Cygańska narzeczona

Page 1

Z języka hiszpańskiego przełożyła Magdalena Olejnik fragment

Rozdział 2

La Quinta de Vista Alegre w Carabanchel to imponująca posia dłość rekreacyjna. Chwile największej świetności miała w XIX wie ku, kiedy stała się miejscem letniego wypoczynku królowej Marii Krystyny Sycylijskiej, a potem rezydencją markiza Salamanki, któ ry się przyczynił do powstania dzielnicy Salamanca w Madrycie. Nie podchodziłem, żeby czegoś nie zepsuć. Jak tylko ją zoba czyłem, zadzwoniłem do was – dozorca z Quinta de Vista Alegre jest zdenerwowany i chciałby, żeby policjanci zajęli się ciałem, które odkrył. – Po raz pierwszy znalazłem zwłoki, ale kiedyś musiało do tego dojść, bo tu wszystko jest bardzo opuszczone.

Podinspektor Ángel Zárate pracuje w lokalnym komisariacie od bardzo niedawna, nie miał jeszcze okazji odwiedzić Quinty i te raz rozgląda się zdumiony dookoła. Przeszli obok pałacu i ruszy li przez ogrody. Można odnieść wrażenie, że czas się tu zatrzymał, prędzej spodziewałby się w tym miejscu damy w sukni z XIX wie ku niż zwłok z XXI stulecia.

– Prawie jak w Retiro – stwierdza z podziwem.

Lepiej niż w Retiro, tylko że nikt o to nie dba. Wie pan, jacy są politycy, nigdy nie ma forsy na to, z czego nie ciągną ko rzyści. Za to na pewno znaleźli fundusze na swoje bankiety i fury,

16

tam kosztów nie cięli. Tutaj są dwa pałacyki, stary królowej i nowy markiza, poza tym dom starców i nawet był sierociniec. Mówili, że wynajmą posiadłość uniwersytetowi z Nowego Jorku, żeby tu się urządzili i wszystko odnowili, ale gdzie tam, sam pan widzi. Ángela nudzą ludzie, którzy narzekają na polityków, choćby nawet mieli rację. Dużo łatwiej zrzucić winę na rząd, niż zrobić coś, żeby poprawić sytuację. A ogrody nie są zaniedbane – wręcz dużo lepiej utrzymane niż jakikolwiek inny park w okolicy. Nie ma tutaj chuliganów, dilerów czy połamanych huśtawek.

Mówił pan, że nazywa się…?

Ramón, do usług – odpowiada szybko dozorca. Nie podaje żadnego nazwiska.

Kiedy pan znalazł ciało?

Niespełna pół godziny temu. Całe szczęście, że poszedłem akurat do tej części ogrodów, koło dawnego sierocińca La Unión. Wychowałem się tam, wie pan? W sumie od paru dni jestem za niepokojony. Zwykle kręcą się tu bezdomni, którzy tam włażą na noc, a w ostatnich dniach zniknęli.

Nie widzę związku.

Wszystko ma związek, panie inspektorze. Nic się nie dzie je przypadkiem, jedno pociąga za sobą drugie. Nie słyszał pan, że trzepot skrzydeł motyla w Australii może spowodować u nas trzę sienie ziemi?

Ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwał Zárate po parkowym dozorcy, była jego własna wersja efektu motyla. Wcale go to nie interesuje, idzie więc dalej, by obejrzeć zwłoki.

Proszę spojrzeć, już nadchodzi pański kolega. Niech mi pan wybaczy, jeśli gadam za dużo, ale to z braku towarzystwa, siedzę tu

17

sam całymi dniami, a od kiedy zmarła moja żona, również noca mi. Mam do towarzystwa jedynie bezdomnych. Teraz oczywiście jeszcze tę zmarłą.

Podchodzi do nich Alfredo Costa. Gdyby musiał znów apli kować do policji, miałby przed sobą trudne zadanie. Zawsze po wtarza, że w wieku Ángela był z niego prawdziwy byczek, ale teraz, bliżej pięćdziesiątki niż czterdziestki, nie mógłby dogonić nawet własnej babci.

Widziałeś ciało? – Zárate się niecierpliwi, młodzi policjanci nie mają wielu okazji, by prowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa. Jak powtarza Salvador Santos, jego mentor od młodych lat, czło wiek, który namówił go na ten zawód i pomógł wstąpić w policyjne szeregi: w Madrycie zabija się mało.

Tak, widziałem, ale nie podchodziłem. – Costa już wraca. Nie podziela opinii Salvadora, jego zdaniem zabija się zbyt często, a przede wszystkim, zbyt często w godzinach, kiedy on ma służ bę. – I ty też raczej nie powinieneś, bo potem przyjadą technicy kryminalistyki i będą nam truli dupę, że im zadeptaliśmy ślady. CSI wyrządziło policji wielką szkodę, mówię ci.

Zawiadomiłeś ich?

Wtedy jak dzwoniłem do ciebie, powinni zaraz być. Obaj podchodzą do miejsca, które pokazał im dozorca. Zatrzy mują się kilka metrów od dziewczyny. Ma coś różowego wokół talii. – Co to?

Spódniczka baletnicy. Jak będziesz miał córki, to jeszcze się nakupujesz takich bzdur. – Costa jest ojcem dwóch dziewczynek, w wieku czternastu i dziesięciu lat. Wystarczy go posłuchać, a opusz cza człowieka ochota, by kiedykolwiek w życiu mieć potomstwo.

18

Chcę to zobaczyć z bliska. Nie pakuj się w problemy. Kiedy się nauczysz, że od kłopotów najlepiej trzymać się z daleka? Awanse przychodzą za staż pracy, nie za wdeptywanie w gówno.

Technicy kryminalistyki zjawiają się, zanim Zárate zdąży zrobić krok w stronę ciała. Przynajmniej przyjechał Fuentes, jeden z naj bardziej doświadczonych. Nie wydaje mu się jak innym, że wystę puje w serialu telewizyjnym. Sprawdziliście, kto to?

Nie podchodziliśmy. Cholera – protestuje. – To skąd wiecie, że nie żyje?

We trójkę zbliżają się do dziewczyny. Zárate przygląda się wszystkiemu uważnie: brunetka – gdyby musiał coś założyć, po wiedziałby, że Cyganka – ładna, ale ze zmienioną twarzą, jakby od wielkiego cierpienia. Spódniczka baletnicy jest brudna i poplamiona krwią, podobnie jak reszta ubrania cała w strzępach.

Technik dotyka jej jako pierwszy. Kiedy unosi powiekę dziew czyny, żeby zobaczyć źrenicę, czeka ich największa niespodzianka. Fuentes wydaje okrzyk, ale bynajmniej nie dlatego, że z oczodołu wypełzł czerw.

Ona żyje! Apteczka, szybko!

Jeden z asystentów biegnie do niego, ale ciałem dziewczyny wstrząsa spazm, już ostatni. Kto wie, może gdyby przyszli wcześniej, zdołaliby ją uratować. Fuentes wzdycha i kręci głową.

Spokojnie, już po wszystkim, niewiele jej brakowało. Napi szemy w raporcie, że znaleźliśmy zwłoki, dzięki temu oszczędzę wam problemów.

Co jej się stało? Skąd się wziął ten robal? – Zárate jest w szoku.

19

Niczego nie dotykajcie. Obawiam się, że to nie jest sprawa dla was. Zadzwonię do komisarza Rentera – oświadcza Fuentes. Zárate rozgląda się wokół, park przestał być cudownym miej scem, by stać się piekłem, miejscem, w którym zmarłym wychodzą z oczodołów robaki.

Rozdział 3

Tosta z pastą pomidorową, pani inspektor?

Elenie Blanco wcale się nie podoba, że Juanito, rumuński kel ner, który obsługuje ją co dzień – sprawny i szybki, rozrabiaka i fan Barçy – nazywa ją publicznie inspektorem, ale poddała się już i prze stała mu tego zabraniać.

A wyglądam na taką, co chce tosta z pomidorem?

Nie musi mówić nic więcej. Juanito wyjmuje z lodówki pod barem butelkę młodej grappy friulany Nonino, którą pani inspek tor lubi pijać z rana. Jest przezroczysta i krystaliczna, o czystym wytrawnym smaku. Mówią, że grappy nie należy pić na pusty żo łądek, ale Elena Blanco od wielu, naprawdę wielu lat kończy tym trunkiem noce, podczas których sen nie należał do jej priorytetów.

Był tutaj z samego rana Didí, stróż z parkingu pod placem. Prosił, żebym dał mu kolejkę z pani grappy.

Mam nadzieję, że tego nie zrobiłeś.

Nie, nalałem mu orujo i wypił bez szemrania. Opowiedział mi, że wczoraj jakaś para bzykała się na trzecim poziomie parkingu.

W czerwonym land roverze?

Rumun się uśmiecha. Bawią go zwyczaje Eleny i dlatego prze kazuje jej wszystkie plotki, które – jak sądzi – mogą jej dotyczyć.

21

Czasem próbuje ją poderwać, chociaż wie już, że to daremny trud i zmarnowany czas.

A to przypadkiem nie pani, pani inspektor?

Nie, po prostu zawsze myślałam, że gdybym miała się bzy kać na trzecim poziomie parkingu pod swoim domem, chciałabym to zrobić z gościem, który ma czerwony land rover. Sam widzisz, niektórym dopisuje szczęście i spełniają moje fantazje. Didí dał ci coś dla mnie?

Juanito rozgląda się na wszystkie strony, zanim wyjmie tore beczkę, ostrożny i przejęty, jak gdyby wręczał jej wielki transport towaru od kolumbijskich narkobossów.

Nie bój się, Juanito, bo to ja jestem policja i cię nie aresztuję.

Powinna pani uważać.

Z czerwonymi land roverami czy z działkami?

Ze wszystkim.

Nie wiem, jak się odważyłeś przejechać całą Europę, skoro jesteś taki ostrożny.

W torebeczce jest ledwie kilka gramów marihuany. Didí upra wia ją w ogródku w Camarma de Esteruelas. Jego skromna produkcja nie pozwala zaopatrzyć choćby przez pierwsze pół roku nawet tych dwóch czy trzech klientów, z którymi handluje. Elenie wystarcza to aż nadto, pali skręta tylko czasem, gdy ma taki poranek jak dziś, po całej nocy picia w barach, po wizycie na parkingu z jakimś po siadaczem dużego wozu. Raczej nie zaprasza tych gości do siebie.

Skasuj mnie, Juanito, bo idę już spać.

Mieszkanie przy plaza Mayor to luksus, ale i niedogodność. Luksus, bo gdy wyglądasz z balkonu, możesz sobie wyobrazić, że od wieków

22

toczy się tu życie – plac skończył niedawno czterysta lat. Podobno organizowano tu korridy, procesje, odprawiano msze, wystawiano autos sacramentales*, przeprowadzano sądy Świętej Inkwizycji, a na wet palono na stosach skazańców. Przy odrobinie dobrych chęci z balkonu Eleny można zobaczyć, co prawda pod kątem, zdumie wające kolorowe freski na Casa de la Panadería i przedstawienia or ganizowane przez ratusz przy okazji różnych uroczystości. Z tego właśnie powodu mieszkanie tutaj to również niedogodność: poczy nając od konkursów tańca chotis** przy San Isidro aż po kiermasz bożonarodzeniowy, wszystko przetacza się pod jej oknami. Całkiem bezpłatnie udało jej się obejrzeć z balonu pokaz poskramiania koni andaluzyjskich. Hałasy… hałasy zagwarantowane przez cały rok. Turyści zbierający się na placu, żeby robić sobie zdjęcia z gru bym Spidermanem albo w stojakach z wymalowanymi postaciami w strojach flamenco, z otworami na twarze, a także ci, którzy wrzu cają do puszek monety ludziom posągom lub kozie z drewnianym pyskiem, nie uwierzyliby, że za tymi starymi fasadami może znaj dować się mieszkanie takie jak jej: nowoczesne, minimalistyczne, eleganckie, o powierzchni ponad dwustu metrów kwadratowych. Kiedy odziedziczyła je po babci, była to zwykła rupieciarnia pełna przedmiotów gromadzonych przez staruszkę. Teraz z powodze niem mogłoby trafić na strony czasopisma o projektowaniu wnętrz.

Dla Eleny ma dodatkową wartość: w dyskretnym kącie jednego z balkonów znajduje się kamera niewidoczna z placu, poza zasięgiem

* Auto sacramental (hiszp.) – gatunek alegorycznego dramatu religijnego, którego głównym tematem były dogmaty związane z Eucharystią, ukształtowany w XVI wieku w Hisz panii. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).

** Chotis (hiszp.) – taniec ludowy związany z folklorem madryckim wywodzący się praw dopodobnie z Czech.

23

ludzkich spojrzeń. Stoi na trójnożnym statywie, schowana za ma łym występem muru. Wycelowana jest zawsze w ten sam punkt, na łuk u wejścia w ulicę Felipe III. Zaprogramowała ją tak, żeby ro biła zdjęcie co dziesięć sekund. Stoi tam od lat, połączona z kom puterem. Elena upewniła się, że wszystko dobrze działa. Są tysiące zdjęć od wczorajszego poranka, kiedy po raz ostatni ją sprawdzała. Zrobiła miliony fotografii, od kiedy zainstalowała ten system, choć zachowała bardzo nieliczne, bardziej z ciekawości niż dlatego, że mogłyby się jej do czegoś przydać.

Zanim usiądzie przed komputerem, włącza muzykę z iPada. To samo, co zawsze, piosenkę Miny Mazzini Vorrei che fosse amore. Słucha i śpiewa pod nosem, paląc jointa, którego skręciła z trawki od Didíego. Rozbiera się powoli – właściciel land rovera zadrapał ją w ramię – i przegląda się w lustrze. Choć dobiega już pięćdziesiątki, nadal ma praktycznie to samo ciało co w wieku trzydziestu lat, nie potrzebuje długich godzin na siłowni, by utrzymać pod kontrolą linię i krągłości. Wchodzi pod prysznic.

Czuje, jak spływa po niej woda, i myśli, że może dziś będzie miała szczęście, może na jednym z tysięcy zdjęć pojawi się twarz poznaczona bliznami po ospie, twarz, której szuka od dawna. Od zywa się telefon. Nie reaguje, pozwala mu dzwonić. Dopiero kiedy rozbrzmiewa ponownie, pojawia się myśl, że to może być coś pil nego. Wychodzi zawinięta w ręcznik, zostawia za sobą mokre śla dy, ale odbiera.

Rentero? Dziś mam wolne... Quinta de Vista Alegre? Nie, nie wiem, gdzie to jest, ale pewnie przeglądarka wie… Caraban chel? Doskonale, będę za dwadzieścia minut… Albo lepiej za pół godziny. Niech mój zespół poczeka tam na mnie.

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.