C&C - lato 2011

Page 1

numer 2 (7) lato 2011

issn: 2081-2426

MAGAZYN KLIENTÓW PROGRAMU CLASS & CLUB www.classandclub.pl

łap zniżki

warstwa muzyczna

przepis na

przebój temat rzeka

Wielki powrót analoga miasto kina

wak acji

szlachetne zdrowie

retro-

gimnastyka

Bądź jak Jane Fonda!

CATE BLANCHETT

Zwyczajnie niezwyczajna

wartka rozmowa

marcin

dorociński

ten zawód mnie kręci


short lista

REKLAMA

14 05 Dobry początek C&C poleca Drobiazgi Trendomierz

08 Kamil Dąbrowa Wszyscy jesteśmy kibicami

10 Można mi zazdrościć, bardzo proszę… Prowokuje na ekranie, prowokuje w życiu, mówi, co myśli. Nie boi się szczerych wyznań, choć jest granica, której nie przekracza. O filmach, zasadach, które nie przemijają, i zakochaniu we własnym ciele opowiada Marcin Dorociński.

Foto: materiały promocyjne

14 analog kontratakuje Gdyby nie zaawansowana technologia i spryciarze od kamuflowania wokalnego beztalencia, Madonny nigdy nie wpuszczono by do studia nagrań. Rzeczywistość cyfrowa ma monopol na doskonałość – upozowaną, wypolerowaną i dopieszczoną. Ale i artyści, i odbiorcy coraz częściej odrzucają zdobycze technologii, doceniając naturalne błędy, pęknięcia i trzaski. Czy to już moda na kulturę analogową?

26 Historia słonego

20 No, smoking Jedwabne klapy, czarna muszka, kamizelka – utożsamiany dziś z nieco sztywną i staroświecką elegancją smoking narodził się jako luźny strój, w którym panowie mogli swawolić sobie we własnym gronie, bez towarzystwa dam. Nawiązując do tych chlubnych korzeni, spróbujmy odmłodzić ten nieco zapomniany element męskiej (choć nie tylko!) garderoby. Jest okazja – smoking obchodzi 150. urodziny!

23 Con la passione Elegancka prostota odświeżona kontrastowym zestawieniem faktur i krojów, casual złamany nonszalancją – sekret nowej kolekcji Deni Cler Milano tkwi w nieoczywistym szczególe. Detale inspirowane latami 60. i szykiem angielskiej arystokracji to propozycja marki na sezon jesienno-zimowy. Kolekcja powstała z myślą o pierwszych chłodach, ale – co ma sugerować nadany jej tytuł „…con la passione” – z gorącej miłości do mody. Byliśmy na pokazie.

24 Kreator dobrego samopoczucia Brunello Cucinelli to dzisiaj znany ze swoich kaszmirowych kolekcji kreator mody. Poza znaną marką Brunello Cucinelli stworzył swoistą filozofię zarządzania zakładami produkcyjnymi. Wywiadu udzielił dla „Elite Traveler”.

Bez soli nie ma życia. To prawda tak samo stara jak świat. Ludowe wierzenia głoszą, że człowiek, który podaje nam posiłek bez użycia soli, jest wręcz diabłem! Pomimo apeli lekarzy o solnych nadużyciach i powodowanych nimi chorobach cywilizacyjnych chlorek sodu jest jednak częściej naszym sprzymierzeńcem niż wrogiem. A już z całą pewnością ma bardzo burzliwy życiorys.

30 Fitness z epoki Sport to zdrowie? Podobno. Ale nawet sytuacja wymachów i przysiadów nie zwalnia z dobrego stylu. Dziś szczytem szyku jest gimnastyka w wydaniu retro. Londyn inspiruje, my podpowiadamy – co ćwiczyć i z czym.

32 Siódme nieba Dostarczają sporej dawki adrenaliny, urzeczywistniając odwieczne marzenie człowieka o lataniu. Wznoszą w przestworza, gdzie spotykamy się z granicami naszych możliwości – kolejne dyscypliny zdają się je systematycznie przesuwać. Przed tobą sportowa siódemka, która zabierze cię w siódme nieba.

Wydawca: Raiffeisen Bank Polska S.A., ul. Piękna 20, 00-549 Warszawa Kierownictwo publikacji: Bartosz Porszt, Danuta Włodarczyk Redakcja, projekt graficzny, reklama, produkcja: Novimedia Content Publishing (Novimedia jest częścią Wydawnictwa Zwierciadło) www.novimedia.pl [Zespół – Dyrektor Wydawniczy: Leszek Mielczarek, Szef Redakcji: Angelika KUCIŃSKA, Szef Studia: Diana BOROWSKA, Wydawca: Ewa Chmielarz, Senior Art Graphic: Mateusz JANKOWSKI, Paweł RYGOL, Fotoedycja: Piotr Bartoszek, Korekta: Elżbieta WOŹNIAK, Dyrektor Produkcji: Michał SEREDIN. Administracja/Reklama: Barbara ZIĘCIK - reklama@novimedia.pl] Na okładce: Marcin Dorociński., foto: Marcin Kempski/ILPG Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych reklam i ogłoszeń.

lato

2 0 1 1

3


d p [dobry początek] short lista

C&C poleca Opra­co­wa­ła: ewa chmielarz/novimedia cp

24 czerwca – 18 września Potęga fantazji – nowoczesna i współczesna sztuka z Polski, Muzeum Narodowe Warszawa

38 Podpi$ na wagę złota Obecnie inwestorom coraz trudniej wskazać aktywa, w których kapitał jest bezpieczny, o zyskach nie wspominając. Dlatego też poszukują alternatywnych możliwości inwestowania – kruszce, dzieła sztuki, antyki… Na tej liście coraz częściej pojawiają się aktywa niemal pewne, których wartość może wzrosnąć o nawet 1200 proc.! Mowa o autografach, na które moda dociera do Polski.

41 Gra o sumie zero Jak mawia słynny inwestor giełdowy – Warren Buffet, w inwestowaniu obowiązują tylko dwie zasady: pierwsza – nie tracić pieniędzy, i druga – pamiętać o zasadzie pierwszej. Jednak większość z nas, indywidualnych inwestorów, stale popełnia w swojej praktyce inwestycyjnej typowe błędy, które przeszkadzają w realizacji tego jakże słusznego postulatu.

42 W mackach smaku Hiszpania? Wakacje, plaża, lekkie wino, doskonałe jedzenie. Nie do końca. Sami Hiszpanie uważają potrawy

4

2 0 1 1

lato

z południa kraju za proste i mało wykwintne. Amatorzy wyrafinowanych smaków szukają podniet na północy.

44 Sezon na sezonówki Po tym, jak już zachłysnęliśmy się truskawkami w środku zimy, nadszedł czas triumfu warzyw i owoców sezonowych. Czy rozczarowani zbytnim urodzajem nijakich produktów poszukujemy zapomnianych smaków i zapachów? A może na nowo zaczynamy wierzyć, że jabłka i dynie z polskiego ogródka są lepsze niż te sprowadzane z odległych krajów?

48 Winny kolekcjoner „Najważniejsze to kierować się własnym gustem, tym, co lubimy i co sprawia największą frajdę. Piwniczka powinna odzwierciedlać zamiłowanie i pasję” – mówi Mirosław Mól, specjalista winiarski Delikatesów Alma, pytany, jak stworzyć wartościową kolekcję win.

50 Użyteczne niezwykłości Stół, który wygląda, jakby z jednej strony był niższy. Sofa jak dla lalek, a jednak superwygodna. Zaprezentowana na targach w Mediolanie kolekcja mebli Maison Martin Margiela ponownie przywołała pytanie o pragmatyzm w świecie designu. Czy przedmioty codziennego użytku powinny być przede wszystkim funkcjonalne czy niezwykłe?

1 lipca – 3 września

Jest tylko jedna. Niby typowa, zwyczajna, delikatna blondynka, jak mówi o sobie: „Po prostu nuda”. Ale jej aktorskie emploi mieści w sobie kilkanaście życiorysów skrajnie różnych osobowości. Zagrała dwa razy, w dwóch różnych produkcjach królową Elżbietę, Galadrielę – królową Elfów, Boba Dylana, Katharine Hepburn. To tylko ułamek z jej dorobku. Cate Blanchett naprawdę trudno zaszufladkować. Nuda? Nie dajcie się nabrać na tę kokieterię.

NIE PYTAJ – ODPOWIADAJ! Filmowy Pościg Lata 2011 Cinema City Cała Polska Konkurs podzielony jest na 8 tygodniowych etapów. W każdym z nich na uczestników czekają pytania filmowe. Udzielanie prawidłowych odpowiedzi w jak najkrótszym czasie premiowane jest punktami, zbliżającymi do wielkiego finału. Na każdym etapie na graczy będą czekały również zadania dodatkowe oraz nagrody w postaci fantastycznych gadżetów! A jest o co walczyć – nagrody główne to samochody. Aby wziąć udział w grze, wystarczy zalogować się w internetowym serwisie na stronie www.kinograj.cinema-city.pl.

60 Miasto kina Cinema City poleca.

62 Lato przebojów

2 lipca – 27 sierpnia

Każdego roku tysiące muzyków zachodzą w głowę, jak napisać idealną ścieżkę dźwiękową do letniego romansu, leniwego smażenia się w słońcu i rodzinnego wypadu na wieś jednocześnie – słowem, jak napisać wakacyjny hit. Udaje się to nielicznym – przyjrzyjmy się, jak to robią.

XVI Międzynarodowy Plenerowy Festiwal Jazz na starówce 2011 W każdą sobotę na Rynku Starego Miasta w Warszawie

65 Zakupowa ekstraklasa Prosty mechanizm. Oklepany model konsumpcjonizmu. Kupujemy upatrzony lub po prostu niezbędny produkt powszedniej bieżączki, wydajemy na niego pieniądze, on się zużywa, kończy bądź wpada nam w oko coś nowego. Następnie – analogicznie – kupujemy produkt, on się zużywa, kończy... I tak w kółko. A gdyby tak zamieszać w tej zakupowej matematyce…

Foto: materiały promocyjne

Kup auto, poczuj się wolny – głosiło na początku lat 90. hasło reklamowe. Dziś samochód jest już dobrem powszechnym, a co z wolnością? Na szczęście są samochody, które dają jej więcej.

56 Cate jak kameleon

Foto: Everette Collection/East News

34 Powiew wolności

Bycie eko to nie obowiązek. To wyzwanie, inspirująca podróż w poszukiwaniu nici porozumienia między sobą a środowiskiem. Wyczucie naszej przestrzeni życiowej i dbanie o nią. Dlaczego więc jej nie ulepszyć?

To jeden z najpopularniejszych i największych – pod względem liczby publiczności – festiwal jazzowy w Polsce. Przez 15 lat istnienia zgromadził imponujące pół miliona zróżnicowanych wiekowo fanów jazzu. Jeden koncert festiwalowy przyciąga od 3 do 4 tys. ludzi, a jedna edycja – 40 tys. miłośników jazzu. Impreza jest od lat obecna w najważniejszych polskich mediach. Spot z festiwalu ukazał się w BBC World i CNN, zaś TV Deutche Welle zrealizowała reportaż z festiwalu.

4–9 lipca Malta Festival Poznań 2011 Poznański festiwal Malta obchodzi w tym roku 20-lecie! Impreza, która początkowo była festiwalem ulicznym, a według niektórych ludycznym, świętem nowo odzyskanej wolności bycia razem w przestrzeni publicznej, stała się dzisiaj jednym z najważniejszych festiwali artystycznych w naszej części Europy. Obok wydarzeń stricte teatralnych odbędą się liczne performance, koncerty, pokazy filmowe i sztuk audiowizualnych, nie zabraknie też punktów w ofercie tanecznej.

KULTURALNY

34

Pod taką nazwą kryje się obszerna wystawa, w ramach której zgromadzono wiele z najważniejszych dzieł polskiej sztuki nowoczesnej i współczesnej. Ich autorami są twórcy z pokolenia, które karierę zrobiło po roku 1989, już po upadku komunizmu. Wystawa prezentuje prace ponad 30 znanych i cenionych na świecie artystów, takich jak: Monika Sosnowska, Wilhelm Sasnal, Piotr Uklański, Katarzyna Kozyra i Robert Kuśmirowski.

54 Wnętrze w twoim rytmie

KALENDARZ

,

21–31 lipca Międzynarodowy Festiwal filmowy Nowe Horyzonty Wrocław To największy festiwal filmowy w Polsce, uznawany za najważniejsze filmowe wydarzenie w centralnej Europie. Organizatorzy prezentują niekonwencjonalne kino autorskie, filmy poszukujące nowego języka, ciekawej formy, tematów nieobecnych w produkcjach głównego nurtu. Od lat program filmowy festiwalu bywa pretekstem i inspiracją do odkrywania nowych horyzontów także w obszarze innych dziedzin sztuki. W tym roku motywem przewodnim wydarzenia jest kino i sztuka z Norwegii. Koniec lipca obowiązkowo we Wrocławiu.

5–9 sierpnia OFF Festival Katowice To będzie już VI edycja tego święta muzyki alternatywnej, którego dyrektorem jest wokalista zespołu Myslovitz – Artur Rojek. Postać ta to gwarant niebanalnego line-upu, obfitującego w gwiazdy światowego formatu. W tym roku na scenach wystąpi około 70 wykonawców, a wśród nich Primal Scream, Gang of Four, Junip, Public Image Limited i mnóstwo innych. Wszystko dzieje się w Katowicach, w Dolinie Trzech Stawów.

lato

2 0 1 1

5


Gorąco? Na upalne dni najlepszy chłodnik i puszyste frostito. Świece płoną w ogrodzie, a ty wspominasz stare filmy? Użyj kapturka do gaszenia świec. Spalony słońcem? Orzeźwiająca kąpiel w zielonej herbacie, a potem kojący after sun to odpowiedź na Twoją bolączkę. A do ręki, czy na rękę – orientalne pierścionki i kolorowe torby! Przed Tobą wakacyjne MUST HAVE!

d p [dobry początek] drobiazgi

,

Świat dwóch C

CYTATY NUMERU

C.C. Catch To bardzo popularna w latach 80. piosenkarka muzyki pop, urodzona 31 lipca 1964 r. Jej prawdziwa godność to Caroline Catherine Müller. Karierę muzyczną rozpoczęła na początku lat 80. XX w., kiedy to śpiewała w dziewczęcym kwartecie Optimal. W 1985 r. podczas występu w Hamburgu zainteresował się nią Dieter Bohlen z zespołu Modern Talking. Muzyk postanowił nawiązać z piosenkarką współpracę, napisał dla niej utwór „I Can Lose My Heart Tonight” i wybrał pseudonim C.C. Catch. W lipcu 1985 r. ukazał się singiel z tą piosenką. Zdobyła powodzenie w dyskotekach i na listach przebojów. Na fali popularności piosenkarki Bohlen napisał dla niej utwory na kolejny album – „Welcome To The Heartbreak Hotel”, który ukazał się jeszcze w tym samym roku. We współpracy z kompozytorem Caroline wydała razem 5 albumów. Pod koniec lat 80. piosenkarka zakończyła współpracę z Bohlenem i wyjechała do Wielkiej Brytanii, aby tam kontynuować karierę muzyczną, zmieniając styl. W 1989 r. wydała album „Hear What I Say”, który nie cieszył się taką popularnością jak poprzednie. Tak samo było z singlami „Big Time” i „Midnight Hour”. Caroline postanowiła wycofać się z muzycznego świata.

litewski z rakami by Alma 1.Chłodnik 1 pęczek botwiny, 0,5 l jogurtu greckiego, 0,25 l kefiru,

I gdybym nawet wiedział, że jutro będzie koniec świata, zasadziłbym dziś swoje drzewko. Martin Luther King

2.

Lepiej od razu spłonąć, niż tlić się powoli. Kurt Cobain

Kapturek do gaszenia świec z AlmidÉcor Pamiętacie stare filmy, których tłem było życie zamożnej szlachty? I gdy państwo oddalili się do swojej alkowy, pokojówka przygotowywała dwór do spoczynku? Do zgaszenia całej setki lampionów i lampioników używała mosiężnego kapturka do gaszenia świec. Przenieś się w tamte czasy, używając tego starodawnego, ale jakże niezwykłego gadżetu. Absolutnie idealny podczas ciepłych, romantycznych wieczorów.

Coupé-Cabrio

Son­da zo­sta­ła prze­pro­wa­dzo­na w gru­pie 100 lo­so­wo wy­bra­nych osób.

Pana Tadeusza

18%

37%

Domowego zwierzątka

Krzysztofa Ibisza

33% dzieci

6

2 0 1 1

lato

na wakacje nie jadę z... Wakacje to okres wyjazdów i rozjazdów. Tak, lubimy to, szczególnie w doborowym towarzystwie. Gorzej, jeśli jesteśmy zmuszeni spędzić urlop z osobą, którą lubimy oglądać tylko na zdjęciach. Kto to taki? Są osoby w naszym otoczeniu, od których lubimy odsapnąć. Na urlop nie wzięlibyśmy szefa/szefowej czy eksdziewczyny/ ekschłopaka – to oczywiste. Ale co z najbliższymi? Czy lubimy wypoczywać z teściową bądź dziećmi? A może marzymy o wakacjach z celebrytą?

2 Irena Eris Pharmaceris After Sun 4.Dr Na słoneczku fajnie jest! Można pograć w siatkówkę

i pochwalić się nowo nabytymi w pobliskiej siłowni mięśniami. Można grillować z obnażonym bezwstydnie brzuchem. Można też doświadczać cudownych przejażdżek rowerowych w koszulkach na ramionkach. Och, tak. W tym wakacyjnym relaksie nie zapomnijcie o tym, że słonko pali. Pali wasze ciała. A one, tak jak organizm, potrzebują pić. Na spalone ramiona polecamy balsam łagodzący Dr Ireny Eris.

6

Krem pod prysznic, pilling i mleczko 5.do ciała od Marionnaud

Z kraju o ogromnej tradycji produkcji luksusowych zapachów, z doświadczenia specjalistów wyłania się linia delikatnie aromatyzowanych, kremowych i unikalnych produktów pielęgnacyjnych do kąpieli... A nic latem lepiej nie odświeża i energetyzuje jak letni prysznic. Jeśli dodamy do tego ekstrakt z zielonej herbaty i jaśminu, szybki prysznic może przerodzić się w długą kąpiel z bąbelkami. Wyjdziesz z niej schłodzony i z nowymi pomysłami.

w coffeeheaven 3.Frostito Mrożona kawa vanilla chai frostito to idealna propozycja

na letnie dni. Zawiera porcję prawdziwej energii, którą ma w sobie jedynie dobra kawa, a głębi smaku dodają jej egzotyczne przyprawy, charakterystyczne dla linii CHAI. Dzięki połączeniu mleka i kostek lodu wspaniale chłodzi oraz gasi pragnienie. Delikatna kawa łagodnie pobudza i orzeźwia, a zamknięta w niej pachnąca wanilia wywołuje przyjemne poczucie odprężenia. Całości dopełnia warstwa bitej śmietany z posypką. Taki smak bezapelacyjnie zwyciężył w spotkaniach testowych zorganizowanych dla naszych klientów.

Foto: shutterstock, materiały promocyjne

Kogo nigdy nie wziąłbyś/wzięłabyś na wakacje? 12%

Przyszliśmy na świat, aby współżyć, a więc przyszliśmy na świat, aby się sobie wzajemnie podobać. Monteskiusz

Foto: materiały promocyjne, Fotonova/East News, PRESS PHOTO CENTER/East News, Shutterstock

Paryski salon samochodowy w 1934 r. był areną prezentacji pierwszego samochodu zbudowanego według popularnej obecnie koncepcji coupé-cabrio, czyli kabrioletu (lub roadstera), który łączy wszystkie zalety samochodu bez dachu ze sporą częścią zalet wozu z zamkniętym nadwoziem. Pierwsze CC, nazwane 401 Eclipse, nosiło znak Peugeota i było dziełem George’a Paulina, z wykształcenia… dentysty. Konstrukcję reklamowano jako samochód, który „w ciągu kilku sekund z zamkniętej limuzyny przeobraża się w otwarty kabriolet”. Dziś coupé-cabrio oznacza najczęściej auto ze sztywnym, składanym dachem, dzięki czemu przy schowanym dachu jest klasycznym kabrioletem lub roadsterem, a przy dachu rozłożonym – zamkniętym coupé. Słowem – latem cabrio, zimą coupé.

1

4

0,5 l jogurtu naturalnego, 25 g koperku, 25 g szczypiorku, 75 g zielonych ogórków, 75 g rzodkiewek, 75 g buraczków marynowanych, 5 g cukru, 10 ml soku z cytryny, 10 ml octu z czerwonego wina, 5 szyjek rakowych w zalewie, 2 jajka przepiórcze, sól, czarny pieprz. Botwinę oczyszczamy i płuczemy pod bieżącą wodą. Kroimy drobno, oddzielając liście, łodygi i buraczki. Parzymy botwinę w osolonej wodzie z odrobiną cukru. Najpierw wrzucamy buraczki, potem łodygi, a na koniec listki. Gdy całość zacznie wrzeć, zakwaszamy sokiem z cytryny oraz octem. Szybko schładzamy. Do tak przygotowanej botwiny dodajemy jogurty, kefir, pokrojone w kostkę warzywa, zioła i przyprawy. Wszystko dokładnie mieszamy i doprawiamy do smaku. Chłodnik odstawiamy do lodówki mniej więcej na 5 godz. Porcję chłodnika nalewamy do talerza i dekorujemy szyjkami rakowymi, obranym gotowanym jajkiem przepiórczym oraz koperkiem.

Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie. Adam Mickiewicz

trendomierz

Linia torebek YouNg W Wittchen 6.Wiosenno-letnia linia Young to ciekawe torebki dostępne

3

7

Nowa kolekcja Colors W.KRUK 7.COLORS to nowa kolekcja W.KRUK, na którą składają się

5

Delikatesy ALMA - 3% | ALMIDÉCOR - 10% | coffeeheaven - 10% | dr irena eris - 10% perfumerie marionnaud - 10% | wittchen - 10% | W.kruk - 10%

w szerokim wyborze materiałów i wzorów. Nie zabraknie torebek wielobarwnych i w klasyczne groszki, a także motywów kwiatowych. W ofercie znajdują się torby we wszystkich rozmiarach – od małych eleganckich torebek, po bardzo lubiane przez aktywne kobiety – duże, pojemne torby, które pomieszczą wszystko, co niezbędne na plażę, piknik czy spacer po lesie.

barwne bransoletki i wyraziste pierścionki. Każdy wzór został wykonany ze srebra i ręcznie ozdobiony wysokiej jakości emalią. Emalia to sztuka artystycznego wyrazu, jedna z najstarszych metod zdobniczych na świecie, znana i praktykowana w starożytnym Egipcie czy Chinach. Współcześnie chętnie wykorzystywana jest w biżuterii, której nadaje połysku, temperamentu i oryginalności. Absolutne wakacyjne must have!

Sprawdź ofertę i dostępne zniżki Partnerów Programu: www.classandclub.pl lato

2 0 1 1

7


d p [Dobry początek] felieton

, kamil dąbrowa / TOK FM

Wszyscy jesteśmy kibicami

Od pewnego czasu przez nasz kraj przetacza się debata na temat kibicowania. Z naciskiem na słowo „przetacza”. Od prawa do lewa, od Tatr po Bałtyk słychać, jak ważne jest w Polsce kibicowanie. Jestem przekonany, że dzięki tej dyskusji dowiedzieliśmy się sporo o sobie.

8

2 0 1 1

l at o

chyba gdzieś ćwiczyć. Czasami co prawda próby mają na stadionach, ale tylko ćwiczenie czyni mistrza. W rozmowie z jednym z nich przeczytałem, że w otaczającej nas plastikowej rzeczywistości to oni, kibice, są jedynym, zdrowym i autentycznym elementem polskiego społeczeństwa, który kieruje się jasnymi i sztywnymi zasadami. „Jesteśmy niezależni, nieugięci, walczymy o swoje. Kibicowanie to coś więcej niż pójście na dyskotekę” – mówił pan Staruch. Złota myśl. Podpisuję się pod nią całym sobą. A na moim kochanym Żoliborzu burmistrz zaprasza na mecz „POLSKA 2:2 MONGOLIA”. I w dodatku to bardzo towarzyskie spotkanie jest reklamowane jako „kibicowanie bez kiboli, piłka bez pezetpeenu, skandowanie bez bluzgów, zabawa bez demolki, reprezentacja bez przegranych...” (?). To wszystko ma być możliwe? Parafrazując Krzysztofa Mętraka, zapytam: Kibice, powiedzcie, jak żyć.

Foto: Armando Gallo/Retna Ltd./Corbis

pyknikiem. Wśród pikników zdarzają się również sangwinicy, a nawet cholerycy i melancholicy. Co do kiboli sprawa jest właściwie prosta. Z nimi się walczy. Kiboli się zwalcza jak ziemniaczaną stonkę. Kibole są zakałą polskiego sportu, a właściwie najważniejszej dyscypliny, jaką jest piłka nożna. Państwo wydało im oficjalną wojnę. Dlaczego? Tylko dlatego, że jeden z nich w celu edukacyjnym „z liścia” wytłumaczył piłkarzowi, jak ma się zachowywać na boisku i poza nim? Tylko dlatego, że kibice dwóch drużyn po zakończonym finale Pucharu Polski w Bydgoszczy pobiegali sobie po boisku, radośnie, acz gwałtownie wymachując rękami i nogami? To przecież przesada. Czy w ten sposób nie wylewa się dziecka z kąpielą? I to nie jednego. Wiele dzieci z Poznania czy Warszawy czuje się dzisiaj „wylanych”. Przecież ci dziarscy młodzieńcy to między innymi prawdziwi patrioci. Zajmują się organizowaniem rekonstrukcji historycznych bitew. Muszą

Foto: Shutterstock

Do rzeczy. Przeciętny Polak, jak się okazuje, nie potrafi żyć bez dopingowania (nie mylić z dopingiem, choć dopingowanie czasami jest namiastką dopingu). To nie Chopin, wierzba płacząca, Solidarność, bigos, pierogi i wódka składają się na polską duszę, ale przede wszystkim namiętne oddawanie się kibicowaniu. Bo kibicujemy zawsze i wszędzie. Kibicujemy rządowi albo opozycji; kibicujemy Obamie albo, no właśnie, komu? Niech będzie, że republikanom. Kibicujemy koledze, który rozwodzi się z żoną. Kibicowaliśmy Papieżowi, żeby wyzdrowiał. Kibicujemy budżetowi i gospodarce. Niektórzy nawet trzymają kciuki za pogodę (sic!). Kibicujemy sobie samym. Wszyscy razem i każdy z osobna. Kibicujemy, bo lepiej trzymać kciuki, krzyczeć, walić w bęben albo dmuchać w wuwuzele, niż wziąć odpowiedzialność za siebie i swoich ziomków. Pomaga nam w tym sport. Mamy naszych współczesnych bohaterów narodowych. Herosów. Celebrytów zbiorowej świadomości. Uwielbiamy ich nosić na rękach, bo wtedy czujemy, jakbyśmy nimi byli. Ten dotyk spływa na nas i nas naznacza. To my, a oni z nas, z naszej krwi, jak brat z brata. Jak łan pszenicy, który z polskiej ziemi wyrasta. Jak polski, zdrowy ogórek, któremu niestraszna jest żadna obca zaraza. Adam Małysz, Robert Kubica, nawet gdy chwilowo nie skaczą bądź nie siedzą w bolidzie, są bogami naszego narodowego ołtarza. Pan Adam być może już wkrótce nada nowe znaczenie terminowi „małyszomania”, gdy usiądzie za kierownicą i pomknie bezdrożami Rajdu Dakar. Oby tylko dobrze wyszedł z progu. „Kubicomania” przechodzi w tej chwili próbę czasu, lecz każdy szanujący się kibic (bo kibic musi SIĘ przede wszystkim szanować) z drżeniem nasłuchuje wszelkich informacji o stanie zdrowia pana Roberta. Przeciętny fan Formuły 1 może czuć się dzisiaj niczym domorosły ortopeda. Zna przecież każdą uszkodzoną kość polskiego kierowcy. O szybsze bicie serca przyprawia go każda wiadomość, która daje nawet cień nadziei, że Kubica jeszcze w tym roku usiądzie w bolidzie. Justyna Kowalczyk sprawiła, że w Norwegii gwałtownie wzrosła zachorowalność na astmę wśród adeptek biegów narciarskich. Bo to ponoć jedyny sposób, żeby pokonać Polkę. Gdy Kowalczyk zdobywała złoto olimpijskie w dalekim Vancouver, pokonując Norweżkę, wszyscy byliśmy narciarzami. Prawda? Czy dzisiaj wszyscy mamy już w domu komplet nart biegowych? Z pewnością tak. Socjologowie sportu podzielili nas na pikników i kiboli, zwanych niekiedy hoolsami. Pikników nie wolno mylić z pyknikami, choć niektórzy pyknicy są piknikami, jednak nie każdy piknik jest


W r [wartka rozmowa] MArcin dorociński

MARCIN DOROCIŃSKI

Można mi zazdrościć,

bardzo proszę... Prowokuje na ekranie, prowokuje w życiu. mówi, co myśli. Nie boi się szczerych wyznań, choć jest granica, której nie przekracza. O filmach, zasadach, które nie przemijają, i zakochaniu we własnym ciele opowiada Marcin Dorociński.

z najlepszych aktorów swojego pokolenia. Debiutował w kontrowersyjnej „Szamance” Andrzeja Żuławskiego. Serią filmowo-telewizyjnych epizodów dopracował się awansu do czołówki polskiego kina. Pamiętamy przede wszystkim role romantycznego zbira w „Ogrodzie Luizy”, trenera alkoholika w „Boisku bezdomnych”, pechowego agenta w obsypanym nagrodami „Rewersie” i charyzmatycznego policjanta bez zęba w „Pitbullu”. Za rolę w najnowszym filmie Wojtka Smarzowskiego „Róża” został wyróżniony Złotym Lwem na tegorocznym festiwalu w Gdyni. Polsko-duńską produkcję „Kobieta, która pragnęła mężczyzny” można oglądać w kinach od 17 czerwca.

10

2 0 1 1

l at o

Foto: marcin kempski/ilpg

marcin dorociński. Jeden

Anna Serdiukow: Film „Kobieta, która pragnęła mężczyzny” wielu osobom, szczególnie w Polsce, może wydawać się kontrowersyjny… Marcin Dorociński: Kontrowersyjny? Nie, dlaczego?

spotkania dwóch obcych osób, które muszą to wszystko wiarygodnie zagrać. Dużo zależy od tego, jak się ze sobą czujemy, czy aktor jest zakochany w swoim ciele. Ale dużo trudniej jest otworzyć się wewnętrznie.

A.S.: Śmiałe sceny erotyczne, odważnie sportretowana seksualność – wszystko pięknie, elegancko, jest dla tego uzasadnienie, ale już słyszę głosy sprzeciwu tak zwanych obrońców moralności. M.D.: W Polsce różne tematy bywają kontrowersyjne.

A.S.: Cielesność to jedna warstwa filmu, wcale nie najważniejsza. Dużo ważniejszy wydał mi się sposób opowiadania o wyborach bohaterki – ryzyko, ale i odwaga w spełnianiu swoich potrzeb. M.D.: To wszystko dzieje się w umyśle kobiety. To jest nie do objęcia, zawsze targają nami różne pasje, namiętności, jedni decydują się i ryzykują, inni nie. Mnie się w scenariuszu podobało bardzo to, że jest o ludziach, o ludzkich słabościach. Ja tak najbardziej lubię. Zdarzają się ludzie, którzy mogą

A.S.: Nagość, seks, czułość to są łatwe tematy dla aktora? M.D.: Na pewno nie są łatwe. Trzeba się przytulać, całować, pieścić, to są bardzo trudne sprawy, gdy dochodzi do

l at o

, 2 0 1 1

11


W r [wartka rozmowa] MArcin dorociński wydawać się inni, pokręceni, właśnie o nich chcę opowiadać. Ale nie przesadzajmy, bohaterowie filmu nie są bardzo dziwni, znam osoby, które mają w głowie jeszcze większe szaleństwa. To jest film o obsesji. Kobieta budzi się rano z wizerunkiem, wyobrażeniem mężczyzny, którego nie zna. I potem go spotyka. Nigdy nie wiadomo, co się w życiu wydarzy, życie bywa bardziej skomplikowane niż niejeden scenariusz. Dla mnie ten film to jest przede wszystkim psychologiczny dramat. Dziennikarze często czerwienią się, gdy przychodzi do rozmowy o tym filmie. A przecież każdy z nas ma fantazje erotyczne… A.S.: Ale głęboko je ukrywamy. M.D.: No więc właśnie. To jest ta hipokryzja. A.S.: Szanuję bohaterów za odwagę, za to, że podążają za namiętnością. M.D.: Ale czy to jest odwaga czy tchórzostwo? To jest trochę jak – co pewnie nie jest porównaniem na miejscu – z samobójstwem. Czy człowiek jest na tyle silny, czy na tyle słaby, gdy decyduje się na to, by odebrać sobie życie? Pogoń bohaterki, nie wiadomo za czym, jest trochę samobójcza. To jest najfajniejsze w tym filmie, co jest w głowach, a nie na pościeli. Wydaje mi się, że każdy ma takie pokusy, ale ludzie często zatrzaskują sobie furtkę, wykluczają samą możliwość… A.S.: Kiedy grasz tak intymne sceny z aktorką, to się jakoś umawiacie? M.D.: Pewnie. Czasami niepotrzebne są słowa, wystarczy

to oni, solidaryzując się z nami, mogą również. Powiedziałem – nie, dziękuję, ale to było ważne. A.S.: To, co również zwraca moją uwagę w filmie, to sposób portretowania Warszawy. Trzeba było obcokrajowca, by tak ładnie sfilmować stolicę. M.D.: To była w ogóle międzynarodowa ekipa, reżyser Per Fly jest Duńczykiem, operator – Norwegiem. Zakochali się w Warszawie, Fly zapowiedział, że kolejny film też zrobi tutaj. A.S.: Ile byś zrobił dla roli, jak byś się oszpecił, zmienił? Jak daleko przesuwasz granicę intymności? M.D.: Na pewno nie dałbym się okaleczyć, bez przesady. A.S.: Ale ząb upiłowałeś sobie, gdy grałeś w „Pitbullu”? M.D.: Nic wielkiego, można dolepić. Wszystkiego nie zrobiłbym dla roli, zresztą niezależnie od tego, co miałoby to być, musiałoby mieć uzasadnienie w scenariuszu. Ale są tacy reżyserzy, którzy z uśmiechem na twarzy mówią, że aktorzy są dawcami materiału do montażu. A.S.: Zgadzasz się z tym? M.D.: Wiesz, czasami tak jest. Ale wiadomo, że lepiej, jak obie strony mają poczucie uczestniczenia w czymś wyjątkowym. A.S.: A co powoduje, że bierzesz udział w filmie? Scenariusz, reżyser, twoja rola? M.D.: Reżyser i fajny scenariusz. Przede wszystkim historia i to, kto tę historię opowiada. Potrzebuję kogoś, kto sprawi, że moja wyobraźnia zacznie pracować – gdybym sam to potrafił,

przede wszystkim zachwycić jako widza. Potem dopiero zaczynam się zastanawiać, jak ja bym to zagrał. Ale najważniejszy jest pierwszy odbiór. Intuicyjny i emocjonalny. Coś cię jara albo nie. W filmie „Kobieta, która pragnęła mężczyzny” to, co zwróciło moją uwagę, to petarda emocji między bohaterami. Interesują mnie relacje, które mogą wydać mi się bliskie, znajome. Bardzo ważny dla mnie film „Prawo ojca” uruchamia we mnie wspomnienie dzieciństwa. To w kinie jest niezwykłe.

Nie zawsze wszystko się udaje. Ludzką rzeczą jest się mylić. Nie rozumiem nadmiernych zachwytów i największych rozczarowań. Najtrudniejsze przed każdą nową pracą jest zresetować się, wyciszyć i zaczynać od zera. Bez żadnego bagażu doświadczeń, bez żadnej wiedzy. doświadczenie przydaje się, by zachować spokój, ale lubię tak móc zaufać reżyserowi, żeby pójść za nim. Nie zawsze to się udaje, dla mnie to jest piekielnie ważne. Nie mam recepty. Mówię o tym, co staram się robić. Może nie powinienem, bo to dla mnie trudne, strasznie intymne.

A.S.: Spotykamy się w Gdyni podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, gdzie pokazywane są dwa filmy z twoim udziałem – „Lęk wysokości” Bartka Konopki i „Róża” Wojtka Smarzowskiego. M.D.: Spotkałem się z dwoma fajnymi facetami i świetnymi reżyserami. „Lęk wysokości” to historia bardzo osobista. To była kameralna praca z reżyserem, gdzie musieliśmy uruchomić wiele własnych emocji. Praca z Wojtkiem była ciężka, ale warto było. Ta rola i historia były bardzo wciągające. Moja postać to silny charakter, twardy. Więc narzucałem sobie rygor, w którym trwałem przez całe zdjęcia.

A.S.: Powiedziałeś w kontekście intymności na ekranie, że dużo zależy od tego, czy aktor jest zakochany we własnym ciele. Jesteś takim typem aktora? M.D.: Z jednej strony naprawdę mnie nie interesuje, jak wyglądam. Z drugiej strony chcę się dobrze czuć. Najfajniejsza charakteryzacja, którą miałem, to ta w „Boisku bezdomnych” – im brudniej, tym było fajniej dla filmu. Im byłem bardziej niewyspany, tym było lepiej, im bardziej miałem spuchniętą twarz, tym mocniej wszyscy byli zadowoleni. Mogłem się nie oszczędzać, przychodziłem na plan zmęczony albo z kacem i to było fajne dla roli. Jeśli mam być pijaczkiem i menelem, to nie muszę fajnie wyglądać. Dlatego moje ciało interesuje mnie tylko w kontekście roli. Prywatnie lubię wysiłek fizyczny, siłownię, piłkę nożną, bo to oczyszcza ciało i umysł. Ale to, jak jestem ubrany czy uczesany, kompletnie nie ma dla mnie znaczenia.

A.S.: Lubisz wyjazdy na festiwale? M.D.: Bardzo lubię festiwal w Gdyni. Zawsze mnie ciągnęło do Gdyni, do morza. Tutaj jestem z żoną, bez dzieci, więc możemy odpocząć, pochodzić do kina. Wspaniale się tu czuję. A.S.: Masz poczucie, że twoje role dojrzewają wraz z tobą? M.D.: Coś w tym jest. Chciałbym robić tyle różnych rzeczy, przede mną tyle wyzwań w zawodzie, że nie chciałbym się

Kiedy realizowaliśmy sceny w mieszkaniu Soni, sceny erotyczne, kierownik planu podszedł do mnie i zaproponował, że cała ekipa się rozbierze, żeby nam było raźniej. sam gest. Ale czasami trzeba sobie wszystko zaplanować, wiadomo, trema robi swoje. Lepiej ustalić szczegóły, niż później żałować. Z Sonią, moją partnerką, umówiliśmy się – to teraz udajemy, że jest superfajnie. Scenariusz był wart tego, by to zrobić. Dla ważnego, dojrzałego tekstu można. A.S.: Grałeś po angielsku. To ma znaczenie dla aktora? M.D.: Chodzi o to, by język nie przeszkadzał. Ale sama ekipa była niezwykła, ja mam wielkie szczęście do ludzi. Dużo się uczę, nawet przy tak kameralnych filmach. Ekipa była mała, jak trzeba było, każdy przeniósł kabel. Higieniczna zmiana po pracy na polskich planach. A.S.: Kameralna produkcja, z drugiej strony czuć w niej wolność, oddech, przestrzeń. M.D.: Oni już tak mają, pracowało się fantastycznie, dokładnie tak jak mówisz. Kiedy realizowaliśmy sceny w mieszkaniu Soni, sceny erotyczne, kierownik planu podszedł do mnie i zaproponował, że cała ekipa się rozbierze, żeby nam było raźniej. Żeby nie było, że my mamy mieć najbardziej przerąbane i tyłkiem świecić – jak wszyscy, to wszyscy. Proszę bardzo, jeśli mamy takie warunki pracy, że musimy się rozebrać,

12

2 0 1 1

l at o

to pisałbym scenariusze. Ja lubię być inspirowany przez ludzi. Dzięki ważnym spotkaniom wykonuję ten zawód, a to jest najfajniejszy zawód świata. Zamykam się na chamstwo, na bezczelność, poza tym jestem otwarty na ludzi. Dlatego tak się cieszyłem, że mogę zagrać w międzynarodowej produkcji, w europejskim filmie, w którym poznam tylu wspaniałych ludzi. Film „Kobieta, która pragnęła mężczyzny” wyprodukowała Zentropa i to też jest fajne. Mają swoją siedzibę w powojskowej bazie. Podobało mi się to miejsce – stoi jakiś czołg, ale jest mnóstwo zieleni, basen, w którym wszyscy się kąpią, nawet jak jest zimno, i to na golasa. Może to nie jest wielkie szaleństwo, ale w Polsce nie do pomyślenia. Mają kantynę, w której wszyscy razem jedzą, spotykają się, dyskutują, nie wstydzą się siebie. Podczas jednego takiego spotkania Fly powiedział mi: „Chodź, przedstawię cię komuś”. Odwracam się i patrzę, a przede mną stoi Lars von Trier. Pomyślałem, co powiem, ile dla mnie znaczy jego film „Przełamując fale”, ale niestety szok spowodował, że nie powiedziałem ani słowa. A.S.: Von Trier jest dla ciebie ważnym reżyserem. A inni? M.D.: Nie lubię wymieniać nazwisk, bo boję się, że kogoś pominę. Mam na pewno wielu takich twórców, film musi mnie

, rozmawiała: Anna serdiukow

zamykać na jeden typ ról, jeden rodzaj. Jeszcze ten zawód mnie kręci. Natomiast nie lubię stawać przed kamerą i mówić, dlaczego gram jakąś postać. Jestem aktorem, bardzo lubię to, co robię i można mi tego zazdrościć, bardzo proszę. A.S.: Jakieś role, których się wstydzisz? M.D.: Są rzeczy, z których może nie jestem dumny, ale bez przesady, jesteśmy tylko ludźmi. Czasami człowiek ma gorszy dzień, jak w każdej robocie. Nie zawsze wszystko się udaje. Ludzką rzeczą jest się mylić. Nie rozumiem nadmiernych zachwytów i największych rozczarowań. Najtrudniejsze przed każdą nową pracą jest zresetować się, wyciszyć i zaczynać od zera. Bez żadnego bagażu doświadczeń, bez żadnej wiedzy. Czasami na planie jest jak na wojnie,

l at o

2 0 1 1

13


t r [temat rzeka] kultura analogowa

Analog

kontratakuje

Gdyby nie zaawansowana technologia i spryciarze od kamuflowania wokalnego beztalencia, Madonny nigdy nie wpuszczono by do studia nagrań. Rzeczywistość cyfrowa ma monopol na doskonałość – upozowaną, wypolerowaną i dopieszczoną. Ale i artyści, i odbiorcy coraz częściej odrzucają zdobycze technologii, doceniając naturalne błędy, pęknięcia i trzaski. Czy to już moda na kulturę analogową? Taśmowa produkcja, masowa reprodukcja, powszechność narzędzi, swoboda dystrybucji, pełna dostępność. Nie demonizujmy – galopujący rozwój techniki pomógł sztuce, pozytywnie wpłynął na jej zasięg, wzmocnił siłę rażenia i znacząco zwiększył liczbę kanałów dotarcia do odbiorcy. Ale na samym etapie produkcji wyeliminował pierwiastek ludzki, tę naturalną skłonność do spontanicznych, nieintencjonalnych potknięć. Muzycy kanadyjskiego duetu Junior Boys – specjalizującego się w dyskretnej, chłodnej, stylowej elektronice – pytani o wrażenie laboratoryjnej perfekcji, które pozostawiają po sobie ich płyty, przewrotnie odpowiadali, że ta domniemana perfekcja to bzdura, że ich albumy pełne są wpadek, bo brakuje im doświadczenia w studyjnej obróbce, żeby ich uniknąć. No właśnie – produkcja, obróbka, słowa wytrychy. Ci, co marno-

14

2 0 1 1

l at o

trawnie nawrócili się na analogi, nadmierną obróbką i niehumanitarną technologią się najzwyczajniej brzydzą. I są z premedytacją staromodni. DZIEWCZYNKA Z GRAMOFONAMI „Sztuka ma potencjał, by pokazać, że codzienność może być przetworzona i że zwykłe jest zazwyczaj niezwykłe, a to niezwykłe może cudownie zakłócić rzeczywistość”. Naomi Kashiwagi, cytowana przed chwilą brytyjska artystka japońskiego pochodzenia, kolekcjonuje stare gramofony, porzucone maszyny do pisania, winyle, których nikt już nie chce słuchać. Cały ten skansen kultury analogowej wykorzystuje do swoich eksperymentalnych, multimedialnych performance’ów. Maluje smyczkiem, bo w końcu – tak jak pędzel – jest wykonany z drewna i końskiego włosia. Komponuje ścieżki dźwiękowe rozpisane na stukot klawiszy

The White Stripes wizerunek retro łączą z analogowym brzmieniem płyt.

l at o

2 0 1 1

15


t r [temat rzeka] kultura analogowa maszyny do pisania. W starych gramofonach zastąpiła igłę tą z kompasu i tak zepsutego odtwarzacza użyła do rysowania na żywo. Zmiksowała brzmienie nowoczesnej taśmy z trzaskami z archiwum jazzu, soulu i gospel. Jej niekonwencjonalne podejście do odtwarzania muzyki zaintrygowało jednego z lokalnych didżejów, rezydenta manchesterskich klubów. Wspólnie z Matthew Krysko Naomi Kashiwagi stworzyła duet bazujący na kontraście postaw. Kashiwagi: „Gram bez słuchawek, a miksujące się ze sobą dźwięki elektrycznej taśmy i starych brzmień sprawiają, że całość jest mocno nieprzewidywalna. To, co robi Krysko, jest dużo bardziej kontrolowane. Wiele uczymy się od siebie nawzajem”. Z kolei to, co robi Kashiwagi, wygląda czasem jak obsługa instrumentu niezgodna z instrukcją. Bynajmniej. Źródłem i katalizatorem tych eksperymentów nie jest niewiedza. Naomi Kashiwagi jest dyplomowanym muzykiem. Poza sztukami pięknymi, które studiowała na uniwersytetach w Manchesterze i Wenecji, Naomi Kashiwagi ukończyła także Tokyo University of Art and Music. Od dziecka pilnie pobierała lekcje gry na flecie i pianinie, choć dziś swoje kompetencje i muzykalność wykorzystuje z całkowicie antyakademicką swobodą, eksponując – jak sama mówi – „dziwactwa codzienności”.

bez photoshopa, ale z herbatą

Masao Yamamoto, japoński fotografik, uparcie i skutecznie zaciera granice pomiędzy fotografią a malarstwem – sam zresztą kiedyś malował. Prezentuje podejście skrajnie analogowe. Każde z jego niewielkich (maksymalny rozmiar: 3 na 5 cali), poetyckich zdjęć to unikat. Yamamoto obrabia wszystkie fotografie ręcznie – barwiąc herbatą, rozmazując, drapiąc, naddzierając brzegi. Tak przygotowane zdjęcia stają się częścią z pozoru nieporadnie zakomponowanych instalacji.

WINYL NA RATUNEK Eksperymenty Naomi Kashiwagi są nieobliczalne, nieobliczalny jest też rynek muzyczny. Tego nie przewidziały żadne prognozy! Jeszcze dwa, trzy lata temu wszystkie znaki na listach przebojów wskazywały, że jeśli cokolwiek uratuje przemysł muzyczny przed finansową zapaścią, to będzie to cyfrowa sprzedaż pojedynczych utworów. Brytyjczycy przełknęli zniewagę dla fizycznych nośników i pozwolili, by wyniki sprzedaży muzyki w sklepach internetowych były włączane do oficjalnych zestawień bestsellerowych nagrań. Chwilę później wysokobudżetowej muzyce przydarzyła się Lady Gaga i jej bezbłędne wyczucie hitu.

16

2 0 1 1

l at o

W ciągu zaledwie roku Gaga wypuściła cztery świetnie wyprzedane single (cztery numery jeden w notowaniu „Billboarda” z rzędu – po raz pierwszy w historii), awansując tym samym na zbawcę branży (co tam, że w sukience z mięsa). I co? Od Gagi się zaczęło, gruchnęło i na Gadze się skończyło, bo przewidywania wzięły w łeb, tendencje się odwróciły i rynek dziś ratują nie przeboje jednorazowego użytku z iTunesa, a poczciwa płyta winylowa.

tu wyłącznie o zaporowe ceny oryginalnych, trudno dostępnych edycji, a o sprzedaż zupełnie nowych płyt. Chociaż te rarytasy z przeszłości zostały umieszczone przez doradców finansowych w zestawie inwestycji alternatywnych (obok wina i dzieł sztuki), polecanych szczególnie tym, którzy lokują środki rozsądnie i są gotowi trochę poczekać na zyski. Stworzony z myślą o kolekcjonerach płyt winylowych, brytyjski magazyn „Record Collector” nie tylko

Analogowo obrobiona fotografia Masao Yamamoto.

Ci, co marnotrawnie nawrócili się na analogi, nadmierną obróbką i niehumanitarną technologią się najzwyczajniej brzydzą. I są z premedytacją staromodni. Nieporęczna, niewygodna w magazynowaniu (w przeciwieństwie do katalogowanych na twardych dyskach popularnych empetrójek), wydawałoby się, że już całkowicie wyparta przez nowsze formaty. Do decydującego starcia płyty winylowej z trwalszym i odporniejszym kompaktem doszło w 1988 r. – wtedy po raz pierwszy tych drugich sprzedało się więcej. Nakłady winyli zaczęły stopniowo spadać, aż zaczęły stanowić margines wydawniczej działalności firm płytowych. Przez lata były tłoczone jako gadżet dla nielicznych zapaleńców, a cyfrowa rewolucja miała je wyprzeć definitywnie. Wróć. Tak dobrych wyników sprzedaży winyl nie notował od ponad 20 lat – i nie chodzi

regularnie publikuje notowania najpopularniejszych winyli, ale ostatnio pokusił się także o wskazanie takich płyt, których wartość niebotycznie wzrośnie w ciągu następnych kilkunastu lub kilkudziesięciu lat. Na pierwszym miejscu znalazł się singiel „God Save the Queen” punkrockowych rewolucjonistów z Sex Pistols. Tyle że to rzadkie wydanie, nagrane jeszcze pod szyldem wytwórni A&M, która w trakcie tłoczenia nakładu zerwała kontrakt z zespołem, a płyty postanowiła wyrzucić do śmieci. Nieliczne egzemplarze, które znalazły się w obiegu, dziś są wyceniane na 8 tys. funtów za sztukę. Ile będą warte za pięć, dziesięć, piętnaście lat? Dużo, dużo więcej.

cena winyla

Sex Pistols, sprawcy punkowej rewolucji z połowy lat 70., pewnie nawet w najśmielszych snach nie podejrzewali, że kiedyś skończą na liście zespołów pożądanych przez poważnych kolekcjonerów. Doradcy finansowi polecają inwestować w zakup rzadkiej edycji pierwszego singla zespołu. Będzie można na tym nieźle zarobić.

l at o

2 0 1 1

17


t r [temat rzeka] kultura analogowa Lista winylowych rarytasów dla gadżeciarzy jest dużo dłuższa. Pierwsze dziesięć egzemplarzy oryginalnego wydania „White Album” Beatlesów może kosztować nawet do 14 tys. funtów. Za 3 tys. funtów można sprzedać wersję mono „Unfinished Music No 1: Two Virgins” Johna Lennona i Yoko Ono, a limitowana edycja „Their Satanic Majesty” The Rolling Stones z okładką inkrustowaną jedwabiem (miało się fantazję!) kosztuje 2 tys. funtów. Może więc lepiej zamiast inwestować w nudne nieruchomości, skutecznie przegrzebać aukcje internetowe i zasoby pobliskiego second-handu z płytami? Praktyczna uwaga: lukratywne obroty muzyką analogową wymagają tyleż samo wiedzy co szczęścia. Ustrzelenie białego kruka nie jest łatwe, ale – jak sugeruje powyższe wyliczenie „Record Collector” – opłacalne.

WIZUALIZUJ ANALOGOWO

VJ-e coraz chętniej tworzą wizualizacje analogowe – z transparentnych substancji miksowanych na powierzchni rzutnika, przepuszczanych przez różnego typu filtry, soczewki. Tu już sam skomplikowany proces tworzenia fluidacji jest inspirujący i fascynujący, czego o mechanicznie generowanych wizualizacjach cyfrowych nie można powiedzieć. Fluidacje można dziś zobaczyć na koncertach chociażby grającego eklektyczną elektronikę warszawskiego zespołu Plazmatikon.

nologicznego przełomu gwarantowała przede wszystkim lepszą jakość zarejestrowanego dźwięku. Lepszą – czytaj: sterylną. Odhumanizowaną. Ciepłe, ludzkie, naturalne brzmienie analogowe zaczęto postrzegać jako ograniczone, wątłe, technicznie niedoskonałe. 20 lat śrubowania cyfrowej obróbki muzyki zwieńczone totalnym barbarzyństwem w postaci kompresującego dźwięk pliku mp3 sprowokowało odwrót w kierunku brzmienia retro. Niektórzy je odtwarzali w warunkach cyfrowych, inni postulowali radykalną politykę nagraniową. Taki Jack White na przykład uważa cyfrowe brzmienie za przekleństwo, a grzech sonicznego efekciarstwa – za pierwszy krok do zagłady muzyki. Idealnie pokazuje to poświęcony gitarze dokument „Będzie głośniej”, którego oś stanowi opozycja dwóch skrajnie różnych postaw. The Edge, gitarzysta

18

2 0 1 1

l at o

Ile są dziś warte oryginalne wydania płyt Beatlesów? Dużo więcej niż trampki Lennona.

lukratywne obroty muzyką analogową wymagają tyleż samo wiedzy, co szczęścia. ustrzelenie białego kruka nie jest łatwe, ale opłacalne. stadionowego U2, opowiada o swojej obsesji nowinek i bajerów, o zupełnym zniewoleniu technologią. White, przez ostatnich 15 lat liderujący garażowemu duetowi The White Stripes (The White Stripes kilka miesięcy temu oficjalnie zakończyli działalność), przytwierdza kawałek żyłki i szklaną butelkę po coca-coli do deski, całą tę konstrukcję podłącza do wzmacniacza i gra. A w zasadzie wydobywa pojedynczy dźwięk – ale czysty, ostry, rockandrollowy. Analogowy. Cała filozofia działania The White Stripes sprowadzała się do jednego słowa. Prostota. Bezwzględna. Od ascetycznego image’u po ascetyczną muzykę. White dopuszczał na scenie i w zespołowej garderobie tylko trzy kolory: duet czerwieni i bieli złamany czernią. Sam grał na gitarze, wydobywając ze strun jednocześnie punkowy zadzior i surową bluesową motorykę, a jego eksżona, Meg White, nieporadnie uderzała w perkusję. Czy tacy daliby się w ogóle zamknąć w nowoczesnym studiu nagraniowym? Nigdy! Wyjątkowe – nie tylko piosenką, ale przede wszystkim właśnie tym hołdującym tradycji brzmieniem – płyty

The White Stripes powstawały w równie wyjątkowym Toe Rag Studios. W tym londyńskim studiu nie ma nawet pół sprzętu, który powstałby po roku 1965 – wszystko jest analogowe. Otwarte w 1991 r. – ku radości fanatyków starej muzyki – Toe Rag Studios miało być alternatywą dla powstających masowo studiów z tanim (bo masowo produkowanym) cyfrowym wyposażeniem. „Te studia wyrastały jak grzyby po deszczu, ale po tygodniu padały, nie mając nic unikalnego do zaoferowania” – mówił Liam Watson, współzałożyciel Toe Rag. Czy faktycznie chodzi wyłącznie o elitarność kultury analogowej? Alvin Toffler – amerykański socjolog, który przewidział cyfrową rewolucję i ekonomiczne niebezpieczeństwo globalizacji – już w latach 70. stworzył termin futuroszoku. Toffler tak nazwał strach, frustrację i niechęć do zmian zachodzących zbyt szybko w zbyt krótkim czasie. Może więc odwrót w stronę analogów to nie tylko sentymenty? , tekst: Angelika kucińska/novimedia Cp

Foto: materiały promocyjne

ANALOGOWA BUTELKA Wartość analogów nie sprowadza się wyłącznie do czterocyfrowych sum, którymi obracają szczęśliwi kolekcjonerzy. To także – a może przede wszystkim – niepowtarzalność brzmienia starej płyty. Bezcenna. Popularność płyt winylowych nie wynika z pobudek biznesowych, to często – najczęściej – czysty sentymentalizm. Płyta kompaktowa wprowadzana na rynek w ekstatycznej atmosferze tech-


M T [modne tematy]

W Wielkiej Brytanii smoking pozostawał – mimo protekcji królewskiej rodziny – ubiorem zupełnie nieformalnym, odpowiednim jedynie w ścisłym gronie przyjaciół i rodziny, a niemile widzianym w towarzystwie kobiet.

150 lat smokingu

sm ok ing Jedwabne klapy, czarna muszka, kamizelka – utożsamiany dziś z nieco sztywną i staroświecką elegancją smoking narodził się jako luźny strój, w którym panowie mogli swawolić sobie we własnym gronie, bez towarzystwa dam. Nawiązując do tych chlubnych korzeni, spróbujmy odmłodzić ten nieco zapomniany element męskiej (choć nie tylko!) garderoby. Jest okazja – smoking obchodzi 150. urodziny!

20

2 0 1 1

l at o

Nie chodzi tu o słynną angielską powściągliwość, 007 po prostu by nas nie zrozumiał. Określenie „smoking” należy bowiem do pseudoanglicyzmów, czyli – podobnie jak francuskie „le tennisman” czy osławiony polski „billing” – słów zapożyczonych z języka angielskiego, których znaczenie odbiega jednak od tego, jakie przypisaliby mu Anglicy czy Amerykanie. Smoking po angielsku nazywa się dinner suit (w dosłownym tłumaczeniu: „garnitur obiadowy”) bądź tuxedo – choć to drugie, amerykańskie określenie tradycyjnie uznaje się za zdecydowanie mniej dystyngowane. Dlaczego zatem, wraz z połową Europy, od lat popełniamy tę samą językową gafę? Na usprawiedliwienie dodajmy, że nie tylko my, wschodni barbarzyńcy, u krawców szyjemy właśnie smokingi – robią to też Francuzi, Niemcy, Hiszpanie, a nawet znani ze znakomitego krawiectwa Włosi! Odpowiedź znajdziemy w najdawniejszych dziejach smokingu. „Nazwa ubrania pochodzi od angielskiego smoking jacket, co można przetłumaczyć jako marynarkę, w której się pali” – wyjaśnia „Słownik savoir-vivre dla pana”. Ale uwaga – ten smoking jacket to nie to samo co dzisiejszy smoking! Jak mówi Maciej Zaremba, właściciel firmy, która od 1898 r. zajmuje się szyciem ubrań dla eleganckich mężczyzn: „Smoking jacket to okrycie podobne do eleganckiego szlafroka, wkładane przy okazji wizyt w palarniach – popularnych pod koniec XIX w. pomieszczeniach w eleganckich domach i klubach, dostępnych jedynie dla dżentelmenów, nie dla kobiet”. Dobrze wychowany pan przed wejściem do palarni zdejmował elegancki frak i wkładał jedwabny smoking jacket, aby ten wchłonął nieprzyjemny zapach dymu. Pokazać się płci pięknej w tego rodzaju okryciu nie uchodziło, więc wypaliwszy porcję tytoniu i wymieniwszy się uwagami na temat wdzięków dam, mężczyźni wracali do ich towarzystwa odziani już we fraki. Jednak wrodzona samcza skłonność do upraszczania sobie życia zadziałała i w tym przypadku. Jak podaje historyk i znawca męskiego stroju Nicholas Antongiavanni: „Nie trzeba było długo czekać, by ktoś wpadł na pomysł zamówienia smoking jacket z czarnej

www.classandclub.pl

rabat 10%

rabat 10%

rabat 10%

Foto: Album Online/East News

No,

Sprawdź ofertę i dostępne zniżki Partnerów Programu:

Zapytani o nieodłączne atrybuty Agenta 007 jedni wymienią wysłużony pistolet Walther PPK, inni – piękną dziewczynę, jeszcze inni – strzelający rakietami samochód. Z pewnością ktoś wspomni też o eleganckim i dobrze skrojonym smokingu, symbolu brytyjskiego szyku. Od Seana Connery’ego po Daniela Craiga, każdy z Jamesów Bondów przynajmniej raz wdział charakterystyczną marynarkę z czarną muszką – wizerunek agenta tak zrósł się ze smokingiem, że Pierce Brosnan przed włożeniem go mawiał ponoć: „Zakładam Bonda”. Jednak sam 007 zapytany o smoking poczęstowałby nas najpewniej papierosem (fanatycznych bondomaniaków uprzejmie proszę, by nie prostowali, że Bond rzucił palenie już w „Śmierć nadejdzie jutro”), natomiast o swoim stroju nawet by się nie zająknął.

wełny, z ozdobami jak na fraku, aby godnie wyglądał on również w jadalni”. Tak, to z męskiego lenistwa narodziła się marynarka smokingowa vel dinner jacket. Za oficjalną datę narodzin smokingu przyjmuje się rok 1860, kiedy to najstarszy syn królowej Wiktorii (wówczas gustujący w eleganckich i wygodnych ubraniach 19-letni książę Walii, w przyszłości król Edward VII) zamówił wspomniany wyżej, zmodyfikowany smoking jacket w firmie Henry Poole & Co., do dziś mieszczącej się przy legendarnej ulicy krawców Savile Row. Badacze podają w wątpliwość precyzję wymienionej daty – wiemy jednak na pewno, że w 1886 r. książę Walii nosił smoking i że osobiście zachęcił pewnego bogatego Amerykanina do uszycia sobie podobnego. Amerykanin ten, niejaki James Potter, należał do ekskluzywnego nowojorskiego klubu Tuxedo Park, a jego nowe szaty zrobiły w ojczyźnie tak wielkie wrażenie, że napisały o nich lokalne gazety i, jak już zostało powiedziane, smoking do dziś znany jest w Ameryce jako tuxedo. Jednak w Wielkiej Brytanii smoking pozostawał – mimo protekcji królewskiej rodziny – ubiorem zupełnie nieformalnym, odpowiednim jedynie w ścisłym gronie przyjaciół i rodziny, a niemile widzianym w towarzystwie kobiet. Jedynym powszechnie słusznym strojem wieczorowym na bardziej eleganckie kolacje czy bale był frak. Wszystko zmieniła I wojna światowa. Pewne rozprężenie obyczajów dało się wyczuć już przed konfliktem, ale dopiero upadek brytyjskiej arystokracji z jej

l at o

2 0 1 1

21


M T [modne tematy]

M T [modne tematy]

150 lat smokingu

nowa kolekcja deni cler

Dziś obowiązują trzy klasyczne fasony marynarek smokingowych: jednorzędowa z aksamitnym lub jedwabnym kołnierzem szalowym („Odpowiednia dla wysokich, szczupłych panów” – mówi Zaremba) lub zamkniętymi, skierowanymi ku górze klapami, tzw. peak lapel („Daje największe możliwości skorygowania sylwetki”), a także dwurzędowa. Do smokingu obowiązkowo zakładamy czarne spodnie z ozdobną lamówką, czarne lakierowane lub przynajmniej wypolerowane buty, cienkie i wysokie czarne skarpety oraz białą koszulę z krytymi guzikami („Kołnierz raczej wykładany w dół niż łamany i postawiony jak we fraku”), do tego tradycyjnie czarna wiązana muszka lub – jak podpowiada Zaremba – czarny krawat jako nowoczesny akcent. Jeśli włożymy białą muszkę, to pozostali goście mogą nas wziąć za kelnera (inne kolory czy nawet wzory są dopuszczalne), a w muszce na gumce dobrze wyglądają tylko dziewięcioletni chłopcy. Do smokingu zdecydowanie nie zakładamy paska – Zaremba oręduje tu za szelkami, polecanymi ponoć przez najlepszych krawców z Savile Row. Biała jedwabna chusteczka wieńczy dzieło.

Wszystko zmieniła I wojna światowa. Pewne rozprężenie obyczajów dało się wyczuć już przed konfliktem, ale upadek brytyjskiej arystokracji z jej wystawnym trybem życia przypieczętował zmiany w etykiecie.

Reguły elegancji w wieczorowym stroju kobiecym podważył w połowie lat 60. ubiegłego wieku francuski projektant Yves Saint Laurent – tworząc smoking dla przewrotnej damy. Ślady tamtej modowej rewolucji mogliśmy później odnaleźć w stylu androginicznych modelek z fotografii Helmuta Newtona czy wielbiącej unisex Annie Hall, tytułowej bohaterki flagowego filmu Woody’ego Allena. Kobiecy smoking z wdziękiem odświeżyła debiutująca w ubiegłym roku amerykańska wokalistka, Janelle Monae.

2 0 1 1

l at o

www.classandclub.pl

rabat 10%

Elegancka prostota odświeżona kontrastowym zestawieniem faktur i krojów, casual złamany nonszalancją – sekret nowej kolekcji Deni Cler Milano tkwi w nieoczywistym szczególe. Detale inspirowane latami 60. i szykiem angielskiej arystokracji to propozycja marki na sezon jesienno-zimowy. Kolekcja powstała z myślą o pierwszych chłodach, ale – co ma sugerować nadany jej tytuł „…con la passione” – z gorącej miłości do mody. Byliśmy na pokazie.

Tradycja tradycją, a już od lat 50. ubiegłego wieku pojawiają się smokingi w fantazyjne wzory, w odbiegających od kanonu kolorach. To, co z początku było domeną jazzowych muzyków, dziś jest normą. Jak mówi projektant mody Tomasz Ossoliński, dziś możemy ze smokingiem włożyć czarną koszulę, nawet dżinsy, sama marynarka może zresztą przybrać kolor zielony, szary czy jakikolwiek inny. Oczywiście taki strój traci wszelkie znamiona formalności, ale za to na teatralną premierę czy ważną galę będzie jak znalazł. Jeśli z kolei kogoś oburza takie bezczeszczenie klasyki, to lepiej nie informować go, że w 1965 r. Yves Saint-Laurent, modowy rewolucjonista, zaprojektował smoking dla kobiet, „Le Smoking” (informacji o obyczajowo-wywrotowym wynalazku szukaj w ramce powyżej). Pomysł się przyjął nie tylko w wyzwolonych latach 60. ubiegłego wieku – całkiem niedawno o uszycie damskiego smokingu poprosiła Macieja Zarembę żona pewnego ambasadora (niestety musiał odmówić, bo jego firma tradycyjnie szyje wyłącznie dla mężczyzn). Pełną kolekcję opartych na klasyce smokingów dla kobiet szykuje na najbliższe miesiące także Tomasz Ossoliński.

, tekst: Maciek Piasecki

Sprawdź ofertę i dostępne zniżki Partnerów Programu:

PASSIONE

A co dla damy?

Możemy śmiało stwierdzić, że smoking nie umarł. Nie należy mu również ubliżać mianem poczciwego weterana oficjalnego dress code’u. Na razie nie grozi mu zamknięcie w rezerwacie ślubów i nielicznych oficjalnych przyjęć. Jego czysta, klasyczna elegancja wciąż działa na wyobraźnię zarówno doświadczonych, jak i początkujących projektantów mody. Ci drudzy, konkretnie grupa szczęśliwców studiujących w British College of Fashion, będą świętować przypadające obecnie 150. urodziny smokingu w wyjątkowy sposób: wraz z krawcami firmy Henry Poole & Co. stworzą projekty, które godne będą miana „smokingu XXI wieku”. Efekty tej współpracy zostaną pokazane najpierw w Londynie i nowojorskim Tuxedo Park, następnie ruszą w pokazową trasę po całym świecie – by wszyscy dowiedzieli się, że elegancja to Anglia, nie żadna tam Francja.

22

CON LA

krata z wysp – w krojach i wzorach widać inspirację konserwatywną elegancją Anglii.

na przekór, czyli viva kontrast krojów, wzorów i tkanin.

Foto: materiały promocyjne

To w okresie dwudziestolecia międzywojennego smoking trafił do Polski. „Wyroby angielskie cieszyły się wówczas dużym powodzeniem wśród Polaków. Snobowano się na angielskie kapelusze, chętnie szyto ubrania z angielskich wełen, palono fajki, uprawiano ulubione sporty Anglików” – pisze prof. Maria Poprzęcka. „Na dancingu czy mniej oficjalnym przyjęciu panowie występowali w smokingach. Smoking był z reguły czarny, choć na letnie przyjęcia dozwolone było noszenie także białej marynarki smokingowej. Wytworny, zamożny mężczyzna z lat 30. nie szczędził środków na

swoją garderobę. Garnitur, frak czy smoking szył na miarę u znanego krawca, buty zamawiał tylko u dobrego szewca”. Według Macieja Zaremby, którego warszawski sklep zdobi oryginalny smoking z 1938 r., przedwojenny smoking nie różni się od współczesnego tak bardzo, jak mogłoby się wydawać.

Foto: materiały promocyjne

wystawnym trybem życia przypieczętował zmiany w etykiecie. „Księga etykiety Vogue’a” z 1925 r. wręcz ubolewała nad zdziczeniem męskiej elegancji, bo tylko to im pozostało – widok odzianego w smoking pana w teatrze czy restauracji nie był już niczym niezwykłym. Nowy król Wielkiej Brytanii Jerzy V walczył co prawda o wskrzeszenie podupadłych obyczajów, lecz jego własny syn zdawał się podzielać gusta swojego dziadka, Edwarda VII. Młody książę Edward (jego późniejsza abdykacja stała się punktem wyjścia dla niedawnego, nagrodzonego Oscarem filmu „Jak zostać królem” z Colinem Firthem) wprowadził między innymi modny do dziś smoking w kolorze ciemnogranatowym. Amerykanie, którzy tradycyjnie preferują wygodę nad elegancję, z radością chłonęli wiatr świeżości zza drugiego brzegu oceanu.

Warszawa, 2 czerwca 2011 r., Fabryka Wódek Koneser l at o

2 0 1 1

23


m t [modne tematy] Brunello Cucinelli salon royal collection w Centrum Handlowym Panorama w Warszawie, gdzie znajdziesz kolekcje Brunello Cucinelli.

Sprawdź ofertę i dostępne zniżki Partnerów Programu:

www.classandclub.pl

rabat 10%

Brunello cucinelli to kreator mody, który zasłynął swoimi kaszmirowymi kolekcjami. Poza znaną marką stworzył swoistą filozofię zarządzania zakładami produkcyjnymi. Wywiadu udzielił dla „Elite Traveler”. 24

2 0 1 1

l at o

Foto: AFP/East News, Materiały promocyjne

Elite Traveller: Wiele włoskich domów mody to historia sięgająca pokoleń. Pan założył firmę w 1978 r. Co pana do tego skłoniło? Brunello Cucinelli: Pochodzę ze skromnej rodziny, w której sztuka „zrób to sam” była na porządku dziennym. Moją przygodę z biznesem rozpocząłem w wieku 25 lat od małego warsztatu, bez żadnego finansowego zaplecza. Po dwóch latach zatrudniłem pierwszego współpracownika. Pierwszymi rynkami zbytu były Niemcy i USA jako kraje ustabilizowane ekonomicznie. W 1985 r. kupiłem ruinę zamku w Solomeo, rodzinnym mieście mojej przyszłej żony będącej stałą inspiracją dla moich projektów. W tym samym roku zaczęła się renowacja, a w 1997 r. przeniosłem do Solomeo główną siedzibę firmy. E.T.: Jak jest obecnie pozycjonowana firma na rynku? B.C.: Asortyment w 100 proc. produkowany jest we Włoszech. Wysoka jakość naszych produktów, która wyróżnia nas na rynku, pozwala mi kontynuować produkcję tu, na miejscu, bez konieczności szukania tańszych możliwości. Zdecydowanie wierzę w narodowy know-how i zdolność tworzenia ręcznie tkanych produktów w połączeniu z kulturą pracy i doświadczeniem pracowników zdobywanym przez wieki. Zakłady produkcyjne mieszczą się w Umbrii i przylegających regionach. Taki wybór lokalizacji miał dla mnie ogromne znaczenie w odniesieniu do promocji tego regionu i uszanowaniu ludzi, którzy tutaj pracują – to jest gwarancja najwyższej jakości. Zatrudniam około tysiąca ludzi w małych zakładach, wytwarzających nasze kolekcje. Dar tego kraju, tych ludzi, którzy są w stanie wyprodukować unikatowe i rozpoznawalne rzeczy, a co za tym idzie – wysoka jakość produktów, nadaje mojej pracy sens. E.T.: Wspomniał pan o tym, jak istotna jest kultura pracy. Jest pan znany ze swojego ludzkiego podejścia do pracowników – to filozofia, która towarzyszy panu w biznesie. Proszę mi powiedzieć, co to tak naprawdę znaczy?

Sposób, w jaki prowadzę mój biznes, to coś więcej niż kreowanie pięknych ubrań. to społeczność tworzy markę Brunello Cucinelli i wprowadza ją w rzeczywistość w każdym sezonie. B.C.: W Solomeo ludzie pracują w celu realizacji jednego, wspólnego celu. Każdy z nich czuje się odpowiedzialny za to, co robi, ponieważ czują się częścią firmy. Każdy z nich dostaje za swoją ciężką pracę odpowiednie wynagrodzenie. Kreatywność ludzi ma dla mnie wymierny efekt, to podłoże trzeba pielęgnować. Stworzyłem dla swoich pracowników namiastkę domowej atmosfery, która również jest bardzo ważna w codziennej pracy. E.T.: Proszę opowiedzieć o aktualnej produkcji, skąd czerpie pan inspiracje do swoich kolekcji? B.C.: Nowoczesna – ten przymiotnik dobrze określa naszą kolekcję. Czerpię inspiracje z ulicy. Kiedy przechadzam się uliczkami Perugii lub kiedy jestem gdzieś za granicą, zawsze bacznie obserwuję otaczających mnie ludzi. To pierwsza rzecz, którą powinien robić stylista. Następnie oczywiście staram się przełożyć styl ulicy na klasykę i luksus. E.T.: Styl ulicy stale się zmienia. Jakie według pana zaszły największe zmiany w stylu ubierania się mężczyzn w okresie ostatnich 10-20 lat? B.C.: Aktualnie mężczyźni chcą wyglądać trendy, młodo

i kupują więcej dodatków. To bardzo ważna zmiana, jeśli myślimy, że tylko kobiety zwracały dużą uwagę na gadżety i biżuterię. Faktem jest, że w ostatnich latach odnotowujemy duży wzrost zainteresowania naszymi męskimi kolekcjami. E.T.: Butiki Brunello Cucinelli znajdują się we wszystkich światowych metropoliach, na najbardziej ekskluzywnych ulicach. Jakie ma pan plany związane z ekspansją w USA i na świecie? B.C.: Chcemy rozwinąć brand Brunello Cucinelli zarówno w USA, jak i na świecie. Naszym celem jest uczynienie marki szeroko rozpoznawalną. Chcę, żeby ludzie zrozumieli nasz elegancki, sportowy styl, ale zawsze pasujący na różne okazje. Mocno wierzę, że rynek zrozumie naszą filozofię, i oczekuję pozytywnych efektów w tym sensie. E.T.: Oprócz pana, ilu członków rodziny jest zaangażowanych w prowadzenie firmy i jakie są ich obowiązki? B.C.: Moja żona i starsza córka Camilla współpracują ze mną w biurze kreacji. E.T.: Czy tak zajęta osoba jak pan ma czas na pasje? B.C.: Naprawdę bardzo lubię grać w piłkę nożną i jeśli tylko mam czas, uwielbiam spędzać popołudnia i wieczory z przyjaciółmi, pozwalając sobie na cygaro. E.T.: Gdyby nie był pan zaangażowany w projekty modowe, czym by się pan zajmował? B.C.: Dwa lata studiowałem inżynierię, być może podążałbym dalej w tym kierunku. Ale kto to wie... Wywiad pochodzi z „Elite Traveler” Kolekcje Brunello Cucinelli zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn można nabyć w Salonie Royal Collection w Warszawie, CH PANORAMA, al. Witosa 31, 00-710, tel.: (22) 640 11 65

l at o

2 0 1 1

25


S z [szlachetne zdrowie] spór o sól Sprawdź ofertę i dostępne zniżki Partnerów Programu:

www.classandclub.pl

rabat 10%

historia SŁONEGO Bez soli nie ma życia. To prawda tak samo stara jak świat. Ludowe wierzenia głoszą, że człowiek, który podaje nam posiłek bez użycia soli, jest wręcz diabłem! Pomimo apeli lekarzy o solnych nadużyciach i powodowanych nimi chorobach cywilizacyjnych chlorek sodu jest jednak częściej naszym sprzymierzeńcem niż wrogiem. A już z całą pewnością ma bardzo burzliwy życiorys.

Rzucenie szczypty soli przez lewe ramię ma odczynić zły urok. Ofiarowanie soli jest znakiem braterstwa, a powitanie chlebem i solą symbolizuje gościnność. W języku malgaskim to samo słowo oznacza sól i rzecz świętą. Wysypana sól oznacza z kolei koniec przyjaźni i sprawowanej nad sprawcą incydentu boskiej opieki. Wystarczy spojrzeć na obraz Leonarda da Vinci „Ostatnia wieczerza”. Pod łokciem Judasza wyraźnie widać przewróconą solniczkę! Nie ma soli, nie ma smaku W codziennym życiu nie wszyscy jednak, soląc kanapkę lub stek, poświęcamy wiele miejsca na takie symboliczne rozważania. Nie znając szczegółów z historii czy biologii, z całą pewnością jesteśmy w stanie stwierdzić, że chlorek sodu, czyli chemiczna nazwa produktu, który dobrze znamy pod prozaiczną nazwą „sól”, jest nie tylko niezbędną przyprawą, ale i doskonałym konserwantem przedłużającym świeżość produktów spożywczych. Chyba każdy z nas czuje, że bez dodania choćby odrobiny soli jedzenie nie sprawia żadnej przyjemności. Brak soli może prowadzić do odwodnienia organizmu. Szczególnie w upalne dni pocenie się pozbawia nas znacznej ilości tego składnika. Sól potrafi także stymulować nasz apetyt. Sól, kiedyś droższa od złota, dziś nazywana jest „białą śmiercią”. Nadużywanie soli, podobnie jak brak umiaru w jedzeniu, jest powodem wielu chorób będących plagą współczesnych cywilizacji, jak otyłość, miażdżyca czy nadciśnienie. Są jednak narody, u których nie występuje potrzeba używania sporej ilości soli, podobnie napędzającej nasz apetyt jak cukier czy tłuszcz. Na przykład Eskimosi żywią się mięsem, które samo w sobie zawiera pewną ilość soli, a konserwować żywności dodatkowo nie muszą, bo to zadanie wykonuje w ich warunkach geograficznych po prostu niska temperatura. Więzienie za sól Dziś sól jest jednym z nielicznych towarów, o którego rychłe wyczerpanie powinniśmy się intensywnie martwić. Tym trudniej uwierzyć, że sól i jej pozyskiwanie było kiedyś

26

2 0 1 1

l a to

l a to

2 0 1 1

27


S z [szlachetne zdrowie] spór o sól

pytamy eksperta

- dr Annę Senderską, dietetyka z Centrum Medycznego ENEL-MED Sód, obecny w soli kuchennej, jest niezbędnym makroelementem w naszej diecie. Problemem nie jest jednak jego niedobór, ale nadmiar w naszej diecie. Dzienne spożycie soli nie powinno przekraczać 5 g (łyżeczka do herbaty). Mogłoby się wydawać, że to dużo. Trzeba jednak pamiętać, że sód to również glutaminian sodu (składnik maggi, kostki rosołowej, przypraw) oraz benzoesan sodu, czyli substancja konserwująca, np. w sałatkach warzywnych czy wodach smakowych. Sól znajduje się w wędlinach, rybach wędzonych, pieczywie, serach. Dodatkowo samodzielnie dosalamy potrawy nie tylko do „smaku na talerzu”, ale również w trakcie gotowania.

zwanych słonorośli, których cechą charakterystyczną jest to, że z ziemi czerpią sód, a nie potas, jak inne rośliny). Ze względu na rzadkość występowania sól była używana jako waluta. Od XIX w. dla tego minerału znaleziono również nowe zastosowania, w tym w przemyśle.

A co się działo, gdy akurat nie było wokół soli? Pozyskiwano ją z popiołu roślinnego, alg czy drewna. Do dziś są rejony, gdzie używa się tak otrzymywanej soli, będącej właściwie w większym stopniu potasem niż chlorkiem sodu. Kanadyjscy Indianie na przykład o wiele bardziej niż sól mineralną cenią sól, którą produkują z liści podbiału (należącego do grupy tak

, tekst: ewelina kustra

Solne rytuały Ciekawostką mogą być za to wszelkie rytuały związane z solą oraz przypisywana jej symbolika. W jej pochodzeniu z morza, a więc wody, będącej źródłem życia, upatruje się wyjaśnienia mocy oczyszczającej i ochronnej, choćby przed zepsuciem. Jednak masońskie przedstawienia soli widzą w niej kobietę matkę, żeński pierwiastek będący synonimem życia, w przeciwieństwie do niszczącego męskiego żywiołu uosabianego w innym pierwiastku: siarce. W chrześcijaństwie w czasie chrztu dodaje się soli do wody święconej, by w ten sposób symbolicznie zmazać grzech pierworodny. Ludowe wierzenia głoszą, że człowiek, który podaje nam posiłek bez użycia soli, jest diabłem! Dziś, gdy obecność soli jest dla nas oczywista, warto poświęcić jej chwilę uwagi, zanim jej przysłowiowa szczypta wyląduje w garnku z zupą lub na steku.

Masońskie przedstawienia soli widzą w niej kobietę matkę, żeński pierwiastek będący synonimem życia, w przeciwieństwie do niszczącego męskiego żywiołu uosabianego w innym pierwiastku: siarce.

Foto: shutterstock

postrzegane jako nie lada wyzwanie. Sól występuje w bardzo wielu miejscach: od mórz poczynając, na ziemi kończąc. Sól jest w oceanach i jeziorach. Dziś w zasadzie trudno odpowiedzieć na pytanie, czy te zbiorniki wodne były zasolone już od początku istnienia. Pokaźne złoża soli kamiennejwystępują też na powierzchni ziemi, na przykład góry solne w Rumunii, które

nie przestają rosnąć! Sól kuchenna, którą najlepiej znamy, powstaje ze skruszenia wydobywanych w kopalniach bloków soli kamiennej. Możliwe jest też odparowywanie wody morskiej. W Europie wiele jest kopalni soli, które ciągną się przez wschód Francji, północne Niemcy, austriackie Alpy czy Karpaty. W czasach prehistorycznych obecność kopalni soli oznaczała jedno: była doskonałą zachętą do osiedlania się. Miejscowość Hallstatt w austriackim regionie o solnej nazwie Saltzkammergut już w epoce brązu obfitowała w sól. Nic dziwnego, że wszyscy chcieli tutaj mieszkać! Przejście z łowiectwa do rolniczego trybu życia, a co za tym idzie – uczynienie z mięsa głównego składnika diety zapoczątkowało jeszcze większe zapotrzebowanie na sól, by móc konserwować zapasy. Sól była rarytasem. W czasach rzymskich żołnierze otrzymywali zapłatę w formie garści soli (ta pensja nosiła nazwę „salarium”). Wtedy jednak nie była bardzo droga, w odróżnieniu od innych przypraw. Zmieniło się to dopiero w XIII w., kiedy sól opodatkowano! A wtedy nielegalne wydobycie soli oraz naruszanie prawa podatkowego były jednymi z najpoważniejszych zbrodni, bardzo surowo karanych więzieniem czy zesłaniem na dożywotnie galery.

28

2 0 1 1

l a to


zajęcia wskrzeszają zestawy ćwiczeń, które 30 lat temu wprowadziły pod strzechy vhs-y z jane fondą w roli instruktorki chałupniczego aerobiku.

s z [szlachetne zdrowie]

fitness z epoki

retrogimnastyka

Sport to zdrowie? Podobno. Ale nawet sytuacja wymachów i przysiadów nie zwalnia z dobrego stylu. Dziś szczytem szyku jest gimnastyka w wydaniu retro. Londyn inspiruje, my podpowiadamy – co ćwiczyć i z czym.

Hura hula-hoop Amerykanie z sielskich przedmieść lubią żartować, że na dachu co drugiego domu w sąsiedztwie leży pewnie zagubione frisbee. Niewykluczone, że w co drugim garażu kurzy się porzucone hula-hoop. Wyprodukowana na masową skalę

30

2 0 1 1

l at o

w końcu lat 50. (przez kalifornijską firmę Wham-O) plastikowa obręcz zdobyła Amerykę przebojem. Żeby odpowiedzieć na rosnący popyt na hula-hoop, trzeba było produkować 50 tys. obręczy dziennie! Cudotwórczy wpływ na sylwetkę sprawił, że hula-hoop z przedmiotu podwórkowej rekreacji stał się narzędziem gimnastycznym. Jego sława odżyła z początkiem nowego tysiąclecia, Tesco wyprodukowało nawet własną wersję hula-hoop – tak masywną, że ponoć zdolną spalić 200 kilokalorii w ciągu godziny. Mniej radykalnym fanom hula-hoop wystarczą zajęcia fitness z obręczą i międzynarodowe święto World Hoop Day, w ramach którego są zbierane fundusze na hula-hoopy dla dzieci w potrzebie. Dyskoteka na kółkach Dyskoteka na wrotkach? Absolutny hit lat 70., nierozerwalnie związany z modą na disco, „Aniołkami Charliego” (polecamy zwłaszcza instruktażowy odcinek „Angels on Skates”) i falami Farah Fawcett. Niektórzy wymieniają w tym ciągu estetycznych skojarzeń jeszcze nieprzyzwoicie krótkie szorty. Wydawać by się mogło, że szał na kluby z tak zwanym „roller disco” (dyskoteka na wrotkach) skończył się razem

z niezdrową modą na brokat. Nic bardziej mylnego. Do dziś działają niektóre z oryginalnych klubów, które pamiętają piruety sprzed czterech dekad. Kilka lat temu zaczęto otwierać również nowe, oferujące roller disco w ramach zajęć gimnastycznych. Ta bieżnia śmiesznie wygląda Żeby spocić się w stylu retro, nie trzeba wcale jeździć na wrotkach ani mordować się z tym dziwnym kółkiem, które cały czas spada. Wystarczy oklepana siłownia. Brytyjska sieć Retro Gym reklamuje się hasłem: „nowoczesna siłownia, retro cena”. To promocyjne oszustwo, bo nie wszystko jest tu nowoczesne. Albo inaczej: jest, ale zupełnie na takie nie wygląda. Wykorzystane sprzęty to designerskie cacka, stylizowane na urządzenia do ćwiczeń z lat 80. Zgodnie z trendami przeszłości w centrum każdej siłowni znajduje się bar ze świeżymi sokami i koktajlami warzywnymi. Kiedy moda na fitness w stylu retro dotrze do Polski? Może nawet za chwilę – wystarczy odnaleźć tę słynną kasetę wideo z Jane Fondą. , tekst: Angelika kucińska/novimedia cp

Foto: Corbis, Album Online/East News, materiały promocyjne

„Kiedy zaczynaliśmy, prawdziwy renesans w muzyce i modzie przeżywały lata 80. Pomyśleliśmy więc, że trochę sentymentów sprawi, że i fitness będzie większą frajdą” – mówi Pip Black, inicjatorka zajęć Jane Fonda Tribute odbywających się w klubie Frame w modnej londyńskiej dzielnicy Shoreditch. Zajęcia wskrzeszają zestawy ćwiczeń, które 30 lat temu wprowadziły pod strzechy VHS-y z Jane Fondą w roli instruktorki chałupniczego aerobiku. Chałupniczego? Co za bluźnierstwo! Jane Fonda – wówczas hiperpopularna aktorka, gwiazda „Barbarelli” – szybko stała się gimnastycznym guru, inicjując modę na fitness i lycrę. Fanatyczki retroćwiczeń spotykają się we Frame raz w tygodniu, by w rytm hitów z lat 80. (od „I’m So Excited” Pointer Sisters po „Blue Monday” New Order) poudawać Fondę.

Quikfit! Fitness w wydaniu retro wymaga odpowiedniego image’u, tu byle dres nie przystoi. Amatorom dyskoteki na wrotkach polecamy neonowe szorty, bluzy i T-shirty oraz stylowe okulary (gdyby w grę wchodził hula-hoop na plaży) z ewidentnie inspirowanej latami 70. kolekcji Quiksilver. Niech was zobaczą!

l at o

2 0 1 1

31


S R [szybkie ruchy]

siódme nieba

człowiek w chmurach

www.classandclub.pl

rabat 10%

Dostarczają sporej dawki adrenaliny, urzeczywistniając odwieczne marzenie człowieka o lataniu. Wznoszą w przestworza, gdzie spotykamy się z granicami naszych możliwości — kolejne dyscypliny zdają się je systematycznie przesuwać. Przed Tobą sportowa siódemka, która zabierze Cię w siódme nieba. 1. niebo ze spadochronem Repertuar spadochroniarski jest bogaty i nie brakuje w nim różnorodnych dyscyplin. Najlepiej zacząć od skoku tandemowego – śmiałek przymocowany do pilota spadochronowego jest bezpieczny i może sprawdzić, czy ten rodzaj wrażeń jest dla niego. Na początku skacze się z wysokości 4000 metrów, co zapewnia minutę zabawy w przestworzach. A jak się okaże, że chcesz więcej, wachlarz możliwości jest nieprzebrany – od wysokości zaczynając, na różnych konfiguracjach kończąc… Ale to już wyższa szkoła spadania, wymagająca odpowiednich kursów.

rabat 10% 6

3

1

4

5. niebo z latawcem i deską Kitesurfing łączy w sobie dwie ekstremalne przyjemności: pływanie i latanie. Choć na pozór wygląda jak windsurfing z latawcem zamiast żagla, bardziej przydadzą się umiejętności nabyte podczas jazdy na snowboardzie (bo ma zdecydowanie więcej wspólnego z prowadzeniem takiej deski). Jeśli ten sport wydaje się wam interesujący, zaplanujcie tegoroczny urlop w polskiej mekce surferów, czyli na Helu. A wieść niesie, że początki kite’a do najtrudniejszych nie należą.

2. niebo na linie Amatorzy bungee skaczą z dużych wysokości przymocowani do gumowej liny. By uskutecznić tę formę ekstremalnej przygody, od umiejętności ważniejsza jest decyzja: zrobię to. Cała reszta opiera się na wyliczeniu odpowiedniej długości liny dla ciężaru ciała skoczka. W tym przypadku ważne jest też, gdzie, a nie z kim skaczesz. Most Royal George w USA (321 m), wieża Makau w Chinach (233 m), tama Verzasca w Szwajcarii (220 m) czy most przy wodospadach Wiktorii w Zambii (152 m) to królestwa skoczków bungee. 3. niebo na paralotni Ten najpopularniejszy sport lotniczy pozwala wznieść się aż 4500 metrów powyżej punktu startu i lecieć nawet przez 500 km – przynajmniej jeśli jesteś jednym z rekordzistów. Ale nim wyruszysz w tak daleką podróż, musisz zgłębić tajniki paralotni w trzech etapach. Zaczyna się od niewielkich wysokości w zakresie podstawowym, później loty wysokie, a na koniec przeloty żaglowe i termiczne. A potem to już hulaj dusza, piekła nie ma.

7

Foto: shutterstock, NobileKiteboarding

2 0 1 1

l at o

6. niebo z balonem To on – balon – jako pierwszy urzeczywistnił marzenia człowieka, by latać. Żeby dopiąć swego, prekursorzy obserwowali nie ptaki, a to, jak unoszą się kawałki papieru nad ogniem. Loty balonem mają w Polsce naprawdę długą tradycję, bo sięgającą XVIII wieku. Amatorom dostarczają niezapomnianych widoków, ścigającym się profesjonalistom natomiast uzależniającego dreszczyku emocji. Od kwietnia do września można podpatrywać zawody odbywające się w całym kraju lub… spróbować samemu!

Podniebne must have

2

32

Sprawdź ofertę i dostępne zniżki Partnerów Programu:

5

Przy uprawianiu sportów ekstremalnych liczy się bezpieczeństwo i wygoda. Dobrej jakości, sprawdzony sprzęt to podstawa, ale równie ważne jest odpowiednio dobrane, niekrępujące ruchów ubranie. Gdzie go szukać? Na stronach quiksilver.com i royalcollection.pl znajdziecie to, czego będziecie potrzebować, zanim spenetrujecie przestworza. Na posiadaczy kart Class & Club czekają zniżki w sklepach firmowych Quiksilver i Royal Collection w całej Polsce.

4. niebo szybowcem Samolot bez silnika? Brzmi groźnie. W rzeczywistości szybownictwo ma więcej wspólnego z lotnią niż z samolotem. Jak sama nazwa wskazuje, konstrukcja nie ma własnego napędu i do startu potrzebna jest pomoc wyciągarki lub samolotu. Gdy znajdziemy się już w przestworzach, odczepiamy się od nich, by kontynuować lot samodzielnie. Żeby zacząć, należy udać się do któregoś z ponad pięćdziesięciu aeroklubów w Polsce. Może nie od razu osiągniecie prędkość 450 km/h, ale 60 km/h w przestworzach może dać początkującemu nie lada adrenalinowy zastrzyk.

7. niebo po linie Żeby znaleźć się w powietrzu z pomocą tej dyscypliny, potrzebujemy znacznie więcej czasu i treningów niż przy pozostałych powietrznych sportach. Slackline polega na chodzeniu i wykonywaniu akrobacji na taśmie o szerokości około 3 cm. Zaczynamy nisko nad ziemią, by potem przechadzać się w przestworzach. To odmiana highline, polegająca na balansowaniu pomiędzy dwoma skalnymi turniami. Dookoła nas jest tylko natura, a pod naszymi stopami cienka, szarawa lina… , tekst: Aleksandra Gniado

l at o

2 0 1 1

33


s r [szybkie ruchy]

Ford StreetKa. Mały Ford był chwalony za świetne właściwości jezdne, a ganiony za słaby silnik. Wersję StreetKa pozbawiono dachu i obdarzono mocniejszym silnikiem, a do jego zakupu zachęcała sama Kylie Minogue.

Saab 9-3 Cabrio. To praktyczny kabriolet, którego (mimo miękkiego dachu) możemy używać przez cały rok. Niezła ilość miejsca na tylnej kanapie i w bagażniku pozwala na dłuższe podróże w pełnej obsadzie. Zwolennikom emocji za kierownicą szwedzki producent proponuje wersję z silnikiem o mocy 220 KM. Otrzymał najwyższą ocenę w testach zderzeniowych Instytutu Bezpieczeństwa Drogowego w USA.

Porsche Boxter. Niektórzy pogardliwie nazywają Boxtera „dziewięćsetjedenastką dla ubogich”, choć nierzadko nie mieli z nim naprawdę do czynienia. Tymczasem wystarczy się przejechać, by zrozumieć, że nie moc silnika jest kluczowym wyznacznikiem radości z jazdy. Boxter ma wszystko, co potrzebne do szczęścia: świetnie zbalansowane zawieszenie, centralnie umieszczony silnik obdarzony niezłymi zdolnościami wokalnymi i komfortowe wnętrze.

w e i i c w ś o o n l o pw

kabriolety na planie

Jedni poczują się wolni w aucie, którym w każdej chwili można zjechać ze wstęgi drogi utwardzonej i dotrzeć tam, gdzie inni nie mogą. Zwolennikom asfaltu proponujemy coś jakże odpowiedniego na lato – zrzucenie nie tylko ubrań, ale także i dachów. Dachów w samochodach oczywiście.

Foto: Newspress

Kup auto, poczuj się wolny – głosiło na początku lat 90. hasło reklamowe. Dziś samochód jest już dobrem powszechnym, a co z wolnością? Na szczęście są samochody, które dają jej więcej.

34

2 0 1 1

l at o

l at o

2 0 1 1

35


s r [szybkie ruchy]

Honda S2000 – wyprodukowany na 50-lecie marki roadster był chwalony nie tylko przez dziennikarzy motoryzacyjnych. Był też wielokrotnym zwycięzcą rankingów zadowolenia użytkowników.

Mazda MX-5. Japończycy postanowili skonstruować mały roadster o sportowym charakterze w oparciu o filozofię Jinba ittai, czyli dosłownie „jedność konia i jeźdźca”. Wzorowali się także na klasycznych brytyjskich roadsterach. Samochód miał być prosty, niezawodny, niedrogi i dawać przy tym mnóstwo frajdy z jazdy. I to się doskonale udało.

Fiat 500 C. Szykowna „pięćsetka” nie pozbyła się swoich obłych kształtow, ale zrzuciła dach i zamiast klasycznego składanego ma zwijany brezentowy. Podobnie jak „zadaszona” wersja, cabrio dostępne jest z najnowszym, produkowanym w Bielsku-Białej, dwucylindrowym turbodoładowanym silnikiem MultiAir, który z pojemności niecałych 900 cm sześc. może wykrzesać aż 85 KM.

kabriolety na planie W systemie ratalnym, reklamowanym przez rzeczone hasło, dostępne były głównie produkty FSM w Tychach, które w postpeerelowskich realiach dla wielu stanowiły synonim wolności. Czasy na szczęście się zmieniły, można sięgać wyżej, a jedynym ograniczeniem zdaje się być grubość portfela. Oczywiście, wolności i swobody za kierownicą można poszukiwać na wiele sposobów. Jedni poczują się wolni w samochodzie, którym w każdej chwili można zjechać ze wstęgi drogi utwardzonej i dotrzeć tam, gdzie inni nie mogą. Zwolennikom asfaltu proponujemy coś jakże odpowiedniego na lato – zrzucenie nie tylko ubrań, ale także i dachów. Dachów w samochodach oczywiście.

i Davis) na skraj przepaści. Sfora ścigających je policjantów stawia Thelmę i Louise przed wyborem – dać się zakuć i skazać czy zginąć, spadając w przepaść. Auto bez dachu, a konkretnie zjawiskowa Alfa Romeo Giulietta (rocznik 1955), towarzyszyło także dylematom moralnym w „Słodkim życiu” Felliniego, gdzie stanowiło idealne uzupełnienie rzymskiej architektury i atmosfery. O tym, że duży ekran jest świetnym narzędziem promocji, pomyśleli także specjaliści od marketingu marki BMW. Udało im się przekonać władze bawarskiego producenta, że warto zainwestować niemałe pieniądze w kontrakt, na mocy którego agent 007 porzuci produkty brytyjskiej motoryzacji na rzecz BMW. 007 miał przyjemność korzystać z trzech modeli niemieckiego producenta: roadstera Z3 („Goldeneye”), limuzyny 750iL („Tomorrow Never Dies”) oraz roadstera Z8. W filmach intensywnie eksploatowane przez Bonda samochody nie kończyły najlepiej (750iL 007 zrzucił z dachu hotelu, Z8 przecięto na pół), za to udział w „Goldeneye” przełożył się na wymierny sukces rynkowy „zet-trójki”. Z8 opuściło fabryki BMW w niewielkiej liczbie 5703 egzemplarzy, co w połączeniu ze sławą auta 007 czyni z niego świetnego kandydata do tytułu prawdziwego klasyka.

Szklana pogoda Nasze wybrzeże, choć piękne, nie obfituje w ciągnące się nadmorskie bulwary, które słońce łaskawie rozpieszcza promieniami przez długie miesiące, a deszcz wie, że jest na nich nieproszonym gościem. Trudno się więc dziwić, że samochody w stroju topless, choć nierzadko gościły na ekranach, wzbudzając tęsknotę za szklaną rzeczywistością, nie biły i nie biją w Polsce rekordów popularności. Łatwiejszy jest żywot kabrioletu, gdy trafia na bardziej podatny klimatycznie oraz finansowo grunt, zwłaszcza gdy pomoże mu na przykład ktoś taki jak Dustin Hoffman, Don Johnson, Pierce Brosnan, Geena Davis czy Susan Sarandon.

Symbol dekady Kabriolety robiły karierę nie tylko na dużym ekranie. W przypadku, o którym traktuje ten akapit, wielkość ekranu była odwrotnie proporcjonalna do siły oddziaływania na masową wyobraźnię, modę i pragnienia. Mowa o serialu, który stał się symbolem kultury i stylu lat 80., a przez magazyn „People” został określony mianem „pierwszego, który od czasu wynalezienia kolorowej telewizji wygląda naprawdę świeżo i nowatorsko”. „Miami Vice”, bo o nim mowa, zapadł w pamięć jako serial, w którym role, nierzadko nie mniej istotne niż aktorskie, odgrywały stroje, muzyka i… samochody. Sonny Crockett, główny bohater, pracujący pod przykrywką policjant z obyczajówki, przemierzał ulice

36

2 0 1 1

l at o

Bez dachu, bez strachu „Miami Vice” zapadł w pamięć jako serial, w którym role, nierzadko nie mniej istotne niż aktorskie, odgrywały stroje, muzyka i… samochody. Miami w czarnym Ferrari Daytona Spyder 365 GTS/4. Do historii przeszła epicka wręcz scena z pilotowego odcinka, w której Crockett wraz z Tubbsem jadą Daytoną przez puste ulice Miami, słów pada niewiele, ale atmosferę wypełnia klimatyczny utwór Phila Collinsa i nieodparte wrażenie, że wiatr we włosach, ryk silnika i szum opon są formą ucieczki i odreagowania stresów wywołanych przez brutalną codzienność policyjnego żywota. Siły wyrazu nie zmniejszył fakt, że tak naprawdę Ferrari Sonny’ego było repliką zbudowaną na podwoziu pospolitego Chevroleta Corvette. Stało się tak dlatego, że Ferrari nie zdecydowało się udostępnić producentom autentycznej Daytony. Enzo Ferrari nie mógł znieść takiego stanu rzeczy i w zamian za wycofanie podróbek zaoferował producentom oryginalne Ferrari Testarossa. Tym sposobem w jednym z odcinków Daytona padła ofiarą rakiety Stinger i zakończyła swoją rolę w serialu, stając się

gwiazdą na rynku wtórnym, na którym jest dziś jednym z najbardziej pożądanych modeli Ferrari. Partner Crocketta – Rico Tubbs – także oddawał się przyjemności podróży bez dachu w Cadillacu Coupe de Ville Convertible. Bohater ostatniej akcji Piękny kabriolet to idealny towarzysz dla pięknej kobiety. Idealny, bowiem pochmurny nastrój pozwala schować przed światem, a w dobre dni otwarty dach nie przyćmiewa blasku i powabu, którym kobieta chce się pochwalić. Może też być towarzyszem ucieczki od frustrującej codzienności, takim jak Ford Thunderbird z 1966 r. był dla bohaterek filmu „Thelma i Louise”. Wskutek tragicznych wydarzeń ucieczka w poszukiwaniu beztroski i radości życia zamienia się w rejteradę przed wymiarem sprawiedliwości, która dosłownie i w przenośni doprowadza bohaterki (Sarandon

Foto: Everette Collection/East News, materiały promocyjne, shutterstock

Piękna Włoszka Słynny amerykański importer aut z Europy – Max Hoffman – tak wpływowy, że sugerował producentom projektowanie modeli, które chciał sprzedawać w USA (tak powstały m.in. Mercedesy 300 SL w wersji drogowej i 190 SL, Porsche Speedster i BMW 507), sprawił, że nowa Alfa Romeo Spider, w pierwszej wersji 1600 nazwana Duetto, zagrała w filmie. I to jakim! – w „Absolwencie” z 1969 r. W wymarzonej roli: Ben Braddock (Hoffman), jeżdżąc nią, syci się poczuciem młodzieńczej wolności, szuka pocieszenia po rozstaniu, koi gniew i frustrację. Spider zawsze budził sympatię. Uniknął łatki auta gangsterów, playboyów, bogaczy. Może dzięki Dustinowi Hoffmanowi kojarzymy go jako pojazd należący do kogoś, kogo chcielibyśmy poznać. „Absolwent” przypieczętował sukces Duetto nie tylko w Ameryce. Alfa Spider stała się symbolem mody. Autem na niedzielne spacery, służącym raczej do zaznawania przyjemności niż pokazywania się. Do manifestowania, owszem, ale bardziej stylu życia niż zamożności. Przywiązania do powabu la dolce vita i obojętności na wyścig szczurów.

, tekst: rafał rezler/novimedia cp

Niezależnie od tego, czy jedziemy samochodem z nadwoziem otwartym, czy zamkniętym, dobrze jest wiedzieć, że w razie niebezpieczeństwa możemy liczyć na nasz pojazd. Na szczęście czasy beztroskiego podejścia do kwestii bezpieczeństwa biernego i czynnego są już dawno za nami. W autach bez dachu znajdziemy praktycznie wszystkie systemy i urządzenia zwiększające bezpieczeństwo bierne i czynne, które stosuje się w zwykłych samochodach, i nie tylko, bowiem stworzenie bezpiecznego kabrioletu jest nie lada wyzwaniem dla inżynierów. Nadwozie bez dachu jest mniej sztywne, bardziej podatne na skręcanie i wymaga zastosowania dodatkowych rozwiązań chroniących podróżnych przed skutkami - nomen omen - dachowania. Na szczęście dzisiejsze konstrukcje właściwie nie ustępują poziomem bezpieczeństwa swoim zadaszonym odpowiednikom, a wzmocniona rama szyby czołowej oraz automatycznie wysuwające się pałąki przeciwkapotażowe (zastosowane po raz pierwszy w Mercedesie SL z 1989 r.) gwarantują ochronę przy wywrotce. Z kolei Volvo C70 wyposażono w specjalnie skonstruowane kurtyny powietrzne zamontowane w drzwiach, które otwierają się nie w dół (jak w samochodach z dachem), lecz w górę i pomagają chronić pasażerów przed urazami głowy.

l at o

2 0 1 1

37


n f [nasze finanse]

Podpi$ Autograf – dobra inwestycja

na wagę złota

Obecnie inwestorom coraz trudniej wskazać aktywa, w których kapitał jest bezpieczny; o zyskach nie wspominając. Dlatego też poszukują alternatywnych możliwości inwestowania – kruszce, dzieła sztuki, antyki… Na tej liście coraz częściej pojawiają się aktywa niemal pewne, których wartość może wzrosnąć o nawet 1200 proc.! Mowa o autografach, na które moda dociera właśnie do Polski.

Johnny Depp

Daniel Radcliffe

Angelina jolie na moskiewskiej premierze filmu „SALT” nie mogła odmówić złożenia kilu autografów.

Być albo nie być białym krukiem Przyjęło się definiować autograf jako odręczny podpis. Jednak podpis podpisowi nierówny, dlatego historia autografów stanowić może dosyć obszerną kronikę dziejów podpisów słynnych ludzi. Kronikę, która również mogłaby być podręcznikiem doskonałego biznesu. Czynników

38

2 0 1 1

l at o

decydujących o wartości autografu jest wiele, ale najważniejsza jest unikatowość dzieła, choć i ona może być definiowana na wiele sposobów. I tak np. znacznie cenniejszy jest podpis złożony na prywatnej korespondencji do bliskiej osoby, a więc dokumencie niezwykle ekskluzywnym, niż autograf znajdujący się na jednym z tysięcy zdjęć rozdawanych fanom. Owa unikatowość zależy również od tego, jak bardzo skłonny do rozdawania autografów był dany artysta. Jako przykład podać można uchodzące za najdroższe na świecie autografy Williama Szekspira – do naszych czasów przetrwało ich zaledwie sześć – każdy wart jest ok. 2,5 mln funtów! Podpis wysokich lotów Kolekcjonowanie autografów jest pasją zapewne starą jak show-biznes, jednak niegdyś za podpisem ulubionej gwiazdy gonili niemal wyłącznie jej fani, traktując podpis jako coś bardzo osobistego, fragment idola zachowany na własność. Obecnie szacuje się, że na całym świecie już prawie 300 mln osób kolekcjonowanie podpisów traktuje jako sposób na biznes i alternatywną formę inwestowania. Oczywiście, nie

Foto: shutterstock

Marzeniem pewnego młodego Hindusa była podróż dookoła świata, wiedział jednak, że nie ma większych szans na zgromadzenie potrzebnej gotówki. W roku 1972 napisał więc list do Johna Lennona, opisując w nim swoje marzenie i prosząc zarazem artystę, by wsparł go skromną przecież dla niego kwotą. Lennon odpisał krótko: „Zajmij się medytacją. Wtedy możesz zobaczyć cały świat w wyobraźni”. Parę lat później ów Hindus spełnił swoje marzenie i wyruszył w podróż życia. Skąd wziął pieniądze? Sprzedał list od Lennona. Ta historia to tylko przykład na to, że w autografach i odręcznych pismach znanych osób niektórzy zwietrzyli całkiem intratny biznes.

Novak Djokovic po pokonaniu Andy’ego Murraya w tegorocznym Australians Open był oblegany przez łowców autografów.

l at o

2 0 1 1

39


n f [nasze finanse] inwestuj z głową

Autograf - dobra inwestycja Jak mawia słynny inwestor giełdowy – Warren Buffet, w inwestowaniu obowiązują tylko dwie zasady: pierwsza – nie tracić pieniędzy, i druga – pamiętać o zasadzie pierwszej. Jednak większość z nas, indywidualnych inwestorów, stale popełnia w swojej praktyce inwestycyjnej typowe błędy, które przeszkadzają w realizacji tego jakże słusznego postulatu.

Bill Clinton

Neil Armstrong

Kasa za zawijasa Na stronie Frasersautographs.com znaleźć można listę 100 najbardziej pożądanych autografów świata wraz z ich obecną wartością oraz informacją o wzroście rynkowej ceny w latach 1997-2010. Znaleźli się na niej m.in.: Neil Armstrong – 5,5 tys. funtów, wzrost o 1057,9 proc. James Dean – 14 tys. funtów, wzrost o 833,3 proc. księżna Diana – 9,5 tys. funtów, wzrost o 691,7 proc. Fidel Castro – 3,9 tys. funtów, wzrost o 1216,7 proc. Walt Disney – 5,5 tys. funtów, wzrost o 1292,4 proc. Bruce Lee – 15 tys. funtów, wzrost o 900 proc. Madonna – 895 funtów, wzrost o 155,7 proc. Albert Einstein – 9,5 tys. funtów, wzrost o 458,8 proc. The Beatles – 24,5 tys. funtów, wzrost o 394,9 proc.

748

tys. funtów. taką cenę osiągnął podpisany przez prezydenta Abrahama Lincolna list w obronie Proklamacji Emancypacji.

wzbudza to aplauzu kryjących się za szeroko rozumianą nazwą „celebrities”, którzy skarżą się, że tęsknią za czasami, gdy stanie w kolejkach po autograf było przejawem uznania i szacunku wobec artysty. Teraz w kolejkach stoją także biznesmeni czyhający na okazję do ubicia interesu. Paradoksalnie przez taką postawę inwestujący w autografy stali się swego rodzaju spekulantami – gdy do artystów dotarły informacje o „łowieniu” autografów dla zysku, część z nich przestała w ogóle rozdawać podpisy, dzięki czemu odręczne pamiątki po nich stały się jeszcze cenniejsze. Przykładem może być Neil Armstrong, który ostatni raz podpisał się w latach 90. W tej chwili zawijas tego amerykańskiego astronauty jest najcenniejszym autografem żyjącej sławy, a jego wartość szacowana jest na prawie 5,5 tys. funtów.

obdarzeni większym szczęściem) zwracali się bezpośrednio do danej gwiazdy, wysyłając list, e-mail bądź kontaktując się z oficjalnym fanklubem. Dysponujący większą, a czasem gigantyczną gotówką korzystają z usług wyspecjalizowanych domów czy portali aukcyjnych. Najpopularniejszy jest portal Paul Fraser Collectibles i Stanley Gibbons Investments. Na należącej do nich stronie Frasersautographs.com prócz ofert sprzedaży kosztownych souvenirów znaleźć można listę 100 najbardziej pożądanych autografów świata wraz z informacją o wzroście ich rynkowej wartości na przestrzeni lat 1997-2010. Wynika z niej, że wartość rynku autografów w ciągu ostatniej dekady wzrosła aż o 318 proc., bijąc na głowę wyniki rynku akcji czy nieruchomości – w tym samym czasie jedynie złoto zanotowało wzrost wartości na poziomie niemal 400 proc. Nic więc dziwnego, że chętnych na ulokowanie kapitału właśnie w tej niszy nie brakuje.

autograf kupię Aby stać się posiadaczem cennego podpisu, można obrać jedną z wielu dróg. Większość spośród obecnych autografowych inwestorów zaczynała od polowania na gwiazdę lub wystawania w długich kolejkach. Co sprytniejsi (i zarazem

Biznes (nie)idealny Choć rynek autografów kusi gigantycznymi kwotami, stabilnością i niemal pewnym zyskiem, również i on nie jest wolny od zagrożeń. Największą z pułapek zastawiają fałszerze, którzy potrafią perfekcyjnie podrobić nie tylko

40

2 0 1 1

l at o

podpis, lecz nawet poświadczający jego autentyczność certyfikat. Są też autografy autentyczne, jednak o zdecydowanie niższej wartości. Mowa o podpisach wystawianych przez pełnomocników twórców czy za pomocą autopenów. Przykładem mogą być kartki z życzeniami dla stulatków wysyłane przez królową brytyjską, na których widnieje odręczny podpis Elżbiety II. Choć są autentyczne, ewentualny rezolutny staruszek kokosów na takiej laurce nie zrobi – autograf to właśnie dzieło maszyny. Może się również zdarzyć, że chociaż teoretycznie mamy w ręku zamrożony całkiem spory kapitał, wystąpi problem z jego zamianą na pieniądze – czasem na potencjalnego kupca trzeba sporo poczekać, nie wiedząc, czy na pewno taki się znajdzie. Rynek autografów nie jest bowiem inwestycją dla niecierpliwych – wartość podpisów rośnie z czasem i podlega prawom popytu i podaży. W nieco lepszej sytuacji są inwestujący w autografy sław nieżyjących – ich wartość jest już oszacowana, a z czasem może wyłącznie wzrosnąć. Mimo tych kilku niedogodności rynek autografów przeżywa obecnie prawdziwy boom, a zainteresowanych tą alternatywną metodą inwestycji przybywa. Może warto więc polować na autografy osób mało jeszcze znanych, lecz obecnych w życiu publicznym i dobrze rokujących. Kto wie, czy za kilka, kilkanaście, a może kilkadziesiąt lat ów niepozorny dziś muzyk, aktor bądź polityk nie zapisze się mocną kreską na kartach historii, dzięki czemu również i nasz niegdyś zdobyty zawijas będzie wart fortunę. , tekst: piotr kowalski/novimedia cp

Jakich błędów nie popełniać, inwestując środki finansowe. Dokąd zmierzasz? Określ swoje cele. Jeśli nie wiesz, dokąd zmierzasz, pewnie tam nie dojdziesz. Ta maksyma dotyczy także lokowania oszczędności. Nasze cele inwestycyjne powinny uwzględniać przede wszystkim fazę aktywności zawodowej, status rodzinny, nadchodzące potrzeby finansowe, a następnie wynikające z tego horyzont inwestycji, oczekiwaną stopę zwrotu, akceptowalny poziom straty oraz płynność lokat.

Foto: shutterstock

Robert Kubica, najlepszy polski kierowca F1. Niejeden marzy o wzbogaceniu swojej kolekcji o jego podpis.

gra o sumie zero

Ryzyko w sam raz Odpowiednio dozuj ryzyko. Zarówno zbyt duży, jak też za mały udział aktywów ryzykownych w portfelu może być przeszkodą w realizacji wyznaczonych celów. Nadmierna ekspozycja na ryzyko może prowadzić do strat w wyniku zbyt nerwowych reakcji na krótkoterminowe fluktuacje cen. Z kolei zbyt defensywne podejście stwarza groźbę pominięcia silnych trendów wzrostowych, które występują na rynkach w sposób nieregularny, nierzadko właśnie w okresach powszechnych obaw i zagrożeń.

Spekulacja – czy to działa? Inwestuj – nie spekuluj. Krótkoterminowa spekulacja na rynkach to „gra o sumie zerowej” – żeby jeden inwestor zyskał, inny musi stracić. Spekulując, ponosimy wysokie koszty transakcyjne (prowizje, podatki), które natychmiast pomniejszają nasze aktywa. Dlatego krótkoterminową spekulację pozostawmy profesjonalistom, którzy mają niskie koszty transakcyjne oraz przewagę czasu, narzędzi i informacji nad innymi uczestnikami rynków.

Różnorodnie w portfelu Mądrze dywersyfikuj portfel. Inwestorom zasada dywersyfikacji często kojarzy się z posiadaniem w portfelu wielu instrumentów. Jednak to zbyt powierzchowne podejście. Powinniśmy jeszcze zadbać o to, aby instrumenty te reprezentowały wiele klas aktywów (akcji, obligacji, nieruchomości itd.), różne regiony świata, waluty i sektory gospodarki, a na końcu także wielu emitentów.

konsekwencja popłaca Nie ulegaj modom, opinii większości oraz nadmiernej pewności siebie. Inwestując, stale znajdujemy się pod presją natłoku opinii i prognoz. Jednak, jak dowodzą liczne badania oraz uczy historia, zarówno eksperci rynkowi, inni inwestorzy, jak też my sami mamy tendencję do przeceniania swoich możliwości prognostycznych. Warto więc trzymać się przede wszystkim ustalonego planu oraz nie

modyfikować gruntownie struktury portfela pod wpływem bieżących prognoz i mód. Inwestuj w to, co rozumiesz i możesz kontrolować. Jako indywidualni inwestorzy mamy obecnie dostęp do bardzo wielu rynków i produktów, często egzotycznych i skomplikowanych. W nadmiarze możliwości i ofert powinniśmy skupić się jednak na tych rozwiązaniach, które rozumiemy i będziemy w stanie monitorować. Nauka to potęgi klucz Stale ucz się sztuki inwestowania. Tych kilka wymienionych podstawowych punktów nie wyczerpuje opisu tej trudnej sztuki. Dlatego obok pieniędzy warto inwestować też systematycznie czas w poszerzanie wiedzy o rynkach i skutecznych zasadach pomnażania kapitału. W końcu z dużym prawdopodobieństwem potrzeba efektywnego inwestowania będzie nam towarzyszyć przez całe życie. , tekst: Marcin Malinowski

l at o

2 0 1 1

41


P S [paleta smaków] kuchnia hiszpańska

Pulpo gallego, czyli ośmiornica po galicyjsku • 1 dorodna, oczyszczona hiszpańska ośmiornica (ok. 3 kg) • 1 kg dobrych ziemniaków sałatkowych • 1 cebula • 1 korzeń pietruszki • 1 por • 2 łodygi selera naciowego • naturalny korek od wytrawnego czerwonego wina • liść laurowy • pieprz ziarnisty • oliwa z oliwek extra virgen • gruba sól morska • papryka suszona pimenton

W mackach Hiszpania? Wakacje, plaża, lekkie wino, doskonałe jedzenie. nie do końca. sami hiszpanie uważają potrawy z południa kraju za proste i mało wykwintne. Amatorzy wyrafinowanych smaków szukają podniet na północy.

42

2 0 1 1

l at o

Podczas gdy kuchnia baskijska słynie ze starannego doboru składników, skomplikowanych potraw i nietypowych połączeń w wykonaniu najlepszych kucharzy świata, to w Galicji wszystkie dania są idealnie proste. Ich sekret to najświeższe składniki, ogromne bogactwo owoców morza oraz wielkie przywiązanie do najwyższej jakości stosowanych ingrediencji. Typowe jest również, dość rzadko spotykane gdzie indziej, łączenie darów morza z darami ziemi. Czołowym przykładem takiej kuchni jest ośmiornica po galicyjsku.

Ośmiornicę wyjmujemy i trzymamy w cieple. W tej samej wodzie gotujemy obrane ziemniaki w całości. Gdy ziemniaki są miękkie, odcedzamy je i kroimy w dość grube plastry. Podobnie kroimy macki ośmiornicy. Głowę wyrzucamy. Na talerzu układamy warstwę ziemniaków, na niej – warstwę ośmiornicy. Całą potrawę posypujemy obficie papryką, grubą morską solą i skrapiamy szczodrze oliwą z oliwek. Dziękujemy restauracji Carmona Tapas Bar w Warszawie za pomoc w realizacji materiału.

Foto: materiały promocyjne

smaku

Nad brzegami chłodnego Atlantyku łowi się świetne owoce morza, a bliskość urodzajnych łańcuchów górskich dostarcza najlepszych warzyw i mięs. Jedynie dziewiczą oliwę z oliwek przywozi się z tysiącletnich gajów oliwnych Andaluzji lub Kastylii. Tu, w Galicji lub Kraju Basków, łączy się te składniki w idealnej harmonii, eksponując ich pierwotne aromaty i przygotowując najbardziej wyrafinowane dania całego Półwyspu Iberyjskiego.

W dużym garnku gotujemy wodę z porem, pietruszką, selerem, pieprzem i liściem laurowym. Gdy woda zawrze, wkładamy delikatnie całą oczyszczoną ośmiornicę. Dodajemy również korek od wina – według starej hiszpańskiej tradycji zawarte w nim garbniki zmiękczą mięso. Przykrywamy, zmniejszamy ogień, aby woda jedynie lekko bulgotała, i gotujemy do miękkości – w zależności od wielkości głowonoga 20-40 min.

l at o

2 0 1 1

43


P S [paleta smaku] zgodne z cyklem natury

sezonówki Sezon na

Po tym, jak już zachłysnęliśmy się truskawkami w środku zimy, nadszedł czas triumfu warzyw i owoców sezonowych. Czy rozczar owani zbytnim urodzajem nijakich produktów poszukujemy zapomnianych smaków i zapachów? A może na nowo zaczynamy wierzyć, że jabłka i dynie z polskiego ogródka są lepsze niż te sprowadzane z odległych krajów?

Restauratorzy zdradzili nam, dlaczego warto postawić na sezonówki i jaka tak naprawdę jest kuchnia oparta na darach polskiej ziemi. Polska – prawdziwa Restauratorzy, którzy są zwolennikami stosowania w kuchni warzyw i owoców sezonowych, na pytanie o wyższość tego typu pożywienia nad produktami sprowadzanymi z innych krajów bez wahania odpowiadają, że ich niepodważalnym atutem jest zgodność z naturą, a co za tym idzie – czerpanie z niej całymi garściami. Produkty sezonowe rodzą się, dojrzewają w naturalnych warunkach i nie wymagają ulepszania. Przeciwnie niż te dostępne przez cały rok, które od samego początku są faszerowane sztucznymi substancjami. Znawcy bezlitośnie obnażają kulisy powstawania „nieustannie świeżych i kuszących” wyrobów. Warto wiedzieć, że wszystko zaczyna się już od ziemi, na której są uprawiane. Ta – wzbogacona specjalnymi nawozami – przyspiesza ich wzrost (jednocześnie hamując dojrzewanie), uodparnia na różnego rodzaju szkodniki i sprawia, że nabierają atrakcyjnego wyglądu. Szybko wyhodowane warzywa i owoce trafiają do specjalnych kontenerów, gdzie spryskane odpowiednimi środkami chemicznymi, lekko

44

2 0 1 1

l at o

mrożone, napromieniowane lub wykąpane w specjalnych roztworach pokonują tysiące kilometrów, aby w końcu znaleźć się w naszym koszyku. Stąd też szefowie kuchni, wprowadzając do menu żywność sezonową, przekonują, że warto przez chwilę zastanowić się nad tym, czym karmimy nasze ciało, i powrócić do tego, co prawdziwe, nieulepszane, zdrowe – co pochodzi prosto z natury. Prawdziwa – pobudzająca zmysły Restauratorzy podkreślają także, że „ulepszone” owoce i warzywa importowane, które są dostępne w sklepach nieprzerwanie przez cały rok, wpływają nie tylko na nasze zdrowie, ale także… na nasze zmysły. Wprawdzie produkty te wyglądają bardzo estetycznie i zachęcająco, co może zmylić, jednak podniebienie klienta jest w stanie w mig zdemaskować „żywieniowe oszustwo”. To, co odróżnia je od rodzimych produktów sezonowych, to przede wszystkim smak i zapach. Te dwie cechy są na razie nie do podrobienia przez plantacje przemysłowe. Pobudzająca zmysły – różnorodna Właściciele restauracji proponujących w swoich menu odpowiednie produkty sezonowe przez cały rok przyznają, że zwykle klienci mylnie utożsamiają ten typ żywności z nowalijkami i okresem wiosenno-letnim, a także z mało urozmaiconymi daniami o niewyszukanych kompozycjach. Tymczasem warzywa i owoce rosnące w „naszym polskim

rabarbar Sezon wiosna – lato. Służy jako dodatek do soków, placków drożdżowych, rzadziej do drożdżówek. Popularny jest też kompot z rabarbaru. Może być również wykorzystywany do produkcji wina owocowego lub spożywany na surowo z cukrem.

l at o

2 0 1 1

45


P S [paleta smaku] zgodne z cyklem natury ogródku” są dostępne praktycznie przez cały rok i to w naprawdę różnorodnych kombinacjach. O ich obfitości niech świadczy zamieszczona na stronie obok tabela! Kuchnia sezonowa wcale nie jest nudna i nie musi ograniczać się do dobrze nam znanych ziemniaków, pomidorów, truskawek i arbuzów. W kartach dobrych polskich lokali gastronomicznych na nowo możemy odkryć smak rabarbaru w różnych odsłonach, spróbować sałatki lub surówki z dodatkiem boćwiny czy w końcu skosztować jarmużu z boczkiem lub serem pleśniowym, a także jarzynowej zapiekanki z pasternakiem. Owocowi smakosze na pewno skusiliby się też na aromatyczny krem z dyni lub deser z marynowanymi gruszkami… Różnorodna – pełnowartościowa Kolejnym argumentem restauratorów za kuchnią sezonową jest oczywiście pełnowartościowość jej produktów. W pełni dojrzała żywność, która osiągnęła optymalny pod różnymi względami wzrost w wyznaczonym przez przyrodę czasie, jest zdecydowanie najbardziej zasobna w składniki, które wzmacniają nasz organizm i przyczyniają się do jego prawidłowego rozwoju, a więc w białko, węglowodany, tłuszcze, witaminy i mikro- oraz makroelementy. Dlatego też warzywa i owoce sezonowe to zdrowie i piękno zaklęte w naturze, która jest na wyciągnięcie ręki…

Lokalna – polska Właściciele lokali, w których są serwowane potrawy z owoców i warzyw sezonowych, często podkreślają, że oprócz satysfakcji z zadowolenia klientów cenią sobie również to, że jednocześnie mogą wspierać lokalnych przedsiębiorców. Zwykle bowiem współpracują oni z gospodarstwami znajdującymi się w promieniu ok. 100 km. Dzięki temu otrzymują gwarancję, że produkty są naprawdę świeże, a dodatkowo, że rosły i dojrzewały one w tych samych warunkach klimatyczno-pogodowych co ich konsumenci. Cóż z tego? Restauratorzy zaznaczają, że w takim przypadku dodatkowym atutem (także marketingowym) potraw jest fakt, iż składniki odżywcze i energetyczne w nich zawarte są zdecydowanie lepiej asymilowane przez organizm. Oczywiście, nie bez znaczenia jest również fakt, że z racji większej konkurencji i urodzaju produktów typowych dla danego sezonu ich ceny są niższe. Producenci żywności sezonowej wiedzą, że nie mogą zwlekać z jej sprzedażą, dlatego też dobrze zorganizowani i obeznani restauratorzy są w stanie nabyć pełnowartościowe produkty na bardzo korzystnych warunkach, a co za tym idzie – zaproponować swoim klientom zdrową, polską, pełnowartościową żywność w atrakcyjnej cenie i to przez cały rok!

Sezonówki w sezonie WIOSNA

OWOCE: jabłka, gruszki, suszone owoce, rabarbar, truskawki, czereśnie, agrest WARZYWA: pokrzywa, sałata, kapusta, mniszek lekarski, pasternak, por, pietruszka, szczaw, szparagi, szpinak, botwinka, rzodkiew, ziele rzepaku, biała rzepa, cukinia, cebula

, tekst: Marta Grabiec

Restauratorzy, zwolennicy warzyw i owoców sezonowych, na pytanie o wyższość tego typu pożywienia nad produktami sprowadzanymi bez wahania odpowiadają, że ich niepodważalnym atutem jest zgodność z naturą, a co za tym idzie – czerpanie z niej całymi garściami.

LATO

OWOCE: truskawki, czarny bez, porzeczki, czereśnie, śliwki, rabarbar, agrest, jabłka, gruszki, ostrężyny, maliny, nektarynki, brzoskwinie, orzechy

Foto: shutterstock

WARZYWA: kalafior, fasola, pokrzywa,

46

2 0 1 1

l at o

Sprawdź ofertę i dostępne zniżki Partnerów Programu:

www.classandclub.pl

rabat 3 %

brokuły, groszek, sałata, kalarepa, buraki, marchew, por, rzodkiewki, ziele rzepaku, szparagi, szpinak, rzepa, kapusta, grzyby, cukinia, cebula, cykoria, ogórki, czerwona kapusta, seler, pomidory, groch, koper, dynia, kukurydza

rabat 10%

rabat 3 %

JESIEŃ

OWOCE: jabłka, gruszki, jeżyny, poziomki, kasztany, orzechy, jagody, maliny, bez czarny, porzeczki, śliwki, nektarynki, brzoskwinie, śliwki, żurawina, pigwa, orzechy włoskie, winogrona, dzika róża WARZYWA: kalafior, fasola, brokuły, cykoria, sałata, koper, ogórki, kalarepa, dynia, kukurydza,

buraki, marchew, por, rzodkiewka, brukselka, kapusta czerwona, seler, szpinak, rzepa, pomidory, grzyby, korzeń pietruszki, cukinia, cebula, pietruszka, ziele rzepaku, biała rzepa, kapusta biała

ZIMA

OWOCE: jabłka, gruszki, kasztany, owoce rokitnika

l at o

zwyczajnego, orzechy, suszone owoce WARZYWA: sałata, pietruszka, por, brukselka, kapusta, seler, brukiew, korzeń pietruszki, mniszek lekarski, pasternak, rzepa, marchewka (żółta i fioletowa), ziemniaki, jarmuż, topinambur, skorzonera

2 0 1 1

47


Wino czerwone. Kieliszek średniej wielkości, zwężający się ku górze. Z kieliszka o dużej średnicy najbardziej smakują cięższe, starsze czerwone wina.

P S [paleta smaków]

Wino białe. Kieliszek powinien mieć długą nóżkę i smukłą czarę, trochę mniejszą niż do wina czerwonego. Z wąskiego kieliszka najlepiej pije się lekkie wina białe.

Szampany i wina musujące. Kieliszek wysoki o wąskiej czarze, która pozwala zachować najwięcej bąbelków i obserwować, jak się unoszą.

jak stworzyć wartościową kolekcję? z korków z tworzyw sztucznych korzystają powszechnie producenci win z Nowego Świata. Korek jest jednak najlepszym naturalnym zamknięciem wina i jest wpisany w jego tradycyjny wizerunek. E.CH.: Czy istnieje jakaś klasyfikacja win? M.M.: Produkcja wina jest obszarem dość dobrze uporządkowanym, kontrolowanym. Są oczywiście różnice co do sposobów klasyfikowania, które zależą głównie od kraju lub regionu. Europa posługuje się systemem francuskim opartym na hierarchiczności przede wszystkim jakościowej. Jeżeli przedstawić ją w formie graficznej w postaci piramidy, to na samym dole mielibyśmy wina stołowe, w środkowej części wina jakościowe z określonym miejscem pochodzenia, a w górnej części piramidy – wina apelacyjne, czyli takie, które powstały zgodnie ze ściśle określonymi regulacjami odnoszącymi się do miejsca pochodzenia, sposobu produkcji. Poszczególne kraje mają swoje odpowiedniki na każdym z tych poziomów. Na pozór jest to skomplikowane, ale klasyfikacje win to nie wiedza tajemna. Znajomość klasyfikacji to podstawowe narzędzie służące do trafnych zakupowych wyborów.

Winny kolekcjoner

E.CH.: A rocznik? M.M.: Rocznik ma zasadnicze, chociaż nie najważniejsze znaczenie dla jakości wina w ogóle. Jeżeli w czasie dojrzewania winogron pogoda będzie niesprzyjająca, to nikt nie będzie liczył na dobry rocznik. Dobry rocznik nie oznacza, że powstało w nim dużo wina, ale że wino, które powstało, jest wysokiej jakości. Wina z dobrych roczników na ogół można przechowywać znacznie dłużej niż te z lat słabszych. E.CH.: Czy to znaczy, że powiedzenie „im starsze, tym lepsze” to mit? M.M.: Zasadniczo nie. Od momentu powstania wino przechodzi trzy okresy. Tuż po zabutelkowaniu potrzebuje stabilizacji, nabiera harmonii – potrzebuje czasu i w zależności od wina ten okres może trwać od kilku miesięcy do kilkunastu, a wyjątkowo – do kilkudziesięciu lat. W tym okresie powiedzenie „im starsze, tym lepsze” jest prawdą. Kolejny okres to czas stosunkowo krótki, tzw. apogeum, czyli czas, kiedy wino osiągnęło najlepszy moment dojrzałości – jak z owocem, który właśnie w takim momencie najlepszej dojrzałości trzeba zerwać. Takie wino lepsze już nie będzie. Ostatni okres to starzenie się wina, które z czasem traci swoje najlepsze cechy, jest coraz bardziej utlenione. Przykładem niechaj będą wina ze szczepu gamy z apelacji Brouilly w Burgundii. Ich największy urok polega na tym właśnie, że są najlepsze jako młode. Z czasem tracą. Brouilly dojrzewa jedynie 3-4 lata.

„Najważniejsze to kierować się własnym gustem, tym, co lubimy i co sprawia nam największą frajdę. Piwniczka powinna odzwierciedlać zamiłowanie i pasję” – mówi Mirosław Mól, specjalista winiarski Delikatesów Alma, pytany, jak stworzyć wartościową kolekcję win. wynieść 20-25 proc. Zakupione wino, jeżeli traktujemy je inwestycyjnie, powinno być przechowywane w odpowiednich, certyfikowanych warunkach. Do dyspozycji mamy również licytacje, gdzie można kupić butelki na rynku wtórnym, np. od tych, którzy otrzymali wino w spadku. Domy aukcyjne wynajmują ekspertów sprawdzających pochodzenie wina, historię danej butelki oraz oczywiście jej autentyczność. A oszustów nie brakuje, jak wszędzie. Poza tym mamy możliwość inwestowania we własne kubki smakowe. Dywidendą jest czysta przyjemność.

E.CH.: Co dla pana znaczy „traktować wino inwestycyjnie”? M.M.: Czy można po prostu zarobić na winie? Z pewnością można. Jest to niszowy sposób inwestowania, ale i u nas ostatnio bardziej dostępny. Wino może być kupowane „en primeur”, czyli jeszcze przed zabutelkowaniem i bez możliwości jego spróbowania. Cena jest zwykle niższa od tej w momencie fizycznego pojawienia się na rynku. Zakupów dokonujemy w wyspecjalizowanych firmach pośredniczących w takich transakcjach. Ryzyko oczywiście istnieje, podobne do tego, jakie jest na giełdzie. Różnica w cenie może czasem

E.CH.: No właśnie, kubki smakowe. Czy to z myślą o nich dobieramy naszą kolekcję? M.M.: Istotna jest różnorodność kolekcji, która zapewnia komfort w momentach wyboru. Co na aperitif, co do przystawek, ryb, owoców morza, warzyw, co do mięs, serów i w końcu deserów? Wachlarz kulinarnych możliwości, jakie niosą różnorodne potrawy, powinien znaleźć odzwierciedlenie i wsparcie w ofercie winiarskiej. Kolekcja wina powinna mieć odniesienie do upodobań kulinarnych właściciela. Jeżeli w jego brzuchu nie ma miejsca na mięso, to jestem przekonany, że nie ma w nim miejsca również na Syrah.

48

2 0 1 1

l a to

E.CH.: Czym zatem należy się kierować albo na co zwracać uwagę przy dobieraniu wina do swojej kolekcji? M.M.: Trzeba pamiętać o tym, żeby zachować wspomnianą przeze mnie różnorodność, ponieważ warto mieć pod ręką wino, które po pierwsze jest „w apogeum”, czyli u szczytu własnych możliwości, a po drugie – będzie odpowiednio dopasowane do danej chwili, do potrawy. Tak więc trzeba zadbać również o wina, które dojrzewają szybciej. Ważny jest rocznik i szczepy, z których powstają. Do długowiecznych należą Merlot, Cabernet Sauvignon. Mniej odporne na czas są wina białe. Różowe nie lubią leżakowania. Jeżeli kupujemy wino do długiego przechowywania, sens ma zakup 2-3 skrzynek jednego produktu. Istotą wina jest jego indywidualizm, czyli warto zwracać uwagę na to, kto jest producentem, ponieważ każdy z nich ma swój własny styl. Wiedza i doświadczenie determinują jakość. W butelce zakorkowany jest tak naprawdę pomysł na wino. E.CH.: Zakorkowany korkiem czy zakręcony zakrętką? Korek z kory dębu korkowego jest stosowany powszechnie, chociaż zakrętka jest najlepszym rozwiązaniem dla win do szybkiej konsumpcji. Z tego rozwiązania, jak również

Foto: shutterstock

ewa chmielarz: Dlaczego ludzie kolekcjonują wino? mirosław mól: Powodów może być tyle, ilu kolekcjonerów, jednak z całą pewnością za każdą kolekcją kryje się prawdziwa pasja, pragnienie odkrywania. Wino powstaje po to, by zostało wypite w odpowiednim, czyli najlepszym dla niego momencie, więc samo kolekcjonowanie najczęściej polega na tym, aby cieszyć się z jego smaku właśnie wtedy i korzystać z komfortu, jaki daje możliwość wyboru. Niektórzy traktują wino również inwestycyjnie.

E.CH.: Jakie wino jest uniwersalne, na każdą okazję? M.M.: Według mnie nie ma takiego wina. I na szczęście nie ma. Wszystko zależy od sytuacji, menu, nawet towarzystwa. Jeżeli chodzi o dobór win do potraw, to niezwykle trudno jest oprzeć cały rozbudowany posiłek na jednym winie. Nie jest to jednak niewykonalne. Warto sięgnąć wtedy do piwniczki po rocznikowego różowego szampana, który „poradzi sobie” zarówno ze słoną przystawką, lekkim daniem głównym opartym na owocach morza, jak i z deserem, np. na bazie truskawek. Zwykle dobieramy wino odpowiednio do składowych menu. Osobno do przystawki, inne wino do dania głównego, inne również do deseru, gdzie pożądany jest słodki akcent. Warto pokazać gościom nawet kilka różnych win nawet do tej

samej potrawy. Będą mieli możliwość dopasowania wina do własnego gustu. Walory poznawcze takiego doświadczenia będą nieocenione – gwarantuję. E.CH.: Co składa się na satysfakcję kolekcjonera? M.M.: Dobry wybór na starcie, który procentuje w przyszłości w postaci satysfakcji i przyjemności z odrobiną hedonizmu. To rozwijanie własnej pasji i poznawania, a właściwie odkrywania wina.

Sprawdź ofertę i dostępne zniżki Partnerów Programu:

www.classandclub.pl

E.CH.: Czy istnieją inne, pozasmakowe aspekty kolekcjonowania win (etykieta, designerska butelka)? M.M.: Dla miłośnika wina najważniejsza jest zawartość butelki, chociaż producenci czasem kuszą innymi, pozasmakowymi walorami. Etykiety, ładna butelka… nie, są to aspekty mało istotne.

rabat 3 %

E.CH.: Kolekcjonerzy obrazów często nie wieszają ich na ścianach. Czy podobnie bywa z winami? M.M.: To sprawa bardzo indywidualna. Chociaż zestawienie, jakiego pani użyła, jest niezwykle trafne. Wino to niewątpliwie sztuka. U źródła jest zawsze pasja tworzenia i pomysł. , rozmawiała: ewa chmielarz/novimedia cp

Wino powstaje po to, by zostało wypite w odpowiednim, czyli najlepszym dla niego momencie, więc samo kolekcjonowanie najczęściej polega na tym, aby cieszyć się z jego smaku właśnie wtedy.

własna kolekcja Mamy możliwość inwestowania we własne kubki smakowe. Dywidendą jest czysta przyjemność.

l a to

2 0 1 1

49


ż w [życie wewnętrzne] design

y ż U z c e t n i c ś ło

siądź na cztery litery. Sposób na miks wygody i oryginalnego pomysłu znalazła francuska firma designerska Tibisso – projektując serię foteli i lamp w kształcie liter alfabetu. Można taki zestaw wypoczynkowy ustawiać w całe zdania – trzeba tylko dysponować odpowiednim metrażem.

y. Sofa z s ż i n ny był ntowana o r t s nej . Zapreze artin d e j z a , jakbyperwygodn bli Maison Matyzm a d ą l ry wyga jednak sukolekcja me nie o pragmżytku ó t k , ł Stó a lalek, diolanie łała pyta iennego u niezwykłe? jak dl gach w Me nie przywo mioty codz nalne czy na tarela ponow . Czy przed im funkcjo Margi cie designu de wszystk w świe ny być prze powin

Projektant Martin Margiela – belgijska ikona mody – postanowił niedawno, że zajmie się także urządzaniem wnętrz. Ta elektryzująca wiadomość przedostała się do mediów niedługo przed tegorocznymi targami Salone Internazionale del Mobile, gdzie Margiela zaprezentował prototypy swojej ekskluzywnej linii: półki, dywany, lampy, tapety, kalendarze. Całość utrzymana w monochromatycznych barwach: bieli, czerni, brązie, beżu oraz bardzo ascetyczna w formie. A jednak kompletnie zaskakująca, podobnie jak ubrania projektanta. Niby proste, ale zawsze niezwykłe. Tak jest też z projektami wnętrzarskimi domu mody Maison Martin Margiela. Niby zwyczajny stół, ale po chwili orientujemy się, że lekka asymetria konstrukcji wytwarza niezwykłą aurę niepewności, choć w bliższym kontakcie mebel nie traci ani krzty ze swo-

50

2 0 1 1

l at o

jej stabilności. Podobnie jest z kanapą: minisofa, która na pierwszy rzut oka mogłaby zostać uznana za element wyposażenia domku dla lalek, okazuje się pojemnym meblem, który wygodnie pomieści nawet trzy osoby. Martin Margiela wywodzi się z najsłynniejszej belgijskiej szkoły projektowania mody. Mowa o Royal Academy of Fine Arts w Antwerpii. Zanim jednak w 1988 r. zadebiutował autorską kolekcją, pracował jako asystent Jeana-Paula Gaultiera. Od 20 lat pracuje na własne nazwisko łączone bezbłędnie z unikalnością jego stylu: monochromatyczną paletą barw, swobodą rozmiarową (szczególnie lekkim podejściem do ubrań oversize), nietypowymi tkaninami, użyciem materiałów z recyklingu. Londyńska wystawa w Somerset House to podróż po dwóch dekadach modowego dekonstruktywizmu spod znaku Maison Martin Margiela i próba interpretacji jego wizualnego języka. Nie ma tu jednak mowy o szkolnej chronologii. Miks kolekcji i sezonów z instalacjami wideo, filmami i fotografiami podkreśla ponadczasowość wizji Margieli wobec królujących przez lata trendów. Większość mebli wchodzących w skład kolekcji będzie kolaboracją typu one-off z prestiżowymi firmami

Wizualna mebla to strona ekstrawag je a zdaje się c dno, lecz aspekt k nckiego om echą oblig atoryjną. fortu niewiele o Chyba sób jest sk kupić cho ł o n n ć fotel, na by najbardziej w y ych k m Współcze tórym nie da się sie yślny mariażem sne wariacje meb dzieć. l funkcjon alizmu i eowe są stetyki. Foto: Tabisso

k y w z e i n

l at o

2 0 1 1

51


ż w [życie wewnętrzne] design

surrealizm z belgii. Projektant Martin Margiela słynie z kolekcji pozornie niepraktycznych, ale zawsze efektownych.

Paryski hotel Maison Champs-Elysées pokaże nową twarz. Za redesign wnętrz będzie odpowiadać Maison Martin Margiela. Możemy się zatem spodziewać wysmakowanej realizacji z teatralnym zacięciem, gdzie przeszłość i teraźniejszość stworzą idealną całość. 52

2 0 1 1

l at o

Foto: Maison Martin Margiela

produkującymi meble. Ceny nie należą do najniższych. Imitujące tron krzesło Emanuelle powstałe we współpracy z Cerruti Baleri to wydatek rzędu 8 tys. zł. Zaprezentowana w Mediolanie kolekcja postawiła ponownie pytanie o pragmatyzm w świecie designu. Czy przedmioty zarówno codziennego użytku, jak i te służące urządzaniu wnętrz powinny być przede wszystkim wygodne i funkcjonalne, czy jednak ich aspekt estetyczny, spektakularna aura, jaką wytwarzają we wnętrzu, które wypełniają, to jest coś, co zwraca na nie naszą uwagę? Paryski hotel Maison Champs-Elysées pokaże nową twarz. Za redesign wnętrz będzie odpowiadać Maison Martin Margiela. Możemy się zatem spodziewać wysmakowanej realizacji z teatralnym zacięciem, gdzie przeszłość i teraźniejszość stworzą idealną całość. Przemianie zostanie poddane całe hotelowe lobby, jak również dziesięć pokoi i siedem apartamentów. Hotel, który wkrótce ma zyskać status pięciogwiazdkowej instytucji, jest położony przy legendarnej Avenue Montaigne, jednej z najsłynniejszych ulic w Europie, na której mieszczą się najwspanialsze butiki. Mówi się, że to największe designerskie przedsięwzięcie w historii hotelu. „Nasi goście w czasie pobytu u nas chcą doświadczać tego, co w lifestyle’u najlepsze. Współpraca z domem mody Maison Martin Margiela nada hotelowi sznyt luksusu połączonego z relaksem. A czystość form będzie się spotykać z precyzyjnym dopracowaniem najmniejszych detali” – mówi Bernadette Chevalier, szefowa Exclusive Hotels, reprezentująca Maison Champs-Elysées. Czy będzie tu wiele zaskakujących rozwiązań, które mogłyby pochodzić z surrealistycznego snu? Okazuje się, że podobnie jak romantyzm był pierwszą nowożytną epoką, która prócz kierunków estetycznych wyznaczyła także styl życia, surrealizm również z wielkim impetem zawładnął dziedzinami sobie pokrewnymi. W latach 30. jego wpływ na projekty wnętrz czy przedmiotów codziennego użytku okazał się niezwykle silny, a sami surrealiści stawali się designerami. Surrealistyczny przedmiot – oto jedna z najważniejszych deklaracji twórczych wspomnianego ruchu. Przyczynkiem do specyficznego, nowatorskiego postrzegania otaczającej rzeczywistości stała

małe jest wielkie. Jak oszacować faktyczny rozmiar tego krzesła? Martin Margiela igra z wrażeniem optycznym, projektując wielkie designem mebelki do kawalerek – jak krzesło Emmanuelle z kolekcji dla włoskiej firmy wnętrzarskiej Cerruti Bellari.

się najprawdopodobniej słynna deklaracja Salvadora Dali, który mówił: „Staram się tworzyć fantastyczne przedmioty, magiczne rzeczy jak ze snu. Świat potrzebuje więcej fantazji. Nasza cywilizacja stała się zbyt mechaniczna. Możemy stworzyć fantastyczną rzeczywistość, jest ona bardziej realna niż ta, w której żyjemy”. Chodziło o jednoczesne i przewrotne podkreślenie wygody i paradoksów życia w nowoczesnym społeczeństwie. W tym kontekście designerska twórczość i pomysłowość artysty nabierają zupełnie innego wymiaru. Wystarczy wspomnieć jego posąg Wenus z Milo z szufladami niczym komoda czy telefon stacjonarny ze słuchawką w kształcie homara. To część wizji, która miała na celu podniesienie domu czy mieszkania do rangi dzieła sztuki. Za sprawą spopularyzowanej psychoanalizy Freuda coraz powszechniejszy stawał się pogląd, że swojskie, domowe wnętrze może szybko stać się obce, każdy przedmiot może nasuwać nieskończoną liczbę skojarzeń i symbolicznych znaczeń, więc – krótko rzecz ujmując – lepiej uczynić z domu artystyczne przedstawienie, niż upatrywać w nim zacisznego schronienia, które szybko może się stać podejrzane. Elementy wystroju wnętrza, takie jak na przykład ekstrawagancka gigantyczna klatka jak dla ptaków w centrum salonu paryskiego mieszkania Elsy Schiaparelli (autor: Jean-Michel Franklin) czy stolik z nogami ptaka autorstwa Meret Oppenheim to tylko kilka zawadiackich przykładów z epoki. Czy po takie właśnie odwołania sięgają Maison Martin Margiela i inni współcześni projektanci? A może mamy już do czynienia z nową wersją surrealistycznych inspiracji przetworzonych przez współczesność? Wizualna strona ekstrawaganckiego mebla to jedno, lecz aspekt komfortu zdaje się cechą obligatoryjną. Chyba niewiele osób jest skłonnych kupić najbardziej choćby wymyślny fotel, na którym nie da się siedzieć. Współczesne wariacje meblowe są mariażem funkcjonalizmu i estetyki. Oak to ostatni pomysł 18 studentów projektowania przemysłowego z uniwersytetu w Lund, mający na celu badanie stereotypów i archetypów w świecie urządzania wnętrz i stworzenia takich mebli, których forma i użyte do produkcji materiały będą stanowić o ich funkcjonalności i ponadczasowym charakterze. Wygląda więc na to, że czas foteli w kształcie ravioli, skomplikowanych, przestylizowanych komód czy gigantycznych tafli szkła w roli nieregularnych stołów minął raczej bezpowrotnie. Dziś nawet tak karkołomne przedsięwzięcia jak robione na drutach, wyglądające jak miękkie, organiczne rzeźby meble autorstwa brytyjskiej projektantki Claire-Anne O’Brien muszą być nie tylko efektowne, ale i wygodne, by móc konkurować z ulubionym, miękkim fotelem. Tak samo jak stylizowane na litery alfabetu krzesła i lampy francuskiej firmy Tabisso. I z powodzeniem im się to udaje. , tekst: ewelina kustra

l at o

2 0 1 1

53


Ż W [Życie wewnętrzne] Urządź się w stylu eko

Wnętrze

Sprawdź ofertę i dostępne zniżki Partnerów Programu:

www.classandclub.pl

rabat 10%

w twoim rytmie

Dom eko z AlmiDecor

Bycie eko to nie obowiązek. To wyzwanie, inspirująca podróż w poszukiwaniu nici porozumienia między sobą a środowiskiem. Wyczucie naszej przestrzeni życiowej i dbanie o nią. Dlaczego więc jej nie ulepszyć?

Nie musisz szukać daleko, by urządzić się w naturalnym stylu. W AlmiDecor znajdziesz mnóstwo mebli, gadżetów i tkanin wykonanych z naturalnych materiałów. Inspiracji szukaj na www.almi-decor.com Bycie eko. Określenie wytrych. Oszczędzanie energii, ograniczanie nadmiernego zużycia wody, kupowanie warzyw z upraw ekologicznych, segregowanie śmieci. Bycie eko jest na czasie. Chwytliwie brzmi, jest pozytywnie odbierane. Dobrze być eko. Dobrze oczyścić rachunek globalnie zaśmiecanego sumienia. Z uśmiechem zrzucić brzemię nie(eko)logicznej współczesności. Ale czy to wystarczy? Czy codzienny manifest ekoposłuszeństwa i parada ekowyzwolenia przy kolorowych pojemnikach do segregacji śmieci to maksimum wkładu w lepszą egzystencję?

54

2 0 1 1

l at o

Foto: shuterstock, muji

Jesteśmy populacją zmęczenia głównie przez brak dialogu ze swoim zegarem biologicznym, dlatego ekostyl promuje otwieranie przestrzeni życiowej na światło.

Cztery ściany i ja Małym wielkim krokiem do życia w zgodzie z naturą, czyli tak naprawdę z samym sobą, jest zainwestowanie w stworzenie w swoim domu, mieszkaniu, pokoju czegoś wyjątkowego. Harmonijnej i idealnie zbalansowanej przestrzeni z mocno zarysowanym charakterem jej twórcy. Ekownętrza. I nie chodzi tu o lepiankę, wyrwany z dżungli szałas czy inną prowizorkę mieszkaniową, a o zaadaptowanie swoich czterech ścian w zgodzie ze swoim ja. O stworzenie zaskakująco dopasowanego do siebie wnętrza, w którym nie będzie miejsca na przypadkowe sprzęty, meble czy naszpikowane chemikaliami substancje. Przestrzenna ekonomia Podstawowym krokiem do zbudowania optymalnego dla siebie wnętrza jest obserwacja własnego dobowego rytmu, zwrócenie uwagi na to, co robimy w różnych porach dnia. Czy spędzamy w domu większość czasu, czy jest on raczej formą noclegowni? Czy jest on głównym miejscem posiłków, czy raczej przelotnej kawy? Jeśli to pierwsze, skoncentrujmy się na porządnym stole z wytrzymałego drewna. Jeśli drugie, nie zagracajmy nim mieszkania. Każdy

centymetr oddalający nas od racjonalnego zarządzania przestrzenią jest zbędny. Zwróćmy uwagę na łóżko – domowe centrum relaksacyjne. Bez przekombinowania, niech będzie po prostu wygodne. Tylko i aż. To my tworzymy swoje cztery kąty. Trendy, mody, meblowe hity, promocyjne pakiety zaśmiecaczy przestrzennych. Nie dajmy się terroryzować reżimowi zbędnych przedmiotów. Klucz tkwi w prostocie Otwórzmy okna i weźmy głęboki oddech. Przyjemnie? Wnętrza też to lubią. Przewietrzone, niezabudowane kilogramami zasłon i żaluzji pomieszczenie ułatwi kontakt z naturą. Doskonale przyczynią się do tego także naturalne materiały: drewno, kamień, wiklina, ceramika, papier, len, bawełna, szkło. Pole do designerskiego popisu jest spore. I wbrew ograniczeniom wcale nie nudne. Wściekły róż na ścianach czy histerycznie fioletowy sufit być może nie powstanie, ale kto chciałby mieszkać w toksycznym pudełku. Używanie materiałów bezpiecznych, nienadwyrężających zanadto i tak już słabej kondycji środowiska wcale nie musi oznaczać nudy. Paleta kolorów nie jest w tym przypadku zatrważająco szeroka, ale mnogość możliwości kompozycji owszem. Beże, brązy, błękity. Arcydzieło egzystencji tworzone od podstaw. Odrobina szacunku do wnętrza, do tego co za oknem, do natury widzianej codziennie, nawet w najmniejszych ilościach, wraca. Z dobrym samopoczuciem i świadomością jedności z otaczającą przestrzenią. A wtedy już nic nie jest obowiązkowe. Segregacja, racjonalizacja zużycia wody, pochodzenie produktów spożywczych. Po współgraniu z naturą i zrozumieniu wartości przestrzeni można już tylko tego chcieć. I traktować niczym najbardziej podstawowy i niedostrzegalny nawyk. , tekst: Anna Daraż

l at o

2 0 1 1

55


M K [miasto kina] cate blanchett

cate jak

Grane przez nią postaci są wiarygodne, pełne, określone. Często złamane przez życie, los, okoliczności. Nawet gdy wydają się z pozoru zwyczajne, dzięki wyrazistości jej osobowości stają się wyjątkowe.

k ameleon

„Elizabeth” oraz „Elizabeth: Złoty wiek”) może pochwalić się rolą Galadrieli, królowej Elfów w trylogii Petera Jacksona. Dlaczego przyjęła tę rolę? „Zawsze chciałam wystąpić w filmie, w którym zagram postać ze szpiczastymi uszami. Peter Jackson spełnił moje marzenie!” Po zakończeniu zdjęć Cate poprosiła o przyciemnienie uszu królowej Galadrieli, tak by pasowały do jej naturalnej karnacji, i zabrała pakunek do domu. Czy często je zakłada? „O nie, ani słowa więcej na temat mojego wstydliwego fetyszu” – śmiała się w jednym z wywiadów. Trzeba przyznać, że Cate ma niesamowitą zdolność wchodzenia w rolę, przybierania skrajnie różnych wizerunków. Jest jak kameleon, co znacznie poszerza jej aktorskie emploi. W „Kronikach portowych” Hallströma fanów zaskoczył nie tylko jej drapieżny image, ale również paskudny charakter granej przez nią Petal Bear. Niezwykle tajemniczą i intrygującą postać stworzyła w „Dotyku przeznaczenia” Sama Raimiego, znakomicie wypadła w filmie „Utalentowany pan Ripley” Anthony’ego Minghelli, potrafiła rozśmieszyć i wzruszyć widzów swoją rolą w komedii kryminalnej „Włamanie na śniadanie” Barry’ego Levinsona. Postać Kate Wheeler stanowi kwintesencję kobiecości i spontaniczności, a przy tym jest rozbrajająco przebiegła. Każdy był pod urokiem życiowego niezdecydowania i nieporadności bohaterki.

Albo skromność. Cate Blanchett jest bez wątpienia jedną z najskromniejszych aktorek. Prowadzi normalne życie, nie bywa, nie bryluje, nie prowokuje skandali. Nie chodzi o to, że się izoluje, to bardziej kwestia świadomego wyboru, dystansu do sławy, blichtru Hollywood. Cate ma swoje priorytety, konsekwentnie realizuje najważniejsze cele, nie daje się zwieść pokusom i dobrym radom. Słucha intuicji i głosu zdrowego rozsądku. Nie zdecydowała się na wyprowadzkę z Sydney, choć agent tłumaczył jej, że zamieszkanie w Los Angeles wpłynęłoby rewelacyjnie na bieg jej kariery. Aktorka doszła jednak do wniosku, że przeprowadzka odbiłaby się niekorzystnie na dzieciństwie jej synów. Nie chciała, by zmieniali szkołę, porzucali przyjaciół, musieli uczyć się rzeczywistości na nowo. Decyzja sprzed dziesięciu lat procentuje do dziś – Cate mieszka w malowniczej okolicy Hunters Hill w Australii, ma troje dzieci i kochającego męża. Najczęściej zadawane aktorce pytanie brzmi: „Co jedna ze stu najseksowniejszych kobiet świata (według magazynu „Empire” – przyp. red.) widziała w tym brzydalu Andrew Uptonie?”. ZWYCZAJNE ŻYCIE, NIEZWYKŁE KINO Musiało to być coś wyjątkowego, skoro Cate i Andrew są szczęśliwym małżeństwem od 14 lat. Ale początki nie były

56

2 0 1 1

l at o

łatwe. „Myślę, że w przypadku większości rzeczy w życiu – śmiesznych komedii, seksu, smacznego gotowania, jazdy samochodem – u podstaw wszystkiego leży dobre wyczucie czasu. Wybrać odpowiedni moment, zgrać się z partnerem jest chyba najtrudniej. Nam z mężem udało się to, odnaleźliśmy się na idealnym etapie życia. Oczywiście początki były trudne, znaliśmy się wcześniej, nie przepadaliśmy za sobą, nie sądziłam więc, że kiedykolwiek będzie mnie cokolwiek łączyć z tym facetem. Pewnego razu wylądowaliśmy razem na wspólnym pokerze. Doprawdy nie pamiętam, co sprowokowało pierwszy pocałunek, ale to był ten moment. Trzy tygodnie później Andrew poprosił mnie o rękę. Cieszę się, że dałam mu szansę, moje uczucia względem niego nie zmieniły się od tego czasu. To była moja najlepsza decyzja, wszystko, co osiągnęłam jako aktorka, zawdzięczam jemu. Rodzina, stabilizacja, poczucie bezpieczeństwa dają mi ogromne poczucie siły i spełnienia, pozwalają realizować się w zawodzie”. Coś w tym jest, tu chyba leży sekret jej zawodowych sukcesów. Cate Blanchett prowadzi zwyczajne życie, co pozwala jej na kreowanie niezwyczajnych życiorysów na ekranie. Grane przez nią bohaterki tworzą dziś prawdziwą galerię osobowości. Obok postaci królowej Elżbiety (którą zagrała w dwóch różnych produkcjach Shekhara Kapura, w filmach

Foto: corbis

Jest tylko jedna. Niby typowa, zwyczajna, delikatna blondynka, jak mówi o sobie: „Po prostu nuda”. Ale jej aktorskie emploi mieści w sobie kilkanaście życiorysów skrajnie różnych osobowości. Zagrała dwa razy, w dwóch różnych produkcjach królową Elżbietę, Galadrielę – królową Elfów, Boba Dylana, Katharine Hepburn. To tylko ułamek z jej dorobku. Cate Blanchett naprawdę trudno zaszufladkować. Nuda? Nie dajcie się nabrać na tę kokieterię.

ELEGANCKA URODA, ZŁAMANE POSTACI Cate znana jest z tego, że potrafi świetnie dobierać role, umie zachować równowagę pomiędzy komediowym repertuarem a kinem dramatycznym czy ambitnymi, niezależnymi produkcjami. Wyśmienita u Jima Jarmuscha w „Kawie i papierosach”, rewelacyjna w „Płotce” Rowana Woodsa, niejednoznaczna w „Notatkach o skandalu”. Film Richarda Eyre'a nie do końca się udał, ale rola Blanchett – nauczycielki nawiązującej romans z 15-letnim uczniem – była jak zwykle doskonała. Po raz kolejny zaskoczyła fanów, występując w filmie „Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki” Stevena Spielberga – bezwzględna Irina Spalko została uznana przez internautów za najlepszy czarny charakter filmowej sagi. Twardy, surowy, wschodni akcent okazał się strzałem w dziesiątkę, Spalko balansowała na granicy karykatury, aktorka podeszła do tej roli ze sporą dawką autoironii. Ale rok 2008 to był przede wszystkim czas jej udziału

l at o

2 0 1 1

57


m k [miasto kina] cate blanchett Fani piosenkarza pisali po premierze filmu, że Cate Blanchett nie zagrała Boba Dylana, ona się nim po prostu stała. Utożsamiła się z postacią ekscentrycznego artysty w stu procentach i nie chodzi tutaj o doskonałą charakteryzację.

wspaniałe role, gorzej z fryzjerem Blanchett za swoje aktorskie osiągnięcia została uhonorowana Oscarem w 2005 r. (za rolę w „Aviatorze”). Dziś jej kolekcja liczy 57 nagród i 62 nominacje, pośród których wymienić można między innymi dwie nagrody BAFTA, dwa Złote Globy oraz wyróżnienie Volpi Cup przyznane na festiwalu filmowym w Wenecji. Jak kwituje to całe zamieszanie? „Zgadza się, zagrałam kilka wspaniałych ról, szczególnym wyzwaniem były te inspirowane prawdziwymi życiorysami: królowa Elżbieta, Bob Dylan, Katharine Hepburn, Veronica Guerin. To silne postaci, osobowości, z którymi najtrudniej było się zmierzyć, bo żyły, były tak realne, istniały w świadomości widzów, przecież każdy z nas miał określone wyobrażenia na ich temat. Cieszy mnie, że doceniono moją pracę, ale nie nagrody są najważniejsze. Najcenniejsze są zawsze spotkania z ludźmi, możliwość dialogu z publicznością, praca u wybitnych reżyserów. Miałam wiele szczęścia. Dziś mogę powiedzieć, że jestem spełniona jako aktorka, matka, żona. Jedno wynika z drugiego. Czego brakuje mi do szczęścia? Chyba tylko doskonałego fryzjera – moje włosy po tylu rolach, tylu różnych wcieleniach, zmianach koloru, długości są w opłakanym stanie. Każdy myśli, że jestem naturalną blondynką. Prawda jest taka, że nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Moje włosy przechodziły tyle transformacji, że zapomniałam już, jaki jest ich naturalny kolor…” Włosy to chyba jedyne – jeśli w ogóle traktować jej wypowiedź poważnie – zmartwienie aktorki dotyczące jej wyglądu. Cate Blanchett wydaje się nie przejmować upływem czasu, zmarszczkami, starzeniem. Nie rozumie mody na operacje plastyczne, nie chce brać udziału w wyścigu o coraz młodszą twarz. Coraz młodszą i coraz bardziej bez wyrazu. Gdy poproszono ją o skomentowanie „odświeżonego” wyglądu jej przyjaciółki – Nicole Kidman, powiedziała tylko: „Oczywiście martwi mnie to, że się starzeję, ale tylko w kontekście utraty zdrowia, bycia coraz mniej sprawnym. Nie wariuję, gdy widzę kolejną zmarszczkę, nie panikuję, gdy staje się ona coraz głębsza. Kto chciałby mieć twarz, na której nie zapisała się żadna historia, na której nie odbiło się poczucie humoru, łzy szczęścia, dramaty. Nie wstrzyknę

58

2 0 1 1

l at o

sobie botoksu, to tak, jakby kazać mi nosić maskę i udawać kogoś, kim nie jestem. Urodziłam troje dzieci, moja figura się zmieniła, ale nie poddam się operacji plastycznej tylko po to, by wyglądać jak 16-latka. To byłoby tak, jakbym chciała wymazać cudowne momenty, gdy moi synowie przychodzili na świat. Co za niedorzeczny pomysł!?”. NATURALNA TWARZ, SZPICZASTE USZY Dziś Cate Blanchett znów pracuje z Peterem Jacksonem. W jego najnowszym dwuczęściowym filmie „Hobbit” ponownie zagra królową Galadrielę. Raz jeszcze spotka się z ukochaną ekipą, co najważniejsze, założy swój ulubiony element kostiumu, czyli szpiczaste uszy. W mailu do reżysera, potwierdzając przyjęcie roli, napisała tylko, że zgadza się pod jednym warunkiem, mianowicie chciałaby otrzymać nową parę – domowy zestaw jest na jej wyłączność. Jackson odpisał, że dla jej udziału w filmie mógłby oddać swoje prawdziwe uszy, co tam uszy, dałby sobie wykroić nerkę, wątrobę, w zasadzie każdy organ. W niedawno udzielonym wywiadzie powiedziała, że możliwość pracy z Jacksonem traktuje jak powrót do krainy dzieciństwa. To jak połączenie rzeczywistości i bajki, wejście w głąb wymyślonego, nierealnego świata, do którego chciała trafić, gdy miała dziesięć lat. Pamięta chwilę, gdy dowiedziała się, że jej ojciec zmarł na atak serca. To był jej krok w dorosłość, pierwsze bolesne poczucie straty, kiedy zupełnie inne problemy stały się ważne. Przyspieszone dorastanie, silna więź z matką, która nie wyszła ponownie za mąż, uczyniły z Cate odludka, osobę głęboko przeżywającą każde doświadczenie. Po śmierci ojca do jej rodzinnego domu przeprowadziła się babcia, dziewczynka miała silne poczucie przynależności do świata kobiet. „To był dom kobiet, bardzo hermetyczny, przepełniony miłością. Może dlatego tak głęboko wchodzę w grane przeze mnie postaci, zależy mi na ukazaniu ich emocjonalności, wewnętrznego świata. Myślę, że procentują tu długie rozmowy z mamą i babcią, opowieści o świecie, dawane mi rady.

Te chwile nauczyły mnie uczciwości i odwagi. Pamiętam, gdy podczas jednego z wieczorów usłyszałam: »Jeśli wiesz, że upadniesz, upadnij w chwale«. To najcenniejsza rada, jaką dostałam. Tego się trzymam, dzięki temu nie boję się żyć”. , tekst: Anna serdiukow

Matka z CIA

Scenariusz do „Hanny” skwitowała krótkim: „To najbardziej przerażające 30 stron, jakie w życiu czytałam”. Miała wątpliwości, czy statecznej matce wypada zagrać skorumpowaną agentkę CIA. Grana przez Cate Blanchett bohaterka dostaje zlecenie na byłego kolegę z pracy – ten jednak, spodziewając się ataku, pół życia trenował córkę (tytułowa Hanna) na nieomylnego killera. „Hannę” w reżyserii Joe Wrighta można oglądać w kinach od 10 czerwca.

Foto: East News, materiały promocyjne

w amerykańskiej produkcji „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”. „Daisy to najlepsza rola w całym filmie, dzięki Blanchett film wykracza poza ramy banalnego melodramatu” – pisano w gazetach. Faktycznie, jej kreacje na długo pozostają w pamięci, grane przez nią postaci są wiarygodne, pełne, określone. Często złamane przez życie, los, okoliczności. Nawet gdy wydają się z pozoru zwyczajne, dzięki wyrazistości jej osobowości stają się wyjątkowe. Rasowa, elegancka uroda oraz szlachetny seksapil pozwoliły aktorce z powodzeniem wcielić się w Katharine Hepburn w „Aviatorze” Martina Scorsese. Kolejnym majstersztykiem w jej dorobku okazała się rola Boba Dylana, którą zagrała w filmie „I’m Not There. Gdzie indziej jestem”. Fani piosenkarza pisali po premierze filmu, że Cate Blanchett nie zagrała Boba Dylana, ona się nim po prostu stała. Utożsamiła się z postacią ekscentrycznego artysty w stu procentach i nie chodzi tutaj o doskonałą charakteryzację. „Przed realizacją zdjęć słuchałam non stop jego płyt. Wszystko tam było. Kosmos znaczeń, ale i wielka samotność”.


m k [miasto kina] Cinema city cinema City poleca

2

,

OPRACOWAła: ewa chmielarz/NOVIMEDIA cp

Sprawdź ofertę i dostępne zniżki Partnerów Programu:

lato Z KINEM

festiwale filmowe

A latem, jak to latem, aż roi się od festiwali filmowych...

www.classandclub.pl

46. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Karlowych Warach 1-9 lipca, Karlowe Wary Festiwal Gwiazd 7-10 lipca, Międzyzdroje Targowa Street Film & Music Festival 8-10 lipca, Łódź 6. Festiwal Filmowy Wakacyjne Kadry 8-17 lipca, Cieszyn 4. Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych „Animator” 15-21 lipca, Poznań 11. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Nowe Horyzonty 21-31 lipca, Wrocław 38. Ińskie Lato Filmowe 29 lipca – 8 sierpnia, Iński Park Krajobrazowy (Pomorze Zachodnie) 5. Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi 30 lipca – 7 sierpnia, Kazimierz Dolny i Janowiec Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki Transatlantyk 5-13 sierpnia, Poznań 7. Międzynarodowy Festiwal Kina Autorskiego Quest Europe 15-28 sierpnia, Zielona Góra 3. Solanin Film Festiwal 18-21 sierpnia, Nowa Sól 68. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji 31 sierpnia – 10 września, Wenecja 8. Europejski Festiwal Filmowy „Integracja Ty i Ja” 6-10 września, Koszalin 7. Spotkania z Filmem Górskim 8-11 września, Zakopane

rabat 10%

„3D Harry Potter Insygnia Śmierci część 2”, premiera: 15 lipca

„Kowboje i obcy”, premiera: 26 sierpnia

R

gatunek: Science fiction dystrybutor: VIP

„Druhny”, premiera: 29 lipca

ok 1873, Arizona. Nieznajomy niepamiętający swojej przeszłości trafia do miasta Absolution na pustyni. Jedyną wskazówką dotyczącą jego historii jest tajemnicza bransoleta, którą ma owiniętą wokół nadgarstka. Odkrywa, że mieszkańcy Absolution nie lubią obcych i nikt nie śmie nic zrobić bez pozwolenia pułkownika Dolarhyde'a. To miasto, które żyje w strachu. Ale Absolution wkrótce doświadczy strachu, jakiego sobie nawet nie wyobraża. Położone na odludziu miasteczko zostanie napadnięte przez najeźdźców z nieba. Atakujący z zapierającą dech prędkością i oślepiającymi światłami porywają jednego po drugim. Te potwory są wyzwaniem rzuconym wszystkiemu, co mieszkańcy znali. Teraz obcy, którego odrzucili, jest ich jedyną nadzieją na przetrwanie.

Gatunek: Komedia Dystrybutor: VIP

Ś

O

statnia część przygód młodego czarodzieja. Harry, wraz z przyjaciółmi, będzie musiał stanąć do rozstrzygającego pojedynku ze straszliwym i rosnącym w siłę Lordem Voldemortem. Tym razem jego perypetie będzie można oglądać w 3D.

wietna komedia wyprodukowana przez Judda Apatowa. To „Hangover” w damskim wydaniu. Film opowiada o przedślubnych perypetiach druhen, które wybierają się do Las Vegas. Główną bohaterką jest najlepsza przyjaciółka panny młodej, starająca się za wszelką cenę zyskać akceptację innych druhen. Nie jest to sprawa prosta, bowiem pochodzą z bardzo snobistycznego środowiska... Mnóstwo znakomitych dialogów i fantastyczna muzyka zapewnią świetną wakacyjną rozrywkę.

„Captain America”, premiera: 5 sierpnia Gatunek: Science Fiction Dystrybutor: VIP

2 0 1 1

l at o

• W lipcu 1997 r. rozpoczęto produkcję pierwszego epizodu „Gwiezdnych wojen”.

• W sierpniu 1980 r. amerykańska aktorka Sharon Stone zadebiutowała w filmie Woody'ego Allena „Wspomnienia z gwiezdnego pyłu”.

Gatunek: komedia Dystrybutor: VIP

60

Kalendarium filmowe:

• 27 lipca 1981 r. odbyła się premiera „Człowieka z żelaza” w reżyserii Andrzeja Wajdy.

premiera: 29 lipca

• 1 sierpnia 1970 r. zmarła Frances Farmer, amerykańska aktorka urodzona w 1913 r.

Foto: materiały promocyjne

K

23

• 23 lipca 1989 r. urodził się Daniel Radcliffe, brytyjski aktor, odtwórca głównej roli w serii filmów o Harrym Potterze.

„Johnny English Reborn”,

olejna część uwielbianych przygód najinteligentniejszego agenta. Rowan Atkinson znów w roli przypadkowego tajnego agenta, który nie zna strachu i zagrożenia. Wciela się w oficera wywiadu Jej królewskiej Mości i musi powstrzymać grupę międzynarodowych zabójców przed eliminacją światowego lidera, co doprowadziłoby do globalnego chaosu. Świat znowu go potrzebuje, dlatego Johnny English wraca do akcji. Za pomocą najnowszych gadżetów high-tech musi rozwikłać konspiracyjną sieć KGB, CIA, a nawet MI-7.

lipiec

Gatunek: fantasy Dystrybutor: Warner

K

apitan Ameryka, właściwie Steve Rogers, to pierwsza postać stworzona przez Marvel Comics. Steve przed wojną był studentem sztuki, który w 1940 r. postanowił zaciągnąć się do wojska. Nie został przyjęty z powodu słabego zdrowia, ale dostał propozycję uczestniczenia w tajnym eksperymencie. Został poddany terapii, która zwiększyła jego inteligencję i siłę. Przemieniony w superbohatera nazwanego Kapitan Ameryka zostaje wysłany do walki z nazistami, a jego największym wrogiem jest Red Skull.

l at o

2 0 1 1

61


w m [warstwa muzyczna]

lato przebojów

wakacyjny hit

62

2 0 1 1

l at o

katy perry proponuje wakacyjny przebój, który sprawdzi się również bez fonii.

Każdego roku tysiące muzyków zachodzą w głowę, jak napisać idealną ścieżkę dźwiękową do letniego romansu, leniwego smażenia się w słońcu i rodzinnego wypadu na wieś jednocześnie – słowem, jak napisać wakacyjny hit. Udaje się to nielicznym – przyjrzyjmy się, jak to robią. Pytać, dlaczego nagranie wakacyjnego przeboju jest marzeniem tak wielu, to jakby pytać, czemu ludzie grają w totolotka. Bohater filmu „Był sobie chłopiec” miał prosty sposób na życie – jego ojciec skomponował jedną z piosenek, które w każde święta słyszymy w centrach handlowych. Tantiemy to złoty interes. A jeśli twoja kompozycja okaże się letnim przebojem, z pewnością usłyszy ją każdy, niektórzy nawet pięć razy dziennie (pamiętacie lato 2006, kiedy co druga radiostacja puszczała „Relax, Take It Easy” Miki średnio raz na godzinę?). Z samochodów stojących na światłach, z okien biur, z knajpianych ogródków – zewsząd będzie się sączył twój wakacyjny przebój.

Kings of convenience dowiedli, że czasem gorące przeboje powstają w chłodnej Norwegii.

Potraktujmy lepiej zbadany przebój świąteczny jako punkt wyjścia – musi się w nim znaleźć nawiązanie do choinki, śniegu albo Mikołaja, przyda się brzdęk dzwonków, inne brzdęki też są w zasadzie dobre; nie można też zapomnieć o słowie „święta” odmienianym na wszelkie sposoby. Wychodzi na to, że przebój lata powinien zawierać słowa „lato” czy „wakacje”, opowiadać o plaży, słońcu i wolnych, leniwie płynących dniach, na dodatek wybrzmiewać jakimś egzotycznym instrumentarium, prawda? I tak, i nie. Z jednej strony w roli wakacyjnych szlagierów świetnie radzą sobie utwory z latem w tytule („Summer of ’69” Bryana

Adamsa, rodzime „Lato” Formacji Nieżywych Schabuff – hit wakacji 1995 czy „Indian Summer” Beat Happening, które nie było co prawda hitem żadnych wakacji, ale dziś wchodzi w poczet gorących klasyków), z drugiej strony – letnie playlisty może zdobyć kawałek, który ma tyle samo wspólnego z wakacjami co z sylwestrem. Elly Jackson, lepiej znana jako głos La Roux, nie do końca wie, jak to się stało, że ich utwór „Bulletproof” – mimo braku oczywistych związków z latem i słońcem – przez ostatnie dwa sezony hulał całe wakacje. „Ten utwór ma dość agresywny nastrój, a w większości letnich hitów panuje klimat lekki i wyluzowany. Myślę, że słoneczna pogoda skłania nas w kierunku pewnych temp i melodii – takich, które brzmią dobrze z otwartych okien. Napisaliśmy ten utwór latem, może stąd sukces?” – zastanawia się Elly. W jej ostatnim zdaniu kryje się sporo prawdy. W końcu nie trzeba interesować się rynkiem muzycznym, aby zauważyć, że kraje kojarzone z pogodą raczej szaroburą – Niemcy, Polska czy Wielka Brytania – w światowej produkcji letnich hitów mają udział stosunkowo niewielki. Zagłębiem wakacyjnej muzyki jest natomiast Półwysep Kalifornijski, gdzie słońce świeci cały rok, a na drzewach rosną pomarańcze.

l at o

2 0 1 1

63


w m [warstwa muzyczna]

r f [Rajfaza]

wakacyjny hit

Wysokie miejsca na wakacyjnych listach przebojów zdobywają eksporty z równie słonecznej co Kalifornia Hiszpanii. Enrique Iglesias w 1999 r. podbił serca Europejczyków i Amerykanów swoim pierwszym anglojęzycznym albumem zatytułowanym po prostu „Enrique”. Ale okazuje się, że piosenka wcale nie musi być zrozumiała, żeby być hitem. Bo czy ktokolwiek umie powiedzieć, o czym opowiada utwór „Macarena” (przebój lat 1995-1996)? Jest tam niby jakiś angielsko-hiszpański tekst o chłopaku, ale i tak pamięta się z niego głównie „tadatadatatata makerana, eee makarena”. Mimo to, gdy zapytać kogokolwiek, z jakim okresem mu się „Macarena” kojarzy, raczej nie wymieni Wielkanocy. Okazuje się wręcz, że tekst piosenki może nie znaczyć zupełnie, ale to zupełnie nic. Udowodniły to – również pochodzące z Hiszpanii – dziewczyny z zespołu Las Ketchup. Na potrzeby utworu „Asereje” (hit 2002) stworzyły wymyślony język, w którym następnie zaśpiewały i tym śpiewem wspięły się na sam szczyt brytyjskiej Top 40. Na pewno – tak jak w przypadku „Macareny” – pomógł tutaj teledysk z charakterystycznym układem tanecznym, ale sam klip słabego utworu by nie uciągnął. Nie przez całe wakacje, gdy pogoda zachęca raczej do wyjścia na dwór niż oglądania MTV (YouTube’a w komórce nikt oczywiście nie miał, najwyżej węża). Czyżby zatem chodziło wyłącznie o wpływ promieni słonecznych na powstawanie piosenki? Ta teoria trąci New Age, zresztą letnie hiciory nagrywają też Norwegowie („I’d Rather Dance With You” duetu Kings of Convenience) czy Szwedzi („Young Folks” autorstwa Peter Bjorn and John, numer słynący z irytującego gwizdanego motywu), czyli mieszkańcy krajów niesłynących z wielkiego nasłonecznienia.

la roux, czyli fabryka hitów ostatnich wakacji.

64

2 0 1 1

l at o

Według Petera Robinsona, redaktora serwisu Popjustice.com, chodzi o coś zupełnie innego – o chwytliwe melodie: „Ludzie odpoczywają, odpoczywają też ich muzyczne gusta. Nie mówię, że obniżają im się standardy. Mówię, że przestają ukrywać swoje sympatie do prostej popowej muzyki. Udawanie, że się nie lubi numerów z chwytliwą melodią, to męcząca sprawa, można sobie od tego wziąć latem wolne” – tłumaczy Robinson. Ciepła aura sprzyja rozluźnieniu, a zresztą spinać możemy się już po wakacjach, wróciwszy do codziennego pisania maili, wypełniania excelowych tabelek i dzwonienia do ludzi, z którymi nie chcemy rozmawiać. Być może chętnie wrócimy do leniwych chwil, zakładając na uszy słuchawki z przebojem, którego słuchaliśmy, leżąc na plaży – jednak porządny letni hicior powinien przywoływać wakacyjne wspomnienia, nawet jeśli słyszymy go pierwszy raz. Na wspominkowo-nostalgiczną właściwość niezbędną w letniej kompozycji zwraca uwagę Sara Dallin, autorka przeboju Bananaramy „Cruel Summer” (szlagier lata 1983): „Najlepsze wakacyjne utwory przypominają ci młodość: pierwszy pocałunek, pierwsze wyjazdy bez rodziców”. W ten sposób nieco wyuzdany teledysk Katy Perry „Teenage Dream” staje się synekdochą wszystkich naszych niezapomnianych wakacji (nawet jeżeli nigdy nie jechaliśmy kabrioletem), a nastolatkom pozwala wyobrazić sobie, jak to by było wyrwać się na wakacje marzeń. Istota letniego przeboju tkwi w nas samych, a jeżeli piosence uda się poruszyć dostateczną liczbę osób, wtedy staje się wakacyjnym hitem. Nawet jeżeli masz teraz ochotę siedzieć całe lato przy radioodbiorniku i w poszukiwaniu formuły na hit idealny analizować, który element piosenki wzbudza w tobie wakacyjne marzenia – nie rób tego! Wakacje są po to, by zejść z wysokich obrotów i spojrzeć na świat naiwnymi oczami pięciolatka, a nie jak zwykle kwestionować co się da i dochodzić do racjonalnych wniosków. Idź zatem, słuchaj szumu fal, zachwycaj się kłosami zboża i szczytami gór. I nie zapomnij potańczyć do letniego przeboju! , tekst: maciek piasecki

Stare, ale jare Na szczycie wakacyjnych list przebojów w roku…

1953: Frankie Laine – I Believe 1954: D avid Whitfield With Mantovani & His Orchestra – Cara Mia 1955: Slim Whitman – Rose Marie 1956: D oris Day – Whatever Will Be Will Be 1957: Elvis Presley – All Shook Up 1958: E verly Brothers – All I Have To Do Is Dream / Claudette 1959: Cliff Richard – Living Doll 1960: The Shadows – Apache 1961: Helen Shapiro – You Don’t Know 1962: Frank Ifield – I Remember You 1963: S earchers – Sweets For My Sweet 1964: Beatles – A Hard Day’s Night 1965: Beatles – Help! 1966: Troggs – With A Girl Like You 1967: Scott McKenzie – San Francisco (Be Sure To Wear Some Flowers In Your Hair) 1968: C razy World Of Arthur Brown – Fire 1969: R olling Stones – Honky Tonk Women 1970: Elvis Presley – The Wonder Of You 1971: Diana Ross – I’m Still Waiting 1972: Alice Cooper – School’s Out 1973: Gary Glitter – I’m The Leader Of The Gang (I Am) 1974: T hree Degrees – When Will I See You Again 1975: Stylistics – I Can’t Give You Anything (But My Love) 1976: Elton John & Kiki Dee – Don’t Go Breaking My Heart 1977: Brotherhood Of Man – Angelo 1978: C ommodores – Three Times A Lady 1979: Boomtown Rats – I Don’t Like Mondays 1980: Abba – The Winner Takes It All 1981: Shakin’ Stevens – Green Door 1982: D exy’s Midnight Runners With The Emerald Express – Come On Eileen 1983: K C & The Sunshine Band – Give It Up 1984: G eorge Michael – Careless Whisper 1985: Madonna – Into The Groove 1986: C hris De Burgh – The Lady In Red 1987: Los Lobos – La Bamba 1988: K ylie Minogue – The Loco-Motion 1989: J ive Bunny & The Mastermixers – Swing The Mood 1990: P artners In Kryme – Turtle Power 1991: Bryan Adams – (Everything I Do) I Do It For You 1992: Snap! – Rhythm Is A Dancer 1993: Culture Beat – Mr Vain 1994: Wet Wet Wet – Love Is All Around 1995: Blur – Country House 1996: Spice Girls – Wannabe 1997: P uff Daddy & Faith Evans – I’ll Be Missing You 1998: Boyzone – No Matter What 1999: R icky Martin – Livin’ La Vida Loca 2000: Robbie Williams – Rock DJ

Zakupowa Foto: materiały promocyjne

Hasło „Kalifornia” w tytule działa zresztą równie dobrze jak „lato” – a nawet lepiej, bo i z piosenki o zimie potrafi zrobić wakacyjną nutę („California Dreamin’” zespołu The Mamas & The Papas).

Class & club

ekstraklasa

Prosty mechanizm. Oklepany model konsumpcjonizmu. Kupujemy upatrzony lub po prostu niezbędny produkt powszedniej bieżączki, wydajemy na niego pieniądze, on się zużywa, kończy bądź wpada nam w oko coś nowego. Następnie – analogicznie – kupujemy produkt, on się zużywa, kończy... I tak w kółko. A gdyby tak zamieszać w tej zakupowej matematyce… l at o

2 0 1 1

65


r f [Rajfaza] class & club

Posiadacze karty kredytowej World MasterCard Class & Club dzięki programowi lojalnościowemu World MasterCard Rewards mogą zdobywać nagrody. płacąc za zakupy kartą, zbierają punkty, które następnie wymieniają na nagrody.

Maksymalizacja zysków dzięki zakupom? Brzmi utopijnie, jednak każda pojedyncza transakcja to krok w kierunku niebanalnej nagrody. To właśnie na braku banałów opiera się wyjątkowość programu. Katalog nagród obfituje w propozycje niekiedy zaskakujące, ale dostosowane w taki sposób, aby każdy znalazł w nim coś dla siebie. To uczestnik decyduje, na co poświęci pulę uzbieranych punktów. Znaj-

66

2 0 1 1

l at o

dziemy więc w katalogu mieszankę artykułów i usług, które zaspokoją nawet najbardziej wymagających. Wybór zależy od trybu życia, upodobań i formy spędzania wolnego czasu. Dla większej swobody wyboru nagrody zostały podzielone na konkretne kategorie tematyczne – muzyka i rozrywka, podróże, adrenalina, sport i czas wolny, akcesoria oraz dzieci i rodzina. Dzięki tak przejrzystej formie wybór powinien być nieco łatwiejszy. W praktyce jednak może się okazać, że jest odwrotnie, bo poza nagrodami rzeczowymi, do których można zaliczyć m.in. sprzęt elektroniczny, wyposażenie sportowe, zabawki, walizki czy gry komputerowe, World MasterCard Rewards zaprasza do świata intensywnych, niecodziennych wrażeń. I tak, nie robiąc nic poza wymianą punktów, można skorzystać z indywidualnej lekcji squasha, kursu makijażu, lekcji golfa lub też bardziej intensywnie – canoe raftingu po Dunajcu, szkolenia lotniczego, lotu szybowcem, balonem czy na motolotni. A dla miłośników nieco bardziej przyziem-

nych wrażeń – z indywidualnej lekcji jazdy konnej lub też szybszej – bolidem wyścigowym. Jedno jest pewne – wybór nie będzie należał do najłatwiejszych, a skonfrontowanie swoich decyzji z często różnymi oczekiwaniami domowników będzie wymagało wielu punktów. Na szczęście, żeby pogodzić dziecięce marzenia o nowiutkim Hot Wheelsie ze swoimi, nieco odmiennymi od zabawkowych autek, wystarczy za swoje codzienne zakupy zapłacić kartą World MasterCard Class & Club.

Aby uzyskać więcej informacji na temat programu, wystarczy zalogować się na: www.mastercard.pl/world lub zadzwonić pod numer (+48) 801-055-994 (z telefonów stacjonarnych) bądź (+48) 616-646-014 (z telefonów komórkowych).

Foto: shutterstock

Jak się okazuje, nie jest to specjalnie trudne zadanie. Przynajmniej nie dla posiadaczy karty kredytowej World MasterCard Class & Club, którzy dzięki programowi lojalnościowemu World MasterCard Rewards mogą zdobywać nagrody, kupując. Mało realne? A jednak. Uściślając – płacąc za zakupy kartą, klienci będą mogli zbierać punkty, które następnie wymienią na nagrody. Ich pełna lista jest dostępna na stronie WWW programu World MasterCard Rewards: www.mastercard.pl/rewards. Aby sprawdzić liczbę zebranych punktów, wystarczy się na nią zalogować.



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.