bezcenny
ISSN 1899-1262 www.loungemagazyn.pl
orient
3 9
#
#ORIENT GOŚCIE SPECJALNI
TILDA SWINTON
RAFAŁ MICHALAK
BARTEK KOZINA
Wybitna aktorka o pracy z kultowymi reżyserami i miłości do psów
Połowa duetu MMC o cenzurze i byciu na cenzurowanym w świecie mody
Właściciel Karmy i Ka Udon Baru o poszukiwaniu azjatyckich smaków
REDAKCJA
redaktor naczelny Marcin Lewicki marcin@loungemagazyn.pl
zastępca redaktora naczelnego
Rafał Stanowski rafal.stanowski@loungemagazyn.pl
fotografia / grafika
Robert Bednarczyk robert.b@loungemagazyn.pl
WSPÓŁPRACA: Kuba Armata, Monika Bielka-Vescovi, Dominika Czartoryska-Dubel, Antonina Dębogórska, Luiza Dorosz, Harel, Marta Kudelska, Barbara Madej, Michał Massa Mąsior, Aleksandra Oleszek, Aga Rolek, Michał Sztorc, Iga Urbańska, Aleksandra Zawadzka, Bartosz Ziembaczewski OKŁADKA: fot. Szymon Boczek ILUSTRACJE: Anna Ostapowicz | annaostapowicz.com
Wydawca: MADMEN Sp. z o. o. Redakcja Lounge Magazyn ul. Lipowa 7, 30-704Kraków info@loungemagazyn.pl | tel. 12 633 77 33 Poglądy zawarte w artykułach i felietonach są osobistymi przekonaniami ich autorów i nie zawsze pokrywają się z przekonaniami redakcji Lounge. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i przeredagowywania tekstów. Publikowanie zamieszczonych tekstów i zdjęć bez zgody redakcji jest niezgodne z prawem.
3
Robert Kupisz na lato 2017 kolekcja Desert 07. 06. 2017 SOHO FACTORY Warszawa fot. Dariusz Kowalewski
2
5
Tegoroczne lato przywitaliśmy charytatywnym pokazem Colors of Summer w Showroomie Solna 1. Na wybiegu zobaczyliśmy kolekcje: Oli Stodółki Unique,Michała Starost, marki GAWOR, Emel Shoes., The Frock by Kaja Srodka oraz Tomasza Jakowienko / Litfashion Specjalnie na pokaz prosto ze Szwecji przyleciała Mariola Turbiarz fashion design ze swoja najnowszą kolekcją. W tym dniu Showroom Solna 1 gościł liczne gwiazdy ze świata sportu oraz sceny artystycznej: Annę Prus, Karolinę Chapko, Aleksandrę Goldi Godlewską Małgorzatę Verę Piskorz, Aleksandrę Chapko, Włodzimierza Matuszczaka, Karolinę Nolbrzak, Katarzynę Paskudę, Kaję Śródkę i wielu innych. O oprawę muzyczna zadbali Łukasz Mielko , Marta Gałęzka oraz Janusz Heretyk a cały event poprowadzili Michał Misiorek i Karolina Machura. Specjalne podziękowania dla sponsorów za okazane serce: EMEL, DR LEGRAND, SEKRETY URODY, MAKEUP REVOLUTION, HAPPY DIET , HOTEL QUBUS, MAX-FLIZ, MOTINVESTMENT, HOLISTIC CLINIC, SALON FRYZJERSKI GLAMOUR, BUMA SQUERE, STUDIO MAKE UP MONIKA DUBANIEWICZ, SYNERGY STUDIO, ARTYSTYCZNA ALTERNATYWA, STACJA WINIARSKA MICHAŁOWICE Do zobaczenia w Showroomie Solna 1!
fot. Jarosław Wronka
6
włosy: Klaudia Matysiak photo: Łukasz Sokół
Avant Après / ul. Kupa 5, Kraków / tel. 12 357 73 57 / www.avantapres.pl
7
SPRZĘT CZY UMIEJĘTNOŚCI? Wszystkim nam zdarzało się zasłaniać brakiem właściwego aparatu, wyspecjalizowanych obiektywów czy innych dedykowanych gadżetów, co teoretycznie miało przeszkodzić w realizacji wymarzonego zdjęcia. Czasem nawet zamiast robić zdjęcia, postanawiamy czekać na nowe zakupy. W środowisku fotograficznym często można usłyszeć także pytania o to, czym pracujemy.
Czy w rzeczywistości ma to znaczenie? Czy wydawanie pieniędzy na bardzo drogi sprzęt ma sens? To snobizm? A może jeśli kupimy sobie wypasiony aparat z jeszcze lepszym obiektywem to wszystkie nasze ograniczenia znikną? Profesjonaliści na sprzęt narzekają najmniej
MICHAŁ MASSA MĄSIOR
Trochę naciągnąłem tę tezę, ale faktycznie Ci bardziej doświadczeni traktują swój sprzęt jako narzędzie pracy i najczęściej posiadają, kupują lub wypożyczają taki, który według nich jest najwłaściwszy do zlecenia, które mają wykonać. Pamiętają, że aparat fotograficzny i zestaw soczewek mają być przedłużeniem pomysłu, by zarejestrować to, co zobaczyliśmy oczami wyobraźni.
Fotograf mody i reklamy. Technikę szlifował w International Center of Photography w Nowym Jorku, a także pod okiem Bruce’a Gildena i Wojciecha Plewińskiego. Na co dzień pracuje w Krakowie. Specjalizuje się w nietypowych portretach i koncepcyjnych sesjach. Nie rozstaje się z aparatem fotograficznym, co można obserwować na jego stronach
Im bardziej profesjonalnie, tym więcej ograniczeń
madmassa.com krakowtumieszkam.pl
Szybkostrzelna lustrzanka świetnie się sprawdzi u reporterów fotografujących ważne, niepowtarzalne wydarzenia, lub u fotografów sportowych, którzy potrzebują bardzo szybkiego systemu nastawiania ostrości, plus możliwości zrobienia kilkunastu klatek na sekundę. Dalmierzem zainteresują się dokumentaliści, chcący nie rzucać się w oczy, dla których bardzo ważne jest, by mieć non-stop podgląd w wizjerze, bez momentu ciemności podczas klapnięcia lustra. Wreszcie średni format to zabawka fotografów mody, architektury, czyli takich, którzy kosztem szybkostrzelności postawią na jak najwyższą jakość obrazu. Należy pamiętać, że klasyczna lustrzanka cyfrowa jest duża i dość głośna, dalmierz może korzystać z wąskiego zakresu ogniskowych, a sprzęt średnioformatowy jest znacznie wolniejszy od pozostałych, ciężki i nie radzi sobie zbyt dobrze z wysokimi czułościami.
Z tego wielu sobie nie zdaje sprawy. W rzeczywistości, kiedy mówimy o bardzo drogim sprzęcie, zwykle mamy do czynienia z wyspecjalizowanym narzędziem do konkretnych zadań. Czy jest to wielka, szybkostrzelna lustrzanka dla fotoreporterów, czy cichy, niewielki i dyskretny dalmierz, czy też może spory i ciężki aparat średnioformatowy, za każdym razem służy on do konkretnych działań.
Modne dzisiaj bezlusterkowce są rozwiązaniem uniwersalnym, jednak posiadają też swoje wady, obiektywy w nich stosowane z reguły nie osiągają tak wysokich parametrów
8
optycznych jak te lustrzankowe. Szybkość ich pracy i trafność autofocusa też nie jest wybitna w porównaniu do innych, a gabaryty co prawda pozwalają je mieścić często nawet w kieszeni, ale w niektórych użyciach profesjonalnych ważna jest też ergonomia pracy, która w większości małych aparatów nie była priorytetem projektantów.
Cena rośnie geometrycznie do jakości Wielu z Was zapewne ma doskonale opanowane cenniki sprzętu. Na liście zakupów aktualnych lub przyszłościowych znajdują się pozycje, które mają odmienić życie fotograficzne. Niestety dość często dajemy się ponieść wyrobionej potrzebie. Płacąc duże pieniądze, jakość zdjęć i parametry obrazu niekoniecznie są o tyle razy wyższe, co cena. Ktoś kiedyś mi powiedział, że wiedza z optyki już nie jest tajemna i każdy producent umie zrobić wybitne obiektywy. Pewnie jest w tym odrobina prawdy, ale pamiętajmy, że elementami dającymi wysoką jakość produktu są projekt, jakość materiałów, precyzja wykonania oraz kontrola jakości. Wszystkie elementy są ważne, a szczególnie kosztowne - te dwa ostatnie. Istnieją producenci, którzy do dzisiaj szlifują soczewki ręcznie, a wykonanie niektórych obiektywów jest tak trudne, że nawet jeśli stać nas na wyłożenie kilkudziesięciu tysięcy złotych, trudno znaleźć te produkty w sklepie, gdyż produkcja nie nadąża z zaspokajaniem potrzeb konsumentów.
Sprzęt to tylko narzędzie Nie powiem nic nowego używając porównania sprzętu fotograficznego do akcesoriów malarskich. Artyści malarze też mają wielu producentów farb, pędzli,czy innych urządzeń nanoszących kolory na płótno. A przecież nie słyszy się, żeby dyskutowali o tym non-stop, jak my fotografowie. Kiedy klient pyta mnie o to, jakim sprzętem pracuję, mam często ochotę zapytać go, jakim pisze długopisem? Oczywiście sprzęt renomowanej marki podnosi prestiż fotografa, ale nie zmienia to faktu, że ktoś z doświadczeniem i renomą lepiej poradzi sobie kiepskim sprzętem niż początkujący tym najbardziej wysublimowanym. Dlatego zanim pójdziecie wydać kolejne pieniądze, zastanówcie się dobrze czy wszystko przemawia za Waszym wyborem? Tak - to śmiało. Nie - to właśnie zaoszczędziłem Wam sporych wydatków.
ż a j i k a m j ó m Aby utrzymał się stanie ym n n a g a n e i n w oc przez całą n oss M m a z d e i w d o -›
Znajdź nas na Facebooku i Instagramie
ul. Prochowa 9 31-532 Kraków t. +48 12 446 90 09 moss.krakow.pl cammy.com.pl 9
fot. Ewa Hajduk
Kobieta w biznesie, czyli jak być asertywnym 22 czerwca odbyło się kolejne z cyklu spotkań „Kobieta w Biznesie”. Tym razem miejscem wydarzenia był salon Mercedes-Benz Sobiesław Zasada Automotive, przy ul. Zawiłej 3, w Krakowie.
Inicjatorka i gospodyni spotkań Aneta Wątor mówiła o asertywności, jako fundamencie do budowania pozytywnych i długotrwałych relacji w życiu prywatnym i zawodowym. Ponadto przedstawiając najczęstsze błędy komunikacyjne oraz sposoby na ich skuteczna eliminację. Zapraszamy na kolejne spotkania, kolejne już w sierpniu. Więcej informacji znajdziecie na stronie www.kobietawbiznesie.pl
fot Szymon Polański
Jeszcze przed wakacjami, kobiety biznesu spotkały się, aby skutecznie rozwijać swoje kompetencje i budować wartościową sieć kontaktów.
W ramach debaty na scenie pojawili się Diana Drobniak oraz Michał Grzebyk z agencji ContentHouse, głosząc przekonanie, że „Reklama jest kobietą”. Zaproszone panie mogły się dowiedzieć, dlaczego płeć piękna jest najważniejszą grupą docelową reklam oraz jak skutecznie zawładnąć kobiecym sercem? Ponadto uczestniczki dowiedziały się więcej na temat storytellingu oraz efektywnego wykorzystania tej metody.
Polska premiera najnowszych telewizorów Loewe. Telewizory jako dzieła sztuki Polska premiera najnowszych telewizorów Loewe. Telewizory jako dzieła sztuki. 7 czerwca w Warszawie przy ul. Złotej 44 odbyła się polska premiera nowych telewizorów OLED Loewe. Przepych i prostota: Loewe bild 9 – elegancki jak rzeźba. Fascynująco inne podejście do telewizora.
10
Bodo Sperlein, Dyrektor Kreatywny Loewe z Londynu, to niekonwencjonalny designer. Jego ostatni projekt przenosi telewizor w zupełnie nowy wymiar. Loewe bild 9 OLED powstał wg zasad dzieła sztuki. Made in Germany. Teraz dostępny także w Polsce. Kronach, Bodo Sperlein czerpie z niemieckiej głębi i brytyjskiej lekkości tworząc połączenie wyrafinowania z minimalizmem,
rzemiosła z najnowocześniejszą technologią i obfitości z powściągliwością. Złote lata dwudzieste, dandyzm i art deco są źródłem inspiracji dla telewizora, który emanuje prezencją i lekkością, tak fascynującymi, że zdaje się być dziełem sztuki. Jego niewielka obudowa zawiera najnowocześniejszą technologię – OLED i Dolby Vision™ dla żywych, autentycznych obrazów i eksplozji kolorów przepełnionych szczegółami.
#UlubionaKrakowa
OCZAROWANA OKAZJAMI www.galeriakazimierz.pl 11
Dwa dni odlotu
Kraków Live Festival
Lana del Rey | fot: Neil Krug
Ellie Goulding | mat. prasowe Ellie Gouliding ma na koncie trzy albumy, kilka niekwestionowanych światowych przebojów, miliony wiernych fanów i status jednej z najpopularniejszych popowych wokalistek ostatnich lat. Brytyjska wokalistka zadebiutowała w 2010 roku albumem „Lights”, stając niejako na czele nowej fali artystek, które zaczęły znacząco wpływać na kształt sceny muzycznej.
Alt-J | fot: Gabriel Green
KRAKÓW LIVE FESTIVAL (18-19 SIERPNIA) UPŁYNIE ZNÓW POD ZNAKIEM WIELKICH GWIAZD, KTÓRE KREUJĄ WSPÓŁCZESNĄ SCENĘ MUZYCZNĄ. NA SCENIE ZAGRAJĄ I ZAŚPIEWAJĄ LANA DEL REY, ELLIE GOULDING, WIZ KHALIFA ORAZ ALT-J. Najnowszą płytę Lany del Rey, „Lust for Life”, poznamy 27 lipca. Krakowski koncert będzie jedną z pierwszych okazji, by posłuchać tego materiału na żywo. O Lanie Del Rey zrobiło się głośno w 2011 roku za sprawą intrygującego singla „Video Games” i towarzyszącego mu teledysku, który błyskawicznie stał się viralem, stawiając pytanie: „Kim jest ta dziewczyna?”. Wyjaśnienie przyszło szybko – nową twarzą współczesnego popu, którą kochają miliony.
12
Wiz Khalifa należy do najważniejszych artystów sceny hip-hopowej. Jego muzykę znają też fani serii filmów „Szybcy i wściekli”, zwłaszcza numer „See You Again”, który do dziś obejrzano na YouTube ponad dwa i pół miliarda razy. Artysta z Pittsburgha wkrótce wyda nowy album „Rolling Papers 2”. Brytyjskie trio Alt-J powraca do koncertowania. Do Krakowa przyjedzie ze swoim trzecim albumem zatytułowanym „Relaxer”, który pojawił się w nasłuchu w czerwcu tego roku. Porównywany do Radiohead zespół wszedł do kanonu współczesnego rocka alternatywnego. Do zobaczenia na terenie Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie!
ul. Masarska 8, Krakรณw t. 690 012 014 www.on-red.pl / pracowniaonred 13
Tantra.
Moja ezo-sceptyczna podróż do seksualnego orientu
Gdy dowiedziałam się, że tematem lipcowego Lounge jest orient, pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy było: no to seks tantryczny! Nareszcie będę musiała się czegoś o nim doPsycholog, absolwentka wiedzieć! psychologii ogólnej UJ. Jest W internecie znajduję znaautorką warsztatów i wykła- czenie słowa „tantra”. To, dów poświęconych dynamice z sanskryckiego „narzędzie związków romantycznych. służące do rozciągania świaWięcej informacji można domości”, lub z tybetańskieznaleźć na fejsbukowej stro- go „kontynuacja”. Historia nie Inteligencja Erotyczna tantry ma conajmniej 5000 lat. Jej korzenie sięgają do Indii, skąd dotarła do Tybetu i Chin oraz na Bliski Wschód. To jedna z najstarszych, wciąż praktykowanych ścieżek rozwoju osobistego i duchowego. W XIX i XX wieku kulturą krajów orientu zaczął interesować się świat zachodni. Tantra stała się ciekawym i egzotycznym polem do eksploracji. Na kształt współczesnej tantry wpływ miał ostatnio bardzo modny, hinduski filozof i przewodnik duchowy - Osho, który podobno stara się łączyć zachodnie terapie ze wschodnimi technikami medytacji. Wertując strony internetowe napotykam na oferty polskich firm, organizujących tantryczne spotkania. W opisach czytam: „Tantra to zestaw narzędzi poszerzających nasze doświadczenie życia. Poprzez przyjęcie na powrót i akceptację naszego ciała i jego seksualności otwieramy się na witalną stronę życia. Poprzez medytację i wgląd poszerzamy naszą świadomość doświadczenia wszystkiego, co nam się w życiu przytrafia. Tantra prowadzi nas w kierunku miłującej obecności. Oznacza to tyle, że w skutek praktyki poszerza się nasze doświadczanie miłości, kochania i bycia kochanym przy jednoczesnym świadomym kontakcie z rzeczywistością Tu i Teraz. (…) Rajskie podróże z Tantrą są zaproszeniem do odkrywania nas takich jakich wierzymy, że stworzyła nas natura. Wielowymiarowych, ko-
ANTONINA DĘBOGÓRSKA
14
lorowych, pełnych pasji. Soczystych i namiętnych, a także świadomych. Przebudzonych do życia i świadomych własnej śmiertelności”. Jako psycholog bardzo ostrożnie podchodzę do wszystkiego, co kojarzy się z ezoteryką. Martwi mnie, gdy ludzie zamiast podjąć trud pracy nad sobą, swoimi relacjami i atmosferą, jaka panuje w ich domach, zrzucają winę na duchy, złą energię czy inne żyły wodne. Mało tego. Płacą osobom beż żadnych kompetencji za energoterapie, wróżenie lub podobnego typu szemraną pomoc. Dużym problemem, z którym zmagamy się w naszym zawodzie, są sekty. Dlatego do tantrycznego dyskursu miałam początkowo sporo rezerwy. Lounge czekał na mój tekst. Postanowiłam sobie: nie poddaje się. Kupuję przewodnik po seksie tantrycznym polecany na forach i w rankingach książek. Czytam. Przyzwyczajona do psycho-języka: psychologii, psychoterapii i psychoanalizy, czyta mi się bardzo lekko, ale z grymasem. Mdły dyskurs o energii, wężach i czakrach to nie moja bajka. Staram się schować mój sceptycyzm do kieszeni i otworzyć się na tę orientalną podróż. Przesuwam deadline w redakcji. Potrzebuje czasu do namysłu. Muszę się otworzyć, zacząć używać wyobraźni. Wejść w ten świat. Niespodziewanie, po paru dniach z tantryczną lekturą zaczynam dostrzegać mądrość, z której my - ludzie zachodu - moglibyśmy czerpać. Dualizm, oddzielający dusze jako sferę sacrum i ciało jako sferę profanum jest w nas głęboko zakorzeniony. Holistyczne, całościowe postrzeganie człowieka, charakteryzuje jest kultury krajów orientu. W tantrze ciało jest wielbione, uświęcone i niezwykle ważne. Seksualność staje się narzędziem do rozwoju duchowego, akceptacji siebie samego i świata oraz transcendentnego poznania siebie nawzajem. Uderzający jest kult jedności człowieka z przyrodą, jedności duszy z ciałem, umysłu i emocji, oraz jedności między partnerami w akcie seksualnym. Ważna jest rola oddechu, uważności i zmysłów. Świadomość, miłość do siebie i chęć poznania drugiego człowie-
ka są niezbędnymi towarzyszami dwójki kochanków. W tym wszystkim uświęcone ciało i organy płciowe, jako narzędzia połączenia i bliskości z drugim człowiekiem. Tantra zachęca do przeżywania zespolenia w trakcie aktu seksualnego kompletnie, do cna, bez drogi ucieczki, tylko tu i teraz. To trudne, bo doznania zmysłowe podlegają kontroli naszych myśli. A opresje, jakimi obudowana jest nasza seksualność, są potężne. Od wzorców mówiących nam, jak ma wyglądać i reagować nasze ciało, do zakazów, nakazów, wstydów i lęków. Seks tantryczny wymaga nie tyle akceptacji swojego ciała, co absolutnej miłości do niego i kompletnego oddania doznaniom. I partnerowi. To prawdziwa, niełatwa sztuka. A ile w tym szacunku! Holistyczne podejście tantry do człowieka mnie onieśmiela. Mam o sobie takie mniemanie, że należę do osób niezwykle otwartych i liberalnych, szczególnie w temacie seksualności. A jednak nagle czuję ograniczenia pochodzeniem z tej, a nie innej kultury. Mam pretensję. My - ludzie zachodu w większości traktujemy swój sposób poznania jako jedyny słuszny. Podchodzimy z rezerwą do wszystkiego, co dzikie i niepoznane. Nie zawsze nam to służy. Myślę o tym, jak w naszej kulturze oddalamy się od ciała. Jak paskudnie je traktujemy. Palimy do zakaszlenia, pijemy na umór i ćpamy. Nie jemy, gdy jesteśmy głodni i nie przestajemy jeść, gdy jesteśmy syci. Pochłaniamy kompulsywnie, żeby potem kompulsywnie się odchudzać i odnajdować swoją egocentryczną pseudo-tożsamość na siłowni. Gdy przychodzi smutek i złość - zamiast je przeżyć - otumaniamy się i odcinamy. Fałszujemy się i faszerujemy, udając że nasze ciało sobie jakoś radzi. Że to nie my. Dokładnie ten sam brak szacunku do ciała i seksualności widać na poziomie relacji. Seksualność to język, w jakim nasze ciała dają znać o tym, że w związkach od siebie uciekamy, że nie umiemy się poznawać, że się siebie boimy. Seksualność nie znosi fałszu. Ale śmiem twierdzić, że lubi czas i uwagę. Znienawidzone przeze mnie gadanie o tym, że namiętność i elektryczny erotyzm to domena początków relacji, odwzorowuje naszą
zachodnią głupotę. Cóż, poniekąd można za to winić bezradność całego gatunku ludzkiego. Intymność, emocjonalna bliskość to coś, co w naszym rozwoju gatunkowym pojawiło się stosunkowo niedawno. Tak jak neocortex - kora przedczołowa, będąca ośrodkiem inteligencji, integrowania informacji i ogólnie mówiąc - myślenia. To ona zdaniem naukowców jest tym, co odróżnia nas od zwierząt. Okazuje się, że człowiek współczesny w naszej kulturze z intymnością i cielesnością sobie jeszcze nie radzi. Płyniemy w nurcie zmedykalizowanej seksualności, viagry bez recepty, chrześcijańsko-katolickiej „mojej bardzo wielkiej winy” za to, że mam ciało. I wielka w tym dla nas krzywda! Dziękuję za tą złość, która pojawiła się we mnie przy lekturze lekkiej, ezoterycznej książki o tantrze. Może nawet kiedyś faktycznie pojadę na tantryczny zjazd, pouczę się i sprawdzę na własnej skórze, czym różni się seks tantryczny od zwykłego, nie-tantrycznego, dobrego seksu. Jestem skłonna uwierzyć, że trzeba praktykować tantrę regularnie, aby móc czerpać z jej właściwości. Książka może być jedynie począkiem ciekawej podróży. Obcując z tym tematem nie doznamy od razu „tantrycznego przebudzenia”, ale na pewno uderzy nas moc szacunku, z jaką świat orientu traktuje seksualność. Nie oddziela ciała od duszy, nie podśmiechuje się pod nosem, ani się nie gorszy. Nasza zachodnia seksualność woła o pomstę do nieba. Ciało oddzielone od sacrum jest okropnie uprzedmiotowione, zamienione w narzędzie do samodestrukcji i opresji. Na ratunek może nam przyjść otwarcie na seksualność w ujęciu innych kultur. Tantra odpowiada na nasze trudności w swój mistyczny, metaforyczny sposób. Wystarczy odrobina ciekawości i cierpliwości, a możliwe że przekonamy się, że orient znalazł już 5000 lat temu sposób na intymność i seksualność, którego my nadal szukamy. Jako ezo-sceptyk zachęcam do orientalnej podróży przez nasze ciasne głowy. Szczególnie zatwardziałym ezo-sceptykom.
źródła: Dr Shakti Mari Malan. „Seksualne przebudzenie kobiet” tantralove.eu
REKLAMA
Antonina Dębogórska
15
CASINOS POLAND 8 URODZINY - GALA Fot. Wacław Lada
WIĘCEJ NA WWW.LOUNGEMAGAZYN.PL 16
17
sp
GO EAST! ac
e2
t
e.t as t
. co m umblr
Ktoś się musi wytłumaczyć z orientu, który został motywem przewodnim tego numeru. Dlaczego zwracamy wam głowę na Wschód, skąd płynie coraz więcej niepokojących doniesień? W kinie najbardziej boimy się tego, czego nie widzimy, co pozostaje nieznane i nieodkryte. Największy lęk budzi potwór, którego nie pokazano na ekranie, a znamy go jedynie z relacji bohaterów albo, co gorsza, z wycia w ciemnym lesie. Dlatego, zanim popadniemy w psychozę i paranoję, węsząc wszędzie terrorystyczny spisek, warto poznać to, czego się obawiamy. To najlepszy sposób na oswojenie
coraz bardziej antagonistycznej rzeczywistości. Magia orientu przyciąga ludzi Zachodu od starożytności, pobudzając wyobraźnię niczym baśnie z tysiąca i jednej nocy. Dlatego pokazujemy wam współczesnych artystów, projektantów, kucharzy zakochanych w tym, co wiąże się ze wschodnią estetyką, filozofią, smakiem - z dalszej i bliższej części wschodniej półkuli. Przekonacie się, że zetknięcie kultur nie musi prowadzić do starcia, do czego próbują nas przekonać w social mediach rozmaite newsy, często fejkowe. Globalne społeczeństwo otwiera przed nami szansę na poszerzenie horyzontów i poznanie
metaforycznych Stepów Akermańskich, czego doświadczył niegdyś zafascynowany orientem Adam Mickiewicz. Go East! Ruszajmy na wschód, parafrazując przebój Pet Shop Boys. Kiedyś trzeba było wsiąść w Orient Express albo lecieć przez kilkanaście godzin samolotem. Teraz komunikacja stała się jeszcze prostsza. Wystarczy włączyć przeglądarkę internetową, by przekonać się, że na Wschodzie żyją w większości podobnie do nas myślący ludzie. A to, co nas różni, potrafi nas fascynować, wzbogacać i zbliżać do siebie, oczywiście pod warunkiem że ani my, ani oni nie należymy do grona ekstremistów.
Gdyby zrobić ranking najlepszych tytułów płyt ostatnich lat, "Grizzly Bear With A Million Eyes" Baascha byłby faworytem do zwycięstwa. Nowy krążek warszawskiego producenta kryje niebanalne kompozycje i z pewnością jest jednym z najciekawszych wydawnictw tego roku. Baasch doskonale odnajduje się w labiryncie elektroniki. Kompozycje zgrabnie balansują między gatunkami, wymykając się jednoznacznym recenzjom. Pokazują, jak szeroko biegnie amplituda współczesnej indielektroniki, która potrafi łączyć najnowsze trendy z odwołaniami do muzyki lat 80. Utwory szybko wpadają w ucho, ale nie można im zarzucić, że poddają się przebojowym schematom. Baasch podąża własną ścieżką, której odkrywanie staje się intelektualną przygodą. Tym bardziej, że artystę wspierają intrygujące osobowości: Mary Komasa, Wojtek Urobański czy Zuo Corp +. "Grizzly Bear With A Million Eyes" potwierdza, że Baasch myśli o muzyce w bardzo filmowy sposób. Kompozycje uruchamiają wyobraźnię i mogłyby posłużyć jako ścieżka dźwiękowa dla hipnotycznej historii w klimacie "Drive". Wystarczy spojrzeć na tytuł, by w umyśle zobaczyć metaforycznego niedźwiedzia z milionem oczu.
18
ZACHĘTA GRZEJE I ZIĘBI
Jarosław Kozakiewicz. Zawrót głowy, widok wystawy, fot. Marek Krzyżanek
W chłodnych murach Narodowej Galerii Sztuki spotykamy dwie wystawy, które wzbudzą w nas sinusoidę emocji. Wystawa „Poza zasadą przyjemności. Afektywne operacje” eksploruje temat afektu, czyli bardzo silnego uczucia, często wykraczającego poza stan naszej świadomości. Prezentowani twórcy wbijają szpilę w naszą emocjonalność - i to dosłownie, sale wypełniają dzieła nawiązujące do przemocy psychicznej i fizycznej. Spacer między pracami przypomina sado-masochistyczny seans, w czasie którego odkrywamy, gdzie leży granica naszej wrażliwości. A zarazem przekonujemy się, jak daleko nasza cywilizacja posunęła się w eksploatowaniu ciała i umysłu.
Spotkanie ze sztuką Jarosława Kozakiewicza gwałtownie ochładza emocje i przynosi wytchnienie dla wrażliwości. Artysta podejmuje również tematykę ciała, jednak w zupełnie odmienny sposób, patrząc na nie w sposób pozbawiony afektu, bliski architekturze czy geometrii. Przechadzamy się między surowymi, abstrakcyjnymi formami i obrazami, do niektórych możemy nawet wejść (monumentalna praca Habitat), zastanawiając się nad doskonałą pod względem matematycznym formą ludzkiego ciała. Zachęcie należą się słowa uznania za te wystawy, za każdą z osobna i za zestawienie ich razem. Rafał Stanowski
19
Oczy szeroko otwarte na świat Z Tildą Swinton rozmawiał w Cannes Kuba Armata
20
Tilda Swinton w filmie „Okja” Fot. Kimberly French / Netflix Zdjęcia: Kimberly French | NETFLIX
Wychowywała się w szkockiej rodzinie szlacheckiej, jest absolwentką Uniwersytetu Cambridge, uchodzi za ikonę stylu. Wielu mówi o niej jako o aktorskim kameleonie. Była muzą Dereka Jarmana, współpracowała z Jimem Jarmuschem, Wesem Andersonem czy Terrym Gilliamem. Na koncie ma Oscara i szereg innych prestiżowym wyróżnień. Prywatnie szalenie uprzejma, choć jednocześnie bardzo konkretna. Już po kilku minutach rozmowy skróciła dystans, wyciągając telefon, by pokazać mi zdjęcia swojego psa. To zresztą był ważny temat naszej rozmowy.
21
W tegorocznym konkursie w Cannes znalazł się film „Okja”, produkcja Netfliksa, w której nie tylko grasz, ale jesteś też współproducentką, co oznacza, że miałaś pewnie nad tym projektem większą kontrolę. To ważne z Twojego punktu widzenia? Określiłabym tę kontrolę raczej jako relację z reżyserem. Przez całe swoje zawodowe życie, współpracując z różnymi twórcami, zawsze starałam się ich wspierać. Mogę zatem powiedzieć, iż praca producenta z biegiem lat stawała się dla mnie coraz bardziej odpowiednia i naturalna. Kiedy jesteś z kimś od samego początku, czyli od zarysu, konceptu filmu, zazwyczaj musicie wspólnie przebyć bardzo długą drogę. Ważne jest zatem, żeby reżyser czuł, że jesteś jego sojusznikiem, kimś w rodzaju żołnierza w jego armii. Chodzi o wytworzenie wokół niego przestrzeni wolności, by końcowy efekt był dokładnie taki, jak sobie wymarzył. Wydaje się, że jesteśmy na początku rewolucji w dystrybucji kina, w której ważną rolę może odegrać m.in. Netflix. W Cannes nie obyło się jednak bez kontrowersji, a negatywnie o pokazywaniu filmów przez Internet wypowiedział się przewodniczący jury Pedro Almodóvar. Myślę, że powinniśmy wierzyć, że wyjdzie z tego coś dobrego. Ważna jest debata na ten temat, powinniśmy mówić o naszych oczekiwaniach, ale i niepokojach. „Okja” jest świetnym argumentem przemawiającym na korzyść Netfliksa. Uwierz mi, że reżyser Bong Joon-ho pokazał ten scenariusz wszystkim liczącym się studiom hollywoodzkim. Odpowiedź zawsze była taka sama, odmowna. Jedynym podmiotem, który zainteresował się tym projektem był Netflix. Nie tylko powiedzieli: „tak”, ale dali nam totalnie wolną rękę. To bardzo kreatywne studio, mające świetne podejście i teraz widać tego rezultaty. Netflix współpracuje z całą plejadą czołowych reżyserów, którzy
22
niedługo staną się pewnie klasykami. A co do dystrybucji, rozmawiamy o tym, żeby „Okja” weszła także do kin. Na pewno będzie pokazywana w taki sposób w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Korei Południowej. Często wracasz do tych samych reżyserów. Tak było z Derekiem Jarmanem czy Jimem Jarmuschem. Co przyciągnęło Cię do koreańskiego twórcy Bonga Joon-ho? To zabawne, bo rozmawiamy w Cannes, a właśnie tu przed kilkoma laty spotkaliśmy się z Koreańczykiem po raz pierwszy. Pamiętam, że był to rok, kiedy on zasiadał w jury, a ja przyjechałam z filmem „Musimy porozmawiać o Kevinie” w reżyserii Lynne Ramsay. A że mieszkaliśmy z Bongiem w tym samym hotelu, postanowiliśmy zjeść razem śniadanie. Dogadaliśmy się błyskawicznie i zaczęliśmy się zastanawiać, nad czym możemy razem popracować. Zaczęło się od „Snowpiercera: Arki przyszłości”, a potem przyszła „Okja”. Przez ten czas staliśmy się naprawdę bliskimi przyjaciółmi, którzy w dodatku bardzo lubią ze sobą współpracować. Tytułowa Okja to gigantycznych rozmiarów superświnia, choć przeczytałem, że inspiracją dla tej sympatycznej „kreatury” był jeden z Twoich psów. Oczywiście pomysł wyszedł od Bonga, ale rzeczywiście muzą był jeden z moich psów. Zaraz pokażę ci jej zdjęcie (w tym momencie Tilda Swinton wyciąga smartfona i szuka zdjęcia). Wabi się Rosie, ma naprawdę sporo dobrych zdjęć, ale jak widać, wcale niełatwo je znaleźć. Mam cztery psy, ale Rosie jest zdecydowanie najbardziej fotogeniczna (śmiech). Zwierzęta towarzyszą mi przez całe życie. Szczerze, nie myślę o nich nawet w ten sposób, jak o zwierzętach. Traktuję je jak normalnych członków mojej rodziny, z tą tylko różnicą, że nie są ludźmi.
Czego nauczyły Cię twoje psy? Chcesz całą listę? (śmiech) Wzajemnych relacji, innej perspektywy spojrzenia na życie, radości, lojalności. Kiedy one biegają po ogrodzie czy lesie, zdaję sobie sprawę, z jak prostych rzeczy można czerpać radość. A to bardzo ważne i trzeba o tym pamiętać, zwłaszcza gdy dużo złego dzieje się dookoła. Biorę psy na plażę, opowiadam im o aktualnej sytuacji politycznej, a one tylko radośnie merdają ogonem i biegają sobie w najlepsze. Nie da się ukryć, że są świetnymi słuchaczami (śmiech).
Film „Okja” w języku polskim można oglądać w serwisie netflix.com Fot. Kimberly French / Netflix
Wspomniałaś o wielu złych rzeczach, jakie dzieją się wokół nas. Zresztą my, jako społeczeństwo, w ogóle funkcjonujemy w taki sposób, że często sami utrudniamy sobie życie. Myślę, że to jedna z rzeczy, o których jest ten film. Kiedy dorastamy, wcale nie musimy rezygnować z wszystkiego, co było wcześniej. Młoda bohaterka „Okji” przeżywa bardzo trudną konfrontację ze społeczeństwem i regułami, jakie w nim obowiązują. Może się temu poddać i zapomnieć o przeszłości. Nie tylko o relacji z ukochaną Okją, ale i wierze w drugiego człowieka, w jego szczerość, uczciwość. To takie stąpanie po kruchym lodzie. Na pewno w wyniku takiej konfrontacji zarówno ona, jak i każdy z nas
się zmienia. Chodzi o znalezienie jakiegoś kompromisu, zawarcie umowy ze społeczeństwem, by funkcjonować w nim na własnych zasadach. Ten film przypomina nam, że na każdym etapie życia chodzi o podejmowanie odpowiednich decyzji. Trzeba być szczerym wobec samego siebie. Ale i świadomym - relacji z innymi ludźmi, zwierzętami, tego co na siebie zakładamy, tego co jemy. Staram się przekazywać te wartości moim dzieciom, choć to chyba ja się więcej uczę od nich. Dzieci wiedzą o nas bardzo dużo i ukrywanie przed nimi czegokolwiek mija się z celem. Tak przynajmniej jest w naszych relacjach i jestem z tego dumna, bo to zapewnia równowagę. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte na otaczający nas świat.
Tylko, że to nie zawsze jest łatwe. Żyję w miejscu, gdzie łatwo znaleźć dzikość i jest to pewnie trochę łatwiejsze. Podam przykład, choć sama nie jem mięsa, wiem, skąd ono pochodzi, w jakich warunkach zwierzę było hodowane, jak zostało zabite itd. W miastach z pewnością jest z tym dużo trudniej, zwłaszcza w chwili, kiedy ma się dość ograniczony budżet i niełatwo jest związać koniec z końcem. Mam świadomość, że w tej materii jestem uprzywilejowana.
23
Tilda Swinton i Bong Joon-ho
Jakich cech szukasz u reżyserów, z którymi decydujesz się pracować? To świetne pytanie, zwłaszcza że zaczęłam w dość nietypowy sposób. Współpracowałam z jednym reżyserem przez dziewięć lat - był nim Derek Jarman. Ta relacja opierała się na przyjaźni, nie tylko na płaszczyźnie osobistej, ale i zawodowej oraz na rodzinnej atmosferze w obrębie grupy, w której pracowaliśmy. Kiedy Derek zmarł w 1994 roku, byłam bardzo zasmucona i miałam świadomość, że może nie będę więcej pracowała jako aktorka, czułam, że nie ma drugiej takiej osoby jak on. Dobrą wiadomością okazało się to, że są wokół mnie ludzie, którzy chcą pracować w podobny sposób. Powiedziałabym zatem, że najczęściej zaczyna się od przyjaźni. Choć czasem zupełnie niespodziewanej, jak w przypadku Bonga. Ważne, by czerpać z tego wszystkiego maksimum przyjemności i zabawy, bo do końcowego rezultatu i zaprezentowania filmu publiczności wiedzie długa, nierzadko kręta droga. W tym wszystkim chodzi też o wzajemny szacunek i to, jak szybko jesteś w stanie się z kimś zaprzyjaźnić. Mnie, jak widać, wystarczy czasami wspólne śniadanie.
24
fot. Barry Wetcher / Netfli Czy to właśnie trudne i złożone role, jak chociażby w „Orlando” Sally Potter, ukształtowały Cię jako aktorkę? Mam poczucie, że zarówno z Sally Potter, jak i z Derekiem, miałam bardzo bliski kontakt. Jedną z rzeczy, która nas połączyła, była ogromna radość, jaką czerpaliśmy z pracy. Z Derekiem przeszłam długą drogę, podczas której stawałam się artystką. Pierwsze filmy robiliśmy jeszcze w połowie lat 80. Były one różnie odbierane, ale nas niespecjalnie to obchodziło. Kiedy kręciliśmy, nie zastanawialiśmy się, co spodoba się publiczności. Po prostu pracowaliśmy i szliśmy dalej przed siebie. Miałam poczucie, że międzyludzkie relacje i proces
realizacji filmu to jedyne rzeczy, które się liczą. A także odczuwanie radości wynikającej z faktu, że pracuje się z przyjaciółmi. Mieliśmy oczywiście nadzieję, że widownia zrozumie, o co nam chodziło, ale nie szukaliśmy tego na siłę. Mówisz o wadze wspólnoty, jak się zatem czujesz w chwili, kiedy twój kraj chce opuścić Unię Europejską? Mój kraj nie jest zainteresowany opuszczeniem Unii Europejskiej i zapewniam cię, że nigdzie się nie wybiera. Żyję na co dzień w Szkocji i tam podchodzimy do takich spraw dużo bardziej kolektywnie. Skoro Anglia nawarzyła piwa, teraz musi je wypić.
ix
25
RADAR KULTURALNY opracowanie: RAFAŁ STANOWSKI, fot. mat. promocyjne
4-6.08 KATOWICE
OFFOWA OFFENSYWA W czasie 12. edycji OFF Festivalu w Dolinie Trzech Stawów w Katowicach pojawią się m.in. PJ Harvey, Feist, Swans, Shellac, Talib Kweli Live, Beak, The Black Madonna i Jessy Lanza, a Polskę reprezentować będą m.in. Kwadrofonik + Artur Rojek i PRO8L3M. Na czterech scenach wystąpi kilkudziesięciu artystów. Jak co roku warto będzie zwrócić uwagę na wydarzenia towarzyszące, w tym spotkania i dyskusje z autorami książek w Kawiarni Literackiej, a PiaskOFFnicę, specjalną strefę dla najmłodszych, położoną w najcichszym zakątku festiwalowego terenu, w której pod okiem opiekunów i animatorów, dzieci mają możliwość brać udział w warsztatach i wspólnych zabawach. Historia OFF Festival Katowice to dziesiątki, setki, tysiące dowodów na to, że muzyka zmienia ludzi. A ludzie zmieniają świat.
DOLINA TRZECH STAWÓW, KATOWICE
OD 7.07
DRUGA GRUPA
KRAKÓW
Fot. materiały prasowe
Wystawa „Druga Grupa – To co mieliśmy zrobić, tośmy zrobili”, organizowana przez Związek Polskich Artystów Fotografików Okręgu Krakowskiego i Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka, jest pierwszą próbą monograficznego ujęcia dziesięcioletniego dorobku Drugiej Grupy. Składają się na nią archiwalia, pamiątki, dokumentacja fotograficzna i filmowa, oryginalne, zachowane do dziś obiekty, a także ich rekonstrukcje. Parateatralne, happeningowe działania Drugiej Grupy, konceptualne myślenie, które paradoksalnie miało też swój bardzo mocny wymiar materialny, specyficzny dowcip o dadaistycznej proweniencji, wysublimowana kpina i ujmująca elegancja owocowały akcjami wprost demonstrującymi śmieszność społeczno-politycznych utopii. Krytyczność przeplatana była czarnym humorem i młodzieńczą buńczucznością, a dobrą zabawę serwowano odbiorcom z pełną ironii powagą.
CRICOTEKA UL. NADWIŚLAŃSKA 2-4, KRAKÓW
26
PEJZAŻE PO UNICESTWIENIU Jonasz Stern swoim życiem i twórDO 24.09 czością odcisnął się na historii sztuKRAKÓW ki polskiej XX wieku. Przed wojną był członkiem I Grupy Krakowskiej, a w 1957 roku współzałożycielem II Grupy Krakowskiej, do której należeli między innymi Maria Jarema i Tadeusz Kantor. Były to dwie najważniejsze formacje artystyczne w Polsce. Wystawę prac artysty pokazuje Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie. Dramatyczne doświadczenia wojenne odcisnęły piętno na jego myśleniu i sztuce. Ale nie było w nim cienia nienawiści czy goryczy. Stał się filozofem życia, przemijania i godności. W swoich asamblażach wyrażał to za pomocą prostych symboli: pomiętej tkaniny, szkieletów zwierząt, zwłaszcza ryb, piasku, kamieni, siatek i – wyjątkowo – fotografii. Dramatyzm jego obrazów jest całkowicie wolny od patosu. Stworzył świat abstrakcyjnych pejzaży pozostałych po świecie unicestwionym.
Jonasz Stern, Scena podwodna, 1969, technika mieszana, 67,5 × 83,3 cm, dzięki uprzejmości J.J. Grabscy
MUZEUM SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ MOCAK UL. LIPOWA 4, KRAKÓW
HARRY POTTER NA ŻYWO 10.2017
Koncerty symfoniczne do filmów o Harry’m Potterze wracają do Polski POLSKA z drugą częścią: „Harry Potter i Komnata Tajemnic in Concert”. Wydarzenia odbędą się m.in. w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. Niezapomnianą ścieżkę autorstwa Johna Williamsa w całości wykona Sinfonietta Cracovia. Widzowie będą mogli od nowa przeżyć magię filmu, oglądając go na wielkim, 480 calowym ekranie HD. Koncerty są częścią światowego tournee, stworzonego przez firmy CineConcerts i Warner Bros Consumer Products. Koncerty muzyki filmowej do serii filmów o Harrym Potterze, które rozpoczęły się w czerwcu 2016 roku są kolejną magiczną przygodą w czarodziejskim świecie J.K. Rowling. Terminy koncertów: 16.10 Azoty Arena Szczecin, 17.10 Hala Stulecia Wrocław, 18.10 Hala Torwar Warszawa, 19.10 Arena Poznań, 21.10 Tauron Arena Kraków.
BILETY SĄ W SPRZEDAŻY NA EVENTIM.PL
27
Fot. materiały prasowe
LETNIE TANIE KINOBRANIE
Kino Pod Baranami 30 czerwca - 31 sierpnia
W czasie wakacyjnego festiwalu filmowego Letnie Tanie Kinobranie w Kinie Pod Baranami w Krakowie uczestnicy będą mogli zobaczyć ponad 100 filmów ujętych w 9 cykli tematycznych. Bilety na seanse kosztują zachęcające 7 zł! Jak co roku, dwumiesięczny maraton filmowy podzielony będzie na 9 tygodni tematycznych, podczas których zaprezentowanych zostanie ponad 100 filmów. Na repertuar popularnego i wyczekiwanego festiwalu wpływ mieli widzowie, którzy zgłaszali swoje propozycje filmów. Również dzięki ich głosom w programie znalazły się najważniejsze tytuły ostatnich lat (m.in. La La Land, Jackie, Julieta, Klient, Mustang, Moonlight, Manchester by the Sea, Milczenie, Pokój, Rzeź, Sicario, Wielkie piękno, Zwierzęta nocy). Pojawią się również dzieła filmowe niepokornych twórców(American Honey Andrei Arnold; Snowden Olivera Stone’a; Neon Demon Nicolasa Windinga Refna, To tylko koniec świata Xaviera Dolana), jak i obrazy wielokrotnie nagradzane (Egzamin, Ja, Daniel Blake, Toni Erdmann, Elle). Kinobranie to okazja, aby przypomnieć sobie kultowe filmy sprzed lat lub zobaczyć je po raz pierwszy na dużym ekranie. Wśród nich m.in. Co się wydarzyło w Madison County, Cinema Paradiso, Crash. Niebezpieczne pożądanie, Mechaniczna
28
pomarańcza, 2001: Odyseja kosmiczna i Śniadanie u Tiffany’ego. Fani twórczości Davida Lyncha nie mogą przegapić pokazów Zagubionej autostrady oraz filmu Miasteczko Twin Peaks: ogniu krocz ze mną. Niektóre filmy zostaną zaprezentowane z unikatowych taśm 35 mm. Na miłośników popularnych serii filmowych czekają pokazy filmu Łotr 1 - najnowszej produkcji ze świata Gwiezdnych Wojen oraz niekonwencjonalne historie wprost z uniwersum Marvela. Nie zabraknie dzieł uznanych reżyserów (m.in. Herzoga, Cronenberga, Holland, Wajdy, Smarzowskiego, Polańskiego, Nolana, Jarmuscha, Sorrentino, Allena). Prawdziwe życie pokażą filmy dokumentalne, takie jak Królestwo (najnowsze dzieło twórców Makrokosmosu); Lo i stało się Wernera Herzoga; Pod opieką wiecznego słońca Witalija Manskiego oraz Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham Pawła Łozińskiego. Letnie Tanie Kinobranie to nie tylko projekcje kinowe, festiwalowi będzie towarzyszyła również seria wydarzeń specjalnych. Uczestnicy będą mogli upolować wymarzony plakat filmowy podczas „Plakatobrania”, zachwycić się kinem plenerowym na dziedzińcu renesansowego Pałacu pod Baranami i wziąć udział w akcji promocyjnej Zbieraj KINO oraz konkursach z nagrodami. Na spragnionych letniego wypoczynku czekać będzie strefa relaksu na terenie Kina oraz zaprzyjaźnionych barów i kawiarni. Ponadto, wybrane tytuły będą dostępne dla obcokrajowców dzięki angielskim napisom.
TYDZIEŃ 1 (30 czerwca - 6 lipca): ŻYĆ ZNACZY KOCHAĆ TYDZIEŃ 2 (7 - 13 lipca): KOBIETA I ŻYCIE TYDZIEŃ 3 (14 - 20 lipca): PRAWDZIWE ŻYCIE TYDZIEŃ 4 (21 - 27 lipca): ŻYCIE JEST MUZYKĄ TYDZIEŃ 5 (28 lipca - 3 sierpnia): ŻYCIE JEST PIĘKNE TYDZIEŃ 6 (4 - 10 sierpnia): MŁODE ŻYCIE TYDZIEŃ 7 (11 - 17 sierpnia): ŻYCIE RODZINNE TYDZIEŃ 8 (18 - 24 sierpnia): TAJEMNICE ŻYCIA TYDZIEŃ 9 (25 - 31 sierpnia): CIEMNA STRONA ŻYCIA
29
Robert Proch
Abstrakt Forum 2.0 Abstrakt Forum, wystawa sztuki abstrakcyjnej w letnim pawilonie przy Forum Przestrzenie w Krakowie, 22 lipca pokaże nowy komplet prac. Zobaczymy dzieła artystów o międzynarodowej rozpoznawalności - będą to Augustine Kofie, Remi Rough, Satone, Robert Proch, MADC oraz Poesia. Kuratorami wystawy są Łukasz Nawer Habiera oraz Maciej Malinowski. Prezentowane prace łączą dwa aspekty - artyści działają w kręgu street artu, prezentując swoją sztukę w przestrzeni miejskiej. Wysta-
30
wa pokazuje, jak szerokim tematem jest współczesna sztuka ulicy, a jej przedstawicieli trudno jednoznacznie klasyfikować. Abstrakt Forum zwraca również uwagę na siłę abstrakcji jako formy ekspresji, która doskonale komponuje się z nowoczesną architekturą i współczesnym stylem życia. Augustine’a Kofie, legendę street artu i graffiti z Los Angeles, znać powinni bywalcy Forum Przestrzenie. Kilka lat temu na ścianie sąsiadującej z klubem ten amerykański artysta stworzył mural wspólnie z Nawerem. Brytyjczyk Remi Rough pokazywał
MADC
jakiś czas temu swoją pracę w galerii we wnętrzu Forum Przestrzenie. Natomiast mieszkający w Niemczech artysta Sat One zasłynął z monumentalnej realizacji w Łodzi, stworzonej wspólnie z duetem Etam Cru. Wystawę Abstrakt Forum będzie można oglądać w Letnim Pawilonie Forum Przestrzenie przy ul. Konopnickiej 28 w Krakowie do 23 września. Rafał Stan
w owski
Augustine Kofie
Mural Augustine'a Kofie i Nawera, fot. archiwum artysty
Fot. Maciej Malinowski
31
INTERIM
MANAGEMENT,
czyli Strachy poszły na lachy, bo przyszły superkreatywne!
,, Nauczyły nas planować wydatki, czytać i rozumieć kolumny cyfr, przewidywać i zaplanować realizację naszego marzenia. Ugruntowały nas w budowaniu trwałych relacji z pacjentami od pierwszego kontaktu, wspierały, sprytnie łączyły ludzi, co przyniosło zwiększenie kilkukrotne obrotów firmy w kilka miesięcy. Gorąco polecam współpracę z tymi profesjonalistkami’’ Dr Agnieszka Wójcik Klinika D W AESTHETIC Kim są, jak pracują i co powoduje, że zasługują na referencje? Dwie kobiety z pasją, energią i wieloletnim doświadczeniem zawodowym na stanowiskach managerskich, dla nich marketing i sprzedaż to nie tylko pusty bullshit, to również liczby, które sprawiają, że TY osiągasz sukces. Więc, jeżeli chcesz nareszcie mieć skutecznego menagera? Agata Jaskólska i Ewa Przybyś są do Twojej dyspozycji.
LOUNGE: Działacie, jako interim manager, czyli inaczej manager zewnętrzny, na czym to polega? Agata Jaskólska: Wiele firm ma problem ze znalezieniem wyspecjalizowanego managera, który nie tylko zadba o promocję, ale także wskaże błędy w zarządzaniu firmą. Dzięki temu, że działamy w duecie, jesteśmy w stanie pomóc klientowi kompleksowo. Ja skupiam się na zarządzaniu firmą, pomocy w zarządzaniu personelem, a Ewa na jej wizerunku oraz liczbach. Razem budujemy indywidualną strategię, oraz budżet, co później aktywnie wdrażamy. Nasza praca w firmie zawsze zaczyna się od dokładnego audytu. Szukamy słabego ogniwa w każdej części przed-
32
siębiorstwa. Często to czynnik ludzki, czasem słabe technologie, urządzenia, problem z komunikacją, wysokie koszty. Sprawdzamy, na jakim etapie rozwoju jest firma, rozmawiamy z właścicielem o jego planach, pytamy gdzie chciałby być za rok lub dwa – co chciałby osiągnąć. Tworzymy misję i cele długoterminowe, które są spójne z potrzebą klienta. Monitorujemy sytuację finansową firmy, przeglądamy koszty, wydatki. Obserwujemy jak wygląda podejście i obsługa klienta w danym miejscu i dopiero w oparciu o te wszystkie informacje oraz o budżet - budujemy strategię marketingową dla danej firmy. L: Co wchodzi w skład takiej strategii marketingowej?
Ewa Przybyś: Elementów strategii jest bardzo dużo. Jednym może być na przykład PR firmy naszego klienta. Części budowania wizerunku jest mnóstwo, a my w strategii i działaniu skupiamy się na każdej z nich. Mogą to być między innymi socialmedia, banery reklamowe, odpowiednio przygotowana strona internetowa, materiały reklamowe, jak również przekaz bezpośredni. Budujemy strategię opartą o między innymi te elementy, ale również aktywnie uczymy klienta jak sam powinien działać, by w przyszłości mógł umiejętnie kontynuować naszą pracę. Ważna jest też kwestia sprzedażowa, która powinna odpowiednio działać na wszystkich szczeblach personelu, jak również, na co zwracamy szczególnie uwagę praca
z budżetem, który mamy autorsko opracowany i dostosowany do strategii. Dobrze skrojony budżet to wyłapywanie zbyt dużych kosztów, generowanie odpowiednich przychodów, stały monitoring i pełne analizy kwestii finansowych. Dla nas Superkreatywnych zawsze najważniejszy jest efekt – zwiększenie obrotu u naszego klienta, zwiększenie ilości nowych pacjentów oraz ciągła i skuteczne zamiana nowego pacjenta na stałego wiernego fana:) – bo prowadzenie firmy to jest biznes, który ma się rozwijać i osiągać dobry rezultat finansowy. L: Dlaczego warto mieć mobilnego managera? AJ: Będąc właścicielem firmy, często nie widzimy pewnych rzeczy, które mają miejsce, przyzwyczajmy się do nich nie analizujemy czy są dobre czy złe. Gasimy pożary, jeżeli bywają, ale nie robimy nic by iść dalej. My uczymy podejścia strategicznego. Nie wolno patrzeć na to, w jakim miejscu teraz znajduje się firma, trzeba patrzeć w przód. Każdą strategię przygotowujemy na pół lub rok do przodu, tak by innowacyjnie wyprzedzić konkurencję, a nie ją potem kopiować.
EP: Pracując z klientem odpowiadamy również za rekrutację. Jednak nie tylko rekrutujemy, przede wszystkim edukujemy naszych klientów jak odpowiednio w przyszłości rekrutować pracowników na dane stanowisko, jak umiejętnie przeprowadzić rekrutacje, jak stworzyć testy kompetencji pracownika. Tak, aby rekrutacja skończyła się dla pracodawcy sukcesem, posiadania zaangażowanego pracownika, który będzie częścią firmy, z jej ideologią i każdym idącym działaniem. Zatem jako superkreatywne obejmujemy holizmem wszystko, co dzieje się z marketingiem, sprzedażą, zarządzaniem, rekrutacją, szkoleniem pracowników, kwestiami finansowymi. L: Jakie korzyści wynikają z zatrudnienia Was? EP: Pracujemy u klienta tylko jeden pełny dzień w tygodniu, czyli cztery dni w miesiącu, ale jest to bardzo efektywna praca. Oszczędność kosztów dla naszego klienta jest duża, ponieważ nie trzeba nas zatrudniać na pełen etat. Poza tym osoba z zewnątrz jest w stanie szybciej określić problem, dać rozwiązanie, oraz bardziej
zmotywować właściciela firmy do pracy i rozwoju. Pracujemy w większości dla branży beauty, medycyny i stomatologii estetycznej. W tych miejscach bardzo ważne jest miejsce i atmosfera. Gabinet, który jest odbierany, jako prestiżowy, zawsze będzie cieszyć się zainteresowaniem, jednak aby nowi pacjenci zwrócili na niego uwagę, a potem chcieli tam wrócić - trzeba czegoś więcej, powinni czuć emocje. Emocje powinny być oparte o odpowiednia dobrze dobraną obsługę klienta, która w dzisiejszych czasach jest kluczowa, a niestety wielu właścicieli firm o tym zapomina. AJ: Jesteśmy Superkreatywne, dlatego z naszą pomocą każda firma jest w stanie rozwinąć swoje skrzydła :)
Więcej o nich dowiesz się na
www.superkreatywne.pl
REKLAMA
33
Mona Nahleh
Podróż ku orientalnej utopii Sztuka Mony Nahleh to jedno z moich odkryć na Instagramie. Styl libańskiej artystki przyciąga wzrok od pierwszego spotkania w news feedzie i szybko skłania to kliknięcia lajka. Mona studiowała literaturę angielską na uniwersytecie w Bejrucie, gdzie mieszka i tworzy, budując pomost między kulturą Wschodu i Zachodu. W jej pracach dostrzec można coś, co nazwałbym malarskim storytellingiem. Obrazy opowiadają zawsze jakąś historię, otwierając furtkę dla naszej wyobraźni. Stają się wizualnym wierszem, w którym słowa zastępują pociągnięcia pędzla, a kolor, kontur czy perspektywa pełnią rolę subtelnej metafory. Mona zabiera nas w przenikniętą duchem orientu podróż, której celem staje się dotarcie do utopijnej wizji nierealnego świata. Świata, który kryje całe piękno kultury Wschodu. Jeśli będziecie w Bejrucie, zobaczcie koniecznie jej indywidualną wystawę, która zostanie otwarta w lipcu. Rafał Stanowski
34
35
GORĄCA NOC Z DIZAJNEM 9. Noc z Dizajnem we wrocławskiej Galerii Wnętrz Domar pokazała, jak wielka siła kryje się w polskim wzornictwie i projektowaniu wnętrz. Tłumy odwiedzających do późnych godzin nocnych zwiedzały bogatą ekspozycję przy ul. Braniborskiej 14, rozmawiały ze znakomitymi gośćmi i smakowały kulinarne dzieła sztuki. Lista gości specjalnych wydarzenia potrafiłaby wywołać prawdziwą burzę. Do Galerii Wnętrz Domar przyjechały międzynarodowe sławy polskiego dizajnu - Dorota Koziara, Oskar Zięta czy Gosia i Tomasz Rygalikowie. Towarzyszyło im kilkadziesiąt wydarzeń zorganizowanych pod hasłem „zwolnij”, wśród których naszą uwagę przykuła premiera tapet Hommage z pracowni zmarłej niedawno mistrzyni Zahy Hadid czy Re-Cycle Story, czyli wystawa projektantów skupionych na materiałach pozyskanych z recyklingu, wykorzystujących naturalne surowce, bądź nadających drugie życie przedmiotom codziennego użytku.
36
Ciekawą inicjatywą była także 4. odsłona wystawy Marek Dolnośląskich, na której pokazano m.in. projekty Flapo, Justyny Żak, Kaliny Bańki, Gepetto czy Swallowstail Furniture. Wydarzenie odwiedzili znakomici szefowie kuchni Tobiasz Herman i Piotr Kucharski, którzy uroczyście otworzyli nowoczesne Studio Kulinarne Browaru Mieszczańskiego. 9. Noc z Dizajnem upłynęła w gorącej atmosferze, nie tylko z uwagi na bogaty program, ale również tłumy gości i tropikalną pogodę. Dobry dizajn tak mocno przyciągnął uwagę publiczności, że nie przestraszyły jej nawet gwałtowne podmuchy wiatru, zwiastujące nadchodzącą burzę. Warto było zwolnić w ten wieczór i odwiedzić Galerię Wnętrz Domar.
Rafał Stanowski Fot.Tomasz Gola
Jedyne liceum w Polsce z brytyjską maturą A-level Przygotowujemy naszych uczniów do studiowania na najlepszych uniwersytetach na świecie.
WWW.AKADEMEIA.EDU.PL 37
Subaru Chiffon – nowoczesny japoński kei-car. Na naszych ulicach z pewnością zwracałby uwagę.
ZORIENTOWANY
NA SKALĘ MIKRO Orient w aspekcie motoryzacji to przede wszystkim dwa zjawiska. Pierwszym z nich są tzw. chińskie pudełka śmierci, czyli kiepskiej jakości samochody, często będące podróbkami europejskich modeli. Drugim, znacznie ciekawszym i bezpieczniejszym, „orientalnym” zjawiskiem w motoryzacji są popularne w Japonii kei-cars, przez niektórych uznawane za kwintesencję samochodu.
38
Kei-car to najwyższa forma pragmatyzmu w motoryzacji. Ta zbitka w języku japońskim jest skrótem od określenia „lekki samochód”. Kei-car ma być jednak nie tylko lekki, przede wszystkim musi być mały i maksymalnie funkcjonalny – 100% treści, forma jest mniej istotna. Bo niewielkie gabaryty samochodu w miastach takich jak Tokyo (mieszka tam 35 mln mieszkańców) są nie do przecenienia. Kei-cars powstały z konieczności zapewnienia mobilności w trudnych czasach po II wojnie światowej. Historia kei-carów zaczyna się w roku 1949, kiedy przecięty mieszkaniec Japonii mógł co najwyżej pozwolić sobie na zakup motocykla. Bardziej użyteczną alternatywę miały stanowić właśnie kei-cars. Rząd szybko powołał program budowy takich niewielkich i jednocześnie niedrogich pojazdów, a dla ich nabywców przewidział liczne ulgi, np. w postaci niższych stawek podatku i ubezpieczenia.
Władze szczegółowo określiły parametry, jakie ma spełniać taki kei-car. Początkowo jego długość nie mogła przekraczać 2,8 m, szerokość 1 m, a silnik – w zależności od trybu pracy – musiał mieć pojemność do 150 lub do 300 cm3. Wystarczy spojrzeć na parametry Fiata 126p – 3,05 m długość, szerokość prawie 1,4 m i silnik o pojemności 0,6 l, aby stwierdzić, że mowa o naprawdę niewielkim pojeździe. W zasadzie nierealnie małym. Właśnie dlatego, z uwagi na kuriozalne założenia konstrukcyjne, żaden z ówczesnych producentów samochodów nie podjął się zadania budowy kei-cara. Japoński rząd stopniowo „luzował” normy, które dzisiaj narzucają kei-carom długość do 3,4 m (tyle co Toyota Aygo) i silnik o pojemności 660 cm3 i maksymalnej mocy do 64 KM. Pierwsze kei-cars pojawiły się na rynku dopiero w 1953 r., cztery lata od powołania tej inicjatywy. Nazywały się Auto-Sandal i Jama NJ. Kilkanaście lat później niektóre próbowały zrobić karierę za oceanem. Jednym z nich było Subaru 450/Maia. Samochód po serii testów został okrzyknięty najniebezpieczniejszym samochodem Ameryki, do 100 km/h rozpędzał się w niemal 40 s (!), a jego malutki silnik zużywał 9 l paliwa na 100 km. Trudno się więc dziwić, że w USA auto nie wywołało równie wielkiego entuzjazmu, co w Japonii.
Toyota Roomy to typowy przykład kei-cara. Wysokie nadwozie o foremnym kształcie, odsuwane tylne drzwi i pięć miejsc we wnętrzu. 100 proc. treści. Forma jest mniej istotna.
kowaty minivan z przesuwnymi drzwiami po obu stronach, płaską podłogą, silnikiem nad przednią osią i automatyczną skrzynią biegów. Są jednak wyjątki w postaci kei-carów o bardziej sportowym designie. Współczesne kei-cary to niezwykle lukratywna część japońskiego rynku motoryzacyjnego. W 2014 r. w samej tylko Japonii
preferencyjnie i od trzech lat stopniowo niweluje ulgi przysługujące kierowcom tych samochodów. Możliwe więc, że niebawem ta kwintesencja indywidualnego środka transportu, po ponad 60 latach rozwoju, będzie musiała ewoluować w nowym, nieznanym kierunku.
Kei-cary nadążają za trendami. Zwrócicie uwagę na duży wyświetlacz dotykowy we wnętrzu Subaru Chiffona
Suzuki Hustler to ciekawy przykład kei-cara stylizowanego na corssovera.
Obecnie kei-cars stały się samochodami na tyle dopracowanymi i praktycznymi, a przede wszystkim zbliżonymi do normalnych aut osobowych, że zaczęły wypierać z rynku tradycyjne samochody osobowe. W Japonii nikomu nie przeszkadza, że obowiązujące przepisy sprawiają, że niemal wszystkie kei-cary są właściwie takie same. Limity gabarytów w najmniejszym stopniu ograniczają producentów w kwestii wysokości, dlatego kei-car to najczęściej pudeł-
sprzedano 2,7 mln egzemplarzy mikrosamochodów, a to oznacza, że niemal co drugi sprzedawany w Japonii nowy samochód należał właśnie do segmentu kei-cars. Skala zjawiska jest trudna do pojęcia, póki nie zobaczy się ulic Tokyo na własne oczy. Nic więc dziwnego, że każdy z japońskich producentów samochodów oferuje swoje wariacje na temat kei-cara, a przodują w tym Suzuki oraz Daihatsu. Nad kei-carami od niedawna zawisły jednak czarne chmury. Rząd przestaje traktować je
Toyota Roomy. Wnętrza kei-carów mają charakter typowy dla niedrogich samochodów miejskich. Nie brakuje w nich jednak nowoczesnych rozwiązań
Michał Sztorc Zdjęcia: Producenci
39
MX-5 - HARMONIA PIĘKNA I MOCY Japończycy jak mało kto perfekcyjnie adaptują wielowiekową tradycję i filozofię dawnych pokoleń dla współczesnych zastosowań. Doskonałym przykładem tego stwierdzenia może być Mazda MX5. Samochód stworzony został według średniowiecznej koncepcji „Jinba-Ittai” czyli „jedności jeźdźca z wierzchowcem”. Stosowana w dawnym rytuale „Yabusame” idealna harmonia łucznika z koniem umożliwiała trafienie do celu w czasie galopu. Podczas takiej próby jeździec w rękach trzymał łuk i jednocześnie za pomocą ruchu kolan sterował wierzchowcem. W przełożeniu na język motoryzacji określenie „Jinba-Ittai” oznacza harmonijne połączenie oraz skuteczną interakcję kierowcy z samochodem. Zwarte podwozie, precyzyjna i dynamiczna zmiana kierunków jazdy oraz zwrotność podczas manewrowania - to zespół cech, które górują nad mocą i maksymalną prędkością. Zresztą ani mocy - 160 KM, przy relatywnie niskiej masie, ani prędkości - 215 km/h, przy współczesnych ograniczeniach, zupełnie nie brakuje. Stosowanie dużych jednostek napędowych, które zapewniałyby większą moc, ale jednocześnie zwiększały masę własną samochodu nigdy nie należało do strategii Mazdy. Nie można jednak tej postawy mylić z popularnym w ostatnich latach „downsizingiem”. Także w tym zakresie japońscy inżynierowie okazali się godni wielowiekowej, dalekowschodniej kulturze, podążając własną, odmienną drogą. W rozwiązaniach
konstrukcyjnych zastosowali innowacyjną technologię SKYACTIV optymalizującą znane rozwiązania, które inni producenci uznali już za „wcześniej wyczerpane”. I uczynili to kompleksowo, poddając zabiegom silniki, przekładnie, nadwozia i zawieszenia. SKYAACTIV w symbiozie ze stylistyką „Kodo” - duszy ruchu - stworzył sukces konstrukcyjny,wizerunkowy i sprzedażowy. Dzięki uprzejmości firmy Bołtowicz miałam przyjemnośc posmakować tego sukcesu...
Do jazd i sesji przygotowano model RF (ang. retractable fastback), czyli wariant czwartej generacji modelu MX-5 ND ze składanym, sztywnym dachem. Przy założonym dachu, samochód prezentuje się jak coupé w wydaniu fastback, a po złożeniu (możliwym także w czasie jazdy) zmienia się w kabriolet, a raczej targę. Tym sposobem mamy do dyspozycji wyjątkowe auto, które jest nie tylko eleganckie i atrakcyjne stylistycznie, ale także bardzo praktyczne i funkcjonalne. Niezależnie od pogody, o czym mogłam się przekonać osobiście - bo ta była bardzo zmienna możliwe jest jego komfortowe codzienne użytkowanie. Przyjemność prowadzenia wzmocniona zostaje funkcjonalnością i estetyką kabiny – znajdziecie w niej w odpowiednim miejscu tylko to, co potrzebne... Oczywiście musimy mieć świadomość, że to pojazd dwuosobowy, więc ci, którzy nie zostaną zaproszeni na przejażdżkę w absolutnie pierwszej kolejności, będą rozczarowani...
Luiza Dorosz heelsonwheels.pl
40
41
HARD ROCK CAFE KRAKÓW WIANKI 2017 PEPSI AFTER PARTY fot. Jakub Gil
WIĘCEJ NA WWW.LOUNGEMAGAZYN.PL 42
43
STYL
ŻYCIA SURFERÓW Tegoroczne lato upłynie pod znakiem Happy Surfer i ich najnowszej kolekcji. 70’s TRIP to esencja autorskich, geometrycznych wzorów oraz tropikalnych motywów. Idealna propozycja dla fanek surfingu i miłośniczek miejskiej dżungli. Kolekcja przepełniona jest stylem vintage, kolorystyką retro oraz krojami strojów rodem z PRL-u. Happy Surfer tego lata wychodzi również z propozycją dla panów. W kolekcji znajdziemy męskie shorty inspirowane hippisami i klimatem oldschoolowych roadtripów. Zgodnie z nurtem slow fashion, jakim podąża marka, kolekcja występuje w niewielkich seriach w pełni wykonanych w Polsce.
Fot. Piotr Dębski
Historia
ZAMKNIĘTA W BIŻUTERII Z pozoru minimalistyczna i delikatna biżuteria marki Rett Frem w każdej kolekcji skrywa odrębną historię. Obecną zawładnęła sztuka, którą dzięki biżuterii możemy przenieść do dnia codziennego. Rett Frem nie stanowi uzupełnienia dla stylizacji – to cały szereg znaczeń oraz inspiracji. Kolekcja Art jest propozycją kolczyków XXL, kolczyków asymetrycznych oraz tradycyjnych wisiorków. Modele dostępne są zarówno w odcieniach złota jak i srebra. Wzbogaceniem dla prezentowanej biżuterii stały się ilustracje Anny Rzymyszkiewicz, które współgrają z projektami. Osoby, które cenią sobie oryginalność z powodzeniem mogą jej tutaj szukać. Projektantka wychodzi naprzeciw indywidualnym klientom z możliwością dowolnego łączenia proponowanych modeli i stworzenia tego jedynego – unikatowego.
Fot. Magdalena Czajka
44
45
Moda W przypadku tej marki „hand made” nabiera zupełnie nowego znaczenia. Każda z rzeczy to oddzielna historia. Historia człowieka który wiedzę otrzymywał z pokolenia na pokolenie. Zgodnie z filozofią Fair Trade, ubrania Mapaya powstają w małych, lokalnych manufakturach. To właśnie dzięki takiej decyzji, marka nabiera wyjątkowego charakteru i staje się prawdziwą skarbnicą azjatyckich technik farbowania i pracy z tkaniną. Wszystko rozpoczęło się od podróży, później była moda i joga. Martyna Wilde, założycielka marki, postanowiła wszystko co kocha połączyć w jedno. Tak powstała Mapaya. Martyna wierzy, że moda powinna uszczęśliwiać, a nie krzywdzić – stąd
46
Tekst: Aleksandra Oleszek
TKANA PODRÓŻAMI
pomysł na innowacyjny proces produkcji. Choć biznes posiada wymiar lokalny, w całym rozumieniu staje się globalny, ponieważ każda z rzeczy tworzona jest w różnych krańcach świata. Jak łączyć podróże z modą? Poszukiwać inspiracji i wyjątkowych rękodzielników do współpracy – z taką myślą Martyna wciąż rozwija markę. Mapaya stosuje nietypowe dla polskiego rynku techniki pracy z tkaniną, które pierwotnie wykorzystywana były do barwienia jedwabiu. Zajmuje się tym Khun Chen, który jest w tej dziedzinie prawdziwym artystą. W Indonezji oraz Kambodży powstają ikaty - unikatowe, ręcznie tkane materiały, których nikt inny nie sprowadza
do Polski. W Tajlandii dla marki pracuje Kimmy, specjalistka od nadruków oraz eksperymentalnych wybarwień, a w Kambodży dzięki Mapaya zatrudnienie znajdują niepełnosprawni, często są to ofiary wojen czy osoby zmagające się z problemami psychicznymi. Biżuterię z kamieni szlachetnych i półszlachetnych, mosiądzu oraz srebra wytwarza ręcznie Gig z Tajlandii. Mapaya wykorzystuje także jedną z najstarszych technik zdobienia tkaniny na świecie – indyjski druk stemplami. Przez całe wakacje odbywać się będą Mapaya Girls Yoga Mornings - bezpłatne spotkania jogowe w krakowskim Parku Jordana (każda sobota o godz. 10.30).
rewolucji
fot: Marek Makowski
Rafał Michalak wraz z Iloną Majer tworzą MMC - jedną z najbardziej twórczych marek w polskiej modzie, która wypracowała własny styl, a jednocześnie potrafi nieustannie zaskakiwać. Rozmawiamy niedługo po głośnej premierze nowej kolekcji na jesień-zimę 2017/2018, pokazanej w Nocnym Markecie w Warszawie. Z Rafałem Michalakiem rozmawia jego imiennik, Rafał Stanowski.
48
ja. Uczelnie artystyczne powinny pomóc zrealizować najbardziej szaloną wizję. Bierzesz udział w jury nowego, międzynarodowego konkursu Łódź Young Fashion. Sądzisz, że to może być impuls dla młodych polskich projektantów, którzy zmierzą się z rówieśnikami z całego świata? - Wydaje mi się, że tak, tym bardziej że główna nagroda 30 tys. euro jest kusząca, pomoże otworzyć wiele drzwi. Jeżeli ktoś zdobędzie taką sumę, może stworzyć za to małą markę odzieżową lub zainwestować w pokazanie się na międzynarodowym rynku. Jestem ciekawy, czy przyjadą projektanci ze świata, czy będzie to nadal lokalny konkurs.
Ilona Majer i Rafał Michalak, fot. Aldona Kaczmarczyk
Nową kolekcję MMC przenika hasło „Censored”. Czujecie się z Iloną Majer cenzurowani? - To był pomysł chwili. Szukaliśmy hasła, które pasowałoby do nastroju kolekcji i momentu, w którym powstała. Doszliśmy z Iloną Majer do wniosku, że żyjemy w czasach, w których cenzura może się kiedyś pojawić. Nasza kolekcja wraca też do lat 90., kiedy przeżywaliśmy pełną wolność. Poza tym my, jako projektanci, też nieustannie narzucamy sobie autocenzurę. Projektant jest przecież cały czas na cenzurowanym. - Tak, bardzo. Profesjonalizm w naszym zawodzie polega na tym, że projektant powinien sobie narzucić pewne ramy. Wychodzę z założenia, że lepiej pokazać mniej niż więcej. Projektujecie z Iloną już od ponad 20 lat. Nie czujecie się zmęczeni tą autocenzurą, poddawaniem swojej pracy nieustannej ocenie? - Czuję się czasami zmęczony, po pokazie zwykle nachodzi nas myśl: Ojej, mamy naprawdę dosyć tego zawodu i wszystkiego. Ale gdy przychodzi chwila, w której trzeba zacząć pracę nad następną kolekcją, wstępują w nas nowe siły. Mówisz sentymentalnym o powrocie do lat 90. Czy to była dla Ciebie szczególna dekada? Skąd bierze się fenomen jej obecnej popularności?
- Wtedy studiowałem, uczyłem się pilnie w łódzkiej ASP. To była rzeczywiście dekada wolności. Mieliśmy dużo szczęścia będąc pierwszym pokoleniem, które wypłynęło jako projektanci indywidualni. Wcześniej pracowało się w dużej mierze anonimowo dla firm, czy to dla Mody Polskiej w Warszawie, czy dla Telimeny w Łodzi. Byliśmy pierwszym pokoleniem, które zaczęło robić karierę pod swoim nazwiskiem. Gdy patrzę na różne dziedziny kultury z lat 90., zwłaszcza na film czy muzykę, dostrzegam ogromną kreatywność, której nie zawsze potrafią dotrzymać kroku współcześni twórcy. Z modą było Twoim zdaniem podobnie? - Gdy patrzę na obecne dyplomy w polskich szkołach mody, myślę sobie, że my robiliśmy dużo bardziej szalone rzeczy. Byliśmy totalnie odrealnieni, nie interesowało nas robienie grzecznych kolekcji. Trudno było znaleźć dobre tkaniny, więc szukaliśmy pomysłów, czym je zastąpić. To były naprawdę szalone czasy. Czyli żyjemy w przyziemnej epoce? - Na pewno w bardziej komercyjnej. Byłem niedawno na jednym z pokazów dyplomowych w Warszawie, gdzie zobaczyłem mnóstwo kolekcji młodych projektantów. Wszystkie były totalnie komercyjne. Nie mówię, że to źle, ale mnie to się nie podoba. Studia to najlepszy czas, by wyżyć się artystycznie i pokazać swoje prawdziwe
Pytanie, czy polscy młodzi projektanci są przygotowani na międzynarodową konfrontację? Do Polski dociera zbyt mało impulsów mody z zagranicy, nie ma prawdziwego fashion weeka, a imprezy raczej się zamykają niż uruchamiają. Krótko mówiąc, myślisz, że nasi dadzą sobie radę? - Moim zdaniem są przygotowani. Kształcenie jest podobne, bariera pojawia się później, po zakończeniu nauki. Gdy studiuje się we Włoszech, można odbyć staż w tak wielkich firmach jak Gucci, a po szkole zaczepić się w firmach na całym świecie. U nas jest to wszystko bardzo lokalne, absolwenci trafiają zwykle do LPP. Mam nadzieję, że ten konkurs pokaże, jak duży potencjał kryje się w młodych polskich projektantach. W czasie spotkania ze studentami SAPU w Krakowie mówiłeś, że projektowanie zaczynacie od wyboru tkaniny. Który materiał był początkiem kolekcji FW2017/18? - To jest kolekcja last minute, powstawała bardzo szybko. Długo czekaliśmy z ostateczną wersją, chcieliśmy znać miejsce pokazu, a ono się zmieniało. Wyzwaniem były na pewno lateks i sztuczne futra, które użyliśmy zresztą po raz pierwszy. I pierwszy raz zrobiliśmy tak wiele swetrów, wiele czasu spędziliśmy w dziewiarniach, ucząc się nowych rzeczy. Dzięki temu tworzenie tej kolekcji było inspirującym i zaskakującym doświadczeniem. W jednym z wywiadów sprzed kilku lat mówiłeś, że nie jesteś przekonany do sztucznych futer, mimo ich ekologicznego charakteru. Co się teraz zmieniło?
49
- To był trochę przypadek. Byliśmy w pewnej hiszpańskiej firmie, która zaskoczyła nas swoimi sztucznymi futrami. Tak dobrze udawały naturalne, że uznaliśmy z Iloną „dlaczego nie”. Tym bardziej, że nie jestem wielkim przeciwnikiem używania owczych skór i szycia z nich na przykład kożuchów, wydaje mi się to bardzo naturalne. To znaczy, że będzie więcej sztucznych futer u MMC? - Jeszcze nie wiem. Wróciliśmy właśnie z krótkich wakacji. Jesteśmy na tym etapie, w którym nie myślimy nad nową kolekcją. Oczywiście szukamy inspiracji, ale nic konkretnego w naszych głowach się jeszcze nie pojawiło. Potrafisz się kompletnie odciąć i nie myśleć o nowej kolekcji? - Potrafię, bo mam w tym momencie inne zajęcia, na przykład siadam i robię kolekcję zimową dla SI-MI. Poza tym zastanawiamy się, co wprowadzić do masowej produkcji z kolekcji jesień-zima MMC. Jest sporo pracy, nie tyle nie twórczej, co raczej odtwórczej. Czym kierujecie się, wybierając rzeczy, które trafią do szerszej sprzedaży? - Trochę oddźwiękiem, trochę kosztami produkcji, bo też trzeba, a trochę naszymi mocami przerobowymi. Musimy wybrać kilkanaście pozycji, które naszym zdaniem będą się najlepiej sprzedawać. Nie czuliście pokusy, by znaleźć inwestora i wejść jeszcze mocniej na rynek, otworzyć sieć swoich butików, może zaatakować rynek zagraniczny? - Od 20 lat idziemy naprzód małymi kroczkami. Bronimy się trochę przed projektowaniem kolekcji dla Biedronki czy Rossmanna, oczywiście nikogo nie obrażając. Gdyby się znalazł inwestor, który zostawiłby nam swobodę twórczą i sprawił, że MMC stałoby się bardziej masowe, to czemu nie? Znowu wraca słowo cenzura. Przypadki z polskiego rynku pokazują, że swoboda projektanta przegrywa często z oczekiwaniami inwestora. Znalezienie kogoś, kto zrozumie potrzeby projektanta graniczy naprawdę z cudem? - Kto wie, wszystko się zmienia, choć ja mam wrażenie, że na grosze. Dlaczego? - Widzę coraz mniej pieniędzy w tym biznesie. Nastąpiło ogromne nasycenie markami
50
i projektantami, ogólnie produktem. Coś się teraz powinno wydarzyć, uważam że na rynku dojdzie do rewolucji. Sieciówki oczywiście nie znikną, ale będą musiały zmienić podejście do biznesu. Powinny zacząć myśleć więcej o projekcie, a mniej o marżach i cięciu kosztów. Gdyby taka rewolucja w myśleniu dokonała się w wielu firmach, wyszłoby nam to wszystkim na dobre. A gdy patrzysz na tych wszystkich młodych projektantów, którzy pojawiają się intensywnie na rynku, co myślisz? - Podziwiam ich, widzę jak kończą szkoły i rzucają się na głęboką wodę, chcąc działać w tym zawodzie. Wydaje mi się, że to jest w naszym kraju coraz trudniejsze. Gdyby prezes LPP Marek Piechocki zadzwonił do MMC, proponując Wam ponownie współpracę, to… - Pewnie byśmy się spotkali. Jestem fanem polskich marek i uważam, że lepiej wspierać nasze sieciówki niż te zagraniczne. Należąca do LPP marka Reserved jest jedynym polskim brandem, który ma szansę zaistnieć na świecie. To byłoby miłe zobaczyć swoje rzeczy na Oxford Street, więc czemu nie. Mam jednak świadomość, że pracując dla tak dużej firmy, musi się pojawić jakaś cenzura (śmiech), przede wszystkim ekonomiczna. Przejawem takiego ekonomicznego myślenia, już w ujęciu globalnym, jest kariera streetwearu, który wszedł na najważniejsze wybiegi. W nowej kolekcji bardzo zgrabnie podejmujecie grę z tym trendem. Zastanawiam się, czy to jest trwała zmiana w modzie, czy może przejściowe zachłyśnięcie dyktatem ulicy? - Streetwearowe rzeczy wprowadzamy do swoich kolekcji od kilku sezonów, sprzedają się zresztą bardzo ładnie - zwłaszcza kurtki puchowe i bluzy. Doszliśmy jako MMC do takiego etapu, co uważamy za atut, że dorobiliśmy się kilku własnych klasyków, które możemy dowolnie interpretować, a nawet powtarzać z sezonu na sezon. Autocytaty? Nie mam problemu z tym hasłem, w przeciwieństwie do „cytatów”. Uważam, że autocytat nie jest wcale niczym nagannym, a wręcz może być powodem do dumy. Jeśli ktoś stosuje ten zabieg, jest po pierwsze pewny swojego produktu, po drugie klienci go oczekują.
A po trzecie - ma co cytować. - Zresztą to nie pierwszy raz, kiedy pojawiają się u nas autocytaty. Jeśli się na to decydujemy, robimy to zawsze z rozmysłem. Zabawa ze streetwearem Was nie nuży? - Wcale nie, uważam że najprostsze rozwiązania są często najtrudniejsze. Zaprojektowanie dobrej bluzy nie jest takie oczywiste. Poza tym nie tworzymy streetwearu, lecz miksujemy go z wysoką modą - a to nie jest łatwe. Na szczęście nigdy nie produkowaliśmy bluz dresowych, cały ten etap ominęliśmy szerokim łukiem. W nowej kolekcji pojawiają się rysunki, które zaprojektowała... córka Ilony Majer. Skąd ten pomysł? - Szukaliśmy motywu graficznego, poszliśmy na wystawę syrenek organizowanej przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej, była z nami córka Ilony. Po powrocie pokazała nam swoje rysunki. Uznaliśmy, że jest to takie słodkie. Które miejsce Cię bardziej inspiruje - biznesowa Warszawa, rodzinna Łódź czy Włochy, gdzie często bywasz? - Chyba jednak Włochy (śmiech). Inspirują mnie wszystkie miejsca, w których przebywam. We Włoszech, poza rozmaitymi urokami tego kraju, mamy wielką przyjemność spotykania się z prawdziwymi rzemieślnikami, którzy tworzą wspaniałe tkaniny i dodatki, w Polsce tego po prostu nie ma. Zawsze potrafią nas czymś zaskoczyć. Ale żyjemy tu, na miejscu. Mam wrażenie, zwłaszcza w porównaniu do Italii, że w Polsce wszystko odbywa się w wielkim pędzie, Warszawa jest mega rozpędzona. Mówisz o włoskim kulcie rzemiosła, niestety w Polsce ten fach umiera. Rozmawiałem o tym niedawno z Ranitą Sobańską, dyrektor kreatywną 4F, która powiedziała to samo - Polsce jest coraz mniej fachowców, którzy mogliby tworzyć produkty na światowym poziomie. - Z szyciem nie jest jeszcze najgorzej, natomiast tkanin prawie w ogóle już nie produkujemy. Urodziłem się w Łodzi, pamiętam jeszcze polskie fabryki produkujące materiały odzieżowe, żadna z nich nie przetrwała. To jest tak jak z sieciówkami, jeżeli nie zwracasz uwagi na produkt tylko najważniejszy jest koszt produkcji, prędzej czy później zapłacisz za to cenę.
Rozmawiał RAFAŁ STANOWSKI
LASEROTERAPIA
TRYCHOLOGIA
KARBOKSYTERAPIA
ENDERMOLOGIE® LPG INTEGRAL
DERMAPEN FUSION
PEEL MISSION
MEZOTERAPIA
DEPILACJA LYCON AROSHA
MASAŻE I RYTUAŁY
NAIL BAR ZABIEGI PIELĘGNACYJNE BABOR
KONTAKT: T: +48 696 199 977 E: hello@allurebeauty.pl A: ul. Ludmiły Korbutowej 4A Kraków
@allurebeautyboutiquekrakow
allure.beautyboutique
allurebeauty.pl
3
zdjęcia: Danielle Giudetti
Natasha Pavluch enko W STOLICY LUKSUSU
Natasha Pavluchenko ponownie zaskakuje. Swoje projekty pokazała jako gość specjalny na wybiegu w czasie Monte Carlo Fashion Week. Kolekcja stylem nawiązuje do epoki wiktoriańskiej, pełna jest odwołań do klasyki i motywów historycznych. Natasha w najnowszej kolekcji wychodzi z propozycją ekspresyjnej zabawy modą – łączenia nowoczesnych krojów z tymi sprzed lat. Ukazuje również cząstkę siebie – kobiety odważnej, lubiącej eksperymentować z modą – jak mówi projektantka. Projektantka żongluje fasonami w kolorystyce czerni oraz bieli. Uzupełnieniem dla klasycznych barw stało się misterne złoto.
52
Kolekcja Neo Victorian została wykonana dzięki autorskiej, opracowanej przez Natashę technologii kroju. Każdej z zaprezentowanych 15 sylwetek szyku oraz klasycznej elegancji dodają kunsztowne zdobienia, takie jak kryształki Swarovskiego oraz ręcznie wyszywane aplikacje. W kontraście do wieczorowych koronek mamy dzienne, eleganckie kroje. Natasha Pavluchenko znalazła się w gronie znanych osobistości świata mody, biznesu i sztuki; gośćmi byli m.in. Naomi Campbell, Chiara Boni, artysta Aleksande Beridze oraz księżna Charlene, której fundacja patronowała całemu wydarzeniu. /ALEOLA/
Zdj. Jacek Kurnikowski, Piotr Podlewski, Michał Baranowski/AKPA
Warsaw Fashion Street tDwunasta edycja Warsaw Fashion Street, organizowana przez Dorotę Wróblewską oraz Sophisti Group, przyciągnęła utalentowanych projektantów oraz szerokie grono gości, w którym błyszczały gwiazdy mody polskiej. Na wybiegu, ustawionym w plenerze przy Trakcie Królewskim w Warszawie, pokazano kilkadziesiąt kolekcji. Zobaczyliśmy
zarówno uznane marki, jak Si-Mi, Natalia Jaroszewska, Forget-me- not/Pecunia czy Andrzej Foder, jak i młodych gniewnych Walerię Tokarzewską-Karaszewicz, Monikę Ptaszek, Natalię Golec, Weronikę Urbaniak, Artura Steca Lesera, Ewę Chojnacką czy Macieja Soję. Wyróżniające się grono wśród młodych projektantów stanowili absolwenci SAPU, laureaci Cracow Fashion Awards.
W czasie finałowej gali, którą uświetnili m.in. Joanna Horodyńska, Bogna Sworowska, Ilona Majer, Rafał Michalak czy Tomasz Ossoliński, oddano hołd wybitnemu projektantowi Jerzemu Antkowiakowi. Jego dawne modelki przeszły po wybiegu, by w uroczysty sposób oddać na scenie hołd Mistrzowi Mody Polskiej. /RS/
53
Z polską metką:
#SHUNGA fot. Patrycja Toczyńska
Joanna Hawrot
Kilka lat temu w Barcelonie kupiłam swoje pierwsze japońskie, bardzo stare, oryginalne męskie kimono. To był ten moment zakochania, który trwa do dzisiaj – wspomina projektantka. O początkach, kostiumie teatralnym, japońskich erotykach i nowym wyzwaniu – opowiada Joanna Hawrot.
Początki projektowania, jak mówi Joanna, były dość burzliwe. Sama musiała stawić czoła modzie w kontekście biznesu i oczekiwań klientów. „Do sukcesu dochodziliśmy konsekwencją i bardzo ciężką pracą, stres i presja zwłaszcza na samym początku były ogromne” - wspomina projektantka. Do swojej pierwszej kolekcji wraca z sentymentem, ale i przymrużeniem oka. Był to prawdziwy debiut artysty – totalnie abstrakcyjny, oderwany od rzeczywistości. Z czasem Joanna odkryła japoński minimalizm, który do dziś prowadzi ją artystyczną drogą Wszystko rozpoczęło się w Barcelonie. Tutaj Joanna kupiła swoje pierwsze kimono – bardzo stare, męskie, w sklepie z antykami. Dziś, z miłośniczkami orientalnego fasonu tworzy społeczność #KIMONOLOVERS, która skupia charyzmatyczne kobiety sukcesu. Kimono w ich stylizacjach gości nie tylko podczas specjalnych wyjść, ale jest z nimi na co dzień. Odkryły, że te fason daje nieograniczone możliwości stylizacji i pomaga wyróżnić się z tłumu. Kimona stały się przestrzenią dla twórczego wyrażania emocji projektantki. Dzięki nietypowym formom, które proponuje, ciekawy design łączy się ze sztuką użytkową.
54
Otoczona fascynacją kimonem, artyzmem i japońską estetyką dumnie tworzy od 2008 kolekcje żonglując między haute couture, a pret-a-porter - stworzyła ich już 17. Ostatnia, #SHUNGA jest dla projektantki niezwykle.
#SHUNGA fot. Patrycja Toczyńska
„Traktuje o seksualności i kobiecości jak żadna wcześniej. Powstała w wyniku inspiracji erotycznymi drzeworytami japońskimi, jest głosem w sprawie świadomej erotyki. Barwne, a zarazem współczesne wzory nadruków stworzyłam wraz z Sonią Hensler, ilustratorką z Kornwalii, która na podstawie erotyków japońskich narysowała współczesną opowieść o sztuce kochania” – opowiada Joanna Hawrot.
#SHUNGA fot. Patrycja Toczyńska
Zarówno #SHUNGA, jak i każda poprzednia opowieść opiera się na filozofii FROM FASHION TO ART. Prezentacje kolekcji Joanny to spektakularne instalacje. W połączeniu z muzyką, malarstwem i tańcem budują spójną historię opowiadającą o przenikaniu się mody ze sztuką. „Ciekawi mnie pokazywanie mody w towarzystwie nowych mediów, a także instalacji z tkanin” - dodaje Joanna. Jako entuzjastka sztuki, współpracuje z malarzami, grafikami czy artystycznymi fotografami takimi jak Katarzyna Widmańska. „W najbliższym czasie przygotowuję ciekawy projekt z polską malarką Aleksandrą Waliszewską. Zobaczycie kimona, jakich dotąd nie było! Trzymajcie kciuki, efekty kooperacji już niebawem” - zdradza nam Joanna Hawrot. Uznanie dla swojej orientalnej twórczości projektantka znalazła nie tylko w Polsce. Joannę doceniono również w Nowym Jorku, Berlinie, Paryżu czy Tokio. Jako pierwsza Polka debiutowała na dwóch prestiżowych wydarzeniach kulturowych: Biwako Biennale i Eye on Poland. W 2014 roku Joanna Hawrot zdobyła tytuł Projektanta Roku #BEGINDESIRE w konkursie Hush Selected.
55
Światowa sława wywodzi się z Krakowa – to tutaj rozpoczynała swoją przygodę z modą wśród artystycznej bohemy. Od roku Joanna Hawrot debiutuje autorskim butikiem w Warszawie. Tutaj klient ma możliwość zapoznania się z kolekcją, a nawet stworzenia personalizowanego, szytego na miarę projektu. Joanna dzieli z klientami pasję do mody i sztuki. Aleksandra Oleszek Zdjęcia: materiały prasowe
56
BY KINGA CHŁOPEK Fashion: Kinga Chłopek (absolwentka SAPU) Foto: Marta Szczepaniak Modelka: Wiktoria Strózik Just Fashion Agency Make-up: Gosia Hatalska Hair: Iga Kużnik
58
59
60
61
62
63
64
65
Najmodniejszy hidżab
NA INSTAGRAMIE
OD MODOWYCH INFLUENCEREK RÓŻNI JE CHUSTA NA GŁOWIE I WIĘKSZA SKROMNOŚĆ. MUZUŁMAŃSKIE BLOGERKI WIEDZĄ, ŻE MOGĄ KOCHAĆ JEDNOCZEŚNIE ALLAHA I FASHION. OTO PIĘĆ NAJCIEKAWSZYCH Z NICH.
Pierwsze skojarzenie z kobietami wyznającymi Islam? Restrykcyjny ubiór: czador, burka, hidżab. Na plażę – burkini, które odsłania jedynie twarz, stopy i dłonie. Złoto? Tak, jeśli jest haftem zdobiącym abaje, długie płaszcze bez rękawów. Tymczasem ile krajów, tyle praw i podejść do tradycji. Muzułmanki żyjące w Ameryce oraz Europie często mogą i lubią czerpać z ogól-
noświatowych trendów. To odbiorczynie głośnej kolekcji hidżabów duetu Dolce i Gabbana, eksperymentują z nowością umiejętnie i dobierają ją do tradycji. Tworzą blogi i kanały na YouTube, piszą głównie po angielsku, a ich Instagramy są pełne kolorowych zdjęć – zupełnie innych niż zdjęcia, które widujemy w mediach. ALEKSANDRA ZAWADZKA
Dina Torkia @dinatokio Warstwy, kolory, wzory i geometryczne formy ubrań to kwintesencja jej stylu. Dina Torkia z Egiptu włosy chowa pod chustą, ale na stopy zakłada futrzane klapki albo sneakersy, a szerokie bluzki potrafi spiąć gorsetem jak z pokazu Isabel Marant. Swoje wyczucie stylu oraz poczucie humoru prezentuje na Instagramie i YouTube. Tworzy lookbooki, zdradza wskazówki jak się ubierać, testuje nowości kosmetyczne, ale też porusza poważniejsze tematy, jak opowieści o zaburzeniach żywienia, obchodzeniu Ramadanu czy elementach jej kultury. Prowadzi także oddzielny kanał na spółkę z mężem i sama projektuje ubrania.
Maria Al-Sadek @mariaalia Jednego dnia jest na Coachelli, gdzie zakłada czapkę z daszkiem na chustę, innego – pozuje w kampanii Uniqlo albo ogląda pokazy na fashion weekach. Jej korzenie sięgają Palestyny i Puerto Rico, urodziła się i wychowała w Alabamie, ale obecnie jej dom to jedna ze stolic mody, czyli Nowy Jork. Zarówno Instagram, jak i blog Marii są estetycznie dopracowane w każdym calu. Nie ma co się dziwić – to artystyczna dusza, która zawodowo zajmuje się m.in. pracą w social mediach.
66
Saufeeya Goodson @feeeeya Saufeeya pochodzi z Karoliny Północnej, ale na co dzień mieszka w Dubaju. Jej styl jest bardzo zróżnicowany – z jednej strony uwielbia przepych: fantazyjne spódnice, bogactwo wzorów, doskonałe materiały, a z drugiej – potrafi wbić się w dżinsy, męską bluzę i trampki, jeśli tylko najdzie ją na to ochota. Umiejętnie przemyca codziennego ubioru modne trendy: zaokrąglone zerówki, mom jeans, elementy stylu heatlh goth. Działa głównie na Instagramie, ale to nie przeszkodziło jej w tym, żeby do współpracy zaprosił ją nawet Vogue Arabia, a fotografował ją sam Alexi Lubomirski.
Sobi Masood @sobi1canobi Sobi studiuje w Nowym Jorku na Fashion Institute of Technology. Zdobywane wykształcenie zobowiązuje – influencerka odważnie nosi męską kurtkę, pasiaste kuloty czy wystylizowaną na lata 90. welurową bluzkę połączoną z białym t-shirtem. Jeśli przyjrzycie się dokładnie, uda Wam się zobaczyć nawet wystający spod jej chusty choker. Gdy jednak chce dodać sobie więcej kobiecości, zakłada długie suknie ze zwiewnych materiałów, a usta podkreśla szminką w kolorze dojrzałej jagody. Na Instagramie prezentuje nie tylko ubrania, ale też opowiada o swoim życiu i rodzinie. Została wyróżniona m.in. przez magazyn Glamour.
Sagal Ibrahim Shire @sagaleeyaa Publikacje Sagal, Somalijki mieszkającej w Londynie, dotyczą mody i lifestyle’u oraz, jak sama przyznaje, jej „najnowszych obsesji”. W jej stylizacjach widać wyraźnie artystyczne wpływy: materiały, nadruki i kroje ubrań tworzą w całości wręcz malarskie efekty. Komplement „barwna postać” jest w tym przypadku jak najbardziej konieczny, a najciekawsze ubiory blogerki to zdecydowanie te z czasów ciąży, których pozazdrościłaby sama Beyonce.
67
Zdjęcia: Thullee / Electrifieed Modelka: Sash Morozova Produkcja: Subtle Simple
Kreatywna prostota z Hanoi Czyste linie i detale, które nie pozwalają oderwać od siebie wzroku. Architektoniczne formy uzyskane dzięki doborowi najlepszych materiałów. Spójność procesu kreatywnego od powstania projektu aż po sesję zdjęciową. Aż trudno uwierzyć, że marka Subtle Simple, rodem z Hanoi, istnieje dopiero od dwóch lat. Ich najnowsza kolekcja to prostota z olbrzymią dawką kreatywności. Połączenie pięknej formy i minimalizmu. Subtle Simple omija nudną oczywistość, oferując swieżość i nowoczesność. Założyciele marki, Giang Le i Viet Nguyen, pracują razem na każdym etapie, od projektowania, przez wykonanie, aż po marketing i finanse. Jak sami mówią: - Jeśli się przyjrzycie, to zobaczycie połączenie dwóch idei, które ze sobą współgrają. Miałam okazję stylizować ich projekty z kolekcji DENIM kilka miesięcy temu i ciągle wracam do nich w kolejnych sesjach. Między innymi dlatego, że ubrania wyglądają pięknie w ruchu, co jak
68
sami przyznają, jest dla nich jednym z ważniejszych elementów projektowania. Sesja zdjęciowa kolekcji Spring/Summer 17 Volume 1 to efekt genialnej współpracy pokrewnych estetycznie artystów. Sposób, w jaki łączą detale, balansując na granicy teatralności, i w jaki bawią się strukturą i światłem, jest do pozazdroszczenia i nie jeden gigant modowy mógłby się od nich uczyć. Każda kolekcja fascynuje mnie w równym stopniu, za każdym razem inaczej i z każdą z nich się utożsamiam. Mówią, że ciągle się uczą, ciągle odkrywają nowe techniki, nowe materiały, nowe struktury. Talent i skromność rzadko idą w parze w dzisiejszych czasach. Marzy mi się ich wielki sukces. AGA ROLEK stonebeige.net
W TEJ KOLEKCJI CHCIELIŚMY OSIĄGNĄĆ RÓWNOWAGĘ. KAŻDY ELEMENT CECHUJE WYRAZISTOŚĆ, ALE TAKŻE WYGODA I LEKKOŚĆ. BAWIMY SIĘ STRUKTURĄ ZA POMOCĄ OBJĘTOŚCI, PLISÓW I MARSZCZEŃ.
69
w polskiej modzie DLA JEDNYCH KICZ, DLA INNYCH ŹRÓDŁO INSPIRACJI. GEJSZE, KIMONA, ZDOBNE TKANINY. BRZMI EGZOTYCZNIE – TROCHĘ MODOWO. ORIENT W POLSKIEJ MODZIE. OD CZEGO SIĘ ZACZĘŁO? || ALEKSANDRA OLESZEK
Inspiracja motywami orientalnymi to już historia. Moda na #orient przypłynęła do nas w okresie średniowiecza. To właśnie w tych czasach zaczęły się pojawiać na naszych terenach egzotyczne towary, różnorodne
tkaniny, czy luksusowe akcesoria. Wszystko za sprawą arabskich kupców i podróżników. Dziś powiew orientu inspiruje wielu artystów. Niezmiennie, pozostaje owiany tajemnicą, zmysłowością oraz sposobem,
w jaki pozwala ukazać kobiecość. Ze sztuką orientu, jako inspiracją zmierzyli się ponownie polscy projektanci. Z jakimi propozycjami wychodzą nam naprzeciw w tym sezonie?
Joanna Hawrot, ponownie zachwyca kimonami – flagowym już fasonem dla projektantki. #SHUNGA, czyli najnowsza kolekcja to nawiązanie do japońskich erotyków, które zafascynowały Joannę. Nie brak tu orientalnego tonu, który towarzyszy całej kolekcji.
fot. Patrycja Toczyńska
Oryginalne w zdobieniach kimona marki BIZUU to esencja różnorodnych barw, które w zestawieniu przenoszą nas w prawdziwie egzotyczną atmosferę.
fot.Łukasz Pukowiec
70
Czerpiąc ze sztuki orientu nie można pominąć zdobnych dodatków. Takich szukamy u Natashy Dziewit. Szal, rodem z Indii doda smaku każdej basicowej, codziennej stylizacji. Idąc krokiem dodatków o egzotycznym wydaniu zatrzymujemy się przy marce Petite Folie, która w swej kolekcji prezentuje jedwabne apaszki o szerokiej gamie zarówno kolorów jak i orientalnych deseni. fot.materiały prasowe
Sukienki w wyrazistym wydaniu? Kwiatowa kolekcja
BLOSSOM, Walerii Tokarzewskiej - Karaszewicz przepełniona jest motywem orientalnych połączeń kolorystycznych. Forma każdej z sukienek przypomina rozkwitający, budzący się do życia kwiat, zamknięty w misternej, wielobarwnej tkaninie.
fot.Marta Szczepaniak
Z ekstrawagancką propozycją egzotyki spotykamy się
fot.Weronika Kosińska
także w projektach autorstwa Kingi Chłopek, absolwentki SAPU, zaprezentowanych podczas Cracow Fashion Week 2017. Kolekcja Kingi to próba zderzenia wizerunku gejszy ze współczesnymi formami.
71
fot. materiały prasowe/AKPA
EKSPLORUJE PUSTYNIĘ W industrialnej hali w warszawskiej Soho Factory odbył się pokaz najnowszej kolekcji – DESERT by QПШ ROBERT KUPISZ, Lato 2018. Inspiracją do stworzenia kolekcji były pustynie świata – ich wielobarwność, wieloznaczność, refleksyjność, różnorodność. - Temat pustyni miałem w głowie od kliku sezonów. Pustynia jest dla mnie połączeniem magii z poczuciem całkowitej swobody. Pustynia jest egalitarna. Natura nie dzieli ludzi, jest apolityczna, areligijna i tak postrzegam pustynię, ze wszystkimi jej barwami, zapachami, dźwiękami, teksturami, kształtami. Pustynia to wolność. To ludzie stwarzają bariery, które są wg mnie całkowicie zbędne. Początkowo Projektant skupił się na tajemniczości i barwach Sahary, ale w miarę prac nad kolekcją zainspirował się także m.in. pustyniami amerykańskimi i ruchem hipisowskim z lat 60. Czasach kiedy hipisi uciekali do zgiełku ówczesnego świata i narzuconych zasad właśnie na pustynię. Żyli w komunach. Ubierali się po swojemu. Ponad wszystko cenili wolność i tolerancję.
72
- Obecnie pustynia zyskała nowe życie, gdzie odbywają się festiwale muzyczne i artystyczne. Ludzie z całego świata przyjeżdżają tam aby bawić się i czerpać z życia, jak współcześni hipisi. W trakcie takich wydarzeń łączą się różne kultury, doświadczenia, poglądy. Ludzie różnych narodowości poznają się, bawią się razem i cieszą życiem. Taka lekcja tolerancji jest niezwykle inspirująca. Kobieta Kupisza w kolekcji Desert to chodząca własnymi drogami, tajemnicza, niezależna hipiska. Wolna, ceniąca naturę, otwarta na świat. Ubrana w luźną sukienkę z miękkiej bawełny lub zwiewnej etaminy, zdekatyzowaną jeansową spódniczkę lub spodnie, lekką koszulę, seksowna w bezpretensjonalny sposób. Pełna uroku i niczym nieskrępowana. Towarzyszy jej aktywny nomada, szukający przygód outsider, niezwykle seksowny w swojej tajemniczości. Cała jego garderoba utrzymana w luźnym, zrelaksowanym stylu, łącznie z garniturem, mieści się w plecaku. Marka QПШ ROBERT KUPISZ po raz pierwszy prezentuje kolekcję okularów słonecznych wyprodukowanych we współpracy z marką Albert I’m Stein.
W warszawskiej Babce do wynajęcia odbyła się pierwsza edycja festiwalu Sneakers Life, czyli święta wielbicieli butów oraz osób związanych z kulturą uliczną, pasjonatów mody streetwearowej i kolekcjonerów sneakersów. Atrakcją eventu niewątpliwie była wystawa butów Michaela Jordana. Oprócz wielu znanych wystawców, producentów i dystrybutorów obuwia sportowego, pojawiło się również kilka gwiazd i rozpoznawalnych sneakerheadów. Nie zabrakło również stylistów i ludzi mody. Wśród gości byli m.in. Karina Kunkiewicz, Różena Opalińska czy Paulina Holtz. - Pomysł na tę imprezę zrodził się dość naturalnie, bo wspólnie z żoną odwiedziliśmy wiele tego rodzaju eventów na świecie i bardzo nam
się to spodobało. Przede wszystkim chodzi o spotkania z ciekawymi ludźmi, prawdziwymi pasjonatami. To właśnie na takim festiwalu poznałem Gerarda Starkey’a i dzięki niemu odkryłem nową miłość, czyli kolekcjonowanie butów meczowych. Moja osobista kolekcja cały czas się poszerza, a najcenniejsza para butów to oczywiście te, w których grał Michael Jordan. Wcześniej widziałem je wyłącznie na plakatach, które też zbierałem, a dziś mam je we własnej kolekcji, to niesamowite - powiedział Kamil Kaczyński, organizator Sneakers Life i posiadacz pokaźnej kolekcji butów liczonej w setkach unikatowych modeli. - Sneakers Life vol 1. spełnił moje oczekiwania, ta edycja dobrze zapowiada kolejną - dodaje Kamil Kaczyński. /fot. materiały prasowe/
73
74
photo/retouch: model: make-up/hair: nails/brow: styling/clothes: Ilustracje: Location:
SZYMON BOCZEK KLAUDIA / MORE MODELS ZUZANNA JÓZEFINA HANZEL ALLURE BEAUTY BOUTIQUE BLACKBOW ELENA CIUPRINA DWÓR W ODONOWIE
WWW.BLACKBOW.PL
75
76
77
78
79
80
81
82
83
Indie
kochasz lub nienawidzisz
Magdalena Małochleb przez kilka miesięcy pracowała jako modelka w Indiach. Opowiada o tym, jak żyje się na co dzień w ojczyźnie Bollywood, jogi i masali.
Hinduski rzadko pracują jako modelki, na planie zwykle otaczali nas mężczyźni, kobiet nie dopuszcza się do wielu zawodów. Modelkami były z reguły dziewczyny z innych krajów - oprócz nas spotkałam Brazylijki, Rosjanki i Ukrainki, z reguły brunetki. Wiele razy przekonałam się, że białego człowieka traktuje się niemal jak bóstwo. Gdy przyjechałam zwiedzić Taj Mahal, przypadkowi ludzie robili sobie ze mną zdjęcia. Było to trochę dziwne, ale też przyjemne, poczułam się jak gwiazda. Okazało się, że nigdy wcześniej nie widzieli białego człowieka. Przez cały czas pilnowano, byśmy nie odsłoniły zbyt wiele ciała. Kiedyś powiedziałam, że mnie to nie przeszkadza, na co usłyszałam: - Ale nam przeszkadza. Nawet na backstage’u przebierałyśmy się w osobnych kabinach, każda z nas miała asystentkę, która pomagała zakładać ubrania. W takich warunkach szybka zmiana ciuchów podczas pokazu przypominała sport ekstremalny. W czasie sesji zdjęciowej czasami pracowały cztery osoby, a czasami czterdzieści. Trudno było wtedy pojąć, kto za co odpowiada. Ktoś zapinał guzik, ktoś bransoletkę, inne osoba poprawiała prawe oko, inna lewe. Do dziś nie wiem, czym zajmowała się połowa ludzi, których spotkałam na planie. Indie słyną z bardzo aromatycznego i pikantnego jedzenia, o czym się szybko przekonałam. Przed przyjazdem myślałam, że lubię ostre potrawy. Na miejscu okazało się, że to nie moja bajka. Wolałam albo gotować sama, albo odwiedzać restauracje serwujące mniej intensywne dania. Poza tym tamtejsza flora bakteryjna źle nas nas działa, trzeba było uważać, żeby się nie po-
84
chorować. Na wszelki wypadek do mycia zębów używałam wody z butelki. Na Goa przeżyłam sytuację, której długo nie zapomnę. Ugryzł mnie jakiś robak, zaczęłam się źle czuć, dostałam gorączki. Była niedziela, wszystko zamknięte, ostatkiem sił z Magdą dotarłyśmy do jakiegoś prowincjonalnego szpitala. Wyglądał strasznie, grzyb na ścianie, normalnie nie chciałabym tam zostać nawet na 5 minut. Pokazałam zdjęcie robaka lekarzom, a oni powiedzieli, że nie znają tego gatunku! Podali mi jakieś przeciwciała i na szczęście po powrocie do domu poczułam się lepiej. Ludzie w Indiach są uprzejmi i bezproblemowi. Czas traktują z dużym dystansem i nie bardzo się nim przejmują. Spóźniłeś się, no problem. Na spotkania nie ma sensu przychodzić o czasie, bo będzie trzeba czekać nawet kilka godzin. To było dla nas trudne, w Polsce byłyśmy przyzwyczajone do zupełnie innego podejścia do pracy. W Indiach jeśli coś wolno, można to robić wszędzie. Natomiast jeśli czegoś nie wolno, nie ma opcji, by ktoś złamał zasady. Adoptowałam psa, ratując go przed marnym losem. Zwierzęta bez opieki spotyka się co krok, niewiele osób się przejmuje ich losem, biegają swobodnie po ulicach czy parkach. Uderzyło mnie to, że do parku nie można było wejść z własnym psem na smyczy, ochrona natychmiast wypraszała takie osoby. Zupełnie jakby karano nas za to, że zabieramy psa do domu. W Polsce narzekamy na korki - proszę bardzo, jedźcie do Delhi, zobaczycie prawdziwy korek! Jeśli mamy trzy pasy ruchu, Hindusi zrobią z nich osiem, a odstępy między samochodami wynoszą kilka centymetrów. Drogi są tak dziurawe, że auto nieustannie podskakuje i trzeba uważać, by nie nabić sobie guza. Tym bardziej, że można trafić na nieoznakowane roboty drogowe - jedziesz, a tu nagle kończy się asfalt! Kiedyś ze znajomymi wybraliśmy się w góry. Trasę 240 kilometrów przejechaliśmy samochodem w osiem i pół godziny. Na szczęście widoki były niesamowite. Nigdy ich nie zapomnę.
Zdjęcia z archiwum Magdaleny Małochleb
Było niedzielne popołudnie, zadzwoniła moja bookerka z Warszawy i zapytała: Chcesz polecieć do Indii? Nie namyślałam się długo i po dwóch tygodniach wraz z moją przyjaciółką, modelką Magdą Nowak, wylądowałyśmy w Delhi. Niełatwe były przygotowania przed wylotem: musiałam otrzymać kilkanaście szczepionek, które miały chronić mnie przed egzotycznymi chorobami.
Indie są krajem kontrastów. Masz albo wielowiazdkowe hotele z totalnym wypasem, złote klamki i marmury, albo ulice totalnej biedy. Piękne, nowe budynki sąsiadują z barakami, w których mieszkają żebracy. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się, bym poczuła się zagrożona, nie zostałam okradziona. Może to zabrzmieć zaskakująco, ale przez cały czas czułam się bezpieczna. Jeśli w dyskotece wybucha awantura, przyjeżdża tylko jeden policjant. Więcej nie trzeba, ludzie na jego widok natychmiast się uspokajają. Mówi się, że Indie można kochać lub nienawidzić. Ja kocham je i nienawidzę. Kocham za to, że mogłam je zobaczyć, poznać tę ciekawą i fascynującą kulturę. Czuję jednak, że to nie jest jednak moje miejsce do życia, jest tam zbyt wiele kontrastów. Pewnie jeszcze wrócę do Indii, ale raczej tylko na jakiś czas.
FEJSBUKOWA PORADNIA
- Oskar, ja naprawdę dobrze chciałam. Tymczasem on powiedział, że po tym, co się stało, już nigdy nie możemy być razem. - Ale co? Zdradziłaś go czy poszłaś w tango? - No coś Ty? Ja? - rzeczywiście, takie zachowanie kompletnie do niej nie pasowało. Była typem harcerko-ekolożko-zielarki. Jestem pewien, że hodowała własne zioła na parapecie. Nosiła lniane ubrania, na pewno nie testowane na zwierzętach. I taka była też miłość jej życia. Jej pierwsza miłość. Jego pierwsza. Pierwszy raz na plaży nad morzem przy zachodzie słońca. Marzyli o wiejskim domu z własnym przydomowym warzywniakiem i dzieciach, wychowanych wyłącznie na mleku z piersi i bawełnianych pieluchach. Zresztą w salonie też dopytywała sto razy, czy kosmetyki, które używam, są eko i oczywiście tylko ścinała włosy. Żadnych farb. - Oskarynko, bo wiesz, Misiek ostatnio miał kłopoty ze zdrowiem. Noo trochę wstydliwe. - Ej, jakie wstydliwe, co hemoroidy miał czy prostatę? - Nie. No wiesz, w trakcie, no Maczugą Herkulesa bym tego nie nazwała. A wiesz, młody chłopak. Nigdy nie miał z tym problemów. Do tego doszły jeszcze okropnie śmierdzące bąki. Mimo że używałam majeranku i oregano, nic nie pomagało. - Ludzkie sprawy. Cały czas nie widzę związku z tym, że taka miłość się miała skończyć. - jednocześnie moje myśli cały czas błądziły wokół tego, co świat nam mówi o miłości
Fot. Katarzyna Widmańska
OSKAR BACHOŃ a tym, jak śmiesznie czasem życie to weryfikuje. Nie mogłem sobie wyobrazić komedii romantycznej, w której bohater ma problemy z erekcją czy zwyczajnie pierdzi. No nie. Bohater pachnie. Bohaterka wieczorem je kolacje we włoskiej knajpie, zapewne pełną czosnku i innych mocnych składników, a rano z uśmiechem na ustach całuje swoją miłość. Zero umycia zębów. Zero fizjologii. Czysty romantyzm.
- Uuu - Czekaj, bo to nie koniec historii. Mamusia, nic nie wiedząc o aferze na facebooku, dzwoni do mnie kilka dni po i mówi, że te moje wegetariańskie wynalazki zepsuły żołądek jej synusiowi, bo pierdzi na cały dom. Ale ona z panią Jolą i Krysią uradziły, co zrobić.
- Powtarzam, chciałam dobrze. I wiesz, jestem w różnych grupach ekologicznych na facebooku. No i napisałam ze swojego profilu: “cześć, poradźcie, co zrobić jak mój chłopak nie może osiągnąć erekcji i ma niezwykle intensywne gazy, szczególnie w trakcie”. Myślałam, że tam są ludzie, którzy serio chcą pomóc. Przecież to grupa zamknięta. Ale nie.
- Noo, jak wie pani Jola i pani Krysia, to wiedzą absolutnie wszyscy.
- Babo, zamknięta ale pewnie z kilkoma tysiącami członków. - W każdym razie jedna zazdrosna koleżanka skopiowała mój post i wrzuciła na swoją otwartą stronę. Jednym słowem, wszyscy, ale to wszyscy nasi wspólni znajomi to przeczytali. A wiesz, jak taka informacja się szybko rozprzestrzenia. Więc niedługo potem cały Kraków już wiedział, że Misiek .... no wiesz co.
- Ja pierdziele, to jeszcze całe osiedle mamusine wie.
- Powiem ci, że facet się łatwo z tego nie podźwignie. - Nooooo, napisał mi ostatnio smsa, że “zdradziły go wszystkie kobiety, które kochał”. Oskar, ja to się obawiam, że po tym wszystkim to on gejem zostanie. - No i zakocha się w jakimś przystojnym dietetyku:):):)
OSKAR BACHOŃ www.oskarbachon.pl/blog
- Ja bym cię chyba zabił. - Żebyś wiedział. Wściekł się prze potwornie. Że w pracy koleżanki mu proponują koktajle z jarmużu, bo to na potencję. Ludzie nie chcą z nim pokoju na delegacji, bo pierdzi. Darł się na pół osiedla, że go wykastrowałam. Po czym spakował ciuchy i wyprowadził się do mamusi.
Studio Stylizacji i Wizażu ul Hieronima Wietora 3/2 lok. 1 tel. 602 635 037
85
Kosmetyki ORIENT OLŚNIEWA KOLORAMI, WZORAMI, ZAPACHAMI. CHINY, INDIE CZY BLISKI WSCHÓD PRZYCIĄGAJĄ TURYSTÓW DZIĘKI RÓŻNORODNOŚCI A ZARAZEM ODMIENNOŚCI. INNA JEST KULTURA, MODA, SZTUKA. SAME KRAJE ORIENTU RÓŻNIĄ SIĘ BARDZO MIĘDZY SOBĄ, CO WYNIKA MIĘDZY INNYMI Z RELIGII. W TYCH MIEJSCACH, GDZIE WYZNANIEM DOMINUJĄCYM JEST ISLAM, BOGACTWO BARW I TEKSTUR JEST PRZECIWSTAWIONE SUROWYM REGUŁOM ZWIĄZANYMI Z MUZUŁMAŃSKIMI NAKAZAMI WIARY.
Kobiety muszą na przykład nosić hidżab, zakrywający ich włosy, uszy oraz szyję, mężczyznom nie wolno ubierać jedwabiu. Religijne nakazy wnikają także w przemysł kosmetyczny. Dlatego zaczęto produkować kosmetyki halal. Halal oznacza to, co w prawie muzułmańskim jest dozwolone, czyli kosmetyki nie zawierają między innymi alkoholu, tłuszczu świńskiego, a także nie są wodoodporne. Ostatnia reguła ma związek z rytualnym obmywaniem przed modlitwą. Woda powinna bowiem móc przeniknąć do skóry i mieć z nią bezpośredni kontakt. Dla ortodoksyjnych muzułmanek wejście do drogerii może więc skończyć się długim czytaniem wszystkich etykiet na kosmetykach i dojściem do smutnego wniosku, że produkty, w które mogą się zaopatrzyć, należą do zdecydowanej mniejszości. Kosmetyki halal są odpowiedzią na tego typu zapotrzebowanie. Pionierką w tej branży jest Layla Mandi, urodzona w Kanadzie, na co dzień mieszkająca w Dubaju. Mandi przeszła na Islam i dlatego postanowiła dać muzułmańskim kobietom takie kosmetyki, których będą mogły używać, nie martwiąc się o reguły dyktowane przez religię. Firmy produkujące kosmetyki halal rosną jak grzyby po deszczu. Warto zauważyć, że na rynku pojawiają się także produkty, które ze względu na swój skład faktycznie są halal, chociaż wcale jako takie
86
które są halal
nie są reklamowane. To kosmetyki, które zamiast alkoholu czy tłuszczu świńskiego wykorzystują na przykład składniki mineralne i ekstrakty roślinne. Nie da się jednak ukryć, że to co zostało oznaczone jako halal cieszy się dużą popularnością. Coraz częściej producenci zachwalają tego typu produkty także osobom, które z Islamem nie mają nic wspólnego, ale przykładają uwagę do używanych kosmetyków. Wkrótce halal może stać się nowym trendem – takim jak kosmetyki wegańskie, takie, które nie były nietestowane na zwierzętach. Nie od dziś dbałość o urodę próbuje połączyć się z pewnego rodzaju ideologią, filozofią życia. To co jest eko, wege, a w przypadku muzułmanek – spełniające wymogi religijne, będzie w oczywisty sposób sprzedawało się lepiej. Co należy zrobić, jeśli na nasz produkt jest prawdziwy boom? Chronić go. Pytanie jednak brzmi, co w kosmetykach halal można objąć ochroną. Pomińmy oczywiste kwestie – rejestracja znaku towarowego marki czy ochrona nazwy produktu to w dzisiejszych czasach standard. Znacznie trudniej jest nabyć prawa do produktu jako takiego. Samo wykorzystanie ekstraktów roślinnych w kremie do twarzy nie jest już dziś niczym nowatorskim. Gdyby natomiast stworzona została nowa substancja spełniająca wymogi halal, można byłoby jej udzielić na
przykład patentu. W Polsce wymogi jego uzyskania, wynikające z ustawy Prawo własności przemysłowej, to nowość, poziom wynalazczy oraz nadawanie się do przemysłowego stosowania. Nowy wynalazek to taki, jakiego wcześniej nie było, wymóg związany z przemysłowym stosowaniem jest w przypadku kosmetyków dosyć prosty do spełnienia. Problem może stanowić kwestia poziomu wynalazczego. Jeśli bowiem na przykład zrobimy sobie maseczkę do twarzy z roztartego miąższu cytryny, być może rozjaśnimy skórę i osobistym odczuciu będziemy pomysłowi jak Dobromir, jednak patentu nie uzyskamy. Wszelkiego rodzaju nowatorskie substancje chemiczne jak najbardziej można (i należy – zanim żyłę złota zwietrzy także konkurencja!) chronić. Nie zmienia to jednak faktu, że na samo tworzenie produktów halal wyłączności mieć nie można, podobnie jak na prowadzenie wegańskiej knajpy, sklepiku z żywnością ekologiczną czy koszernego sklepu monopolowego. Dzięki temu piękno orientu może być dostępne dla wszystkich (nawet jeśli nie jesteś ciemnooką brunetką). Anna Górska-Micorek prawnik, Pakulski, Kilarski i Wspólnicy
FIBRYNA BOGATOPŁYTKOWA
- naturalny sposób na odmłodzenie skóry i redukcję zmarszczek
Zastanawiasz się czy istnieje zabieg, który w bardzo krótkim czasie pozwala odżywić i odmłodzić skórę? Współczesna medycyna regeneracyjna poświęca coraz więcej uwagi czynnikom naprawczym: płytkom krwi, czynnikom wzrostu, a także komórkom macierzystym. Starzejąca się z wiekiem skóra, to oprócz pojawiających się zmarszczek często również przebarwienia, utrata jędrności i jednolitego kolorytu. Bardzo ważne w procesie naprawczym jest uzupełnienie składników odżywczych w postaci kolagenu i elastyny, ale przede wszystkim komórek macierzystych, które są kluczem do pobudzenia komórek skóry, a tym samym jej samoregeneracji i młodego wyglądu. Iniekcja fibryny bogatopłytkowej to najnowsze odkrycie w medycynie
estetycznej, które funduje skórze piękny, młody i promienny wygląd. Fibrynę bogatopłytkową podobnie jak popularne osocze bogatopłytkowe (wampirz y lifting), uz yskujemy z krwi pacjenta, która poddawana jest specjalnej obróbce. Różnica pomiędzy tymi dwoma metodami, jest jednak zasadnicza, gdyż fibryna to osocze wzbogacone o cenne komórki macierzyste. Dodatkowo powolne uwalnianie cz ynników wzrostu z płytek krwi podczas terapii fibryną bogatopłytkową (i-PRF) zapewnia nam znacznie lepsze efekty niż ich nagłe uwolnienie, jakie ma miejsce w mezoterapii. Wypełnienie zmarszczek możliwe jest dzięki tworzeniu się pod skórą siatki z włókien fibryny. Fibryna w delikatny
sposób wypełnia tkanki znajdujące się nad nią, dając łagodny efekt uwypuklenia. Zabieg z użyciem fibryny bogatopłytkowej przynosi skórze wiele innych dobroczynnych działań w postaci: - mocniejszej regeneracji tkanek; - redukcji blizn; - wspomaga proces leczenia łysienia; - mocnego nawilżenia skóry; Procedury lecznicze wymagające użycia własnej krwi pacjenta, czyli materiału autologicznego, zaliczane są do jednych z najbezpieczniejszych zabiegów medycyny estetycznej, ze względu na znikome ryzyko wystąpienia reakcji alergicznych lub nietolerancji. Zabieg szczególnie polecany dla alergików i osób ceniących naturalne metody umożliwiające regenerację i odżywienie skóry.
Aspalia Centrum Medycyny Estetycznej Kraków – Bronowice ul. Wł. Żeleńskiego 86 Tel. + 48 882 11 88 90 Pełna oferta dostępna na
www.aspalia.pl
87
Skóra w okresie letnim wymaga wyjątkowej pielęgnacji, przede wszystkim nawilżenia. Wsparciem pielęgnacji domowej będą profesjonalne zabiegi w Centrum Urody Moss. Szczególnie rekomendowany to - Hydrobalans, który dzięki zastosowaniu kwasu hialuronowego, doskonale nawilży i zregeneruje skórę. Z myślą o podtrzymaniu tego efektu warto pomyśleć o kolejnym zabiegu – Nawilżenie marki diego dalla palma professional.
MOCNE UDERZENIE, CZYLI MEDYCYNA ESTETYCZNA Hydrobalans to zabieg przeznaczony dla skóry dojrzałej, która w widoczny sposób pozbawiona jest bariery hydro-lipidowej, nie jest elastyczna i wymaga nawilżenia. „To metoda odmładzania skóry polegająca na wprowadzaniu pod nią sieciowanego kwasu hialuronowego. W zabiegu stosowany jest preparat HydroMax o wyższym stężeniu i gęstszej formule niż przy pielęgnacji domowej. Zapewnia on efekt głębokiego nawilżenia i rewitalizacji skóry, a także liftingu i wypełnienia zmarszczek” podsumowuje dr n. med. Lidia Majewska - lekarz medycyny estetycznej. DZIAŁAJ PREWENCYJNIE Dla podtrzymania efektu nawilżenia wykonaj po około trzech tygodniach zabieg Nawilżenie marki diego dalla palma professional. Tutaj procedura zabiegowa polega w dużej mierze na blokowaniu naturalnych zasobów wody w skórze oraz wspieraniu procesów jej pobierania z organizmu. „Innowacją tego zabiegu jest z pewnością kompleks składników aktywnych, stosowanych podczas zabiegu, to 51+3 HYALU COMPLEX™, a także ceramidy 1-3-6 II, oraz kompleks Hydra-geneakwaporyny. Połączenie tych składników poprawia komunikację komórkową i pomaga w aktywowaniu genów nawadniania, odpowiedzialnych za produkcję komponentów filmu hydrolipidowego. Takie działanie zapewnia optymalny poziom nawilżenia w różnych warstwach skóry” - uzasadnia Magdalena Hajdo, kosmetolog Centrum Urody Moss.
dr n. med. Lidia Majewska - lekarz medycyny estetyczne
Centrum Urody Moss ul. Prochowa 9 31-532 Kraków www.moss.krakow.pl
Magdalena Hajdo - kosmetolog 88
ej
fot. KIALI modelka: Dolly Ann
Spokój DZIŚ NIE BĘDZIE O FRYZURACH W FILMACH LUB WYPRACOWANYCH IDEALNIE STRZYŻENIACH. NIE BĘDZIE RÓWNIEŻ MOTYWUJĄCYCH NAWOŁYWAŃ. DZIŚ PROPONUJĘ SPOKÓJ. W czerwcu straciłam rachubę czasu, nie mam pojęcia kiedy zleciał ten miesiąc. Natłok spraw ważnych i mniej ważnych sprawił, że zapomniałam o tym, jak przyjemnie jest dać sobie odrobinę luzu, w głowie, i na głowie. Wracam więc do przybliżenia stylu boho, który już dawno przestał się kojarzyć jedynie z modą festiwalową - na dobre wkroczył na ulice i szykowne przyjęcia w ogrodzie, a dodatkowo jest dziecinnie prosty i nie wymaga poświęcenia godziny na ułożenie włosów. Łączy w sobie elementy zaczerpnięte z mody hippisowskiej, swobodę cygańskiej bohemy oraz wygodne fasony, tak uwielbiane przez surferów. Jego misją jest kreowanie niekonwencjonalnego podejścia do mody oraz otwartości na to, co nowe. Styl boho łączy i to często pozornie niepasujące do siebie elementy i stawia głównie na naturę. Fryzury będą idealne w przypadku każdej letniej lokalizacji i okazji. Jeśli zdaje Ci się, że Twój strój jest niedopracowany lub szary i mało wyróżniający się, to znak, że możesz wybrać się na mini-zakupy dodatków do włosów. Dlaczego mini? Bo
Twój wkład finansowy będzie niewielki, a efekt fenomenalny. Dodatki do włosów mogą być idealnym dopełnieniem codziennej stylizacji, jak również świetnie uzupełniać wieczorową kreację. Wiele kobiet nie wyobraża sobie bez nich choćby ślubu! Dziś bardzo modne są kolorowe kwiaty (głównie żywe), które można wpiąć za ucho, do luźnego koka albo do kucyka lub warkocza. Dużym powodzeniem cieszą się nie tylko intensywne kolory, ale też pastele. Jeśli jednak wolisz klasyczną elegancję, to postawcie na czarne, szare lub granatowe ozdoby. Dodatkowo ozdoby kwiatowe zazwyczaj mają agrafkę, dzięki czemu możesz je przypiąć do marynarki lub koszuli - czasami taki drobiazg potrafi zupełnie odmienić garderobę. Każda posiadaczka średnich lub długich włosów potrzebuje gumki i spinki. Nawet jeśli na co dzień chodzisz w rozpuszczonych włosach, to w domu warto je spinać np. w luźny koczek. Upięta fryzura przydaje
się przecież w wielu sytuacjach, podczas sprzątania czy gotowania. Jest po prostu bardziej praktyczna. Wybór dodatków jest ogromny i czasami trudno się nam zdecydować. Kieruj się zatem przede wszystkim wygodą i wymaganiami włosów. Ozdoby powinny być przede wszystkim bezpieczne. Najlepiej jeśli są zrobione z delikatnych materiałów, które nie będą uszkadzały włosów. Ogólna zasada głosi, że aby wybrać odpowiednie dodatki do włosów, należy zdać się na własną intuicję i poczucie smaku. Zawsze bierz też pod uwagę względy zdrowotne i po prostu szanuj swoje włosy. Dzięki dodatkom zyskasz czas. Nie bój się kontrolowanego bałaganu z japońskimi pałeczkami lub kwiatami. Ja uważam, że do włosów można wpiąć wszystko, zatem kombinujcie i cieszcie się nowym lookiem!
DOMINIKA DUBEL-CZARTORYSKA fryzjer stylista
89
SMAKI LATA W WIELKIM STYLU Czy warto odwiedzić restauracje i bary Sheraton Grand Krakow latem? Zdecydowanie warto! Dzisiaj na własnej skórze przekonaliśmy się jak pięknie wygląda Kraków z perspektywy 5. piętra, z Tarasu Widokowego i Lounge Baru, gdzie Wisła i Wawel wydają się jakby na wyciągnięcie ręki. Dyskretna elegancja, nowoczesny wystrój, pufy i wygodne leżanki, stoliki pod dachem, jak i na zewnątrz oraz atmosfera czystego relaksu okraszona doskonałymi, orzeźwiającymi koktajlami. Następnie spróbowaliśmy nowego menu baru SomePlace Else. Prócz bufetu degustacyjnego prezentującego nowe pozycje z karty, Szefowie Kuchni przygotowali soczyste steki i ryby z grilla z menu Bonfire (które odbywa się w każdy letni czwartek od 18:00 do 23:00 przyp.red.), mimo, że burzowa i nieco porywista pogoda trochę pokrzyżowała nam ogródkowe grillowanie na żywo. Barmani uwijali się podając napoje i trunki, szefowie odpowiadali na pytania, a muzyka na żywo podgrzewała atmosferę latynoskimi rytmami. Według nas to kwintesencja lata w mieście, i to w najlepszym stylu. Sprawdźcie sami!
fot. Tomasz Totoń
90
mysł z y m za pobud
y
Galeria Krakowska, I piętro ul. Pawia 5, 31-154 Kraków tel. 12 628 72 52 restauracja@miyakosushi.pl www.miyakosushi.pl dołącz do nas 91
Rajska podróz WYSPĘ
fot. pexels.com
NA BEZLUDNĄ
MONIKA BIELKA -VESCOVI właściciel Szkoły Sommelierów i prezes stowarzyszenia Kobiety i Wino
NAWET NIE ZDAJEMY SOBIE SPRAWY, JAK PEWNE NASZE NARODOWE TRADYCJE ZBLIŻONE SĄ DO OBYCZAJÓW INNYCH, CAŁKIEM ODLEGŁYCH NACJI. WEŹMY NP. LANY PONIEDZIAŁEK, KTÓRY POJAWIA SIĘ RÓWNIEŻ W TAJLANDII W ŚWIĘTO SONGKRAN - TAJSKI NOWY ROK, WYPADAJĄCE 13-15 KWIETNIA. TYSIĄCE TAJÓW WYLEGAJĄ NA ULICE, PRZEMIESZCZAJĄC SIĘ ZWYKLE PICKUPEM, UZBROJENI W WIELKIE KADZIE Z WODĄ, WIADRA I KARABINY WODNE OBLEWAJĄC PRZECHODNIÓW, SIEBIE SIĘ NAWZAJEM ORAZ PRZYGODNYCH TURYSTÓW MNIEJ LUB BARDZIEJ Z TEGO FAKTU ZADOWOLONYCH. Rytuał polewania się wodą rozpoczyna się już o wschodzie słońca w świątyniach buddyjskich i w niektórych regionach trwa nawet przez kilka dni. Święto to jest też ściśle związany z największym w roku spożyciem piwa Singha i tajskiej whisky Sangsom per capita. Jest to jedno z najpiękniejszych tajskich świąt narodowych, więc polecam pakować walizkę i spędzać Wielkanoc w tropikach. O jajka się nie martwicie, Tajowie wszędzie je sprzedają razem z gotowanymi fistaszkami. To taki lokalny rarytas, który poznałam, gdy mieszkałam i pracowałam w Tajlandii w kurortach butikowej sieci Six Senses w latach 2009-2010. Gdy w orientalną podróż na rajską wyspę Phuket wybrał się Hubert Trimbach, postanowiliśmy stworzyć lokalną atmosferę tajskiej wioski w naszej restauracji. Wina aż prosiły się, by podać do nich ostre, tajskie potrawy przyprawione papryczką chili. Uśmiechnięty siwowłosy Hubert opowiadał historie swojej rodziny, a my raczyliśmy się winem, które jego rodzina już od
92
1626 roku produkuje we francuskiej Alzacji. Od delikatnego nieskomplikowanego Pinot Blanc z rocznika 2004, przez klasyczny mineralny Riesling Reserve 2005, do niezapomnianego, złożonego Riesling, Cuvee Frederic Emile 2003 serwowanego z lokalnym pstrągiem koralowym w sosie z imbiru i sosu sojowego. Na deser podawany był delikatny pudding z kokosa i mango, a do niego 2001 Gewürztraminer Reserve i choć wytrawny, lecz z odrobiną cukru resztkowego, był on na tyle aromatyczny, że idealnie pasował do tej mało słodkiej leguminy. Maison Trimbach to rodzinne winnice, których właściciele już od dwunastu pokoleń przekazują wiedzę i umiejętności produkcji wybornych win. Ich styl uchodzi na świecie za symbol alzackiej doskonałości. Winnice Maison Trimbach’s znajdują się wokół Ribeauvillé, gdzie dominują gleby wapienne. Dzięki mikroklimatowi tej części Alzacji, wspieranym przez pasmo gór Vosges, które zatrzymuje deszcze, jest to jeden z najbardziej suchych regionów winiarskich na świecie. Kilogramy kruszonego lodu płynęły łodziami na bezludną wyspę, by schłodzić szampana Billecart-Salmon. Tematem wieczoru były „Szampan i perły na bezludnej wyspie” i nic tutaj nie mijało się z prawdą. Wyspa rzeczywiście nie była zamieszkana. Płynęliśmy do niej klasycznymi tajskimi łódkami „longtail”. Przedstawiliśmy ten wykwintny i elegancki trunek w zupełnie nowej oprawie. Olbrzymie donice z lodem utrzymywały szampana w temperaturze ośmiu stopni. Niskie stoły w stylu arabskim, siedzenie na matach z nogami w piasku, luźna zrelaksowana atmosfera pod gołym
niebem i przy świetle księżyca. Noc, której się nigdy nie zapomina. Zaczęliśmy wieczór od klasyki, czyli NR Billecart-Salmon Brut Reserve, które w grudniu 2010 otrzymało prestiżową nagrodę „Magazynu Wino” jako najlepsze wino musujące. Billecart-Salmon odbiega nieco od tradycji swym ascetyzmem i nastawieniem na ukazanie owocowości wina zamiast klasycznej brioszki. Brut Reserve wyprodukowany został z trzech klasycznych szczepów Szampanii: Pinot Noir nadającego winu „kręgosłupa”, Chardonnay dodającego nutkę elegancji oraz Pinot Meunier oblekającego w owocowość . Kupaż ten tworzony jest z trzech różnych roczników i był preludium do gamy wspaniałych win, o których marzy każdy miłośnik szampana. Brut Rosè rozsławiło Billecart-Salmon na cały świat i jemu właśnie zawdzięczamy powrót do łask również spokojnych win różowych. Do produkcji rosè używane są te same trzy szczepy, jednak są one winifikowane jak wino czerwone i właśnie dlatego przeważają tu nuty czerwonych owoców z lekką domieszką cytrusów. Później już tylko poezja w butelce - 1998 Blanc de Blanc oraz 1998 Nicolas Francois. Blanc de Blancs wyprodukowany ze szczepu Chardonnay z najlepszych winnic Grand Cru w Côte des Blancs: Chouilly dodaje finezji, Avize mocy, a Mesnil-sur-Oger struktury i długowieczności. Delikatne, muślinowe, bąbelki leciutko muskają język. Natomiast Nicolas Francois to kupaż Chardonnay z winnic w Côte des Blancs oraz Pinot Noir z Montagne de Reims - pełniejsze, bardziej agresywne i odrobinkę mniej eleganckie w porównaniu do Blanc de Blancs, jednak absolutnie wspaniałe. Na koniec kosztowaliśmy 2004 Extra Brut (zero dosage), czyli bez dodatku cukru resztkowego. Kupaż tego wina to 70% Pinot Noir z winnic Grand Cru i 30% Chardonnay. Po raz pierwszy miałam okazję próbować tego szampana podczas jego światowego debiutu na Vinexpo 2009. Pamiętam, że byłam nieco rozczarowana i wręcz nie przekonana, czy jestem gotowa na tak wytrawnego szampana. W tej opinii podtrzymała mnie pół roku później reakcja moich gości. Z drugiej strony wino to jest zdecydowanie za młode, by cieszyć się jego walorami. Choć Antione Roland Billecart nie mógł przybyć do Tajlandii, miałam okazję poznać go właśnie w Bordeaux. Wielki miłośnik propagowania wiedzy o winie i ekonomista w jednym. Stąpa twardo po ziemi, by wykorzystać nadające się okazje do powiększenia rodowej fortuny. Myślę, że szampan w tropikach z piaskiem między stopami i szumem fal zamiast muzyki jeszcze na długo zapadnie wielu z nas w pamięć. A wspomniane w tytule perły to wizja szefa kuchni, który dzięki algom morskim wszystkie sosy przeistoczył z cieczy ciekłej w ciecz stałą, tylko po to, by dzięki molekularnym technikom rozpłynęły nam się ponownie w ustach.
BIZNES DZIAŁA TYLKO WTEDY, KIEDY JESTEŚ WIERNY SOBIE NOWE MIEJSCE NA KULINARNEJ MAPIE KRAKOWA POWSTAŁO W MAJU PRZY RAKOWICKIEJ 14A. PO SUKCESIE KARMY PRZY KRUPCZNICZEJ, JEJ WŁAŚCICIELE OTWORZYLI KA UDON BAR - LOKAL SERWUJĄCY JAPOŃSKI MAKARON Z WEGETARIAŃSKIM BULIONEM CIESZY SIĘ ZASKAKUJĄCĄ POPULARNOŚCIĄ. O UDONIE, BULIONIE, TESTACH I TRUDNYCH POCZĄTKACH ROZMAWIA Z BARTKIEM KOZINĄ, WSPÓŁWŁAŚCICIELEM RESTAURACJI, BARBARA MADEJ. Dlaczego udon? - Dlatego, że nam bardzo przypadł do gustu – sprężystość, tekstura, możliwości łączenia. Oryginalnie udon jest podawany z bulionem przyrządzanym na bazie suszonego tuńczyka bonito, ale dostrzegliśmy w tym daniu furtkę do przygotowywania go w wersji bezmięsnej. Udon wywodzi się z prowincji Kagawa na wyspie Sikoku – to stolica udonu, który funkcjonuje tam jako posiłek robotniczy. Goście wpadają na 5 minut do restauracji, wciągają makaron i wracają do pracy. Rok temu pojechałem po raz pierwszy do Japonii, żeby zjeść tam udon i zobaczyć jak to działa, jakie są możliwości, jak on się różni w zależności od miejsca. Odwiedziłem najpierw jedną firmę, ale nie byłem do końca przekonany. W międzyczasie zacząłem korespondować z inną firmą, w której pracuje Takahiro. Zadzwonił do mnie i powiedział, że muszę koniecznie przyjechać spróbować ich makaronu. Pojechałem więc drugi raz. Tamten udon był inny, produkowany inną technologią. Zdecydowaliśmy się na ich maszynę. To jest trochę jak z kawą – czasami niewielkie
94
zmienne decydują o całkowicie odmiennym smaku. Pomysł na cały koncept dojrzewał długo, dlatego realizacja poszła szybko, choć dwa lata szukaliśmy lokalu. Jak działa maszyna do produkcji udonu? - Są dwa kosze – jeden służy tylko do wyrabiania ciasta, co trwa ok. 15 min. Oryginalnie ciasto na udon było wkładane do worków i udeptywane nogami, a następnie odstawiane na noc i znów udeptywane. Chodzi o to, żeby gluten się rozwinął, ale nie za bardzo. Jeśli się przegnie, to z kolei robi się kruchy i łamliwy. Druga z kolei maszyna to właśnie symulator udeptywania nogami. Wyrobione ciasto porcjuje się na kilogramowe części i w maszynie są one formowane w tłoki przez system rolek. Następnie ciasto odpoczywa przez 12 godzin, a potem jest spłaszczane w maszynie na odpowiednią grubość i podawane na taśmie pod nóż. Cały proces wymaga rozgarnięcia i kluczowy jest oczywiście przepis na makaron. Ważne są też wilgotność i temperatura panujące w kuchni – dobrze, że mamy w tym zakresie doświadczenie z pra-
cą z ciastem wyniesione z Karmy. Wymaga to bardzo dużej intuicji kiedy ciasto jest już dobre do cięcia, a kiedy powinno jeszcze poleżeć – na przykład w wyższej temperaturze należy skrócić czas leżakowania. Jak na pierwsze dwa tygodnie działalności, mamy bardzo dobrą powtarzalność jakości makaronu, który serwujemy, jesteśmy więc zadowoleni. Ale okupiliście to długim okresem testów? - Oprócz tego, że byliśmy z moją dziewczyną, Martą, na szkoleniu u Takahiro w Japonii, to mieliśmy również szkolenie tutaj, już dla całego zespołu. Za makaron odpowiadają Sebastian, który jest szefem kuchni oraz ja. Ale skoro zaczęliśmy z wysokiego poziomu i entuzjazm nie słabnie, to myślę, że będzie jeszcze lepiej. Jak reagują goście? - Trzeciego dnia po otwarciu podaliśmy 230 makaronów. Przyszedł Wojciech Nowicki, a my już nie mieliśmy ciasta. Zakładaliśmy, że zejdzie może 100, max 150 porcji. Ale że
tak wystartujemy, to się nie spodziewaliśmy. Ale wybrnęliśmy, wszyscy dostali jedzenie, choć zdarzały się przestoje. Przed otwarciem było dużo pytań dotyczących tego, czy nie boimy się otwierać knajpy z udonem w Krakowie, gdzie mieszkańcy z trudem kupują nowości. I biorąc kolejny kredyt w banku, oblatywał nas strach, kiedy słyszeliśmy takie pytania. Dlatego też założyliśmy Facebooka przed otwarciem, żeby przygotować sobie grunt i dać światu znać, że takie miejsce powstaje. Wydaje mi się, że sprzyja nam sposób w jaki funkcjonujemy, fakt że zostaliśmy przeszkoleni przez Takahiro, że podajemy kawę z naszej palarni, że dużo czasu poświęciliśmy, aby zaplanować całość. Nie żałowaliśmy pieniędzy na żadną z rzeczy, która jest nam niezbędna do funkcjonowania w takiej formie, jaką sobie wymyśliliśmy. Wszystko to ma swoja cenę jeśli chodzi o energię i finanse, ale opłaciło się, bo mieliśmy już gości, którzy mówili, że się wzruszyli nad talerzem. Zbieramy pozytywne recenzje za to, że wszystko jest dopracowane, punktujemy za obsługę, wystrój, kawę, muzykę. I nie macie konkurencji! - Nie mamy, ale nawet jakbyśmy mieli, to funkcjonujemy już trochę na rynku gastronomicznym, mamy doświadczenie i różne kontakty, jesteśmy świadomi tego, z czym by się wiązało powtórzenie takiego konceptu. Poza tym ludzie mają różne gusty i prowadząc taki biznes musisz sobie odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu chcesz zaspokajać przeróżne oczekiwania swoich klientów, a w jakim chcesz być wierny sobie. Wyznaję zasadę, że to działa tylko wtedy, kiedy jesteś wierny sobie. I tacy jesteśmy. Dlatego między innymi nie będziemy mieć w Ka Udon internetu, bo nie robimy tego miejsca dla ludzi, którzy chcą tu posiedzieć parę godzin przy kawie, tylko chcemy karmić. Nie chcemy dbać o komfort klienta przekraczając granice własnego komfortu, dlatego pewne rozwiązania wprowadzamy zgodnie z naszymi upodobaniami. W weekendy na przykład nieco zwalniamy, współpracujemy z Josephem Di Blasi, który sprowadza nam świetne wina i sake. Wieczory w piątki i soboty to czas, który dedykujemy klientom, którzy chcą posiedzieć i celebrować posiłek, nie spieszyć się i zrelaksować. Co wyróżnia waszą sake? - Joseph twierdzi, że nikt nie ma takiej kolekcji sake. Jego przyjaciel z Holandii ma żonę Japonkę, z którą jeżdżą do jej oj-
fot. archiwum rozmówcy
czyzny i wyszukują małe destylarnie. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, dlatego współpracuję z Josephem, ale czuję różnicę między komercyjnie produkowaną sake, a taką z małych, rodzinnych manufaktur, bazujących na zamierzchłych recepturach, w których produkuje się zaledwie kilkaset butelek rocznie. I właśnie takie mamy. Mamy pomysł, by za jakiś czas wprowadzić do menu sample sake – minimalne zestawy kilku porcji do degustacji. Każde sake jest inne – są bardziej wytrawne i bardziej słodkie. W sake z małych manufaktur znajdziemy zaskakujące nuty, których próżno szukać w komercyjnych odmianach produkowanych z mocno oczyszczonego ryżu. W tej chwili mamy 7 sake, które znakomicie się komponują z zimnym udonem,
na przykład bukkake. A na razie pracujemy nad uruchomieniem produkcji własnego browaru - póki co testy są obiecujące. Skąd pochodzi receptura na Wasz bulion? Jest inspirowana wschodnim czy zachodnim stylem przyrządzania wywaru? - Bulion przyrządza się inaczej w zależności od regionu. W jednym jest więcej suszonego tuńczyka, który daje głęboki, wędzony, dymny smak – co nas bardzo urzekło. Innego próbowaliśmy w Tokio, gdzie była ogromna kolejka, co jest zresztą w Japonii standardem w miejscach serwujących dobry udon lub ramen - tam dodawano do bulionu dodatkowo niboshi, czyli suszone sardynki. Nadawały one oleistego, trano-
95
wego smaku, który jeszcze dwie godziny później był odczuwalny na wargach. To zupełnie inna szkoła, która raczej nie przypadła nam do gustu. Zresztą w każdym z miejsc, które odwiedziliśmy, bulion był troszeczkę inny. Gdy przyjechał Takahiro, to był przerażony tym, że chcemy robić wywar wegetariański, bez ryb. Ten pomysł wynikł z Waszych upodobań kulinarnych? - Marta nie je mięsa, Karma jest miejscem wegetariańskim, mnie się zdarza zjeść rybę raz na pół roku, głównie zimą. Nie chcieliśmy więc robić hec – ważna jest dla nas spójność i autentyczność. Miałem w pewnym momencie dylemat i stwierdziłem, że jeśli nie zrobimy wywaru bezmięsnego, z którego będziemy zadowoleni, to możemy rozważyć rybę. Ale na szczęście się udało, choć zajęło nam to sporo cuppingowania, degustacji, zmieniania parametrów i technologii, typu pakowanie próżniowo na noc do worków wywaru z glonami, zimne infuzje takie jak się robi z kawami i herbatami cold brew. Temperatura kombu nie powinna przekraczać 65 stopni, bo traci ono swoje właściwości. Wyciągaliśmy wywar po nocy spędzonej w lodówce i gotowaliśmy - na szczęście mamy urządzenia z czasów kolacji degustacyjnych w Karmie, typu pakowarka próżniowa i cyrkulator, który utrzymuje wodę w odpowiedniej temperaturze. I po dziesiątkach ślepych prób – nie wiedzieliśmy jakie parametry mają ciecze w kubeczkach - udało nam się wybrać najlepszy wywar i go dopracować. Wegetariański bulion to chyba rzadkość? - Takahiro chciał nas szkolić tylko z makaronu i tempury – bał się brać odpowiedzialność za wegetariański wywar. Ale tempurę, makaron i bulion zaczęliśmy robić przed jego przyjazdem, więc przywitaliśmy go w zasadzie gotowym posiłkiem jeszcze przed rozpoczęciem szkolenia, był bardzo zadowolony. Tempura i makaron stanowiły więc 70 procent szkolenia, a resztę czasu Takahiro poświęcił na pomoc w kalibracji wywaru. Myślę, że dla niego to też było cenne doświadczenie, bo przypuszczam, że miejsc chcących serwować udon lub ramen z wegetariańskim bulionem będzie przybywać. Swoje uwagi przekazali nam również Japończycy zaproszeni na tasting przez mieszkającą w Krakowie Koreankę - Mirę Park, jeszcze przed otwarciem. Wszystkie ich komentarze wzięliśmy pod
uwagę, co zauważyli odwiedzając nas już po otwarciu. Wracają zachwyceni. Ile czasu zajmuje przygotowanie bulionu? - Wywar matka, czyli bazowy bulion shiro dashi, miesza się z dwoma sosami przygotowywanymi na podstawie ciemnego lub jasnego sosu sojowego, mirinu i cukru trzcinowego. Sos na bazie ciemnego sosu sojowego jest używany do zimnych udonów, a ten na bazie jasnego - do gorących. Osobną sprawą jest jeszcze sos do tempury. I tych sosów trzeba przygotować w sumie pięć. Należy się mocno skupić, żeby się nie pomylić w odmierzaniu, mieszaniu, proporcjach. Jest to więc trochę inny rodzaj gotowania niż w zwykłej kuchni. Wywar przygotowujemy w stulitrowych garnkach, po 12 godzinach w lodówce wyciągamy glony, paprykę, suszone pomidory i podgrzewamy do 65 stopni, dodajemy jasny sos w odpowiednich proporcjach i utrzymujemy całość w tej temperaturze. Pracujemy teraz nad usprawnieniem procesu, bo musimy przecierać wszystkie glony kombu, żeby nie były aż tak słone. Chcemy je opłukiwać i odsączać, a nie przecierać każdy z osobna, żeby zmniejszyć nakład czasu i pracy. Serwujecie udon w pięknej ceramice o charakterystycznym kształcie - to tradycyjna forma jego podawania? - W japońskiej kuchni ceramika odgrywa dużą rolę. Udon podaje się w miskach, które są wąskie na dole i rozszerzają sie ku górze. My zdecydowaliśmy się tradycyjne miski trochę ulepszyć m.in. złotym rantem. Inne są miski na makaron, miski na tartą rzepę, rzodkiew i imbir, inne do tempury, itd. Mamy różne wzory i nimi żonglujemy w zależności od humoru. Są robione na zamówienie u Piaskowskich w Ceramice Lanckorona. Kto projektował wnętrze? - Moja koleżanka, Aśka Błoniaż, z którą chodziłem do liceum. Aśka skończyła malarstwo na PWST i kilka lat temu pomagała nam stworzyć Karmę i palarnię kawy. Jest założycielką studia projektowania wnętrz - Patrz Ładnie i chętnie angażuje się w koncepty takie jak nasz, które stanowią wyzwanie, a nie jedynie w projekty komercyjne. Z moją nieprzejednaną naturą to chyba jedyna osoba, z którą mogę na tym polu współpracować. Jakie macie plany na najbliższy czas?
96
- Dla mnie najważniejsze na ten moment jest takie zaplanowanie pracy w Ka Udon, żebym nie musiał być tu stale - Sebastian jest na tyle doświadczony, że chciałbym, aby docelowo ogarniał całość. Rolą szefa kuchni nie jest jedynie gotowanie, ale zarządzanie i organizacja pracy oraz dbanie o jakość. Wymaga to sporej charyzmy i szczególnych predyspozycji. To mój cel i moja odpowiedzialność, żeby mieć szefa kuchni, który jest zadowolony z tego co robi i ile zarabia, tak abym mógł z czystą głową skupić się także na innych sprawach. Planujemy zrobić jeszcze w tym miesiącu ogródek i stół przed wejściem. Pomysłów mamy sporo, wszystko będzie zależało od zarobków, bo jednak otwarcie takiego przedsięwzięcia wymagało ogromnego kredytu. Wierzymy, że będzie dobrze, bo przygotowywaliśmy się do tego długo. Rozmawiała: BAŚKA MADEJ Zdj: Dominika Targosz
Bar tos z
nie Ko y | szef baru czn
ORIENTALNY TWIST Daleki wschód od wieków jest źródłem niezliczonej ilości cennych dóbr i wynalazków. Jeżeli chodzi o wkład w tworzenie zacnych trunków, nie sposób przecenić wartości japońskiej whisky! Początkowo Japończycy skrupulatnie kopiowali szkockie metody włącznie z zatrudnianiem się w szkockich destylarniach i importem tamtejszego jęczmienia. Dzisiaj Japonia jest drugim na świecie producentem whisky, a jej wyroby zdobywają wiele nagród. Zaprezentujemy zatem orientalny twist na klasycznym manhattanie - koktajlu, w którym pierwsze skrzypce gra właśnie whisky. SKŁAD: 60ml Nikka Coffey Grain 30ml Słodki Wermut 4 dash Macerat herbaty Yunan PRZYGOTOWANIE: Wlej wszystkie składniki do szklanicy z lodem, wymieszaj dokładnie. Przelej do schłodzonego kieliszka. Serwuj straight up - bez lodu. fot. Bartosz Konieczny
REKLAMA
Restauracja Taco Mexicano Kraków , ul. Poselska 20 tel.: 12 421 54 41 www.tacomexicano.pl
MEKSYKAŃSKA LEGENDA W CENTRUM KRAKOWA.... ZAPRASZAMY DO SPRÓBOWANIA NOWYCH DAŃ IDEALNYCH NA CHŁODNE DNI... Choriqueso z salsą blanca o dowolnej ostrości Ognisty Fajitas Monterrey z kurczakiem i grillowaną papryczką jalapeńo A na deser oryginalny meksykański sernik z polewą truskawkowo-pomarańczową
OD PONIEDZIAŁKU DO PIĄTKU W GODZINACH OD 12 DO 18 ZAPRASZAMY NA HAPPY HOURS!
97
Slow TOM KHA przepis!
W WERSJI WEGAŃSKIEJ I PRZEPIS NA BEZRYBNY SOS RYBNY
TOM KHA TO AROMATYCZNA ZUPA O TAJSKIEJ PROWENIENCJI PRZYGOTOWYWANA NA BAZIE MLEKA KOKOSOWEGO ORAZ GALANGALU, ŚWIEŻA I LEKKO CYTRUSOWA W SMAKU. JEJ SMAK DO BALANS POMIĘDZY SŁODYCZĄ MLEKA KOKOSOWEGO, OSTROŚCIĄ CHILI, KWASKOWATOŚCIĄ LIMONKI I TRAWY CYTRYNOWEJ ORAZ SMAKIEM UMAMI, ZA KTÓRY W TRADYCYJNEJ WERSJI ODPOWIADA SOS RYBNY. PRZEKONAJ SIĘ, ŻE ABY UZYSKAĆ PODOBNY SMAK NIEKONIECZNIE POTRZEBNY JEST SFERMENTOWANY WYWAR Z RYB. PRZEPIS PONIŻEJ.
Składniki na dwie solidne porcje:
ZUPA:
• puszka mleka kokosowego (400 ml) • 3 łodygi świeżej (mrożonej) trawy cytrynowej • 2 cm kawałek galangalu • 2 cm kawałek imbiru • 1 papryczka chili (piri piri) • łyżka sosu bezrybnego (ewentualnie można zastąpić sojowym) • szczypta cukru z palmy kokosowej • 3 x liście limonki (kaffiru) • łyżka soku z limonki/cytryny • sól • garść łodyżek z kolendry (liście zostaw do przybrania)
SOS BEZRYBNY:
• pół szklanki ciepłej wody • kawałek płata nori albo pół łyżeczki nori w proszku (opcjonalnie: kawałek kombu) • 1-2 grzyby shitake • łyżka soku z cytryny • łyżka sosu sojowego • 1/3 łyżeczki cukru z palmy kokosowej Wszystko razem wymieszać i przelać do słoika, sos powinien się marynować przez 24 godziny w lodówce, później należy go przecedzić i można przechowywać przez ok. 2 tygodnie (najlepiej wcześniej wyparzyć słoik)
98
DODATKI:
zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Do bulionu dodaj boczniaki i inne dodatki, chwilę gotuj. Tofu odsącz z zalewy i owiń ręcznikiem papierowym albo bawełnianą ściereczką, żeby pozbyć się jak największej ilości płynu, pokrój na plasterki, wrzuć na rozgrzaną patelnię, najlepiej z nieprzywierającą powłoką i smaż bez dodatku tłuszczu aż się zarumieni.
Puszkę mleka kokosowego dokładnie rozmieszaj i wlej do garnka z dodatkiem posiekanych: imbiru, trawy cytrynowej, łodyżek kolendry, liści kafiru oraz galangalu. Gotuj przez chwilę na małym ogniu i dodaj pozostałe przyprawy. Po 10 minutach odstaw na parę minut, żeby smaki się „przegryzły“ i przecedź. Dodaj sok z cytryny i sos bezrybny. Makaron ugotuj
Przelej zupę do misek, dodaj makaron, świeżą kolendrę, tofu oraz posyp czarnym sezamem.
1 kostka tofu Garść groszku cukrowego, pak choi albo liści szpinaku Kilka boczniaków świeża kolendra – listki opakowanie makaronu ryżowy (typ do pad thai) czarny sezam
IGA URBAŃSKA Sklep Roślinny Rynek Dębnicki 10, Kraków
PROSECCO
IS ALWAYS THE ANSWER AND WE HAVE GOT PROSECCO!
ZAPRASZAMY CIĘ DO WYPRÓBOWANIA NASZEJ NOWEJ LINII PIW I WIN
Glenburgie 10 y.o. Bartosz Ziembaczewski Autor wielu publikacji oraz recenzji ukazujących się na łamach Magazynu Whisky oraz Aqua Vitae. Twórca witryny www.whiskyhome.com.pl pasjonat whisky. Współorganizator Whisky Day Cracow, który odbędzie się 20 maja w Fortach Kleparz w Krakowie. Prowadzi i organizuje degustacje, propaguje kulturę picia whisky, a przede wszystkim uwielbia spędzać czas z kieliszkiem w dłoni.
RODZINNE TRADYCJE GORDON & MACPHAIL MIELIŚCIE JUŻ KIEDYŚ OKAZJĘ SKOSZTOWAĆ GLENBURGIE OD GORDON & MACPHAIL? Jeśli ta nazwa zupełnie nic Wam nie mówi, to mam dla Was małą niespodziankę, ponieważ to m.in. destylaty z Glenburgie wykorzystywane są prawie w całości jako główny składnik Ballantine’s, dlatego wydaje mi się, że nawet nieświadomie mogliście się z nią kiedyś zetknąć. Dzisiaj natomiast zajmiemy się niezależnym bottlerem, jakim jest Gordon & MacPhail, który posiada w swojej ofercie min. przepyszną Glenburgie 10YO single malt whisky. Jeśli zatem lubicie delikatne i słodkie regiony Speyside, to koniecznie musicie wybrać się na poszukiwanie smaków
100
i aromatów zamkniętych w tej zgrabnej butelce. Zapach: Delikatny i stonowany. Trufle czekoladowe. Sklep ze słodyczami. Nuta likieru pomarańczowego i karmel. W kieliszku mamy zatem do czynienia z ekspansją słodyczy, wypełniającej nozdrza. W tle odnajdziemy natomiast ukrytą słodycz dojrzałych jabłek, nuty cynamonu, dębu a gdzieś w tle miód i liście herbaty. Smak: Niesamowicie gładki, delikatny i lekko oleisty. Stonowana słodycz na języku przypominająca pralinki z czekoladą, a gdzieś w tle pojawia nuta orzechowa. Delikatnie cytrusowy z delikatną nutą cynamonu. W finiszu bardzo przyjemna nuta czekoladek z likierem pomarańczowym oraz znów cynamon.
Glenburgie 10YO to według mnie świetny przedstawiciel regionu Speyside. Bardzo dobrze skomponowany, nienachalny, a przy okazji przyjemnie rozchodzący się na podniebieniu. Whisky ta wydaje się być idealnym rozwiązaniem jeśli szukamy czegoś na każdą okazję. Jeśli kiedyś na swojej drodze dane Wam będzie stanąć twarzą w twarz z Glenburgie 10YO to na pewno nie poczujecie się zawiedzeni. Przy okazji będzie to dobra okazja do sprawdzenia, co oferują swoim klientom niezależni bottlerzy, a jeśli chodzi o Gordon & MacPhail, to szczerze muszę się przyznać, że jeszcze się na nich nie zawiodłem. Wasze zdrowie! Slainte!
www.whiskydaycracow.pl
KRÓTKA HISTORIA O TYM, JAK ZAŁOŻYĆ WŁASNY OGRÓDEK I NIE BAĆ SIĘ PORAŻEK W ciepłe dni mam kilka lekkich, niezobowiązujących zajęć. Lubię chodzić na targ i przyglądać się sprzedawanym tam warzywom i owocom, jak leżą, lekko opruszone ziemią, pachnące ogródkami działkowymi, sadem, polem i obrzeżami miast, lub wsi. W pewnym momencie w swoim życiu zapragnęłam zająć się roślinami. Mieć własny nawet mały ogródek z zawsze świeżymi ziołami, kilkoma grządkami letnich kwiatów i poziomek. Takie marzenia przypominały mi obrazy z dzieciństwa, gdy przez ogrodzenie wyjadaliśmy czerwone porzeczki rosnące u sąsiadów, lub obgryzaliśmy jabłka prosto z drzewa, wycierając je tylko o skrawek koszulki. Podczas wypraw na targ, polubiłam stoiska z ziołami. Świeżymi, zielonymi, przywodzącymi na myśl spokojne i leniwe popołudnia. Torba na ramieniu. Do niej kilka jabłek, pomidorów, świeży szpinak, boćwinka, brokuł, czasem garść fasoli. Od pewnego czasu w tych miejscach, dało się zauważyć pewną zmianę. Obok ziół, owoców i warzyw, ale także serów i mięs,
102
zaczęły pojawiać się suszone jarzębiny (to jesienią), mieszanki ziół, które raczej kojarzyłam z chwastami. Zaczęłam szukać, co to może być. To wszystko w pewnym momencie, poprzedzone kilkoma latami i nakładającymi się na siebie zainteresowaniami doprowadziło mnie do Roślinnych Porad. Od samego początku przyjęłam zaproponowaną konwencję jako bliską mojemu poczuciu estetyki. Każda fotografia przedstawiająca roślinę była przygotowana w podobny sposób – proste białe tło na którym znajdowała się dłoń trzymająca owoc, warzywo, zioło etc. Pod spodem kilka zdań kiedy zbierać, kiedy sadzić, z czym smakować. Prosto, przyjemnie i praktycznie. - Na samym początku najtrudniejsze było przeczekać jesień i zimę, zresztą tak jest co roku. Po całym sezonie praktycznej nauki chcę wykorzystać to, czego się nauczyłem a w tym okresie nie mogę – opowiada Sebastian Kulis, autor Roślinnych Porad. Zawsze byłem zainteresowany naturą. Gdy byłem mały chciałem zostać weterynarzem.
Samymi roślinami zainteresowałem się jakoś w 2 klasie liceum. Wtedy też założyłem swój własny ogródek - kontynuuje. Tak zaczęła się jego przygoda z roślinami. Kupował ziemię, sadzonki. Raz się udawało, innym razem coś szło nie tak. Zajmując się samodzielnie własnym ogrodem Sebastian zauważył ile trudu kosztuje wyhodowanie samemu roślin, warzyw i owoców. Chyba wtedy zrozumiał jak ważne jest wykorzystanie w gotowaniu wszystkiego, co daje nam roślina. Wszystko skrupulatnie notował. Własne obserwacje, mieszały się z tym, co znalazł w książkach ogrodniczych, co zasłyszał od dziadków, co podpowiadali mu inni. Tak z biegiem miesięcy notes zamienił się w stronę internetową, dokładnie tą samą, na która trafiłam ja i wiele innych osób. - Zawsze denerwowało mnie, że na temat uprawy pomidora muszę przeczytać w jednej książce, o jego kulinarnym zastosowaniu w drugiej, a o jego właściwościach w trzeciej. Więc zacząłem to wszystko spisywać w zeszycie, a następnie na stronie. - podkreśla.
Zdjęcia: Sebastian Kulis/Roślinne Porady
Okazało się, że także wiele innych osób myślało podobnie i strona Sebastiana zyskiwała, coraz to nowych obserwatorów i stałych gości. Niedawno spełniło się jego inne marzenie. Ukazała się książka. - To było moje marzenie od zawsze, bo kocham książki. Nie wiedziałem, że tak szybko się spełni. A że tak długo o tym myślałem, to gdy się za nią zabrałem wiedziałem już wszystko: jak będzie wyglądać od początku do końca - mówi. Jak na założyciela minimalistycznej strony, książeczka nie odbiega zbytnio od niej konwencją. Trzymana w dłoniach stwarza wrażenie delikatnej, kruchej. Trochę jakby dotykało się czegoś, złożonego z liści roślin. Wcześniej ludzie zachwycali się jego Sezonownikiem - kalendarzem zbierającym porady dotyczące uprawy roślin w danych miesiącach. Mała, czarna książeczka praktycznie wyprzedała się od razu. Wytrwali znajdą ją jeszcze w kilku księgarniach. Pytany o ulubioną roślinę, Sebastian odpowiada… konopia! - Wszyscy kojarzą ją tylko z marihuaną, ale to wierzchołek góry lodowej jej zastosowań. Można zrobić z niej wszystko, od mąki, napojów, materiałów budowlanych, ubrań, po domy czy lekarstwa na naprawdę wiele chorób. Najbardziej fascynuje mnie właśnie ta
wielozadaniowość roślin, która nie jest wykorzystywana. Kojarzymy roślinę z jedną rzeczą, a na tym nie koniec! Np. marchewka. Jemy tylko korzeń, a wyrzucamy natkę, która często jest nawet zdrowsza od korzenia, albo zjemy maliny z krzaka nie wiedząc, ile cudownych właściwości mają ich liście. Po prostu natura daje nam tak wiele, a my ją dewastujemy, a nie korzystamy – podkreśla Sebastian.
do wieczornych naparów, posypywać nimi kanapki na śniadanie. Przez takie drobiazgi dzień staje się odrobinę lepszy. Spokojniejszy. Zauważyłam, że roślinny uczą nas obserwacji i uwagi. - Własny ogród to trochę jak adopcja psa czy zajmowanie się dzieckiem. - uśmiecha się Sebastian. – Nie trzeba do tego specjalistycznej wiedzy, wszystko robi się instynktownie, ale warto wiedzieć co nieco.
Pytany o popularność roślinnych tematów odpowiada bardzo prosto. - Ludzie po prostu stęsknili się za naturą. Brakuje jej w wielkich miastach, nie tylko na ulicach, ale i w przestrzeniach pracowniczych czy placówkach szkolnych. Chodź o tym nie pamiętamy, albo nie chcemy, to jesteśmy częścią ekosystemu jak rośliny i zwierzęta, więc chcąc nie chcąc będziemy wracać jako gatunek do natury.
Coraz częściej myślę o tym, by powiększyć mój ogródkowy parapet. Marzą mi się własne pomidory. Może sałata? Albo pojawiająca się tu wielokrotnie marchewka. Staram się coraz częściej wykorzystywać każdy element rośliny. Czasem zamrażam. Na szybko przerabiam na koktajle. Zapytałam Sebastiana jakie rady dałby początkującym ogrodnikom? Moja lawenda niestety nie chciała ze mną za długo przebywać.
Jakiś czas temu kupiłam kilka sadzonek. Rozmaryn. Lawenda. Bazylia. Wydzieliłam im niewielką przestrzeń na parapecie. Małe doniczki umieściłam w koszyku, takim, w którym kupuje się truskawki. Czekam na cieplejsze dni, aż będę mogła wystawić je na balkon. Trzymają się dobrze. Czasem zerkam na Roślinne Porady by sprawdzić, czy dobrze się nimi zajmuję. Pomyślałam, że może trzeba dokupić jeszcze troszkę doniczek z ziołami na targu. Lubię je dorzucać
- Nic się nie bać! I pamiętać, że każda porażka to nauka, a nie oznaka, że mamy skończyć. Zacznijcie od prostych rzeczy jak rzodkiewki i wszelkie liście, czy zioła, ale nie ograniczajcie się. Im szybciej zmierzycie się z trudnym tematem, tym lepiej dla was! - mówi Sebastian. Gdy to słyszę, myślę, że może jednak zabiorę się za pomidory... MARTA KUDELSKA
103
#
Tak się złożyło Tak się złożyło, że moja babcia urodziła się w Chinach. Nie była Chinką nawet w jednym procencie, po prostu pradziadkowie osiedlili się w Harbinie, który, jak później się dowiedziałam, został założony przez Polaka.
HAREL Krytyk mody, autorka bloga HARELBLOG.PL
Z okresu 1921 – 25 zostało sporo fantastycznych zdjęć, ponieważ tak się złożyło, że moja babcia starannie archiwizowała swoje życie, zwłaszcza jego wizualną stronę. I w te zdjęcia wpatrywałam się w dzieciństwie z niemniejszym zainteresowaniem niż w bajki Disneya, słuchając historii nie tylko miast i domów w tle czy zwierząt na kolanach, ale też kolejnych pięknych strojów noszonych przez moją niedużą rodzinę. Niektóre z elementów przetrwały wojnę i mogę cieszyć się nimi do dziś. Inne próbowałam odtworzyć: albo w prosty sposób, na zakupach, albo w nieco ambitniejszy, prosząc o pomoc krawcową. Te wszystkie porcelanowe figurki, orientalne elementy biżuterii, wachlarze czy jedwabne apaszki kształtowały mój gust i poczucie estetyki, choć nie miałam najmniejszego o tym pojęcia. Więc gdy ktoś pyta, skąd moje zainteresowanie modą, to źródło podaję przed wszelkimi numerami Vogue’a widzianymi po raz pierwszy albo skróconymi transmisjami pokazów mody w telewizji, obowiązkowo zilustrowanych piosenką „Wonderful Life” zespołu Black. Tak się złożyło, że mój tata bardzo dużo podróżował. I z tych podróży przywoził rozmaite ciekawostki. Egzotyczne ubrania dla mamy i przyprawy, których nazwy były w latach osiemdziesiątych nieprzetłumaczalne na polski, wnosiły do domu energię całkiem innego świata (jednym z ulubionych zajęć ośmioletniej Harel było krojenie nożyczkami makaronu sojowego).
104
Tak się złożyło, że będąc w Hong Kongu spotkał dwie mieszkanki Harbinu. Gdy opowiedział historię swojej mamy, panie tak się wzruszyły, że zorganizowały mu wycieczkę, której w żadnym przewodniku by nie znalazł, a na koniec wręczyły małą chustkę w kwiaty wiśni. Oczywiście mam ją w szufladzie, bo gdy tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że inaczej być nie może. Dużo później dowiedziałam się, ze służy do… pakowania jedzenia lub napojów, a nosi nazwę Furoshiki. Wprawdzie tu już
Swoje pierwsze kimono kupiłam… w Rzymie, bo się zgubiłam i nagle przed oczami wyrósł mi japoński sklep vintage. Ulubione perfumy? Kenzo, niezmiennie te same od dwudziestu lat. wkraczamy do Japonii, ale jak widać na tym przykładzie, sąsiedzkie tradycje można kultywować bez wywoływania kłótni (jak w przypadku Origami, o którym za chwilę, bo tak się złożyło…). … że moja przyjaciółka z podstawówki poznała na kursie językowym Japonkę. I ta Japonka przysłała jej potem w prezencie świątecznym oryginalny papier do Origami. Składałyśmy żurawie jak szalone (umiejętność posia-
dłyśmy na nieodżałowanych „zetpetach” – wciąż nie rozumiem, czemu wycofano te zajęcia ze szkół) i nawet nie wiedziałam, jakie mam szczęście, że mogę pracować na prawdziwym papierze Chiyogami (jego nazwę też poznałam dużo później). Obecnie nie ma na mapie moich podróży miasta, w którym nie znalazłabym choć jednego punktu z japońskim papierem. No dobrze, może przesadzam, ale przejechać pięć dzielnic do celu potrafię. W ciemno. Nadrukowane na Chiyogami wzory bardzo często inspirowane są haftami na kimonach. Ich symbolika jest tak szeroka, że można by pisać na ten temat prace doktorskie (co z pewnością się dzieje), mnie przede wszystkim fascynuje kolorystyka i nadzwyczajna umiejętność łączenia barw. I jeszcze to, jak wiele z nich przedostaje się do współczesnej mody. Zbiegów okoliczności jest więcej. Na przykład swoje pierwsze kimono kupiłam… w Rzymie, bo się zgubiłam i nagle przed oczami wyrósł mi japoński sklep vintage. Ulubione perfumy? Kenzo, niezmiennie te same od dwudziestu lat. Gdy je wybierałam, nie miałam pojęcia, że twórca jest Japończykiem. Za dobry ramen dam się pokroić, choć nie mam pojęcia, dlaczego akurat jego smak jest jednym z moich ulubionych. A najlepsze jest to, że wszystkie elementy układanki dopasowałam stosunkowo niedawno. Dzięki ludziom spotykanym po drodze, z którymi wymienialiśmy swoje historie. Tak się złożyło.
/
Piękno urzeczywistnione. Loewe bild 9 — OLED Czerpiąc inspirację ze złotych lat dwudziestych i art deco, londyński projektant Bodo Sperlein stworzył telewizor fascynujący swoim wyglądem i lekkością, prezentujący się jak rzeźba. Do tego najnowocześniejsza technologia - OLED i Dolby Vision™ dla najlepszego obrazu i eksplozji kolorów. Loewe bild 9 - kwintesencja sztuki. Made in Germany.
Największy wybór Loewe w Polsce: Art Cinema Warszawa, ul. Bracka 11/13 | tel. 22 400 90 48 | warszawa@artcinema.pl Kraków, ul. Zakopiańska 153 |
tel. 12 255 43 28 | info@artcinema.pl www.artcinema.pl