Literadar

Page 24

<<< Czytaj: fragment książki Kiedy ulegnę

Czytaj: książki, które przeczytam mojemu synowi >>>

Męska rzecz, Damskie sprawy czyli płciowe dyskusje o książkach toczą Dorota Tukaj i Michał Urbaniak

Więzy rodzinne Danielle Steel

Oto

nadchodzi dwójka ponurych żniwiarzy, szalonych wiwisektorów, którzy bez litości rozprawią się z dowolnym literaturopodobnym produktem. Drżyjcie kiepskie książki i nieudolni autorzy. Choć dzieli ich prawie wszystko, to jednak łączy upodobanie do siania smutku i konsternacji. Wszystko to zaś zanurzone w genderowym sosie, pozbawione seksistowskich lęków. Ty razem na stole lądują Więzy rodzinne Danielle Steel. M. Według Słownika Literatury Popularnej Żabskiego Danielle Steel została nazwana wydawniczym fenomenem. W USA podobno od lat trwa dyskusja na temat przyczyn niezwykłej, zakrawającej na zjawisko natury socjologicznej, popularności jej książek. D. Coś w tym jest. Kilkanaście lat temu Mariusz Czubaj w „Polityce” podał, że łączny nakład jej wszystkich powieści w samych tyl-

46

nr 5 marzec 2011 r.

ko Stanach Zjednoczonych sięgnął 500 mln egzemplarzy. A to przecież nie wszystko, bo równym powodzeniem cieszą się tłumaczenia wydawane w kilkudziesięciu krajach. Również i u nas, bo kiedy swego czasu Ewa Milewicz i Ryszard Kapuściński rozmawiali o czytelnictwie na łamach „Gazety Wyborczej”, z ust tej pierwszej padło stwierdzenie: „Właścicielka księgarni w Ciechocinku mówi,

że świetnie idzie Danielle Steel – czytają ją kobiety”. M. Może Ty mi wyjaśnisz, co kobiety widzą w książkach Steel? Po lekturze Więzów rodzinnych zastanawiam się, kto może w tym pisarstwie cokolwiek zobaczyć. Liczyłem na to, że podczas rozmowy będziemy zanosić się rzewnymi łzami w rozpaczy nad zawikłanymi losami bohaterów i usłużnie podawać sobie przy tym chusteczki. A tymczasem mogę płakać tylko i wyłącznie nad panią Steel i poziomem, który reprezentuje jej pisarstwo. D. Problem tkwi w tym, że ja też nie odczułam podczas czytania żadnych głębszych emocji. Nic mną nie wstrząsnęło, nic nie zachwyciło, nie wzruszyło. A należę do osób, które potrafią się rzęsiście spłakać np. czytając, po raz dziesiąty, scenę mszy żałobnej w Panu Wołodyjowskim. Może Ty mi powinieneś wyjaśnić, co mnie tu miało wzruszyć? M. Historia młodej, pięknej i zdolnej pani architekt, która z dnia na dzień traci swój wypieszczony raj – po tragicznej śmierci siostry i szwagra musi zaopiekować się trójką ich potomstwa. Ponadto zakochany w niej od pierwszego wejrzenia facet pierzcha w popłochu, wyznając, że „ostatnie dwa miesiące były najwspanialsze w jego życiu, lecz obecna sytuacja kompletnie go przerosła”. D. Przyjemniaczek. M. Dobrze zrobił, bo ona i tak poświęca swoje szczęście osobiste dla wychowania dzieci! Choć czytelnik chyba nie zdąży się wzruszyć i poznać trudów życia Annie, skoro to wszystko rozgrywa się na raptem kilku stronach. Naprawdę nie wiem, dlaczego to wszystko jest takie powierzchowne – więcej głębi ma w sobie przepis umieszczony na torebce z przyprawami… Nie rozumiem, cze-

mu Steel nie rozpisała się o tym okresie, kiedy dzieciaki rosły, a bohaterka traciła swoje najlepsze lata? D. Bo cały ten okres był tylko wstępem do tego, co zaraz się zacznie dziać! Przecież autorka nie miała zamiaru pisać powieści obyczajowej o trudach wychowania w pojedynkę trojga dzieci. To jest romans i to poczwórny, bo przecież każde z trojga dorosłych już wychowanków Annie też przeżyje jakąś historię miłosną, a skoro romans – nie może w nim być za wiele miejsca na choroby dziecięce, poplamione ubrania i uwagi w dzienniczkach! M. Tak swoją drogą, zauważyłaś, że w tych historiach miłosnych wszystko się zazwyczaj kończy ślubem oraz „i żyli długo i szczęśliwie”? To totalne szachrajstwo, bo dalej to zwykle nie ma już serenad pod balkonem, a zostają przesolone zupy, brudne skarpetki i zbuntowane dzieci. D. I dlatego nie lubię romansów. Kiedy potrzebuję czegoś dla pokrzepienia, to biorę Harry’ego Pottera albo Władcę pierścieni, gdzie też się wszystko kończy dobrze, ale nikt mi nie wmawia, że to samo spotka mnie w realnym życiu. Mam jednak wrażenie, że dla autorki znacznie ważniejsze od głębszej refleksji nad dalszym losem bohaterów jest dopasowanie poszczególnych postaci do przyjętej konwencji. Spójrz tylko na zestaw cech zewnętrznych, jakimi obdarza swoje postaci. Annie na przyjęciu sylwestrowym „wyglądała wyjątkowo szykownie”, a w porównaniu ze swoimi plus minus rówieśnicami „miała najlepszą figurę z nich wszystkich”; zaś w oczach Toma „była dużo ładniejsza od Matki Teresy”… M. A Matka Teresa była ładna? Chyba że chodzi o piękno wewnętrzne? Zresztą tego również naszej Annie nie brakuje. Zjawiskowo pięknr 5 marzec 2011 r.

47


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.