zdrada kontrowersje
One wcale nie chcą zdradzać, one potrzebują nieistniejącego alibi na wypadek wyjścia z przyjaciółką, na które nie zgadza się zazdrosny mąż
- „Udanego pobytu na Pomorzu” - SMS-a o takiej treści dostałam od Andrzeja, dojeżdżając z koleżanką do Gdańska - opowiada Sylwia. - Byłam zaskoczona i przerażona, bo nie zdradziłam mu, gdzie wyjeżdżam. Kilka dni później odebrała kolejną wiadomość: „Nie przejmuj się tą kłótnią z rodzicami. Przejdzie im”. Poczuła się jak w Matriksie. Pamięta, że zaczęła rozglądać się po mieszkaniu jak po pułapce. Wtedy przypomniała sobie, że dwa lata temu dostała na urodziny telefon od Andrzeja. Następnego dnia pojechała do salonu z nadzieją, że wykryją podsłuch. - Proszę pani, nie ma żadnego podsłuchu, ale jeśli pani sobie życzy możemy zmienić numer. Co miałam zrobić? Odchodziłam od zmysłów, a nowe wiadomości od niego doprowadzały mnie do szału - wspomina. Wściekła się i telefon wylądował na dnie Wisły. - Nigdy więcej nie przyjmę żadnego elektronicznego gadżetu w prezencie. Przeżyłam piekło - mówi z naciskiem.
Naciśnij zieloną słuchawkę Toruński detektyw Wojciech Kowalski tłumaczy, że dziś każdy może być podsłuchiwany. - To już prawie norma - mówi bez zdziwienia. - Jeśli kupujemy telefon i umowa jest „na nas”, to możemy zainstalować w nim, co tylko chcemy. Na przykład aplikację, dzięki której sprawdzimy, gdzie dana osoba jest. Tak oprogramowany telefon dajemy w komuś prezencie i mamy człowieka pod kontrolą. Lokalizacja to nie wszystko. Możemy też podsłuchiwać rozmowy. Jeśli nasze szczęście dzwoni, to jesteśmy o tym powiadamiani. A wtedy wystarczy wcisnąć guziczek z zieloną słuchawką i usłyszymy rozmowę. Tak często robią też rodzice z troski o swoje dziecko. Jeśli chodzi o pary, to stosuje się bardziej wyrafinowane metody. - Przychodzą do mnie i mężczyźni, i kobiety, zamawiają nowoczesny system podsłuchowy; taki nie do wykrycia przez przeciętnego człowieka - wyjaśnia detektyw. - Ja nie mogę tego instalować, ale instruuję klientów, jak i gdzie mają to zrobić. Najczęściej w telefonach i samochodach. O co chodzi? O dowody zdrady? Nie tylko. Ludzie nie śledzą się tylko po to, żeby mieć dowód na rozprawie rozwodowej. Często kieruje nimi zapobiegliwość. …A ona kochała pieniądze Jacek, 36-letni biznesmen, żył z kobietą w wolnym związku przez cztery lata. W końcu zdecydowali się na ślub, ale intuicja mężczyzny wysyłała mu ostrzegawcze sygnały. Podzielił
?
się wątpliwościami z detektywem. Kowalski dał mu „specjalną” listwę zasilającą, którą Jacek podłączył do komputera przyszłej żony. - I to mi ocaliło skórę - mówi Jacek. - Pewnego razu wyjechałem służbowo… Kiedy wrócił do hotelu, postanowił sprawdzić, co się dzieje w domu i połączył się komputerem narzeczonej. A ta przy kieliszku wina rozmawiała na skypie z koleżanką… - Pamiętam, że robiłem sobie herbatę, kiedy usłyszałem: „Wiesz, po trzech miesiącach złożę pozew o rozwód. Będę miała prawo do samochodu, który chce mi kupić i do połowy supermieszkania. Domek nad jeziorem wezmą rodzice.”. Oblałem się wrzątkiem. W szoku wypiłem niemal całą butelkę whisky „na raz”. Jego wybranka - skromna, wrażliwa, mądra, kochająca… Czuł się podle, również z tego powodu, że ją podsłuchiwał. Nie chciał się do tego przyznać. - Dżentelmeni tak nie robią - mówi. - Po powrocie zabrałem ją na kolację i poprosiłem o podpisanie intercyzy - opowiada ze smutkiem. - Powiedziałem, że to dla naszego dobra. Ona nazwała mnie egoistą. Skończyło się grzecznym rozstaniem. Dziś wiem, że nikomu nie wolno ufać w stu procentach. Nawet nie chcę myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby nie podsłuch. Ja kochałem ją, a ona moje pieniądze.
Podwójne życie i luksus 45-letnią Hannę przez 15 lat oszukiwał mąż, prowadząc podwójne życie. Ona, wiecznie zabiegana, zajęta pracą, atrakcyjna bizneswoman nie zwracała uwagi na to, co jej mąż robi z pieniędzmi. Zresztą - ufała mu. Zimą odkryła jednak, że część ich wspólnych złotówek wyparowuje. Zdecydowała się na założenie podsłuchu w telefonie męża. Okazało się, że jej wybranek płacił alimenty innej kobiecie, z którą miał czteroletnią córkę. Rozwód odbył się z jego winy. - Odzyskałam pieniądze, ale straciłam rodzinę - mówi z żalem. Joannie (34 lata) nie brakowało niczego. Luksusowy dom, pieniądze… Czuła się jednak dziwnie z powodu patologicznej zazdrości męża, który okazywał jej brak zaufania; bo taka piękna, bo każdy facet się za nią ogląda. Podczas awantury, mąż stracił nad sobą kontrolę i przekonał ją, że wie o wszystkim, co robi w domu, gdy jest sama. Wezwała firmę detektywistyczną. Fachowcy odkryli, że w każdym (!) pomieszczeniu był podsłuch i ukryte kamery. Nawet w toalecie za muszlą. - Rozwiodła się pani? - pytam. - Powiedzmy, że mój małżonek bardzo tego pożałował - mówi twardo, ale nie chce zdradzić, co zrobiła z zemsty.
Cel: zniknąć z horyzontu Jedni inwigilują, inni na wszelkie sposoby starają się uciec z celownika zazdrosnego męża czy podejrzliwej żony. I dla tych powstają internetowe firmy, zapewniające fałszywe alibi. Z jednej strony dają sensowne wytłumaczenie niewiernym, ale bywa, że ratują tych, których nęka zbyt zazdrosny partner. Zasada działania takiej firmy jest prosta: zgłaszasz się do niej, a wtedy sztab ludzi opracowuje dla ciebie fantastyczne (także w znaczeniu: nieistniejące) alibi, fabrykując fałszywe rachunki z hotelów, kwity z pralni, podstawiając ludzi, którzy udają kontrahentów i wywołują cię na spotkanie - itp. Firmy ogłaszają się w necie, a jej właściciele pracują nad ich anonimowością. Wiadomo: w tym fachu to podstawa. W zamian za to, gdy zgłosisz się z problemem - np. do ludzi z portalu Alibi.zdrada.pl lub Infofirma.pl/damalibi - „zorganizują” kurs, na który „musisz wyjechać” (w ofercie nawet fałszywe telefony od nieistniejących kursantów), sfabrykują dokumenty z hotelu, w którym się zatrzymałaś itp. Po co? - Jedną z grup klientów, zgłaszających się do nas, coraz częściej są kobiety, dla których codzienne życie z podejrzliwym partnerem stało się piekłem. One wcale nie chcą zdradzać, one potrzebują nieistniejącego alibi na wypadek wyjścia z przyjaciółką, na które nie zgadza się zazdrosny mąż - mówi wlaściciel jednego z polskich portali, ułatwiających „zniknięcie” z horyzontu. Czy to jeszcze miłość Czy dziś mamy do czynienia z epidemią niewierności, czy raczej braku zaufania? Psycholożka Monika Bronisz mówi, że nie powinniśmy wyciągać pochopnych wniosków. - Coś na pewno jest na rzeczy. Zmienił się nasz system wartości. Żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym, gdzie liczą się: młodość, piękno i pieniądz. Chcemy mieć cudowne i poukładane życie bez niespodzianek. Na wszelkie sposoby zabezpieczamy się przed nimi. I to, jej zdaniem, jest powód „miłości na podsłuchu”. - Kiedyś ludzie nie podpisywali intercyz - mówi. - Mieli świadomość tego, że w życiu bywa różnie, a dziś z góry zakłada się, że związek może się nie udać. Gazety donoszą, że co czwarte małżeństwo się rozpada. Jesteśmy zaprogramowani na klęskę.
Imiona bohaterów zostały zmienione
miasta kobiet
kwiecień 2014
13