7 minute read

Rozmowa przy kawie z Grzegorzem Górskim

Rozmowa przy kawie

z Grzegorzem Górskim

Advertisement

Dariusz Wawrzynkiewicz

Mimo że produkuję oczyszczalnie i nie pracuję w kamieniu, to mój związek z kamieniem i kamieniarstwem jest bardzo mocny. Można powiedzieć nawet, że historyczny. Mój dziadek miał zakład kamieniarski w Strzegomiu już w 1973 roku. Moja mama zaczęła działać w branży w 1991 roku w Opolu sprzedając dla kamieniarstwa chemię. Dołączyłem do niej po zakończeniu nauki w 1996 roku.

Grzegorz Górski, założyciel i właściciel firmy Silkam – jedynego polskiego producenta oczyszczalni i filtrów wody przemysłowej, dehydratorów szlamów przemysłowych i urządzeń odpylających dla zakładów kamieniarskich W tamtych czasach „chemię” najskuteczniej sprzedawało się, jeżdżąc od klienta do klienta. Ja również jeździłem z towarem, odwiedzając zakłady kamieniarskie. Dość szybko jednak pojawiła się możliwość wykorzystania wykształcenia mechanicznego. W sumie pomysł podsunął Bernard Knapik – w owym czasie znany kamieniarz spod Strzelec Opolskich. Pokazał mi jakąś oczyszczalnię z Zachodu i powiedział, że coś takiego by potrzebował. Przygotowałem projekt i zrobiłem pierwszą oczyszczalnię. Prototyp zamontowałem do testów u rodziny w Strzegomiu. Byli zadowoleni – tak to się zaczęło. Gdzieś po drodze pojawił się też pomysł niezwiązany z oczyszczaniem wody, ale też związany z konstrukcjami mechanicznymi. Pomysłodawcą był również kamieniarz. Miał problem z obróbką „napisówek” i chciał mieć stół obrotowy, który mógłby obracać się we wszystkich osiach. Zrobiliśmy taki stół. To był hit. Pokazaliśmy tę konstrukcję na targach we Wrocławiu i stoisko było oblegane. Głównymi produktami zawsze jednak były oczyszczalnie. Kiedy w latach 2008 – 2009 było małe tąpnięcie na rynku, szukaliśmy innego rynku zbytu. I tak trafiliśmy do innych branż. Najpierw jako podwykonawca, potem już samodzielnie. To jednak były trudne tematy. Często robiliśmy rzeczy mocno niedoskonałe – ale tak klient chciał. Nasze przekonywania, że to jest źle zaprojektowane, nic nie dawały. Ktoś coś wymyślił i tak miało być. Ta przygoda trwała około trzech lat. Potem wróciliśmy do oczyszczalni. Jak zaczynałem z oczyszczalniami, to wydawało mi się, że trzeba je promować pod hasłem ekologii. Ekologia nie działała. Do ludzi przemawiają pieniądze. Przecież wszyscy wiedzą, że inwestycję w zakład zaczyna się od maszyn produkcyjnych – kto myśli o oczyszczalni wody? Dopiero pokazywanie zmniejszenia kosztów przekonuje do takich inwestycji. Obecnie kamieniarze mają świadomość, ile trzeba wydać na wywiezienie szlamu. To są już spore pieniądze, a im bliżej większego miasta, tym drożej.

Kiedyś jakiś rolnik przyjeżdżał i za drobne pieniądze odbierał „błoto”. I nawet nie wiadomo, gdzie to wywoził. Teraz są kontrole i nie ma takich odważnych. Jak przyjeżdżają wyspecjalizowane firmy, to rachunek jest znaczny. Dochodzi do tego problem czasu. Firm utylizujących takie odpady nie ma zbyt wiele, stąd, poza ceną, istotny jest krótki termin realizacji usługi. Odstojnik pełny, robota czeka, a firma od utylizacji mówi, że może przyjechać za trzy – cztery dni. No i jest przestój, bo przecież maszyny potrzebują czystej wody. Nasze zakłady też się zmieniają. Pokolenie tych kamieniarzy, z którymi realizowałem pierwsze zlecenia, powoli odchodzi na emeryturę. Do zakładów trafiają młodzi. Część to dobrze wychowani następcy, dodatkowo lepiej wykształceni. Z nimi współpraca jest bardzo fajna. Zdarzają się jednak tacy, z którymi trudno się porozumieć. Takie pokolenie. Najlepiej, jeśli taki młody człowiek zacznie od pracy w produkcji. Pozna ją i wtedy będzie miał szacunek do pracy i do ludzi, którymi w przyszłości będzie zarządzał. Sam tak postępuję z synem.

Myślę, że problem z młodym pokoleniem wynika ze zmian w szkolnictwie. Praktycznie zlikwidowano szkolnictwo zawodowe. Przecież tak naprawdę statystycznie tylko około 50% ludzi ma predyspozycje do wyższego wykształcenia. W szkołach zawodowych, poza nauką przedmiotów ogólnych, były warsztaty. Tam można było poznać pracę. Teraz wszyscy chcą mieć studia. Kiedyś mój ojciec – doświadczony inżynier mechanik – miał młodego pracownika po studiach. Kiedy zobaczył jego projekt, stwierdził, że ubliża mu to, że obaj mają prawo posługiwać się tym samym tytułem naukowym... Kiedyś trafił do mnie młody człowiek, który ukończył kilka kursów – obsługa CNC, frezarek itd. Myślałem, że będzie z niego pożytek. Stanął przy maszynie i zrobił duże oczy: on przecież uczył się na innej. Myślałem, że jak zna ogólnie zagadnienie, to w 2-3 dni opanuje moją maszynę. Nic z tego. Potem wytłumaczył mi, jak wyglądały te kursy. Czterdzieści godzin kursu, na którym pokazywano im na ekranie jak to działa. Dwunastu kursantów, jeden coś klikał i tyle. To nie może dać efektu. Jak patrzę na drogę, którą przebyłem? Silkam rozwinął się, rozrósł. Mimo to nadal sam odwiedzam wiele firm i widzę dwa różne systemy rozwoju. Są tacy, którzy działają bardzo szybko – rozwój jest błyskawiczny, ale to są spore inwestycje – najczęściej kredytowane – i duże ryzyko. Są też tacy jak ja, którzy wolą realizować plany na spokojnie. Pewnie, zawsze kusi takie gwałtowne przyspieszenie, to jednak nie moja metoda. Rozwijałem się powoli, ale bez szaleństwa, stabilnie – krok po kroku na spokojnie. W temacie oceny obecnej sytuacji, to aktualnie głównym problemem są ceny surowców. My potrzebujemy dużo stali, w tym stali nierdzewnej. Ceny wzrosły drastycznie. Mamy wynegocjowane dobre ceny, ale w lutym koszty surowców wzrosły o 150 procent. Teraz ceny trochę spadły, ale i tak o poziomie sprzed wojny w Ukrainie można tylko pomarzyć. Myślę jednak, że te spadki cen są chwilowe. W związku z brakiem surowca sporo dużych producentów zmniejszyło produkcję. Dostawcy zaczęli znajdować nowe źródła i sprowadzili materiał z innych kierunków. Jest teraz nadmiar, więc ceny spadły. Jeśli jednak duzi odbiorcy wrócą do zwiększonej produkcji, ceny znów powędrują w górę. Taka zwykła rynkowa gra. Ceny naszych produktów musiały wzrosnąć, bo udział stali i „nierdzewki” jest duży. Na jedną większą oczyszczalnię zużywamy więcej materiału niż pomieści naczepa „tira”. Zwykle to dwa samochody. Problemy dotyczą też innych elementów.

Przełącznik – zwykły, nic nadzwyczajnego – przestał być dostępny u naszego dostawcy, a na szybko nie da się go zastąpić innym. A ponieważ wszyscy wiedzą, że są problemy z dostępnością, zamawiają z zapasem i w efekcie problem się powiększa.

Ja nie zmieniam dostawców, nawet jeśli okazuje się, że pojawił się inny trochę tańszy. Ważna jest stabilność. Przyjąłem, że trzeba po prostu planować dostawy z większym wyprzedzeniem. Kiedyś dostawy były realizowane w ciągu tygodnia-dwóch, teraz trzeba zakładać miesiąc do półtora. Tak planując można funkcjonować, a zleceń nie brakuje. Nadal większość zakładów nie ma oczyszczalni, a wśród nich tacy, którzy już powinni je mieć, więc jest, co robić. Zamówienia na oczyszczalnie pojawiają się zwykle wtedy, gdy ktoś zmienia maszyny. Dla nowego parku maszynowego każdy woli zrobić oczyszczalnię, żeby pracować z czystą wodą. Tak, mam też zamówienia z innych branż. Kiedyś sto procent klientów to byli kamieniarze. Teraz to około 40%. Dostarczam oczyszczalnie do branż: ceramicznej, betoniarskiej, szklarskiej. Te branże są nieco inne. Inna jest struktura i inny system zarządzania. Porównując branże trzeba zauważyć, że są nowocześniejsze – zwłaszcza w zakresie organizacji i zarządzania. Gdy robimy coś dla kamieniarstwa, to we wszystkim bierze udział szef, właściciel. Mało tego: on też dzwoni do mnie ze wszystkimi sprawami. A kiedy podczas montażu okazuje się, że coś idzie niezgodnie z planem – bo na przykład nie powiadomiono nas wcześniej o istotnych dla instalacji zmiennych – to najczęściej podejście jest z kategorii „jakoś to będzie”. Przykładowo w trochę podobnej branży szklarskiej jest osoba odpowiedzialna za instalację oraz pełne przygotowanie do niej zakładu i często nawet nie wiemy, kto jest szefem. W innych branżach przed montażem dostajemy też zwykle informacje jakie ludzie mają mieć kaski, jakie kamizelki, o której wchodzimy do firmy, o której wychodzimy, gdzie możemy się poruszać itd. W kamieniarstwie jest mniej procedur, a wszystko trzeba załatwiać z szefem. Z drugiej strony w kamieniarstwie normalne jest, że szef firmy pyta: „Jesteście głodni? To zamówię jakąś pizzę.” W innych branżach nikogo to nie obchodzi. Brak procedur ma też wady. Gdy wysyłamy rysunki techniczne jak ma być przygotowane miejsce instalacji, to takie miejsce zastajemy po przyjeździe. Na montażystów czekają też elektrycy i ludzie od instalacji wodnej. W kamieniarstwie często słyszę: „Wie pan… Tak, dostałem rysunki, ale myślę, że to przesuniemy tam, a to tam. Przecież jakoś to poobracacie.” No i zaczyna się bieganie, kombinowanie, załatwianie sprzętu i narzędzi. Mimo wszystko lubię kamieniarstwo, lubię ludzi i ich serdeczność. Chociaż gdyby trochę zmienić pewne elementy w zarządzaniu, to byłoby i nam i kamieniarzom trochę łatwiej. 

This article is from: