Echa Leśne nr 3 (625) 2016

Page 12

— NASZ GOŚĆ —

w pięknym ogrodzie, z którego jest bardzo dumny.

Fot. Małgorzata Weremczuk-Mazurkiewicz

Warto uprawiać sport, bo sprawność zostaje do końca życia. Dla aktora to taka wartość dodana. Zaczęło się od roli Siwego w „Kolumbach”. Salwując się ucieczką, skoczyłem z dachu z około czterech metrów, co wzbudziło podziw reżysera filmu, Janusza Morgensterna. Skakałem z galerii na scenę w Teatrze Dramatycznym w „Kubusiu fataliście” – też z podobnej wysokości. To było efektowne, niebezpieczne, widownia była zachwycona, a mnie dawało dużą satysfakcję. Z kolei w „Agencie nr 1” miałem zadania stricte kaskaderskie, a w „Karino” grałem sceny ujeżdżania niesfornego ogiera. W tych wyczynach było dużo młodzieńczej brawury. Zawsze wspomagali mnie kaskaderzy. Są granice ryzyka, których nawet najsprawniejszy aktor nie powinien przekraczać. Na udział w niebezpiecznych scenach nie zgadzali się również reżyserzy czy producenci. Ale tam, gdzie mogłem coś zrobić sam, to robiłem z ogromną pasją. I tak mi zostało do dziś. Ta sprawność fizyczna pewnie sprawiła, że w cyrku wykonywał pan mrożące krew w żyłach popisy na trapezie. W 1973 r., gdy pracowałem w Teatrze Dramatycznym, Ryszard Pietruski wpadł na pomysł spektaklu cyrkowego „Artyści dzieciom”. I wtedy spełniło się moje marzenie,

Karol Strasburger jest aktorem filmowym, teatralnym i telewizyjnym. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Na ekranie debiutował w serialu „Kolumbowie” (1970 r.). Rok później odniósł sukces dzięki tytułowej roli w dramacie wojenno-sensacyjnym „Agent nr 1” Zbigniewa Kuźmińskiego. Wystąpił w wielu filmach, m.in.: „Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni” Mieczysława Waśkowskiego (1971 r.), „Życie rodzinne” Krzysztofa Zanussiego (1971 r.), „Noce i dnie” Jerzego Antczaka (1974 r.). Największą popularność przyniosła mu postać Władysława Niwińskiego w serialu „Polskie drogi” (1976 r.). Od 22 lat prowadzi w TVP 2 program „Familiada”. Obecnie występuje w serialu „Pierwsza miłość” oraz w takich spektaklach jak „Prawda” i „Dzikie żądze”. 10 —

ECHA LEŚNE

jesień 2016

aby wcielić się w rolę owego karmazynowego pirata, granego przez Lancastera i pofrunąć kilkanaście metrów na trapezie. Wykonałem ten popis na tzw. latającym trapezie, nazywanym balotem i... udało się. Ten trudny i niebezpieczny numer cyrkowy dał mi poczucie pewności siebie. Pokazał, że potrafię robić coś, na co innych nie stać. Z gimnastycznego konia z łękami przesiadł się pan, już jako aktor, na żywe rumaki i ta przygoda z jeździectwem wciąż trwa. Moja babcia miała stajnię, sama jeździła konno, więc już w dzieciństwie obcowałem z końmi. A zaprzyjaźniłem się z tymi zwierzętami na dobre i złe, gdy otrzymałem rolę Pawła Odrowąża w „Czarnych chmurach”, bo musiałem nauczyć się jeździć konno. Na filmie widać, że z bardzo dobrym skutkiem… To była zasługa Ludwika Ferenstaina, seniora rodu, związanego od pokoleń z jeździectwem wyczynowym. Uczył nas długo i solidnie. Po roli Odrowąża otrzymałem kolejną we wspomnianym filmie „Karino” w reżyserii Jana Batorego, traktującym o jeździectwie. Parę lat temu wystąpiłem w programie Bogusława Wołoszańskiego, w którym grałem Władysława Jagiełłę. Nie było lekko, bo zbroja, którą dźwigałem na sobie, ważyła około 60 kg! Teraz rzadziej jeżdżę wierzchem, a częściej powożę. Podobno bywa to trudniejsze niż jazda samochodem – trudniej utrzymać w dłoniach lejce niż kierownicę. Sportowe konie zaprzęgnięte do powozu idą jak burza. To nie dorożka gazdy „wiśta, wio”, który podwozi pod kolejkę na Kasprowy, a taka końska Formuła I. Trzeba mieć ogromną wprawę, umiejętności, wyczucie konia, żeby dojechać do mety i po drodze nie zrobić sobie krzywdy. Co roku organizowane są zawody mistrzowskie aktorów i artystów w powożeniu. Mam tytuł mistrza Polski w tej konkurencji. Ale nie przywiązuję większej wagi do otrzymywanych statuetek. Dla mnie ważna jest rywalizacja, a w niej bywa różnie: raz się wygrywa, raz przegrywa, raz się jest na wozie, raz pod wozem. Kiedyś Wanda Rutkiewicz, doskonała alpinistka, która jako pierwsza Europejka stanęła na Evereście, powiedziała mi, że czasem trzeba przegrać, żeby wygrać. To ciekawa teoria, ale ja uznaję w swojej karierze maksymę: „ustąp, żeby zwyciężyć, wygraj siłą przeciwnika”. Ta myśl obowiązuje w judo, ale i w tenisie, gdzie trenerzy często powtarzają, by dać przeciwnikowi przegrać samemu. Rozmawiamy w pana domu w Konstancinie-Jeziornie, jedynej miejscowości na Mazowszu, która ma status uzdrowiska, choć położona jest niespełna 20 km od Warszawy. To moja rodzinna miejscowość. Jest uzdrowiskiem, bo ma złoża wód leczniczych i mikroklimat zawdzięczany otaczającym je lasom sosnowym. Kuracjusze korzystają z tężni solankowej i inhalatorium, które rozpyla solankę z odwiertu o głębokości 1600 m. Poza tym Konstancin tonie w zieleni – to też zaleta.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.
Echa Leśne nr 3 (625) 2016 by Lasy Państwowe - Issuu