lounge | No. 98 | February '18

Page 14

fo

N A P O C Z ĄT E K

ROMANTYZM TO DOBRY DEAL t.

ip Fil

Ły

ek s zcz

Romantyzm to ma pod górkę. Kapitalizm pożera idee i zamienia je w kłębek banknotów. Zawinięta w niego kultura cierpi i marzy o tym, żeby uciec z komercyjnego getta. To prawda? Nie, kompletna bzdura! Obalmy może pewien mit – artyści kiedyś tworzyli dla idei, a dziś są zmuszeni do realizowania wizji z potencjałem komercyjnym. Taki na przykład „Botoks” - film miał się przede wszystkim sprzedać, jakoś nie wierzę w te wszystkie górnolotne tezy, które w eter wypuszczał Patryk Vega. Nawet tytuł filmu został dobrany tak, by dobrze brzmiał w uchu i wpadał w pamięć, to nie: „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”. Ale to nie jest tak, że dopiero dziś artysta musi się sprzedać, bo takie są wymagania rynku zamieniającego idee w złoto. Artyści zawsze myśleli komercyjnie, zmieniło się tylko znaczenie tego słowa. Kiedyś publicznością była wąska grupa arystokracji, potem nakręconej przez rewolucję techniczną XIX wieku burżuazji, która stanowiła o być albo nie być sztuki. Kupowała lub odrzucała, bawiła się artystami, pozwalała popaść im w niełaskę, by następnie dobrodusznie wyciągnąć rękę. Michał Anioł malował freski w Kaplicy Sykstyńskiej na zamówienie papieża. Richard Wagner z powodu długów musiał uciekać za granicę, a z tarapatów uratował go dopiero król Ludwik II, a raczej jego skarbiec. Krystian Kamil Norwid nie otrzymał pożyczki od księcia Władysława Czartoryskiego, życie ostatecznie zakończył w przytułku na peryferiach Paryża. Vincent Van Gogh został doceniony dopiero po śmierci, która nastąpiła w wyniku wypadku, prawdopodobnie samobójstwa.

Oczywiście to tylko kilka przykładów, ale gdy prześledzicie historię sztuki, okaże się że artysta rzadko mógł czuć się zupełnie wolny. Zawsze musiał się liczyć z opinią ludzi, którzy zamawiali lub kupowali sztukę, a więc z konsumentami. Jeśli coś się zmieniło, to skala – dziś nie chodzi tylko o przetrwanie, lecz o zysk. Gra toczy się o miliony dolarów, tysiące sprzedanych płyt, setki kupionych książek. W tym labiryncie można się łatwo pogubić, tworząc dzieła nie tyle pokorne, co potworne. Pięknie śmieje się z tego brytyjska tragikomedia „Kill Your Friends”, opowiadająca o rynku światowej fonografii, w którym chodzi przede wszystkim o władzę i kasę, a nie o tworzenie sztuki. W tym numerze zastanawiamy się nad New Romantic, nie tylko nad słynnym nurtem glam-dźwiękowym z lat 80., lecz także nad tym, jak to pojęcie interpretować dzisiaj. Romantyzm jest w modzie i paradoksalnie świetnie się sprzedaje, pod warunkiem że trafimy do odpowiedniej grupy docelowej.

Korespondencja dwóch wizjonerów

„Detoks. Zdzisław Beksiński, Norman Leto. Korespondencja, rozmowa”, Prószyński Wydawanie prywatnych listów, wspomnień i pamiętników zawsze budzi we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony mam wrażenie, że często te karty nie powinny zostać odkryte, z drugiej w każdym z nas drzemię ciekawość jak wyglądało prywatne życie „wielkich”. No tak, wszyscy jesteśmy ludźmi i słabostki i przywary innych zawsze wydają się bardziej fascynujące niż nasze. Od pewnego czasu widać wielki powrót Zdzisława Beksińskiego. Mamy wystawy, książki, filmy poświęcone jemu, ale także jego rodzinie. Właśnie ukazała się książką tegorocznego laureata Paszportów Polityki w kategorii sztuki wizualne – Normana Leto, w której została przedstawiona niezwykła korespondencja dwóch wizjonerów sztuki. Cała ta historia zaczyna się w momencie, gdy młody artysta Łukasz Banach postanawia zaryzykować i napisać do Zdzi-

12

sława Beksińskiego. Piszę list. Po pewnym czasie dostaję odpowiedź. Tak zaczyna się historia przyjaźni, mimo dzielącej obu artystów sporej różnicy wieku. Początkowo są to rozmowy czysto techniczne – pytanie za pytanie. Dotyczą głównie sztuki. Są krótkie, rzeczowe. Z czasem jednak ta wymiana listowna zaczyna się przepoczwarzać – pojawiają się anegdotki z życia, przemyślenia i trudne pytania. Wiemy, że Beksiński i Leto byli w przyjaźni, aż do tragicznej śmierci Beksińskiego. Co ważne, wiemy, że dzwonili również do siebie, spotykali się i pisali e-maile. Ciekawym faktem jest to, że po latach Leto został zaproszony jako konsultant na plan „Ostatniej rodziny” Jana Matuszyńskiego. Czy warto zatem sięgnąć po „Detoks”? Jeśli jesteście zafascynowani Beksińskim, tak. Jeśli interesujecie się sztuką lub lubicie po

prostu dobrą literaturę, to bez wątpienia będzie to publikacja, która wciągnie Was na długie wieczory. Marta Kudelska


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.