nowyczas2010/144/008

Page 1

London 7-21 may 2010 8 (144) Free issn 1752-0339

NEW TIME

Kompozycje zaprezentowane podczas Recitalu Kat yńskiego w kościele St George the Mar t yr w poniedziałek, 3 maja, wykonane były na zdumiewająco wysokim ar t yst ycznym poziomie i z wielką wirtuozerią. Fakt, że wykonawcy – Filip i Michał Ćwiżewiczowie oraz Daniel Pióro

www.nowyczas.co.uk

osobiście związani są z tragedią kat yńską, z pewnością wpłynął na wysublimowaną interpretację, która wprowadziła słuchaczy w głęboką zadumę i niemalże mist yczną, przepełnioną smutkiem i refleksją ciszę. Naprawdę trudno wyróżnić, któregokolwiek z

Sława Harasymowicz

muzyków, gdyż wszyscy zaprezentowali niezwykłą wrażliwość i techniczną doskonałość. Warto też docenić prog ram koncer tu złożony ze świadomie dobranych utworów, o przemyślanej dramaturgii.

Adam Zamoyski

»4-5

Waldemar Januszczak

Daniel Pióro, recital w Kościele St. George the Martyr, 3 maja, poświęcony ofiarom Katynia i katastrofy samolotu prezydenckiego czas na wyspie

»3

reportaŻ

»6

wybory w UK

»12

syLwetKi

»16-17

LUdzie i miejsca

»20

Polska nad Tamizą

Siedemnaście Powyborcze mgnień lizanie ran

Grzesznik z klasą

Refleksje po dwu stronach…

Światowej sławy skrzypek Nigel Kennedy przynosi Polskę nad Tamizę. Pokochał najpierw Polkę Agnieszkę, a potem Polskę, kiedy wyjechał z nią do Krakowa i zamieszkał tam na stałe.– Polska dała mi tak dużo – mówi Nigel – teraz ja chcę tę Polskę przywieźć tu, nad Tamizę.

Adam Potrykus w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem stracił wujka Arkadiusza Rybickiego. Kiedy dowiedział się o katastrofie, natychmiast wyleciał z Londynu do Gdańska i przez kilkanaście dni mieszkał w mieszkaniu Arama i Małgosi Rybickich przy Sienkiewicza.

Wyobraźcie sobie stereotypowego Anglika, w marynarce w prążki, kaszkiecie, grającego w golfa i palącego cygaro. Kacper Hamilton jest młodym londyńskim designerem, który w wieku 21 lat stanął w nielicznym szeregu projektantów Louisa Vouitona.

Paradoksalnie, ten młody człowiek, bez stałego adresu, posiadający za to tylko adres internetowy, nie mógł mieć wpływu na rezultat głosowania. W tym wypadku internetowy jeszcze nie wystarczy. Czyżby to był jeszcze jeden aspekt starego systemu wymagający reformy?

Po raz drugi w powojennej historii Wielkiej Brytanii wybory parlamentarne zakończyły się remisem. W Niemczech czy w Polsce to codzienność. Ale na Wyspach to trzęsienie ziemi. Szczególnie że w tych wyborach przegrali wszyscy.


2|

7-21 maja 2010 | nowy czas

” PIĄTEK, 7 maja, GusTawy, LudmIły 1794 1945

Tadeusz Kościuszko wydał w Połańcu uniwersał znoszący m.in. poddaństwo osobiste chłopów oraz zmniejszający wymiar pańszczyzny. Bezwarunkowa kapitulacja Niemiec w Reims – zakończenie II wojny światowej w Europie.

soboTa, 8 maja, sTanIsława, marKa 1429

Francuska bohaterka narodowa Joanna D’Arc na czele niewielkiej armii wyparła Anglików spod Orleanu.

nIEdzIELa, 9 maja, GrzEGorza, bożydara 1987

W Lesie Kabackim pod Warszawą doszło do katastrofy samolotu PLL LOT Ił-62 „Tadeusz Kościuszko”, lecącego do Nowego Jorku z 183 osobami na pokładzie. Wszyscy pasażerowie zginęli.

PonIEdzIałEK, 10 maja, anTonIny, Izydora 1977

Zmarła Joan Crawford, aktorka filmowa; jedna z najpopularniejszych gwiazd Hollywood; za rolę w „Mildred Pierce” dostała Oscara.

wTorEK, 11 maja, FrancIszKa, IGnacEGo 1944 1955

Rozpoczęła się bitwa o Monte Cassino. Wzgórze zostało zdobyte 18 maja przez 2 Korpus dowodzony przez gen. Władysława Andersa. Na konferencji w Warszawie powołano Układ Warszawski jako odpowiedź na przyjęcie RFN do NATO.

Środa, 12 maja, PanKracEGo, domInIKa 1935 1970

Zmarł marszałek Józef Piłsudski, polityk i mąż stanu. Ogłoszono stan żałoby narodowej. Zmarł gen. Władysław Anders, dowódca 2 Korpusu Armii Polskiej.

czwarTEK, 13 maja, sErwacEGo, GLorII 1981

Postrzelenie Jana Pawła II na Placu św. Piotra w Rzymie. Zamachowcem okazał się Turek, Mehmed Ali Agca.

PIĄTEK, 14 maja, bonIFacEGo, dobIEsława 1983

W wyniku pobicia w komisariacie MO w Warszawie zmarł Grzegorz Przemyk, syn znanej poetki opozycyjnej, Barbary Sadowskiej.

soboTa, 15 maja, zoFII, Izydora 1951 1891

Attache kulturalny Ambasady RP w Paryżu Czesław Miłosz podjął decyzję o pozostaniu na emigracji. Urodził się Michaił Bułhakow, dramatopisarz i prozaik rosyjski, autor m.in. „Diaboliady”, „Mistrza i Małgorzaty”, „Psiego serca”, „Białej armii”.

Nawet moralność jest kwestią czasu. Gabriel García Márquez

listy@nowyczas.co.uk drodzy Państwo, w ostatnim numerze „nowego czasu” (23.04, nr 143) było wiele na temat katastrofy pod Smoleńskiem, między innymi felieton Pani Krystyny cywińskiej (mojej ulubionej), Pana Grzegorza, którego ogromnie cenię nie tylko za dobre pióro, ale także za wrażliwość, która ostatnimi czasy gdzieś się zagubiła. Przeczytałam także felieton Pana Lewandowskiego i tu… rozumiem i natychmiast wychwyciłam, której opcji politycznej jest Pan Wacław fanem. Żyjemy w czasach demokracji, więc nie mam nic przeciwko temu, natomiast tendencyjny felieton, który nie tylko już nikomu nie przynosi splendoru (szczególnie śp. Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu), to jeszcze nic w porównaniu z wypowiedzią, którą Pan Lewandowski z całym dziennikarskim autorytetem cytuje. otóż, Panie Wacławie, jestem na bieżąco w tym temacie i zapewniam Pana, że wiele razy (zarówno w wiadomościach TV, jak i prasie wypowiedź „jaki prezydent, taki zamach” została wyjaśniona i prostowana. To nie tak! oryginalna wypowiedź marszałka Bronisława Komorowskiego brzmiała: „JAKA WiZyTA, taki zamach”. ot, maleńka różnica, a jak można skrzywdzić człowieka. Jednym słowem, tak się rodzą plotki. Tylko dlaczego szanujący się dziennikarz nie zada sobie trudu publikowania prawdy? Po przeczytaniu tego felietonu, dla mnie, to jest „oczywista oczywistość”. Szkoda, bo „nowy czas” to wspaniała, na dużym poziomie, opiniotwórcza gazeta i nie powinno być w niej miejsca na takie gafy... JoAnnA KrAśKo Londyn • Sza now na Pa ni, przy zna ję ra cję, by ły już spro sto wa nia w pra sie kra jo wej – rze czy wi ście Bro ni sław Ko mo row ski po wie dział: „ja ka wi zy ta, ta ki za mach”, co by ło rów nie nie do przy ję cia. Wa cłaW Le Wan doW SKi

oraz sztab fotografów, poza tym było pustawo. Spokojnie te trzydzieści osób sprzed kościoła można było wpuścić. Jestem oburzony. Z poważaniem WłodZimierZ Fenrych droga redakcjo dziękuję „nowemu czasowi” za wspaniały, bardzo wzruszający koncert katyński. dziękuję Wam, że jesteście i tworzycie!!! Gromadzicie wokół siebie wspaniałych artystów, muzyków, inspirujących ludzi. niech Bóg Was błogosławi, da Wam siły, otuchy i wytrwałości, aby każda ArTeria i każdy „nowy czas” były sukcesem. Podziękowania również dla wspaniałych muzyków!!!! AneTA BArciK Dziękujemy Pani Przemysławie Dobroń za wpł atę na fundusz wydawniczy „Nowego Czasu”. Redakcja

z TEKI andrzEja LIcHoTy

nIEdzIELa, 16 maja, andrzEja, szymona 1920

Urodził się Leopold Tyrmand, prozaik, publicysta; popularyzator jazzu w Polsce. Autor powieści „Zły”, „Filip” oraz „Dziennika 1954”.

PonIEdzIałEK, 17 maja, wEronIKI, sławomIra 1900 1954

Urodził się Ajatollah Chomeini, islamski przywódca religijny, polityk irański. Uważany za świętego przez szyitów. Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych wydał ustawę znoszącą segregację rasową w szkołach.

wTorEK, 18 maja, aLEKsandry, FELIKsa 1944

Biorące udział w ofensywie alianckiej we Włoszech oddziały polskiego II Korpusu zdobyły Monte Cassino.

Środa, 19 maja, PIoTra, mIKołaja 1884 1939

Wyrokiem sądu w Lipsku, Józef Ignacy Kraszewski został skazany na 3,5 roku twierdzy za szpiegostwo na rzecz Francji. W Paryżu podpisano protokół o natychmiastowej pomocy francuskich sił zbrojnych w wypadku agresji Niemiec na Polskę.

czwarTEK, 20 maja, anasTazEGo, bronImIra 1900

Otwarcie II Igrzysk Olimpijskich w Paryżu ery nowożytnej. W olimpiadzie po raz pierwszy mogły brać udział kobiety.

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedaKtoR naczeLny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) RedaKcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk) Jacek Ozaist, Daniel Kowalski (d.kowalski@nowyczas.co.uk), Alex Sławiński WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Lidia Aleksandrowicz FeLietony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski; RySUnKi: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota; zdjęcia: Piotr Apolinarski, Aneta Grochowska; WSPółPRaca: Małgorzata Białecka, Irena Bieniusa, Grzegorz Borkowski, Włodzimierz Fenrych, Tomasz Furmanek, Gabriela Jatkowska, Anna Maria Grabania, Stefan Gołębiowski, Katarzyna Gryniewicz, Mikołaj Hęciak, Zbigniew Janusz, Przemysław Kobus, Michał Opolski, Łucja Piejko, Roma Piotrowska

dział MaRKetingU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia. © nowyczas

droga redakcjo muszę się podzielić swoim oburzeniem w związku z mszą za dusze ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. od naszego lokalnego księdza w angielskiej parafii dowiedziałem się, że 29 kwietnia w Katedrze Westminsterskiej ma być odprawiona msza z udziałem biskupów i innych ważnych osób. Ponieważ zginęło w tej katastrofie także dwóch moich przyjaciół, postanowiłem tam pójść wraz z żoną. Był to czwartek, normalny dzień pracy, więc ledwo zdążyliśmy na czas. niestety nie zostaliśmy wpuszczeni do środka. Powiedziano nam, że nie ma miejsca. Przed katedrą był taki wielki ekran i stało przed nim może ze trzydzieści osób, ale myśmy nie chcieli oglądać mszy z ekranu. dla mnie msza to nie kino, tylko wydarzenie, w którym biorę udział. chcieliśmy już iść do domu, ale spotkaliśmy naszego starego znajomego, którego też nie wpuścili i poszliśmy razem na piwo. Wróciliśmy półtorej godziny późnej, już na sam koniec, wtedy boczne drzwi były otwarte i weszliśmy do środka. okazało się, że nawet nie wszystkie miejsca siedzące były zajęte. Stali tylko harcerze w poczcie sztandarowym

PrEnumEraTę można zamówić na dowolny adres w UK bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia, należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę.

Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj prenumeraty................................................................. Adres............................................................................................. ........................................................................................................

liczba wydań

uK

uE

12

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

czas PubLIsHErs LTd. 63 King’s Grove London sE15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 7-21 maja 2010

czas na wyspie

Polska na Southbank Światowej sławy skrzypek Nigel Kennedy przynosi Polskę nad Tamizę. Pokochał najpierw Polkę Agnieszkę, a potem nasz kraj, kiedy wyjechał z nią do Krakowa i zamieszkał tam na stałe. Poznał znakomitych polskich muzyków, z którymi nagrał wiele płyt i odbył wiele tras koncertowych. Stworzył muzyczną Owczarnię – swoją oazę w Pieninach, gdzie zaprasza przyjaciół muzyków, a sam odpoczywa po światowych turnée. – Polska dała mi tak dużo – mówi Nigel – teraz ja chcę tę Polskę przywieźć tu, nad Tamizę. Bądźmy razem z nim! – Przygotowanie tego projektu zajęło nam kilka lat – powiedział na konferencji prasowej dla dziennikarzy polskich mediów Marshall Marcus, dyrektor muzyczny Southbank Centre. W ostatni weekend maja w tym prestiżowym centrum kultury nad Tamizą odbędzie się wielkie święto polskiej muzyki. Usłyszymy jazz, rock, muzykę klasyczną. Będzie też polskie jedzenie i napoje. – Nigel jako muzyk nie daje się łatwo zaklasyfikować. I taki właśnie jest ten projekt – podkreślił Marshall Marcus. W Royal Festival Hall i Queen Elizabeth Hall odbędzie się trzydniowy muzyczny maraton, nad którym pieczę artystyczną sprawuje ten jeden z najwybitniejszych wirtuozów świata. Nigel zagra ze swoją nowo utworzoną orkiestrą – Orchestra of Life. Zagra Bacha i Ellingtona. Tak jak on sam przechodzi z łatwością w różne gatunki muzyki, wymaga też tego od członków swojej orkiestry. Dlatego z równą łatwością grają np. Bacha i Ellingtona. Polish Week to będzie wędrówka w przeszłość i przyszłość, spotkanie znanego z nieznanym, oczywistego z nieoczekiwanym. Będzie Chopin grany przez Janusza Olejniczaka, do którego dołączą tutejsi muzycy, przyjaciele Kennedy’ego z własnymi interpretacjami naszego wielkiego kompozytora. Nigel zagra też autorską kompozycję, w dużej mierze improwizowaną kompozycję, będącą oprawą słynnego meczu kwalifikacyjnego Mistrzostw Świata w piłce nożnej w 1973 roku pomiędzy Polską a Anglią, kiedy po raz pierwszy Anglia została wyeliminowana, a bramkarz Henryk Tomaszewski był na ustach wszystkich Anglików.

– Różnorodność życia muzycznego w Polsce dała mi wiele jako muzykowi. Chciałem przywieźć do Londynu trochę polskiej kultury i na chwilę zamienić Southbank Centre w miniaturową Polskę – mówi Nigel. Zaprosił więc do udziału czołowych polskich artystów jazzowych, takich jak Piotr Wyleżoł, Anna Maria Jopek, Jarosław Śmietana czy zespół Kroke. W Southbank będą wieczory klubowe z Kennedym i DJ-ami, będzie występ grupy breakdance’owej Missionaries of Rythm o międzynarodowej sławie oraz dużo imprez towarzyszących – seanse filmowe, polskie jedzenie, a wybitny polski lutnik Grzegorz Bobak poprowadzi warsztaty pokazujące, jak wyrabia się skrzypce. – Nie znam żadnego innego współczesnego muzyka, który miałby tak silne związki z innym krajem. Polska dla Nigela jest niezwykle ważna. Ten weekend z pewnością będzie niezapomnianym punktem kulminacyjnym festiwalu Polska! Year. Jesteśmy bardzo wdzięczni Instytutowi Adama Mickiewicza w Warszawie oraz Instytutowi Kultury Polskiej w Londynie za pomoc – dodał Marshall Marcus. Zanim jednak usłyszeliśmy dyrektora muzycznego South Bank Centre, spotkaliśmy się z Nigelem Kennedym w studio Classic FM. Właśnie miał kilka wejść na żywo oraz nagrania w studio radiowym, a między jednym nagraniem a drugim spotkał się z polskimi dziennikarzami. Było dowcipnie, bezpośrednio i serdecznie. Ale czy mogło być inaczej, jeśli tak wybitny muzyk i nieprzeciętna osobowość nieustannie podkreśla, że kocha Polskę? Teresa Bazarnik

szczegóły > 21

Nigel Kennedy i Teresa Bazarnik: – Ja zamieniłam Kraków na Londyn. Nigel Londyn na Kraków… Skrzypek Nigel Kennedy przygotował w Southbank Centre Polski weekend - prawdziwy festiwal muzyki jazzowej, klasycznej i klezmerskiej z udziałem polskich muzyków światowego formatu

NIGEL KENNEDY’S POLISH WEEKEND BANK HOLIDAY WEEKEND 29 – 31 MAJA 2010 GWIAZDY FESTIWALU: MAJEWSKI I PRZYJACIELE PIOTR WYLEŻOŁ QUINTET JAREK ŚMIETANA BAND

BILETY 0844 847 9937 WWW.SOUTHBANKCENTRE.CO.UK

ANNA MARIA JOPEK ZAKOPOWER KROKE I NIGEL KENNEDY


4|

7 – 21 maja 2010| nowy czas

czas na wyspie

Kościół St. George the Martyr

FOR KATYN 1940 – 2010 Recital, jakiego dotąd nie było Różne bywają ARTerie – radosne i zwariowane, ale też poważne i podniosłe. Takie właśnie było najnowsze wydarzenie zorganizowane przez „Nowy Czas”.

Alex Sławiński 3 maja, w dniu w polskim kalendarzu szczególnie ważnym, ARTeria pokazała się właśnie z tej innej strony. Zadumanej, nostalgicznej... Skupionej na historii – tej dawniejszej i tej całkiem świeżej, sprzed zaledwie kilkunastu dni. Dla większości uczestników ARTeria rozpoczęła się o 19.00, dla mnie – znacznie wcześniej. W kryptach kościoła St. George the Martyr, pomagałem w wieszaniu prac tworzących wystawę poświęconą Arkadiuszowi Rybickiemu – jednej z ofiar katastrofy samolotu pod Smoleńskiem. By zawiesić nowe fotografie, należało najpierw zdjąć poprzednią wystawę („Znaki Etiopii” Ryszarda Szydły, o której również piszemy w tym numerze „Nowego Czasu”). Jednakże pierwszym zadaniem, jakie przypadło mi w udziale, była opieka nad niewidomym stroicielem fortepianu, który w głównej nawie kościoła dokonywał wszelkich starań, by podczas koncertu instrument zabrzmiał jak najlepiej. Przyglądałem się, jak na słuch i wyczucie dokręca śruby mocujące każdą ze strun. Skończywszy swą pracę, spytał mnie: – Jesteś muzykiem? Będziesz teraz ćwiczyć przed występem? Chyba go trochę rozczarowałem, mówiąc, że jestem dziennikarzem i jedynie pomagam w organizowaniu tego wydarzenia. Gdy odprowadzałem go na pobliską stację metra, spytał mnie o przygotowywany koncert. Opowiedziałem mu, że będzie poświęcony Polakom, którzy zginęli w Rosji. Wspomniałem o morderstwach dokonanych przez Sowietów 70 lat temu i o niedawnej katastrofie. Coś już wcześniej słyszał, jak każdy. Jednak wiele szczegółów spośród tego, co mu mówiłem, było dla niego nowych. No, ale przecież nie byłbym w stanie zrobić mu wykładu z historii podczas kilkuminutowego spaceru. Bo i po

co? Brytyjczycy niezbyt interesują się naszą historią, bo to nie ich historia. Tym bardziej że sami nie zawsze rozumieją swoją. Ale czy i my – urodzeni historycy – znamy dobrze ich dzieje? Jeśli kogoś coś ciekawi, sam po to sięgnie. Jeśli nie – cóż, jego wybór... Gdy wszystko było już gotowe, pozostało czekać na przybycie gości. Z organizowaniem imprez jest tak, że nigdy do końca nie wiadomo, jak wypalą. Zawsze może się okazać, że frekwencja nie dopisze lub coś pechowego przytrafi się artystom. Tym razem ryzyko było całkiem spore. Zebranie w krótkim czasie muzyków tak dużego formatu, którzy ciągle koncertują, wymagało sporego wysiłku. Jednak – udało się. Publiczność przybyła, a artyści zagrali... I to jak zagrali! Nim jednak zabrzmiały pierwsze dźwięki Szymanowskiego, głos zabrał o. Ray Andrews, sprawujący pieczę nad St. George the Martyr. Po nim – w imieniu organizatorów – gości powitała Teresa Bazarnik, a aktor Tomasz Marciniak, w dosadnych i krótkich, brzmiących jak apel poległych słowach przypomniał wydarzenia sprzed 70 lat i te sprzed kilkunastu dni. Skrzypek Daniela Pióro, któremu na fortepianie akompaniował Carson Becke, został przyjęty przez publiczność bardzo ciepło. Nie inaczej było z kolejnymi muzykami – Filipem i Michałem Ćwiżewiczami. Symboliki występowi tych skrzypków dodawało to, że wszyscy trzej są prawnukami oficerów zamordowanych w Katyniu. – Jak ich znalazłaś? – wiele osób pytało organizatorkę. – Ja ich nie szukałam. Znałam ich od dawna. Kiedy usłyszałam o tragedii, kiedy emocje trochę się wyciszyły, pomyślałam, że najbardziej wzruszającym uczczeniem tej podwójnej tragedii byłby recital tych niezwykle utalentowanych młodych skrzypków, których rodzinne losy powiązane są z Katyniem. A ojciec Ray, kiedy tylko dowiedział się o naszej tragedii, od razu dał nam do dyspozycji swój piękny kościół – opowiada Teresa. Przyznam, że wcześniej nie znałem żadnego z

artystów. Jednak czułem się w jakiś sposób wybrany, że to właśnie ja, razem z przybyłymi na koncert osobami, mam okazję usłyszeć muzyków tej miary, grających na żywo. Już pierwsze spojrzenie w skrótowe portfolio każdego z nich dało mi do zrozumienia, że mieliśmy do czynienia z artystami wysokich lotów. Z pewnością wysoko poleci też 14-letni Filip, który z akompaniamentem swojego ojca, Krzysztofa, wykonał Legendę Wieniawskiego. Ale to nie ukończone konserwatoria i zdobyte nagrody czynią z muzyka wirtuoza. Młodzi wiekiem, lecz już bogaci doświadczeniem skrzypkowie i pianiści potrafili otworzyć przed słuchaczami muzyczne światy, do których wstęp miał każdy z nich, niezależnie czy nosi garnitur, sweter czy kurtkę i szalik kibica z polskimi barwami. Na koncert przybyli bardzo różni ludzie. Polacy i Anglicy. Nie wszyscy z nich byli urodzonymi melomanami i stałymi bywalcami sal koncertowych. Taka publiczność z pewnością stanowiła dla muzyków nie lada wyzwanie, ale – siedząc w jednym z ostatnich rzędów – jakoś nie dostrzegłem, by ktokolwiek z nich umykał chyłkiem, znudzony nie trafiającą do jego serca muzyką. Co ich przykuło do ławek? Sztuka? Powaga chwili? A może po prostu zwykła, ludzka chęć przeżycia owego patriotycznego misterium, w obecności ludzi czujących to samo, co oni? Nie wiem. Pewnie wszystko po części. Starałem się wypełniać swe zawodowe obowiązki łapiąc owe chwile przy pomocy aparatu i starając się jak najwięcej zapamiętać, by móc przekazać czytelnikom, którzy w tym poruszającym koncercie nie uczestniczyli. Ale i mnie udzieliła się atmosfera tego misterium. Punktem kulminacyjnym był wiersz Guziki Zbigniewa Herberta, recytowany przez Tomasza Marciniaka po polsku i angielsku. Okazuje się, że napisany wiele lat temu nadal (czy też raczej – znowu) jest aktualny. Kompozycje Szymanowskiego i Messiaena, które zaprezentowali Michał Ćwiżewicz i John

Witam, you all. A very warm welcome to all of our Polish friends and to all who gather here this evening. For one year now you have allowed us to share in your life. In your celebrations and in your joys. And since April 10th you have allowed us the privilege of sharing your sorrow. It is in that spirit that we gather here this evening. You are very welcome at St George's, and you are at home here. Tak powitał gości wieczoru Fr Ray Andrews


|5

nowy czas | 7 – 21 maja 2010

czas na wyspie John Paul Ekins, zakończone poświęconą ofiarom minutą ciszy, zdały się być należytym dopełnieniem owego tekstu. Znakomicie dobrany repertuar – Szymanowski, Wieniawski, Dvořák, Prät i Messiiaen) był dziełem Michała Ćwiżewicza. – Michał jest znakomitym skrzypkiem, ale oprócz tego ma ogromne zdolności menedżerskie. Bez jego logistycznej pomocy nie byłabym w stanie przygotować tego wieczoru – mówi Teresa Bazarnik. – Był w ciągłym kontakcie ze mną. Jest perfekcjonistą, więc do ostatniej chwili dopracowywaliśmy najdrobniejsze szczegóły. Był ogromnie przejęty, gdyż sprawy Katynia są mu niezwykle bliskie. Nie tylko dlatego, że jest to jego rodzinna historia. Był zaprzyjaźniony z Andrzejem Polniaszkiem, zmarłym w styczniu prezesem Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich w Wielkiej Brytanii. Z nim właśnie miał polecieć na uroczystości do Katynia… 10 kwietnia. Michał o swoich związkach z Katyniem opowiedział w krótkim wystąpieniu podczas recitalu. Zakończenie koncertu nie oznaczało jeszcze, że poświęcona katyńskim ofiarom ARTeria jest już zamknięta. Pamięć o tych, którzy zginęli 70 lat temu, symbolicznie połączono z przypomnieniem niedawnej tragedii w wystawie upamiętniającej śmierć Arkadiusza Rybickiego, dawniej członka podziemia demokratycznego, ostatnio – posła na Sejm RP. Zatytułowana Seventeen, była zapisem siedemnastu dni, jakie upłynęły od katastrofy samolotu do pogrzebu, dokonanym przez Adama Potrykusa – siostrzeńca Arkadiusza Rybickiego. Adam, dowiedziawszy się o katastrofie, wyjechał z Londynu, by przez cały ten dramatyczny okres przebywać z rodziną w Gdańsku. Od wejścia do sali, idąc w lewo, stawaliśmy się świadkami i uczestnikami najbardziej intymnych momentów z życia osób, którym Arkadiusz był najbliższy. Począwszy od pierwszych telefonów z wiadomością o katastrofie, poprzez sprowadzenie ciała do Polski, skończywszy na pogrzebie i stypie.

Krzysztof, Filip, Michał Ćwiżewiczowie oraz John Paul Ekins

Wędrówka wzdłuż ścian krypt kościoła kończyła się czterema pracami Marii Kalety i Ryszarda Szydły, poświęconymi pamięci ofiar. Tymi samymi, których inne kopie zaledwie dzień wcześniej zaprezentowano na wernisażu Stowarzyszenia Artystów Polskich w POSK-u. Na wystawie poznałem Anglików, którzy wcześniej o Katyniu nie słyszeli. Dopiero tragedia smoleńska doprowadziła do tak powszechnego przekazu o zbrodni katyńskiej. Trudno się z tym pogodzić, że trzeba było aż tak wielkiej ofiary. Był to też chyba pierwszy koncert poza środowiskiem polskiej diaspory poświęcony tym bolesnym dla nas wydarzeniom. Wystawę opuszczałem jako jeden z ostatnich. W głowie miałem mętlik. Koncert, wernisaż – tak wiele wydarzyło się w ciągu zaledwie kilku godzin... Wychodząc ujrzałem wielkie, czarne jajo, stojące w ogródku kościoła. W okresie wielkanocnym polscy artyści postawili je tutaj i pomalowali na wesołe, wiosenne kolory. Zaledwie kilka dni później przemalowali je na czarno w geście żałoby narodowej. Lecz zaraz obok, na trawie, znalazłem kolejne, małe jajka będące symbolem tego, że nawet po największej tragedii życie odradza się na nowo. Tomasz Marciniak

Michał Ćwiżewicz

Alex Sławiński

Polish Connection On the morning of April 10th I was leading morning prayer at St George’s. As I prayed I became aware of my mobile phone silently and repeatedly vibrating in my pocket. There were several calls and messages, and I had a sense that something was wrong. As I ended prayer and checked my phone, the first text I read told me about the Smolensk plane crash. During the hours and days that followed, Polish friends came to St George’s. In their shock and anguish and confusion, they needed a place to light candles and lay flowers. To exchange words and silence. It was my privilege to be there, and to offer something very small. On Saturday of Holy Week, many Polish people came to The Crypt at St George’s to hold a traditional Easter egg painting event. It was a time of great colour and joy. An emerging from the agony of events remembered during Holy Week, to a glimpse of promise, hope and resurrection life. We blessed and dressed the East Garden with nests of small pretty eggs, around one large magnificent egg that we painted together. The readers of „Nowy Czas” have seen the pictures. And now, in the porch of St George’s you can still see these pictures, but beside them is a picture taken just a few

days later. The colour has gone, and the egg has been painted black. The place of joyful gathering has become a shrine. A symbol of hope has become a symbol of sadness. Yesterday I was explaining this to a child who wanted to know why the egg had gone black. She understood what I was telling her, but she was dissatisfied with the end of the story. ”Yes, she said, it is very sad story. But the egg is still an egg, isn’t it?” She, of course, is profoundly right. She had understood the sadness and the blackness, but she was seeing the new life was still within and beyond that. The Recital for Katyn 1940-2010, held at St George’s on May 3rd, left me with the same impression. The grief of the people gathered was palpable, and the programme of music was exquisitely mournful, and perfect for the occasion. But all that was held in tension with the talent, exuberance and hope of the young musicians. The dead were indeed tragically gone, and remembered with sadness and dignity. But they were also wonderfully present in the new life of their descendants, and in the courageous and indomitable spirit of the Polish people.

Fr Ray Andrews

W kryptach po koncercie


6|

7-21 maja 2010| nowy czas

reportaż

Siedemnaście mgnień Anna Rączkowska

T

en dzień zapamiętamy wszyscy. Tak wiele zostało już powiedziane, a emocje nadal dają o sobie znać. Mój kolega napisał w poprzednim numerze „Nowego Czasu”, że każdy będzie próbował sobie przypomnieć, co robił i gdzie był w tym czasie. Pierwszy zadzwonił operator Piotr Dobroniak. – Ty pewnie śpisz i nic nie wiesz... – zaczyna. Nie spałam, ale nie wiedziałam… Pięć minut później dzwoni Maciej Woroch z TVN. – Anka, no to do roboty! – krzyczy do słuchawki. A ja się w duchu modlę, żeby to był ten jeden z głupich żartów moich chłopaków. Ale nie był. Umawiamy się wszyscy pod POSK-iem, no bo gdzie? Dzwonię do Warszawy. Szefowa mnie – delikatnie mówiąc – zrzuca, bo ma Rosję na głowie. W tym samym czasie przychodzi sms od kolegi z CNN w Londynie: Bloody hell… it’s hard to believe. Dzwoni drugi operator, Robert Rogalski. Dobrze, dzielę robotę, będzie łatwiej... Za chwilę szefowa zagranicy TVP Danuta Dobrzyńska. – Ania, przepraszam… rozumiesz… Pewnie, że rozumiem… Daje wytyczne i pracujemy już na okrągło.

lista Listę ofiar katastrofy dokładnie przestudiowałam dopiero po przesłaniu ostatnich materiałów do „Wiadomości” w sobotę wieczorem. Wiedziałam oczywiście, że na pokładzie była Para Prezydencka, ksiądz proboszcz Gostomski, Prezydent Kaczorowski, z którym przeprowadziliśmy ostatni wywiad telewizyjny przy okazji nadania mu orderu Bene Merito przez Radosława Sikorskiego, ale Aram jakoś mi umknął... I zobaczyłam... Arkadiusz Rybicki, poseł. Dla rodziny i przyjaciół – Aram. Naprawdę trudno mi sobie już nawet przypomnieć, jakie myśli mną targały, ale pamiętam, że pomyślałam o Małgosi, Antku, Magdzie, która teraz gdzieś w Niemczech mieszka, Jarku... Joannie...

Gdańsk Każdy, kto pochodzi z Gdańska, tak jak ja, z którymś z Rybickich na pewno się zetknął. Już choćby z powodu ich niezwykłej aktywności politycznej i społecznej. Znam większość rodziny Rybickich. Nasze dzieci chodziły do tej samej szkoły. Pracowaliśmy razem. Aram był moim bezpośrednim przełożonym w pierwszej niezależnej agencji filmowej Profilm. Pracowaliśmy przy programie dla dzieci „Od przedszkola do Opola”. Na nagrania do Teatru Muzycznego przychodziły nasze całe rodziny. Szefem i założycielem Profilmu był Maciej Grzywaczewski, późniejszy szef Jedynki TVP, mąż siostry Arama, Bożeny. Pracowali tam też inni członkowie rodu Rybickich, moja rodzina też tam pracowała... Miłka, moja córka biegała po korytarzach między gabinetem Arama i Maćka a montażownią....

FotoGRaFie Fotografie Adama zobaczyłam na facebooku, który w czasie tych kilkunastu dni spełniał rolę agencji informacyjnej, bywało, że szybszej niż Roeuters. Adama nie znałam, od dziecka wychowywał się w Sztokholmie. To w ich domu zatrzymywali się

działacze opozycji, kiedy w Polsce nie mogli znaleźć pracy. Przyjeżdżali na zbiory truskawek i jagód. Bywało, że w ich kuchni na podłodze „kimał” nasz obecny premier Donald Tusk. Zdjęcia z jego albumu oglądałam już w nocy. Wtedy dopiero był czas na rozmowy telefoniczne, choć jeszcze po północy dzwonili z TVP z planami na kolejny dzień, dzwonił Wiktor Moszczyński z informacją od pani Karoliny Kaczorowskiej, dzwonili znajomi ze Stanów, z Brukseli… i tak do rana. Trzymając rozgrzaną do czerwoności słuchawkę oglądałam zdjęcia Rybickich. W końcu córka mi zabroniła, mówiąc, że wymierzam sobie emocjonalną chłostę. I nagle informacja: Adam wraca do Londynu. Kontaktuję się z nim, mówię, że trzeba pokazać, że ludzie nie wiedzą... Dzwonię do Teresy Bazarnik z „Nowego Czasu”. Pomysł jej się podoba, proponuje ściany krypt kościoła, w którym za trzy dni ma odbyć się Recital Katyński. Wariactwo. Dzwonię do Zjednoczenia Polskiego. Monika Tkaczyk załatwia drukarnię, pani Helena Miziniak zgadza się pokryć koszty. A wszystko to trwa jakieś 5 minut… W poniedziałek wieszamy. Pomaga malarka Maria Kaleta, która zawiesza również swoje dwie piękne grafiki, obok jej prac fotografie Ryszarda Szydły. Przy przygotowaniu ekspozycji pomagają również Alex Sławiński, dziennikarz „Nowego Czasu”, i jego partnerka Beata Kuczka.

siedeMnaście Adam Potrykus w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem stracił wujka Arkadiusza Rybickiego. Kiedy dowiedział się o katastrofie, natychmiast wyleciał z Londynu do Gdańska i przez kilkanaście dni mieszkał w mieszkaniu Arama i Małgosi Rybickich przy Sienkiewicza. Opiekował się chorym na autyzm ich synem Antkiem. Był z bliskimi i robił zdjęcia. Bo wszyscy Rybiccy zawsze i wszędzie robią zdjęcia. Tradycja przechodzi z pokolenia na pokolenie. Adam – jak sam mówi – znalazł się w oku cyklonu. Powstały setki unikatowych fotografii, w czwartek musieliśmy wybrać tylko 30, chociaż żadne z nich nie było robione z myślą o wystawie. Tragedia pod Smoleńskiem poruszyła świat, Polskę, Polaków. Adam aparatem fotograficznym zapisał historię siedemnastu dni jednej rodziny. Rodziny, która straciła nie posła, ministra i działacza politycznego, ale męża, ojca, brata, wujka.... Umawiamy się na kolację, wybieramy zdjęcia, każde z nich ma swoją historię. Jest nierozpakowana walizka Arama, która wróciła po kilku dniach. Nie ta ze Smoleńska, tylko „awaryjna – poselska”, która została na lotnisku w samochodzie. Adam opowiada, jak Małgosia, wdowa po Aramie, patrzyła na nią kilka godzin zanim odważyła się ją rozpakować... Jest zdjęcie Małgosi, która dzwoni do Moskwy i błaga o informacje… Zdjęcia z drogi na lotnisko wojskowe w Warszawie… Zapominamy o kolacji, pijemy butelkę wina i wylewamy dwie… łez. Adam już nie musi być dzielny. Bratowa Arama Joanna, żona Jarka, wysłała mi krótką wiadomość: „…Warto pokazać te zdjęcia, to dokument o 17 dniach niepokoju, przesuwaniu granicy wytrzymałości, kolejnych uroczystościach pożegnalnych bez pewności, że Aram wróci i wreszcie o ostatnim pożegnaniu. Dziękujemy za wszystko, co w Londynie dla Arama…” Marianna Grzywaczewska, córka Macieja i Bożeny Rybickiej pisze do mnie w sobotę: „Szkoda, że nie możemy tam być... Trzymamy kciuki”.

Małgorzata Rybicka – telefon do Moskwy

RozRachunek Próbowałam przypomnieć sobie, kiedy pierwszy raz spotkałam Arama. Jego najmłodszy brat Jarek zwołał grupę znajomych, żeby pomóc mu przy rozwieszaniu plakatów wyborczych. Biegaliśmy po centrum Gdańska przyklejając gdzie się da granatowe arkusze z fotografią Arama. Kiedy przygotowywaliśmy wystawę i przyklejałam do ściany zdjęcia Adama Potrykusa uzmysłowiłam sobie, że dla mnie właśnie teraz przyszedł czas na osobisty rozrachunek z tragedią pod Smoleńskiem. I tak, jak przed wielu laty poznałam Arkadiusza Rybickiego rozwieszając w Gdańsku jego fotografie, pożegnałam się z nim w kryptach kościoła w centrum Londynu, rozwieszając zdjęcia jego siostrzeńca. PS. W imieniu Adama, rodziny Rybickich i własnym dziękuję „Nowemu Czasowi” za realizowanie najbardziej niemożliwych pomysłów, Zjednoczeniu Polskiemu – Monice Tkaczyk za pomoc, pani Helenie Miziniak za zrozumienie. I jeszcze raz Marii, Ryszardowi, Aleksowi i Beacie.

17 dni Rybiccy czekali na powRót aRaMa do kRaju, bez pewności, że kiedykolwiek to nastąpi. nastąpiło jednak, aRaM wRócił w ostatniM konwoju. dwadzieścia jeden tRuMien. aRaMa – nuMeR 17.

„030510. nigdy nie myślałem, że miesiąc po twoim wypadku będę miał wystawę z dokumentacją naszych trzech tygodni oczekiwania na ciebie. brak nam ciebie, wujku” – napisał adam potrykus w księdze pamiątkowej po Recitalu katyńskim i swojej wystawie w kryptach kościoła st George the Martyr, 3 maja.


|7

nowy czas | 7-21 maja 2010

DARMOWE D ARMOWE rrozmowy ozmowy do Polski d oP olski

Aby A by dzwonić dzwoni ć za za granicę grani cę z komórki, komórki , wybierz wybi erz Dial-a-Code. Di al -a-Code. Ponieważ Po nieważ jesteśmy jesteśmy pewni, Dial-a-Code, pewni, że że pokochasz po ko chasz D ial-a-Co de, dajemy C 0 minut minut rrozmowy o zmo wy c ał ko wicie dajemy Cii 6 60 całkowicie ZA prostu wybierz 29 00 29 ZA DARMO. DARMO. Po Po p ro stu w ybierz 2 90 02 9 z Twojego Two jego telefonu telefo nu w sieci sieci Orange Orange lub lub 3, 3 aby aby zzadzwonić adzzwo nić na na telefon telefo n sstacjonarny tacjo nar i rozmawiać godzinę ro zmawiać przez przez g o dzinę – za za co nie zapłacisz Po zapł acisz ani ani pensa. pensa. P o tym ty czasie, jeśli polubisz po lubisz Dial-a-Code, D i al - a- C o d de możesz dalej wykonywac do Polski o wyko nywac połączenia po ł ą dowolnej do wo lnej porze po rz za jedyne 3p/min.

Krok

1

Krok

2

Krok

3

Wybierz numer dostępowy:

290029

w ypróbuj wypróbuj naszą naszą usługę usługę

ZA Z A DARMO DARMO przez przez 60 60 minut minut zzwykle wy k le

3

p //min min

Po połączeniu: wybierz międzynarodowy numer, zaczynający się od 0048 Połączenia z Dial-a-Code na numer 29 00 29: ZA DARMO w sieci Orange i 3! Nie ma żadnych dodatkowych opłat.

www.dialacode.com w ww.dialacode.com W ielojęzyczne b iuro o bsługi klienta: klienta: 0203 0203 171 171 1777 1777 Wielojęzyczne biuro obsługi R ozmowy do do Indii, Indii, Chin, Chin, Tajlandii, Tajlandii, H ong K ongu, USA USA i Kanady Kanady ((na na numery numery sstacjonarne tacjonarne i k omórkowe) oraz oraz do do Turcji Turcji i Polski Polski (na (na numery numery stacjonarne) stacjonarne są darmowe pod numerem dostępowym 29 00 29 podczas wstępnego okresu Rozmowy Hong Kongu, komórkowe) p romocyjnego. O kres p romocyjny k ończy ssię ię 3 1m aja 2 010. N iemniej jjednak, ednak, n ap odstawie w arunków o ferty, D ial-a-Code zastrzega zastrzega sobie sobie p rawo do zmiany lub przedłużenia tego okresu według własnego uznania. Po wykorzystaniu promocyjnego. Okres promocyjny kończy 31 maja 2010. Niemniej na podstawie warunków oferty, Dial-a-Code prawo minut dla obowiązują wyłącznie Chin, USA i komórkowe)) oraz do Turcjij i Polski ((na numery llimitu imitu 60 60 m inut d la jjednego ednego klienta klienta o bowiązują sstandardowe tandardowe stawki stawki zza a rozmowy rozmowy w yłącznie do do C hin, Tajlandii, Tajlandii, Hong Hong Kongu, Kongu, U SA i Kanady Kanady (na (na numery nume y stacjonarne j y stacjonarne). j ) Pełny y dostępny na www.dialacode.com. Ceny prawidłowe momencie oddania do druku 2010). Core 2010. rregulamin egulamin jjest est d ostępny n a sstronie tronie w ww.dialacode.com. C eny p rawidłowe w m omencie o ddania d od ruku ((marzec marzec 2 010). © C ore TTelecommunications elecommunications IInternational nternational LLimited imited 2 010. D AC_PO_FO_10_0410 DAC_PO_FO_10_0410


8|

7-21 maja 2010 | nowy czas

fawley court

Mały krok do przodu… Po miesiącach pukania do drzwi Charity Commission i Prokuratury Generalnej w sprawie nieuzasadnionej i niepotrzebnej sprzedaży Fawley Court – promień nadziei! Pojawiają się nowe dokumenty (zdobyte poprzez prawników skarbu państwa). Jeden z tych dokumentów – zapis notarialny z 8 października 1953 roku (Deed of October 1953) wyraźnie podważa prawo marianów jako zarządców do sprzedaży posiadłości, zapisane notarialnie w 1954 i 1999 roku. Ponadto Charity Commission zamierza przesłuchać powierników Marian Trust w związku z sumą ok. 200 tys. funtów, która przeznaczona była na budowę Apostolatu oraz

z sumą 440 tys. funtów (czy może 690 tys.?) uzyskaną z tajemniczej sprzedaży North Lodge w 2006 roku. Społeczność polsko-angielska jako beneficjanci majątku Fawley Court, ma pełne prawo wiedzieć, co stało się z tak ogromną sumą pieniędzy. Dlaczego te pieniądze nie zostały wykorzystane w odpowiedni, zgodny z prawem sposób na utrzymanie i zachowanie Fawley Court? Mirek Malevski Poniżej fragment zapisu notarialnego z 8 października 1953 roku (Deed of October 1953)

FAWLEY FOREVER!

The real fight is on Be a part of it!

O ur le ga l f i g h ti ng f un d nee ds ev e ry p en ny , p o und o r zl o t y Fa w le y Co u rt is y o ur he rit a ge , g i ve g ener ou s ly …

Cheques/ Postal Orders only made payable to Fawley Court Old Boys (FCOB) C/O 82 Portobello Road, Notting Hill, London W11 2QD

RIGHTS OF WAY CAMPAIGN FOR FREEDOM TO WALK THE PATHS: fawleycourt.rightsofway@yahoo.co.uk

N B. Ma n y th a nk s to all co ntr i bu to r s th u s fa r . FCOB w ill s oo n be havin g a ne w d e sig na te d ba nk a c co un t. D eta il s to b e pub lis hed i n due co urs e.

Ołtarze mojej młodości Pomimo chrztu nie stajemy się wierzącymi – wyrastamy w wierze pod wpływem rodziny, otoczenia i Kościoła, do którego przynależymy. Najważniejszym okresem jest wiek od 10 do 15 lat, kiedy pojawia się świadomość wyboru i samostanowienia, wtedy kształtuje się nasza osobowość na całe życie. Kiedy miałem niecałe dwanaście lat zostałem uczniem Kolegium Bożego Miłosierdzia w Fawley Court. Służyłem codziennie do mszy w pięknej kaplicy w lewym skrzydle budynku. Nad ołtarzem widniał ciemny obraz Bogurodzicy, a po obu stronach ołtarza wisiały olbrzymie metalowe skrzydła kawalerii pancernej. Uczono nas, że była to część uzbrojenia polskich huzarów, których trzy tysiące pod wodzą króla Jana III Sobieskiego rozbiło w puch w bitwie pod Wiedniem w 1683 roku 150-tysięczną armię islamu, w największej szarży kawaleryjskiej w historii świata, chroniąc Europę od potopu ottomańskiego. Najmilsze jednak wspomnienia modlitw z tego okresu to nabożeństwa majowe, które odbywały się co wieczór na dworze, pod piękną grotą Matki Boskiej, wybudowaną przez Zbigniewa Sawickiego. Jego rodzina w późniejszych latach, kiedy przestałem być uczniem w Fawley Court, wzniosła drogę krzyżową koło nowego kościoła św. Anny. Przez cały maj, każdego wieczora, zbieraliśmy się na śpiewy przy grocie Matki Boskiej. W odróżnieniu do mszy odprawianej po łacinie, pieśni majowe śpiewane były po polsku i trafiały wprost do naszych serc, zostawiając cudowne wspomnienia.

Po dwóch latach w Fawley Court zostałem przeniesiony do szkoły na Ealingu. Nie było wtedy polskiego kościoła, chodziło się na polską mszę do benedyktynów. Nastolatki zbierały się po mszy na schodach tego opactwa, które było powiązane ze szkołą sobotnią. Szkoła organizowała imprezy taneczne. W XXI wieku nawet umysłom ścisłym, takim jak ja, trudno być agnostykiem lub ateistą, bo istnienie Boga-Stworzyciela wynika z badań nowoczesnej fizyki i kosmologii oraz z rachunku prawdopodobieństwa. Natomiast wiara w sam Kościół jest podważana przez postępowanie tych, którzy go reprezentują. Widziałem w zimie 2009 roku ogołoconą kaplicę w Fawley Court. Nie ma już ołtarza ani obrazu Bogurodzicy. A gdzie są skrzydła husarskie z Odsieczy Wiedeńskiej? Przesłano nam niedawno fotografie zburzonej groty Matki Boskiej, a prasa w Polsce oskarża marianów o służenie mamonie. Natomiast w prasie brytyjskiej pojawiają się informacje o opactwie benedyktyńskim w związku z zarzutami o pedofilię. Wini się i arcybiskupa Anglii, i papieża o zatajenie tej sprawy. Kto jest więc winien? Przypomina mi się przypowieść o kamieniu młyńskim. Winę w pierwszym rzędzie ponoszą ci, którzy burzą ołtarze i krzywdzą maluczkich. W drugiej kolejności winni są ci, którzy wiedzą o tych sprawach i siedzą cicho lub spodziewają się korzyści materialnych, bo tym samym stają się wspólnikami zbrodni nie wypełniając zgodnego z prawem obywatelskiego obowiązku meldowania przestępstwa, i nie wypełniając katolickiego obowiązku czuwania nad Kościołem. Dopiero w trzecim rzędzie można winić zwierzchników. Z nielicznymi, choć bardzo ważnymi wyjątkami, społeczeństwo polskie w Anglii milczy. Chodzę nadal co niedzielę do Katedry Westminsterskiej, mojej parafii, będącej pod zwierzchnictwem arcybiskupa Anglii (który jest świadom skandalu Fawley Court), na mszę po łacinie, aby słuchać echa mojej młodości, a jako wdowiec na grób swej ukochanej żony. Ale na tacę już więcej nie dam, dopóki nie zwrócą nam kaplicy, groty, drogi krzyżowej, kościoła św. Anny i nie oczyszczą Kościoła z plam przestępstw i zdrady. Grota Matki Boskiej w Fawley Court (teraz zburzona)

Krzyszof Jastrzębski


|9

nowy czas | 7-21 maja 2010

czas na wyspie

Mnie ta ziemia od innych droĹźsza

POLSKA MSZA W CENTRUM LONDYNU PRZY WATERLOO W KAĹťDÄ„ NIEDZIELĘ O GODZ. 17.00

ZAPRASZAJÄ„ OO. FRANCISZKANIE PARAFIA ĹšW. PATRYKA 26 CORNWALL ROAD LONDON SE1 8TW

www.franciszkanie.co.uk www.stpatrickwaterloo.org.uk

SÄ… w polszczyĹşnie sĹ‚owa, ktĂłrych nie chcemy na co dzieĹ„ uĹźywać ani ich sĹ‚uchać. Redukujemy ich obecność w jÄ™zyku potocznym i zrÄ™cznie pomijamy nie dlatego, Ĺźe sÄ… to sĹ‚owa trudne czy niezrozumiaĹ‚e, o nie! My je wyrzucamy z obiegu z zupeĹ‚nie innych powodĂłw. Kiedy mĂłwiÄ™ do mojego siostrzeĹ„ca: patriotyzm, narĂłd, ojczyzna, to widzÄ™ w jego oczach popĹ‚och, poirytowanie, w najlepszym wypadku wzruszenie ramion. Rozmowa na ten temat zupeĹ‚nie siÄ™ nie klei, bo te sĹ‚owa sÄ… dla niego „nadÄ™te, patetyczne, drÄ™tweâ€?. I dobrze wiemy, Ĺźe nie jest to odosobniona postawa kilkunastoletniego kontestatora, ale zjawisko szersze. I im mĹ‚odsze pokolenie, to tym gorzej. No cóş, wielu z nas ojczyznÄ™ porzuciĹ‚o bez Ĺźalu, Ĺźyje u obcych, jak u siebie, a czÄ™sto nawet lepiej, bo poziom Ĺźycia jest wyĹźszy, paĹ„stwo opiekuĹ„cze, bogate, chwalimy tutejsze zwyczaje i tolerancjÄ™. Czujemy siÄ™ dobrze w kosmopolitycznym zgieĹ‚ku Londynu. Tymczasem nadszedĹ‚ 10 kwietnia. CaĹ‚y narĂłd przeĹźyĹ‚ gwaĹ‚towny wstrzÄ…s psychiczny. Nagle powrĂłciĹ‚y sĹ‚owa, ktĂłrych dawno nie sĹ‚yszeliĹ›my, bo sĹ‚uchać nie chcieliĹ›my: ojczyzna, patriotyzm, obywatelski obowiÄ…zek. Do niedawna wstydliwie omijane, pojawiĹ‚y siÄ™ w naszych myĹ›lach i na naszych ustach niewymuszenie, w zupeĹ‚nie naturalny sposĂłb i w peĹ‚nym majestacie swoich znaczeĹ„. A my, nagle, z tej anonimowej masy wieloetnicznej wyĹ‚oniliĹ›my siÄ™ jako wyraĹşna grupa, ktĂłrÄ… dostrzeĹźono, dajÄ…c, obok współczucia i ĹźyczliwoĹ›ci, takĹźe moment globalnego zainteresowania. Transmisja pogrzebu Lecha i Marii KaczyĹ„skich na Trafalgar Square byĹ‚a tego dobrym przykĹ‚adem. StanÄ™liĹ›my tam, pod kolumnÄ… Nelsona, skupieni na wĹ‚asnym bĂłlu, zĹ‚Ä…czeni wobec wielkiego dramatu polskiego narodu. BĂłl utraty tylu wielkich PolakĂłw, a przy tym wymowa miejsca katastrofy paraliĹźowaĹ‚y Ĺ›wiadomość. Nie ja jedna nie radziĹ‚am sobie z tym doĹ›wiadczeniem. Miliony zniczy zapĹ‚onęło dla uczczenia ofiar tragedii, wszystkie koĹ›cioĹ‚y otwarto dla tysiÄ™cy modlÄ…cych siÄ™, urzÄ…dzano

pielgrzymki, zapisano setki kondolencyjnych ksiąg. Ale na rozpacz nie ma lekarstwa, moşna jedynie znaleźć ulgę. Tę ulgę przynosiły słowa: ojczyzna, naród, patriota, wypowiadane pełną piersią. W czasie trwania kwietniowej şałoby, w dziesięć dni po nieszczęściu, znalazłam się na wieczorku literackim dedykowanym ofiarom katastrofy lotniczej, a przygotowanym w hołdzie ostatniemu prezydentowi RP na Uchodźstwie Ryszardowi Kaczorowskiemu. Nosił on tytuł: „Najpiękniejsze wiersze o ojczyźnie czytają polscy aktorzy�. Prowadząca spotkanie Regina Wasiak-Taylo skierowała do publiczności kilka kojących sentencji oraz garść „słów skrzydlatych�, mówiąc, şe „ kiedy nie potrafimy wyrazić şalu i cierpienia, to sięgamy do poetów po słowa, których sami nie potrafimy znaleźć�. Program wypełniły najpiękniejsze polskie wiersze o ziemi ojczystej – wyboru dokonał cały zespół, bo dla kaşdego „najpiekniesze� znaczy co innego. I tak podobno na pierwszą próbę Janusz Guttner przyniósł całego Baczyńskiego (!), Wojtek Piekarski – Norwida i Broniewskiego, Renata Chmielewska szeptała Tuwima, Magda Włodarczyk stała za wieszczem Słowackim, Zbyszek Grusznic przekonywał o wyşszości Lechonia. Jakoś to jednak pogodzono – epokami, stylami, patetycznym brzmieniem języka, jego liryzmem i ułoşono program ze skarbów polskiej mowy. A Paweł Ulman – pianista z drugiego pokolenia emigrantów wybrał muzykę (Chopina oczywiście) tak inteligentnie i z wyczuciem, şe płynność przechodzenia: tekst-muzyka-tekst-muzyka, dawała wraşenie nastrojowo skomponowanej całości. Do dzisiaj jestem pod wraşeniem usłyszanych wtedy wierszy, przede wszystkim aktorskich deklamacji. A jak ci nasi polsko-londyńscy artyści czytają poezję? I z wielkim talentem, i z wielkim sercem. Nie pierwszy raz oglądam naszych aktorów na scenie, zawsze z zainteresowaniem, ostatnio z niemałym podziwem dla ich umiejętności interpretacji trudnych wierszy naładowanych tematyką patriotyczną, wzniosłych, a czasem wręcz uroczystych (ile to pokładów rasowego aktorstwa wymaga recytacja np. „Piłsudskiego� Jana Lechonia). Program „Najpiękniejsze wiersze o ojczyźnie� uchronił się od patosu i przyniósł widzom, oprócz przyjemności artystycznej, niewątpliwie pewne ukojenie psychiczne. Zakończenie wieczoru – utworami Herberta i Słowackiego – przypomina o stale pojawiających się w naszym şyciu dramatach, dylematach, wartościach i słabościach. Graşyna Maxwell Pro g ram „Naj pięk niej sze wier sze o oj czyź nie� pr zy go to wał Zwią zek Pi sa rzy Pol skich na Ob czyź nie 22 kwietnia w Jazz Ca fe, POSK

2 $ 7 Č , , 3$0 . $7

0 8 , 1 ' 3,(1,ć'=( '2 , / ÄŁ :< ' 2 Ĩ -8 8 0 2 '

5 -(67 Ă? % < :

Ĉ.$&+ 5 + & , : 7:2

%H]SĂ DWQD LQIROLQLD ZZZ PRQH\JUDP FRP :<Äœ/,- =

2'%,(5= =

, JG]LHNROZLHN ]REDF]\V] ]QDN 0RQH\*UDP 3R]D RGQRÄ?Q\PL RSĂ DWDPL WUDQVDNF\MQ\PL ]D SU]HOHZ VWRVXMH VLĉ NXUV Z\PLDQ\ XVWDORQ\ SU]H] žUPĉ 0RQH\*UDP OXE DJHQWD 0RQH\*UDP ,QWHUQDWLRQDO /LPLWHG MHVW žUPÄ„ DXWRU\]RZDQÄ„ L UHJXORZDQÄ„ SU]H] )LQDQFLDO 6HUYLFHV $XWKRULW\ 3RZ\ÄŠVL DJHQFL VÄ„ DJHQWDPL 0RQH\*UDP ,QWHUQDWLRQDO /LPLWHG Ä?ZLDGF]Ä„F\P XVĂ XJL SU]HND]yZ SLHQLĉĊQ\FK ‹ 0RQH\*UDP :V]HONLH SUDZD ]DVWU]HÄŠRQH


10|

7-21 maja 2010 | nowy czas

czas na wyspie Spotkanie wyborcze z Januszem Korwinem-Mikke w restauracji Tatra

Polityk niepoprawny Janusz Korwin-Mikke na polskiej scenie politycznej jest zjawiskiem niezwykłym. To prawie aksjomat i stwierdzenie tylko z pozoru banalne. Podobnie jak to, że Anglia jest wyspą. Niezwykłość Korwina-Mikke decyduje o jego popularności i jednocześnie o niewielkich szansach na wyborcze zwycięstwo. Dyskwalifikuje go jako praktykującego polityka i wzmacnia wizerunek teoretyka, który w niekonwencjonalny sposób potrafi interpretować bieżące wydarzenia polityczne. Brak skuteczności nie wpływa jednak na jakąkolwiek zmianę politycznych poglądów czy mało realnych programów. Korwin-Mikke jest rzadkim obecnie przykładem polityka, nie tylko na polskiej scenie, który nie ulega zmieniającym się trendom, pozostaje wbrew opinii publicznej wierny systemowi wartości, wypracowanemu dzięki lekturom klasyków filozofii, znajomości prawa i historii. Ponownie kandyduje na stanowisko prezydenta RP. Spotkanie w restauracji Tatra, zorganizowane z inicjatywy portalu apsik.co.uk i redakcji „Nowego Czasu” potwierdziło instynktowną wiedzę uczestników (których liczba znacznie przekroczyła oczekiwania organizatorów), że na spotkaniu z Januszem Kor-

Requiem Mass w katedrze

winem-Mikke nikt się nie będzie nudził. Nawet tych, dla których polityka nie jest życiową pasją, Korwin-Mikke potrafi zainteresować świeżością podejścia do wielokrotnie omawianych przez główne media problemów. Tematem spotkania była jednocząca się Europa, konkretnie miejsce Polski w Europie. Korwin-Mikke nie jest zwolennikiem Unii Europejskiej. Należy do jej najbardziej radykalnych krytyków bez względu na doraźne korzyści płynące ze zjednoczenia. Europa bez granic? – nie trzeba do tego Unii, wystarczą odnośne umowy. To samo dotyczy rynku pracy i przepływu kapitału. Są to praktyczne rozwiązania, najbardziej widoczne dla obywateli państw członkowskich, których przekonuje się, że te dobrodziejstwa zapewniają polityczne instytucje Unii. Polityczne zjednoczenie, zdaniem prelegenta, jest osłabianiem państw europejskich, kontynuacją niedokończonych zamiarów przywódcy III Rzeszy Adolfa Hitlera. Zaskoczonych takim wnioskiem uczestników spotkania Korwin-Mikke przekonuje dalej. W zjednoczonej Europie słabnie identyfikacja, więzi wspólnoty. – Nikt nie będzie umierał za Europę – podkreśla. Za swój kraj, tak, ale nie za Unię. Nie trzeba czekać długo na wyni-

Staááe stawki poáá ączeĔĔ 24/7

ki tego przeprowadzanego na siłę procesu. Początek zjednoczenia starożytnej Grecji był początkiem jej końca. Podobnie będzie w Europie. Paradoksalnie – zauważa prelegent – jedynymi patriotami, jacy zostali są kibice futbolowi. W przeciwieństwie do innych eurosceptyków Korwin-Mikke nie krytykuje Europy za łamanie procedur demokratycznych. Demokratą nie jest, podobnie jak jego mistrzowie, począwszy od Platona. Nie sposób niczym uzasadnić takiego stanu rzeczy, że każdy obywatel bez względu na wykształcenie i predyspozycje dysponuje tym samym głosem wyborczym – przypomina Korwin-Mikke starożytne, dla większości już anachroniczne, podstawy politycznego myślenia. Oczywiście większość w postawie elitarnego liberalizmu nie jest jakością, z którą należy się liczyć. Co innego z indywidualnym rozmówcą, nawet najbardziej krytycznym. Każde pytanie było ważne, odmienna opinia nie powodowała wrogości. Janusz Korwin-Mikke jeszcze raz potwierdził, że jest rasowym politykiem, który lepiej się czuje na wiecu niż w gabinetach skazanych na nieuchronną korupcję.

Bez zakááadania konta

Polska

W Katedrze Westminsterskiej 29 kwietnia abp Vincent Nichols odprawił mszę za ofiary katastrofy pod Smoleńskiem. Asystowało około 100 księży, w tym m.in. abp Szczepan Wesoły, były delegat prymasa Polski ds. duszpasterstwa na emigracji, nowy rektor Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii ks. prałat Stefan Wylężek i delegat Komisji Episkopatu Polski ds. duszpasterstwa emigracji Wojciech Polak. W gronie zaproszonych gości byli m.in.: przedstawiciel Elżbiety II i księcia Edynburga, hrabia Peel; ambasadorzy: Rosji – Jurij Fiedotow, Litwy – Oskaras Jusys i RP – Barbara Tuge-Erecińska. Obecni byli też przedstawiciele polskich władz konsularnych, działacz społeczności żydowskiej i promotor dialogu międzyreligijnego, Sir Sigmund Sternberg, przedstawiciele brytyjskich resortów obrony i spraw zagranicznych, polscy harcerze, kombatanci z pocztami sztandarowymi, działacze społeczni. W mszy św. wzięła także udział Karolina Kaczorowska, wdowa po ostatnim prezydencie II RP Ryszardzie Kaczorowskim, który zginął w katastrofie smoleńskiej, jego córki: Jagoda Kaczorowska i Wanda Szulc oraz wdowa po generale Władysławie Andersie – Irena.

umer Wybierz n a nastĊĊpnie y w o p Ċ tĊ s o d elowy np. numer doc i ZakoĔcz # 0048xxx. . poáączenie a n j a k e z c po

Grzegorz Małkiewicz

Polska

2p/min 084 4831 4029

7p/min 087 1412 4029

Irlandia

Czechy

3p/min 084 4988 4029

2p/min 084 4831 4029

Sááowacja

Niemcy

2p/min 084 4831 4029

1p/min 084 4862 4029

Auracall wspiera: Polska Obsáuga Klienta: 020 8497 4622 www.auracall.com/polska T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. One off 8p set-up fee by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Rates are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


|11

nowy czas | 7-21 maja 2010

wybory prezydenckie

Wy c i s z o n a k a m p a n i a Bartosz Rutkowski Ktoś porównał polską scenę polityczną po katastrofie smoleńskiej do lotu gołębia zaskoczonego zderzeniem z szybą. Ptak pada i dostaje drgawek. Tak samo jest teraz z polskimi politykami, którzy są ogłuszeni rozmiarami i skutkami katastrofy, nie bardzo wiedzą, jak formułować swoje postulaty. Z drugiej strony ta scena jest jasno ułożona, dwie wielkie partie, Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość. To między ich kandydatami, Bronisławem Komorowskim i Jarosławem Kaczyńskim rozstrzygnie się walka, stanie się to prawdopodobnie w drugiej turze wyborów, już na początku czerwca. Wielu zwraca uwagę, że to czas niekorzystny dla rządzącej partii, jej elektorat tłumnie wtedy zaczyna wyjeżdżać na wakacje.

Liczy się tyLko tych dWóch Daleko za tymi liderami są harcownicy, lewica z Grzegorzem Napieralskim, niezależny, jak siebie określa Andrzej Olechowski, reszta to egzotyka jak choćby Janusz Korwin-Mikke, który startuje w każdych prezydenckich wyborach z mizernym zresztą skutkiem i na każdą kampanię wykłada – jak zapewnia – po 100 tysięcy złotych z własnej kieszeni. – Robię to dla Polski, nie dla siebie – zastrzega. Gdyby wierzyć tylko sondażom, wszystko rozstrzygnie się w drugiej turze, a wygra mniej więcej 20-procentową przewagą Komorowski.

Sztabowcy PiS tylko uśmiechają się na takie wyliczenia i np. Adam Bielan przypomina pojedynek prezydencki z roku 2005, kiedy to sondaże nie dawały do ostatniej chwili Lechowi Kaczyńskiemu specjalnych szans. Jak było, każdy pamięta. – Sytuacja po katastrofie prezydenckiego samolotu jest bezprecedensowa w skali światowej, a jej skutki są trudne do rzeczywistej oceny – uważa politolog z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Wawrzyniec Konarski.

Nie sięgNą po haki Pewne jest, ze żaden z głównych kandydatów na prezydenta nie będzie w kampanii używał krwistego języka, mógłby tylko na tym stracić. To dlatego mający duży elektorat negatywny Jarosław Kaczyński jest nadal w cieniu kampanii, tylko raz publicznie się wypowiedział, dziękując swoim zwolennikom za ogromne poparcie w zbieraniu podpisów na jego listę wyborczą. Tu sztabowcy PiS pokazali, iż ich elektorat jest zwarty, zebrano ponad półtora miliona podpisów, choć do rejestracji komitetu wystarczyło 100 tys. Platforma miała tych głosów zebranych prawie dwa razy mniej. Ktoś powie, że to jeszcze o niczym nie świadczy, że to się nie przekłada na prawdziwe głosy, jakie będą oddawane 20 maja i ewentualnie na początku czerwca. I tak i nie. Wszystko jest możLiWe PiS pokazał, że jest w natarciu, że elektorat tego ugrupowania pokazuje swoją siłę. Platforma tego nie lekceważy, sko-

ro sam premier Donald Tusk skomentował ten wynik, mówiąc, iż w takiej sytuacji wszystko jest możliwe. Spierano się potem, czy już zakładał możliwość przegranej Komorowskiego, czy tylko wspomniał o zażartej walce, jaka na finiszu między dwoma kandydatami będzie stoczona.

zNóW są dWie poLski Nie jest to walka na programy, to walka na różne widzenie Polski. Z jednej strony obóz Kaczyńskiego mówi o kontynuacji linii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, pojawiają się odwołania do IV RP. Z drugiej strony linia Platformy, która brzmi mniej więcej tak: stop dla pomysłów PiS, stop dla Kaczyńskiego. Wielu złośliwie porównuje ten obraz sytuacji to płynącego rzeką żółwia, który ma na plecach żmiję. – Jak ją zrzucę, to mnie ukąsi – myśli żółw; jak go ukąszę, to mnie utopi – rozmyśla żmija. Klasyczny klincz i tylko takie racje będą się w taj kampanii liczyły. Trudno zresztą oczekiwać innych argumentów, skoro w polskiej konstytucji prezydent może tak naprawdę niewiele. No, może poza straszakiem w postaci weta. Pole manewru obu kandydatów zawężone jest do tej patowej sytuacji. Platforma stawia na reformy, PiS na państwo solidarne, w którym zabrakło miejsca dla wielu. Pytanie jest otwarte, jak w sytuacji, gdy liderzy obiecują spokój zachowają się etatowi krytycy obu ugrupowań, np. Stefan Niesiołowski, wicemarszałek Sejmu z ramienia Platformy, czy Janusz Pali-

kot, prześmiewca i krytyk obu braci Kaczyńskich lub Jacek Kurski z PiS. Jeśli o Palikota chodzi, to – jak się mówi – decyzją najwyższych władz Platformy odsunięty został na czas kampanii od publicznej debaty, ale znając temperament posła w Lublina można być pewnym, że wyda z siebie niebawem jakąś kontrowersyjną opinię. Warto w tym miejscu przypomnieć słowa prof. Ireneusza Krzemińskiego, który zwrócił uwagę na to, że życie zarówno indywidualne, jak i społeczne okazało się w ostatnim czasie kruche i narażone na wstrząsy, niespodziewane tragedie, cierpienie, a oswojenie się z praktycznym i symbolicznym wymiarem tego kataklizmu wymaga czasu.

iNNi obyWateLe, iNNi poLitycy Krzemiński i inni socjologowie mają nadzieję, podobnie jak bardzo wielu Polaków, że ta tragedia powinna wpłynąć na polską elitę polityczną, bo pokazała, że zacietrzewienie, którym na ogół żyjemy i nieustanna wojna, w którą zamieniła się polska polityka, powinna mieć teraz słabsze natężenie, bo nieprzewidziany los i cierpienie mogą nas spotkać niespodziewanie. Nikt nie odbiera politykom tego, że kłótnie, konflikty i różnice zdań są wpisane w ich zajęcie, ważny jest jednak sposób, w jaki te konflikty będą prowadzone. Smoleńska tragedia pokazała, że są granice; że nie warto tak bardzo wdawać się zwłaszcza w polityczne gry, polityczną bitwę, zapominać o wspólnym ludzkim losie.

Jakby słuchając tych wskazań politycy na razie działają spokojnie i racjonalnie. Trudno powiedzieć, jak długo taka sytuacja potrwa. Z jednej strony szefową sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego jest Joanna Kluzik-Rostkowska, mająca opinię osoby, która łączy, nie dzieli, z drugiej zaś PiS silne było wyrazistością, ostrym językiem, zachowaniem i zapewnienia wielu polityków tego ugrupowania, że oto Polacy zobaczą inne oblicze Jarosława Kaczyńskiego nie przekonuje wielu. Zdaniem politologa z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, dr Tomasza Słupika, na razie rządzący dobrze zdają test z odpowiedzialności, mają mocne nerwy i nieźle radzą sobie w sytuacjach kryzysowych. – Oni wiedzą, że społeczeństwo na nich patrzy i ocenia liderów, jak zdają taki egzamin – zauważa Słupik. – Ta tragedia każdego z nas zmieniła. Można mieć nadzieję, że zmieni też polityków i że kampania wyborcza też będzie inna, czyli mniej brutalna. Jego zdaniem w cieniu tej tragedii będziemy żyli wiele miesięcy, nawet lat, i to daje nadzieję, że politycy będą starali się zachować minimum przyzwoitości. Nikt nie wyobraża sobie, by w takiej atmosferze jakieś ugrupowanie zdecydowało się na instrumentalizację czy wykorzystanie tragedii dla swoich partykularnych celów. Tak jak Amerykanie zdali egzamin z dojrzałości, odpowiedzialności i patriotyzmu po atakach z 11 września, tak samo mogą się zachować Polacy. Przynajmniej jest taka szansa. Dla wszystkich, dla polityków też.


12|

7-21 maja 2010 | nowy czas

wybory powszechne UK 2010

Powyborcze lizanie ran Adam Dąbrowski

Po raz drugi w powojennej historii Wielkiej Brytanii wybory parlamentarne zakończyły się remisem. W Niemczech czy w Polsce to codzienność. Ale na Wyspach to trzęsienie ziemi. Szczególnie że w tych wyborach przegrali wszyscy.

Cameronowi pełne zwycięstwo. „Dziś jesteśmy partią darmowej służby zdrowia” – zapewniał Cameron podczas kampanii i mówił wiele o sprawiedliwości i niezbędnej roli państwa. Ale te egzorcyzmy nie wystarczyły. Ducha „żelaznej damy” nie udało się wypędzić. To on sprawił, że przy urnie wielu wyborcom zadrżała ręka.

się, że Partia Pracy jest na dobrej drodze do historycznej, czwartej kadencji. Poważnie rozważał rozpisanie wyborów na wiosnę 2008 roku. Ale dość szybko premia spowodowana efektem świeżości wyparowała. Para z lewicy zaczęła uciekać i niemal w ostatniej chwili Brown zmienił zdanie. Potem był kryzys, skandal z wydatkami poselskimi i seria gaf. Łódź Browna zaczęła nabierać wody zanim tak naprawdę miał szansę, by na dobre złapać za wiosła. Oczywiście również dlatego, że odziedziczył balast po swoim poprzedniku

Podział miejsc w parlamencie Conservative Party:

306

(36,1 proc. głosów)

Labour Party

258 Liberal Democrats: 57 Pozostałe partie: 28

(29 proc. głosów)

(23 proc. głosów)

(11,9 proc. głosów)

wymagana większość: 326 miejsc frekwencja: 65,1 proc.

GorDoN BroWN

DAviD CAmeroN Miało być zupełnie inaczej. Bo wydawało się, że tych wyborów konserwatyści nie mogą przegrać. Wpływ na to miało kilka czynników. Po pierwsze: nielubiany premier, cierpiący, dramatycznie źle wypadający w mediach (szczególnie na tle Camerona). A w dodatku nieco pechowy (weźmy słynną historię z „bigotką” i nieodłączonym mikrofonem). Wiecznie zmęczony i niestabilny psychicznie Brown wydawał się – szczególnie w czasach wizerunkowych obsesji i telewizyjnych debat, podejrzanie zbliżających się do X Factor – rywalem skazanym na porażkę. Po drugie: długi staż laburzystów przy władzy. Jak wiadomo, w każdej dojrzałej demokracji partia rządząca się zużywa, a laburzyści dzierżą stery od 1997 roku. Wykorzystanie tego nie wydawało się trudne – szczególnie że już pięć lat temu ich przewaga była niewielka, a swoje dołożył kryzys. Wreszcie: tytaniczna praca Camerona i jego sztabu. Brytyjczycy zasypywani byli przemówieniami, ulotkami i filmikami internetowymi. Ostatnie dni kampanii lider torysów spędził w ciągłym ruchu. Wszystko po to, by w ostatniej chwili przekonać do siebie wyjątkowo dużą tym razem grupę niezdecydowanych. Nie udało się. Dlaczego? Największym problemem Camerona była chyba pewna osiemdziesięciopięcioletnia dama. Margaret Thatcher ze łzami w oczach opuszała Downing Street dwie dekady temu. Ale do dziś rzuca na swoją partię cień. Cień, z którym nie potrafili sobie poradzić poprzedni liderzy torysów. I który w dużej mierze odebrał

Miało być zupełnie inaczej. Brown czekał na swoją kolej bardzo długo. Tak naprawdę od niespodziewanej śmierci lidera laburzystów Johna Smitha, kiedy otwarte stało się pytanie: kto go zastąpi? Kandydatów było dwóch: Tony Blair i właśnie Gordon Brown. Po negocjacjach – których kluczowy akt miał miejsce w niewielkiej restauracji w londyńskim Islington – dwóch polityków ustaliło, że najpierw premierem będzie Blair. Potem przekaże pałeczkę swemu starszemu koledze. Wkrótce lewica odniosła prawdziwy triumf. Zgniotła targanych skandalami obyczajowymi, wewnętrznymi niesnaskami i problemami gospodarczymi torysów. Przez trzynaście lat konserwatyści mieli zajmować tę gorszą część House of Commons. Relacje między liderami laburzystów były burzliwe; przypominały słynną „szorstką przyjaźń” między Aleksandrem Kwaśniewskim i Leszkiem Millerem. Na to, by zasiąść za biurkiem na Downing Street, Brown musiał czekać aż do 2007 roku. Pierwsze sondaże były zachęcające: efekt świeżości sprawił, że laburzyści zanotowali wyraźny wzrost. Ludzie nadal nie ufali konserwatystom, a nowa twarz lewicy budziła nadzieję. Nowy premier miał wszelkie powody, by spodziewać

NiCk CLeGG Nick Clegg oglądał telewizyjny wieczór wyborczy przygotowując z żoną kolację. Gdy wkrótce po godz. 22 pojawiły się pierwsze wyniki, stracił pewnie apetyt. Bo miało być zupełnie inaczej. Liberałowie mieli uzyskać najlepszy wynik od czasów Lloyda George’a. Mieli rozbić system dwupartyjny na Wyspach. Według niektórych sondaży mieli nawet wygrać wybory (choć niekoniecznie przełożyłoby się to na największą liczbę miejsc w parlamencie – takie są już uroki brytyjskiego systemu wyborczego). A tymczasem wszystko zostało po staremu: liberałowie nie poprawili swojego wyniku sprzed pięciu lat. Na nic błyskotliwe występy podczas telewizyjnych debat. Za kurtynkami lokali wyborczych znów dał o sobie znać stary mechanizm: atawizm, który każe wyborcom wybierać między dwiema, nie trzema siłami.

Co terAz? Premierem Wielkiej Brytanii wciąż jest Gordon Brown. Na Wyspach obowiązuje zasada ciągłości. Zwyczaj

konstytucyjny mówi, że obowiązkiem dotychczasowego prezesa rady ministrów jest pozostanie na stanowisku do momentu wyłonienia się stabilnej większości w parlamencie. Zwykle to formalność. Jeśli wygrałeś wybory, możesz wygodnie rozsiąść się w kanapie na Downing Street. Przez najbliższe lata będzie stała tam, gdzie stoi. Jeśli przegrałeś – łap za telefon i organizuj wyprowadzkę. Ale nie tym razem. Bo arytmetyka jest nieubłagana: ktokolwiek chce spokojnie rządzić Wielką Brytanią, musi dogadać się z liberałami. Oczywiście konserwatyści mogą spróbować wariantu z gabinetem mniejszościowym. W gruncie rzeczy do magicznej liczby posłów zapewniającej torysom większość parlamentarną nie brakuje wiele. Można spróbować obyć się bez formalnej koalicji i zastąpić ją serią pomniejszych układów zawieranych w konkretnych sprawach z liberałami i reprezentantami mniejszych partii. Oczywiście to rozwiązanie nie gwarantuje stabilności, a Partia Pracy zrobi wszystko, by utrudnić rywalom życie. Z pewnością taki wariant nie zapewnia też tego, co się konserwatystom marzy: pola dla fundamentalnego przekształcenia Wielkiej Brytanii – wprowadzenia w życie wizji „wielkiego społeczeństwa”, jakkolwiek mgławicowa by się ona wydawała. Rządy mniejszościowe to rządy codziennego „sztukowania”. Wielkie projekty polityczne trzeba odłożyć na półkę.

Drugi wariant to koalicja. Nick Clegg zapowiedział już, że inicjatywę powinien przejąć zwycięzca wyborów. „Co mi dasz, David?” – takie pytanie można było wyczytać spomiędzy wierszy jego pierwszego powyborczego przemówienia. A David ma problem. Po czwartkowym wieczorze jest bowiem o wiele słabszy niż był w środowy poranek. Z tylnych ław dadzą się z pewnością słyszeć złowrogie pomruki. „Laburzyści byli na łopatkach, a my i tak nie mogliśmy ich pokonać!”. Teraz lider torysów będzie zmuszony do negocjowania z liberałami. A pole gry jest bardzo zawężone. Zbyt wielkie ustępstwo na rzecz Liberal Democrats może wywołać w partii bunt. A wydaje się oczywiste, że Clegg zażąda przede wszystkim zmiany systemu wyborczego z większościowego na – korzystniejszy dla niego – proporcjonalny. To sprawi, że Cameron będzie w kropce, bo torysi zawsze przeciwstawiali się majstrowaniu przy mechanice wyborczej. To, co dla Clegga jest warunkiem minimum, dla szefa konserwatystów jest niemal niemożliwe do spełnienia. To dlatego Brown tak szybko uznał „prawo Camerona do przejęcia inicjatywy”, bo premier wie, że prawdopodobnie w końcu i tak usiądzie naprzeciwko Clegga. Może więc cierpliwie czekać. Szanse na to, że laburzyści dogadają się z liberałami są większe niż w przypadku torysów. Zresztą nawet w przemowie dającej pierwszeństwo w negocjacjach Cameronowi Brown rozpoczął licytację i wspomniał o palącej potrzebie reformy systemu wyborczego. „Nick, czy David jest w stanie obiecać ci coś takiego?” – przeczytali między wierszami liberałowie. To samo pytanie zadaje sobie Cameron. Może się przecież okazać , że mimo iż wygrał – torysi zasiądą w ławach opozycji. Z jednym zastrzeżeniem – fotel ich lidera zajmie już kto inny. Bo dotychczasowy zapłaci za porażkę głową. Jest jeszcze jedna możliwość: kolejne wybory. Jeśli okaże się, że nowo wybrani posłowie nie potrafią się ze sobą dogadać i stworzyć stabilnego układu – karuzela kampanii znów się rozkręci. Nick Clegg ponownie wyruszy w podróż swoim żółtym autobusem, zęby Davida Camerona będą jeszcze bielsze, a Gordon Brown spotka się z rekordową liczbą emerytek z Rochdale.


|13

nowy czas | 7-21 maja 2010

wybory samorządowe Uk 2010

To były też nasze wybory ście odmówić, ale większość je podaje. Mając te numery można ustalić, kto głosował, a wiedząc kto głosował i gdzie mieszka, można go odwiedzić i spytać na kogo głosował. Tak po nitce do kłębka można wyselekcjonować własny elektorat i na przykład wysyłać wiadomości. Odwiedzanie wyborców (w czym, podpatrując ten system od środka, brałem udział) jest również czysto brytyjską tradycją. W materiale o udziale imigrantów w życiu politycznym dla „Financial Times” ironizowałem, że w Polsce nieproszeni przychodzą z reguły Świadkowie Jehowy a w Wielkiej Brytanii albo oni, albo radni.

Z MaciejeM PsykieM, kandydatem Liberalnych Demokratów do ealing council rozmawia adam szlongiewicz

kandydowałeś na radnego ealing council. W jaki sposób związałeś się z partią Liberal Democrats, która cię wystawiła jako polskiego kandydata?

Polityką interesowałem się jeszcze w Polsce. Będąc studentem kandydowałem w wyborach do Sejmiku Wojewódzkiego w Gdańsku. Wiele razy zbierałem podpisy poparcia, sam też wówczas zarejestrowałem listę wyborczą w miejskiej komisji wyborczej. Te zainteresowania po prostu doszły do głosu na emigracji. Miałem szczęście poznać osoby związane z partią demokratów, a ponieważ zgadzam się z ich programem, moje zaangażowanie było nieuniknione. Brałem udział w tworzeniu Liberal Democrats Friends of Poland i w jej akcjach – ostatnio w złożeniu wieńca przed Pomnikiem Katyńskim na cmentarzu Gunnersbury. Podoba mi się otwartość tej partii na integrację europejską. To chyba najważniejsza sprawa dla wszystkich imigrantów z krajów Unii Europejskiej. Kiedy zostałem zapytany, czy zgadzam się kandydować, powiedziałem „yes”. W kampanii używałeś dwujęzycznej ulotki. To chyba nowość na brytyjskiej scenie politycznej?

Z tego co wiem, to faktycznie nowość. Bardzo się cieszę, że tak się stało, bo pokazuje to, że w Liberal Democrats o szacunku do imigrantów i mniejszości narodowych świadczą czyny, a nie tylko słowa. Zostało wydrukowanych tysiąc ulotek, w których cała strona w języku polskim została przeznaczona dla mnie jako kandydata należącego do polskiej społeczności. Napisałem tam, co bym chciał zrobić jako radny: zapewnić dostęp do tłumaczeń telefonicznych w Ealing Council, subsydiować naukę angielskiego, zapewnić, by imigranci nie byli spychani na margines rynku pracy jako robotnicy tymczasowi i wyeliminować praktykę zatrudniania łańcuszka podwykonawców do świadczenia usług publicznych, w wyniku czego nie wiadomo, kto za co odpowiada, kto kogo zatrudnia. Znam wiele osób, które z powodu tej praktyki zostały wykorzystane i miały utrudnione zadanie w dochodzeniu swoich praw. Ulotki trafiły do polskich mieszkańców mojego okręgu wyborczego. Jako ciekawostkę powiem, że przed jej napisaniem zrobiłem eksperyment, aby zbadać, czy obywatele Unii Europejskiej mają dostęp do tłumacza. Zadzwoniłem do Ealing Council i bardzo łamanym angielskim powiedziałem, że potrzebuję polskiego tłumacza. Urzędnik głęboko

jak wyglądało samo liczenie głosów?

Maciej Psyk przed lokalem wyborczym

westchnął i kazał mi mówić łamanym angielskim. Kiedy dusząc śmiech powiedziałem jeszcze raz: I’m not English speak at all, westchnął jeszcze raz i poszedł po Polkę, która – jak się okazało – pracowała w sąsiednim pokoju. Następnie napisałem email do burmistrza Ealingu pani Barbary Yerolemou po polsku z pytaniem, czy Ealing Council uznaje prawo do zwrócenia się mieszkańca w języku urzędowym Unii Europejskiej, o czym mówią artykuły 21, 22 i 41 ust. 4 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Otrzymałem odpowiedź od sekretarza pani burmistrz, że bardzo chętnie mi na to pytanie odpowie, jeśli napiszę je po angielsku.

Azjatów, Turków i kogo się chce. jakie jeszcze są podobieństwa i różnice dotyczące wyborów?

Różnic jest więcej. Nie ma na przykład ciszy wyborczej. Kampania trwa do ostatniej chwili. Nie wolno jedynie agitować w lokalu wyborczym. Inna zasadnicza różnica to fakt, że mimo tajności głosowania partie z dużym prawdopodobieństwem mogą wytypować, kto na kogo głosuje. Każdy wyborca dostaje z urzędu kartę z jego numerem wyborczym. Przed lokalem wyborczym stoją członkowie partii i proszą o te numery. Można oczywi-

a o czym mówią te artykuły?

Artykuł 21 zakazuje wszelkiej dyskryminacji, a artykuł 22 mówi o pielęgnowaniu różnorodności językowych. Najważniejszy dla Polaków w Wielkiej Brytanii wydaje się być artykuł 41 ustęp 4: „Każdy może zwrócić się pisemnie do instytucji Unii w jednym z języków traktatów i musi otrzymać odpowiedź w tym samym języku”. Poza tym dyskutowana jest nowa dyrektywa, która ma przyznać prawo do tłumacza oskarżonym, aresztowanym i zatrzymanym. Mimo że samorządy nie są „instytucją Unii”, to nie mogą działać w oderwaniu od innych praw, zwłaszcza w tak międzynarodowej metropolii jak Londyn. skąd wiedziałeś, gdzie mieszkają Polacy?

System polityczny działa tu zupełnie inaczej niż w Polsce. Partie mają dostęp do list wyborców z podanymi nazwiskami osób mieszkających pod danym adresem. Można sobie zaznaczyć polskobrzmiące nazwiska i następnie skierować kampanię tylko do określonej grupy wyborców. W ten sposób można dotrzeć do Polaków,

Liczenie głosów

Miasto wynajęło wielką halę, w której zebrano wszystkie karty wyborcze. Była tam też większość kandydatów. Kolejna różnica w tutejszym systemie jest taka, że nie ma „mężów zaufania”. Każdy kandydat we własnym interesie może obserwować liczenie głosów. Urzędnicy są po jednej stronie stołu a kandydaci po drugiej. Wszyscy patrzą na karty wyborcze jak na szachownicę w partii o mistrzostwo świata. To akurat bardzo dobry pomysł, bo umacnia wartość samych wyborów. Uratowałem w ten sposób dwa głosy na mnie po pomyłce pań z komisji. czyli stoją obok siebie rywalizujący kandydaci?

Tak, i mimo rywalizacji atmosfera jest bardzo sympatyczna. Nie ma urazy o to, że inni też walczą o te same głosy. Rozmawiałem z innymi kandydatami z mojego okręgu (w tym z Chińczykiem i Pakistanką) i wszyscy byli wobec mnie bardzo uprzejmi. Kandy-

dat konserwatystów powitał mnie per „cześć” i wychwalał pracowitość Polaków. Przy ogłaszaniu wyników kandydaci stoją przy przewodniczącym komisji wyborczej. Po ogłoszeniu, kto wygrał, wszyscy sobie gratulują. jaki więc miałeś wynik?

Na Ealingu startowało trzech Polaków: Joanna Dąbrowska, Wiktor Moszczyński (oboje urodzeni w Wielkiej Brytanii) i ja. Nikt z nas nie zdobył mandatu radnego. Ja dostałem 973 głosy. Za pośrednictwem „Nowego Czasu” bardzo dziękuję wszystkim, którzy na mnie głosowali. Szczególnie wzruszające były karty, na których byłem zaznaczony jako jedyny z dziewięciu kandydatów. Sądzę, że to Polacy oddali na mnie swój głos. Poseł Stephen Pound pogratulował mi i nazwał mój udział w w wyborach jako „bardzo znaczący”. Ten doświadczony polityk na pewno wie, co mówi. Teraz nie chodzi już o hasło „Polacy do urn” tylko „Polacy do rad”. całkiem niezły wynik, jak na kogoś, kto mieszka w tym kraju pięć lat. co zamierzasz robić teraz?

Na pewno nie składam broni. Liberal Democrats zwiększyli stan posiadania z trzech do pięciu miejsc w radzie dzielnicy i mogę pośredniczyć między polskimi mieszkańcami Ealingu a nimi w sprawach wymagających interwencji, kiedy urząd działa opieszale lub stronniczo. Są to np. sprawy mieszkaniowe, zasiłki państwowe, bezpieczeństwo na ulicach. Jeśli będzie taka potrzeba, postaram się skierować sprawę do odpowiedniej instytucji, np. do posła. Proszę o emaile z opisem problemu: Ma ciej.Psyk@gmai l.com.


14|

7-21 maja 2010 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 King’s Grove London SE15 2NA

Ciemna masa Krystyna Cywińska

2010

Doczekaliśmy się zaistnienia w brytyjskiej polityce. A to przy okazji wyborów parlamentarnych. Wtargnęliśmy do tej polityki tylnymi drzwiami. Jako największa masa unijnych imigrantów. Kwestia imigracji była od jakiegoś już czasu wpisana do programów brytyjskich partii. Przewidywana jako jeden z elementów przetargowych. A w tym targu łatwym celem stała się tutejsza polska masa.

Spadliśmy jako ta masa z wyborczych ambon parę razy. Na przykład w czasie debaty trzech partyjnych przywódców w studio BBC. Zadano im pytania o unijnych imigrantów. Czy ich tu aby nie za dużo? Nie za wielka ta ciemna ich masa? A to wszystko z podtekstem o tej masie polskiej. Podtekst podjął David Cameron, przywódca konserwatystów. Z podniesioną lekko w górę jedną nogą, balansując na drugiej, rozliczył z tej masy rząd laburzystowski. To przecież oni pozwolili takiej unijnej masie, głównie Polaków – zaznaczył Cameron – najechać na tę wyspę. Choć nikt nie przewidział, że Polaków przyjedzie tu nie kilkaset, ale aż milion. Rząd laburzystowski po prostu otworzył wrota naszego kraju na oścież – dodał. Czyli w tej debacie 1:0 dla konserwatystów. Chciałam zadzwonić do jakiejś naszej organizacji, żeby w tej kwestii interweniowano. Żeby przynajmniej przedstawiono jakieś pozytywy tej naszej obecności. Że nie tylko naczynia zmywamy, ale optycznie przynajmniej rozmywamy się w tym kraju. Ale do kogo tu dzwonić? Kto miałby w naszym polonijnym imieniu tu wystąpić, że zapytam. No kto? Po paru dniach o tę naszą polską, choć białą masę, potknął się premier Gordon Brown. Słyszeliśmy via telewizor jak niejaka Gillian Duffy wytknęła premierowi te unijne masy. Z polskim podtekstem zapewne. Pre-

mier gęsto się tłumaczył, nawet lekko spurpurowiał, po czym na stronie, pochopnie, nie wiedząc, że wciąż ma wpięty w klapę mikrofon, nazwał ją bigotką. Taśmy to zarejestrowały i poszło w powietrze. I tak przez przypadek premier stracił twarz. 2:0 dla konserwatystów. Gdybyśmy mieli w twym kraju silną organizację polonijną, może moglibyśmy przy okazji wyborów ubić jakiś targ. Oferować np. nasze głosy konserwatystom. Zwycięzcom – bez wymaganej większości – w tych wyborach. Moglibyśmy im naobiecywać, że staniemy za nimi strategicznym murem. Że hurmem pójdziemy do urn, oddając na nich głosy. A w zamian oczekujemy wsparcia w okręgach przez nich zdobytych, tam gdzie takie wsparcie byłoby potrzebne –np. finansowe dla naszych organizacji czy instytucji. Dodatkowych dotacji dla POSK-u, dla naszego życia kulturalnego czy większego wsparcia dla biblioteki czy też może jakieś stałej dotacji dla „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”. Żeby to jedyne, uchowaj Boże nasze codzienne pismo nie musiało się ratować nekrologami. I korzystać z narodowych tragedii – jak ta pod Smoleńskiem – do podreperowania swoich nadwerężonych finansów. Licząc za otarcie łez po stracie bliskich nam ofiar katastrofy po kilkaset funtów za nekrolog. Im więcej po nich wspomnień, westchnień i wyliczań ich za-

sług, im więcej miejsca na szpalcie, tym wyższa cena nekrologu. A im wyższa rangą ofiara katastrofy, tym nekrologów więcej. No i większy zysk. Nie zdołałam obliczyć, jaki zysk miał nasz „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” po śmierci prezydenta Kaczorowskiego. Czy człowiek tyle jest wart, co liczba i cena nekrologów? Słyszałam, że w Polsce niektóre pisma wobec tej tragedii obniżyły swoje ceny nekrologów. Ach, gdybyśmy byli dobrze zorganizowani... Ale o czym to ja? O nieziszczonych aspiracjach i możliwościach polskiej masy na brytyjskim padole. Kilka lat temu tygodnik „Wprost” rozpisywał się z rozmachem o podbojach Londynu i Wysp Brytyjskich przez Polaków. Tygodnik „Wprost” na okładce nazwał Londyn 17. polskim województwem. A dziennikarz J. Potasiński napisał z tupetem, że nie trzeba znać angielskiego, bo wszyscy tu mówią po polsku, nawet policjanci. A polska wspólnota na Wyspach to wielkie miasto. Stara emigracja, dodał, zdaniem niektórych, ma do tej nowej Polonii pretensje, że przed nią nie klęka w zachwycie. Za to, co ci starzy tu zbudowali. Ano, zbudowali niejedno. A teraz ich końcowa rola sprowadza się do wspierania „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” przez nekrologi czy pośmiertne zapisy i testamenty. Chyba nie należy liczyć na zbudowanie takich organizacji przez no-

wą Polonię, jakie stworzyła stara emigracja. A liczyć się można ze spadkiem popularności Polaków w tym kraju. Prawie każda mekka tolerancji dla nowych przybyszy staje się potem przedpolem politycznych rozgrywek. Marzeniem ściętych w wyborach głów liberalnych optymistów. Wieka Brytanii jest poligonem dla męczenników Allacha. Poprawność polityczna i potencjał etniczny powodują, że spośród masy imigrantów i azylantów ofiarą partyjnych przetargów mogą paść Polacy. Nie wszyscy obywatele z importu są tu mile widziani. Ale ci unijni, mając tu prawo do głosowania w wyborach, mogliby w tym kraju lepiej przynajmniej o sobie stanowić. I to byłoby na tyle, jak mawiają teraz w kraju.

PS. Minął już prawie miesiąc od katastrofy pod Smoleńskiem. Czas najwyższy, żeby ochłonąć, przestać pleść brednie, bzdury, domysły i fantazje na temat tej katastrofy i jej ofiar. I niech wróci do nas poczucie humoru, choćby czarnego, jak ten dowcip krążący po kraju: Do rannego w wypadku samochodowym podchodzi ksiądz. Czy wierzysz w Boga? – pyta. – Chłopie, ja tu umieram, a tobie się na zagadki zebrało. Naród bez poczucia humoru, nawet czarnego, nie będzie miał pogodnej przyszłości.

Za kolegów po fachu… – Oj, niedobrze się dzieje, niedobrze! – przyznała koleżanka w trakcie spotkania przy piwie. I miała rację. Lotem błyskawicy rozeszły się po Londynie informacje o nagłych zwolnieniach, do jakich doszło w Polskim Radiu Londyn. Radio to znane jest również pod skróconą nazwą PRL24. Wypowiedzenia dostało kilka osób, których firma pozbędzie się w ciągu tygodnia. Tydzień wypowiedzenia to trochę mało. Pracując w barze można wylecieć równie szybko, ale okres wypowiedzenia przeważnie wynosi dwa tygodnie albo i więcej, w zależności od stażu pracy. W mediach polonijnych w Londynie panują jednak trochę inne obyczaje. Inne są zresztą i same media, które w trakcie ostatnich dwóch czy trzech lat przechodzą dziwną metamorfozę. Moja koleżanka co prawda mówi, że to żadna metamorfoza, tylko selekcja naturalna i już spieszy, by mnie do tej tezy przekonać. – Pamiętasz, ile tego wszystkiego było na rynku trzy lata temu? – chce wymieniać tytuły gazet, których już nie ma. Ale ja pamiętam jeszcze więcej: przepychanki między wydawcami, którzy nagle zasmakowali w medialnej gigantomanii. Powstawały nie tylko nowe

tytuły, ale całe grupy i nowe medialne twory: stacje radiowe, którym – poza PRL24 – nigdy nie udało się wyjść z internetu, stacje telewizyjne, portale czy inne internetowe twory. Cel był jeden: jak najwięcej nazw, jak najwięcej zamieszania, cała reszta nie miała znaczenia, a szczególnie poziom merytoryczny i fachowość. Wszystko miało na celu skuszenie reklamodawcy, który da reklamę i sypnie kasą. A ta, jak na złość, nie chciała przyjść. Bo skończył się boom i polska bonanza na Wyspach. W mediach obowiązują inne zasady gry, niż w przypadku sprzedaży kiełbasy, sprzątania mieszkań, biur czy jakiegokolwiek innego biznesu. W mediach jest różnica między wydatkiem, a inwestycją – i tak właśnie te wszystkie twory medialne powinny być traktowane od samego początku: jako inwestycje, długoplanowe i przemyślane. Tylko kto miał je tak traktować, skoro nikt z właścicieli samozwańczych grup medialnych na mediach się nie znał? I grupy zaczęły znikać z rynku jedna po drugiej. Zwolnienia w Polskim Radiu Londyn są na to najlepszym przykładem. Za chwilę radia już nie będzie. Bo i po co ma być? By w kółko puszczać te same muzyczne kawałki? Czy może, by kusić reklamodawców? Tylko kusić czym?

Ile właściwie osób słucha radia w Londynie? PRL24 nawet na swojej stronie nie drukuje programu, z którego mógłbym się dowiedzieć, czego mogę posłuchać i w jakich godzinach. Upadek PRL24 nie jest pierwszą porażką firmy i nie ostatnią. Hucznie reklamowany miesięcznik „4you uk” był znakomitym pomysłem, znakomicie zmarnowanym. Brakowało tam wszystkiego – od pomysłu, do wykonania. Polskie radio w Londynie ma szansę bytu, ale na to potrzeba nie tylko pieniędzy, ale przede wszystkim pomysłu i cierpliwości. Długiego czekania na zdobycie rynku, a ten można zdobyć tylko w jeden sposób – dostarczając produkt wysokiej jakości, bo to właśnie jakość dzisiaj liczy się najbardziej. Wszystko inne można znaleźć w internecie. A na jakość trzeba cierpliwie i długo pracować, wyznaczać wysokie standardy. A tych jakby coraz mniej na rynku. Koleżanka mówi, że przesadzam, że PRL jeszcze nadaje. Wiem, sprawdziłem. Dlaczego więc o tym piszę? Bo ująłem się za tymi, którzy tam ciągle jeszcze pracują i łudzą się, że mają pracę. Ja na ich miejscu zacząłbym już szukać następnej. Za kolegów po fachu. Po jednym!

V. Valdi

nowyczas.co.uk


|15

nowy czas | 7-21 maja 2010

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Kiedy zaglądam na krajowe strony internetowe nadal zdumiewa mnie panujące tam wyciszenie. Palikot milczy jak zaklęty. Ale cisza ta nie jest jednoznaczna, coś jest w niej niepokojącego. Cisza nie jest zresztą (szczególnie w życiu publicznym) stanem naturalnym, niektórych zaczyna już męczyć, o czym dają do zrozumienia słowem i czynem.

Wypowiedział się profesor Władysław Bartoszewski, a raczej huknął, zanim pomyślał: „Jeśli Jarosław Kaczyński – a w ostatnich dniach już to się rozpoczęło – będzie wykorzystywał wielką stratę, jakiej doznał, jako argument wyborczy, wówczas będę musiał powiedzieć: jestem zarówno przeciwko pedofilii, jak i nekrofilii każdego rodzaju”. Potem pomyślał i prostował, że nie były to „etykiety” tylko „metafory”. A jakie to ma znaczenie? Niewielka różnica, metafora może być nawet bardziej skuteczna w zatruwaniu dyskursu publicznego szczególnie wtedy, kiedy wypowiada ją „autorytet moralny” i poniekąd członek rządu. Z drugiej strony, jak odróżnić w medialnej wypowiedzi „etykietę” od „metafory”, jak ją stylistycznie wzmocnić i dookreślić, żeby wątpliwości nie było? Jakby na to nie spojrzeć mamy w polskiej debacie, miesiąc po tragedii narodowej, nowe słowo – nekrofilię. Wprowadził je polityk, który kilkanaście lat temu w swojej autobiograficznej książce przekonywał uwikłanych w różne układy rodaków, że „warto być przyzwoitym człowiekiem”. Teraz okazuje się, że „przyzwoitość” jest również kategorią wieloznaczną. Czy jest etykietą, metaforą, a może pustym słowem? Zachęceni wypowiedzią profesora (który, trzeba przyznać, wystąpił na scenie austriackiej a nie polskiej) przełamali w sobie wewnętrzne wyciszenie kolejni animatorzy debaty publicznej w Polsce. Stefan Niesiołowski, z nominacji PO wicemarszałek Sejmu, zaniepokoił się informacją, że Marta Kaczyńska, córka tragicznie zmarłego prezydenta, wesprze kampanię wyborczą stryja Jarosława. Zaangażowanie Marty – rozwódki, podkreśla poseł – świadczy o nieszczerości jej żałoby i smutku. Busola wrażliwości posła Niesiołowskiego nieubłaganie nagradza i karci pogrążonych w bólu. Wyciszenie męczy nie tylko polityków. Coraz głośniej w obozie publicystów, i to oni – jak twierdzą obserwatorzy sceny politycznej – rozegrają w imieniu popieranych przez siebie ugrupowań tę kampanię wyborczą. Swoje rozważania rozpoczynają sakramentalnym „że nie czas i miejsce na takie analizy”, niemniej pisać trzeba, oświecać, wskazywać, wyjaśniać właśnie teraz, kiedy Polska znalazła się w tak trudnej sytuacji. Sytuacja trudna, pokazała jednak, jak bardzo sprawne okazały się struktury państwowe – pisze w „Gazecie Wyborczej” Janusz Majcherek. Wcześniej był publicystą „Rzeczpospolitej”. Z za-

wodu filozof, podejmuje się więc (chociaż nie czas i miejsce) próby uporządkowania symboli, które wtargnęły z powodu katastrofy smoleńskiej do życia społecznego. Najciekawszą refleksją autora jest koncepcja państwa jako zakładu pogrzebowego. Jego zdaniem odgrzewanie retoryki IV RP trafi w tej kampanii w próżnię. Dlaczego? Proste, wszyscy widzieli, jak sprawnie funkcjonowały struktury państwowe, i jak dobrze III RP poradziła sobie z organizacją pogrzebów ofiar katastrofy. Dodaje przy tym, że był to jednocześnie pogrzeb IV RP. Trumna – podkreśla publicysta – nie może być symbolem mitu założycielskiego, jest symbolem końca, a w wyjątkowych sytuacjach pozwala uniknąć niechybnej przegranej i politycznego niebytu. W tym miejscu podaje autor kilka sugestywnych przykładów: śmierć oszczędziła Piłsudskiemu goryczy klęski wrześniowej, Sikorskiemu komunistycznego zniewolenia, Lechowi Kaczyńskiemu przegranych wyborów i odejścia z polityki w niesławie zmarnowanej prezydentury. Cmentarna politologia nie jest czymś nowym w polskiej tradycji, niemniej zaskakują mnie te przewrotne szarady. I pomyśleć, że z autorem pobieraliśmy nauki u tych samych profesorów i czytaliśmy podobne książki, a jednak nie znajduję w sobie podobnego optymizmu. Śmiem sądzić, że zakres działania państwa to trochę więcej niż organizowanie pogrzebów, że niestety, państwo polskie nie zdało egzaminu w tych ekstremalnych warunkach. Chodzi przede wszystkim o przebieg prowadzonego śledztwa w sprawie katastrofy, w której zginęła głowa państwa. Zgoda polskiego rządu na prowadzenie śledztwa przez Rosjan jest bezprecedensowa. Jak się okazało, urzędnicy nie znali nawet prawa międzynarodowego, na które się powoływali. O polskiej decyzji zdecydowała wola polityczna, stara, znana doktryna „o wzajemnej współpracy i przyjaźni”, a nie wymogi prawa i wypełnienie podstawowego obowiązku rządu, czyli dbania o bezpieczeństwo swoich obywateli, nie mówiąc już o tym, że jednym z nich był prezydent RP. W tej sytuacji rząd RP zgodził się na rolę petenta. Karty rozdają Rosjanie. Oddelegowani urzędnicy niewiele wiedzą, premier przychodzi na konferencję prasową nieprzygotowany. Rosjanie nie ujawniają szczegółów dla dobra śledztwa, które, jak się teraz okazuje, potrwa ponad rok. A rząd ma się dobrze.

Wacław Lewandowski

Sprawa Zielonki Na uboczu głośnych zdarzeń życia politycznego Polski (ze smoleńską tragedią na czele) toczy się tajemnicza sprawa chorążego Stefana Zielonki, szyfranta wojskowego wywiadu. Chorąży zaginął w Warszawie w drugi dzień świąt Wielkiej Nocy ubiegłego roku. Służby wywiadu i kontrwywiadu nie były w stanie ustalić niczego, toteż zgłosiły rzecz prokuraturze wojskowej, ta zaś wydała list gończy, decydując się ścigać szyfranta pod zarzutem dezercji. Dość szybko dziennikarze ustalili, że na koncie bankowym funkcjonariusza zdeponowana jest suma dalece przewyższająca finansowe możliwości żołnierza w stopniu chorążego. Warto podkreślić, że to dziennikarze uzyskali tę informację, nie wywiad czy kontrwywiad. Wojskowe służby objawiały całkowitą bezradność, a ich rzecznicy prasowi sprawę bagatelizowali. Prasa zaś zaczęła spekulować, że zaginiony mógł być agentem obcego wywiadu, przekazującym sekrety NATO do Rosji bądź do Chin. Przez wiele miesięcy utrzymywał się taki stan dziennikarskich domysłów i wojskowej niewiedzy. Ostatnio francuski biuletyn „Intelligence Online” rozpowszechnił wiadomość, że polski szyfrant „prawie na pewno” był widziany w okolicach Szanghaju, gdzie chińskie służby wywiadowcze urządzają mu

„nowe życie”. Wcześniej rosyjski tygodnik „Argumenti Niedieli” zasugerował, że Zielonka pracował dla Rosji, czemu rosyjskie służby wywiadowcze, oczywiście, natychmiast zaprzeczyły. Sensacją ostatnich chwil jest odkrycie w okolicach Wału Miedzyszyńskiego w Warszawie zalegających w przywiślańskim bajorku zwłok mężczyzny. Przybyła na miejsce policja znalazła ciało w stanie bardzo zaawansowanego rozkładu oraz niezwykle dobrze zachowane dokumenty bankowe wystawione na nazwisko Stefana Zielonki. Wielka rozbieżność pomiędzy stanem zwłok a stanem dokumentów każe policji wątpić w tożsamość denata. Wojskowa prokuratura zapowiada badanie genetyczne, mające rozwiać wątpliwości. Póki nie znamy jego wyników, domysł, iż jakiś obcy wywiad zorganizował podrzucenie trudnych do identyfikacji zwłok z dokumentami Zielonki jest nadal uprawniony. Prasa zadaje pytanie, czy to nie próba chronienia chorążego, który był widziany w Chinach, poprzez przekonanie polskiego kontrwywiadu, że szyfrant nie żyje? Co najbardziej w tej sprawie zastanawia, to jakaś niefrasobliwa nieporadność polskiego wywiadu i kontrwywiadu. Służby nabierają wody w usta i przez ponad rok nie

są w stanie wykazać się pozyskaniem jakiejkolwiek wiadomości. Jedyne, co mają do powiedzenia, to to, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Rodzi to podejrzenie niesprawności, braku kompetencji i braku odpowiedzialności kierownictw służb odpowiadających za bezpieczeństwo państwa. Dziwi też, że przez tak długi czas nikomu z tych kierownictw nie przyszło do głowy poczuć się – tak po ludzku – choćby w jakimś stopniu odpowiedzialnym za dopuszczenie możliwości nagłego zaginięcia depozytariusza najważniejszych wojskowych tajemnic. Nie było nic słychać o żadnych dymisjach w dowództwach tych służb, o żadnych próbach podania się do dymisji przez wysokich rangą funkcjonariuszy. Tak, jak po tragedii smoleńskiej nie słychać o dymisji ministra Klicha. Minister urzęduje, premier nie widzi potrzeby zmian w rządzie, jakby nie było oczywiste, że przyzwoity człowiek, który z racji sprawowanej funkcji ministra obrony narodowej nadzoruje m.in. organizację wojskowych lotów specjalnych, tych z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie, w obliczu tego, co zaszło, powinien, niechby i na wyrost, zamanifestować jakoś poczuwanie się do współodpowiedzialności...


16|

7-21 maja 2010 | nowy czas

sylwetki

Grzesznik z klasą Wyobraźcie sobie stereotypowego Anglika, w marynarce w prążki, kaszkiecie, grającego w golfa i palącego cygaro. Powiecie, że takich Anglików już nie ma. A ja wam odpowiem, że tacy faceci naprawdę istnieją i ja miałam przyjemność poznać jednego z nich. Kacper Hamilton jest młodym londyńskim designerem, który w wieku 21 lat stanął w nielicznym szeregu projektantów Louisa Vouitona.

Kacper Hamilton

Roma Piotrowska

D

yplom, który zrobił w Central Saint Martins College of Art and Design w Londynie okazał się prawdziwym sukcesem i otworzył mu furtkę do świata profesjonalnego designu. Zaprojektował zestaw ekscentrycznych kieliszków do czerwonego wina, zatytułowany Seven Deadly Glasses, inspirowany siedmioma grzechami głównymi. Każdy z kieliszków odnosi się do innego grzechu. Według katechizmu Kościoła katolickiego siedem grzechów głównych to: pycha, chciwość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, nieczystość, gniew i lenistwo. – Chciałem wyrazić to, co złe w życiu każdego człowieka. Nie można być chciwym, dumnym ani leniwym, a ja się pytam, dlaczego nie? To są absolutnie ludzkie cechy, dlaczego więc mamy się ich wystrzegać? Przecież i tak nie jesteśmy w stanie się ich pozbyć. Więc zamiast im zaprzeczać, możemy zacząć je celebrować – tłumaczy prowokująco Kacper. Każdy kielich reprezentuje inny grzech, który jest wyrażony poprzez rytuał picia. Kielichy afirmują namiętność i zachęcają użytkownika do

bycia grzesznikiem. Jest więc falliczny kieliszek pychy, przypominający hydrę kieliszek chciwości, opasły – odnoszący się do obżarstwa, zaostrzony – oznaczający gniew i zaprojektowany do picia w pozycji leżącej, reprezentujący lenistwo. Jest nawet zupełnie nienadający się do picia kieliszek z dziurkami, symbolizujący zazdrość. I mimo że ten pełny humoru projekt byłby świetnym uzupełnieniem niejednego stylowego baru, to bardziej służy on do eksponowania niż używania. Nie jest to w żadnym wypadku jego wada, a raczej cecha charakterystyczna. Zestaw z pewnością zainteresował niejednego ekscentrycznego miłośnika wina. Sam Kacper jest wielkim zwolennikiem czerwonego wina, którego picie uważa za rytuał. Jeśli już zdecydujesz się na zakup limitowanej edycji kieliszków, przygotuj się na wydatek wysokości kilku tysięcy funtów. Najpierw zastanów się jednak, jak możesz je efektownie wyeksponować w swoim domu czy barze. Może nie być to łatwe, no chyba że masz już gotowy gabinet osobliwości. Zawsze pozostanie ci możliwość trzymania ich w futerale, który sam w sobie jest wyrobem luksusowym, zrobionym z mahoniu i aksamitu. Całość wykonana jest ręcznie przy wykorzystaniu materiałów najwyższej jakości, wpisując się tym samym w tradycję angielskiego rzemiosła i ruchu arts and crafts. Hamilton do wykonania kieliszków wynajął rzemieślnika z Londynu. Szkoła nie mogła po-

Lenistwo

kryć kosztów produkcji, a jego samego nie było stać na sfinansowanie projektu z własnej kieszeni. Poszukał więc sponsora. Skontaktował się z kilkoma firmami i jedna z nich zdecydowała się sfinansować projekt pod warunkiem, że pierwszy zestaw będzie należał do nich. Ich decyzja sprawiła, że Kacper uwierzył we własne siły. Gdy kieliszki były już gotowe, zorganizował sesję zdjęciową, podczas której modele wprowadzili jego ideę w życie. Później skontaktował się z jednym z większych portali o designie, który zachwycił się pomysłem i już następnego dnia napisał o jego projekcie. – Zacząłem dostawać setki emaili od ludzi z całego świata. To było niewiarygodne! W ciągu jednego dnia stałem się sławny! Wiele magazy-

nów branżowych, między innymi z Rosji i Indii, opublikowało materiał o kieliszkach. Poczułem, że wkraczam do świata prawdziwego designu – opowiada młody projektant. Jego fascynacja sztuką zaczęła się, gdy był jeszcze dzieckiem. Mama, malarka, przyjechała do Londynu z Sopotu i często zabierała go do muzeów, galerii i na wernisaże. Mimo że ma polskie pochodzenie, to angielskie wychowanie zaważyło na jego osobowości i Kacper jest uosobieniem angielskości. Spędził siedem lat w boarding school, czyli prywatnej szkole z internatem, gdzie obowiązywał tradycyjny strój, czyli żółte podkolanówki, czarne buty, biała koszula z krawatem i duża czarna marynarka z paskiem. Kacper pozytywnie ocenia czas tam spędzony,


|17

nowy czas | 7-21 maja 2010

sylwetki

BUDZĄC MUZYCZNE PIĘKNO

Monika Lidke

Gniew

który pozwolił mu w pełni skoncentrować się na rozwoju intelektualnym i artystycznym. – Codziennie mieliśmy zajęcia od rana do szóstej wieczorem, z przerwą na lunch. Od siódmej przez dwie godziny przygotowywaliśmy się na następny dzień. Okres spędzony w tej szkole był jednym ze wspanialszych doświadczeń w moim życiu – stwierdza. Po dyplomie wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zdecydował się otworzyć z przyjaciółmi własne studio w Londynie, zamierzając projektować eksperymentalne produkty luksusowe. Zaczął budować więc portfolio, ale po dwóch miesiącach dostał email od luksusowego francuskiego domu mody Louis Vuitton z zapytaniem, czy byłby zainteresowany pracą dla nich jako designer. Miał zająć się projektowaniem witryn butików, co fachowo nazywa się visual merchandising. Firma ma trzech zajmujących się tym designerów, którzy projektują wystawy około 430 butików Louis Vuitton rozsypanych po całym świecie. – Projekty wystaw okiennych Louis Vuitton są zawsze nietuzinkowe i zaskakujące. Chodzi o coś więcej niż postawienie pudełka, a na nim torby – zdradza Kacper. – Miałem pierwszą rozmowę kwalifikacyjną w Londynie, która przebiegła dość gładko, ale jednocześnie dziwnie, bo ja ubrałem się bardzo elegancko, a facet, który ze mną przeprowadzał rozmowę miał na sobie jeansy i t-shirt. Więc trochę się przejąłem, że byłem zbyt oficjalny, ale rozmowa wypadła bardzo dobrze, więc zaproszono mnie na następną, do Paryża i miesiąc później już tam mieszkałem. Kiedy skończył szkołę, właśnie zaczynała się recesja, więc nie spodziewał się, że tak szybko uda mu się pracować jako profesjonalny designer. – Była to dla mnie ogromna szansa, by poznać wielki świat projektowania. Dopóki jesteś studentem, tak naprawdę nic nie wiesz o projektowaniu. W prawdziwym świecie musisz być szybki, masz pomysł, bierzesz długopis, rysujesz i gotowe. Kiedy byłem studentem,

mogłem się cały miesiąc zastanawiać nad różnymi opcjami. Teraz liczy się czas. Zawsze muszę wiedzieć, że jestem produktywny w tym, co robię, niezależnie czy jest to podróżowanie, projektowanie czy malowanie. Trzeba dążyć do perfekcji, a wtedy wszystko staje się prostsze. Czas jest bardzo cenny i chcę go jak najlepiej wykorzystać, dlatego zawsze staram się nie zamykać i próbować nowych rzeczy. Nie chodzi tutaj o współzawodnictwo, tylko o życie pełnią życia. Pewna część mnie jest leniwa, ale staram się jej nie poddawać. Chciałby w przyszłości zająć się także architekturą. Jego marzeniem jest zaprojektowanie pola golfowego, bo gra w golfa jest jego następną wielką pasją. Z tętniącego życiem Londynu z chęcią przeniósł się do spokojniejszego Paryża. Ufa swojej intuicji, ryzykuje i czeka na efekty. – Życie w Londynie toczy się bardzo szybko. Na przykład tutaj wszystko jest otwarte w niedzielę, a w Paryżu w niedzielę miasto śpi. Nie możesz nawet kupić kanapki w sklepie. Jestem jednocześnie zmęczony i zafascynowany Londynem. Paryż jest dużo mniejszy, spokojniejszy, bardziej konserwatywny i poważny. Jest światową stolicą mody i ludzie ubierają się z większym szykiem niż w Londynie – mówi. Ale to właśnie w angielskiej stolicy Kacper czuje się na prawdę wolny. – Możesz się tu ubrać tak, jak masz na to ochotę i nikt nie będzie cię wytykał palcami. Często siadam sobie gdzieś w parku albo na ulicy i chłonę energię ludzi, inspiruję się nimi tak samo jak pisarstwem Marquisa de Sade i Charlesa Baudelaire’a. Kacper Hamilton duże ambicje i duże oczekiwania od życia, ale nie chce dać się spętać. Zdecydował się wrócić do tętniącego życiem Londynu i pracować na własną rękę. Teraz w końcu żyje według własnych zasad, projektując dla międzynarodowych klientów w eksperymentalnym studiu, ukrytym gdzieś we wschodnim Londynie.

Roma Piotrowska

Pub George IV znany jest wielu miłośnikom muzyki. Na tamtejszej scenie praktycznie co tydzień dzieje się coś interesującego. Łatwo do niego dotrzeć (położony jest przy Chiswick High Road, niedaleko stacji Turnham Green), nic więc dziwnego, że na organizowane tam koncerty przybywa wielu słuchaczy. Nie inaczej było w piątkowy wieczór, 23 kwietnia, gdy na scenie – obok kapeli Speakers Corner Quartet – wystąpiła Monika Lidke ze swoimi muzykami. Na koncert przybyłem lekko spóźniony. Jechałem z Borough. Z kościoła St. George the Martyr, gdzie owego dnia swoje podwoje po raz kolejny otworzyła ARTeria, prezentująca prace fotograficzne Ryszarda Szydły „Znaki Etiopii”. Gdy wszedłem do salki koncertowej, występ już trwał. Miejsca siedzącego nie znalazłem, więc stanąłem pod ścianą, na uboczu. Miałem stamtąd znakomity widok zarówno na to, co dzieje się na scenie, jak i pośród widowni. Koncert prawdopodobnie trwał już od jakiegoś czasu, gdyż zauważyłem, że śpiew Moniki zdążył zaczarować widzów. Wokalistka miała znakomity kontakt z publicznością i umiejętnie prowadziła ją przez gąszcz dźwięków płynących ze sceny. Jej gesty, mimika, spojrzenia, to wszystko było integralną częścią muzycznego spektaklu, na równi z prezentowanymi utworami. Monika, choć pochodzi z Polski i tam właśnie rozpoczęła swoją muzyczną edukację, uważać się może za artystkę międzynarodową. Na początku lat dziewięćdziesiątych wyjechała do Paryża, gdzie spędziła kilka lat, studiując muzykę i uczestnicząc w licznych muzycznych projektach. Zaś w 2004 roku przy-

była do Londynu. Miasto to okazało się dla niej bardzo inspirujące. Tu właśnie powstała pierwsza jej płyta, lirycznie bardzo związana z angielskim klimatem, ale też łącząca jej „brytyjskość”, „francuskość” i „polskość” w jedną całość. Za każdym scenicznym pojawieniem się Moniki Lidke stoi solidny warsztat muzyczny, wypracowany długimi latami ciężkiej pracy. Ale też wdzięk osobisty i naturalna łatwość w przekazywaniu emocji i docieraniu do słuchacza. Zaledwie kilka dni po występie w Chiswick miałem okazję posłuchać w radiowej Trójce wywiadu z Moniką, przeprowadzony przez Marka Niedźwiedzkiego. Wszyscy wiemy, jakiego ten znany dziennikarz muzyczny ma „nosa” w odkrywaniu i promowaniu nowych talentów (wywiadu tego można posłuchać na: www.myspace.com/monikalidke). Monika została dostrzeżona już dwa lata temu, gdy wyszedł jej pierwszy album Waking up to Beauty. Krążek otrzymał pochlebne opinie nie tylko w polskojęzycznej, lecz również brytyjskiej prasie, zaś o Monice zaczęło się mówić głośniej. Większość utworów zagranych w George IV pochodziła właśnie z tej płyty. Jednak prawdopodobnie już za parę miesięcy pojawi się kolejna jej płyta. Monika sporo pisze i prace nad kolejnymi piosenkami trwają. Zanim jednak następny album ujrzy światło dzienne, będzie można usłyszeć Monikę i jej muzyków na żywo. Pod koniec maja wystąpi w Londynie (pierwszy koncert 21.05 w klubie Oliver’s), zaś w czerwcu ujrzymy ich na Rhytms of the World Festival 2010.

Alex Sławiński


18|

7-21 maja 2010 | nowy czas

kultura

Materialna bieda? NIE. Bogactwo duchowe! St. George (święty Jerzy), legendarny zabójca smoka, jest patronem Anglii. Ten święty jest też patronem kościoła, w kryptach którego odbywają się ARTerie „Nowego Czasu”, jest także patronem kilku innych krajów, m.in. Etiopii. Właśnie do Etiopii pojechał jako członek ekipy realizującej film na temat tamtejszego życia religijnego Ryszard Szydło. Zrobił tam 15 tysięcy zdjęć. Kiedy organizatorka ARTerii, Teresa Bazarnik, zaproponowała księdzu Rayowi, proboszczowi kościoła St George the Martyr wystawę o tematyce etiopskiej, odpowiedział: – Could not be better! Let's do it! I w ten sposób wystawa „Znaki Etiopii” została włączona w St George’s Festival in Southwark. wernisażu. Prosto z krypt pędziłem na koncert polskiej wokalistki jazzowej, Moniki Lidke. Jednak 3 maja, pomagając w przygotowaniu kolejnej ekspozycji w ramach ARTerii, miałem okazję ponownie przyjrzeć się każdej pracy z osobna. Będąc sam na sam ze zdjęciami, mogłem zatrzymać się przy każdym z nich na dłużej. Odkryć urok Etiopii tylko dla siebie. Kto wie – może w przyszłości udam się tropem Ryszarda Szydły i na własne oczy ujrzę codzienne życie dumnego ludu, który korzeni swych szuka na kartach Biblii. Tymczasem jednak pod powiekami wciąż mam kolorowe plamy, jakie pozostają, gdy za długo patrzymy prosto w słońce. Również to afrykańskie.

Alex Sławiński Na początku kwietnia, w Riverside Studios, Ryszard Szydło – mieszkający w Londynie fotograf o polskich korzeniach – zaprezentował wystawę zdjęć z różnych zakątków świata wykonanych w podczerwieni. Zawodowo jest naukowcem. W ramach swej pracy sporo podróżuje. Łącząc wyjazdy służbowe z fotograficzną pasją, stworzył niecodzienną kompilację zdjęć powstałych na różnych kontynentach. Nietypowa technika fotografowania połączyła ze sobą tak odległe od siebie tematy jak surowa, geometryczna architektura i dzika, nieokiełznana przyroda. Zaledwie kilka dni po zamknięciu jednej, Ryszard Szydło otworzył kolejną swoją wystawę. W innej części Londynu. Przedstawiającą zupełnie inną tematykę, pokazującą fotografie zarobione inną, bardziej klasyczną techniką. W Etiopii, podczas gdy filmowcy zajmowali się dokumentowaniem życia religijnego lokalnej społeczności, on fotografował ludzi i miejsca: domy, ulice, kościoły, a nawet meczety... Gdy Europa wpadała w mroczną czeluść wieków średnich, w Etiopii kwitło wielkie imperium. To właśnie ten kraj jako jeden z nielicznych miejsc na kontynencie afrykańskim przez długi czas opierał się najeźdźcom, zarówno z islamskiego Wschodu, jak i chrześcijańskiej Europy. Jego mieszkańcy do dziś są dumni ze swej historycznej spuścizny. A postać cesarza Haile Selassie – duchowego przewodnika stała się dla nich symbolem walki o wolność. Teraz Etiopia to jeden z najuboższych zakątków globu. Jednakże w obiektywie Szydły kraj ten

migocze bogactwem kolorów i przedstawia różnorodność ludzkich osobowości i ich codziennych rytuałów. Szara ziemia i blada zieleń tamtejszej przyrody jest jedynie tłem do odwiecznego misterium ludzkich zachowań. Taką właśnie Etiopię ujrzeliśmy w kryptach kościoła St. George the Martyr. Wernisaż miał skromny charakter. Odbywał się zaledwie kilkanaście dni po katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Choć czas oficjalnej żałoby minął, wielu z nas wciąż czuje, że „zabaw hucznych” urządzać nie wypada. Mimo braku fanfar na wernisażu, wystawa nie straciła nic ze swego przekazu. Albowiem treści płynące ze ścian krypt przemawiały do odbiorcy niezależnie od faktu, czy oglądało je kilkadziesiąt osób czy kilkaset. Mnie poruszyły do głębi. Znacznie inaczej wyglądał trzeci dzień wystawy, kiedy w ramach St George’s Festival miał miejsce dzień etiopski: ceremoniał parzenia kawy, rytualne tańce, poezja etiopska – wszystko to ściągnęło do krypt wielojęzyczny tłum. Wystawa stała się integralną częścią obchodzonych tam uroczystości. Ktoś podszedł do ojca Raya i powiedział, że to miejsce przypomina wieżę Babel. – Look around! It is wonderful! – Oczywiście wiedziałem co ta osoba ma na myśli – powiedział ojciec Ray. – Jeden Bóg wie, ile narodowości zgromadziło się w kryptach tego dnia: Anglicy, Etiopczycy, przedstawiciele innych krajów afrykańskich, Polacy, Rumuni, Włosi, Irlandczycy, Duńczycy i wielu innych... Wystawa stanowiła znakomite dopełnienie tego, co działo się w kryptach. Na tych zdjęciach nie było patosu: obrazów upadłego cesarstwa, ani tym

bardziej widoku głodnych dzieci, snujących się ulicami miast. To pozostawmy propagandystom z Live Aid, w tani sposób próbującym sięgnąć do naszych serc oraz – być może przede wszystkim – kieszeni. Zdjęcia Ryszarda Szydły pokazują normalne życie. Niemalże takie, jak nasze. Przedstawieni na nich ludzie zbierają się w kościołach, meczetach, chodzą ulicami, rozmawiają... Spodobało mi się to spojrzenie burzące spłodzoną różnymi ideologiami mitologię „biednej Afryki”. Polska pod butami czerwonych również była biednym krajem. Czy czuliśmy się wtedy, jak w jakimś skansenie? To prawda – nie mieliśmy wiele. Zamknięte były przed nami bramy „szerokiego świata”. Ale tak samo żyliśmy, kochaliśmy, pożądaliśmy i odczuwaliśmy cierpienie. Ryszard Szydło zimnym okiem swego aparatu pokazał nam przede wszystkim człowieka. Czyli to, czego zabrakło na jego wcześniejszej wystawie, prezentującej prace w podczerwieni. Tam świat przedstawiony wymagał długich naświetleń, precyzyjnie wyliczonych ujęć. Tutaj życie łapane było na gorąco. Kobieta przechodząca obok, czy robiąca pranie w napotkanej kałuży istnieje tu i teraz. Za chwilę już zniknie z zasięgu obiektywu. W jej miejsce pojawi się coś zupełnie innego. Być może równie ekscytującego… Inna rzecz, która uderzyła mnie podczas oglądania ekspozycji, to kolor. Jest on wszechobecny. Okazuje się, że wśród batikowych tkanin szara rzeczywistość potrafi bardzo różnić się od tej, jaką pamiętamy z naszych czasów ponuro-szarej komuny. Agresywne zderzenie barw znakomicie oddaje afrykański charakter. Żałowałem, że nie mogłem pozostać dłużej na

RYSZARD SZYDŁO : – W Etiopii, a pewnie i w większości najbiedniejszych krajów najważniejszycm celem życia jest zdobywanie pożywienia i podtrzymanie życia rodzinnego. W krajach rozwiniętych ludzie nie troszczą się o dach nad głową, mają tyle jedzenia, ile chcą, ich dzieci chodzą do szkoły, a problemy, któr ymi żyją obracają się wokól tego, jak wydać pieniądze na rzeczy materialne, które tak naprwdę nie są niezbędne, na ubrania, które są najnowszym krzykiem mody, różnorodne gadżety, nowe samochody etc. Zapytałem tam księdza, dlaczego tak dużo ludzi stoi, klęczy i modli się na zewnątrz murów kościelnych, mimo że widzą, że jest miejsce wewnątrz. – Bo myślą, że nie zasłużyli na to. Czy nam, którzy mamy wszystko, przeszłaby taka myśl przez głowę? Myślę, że bogaci są ci, którzy mają tak mało, a ubodzy jesteśmy my, którzy mamy tak wiele…


|19

nowy czas | 7-21 maja 2010

kultura

IrENA ANDErS Moja wielka droga

Konstruktywny projekt W czwartek, 29 kwietnia, odbyła się muzyczna sesja Deconstruction Project w ramach Made in Polska. organizacja ta ma już swoje stałe lokum, którym jest bedroom bar na rivington Street w centrum Shoreditch – imprezy odbywają się w ostatnie czwartki każdego miesiąca. Deconstuction Project kontynuuje idee założonej w 2007 roku organizacji artystycznej Polish Deconstruction. Zmiana nazwy nastąpiła kilka miesięcy temu, a obecne liderki grupy to Agata Smuźniak, Agnieszka Kucharko, Katarzyna Sobucka, Karolina Merska oraz Joanna Buchta. Jak mówią, ich misją jest wprowadzanie na londyńską scenę artystyczną i promowanie niezwykłego bogactwa polskiej kultury, jak również stwarzanie płaszczyzny do wymiany pomysłów, inspiracji, talentów... Wnioskując na podstawie tego, co działo się w czwartek 29 kwietnia w Bedroom Bar, wspaniale udaje im się wprowadzać wymienione założenia w życie. Samo miejsce znajdujące się w sercu modnego Shoreditch, we wschodnim Londynie, jest idealne do tego typu imprez, niemalże narzuca nieformalną atmosferę, a przybyli goście szybko odprężali się i prowadzili laid back conversations przy kojących dźwiękach głosu Billie Holiday. Odprężającej atmosferze sprzyjało również ogromne łoże znajdujące się na środku sali klubowej oraz – niewątpliwie – bezpłatny kieliszek dobrze zmrożonej wódki, którym został uraczony na powitanie każdy gość. Wielką atrakcją wieczoru był występ grupy Macieja Pysza, muzyka, o którym pewnie jeszcze nie raz usłyszymy. Maciej występował już w wielu imponujących miejscach (m.in. Charlie Wright’s, Ronnie Scott’s, Jazz Cafe POSK, The Ritzy), ale wciąż potrzebna jest mu dobra promocja. Wraz z muzykami, z którymi tworzy swój band, dzieli pasję do muzyki akustycznej i rytmów Ameryki Południowej, tworząc unikatową, a przede wszystkim porywającą mieszankę jazzu, world music i gorących rytmów. Słowo „porywająca” jest jak najbardziej uzasadnione – publiczność w pewnym momencie po prostu wstała i ruszyła do spontanicznego tańca. Zasługa w tym również pozostałych muzyków: Dado Pasqalini’ego na instrumentach perkusyjnych (mającego bardzo nowoczesne podejście do gry perkusji, co niewątpliwie dodaje grupie tzw. interesting touch), utalentowanego kontrabasisty Jerelle Jacoba czy drugiego gitarzysty, również Polaka, Ryszarda Gracy. Maciej, który gra na gitarze od jedenastego roku życia i który praktycznie jest samoukiem (!), prezentuje w swej grze niezwykłe połączenie pasji i wirtuozerskiej precyzji, co powoduje, że bez trudu porywa (i podrywa) publiczność. Jest to muzyka, która swoim uniwersalnym przekazem jest w stanie trafić do każdego bez kompromisu czy prób przypodobania się tzw. „szerszej publiczności”, ponieważ słuchanie jej jest prawdziwą, zwykłą przyjemnością. Nie obyło się, oczywiście, bez bisu, a dla tych, którzy chcieli pląsać dalej, zagrał drugi gość wieczoru DJ Andrew Citizen Dub, który zabrał zgromadzonych na parkiecie w podróż poprzez eksperymentalne, elektroniczne brzmienia. Był to bardzo udany wieczór z Deconstruction Project. Do następnego więc, tym razem czerwcowego ostatniego czwartku!

Tomasz furmanek

Fotografia ma niezwykłą moc – ujawnia i ukrywa jednocześnie nasze życie, naszą historię. Ta refleksja przyszła mi na myśl, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcia z prywatnego archiwum Ireny Anders, w jej domu w Londynie. Różne były losy tych fotografii, ukrytych w szufladach i w pudełkach, wystawionych w ramkach na meblach w salonie, w sypialni, w kuchni, zanim zostały zebrane w album przez Agnieszkę Żebrowską, autorkę pomysłu wystawy, a później przygotowane dla celów wydawniczych i wystawienniczych przeze mnie oraz przez grafika Zbigniewa Janeczka. Jedno ze zdjęć w sposób szczególny przykuło moją uwagę – nie tylko ze względu na urok, jaki mają stare fotografie przypominające obrazy, lecz z uwagi na jego poezję i symboliczną wymowę: przedstawienie w teatrze z damą w białej sukni pośrodku. Nie trudno je zidentyfikować – to jedna z początkowych scen z filmu Michała Waszyńskiego pt. Wielka droga, zrealizowanego w 1946 roku w Rzymie i opowiadającego losy 2. Korpusu Polskiego. Ta cudowna, świetlana istota (widzimy ją w kostiumie scenicznym na innej fotografii) to Renata Bogdańska, która w Wielkiej drodze gra siebie samą – Irenę, młodą aktorkę ze Lwowa, która wstąpiła do Armii Generała Andersa i wraz z nią przeszła cały szlak bojowy: od exodusu z ZSRR, poprzez Bliski Wschód, bitwę o Monte Cassino, aż do wyzwolenia Bolonii. Nie wszystkie wydarzenia z życia Ireny Wolskiej – bohaterki Wielkiej drogi – są zgodne z biografią Ireny Anders (z domu Jarosiewicz). Pani Generałowa przebyła swoją „wielką drogę” ze Lwowa aż do Londynu. Tak powstała wystawa Irena Anders. Moja wielka droga, opowiadająca poprzez zdjęcia z prywatnego archiwum rodzinnego, historię życia żony gen. Andersa. Wystawie towarzyszy katalog i broszura biograficzna z rozmową z Ireną Anders przeprowadzoną przez autorki w październiku 2009 roku w Londynie oraz film na DVD Wspomnienia Ireny Anders” w reżyserii Małgorzaty Szyszki (także koordynatora projektu), zrealizowany w 2007 roku.

Agnieszka Zakrzewicz kurator wystawy

Wystawa fotograficzna poświęcona Irenie Anders od 14 maja do 11 czerwca w Sienko Gallery, 57 A Lant Street SE1 1QN Szczegóły na str. 22

ThE bEST of MAcIEj STuhr

W niespełna miesiąc po tragedii narodowej w Smoleńsku na deski Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego ze swoim satyrycznym programem zawitał Maciej Stuhr. Jeszcze kilka dni temu myślałam, że jego występ może być odwołany lub przełożony na bliżej nieokreślony termin. Rany w naszych sercach są w końcu jeszcze bardzo świeże. Stało się jednak inaczej i bardzo dobrze, bo dawno już nie widziałam tylu uśmiechów na twarzach naszych rodaków, co bez wątpienia jest nam teraz bardzo potrzebne. Maciej Stuhr przyjechał na zaproszenie Jurka Jarosza. Sala Teatralna wypełniona była po brzegi, co świadczy o dużej popularności aktora, który świetnie spisuje się również w roli parodysty. W jego repertuarze pojawiło się kilka nowych numerów, największym aplauzem

cieszyły się jednak te stare i sprawdzone. O ich wyborze oraz kolejności decydowała publiczność. Parodiował zatem Stanisława Sojkę, Mariusza Max Kolonko czy Gustawa Holoubka. Przedstawieniu towarzyszyły ciekawe i oryginalne przerywniki. Dowiedzieliśmy się między innymi, że podczas jednego z występów, w którym naśladował wspomnianego wcześniej Gustawa Holoubka, wśród publiczności dostrzegł... bohatera parodii. Formacje kabaretowe mają nie lada konkurenta. Mimo solowego występu, aktor z Krakowa bawił do łez. Ponad dwugodzinny pokaz publiczność oceniła jednoznacznie gromkimi oklaskami oraz kilkakrotnym bisem.

joanna chrzan


20|

7-21 maja 2010 | nowy czas

ludzie i miejsca

Refleksje po dwu stronach kanału La Manche Fot. Wojciech Sobczyński

w krAkowie, tak jak i w Londynie, zimna wiosna z trudem ustępuje z map pogody. Moje rodzinne miasto, do którego doleciałem jednym z pierwszych samolotów po wznowieniu komunikacji powietrznej, pozostaje w atmosferze ostatnich podrygów zimy i nie tylko meteorologicznej. Nastroje wywołane tragedią w Smoleńsku utrzymywały cały naród we łzach oraz w zaciekłych dyskusjach nad przyczynami katastrofy, poszukiwaniem winnych, szukaniem nowych wniosków brzemiennych w konsekwencje nie tylko natury proceduralnej, lecz także politycznej. Zarówno w Anglii, jak i w Polsce wybory, a wraz z nimi nadzieja na odnowę przypominającą naturalne zmiany natury, która odradza się dookoła nas wszystkich. Kraków był przybrany w białe kobierce kwiatów, takich samych jak na zdjęciu, które uchwyciłem w Stockwell w Londynie tydzień wcześniej. To właśnie wśród tych kwiatów odbył się ostatni pogrzeb ofiar katastrofy, posuwały się orszaki żałobne w oprawie wiosennej aury, mieszając tradycyjnie czarny kolor żałoby z bielą, będącą w wielu kulturach świata także kolorem żałobnym.

Wojciech Sobczyński

z lonDynu wyjechałem w atmosferze islandzkiego wulkanicznego chaosu. Świat Europy Zachodniej przechodził przez paroksyzm częściowego paraliżu systemu komunikacji lotniczej, uzmysławiając nam wszystkim, jak bardzo delikatna i krucha jest ludzka egzystencja na naszej planecie. Nawet kampania zbliżających się wyborów do Izby Gmin brytyjskiego parlamentu została częściowo zepchnięta na dalszy plan nagłówków prasowych. Tego zresztą chyba życzyły sobie dwie główne partie, bo w debacie telewizyjnej trzech liderów zdecydowane poparcie przeszło 10 milionów widzów uzyskał przywódca Liberalnych Demokratów Nick Clegg. Słusznie czy nie, brytyjscy wyborcy, zwłaszcza młodzi, oczekiwali alternatywy do istniejącego od lat status quo. Nawet przybysz z północnej Anglii, którego sfotografowałem na Brick Lane w East-Endzie, ustawił swój przenośny komputer na ulicznym śmietniku i pomimo kąśliwego zimna tego wieczoru oglądał wraz z innymi przechodniami debatę trzech liderów, twierdząc, że idzie zmiana. Paradoksalnie, ten młody człowiek, bez stałego adresu, posiadający za to tylko adres internetowy, nie mógł mieć wpływu na rezultat głosowania – do tego, by się zarejestrować jako wyborca w konkretnym rejonie wyborczym, trzeba mieć stały adres. W tym wypadku internetowy jeszcze nie wystarczy. Czyżby to był jeszcze jeden aspekt starego systemu wymagający reformy? W Polsce zbliżające się wybory prezydenckie ujawniają krańcowe postawy, które stają się widoczne tylko w okresie wzmożonej konkurencji przedwyborczej. W fazie początkowej było aż 22 kandydatów na stanowisko prezydenta państwa. W sytuacji, kiedy tylko dwóch lub trzech ma jakąkolwiek szansę odegrać rzeczywistą rolę jest dowodem na to, że polska demokracja nadal kieruje sie emocjalmi a nie głową.

o kulturze była mowa na pokładzie samolotu Londyn-Kraków. Rozmawiałem o tym z Brytyjczykami udającymi się do naszego zaczarowanego miasta właśnie dlatego, że chcieli odwiedzić muzea i wystawy krakowskiego grodu. Nie omieszkali wspomnieć przy okazji o wystawie Vincenta van Gogha , którą i oni, i ja widzieliśmy niedawno w Royal Academy of Arts w Londynie. Była to ogromna i znakomita wystawa, opisana zresztą obszernie na łamach „Nowego Czasu”, która udowodniła jeszcze raz, a nawet pogłębiła znaczenie tego artysty dla szerszej publiczności, ale nie tylko, także dla współczesnych twórców i młodych artystów pokazując jego nowatorskie podejście do koloru i techniki malarskiej. Fot. Wojciech Sobczyński

Fot. Wojciech Sobczyński

PrzybySz z Północnej Anglii nA brick lAne w eASt-enDzie uStAwił Swój Przenośny komPuter nA ulicznym śmietniku i Pomimo kąśliwego zimnA ogląDAł wrAz z innymi PrzechoDniAmi DebAtę trzech liDerów, twierDząc, że iDzie zmiAnA.

krAków PrzybrAny w biAłe kobierce kwiAtów, tAkich SAmych jAk nA zDjęciu, które uchwyciłem w Stockwell w lonDynie tyDzień wcześniej. AkADemiA Sztuk Pięknych w Krakowie – pierwsza tego typu uczelnia w Polsce – przygotowuje się do obchodów dwusetnej rocznicy powstania. Wspomnę więc o jeszcze jednej równoległej obserwacji z drugiej strony Kanału. W Sali Senackiej czy w gabinecie rektorów spoglądały na mnie ze ścian prace i pamiątki po założycielu krakowskiej ASP Janie Matejce, a także prace wszystkich byłych rektorów, co stanowiło swego rodzaju prezentację kultury polskiej tego okresu. Dziś Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie dąży ku współczesności, a więc nie oglądałem tam wystawy starego i uznanego mistrza, lecz prace przyszłych mistrzów, przygotowujących się właśnie do prezentacji na zakończenie roku. Talent i młodość zmieszana z nieposkromionym entuzjazmem jest mieszanką bardzo stymulującą, o ile nie wręcz eksplozywną. Pod gościnną pieczą prorektora ASP prof. Antoniego Porczaka, który prowadzi stosunkowo nowo utworzony wydział multimedialny, oprowadzany byłem po wielu pracowniach, głównie wydziału rzeźby, gdzie przed laty razem studiowaliśmy. Poziom prac był znakomity, więc zaproszenia od wielu studentów na końcową wystawę przyjmowałem z przyjemnością, bo przyglądanie się pracom w toku utwierdziło mnie w przekonaniu, że będzie to wielka uczta kulturalno-estetyczna młodych.

Dziś AkADemiA Sztuk Pięknych w krAkowie Dąży ku wSPółczeSności, A więc nie ogląDAłem tAm wyStAwy StArego i uznAnego miStrzA, lecz PrAce PrzySzłych miStrzów, Przygotowujących Się włAśnie Do PokAzów nA zAkończenie roku.


|21

nowy czas | 7-21 maja 2010

co się dzieje wystawy Jannis Kounellis Jannis Kounellis, światowej sławy artysta, z pochodzenia Grek, związany z włoską Arte Povera (kierunek w sztuce, w którym używa się najprostszych materiałów artystycznych, takich jak węgiel, wełna oraz kawa, a czasem nawet zwierząt). Twórczość Kounellisa jest również kojarzona z przeobrażeniem galerii w stajnię z 12 końmi w 1960 roku. Teraz w Londynie Kounellis stworzył prace dla P3’S na ogromnej przestrzeni 14 tys. metrów kwadratowych (w sąsiedztwie muzeum Madame Tussauds). Obiekt P3’S został wybudowany w 1960 roku. Kiedyś mieściła się tu hala Uniwersytetu Westminster. Do 30 maja Wstęp bezpłatny P3’S 35 Marylebone Rd London, NW1 5LS www.p3exhibitions.com Marc Quinn Marc Quinn, brytyjski artysta znany szerszemu gronu publiczności z rzeźby Alison Lapper Pregnant, która uwieńczała czwarty piedestał na Trafalgar Square, oraz z rzeźby Self, przedstawiającej głowę autora (stworzonej z jego zamrożonej krwi). Quinn jest zaliczany do konceptualnej grupy artystycznej Young British Artists, która uformowała się w latach dziewięćdziesiątych XX wieku (należeli też do niej tacy artyści, jak m.in. Damiejn Hirts oraz Tracey Emin). Quinn znany jest z tworzenia czasami z kontrowersyjnych materiałów, takich jak krew czy lód. W White Cube Gallery Marc Quinn zaprezentuje nowe prace zatytułowane Allanah, Buck, Catman, Chelsea, Michael, Pamela and Thomas, wykonane w marmurze, brązie oraz srebrze. Stworzone przez artystę rzeźby przedstawiają ludzi przekraczających granice w operacjach plastycznych oraz doświadczających transformacji poprzez różne zabiegi, takie jak tatuowanie, piercing, wybielanie skóry oraz farbowanie włosów, a także wszczepianie implantów i transplantacje. Od 7 maja do 26 czerwca Wstęp bezpłatny White Cube Gallery Hoxton Square, N1 6PB www.whitecube.com From Angelico to Leonardo: Italian Renaissance Drawings Wystawa składa się z dzieł pochodzących z po raz pierwszy połączonych kolekcji British Museum oraz Uffizi Gallery – od naturalnych form, poprzez perspektywę, poruszenie, emocje, do oryginalnych dzieł udostępnionych dzięki podczerwieni. Określana jest jako największe grupowe zestawienie renesansowych rysunków, stworzonych przez mistrzów, takich jak Leonardo oraz Fra Angelico, Botticelli, Bellini, Rafael, Leonardo da Vinci, Michelangelo, w latach 14001510. Do 25 czerwca Bilety: £10, £12, dla członków

wstęp bezpłatny British Museum 44 Great Russell St, WC1B 3DG www.britishmuseum.org www.timeout.com/london/venue/166/british-museum Irena Anders. Moja wielka droga

Wystawa fotograficzna Od 14 maja do 11 czerwca od poniedziałku do piątku w godz. 11.00 - 18.00 w soboty i niedziele – wizyty umówione telefonicznie Studio Sienko Gallery 57A Lant Street London SE1 1QN Tel. 020 7403 1353

nadzwyczajne wydarzenie muzyczne!!! Nigel Kennedy’s Polish Weekend at Southbank, 29-31 maja, www.southbankcentre.co.uk Wybitny skrzypek Nigel Kennedy tym razem wcielił się w rolę dyrektora artystycznego, aby londyńskiej publiczności zaprezentować polskie perełki muzyczne. Na to majowe przedsięwzięcie składa się 13 koncertów, a wszystko odbędzie się w majowy długi weekend od 29 maja do 31 maja, w Southbank Centre, Belvedere Road, SE1 8XX. Festiwal rozpocznie się koncertem Nigela Kennedy'ego Orchestra of Life w sobotę 29 maja o godz. , a zakończy koncertem zespołu Jarka Śmetany w poniedziałek 31 maja. Na festiwalu zagrają również: Majewski and Friends

29 maja, godz. 15.00 Bilety: £10 Purcell Room, www.southbankcentre.co.uk/find/music/gigs-contemp orary/tickets/majewski-and-friends-52568 Zakopower

muzyka Gaba Kulka 15 maja w Cargo zagra Gaba Kulka. Piosenkarka, autorka tekstów, pianistka. Dynamiczna, żywiołowa artystka z głosem porównywalnym do PJ Harvey bądź Kate Bush. Jej muzyka, określana jako progressive pop, jest mieszanką jazzu, rocka i popu oraz kabaretowego i teatralnego twistu. Koncerty Gaby to żonglerka muzyką, głosem i niebanalnymi tekstami. 15 maja, od godz. 18.00 Cargo, 83 Rivington Street, Shoreditch, EC2A 3AY Bilety: £12 (w przedsprzedaży), £15 (w dniu koncertu) www.cargo-london.com

29 maja, godz. 17.00 Bilety: £5, £11, £15, £20 Queen Elizabeth Hall, www.southbank-

centre.co.uk/find/music/gigs-contemporary/tickets/zakopower-52575 Piotr Wylezol Quintet

30 maja, godz. 14.00 Bilety: £5 Purcell Room, www.southbankcentre.co.uk/find/music/gigs-contempora ry/tickets/piotr-wylezol-quintet-52595 Kroke and Nigel Kennedy

30 maja, godz. 14.00 Bilety: £5, £9, £11, £14, £18, £24 Queen Elizabeth Hall, www.southbankcentre.co.uk/find/music/gigs-c ontemporary/tickets/kroke-and-nigel-kennedy-52600 Nigel Kennedy's World Cup Project

30 maja, godz. 19.30 Bilety: £9, £11, £14, £18, £25 Royal Festival Hall www.southbankcentre.co.uk/find/music/classical/ti ckets/nigel-kennedys-world-cup-project-52605 Anna Maria Jopek

31 maja, godz. 13.00 Bilety: £9, £11, £14, £18, £25 Qeen Elizabeth Hall, www.southbankcentre.co.uk/find/music/gigs-contemp orary/tickets/anna-maria-jopek-46854

31 maja, godz. 20.00 Bilety: £9, £11, £14, £18, £24, £30 Queen Elizabeth Hall, www.southbankcentre.co.uk/find/ music/gigs-contemporary/tickets/nigel-kennedy-quintet-46911 Nigel's Front Room Late

31 maja, godz. 22.30 Bilety: £5 The Front Room at QEH, www.southbankcentre.co.uk/find/music/classical /tickets/nigels-front-room-late-46932 Nigel Kennedy's Chopin Super Group

31 maja, godz. 15.00 Bilety: £9, £11, £14, £18, £25 Royal Festival Hall www.southbankcentre.co.uk/find/music/classical/ti ckets/nigel-kennedys-chopin-super-group-52614 Jarek Smetana Band

31 maja, godz. 18.00 Bilety: £10 Purcell Room, www.southbankcentre.co.uk/find/music/gigs-contempor ary/tickets/jarek-smietana-band-5261

Nigel Kennedy Quintet

Opracowała

Joanna Buchta

KONCERT CHOPINOWSKI poświęcony pamięci Ofiar tragicznie poległych w katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku ostatniego prezydenta na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego i ks. prałata Bronisława Gostomskiego Występują: Magdalena Wór (mezzosopran) Ryszard Andrzej Bielecki (fortepian) Simon Wagland

(wiolonczela) Damian Falkowski (skrzypce)

Sobota, 15 maja, godz. 19.30 Sala Teatralna POSK Bilety £10.00, przedsprzedaż:kasa POSK, tel. 0208 741 1887 lub Nina Hollis, tel. 0208 992 0202 Organizatorzy: Instytut Polskiej Akcji Katolickiej w Wielkiej Brytanii oraz Polski Uniwersytet na Obczyźnie

Szymanowski & Rachmaninov – RCM Symphony, John Wilson, Michał Ćwiżewicz W Royal College of Music zagra Symphony Orchestra pod batutą Johna Wilsona, na szkrzypcach – Michal Cwizewicz, zwycięzca konkursu RCM Concerto w Londynie. Czytelnicy „Nowego Czasu” znają go z recitalu poświęconego pamięci ofiar katastrofy katyńskiej, który odbył się 3 kwietnia. Podczas koncertu usłyszymy: Violin Concerto no 1 op 35 Szymanowskiego oraz Symphony no 2 in E minor op 27 Rachmaninowa. Takiego koncertunie można przegapić! 13 maja, od godz. 19.30 do 22.00 Bilety: £5, £10, £15 Royal College of Music Prince Consort Road, SW7 2BS Polish, world music, jazz and original compositions! Aneta Barcik – vocal Dhevdas Nair – santur, piano, perc. Slawek Zak - guitar, bass Wonderful atmosphere in the club, beautiful venue set in the heart of London, just at the legendary Tower Bridge! 14 May, doors open 8.30 pm, concert starts 9 pm, entry £8 BVL Club of The Don Restaurant 224A Tower Bridge Road, SE1 2UP

POSK, 240246 King Street, W6 0RF, www. jazzcafe.co.uk

Salsa con Wódka Kolejna cykliczna fiesta kubańska połączona z nauką tańca salsy, która od kilku lat robi oszałamiająca karierę na parkietach całego świata. Lekcje tańca poprowadzi kubańska tancerka Damarys Farres z The Cuban School of Arts. Wiele niespodzianek, dużo tańca i zabawy! 14 maja, godz. 20.00 Bilety: £8

RICHARD TURNER ROUND TRIP 24-letni trębacz Richard Turner jest największą nadzieją brytyjskiego jazzu ostatnich lat. Będąc przede wszystkim muzykiem jazzowym, znakomicie porusza się wśród innych gatunków muzycznych, prezentując np. recitale na trąbkę i organy w dużych katedrach angielskich, a także nagrywając dla radia i telewizji BBC. Jego zespół Round Trip gra improwizowany jazz na najwyższym poziomie, czerpiąc wzorce z muzyki klasycznej. Richard jest nie tylko znakomitym muzykiem, ale także świetnym pedagogiem. W „The Guardian" napisano o nim: „nadzwyczajny trębacz [...], bogata inwencja melodyczna i dojrzałe frazowanie [...], muzyczna wyobraźnia". 15 maja, godz. 20.30 Bilety: £5

Ula Szczepanek z członkiem zespołu Excentric Trio

Jazzove rendez vous Dwa zespoły z Wydziału Muzycznego Thames Valley University w Londynie: The Pennington and Veasey Quartet i The Excentric Trio. Muzycy z kwartetu Pennington and Veasey grają zarówno standardy jazzowe, jak i muzykę typu fusion wzorowaną na takich kompozytorach, jak Chic Corea czy Hiromi. The Excentric Trio powstało w 2009 roku z inicjatywy polskiej pianistki Uli Szczepanek. W repertuarze grupy znajdują się jazzowe kompozycje XXI wieku, a także utwory własne, nawiązujące do stylistyki klasycznej przeplatanej z reggae, fusion, muzyką latynowską aż po free jazz. Każdy członek grupy pochodzi z innego regionu świata. Ta mieszanka kultur: latynoska krew i słowiańska dusza, stworzyły niecodzienne brzmienie, które już dziś jest rozpoznawane na scenach londyńskich klubów. 21 maja, godz. 20.30 Bilety: £5


22|

7-21 maja 2010 | nowy czas

agenda

Message in a Bottle Sophia Butler

W

hen my phone began to buzz in the middle of the night, I had forgotten that I was on duty. I was sure it was another call from one of my friends who had been having man-trouble lately. A classic case of Bridget Jones’ syndrome: low moods and wine induced crying – just what I needed at 5.30 am! I had to re-read the message five times; I fell out of bed in slow motion to arrive in a space of surprise: it was a text from a university friend, “Good Morning Sophia, I wanted to share with you the beauty of this early morning, let’s talk later. I’m going for a run to pay gratitude for my life.” I was impressed – not only did he wake up with a profound thought; he also acted on it – at this ungodly hour! He studied philosophy and he was always on the weirder side of eccentric – but was he pagan all of a sudden?! I could not

jacek ozaist

WYSPA [24] – Nieźle, co? – mówi Arek z nutką dumy, kiedy rozglądam się po jego nowym mieszkaniu. – Pięknie. Gratuluję. Siadam w wielkim fotelu. Magda częstuje mnie piwem i chipsami. Wyglądają na bardzo szczęśliwych. – Ale zachodu z tym było – ciągnie Arek. – Nasz angielski był jeszcze za słaby, by samodzielnie telefonować, negocjować, zrozumieć, co podpisujemy w kontrakcie. Zwróciliśmy się do jednej z tysiąca agencji pośrednictwa, polsko-angielskiej, żeby nie było problemów z komunikacją. Dokładnie określiliśmy rodzaj mieszkania, okolicę i pułap możliwości finansowych. Poszukiwania trwały prawie miesiąc. Byliśmy bliscy załamania. Malutki pokoik na drugim squacie, nierozpakowane rzeczy, a pośród nich baraszkujące kotki. – Co z nimi? – pytam. – Poszły po 30-40 funtów od sztuki. Słyszę ciche miauknięcie i squatka ląduje na moich kolanach. Nie widziała mnie kilka miesięcy, a jednak pamięta. Przez chwilę wierci się

quite get my head around it – was it a test or a prank? I had seen Hamish performing some shamanic rituals, bowing with his arms raised to the rising sun, but I was more inclined to think my friend was having a hallucination after a heavy night’s drinking. It niggled at me all day, but I was not about to be outdone by a philosophy student; I employed enquiry and investigation which I remembered hazily from university life. Through the day the words worked on me – paying gratitude for my life – they were full of implication – how was I going to pay gratitude at the altar of my life? As a species, one of our quirks or what I am tempted to call malfunctions, is that we seem to be unable to fully appreciate anything we are blessed with unless it becomes threatened, or we lose it completely. Our best teacher of this is: death. Yet, despite the certainty of a meeting with it, we still do not enjoy the experience of living for any length of time. When was the last time I had made an offering to existence out of pure joy? I was forced to become conscious of the cracks that had begun to show in the dream world Ross and I created; I was putting these in between myself and causeless joy. Even our idyllic country life, far from the ills of civilization, with only our love and pets for company, was not able to sustain us. I had done such a good job of ignoring this fact that it came as a sudden shock. Everything was revealed at once, but it seemed as though we were so far up the stream that nothing short of a tsunami would shift our dynamic. A chat, paddle, was not going to get us very far at this stage I thought; because the fear of losing something of this dream inhibited me from highlighting its flaws. I did not want to admit to myself that this – our life together was not

enough as it was. The dream required editing. So began a long few weeks of searching and not finding. I went to the closest thing to home – being so far from Mama, I felt further than ever from my beloved Polska, where my heart sings in connection with the people and the land. I headed for the next best thing – a ‘mini Zakopane’ in the next town where my friend Marta can be found pulling pints of real ale behind the bar – it wasn’t good old Zoladkowa, but it would do. A whisky was under my nose before I had a chance to take off my jacket – clearly my inner landscape was displaying itself on my brow. I would pay homage to life with a glass in my hand, in an ancient ritual, I tested Wojciech Mlynarski’s theory I heard in a ballad once and looked for truth in the bottom of a glass. There were many glasses and bottoms of many bottles. I called for the gypsy of the ballads, but an Irish man on a flute had to do. My conclusion; drinking is like dancing – we drink either to remember or to forget. Seems like I was doing both, but I still could not numb the feelings. Many tears later, Hamish just happened to walk into the pub for his nightcap; ‘accidentally on purpose’ I think to myself, he sits down next to me as if we were strangers. I am sure Ross sent him to work out what is consuming my joy of life. Marta’s attempts at words of wisdom in the vein of there being plenty of fish in the sea and many of Cupid’s arrows flying around in Zakopane – where she would gladly accompany me – hastened my decision. Though I did not doubt that the mountains heal melancholic hearts, I needed to go to my dad’s to try and make sense of the unease which was coming closer to panic and devastation every time I checked my internal thermometer. The scene seems completely surreal as I

stagger home in my heels with Hamish padding along in his sandals by my side, along the muddy and meandering path. I am crying, Hamish is singing something under his breath. I do not pay any attention to him; I did not ask for his company and even under the influence of the ‘elixir of truth’, I find myself unable to express the cause of my malaise. Hamish directs me to my favorite bench at the foot of the garden. “Listen”, he begins, “I know you’re having a rough time right now and that’s ok,

czule, po czym wyciąga jak długa, przytulona do mojego brzucha. – Jak ty to robisz, że ona cię tak lubi? – pyta zdziwiona Magda. – Nie mam pojęcia. Mile połechtany sączę piwo. Arek kontynuuje swoją opowieść. Zazwyczaj agencje wymagają od potencjalnych lokatorów doskonałych referencji, wyciągów z kona bankowego czy listu od pracodawcy. Arek i Magda jako selfemployed mieli utrudnione zadanie. Konta w banku i karty kredytowe to był duży plus, ale brakowało referencji od ostatniego landlorda oraz pracowawcy. Polacy z agencji zgodzili się przymrużyć oko na papier z ostatniego miejsca zamieszkania, ale zażądali bardzo dobrych referencji z pracy. Arek wsiadł na rower i odwiedził większość swoich klientów. Jeden z nich wysmarował taki pean na jego cześć, że agencja przyjęła go bez zająknięcia. Z przedstawicielem agencji odwiedzili kilka mieszkań. Wybrali to z uwagi na bliskość do aż trzech stacji metra oraz zaciszną, jak się wydawało, uliczkę. Waldek zdecydował się zagospodarować living room, Arek z Magdą większą sypialnię, a mniejsza, jednoosobowa została przeznaczona pod wynajem. – Jest tylko jedna niedogodność – kończy Arek. – A właściwie dwie. Pierwsza to sąsiedztwo torów kolejowych. Co kilka minut przewala się wielki huk, aż ściany drżą. Druga to obecność w kontrakcie podpunktu, że nie wolno trzy-

mać zwierząt domowych. Na razie, odpukać, nikt nie wie o obecności kotki, choć małpa większość czasu spędza poza domem. – Naprawdę się cieszę – mówię z dumą. – Było ciężko, ale kto to chce jeszcze pamiętać. Ja już w życiu nie wróciłbym na squat. – My też – śmieje się Arek. – Potraktujmy to jako przystanek w podróży naszego życia. Ważny i konieczny, ale do zapomnienia. – Dobrze powiedziane. Dla mnie to był bardzo ważny przystanek. Rodzaj sanatorium, w którym leczyłem urazy z Polski. Bez tego nie byłbym tym, kim jestem. Wiemy, o czym mówimy. Wszyscy troje doświadczyliśmy balsamicznego działania Anglii. Wyleczyliśmy się z kompleksów i zahamowań, staliśmy ludźmi świadomymi swych atutów. – Chodź zapalić – proponuje Arek. – Za chwilkę. Chciałbym załatwić to ubezpieczenie. – A tak, jasne. Zapomniałem. Spędzam nad wypełnianiem formularzy pół godziny. System przyjmuje moje zgłoszenie. Pierwsza wpłata 20%, potem 10 rat. Korzystniej byłoby zapłacić w jednym kawałku, jednak nie mam odwagi wydać takich pieniędzy na raz. Gdy po latach dziadowania człowiek wreszcie coś ma, niełatwo mu się z tym rozstać. Uprzedzano mnie, że ubezpieczenie auta w Anglii może kosztować niemal jego równowartość, dlatego euforia po zakupie taniego pojazdu może szybko przejść w zgagę. Za carismę zapła-

ciłem 1400 funtów, ubezpieczenie kosztuje mnie dalsze 900. Mimo wszystko niespecjalnie to przeżywam. To wciąż jest taniej, niż musiałbym dać za tego rodzaju auto w Polsce. Nie wspominam też, jak długo musiałbym pracować, by sobie na nie pozwolić. Siadamy z Arkiem na ławce za domem. Nagle przewala się obok wielki huk. Prawie podskakuję. – To był ekspres – mruczy Arek, pykając fajkę. – A co u ciebie? – Aneta mnie odwiedziła. Przyjechała sprawdzić, czy w Anglii da się żyć. Jeżeli mam tu mieszkać dłużej lub nawet zostać na stałe, nie chcę związku na odległość. – A jak z robotą? – Prawie nie wyrabiam. Organizuję sobie interwały. Robię trochę w ogrodach, później trochę maluję i tak na zmianę. Teraz kroi mi się duża robota w Chelsea. Cały dom do obdarcia z tapet i pomalowania. Mam tylko jeden problem. Nie mam nikogo, kto położy płytki w łazience. – Hm..., może ja mógłbym... Patrzę na niego z boku. Wygląda na to, że mówi poważnie. – Bez jaj. To poważna robota. Nie możemy jej schrzanić. – Od piętnastego roku życia kładłem płytki z wujkiem. Muszę sobie tylko przypomnieć… Ta argumentacja ma sens. Umawiamy się, że za tydzień pojedziemy razem zrobić wycenę i wtedy podejmiemy decyzję. Czuję się dobrze, że


|23

nowy czas | 7-21 maja 2010

agenda

but you need to know what is really going on here”, I made no attempt at making this into a conversation, it would be a monologue. As usual, he continued unabashed as the words poured over me like water off a duck’s back; “Happiness is a choice. The only question here is: are you willing to accept your partner completely? If you are able to do this then you accept yourself one hundred percent and uncertainty will fade, you will find the conviction to iron things out as they come up. There is no way, however, to avoid that which drives you crazy about your partner; they will always be themselves. Can you give them and yourself the permission for once, to actually be that which you are?”. He was not getting an answer; the only thing on my mind at this point was the gourmet snack I was going to make myself as soon as I walked in the door – macrobiotics would be locked in the cupboard in favour of a classic, greasy bacon sandwich. “Think on it”. As he said the last words, he helped me to my feet and escorted me to the door, before turning on his heel and vanishing into the night. It was definitely time to face the internal music. Everything I seemed to pick up echoed Hamish’s words which I remembered somewhat indistinctly – Rumi assailed me “Your task is not to seek for love, but merely to seek and find all the barriers within yourself that you have built against it.” I remembered John Lennon saying in an interview: “We’ve got this gift of love, but love is like a precious plant.... You’ve got to keep watering it. You’ve got to really look after it and nurture it.” The man had a point. Somehow the phrases: ‘Have fun, life is short’ and ‘carpe diem’ seemed to fall on their faces, empty of value – because actually life is long – we need a plan! We cannot simply flit like butterflies; a degree of commitment is needed to make anything seem worthwhile. The first commitment must be to oneself, then to the other, a promise: “Out beyond ideas of right doing and wrong doing there is a field. I’ll meet you there” (Rumi); the human heart is boundless in love – only the mind is stuck on the concepts of blaming and needs. I was beginning to catch my breath.

My heart began to speak to me, now that it was quiet enough for me to listen. Gratitude for life seemed like a pretty good place to start – ancient peoples have always worshipped life in all her might as an anecdote to heartache which can be all consuming. A line of communication opened between Ross and I; it seemed clearer than in the last couple of months. I must have exchanged hundreds of emails and text messages over the past few weeks, some even of poetic value – I giggle as I imagine a volume of the collected emails of Lord Byron! Language ironists laugh that nowadays, email and text addicts only need 500 words to communicate their deepest thoughts! Death to the richness of language as we abandon grammar, spelling, sentence structure and manners in our messages! They need not be so far from the good old fashioned pen and ink medium, but I wonder if we prefer something as noncommittal and addictive as a cold interface, containing moments of excitement, so short lived we feel the need to send another and another… Nothing touched me more than receiving a letter from Ross, written in his beautiful script with a dried flower pressed into the envelope. I could see where a tear had rolled down and smudged the ink. I could see where he had to employ courage to keep the pen moving – I was unable to get a sense of this in any of the emails or text messages. I visit Larry the lamb often for a harmless hit of endorphins. He grows stronger daily. I am so grateful for his life because with it he reminds me of the beauty of my own. The flood gates of my heart burst open and I know what I must do. I know who I want to be sharing these moments with and even though I may lose it all when I speak my truth, I may gain more than my wildest dreams. Life is such a gift; may we live it fully. I leave you with the wise words of Joseph Campbell: “The big question is whether you are going to be able to say a hearty yes to your adventure.” What will you choose? I will be found doing sun salutations in the rays of the morning light with the dewy grass beneath my bare feet at 5.30 each morning!

teraz ja mogę dać jakąś robotę jemu. Przyjemne rozmyślania przerywa mi dzwonek telefonu. – Halo? Słyszę jakiś dziwny bełkot, który tylko trochę przypomina język angielski. Akcent wskazuje na osobę ze środkowej Azji. – Indie, Pakistan, może Sri Lanka. Z trudem wyławiam sens tego, o co ta kobieta pyta. Dzwoni z Norwich Union, by potwierdzić zamówioną przeze mnie polisę. – Cholerne telefonistki! Kto je przyjmuje do roboty? Jaki egzamin zdają? Chyba pisemny. Arek wybucha śmiechem. – Tak to już jest. Myślisz, że dzwonisz do banku, a tu Kalkuta. Ledwie zdążyłem na ostatni pociąg metra. W Northfields ktoś wsiadł do mojego wagonu. Miałem tego świadomość, ale nie otwierałem oczu. To musiał być ktoś starszy, bo okropnie szurał nogami. Uchyliłem powieki dopiero w chwili, gdy zrozumiałem, że idzie w moją stronę. – Tato? Co ty tu robisz?! Wyglądał jakoś tak niewyraźnie, jak z reklamy rutinoscorbinu. – Synu, udało ci się. Jestem taki dumny. – Z czego? – Pojechałeś do Londynu! Pamiętasz jak ci opowiadałem, że pewnego dnia to zrobimy? Moja kuzynka wciąż tu gdzieś mieszka. Obiecała nam nocleg. Poprawiłem się na siedzeniu. – To ty nic nie wiesz? A Unia? – Jaka Unia?

– Europejska. Granice są dawno otwarte. Długo milczał. Jego dłonie lekko dygotały, sygnalizując postępującego parkinsona. I był tak strasznie stary. Skurczony. Siwy. – Nieważne. Twój dziadek stacjonował gdzieś tutaj. Nie był pilotem, ale swoje zrobił. Kwatermistrzowie też byli potrzebni. Wstałem. Byłem o głowę wyższy od niego. – Tato. Skąd ty nadajesz? – Nie rozumiem. – No, gdzie jesteś? – Jak to gdzie jestem? Popatrzył na mnie dziwnie – trochę smutno, trochę ze zdumieniem. – Nie wiem – odparł po dłuższej chwili. – Rozwiązywaliśmy krzyżówkę. Nie pamiętasz? Zawsze ci mówiłem, że „Rozrywka” jest najlepsza. – Co ty bredzisz? Od 10 lat tego nie robię. Wkułem wszystkie słowniki i encyklopedie na pamięć. Wpisuję hasła w rubryki z taką łatwością, że przestało mnie to bawić. – Taki się zrobiłeś mądry? – Nie. Wytworzyłem pewną powtarzalność, która cechuje także autorów krzyżówek. – Mam mądrego syna. – Zdolność szybkiego myślenia nie daje gwarancji na dobre życie. Powinieneś o tym wiedzieć... Podniosłem głowę, a jego już nie było. Pociąg zajechał na Hounslow Central i trzeba było wysiadać. Na peronie dostałem smsa od mamy: „Synku, twój ojciec nie żyje. Pogrzeb w przytułku za trzy dni. Tak mi przykro”.

Powlokłem się powoli peronem i wyszedłem na opustoszałą ulicę. Usiadłem na przystanku autobusowym. Ciemne niebo było obojętne, wszystko wokół wyglądało jak dekoracje w taniej telenoweli. Właściwie niewiele mnie z ojcem łączyło. Najbliższy mi był w dzieciństwie, kiedy naprawdę potrzebowałem jego obecności. Wydawał się taki mądry, silny, interesujący. Marzył o dalekich podróżach, to i ja marzyłem. Wsiadał w pociąg i jechał na drugi koniec Polski, to ja z nim. Szedł w niedzielę na piwo, zamiast do kościoła, towarzyszyłem mu z ochotą. Rozwiązywał łamigłówki, czytał dużo książek, posiadał ogromną wiedzę. Imponował mi. Z biegiem czasu ja dorastałem i coraz więcej rozumiałem, on coraz więcej pił. I oddalał się. Zamykał w swoim świecie, a raczej małym, zagraconym pokoiku, do którego przegnała go mama. Snuł w nim swoje wyimaginowane życie, aż do rozwodu. Pewnego dnia zapakowałem z kolegami resztki jego rzeczy do wynajętego żuka i tyle go widziałem. Ponoć różni ludzie spotykali go później jako bezdomnego, ale umykał przed nimi ze wstydem. Kiedy opuściły go siły, trafił do przytułku ojców bonifratrów w Kalwarii Zebrzydowskiej i tam dokonał żywota. Co za idiotyczna puenta – pomyślałem z goryczą i ruszyłem w stronę domu. W nocy centralna część Hounslow nie jest miejscem bezpiecznym. Co rusz jakieś grupki Murzynów lub Pakistańczyków ganiają się po zaułkach, próbując oddać przeciwnikowi jak najwięcej ciosów i uciec. Policja ma z nimi prawdziwe

utrapienie. Urodzili się tu, są obywatelami angielskimi, jednak z obyczajowością Wyspiarzy mają tyle wspólnego, co warkocz z korkociągiem. Czasem dopadała mnie obawa, że w końcu i ja oberwę. Traktują mnie z wyniosłą obojętnością, ale kto wie, co tam w tych zaułkach popalają i jak to na nich działa. Aneta wyskoczyła z łóżka, jak sprężyna. – Gdzie ty byłeś tyle czasu?! – Rozmyślałem. – Jadę do ciebie przez pół Europy, a ty rozmyślasz do trzeciej nad ranem?!!! – Przepraszam. Umarł mój ojciec. Westchnęła i przytuliła mnie. Nie potrzebowałem tego. Chciałem po prostu pobyć sam i pomyśleć. Zawsze tak robiłem, kiedy działo się coś złego. Zazwyczaj pomagało.

cdn

@

xxpoprzednie odcinkix

www.nowyczas.co.uk/wyspa JACEK OZAIST Z URODZENIA BIELSZCZANIN Z SERCA KRAKOWIANIN Z DESPERACJI LONDYŃCZYK ABSOLWENT FILMOZNAWSTWA UJ PISZE GŁÓWNIE PROZĄ POEZJĄ PARA SIĘ NIEREGULARNIE


24|

7-21 maja 2010 | nowy czas

ia Ogłoszen ramkowe ! już od £15 TANIO NIE! I W YGOD

jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?

KSIĘGOWOśĆ fINANSE ROZLIcZENIA I bENEfITY szybko i skutecznie (przyjmuję również wieczorem i w weekendy) TEL: 077 9035 9181 020 8406 9341 www.polishinfooffice.co.uk

KUcHNIA DOmOWA

ZDROWIE

AbY ZAmIEścIĆ OGłOSZENIE RAmKOWE prosimy o kontakt z

Działem Sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

komercyjne z logo

do 20 słów

£15

£25

do 40 słów

£20

£30

PRZEPROWADZKI • PRZEWOZY TEL. 0797 396 1340

NAUKA

jĘZYK ANGIELSKI LAbORATORIUm mEDYcZNE: THE PATH LAb Kompleksowe badania krwi, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową (HIV – wyniki tego samego dnia), EKG, USG. TEL: 020 7935 6650 lub po polsku: Iwona – 0797 704 1616

KOREPETYcjE

SPRAWNIE • RZETELNIE • UPRZEjmIE

ORAZ PROfESjONALNE TłUmAcZENIA AbSOLWENTKA ANGLISTYKI ORAZ TRANSLAcjI (UNIvERSITY Of WESTmINSTER)

TEL.: 0785 396 4594 ewelinaboczkowska@yahoo.co.uk

Staááe stawki poáá ączeĔ Ĕ 24/7

Bez zakááadania konta

POLSKI KUcHARZ 25-27 Welbeck Street London W1G 8 EN

prywatne przyjęcia, domowe uroczystości, gotowanie na miejscu lub pomoc w gotowaniu, układanie menu. Kuchnia polska, kontynentalna i angielska. Przyjęcia duże i małe. TEL.: 0772 5742 312 www.polish-chef.co.uk

DOmOWE WYPIEKI na każdą okazję. Gwarancja jakości i niskie ceny.

USłUGI RóŻNE

Polska

ANTENY SATELITARNE jan Wójtowicz Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóĶceń, systemy CCTV, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. Polskie ceny Tel. 0751 526 8302

umer Wybierz n a nastĊĊpnie dostĊĊpowy elowy np. numer doc i ZakoĔcz # 0048xxx. ie. a poáączen poczekaj n

Polska

2p/min 084 4831 4029

7p/min 087 1412 4029

Irlandia

Czechy

3p/min 084 4988 4029

2p/min 084 4831 4029

Sááowacja

Niemcy

2p/min 084 4831 4029

1p/min 084 4862 4029

TRANSPORT AGATA TEL. 0795 797 8398

WYWóZ śmIEcI przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, Złomowanie aut – free TRANSPOL Tel. 0786 227 8730 lub 29 ANDRZEj

Auracall wspiera: Polska Obsáuga Klienta: 020 8497 4622 www.auracall.com/polska T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. One off 8p set-up fee by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Rates are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


|25

nowy czas | 7-21 maja 2010

ogłoszenia Disclosure expense will be met by applicant. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01304 813333 and asking for Matron Sheelagh Sanford. RESTAURANT MANAGER

job vacancies POLISH SPEAKING LEGAL LITIGATION EXECUTIVE Location: SOUTHAMPTON SO17 Hours: 37.5 5 days Wage: Meets National Minimum Wage Employer: Key Personnel Management Ltd. Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: Key Personnel Managemnt Limited - is a recruitment business working on behalf of its cleintsWe are actively seeking a Personal Injury Polish Speaking Litigation ExecutiveParalegal to work within a law environment based southamptonThe ideal candidate will have:- ideally have experience of handling claims, both RTA and non RTA good level of technical. expertise some knowledge of the litigation process, being capable of running litigated files, using own initiative good IT skills a case management system is used excellent client handling skills ideally have a Law Degree and have lived in the UK for 1.5 2 years speak Polish fluently. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01489 557256 and asking for Sue Page. SALES EXECUTIVE-POLISH SPEAKING Location: DOVER, KENT CT16 Hours: 45 OVER 7 DAYS Wage: £18,000 PER ANNUM Closing Date: 20 May 2010 Employer: Carlton Recruitment Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: Our Client one of the UK's largest independent customs clearance and ro-ro ferry sales agents are seeking an experienced Sales Executive who is fluent in Polish to join there already established sales force.Reporting to the European Sales Manager you will be joining a team of 4 with the responsibility to develop business in Poland by cold calling new and. existing clients, promoting European ro-ro ferry services.The successful appicant will be fluent in Polish and English and have a confident and clear telephone manner. Sales experience is essential along with the ability to work under pressure. Occasional travel to Poland will be required. You must be registered under the Accession State Worker Registration Scheme. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Darren Witham at Carlton Recruitment, 35 Roman Square, Sittingbourne, Kent, ME10 4BJ or to darren@carltonrecruitment.com.

Location: BEXHILL-ON-SEA, EAST SUSSEX TN39 Hours: 40 HRS PER WEEK Wage: £24000.00 TO £28000.00 PER ANNUM Closing Date: 31 May 2010 Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: This is Thai Staff Solutions Ltd Vacancy operating as a Recruitment Agency. The applicant must have a qualification or experiences at NVQ or equivalent Level 3 or above. Duties includes running a Thai Restaurant, undertaking the support roles to maintain and meet financial targets as set down, preparing marketing tools to. promote Thai food, impress and generate more customers, maintaining stocks of food and beverages, placing orders with the retail trades, dealing with any customer requests or problems, preparing staff rotas, supervising and training waiting staff. Responsible for staff discipline, Health and Safety, Risk Assessment, Hygiene Management and finally looking after customer welfare. Plan catering services, decide on range and quality of meals and beverages to be provided etc. How to apply: For further details about job reference BEZ/22104, please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearingimpaired people is 0845 6055 255 VEHICLE SPRAY PAINTER/PANEL BEATER Location: LONDON, E7 Hours: 54, MONDAY TO SATURDAY 9AM - 7PM Wage: £20,000 PER ANNUM Employer: Spectrum UK Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. This vacancy is covered by the Working Time Regulations. For advice on this regulation you should see the www.businesslink.gov.uk website or contact the Pay and Work Rights helpline. . Must have experience in car painting, preparation and panel beating. Duties will include paint spraying and panel beating of motor vehicles. How to apply: You can apply for this job by telephoning 07909 492561 and asking for Samir Mirza. WORKSHOP SUPERVISOR

CARE ASSISTANT Location: ASH CANTERBURY KENT CT3 Hours: 36 HOURS PER WEEK, ROTA OVER 7 DAYS, BETWEEN 8AM-8AM Wage: £5.85 PER HOUR Employer: Highview Oast Nursing Home Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: Duties include health care assistant duties, assisting with daily care and any other associated tasks as required. Previous experience is preferred but NVQ training would be provided. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure.

Location: NORTHAMPTON NN5 Hours: 8-30---17-30 Wage: NEGOTIABLE Employer: Calmac Tyres Ltd Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: We are looking for a garage workshop supervisor. You will need to have high standards and be a team player to run our professional very busy workshop,carrying out maintenance mots and tyre repairs.You will be a fully skilled technician with proven experience in team management.Salary will be dependent on previous experience. If this

describes you please send. your CV and covering letter to tonymitch@btinternet.com or phone Tony Mitchell on 01604 757538. How to apply: You can apply for this job by visiting tonymitch@btinternet.com and following the instructions on the webpage. DENTAL NURSE Location: London, W1T Hours: 45 hours per week, Monday to Friday 9am-6pm Wage: 24,000-28,000 per annum dependant on experience Employer: Medacs Health Care Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: This Vacancy is being advertised on behalf of Medacs Health Care who is operating as an employment agency. Must have a valid Dental Nurse qualification. You will need to have substantial experience as a dental nurse assisting with all general dentistry, you must be registered with the GDC and hold a valid dental nursing certificate. Have a mature approach . and good communication skills. You will also have to assist with reception duties and to assist the dentist in all aspects of private dentistry. . How to apply: You can apply for this job by telephoning 02076 111661 and asking for Emma White.

RESEARCH ASSOCIATE IN POLISH STUDIES Location: CAMBRIDGE, CAMBRIDGESHIRE CB2 Hours: 37 PER WEEK Wage: £27,183-£32,650 PER ANNUM Closing Date: 18 May 2010 Employer: University of Cambridge Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: Applications are invited for the post of Research Associate in Polish Studies in the Department of Slavonic Studies working with Dr Alexander Etkind. This vacancy has arisen as a result of the award from the Newton Trust for a collaborative research project "Memory at War: Cultural Dynamics in Poland, Russia and Ukraine". Please see the complete details and further particulars at www.mml.cam.ac.uk/jobs/.Completed applications should be sent to The Secretary of the Appointments

Committee, Faculty of Modern and Medieval Languages, Sidgwick Avenue, Cambridge CB3 9DA [or by e-mail: lb358@cam.ac.uk] by 4 pm on 18 May, 2010. You are requested to ask your referees to write directly to The Secretary of the Appointments Committee by the same date. How to apply: You can apply for this job by visiting www.mml.cam.ac.uk/jobs/ and following the instructions on the webpage. PRE REGISTRATION PHARMACIST Location: LONDON, SW11 SW11 Hours: 45HRS - MON - FRI: 9AM TO 7PM Wage: £18500 TO £21000 PER ANNUM Employer: Barkers Chemist Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: We are looking to recruit Pre Registration Pharmacist for the year 2010, 2011. The starting date of the training is first week of July 2010 at below location. Applicants qualifications and training requirements is based on Royal Pharmaceutical Society of Great Britain RPSGB standards which can be checked on the website. http:www.rpsgb.org.ukregistrationandsup port The in-house training is delivered by an individual pre-reg tutor who will give full support to your learning and development. In addition to essential and advanced services you will participate in providing a range of enhanced services. You can apply for this position by sending in your CV/Cover letter for the attention of Mr. Hanif Nasser by e-mail barkers2@glenhazel.org or by post to Barkers Chemist, 49 Falcon Road, London SW11 2PH. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Hanif Nasser at Barkers Chemist, 49 Falcon Road, London, SW11 2PH or to barkers2@glenhazel.org. ICT ADMINISTRATOR Location: LONDON SE1 Hours: 36 hrs over 5 days Wage: £18500 to £20000 Per Annum Employer: Immigration Advisory Service Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: As an ICT Administrator, youll provide users across our organisation with expert technical and desktop assistance. Working with standardised Microsoft

software, our ICT Department supports a wide range of equipment - including databases, PCs, networks, phone systems, faxes, photocopiers, mobile phones, alarm systems, facilities management and purchasing. Dealing with user queries received by our helpdesk, youll provide essential first line support regarding all ICT and communication issues. This will involve installing desktop software and hardware, as well as resolving technical problems. In addition, youll monitor operational backup procedures at remote sites, and will commission and decommission IT equipment. Having previously worked in a similar role, you must either be qualified to A-level standard or have an equivalent level of systems. How to apply: You can apply for this job by obtaining the employer's application form from and returning it to Kai Tang at Immigration Advisory Service, recruitment@iasuk.org. NIKON CAMERA TECHNICIAN Location: LONDON SE11 Hours: MONDAY-FRIDAY Wage: £22000.00 TO £25000.00 PER ANNUM Closing Date: 21 May 2010 Employer: Fixation (UK) Ltd Pension: No details held Duration: PERMAMENT ONLY

Description: We are seeking an additional experienced technician to join our Nikon repair team. You will repair Nikon Professional and semi-professional cameras, lenses and accessories, using your skills in fault diagnosis, test and adjustment, parts fitting and soldering, sensor cleaning. We require extensive experience of Nikon SLR photographic repairs, or other. main SLR brand. Relevant degree qualification, preferably in Engineering Electronics sector or Business Management. You must be technically competent in fault-finding, use of technical diagrams and parts lists, AF set-up, use of diagnostics software, sensor cleaning and final image testing. You must have familiarity with use of precision test equipment such as oscilloscopes, collimators, light intensity meters, spectrum analysers and shutter testers. Good salary and benefits. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Paula Stevens at Fixation (UK) Ltd, paula@fixationuk.com.


26|

7-21 maja 2010 | nowy czas

czas na relaks sudoku

3 6 8

4 8 2 5 1 9 1 8 6 9 5 4 6 3 5 4 7 9 5 4 3 9 2

łatwe

2 1 4 8 1 9 5 4 7

3 2 5

średnie

6 9 6 9 8

9 2 4

5 7

1 3 5

7 9 4

8 5

7 8 3

7 9 8

5

trudne

6 5

9 1 7

2 4 9 2 3 5

9 3 7 5 8 2 1

8 1 5

7 6 8 1

5 3

7 6 3 8

2

krzyżówka z czasem nr 6

aby język giętki powiedział wszystko, co… przyjdzie palcom do głowyi

Lepiej potknąć się nogą niż językiem Wszyscy na co dzień posługujemy się stałymi związkami frazeologicznymi. Ich ogólne znaczenia są inne niż poszczególnych wyrazów, z których się składają. Jednak związki te są komunikatywne dla każdego, bo utrwalone przez zwyczaj językowy. Zaliczają się do nich nie tylko utarte konstrukcje lingwistyczne z codziennego języka (np. cienko prząść, rzucać mięsem lub przypierać do muru), ale także sentencje, maksymy i przysłowia, tzw. skrzydlate słowa (np. pyrrusowe zwycięstwo, przekroczyć Rubikon czy Judaszowe srebrniki). Użytkownicy języka je znają, lecz zdarza się, że mieszają lub krzyżują wyrazy wchodzące w skład tych sformułowań bądź z dwóch słów tworzą jedno (np. dlaczemu – dlaczego i czemu; głupość – głupota i mądrość). Konstrukcje takie nazywamy kontaminacjami. Jeśli nie są zamierzone, a wynikają jedynie z niewiedzy nadawcy, są po prostu błędami językowymi, np. buja w chmurach (powstałe z poprawnych bujać w obłokach oraz chodzić z głową w chmurach); odniósł porażkę (ponieść porażkę i odnieść zwycięstwo); snuć perspektywy (mieć perspektywy oraz snuć plany); dobry rydz jak nic (lepszy rydz niż nic i dobry żart tynfa wart); pies leży pogrzebany w szczegółach (tu leży pies pogrzebany oraz diabeł tkwi w szczegółach); przypisywać

czemuś wagę (przypisywać czemuś znaczenie i przywiązywać do czegoś wagę); zostawić kogoś w świętym spokoju (zostawić kogoś w spokoju i dać komuś święty spokój); przyprawić komuś skrzydła (przypiąć komuś skrzydła do ramion oraz przyprawić komuś rogi); wywalić kogoś na zbity łeb (lecieć na łeb, na szyję oraz wywalić kogoś na zbity pysk); przecierać oczy z wrażenia (przecierać oczy ze zdumienia oraz osłupieć z wrażenia); przylgnęła do niego łatka (przypiąć komuś łatkę oraz przylgnęła do kogoś opinia); milczeć jak woda (milczeć jak grób oraz nabrać wody w usta). Czasami wręcz zdumiewają związki frazeologiczne, które są używane niezgodnie ze swym znaczeniem, np.: Po co mam to robić, skoro wiem, że i tak czeka na mnie tylko musztarda po obiedzie, albo inny przykład: No i nareszcie nasz faworyt wygrał, więc mogą cieszyć się wszyscy, którzy maczali w tym palce... Oczywiście, zdarza się, że tego rodzaju krzyżówki, powstałe na podstawie podobieństwa brzmieniowego lub znaczeniowego, są zamierzone. Takie konstrukcje spotykamy w poezji (np. mironczarnia – tytuł wiersza Mirona Białoszewskiego), w tytułach prasowych, nierzadko pochodzących z jeszcze innych

źródeł (np. W siódmym niebie nienawiści lub Siedzą, piją, lulki ćpają...), a także w dowcipach językowych. Te żartobliwe, a czasami, wydawałoby się, nawet bezsensowne kontaminacje mają być zaskakujące, a zarazem komiczne, np. Na złodzieju czapka... karakułowa (zamiast gore); Ten się śmieje, kto się śmieje... głośniej (a oczekujemy ostatni); Kto rano wstaje, ten sam sobie szkodzi (znowu skrzyżowanie dwóch przysłów Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje oraz Kto późno przychodzi, ten sam sobie szkodzi); Na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje (Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą oraz I Salomon z pustego nie naleje). Przykładem podobnej świadomej zabawy słowem – sztuki dla sztuki, chciałoby się powiedzieć – jest żart językowy, któremu trudno odmówić logiki: Gdyby kózka na pochyłe drzewo nie wskakiwała, to by nóżki nie złamała. Jednak powstają też i takie, które z ową logiką nie mają nic wspólnego: Pies ogrodnika darowanemu koniowi nie zagląda w zęby lub Nie rzucaj pereł, bo ściany mają uszy. Sięgają absurdu, od którego raczej powstrzymajmy się w codziennej komunikacji.

Lidia Krawiec-Aleksandrowicz


|27

nowy czas | 7-21 maja 2010

sport Siatkówka

Puchar Anglii w polskich rękach Dzień 24 kwietnia był świętem polskiej siatkówki na Wyspach. Wtedy to właśnie w londyńskiej Crystal Palace National Sports Center odbyły się finałowe mecze o Puchar Anglii.

Andrzej Aleksiejczuk W pucharowych rozgrywkach po raz pierwszy w historii zagrały dwie polskie drużyny. W kobiecym finale zagrała Polonia Ladies, natomiast mężczyźni byli reprezentowani przez Polonię London. Oba kluby grają od wielu lat w pierwszej lidze angielskiej, godnie reprezentując naszą rodzimą siatkówkę na terenie Wielkiej Brytanii. W ponad trzydziestoletniej historii naszym siatkarzom udało się zdobyć to trofeum tylko raz, w 1991 roku. Wtedy na pokonanym polu została ekipa z Liverpool. Pierwsze rozpoczęły nasze dziewczęta, a ich przeciwniczkami były siatkarki Leeds Carnegie, w barwach której występuje również Polka, Klaudia Wieczorek. Od początku spotkania dało się zauważyć przewagę Polonii. Nasze zawodniczki narzuciły swój styl i bez większego problemu wygrały pierwszy set 25:19. Druga odsłona rozpoczęła się również od wysokiego prowadzenia Polek, ale w końcówce nastąpiło rozluźnienie i Leeds doprowadziło do stanu 24:24. Klasyczna podwójna zmiana przeprowadzona w naszym zespole przyniosła efekt i kibice mogli się cieszyć z wygranej 27:25. Trzeci akt tego spotkania to całkowita dominacja Polonia Ladies, przeciwniczki zostają rozgromione 25:13! Cały mecz 3:0 i triumf w tych rozgrywkach staje się faktem. Mamy Puchar! Na parkiecie szał radości, tańcom i śpiewom nie było końca. MVP meczu została przyjmująca Polonii, Jevgienija Livica. – Jestem ogromnie szczęśliwy – powiedział tuż po meczu grecki trener naszej ekipy. – Trudno uwierzyć, że już w pierwszym sezonie pracy z drużyną udało się zdobyć Puchar i wicemistrzostwo Anglii. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda się wygrać dublet – dodał zadowolony szkoleniowiec. Zebrani w hali kibice z niecierpliwością oczekiwali na finał mężczyzn. Wszyscy którzy sprzyjali polskim drużynom byli przekonani, że chłopaki natchnieni sukcesem dziewcząt także pokuszą się o zwycięstwo. Mecz rozpoczął się o 15:00. Naszym przeciwnikiem była niezwykle doświadczona drużyna, odwieczny rywal – Malory Eagels London. To świeżo upieczony mistrz Anglii. Taktyczny plan ustalony przez trenerów, aby spotkanie rozpoczął nominalnie dru-

gi rozgrywający, okazał się błędny. Już przy stanie 12:5 dla przeciwników na placu gry pojawił się rozgrywający Grzegorz Niski. Jakość gry uległa nieco poprawie, jednak słaby początek zaważył na losach setu, który przegraliśmy 17:25. Szereg zmian i czasy wykorzystywane przez naszego trenera nic nie zmieniły i chłopcy musieli przełknąć czarę goryczy. Przegraliśmy ostatecznie 0:3 w setach 17:25, 17:25 oraz 22:25. Najlepszym zawodnikiem meczu został wielokrotny reprezentacji Anglii, rozgrywający Malory, Richard Dobel. Warto zaznaczyć, iż w zwycięskiej drużynie wystąpił też Polak, Alex Bialkoz. Kilka minut po spotkaniu trener Polonii, Krzyś Hykiel przeprosił kibiców za porażkę i zapowiedział, że w przyszłym sezonie on i drużyna postarają się zrekompensować sobie i wiernym fanom to niepowodzenie, zwyciężając w rozgrywkach ligowych lub zdobywając puchar. Wierzymy w słowa trenera i mamy nadzieję, że uda się to zrealizować. Puchary i medale wręczał prezydent Angielskiej Federacji Siatkówki, Richard Calicote.


28|

7-21 maja 2010 | nowy czas

port

Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk info@sportpress.pl

Piłka nożna

Kancelaria rozdaje karty Fot: Daniel Kowalski

W meczu na szczycie Inko Team wygrało ze Scyzorykami 3:2. O mistrzowskim tytule zadecyduje jednak postawa Kancelarii Tęcza. Awans do pierwszej ligi uzyskał You Can Dance.

Niska temperatura, porywisty wiatr oraz deszcz to mieszanka, która zdecydowanie nie sprzyja tworzeniu wielkich wydarzeń sportowych. Tym większe słowa uznania należą się zawodnikom Inko oraz Scyzoryków, którzy w 23. kolejce stworzyli bardzo ciekawe widowisko. Od początku meczu ton nadawała ekipa Inko, dla której była to ostatnia szansa, aby zbliżyć się do lidera. Były mistrz szybko objął prowadzenie, jednak trzy punkty zdobył po bardzo zaciętej walce. O mistrzowskim tytule w trzech ostatnich kolejkach paradoksalnie zadecyduje postawa Kancelarii Tęcza, która w ostatnich meczach sezonu zagra z oboma kandydatami do tego trofeum. Zacięty bój toczy się również o trzecie miejsce. Mleczko pokonał Kancelarię 3:0, ale w dalszym ciągu traci do KS04 dwa punkty. Wyniki 23. kolejki I ligi:

Słomka Builders Team – Piątka Bronka 1:6, Scyzoryki – Inko Team FC 2:3, Kancelaria Tęcza – Mleczko 0:3, PCW Olimpia – Giants 4:11, KS04 Ark – Anglopol 5:0, Motor Font – Botafago 5:0, White Wings Seniors – Katalonia 5:0.

Zestaw par 24. kolejki (09.05):

12:30 PCW Olimpia – Piątka Bronka, 12:30 Motor – Mleczko, 13:20 Kancelaria Tęcza – Inko Team FC, 13:20 KS04 Ark – Giants, 14:10 Scyzoryki – White Wings Seniors. Pauzuje: Słomka Builders Team. W drugiej lidze na trzy rundy przed zakończeniem sezonu awans do pierwszej ligi zapewnił sobie zespół You Can Dance. W 23. kolejce rozgrywek drugiej ligi YCD ograło trzeci w tabeli Inter Team, potwierdzając tym samym, iż pozycję lidera zajmuje jak najbardziej zasłużenie. Dobrego tempa nie zwalnia również druga w tabeli Jaga, która rozgromiła Panoramę aż 11:0. Wyniki 23. kolejki:

Inter Team – You Can Dance 2:6, KS Ósemka – Polmar Team 4:5, Czarny Kot FC – Biała Wdowa 6:1, Buduj.co.uk – North London Eagles 4:1, Eagle Express – MK Team 5:0, Kelmscott Rangers – Laptopy Ruislip 4:4, Panorama – Jaga 0:11. Zestaw par 24. kolejki (09.05):

10:00 Inter Team – North London Eagles, 10:00 Buduj.co.uk – Biała Wdowa, 10:50 KS Ósemka – Jaga, 10:50 Eagle Express Team – Polmar Team, 11:40 MK Team – Czarny Kot FC, 11:40 You Can Dance – Kelmscott Rangers, 14:10 Panorama – Laptopy Ruislip.

Daniel Kowalski

Zagraj w Lutoni 12 czerwca w Luton rozegrana zostanie druga edycja Pucharu Magazynu Lokalnego oraz portalu wluton.net Organizatorem imprezy jest Amateur Polish League. To amatorska liga drużyn 11-osobowych, która powstała z inicjatywy sympatyków piłki nożnej w Luton. Zgłoszenia drużyn prosimy kierować na adres email: luton.liga@wp.pl (nazwa drużyny wraz z numerem telefonu kontaktowego kapitana). Ostateczny termin składania zgłoszeń mija 22 maja 2010. Wpisowe wynosi 10 GBP od osoby, a drużyny mogą liczyć maksymalnie 22 zawodników. Uczestnicy turnieju muszą mieć ukończone 16 lat. Turniej będzie rozgrywany na wzór pierwszej edycji. Drużyny zostaną podzielone na dwie grupy. Z każdej z nich awansują dwa zespoły, które zmierzą się ze sobą w półfinałach.

Szczegółowych informacji udzielają: Rafał – 0790 844 4200, Tomek – 0787 104 4167 oraz Paweł – 07849676005. Organizatorzy proszą o kontakt od poniedziałku do piątku w godzinach od 13:00 do 17:30.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.