Kurier Kultura #2

Page 1

BATOR | BENDYK | CHMIEL | CYWIŃSKA | CZYŻEWSKI | LIEBHART | MATERNA | MOUFFE | NOWAK | ODOROWICZ | SLOTERDIJK | SPIVAK | STASIŃSKA | TAYLOR | VATTIMO | ZIEMILSKI | ŽIŽEK

KURIER KULTURA # 2

SŁAWOMIR SIERAKOWSKI redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”

Niedawnym kongresom za� wdzięczamy parytety i podpi� saną przez premiera deklarację wydawania 1 procenta budże� towych pieniędzy na kulturę. Na Europejskim Kongresie Kultury rozsądnie postanowiono nic nie uchwalać ani nie podpisywać. Kar za nietrzymanie się umów i tak się nikt nie obawiał, ale za� wsze to mniej wstydu później. Z prahistorii polskiej kongre� somanii w pierwszej kolejności przypomina się okryty złą sławą Światowy Kongres Intelektuali�

stów w Obronie Pokoju z 1948 roku, który miał potwierdzić związek Wrocławia z Polską, a przedstawicieli kultury z linią partii. Tegoroczny Europejski Kongres Kultury ma potwier� dzić związek Wrocławia i całej Polski z Europą, a ludzi kultury... No właśnie, czy ludzie kultury mają być znowu z czymś wiąza� ni? Uwiedzenie i zaprzęgnięcie do walki w służbie rządzącej partii raczej wybitnym intelek� tualistom nie grozi. A podysku� tować o relacjach między kul� turą i polityką zaproszeni na kongres ludzie kultury na pew� no nie zapomną. Na wszelki wypadek jednak przygotowaliśmy w środowi�

sku „Krytyki Politycznej” serię wydarzeń i wydawnictw, żeby być pewnym, że kilka krytycz� nych tematów nas nie ominie. Rozmowę o kulturze na euro� pejskim poziomie, czyli z akcen� tem na wątki postkolonialne, postreligijne, postpolityczne i postoświeceniowe zagwaran� tują nam goście kongresu: Gay� atri Chakravorty Spivak, Gianni Vattimo, Chantal Mouffe, Peter Sloterdijk. Zaś krajowi artyści i intelektualiści, występujący obok gości z zagranicy w naszej wrocławskiej lotnej świetlicy „House of Change”, przekonają was, że czas już, aby polski post także stał się post.

0 8 . 0 9. 2 011, C Z WA R T E K 18.00 | wernisaż wystawy HOUSE OF CHANGE

kuratorzy: Michał Bieniek, Anna Kołodziejczyk produkcja: Karolina Bieniek, Fundacja Art Transparent artyści: Ziemowit Fincek, Łukasz Huculak, Piotr Kmita, Anna Kołodziejczyk, Łukasz Paluch, Piotr Skiba, Dy Tagowska, Beata Wilczek, Ewa Żuchnik 19.00 | spektakl MAŁA NARRACJA

8-11 WRZEŚNIA 2011 miejsce: willa rodziny Dzieduszyckich,

ul. Kampinoska 23 godziny otwarcia: 12.00-23.00 organizator projektu: Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego Krytyka Polityczna WSTĘP WOLNY

scenariusz, reżyseria i wykonanie: Wojtek Ziemilski (Teatr Studio w Warszawie) 20.00 | dyskusja WYPISAĆ SIĘ Z WIELKICH NARRACJI i pokaz filmu Pawła Ziemilskiego LISTOPAD goście: Olga Tokarczuk, Cezary Michalski,

Wojtek Ziemilski prowadzenie: Michał Sutowski 22.00 | nocne rozmowy w ogrodzie

0 9. 0 9. 2 011, P I ĄT E K 12.00 | śniadanie na trawie oraz otwarte spotkanie

Klubu KP we Wrocławiu – przyłącz się!

fot. Rafał Żurek

EUROPE JSK I KONGR E S KULT URY | 08-09 W R ZE ŚNI A | W ROC Ł AW | W W W.CULT UR ECONGR E S S.EU | W W W.K RY T Y K A POLI T YC Z N A .PL

15.00 | spotkanie z Gayatri Spivak

premiera książki Strategie postkolonialne prowadzenie: Jakub Majmurek 17.00 | spotkanie z Chantal Mouffe premiera książki Carl Schmitt. Wyzwanie

polityczności prowadzenie: Michał Sutowski 18.00 | Centrum Sztuki WRO prezentuje: INTERVISTA, Albania, 1998, 25 min, wideo 18.30 | dyskusja SZTUKA DLA KAŻDEGO?

DIGITALIZACJA SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ goście: Agnieszka Kubicka-Dzieduszycka, Jarosław Lipszyc prowadzenie: Sebastian Liszka 20.00 | spektakl

WIECZÓR AUTORSKI MIKOŁAJA STAWROGINA reżyseria i opracowanie muzyczne:

Natalia Korczakowska scenografia i efekty sceniczne: Marcin Cecko Stawrogin: Piotr Głowacki 22.00 | nocne rozmowy w ogrodzie

10 . 0 9. 2 011, S OBO TA 12.00 | śniadanie na trawie i warsztaty dla dzieci 16.00 | spotkanie z Giannim Vattimo

premiera jego autobiografii Nie być Bogiem prowadzenie: Katarzyna Kasia 18.00 | spektakl KARABINY PANA YOUDEGO. DOBRY CZŁOWIEK Z HUBEI scenariusz i reżyseria: Michał Kmiecik występuje: Wiesław Cichy współpraca: Teatr Polski we Wrocławiu 20.00 | koncert zespołu PROFESJONALIZM 22.00 | nocne rozmowy w ogrodzie

11. 0 9. 2 011, NIE D Z IE L A 12.00 | śniadanie na trawie 16.00 | premiera książki

Petera Sloterdijka Kryształowy pałac 18.00 | spektakl Mt 9,7 reżyseria i wykonanie Rafał Urbacki 20.00 | nocne rozmowy w ogrodzie

1


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

CZYM POWINNO SIĘ ZAJĄĆ EUROPEJSKIE MINISTERSTWO KULTURY? GDYBY POWSTAŁO JOANNA BATOR Multikulturalizm okazał się w Euro� pie nie tyle „niedokończonym pro� jektem”, ile chybionym. Odpowiedź na pytanie, co dalej z kulturą w sy� tuacji, gdy jest różnorodność, ale nie ma ani równości, ani integracji wydaje mi się kluczowa. Druga kwestia wiąże się z pierw� szą. Jestem zwolenniczką demokra� tyzacji uczestnictwa w kulturze, polegającego na poszerzaniu i uła� twianiu dostępu dla tych, którzy z racji braku wykształcenia i środ� ków nie mają otwartej drogi. Wią� załoby się to z odejściem z jednej strony od elitarnego, a z drugiej „cepeliowskiego” rozumienia kul� tury i skupieniem się na lokalnych projektach aktywizujących wyklu� czane grupy. Kultura jako szansa, a nie przywilej – to właściwa droga.

fot. Rafał Żurek

pisarka

WOJNA KULTUR: GOOGLE VS EUROPA

O konieczności europejskiej polityki kulturalnej Edwin Bendyk „Brawo Polacy!” zachwycał się Vla� dimir Šucha podczas konferencji „Kompetencje w kulturze” zorgani� zowanej w lipcu b.r. w ramach pol� skiej prezydencji. Co tak podnieciło Šuchę, dyrektora w dyrektoriacie generalnym edukacji i kultury Ko� misji Europejskiej? Ruch Obywate� le Kultury i wywalczony przezeń Pakt dla kultury. Wysoki unijny urzędnik aż się rozmarzył, dzieląc się swą wizją przyszłości. Będzie wspaniale, gdy za dekadę-dwie kul� tura znajdzie uznanie w strategiach unijnych. A jego wyrazem będzie określony, wysoki procentowy wskaźnik środków z budżetów UE

2

i państw członkowskich na kulturę właśnie. Podobnie, jak dziś w Polsce zapisano w Pakcie. I podobnie, jak w Unii mówi się już o nauce. Pomarzyć dobra rzecz, jak jednak stworzyć unijną politykę kultural� ną? W Polsce do Paktu doprowa� dziła mobilizacja społeczna, której nie mogli oprzeć się politycy. Czy podobna mobilizacja możliwa jest w wymiarze europejskim? Póki co praktyka pokazuje, że bardzo o nią trudno. Podobna do Obywateli Kul� tury platforma Culture Action Euro� pe ma wielokrotnie mniejsze popar� cie, niż Obywatele zdobyli w Polsce. Tak jest jednak z większością inicja�

tyw – po prostu europejska opinia publiczna ciągle nie istnieje. Czy zatem możliwa jest europejska po� lityka kulturalna? I czy w ogóle jest potrzebna? Już pierwsze pytanie wywołuje wszędzie w Europie dużą nerwowość – kultura to sfera war� tości, każde europejskie społeczeń� stwo radzi sobie z nimi po swojemu. Próba określenia podstawowego zestawu wartości fundujących eu� ropejskość jest niezwykle trudna, co pokazały prace nad traktatem konstytucyjnym. Wówczas to z ini� cjatywy Polski miała być dopisana preambuła i skończyło się wielkim bałaganem. My chcieliśmy chrześci� jaństwa, Francuzi oświecenia, nie mogło zabraknąć tradycji żydow� skie j i muzułmańskiej. Odłóżmy więc na chwilę pytanie o możliwość europejskiej polityki kulturalnej. Zastanówmy się, czy jest potrzebna. Czy nie wystarczy, że kulturą będą się zajmować rządy państw członkowskich? Cofnijmy się o półtora roku. W styczniu 2010 świat obiegła wieść o potyczce korporacji Google z rządem Chin. Google stwierdził, że wycofa się z Państwa Środka, bo nie chce stosować się do obowiązu� jących tam reguł kontroli Interne�

tu. W tym samym czasie pojawiła się także mniej głośna informacja, że rząd Francji dogadał z Googlem w sprawie digitalizacji francuskich zasobów bibliotecznych. Wcześniej Francuzi próbowali dowodzić, że dadzą radę sami i Google’a dogonią, a nawet przegonią. Wyszło jednak na to, że jeśli ktoś chciał przeczytać Stendhala w wersji cyfrowej, trafiał do Books Google, bo w zasobach Bibliotheque Nationale niektórych dzieł nie można było odnaleźć.

Cyfrowe żyły złota

Z tych dwóch informacji płynie pro� sty wniosek: Chiny od biedy mogą podejmować konfrontację z global� nymi mastodontami, jak Google, Amazon czy Apple. Francja jest już zbyt mała. Co dopiero Polska, nie mówiąc o Estonii czy Słowenii. Ap� ple ma w kasie, w żywej gotówce ok. 70 mld dolarów, tyle nawet rząd USA nie ma na szybkie wydatki. Co więc pozostaje? Wspólne działanie państw Unii Europejskiej wobec wyzwań globalnych przekraczają� cych zdolność oddziaływania poje� dynczych państw. Czy jednak warto w ogóle się na� pinać? Warto, bo w tej chwili sytu� acja jest co najmniej paradoksalna.

Unia Europejska w ramach swych różnorodnych strategii moderni� zacyjnych pilną uwagę zwracała na rozwój usług teleinformatycznych. Dzięki temu na terenie UE istnieje bardzo przyzwoita infrastruktura cyfrowa – szerokopasmowy Inter� net w Europie jest lepiej rozwinię� ty niż w Stanach Zjednoczonych. Z dobrodziejstw tej infrastruktury wprawnie korzystają wspomniani globalni gracze, dostarczając Euro� pejczykom usługi wysokiej warto� ści dodanej. To tak, jakby Niemcy pozwolili za darmo przewozić po swoich autostradach towary z Pol� ski do Francji. Europa to nie Chiny, więc dostępu do swej infrastruktury nie zamknie. Jedynym sposobem jest podjęcie konkurencji na podobnych zasa� dach. Nie ma zasadniczego powo� du, by takie innowacje jak YouTube czy Wikipedia nie rodziły się w Unii. Nie mówiąc już o potencjalnym cyfrowym dziedzictwie – Google najlepiej wie, ile warte są zbiory li� teratury w językach europejskich, ukryte w europejskich bibliotekach. A kinematografia, malarstwo, fono� grafia? Żyła złota. Ba, Europa nawet podejmuje pró� by eksploatacji tego cyfrowego


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

IZABELLA CYWIŃSKA

reżyserka, minister kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego Europejskie Ministerstwo Kultu� ry powinno się zająć napisaniem wszechobowiązujacej wszystkie ludy Europy ustawy o tym „jak stać się szczęśliwym”. To kultura uczy kreatywności, odwagi w poszuki� waniu nowego, radości z odkrywa� nia otaczającego świata, a za tym – szczęścia! Kultywowanie już od najmłod� szych lat wrażliwości na piękno i dobro, jest warunkiem zdrowia psychicznego dorosłego społeczeń� stwa w przyszłości. A tego można nauczyć!

KRZYSZTOF CZYŻEWSKI

szef Ośrodka „Pogranicze - sztuk, kultur, narodów” w Sejnach Ponieważ Europejskie Ministerstwo Kultury mogłoby stać się zagro� żeniem dla kultury, powinno wy� pracować formułę „Ministerstwa Krytycznego”, czyli: nieustannie po� dawać w wątpliwość sens własnego istnienia; propagandę europejską zastąpić myśleniem krytycznym i sztuką krytyczną; bezkrytyczną promocję kultury zastąpić kry� tyką kultury; wyzwolić kulturę z narodowych opłotków; zwalczać nacjonalizm europejski; rosnącym roszczeniom finansowym lobby kulturalnego przeciwstawić ekolo� gię kultury, „sztukę ubogą” i racjo� nalne zarządzanie.

ARTUR LIEBHART

dyrektor Planete Doc Film Festiwal Lepszym pomysłem byłaby dyrek� tywa Komisji Europejskiej dla rzą� dów o przekazywanie minimum 2 procent budżetu na kulturę. Kraje, które nie spełniałyby tego postano� wienia, można by uznać za „niekul� turalne”. Klondike. Przykładem Europeana, cyfrowe repozytorium dziedzictwa kulturowego państw europejskich. Przykładem jest jednak negatyw� nym, pokazującym wszystkie słabo� ści braku dobrej europejskiej polity� ki kulturalnej. Brak woli politycznej powoduje, że Europeana jest niedo� finansowana i rozwija się bardzo powoli. Brak pomysłu powoduje, że jej zasoby choć wyglądają atrak� cyjnie, są mało użyteczne. Owszem, powstaje ciekawe repozytorium re� ferencyjne, z góry wszakże skazane na martwotę. Standardy praktyk kulturowych w cyfrowym świecie wyznacza dziś YouTube czy Wikipedia. Umożliwia� ją one nie tylko bierną konsumpcję dóbr kultury, lecz także aktywne uczestnictwo, współtworzenie treści. Taki model w przypadku Eu� ropeany jest praktycznie niemoż� liwy, bo zdecydowaną większość materiałów w niej publikowanych chroni prawo autorskie w sposób tradycyjny, nie zezwalający na ak� tywny kontakt z dziełem. Jeśli zaś popatrzeć na inne obszary, gdzie można mówić o zrębach eu� ropejskiej polityki kulturalnej, jak radiofonia i telewizja, to od razu wi� dać, że europejska strategia polega

A gdyby takie ministerstwo po� wstało, to jako główne zadanie winno mieć zachowanie kultury europejskiej w jej różnorodności. Bo w tej różnorodności siła i atrak� cyjność. Drugie zadanie to kreowanie my� ślenia, iż kultura to branża gospo� darki przynosząca wkład w PKB. Trzecie – pobudzanie do wzajem� nego poznania się społeczeństw poprzez kulturę w programach edukacyjnych dla szkół.

ani uczciwe wynagrodzenie, ani za� bezpieczenie socjalne. I niech pań� stwa centralne nie myślą, że to, co dzieje się na krańcach Europy, daje im unikalną szansę eksportowania własnych wzorców kulturowych. Bo dziś będzie odwrotnie niż bywa� ło przez stulecia. Hunowie z daleka nie poddadzą się już łatwo standar� dom narzucanym przez wielkie sto� lice. Wcześniej czy później wkroczą na ich salony i zaprowadzą własne porządki.

satyryk

dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej

KRZYSZTOF MATERNA

Po pierwsze, powinno się spotkać z twórcami polskiego Paktu dla kultury. Po drugie, stworzyć strukturę, która pozwoli na dystrybuowanie środków finansowych, ze szczegól� nym uwzględnieniem edukacji kul� turalnej i zwiększania dostępności do kultury. Po trzecie, przekonywać euro� pejskich technokratów, czym jest kultura dla rozwoju społeczeństw i jakie może stanowić spoiwo w eu� ropejskiej rodzinie narodów.

MACIEJ NOWAK

dyrektor Instytutu Teatralnego Czy Europejskie Ministerstwo Kul� tury już działa? Nie mylę się chyba, że kieruje nim mądra kobieta? Albo światły gej? O heteroseksualnych facetach nie ma co myśleć, bo kultu� rą albo się nie interesują, albo trak� tują ją całkowicie instrumentalnie. Proszę przekazać osobie kierują� cej tym resortem moją deklarację pełnej gotowości do współpracy przy stworzeniu systemu, który odwróci narastającą w większości peryferyjnych krajów Europy ten� dencję do marginalizacji kultury i sztuki. Do traktowania artystów, jako obywateli i pracowników dru� giej kategorii, którym nie należy się głównie na defensywie i ochronie interesów zasiedziałych graczy. Zgadzam się, że taka ochrona też jest potrzebna (np. w przypadku kinematografii), pod warunkiem jednak że nie zabija rozwoju żywej kultury. Więcej, potrzebna jest po� lityka kulturalna wspierająca ten rozwój.

Kultura na fali

Łatwiej powiedzieć, niż zaprojek� tować konkretne działania. W każ� dym razie taka polityka musiałaby dostrzec to, że konsekwencją cy� frowej rewolucji dla kultury nie jest jedynie konieczność cyfryzacji. Ko� nieczna jest zmiana paradygmatu i głębokie przeoranie kulturalnej i społecznej rzeczywistości: otwie� rają się nowe formy uczestnictwa i tworzenia, powstają nowe rynki i usługi, ludzie wymyślają nowe praktyki, a wszystkie te zmiany kumulują się w falę kreatywnej de� strukcji. Nie sposób się jej przeciw� stawić, bo zmiecie. Sens ma jedynie zachowanie surfera, który falę wy� korzystuje do tego, by go niosła. W praktyce oznacza to, że euro� pejska polityka kulturalna powin� na być polityką wielkiej przemiany kulturowej, odnoszącą się do wyni�

AGNIESZKA ODOROWICZ

Jestem przeciwniczką pomysłu po� woływania unijnego Ministerstwa Kultury. Jestem za to za zdecydowa� nym zwiększeniem wydatków z bu� dżetu UE na realizację programów i projektów z zakresu edukacji kul� turalnej, czytelnictwa, przeciwdzia� łania wykluczeniom i zwiększenia dostępności do kultury obywatelom państw członkowskich. Kultura powinna być uznana przez UE za ważny czynnik wspie� rający kreatywność i innowacyj� ność. Powinna zostać zaliczona do tzw. obszarów lizbońskich. Kultura, edukacja kulturalna i czytelnictwo winny zostać objęte w znacząco większym zakresie interwen� cją funduszy strukturalnych UE, zwłaszcza współfinansowanych z ESF. Na całą kulturę nie jest wy� dawany nawet 1% budżetu UE. To trzeba zmienić. Konieczna jest także zmiana dotychczasowej polityki Komisji Europejskiej w sprawie pomocy publicznej dla przedsięwzięć kul� turalnych. Powinna być ona do� zwolona, gdyż kultura wymyka się wąsko rozumianym mechanizmom rynkowym. Czy wydana po polsku książka w tysiącu sztuk nakładu zagraża konkurencji na rynku wy� dawniczym Europy? kających z niej wyzwań i odpowia� dającą za pomocą nowoczesnych, innowacyjnych narzędzi na takie pytania: jak wspierać powszechne uczestnictwo kulturze? Jak promo� wać twórczość? Jak kształtować kompetencje kulturowe? Jak badać nowe zjawiska? Jak chronić twór� ców i ich dzieła, by nie hamować rozwoju nowych form i praktyk uczestnictwa? Europejska polityka kulturalna jest potrzebna. Więcej, jest też moż� liwa, o ile oderwie się od tematów, które Europejczyków dzielą i zajmie wyzwaniami, które powinny łą� czyć. A tym wspólnym wzywaniem jest wielka przemiana kultury pod wpływem potężnych impulsów ze zglobalizowanego świata techniki i gospodarki. Europejski Kongres Kultury stwa� rza doskonałą okazję, by o Euro� pejską Politykę Kulturalną się upo� mnieć.

Edwin Bendyk – publicysta tygodnika „Polityka”

BEATA STASIŃSKA wydawca

Nie jestem przekonana do pomysłu Europejskiego Ministerstwa Kul� tury. Wyobrażałabym sobie raczej parlamentarną komisję, która opra� cowuje standardy i wskaźniki doty� czące z jednej strony dolnej granicy wydatków na kulturę w budżetach państw i regionów, proporcji w tych wydatkach między nakładami na utrzymanie instytucji kultury a programami dostępu i zwięk� szania uczestnictwa kulturze, czy w końcu kształtowania kompe� tencji kulturowych, z drugiej zaś wskaźniki i dyrektywy dotyczące na przykład dolnego limitu zaku� pu książek na 100 mieszkańców, odległości od miejsca zamieszka� nia do biblioteki i ośródka kultury, edukacji artystycznej w nauczaniu powszechnym. Tu lista jest długa. Gdyby to się udało, z czasem zna� leźlibyśmy się w innym miejscu. Póki co unijne strategie rozwoju nie dotyczą bezpośrednio sfery kultury. W unijnej nowomowie dużo się dziś

mówi o innowacyjności, kreatyw� ności i zrównoważonym rozwoju. Ten słownik jednak trochę ma za� klinać rzeczywistość.

JOANNA WOWRZECZKA

socjolożka, malarka, animatorka kultury Europejskie Ministerstwo Kultury byłoby takim rektoratem oddzia� łów zamiejscowych, najprawdopo� dobniej więc koncentrowałoby się na biurokracji i wybijaniu wspólne� go rytmu. Czymkolwiek by nie było, takie ciało powinno się zająć szansami na podmiotowość w kulturze zarówno jej twórców, jak i odbiorców. Koniec z beneficjentami, zyskami i stratami – na rzecz namiętności i ciągłości, przy założeniu, że „życie człowieka jest wyznaczone przez kulturę” (Ja� cek Kuroń). A! I gdybym mogła się rozmarzyć, to życzyłabym sobie i innym, żeby takie ministerstwo współpracowa� ło z innymi departamentami, wypowiedzi zebrał Jakub Szafrański

9 WRZEŚNIA , PIĄTEK willa Dzieduszyckich, ul. Kampinoska 23 18.00 Centrum Sztuki WRO: WRO on Tour INTERVISTA, Albania, 1998, 25 min, wideo 18.30 dyskusja SZTUKA DLA KAŻDEGO? DIGITALIZACJA SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ goście: Agnieszka KUBICKA-DZIEDUSZYCKA, Jarosław LIPSZYC prowadzenie: Sebastian LISZKA W Europie tr wa wielki proces dig i t a l i z a c j i s z t u k i w s p ó ł c ze s n e j (Digitising Contempor ar y A r t / w w w.dca-project.eu). Od połow y 2013 roku opracowane materiał y będą dostępne poprzez platformę Europeana. Powstanie wir tualna galeria z 28 tysiącami prac pochodzącymi ze zbiorów 21 europejskich instytucji sztuki współczesnej. Jedyną polską galerią, która bierze udział w DCA, jest Wrocławskie Centrum Sztuki WRO. Udostępni ono w ramach DCA 48 prac – w ybór dokumentacji per formansów i instalacji medialnych, które były prezentowane podczas kolejnych edycji Biennale WRO i na wystawach w Centrum Sztuki WRO. Są wśród nich ręcznie obrabiane przez arty-

stów kasety VHS, wersje robocze pr ac, pol skie i międz y narodowe dzieła na histor ycznych już nośnikach, od magnetycznych po cyfrowe. – Wybraliśmy do prezentacji prace, k tó r y c h j e s te ś m y p r o du ce nte m i dysponujemy prawami do ich udostępnienia w sieci – mówi Agnieszka Kubicka-Dziedusz ycka, kur atorka, koordynatorka udziału WRO w projekcie DCA. – Gdy zaczynaliśmy działalność w 1989 roku, w prawie autorskim Internet nie istniał jako wyodrębnione pole eksploatacji. Dziś konieczna jest nie tylko zmiana prawa, ale też środki na to, by kupować od artystów prawa do udostępniania prac w sieci.

3


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

Czuję się wolny, jak nigdy przedtem. Wolny, by powiedzieć wszystko, co myślę. Bez lęków. Bez kościołów. Bez partii. Ach, jak pięknie

Gianni Vattimo Incipit Drogi Stefano, czy starzenie się osłabia ból ist� nienia? Czy odbiera nam zdolność cierpienia, a więc również kochania i odczuwania namiętności? Spra� wia, że stajemy się bardziej cynicz� ni, twardsi, mniej wrażliwi? Zadaję sobie te pytania dzisiaj, w począt� kach mojej starości. Obawiam się, że może tak być i że tego doświadczę. Dzień moich siedemdziesiątych urodzin spędziłem (...) w małym domu, który mam w Roquebrune. Spędziłem go, pijąc okropne wino i wysyłając e-maile, w których pisa� łem: „Pogrążony w bólu żegnam 69”. Potem upadłem. (...) Potknąłem się, pośliznąłem, nie wiem. Wiem tylko, że wywinąłem orła i mam wielkie� go guza na głowie. Musiałem zadać sobie pytanie: skretyniałem? mam raka mózgu? w moim wieku to jest normalne? (...) Kiedy umarł Sergio, który przeżył ze mną i z Gianpierem ja� kieś 15 lat, a potem już tylko ze mną kolejnych 11, cierpienie, którego doświadczyłem, nie było aż tak bolesne, jak po śmierci Gianpiera. I czuję się winny. Mam po prostu wrażenie, że mniej mnie to zabola� ło, że cierpiałem mniej, z mniejszą intensywnością. Z drugiej strony, gdyby mi ktoś wcześniej powiedział, z czym się

spotkam w związku z wyniszczają� cą chorobą i długą agonią Gianpie� ra, z tymi wszystkimi codziennymi szczegółami, nie wpadłbym na to. Jednak jestem tu. Czyli naprawdę (…) do wszystkiego się przyzwycza� ja? A w środku kryje się podejrzenie, że każda rzecz z upływem czasu traci na wartości, na intensywności. (...) Jeśli chodzi o ten świat, mam trochę więcej pewności. To, że je� stem taki wkurzony na nasze czasy, nie wynika, jak mi się zdaje, z całko� wicie prywatnego żalu nad utraco� ną młodością. Moi studenci, którzy nie mają siedemdziesięciu lat, jak ja, często mają takie samo spojrzenie, więc myślę, że wiek nie gra roli. W każdym wypadku staram się być bardziej uważny, przerabiam wszystko za każdym razem od nowa, robię spis, żeby zrozumieć, czy to jest tylko w mojej głowie, czy gdzieś jeszcze. I wydaje mi się, że to są fakty, a nie fantazje starego zrzędy, że dzisiej� sza lewica się zeświniła: od D’Alemy do Rutellego, z Bertinottim po dro� dze, i że to skandal, żeby CIA mogło we Włoszech robić to, co chce, jak nigdy przedtem. I wojna, i Bush, i Berlusconi... Nie sądzę, żeby można to było tłumaczyć dolegliwościami związanymi z wiekiem. Nie z moim w każdym razie. Książka Hansa Blumenberga o Husserlu nosi tytuł „Czas życia i czas świata”. Czas życia i czas świata. To jasne, że żyjemy w tych dwóch czasach równocześnie. Więc

NIE CHCĘ MIŁOSIERDZIA Z Rafałem Urbackim rozmawia Witold Mrozek Nie boisz się, że nikt nie uwierzy w twoją historię? Z wózka - na scenę? Jak w hollywodzkim filmie. Do tego teraz „Billy Elliot-parali� ta” robi choreografię w musicalu Strzępki i Demirskiego! [śmiech] Cienkie scenariusze też czasem znajdują realizatorów w życiu. Nigdy nie przypuszczałem, że będę się zajmował ruchem w innym aspekcie niż rehabilitacja. To nie stało się też tak od razu: z wózka na scenę. W międzyczasie był taniec na wózku i jazda w skateparkach. Ta historia uruchamia wyobraże� nie człowieka, który mimo choro� by czy kalectwa „mimo wszystko” odniósł sukces. Niestety, ta kate� goria „mimo wszystko” ukrywa formułę: „mimo tego, że jesteś inny – potrafisz skutecznie funkcjono� wać w społeczeństwie”. Inny jest zawsze innym, a kultura pracuje na podtrzymanie modelu niepełno� sprawnego-bohatera. Fajnie byłoby to zmienić i wymyślić nieco inny happy end tej hollywoodzkiej pro� dukcji.

4

Skąd się wziąłeś w kościelnej oazie? Jak jesteś na wózku i wciąż szu� kasz legitymizacji swojej niepełno� sprawnej obecności na ziemi – i to jeszcze w Polsce – to czasem masz dziwne pomysły. Byłem w tym cza� sie bardzo wierzący, to mi pozwa� lało nie czuć aż tak mocno mojej podwójnej odmienności – jako „pa� ralita” i gej. Łudziłem się, że znajdę dla siebie lukę w systemie, który w teorii nie jest dla mnie groźny. Niestety w praktyce – owszem. Byłem dość popularną osobą w Ruchu Światło-Życie w Gliwicach, śpiewałem te wszystkie piosenki religijne. Próbowałem trochę roz� ruszać skostniałą strukturę oazy. Wytrzymałem półtora roku. W tym czasie zadebiutowałem spektaklem dla biskupa diecezji gliwickiej - była to bajka na podstawie Andersena. Producentką była zakonnica, a po spektaklu była msza. I odszedłeś tylko dlatego, że struktura była skostniała? Nie tylko. Stopień nieproporcjo� nalności przekazu Pisma Świętego w stosunku do jego realizacji przez ludzi Kościoła był zbyt duży. Gdy zrozumiałem, że seks ze mną za� wsze będzie traktowany w kościele jako akt miłosierdzia albo litości –

coś można powiedzieć o dniu dzi� siejszym – nie odwołując się do żadnego absolutu – coś, co byłoby prawdą, prawdą dla mnie, dla nas, wspólną i weryfikowalną, nawet, jeżeli prawda ta mieści się w para� dygmatach naszej historyczności, naszej kultury, naszego języka.(...) Nie uważam, że wszystko zmierza w złym kierunku. Kompletnie nie ufam sobie ani historii, ani moim współczesnym. Na szczęście świat nie został powierzony ani mnie, ani Bushowi. Słucham poezji Bertoda Brech� ta z muzyką Kurta Weila: Gdzieś w Mołdawii są trzy kamienie/ pochowani pod Pragą spoczywają trzej królowie... I, z pewnością, czuję się wolny, jak nigdy przedtem. Wolny, by po� wiedzieć wszystko, co myślę. (...) W końcu. Bez lęków, bez rozmyślań, bez możliwych szantaży, bez spra� wiania bólu matce, Gianpierowi. Bez kościołów. Bez partii. Ach, jak pięknie. Szalona beznadziejna nauka W 1964 Pareyson przechodzi do za� kładu filozofii teoretycznej, a mnie zatrudniają w zakładzie Estetyki. Mając 28 lat, jestem jednym z naj� młodszych profesorów we Wło� szech. (…) Tak naprawdę, to od 18 roku życia pracowałem jak szalony. Za� wdzięczam temu – i mojemu homo� seksualizmowi – chorobę wrzodową, która dręczyła mnie przez wiele lat.

to wolałem wyjść z tego systemu. Zdałem sobie też sprawę, że chrze� ścijańskie pojęcie jałmużny jest zarezerwowane dla „takich jak ja”. Jednym z jego przejawów jest zresz� tą współczesne pojęcie tolerancji: daję ci możliwość bycia w moim systemie, ale zawsze będziesz kimś innym i to miejsce jest dla ciebie tylko wypożyczone. Większość żyje inaczej, a twoja odmienność jest punktem odniesienia dla sta� nowienia normy tej większości. Nie chciałem już grać roli św. Alek� sego: dzięki mnie można dokonać dobrego uczynku i poczuć się lepiej w perspektywie wieczystej... Jak pi� sał o Mt 9,7 jezuita Jacek Prusak, „nie odnalazłem w Kościele miejsca do przeżywania niepełnosprawności i homoseksualizmu równocześnie”. Jak zatem traktować na scenie tę „inną” cielesność? Zwykle mamy wybór: albo estetyzacja, albo budzenie litości? Czy jedynym wyjściem jest prowokacja? Twój spektakl szokuje widzów. To mnie dziwi – bo ja jedynie opo� wiadam swoją historię, próbuję wynegocjować sobie miejsce w sys� temie katolickim, a ludzie mają „bul� wers”. Materiał autobiograficzny łatwo zbanalizować, potraktować jako akt ekshibicjonizmu lub terapii – i utonąć w odmętach osobistej gra� fomanii. Ja uogólniam temat i nadaję

W historii Heidegger uważał, że bycie nie jest strukturą, lecz Wydarzeniem. Wy� darzeniem, czyli pojawianiem się w historii, w różnych epokach. (…) W epokach otwierają się różne ho� ryzonty, o odmiennych kryteriach prawdziwości. Czasem rozmyśla się o wampirach, czasem o atomach. Co, według Heideggera, otwiera nową epokę historyczną?(...) Jego zdaniem, wielkie dzieła sztuki. To na wielkim dziele sztuki ufundo� wana jest epoka Bycia, iluminacja, która sprawia, że „wydarza się” prawda. (...)

mu szerszą ramę. Pozwala mi to na szukanie kontekstów i specyficznie „żartobliwy” dystans do pewnych sytuacji. Czasem poddaję swoje cia� ło radykalnym działaniom – próbu� ję przez to dać widzowi możliwość silnej identyfikacji jego ciała z moim ciałem. Może to jest ten element pro� wokacji... Nie chodzi mi o znalezie� nie współczucia, ale współ-czucia – wspólnego odczuwania sytuacji, które moje ciało zanotowało jako trudne. Nie da się o nich po prostu „opowiedzieć”. Prowokacja to „wyzwanie do walki”. Chodzi o to, żeby na chwi� lę stanąć wobec mojego ciała i nie zgodzić się na miłosierdzie. W Mt 9,7 i we wcześniejszym Zrównywaniu

Jeśli Heidegger pozostaje zawsze nieco reakcyjny – mówię to jako prowokację – to nie tylko z powo� du swojego flirtu z nazizmem , ale w znacznie większym stopniu dlate� go, że szuka wydarzenia otwierają� cego epokę w poezji albo w słowach presokratyków. Zawsze uważał, że żeby zrozumieć nowoczesność można czytać Hölderlina, „poetów w czasie marnym”. (...) W 2004 zaproszono Jürgena Ha� bermasa i mnie, przede wszystkim oczywiście Habermasa, do wygło� szenia wykładów otwierających Międzynarodowy Kongres Filo� zoficzny w Istambule. I ja się tam odważyłem zapytać: dlaczego nie mielibyśmy mówić o wydarzeniach politycznych? Rewolucja Francu� ska otworzyła nową epokę. Oczy� wiście! Dlaczego w takim razie nie można powiedzieć, że prawda się wydarza – nie tylko w tych tajem� nych słowach, zrozumiałych tylko dla nielicznych – także w wynikach wyborów? Fragment autobiografii Gianniego Vattimo (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011).

Premiera książki z udziałem autora odbędzie się w sobotę 10 września o godz. 16.00 w willi Dzieduszckich, ul. Kampinoska 23, Wrocław.

Gianni Vattimo  –  jeden z najbardziej znanych europejskich filozofów, w latach 1999 – 2003 i ponownie od 2009 roku deputowany do Parlamentu Europejskiego

stawiam czasem widza pod ścianą – stawiam siebie wobec wspólnoty widzów. Ja – wy. My – on. Większość – jednostka. Czasem chcę po prostu rozdrażnić widza, żeby musiał się jakoś ustosunkować do tego, co mó� wię. Być może to dlatego polonia w Berlinie wychodzi z mojego solo oburzona. Czują oburzenie, zamiast odczuwać litość – której chcieli do� świadczyć, przychodząc na spek� takl taneczny niepełnosprawnego chłopaczka. Spektakl Rafała Urbackiego Mt 9,7 zostanie pokazany w willi Dzieduszyckich w niedzielę 11 września o godz. 18.00.

R a f a ł U r b a c k i , M t 9 . 7, f o t . J .W i t t c h e n

NIE BYĆ BOGIEM

W trakcie tych miesięcy, których nie spędziłem w Heidelbergu, ale także przed wyjazdem i po po� wrocie tyrałem jak wół. Musiałem pracować. Ja naprawdę byłem pro� letariuszem. Lekcje prywatne już nie wystarczały. Rano uczyłem dzieci w szkole prowadzonej przez Rosminianów, przez trzy dni w ty� godniu dyżurowałem w Instytucie Estetyki – bardzo szybko zostałem asystentem Pareysona, ale tymcza� sowym, co oznaczało konieczność przedłużania umowy co roku i ni� ską pensję – pozostałe popołudnia przeznaczałem na pracę nad książ� ką o Heideggerze. Na moje wrzody wpłynęła też z pewnością „Encyklopedia filo� zoficzna”, sześciotomowa cegła, krążąca do dnia dzisiejszego, opra� cowywana przez Centrum Studiów Filozoficznych z Gallarte we współ� pracy z padewskim centrum kato� lickim. Pareyson kierował sekcją historyczną, a ja z nim współpraco� wałem. Nigdy nie zapomnę długiej dysku� sji o tym, kto powinien redagować hasło „Bóg”. Czy „Bóg” to hasło hi� storyczne, czy teoretyczne? Poko� naliśmy w końcu tych z Padwy. Bóg okazał się być hasłem teoretycz� nym.


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

HISTORIA ZAWSZE JEST NIEPRZYZWOITA fot. K . Bieliński

Jesienią 2006 roku okazało się, że dziadek Wojtka Ziemilskiego, zasłużony wrocławianin Wojciech Dzieduszycki, przez wiele lat współpracował ze służbami bezpieczeństwa. Wojtek odpowiedział na tę sytuację inscenizacją łączącą osobistą opowieść, fakty historyczne, choreografię współczesną, wreszcie wielkie i małe narracje. Jego spektakl jest próbą skonfrontowania artystycznych wyborów artysty z historią, na którą nie miał żadnego wpływu. Spektakl jest pokazywany w Teatrze Studio w Warszawie.

Z Wojtkiem Ziemilskim rozmawia Jaś Kapela „Jestem małym śmiertelnikiem, który został wplątany w wielką historię. Marzy mi się, żeby się z niej móc wyplątać. Żeby historią zajmowali się historycy, żebym mógł znowu wrócić do wspomnień wyłącznie rodzinnych, a na scenie zająć się zupełnie innymi projektami artystycznymi” - taką deklarację, dość dziwną w kontekście twojego spektaklu, składasz w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”. Naprawdę chcesz uciec od historii? To był bardzo trudny, emocjonalny wywiad. Wydaje mi się, że ta odpo� wiedź była reakcją na to, że trochę sam się wpakowałem, a trochę zo� stałem ustawiony w sytuacji bada� cza, badacza własnej przeszłości, historii…

Zostałeś postawiony przed murem i musiałeś taką deklarację złożyć? Nie. To raczej reakcja kogoś, kto zrobił spektakl o własnym dziadku, nie z miłości czy żalu, ale z poczucia bezsilności wobec bezsensownego, nierzetelnego i narzuconego odtwa� rzania historii. Wiele miesięcy temu napisałem list, w którym oskar� żałem historyków IPN o nierzetel� ność. Czy coś się zmieniło? O ile mi wiadomo – nic. Reakcją najbardziej bezpośrednią, spontaniczną, jest stwierdzenie: „mam dość”, „wy się tym zajmijcie”. Oczywiście na dłuższą metę to nieprawda. I mówię to w spektaklu. Zaczynam od tego, że nie chcę już więcej tej historii, nie chcę się nią zajmować – a ona do mnie wraca jak bumerang. Sądzę, że to doświadcze� nie wielu z nas, chcemy iść sobie na piwo i móc się bawić, tymczasem bawimy się w miejscu, w dzielnicy, która ma swoją pogmatwaną, nieła� twą historię. Wydaje mi się, że odru� chowe stwierdzenie „nie chcę” jest naturalne. Chce się, żeby historycy zajmowali się historią… Przecież historycy piszą książki. Może ty ich po prostu… Nie czytam? Możliwe. Ale w tym przypadku historycy tych książek po prostu nie napisali. A nie napisali, bo nie mieli dostępu do źródeł. Chęt� nych było wielu, ale IPN odmówił dostępu także historykom i dzienni� karzom. Zmonopolizował sytuację. Gdyby był firmą, płaciłby już wie� lomilionowe kary za eliminowanie konkurencji. Ale jest państwowym Instytutem odpowiedzialnym za Pamięć Narodową. Monopol na pa� mięć ma wpisany w nazwę. Przecież

nie oczekuję, że historycy napiszą jakąś „poprawną” biografię mojego dziadka. Tylko, że zaistnieje możli� wość pluralistycznego spojrzenia na historię, a więc pisania jej w cią� głym dialogu, w dyskusji. Bo co to za dyskusja, kiedy pierwsza propozy� cja jest zarazem ostateczną? Bruno Latour mówi, że słowa „fakt” używamy w dwóch sprzecz� nych znaczeniach: po pierwsze, kiedy pojawia się coś nowego, co zmienia postać świata – fakt jako coś wybijającego nas z naszych przekonań. Po drugie, gdy coś sta� je się faktem „instytucjonalnym”, czyli fakty to ugruntowanie spo� łecznej zgody - coś, co już funkcjo� nuje w obiegu, jest częścią naszego funkcjonowania. Problem jest taki, że w Polsce ta pierwsza kategoria błyskawicznie przechodzi w drugą, nowe odkrycia, „informacje”, dane, natychmiast instytucjonalizują się jako „fakty”, i już idziemy dalej. To nie jest żadna dyskusja, wiedza, to tylko taki Plotek, Pudelek. Czyli chciałbyś swoim spektaklem wystąpić przeciwko takim faktom społecznym? Chciałbyś w tej historii pogrzebać i wyciągnąć z niej inne rzeczy niż pokazują media? To jest kluczowe w tym spektaklu: rozgrzebywać historię, używając klucza subiektywności, od samego początku twierdząc, że robi to ktoś, kto ma głos, ale nie stara się być autorytetem. Jestem autorytetem w sprawie własnych odczuć i infor� macji, które do mnie doszły i tyle. Ale jednocześnie tak – chcę grze� bać w tym, co to jest fakt, grzebać w tym, co to jest historia, na czym opieramy swoje funkcjonowanie w świecie.

Spotkałem się też z takimi opiniami: „Fajny koleś. Niepotrzebnie się czepia dziadka, to już wyeksploatowany temat, są większe traumy, nie ma co się mazgaić na tanią sensacje”. Bardzo ładne, nie słyszałem tego.

Bo to z prywatnej korespondencji. Ok. Od samego początku miałem świadomość, że wchodzę w coś zbyt osobistego i przez to nieprzy� zwoitego. Co jednocześnie jest ła� twą sensacją – IPN, agent UB. Nic na to nie poradzę. To nie ja znalazłem tę „tanią sensację”, tylko ona mnie. Poza tym Historia rozumiana jako opowiadanie zawsze jest w jakimś stopniu nieprzyzwoita. W każde tzw. wydarzenie historyczne bar�

dzo małym druczkiem jest wpisa� nych mnóstwo rzeczy, o których „nie wypada mówić” - cierpienia, ale też kombinacje, wpływy, ukryte motywacje czy skutki. Oczywiście mogłem zamiast tego zająć się kryształkami śniegu. Wcześniej pokazywałem w TR War� szawa twarze ludzi, którzy nic nie robili, tylko się uśmiechali, śmiali. Coś cię uderza i albo to przerabiasz, albo nie. Staram się nie ograniczać sobie wrażliwości, nie kategoryzo� wać wyjściowej traumy czy wyj� ściowego odkrycia. A jeśli ktoś uwa� ża, że to tania sensacja, to trudno. Swoją drogą, czy takie podejście jak twojej korespondentki, nie jest tą ucieczką od historii? Właśnie po� trzebnie czepiam się dziadka. Nie, to nie jest wyeksploatowany temat, nie – dla niego nie było większej traumy, nie – to nie jest mazgajenie się, i nie – dla mnie to nie jest tania sensacja. Życzyłbym sobie więcej takiego mazgajenia na tanią sensa� cję. Zastanawiania się na przykład nad tym, co znaczyło „współpraco� wanie” za PRL. Kto i w jaki sposób współtworzy system? Jak to się ma do życia osobistego? Rozmawiamy teraz nie dlatego, że jestem „fajnym kolesiem”, tylko dlatego, że byłem tym „mazgajem”. No, dobra. A jak się czujesz z tym, że to jest odbierane jako spektakl o IPN. Masz nadzieję, że wbije się młodzież Wszechpolska i zrobi jakiś ferment? To też byłoby takim faktem medialnym, który mógłby zaistnieć. Zawsze możemy ich zaprosić. Owszem, zajmuję się tematem aktualnym, obecnym w gazetach, i mam świadomość, że bardzo wie� le osób wpisuje Małą narrację w tę dyskusję. Z drugiej strony, na szczęście cały czas przychodzą też do mnie różni ludzie i mówią, jakie to było dla nich doświadczenie, właśnie nie doty� czące IPN, tylko relacji z drugą oso� bą, z rodziną, z przeszłością, z wła� snym ciałem, relacji ze śmiercią. I to mnie bardzo cieszy. IPN jest jakby oczywisty. Rozmowa na temat, czy IPN powinien istnieć i w jakiej for� mie, jest ważna, ale gdyby ten spek� takl miał się do niej sprowadzać, na pewno bym go nie robił. Będziesz pokazywać Małą narrację we wrocławskiej willi swojego dziadka. Nie boisz się? Nie. W tym domu straszy w innym pokoju.

W spektaklu opowiadasz też o swojej dziecięcej potrzebie artystokratyzmu. Związania się z czymś większym od nas. Zakorzenienia się w jakiejś elitarnej formacji. Czy twój związek ze środowiskiem artystów wizualnych zaspokaja w jakimś stopniu tę potrzebę? Sugerujesz, że jestem snobem, i że mam to we krwi? No, wiesz – Kry� tyka Polityczna prowadzi knajpę na Nowym Świecie. Bardzo łatwo jest wsadzić kogoś w kontekst, który zrobi z niego elitarystę, tylko dlate� go, że istnieje w świecie, że nie jest eskapistą. Nic nie poradzę na to, że to środowisko jest takie, jakie jest.

Ale może takie wcale nie jest? Oj chyba jest. I to bardzo. A w Polsce szczególnie. Jest bardzo związane z samym sobą, mówiąc dyploma� tycznie. Ale jest wielu artystów, którzy się z tym na różne sposoby mierzą. Althamer, Rajkowska, Żmi� jewski są oczywistymi przykłada� mi. Może nie zawsze się im udaje, może nam się nie udaje, może tak czy inaczej wszyscy idziemy do Powiększenia, do Krytyki czy na Chłodną, spotykamy się, pijemy ra� zem piwo, a świat istnieje gdzieś na zewnątrz. Ale świat zawsze istnieje na zewnątrz. Chyba liczy się to, czy próbujemy do niego wychodzić, czy nie. No, próbujemy. Ale w sztukach wizualnych, jeśli chce się coś zrobić, w bardzo dużym stopniu jest się zależnym od jakichś instytucji, od kapitału – trzeba przekonywać jakichś ludzi, że projekt jest wartościowy i że należy dać na niego sto tysięcy – żeby w ogóle zaistnieć. Może dlatego ja nie istnieję w sztu� kach wizualnych.

Trzeba mieć dużo pewności siebie i wiary w to, co się robi, żeby to robić. Na ile jest to odcinające i wykluczające artystów, którzy tej pewności nie mają? Wrócę do sztuk performatywnych. Bo tu wyraźnie widać zmiany. Wydawało się logiczne, że skoro spektakl wiąże się zwykle z dużymi kosztami, to tu już nie ma żartów to wymaga kompetencji, pewności siebie. „Wiadomo”, jak robi się spek� takl. Przynosisz projekt z tekstem, z którym idziesz tu i tam. Masz wyznaczonych aktorów, są próby stolikowe, uczą się tekstu, potem idziesz na scenę itd. itd. Od samego

Wojtek Ziemilski (ur. 1977) – reżyser, tworzy prace na pograniczu teatru, sztuk wizualnych i choreografii. Autor m.in. sztuk Mała narracja i Mapa. Pisze bloga o sztuce nowoczesnej new-ar t.blogspot.com, prowadzi cykl fotofelietonów na por talu www.krytykapolityczna.pl.

początku cała masa rzeczy wymu� sza pewność siebie i tego, czego się chce. A jednocześnie niestety zwy� kle dają przewidywalne rezultaty. Jedną z najciekawszych rzeczy, któ� ra stosunkowo niedawno pojawiła się w sztukach performatywnych, jest odejście od myślenia tylko o produkcie. Skoncentrowanie się na procesie, ale też na bardzo uczci� wym stwierdzeniu na początku, jak mało się wie, albo że się wręcz nie wie, co się będzie robiło, że to jest coś, co się odkryje po drodze. „We discovered a performance by ma� king it”, jak brzmiało motto grupy Goat Island. Oczywiście pytanie jest takie…

Kto za to zapłaci? Kto za to zapłaci. Kto wejdzie w taki układ. I na jakiej podstawie wybie� rze się między jednym kolesiem, który mówi, że nie wie i drugim ko� lesiem, który mówi, że nie wie. Nie ma rozwiązań idealnych. Ale bardziej otwarte podejście do two� rzenia jest jakąś próbą zmierzenia się ze strukturami, które upupiają, sprawiają, że lepiej zrobić kolejną wystawę portretów albo kolejne Wesele w dzisiejszych realiach. Ta� kie opisane, zamknięte formy, gdzie wiadomo, o co chodzi. Choć są rzecz jasna artyści, którzy w tym bardzo sprawnie działają. Ale można powiedzieć, że wyjście z tego systemu, to też przełamanie monopolu ludzi „kompetentnych”. Autorytet, czy historyczny, czy arty� styczny, jest przecież tylko zbiorem działań, które naszym zdaniem się udały. A świat, a już na pewno ten sceniczny, trzeba jednak budować za każdym razem od nowa. Eliza� beth LeCompte, dyrektorka The Wooster Group i jedna z moich ulu� bionych twórczyń teatralnych, czę� sto mówi, że zazdrości reżyserom, którzy mają metodę, którzy już wiedzą, jak to się robi. A nadzieja jest być może w ciągłym mazgaje� niu się, w nie-wiedzeniu coraz lepiej. 8 WRZEŚNIA 2011 willa Dzieduszyckich, ul. Kampinoska 23 19.00 spektakl MAŁA NARRACJA (Teatr Studio) scenariusz, reżyseria i wykonanie: WOJTEK ZIEMILSKI 20.00 dyskusja WYPISAĆ SIĘ Z WIELKICH NARRACJI! pokaz filmu Pawła Ziemilskiego LISTOPAD goście: Olga TOKARCZUK, Cezary MICHALSKI, Wojtek ZIEMILSKI prowadzenie: Michał SUTOWSKI

5


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

0 8 . 0 9. 2 011, C Z WA R T E K 18.00 | wernisaż wystawy HOUSE OF CHANGE kuratorzy: Michał Bieniek, Anna Kołodziejczyk produkcja: Karolina Bieniek, Fundacja Art Transparent artyści: Ziemowit Fincek, Łukasz Huculak, Piotr Kmita, Anna Kołodziejczyk, Łukasz Paluch, Piotr Skiba, Dy Tagowska, Beata Wilczek, Ewa Żuchnik

Wnętrze willi Dzieduszyckich posłuży do skonstruowania fikcyjnej fabuły. Wrocławscy artyści wejdą ze swoimi kreacjami w przestrzeń willi, powodując zatarcie granic między tym, co w tym szczególnym budynku zastane, i tym, co dodane. House of Change to mylenie widza i gra niedopowiedzeń, w której obrazy, obiekty i instalacje posłużą za wskazówki i tropy – ślady pozostawione przez wyimaginowanych (na pewno?) bohaterów. Wnętrze i ogród oraz wypełniające je przedmioty, te stare i te wykreowane przez artystów, to pozostałość po historii, która się wydarzyła lub mogła się wydarzyć.

E w a Ż u c h n i k B E Z T Y T U Ł U ; e m u l s j a a k r y l o w a s p r a y n a p ł ó t n i e ; 2 0 11

1. Dy Tagowska RETORTA; obiekt; 2011 2. Piotr Kmita OKROPNOŚCI ZABAWY; intaglio; 2011 3. Dy Tagowska UTERUS UNLIGHT; obiekt; technika mieszana; 2011 4. Beata Wilczek BEZ TYTUŁU; kolaż; 2011 5. Anna Kołodziejczyk FLEURISSIMO(fragment); wydruk cyfrowy; 2011 6. Beata Wilczek RYTM ZAKŁÓCONY. (RHYTHM DISTURBANCES); instalacja; 2011 7. Anna Kołodziejczyk FLEURISSIMO (fragment); wydruk cyfrowy; 2011 8. Ziemowit Fincek BEZ TYTUŁU; olej na płótnie; 2011 9. Anna Kołodziejczyk FLEURISSIMO (fragment); kolaż; 2011 10. Anna Kołodziejczyk HERBARIUM; akryl na płótnie; 2011 11. Grzegorz Łoznikow KRYPTYDY; obiekt; tech. własna; 2011

6

12. Łukasz Huculak SOLILOKWIUM; tempera na papierze; 2011 13. Piotr Skiba SAUSAGE HERO/THE VENTRILOQUIST; C Print; 2011 14. Anna Kołodziejczyk FLEURISSIMO (fragment); kolaż; 2011 15. Łukasz Paluch PARASITES; druk cyfrowy; 2011 16. Dy Tagowska RECOVERING GRAND – GRAND MOTHER ; technika

mieszana; 2011 17. Łukasz Huculak IMPUTACJA; olej na płótnie; 2011 18. Ziemowit Fincek MIEJSCE WŁASNE; olej na płótnie; 2011 19. Łukasz Huculak TRIANGULACJA; tempera na papierze; 2011 20. Ewa Żuchnik BEZ TYTUŁU; emulsja akrylowa na płótnie; 2011


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

karabiny pana youdego dobry człowiek z hubei rzecz dzieje się w chinach czyli na wschodzie teraz czyli współcześnie hubei nie jest dziś prowincją która w okresie powstawania sztuki była symbolem tych wszystkich krajów których rządy występują przeciwko swoim obywatelom to przykład dobry jak każdy inny

Piotr K mit a OK ROPNOSCI Z A BAW Y

nazywam się yang youde i mam 56 lat by utrzymać siebie i swoich bliskich zbierałem bawełnę owoce łowiłem ryby w pobliskim jeziorze hodowałem bydło na moich 160 arach tak miało być jeszcze jakiś czas co najmniej do 2019 roku kiedy wygasnąć miała umowa dzierżawy w okolicy mojej farmy na przedmieściach wuhanu nie do końca wiem skąd zaczęli pojawiać się ludzie którzy przekonywali mnie do opuszczenia domu i sugerowali że następnym razem będzie to wyglądało trochę inaczej ale przecież miałem umowę do 2019 roku po co miałbym się wyprowadzać? jakim prawem? bałem się na gospodarstwie byłem tylko z żoną syna wzięli do wojska na rekruta nie obronilibyśmy się we dwoje ja i ona na pobliskim targu kupiłem fajerwerki przymocowałem do taczki rury takie jakby od rynny połączyłem ze sobą wszystko i zbudowałem prowizoryczne działko wielolufowe tak na wszelki wypadek już niedługo bo 26 lutego przyszli znowu było ich trzydziestu wyglądali na ekipę od wyburzeń widziałem takich jak oni już wcześniej mój dom był jednym z ostatnich w okolicy wielu wyprowadziło się po tym jak w 2006 roku pozawierali umowy z deweloperem ja też zawarłem taką umowę w 2006 roku i przekazałem połowę ziemi te plus minus 80 arów deweloperowi a teraz stałem sam naprzeciwko ludzi w kaskach i kombinezonach którzy przyjechali pod mój dom z buldożerami kiedy wystrzeliłem fajerwerki w ich stronę nie celowałem do nich celowałem nad ich głowami żeby ich przestraszyć tylko przez chwilę myślałem udało się ale jednak się nie udało chociaż nie wkroczyli z buldożerami przyszli i pobili mnie powiedzieli też że wrócą dokończyć robotę

10 WRZEŚNIA 2011 willa Dzieduszyckich, ul. Kampinoska 23, Wrocław godz. 18.00 spektakl według scenariusza i w reżyserii Michała Kmiecika KARABINY PANA YOUDEGO. DOBRY CZŁOWIEK Z HUBEI z udziałem aktora Teatru Polskiego we Wrocławiu Wiesława Cichego oraz członków Inicjatywy Lokatorskiej we Wrocławiu G r z e g o r z Ł o z n i k o w z c y k l u K R Y P T Y D Y; t e c h . w ł a s n a ; 2 0 11

7


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

KULTURA TO NARZĘDZIE Z Beatą Chmiel i Agnieszką Odorowicz rozmawia Sebastian Liszka Jak oceniacie założenia Europejskiego Kongresu Kultury z punktu widzenia osób zaangażowanych w działania ruchu Obywatele Kultury? Agnieszka Odorowicz: Jego opra� wa jest interesująca, ale jak na wydarzenie, które ma kosztować grubo ponad 10 milionów złotych, propozycja tematów i zestawienie debat rozczarowuje. Trudno wska� zać cele Kongresu, które byłyby ak� tualne i zbieżne z codziennym inte� resem środowiska kultury w Polsce. Kongres wygląda raczej na prezen� tację dorobku polskiej kultury z am� bicją wypromowania kilku polskich artystów. Szkoda, że NInA nie skon� sultowała ze środowiskiem kultury zestawu zagadnień, które mogłyby zostać na Kongresie poruszone… Mirosław Bałka albo Krzysztof Penderecki potrzebują promocji? Można potraktować Kongres jako promocję idei, na których szczególnie zależy sprawującemu prezydencję rządowi RP. Czego nowego dowiedzą się zaproszeni do Wrocławia goście? O co będą pytani? AO: Moim zdaniem tematy debat nie mają wiele wspólnego z aktu� alnymi wyzwaniami i zmianami w kulturze. A zmiany się dzieją. Je� steśmy w trakcie rewolucji komu� nikacyjnej. Jak się ustawić wobec zmieniających się postaw odbior� ców kultury? Czy dostęp do kultury powinien być ważnym kryterium? Jeśli tak, dla kogo? Sprawujemy prezydencję, jest okazja do ściągnięcia osób, które zazwyczaj nie mają czasu. Można poruszyć kilka konkretnych proble� mów kultury europejskiej, a jest ich mnóstwo. Można zapytać, czy dąże� nie Komisji Europejskiej do tego, by wcisnąć kulturę w zagadnienia po� mocy publicznej, jest słuszne. Albo doprowadzić do dyskusji nad decy� zjami Dyrekcji Generalnej ds. Kon� kurencji, która ostatnio sprzeciwiła się rozmiarom pomocy publicznej dla wydarzeń kulturalnych, twier� dząc, że nie warto wspierać np. organizacji Festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym, bo zakłóca konkurencję ze szkodą dla… Festi� walu w Cannes. Takich spraw jest mnóstwo. Cie� kawi mnie czy ktoś poruszy naj� ważniejszą kwestię: czym kultura jest dla Unii Europejskiej? Dlaczego z budżetu unijnego na kulturę nie wydaje się nawet 1% tego, co na wspólną politykę rolną? Dlaczego kultura nie jest jednym z celów li� zbońskich? Zastanawia mnie brak osób reprezentujących Obywateli Kultury. Nie ma was ani w radach Kongresu, ani w panelach.

8

Beata Chmiel: Jeśli weźmiemy pod uwagę rozmaite ciała koordynacyj� ne Obywateli Kultury, Zespół ds. Paktu działający przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów czy po� wstający Komitet Społeczny przy Ministerstwie Kultury, to z całą pewnością co najmniej kilku Oby� wateli Kultury wystąpi we Wro� cławiu w swoich funkcjach zawo� dowych, ale nie jako reprezentanci ruchu. Bo też nie o reprezentację chodzi. Powtarzamy ciągle, że Oby� watele Kultury nie są komitetem centralnym ani nawet awangardą stojącą na czele wszystkich działań i aktywności na rzecz kultury w Polsce, nie roszczą sobie też preten� sji do żadnej wyłączności prezento� wania kultury polskiej. Chciałabym jednak zapytać: w ciągu ostatniego roku, czyli już w trakcie przygotowań do EKK, w Polsce zebrano 100 tysięcy podpi� sów pod petycją „1% na kulturę” oraz wynegocjowano i podpisano z premierem rządu tak wyjątkowy akt, jakim jest umowa społeczna na rzecz kultury. Dlaczego więc organi� zatorzy uznali, że Pakt dla kultury nie jest inicjatywą wartą pokazania na Kongresie, który ma się zajmo� wać kulturą jako narzędziem zmia� ny społecznej? Jakie są argumenty? I jeszcze jedna kwestia. W tym sa� mym czasie, kiedy konsultowaliśmy w całej Polsce i negocjowaliśmy z rządem Pakt dla kultury, w An� glii w ramach ruchu Save the Arts masowo protestowano przeciwko cięciom w instytucjach kultury. Po� dobny do naszego ruch na rzecz kul� tury powstał w Holandii. W Hiszpa� nii zmiany ograniczające swobodę wymiany kulturalnej i groźba od� cięcia od Internetu były jednym z katalizatorów wybuchu masowych protestów. Narasta poczucie, że coś wspólnego dzieje się w Europie i że w centrum tego jest kultura. Może więc tym bardziej podpisanie Pak� tu dla kultury jest znaczące w per� spektywie europejskiej? Jaki wobec tego cel postawili so� bie organizatorzy? Czy ma to być zjazd intelektualistów, nawiązują� cy do wrocławskiego kongresu z lat 40., z ambicją dyskusji Wschodu z Zachodem? Tam Picasso, tu Bałka. Wtedy György Lucas, teraz Zyg� munt Bauman. Ale taki podział jest anachroniczny. Lepiej byłoby zastanowić się, jak w różnych obszarach – lokalnym, narodowym, uniwersalnym – po� strzegamy i traktujemy kulturę? Jakim językiem pisać i mówić dziś o kulturze jako czynniku rozwoju nowoczesnego państwa i kapitału społecznego? Zapytać o polityki kulturalne państw narodowych i wspólną politykę europejską. Czy jest swoja i obca kultura europej� ska?

Czy nie jest też tak, że efektem Kongresu będzie polaryzacja stron? Z jednej strony efektownie wypromowany fajerwerk, z drugiej – pozbawiony możliwości zaprezentowania własnego stanowiska ruch, który przeprowadza może mało efektowną, ale rzeczywistą pracę na rzecz zmiany funkcjonowania i traktowania kultury. AO: W pewien sposób znowu traci� my jakąś szansę. Podobnie było na Kongresie Kultury w Krakowie w 2009 roku, tylko wówczas organi� zatorom udało się pobudzić ruchy społeczne w różnych dla kultury sprawach – czy to w sprawie zwięk� szenia nakładów na kulturę, czy w sprawie reformy mediów publicz� nych. Mam wrażenie, że tego efektu we Wrocławiu nie będzie. BC: I nie chodzi o brak możliwości prezentowania działań Obywateli Kultury. My istniejemy w domenie i otwartej debacie publicznej, ale chyba rzeczywiście zderzyły się tu� taj dwa sposoby traktowania kultu� ry. Taki, który był obecny w Polsce też przez ostatnie 20 lat, w którym kultura jest pianką na kawie, bitą śmietaną z wisienką. Ładnie się jest w nią ubrać i dobrze jest mieć swoich artystów. Stary, od zawsze istniejący model kultury dworskiej. Mieszczańskiej. AO: Bardzo dobrze powiedziane. Być może lepiej byłoby nie używać słowa „kongres”. To jest rodzaj eu� ropejskiego festiwalu, zresztą orga� nizowanego przez znanych i bardzo cenionych dyrektorów Festiwalu Malta i krakowskiego Biura Festi� walowego.

Porozmawiajmy o drugiej wizji. BC: Jako Obywatele Kultury mówi� my, że państwo, ale także struktury wspólnotowe UE, mają obowiązki wobec obywateli. Można je ująć w cztery podstawowe dziedziny: bezpieczeństwo, ochrona zdro� wia, edukacja, kultura. Dlatego we wszystkich naszych komunikatach i dokumentach przypominamy o tym i mówimy o konieczności zmiany perspektywy, celów, sposobu my� ślenia. To nie jest lokalna choroba, to samo mówią Włosi, Anglicy czy Holendrzy. Jesteśmy w momencie przełomowym dla kultury euro� pejskiej - nie tylko pod względem rewolucji technologicznej czy ko� munikacyjnej. Zaczyna się teraz nowy okres projektowania 2014-2020. Nowy budżet Unii Europejskiej, nowe prio� rytety rozwojowe, nowa strategia. Słowo „kultura” w tych wszystkich planach i programach się nie po� jawia i mało kto zastanawia się z perspektywy polityki europejskiej, jaką rolę w budowaniu perspekty� wy 2020 mogłaby mieć kultura. To

byłby znakomity punkt wyjścia dla kongresu. AO: Głównym tematem powinna być kwestia braku środków na kul� turę w budżecie Unii. Wokół niego można nadbudować szereg kon� kretnych, punktowych rozwiązań, łatwych do przeprowadzenia, a co też ważne – niedrogich. Można powołać fundusz wspierają� cy tłumaczenia książek, czasopism, wersji językowych spektakli czy na� pisów w filmach. Przystosować pro� gram Europa Cinemas do nadcho� dzącej cyfryzacji. Za dwa lata, gdy kina nie dostaną pieniędzy na pro� jektory cyfrowe, po prostu upadną. A Komisja Europejska nie potrafi od 5 lat sformułować programu umoż� liwiającego współfinansowanie projektorów cyfrowych w Europie. Amerykanie nie mają z tym pro� blemu. PISF i samorządy wspierają takie kina w Polsce, ale robią to na zasadach de minimis, a nie na przy� kład zapisem ustawowym. Dlaczego Europeana, wielki por� tal ze zdigitalizowanymi zbiorami kulturalnymi, jest mało popularny? Może niezależnie od UE Google zna� lazło lepsze rozwiązania? Niezmiernie ważna jest kwestia praw autorskich i ochrony własno� ści intelektualnej, która nie polega na tym, że cyfryzując kina, musimy wybierać między czterema oferta� mi projektorów, z których każdy kosztuje sto tysięcy euro. Tylko dla� tego, że przyjęto technologię DCI, którą mają prawo wykorzystywać wybrane firmy. Do współudziału w takim wyda� rzeniu powinno się zaprosić insty� tucje, które mają wpływ na kształt i charakter kultury w Polsce. Naro� dowe, samorządowe, pozarządowe, niezależne. Wysłuchać, co mają do powiedzenia te z nich, które zajmują się wolnym dostępem, wspieraniem twórczości artystycznej, czytelnic� twem. Problemy trzeba zidentyfiko� wać wspólnie. Za to będzie panel: „Europejska Stolica Kultury, model kultury?” Nagroda dla miasta zwycięskiego to chyba 1,5 mln euro, a od miast

kandydujących wymaga się wy� dania wielokrotnie więcej. To jest model kultury w UE? Jak zachęcić miasta, które przegrały rywaliza� cję mimo ogromnych nakładów do kontynuowania ambitnych progra� mów, zwłaszcza w świetle ostatnich doświadczeń? W tym samym czasie dzięki rozmaitym programom wspól� notowym państwa członkowskie nauczyły się wykorzystywać pie� niądze z funduszy strukturalnych UE do inwestowania w infrastruk� turę kulturalną czy wspierania działań społecznych. W tym sensie programy wspólnotowe stanowią kompletny margines, a natężenie dyskusji nad ich kształtem jest nie� proporcjonalne do ich znaczenia. W tym sensie państwa członkowskie są bardziej skuteczne niż Komisja i Parlament Europejski. Niemówie� nie o tym jest jakimś nadmiernym ugrzecznieniem. Samorządy realizują inwestycje według własnego uznania, ale jednak stają się zakładnikami wytycznych, które są bliskie temu, jak kultura funkcjonuje na Kongresie. Zdobywają się na niezależność, by w chwilę później znów wrócić do klientelizmu. Inaczej nie będzie ich stać na utrzymanie nowych placówek. AO: Między innym dlatego Kongres powinien podjąć kwestię kultury jako domeny pozostającej wyłącz� nie w gestii państw członkowskich. Czy tak rzeczywiście powinno po� zostać? Jak na razie nikt tego tematu nie podjął na poważnie. Wielomilionowe protesty przeciw wojnie w Iraku miały powołać do życia europejską opinię publiczną, ale uderzyły tylko w niektóre rządy narodowe. AO: Może nie powołały europej� skiego społeczeństwa, ale na pew� no zmieniły postrzeganie. Impuls do niego wyszedł ze środowisk in� telektualnych, kultury niezależnej, od artystów. Tak będzie zawsze. Opinii publicznej trzeba dać czas na


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

ZMIANY TEORIA przemianę. Jeżeli spyta pan prze� ciętnego obywatela tych państw, co sądzi o wojnie w Iraku czy w Afgani� stanie, nie sądzę, żeby pan usłyszał wersję, która zadowala polityków. BC: Myślę również, że gdy odwoła� my się do konceptu społeczeństwa europejskiego, ujawni to znowu pewien anachronizm tak zapro� jektowanego kongresu. Na ile kul� tura Turków – wszystko jedno czy tych mieszkających w Turcji, czy w Niemczech, jest kulturą europejską? Jak do kultury dziś uprawianej i po� wstającej w Europie odnosimy się my, starzy mieszkańcy kontynentu? Jakim przeobrażeniom ulegają tra� dycyjne formy kultur narodowych, lokalnych, co z folklorem? Jaki jest wpływ tych zjawisk na kulturę ma� sową i odwrotnie? W czasie, w którym te dyskusje toczą się wszędzie – na ulicy, w me� diach, w Internecie, do Komitetu Ho� norowego Europejskiego Kongresu zaprasza się wyłącznie białych męż� czyzn w wieku mocno średnim. To chyba nie jest reprezentacja praw� dziwych Europejczyków? – że tak sparafrazuję stary dobry dowcip o prawdziwych Belgach. Przy okazji Kongresu można było zamówić badania i analizy, które odnosiłyby się na przykład do problemu muzułmańskich chust albo mowy nienawiści. Dlaczego na kongresie nie ma spotkania, na któ� rym odparto by krytykę koncepcji społeczeństwa multikulturowego? A nie powiedzieliśmy jeszcze o jed� nym. Hasło przewodnie Kongresu brzmi: „Kultura dla zmiany społecz� nej”. Rządy w Brazylii czy Kolumbii mówią wprost – traktujemy kulturę jako narzędzie zmiany społecznej, a będzie nią wydobycie 20 milionów ludzi z biedy. I na licznych przykła� PAKT DLA KULTURY Oby watele Kultur y to nieformalny ruch na rzecz zwiększenia nakładów na kulturę do co najmniej 1% budżetu państwa oraz zmiany zasad zarządzania i finansowania kultury. Postulat 1% po raz pierwszy sformułowano na Kongresie Kultury w Krakowie. Wówczas powstały też: Obywatelski Komitet Mediów Publicznych, Obywatelskie Forum Sztuk Wizualnych i Obywatelskie Forum Dostępu do Książki. Ruch Obywatele Kultury sprzeciwia się dążeniom do całkowitego urynkowienia kultury. W imię równości dostępu do kultury oraz odpowiedzialności państwa za nią udało się połączyć wiele osób, środowisk i instytucji. 14 maja 2011, podczas Kongresu Oby wateli Kultur y, premier RP Donald Tusk podpisał w ynegocjowaną z r ządem pr zez Oby wateli Kultur y umowę społeczną – Pakt dla kultur y. Ze strony społecznej dokument podpisali m.in. Agnieszka Holland, Jacek Bromski, Jerzy Hausner, Andrzej Mencwel, Krzysztof Materna, Krzysztof Krauze, Joanna Mytkowska, Krzysztof Warlikowski, Kuba Wygnański, Jacek Żakowski. Pakt zobowiązuje m.in. do podniesienia nakładów na kulturę w budżecie państwa do co najmniej 1%, poczynając od roku 2012 w perspektywie do 2015 r.; wprowadzenia wieloletniego

dach okazało się, że emancypacja kulturowa sprzyja emancypacji ekonomicznej i dokonuje się więc zmiana o nieznanym – jak na razie – zasięgu. Przykład polski mógłby być też na to dowodem. Podpisanie Paktu dla kultury było naszym lokalnym aktem potwierdzającym dokony� wanie się takiej zmiany. Sto tysię� cy ludzi w odruchu obywatelskim wystąpiło w obronie swojego kon� stytucyjnego prawa dostępu do kultury i doprowadziło do zmiany polityki państwa. Teraz podobne zmiany zachodzą w licznych pol� skich miastach. Kultura – by użyć hasła miejskiego kongresu w Byd� goszczy – jest w Polsce w budowie. W tym samym czasie, w którym odbywa się Europejski Kongres we Wrocławiu, w innych miastach – Bydgoszczy, Lublinie, Katowicach, Gdańsku, Łodzi, Krakowie, Po� znaniu – grupy obywateli pracują nad lokalnymi wersjami Paktu dla Kultury i nakłaniają władze samo� rządowe do zmiany priorytetów w tej dziedzinie. Toczy się pewnego rodzaju kroczący kongres kultury w Polsce. Przyglądajmy się temu uważnie, bo to tam tak naprawdę kultura się dzieje.

Agnieszka Odorowicz – dyrektorka Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, działaczka ruchu Obywatele Kultury Beata Chmiel – wicedyrektorka Muzeum Narodowego w Warszawie, działaczka ruchu Obywatele Kultury

progr amu na r zec z c z y telnic t w a; przygotowania nowej ustawy medialnej; stworzenia programu cyfryzacji dziedzictwa kulturowego; bezpłatnego udostępnienia dzieł w domenie publicznej; wprowadzenia pilotażowego programu budżetów partycypacyjnych w jednostkach samorządowych. W konsekwencji podpisania Paktu powstały dwa ciała, które mają w ypr acow ać sposoby w prow adzania Paktu w życie: zespół ds. paktu przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i komitet społeczny przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Informacje o działaniach ruchu, spr awozdania z posiedzeń zespołów i komitetu, projekty programów: www.obywatelekultury.pl.

PIRATA

Oto fobia konserwatyzmu: lęk ludzi lądu przed morskim przedsiębiorcą, z którego wyłazi pirat, nawet jeśli nosi cylinder i przy stole potrafi posługiwać się sztućcami do ryb

Peter Sloterdijk Piractwo – obok handlu niewolni� kami (który można by określić jako przemysł deportacyjny), będące szczytowym zjawiskiem naiwnej przestępczości globalizacyjnej – zyskuje głębokie znaczenie histo� ryczno-filozoficzne. Jest pierwszą przedsiębiorczą formą ateizmu: tam, gdzie nie ma Boga lub gdzie On nie zagląda, na ziemię bez państwa, na statek bez kapelana pokłado� wego, na morzach bezprawia poza strefami kontraktowego szacunku, w przestrzeni bez świadków, w mo� ralnej próżni beyond the line – tam możliwe są rzeczy niewyobrażalne. Na otwartych morzach zdarzały się dotąd (prawie) najskrajniejsze okropieństwa, jakie mogą się wy� darzyć wśród ludzi. Jednocześnie piractwo stało się gałęzią gospodarki (porównywal� ną do przemysłowo organizowa� nych porwań w XX wieku) – upar� cie gnieżdżącą się w szczelinach rynków bezpieczeństwa między XVI a XIX wiekiem. Nie bez konsekwencji również na przełomie XX i XXI wieku są powo� dy, by mówić o „powrocie piratów”, szczególnie na bogatych w łup akwenach Mallaca Straits i innych stref, gdzie policyjna próżnia na morzu daje wolną rękę nowemu barwnemu ludowi najeźdźców. W 2002 roku na całym świecie do� liczono się trzystu czterdziestu ak� tów kaperstwa, przy silnej tendencji wzrostowej. Ponadto chaotyczne prawo morskie oferuje idealne wa� runki ugrupowaniom terrorystycz� nym – nie przypadkiem mówi się, że Osama bin Laden et consortes prze� rzucili się na shipping business, gdzie pod egzotycznymi flagami trzymają pokaźną flotę starych frachtowców. Korsarstwo było zawsze tak silnie związane z regularnym prowadze� niem interesów, że Goethe mógł Me� fistofelesowi włożyć w usta pewną teorię ekonomicznej globalizacji, która świadczy nie tylko o niewy� parzonej gębie mówiącego: Ważne jest Co, nieważne Jak. Nie muszę znać się na żeglarstwie: Jedyny w trójcy, jeden znak W wojnie i w handlu, i w korsarstwie.

ZŁÓŻ SWÓJ PODPIS POD PETYCJĄ www.obywatelekultury.pl

Lekcja łupieżczego kapitalizmu długo jeszcze pobrzmiewa: to wła� śnie piracki ateizm jest podstawą tego, że ludzie nowoczesności my� ślą o niebezpieczeństwach liber� tariańskiego i anarchistycznego odhamowania – to stąd czerpie siły antypartyzancka fobia konserwa�

tyzmu. Widoczny od starożytności lęk obrońców ładu przez innowato� rami w nowożytności przemienia się w lęk ludzi lądu przed morskim przedsiębiorcą, z którego wyłazi pi� rat, nawet jeśli nosi cylinder i przy stole potrafi posługiwać się sztuć� cami do ryb. Bo gdy pirat udaje się na ląd, to jakie występne plany cho� wa w wewnętrznej kieszeni? Gdzie kryje swą broń? Jakimi kuszącymi argumentami zachwala swe speku� lacje? Pod jakimi humanitarnymi maskami skrywa swe podłe inten� cje? Wszędzie, gdzie w dobrym towa� rzystwie pojawiają się zbójcy, tam niedaleko są ich sofiści: doradcy. Od dwustu lat mieszczanie przebierają w swych lękach: anarchomarynarz na lądzie w sprzyjających okoliczno� ściach będzie Raskolnikowem (któ� ry robi, co chce, ale żałuje), w mniej sprzyjających – de Sade’em (który robi, co chce, ale neguje skruchę), w najgorszym przypadku zaś bę� dzie neoliberałem (który robi, co chce, i na poczet tego, cytując Ayn Rand, sam siebie obwołuje człowie� kiem przyszłości). Piractwo promieniuje oczywiście także w inny sposób na myślenie mieszczańskie: z fantazji miesz� kańców stałego lądu dość wcześnie przekuto je na libertariański anty� świat, w którym wszystko, poza nudą, jest możliwe. Całe wieki przed bohemą artystyczną bohema mary� narska dostarcza niewyczerpanych bodźców marzeniom o ucieczce snutym przez mieszczan, którzy chcą być kimś innym niż mieszcza� nami. Na sztychach z XVIII wieku na scenę wstępują kobiety-korsarki – z dobytą szpadą, rozpiętą koszulą i wyskakującymi z niej piersiami, jako dowód, że nowa kobieta na morzu jako rozbójniczka sama dla siebie stanowi prawo. Aż do Opery za trzy grosze Brechta (1928) i Scritti corsari Pasoliniego (1973–1975) można prześledzić kryminalno-ro� mantyczne pożądanie, dla którego Wielka Wolność przychodzi od morza. (...) Melville nazwał biel „bezbarw� nym, wielokolorowym ateizmem, przed którym się wzdragamy”, ponieważ tak jak biała głębia Dro� gi Mlecznej, przypomina nam o „pozbawionej serca pustce i nie� zmierności uniwersum”; wypełnia patrzącego myślą o zniszczeniu w obojętnej zewnętrzności. (...) Skoro jednak zewnętrzność zawsze daje się postrzegać, to:

[…] bezwładny wszechświat leży przed nami na podobieństwo człowieka trędowatego. Jak uparci podróżni, co w Laponii nie chcą nałożyć na oczy kolorowych i wszystko barwiących szkieł, tak nieszczęsny, któremu brak wiary, wpatruje się aż do ślepoty w wszechpotężny, biały całun, który spowija wszystko, co widać wokoło. Niecałe sto lat przed tym, jak Sar� tre wypowie dramatyczną figurę: „Piekło to inni”, Melville dotyka głębszego dna: piekło to zewnętrz� ność. W tym metodycznym infernie, tej obojętności przestrzeni, w której nie można zamieszkiwać, rozpro� szone są nowoczesne, niepowiązane ze sobą jednostki-punkty. Dochodzi nie tylko do tego, jak mawiali egzy� stencjaliści, że trzeba sobie samemu nadać kierunek poprzez dobrowol� nie obrane zaangażowanie w bez� sensie jako takim. Po powszechnym obnażeniu czło� wieka na powierzchniach Ziemi i systemów chodzi raczej o to, by zamieszkać obojętną zewnętrz� ność, jak gdyby mające dusze bańki mogły się ustabilizować na dłuższy okres. Ludzie muszą dotrzymać zakładu, by – ze względu na roz� ciągający się na całą zewnętrzność całun – udało im się traktować swe wzajemne stosunki w stworzonej sztucznie wewnętrznej przestrzeni tak poważnie, jak gdyby nie istniały już żadne zewnętrzne fakty. Pary, komuny, chóry, zespoły, ludy i Kościoły, wszystkie bez wyjątku w kruchych tworach przestrzen� nych próbują sił w konfrontacji z białym piekłem. Jedynie w takich samostwarzających się naczyniach urzeczywistnia się to, co oznacza słowo solidarność w swej najbar� dziej radykalnej warstwie: sztuki życia nowoczesności dążą do urzą� dzenia tego, co nieobojętne w tym, co obojętne. Dlatego w geograficz� nie wyczerpanym świecie rzutowa� nie (projektowanie) i wynalazczość mieszczą się w niewyczerpalnych horyzontach. Być może spowoduje to, że „wolne ludy”, o których mówił wiek XIX, nie pojmując, że przez to pomaga powstawać obsesyjnym zbiorowo� ściom, żądnym ofiar ojczyznom, zaistnieją jako asocjacje ludzi, któ� rzy ze względu na realnie uniwer� salizującą obojętność zwiążą się na nowo w sposób, jakiego jeszcze nie znano, który dotąd niejasno był antycypowany tylko przez eklezje i akademie. Fragment książki Petera Sloterdijka Kryształowy pałac (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011). P Kr eter ysz tało Slote wy rdij pa k łac

26

Premiera książki: 11 września, godz. 16.00, willa Dzieduszyckich , ul. Kampinoska 23, Wrocław

Peter Sloterdijk – wybitny filozof, eseista i publicysta, najbardziej wpływowy intelektualista Niemiec. Zasłynął m.in. kontrowersyjną rozprawą o genetyce Reguły dla ludzkiego zwierzyńca.

9


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

ODWAŻACIE SIĘ

KRYTYKOWAĆ COŚ, CO JEST INNYM Ciągle proszą mnie, bym robiła rzeczy, które przedstawią punkt widzenia Trzeciego Świata. Gdy jesteś postrzegana jako symbol, jednocześnie ucisza się ciebie w pewien sposób Gayatri Chakravorty Spivak Spivak: Dla mnie pytanie „Kto po� winien mówić?” jest mniej kluczowe niż „Kto powinien słuchać?”. „Będę mówić w swoim imieniu jako osoba z Trzeciego Świata” to dziś ważna postawa dla politycznej mobilizacji. Ale to, czego naprawdę oczekuję, mówiąc z tej pozycji, to po prostu wysłuchania. Nie z pozycji tego rodzaju życzliwego imperializmu, który mówi, że skoro przydarzyło mi się być �������������������� Hinduską ����������� lub kimkol� wiek, to... Widzę w tym pewnego rodzaju odwrócenie, które jest�������������� trochę ������������� podej� rzane. (...) Kwestia „mówienia jako” pociąga za sobą dystansowanie się od siebie samego. Gdy muszę myśleć o sposobach mówienia jako Hindu�

ska lub jako feministka, o sposobach mówienia jako kobieta, uogólniam samą������������������������������� siebie, to znaczy, czynię sie� bie reprezentantką czegoś, próbu� ję zdystansować się od pewnego rodzaju niepełnego mówienia jako takiego. Istnieje wiele pozycji pod� miotowych, które musimy������� ������������� zamie� ������ szkiwać. Nie jest się tylko jednym tym a tym. Wraz z tymi wieloma pozycjami pojawia się świadomość polityczna. Ale gdy słuchacze rozdający karty, ludzie rządzący, dominujący mó� wią o słuchaniu���������������� ������������������������� kogoś „mówiące� go jako” ten lub ktoś inny, to myślę sobie, że tutaj właśnie napotyka� my problem. Gdy oni chcą słuchać Hinduski mówiącej jako Hinduska,

kobiety z Trzeciego Świata mówią� cej jako kobieta z Trzeciego Świata, zakrywają tylko swoją ignorancję, na którą się im pozwala, używając pewnego rodzaju homogenizacji.

Sneja Gunew: Tak, i do tego decy� dują, których części twoich wypo� wiedzi chcą słuchać, i decydują, co potem z tym robią. W kontekście wielokulturowości ��������������� w brutalny spo� sób pewni ludzie zostają wyniesieni bardzo szybko do rangi tych, któ� rzy mówią za wszystkich imigran� tów: w kategoriach finansowania i rozpowszechnienia ich pracy itd. W rezultacie nie słyszysz o innych, bo przecież „już te sprawę omówi� liśmy” – i tych kilka symbolicznych

postaci funkcjonuje jako bardzo bezpieczne alibi. Jeśli spojrzeć na proporcję na przykład wielokultu� rowych, nieangloceltyckich arty� stów, którzy otrzymują finansowa� nie od australijskiego rządu, to jest to bardzo mały odsetek – i często ci sami dostają każdego roku. Mówienie w imieniu imigrantów to w rzeczywistości praca pole� gająca na nauczeniu się, poznaniu tego, co się dzieje w terenie i kto inny jeszcze tam działa. Wymaga to wiele pracy, a o wiele łatwiej jest mieć tych kilka powtarzających się postaci. Spivak: Podporządkowani ludzie też tego używają. I nie jesteśmy po� zbawieni poczucia ironii: używa� my tego. Dużo mówię, tak? I kiedy jestem bardzo podekscytowana, przerywam ludziom. I mówię dow� cip, ale tak naprawdę oni nigdy nie łapią dowcipu, jeśli im nie powiem, że to dowcip. Całkiem często mó� wię: „Wiecie, w mojej kulturze, to jest oznaka zainteresowania i sza� cunku, jeśli się komuś przerywa” – i od razu widzę te jakże pobożne twarze i ludzie potem pozwalają mi sobie przerywać. To nie jest tak, że nie dostrzegamy hegemonizacji – wykorzystujemy ją, dlaczego by nie? Gunew: Jedna ze strategi pisarzy, z którymi pracuję,������������������ jest taka�������� : odgry� wają pewnego rodzaju scenicznego imigranta i robią sobie jaja, parodiu� ją na wszelkie sposoby, te tak zwane autentyczne imigranckie konstruk� cje. Myślę tutaj o pracy πO, Ani Wal� wicz... Spivak: W rzeczywistości usymbo� licznienie [tokenization] przychodzi razem z gettoizacją. Dzisiaj ciągle proszą mnie o to, bym robiła rzeczy, które przedstawią punkt widze� nia Trzeciego Świata. Gdy jesteś postrzegana jako symbol [token], jednocześnie ucisza się ciebie w pe� wien sposób, nie muszą się więcej martwić mówieniem o tym, roz� grzeszyłaś ich sumienie. (...)

KONIEC POLITYKI? NIECH ŻYJE POLITYKA! Chantal Mouffe Czemu powinniśmy dziś czytać Car� la Schmitta? Czy jego koncepcja po� lityki, oparta na rozróżnieniu przy� jaciel-wróg, zachowuje swoją siłę w naszych „postpolitycznych” cza� sach? Czy liberalni demokraci mogą się czegoś nauczyć, odwołując się do jego krytyki liberalizmu? Czy jego teoria suwerenności jest aktualna w warunkach globalizacji? To tylko niektóre z kwestii, które podjęła w tej pracy międzynarodowa gru� pa teoretyków identyfikowanych z lewicą i związanych z rozmaitymi dyscyplinami naukowymi. (...) Schmitowska koncepcja poli� tyczności uwidacznia kluczowe nie� doskonałości dominującej liberalnej perspektywy. Niszczy złudzenia wszystkich przekonanych, że za� nikanie granic pomiędzy lewicą a prawicą i postępująca moralizacja

10

dyskursu politycznego stanowią postęp w oświeconym marszu ludz� kości w kierunku nowego porządku światowego i demokracji kosmopo� litycznej. Humanitarna retoryka wyparła dziś prawdziwie polityczne staw� ki, a – po upadku komunizmu – za� chodni liberałowie doszli do wnio� sku, że antagonizmy zaniknęły. Wraz z nadejściem „refleksyjnej nowoczesności” etyka ma zastą� pić politykę. Twierdzi się, że wraz z rozwojem „tożsamości post-kon� wencjonalnych” zanikają archaiczne formy polityki opartej na rozróżnie� niu przyjaciel-wróg. Uznaje się rów� nież, że ukształtowały się warunki sprzyjające wprowadzeniu na po� ziomie międzynarodowym „delibe� ratywnych”, „dialogicznych” form demokracji. Teza Schmitta o kon� flikcie jako niemożliwym do wyko� rzenienia wymiarze „polityczności” i politycznej „zewnętrzności” prawa wskazuje jednak, że jest to wyłącz� nie myślenie życzeniowe. Poza tym,

jak dowodzi Paul Hirst, „decyzjo� nizm” Schmitta jest wyzwaniem dla liberalno-demokratycznej teo� rii suwerenności – gdyż pokazuje, że większość sformalizowanych doktryn konstytucyjnych można wyrzucić do kosza. Nic dziwnego, że wzbudza on tak głęboką niechęć wśród liberałów! Patrząc na współczesną polity� kę demokratyczną przez pryzmat myśli Schmitta, uświadamiamy sobie, jak daleko postępują proce� sy neutralizacji i odpolitycznienia, zaobserwowane już przez samego Schmitta. Czy jeden z najmodniej� szych dziś dyskursów nie obwiesz� cza „koniec polityki”? Zgodnie z tym punktem widzenia, skończył się już okres konfron� tacyjnej polityki dominującej na Zachodzie od Rewolucji Francu� skiej. Podział lewica-prawica stał się nieistotny, gdyż przestała ist� nieć społeczna dwubiegunowość, w której podział ten był zakorze� niony. Dziś większość ludzi w za�

awansowanych społeczeństwach przemysłowych należy do klas średnich. Zanik tożsamości klaso� wych i koniec dwubiegunowego podziału sprawiły, że tradycyjny sposób uprawiania polityki stał się przeżytkiem. Panuje powszechny konsensus, co do kształtu podsta� wowych instytucji społecznych, a brak jakiejkolwiek posiadającej legitymację alternatywy oznacza, że nie zostanie on zakwestionowa� ny. Liberalno-demokratyczny kapi� talizm skutecznie zdefiniował się jako jedyne racjonalne rozwiązanie problemu organizacji nowocze� snych społeczeństw; jego legity� mizacja może być kwestionowana wyłącznie przez „nierozumnych”. Jedyną drogą rozwoju jest „trzecia droga” poza lewicą i prawicą, gdzie konsensualna polityka w centrum zastąpuje anachroniczne konflikty. (…)Liberalizm wymaga kryty� ki w zakresie, w jakim –w swoim racjonalistycznym i indywiduali� stycznym ujęciu –nie jest w stanie

Genew: [Porozmawiajmy] o idei za� służenia sobie na prawo do krytyki. Spivak: To jest problem bliski moje� mu sercu, bo uczę, mimo wszystko, za granicą. Mam w mojej grupie, powiedzmy, młodego studenta, po� litycznie poprawnego, który powie: „Jestem tylko białym mężczyzną z klasy średniej, nie mogę mówić”. (...) Jeśli postawicie sobie za za� danie nie tylko dowiedzenie się, co się tam [w Trzecim Świecie] dzieje, przez język, przez określone pro� gramy studiów, ale jednocześnie przez historyczną krytykę swojej własnej pozycji jako badacza, to zo� baczycie, że zasłużyliście na prawo do krytyki – i do tego, by być słu� chanym. Jeśli nie odrobicie zadania domowego – „Nie będę krytykować z powodu przypadku mojego uro� dzenia, historycznego przypadku” – to taka pozycja tak naprawdę jest o wiele bardziej szkodliwa. Odważacie się krytykować, kry� tykować coś, co jest Innym – coś, w stosunku do czego �������������������� byliście������ ����� przy� zwyczajeni do dominacji. Musicie podjąć pewne ryzyko: ���������� stwierdze� nie���������������������������� „Nie będę krytykować” uspo� kaja wasze sumienie. Natomiast jeśli krytykujecie, zasłużywszy sobie na prawo do tego, to w isto� cie podejmujecie ryzyko i najpraw� dopodobniej zostaniecie przyjęci z otwartymi ramionami i możecie mieć nadziej����������������������� ę,��������������������� że zostanie obdarze� ni szacunkiem. Możesz podać jakieś przykłady problemów polityki kulturowej w kontekście australijskim? Gunew: Zawsze są głosy wołające na puszczy, które nigdy nie zosta� ją usłyszane. W australijskiej SBS, etnicznie nacechowanej stacji tele� wizyjnej, która ma służyć wielokul� turowej Australii, w rzeczywistości większość programów pochodzi zza�������������������������������� oceanu������������������������� . To��������������������� raczej�������������� �������������������� Europa na po� wrót zaimportowana do Australii, a nie pokazywanie pewnych grup Europejczyków, Azjatów lub grup

uznać nieusuwalności antagoni� zmu i niemożliwości osiągnięcia pełnego, racjonalnego konsensusu. Co więcej, niezdolność liberalizmu do uchwycenia wspólnotowego wymiaru życia społecznego i zbio� rowego charakteru podmiotów politycznych przynosi niezwykle szkodliwe konsekwencje dla poli� tyki demokratycznej. (…) Czy liberalna perspektywa nie stwarza przestrzeni dla sporu? Przecież wyróżnikiem nowocze� snej, pluralistycznej demokracji jest zerwanie z symboliczną re� prezentacją społeczeństwa jako organicznej całości i legitymacja konfliktu. Problem w tym, że libera� lizm redukuje konflikt do konfliktu interesów, regulowanego poprzez negocjacje (...) albo widzi możliwość jego przezwyciężenia w drodze racjonalnej deliberacji (…). W obu przypadkach wykluczony jest wy� miar antagonistyczny, uniemożli� wiający osiągnięcie racjonalnego rozwiązania. (…) Jak można wyobrazić sobie demokratyczną formę wspólnoto� wości, która zachowuje miejsce dla konfliktowegopluralizmu? To nie� wątpliwie jeden z najważniejszych problemów, z którym muszą sobie dziś – w czasach gwałtownej frag�


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

z Bliskiego Wschodu w obrębie Au� stralii by próbować ich zrozumieć. Spivak: To jest realny problem, prawda? (...) Zamiast patrzeć na rzeczywisty problem imperializmu, utożsamia się go z problemami imi� grantów, zamiast patrzeć na cały Trzeci Świat, wszystko zrównuje się z problemami lokalnymi. To są po prostu stare postawy ukryte w ten lub inny sposób. To prawdzi� wa trudność wiążąca się z polityką kulturową.

Gunew: Mówiłaś, ������������������������ że ��������������� kultury dia� sporyczne są całkiem różne od kultury, od której pierwotnie po� chodzą, i o tym rozróżnieniu – ele� mentarnym rozróżnieniu, którego, jak uczy na historia, się nie robi. Spivak: Opowiem ci krótką histo� rię. System wie, że jestem miesz� kającym w USA obcym. Akurat wykładałam w Kanadzie na Uni� versity of Alberta. Podróżowałam z północnej części stanu Nowy Jork do Toronto oczywiście bez żadne� go problemu (mam indyjski pasz� port), bo indyjski rezydent w USA nie chciałby, jak się uważa, zostać nielegalnym imigrantem w Kana� dzie. Dwa dni później poleciałam do Londynu i wracałam do Kanady [poprowadzić seminarium] z tym samym paszportem, z tą samą wizą dla obcych przebywających w USA i miałam w niedzielę wziąć samolot z Heathrow. Air Canada mówi mi: „Nie możemy pani zaakceptować”. Ja na to: „Dla� czego?”, a osoba, z którą rozmawi� �������� ałam, odpowiada: „By wjechać do Kanady, musi mieć pani wizę”. Więc mówię: „No ale jestem tą samą oso� ba, z tym samym paszportem...”. Hinduska tożsamość kulturowa, tak? No ale tutaj stajesz się kimś in� nym. Z Londynu Hindusi mogą bez problemu pracować dla Kanady. Po� ��� trzebuję jednak ������������������� wizy, żeby podróżo� wać z Londynu do Kanady na tym samym paszporcie, ale nie z USA. Koniec końców musiałam zostać

mentaryzacji tożsamości i mnoże� nia się nowych form konfliktowości – poradzić liberalno-demokratycz� ne społeczeństwa. Na koniec, by uniknąć zbędnych nieporozumień: powinno być już chyba jasne, że nie bronimy w tej książce niczego w rodzaju „lewico� wego schmittyzmu”, który uzna� wałby, za Schmittem, sprzeczność pomiędzy liberalizmem a demo� kracją i w konsekwencji odrzucał� by liberalizm. Niektórzy faktycznie przyjmują takie stanowisko, ale jest ono bardzo odległe od naszej perspektywy. Wszyscy autorzy książki Carl Schmitt. Wyzwanie polityczności są swego rodzaju „lewicowymi libe� rałami” i nikt z nich nie kwestionu� je wielkiego wkładu wniesionego przez tradycję liberalną w nowocze� sną koncepcję demokracji. Wierzy� my jednak również, że tradycja ta wymaga przedefiniowania. Nasze zainteresowanie Schmittem bierze się z przekonania, że odwołując się do jego prac, możemy lepiej zrozu� mieć niedoskonałości dominujące� go modelu liberalnego. Taka świa� domość jest kluczowa, jeśli chcemy znaleźć odpowiedzi na problemy

na jeszcze jeden dzień i zadzwonić do Kanady, żeby powiedzieć, że nie będę mogła poprowadzić semina� rium. Przed odlotem powiedziałam jeszcze z goryczą do tamtej kobie� ty z lotniska: „Pozwól, że coś ci po� wiem: Nie mów «Nie możemy pani zaakceptować», bo brzmi to bardzo źle, gdy jeden człowiek mówi coś takiego do drugiego. Następnym razem powinnaś powiedzieć: «Re� gulacje na to nie pozwalają», a wte� dy obie jesteśmy ofiarami”. Kobieta popatrzyła na mnie ze zdumieniem, bo na Heathrow kolorowa kobieta nosząca Sari nie mówi w ten sposób do białej kobiety. Tam, w tej okre� ślonej sytuacji, faktycznie mówiłam jako Hinduska. Fragment zbioru wywiadów z Gayatri Spivak Strategie postkolonialne (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011).

Premiera książki z udzia łem Spivak: 9 września, godz. 15.00, willa Dzieduszyckich, ul. Kampinoska 23, Wrocław

Gayatri Chakravorty Spivak – światowej sławy intelektualistka i krytyczka kultury indyjskiego pochodzenia. Zajmuje się postkolonializmem, feminizmem, literaturą XIX i XX wieku oraz globalizacją.

liberalnej demokracji. Nie czytamy Schmitta, żeby zakwestionować demokrację, lecz by wypracować sposoby jej doskonalenia. Myśleć jednocześnie z i przeciwSchmitto� wi – na tym polega istota naszego wspólnego przedsięwzięcia.

Fragment książki pod redakcją Chantal Mouffe Carl Schmitt. Wyzwanie polityczności (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011).

Premiera książki z udzia łem Mouf fe: 9 września, godz. 17.00, willa Dzieduszyckich, ul. Kampinoska 23, Wrocław

Chantal Mouffe– belgijska filozofka, wykłada w Wielkiej Brytanii

PRZEMOC W CZASACH POSTPOLITYKI Slavoj Žižek Kiedy skinhead bije imigranta, nie możemy mówić ani o cynicznej kalkulacji, ani o jakiejkolwiek ide� ologicznej tożsamości. Nie dajmy się zwieść słowom, mówiącym o cudzoziemcach zabierających miejsca pracy, czy zagrażających naszej tożsamości. Przy bliższych oględzinach, okazuje się, że wszyst� ko są to tylko wtórne racjonalizacje, powierzchowne usprawiedliwienia. Jeśli zapytać skinheada o jego racje, w ostatecznym rozrachunku oka� że się, że bicie obcych sprawia mu przyjemność, ich obecność prze� szkadza mu... (...) Tym, co „prze� szkadza” nam w „innym” (Żydzie, Japończyku, Afrykańczyku, Turku itd.) jest fakt, że wydaje nam się, że ma on uprzywilejowaną relację do przedmiotu-skarbu, że jeste� śmy przekonani, że ukradł nam go (dlatego sami go nie mamy), lub zagraża naszemu posiadaniu tego przedmiotu.

Wiedzą, co czynią (...) „Nadmierna” i „bezpodstawna” przemoc niesie ze sobą własny ro� dzaj wiedzy – bezsilnej i cynicznej refleksji. Wróćmy do przykładu zła-Id, skinheada bijącego imigran� ta: jeśli naprawdę zmusić go, by zracjonalizował swoje zachowanie, i – rzecz jasna – jeśli jest on zdolny do teoretyzowania na minimalnym choćby poziomie, faszysta zacznie nagle mówić językiem pracowni� ków pomocy społecznej, socjolo� gów i psychologów społecznych, opowiadając o zmniejszającej się mobilności społecznej, wzroście niepewności, rozkładzie autoryte� tu ojca, braku matczynej miłości we wczesnym dzieciństwie i tak dalej. W skrócie: przedstawi mniej lub bardziej dokładne psychospołecz� ne tło swoich zachowań, na którym tak bardzo zależy liberałom, którzy starają się „zrozumieć” agresywną młodzież jako ofiary tragicznych warunków społecznych i rodzin� nych. Standardowa oświeceniowa for� muła „krytyki ideologii” („robią to, co robią, gdyż nie wiedzą, co czynią”), sformułowana już przez Platona, zostaje w tym miejscu odwrócona: agresywny skinhead „świetnie wie, co robi, i robi to da� lej”. Ta cynicznie pozbawiona skut� ku refleksja jest rewersem „bezsen� sownej” i „ekscesywnej” przemocy. Mamy tu do czynienia z sytuacją przypominającą znaną, nieprzy� jemną scenę z filmu Brazil Terry’ego Gilliama: w eleganckiej restauracji kelner zachwala klientom specjal� ność dnia („Dziś nasze tournado smakuje naprawdę świetnie!”), lecz

kiedy potrawa trafia na stół, okazu� je się, że składa się na nią oszałamia� jąco kolorowe zdjęcie potrawy oraz talerz wypełniony przypominającą ekskrementy breją. Podobnie symbolicznie skuteczna wiedza zanurzona w praktyce spo� łecznej rozpada się na nadmierną i „irracjonalną” przemoc pozbawio� ną podstaw ideologicznych oraz nieskuteczną refleksję, która nie wpływa w żaden sposób na dzia� łania jednostki. Okazuje się zatem, że w wypowiedzi cynicznie bezsil� nego skinheada, który z ironicznym uśmieszkiem wyjaśnia zdumione� mu dziennikarzowi źródła swego zachowania, oświecony multikul� turalista próbujący „zrozumieć” przemoc może odnaleźć swój wła� sny przekaz – w jego odwróconej i prawdziwej formie. Jak podsumo� wałby to Lacan: w tym momencie porozumienie między nim oraz „przedmiotem” jego badań, nietole� rancyjnym skinheadem, jest pełne.

Bezrobotna, samotna lesbijka Kluczowa jest tu różnica między ekscesywną/irracjonalną/dys� funkcjonalną i okrutną przemocą oraz obscenicznymi wybuchami przemocy, które służą jako niejaw� ne wsparcie dominującej ideologii. W sytuacji, gdy, powiedzmy, „prawa człowieka” nie są w pełni „uniwer� salne”, lecz są wyłącznie „prawami białych mężczyzn posiadających określoną własność”, każda próba obejścia tych niepisanych i niejaw� nych reguł, które w istocie ograni� czają uniwersalność, spotyka się z wybuchem przemocy. Najbardziej wyrazistych przykła� dów dostarcza historia Afroamery� kanów w Stanach Zjednoczonych: stary parapolityczny rasizm wy� kluczał Czarnych z uczestnictwa w powszechnym życiu politycznym, po cichu wymuszając ich wyklu� czenie (posługując się fizycznymi i werbalnymi groźbami). Jedyną właściwą odpowiedzią na tego ro� dzaju wykluczenie-z-Uniwersalne� go był masowy Ruch na Rzecz Praw Obywatelskich związany z osobą Martina Luthera Kinga. Zawieszał on niejawny, obsceniczny suple� ment, który faktycznie ustanawiał wykluczenie Czarnych z formalnej równości uniwersalnej – rzecz ja� sna, ruchowi takiemu nietrudno było zyskać poparcie większości białego i liberalnego establishmen� tu, przedstawiając swoich przeciw� ników jako grono tępych karków z klasy niższej z Południa Stanów... Dziś jednak walka toczy się na zu� pełnie innym terenie. Postpolitycz� ne liberalne elity nie tylko w pełni

uznały fakt istnienia pęknięcia między czysto formalną równością i jej aktualizacją/implementacją, nie tylko zrozumiały wykluczającą logikę „fałszywej” uniwersalności ideologicznej, ale wręcz czynnie z nią walczą, używając do tego szerokej gamy projektów prawno� -psychologiczno-społecznych – od identyfikacji konkretnych proble� mów danej grupy czy podgrupy (nie tylko lesbijek, lecz Afroamery� kańskich lesbijek, Afroamerykań� skich lesbijek będących matkami, bezrobotnych Afroamerykańskich lesbijek będących samotnymi mat� kami) poprzez programy („akcje afirmatywne” itp.), które naprawić mają wyrządzone w przeszłości zło. Tym, co ta tolerancyjna procedura wstrzymuje, jest gest samego upo� litycznienia: choć trudności bycia bezrobotną Afroamerykańską lesbijką będącą samotną matką zostały skatalogowane do najdrob� niejszego szczegółu, to ona sama „czuje”, że jest coś „nie tak”, coś głę� boko „frustrującego” we wszystkich wysiłkach na rzecz rozwiązania jej konkretnych problemów . W efekcie zostaje ona pozbawiona możliwości „metaforycznego” przekształcenia własnej krzywdy w symbol „krzyw� dy” uniwersalnej. Jedynym sposobem publicznego wyrażenia tej uniwersalności – tego, że nie jestem tylko konkretną jednostką poddaną pewnym kon� kretnym niesprawiedliwościom – są „irracjonalne” wybuchy eks� cesywnej przemocy. W ten sposób znów potwierdza się Heglowska formuła: prawdziwa uniwersalność może ustanowić się jako taka, tylko występując jako swoje przeciwień� stwo, jako irracjonalny, „ekscesyw� ny” kaprys.

Fragment tekstu Carl Schmitt w czasach postpolityki z książki Carl Schmitt. Wyzwanie polityczności (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011).

Slavoj Žižek – słoweński socjolog, filozof, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury. Jego Rewolucja u bram (wyd. polskie 2006) wywołała najgłośniejszą w ostatnich latach debatę publiczną na temat zagranicznej książki wydanej w Polsce. Ostatnio nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka Od tragedii do farsy, czyli jak historia się powtarza.

11


K U R I E R K U L T U R A # 2 | K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A | E U R O P E J S K I K O N G R E S K U L T U R Y | 0 8 - 1 1 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1 | W W W . C U L T U R E C O N G R E S S . E U | W W W . K R Y T Y K A P O L I T Y C Z N A . P L

NIE IGNORUJCIE POLITYKI Z Charlesem Taylorem rozmawia Sławomir Sierakowski Nie ma pan czasem wrażenia, że liberalna demokracja jest martwa? Zaczynamy sobie zdawać sprawę, że zawsze była tylko mitem. Zaakceptowaliśmy to, że demokracja – rozumiana jako udział demosu w kształtowaniu rzeczywistości społeczno-politycznej – tak naprawdę nigdy nie istniała. Demokracja, także demokracja liberalna, jest najbardziej żywa wówczas, gdy dopiero się kształtuje. Gdy pojawia się lud walczący o prze� jęcie władzy z rąk elit czy dawnych władców – tak jak niedawno na Pla� cu Wyzwolenia w Kairze. Jak pokazuje historia Stanów Zjednoczonych i kilku krajów Euro� py Zachodniej, taka sytuacja może jednak trwać dość długo. Te pań� stwa miały wysoki poziom party� cypacji, kiedy toczyło się w nich coś w rodzaju wojny klas: Laburzyści i Torysi w Wielkiej Brytanii, socja� liści i gaulliści we Francji, chadecy i socjaldemokraci w Niemczech itd. Mieliśmy do czynienia z walką ludu – chłopów, robotników – przeciw „elitom”, a te „elity” także były zmu� szone zmobilizować się w tej walce. Efektem było postawienie jasnych, politycznych alternatyw, wysoki poziom uczestnictwa w demokracji. Dziś to samo dzieje się w Indiach. Dalitowie (najniższa kasta, niedo� tykalni) widzą w demokracji wiel� ką szansę na to, by indyjskie społe� czeństwo uczynić choć trochę mniej nierównym. Na Zachodzie, im ktoś jest lepiej wykształcony i bogatszy, tym częściej głosuje. W Indiach od� wrotnie: głosują ci, którzy nie mają ani pieniędzy, ani wykształcenia – kobiety i Dalitowie właśnie. Oprócz malejącej partycypacji jeszcze jeden czynnik może wyko� leić liberalną demokrację: ludzie są skłonni żyć złudzeniami – jednym z najpotężniejszych jest mit naro� dowy. Prowadzi on często do cał� kowitego zapoznania tego, jak tak naprawdę wygląda nasza sytuacja w świecie. Skutkuje to tym, że poli� tyczne spory zupełnie odrywają się od rzeczywistych problemów. Podam dwa przykłady z Europy Zachodniej. Po pierwsze ludzie nie widzą, że jeśli Europa nie będzie przyjmować emigrantów, to wkrót�

ce nie będzie miał kto pracować na europejskie emerytury. Oczywiście, emigracja to skomplikowana kwe� stia, niesie ze sobą także zagroże� nia, z którymi trzeba się na poważ� nie zmierzyć. Zamiast tego ludzie poszukują stabilności we własnych tożsamościach etnicznych. I mamy wzrost poparcia dla skrajnej prawi� cy w Europie – w Wiedniu, w Danii, Francji. Jeszcze nie w Niemczech – dzięki Bogu! Drugi problem wiąże się z kry� zysem gospodarczym. Niech pan zwróci uwagę, co robi się dziś z Grecją – przyciska się ich maksy� malnie, by przywrócić stabilność na rynku obligacji. A przecież przy tym poziomie deflacji nigdy nie uda się im odzyskać dynamiki wzrostu gospodarczego – nie na tyle, by móc spłacić swoje długi. Więc za dwa lata będziemy mieli kolejny kryzys, a Grecja dostanie jeszcze bardziej. Powinniśmy pozwolić im opuścić sferę euro i wrócić do drachmy. To nie będzie łatwy krok, ale w końcu drachma osłabnie wobec euro i Gre� cja będzie miała korzystniejsze wa� runki wymiany handlowej. A Unia Europejska musi wziąć odpowie� dzialność za te obligacje – inaczej reputacja euro się posypie. Zamiast to zrobić, Europa nieustannie mora� lizuje: „My Niemcy ciężko pracuje� my, a ci Grecy tylko się wygłupiają”. Niemcy może rzeczywiście ciężko pracują, ale przecież Grecja walczy dziś o przetrwanie! To są właśnie dwa największe zagrożenia dla demokracji: błędna ocena sytuacji i brak napięcia mię� dzy demosem, ludem a resztą. A nie uważa pan, że we współczesnych systemach partyjnych brak istotnych różnic między głównymi graczami? Ludzie tracą powody, by głosować. Dla mnie jest jasne - pan też kiedyś tak to zdiagnozował – że wynika to z dominacji rynku nad demokracją. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy Zapatero, chcemy coś zrobić z eks� tremalnie wysokim bezrobociem młodych i w tym celu chcemy pod� nieść podatki. Ale jeśli to zrobimy, rynki oszaleją, spadnie nam rating, a państwo stanie na krawędzi ban� kructwa. Wydaje się niemożliwe

prowadzenie lewicowej polityki w jednym kraju. Czy nie tu właśnie bije prawdziwe źródło prawicowe� go populizmu? Nie chodzi nawet o to, że partie lewicy zostały dokooptowane do systemu, ale o to, że problemy po� lityczne dzielą się na szereg spraw postrzeganych niezależnie od sie� bie. Jedni przejmują się ekologią, inni zagadnieniami kulturowymi itd. Mamy fragmentaryzację pro� blemów społecznych. Niezwykle trudno utworzyć z nich jeden, spój� ny pakiet.

Czasem mówi się, że dziś świat jest bardziej skomplikowany niż kiedyś. Ale dla obywatela on zawsze był skomplikowany. Co jest nowego w obecnej sytuacji? Ważnym aspektem tej zmiany jest rozwój tego, co nazywamy infotainment – ludzie zaczynają konsumo� wać politykę jak rozrywkę. Media są częścią systemu kapitalistycznego. Dążą do zysku, a jednocześnie chcą pokazać, że stoją „po właściwej stronie”. Wszystkie wielkie kor� poracje w ten sposób budują swój wizerunek. Pyta Pan, czym nasza sytuacja różni się od przeszłości. Aż do lat 40. większość ludności na wsi w ogóle nie liczyła na to, że ich życie będzie lepsze, niż życie ich rodziców czy dziadków. Dziś jest inaczej. Granica między dobrami podstawowymi a luksusowymi przesuwa się i za� łamuje: np. telewizor jest raczej do� brem podstawowym niż luksusem. Ten nowy rodzaj oczekiwań poja� wia się wraz z sukcesami przemy� słowego kapitalizmu.

To dlatego ludzie nie chcą już podporządkowywać swojego życia nakazom religii albo czemukolwiek poza konsumenckimi wyborami? Mówi pan tak, jakby zakładał, że konsumpcja zastępuje współcze� snemu człowiekowi to, co naprawdę istotne w życiu. To nie do końca tak. Wiele ludzi dorasta, marząc o pra� cy dla Lekarzy bez Granic, świetna sprawa. Oczywiście, jednocześnie wciąga ich świat konsumpcji. Ale kiedy poskłada się to to wszystko razem, to może okazać się bardzo

ORGANIZATORZY:

ORGANIZATOR PROJEKTU:

niebezpieczne dla demokracji. Ktoś odnajduje sens życia w pracy leka� rza, ktoś w pisaniu powieści, ktoś w czymś jeszcze innym… Wszystkie te działania nie zbiegają się w polu politycznym, jak działo się to z in� dywidualnymi ścieżkami karier kie� dyś. Ludzie uważali wtedy politykę za coś istotnego, co prowadziło do pewnego rodzaju solidarności. Dziś coraz więcej osób już tak nie uważa. Może nie potrzebujemy już demokracji? Cóż, nie możemy żyć bez niej, nasze życie ciągle znajduje się pod wpły� wem władzy politycznej.

Jednak wyżej niż demokratyczne uczestnictwo i wszystkie te stare ideały stawiamy bezpieczeństwo czy po prostu przetrwanie. Czy nie jest jednak tak, że idee potrzebują ideologii? Może to, że zdecydowaliśmy się zdystansować od wszystkiego, co było niebezpieczne w poprzednim stuleciu, sprawia, że dziś nie możemy się zaangażować, zorganizować, zbudować ruchu społecznego? Dlatego wybieramy własny, egoistyczny interes i bezpieczeństwo zamiast polityki. Przekonanie, że można po prostu ignorować politykę jest złudzeniem. Można ją ignorować tylko jako „pa� sażer na gapę”. Mogę się zajmować wyłącznie pisaniem powieści tylko wtedy, gdy wokół mnie jest dość ludzi gotowych zaangażować się na rzecz tego, by działania polity� ków nie skrzywdziły mnie i moich dzieci. Ale wówczas zachowuję się jak „pasażer na gapę”, wykorzystu� ję zaangażowanie innych. Gdyby wszyscy zaczęli się zachowywać w ten sposób, konsekwencje byłyby przerażające.

Obok problemu „pasażerów na gapę” mamy także „dylemat więźnia” [współpracować czy oszukiwać]. Do jego rozwiązania konieczny jest pewien poziom zaufania i solidarności. Ale w urynkowionym społeczeństwie jest więcej konkurencji niż solidarności, a zaufanie zanika. Zgodziłby się pan, że mamy dziś do czynienia z tym, co Tocqueville nazywał „miękkim despotyzmem”? Tak, ale tylko dlatego, że na to pozwalamy. Żeby sobie poradzić z tą sytuacją, potrzeba nowych

form wyobraźni i mobilizacji poli� tycznej. Bardzo zaangażowałem się w kampanię Obamy, bo wydawało mi się, że tam można znaleźć takie formy – zarówno jeśli chodzi o tech� nikę, jak i hasła, cele. Jestem trochę rozczarowany: cały ruch społeczny rozpadł się tak szybko, ludzie nie zrozumieli… …fejsbukowa rewolucja? Rewolucje z fejsbuka mogą wywie� rać natychmiastowe efekty i są na� prawdę ważne. Ale na dłuższą metę nie da się na nich budować wspólno� ty, nie wytwarzają więzi społecznej.

Gdzie tworzy się dziś taka więź? Jak można wytworzyć poczucie solidarności, niezbędne nie tylko dla budowy ruchu społecznego, ale dla demokracji w ogóle? Ciągle jest wiele potencjalnych po� wodów do solidarności. Jeśli przyj� rzeć się sondażom, to ciągle widać silne poczucie solidarności z wła� snym narodem. Nie ma powodu, dla którego powinniśmy pozwolić zawłaszczyć je prawicy.

Ale dlaczego ten narodowy mit jest silniejszy niż poczucie solidarności z drugim człowiekiem czy nawet religia? Nowoczesne demokracje od począt� ku opierały się na silnych tożsamo� ściach wspólnotowych. Poza tym w ciągu ostatnich dwustu lat różne� go rodzaju autorytarnym reżimom przeciwstawiano się w oparciu o więzy solidarności – w przypad� ku Europy zbudowane głównie na wspólnocie języka. Związki z wal� kami o wolność, z ideami liberalnej demokracji dodawały siły tożsa� mościom narodowym. Nie można po prostu napisać historii na nowo i powiedzieć: „od dzisiaj mamy eu� ropejską tożsamość”.

Charles Taylor – emerytowany profesor filozofii na Uniwersytecie McGill w Montrealu, permanent fellow w Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu. Laureat Nagrody Kyoto w dziedzinie filozofii w 2008 roku. Jego ostatnia książka to A secular Age. Obecnie pracuje nad książką roboczo zatytułowaną Retriving Realism Kurier Kultura #2 przygotowany przez zespół Krytyki Politycznej redaktor prowadząca: Agata Szczęśniak © Wydawnictwo Krytyki Politycznej & Authors, 2011

MECENASI PREZYDENCJI:

PARTNERZY PROJEKTU:

PARTNERZY EKK:

PARTNER TECHNOLOGICZNY EKK:


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.