadzenie do coachingu kariery

Bez kontraktu

Description: Bar Tenders must have at least 3 months experience with good knowledge of cocktails working both beer pumps and optics and have cash handling experience with good costumer service skills.. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Zinar Demeni at Mangal, 32-36 Kings Road, Reading, Berkshire, RG1 3AA or to info@mangalreading.com. IT ENGINEER Location: Llantwit Major, South Glamorga CF61 Hours: 36.25 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY 9AM-5.30PM Wage: ÂŁ21000-ÂŁ25000 PER ANNUM Closing Date: 15 November 2010 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: We are a leading ICT and Managed Services Provider looking for an experienced MCSE accredited

Engineer to provide technical support to schools in South Powys and Cardiff. You will have to carry out routine network management tasks including daily backups, anti-virus checking and other housekeeping tasks. Respond to incidents logged by the customer.Experience. of maintaining and supporting networks, Windows XP and Vista, email solutions such as Exchange and Outlook, the Internet Intranet access. Ability to problem solve and think creatively, work effectively with others. A flexible approach to evening and weekend work. Ideally you should have worked previously in a Managed Services environment. Full UK driving licence is essential. The offer of employment will be conditional upon a satisfactory CRB check.Gaia is an equal opportunities emp How to apply: For further details about job reference PEH/27318, please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearingimpaired people is 0845 6055 255. KITCHEN PORTER Location: FARNBOROUGH, HAMPSHIRE GU14 Hours: MONDAY - FRIDAY DAYS ONLY Wage: ÂŁ6.15 TO ÂŁ6.15 PER HOUR Closing Date: 29 November 2010 Employer: Eurest Services Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Kitchen Porter No Evenings or Weekends 6.15 per hour, 35hrs per week. We are currently looking for a team player who is honest, hard working punctual with a lot of energy a can-do attitude. The Kitchen Porter will maintain cleanliness hygiene of the Kitchen back of house areas. Your duties include but

not limited to: Washing dishes kitchen utensils. drying them putting them away. Collecting food deliveries taking delivery temperatures. Completing cleaning schedules. Helping the chefs with basic food preparation. Keeping the kitchen neat, tidy clean. You will need the following attributes: portering experience. Hard working have a good sense of fun. Enjoy working as part of a team are generally helpful friendly. Good high standard of personal presentation hygiene. Good verbal written English. -Free bus from train station--. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01252 292242 ext 0 and asking for Mark Sykes. CENTRE SALES MANAGER Location: PAIGNTON, DEVON TQ4 Hours: FULL TIME (FLEXIBLE) DAYS AND HOURS TO BE DISCUSSED. Wage: Negotiable Closing Date: 01 December 2010 Employer: LAL Language Centres Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Previous experience in Sales is essential and ideally have a proven track record, marketing experience, Microsoft package experience, have interest in excellent customer service and be available for flexible hours. A degree is highly desirable, as is experience in language schools, foreign languages and Infospeed Class. Duties include supporting business to. business sales strategies in the language school sector, implement a target driven local business development strategy. This Local Employment Partnerships employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. Refer to www.direct.gov.uk for further information. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Dean Jones at LAL Language Centres, Conway Road, Paignton, Devon, TQ4 5LH or to dean.jones@lalschools.com.


26|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

ogłoszenia jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?

ia Ogłoszen ramkowe ! już od £15 TANIO NIE! I W YGOD

Aby zAmieścić ogłoszenie RAmKoWe prosimy o kontakt z

Działem sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

komercyjne z logo

do 20 słów

£15

£25

do 40 słów

£20

£30

ia Ogłoszen ramkowe ! już od £15 TANIO NIE! I W YGOD

KUcHniA DomoWA i WAnT To Do yoUR KiTcHen WoRK…

...foR enViRonmenT fRienDLy DUsT fRee ALLeRgy Design ŻyJ i mieszKAJ zDRoWo... Polecamy usługi w zakresie: •malowanie i odnawianie wnętrz •montaż nowych podłóg, w tym parkietów •bezpyłowe cyklinowanie podłóg •renowacja schodów (remont i odnawianie) •woskowanie, olejowanie desek podłogowych... •montaż ogrodzeń w ogrodach (pielęgnacja ogrodów)

…while you play with the kids, curl up with a good book or spend time with your friends. Your time is precious. Let me take care of cooking in the comfort of your home. chef mikolaj Heciak tel.: 07725742312 www.mylondonchef.co.uk

poLigRAfiA

WysoKieJ JAKości ULoTKi W KUszĄco nisKieJ cenie!

ARAnŻAcJA WnĘTRz z zAsTosoWAniem nATURALnycH sKAł soLnycH 0789 543 5476

A6 5000 – £75 A5 5000 – £130 As imaging LTD 21 Wadsworth Road, Unit 23 Perivale UB6 7LQ asimaging@easynet.co.uk

szybKo, TAnio, RzeTeLnie!

zDRoWie

LAboRAToRiUm meDyczne: THe pATH LAb Kompleksowe badania krwi, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową (HIV – wyniki tego samego dnia), EKG, USG.

www.fromax.co.uk

p a1

Polsk Bez zakładania konta

24/7 Stałe stawki połączeń

Polska Obsługa Klienta

/min

Z tel stacjonarnego wybierz 084 4862 4029 a następnie numer docelowy np.: 0048xxx. Zakończ # i poczekaj na połączenie.

TeL: 020 7935 6650 lub po polsku: iwona – 0797 704 1616 25-27 Welbeck street London W1g 8 en

1p

Wybierz 084 4862 4029

5p

Wybierz 084 4545 4029 Polska tel. komórkowy

Polska tel. stacjonarny USA Niemcy tel. stacjonarny

Orange, Plus GSM

nAUKA

6p JĘzyK AngieLsKi

www.auracall.com/polska

Wybierz 087 1518 4029 Polska tel. komórkowy Era

KoRepeTycJe oRAz pRofesJonALne TłUmAczeniA Absolwentka anglistyki oraz translacji (University of Westminster)

TeL.: 0785 396 4594 ewelinaboczkowska@yahoo.co.uk

Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute, include VAT & apply from the moment of connection. BT call setup fee applies. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Prices to other Poland’s mobile networks will be charged at 20p/min. Prices correct at time of publishing: 13/09/2010. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

job vacancies beAUTy THeRApisT LeVeL 2 To 3 oR eQU Location: LONDON E1 Hours: 30 TO 40HRS ON SHIFT WORK Wage: £60.00 TO £150.00 PER DAY Closing Date: 15 November 2010 Employer: Basicsalon Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must be qualified with relevant experience. Presentable, reliable, professional with excellent work initiative. Able to work under pressure both independently and as part of a team. Skills required: Full body Waxing including brazilian-hollywood wax, Full body massage, facials, manicure, pedicure, eyebrow shape, eyelash tint Perm. Hopi Ear Candle and . Threading a plus. Provide further skill training where require. Duties include the above therapies, occasional reception work, cleaning and tidying. 34 days work per week equavalent to 30 to 40hrs per wk on shift work. Rates depends on qualifcations and experience, plus great commission and fantastic benefits. Potential earnings from 60-150 per day. We are a team of multi-nationalities hair beauty practitioners, easy going, friendly and hard working. Email Cv to recruitment@basicsalon.com. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Yanchen Ng at Basicsalon, basicsalon ltd, 18 Cambridge Heath Road., London, E1 5QH or to recruitment@basicsalon.com.


|27

nowy czas | 6-19 listopada 2010

port

Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk info@sportpress.pl

Siatkówka

Polonia rozbiła mistrza Anglii! Po raz pierwszy od 18 lat gracze londyńskiego klubu siatkówki Tyskie Polonia pokonali wielokrotnego mistrza Anglii Malory Eagles aż 3:0 (25-21, 27-25 i 26-16).

Tomasz Lasocki To był niezwykle emocjonujący pojedynek. Polonia podejmowała rywala na własnym boisku w szkole St. Benedict's Ealing i przy głośnym wsparciu swoich kibiców stoczyła jedno z lepszych spotkań w historii. Nasi zawodnicy zagrali bardzo skutecznie na skrzydłach, sprawiając rywalom wiele problemów. Wspaniałe połączenie blokowania z obroną dało Polonii okazję na wypróbowanie nowych zagrań w kontrze, czego efektem była bardzo duża liczba punktów zdobytych ze środka oraz drugiej linii parkietu. Spośród wszystkich zawodników

największe słowa uznania należą się Patrykowi Salepie, Kubie Jablońskiemu oraz braciom Saller. Rewelacyjnie zaprezentował się też Dusan Valasek, który został wybrany najlepszym zawodnikiem (Most Valuable Player). Przekonujące zwycięstwo odniosły również panie, które zwyciężyły żeńską ekipę Malory Eagles 3:1 (25-16, 25-12, 23-25, 25-22), podtrzymując tym samym wspaniałą passę zwycięstw oraz pozycję lidera w ligowej tabeli. Męski zespół też jest w czołówce, zajmując trzecią lokatę. Następne mecze przed własną publicznością odbędą się 6 listopada, a rywalem Polonii będzie odwieczny rywal z Londynu – Swiss Cottage.

Lech Poznań – Manchester City 3:1

Lech zwolni Manciniego? To pytanie zadają sobie brytyjscy dziennikarze po czwartkowym zwycięstwie polskiego zespołu nad Manchesterem City w rozgrywkach Ligi Europejskiej.

Daniel Kowalski Lech Poznań po bramkach Injacia, Arboledy oraz Mateusza Możdżenia wygrał zasłużenie 3:1 i został liderem grupy A! Pozycja Manciniego w klubie jest coraz słabsza, a niektórzy bukmacherzy zaczęli przyjmować już zakłady na nowego trenera Man City. Angielska prasa czwartkowej potyczce nie poświęcała zbyt wiele miejsca. Lech Poznań to dla tutejszych żurnali-

stów mało znaczący klub, a Liga Europejska nie ma takiej siły rażenia, jak chociażby Champions League. Wszyscy koncentrowali się na słabej ostatnio postawie Manchesteru City w Premier League, a po ostatniej porażce z Wolverhampton Wanderers coraz głośniej mówiło się o zwolnieniu Roberta Manciniego. Włoski szkoleniowiec jest krytykowany zarówno za taktykę, jak i dobór zawodników. Przypomina się, iż w zeszłym roku o tej samej porze pod wodzą Marka Hughesa zespół miał dwa punkty więcej, co było uznane za sportową porażkę. Progresu więc nie widać, a to denerwuje zarówno kibiców, jak i samych właścicieli, którzy wpompowali w klub setki milionów funtów.

– Presja wyniku, pod jaką jesteśmy postawieni, na pewno nam nie pomaga, jednak jestem dobrej myśli – mówił Mancini po sobotniej porażce z Wilkami. – Musimy jak najszybciej zapomnieć o ostatnich przegranych, wyciągnąć wnioski i zacząć zdobywać punkty. Te same słowa musiał, niestety, powtórzyć również po meczu z Lechem... Fala krytyki spada również na każdego zawodnika City, bo ich tygodniowe apanaże bardzo znacząco odbiegają od tutejszej średniej, a forma i wyniki są odwrotnie proporcjonalne do nakładów. Kilku piłkarzy nie czeka na ewentualne decyzje dyrektora sportowego i już teraz rozgląda się za nowym pracodawcą. Wśród nich jest podobno Paragwajczyk Roque

Santa Cruz, który w zimowym oknie transferowym ma zasilić jeden z klubów Primera Division. W gronie potencjalnych nabywców wymienia się Getafe, Real Majorka oraz Espanyol Barcelona, podobno największe szanse ma jednak ten pierwszy. O wynik czwartkowej potyczki z Lechem wszyscy byli spokojni. Wyjazdowe zwycięstwo z Kolejorzem miało podbudować morale zespołu przed kolejnymi meczami w lidze. Już w najbliższą niedzielę MC czeka bowiem wyjazdowy pojedynek na trudnym terenie w West Bromwich, a w następnej rundzie wielkie derby z Manchesterem United. W ewentualny sukces poznaniaków nie wierzyli też angielscy bukmacherzy,

zwłaszcza ci najbardziej znani. W poniedziałkowy poranek za jednego postawionego funta na naszych rodaków w William Hill można było wygrać prawie sześć, stawka za triumf Man City jest natomiast blisko dziesięciokrotnie mniejsza! Mniej optymizmu mięli bukmacherzy z Ladbrokes. Zwycięstwo Lecha wyceniali na cztery funty, a podopiecznych Roberta Manciniego tylko sześć razy mniej. Po kolejnej porażce włoski trener ma jednak dobry humor. ‒ Nie zamierzam się podawać do dymisji, ponieważ moja praca nie została zakończona – mówił tuż po meczu z Lechem angielskim dziennikarzom. Ci z kolei nie wróżą mu długiej kariery w Manchesterze, o czym świadczą coraz częstsze spekulacje na temat jego następcy.


28|

6-19 listopada 2010 | nowy czas

sport Piłka nożna

Szlagier dla Inko Mecze Inko Team ze Scyzorykami od kilku już sezonów elektryzują minipiłkarskich kibiców w Londynie. W minioną niedzielę górą po raz kolejny było Inko, dzięki czemu z 25 punktami samodzielnie prowadzi w ligowej tabeli.

Daniel Kowalski Wicelider – Piątka Bronka – również wygrał swój mecz i jak na razie traci do aktualnego mistrza zaledwie jedno oczko. Nadal bez punktów jest ekipa Buduj. W dziewięciu przegranych meczach zespół ten strzelił zaledwie 18 bramek, tracąc przy tym aż 62. Wyniki dziewiątej kolejki: Piątka Bronka – Mleczko 5:3, Słomka Builders – You Can Dance 1:5, White Wings Seniors – Inter Team 3:1, PCW Olimpia – Motor 6:3, Inko Team FC – Scyzoryki 6:2, Jaga – KS 04 Ark 3:5, Giants – Buduj.co.uk 8:2. Zestaw par dziesiątej kolejki: You Can Dance – Scyzoryki, Piątka Bron-

ka – Jaga, Motor Font – Inter Team, White Wings Seniors – PCW Olimpia, Słomka Builders Team – Buduj.co.uk, Giants – Mleczko, Inko Team FC – KS04 Ark. W drugiej lidze zgodny marsz Kelmscott Rangers oraz North London Eagles. Obie ekipy straciły jak na razie zaledwie po dwa punkty i są najpoważniejszymi kandydatami do awansu. Trzeci w tabeli FC Cosmos traci do prowadzącej dwójki pięć punktów, a czwarte The Plough aż siedem. Zestaw par dziewiątej kolejki: Parszywa 13 – Made in Poland 0:4, FC Cosmos – KS Pyrlandia 6:4, Uprawnienia.co.uk – Biała Wdowa 10:3, Panorama – Kelmscott Rangers 3:7,

Kto za Hodgsona? Od kilku tygodni jednym z głównych tematów przy Anfield Road jest przyszłość szkoleniowca The Reds Roya Hodgsona. Anglik mocno nadwyrężył cierpliwość poprzednich właścicieli, a i nowi podobno nie pałają do niego sympatią.

12 punktów w 10 spotkaniach to rezultat, którym chwalić się nie wypada, tym bardziej jeśli głównym przedsezonowym celem był mistrzowski tytuł. Liverpool traci punkty z niezwykłą regularnością i to z rywalami, którzy do potentatów Premier League nie są zaliczani. Cierpliwość tracą już nie tylko ludzie kierujący klubem, ale również kibice. Ci ostatni nie mogą wybaczyć porażki na własnym obiekcie z beniaminkiem z Blackpool oraz ostatniej derbowej potyczki z Evertonem, również przegranej. Remis w pucharach z Northampoton to też wynik, który klubowi chluby nie przynosi. Choć nowi włodarze twierdzą, że pozycja trenera jest niezagrożona, wydaje się, iż ostatnie zwycięstwa ze słabiutkim Blackburn Rovers oraz Bolton Wanderers jedynie nieco odłożyły w czasie decyzję o jego zwolnieniu. Zwolennicy Anglika twierdzą, że sporą winę za takie wyniki ponosi... Rafael Benitez, który po sezonie zostawił rozbity zespół. Słowa te zdaje się potwierdzać nawet Jerzy Dudek, który na swojej stronie internetowej otwarcie krytykuje poczynania swojego byłego szefa. Obecnego trenera bronią natomiast obecni piłkarze The Reds. – Nie można całą winą obarczać tylko jednego człowieka – powiedział Steven Gerrard po porażce w derbowym meczu z Evertonem. – Mam nadzieję, że spadek formy ma charakter

Eagle Express – Czarny Kot FC 2:2, North London Eagles – The Plough 6:2. Zestaw par dziesiątej kolejki: Eagle Express – Wonderland, Panorama – MK Team, Warriors of God – Biała Wdowa, FC Cosmos – Czarny Kot, Parszywa 13 – The Plough, North London Eagles – Kelmscott Rangers, Uprawnienia.co.uk – Made in Poland. W Birmingham samodzielnym liderem jest FC Revolution MOPS. To jedyna drużyna w lidze, która nie straciła ani jednego punktu. Bilans bramkowy – 43:7 – również jest godny pozazdroszczenia. Wyniki siódmej kolejki: Róg Waszyngtona – FC Polonia 3:6, No Name – Olimpia 4:3, The Patriots PL – FC Revolution MOPS 1:4, RKS Zbieranka – Szerszenie 4:13, PL Squad – FC Mazowsze 2:3. Zestaw par ósmej kolejki: FC Polonia – Olimpia, FC Revolution MOPS – Róg Waszyngtona, PLSquad – RKS Zbieranka, No Name – PL Squad, FC Polonia – Szerszenie.

W ubiegłym tygodniu do publicznej wiadomości podano nazwiska zawodników kandydujących do najważniejszej nagrody piłkarskiej roku – FIFA Ballon d’Or. Jest to nowy twór w historii światowej piłki powstały na gruzach dwóch różnych, choć w istocie podobnych trofeów futbolowych. Jednym z nich był obrosły długoletnią tradycją, bo zainicjowany w 1956 roku, Ballon d’Or (Złota Piłka) „France Football”, a drugim – utworzony w 1991 roku plebiscyt FIFA na najlepszego gracza świata no-

podobnie rzecz będzie się miała w przypadku zawodniczek i trenerów. Ostateczni zwycięzcy zostaną ogłoszeni w styczniu w Zurychu. Najbardziej interesuje nas jednak ten element nagrody, który obejmuje zawodników. Otóż, stwierdźmy najpierw, że do FIFA Złotej Piłki kandyduje 23 zawodników. Dlaczego akurat tylu? Trudno na to pytanie precyzyjnie odpowiedzieć, ale można się domyślać, że odpowiada to liczbie graczy, których każdy kraj uczestniczący w mundialu desygnuje do składu. Wyboru tej gru-

Lionel Messi z Argentyny i Cristiano Ronaldo z Portugalii. Zabrakło natomiast przedstawicieli Anglii, Francji i Włoch. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że otrzyma ją jeden z hiszpańskich mistrzów świata. Historia tej nagrody i to niezależnie od tego, czy prowadzonej przez „France Football” czy przez FIFA, wskazuje, że w latach mistrzostw świata zwycięzcami plebiscytów zostawali najczęściej członkowie mistrzowskich drużyn. Tezę tę potwierdza niejako ubiegłoroczny lau-

Nowa stara Złota Piłka przejściowy i już niedługo włączymy się do walki o najwyższe cele. Hodgson, w porównaniu z Benitezem czy Houlierem, ma jedną wielką zaletę – jest dużo tańszy od swoich poprzedników, a to w obecnej finansowej sytuacji LFC nie jest bez znaczenia. Tak czy owak, podobno stworzono już listę następców Anglika. Przeważają na niej nazwiska zagraniczne z Frankiem Rijkardem na czele. Ciekawe, po kogo tym razem sięgną działacze Liverpoolu. Trener z zagranicy oznacza spore apanaże, miejscowi są dużo tańsi, jednak nie gwarantują sukcesów. Decyzja o przyszłości Roya Hodgsona ma zapaść w ciągu najbliższych kilkunastu dni i bez wątpienia będzie uzależniona od wyników w meczach z SC Napoli w Lidze Europejskiej oraz Chelsea w Premier League.

Daniel Kowalski

szący oficjalną nazwę FIFA Player Of the Year. Inny jest regulamin nagrody i sposób jej ogłaszania. Nową FIFA Złotą Piłkę otrzyma nie tylko najlepszy piłkarz świata w 2010 roku, ale i najlepszy trener oraz najlepsza zawodniczka w futbolu żeńskim. Laureaci zostaną ogłoszeni na wielkiej gali w Zurychu 10 stycznia 2011 roku. W tej sytuacji dość istotnej zmianie ulega system wyboru tych postaci. Nie przypominając już starego systemu, stwierdźmy, że w głosowaniu weźmie udział 208 selekcjonerów krajów należących do FIFA, 208 kapitanów drużyn narodowych i 208 dziennikarzy reprezentujących kraje wchodzące w skład FIFA. Każdy juror będzie typować trzech zawodników, z których pierwszy otrzyma 5 pkt, drugi – 3 pkt i trzeci – 1 pkt. Na podstawie sumy ich głosów zostanie wybrana postać reprezentująca najwyższe wartości indywidualne w światowej piłce. 6 grudnia będą opublikowane nazwiska trzech zawodników, którzy w tym głosowaniu uzyskają największą liczbę punktów i

py dokonała specjalna komisja pracująca pod kierunkiem Franza Beckenbauera z udziałem dziennikarzy „France Football”. Zgodnie z powszechnymi odczuciami najliczniej, bo przez siedmiu graczy, są reprezentowani w tej grupie obecni mistrzowie świata – Hiszpanie. Znajdują się tam Iker Casillas, Cesc Fabregas, Andreas Iniesta, Carles Puyol, David Villa, Xabi Alonso i Xavi Hernandez. Za to bardzo skromniutko została potraktowana wicemistrzowska drużyna, Holandia, bo tylko przez dwóch zawodników: Arjena Robbena i Wesleya Sneijdera. Wyjątkowo licznie natomiast są reprezentowani Niemcy, bo przez pięcioosobową grupę, do której wchodzą: Miroslaw Klose, Philipp Lahm, Thomas Muller, Mesut Ozil i Bastian Schweinsteiger. Z Brazylii na liście znalazło się trzech zawodników: Daniel Alvez, Julio Cesar i Maicon. Pozostali zawodnicy wywodzą się z sześciu krajów: Didier Drogba z Wybrzeża Kości Słoniowej, Samuel Eto’o z Kamerunu, Diego Forlan z Urugwaju, Asamoah Gyan z Ghany,

reat Złotej Piłki „FF” i plebiscytu FIFA Lionel Messi, który w wywiadzie udzielonym właśnie francuskiemu tygodnikowi powiada, że FIFA Złota Piłka powinna pozostać w Barcelonie. Dodaje przy tym, że najbliżej tego trofeum znajdują się jego koledzy klubowi: Xavi i Iniesta. O tym, czy się to sprawdzi, dowiemy się częściowo 6 grudnia, a na pewno 10 stycznia przyszłego roku. Interesujący jest także zestaw 10 trenerów nominowanych do tej nagrody. Znajdują się wśród nich same asy piłkarskiej sztuki szkoleniowej: Carlo Ancelotti (Chelsea), Vicente Del Bosque (Hiszpania), Alex Ferguson (MU), Josep Guardiola (Barcelona), Joachim Low (Niemcy), Jose Mourinho (Real), Oscar Tabarez (Urugwaj), Louis van Gaal (Bayern), Bert van Marwijk (Holandia) i Arsene Wenger (Arsenal). Tu wybór będzie chyba łatwiejszy, bo tak naprawdę do wielkich faworytów należą tylko Del Bosque i Mourinho, ale kto wie, niespodzianki dość często się zdarzają.

Czesław Ludwiczek


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.