
10 minute read
JOANNA KRISTENSEN, ANDRZEJ ADAMCZAK INSTYNKT(owny) zew wolności
INSTYNKT(owny) zew wolności
Oprah Winfrey powiedziała kiedyś „postępuj zgodnie ze swoim instynktem. To właśnie tam manifestuje się prawdziwa mądrość”. Steve Jobs z kolei mówił „że intuicja jest bardzo potężna, potężniejsza niż intelekt”. Jednak czy kierujemy się nią na co dzień? Czy raczej ignorujemy to, co podpowiada nam serce? O to zapytałam Andrzeja Adamczaka choreografa
Advertisement
i reżysera spektaklu Instynkt oraz Joannę Kristensen producentkę spektaklu.
rozmawia: Alicja Kulbicka zdj ęcia: Adam Ciereszko, po rtre t j oan ny kristensen: archiwum prywatne
KKierujecie się instynktem w życiu? ANDRZEJ ADAMCZAK: Od zawsze interesuję się psychologią, więc temat jest bliski mojemu sercu. Poprzednie dwa spektakle, które realizowałem Meet me oraz Touch me poprzedzałem analizą haseł w google. Sprawdzałem, co Internet mówi na temat dotyku, odkryłem takie pojęcie jak choćby dotyk przez wzrok. Tym razem było zupełnie inaczej. Nie szukałem haseł czy definicji psychologicznych instynktu. Można powiedzieć, że podziałałem instynktownie. Instynktownie złożyliśmy projekt do konkursu, który wygraliśmy, na sali prób instynktownie dawałem wskazówki tancerzom. Po raz pierwszy też nie robiłem notatek. Czułem ten temat sercem. Choć oczywiście w głowie był on poukładany. JOANNA KRISTENSEN: Dotychczas zdarzało mi się go ignorować, jednak w przypadku tego projektu zdecydowanie posłuchałam instynktu. Kiedy Andrzej zadzwonił do mnie z informacją, że jest konkurs organizowany przez poznański Pawilon, w którym mogliśmy wziąć udział, ale pozostały tylko dwa dni na napisanie wniosku, ani chwili się nie zastanawiałam. Serce podpowiedziało - robimy, napisaliśmy wniosek i wygraliśmy. Nagrodą w konkursie było miejsce, które Pawilon udostępniał na spektakl, a to zazwyczaj jedna z droższych pozycji w kosztorysie przedstawienia. Dzięki temu, że mieliśmy już scenę, mogliśmy

skupić się na zbieraniu środków, które miały pokryć pozostałe pozycje budżetu projektu.
To też ciekawy wątek. Zdecydowaliście się na zbiórkę funduszy przez Zrzutka.pl. Czy trudno było ludzi przekonać do wpłacania pieniędzy?
J.K.: W fundacji, w której wcześniej pracowałam zajmowałam się zarządzaniem projektami, ale również fundraisingiem. Organizacje pozarządowe zawsze potrzebują pieniędzy na realizację swoich działań misyjnych. Zazwyczaj ubiegają się o środki publiczne oraz w mniejszym lub większym stopniu prowadzą działania fundraisingowe. Preferuję fundraising, bo to nie tylko zbieranie pieniędzy, ale przede wszystkim budowanie relacji.
Ze względu na to, że mieliśmy tylko trzy tygodnie na zdobycie pieniędzy do tego konkretnego projektu wybrałam jedno z narzędzi fundraisingowych, które wydało mi się najbardziej efektywne – crowdfunding na portalu Zrzutka.pl. Reakcja naszych przyjaciół, znajomych i znajomych znajomych przeszła nasze oczekiwania. Na kilka dni przed zakończeniem zrzutki mieliśmy aż 120% potrzebnej sumy. Z jednej strony trochę spodziewaliśmy się, że nam pomogą, ale z drugiej byliśmy naprawdę zaskoczeni ich szczodrością, bo przecież sytuacja, w której znajdujemy się od kilku miesięcy odbiła się na większości z nas . To dzięki

nim, indywidualnym darczyńcom, mogliśmy zrealizować ten spektakl, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni. A.A: To moja pierwsza niezależna produkcja po długiej przerwie. W całości realizowana przez nas. Tak więc i finansowanie było całkowicie po naszej stronie i jesteśmy bardzo szczęśliwi, że to się udało, bo dzięki temu mogłem zrobić to tak, jak chciałem.
Instynkt to kameralny spektakl o związkach, które charakteryzuje niezdrowa zależność pomiędzy dwoma osobami. Skąd zainteresowanie taką tematyką? Temat niełatwy…
A.A.: Ale psychologia nigdy nie bywa łatwa! Pisałem pracę magisterską z psychologii, pomimo że studiowałem w Warszawie na pedagogice baletu. Pisałem o motywacji do pracy uczniów szkoły baletowej. Badania, wnioski to jest coś, co mnie fascynuje. Wielu recenzentów zauważało, że w moich spektaklach wchodzę na płaszczyznę psychologii. Że nie jest to tylko ruch dla ruchu. Konkurs Pawilonu nosił nazwę Nowe życie i w mojej opowieści punktem wyjścia jest człowiek i budowanie związku z drugą osobą. Zacząłem się zastanawiać nad etapami, przechodząc od zaufania, poprzez relację do niezdrowej dominacji, która jeśli pojawi się w związku, prowadzi do katastrofy. A jeśli tak się stanie, wracamy do początku. Znowu zaczynamy budować zaufanie do kolejnej osoby w naszym życiu. I stąd przyszło mi do głowy, że budowanie relacji od początku to świetny pomysł, pod temat organizowanego konkursu.
O czym jest spektakl?
A.A.: Spektakl opowiada o dwóch związkach homoseksualnych i samotnej kobiecie, która instynktownie próbuje się upodobnić zarówno do jednej, jak i do drugiej pary. Po to, aby ją zauważyli i zaakceptowali. Ale to się nie udaje. Pozostaje wyalienowana przez ich spojrzenia i postawy.
Widzę zbieżność pomiędzy Instynktem, tematem relacji międzyludzkich, które mogę doprowadzić do katastrofy a sytuacją, która nas wszystkich spotkała całkiem niedawno. Na ile lockdown wpłynął na tematykę Twojego spektaklu?
A.A.: Od dłuższego czasu czułem jako twórca, że muszę coś zrobić. Nie miałem do tej pory takiej możliwości, choćby ze względu na brak miejsc czy scen, które przyjęłyby niezależnych artystów. Lockdown był bardziej iskierką wyzwalającą lont pomysłu, który nosiłem w sobie. Być może podświadomie pracował w mojej głowie, bo też byłem zamknięty. Pracowałem ze swoimi studentami przez zooma i to doświadczenie z jednej
44 strony bardzo dobre, ale z drugiej strony Sztuka czułem się samotny. Bo praca zdalna w strefie artystycznej to jednak nie to samo. Nie mogłem poprawić moich studentów, dotknąć ich. Być może dlatego też w moim spektaklu tego dotyku jest tak niewiele. Pomimo że jesteśmy w związku, jesteśmy jednak osobno. Spotkałem się z opinią, że w moim spektaklu brakuje seksu. Zupełnie mi na tym nie zależało, aby przejść od razu do sedna. Nie lubię kawy na ławę. Lubię kawę w termosie, którą sam sobie dozuję, nalewając do filiżanki. Bo wiem, że ona będzie cały czas ciepła. A ja napiję się jej tyle, ile potrzebuję. Bardzo ważne jest, aby nie przegadać spektaklu, odpowiednio dotrzeć do widza. Jednak większość opinii była bardzo dobra, ludzie bardzo emocjonalnie podeszli do mojego projektu, co jest dla mnie szalenie budujące, bo daje mi zewnętrzną motywację do dalszego tworzenia. J.K.: Każdy spektakl Andrzeja jest bardzo emocjonalny. Ludzie wychodzą poruszeni. W Instynkcie tancerze potrafili oddać siłę emocji i pokazać charakter łączących ich relacji (podległość - dominacja), dlatego spektakl ma taką siłę oddziaływania. Tytułowy instynkt czasem nas ostrzega, aczasem zawodzi. Często wchodzimy w nową relację z ufnością, wpuszczamy drugą osobę do naszego świata, a później orientujemy się, że coś jest w niej nie tak. W moim odbiorze spektakl jest próbą odpowiedzi na pytanie: czy jesteśmy w stanie na nowo zbudować relację z tą osobą, opartą jednak na partnerstwie i wzajemnym szacunku?
O tym trudnym temacie relacji międzyludzkich zdecydowałeś się opowiedzieć w niemniej trudny sposób, bo poprzez taniec współczesny. Jak ta forma sprawdza się w psychologicznych rozważaniach?
A.A.: Kiedyś pracowałem w Operze w Poznaniu, później wyjechałem do Szczecina, gdzie rozpocząłem swoją przygodę z tańcem współczesnym i potem znów wróciłem do Poznania, gdzie przez ponad piętnaście lat pracowałem w Polskim Teatrze Tańca. Kiedyś myślałem, że będę tańczył klasykę, neoklasykę, ale poczułem zew wolności i to taniec współczesny zawładnął moim życiem. Moim zdaniem w tańcu współczesnym jest najwięcej wolności ruchu. Bo mogę zrobić prawie wszystko i zostanie to podciągnięte pod taniec współczesny. Nie ma tam ram, możemy tylko chodzić, możemy robić minima i to też będzie się nazywało tańcem współczesnym. W moim spektaklu jest bardzo dużo tańca, choć momentami jest minimalny i powtarzalny. Założyłem sobie pewne rzeczy, których wcześniej nie robiłem. Założyłem sobie, że tancerze stoją cały czas na nogach, nie ma mówiąc kolokwialnie turlania się po podłodze. I po drugie, nie ma takich stricte partnerowań, jakie są w tańcu współczesnym przy tzw. „contact improvisation”, gdy przechodzi się gładko, miękko przez plecy lub inną część ciała partnera. Tu tego nie ma. Jeśli jest dotyk to minimalny albo wręcz tylko chęć dotyku. Aczkolwiek z perspektywy całego spektaklu dzisiaj mogę powiedzieć, że całość absolutnie nie jest minimalna. Spektakl jest bardzo fizykalny, a tancerze potrzebowali naprawdę dobrej kondycji, aby zatańczyć dwa razy w trakcie tego samego wieczoru. J.K.: Taniec jest językiem uniwersalnym, umożliwia poruszanie trudnych tematów nie podając jednocześnie gotowych rozwiązań i jednoznacznych odpowiedzi. Pobudza do refleksji i pozostawia wolność interpretacji widzowi. Sztuka wyzwala w nas emocje, uwrażliwia nas. Często łatwiej jest coś przekazać za pomocą ruchu niż po prostu o tym rozmawiać.


Jak wyglądały próby do spektaklu? W dzisiejszym świecie, przy wielu obostrzeniach, chyba nie było to łatwe.
A.A.: Kiedy wygraliśmy konkurs, wykonałem telefon do Mirosława Różalskiego dyrektora Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Poznaniu, która oczywiście była zamknięta i siedem sal baletowych stało puste. I przy zachowaniu reżimu sanitarnego, udało nam się odbywać próby na sali, anie wirtualnie. Byliśmy mocno ograniczeni czasowo, zarówno godzinowo, jak i czasem do premiery. Mieliśmy w sumie dziewięć prób. Tak więc była to bardzo intensywna praca.
Jak to jest być po tej drugiej stronie? Do tej pory byłeś wykonawcą, tańczyłeś. Teraz jesteś choreografem, reżyserem w jednym. Czy widzi się więcej?
A.A.: Mimo że byłem tancerzem i do tej pory odtwórcą, to już od liceum czułem, że będę robić choreografię. Pierwszą choreografię zrobiłem w Operze Poznańskiej , w PTT już w pierwszym sezonie miałem możliwość zrobienia pierwszej choreografii. Stricte współczesnej. Byłem wówczas zafascynowany Piną Bausch i Kresnikiem, co bardzo wpłynęło na moją późniejszą twórczość, chciałem kreować w stylu Tanztheater. To gdzieś przeminęło i uważam to za zdrowy objaw rozwijania się i poszukiwania. Nie chcę zostać w klamrze swojego ruchu, tylko codziennie mając takie instrumenty, jakimi są tancerze chcę poszukiwać. Mając już gotowy materiał, cały czas poszukiwałem. Toczyłem monologi w głowie, widząc pewne niedoskonałości, że to i to trzeba poprawić. Żeby przekaz do widza był lepszy.

Kogo zaprosiliście do współpracy?
A.A.: Muzyka to kolaż. Niestety tym razem ograniczony budżet nie pozwolił na współpracę z kompozytorami. Ale to też nie było tak, że do tańca współczesnego skorzystałem tylko z muzyki współczesnej. Poprzeplatałem ją klasyką. Kostiumy robił mój przyjaciel Mariusz Szmytkowski, z którym współpracuję od lat. I znowu z racji budżetu, ale też ograniczonego czasu nie było tak, że kupujemy materiał, zatrudniamy projektantów i krawcowe. Kostiumy miały być równe, więc jeździliśmy po sieciówkach, szukając tych samych modeli i rozmiarów. I udało się! Wspaniali tancerze, wykonawcy to: Agnieszka Brzezińska, Filip Hylewicz, Katarzyna Leszek, Michał Strugarek, Zofia Tomczyk. Część z nich to moi byli studenci, a jedną z osób poznałem w dniu rozpoczęcia współpracy. Wybrałem ją instynktownie. Produkcją zajęła się Joanna.
Joanno, to Twój debiut producencki, do czego sprowadzała się Twoja rola i jakie emocje Ci towarzyszyły przy tej produkcji, bo nie pochodzisz ze świata artystycznego?
J.K.: I tak i nie. Skończyłam poznańską szkołę baletową w tym samym roczniku co Andrzej, więc mam za sobą dziewięć lat nauki i dyplom tancerki. Wybrałam jednak inną drogę – studia na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, dlatego określam siebie jako ekonomistkę z duszą artystyczną (śmiech). Kiedy kończyliśmy z Andrzejem szkołę, takich produkcji jak dzisiaj było niewiele, dominował taniec klasyczny, który mnie nie pociągał. Później okazało się, że ekonomia nie jest dla mnie, a dusza artystyczna domaga się spełnienia. Mogę dzisiaj powiedzieć, że nie posłuchałam swojego instynktu, tylko zasugerowałam się opinią innych. Zaufanie do siebie jest szalenie ważne, bo tylko my wiemy co nam w duszy gra. Mam dzisiaj wrażenie, że zatoczyłam koło i po dwudziestu latach wróciłam do korzeni, do tego co kocham i czego mi tak bardzo brakowało. Niemniej jednak wieloletnie doświadczenie w biznesie i w organizacji pozarządowej dało mi solidne podstawy do zarządzania projektami czy pozyskiwania funduszy. Pewne narzędzia, które doskonale znam, wykorzystuje się bez względu na to, jakiego rodzaju przedsięwzięcie realizujemy. Jednak w tym przypadku doświadczenie Andrzeja w realizacji spektakli bardzo nam pomogło. Ja musiałabym spędzić sporo czasu, poszukując kogoś kto wypożycza i montuje podłogę baletową, zajmuje się oświetleniem, czy specjalizuje w dokumentowaniu spektakli tańca, a nie np. konferencji naukowych. Andrzej miał już tu przetarte ścieżki. Dzięki temu mogłam skupić się na fundraisingu i na rozpowszechnianiu informacji o projekcie.
Jakie plany na przyszłość?
J.K.: Ten projekt to dopiero początek. Nie zamierzamy osiąść na laurach. Andrzej miał kilkuletnią przerwę w wystawianiu swoich choreografii, ale frekwencja na spektaklu i efektywność akcji fundraisingowej na Zrzutka.pl pokazały nam, że ludzie czekali na jego nową choreografię, oraz że crowdfunding to dobre narzędzie do pozyskiwania funduszy na realizację tego typu projektów. W myśl zasady „jeśli nie poprosisz, nie dostaniesz” my zwróciliśmy się o pomoc i nie tylko zrealizowaliśmy to przedsięwzięcie, ale otworzyły się nowe perspektywy. A.A.: Nie ukrywam, że potrzebowałem czasu, aby zaakceptować fakt zmiany w swoim życiu i znalezienie nowego sposobu zarobkowania. Potrzebowałem czasu, aby stanąć na nogi i pomyślałem sobie, że to jest ten moment. Pokażę, że ja nadal chcę, chcę wrócić na scenę. Plany zakładają, żeby zaprezentować Instynkt szerszej publiczności jak to tylko będzie możliwe.

