
NUMER
MAGAZYN DZIECI I MŁODZIEŻY
W EDUKACJI DOMOWEJ
SZKOŁA MARANATHA W KNUROWIE
![]()

W EDUKACJI DOMOWEJ
SZKOŁA MARANATHA W KNUROWIE














Gdy żółknie liść lub koniczyna, Wówczas się wie, że jesień się zaczyna.
Że za chwilę świat cały swym płaszczem omiecie, I że zwiędnie wszelkie kolorowe kwiecie.
Wie się również, że zimno nadchodzi, Więc jeszcze chwila i wszędzie się ochłodzi.
Jednak nie należy smucić się dlatego, Gdyż jesień to coś bardzo pięknego.
Mimo iż czasami deszczu trochę spadnie, Smucić się dlatego jest bardzo nieładnie.
I choć chmury często niebo przysłaniają, To bardzo przyjemnie niebo ocieniają.
I po gorącym lecie dając nam wypocząć, Przygotowują się, aby burzę rozpocząć.
TWÓRCZOŚĆ

Rozdział 1
Chłodny, październikowy wiatr otulił moje trzęsące się kostki niczym szal Jest środek nocy, a cała okolica tonie w ciemności. Coraz bardziej uświadamiam sobie, co się właśnie wydarzyło. Okropny ucisk w klatce piersiowej zmusił mnie do tego, by usiąść. Drżę, ale wiem, że to nie z powodu chłodu na zewnątrz. Muszę zacząć myśleć trzeźwo.
Elizabeth mówię do siebie weź się w garść, on jeszcze może tu być Na tę myśl przeszywa mnie dreszcz Czuję zimny pot na czole i karku, a w gardle staje mi gula Dlaczego ona? Dlaczego my? pytam się, płaczliwie powtarzając te słowa.
Wstaję. Nie mogę przecież tu tak po prostu siedzieć. Chwytam jakiś przedmiot po omacku i biegiem rzucam się na schody. W ręce czuję oszlifowane drewno to chyba stary kij baseballowy taty. To jedyna pamiątka, jaka mi po nim została Mój tata zginął w wypadku Był policjantem w wydziale dochodzeniowo-śledczym, a ludzie, którzy poinformowali nas o jego śmierci, nawet nie powiedzieli, jaki to był wypadek.
Nagle uświadamiam sobie, że to zły pomysł, ale jest już za późno. Słyszę przerażający huk. Kula przeszywa moją łydkę, sprawiając niemiłosierny ból Upadam na ziemię i uderzam głową o coś twardego Zanim zrozumiem, że to stopień schodów, tracę przytomność Kiedy się budzę, słyszę głośny gwizd wiatru. Wokół mnie rozpościera się pokaźna kałuża krwi najwyraźniej straciłam jej dużo, gdy byłam nieprzytomna. Dochodzą do mnie donośne krzyki i uderzenia w okna. Z wysiłkiem przewracam głowę, która wydaje się niesamowicie ciężka. Z ulgą zauważam sąsiadów, a ku mojemu zdziwieniu także dwóch policjantów. Z drżeniem podnoszę rękę w kierunku zranionej nogi Gdy dotykam rany, wydaję z siebie przeraźliwy jęk czuję, jakby setki ostrzy jednocześnie wbiły mi się w łydkę. Moje oczy stają się szkliste, a po policzkach spływają łzy. Tutaj! krzyczę z wielkim wysiłkiem. Pomocy! Zaczynam pochlipywać. Policjanci wyważają drzwi i wbiegają do środka, a za nimi powoli wchodzą sąsiedzi.
Skąd się tu wzięliście? udaje mi się wydusić, patrząc na jednego z funkcjonariuszy.
Masz szczęście, twoi sąsiedzi zadzwonili po nas, gdy usłyszeli wystrzał odpowiada otyły mężczyzna, którego nie wiem dlaczego, ale kojarzę
Elizabeth odzywa się z troską moja ulubiona sąsiadka, staruszka z ukochaną broszką w kształcie liska. Jej śnieżnobiałe włosy i nieprzeciętnie zielone oczy zawsze mnie zachwycały. Mimo wieku, w jej oczach wciąż widniała figlarna iskierka, jakby zachęcała do zrobienia czegoś szalonego.
Co się stało? pyta płaczliwym tonem, patrząc na mnie swoimi opiekuńczymi, dużymi oczami.
Zabierzemy cię do szpitala, a potem na posterunek policji, gdzie złożysz zeznanie odzywa się jeden z policjantów Dwóch mężczyzn pomaga mi wsiąść do auta, które po chwili rusza W mojej głowie panuje chaos po uderzeniu. Mam ochotę płakać, ale wiem, że to nie jest dobry pomysł. Nie chcę okazać słabości co pomyśleliby o mnie, widząc płaczącą szesnastolatkę?
Za oknem mijamy budynki, parki, sklepy, aż w końcu widzę szpital, ale samochód się nie zatrzymuje. Zdziwiona, wykrztuszam:
Przepraszam, właśnie minęliśmy szpital
Policjant, który prowadzi, najwyraźniej to ignoruje, ale drugi odwraca się do mnie i z szyderczym uśmiechem wbija mi igłę w rękę. Powieki mimowolnie zaczynają mi opadać, a oddech, który przed chwilą przyspieszył, powoli się uspokaja. Po kilku sekundach zapadam w głęboki sen.
Ciąg dalszy nastąpi…
Jeżeli interesujecie się militariami, samochodami – np. wyścigowymi, ewentualnie „Gwiezdnymi Wojnami”, to chciałbym Was zaprosić na XXXIV Mistrzostwa Śląska Plastikowych Modeli Redukcyjnych. Dobra, wiem, że ta nazwa brzmi zawile, więc już wyjaśniam. Znaczy to po prostu: mistrzostwa Śląska modeli plastikowych, czyli takich, które się wycina cążkami z wyprasek znajdujących się w pudełku, potem się te części skleja specjalnym klejem, na koniec maluje i mamy przykładowo czołg Ja sam robię modele i polecam to bardzo, ale niektórym oczywiście może to nie przypaść do gustu, bo zapach kleju nie jest jednak jakiś niebiański. Poza tym takie naprawdę malutkie części na serio czasami potrafią nieźle wkurzyć (moją najmniejszą częścią – jak dotąd – był trójkącik o wysokości ok. 2 mm). Ale nawet jeżeli nie zamierzacie robić modeli, to gorąco Was zachęcam do przyjechania na te mistrzostwa, bo dotychczas były tam też wystawy, na których są wszystkie modele z bieżących zawodów. A chyba zawsze jest ich tam mnóstwo, więc każdy raczej powinien znaleźć coś dla siebie. Mój model też bierze udział. To co? Do zobaczenia na wystawie?
P.S. W celu uzyskania dokładniejszych informacji możecie spojrzeć na plakat, który wisi na drzwiach budynku B relacji dwór–szatnia, lub też, jeżeli nie przychodzicie do placówki szkolnej, to wyszukajcie na Facebooku nazwę tych mistrzostw i zobaczycie prawdopodobnie elektroniczną wersję plakatu, a tam znajdziecie link do szczegółów.

LUDWIK BAŁABAN, KL. 5 SP
Cześć, mam na imię Krystian i chciałbym opowiedzieć moją historię o tym, jak po raz pierwszy zagrałem na organach w kościele pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Wszystko zaczęło się dwa lata temu, kiedy po jednej z mszy podszedłem do organisty z prośbą o możliwość zagrania na organach. Pan organista wtedy się nie zgodził, ale po pewnym czasie napisał do mnie wiadomość, pytając, czy nie chciałbym zagrać po porannej mszy w sobotę. Odpisałem, że z chęcią przyjdę. Nadeszła sobota Po porannej mszy udałem się na chór, gdzie znajdują się organy. Gdy usiadłem za kontuarem (czyli stołem gry, gdzie gra się na organach), poczułem jednocześnie strach i zachwyt. Strach, bo bałem się, żeby niczego nie uszkodzić, ale też ogromną radość, ponieważ było to moje wielkie marzenie Gdy włączyłem organy, usłyszałem, jak miechy napełniają się powietrzem. Nacisnąłem klawisz, ale nie usłyszałem żadnego dźwięku. Organista wyjaśnił mi, że muszę włączyć registry (czyli głosy organowe). Było ich aż 38! Włączyłem między innymi subbas, pryncypał, flet koncertowy, flet leśny, miksturę, oktawę i pryncypał basowy. Organy miały dwa manuały (klawiatury) oraz pedał. Na manuałach gra się wysokie dźwięki, a na pedale bardzo niskie.
Gdy zacząłem grać, ogarnęła mnie wielka radość, że mogę spełnić swoje marzenie Grałem i grałem, ale w końcu nadszedł czas, by iść do domu. Po skończonej grze podziękowałem organiście i z radością wróciłem do domu, nie mogąc zapomnieć tej chwili. Po miesiącu ponownie zapytałem organistę, czy mogę jeszcze zagrać, i zgodził się, więc znów mogłem zasiąść za organami.
Tak właśnie zaczęła się moja przygoda z grą na organach. Od tamtej pory interesuję się tym instrumentem. Gram nie tylko w naszej parafii, ale również w innych kościołach, np św Piotra i Pawła w Woszczycach.
PS. W tym roku zostałem kantorem, ale to już kolejna opowieść.


Z czym kojarzy się Wam Paczków? Teraz pewnie z powodzią… Wcześniej może z polskim Carcassonne, a samo Carcassonne ze średniowieczem i z grą planszową? Mnie chyba już zawsze będzie się kojarzyć ze stacją benzynową, z moim portfelem, a przede wszystkim z Tatą Tomka, konduktorem i kierownikiem stacji. Ale po kolei.
W sierpniu wybrałem się na obóz survivalowy w Marianówce. Mówię Wam: SUPER!!! Pan Miro z Lasa, Pan Marek, no i przede wszystkim niezwykły Pan Stachu. Wiecie, że on potrafi biegać maratony, a ma ponad 70 lat? Mieszka na górze Stachoń w takim cudnym domku, w którym nas po królewsku ugościł. Wodę mieliśmy tam ze źródełka, jedliśmy pyszności z blachy na takim starym piecu jak u mojej prababci, a spaliśmy w drewnianym wigwamie, na podłodze tego domku i na półpiętrze. Pan Stachu naprawdę dał nam, co miał. To człowiek z sercem na dłoni – gościnny, pomysłowy, zaradny. Żal było się z nim żegnać. Mam nadzieję, że kiedyś z moją mamą i bratem jeszcze się z nim spotkam.
Z Panem Mirem z Lasa i Panem Markiem zajmowaliśmy się procarstwem, łucznictwem, rzucaniem szczepem i rozpalaniem ognia. Gdyby nie to, że najstarsi chłopcy utworzyli ekipę, i dodatkowo wszyscy mieli parę, a ja byłem sam, to w ogniu zająłbym pierwsze miejsce! Serio. A tak byłem drugi.
Wyjazd był zdecydowanie za krótki. Te jedenaście dni minęło jak wystrzał z nerfa. Przyjechał po mnie Tata Tomka. Po Tomka też. Mama czekała na mnie w Opolu. Stamtąd mieliśmy wrócić do domu. Do pociągu mieliśmy dwie godziny, więc poszliśmy coś zjeść, a ja zacząłem opowiadać o naszych przygodach. Czas szybko zleciał, na stacji podstawiono pociąg do Gliwic. Wsiedliśmy, zostało nam 30 minut. Naraz, a pociąg miał już odjeżdżać, zorientowałem się, że nie mam portfela. Rozumiecie? To był portfel wyjątkowy, rok temu dostałem go w prezencie urodzinowym od Niny. W środku było Jej zdjęcie, obrazek Pana Jezusa, trochę pieniędzy i drewniana zawieszka z Marianówki. Byłem zrozpaczony, wiecie. Konduktor powiedział, że choć jest już pora odjazdu, to pociąg na nas zaczeka, że możemy pójść poszukać zguby na stacji. Wylecieliśmy jak oszczep z atlatlu, przeszukaliśmy cały dworzec I NIC Nikt nic nie widział, nikt nic nie znalazł Byłem pewien, że ktoś ten portfel sobie zabrał. Straszne uczucie. Mama obiecała, że kupi mi taki sam portfel, że załatwi zdjęcie, obrazek, że odda pieniądze. Ale to nie to samo… Byłem niepocieszony.

Wróciliśmy do domu. – Wojtek, jesteś pewien, że wyjeżdżając z Marianówki, miałeś przy sobie portfel? – zapytała mama.
– Tak, na pewno go miałem – potwierdziłem.
Mama się zamyśliła. – A kiedy wracaliście do Opola, na pewno go nie wyciągałeś? Może wypadł gdzieś w samochodzie? – zaczęła dociekać.
I wtedy mnie oświeciło!
– Zatrzymaliśmy się na Orlenie i wtedy go wyciągnąłem
– Kupowałeś coś?
– Nie. To znaczy ja nie. Tata Tomka kupił nam lody.
– Hm, znaczy wyciągnąłeś portfel, bo chciałeś zapłacić?
– Właściwie to nie. Chciałem sobie przypomnieć, jak wygląda Nina. No wiesz…
– Jasne, rozumiem Czyli jest taka możliwość, że ten portfel tam został?
– No w sumie…
Mamie więcej nie było trzeba Skontaktowała się z Tatą Tomka i zapytała, czy nie pamięta, jaka to była stacja. Nie pamiętał, ale ponieważ płacił kartą, to miał potwierdzenie płatności i adres – w Paczkowie. Mama znalazła tę stację, numer telefonu i zadzwoniła Jak tylko wspomniała o portfelu moro, pan od razu potwierdził, że znaleźli taki, że jest tam obrazek Pana Jezusa i że można go w każdej chwili odebrać. Ale ja się ucieszyłem! Gorzej, że trudno nam było tam pojechać. I wiecie, co się wtedy stało?
Kierownik tej stacji benzynowej powiedział, że bez problemu mi go odeśle. I rzeczywiście tak zrobił!
Bardzo Mu za to dziękuję i mam nadzieję, że nie dotknęła Go powódź.
Dziękuję też Tacie Tomka i Panu Konduktorowi. Ludzie naprawdę są dobrzy!


Zanim Polska przyjęła religię chrześcijańską, na naszych ziemiach praktykowane były dawne wierzenia słowiańskie. Tak jak wszystkie inne kultury, Słowianie również posiadali swoje święta i obyczaje. Niektóre z nich przetrwały nawet do lat dzisiejszych w postaci prawie niezmienionej, natomiast inne stały się częścią tradycji związanych z obchodzonymi współcześnie uroczystościami Dziady są właśnie jednym z takich świąt
Słowianie wierzyli, że w konkretnych okresach roku duchy zmarłych osób były w stanie przejść do świata żywych i nierzadko odwiedzać dawne miejsca swojego zamieszkania. Dusze przodków zajmowały ważne miejsce w wierzeniach prasłowiańskich, ich przychylność miała zapewnić żyjącym członkom rodziny dostatek oraz ochronę Dlatego istniało wiele tradycji, które miały dać im spokój i szczęście w zaświatach, a przy okazji pozwalały zdobyć łaskę praojców.
Jedną z takich tradycji było wystawianie p stołach gościły pieczywa, kasze, miód ora jedzenie miało być poczęstunkiem dla odw zanoszone były również na groby. Inną tr błądziły w ciemności oraz mogły się przy moce. Właśnie z tej tradycji wywodzi się d rejonach istniał również zwyczaj zostawia
Dziadów nie wykonywano wielu codzienn z wykorzystaniem ostrych narzędzi, ponie
Nie można było również wykonywać gwał wystraszyć przypadkiem gości z zaświató
Dziady były obchodzone co najmniej dwa wiosną w okolicy maja oraz jesienią – na p daty były natomiast zależne od fazy księży są Dziady jesienne, czyli właśnie te obcho
Ad i i ki i i i i j



Otrzymując komunikat, szukamy jego nadawcy, o którym chcemy się jak najwięcej dowiedzieć. Tak samo, czytając książ zwracamy dużą uwagę na autora. Z tego powodu organizowa są spotkana z pisarzami, poetami oraz innymi twórcami. J jednak wyglądałaby literatura, gdyby na chwilę odsunąć na b jej autorów, a skupić się wyłącznie na ich dziełach?
Wgląd w tę kwestię zapewnia Elena Ferrante To pseudon osoby, która tworzy anonimowo. (Może to być także gru współpracujących ze sobą pisarzy. Na potrzeby artykułu przyjm że jest to jedna kobieta). Przed publikacją swojej pierws powieści uprzedziła wydawcę, że nie będzie udzielała wywiadó ponieważ zrobiła już wystarczająco dużo dla powieści – napisała Niemożliwe jest więc poznanie jej procesu pisarskiego c inspiracji. Powieści pisarki spełniają jednak swoją rolę; zajm czytelników, skłaniają do przemyśleń, poszerzają dotychczaso postrzeganie różnych kwestii. W 2016 roku tygodnik „Tim umieścił Ferrante na liście 100 najbardziej wpływowych osób świecie.
Miałam kiedyś okazję przeczytać “Córkę” Ferrante. Opowiada profesorce literatury i matce dwóch córek, która samot wybiera się na wakacje. Bohaterka mierzy się z lawiną refle dotyczących jej wyborów i błędów z przeszłości. Mimo że wiedziałam nic o autorce, w jakimś stopniu ją poznawałam podążałam ścieżką myślową, którą mi wskazała, śledziłam histo nad którą musiała długo pracować. Książka stała się wglądem wyobraźnię Eleny. Skłoniła mnie do analizy szokujących zachow postaci oraz motywów ich działań.
W tym przypadku autorka pozostaje niezidentyfikowa enigmatyczną sylwetką. Czy jednak jawnie publikujący twórcy są rzeczywistości mniej anonimowi? Czy po zobaczeniu zdję autora i przeczytaniu paru wyselekcjonowanych faktów z je życia naprawdę możemy dowiedzieć się o nim czegoś istotneg Głównym punktem odniesienia i tak będą tutaj słowa, któ postanowił zamanifestować światu, oddając je do druku.I, ch oczywiście nie uważam, że anonimowe wydawanie powinno b powszechne, przykład Eleny Ferrante moim zdaniem uwydat przepaść, jaka ma prawo istnieć między książką, a jej autorem.
Źródła https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Elena Ferrante


“Black Mesa” to przerobiona przez fanów wersja gry “Half life”. Oryginalna wersja gry została stworzoną przez Valve Corporation w 1998 roku W grze wcielamy się w pracownika kompleksu badawczego Black Mesa w stanie Nowy Meksyk i zarazem fizyka teoretycznego, Gordona Freemana.
Gra zaczyna się od przybycia do pracy systemem transportowym Black Mesy. Zaraz po przyjeździe idziemy do szatni włożyć kombinezon HEV (Hazardous Enviroment Suit - strój do pracy w niebezpiecznych środowiskach). Następnie udajemy się do komory testowej, gdzie popychamy wózek z kryształem ze świata Xen (czyt. zen), do emitera antymasy. Niestety wywołuje to kaskadę rezonansową, która otwiera portal do świata Xen, z którego wychodzi coraz więcej obcych potworów z innego wymiaru.
W grze jest dziewiętnaści rozdziałów, z których każdy posiada unikalne łamigłówki i wyzwania. Na przykład w rozdziale ,,Zasilanie” musimy włączyć zasilanie, aby zniszczyć dużego obcego z miotaczami ognia oraz włączyć kolejkę.
Ostatecznym celem gry jest dojście do kompleksu lambda, gdzie znajduje się rdzeń aktywujący portal do świata Xen, którego używali naukowcy, aby badać ten świat. Gdy już się teleportujemy do świata Xen, trzeba przejść przez tytułowy poziom Xen, następnie przez legowisko Gonarchy, który może pluć kwasem i wypuszczać małe potwory, fabrykę obcych, aby następnie zabić Nihilantha (czyt. Nihilanta) który może kontrolować żywe stworzenia na przykład, żeby atakowały siebie nawzajem.
Oprócz wciągającej fabuły i trudnych wyzwań ,,Black mesa” ma również do zaoferowania piękną grafikę oraz świetnie skomponowaną przez Joela Nielsena ścieżkę dźwiękową. Podsumowując, polecam tę grę osobom, które lubią wciągającą fabułę, strzelanki z pierwszej osoby i fanów odświeżonych gier z lat 90-tych.
DANIEL CHYŁEK, KL. 6


Weronika Pawlak, autorka ‘sercowej’ trylogii, opowiada nam dalsze dzieje Faustyny Świt i Józefa Irysofskiego w książce „Pokochaj mnie pod uniwersytetem”. Ta oto para przeżywa trzymiesięczną przerwę, która jednocześnie wiąże się z próbą zaufania i testem dla ich dorosłej, a jednocześnie dziecięcej, miłości.
Bohaterowie książki pokazują również, że dzieckiem jest się zawsze, niezależnie od wieku czy dojrzałości emocjonalnej. Tytuł człowieka dorosłego jest w tej książce pokazany jako błędny. Dorosłość nie oznacza bowiem, że ktoś staje się inną osobą, a jedynie człowiekiem samodzielnym. Pokazuje to wiele fragmentów tej właśnie książki. Między innymi jest to ukazana w bardzo radosny sposób bitwa na śnieżki, kiedy to Faustyna i Józef toczą „lodowatą” walkę śniegiem z pierwszoklasistami, a następnie zjeżdżają z górki na sankach, jednocześnie wywracając się w zaspę lodu stojącą na ich drodze. Nie ma nic złego w byciu dzieckiem. Teraz jednak panuje moda na dorosłość. Każdy chce być najmądrzejszy, najsamodzielniejszy i najlepszy. A czy Jezus nie mówił: „Zaprawdę powiadam wam: Jeśli nie staniecie się jako to dziecko, nie wejdziecie do królestwa Bożego”. To właśnie chce przekazać nam Weronika Pawlak. Żebyśmy nie wstydzili się pokazać prostoty serca. Bo Jezus mówił również: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”

Uważam, że „Pokochaj mnie pod uniwersytetem’’ to cudowna, interesująca i pełna ciekawych zdarzeń opowieść. Książkę tę dopełniają też cytaty i fragmenty znanych wierszy i piosenek. Ten tom jest bardzo życiową historią. Polecam ją każdemu człowiekowi. Szczególnie nastolatkom szukającym siebie




Człowiek, który nie ma komu opowiedzieć o swoich problemach, często ucieka. Ucieczka ta nie polega na chwyceniu tobołka z pajdą wysuszonego chleba w środku i pójściem w świat, gdzie oczy poniosą. Chodzi mi o ucieczkę emocjonalną, psychiczną Jest ona realizowana na wiele sposobów. Jeden ucieka w alkohol, drugi w palenie, a trzeci potrafi nawet w sen. Ale mało kto słyszał o „wyżyciu się” w muzyce.
Tak zaczyna się historia trzydziestoletniego Nevena, bohatera książki Ewy Pirce „Nie pozwól światłu zgasnąć”, który od najmłodszych lat był zmuszany przez surowego dziadka do gry na wiolonczeli Jako dziecko chłopak jedynie patrzył, jak obce urwisy biegały wesoło po podwórku. Sam mógł tylko pomarzyć o figlach i beztroskich zabawach. Miał stać się muzyczną gwiazdą. I tak też zrobił. Dzieciństwo minęło mu na nauce. Pewnego dnia podczas jednego z koncertów wiolonczelowych Nevena przeprowadzony zostaje zamach. W jego wyniku zostaje lekko postrzelona młoda kobieta Jednak nie na tym kończy się ta opowieść Ścieżki młodych ludzi ponownie splatają się w szpitalu. Okazuje się, że dziewczyna, Willow, gra na skrzypach i jest wielką fanką wiolonczelisty. Ich początkowo gorzka i kłótliwa relacja zmienia się w miłosną opowieść. Ta książka pokazuje, jak bardzo ludzie bliscy potrafią nas zranić. Ta historia bardzo mi się podoba. Dodatkowo w klimat książki wprowadziły mnie profesjonalne nazwy utworów muzycznych, części instrumentów i nazw artykulacyjnych. Jako wiolonczelistka odnajduję się w tym i mam dziwne wrażenie, że uczestniczyłam w tej opowieści, gdyż niektóre utwory muzyczne grałam osobiście. Polecam tę książkę wszystkim muzykom, ale też ludziom, którzy kochają rozwijać swoje pasje i starają się przelewać na nie swe uczucia. Osobiście uważam, że to piękna sztuka.
„Akademia Crookhaven. Szkoła oszustów” to książka autorstwa J.J. Arcanjo. Główny bohater, Gabriel, bardzo dobry kieszonkowiec, zostaje przyłapany na kradzieży, lecz zamiast do więzienia trafia do akademii dla oszustów. Uczniowie szkolą się tu w różnych dziedzinach, takich jak włamania, fałszerstwo i „kryminastyka”. Chłopak poznaje przyjaciół, których nigdy nie miał. Wśród nich jest Penelope, córka dyrektora, świetnie wspinająca się Amira oraz bliźniacy, Ade i Ede – hakerzy znani jako bracia Crim. O tej szkole nie wie nikt, oprócz nauczycieli i uczniów. Na koniec roku zostaje zorganizowane włamanie. Ten kto wygra, może zadać jedno pytanie dyrektorowi. Mnie najbardziej spodobało się w tej książce włamanie i gdy nasz bohater poznał tajemnicę swojej rodziny. Czy Gabriel pozna swoich rodziców? Jeśli tak, to kim będą? Czy zostaną wydaleni ze szkoły? Czy uda im się wygrać włamanie? Tego wszystkiego dowiecie się, czytając tą książkę. Polecam. Miłego czytania:)

„Najłatwiejsze ciasto w świecie
Tak, tak, tak.
Nic a nic się go nie gniecie
Tak, tak, tak”.
Wiecie, o jakim cieście mowa? Moje w dwóch foremkach grzeje się akurat wstępnie w piekarniku. I rośnie. Za parę godzin zdejmę tetruchę, wcisnę pełny gaz, a po kolejnej godzinie – tadaaam! – ciasto będzie gotowe. Zapach powali każdego!
Zakwas, sól kłodawska, mąka, a w zasadzie mąki –żytnia, pszenna, może być też taka z płaskurki, z samopszy albo orkiszowa. Oczywiście najlepiej, żeby ziarno było polskie. I z polskiego młyna. Do tego letnia woda i właściwie nic więcej już nie trzeba Z tego u mnie w domu powstaje pyszny chleb. Dzisiaj zrobiłem go sam.
A jakie są Wasze domowe wypieki? Dawid przynosi do szkoły pyszne domowe ciasteczka maślane. Podasz przepis?

Pomyłka, zbieg okoliczności, przypadek, zrządzenie losu albo po prostu niesprawiedliwość... O sposobie działania amerykańskiego systemu prawnego oraz jego wpływie na życie niewinnych skazańców i ich rodzin dowiemy się więcej z książki pt. „Kończy się z czas” Sarah Crossan.
Dramat rodzinny zaczął się od jednego telefonu - Ed trafił do więzienia w Teksasie za rzekome zamordowanie policjanta. Jego najbliżsi - czyli Mama, Angela i Joseph - muszą żyć dalej, nie przyznając się do brata-kryminalisty Po drugim telefonie matka zupełnie się załamuje, aż w końcu gdzieś znika. Opiekę nad rodzeństwem przejmuje ciotka Karen, która zabiera ich do kościoła i zabrania jeść fast-foodów. Po dziesięciu latach przychodzi wiadomość o dacie egzekucji Eda. Do 18 sierpnia zostały więc dwa miesiące. Joseph (Joe) wyjeżdża do Wakeling, by spędzić ostatnie chwile z bratem, choć to ostatnia rzecz, którą ma ochotę zrobić Chce być przede wszystkim nastolatkiem Obarczony problemami dorosłych gubi się we własnych uczuciach. Jednak poznaje Nell i odkrywa, czym jest miłość. To ona pomaga mu zapomnieć o rodzinnym koszmarze.
Książka poruszyła do głębi moją duszę i przez cały czas czułam ogromne napływy emocji. Trzeba być naprawdę zatwardziałym, by nie odczuć bólu, zrozumienia czy współczucia dla bohaterów. Autorka wspomina w posłowiu, że inspiracje do napisania tej historii czerpała z filmu „Fourteen Days in May”, ale obrazów o podobnej tematyce znajdziemy mnóstwo. Bezpodstawne aresztowania, szantaże i zamęczanie więźniów to czubek góry lodowej –chce powiedzieć tą historią autorka Edowi nigdy nie udowodniono winy, a wyrok wydano w oparciu o poszlaki i zeznania, do których chłopak był tak naprawdę zmuszony. Działania systemu prawno-więziennego w Stanach Zjednoczonych wpływają także na rodziny oskarżonych. Świetnie pokazuje to cytat: „Dziennikarze mają gdzieś naszą rodzinę. Nie jesteśmy materiałem na dobrą historię. Jesteśmy śmiecie. Pewnie tak im łatwiej, niż przyznać, że jeśli zabiją naszego brata, kolejnej rodzinie stanie się krzywda” W wiadomościach uwaga jest zawsze skupiona na ofierze, media prezentują zdjęcia w otoczeniu rodziny narażając ją tym samym na falę nienawiści. Joe wspomina, że gdyby biedna wdowa po policjancie utworzyła zbiórkę na żałobną suknię, to posypałoby się mnóstwo szczodrych datków. Natomiast przestępcy na zdjęciach to ludzie, którzy patrzą spode łba i nie zasługują na litość A tymczasem – gdy czytamy tę książkę – rozumiemy, że prawda o każdym człowieku jest o wiele bardziej skomplikowana. Przyglądamy się przeszłości głównych bohaterów i dostrzegamy, że nie mamy prawa sądzić. Przyznam, że ta lektura nie jest prosta w odbiorze. Faktem jest, że wielu więźniów z Wakeling popełniło okropne przestępstwa, ale znajdą się tam i tacy, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu i czasie, płacąc za to cenę wolności, a nawet i życia W dzisiejszych czasach wszyscy cenimy nasze prawa. Każde przekroczenie ustalonej granicy sprawiedliwości rodzi w nas naturalnie bunt… Zaczynamy więc zadawać sobie w trakcie tej lektury pytanie, czym jest sprawiedliwość.
Historia, którą opowiada nam Joe, jest prosta. Ważne, by znaleźć pracę, coś zjeść i na końcu spotkać się z bratem. Każdy dzień jest taki sam i brak w nim heroizmu. To nadaje książce głębszy wydźwięk, bo widzimy realne problemy, a nie wyimaginowaną i podrasowaną fikcję Współczujemy bohaterom Zaskakująca jest także forma rozdziałów… bo czy ktoś kiedyś widział fabułę opowiedzianą w formie wierszy? Mimo że brak w nich rymów, to układ wersów jest niebanalny i przyciąga uwagę. Dzięki takiemu ułożeniu czytanie przychodzi niezwykle płynnie i sprawnie.
Nie jestem dobry z historii, ale wiem, że wystarczą bierni obserwatorzy i ludzie, którzy tylko wykonują swoją pracę , żeby działy się straszne rzeczy.
Sarah Crossan kontynuuje swój sposób opowiadania historii. Poznaliśmy ją dzięki powieści „Kasieńka” – równie mocnej i trzymającej w napięciu. To z całą pewnością autorka, która w kategorii young adult, ma swoje pewne miejsce!





Konają powoli słoneczne promienie
I nadchodzi ochłodzenieLogiczne, pożądane, A każdy nadal się przed nim wzbrania.
W końcu wszystkie z naszych dusz oplata liść księżycowego sierpa, Gdy nadzieja świeci i świeci, choć Nie sposób jej dosięgnąć.
Jak zachody i wschody zastępują się nawzajemW amerykańskim mieście jaśnieje, A rozgwieżdża się Warszawa -
Tak gdy na moim niebie brakuje dziś obłoków, Ty pałętasz się pośród najczarniejszego mroku.
I boję się czasem złapać oddech. Istnieje ryzyko, że zaciągnę się Księżycowym sierpem.
Malwina Szczurek, 3 LO









"EDit" to miesięcznik stworzony na potrzeby dzieci i młodzieży, którzy zdobywają wiedzę w ramach edukacji domowej.
Obecnie jest tworzone przez uczniów szkół MARANATHA w Knurowie.
Czasopismo jest bezpłatne, na użytek prywatny. Kopiowanie artykułów oraz czasopisma jest zabronione.
SKŁAD: NATALIA SUŁKOWSKA
OPIEKA: MONIKA MORYŃ
GRAFIKI I OKŁADKI KSIĄŻEK POCHODZĄ OD WYDAWCÓW. GRAFIKI, ZDJĘCIA: CANVA.COM, AI, ARCHIWA PRYWATNE NA OKŁADCE MAGAZYNU – CANVA.COM
1. Każdy artykuł musi mieć tytuł. 2. Pod tekstem podpisz się imieniem i nazwiskiem + klasa (NIE wiek) 3
Wysyłając maila z tekstem, zdjęciem, filmem, grafiką, w temacie maila piszcie: imię i nazwisko autora tekstu + klasa.
4. Artykuły zapisujcie w pliku tekstowym. 5. Tekstów nie odsyłamy do autoryzacji. 6. Nie publikujemy materiałów zapisanych jako PDF. 7.
Można przesłać zdjęcia i prace graficzne (PNG lub JPG), jednak zastrzegamy, że publikujemy tylko te, które są dobrej jakości.

STRONA NA FB
HTTPS://WWW.FACEBOOK.COM/CZASOPISMOED
