GŁOŚNYM ECHEM
ŚWIERK SCHODZI ZE ŚLĘŻY
Jak powiada Waldemar Zaremba, Miękinia może mało co komu mówi, ale Ślęża, ikona dawnych dziejów i turystyczna mekka – to rozpoznawalna marka. Masyw Ślęży jest najwyższym wzniesieniem Przedgórza Sudeckiego. Szczyt góry (718 m n.p.m.) przerasta otaczające go równiny o ponad 500 m, dzięki czemu jest widoczny z daleka. Sąsiadką Ślęży jest o prawie 150 m niższa Radunia. Administrację leśną sprawują na tym terenie cztery leśnictwa. To w nich, w górnych partiach masywu, skupia się czwarta część drzewostanów świerkowych całego nadleśnictwa. – Wieki temu w masywie Ślęży było dużo więcej jodły, porastały go drzewostany jodłowo-bukowo-świerkowe, przy czym świerk nie był dominującym gatunkiem. Naturalnym komponentem pozostawał buk z jodłą i domieszką dębu bezszypułkowego, później pojawiły się sosny. Kiedy i tu w drugiej połowie XIX w. dotarła „moda na świerka”, udział tego gatunku systematycznie wzrastał. Pozostałość tamtych świerczyn wciąż jeszcze jest dość widoczna – szczęśliwie nie zajmują litych połaci – mówi nadleśniczy. Scenariusz eksterminacji chorego świerka matka Natura zaczęła realizować w 2015 r., zsyłając kornikową gradację – pilarze szybko musieli zabrać się do roboty. Od tej chwili miękińscy leśnicy stale walczą z kornikiem, nie tracąc nadziei, że karta się odwróci, zwłaszcza że sytuacja w 2019 r. była jakby nieco lepsza. Może więc gradacja tego owada się załamie. Ba, nie wiadomo jak to będzie z jego pobratymcami – rytownikiem i innymi szkodnikami. Nadleśnictwo Miękinia ma u siebie 1800 ha drzewostanów jesionowych, ok. 400 tys. m3 drewna na pniu – to chyba krajowy rekord. Tyle tylko, że jesion gwałtownie zamiera z powodu choroby Chalara fraxinea, opieńkowej zgnilizny korzeni i, jakże by inaczej, zmiany stosunków wodnych. A przecież to jest gatunek przypisany do łęgów, te zaś mają szczególne miejsce w sieci Natura 2000. – Nie wiadomo, czy nasze jesiony przeżyją jeszcze 5 czy 10 lat – martwi się nadleśniczy. – Jeśli utrzyma się obecna dynamika ich zamierania, to przyjdzie nam ciąć w granicach 30–40 tys. m3 rocznie i to tylko w dwóch leśnictwach: Wawrzeńczyce i Kamionna (choć po części również w Kątach Wrocławskich). A to oznacza, że należy zastępować te rozpadające się drzewostany innymi gatunkami – trzeba opracować rozsądny 62
Fot. archiwum Nadleśnictwa Miękinia
program dla takiego przedsięwzięcia. To są żyzne siedliska łęgowe o dużej witalności, nie wolno dopuścić do ich degradacji. ŻYCIE Z JEMIOŁĄ
W czwartej części drzewostanów sosnowych stwierdzono uszkodzenia spowodowane przez jemiołę lub z jej udziałem. Do czerwca 2019 r. był spokój, ale już w lipcu i sierpniu szybko zaczęły pojawiać się zrudziałe pojedyncze sosny i niewielkie ich grupy, rozsiane jak rodzynki w cieście – po wszystkich leśnictwach. A jak z braku wody drzewa słabną, to uaktywniają się szkodniki wtórne. Obok tradycyjnie występujących pojawiły się również te uważane kiedyś za mało istotnych statystów, z kornikiem ostrozębnym na czele. Z jemiołą da się jakoś żyć – głównym zabójcą jest susza – słyszę w Miękini. I to na jej karb trzeba złożyć ogromny wzrost cięć sanitarnych. Tu za stan normalny uznaje się 15–20-procentowy udział posuszu w pozyskaniu drewna ogółem. Ale normalnie nie jest. W 2015 r. udział cięć sanitarnych (pamiętajmy o skutkach huraganu na terenie dwóch leśnictw) wynosił ok. 40 proc. W 2019 r. stanowiły one już 85 proc. – wymuszone, nieplanowane, wymagające dodatkowych czynności, działań, logistyki, organizowania dodatkowych przetargów na prace leśne itd. W tym roku zapewne będzie podobnie. – To już nie jest gospodarka planowa, ale ciągłe gaszenie pożarów – podsumowuje nadleśniczy.
Smutny koniec świerczyny w Leśnictwie Tąpadła (masyw Ślęży).