Ławeczka pod Wiązem

Page 2

duchy albo chociaż jakąś czarownicę z czarnym kotem. Czekanie się nam dłużyło, więc zaczęliśmy sobie przypominać zasłyszane opowieści. Chichoty dziewczyn odganiających strach za każdym razem, gdy coś poruszyło się w krzakach, bardzo nas bawiły. Już wcześniej mieliśmy plan. Nie pamiętam, kto go wymyślił, ale stwierdziliśmy, że jeżeli nie pojawią się prawdziwe duchy, to udamy opętanie, by wystraszyć nasze księżniczki. Najkrótszą zapałkę wylosował Indianiec i miał skołować pistolet. Było to pewną sprawiedliwością, bo tylko jego ojciec miał gnata. Najdłuższą wylosował Piotruś - on miał udawać przerażonego gogusia. Ja wyciągnąłem środkową. Przypadła mi najlepsza rola: udawanie opętanego. Poszedłem odlać się w krzaki tylko po to, by wyciągnąć schowaną broń. - Zobaczcie, co znalazłem! – krzyknąłem wracając do nich. - O, stary! Świetna! - zachwycili się koledzy. Dziewczyny patrzyły z zainteresowaniem, ale zaraz zaczęły gadać o jakichś sukniach. - Miszka, co robisz?! - zapytał Piotruś łapiąc mnie za rękę. Nic mu nie odpowiedziałem, ponieważ wsadzałem sobie spluwę do gęby i wywracałem oczami starając się wyglądać jak prawdziwy opętaniec. Pisk Graszki upewnił mnie, że idzie mi dobrze. Pomyślałem nawet, że powinienem zostać aktorem. - Skończ te wygłupy - rozkazała Janka. Starała się zachować spokój, lecz wychwyciłem w jej głosie parę nut brzmiących strachem. Powoli wyciągnąłem stal z ust i skierowałem ją w stronę Indiańca. Oczy zaczęły mi łzawić od tego pokazywania białek. - Porzućcie wszelką nadzieję - imitowałem głos wujka Staszka, którym odezwał się przy śniadaniu po trzydniowym weselu kuzynki. Nie pamiętam skąd pochodziły przytoczone słowa, ale w połączeniu z zachrypniętym basem musiały budzić grozę. Piotrek zaczął piszczeć równie głośno jak dziewczyny i świetnie mu to wychodziło. Całą zabawę przerwał huk. Poczułem szarpnięcie w ręce, która trzymała broń. Nie rozumiałem co się stało, patrzyłem na przyjaciół. Widziałem ich usta wykrzywione w krzyku, lecz nic nie słyszałem. Raz, dwa… trzy sylwetki wyjęte z jakiegoś surrealistycznego bohomazu. Trzy? Jak to?, myślałem. Policzyłem raz jeszcze. Trzy. Potem spojrzałem w dół, za palcem jednej z nich. Padł ostatni Mohikanin, przemknęło mi w głowie i zacząłem się śmiać. Kolejny huk i szarpnięcie, potem trzecie i czwarte. Uciekinierzy z obrazu leżeli na trawie; cztery ciała. Piotrka trafiłem w sam środek gardła. Dostrzegłem to w momencie, gdy na powrót pakowałem sobie lufę do ust. To była moja szansa, wytarłem więc broń i wsadziłem w jego dłoń. Potem wróciłem do domu, a trzęsąc się w łóżku zastanawiałem się kto ciągnął za spust, kto się śmiał… Kto mnie opętał. Starzec zakończył swoją opowieść wraz z obejściem drzewa dookoła. Każdy pień wiązu oblał jednym kieliszkiem. Piąty wypił sam. Powtórzył ceremonię raz jeszcze. - Czyli - przerwałem ciszę jaka nastała w środku tego upalnego dnia. Nie wiedziałem jednak jak sformułować pytanie. - Tak, to jest ich grób. A ja przychodzę tu co roku, od 70 lat - odpowiedział. - Dlaczego? - spytałem. - Bo są moje urodziny, a dobrze wtedy spotkać się z przyjaciółmi i powspominać -


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.