
2 minute read
MARIA KRZEŚLAK-KANDZIORA Bookowski przewodnik
Wiecie, co jest najlepsze? Najlepsze są książki dla młodzieży. To one potrafią przebić serce na wylot, rozhuśtać emocje i zadać najcelniejsze pytania o istotę przyjaźni, miłości, o sens życia. Każdy co jakiś czas powinien sięgać po literaturę taką jak „Tippi i ja”. A potem wrócić do swojego pokoju z dorosłymi książkami i ... trafić na coś pokroju „Normalnych ludzi”. Potrzebujemy takich książek, które demolują nam emocje, ale pomagają je potem znów poukładać i zrozumieć bohaterów, a może i (trochę) siebie?
Sarah Crossan
Advertisement
Tippi i ja
przełożyła Małgorzata Glasenapp
Wydawnictwo Dwie Siostry 2019
Panczeny na Wildzie
Pamiętacie „Kasieńkę”? Książkę o dorastaniu na emigracji, napisaną wierszem? Sarah Crossan wraca z opowieścią o Tippi i Grace, siostrach syjamskich, noszących imiona gwiazd Hitchcocka. To by była historia szkolnych zmagań i walki z niedoskonałościami własnego ciała, picia pierwszego kwaśnego wina i palenia pierwszych papierosów, gdyby nie fakt, że życie serce w serce z drugą osobą to znacznie poważniejsza sprawa. Oznacza zmaganie z atakującą zewsząd litością lub obrzydzeniem. Dziewczyny połączone ciałami i duchem prowadzą osobne życie zawsze razem. Wchodzą w świat rówieśników z perspektywą szybkiego
opuszczenia go, bo przecież, statystycznie rzecz biorąc, bliźnięta syjamskie mają małe szanse doczekania dorosłości. Historia pisana znów wierszem brzmi oszczędnie, ale niesie potężny ładunek emocjonalny. Książka skierowana jest do ludzi w wieku dwanaście plus, ale jej poważne podejście do bohaterów, ciężar ich decyzji i oglądanie świata ich oczami sprawia, że może być równie dobrze powieścią dla dorosłych. W powieściach „dziecięcych” dorośli mają szansę przejrzeć się w lustrze oczu i myśli młodszych ludzi. A świat Tippi i Grace – z problemem alkoholowym ojca, silną matką, borykającą się ze swoimi problemami, wspaniałą starszą siostrą bliźniaczek – jest wart odwiedzenia.
tekst i zdj ęcia: Maria Krześlak-Kandziora / czytelniczka, właścicielka księgarni Bookowski w poznańskim Centrum Kultury Zamek; w Agencji Autorskiej Opowieści zajmuje się koordynacją spotkań autorskich z ciekawymi pisarzami.
Normalni ludzie
Przeczytałam, bo śnił mi się Barack Obama, który powiedział: Hej, dziewczyno, jeszcze nie czytałaś „Normalnych ludzi”?. Zwą ją wersją soft „Małego życia” – zgodzę się. Historia Marianne i Connella nie trzaska nas emocjonalnym lewym sierpowym, ale wciąga niesamowicie. Bardzo doceniam delikatność opowieści, która mówi o dorastaniu w małym mieście, przenosinach do większego ośrodka i zderzeniu się z poczuciem niedopasowania. Amerykański high school, trudne emocje, przemoc i auto-przemoc – powieść wciąga nas w świat intensywnych uczuć, ale pozostawia też sfery domysłu, przeskakując czasem parę miesięcy w przód. Na drugim planie cały czas toczą się Sally Rooney
Normalni ludzie

przełożył Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo W.A.B. 2020
przepychanki na tle społecznym, próby zrozumienia, kto to „normalni ludzie”, która warstwa społecznego tortu żyje „prawdziwiej”, „normalniej”. Obserwujemy to z Connellem, który ma trudności z dopasowaniem się do akademickiego miasteczka. Marianne pochodzi z „klasy wyższej”, wtapia się naturalnie w środowisko. Oboje są zdolni. Ona bystrość otrzymała z pakietem traum wyniesionych z domu. Miłość w różnych stadiach, odcieniach skleja losy bohaterów. Kochają się, chociaż długo nie mogą dojść do tego jak i czy na pewno, czy ich to umocni, czy zniszczy? W „Małym życiu” przemoc odbierała mi oddech, przewracałam strony, żeby nie czytać części scen. Tutaj towarzyszę bohaterom wiernie i do końca, kibicując, wierząc, że nie może ich spotkać najgorsze. Dajcie mi więcej takiej prozy – wciągającej, niełatwej, ale dającej wytchnienie, oderwanie na parę godzin od rzeczywistości. Cichą bohaterką jest dla mnie matka Connella, zwróćcie na nią uwagę. Bardzo polecam na wieczór z winem czy kawą, zamiast serialu.