OBYWATEL 3(50)/2010

Page 12

12 Państwo Podziemne, którego obraz jest tu kreślony, nie jest tworem nielegalnym (w przeciwieństwie do państw podziemnych, do których świadomie nawiązuje), lecz alternatywnym w stosunku do oficjalnej atrapy i fasady. Żadne z jego działań nie koliduje z prawem, choć może rządzić się innymi zasadami. W społeczeństwie tkwi ogromny potencjał. Można go rozmienić na drobne, ale także – uruchomić i zaktualizować. Tym, co mogłoby go zamienić w działanie na rzecz wspólnego dobra, jest wspólna wizja. Przecież w strukturach każdego z czterech rodzajów władzy są ludzie, którzy samotnie i od lat próbują stworzyć podmiotowość zbiorową. Ich działania są jednak wyizolowane, pozbawione oparcia, a być może także szerszej wizji. Są wśród nas ludzie o ambicjach politycznych, samorządowcy, lokalni liderzy i młodzi działacze, o których istnieniu nawet nie wiemy. Odpowiednich osób nie brakuje także na wydziałach prawa, nie wszystko jeszcze zostało skażone nepotyzmem. Również, a może zwłaszcza w mediach, nawet najbardziej korporacyjnych, zdarzają się ludzie, którzy powoli zaczynają rozumieć wspólny interes, a w każdym razie dostrzegają fasadowość dotychczasowych „ścieżek rozwoju” (pokazały to choćby wywiady z polską kadrą zarządzającą korporacji w dokumencie z cyklu „System 09”). Istnieje – i cały czas powstają nowe – wiele mediów lokalnych i niszowych, które z definicji zależą wyłącznie od swoich właścicieli, a nie od odległych akcjonariuszy i zarządów, których makrotożsamość jest już dawno ustalona i zgoła niekorespondująca z naszym interesem. Z trudem, nieodpowiednio wspierany (jeśli nie hamowany) przez atrapę państwa, odradza się lokalny biznes. Osobnym i prawdopodobnie najważniejszym czynnikiem jest tzw. trzeci sektor, w którym olbrzymia ilość organizacji i nieformalnych inicjatyw zdaje się jedynie czekać na powiązanie ich jednym spoiwem. Zalążki lepszego państwa już więc istnieją! Są one wprawdzie jeszcze słabe, ale mają szansę istotnie wpłynąć na dalszy bieg historii wspólnoty. Spoiwem tych wszystkich bytów społecznych powinna stać się rama, dzięki której poszczególne działania nabiorą ogólniejszego sensu. Nie są tu problemem różnice w szczegółowych poglądach grup czy jednostek, ale właśnie brak metafory, która by dała wspólny fundament i pokazała, iż działamy razem, choć na różnych polach. To ona pozwoliłaby odczuć, że robimy coś razem, chociaż osobno, bo mamy wspólną makrotożsamość. Na tyle odległą, że ogarnie nas wszystkich, ale i na tyle bliską, aby traktować ją jako własną i wyłącznie własną. W czasach, kiedy oficjalne systemy atomizowały zbiorowość, każdy publiczny gest sprzeciwu pokazywał jednostkom, że nie są same, że jest nas więcej. Także dzisiaj jest nas zapewne więcej, niż może się wydawać, a smutny okres żałoby narodowej – będący następstwem śmierci wielu ludzi, którzy prawdopodobnie sympatyzowaliby z opisywanymi ideami – na naszych oczach wydobywa takie osoby ze społecznego mroku, dając im odwagę, by mówić i działać.

W zgniłym systemie jest wiele jednostek, które jego zgniliznę wyraźnie widzą. Należą do nich ludzie różnych zawodów, ulokowani niekoniecznie w Polsce, którzy poprzez pracę organiczną oraz powtarzane regularnie impulsy są w stanie włączyć się na różnych poziomach w rozproszone działania Państwa Podziemnego. Nasz potencjał to właśnie ludzie, często przekonani o swojej niemocy i odizolowani od siebie, ale połączeni wspólną ideą. Nasz potencjał to także pamięć tego, czym byliśmy i wizja tego, czym być możemy, kiedy przekroczymy masę krytyczną. Może on jednak eksplodować tylko wtedy, gdy wszystkie wspomniane elementy zaczną działać pod wspólną etykietą. Grupy i organizacje, które uzyskałyby wspólną makrotożsamość, mogłyby nie tylko skuteczniej działać w zakresie swoich celów. To z nich rekrutowałyby się nowe elity, to one wpływałyby na kształt i wdrażanie systemu prawa oraz norm społecznych, a także zajmowały się propagowaniem haseł i rozwojem instytucji, które stopniowo zmobilizują nas do przejmowania kontroli nad atrapą państwa, do odbudowania tego, czego brak za fasadą obecnej Polski, a co powinno być jej rdzeniem. To zadanie na lata, powolny proces, który możemy świadomie rozpocząć, gdy wymyślimy spajającą i chwytliwą metaforę, która zostanie spopularyzowana i zaakceptowana. Metafora ta musi być naturalna, a jednocześnie mieć w sobie coś świeżego. Jej wybór nie może być pochopny, a dyskutowane prototypy nie powinny widzieć światła dziennego. Prawdopodobnie popularyzacja oraz siła tej metafory powinna wziąć się z sieciowego charakteru Internetu, jak zresztą koordynacja i rekrutacja do wspólnych działań. Być może pomysłem na taką metaforę jest idea państwa jako wspólnego przedsięwzięcia, biznesu, którego wszyscy jesteśmy akcjonariuszami, a nasze codzienne działania wpływają na „wysokość kursu” tych akcji. Słowem – jeśli nie dbasz o markę swojej firmy, o jej „dobry PR”, nie płacisz tu podatków i nie kupujesz tutejszych produktów, to nie licz na wysoką dywidendę za parę lat… Żadne państwo nie jest produktem finalnym, lecz jak wszystko we Wszechświecie podlega stałej zmianie i dostosowaniom. Również punkt, do którego powinniśmy dążyć, nie jest więc stały, lecz powinien zmieniać się wraz ze zmianą punktu odniesienia. Tymczasowym punktem odniesienia powinny być państwa silne i nasz mit założycielski oraz pamięć wspólnotowa takich choćby faktów, jak Konstytucja 3 Maja czy praca organiczna w czasie, gdy nie mieliśmy nawet państwa-atrapy. Przecież nasz interes trwa już 1000 lat! Trzeba go jednak na bieżąco modyfikować, w zależności od aktualnej sytuacji; na miarę naszych sił, ale głupstwem byłoby go porzucić całkowicie. Wszak nie wyrzuca się do rzeki złota tylko dlatego, że jacyś głupcy chwilowo przekonali resztę, iż to tylko tombak. Być może tylko niemądrze mówią, a może mają w tym swój ukryty interes, sprzeczny z naszym. dr Tomasz jarmużek, dr joanna szalacha


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.