Magazyn Sztuki no 3

Page 32

r ozmowy

artystów z Polski, organizując im objazd po okolicy: wciskałem ich do prywatnej Galerii na Piętrze Leonarda Kabacińskiego, do BWA, a nawet jeździłem do Lecha Karwowskiego do BWA w Szczecinie. Artyści mieli „gościnne występy”, więc co robić. A ja byłem komiwojażerem sztuki. I tak sobie myślę, czy nie wrócić do tej formy dzisiaj. Dla mnie to działanie organizatorsko -galeryjne zawsze było językiem sztuki. Pod koniec lat 80., przy okazji pracy na plenerach w Karlinie, wpadłem na pomysł robienia plansz dla poszczególnych artystów. Takich specyficznych gazetek ściennych skomponowanych z zaproszeń, zdjęć, wycinków prasowych. Te gazetki dziś się rozrosły do około 400 plansz — obrazów, jak mawiają niektórzy o mojej pasji. Ale ja się czuję artystą, nie krytykiem, stąd forma tej kolekcji nie przypomina ani muzeum, ani archiwum. A tak naprawdę wszystko to w prostej linii wywodzi się z doświadczeń osieckich, choć nie jest próbą ich kontynuacji. Co było dalej? Od 1993 do 2000 roku prowadziłem kolejną galerię pod nazwą Moje Archiwum, gdzie było więcej performance’ów i wykładów. Pojawili się też nowi artyści: Cezary Bodzianowski, Ewa Zarzycka, Wojtek Zamiara. Wszyscy musieli wystąpić ze słowem i działaniem. W galerii bywały też warsztaty dla dzieci, które prowadzili Janusz Bałdyga i Stanisław Wolski. Moja kariera galernika zakończyła się eksmisją za długi. Jesteś niepoprawnym idealistą. Tak mnie wychowano. Z domu wyniosłem też szacunek dla sztuki. Wierzę, że całe moje pokolenie artystyczne cechuje idealizm. Był to jakiś sposób na komunę. Chociaż nigdy dosłownie nie bawiliśmy się w sztukę polityczną. Jeśli chodzi o mnie, to nie moja domena, nie mój świat. Jeśli chciałem coś kiedyś powiedzieć, zareagować na bieżące wydarzenia polityczne, to tylko ze złości. Czy artysta może uciec przed rzeczywistością? A czy musi reagować dosłownie? To, co robię, jest apolityczne w sensie dosłownym. Z rzeczywistością mam do czynienia codziennie. Moje prace czerpią z niej garściami. Nie widzę potrzeby manifestowania i natychmiastowego komentowania rzeczywistości, bo pachnie to naiwnością albo kiczowatością. Na jakich autorytetach się wychowałeś? Pamiętam, że zawsze chciałem być artystą. Do liceum plastycznego w Bydgoszczy szedłem już świadomie. To był mój wybór. Moim ukochanym malarzem był Rembrandt. Zasadę, że trzeba być sobą, żeby być artystą, przyswajałem sobie stopniowo. Tak jak i to, że nie mam stałych autorytetów, że one się zmieniają w sposób naturalny. Że jest to dynamiczna sytuacja, że ciągle się coś odkrywa nowego. I wcale to nie muszą być rzeczy i ludzie posągowi. Wystarczy czasem, że coś zobaczę pięknego na ulicy. Z dzieciństwa pamiętam takie wydarzenie związane z moim ojcem, który organizował wystawę rolniczą i zabrał mnie ze sobą do jakiegoś rzeźbiarza robiącego

32 (nr 3 wrzesień 2012)


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.