Nasze Korzenie nr 12

Page 1

P ł o c k i e

S i e r p e c k i e

P ł o ń s k i e

G o s t y n i ń s k i e ISSN 2084-2600

numer

12 czerwiec 2017

Półrocznik popularnonaukowy Muzeum Mazowieckiego w Płocku poświęcony przyrodzie, historii i kulturze północno-zachodniego Mazowsza

W numerze między innymi

Zabytki z krzemienia wołyńskiego ze zbiorów Muzeum Wisły w Wyszogrodzie Wielkopolanie w Płocku albo o pożytkach płynących z badań ceramiki z wykopalisk Piotr Bontemps (1777-1840) – oficer, ziemianin, kondotier Od secesyjnej czynszówki do muzeum secesji Powódź wiślana w Płocku i powiecie płockim w marcu 1924 roku Tadeusz Budzich – szkic do portretu


2

Od redakcji Drodzy Czytelnicy!

Święty Paweł Apostoł w Pierwszym Liście do Tesaloniczan w następujący sposób zachęca nas do intelektualnego wysiłku: Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie! (1 Tes, 5, 21). Słowa te odczytujemy przede wszystkim jako wskazówkę moralną, by w życiu przyjmować z otaczającego nas świata wszystko to, co przyczynia się do wzrostu naszego człowieczeństwa. Uniwersalne przesłanie Apostoła może być również drogowskazem dla ludzi nauki i popularyzatorów wiedzy. Istotne jest, aby to co badamy i upowszechniamy służyło człowiekowi w lepszym poznaniu i rozumieniu świata, a także nauczyło go szacunku dla dorobku minionych pokoleń. Taki też jest cel półrocznika „Nasze Korzenie” od samego początku jego istnienia. Staramy się opisywać to wszystko, co w historii, przyrodzie i kulturze naszej małej ojczyzny zasługuje na uwagę i naszą wdzięczną pamięć. Prezentujemy miejsca, ludzi i zdarzenia z perspektywy obiektywnego, ale i zatroskanego o wspólne dobro, obserwatora. Nie inaczej jest w niniejszym, dwunastym już, numerze pisma. Składa się nań 15 zróżnicowanych tematycznie artykułów, kącik poezji i stałe rubryki (przegląd dawnej prasy płockiej, krzyżówka, fotozagadka). Problematyce przyrodniczej jest poświęcony artykuł Aleksandry Cygańskiej. Autorka omawia w nim zaskakująco liczne okazy fauny i flory obecne na suchej i jałowej na pierwszy rzut oka płockiej plaży nad Wisłą. Aż dwa teksty prezentują zabytki krzemienne z epoki kamienia. Jerzy i Sławomir Nawroccy opisują narzędzia wyorane na polu we wsi Stara Maryśka w gminie Strzegowo, które w odległą przeszłość cofają początki osadnictwa w tym rejonie. Zbigniew Miecznikowski omawia dwa ciekawe zabytki z krzemienia wołyńskiego (siekierę i sztylet?) znajdujące się w zbiorach Muzeum Wisły Środkowej i Ziemi Wyszogrodzkiej w Wyszogrodzie. Archeologia gości także w erudycyjnym artykule dr. Macieja Trzecieckiego z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w Warszawie. Autor rozważa w nim zagadnienie przydatności znalezisk ceramiki naczyniowej do badań nad pochodzeniem mieszkańców wczesnośredniowiecznego Płocka. Późnośredniowiecznej historii naszego regionu dotyczy szkic Janusza Bielickiego o żołnierzach zaciężnych z ziem płockiej i dobrzyńskiej z drugiej połowy XV wieku. Kilka artykułów poświęcono sprawom, które można objąć wspólną nazwą „ludzkie losy”. Tomasz Kordala przedstawia postać zapomnianego generała Wojska Polskiego z czasów Królestwa Kongresowego, Piotra Bontemps. Elżbieta Leszczyńska przypomina nietuzinkową postać swego wuja, bohaterskiego żołnierza i błyskotliwego wynalazcy, Tadeusza Budzicha. Zbigniew J. Tyszka i Magdalena Bilska-Ciećwierz prezentują losy rodzin Miszewskich i Maciejowskich. W tym nurcie można też umieścić tekst Janusza Bielickiego o pierwszych dobrzyńskich strażakach, a także artykuł Jerzego Załęskiego o pielęgnującym pamięć o Żołnierzach Wyklętych Stowarzyszeniu Historycznym im. 11 Grupy Operacyjnej NSZ. Dwa opracowania dotyczą architektury Płocka i regionu. Barbara Rydzewska przedstawia historię kamienicy secesyjnej przy ul. Tumskiej 8, która obecnie mieści stałą ekspozycję sztuki secesyjnej Muzeum Mazowieckiego w Płocku. O Hilarym Szpilowskim i jego wkładzie w dzieło powstania kilku kościołów w ziemi gostynińskiej pisze Przemysław Nowogórski. Całość opracowań bieżącego numeru uzupełniają artykuły dr. Grzegorza Gołębiewskiego o katastrofalnej powodzi w Płocku i powiecie płockim w marcu 1924 roku oraz Marii Weroniki Kmoch o zabytkach etnograficznych z Kurpiowszczyzny w zbiorach Muzeum Mazowieckiego. Życzymy przyjemnej lektury.

Tomasz Kordala redaktor naczelny

„Nasze Korzenie” Półrocznik popularnonaukowy Muzeum Mazowieckiego w Płocku poświęcony przyrodzie, historii i kulturze północno-zachodniego Mazowsza (Płockie, Sierpeckie, Płońskie, Gostynińskie) Leonard Sobieraj – dyrektor Muzeum Mazowieckiego w Płocku Redakcja Tomasz Kordala – redaktor naczelny Sławomir Gajewski – zastępca redaktora naczelnego Krzysztof Matusiak, Zbigniew Miecznikowski, Grzegorz Piaskowski, Barbara Rydzewska, Krystyna Suchanecka, Krzysztof Zadrożny, Leonard Sobieraj Zbigniew Chlewiński – sekretarz redakcji Joanna Bakuszew – skład, opracowanie graficzne Magdalena Gałat – layout i winieta

Współpracują Jolanta Borowska, Stanisław Czachorowski, Anna Górczyńska, Piotr Jarzyński, Ewa Jaszczak, Andrzej Jeznach, Adam Dariusz Kotkiewicz, Radosław Rękawiecki, Andrzej Rogoziński, Andrzej Tucholski Wydawca Muzeum Mazowieckie w Płocku 09-402 Płock, ul. Tumska 8 tel. 660 509 233, fax 24 262 44 93 e-mail: korzenie@muzeumplock.eu Redakcja zastrzega sobie prawo wprowadzania zmian i skrótów w tekstach przyjętych do publikacji. Nakład 600 egz. Na okładce: dolina Wierzbicy w Wyszynie, fot. P. Jarzyński


3

2 Od redakcji 4 Co kryje się na płockiej plaży? – Aleksandra Cygańska 7 Stara Maryśka jeszcze starsza, czyli o tutejszym znalezisku narzędzi krzemiennych – Jerzy Nawrocki, Sławomir Nawrocki

Spis treści

11 Zabytki z krzemienia wołyńskiego ze zbiorów Muzeum Wisły w Wyszogrodzie – Zbigniew Miecznikowski 16 Wielkopolanie w Płocku albo o pożytkach płynących z badań ceramiki z wykopalisk – Maciej Trzeciecki 21 Wojsko zaciężne w czasach Kazimierza Jagiellończyka i Jana Olbrachta oraz rycerze z ziemi płockiej i dobrzyńskiej – Janusz Bielicki 26 Piotr Bontemps (1777-1840) – oficer, ziemianin, kondotier – Tomasz Kordala 38 Kościoły w ziemi gostynińskiej według projektów Hilarego Szpilowskiego – Przemysław Nowogórski 46 Porządki Ogniowe w Dobrzyniu nad Wisłą – Janusz Bielicki 52 Jedna rodzina – wiele historii. Losy Miszewskich i Maciejowskich – Zbigniew J. Tyszka, Magdalena Bilska-Ciećwierz 63 Od secesyjnej czynszówki do muzeum secesji – Barbara Rydzewska 72 Powódź wiślana w Płocku i powiecie płockim w marcu 1924 roku – Grzegorz Gołębiewski 84 Tadeusz Budzich – szkic do portretu – Elżbieta Leszczyńska 89 Wieś Jednorożec w powiecie przasnyskim w świetle zbiorów Muzeum Mazowieckiego w Płocku – Maria Weronika Kmoch 95 „Nasze Korzenie” w kolebce państwa polskiego – Tomasz Kordala 98 Przegląd dawnej prasy płockiej – Katarzyna Stołoska-Fuz 101 Kącik literacki 103 Zabawy Przyjemne i Pożyteczne 104 Stowarzyszenia Regionalne. Jest takie stowarzyszenie, jego historia liczy cztery lata – Jerzy Załęski 107 Fotozagadka 12


4

Aleksandra Cygańska Co kryje się na płockiej plaży?

W

spaniałe walory krajobrazowe Wzgórza Tumskiego przyciągają, zwłaszcza w ciepłe i słoneczne dni, wielu mieszkańców Płocka. Wędrując po nadwiślańskim nabrzeżu można podziwiać nie tylko majestat płockiej skarpy i zabytkową architekturę zlokalizowaną na jej koronie, ale też rozkoszować się kojącym widokiem nurtu Wisły. Dodatkową atrakcję, docenianą przez płocczan szczególnie latem, stanowi piaszczysta plaża rozciągająca się u podnóża Wzgórza Tumskiego, począwszy od siedziby Oddziału Żeglarsko-Motorowodnego Morka, aż do zalewu Sobótka. Jest to nie tylko miejsce wypoczynku, lecz również niebanalna sceneria muzycznych imprez masowych, które co roku gromadzą dziesiątki tysięcy ludzi.

1. Szczotlicha siwa (Corynephorus canescens L.) stanowi jeden z podstawowych gatunków zasiedlających płockie plaże. Należy on do reprezentatywnych gatunków zespołów roślinnych ze związku Koelerion glauce, czyli śródlądowych muraw piaskowych o charakterze kontynentalnym, które zaliczane są do siedlisk o priorytetowym znaczeniu w Unii Europejskiej.

Na pierwszy rzut oka płocka plaża nie wydaje się zbyt ciekawym miejscem. Ot, sam piasek pełen pozostałości muszli słodkowodnych mięczaków. Jest to jednak wrażenie złudne, a każdy, kto przyjrzy się uważnie temu z pozoru nudnemu miejscu, dostrzeże ciekawe gatunki roślin i zwierząt. Tereny u podnóża Wzgórza Tumskiego, wraz ze Zbiornikiem Włocławskim i obszarem na zachodnim brzegu rzeki, położone są na terenie Kotliny Płockiej, mezoregionu powstałego na skutek działalności zlodowacenia południowopolskiego i środkowopolskiego, któremu ostateczną formę nadało działanie jęzora lodowcowego ostatniego zlodowacenia północnopolskiego.1 Oznacza to, że urzeźbienie tego obszaru to dzieło najpierw erozji glacjalnej, a następnie erozji fluwioglacjalnej, tj. pracy wód 1. A. Piskozub [red.], Wisła. Monografia rzeki, Warszawa 1982.

powstających z topniejącego lodowca.2 Płockie nabrzeże nie jest jednak efektem działalności lądolodu. Obecny kształt zawdzięcza ono działaniu człowieka, a ściślej – budowie stopnia wodnego we Włocławku, czego efektem było powstanie największego w Polsce zbiornika zaporowego – Zbiornika Włocławskiego. Powstanie zbiornika spowodowało wzrost poziomu rzeki w Płocku o około 2,5 metra. Dlatego też, w związku z koniecznością ograniczenia jej erozyjnej działalności, usypano z piasku rzecznego tarasy umocnieniowe. Obecny wygląd brzegu rzeki w okolicy Płocka odbiega znacznie od kształtu, jaki miał on przed powstaniem Zbiornika Włocławskiego i który podziwiać możemy już tylko na starych fotografiach. Dawniej rzeka tworzyła tu malownicze rozlewiska z roślinnością charakterystyczną dla gruntów podmokłych, a jej zbliżony do naturalnego charakter sprzyjał znacznemu zróżnicowaniu środowiska wodnego.3 Obecnie na omawianym odcinku rzeki do typowych zbiorowisk nadrzecznych nawiązują jedynie niewielkie fragmenty leśnych zbiorowisk łęgowych, otoczone płatami piasku rzecznego. Te piaszczyste łachy stanowią ubogie, antropogeniczne siedlisko, na charakter którego wpływa obecnie wiele czynników środowiskowych umożliwiających funkcjonowanie jedynie wybranych kompleksów roślinnych. Brak warstwy próchnicy, ciągła ekspozycja na słońce, a także działanie wiatru sprawiają, że panują tu niezwykle trudne warunki siedliskowe. Przetrwania nie ułatwia roślinom także silne oddziaływanie człowieka, zwłaszcza wydeptywanie nasilające się latem (kiedy niemal co tydzień odbywają się różnego rodzaju wydarzenia kulturalne), czyli w okresie wegetacji i kwitnienia (!). Pomimo tak trudnych warunków wegetacji, piaski te zasiedlane są przez mało wymagające, ciekawe gatunki roślin, nawiązujące do naturalnych, spotykanych na piaszczystych glebach początkowego stadium rozwoju, siedlisk murawowych. Ciągłe zaburzenia mechaniczne, prowadząc do zniszczenia części populacji obecnych na płockich plażach, powodują, że siedliska te mają stale pionierski charakter, podobnie zresztą jak te występujące na nadmorskich czy śródlądowych wydmach. Jak już wspomniałam, piaszczyste brzegi Wisły to tylko pozornie jednolite i monotonne dla oka miejsca pozbawione kolorów. W rzeczywistości od początku lata przybierają one intrygującą purpurową barwę. Dzieje się tak za sprawą porastającej je luźnokępkowej trawy – szczotlichy siwej (Corynephorus canescens L.). Ta posiadająca rozbudowany system korzeniowy 2. P. Gierszewski, Charakterystyka środowiska hydrochemicznego wód powierzchniowych zachodniej części Kotliny Płockiej, Wrocław 2000. 3. A. Jacewicz [i in.], Studium kompleksowego rozwiązania problemów stopnia i zbiornika Włocławek. Prognoza skutków społeczno-ekonomicznych i środowiskowych, Warszawa 2001.


5 trawa, dzięki piętrowemu odnawianiu się kęp, potrafi przetrwać ciągłe zasypywanie. Zdolność do wytwarzania korzeni przybyszowych w wyższych niezasypanych węzłach sprawia, że nawet po wyrwaniu i odsłonięciu korzeni roślina może się z powodzeniem ponownie zakorzenić. Na skrajnie suchych siedliskach, z piaszczystą i ubogą w składniki pokarmowe glebą, ta pospolita w całej Polsce trawa tworzy pojedyncze, rozmieszczone na dużym obszarze kępy, z wyniesionymi do wysokości 30 centymetrów kwiatostanami (fot. 1). Purpurowa barwa plaży pochodzi również od zasiedlającej całe połacie piasku stokłosy dachowej (Bromus tectorum L.) – archeofitu zawleczonego do Europy środkowej przed końcem XV wieku z basenu Morza Śródziemnego. Trawa ta jest pospolitym gatunkiem, który zasiedla głównie siedliska ruderalne, można ją więc spotkać niemal wszędzie: na przydrożach, ugorach, terenach uprawnych czy nieużytkach. Jako gatunek światło- i ciepłolubny łatwo zasiedla również suche siedliska napiaskowe (fot. 2). Różowy nalot na powierzchni piasku to nic innego jak źdźbła stokłosy dachowej. Wśród kęp stokłosy i strzęplicy (Koeleria Pers.), na skraju piaszczyska, wyrastają rozety chabra nadreńskiego (Centaurea stoebe L.), którego kwiaty – w przeciwieństwie do powszechnie znanego błękitnego chabra bławatka – przybierają barwę różową. Do ciekawych – choć pospolitych – roślin należy również babka piaskowa (Plantago arenaria L.). Jej niepozorne kwiatostany zachwycają w okresie kwitnienia zaskakującą budową. Na skraju piaszczysk, gdzie piasek pokryty jest niewielką warstwą próchnicy, występują także pięciornik piaskowy (Potentilla arenaria Borkh.) i pięciornik srebrny (Potentilla argentea L.). Oba gatunki mają drobne żółte kwiaty charakterystyczne dla całego rodzaju. Pomiędzy kępami stokłosy, chabra i szczotlichy, na skraju piaszczyska, podłoże pokryte jest przez niepozorny mech – płonnik włosisty (Polytrichum piliferum Hedw.). Pełni on szczególną rolę w procesie stabilizacji podłoża. Jego plechy powstrzymują procesy erozji, pozwalając na odkładanie się materii organicznej. Na suchych skrajach piaszczyska pomiędzy płatami mchu wyrastają także listkowate plechy chrobotków (Cladonia sp.) oraz skorupiaste plechy szarka gruzełkowatego (Trapeliopsis granulosa Hoffm.). Gatunki te dostrzegą jedynie wytrwali i skrupulatni obserwatorzy, niektóre z nich można rozpoznać wyłącznie z użyciem lupy (fot. 3). Większe bogactwo gatunków roślin, o nieco innym składzie, dostrzec można na skarpie wału, na którym biegnie droga wybudowana z betonowych płyt, łącząca ulicę Rybaki z ulicą Kazimierza Wielkiego. Na tych nachylonych w kierunku południowo-zachodnim zboczach pojawiają się gatunki typowo kserotermiczne (z gr. kseros – suchy i thermos – ciepły). Południowo-zachodnia ekspozycja sprawia, że stoki te są intensywnie nagrzewane przez słońce. Miejsca te porasta roślinność ciepłolubna, która szczególnie pięknie wygląda późną wiosną i wczesnym latem, kiedy wiele gatunków znajduje się w fazie kwitnienia. Zobaczyć więc możemy rozchodniki ostre (Sedum acre L.) i rozchodniki sześcio-

rzędowe (Sedum sexangulare L.), tworzące wraz z pięciornikiem piaskowym piękne żółte dywany (fot. 4). Sprawne oko dostrzeże również drobne kwiaty czerwca trwałego (Scleranthus perennis L.) i czerwca rocznego (Scleranthus annuus L.), a także maleńkie rozetki biało kwitnącej wiosnówki pospolitej (Erophila verna L.). Swą wysokością dominują nad pozostałymi roślinami łodygi szczawiu polnego (Rumex acetosella L.) i bylicy polnej (Artemisia campestris L.). Do najpiękniejszych przedstawicieli flory płockiego nabrzeża należą kocanki piaskowe (Helichrysum arenaria L.), o pomarańczowo-żółtych kwiatach i wełnisto owłosionych, miękkich w dotyku, łodygach i liściach. Te mające właściwości lecznicze rośliny, choć pospolite, zostały objęte częściową ochroną z uwagi na ich pozyskiwanie na zbyt dużą, niekontrolowaną skalę (fot. 5). Wspomniane wyżej gatunki nie są ani wyjątkowo rzadkie, ani wyjątkowo cenne, wręcz przeciwnie, występują pospolicie na terenie całego kraju, zarówno w obrębie miast, jak i poza nimi. Łączy je jedno – umiejętność przetrwania w ciężkich, skrajnych warunkach

2. Różowy nalot na powierzchni piasku to nic innego jak źdźbła stokłosy dachowej – archeofitu pochodzącego z basenu Morza Śródziemnego, zawleczonego do Europy środkowej przed końcem XV w.

3. Z pozoru nieciekawe piaszczyste tereny kryją wiele przyrodniczych ciekawostek. Uważny obserwator nawet w tak nieciekawym podłożu dostrzeże liście mchów (płonnika włosistego), liściaste plechy porostów z rodzaju Cladonia sp. czy też glony.


6

Aleksandra Cygańska

4. Drobne rozchodniki o żółtych kwiatach należą do roślin gruboszowatych (sukulenty), których budowa pozwala na magazynowanie wody i znoszenie długotrwałych okresów suszy. Rozchodnik ostry ma liście o gorzkim i piekącym smaku, inne gatunki stanowić mogą dodatek do zup i sałatek. Należy jednak uważać, bo w większych ilościach rozchodniki mogą zaszkodzić.

5. Kocanki piaskowe należą do roślin leczniczych, ich kwiatostany stosowane są głównie w schorzeniach wątroby i dróg żółciowych. Kocanki stosowano także w niedokwaśności soku żołądkowego, a tym samym w zaburzeniach trawienia.

siedliskowych, ubogich w wodę i składniki odżywcze. Cechy te sprawiają, że są one typowe dla wczesnych etapów sukcesji i spotkamy je zarówno na terenach piaskowni czy żwirowni, na terenach poprzemysłowych, jak również na piaszczystych nieużytkach oraz przydrożach. Pełnią więc one ważną rolę w procesie utrwalania i stabilizacji podłoża, co umożliwia dalszy rozwój innych roślin i siedlisk. Zespół gatunków, do którego zalicza się wspomnianą szczotlichę siwą, chabra nadreńskiego, rozchodnika sześciorzędowego, rozchodnika ostrego, pięciornika piaskowego, stokłosę dachową, a także inne

obecne u stóp Wzgórza Tumskiego rośliny, takie jak smagliczka drobna (Alyssum desertorum Stapf), starzec wiosenny (Senecio vernalis), jastrzębiec kosmaczek (Hieracium pilosella L.), pyleniec pospolity (Berteroa incana (L.) DC.), miłka połabska (Eragrostis albensis H.Scholz) czy wiosnówka pospolita (Erophila verna (L.) Chevall.), może tworzyć interesujące formacje roślinne. Gatunki te, występując wspólnie na suchych, nasłonecznionych terenach o piaszczystym podłożu, tworzą siedliska nawiązujące do śródlądowych i ciepłolubnych muraw napiaskowych (psammofilnych). Murawy te, z uwagi na intensywne zalesianie nieużytków i zarzucenie ekstensywnej gospodarki rolnej, stanowią siedliska coraz rzadsze. Wpływa na to również fakt, że stanowią one często tylko przejściowy etap sukcesji i przy braku czynników antropogenicznych przekształcają się w bardziej żyzne siedliska murawowe, łąkowe i zaroślowe. Warto więc mieć świadomość, że pomimo faktu, iż budowa Zbiornika Włocławskiego odebrała środkowej części Wisły jej naturalny, dziki charakter, to przyniosła również pozytywne zmiany w postaci możliwości rozwoju i obserwacji siedlisk psammofilnych. Obecność tak ciekawych zespołów roślin, w tym gatunków chronionych, jest możliwa mimo ciągłego oddziaływania człowieka. Nawet jeśli w okresie rozwoju i kwitnienia płockie piaszczyska są miejscem organizowania festiwali, ustawiania namiotów nawet dla kilku tysięcy ludzi, istnieć mogą charakterystyczne i ciekawe psammofilne zbiorowiska roślinne. Można wręcz stwierdzić, że istnieją one między innymi dzięki tym oddziaływaniom, regularne bowiem wydeptywanie może wpływać pozytywnie na hamowanie sukcesji i stopniowe zarastanie ubogich, piaszczystych siedlisk. Tam, gdzie znajduje się typowa dla danych warunków siedliskowych roślinność, tam pojawia się również charakterystyczna fauna. W przypadku płockich plaż dotyczy to głównie owadów. Wiedząc, że piaszczyste nabrzeże w Płocku porasta typowa roślinność ciepłolubna, a nawet kserotermiczna, można spodziewać się ciekawych gatunków motyli (Lepidoptera), chrząszczy (Coleoptera), muchówek (Diptera), prostoskrzydłych (Orthoptera) i błonkówek (Hymenoptera).4 Należy bowiem zauważyć, że wśród gatunków tych znajduje się wiele roślin miododajnych, w tym chaber nadreński czy też rozchodniki, a także rośliny żywicielskie motyli, takie jak rusałka osetnik (kocanki piaskowe). Spacerując wzdłuż brzegu Wisły czy uczestnicząc w letnich koncertach i festiwalach organizowanych na płockiej „plaży” nie zapominajmy o otaczającej nas cennej przyrodzie. Być może wędrując u podnóża Wzgórza Tumskiego lub rozbijając namiot w pobliżu festiwalowej sceny dostrzeżemy choć niektóre z tych ciekawych, wytrwałych gatunków roślin. 4. M. Mazur, D. Kubisz, Ochrona owadów siedlisk kserotermicznych Polski, „Wiadomości Entomologiczne”, t. 18, 2000, supl. 2, s. 129-137.


Jerzy Nawrocki*, Sławomir Nawrocki**

W

Stara Maryśka jeszcze starsza, czyli o tutejszym znalezisku narzędzi krzemiennych

ieś Stara Maryśka, położona w pobliżu granicy Zawkrza i ziemi płockiej (ryc. 1a), na obszarze dzisiejszej gminy Strzegowo, mimo swej nazwy jest wsią stosunkowo młodą. Powstała ona jako folwark Marysia najprawdopodobniej w początkach XIX wieku lub nieco wcześniej na gruntach znacznie starszej osady Giełczyn. Majątek ten pod taką właśnie nazwą został przedstawiony na wykonywanej w latach 1827-1838 Topograficznej Karcie Królestwa Polskiego. Można na niej dostrzec ułożone na planie prostokąta trzy budynki folwarczne (ryc. 1b). Nazwa ta, jak głosi miejscowa legenda, prawdopodobnie związana jest z imieniem przedwcześnie zmarłej na suchoty córki pierwszego właściciela tych dóbr. Nie znamy jego nazwiska, ale być może był to przodek Juliana Siemiątkowskiego, notowanego w dostępnym spisie właścicieli ziemskich z drugiej połowy XIX wieku [<www.szpejankowski.eu/index.php/metryki-wykazy-osob/99.html>]. W połowie XIX stulecia poza drewnianym dworem z wysoką ceglaną podmurówką, rozebranym pod koniec lat dwudziestych minionego wieku, Marysię tworzyły pojedyncze budynki ulokowane w pobliżu rozległych podmokłych pastwisk. Należy podkreślić, że tereny podmokłe pokrywały znaczny obszar majątku. Stąd już wówczas powstała sieć odwadniających rowów, skrupulatnie zaznaczonych na mapach topograficznych z tego okresu. Kolejnym właścicielem Maryśki, bo tak już nazywała się wieś co najmniej od 1887 roku, był Antoni Sokolnicki. Wtedy to miejscową zabudowę skoncentrowano w niewielkim czworoboku, którego elementami były tak zwane czworaki, stanowiące budynki mieszkalne pracujących dla właściciela majątku rodzin. Następnym właścicielem Maryśki, aż do swojej tragicznej śmierci w 1926 roku, był Tymoteusz Kulesza, syn Aleksandra Kuleszy, właściciela pobliskiego majątku Zielominek, i zarazem brat Władysława Kuleszy, właściciela majątku Krzeczanowo. Majątek przejął on, gdy poślubił Zofię, córkę Antoniego Sokolnickiego. 2 Po uzyskaniu niepodległości, w związku z pierwszą reformą rolną, Maryśka stała się Maryśką Starą, gdyż część jej dóbr położonych za bagnem została rozparcelowana i przejęta przez nowych gospodarzy, którzy utworzyli tam wieś Maryśkę Nową. W 1925 roku obok wspomnianego drewnianego dworu pobudowano dwór murowany, do dzisiejszego dnia istniejący. Cegły na jego budowę wypalano na pobliskim polu, w przygotowanej tylko do tego celu prowizorycznej cegielni. Okolica obfitowała w torf, który dla celów opało* Państwowy Instytut Geologiczny w Warszawie ** Stara Maryśka, 00-445 Strzegowo

1. (a) lokalizacja wsi Stara Maryśka na fragmencie mapy konturowej Polski; (b) fragment Topograficznej Karty Królestwa Polskiego (Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona, www.mapywig.org/m/Polish_maps/series/126K_ Mapa_Kwatermistrzostwa/CP-16_Kol_III_sek_II.jpg) z folwarkiem Marysia; (c) fragment współczesnej mapy topograficznej przedstawiający wieś Maryśkę Starą przed melioracją terenów podmokłych w latach osiemdziesiątych XX w.


8

Jerzy Nawrocki, Sławomir Nawrocki nie głębiej niż to było dotychczas. Aby zrozumieć opisywane tutaj przypadkowe wykopalisko, musimy jednak nieco poznać środowisko naturalne Starej Maryśki, ukształtowane przez lodowiec i późniejsze procesy denudacyjne.

2. Miejsce znaleziska narzędzi krzemiennych w Starej Maryśce.

3. Rozmyta morena polodowcowa w pobliżu osuszonego jeziorzyska w Starej Maryśce, zawierająca nagromadzenia krzemieni narzutowych.

wych intensywnie wydobywano do początków lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, głównie z dzielącego obie wsie torfowiska. Do drugiej wojny światowej właścicielem folwarku w Maryśce Starej był syn Tymoteusza Kuleszy. We wrześniu 1939 roku został on z całą rodziną wysiedlony ze swojego majątku, który przejęła niemiecka gospodyni. Po wojnie dwór znacjonalizowano, a ziemię w ramach kolejnej reformy rolnej rozparcelowano. Pod koniec ubiegłego wieku przymiotnik w nazwie wsi przestawiono na początek, tworząc nazwę „Stara Maryśka”. Po folwarcznej historii wsi pozostały tylko niszczejące ceglane budynki dworu i obory, a także pojedyncze okazałe drzewa – świerki i kasztanowce. Znacznie starszy rozdział historii tej ziemi dopisał pług, który w 2016 roku orał plac folwarczny, po raz pierwszy znacz-

GEOLOGIA POWIERZCHNIOWA I DZISIEJSZA MORFOLOGIA OKOLIC STAREJ MARSYŚKI Ostatni lodowiec, który stworzył podstawowe zręby tutejszej rzeźby terenu, wycofał się 130 tysięcy lat temu. Pozostałością po martwym lodzie z tego okresu, czyli porzuconych, stopniowo topniejących, bryłach lodu, są dzisiaj liczne oczka wodne i duże bagno dzielące obydwie Maryśki (ryc. 1c). Bagno to jest reliktem jeziora, które intensywnie zarastało po raz pierwszy około 120 tysięcy lat temu w ciepłym okresie interglacjału emskiego. Tworzył się wówczas starszy pokład torfu. Kolejne i ostatnie jak do tej pory zlodowacenie ziem polskich nie objęło opisywanego obszaru. Tym niemniej zimny klimat pozbawił go szaty roślinnej i zatrzymał proces zaniku jeziora, który ponownie rozpoczął się w czasie obecnego, holoceńskiego ocieplenia i trwał do lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy to przeprowadzono intensywne prace melioracyjne, spuszczając resztki jeziornych wód do rzeki Wkry. Nadmiar wód roztopowych z jeziora w całym okresie jego istnienia był odprowadzany do tej rzeki strumieniami płynącymi wąskim obniżeniem o charakterze pradoliny. Poza wypełnionymi wodą zagłębieniami terenu lodowiec pozostawił w wielu miejscach materiał morenowy. Materiał ten został częściowo rozmyty przez intensywnie spływające wody. Powstały połacie piasków wodnolodowcowych i obszary nagromadzeń różnych rozmiarów głazów. Denudacja świeżej rzeźby polodowcowej odbywała się szczególnie intensywnie w okresach ochłodzeń związanych z ostatnim zlodowaceniem. Czas ten wiązał się z bezleśnym, tundrowym krajobrazem, a jego schyłek – z intensywnym wywiewaniem materiału piaszczystego, co prowadziło do powstawania wtórnych nagromadzeń piasku, między innymi w postaci wydm o zróżnicowanej wysokości i rozciągłości. Część z nich zachowała swoją wydmową morfologię i kilkumetrową wysokość do chwili obecnej (np. wydmy z okolic sąsiednich wsi – Rydzyn Włościański i Giełczyn). Dzisiaj takie pagórki wydmowe są w większości pokryte lasami sosnowymi. Niektóre wydmy zdegradowano wydobywając piasek na lokalne potrzeby. Inne dawne wydmy zostały zniwelowane po usunięciu z nich drzew i podjęciu działalności rolniczej. Więcej informacji o geologii gminy Strzegowo można znaleźć w przewodniku geoturystycznym


9

4. Narzędzia krzemienne znalezione na terenie Starej Maryśki. Każdy z przedmiotów został sfotografowany z trzech stron (po kolejnym obrocie o ok. 90°). Krótki opis poszczególnych narzędzi przedstawiono w tekście.

(Rychel 2014), a także na mapie geologiczno-turystycznej (Rychel i in. 2012). Krajobraz okolic Starej Maryśki na początku ocieplenia holoceńskiego był zapewne zdominowany przez ponownie zarastające bagniste jezioro i pobliskie oczka wodne, a także przez

znajdujące się w ich otoczeniu ciała piaszczyste. To na nie i na sąsiednie równiny pokryte rozmytymi morenami polodowcowymi powoli wkraczała roślinność leśna. Jezioro, bagno i piaszczyste otoczenie z pewnością już wówczas mogły tworzyć korzystne środowisko dla osiedlania się tutaj ludzi.


10

Jerzy Nawrocki, Sławomir Nawrocki

Znalezisko narzędzi krzemiennych Opisane poniżej artefakty znalazł Sławomir Nawrocki wiosną 2016 roku, tuż po wspomnianej głębokiej orce obejmującej między innymi dawny plac folwarczny Starej Maryśki. Odsłoniły się one na małej powierzchni pola, nie przekraczającej 100 metrów kwadratowych, w pobliżu ostrego zakrętu drogi biegnącej przez wieś (ryc. 1c, 2). Znalezisko obejmuje następujące przedmioty krzemienne (ryc. 4): a. wiórowiec krzemienny – obrobione dwustronnie ostrze noża. Po obydwu stronach ostrza widoczne ślady użytkowania w postaci drobnych wyszczerbień; b. wiórowiec krzemienny jednostronny. Ostrze to używane było najprawdopodobniej do precyzyjnego rozcinania złowionych ryb i drobnej zwierzyny. Mogło też służyć jako skrobacz; c. jednostronne ostrze krzemienne o wklęsłej krawędzi, być może stosowane do obróbki zaokrąglonych powierzchni drewnianych (strzał, oszczepów); d. odłupek – drapacz krzemienny, który mógł służyć na przykład do oczyszczania skór zwierzęcych; e. jak wyżej; f. rdzeń krzemienny – rylec; g. wiórowiec w kształcie fragmentu prymitywnego grotu krzemiennego z wyraźnie wyodrębnionym trzonkiem. To narzędzie i wszystkie wymienione powyżej zostały wykonane z materiału lokalnego (krzemieni narzutowych); h. fragment narzędzia krzemiennego (siekierki?) o wygładzonej powierzchni i krawędzi. Przedmiot wykonany z krzemienia świeciechowskiego. Wstępna interpretacja znaleziska Prawie wszystkie znalezione narzędzia krzemienne wykonano z lokalnego surowca, narzutowych konkrecji krzemiennych. Obszarem ich pozyskania było prawdopodobnie pole z nagromadzeniem wyjątkowo dużych buł krzemiennych, znajdujące się przy południowo-wschodnim krań-

cu jeziorzyska, kilkaset metrów od znaleziska artefaktów (ryc. 1c, ryc. 3). Jedynie fragment narzędzia krzemiennego z gładzoną powierzchnią (odłamek siekierki?, ryc. 4h) jest zbudowany z materiału obcego, pochodzącego z doliny środkowej Wisły, tzw. krzemienia świeciechowskiego (zob. np. Michniak 1989). Większość narzędzi cechuje dosyć prosta obróbka, która mogłaby przemawiać za ich późnopaleolitycznym czasem wykonania i związkiem na przykład z okresem tzw. kultury świderskiej (zob. np. Kozłowski i Kozłowski 1977). Jednak drugą charakterystyczną cechą są ich małe rozmiary. Cecha ta, zwana „mikrolityzacją”, zaczęła dominować dopiero w mezolicie (por. np. Kobusiewicz 1969), czyli w okresie datowanym od około 10 tysięcy do około 6,8 tysięcy lat temu. Wtedy to przy większej dostępności pożywienia człowiek zaczął prowadzić coraz to bardziej osiadły tryb życia, zajmując się polowaniem na drobniejszą zwierzynę, a także rybołówstwem. Takimi małymi narzędziami są niewątpliwie drapacze (ryc. 4d i e), a zwłaszcza wiórowiec o jednym ostrzu, którego kształt i precyzja wykonania również wskazuje na okres mezolityczny (ryc. 4b). Dosyć prymitywna obróbka krzemienia z innych narzędzi może przemawiać za kulturą z początku mezolitu. Człowiek tworzący narzędzia krzemienne ze Starej Maryśki osiadł tutaj najprawdopodobniej 8-10 tysięcy lat temu. Na pytanie, czy opisywane stanowisko z narzędziami krzemiennymi jest częścią jego siedliska lub warsztatu krzemieniarskiego, odpowiedź mogą dać tylko skrupulatne prace wykopaliskowe. Niewątpliwie zaskakujące jest to, że w tym samym miejscu, co proste narzędzia, wykonane z lokalnego krzemienia, znaleziono fragment narzędzia wytworzonego z częściowo gładzonego krzemienia świeciechowskiego, zapewne z epoki neolitu. Fakt ten może wskazywać, że być może stanowisko w Starej Maryśce okaże się stanowiskiem wielokulturowym. Dogodne dla myślistwa i rybołówstwa warunki mogły przyciągać ludzi w różnych okresach dziejów. Liczymy, że znalezione narzędzia krzemienne zostaną szczegółowiej zanalizowane przez specjalistów zajmujących się tym elementem ludzkiej wytwórczości, a obszar znaleziska doczeka się systematycznych prac archeologicznych.

Literatura M. Kobusiewicz, 1969, Z badań nad przełomem paleolitu i mezolitu na Niżu Europejskim, „Sprawozdania Archeologiczne”, t. 20, s. 469-470. J. K. Kozłowski, S. K. Kozłowski, 1977, Epoka kamienia na ziemiach polskich, Warszawa. R. Michniak, 1989, Nazewnictwo, geneza i występowanie krzemieni, „Przegląd Geologiczny”, vol. 37, nr 9, s. 452-458. J. Rychel, K. Pochocka-Szwarc, R. Wasiluk, 2012, Mapa geologiczno-turystyczna gminy Strzegowo, skala 1:50 000, Warszawa. J. Rychel, K. Pochocka-Szwarc, 2014, Przewodnik geoturystyczny po gminie Strzegowo, Warszawa.


Zbigniew Miecznikowski Zabytki z krzemienia wołyńskiego ze zbiorów Muzeum Wisły w Wyszogrodzie

N

iewątpliwym świadectwem utrzymywania dalekosiężnych kontaktów handlowych pomiędzy różnymi społecznościami pradziejowymi jest obecność na danym terenie przedmiotów lub surowców obcej proweniencji. Przykładem takich relacji mogą być dwa zabytki – siekiera i płoszcze – wykonane z krzemienia kredowego wołyńskiego, znajdujące się w zbiorach Muzeum Wisły w Wyszogrodzie. Najbardziej zasobne złoża tego surowca, określanego również „nadbużańskim”, występują w międzyrzeczu Styru i Horynia. Uznawany był on przez używające

narzędzia uformowano łukowato, asymetryczne. Obuch jest prostokątny, płaski, wyświecony, z negatywami odbić na powierzchni. Wymiary siekiery: długość maksymalna – 9,7 cm, szerokość maksymalna w połowie długości – 4,5 cm, grubość – 2,8 cm, długość ostrza – 5,1 cm, wymiary obucha – 3,1 × 1,8 cm, waga – 210 g. Opisany zabytek ze względu na to, że jest znaleziskiem luźnym, trudno jest jednoznacznie przypisać do określonej jednostki kulturowej. Rozważając ten problem, musimy wziąć pod uwagę zarówno kulturę amfor kulistych

1. Siekiera krzemienna z Bodzanowa, gm. loco, pow. płocki.

2. Osadzenie siekiery bezpośrednio w rękojeści (1) i przy pomocy rogowego pośrednika (2), wg J. Winiger 1991.

go społeczności pradziejowe za surowiec mający nie tylko najwyższe walory estetyczne, ale również techniczne [Balcer 1983, s. 47]. Pierwszy z wymienionych zabytków – siekiera (ryc. 1), znaleziony został w Bodzanowie, gm. loco, pow. płocki. Jest to starannie wykonany egzemplarz o obrysie płaszczyznowym zbliżonym do trapezowatego, w rzucie bocznym klinowaty, prostokątny w przekroju poprzecznym. Powierzchnie czołowe są lekko wypukłe i noszą ślady szlifowania (w części przyobuchowej) i gładzenia (w części przyostrzowej). Powierzchnie boczne są płaskie, szlifowane, z pojedynczymi negatywami odbić, lekko zwężające się przy obuchu. Ostrze

(4000/3600 – 2200 lat p.n.e.), jak również kulturę ceramiki sznurowej (3000-2000 lat p.n.e.). Analiza siekier występujących w inwentarzach obu tych jednostek skłania raczej do zaklasyfikowania naszego zabytku do kultury ceramiki sznurowej. Przemawia za tym częstsze wykorzystywanie krzemienia wołyńskiego przez społeczności tej właśnie kultury [Libera, Zakościelna 2011, s. 95-99], jak i cechy metryczne zabytku z Bodzanowa [Włodarczak 2006, s. 23]. Podobne egzemplarze związane z kulturą ceramiki sznurowej, pochodzące z obszaru Wyżyny Małopolskiej, zaliczane są przez Jana Machnika [1966, s. 46] i Piotra Włodarczaka do wydzielonego przez tych badaczy typu II. Omawia-


12

Zbigniew Miecznikowski

3. Krzemienne płoszcze (sztylet?) z Drwał, gm. Wyszogród, pow. płocki.

4. Występowanie krzemiennych płoszczy z krzemienia wołyńskiego, czarne trójkąty – miejsca znalezisk płoszczy, obszar zakreskowany – tereny, na których skupiała się ich produkcja, wg S. Kadrow 1995 za J. Machnik 1978.

ny zabytek wykazuje pewne podobieństwo do siekier z Teresina, pow. proszowicki [Włodarczak 2006, s. 27, ryc. 13:b] i Batowic, pow. krakowski [Machnik 1966, tabl. XXXIV:3]. Ze względu na całkowite objęcie zabiegami szlifowania i gładzenia powierzchni czołowych i bocznych możemy również zaklasyfikować interesujący nas zabytek do grupy siekier „sznurowych”, wykonanych w stylistyce „amforowej” [Libera 2009; 2016, s. 485]. Przeznaczenie pojawiających się w neolicie siekier pozostaje w zasadzie niezmienne przez cały czas trwania tego okresu pradziejów. Wykorzystywane były one przy karczowaniu drzew, w celu uzyskania nowych pól pod uprawę, jak również podczas częstych prac ciesielskich związanych z budową domostw. Mogły być także używane do rozbijania i miażdżenia różnych substancji organicznych lub mineralnych oraz jako broń [Balcer 2006, s. 71]. Nie możemy zapominać o ich kultowym przeznaczeniu, wyrażającym się m.in. umieszczaniem ich w grobach większości kultur neolitycznych. Badania eksperymentalne przeprowadzone w Danii na terenach porośniętych lasem dębowym z użyciem tych narzędzi wykazały, że do ścięcia dębu o średnicy poniżej 35 cm potrzeba było około 30 minut. Trzech mężczyzn natomiast było w stanie przy ich pomocy oczyścić w ciągu czterech godzin powierzchnię 500 m2. Pozwoliło to obliczyć, że jeden człowiek mógł przez tydzień wyciąć las na obszarze około dwóch hektarów [Coles 1977, s. 17]. Neolityczne siekiery umieszczane były zarówno w drewnianych, jak i w rogowych oprawach. Niewielka liczba kom-

pletnych znalezisk drewnianych rękojeści tych narzędzi ze stanowisk archeologicznych spoza obszaru Polski wskazuje, że były one wykonane z jesionu i wiązu, a ich długość wynosiła zwykle 60-75 cm. Miały one również w górnej części charakterystyczne zgrubienia, w których drążono otwory pozwalające na umieszczenie samych siekier. Otwory mogły być wydrążone na wylot, w wyniku czego po zamocowaniu narzędzia jego obuch mniej lub bardziej wystawał poza rękojeść, lub drążone tylko częściowo, wtedy obuch był w całości schowany w oprawie [Balcer 1975, s. 215]. Kształt rękojeści uzależniony był prawdopodobnie od ostatecznego sposobu zamocowania siekiery. Obok standardowego dla siekier osadzenia ostrza zgodnie z osią podłużną spotyka się również mocowanie poprzeczne, dzięki czemu narzędzia te mogły być też używane w podobny sposób jak ciosła. Ostatni ze sposobów był zdecydowanie częściej używany przez środkowoeuropejskie społeczności schyłkowego neolitu [Włodarczak 2006, s. 26-27]. Siekiery (ryc. 2) umieszczane były bezpośrednio w otworach rękojeści lub przy pomocy rogowych pośredników [Winiger 1991, s. 84, Abb. 1, s. 95, Abb. 8; Suter 1993, s. 28], których zastosowanie nie tylko zabezpieczało ostrze, ale również zwiększało ciężar narzędzia, wpływając tym samym na jego efektywność. Zamocowane w rękojeściach siekiery wzmacniano, podobnie jak w przypadku toporów, poprzez obwiązywanie, co zabezpieczało dodatkowo całą konstrukcję przed zniszczeniem. Drugi z wymienionych wyżej zabytków – krzemienne płoszcze (ryc. 3), należy do znalezisk niezbyt częstych na terenie Mazowsza. W literaturze przedmiotu tego typu formy


13 określane są też m.in. mianem „sztyletów”, „grotów włóczni lub oszczepów” oraz „krzemiennych ostrzy bifacjalnych”. Omawiany egzemplarz odkryty został przypadkowo na głębokości 1,5 m podczas kopania wykopu gospodarczego w miejscowości Drwały, gm. Wyszogród, pow. płocki. Oprócz niego w wykopie tym nie stwierdzono żadnych innych zabytków. Wykonane z krzemienia wołyńskiego bifacjalne płoszcze z Drwał ma smukłe liściowate ostrze z ułamanym wierzchołkiem. Krawędzie ostrza są lekko wypukłe, retuszowane, nieznacznie wyszczerbione. Wyodrębniona nasada ma zarys półkolisty, a w jej górnej części (w pobliżu ostrza) znajdują się wnęki. Powierzchnie ostrza i nasady pokryte są spatynowanym obustronnym retuszem powierzchniowym. Przekrój poprzeczny ostrza jest dwuścienny, płasko soczewkowaty, przekrój poprzeczny nasady – zbliżony do trójkątnego. Wymiary płoszcza: zachowana długość (wraz z nasadą) – 8,7 cm, długość ostrza – 6,4 cm, długość nasady – 2,3 cm, szerokość maksymalna ostrza – 3 cm, szerokość maksymalna nasady – 2 cm, grubość ostrza – 0,9 cm, grubość nasady – 0,9 cm, waga – 30 g. Dla omawianego zabytku brak jest pewnych analogii pochodzących z zespołów zwartych, które pozwoliłyby na jednoznaczne określenie przynależności kulturowej. Możemy go jednak zaklasyfikować do wydzielonego przez Jerzego Liberę [2001, s. 25-29] typu AB, grupującego płoszcza z wydzieloną nasadą. Zbliżony do egzemplarza z Drwał okaz pochodzi z cmentarzyska kultury mierzanowickiej w Torczynie koło Łucka [Kopacz 1971, s. 354, ryc. 1:b]. Ma on podobnie ukształtowaną nasadę z wnękami, jest jednak znacznie większy (długość 13,9 cm) i bardziej krępy (szerokość 5 cm). Zabytek ten został zaliczony przez wymienionego wyżej badacza do typu AB, pododmiany II (okazy liściowate). Równie duże podobieństwa formalne wykazuje egzemplarz z czeskich Osic. Wykonano go z krzemienia czekoladowego, a więc z surowca występującego tylko na obszarze ziem polskich. W odróżnieniu od płoszcza z Drwał, ma on bardziej trójkątne (lancetowate) w zarysie ostrze, głębsze półkoliste wnęki i szerszą, półkolistą nasadę. Egzemplarz ten przez czeskich badaczy zaliczony został do typu IE1 według typologii Ebbe Lomborga [1973; Šebela, Přichystal 2014, s. 74, obr. 5:3, s. 76]. W literaturze poruszającej zagadnienie krzemiennych płoszczy na ziemiach polskich możemy spotkać różne propozycje ich datowania i przynależności kulturowej. W przypadku okazów wykonanych z krzemienia wołyńskiego najczęściej jako ich wytwórców wymienia się schyłkowoneolityczne społeczności kultury ceramiki sznurowej lub wczesnobrązowe episznurowe społeczności związane z kulturami mierzanowicką i strzyżowską. Należy jednak podkreślić, że ich użytkowanie przez różne grupy ludzkie notowane jest aż do wczesnej 1. Typ IE grupuje egzemplarze z małymi wgłębieniami/wnękami umieszczonymi na obydwu krawędziach nasady.

5. Sztylet z Vinelz, wg Strahm 1962.

6. Sztylet z Saint-Blaise, wg Strahm 1962.


14

Zbigniew Miecznikowski

7. Rozprzestrzenianie się krzemiennych form bifacjalnych, wg S. Kadrowa 2001.

epoki żelaza [Libera 2001, s. 84]. Ustalenie przynależności kulturowej płoszcza z Drwał również nastręcza trudności. Zabytek ten nie ma bowiem wyraźnych cech dystynktywnych, umożliwiających jego niebudzącą wątpliwości klasyfikację kulturową. Wydaje się, że ze względu na zastosowany surowiec i podobieństwo do egzemplarza z Torczyna, możemy go z pewną dozą prawdopodobieństwa wiązać z kulturą mierzanowicką (2300-1600 p.n.e.). Związane z nią wołyńskie pracownie produkujące krzemienne płoszcza (ryc. 4) znane są m.in. z Dermania, Lipia, Mirohoszcy, Najrowa, jak również Gródka, Oleksynia Małego i okolic Murawicy [Libera 2001, s. 108; Bargieł, Libera 2006, s. 46]. Było to swoiste centrum produkcyjne, skąd najprawdopodobniej masowo eksportowano doskonałej jakości płoszcza. Zaproponowaną przynależność kulturową egzemplarza z Drwał może potwierdzać i to, że na obszarze ziem polskich zdecydowana większość tego typu zabytków wykonanych z krzemienia wołyńskiego utożsamiana jest właśnie z kulturą mierzanowicką [por. Bargieł, Libera 2004; 2005; 2006]. Ostatnią kwestią pozostaje określenie funkcji bifacjalnego płoszcza z Drwał. W literaturze przedmiotu istnieje wiele hipotez związanych z użytkowaniem tego typu form. Określane

są one nie tylko jako m.in. groty czy sztylety, ale również jako narzędzia do krzesania ognia. Ta ostatnia funkcja odnosi się przede wszystkim do liściowatych ostrzy z silnie wyeksploatowaną krawędzią [Hingst 1952, s. 7] oraz do niewielkich sztyletów typu skandynawskiego, na których stwierdzono ślady dookolnych otarć [Stapert, Johansen 1999, s. 766, fig 1: 1-3]. W przypadku interpretowania krzemiennych płoszczy jako grotów oszczepów lub włóczni należy wziąć pod uwagę badania eksperymentalne. Wykazały one, że płoszcza nie mogły być wykorzystywane jako ostrza broni miotanej. Umieszczane w drewnianych długich drzewcach ulegały pękaniu nawet wtedy, gdy wbijały się w trawiastą i miękką glebę. Sugeruje to, że jako broń mogły być wykorzystywane jedynie do dźgania. Najbardziej przekonującą hipotezą wydaje się być określenie tych zabytków jako sztyletów, będących niekiedy naśladownictwem ich odpowiedników z miedzi lub brązu [Bąbel 2013, s. 105-106]. Taka interpretacja znajduje potwierdzenie w zespołach grobowych, gdzie niektóre egzemplarze odkrywane są w okolicy bioder zmarłego, co może sugerować, że pierwotnie były przytroczone do pasa [Wojciechowski 1976, s. 38]. Zupełnie inaczej przeznaczenie krzemiennych płoszczy interpretuje Jerzy Libera [2001, s. 42].


15 Podkreśla on ich uniwersalny charakter, rezerwując zarazem nazwę „nóż-sztylet” tylko dla tych wyrobów, których przeznaczenie nie budzi żadnych wątpliwości, a więc na przykład tych, które mają zachowane oprawy. Prawdopodobnie funkcję sztyletu pełniło znajdujące się w zbiorach Muzeum Wisły w Wyszogrodzie krzemienne płoszcze z Drwał. Ma ono dosyć głębokie półkoliste wnęki znajdujące się po obu stronach nasady. Podobne – lecz potrójne – wnęki znane są ze sztyletu z Vinelz (Szwajcaria), ułatwiające jego zamocowanie w klonowej oprawie przy pomocy gałązek dzikiego wina (ryc. 5) [Strahm 1962, s. 452-453]. Również występujące w inwentarzach kultury strzyżowskiej niektóre płoszcza z wnękami zostały przez Jana Machnika nazwane „sztyletami” [1978, s. 76]. Oprócz zabytku z Vinelz znaleziska krzemiennych sztyletów w oprawach są znane m.in. z Weipenkathen (Niemcy) [Clark 1957, Tab. XIII:f] i Saint-Blaise (Szwajcaria). Ten ostatni umieszczony został w rogu jelenia (ryc. 6) [Strahm 1962, s. 449-450]. Doskonałym przykładem narzędzia tego typu jest kompletnie zachowany sztylet-nóż będący własnością słynnego „człowieka lodu”, Ötziego [Kruk 2008, s. 133].

Pojawienie się u schyłku neolitu i we wczesnej epoce brązu (ryc. 7) mody na krzemienne sztylety interpretowane jest często jako rezultat oddziaływań społeczności kultury pucharów dzwonowatych, które przyniosły z zachodu do Europy środkowej ideę płaskiego sztyletu wykonanego z kamienia lub metalu. Jednym z głównych czynników warunkujących ich produkcję był łatwy dostęp do skał krzemionkowych dobrej jakości. Ponieważ na przełomie epoki kamienia i brązu nastąpił powszechny upadek handlu surowcem i gotowymi wyrobami kamiennymi, wiele regionów nie było w stanie ich wytwarzać [Kopacz 2001, s. 96]. Na zakończenie należy podkreślić również prestiżowe znaczenie omówionych tu zabytków. W strefie nordyjskiej miały być one jednym z wyznaczników statusu dorosłych mężczyzn wojowników [Czebreszuk, Kozłowska-Skoczka 2008, s. 39]. Na ich prestiżową pozycję wskazują również badania traseologiczne, odnoszące się do płoszczy (sztyletów) wykonanych z krzemienia wołyńskiego. Na poddanych analizie wybranych egzemplarzach nie stwierdzono bowiem śladów użytkowania charakterystycznych dla narzędzi pracy [Grużdź, Migal, Pyżewicz 2015, s. 125-129].

BIBLiOGRAFIA B. Balcer 1975 – Krzemień świeciechowski w kulturze pucharów lejkowatych. Eksploatacja, obróbka i rozprzestrzenienie, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk. 1983 – Wytwórczość narzędzi krzemiennych w neolicie ziem polskich, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk – Łódź. 2006 – Kamieniarstwo w kulturze pucharów lejkowatych w świetle materiałów z osady na stanowisku Gawroniec w Ćmielowie, pow. Ostrowiec Świętokrzyski, „Archeologia Polski”, t. 51, z. 1-2, s. 43-92. B. Bargieł, J. Libera 2004 – Problem przynależności chronologiczno-kulturowej bifacjalnych płoszczy i noży sierpowatych na obszarze Polski północno-wschodniej, Pruthenia Antiqua. Studia do pradziejów i wczesnej historii ziem pruskich, vol. 1, Człowiek a środowisko w epoce brązu i wczesnej epoce żelaza u południowo-wschodnich pobrzeży Bałtyku, s. 55-69. 2005 – Zespoły grobowe z krzemiennymi płoszczami w Małopolsce i na Wołyniu, „Wiadomości Archeologiczne”, t. 57 (2004-2005), s. 3-27. 2006 – Krzemienne groty znalezione w środkowej Polsce – ich chronologia i przynależność kulturowa, [w:] A. Stępień-Kuczyńska, M. Olędzki [red.], Cultura et politica. Studia i rozprawy dedykowane Profesorowi Jerzemu Kmiecińskiemu, Łódź, s. 24-50. J. T. Bąbel 2013 – Cmentarzyska społeczności kultury mierzanowickiej na Wyżynie Sandomierskiej, cz. 1, Obrządek pogrzebowy, Rzeszów. J. G. D. Clark 1957 – Europa przedhistoryczna, Warszawa. J. Coles 1977 – Archeologia doświadczalna, Warszawa. J. Czebreszuk, D. Kozłowska-Skoczka 2008 – Sztylety krzemienne na Pomorzu Zachodnim, Szczecin. M. Grużdź, W. Migal, K. Pyżewicz 2015 – Bifacial flint daggers from the Early Bronze Age in Volhynia – Lesser Poland, [w:] C. J. Frieman, B. V. Eriksen [red.], Flint Daggers in Prehistoric Europe, Oxford-Philadelphia, s. 116-132. H. Hingst 1952 – Ein bronzezeitlicher Grabhügel von Gadeland, „Offa. Berichte und Mitteilungen aus dem Schleswig-Holsteinischen Landesmuseum für Vor- und Frühgeschichte in Schleswig und dem Institut für Ur- und Frühgeschichte an der Universität Kiel”, B. 11, s. 5-7. S. Kadrow 1995 – Gospodarka i społeczeństwo. Wczesny okres epoki brązu w Małopolsce, Kraków. 2001 – U progu nowej epoki. Gospodarka i społeczeństwo wczesnego okresu epoki brązu w Europie Środkowej, Kraków. J. Kopacz 1971 – Nieznane zabytki kultury strzyżowskiej z cmentarzyska w Torczynie, „Wiadomości Archeologiczne”, t. 36, z. 3, s. 354-355. 2001 – Początki epoki brązu w strefie karpackiej w świetle materiałów kamiennych, Kraków. J. Kruk

2008 – Wzory przeszłości. Studia nad neolitem środkowym i późnym, Kraków. J. Libera 2001 – Krzemienne formy bifacjalne na terenach Polski i Zachodniej Ukrainy (od środkowego neolitu do wczesnej epoki żelaza), Lublin. 2009 – Czy siekiery krzemienne mogą być wyznacznikiem kultury amfor kulistych?, [w:] H. Taras, A. Zakościelna [red.], Hereditas praeteriti. Additamenta archaeologica et historica dedicata Ioanni Gurba. Octogesimo Anno Nascendi, Lublin, s. 169-179. 2016 – Siekiery kultury ceramiki sznurowej z Wyżyny Lubelskiej – próba identyfikacji, [w:] P. Jarosz, J. Libera, P. Włodarczak [red.], Schyłek neolitu na Wyżynie Lubelskiej, Kraków, s. 479-492. J. Libera, A. Zakościelna 2011 – Cyrkulacja krzemienia wołyńskiego w okresie neolitu i wczesnej epoce brązu na ziemiach polskich, [w:] M. Ignaczak, A. Kośko, M. Szmyt [red.], Między Bałtykiem a Morzem Czarnym. Szlaki międzymorza IV-I tys. przed Chr., Archeologia Bimaris. Dyskusje, t. 4, Poznań, s. 83-115. E. Lomborg 1973 – Die Flintdolche Dänemarks. Studien über die Chronologie und Kulturbeziehungen des südskandinawischen Spätneolithikums, „Nordiske Fortidsminder”, ser. B, 1, Københaven. J. Machnik 1966 – Studia nad kulturą ceramiki sznurowej w Małopolsce, Wrocław – Warszawa – Kraków. 1978 – Wczesny okres epoki brązu, [w:] A. Gardawski, J. Kowalczyk [red.], Prahistoria ziem polskich, t. 3, Wczesna epoka brązu, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk, s. 9-136. D. Stapert, L. Johansen 1999 – Flint and pyrite: making fire in the Stone Age, „Antiquity”, vol. 73, nr 282, s. 765-777. C. Strahm 1962 – Geschäftete Dolchklingen des Spätneolithikums, „Jahrbuch des Bernischen Historischen Museums in Bern”, t. 41/42, s. 447-477. P. J. Suter 1993 – Holme, Hirschgeweihfassungenund Steinbeilklingen. Gedanken zur Entwicklung des neolithischen Beiles im schweizerischen Mittelland, „Jahrbuch der Schweizerischen Gesellschaft für Ur- und Frühgeschichte”, vol. 76, s. 27-44. L. Šebela, A. Přichystal 2014 – Silicitové dýky na území České a Slovenské republiky. Předběžná studie, „Studia Archaeologica Brunensia”, vol. 19, s. 67-94. J. Winiger 1991 – Zur Formenlehre der Steinbeilklingen. Das Inventar der Beile von Vinelz “Hafen”, „Jahrbuch der Schweizerischen Gesellschaft für Ur- und Frühgeschichte”, vol. 74, s. 79-106. P. Włodarczak 2006 – Kultura ceramiki sznurowej na Wyżynie Małopolskiej, Kraków. W. Wojciechowski 1976 – Sztylety krzemienne typu skandynawskiego w Polsce Zachodniej. Ze studiów nad kontaktami Polski Zachodniej z południową Skandynawią w późnym neolicie i w początkach epoki brązu, „Acta Universitatis Wratislaviensis. Studia Archeologiczne”, t. 7, s. 37-94.


16

P

Maciej Trzeciecki Wielkopolanie w Płocku albo o pożytkach płynących z badań ceramiki z wykopalisk

ytanie o początki Płocka wiąże się z trwającą nadal dyskusją o okolicznościach włączenia Mazowsza do państwa pierwszych Piastów i o przebieg tego procesu. Zagadnienie to było ostatnio przedmiotem kilku publikacji, przypomnijmy więc jedynie, że po prowadzonych w latach 90. XX wieku badaniach weryfikacyjnych płockiego grodu możemy stwierdzić z dużą dozą pewności, że powstał on u schyłku X lub na początku XI wieku, jak wiele innych grodów wczesnopiastowskich – w miejscu pozbawionym wcześniejszych tradycji osadniczych. W trakcie tej samej

Naczynia gliniane z najstarszych poziomów osadniczych grodu i podgrodzia płockiego (schyłek X w. – 1. poł. XI w.).

akcji powstało też jego zaplecze osadnicze. Skala tej inwestycji pozwala, w zgodnej opinii historyków i archeologów, wskazać na władców państwa gnieźnieńskiego jako na założycieli Płocka. Ich głównym celem miało być wykreowanie nowego ośrodka centralnego dla podporządkowanych Piastom obszarów późniejszego Mazowsza, a także kon-

trola odcinka szlaku wiślano-bużańskiego – drogi wodnej o pierwszorzędnym znaczeniu strategicznym dla polityki i gospodarki młodego państwa. Interpretacje te, choć wiarygodne, nie przesądzają jednak o charakterze samego procesu. Nie wiemy, czy w początkach XI wieku Płock był jedynie warownym przyczółkiem piastowskiej ekspansji, czymś na wzór kolonialnego fortu otoczonego przez nieufnych i wrogich tubylców, czy ośrodkiem otwartym, skupiającym zarówno przedstawicieli nowej władzy, sprowadzonych przez nich osadników, jak i miejscowych. Nie wiemy też skąd przybyli jego pierwsi mieszkańcy. Przy charakterystycznym dla studiów nad wszystkimi ośrodkami grodowymi państwa pierwszych Piastów prawie całkowitym braku dokumentów, które mogłyby oświetlić sam proces ich powstawania czy dostarczyć informacji o ich mieszkańcach, coraz większego znaczenia nabiera poszukiwanie możliwości takiej analizy na podstawie dostępnych źródeł archeologicznych, aby stanowiły one nie tylko „materiał datujący” okres założenia grodu, ale pozwalały poszukiwać odpowiedzi na postawione wyżej pytania i – co równie istotne – dostarczyć argumentów weryfikujących, intuicyjne nierzadko, tezy o „państwowej” lub „plemiennej” genezie najważniejszych ośrodków wczesnośredniowiecznej Polski. Wśród znalezisk archeologicznych pierwszorzędnym źródłem informacji są mało interesujące na pierwszy rzut oka przedmioty – fragmenty naczyń glinianych. O ile bowiem wyznaczniki kultury elit – ozdoby, broń, ceremonialne budowle – są z reguły „kosmopolityczne”, to produkcja i użytkowanie naczyń glinianych są zjawiskami wyjątkowo silnie związanymi z życiem codziennym „zwykłych” mieszkańców państwa pierwszych Piastów, regulowanym przez normy społeczne odwołujące się – co typowe dla społeczeństw ery przedindustrialnej – do wysoko waloryzowanej, stabilnej i niezmiennej przeszłości. Innymi słowy, czynnikiem decydującym o wyglądzie naczyń używanych na co dzień przez mieszkańców jedenastowiecznego Płocka, obok ograniczeń związanych z właściwościami surowca i umiejętnościami garncarzy, były wyniesione z domu rodzinnego nawyki, sank-


17 cjonowane przez tradycję i wspierane przez silną społeczną kontrolę. Możemy zatem przyjąć, a potwierdzają to badania antropologów kultury, że rejestrowane przez nas cechy, takie jak sposób wykonania naczynia, jego forma czy dekoracja, pozostają w ścisłym związku z praktykami społecznymi danej grupy, wśród których niepoślednie znaczenie mają zawsze działania związane z manifestowaniem tożsamości – zarówno indywidualnej, jak i grupowej. Jak już wspomnieliśmy wyżej, najbardziej prawdopodobna wydaje się teza o budowie grodu płockiego „na surowym korzeniu” gdzieś pod koniec X lub na początku XI wieku. Skoro tak, wszyscy pierwsi mieszkańcy Płocka pochodzili „z zewnątrz”. Zasadnicze znaczenie ma zatem pytanie, czy była to grupa przybyła z ziem państwa gnieźnieńskiego, czy ludność miejscowa przemieszczona tu z pobliskich, zniszczonych lub porzuconych, „plemiennych” centrów osadniczych, czy wreszcie mamy do czynienia z obecnością zarówno „miejscowych”, jak i „obcych”. Należy tu zaznaczyć, że niezależnie od dystansu, jaki musieli pokonać nowi osadnicy, zmiana miejsca zamieszkania dokonana pod presją czynników politycznych musiała skutkować rozpadem dotychczasowych relacji społecznych i wymuszała przyjęcie strategii zmierzających bądź do ich odtworzenia, bądź do zdefiniowania na nowo. Strategie te od lat są przedmiotem badań antropologów kultury wyróżniających dwa podstawowe modele zachowań: promowanie identyfikacji grupowej lub indywidualnej. Oba znajdują odzwierciedlenie w stylistyce przedmiotów używanych na co dzień. Grupa osadników przybywających z terenów odległych, wchodząca w interakcję z obcym, niekoniecznie przychylnym otoczeniem, znajduje się w sytuacji skłaniającej do silnej identyfikacji grupowej i dążenia do rekonstrukcji w nowym miejscu struktury społecznej funkcjonującej na obszarze macierzystym. Winniśmy wówczas oczekiwać nie tylko wyraźnej odmienności naczyń od stylistyki wyrobów lokalnych, ale także ograniczenia repertuaru form i wątków zdobniczych do zestawu najsilniej akcentującego tożsamość przybyszów. Dopiero z upływem czasu może dokonać się akulturacja – cechy obce mogą przekształcić miejscową stylistykę, rozmyć się w niej lub stworzyć nową jakość, łączącą cechy stylistyczne akceptowane zarówno przez miejscowych, jak i obcych. W przypadku, gdyby osadnicy zostali przesiedleni z sąsiedztwa, należałoby oczekiwać zachowań podobnych, z tym że manifestować się one powinny powielaniem (przy ograniczeniu do minimum repertuaru form i dekoracji) lokalnej stylistyki. Jeśli natomiast przyjmiemy założenie, że populację tworzyli zarówno przybysze z daleka, jak i ludność miejscowa, to możliwe jest, przynajmniej na początku, funkcjonowanie niezależnie od siebie kilku nurtów stylistycznych, reprezentujących afiliacje grup współtworzących nowy ośrodek. Możliwy jest też wybór

działań promujących identyfikację indywidualną i dążenie do zdefiniowania nowej pozycji społecznej każdego z członków nowej wspólnoty, dla których charakterystyczny jest wzrost różnorodności rozwiązań formalnych i zdobniczych. Duże znaczenie w ustanawianiu nowych relacji społecznych może odgrywać aktywność czynnika politycznego. Aparat władzy, który zainicjował powstanie nowego ośrodka i sprawuje nad nim kontrolę, może promować wzory kultury jednej grupy, z reguły tej, z którą się utożsamia lub dążyć do rozmycia się starszych afiliacji społecznych i tradycji poprzez tworzenie nowych jakości, odmiennych zarówno od tradycji „kolonistów”, jak i „tubylców”. Aby podjąć próbę odpowiedzi na pytanie, czy w stylistyce płockich naczyń glinianych możemy dopatrywać się śladów którejś z opisanych tu strategii, należy pokrótce zaprezentować to, co wiemy o standardach technologicznych i stylistyce naczyń glinianych wyrabianych i używanych na Mazowszu przed końcem X wieku, w okresie umownie określanym jako „plemienny”. W tym czasie powszechnie używano garnków lepionych ręcznie, a następnie obtaczanych na prostym kole garncarskim, w stopniu umożliwiającym jedynie zagładzenie i wyrównanie powierzchni w górnej partii naczynia. Wykonywano je z tłustej gliny mieszanej z dużą ilością grubych ziaren tłucznia uzyskanego z rozkruszonych otoczaków granitowych. Zasób form ograniczony był do baniastych lub workowatych garnków z lekko wychylonym na zewnątrz wylewem. Zdobiono je stosunkowo rzadko, z reguły pojedynczym lub podwójnym pasmem poziomych lub falistych linii rytych grzebykiem umieszczanym w górnej części naczynia. Przed połową X wieku dokonuje się istotna zmiana. Pojawiają się garnki całkowicie obtaczane na kole garncarskim, zdobione poziomymi żłobkami wykonanymi patykiem, zajmującymi prawie całą powierzchnię naczynia. Najczęściej spotykamy garnki o baniastym brzuścu, obok nich pojawiają się także formy ostro profilowane oraz naczynia o wyraźnie wyodrębnionej, niekiedy wysokiej szyjce. Co ciekawe, naczynia tej grupy spotykamy prawie wyłącznie na budowanych z początkiem X wieku niewielkich pierścieniowatych grodach północnego i wschodniego Mazowsza, uznawanych za siedziby wyodrębniających się wówczas „plemiennych” elit, konkurujących – z reguły zbrojnie – o prestiż i władzę terytorialną. Wszystkie dane wskazują, że zastąpione one zostały dużymi i rzadziej rozmieszczonymi grodami „państwowymi”, przy czym nie był to akt jednorazowy, wiążący się (jak to miało miejsce w wielkopolskim centrum państwa) ze zniszczeniem „plemiennych” grodów i masowymi przesiedleniami mieszkańców ich okolic. Na Mazowszu proces ten trwał dłużej i miał chyba o wiele łagodniejszy przebieg. Większość grodów „plemiennych” została opuszczona między schyłkiem X a połową XI wieku, przetrwały jednak towarzyszące im skupiska osadnicze.


18

Maciej Trzeciecki Jak na tym tle prezentuje się stylistyka naczyń z najstarszych poziomów osadniczych płockiego grodu i podgrodzia? Garncarze płoccy preferowali surowiec mniej tłusty, mieszany ze znacznie silniej rozdrobnionym tłuczniem granitowym, a niekiedy i z piaskiem. Naczynia formowano w całości na kole garncarskim. W najwcześniej datowanych zespołach naczyń zwraca uwagę marginalny, sięgający 5 procent, udział naczyń lepionych ręcznie i częściowo obtaczanych. W zbiorze płockich naczyń glinianych można wyróżnić co najmniej cztery nurty stylistyki form, obecne już w najstarszym horyzoncie osadniczym i trwające aż do początków XIII wieku. Pierwszy, najbardziej chyba charakterystyczny, obejmuje formy ostro profilowane, przede wszystkim dwustożkowate garnki występujące w kilku wariantach, z których szczególnie typowe dla jedenastoi dwunastowiecznego Płocka są szerokootworowe naczynia o zredukowanej do minimum górnej partii brzuśca. Do tego nurtu zaliczyć można także większość nielicznych naczyń częściowo obtaczanych. W zbiorach ceramiki z najstarszych poziomów osadniczych Płocka udział form ostro profilowanych sięga 55 procent. Po połowie XI wieku ten odsetek spada, ale jeszcze w XII stuleciu naczynia tej grupy stanowią około 37 procent wszystkich form. Kolejny nurt reprezentują baniaste naczynia bez wyodrębnionej szyjki, z wyraźnie podkreślonym łączeniem wylewu i górnej partii brzuśca. Proporcjami, ukształtowaniem wylewów i niektórymi wątkami zdobniczymi nawiązują one do naczyń dwustożkowatych, a różnią się od nich przede wszystkim łagodnym profilowaniem największej wydętości brzuśca. Ich odsetek w najstarszej fazie to około 20 procent, po połowie XI wieku spada on do zaledwie 9. Do trzeciego nurtu należą naczynia o łagodnej profilacji brzuśca, które początkowo stanowią 16 procent zbioru. Ich udział rośnie wyraźnie dopiero w XII wieku (28%). Czytelne są tu dwie linie rozwojowe. Pierwszą reprezentują naczynia o linii profilowej zbliżonej do litery „S”, drugą – formy łagodnie profilowane, workowate, wśród których spotykamy pojedyncze naczynia częściowo obtaczane. Ostatni nurt stylistyczny (9%) reprezentują naczynia o baniastym brzuścu z wyraźnie wyodrębnioną szyjką. Tu także widoczne są dwie tendencje rozwojowe. Pierwsza nawiązuje do stylistyki naczyń ostro profilowanych. Drugą reprezentują zbliżone do naczyń esowatych formy z krótką pionową szyjką. Naczynia tej grupy początkowo stanowią jedynie 9 procent zbioru. Po połowie XI wieku ich udział szybko rośnie, aby w następnym stuleciu osiągnąć około 26 procent.

Podobnie jak w przypadku form naczyń, najbardziej charakterystyczne i najpowszechniej występujące kompozycje zdobnicze pojawiają się już w najstarszych zespołach i charakteryzują się długotrwałością występowania. Między schyłkiem X a połową XII wieku najczęściej spotykanym sposobem zdobienia było pokrywanie brzuśców poziomymi żłobkami wykonanymi patykiem. Często występuje też połączenie żłobków dookolnych z pasmami stempelków albo nacięć umieszczanych w wydzielonym pasie lub powyżej strefy zajętej przez żłobki. Standaryzacja techniki wykonania i zdobnictwa, jak też repertuar form trzech pierwszych nurtów stylistycznych, zbliżają ceramikę płocką do wytwórczości garncarskiej wielkopolskich stolic państwa piastowskiego. Około połowy X wieku pojawiają się tam produkowane masowo naczynia całkowicie obtaczane, wśród nich garnki dwustożkowate, często bogato zdobione strefowym ornamentem złożonym z kombinacji żłobków dookolnych, pasm odcisków stempelków i nacięć. Rozprzestrzenianie się tej grupy naczyń, wielu badaczy utożsamia z ekspansją państwa wczesnopiastowskiego i tworzeniem nowych ośrodków administracyjnych na kolejnych podbijanych czy uzależnianych terenach. W związku z tym warto zauważyć, że najbliższe analogie do naczyń ostro profilowanych z Płocka znajdujemy przede wszystkim na Kujawach i na ziemi chełmińskiej oraz w grodach na pograniczu Pomorza i Wielkopolski. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na bardzo bliskie pokrewieństwo najstarszej ceramiki z grodu płockiego i kruszwickiego, którego budowa także datowana jest na schyłek X wieku i łączona z ekspansją piastowską. Brak jest natomiast w stylistyce naczyń płockich wyraźnych powiązań z Małopolską czy Śląskiem, pomijając może garnki esowate, choć u schyłku X wieku i w stuleciach XI i XII są to formy już interregionalne, spotykane tak na południu, jak i północy obecnych ziem polskich. Trudno natomiast dostrzec związki stylistyki naczyń płockich z miejscową „plemienną” tradycją garncarską – z jednym, ale istotnym wyjątkiem. Widoczne są pokrewieństwa części naczyń, zwłaszcza z czwartego nurtu stylistycznego, z opisywaną wyżej ceramiką z „plemiennych” grodów północnego Mazowsza, niekiedy dość znacznie od Płocka oddalonych, z których najlepiej opracowany i opublikowany jest zespół naczyń z Sypniewa. Na tym tle warto podkreślić brak czytelnych powiązań stylistycznych między ceramiką z najstarszej fazy grodu w Płocku, a naczyniami z sąsiadującego z Płockiem zespołu osadniczego w dolinie


19 Słupianki, swą genezą sięgającego początków wczesnego średniowiecza, gdzie dominują workowate, niezbyt często zdobione naczynia słabo obtaczane. Jeszcze po połowie XI wieku w zespołach ceramiki z wiejskich osad Mazowsza płockiego udział naczyń całkowicie obtaczanych nierzadko nie przekracza 50 procent. Jak zatem można interpretować wyróżnione cztery nurty stylistyczne najstarszej ceramiki płockiej? Można wstępnie założyć, że reprezentują one odmienne tradycje, których nosicielami byli pierwsi mieszkańcy grodu i podgrodzia. Należy jednak wziąć pod uwagę podkreślaną już standaryzację technik produkcji, niezależną od wyborów dokonywanych przy kształtowaniu form i zdobieniu naczyń. Trudno też w zespołach naczyń z najstarszych faz osadniczych wyróżnić wyroby silnie nawiązujące do tradycji lokalnych pod względem techniki wykonania. Cechy „archaiczne” ma niewielka grupa naczyń słabo obtaczanych, występujących w Płocku marginalnie i stosunkowo szybko zanikających. Paradoksalnie jednak to właśnie ona wykazuje najsłabszy związek ze stylistyką mazowieckiej ceramiki okresu „plemiennego” – zbiór ten zdominowany jest przez charakterystyczne dla północno-zachodniej Polski dwustożkowate naczynia tzw. typu Menkendorf, poza Płockiem na Mazowszu nie występujące. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na powiązania najbardziej charakterystycznych form ceramiki płockiej z obszarami sąsiednimi, a przede wszystkim na wzmiankowane już bardzo bliskie pokrewieństwo stylistyczne między Płockiem, Kujawami i ziemią chełmińską. Należy też podkreślić analogie między najstarszą ceramiką płocką a zespołami z centralnych grodów Wielkopolski. Nie dotyczą one stricte zestawu form, a przede wszystkim wyraźnej od schyłku X wieku jednolitości technologicznej wyrobów i tendencji do standaryzacji ornamentu, przy czytelnym współistnieniu kilku nurtów stylistyki form, które w skrócie określić można jako naczynia dwustożkowate, baniaste i esowate. Nie można oczywiście odrzucić lokalnej, mazowieckiej genezy przynajmniej części repertuaru form i kompozycji zdobniczych, przy czym dotyczyłoby to jedynie nurtu miejscowego garncarstwa wywodzącego się ze starszych od Płocka lokalnych ośrodków grodowych. Co więcej, możliwa wydaje się koegzystencja wytwórców pochodzących z obu regionów. Sprzyjałoby temu przyzwyczajenie do stosowania identycznych surowców, znajomość techniki silnego obtaczania i preferencja form o wyraźnie podkreślanej tektonice profilu naczynia (ostry załom brzuśca, wyraźnie wydzielona szyjka, rozbudowany i profilowany wylew). Wzajemną akceptację ułatwiać też mógł podobny kontekst społeczny. Wytwórcy naczyń używanych w Sypniewie pracowali najprawdopodobniej wyłącznie na potrzeby lokalnej elity użytkującej gród. Podobnie garncarze pracujący we wczesnopiastowskim Poznaniu czy Kruszwicy, z tym, że odbior-

cą ich wyrobów była już elita państwowa. Warto też w tym miejscu zaznaczyć, że w kontekście wspomnianych wyżej różnic w wytwórczości garncarskiej na Mazowszu okresu „plemiennego”, stylistyka ceramiki z niedalekiego Sypniewa mogła być równie obca dla mieszkańców sąsiadujących z Płockiem starszych skupisk osadniczych, jak naczynia wyrabiane przez garncarzy – umownie – wielkopolskich.

Naczynia gliniane używane na Mazowszu w okresie „plemiennym”. A – osada w Miszewku Strzałkowskim (IX-X w.), B – gród w Sypniewie (X w.).

Wydaje się, że kluczem do odpowiedzi na pytanie o kulturowe tożsamości pierwszych mieszkańców Płocka jest standaryzacja techniki wykonania naczyń. Wskazuje ona, że choć stylistyka ceramiki płockiej jest formalnie różnorodna, to pojawiła się tu już w postaci gotowej i dojrzałej jako jednolity, choć wewnętrznie zróżnicowany zespół zjawisk.


20

Maciej Trzeciecki

Stylistyka naczyń używanych w Płocku między schyłkiem X a połową XI w. A – formy ostro profilowane, B – formy baniaste, C – formy esowate, D – formy z wyodrębnioną szyjką.

Wyraźne powiązania północno-zachodnie mogą przy tym wskazywać na wczesnopaństwowe grody Wielkopolski jako na jej obszar macierzysty. Można więc ostrożnie przychylić się do tezy o wielkopolskiej proweniencji przynajmniej znacznej części pierwszych mieszkańców Płocka. Konfrontacja obecnych tu nurtów stylistycznych i ukształtowanie się zestawu form i dekoracji dokonały się w toku X wieku, w stolicach państwa gnieźnieńskiego zasiedlanych przez mieszkańców dawnych wielkopolskich centrów „plemiennych”. W grupie pierwszych mieszkańców Płocka były one już postrzegane całościowo jako nośnik określonych, wczesnopiastowskich wzorów kultury, stanowiących podstawę nowej, już państwowej tożsamości. W przypadku Płocka możemy mieć do czynienia z przeniesieniem w nowe środowisko całokształtu relacji społecznych charakterystycznych dla wczesnopaństwowych grodów Wielkopolski. Ich stabilność gwarantowała nowa władza polityczna, aktywnie promująca własne wzory kultury, których jednym z przejawów są omawiane tu naczynia. Udział miejscowego środowiska w kształtowaniu nowego ośrodka centralnego mógł być w tej sytuacji świadomie marginalizowany, tak aby nie zaistniała sytuacja konfrontacji obu grup. Być może – choć jest to bardzo daleko sięgająca hipoteza – uczyniono wyjątek dla garncarzy zaopatrujących wcześniej grody „plemiennych” elit północnego Mazowsza. Analiza cech stylistycznych ceramiki nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytania o charakter i skalę przemian kulturowych i społecznych dokonujących się z chwilą budowy grodu w Płocku i ukształtowania się jego zaplecza osadniczego. Dowodzi jednak, że był to element szerszego procesu, silnie związanego z budową struktur władzy i administracji wczesnego państwa. Wskazuje także na świadome i konsekwentne dążenie do całościowej przebudowy struktur społecznych na terenach poddanych ekspansji monarchii wczesnopiastowskiej. Wprowadzone do Płocka wzorce stylistyczne w ciągu XI stulecia stopniowo rozpowszechniły się na całym Mazowszu. Wydaje się, że przyczyniła się do tego budowa sieci grodów państwowych, którą utrwaliła zapiska w falsyfikacie mogileńskim. Co godne podkreślenia, stylistyka naczyń wyrabianych i użytkowanych na Mazowszu płockim stopniowo ewoluowała we własnym kierunku, tworząc w kolejnym stuleciu autonomiczną „prowincję”, wspólną z wytwórczością garncarską Kruszwicy i ziemi chełmińskiej, a pośrednio Pomorza, odmienną natomiast od stylistyki naczyń z południowego Mazowsza i Małopolski, ale też i wielkopolskiej kolebki państwa.


Janusz Bielicki

P

Wojsko zaciężne w czasach Kazimierza Jagiellończyka i Jana Olbrachta oraz rycerze z ziemi płockiej i dobrzyńskiej

anowanie króla Kazimierza Jagiellończyka przypada na lata 1447-1492. Władzę po nim przejął jego syn Jan Olbracht, który jednak na tronie zasiadał dość krótko, zmarł bowiem już w roku 1501. W okresie ich rządów miało miejsce wiele wojen, które prowadziło Królestwo Polskie zjednoczone unią personalną z Wielkim Księstwem Litewskim. Były to wojny obronne, zaborcze i tzw. dynastyczne, podejmowane przez króla w interesie dynastii Jagiellonów.

Do czasu wojny trzynastoletniej głównym sposobem organizowania wojen było zwoływanie przez króla pospolitego ruszenia. Składało się ono praktycznie tylko z rycerstwa stającego konno na wezwanie. Rycerze ruszali w pole ze swoimi pocztami, w skład których wchodziła często ich męska rodzina i służba. Wyposażenie takich pocztów było bardzo różne i uzależnione od zamożności szlachcica. Każdy poczet ciągnął też za sobą wóz lub wozy z żywnością, sprzętem wo-

Polscy rycerze z okresu wojny trzynastoletniej, wg J. Matejki, Ubiory w Polsce 1200-1795, Kraków 1967, s. 90.

Największym i najważniejszym konfliktem w tamtym czasie była z pewnością wojna z zakonem krzyżackim w latach 1454-1466, tzw. wojna trzynastoletnia. Początek lat siedemdziesiątych XV wieku to z kolei okres walk dynastycznych prowadzonych przez Kazimierza Jagiellończyka w celu osadzenia jego synów na tronach w Czechach (Władysława) i na Węgrzech (Kazimierza). Te zbrojne wyprawy odbyły się w latach 1471-1472. Lata siedemdziesiąte to również wojny na Śląsku i na pograniczu polsko-węgierskim, a także tzw. wojna księża prowadzona na obszarze Warmii. Połowa lat osiemdziesiątych to czas zbrojnej wyprawy do Mołdawii, a początek lat dziewięćdziesiątych to kolejna wojna na Węgrzech o zdobycie tamtejszego tronu po śmierci króla Macieja Korwina. Koniec lat dziewięćdziesiątych to następna wyprawa do Mołdawii, tym razem poprowadzona przez Jana Olbrachta.

jennym i rzeczami niezbędnymi do codziennego życia, gdyż wyprawy zajmowały wiele tygodni, a czasem i miesięcy. Tak zebrane i zorganizowane wojsko poruszało się bardzo wolno i trudno było nim kierować. Stopień jego zdyscyplinowania był niestety niski, co niejednokrotnie skutkowało niepowodzeniem wyprawy czy bitwy. Jednym z najbardziej niechlubnych przykładów takiego prowadzenia wyprawy wojennej była klęska wojsk polskich w bitwie pod Chojnicami 18 września 1454 roku, w początkowej fazie wojny trzynastoletniej. Zakończyła się ona wręcz ucieczką Kazimierza Jagiellończyka z pola walki i w całej rozciągłości ukazała słabość pospolitego ruszenia w walce z żołnierzami zaciężnymi (zawodowymi), którzy walczyli tam po stronie krzyżackiej. Szlachta z ziemi łęczyckiej, sieradzkiej, brzesko-kujawskiej i wielkopolskiej, która stanowi-


22

Janusz Bielicki

Rysunki rycerzy z ołtarza Wita Stwosza w kościele Mariackim w Krakowie; źródło: L. Kajzer, Uzbrojenie i ubiór rycerski w średniowiecznej Małopolsce w świetle źródeł ikonograficznych, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk 1976, s. 175.

ła główną siłę polskiego wojska pod Chojnicami, okazała się zupełnie niezdolna do sprostania mniej licznemu, ale świetnie wyszkolonemu, przeciwnikowi. Niekarna i źle wyszkolona jazda szlachecka, która w dodatku nie chciała słuchać mianowanych przez króla dowódców, sprowokowana przez tzw. harcowników strony przeciwnej, uderzyła na jazdę krzyżacką i – mając przewagę liczebną – początkowo ją pokonała i zmusiła do ucieczki, po czym jednak upojona swoim sukcesem wróciła do obozu i zaczęła fetować zwycięstwo. Tymczasem przeciwnik przegrupował się i – mając dużo czasu – okopał się we własnych taborach. Należy zaznaczyć, że jego główne siły, zgromadzone w Chojnicach, wcale jeszcze w walce nie wzięły udziału. Polska szlachta, podochocona pierwszym sukcesem i wypitym trunkiem, ruszyła na tabory wroga, lecz tam została skutecznie ostrzelana z kusz i hakownic. Ponadto przegrupowana już jazda krzyżacka uderzyła na pospolite ruszenie z boku, a atak z grodu dopełnił klęski wojsk koronnych. Wybuchła panika, a następnie ucieczka z pola bitwy, w tym królewskich wojsk nadwornych wraz z monarchą. Straty strony polskiej były wielkie. Szacuje się, że poległo ponad 3000 żołnierzy z pospolitego ruszenia, a 300 rycerzy wzięto do niewoli, w tym m.in trzech dowódców. W ręce Krzyżaków wpadły też sygnet królewski i pieczęcie kancelaryjne oraz artyleria, której nawet nie zdołano użyć. Klęska była więc całkowita. Fakt ten sprawił, że król większą uwagę skierował na zaciągi wojsk zawodowych. I jeżeli losy tego konfliktu zostały ostatecznie rozstrzygnięte na korzyść Korony, to stało się to właśnie za sprawą oddziałów zaciężnych. Kluczowe bitwy

wojny trzynastoletniej, stoczone w latach sześćdziesiątych XV wieku, zakończyły się zwycięstwami zaciężnych już wojsk koronnych, których niemałą część stanowili również polscy rycerze. Dowódcami mianowano doświadczonych wodzów, a poza tym nie było już problemów z dyscypliną i karnością. Kolejne wojny także były prowadzone głównie w oparciu o wojska zaciężne. Tak było w walkach o sukcesję czeską i węgierską, przy czym o ile wyprawa czeska zakończyła się sukcesem, to węgierska niestety nie, i trzynastoletni wówczas królewicz Kazimierz musiał wrócić do Krakowa. Tak było też w trakcie tzw. wojny księżej lub popiej (obie nazwy funkcjonują w literaturze przedmiotu). Wyniknęła ona stąd, że Kazimierz Jagiellończyk nie chciał zaaprobować mianowanego przez papieża biskupa warmińskiego Mikołaja Tungena, który prowadził politykę niezgodną z wolą króla. Król zaproponował własnych kandydatów, lecz ci z kolei nie byli akceptowani przez papieża. Walki zbrojne w tym konflikcie trwały w latach 1472-1474 i 1478-1479. Biskupa Tungena wsparli Krzyżacy i król węgierski Maciej Korwin, który w ten sposób chciał się odegrać na polskim władcy za jego węgierską politykę. W latach 1472-1474 biskup Tungen zajął zbrojnie część Warmii, Maciej Korwin zaś najechał Małopolskę, paląc tam wiele miast. Ostatecznie jednak zaciężne wojska królewskie, dowodzone przez Piotra Dunina i jego syna Jana Białego, odebrały zbrojnie zagarnięte ziemie w Małopolsce i na Warmii. Podobnie było także w wyprawach do Mołdawii, choć w wyprawie Jana Olbrachta


23 w 1497 roku spory udział miało też zwołane przez monarchę szlacheckie pospolite ruszenie. Jak wyglądało uzbrojenie ówczesnego rycerza zaciężnego? Wyposażenie rycerza roty konnej zależało od tego, czy był to kopijnik czy rycerz strzelczy. Na uzbrojenie kopijnika składała się pika i miecz, a ochronę ciała mogły stanowić: hełm, obojczyk, podbródek, napierśnik, naplecznik, kolczuga, rękawice, zarękawie, szorce (do ochrony bioder), nagolenniki (ochrony na nogi), trzewiki lub też kompletna ciężka zbroja. Uzbrojenie rycerza strzelczego najczęściej w tym czasie tworzyły kusza (rzadziej łuk), kołczan ze strzałami, miecz, a ochronę ciała stanowiły elementy takie, jak wymienione wyżej u kopijnika, choć najczęściej był to hełm i obojczyk, rzadziej kolczuga. Wyposażenie żołnierza roty pieszej w drugiej połowie XV wieku mogło składać się z następujących elementów: broni siecznej (miecze, szable, koncerze, kordy), broni drzewcowej (kopie, spisy, halabardy), broni obuchowej (cepy bojowe, siekiery, buzdygany), broni strzelczej (kusze, rzadziej łuki i, pod koniec XV w., rusznice, hakownice, piszczele i arkebuzy). Jego zbroję tworzył hełm (najczęściej kapalin) i pancerz, który mógł obejmować napierśnik, naplecznik, obojczyk, naręczaki (do ochrony ramion), szorce. Poza tym żołnierz posiadał tarczę drewnianą wykonaną z deszczułek obitych skórą lub płótnem. Osobną grupę żołnierzy zaciężnych stanowili pawężnicy, których głównym atrybutem był pawęż, czyli wysoka tarcza, a strój ochronny uzupełniony był przez hełm, podbródek, rękawice, zarękawki, napierśnik, naplecznik i opacha. Pawężnik zwykle dysponował mieczem. Należy podkreślić, że uzbrojenie i wyposażenie mogło składać się z wymienionych wyżej elementów, co nie oznacza, że wszystkie one były w posiadaniu każdego żołnierza. Bardzo często obejmowało ono tylko niektóre składniki, co potwierdzają zachowane z tamtych czasów spisy rot jazdy i piechoty. Podstawowym źródłem wiedzy o wyposażeniu rycerzy zaciężnych w XV wieku są zachowane rachunki królewskie z tamtego czasu, znajdujące się w Archiwum Skarbu Koronnego, oraz zbiory dokumentów pergaminowych przechowywane w Archiwum Głównym Akt Dawnych. Po raz pierwszy skorzystał z nich znany historyk wojskowości polskiej Konstanty Górski (1826-1898), który w latach 1893 i 1894 wydał swoje dwa ważne dzieła1. To dzięki niemu i na podstawie tych właśnie dokumentów po raz pierwszy opublikowane zostały najstarsze zachowane spisy rycerzy zaciężnych rot królewskich z czasów Kazimierza Jagiellończyka i Jana Olbrachta. Spisy te, obejmujące roty opisane w roku 1471, w tym m.in. rotę jazdy Jerzego Ratołda i rotę pieszą Marka, stanowiły także podstawę dla poszukiwań współczesnych już badaczy. Owe 1. K. Górski, Historya piechoty polskiej, Kraków 1893; tenże, Historya jazdy polskiej, Kraków 1894.

najstarsze zachowane spisy królewskiej jazdy zaciężnej wymieniają także poszczególnych rycerzy, podając ich z nazwiska lub przezwiska, ponadto opisują ich poczty, uzbrojenie i wyposażenie. Są to więc swego rodzaju pierwsze, piętnastowieczne roczniki wojskowe, które przecież regularnie zaczęto drukować dopiero w XIX wieku. W dziełach Konstantego Górskiego również pojawiają się nazwiska pierwszych polskich rycerzy zaciężnych, czyli – jakbyśmy dziś powiedzieli – żołnierzy zawodowych. Wspomniana w księgach Górskiego rota Jerzego Ratołda (notabene błędnie tu nazwana „rotą Katolda”), spisana w 1471 roku na popisie w Koszycach, w czasie wyprawy wojsk Kazimierza Jagiellończyka do Czech, składała się z wymienionych w niej 77 rycerzy. Piętnastu z nich znanych jest z nazwiska, w tym ośmiu z imienia i nazwiska, pozostali zaś z używanych przez nich przezwisk. Wymienieni z imienia i nazwiska to: Bielicki Joanes, Broniewski Janus, Grzybowski Maciek, Korniński Janek, Rzyczyński Piotr, Vaysz Hanusz, Zaleski Stiborius i Zyszka Martinus. Wymienieni z imion i nazwisk rycerze to zapewne osoby znacznie bliżej znane dowódcy roty niż pozostali. Być może byli to uczestnicy poprzednich wspólnych wypraw wojennych, a być może byli oni powszechnie już znani wśród zaciężnych rycerzy tamtego czasu. Dwa wymienione tam nazwiska, Broniewski i Bielicki, wiążą się głównie z późniejszą historią ziem płockiej i dobrzyńskiej, tym niemniej to interesujące, że już wtedy były one szerzej znane. W składzie tej najwcześniej odnotowanej roty brak niestety innych nazwisk, które można byłoby bezpośrednio powiązać z naszym regionem. Wspomniana rota Ratołda liczyła 77 koni, w tym 6 kopijniczych i 71 strzelczych. Znaczy to, że w jej składzie było 6 tradycyjnych, ciężkozbrojnych, rycerzy oraz 71 lżejszych, różniących się uzbrojeniem i wyposażeniem. Poczet Jana Bielickiego został opisany w następujący sposób: koń gniady, średni dobry, płach, pancerz, oboyczyk, schiky; koń wrony, średni, płaszek, oboyczyk; koń wrony, mały, strzelczy, pancerz, oboyczyk, kapalin. Poczet ten składał się więc z trzech koni bojowych. Poczet Janusza Broniewskiego opisano tak: koń wrony, strzelczy, przedni; pod pacholęciem łysy; koń cisawy, strzelczy, średni, dobry, pancerz, oboyczyk, kapalin; koń taran, strzelczy, równy, pancerz, oboyczyk, kapalin; koń rydzy, strzelczy, równy, pancerz, oboyczyk, płach. Wynika z tego, że ten rycerski poczet liczył łącznie cztery konie bojowe i jeden dla giermka (pacholęcia). Oba poczty wyposażone były w konie, których maść, wielkość i jakość została dokładnie opisana, natomiast jego członkowie dysponowali typowym wówczas uzbrojeniem ochronnym. Niemal wszystkie konie określone są jako strzelcze, czyli lekkie, a więc przeznaczone dla rycerzy używających kusz, i – znacznie już rzadziej – łuków. Opis pocztu Jana Bielickiego zdaje się wskazywać, że przynajmniej jeden z jego członków, zapewne on sam, mógł być kopijnikiem.


24

Wyposażenie każdego pocztu, w tym jego konie, było skrupulatnie odnotowywane dla umożliwienia wypłaty późniejszych ewentualnych odszkodowań związanych ze stratami poniesionymi na polu walki, do czego zresztą zobowiązywał się powołujący i opłacający rotę, czyli w tym wypadku król Kazimierz Jagiellończyk. W innych, szczęśliwie zachowanych z tamtych czasów, rachunkach i dokumentach można natrafić na rycerzy, których nazwiska i przezwiska wskazują na ich bezpośrednie powiązanie z ziemiami płocką i dobrzyńską. Są to jednak już tylko nazwiska dowódców poszczególnych rot jazdy uczestniczących w wyżej wymienionych wojnach. Niestety, nie odnotowano tam ich uzbrojenia. Są to: ● Jan Tłustypisarz z Płomian, odnotowany w 1463 roku jako dowodzący rotą 108 koni pod Gniewem w trakcie wojny trzynastoletniej; ● Irzyk Siciński z Sicina (obecnie Siecień), odnotowany w 1477 roku w czasie tzw. wojny księżej na terenach Warmii; ● Piotr Lasocki z Lasotek, odnotowany w 1471 roku w wyprawie do Czech z rotą 200 koni, w 1471 roku w wyprawie na Węgry z rotą 148 koni, w 1474 roku w wyprawie na Śląsk z rotą 12 koni, ponadto z pocztem 8 koni podczas wojny księżej (1 kopijnik, 6 strzelczych i pachołek); ponadto z pocztem 8 koni podczas wojny księżej (1 kopijnik, 6 strzelczych i pachołek); ● Mikołaj Kobylnicki z Kobylnik, w 1471 roku spisany pod Lubowlą ze swoim pocztem, w czasie wyprawy na Węgry w rocie Zieleńskiego; ● Dziersław Głowiński (z Głowina), w 1477 roku (wojna księża) spisany z rotą 8 koni, w tym 1 kopijnik, 6 strzelczych i pachołek, w 1493 roku odnotowany z rotą 200 koni, a w roku 1495 wymieniony wśród królewskich dworzan Jana Olbrachta; ● Łukasz Słupecki (ze Słupna), spisany w 1498 roku w walkach z najazdami tatarskimi i tureckimi (Bali Beja), w zbroi kopijniczej i z pachołkiem; ● Zawisza z Kunradźca, kasztelan raciążski, potem starosta płocki, odnotowany w 1497 roku w wyprawie mołdawskiej Jana Olbrachta; ● Jan Karnkowski senior, z Druszny i Karnkowa, spisany w czasie wojny trzynastoleniej z rotą 50 jezdnych; ● Jan Karnkowski syn, w 1485 roku hetman polskich wojsk zaciężnych w wyprawie mołdawskiej, gdzie dowodził oddziałem 3000 jazdy, oraz w 1497 roku w wyprawie mołdawskiej Jana Olbrachta;

Janusz Bielicki ● Andrzej Sieprski, rotmistrz spisany w trakcie wojny trzynastoletniej; ● Starorypiński, rotmistrz spisany w trakcie wojny trzynastoletniej; ● Jan Kościelecki i Wincenty Kościelecki z Kościelca i Skępego, spisani w czasie wojny trzynastoletniej, kiedy to utrzymywali stały oddział zaciężnych do obrony terenów nadgranicznych; ● Andrzej Kościelecki, rotmistrz spisany w wyprawie na Węgry w latach 1490-1492. Jeśli chodzi o pierwszy zachowany spis roty pieszej z 1471 roku, to dotyczy on roty niejakiego Marka. Spis obejmuje 449 rycerzy pieszych, w tym m.in. 39 kuszników, 73 pawężników, 12 proporcowych, 5 z hakownicami i piszczelami (czyli bronią palną). Należy podkreślić, że pawężnicy, wyposażeni w ciężkie, wysokie i szerokie tarcze, służyli wyłącznie do osłony kuszników. Proporcowi natomiast byli sygnalistami w rotach i za pomocą ustalonych uprzednio ruchów proporców, umieszczonych na długich drzewcach, przekazywali żołnierzom w trakcie walki rozkazy ich rotmistrzów. W spisie roty Marka znajdujemy jedno nazwisko rycerza pochodzącego zapewne z ówczesnej ziemi dobrzyńskiej. To Joannes Petrus Clobukowsky (z Kłobukowa) – pawężnik, wyposażony w pawęż i miecz, a poza tym w kapalin i schinky (ochrona na biodra). Co ciekawe, odnotowano, że jego pawęż była srebrzona. Wydaje się, że musiał ją uprzednio zdobyć w jakichś walkach, a poza tym był już dość zamożnym i znanym zaciężnym, o czym świadczy wymienienie go w spisie z nazwiska i aż dwóch imion. W kilku zachowanych z tamtych czasów dokumentach, wykorzystanych przez późniejszych badaczy, udaje się odnaleźć nazwiska innych rycerzy, wskazujące na ich bezpośredni związek z ziemiami płocką i dobrzyńską. Jest to w jednym przypadku nazwisko dowódcy roty, a w pozostałych – zwykłych rycerzy. Pojedynczy rycerze mają każdorazowo opisane uzbrojenie, jakie posiadali: ● Zych z płockiego, w 1478 roku prowadził 60 zaciężnych piechoty w czasie wojny księżej; ● Walek de Clobuk, odnotowany w 1474 roku podczas wojen śląskich z Marcinem Korwinem; ● Piotr z Płocka, odnotowany w 1477 roku w rocie Macieja Pławeckiego jako strzelec (kusznik); ● Zygmunt z Płocka, mieszczanin, odnotowany w 1480 roku w piechocie; ● Paweł Kucz z Płocka, w 1496 roku uzbrojony w rusznicę;


25 ● Wojtek z Płocka, odnotowany w 1496 roku jako kusznik w rocie Bubatego/Hubatego Irzyka; ● Wojtek z Płocka, odnotowany w 1497 roku w rocie Luboszwarskiego, uzbrojony w rusznicę (być może jest to ten sam żołnierz, ale uzbrojony już w rusznicę zamiast kuszy); ● Piotr z Płocka, odnotowany w 1497 roku w rocie Tworzyjana, uzbrojony w samostrzał (czyli kuszę); ● Matys z Płocka, kusznik odnotowany w 1497 roku w rocie Tworzyjana; ● Jan z Gurzna, odnotowany w 1497 roku w rocie Zaleskiego, był uzbrojony w rusznicę; ● Szczęsny z Gurzna, odnotowany w 1497 roku jako kusznik w rocie Zaleskiego. Mimo szczupłości bazy źródłowej, jaką obecnie dysponujemy, wydaje się, że udało się przywołać całkiem sporą liczbę rycerzy z terenu ziem płockiej i dobrzyńskiej uczestniczących w wojnach Jagiellonów w XV wieku. Zapewne mogłaby ona być większa, gdyby dokładniej odnotowywano wówczas tożsamość rycerzy. W tamtym czasie jednak nazwiska dopiero się tworzyły i raczej rzadkością było używanie ich w pełnym brzmieniu. Nie było też zwyczaju zapisywania dokładniejszych danych w rachunkach królewskich, bo to rotmistrz miał rozliczać się ze swoją rotą, a nie królewscy księgowi. W pełnym brzmieniu zapisywano tylko znaczniejszych rycerzy. Lista przytoczonych nazwisk i przezwisk wydaje się być jednakże wystarczająco interesująca, mimo że oddaje zapewne tylko pewien wycinek ówczesnej geografii rycerstwa na tych ziemiach. Należy bowiem podkreślić, że w XV wieku zdecydowana większość rycerzy zaciężnych rot królewskich pochodziła z Czech, Moraw i Śląska, i to ich nazwiska i przezwiska zdecydowanie dominują w tych rotach.

Rysunek płyty nagrobnej z wizerunkiem rycerza Jana z Garbowa (syna Zawiszy Czarnego) poległego w bitwie pod Chojnicami w 1454 r.; źródło: K. Baczkowski, Dzieje Polski późnośredniowiecznej (1370-1506), Kraków 1999, s. 226.

BIBLIOGRAFIA Księga Metryki Koronnej podkanclerzego Andrzeja Oporowskiego z lat 1479-1483. Ze spuścizny Antoniego Prochaski, wyd. G. Rutkowska, Warszawa 2005, s. 31-48, 161-165. Rachunki królewskie z lat 1471-1472 i 1476-1478, oprac. S. Gawęda, Z. Perzanowski, A. Strzelecka, Wrocław 1960. M. Biskup, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim, Warszawa 1967, s. 716-739. K. Górski, Historya piechoty polskiej, Kraków 1893, s. 3-7, 209-223. K. Górski, Historya jazdy polskiej, Kraków 1894, s. 3-10, 282-285. T. Grabarczyk, Piechota zaciężna Królestwa Polskiego w XV wieku, Łódź 2000, s. 70-72, 217-220, 223-240. T. Grabarczyk, Jazda zaciężna Królestwa Polskiego w XV wieku, Łódź 2015, s. 57-58, 103, 162, 237-282. T. Grabarczyk, Mazowszanie w oddziałach piechoty zaciężnej Królestwa Polskiego w XV wieku, „Mazowieckie Studia Humanistyczne” 1997, z. 1, s. 245-253. F. Papée, Jan Olbracht, Kraków 1936, s. 137. M. Plewczyński, Wojna księża na Warmii 1470-1479, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, t. 38, 1996, s. 24-27.


26

Tomasz Kordala Piotr Bontemps (1777-1840) – oficer, ziemianin, kondotier

B

odaj żaden okres w dziejach Polski nie wywołuje wśród naszych rodaków tylu skrajnych ocen i emocji co lata upadku Rzeczypospolitej i późniejszych prób odzyskania niepodległości. Epoka naznaczona rozbiorami, haniebnym tchórzostwem monarchy, zdradą rodzimych jurgieltników, upokarzającymi klęskami militarnymi, ale również poświęceniem rzeszy patriotów1, musiała odcisnąć niezatarte piętno na mentalności i świadomości historycznej Polaków w XIX i XX wieku. Z bolesną spuścizną tamtych czasów zmagamy się od dziesięcioleci i będziemy to robić jeszcze długo. Stawka jest wysoka, bo od rzetelnego

Pismo Komitetu Narodowego Emigracji Polskiej w Paryżu (Le Comité National de l’Emigration polonaise), skierowane do École Centrale des Arts et des Manufactures, polecające Eloi (Eligiusza) Bontempsa, Paryż 20 X 1833; zbiory Bibliothèque de l’École Centrale. 1. O stanie umysłów polskiej młodzieży przed wybuchem Powstania Listopadowego mogą świadczyć słowa przysięgi podchorążych złożonej w momencie utworzenia sprzysiężenia Wysockiego (grudzień 1828): Przed Bogiem i ojczyzną naszą ujarzmioną, odartą z praw i przywilejów konstytucyjnych, przysięgamy: naprzód nie wydać na przypadek uwięzienia żadnego członka zawiązującego się towarzystwa, choćby z tego powodu przyszło ponieść najsroższe męczarnie. Po wtóre, połączyć wszelkie usiłowania, poświęcić życie, gdy tego będzie potrzeba, w obronie zgwałconej ustawy konstytucyjnej. Po trzecie, ostrożnie rozszerzać związek za wiedzą podpisanych członków towarzystwa, nie przyjmując ani pijaków, ani szulerów, ani ludzi skazitelnego charakteru pod jakimkolwiek bądź względem; cyt. za W. Bortnowski, Walka o cele powstania listopadowego (od 29 listopada 1830 r. do lutego 1831 r.), Łódź 1960, s. 29; zob. też A. Barszczewska-Krupa, Generacja powstańcza 1830-1831. O przemianach w świadomości Polaków XIX wieku, Łódź 1985, passim.

i uczciwego rozliczenia się z przeszłością, także tą wstydliwą, zależy jakość naszego narodowego bytowania. W czasach, o których mowa, na polskiej scenie dziejowej pojawiło się wiele nietuzinkowych, zarówno świetlanych, jak i kontrowersyjnych postaci. Warto studiować ich losy i rozważać sens dokonywanych przezeń wyborów życiowych. Niniejszy artykuł jest poświęcony jednemu z bohaterów tamtych lat, Piotrowi Bontemps. Piotr Karol Franciszek Bontemps urodził się 3 listopada 1777 roku w Paryżu, w rodzinie mieszczańskiej. Jego rodzicami byli: Pierre François Bontemps, mistrz stolarski (zm. 26 I 1827, w wieku 83 lat) i Jeanne Marguerite Maury (zm. 14 VI 1832, w wieku 75 lat).2 Miał trzy siostry: Marie Marguerite (krawcowa, zm. 16 VIII 1817, w wieku 38 lat), Marie Sophie i Marie Zaïre.3 Wyobraźnię młodego Piotra kształtowały przełomowe wydarzenia Wielkiej Rewolucji Francuskiej, toteż, jak wielu jego rówieśników, wybrał on karierę wojskową. W wieku 18 lat został przyjęty do Szkoły Politechnicznej (École Polytechnique) w Paryżu. Z dokumentu immatrykulacyjnego tej uczelni4 dowiadujemy się, że Piotr Bontemps wstąpił do niej pierwszego dnia miesiąca nivôse IV roku rewolucji (21 XII 1795), a więc za rządów dyrektoriatu. Ten sam dokument zawiera jego rysopis: wzrost – 165 cm, włosy i brwi – czarne, czoło – średnie, nos – duży, oczy – brązowe, usta – średnie, broda – rozdwojona, twarz – owalna. Jest to jedyny zachowany do dnia dzisiejszego opis fizjonomii naszego bohatera. Po roku nauki w Szkole Politechnicznej Bontemps otrzymał promocję na stopień porucznika II klasy artylerii. 2 maja 1797 roku skierowano go do służby w VIII pułku artylerii pieszej Armii Zachodniej. W tym czasie we Francji wzeszła już wielka gwiazda Napoleona, genialnego wodza, który zmienił oblicze naszego kontynentu na przełomie XVIII i XIX wieku. Podboje wielkiego Korsykanina nie mogły pozostać bez wpływu na losy wielu Europejczyków, w tym zwłaszcza na losy ludzi trudniących się wojennym rzemiosłem, a więc takich jak Piotr Bontemps. Dokument5 zatytułowany „Stan służby Piotra Karola Franciszka Bontemps, Generała Brygady, Dyrektora Materyałów Artylleryi, Dowódcy Korpusu Rakietników byłego Woyska Polskiego”, sporządzony w Warszawie dnia 8/20 lutego 1835 roku, poświadcza udział naszego bohatera w kolejnych kampaniach 2. Archives Nationales (dalej: AN), sygn. ET/XC/466; AN, sygn. ET/XXX-VIII/706; Archives Départementales de la Seine (dalej: ADS), sygn. DQ7/3941; ADS, sygn. DQ18/97. 3. ADS, sygn. DQ 8/943. 4. Kopia dokumentu w posiadaniu zamieszkałej w Polsce rodziny Bontemps. 5. W posiadaniu rodziny Bontemps.


27

Dokument, w którym przebywający w Rosji Piotr Bontemps przekazuje swej żonie prawo do swobodnego dysponowania majątkiem w Gulczewie, Sankt Petersburg 27 XI 1833; Archiwum Państwowe w Płocku, Hipoteka Płocka, sygn. 1/117.

napoleońskich. Czytamy tam m.in.: Odbył kampanie w latach 1797, 1798, 1799 i 1800 w woysku wschodniey Francyi; znaydował się w obozie pod Bolognią. Kampanie w latach 1803, 1804, 1805, 1806, 1807. Znaydował się w roku 1805 przy zdobyciu Ulmu – w bitwach pod Jena, Eylau, Pułtuskiem, Goliminem, Królewcem […]. Jak z tego zestawienia wynika, w latach 1797-1807 Bontemps walczył przeciwko wszystkim trzem zaborcom Polski. W trakcie tych walk, 13 listopada 1804 roku, otrzymał promocję na stopień kapitana. Ale wydarzeniem o kluczowym znaczeniu dla jego losów okazało się dopiero powstanie Księstwa Warszawskiego. Na mocy traktatów zawartych w Tylży przez Napoleona z carem Rosji i królem Prus (7 i 9 VII 1807), z ziem drugiego, trzeciego (oprócz obwodu białostockiego) i częściowo pierwszego zaboru pruskiego zostało utworzone Księstwo Warszawskie. Dysponowało ono własną armią, w której jednak brakowało ludzi z doświadczeniem artyleryjskim i inżynieryjnym. Specjalistów w zakresie tych tzw. broni uczonych dostarczyli Francuzi. Na skutek zabiegów ministra wojny Księstwa Warszawskiego, ks. Józefa Poniatowskiego, 4 marca 1809 roku artylerzysta Piotr Bontemps przeszedł do armii polskiej na stanowisko dowódcy batalionu. Nie był jedynym Francuzem w szeregach Wojska Polskiego, na służbę księstwa przeszli też inni francuscy fachowcy w dziedzinie organizacji artylerii i budowy fortyfikacji, z których najbardziej znanymi byli Jean-Baptiste Mallet de Grandville (po otrzymaniu indygenatu – Maletski) i Jean-Baptiste Pelletier.6 Wraz ze wstąpieniem do armii Księstwa Warszawskiego Piotr Bontemps najwyraźniej dostrzegł korzystne perspektywy dla swojej kariery, gdyż jeszcze w roku 1809 poślubił mieszkankę Warszawy, Różę Eleonorę z domu Monfreulle (1787-1853). Była to dla młodego francuskiego oficera 6. R. Morawski, A. Nieuważny, Wojsko Księstwa Warszawskiego. Artyleria, inżynierowie, saperzy, Warszawa 2004, s. 34-36; J. Skowronek, Książę Józef Poniatowski, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk – Łódź 1986, s. 142.

świetna partia. Ojciec Róży, Andrzej Monfreulle, uczestnik insurekcji kościuszkowskiej, prowizor szpitala św. Łazarza, był zamożnym kupcem i posiadaczem kilku dóbr ziemskich.7 Z tego związku urodziło się troje dzieci: Róża Eleonora Wirginia (ur. 25 VIII 1811)8, Eligiusz (Eloi, ur. 4 XII 1812)9 i Konstanty Jakub August (ur. 25 VII 1818)10. W literaturze11 niekiedy wymieniany jest jeszcze jeden syn naszego bohatera, Piotr Bontemps, elew Szkoły Aplikacyjnej w Warszawie, jednak dostępne w Polsce źródła archiwalne nie potwierdzają istnienia takiego potomka późniejszego generała brygady w armii Królestwa Kongresowego.12 Podczas wojny z Austrią w 1809 roku, w której wojsko Księstwa Warszawskiego musiało walczyć samotnie z przeważającymi siłami wroga, Bontemps wsławił się w walkach w obronie Sandomierza w nocy 15/16 czerwca.13 Został za to nagrodzony, 1 stycznia 1810 roku, Krzyżem Kawalerskim Orderu Wojskowego Księstwa Warszawskiego. Po kilku miesiącach, 20 kwietnia, otrzymał awans na stopień pułkownika i nominację na dyrektora Artylerii. Podczas wyprawy moskiewskiej Napoleona w 1812 roku walczył pod Możajskiem 7. Archiwum Państwowe w Płocku (dalej: APP), Hipoteka Płocka (dalej: HP), sygn. 1/117, k. 521-523, wypis urzędowy aktu zawarcia małżeństwa Piotra Bontemps i Róży Eleonory Monfreulle; W. Smoleński, Mieszczaństwo warszawskie w końcu wieku XVIII, opracowali i wstępem poprzedzili M. H. Serejski i A. Wierzbicki, Warszawa 1976, s. 51 (tu informacja, że Jędrzej Monfreulle wraz z zięciem Janem Stanisławem Gemelingiem handlował winem); informacje przekazane przez Marię Bontemps-Gracz. 8. APP, HP, sygn. 1/117, k. 518-519, wypis urzędowy aktu urodzenia Róży Eleonory Wirginii Bontemps. 9. Bibliothèque de l’École Centrale, wykaz studentów, poz. 336 (tu również informacja, że Eloi Bontemps wstąpił do École Centrale des Arts et Métiers w Paryżu 28 X 1833, dyplom inżyniera mechanika otrzymał 17 VIII 1836). 10. APP, HP, sygn. 1/117, k. 520, 520a, wypis urzędowy aktu urodzenia Konstantego Jakuba Augusta Bontemps. 11. Wspomnienia jenerała Klemensa Kołaczkowskiego, ks. 3, od roku 1820 do 1830, Kraków 1900, s. 69, przyp. 1, tu informacja, że Piotr Bontemps, syn gen. Bontemps, wstąpił do pierwszej klasy (oddziału) Szkoły Aplikacyjnej w 1825 r.; B. Gembarzewski, Wojsko Polskie. Królestwo Polskie 1815-1830, Warszawa 1903 (reprint Poznań 2003), s. 160-161, podaje listę elewów Szkoły Aplikacyjnej, figurują na niej: Piotr Bontemps, elew w l. 1825-1829, skierowany następnie do artylerii konnej, i Eligiusz Bontemps, w 1831 r. skierowany do sztabu materiałów artyleryjskich. 12. Szczególnie wymowne jest niewymienienie Piotra Bontemps syna wśród dzieci-sukcesorów majątku po zmarłym gen. Bontemps, APP, HP, sygn. 1/116, Księga hipoteczna dóbr ziemskich Gulczewo, dz. 2, właściciele, k. 5-6. 13. G. Zych, Armia Księstwa Warszawskiego 1807-1812, Warszawa 1961, s. 184.


28

Tomasz Kordala

Epitafium Piotra Bontempsa w kościele oo. kapucynów przy ul. Miodowej w Warszawie; fot. Z. Miecznikowski.

i nad Berezyną, gdzie – jak głosi rodzinny przekaz – ocalił działa V korpusu Wielkiej Armii. Jego fachowość docenił ks. Poniatowski, który po klęsce moskiewskiej, dokonując reorganizacji pułków V korpusu, uprosił francuskiego ministra spraw zagranicznych, Mareta ks. Bassano, o powrót do Warszawy płk. Bontempsa. W kampanii 1813 roku, dowodząc parkiem artyleryjskim nowo zorganizowanego VIII korpusu (na żołdzie Francji, pod komendą Józefa Poniatowskiego), Bontemps uczestniczył w bitwach pod Lipskiem (16-19 X) i Hanau (30-31 X). I tym razem wsławił się ratując polską artylerię, którą odprowadził bezpiecznie do Moguncji.14 Podczas tej kampanii, w dniu 28 października 1813 roku, został odznaczony Krzyżem Oficerskim Legii Honorowej. Była to już druga Legia Honorowa w jego karierze, jeszcze bowiem jako oficer w służbie francuskiej, 14 kwietnia 1807 roku, otrzymał Krzyż Kawalerski tego najwyższego odznaczenia francuskiego. W styczniu 1814 roku, gdy całe Księstwo Warszawskie znalazło się pod rosyjską okupacją, płk Bontemps znalazł 14. M. Łukasiewicz, Armia księcia Józefa 1813, Warszawa 1986, s. 62, 211, 322.

się ponownie w armii francuskiej. W twierdzy Auxonne, we wschodniej Francji, objął stanowisko dowódcy artylerii. Nowy przydział chyba nie był zgodny z jego planami, w Polsce pozostała przecież żona i dwoje dzieci. Nasz bohater szybko podjął starania o urlop dla załatwienia spraw rodzinnych w Warszawie. Roczny urlop, przyznany mu 1 kwietnia 1814 roku, sukcesywnie przedłużał on aż do połowy roku 1817. Swoje prośby w tej sprawie, zanoszone do francuskich władz wojskowych, uzasadniał rozmaicie, a to bólami nóg będącymi następstwem kampanii 1812 roku, a to potrzebą zgromadzenia danych do swojego opracowania poświęconego artylerii, a to nadzorem policji.15 Najwyraźniej chciał pozostać w Polsce na stałe, zwlekał i kluczył, aż wreszcie poprosił wprost o dymisję z armii francuskiej. Starania te zakończyły się powodzeniem i 25 lipca 1817 roku dymisję otrzymał.16 Francuskie dowództwo zapewne nie miało skrupułów, by po powrocie Burbonów do władzy pozbyć się z armii napoleońskiego oficera. Rozwiązanie to było korzystne dla obu stron. Wydaje się, że o decyzji Bontempsa pozostania nad Wisłą zadecydowały, poza oczywistymi względami rodzinnymi, lepsze – jak sądził – niż w ojczyźnie perspektywy zrobienia kariery i dorobienia się. Był przecież wysokiej klasy fachowcem w dziedzinie artylerii. Już niebawem okazało się, że nie były to płonne nadzieje. W cytowanym wyżej dokumencie omawiającym przebieg służby naszego bohatera znajduje się informacja, że do wojska Królestwa Polskiego, a ściślej – do Korpusu Artylerii i Inżynierii, został on przyjęty rozkazem dziennym z 9/21 lipca 1817 roku. Ten sam dokument poświadcza dalsze etapy jego wojskowej kariery: rozkazem dziennym z 5/17 września 1820 roku został powołany na p.o. dyrektora Materiałów Artyleryjskich, rozkazem dziennym z 19/31 sierpnia 1822 roku postąpił na generała brygady za odznaczenie się w służbie, wreszcie rozkazem dziennym z 30 sierpnia/ 11 września 1822 roku mianowano go dowódcą nowo powstałego Korpusu Rakietników. Czym była ta ostatnia formacja? W początkach XIX wieku broń rakietowa była mało jeszcze znana w Europie. Jej prekursorami stali się na starym kontynencie Brytyjczycy, którzy podczas podboju Indii zapoznali się z pociskami rakietowymi stosowanymi przez Hindusów. Angielski wynalazca William Congreve (1772-1828) skonstruował nowe, udoskonalone typy rakiet, które nazwano „racami kongrewskimi”. W okresie wojen napoleońskich brytyjska marynarka wojenna używała tych pocisków do ostrze15. Service Historique de l’Armée de Terre au Château de Vincennes (dalej: SH), nr 6812, 6816, 6822. 16. SH, nr 6754, 6796.


29 liwania portów Francji i jej sojuszników.17 W Królestwie Polskim do rozwoju nowych technik artyleryjskich poważnie przyczynił się Piotr Bontemps. W warszawskim arsenale pod jego zwierzchnictwem prowadzono zaawansowane eksperymenty techniczne i chemiczne. Bontemps zlecił te prace swoim adiutantom, kpt. Józefowi Bemowi i kpt. Józefowi Kosińskiemu. Oficerowie ci podczas oblężenia Gdańska w 1813 roku mieli okazję zapoznać się z tym rodzajem broni. Pierwsze pociski rakietowe wyprodukowano w arsenale w latach 1818-1819.18 Zrealizowane z powodzeniem przez Bema i Kosińskiego doświadczenia z rakietami i wyrzutniami, wysoko ocenione przez cesarza Aleksandra I, skłoniły wielkiego księcia Konstantego, wodza naczelnego armii Królestwa Polskiego, do utworzenia w Wojsku Polskim Korpusu Rakietników.19 Była to formacja elitarna, do której trafiali kandydaci osobiście wybrani przez wielkiego księcia. W jej skład wchodziła półbateria konna (126 żołnierzy, w tym 7 oficerów) pod dowództwem kpt. 1 kl. Józefa Jaszowskiego i półkompania piesza (150 żołnierzy, w tym 6 oficerów) pod dowództwem kpt. 2 kl. Karola Skalskiego. Początkowo korpus stacjonował w Modlinie, a od lata 1823 roku w Warce. Race wystrzelone przez rakietników pieszych kpt. Skalskiego w końcowej fazie bitwy pod Grochowem (25 II 1831) powstrzymały groźnie zapowiadający się atak kirasjerów rosyjskich.20 Do obrony Warszawy we wrześniu 1831 roku wystawiono 21 wyrzutni rakietowych.21 O pracy Bontempsa w arsenale w superlatywach wypowiadał się w. ks. Konstanty. W rozkazie dziennym z 25 kwietnia 1827 roku tak wyraził swoje uznanie: Zwiedziwszy Arsenał składowy oraz nowe założenia Arsenału budowlanego, widziałem z największym zadowoleniem porządek i dobre ułożenie, jakie w pierwszym spostrzegać się daje, a szczególnie kozły do broni wynalazku Generała Brygady Bontemps Dyrektora Materyału Artylleryi i Arsenałów, w których widziałem połączone wszystko, co do ich łatwego i wygodnego użycia należy. W arsenale budowlanym najwięcej ściągał moją uwagę nowo postawiony piec do topienia żelaza. Lano w mej obecności niektóre szczegóły, a mianowicie obok lawety – moździerza 5-pudowego, i byłem jak najmocniej kontent z spokojnego i jednostajnego działania, jakie rzemieślnicy okazali 17. R. Łoś, Artyleria Królestwa Polskiego 1815-1831, Warszawa 1969, s. 87-88; K. Gerlach, Pierwsze półwiecze okrętowej artylerii rakietowej, „Morze, Statki i Okręty” 2009, nr 7-8, s. 67-75 (cz. 1); 2009, nr 9, s. 65-73 (cz. 2). 18. J. Bem, Uwagi o rakietach zapalających, przyg. do druku T. Nowak i J. Lasota, Warszawa 1953. Z polecenia Piotra Bontempsa prowadzono również doświadczenia nad zastosowaniem materiałów wybuchowych do kruszenia lodu na Wiśle, zob. M. Tarczyński, Doświadczenia nad łamaniem lodu za pomocą prochu czynione, „Mówią Wieki” 1973, nr 1, s. 31. 19. T. Katafiasz, Organizacja i uzbrojenie rakietników w wojsku Królestwa Polskiego (1822-1830), „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, t. 23, 1981, s. 135-186. 20. R. Łoś, Artyleria Królestwa Polskiego…, dz. cyt., s. 191; T. Katafiasz, O polskich rakietnikach w powstaniu listopadowym, [w:] J. Skowronek, M. Żmigrodzka [red.], Powstanie listopadowe 1830-1831. Geneza – uwarunkowania – bilans – porównania, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk – Łódź 1983, s. 99 i nn. (na s. 99 autor wymienia bitwy Powstania Listopadowego z udziałem polskich rakietników); S. Przewalski, Bitwa pod Grochowem, [w:] W. Zajewski [red.], Powstanie Listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnętrzne – Militaria – Europa wobec powstania, Warszawa 1990, s. 311; D. Markowski, Hej, kto Polak na rakiety, „Mówią Wieki” 2011, nr 11, s. 66-68. 21. T. Strzeżek, Warszawa 1831, Warszawa 1998, s. 19; tenże, Bitwa o Warszawę 6-7 września 1831 roku, Oświęcim 2015, s. 213 i n.

Stary, nieistniejący kościół parafialny w Imielnicy, zbudowany w l. 1836-1842, w którym w 1840 r. pochowano Piotra Bontempsa; fot. wł. Beaty Kamińskiej.

Panorama Imielnicy przed 1935 r.; fot. wł. Beaty Kamińskiej.


30

Tomasz Kordala

Nowy kościół parafialny w Imielnicy, poświęcony w 1935 r.; fot. wł. Beaty Kamińskiej.

w różnych ręcznych robotach, których ta czynność wymagała. W ogólności każdy szczegół okazywał dowód zgłębionych wiadomości i umiejętności, jakie przewodniczyły ustanowieniu warsztatów, ile pod tym względem służba winna jest gen. brygady Bontemps, który przewodniczył urządzeniu tej sobie powierzonej części. Z ukontentowaniem przeto przychodzi mi szczerze moje wyrazić mu podziękowanie […]22. Opracowując po kilku latach przeznaczone dla cara Mikołaja I opinie o generałach Wojska Polskiego, Konstanty napisał o naszym bohaterze: Bontemps, generał brygady, naczelnik materiałów artyleryjskich. Nadzwyczaj rozumny i przenikający wszystko oficer; doskonale obeznany z naukową, teoretyczną i praktyczną częścią artyleryi; stanowczo rozwiązujący 22. Cyt. za: R. Łoś, Artyleria Królestwa Polskiego…, dz. cyt., s. 39. Owe kozły do ustawiania broni, wynalazku gen. Piotra Bontempsa, które w arsenale składowym podziwiał w. ks. Konstanty, zostały uwiecznione na barwnych rycinach autorstwa Jana Feliksa Piwarskiego, przedstawiających wnętrza warszawskiej zbrojowni, J. Piwarski, Wnętrza zbrojowni warszawskiey w IV ch farbnych tablicach, Warszawa 1829.

wszelkie kwestye. Do tych zalet wojskowych umie on dołączyć nadzwyczaj taktowne obejście się z ludźmi i popularność. On to był wybrany przez zmarłego cesarza Francuzów i posłany do Polski. W artyleryi jest moją prawą ręką. Potrafi zawsze zasłużyć na jak największe zaufanie zwierzchności.23 Cieszący się zaufaniem naczelnego wodza Piotr Bontemps otrzymał również zadanie opracowania projektu wyższej szkoły wojskowej kształcącej przyszłych oficerów dla artylerii, inżynierii i kwatermistrzostwa. Projekt Bontempsa, zatwierdzony przez króla Aleksandra, legł u podstaw założenia 15 września 1820 roku Szkoły Wojskowej Aplikacyjnej w Warszawie. Uczelnia mieściła się w budynku byłego Collegium Nobilium zakonu pijarów, jej komendantem został płk Józef Sowiński, a dyrektorem naukowym i wykładowcą fortyfikacji stałej i geodezji – ppłk Klemens Kołaczkowski.24 Lata dwudzieste XIX wieku to szczytowy okres kariery Piotra Bontempsa. Złożyły się nań zarówno awanse i pochwały przełożonych jak również zakup posiadłości ziemskiej w Gulczewie pod Płockiem. Nasz bohater ziemianinem został w roku 1821, a więc jeszcze przed awansem na generała. Jak stwierdza zapis hipoteczny25, Piotr Franciszek i Róża z Monfreullów małżonkowie Bontemps prawem własności nabytej od poprzedniego właściciela Alexandra Rożnieckiego, mocą kontraktu kupna i przedaży, dnia 7. Listopada 1821 roku w Kancellaryi Ziemiańskiej Woiewodztwa Mazowieckiego zawartego i na dniu 18o Grudnia tegoż roku do Księgi Wieczystey wniesionego za summę 252,000 dwakroć pięćdziesiąt dwa tysiące złotych polskich, dla czego wskutek tegoż zapisanemi są właścicielami. Wciągnięto stosownie do zatwierdzenia Kommissyi hypoteczney z dnia 13. Marca 1822 roku. W opisie majątku Gulczewo z 1849 roku26 znajduje się tabelaryczny zestaw 10 jego części składowych: ● folwark Gulczewo: 854 morgi 152 pręty, ● grunty gospodarskie i morgowników z Gulczewa: 199 mórg 99 prętów, ● folwark Piotrowo: 565 mórg 128 prętów, ● grunty morgowników z Piotrowa: 38 mórg 149 prętów, ● grunty gospodarskie i morgowników z Mirosławia: 182 morgi 8 prętów, 23. Cyt za: „Przegląd Tygodniowy” 1882, nr 19. 24. B. Gembarzewski, Wojsko Polskie…, dz. cyt., s. 151 i n.; R. Łoś, Artyleria Królestwa Polskiego…, dz. cyt., s. 112-113; E. Kozłowski, M. Wrzosek, Historia oręża polskiego 1795-1939, Warszawa 1984, s. 178. 25. APP, HP, sygn. 1/116, Księga hipoteczna dóbr ziemskich Gulczewo, dz. 2, właściciele, k. 1-2. 26. APP, HP, sygn. 1/117, k. 649-678, opis dóbr ziemskich Gulczewa, 1849 r.; M. Wojtylak, Majątek Gulczewo – własność rodziny Bontemps. Prezentacja dokumentów Hipoteki Płockiej z zasobu Archiwum Państwowego w Płocku, „Płocki Rocznik Historyczno-Archiwalny”, t. 8, 2016, s. 160-161.


Park podworski w Gulczewie, l. 60. XX w.; zbiory Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Delegatura w Płocku.

● folwark Borowiczki: 552 morgi 48 prętów, ● młyn i tartak: 41 mórg 53 pręty, ● bory, lasy i łąki: 710 mórg 43 pręty, ● grunty gospodarskie i nieużytki w Ośnicy: 700 mórg 79 prętów, ● ferma Grabówka: 213 mórg 148 prętów. Cały majątek zajmował powierzchnię 4057 mórg i 7 prętów, to jest 135 włók 7 mórg 7 prętów. Według rejestru pomiarowego sporządzonego w roku 1879 przez geometrę wolnopraktykującego Jana Hasse majątek obejmował mórg 2642 prętów 146.27 Kolejny rejestr pomiarowy, który sporządził jeometra klasy 2ej F. Charszewski w 1885 roku, wykazał mórg 2642 prętów 6.28 Zakupu majątku małżonkowie Bontemps dokonali wspólnie. Zapewne więc część owej sumy 252 tys. złp. wniosła Róża Eleonora, która z ubogiej rodziny nie pochodziła. Ale i sam Piotr potrafił właściwie pokierować swoimi interesami. Znany z ciętych – i nie zawsze obiektywnych – ocen Julian Ursyn Niemcewicz skomentował jego niewątpliwy talent do pomnażania majątku w sposób niezwykle krytyczny i niewątpliwie tendencyjny: Pan Bontemps, naczelnik warsztatów zbrojowni, kradnie i bogaci się: wytępione lasy narodowe, kraj cały można było zabudować z tego, co Modlin i Zamość pożarły.29 Ta nieprzychylna ocena Bontempsa sformułowana 27. APP, HP, sygn. 1/117, k. 852-857, zbiorowy rejestr pomiarowy dóbr Gulczewo, 1879. 28. Tamże, k. 917-918, rejestr pomiarowy dóbr Gulczewo, 1885. Majątek Gulczewo znajdował się w posiadaniu rodziny Bontemps do 1879 r., gdy Konstanty Jakub August Bontemps, jego jedyny właściciel od 1845 r., sprzedał go Władysławowi Dinheim hr. Chotomskiemu za 264 000 rs., APP, HP, sygn. 1/116, k. 6. 29. Cytat za: R. Morawski, A. Nieuważny, Wojsko Księstwa Warszawskiego…, dz. cyt., s. 35.

przez autora Śpiewów historycznych jest zresztą odosobniona. Inni wyrażali się o nim pochlebnie, podkreślając jego odwagę, fachowość i wielkie zaangażowanie w pracy, uczynność, porywczość, ale i sprawiedliwe i miłosierne traktowanie podkomendnych.30 Wydawać się mogło naszemu bohaterowi, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Ale już niebawem miała nadejść kolejna burza dziejowa, oznaczająca kres spokojnej egzystencji tego generała i ziemianina. 29 listopada 1830 roku wybuchło Powstanie Listopadowe. Arystokracja, zamożne mieszczaństwo oraz starszyzna wojskowa przyjęły ten fakt z irytacją i lękiem. Nie inaczej zareagował Piotr Bontemps. Miał przecież wiele do stracenia. 30. Oto kilka opinii o Piotrze Bontemps: W. Marrené Morzkowska, Generał Malletski. (Ze wspomnień rodzinnych), „Biblioteka Warszawska” 1902, t. 3, s. 576-587 (tu na s. 583 i n. czytamy: Słyszałam sama, jak ojciec opowiadał, że on i Bontemps, dopóki nie mieli własnej rodziny, mieszkali razem, o ile nie rozdzielały ich obowiązki służbowe i mieli wspólną kasę, do której każdy z nich składał swoją pensyę i czerpał też bez rachunku wedle potrzeby, lub fantazyi, nigdy nie kontrolując jeden drugiego. I, jak ojciec zapewniał, nigdy nie było między nimi z tego powodu najmniejszej sprzeczki); J. Bem, O Ludwisarni Warszawskiey, „Gazeta Warszawska” 1831, nr 175: Każdy przeto łatwo poymie, iak wielką zasługę maią w kraiu i w narodzie, tak Dyrektor artylleryi Jenerał Bontemps iako i Officerowie pod iego rozkazami pracujący. […] Jch to nadzwyczayney czynności i poświęceniu się winniśmy to co mamy, to iest dobre armaty, które iuż teraz ciągle z arsenału wychodzić mogą […]; Wspomnienia jenerała Klemensa Kołaczkowskiego, ks. 1, od roku 1793 do 1813, Kraków 1898, s. 59: Piotr Bontemps […] charakteru tak żywego, że popędliwość jego w wojsku w przysłowie weszła. Odwaga jego nie znała granic; ile żywy w pożyciu i w służbie, tyle przytomny i spokojny przy swoich armatach. Nieraz podkomędnych swoich zbytnią porywczością obraził, lecz wkrótce serce jego dobre przemagało i starał się swój błąd poprawić. Na jego słowie i uczynności święcie było można polegać, dlatego też pomimo tej niesłychanej żywości zachował przyjaciół w wojsku do końca służby swojej; J. Jaszowski, Pamiętnik dowódcy rakietników konnych, przedmową poprzedził J. Łojek, Warszawa 1968, s. 54: […] gdy mnie pułkownik Bontemps wychudzonego obaczył, zapytał o przyczynę. Opowiedziałem mu moją drogę, że po 10 mil na dzień bez żadnej dniówki, bez żadnego pożywienia dla mnie i dla konia regulaminem przepisanego, podczas największych upałów robiłem. Ulitował się nade mną, widząc taką nieprawość ze strony mego jenerała, kazał w Warszawie na kilka dni dla odżywienia się pozostać i zrobił wzmiankę, że o tym do jenerała napisze.


32

Tomasz Kordala Na wieść o wybuchu rewolucji w stolicy Bontemps udał się do podlegającego mu arsenału. Gdy jednak zgromadzony tam tłum zażądał od niego wpuszczenia do środka i zabrania broni, generał stanowczo odmówił. Został aresztowany i osadzony na odwachu, skąd dopiero 1 grudnia uwolnił go gen. Józef Chłopicki.31 Być może to wydarzenie legło u podstaw niechęci ludu Warszawy do Bontempsa. Zdaje się o tym świadczyć epizod, jaki miał miejsce podczas zamieszek w stolicy 29 czerwca 1831 roku, gdy omal nie powieszono płk. Romana Sołtyka, omyłkowo biorąc go za… Piotra Bontempsa.32 Czy można powiedzieć, że Piotr Bontemps w godzinie próby zachował się niegodnie? Sądzę, że odpowiedź twierdząca na tak postawione pytanie byłaby nieuzasadniona

Maria Bontemps-Gracz i Piotr Bontemps na terenie badań wykopaliskowych w Imielnicy, maj 2013 r.; fot. T. Kordala.

i dla naszego bohatera mocno krzywdząca. Oceniając jego postawę w tym czasie, musimy uwzględnić pewne okoliczności i uwarunkowania. Bontemps nie był Polakiem i – jak głosi rodzinny przekaz – nigdy nie nauczył się języka polskiego. Trudno więc przykładać do jego politycznych decyzji miarę polskiego patriotyzmu. Jego sprzeciw wobec powstania, wynikający z niewiary w sens walki z potężną Rosją, nie był wśród generalicji polskiej armii czymś odosobnionym. Wręcz przeciwnie, nasi generałowie nie chcieli walczyć z zaborcą, stojąc na gruncie kapitulanckich rokowań z carem Mikołajem I. Aż sześciu z nich (Ignacy Blumer, Maurycy Hauke, Stanisław Potocki, Tomasz Siemiątkowski, 31. M. Tarczyński, Generalicja powstania listopadowego, Warszawa 1980, s. 88. 32. Pamiętnik Henryka Bogdańskiego, [w:] W. Lewandowski, Uczestnicy powstania listopadowego opowiadają (Wybór pamiętników), Warszawa 1959, s. 176.

Stanisław Trębicki i przez pomyłkę Józef Nowicki) przypłaciło podczas Nocy Listopadowej taką postawę życiem. Nieudolny dowódca wyprawy na Litwę, gen. Antoni Giełgud, został zastrzelony przez podwładnego oficera, a podczas rozruchów w stolicy 15 sierpnia 1831 roku śmierć z polskiej ręki poniosło czterech dalszych generałów (Ludwik Bukowski, Józef Hurtig, Antoni Jankowski, Antoni Sałacki). Niestety, podczas Powstania Listopadowego polscy generałowie tracili życie o wiele częściej w wyniku samosądów niż na polu walki w obronie ojczyzny...33 Piotr Bontemps podczas wojny polsko-rosyjskiej nie brał udziału w bitwach, co nie oznacza, że pozostawał bezczynny. Był bardzo zaangażowany w rozwój przemysłu zbrojeniowego, który przed powstaniem, wskutek celowej polityki caratu, nie był rozwinięty w Królestwie Polskim. Organizacją produkcji broni zajął się Komitet Uzbrojenia, w którym działał gen. Bontemps i przydzieleni mu do pomocy oficerowie. Szybko zorganizowano produkcję karabinów.34 Dobre efekty przyniosły również starania o rozwój produkcji prochu. W grudniu 1830 roku na polecenie Komisji Rządowej Wojny przygotowano pod kierunkiem gen. Bontempsa instrukcję sposobu ługowania saletry niezbędnej do wyrobu prochu.35 Znacznie gorzej było z produkcją armat. Brak odpowiedniego surowca i fachowców (ludwisarzy, giserów, formierzy) sprawił, że liczba wyprodukowanych w 1831 roku dział, zwłaszcza spiżowych, była daleka od zaplanowanej.36 Po bitwie pod Ostrołęką (26 V 1831) wódz naczelny Jan Skrzynecki nakazał odlanie 100 dział żelaznych, jednak do 1 sierpnia 1831 wyprodukowano tylko 27 gotowych armat.37 W dzieło odlewania armat nasz bohater zaangażował się osobiście.38 33. W bitwach Powstania Listopadowego zginęło czterech generałów Wojska Polskiego: Franciszek Żymirski (pod Grochowem), Ludwik Kicki i Henryk Kamieński (pod Ostrołęką), Józef Sowiński (podczas oblężenia Warszawy). Na cholerę zmarło dwóch generałów: Aleksander Błędowski i Adam Jaraczewski. Prawdopodobnie na gruźlicę zmarł gen. Ignacy Mycielski, a w ostatnich dniach powstania zmarł gen. Konstanty Przebendowski. Zob. Ks. Paweł Rzymski: Diariusz „Treść wypadków od 29. XI. 1830 – XII. 1831”, [w:] W. Lewandowski, Uczestnicy…, dz. cyt., s. 190-191; M. Tarczyński, Generalicja…, dz. cyt., s. 371-404 (noty biograficzne generałów); J. Łojek, Wokół sporów i polemik. Seria druga, Lublin 1984, s. 139 i nn. 34. J. Dutkiewicz, Francja a Polska w 1831 r., Łódź 1950, s. 159, przyp. 72; J. Ziółek, Warunki wewnętrzne prowadzenia wojny, [w:] J. Skowronek, M. Żmigrodzka [red.], Powstanie listopadowe 1830-1831. Geneza – uwarunkowania – bilans – porównania, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk – Łódź 1983, s. 74. 35. Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej 1830-1831 r., wyd. B. Pawłowski, t. 3, Warszawa 1933, s. 291. 36. A. K. Puzyrewski, Wojna polsko-ruska 1831 r., Warszawa 1899 (reprint, Kraków 1988), s. 28; R. Gerber, Fabrykacja dział w powstaniu listopadowem, „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, t. 3, 1930, nr 1-2, s. 67 i nn.; S. Ciepłowski, Armaty generała Bontempsa, „Stolica” 1987, nr 2, s. 14. 37. J. Ziółek, Wysiłek mobilizacyjny społeczeństwa polskiego w latach 1830-1831, [w:] W. Zajewski [red.], Powstanie Listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnętrzne – Militaria – Europa wobec powstania, Warszawa 1990, s. 369 i n. 38. Prawdopodobnie stąd wziął się przydomek Bontempsa – Kowal, zob. M. Macieszyna, Powstanie Listopadowe w Płocku, Płock 1921, s. 24.


33 Od 18 lipca do 15 sierpnia 1831 roku Bontemps wchodził w skład Rady Obrony Warszawy. W dniach szturmu stolicy, 6-7 września, należał do grupy generałów, która opowiadała się za układami z Rosjanami.39 Po kapitulacji, 8 września, pozostał w mieście i 17 września złożył przysięgę cesarzowi Rosji.40 Podobnie jak inni generałowie Powstania Listopadowego, którzy zdecydowali zrobić to samo po ewakuacji polskiego rządu i armii z Warszawy, wyjechał do Rosji. Tam spędził ostatnie lata swojego życia. Pobyt w Rosji jest najsłabiej znanym epizodem z życia Piotra Bontempsa.41 W styczniu 1832 roku z rozkazu cara Mikołaja I został wysłany do Moskwy i oddany do dyspozycji tamtejszego wojennego generała-gubernatora.42 W polskich dokumentach z tego czasu jest on określany jako „Generał Major Wojsk Cesarsko-Rossyiskich”, co dowodzi, że należał do armii rosyjskiej i utrzymał stopień generała. Pobyt Bontempsa w Moskwie nie trwał długo. Już w 1833 roku znalazł się on w Petersburgu, o czym świadczy dokument w języku rosyjskim i polskim wystawiony w stolicy Rosji 27 listopada 1833, w którym generał przekazuje swej żonie prawo do swobodnego dysponowania majątkiem w Gulczewie.43 Korzystając z uzyskanej plenipotencji Róża Eleonora Bontemps w roku 1836 wydzierżawiła Gulczewo Sewerynowi Nowakowskiemu na 9 lat.44 Zapewne miało to związek z wyjazdem generałowej do Petersburga, do męża. O tym, że po tej dacie obydwoje małżonkowie Bontemps mieszkali w stolicy Rosji i że w roku 1838 czasowo przebywali w interesach w Warszawie świadczy dokument z 1/13 lipca 1838 roku.45 Piotr Bontemps zakończył życie w dramatycznych okolicznościach w roku 1840, w wieku 63 lat. Miejsce i oko39. T. Strzeżek, Warszawa 1831…, dz. cyt., s. 26; tenże, Bitwa o Warszawę…, dz. cyt., s. 125. 40. Stan służby Piotra Karola Franciszka Bontemps, Generała Brygady, Dyrektora Materyałów Artylleryi, Dowódcy Korpusu Rakietników byłego Woyska Polskiego, w rubryce „Uwagi” czytamy: W czasie rokoszu pełnił tylko obowiązki Dyrektora Materyałów Artylleryi. Podczas weyścia Woysk Cesarskich do Warszawy, pozostał w tem mieście i dnia 17 Września 1831 roku przysięgę wierności Nayiaśnieyszemu Panu ponowił. O jego przejściu do armii rosyjskiej wspomina żona gen. Jana Krukowieckiego, Helena z Wolskich hr. Krukowiecka, Dziennik 1831-1833, z rękopisu odczytała, skomentowała i wstępem poprzedziła E. Kolinko, Warszawa 2016, s. 493. 41. Tę sytuację mogłaby zmienić kwerenda w archiwach rosyjskich, zwłaszcza w zbiorach Rosyjskiego Państwowego Archiwum Wojskowo-Historycznego w Moskwie (Российский Государственный Военно-Исторический Архив). 42. A. Skałkowski, Bontemps Piotr Karol Franciszek, [w:] Polski słownik biograficzny, t. 2, Kraków 1936, s. 305. 43. APP, HP, sygn. 1/117, k. 395-398. 44. APP, HP, sygn. 1/117, k. 400, 400v. Róża Bontemps w imieniu swoim i męża zobowiązała się wypłacić S. Nowakowskiemu, 8 I 1837, kwotę 12 324 złp. Ponieważ suma ta nie została wypłacona, kontrakt dzierżawny został rozwiązany, a dobra Gulczewo zostały zajęte na trzy lata od 24 VI 1837. Przy tej okazji sporządzono dokładny opis majątku, APP, HP, sygn. 1/117, k. 425-439, opis dóbr ziemskich Gulczewa, 1837 r. 45. APP, HP, sygn. 1/117, k. 493-495, gdzie czytamy: […] osobiście obecni JW Piotr Franciszek Bontemps Generał Major Woysk Cesarsko-Rossyjskich, kawaler różnych orderów i małżonka jego przez niego wyraźnie upoważniona JW Róża z Monfreullów Bontemps zamieszkali w St. Petersburgu, czasowo bawiący w Warszawie przy ulicy Danilowiczowskiej pod liczbą Czterysta Dziewięćdziesiąt Pięć […] zeznali iż obierają i stanowią aktem niniejszym za szczególnego i ogólnego Pełnomocnika swego W Stanisława Wilkoszewskiego Mecenasa przy Sądzie Najwyższej Instancyi Królestwa Polskiego, dając mu zupełną moc i władzę imieniem i na rzecz zeznawających summy trzydziestu tysięcy złotych polskich w listach zastawnych z pożyczki nowej na Dobra Gulczewo i przyległości w Powiecie i Guberni Płockiej położone zaciągnionej od Towarzystwa Kredytowego […]. O przystąpieniu małżonków Bontemps do Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego i zaciągnięciu listami zastawnymi pożyczek informuje dokument z 8/20 VI 1838 r., APP, HP, sygn. 1/116, akta Komisji Hipotecznej w Płocku, s. 95-97.

Poszukiwania grobu Piotra Bontempsa, maj 2013 r., odsłonięty fragment chodnika okalającego niegdyś kościół w Imielnicy; fot. Z. Miecznikowski.

Poszukiwania grobu Piotra Bontempsa, maj 2013 r., luźne cegły z krypty grobowej rodziny Bontemps, na wtórnym złożu; fot. Z. Miecznikowski.

Krypta grobowa rodziny Bontemps po zakończeniu badań wykopaliskowych, maj 2013 r.; fot. Z. Miecznikowski.


34

Tomasz Kordala

Zrujnowana krypta z trumnami małżonków Bontemps; fot. Z. Miecznikowski.

liczności jego śmierci długo nie były jasne dla badaczy.46 Te wątpliwości historyków są niezrozumiałe, ponieważ wiele źródeł wskazuje jednoznacznie Petersburg jako miejsce jego zgonu. Są to: akta zgonu47, doniesienia prasowe48, wspomnienia współpracowników generała49. We francuskim „Kurierze z Drôme i z Ardèche”50 znajduje się następujący opis wypadku, w którym śmiertelnie ranny został P. Bontemps: Straszny wypadek miał miejsce niedaleko Sankt-Petersburga. Na równinie Wałkowo odbyły się próby artyleryjskie. Dwóch generałów, kilku żołnierzy i wielu oficerów zebrało się w tym celu; poddawano próbom pociski, które mają właściwość zapalania się kiedy trafią w cel; podobny pocisk został wyciągnięty ze skrzyni z prochem, lecz ten, ku zdumieniu wszystkich, nie wybuchł. Generał artylerii Bontemps sądząc, że eksplozja nie nastąpi zbliżył się, ale w chwili kiedy uniósł wieko skrzynia wy46. Niektórzy historycy twierdzili, że Bontemps zakończył życie w Moskwie, np. R. Gerber, Fabrykacja dział…, dz. cyt., s. 61; A. Skałkowski, Bontemps…, dz. cyt., s. 305; M. Tarczyński, Generalicja…, s. 371; R. Bielecki, Słownik biograficzny…, t. 1, dz. cyt., s. 228 (tu odosobniona informacja, że Bontemps zginął w czasie doświadczeń z pistoletami, pozostali badacze jako przyczynę śmierci podali nieszczęśliwy wypadek podczas testowania pocisków). 47. Istnieją dwa akta zgonu P. Bontempsa: z 22 VIII/ 3 IX 1840, APP, HP, sygn. 1/117, k. 517r., wypis z aktów zejścia Parafii Jemjelnickiej w Obwodzie i Guberni Płockiej, nr 24, oraz z 26 VIII/ 7 IX 1840, APP, Akta stanu cywilnego parafii w Imielnicy, 1840 r., sygn. 29, akta zejścia, s. 5, nr 24, akt zgonu Piotra Bontemps. Obydwa dokumenty podpisał ks. Jan Wejnert, proboszcz w Imielnicy. Dzięki nim wiemy, że gen. Bontemps zmarł 21 VIII 1840 o godzinie drugiej nad ranem. Jego ciało przywieźli do Polski dwaj lokaje z Petersburga: Jacenty Rechmowski i Jan Ziembkowski. W Imielnicy znalazło się ono 3 września wieczorem. 48. „Kurjer Warszawski”, 3 IX 1840, nr 233; „Courrier de la Drôme et de l’Ardèche” 1840, nr 124. 49. J. Jaszowski, Pamiętnik dowódcy rakietników…, dz. cyt., s. 216: […] jenerał Bontemps, robiąc doświadczenia w Petersburgu z ogniami artyleryjskimi, przez eksplozję rozszarpany został […]. O tym, że Bontemps zginął pod Sankt Petersburgiem pisze również badacz rosyjski W. Czurow [В. Чуров, России верные сыны, „Русский пионер” 2013, nr 8, s. 125-126 – tu również informacja, że Bontemps pracował nad doskonaleniem broni rakietowej w zakładach produkcji prochu w Ochtinsku pod Petersburgiem]. 50. „Courrier de la Drôme et de l’Ardèche” 1840, nr 124, s. 3.

buchła. Generał, straszliwie okaleczony, umarł po jedenastu godzinach okrutnych męczarni; jednemu z kapitanów urwało ramię, inni zostali lżej lub ciężej ranni [tłum. z jęz. francuskiego A. Kordala]. Ta niezbyt klarowna w odniesieniu do przebiegu eksperymentu notatka zawiera cenną informację, że chodziło o próbę z pociskami zapalającymi, przeprowadzoną na poligonie Wałkowo pod Petersburgiem. Śmierć Piotra Bontempsa nastąpiła 21 sierpnia 1840 roku o godzinie drugiej nad ranem, po trwającej 11 godzin agonii. Feralne ćwiczenia w Wałkowie odbyły się więc 20 sierpnia około godziny piętnastej. Ciało Bontempsa znalazło się w Imielnicy już 3 września wieczorem, a więc po niespełna 14 dobach od chwili zgonu. Generała pochowano w nieukończonym kościele parafialnym w Imielnicy51, gdyż w granicach tej parafii leżał majątek Gulczewo. Trzynaście lat później w tym samym kościele złożono ciało generałowej Bontemps, zmarłej w Warszawie 25 stycznia 1853 roku.52 Konstanty Jakub August Bontemps, syn Piotra i Róży, troszczył się o grób rodziców, jak o tym informuje notatka z 1868 roku: Obowiązek poszukiwanych od właściciela dóbr tych Konstantego Bontemps corocznego opłacania dwom starcom dozorującym Kościoła w Imielnicy i grobu ojca jego Piotra Bontemps rs. 30 i oprócz tego wydawania tymże żyta korcy 10, jęczmienia korcy 2, grochu korcy 2, gryki korzec jeden i prosa pół korca, oprócz tego obowiązał się płacić po rs. 15 za odprawianie nabożeństwa w dzień śmierci ojca, które to prawa przeszły obecnie na rzecz Skarbu Królestwa. Co tu w skutek upoważnienia Rządu Gubernialnego zd. 10 Stycznia 1868 r. N 23 i wniosku zd. 19/31 Stycznia 1868 r. zapisano.53 Drewniany kościół parafialny pw. św. Jakuba w Imielnicy, w którym spoczęli po śmierci małżonkowie Piotr i Roża Bontemps już nie istnieje, w 1935 roku bowiem w związku 51. O historii kościoła w Imielnicy pisze ks. Władysław Mąkowski, pseudonim Tomasz Ogończyk: Stary i nowy kościół parafjalny w Imielnicy, „Głos Mazowiecki” 1935, nr 138, s. 3-4. Drewniany kościół, w którym pochowano Piotra Bontempsa został zbudowany w l. 1836-1842. Do bocznego ołtarza tej świątyni Róża Bontemps ufundowała obraz św. Piotra Apostoła, zob. Archiwum Diecezjalne w Płocku, Akta parafii Imielnica, Wizyta Dekanalna Kościoła Jemielnickiego z roku 1845 go, k. 42. 52. APP, HP, sygn. 1/117, k. 545, 545v., odpis aktu zgonu Róży Eleonory Bontemps; „Kurjer Warszawski” 1853, nr 24. 53. APP, HP, sygn. 1/116, Księga hipoteczna dóbr ziemskich Gulczewo, dz. 3, nr 10. Konstanty Jakub August Bontemps zrobił karierę w wojsku rosyjskim. Jak wynika z zachowanych źródeł, w 1851 r. był rotmistrzem Pułku Ułanów Gwardii Wojsk Cesarsko-Rosyjskich (APP, HP, sygn. 1/117, k. 537-544, umowa przedmałżeńska Konstantego Jakuba Augusta Bontemps i Zofii Berskiej, 1851 r.), 10 lat później jest wymieniany jako pułkownik, dowódca Biełgorodzkiego Pułku Ułanów (APP, HP, sygn. 1/117, k. 567-568, wyciąg z ksiąg parafii rzymskokatolickiej w Charkowie, odpis aktu agonu Zofii Berskiej, żony K. J. A. Bontemps, 1861 r.), a w początkach l. 70. XIX w. jest określany jako były generał wojsk rosyjskich (APP, HP, sygn. 1/117, k. 683-684: Konstanty Bontemps b. Generał wojsk Ruskich przyznał być dłużnym Leopoldowi Kronenberg Bankierowi summę rubli srebrem pięć tysięcy dwieście trzydzieści cztery kopiejek trzydzieści ośm […]). Zmarł w 1885 r. i został pochowany na Powązkach w Warszawie. Jego żona, Zofia Berska, spoczywa w dolnym kościele oo. kapucynów przy ul. Miodowej w Warszawie.


35 z dynamicznym rozwojem demograficznym parafii, został rozebrany.54 W tym samym roku dokonano konsekracji większego, murowanego kościoła parafialnego, zbudowanego w innym miejscu wsi. Pochówki obojga Bontemps pozostawiono w ceglanej krypcie w podziemiach kościoła, którą podczas rozbiórki zrujnowano, a następnie zasypano. Teren byłego kościoła do lat siedemdziesiątych XX wieku był zadbanym skwerem, lecz później popadł w zapomnienie i porósł krzewami. Obecnie należy do erygowanej w 1988 roku parafii św. Wojciecha na osiedlu Podolszyce-Południe i położony jest pomiędzy ulicami Mazura i Gościniec. Od lat pięćdziesiątych XX wieku na działce stoi ufundowana przez małżonków Jadwigę i Franciszka Jezusków figurka Jezusa Miłosiernego, usytuowana na wysokim, zbudowanym z dużych kamieni polnych, postumencie.55 Na sąsiedniej działce po dziś dzień stoi budynek dawnej plebanii. Nieodparcie nasuwa się pytanie, dlaczego trumny ze szczątkami Piotra i Róży Bontemps pozostawiono na miejscu, w zdewastowanej krypcie. Proboszczem w Imielnicy był wtedy światły kapłan, wybitny badacz Kurpiowszczyzny, ks. Władysław Skierkowski. Zapewne nie było to z jego strony przeoczenie, lecz celowe działanie. Ale czym było podyktowane? Dziś chyba nie da się już rozstrzygnąć jednoznacznie tej kwestii. Sądzę, że pod uwagę mogły być brane dwa argumenty. Po pierwsze, przynależność Piotra Bontempsa do masonerii. W roku 1819 wstąpił on do loży Bouclier du Nord, podporządkowanej Wielkiemu Wschodowi Narodowemu Polski, w której został dozorcą.56 Jej członkiem był tylko dwa lata, to jest do kasacji loży w 1821 roku. Po drugie, istotne znaczenie mogło mieć wstąpienie do armii rosyjskiej zarówno Piotra Bontempsa, jak i jego syna, Konstantego Jakuba Augusta. Zwłaszcza na życiu tego ostatniego cieniem kładzie się udział w tłumieniu Powstania Styczniowego.57 A przecież w okresie międzywojennym pamięć o powstaniu w latach 1863-1864 była jednym z kanonów wychowania patriotycznego, żyjących zaś weteranów otaczano niezwykłym szacunkiem. O tych, co powstanie tłumili, chciano zapomnieć… Po drugiej drugiej wojnie światowej mieszkająca w Polsce rodzina Bontemps podjęła starania mające na celu odnalezienie grobu swego przodka.58 Ale dopiero w początkach obecnego wieku próby te uległy intensyfikacji, czego wyrazem była aktywność pani Marii Bontemps-Gracz w Interne-

cie oraz – będące jej pokłosiem – artykuły E. Grzybowskiej59 i R. Nowaka60. Ostatecznie cel został osiągnięty w roku 2013. W dniach 7-27 maja 2013 roku ekspedycja archeologiczna Muzeum Mazowieckiego w Płocku, kierowana przez Tomasza Kordalę, z udziałem Zbigniewa Miecznikowskiego, Krzysztofa Matusiaka, Roberta Nowaka oraz kilku wolontariuszy, przeprowadziła badania wykopaliskowe na terenie dawnego kościoła imielnickiego w celu odnalezienia krypty rodziny Bontemps. Przy wyborze miejsca poszukiwań kierowano się wynikami badań georadarowych, które na zlecenie Muzeum Mazowieckiego w Płocku zrealizowała w maju 2011 roku firma Prospekcja Artur Troncik z Siemianowic Śląskich.61 Wskazania georadaru sugerowały, że poszukiwana krypta powinna znajdować się w bliskim sąsiedztwie figurki Chrystusa. Przeprowadzone tam prace wykopaliskowe zakończyły się pełnym sukcesem.62

54. R. Nowak, Stary kościół w Imielnicy, „Nasze Korzenie” 2013, nr 4, s. 25-35. 55. M. Dagilis, Figurka w Imielnicy, „Nasze Korzenie” 2013, nr 5, s. 96-97. 56. S. Małachowski-Łempicki, Wykaz polskich lóż wolnomularskich oraz ich członków w latach 1738-1821 poprzedzony zarysem historii wolnomularstwa polskiego i ustroju Wielkiego Wschodu Narodowego Polskiego, Kraków 1929, s. 36, 243. 57. K. J. A. Bontemps uczestniczył w początkowym okresie bitwy pod Węgrowem (1-3 II 1863). Ostatnio na ten temat pisali: J. Wojtasik, Bitwa pod Węgrowem 3 lutego 1863 r., „Rocznik Liwski” 2007, t. 3, s. 105-113; A. Kołodziejczyk, T. Swat, Węgrów 1863, Pruszków 20132, s. 17 i n. 58. W posiadaniu rodziny znajduje się list z 4 IV 1962, będący odpowiedzią udzieloną przez proboszcza Parafii Imielnica ks. dr. Leonarda Perkowskiego Andrzejowi Bontemps na jego prośbę skierowaną do imielnickiego plebana, o informację dotyczącą miejsca pochówku zmarłego w 1840 r. gen. P. Bontempsa.

Pochówek Piotra Bontempsa; fot. Z. Miecznikowski. 59. E. Grzybowska, Historia nieznana. Gdzie jest generał?, „Tygodnik Płocki” 2006, nr 4, s. 8. 60. Patrz przypis 54. 61. A. Troncik, Badania georadarowe w Imielnicy – teren dawnego kościoła położonego przy ul. Gościniec w Płocku, woj. mazowieckie, Siemianowice Śląskie 2011, maszynopis w posiadaniu Działu Archeologii Muzeum Mazowieckiego w Płocku. 62. T. Kordala, Z. Miecznikowski, Sprawozdanie z badań wykopaliskowych na terenie dawnego kościoła parafialnego w Imielnicy (ul. Mazura – Gościniec, osiedle Podolszyce Południe), Płock 2013 (sprawozdanie dla Miejskiego Konserwatora Zabytków w Płocku, w posiadaniu Działu Archeologii Muzeum Mazowieckiego w Płocku).


36

Tomasz Kordala

Pogrzeb małżonków Bontemps w kościele parafialnym w Płocku-Imielnicy, 23 VIII 2014; fot. Z. Miecznikowski.

Grób małżonków Bontemps w kaplicy Sztembartów w kościele parafialnym w Płocku-Imielnicy; fot. Z. Miecznikowski.

Kryptę zbudowano z cegieł łączonych zaprawą. Zachowała się jedynie jej część przyziemna, z fundamentami o grubości ok. 60 cm i zaczątkami ścian bocznych. Krypta była w planie kwadratowa, o długości boku ok. 3 m. Prawdopodobnie sklepione wnętrze nie było wysokie – do 1,5 m (?). Posadzka była ceglana, z cienką wylewką pomalowaną na niebiesko (?). Wejście do niej znajdowało się prawdopodobnie na wprost prezbiterium (sugeruje to układ trumien w krypcie). Na posadzce spoczywały dwie trumny. Nie zajmowały one całej powierzchni pomieszczenia, część południowa była wolna, być może przeznaczono ją na kolejny pochówek kogoś z rodziny. W centralnej części krypty spoczywała Róża Eleonora Bontemps (wg identyfikacji antropologicznej63 – kobieta zmarła w wieku 60-70 lat). Obok niej, wzdłuż północnej ściany krypty, leżała trumna gen. Piotra Bontempsa (mężczyzna, 60-70 lat). Obydwa pochówki nosiły ślady ludzkiej ingerencji, na szczęście niezbyt dużej, mającej miejsce najprawdopodobniej w czasie rozbiórki kościoła w 1935 roku. Zapewne chciano się wtedy przekonać, kto spoczywa w krypcie. Górna część trumny generałowej Bontemps była metalowa, w przekroju daszkowata. Była ona przesunięta w stosunku do wykonanej z drewna części spodniej. Większość źle zachowanych kości znajdowała się pod owym metalowym wiekiem, czaszka leżała na częściowo zachowanej poduszce. Na wieku i wokół pochówka generałowej znaleziono liczne frędzle, ozdobne guzy, szczątki tkanin oraz łączących je tasiemek pochodzących z obicia trumny. Pozyskano również metalowe uchwyty trumny. Generał Bontemps został pochowany w płaskiej, metalowej (ołowianej?) trumnie, składającej się z dwóch połączonych na obwodzie części: spodu i wieka. Jego ciało zostało ponadto nakryte luźnymi deskami. Taki kształt i sposób wykonania trumny zapewne wynikały z faktu, że zwłoki tragicznie zmarłego generała musiały odbyć długą podróż ze stolicy Rosji do podpłockiej Imielnicy. Być może już w Polsce metalowa trumna została włożona do bardziej reprezentacyjnej trumny drewnianej, której szczątki zachowały się. Pochówek gen. Bontempsa został naruszony, prawdopodobnie w 1935 roku. Metalowe wieko trumny zostało rozdarte, a drewniane deski nakrywające zmarłego – rozsunięte. Ponadto niektóre kości (np. zgnieciona czaszka) były przemieszczone. Generalnie jednak szkielet Piotra Bontempsa zachował się znacznie lepiej niż kości jego żony. Zachowało się również sporo fragmentów ubioru generała, co dotyczy 63. Ł. M. Stanaszek, H. Mańkowska-Pliszka, Analiza antropologiczna szczątków ludzkich generała Piotra Bontemps i jego żony Róży Bontemps, maszynopis w posiadaniu Działu Archeologii Muzeum Mazowieckiego w Płocku.


37 zwłaszcza spodni, butów i prawdopodobnie kapelusza, który położono na piersi zmarłego. Pozyskano również guziki, szczątki epoletów, jedną gwiazdkę z epoletu, duży krucyfiks, uchwyty trumny i elementy jej wystroju, m.in. duże ozdobne guzy. Znaleziska z grobu zdają się sugerować, że Bontemps już w Rosji został ubrany na drogę pośmiertną w generalski mundur. Na odrębną wzmiankę zasługuje znalezisko zlokalizowane pomiędzy trumnami gen. Bontempsa i jego żony. Był to interesujący zespół dewocjonaliów, na który składały się fragmenty kilku różańców z drewnianymi żłobionymi krzyżykami oraz liczne metalowe krzyżyki i medaliki. Wszystkie te przedmioty leżały w jednym miejscu, prawdopodobnie celowo zdeponowane w krypcie. Obecne na niektórych medalikach daty sugerują, iż złożenie depozytu nastąpiło po śmierci generałowej Bontemps, tj. po roku 1853. Doczesne szczątki małżonków Piotra i Róży Bontemps po przeprowadzeniu badań antropologicznych zostały pochowane 23 sierpnia 2014 roku w kościele parafialnym pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Płocku Imielnicy.64 Powtórny pogrzeb generałostwa przybrał rozmiary podniosłej uroczystości religijno-patriotycznej z udziałem parlamentarzystów, przedstawicieli najwyższych władz samorządowych województwa mazowieckiego i miasta Płocka, Ambasady Francji, Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, rodziny zmarłych, pocztów sztandarowych, grup rekonstrukcyjnych, mediów oraz licznie przybyłych płocczan. Trumny z prochami Piotra i Róży Bontemps spoczęły w bocznej kaplicy imielnickiego kościoła (tzw. kaplicy Sztembartów), w specjalnie w tym celu przygotowanej krypcie, u stóp wmurowanego w ścianę kaplicy nagrobka z marmuru, wykonanego przez Zakład Kamieniarski Jacka Podstawki z Dobrzykowa, według projektu płockiego artysty Stanisława Płuciennika. W chwili składania trumien do grobu salwę honorową oddały trzy armaty ustawione na placu przed kościołem. Po 79 latach małżonkowie Bontemps powrócili do swojego parafialnego kościoła… ●●● W roku 1840 w dwóch różnych zakątkach Europy odbyły się dwa pogrzeby uczestników burzliwych wydarzeń przełomu XVIII i XIX wieku. W Kościele Inwalidów w Paryżu złożono prochy zmarłego 19 lat wcześniej na Wyspie Świętej Heleny Napoleona. W Imielnicy, małej wiosce pod Płockiem, pochowano byłego oficera napoleońskiego, Piotra Bontempsa. Różna była ranga i oprawa obu wydarzeń, w niejednakowy też sposób utrwaliła się pamięć o zmarłych. Podczas gdy grób cesarza Francuzów nieprzerwanie odwiedzają 64. T. Kordala, Uroczystość w Imielnicy, „Biuletyn Muzealny. Kwartalnik Muzeum Mazowieckiego w Płocku” 2014, nr 3/35, s. 4-5.

Fragmenty wystawy Zapomniany generał Wojska Polskiego Piotr Bontemps 1777-1840, eksponowanej w Muzeum Mazowieckim w Płocku w okresie 12 IV – 3 VII 2016; fot. Z. Miecznikowski.

rzesze turystów, to pochówek dziedzica Gulczewa popadł z czasem w całkowite zapomnienie. I choć osoba Bontempsa pojawia się sporadycznie w opracowaniach historycznych, a hasło „Bontemps” zawierają niektóre encyklopedie polskie i francuskie65, to jednak można odnieść wrażenie, że losy jego grobu stanowią symbol zapomnienia czy może raczej – odrzucenia, tego żołnierza w służbie trzech narodów. Dlatego też wystawę mu poświęconą, prezentowaną w 2016 roku w Muzeum Mazowieckim w Płocku, zatytułowaliśmy „Zapomniany generał Wojska Polskiego Piotr Bontemps 1777-1840”.66 Celem zarówno tej wystawy, jak i całego programu badawczego realizowanego przez nasze muzeum od 2011 roku, którego powodzenie warunkowało odnalezienie grobu Piotra Bontempsa, było wydobycie tej postaci z mroków zapomnienia, na co niewątpliwie ona zasługuje. 65. Np. Mała encyklopedia wojskowa, t. 1, A-J, Warszawa 1967, s. 168; Wielka encyklopedia PWN, t. 4, s. 279; D., B. Quintin, Dictionnaire des Colonels de Napoléon, Paris 20133. 66. Taki sam tytuł miała sesja naukowa zorganizowana w Muzeum Mazowieckim w Płocku 30 VI 2016. W l. 2016-2017 wystawa nasza była prezentowana również w Ostrołęce, Przasnyszu, Pułtusku i Warszawie.


38

Przemysław Nowogórski Fot. Katarzyna Zabłudowska

W

Kościoły w ziemi gostynińskiej według projektów Hilarego Szpilowskiego

dniu dziesiątym marca bieżącego roku mija sto dziewięćdziesiąta rocznica śmierci wybitnego polskiego architekta doby klasycyzmu – Hilarego Szpilowskiego. Dla historii architektury na Mazowszu to znacząca postać, natomiast dla ziemi gostynińskiej nadal

miejscowej szlachty, a dostępny dziś materiał źródłowy jest bardzo ograniczony. To zaś powoduje wiele niejasności i również kontrowersji wokół autorstwa projektów Szpilowskiego. Niniejszy artykuł jest jedynie próbą syntezy architektury sakralnej Hilarego Szpilowskiego w ziemi gostynińskiej, nieco na nowo przemyślaną. Dzisiejszy stan badań nad mazowiecką architekturą klasycystyczną i nad samym Szpilowskim zmusza do nowego spojrzenia na jego twórczość. Nawet jeśli „odbierze się” mu niektóre projekty czy odmówi gdzieś autorstwa lub oryginalności, to przecież pozostaje on znaczącym polskim architektem.

Wykształcenie i początek kariery

Szczawin Kościelny

pozostaje on najwybitniejszym architektem. Według jego projektów zrealizowano dwa pałace, jeden ratusz, a przede wszystkim pięć kościołów w całości i jedną przebudowę fasady. Architektura pałacowa według projektów Szpilowskiego, choć znalazła już całkiem dobre opracowania, nadal budzi zainteresowanie badaczy, a nawet kontrowersje.1 Jednak kościoły, i to nie tylko ziemi gostynińskiej, wciąż czekają na kompleksowe opracowanie. Były to w większości fundacje 1. Zob. np. M. Kwiatkowski, Mazowiecka grupa pałaców klasycystycznych, „Biuletyn Historii Sztuki” (dalej: BHS) 1963, t. 25, nr 2, s. 158-169; T. S. Jaroszewski, W. Baraniewski, Pałace i dwory w okolicach Warszawy, Warszawa 1992; M. Getka-Kenig, Trzy pałace Hilarego Szpilowskiego: klasycyzm a problem elitarności wśród szlachty na Mazowszu w końcu XVIII w., BHS 2015, t. 77, nr 2, s. 275-302.

Hilary Szpilowski (lub Szpilewski) urodził się w 1753 roku na terenie województwa brzesko-litewskiego. Najprawdopodobniej pochodził z rodziny Neronowiczów-Szpilowskich (Szpilewskich). Stanisław Hiż, pierwszy biograf architekta, uważa, że mógł on być nieślubnym dzieckiem któregoś z członków tego rodu.2 W końcu lat siedemdziesiątych XVIII wieku służył w Kawalerii Narodowej pod dowództwem Józefa Wojciecha Mierzejewskiego, strażnika polnego koronnego. Po wystąpieniu ze służby ok. 1780 roku rozpoczął naukę i pracę u Stanisława Zawadzkiego (1743-1806), majora korpusu inżynierów i architekta wojskowego.3 W styczniu 1781 roku Szpilowski podpisał kontrakt na konduktora, czyli nadzorcę budowlanego u Stanisława Zawadzkiego. Ten ostatni był wówczas uznanym i wziętym architektem. W latach 1769-1776 przebywał w Rzymie, gdzie studiował w Akademii Świętego Łukasza (Accademia di San Luca). O jego zdolnościach może świadczyć fakt, że w roku 1771 zdobył drugą nagrodę w Konkursie Klementyńskim (Cordo Clementino) za projekt fasady kościoła Santa Maria Sopra Minerva, a w 1775 roku otrzymał członkostwo di merito tejże akademii.4 Zapewne w 1776 roku Zawadzki powrócił do Polski i wstąpił do służby wojskowej. W następnym roku otrzymał stopień majora i objął stanowisko architekta wojsk koronnych. Niestety, przyjmując bardzo wiele zamówień cywilnych nie miał możliwości nadzorowania wszystkich realizacji. 2. S. Hiż, Zarys życia i twórczości Hilarego Szpilowskiego, BHS 1954, t. 16, nr 3, s. 335. 3. Zob. biogram H. Szpilowskiego: M. Getka-Kenig, Szpilowski (Szpilewski) Hilary (1753-1827), Polski Słownik Biograficzny, t. 49/1, Kraków 2013-2017, s. 1-4. 4. Zob. R. Mączyński, Nieznane aspekty biografii Stanisława Zawadzkiego, „Rocznik Warszawski” 2005, t. 33, s. 39-85; tenże, Rzyms k i e s u k c e s y a rc h i t e k t a S t a n i s ł a w a Z a w a d z k i e g o , „ K w a r t a l n i k A r c h i tektury i Urbanistyki” (dalej: KAiU) 2002, t. 47, z. 4, s. 370-393; tenże, Architekt Stanisław Zawadzki w Rzymie: realia – fascynacje – profity, KAiU 2012, t. 57, z. 3, s. 57-92.


39 Praca połączona z nauką u znakomitego architekta została zakończona dwa lata później. Szpilowski oskarżył bowiem Zawadzkiego przed Departamentem Wojskowym o złe projektowanie koszar w Kamieńcu Podolskim, inwestycji bardzo ważnej z punktu widzenia polskiej obronności. Tło, przebieg, zakończenie i konsekwencje tego konfliktu dokładnie przebadał i opisał prof. Ryszard Mączyński, dlatego ograniczę się jedynie do niezbędnych w tym miejscu rudymentów.5 Najpierw Szpilowski napisał list do gen. majora Jana Chrzciciela Konarzewskiego, szefa kancelarii wojskowej Stanisława Augusta (26 VII 1783), a następnie dwa memoriały: do króla (XII 1783) i do Departamentu Wojskowego (I 1784). Do zarzutów ustosunkował się Zawadzki w liście z 26 stycznia 1784 roku. List ten rzuca pewne światło na wykształcenie Szpilowskiego. Można w nim przeczytać, że po służbie u strażnika Mierzejewskiego, Szpilewski (Zawadzki cały czas używa tej formy nazwiska) chciał uczyć się i pracować właśnie u niego. Ten przystał na to i wyznaczył Szpilowskiemu obowiązki doglądania stajni i wykonywania innych prac domowych (za sumę pięciu czerwonych złotych miesięcznie). A ponieważ znał on już nieco geometrii, Zawadzki zdecydował się uczyć go architektury cywilnej. Jaki był tego efekt? Odpowiedź daje sam Zawadzki: Szpilewski nauczył się trochę teorii i rysowania trzech porządków architektonicznych: toskańskiego, doryckiego i jońskiego. Z czego najlepiej poznał ten pierwszy.6 Nic dziwnego więc, że w przyszłości porządek toskański będzie dominował w architekturze Szpilowskiego. Komisja powołana do rozstrzygnięcia sporu ostatecznie zakończyła sprawę w lutym 1784 roku odrzuceniem postawionych przez Szpilowskiego zarzutów.7 Zawadzki został uniewinniony, a Szpilowski rozpoczął samodzielną pracę. W liście do gen. Konarzewskiego z 23 sierpnia 1783 roku próbował on wytłumaczyć swoje postępowanie wobec Zawadzkiego. Można sądzić, że młody Szpilowski został wykorzystany w intrydze właśnie przeciw Zawadzkiemu, przygotowanej przez konkurentów architekta.8

Osmolin

Dość powszechnie przyjmuje się, że pierwszą realizacją kościelną Hilarego Szpilowskiego na ziemi gostynińskiej był kościół Franciszkanów-Reformatów w Szczawinie Kościelnym z lat 1786-1788. Jednak historia budowy, autorstwo projektu i wykonawstwo robót istniejącego do dnia dzisiejszego kościoła nie jest sprawą jednoznacznie wyjaśnioną. Zaginęła bowiem kro-

nika klasztorna i jedynym dostępnym źródłem jest sprawozdanie z wizytacji arcybiskupiej w dekanacie gostynińskim w roku 1887. Jego część została opublikowana w „Przeglądzie Katolickim”. Anonimowy autor miał najwidoczniej jeszcze dostęp do archiwalnych materiałów klasztornych. Mimo to trudno rozstrzygnąć, kiedy wzniesiono obecny kościół szczawiński. Na podstawie tego sprawozdania należałoby umieścić jego budowę w drugiej połowie XVIII wieku. Autora projektu nie da się ustalić. Dziś, według innych przesłanek, można pośrednio uznać Isidora Affaitatiego.9 Kościół ten nawiązuje bowiem swoją architekturą do kościoła św. Antoniego w Warszawie przy ul. Senatorskiej, wzniesionego według projektu tego architekta. Jednak badacz twórczości Affaitatiego, zmarły niedawno prof. Mariusz Karpowicz, twierdził, że kościoły reformatów zbudowane w XVIII wieku reprezentują typ ścienno-filarowy, a kościół szczawiński jest ich przeciwieństwem – typem podłużnym.10 Według Karpowicza musiał on być zbu-

5. R. Mączyński, Spór Hilarego Szpilowskiego ze Stanisławem Zawadzkim, „Sztuka i Kultura” 2014, nr 2, s. 101-173. 6. Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie (dalej: AGAD), Archiwum Skarbu Koronnego, rękop. sygn. 86/106, k. 14. 7. S Hiż, Zarys życia…, dz. cyt., s. 335; R. Mączyński, Spór…, dz. cyt. s. 205-213 (Oskarżenie i uniewinnienie). 8. R. Mączyński, Spór…, dz. cyt., s. 213.

9. M. Karpowicz, Architekt królewski Isidoro Affaitati (1622-1684), Warszawa 2011, s. 64-72. 10. Jako ścienno-filarowy określają go Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska w: Katalog zabytków sztuki w Polsce, t. 10: Dawne województwo warszawskie, z. 3: Dawny powiat gostyniński, oprac. I. Galicka i H. Sygietyńska, Warszawa 1975 (dalej: KZSP 10, 3), s. 46; natomiast M. Karpowicz uznaje go za przeciwieństwo systemu ścienno-filarowego: M. Karpowicz, Architekt królewski…, dz. cyt., s. 67.

Fasada kościoła Franciszkanów-Reformatów w Szczawinie Kościelnym


40

Przemysław Nowogórski

dowany jeszcze w XVII wieku.11 W dokumentach klasztornych dostępnych wizytatorowi znajdowała się informacja, że przystępujący do prac przy kościele w Szczawinie w 1787 roku architekt warszawski Hilary Szpilowski (zanotowany jako Szpilewski) musiał prawie od początku zaczynać budowę, bo wzniesione już mury były zbyt grube i nie trzymały pionu.12 Szpilowski dobrze wywiązał się z zadania i już 27 września 1787 roku zapłacono mu za pracę. Zakon ogólnie poniósł koszt 35 972 złotych polskich. Przez kolejnych kilka lat trwały jeszcze prace wykończeniowe. Raczej nie należy przypisywać autorstwa projektu kościoła szczawińskiego Hilaremu Szpilowskiemu. Zakonnicy najpewniej wykorzystali starsze dostępne w prowincji wielkopolskiej projekty. Nie da się, jak na razie, jednoznacznie datować budowy kościoła. Kolejnym zagadnieniem związanym ze szczawińskim kościołem i twórczością Szpilowskiego jest w tym kontekście fasada kościoła. Zasadniczo jej autorstwo przypisywane jest Hilaremu Szpilowskiemu. Także i ja o tym niedawno pisałem w „Naszych Korzeniach”.13 Mimo to od dłuższego czasu mam poważne wątpliwości. Autor cytowanego już sprawozdania z wizytacji zapisał, że fronton [kościoła – P.N.] przypomina tu nieco kościół oo. Karmelitów przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.14 I jest to całkiem słuszna uwaga, dotychczas marginalizowana. Oczywiście rozmach fasady kościoła karmelickiego w Warszawie jest nieporównywalny z fasadą kościoła w Szczawinie. Dokładne przyjrzenie się obu fasadom umożliwia uchwycenie pewnego zasadniczego podobieństwa. Fasada kościoła w Szczawinie wydaje się nieco „szregerowska” i odbiega od bardziej skromnych później fasad kościołów projektowanych przez Szpilowskiego (lub jemu przypisywanych). Fasadę kościoła Karmelitów przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie zaprojektował w 1761 lub 1762 roku Efraim Szreger, a prace trwały aż do roku 1780.15 Cechami charakterystycznym tej fasady są: dwukondygnacyjność (partia środkowa), bezwieżowość, akcentowanie partii środkowej kolumnami i ujęcie pilastrami partii bocznych; całość zaś spina fryz tryglifowo-metopowy.16

11. M. Karpowicz, Architekt królewski…, dz. cyt., s. 68. 12. Wizyta Arcypasterska w dekanacie Gostyńskim (c. d.), „Przegląd Katolicki”, 197/1887, s. 813. 13. P. Nowogórski, Kościół w Szczawinie Kościelnym – dzieło dwóch architektów, „Nasze Korzenie” 2015, nr 9, s. 22-27. 14. Wizyta Arcypasterska…, dz. cyt., s. 813. 15. Efraim Szreger (Schröger) (1727-1783) był polskim architektem pochodzenia niemieckiego. Od 1764 r. związany z królem Stanisławem Augustem, dzięki stypendiom którego mógł odbywać podróże po Europie i poznać tamtejszą sztukę. Od początku l. 60. XVIII w. stał się prekursorem stylu wczesnoklasycystycznego w architekturze polskiej. Monografię poświęconą jego twórczości opublikował prof. S. Lorentz, Efraim Szreger: Architekt polski XVIII wieku, Warszawa 1986. 16. M. Kwiatkowski, W związku z fasadą kościoła Karmelitów w Warszawie, „Rocznik Warszawski” 1962, t. 2, s. 48; S. Lorentz, Efraim Szreger…, dz. cyt., s. 94-105.

Fasada kościoła w Szczawinie Kościelnym jest również trzyczęściowa z dwukondygnacyjną częścią środkową, lekko cofniętą. W dolnej kondygnacji część środkową ujmują półkolumny toskańskie, górną zaś półkolumny jońskie. Wieńczy ją trójkątny fronton. Boczne partie dolnej kondygnacji ujęte są parami toskańskich pilastrów. Zwieńczeniem tych partii są dwupoziomowe wieżyczki nakryte ostrosłupami. Podobnie jak w warszawskim kościele Karmelitów, tu również całość fasady spięta jest fryzem tryglifowo-metopowym. Poza tym pomiędzy półkolumnami i pilastrami znajdują się odcinki gzymsów kordonowych i płyciny prostokątne z łezkami, a w partiach bocznych nad nimi również koliste. W płycinie dolnej kondygnacji partii środkowej umieszczona została tablica fundacyjna z inskrypcją: „Królowi wieków” (Tim) Wystawiony MDCCCLXXXVIII Całkiem uprawnione jest powątpiewanie w autorstwo projektu Hilarego Szpilowskiego. Czy jest to dzieło samego Efraima Szregera, który na krótko przed śmiercią działał jeszcze na terenie ziemi łowickiej i łęczyckiej?17 Reformaci mogli pozyskać jego projekt wcześniej, a realizacja ze względów logistycznych przeciągnęła się do końca lat osiemdziesiątych XVIII wieku. Niewątpliwy wpływ architektury Efraima Szregera na Szpilowskiego nie jest jeszcze całkowicie wyświetlony. W momencie prac w Szczawinie Kościelnym Hilary Szpilowski był na początku swojej kariery zawodowej. Wydawałoby się, że już znanym, biorąc pod uwagę budowę pałacu w Walewicach Anastazego Walewskiego.18 Mimo to uznałbym, w przypadku kościoła szczawińskiego, Szpilowskiego za „konduktora” prac niż za projektanta. Architektura kościoła Reformatów w Szczawinie Kościelnym wymaga jeszcze bliższej analizy i (jeśli to możliwe) dodatkowej kwerendy źródłowej.

Grupa kościołów klasycystycznych W 1824 roku Hilary Szpilowski opublikował Wzory kościołów parafialnych po województwach Królestwa Polskiego stawiać się mających, do wyboru dozorom kościelnych i dla użytku budowniczych ułożone przez Hilarego Szpilowskiego. Zbiór zawiera trzynaście wzorów kościołów i dwa wzory plebanii, w tym jeden kościoła protestanckiego, jeden obiektu 17. Np. kaplica św. Wiktorii w kolegiacie łowickiej czy przebudowa kolegiaty w Tumie koło Łęczycy: S. Lorentz, Efraim Szreger…, dz. cyt., s. 279-288 i 289-290. 18. Na ten temat np. M. Getka-Kenig, Trzy pałace…, dz. cyt., s. 287-281.


41 neogotyckiego, jeden kościoła drewnianego. Wzory wszystkich murowanych kościołów rzymskokatolickich są klasycystyczne. Wzory przedstawiają plan obiektu, tak zwaną plantę oraz fasadę, czyli facjatę.19 Warto wspomnieć, że rok później podobny wzornik wydał Piotr Aigner. Wzornik Szpilowskiego nasunął badaczom przypuszczenie, a niejednemu z nich wręcz pewność, że znajdujące się w nim projekty są autorskim dziełem tego architekta i wiele z nich zostało zrealizowanych w miastach i wsiach mazowieckich w ostatniej ćwierci XVIII i na początku XIX wieku. Tym samym przypisano Szpilowskiemu dużą liczbę realizacji.20 W ziemi gostynińskiej do tej grupy kościołów klasycystycznych należą: kościół w Osmolinie, kaplica w Słubicach, kościół w Trębkach i kościół w Suserzu. Należy w tym miejscu zatrzymać się nad problemem modelu kościoła klasycystycznego i jego autorstwa. W ostatnich latach wiele światła na to zagadnienie rzuciły badania prof. Ryszarda Mączyńskiego przy okazji jego studiów nad twórczością wspomnianego już wyżej Stanisława Zawadzkiego. W kontekście projektu i budowy kościoła św. Michała Archanioła w Nowym Dworze Mazowieckim, obiekt ten można uznać za modelowy dla architektury kościołów klasycystycznych na Mazowszu. Profesor Mączyński datuje jego budowę około 1780 roku. Cechą wyróżniającą kościół nowodworski jest wpisanie całego rzutu obiektu w prostokąt, łącznie z prezbiterium. Wnętrze podzielone zostało na trzy części: prezbiterialną, chórową i leżącą pomiędzy nimi nawę dla wiernych. W części prezbiterialnej wyróżniono część ołtarzową, flankowaną przez dwa pomieszczenia: zakrystię i skarbczyk. Nad nimi znajdują się loże kolektorskie, dostępne schodami umieszczonymi za prezbiterium. Naprzeciw prezbiterium leży część chórowa z balkonem chóru muzycznego i kruchtą pod nim. Kruchta ma również trzy części: środkową dostępną wejściem w fasadzie, eliptyczną boczną (prawą) z wejściem w elewacji bocznej i boczną po stronie lewej, okrągłą z klatką schodową. Pomiędzy częścią prezbiterialną a chórową znajduje się salowe wnętrze o ściętych narożnikach. Fasada tego kościoła nawiązuje do trójprzelotowego rzymskiego łuku triumfalnego. Można ją również odczytać jako odniesienie do antycznego portyku, z tym że potraktowanego linearnie, przez zastosowanie pilastrów, a nie kolumn. Nad środkową częścią fasady umieszczona jest wieża na planie kwadratu. Kościół przykrywa trójspadowy dach pokryty dachówką. Do cech architektury tego kościoła należy jeszcze zaliczyć półkoliste okna w górnej partii ścian bocznych, oddzielonych od dolnej gzymsem kordonowym, i pasowe boniowanie tych 19. Jedyny zachowany egzemplarz znajduje się w Bibliotece Jagiellońskiej, sygn. 58603 III; A. Wąsowski, Projekty wzorcowe w twórczości Hilarego Szpilowskiego, KAiU 2001, t. 46, z. 3, s. 275-298; R. Mączyński, Wzorniki architektoniczne doby klasycyzmu. Rozważania nad prospektywnym charakterem proponowanych rozwiązań, KAiU 2014, t. 62, z. 4, s. 499-526. 20. Takie rozwiązanie przyjęły I. Galicka i H. Sygietyńska w KZSP 10, 3.

ścian. Całość sprawia wrażenie dość surowej i powściągliwej, ale jednak przemyślanej, architektury.21 Analizując architekturę klasycystycznych kościołów mazowieckich daje się zauważyć wzorzec Stanisława Zawadzkiego, głównie w podziale wnętrza świątyń, ale nie tylko. Kościół w Osmolinie zbudowany został w latach 1789-1791 z fundacji Stanisława Kostki-Łączyńskiego, podkomorzego gostynińskiego, a jego projekt przypisywany jest Szpilowskiemu.22 Obiekt ten, murowany z cegły i otynkowany, wzniesiony został na planie prostokąta, zamkniętego od strony wschodniej (prezbiterialnej) trójbocznie. Wnętrze podzielone jest na trzy części: prezbiterialną, salę o ściętych narożnikach, część chórową. Różnicę w stosunku do modelu Zawadzkiego stanowi właśnie owo trójboczne zamknięcie prezbiterium. W nim wydzielona jest prawie kwadratowa część ołtarzowa i flankujące ją dwa owalne pomieszczenia dostępne z części ołtarzowej. Nad nimi znajdują się loże kolektorskie, do których prowadzą schody w kruchcie za prezbiterium. Od strony zachodniej leży trójdzielna kruchta, a nad nią chór muzyczny. Do kruchty prowadzi wejście w fasadzie i dodatkowe w elewacji południowej. W części północnej kruchty – drewniane schody na chór. Salowe wnętrze ma wydatnie ścięte narożniki. Całość przykrywa dwuspadowy dach. Linearnie potraktowana została fasada. Ujęta jest parami pilastrów toskańskich na cokołach w wielkim porządku, a na nich wspiera się fryz tryglifowo-metopowy i gzyms modylionowy. Całość wieńczy trójkątny gzymsowany fronton, za nim zaś murek attykowy i schodkowe zwieńczenie zakończone kulą z krzyżem. W przęśle środkowym fasady umieszczona jest wnęka zamknięta archiwoltą z kluczem. W niej prostokątna płycina z datą 1791. Boczne ściany gładko tynkowane, rozdzielone gzymsem kordonowym, a nad nim prostokątne okna zamknięte odcinkowo. Kaplica i dodatkowe pomieszczenie od strony północnej dobudowane zostały zdecydowanie później. Fasada kościoła osmolińskiego znów przywodzi na myśl skojarzenia z architekturą Szregera. W tym przypadku z fasadą kościoła w Skierniewicach, ukończonego w roku 1781.23 Podobieństwo do dzieła Szregera jest niewątpliwe, mimo braku w Osmolinie wyokrąglonych wnęk z wazami i obecności wysokiej wnęki na osi fasady. Kościół w Słubicach powstał zapewne równocześnie z pałacem dla Józefa Andrzeja Mikorskiego i jest również jego fundacją.24 Murowany z cegły i otynkowany, na planie prostokąta zamkniętego trójbocznie. Tu również część prezbiterialna ma wydzieloną część ołtarzową i dwa flankujące ją pomieszczenia (zakrystia i skarbczyk) z otwartymi lożami nad nimi. Po przeciwległej stronie chór muzyczny, a pod nim 21. R. Mączyński, Kościół parafialny w Nowym Dworze Mazowieckim – niedocenione dzieło polskiego klasycyzmu, „Sztuka i Kultura” 2013, nr 1, s. 101-173. 22. KZSP 10, 3, s. 25-26. 23. S. Lorentz, Efraim Szreger…, dz. cyt., s. 214, 225. 24. KZSP 10, 3, s. 30-31.


42

Przemysław Nowogórski

Słubice

kruchta z identycznym rozplanowaniem jak w kościele osmolińskim. Także i nawa jest tu salą o wyraźnie ściętych narożnikach.25 Całość przykryta dwuspadowym dachem. Fasadę o charakterze łuku triumfalnego z lekko cofniętymi partiami skrajnymi ujmują dwie pary toskańskich pilastrów na cokołach w porządku wielkim. Na nich belkowanie z fryzem tryglifowo-metopowym i gzymsem modylionowym, wyżej zaś trójkątny szczyt z odcinkami murku attykowego po bokach. Wieńcząca całość czworoboczna wieżyczka pochodzi najpewniej z przebudowy kościoła w połowie XIX wieku. Na osi fasady znajduje się wysoka wnęka zamknięta arkadą. W jej wnętrzu jest prostokątne wejście z trójkątnym frontonem, nad 25. Boczne kaplice nadające budowli plan krzyża łacińskiego dobudowano w poł. XIX w., kiedy kościół w Słubicach stał się siedzibą parafii przeniesionej z Jamna.

nim kwadratowe okno, wyżej tablica fundacyjna z datą 1791, a ponad nią półkoliste okno. W roku 1802 wzniesiony został kościół w Trębkach, podobnie jak w Osmolinie z fundacji Stanisława Kostki-Łączyńskiego. Jego projekt również przypisywany jest Szpilowskiemu.26 To właśnie ten kościół najbardziej podobny jest do kościoła w Nowym Dworze Mazowieckim. Murowany z cegły, otynkowany i zamknięty w prostokącie. Nieco inaczej niż w wyżej omówionych kościołach architekt rozplanował część prezbiterialną. Główny element stanowi tu apsyda ołtarzowa, flankowana przez pomieszczenia zakrystii i skarbczyka z lożami kolektorskimi nad nimi. Są one dostępne z apsydy i wejściami w elewacjach bocznych. Z tyłu za tymi pomieszczeniami znajduje się owalna kruchta ze schodami prowadzącymi do lóż. Po przeciwległej stronie jest część chórowa z chórem muzycznym i trójdzielną prostokątną kruchtą pod nim. Części środkowa i boczna prawa są prostokątne. Środkowa jest dostępna z fasady, boczna zaś wejściem w bocznej elewacji. Natomiast trzecia część kruchty jest owalna i zawiera schody na chór i poddasze. Nawa jest typowa, o ściętych narożnikach. Dość ciekawie, bo inaczej niż w omawianych dotąd kościołach, rozwiązano fasadę i tylną elewację. Na ich osiach umieszczono płytkie ryzality zwieńczone gzymsowanymi trójkątnymi frontonami. Pojedyncze wejścia umieszczono we wgłębnym portyku w typie serliany. Elewacje zewnętrze łącznie z fasadą rozdzielone gzymsem kordonowym i zwieńczone są gzymsem modylionowym. Fasada, elewacja tylna i skrajne przęsła elewacji bocznych mają boniowanie pasowe. W dolnych partiach przęseł skrajnych elewacji bocznych nad wejściami i prostokątnymi oknami umieszczone są trójkątne frontony. W górnych partiach elewacji bocznych, ponad gzymsem kordonowym, znajdują się półkoliste okna. Plan i częściowo zewnętrzny kostium tego kościoła najbardziej zbliża go do wzoru Stanisława Zawadzkiego. Ostatnim chronologicznie rzymskokatolickim kościołem ziemi gostynińskiej przypisywanym Hilaremu Szpilowskiemu jest pochodzący z 1810 roku kościół w Suserzu.27 Wzniesiony został z fundacji właściciela wsi Jerzego Bończa-Skarżyńskiego, podkomorzego sochaczewskiego. Również i ten obiekt jest na planie prostokąta, zamknięty trójbocznie, murowany z cegły i otynkowany. Choć jego wnętrze podzielone jest na znane z innych kościołów trzy części, to w kilku detalach odbiega od schematu. Ciekawie i oryginalnie architekt rozplanował prezbiterium. Jego główna część – ołtarzowa – jest rotundą otwar26. KZSP 10, 3, s. 49. 27. Tamże, s. 41.


43 tą od góry. Po jej bokach znajdują się nieregularne (zbliżone kształtem do ziaren fasoli) pomieszczenia, dostępne z rotundy ołtarzowej oraz wejściami w bocznych elewacjach. Natomiast za rotundą leży, również nieregularna, kruchta ze schodami prowadzącymi do lóż. Także część chórowa wyróżnia kościół suserski. Jest ona nieco szersza od korpusu kościoła i ma grubsze mury. Być może jest to efekt przebudowy tej części kościoła w ostatnim dziesięcioleciu XIX wieku, kiedy zbudowane zostały dwie wieże. Pod nimi ulokowano po jednym pomieszczeniu na planie koła: północne zawiera klatkę schodową, południowe pełni rolę kruchty i dostępne jest również wejściem w elewacji bocznej. Pomiędzy nimi zaś znajduje się prostokątna kruchta położona na osi budynku. Natomiast nawa jest salą prostokątną bez typowych ściętych narożników. Dach typowy dwuspadowy. Fasada kościoła jest już bardziej schematyczna. Podobnie jak w Słubicach ma nieco cofnięte partie skrajne, co oczywiście sprawia, że jej część środkowa jest zryzalitowana. Ujmują ją dwie pary pilastrów toskańskich na cokołach w porządku wielkim. Na nich wspiera się belkowanie, a nad nim trójkątny szczyt z okulusem w tympanonie. Na osi znajduje się wejście ujęte obramieniem uszatym z łezkami. Nad nim płycina, a jeszcze wyżej, ponad gzymsem kordonowym, półkoliste okno, obecnie zamurowane. Gdy idzie o elewacje boczne, to są one ujęte podziałem ramowym, a część prezbiterialna ma boniowanie pasowe. W elewacjach bocznych, ponad gzymsem kordonowym, umieszczono półkoliste okna.

dołożył rząd królestwa. Ostatecznie koszt budowy okazał się niższy i wyniósł „tylko” 24 tys. złp. Prace budowlane, prowadzone przez gostynińskiego przedsiębiorcę Jakuba Warszawskiego, rozpoczęły się w połowie 1824 roku. Czynny udział wzięli również sami niemieccy koloniści, wydatnie pomagając przy budowie. Jej tempo było imponujące, skoro kościół oddany został do użytku już w połowie sierpnia następnego roku! Być może pewne przygotowania pod budowę prowadzono kilka miesięcy przed oficjalnym jej rozpoczęciem. Przy budowie tylko w niewielkim stopniu wykorzystano ruiny zamku: przyziemie wieży i fragment murów Domu Większego.29 Sam budynek kościoła otrzymał kostium neogotycki, czym znakomicie nawiązywał do średniowiecznego zamku i wpisał się w krajobraz miejsca.30 Kościół wzniesiono w północnej części wzgórza, na planie prostokąta z wieżą przy narożniku północno-wschodnim. Jako budulca użyto kamienia i cegły, a całość

Kościół ewangelicko-augsburski w Gostyninie Ostatnim zrealizowanym projektem architektonicznym Szpilowskiego na ziemi gostynińskiej był kościół ewangelicko-augsburski w Gostyninie. Zbudowano go na wzgórzu zamkowym na miejscu zrujnowanego zamku. Początki gostynińskiej gminy ewangelickiej związane były z przybyciem do miasta osadników niemieckich, przede wszystkim rzemieślników sukienników, w ramach działań władz Królestwa Polskiego. Akcja ta miała na celu podniesienie z zastoju gospodarczego niektórych miast. W województwie mazowieckim najlepszym do tego okazały się Gostynin i Gąbin. Pierwsi osadnicy przybyli do Gostynina w 1821 roku, a pod koniec roku 1823 mieszkało tu już trzydzieści dziewięć rodzin.28 Zwiększająca się liczba ewangelików augsburskich w mieście i wcześniej już (k. XVIII w.) osiadłe rodziny niemieckie w okolicznych wsiach (łącznie ok. 4 tys. wyznawców) wymusiły powstanie samodzielnej parafii ewangelicko-augsburskiej i wzniesienie kościoła parafialnego. Na ten cel przeznaczono teren po zrujnowanym zamku gostynińskim. Kosztorys budowy przewidywał kwotę 32 962 złp. i 31 gr. Sama gmina ewangelicka zadeklarowała swój udział finansowy w wysokości 8057 złp. i 25 gr., a pozostałą kwotę 28. J. Szczepański, Osady sukiennicze na zachodnim Mazowszu w dobie Królestwa Kongresowego, „Rocznik Towarzystwa Naukowego Płockiego” 1983, t. 4, s. 9.

Trębki

29. Ślady wykorzystania w niewielkim stopniu dawnych murów zamkowych przy budowie XIX-wiecznego kościoła uchwycono w czasie badań archeologicznych w pocz. l. 80. XX w. 30. Dobrze widać to na ilustracji w dziele Napoleona Ordy, Album widoków Polski guberni warszawskiej…, Warszawa 1880.


44

Przemysław Nowogórski

Suserz

otynkowano. Już na pierwszy rzut oka widać skromność architektury i wielką oszczędność dekoracji, co odpowiada tendencjom w architekturze protestanckiej. Najbardziej dekoracyjna jest fasada, rozczłonkowana pseudopilastrami w porządku wielkim. Ponad gzymsem znajduje się trójkątny szczyt z okulusem, całość wieńczy blankowanie. Na osi fasady znajduje się ostrołukowa wnęka, w niej zaś prostokątne drzwi, a nad nimi ostrołukowe okno. W bocznych polach zwracają uwagę w dolnej partii prostokątne płyciny, a w górnej ostrołukowe wnęki. Obie partie rozdzielane są odcinkami gzymsu kordonowego. Elewacje boczne (północna i południowa) podzielone zostały lizeno-szkarpami, między którymi umieszczono okna: w dolnych partiach kwadratowe, w górnych zaś ostrołukowe.

Przy budowie trzykondygnacyjnej kwadratowej wieży wykorzystano pozostałości średniowiecznej budowli, o czym świadczą gotyckie cegły widoczne w podziemiach. Z zewnątrz jej dolna partia pokrywa rustykowane boniowanie, a ściany z trzech stron przepruto szczelinami imitującymi dawne okna strzelnicze. Drugą kondygnację, oddzieloną gzymsem, zwieńcza blankowanie. Zdobią ją koliste płyciny ujęte obramieniem w kwadrat. Wreszcie trzecią, wyższą i węższą, kondygnację również wieńczy gzyms, a nad nim blankowanie. W ścianach tej kondygnacji wykonano ostrołukowe przezrocza w prostokątnych płycinach. Równocześnie z kościołem zbudowano dom dla pastora i budynek gospodarczy. I ponownie pojawia się pytanie o autora projektu. Powszechnie przypisuje się go Hilaremu Szpilowskiemu.31 Nie wspomina o tym projekcie Stanisław Hiż. Jednak z dużym prawdopodobieństwem można uznać projekt gostynińskiego kościoła ewangelickiego za projekt Szpilowskiego.32 Przemawia za tym kilka przesłanek. Po pierwsze, architekt ten w ostatniej fazie swojej działalności projektował obiekty w nowym stylu, czyli neogotyku. W jego wzorniku znajduje się jeden przykład kościoła w tym stylu. W 1822 roku zaprojektował on neogotycką fasadę katedry warszawskiej, która nie została wykonana. Rok później zaprojektował również neogotycką fasadę kościoła św. Jacka w Warszawie. Z tego projektu realizacji doczekała się tylko tzw. „gotyka”, czyli galeria przed fasadą, pełniąca rolę izb handlowych, wydzierżawionych przez dominikanów. Należy również pamiętać, że w 1820 roku zlecono Szpilowskiemu wykonanie projektu przebudowy ratusza w Nowym Dworze Mazowieckim na kościół ewangelicki. Projekt został ukończony w następnym roku. Budowla otrzymała kostium neogotycki. Charakterystyczne dlań były lizeny (lub lizeno-szkarpy), a pomiędzy nimi w górnych partiach ścian ostrołukowe okna.33 Taki podział ścian i kształt okien jest identyczny w gostynińskim kościele. Wreszcie w tym czasie w Gostyninie zrealizowano projekt ratusza właśnie Hilarego Szpilowskiego. Można więc uznać z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością jego autorstwo tego projektu. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ten gostyniński kościół był jednym z pierwszych zrealizowanych budowli neogotyckich na ziemiach polskich. Kościół w Nowym Dworze Mazowieckim powstał kilka lat później.34 31. KZSP 10, 3, s. 14. 32. M. Getka-Kenig podaje jako datę projektu rok 1823, zob. M. Getka-Kenig, Szpilowski (Szpilewski)…, dz. cyt., s. 3. 33. Rysunek na restaurację kościoła ewangelickiego z dotychczasowego ratusza w mieście Nowym Dworze, AGAD, KWM, rękop. sygn. 6375, sygnowany przez Hilarego Szpilowskiego. 34. Prace przy budowie tego kościoła rozpoczęły się dopiero w 1826 r., co było spowodowane trudnościami logistycznymi, zwłaszcza stanem technicznym budynku dawnego ratusza (R. Mączyński, Kościół w Nowym Dworze…, dz. cyt., s. 125).


45 Niestety, dalsze dzieje kościoła gostynińskiego, a zwłaszcza ostatnie lata, uczyniły z niego karykaturę architektury i zniszczyły jego historyczne znaczenie.35

Podsumowanie Nie jest sprawą prostą jednoznacznie podsumować twórczość Hilarego Szpilowskiego. Ponownie przebadana i przemyślana architektura kościołów w ziemi gostynińskiej, do tej pory przypisywana mu bezwarunkowo, nasuwa wiele wątpliwości i zmusza do nowego jej ujęcia. Można w jej obrębie wskazać trzy zagadnienia: fasadę kościoła w Szczawinie Kościelnym, grupę klasycystycznych kościołów murowanych, kościół ewangelicko-augsburski w Gostyninie. Najbardziej spójna pod względem formy i dekoracji jest grupa środkowa. Są to obiekty bez wież, założone na planie prostokąta, w zdecydowanej większości zamknięte trójbocznie. Tym samym nawiązują one do pierwowzoru – kościoła św. Michała Archanioła według projektu Stanisława Zawadzkiego. Wkład Szpilowskiego i jego oryginalność daje się zauważyć w rozplanowaniu części prezbiterialnej i chórowej we wnętrzu tych kościołów. Choć schemat jest właściwie taki sam, to różnice tkwią w szczegółach. Należy do nich zaliczyć na przykład apsydę ołtarzową w Trębkach czy rotundę ołtarzową w Suserzu. Podobnie rzecz się ma z planem pomieszczeń flankujących część ołtarzową. Właściwie są one inne w każdym z omawianych wyżej kościołów. Natomiast fasady tych kościołów już taką oryginalnością się nie wykazują. Najbardziej oryginalna jest fasada kościoła w Trębkach, natomiast pozostałe bardzo czytelnie nawiązują do projektów Efraima Szregera (Osmolin) lub Stanisława Zawadzkiego (pozostałe). Fasada kościoła szczawińskiego reprezentuje zupełnie inny typ, zdecydowanie nawiązuje do Efraima Szregera. W tym ostatnim przypadku Szpilowskiego należy uznać za nadzorcę budowy tej fasady, a nie jej autora. Spośród omówionych wyżej obiektów bardzo wyróżnia się kościół ewangelicko-augsburski w Gostyninie. Najpewniej to w tym projekcie Szpilowski okazał się najbardziej oryginalny, a jednocześnie nowatorski. Kościół gostyniński należy bowiem do jednych z pierwszych budowli neogotyckich na ziemiach polskich. Mimo to pewien mit o wielkiej oryginalności i autorskich projektach kościelnych Hilarego Szpilowskiego jest w ostatnich latach weryfikowany. Architekt nie odebrał zbyt solidnego wykształcenia w zakresie architektury i posiłkował się, poza własnym wrodzonym talentem, projektami swojego nauczyciela Stanisława Zawadzkiego i jego mistrza – Efraima Szregera. W ten sposób dokonał ciekawej syntezy architektury klasycystycznej. Jednak nie należy tak całkowicie pozbawiać go własnej inwencji i widzieć w nim jedynie odtwórcę gotowych już wzorów. Klasycystyczne kościoły w ziemi 35. P. Nowogórski, Mit odbudowy zamku w Gostyninie, „Nasze Korzenie” 2013, nr 5, s. 14-19.

Gostynin

gostynińskiej są niezwykle cennym elementem krajobrazu kulturowego tego regionu. W swoim otoczeniu wydają się być obiektami oryginalnymi i niepowtarzalnymi. Sprawa nie wygląda już tak oczywiście w zestawieniu z całością dziejów kościelnej architektury klasycystycznej na Mazowszu. Hilary Szpilowski pozostanie jeszcze na jakiś czas wybitnym architektem ziemi gostynińskiej.


46

Janusz Bielicki

P

Porządki Ogniowe w Dobrzyniu nad Wisłą

rzez wieki polskie miasta i miasteczka często padały ofiarą napaści ze strony wrogów zewnętrznych. Także i wewnętrzne niepokoje, w tym zwłaszcza szlacheckie zajazdy, niejednokrotnie kończyły się rujnującymi pożarami. Oczywiście pożary w miastach powstawały nie tylko podczas walk, również w czasie pokoju nie były one rzadkością w osiedlach o zwartej drewnianej zabudowie. Toteż na przestrzeni wieków starano się w rozmaity sposób zabezpieczyć miasta na wypadek takich zdarzeń. Głównie polegało to na gromadzeniu sprzętów użytecznych przy gaszeniu ognia, a więc beczek i wiader na wodę, drabin, siekier i specjalnych tyczek do odciągania zajętych przez ogień fragmentów zabudowy. Znacznie później pojawiły się ręczne sikawki na wodę, a jeszcze później sikawki wężowe. Pierwsze uchwały miejskie zawierające nakazy i zakazy związane z ochroną przeciwogniową odnotowano już w 1374 roku w Krakowie, w 1544 roku w Poznaniu i w 1546 roku w Warszawie. Jed-

Zapis dotyczący narzędzi ogniowych, 1814 r. AGAD, akta Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych, sygn. 4327.

Zapis dotyczący reperacji sikawki, 1821 r. AGAD, akta Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych, sygn. 4328.

Zakup drugiej sikawki dla miasta, 1823 r. AGAD, akta Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych, sygn. 4328.

Lista narzędzi ogniowych w zapisie magistratu, 1824 r. AGAD, akta Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Policji, sygn. 4328.

nak kompleksowe regulacje prawne w tym zakresie w dużych miastach zaczęły się pojawiać dopiero w XVIII wieku. Starano się w nich szczegółowo unormować postępowanie mieszkańców na wypadek pożaru oraz zadania specjalnie powołanych do walki z ogniem służb. Od drugiej połowy XVIII stulecia zaczęły być wydawane przez burmistrzów rozporządzenia, które nosiły nazwę „Porządków Ogniowych”. W Warszawie pierwszy Porządek Ogniowy wydał w 1760 roku marszałek wielki koronny Franciszek Bieliński. W mniejszych miastach i miasteczkach postęp w tym zakresie nie następował jednak szybko. Związane to było m.in. z koniecznymi wydatkami, na które małe ośrodki zwyczajnie nie było stać. A jak było w Dobrzyniu nad Wisłą? To niegdyś dumne królewskie miasto wielokrotnie w przeszłości padało ofiarą napadów, m.in. ze strony Litwinów, Krzyżaków, Szwedów. Zniszczenia jakie wówczas nastąpiły były bardzo dotkliwe, bowiem miasto i jego obwarowania były w zdecydowanej większości drewniane. Szczególnie zapamiętano zniszczenia z czasów potopu szwedzkiego (1656 r.), a także wielkie pożary miasta w XVIII wieku, które pochłonęły wszystko to, co przez lata zdołano odbudować po zniszczeniach najazdu szwedzkiego. Nie zachowały się niestety żadne miejskie dokumenty, które mogłyby potwierdzić podejmowanie w Dobrzyniu przed rozbiorami działań ograniczających skutki pożarów. Dopiero szczęśliwie zachowane fragmenty dokumentów z końca XVIII i początków XIX wieku, gdy ziemia dobrzyńska znalazła się (w 1793 r.) pod opanowaniem pruskim, rzucają nieco światła na początki owych „porządków ogniowych” w Dobrzyniu nad Wisłą. Ostatni polski, przedrozbiorowy jeszcze, burmistrz miasta w informacji przekazanej nowym pruskim władzom odnotował, że w mieście istnieje 30 studni prywatnych z wiadrami, a każdy dom jest wyposażony w drabinę ogniową. Natomiast dwie ogólnodostępne studnie miejskie opisano tam jako zniszczone. Wynikałoby z tego, że przed zaborami sprawy bezpieczeństwa pożarowego spoczywały przede wszystkim na barkach mieszkańców. W czasach zaboru pruskiego podjęto działania zmierzające do poprawy tego stanu rzeczy, o czym zdają się świadczyć pewne drobne sumy zabezpieczone w budżecie miejskim z roku 1797, przygotowanym przez pruskiego już burmistrza. W okresie Księstwa Warszawskiego, w latach 1807-1815, prace te były kontynuowane, co odzwierciedlają dokumenty Komisji Wojewódzkiej Płockiej przeznaczone dla Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Policji w Warszawie. I tak np. w pierwszym zachowanym z tego okresu budżecie


Zapisy w budżecie Dobrzynia nad Wisłą dotyczące wydatków na sprzęt przeciwpożarowy i jego reparacje, 1797 r. AGAD, akta Generalnego Dyrektorium Departamentu Prus Nowowschodnich, sygn. 170.

miasta, na lata 1809-1810, znajduje się pozycja utrzymanie narzędzi ogniowych oraz wskazana jest kwota 36 złotych polskich (złp.) przeznaczona na ten cel. Zapis z roku 1817, czyli już z czasów Królestwa Polskiego, informuje, że 1 września podjęto decyzję o zakupie pierwszej sikawki wężowej dla miasta. Przeznaczono na ten cel 1200 złp. czyli sumę niebagatelną, biorąc pod uwagę ówczesną wielkość budżetu miejskiego. Wniosek miasta w tej sprawie poparł nawet ówczesny Budowniczy Województwa Mazowieckiego – Hilary Szpilowski. 10 listopada tegoż roku płockie władze wojewódzkie wyraziły zgodę na dokonanie tego tak kosztownego zakupu ze środków miasta. Rok 1817 należałoby chyba uznać za początek posiadania i wykorzystywania w Dobrzyniu bardziej złożonych i nowoczesnych urządzeń gaśniczych. Byłoby to więc dokładnie 200 lat temu. W dokumencie Rewizja Kassy Ekonomicznej miasta Dobrzynia nad Wisłą z roku 1819, w spisie majątku miasta, po raz pierwszy pojawia się owa zakupiona już sikawka wężowa, a ponadto 3 stągwie i pozostałe narzędzia ogniowe. W zapisach z 1820 roku poznajemy pierwszego konserwatora owej sikawki – Wojciecha Szymańskiego. W dokumentach z kolejnych lat zachowały się jeszcze nazwiska dwóch innych mieszkańców miasta wskazanych jako konserwatorów sikawki wężowej. Byli to Bębarski oraz Bielicki, obaj wymienieni tylko z nazwiska. Ten pierwszy pobierał za swoje usługi 13 rubli, drugi zaś już 28 rubli i 50 kopiejek, zapewne dlatego, że w chwili zatrudnienia część z posiadanych miejskich narzędzi ogniowych była już

w złym stanie. Miejscy konserwatorzy sikawek, jako najlepiej z nimi obeznani, zapewne byli jednocześnie ich operatorami podczas akcji gaśniczych. Dlatego też należałoby ich uznać za pierwszych odnotowanych dobrzyńskich strażaków. Lektura szczątkowo zachowanych dokumentów sugeruje, że przyrost miejskiego sprzętu ogniowego dokonywał się bardzo powoli. Przed rokiem 1817 narzędziami ogniowymi były stągwie, beczki, kubły na wodę oraz drabiny gromadzone w specjalnej szopie przeznaczonej na te i inne drobne narzędzia. Szopa owa znajdowała się przy dzisiejszej ulicy Zamkowej, na gruncie należącym do Sylwestra Chełmickiego, dzierżawionym od niego przez miasto na ten właśnie cel. W 1823 roku, poza pierwszą sikawką wężową, na stanie magistratu było jeszcze 21 drabin, 21 kubłów na wodę, 21 beczek na wodę i 7 stągwi. Czyżby te powtarzające się w spisie, uważane za szczęśliwe, liczby 21 i 7 miały także za zadanie odpędzać zagrożenie ogniowe? W 1824 roku pojawia się druga sikawka wężowa, wykonana dla miasta rok wcześniej przez mechanika Filatyna i wyceniona na kwotę 1750 złp. W miejskim budżecie pojawiają się także wydatki przeznaczone na smarowidło do sikawek. 23 maja 1827 roku zadecydowano o wystawieniu nowej, miejskiej tym razem, szopy na narzędzia ogniowe, innymi słowy – pierwszej miejskiej remizy. Umieszczono ją przy skrzyżowaniu ulic Franciszkańskiej i Zamkowej. Postanowiono w ten sposób oszczędzić na ponoszonych dotąd kosztach związanych z dzierżawą gruntu od S. Chełmickiego, które wynosiły 100 złotych rocznie.


48

Janusz Bielicki

Sikawka na podwoziu jednoosiowym, XIX w. Źródło: Wikipedia.

Dobrzyńscy strażacy na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX w., na pierwszym planie odznaczony F. Bielicki. Źródło: G. Ryczkowski, R. Bartoszewski, Album fotografii Dobrzyń nad Wisłą sprzed lat, Dobrzyń nad Wisłą 2002.

Dobrzyńscy strażacy na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX w., na pierwszym planie odznaczony F. Bielicki. Źródło: G. Ryczkowski, R. Bartoszewski, Album fotografii Dobrzyń nad Wisłą sprzed lat, Dobrzyń nad Wisłą 2002.

Wykonawcą nowej szopy został wybrany majster Karol Hess, a koszt jej budowy oszacowano na 691 złp. W 1860 roku dokonano zakupu nowej sikawki wężowej, tym razem za cenę 100 rubli. Nie oznaczało to jednak znaczącej poprawy w ilości i jakości sprzętu pożarowego w mieście. W roku 1865 Dobrzyń dysponował zaledwie dwiema sikawkami wężowymi oraz ośmioma beczkami do rozwożenia wody. Kolejne lata oznaczały stagnację w tym zakresie. Dopiero w końcu XIX wieku pojawiła się dwukołowa sikawka konna oraz pompa, a w mieście wybudowano więcej ogólnodostępnych studni, co znacznie zwiększyło liczbę punktów czerpania wody, także na wypadek pożarów. Jednak przez cały ten czas akcje gaśnicze w mieście przeprowadzano wyłącznie siłami jej mieszkańców, którzy w przypadku alarmu sami stawali do gaszenia pożaru. Pierwszą dobrzyńską ochotniczą służbę przeciwogniową powołano w roku 1910. Stało się to z inicjatywy księdza Leonarda Lipki, który jednocześnie został jej późniejszym sekretarzem i kapelanem. 17 kwietnia 1910 roku odbyło się zebranie założycielskie, a tydzień później pierwsze zebranie zarządu Straży Ogniowo-Ochotniczej (bo tak ją nazwano), do którego weszli: Władysław Nowca (prezes), Karol Pruski (zastępca prezesa), Klemens Karaskiewicz, Wiktor Raniecki, Adam Sobociński, Zelek Feld, Józef Kowalski, Dominik Biernacki, Edward Kukowski, ks. Lipka (sekretarz). Do straży zapisało się wtedy 147 mieszkańców Dobrzynia i najbliższych okolic. W sierpniu tegoż roku zakupiono pierwsze wyposażenie – kaski, bluzy, pasy, trąby alarmowe i sygnałowe, linki ratownicze, kubełki na wodę, pochodnię, co natychmiast udokumentowano na stosownej okolicznościowej fotografii. 25 września 1910 roku odbyło się uroczyste poświęcenie straży, a dzień ten ustanowiono jako jej coroczne święto. Sytuacja finansowa nowo powołanej straży nie była jednak stabilna. Utrzymywała się ona ze składek własnych jej członków oraz środków zebranych podczas specjalnie urządzanych loterii i innych imprez okolicznościowych. Ówczesny magistrat nie dofinansowywał jej działalności. We wrześniu 1911 roku powołano orkiestrę strażacką, która odgrywała nie tylko bardzo ważną rolę w integracji miejscowego środowiska, ale także przynosiła dochody ze swych płatnych występów, które przeznaczano następnie na potrzeby straży. W celu pobudzenia aktywności druhów ówczesny zarząd uchwalił nagrody dla wyróżniających się w służbie strażaków. Jako pierwsi w jej dziejach, we wrześniu 1911 roku, zostali uhonorowani: Stanisław Krajewski, za gorliwość i od-


wagę przy akcji gaszenia jednego z pożarów, gdy w jej trakcie poparzył sobie twarz, oraz Franciszek Bielicki, za przykładne pełnienie wszelkich obowiązków służbowych. Fundusze zbierane samodzielnie przez strażaków nie wystarczały jednak na nabywanie nowych urządzeń pożarowych, dlatego też występowano o wsparcie finansowe do magistratu dobrzyńskiego i Głównego Zarządu Ubezpieczeń, m.in. na zakup hydroforu, nowej sikawki i remonty dwóch starych oraz na zakup specjalnego wozu do przewozu narzędzi ogniowych. W konnej sikawce dwukołowej udało się dokonać wymiany osi i dorobić nowe półwozie. Z powyższego wynika, że sytuacja w zakresie posiadanego sprzętu pożarowego nie zmieniła się zbytnio od pierwszej połowy XIX wieku i nadal pozostawiała wiele do życzenia. Ustawicznie występowano o zapomogi i zasiłki na doposażenie w narzędzia przeciwpożarowe, takie jak węże z łącznikami, pierwszą drabinę składaną, bosaki i tłumice. Wysiłki te przynosiły niestety ograniczone skutki. W dodatku ks. Lipka został przeniesiony do innej parafii i nie mógł dłużej wspierać dobrzyńskich strażaków. Sytuacja taka trwała przez kolejne lata aż do czasów odzyskania przez Polskę niepodległości. W kwietniu 1921 roku ks. Lipka powrócił na dobrzyńską parafię i już w maju, na zainicjowanym przez niego ogólnym zebraniu wszystkich członków straży, został wybrany nowy jej zarząd w składzie: Jan Mieczyński, Bronisław Wiśniewski, Władysław Raniecki, Władysław Tarnicki, Karol Hejne, Stanisław Jabłoński, Władysław Kotarski, Ignacy Rogalski oraz nowy naczelnik – Józef Górecki i dwaj jego zastępcy – Henryk Balcerowski i Franciszek Bielicki. Reaktywowano również orkiestrę strażacką, która pod nieobecność ks. Lipki także przeżywała kryzys. W okresie międzywojennym sytuacja sprzętowa straży zaczęła ulegać stopniowej poprawie, także dzięki temu, że zaczęła ona nareszcie otrzymywać wsparcie finansowe z dobrzyńskiego magistratu. W owym czasie czołowi dobrzyńscy strażacy stają się rozpoznawalni już nie tylko na własnym terenie. Świadczy o tym przyznanie przez Główny Zarząd Ochotniczych Straży Pożarnych RP Franciszkowi Bielickiemu i Józefowi Wrońskiemu Medali za Zasługi dla Pożarnictwa. Medal ten, ustanowiony w 1928 roku przez prezydenta Ignacego Mościckiego, był przyznawany najbardziej zasłużonym i skutecznym w swej służbie druhom strażakom. Na wniosek dobrzyńskich strażaków medal ten przyznano w latach trzydziestych także ks. Leonardowi Lipce. Na fotografiach z tamtych czasów wszyscy nagrodzeni dumnie prezentują przyznane im medale. Po agresji Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku i zajęciu przez nich Dobrzynia ochotnicza straż pożarna została rozwiązana. W jej miejsce okupant ustanowił swoje służby wraz z obowiązkiem uczestnictwa w nich mieszkańców miasta. Po zakończeniu drugiej wojny światowej, w lipcu 1945 roku formacja strażacka w mieście została reaktywowana.

Decyzja dotycząca zakupu pierwszej sikawki wężowej, 1817 r. AGAD, akta Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Policji, sygn. 4327.


50

Janusz Bielicki

Dobrzyńscy strażacy ze swoim chevroletem, 1951 r. Źródło: G. Ryczkowski, R. Bartoszewski, Album fotografii Dobrzyń nad Wisłą sprzed lat, Dobrzyń nad Wisłą 2002.

Zebrani wtedy jej członkowie wybrali pierwszy powojenny zarząd w składzie: Bolesław Zakrzewski (prezes), Mieczysław Napiórkowski (wiceprezes), Franciszek Bielicki (gospodarz), Jan Małkiewicz (skarbnik), Janisław Szymanowski (sekretarz), Józef Habasiński i Władysław Zeifert (członkowie) oraz Tadeusz Kowalski (naczelnik straży) i Stefan Gałęza (zastępca naczelnika). W styczniu 1946 roku lipnowskie władze powiatowe przyznały dobrzyńskim strażakom pierwszy w dziejach samochód do przewozu motopompy i narzędzi przeciwpożarowych. Była to pozostawiona w okolicy przez uciekających w popłochu Niemców motopompa Hydra. Niestety, pojazd był w tak złym stanie technicznym, że po dokonanym przeglądzie zrezygnowano z niego, gdyż strażaków po prostu nie było stać na jego naprawę. Na kolejny przydział samochodu, starego dostawczego chevroleta, trzeba było poczekać aż pięć lat, do roku 1951. Ten pojazd także nie był w najlepszym stanie, trzeba było go najpierw wyremontować i dostosować dla potrzeb straży pożarnej. Powojenny budżet OSP pozostawiał wiele do życzenia, więc strażacy – by go podreperować – nadal zmuszeni byli

organizować płatne okolicznościowe imprezy towarzyskie: bale sylwestrowe, majówki, zabawy, loterie, kwesty uliczne, a nawet amatorskie przedstawienia teatralne. Nawet starą remizę, tę która pamiętała jeszcze czasy z pierwszej połowy XIX wieku, wynajęto pierwszemu powojennemu posiadaczowi samochodu w Dobrzyniu, by tylko pozyskać fundusze na swoje statutowe cele. W marcu 1948 roku na walnym zgromadzeniu dokonano zmian w zarządzie straży. Jej prezesem wybrano Franciszka Bielickiego, druha od pierwszego dnia jej istnienia w 1910 roku. Do zarządu weszli wtedy także: Jan Górecki, Władysław Trzciałkowski, Mieczysław Napiórkowski, Józef Habasiński, Stanisław Bieńkowski. Naczelnikiem pozostał Tadeusz Kowalski, a jego najbliższymi współpracownikami zostali Stefan Gałęza, Józef Wroński, Dominik Majewski, Jan Mikołajewski, Kazimierz Bromirski i Wacław Kalinowski. W owym też czasie w centrum miasta, przy ul. Zduńskiej, obok ówczesnej remizy, wybudowano drewnianą wieżę przeznaczoną do ćwiczeń pożarniczych, prowadzenia obserwacji


Dobrzyńscy strażacy z zakupionym wyposażeniem, 1910 r. Źródło: G. Ryczkowski, R. Bartoszewski, Album fotografii Dobrzyń nad Wisłą sprzed lat, Dobrzyń nad Wisłą 2002.

i suszenia węży strażackich. Wieża ta przez wiele lat dominowała w krajobrazie miasta. Nowo wybrany prezes, znany wszystkim jako świetny organizator, natychmiast uruchomił wiele inicjatyw zmierzających do poprawy stanu posiadania miejscowej straży. Był też częstym i aktywnym uczestnikiem narad i zgromadzeń we władzach powiatowych, gdzie domagał się skutecznie, jak na ówczesne możliwości, środków na jej doposażenie. Tę aktywność przerwała niestety jego nagła śmierć w dniu 15 sierpnia 1950 roku, po której miejscowa społeczność długo nie mogła się otrząsnąć. Był on bowiem dla niej wzorem społecznika, który poza swoją profesją (miał w mieście największy zakład szewski) był oddany całą duszą pasji związanej ze strażą ogniową oraz jej orkiestrą. Dopiero w maju następnego roku wybrano kolejny zarząd, którego prezesem został Jan Małkiewicz, a w jego skład weszli jeszcze Teofil Szałkowski, Stefan Giergielewicz, Jan Górecki, Kazimierz Szczypiński i Władysław Trzciałkowski. Trudny czas powojennych zmagań, nacechowany podstawowymi brakami we wszystkich dziedzinach związanych z funkcjonowaniem dobrzyńskiej straży, przemijał bardzo powoli. Dopiero lata sześćdziesiąte XX wieku przyniosły pewną poprawę w jej zaopatrzeniu, w związku z czym czasy te wykraczają już poza tytułowe i historyczne pojęcie „porządków ogniowych”. Jednakże pamięć i zasłużona chwała należą się tym wszystkim strażakom, którzy w pionierskich, najtrudniejszych czasach swoją wielką, bezinteresowną ofiarnością

i służbą dla swojej społeczności, dali świadectwo wielkiego przywiązania do Dobrzynia, chęci poprawy jego bezpieczeństwa oraz dążenia do stałego rozwoju swojego miasta.

Źródła i literatura przedmiotu WW1. Archiwum Główne Akt Dawnych (AGAD), akta Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Policji, sygn. 4327. 2. AGAD, akta Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych, sygn. 4328. 3. AGAD, akta Generalnego Dyrektorium Departamentu Prus Nowowschodnich, sygn. 170. 4. Książka Protokołów 1910-1922 Straży Ogniowo-Ochotniczej w Dobrzyniu nad Wisłą. 5. „Głos Płocki” 1910, nr 82. 6. J. Kalinowski, K. Kalinowska, Z dziejów Ochotniczej Straży Pożarnej w Dobrzyniu nad Wisłą, [w:] Dzieje dobrzyńskie. Materiały z historii miasta Dobrzynia nad Wisłą i Ziemi Dobrzyńskiej, nr 2, Dobrzyń nad Wisłą 2002. 7. G. Ryczkowski, 100 lat Ochotniczej Straży Pożarnej w Dobrzyniu nad Wisłą, Dobrzyń nad Wisłą 2010. 8. G. Ryczkowski, R. Bartoszewski, Album fotografii Dobrzyń nad Wisłą sprzed lat, Dobrzyń nad Wisłą 2002. 9. A. Simsch, Die Wirtschaftspolitik des preussischen Staates in der Provinz Südpreussen 1793-1806/7, Berlin 1984. 10. J. Wąsicki, Ziemie polskie pod zaborem pruskim. Prusy Nowowschodnie (Neuostpreussen) 1795-1806, Poznań 1963.


Zbigniew J. Tyszka, Magdalena Bilska-Ciećwierz

52

J

Jedna rodzina – wiele historii. Losy Miszewskich i Maciejowskich

erzy Łempicki w Herbarzu mazowieckim opisuje rodzinę Miszewskich herbu Lubicz wywodzącą się z Miszewa Murowanego. Według niego rodzina ta gospodarowała w tym miejscu co najmniej od 2. połowy XIV wieku.1 W 1725 roku Karol Miszewski, syn Bartłomieja, odstąpił dobra w Miszewie Murowanym i okolicach swemu bratu Felicjanowi, a sam nabył Boguszyn w ziemi zakroczymskiej. Prawdopodobnie były to większe dobra, gdyż w opracowaniu Elżbiety Sęczys Szlachta wylegitymowana w Królestwie Polskim w latach 1836-1861 wspomniane ziemie nabyte w 1725 roku określono jako Rogaszyno/Roguszyno (dziś Roguszyn).2 Jednakże potomstwo Karola Miszewskiego osiadłe w tej okolicy można znaleźć w wielu sąsiednich wsiach. Zapewne zakupione przez Karola dobra były duże i obejmowały także inne posiadłości poza Roguszynem oraz – być może – Miszewscy dość szybko dokupili okoliczne wsie. Karol był żonaty z Barbarą Pniewską, a ich potomek Jakub, urodzony ok. 1740 roku, był łowczym ziemi przasnyskiej i nabył m.in. sąsiednie Wilkowuje.3 Był on żonaty od 1762 roku z Agnieszką Franciszką Ostaszewską h. Ostoja. Zmarł w Naborowie 19 kwietnia 1818 roku jako wdowiec. W akcie zgonu został określony jako łowczy brodnicki i były dziedzic dóbr Naborowo.4 Z małżeństwa Jakuba i Agnieszki Franciszki pozostały córki: Antonina (wyszła za mąż za Józefa Sulińskiego), Aniela (została żoną Józefa Rusieckiego h. Radwan) i Magdalena Marianna, która poślubiła Tomasza Dionizego Gościckiego h. Lubicz, urodzonego ok. 1775 roku, dziedzica sąsiednich dóbr Trębki. Jakub i Agnieszka Franciszka Miszewscy mieli również dwóch synów. Jednym z nich był Franciszek (1776-1844) ożeniony z Salomeą Kadłubowską h. Belina (1792-1837), który gospodarował w Roguszynie i Kucharach-Skotnikach; wylegitymował się on w Heroldii w 1837 roku, a pochowany został w Czerwińsku. Małżeństwo to prawdopodobnie było bezdzietne, gdyż w nekrologu Salomei zamieszczonym w „Kurierze Warszawskim” napisano tylko, że zostawiła matkę, męża, braci i licznych przyjaciół. Zmarła w 1837 roku, przeżywszy lat 45. Poza Franciszkiem, Jakub i Agnieszka Franciszka Miszewscy mieli również syna Bernarda, urodzonego 20 sierpnia 1772 roku, a ochrzczonego w kościele pw. św. Jana Chrzci1. J. Łempicki, Herbarz mazowiecki, t. 2, Poznań 1997, s. 287. 2. E. Sęczys, Szlachta wylegitymowana w Królestwie Polskim w latach 1836-1861, Warszawa 2007, s. 446. 3. J. Łempicki, Herbarz…, dz. cyt., s. 297. 4. Akt zgonu nr 41 z dn. 19 kwietnia 1818 r. parafii pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy.

ciela w Radzikowie5, który od 1792 roku był pełnomocnikiem swego ojca. W dniu 4 lutego 1801 roku zawarł ślub w parafii w Krysku z Ludwiką Młodzianowską6, a w 1813 roku był radcą departamentu warszawskiego. Z aktu zgonu jego syna Stanisława wynika, że w 1836 roku Bernard już nie żył.7 Bernard i Ludwika Miszewscy pozostawili trójkę dzieci. Najstarszy Stanisław (ok. 1802-1836) mieszkał w Złotopolicach i zmarł będąc kawalerem. Córka Emilia zmarła po 1837 roku, zaś Izabella urodzona ok. 1806 roku we wsi Pruszyn poślubiła w dniu 1 sierpnia 1835 roku Stanisława Gregorewicza h. Lubicz (1794-1862)8, członka Towarzystwa Rolniczego. Małżonkowie zamieszkali w Złotopolicach, które były ich własnością i tam zmarli – Izabella w wieku 40 lat 9 października 1846 roku9, a Stanisław 2 listopada 1862 roku10. Mieli oni trzy córki i syna. Ostatni z synów Karola i Barbary Miszewskich, Tymoteusz, urodził się w Naborowie ok. 1800-1805 roku11. Był wieloletnim sędzią pokoju powiatu (okręgu) płockiego i właścicielem dóbr w Naborowie, Dłutowie, Poczerninie, Kamienicy i wielu innych. W 1861 roku odnotowano go wśród członków Towarzystwa Rolniczego w Królestwie Polskim. Pierwsze małżeństwo Tymoteusz Miszewski zawarł dopiero 6/18 lutego 1841 roku z Pauliną Angermaier urodzoną ok. 1809-1814 roku w Złotopolicach, córką Rozalii i Stefana małżonków Angermaierów.12 W rejestrze ślubów z 1841 roku z parafii Kamienica nazwisko Pauliny jest zapisane jako Majer. Jej rodzice byli pracownikami najemnymi w majątku Złotopolice (i tam zmarli); ojciec pochodził z Węgier.13 Paulina przed ślubem była gospodynią dworską w Naborowie, czyli zaufaną pracownicą właściciela – Tymoteusza Miszewskiego. Prawdopodobnie nie miała ona posagu, stąd zgodnie z prawem (a małżeństwo zostało zawarte „pod rządem posagowym”) zapewne mąż wyznaczył jej pewną sumę – zawieniec (pro crinili). Być może, że zapisał jej też przywianek.

5. http://geneteka.genealodzy.pl/index.php?op=gt&lang=pol&bdm=B&w=07mz&rid=B&search_lastname=miszewski&search_name=bernard&search_lastname2=&search_name2=&from_date=&to_date=&exac=1 [dostęp: 3 XI 2017]. 6. Akt ślubu z dn. 4 lutego 1801 r. parafii pw. św. Floriana w Krysku. 7. Akt zgonu nr 175 z dn. 24 lipca/5 sierpnia 1836 parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 8. Akt ślubu nr 137 z dn. 1 sierpnia 1835 r. parafii św. Krzyża w Warszawie. 9. Akt zgonu nr 15 z dn. 9 października 1846 r. parafii pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy. 10. Akt zgonu nr 14 z dn. 2 listopada 1862 r. parafii pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy. 11. Różnice w roku urodzenia wynikają z zapisów różnych aktów stanu cywilnego, np. w akcie zgonu jest podany wiek 72 lata. 12. Akt ślubu nr 6 z dn. 6/18 lutego 1841 r. parafii pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy. 13. Akt zgonu nr 34 z 1828 r. parafii pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy.


Małżeństwo to miało co najmniej czworo dzieci. Jan urodził się 26 lutego 1838 roku w Naborowie.14 Aniela urodzona tamże ok. 1842 roku, wyszła za mąż w 1859 roku za Jana Zdrojewskiego, urodzonego w Prażce ok. 1838 roku, syna Franciszka i Marianny z Łempickich małżonków Zdrojewskich.15 Małżeństwo to miało dwie córki. Kolejnym z dzieci Tymoteusza i Pauliny z Angermaierów Miszewskich był Józef Edward, który urodził się w Naborowie w dniu 1/13 kwietnia 1843 roku.16 Nic więcej o nim nie wiadomo, być może zmarł jako dziecko. Ostatnim znanym potomkiem był Wacław urodzony w Naborowie 29 września pomiędzy 1845 a 1847 rokiem (w akcie urodzenia jest wymieniony niepełny rok urodzenia, mianowicie 184…).17 Z przekazów rodzinnych wiadomo, że brał on czynny udział w Powstaniu Styczniowym i w czasie walk powstańczych zaginął bez wieści; jego grobu nie znaleziono. Być może był to ten sam Wacław Miszewski, który w czasie Powstania Styczniowego znajdował się w oddziale Borkowskiego i zginął 19 lutego 1863 roku w bitwie pod Krzywosądzem koło Radziejowa. Małżeństwo Pauliny i Tymoteusza Miszewskich zostało unieważnione w dniu 11/23 czerwca 1854 roku przez Sąd Apostolski drugiej instancji archidiecezji warszawskiej.18 W Herbarzu mazowieckim Łempickiego jest informacja, że po rozwodzie Paulina Miszewska nabyła dobra w Szczytnie i Michalinku. Unieważnienie małżeństwa było wówczas bardzo rzadkim postępowaniem prawnym i prawdopodobnie Paulina uzyskała w związku z tym odpowiednio sporą kwotę od byłego męża, co było możliwe m.in. na skutek zawarcia małżeństwa według prawa posagowego. Informacje Łempickiego potwierdzają zapisy z innych dokumentów, gdyż syn Jan jest wymieniany jako dziedzic Szczytna, a w akcie zgonu z kolei jego syna Michała jest napisane, że urodził się w Michalinku. Wszystko wskazuje więc na to, że rozwiedziona Paulina Miszewska mieszkała tam z rodziną swego syna Jana. Ponieważ po Powstaniu Styczniowym Jan Miszewski musiał uchodzić z Mazowsza, to wyjechała też jego cała najbliższa rodzina – żona, dzieci, matka i teść. Paulina Miszewska zmarła jako dzierżawczyni folwarku Brzozówka w parafii Blinów (koło Kraśnika) w guberni lubelskiej dnia 17 czerwca 1866 roku19 i prawdopodobnie tam została pochowana. 1 4 . A k t u r o d z e n i a / c h r z t u n r 2 7 z d n . 1 3 / 2 5 m a j a 1 8 4 3 r. p a r a f i i pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy. 15. Akt ślubu nr 12 z dn. 20 października 1859 r. parafii pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy. 1 6 . A k t u r o d z e n i a / c h r z t u n r 2 6 z d n . 1 3 / 2 5 m a j a 1 8 4 3 r. p a r a f i i pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy. 17. Akt urodzenia/chrztu nr 4 z dn. 12/24 stycznia 1848 r. parafii pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy. 18. Akt ślubu Tymoteusza Miszewskiego i Leokadii Szpringer nr 12 z dn. 6 lutego 1855 r. parafii pw. św. Aleksandra w Warszawie. 19. Akt zgonu nr 14 z dn. 19 czerwca 1866 r. parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Blinowie.

Metryka ślubu Tymoteusza Miszewskiego i Pauliny Angermeier, 1841 r.; Archiwum Państwowe w Płocku.

Akt zgonu Zefiryna Bureau, 1882 r.; Archiwum Państwowe w Płocku.


54

Zbigniew J. Tyszka, Magdalena Bilska-Ciećwierz

Tymoteusz Miszewski ożenił się po raz drugi z Leokadią Szpringer, urodzoną ok. 1829 roku w Warszawie, córką pułkownika byłych Wojsk Polskich Jana i Magdaleny z Kralewskich małżonków Szpringerów.20 Małżeństwo Miszewskich doczekało się trzech córek. Maria Irena urodziła się 3 grudnia 1855 roku w Warszawie21, a Helena Leokadia 8 maja 1857 roku w Naborowie.22 Ta ostatnia zmarła w dniu 13 października 1858 roku.23 Ostatnia córka Zofia Elżbieta żyła w latach 1860-1931. Po pewnym czasie spędzonym w Naborowie z nową rodziną Tymoteusz Miszewski przeprowadził się do Warszawy. Tam zmarł 12/24 marca 1872 roku.24 Został pochowany na Powązkach. Z wyżej wymienionych dzieci Tymoteusza i Pauliny Miszewskich znane są losy ich syna Jana i jego potomstwa. Jak wyżej napisano gospodarował on, być może wraz z matką, w Szczytnie i Michalinku. Z przekazów rodzinnych wiadomo, że będąc młodym człowiekiem brał udział w Powstaniu Styczniowym. Ożenił się po sąsiedzku z Józefiną Aurorą Karoliną Kossobudzką urodzoną 2 maja 1844 roku we wsi Herléville, departament Somme we Francji25, córką Michała Aleksandra i Aurory Désirée z domu Bureau małżonków Kossobudzkich. Ślub miał miejsce w kościele parafialnym we wsi Wrona, do której to parafii należała wieś Krępica, gdzie mieszkali Kossobudzcy.26 Kossobudzcy wywodzili się z północnego Mazowsza ze wsi Kossobudy w parafii Krajkowo, w gminie Raciąż. W dobrach tych mieszkali już w XV wieku. Wiktor Kossobudzki h. Pobóg urodził się ok. 1720 roku. Jego synem był Ignacy Kossobudzki urodzony zapewne w Kossobudach ok. 1750-1760 roku. Około 1790 roku ożenił się on z Praksedą z Nakwaskich h. Prus II, urodzoną ok. 1775 roku, córką Wincentego Nakwaskiego h. Prus II i Barbary z domu Szydłowskiej h. Lubicz. Nie wiadomo kiedy zmarł Ignacy; w akcie ślubu córki Julianny z 1836 roku jest zapis, że nie żył już w chwili ożenku córki. W „Kurierze Warszawskim” nr 206 z dnia 8 sierpnia 1850 roku jest informacja, iż Prakseda z Nakwaskich Kossobudzka, wdowa po obywatelu guberni płokiej, zmarła 21 lipca 1850 roku w dniu swoich imienin w wieku 75 lat. Małżeństwo Ignacego i Praksedy Kossobudzkich miało kilkoro dzieci. 20. Akt ślubu nr 12 z dn. 6 lutego 1855 r. parafii pw. św. Aleksandra w Warszawie. 21. Akt urodzenia/chrztu nr 15 z 1856 r. parafii pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy. 22. Akt urodzenia/chrztu nr 34 z 1857 r. parafii pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy. 23. Akt zgonu nr 16 z 1858 r. parafii pw. Opatrzności Bożej w Kamienicy. 24. Akt zgonu nr 117 z dn. 12/24 marca 1872 r. parafii Wszystkich Świętych w Warszawie. 25. Akt urodzenia/chrztu nr 7 z dn. 4 maja 1844 r. parafii Saint Cloude w Herléville. 26. Akt ślubu nr 1 z dn. 27 stycznia 1863 r. parafii pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika we wsi Wrona.

Jednym z nich był urodzony w Kossobudach 13 września 1813 roku Michał Aleksander.27 Brał on udział w Powstaniu Listopadowym będąc podporucznikiem saperów. Po powstaniu wyemigrował do Francji, przybył tam w kwietniu 1832 roku. Był w zakładach Lunel i Le Puy, a 8 lutego 1833 roku został skierowany do Dijon dla kontynuowania studiów prawniczych. W latach 1835-1837 studiował w szkole rolniczej w Grignon. Dnia 9 listopada 1835 roku jako członek honorowy przystąpił do Towarzystwa Politechnicznego, założonego przez gen. Józefa Bema. Zdał egzamin na stanowisko agent-voyer. Od grudnia 1844 roku pracował na roli w Ham, a w maju 1844 roku przeniósł się do Herléville w departamencie Somme, zostając zarządcą majątku. Wcześniej, w dniu 20 lipca 1843 roku, w Herléville ożenił się z Francuzką Aurorą Désirée Bureau, urodzoną 31 października 1827 roku w Herléville, córką Edmé Zefiryna Bureau i Josephine Anne Marie z domu Coulette.28 Od października 1847 roku Michał Aleksander był zarządcą w Courgenay również w departamencie Somme. Od kwietnia 1851 roku dzierżawił ziemię w Frannéville. W 1857 roku otrzymał pozwolenie na powrót do kraju i przeniósł się na Mazowsze wraz z żoną i córkami oraz z teściami. Osiadł we wsi Krępica koło Płońska. Zmarł tamże w wieku 49 lat dnia 18 listopada 1862 roku.29 Żona Michała Aleksandra Aurora zmarła w Płocku i została pochowana w grobie rodziny Miszewskich. Ze wspomnień rodzinnych wiadomo, że do swej śmierci nie nauczyła się dobrze mówić po polsku i że narzekała na chłodny klimat kraju, do którego została przywieziona przez męża z cieplejszej Francji. Aurora pochodziła z włościańskiej rodziny. Jej ojciec Zefiryn urodził się 10 listopada 1799 roku w Chailly sur Armancon w departamencie Yonne w Burgundii. We francuskich dokumentach był określany jako marchand (handlowiec), a w polskich jako obywatel, a więc mieszczanin. Był synem Jean Nicolaus i Anne Marie z domu Truchy małżonków Bureau. Zarówno jego ojciec jak i obaj dziadkowie byli rolnikami w Chailly oraz zajmowali się produkcją i handlem węglem drzewnym. Jest zatem wielce prawdopodobne, że Zefiryn Bureau również handlował we Francji węglem drzewnym. W dniu 1 maja 1823 roku w parafii Saint Cloude w Herléville zawarł on ślub z Josephine Anne 27. Akt urodzenia/chrztu z 13 września 1813 r. parafii pw. Świętej Trójcy w Krajkowie. 28. Akt ślubu nr 20 z 1843 r. Akt urodzenia/chrztu Aurory Désirée z dn. 4 listopada 1827 parafii Saint Cloude w Herléville. 29. Akt zgonu nr 57 z 1862 r. parafii pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika we wsi Wrona.


55 Marie Coulette, urodzoną 29 grudnia 1802 roku w Herléville, córką Aubin Anaclet (pracownika rolnego i krawca) oraz Marie Victorie z domu Graffet małżonków Coulette. Można więc wysnuć wniosek, że małżeństwo córki Zefiryna Aurory było awansem społecznym dla rodziny Zefiryna – wyszła ona bowiem wprawdzie za emigranta, ale weszła w środowisko ziemiańsko-inteligenckie. Jak wyżej wspomniano Aurora przyjechała do Polski z rodzicami. Jej matka zmarła dość szybko we wsi Krępica k. Płońska 3 października 1862 roku.30 Ojciec Aurory, Zefiryn, zapewne mieszkał z rodziną córki i zięcia oraz podróżował z nimi po Polsce. Można to stwierdzić na podstawie aktów chrztu wnuków wystawionych np. w Mińsku Mazowieckim (1866 r.) czy w Płocku (1873 r.). Zmarł 2/14 maja 1882 roku w Płocku i tam został pochowany31; w chwili śmierci mieszkał w Płocku przy ul. Grodzkiej nr 9. Małżonkowie Michał i Aurora Kossobudzcy mieli dwie córki, Józefinę i Wiktorię32, obie urodzone we Francji. Rodzicami chrzestnymi Józefiny Aurory Karoliny byli dziadkowie niemowlęcia i, co podkreślono w akcie chrztu, najstarsi członkowie rodziny. Po wyjściu za mąż w styczniu 1863 roku za Jana Miszewskiego, Józefina urodziła dziesięcioro dzieci. Zmarła w Płocku dnia 13/25 stycznia 1882 roku i tam została pochowana.33 Jan Miszewski w różnych latach w dokumentach stanu cywilnego różnie był określany – w zależności od tego co akurat robił. Mianowicie jako dziedzic dóbr Szczytno (k. Płońska), później jako dzierżawca folwarku Brzozówka w parafii Blinów, a następnie wymieniają go dokumenty jako zamieszkałego w Płocku i utrzymującego się ze środków własnych. Na Mazowsze wraz z rodziną przeprowadził się z Lubelszczyzny ok. 1871 roku. Zmarł 24 lutego/8 marca 1895 roku w Płocku34 i tam został pochowany. Jak wspomniano, Jan i Józefina Aurora Karolina Miszewscy mieli co najmniej dziesięcioro dzieci. Kilkoro zmarło w dzieciństwie. Wieku dorosłego dożyły 3 córki: Janina Józefina (ur. 1864), Wanda Maria Aurora Franciszka (ur. 1867) i Helena Paulina Aurora (ur. 1872) oraz synowie Michał Jan Wacław Wiktor (ur. 1865) i Stanisław Kordian Marian (ur. 1868). Jedynie córki zostawiły potomstwo.

30. Akt zgonu nr 49 z dn. 5 października 1862 r. parafii pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika we wsi Wrona. 31. Akt zgonu nr 141 z dn. 3/15 maja 1882 parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 32. Wiktoria urodziła się w roku 1850 (prawdopodobnie we wsi Herléville, departament Somme). Wyszła ona za mąż w wieku 17 lat za swego kuzyna Ludwika Czermińskiego urodzonego w 1842 roku w Sulacinie, syna Aleksandra Czermińskiego h. Cholewa i jego małżonki Wiktorii z Kossobudzkich herbu Pobóg. Ślub odbył się 7 października 1867 roku w parafii Zagroba za dyspensą biskupa diecezji płockiej związanej z pokrewieństwem w stopniu trzecim łącznie z drugim oraz za zezwoleniem ustnym matki młodej obecnej temu aktowi, akt ślubu nr 6 z dn. 7 października 1867 r. parafii pw. św. Wojciecha w Zagrobie. W chwili ślubu Ludwik Czermiński mieszkał przy familii w Przeciszewie, a jego ojciec Aleksander już nie żył. Ta linia rodziny zostawiła liczne i dość płodne potomstwo. Połączyła się m.in. z rodzinami Mieczyńskich, Pruskich, Żychlińskich. 33. Akt zgonu nr 18 z 1882 r. w Płocku. 34. Akt zgonu nr 78 z 1895 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku.

Janina Maciejowska, lata 30. XX w.; zbiory rodzinne.

Najstarszą była Janina Józefina urodzona 17 stycznia 1864 roku we wsi Szczytno w parafii Krysk.35 W życiu prywatnym używała tylko pierwszego imienia. Podobnie jak później jej siostry ukończyła ona sześcioklasową szkołę dla panien w Płocku (pensję Cecylii Gościckiej), co wówczas odpowiadało poziomowi edukacji w szkole średniej. Została nauczycielką języka francuskiego. Z rodzinnych przekazów wiadomo, że wszystkie siostry Miszewskie na początku utrzymywały się z tzw. kondycji, czyli były nauczycielkami w zamożniejszych domach ziemiańskich na wsi. W latach szkolnych 1882/83 - 1887/88 Janina uczyła w szkole dla panien Marii Fölkershamowej w Płocku, a na przełomie lat 80. i 90. XIX wieku przez jakiś czas wraz ze swą młodszą siostrą Wandą Marią utrzymywała prywatną, żeńską pensję w Mławie. Tam też wyszła za mąż.36 Janina była również korepetytorką na pensji Sabiny Janusz w Płocku, by następnie w latach szkolnych 1903/4 - 1907/08 pracować na pensji Anieli Arnold, a do końca roku szkolnego 1914/15 w zakładzie Marii Gutkowskiej. Gdy w roku 1906 ks. prałat Ignacy Lasocki założył Towarzystwo Udziałowe, którego sku.

35. Akt urodzenia/chrztu nr 9 z dn. 8 lutego 1864 r. parafii pw. św. Floriana w Kry-

36. Akt ślubu nr 47 z 17/29 czerwca 1892 r. parafii pw. św. Stanisława BM w Mławie. Świadkami ślubu byli: Ludwik hr. Mycielski – inżynier Kolei Nadwiślańskiej i Teofil Lubański – urzędnik Kolei Nadwiślańskiej.


56

Zbigniew J. Tyszka, Magdalena Bilska-Ciećwierz

celem było zorganizowanie w Płocku polskiego gimnazjum żeńskiego, Janina była jedną z pierwszych członkiń towarzystwa. Uczyła też w szkole udziałowej (późniejsze sławne Gimnazjum Żeńskie im. Hetmanowej Reginy Żółkiewskiej) w latach 1907-1912. Jednak swą karierę zawodową związała głównie z Gimnazjum Męskim im. Króla Władysława Jagiełły w Płocku. Uczyła tu w latach 1911-1928, a więc aż do emerytury. W pierwszym okresie funkcjonowania „Jagiellonki” była właściwie jedyną kobietą w gronie pedagogicznym. Jako nauczycielka była osobą bardzo cenioną. Uważano, że jej uczniowie wynoszą ze szkoły gruntowną znajomość języka francuskiego, dzięki czemu świetnie radzili sobie na studiach zagranicznych. We wspomnieniach Zygmunta Kozaneckiego, ucznia gimnazjum Władysława Jagiełły, została opisana jako osoba potrafiąca utrzymać dyscyplinę wśród uczniów, nie pozwalająca podpowiadać… Troszczyła się o biednych uczniów, zabiegała o stypendia i zapomogi. W czasie pierwszej wojny światowej działała w Komitecie Pomocy Dzieciom, prowadzonym przez ks. Stanisława Figielskiego. Była też aktywną członkinią Ligi Kobiet Pogotowia Wojennego, której zadaniem było m.in. wyekwipowanie ochotników z Płocka do Legionów Józefa Piłsudskiego. Wspierała Polską Organizację Wojskową (POW). Była znana z lewicowych poglądów, należała do Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS), a potem wspierała sanację. W grudniu 1927 roku była współinicjatorką powstania w Płocku sekcji Komitetu Wyborczego Kobiet Demokratycznych. 25 stycznia 1928 roku komitet wydał oświadczenie, w którym wyraził poparcie dla Józefa Piłsudskiego i Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR). Po wyborach parlamentarnych Janina kontynuowała pracę w Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet, będąc jego przewodniczącą. Zachęcała płocczanki do pracy samokształceniowej i społeczno-charytatywnej, do włączania się w działalność prowadzonych przez związek kursów, szkół czy przedszkoli. W 1936 roku na łamach „Kuriera Mazowieckiego” pisała: [Wśród członkiń] bardzo wiele wstrzymuje się od tych dwóch godzin pracy tygodniowo, do których zobowiązane są statutem. Wskutek tego pozostałe są przeciążone, a co ważniejsze, nie mogą podołać. […] Jakże wiele można by dokonać, a z jak niewielkim wysiłkiem dla pojedynczych członkiń. Tymczasem najwięcej zwykle pracują w związku osoby i tak zapracowane. […] Więc, drogie panie, nie ograniczajmy się tylko do podziwiania tych z pomiędzy nas, które w związek wkładają dużo pracy, nie zazdrośćmy im energii, dajmy choćby te dwie obowiązkowe godziny pra-

cy tygodniowo, a związek nasz, któremu nawet przeciwnicy przyznają wielką użyteczność, zakwitnie, a my pokochamy pracę w nim. Inną organizacją, w której władzach udzielała się Janina, był powstały we wrześniu 1935 roku w Płocku Związek Pań Domu. Janina była żoną Piotra Pawła Wawrzyńca Maciejowskiego, urodzonego 28 czerwca 1863 roku w Warszawie na Pradze, syna Ludwika i Marii z Wardyńskich małżonków Maciejowskich37, technika drogowego, zatrudnionego prawdopodobnie przy budowie drogi żelaznej. Po osiedleniu się w Płocku Piotr był urzędnikiem i m.in. członkiem zarządu płockiego Towarzystwa Kolarzy, a po reaktywacji towarzystwa w końcu lat dwudziestych, jego prezesem. Janina zmarła w Płocku dnia 10 lipca 1938 roku i tu została pochowana.38 Po śmierci żony Piotr Maciejowski, jako emeryt, zamieszkał w domu rencistów w Płocku. W czasie drugiej wojny światowej, po zajęciu Płocka przez Niemców, Maciejowski został wywieziony w trzaskający mróz w marcu 1941 roku otwartą ciężarówką z Płocka do obozu pod Działdowem. Po przetrzymaniu w obozie Niemcy zwolnili go z racji podeszłego wieku do Generalnej Guberni – do Starachowic czy też do Skarżyska. Mimo podeszłego wieku – 77 lat – dotarł już na własną rękę do Warszawy do domu swej szwagierki Wandy Tyszkowej. Był jednak ciężko chory na zapalenie płuc i po 5 dniach zmarł. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim. Był to człowiek może niezbyt lotny, ale bardzo dobry i wyrozumiały dla ludzi. Bratem Janiny Maciejowskiej i zarazem najstarszym synem Jana i Józefiny Aurory Karoliny Miszewskich był Michał Jan Wacław Wiktor. Można znaleźć jego akt urodzenia/chrztu sporządzony w parafii w Mińsku Mazowieckim.39 Wynika z niego, że urodził się w dniu 25 czerwca 1865 roku we wsi Stojadła (dziś część Mińska Mazowieckiego). Jego rodzicami chrzestnymi byli pradziadek Zefiryn Bióro (powinno być Bureau) i babka Paulina Miszewska z domu Angermaier; asystowali: ciotka Wiktoria Kossobudzka i Bolesław Czermiński. Wszystko wskazuje na to, że Michał był chrzczony „po drodze”, gdy jego ojciec Jan musiał po Powstaniu Styczniowym opuścić Mazowsze. Jak wiadomo, wraz z rodziną ostatecznie dotarł pod Kraśnik, gdzie jego matka, a póź3 7 . A k t u r o d z e n i a / c h r z t u n r 3 5 6 z d n . 2 5 g r u d n i a 1 8 6 3 r. p a r a f i i pw. MB Loretańskiej w Warszawie Pradze. 38. Akt zgonu nr 1462011/00/AZ/1938/483293 (współczesna sygnatura USC). 39. Akt urodzenia nr 43 z dn. 8 lutego 1866 r. parafii pw. Narodzenia NMP w Mińsku Mazowieckim.


57 niej on, byli dzierżawcami folwarku Brzozówka. W akcie zgonu Michała Miszewskiego jest napisane, że urodził się we wsi Michalinek w parafii Krysk powiat płoński.40 Jego babka Paulina kupiła po rozwodzie właśnie Szczytno i Michalinek pod Płońskiem i gospodarowała tam z synem Janem. Zatem bardziej prawdopodobne jest to, że Michał Miszewski urodził się jednak w Michalinku przed wyjazdem rodziny na Lubelszczyznę. We wspomnieniach z lat 30. Wandy Marii, siostry Michała, przewijał się wątek śmierci jej brata w Płocku w młodym wieku. Nie jest to do końca prawdą, gdyż w chwili śmierci miał 41 lat, ale po latach i z punktu widzenia starszej siostry, będącej już wówczas wiekową osobą, mogło to tak wyglądać. Michał Miszewski był kawalerem i mieszkał w Płocku. W akcie zgonu z dnia 20 lipca/ 2 sierpnia 1906 roku jest określony jako farbiarz/malarz, który zmarł w dniu 19 lipca/ 1 sierpnia 1906 roku w szpitalu św. Trójcy. Dokładnie nie wiadomo jak rozumieć jego zawód (ros. krasilszczik), ale być może prowadził jakieś prace usługowe z zakresu malowania czy farbowania. W akcie zgonu jest zapisane, że śmierć zgłosili dwaj jego szwagrowie – Zygmunt P. Tyszka (nauczyciel z Warszawy) i Feliks Gadzaliński (fotograf z Płocka). Według informacji rodzinnych został pochowany w Płocku. Kolejne dwoje dzieci Jana i Józefiny Aurory Karoliny Miszewskich urodziło się w Lubelskiem. Pierwszym była Wanda Maria Aurora Franciszka Miszewska, która przyszła na świat 31 stycznia 1867 roku w Brzozówce pod Kraśnikiem (dawny powiat janowski, gubernia lubelska).41 Podobnie jak starsza siostra Janina, była ona nauczycielką. Wyszła za mąż za warszawskiego nauczyciela matematyki (rodem z Płocka), Zygmunta Piotra Tyszkę. Zmarła w Łowiczu dnia 18 października 1944 roku i tam została pochowana42, a po ekshumacji spoczywa w Warszawie na Powązkach. Jej mąż Zygmunt Piotr Tyszka zmarł w Moskwie w 1916 roku i tam został pogrzebany. Także w Brzozówce w 1868 (lub w 1869) roku urodził się Stanisław Kordian Marian. Z jego metryki chrztu wynika, że rodzina Miszewskich po powrocie na Mazowsze przebywała we wsi Przeciszewo.43 Rodzicami chrzestnymi byli: pradziadek Zefiryn Bureau i Janina Miszewska (w tekście łacińskim dokumentu imię oddano jako Joanna). Wychowywał się już w Płocku i tu – prawdopodobnie w 1890 roku – ukończył gimnazjum gubernialne (dzisiejszą „Małachowiankę”). Następnie podjął studia medyczne na Uniwersytecie w Warszawie. W 1894 roku, gdy był już na IV roku studiów, wraz ze swym kuzynem Szymonem Kos-

sobudzkim44 (studentem V roku medycyny) i kilku innymi kolegami, został jednym z głównych organizatorów obchodów stulecia insurekcji kościuszkowskiej. Dnia 17 kwietnia 1894 roku po mszy św. w katedrze św. Jana warszawscy studenci udali się tłumnie pod kamienicę Kilińskiego przy ul. Wąski Dunaj i odśpiewali m.in. taką piosenkę: Kiliński szewcem był, Oj, podburzył Warszawę, Wyprawił Moskalom weselisko krwawe. W rezultacie wszyscy biorący udział w tej demonstracji zostali zapędzeni przez policję na jakieś większe podwórze przy ul. Podwale i zatrzymani przez carską ochranę. Zgodnie z wyrokiem sądowym organizatorzy, do których należał m.in. Stanisław Miszewski, zostali relegowani z uczelni. Otrzymali nakazy pobytu (posielienia) w innych częściach carskiej Rosji. Stanisław miał spędzić trzy lata w guberni archangielskiej. Oryginalne to były stosunki – po wyroku wszyscy skazani otrzymali tydzień na załatwienie swych spraw osobistych przed wyjazdem w głąb Rosji.45 Wielu

4 0 . A k t z g o n u n r 2 2 4 z d n . 2 0 l i p c a / 2 s i e r p n i a 1 9 0 6 r. p a r a f i i pw. św. Bartłomieja w Płocku. 41. Akt urodzenia nr 4 z dn. 2 lutego 1867 r. parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Blinowie. 42. Akt zgonu nr 286/1944/I z USC w Łowiczu. 43. Akt chrztu z dn. 24 listopada 1871 r. parafii pw. św. Wojciecha we wsi Zagroba.

44. Szymon Antoni Tomasz Kossobudzki – późniejszy profesor medycyny, chirurg; syn Ludwika i Cecylii z Trzcińskich małżonków Kossobudzkich, ur. 28 października 1869 r. w Płocku, akt ur. nr 249 z 1869 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku; zmarł 8 lipca 1934 r. w Kurytybie. 45. Por.: S. Nowak, Z moich wspomnień (lata szkolne: 1884-1902), Częstochowa 1933, s. 39-55.

Stanisław Miszewski, ok. 1886 r.; zbiory MMP.


58

Zbigniew J. Tyszka, Magdalena Bilska-Ciećwierz skazanych studentów, między innymi Stanisław Miszewski, przeszło nielegalnie przez granicę i znalazło się w zaborze austriackim (w Galicji). Ze wspomnienia pośmiertnego o Stanisławie Miszewskim wynika, że dotarł on tam poprzez zabór pruski. W Krakowie Stanisław kontynuował studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Za zgodą senatu akademii został wpisany, jako spóźniony, dopiero 28 stycznia 1895 roku na semestr pierwszy Wydziału Lekarskiego. Był studentem zwyczajnym w latach 1894/95 – 1896/97, a w drugim semestrze roku 1898/99 studentem nadzwyczajnym. W dniu 17 lipca 1899 roku otrzymał tytuł doktora wszechnauk lekarskich. Był przez pewien czas w Krakowie asystentem sławnego bakteriologa profesora Odo F. K. Bujwida. Następnie, w 1902 roku, przeniósł się do Jaryczowa na wschód od Lwowa, gdzie był miejskim

że wuj przez dłuższy czas leżał i jęczał. Niedługo później pochowałem wuja w Jaworowie. Byliśmy na pogrzebie z mamą i Grzesiem Gadzalińskim. Zmarł jako lekarz kolejowy dnia 17 września 1923 roku46 na atak serca. Dzisiaj jego grób w Jaworowie nie istnieje, a w reaktywowanej 20 lat temu parafii rzymsko-katolickiej pw. św. Piotra i Pawła nie zachowały się żadne dokumenty archiwalne.47 Kolejny syn Jana i Józefiny Karoliny Miszewskich, Karol Lucjan Zefiryn, urodził się już po powrocie rodziny na Mazowsze 2 grudnia 1870 roku we wsi Przeciszewo w parafii Zagroba.48 Rodzina Miszewskich mieszkała tam u siostry i szwagra Józefiny Karoliny, czyli u Ludwika i Wiktorii Czermińskich. Niestety, Ludwik Karol zmarł w Płocku w wieku czterech lat w dniu 7/19 stycznia 1875 roku49 i zapewne tutaj został pochowany.

Akty chrztu Stanisława i Karola Miszewskich, 1871 r.; Archiwum Diecezjalne w Płocku.

lekarzem. Ostatecznie od 1904 roku osiadł w powiatowym mieście na zachód od Lwowa – Jaworowie. Był lekarzem kolejowym, a od 1910 roku miejskim. Przez całe swe życie udzielał się społecznie. Jeszcze w okresie studiów w Warszawie prowadził konspiracyjną pracę oświatową, a już jako lekarz w Jaworowie należał do różnych organizacji społecznych, a szczególnie wspierał miejscowego „Sokoła”. Był znany z pomocy biednym chorym. Możliwe, że brał udział w walkach Legionów Polskich pod komendą Józefa Piłsudskiego. Z pewnością walczył w 1918 roku z Ukraińcami o Jaworów i był ciężko ranny. Nie odzyskał już pełni sił i do końca życia miał niesprawną rękę. Mimo że był człowiekiem wysokim, szczupłym, postawnym, nieprzeciętnej urody, to przez całe życie pozostał kawalerem. Jego siostrzeniec Zygmunt K. Tyszka wspominał: W 1920 roku [w czasie wojny polsko-bolszewickiej] za mego pobytu w wojsku w 214. Pułku Ułanów wyrwałem się na jednodniowy urlop do pobliskiego Jaworowa dla odwiedzenia wuja Stanisława. Był już poważnie chory na serce. Mój nieoczekiwany przyjazd spowodował tak silne bóle serca,

Już w Płocku urodziła się w dniu 30 listopada/ 12 grudnia 1872 roku Helena Paulina Aniela.50 W swym życiu używała pierwszego imienia. Jak wspominał jej siostrzeniec Zygmunt K. Tyszka, była zdecydowanym krótkowidzem. Podobnie jak starsze siostry ukończyła w Płocku pensję i następnie była prywatną nauczycielką. W dniu 20 lipca/ 2 sierpnia 1904 roku wyszła za mąż za Feliksa Gadzalińskiego rodem ze Słupna pod Płockiem, urodzonego w dniu 19 listopada 1870 roku, syna Antoniego (organisty w Słupnie) i Leokadii z domu Tarackiej.51 Był on malarzem i fotografem. Jego zakład mieścił 46. Akt zgonu nr 19 z dn. 17 września 1923 r. par. pw. św. Piotra i Pawła w Jaworowie. Wspomnienie pośmiertne o nim ukazało się w „Dzienniku Płockim” nr 225 z 4.10.1923 r., s. 4; Biogram [w:] Corpus Studiosorum Universitatis Iagiellonicae in saeculis XVIII-XX, cz. 4, 1850/1851-1917/1918, M-N, Kraków 2011, s. 459. 47. Informacja ks. Marka Niedźwieckiego, proboszcza parafii pw. św. Piotra i Pawła w Jaworowie. 48. Akt chrztu z dn. 24 listopada 1871 r. parafii pw. św. Wojciecha we wsi Zagroba. 4 9 . A k t z g o n u n r 1 0 9 z d n . 3 0 k w i e t n i a / 1 2 m a j a 1 8 7 5 r. p a r a f i i pw. św. Bartłomieja w Płocku. 50. Akt urodzenia/chrztu nr 162 z dn. 18/29 lipca 1873 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. W dokumencie tym jest zapis, że ojciec Jan pochodził z Przeciszewa (chociaż wg paszportu mieszkał w Płocku). 51. Akt ślubu nr 74 z 1904 r. w parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. Akt urodzenia Feliksa Gadzalińskiego nr 40 z dn. 20 listopada 1870 r. parafii pw. św. Marcina w Słupnie.


59 się na rogu ulic Tumskiej i Warszawskiej (dziś Kościuszki) w kamienicy M. Lewensteina. Feliks Gadzaliński był aktywnym działaczem PPS-Frakcji Rewolucyjnej, a Helena była określana jako sympatyczka tej partii. Małżonkowie zginęli w zamachu 16/29 marca 1908 roku.52 Pozostałe dzieci małżonków Jana i Józefiny Miszewskich urodziły się w Płocku. Niestety, wszystkie one zmarły w dość wczesnych fazach życia. Lucyna Maria przyszła na świat 1/13 grudnia 1875 roku53 i została ochrzczona 1/12 grudnia 1876 roku. Zmarła w Płocku jako roczne niemowlę w dniu 3/15 stycznia 1877 roku.54 Jan Florian Napoleon urodził się 3/15 sierpnia 1877 roku55, został ochrzczony dnia 14/26 sierpnia 1877 roku, a zmarł w wieku 4 lat dnia 8/20 listopada 1881 roku.56 Maria Jadwiga Antonina przyszła na świat 3/15 kwietnia 1879 roku57, została ochrzczona w dniu 29 kwietnia/ 11 maja 1879 roku, a zmarła 4/16 maja 1882 roku w wieku 3 lat i 1 miesiąca.58 Ostatnia córka, Karolina, urodziła się w dniu 15/27 lipca 1881 roku59, chrztu dokonano 1/13 listopada 1881 roku, natomiast zmarła w dniu 2/14 lutego 1882 roku jako sześciomiesięczne niemowlę.60 Warto kilka uwag poczynić jeszcze o rodzinie Janiny Maciejowskiej z domu Miszewskiej. Najstarsza jej córka Zofia urodziła się 3/15 maja 1893 roku w Warszawie.61 W 1910 roku ukończyła siedmioklasową prywatną Polską Pensję Udziałową w Płocku. Była wysoką, postawną, śliczną szatynką.62 Po zdaniu egzaminu z łaciny wyjechała do Krakowa i w latach 1912/13 – 1913/14 była nadzwyczajną studentką Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego.63 Ponieważ była kobietą i carską poddaną, to nie mogła studiować medycyny, ale będąc formalnie zapisana na Wydział Filozoficzny w ciągu 2 lat przerobiła materiał czterech semestrów programu wydziału lekarskiego. W momencie wybuchu pierwszej wojny światowej w 1914 roku była w Krakowie jedną z organizatorek, wraz ze swym późniejszym mężem Tadeuszem Żarskim, lewicowej frakcji PPS. Używała partyjnego pseudonimu „Magda”. Na początku wojny powróciła do Kongresówki i w 1914 roku 5 2 . A k t z g o n u F e l i k s a n r 1 0 8 z d n . 1 8 / 3 1 m a r c a 1 9 0 8 r. p a r a f i i pw. św. Bartłomieja w Płocku oraz akt zgonu Heleny nr 109 z dn. 18/31 marca 1908 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 53. Akt urodzenia/chrztu nr 18 z dn. 1/13 stycznia 1877 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 54. Akt zgonu nr 14 z dn. 5/17 stycznia 1877 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 55. Akt urodzenia/chrztu nr 265 z dn. 14/26 sierpnia 1877 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 56. Akt zgonu nr 370 z dn. 9/21 listopada 1881 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 57. Akt urodzenia/chrztu nr 143 z dn. 29 kwietnia/11 maja 1879 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 58. Akt zgonu nr 146 z dn. 6/18 maja 1882 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 59. Akt urodzenia/chrztu nr 274 z dn. 11/23 listopada 1881 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 60. Akt zgonu nr 41 z dn. 4/16 lutego 1882 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku. 61. Akt urodzenia/chrztu nr 597 z dn. 27 czerwca/8 lipca 1893 r. parafii pw. św. Aleksandra w Warszawie oraz Corpus studiosorum Universitatis Iagiellonicae in saeculis XVIII-XX, cz. 4, 1850/1851-1917/1918, M-N, Kraków 2011, s. 27. 62. Wg Kazimierza Askanasa, Sztuka Płocka, Płock 1985, s. 282-283, dziewczyna z rozpuszczonymi włosami na polichromii Władysława Drapiewskiego w katedrze płockiej w kaplicy Najświętszego Sakramentu to Zofia Maciejowska. 63. Corpus studiosorum…, dz. cyt., s. 27.

Paulina, Janina, Bohdan, Zofia Maciejowscy, ok. 1905 r.; zbiory MMP.

pracowała jako sanitariuszka w warszawskim szpitalu Przemienienia Pańskiego na Pradze. Opiekowała się rannymi żołnierzami. Następnie, w latach 1915/1916, pracowała w szpitalu dziecięcym w Żytomierzu. Aby mieć możliwość studiowania medycyny na uniwersytecie, w roku szkolnym 1916/17 ukończyła ósmą klasę i zdała maturę (same piątki) na polskiej pensji pani Anny Jastrzębskiej w Piotrogrodzie.64 Wraz z Tadeuszem Żarskim w latach 1917-1918 była w Moskwie. Oboje brali czynny udział na terenie Moskwy w rewolucji 1917 roku, organizując Komunistyczną Partię Polski (KPP). Jak pisała Zofia w swoim życiorysie, w latach 1917/1918 pracowała w instytucjach robotniczych dla wygnańców. Po powrocie do kraju Zofia organizowała w październiku 1918 roku związek zawodowy robotników rolnych w Płocku. Jednocześnie podjęła studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego – dokumenty złożyła 1 października 1918 roku, a immatrykulowana była 15 listopada 1918 roku (nr indeksu 4135).65 W 1919 roku wyszła za mąż za Tadeusza Pawła Żarskiego h. Starykoń, urodzonego 29 czerwca 1896 roku w Piotrkowie Trybunalskim, syna Józefa (ok. 1833 – 1917) i Józefy z Psarskich h. Jastrzębiec (186064. Archiwum UW, świadectwo nr 131 z dn. 26 kwietnia 1917 r. 65. Archiwum UW, teczka studencka Zofii Żarskiej, sygn. WL 4135.


60

Zbigniew J. Tyszka, Magdalena Bilska-Ciećwierz

-1940). Ślub miał miejsce w Płocku w dniu 29 czerwca 1919 roku, chociaż odpowiedni dokument został spisany w Warszawie, czyli w miejscu gdzie młodzi zamieszkali.66 Ze studiów zrezygnowała już w 1922 roku.67 Tadeusz Żarski (1896-1934), pseudonim „Czerwiec” i „Oskar”, był nauczycielem, dziennikarzem, ale przede wszystkim działaczem socjalistycznym i komunistycznym. W roku 1911 i pomiędzy 1914 a 1919 rokiem był członkiem PPS, następnie PPS-Opozycji. W latach 1920-1921 działał w Komunistycznej Partii Górnego Śląska, od 1921 roku w KPP, a od 1923 roku wchodził w skład Biura Politycznego, natomiast od 1925 roku Komitetu Centralnego KPP. W latach 1928-1930 był posłem na Sejm RP II kadencji. Na skutek awantury z policją na wiecu został skazany na 10 lat więzienia za akcję wywrotową. W latach 1930-1932 był więziony w Polsce. Na własną prośbę został wymieniony na polskiego działacza narodowego i przekazany władzom radzieckim. Jego żona wraz z dwoma synkami wyjechała za mężem do Związku Radzieckiego i zmieniła obywatelstwo. W 1934 roku T. Żarski został aresztowany przez władze radzieckie w wyniku prowokacji polskich komunistów, którzy oskarżyli go o szpiegostwo na rzecz polskiego wywiadu. 22 lipca 1934 roku został rozstrzelany w Moskwie. Zrehabilitowano go dopiero w 1956 roku.68 Zofia Żarska została aresztowana w ZSRR jako żona wroga ludu, skazana na 10 lat łagru i zesłana, wg informacji rodzinnych, na Wyspy Sołowieckie. W 1941 roku skazano ją w obozie na karę śmierci i rozstrzelano. Synowie Zofii i Tadeusza Żarskich, Piotr i Jerzy69, po wyjeździe z rodzicami w latach 30. do ZSRR uczyli się pod Moskwą w szkole dla dzieci cudzoziemców. Jak napisali do swojej babki Janiny Maciejowskiej do Płocka, w szkole tej były dzieci 34 narodowości. Stopniowo w ich listach było coraz więcej rusycyzmów, a w końcu po paru latach listy od nich przestały przychodzić. Po aresztowaniu rodziców trafili do domów dziecka. Dalsze ich losy nie są znane. Mogli zakończyć życie jako bezdomne sieroty, lub mogli zginąć w czasie drugiej wojny światowej – akurat byliby w wieku poborowym. 66. Akt ślubu nr 316 z 1919 r. spisany 9 lipca 1919 r. w parafii św. Aleksandra w Warszawie. 67. Archiwum UW, świadectwo wystąpienia nr 179 z dn. 3 czerwca 1922 roku. 68. https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Zarski-Tadeusz;4002813.html; https://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_%C5%BBarski [dostęp: 16 VIII 2017]. 69. Starszy Piotr urodził się w Płocku 27 czerwca 1921 roku. Został ochrzczony 28 sierpnia 1921 roku (akt urodzenia/chrztu nr 292 z 1921 r. parafii pw. św. Bartłomieja w Płocku). Młodszy Jerzy także urodził się w Płocku 4 października 1923 roku, ale ochrzczony został w parafii pw. św. Aleksandra w Warszawie w 1929 roku (akt urodzenia I-14/139/1929 w USC w Warszawie).

Paulina Maciejowska, 1916 r.; archiwum Uniwersytetu Warszawskiego.

Młodsza córka Janiny Maciejowskiej, Paulina (Pola), urodziła się w Kowlu 3 lutego 1899 roku. W czerwcu 1915 roku ukończyła Prywatną Żeńską Szkołę Udziałową w Płocku i przez kolejny rok uczyła się prywatnie. Egzamin maturalny zdała 6 października 1916 roku i podjęła studia na Uniwersytecie w Warszawie na Wydziale Filozoficznym, studiując historię i polonistykę. Była immatrykulowana 25 października 1916 roku (nr indeksu 1680). Studiowała ok. 4 lata (z krótką przerwą). W jej teczce studenckiej prawie nie ma dokumentów, gdyż w 1922 roku zostały one wydane jej matce, Janinie Maciejowskiej.70 Podobnie jak jej starsza siostra Zofia, miała nastawienie wybitnie lewicowe. Zaangażowała się w działalność ruchu robotniczego jeszcze jako studentka w Warszawie (PPS-Lewica), a później na Śląsku od września 1920 roku należała do Komunistycznej Partii Górnego Śląska, pseudonim „Kałuża”. Pracowała w Inspek70. Archiwum UW, teczka studencka Pauliny Maciejowskiej, nr 1680.


61 toracie Harcerskim przy Polskim Komisariacie Plebiscytowym, a jako kurierka harcerska, wraz z liczną grupą studentów warszawskich biorących udział w II powstaniu śląskim, walczyła o polskość tej dzielnicy. Została aresztowana 10 listopada 1920 roku przez policję plebiscytową i umieszczona w bytomskim więzieniu. Życie zakończyła 11 listopada 1920 roku – znaleziono ją powieszoną w celi. Okoliczności jej śmierci nigdy nie zostały wyjaśnione, ale wszystko wskazuje na to, że została zamordowana. Pochowano ją w Bytomiu na cmentarzu przy ul. Kraszewskiego, a pogrzeb był polską patriotyczną demonstracją. Po drugiej wojnie światowej, prawdopodobnie ok. 1957 roku, bytomski rynek nazwano jej imieniem – plac Poli Maciejowskiej. Do dziś istnieje w Bytomiu przy alei Legionów 6 Szkoła Podstawowa nr 5, nosząca imię Poli Maciejowskiej. Najmłodsze dziecko Janiny Maciejowskiej, Bohdan, urodziło się w Białej Cerkwi w powiecie Wasylków na Kijowszczyźnie (Ukraina) dnia 7/19 lutego 1902 roku. Tam też Bohdan został ochrzczony 22 kwietnia 1902 roku.71 W Centralnym Archiwum Wojskowym (CAW) zachowały się jego teczki personalne.72 W życiorysach, które własnoręcznie pisał wspomina, że w jego domu panowała atmosfera patriotyczna i niepodległościowa. Gościli tu działacze Polskiej Organizacji Wojskowej, jak Wacław Lenkiewicz, czy późniejsi legioniści, jak Kazimierz Betley. We wrześniu 1912 roku został przyjęty na podstawie egzaminu do pierwszej klasy Gimnazjum Męskiego im. Króla Władysława Jagiełły w Płocku. Przynajmniej od 1916 roku był członkiem działającej przy szkole drużyny harcerskiej im. Mohorta i Związku Młodzieży Postępowo-Niepodległościowej, którego celem było kształtowanie w młodych ludziach postaw patriotycznych i walka o niepodległość. W listopadzie 1918 roku Bohdan Maciejowski miał brać udział w rozbrajaniu Niemców w Płocku.73 W dniu 12 lipca 1920 roku zgłosił się jako ochotnik do wojska i po przeszkoleniu brał udział m.in. w dniach 18-19 sierpnia 1920 roku w walkach w obronie Płocka przed najazdem bolszewickim. Walczył w ramach 6. Pułku Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego do 10 listopada 1920 roku. Następnie został urlopowany z wojska celem ukończenia szkoły średniej i zdania matury. W związku z tym, że nie był zwolniony z wojska, a jedynie bezterminowo urlopowany, to do szkoły uczęszczał w mundurze. Egzamin zdał w „Jagiellonce” i otrzymał dokument nr 7/294 z 3 czerwca 1921 roku z podpisami członków komisji egzaminacyjnej (m.in. swej matki Janiny). Został odznaczony Krzyżem Walecznych (nr 9774) za męstwo i odwagę w walkach o Lidę w dniu 28 września 1920 roku, formalne nadanie nastąpiło w dniu 29 marca 1921 roku. Po maturze zapisał się na Wydział Rol71. Akt urodzenia/chrztu nr 38 z dn. 22 kwietnia 1902 r. parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Białej Cerkwi. 72. CAW, sygn. AP 13063 połączona z AP 9252 oraz sygn. KW 73/M-144. 73. CAW, sygn. MN odrzuc. 5 listopada 1935.

Świadectwo maturalne Bohdana Maciejowskiego, 1921 r.; Centralne Archiwum Wojskowe.

niczo-Leśny Politechniki Lwowskiej. Jednakże już w 1922 roku wstąpił do Szkoły Podchorążych Piechoty w Warszawie, którą ukończył w 1923 roku. Od 1 sierpnia 1923 roku odbywał praktykę w 37. Łęczyckim Pułku Piechoty im. ks. Józefa Poniatowskiego w Kutnie, a od 3 listopada 1923 roku był w Oficerskiej Szkole Inżynierii w Warszawie, którą ukończył w dniu 3 września 1925 roku ze stopniem podporucznika. Został zawodowym oficerem. Odbył kurs aplikacyjny w Oficerskiej Szkole Inżynieryjnej i od 13 listopada 1926 roku trafił z przydziałem do 4. Pułku Saperów w Sandomierzu. Dnia 1 lipca 1927 roku otrzymał awans na porucznika. Na własną prośbę w dniu 18 listopada 1928 roku został przeniesiony do piechoty, do 28. Pułku Strzelców Kaniowskich w Łodzi. Tam, z przerwami, dowodził kompanią. W maju 1931 roku ukończył w Dowództwie Okręgu Korpusu (DOK) IV kurs informacyjno-wychowawczy i objął funkcję oficera informacji. Potem, od maja 1932 roku był referentem kwatery urzędu w Samodzielnym Referacie Informacji DOK IV, następnie miejskim komendantem Przysposobienia Wojskowego (PW) Łódź-Miasto IV i PW Łódź-Powiat. W różnych dokumentach wojskowych przebieg jego służby oceniano pozytywnie, na poziomie dobrym (z adnotacją, iż nadaje się do służby liniowej). W latach 1931, 1932,


62

Zbigniew J. Tyszka, Magdalena Bilska-Ciećwierz

Górny rząd od lewej: Helena Zapaśnik, NN, Bohdan Maciejowski, dolny rząd od lewej: NN, Janina Maciejowska, Grzegorz Gadzaliński, 1921 r.; zbiory rodzinne.

1933 składał raporty, próbując dostać się do Wyższej Szkoły Wojskowej, jednakże nie został przyjęty. W dniu 29 czerwca 1930 roku ożenił się w Łodzi z Janiną Waliszewską, w latach 1918-1921 sanitariuszką w 4 Dywizji Strzelców Polskich gen. Lucjana Żeligowskiego, a w latach 30. higienistką w łódzkiej Kasie Chorych.74 Było to chyba dość przypadkowe małżeństwo, gdyż szybko się ze swą żoną rozszedł. Ich syn, Ryszard Piotr, urodził się w Łodzi w dniu 6 lutego 1930 roku.75 Ojcem chrzestnym był dziadek, Piotr Maciejowski. Jako kilkuletni chłopiec Ryszard utopił się w dniu 30 lipca 1939 roku na oczach ojca w czasie kąpieli w Wiśle pod Płockiem.76 Bohdan Maciejowski od 21 maja 1936 roku służył w 44. Pułku Piechoty Strzelców Kresowych w Równem. Tam też dopuścił się różnych poważnych przewinień i latem 1938 roku musiał rozstać się z armią. Po opuszczeniu wojska pracował w służbie cywilnej jako technik pomiarowy. W czasie kampanii wrześniowej 1939 roku brał udział w obronie Warszawy i wtedy to widziano go po raz ostatni. Autorzy wyrażają wdzięczność za pomoc w poszukiwaniu informacji p. Paulinie Maciejowskiej, p. Pawłowi Pa74. CAW, sygn. MN 16 marca 1937 r. 75. Akt urodzenia/chrztu nr 336 z dn. 30 czerwca 1930 r. parafii pw. św. Józefa w Łodzi. 76. Akt zgonu nr 145 z dn. 10 sierpnia 1939 r. parafii pw. św. Stanisława Kostki w Płocku.

rysowi z Muzeum Śląskiego w Katowicach oraz p. Annie Krzyszkowskiej-Kuc z Biura Prasowego Urzędu Miejskiego w Bytomiu.

bibliografia K. Askanas, Sztuka Płocka, Płock 1985. R. Bielecki, Słownik biograficzny oficerów powstania listopadowego, t. 3, Warszawa 1996. Z. Kozanecki, Wiek walki o dwie wolności, opr. W. Koński, A. Papierowski, J. Stefański, Płock 2001. J. Krzyk, Tajemnicza śmierć pięknej Poli, [w:] Spacerownik powstańczy, Katowice 2011, s. 52. J. Łempicki, Herbarz mazowiecki, t. 2, Poznań 1997. S. Nowak, Z moich wspomnień (lata szkolne: 1884-1902), Częstochowa 1933, s. 39-55. R. Ołdakowski, Nauczyciele „Jagiellonki” 1906-1981, Płock 1981. A. J. Papierowski, J. Stefański, Płocczanie znani i nieznani. Słownik biograficzny, t. 1-2, Płock 2002-2007. E. Sęczys, Szlachta wylegitymowana w Królestwie Polskim w latach 1836-1861, Warszawa 2007. M. Sokolnicki, Kobiety w międzywojennym Płocku, Płock 2012. M. Sokolnicki, Walka organizacji bojowych Polskiej Partii Socjalistycznej w okręgu płockim w latach 1905-1911, „Notatki Płockie” 1997, nr 2/171, s. 23-29. K. Stopka [red.], Corpus studiosorum Universitatis Iagiellonicae in saeculis XVIII-XX, cz. 4: 1850/1851-1917/1918, M-N, Kraków 2011. P. Szarejko, Słownik lekarzy polskich XIX wieku, t. 3, Warszawa 1995, s. 301.


Barbara Rydzewska Od secesyjnej czynszówki do muzeum secesji

W

rozwijających się pod wpływem rewolucji przemysłowej miastach polskich upowszechniła się około połowy XIX wieku nowa forma zabudowy mieszkalnej w postaci kamienicy czynszowej. Ten nowoczesny pod względem konstrukcyjnym i funkcjonalnym typ domu stał się swoistym symbolem przemian zachodzących w życiu miast, a w szczególności przeobrażeń demograficznych skutkujących wzrostem zapotrzebowania na mieszkania o tak różnym standardzie jak różny był status materialny napływającej ludności. Także w Płocku korzystne tendencje gospodarcze stymulowały wzrost liczby i zamożności mieszkańców, a to z kolei sprawiło, że druga połowa stulecia XIX i początek nowego wieku stały pod znakiem intensywnej zabudowy miasta kamienicami czynszowymi. Część z nich była efektem modernizacji domów już istniejących, inne wzrastały od fundamentu na peryferyjnych placach miejskich lub wypełniały niezabudowane przestrzenie posesji położonych w centrum, stając się szczególnie intratnym źródłem dochodu i lokatą kapitału. W takiej właśnie przestrzeni postanowili wznieść swą kamienicę Stanisław i Józef Górniccy – przedsiębiorcy, którzy na przełomie XIX i XX wieku należeli do grona najzamożniejszych, wpływowych i zaangażowanych społecznie płocczan. Podwaliny pod rodzinny majątek położył Stanisław – rybak, szkutnik i kupiec, który w 1885 roku założył firmę żeglugową na Wiśle, a potem sukcesywnie rozwijał ją wraz z synem Józefem, skutecznie konkurując nawet z potężnym przedsiębiorstwem Maurycego Fajansa. Ciężka praca, zmysł i szczęście do interesów przynosiły Górnickim kolejne udane inwestycje, a te z kolei pomnażały ich fortunę lokowaną w nowo tworzonych przedsiębiorstwach i nieruchomościach miejskich.1 Parcelę pod nową kamienicę wydzielono z posesji należącej do Augusty z Lewandowskich Synoradzkiej – wdowy po Antonim, radcy honorowym i podsędku Sądu Pokoju Okręgu Płockiego2, niegdyś panu znacznych włości w Ziemi Lubelskiej3, i matki Michała Ludwika, uznanego już wówczas publicysty i powieściopisarza. Mocą transakcji kupna sprzedaży z 20 sierpnia 1908 roku Górniccy nabyli od niej blisko 438 metrów kwadratowych gruntu położonego w głębi działki4, a mianowicie przylegający do Tumskiej „sadzik”(ogród), 1. N. Kassan, Górniccy płoccy przemysłowcy XIX i XX wieku, Płock 2001, s. 1–131. 2. Sąd Rejonowy w Płocku, Wydział VI Ksiąg Wieczystych, [dalej: SRP] Księga Hipoteczna Nieruchomości [dalej: K.H.] 282, zbiór dowodów, k. 85. 3. T. A. Synoradzki, Michał Ludwik Synoradzki: wspomnienie o ojcu i pisarzu, „Bieżuńskie Zeszyty Historyczne” 2013, nr 27, s. 47. 4. SRP, K.H. 282a rozdz. 1, s. 2; dokument podaje powierzchnię gruntu w miarach rosyjskich: 96,07 sążni kwadratowych.

który od południa graniczył z nieruchomością Jana Dobrowolskiego (właściciela masarni odziedziczonej po teściu Stanisławie Magencie i zakładu kąpielowego przejętego wraz z domem od inżyniera Józefa Piątkowskiego5), a od wschodu z posesją znanego działacza społecznego, przemysłowca i bankiera Rafała Płońskiera.6 Wkrótce miejsce sadziku miała zająć jedna z najokazalszych i najnowocześniejszych czynszówek ówczesnego Płocka.

Od lewej: Stanisław Franciszek Górnicki, ok. 1920 r.; fot. ze zbiorów Jana Szymańskiego. Józef Paweł Górnicki, syn Stanisława Franciszka, ok. 1930 r.; zbiory MMP.

Projekt budowli złożonej z czterokondygnacyjnego domu frontowego i dwóch przylegających do niego oficyn uzyskał zatwierdzenie Wydziału Budowlanego Płockiego Rządu Gubernialnego w dniu 5 czerwca 1909 roku.7 Władze budowlane zastrzegły jednak, że brakujący w dokumentacji plan fasady powinien zostać przedstawiony w ciągu kilku tygodni, a już na pewno przed osadzeniem w ścianie frontowej okien czwartej kondygnacji.8 Nie wiadomo, niestety, czy dopełniono tego warunku. Mimo rozległej kwerendy archiwalnej nie udało się odnaleźć dokumentu. Nie udało się również ustalić 5. B. Rydzewska, Dwa wieki Tumskiej. Szkic z dziejów ulicy, [w:] Dwa wieki Tumskiej. Wczoraj, dziś, jutro…, Płock 2009, s. 23. 6. SRP, K.H. 283, rozdział 1, s. 2. 7. Archiwum Państwowe w Płocku [dalej: APP], zespół: Akta Miasta Płocka (dalej: AMP), sygn. 14604, k. 2, 3. 8. Tamże.


64

Barbara Rydzewska

Plan sytuacyjny nieruchomości Stanisława i Józefa Górnickich przy ul. Tumskiej 8, 1910 r.; Archiwum Sądu Rejonowego w Płocku, Księga hipoteczna nieruchomości 282a.

ponad wszelką wątpliwość nazwiska autora projektu fasady i całej kamienicy. Pozostaje jedynie przypuszczać, że mógł nim być jeden z trzech czynnych w tym czasie w Płocku absolwentów petersburskiego Instytutu Inżynierów Cywilnych, a mianowicie: pełniący funkcję pomocnika inżyniera gubernialnego Władysław Czechowski, współpracujący z nim nad projektem Gimnazjum Polskiego Czesław Zambrzycki albo sam inżynier gubernialny Bolesław Zienkiewicz.9 Górniccy powierzyli wykonanie robót Aleksandrowi Krysickiemu – mistrzowi cechu murarskiego, przyszłemu budowniczemu gmachów szkolnych, takich jak: Gimnazjum Polskie, szkoła powszechna nr 2, szkoła ogrodnicza, ale też koszar płockich i kościoła pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa w Imielnicy.10 Nadzór nad robotami objął 9. Pamiatnaja Kniżka Płockoj Guberni na1913 god, Płock 1913, s. 8; o współpracy inżynierów informuje: A. Maciesza, Gimnazjum im. Władysława Jagiełły w Płocku 1906 – 1931, Płock 1931, s. 83. 10. J. Serwińska, Mój ojciec – Aleksander Krysicki, sygn. MMP/H/Rel. 412, s. 1.

z racji pełnionego urzędu wspomniany już inż. Władysław Czechowski.11 Prace budowlane w gruncie podjęto w pierwszej połowie lipca 1909 roku.12 Dość szybko jednak okazało się, że przyjęty do realizacji projekt wymaga zmian. Prawdopodobnie względy natury ekonomicznej przesądziły o tym, że właściciele odstąpili od zamiaru wzniesienia domu na planie dośrodkowym otwartym w kierunku wnętrza kwartału i opowiedzieli się za modelem kamienicy opartej na zamkniętym schemacie dośrodkowym, jakich wiele wznoszono w Warszawie czy w Łodzi na przełomie XIX i XX stulecia. Tego rodzaju zamysł wymagał jednak znacznie większej powierzchni terenu, aniżeli sadzik Augusty Synoradzkiej. Mocą umowy z 8 grudnia 1909 roku Górniccy nabyli więc od Rafała Płońskiera niewielki, liczący około 206 metrów kwadratowych, pas gruntu poza sadzikiem13 i uzyskawszy 23 marca 1910 roku formalne zezwolenie14 zlecili zmianę zabudowy nieruchomości. W ciągu kilku następnych miesięcy wzniesiono na niej jeszcze jedną pięciokondygnacyjną oficynę od strony północnej i wydłużono oficynę sytuowaną po stronie południowej. Połączono je wspólną klatką schodową, ulokowaną centralnie po stronie wschodniej, uzyskując tym samym zwarty pierścień budynków opasujących posesję wzdłuż wszystkich jej granic. U schyłku sierpnia 1910 roku na łamach „Głosu Płockiego” można było przeczytać, że wykończenie domu Górnickiego na Tumskiej ma się ku końcowi […]15. Cztero- i pięciokondygnacyjny zespół budowli, z częściowo mieszkalnym poddaszem, zajął powierzchnię 648 metrów kwadratowych i pomieścił siedemnaście różnego typu lokali. W partii przyziemia domu frontowego, stojącego w linii zabudowy ulicy, zlokalizowano pomieszczenia o przeznaczeniu handlowym. Przyziemie oficyn służyło celom administracyjnym i gospodarczym, natomiast wyższe kondygnacje korpusu frontowego i oficyn przeznaczono na lokale mieszkalne. Wiele brakowało domowi Górnickich do tak wybitnych wielkomiejskich realizacji jak warszawskie projekty Dawida Landego16 czy Ludwika Panczakiewicza17, ale na gruncie płockim zdecydowanie wyróżniał się on spośród innych swym gabarytem, jedynym wówczas w mieście erkerem czy zamkniętym podwórzem – „studnią”. Wyniosła go ponad inne także secesyjna uroda 11. APP, AMP, sygn. 14604, k. 21. 12. Tamże, k. 2, 3. 13. SRP, K.H. 282a, rozdział 1, s. 2; dokument podaje powierzchnię gruntu w miarach rosyjskich: 45,17 sążni kwadratowych. 14. APP, AMP, sygn. 14585, k. 20, 21. 15. „Głos Płocki”, 1910, nr 68, s. 1. 16. Dwa domy dochodowe w Warszawie, „Przegląd Techniczny” 1904, t. 42, nr 25. 17. Trzy domy dochodowe w Warszawie, „Przegląd Techniczny” 1905, t. 43, nr 39.


65

Widok ul. Tumskiej, przed 1915 r.; pocztówka ze zbiorów MMP.

fasady, nieobecna dotąd w Płocku w tak bogatej i kompletnej formie.18 Skomentowano ją na łamach „Głosu Płockiego”, odnotowując, że rysunek frontu odbija się bardzo korzystnie od domów sąsiednich, budowanych wulgarnie, aby tylko wycisnąć duży dochód.19 Sześcioosiową elewację frontową przecięto w partii przyziemia asymetrycznie osadzonym otworem bramnym, po bokach którego zamknęły płaszczyznę witryny przeszklone lustrzanymi szybami. Na wyższych kondygnacjach, w celu urozmaicenia wystroju, a jednocześnie dla powiększenia powierzchni pokoi, urządzono prostokątny w rzucie wykusz dwukondygnacyjny, wieńcząc go balkonem na poziomie trzeciego piętra. Krańce fasady ujęły dwa niewielkie ryzality, a ponad nimi wzniosły się trójkątne szczyty zdobione półkolistym prześwitem. Elewację ozdobiły typowe dla stylu secesji ornamenty w postaci charakterystycznie spłaszczonych łuków, lizen i elipsoidalnych obramowań otworów okiennych. Detale secesyjnego wzornictwa zastosowano ponadto w kompozycji ażurowej attyki, balustrady balkonu i krat zamocowanych w prześwitach szczytów. Pojawiły się one również we wnętrzu domu głównego, w malaturach ścian klatki schodowej i elementach wyposażenia mieszkań, takich jak piece, szyldy czy pochwyty klamek drzwiowych. Secesyjna szata części frontowej nie została, niestety, przeniesiona do oficyn, którym nadano proste formy architektoniczne. Usytuowanie domu przy głównej ulicy miasta i zaopatrzenie w nowoczesne media, takie jak wodociągi, kanalizacja, oświetlenie elektryczne i sieć telefoniczna, postawiło go w rzędzie najbardziej luksusowych płockich czynszówek. Nie był on jednak wolny od mankamentów. Już w chwili budowy przepowiadano na łamach prasy, że ciasny, wysoko 18. Przed wzniesieniem kamienicy przy Tumskiej 8 jedynym budynkiem o wystroju zawierającym elementy secesyjnej stylistyki był dom przy ul. Dominikańskiej 5 zaprojektowany przez B. Zienkiewicza. 19. „Głos Płocki” 1910, nr 68, s.1.

zabudowany dziedziniec nie wróży nic dobrego, [że] mieszkania w oficynach będą ciemne, a ciasne podwórko dostarczać będzie bardzo mało powietrza, które w domu tym stanowić będzie nieruchomy słup.20 Tak jak we wszystkich domach czynszowych także i tu właściciele zadbali o zróżnicowanie standardu poszczególnych lokali mieszkalnych. Dom główny zaprojektowano jako budowlę dwutraktową, przy czym trakt od strony podwórza został skrócony przez urządzenie w nim głównej klatki schodowej. Wyposażono ją w szerokie lastrykowe schody z poręczą, natomiast wejście urządzono nie z ulicy, a z otworu bramnego dla zaoszczędzenia miejsca przeznaczonego na cele handlowe. Każde z pięter domu frontowego zajęło jedno sześciopokojowe mieszkanie skomunikowane z przyległym odcinkiem oficyny, gdzie umieszczono gospodarczą strefę domostw (kuchnię i służbówkę) z odrębną klatką schodową. Lokale usytuowane w jednotraktowych oficynach były zdecydowanie mniejsze (trzyizbowe) i charakteryzowały się amfiladowym układem pomieszczeń. Większość z nich była dostępna zarówno z klatek schodowych obsługujących dom frontowy, jak i z klatki dzielącej układ budowli od strony wschodniej. Część mieszkań usytuowanych na piętrach otrzymała balkony zamontowane przy skośnych, narożnych odcinkach ścian łączących bryły. Dzięki takiemu zróżnicowaniu kamienica mogła być domem dla ludzi wywodzących się z różnych warstw drabiny społecznej. We wczesnym okresie użytkowania budynku na listach lokatorów widnieją między innymi nazwiska właścicieli cukierni – Marii z Wrońskich i Antoniego małżonków Szałańskich, czwórki ich dzieci i pracowników, spo20. Tamże.


66

Barbara Rydzewska

Antoni Szałański, właściciel cukierni przy ul. Tumskiej 8, ok. 1920 r.; fot. ze zbiorów MMP.

Kelnerzy cukierni Antoniego Szałańskiego przed wejściem do lokalu, ok. 1938 r.; fot. ze zbiorów Andrzeja Bejmana.

Witryna cukierni Antoniego Szałańskiego udekorowana na obchody Dni Morza, ok. 1935 r.; fot. ze zbiorów MMP.

śród których część wywodziła się z rodziny Szałańskich.21 Znajdujemy tam również członków rodziny Józefa i Pauliny Sobocińskich, m.in. synów: Marcelego – członka Zarządu Płockiego Towarzystwa Wioślarskiego i Jana – adwokata, uczestnika wojny polsko-bolszewickiej, więźnia obozu Auschwitz i żołnierza Armii Krajowej, który poniósł śmierć z rąk „lunatyków” w czasie Powstania Warszawskiego.22 Listy wymieniają ponadto nazwiska redaktora i wydawcy „Kuriera Płockiego” Ludwika Rosińskiego, adwokata Izydora Nożycy, właściciela sklepu Abrama Bursztyna, bankiera Dawida Schönwitza oraz Tadeusza Kowalskiego – drogisty w aptece Adolfa Gąseckiego (wytwórcy popularnych proszków na ból głowy, tzw. kogutków).23 W latach trzydziestych XX wieku zamieszkiwała ten dom rodzina Wandy i Stanisława Tarnowskich – właścicieli podpłockich majątków ziemskich Barcikowa i Badurek, rodziny policjanta Władysława Kosmali, fotografa Kazimierza Wiórkiewicza i wieloletniego dozorcy posesji Teofila Dudzińskiego, a także: właściciel sklepu kolonialnego Józef Leśniewski, uchodząca za najlepszą w mieście krawcową Józefa Garwacka24, pułkownik (potem generał brygady) inż. Zygmunt Podhorski, pełniący w latach 1935-1936 funkcję dowódcy XIII Brygady Kawalerii.25 Z chwilą oddania budynku do użytku jego przyziemie zostało zajęte przez lokale gastronomiczne i usługowe. 15 października 1910 roku otworzył tu swą cukiernię wspomniany już Antoni Szałański, uczeń i były pracownik cukierni Jakuba Vincentiego26, żartobliwie nazywany przez płocczan Antonio Salandro. Prowadził on swój lokal na wysokim poziomie, utrzymując szerokie kontakty handlowe z najlepszymi firmami warszawskimi, lwowskimi, krakowskimi, poznańskimi, a także zagranicznymi. Cukiernia słynęła z bogatej oferty smakowitych cukrów, czekolady, wyszynku trunków i wybornych lodów, które w okresie letnim można było kosztować na ocienionej markizami werandzie. Oferowała też przyjemną atmosferę oddzielnych pokoi dla szachistów, czytelnię i sale bilardowe, gdzie nie tylko dorośli, ale i starsza młodzież dwóch miejscowych gimnazjów męskich lubiła zaglądać, długimi kijami bilardowymi operując znacznie chętniej niż piórami w zeszytach szkolnych.27 21. Towarzystwo Naukowe Płockie, Biblioteka im. Zielińskich TNP, Zbiory specjalne [dalej: TNP, Zb. s.], sygn. 1289, k. 87. 22. J. Sobociński, Materiały biograficzne do historii rodziny, sygn. MMP/H/Rel. 413. 23. TNP, Zb. s., sygn. 1289, k. 87. 24. APP, AMP, sygn. 25670, k. 8, 9.; sygn. 26554, k.3. 25. M. Trubas, Płocki Garnizon Wojska Polskiego w latach 1918 – 1939, Warszawa 2008, s. 447. 26. „Głos Płocki” 1910, nr 83, s. 2. 27. S. Łoś, Szajka. Opowiadanie dla młodzieży, Wrocław 1947, s. 40.


67

Niemieckie kasyno oficerskie przy ul. Tumskiej 8, 1915 r.; pocztówka ze zbiorów Pawła Mieszkowicza.

Czas pierwszej wojny światowej zamienił sale szachowni i czytelni na piętrze w niemieckie kasyno oficerskie. Opustoszył też lady i witryny cukiernicze, tak że świeciły smętnie pustkami, bądź też, co najwyżej udekorowane były rozmaitymi towarami, z lekka tylko przypominającymi świetne przedwojenne wyroby […]28 bo, jak odnotowała w swym pamiętniku Maria Macieszyna, Niemcy przyciśnięci głodem u siebie na dobre zabrali się do naszych zapasów.29 Rekwizycje białej mąki, przeprowadzane w myśl rozporządzenia o wypieku tylko chleba razowego, nie oszczędziły firmy Szałańskiego, ale zapobiegliwy właściciel radził sobie jakoś i w ocenie Macieszyny miał dobry humor, gdyż poza zapieczętowaną mąką [miał] jeszcze ukryte zapasy.30 Po odzyskaniu niepodległości lokal odzyskał swą świetność i znów stał się ośrodkiem życia towarzyskiego płocczan. U Salandro bywało okoliczne ziemiaństwo, oficerowie płockiego garnizonu, miejscowa inteligencja i duchowieństwo. Tu w porze obiadowej elita miasta spotykała się na kawę i plotki31, tu zaglądali czasem artyści od Skarżyńskiego32 i od Manców33, tutaj też przygrywała do małej czarnej ponoć najlepsza w kawalerii polskiej (po 1. pułku szwoleżerów) orkiestra 4 pułku strzelców konnych.34 We wnętrzach cukierni wystawiali swe prace malarze miejscowi i spoza Płocka, odbywały się koncerty muzyczne i występy kabaretowe. W 1931 roku lokal na krótko stał się siedzibą Klubu Artystycznego Płocczan założonego m.in. przez adwokata Kazimierza Mayznera, malarkę Eugenię 28. Tamże. 29. M. Macieszyna, Pamiętnik płocczanki, oprac. A. Stogowska, Płock 1996, s. 183. 30. Tamże. 31. B. Konarska-Pabiniak, Płocka Melpomena, Płock 1998, s. 429. 32. Tamże. 33. Z. Adrjański, „Din-Don” (Edward Manc), Wspomnienia klowna, Warszawa 1961, s. 26, 27. 34. T. Sumiński, Tumska 8, sygn. MMP/H/Rel. 248.

Godlewską, pianistkę Janinę Grabowską, inżyniera architekta Stanisława Klonowskiego i emerytowanego podpułkownika Wojska Polskiego Witolda Poray-Kuczewskiego.35 Nie mając własnej siedziby, członkowie klubu chętnie korzystali z gościnności Szałańskiego, który rezerwował cukiernię w godzinach późnowieczornych na ich występy kabaretowe w stylu krakowskiego Zielonego Balonika.36 Działając w oparciu o piekarnię, usytuowaną w parterowych pomieszczeniach południowej oficyny, cukiernia oferowała szeroki asortyment własnych wyrobów pieczywa i produktów cukierniczych, wśród których polecano m.in. produkowany od 1922 roku specjał wielosmakowy w postaci czekolady Płocczanka.37Przedsiębiorczy i pomysłowy [właściciel] stale ją ulepszał, rozszerzał, przyozdabiał, utrzymując nadto stosunki handlowe, jako dostawca swych wyrobów cukierniczych, z miastami Mazowsza Płockiego. Jak na stosunki płockie, przedsiębiorstwo cukiernicze Szałańskiego stało się z biegiem czasu dosyć znaczną placówką przemysłową polską38, dającą zatrudnienie trzydziestu pracownikom39, co w sytuacji wysokiego bezrobocia w międzywojennym Płocku było nie bez znaczenia. Oprócz cukierni celom handlowym służyło także niewielkie pomieszczenie pod wykuszem. W pierwszych latach po wzniesieniu kamienicy dzierżawił je Abram Bursztyn, prowa35. K. Czarnecki, Płockie życie artystyczne w latach 1900 – 1939, Płock 1990, s. 155 – 158, 162.; K. Askanas podaje, że spotkania te odbywały się w 1929 r., w początkowej fazie działania klubu, gdy jeszcze nosił on nazwę „Klub Artystów”, zob. K. Askanas, Sztuka Płocka, Płock 1991, s. 268. 36. K. Askanas, Sztuka Płocka…, dz. cyt.; szerzej o tym: K. Czarnecki, Płockie życie artystyczne…, dz. cyt. 37. „Kurier Płocki” 1922, nr 88, s. 4. 38. T. Ogończyk, Ś.p. Antoni Szałański. Kupiec i przemysłowiec płocki, „Głos Mazowiecki” 1937, nr 7, s. 3. 39. T. Ogończyk, Panu Antoniemu na ćwierćwiecze, „Głos Mazowiecki” 1934, nr 133, s. 2.


68

Barbara Rydzewska

Zakład fryzjerski Stanisława Wierzbickiego przy ul. Tumskiej 8, okres międzywojenny; dzięki uprzejmości M. Łakomskiego.

dzący tam sklep pod szyldem „Sport”, a w latach dwudziestych XX wieku miejsce to zajął zakład fryzjerski Stanisława Wierzbickiego, działający wcześniej w domu Schönwitza po przeciwnej stronie ulicy Tumskiej.40 Właściciele powierzyli zarząd domu Marcelemu Sobocińskiemu, zaufanemu pracownikowi ich firmy żeglugowej, jednocześnie mieszkańcowi kamienicy do 1930 roku. Sprawował on funkcję administratora tej i wielu innych nieruchomości miejskich rodziny Górnickich w latach 1915-1959, a po jego śmierci obowiązki te przejęła Irena Tłuchowska i pełniła je do chwili sprzedaży nieruchomości w 1986 roku.41 Po śmierci seniora rodu Górnickich w dniu 17 października 1927 roku, właścicielami kamienicy i reszty jego majątku oszacowanego na łączną kwotę 1 477 615 zł zostali: syn Józef (jedyne żyjące dziecko Stanisława ze związku z Felicją z Boruckich), syn Stanisław (jedyne żyjące dziecko ze związku 40. Księga adresowa Polski wraz z Wolnym Miastem Gdańskiem dla handlu, przemysłu, rzemiosł i rolnictwa 1929, Warszawa, 1929, „Jednodniówka noworoczna”, Płock 1916, s. 1. 41. I. Tłuchowska, O domu przy Tumskiej 8, sygn. MMP/H/Rel. 414, s.2.

z Eugenią z Wężyk Rudzkich) i sama Eugenia.42 Niedługo potem, 16 grudnia 1929 roku, znaczna część majątku należącego do Stanisława (juniora), w tym także współwłasność kamienicy, przeszła mocą aktu kupna sprzedaży na rzecz jego ciotki, Marii z Rudzkich Ebenbergerowej.43 Spadkobiercy nie podołali kłopotom finansowym, z jakimi borykała się rodzina od czasu pierwszej wojny światowej. Wobec tego także na hipotece tej posesji zabezpieczone zostały należności pożyczkodawców, których lista przekraczała liczbę trzydziestu dziewięciu osób fizycznych i prawnych.44 W latach trzydziestych XX wieku Towarzystwo Kredytowe miasta Płocka wielokrotnie wystawiało kamienicę na sprzedaż w drodze publicznej licytacji z powodu zaległości w spłacie pożyczki udzielonej pod zastaw nieruchomości w 1910 roku.45 Egzekucji długów domagał się też Skarb Państwa, Dom Bankowy Adolfa Rogozika i Spółki oraz szereg innych wierzycieli.46 Mimo zabiegów czynionych przez właścicieli, stan obciążenia hipoteki utrzymał się aż do wybuchu drugiej wojny światowej. Prawdopodobnie przed końcem września 1940 roku posesja została odebrana rodzinie Górnickich i zgodnie z założeniami polityki germanizacji ziem wcielonych do III Rzeszy przekazana w ręce niemieckiego osadnika. Jej zarządcą został Otto Ryszard Lebeus – cukiernik przybyły do Płocka z rodzinnego Olsztyna. Przejął on też lokal cukierniczy i prowadził go pod nazwą „Deutsche Konditorei und Kaffe Otto Lebeus”. Z kolei zakład fryzjerski Wierzbickiego został oddany w użytkowanie wywodzącemu się również z Olsztyna Walterowi Baderowi, a w późniejszym czasie (jak dowodzi zamieszczona na następnej stronie ilustracja) znajdował się tu również punkt zbiórki starej odzieży i tekstyliów gromadzonych w ramach akcji pomocy zimowej. O losie lokatorów kamienicy przesądziły masowe wysiedlenia zapoczątkowane w Płocku już w listopadzie 1939 roku. Zmuszonych do opuszczenia swych domostw Polaków i Żydów zastąpili na Tumskiej 8 nowi mieszkańcy, przeważnie Niemcy. Z chwilą wyzwolenia Płocka spod okupacji niemieckiej nieruchomość została przywrócona prawowitym właścicielom, spośród których już tylko Eugenia i Maria zamieszkiwały na stałe w Płocku, w rodzinnym domu przy ul. Rybaki 7.47 Cukiernię na nowo objęli sukcesorzy Szałańskiego. Prowadzeniem lokalu zajęła się najstarsza córka Marii i Antoniego, Barbara, tworząc w lutym 1945 roku wraz z dwudziestoma in42. N. Kassan, Górniccy płoccy przemysłowcy…, dz. cyt., s. 25 - 27. 43. Tamże. 44. SRP, K.H. 282a, zb. d., s.80. 45. Tamże. 46. Tamże. 47. N. Kassan, Górniccy płoccy przemysłowcy…, dz. cyt., s. 35.


nymi osobami Spółdzielnię Pracy Cukierników Mazowianka.48 Działając pod nazwą „Mazowszanka”, cukiernia pozostawała w gestii spółdzielni do 1951 roku. Wówczas została przejęta za odszkodowaniem przez Płockie Zakłady Gastronomiczne kierowane przez Aleksandra Bejmana (byłego pracownika firmy Szałański)49 i po gruntownym remoncie otwarta jako kawiarnia „Teatralna”.50 Na początku lat osiemdziesiątych XX wieku nowy właściciel, Powszechna Spółdzielnia Spożywców Zgoda Społem, zmienił profil tego miejsca, urządzając w nim pierwszą w Płocku pizzerię. Po jej likwidacji przez krótki czas (do chwili wyłączenia budynku z użytkowania) funkcjonował tu lokal pod szyldem „Hollywood”. Tradycja zakładu fryzjerskiego w pomieszczeniu pod wykuszem przetrwała aż do połowy lat osiemdziesiątych XX wieku. Wówczas zakład zamknięto, a pomieszczenie wydzierżawione zostało sklepowi muzycznemu Harfa. Przez wiele lat charakter przestrzeni publicznej utrzymały również pomieszczenia dawnej czytelni oraz sal bilardowych i szachowych cukierni Szałańskiego. Na przełomie 1949 i 1950 roku zostały one zajęte na siedzibę Klubu Sportowego Wisła51 i zaadaptowane na biuro, magazyn i świetlicę klubową, w której głównie młodzież miejska grywała w szachy, tenis stołowy lub bilard pamiętający jeszcze czasy Salandro.52 Lokal klubowy był także siedzibą kolektury Totalizatora Sportowego, o czym informował przechodniów neon zainstalowany na bocznej ścianie wykusza. Po przeniesieniu klubu do nowej siedziby przy ulicy Ignacego Łukasiewicza pomieszczenia zostały przyznane z dniem 2 maja 1977 roku Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej.53 Instytucja ta funkcjonowała w kamienicy aż do chwili uzyskania w sierpniu 1989 roku nowej siedziby przy ulicy Tadeusza Kościuszki 6.54 Mieszkalna część domu uległa we wczesnym okresie powojennym znacznemu zagęszczeniu z powodu niezmiernie trudnej sytuacji mieszkaniowej w mieście. W kamienicy adaptowano wówczas dla celów mieszkalnych wszystkie pomieszczenia poddaszy i dokonano wtórnych podziałów najobszerniejszych mieszkań, umieszczając w nich nawet po kilka rodzin. Pewnego wyobrażenia o stanie zaludnienia czynszówki dostarczają księgi meldunkowe z 1954 roku. Rejestrują one liczbę stu pięciu osób zameldowanych pod tym adresem w okresie pierwszej powojennej dekady, a więc ponad dwukrotnie więcej aniżeli w analogicznym okresie z początku wieku.55 Spośród dawnych mieszkańców powróciły na Tumską 8 dzieci Szałańskiego i rodzina Teo48. F. Dorobek, Płock i ziemia płocka w 1945 roku, Płock 1980, s. 78. 49. A. Bejman, Materiały biograficzne do dziejów rodziny, sygn. MMP/H/Rel. 415. 50. APP, Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Płocku 1946 – 1952, sygn. 1337, k. 27. 51. Z. Pawłowski, Piłkarstwo płockie w latach 1912-2005, Płock 2005, s. 221. 52. J., S., Szałańscy, Wspomnienia o rodzinie, sygn. MMP/H/Rel. 416. 53. relacja pracowników Książnicy Płockiej im. Władysława Broniewskiego w Płocku [w:] Zbiory dokumentacji pomocniczej Działu Historii MMP. 54. Tamże. 55. APP, AMP , sygn. 26554, 27517/216; Akta Milicji Obywatelskiej z 1916 roku rejestrują liczbę 42 mieszkańców kamienicy.

Widok ul. Tumskiej, ok. 1930 r.; pocztówka ze zbiorów MMP.

Punkt zbiórki starej odzieży i tekstyliów w kamienicy przy ul. Tumskiej 8, 1942 r.; źródło: M. Łakomski, Schröttersburg w Płocku, Płock 2016.

Widok ul. Tumskiej, ok. 1968 r.; pocztówka ze zbiorów MMP.

fila Dudzińskiego. Pojawili się też nowi lokatorzy, zarówno płocczanie, jak i ludzie przybyli do Płocka z różnych stron Polski. Spośród tych znanych, z racji udziału w publicznym życiu miasta i kraju, można wymienić nazwisko zasłużonego dla miasta prawnika Tadeusza Gierzyńskiego – członka władz naczelnych Stronnictwa Demokratycznego, prezesa Towarzystwa Naukowego Płockiego i posła na Sejm Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, Zenona Szymańskiego – wieloletniego lekarza naczelnego Ubezpieczalni Społecznej w Płocku czy też Juliusza Kawieckiego i jego syna Jana


70

Barbara Rydzewska

Kamienica przy ul. Tumskiej 8, ok. 1970 r.; fot. ze zbiorów MMP.

– mistrzów Polski w wioślarstwie i wieloletnich działaczy Płockiego Towarzystwa Wioślarskiego.56 Z czasem liczba mieszkańców ulegała zmniejszeniu, także z uwagi na pogarszający się stan techniczny i sanitarny budynku. W ciągu całej historii użytkowania kamienicy jako domu czynszowego nie doczekała się ona generalnego remontu. Ograniczano się jedynie do usuwania szkód spowodowanych awariami, prowadzono bieżące naprawy instalacji wodno-kanalizacyjnych i elektrycznych, remonty piwnic i przyziemia związane z modernizacją Teatralnej, a w latach siedemdziesiątych XX wieku dokonano remontu balkonów, częściowego deskowania dachu i zmiany jego pokrycia.57 Zaniedbana budowla domagała się nakładów finansowych, jakich nie mogli dźwignąć jej właściciele. Prawdopodobnie również z tego względu zdecydowali oni o sprzedaży czynszówki, zastrzegając jednocześnie jej przeznaczenie na cele muzealne. Tego typu decyzja naturalnie spotkała się z aprobatą Muzeum Mazowieckiego w Płocku. Już wówczas bowiem kwestia zwiększenia powierzchni ekspozycyjnych i magazynowych dla rozrastających się zbiorów jawiła się jako jeden z priorytetowych celów instytucji, kamienica zaś, ze swą metryką i secesyjną oprawą, stanowiła idealne, bo 56. Tamże. 57. I. Tłuchowska, O domu przy Tumskiej 8…, dz. cyt.

naturalne, środowisko dla muzealnych aranżacji secesyjnych wnętrz mieszczańskich. Pierwsze kroki w kierunku adaptacji budynku podjęto na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. W grudniu 1983 roku Państwowe Przedsiębiorstwo Pracownie Konserwacji Zabytków – Pracownia Projektowa Zamek sporządziło Studium programowo przestrzenne remontu i adaptacji kamienicy secesyjnej na cele muzealne.58 Stanowiło ono punkt wyjścia dla dalszych działań, w efekcie których opracowano w urzędzie władz wojewódzkich wytyczne i harmonogram przeprowadzenia adaptacji do końca 1990 roku.59 Ustalenia zobligowały władze miejskie do zakupu kamienicy od spadkobierców Stanisława i Józefa Górnickich. Transakcję kupna sprzedaży nieruchomości pomiędzy Urzędem Miasta Płocka oraz Wandą Górnicką, Heleną Górnicką, Teresą Głodowską i Jackiem Zielińskim zawarto 28 listopada 1986 roku. Zapisano w niej klauzulę stwierdzającą, że dom przechodzi na rzecz Skarbu Państwa, z przeznaczeniem na poszerzenie bazy wystawienniczej Muzeum Mazowieckiego.60 58. B. Żewko, Studium programowo przestrzenne remontu i adaptacji kamienicy secesyjnej na cele muzealne, 1983, [w:] Zbiory dokumentacji pomocniczej Działu Historii MMP. 59. Harmonogram realizacji wniosków Głównej Inspekcji Terenowej, Płock 1984, s. 23; Informacja o realizacji Harmonogramu wniosków Głównej Inspekcji Terenowej, Płock 1985, s.26. [w:] Zbiory dokumentacji pomocniczej Działu Historii MMP. 60. Archiwum Zakładowe Muzeum Mazowieckiego w Płocku [dalej: AZMMP], M. Kukowska, Plan realizacyjny Muzeum Secesji, 1991, zał. nr 7.


71 Mimo uregulowania stanu własności, nie udało się, niestety, dotrzymać założonego terminu adaptacji. Dopiero cztery lata później, 21 sierpnia 1990 roku, Urząd Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków wyraził zgodę na zmianę sposobu użytkowania kamienicy z funkcji mieszkalnej na muzealną61, a zespół projektantów wspomnianej już pracowni Zamek, kierowany przez architekta Małgorzatę Kukowską, opracował w latach 1991-1992 dokumentację techniczną remontu i adaptacji budowli.62 Na przeszkodzie stanęły również kwestie związane z zapewnieniem nowych mieszkań dla lokatorów. Wprawdzie po przeniesieniu prawa własności rozpoczęto starania o ich wykwaterowanie, ale proces wydłużał się w czasie, a opuszczone już lokale zasiedlali na dziko nowi mieszkańcy. U schyłku okresu czynszowego dom znajdował się w opłakanym stanie, a proces destrukcji pogłębił się jeszcze po całkowitym wykwaterowaniu mieszkańców w 1999 roku. Na jego remont brakowało jednak środków i to zarówno w budżecie miasta, jak i województwa mazowieckiego. Nie pomogły nawet zapewnienia ówczesnego prezydenta Płocka Stanisława Jakubowskiego, że władze miasta skłonne są nieodpłatnie przekazać budynek Urzędowi Marszałkowskiemu. Zdewastowanej i zniszczonej pożarami kamienicy nikt nie chciał. Nie dziwi więc fakt, że w płockiej prasie pisano o niej sierota z Tumskiej 8.63 Sytuacja uległa zmianie dopiero w 2002 roku, kiedy to płocki ratusz i samorząd wojewódzki ustaliły wspólne finansowanie remontu przyszłej siedziby zbiorów secesyjnych.64 W trybie pilnym zlecono wówczas pracowni Zamek opracowanie dokumentacji, a ta, mimo nieskrywanych obaw co do napiętych terminów, podjęła się przygotowania kolejnego projektu. Pod kierunkiem architekta Barbary Pinkiewicz-Woźniakowskiej powstała dokumentacja65 będąca podstawą prac remontowych, które – począwszy od pierwszej połowy 2003 roku – realizowało płockie przedsiębiorstwo budowlane „VECTRA”. Ich zakres i charakter okazał się na tyle rozległy, że podjętą rewitalizację śmiało można by przyrównać do wznoszenia nowego gmachu. W obrębie domu głównego gruntownym remontem zostały objęte zarówno partie nadziemne, jak i zbyt płytkie, wymagające pogłębienia fundamenty. Oficyny uległy niemal całkowitemu wyburzeniu, a w ich miejscu powstały nowe skrzydła muzealnego kompleksu.66 Prace adaptacyjne dawnej czynszówki zakończono w listopadzie 2004 roku, a już w połowie następnego przeniosło tu swą działalność Muzeum Mazowieckie w Płocku. 61. AZMMP, M. Kukowska, dz. cyt., zał. nr 9. 62. AZMMP, M. Kukowska, dz. cyt., Projekt Techniczny. 63. M. Gródecka, Sierota z Tumskiej 8, „Nowy Tygodnik Płocki” 2001, nr 17/18, s. 8. 64. SRP, Księga Wieczysta nr 976, Uchwała 1173/LVIII/02 Rady Miasta Płocka z 9.10.2002 r. w sprawie darowizny udziału wynoszącego 5/100 części zabudowanej nieruchomości położonej w Płocku przy ul. Tumskiej 8 na rzecz Wspólnoty Samorządowej Województwa Mazowieckiego. 65. AZMMP, B. Pinkiewicz-Woźniakowska, Projekt budowlano-wykonawczy adaptacji na cele muzealne.2002. 66. Tamże; prace rozbiórkowe ominęły jedynie niewielki fragment oficyny południowej bezpośrednio sąsiadujący z domem frontowym.

Kamienica przy ul. Tumskiej 8 przed podjęciem prac remontowych, 2003 r.; fot. G. Rychlik.

Kamienica przy ul. Tumskiej 8 w trakcie prac adaptacyjno-remontowych, 2003 r.; fot. G. Rychlik.

Pierwotny zamysł przeznaczenia budynku na wyłączne potrzeby wiodącego działu musiał, niestety, ulec modyfikacji. Konieczność opuszczenia przez muzeum dotychczasowej siedziby sprawiła, że przez okres pięciu lat gmach zmuszony był pomieścić bez mała całą instytucję. 15 lipca 2005 roku otwarto w nim pierwszą stałą wystawę poświęconą sztuce secesji, a w ślad za nią kolejne stałe i czasowe ekspozycje. Po blisko stu latach od wzniesienia kamienica Górnickich stała się największym w kraju salonem wystawowym sztuki i rzemiosła użytkowego art nouveau.


72

Grzegorz Gołębiewski

Z

Powódź wiślana w Płocku i powiecie płockim w marcu 1924 roku

ima 1923/1924 roku była wyjątkowo mroźna i śnieżna i na długo przed nadejściem wiosny wiadomo było, że w dorzeczach dużych rzek należy spodziewać się powodzi. W Płocku najbardziej zagrożona była nowa – od 1923 roku – dzielnica miasta leżąca na lewym, niskim brzegu Wisły – Radziwie. W związku z tym już 29 stycznia 1924 roku zjawiła się tam siedmioosobowa komisja, z prezydentem Płocka Antonim Michalskim na czele, w celu zbadania sytuacji na miejscu i określenia najbardziej zagrożonych rejonów. Efektem tej lustracji było powołanie komitetu ratunkowego, z miejscowym proboszczem ks. Bronisławem

w Płocku już 11 marca 1924 roku zawiązał się Komitet Pomocy Powodzianom z udziałem miejscowych władz.2 Według komunikatu Powiatowego Zarządu Dróg Wodnych powódź w Płockiem była nieuchronna i spodziewano się jej w końcu marca 1924 roku. Jednak w połowie marca zima jeszcze nie ustąpiła, wróciły mrozy i przez kilka tygodni sytuacja na rzekach się nie zmieniała. Z powodu zamieci i niemożności dojazdu do Płocka odwołany został odczyt znanego pisarza i publicysty Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Jeszcze 22 marca było minus pięć stopni Celsjusza, dopiero następnego dnia zaczęła się odwilż.3

Czesław Idźkiewicz, Powódź w Radziwiu w 1924 r., rysunek; zbiory Muzeum Mazowieckiego w Płocku.

Kaczorowskim na czele, w celu niesienia pomocy w razie pojawienia się niebezpieczeństwa. Mieszkańcy Radziwia mieli być odpowiednio wcześnie ostrzeżeni o grożącym im zalaniu. Na taką ewentualność miały być zapewnione łodzie do ewakuacji ludzi i mienia. Mieszkańcy w odpowiednim obwieszczeniu zostali poinformowani o powołaniu komitetu.1 W marcu prezydent A. Michalski zwrócił się do szeregu osób dysponujących łodziami oraz do straży ogniowej i Towarzystwa Wioślarskiego w Płocku o udział w przewidywanej akcji ratunkowej. Dzięki temu uzyskano deklaracje ponad dwudziestu osób posiadających łodzie z dzielnic Rybaki i Radziwie. Polskie Towarzystwo Czerwonego Krzyża również wydało odezwę do społeczeństwa, nawołując do ofiarności na rzecz ofiar zbliżającej się powodzi. W odpowiedzi na ten apel 1. Archiwum Państwowe w Płocku (dalej: APP), akta miasta Płocka, wydział budowlany, sygn. 24 804, protokół z odbytej lustracji terenów przedmieścia Radziwie zagrożonych powodzią w czasie znoszenia lodów na Wiśle 29 I 1924, k. 2, k. 2 v.; obwieszczenie do mieszkańców przedmieścia Radziwia z 31 I 1924, k. 3. Teczkę odnalazła wicedyrektor Archiwum Państwowego Płocku Krystyna Bańka, zob. K. Bańka, Źródła do dziejów Wisły w zasobie Archiwum Państwowego w Płocku, „Płocki Rocznik Historyczno-Archiwalny”, t. 9, 2017, s. 70. Pozostali członkowie komitetu to: Paweł Fuz, Stanisław Paskuda, Józef Swat, Stanisław Małkowki, Czesław Małkowki, Franciszek Gościniak, Wojciech Flaczyński, Edward Biegański.

W Płocku najbardziej obawiano się o wytrzymałość drewnianego mostu. Inżynier A. Nadwodzki w wywiadzie prasowym zapewniał, że wszystko jest przygotowane do obrony mostów w Wyszogrodzie i Płocku. Jednak z racji dużej liczby przęseł (w Wyszogrodzie 45, w Płocku 15) w czasie przepływu kry tworzyły się wąskie gardła i lód nie mógł swobodnie przepływać. Najlepszym wyjściem według niego byłoby zbudowanie stałego mostu, ale w roku 1924 była to bardzo odległa perspektywa.4 Zgodnie z przewidywaniami, w końcu marca 1924 roku powódź zaczęła stawać się rzeczywistością, lód puścił i za2. APP, akta miasta Płocka, wydział budowlany, sygn. 24 804, wzór pisma do osób prywatnych z 1 II 1924 oraz pisma do straży ogniowej i Towarzystwa Wioślarskiego w Płocku z 13 III 1924 oraz do osób prywatnych z 14 III 1924, wykaz łódek z 19 III 1924, k. 5-13; K. Bańka, Źródła..., dz. cyt.; Idziemy ku wiośnie, „Dziennik Płocki” 3 III 1924, s. 3; Na ofiary powodzi, „Dziennik Płocki” 5 III 1924, s. 1; Lody ruszyły, „Dziennik Płocki” 6 III 1924, s. 2; Komitet Ratunkowy na wypadek powodzi, „Dziennik Płocki” 10 III 1924, s. 3. 3. J. Borowska, Zapiski Wawrzyńca Sikory, sołtysa Liszyna i wójta Bielina w powiecie płockim w latach 1924-1939, rozdział Historia wiślanych wylewów, „Płocki Rocznik Historyczno-Archiwalny”, t. 9, 2017, s. 100; Komunikat Zarządu Dróg Wodnych, „Dziennik Płocki” 11 III 1924, s. 3; Z powodu zamieci, „Dziennik Płocki” 15 III 1924, s. 3; Wylew pod Płockiem, „Dziennik Płocki” 29 III 1924, s. 1-2. 4. Czy mosty płockie narażone są na katastrofę zniesienia przez powódź?, „Dziennik Płocki” 5 III 1924, s. 3.


73 czął się dramat. Z Małopolski i Lubelszczyzny nadchodziły informacje o wylewach Dunajca, Popradu, Raby i Sanu. Kiedy 27 marca lody ruszyły w Warszawie, zgromadzeni na nabrzeżu mieszkańcy stolicy obserwowali, jak po wzburzonych falach płynęły całe domy i ich szczątki, belki i różne przedmioty, a także martwe zwierzęta porwane przez wodę. Pod Warszawą stan wody dochodził do sześciu metrów. Zalana została Jabłonna i pałac Potockich. Stopniowo zalewane były wioski leżące po lewej stronie Wisły, między Zakroczymiem i Wyszogrodem. Tego samego dnia, 27 marca, lody ruszyły pod Wyszogrodem, zrywając cztery przęsła, w tym dwa żelazne, które wpadły do wody grożąc zatorem. Z wodą spłynęło też pięć izbic. Uszkodzony został również most na Bzurze naprzeciwko Wyszogrodu, ale do jego naprawy szybko skierowano ekipę remontową pod kierownictwem naczelnika Zarządu Dróg Wodnych w Płocku, inż. A. Nadwodzkiego. Pracami nad odbudową mostu wyszogrodzkiego kierował natomiast Ludwik Hubl.5 Fala powodziowa nieuchronnie zbliżała się do Płocka. Aby zmniejszyć niebezpieczeństwo, na wniosek inż. Jana Tyrały i inż. A. Nadwodzkiego saperzy dynamitem i granatami starali się rozbić lód w rejonie Płocka. Jednak działania te okazały się tylko częściowo skuteczne. Masa wody i kry wciąż napierała na drewniany most. Dwie izbice mostu zostały zniesione, a pierwszy filar poważnie uszkodzony. Opadły dwie belki, co groziło zerwaniem przeprawy. 28 marca o godzinie 22 w mieście zawyły syreny wzywając na pomoc ochotniczą straż ogniową. Zaczęło się pospieszne rąbanie lodu przed izbicami i filarami oraz zwożenie na most kamieni, które rzucano między drewniane filary, aby je wzmocnić. Magistrat skierował do tej pracy robotników z robót miejskich. Wielką ofiarnością w tej pracy wykazała się, poza opłacanymi robotnikami, płocka młodzież, a dokładnie nieznany z nazwiska student, gimnazjaliści i dzieci z Powiśla. Po wąskich kładkach pod mostem, nad rwącym nurtem rzeki, nosili ciężkie kamienie i balast do wzmocnienia zagrożonych filarów.6 Spodziewając się powodzi, mieszkańcy terenów nadwiślańskich próbowali wcześniej się zabezpieczać, wzmacniając wały. Jednak ku zaskoczeniu wszystkich pierwsza wylała nie Wisła, ale Słupianka. W rejonie Liszyna już 25 marca rzeczka wystąpiła z brzegów, zalewając łąki i pola w Słupnie, Wykowie i podchodząc do Liszyna. Rolnicy liszyńscy skrzyknęli się, stawiając tamę w Gawroniu, czym zatrzymali zalewanie ich pól. Znacznie groźniej wyglądała natomiast przybierająca Wisła. 27 marca o godzinie 19.30 lody ruszyły w tym 5. Wylewy w całej Polsce, „Dziennik Płocki” 26 III 1924, s. 2; Powódź w Polsce, „Dziennik Płocki” 27 III 1924, s. 1; Klęska powodzi w Polsce, „Dziennik Płocki” 28 III 1924, s. 1-2; Powódź, „Polska Zbrojna” 29 III 1924, s. 6; M. Mistewicz, Dawny most przez Wisłę w Wyszogrodzie, Warszawa 2016, s. 138. 6. APP, akta miasta Płocka, wydział budowlany, sygn. 24 804, lista płacy robotników z 2 IV 1924, wykaz ludzi pracujących przy ratowaniu mostu, zaświadczenie z 31 III 1924 o udziale przy ładowaniu kamieni w Radziwiu, k. 16-20, 27-30; K. Bańka, Źródła..., dz. cyt.; Wylew pod Płockiem, „Dziennik Płocki” 31 III 1924, s. 1-2.

rejonie i natychmiast woda zaczęła się podnosić. Wprawdzie mieszkańcy z wielką ofiarnością próbowali wzmocnić wały, ale woda była silniejsza. Jak wspomina sołtys Liszyna Wawrzyniec Sikora, 27 marca o godzinie 10 minut piętnaście wieczorem [woda] już się podniosła do takiej wysokości, że zaczęła przebierać wały. Tylko że jest pełno ludzi na wałach i podsypują, co mogą, ale już nie ma żadnej nadziei, żeby ten napór wały wytrzymały. O godzinie 11 wieczorem woda przeszła z wielkim hukiem przez las od Wykowa. O tej godzinie woda w paru miejscach przebrała wały na Bielinie i rozpoczął się zalew pól z dołu do góry. W tym momencie część ludzi uciekła z wałów. Reszta nas się pozostała i do samego dnia w jednym miejscu sypalim grobelki na wałach. W drugich miejscach zatykalim dziury od kretów, których było bardzo dużo pod wierzchem wałów. 28 marca o godzinie 8 rano woda jednocześnie przebrała w 4 miejscach wały na gruncie Edmunda Flemke, a w 2 miejscach przerwała wały na gruncie Karola Flemke. Przyczyną przerwania były dziury porobione przez krety i woda w jednej chwili z wielkim rykiem zalała całe pola. Wtenczas prawie wszyscy uciekli z wałów. Zostało się nas tylko 4 czy 5. W godzinach południowych woda przebrała i na Klonowskiego. 29 marca woda przybiera niesłychanie prędko i już podniosła się do takiej wysokości, że już w wielu miejscach przebrała i wały liszyńskie, a jednocześnie idzie przez las rządowy i wykowskie pola na słupieńskie łąki i zalewa nasze Zimne Wody i przyległe pola wiosek Poddębiec, Pieńki i Międzylas. Takiej powodzi nikt nie pamięta. Pod wieczór zaczyna nam wchodzić do stodoły i domu mieszkalnego. 30 marca przybór wody cokolwiek folguje, ale nam już zalała cały dom mieszkalny, stodołę i szopę. Konie i bydło blisko po kolana stoją w wodzie. Dzieci i świnie wywieźlim do sióstr. Jesteśmy tylko oboje z żoną. Wody w domu mamy na 8 cali7 głęboko. Chodzimy tylko po ławach.8 Wiadomości o powodzi nadchodziły też do miasta z Dobrzykowa, jednak z powodu wysokiego poziomu wody na razie nie można było tam dotrzeć. Leżąca blisko Płocka Soczewka zaczęła być zalewana najpierw nie tyle od strony Wisły, co przez Skrwę Lewą, płynącą od jeziora Lucieńskiego do Wisły. Rzeczka zalała część Soczewki, w tym fabrykę papierniczą, w której podtopione zostały maszyny do wysokości metra. W tej sytuacji zatrzymano produkcję, przystępując do ratowania zgromadzonego papieru. W Radziwiu woda przedarła się przez wały już w nocy 27/28 marca, zalewając tereny po lewej stronie szosy do Łącka, m.in. łąki za kościołem, i docierając do domu Żeleźniaka. Kościół z plebanią, znajdujący się na niewielkim wzniesieniu, znalazł się na wyspie otoczonej zewsząd wodą. Woda zmyła część zgromadzonych materiałów budowlanych i podmyła tory na budowanej 7. Cal – ok. 2,5 cm. 8. J. Borowska, dz. cyt., s. 100-101.


74

Grzegorz Gołębiewski

Doniesienia prasowe z 1924 r. na temat powodzi. „Dziennik Płocki” 27 III 1924.

Doniesienia prasowe z 1924 r. na temat powodzi. „Dziennik Płocki” 29 III 1924.

linii kolejowej z Kutna do Płocka. Natychmiast w Radziwiu podjął akcję ratunkową sześcioosobowy komitet z ks. Bronisławem Kaczorowskim na czele. Poza nim w jego skład weszli: Paweł Fuz, Michał Fuz, Edward Biegański, Jerzy Witoski i Mateusz Chyba. Mieszkańcy z wielką determinacją zaczęli umacniać tzw. tamę boczną, broniącą od zalania domy po prawej stronie szosy. Jednak 28 marca między godzinami 20 a 21 woda podniosła się do poziomu 5,42 m i tamę zerwała, zalewając szereg domów i baraki mieszkalne. Woda zalała także szosę dwa kilometry od Radziwia. W akcji ratunkowej w Radziwiu wyróżnił się miejscowy komitet, policjanci z przodownikiem Ryżyńskim i Kłosińskim na czele oraz żołnierze miejscowego garnizonu. Wobec zalania Radziwia, tamtejszy komitet nawiązał współpracę z płockim oddziałem PTCK i wojskiem, które uruchomiło dwie kuchnie polowe zaopatrujące czterysta pięćdziesiąt osób dziennie w ciepły posiłek. Czerwony Krzyż apelował przede wszystkim o żywność i pieniądze na jej zakup dla najbiedniejszych. Brakowało też słomy i opału. Potrzebne było wsparcie i zluzowanie członków miejscowego komitetu, gdyż z sześciu pracujących tylko dwóch trzymało się jeszcze na nogach.9 Poza Radziwiem, w powiecie płockim zalanych zostało szereg wsi leżących na prawym brzegu Wisły. Żywioł pozbawiał mieszkańców dachu nad głową, niszczył ich dobytek i zasiewy na polach. W gminie Bielino zalane zostały wsie: Rydzyno, Kępa Ośnicka, Bielino Stare, Bielino-Kolonia, Wykowo-Kolonia, Wykowo-Wieś; w gminie Ramutówko: Białobrzegi, Kępa Niemiecka, Kępa Borowicka; w gminie Rębowo: Kępa Wyszogrodzka, Drwały, Rakowo, Podgórze. Częściowo zalane zostały: Liszyno-Czernie (90%), Wirginia (50%), Ośnica (10%), Kępa Polska (20%), Zakrzewo (20%), Niesłuchowo (10%). Wobec tej ogromnej klęski żywiołowej płocki Komitet Pomocy dla Ofiar Powodzi, zorganizowany przez miejscowy oddział Czerwonego Krzyża, wzywał: Niech każdy uważa za swój obowiązek złożyć ofiarę, na jaką go stać, niech pospieszy z doraźną pomocą pieniężną lub w naturaliach! Zwlekać nie wolno, bo na tę pomoc czekają ludzie zziębnięci, głodni, bez dachu nad głową, bez środków do życia!. Pomoc materialną miał przyjmować znany i szanowany w Płocku ks. prałat Stanisław Figielski, natomiast pieniądze można było przekazywać do administracji „Dziennika Płockiego”.10 9. Z ostatniej chwili, „Dziennik Płocki” 28 III 1924, s. 2; Wylew pod Płockiem, „Dziennik Płocki” 31 III 1924, s. 1-2; Płocki Komitet pomocy dla ofiar powodzi, tamże, s. 3; Komitet Pomocy dla dotkniętych powodzią w Radziwiu, tamże; Powódź, „Polska Zbrojna” 1 IV 1924, s. 7. 10. Wołanie o pomoc, „Dziennik Płocki” 31 III 1924, s. 1.


75 Powódź w Płocku punkt kulminacyjny osiągnęła 29 marca 1924 roku o godzinie 23-24. Stan wody wynosił wtedy +5,85 m.11 Na zagrożony odcinek szosy w Radziwiu pojechał inż. Stanisław Hejke, wydając odpowiednie zarządzenia. Następnego dnia, w niedzielę 30 marca, przy zabezpieczaniu szosy, na polecenie starosty gostynińskiego Antoniego Pinakiewicza, pracowało stu ludzi dysponujących czterdziestoma siedmioma furmankami dowożącymi piasek i kamienie na budowane wały. W wyniku wylewu rzeki zalane zostały Borowiczki, gdzie zachodziła obawa, że pod wodą znajdzie się cukrownia z magazynami cukru. Jednak dzięki odpowiednim zabezpieczeniom zgromadzony cukier ocalał, mimo że woda zalała wieś. Niektóre domy zostały zalane po same strzechy, szkoła – do poziomu okien. Duże obawy były o utrzymanie wodociągów płockich i elektrowni w Biskupicach oraz o most, którego los był ciągle niepewny, gdyż mogło nastąpić podmycie filarów od spodu, czego nie dało się stwierdzić. Dodatkowym zagrożeniem dla mostu była zmiana nurtu Wisły, który przesunął się bliżej środka rzeki. 30 marca około godziny 14 do Płocka przyjechał wojewoda warszawski Władysław Sołtan, na miejscu zapoznając się z sytuacją. Towarzyszyli mu naczelnik I Okręgu Policji Państwowej Tomanowski i referent działu administracyjnego Urzędu Wojewódzkiego Hanula. W Płocku dołączyli do nich starosta płocki Józef Boxa i wicestarosta Mikołaj Godlewski. Wojewoda przyjechał do Płocka po wizytacji stanu wody w powiecie sochaczewskim i gostynińskim. W Radziwiu przez półtorej godziny konferował u ks. proboszcza B. Kaczorowskiego, po czym wyjechał do Płocka. Tutaj, w gmachu starostwa powiatowego, przeprowadził naradę, podczas której, po wyjaśnieniach starosty, stwierdził, że – pominąwszy Radziwie, gdzie zalane zostały głównie łąki – powiat płocki poniósł ogromne straty w zasiewach i inwentarzu. Szczególnie dotkliwe były straty w oziminach. Około godziny 17, po otrzymaniu wiadomości o zalaniu Ciechocinka, wojewoda przez Gostynin wyjechał w tamte strony. W niedzielę 30 marca w Płocku przebywali także dziennikarze gazet warszawskich, pragnący na miejscu zorientować się w sytuacji pod Płockiem. Dzięki wysłannikom „Rzeczypospolitej”, „Kuriera Porannego” i „Kuriera Polskiego” położenie powodzian mogli poznać czytelnicy w całej Polsce. 30 marca 1924 roku był najgorszym dniem kulminacji fali powodziowej w rejonie Płocka. 31 marca o godzinie 9 rano zaobserwowano spadek wody o cztery centymetry – do poziomu 5,81 m. Jednak nie oznaczało to końca niebezpieczeństwa, gdyż spodziewano się kolejnego przyboru po spłynięciu wody z Bugu i Narwi.12 11. Niestety, w aktach Państwowego Zarządu Dróg Wodnych w Płocku, przechowywanych w Archiwum Państwowym w Płocku, nie zachowały się raporty wodowskazowe z 1924 r. (sygn. 2 i 11). 12. Wylew pod Płockiem, „Dziennik Płocki” 31 III 1924, s. 2; Z ostatniej chwili, tamże, s. 3.

Doniesienia prasowe z 1924 r. na temat powodzi. „Dziennik Płocki” 31 III 1924.

W niedzielę 30 marca zebrał się, zorganizowany poprzedniego dnia z inicjatywy płockiego oddziału PTCK, Płocki Komitet Pomocy dla Ofiar Powodzi. W zebraniu uczestniczyli też przedstawiciele władz miasta. Sytuację zreferował wicestarosta Mikołaj Godlewski. Zebrani zgodzili się, aby komitet swoim zasięgiem objął cały powiat, tworząc w gminach lokalne komitety pomocy i rozdziału przekazywanych darów. W dyskusji, obecny na sali prezydent miasta Płocka Antoni Michalski zarzucił komitetowi radziwskiemu, że ten, zamiast zwrócić się do Rady Miejskiej o pomoc, wybrał oddział Czerwonego Krzyża, pomijając płocki samorząd. Prezydent zapewniał, że magistrat od miesiąca przygotowywał się na powódź i tworzący się komitet uznał za wyraz niechęci, z jaką – jak to określił – to surdutowe społeczeństwo płockie odnosi się do zarządu miasta. W odpowiedzi prezydentowi Michał Fuz z komitetu radziwskiego ripostował, że Komitet ratunkowy w Radziwiu, który od paru dni pracuje prawie ostatkiem sił, nie zwracał się do nikogo z prośbą, bo nie miał na to czasu wobec potrzeby niesienia pomocy zagrożonym domostwom. Po łagodzącym wystąpieniu przewodniczącego płockiego Czerwonego Krzyża Romualda Borszewskiego, który argumentował, że akcja pomocy była realizowana na polecenie władz zwierzchnich PTCK, wybrano Komitet Wykonawczy Komitetu Pomocy dla Ofiar Powodzi. W jego skład weszli:


76

Grzegorz Gołębiewski

● ks. prałat Stanisław Figielski jako prezes ● Helena Wagnerowa, znana płocka społeczniczka ● Żmijewska jako sekretarka ● Jadwiga Beczkowiczowa, żona lekarza Adama Beczkowicza i znana płocka społeczniczka ● Paweł Nieniewski, dyrektor Banku Handlowego ● Romuald Borszewski, przewodniczący płockiego oddziału PTCK ● Wacław Koźmiński jako skarbnik komitetu ● ks. Bronisław Kaczorowski, przewodniczący komitetu radziwskiego i radny Rady Miejskiej w Płocku ● Wincenty Kępczyński, radny miejski i działacz PPS, jako przedstawiciel magistratu. Pojawiły się pierwsze deklaracje wpłat na rzecz komitetu. Bank Związku Ziemian zadeklarował 250 mln marek polskich (mkp), koło Katolickiego Związku Polek – część dochodu z koncertu, jaki miał się odbyć 5 i 6 kwietnia, a z doraźnej zbiórki przeprowadzonej 30 marca zebrano 813 556 000 mkp. Właściciel folwarku pod Płockiem, Robert Kuncman, na rzecz komitetu radziwskiego przekazał furę słomy.13 Ofiary w naturze na rzecz powodzian przyjmowane były w lokalu PTCK w gmachu starostwa, co koordynowały panie J. Beczkowiczowa i H. Wagnerowa oraz R. Borszewski jako prezes płockiego oddziału PTCK. Ten ostatni – jak czytamy w „Dzienniku Płockim” – był całą duszą oddany sprawie niesienia pomocy potrzebującym. Koordynacją wpłat i wypłat pieniężnych zajmował się W. Koźmiński z Banku Handlowego.14 31 marca 1924 roku o godzinie 21 stan wody w Płocku wynosił +5,75 m. Spadek był więc wyraźny, ale niezbyt duży. W kolejnych dniach opadająca woda zaczęła odsłaniać rozmiary zniszczeń i strat.15 Jak zapisał w swoim notatniku sołtys Liszyna W. Sikora, 31 marca wody z nocy przybrało tylko dwa cale, ale doszła do takiej wysokości, że jest o jeden łokieć wyższa ponad wszystkie powodzie, jakie kiedykolwiek były. Jest to przerażający widok. Jak tylko okiem sięgnąć nic nie widać, tylko woda i nic więcej, nic więcej nie słychać tylko szum i ryk wody. Rano woda zaczęła opadać i nocą na 1 kwietnia wyszła nam z domu. W dniach 1, 2, 3 kwietnia woda spadała bardzo dobrze. 4 i 5 już bardzo wolno. 6 stanęła w mierze, ale opadła już o tyle, że widać już wały z wody, ale są w wielu miejscach porozrywane. Nie dosyć, że wały są zmyte, ale w tym miejscu gdzie woda

najpierw przeszła, pokopane są głębokie doły i dużo uprawnej ziemi jest zasypane grubą warstwą piachu.16 Jednym z pierwszych, który na miejscu dokonał oględzin sytuacji na terenach dotkniętych powodzią, był proboszcz parafii w Imielnicy ks. Józef Górnicki. W niedzielę 30 marca 1924 roku, po porannym nabożeństwie, na łodzi rybaka z Ośnicy popłynął na zalane tereny, publikując następnie swoją relację w „Dzienniku Płockim”. Najpierw dopłynęli oni do szkoły fabrycznej w Borowiczkach, gdzie pracownica cukrowni Kozielska schroniła się z rodzicami staruszkami na piętrze, otrzymując opał i jedzenie w wiadrze na sznurku. Dalej łódź skierowała się w stronę Bielina. Do szopy gospodarza Różańskiego wpłynęli łodzią: Wody w tej izbie jest na pół metra – na wodzie położone są deski, a z wody – już na 20 centymetrów wystają łóżka i stoły i tak mieszkają ci... męczennicy. Krowy i konie odesłano do sąsiada, u którego nieco mniej wody. Obraz nędzy i wilgoci!. Podobnie było w innych miejscowościach. Jak relacjonował, wszędzie płacz i... zgnilizna, reumatyzm i utrata wszystkiego!.17 W Bielinie-Budkach, wiosce złożonej z pięciu gospodarstw, łódź wpłynęła do zalanego domu i – jak napisał ks. Górnicki – gdym spojrzał w te twarze wynędzniałe – w te oczy – jakieś dziwne, zaświatne – gdym ujrzał ową nędzę – owe krowiny chude, wspólnie mieszkające ze świńmi, końmi, kurami, psami i… ludźmi, zapłakałem. Źle mówię – zapłakaliśmy wszyscy, ja ze wzruszenia, oni z radości.18 Pierwsze pytanie powodzian brzmiało: Czy woda będzie nadal się podnosić?. Po zapewnieniach księdza, że zacznie opadać, zapanowała radość i nadzieja. Tymczasem jednak zalane rodziny wzajemnie sobie pomagały, ratując – jak tylko było to możliwe – resztki dobytku i inwentarz. Ksiądz Górnicki był świadkiem, jak w prowizorycznej łodzi zrobionej z koryta młoda dziewczyna płynęła do zalanego domu nakarmić kury wniesione na strych, a po drodze przywiozła kawał schabu wędzonego na wspólną kolację. Po odwiedzeniu powodzian w całej okolicy, z nastaniem zmroku ks. J. Górnicki wrócił do Imielnicy, zapowiadając na środę 2 kwietnia założenie w Bielinie gminnego komitetu pomocy. Wzywając na łamach „Dziennika Płockiego” do ofiarności na rzecz powodzian, konkludował: zniszczone tegoroczne zasiewy – niewielkie nadzieje na zasiewy wiosenne – budynki zniszczone lub podniszczone – domy zniszczone – przedmioty domowe prawie że nie do użytku – pościel znisz-

13. Płocki Komitet Pomocy dla ofiar powodzi, tamże, s. 3. 14. Z Komitetu Pomocy dla powodzian, „Dziennik Płocki” 2 IV 1924, s. 3. 15. Powódź na północy Polski, „Dziennik Płocki” 1 IV 1924, s. 2; Woda opada, „Dziennik Płocki” 3 IV 1924, s. 1.

16. J. Borowska, dz. cyt., s. 101. 17. Ks. J. Górnicki, Wylew pod Płockiem. Szlakiem zniszczenia w gminie Bielino. – Czekamy pomocy!, „Dziennik Płocki” 2 IV 1924, s. 1. 18. Tamże.


77 czona – ubrania zbutwiałe – zapasy żywności bardzo małe – słoma, siano, hen gdzieś poszły.19 Podobny obraz powodzi znajdujemy w reportażu opublikowanym kilka dni później. Autor, ukrywający się pod inicjałami P. A., najpierw na łodzi motorowej, a potem na zwykłej łódce, popłynął w górę rzeki aż za Dobrzyków. Spotkani ludzie wszędzie pytali, czy woda opadnie, wyczekując poprawy sytuacji. W Dobrzykowie komendant posterunku policji Wacław Piechowski zdał wizytującym krótki raport: strat w ludziach nie ma, z inwentarza żywego utonęła 1 świnia z prosiętami, dotąd 1 dom i 2 stodoły obalone, 1 dom murowany. Łodzi do akcji ratunkowej było pod dostatkiem, bo dostarczył je Powiatowy Zarząd Dróg Wodnych z Płocka, a wielką pomoc w czasie ewakuacji oddała przysłana z Modlina wojskowa łódź motorowa, dzięki czemu uniknięto utonięć ludzi. Jak zanotował autor artykułu, w Dobrzykowie oglądamy świeże, blisko 1 m. wysokie wały sypane, świadki zdecydowanej walki na śmierć i życie człowieka z powodzią i to walki zwycięskiej dla człowieka, który zdołał ochronić znaczną część swego dobytku. Wymieniają ludziska imiona Wierzbickich i Zychów, tych bohaterów dnia, którzy, nie śpiąc i nie jedząc, z poświęceniem przez szereg dni walczyli w obronie osiedla.20 Dalej na szlaku tej smutnej podróży znalazły się Świniary, gdzie ludzie schronili się na strychach. Podobnie było w Troszynie i okolicznych wsiach. Zalane zostały: Wiączemin Polski i Niemiecki, Kozików, Nowesiodło, Świniary, Stoków, Osiek, Michowice. W tym rejonie wał przeciwpowodziowy został rozerwany na przestrzeni stu metrów. Woda z lodem poprzewracała solidne drzewa, wyrywając je z korzeniami, inne pochylone z odartą korą stały w wodzie. Wszędzie pełno było wyrwanych drzew, płotów, desek, drutów. Jak pisał P.A., jak okiem sięgnąć wody potopu rozlane wokoło, chaty po okna i po strzechy w wodzie, jedne jakby omdlałe chylą się na bok, drugie z rozprutemi przez krę ścianami, inne czarnymi otworami okien spoglądają na nas z oddali.21 Następnie na szlaku znalazło się pięć kolejnych zalanych wsi: Piotrków, Zyck Polski, Zyck Niemiecki, Leonów, Rękawki. I tu obyło się bez strat w ludziach. W tym rejonie wał, naprawiany w dwudziestu sześciu miejscach, nie wytrzymał naporu wody, w trzech miejscach otwierając wrota wzburzonym falom, które poprzez pola i sady rwą z całą siłą i bystrym nurtem kopią nowe koryta dla tych rzek, powstałych w jednej wielkiej rzece. Ciekawa to będzie rzeźba, jak wody ustąpią!.22 Kolejny raz P. A. popłynął na zalane tereny 2 kwietnia łodzią motorową, udostępnioną mu przez naczelnika Powiatowego Zarządu Dróg Wodnych, inż. Jana Tyrałę. W cukrow19. Tamże, s. 2. 20. P. A., Poprzez zalane obszary, „Dziennik Płocki” 4 IV 1924, s. 2. 21. Tamże. 22. Tamże.

Obwieszczenie do mieszkańców przedmieścia Radziwie, 31 I 1924; zbiory Archiwum Państwowego w Płocku.

Deklaracja Towarzystwa Wioślarskiego w Płocku udziału w akcji niesienia pomocy powodzianom; zbiory APP.


78

Grzegorz Gołębiewski

Wykaz osób, które dostarczyły swoje łódki do pomocy powodzianom; zbiory APP.

ni w Borowiczkach trafił akurat na zebranie zwołane przez ks. J. Górnickiego, wyłaniające lokalny komitet niesienia pomocy powodzianom. Według posiadanych informacji w gminie Bielino zalane zostały: Ośnica w całości (pola i ogrody), Bielino Stare i Bielino-Kolonia, Rydzyno, Liszyno-Czernie, Liszyno wieś, Wykowo w całości, w Wirginii pola i część ogrodów. W Wykowie – jak pisze P. A. – wylatują ku nam gromadki dzieci, za niemi podążają i starsi. Z wynędzniałych, jakimś ziemistym kolorem zalanych twarzy wyczytać można, co ludzie ci przeszli, co przechodzą obecnie na widok zniszczonych swych chat, zamulonych zasiewów, zawiedzionych nadziei. Nędza, straszna nędza wygląda z ich oczu, z ich twarzy, z ich lichego odzienia.23 Ludzie informują przybysza o najbardziej potrzebujących, którzy już niemal głodują. Dla nich otrzymali sto kilogramów chleba, który przywieziono 23. P. A., Poprzez zalane tereny, „Dziennik Płocki” 5 IV 1924, s. 1.

łódką. W drodze powrotnej w Liszynie P. A. spotkał starostę J. Boxę, ks. S. Figielskiego i inż. J. Tyrałę, którzy jeszcze rozwozili resztki chleba do zalanych domostw. Jak pisze na koniec P. A., wszędzie pomoc gwałtownie potrzebna, zewsząd wyciągają ręce po kawałek chleba, wyczekują zasiłku na odbudowę zniszczonych domostw i zrujnowanych gospodarstw. Któż im odmówi, kto nie dopomoże.24 Powódź dotknęła także miejsca, w których nikt się jej nie spodziewał, np. Kutno. Wprawdzie nowo wybudowany tor kolejowy linii Kutno – Płock nieco osłonił miasto od zachodu, gdzie płynie rzeczka Miłonka, to jednak już 24 marca miasto zostało zalane. Najbardziej ucierpiała dzielnica Nowe Kutno i tor kolejowy Kutno – Płock. W betonowym moście na rzece Ochni w wyniku podmycia zawalił się jeden filar, co na wiele tygodni sparaliżowało komunikację kolejową do Gostynina i Płocka.25 Powódź – choć nie bezpośrednio – spowodowała też ofiary śmiertelne. 30 marca czternastoletnia Aleksandra Skrzynecka, mieszkająca przy ulicy Dobrzyńskiej w Płocku, wyszła z domu obejrzeć skutki powodzi i wszelki słuch po niej zaginął. 31 marca w Bodzanowie wozy wiozące kamienie na wzmocnienie mostu w Wyszogrodzie przejechały Jadwigę Szelągowską, powodując jej śmierć po kilkunastu minutach.26 Tymczasem po przejściu fali powodziowej w rejonie Płocka zaczęło się liczenie strat i pomoc powodzianom. Od początku kwietnia na pomoc poszkodowanym wpływały dary i wpłaty pieniężne, odnotowywane na łamach „Dziennika Płockiego”. Wpłaty od osób prywatnych sięgały zwykle od 5 do 150 mln mkp. W czasie pobytu w Radziwiu wojewoda W. Sołtan przekazał na powodzian 100 mln mkp. W jego ślady poszedł starosta J. Boxa, przekazując również 100 mln mkp. Z dwóch koncertów Marii Szrajberówny i Janiny Grabowskiej organizatorki z Katolickiego Związku Polek przekazały 300 mln mkp.27 Ofiary na powodzian przekazywane były przez ludzi reprezentujących różne profesje i grupy społeczne. Na zebraniu Związku Ziemian 4 kwietnia ziemianie powiatu płockiego złożyli łącznie 790 mln mkp. Wpłaty wynosiły od 5 do 100 mln mkp. Po 100 mln mkp złożyli: Tadeusz Sułowski z Leksyna, Kazimierz Dziewanowski z Grodkowa i Antoni Szempliński z Worowic. Oprócz tego ziemianie zadeklarowali pomoc w naturze w postaci żyta, jęczmienia, owsa, wyki i ziemniaków.28 24. Tamże. 25. Powódź w Kutnie, „Dziennik Płocki” 5 IV 1924, s. 3. 26. Dzieci giną, „Dziennik Płocki” 8 IV 1924, s. 3; Nieszczęśliwy wypadek przy akcji ratunkowej, tamże. 27. Ofiary, „Dziennik Płocki” 1 IV 1924, s. 3; Ofiara Pana Wojewody, „Dziennik Płocki” 4 IV 1924, s. 3; Ofiara Pana Starosty, tamże; Koncert M. Szrajberówny i J. Grabowskiej, tamże; Komunikaty, „Dziennik Płocki” 15 IV 1924, s. 3. 28. Pokwitowanie, „Dziennik Płocki” 5 IV 1924, s. 4.


79 Starosta J. Boxa po raz kolejny złożył ofiarę 20 mln mkp, wicestarosta M. Godlewski – również 20 mln mkp. W ślad za nimi mniejsze sumy przekazali pracownicy płockiego starostwa. Ofiary składali księża, nauczyciele, uczniowie i inni.29 W Wyszogrodzie zebrano łącznie 280 mln mkp. Wpłaty wynosiły od 5 do 20 mln mkp. Tę najwyższą kwotę wpłacił właściciel apteki Ludwik Ziemski. Ksiądz Tomasz Skowroński i lekarz dentysta J. Słonimski wpłacili po 15 mln mkp, a po 10 mln mkp przekazała większa grupa osób, m.in. sędzia Rudolf Borszewski, adwokat Zdzisław Lendzion, rejent Apolinary Sadziński, dr Mieczysław Zawadzki, dyrektor oddziału Banku Ziemiańskiego K. Jagodziński, dyrektor Syndykatu Rolniczego J. Bojanowski, kierownik szkoły powszechnej Henryk Nawrocki, burmistrz L. Borkowski, właściciel składu aptecznego Witold Zajkowski, Sabina Zasadzińska, kupiec Franciszek Łagodziński.30 2 kwietnia 1924 roku zebrał się Komitet Pomocy Powodzianom, odnotowując kolejnych darczyńców: skład soli Sikorskiego przekazał 250 kg soli, magistrat płocki przekazał 10 metrów drewna, Zarząd Lasów Państwowych – 2 metry. Magistrat obiecał pomoc w zwózce opału i w zaopatrzeniu w chleb. Bardzo energicznie działał komitet pomocy w Radziwiu, dożywiając dziennie około 600 osób.31 Już 29 marca 1924 roku wiceprzewodnicząca rady miejskiej Julia Roykiewiczowa złożyła interpelację, popartą przez czterech radnych, o wyjaśnienie, czy magistrat podjął akcję ratunkową dla obrony Radziwia i jego mieszkańców od powodzi.32 W odpowiedzi, w czasie obrad rady 7 kwietnia, prezydent Antoni Michalski relacjonował działania, jakie podjęły władze miasta na rzecz powodzian. Pierwsze prace rozpoczęły się półtora miesiąca przed powodzią. On sam jako przedstawiciel miasta wszedł do utworzonego komitetu wspólnie ze starostwem i komendą garnizonu. Komitet zapewnił pomoc 8 pułku artylerii polowej z Płocka i artylerii z garnizonu modlińskiego przy rozbijaniu lodu, sprowadzeniu pocisków do armat, zaangażowaniu ochotniczej straży pożarnej i Towarzystwa Wioślarskiego. Prezydent przekonywał, że zaraz po wybuchu powodzi akcja ratunkowa okazała się bardzo intensywna, tak, że powodzianie bodaj, czy nie mieli się lepiej, niż przed powodzią. Według prezydenta pomoc zorganizowana była przez społeczeństwo sprężyście, lecz gdyby to nie nastąpiło, to zająłby się tym Magistrat.33 Najbardziej zaangażowany w pomoc powodzianom w Radziwiu był ławnik magistratu i znany działacz PPS-u Wincenty Kępczyński. Został oddelegowany do komitetu radziwskiego, który w apogeum powodzi miał pod 29. Ofiary, „Dziennik Płocki” 3 IV 1924, s. 3; 5 IV, s. 3-4; 7 IV, s. 3; 8 IV, s. 3; 17 IV, s. 3. 30. Ofiary, „Dziennik Płocki” 7 IV 1924, s. 3. 31. Komitet pomocy dla powodzian, „Dziennik Płocki” 3 IV 1924, s. 3. 32. APP, akta miasta Płocka, sygn. 22 099, porządek obrad Rady Miejskiej w dniu 7 IV 1924, k. 83. 33. APP, akta miasta Płocka, sygn. 22 098, protokół XIII posiedzenia Rady Miejskiej w dniu 7 IV 1924, k. 84, k. 84 v.

opieką 150 rodzin, dożywiał 640 osób, wydając dziennie 2280 porcji i po funcie chleba na osobę. Co drugi dzień między powodzian rozdzielano 125 do 135 bochenków chleba zakupionych z funduszy komitetu.34

Zaświadczenie Wydziału Drogowego Starostwa Powiatowego w Płocku o ładowaniu kamieni w Radziwiu; zbiory APP.

Na wniosek radnych rada miejska zwróciła się do Władz Państwowych o stałe zabezpieczenie Radziwia od corocznych zalewów przez pobudowanie odpowiednich tam i wałów. I znowu prezydent wyjaśniał, że wały ochronne w Radziwiu są zrujnowane i wymagają naprawy, lecz tej przed powodzią nie można było dokonać z powodu mrozów, a w czasie powodzi nie było przystępu. W rozmowie z Naczelnikiem Oddziału Zarządu rzeki Wisły inżynierem Tyrałą wyłoniła się kwestia, kto mianowicie ma obowiązek urządzić tamy i wały ochronne w Radziwiu, tj. Państwo, czy też samorząd, kwestia ta zostaje otwartą do wyjaśnienia Władz.35 9 kwietnia 1924 roku po raz kolejny zebrał się Komitet Pomocy Powodzianom. Sprawozdanie z dziesięciodniowej działalności referował ks. S. Figielski. Do 9 kwietnia zebrano 5 233 451 708 mkp, z czego wydano 878 556 000 mkp. Były to głównie wydatki na pomoc doraźną, głównie żywość, dla najbardziej potrzebujących. Stopniowo, wraz z ustępowaniem wody, ta forma pomocy była zastępowana przez przekazywanie pieniędzy na remonty i zakup ziarna pod zasiew. Przewodniczący podkomitetu radziwskiego przedstawił sytuację w Radziwiu. Według ks. B. Kaczorowskiego akcję pomocy doraźnej zakończono. Kuchnia została zlikwidowana, najbiedniejszym rozdano resztę ziemniaków. Największej 34. Tamże, k. 84; Z Rady Miejskiej, „Dziennik Płocki” 9 IV 1924, s. 1-2. 35. APP, akta miasta Płocka, sygn. 22 098, protokół XIII posiedzenia Rady Miejskiej w dniu 7 IV 1924, k. 84 v.; Z Rady Miejskiej, „Dziennik Płocki” 9 IV 1924, s. 1-2.


80

Grzegorz Gołębiewski

pomocy wymagało pięć najbardziej zniszczonych domostw, potrzebne było też zaopatrzenie w opał: 10 korców węgla i 10 metrów drzewa lub – jeszcze lepiej – 20 metrów drzewa ze względu na charakter palenisk, bardziej przystosowanych do drewna. Powierzchni zniszczonych zasiewów nie można było jeszcze określić, ponieważ większość pól z oziminą ciągle znajdowała się pod wodą. Ksiądz J. Górnicki z Imielnicy zreferował położenie ludności w najbardziej dotkniętej powodzią gminie Bielino. Według niego jeszcze przez jakiś czas czterdzieści rodzin wymagało zaopatrzenia w żywność, co miało kosztować około 350 mln mkp. Podobnie jak w Radziwiu trudno było określić koszty ponownych zasiewów, gdyż woda jeszcze nie ustąpiła i dodatkowo zamuliła znaczne tereny pól uprawnych. Zamożniejsi gospodarze oczekiwali ulg podatkowych od państwa, co obiecali obecni na zebraniu wicestarosta M. Godlewski i dyrektor wydziału pracy i opieki społecznej Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie, Kopytowski. Zająć się tym miał Sejmik Powiatowy. Urząd Wojewódzki miał też przeznaczyć niezbędne środki na remont mostów w Wyszogrodzie i Płocku. Komitet zdecydował przeznaczyć 200 mln mkp na remont domów w Radziwiu i 175 mln mkp na doraźną pomoc żywnościową w gminie Bielino. Oceniano, że wydatki na zasiewy będą sięgały miliardów marek polskich.36 Prasa płocka codziennie dostarczała informacji o wpłatach na powodzian. Na przykład utworzony w Staroźrebach komitet z ks. proboszczem Józefem Jakubowskim na czele 14 kwietnia zebrał na targu 139 726 000 mkp, przekazując je do komitetu płockiego. Nauczyciele Gimnazjum im. Małachowskiego złożyli 50 mln mkp, pracownicy urzędu pocztowo-telegraficznego – 40 mln mkp, ks. prałat Kowalewski – 10 mln mkp. Takie kwoty (10 mln) przekazali też gen. Stanisław Rawicz-Dziewulski i Maria Kwiecińska ze Staroźreb. Podobnych przykładów można by podawać bez liku.37 23 kwietnia 1924 roku po raz kolejny zebrał się Komitet Pomocy dla Powodzian, tym razem z udziałem starosty J. Boxy. Ksiądz S. Figielski poinformował zebranych, że pomoc doraźna została zakończona. Od czasu ostatniego zebrania wpłynęło 1378 mln mkp, a suma ofiar dochodziła do 7 mld mkp. Najpilniejszą sprawą stało się zaopatrzenie rolników w zasiłki na zakup zboża pod zasiew jary. Ksiądz B. Kaczorowski przedstawił sytuację w Radziwiu, gdzie zniszczenia miały zróżnicowany charakter:

1. 136,5 morgi zostało zasypane naniesionym przez wodę piaskiem o grubości do pół metra, co wyłączało te pola z możliwości zasiania czegokolwiek. Na tym terenie zniszczeniu uległo 116 korców żyta i 7,5 korca pszenicy; 2. 260 morgów zostało zamulonych. Zniszczeniu uległy zasiewy: 198 korców żyta i 33 korce pszenicy. Na tych terenach można było zasiać owies i jęczmień. Zatem łącznie z zasianych 314 korców żyta i 40,5 korca pszenicy nic nie ocalało. Na pozostałych polach, na których zasiano 98 korców żyta i 19,5 korca pszenicy, 75% zasiewów zostało zniszczonych, aczkolwiek straty poszczególnych gospodarstw były mocno zróżnicowane. 127 domów zostało zalanych, w tym w 99 domach woda sięgała od 0,5 do 1,5 m wysokości. 3 domy uległy całkowitemu zniszczeniu, 96 domów zostało uszkodzonych. Według danych magistratu straty poniosło 181 rolników, oczekujących zapomóg na sumę 23 101 zł (41 581 800 000 mkp38), a łącznie zalanych zostało 1367 morgów ziemi. Wójt gminy Bielino, Pawlak, z powodu nieustąpienia wody nie mógł jeszcze przedstawić tak szczegółowych danych. Podał jedynie dwa domy zniszczone przez wodę. Po wysłuchaniu tych sprawozdań starosta J. Boxa wystąpił z wnioskiem o kontynuowanie akcji pomocy. Miała powstać komisja techniczna do sprawdzenia stanu zniszczonych zasiewów i wałów ochronnych. Komisja budżetowa miała obliczyć, jakie sumy pieniędzy potrzebne będą na zakup ziarna pod zasiew. Fundusze będące w dyspozycji komitetu zamierzano przeznaczyć głównie na zasiewy i straty materialne. Do projektowanej komisji mieli wejść pp. W. Koźmiński i R. Borszewski. Z danych, jakimi dysponowali ks. J. Kaczorowski i wójt Bielina Pawlak, na zasiewy dla Radziwia potrzeba było około 9 mld mkp, a dla Bielina jeszcze więcej. Takich pieniędzy komitet nie posiadał, więc na razie rolnicy radziwscy mieli otrzymać 2 mld mkp, a gmina Bielino 3,5 mld mkp. W tej sytuacji niezbędna była dalsza ofiarność ludności, czym obiecał zająć się R. Borszewski. Zamierzał on rozesłać do okolicznych rolników odezwy wzywające do udzielenia pomocy powodzianom. Otrzymać je mieli także ziemianie, bowiem – według jego słów – zaledwie drobna część ziemian złożyła pewne ofiary na powodzian.39 Na następnym posiedzeniu komitetu, 30 kwietnia 1924, ks. S. Figielski przedstawił jego bieżącą działalność. Jak mkp.

36. Komitet pomocy dla powodzian, „Dziennik Płocki” 11 IV 1924, s. 3-4. 37. Staroźreby – powodzianom, „Dziennik Płocki” 18 IV 1924, s. 3; Ofiary, „Dziennik Płocki” 11 IV 1924, s. 4; 14 IV, s. 3; 18 IV, s. 3; 19 IV, s. 4; 23 IV, s. 3.

38. W 1924 r. trwała wymiana marek polskich na złote po kursie 1 zł = 1 800 000

39. APP, akta miasta Płocka, wydział budowlany, sygn. 24 804, Zestawienie o stratach w gospodarstwach rolnych powodzian przedmieścia miasta Płocka w Radziwiu, (b.d.); Statystyka zalewu marzec – kwiecień 1924, k. 33; K. Bańka, Źródła…, dz. cyt., s. 70; Komitet pomocy dla powodzian, „Dziennik Płocki” 25 IV 1924, s. 3.


Fragment kwestionariusza strat w gospodarstwach rolnych w Radziwiu; zbiory APP.

z ubolewaniem zauważył, ofiary na rzecz powodzian ustały. W ostatnich dniach wpłynęło zaledwie 27.213.200 mkp. Ogólnie wpłynęło zaś 6 914 765 900 mkp, ponadto zadeklarowano wpłaty w zbożu. Było to ciągle zbyt mało, aby w całości zaspokoić potrzeby i oczekiwania powodzian. Dlatego ksiądz postulował zwrócenie się do zarządów gminnych, kółek rolniczych, proboszczów o zorganizowanie składek pieniężnych i zbiórek produktów. Z kolei przedstawiciel podkomitetu z Radziwia zreferował sposób rozdziału 2 mld mkp przeznaczonych na zasiewy. Pieniądze przekazano według normy – 4 mln mkp na każdą morgę zamulonego gruntu. Do zaspokojenia podstawowych potrzeb zabrakło 400 mln mkp, które komitet postanowił przekazać radziwiakom, biorąc pod uwagę, że na polach Radziwia zniszczeniu uległo ponad 450 morgów ozimin. Delegaci komitetu z gminy Bielino, ks. J. Górnicki i wójt Pawlak, przedstawili szczegółowe wyliczenia dotyczące gminy. Na 2004 morgi w dziewięciu wsiach zostało zamulonych lub zupełnie zniszczonych 4024 m² obsianych żytem, 147 m² obsianych pszenicą i 47 m2 – koniczyną. Zniszczone pola w Liszynie stanowiły podstawę gospodarstw. W Bielinie-Kozierogach zniszczonych było 13 morgów ziemi. Ponadto zniszczenia polegały na tym, że woda po przerwaniu wału w kilkunastu miejscach powyrywała doły i rowy. Powódź w gminie Bielino zniszczyła trzy budynki i podmyła kilkanaście zabudowań gospodarczych. Z inwentarza

utonęła jedna krowa w Liszynie-Czerniach. Mimo dużej gwałtowności powodzi i przerwania wału na długości ponad ośmiu kilometrów, nie było strat w ludziach. Również wiele mienia udało się uratować dzięki wysłaniu z Płocka kilkunastu łódek sfinansowanych przez komitet. Łącznie zniszczonych zostało 656 morgów ozimin, na co wyasygnowano 3 mld mkp. Do pełnego bilansu powodzi brakowało jeszcze sprawozdania z gminy Ramutówko, tym niemniej ogólną powierzchnię zniszczonych zasiewów w powiecie płockim szacowano na 1200 morgów ziemi. Potrzeby były więc ogromne, w związku z czym komitet pomocy wyrażał nadzieję na większą pomoc ze strony organizacji społecznych i rolników z terenów niedotkniętych tym kataklizmem, w tym ziemian, których ofiarność była dotąd stosunkowo niewielka.40 Stosownie do uchwał zebrania, 1 maja 1924 roku komitet wystosował odezwę do mieszkańców ziemi płockiej o pomoc dla powodzian.41 Mimo tych apeli, ofiarność społeczeństwa na rzecz powodzian wyraźnie osłabła, choć pewne sumy ciągle jeszcze wpływały. Na przykład Ochotnicza Straż Pożarna w Borowiczkach przekazała 83 560 000 mkp uzyskane z zabawy tanecznej, komitet pomocy ze Staroźreb po raz kolejny 40. Z Komitetu Pomocy dla powodzian, „Dziennik Płocki” 2 V 1924, s. 3. O sytuacji w Liszynie zob.: J. Borowska, dz. cyt., s. 101. 41. O pomoc dla powodzian, „Dziennik Płocki” 2 V 1924, s. 2.


82

Grzegorz Gołębiewski

przekazał 5 100 000 mkp oraz 332 kg żyta, 650 kg kartofli, 28 kg mąki i zapłacił 8 mln mkp za zwózkę ziemniaków.42 Powódź przyniosła też pewne straty pośrednie rolnikom z północno-zachodniego Mazowsza. Wskutek uszkodzenia linii kolejowej Kutno – Płock, Sochaczew – Kamion i zerwania mostu w Wyszogrodzie, zamówioną przez rolników saletrę Towarzystwo Rolnicze było zmuszone dowozić wynajętymi furmankami. Podniosło to znacznie cenę saletry: w Płocku o 6 mln mkp za kwintal, w Wyszogrodzie o 6,5 mln mkp za kwintal.43 Zniszczenia torów kolejowych okazały się znacznie większe niż początkowo sądzono. Wznowienie ruchu towarowego i osobowego na linii Kutno – Płock zapowiadano najpierw na początek maja, potem na trzecią dekadę maja, ostatecznie połączenie uruchomiono dopiero z końcem czerwca 1924 roku.44 Równie długo jak na kolei trwały prace remontowe na mostach w Wyszogrodzie i Płocku. Ruch pieszy na moście w Wyszogrodzie został wznowiony 30 czerwca 1924 roku, a pełne przywrócenie ruchu nastąpiło dopiero 7 lipca. Pracami kierował inż. A. Nadwodzki. Po naprawieniu mostu w Wyszogrodzie prace objęły most płocki, gdzie uszkodzenia były znacznie mniejsze. Wystarczyła odbudowa izbic chroniących filary przed krą.45 26 maja 1924 roku w płockim ratuszu odbyło się zabranie mieszkańców Radziwia z członkami Magistratu miasta Płocka w celu określenia potrzeb powodzian. Przewodniczył prezydent A. Michalski. Wobec faktu, że w Radziwiu zniszczonych zostało 509 morgów ozimin, konieczna była natychmiastowa pomoc na zakup nasion na sumę 9800 zł. Drugim poważnym problemem, przed którym stanęli radziwiacy, było zalanie pastwisk. 113 rolników zostało w ten sposób pozbawionych możliwości wypasania 197 sztuk bydła. Zobowiązano więc władze miasta o zwrócenie się do zarządu państwowej stadniny koni w Łącku o możliwość wydzierżawienia pastwisk w majątku Góry. Rolnicy prosili także o zwrócenie się do władz wyższych o zwolnienie ich z podatku majątkowego, którego nie byli w stanie płacić. Wybrano także komisję, która miałaby po opadnięciu wody zweryfikować rozmiar strat.46 42. Ofiary, „Dziennik Płocki” 17 V 1924, s. 3. 43. Stowarzyszenie Rolnicze Płockie Sp. Akc., „Dziennik Płocki” 24 IV 1924, s. 2. 44. Wznowienie ruchu na kolei Kutno – Płock, „Dziennik Płocki” 30 IV 1924, s. 2; Roboty przy kolei płockiej wstrzymane, „Dziennik Płocki” 22 V 1924, s. 3; Kolej do Płocka ruszyła nareszcie!, „Dziennik Płocki” 27 VI 1924, s. 3. 45. Odbudowa mostu w Wyszogrodzie, „Dziennik Płocki” 30 VI 1924, s. 3; Naprawa mostów, „Dziennik Płocki” 18 VII 1924, s. 3. Pełna odbudowa mostu w Wyszogrodzie trwała chyba znacznie dłużej, bo jeszcze na początku września 1924 poczta do Bodzanowa docierała nie przez Sochaczew i Wyszogród, ale przez Kutno – Płock, z wielodniowym opóźnieniem (Przedpotopowe stosunki pocztowe, „Dziennik Płocki” 3 IX 1924, s. 3). 46. APP, akta miasta Płocka, wydział budowlany, sygn. 24 804, protokół z zebrania 26 V 1924, k. 64, 64v.; K. Bańka, Źródła..., dz. cyt., s. 70.

W celu otrzymania zapomogi, następnego dnia do Warszawy pojechał prezydent Płocka z Pawłem Fuzem i Stanisławem Paskudą. Równocześnie wystosowano pismo do zarządu stadniny koni w Łącku z prośbą o dzierżawę pastwisk oraz pismo do wojewody z prośbą o interwencję, co przyniosło pozytywny efekt. 24 czerwca została zawarta umowa między zarządem stadniny w Łącku a Magistratem miasta Płocka na odpłatną dzierżawę 40 morgów pastwisk w majątku Góry dla 48 sztuk bydła do 15 października 1924 roku.47 Społeczny Komitet Pomocy dla Powodzian zakończył swoją działalność około 20 lipca 1924 roku. Według opublikowanego w prasie sprawozdania ogółem na powodzian wpłynęło: ● gotówką w Płocku 7 355 608 900 mkp ● gotówką w gm. Bielino 1 208 862 000 mkp ● gotówką w Radziwiu 381 100 000 mkp Łącznie gotówką zebrano 8 943 570 900 mkp. W naturze przekazano: ● w Płocku na sumę 250 000 000 mkp ● w gm. Bielino na sumę 383 840 000 mkp ● w Radziwiu na sumę 300 000 000 mkp Razem 933 840 000 mkp. Po podliczeniu tych wszystkich sum ogólny dochód komitetu wyniósł 9 877 410 900 mkp, co w przeliczeniu na wprowadzane złotówki stanowiło 4968,50 zł. Wydatki komitetu wynosiły: ● za wynajęcie łodzi z Płocka dla ratowania ludności i dobytku w gminach Bielino i Ramutówko 97 040 000 mkp ● na zakup produktów i opału (oprócz ofiarowanych w naturze): dla gminy Bielino 450 440 000 mkp dla Radziwia 810 676 000 mkp48 Razem 1 126 116 000 mkp. Na odbudowanie zniszczonych domostw przeznaczono: w gminie Bielino 446 064 000 mkp w Radziwiu 220 550 000 mkp Razem 666 614 000 mkp. Na zasiewy wiosenne przeznaczono: w gminie Bielino wsparto 170 rolników na sumę 4 417 000 000 mkp w Radziwiu wsparto 198 małorolnych na sumę 2 470 000 000 mkp Razem wydano na zasiewy 6 887 000 000 mkp. 47. APP, akta miasta Płocka, sygn. 24 502, sprawy dotyczące powodzian, Radziwie, rok 1924, 1925, 1926 (Teczkę odnalazła wicedyrektor Archiwum Państwowego Płocku Krystyna Bańka), pismo z 27 V 1924 do zarządu majątków rządowych w Łącku, k. 66; pismo z 27 V 1924 do województwa warszawskiego, k. 67; umowa między Magistratem m. Płocka a zarządem stadnin państwowych w Łącku z 24 VI 1924, k. 75; K. Bańka, Źródła..., dz. cyt., s. 70. 48. Za te pieniądze od 30 III do 10 IV wydano w Radziwiu 9324 porcje jedzenia.


Na druk odezw i drobne wydatki kancelaryjne wydano 19 800 900 mkp. Ogółem wydano w gotowiźnie, rozdano lub pozostało w naturaliach na sumę 935 840 000 mkp. Łączna wartość pomocy dla powodzian wyniosła 9 877 410 900 mkp. Z tej sumy na gminę Bielino przypadła pomoc o wartości 5 420 544 000 mkp, natomiast wartość pomocy dla Radziwia wyniosła 4 437 066 000 mkp, wydatki organizacyjne pochłonęły 19 800 900 mkp. Wszystkie wpływy i dary zostały przekazane powodzianom. Po zakończeniu działalności komitetu do rozdania pozostało jeszcze 6 metrów 32 kg żyta, 48 kg owsa i sól. Miał się tym zająć Komitet PTCK.49 6 sierpnia 1924 roku zakończył prace Komitet Pomocy dla Powodzian Radziwia. Równocześnie swoją rolę wypełniła miejska komisja wypłacająca poszkodowanym zapomogi. Przewodniczył jej W. Kępczyński, w jej skład wchodzili: budowniczy miasta Płocka A. Wysocki i czterech spośród poszkodowanych radziwskich rolników. Zapomogi otrzymało 188 rolników na łączną sumę 5600 zł, z czego 5000 zł przekazała centrala Czerwonego Krzyża, a 600 zł wojewoda warszawski. Przekazane odszkodowania stanowiły 48% wysokości rzeczywistych strat i były mocno zróżnicowane (od kilku do 144 zł), nie tylko z powodu różnej powierzchni zasiewów, ale także z racji potrącenia za już otrzymaną pomoc. Dzięki staraniom władz miasta Bank Rolny przyznał poszkodowanym rolnikom w Radziwiu pożyczkę w wysokości 3000 zł.50 Tak więc klęska powodzi w 1924 roku mocno dotknęła mieszkańców terenów nadwiślańskich ziemi płockiej. Mimo dużej ofiarności płocczan i okolicznej ludności, komitet pomocy nie był w stanie zrekompensować w całości strat poniesionych przez ludność. Sytuacja rolników na zalanych terenach była trudna nie tylko z powodu zniszczeń, ale też późnej wiosny. Z powodu strat i niskich plonów rolnicy nie zapłacili podatków za rok 1924, co spowodowało, że w 1925 roku musieli zapłacić podatki za dwa lata, a były to pokaźne sumy. Sami rolnicy liszyńscy zapłacili 4074,25 zł. Dopiero w 1926 roku zapłacono za jeden rok – 2304,80 zł.51 Mimo to warto podkreślić ofiarność społeczeństwa wobec powodzian. Zauważalne było duże zaangażowanie ze strony starosty Józefa Boxy, wicestarosty Mikołaja Godlewskiego oraz księży: Stanisława Figielskiego z Płocka, Bronisława Kaczorowskiego z Radziwia, Józefa Górnickiego 49. Sprawozdanie z działalności Komitetu pomocy dla powodzian, „Dziennik Płocki” 25 VII 1924, s. 3. 50. APP, akta miasta Płocka, sygn. 24 502, sprawy dotyczące powodzian 1924, 1925, Radziwie, k. 11-15; wyciąg z posiedzenia Magistratu m. Płocka 14 VIII 1924, k. 53; pismo prezydenta m. Płocka A. Michalskiego z 28 VIII 1924 do oddziału warszawskiego PTCK, k. 10; pismo prezydenta m. Płocka A. Michalskiego z 19 II 1925 do oddziału warszawskiego PTCK, k. 105. 51. J. Borowska, dz. cyt., s. 95, rozdział Liszyno ogólnie. Rolnicy płacili wtedy następujące podatki: skarbowy, komunalny, drogowy, od inwentarza, składkę ogniową i na budowę mostu w Miszewku.

Pismo ks. prałata Stanisława Figielskiego do Magistratu m. Płocka; zbiory APP.

z Imielnicy i Józefa Jakubowskiego ze Staroźreb, którzy stanęli na czele komitetu płockiego i podkomitetów w swoich parafiach. Nieocenione usługi oddało też kierownictwo płockiego oddziału PTCK z Romualdem Borszewskim na czele oraz znane i wypróbowane w innych sytuacjach płockie społeczniczki: Helena Wagnerowa i Jadwiga Beczkowiczowa. Odpowiednio zachowały się też władze miasta z prezydentem A. Michalskim na czele, pomagając poszkodowanym w Radziwiu. Zasługi starosty zostały dostrzeżone przez władze zwierzchnie i 10 sierpnia 1924 roku prezydent RP Stanisław Wojciechowski za wybitną i skuteczną działalność podczas wiosennego wylewu Wisły w 1924 r. przyznał Józefowi Boxie Złoty Krzyż Zasługi.52 Dziękuję p. wicedyrektor Archiwum Państwowego Płocku mgr Krystynie Bańce za wskazanie i udostępnienie mi teczek akt miasta Płocka, dotyczących powodzi w 1924 roku (sygn. 24 502, 24 804). 52. „Monitor Polski” 22 VIII 1924, poz. 594. Zob. też: Krzyże Zasługi dla płocczan, „Dziennik Płocki” 26 VIII 1924, s. 3.


84

Elżbieta Leszczyńska Tadeusz Budzich – szkic do portretu Wysoki, chudy, w battledressie zalotnie niedopiętym, roztrzepany, a przy tym szatańsko odważny. „Lezie śmierci w łapy a ona go nie chce” – mawiano. T. Sowicki, Rzeczywisty „Szczur Tobruku”, „Żołnierz Polski” 1957, nr 32.

W

e wsi Brudnice na północnym krańcu Mazowsza, nad malowniczo rozlewającą się Wkrą, stoi stuletni modrzewiowy dwór. Jest jak z innego świata – odwrócony w stronę przeszłości, daje schronienie wspomnieniom i pamiątkom z minionych lat. To tu 9 marca 1920 roku urodził się Tadeusz Budzich, bohater kampanii wrześniowej i walk pod Tobrukiem, lotnik w dywizjonach 309 i 306, wybitny inżynier, wynalazca, którego patenty, zarejestrowane w Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, zajmują wiele internetowych stron. W saloniku brudnickiego domu wiszą zdjęcia z wczesnej młodości Tadeusza, a w pokoju stołowym jego odznaczenia wojenne. Pamiątki z lat późniejszych moja mama trzymała w tapczanie. Dzisiaj je wyciągnęłam: pożółkłe listy ze Szkocji z końca 1945 roku, fotografie z balu lotników w Kanadzie, chyba z późnych lat 50., artykuły w polskiej i amerykańskiej prasie i znowu zdjęcia – także z jego wizyt w Brudnicach, kiedy był już uznanym na świecie autorytetem w projektowaniu systemów hydraulicznych i pneumatycznych. A dla mnie? Kim był dla mnie? Po prostu wujkiem z Ameryki, starszym bratem mojej mamy, któremu dużo zawdzięczam. Tadeusz, syn Władysława Budzicha, właściciela majątku Brudnice i Bądzyn-Ruda, żołnierza w wojnie polsko-bolszewickiej, i Stefanii z domu Wilhelm, dzieciństwo spędził w rodzinnym dworze. Szkołę średnią ukończył w Przasnyszu pod srogim okiem Stefana Gołębiowskiego, kuzyna ze strony ojca, doskonałego pedagoga, poety i tłumacza Horacego. Po latach Tadeusz Budzich wspominał ten okres jako decydujący o całym jego dorosłym, twórczym życiu. Za najważniejsze uważał rozbudzenie zainteresowań humanistycznych, dających szersze horyzonty i twórczą odwagę (ich pokłosiem był wydany w 1938 r. tomik poezji). Nauki ścisłe w tym czasie nieco lekceważył, twierdząc, że w razie potrzeby braki szybko można nadrobić. Jego brytyjski dyplom politechniczny z wyróżnieniem jest tego dobitnym świadectwem. Po maturze, jesienią 1938 roku Tadeusz wstąpił do Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. Wybuch drugiej wojny światowej, 1 września 1939 r., zastaje go w służbie czynnej w 11 Dywizjonie Artylerii Konnej w Bydgoszczy, wchodzącym w skład Pomorskiej Brygady

Trzej bracia Budzichowie, od lewej: Tadeusz, Zdzisław, Mieczysław, 1928 r.

Kawalerii. Jednostka ta wchodzi do akcji już pierwszego dnia wojny. TB bierze udział w ataku polskiej kawalerii przeciwko napierającym siłom niemieckim w bitwie pod Kutnem. Nad Bzurą 11 DAK ulega rozbiciu.1 Podchorąży Tadeusz Budzich dostaje postrzał w rękę i tak kończy się dla niego kampania wrześniowa. Wiosną 1940 roku w Warszawie żegna się z rodziną (majątek i dwór w Brudnicach przejęli Niemcy) i jedzie do Nowego Sącza, skąd przy pomocy podziemnej organizacji przekracza kolejno granice Czechosłowacji, Węgier i Jugosławii. Stąd statkiem greckim przez Morze Śródziemne dociera w maju 1940 r. do Bejrutu w Syrii. Tutaj wstępuje w szeregi tworzącej się Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich 1. Informacje przekazane przez Jana Borowczyka-Forestera, który z Tadeuszem Budzichem przemierzył szlak bojowy SBSK w szeregach Karpackiego Pułku Artylerii, a potem razem z nim przeszedł szkolenie na pilota, spisane przez autora, którego nie udało mi się zidentyfikować (tu prośba do czytelników o pomoc), w artykule Najwaleczniejszy artylerzysta Brygady Karpackiej, drukowanym w Kanadzie w 1993 r., prawdopodobnie w „Komunikatach Ottawskich”, s. 21-23.


85 pod dowództwem płk. dypl. Stanisława Kopańskiego. Otrzymuje przydział do 3 dywizjonu Karpackiego Pułku Artylerii, dowodzonego przez ppłk Stanisława Gliwicza. Po kapitulacji Francji (Compiegne, 22-VI-1940) SBSK przechodzi do Palestyny (obecnie Izrael) i łączy swe siły z wojskami brytyjskimi.2 Tadeusz Budzich jako zwiadowca i oficer łącznikowy od sierpnia 1941 roku bierze udział w bitwie o Tobruk. Jego barwną postać odnajdujemy na kartkach książki Twierdza na pustyni autorstwa Stanisława Muranowskiego (Warszawa 1959, s. 45-47, 68, 69) i we wspomnieniach Tadeusza Sowickiego, towarzysza broni. Warto przytoczyć obszerne fragmenty tych tobruckich wspomnień. Niespokojny duch, który mieszkał w jego długim ciele, odezwał się w parę dni po zajęciu pozycji. Zbadawszy wszystkie punkty oporu na odcinku zajmowanym przez dywizję „Brescia”, Budzich uwziął się na pewien pagórek, zwany „Twin Pimples”, co wdzięcznie przetłumaczył na „dwa cycki”. Przy każdej okazji kładł tam ogień nawałami. Zawsze na czas wywęszył, kiedy nocny patrol piechoty szedł w tamtym kierunku. Wtedy tak manewrował, żeby iść z patrolem jako obserwator artyleryjski. Cały patrol uważał jego udział w nocnych wypadach za wyjątkową frajdę. Sława Budzicha o „cholernym szczęściu” dotarła już wszędzie. I tak zaczęły się tobruckie „cuda” Budzicha, które w kroniki dywizjonu wpisywano zwykle tłustym drukiem. Stanowiska ogniowe i punkty obserwacyjne znały tylko jedno zaklęcie: „Budzich tam jest? – Dobra!”. Mieliśmy go zawsze na kablu telefonicznym, by słyszeć, jak relacjonował sytuację na linii z pasją sprawozdawcy z międzynarodowego meczu. Jego „regulaminowe” komendy ogniowe drgały w membranach słuchawek triumfalnie: „Grzejcie po cztery na baterię!”, albo: „Wiluś, ryp, ile możesz! Dodaj sto yardów, bo tu o mnie odłamki szorują!”. […] Piechota uważała go za maskotkę. „Przyślijcie nam Budzicha na obserwatora” – żądali, ale Budzich miał już nowe, ciekawsze zajęcie. Wypenetrował w pustyni porzucone włoskie działa, ogromne kolubryny z mnóstwem zagrzebanej w piasku amunicji. Armaty były chyba rozeschnięte, puszkarze orzekli, że rozlecą się przy pierwszym strzale. Tylko Budzich mógł zaryzykować. Parę dni czyścił je, oliwił i gdy odpalił po raz pierwszy, dla bezpieczeństwa pociągając za długi kabel i stojąc ukryty za skałą – armata stęknęła jak stara, zgorszona ciotka, z lufy wydobył się czarny, smrodliwy dym, frunęły strzępy worków prochowych, a pocisk z ponurym rzężeniem, jak ogromny, ciężki kufer, poleciał oczywiście na Pimple. Wrażenie było kolosalne. Trzy takie działa, nazwane „baterią ciotek” oddano Budzichowi w pacht. Posługując się zagadkowymi włoskimi tabela2. Tamże.

Tadeusz Budzich ujeżdżający konie dla Legii Cudzoziemskiej.

Tobruk, Tadeusz Budzich odznaczony przez gen. Stanisława Kopańskiego.

mi strzelniczymi, wraz z paroma ludźmi wzmocnił siłę ogniową twierdzy bez żadnych dodatkowych kosztów dla aliantów.3 Gdy Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich wydostała się z matni Tobruku, Karpacki Pułk Artylerii został przydzielony do działań mających na celu zdobycie Bardii. W tej 3. Sowicki, Rzeczywisty „Szczur Tobruku”, „Żołnierz Polski”, nr 32 z 19-25 XII 1957, s. 6, 7.


86

Elżbieta Leszczyńska

Dokument stwierdzający nadanie Tadeuszowi Budzichowi Krzyża Walecznych po raz pierwszy.

Tadeusz Budzich z żoną Euphie nad wodospadem Niagara, 1953 r.

akcji Tadeusz Budzich dostał postrzał z karabinu maszynowego, lecz mimo ran kierował ogniem artylerii aż do zdobycia pozycji niemieckich. Kula wleciała mu w bark i wyszła pod łopatką. Z ręką na temblaku wkroczył do Bardii, a do szpitala w forcie Capuzzo odjechał wsadzony siłą na samochód po piekielnej awanturze z majorem. Po trzech dniach uciekł ze szpitala, wrócił do dywizjonu i oczywiście wyzdrowiał po dwu tygodniach. Temblakiem podwiązał nadłamaną gałąź jabłonki na kwaterze w Cyrenajce.4 Za odwagę pod Tobrukiem Tadeusz Budzich został dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych, a za wybitne męstwo z narażeniem życia w bitwie pod Bardią otrzymał srebrny krzyż Orderu Wojennego Virtuti Militari. W lecie 1942 roku dostał nominację oficerską. Miał wtedy 22 lata. Jesienią 1942 roku Tadeusz Budzich zgłosił się jako ochotnik do zespołu polskiego lotnictwa w Wielkiej Brytanii. Wyruszył z Iraku przez Indie i południową Afrykę, z wrodzonym sobie „cholernym szczęściem” unikając śmierci, gdy jego okręt został storpedowany na Atlantyku, i przez Sierra Leone dotarł do Anglii. Po 14-miesięcznym szkoleniu i uzyskaniu kwalifikacji na pilota myśliwskiego rozpoczął loty operacyjne w 309 dywizjonie, a potem walczył w 306 Dywizjonie Myśliwskim „Toruńskim”, stacjonującym w Andrews Fields. Był raz zestrzelony nad terytorium Królestwa i raz miał przymusowe lądowanie (wał pękł, zacząłem spadać z tysiąca stóp…). Wyszedł z tych opresji prawie bez szwanku. Służył do końca wojny. Loty bojowe przyniosły mu trzeci Krzyż Walecznych. Po wojnie wraz ze swoim młodszym bratem Mieczysławem Budzichem, również weteranem wojennych zmagań, a potem wybitnym inżynierem, pozostał w Wielkiej Brytanii. Wspierany przez rodziców w Polsce (Broń Boże nie wracaj teraz) zdecydował się na los emigranta. Biorę do ręki pierwszy list Tadeusza wyciągnięty z brudnickiego tapczanu. Na stemplu rok 1945, dzień i miesiąc nieczytelne. Adresat: Jadwiga Rudowska, Warszawa (dom kuzynostwa), nadawca: Tadeusz Budzich, Technical College, Dundee, Szkocja. Kochany Tatusiu. Nie wyobraża sobie Tatuś, jaką ogromną radość sprawił mi list, który dostałem z Bieżunia od Mamusi – pierwsza wiadomość o was od 5ciu lat. Przerywam czytanie, próbując wyobrazić sobie tę ciszę informacyjną, te zasieki i rowy milczenia wykopane przez wojnę. Przetrząsam koperty w poszukiwaniu jakiegoś przeoczonego dokumentu, może jednak ktoś coś wiedział. Ale 4 Tamże.


nie, nic nie ma. Trafiam na list z czasów okupacji pisany do tej samej adresatki, Jadwigi, przez moją babcię Stefanię, matkę Tadeusza Budzicha: Czy nic nie wiecie o T.? Mój Boże! co ja się namartwię… Ja liczę, że w tym roku, to się już wszyscy zobaczymy. W Bogu cała nadzieja. „Wszyscy” zobaczyli się dopiero w końcu lat 60. w Brudnicach, ale z rodzicami spotkał się Tadeusz w 1959 roku na wyspie Wight, na kanale La Manche. W tym czasie mieszkał już po drugiej stronie Atlantyku, gdyż po ukończeniu politechniki w Szkocji zrezygnował z dobrze zapowiadającej się kariery w brytyjskim przemyśle lotniczym i wraz z żoną, Euphie, z domu Findlay, absolwentką Akademii Sztuk Pięknych, przeniósł się do Kanady. W liście do rodziców z początku 1952 roku pisał: Po przyjeździe do Toronto zaraz znaleźliśmy mieszkanie i na trzeci dzień już zacząłem pracować. Pracuję w fabryce traktorów i motorowych narzędzi rolniczych, która jest jedną z największych w świecie. Główna firma jest w Toronto, lecz ma ona fabryki w Anglii, Stanach, Argentynie, Południowej Afryce i Australii. Ja teraz kończę projektowanie traktora. Zacząłem pracować za 60 dolarów tygodniowo, po miesiącu podnieśli mi płacę do 80 dolarów, a po następnych dwóch miesiącach do 100 dolarów tygodniowo. I chociaż wciąż tę pensję podnosili, to jednak wymówił posadę konstruktora w Kanadzie i poprosił o przeniesienie do Stanów, uważając, że tam ma większe możliwości realizacji pomysłów biznesowych, które zaczęły go interesować. W Detroit, dokąd przeprowadził się z Euphie, otrzymał wysokie stanowisko w centralnym biurze projektowym, koordynującym pracę fabryk Massey-Harrisa i Fergusona. Jednak już w 1959 roku otworzył własne biuro konstrukcyjne, współpracujące z „aerospace company” w Nowym Jorku, został też współwłaścicielem kopalni rudy miedzi. Na początku lat 60. państwo Budzichowie przenieśli się na stałe do Cleveland w stanie Ohio. Kupili dom na malowniczym przedmieściu Moreland Hills i stworzyli w nim dwuosobową, doskonale prosperującą firmę konsultacyjną, rozwiązującą problemy z zakresu projektowania systemów hydraulicznych i pneumatycznych. Euphie zajmowała się organizacją ich wspólnego życia, umożliwiając Tadeuszowi koncentrowanie się na zagadnieniach naukowych. Jak podaje „Ohio Magazin” z grudnia 1990 roku (s. 35) przez ponad czterdzieści lat twórczej pracy Budzich opatentował w Stanach Zjednoczonych 186 wynalazków i ponad 300 w innych krajach. W 1950 roku w Anglii wynalazł „hydrovane compressor”, sprężarkę uważaną za poprzedniczkę wszystkich nowoczesnych sprężarek. Opatentował wiele pomp i zaworów, a większość ostatnio używanych przekładni hydrostatycznych opiera się na jego konstrukcji. Od około 1960 roku był na prezydenckiej liście specjalistów do konsultacji problemów z dziedzin, którymi się zajmował, współpracował też z NASA, co niestety przez długi czas uniemożliwiało mu

Warszawa, l. 70. XX w., od lewej: Elżbieta Leszczyńska, Teresa Budzich-Sumirska, Tadeusz Budzich; z tyłu Eva Dobrowolski (w białej sukni).

Brudnice, 1980 r., po prawej Stefan Gołębiowski.

Brudnice, 1980 r., po lewej Stanisław Leszczyński.


88

Elżbieta Leszczyńska

Brudnice, dwór rodzinny Tadeusza Budzicha.

wyjazd za żelazną kurtynę. Wynalazki Tadeusza Budzicha znalazły zastosowanie w przemyśle motoryzacyjnym, zbrojeniowym, kosmicznym. Przełomowym momentem, który przyniósł mu sławę międzynarodową i poważne pieniądze, stało się rozwiązanie technicznych problemów systemu hamulcowego traktorów marki Massey Ferguson. Po latach odwiedzając Polskę był dumny, że przed brudnickim młynem stały dwa traktory wyprodukowane w Ursusie na licencji tej firmy z jego hamulcami.5 Przerzucam kartki, które właśnie zapisałam – same cytaty, cudze wspomnienia, fakty zaczerpnięte z dawno wyblakłych opracowań – i myślę o zmarnowanych szansach na naprawdę istotne rozmowy z moim wujem, Tadeuszem Budzichem. Już mi nie powie, skąd wzięła się ta jego odwaga i brawura, i co było zaczynem jego życiowych sukcesów? Co sprawiło, że to o nim pisano: bohaterski żołnierz walk o wolność Polski, najbardziej udekorowany oficer artylerii Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich i wybitny inżynier, który przyniósł chlubę polskiemu imieniu w Ameryce Północnej. I znowu posiłkuję się cytatem, bo przecież z nim o tym wszystkim, o wojnie i pracy, nie rozmawiałam. Nawet w ciągu tych dwóch miesięcy spędzonych w 1979 roku w Stanach, kiedy mogłam uczestniczyć w życiu Tadeusza i Euphie, zmarnowałam okazję, by się czegoś więcej dowiedzieć. A on, on zawsze interesował się polskimi sprawami. Wypytywał, doradzał, wspierał, angażował w nasze rodzinne kłopoty. Czuł się odpowiedzialny za stary brudnicki dwór i pomógł mu przetrwać. Zawsze tu będzie, chociaż 17 listopada 1991 roku odszedł na wieczny odpoczynek. Pochowany został w Cleveland. Jego ukochana żona Euphie mieszka tam nadal i… może wciąż maluje obrazy? W 2016 roku na Targach Książki Historycznej w Warszawie jeden z wydawców pokazał mi zdjęcie Tadeusza Budzicha z podpisem, że jest to pilot Dywizjonu 306 urodzony na Ukrainie. Przeszukując internet natrafiłam na tę samą błędną informację zamieszczoną w wykazie personelu Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii w latach 1940-1947 (tzw. Lista Krzystka). Co krok odkrywam kolejną białą plamę niepamięci. Czy uda się je zamalować? PS Jest pierwsze zwycięstwo! Gdy weryfikowałam tekst, otrzymałam informację od p. Piotra Hodyry, że na Liście Krzystka zmieniono i uzupełniono dane porucznika Tadeusza Budzicha.

Odznaczenia Tadeusza Budzicha w pokoju stołowym dworu w Brudnicach.

5. Cykl felietonów Teresy Budzich-Sumirskiej Wspomnienia w kolorze sepii, „Kurier Żuromiński” 2011 (cytowany fragment: nr 23 z 10-16 VI, s. 16).


Maria Weronika Kmoch Ostrołęckie Towarzystwo Naukowe im. Adama Chętnika

Wieś Jednorożec w powiecie przasnyskim w świetle zbiorów Muzeum Mazowieckiego w Płocku

Z

biory etnograficzne Muzeum Mazowieckiego w Płocku (MMP) przechowywane są w zabytkowym budynku spichlerza nad Wisłą. Znajdziemy tu kolekcję rzeźby, tkaniny, ceramiki, wycinanki ludowej, a także zbiory kultury materialnej i przykłady stroju ludowego z obszaru Mazowsza. Kurpie są tu bogato reprezentowani, a eksponaty z Puszczy Zielonej pochodzą głównie z centralnej części regionu. Warto jednak podkreślić, że stosunkowo duża ich liczba związana jest ze wsią Jednorożec w pow. przasnyskim, zwaną „bramą kurpiowszczyzny”. Miejscowość leży na pograniczu terenów drobnoszlacheckich i kurpiowskich, sama zaś ma rodowód kurpiowski. Czy jednak zapoznając się z eksponatami pochodzącymi z Jednorożca badacz lub zwiedzający ma szansę uzyskać obraz wsi oddający jej rzeczywistość na przestrzeni lat, jej charakter? By się o tym przekonać, przeanalizuję zbiory muzealne pod kątem źródeł pochodzących z mojej rodzinnej miejscowości, zestawiając je z odpowiednimi informacjami ze źródeł i literatury przedmiotu. Pozwoli to na określenie, na ile pochodzące z Jednorożca eksponaty przechowywane w Muzeum Mazowieckim w Płocku są reprezentatywne, przekazując zgodny z rzeczywistością historyczną obraz tej okolicy w 1. połowie XX wieku. Punktem wyjścia moich rozważań będzie wystawa stała MMP Kultura Mazowsza w ludowej wizji świata. Znajdziemy tam przykłady dwóch grup źródeł związanych z Jednorożcem. Pierwsza z nich to przedstawienia ikonograficzne, a ściślej fotografie. Na powierzchni przeznaczonej na prezentację kultury Kurpi Zielonych wyróżnia się tło będące kolażem trzech zdjęć. Patrząc od prawej, pierwsze to fotografia wykonana latem 1914 roku w Jednorożcu przez doktora Aleksandra Macieszę, ówczesnego prezesa Towarzystwa Naukowego Płockiego (TNP). Przedstawia ona mieszkańców kurpiowskich gmin z zachodnich rubieży Kurpi (Jednorożec, Baranowo, Zaręby), a wykonana została podczas badań antropologicznych.1 Poza tym w zbiorach muzeum znaleźć możemy kilka innych zdjęć z tej wyprawy, będących kopiami oryginałów z TNP. Wybrane fotografie A. Macieszy, przechowywane w MMP, dokumentują wygląd stroju ludowego z Jednorożca i okolic, który wpisuje się w specyfikę zielonokurpiowską2, a jednocześnie ma pewne cechy charakterystyczne. Warto zwrócić uwagę na krój świątecznej białej kobiecej koszuli: 1. Szerzej zob. M. W. Kmoch, Fotografie z miejscowości Jednorożec (1914 r.) autorstwa dr. Aleksandra Macieszy jako bezcenne źródło do badań historii regionalnej, [w:] M. A. Długosz, M. Suchodolska [red.], Fotografia w czasie, czas w fotografii, Lublin 2016, s. 77-81. 2. Szerzej zob. A. Chętnik, Strój kurpiowski Puszczy Zielonej, Warszawa 1961.

wysoki kołnierz zakończony falbanką, bez klap, brak haftów i długie marszczone mankiety zakończone falbanką lub rzadziej koronką. Adam Chętnik twierdził, że takie koszule to forma starsza, pochodząca z lat 1840-1880.3 Podobną widzimy też na najstarszym znanym przedstawieniu stroju kurpiowskiego.4 Dopiero później dodano dookoła szydełkową koronkę w formie kołnierzyka. Z tego wynika, że w Jednorożcu przetrwał dawny, pierwotny krój kobiecej koszuli. Poza tym uwagę zwraca wiązanie typowego w kroju gorsetu na tasiemkę, a nie zapinanie go na guziki, jak to upowszechniło się później w innych częściach regionu. Na zdjęciach widoczne są spódnice, które wedle Chętnika w okolicach Chorzel i Baranowa z tyłu układano nawet w 22 fałdy, w Myszyńcu zaś tylko w kilka głębszych.5 Te liczne fałdy widać na zdjęciach Macieszy. Zauważamy również liczne cienkie sznury koralików, które zdaniem A. Chętnika upowszechniły się ok. 1910 roku.6

Fragment wystawy stałej w Muzeum Mazowieckim w Płocku Kultura Mazowsza w ludowej wizji świata; fot. M. W. Kmoch.

Zdjęcia wykonane w 1914 roku w Jednorożcu sugerują obecność żywej kultury kurpiowskiej na tym terenie. I rzeczywiście, relacje prasowe i wspomnienia przekonują, że do pierwszej wojny światowej oraz w okresie międzywojennym tradycje ludowe w kurpiowskiej części powiatu przasnyskiego były troskliwie pielęgnowane. Maria Wardakowa, miejscowa nauczycielka w latach 1927-1939, wspomina, że 3. Tamże, s. 33. 4. A. Kociszewski [oprac.], Obraz statystyczny powiatu przasnyskiego sporządzony w roku 1815 przez podprefekta tegoż powiatu F. S. Zielińskiego w Przasnyszu, Ciechanów 1991. 5. A. Chętnik, Strój kurpiowski…, dz. cyt., s. 37. 6. Tamże, s. 52.


90

Maria Weronika Kmoch

Kurpianki pod ścianą kościoła w Jednorożcu, 1914 r.; fot. A. Maciesza. Zbiory Towarzystwa Naukowego Płockiego.

ówczesny Jednorożec był wsią ludną i gwarną. Kultywowano tu stare kurpiowskie zwyczaje, noszono się po kurpiowsku. Szczególnie barwnie, zwłaszcza przez starsze pokolenie w dni uroczyste, wesela, procesje Bożego Ciała. Kobiety nosiły spódnice wełniane, pasiaste, sute, tkane na własnych krosnach. Fartuchy i koszule białe, haftowane. Chustki na głowę wiązały do tyłu, ale z czoła ku tyłowi, z szeroką fałdą przylegającą do skroni, coś jak korona. Wysokich „czółek”, jak w myszynieckim tu nie noszono.7 Ostatnia uwaga jest o tyle ciekawa, że koresponduje z materiałem fotograficznym A. Macieszy. Warto podkreślić cechy szczególne nakryć głowy Kurpianek z pow. przasnyskiego. Przed pierwszą wojną światową były to wianki. Funkcję tę w Jednorożcu pełniła korona ze sztucznych kwiatów i sychu [suszu – przyp. MWK].8 W Baranowie zaś korona wykonywana była dawniej z piór osadzonych na jałowcowej, wiklinowej, a później drucianej, obrączce, do której przytwierdzano pióra leśnych ptaków. Moda ta zanikła po roku 1900. Kiedy brakowało naturalnych piór używano sztucznych wykonanych 7. Archiwum Muzeum Historycznego w Przasnyszu [dalej: AMHP], M. Wardakowa, Wspomnienia z lat 1927-1939 dotyczące pracy w Jednorożcu – w szkole i w środowisku, sygn. Mźr 118, s. 2-3. 8. Wizyta biskupia w Jednorożcu, „Mazur”, R. 1, 1906, nr 15, s. 172.

ze złotych nitek i szychu. Korona kończyła się pękiem zwisających z tyłu wstążek.9 Na podstawie zdjęć A. Macieszy można sądzić, że jednorożeckie Kurpianki nie nosiły czółek ze wstęgami – charakterystycznego nakrycia głowy panien. Z kolei rysunki A. Chętnika, przedstawiające czółko dawne, przasnyskie sprzed roku 1915 wg okazu ze zbiorów Muzeum w Płocku, przekazują jego wzór.10 Niestety, do tej pory nie udało się zlokalizować niektórych elementów stroju eksponatów przywiezionych z Jednorożca do Płocka, datowanych na okres przed Wielką Wojną, jak np. wspomnianego czółka. Materiały związane ze strojem ludowym z zachodniej Kurpiowszczyzny znajdziemy też wśród eksponatów przechowywanych w muzealnym magazynie. Na uwagę zasługują następujące obiekty przekazane przez TNP w 1949 9. Por. A. Chętnik, Strój kurpiowski…, dz. cyt., s. 7, 45. 10. Tak jak w regionie, wykonane było ono jako prostokąt z zaokrąglonymi rogami (w Przasnyskiem tylko górny róg) z małym dziobkiem z przodu, oklejony czarnym aksamitem (masiustem), a od spodu lnianą podszewką. U końców tarczy zwisają tasiemki do zawiązywania czółka wokół głowy. Jego dekorację stanowiły tasiemki, koraliki, cekiny i pozłotko. Sprowadzano je w l. 1900-1914 z fabryk łódzkich. Z lewej strony przytwierdzano pęk kwiatów, tzw. wianek. Rysunek ten świadczyłby o tym, że na terenie zachodniej Kurpiowszczyzny, głównie w Jednorożcu i okolicach, Kurpianki nosiły i korony, i czółka. Te drugie jednak musiały być czymś bardzo rzadkim, skoro istnieje tylko to jedno źródło potwierdzające ich istnienie na omawianym terenie, a wszystkie inne relacje zgodnie podkreślają, że w Przasnyskiem nie noszono tego typu nakryć głowy. Por. A. Chętnik, Strój kurpiowski…, dz. cyt., s. 46.


roku (w nawiasach podaję zanotowane miejsce pochodzenia eksponatu): dwa różne chodaki ze skóry bydlęcej (oba z ok. 1890 r., Kurpie, MMP/E/249 i Przasnyskie, MMP/E/250), dwie XIX-wieczne torby podróżne ze skóry cielęcej (Kurpie Zielone, MMP/E/251-2), czapeczka dziecięca, wykonana ok. 1914 roku przez Antoninę Krawczyk (Połoń, gm. Jednorożec, MMP/E/270), czapeczka dziecięca ze „śmieciuchem” (Kurpie Zielone, MMP/E/268). Takie przedmioty zauważyć można na zdjęciach wykonanych przez A. Macieszę, zarówno tych przechowywanych w MMP, wyżej wspomnianych, jak też na innych, oryginałach i kopiach, w zbiorach TNP.11 Przykładowo fotografia przedstawiająca starszego mężczyznę z laską, za którym notabene widać istniejącą do dnia dzisiejszego figurę św. Jana Chrzciciela z 1902 roku, ilustruje obuwie identyczne z tym jakie zobaczyć można wśród eksponatów w Płocku, a mianowicie skórzane chodaki wiązane na lniane sznurki wokół nogi. Zdjęcia czapeczek dziecięcych, podobnych do przechowywanych w Płocku, zaprezentował Chętnik w swoim atlasie strojów ludowych. Przedstawiają one eksponaty z Olszewki i Parciak w gm. Jednorożec z połowy XIX wieku, obecnie przechowywane w Muzeum Północno-Mazowieckim w Łomży.12 Natomiast jedna z toreb podróżnych z MMP (MMP/E/251) została przedstawiona w formie rysunku w atlasie Chętnika.13 Druga grupa źródeł pochodzących z Jednorożca, których istnienie zostało zasygnalizowane na wystawie w płockim spichlerzu, to przedmioty związane z pracą kurpiowskich gospodarzy. Na wystawie znajdziemy m.in. plecione naczynia, w tym słomiany garniec z Jednorożca (nr inw. MMP/E/230), datowany „przed 1949 r.”, przekazany muzeum przez TNP. Podobną drogą do MMP trafiły inne tak samo datowane eksponaty: solniczka, prawdopodobnie z początku XX wieku (MMP/E/198), kadłubek (MMP/E/199), ceberek („drybusik”, MMP/E/202), międzywojenny(?) grzebień do lnu (MMP/E/221) i trzy krzesiwa (MMP/E/495/4-6). Wszystkie jednak na kartach katalogowych zostały opisane jako pochodzące z Kurpi, bez podania konkretnej miejscowości. Tak samo, ale bez podania daty przekazu, opisana jest stępka kielichowata (MMP/E/201). Jako eksponat uzyskany z TNP w 1949 roku warto odnotować jeszcze międlicę (MMP/E/225), choć jego miejsce pochodzenia wedle karty to enigmatyczna „Polska”. Z okresu powojennego pochodzi grupa przedmiotów, podarowanych do muzeum przez gospodarzy z Jednorożca w latach 1968-1973: cierlica (MMP/E/2536), dwie ręczne gręple (MMP/E/2538-9), strug (MMP/E/2532), motowidło widełkowe (MMP/E/2513), cep gązewkowy z 2. połowy lat 40. XX wieku, miejscowej roboty (MMP/E/2512), stalowy 11. Zbiory Specjalne Biblioteki im. Zielińskich Towarzystwa Naukowego Płockiego, fotografie A. Macieszy z wycieczki do Jednorożca, sygn. 359 (dawna sygn. R 219). 12. A. Chętnik, Strój kurpiowski…, dz. cyt., s. 49, 52. 13. Tamże, ryc. 24c, s. 27.

Skórzana torba podróżna z „języczkami”; MMP/E/251.

Ręczne gręple; MMP/E/2538.

toporek (MMP/E/2506), kosa wyprodukowana fabrycznie zapewne po roku 1945 (MMP/E/2503), szufla do przesypywania zboża z 1. połowy XX wieku (MMP/E/2502), strug (MMP/E/2495), szczotka do lnu (MMP/E/2494), dwie pułapki na myszy, wykonane w 1965 roku przez Józefa Przybyłka (MMP/E/2493, MMP/E/2485), korpus struga (MMP/E/2491), kadłub struga z końca XIX wieku (MMP/E/2490), czółenko tkackie (MMP/E/2488), krosna tabliczkowe („krosna do nicionków”, MMP/E/2487), hebel profilowy z końca XIX wieku (MMP/E/2486). Niedatowany dar z Jednorożca to stępka (MMP/E/196). Eksponaty te pozwalają na uzyskanie obrazu wsi Jednorożec jako miejsca, w którym dawniej rozwinięte były uprawa lnu, tkactwo, stolarstwo, ciesielstwo i gdzie noszono stroje ludowe. Większość bowiem źródeł materialnych w zbiorach Muzeum Mazowieckiego w Płocku związanych jest z tymi właśnie dziedzinami. Czy obraz, jaki dają eksponaty, pokrywa się z rzeczywistością?


92

Maria Weronika Kmoch

Strug; MMP/E/2532.

Szczotka do lnu; MMP/E/2494.

Krosna tabliczkowe; MMP/E/2487.

Jednorożec, choć jest wsią położoną wśród lasów, ma charakter rolniczy. Rozwijała się ona prężnie już przed pierwszą wojną światową, a później bardzo aktywnie w latach 30. XX wieku. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku każdy rolnik otrzymał po 22 morgi ziemi, nieliczni zaś 40 mórg. Ziemię podzielono w szachownicę, dlatego konieczna była komasacja gruntów, którą zakończono w 1928 roku. W uprawie ziemi powoli przechodzono z trójpolówki na płodozmian. W gospodarstwach posługiwano się pługiem „amerykiem” i pługiem z odkładnicą jednodzielną, ponadto żelaznym radłem do odradlania ziemniaków, bronami żelaznymi, sprężynówką, kosą, cepem, motykami, szpadlami, widłami, grabiami, sierpami, kieratami i sieczkarniami kieratowymi.14 W 1928 roku gmina Jednorożec, w przeliczeniu na 100 mieszkańców, produkowała: 108 q żyta, 5 q jęczmienia, 7 q owsa i 452 q ziemniaków. Niska produkcja rolna nie wystarczała na zaspokojenie potrzeb, dlatego zboże dokupowano nawet dla 2/3-3/4 ludności.15 W 1928 roku na 100 mieszkańców gminy przypadało przeciętnie 17 koni, 29 sztuk inwentarza rogatego, 7 sztuk trzody chlewnej i 13 owiec.16 To właśnie w gminie Jednorożec hodowano najwięcej owiec w powiecie (920 szt.).17 Jak pisał Stanisław Przybyłek, prezes miejscowego kółka rolniczego, Jeszcze przed zawiązaniem się kółka, hodowane były we wsi prawie we wszystkich gospodarstwach owce o krótkiej wełnie, drobnych kołtunach. Owce te były wychowywane najczęściej z kazirodztwa.18 Wedle S. Kopczyńskiego, Ze względu na mokre, nisko położone pastwiska i łąki rolnicy hodują tylko biało-czarne owce świniarki, gdyż ten gatunek jedynie może znosić tamtejsze warunki.19 Dlatego też, by poprawić jakość wełny, postanowiono sprowadzić z Krakowa trzy barany „fagasy” z nakrapianymi nosami, które miały długą i miękką wełnę.20 We wsi był pasterz Stanowski, któremu płacono od owcy, a mieszkał u gospodarzy na zmianę.21 W tym czasie dużą rolę odgrywała uprawa lnu i konopi (90 ha w gminie – największy odsetek obszaru zajętego pod uprawę lnu wśród gmin pow. przasnyskiego22), co miało wpływ na rozwój tkactwa i lniarstwa. Len uprawiano ze względu na jego niskie wymagania glebowe, udawał się 14. T. Wojciechowska, Jednorożec. Historia wsi, Jednorożec 2015, s. 79, 83. 15. S. Kopczyński [oprac.], Powiat przasnyski. Przemysł ludowy, Warszawa 1930, s. 44. 16. Tamże. 17. Tamże, s. 31. 18. S. Przybyłek, Moja działalność w Kółku Rolniczym w Jednorożcu, „Głos Gminy Jednorożec” 2016, nr 4, s. 21. 19. Powiat przasnyski. Przemysł ludowy…, dz. cyt., s. 55. 20. S. Przybyłek, Moja działalność…, dz. cyt., s. 21. 21. Z. Cierliński, Na północ od Przasnysza : Baranowo, Chorzele, Jednorożec, Przasnysz 1996, s. 4. 22. Powiat przasnyski. Przemysł…, dz. cyt., s. 11.


93 bowiem na gruntach nawet z pewną domieszką piasku23, a takie tu przeważały. Według danych z 1928 roku w gminie Jednorożec len uprawiało 100% rolników, jeden zaś siejący dysponował plantacją o powierzchni średnio 500 m².24 Jednak wydajność słomy i włókna lnianego z hektara była niska i wynosiła maksymalnie 20 q w przypadku słomy25 i 2 q włókna. Spośród gmin kurpiowskich w powiecie był to najwyższy wynik. Słomę lnianą, włókna lniane i pakuły sprzedawano lub wymieniano na inne towary (płócienka, surówki, przędzę fabryczną itp.) u kupców, np. u Żydów. W 1928 roku sprzedaż obejmowała 6% wytworzonej słomy, 29% włókna lnianego i 12,5% pakuł.26 Produkcja słomy lnianej w gminie Jednorożec była najwyższa wśród gmin powiatu.27 Warto też wspomnieć, że na terenie gminy, na łącznej powierzchni do 5 ha, uprawiano również wymagające dobrej ziemi konopie. Stanowiło to 1/5 powierzchni upraw w powiecie.28 W 1928 roku w gminie znajdowało się 600 lub 650 krosien, najwięcej w powiecie przasnyskim.29 Jednak technika tkacka była przestarzała. Jak wspomina Anna Urlich, Uciążliwym było czesanie ostrzyżonej z owiec wełny i przygotowanie jej do przędzenia. Czesano ją ręcznie dwoma metalowymi szczotkami, zwanymi gręplami. Tak było do czasu sprowadzenia z Prus, przez gospodarza z Jednorożca Władysława Deptułę, specjalnej maszyny gręplarki. Od tej pory wełnę czesano na tej maszynie o napędzie siły ludzkich mięśni. Kręciło się korbą wprawiając w ruch wiele szczotek i wałków. Spod maszyny tej wełna wychodziła gładko, dokładnie rozczesana.30 W gminie Jednorożec zorganizowano jedną z trzech gręplarni w powiecie (pozostałe w gm. Baranowo).31 Stąd wzięła się opinia, że pod względem technicznym (liczba warsztatów tkackich, farbiarń i gręplarń) okręg złożony z gmin kurpiowskich w powiecie przasnyskim, identyfikowanych z zachodnimi rubieżami Puszczy Zielonej, jest urządzony dosyć dobrze.32 Wedle danych z roku 1928 w gminie Jednorożec z 30 000 metrów wyprodukowanego szarego lnianego sukna sprzedano 5000 metrów, z 4000 metrów sukna kolorowego sprzedano 1/4, z wyprodukowanych zaś 4000 metrów wełnianych tkanin na sprzedaż nie przeznaczono ani jednego metra.33 Według A. Urlich, Z lnu szyto bieliznę osobistą i pościelową, a także ręczniki i obrusy. Z wełny tkano sukno na spodnie, surduty, 23. Tamże, s. 27. 24. Tamże, s. 28. 25. Tamże, s. 27. 26. Pakuła – jeden z półproduktów otrzymywany podczas mechanicznego przerobu słomy lnianej lub konopnej. Krótkie włókna, o długości do 30 cm, wykorzystywano do produkcji przędz zgrzebnych. Włókno gorszej jakości stosuje się jako czyściwo lub uszczelniacz. Tamże, s. 58. 27. Powiat przasnyski. Przemysł…, dz. cyt., s. 29. 28. Tamże, s. 63. 29. To samo opracowanie na różnych stronach podaje różne liczby, por. tamże, s. 10, 74. 30. AMHP, A. Urlich, Wspomnienia stegieńskiej kurpianki poprawione i uzupełnione, Warszawa 2004, maszynopis, sygn. Mźr 282, s. 27. 31. Powiat przasnyski. Przemysł…, dz. cyt., s. 31. 32. Tamże, s. 82. 33. Tamże, s. 30.

kurtki i palta duże zwane bundami. Robiono też na drutach swetry i skarpety.34 Z kolei S. Przybyłek zapisał: Kobiety na wsi umiały wyrabiać samodziały z płótna lnianego na koszule czy pościelowe. […] Niektóre wyroby z wełny nie różniły się od wyrobów fabrycznych. Kobiety ze wsi wykonywały również roboty na drutach, takie jak: […] bluzki oraz roboty hafciarskie i różne roboty na krosnach, takie jak: chodniki, narzuty na łóżka.35 Jeśli chodzi o sygnalizowane eksponatami stolarstwo i ciesielstwo, to w okresie międzywojennym w gminie Jednorożec pracowało 12 stolarzy (w tym 10 ludowych) i 9 cieśli (w tym 8 ludowych), najwięcej wśród gmin kurpiowskich powiatu przasnyskiego i generalnie w całym powiecie.36 Rzemiosło to, jak przekonywał S. Kopczyński w 1930 roku, stało się – obok tkactwa i powiązanego z nim rękodzielnictwa – charakterystycznym i najbardziej powszechnym na Kurpiach ze względu na zamiłowanie mieszkańców do tradycji, wyrażające się np. w zachowaniu starych wzorców budowlanych czy wystawianiu drewnianych krzyży, kapliczek i figur przydrożnych.37 Jak zanotował ten autor, Przy budownictwie kurpiowskiem najsilniej stoi gmina Jednorożec. Dlatego też stolarstwo i ciesielstwo zaznacza się w niej największym rozwojem ze wszystkich gmin całego powiatu.38 Wyroby miejscowych rzemieślników w większości przeznaczane były na użytek własny, w małym stopniu na sprzedaż. Pozostałe dziedziny rękodzielnictwa były na tym terenie bardzo słabo rozwinięte.39 Wszystkie znajdujące się w Muzeum Mazowieckim w Płocku eksponaty z Jednorożca, zarówno pozostałości materialne, jak też fotografie, pozwalają na wyróżnienie trzech cech kultury materialnej tej zachodniokurpiowskiej wsi w 1. połowie XX wieku: umiłowanie tradycji i przywiązanie do stroju ludowego (zdjęcia wykonane przez A. Macieszę w 1914 r., chodaki skórzane, torby podróżne, czapeczki dziecięce); wysoki poziom rękodzielnictwa i tkactwa związanego z miejscową uprawą lnu i hodowlą owiec (międlica, grzebień do lnu, gręple, cierlica, motowidło, szczotka do lnu, czółenko tkackie, krosna tabliczkowe); rozwój stolarstwa i ciesielstwa (strug, hebel). Pojedyncze eksponaty (garniec, solniczka, kadłubek, ceberek, krzesiwo, pułapki na myszy, stępka, cep, toporek, kosa, szufla do zboża) związane są z pracą rolnika gospodarza. Można sądzić, że przekazane w 1949 roku do MMP eksponaty pochodzące ze zbiorów TNP zostały zgromadzone przez Aleksandra Macieszę podczas jego wyjazdu do Jednorożca w roku 1914. Po powrocie do Płocka Maria Macieszyna, 34. AMHP, A. Urlich, Wspomnienia stegieńskiej kurpianki…, dz. cyt., s. 27. 35. S. Przybyłek, Moja działalność…, dz. cyt., s. 21. 36. To samo opracowanie na różnych stronach podaje różne liczby, por. Powiat przasnyski. Przemysł…, dz. cyt., s. 12, 50, 89, 91. 37. Tamże, s. 36-37. 38. Tamże, s. 37. 39. Tamże, s. 42.


94

Maria Weronika Kmoch

Suszenie słomy lnianej i międlenie lnu, Jednorożec, l. 20. XX w.; źródło: S. Kopczyński [oprac.], Powiat przasnyski. Przemysł ludowy, Warszawa 1930, s. 23.

która przebywała z mężem na Kurpiach, by zbierać rośliny do planowanego zielnika Mazowsza Płockiego40, przekazała muzeum pozyskane od mieszkańców Jednorożca eksponaty, m.in. stroje kurpiowskie i sprzęty gospodarskie.41 A czemu to właśnie Jednorożec stał się zagłębiem eksponatów dla płockiego muzeum? Wynika to przede wszystkim z zainteresowania Aleksandra Macieszy Kurpiowszczyzną. Dzięki kontaktom z ks. Władysławem Skierkowskim (w l. 1913-1915 proboszczem parafii w Myszyńcu), który – zafascynowany folklorem kurpiowskim – zbierał materiały etnograficzne, a także nierzadko prezentował wyniki swoich badań na zebraniach TNP, Maciesza zainteresował się Kurpiami Zielonymi.42 Jadąc od strony Płocka, jako pierwszą miejscowość leżącą na Kurpiach napotkamy Jednorożec. Przed pierwszą wojną światową znajdowała się ona w granicach powiatu przasnyskiego 40. Zielnik Płocka i okolicy. Część I-VI został wydany przez TNP w 2007 r. w wersji elektronicznej na płycie DVD. 41. T. Kordala, Dorobek Aleksandra Macieszy w zakresie antropologii i archeologii, [w:] Z. Kruszewski, A. Kansy [red.], Dr Aleksander Maciesza (1875-1945) – w 130. rocznicę urodzin i 60. rocznicę śmierci. Materiały z sesji naukowej, która odbyła się w Towarzystwie Naukowym Płockim w dniu 7 października 2005 r., Płock 2006, s. 105-106; A. M. Stogowska, Rola intelektualna i kulturotwórcza Towarzystwa Naukowego Płockiego w latach 1820-1830, 1907-1939, Płock 1998, s. 201; taż, W służbie ludzi i Ojczyzny. Aleksander Maciesza (1875-1945), Płock 2013, s. 173, 204, 240. 42. A. M. Stogowska, W służbie ludzi i Ojczyzny…, dz. cyt., s. 173.

w guberni płockiej. Kontakty z miejscowymi lekarzami (będącymi też członkami kierowanego przez Macieszę Towarzystwa Naukowego Płockiego), którzy pomogli prezesowi TNP zorganizować wyjazd i badania antropologiczne w terenie, przesądziły o wyborze Jednorożca jako celu wyprawy.43 Eksponaty przekazywane do MMP po drugiej wojnie światowej pochodziły najczęściej z okresu międzywojennego. Zainteresowanie nimi mogło być pochodną zbioru z Jednorożca przekazanego do muzeum przez Aleksandra Macieszę w 1914 roku. Podsumowując, przechowywane w MMP źródła związane z miejscowością Jednorożec, zarówno ikonograficzne, jak i materialne, dają obraz wsi zgodny z rzeczywistością historyczną. W ich świetle Jednorożec i okolice jawią się jako teren rolniczy, zamieszkany dawniej przez ludzi przywiązanych do tradycji, kultywujących zwyczaje przodków, co wyrażało się m.in. noszeniem stroju regionalnego. Rozwinięte było tu rękodzielnictwo i tkactwo będące skutkiem intensywnej uprawy lnu i hodowli owiec, a wśród rzemieślników duży odsetek stanowili stolarze i cieśle, których praca pozwalała na zachowanie tradycyjnych wzorców budownictwa i zdobnictwa. 43. A. Maciesza, Puszczanie Przasnyscy. Przyczynek do charakterystyki antropologicznej Kurpiów, Warszawa 1923, s. 3.


Tomasz Kordala Fot. Zbigniew Miecznikowki

K

„Nasze Korzenie” w kolebce państwa polskiego

anikuła zniewala do wędrówek po kraju. Gdy więc nadeszła ta upragniona pora roku, dwaj członkowie redakcji „Naszych Korzeni”, Zbigniew Miecznikowski i wyżej podpisany, wiedzeni instynktem rasowych odkrywców, odwiedzili jeden z najbardziej urokliwych zakątków Wielkopolski i zarazem kolebkę państwa polskiego – Ostrów Lednicki. Ostrów Lednicki to wyspa o powierzchni 7,5 ha na jeziorze Lednica, oddalona o 16 km na zachód od Gniezna. W czasach pierwszych Piastów rozegrały się na niej wydarzenia kluczowe dla wczesnych dziejów Polski. Już na przełomie IX i X wieku w południowo-zachodniej części wyspy wzniesiono mały gródek plemienny o średnicy ok. 40 m. W drugiej połowie X wieku nastąpiła znacząca jego rozbudowa, manifestująca się wyznaczeniem większej powierzchni dla warowni (2,5 ha wraz z wałem), zastosowaniem solidniejszych umocnień drewniano-ziemnych, budową dwóch drewnianych mostów łączących wyspę z lądem, o długości 438 i 187 m, oraz wzniesieniem na majdanie monumentalnej budowli o niecodziennej randze. I to przede wszystkim ten unikatowy preromański zespół architektoniczny na Ostrowie Lednickim od wielu dziesięcioleci przyciąga uwagę uczonych mediewistów i turystów z całego świata. Obecnie na wyspę można dostać się promem. Zachowany ze znacznymi partiami murów zespół składa się z budynku na planie prostokąta, o wymiarach 30,6 na 13,4 m, pełniącego funkcję rezydencji, oraz z przylegającej doń od wschodu części sakralnej wzniesionej na planie krzyża równoramiennego (greckiego). Pałac i kaplicę wzniesiono z polnego kamienia łączonego zaprawą gipsową, grubość ścian wynosiła od 1,5 do 2 m. Wewnątrz kaplicy odkryto w latach 1988-1989 dwa gipsowe obiekty będące prawdopodobnie pozostałościami płytkich basenów chrzcielnych. Ich obecność pozwoliła na postawienie hipotezy, że chrzest Mieszka I w 966 roku odbył się właśnie w tym miejscu. Na korzyść tej teorii przemawiają również dotychczasowe próby określenia chronologii początków grodu i zespołu pałacowo-sakralnego. Zarówno analiza radiowęglowa próbek zaprawy pobranych z murów palatium, jak i zastosowanie metody dendrochronologicznej w odniesieniu do drewna użytego do budowy wału grodowego oraz mostów sugerują, że kompleks lednicki powstał w latach 60. X wieku, za rządów Mieszka I. Badania archeologiczno-architektoniczne umożliwiły wyróżnienie kilku faz lednickiego zespołu pałacowo-sakralnego. Faza najstarsza wiąże się z osobą pierwszego historycznego władcy Polski i przyjęciem przezeń chrztu. Kolejna wiąże się

z przebudową dokonaną w ostatnich latach X wieku, za Bolesława Chrobrego. Przypuszcza się, że monarcha ten gościł w grodzie lednickim cesarza Ottona III, pielgrzymującego do grobu św. Wojciecha w 1000 roku. Następna faza to odbudowa po zniszczeniach dokonanych podczas najazdu czeskiego w roku 1038 (lub 1039). Wreszcie faza najmłodsza jest datowana na wiek XII i wiąże się z funkcjonowaniem siedziby kasztelana na wyspie. Przebudowana kaplica mogła wtedy pełnić funkcję kaplicy cmentarnej.

Ruiny zespołu pałacowo-sakralnego z czasów pierwszych Piastów na Ostrowie Lednickim. Domniemane miejsce chrztu Mieszka I.

Fundamenty kościoła grodowego na Ostrowie Lednickim wzniesionego w 2. połowie X w.

Jeszcze w X wieku w północnej części grodu wzniesiono niewielki jednonawowy drewniany (?) kościół z prostokątnym prezbiterium i małymi aneksami grobowymi od północy. W centrum kwadratowej nawy znajdowały się dwa kamienne


96

Tomasz Kordala

Makieta palatium w Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy.

Fragment ekspozycji archeologicznej, wczesnośredniowieczne militaria wydobyte z dna jeziora Lednickiego.

Relikty mostu i łódź dłubanka wydobyte z dna jeziora.

grobowce. Ich usytuowanie pośrodku świątyni, konstrukcja i obecność w jednym z nich złotej obrączki jednoznacznie przemawiają za tym, że były to miejsca pochowania osób z najwyższego szczebla ówczesnej drabiny społecznej (synowie Bolesława Chrobrego?). W połowie XI wieku, w dobie odbudowy monarchii piastowskiej przez Kazimierza Odnowiciela, gród na Ostrowie Lednickim stał się siedzibą kasztelanii. Majdan zaczął wówczas pełnić funkcję cmentarza, na którym chowano zmarłych z okolicznych osad aż do początków XIV wieku. Do chwili obecnej odkryto ok. 2300 pochówków. Ostateczny kres grodu nastąpił po najeździe krzyżackim w 1331 roku. Od tego czasu wyspa i znajdujące się na niej skarby architektury zaczęły popadać w zapomnienie. Badacze zainteresowali się tym miejscem w 1. połowie XIX wieku. Pierwsze bardziej szczegółowe opisy wyspy i plany ruin zawdzięczamy Edwardowi Raczyńskiemu (1786-1845). W 1876 roku ukazała się monografia palatium lednickiego autorstwa Mariana Sokołowskiego (1839-1911), znanego krakowskiego historyka sztuki, konserwatora i muzeologa. W latach 30. XX wieku badaniami objęto cmentarzysko na majdanie grodu. Jednak dopiero po drugiej wojnie światowej Ostrów Lednicki został objęty systematycznymi badaniami archeologicznymi, architektonicznymi i archeobotanicznymi. Prace te, rozpoczęte w 1948 roku w ramach badań milenijnych, trwają z przerwami do dnia dzisiejszego. Zawdzięczamy im pogłębioną wiedzę o wzniesionych w grodzie wczesnopiastowskich budowlach monumentalnych, zabudowie podgrodzia, konstrukcjach wału obronnego i umocnień brzegu wyspy, średniowiecznej nekropolii, dawnej faunie i florze. Wypada dodać, że fachowymi eksploracjami objęto nie tylko powierzchnię wyspy, lecz również dno jeziora. Podczas wieloletnich badań podwodnych odkryto relikty mostów, łodzie dłubanki, wyjątkowo dobrze zachowane przedmioty codziennego użytku z drewna i skóry oraz liczący ponad 300 sztuk (!) zbiór wczesnośredniowiecznych militariów (miecze, topory, włócznie, unikatowy okaz kolczugi). Formy niektórych toporów i motywy zdobnicze kilku grotów włóczni wskazują na ich skandynawskie pochodzenie. Oznacza to, że wśród strzegących grodu wojów mogli znajdować się wikingowie. W celu ochrony zabytków Ostrowa Lednickiego, prowadzenia badań naukowych i upowszechniania wiedzy o tym wyjątkowym pomniku naszej historii, w 1969 roku powołano do życia placówkę muzealną. Początkowo nosiła ona nazwę „Muzeum Początków Państwa Polskiego”, ale w roku


97

Najcenniejszy zabytek archeologiczny w zbiorach Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy – relikwiarz drzewa Krzyża Świętego (stauroteka).

1974 zmieniono ją na „Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy”. Obecnie całość muzeum tworzą cztery oddziały: Wczesnopiastowska Rezydencja na Ostrowie Lednickim, której istotnym uzupełnieniem jest stała ekspozycja archeologiczna w budynku dawnego folwarku w pobliskich Dziekanowicach, Wielkopolski Park Etnograficzny w Dziekanowicach, Rezerwat Archeologiczny Gród Wczesnopiastowski w Gieczu (12 km na zachód od Wrześni), Rezerwat Archeologiczny Gród w Grzybowie (6 km na północny wschód od Wrześni). W 1988 roku tereny leżące wokół jeziora Lednica zostały objęte ochroną krajobrazowo-przyrodniczą dzięki utworzeniu Lednickiego Parku Krajobrazowego. Na stałej wystawie archeologicznej prezentowane są najcenniejsze zabytki „ruchome” pozyskane podczas badań wykopaliskowych. Należą do nich m.in.: stauroteka, czyli relikwiarz drzewa Krzyża Świętego, wykonana z pozłacanej blachy brązowej i oprawiona w czarny bursztyn, fragmenty kościanej okładziny skrzyneczki relikwiarzowej, pozłacane okucie księgi liturgicznej, uchwyt kadzielnicy, brązowy krzyżyk, grzebień z kości słoniowej, brązowe misy, naczynia szklane, ozdoby ze srebra i kamieni półszlachetnych, rzadkie okazy monet wczesnośredniowiecznych, militaria. Choćby tylko dla zobaczenia tych zabytków warto odwiedzić Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. A przecież oprócz tej ekspozycji i grodu na wyspie na zwiedzających czeka jeszcze duży skan-

sen XIX-wiecznej wsi wielkopolskiej z kompletnym oryginalnym wyposażeniem domostw i dekoracją wnętrz. ●●● Pragnę wyrazić szczerą wdzięczność za miłe przyjęcie i dokładne oprowadzenie po wszystkich ekspozycjach panu dyrektorowi Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy – prof. dr. hab. Andrzejowi Wyrwie, szefowi Działu Archeologii – panu dr. Januszowi Góreckiemu, pani mgr Danucie Banaszak i panu mgr. Arkadiuszowi Tabace z Działu Archeologii.

Rekonstrukcja jednego z mostów łączących Ostrów Lednicki z lądem.


98 przegląd dawnej prasy płockiej Przygotowała Katarzyna Stołoska-Fuz

rok 1880

Tanie kuchnie oraz ogrzewalnia dla ubogich i rozdawanie bezpłatne herbaty, wiodą dalej swój użyteczny żywot. Oprócz znacznej ilości bezpłatnych obiadów, wydawane są w dalszym ciągu obiady pięcio kopiejkowe oraz wkrótce przyrządzane będą obiady 10-cio kopiejkowe. Dzięki gorliwej troskliwości prezydującej komitetu czasowego JW. Marii Tołstoj, dzięki wytrwałemu współdziałaniu dam dyżurnych, energii i poświęceniu bezpośrednio zajmującej się wydawaniem herbaty Amelii Wołowskiej oraz zarządzających częścią gospodarczą taniej kuchni pp. Chądzyńskiego i Kowalkowskiego, wreszcie dzięki szczodrości nieustającej ofiarodawców – filantropijne to przedsięwzięcie w powodzeniu i skutkach swoich przeszło wszelkie oczekiwania. Przerwane chwilowo ogłaszanie darów, wkrótce dalszą listą ofiarodawców uzupełnimy. nr 6, 8/20 stycznia (wtorek), s. 1.

zatwierdzone przez p. Ministra Oświecenia Publicznego dla uczniów okręgu naukowego Warszawskiego w ogóle oraz objaśnienia i dopełnienia zastosowane dla uczniów gimnazyum Płockiego. nr 25, 14/26 marca (piątek), s. 2. Most nasz na Wiśle w środę ustawiony został, most pod Włocławkiem tegoż dnia również ustawiono, zastąpiwszy brakujące izbice – o których zepsuciu donosiliśmy – tymczasowemi rusztowaniami i kotwicami. nr 26, 21 marca/ 2 kwietnia (piątek), s. 1.

Na wieży ratuszowej zmieniono zegar. Na obecnym widzieć można wyraźnie godziny w dzień i w nocy – zaleta, którą dawny cyferblat się nie odznaczał. nr 19, 25 lutego/ 5 marca (piątek), s. 2. Karetka pocztowa wychodząca rano z Płocka na Płońsk do Kolei Nadwiślańskiej, od dni kilku kursować przestała. nr 29, 1/13 kwietnia (wtorek), s. 2. W Kaliszu księgarz tamtejszy Szczepankiewicz urządza trzy kioski na wzór warszawski, w których odbywać się będzie odbiór pism i zapis na ich prenumeratę, sprzedaż broszur i książek, a także obok tego sprzedaż tytuniu, cygar i papierosów. Warto aby przykład przedsiębiorczego księgarza kaliskiego znalazł naśladowców w Płocku. nr 30, 4/16 kwietnia (piątek), s. 2. Uczniowie tutejszego gimnazjum w tych dniach otrzymali bilety, rodzaj studenckich matrykuł, które wyszedłszy na ulicę, są obowiązani mieć zawsze przy sobie, aby tym sposobem ściślejszy nad nimi nadzór mógł być rozciągnięty poza szkołą i domem. Na wspomnianych biletach znajdują się przepisy

Drzewo do jakiej dochodzi u nas ceny i jak trudno jest o nie, za dowód posłużyć może fakt, że na wsie z naszej okolicy, w promieniu dwu do trzymilowym, zwożą z Płocka węgiel kamienny do ogrzewania pieców w zimie przyszłej – węgiel


99

angielski wcześniej zamówiony a teraz berlinkami nadchodzący z Gdańska. Cena jego przeciętna wynosi na brzegu Wisły rs. 1 kop. 5, za 100 kilogramów, czyli funtów 244, po opłaceniu wszystkich kosztów, prowizji i zysków. nr 47, 3/15 czerwca (wtorek), s. 1. W przyszły czwartek, w kościele katedralnym miejscowym, pomiędzy godz. 5 a 7 po południu, przy odbiorze nowo pobudowanych organów wykonane będą przez mającego przybyć z Warszawy znanego organmistrza pana Prohazkę, utwory religijno-muzykalne, w których i amatorzy przyjmą udział. nr 51, 17/29 czerwca (wtorek), s. 1. Wczoraj o godz. 5 ½ po południu, posiadaczowi klucza od dzwonka pożarnego przy rogu ulicy Tumskiej i Szerokiej, dźwięk trąbki dziecinnej zasłyszanej z ulicy, wydał się chrapliwym, złowrogim odgłosem trąby ratuszowej. Pod wpływem grozy mniemanego pożaru, zaczął dzwonić na alarm zawzięcie. Tak drobna przyczyna – zabawka dziecięca – wprawiła w ruch miasto całe. Tłum zbiegł się na wirydarz przed ratuszem i tu dopiero przekonano się, że alarm był fałszywy. nr 59, 15/27 lipca (wtorek), s. 2. Służba wojskowa. Najwyższy Ukaz z dnia 13/25 maja 1880 r. do rządzącego senatu naznaczył cyfrę tegorocznego poboru z całego Królestwa na 235 000. Z liczby tej na gubernię płocką wypada 1 818, a mianowicie: na powiat Płocki 275 z ogólnej liczby 921 stających do losowania, Płoński 253 na 846 losujących, Lipnowski 245 na 820, Rypiński 200 na 674

los., Mławski 234 na 785 los., Sierpski 193 na 650 los., Przasnyski 205 na 688 los., Ciechanowski 213 na 712 los. nr 66, 8/20 sierpnia (piątek), s. 1. W okolicy Drobina, przy szosie płocko-mławskiej w kilku wsiach urządzono publiczne skrzynki do listów. Pocztylioni za bardzo umiarkowane wynagrodzenie przejeżdżając wrzucają do skrzynki listy z pobliskich stacji pocztowych odebrane. Pomysł ten godzien zastanowienia, mógłby z łatwością znaleźć zastosowanie we wszystkich wsiach, gdyby tylko ustanowieni byli na wzór zagraniczny listonosze wiejscy. nr 66, 8/20 sierpnia (piątek), s. 2. Dowiadujemy się z „Dzien. Gub.” o powstałej w dniu 13 b.m. szkole dla straży ziemskiej, dzięki inicjatywie JW. naczelnika guberni. Szkoła powyższa ma na celu przygotować odpowiednio uzdolnionych strażników, pojmujących swe zadanie i posiadających wymagane prawem wiadomości. W tym


100 przegląd dawnej prasy płockiej

celu nowo wstępujący do straży ziemskiej winni przebyć 4-ro miesięczny kurs w szkole, w której zapis ma miejsce trzy razy do roku. Kurs dzieli się na teoretyczny trwający przez 2 ½ miesięcy i praktyczny […]. nr 68, 15/27 sierpnia (piątek), s. 1. Straż ogniowa wytworzyła z pomiędzy siebie orkiestrę amatorską, która podobno zamierza pierwsze dowody swego uzdolnienia muzykalnego złożyć jutro o godz. 11-tej na chórze kościoła po-Reformackiego. nr 97, 27 listopada/ 7 grudnia (wtorek), s. 2. Stan zdrowia nie tylko w mieście jest niepomyślny, ale i ze wsi coraz smutniejsze o panujących gorączkach tyfoidalnych dochodzą wieści. Stolarze utrzymują, że nigdy tylu zamówień nie mieli na trumny ile w tym czasie. Już im trudno przychodzi

zadość uczynić obstalunkom. Nie piszemy o tem aby trwogę szerzyć, ale dla pobudzenia wszystkich do tem większej dbałości o zdrowie, do wystrzegania się strawy szkodliwej i unikania powodów zaziębienia. nr 104, 19/31 grudnia (piątek) s. 1.


kącik literacki Leksykon Płocki Lech Franczak Grając akordami nieba Pamięci Fryderyka Chopina Gorzka jest sól obczyzny i ciężko jest piąć się w górę obcymi schodami. Adam Mickiewicz Wiem że muzyka każe być z tobą od kiedy skrzydła twoich dłoni sfrunęły na klawiaturę palce dźwiękiem wyrzeźbione zaczęły granie rozbudziły świat pięknem co z wolności się bierze bo tylko wtedy fortepian ma duszę i jest skarbem tego który tworzy perły i klejnoty w narodowym stroju nie jestem wciąż pewien Fryderyku czy w labiryncie swoich nut nie ukryłeś iskry zaklętej przez Stwórcę żeby niczym złoto lśniła nagle akordy jakby z nieba przyszły ogniste etiudy i nokturny potrafiące leczyć gdy trzeba oparte o szczyty cierpienia i dźwięki bez granic z czasem zapragnąłeś modlitwę muzyką zastąpić tysiące olśnieni i zachwytów salonom Paryża rozdawać w srebrzystości brzmień i miękkości klawiszy aż spod rąk pianisty w szczęku broni polonez spłynął – dźwięki pulsujące Twoją krwią Fryderyku – moc improwizacji której dotąd nikt nie słyszał klawiaturą sławy pomknęły mazurki wyrwane z duszy i śpiew słowika na włosach wierzby wyrudziałej by wszystko co bliskie nie stawało się najdalsze...

Lech Franczak Matka Boska Płocka Tam gdzie rzeka i srebrne łuski ryb stopiła przyducha dotykasz stopą wiślanych kamieni konwaliowa biel sukni płonie świtem co od Dobrzykowa nakręca zegar dnia łzę rybaka jak własną na policzkach zbierasz i milczenie wzgórza które pustym gniazdem krzyczy Ty wiesz że kto nie ma skrzydeł prędzej czy później z objęć ciszy i słońca wypadnie a kiedy upadam przyświecasz mi gwiazdą bolejąc nad każdym upadkiem poniżej ramion swoich zasłuchana w pielgrzymki dzwonów i szept kamieni nad pamięcią zatrzymać się musisz wychodząc z zimnym światłem poranka karmisz na skarpie owocem głogu zziębnięte wróble czasem ogrzewasz dłonie bezdomnych gdy proszą o kromkę chleba i talerz litościwej zupy Matko Boska Płocka z Katedry i kościoła na Górkach Ave Maryja Ave Maryja Ave Maryja


102

kącik literacki

Lech Franczak

Lucyna Kukomska Dwie twarze

Tylko ten człowiek wart nazwy człowieka, Który ma pewne przekonania i potrafi je Bez względu na skutki wyznawać czynem. Józef Piłsudski Ludzie zbiegają ze wzgórz jak żywe potoki – unoszą pamięć zwaną Cudem nad Wisłą – ślady po bitwie potarganej przez wiatr szklą się ich oczy u stóp bezsennych latarni a gdy cienie skaczą ku Zamkowej Wieży są niczym wyśnieni z krainy nadziei Ojczyzna z twarzą Marszałka Piłsudskiego oraz Poety znad Tumu zna swą cenę i wie jak kiełkuje wolność dziś stojąc na odległość spojrzenia piją światło dębowe – radość miasta i echo z romantyczną otoczką nocą na oświetlonych placach są wciąż kroplą żołnierskiej legendy z pogardą dla śmierci i męstwem na zawsze

Letni wieczór Rozgrzana skwarem dnia ziemia cała pulsuje kurzem i żarem gorąca nie spadnie deszczu kropelka mała nie mogąc pokonać władzy słońca. Roleta mroku cicho opada na płocką ziemię słońcem spaloną, za zmierzchem noc już chyłkiem się skrada by tulić świat ciemności zasłoną. Okna kamienic powoli gasną, latarnie ulic asfalty znaczą, gorący dzień na dobre już zasnął, tylko nieliczni gdzieś się kołaczą. Spóźniony ptak przefrunął nad głową, zbłąkany meteor zgasł na niebie, Wisła cichutko szemra pieśń nową, do snu leniwie wody kolebie.

Lucyna Kukomska U „Starzyńskiego”

nie mają żadnych tajemnic – historia jest solą wymarszu ich krwi – serca znad rzeki czekają na płomień wiersza

W lokalu cicho sączy się muzyka puste stoliki na gości czekają, lato za oknem na dobre umyka, dni z kalendarza też szybciej spadają. Wisła leniwie się toczy z Warszawy, Mostem Legionów wąż cystern umyka, minuty odmierzam łykami kawy i pytam: dla kogo tu gra muzyka?


zabawy przyjemne i pożyteczne krzyżówka Autor krzyżówki – Robert Romanowski, Płocki Klub Miłośników Rozrywek Umysłowych „Relaks”.

LITERY W POLACH oznaczonych kolorem bązowym, CZYTANE RZĘDAMI, UTWORZĄ KOŃCOWE HASŁO.

PIONOWO: 1. wiecznie chodzi smutny, 2. samosąd, 3. grzywiasta antylopa afrykańska, 4. człowiek niekompetentny w danej dziedzinie, 5. wstręt, niechęć, 9. stopień w wojsku kozackim, 11. kieł w górnej szczęce jelenia, 12. Salvador, hiszpański malarz surrealista, 14. witamina B1, 16. wynik dzielenia, 18. pawie oczko w akwarium, 19. jednostka natężenia prądu elektrycznego w układzie SI, 21. bohaterami tego filmu byli m.in. Złomek i Zygzak McQueen.

POZIOMO: 1. promieniotwórczy pierwiastek z grupy tlenowców, 6. rzeka na terenie Chin i Birmy, 7. starożytna rzymska pieśń żałobna, 8. popularna w Polsce potrawa kuchni arabskiej, 10. rozbicie, podział, 13. gatunek ormiańskiego koniaku, 15. deser owocowy zaprawiony mąką ziemniaczaną, 17. drzewo iglaste, araukaria, 20. potrzebna do gry w kometkę, 22. rywal Coca-Coli, 23. klamoty, tobołki, 24. as kier lub szóstka trefl.

Rozwiązanie krzyżówki – wystarczy samo hasło – prosimy przysyłać na kartkach pocztowych pod adresem redakcji do 30 maja 2018. Wśród czytelników, którzy nadeślą prawidłowe rozwiązania, rozlosujemy nagrody ufundowane przez Muzeum Mazowieckie w Płocku. Rozwiązanie krzyżówki z numeru 11 (z grudnia 2016): Ludwik Krzywicki. Nagrodę książkową wylosowała Małgorzata Masłysz z Torunia. Gratulujemy, nagrodę prześlemy pocztą.


104 stowarzyszenia regionalne

Jerzy Załęski

Jest takie stowarzyszenie, jego historia liczy cztery lata

W

szystko zaczęło się 1 marca 2013 roku po zakończeniu II Płockiego Marszu Żołnierzy Wyklętych dla uczczenia Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Miał on swój finał pod płocką Stanisławówką. Frekwencja była zaskakująco duża. Aby atmosferę tego dnia podtrzymać, najbardziej zainteresowani skorzystali z zaproszenia ks. Kazimierza Kurka i zebrali się w parafialnej świetlicy. Zebranie to przerodziło się następnie w copiątkowe spotkania dyskusyjne, których przewodnimi tematami były przypadające rocznice ważnych wydarzeń z naszej narodowej historii i tworzenie kalendarium historycznego Płocka i Polski. Któregoś dnia pojawił się pomysł, aby nowo powstające rondo na osiedlu Podolszyce Południowe nazwać imieniem Żołnierzy Wyklętych. Powstała grupa inicjatywna, która szybko zebrała ponad 600 podpisów pod odpowiednim wnioskiem do Urzędu Miasta Płocka. Po wielomiesięcznym oczekiwaniu, zabiegach i polemikach z adwersarzami tej nazwy, Rada Miasta na sesji w październiku 2013 roku podjęła satysfakcjonującą nas uchwałę. Wniosek przeszedł bez głosów sprzeciwu. Pomyślano także o założeniu stowarzyszenia pielęgnującego pamięć o Żołnierzach Wyklętych. 28 sierpnia 2013 roku odbyło się zebranie założycielskie, na którym wybrano władze stowarzyszenia, uchwalono nazwę i statut oraz ustalono priorytety działalności. Zarejestrowanie statutu nastąpiło 23 października 2013 roku na posiedzeniu niejawnym Sądu Rejonowego dla Miasta Stołecznego Warszawy. Pierwsze walne zebranie członków w dniu 6 grudnia 2013 roku zatwierdziło statut. Stowarzyszenie Historyczne im. 11 Grupy Operacyjnej NSZ rozpoczęło oficjalną działalność od 1 stycznia 2014 roku. Jako grupa inicjatywna, jeszcze przed oficjalnym powstaniem stowarzyszenia, wzięliśmy udział w odsłonięciu i poświęceniu tablicy przywołującej pamięć Franciszka Majewskiego ps. „Słony”, jednego z dowódców 11 Grupy Operacyjnej NSZ, który 26 września 1948 roku zginął śmiercią samobójczą w potyczce z UB i KBW w Węgrzynowie koło Sierpca, w gospodarstwie swojej narzeczonej Jadwigi Banaszkiewicz. Ufundowany przez lokalną społeczność kamień z tablicą stanął przy kościele parafialnym w Bielsku, w rodzinnej miejscowości Franciszka Majewskiego. Atmosferę tych pierwszych, założycielskich miesięcy dobrze oddaje motto, które przyjęliśmy dla naszej działalności: Posiedliśmy tę siłę tajemną, która dla nas ma nie tylko ciało zdobić, ale pomocna może być po to, aby Was przyjaciele, rodacy w miłośników narodowej historii przerodzić. To parafraza zwrotki wiersza Juliusza Słowackiego.

W lutym 2014 roku, już jako Stowarzyszenie Historyczne im. 11 Grupy Operacyjnej NSZ, odsłoniliśmy w Łęgu-Probostwie tablicę pamiątkową poświęconą pamięci ofiar morderców z bandy Władysław Rypińskiego ps. „Rypa”. W wyniku przestępczych działań PPR-owskiego szwadronu śmierci, dowodzonego przez dawnego członka GL i AL Rypińskiego, korzystającego z osłony władzy ludowej, zamordowanych zostało blisko 100 działaczy mikołajczykowskiego PSL i lokalnych działaczy niepodległościowych, byłych żołnierzy AK. Pamięć o nich nie była honorowana przez 70 lat. 1 marca 2014 roku byliśmy współorganizatorami, wraz ze Stowarzyszeniem Sympatyków Wisły Płock, III Płockiego Marszu Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Frekwencja była imponująca (jak na warunki płockie). Według lokalnych mediów w marszu wzięło udział blisko 7000 uczestników. Marsz zakończył się pod kościołem św. Stanisława Kostki, gdzie dokonaliśmy odsłonięcia tablicy przypominającej nazwiska ścisłego dowództwa 11 Grupy Operacyjnej NSZ, działającej na terenie północnego Mazowsza, m.in. w powiecie płockim, w latach 1946-1954. 1 sierpnia 2014 roku, w rocznicę godzinny W, przypomnieliśmy, że w Powstaniu Warszawskim brali udział także płocczanie, nadając przez to temu tragicznemu i bohaterskiemu wydarzeniu charakter ogólnopolski. Na Starym Rynku pojawiła się wystawa planszowa z nazwiskami i krótkimi notkami biograficznymi powstańców. Wystawa była dostępna do 2 października, a więc tyle czasu, ile trwało powstanie. W weekend 16-17 sierpnia 2014 roku nagraliśmy w stosownych plenerach teledysk hiphopowego piosenkarza, członka naszego stowarzyszenia, Macieja Myka Myczkinsa, przywołujący wydarzenia z działalności 11 Grupy Operacyjnej NSZ. 3 października 2014 roku zorganizowaliśmy w Muzeum Mazowieckim w Płocku otwarcie wystawy Powstali z nadziei. Żołnierze Wyklęci we wspomnieniach, listach, wierszach. Kim byli, jak żyli, o czym marzyli, kiedy ojczyzna upomniała się o nich. Na tej uroczystości zebrało się ponad 100 osób. Wernisaż uświetniła prezentacja teledysku Macieja Myka. Warto dodać, że wystawa żyje cały czas. Objechała spory kawałek Mazowsza i nie tylko, była prezentowana w Wyszogrodzie, Dobrzyniu nad Wisłą, Bieżuniu, Gostyninie, Lipnie. Z historiami naszych bohaterów zapoznało się kilka tysięcy osób. Jej zorganizowanie było możliwe dzięki grantowi otrzymanemu z Urzędu Miasta Płocka. Jeszcze nie ostygły emocje i pamięć o wystawie, a już 19 października 2014 roku w Dobrzyniu nad Wisłą, na terenie parafii, po mszy świętej, odbyła się uroczystość odsłonięcia tablicy upamięt-


105 niającej członków 11 Grupy Operacyjnej NSZ pochodzących z ziemi dobrzyńskiej, między innymi Jana Przybyłowskiego ps. „Onufry”. Uroczystość współorganizował Urząd Gminy Dobrzyń nad Wisłą, który po wielu spotkaniach dał się przekonać do tego projektu. Pierwszy rok naszej działalności zamknęło spotkanie z dr. Bohdanem Urbankowskim i promocja jego książki Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg. Wówczas zaprezentowano również pierwsze mundury zakupione dla sekcji rekonstrukcji historycznej powstałej przy naszym stowarzyszeniu. W roku 2015, ponownie 1 marca, zorganizowaliśmy wraz z kibicami Wisły Płock marsz. W dniach 21-23 maja odbyły się uroczystości związane z piętnastoleciem Instytutu Pamięci Narodowej, w które bardzo mocno się zaangażowaliśmy. Trzydniowe obchody jubileuszowe obfitowały w odczyty, wykłady i prelekcje przedstawiające historię Polski lat 1939-1956, a ich podsumowaniem była prezentacja przesłuchań w podziemiach dawnej siedziby gestapo, NKWD i UB przy ulicy 3 Maja w Płocku. Wcześniej uczestniczyliśmy jako wolontariusze w pracach porządkujących i poszukiwawczych w pomieszczeniach tej byłej katowni, kierowanych przez Jacka Pawłowicza z IPN. Odkryto wtedy m.in. kilka inskrypcji wyrytych na murze przez więźniów. Łącznie ponad 100 osób pracujących w kilku grupach mogło uczestniczyć w swoistej wycieczce do tamtych okrutnych czasów i zrozumieć, co przeżywali uwięzieni patrioci. 12 czerwca 2015 roku odsłoniliśmy zamontowaną na ścianie Urzędu Gminy w Bieżuniu tablicę poświęconą ostatnim walczącym żołnierzom podziemia niepodległościowego na północnym Mazowszu, którzy oddali życie w czerwcu 1954 roku. Przypomnieliśmy Kazimierza Dyksińskiego ps. „Kruczek” i Leona Malickiego ps. „Zygmunt”. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele władz Bieżunia i liczni mieszkańcy. 21 czerwca w kościele parafialnym św. Wojciecha na osiedlu Podolszyce Południowe, wspólnie z księdzem proboszczem Jerzym Ławickim, po uroczystej mszy odsłoniliśmy tablicę pamiątkową poświęconą ks. Stefanowi Niedzielakowi. Ksiądz Stefan pochodził z podpłockich Podolszyc, w Płocku ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Władysława Jagiełły. W ostatnich latach życia był proboszczem parafii św. Karola Boromeusza na warszawskich Powązkach, gdzie dał się poznać m.in. jako kapelan Warszawskiej Rodziny Katyńskiej. Zamordowano go w niewyjaśnionych okolicznościach w 1989 roku, kiedy Polska odzyskiwała niepodległość. We wrześniu 2015 roku odbyły się w Warszawie centralne uroczystości Zrzeszenia WiN. Byliśmy również i tam, nasza grupa rekonstrukcyjna uczestniczyła w defiladzie. Uroczystości odbyły się pod patronatem Prezydenta RP Andrzeja Dudy i z jego udziałem. Listopad 2015 roku był okresem szczególnie intensywnych działań. Najpierw, 7 listopada, zorganizowaliśmy rajd pieszy

po Płocku szlakiem Żołnierzy Wyklętych z 11 Grupy Operacyjnej NSZ. Uczestniczyło w nim kilkanaście grup młodzieżowych reprezentujących gimnazja i szkoły średnie. Był on połączony z konkursem. Zwycięzcy obdarowani zostali książkami, koszulkami i innymi pamiątkami na kończącym rajd pikniku zorganizowanym na terenie kościoła św. Stanisława Kostki. Rajd był efektem realizacji zadań w ramach grantu otrzymanego z Urzędu Miasta Płocka. Tydzień później uczestniczyliśmy wraz z drużyną harcerską z Blichowa w finale Harcerskiego Festiwalu Filmów Historycznych Płock – Blichowo. To z kolei efekt otrzymanego grantu z Muzeum Historii Polski. Pod koniec miesiąca promowaliśmy film o Witoldzie Pileckim zatytułowany „Rotmistrz”. W jego postać wcielił się Marcin Kwaśny. Podczas spotkania w Sali Centrum Edukacji aktor opowiadał o swoim udziale w filmie i o działalności związanej z promowaniem historii Witolda Pileckiego i Żołnierzy Wyklętych. W następnym roku odbyła się premiera jego filmu Wyklęty. 13 grudnia 2015 roku, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, w Spółdzielczym Domu Kultury odbyła się premiera spektaklu Ludzie ze stali. Nie złamał ich Hitler ni Stalin. Jego autorami była młodzież z płockiej Jagiellonki i członkowie naszego stowarzyszenia. Przedsięwzięcie mogło powstać dzięki grantowi, który uzyskaliśmy z Urzędu Miasta Płocka. Spektakl pomyślany został jako sposób na przywrócenie pamięci o najmłodszych uczestnikach konspiracji niepodległościowej. Na terenie Płocka w latach czterdziestych i pięćdziesiątych działały dwie organizacje młodzieżowe pod kryptonimami „Orlęta” i „Dzieci Ziemi Płockiej”. W początkach trzeciego roku działalności, 28 lutego 2016, ponownie współorganizowaliśmy Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych (4. edycja) z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Odbył się on na trasie Stanisławówka – plac Obrońców Warszawy. Zakończenie pochodu uświetniła przygotowana i przedstawiona przez stowarzyszenie, przy zaangażowaniu zaprzyjaźnionych z nami członków innych grup rekonstrukcyjnych, inscenizacja odbicia uwięzionych żołnierzy z posterunku UB. W rolę mrocznego budynku wcieliła się plebania parafii na Górkach za zgodą zaprzyjaźnionego z nami księdza proboszcza Tadeusza Łebkowskiego. Zgromadziło się liczne grono uczestników marszu i widzów. Przedstawienie spotkało się z życzliwymi komentarzami, w których podnoszono jego walor edukacyjny i wiarygodność historyczną scen, mundurów, broni i pojazdów. Mogło się to wszystko stać dzięki darowiźnie z Fundacji Dar Serca PKN Orlen. 24 kwietnia 2016 roku w Warszawie na Powązkach odbył się pogrzeb majora Zygmunta Szendzielarza ps. Łupaszko (Łupaszka), którego szczątki odnalazł zespół prof. Krzysztofa Szwagrzyka na kwaterze Ł, na terenie której grzebano ofiary mordów komunistycznych z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. W kondukcie żałobnym uczestniczyła nasza reprezentacja w postaci sekcji rekonstrukcji historycznej.


106 stowarzyszenia regionalne

21 maja 2016 roku byliśmy współorganizatorami III Rajdu Rowerowego Szlakiem Żołnierzy Wyklętych na trasie Płock – Kamień Kotowy – Dobrzyń nad Wisłą – Płock. Blisko 80-kilometrową trasę pokonało kilkudziesięciu miłośników kolarstwa. W Kamieniu Kotowym przygotowaliśmy małą inscenizację potyczki na pamiątkę historycznego starcia patrolu 11 Grupy Operacyjnej NSZ pod dowództwem Wiktora Stryjewskiego ps. „Cacko”, z obławą kilkudziesięciu funkcjonariuszy UB, MO i KBW. W potyczce tej zginął brat dowódcy, Józef Stryjewski ps. „Szczepan”. 28 czerwca 2016 roku w Gdańsku odbył się uroczysty pogrzeb Danuty Siedzikówny ps. „Inka” i Feliksa Selmanowicza ps. „Zagończyk”, na którym oczywiście nie mogło zbraknąć naszej reprezentacji. Stawiła się prawie cała nasza grupa w swoich koszulkach stowarzyszeniowych i z flagami. Tu należy wspomnieć o płockim wątku związanym z tą uroczystością. Otóż jedyny syn Feliksa Selmanowicza osiedlił się w latach czterdziestych w Płocku, tu założył rodzinę i po śmierci pochowany został na płockim cmentarzu przy al. Kobylińskiego. Jedną z najważniejszych uczestniczek pogrzebu w Gdańsku była płocczanka Barbara Budzińska. Nic dziwnego, w końcu chowano jej dziadka. W sobotę 17 września 2016 roku, w rocznicę ataku Armii Czerwonej na Polskę w 1939 roku, miała miejsce wielka, jak dotąd najważniejsza w historii naszego stowarzyszenia, uroczystość. W asyście kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego, przy wojskowym ceremoniale, po uroczystej mszy świętej w płockiej katedrze i przemarszu na cmentarz przy al. Kobylińskiego, odsłoniliśmy odrestaurowany grobowiec rodziny Bronarskich, przy którym powstał Panteon Żołnierzy Wyklętych Północnego Mazowsza. Na tablicy pamiątkowej znalazło się 91 nazwisk żołnierzy niepodległościowego podziemia niegodzących się z komunistycznym zniewoleniem ojczyzny. Powstało miejsce, gdzie będzie można pochować szczątki zarówno Stefana Bronarskiego ps. „Liść”, jak i innych jego żołnierzy, o ile nie będą oni mieli rodzinnych grobów. Mszę w katedrze, poświęcenie grobu i pomnika celebrował ks. Stefan Cegłowski, proboszcz parafii katedralnej. Potrzeba tu kilku słów wyjaśnienia, jak do tego doszło. Grobem rodzinnym Bronarskich zaopiekowali się nasi obecni członkowie jeszcze przed powstaniem stowarzyszenia. Po ukonstytuowaniu stowarzyszenia postanowiliśmy uczynić ów grób pomnikiem martyrologii i męczeństwa narodu polskiego po to, by nie został on rozebrany z powodu braku właścicieli. W roku 2015 nawiązaliśmy kontakt ze Stowarzyszaniem Sta-

Jerzy Załęski

rówka Płocka, które w swojej działalności zajmuje się odnawianiem historycznych nagrobków na płockich cmentarzach. Zarząd tego stowarzyszenia wyraził zgodę, by pieniądze zebrane podczas corocznej zbiórki 1 listopada przeznaczyć na odrestaurowanie grobowca Bronarskich. W kwestę w roku 2015 zaangażowali się bardzo licznie nasi członkowie, na mieście pojawiły się plakaty zachęcające do udziału w zbiórce, a kwota wówczas zebrana okazała się rekordowa. Zdobyciem wszelkich pozwoleń i dokumentów związanych z tym przedsięwzięciem zajęło się doświadczone w takich sprawach Stowarzyszenie Starówka Płocka. Projekt panteonu został opracowany wspólnie przez naszych przedstawicieli i Starówki Płockiej. W maju 2016 roku zatwierdzono plan pomnika i niezwłocznie przystąpiono do realizacji. Na początku września, przed uroczystym odsłonięciem, mogliśmy zobaczyć gotowe dzieło. 13 listopada 2016 roku zorganizowaliśmy, przy współpracy z rodziną cichociemnego ppor. Tadeusza Tomaszewskiego ps. „Wąwóz” i z księdzem proboszczem Krzysztofem Jaroszewskim z Radziwia, oprawę uroczystej mszy świętej przy okazji odsłonięcia na radziwskim cmentarzu parafialnym tablicy pamiątkowej poświęconej temu wojskowemu. Podporucznik Tadeusz Tomaszewski poległ w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego na ul. Płockiej, jego ciała nigdy nie odnaleziono. W następnych tygodniach nasze stowarzyszenie zaangażowało się w przygotowanie i realizację uroczystości poświęconych ppor. Henrykowi Jóźwiakowi ps. „Groźny” w Gostyninie. Żołnierz AK i drugiej konspiracji niepodległościowej zginął w walce 1 grudnia 1946 roku pod wsią Golonka koło Gąbina. Nasi członkowie wzięli udział w tworzeniu filmu Historia o Was już nie milczy, poświęconego temu bohaterowi. Obraz został nagrany przez księdza proboszcza Grzegorza Mierzejewskiego z Mochowa. Finałem naszego zaangażowania w te uroczystości była organizacja inscenizacji historycznej rozbicia posterunku UB, która 3 grudnia 2016 roku uświetniła odsłonięcie tablicy memoratywnej poświęconej Henrykowi Jóźwiakowi, zawieszonej na budynku posterunku policji w Gostyninie. 18 stycznia 2017 roku byliśmy organizatorem koncertu kolęd w wykonaniu rodziny Pospieszalskich w płockiej katedrze. Data koncertu zbiegła się z rocznicą zamordowania dowództwa 11 Grupy Operacyjnej NSZ w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie w 1951 roku. Środki na ten cel uzyskaliśmy z Fundacji Grupy PERN. 25 lutego 2017 roku odbył się V Płocki Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych, tradycyjnie współorganizowany przez nasze stowarzyszenie i Stowarzyszenie Sympatyków Wisły Płock.


107 Odbył się on po mszy świętej w kościele św. Jadwigi Królowej, a trasa wiodła do Panteonu Żołnierzy Wyklętych Mazowsza Północnego na cmentarzu przy al. Kobylińskiego. Przy nim zostały złożone kwiaty i zapalone znicze. W dniu 1 marca 2017 roku nasza sekcja rekonstrukcji historycznej uczestniczyła w warszawskich obchodach Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, które odbyły się w organizowanym Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w budynkach Aresztu Śledczego Warszawa-Mokotów przy ul. Rakowieckiej. Tam nasi członkowie odtworzyli obozowisko partyzanckie. W marcu w Bieżuniu i Gostyninie miały miejsce, zorganizowane przez nas, koncerty patriotyczne barda Leszka Kołakowskiego. Oprawą historyczną były wówczas przygotowane przez naszych członków plansze prezentujące postaci polskich patriotów. 20 marca, ponownie w Bieżuniu, wzięliśmy udział w uroczystości nadania pośmiertnie rodzinom Kazimierza Dyksińskiego ps. „Kruczek”, Leona Malickiego ps. „Zygmunt” i Stanisława Żurawskiego ps. „Madej” Krzyży Oficerskich Orderu Odrodzenia Polski przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę. Przy tej okazji Pan Prezydent złożył kwiaty pod naszą tablicą poświęconą właśnie tym bohaterom. 25 maja byliśmy znów na ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie, biorąc udział w uroczystościach związanych z 69. rocznicą śmierci rotmistrza Witolda Pileckiego. 10 czerwca zorganizowaliśmy w Muzeum Mazowieckim w Płocku uroczyste otwarcie wystawy poświęconej rzezi wołyńskiej, którą sprowadziliśmy z Muzeum Armii Krajowej im. gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila” w Krakowie. W płockim muzeum wystawę bezpłatnie eksponowano w dniach 10 VI – 12 VII 2017. Jej uzupełnieniem były nadawane w tle wspomnienia osób, które rzeź przeżyły. Motto przewodnie wystawy stanowiły słowa: Nie o zemstę, lecz o pamięć wo-

łają ofiary. Inaugurację ekspozycji wzbogaciły prelekcje Ewy Siemaszko, wybitnej znawczyni tematu, i pochodzącego z Wołynia świadka tamtych wydarzeń Lecha Franczaka, mieszkańca Płocka, długoletniego nauczyciela wychowania fizycznego w Jagiellonce, znanego poetę. Spotkanie połączone było z promocją tomiku wierszy autorstwa naszego gościa – Nieśmiertelni wołają z Wołynia. Kilka słów o członkach naszego stowarzyszenia. Są wśród nich przedstawiciele trzech pokoleń, reprezentujący różne zawody. Jest dziadek z synem i wnukiem, są licealiści i emeryci. Najważniejsze jest to, że są przedstawiciele rodzin naszych bohaterów. Jest więc rodzina Jana Przybyłowskiego ps. „Onufry”, rodzina Franciszka Majewskiego ps. „Słony”, a zaprzyjaźnione z nami są rodziny Tadeusza Densta ps. „Alojzy”, Stanisława Konczyńskiego ps. „Stary”, Elżbiety Kozaneckiej ps. „Basia”. Utrzymujemy kontakt i wspieramy materialnie ostatniego żyjącego żołnierza 11 Grupy Operacyjnej NSZ, mieszkającą na Śląsku Janinę Samoraj ps. „Celinka”. Wszystko to robimy po to, by przywrócić pamięć o niezłomnych bojownikach sprawy polskiej, by ich dokonania, tak poniżane i zakłamywane przez 70 lat, nie poszły w zapomnienie. To nasz mały kamyczek do niezakłamanej historii Polski, bo przecież jest w nas ta siła tajemna. Zabieramy głos w odwiecznej dyskusji Polaków o roli patriotyzmu w życiu narodu. Na zakończenie podaję cytat do przemyślenia: Aby należycie ocenić patriotyzm – potrzeba koniecznie pewnej wyższości ducha albo szczerych uczuć, których nie dostaje pospolitemu wyrachowaniu nowoczesnej myśli, nie mogącej ogarnąć – prostoty uczucia, co płynie z natury rzeczy i człowieka. Kto to napisał? Dla dwóch pierwszych czytelników, którzy przyjdą do redakcji „Naszych Korzeni” z prawidłową odpowiedzą, są przewidziane nagrody książkowe, które przekażemy na ręce redaktora naczelnego.

Rozwiązania prosimy przysyłać na kartkach pocztowych pod adresem redakcji do 30 maja 2018. Wśród czytelników, którzy nadeślą prawidłowe rozwiązania, rozlosujemy nagrody książkowe.

Fot. K. Matusiak.

Rozwiązanie fotozagadki nr 11 (z grudnia 2016): kościół parafialny pw. św. Bartłomieja z XVI w. w Jeżewie, gm. Zawidz, pow. sierpecki. Nagrodę książkową wylosował Filip Samoraj z Ciachcina. Gratulujemy, nagrodę prześlemy pocztą.

Fotozagadka 12

Prosimy podać, jaki obiekt sakralny przedstawiony jest na fotografii i gdzie się on znajduje.


Członkowie Stowarzyszenia Historycznego im. 11 Grupy Operacyjnej NSZ podczas uroczystego pogrzebu Danuty Siedzikówny ps. „Inka” i Feliksa Selmanowicza ps. „Zagończyk”, Gdańsk, 28 VI 2016.

Prezydent RP Andrzej Duda podczas uroczystości w Bieżuniu, 20 III 2017.

Odsłonięcie Panteonu Żołnierzy Wyklętych Północnego Mazowsza i odrestaurowanego grobowca rodziny Bronarskich, cmentarz przy al. Kobylińskiego w Płocku, 17 IX 2016.

Prelekcja Ewy Siemaszko Kresy – trudna historia podczas otwarcia wystawy czasowej Rzeź wołyńska, Muzeum Mazowieckie w Płocku, 10 VI 2017.

Tablica poświęcona pamięci Franciszka Majewskiego ps. Słony w Bielsku, 27 IX 2013; fot. K. Wiśniewski [portal dobroni.pl].


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.