Fot. Shutterstock, ZanozaRu
— W ZIELONEJ SZACIE —
— Barszcz Sosnowskiego dewastuje, jedno po drugim, naturalne zbiorowiska roślinne, eliminując konkurencję. Tę inwazję media szybko ochrzciły mianem „zemsty Stalina”. —
Górowo, Goleniów i Olkusz to tylko początek długiej listy. Bo jeśli spojrzeć na mapę zasięgu barszczu Sosnowskiego, okaże się, że spotkać go można niemal w całej Polsce, od Pomorza po Tatry. Choć tak naprawdę wcale nie powinno go tu być.
WALKĘ Z BARSZCZEM SOSNOWSKIEGO podjęto w Polsce jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku.
• ZEMSTA STALINA Barszcz Sosnowskiego to typowa roślina zielna, przedstawiciel rodziny selerowatych, a więc i krewniak np. marchwi. Pochodzi z Kaukazu i pewnie nikt poza mieszkańcami Azji nie musiałby się nim przejmować, gdyby nie dwie cechy naszego negatywnego bohatera. Pierwsza to imponujące, rozłożyste baldachy kwiatowe. Druga – niespotykane rozmiary, dochodzące nawet do czterech metrów. Pierwszą cechą zachwycili się jeszcze w XIX w. ogrodnicy z zachodniej Europy. Druga zwróciła uwagę radzieckich technologów żywienia, którzy zobaczyli w barszczu kandydata na ekonomiczną paszę dla bydła. I choć tamtejsze eksperymentalne uprawy barszczu nie były specjalnie udane, pomysł przenoszono na tereny „bratnich narodów”, w tym Polski. Nadzieje były spore – biorąc pod uwagę rozmiar rośliny, produkcja biomasy byłaby gigantyczna. Według szacunków, hektar barszczu miał dawać od 200 do 400 ton paszy. Niestety, polskie krowy, w przeciwieństwie do kaukaskich, żywiły się nią wyjątkowo niechętnie. I choć jako roślina pastewna się nie przyjęła, to świetnie się u nas zadomowiła. Początkowo można było ją spotkać niemal wyłącznie na terenach dawnych PGR-ów. Z czasem zdziczała, po czym rozpoczęła ekspansję na tereny sąsiadujące z gospodarstwami. W połowie lat 90. ub.w. była już mocno zadomowiona, tworzyła gęste zarośla, szczególnie dobrze się czując w pobliżu cieków wodnych, które łatwo przenosiły jej nasiona. Doskonałym przykładem inwazji jest Kacwin na Pogórzu Spiskim. Zasadzony tam barszcz przedostał się rowem melioracyjnym do potoku Niedziczanka, a stamtąd dalej do Dunajca. Pieniny stanęły przed nim otworem. W wielu wypadkach swoje zrobiły też powodzie, roznoszące nasiona po terenach zalewowych. Barszcz wkraczał w jedno po drugim naturalne zbiorowiska roślinne, dewastując je w sensie różnorodności biologicznej. Za sprawą pokaźnych rozmiarów, po prostu zacieniał i eliminował konkurencję. Gdy inwazji nie dało się już nie zauważyć, media ochrzciły ją mianem „zemsty Stalina”.
tanika, stał się tylko ich wizytówką. Zachodnia Europa – Włochy, Niemcy czy Wielka Brytania – boi się raczej barszczu Mantegazziego. Skandynawia drży z kolei przed perskim, określanym tam żartobliwie mianem „palmy z Tromsø”. Ta ostatnia nazwa to zresztą pozostałość po niemieckiej okupacji Norwegii. – Barszcz Sosnowskiego to słowo-wytrych. Z badań genetycznych wynika, że to tak naprawdę trzy, a może i więcej gatunków, choć mało kto potrafi je rozpoznawać – mówi dr Marcin Zych z Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Warszawskiego, który przez wiele lat badał barszcze. – Różnice są niewielkie, dotyczą głównie kształtu liści. I tak w barszczu Sosnowskiego są one lekko zaokrąglone, a u Mantegazziego ostro zakończone. Ale nie oszukujmy się, dla przeciętnego człowieka nie ma znaczenia, który z nich go poparzył. I tu dochodzimy do sedna problemu. Kaukaskie barszcze są w powszechnej opinii najgroźniejszą z roślin występujących w Polsce. Wszystkie wspomniane gatunki parzą. Dzieje się to za sprawą furanokumaryny, pochodnej kumaryny, toksycznej substancji występującej w niewielkich ilościach w wielu trawach i kwiatach. Kumaryną pachniały mięso i mleko z karmionego barszczową kiszonką bydła. I choć to dość przyjemny zapach, daleko mu do naturalnego aromatu krowich produktów. Furanokumaryny wytwarzane są właściwie we wszystkich częściach rośliny. – Ich biologiczna funkcja jest jasna – to obrona chemiczna, skierowana głównie przeciwko stawonogom żywiącym się zieleniną. Człowiekowi dostaje się przypadkiem – mówi dr Marcin Zych. I to zresztą nie tylko wtedy, gdy dotknie rośliny. Barszcze emitują wspomniane związki do środowiska – im większe nasłonecznienie i wyższa temperatura, tym intensywniej. Przy silnych upałach potrafią wręcz „strzelać” tą substancją, na szczęście, na niewielką odległość. Furanokumaryny wnikają do komórek skóry i pod wpływem promieni ultrafioletowych (a więc słońca) powodują u ofiary martwicę. Pooparzeniowe bąble goją się z trudem, nawet przez kilka lat. Brytyjskie media wspominały swego czasu o mężczyźnie, któremu zdarzyło się przejść w szortach po barszczu. Lekarze zabronili mu potem wystawiać poparzoną nogę na działanie słońca przez siedem lat!
• PALMA Z TROMSØ Prawdę mówiąc, przybyłych z Kaukazu barszczy mamy kilka gatunków. Ten Sosnowskiego, zapewne z uwagi na swojską nazwę, związaną z nazwiskiem rosyjskiego bo-
• WALKA Z WIATRAKAMI Pierwsze próby walki z barszczem podjęto w Polsce jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku. W Górowie Iławeckim przy zakładaniu leśnych upraw na terenach popegeerow-
LATO 2015 ECHA LEŚNE — 27