

Dwunastnik
Edycja jesienna 2024

Spis treści

»Wiersze
»(Nie)znani naukowcy – Albert
Einstein
»Felieton
»Przepis na cynamonowe bułeczki
»Nowe zakończenie „Lalki” B. Prusa
»Recenzje książek
Wiersze,
Kącik poetycki
I znów w objęciach niezręcznej ciszy, Która dopada nas tylko wtedy, Gdy słowa pewne niewypowiedziane pozostają, Więc proszę, powiedz mi kiedy? Kiedy zaufamy sobie tak, jak to w zwyczaju zakochani mają?
M.
Wiedz, że zależy mi I zrozumieć chcę, Dlaczego czasami dystansujesz się. Powiedz mi proszę, Czy jakiekolwiek szanse mam, Aby zagościć u ciebie w sercu I móc powiedzieć, że jestem na dobrym miejscu?
Czy też niepotrzebnie tę nadzieję ze sobą noszę, Bo nie mam spokoju, który tak bardzo chciałabym ci dać
I nie umiem bez strachu szczęścia garściami brać.
M.

(Nie)Znani Naukowcy
Albert Einstein(1879-1955)
Kto nie jak Albert Einstein zasługuje na miano jednego z najwybitniejszych i najbardziej rozpoznawalnych fizyków w historii świata? To właśnie on stworzył słynny wzór E=mc2, a także szczególną teorię względności. W tej serii nie chcę jednak przedstawiać dokonań naukowców, ale fakty, które nie są powszechnie znane.
Einstein w wieku 6 lat zaczął naukę gry na skrzypcach, którą trenował do 13 roku życia, muzykalny pozostał jednak do końca życia, co można zauważyć na fotografiach przedstawiających go z instrumentem w ręku.
Oprócz nagrody Nobla Einstein dostał także dożywotnie członkostwo Klubu Palaczy Fajek w Montrealu. Gdy przyjmował członkostwo, miał powiedzieć
“Palenie fajki zapewnia spokojny i obiektywny osąd spraw ludzkich”. Z powodu kłopotów zdrowotnych lekarze nakazali uczonemu rzucenie palenia, naukowiec nie zamierzał jednak poddawać się ich woli, z tego powodu często odbywała się taka rozmowa z jego żoną Elsą:
- Albercie, która to już fajka? Nie możesz tyle palić.
- Ależ to dzisiaj moja pierwsza!
- Nie oszukuj, sama widziałam, że to już chyba czwarta!
- Ależ skąd-bronił się Einstein. No może to już druga, ale przecież nie powiesz moja droga, że jesteś ode mnie lepsza w matematyce.
Gdy Einstein mieszkał jeszcze w pobliżu Nielsa Bohra (któremu będzie poświęcony drugi odcinek tej serii), wchodził mu do domu przez okno i kradł tytoń, twierdząc “lekarz zabronił mi kupować tytoniu, ale nie zabronił mi go kraść”. Einstein często zapominał, gdzie zostawił samochód, dlatego właśnie dla niego stworzono i wybudowano linię autobusową w Princeton. Naukowiec często pogrążał się w dyskusji z swoimi kolegami i nie wysiadał na właściwym przystanku, tylko wielokrotnie pokonywał trasę autobusu. Warto też wspomnieć, że Elsa nie była jego pierwszą żoną, ten tytuł należy do Milevy Marić, z którą miał jeszcze przed ślubem dwóch synów, jednak życie rodzinne nie układało się jak należy i wkrótce po przeniesieniu naukowca do Berlina małżeństwo rozpadło się. Jednym z warunków rozwodu było stwierdzenie, że jeżeli Einstein dostanie Nobla, to Mileva otrzyma całą sumę pieniędzy. Do mniej chwalebnych czynów Einsteina należało z pewnością robienie prac domowych za cukierki, których także mu zabroniono.

Felieton: Autobusowe Przygody cz.1
Paweł Sikorski 1A
Filozofowie są to osoby, które zajmują się
rozważaniem nad wszelakimi zagadnieniami, nie uwzględniają jednak w swoich rozważaniach Boga, czy bogów. Przez lata kształtowały się różne przekonania. Można było zostać zwolennikiem myśli Platona, Epikura, a może Arystotelesa. Lecz jestem pewien, że niewielu poznało nauki filozofa autobusowego, a jedną z tych osób byłem ja.
Był to zwykły szary dzień, jak zwykle wracałem do domu jednym z licznych pojazdów MPK, czyli autobusem. Gdy autobus zatrzymał się na kolejnym z przystanków, do środka wsiadło dwóch mężczyzn, którzy od razu zwrócili moją uwagę. Obaj ubrani byli dość schludnie, jeden z nich trzymał kartony z produktami spożywczymi. Rozmawiali o świadkach Jehowy. Starszy z nich głośno wykrzykiwał swoje poglądy: Ja lubię z nimi rozmawiać, ale oni zupełnie nie mają argumentówpowtarzał raz po raz. Nagle chwycił za leżącą gazetę i nie do końca trzeźwym głosem przeczytał tytuł, po czym powiedział: to mnie nie interesuje. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął rozmowę, a brzmiała ona tak:
-Jedziesz z, czy do szkoły? - zapytał.
- Ze szkoły-odpowiedziałem - biorąc pod uwagę późną godzinę pytanie to wydało mi się dość dziwne i utwierdziło mnie w przekonaniu o stanie mojego rozmówcy.
- Pewnie chodzisz do liceum.
- Tak- odparłem trochę zaskoczony. Skąd wiedział, że chodzę do liceum? Zadał parę
zwykłych pytań o szkołę itp. A potem się zaczęło.
- Pamiętaj, ucz się języków, języki są najważniejsze. Ja przez 8 lat uczyłem się rosyjskiego i teraz wszystkich rozumiem. Angielski bardzo ważny, hiszpański też, wiesz dużo ludzi mówi teraz po hiszpańsku, niemiecki ważny tak samo jak rosyjski, francuski trzeba umieć, bo Francuzi nie umieją po angielsku. Pamiętaj języki są najważniejsze- powtarzał jeszcze parę razy.
- Oczywiście całkowicie się z panem zgadzam.
- Widzisz moja córka chodziła do szkoły baletowej i uczyła się języków, a teraz ma już 30 lat, moja młodsza córka idzie w przyszłym roku do szkoły średniej. A miałeś już “Pana Tadeusza”? - zapytał bez żadnego powodu.
Po rozmowie o literaturze rozmawialiśmy jeszcze o samochodach, potem kilkukrotnie ponownie usłyszałem jak ważne są języki. Po czym kolega mojego rozmówcy zawołał: Wysiadamy! Wysiadając, pomachali mi na pożegnanie.
Ta historia wzbudza we mnie dziś tylko uśmiech, jednak tamtego dnia czułem także lekki niepokój i zdziwienie. Przecież nie na co dzień spotyka się skłonnych do rozmowy nieznajomych. Może pewnego dnia nasze drogi znów się przetną i będę mógł poznać kolejne rady tego niezbyt trzeźwego jegomościa... Do których może się zastosuję.
Przepis Na Cynamonowe Bułeczki
Czas przygotowania: 30 minut
Czas wyrastania ciasta: 1 godzina 30 minut
Pieczenie: 175 stopni, środkowa półka z opcją pieczenia góra/dół.
Składniki na rozczyn
Czas pieczenia: do 20 minut.
35 g drożdży świeżych lub około 10 g drożdży suszonych
2 łyżki mąki pszennej - około 30 g
2 łyżki cukru - około 30 g
5 łyżek lekko ciepłego mleka
Składniki na farsz
30 g miękkiego masła
2 płaskie łyżki cynamonu

Liczba porcji: 24 bułeczki W 1 bułeczce: Wartość energetyczna150 kcal
Składniki na ciasto drożdżowe
3 szklanki mąki pszennej tortowej - 480 g
125ml szklanki lekko ciepłego mleka
3 żółtka jajek dużych lub średnich
80 g masła - trochę mniej niż pół kostki
6 łyżek cukru - około 90 g
Rozczyn
4 płaskie łyżki cukru Dodatki
Przygotowanie
mleko do posmarowania bułek przed pieczeniem
Lukier cytrynowy
Zacznij od szykowania rozczynu do bułek cynamonowych. W jednej misce umieść razem: 5 łyżek mleka (mleko może być lekko ciepłe, ale nie może być gorące); dwie łyżki mąki pszennej, czyli około 30 gramów mąki; 35 gramów świeżych drożdży lub około 10 gramów drożdży suszonych; 2 łyżki cukru drobnego, czyli około 30 gramów cukru.
Drożdże rozetrzyj z resztą składników. Całość dobrze wymieszaj, przykryj ściereczką lub folią i odstaw w ciepłe miejsce na około 20 minut (lub dłużej). Po tym czasie rozczyn powinien urosnąć.
Ciasto drożdżowe:
Do większego naczynia przesiej trzy szklanki mąki pszennej tortowej lub poznańskiej (około 480 gramów). Dodaj symboliczną szczyptę soli oraz trzy żółtka jajek.
Do miski wsyp jeszcze sześć łyżek cukru, czyli około 90 gramów cukru drobnego. Wlej 80 gramów roztopionego i przestudzonego masła oraz pół szklanki lekko ciepłego mleka.
Na koniec wlej buzujący rozczyn.

Jak wygląda Stanisław Wokulski
przez szkło próbówek czyli
„Lalki” ciąg dalszy
W tym samym dniu, kiedy Ochocki i Szuman stali nad ciałem subiekta Rzeckiego, Wokulski stał przed żelazną furtką prowadzącą do starego domu w Charenton.
Przypadkowemu przechodniowi budynek ten wydawałby się podupadłą ruderą, ale Wokulski widział w nim pałac wspanialszy od wszystkich innych. Pracownia Geista nie zmieniła się z zewnątrz ani trochę. Okna dalej były częściowo wybite, ściany ciągle były ponuro naznaczone plamami pleśni, a kamienne stopnie przed drzwiami dalej nosiły ślady minionego czasu. Po chwili furtka otworzyła się, umożliwiając Wokulskiemu wstęp. Zanim zdążył dojść do podniszczonych drzwi, te już uchyliły się, ukazując dawno nie widzianą postać.
— Ach, to pan, panie Siuzę, zapraszam! Jeden z wspólników już pana ubiegł, zapraszam do środka.
Stan wnętrza pracowni diametralnie zmienił się od ostatniej wizyty. Próbówki, retorty, kotły oraz słoiki rozmnożyły się przez czas nieobecności Wokulskiego do niepojętych ilości.
Kadź niegdyś stojącą na środku zastąpiły dwa identyczne kotły. Za nimi, wyraźnie zaabsorbowany pracą nad chemikaliami stał młody człowiek. Mógł być jeszcze studentem, jego znoszone ubranie współgrało z zmęczonym wyrazem twarzy. Całość jego osoby kłóciła się z jego spojrzeniem, było ono pełne zapału i inteligencji.
„Takiego wzroku właśnie tu potrzeba — myślał
Wokulski — Przypomina mi on samego siebie, gdy studiowałem. Ciekaw jestem, czy ten młody człowiek spotyka się teraz z podobnym wstrętem otoczenia, jak ja kiedyś?”
Przedmiot rozmyślań Wokulskiego w ogóle zdawał się nie widzieć ani nie słyszeć nowo przybyłego gościa. Właśnie odmierzał jakiś preparat pipetą, kiedy Geist wyrwał go z transu:
— Oto Jacques, panie Suizę. W końcu prawdziwy człowiek! On jedyny nie został otumaniony przez tych kaznodziejów z Akademii. Tak, tak bowiem jak nazwałby pan ludzi, którzy narzucać będą wszystkim swoje idee? Wszystkie te wielkie ośrodki nauki to tylko kolejne kościoły, które stanowią, co ma być dozwolone, a co jest herezją. Zamiast ołtarzy mają katedry, a zamiast kazań wykłady.
Młody chłopak przywitał się mrucząc pod nosem niewyraźne „dzień dobry” i z powrotem począł zajmować się aparaturą. Tymczasem uczony poprowadził Wokulskiego na górne piętro. I tam zaszła przemiana. Obok samotnego tapczanu stała wersalka, nieliczne wcześniej wanienki pełne chemicznych cieczy co najmniej potroiły swoją liczebność, a ogólny bałagan urósł niepomiernie. Widząc opłakany stan sypialni, mającej także wyraźne cechy pracowni chemicznej, Wokulski nie mógł powstrzymać się od posłania zaniepokojonego spojrzenia w stronę naukowca.
— Jak widać, nie szczędziliśmy trudu przez ostatnie miesiące — mówił Geist — Co prawda walory mieszkalne uległy pogorszeniu, ale żaden z nas się nie uskarża — machnął lekceważąco ręką.
„No pięknie — myślał Wokulski — Jak tak dalej pójdzie, to ten cały nieważki metal diabli wezmą, a wraz z nim i Geista. Kto by pomyślał, że im nie jest najpotrzebniejszy bogacz, czy też geniusz, lecz niańka! Czuję jednak, że jak tylko wezmę się za erudycję, to też sam ugrzęznę w tej fascynacji po kolana. Dlatego tym ważniejsze jest, abym wcześniej postarał się o wszystkie możliwe dogodności. Koniec z gwałtownymi porywami zamiarów. Wiem, co chcę zrobić i już żaden słomiany zapał nie podetnie mi nóg. Pieniędzy mi nie brak, chęć mam, a umysł jest bardziej, niż oczyszczony. Nie pozostaje nic, jak tylko wyłożyć to Geistowi raz, a porządnie.”
— Nie myśli pan jednak pracować w takim miejscu? — zapytał Wokulski — W końcu na stan umysłu jak najbardziej wpływa stan ciała, a, jak widzę, o swoje corpore państwo niezbyt dbają. Zresztą mój wkład wcale nie musi sprowadzać się tylko do rozumu. Jestem gotów przeznaczyć swój majątek dla badań.
— Niech pan nie prawi bez sensu frazesów. Nie potrzeba nam wielkich wygód do pracy, tylko umysłów, porządku i pieniędzy.
— Jednakże nie zmienia to faktu, że popada pan w skrajność. Czyżby i pan chciał zostać naukowym ascetą, którego będą wychwalać ludzie za cierpienie w imię nauki? Myślałem, że sprzeciwia się pan naukowemu kaznodziejstwu?
— Nigdy nie brałem pana za retoryka, panie Suizę — odparł Geist —ale jednak jest pan w stanie przekonać nawet mnie do zmiany zdania. Możliwe, że rzeczywiście ostatnio trochę zbyt mocno skupiłem się na mojej pracy.
— Zamierzam, w takim razie, niezwłocznie załatwić nam odpowiednie laboratorium. W najbliższym czasie powinien się też zjawić jeszcze jeden wspólnik — Ochocki, młody człowiek, o którym pisałem w listach — odpowiedział Wokulski.
Dwóch mężczyzn jeszcze jakiś czas dyskutowało, omawiając konkretne szczegóły lokacji i wyposażenia nowego miejsca pracy. Kiedy skończyli, Wokulski zszedł po skrzypiących
Zmiany nastąpiły szybko. W przeciągu miesiąca całe laboratorium zmieniło miejsce i znalazło się w Charenton. Bliska obecność szpitala dla psychicznie chorych przyczyniła się do pojawienia się nielicznych uwag ze strony przeciwników teorii Geista, jednak przeprowadzka poszła w większości bez żadnych poważnych incydentów. Niedługo potem do nowo utworzonej grupy badaczy dołączył Ochocki, którego fascynacja machinami latającymi jeszcze bardziej podsyciła chęć i gotowość do pracy. Kiedy Aleksander Możajski po raz pierwszy wzniósł się w powietrze za pomocą latawców, Wokulski wraz z innymi zgłębił już tajemnice klatkowej budowy cząsteczek. Geist, słysząc o porażkach lotniczych rosyjskiego admirała, stwierdził, że do konstrukcji perfekcyjnej machiny latającej brakuje tylko metalu, nad którym pracowali. Wkrótce coraz to więcej młodych osób zaciągało się do pracowni Geista, a nawet pewien brytyjski inwestor zdecydował się wpłacić pewne dotacje.
Zwiększająca się liczba ochotników naturalnie pozwoliła Wokulskiemu pierwszy raz od przyjazdu na odpoczynek. Rok już minął, odkąd przyjechał do Francji. Wspomnienia o jego trudach w ojczyźnie zatarły się, lecz myśli o powrocie nie przechodziły mu przez głowę. Tu w końcu czuł się swobodnie, jednocześnie zaspokajając potrzebę samospełnienia. Tak rozmyślając Wokulski powoli przechadzał się ulicą. Wozy i dorożki wiozły swoich pasażerów, znikając za zakrętami. Kamienice po obu stronach drogi były udekorowane przez liczne markizy. Tłum ludzi przelewał się przez ulice, odgłosy ich kroków i urywki rozmów zlewały się w szum miasta.
„Ciekawe jest, jak to wszyscy ci ludzie podążają ulicą, jakby się składali na krew, a ulica była żyłą tętniącą tą masą. Każdy na swoje miejsce, przykłada się do swojej pracy. Tak jak krew zasila organy, tak każdy z nich zasila instytucje. Wszystko współdziała i tworzy jakby jedną istotę w miejsce miasta. Istota ta może funkcjonować tylko dlatego, że każdy jej organ jest zdrowy i współgra z innymi.
I ja jestem cząstką życiodajnej limfy. Idę, by spełnić swój obowiązek, będąc podtrzymywanym przy życiu przez wysiłek i pracę mnóstwa osób. Tak samo ci „prawdziwi ludzie” Geista będą opierać się na naszych odkryciach. Tak, miasta Francji to prawdziwe przykłady tego, jak praca rodzi rozwój.”
Mijał właśnie sklep z zabawkami, gdy coś przykuło jego uwagę. Za szybą, na wystawie stał mały dżokej. Przypominał on jedną z marionetek z jego starego, zapomnianego sklepu. Zepsuty jeździec służył teraz za zwykłą zabawkę, jego mechanizm zepsuł się przed miesiącami. Bez sprężyn i trybików figurka pozostawała nieruchoma. Wymontowany z pozytywki jeździec nigdy już nie miał być potrącany przez niedopasowanych tancerzy błędnego tańca.
Książki,
które warto przeczytać, czyli recenzje dwunastkowiczów
Wiele osób z mojego otoczenia czytało pierwszą książkę z serii Hell, ale zdania na jej temat były bardzo podzielone. Większość mówiła, że historia ta jest dobra, więc sama w końcu stwierdziłam, że chcę poznać tę historię i przekonać się, dlaczego zyskała tak dużą popularność w bardzo krótkim czasie. Przez wiele miesięcy leżała na mojej półce nieruszona, bo nie miałam ochoty się za nią zabierać, ale po namowach mojej koleżanki tego samego dnia zaczęłam ją czytać i mogę szczerze przyznać, że doznałam szoku. Jest to książka z tropem enemies to lovers i slow burn. Nielegalne walki, imprezy, problemy z rodziną i prawem, a wszystko to za sprawą chłopaka jeżdżącego czerwonym mustangiem, z paczką papierosów Malboro i czarnymi jak smoła oczami. Mama głównej bohaterki od zawsze jej powtarzała, że ma się trzymać z daleka od tak zwanych "marginesów społecznych", do których Nathaniel Shey z pewnością należał. Poznali się przypadkiem, a przez cięty język Victorii Clark, Nate wziął ją sobie na celownik. Książka jest bardzo dobrze napisana i pozwala nam dostrzec świat takim, jaki jest i otworzyć nam oczy na cierpienie ludzi dookoła nas. Wiem, że wiele osób lubi dostać jakiś cytat na zachętę, dlatego postanowiłam przytoczyć ten, który najbardziej zapadł mi w pamięć: ,,Pozostaje nam tylko wierzyć, że kiedyś wszystko będzie dobrze, a jeżeli nie to po prostu "to kiedyś" nie jest jeszcze odpowiednią porą". Moim zdaniem warto przeczytać Rundę. Mnie bardzo się spodobała i mogę spokojnie ocenić ją na 9/10.
Chyba każdy, kto uwielbia fantastykę, słyszał o „Zmierzchu”. Jego autorką jest Stephenie Meyer i jako osoba, która pokochała tę serię, byłam ciekawa innych jej utworów. Kiedy szukając książki, którą mogłabym przeczytać, wpadłam na „Intruza” i przeczytałam opis, wiedziałam, że będzie to książka, którą pokocham. I tak się właśnie stało. Meyer w swojej twórczości poza „Zmierzchem” i następnymi jego częściami oraz „Intruzem” napisała również parę książek, które nawiązują do jej debiutanckiej serii. Otrzymała nagrody takie jak: Best Fiction for Young Adults (2006), Author of the Year (2008), Children's Book of the Year (2009). Mimo, że nie ma zbyt obszernej bibliografii jest jedną z moich ulubionych autorek. „Intruz” został wydany w 2008r. Książka opowiada o historii innego gatunku, który został sprowadzony na Ziemię. Najeźdźcy przejmują obce ciała i umysły, pozbawiając ich właścicieli życia. Jednak są przypadki, w których człowiek się buntuje i nie daje wygrać wrogowi. Melanie jest jedną z ostatnich niezasiedlonych, przynajmniej tak myśli, jednak wpada w ręce wroga i zostaje w niej umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Intruz jest w stanie dotrzeć do wspomnień Melanie. Wie, jak wyglądało jej życie, zna każdą jej myśl, również o jej ukochanym… Historia ta pokazuje nam potęgę miłości, opowiada o odnalezieniu swojego miejsca na świecie oraz o wytrwałości i o tym, że nie należy się poddawać, bo nasz cel może zostać osiągnięty. Polecam tę opowieść każdemu miłośnikowi fantastyki. Jest to typowa, nietypowa młodzieżówka napisana we wspaniały sposób. Do końca trzyma nas w niepewności i zaskakuje zwrotami akcji. Ciekawi, poucza i porusza serce. Serdecznie polecam i mam nadzieję, że pokochacie ją tak jak ja!
Cytaty: "Kto wie, czy na tej planecie każda radość nie musiała być okupiona taką samą ilością bólu, jak gdyby istniała jakaś tajemna waga, której szale zawsze były równe"
„Kłamstwo wypowiedziane 100 razy w końcu stanie się prawdą.”
„Nie obchodzi mnie ta twarz, tylko jej wyraz. Nie obchodzi mnie ten głos, tylko to, co mówisz. Nie obchodzi mnie to, jak w tym ciele wyglądasz, tylko co nim robisz. Ty jesteś piękna.”
„Przez osiem pełnych żyć nie spotkałam nikogo, dla kogo zostałabym na jednej planecie, za kim powędrowałabym gdziekolwiek. Nigdy nie znalazłam sobie partnera. Dlaczego teraz? Dlaczego ty? Należysz do innego gatunku. Jak możesz być moim partnerem?”
Arbuzik/Watermeloon/Damon Lover
Skład redakcji:
Klasa 2a: Maja Piotrowska
Zuzanna Skwierczyńska
Paweł Sikorski
Klasa 3e: Ignacy Stępień – Oprawa graficzna
Opiekun: Anna Szwagrzak
Drodzy uczniowie, zachęcamy do współpracy, szukamy kreatywnych osób, które włączą się do pracy nad kolejnymi numerami Dwunastnika.